Prawdziwa historia o reinkarnacji -
ten tekst powinien przeczytać
każdy z Was!
Nasza audycja z serii "ARCHIWUM" w TOK FM wzbudziła ogromne zainteresowanie
słuchaczy! Dotyczyła przypadków dzieci, które pamiętają swoje wcześniejsze wcielenie.
Trudno s
ię dziwić, że w naszym kraju takie sprawy budzą emocje, ale może to znak, żeby
takich tekstów ukazywało się więcej na naszych stronach. W audycji była mowa o przypadku
dziewczynki Santi Dewi. Nie było szans, żeby jej skrót przedstawić na antenie, więc czynimy to
teraz.
Historia SANTI DEWI - z archiwum Fundacji NAUTILUS
Ta historia jest uważana za jeden z najbardziej udowodnionych
przypadków reinkarnacji w dziejach ziemi. Sprawą interesował się
Mahatma Gandhi. Jego zdaniem był to jeden z wielu, za to
stuprocentowo dowiedziony i nie pozostawiający cienia wątpliwości
fakt powtórnych narodzin. Poznajmy go.
Tę niezwykłą historię poznaliśmy dzięki Szwedowi, Stur
Linners
trandowi, który zainteresował się przypadkiem Santi Dewi,
kiedy przebywał w Indiach. Była to historia z początku XX wieku,
dlatego trudno było dotrzeć do dokumentów i świadków. Linestrand
przez kilkadziesiąt lat przyjeżdżał do Indii i dzięki temu udało mu się
zgromadzić materiał świadczący o prawdziwości niesłychanie
rzadkiego zjawiska: pamięci o wcześniejszym wcieleniu. Warto dodać,
że w latach trzydziestych ub. wieku historia Santi Dewi była znana w
Europie Zachodniej, nie mówiąc o Indiach.
Zacznijmy od
początku. Jest 11-sty grudnia 1926 roku, kolonialne Indie. W małym szpitalu w
Delhi młoda kobieta, Prem Pjari, rodzi dziewczynkę. Już wcześniej razem ze swoim mężem
ustalili, że nadadzą dziecku imię Santi Dewi. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jej dziecko
b
ędzie wyjątkowe....
Lekarze zapamiętali, że tuż po urodzeniu dziewczynka nie płakała jak
inne dzieci, ale uważnie rozglądała się wokół. Nikt jednak nie zwrócił na
to uwagi. Kiedy Santi Dewi miała dwa lata, zaczęła wypowiadać słowa w
dziwnym dialekcie. Jej akcent był podobny do tego, w jakim mówią
ludzie w mieście Mahura. Rodzice byli tym zaskoczeni, ale uznali, że
jest to jeszcze jedno dziecięce dziwactwo. Dziewczynka była
małomówna, wręcz nieufna. Przełom nastąpił wtedy, kiedy ukończyła
cztery lata. Wtedy ku przerażeniu rodziców powiedziała, że jest żoną
bramina z miejscowości Mutra, która zmarła i teraz, jako Santi Dewi ponownie przyszła
na świat. Dziewczynka opisywała dokładnie dom, w którym mieszkała, swojego męża i
rodzinę. Pamiętała nawet, jaki był jej adres w Mutrze. Prosiła, że chce jechać do swojego
prawdziwego domu i zobaczyć syna. Według jej słów zmarła przy jego narodzeniu.
Rodzice byli wstrząśnięci tym, co mówi ich córka. Santi Dewi wyrażała się w sposób, w jaki
mówią dorosłe kobiety. Mówiła wyraźnie: to nie jest mój prawdziwy dom. Jestem mężatką, a
mój mąż mieszka w Mutrze. Pamiętała wszystko, numer ulicy i domu, nawet imię męża.
Czteroletnia dziewczynka
powtarzała zapłakanym rodzicom, że tak naprawdę nazywa się
Ludżi Dewi, i mieszkała ze swoim mężem w żółtym domu przy ulicy Chaubych w Mutrze.
