i
»' itWMipm ..
,
JADWIGA ŻYLIŃSKA
TEZEUSZ I
ARIADNA
ILUSTROWAŁ JANUSZ
TOWPIK
KRAJOWA AGENCJA
WYDA WNICZA
■ .... ' ............... —
W EUROPIE I NA MORZU ŚRÓDZIEMNYM
Przed kilku tysiącami lat ziemie, gdzie później
powstały królestwa - Francji, Anglii, Niemiec,
Polski, Węgier i innych państw europejskich po dziś
dzień istniejących - porastały puszcze przerywane
kwietnym stepem i wyrębami leśnymi, z rzadka
zamieszkałe przez ludzi.
Życie płynęło tu zgodnie ze zmianami pór roku.
Drogi były nieprzetarte, żegluga niepewna. Zimą
zaspy śnieżne tamowały przejścia, na wiosnę
roztopy odcinały jedno osiedle ludzkie od drugiego.
Dzikie
zwierzęta
czyhały
na
samotnych
wędrowców. Puszcza żywiła i odziewała swoich
mieszkańców, dawała im poczucie bezpieczeństwa i
złudzenie niezmienności świata.
5
Ale na południu Europy, u wybrzeży Morza
Śródziemnego i na rozsianych po nim wyspach,
gdzie klimat był łagodniejszy i szerokie drogi
wodne nigdy nie zamarzały, od dawna istniały po-
tężne królestwa morskie, kwitło życie miejskie, a
statki z towarem krążyły od portu do portu.
Spośród wszystkich państw na Morzu Śród-
ziemnym najsłynniejsza była Kreta. Jej flota
handlowa docierała daleko na północ, do krain
zamieszkałych przez barbarzyńców, do Wysp Bry-
tyjskich i do wybrzeży Bałtyku, skąd Kreteń-czycy
przywozili cynę i srebro, futra i bursztyn, płacąc
wyrobami z brązu i posążkami Wielkiej Bogini
czczonej pod różnymi imionami.
Potężni władcy Krety narzucili swoje zwierzch-
nictwo wysepkom na Morzu Kreteńskim, Egejskim
oraz miastom na Peloponezie, które składały im
daniny.
Daniny były różne: w zbożu i oliwkach, srebrze i
wełnie. Ale Ateny musiały co dziewięć lat -na
zakończenie Wielkiego Roku - posyłać na Kretę
siedem dziewcząt i siedmiu młodzieńców dla
Minotaura.
Był
to haracz za zabójstwo królewicza
kreteń-skiego, który przybył na igrzyska do Aten i
tam został podstępnie napadnięty i zabity.
O Minotaurze krążyły po całym Morzu Śród-
ziemnym najróżniejsze wieści. Jedni utrzymywali,
6
że jest to potwór - pół byk, pół człowiek - któremu
rzuca się na pożarcie zakładników ateńskich. Inni -
że brązowy Strażnik Grodu w przystani
knossyjskiej, sztuką mistrzowską Dedala zdziałany,
jeszcze inni, że jest to Biały Byk, święte zwierzę
Krety, który przed laty wynurzył się z fal morskich.
Później za sprawą Posejdona, pana Mórz i
Rydwanów, którego król Minos rozgniewał, byk
zdziczał i zaczął pustoszyć Kretę, aż stał się
postrachem mieszkańców wyspy. W końcu został
schwytany i zamknięty w Labiryncie, gdzie rykiem
dawał znać, że domaga się ofiar.
Jedno jest pewne - żaden z zakładników ateń-
skich, wysłanych na Kretę, nigdy nie wrócił.
STATEK Z ZAKŁADNIKAMI WYRUSZA
NA KRETĘ
Zbliżał się czas, kiedy po raz trzeci miano -drogą
losowania - wybrać siedem dziewcząt i siedmiu
chłopców dla Minotaura. Statek z czarnym żaglem
stał już w porcie i w całym mieście rozlegał się
lament i zawodzenie, gdy przed Aigeusem, królem
Aten, stanął jego syn, Tezeusz.
- Przyszedłem do ciebie, ojcze, z prośbą: pozwól
mi jechać z zakładnikami do Knossos.
- Chcesz? żeby złożono cię w ofierze Mino-
taurowi?
- Postanowiłem go zabić.
- Nikt nigdy go nie widział. Nie wiadomo, z kim
przyjdzie ci się zmierzyć.
- Pewien jestem, że wrócę jako zwycięzca.
9
- Nie wiesz, na co się ważysz, mój synu.
- Król Minos nie żyje. Nad Kretą panuje młoda
królowa.
- Młodej królowej także nie można ufać.
Zwłaszcza jeśli jest nią królowa Krety!
Blask, jakim Kreta przez wieki promieniała, jej
miasta, pałace, bogactwo i przepych słynne na ca-
łym Morzu Śródziemnym, wytwórnie olejków, go-
spody i winiarnie, stroje i ozdoby, jakie oferowała
stolica, a nade wszystko tajemniczość otaczająca
Labirynt tak ludzi oszałamiały, że na samą
wzmiankę o Krecie truchlały w nich serca i uginały
się kolana. Teraz także Aigeus, widząc, że nic i nikt
nie zdoła powstrzymać Tezeusza od powziętego
zamiaru, czuł ogarniającą go trwogę, jak gdyby syn
wyruszał na pewną zgubę.
Tymczasem Tezeusz uzbroił młodzieńców prze-
znaczonych dla Minotaura, ażeby mogli przynaj-
mniej walczyć o swoje życie - gdyby*nie udało mu
się pokonać potwora, a dla siebie zabrał ostry miecz
brązowy.
Aigeus dał synowi najlepszego z całej Grecji
sternika, imieniem Nauzyteus, i zaopatrzył okręt w
drugi żagiel - biały.
- Codziennie będę wychodził na Akropol i sta
wał na cyplu wypatrując twojego powrotu - po
wiedział. - Jeżeli ocalejesz i będziesz wracał żywy
i cały, nie zapomnij zaciągnąć białego żagla.
10
I Tezeusz odrzekł:
- Nie zapomnę.
W dniu wyjazdu Tezeusz wraz z zakładnikami
oddali się pod opiekę Afrodycie i złożyli jej ofiarę z
kozy. Po czym podążyli do przystani. Odprowa-
dzały ich matki, które do ostatniej chwili chciały
towarzyszyć swoim dzieciom. Przyniosły placki
jęczmienne i miód, figi i oliwki i przez całą drogę
opowiadały pradawne legendy o herosach i hero-
inach porzuconych na kamienistej wyspie, przy-
kutych do skały, zamkniętych w lochu i w ostatniej
chwili cudownym sposobem - uratowanych.
