1
EPIKTET Z HIREAPOLIS
DIATRYBY
Epiktet z Hireapolis
Żył w latach ok. 50 – 130 n.e. Był niewolnikiem, należącym do wyzwoleńca Nerona -
Epafrodytosa, który był jednym z faworytów cesarza. Około roku 80 n.e. zaczął uczęszczać, jeszcze
jako niewolnik na wykłady Muzoniusza Rufusa – cynizującego stoika. Kiedy został wyzwolony, w
zupełności poświęcił się filozofii, którą był stoicyzm z elementami cynizmu. Po wypędzeniu w r. 95
n.e. edyktem cesarza Domicjana filozofów z Rzymu osiadł w Epirze w niewielkim mieście Nikopolis,
gdzie założył szkołę filozoficzną. Był otaczany przez mieszkańców miasta powszechnym szacunkiem,
nazywany „Drugim Sokratesem”. Do jego szkoły ściągała młodzież z całego Imperium Rzymskiego.
Wysoko cenił go też cesarz Hadrian, który miał go też odwiedzać w Nikopolis.
DIATRYBY
O Opatrzności
Z wszystkiego, co jest, lub staje się na świecie, łatwo jest chwalić Opatrzność, jeśli tylko człek
posiada te dwie właściwości – zdolność widzenia tego, co jest właściwe i co zdarza się wszystkim
osobom, oraz przyjemne usposobienie. Jeśeli bowiem ktoś nie będzie posiadał obydwu tych rzeczy,
lub jednej z nich, nie zobaczy celu rzeczy i zdarzeń, które są i które stają się, inny z kolei nie będzie za
nie [te rzeczy] wdzięczny, nawet gdyby je znał. Jeśli bowiem Bóg stworzył kolory, ale nie stworzyłby
możliwości ich widzenia, jakiż byłby z nich użytek? Żaden. Absolutnie żaden. Z drugiej strony, gdyby
On stworzył zdolność widzenia, lecz nie stworzyłby przedmiotów, które podpadałyby pod ten zmysł
[wzroku], to również, zapytać można, jaki byłby z nich pożytek? Także żaden. Przypuśćmy teraz, że
On stworzyłby obie te rzeczy [zdolność widzenia i przedmioty podpadające pod zmysł wzroku], ale
nie stworzyłby światła. W takim wypadku również one byłyby bezużyteczne. Kto to jest ten, zatem,
kto dopasował to do tego, zaś tamto do tamtego? Kto to jest ten, który dopasował nóż do pochwy, zaś
pochwę do noża? Czyż to jest nikt? I, zaprawdę, od najmniejszej struktury rzeczy, która została
kompletnie wykończona, przyzwyczajeni jesteśmy ukazywać, że każdy czyn jest zapewne aktem
jakiegoś twórcy i że nie został uczyniony bez swej przyczyny. Czyż zatem każda z tych rzeczy nie
ukazuje swego twórcy i czyż każda z rzeczy widzialnych i zdolność do ich postrzegania i światło nie
ukazują nam Jego? I czyż istnienie męża i niewiasty i ich pragnienie połączenia się i moc używania
rzeczy stworzonych, czyż i to nie ukazuje ich twórcy? Jeśli nie, rozważmy zatem strukturę naszej
zdolności pojmowania, według której, kiedy napotykamy przedmioty podpadające pod zmysły, po
2
prostu odbieramy od tych przedmiotów ich wrażenia, ale także wybieramy coś z nich i odejmujemy i
dodajemy i mieszamy z tym nasz własny osąd o tych [napotkanych] rzeczach i, w rzeczywistości,
przechodzimy od nich do innych rzeczy, które, z przyzwyczajenia, przypominają nam je: czyż i to nie
wystarczy, żeby poruszyć ludzi i spowodować, że nie zapomną o tych wszystkich rzeczy twórcy? Jeśli
nie, to niech nam wyjaśnią, co to jest takiego, co stwarza każdą tę rzecz z osobna, albo czyż możliwe
jest, że rzeczy tak piękne jak dzieła sztuki istnieją tylko przez przypadek i z powodu tylko sobie
właściwego ruchu?
