Poczucie humoru Bartoszewskiego –
Rafał A. Ziemkiewicz
Aktualizacja: 2010-06-3 3:20 pm
Władysław Bartoszewski w wywiadzie dla „Polski The Times” powtarza tezę (wcześniej
wygłoszoną w „Fakcie”), iż jego słowa o hodowcy zwierząt futerkowych były żartem
wymagającym od odbiorców pewnej dozy inteligencji i erudycji; kto dopatruje się w nich czegoś
złego, temu po prostu brakuje rozumu i wykształcenia
Nie będę się spierał co do swoich kwalifikacji umysłowych. Wielokrotnie słyszałem, że skoro nie
rozumiem, iż ludzie z kręgu Geremka, Kuronia i Michnika po prostu wszystko wiedzą lepiej, a i moralnie
stoją wyżej od całej reszty, to mój brak inteligencji i wiedzy, podobnie jak i podłość, są po prostu
oczywiste i nie ma się co trudzić ich udowadnianiem. Przywykłem już do tego dyskursu i nie robi na
mnie wrażenia. Jeśli na kimś robi, to współczuję.
Coś mi się tylko przypomniało.
Lat temu − ho, ho, albo jeszcze dawniej − Elżbieta Isakiewicz, wówczas wicenaczelna „Gazety Polskiej”,
miała tam stały felieton „moje awantury”, stylizowany na urągania prostej baby wymachującej wałkiem.
W jednym z tych felietonów, po gafie Władysława Bartoszewskiego, wówczas Ministra Spraw
Zagranicznych, popełnionej podczas wizyty w Izraelu, napisała coś w stylu: „w tym wieku, dziadku, to
powinieneś siedzieć w domu i parzyć sobie ziółka, a nie jeździć po świecie i przynosić Polsce wstyd”.
Jednym się to spodobało, innym nie, jedni i drudzy szybko zapomnieli.
Nie zapomniał tylko Władysław Bartoszewski. Paręnaście lat później, gdy nowy wydawca „Tygodnika
Powszechnego” zatrudnił Elżbietę Isakiewicz w tym piśmie, „straszny dziadunio” postawił ultimatum:
albo ta pani wyleci stąd z hukiem, albo ja demonstracyjnie składam godność członka rady programowej
pisma. I faktycznie, gdy wydawca, najwyraźniej moralny karzeł o niskiej inteligencji, publicystki nie
wyrzucił, Bartoszewski rzucił dymisją, nie kryjąc wcale, iż powodem jest właśnie pani Isakiewicz i jej
felieton sprzed lat. „Kiedy mnie ktoś obrzyga w autobusie, to oczywiste, że się odsuwam” − wyjaśnił to w
typowych dla siebie, przepojonych inteligentną ironią słowach.
Tak się zastanawiam − może słowa o hodowcy zwierząt futerkowych to faktycznie była ironia, na której
się mój chamski umysł nie potrafi wyrozumieć, mimo posiadanego dyplomu. Ale, w takim razie, czyż
żart o parzeniu ziółek nie przynależy do tej samej kategorii ironicznych, ciętych wypowiedzi,
wymagających od słuchacza pewnej dozy inteligencji i erudycji? Niby tak, wątek parzenia ziółek jako
atrybutu starości jest w pewnym sensie archetypiczny, stanowi swoisty topos, przywoływany w wielu
dziełach kultury, zarówno w poważnych, jak i ironicznych czy parodystycznych celach… No tak, ale czy
pan Bartoszewski, sam zwolennik ciętej, inteligentnej ironii, mógłby się na tym nie poznać? Chowałby
przez kilkanaście lat urazę, zupełnie jak ci nieinteligentni i pozbawieni poczucia humoru „pisowcy”,
których krytykuje?
I jak tu odróżnić inteligentną ironię od zwykłego chamstwa? Że kiedy Kali obraża, to ironia, a kiedy ktoś
się ośmieli zakpić z Kalego… ?
Rafał A. Ziemkiewicz