Podawała przy okazji setki, jeśli nie tysiące szczegółów: jak wygląda pobliska świątynia, jaki
jest rozkład pokoi w jej prawdziwym mieszkaniu. Santi Dewi wiedziała o wiele za dużo, jak na
czteroletnie dziecko. Rodzice myśleli, że jej to przejdzie, dziecko jednak uparcie opowiadało,
że jest jedynie wcieleniem innej osoby. Przełom nastąpił wtedy, kiedy Santi Dewi skończyła 9
lat.
Jej ojciec nagle zrozumiał, że miasto, o którym mówi jego córka, to Mahura. Mieszkańcy
Mahury nazywali swoje miasto Mutrą. Wraz z dyrektorem szkoły, do której chodziła jego córka,
postanowił szukać mężczyznę z opowieści córki. W książce adresowej był człowiek, który
nazywał się dokładnie tak, mówiła Santi Dewi. Napisali do niego list
Wielce Szanowny Panie! W dzielnicy Delhi jest
dziewczynka, Santi Dewi,
córka kupca Ranga Bahadura
. Jest ona niespełna 9-letnim dzieckiem, i podaje
niezwykłe informacje dotyczące Pana osoby. Twierdzi,
co następuje: „w moim poprzednim wcieleniu
przynależałam do kasty Chaubych, żyłam w Mutrze i
miałam męża, Kedara Nata. Posiadał on sklep w pobliżu
świątyni Władcy Dwaraki. Miałam na imię Ludżi Dewi, a
dom, w którym mieszkałam był żółty”.
Szanowny Panie, chcemy sprawdzić, czy w jej
opowieści kryje się prawda. Jeżeli list Pana zainteresował, prosimy o odpowiedź
Odpowiedź przyszła już po trzech tygodniach. List był następującej treści.
Szanowni Panowie! Jestem wstrząśnięty treścią listu, który od Panów otrzymałem.
Wszystko się zgadza, co do joty. Moja zmarła żona miała naprawdę na imię Ludżi Dewi.
Posiadam także sklep niedaleko świątyni Władcy Dwaraki. Kim jest dziewczynka
posiadająca te dane? W Delhi mam kuzyna, któremu zleciłem natychmiastowe
skontaktowanie się z Panem. Będę wdzięczny, jeśli będę miał możliwość spotkania się z
tym dzieckiem. Niech Kryszna ma nas w swojej opiece.
Kuzyn, o którym wspomniał w liście Kedar Nat, natychmiast przyjechał do domu Santi Dewi.
Kiedy dziewczynka spojrzała na niego, od razu rozpoznała kuzyna swojego męża.
Nie tylko, że rozpoznała, ale powiedziała dokładnie, jak się nazywa, i gdzie mieszka.
Pam
iętała także, że kuzyn odrzucił propozycję pracy w sklepie jej męża. Można przytoczyć
tylko jeden krótki fragment rozmowy. Na pytanie, ilu braci miał jej mąż, Santi Dewi
odpowiedziała, że tylko jednego, który nazywał się Jet, był słaby i chorowity, skarżył się na
bóle pleców. I znów informacje podawane przez dziecko zgadzały się w stu procentach.
I wtedy rodzina Santi Dewi podjęła dramatyczną decyzję: postanowili doprowadzić do
spotkania ich 9-
letniej córki z jej byłym mężem.
Dziecko opisywało szczegółowo okoliczności swojej śmierci. Umarła w szpitalu
podczas porodu. Ale w jej historii było jeszcze coś więcej: pamiętała także, co się
z nią działo w przerwie między wcieleniami.
Chodzi w sumie o ponad rok. Ludżi Dewi zmarła podczas porodu 4 października
1925 roku, a na ziemię, już jako Santi Dewi, powróciła po roku, dwóch
miesiącach i siedmiu dniach, 11 grudnia 1926 roku.
Opis jej pobytu w zaświatach jest tak fascynujący, że poświęcimy mu dzisiaj więcej czasu. Ale
wróćmy do 34 roku, kiedy to do rodziny dziewczynki przybywa mężczyzna, którego ona uważa
za swojego męża z poprzedniego wcielenia. Kedar Nat otrzymał list od swojego kuzyna. W
liście kuzyn pisze: ta dziewczynka wie o tobie wszystko, a także wie wszystko o sprawach,
które wydarzyły się w Mutrze. Przyjedź sam i przekonaj się na własne oczy.
