Jak wziąć nissana primerę

background image

Tego e-booka otrzymujesz dzięki: www.ksiazkidosluchania.tnb.pl

26 sekund

Radosław Gruca, Mikołaj Lizut

Tyle czasu potrzebuje złodziej, żeby wziąć nissana primerę

Jest - nowy nissan primera. Podchodzę do auta od strony kierowcy.
Wentyl czeka przy klapie bagażnika. Wyjmuję z torby wytrych,

wciskam go w zamek (raz, dwa...), przekręcam zrywkę, zamek
roz..., wszystkie drzwi otwarte (trzy...).

Siadam za kierownicą, otwieram Wentylowi bagażnik (cztery...).
Wentyl podnosi klapę, odrywa zaślepkę na rzepy, pod którą jest

lewarek. Tam te matoły w salonach seryjnie montują syrenę od
alarmu. Wyrywa ją jednym ruchem (pięć...). W tym czasie ja

odkręcam plastik z deski rozdzielczej wkrętakiem na baterie - cyk,
cyk, cyk, cyk - cztery śrubki (sześć, siedem, osiem, dziewięć...).
Wentyl siada od strony pasażera i podpina komputer do kostki,

która jest pod plastikiem. Mamy swój czysty komputer pokładowy
od nissana z małą przeróbką. Koszt - 400 złotych na Wolumenie

(dziesięć, jedenaście, dwanaście, trzynaście...).
Trzynastka jest pechowa, dlatego nie walimy samochodów, które

mają trzynastkę na blachach (czternaście...).
Wkładam kluczyk w stacyjkę. W nissanach często się zdarza, że

dowolny kluczyk przekręci stacyjkę. Można też przekręcić ją
łamakiem albo spiąć na krótko. Trzeba wtedy rozp... plastik pod

stacyjką (piętnaście, szesnaście, siedemnaście, osiemnaście,
dziewiętnaście...).

Wentyl wymontowuje z deski komputer pokładowy. Teraz już immobiliser nie ma prawa zadziałać, bo

nasz komputer, który podpiął Wentyl, nie jest zakodowany (dwadzieścia, dwadzieścia jeden,
dwadzieścia dwa...).

Odpalam, samochodzik pali jak złoto (dwadzieścia trzy...).
Od strony pasażera podchodzi Kadilak i bierze fanty, które w aucie znalazł Wentyl. Kilka kompaktów,

skórzaną torbę, okulary słoneczne. Wentyl zbiera narzędzia, wysiada i pakuje się do naszego
samochodu, gdzie siedzą już Krótki i Kadilak (dwadzieścia cztery...).

Obcinali, czy nie kręcą się po okolicy psy albo chamy. Teraz będą za nami jechać. Podstawowa zasada -
w ciepłej furze powinna być tylko jedna osoba. W razie czego bierze cały przypał na siebie. Zapinam

pasy, zdejmuję czapkę, jeszcze się przeżegnam i ruszam (dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć).
Auto wzięte.

Jestem Gica. Mam 32 lata. Wentyl jest moim szwagrem. Kadilak i Krótki to małolaty z mojego
podwórka. Ja ich nauczyłem, jak się bierze fury. Dobre chłopaki, ale muszę ich trzymać za mordy.

Każdemu od hajsu może się we łbie przewrócić. Trzymam ich z dala od kłopotów. Wóda, koks, balety z
kurwami - to wszystko zawsze kończy się przypałem. Jak chcesz być złodziejem, nie możesz wyglądać i

zachowywać się jak złodziej. Przynajmniej podczas roboty. Co ja wiem o samochodach? Chłopaku,
wszystko!

Pełna profeska

Rafał jest mniej więcej w wieku Gicy. Stara się nie wyglądać jak policjant, bo zasada jest podobna: jak
chcesz skutecznie łapać złodziei, musisz wyglądać i zachowywać się jak złodziej. Przynajmniej w pracy.

Rafał nosi modne dżinsy, koszulkę polo i dwudniowy zarost. Ze swoimi kolegami z wydziału do walki z
przestępczością samochodową mówią złodziejskim językiem. Dlatego w ich rozmowach złodzieje nie

kradną, tylko biorą samochody. Policjanci ich nie aresztują, tylko robią realizację. Złodzieje mówią
wtedy, że zdarzył się przypał. Chamami nazywają złodzieje właścicieli samochodów.