O Opatrzności (kontynuacja)
Nie dziw się, jeśli dla stworzeń innych niż człowiek, wszystkie rzeczy są, aby zaspokoić
potrzeby tylko ciała, nie tylko pokarm i napój, ale i także łoża i nie mają one potrzeby ani posiadania
obuwia, ani też sukna na łóżko, ani ubioru, zaś my potrzebujemy wszystkich tych dodatkowych
rzeczy. Dla zwierząt, które nie zostały uczynione dla samych siebie, ale dla służby, nie pasowałyby te
rzeczy, tak jak i nie pasowałyby inne. Rozważyć należy, co by się stało, gdybyśmy nie dbali tylko o
siebie, ale też i o życie bydła, czy osłów, o to, jak powinny być ubrane i obute i jak powinny spożywać
jadło i zażywać napoju. Tak, jak żołnierze są gotowi, aby słuchać rozkazów dowódcy, obuci, ubrani i
uzbrojeni, ale wszak ciężko by było dowódcy chodzić dookoła nich, aby obuć i ubrać ten stojący przed
nim tysiąc chłopa, tak też i natura stworzyła zwierzęta, które są po to, aby służyć ludziom, gotowe,
przygotowane i nie wymagające dalszej opieki. Dlatego to jeden mały chłopiec radzi sobie z bydłem
przy pomocy tylko zwykłego kijka.
Ale my, zamiast okazywać wdzięczność, że nie musimy wykazywać takiej samej troski o
zwierzęta, jak i o nas samych, skarżymy się jeszcze Bogu o los nas samych a jeszcze, na Zeusa i
wszystkich Bogów, przecież każda z rzeczy, które istnieją wystarczyłaby, by człowiek dostrzegł
opatrzność bożą, a przynajmniej taki człowiek, który jest skromny i cnotliwy. I rozmawiamy teraz i
tutaj nie o jakichś wielkich rzeczach, ale tylko o prostych, jak te, że mleko powstaje z trawy, zaś ser z
mleka, a wełna z futra. Kto stworzył te rzeczy i obmyślił je?! Mówisz: „Nikt”. O! Zadziwiający jest
ten twój upór i bezwstydność!
Dobrze zatem, pomińmy wielką pracę, którą wykonuje natura i przypatrzmy się jej małym
dziełom. Czy jest jakaś bardziej bezużyteczna rzecz niżeli włosy na brodzie? Cóż zatem? Czyż natura
także nie wykorzystała ich w możliwie najbardziej odpowiedni sposób? Czyż nie sprawiła przez to, że
mężowie odróżnieni są od niewiast? Czy natura każdego mężczyzny nie ogłasza już z daleka: „Jestem
mężczyzną, sposób w jaki chodzę, mówię, niczego więcej nie trzeba, widzisz te znaki?”. I także samo
jest w przypadku kobiet – natura zmieszała z ich głosem jakąś miękkość, pozbawiła ich także
owłosienia (na brodzie). Odpowiesz na to: „To nie tak, „ludzkie zwierzę” powinno być pozostawione
bez żadnych oznak charakterystycznych dla swej płci i każdy powinien być zobowiązany do
oznajmienia: „Jestem mężczyzną”. Ale jak to? Czyż te właśnie charakterystyczne cechy nie są piękne,
stosowne i szacowne? O ileż piękniejsze niż grzebień koguta, o ileż bardziej stosowne niźli nawet lwia
3
grzywa. Z tego powodu powinniśmy zachowywać te cechy, które dał nam Bóg, miast je odrzucać i nie
mieszać ze sobą tak dalece, jak to możliwe wyznaczników płci.