Był szósty dzień Munychionu, jak w Helladzie
nazywał się kwiecień, kiedy podniesiono kotwicę i
okręt z czarnym żaglem wypłynął z portu na
zielone, lekką pianą pokryte morze i pożeglował w
kierunku Krety.
ARIADNA, NIMFA KRETY
Ariadna, Nimfa, jak zwano królową Krety, sie-
działa przed gotowalnią zastawioną niezliczoną
ilością szkatułek i słoików z kości słoniowej i
jadeitu, drzewa hebanowego wykładanego perłową
macicą i srebrem, podczas gdy służebna układała jej
włosy w misterne loki, wplatając w nie sznury
turkusów i bursztynów.
Wtem w metalowej powierzchni zwierciadła
zamajaczyła jakaś wyniosła postać z dwoma brą-
zowymi wężami w rękach.
Ariadna odwróciła się: u wejścia stała arcy-
kapłanka Teomessa. Była to jedyna osoba w
Knos-sos, a właściwie na obszarze świata
śródziemnomorskiego, a zatem na całym świecie,
która miała
13
o każdej godzinie dnia i nocy otwarty wstęp do
komnat królowej. Teomessa opiekowała się Ariadną
od dziecka, wychowywała ją na następczynię tronu,
nauczyła starożytnego alfabetu, w którym każdej
literze odpowiadał inny krzew lub drzewo i
wtajemniczyła w obrządki ku czci Bogini Księżyca.
Odkąd jednak Ariadna została królową, Teomessa
rzadko odwiedzała ją w pałacu i Ariadna wiedziała,
że tylko ważna przyczyna mogła ją skłonić do
opuszczenia świętego gaju platanów, gdzie
znajdowała się Grota Diktynny.
Ariadna powstała i odprawiwszy służebną,
pośpieszyła do drzwi powitać arcykapłankę.
Teomessa istotnie przybyła z ważnymi wieściami
: oto do przystani w Knossos zawinął statek z
zakładnikami ateńskimi, a wraz z nimi przyjechał
Tezeusz.
- A któż to jest Tezeusz? - zapytała Ariadna.
- Syn króla Ajgeusa i następca tronu w Atenach.
- Czy wiesz coś o nim?
- Jest młody, odważny i dzielny. Sam jeden
pokonał olbrzyma czatującego na podróżnych w
Przesmyku Korynckim i rozprawił się z
oprysz-Kami grasującymi na gościńcu z Aten do
Trojzeny.
- Jak myślisz, co sprowadziło tego Tezeusza do
Knossos?
- Myślę, że przyjechał prosić cię o zniesienie
haraczu nałożonego przez twojego ojca na Ateny.
14
- Jestem pewna, że Tauros będzie się temu
sprzeciwiał.
- Nie wiem, jaki sposób wynajdzie Tauros, żeby
utrzymać Ateny w zależności, ale pamiętaj o
jednym: nie możesz dopuścić do wojny. Kreta nie
pokona Aten, jak pokonała je przed osiemnastu laty.
- Myślałam, że Kreta jest najpotężniejszym
królestwem na Morzu Śródziemnym.
- Kreta żyje już tylko pozorem dawnej wielkości.
Kretenczycy wolą trudnić się handlem niż
podejmować dalekie wyprawy morskie i zakładać
nowe kolonie. Nawet w straży królowej służą
barbarzyńcy.
- Więc co mam robić? Zawrzeć z Tezeuszem
przymierze? - Ariadna zawiesiła wzrok na twarzy
arcykapłanki.
- Jakąkolwiek dasz odpowiedź Tezeuszowi i
jakkolwiek postąpisz, winnaś się mieć na baczności.
- Przed Tezeuszem? Czy przed Taurosem? A
może przed oboma?
- Powiedziałam ci już wszystko.
W tej chwili wszedł herold.
- Dowódca Straży Pałacowej prosi o posłu-
chanie.
- Idź powiedzieć Taurosowi, że zaraz przyjdę do
sali tronowej.
15
*
Tauros, dowódca Straży Pałacowej, już od go-
dziny czekał na audiencję.
Był to mężczyzna okazałej postaci, o zimnych,
niebieskich oczach w opalonej twarzy i z głębokimi
bruzdami dokoła warg, co nadawało jego obliczu
wyraz zawziętości i pychy. Po śmierci króla Minosa
zagarnął całą władzę na Krecie i nikt nie śmiał mu
się przeciwstawić.
Królowa weszła do sali tronowej i usiadła na
wzniesieniu.
Tauros podszedł do stopni tronu. Na sobie miał
półpancerz z brązu, a u boku brązowy sztylet.
- Przybił statek z zakładnikami - oznajmił.
-Kazałem ich odprowadzić do pomieszczenia dla
zawodników. Ale to nie wszystko. Przyjechał z nimi
syn króla Attyki i następca tronu, Tezeusz. Domaga
się posłuchania.
- Chętnie mu go udzielę. Czy domyślasz się, po
co tu przyjechał?
- Bez względu na to, po co przyjechał, nie po-
winien wrócić do Aten.
- Ciekawa jestem, w jaki sposób chcesz go
zatrzymać. Nie jest zakładnikiem.
- Sposób musi się znaleźć. Nie mogę dopuścić,
żeby wrócił do Attyki teraz, kiedy zna przystań i
rozmieszczenie straży.
16
- Czy spodziewasz się napaści ze strony Aten?
- Spodziewam się wszystkiego najgorszego po
kimś, kto uzbroił zakładników i sam nieprzymu-
szony ważył się z nimi przyjechać.
- Chciałabym go zobaczyć.
- Na wszelki wypadek każę mu odjąć miecz
-powiedział Tauros i poszedł wydać odpowiednie
rozkazy.
Do sali tronowej wszedł wysoki młodzieniec w
hełmie na głowie i ze skórą narzuconą na barki.
Spod hełmu spadały mu na ramiona kędziory barwy
jęczmienia.
Był to Tezeusz.
Minął strażników stojących u podwoi, zrobił
kilkanaście kroków, po czym zatrzymał się i jął
wodzić oczami po sali.
...Ściany malowane w łany lilii, a wśród nich
spoczywające różowe gryfy, w narożnikach lampy z
górskiego kryształu, jarzące się ciepłym światłem.
W głębi na niewielkim wzniesieniu tron z szarego
alabastru, a na nim postać o lśniącej jak masa
perłowa twarzy, z wysoko na czole wymalowanymi
brwiami, ubrana w szaty z tak starannie ułożonymi
falbanami, jak gdyby były wyrzeźbione.
Tezeusz przez chwilę przypatrywał się niezna-
nemu zjawisku, wreszcie zaczerpnął tchu i oświad-
czył gromko, aż echo odbiło jego słowa o ściany
sali tronowej.
17
- Chcę mówić z królową Krety!
- Stoisz przed nią - rzekł Tauros skłaniając się
przed królową.