Rafał łapał grupę Gicy przez prawie dwa lata. Wyłapał niemal wszystkich - kilkadziesiąt osób. Teraz
Gica, Wentyl, Kadilak i Krótki, ich paserzy, pomocnicy i dziuplarze siedzą w kryminale.

Rafał opowiada o nich z nutką podziwu: - Pełna profeska. Grupa miała świetną organizację. Układ
opierał się na bezgranicznym zaufaniu. Dzielili się wszystkim po równo, a część pieniędzy odkładali do

wspólnej puli. To był kapitał "firmy".
Rafał na kartce rysuje nam schemat złodziejskiej siatki. Na ogół samochodowe grupy mają konstrukcję

jak misternie utkana pajęczyna. W samym środku czterech złodziei, którzy zawsze pracują dwójkami.
Każdy ze złodziei zna kilkunastu paserów, od których płyną zamówienia na samochody. Chłopcy

prowadzą specjalny zeszyt, w którym zapisują kolejność zgłoszeń. Każdy paser ma kilka dziupli
wynajętych w szopach i garażach pod miastem.

W dziuplach pracują brudasy, czyli rozbieraki - pomocnicy paserów, którzy rozkładają samochody na
części. Złodzieje wyjeżdżają do pracy codziennie o siedemnastej legalnym, kupionym w salonie

background image

samochodem. Jednak formalnie nie należy do nich.
- Dziwiłem się, dlaczego Gica kupił i zarejestrował swoją toyotę na jakiegoś menela spod mostu -

opowiada Rafał. - Po aresztowaniu z rozbrajającą szczerością mi to wyjaśnił. Samochód złodziei musi
być legalny, ale powinien być zarejestrowany na słupa, czyli niczego nieświadomego pijaczka. Dzięki

temu w razie pościgu policja nie jest w stanie ustalić faktycznych właścicieli auta. Po numerach
rejestracyjnych policjanci trafiają do chwieja spod sklepu, który nie ma zielonego pojęcia, że jest

szczęśliwym posiadaczem bryki.

ŹRÓDŁO:

Grupa Gicy zabierała się do roboty, gdy właściciele samochodów wracali po pracy do domu. W ciągu
jednego wieczoru kradli nawet sześć samochodów. Najczęściej w miejscach, które nie są na widoku. W

wąskich zaciemnionych uliczkach, z dala od klatek schodowych, wścibskich dozorców. Tam, gdzie kręci
się niewielu przechodniów i ryzyko przypału jest małe. Ulubiona dzielnica ekipy Gicy to Ursynów.

- Nie kradł wszystkich, ale tylko te, które - jak sam określał - "dobrze stały" - twierdzi Rafał. -
Wyjątkiem były nissany primery. Tym nie potrafił się oprzeć - jeden z jego paserów przyjmował każdą

ich ilość. Bez problemu. Mógł wziąć nawet dziesięć jednej nocy.
Odpalone auto natychmiast jedzie do dziupli pod eskortą drugiej dwójki. Tam brudas od razu

rozmontowuje auto na części.
Za każdy samochód złodzieje dostają od 4 do 5 tysięcy złotych. Niby niedużo, ale jeśli pomnożyć tę

sumę przez sześć samochodów dziennie i siedem dni w tygodniu - na każdego z czwórki wychodzi
miesięcznie ponad 200 tysięcy. Z tej sumy każdy odpala część do wspólnej kasy. Za te pieniądze

kupują benzynę, sprzęt, komputery do poszczególnych modeli samochodów i jedzenie w czasie pracy.
Reszta zostaje jako "polisa ubezpieczeniowa" - dla rodzin w razie przypału, na ewentualne łapówki, a

także honoraria dla adwokatów.

Zero baletów

Niemal wszyscy złodzieje muszą się dokształcać, bo w motoryzacji postęp technologiczny jest ogromny.