Do Delhi Kedar Nat wybiera się razem ze swoją obecną żoną oraz synem z poprzedniego
małżeństwa. Jeżeli informacje o ponownym wcieleniu jego nieżyjącej małżonki są prawdziwe,
to właśnie ten chłopiec będzie jej synem.
Do Delhi przybył późnym wieczorem. Oto zapis wydarzeń, który znajduje się w raporcie
specjalnej rządowej komisji badającej ten przypadek.
Kedar Nat był czterdziestoletnim mężczyzną. Na spotkanie z Santi Dewi postanowił
przyjść w przebraniu. Postanowił przedstawić się jako własny kuzyn. Kiedy jednak
wszedł do pokoju, dziewczynka natychmiast rozpoznała w nim swojego męża.
Dokładnie pokazała, w którym miejscu ma bliznę po dawnym wypadku. Najbardziej
wstrząsające było jej spotkanie z jej własnym synem. Tak długo na Ciebie czekałam –
mówi szlochając – wreszcie przyszedłeś...
Kedar Nat jest w szoku. Siedząca naprzeciwko niego 9-letnia dziewczynka wie o nim
wszystko, zna na
wet najbardziej intymne szczegóły ich wspólnego życia. W pewnym
momencie pyta, czy dotrzymał obietnicy danej jej na łożu śmierci. Kedar obiecał, że już
się więcej nie ożeni. Mężczyzna zaczyna płakać, prosi o wybaczenie.
„Wybaczam Ci, bo Cię kocham” – odpowiada dziewczynka.
Jest jeszcze sprawa pieniędzy, która jest niezwykle przekonująca.
Tak, chodzi o to, że umierając Santi Dewi prosiła swojego męża, aby 150 rupii ofiarował na
rzecz ich nowo narodzonego syna. Jednak Kedar Nat nie dotrzymał tej obietnicy. Santi Dewi
dokładnie opisała skrytkę, gdzie jej rodzina trzymała pieniądze. O przypadku nie mogło być
mowy.
Sprawą zainteresował się sam Mahatma Gandi. To na jego polecenie zostaje
powołana specjalna rządowa komisja, która bada ten ewidentny dowód na
istnienie reinkarnacji. Oto fragment wypowiedzi Santi Dewi, który został
zaprotokołowany do sprawy.
W czasie porodu czułam się bardzo źle. Wszystko przez odłamek kości,
który wbił mi się w stopę wiele lat wcześniej podczas pielgrzymki do
Hadvardu i zaczął przemieszczać się w górę nogi. Lekarze tego nie
rozpoznali, ale i ja nie byłam u żadnego specjalisty. Sprawa wyszła
dopiero wtedy, kiedy operowano mnie przed porodem w szpitalu w
Agrze. Wtedy powiedziano mi, że nie mam szans na urodzenie dziecka,
jeżeli nie będę miała wcześniej operacji.
Warto powiedzieć, że wszystkie szczegóły zgadzały się, a mówiła to przecież 9-letnia
dziewczynka.
Ojciec Santi Dewi j
est niechętny wyjazdowi jego córki do domu jej byłego męża. Zgadza się
dopiero na skutek osobistej prośby Mahatmy Gandhiego. 24 listopada 1935 roku z Delhi
wyrusza grupa piętnastu szanowanych w mieście osobistości wraz z Santi Dewi. Do Mutri
udaje im się dotrzeć w okolicach południa. Oto zapis wydarzeń:
Tuż po wyjściu z wagonu dziewczynka podbiega do starszego mężczyzny, w którym
rozpoznaje starszego brata swojego męża. Ten łapie się za głowę i mówi: mój Boże, a
więc to jest prawda!
W trakcie drogi do domu
Santi Dewi ze szczegółami opisuje każdą ulicę i sklep.