Czy to są jedyne w nas znaki opatrzności? I jakież to słowa adekwatne są do wyróżniania ich,
stosownie do ich wartości? Czyż nie powinniśmy, gdybyśmy tylko je rozumieli, robić nic ponad
wspólne czy też oddzielne śpiewanie hymnów i błogosławienie szczodrobliwości i opowiadanie o
Jego dobrodziejstwie? Czy nie powinniśmy, gdy kopiemy w ziemi, orzemy, jemy, śpiewać Bogu
pieśni? „Wielki zaiste jest Bóg, który dał nam narzędzia, którymi możemy uprawiać ziemię, wielki
jest Bóg, który dał nam dłonie, moc połykania, żołądek, wzrost niedostrzegalny i oddech, gdy śpimy”.
To jest pieśń, którą śpiewać winniśmy przy każdej okazji, śpiewać ten największy i najbardziej boski
hymn za daną nam możliwość rozumienia wszystkich rzeczy i zrobienia z nich właściwego użytku. A
zatem, jeśli większość z ludzi to ślepcy, powinien może istnieć człowiek, który sam wypełniałby ten
obowiązek i dla dobra wszystkich śpiewał Bogu pieśni pochwalne? A cóż ja więcej mogę czynić, stary
nieudaczniku, niż śpiewać właśnie owe pieśni Bogu? Gdybym był jako słowik, śpiewałbym swą pieśń
słowiczą, jeśli zaś łabędziem, pieśń łabędzią. Jednako jestem istotą myślącą i moją powinnością jest
chwalenie Boga. Oto jest me zadanie, które wykonuję i nie opuszczę mego stanowiska, tak długo, jak
długo mu podołam i napominam wszystkich, ażeby przyłączyli się do pieśni, którą śpiewam na chwałę
Stwórcy.
Cóż jest zasadą życia?
Gdy pewna osoba czytała pewne hipotetyczne argumenty, Epiktet powiedział: „I to jest zasadą
tylko hipotetyczną, skoro wywodzi się od hipotetycznego dowodzenia. Ale daleko dalej i głębiej niż ta
zasada sięga zasada życia, iż czynić nam trzeba to, co zgodne jest z naturą. Dlatego to w każdej
kwestii i w każdej okoliczności musimy starać się dostrzec to, co pochodzi z natury, to oczywiste, że
to powinno być naszym celem i doniosłość tego nie powinna nas nigdy opuszczać i nie powinniśmy
nigdy dopuszczać do siebie myśli przeciwnej. Po pierwsze zatem, filozofowie ćwiczą nas w teorii,
która jest prostsza, zaś następnie prowadzą nas do rzeczy trudniejszych, albowiem w teorii nie ma
niczego, co odciągałoby nas od podążania torem nauki, ale w sprawach praktycznych, życiowych,
wiele rzeczy potrafi nas rozproszyć. Śmieszny jest zatem ten, który twierdzić będzie, iż najpierw chce
poznać prawdziwe życie, albowiem nie jest łatwo zaczynać od razu od rzeczy trudniejszych i ten
argument powinniśmy wykorzystywać przeciwko rodzicom, których irytuje fakt, że ich dzieci studiują
filozofię. – „Czy popełniam błąd, ojcze i nie wiem co jest dla mnie stosowne i odpowiednie? Jeśli
zaprawdę to nie może być ani nauczone, ani też przyswojone, czemu mnie potępiasz? Ale jeżeli, ojcze,
to może zostać wpojone poprzez naukę, ucz mnie! A jeśli zaś nie podołasz temu zadaniu, pozwól mi
pobierać nauki od tych, którzy twierdzą, iż potrafią mnie tego nauczyć. Cóż myślisz? Czyżbyś