- Myślałem, że jest to statua bogini - odparł
Tezeusz zmieszany.
Ruszył w jej stronę, a idąc czuł, jak po raz
pierwszy opuszcza go odwaga.
Na
Peloponezie
władzę
sprawowali
królowie--wojownicy, a chociaż jadąc na Kretę
wiedział, że stanie przed obliczem królowej, nie
wyobrażał sobie, że będzie wyglądała jak bóstwo.
Nie wiadomo, czy sprawił to strój Ariadny, czy
światło padające od lamp, czy powietrze przesycone
aromatem wonnych olejków, w każdym razie Te-
zeusz poczuł się naraz jak nieokrzesany pastuch,
który cudownym sposobem trafił do siedziby bogów.
Z oszołomienia wyrwał go głos Ariadny:
- Co cię sprowadziło na mój dwór, Tezeuszu?
- Przybyłem prosić cię, królowo, o zwolnienie
mieszkańców Aten z haraczu, jaki twój ojciec na
nich nałożył.
- A cóż w zamian jesteś gotów mi ofiarować?
- Gotów jestem sam jeden pójść do Labiryntu i
stoczyć walkę z Minotaurem - wyrzekł jednym
tchem Tezeusz.
- Nie boisz się sam jeden wejść do Labiryntu?
- Jeśli to jedyny sposób, by uwolnić Ateny od
haraczu...
19
Zaległa chwila ciszy. Pierwszy
przemówił Tauros:
- A więc królewicz Attyki chce pokonać Mino
taura, który stoi na straży Krety. Czy królowa
przyjmuje wyzwanie?
Ariadna przez cały czas milczała, tylko oczy
jej barwy hiacyntu przenosiły się z twarzy bar-
barzyńskiego księcia na twarz Taurosa, a wreszcie
wzrok jej zatrzymał się na Tezeuszu. Czy prze-
czuwał, że Tauros postanowił go zgubić?
Na koniec powiedziała:
- Przyjmuję. Każ wezwać sternika statku ateń
skiego - zwróciła się do dowódcy Straży Pałaco
wej. - Niechaj Tezeusz w jego obecności oświad
czy, że to on sam chciał iść do Labiryntu walczyć
z Minotaurem.
Tauros spojrzał z podziwem i uznaniem na
królową:
- Idę wysłać herolda na statek ateński.
Tezeusz i Ariadna zostali sami.
- Zbliż się, Tezeuszu - Ariadna skinęła ręką
wskazując stopnie tronu. A gdy Tezeusz stanął,
gdzie mu kazało, wyrzekła szeptem, nie
porusza-szając wargami:
- Przyjdź nocą do Gaju Diktynny.
W GAJU DIKTYNNY
Odkąd Tezeusz znalazł się na Krecie, nie mógł
pozbyć się jakiegoś oszołomienia, na które składały
się: wspaniałości stolicy, rozległe place i dzie-
dzińce, ulice, wzdłuż których stały sklepy z towa-
rami z całego świata, i pałac Nimfy, otoczony
kwitnącymi ogrodami, a nade wszystko unosząca
się wszędzie woń perfum, z wyrobu których Kreta
słynęła na całym obszarze Morza Śródziemnego. W
swojej barbarzyńskiej prostocie mniemał, że sama
odwaga wystarczy mu do zmierzenia się z
Minotaurem,
lecz
teraz
czuł,
że
poza
niebezpieczeństwem noszącym miano Minotaura ze
wszystkich stron otacza go obcy, niezrozumiały
świat, niepokojący i zagadkowy. Przeczucie mówi-
21
ło mu, że królowa i Tauros nie działali jedno-
myślnie, że każde z nich miało nieco inne zamiary,
że jedno z nich gotowało mu zasadzkę.
Czyżby to była Ariadna?
O zmierzchu wykąpał się w morzu, po czym
wyszedł na ląd i okrężną drogą udał się do
świę-lego Gaju Diktynny. Noc już zstąpiła na
ziemię i głęboki mrok przenikał świat, gdy Tezeusz
pogrążył się w platanowy zagajnik. Drzewa były tu
wysokie jak kolumny i tworzyły nad nim sklepienie
z gałęzi, przez które sączyło się zielo-nawe światło
księżyca. Stąpał ostrożnie po miękkim poszyciu
traw, wśród rozpościerających się różanych głogów,
czując ściskający go za gardło niepokój.
Znienacka zagrodziła mu drogę jakaś postać.
Była to kobieta z diademem na głowie. W rękach
trzymała dwa brązowe węże.
- Co tu robisz sam jeden nocą w świętym Gaju
Diktynny? - usłyszał głos poprzez szum krwi
pulsującej w skroniach.
- Jestem Tezeusz. Królowa kazała mi tu przyjść.
- Chodź za mną.
Ruszył za postacią, która prowadziła go w gęst-
winę drzew i w coraz większą ciszę. Szli ścieżką
wijącą się wśród zarośli i łanów złotych lilii, aż
znaleźli się na niewielkiej polanie, w głębi której
wznosiła się grota świecąca tajemniczym blaskiem.
23
Przed grotą, gdzie mirt rósł zielony, stała Ariad-
na. Otulona była w przejrzystą tkaninę, cała spowita
w aromaty nocy i lśniąca srebrnym blaskiem
księżyca.
- Czy nikt cię nie widział? - zapytała.
- Nikt.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
Przemówiła królowa:
- Jeszcze nikomu, kto nie zna planu Labiryntu,
nie udało się z niego wydostać.
- Więc co mam zrobić?
- Tu masz kłębek czerwonej wełny. Dostałam go
przed laty od Dedala. Przywiąż jeden koniec nici u
wejścia i idź rozwijając kłębek i nie wypuszczając
go z dłoni cokolwiek się wydarzy...
- Ariadno, powiedz mi, kto to jest Minotaur?
- Być może, nie ma go wcale.
- Jak to nie ma? Z kim więc mam stoczyć walkę?
- Nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Jeśli znaj-
dziesz Minotaura i uda ci się go zabić, tylko po
nitce zdołasz wyjść stamtąd.
- Czy mam go zabić gołymi rękami? Tauros
zabrał mi miecz.
- Tu masz swój miecz. A teraz idź.
Tezeusz poczuł w dłoni dobrze znany jelec
i ogarnęła go fala nagłej radości, poczuł jak serce
wali mu poczuciem mocy i pewności zwycięstwa.
24
Dostał swój dobry, brązowy miecz, którym zabił
Olbrzyma Zginającego Sosny i dokonał niejednego
bohaterskiego czynu.
- Ariadno...
Ale Ariadny już nie było. Stał oszołomiony,
czując upajającą woń olejków i kwiatów, i chło-
dzące dotknięcie nocy na licach.