Wreszcie grupa dociera do domu. Dziewczynka opisywała budynek jako żółty,
tymczasem jest on biały. Po chwili konsternacji ktoś mówi, że budynek zawsze był żółty,
ale ostatnio został przemalowany. Tego Santi Dewi nie mogła wiedzieć... W domu w
Mutri Santi Dewi rozpoznaje przedmioty i domowników. Zna wszystkie zakamarki,
wszystkie skrytki. W pewnym momencie pokazuje miejsce, gdzie była studnia. Po
studni nie ma jednak ani śladu. Ktoś odsłania jednak kamień i pokazuje się wlot studni,
o której zapomnieli wszyscy domownicy. Członkowie rządowej komisji wiedzą, że oto na
ich oczach rozgrywa się coś wyjątkowego. Oto dowód na reinkarnację, wędrówkę dusz,
o której od tysięcy lat opowiadają mędrcy i starożytne ludy. W swoim raporcie komisja
określa przypadek Santi Dewi jako „ w pełni dowiedziony przypadek reinkarnacji”. O
Santi Dewi zaczynają pisać europejskie gazety. Traktują ją jednak jako „indyjską
ciekawostkę”.
Ta historia zawiera tysiące elementów, które mogą być traktowane jako dowody na
prawdziwość przeżycia Santi Dewi Podczas zwiedzania domu w Mutri, lokator domu nagle
zapytał Santi Dewi o to, gdzie znajduje się jai-zarur. W ten sposób w miejscowym żargonie
nazywano łazienkę. Nikt, poza mieszkańcami miasta, nie zorientował się, o co chodzi. Miał to
być rodzaj testu. Dziewczynka prawie natychmiast uśmiechnęła się i pobiegła do małych drzwi
w korytarzu, gdzie była łazienka. Jeszcze przed otworzeniem tych drzwi szczegółowo opisała,
co znajduje się w środku.
Ko
lejna sprawa to rozpoznawanie osób i pamiętanie przez dziewczynkę ich imion. Oto jedna
ze scen, które znalazły się w rządowym raporcie.
Na ulicy Chaubych w Mahurze szedł 30-letni mężczyzna. Na jego widok Santi Dewi
zaczęła radośnie podskakiwać, po czym rzuciła się mu na szyję. Zdumionym członkom
komisji oświadczyła, że jest to jej brat, Nutura Nat.
Ładnie wyglądasz – powiedziała do niego Santi Dewi – czy pamiętasz, jak bardzo
byliśmy do siebie podobni? I jak często śmialiśmy się z tego?
Mężczyzna nie mógł ukryć wzruszenia. Głośno dziękował Bogu za możliwość spotkania
swojej siostry po tylu latach. Zadał dziewczynce kilka pytań dotyczących ich rodziny,
ale odpowiadała na nie szybko i pewnie, wymieniała nazwiska, ulice i imiona. Kiedy 9-
letnia dziewczynka udzielała odpowiedzi, zmieniała się jej twarz. Wyglądała wtedy
Mahatma Gandi
niczym dorosła, doświadczona kobieta.
Ani jedna z udzielonych przez Santi Dewi informacji dotyczących okoliczności jej poprzedniego
życia nie okazała się nieścisła. Dziewczynka zachowywała się jak dorosła kobieta. Wobec
męża, Kedara Nata, Santi Dewi była powściągliwa, jak przystało na strzegącą obyczajów
hinduską żonę. Natomiast w stosunku do syna to niespełna dziewięcioletnie dziecko
okazywało uczucia macierzyńskie. Tuliła syna do piersi i płakała, mimo, że był on prawie jej
rówieśnikiem.
Hinduska komisja wykluczyła, aby na dziecko ktoś wywierał presję na opowiadanie historii o
poprzednim życiu, co więcej, rodzice stanowczo nakłaniali ją do wyrzucenia z pamięci
wspomnień z poprzedniego życia, gdyż obawiali się o jej zdrowie. Odrzucono także możliwość
zahipnotyzowania dziewczynki, gdyż i taki wariant brano pod uwagę. Znała ona tak intymne
szczegóły życia swojego męża, że ten bardzo często prosił ją, aby przestała mówić, gdyż
czuje się skrępowany.
Sięgnijmy jeszcze raz do raportu opisującego pobyt Santi Dewi w domu swojego męża z
poprzedniego wcielenia. W pewnym momencie dziewczynka sama zaczęła oprowadzać po
domu komisję i rodzinę.
Proszę bardzo, wchodźcie państwo. Jako mężatka tutaj spędzałam najwięcej czasu.