przypuszczał, że dobrowolnie podążę za złem i opuszczę to, co dobre? Jestem przekonany, że tak być
nie może. Jaka jest zatem przyczyna tego, że postępuję źle? Ignorancja. Czyż zatem nie sądzisz, że
powinienem pozbyć się ignorancji? Czyż ktokolwiek kiedykolwiek został nauczony jakiejś sztuki –
4
przewodnika, czy muzyki, z towarzyszeniem gniewu? Czy sądzisz zatem, że przez twój gniew nauczę
się sztuki życia?”. Tak może mówić tylko ten, kto unaocznił taki zamiar. Ale jeśli człowiek zamierza
tylko popisywać się na przyjęciach pokazując, że zaznajomił się z hipotetycznymi argumentami, czyta
je i ma się za jednego z filozofów, jaki cel ma taki człowiek, jeśli nie chęć tego, iżby siedzący
naprzeciw niego mąż stanu senatorskiego podziwiał go? Są bowiem i tutaj zaprawdę wszelkie
wspaniałe rzeczy i bogactwo tutaj może okazywać się drobnostką tam. Z tego to powodu człowiekowi
jest zaiste ciężko być panem własnych spostrzeżeń, jako, że wielkie są rzeczy, które przeszkadzają w
osądzie. Znam ja pewną osobę, która skarżyła się, gdy ujęła za kolana Epafrodytosa, że ma tylko sto i
pięćdziesiąt razy po dziesięć tysięcy denarów dochodu. Co zaś uczynił Epafrodytos? Czyż zaśmiał się,
jak czynimy to my Epafrodytosowi niewolnicy? Nie – on wykrzyknął ze zdumieniem: „Biedny
człecze, jak wytrzymałeś wcześniej nic o tym nie mówiąc?! Jakże ty to wytrzymujesz?
O wolności
Wolnym jest ten, kto żyje tak, jak tego pragnie, kto ani nie podlega przymusowi, ani nie ma
żadnych przeszkód, ani nie jest do niczego zmuszany, którego ruch do czynności nie jest przez nic
hamowany, którego pragnienia osiągają swój cel i który nie stacza się w kierunku tego, czego wolałby
unikać. Ale któż zatem wybrałby życie w błędach? Nikt. Kto wybrałby życie zakłamane, podatne do
pomyłek, niesprawiedliwe, przez nic nie temperowane, rozgoryczone? Nikt. Nikt bowiem, kto z
własnej woli wybiera życie złe nie może mienić się wolnym. A któż chciałby żyć w smutku, strachu,
zawiści, żałości, pragnąc i zawodząc się w swych pragnieniach, usiłując czegoś uniknąć i nie unikając
tego? Również nikt. Czyż w takim razie znaleźlibyśmy jakiegoś niegodziwego i złego człeka wolnego
od smutku, wolnego od strachu, który nie wpada w coś, czego pragnie uniknąć i nie dostępuje tego,
czego pragnie? Nie znajdziemy, a zatem żaden człowiek zły nie może być wolny. Czym zatem jest to,
co czyni człowieka wolnym od wszelakich przeszkód i czyni go panem samego siebie? Z pewnością
nie czyni takim bogactwo, ani też konsulat, ani namiestnictwo prowincji, ani też władza królewska, ale
musi to być coś zupełnie innego. Czym zatem jest ta rzecz, która, gdy piszemy, czyni nas wolnym od
zawady i zahamowania? Znajomość wiedzy sztuki pisarskiej. A co w grze na lutni? Wiedza o grze na
lutni. Zatem w życiu tą rzeczą jest wiedza o życiu.
