Prawowici Królowie Francji
Jacek Bartyzel
Rojalizm francuski wczoraj i dziś
Minione, powojenne półwiecze 1945-1995 nie było czasem "dobrej pogody" dla
tradycyjnej prawicy monarchistycznej (tak we Francji jak i gdzie indziej) z powodów dość
oczywistych. Oprócz, delikatnie mówiąc, powszechnego zaniku zrozumienia sensu oraz
wrażliwości na transcendentalną symbolikę instytucji monarchii, zadziałały tuż po wojnie w
ojczyźnie Kapetyngów czynniki bardzo skonkretyzowane i aktualne. Rojaliści francuscy
bowiem, po niesławnym pogromie "Marianny" (a dla nich po prostu "la guese" - dziwki),
prawie co do jednego stanęli u boku Marszałka Petaina, primo dzieląc z nim przekonanie o
konieczności zaoszczędzenia wykrwawionej pokolenie wcześniej Francji losu okupowanej
Polski, secundo w nadziei, że autorytarne Etat Francais będzie najnaturalniejszą drogą
przejścia do restauracji monarchii tradycyjnej, antyparlamentarnej i zdecentralizowanej. Nie
wdając się tu w wielce złożoną kwestię oceny i Petaina i rojalistów (ale w każdym bądź razie
nie zapominając ani na chwilę o tragicznym wymiarze decyzji tych ludzi, całą swą
przeszłością i wszystkimi emocjami związanych z orientacją antyniemiecką; nie mających
także najmniejszych sympatii natury ideowej do nazizmu), jedno trzeba stwierdzić na pewno:
po wyzwoleniu Francji spod okupacji niemieckiej i politycznym skonsumowaniu tegoż przez
kilkuletni konkubinat gaullistów i chadeków z komunistami i socjalistami monarchiści nie
mogli czuć się bezpiecznie. Całkiem dosłownie zresztą: pamiętajmy, że szalały wówczas
zupełnie bezkarnie bojówki Thoreza urządzające upolowanym a domniemanym kolaborantom
hańbiące "epuracje", a NKWD bezkarnie porywało ludzi z ulicy i miało swój obóz
koncentracyjny pod Paryżem. (Doświadczyli tej atmosfery przecież także, najdalsi od
"reakcjonizmu", Giedroyc i Czapski, którym "nieznani sprawcy" wymalowywali swastyki i
napisy "faszyści".).
Przypomnijmy jeszcze, że nie oszczędzono żadnego upokorzenia twórcy doktryny
"nacjonalizmu integralnego" (czyli po prostu nowoczesnego rojalizmu), Karolowi
Maurrasowi, począwszy od skazania go - człowieka, który osobiście w ogóle nie brał udziału
w życiu politycznym Vichy - na karę dożywotniego więzienia, a skończywszy na
symbolicznym wykluczeniu z grona "nieśmiertelnych", tj. Akademii Francuskiej (jedyny taki
wypadek w dziejach tej instytucji). Ponieważ skazano go za to, iż jego doktryna polityczna i
uczniowie stworzyli ustrój Państwa Francuskiego (a więc za par excellance Orwellowskie
przestępstwo "zbrodniomyśli"), to można powiedzieć, że spotkało go to samo co Sokratesa
też przecież oskarżonego o oddawanie czci bogu nieuznawanemu przez demokratyczne
państwo i o demoralizację (czytaj: uczenia wątpienia w mądrość ludu) młodzieży. W pełni
usprawiedliwiony był tedy okrzyk zawleczonego przed lyoński trybunał "sprawiedliwości",
77-letniego starca: ten proces i ten wyrok to rewanż za Dreyfusa!
Nic przeto dziwnego, że w tych okolicznościach część monarchistów zeszła nawet do
podziemia; jedna z takich grup wydawała w latach 1945-47 nielegalne "Dokumenty
Narodowe" ("Les Documents nationaux") - swoistą "białą księgę" masowych czystek na Bogu
ducha winnych ludziach, o czym w oficjalnej prasie pisze się dopiero teraz (ciekawe, że u nas
puściła o tym farbę... "Gazeta Wyborcza"!). Inni przybierali jakieś przedziwne, wręcz
nieprawdopodobne barwy ochronne, jak na przykład: usiłujący kojarzyć Maurrasa z ...
Blumem, oraz burbońską lilię z czerwoną różą, Ruch Socjalistyczno-Monarchistyczny;
kierowane przez Philippe`a Burena Rojalistyczne Centrum Formacji Politycznej, które
później odnalazło się na... lewicy gaullistowskiej; Narodowy Ruch Rojalistyczno-
Demokratyczny czy Biuro Akcji Socjalistyczno-Monarchistycznej. Jako ciekawostkę zupełnie
szczególnego wymiaru można wspomnieć fakt istnienia w latach tuż powojennych Unii
Monarchistów Protestantów, kontynuującej dorobek Stowarzyszenia im. Sully`ego,
afiliowanego jeszcze przed I wojną światową do Ligi Akcji Francuskiej.
