Kto się spowiadał u Turowskiego
Gazeta Polska -..., śr., 02/11/2011 - 11:21
Był na „ty” z hierarchami Kościoła oraz z Bronisławem Komorowskim. W PRL spowiadał
żony przyszłych ambasadorów, a w III RP sam stał się szanowanym dyplomatą. W maju 1981
r., gdy szykowano zamach na Jana Pawła II, przebywał w Rzymie, a 10 kwietnia 2010 r. był na
lotnisku w Smoleńsku. Kim jest Tomasz Turowski i kogo „spowiadał”?
– To najważniejszy polski szpieg ostatniego 20-lecia – miał powiedzieć niedawno o Tomaszu
Turowskim w rozmowie z byłym opozycjonistą jeden z marszałków parlamentu.
Turowski od 1973 r. był agentem Wydziału XIV Departamentu I SB MSW, co ujawnił Cezary
Gmyz w „Rzeczpospolitej”. Działał jako „nielegał”, tj. szpieg niepełniący oficjalnie żadnych
funkcji dyplomatycznych, ze specjalnie spreparowanym życiorysem. „Z talentów nielegałów
korzystali często »PR«, czyli »przyjaciele radzieccy«, a więc także KGB i GRU” – stwierdził w
rozmowie z portalem Arcana.pl historyk Sławomir Cenckiewicz. Pseudonimy Turowskiego to
„Orsom”, „Ritter” i „Dzierżoń”. Używał on także dwóch numerów, którymi oznaczano jego
meldunki: „9596” i „10682”.
– Turowski przebywał w maju 1981 r. w Rzymie. Potwierdziło to w rozmowie ze mną wiele osób z
kręgów kościelnych w Watykanie – mówi „GP” Piotr Jegliński, były opozycjonista Solidarności,
założyciel wydawnictwa Editions „Spotkania”.
– Wiem, że Turowski ma być przesłuchany w polskim śledztwie dotyczącym zamachu na papieża
Jana Pawła II – dodaje inny znajomy Turowskiego.
Według naszych rozmówców Turowski był na „ty” m.in. z kardynałem Stanisławem Dziwiszem,
nazywanym w Stolicy Apostolskiej „don Stanislao”, a także z wieloletnim spowiednikiem papieża
Jana Pawła II, ks. Antonim Mrukiem. Rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej w odpowiedzi
na nasze pytanie, czy kardynał Dziwisz był na „ty” z Turowskim, odpisał, że kardynał „mimo
praktyki zwyczajowej na Zachodzie mówienia na »ty« nie akceptował tej formy w stosunku do
siebie”. Dodał, że „wszelkie próby łączenia metropolity z panem Turowskim są bezpodstawne” i że
Turowski nie cieszył się w Watykanie zaufaniem ks. Dziwisza. Nasz rozmówca mówi jednak, że w
jego obecności Tomasz Turowski telefonował do ks. Dziwisza, zwracając się do niego po imieniu.
Wspomina też rozmowę ks. Dziwisza i Turowskiego w Sali Klementyńskiej, podczas której w ten
właśnie sposób zwracali się do siebie.
– W latach 80. odwiedzał w Łomży abp. Juliusza Paetza – opowiada pragnący zachować
anonimowość znajomy Turowskiego. Dodaje, że agent PRL-owskiego wywiadu znał również
bardzo dobrze o. Roberto Tucciego, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Ojca Świętego, oraz
komendanta gwardii szwajcarskiej w Watykanie. – Turowski przekazał do Warszawy raport o
bezpieczeństwie papieża i o ojcu Tuccim.
– Rozbudowana sieć źródeł informacji MSW w Watykanie budziła podziw w szeregach KGB. 16
czerwca 1980 r. z warszawskiej rezydentury KGB został wysłany meldunek do Moskwy: „Nasi
przyjaciele dysponują silną pozycją operacyjną w Watykanie, co umożliwia im bezpośredni dostęp
do papieża i do kongregacji rzymskiej” – mówi „GP” dr Leszek Pietrzak, historyk.
Ostatnia misja Turowskiego rozpoczęła się dwa miesiące przed katastrofą smoleńską.
Komunistyczny szpieg został wtedy przywrócony przez Radosława Sikorskiego do pracy w MSZ.
Dostał zadanie przygotowania wizyty przedstawicieli najwyższych polskich władz w Katyniu.