Tutaj trzymałam moje tulsi, ozdoby, ubrania, no wszystko. A tutaj jest kuchnia... pokój
sypialny. Tutaj stało moje łóźko, a teraz został po nim tylko ślad. A tu był mój ołtarzyk
Kriszny, ale teraz ktoś go zabrał. Na tej ścianie wieszałam ubrania, a tutaj stały te
skrzynie, które teraz są w przedpokoju. W tej szafie trzymałam moją biżuterię. O... jest tu
nadal! A ten sznur pereł dostałam od Ciebie Kedar. Czyż nie jest piękny?
Warto powiedzieć, że w pewnym momencie Santi Dewi podniosła jedną z desek w podłodze,
pod którą był tajemny schowek na pieniądze. Zapytała, gdzie znajduje się 150 rupii, które
schowała dla syna. Zawstydzony mąż odpowiedział, że musiał je wydać na inny cel, i że
bardzo ją za to przeprasza.
Wszystkie szczegóły zgadzały się co do joty. Santi Dewi odpowiadała tak precyzyjnie na
pytania związane ze swoim życiem w domu, że uznano za bezcelowe dalsze sprawdzanie jej
prawdomówności. Drodzy czytelnicy Nautilusa, najciekawsze dopiero przed wami. Przypadek
reinkarnacji Santi Dewi jest o tyle ciekawy, że dokładnie pamięta ona okres pomiędzy
wcieleniami. Dzięki jej opisowi możemy się dowiedzieć, co się z nami dzieje po śmierci.
Kiedy komisja rządowa wróciła do Delhi, na prośbę Mahatmy Gandhiego powstał raport.
Ustalono w nim, że reakcje Santi Dewi były autentyczne, zaś jej historia jest niezaprzeczalnym
dowodem na istnienie reinkarnacji.
Raport ten opublikowano, ale także przekazano do analizy wielu znanym naukowcom. Żaden z
nich jednak nie zdołał podważyć przedstawionych w nim dowodów.
I jeszcze jeden fragment tego raportu. Mówi Rang Bahadur, ojciec Santi Dewi z obecnego
wcielenia:
Do czwartego roku życia Santi Dewi nie mówiła praktycznie nic, jakby wstydziła się
swojej wiedzy. I nagle zaczęła opowiadać, że tak naprawdę jest mężatkom, ma syna i
rodzinę w Mutri. Czteroletnie dziecko nagle oświadczyło, że jej rodzice nie są jej
prawdziwymi rodzicami, jej dom nie jest jej prawdziwym domem i że tak naprawdę
mieszka w mieście, o istnieniu którego nikt z nas wcześniej nie słyszał. W jaki sposób
można nakłonić małą dziewczynkę do mówienia obcym dialektem i przekonywanie, że
jest mężatką i ma syna? Kto mógłby dokonać takiego oszustwa, i po co?
O historii Santi Dewi było przez chwilę głośno nawet w chrześcijańskim, zachodnim świecie,
ale przyszła druga wojna światowa i natychmiast o sprawie zapomniano. My jednak
ustaliliśmy, co się z nią działo później.
Santi Dewi wróciła do szkoły, i wyrosła na spokojną, opanowaną kobietę. Z Kedarem Natem,
swoim mężem z poprzedniego wcielenia, utrzymywała kontakt listowny, ale ich
korespondencja ograniczała się do serdecznych pozdrowień. Traktowała go jak kogoś w
rodzaju osobliwego krewnego. Po ukończeniu studiów powróciła do Delhi. Wtedy zresztą ku
wielkiemu niezadowoleniu ro
dziców zdecydowała, że nigdy już nie wyjdzie za mąż.
Czuję się, jak wdowa. A według niepisanego prawa wdowa nie może powtórnie
wychodzić za mąż. Zresztą nadal kocham swego męża, pamięć o nim jest dla mnie
święta i nikt nie potrafiłby go zastąpić. Moja decyzja jest ostateczna.
Najbardziej ciekawy wydaje się jednak czas, który spędziła Santi Dewi w zaświatach.