- Chodź, wskażę ci ścieżkę do wyjścia - roz
legł się głos kapłanki.
Tezeusz ocknął się z odrętwienia i ruszył za
postacią wskazującą mu drogę.
W ręku trzymał kłębek czerwonej wełny, ta-
lizman, jaki dała mu Nimfa Krety.
SPOTKANIE Z MINOTAUREM
Nazajutrz herold zaprowadził Tezeusza do
Labiryntu
Minęli czworokątny dziedziniec, w głębi którego
wznosiła się stroma ściana cytadeli wzniesionej
ongi przez najsłynniejszego architekta świata -
Dedala.
Był to Labirynt.
Prowadziło do niego jedno tylko wejście, nie-
wielkie, pięknie w brązie kute drzwi.
- Powiedz mi, heroldzie, czy widziałeś kiedy
Minotaura?
- Nikt go nie widział. Ale niekiedy nocą pojawia
się na dachu Labiryntu postać mężczyzny z głową
byka i wpatruje się w księżyc.
27
- I nikt nie próbował wejść do środka i zoba-
czyć go z bliska?
- Może próbował. Ale żaden z tych, co wszedł,
nie wyszedł stamtąd.
Stali przed wejściem.
- Dalej musisz iść sam - powiedział herold
i pchnął drzwi, które dziwnie lekko się rozwarły.
Tezeusz przestąpił próg i znalazł się sam jeden
w Labiryncie. Przed nim otwierał się długi, zda
się w nieskończoność ciągnący się ciemny tunel,
który przy końcu się rozjaśniał, jakby z góry pa-
dało nań światło.
Tezeusz uwiązał u nadproża koniec czerwonej
nitki i z kłębkiem w jednej ręce i brązowym mie-
czem w drugiej ruszył przed siebie.
Szedł kamiennym korytarzem, a jego kroki od-
bijały się echem od ścian i pułapu, wzmagając
wrażenie otaczającej go pustki. Na końcu kory-
tarza znajdowały się schody: jedne wiodły w górę,
drugie w dół. Tezeusz po chwili namysłu zaczął
wstępować w górę. Schody prowadziły na kruż-
ganek, który załamywał się pod kątem prostym
i łączył się z innym krużgankiem, położonym o
kilka stopni wyżej, a ten z kolei prowadził do
następnego krużganku i tak niezliczoną ilość razy.
W pewnym momencie Tezeusz zdał sobie sprawę,
że kroczy po obwodzie czworoboku, którego
każdy bok leży wyżej od poprzedniego. Tak idąc,
28
doszedł do najwyższego piętra, gdzie znajdowała
się wnęka z kolumienkami, a w głębi drzwiczki.
Tezeusz przystanął i jął nasłuchiwać.
Czyżby tam, za tymi drzwiami znajdowała się
kryjówka Minotaura?
Dokoła panowała cisza. Po chwili wahania
Tezeusz ostrożnie spróbował uchylić tajemnicze
podwoje. Rozwarły się natychmiast i oczom jego
ukazała się rozległa sala, a w głębi, na wprost niego
ogromny byk z pochylonym - jak do skoku - łbem;
na grzbiecie byka wiotka, półnaga akrobatka
gotowała się do skoku.
Tezeusz rzucił się w tamtą stronę - i stanął jak
wryty: to co wziął za żywe zwierzę, było martwym
malowidłem.
Czy Labirynt gotował mu więcej podobnych
zasadzek?
Z komnaty z malowidłem byka wiodły drzwi do
drugiej sali, a z tamtej do trzeciej, czwartej,
dziesiątej. Każda sala była położona na innej
kondygnacji i ozdobiona innymi malowidłami.
Jak urzeczony wędrował z komnaty do komnaty,
przystawał, odwracał się, jakby na zawsze chciał
zapamiętać, utrwalić obrazy, napierające na niego
orgią kolorów i wyobrażeń. Nie wiedział, ile już
razy szedł po stopniach w górę, ile razy w dół.
Dawno już stracił orientację, na jakim poziomie się
znajduje. Za każdym razem, kiedy
29
zdawało mu się, że dociera do najwyższego piętra,
na drodze jego zjawiało się parę stopni podstępnie
sprowadzających go w dół, by w następnej sali, w
następnym przedsionku trafić na ukryte schodki, po
których zaczynał piąć się od nowa w górę. Krążył
jak oczadziały, nie wierząc już, że kiedykolwiek
skończy się jego wędrówka, gdy znienacka znalazł
się w przestronnej galerii zalanej światłem. Wysoko
ponad nim był wybity prostokąt, przez który widać
było niebo.
Dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest zmęczony.
Usiadł na ławeczce między kolumienkami,
wspierającymi strop, położył u swoich nóg miecz i
ze zwisającymi rękami ciężko oddychał.
A więc obszedł cały Labirynt, dotarł na sam jego
szczyt i nigdzie nie spotkał Minotaura.
Czuł się pusty, jak gdyby ta daremna wędrówka
wyssała wszystkie jego siły przygotowane na walkę
i zwycięstwo. I oto okazało się, że nie miał z kim
walczyć ani kogo zwyciężać.
Labirynt był pusty.
Nie wiedział, jak długo tak trwał, wsłuchując się
w dzwoniącą mu w uszach ciszę, gdy wtem rozległ
się odległy grzmot.
Odruchowo podniósł głowę, jak gdyby spodzie-
wał się, że przez wybity w stropie otwór ujrzy
burzowe chmury, ale nad nim wznosiło się błękitne,
bezchmurne niebo.
30
Po chwili znowu doszedł go ten sam odgłos,
tylko o wiele bliżej i jednocześnie w głębi galerii
mignął jakiś cień.
Tezeusz pochwycił miecz leżący na ziemi i zerwał
się na równe nogi. Czyżby mu się coś przywidziało?
Nagle powietrze przeszył złowieszczy ryk i
jednocześnie zza kolumny wychylił się rogaty łeb
byka i zniknął. Wszystko to trwało okamgnienie, ale
tym razem był pewny, że nie uległ złudzeniu. Z
mieczem w garści zaczął się skradać w kierunku,
gdzie ukazał mu się potwór, lecz gdy doszedł do
końca galerii - nie zastał tam nikogo.
Przed nim otwierała się czeluść, a w niej ukryte
schody.
Były to jednak inne schody niż te, którymi
przyszedł na górę.
Nie ulegało wątpliwości, że prowadziły do
kryjówki Minotaura.