Często więc odwiedzają salony sprzedaży i autoryzowane serwisy. Elegancko ubrani wypytują o
nowinki, rodzaje alarmów, GPS-y (nawigacja satelitarna, która umożliwia zlokalizowanie skradzionego

auta) i inne zabezpieczenia. Sprzedawcy opowiadają o tym chętnie. Myślą, że rozmawiają z
potencjalnymi kupcami.

Są też przypadki współpracy pracowników z samochodowych salonów z grupami złodziejskimi. To
jednak incydenty.

Złodziej ma najwięcej komplikacji z samochodami z nietypowymi zabezpieczeniami. Zrobionymi
specjalnie pod jeden samochód. W warsztatach można zmienić np. miejsce ukrycia alarmu bądź GPS-

ów. Można zainstalować dodatkową syrenę, zmienić sposób odcięcia paliwa. Tyle że takie instalacje ma
może co dziesiąty samochód. Właściciele, szczególnie przy nowych samochodach, boją się cokolwiek

zmieniać, żeby nie mieć problemów z naprawami gwarancyjnymi.
Na co złodzieje wydają pieniądze? Rafał uśmiecha się tajemniczo.

- W wypadku grupy Gicy najciekawsze jest to, że żadnemu z nich pieniądze nie uderzyły do głowy. Zero
baletów, każdy z nich założył rodzinę, wybudował dom, zainwestował pieniądze w legalne interesy. W

końcu jednak dobraliśmy się do nich. Urządziliśmy im przypał, złapaliśmy na gorącym uczynku. Teraz
na podstawie naszych materiałów prokuratura wnioskuje o zajęcie im majątków, które pochodzą z

przestępstw. Udowodniliśmy im kradzież ponad 80 samochodów, głównie nissanów. Brali też toyoty,
peugeoty i ople. Teraz czekają ich wysokie wyroki. Wyjdą jako golasy, bo ubezpieczyciele domagają się

od nich ponad 3 milionów złotych - cieszy się Rafał.

Szkoła latania

Kadilak ma 23 lata i siedzi w więzieniu w Radomiu na oddziale zamkniętym. Jest napakowany

sterydami, wygląda jak szafa gdańska. Prymityw i zakapior, ale o wesołym usposobieniu. Grypsuje.
Strażnik wprowadza go do pokoju więziennego psychologa, gdzie ma się odbyć nasza rozmowa. Nalana

gęba Kadilaka śmieje się od ucha do ucha.
- Jestem złodziejem, nie powinienem z wami rozmawiać - zaczyna. - Ale cholernie się nudzę w

kryminale.
Kadilak, chociaż młody, jest doświadczonym przestępcą. To jego trzeci wyrok. Zanim trafił do ekipy

Gicy, kradł na własną rękę. Znał kilku paserów.
- Pierwszy samochód walnąłem w wieku 16 lat. To był polonez. Otworzyłem gratem [specjalnym

wytrychem] zamek i spiąłem go na krótko. Chciałem się przejechać i sprawdzić, czy umiem odpalić
furę, a okazało się, że mam talent. Szybko zaliczyłem pierwszy przypał, bo chyba na piątym czy

szóstym wózku. Wsadzili mnie do poprawczaka w Stawisinie. Wyszedłem, ale trzeba było coś robić.
Waliłem więc proste fury: polonezy, cinquecento, daewoo. Każde dziecko to potrafi. Łamakiem

otwierasz drzwi, blokadę kierownicy zrywasz jednym szarpnięciem. Jeśli ma blokadę skrzyni biegów, to
sprawa przedłuża się tylko o 20 sekund. Bardzo łatwo ją zdjąć. Najbardziej to śmieszą mnie te

dodatkowe blokady na kierownicę - mówi rozbawiony. - Cham kupuje coś takiego i myśli, że jest
bezpieczny. A te lachy zdejmuje się jednym ruchem. W ostateczności można zdjąć zaślepkę od

klaksonu. Każda kierownica jest przykręcona na śrubę. Odkręcasz ją kluczem dziewiętnastką i
przykręcasz swoją.