Jeszcze inną, alternatywną dla zaangażowania stricte politycznego, formą obecności
monarchizmu w życiu umysłowym Francji było naonczas "metapolityczne" środowisko
"Courrier de la Mesnie", akcentujące spirytualistyczno-chrześcijański wymiar idei
królewskiej w duchu apoteozy monarchii średniowiecznej, charakterystycznej dla
umysłowości wielkiego pisarza katolickiego, Georgesa Bernanosa. Formowały ten nurt
zwłaszcza publikacje niepospolitej subtelności filozofa, Gabriela Marcela, o którego
poglądach i zaangażowaniu monarchistycznym uparcie się dziś milczy.
Orleanizm
Z pewnością najważniejszym punktem odniesienia, ogniskującym tak myśl jak wszelką
akcję, w krajach posiadających ustalone zasady (i podmioty) dynastycznego legitymizmu jest
osoba Pretendenta. Mimo jego istnienia rzecz jest jednak bardziej skomplikowana, i to z
dwóch różnych powodów. Zdecydowana większość francuskich rojalistów, od bezpotomnej
ś
mierci ostatniego potomka starszej linii Burbonów, Henryka hr. Chambord (1883 r.),
pogodziła się, acz bez entuzjazmu - z uwagi na udział Filipa "Egalite" w królobójczym
głosowaniu oraz na rewolucyjne źródło władzy jego syna, Ludwika-Filipa - z przejściem praw
dynastycznych na orleańską gałąź rodu Kapetyngów. Zdecydował tak również, po krótkich
wahaniach, dając przewagę argumentom "nacjonalistycznym" nad "dynastycznymi", sam
Maurras. Tym sposobem od 26 VIII 1940 r. po dziś dzień prawie powszechnie uznawaną
głową Domu Francji (Chef de la Maison de France) i jednocześnie pretendentem - a wedle
tradycyjnej terminologii francuskiej , odpowiadającej normie fundamentalnej królestwa, iż
królem Francji jest się już z mocy urodzenia, a nie dopiero z tytułu koronacji, "królem z
prawa" Henrykiem VI - jest 88-mio dziś letni Hrabia Paryża (Comte de Paris), Henryk książę
Orleański (Henri duc d`Orleans), syn Jana księcia de Guise ("Jana III"). Istnieli jednak zawsze
nieprzejednani, "ortodoksyjni" legitymiści, którzy (nie bez formalnych racji) uważali, że
normy fundamentalne królestwa, określające porządek dziedziczenia, mają charakter
absolutny i nie mogą być unieważnione także przez arbitralną decyzję monarchy. W tym
wypadku chodzi o postanowienie Ludwika XIV, który w 1713 r., za cenę uzyskania tronu
hiszpańskiego dla swojego młodszego wnuka i jego potomków, wykluczył ich od
dziedziczenia praw sukcesyjnych do tronu św. Ludwika. Teoretyczny zrazu spór stał się
praktyczny właśnie z chwilą wygaśnięcia starszej linii Burbonów. "Ortodoksi" uznawali odtą
za pretendentów prawowitych następców Filipa Burgundzkiego, króla Hiszpanii (którzy
zresztą też utracili tam władzę na rzecz potomków infantki Izabeli). Nie miało to większego
znaczenia dopóki (przez półwiecze) nad francuskim monarchizmem panował niepodzielnie
Maurras, a stosunki pomiędzy nim a Domem Orleańskim układały się pomyślnie. Sytuacja
uległa jednak zmianie, kiedy Henryk Orleański, jeszcze jako syn Pretendenta w 1937 r.,
zdołał nakłonić swego ojca do publicznego zdezawuowania ideologii i polityki Action
Francaise, a w szczególności nacjonalizmu i antysemityzmu Maurrasa. Ponadto, już przed
wojną Hrabia Paryża objawiał pewne skłonności ku radykalizmowi socjalnemu, czemu dał
publicznie wyraz w książkach "Kwestia jutra" (1933) i "Proletariat" (1938).
W czasie wojny Hrabia Paryża zachowywał się raczej niezdecydowanie. W kampanii
czerwcowej 1940 r. służył w Legionie Cudzoziemskim pod przybranym nazwiskiem Robert
d`Orliac. Zdemobilizowany, zachęcał rojalistów do zaangażowania się w tworzenie struktur
Vichy, ale sam pozostał na uboczu, także dosłownie, albowiem osiadł w Maroku. Jeśli brać
do końca serio słowa generała de Gaulle`a, właśnie wtedy zaprzepaścił swoim
niezdecydowaniem jedyną w tym stuleciu szansę Restauracji we Francji. De Gaulle bowiem
Król Francji Ludwik XX