Tezeusz zaczął się opuszczać w dół. Stopnie
zrazu wygodne i mocne stawały się coraz bardziej
niepewne. Tu brakowało cegły, tam sypał się gruz
spod stóp. Widocznie schody były dawno nie
używane, czy może zostały podczas trzęsienia ziemi
uszkodzone. Wreszcie Tezeusz dosięgną! dna
studni. Znajdował się w ciemnym, sklepionym
lochu. Panował tu mrok, chłód i wilgoć. Pachniało
pleśnią i starym winem. Skądś, nie wiedział skąd,
sączyło się zielone światło; w pół-
31
mroku widniały rzędy amfor i dzbanów ustawio-
nych wzdłuż ścian lochów.
Ostrożnie posuwał się naprzód, rozglądając się na
lewo i prawo, by nie zostać zaatakowanym od tyłu.
Uszedł już kilkanaście kroków, gdy wtem z jakiejś
wnęki, której istnienia nie przeczuwał, wynurzył się
potwór i zagrodził mu drogę.
Był wspaniałej jak zawodnik budowy, a zamiast
głowy ludzkiej miał osadzony na karku łeb byka,
lśniący złotym blaskiem.
- Zginiesz! - ryknął i z mieczem w dłoni runął na
Tezeusza.
- Albo ty, bestio!
Tezeusz wzniósł miecz i tamten cofnął się zdu-
miony, widać nie spodziewał się, że przeciwnik
będzie uzbrojony. Ale trwało to tylko ułamek
chwili. Wnet natarł na niego z furią. Tezeusz po-
czuł, jak perlisty pot okrywa mu wargi, lecz ramię
jego nie zadrżało, gdy odparowywał cios Minotaura.
Na chwilę odstąpili od siebie, po czym miecze ich
znów się skrzyżowały, za każdym uderzeniem
klingi wywołując stokrotne echo, jak gdyby w
lochach Labiryntu walczyła cała armia. Tezeusz
pojął, że ma do czynienia z mistrzem nie lada, ale i
on nosił miecz nie od parady. Od jego męstwa i
sprawności zawisł los zakładników Attyki i jego
własne życie. Sama Ariadna dała mu
34
miecz i kłębek. Przypomnienie Ariadny wzmogło
jego siły, jakby imię jej miało moc czarodziejską.
Niespodziewanie z obrony przeszedł do ataku. Z
młodzieńczą zuchwałością runął na potwora i
jednym straszliwym pchnięciem przebił jego pierś.
Minotaur zwalił się na ziemię, bluzgając krwią.
- Nie wyjdziesz stąd nigdy - wycharczał i dziwnie
przechylił łeb odsłaniając żylastą szyję starego
mężczyzny.
Tezeusz stał przez chwilę nie wierząc własnym
oczom. U jego stóp leżała bestia z kadłubem
człowieka i z głową byka lśniącą martwym me-
talem. Wzniósł miecz, chwycił Minotaura za rogi,
by odciąć jego potworny łeb i - zachwiał się. W
rękach trzymał złotą maskę byka z rogami, a na
ziemi leżał martwy Tauros.
Tezeusz przypasał miecz i ze złotą maską w jed-
nej ręce i kłębkiem czerwonej wełny w drugiej
ruszył w drogę powrotną. Dopiero teraz zdał sobie
sprawę z ogromu Labiryntu i z całej zawiłości jego
planu. Nigdy, przenigdy nie zdołałby się stąd
wydostać, gdyby nie czerwona nić Ariadny, co na
kształt strużki krwi Minotaura wiła się przed nim,
prowadząc go ku wyjściu.
Słońce miało się już ku zachodowi, gdy Tezeusz
znalazł się na prostokątnym dziedzińcu wyłożonym
płytami ze znakiem mątwy.
35
Na dziedzińcu stała straż, a przed drzwiami
czekał herold.
- Zabiłem Minotaura - rzekł Tezeusz i podniósł
wysoko maskę byka ze złotymi rogami. W łunach
zachodu maska wydawała się jak z ognia.
- Czy to już zachód słońca? - zdziwił się.
- Tak. Cały dzień byłeś w Labiryncie. Myślałem,
że już stamtąd nie wyjdziesz.
- A jednak czekałeś.
- Królowa kazała mi czekać na ciebie.
- Zaprowadź mnie do niej.
Nimfa Krety siedziała na tronie z szarego
ala-bastru na tle ścian malowanych w lilie i różowe
gryfy jak w dniu, kiedy ujrzał ją po raz pierwszy.
Ale teraz nie było obok niej Taurosa. W ręku miała
labrys, oznakę swojej władzy. Tezeusz szedł prosto
ku niej, trzymając w wyciągniętej prawicy maskę
byka.
- Zabiłem Minotaura! - zawołał. - Oto złota
maska zdarta z głowy Taurosa.
Podszedł do tronu i stanął na wprost królowej.
- Czy wiedziałaś, że Tauros i Minotaur to jedno?
- Niekiedy domyślałam się tego. Jeszcze nikt z
tych, kogo Tauros zwabił do Labiryntu, nie wyszedł
stamtąd z życjem. Ale byłam bezsilna. Dokonałeś
czynu godnego herosa, Tezeuszu.
36
- Dokonałem go dzięki tobie, Ariadno. Bez
kłębka Ariadny przepadłbym na zawsze w La-
biryncie.
- Cieszę się, że zdołałam cię ocalić. Jesteś
wolny, Tezeuszu, ty i zakładnicy ateńscy, wszyscy,
których Ateny przysłały.
- Więc oni żyją?
- Występowali jako zawodnicy w Igrzyskach na
zakończenie Wielkiego Roku. Po dziewięciu latach
odzyskiwali wolność.
- Dlaczego więc żaden z tych, których Ateny
wysłały, nigdy nie wrócił?
- Być może, urzekła ich Kreta. Nasz sposób
życia. Nasze miasta-ogrody, nasza sztuka i sława,
jaką zdobywali na zawodach.
Na to Tezeusz:
- Mnie również urzekła Kreta. A może urzekła
mnie Ariadna.
UCZTA
W całym Knossos szumiało jak w ulu. Jedni
radowali- się ze zwycięstwa Tezeusza, inni wspo-
minali pradawną przepowiednię, że potęga Krety
dopóty będzie trwała, dopóki Minotaur będzie pełnił
straż nad wyspą.
Ale kto to właściwie był Minotaur? Człowiek czy
potwór i w jaki sposób Tezeusz zdołał wyjść z
Labiryntu? Zadawano sobie pytania.
Podobno Ariadna zakochała się w królewiczu
ateńskim i dała mu czarodziejski kłębek, który sam
toczył się po ziemi i wskazywał drogę do wyjścia.
A cóż na to Tauros?
Taurosa nigdzie nie było.
Tauros znikł bez śladu - jak tylu przed nim.
39
Na wszystkich wargach było imię Tezeusza.
Z dnia na dzień królewicz ateński stał się he-
rosem.
Ariadna wydała w swoim pałacu ucztę na cześć
zwycięzcy Minotaura.