Raz tylko nie udało mi się walnąć fury. To była vectra. Wkładam grata, przekręcam kluczyk, a tam
zapłonu nie ma. Podłączyłem pod setkę, a tam tak samo nic. Patrzę, co mu jest, sprawdzam

akumulator - działa. Ale po przepięciu kostki w ogóle się kontrolki nie zapaliły. Cham miał swój cwany

background image

patent.
Są różne sytuacje, sam kiedyś walnąłem samochód złodziejowi. On potem zaczął mnie szukać i

próbował naliczyć. Powiedziałem, żeby się walił - co on ma niby napisane na samochodzie, że to jego?
Stał, to go wziąłem. Jak się okazało, że fura złodziejska, to oddałem. A on do mnie, że mam mu chociaż

postawić kolację. Powiedziałem, żeby się bujał. Przyprowadziłem mu auto, to w końcu sam postawił
wódkę. To jest złodziej, ma honor, nie to co małolaci! Gnoje najpierw połamią ręce, przestrzelą kolano,

a potem zaczną pertraktować. Wielcy gangsterzy z mediów to też frajernia bez klasy. Na przykład taki
mafioso Misiek, bohater z gazet, teraz to zwykła k... i świadek koronny, co sprzedaje kolegów.

Kiedyś sam chciał mnie naliczyć. Jeździłem wtedy do Austrii, Niemiec, Holandii na radia samochodowe.
Okradałem ze dwieście samochodów. Czasem się jakiś laptop trafił albo gotówka. Przyszli do mnie

kiziory od Miśka - wielka mi mafia - i mówią, że mam im za każdy wyjazd odpalać hajs. Pięciu ich
przyszło, obwieszeni złotem, łańcuchy na trzy palce, jak na wysokim sądzie. Ja do nich: jak chcecie, to

se sami ukradnijcie. Ja ciężko pracuję. W końcu po zębach dostałem i przewieźli mnie w bagażniku.
Musiałem ich później pojedynczo wyłapać i ryje obić. Teraz siedzą tu na haremie dla frajerów.

To mnie nauczyło, że trzeba latać w zajebistej ekipie. Nikt cię wtedy nie ruszy.

ŹRÓDŁO:

Ciepły samochód

Rafał, superglina od przestępstw samochodowych, opowiada o wielkiej estymie, jaką wśród złodziei

cieszyła się grupa Gicy.
- Chłopcy nigdy nie wchodzili w drogę innym gangsterom. Jeśli zginął samochód, który nie miał prawa
zginąć, znajdował się natychmiast u któregoś z paserów.

Gdy jakiś paser próbował ich przekręcić, więcej nie dostawał od nich samochodów albo trafiał na koniec
kolejki. Gica mówił mi zresztą, że każdy z paserów mógł dostać na krechę tylko jedno auto. Nikomu z

handlarzy nie opłacało się więc tracić układu z najlepszymi złodziejami, kiwając ich na 4 tysiące.
Gdy schodzimy na paserów, Rafał robi się lekko poirytowany. - To najgorsze gnojstwo - mówi. -

Cholernie trudno ich wyplenić. Wszystko przez luki w prawie. Każdy z nich ma legalny interes: szrot,
obrót używanymi częściami albo warsztat. Organizują sobie lewe faktury na części. Ciepły, świeżo

ukradziony samochód trudno jest sprzedać w całości, bo trzeba mieć na niego papiery. Ale obrót
częściami samochodowymi nie jest rejestrowany. Dlatego paserów musimy łapać metodami

operacyjnymi, infiltrować ich środowiska.
- Dziuplarza też ciężko wsadzić - opowiada Rafał. - Nawet gdy nakrywamy kradziony samochód na

czyjejś posesji, jej właściciel mówi, że jakiś facet wynajął od niego szopę na jeden dzień, bo popił się
na weselu i nie chciał wracać pijany wozem. Dlatego rozbicie grupy samochodowej długo trwa.

Jaka metoda na złodziei jest najskuteczniejsza?
Rafał się uśmiecha. - Policja od zawsze żyje z oka i z ucha. Nasza praca polega m.in. na tym, by

inwigilować te środowiska i wyszukiwać osoby, które z tych czy z innych przyczyn pójdą na współpracę.
Ale o tym niestety nie mogę opowiadać.