Mówiła o nim niechętnie, gdyż obawiała się, że ta wiedza nie jest dla zwykłych
śmiertelników. Przełom nastąpił dopiero wtedy, kiedy szwedzki badacz Stur
Lonerstrand spotkał się z Santi Dewi. Wtedy była ona już dojrzałą kobietą, i zgodziła
opowiedzieć mu o świecie po śmierci fizycznego ciała.
Santi Dewi uważała, że poprzez swoje doświadczenie otrzymała klucz do poznania jednej z
największych tajemnic świata. Dokładnie i szczegółowo zaczęła opisywać, co działo się z nią,
gdy jako Ludżi Dewi zaczęła umierać podczas porodu.
Śmierć nie następuje tak szybko, jak to się ludziom wydaje. Najdłużej pozostaje zmysł
powonienia. Nie chciałam umierać. Bez przerwy modliłam się do Kriszny i powtarzałam
mantrę, aby pozostać na Ziemi. I był to mój wielki błąd, bo gdyby nie moje prośby, z
pewnością podczas następnych narodzin nie pamiętałabym swojego wcześniejszego
wcielenia. Leżałam w szpitalu i wiedziałam, że muszę umrzeć, ale wciąż kurczowo
trzymałam się życia. Byłam cały czas świadoma tego, że przestaje bić moje serce. I
nagle poczułam się wolna i nieskończenie pomniejszona. Czułam się, niczym punkt w
przestrzeni. A jednocześnie był we mnie cały wszechświat. Otoczyły mnie istoty, które
znałam i kochałam. Wszystko było jednością. Myślę, że gdyby tu, na ziemi, ludzie
zrozumieli, jak bardzo jesteśmy ze sobą połączeni, to nie robiliby sobie nawzajem
krzywdy. Po śmierci bowiem uświadamiamy sobie związki, których nie dostrzegaliśmy
podczas życia.
Wiedziałam, że jest tam źródło nieskończonego dobra, niczym centralne słońce, którego
nie widziałam, ale czułam, że istnieje. Nie byłam gotowa na połączenie z tym światłem,
musiałam wracać na ziemię, aby dalej się uczyć. Mój rozwój nie był dokończony, taki
bowiem jest sens wędrówki dusz, taki jest sens istnienia świata. Pamiętam wstąpienie w
łono mojej matki, i potworny ból narodzin. Wiem, że kiedy znowu umrę, wrócę do tego
cudownego światła. Nie boję się śmierci, bo ona nie istnieje...
Wielokrotnie zadawano Santi Dewi pytanie, dlaczego akurat ona pamiętała swoje
wcześniejsze wcielenie.
Santi Dewi zawsze odpowiadała, że podczas śmierci prosiła Boga o to, aby pozwolił jej
spotkać się z mężem w tym ziemskim świecie. Prośby jej zostały wysłuchane. „popełniłam
błąd, za bardzo chciałam powrotu na ziemię” – mówiła. Ale Santi Dewi powiedziała także, że w
życiu nie ma przypadku. Widocznie przez jej historię istota boska chciała dać ludziom
informację o prawdzie o reinkarnacji, aby obudzić ludzi ze snu i trwania w niewiedzy.
Czytając relację z rozmów z Santi Dewi możemy dowiedzieć się wielu szczegółów
dotyczących prawa cyklu narodzin i śmierci. Jeżeli jest tak naprawdę, to świat wygląda
zupełnie inaczej, niż myślimy. A oto fragment jej wizji świata, wizji kobiety, która pamięta swój
pobyt w zaświatach.
Na Ziemię powraca się do tego, kogo się kocha. Ludzie jednak bardzo często
nienawidzą, a jest to wielki błąd. Od nienawiści się nie ucieknie, nie można uniknąć
problemu, który mamy przed sobą. Zarówno szczęście jak i nieszczęście spotykają się
ponownie. Nienawiść w zasadzie nie istnieje. Jest to raczej brak miłości, pustka
oczekująca wypełnienia. Najlepszym sposobem niesienia pomocy innym miłość.
Człowiek powinien zrozumieć, że otaczają go miliardy istot. Życie jest w kamieniu, w
ziemi, w roślinie. Jest to pewien rodzaj drzemki, półsnu. Nieświadome życie, związana
energia. Kamień nie wie, co robi – może jedynie ulegać pewnym przeobrażeniom.