Tezeusz przyzwyczajony do biesiad, gdzie po-
dawano całe barany pieczone na rożnie, olbrzymie
ćwiartki wołów i świń, nie licząc drobiu, a wszystko
zapijano stągwiami słynnego ateńskiego piwa, z
niejakim zdumieniem zasiadł do stołu zastawionego
wykwintnymi potrawami obficie przyprawionymi
sasafranem i miętą.
Gładkolice pacholęta obnosiły srebrne czarki z
wonną wodą, w której biesiadnicy raz po raz
obmywali palce z tłustości.
Do potraw podano słynne wino kreteńskie w
dwuusznych kraterach.
Po uczcie rozpoczęły się pląsy. A właściwie
słynny Taniec Żurawia, bardzo trudny, bo każdy
krok i każda figura były wpisane w inny wzór
posadzki, którą przed laty ułożył Dedal dla małej
Ariadny. Do tańca przygrywały harfiarki. I kiedy
tak płynęli przy dźwięku upajających tonów, w
świetle alabastrowych lamp, Tezeusz miał uczucie,
że znalazł się w zaczarowanym pałacu Nereidy i że
nigdy już stamtąd się nie wydostanie.
Gdy taniec się skończył, powiedział do Ariadny:
- Chciałbym pomówić z tobą na osobności.
40
Wyszli na krużganek, skąd prowadziły stopnie do
ogrodów królewskich.
- Ariadno, czas już, by Ateny i Kreta zawarły
przymierze.
- Niczego więcej nie pragnę.
- Zostań moją żoną, Ariadno.
- I chcesz panować u mego boku na Krecie?
- Chcę zabrać cię z sobą do Attyki.
- Nimfa Krety nie może opuścić swojej wyspy.
Należymy do różnych światów, Tezeuszu.
- A jednak pomogłaś mi zwyciężyć Minotaura.
Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo chciałam uwolnić od niego także Kretę.
- Nie wierzysz w przepowiednię, że Kreta będzie
dopóty trwała, dopóki będzie jej strzegł Minotaur?
- Nie wierzę, by Kreta mogła przestać istnieć.
Zatoczyła ręką krąg, jakby tym gestem chciała
ogarnąć kwitnące ogrody, ściany pałacu malowane
w lilie, kuropatwy, delfiny i błękitne małpy,
posadzki wyłożone płytkami we wzory, sprzęty z
kryształu, hebanu i brązu, wykładane perłową
macicą, srebrem i bursztynem, amfory o pięknych
liniach, cały ten świat zbytku i piękna, tworzony
przez wieki z myślą o przyszłych pokoleniach.
- A jednak kilkanaście okrętów z dobrze uzbro
jonymi wojownikami może zdobyć Kretę - rzekł
Tezeusz.
41
- To, co Kreta stworzyła, jest niezniszczalne.
- Nie rozumiem twoich słów.
- Dałam ci kłębek. To powinno ci wystarczyć.
Zaległa chwila ciszy. Przemówił Tezeusz:
- I ja chciałbym ci coś dać na pamiątkę. Weź
na pożegnanie ten amulet. - Podał jej srebrny
naramiennik w kształcie węża, znak rodu Erech-
teidów, z którego się wywodził.
Ariadna wzięła go do ręki i powiedziała:
- Jeżeli to jest znak przymierza z Atenami, za
wieszę go przed statuą Diktynny.
Statua ustawiona była w małej niszy przy końcu
krużganku. Przez otwartą między kolumnami
przestrzeń sączyła się parna noc letnia, wionąc
zapachem hiacyntów, róż i granatów.
Z daleka dochodziły tony muzyki.
Odurzony muzyką, winem i aromatami Krety
zwycięzca Minotaura nagłym ruchem zarzucił
płaszcz purpurowy na Ariadnę, a gdy objęła
drewnianą statuę Diktynny, uniósł obie i wybiegł
z pałacu w noc i ciemność.
BURZA
Ledwo podnieśli kotwicę i wypłynęli na morze,
rozszalała się burza. Pioruny biły raz po razie
rozświetlając niebo i ziemię zielonym światłem,
grzmoty przewalały się po niebie, a spienione
bałwany uderzały o kadłub okrętu, jak gdyby
chciały go rozłupać na dwoje.
Statek unoszony falą podrywał się niby ptak
dziobem do góry, po czym z łoskotem opadał,
wzbijając słup wody. Nawałnica miotała nawą
grecką, która trzeszczała w spojeniach i chybotała
na boki. Tezeusz stał trzymając się masztu, gdy
zbliżył się do niego Nauzyteus:
- Obawiam się, że okręt zatonie - powiedział.
- Musimy dopłynąć do Attyki.
43
- Nie powinieneś był wykradać Ariadny.
- Myślisz, że ta burza to kara bogini Księżyca?
Ostatnie słowa zagłuszył ryk morza i grzmoty
przewalające się po nieboskłonie. Wysoka fala
runęła na okręt i zalała pokład. Nawa zachybotała
i zaczęła raptownie się zanurzać.
- Wszyscy wylewać wodę - zawołał Nauzyteus.
Tezeusz, załoga i zakładnicy chwycili za wiadra
i amfory, ale coraz nowe fale zalewały pokład.
- Ariadny nie zatrzymasz i sami pójdziemy na
dno! - krzyknął Nauzyteus.
- Więc co mam robić? Przecież nie możemy
odwieźć jej na Kretę.
- Jest tu niedaleko wyspa Naksos.
- Czy zdołasz do niej doprowadzić statek?
W odpowiedzi Nauzyteus poszedł na swoje
stanowisko i kazał rozwinąć żagle. Wiatr uderzył
w płótno i pchnął okręt w przeciwnym niż dotąd
zmierzali kierunku.
W tej chwili burza jak gdyby zaczęła cichnąć,
pioruny biły mniej gęsto, grzmoty były coraz
odleglejsze, tylko wiatr dął w środek żagla i niósł
okręt ku nieznanemu brzegowi.
Przy rufie znajdowało się kryte pomieszczenie,
gdzie owinięta w futra spoczywała Ariadna uśpio-
na miodem, który Tezeusz dał jej do wypicia.
W perłowym brzasku nawa grecka przybiła do
małej wysepki. Tezeusz wziął na ręce
śpiącą
45
Ariadnę, opuścił z nią statek i zaniósł na niewielki
pagórek, gdzie ułożył ją pod rozłożystym drzewem
sokory i czym prędzej wrócił na okręt.
Morze uspokoiło się. Z granatowego stało się
niebieskie, lekko zmarszczone, pokryte białą pianą.
Wzeszło słońce i jęło osuszać żagle, liny, drewniane
deski okrętu i odzież przemoczonej do ostatniej
nitki załogi. Płynęli zanurzeni w blasku dnia i przy
niebie bezchmurnym, popychani lekką bryzą dmącą
w żagle.