Przypałowa laweta

Gdy czarni policjanci robią wjazd do domu, na ogół nie ma bohaterów. Siwy właśnie ogląda film na

DVD, siedzi w fotelu w gaciach, pogryza chipsy nad szklanką whisky. W kuchni jego konkubina robi
dzieciom kolację. Nagle gaśnie światło. "Korki strzeliły" - mówi do siebie, lecz zagłusza go potężny huk

wyważanych drzwi. Słychać potworny krzyk: - Na ziemię, skurwysynu! Ani drgnij, bo ci łeb odstrzelę! Z
kuchni słychać gwałtowny spazm kochanki i dzieci. Siwy dostaje potężny cios i ląduje twarzą na

podłodze. Czuje na potylicy wymierzone w niego lufy. Na wykręconych do tyłu dłoniach boleśnie
zaciskają się kajdanki. Drugi policjant z oddziału specjalnego przeszukuje kieszenie zasikanych ze
strachu spodni.

Siwy to członek groźnej grupy samochodowych złodziei nazwanej przez policję Pawlakami (od nazwiska
jednego z hersztów). Do więzienia trafiło ich 50, wszyscy z ciężkimi wyrokami od 8 do 12 lat.

- Pawlaki specjalizowali się w tzw. agresywnych kradzieżach samochodów: na stłuczkę, na kółko, na
petardę albo na śrubę - opowiada nam Tomasz Watras, zastępca szefa wydziału do walki z

przestępczością samochodową w Komendzie Stołecznej. Jest rosłym mężczyzną po trzydziestce. Głowę
goli na łyso. Podobnie jak jego kolega z wydziału Rafał niemal nigdy nie chodzi w mundurze.

- Każdy samochód da się wziąć klasycznie, czyli z parkingu lub garażu, ale nie zawsze się to złodziejom
opłaca. Samochody z wyższej półki są znacznie lepiej zabezpieczone, do ich otwarcia i uruchomienia

potrzeba najnowszego sprzętu. W dodatku ich właściciele parkują w miejscach dobrze strzeżonych.
Dlatego do klasycznych kradzieży nadają się auta średniej klasy: peugeoty, volvo, nissany, passaty,

toyoty czy reunalt, takie jak mój - mówi, puszczając oko.
- Samochody wyższej klasy kradną agresywnie, zabierając je kierowcom. Nikt przecież nie będzie się

bawił w lawetę, bo to jest numer mocno przypałowy. Z lawetą na karku w pościgu nie mają szans -
dodaje jeden z policjantów.

Nocny pościg

Tak to się robi w Warszawie:

Jest godzina 21, obrzeża miasta. W lśniącej hondzie accord jedzie dwóch eleganckich biznesmenów. Są
w krawatach, ciemnych marynarkach, jeden ma inteligenckie okulary w złotych oprawkach. Na

dwupasmowej szosie mijają terenowego czarnego mercedesa. Nagle pod jego podwoziem rozlega się
metaliczny odgłos uderzenia ciężkiej śruby, którą ktoś wyrzucił z hondy. Oba samochody zwalniają.

Elegant w okularach pokazuje kierowcy mercedesa, że coś złego dzieje się z jego kołem. Oba auta

background image

zatrzymują się na poboczu. Zaniepokojony właściciel mercedesa wysiada, by sprawdzić, co się stało. W
tym czasie "inteligent" błyskawicznie zajmuje jego miejsce za kierownicą. Honda i mercedes ruszają z

piskiem opon. Zrozpaczony kierowca mercedesa krzyczy i macha rękami. Na szczęście przejeżdża
radiowóz. Zaczyna się pościg. Mercedes gwałtownie skręca w boczną drogę prowadzącą do lasu. Za nim

pędzi policja. Przez radio zawiadomione są już wszystkie jednostki, zarządzona jest blokada dróg.
Wygląda na to, że złodziej nie umknie, gdy mercedes znika w ciemności. Jego nowy kierowca zdejmuje

okulary, zakłada na oczy noktowizor, gasi światła i pędzi leśnymi ścieżkami. Niemal 200 na godzinę.
Uruchamia też specjalne urządzenie zakłócające fale radiowe. Pokładowy GPS staje się bezużyteczny.