Osobą, dzięki której agent PRL-owskiego wywiadu został przydzielony w lutym 2010 r. do
organizacji obchodów w Katyniu, był, według europosła Ryszarda Czarneckiego (PiS), ówczesny
marszałek sejmu Bronisław Komorowski. „Tomasz Turowski wielokrotnie publicznie chwalił się,
że wysokie stanowisko w naszej placówce w stolicy Rosji w lutym 2010 r. załatwiał dla niego
ówczesny marszałek Sejmu RP, obecny prezydent Bronisław Komorowski. Obaj panowie są
zaprzyjaźnieni, są ze sobą po imieniu i utrzymywali również kontakty nie tylko służbowe, ale i
towarzyskie poza gmachem na Wiejskiej w Warszawie” – napisał Ryszard Czarnecki 7 stycznia
2011 r.
Gdy pytaliśmy prezydenta, czy zna osobiście Tomasza Turowskiego i czy jako marszałek sejmu
czynił starania, by ambasador Turowski uzyskał w lutym 2010 r. stanowisko w MSZ i w
ambasadzie, otrzymaliśmy odpowiedź, że „takie okoliczności nie miały miejsca”.
> Pułkownik Agencji Wywiadu?
Inwigilacja Jana Pawła II, który otarł się o śmierć w 1981 r. w zamachu, czy przygotowanie wizyty
Lecha Kaczyńskiego w Katyniu to nie jedyne zadania zlecone Tomaszowi Turowskiemu. Ufali mu
zarówno polscy oraz sowieccy komuniści, jak i władze III RP. W latach 90. Turowski pracował w
Ministerstwie Spraw Zagranicznych i ambasadzie w Moskwie, a między 2001 a 2005 r. był
ambasadorem na Kubie, z rekomendacji m.in. Władysława Bartoszewskiego (który mówił wówczas
o nim: „Był wysoko oceniany przez naszych partnerów rosyjskich, o czym wiem drogą nieoficjalną.
To nie najgorsza rekomendacja dla Polaka udającego się na Kubę”).
Co więcej – z informacji uzyskanych przez „GP” wynika, że do 2007 r. Turowski pracował także
dla wywiadu III RP.
– Prokurator z Instytutu Pamięci Narodowej wystąpił do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o
dokumenty dotyczące Turowskiego. W piśmie z ZUS jako miejsca pracy Turowskiego
wyszczególniono Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, a po 1989 r. Urząd Ochrony Państwa i
Agencję Wywiadu – mówi nasz informator.
Z dokumentu ma wynikać, że Turowski, mimo swojej przeszłości, dosłużył się w „wolnej” Polsce
stopnia pułkownika. – Zaszedł bardzo wysoko. Był zastępcą naczelnika jednego z wydziałów,
pobiera bardzo wysoką emeryturę – dodaje rozmówca „GP”.
Sam Tomasz Turowski nie chciał zweryfikować naszych informacji. – Toczą się w tej chwili sprawy
i nie mam możliwości dodania niczego nowego, co by nie wpływało na przebieg procesu
lustracyjnego – powiedział nam w krótkiej rozmowie, którą w całości publikujemy obok.
Turowski nie spodziewał się najwyraźniej ujawnienia jego agenturalnej przeszłości. – Wcześniej
musiał być pewny, że jego papiery zostały zniszczone albo są w jakimś bezpiecznym miejscu. Był
na tyle bezczelny, że wystąpił nawet do IPN o status pokrzywdzonego – mówi Piotr Jegliński.
Zdaniem jednego z naszych informatorów, gdyby nie kłamstwo lustracyjne, Turowski zostałby w
2010 r. ambasadorem RP w Moskwie.
> „Nielegał” z prawdziwym nazwiskiem
Tomasz Turowski jako jeden z niewielu „nielegałów” posługiwał się prawdziwym imieniem i
nazwiskiem. Urodził się w Sosnowcu, ale do szkoły średniej uczęszczał w Dąbrowie Górniczej. W
II Liceum Ogólnokształcącym słynął z ogromnego talentu do języka rosyjskiego. Dotarliśmy do
jego szkolnych kolegów.
– Bardzo zdolny, choć miał opinię dziwoląga. Jego ojciec był adwokatem, matka okulistką. Po
wyjeździe na studia do Krakowa zerwał kontakty z wszystkimi znajomymi z liceum – opowiadają.
Ojciec Turowskiego, Stanisław (ur. 1901 w Mławie), brał udział w Powstaniu Warszawskim, po
wojnie został znanym adwokatem, cieszącym się zaufaniem komunistycznych władz. Zmarł w 1994
r.
W połowie lat 60. Turowski rozpoczął studia rusycystyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim i w
Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie.
– Uczestniczył w protestach studenckich w 1968 r. Młodzież z UJ, która z powodu udziału w
demonstracjach miała kłopoty, została przyjęta potem osobiście przez kardynała Wojtyłę. Pozostaje
pytanie, czy Turowski był naprawdę zbuntowanym studentem, co ze względu na jego dalszą karierę
wydaje się niemożliwe, czy już wtedy dostał zadanie, aby odegrać taką rolę i uwiarygodnić się w
pewnych środowiskach – mówi jego znajomy.