Roślina zaczyna bardzo, bardzo mgliście pojmować. Zwierzę pojmuje bez możliwości
zrozumienia związków. Człowiek rozumie, zdaje sobie sprawę ze związków i może na nie
wpływać. Potrafi myśleć, zadawać pytania i udzielać na nie odpowiedzi. Wciąż jednak
nie rozumie własnej jaźni, istoty swojego istnienia. Ludzie zachodu zagubili się w
pogoni za pieniędzmi, za które chcą kupić szczęście i miłość. Chcą za wszystko płacić
nie wiedząc, że raj noszą w sobie. Odrzucają duchowość z pogardą i obojętnością. Jest
to bardzo smutne i godne ubolewania....
Od redakcji:
Wśród wszystkich zjawisk niewyjaśnionych, którymi zajmujemy się na codzień, reinkarnacja
zajmuje miejsce szczególne. Jesteśmy przekonani, że jest to jedna z tych nielicznych spraw,
które można by udowodnić w normalnym sądzie. Od dawna myślimy zresztą o wytoczeniu
proc
esu (podobna sprawa miała miejsce w USA), podczas którego będziemy mogli
przedstawić świadków, dowody, relacje, które pokażą ludziom, że "wędrówka dusz" jest czymś
równie realnym, jak wschód czy zachód słońca. I że wielkim błędem jest traktowanie
reinkarnacji przez pryzmat tej czy innej wiary, negowanie bo jest "niezgodna z tym czy innym
dogmatem", napuszanie się że to jedynie wydumany pomysł jakiś wschodnich sekt itp. Takie
myślenie oczywiście rozumiemy, ale prowadzi ono naprawdę donikąd. Jako ludzie
poszu
kujący odpowiedzi na pytanie "Jaki jest cel?" musimy uwzględnić sprawę reinkarnacji na
podobnej zasadzie, jak fizycy muszą brać pod uwagę istnienie "prawa powszechnego
ciążenia". Można się oczywiście się z tym prawem nie zgadzać, można krzyczeć wniebogłosy
że "to prawo jest wymysłem i z punktu widzenia mojego światopoglądu go odrzucam", ale
kiedy ktoś zrzuci nam na głowę cegłówkę to - chcąc nie chcąc - zgodzimy się, że prawo
ciążenia jednak istnieje.
Przypadki reinkarnacji zdumiewają, porażają, zadziwiają i w zasadzie powinno się je traktować
oddzielnie. Wrzucanie je do "wspólnego worka" razem z tajemnicą jeziora Loch Ness, zagadką
piramid czy YETI jest profanacją. Ludzie bowiem myślą - ot, kolejna ciekawostka. Fajnie o tym
posłuchać audycji, fajnie poczytać książkę, tekst na stronach NAUTILUS-a, ale... co tam, mnie
to nie dotyczy. Poza tym moja wiara wyklucza to zjawisko, więc będę to traktował jako
ciekawostkę. A czy jest to prawda? Kto to wie... nikt tego nie wie. Otóż nie, drodzy czytelnicy
Nautilusa! To nie tak.
Wyobraźcie sobie, że znaleźliście się na Tajemniczej Wyspie. Waszem celem jest ustalenie
odpowiedzi na kilka pytań: Skąd się tutaj znaleźliście? Jaki jest cel Waszego pobytu tutaj? Czy
ktoś tu mieszka? Czy są inne wyspy? Tak naprawdę my wszyscy jesteśmy taką grupą
dzielnych podróżników, którzy przedzierając się przez dziekie chaszcze poszukujemy
odpowiedzi na pytania dotyczące naszej przygody na tej wyspie. Historie o reinkarnacji są
niczym list, który ktoś pozostawił na naszej drodze... warto go przeczytać uważnie! I
zastanowić się, tak jak my to robimy od wielu, wielu lat. I będziemy to robić dalej, nie
zatrzymamy się!
Tekst: Fundacja NAUTILUS
Źródło:
/Witamy nowych czytelników www.nautilus.org.pl! Uprzedzamy, że za chwilę stanie się to Waszym ulubionym
serwisem internetowym w całej sieci www... pracujemy już nad tym!/