Policja gubi ślad.
- Grupa Pawlaków miała świetnych kierowców, więc kilka razy udało im się umknąć pościgowi - mówi

Tomasz Watras z wydziału do walki z przestępczością samochodową. - Ja zresztą nie jestem entuzjastą
ganiania złodziei na sygnale, gdy nie jest to absolutnie niezbędne. To zdeterminowani idioci bez

żadnych ludzkich instynktów. Kasują samochody, radiowozy, rozjeżdżają przechodniów. Przy pościgach
mogą być poważne straty. Nasz wydział ma swoje metody, które kończą się spektakularnymi

realizacjami.
Siwy, który kilka razy uciekał policji, po aresztowaniu przez grupę specjalną posypał się w śledztwie i

wydał wspólników. Jego grupa przestała istnieć.

ŹRÓDŁO:

Na części

Lata 1998-2002 to apogeum kradzieży samochodów. - Coś z tym musieliśmy zrobić - opowiada Watras.
- W samej Warszawie ginęło 80 aut na dobę. Grupy przestępcze były dobrze zorganizowane. Nawet gdy

policja łapała poszczególnych złodziei i paserów, ich miejsce natychmiast zajmowali następni. Dlatego
w 2002 roku policja powołała wyspecjalizowane wydziały w kilku komendach wojewódzkich. Teraz w

Warszawie kradzieże samochodów spadły do 8-10 na dobę. Policjantom udało się rozpracować
poszczególne samochodowe grupy.

Watras pokazuje nam planszę, na której narysowano talię kart z wizerunkami poszukiwanych
warszawskich złodziei. Takie plansze wiszą na niemal każdym posterunku policji. W ciągu dwóch lat do

więzienia trafiły niemal wszystkie karty z talii.
Przez ostatni rok w stolicy liczba wyprowadzonych aut spadła o prawie 40 proc.

- A może kradzieży jest mniej, bo spadły ceny samochodów? - pytamy. - Są otwarte granice, używane
auta staniały i zalały rynek.

- To nie ma nic do rzeczy - mówi stanowczo Watras. - Samochody kradzione na "eksport" za wschodnią
granicę to margines, a przede wszystkim legenda. Ukradziony samochód niełatwo zalegalizować i

wywieźć. Ponad 90 procent kradzionych aut w Polsce idzie na części. A ich potrzeba coraz więcej,
zwłaszcza że firmy ubezpieczeniowe wypłacają odszkodowania za stłuczki, nie żądając rachunków za

nowe podzespoły. Ubezpieczycielom się to opłaca, a w świetle prawa wszystko jest legalne - nie można
przecież zakazać sprzedaży używanych części do samochodów. Zdarza się oczywiście, że złodzieje

ukradną bardzo drogie auto: jaguara, porsche czy hummera na konkretne zlecenie. To jednak
rzadkość.

Co robi psiarnia

Krótki, chudy dryblas o świdrujących niebieskich oczach ma na szyi wielkiego czarnego pająka. Gdyby

nie ten tatuaż, robiłby wrażenie kulturalnego młodego człowieka. Klawisz przyprowadza go na
spotkanie z nami z oddziału dla narkomanów w radomskim więzieniu.

- Policja się wycwaniła, ale nie dlatego kończą się samochody. Dzisiaj złodziejom nie można ufać,
sprzedają kumpli psom, za grosz honoru nie mają. Problemem są też narkomani, tak jak ja na
przykład. Pierwszy przypał zaliczyłem, bo wisiałem dilerowi kasę i musiałem ją szybko odrobić. To on

wpuścił mnie w walenie fur, miałem kraść dla niego. Sypał mi jeszcze fety [amfetaminy] na odwagę i w
końcu wpadłem. Złapali mnie, w dodatku z policyjnym radiem. Słuchałem sobie, co robi psiarnia.

Odkiwałem pierwszy wyrok i już mądrzej podszedłem do tej sztuki. Poznałem Gicę i on mi wyjaśnił, jak
to się robi profesjonalnie. Dobry złodziej zawsze spotka złodzieja. Gica jest najlepszy. Różne ekipy

chciały go kupić, żeby z nimi latał. Ale on nie chciał robić z nygusami.
Krótki ma swoją misterną teorię, dlaczego jego grupę rozbiła policja.