Wtem wynurzyła się przed nimi z mgły porannej
maleńka wyspa.
Była to Delos, poświęcona Apollinowi.
Tezeusz kazał przybić do brzegu i zarządził
wypoczynek.
Wysiedli ze statku i ruszyli w głąb wyspy. Tak
zaszli nad małe okrągłe jeziorko, przed którym stał
pradawny ołtarz z kozich rogów. Tu Tezeusz na
cokole obrośniętym bluszczem ustawił drewniany
posążek Diktynny, nie chciał bowiem przywozić do
Aten martwego posągu bogini zamiast Ariadny.
Jeden z zakładników podniósł do ust flet i zaczął
grać. W cichym powietrzu poranka popłynęła
melodia Tańca Żurawia. I nie wiadomo,czy spra-
wiła to melodia, czy sama Diktynna, ale nagle
Tezeusz drgnął i bezwiednie zaczął wykonywać te
same figury, które wykonywał tańcząc z Ariadną
46
w pałacu w Knossos. Wraz z Tezeuszem tańczyli
jego towarzysze.
Dźwięk muzyki wywabił z chat mieszkańców
Delos. I oto ujrzeli, że na obrośniętym bluszczem
starym ołtarzu stoi posążek bogini, a dokoła
chłopcy i dziewczęta pląsają przy dźwiękach fletu.
Był to widok tak piękny, że wnet przyłączyli się do
tańczących i tak pląsali na maleńkiej wysepce
pośrodku Egejskiego Morza dokoła drewnianej
statuy Diktynny, dopóki słońce nie zaszło.
Woda była gładka i tylko lekka bryza dęła w
żagle, tak że statek sam niósł się z fali na falę.
- Gdy tylko zostawiliśmy Ariadnę, morze stało
się spokojne - powiedział Nauzyteus wskazując na
biały szlak piany znaczący drogę okrętu na gładkiej
powierzchni wody.
- Wszystko to wydaje mi się podobne do złego
snu - odparł Tezeusz.
- Dlaczego złego? Pokonałeś Minotaura, uwol-
niłeś Attykę od haraczu, zostałeś bohaterem i
wszystko to zdaje się wcale cię nie cieszyć.
- Kto raz stanął na Krecie, nigdy nie zdoła jej
zapomnieć. To nie Minotaur pożerał zakładników,
lecz urok Krety trzymał ich na uwięzi. Kłębek
Ariadny... Wyszedłem z Labiryntu, a tęsknię, ażeby
tam wrócić.
Nauzyteus nie odpowiedział. Tylko ruszył w kie-
47
runku sosnowego masztu, który tkwił pośrodku
okrętowego kadłuba i zaczął ściągać czarny żagiel.
- Co robisz Nauzyteusie?
- Wnet dopłyniemy do Attyki. Czas wciągnąć
biały żagiel.
- Nie trzeba. Zostaw czarne żagle. Królewicz
Tezeusz wraca z sercem przepełnionym żałobą.
Król Ajgeus każdego dnia stawał na cyplu, wy-
patrując rychło li ukaże się upragniony okręt.
Wreszcie pewnego dnia ujrzał z dala
trzydziesto-wiosłowiec,
który przed kilku
miesiącami popłynął na Kretę. Na maszcie
powiewał czarny żagiel. Na ten widok król
Ajgeus poczuł, że opuszczają go siły, kolana pod
nim się zachwiały i zemdlony spadł do morza.
Nigdy nie dowiedział się, że Tezeusz pokonał
Minotaura i wraca do Attyki jako zwycięzca.
NA WYSPIE NAKSOS
Kiedy Ariadna otworzyła oczy, był poranek.
Leżała pod drzewem sokory owinięta w kosz-
towne futro. Uniosła się z ziemi i zaczęła rozglądać
dokoła. W brzasku wschodzącego słońca widziała
purpurowe morze, oblewające łagodną falą wyspę.
Czyżby Tezeusz odwiózł ją na Kretę?
Nigdzie nie było widać zabudowań miejskich,
szerokich ulic, urządzeń portowych ani okrętów.
Tylko zielone pagórki, z których spływały strumyki
wijące się wśród zarośli, a niżej w dolinie sady,
grządki fasoli, cebuli i ogórków i mizerne chałupki
z polnego kamienia.
Nie, to nie była Kreta.
51
Tezeusz porzucił ją najakiejs nieznanej wysepce,
z której nie wiadomo, czy uda jej się wrócić do
Knossos.
Rozmyślania te przerwały dziwne odgłosy:
brzęk dzwonków, stukot grzechotek i ryk osła.
Z zarośli porastających najbliższy pagórek wy-
nurzył się osobliwy orszak, na czele którego jechał
brzuchaty staruch na ośle, a dokoła niego w plą-
sach i podskokach, śmiejąc się i grzechocząc po-
suwała się gromada dziewcząt i chłopców z roz-
wianymi grzywami, wywijając grzechotkami lub
laskami oplecionymi bluszczem.
Ariadna w pierwszej chwili przeraziła się okrop-
nie, biorąc hałaśliwą czeredę za piratów, ale w
miarę jak zbliżali się ku niej, nabierała pewności, że
nie byli korsarzami ani że nie żywili wobec niej
złych zamiarów.
U podnóża pagórka, gdzie blada i drżąca stała
pod drzewem sokory, zatrzymali się. Z ciżby
wystąpił młodzieniec ubrany w skórę pantery, z
wieńcem winorośli na opadających na ramiona
orzechowych kędziorach i zaczął wspinać się na
pagórek. Stanąwszy przed Ariadną przemówił:
- Kim jesteś, piękna nimfo, czyżbyś była samą
boginią Księżyca, która zstąpiła na tę bagienną
wyspę?
- Jestem Ariadna, królowa Krety.
- A ja jestem Dionizos, syn królewny tebań-
52
skiej, Semele. Ale słyszałem, że Ariadna uciekła ze
zwycięzcą Minotaura do Aten. Tak przynajmniej
opowiadali piraci, od których wynająłem statek.
- To nieprawda! - zawołała Ariadna. - Tezeusz
porwał mnie przemocą z mego pałacu i zaniósł na
swój okręt. Na morzu szalała burza. Myślałam, że
wszyscy zatoniemy. Potem dał mi jakiś mocny
trunek, po którym zasnęłam. Nie wiem, jak długo
spałam. Gdy obudziłam się, leżałam sama jedna pod
drzewem sokory.
- A więc oboje znaleźliśmy się tu wbrew własnej
woli. Albowiem ja chciałem objechać wyspy na
Morzu Egejskim i nauczyć ludzi szczepić winną
latorośl, lecz piraci, którzy podawali się za żeglarzy,
popłynęli w stronę Azji, ażeby nas sprzedać jako
niewolników.