Podobną zagadką są jego zainteresowania literackie. Turowski był związany ze starannie
obserwowaną przez władze PRL grupą poetycką „Teraz”, w której skład wchodzili m.in. Adam
Zagajewski i Julian Kornhauser. Czy już wtedy działał jako konfident?
– Wiadomo jedynie, że chodził z młodymi poetami do krakowskiego klubu studenckiego „Pod
Jaszczurami”, gdzie prezentował swoje wiersze – mówi dr Leszek Pietrzak. W 1971 r. staraniem
Śląskiego Funduszu Literackiego przy Związku Literatów Polskich katowickie wydawnictwo
„Śląsk” opublikowało tomik poezji Turowskiego pt. „Otwarte przestrzenie”. Dwa lata później
Tomasz Turowski rozpoczął oficjalną współpracę z komunistycznym wywiadem.
> Kurier „Solidarności”
Turowskiego wypatrzył na studiach doświadczony oficer komunistycznego kontrwywiadu, Jan
Jakowiec. Po indywidualnym szkoleniu młody agent skierowany został na „odcinek” kościelny. W
1975 r. zgłosił się do zakonu jezuitów.
– O. Tadeusz Koczwara zdecydował, że po zaledwie trzydniowym pobycie Turowskiego w ośrodku
dla nowicjuszy w Kaliszu wyśle go na studia do Rzymu. Była to niespotykana praktyka, bo z reguły
na taki wyjazd trzeba było czekać kilka lat – opowiada dr Leszek Pietrzak.
Rozpoczął się kilkuletni proces „wtapiania” agenta w środowisko jezuitów. Piotr Jegliński mówi: –
To graniczy ze schizofrenią, że taki człowiek przez dziesięć lat przebywał w środowisku
zakonników i wraz z nimi oddawał się wielogodzinnym duchowym ćwiczeniom ignacjańskim.
Trudno to sobie nawet wyobrazić. Zwłaszcza że nie była to osoba, która znalazła się w zakonie
jezuitów z powołania, a do współpracy szpiegowskiej została przymuszona szantażem. Było
przecież zupełnie inaczej: był to szpieg, który znalazł się w Kościele, by go niszczyć.
Gdy papieżem został Karol Wojtyła (1978 r.), nastąpiła intensyfikacja kontaktów Turowskiego z
intelektualistami i duchownymi z najbliższego otoczenia Ojca Świętego. Kilka lat później młody
jezuita mógł pochwalić się imponującymi koneksjami.
– Przez ośrodek jezuitów w Meudon we Francji znał zachodnich dyplomatów, choć zastanawiało
mnie, że pokazywał np. czasem jakiegoś Anglika, mówiąc, że jest on pracownikiem wywiadu
brytyjskiego – wspomina Piotr Jegliński.
– O tym, jak szerokie znajomości, także wśród opozycji solidarnościowej, miał Turowski, świadczy
fakt, że to on przywiózł z Polski od Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej (podziemny organ
koordynujący pracę struktur zdelegalizowanej w stanie wojennym „Solidarności”) zaproszenie dla
Jana Pawła II do odwiedzenia kraju – podkreśla.
Turowski zna też ministra Sikorskiego. – Sikorski, gdy został w rządzie Tuska mianowany szefem
MSZ, proponował Turowskiemu stanowisko wiceministra spraw zagranicznych – mówi nasz
informator z kręgów MSZ.
Minister Sikorski, odpowiadając na nasze pytanie w tej sprawie, zdecydowanie zaprzeczył.
Obaj panowie mogli się poznać już w latach 80. Ks. Ksawery Sokołowski, dyrektor Domu
Polskiego na Via Cassia, w rozmowie z Janem Pospieszalskim, współtwórcą programu „Warto
rozmawiać”, stwierdził: „Tak. Radosław Sikorski przez rok, bodaj w 1984 lub 1985 r., mieszkał w
Rzymie”. Turowski bywał w tym czasie w Domu Polskim. Czy się widywali? Rzecznik MSZ w
odpowiedzi na pytania w programie „Warto rozmawiać”, stwierdził lakonicznie, że Radosław
Sikorski widział się z Tomaszem Turowskim dwa razy w życiu.
> Szpieg i spowiednik
Także inwigilację emigracyjnego środowiska skupionego wokół paryskiego wydawnictwa Editions
„Spotkania” Turowski rozpoczął od powoływania się na swoje znajomości.