- Różni złodzieje chcieli Gicę - gestykuluje papierosem. - A wiecie, skąd złodzieje wiedzieli, kto jest
wśród nich najlepszy? Z psiarni. W czym się specjalizuje, ile ukradł. Gangi tam już mają swoich ludzi.

Nie ma się co oszukiwać, do mnie też kiedyś przyjechali, że mi niby w sprawie pomogą, że będę miał
wiele korzyści. Jak myślicie, skąd znali mój adres i wszystko. No, skąd?

Inspektor Tomasz Watras stuka się w czoło. - Chyba rozumiecie, że nie będę wam opowiadał, w jaki
sposób łapiemy złodziei. Oni też czytają gazety. Mogę najwyżej sprzedać kilka złodziejskich patentów,

bo to być może sprawi, że właściciele samochodów będą je lepiej zabezpieczać.
Watras drapie się po głowie. - Mogę opowiedzieć o sobie. Próbowano mi ukraść prywatne auto już

dwukrotnie. Raz zastałem złodzieja na tylnym siedzeniu, gdy wymontowywał komputer. Po krótkiej
szamotaninie leżał na ziemi. Za drugim razem kolesiom udało się odjechać, ale auto odnaleźliśmy. W

moim renault mam dobry alarm z ukrytą syreną, immobiliser i solidną wewnętrzną blokadę skrzyni
biegów. Byłem ciekaw, jak to przeszli. Myślę, że udało im się namierzyć sygnał mojego pilota, którym

zamykałem samochód pod domem. Na giełdzie można kupić urządzenie domowej roboty, które łapie
sygnał z pilota, a następnie go odtwarza. Tak unieruchomili alarm. Ale blokada skrzyni? To wydawało

się nie do złamania. Zapina się ją na wstecznym biegu, więc chyba nie uciekli tyłem. Okazało się, że na

background image

to też jest patent. Zablokowaną dźwignię zmiany biegów da się na siłę przełożyć na piąty bieg. Gdy
złodzieje odpalą już samochód, podkręcają gaz do bardzo wysokich obrotów i ruszają z piątki.

Sprawdziliśmy, że to możliwe.

Lipa

W ciągu kilku ostatnich lat policja zaczęła wreszcie odnosić sukcesy. Rozbiła wiele samochodowych
gangów. Ale przestępstwa samochodowe ewoluowały i pojawiły się nowe zjawiska.

- Nową plagą są lipne kradzieże, które popełniają sami właściciele - mówi tajemniczo.
- Czyli co?
- Zgłoszeniówki. Dziesięć procent zgłaszanych kradzieży to pic.

Sytuacja pierwsza. Zenon G., starszy księgowy w zakładzie mięsnym, ma trzyletnią skodę octavię.
Kupił ją na kredyt za ponad 70 tysięcy złotych. Zostały mu jeszcze cztery lata spłacania rat, a wartość

samochodu znacznie spadła. Chciałby go sprzedać, ale kasa z samochodu nie pokryje pozostałego
kredytu nawet w połowie. Samochód jest ubezpieczony, więc gdyby go ukradli, zakład ubezpieczeniowy

spłaci dług w banku. Dlatego G. umawia się z poznanym na giełdzie paserem.
- Dam panu za tę skodę 4 tysiące złotych i sprzedam ją na części, a pan zgłosi kradzież. Ubezpieczenie

wypłaci panu resztę - proponuje paser.
Sytuacja druga.

ŹRÓDŁO:

Andrzej C. wraca nocą z imienin koleżanki. Wsiadł za kółko po kieliszku. Samochód jadący z
naprzeciwka oślepił go światłami i C. uderzył w drzewo swoim nowym bmw. Auto jest poważnie
uszkodzone, a kosztowało majątek. C. nie może wezwać policji. Jest pijany, a to przestępstwo. W

dodatku z ubezpieczenia nie dostanie ani złotówki - jechał po alkoholu. Wraca więc taksówką do domu i
zgłasza kradzież auta.