Czyż, w takim razie, nie masz niczego, co jest w twojej tylko mocy, co zależy tylko od ciebie i
nie może być ci zabrane, czy jest w tobie coś takiego? „Nie wiem”. Spójrz na przedmiot, następnie, w
ten sposób, przebadaj go. Czy jest jakikolwiek człowiek zdolny do przekonania cię, abyś wyraził
zgodę na coś, co jest fałszywe? Nie ma takiego człeka. A zatem w sprawie twierdzeń wolnyś od
zawady i przeszkód. „Przyznaję”. Dobrze, a czy istnieje ktoś taki, kto może zmusić cię do tego, abyś
wykonał ruch w kierunku rzeczy, do której zbliżyć się nie chcesz? „Istnieje, bo gdy zmusi mnie do
tego, grożąc mi śmiercią i kajdanami, zmusi mnie, aby wykonał niechciany ruch”. A jeśli gardzisz
śmiercią i kajdanami, czy wciąż może cię zmusić do tego? „Nie”. Czy zatem pogarda śmierci jest
aktem twej wolnej woli, czy nie jest? „Jest aktem mej woli”. Czyż w takim razie aktem twej woli
5
będzie pragnienie wykonania ruchu w kierunku danej rzeczy, czy też nie? „Mej własnej woli”. A
pragnienie odsunięcia się od danej rzeczy, czyim będzie aktem? Także twoim. „A co wówczas, gdym
usiłował iśc w kierunku danej rzeczy, a, przypuśćmy, że ktoś mnie powstrzymał”. Jaką część ciebie on
powstrzymał? Czy powstrzymał zdolność do zgadzania się na to? „Nie, ale powstrzymał me biedne
ciało”. Tak, ale tak może on postąpić i z toczącym się kamieniem. „Zgoda, ale ja już się nie
poruszam”. A któż powiedział ci, że chodzenie jest twym aktem wolnym od przeszkód? Powiedziałem
jedynie, że wolne od przeszkód jest pragnienie ruchu, ale kiedy zachodzi potrzeba użycia ciała i
współpracy umysłu z ciałem, to już dawno temu słyszałeś, że nic z tego nie jest twoją własnością. „I z
tym zgadzam się”. A któż może zmusić cię, abyś pragnął tego, czego zaś sobie nie życzysz wcale?
„Nikt”. A aby coś zaprojektować, lub mieć na myśli, lub, mówiąc krótko, czynić użytek z tego, co
nam się jawi, czy ktoś może cię do tego zmusić? „Nie może, ale może przeszkodzić mi, gdy czegoś
pragnę, od otrzymania tego, czego pragnę”. Jeśli pragniesz czegokolwiek, co jest twoją własnością, a
jedna z tych rzeczy jest taka, że nie nikt nie może przeszkodzić ci w jej otrzymaniu, to jak ktoś cię
powstrzyma? „Nie powstrzyma mnie, w żaden sposób”. Kto zaś, w takim razie powiedział ci, że ten,
kto pożąda rzeczy należących do innego, jest wolny od wszelakiej zawady?
Przeciwko tym, którzy lekkomyślnie biorą się do nauczania filozofii
Są takie mędrki, które ledwie wchłoną nagie zasady teoretyczne, a zaraz chcą je wygłaszać,
tak samo jak ci, co to chore mając żołądki, wydzielają niestrawione pokarmy. A strawże no najpierw
wchłonięte nauki, a wtedy to już nie będziesz taki skory do ich wygłaszania. W przeciwnym razie
twoje wykłady nie będą niczym innym w rzeczywistości niż wymiotem, to znaczy szlamem plugawym
i odstręczającym od spożycia. Pokaż nam raczej, jaką to odmianę w tej duszy wywołały owe podane
tobie nauki, podobnie jak to nam pokazują atleci swe bary, które wyrobili sobie przez ćwiczenia i
ścisłe przestrzeganie diety; podobnie jak ci, którzy opanowali pewne sztuki, pokazują nam swe dzieła,
wykonywane dzięki nabytym umiejętnościom. Cieśla nie przychodzi i nie powiada: Słuchajcie mnie,
jak będę rozprawiał o sztuce budowania domów - ale wynajmuje się do budowy, a dokończywszy
owej budowy domu, pokazuje, że opanował tę sztukę. I ty czyń także podobnie! Jak człowiek jadaj,
jak człowiek pijaj, jak człowiek ubieraj się przyzwoicie, pojmaj żonę, płódź dzieci, wypełniaj
powinności obywatela, znoś szyderstwa i zniewagi, miej wyrozumiałość dla brata niegodziwego, dla
ojca, dla syna, dla sąsiada. dla towarzysza. O, to nam pokaż, żebyśmy na własne oczy się przekonali,
żeś się naprawdę nauczył czegoś z filozofii. Niestety! Jest inaczej: Przychodźcie - wołasz - i
posłuchajcie, jak to ja wam będę wykładał i objaśniał pisma. – Ciszej troszeńkę! A nie łaska tobie
samemu wyszukać ludzi, na których zwymiotowałbyś twoją mądrość? - Ja wam tak wyłożę Chryzypa
jak inny na świecie! Ja wam jak najdokładniej wyjaśnię jego sposób mówienia, ja wam bez reszty
rozsupłam jego zawiłości, ja wam tu i ówdzie sypnę ziarnem nauki i Antypatra, i Archedemosa!