– Moją pierwszą rozmowę z Tomaszem Turowskim odbyłem w 1982 r. przez telefon. Turowski
przedstawił się jako jezuita. Powołał się na Marię Winowską, nieformalną sekretarkę kardynała
Stefana Wyszyńskiego, i na publicystę Aleksandra Smolara. Sprawiał wrażenie człowieka
zarozumiałego, wciąż podkreślał, że ma znakomite kontakty z otoczeniem Jana Pawła II – mówi
Piotr Jegliński. – Po upadku komunizmu zachowywał się zresztą podobnie. Chwalił się, że zna
Borysa Bieriezowskiego, człowieka numer dwa w Rosji – podkreśla Jegliński.
Turowski, wyjeżdżając w latach 70. do Rzymu, miał starannie przygotowany „życiorys”. Twierdził,
że wywodzi się z komunistycznej rodziny, a jego wybór drogi życiowej (nowicjat) to wyraz buntu
przeciw rodzicom.
– Podkreślał, że tylko oddanie się życiu zakonnemu umożliwi mu zrobienie uczciwej kariery –
opowiada jego dawny znajomy.
Gdy wyjeżdżał do Polski i wracał do Włoch lub Francji, opowiadał, że był śledzony przez SB,
mówił o swoich niebezpiecznych spotkaniach z działaczami opozycji.
– Nie wykluczam, że SB go śledziła. On był zbyt dużą personą w służbach, by oprócz najwyższych
władz MSW wiedzieli o nim zwykli esbecy – mówią byli znajomi Turowskiego.
Wielkie zamieszanie wywołało jego zniknięcie w 1985 r. z Francji. Turowski wyjechał nagle,
nikogo wcześniej nie informując o swoich planach. Po jakimś czasie okazało się, że wrócił do PRL
– prawdopodobnie groziła mu dekonspiracja. – W Rzymie po jego ucieczce krążyły dwie wersje.
Jedna mówiła, że Turowski został porwany przez KGB, druga, że był agentem KGB – mówi Piotr
Jegliński.
Perfidia komunistycznego szpiega nie znała granic. Choć nie otrzymał święceń (tuż przed
zakończeniem nowicjatu postanowił się ożenić), chodził w koloratce, wytwarzając wokół siebie
taką atmosferę, że niektóre osoby we Francji zwracały się do niego, by je wyspowiadał. Turowski
nie odmawiał.
– Był spowiednikiem żony jednego z obecnych polskich ambasadorów, pana Cz. Wysłuchał jej
grzechów w Paryżu. Przychodziły do niego również, by powierzyć mu swoje najskrytsze winy i
dostać rozgrzeszenie, także inne osoby z kręgów ówczesnej emigracji – twierdzi nasz rozmówca.
– U jezuitów w Rzymie spowiadali się dyplomaci i wojskowi z krajów należących do NATO.
Niewykluczone, że Turowski spowiadał więc także obcokrajowców – komentuje dr Leszek
Pietrzak. Jak mówi historyk, bardzo często oficerowie wywiadu PRL zlecali współpracującym
duchownym spowiadanie w celu uzyskania informacji. Tak było w wielu polskich środowiskach we
Francji i we Włoszech.
(...)
Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski
Ujawnię prawdę we właściwym czasie
Rozmowa „Gazety Polskiej” z Tomaszem Turowskim (tekst nieautoryzowany)
GP: Czy pan Tomasz Turowski?
T.T.: Tak, słucham.
„GP”: Dzwonimy do pana z prośbą o spotkanie.
T.T.: Proszę wybaczyć, raczej nie będę się spotykał, ponieważ toczą się w tej chwili sprawy i nie
mam możliwości dodania niczego nowego, co by nie wpływało na przebieg procesu.
„GP”: Przecież proces lustracyjny skończył się, uznano pana za kłamcę lustracyjnego.
T.T.: Nie skończył się, ponieważ wyrok nie jest prawomocny. Te informacje, które ukazują się w
gazetach, że jest to jednoznaczne stwierdzenie, są jednoznacznie nieprecyzyjne.
„GP”: Ale czy nie zechciałby pan porozmawiać nie na temat wyroku, lecz na inne tematy,
ponieważ przygotowujemy w „GP” materiał dotyczący pana osoby?
T.T.: Ja rozumiem, że materiały ukazują się, to są w tej chwili rzeczy żyjące własnym życiem
medialnym. Moja postać medialna jest zupełnie inna od tej, która jest prawdziwa, i proszę
pozwolić, że na tym skończymy rozmowę.
„GP”: Żałujemy, bo mógłby pan nam to powiedzieć, moglibyśmy przedstawić zdanie drugiej
strony, tej lepszej, prawdziwej, jak pan twierdzi.
T.T.: Myślę, że na to przyjdzie właściwy czas, ale w tej chwili wytłumaczyłem powody, dla których
tego nie mogę zrobić.
•