Rafał kiwa palcem. - To są prawdziwe sprawy. Ale ci ludzie nie wykiwali nas. Opracowaliśmy specjalne
procedury, dzięki którym wykrywamy zgłoszeniówki. Dla policji to wymarzony kąsek - śmieje się. - W

naszej pracy rzadko przestępca sam przychodzi na komisariat z dowodem osobistym.
Dziś policjanci ze wszystkich komend rejonowych przechodzą specjalne szkolenie prowadzone przez

wydział Rafała. On sam je opracował. Każdy, kto zgłasza kradzież samochodu, jest gruntownie
przesłuchiwany, żeby sprawdzić, czy nie kręci i nie chce wyłudzić odszkodowania. Wielu sprawców daje

się przyłapać na sprzecznościach w zeznaniach. Sami się wysypują.
- Pomyślcie, co się teraz dzieje z Zenonem G. i Andrzejem C. W ich przypadku policja nie dała się

przechytrzyć. Mają postawione zarzuty z co najmniej trzech paragrafów: zawiadomienie policji o
niepopełnionym przestępstwie, składanie fałszywych zeznań, próbę oszustwa i wyłudzenia

odszkodowania. Czeka ich prokuratura i wyrok.
W dodatku samochód G. jest dawno rozebrany na części, a auto C. rozbite na drzewie. Zero

odszkodowania.
G. ma jeszcze jeden problem. Otóż jego samochód jest zarejestrowany i musi mieć co roku opłaconą

obowiązkową składkę OC. Żeby jej nie płacić, trzeba auto wyrejestrować w wydziale komunikacji.
Według polskiego prawa można to jednak zrobić w trzech przypadkach: sprzedaży, kradzieży albo

zezłomowania samochodu. Przypadek G. nie jest wymieniony w przepisach.
Gdy rozmawiamy o zgłoszeniówkach z Kadilakiem, ten pęka ze śmiechu.

- Siedzi tu taki jeden, co sam sobie wziął auto, żeby dostać odszkodowanie. Zaraz zaplątał się w
zeznaniach na psiarni i teraz będzie kiwał do dzwonka. Tak, tak, kryminały są pełne kiepskich złodziei.

Ale frajerstwo od tych zgłoszeniówek to już prawdziwe nieszczęście.
Czy policja ostatecznie zlikwiduje plagę kradzieży samochodów? Rafał uśmiecha się z pobłażaniem.

- Oczywiście, że nie, bo nigdzie na świecie się to nie udało. Złodzieje samochodów działać będą zawsze.
Udało nam się jednak znacznie ich przetrzebić. Mimo to nadal trzeba pilnować swych aut. A przede

wszystkim mądrze je zabezpieczać.

Źródło: Duży Format

Tego e-booka otrzymujesz dzięki: www.ksiazkidosluchania.tnb.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak nie wyświetla enform w P12 (Nissan primera)
Nissan Primera 5 drzwiowy, typ P12, 2002 2008
Nissan Primera P11 Instrukcja PL
Akumulator do NISSAN PRIMERA P12 16 16V 18 16V 20 16V 20 i 1
Nissan Primera 4 drzwiowy, typ P11, 1994 2002
Nissan Primera
084 Nissan Primera P12 naprawa niedziałających nawiewów
Nissan Primera
ebooks pl nissan primera obsluga i naprawa schematy elektr XUXX7K76FFJ2VHSPN2OBRDQXPFLDHC7YABUFOAI
199 Nissan Primera P12 2003r pikanie kierunkowskazów
instrukcja obsugi nissan primera p11 fabryczna polski ZH3636EVUJFDTKLBLI2QWXOX5UYWMFOWKIUAEHA
Nissan Primera 1 6
Nissan Primera 4 drzwiowy, typ P12, 2002 2008
86 SC DS300 R NISSAN PRIMERA A 02 XX
Nissan Primera 5 drzwiowy, typ P11, 1994 2002
Nissan Primera P11 OBD ABS odczyt kodów ENG
Nissan Primera P11 P11 144 P12 programowanie pilota
Nissan Primera 5 drzwiowy, typ P12, 2002 2008

więcej podobnych podstron