A może w tym celu opuszczą młodzieńcy swoją ojczyznę i swoich rodziców, ażeby
przyszedłszy słuchali, jak ty im będziesz objaśniał marne porzekadła. A nie trzebaż, żeby oni
6
powrócili do domu uzbrojeni w cierpliwość, gotowi i skorzy do uczynności, wyzwoleni spod
namiętności, zrównoważeni na duchu, mający odpowiednie zasoby zasad i nauk na drogę życia, w
których by znajdując ostoję i czerpiąc z nich siłę, zdołali dzielnie znosić wszelkie dopusty losu, a i
chwalą przez nie się okryć? A i skądże to tobie, żebyś rozdawał innym czego sam nie masz? A bo i
czymże innym tyś sam od wczesnej młodości się trudził niżli łożeniem czasu i pracy w tym tylko celu,
jak rozwiązywać sylogizmy, jak sofizmaty, a jak wnioski problematyczne? - No tak, tak, ale ten ów i
tamten ów to szkołę prowadzi! A niby dlaczego ja także nie miałbym szkoły prowadzić?! - Ciołku!
Ale nie bez rozwagi! Ale nie na chybił trafił! Ale przy tym musi być i wiek odpowiedni, i żywot
przykładny, i bóg jak przewodnik! Niestety! A przecież nikt nie wyrusza z przystani na morze, zanim
wpierwej nie złoży bogom ofiary, zanim wpierwej w modłach nie zawezwie ich pomocy i opieki; a
przecież rolnicy nie posieją ziarna inaczej, jeżeli pierwej nie poproszą Demetry o błogosławieństwo!
A przystępując ktoś do tak ważnego zadania, będzie je mógł z powodzeniem wykonać bez
błogosławieństwa bogów? A ci, którzy udadzą się do niego na naukę, przyszedłszy osiągną zbawienne
wyniki? Co czynisz innego, człowiecze, jeśli nie na pośmiewisko wystawiasz święte tajnie, kiedy
mówisz: W Eleuzis jest świątynia, patrz, jest i tutaj. Tam jest arcykapłan, to i tutaj odgrywać ja będę
rolę arcykapłana. Tam jest herold, no to i tutaj ja będę przedstawiać herolda. Tam jest
pochodnionośca, no to i tutaj będę pochodnionoścę odgrywał. Tam płoną pochodnie, to i tutaj
pochodnie rozpłoną. Te same co i tam popłyną pienia. I czym się właściwie różnić będzie obrządek
ten od obrządku tamtego? - Człowiecze najniezbożniejszy! Niczym nie będzie różnić? I przez swe
miejsce, i przez stosowną porę służą tamte obrzędy szczęściu człowieka. I przez to, dalej, że
uczestnicy za pomocą ofiar i modłów wpierwej oczyszczają swe dusze i w taki wpierwej ją nastrój
wprawiają, jak przystoi świętym obrzędom, a zwłaszcza tym starodawnym obrzędom. W ten oto
sposób zbawienny wpływ wywierają tamte misteria, w ten sposób nabieramy wyobrażenia, że dla
naszego udoskonalenia, że dla poprawy życia wszystkie owe obrzędy przez przodków ustanowione
zostały. Ty natomiast rozpowszechniasz owe obrzędy, ty błazeńsko je naśladujesz nie we właściwym
czasie, nie we właściwym miejscu, bez ofiar, bez oczyszczenia. Ty nie masz szaty, jaką winie mieć
arcykapłan, ty nie masz włosów, ty nie masz przepaski na głowie, jakie prawdziwy arcykapłan mieć
winien. Ty nie masz głosu odpowiedniego dla arcykapłana, ani odpowiedniego dla niego wieku; tyś
się nie oczyścił, jak on się oczyścił. Ty jedynie powtarzasz jego słowa, których żeś się nauczył na
pamięć. Czy same przez się święte są słowa?