- I w jaki sposób ocaleliście?
- Wieźliśmy z sobą krzew winnej latorośli i
bluszczu. Winorośl tak wybujała, że oplotła maszt, a
bluszcz owinął się dokoła osprzętu i wioseł
żeglarzy. Potem wyszedłem owinięty w skórę lwa,
co ich przeraziło tak, że powyskakiwali z pokładu
prosto w morze.
- I zatonęli wszyscy?
- Nie. Zamienili się w delfiny.
- Opowiadasz baśnie, Dionizosie. Ale powiedz,
czy mógłbyś odwieźć mnie statkiem na Kretę?
53
- To niemożliwe. Zupełnie obrósł bluszczem.
Poza tym na Krecie obwołano już królową twoją
siostrę Fedrę.
- Więc mam tu zostać na zawsze?
Na to Dionizos wyjął z zanadrza diadem ze złota
i rubinów indyjskich ułożonych w kształcie róż i
powiedział:
- Oto dar Dionizosa dla Ariadny, Nimfy Krety.
Czy chcesz zostać moją żoną?
A gdy Ariadna oszołomiona nie odpowiadała,
Dionizos nałożył koronę na jej skronie.
- Spojrzyj, jak tu pięknie - zatoczył ręką łuk i,
czy sprawiło to słońce, czy blask bijący od Dio-
nizosa, w tej chwili bagienna wyspa wydała się
Ariadnie czarownym ogrodem. W dolinie ciemniały
kępy oliwek, figowców i cyprysów, a trawa
porastająca pagórek była usiana fiołkami, anemo-
nami i krokusami.
- Wszystko to wydaje mi się snem, Dionizosie.
- Więc śnijmy razem, Ariadno.
Z chat z polnych kamieni wynurzył się pochód,
który zmierzał w stronę pagórka, gdzie stała
Ariadna i Dionizos. Były to kobiety zamieszkujące
wyspę Naksos. Niosły ze sobą dary ofiarne:
koźlątko, dzban piwa, fiołkową wełnę, białoruną
owieczkę. Doszedłszy do pagórka, pokłoniły się
nisko i rzekły do Ariadny:
- Zostań z nami na zawsze i bądź naszą królo-
54
wą, albowiem nie mamy nikogo, kto by nami
władał.
Na ten widok zerwał się szalony orszak Dioni-
zosa i bijąc w bębenki i warkocząc kołatkami za-
toczył taneczny krąg dokoła
- Powiedz mi Dionizosie, czy musisz wędrować
z tą dziką czeredą? Mówiłeś wszak, że jesteś synem
królewny tebańskiej - spytała Ariadna.
- Matka moja nie żyje. Wychował mnie Sylen,
ten staruch na ośle. Nauczył mnie też hodowli
winnej latorośli i radości życia pomimo klęsk, jakie
na człowieka spadają.
- Chciałabym, żeby i mnie tego nauczył.
Zasiedli więc pod drzewem sokory, a Sylen jął
opowiadać o dalekich lądach i morzach, a także
przepowiedział odkrycie Nowego Kontynentu za
Słupami Heraklesa.
W miarę jak opowiadał, Ariadna zapominała o
wszystkich swoich strapieniach, aż zasnęła pod
drzewem sokory.
Ariadna nigdy nie wróciła na Kretę. Nigdy nie
zasiadła na tronie z szarego alabastru, nigdy więcej
nie przyglądała się malowidłom zdobiącym ściany
pałacu ani nie dzierżyła w ręce labrysa -topora o
podwójnym ostrzu.
Została z Dionizosem i oboje panowali nad
wyspą Naksos. W późniejszych czasach, kiedy
55
Kreta została podbita przez Achajów, wielu
władców plemion helladyckich, zamieszkujących
wyspy na Morzu Egejskim i Cyklady, szczyciło się
pochodzeniem od synów Nimfy Krety, Ariadny,
i od Dionizosa, syna królewny tebanskiej Semele
i Zeusa. Na tym kończy się baśń minojska.
KŁĘBEK ARIADNY
Wieść mówi, że sam Tezeusz na czele potężnej
floty, którą od dawna budował w Pireusie,
Troj-zenie i innych portach mykeńskich, zdobył
Knos-sos i przyłączył do federacji attyckiej.
Ale dni świata minojskiego były już policzone:
niebawem nastąpił najazd tak zwanych Ludów
Morza, które zalały Peloponez, wyspy na Morzu
Egejskim i Azję Mniejszą i dotarły aż do granic
Egiptu.
Grube warstwy popiołu i ziemi przysypały ruiny,
a czas dokonał reszty, aż miasta i pałace Krety
zapadły - jak tyle dzieł ludzkich - w niepamięć.
Dopiero po wielu wiekach archeologowie zaczęli
wydobywać z ziemi ukryte w niej skarby minionych
cywilizacji. Odkopali Knossos z legendarnym
Labiryntem, a na wyspie Delos świątynię z rogów,
na której Tezeusz ustawił posążek Diktynny.
Każdego roku dowiadujemy się o nowych
odkryciach na Krecie, coraz nowe pałace,
zbrojownie, składy towarów i pracownie artystów
objawiają naszym olśnionym oczom nieśmiertelne
piękno Krety.
58
Albowiem Ariadna z mojej opowieści miała
rację: to, co Kreta stworzyła, jest niezniszczalne.
Dziś Knossos figuruje w każdym przewodniku
po Grecji jako świadectwo wielkości i piękna cy-
wilizacji, która kwitła przed Rzymem i Grecją.
Każdego roku ściągają do Knossos tysiące tu-
rystów z całego świata. Przyjeżdżają również z
krain, gdzie ongi zamieszkiwali barbarzyńcy i skąd
Kreteńczycy przywozili cynę i srebro, futra i
bursztyn, który dziś - jak przed tysiącem lat -zbiera
się u wybrzeży Bałtyku.
I ja pewnego roku zawitałam wraz z wielu in-
nymi turystami na Kretę. Usiadłam u stóp tronu z
szarego alabastru, oglądałam ściany malowane w
krokusy i lilie, delfiny i kuropatwy i spacerujące
wśród kwiatów postacie dam i młodzieńców o
brązowych licach i malowanych oczach. Po-
dziwiałam fajansową figurkę arcykapłanki - a może
samej Diktynny - z wężami w dłoniach i prze-
chadzałam się po galeriach, krużgankach i salach, w
których odbijały się echem kroki Minosa i Dedala,
Ariadny, Tezeusza i ... Minotaura.
Wędrowałam śladami dawnych mitów, jak ongi
wędrował Tezeusz po Labiryncie prowadzony
czerwoną nicią z czarodziejskiego kłębka Ariadny,
z którego wysnułam dla Was tę opowieść.