Całkiem w inny sposób zabierać się trzeba do tego dzieła. Dzieło to wielkie, dzieło to boże, nie
byle jak, nie byle komu przystoi je spełnić. I chyba nie wystarczy nawet być mędrcem, by się
zajmować wychowaniem młodzieży. Ale trzeba mieć jeszcze ponadto odpowiednie ku temu
zamiłowanie i doświadczenie. Trzeba mieć jeszcze odpowiednie usposobienie i wyrobienie
wewnętrzne, ba! nawet odpowiednie przymioty ciała, a nade wszystko musi bóg natchnąć kogoś ta
myślą, żeby się podjął takiego zadania, podobnie jak natchnął Sokratesa, żeby podjął się roli
przekonywania ludzi, podobnie jak natchnął Diogenesa, żeby wydawał rozkazy ludziom oraz ich
7
karcił; podobnie jak natchnął Zenona, żeby piastował godność nauczyciela i założyciela szkoły
filozoficznej. Ty jednak otwierasz szpital, mając jako jedyne wyposażenie - maści i driakwie, ale
przeciw czemu i w jaki sposób tych maści i driakwi używać, tego to ani ty nie wiesz, aniś nigdy nie
zatroszczył się o to, by wiedzieć! - Popatrz, tamten ma maść na oczy, ja także mam maść na oczy. -
Masz-li więc może i umiejętność stosowania tych maści? Wiesz-li ty może, kiedy i jak, i na jakie
choroby one skutkują? Dlaczego zatem na łaskę losu się zdajesz w sprawach największej wagi?
Dlaczego postępujesz tak lekkomyślnie? Dlaczego się kusisz o wykonanie zadania, do któregoś
jeszcze absolutnie nie dorósł? Pozostaw to zadanie lepiej tym, którzy mają siłę mu sprostać i
chwalebnie wywiążą się z niego. Nie przyczyniaj się sam do pohańbienia filozofii przez swoje
postępowanie ani się nie stań jednym z tych, którzy tej filozofii wyrządzają zniewagi. Ale jeśli ogólne
zasady filozofii wywierają tak wielki urok na twoją duszę, to usiądź i zagłębiaj się nad nimi według
własnego upodobania i dla własnej przyjemności. Nigdy jednakże nie nazywaj ani sam siebie
filozofem, ani nie dozwól nikomu innemu, żeby cię tak nazwał, ale oznajmiaj: Przepraszam, to jakaś
pomyłka. Ja przecież takie same, jak dawniej, żywię pragnienia, moje skłonności zwracają mnie do
tych samych, co dawniej, przedmiotów, nie uznaję czego innego, niż dawniej, za prawdę i dobro,
jednym słowem w czynieniu użytku z wyobrażeń w niczym ani na włos nie odstąpiłem od moich
dawnych zwyczajów. - Tak musisz myśleć i tak musisz mówić o sobie, jeżeli chcesz myśleć tak, jak
należy. W przeciwnym razie - igrajże sobie z losem i czyń nadal, co czynisz. Z tym bowiem jest tobie
bardzo do twarzy.
KONIEC