Camden Benares
ZEN BEZ MISTRZÓW ZEN
w przekładzie Dariusza Misiuny
Przedmowa
7
Komentarz
9
1. Przewodnicy i kochani głupcy 13
2. Praktyka osobista 33
3. Zen seksu 53
4. Świat iluzji 63
5. Medytacje i ćwiczenia 75
Próbując zrozumieć istotę zen, często zadawałem sobie pytania:
C z y m jest zen? Co m o ż e mi dać? J a k mogę się z n i m zapoznać? W y n i k ł y
z n i c h następujące spostrzeżenia.
Zen to najbardziej radykalny o d ł a m buddyzmu, który z historycznego
p u n k t u widzenia stanowi mieszaninę buddyzmu i taoizmu. W e d ł u g niek
tórych legend zen powstał przed dwoma i pół tysiącami lat, kiedy Laozi
spotkał się z Buddą. Ale większość badaczy uznaje, że zen wykształcił się
w VI wieku w C h i n a c h pod w p ł y w e m kontaktów taoistów z przybyłymi
z Indii misjonarzami. W X I I i X I I I wieku dotarł przez C h i n y i Koreę do
Japonii, a stamtąd n a Z a c h ó d j u ż n a początku X X wieku.
Dzięki tej praktyce samowyzwolenia udało mi się osiągnąć
przejrzystość u m y s ł u i zrzucić ze swej świadomości j a r z m o ograniczeń.
Z e n umożliwia bezpośrednie przeżywanie życia. Jest m e t o d ą pozna
wania siebie samego i swych najskrytszych pragnień.
M o ż n a do niego podchodzić na dwa sposoby: formalnie, z asystą mis
trza, i nieformalnie, na zasadzie indywidualnego p r o g r a m u badawczego
korzystającego z wszelkich dostępnych materiałów. Podejście niefor
m a l n e wiąże się z czymś, co n a z y w a m „ z a c h o d n i m zenem". Uważam,
że jest to kolejny etap w rozwoju tej radykalnej tradycji. Zen bez mistrzów
zen
stara się je popularyzować.
N i e k t ó r y m czytelnikom przyjdzie pewnie do głowy pytanie,
czy przedstawione w tej książce opowieści są prawdziwe. Jakkol
wiek m o g ł y b y one b r z m i e ć nieprawdopodobnie, większość z nich jest
wziętych z życia. Pozostałe stanowią przeróbkę autentycznych wydarzeń,
które dostosowałem dla potrzeb tej książki lub zasłyszanych objawień
o r ó ż n y m stopniu wiarygodności. Zdecydowana mniejszość ma charak
ter czystych przypowieści zen.
Jeśli zaś chodzi o wymiar praktyczny prezentowanych tu treści, pozwoliłem
sobie umieścić jedynie te ćwiczenia, które sprawdziły się w m y m indywidu
alnym doświadczeniu, co, rzecz jasna, nie przesądza o ich uniwersalizmie.
Kierujcie się wyłącznie swym własnym doświadczeniem. Nie zamierzam
nikomu narzucać czegoś, co nie przynosi żadnych rezultatów.
Jaki jest zatem cel niniejszej książki? Odpowiedź jest prosta: „czer
panie j a k największej radości z życia". Ale żadna z przedstawionych tu
wskazówek i opowieści, ani p ł y n ą c e z n i c h znaczenie s a m o w sobie nie
jest zenem, ponieważ zen jest poza w s z e l k i m znaczeniem. Niniejsza
książka stanowi jedynie narzędzie pomagające cieszyć się jego istotą.
Wielu czytelników mojej trylogii I l l u m i n a t u s ! głowiło się nad
tym, skąd wzięły się dziwaczne litery „ H . M . " i „S.H." występujące po
nazwisku jego głównego bohatera, Hagbarda C e l i n e a . W przeszłości
u n i k a ł e m odpowiedzi na p o d o b n e pytania, ponieważ nie m i a ł e m
pewności, czy s a m Hagbard chciałby wyjawić tę tajemnicę. T y m c z a s e m
w Zen bez mistrzów zen C a m d e n Benares bez ceregieli ujawnia wszel
kie sekrety mistyki, a nawet pozwala sobie przytoczyć wczesny incydent
z życia Hagbarda, b ę d ą c y przyczynkiem do pojawienia się tych inicjałek.
Znajdziecie go w opowieści o „Oświeceniu istoty poszukującej".
Odpowiedź na inne, często pojawiające się w odniesieniu do Illumi-
natusa!
pytanie, dotyczące pierwowzorów występujących w n i m bo
haterów, również pojawia się w niniejszej książce, ponieważ tajemniczy
Malaklipsa M ł o d s z y z Illuminatusa! to nikt i n n y j a k Mal z Zen bez mis
trzów zen
(zob. „Prawda wg M a l a " ) .
Przedstawiona w tej książce filozofia - nazywana „dyskordianiz-
mem", „eryzjanizmem", czy też nawet „marksizmem-lennonizmem" - jest
dziełem zbiorowym, tak samo j a k rzeczywistość. Nie wymyślił jej ani sam
C a m d e n Benares ani Mal Ho Szi Zen, ani ja. Po prostu „się pojawiła", j a k
Topsy w powieści Chata wuja Toma, czy też otaczający nas świat.
Niektórzy powiadają, że pierwszym ateologiem eryzyjskim był Z e n o n
z Elei. Filozof ten udowodnił, że strzała nigdy nie dociera do swego celu,
ponieważ najpierw musi przebyć połowę dystansu do celu, lecz z a n i m to
nastąpi musi jeszcze przebyć połowę tego dystansu, czyli 1/4 pierwotnej
odległości. A to nie wszystko, bo jeszcze wcześniej musi przebyć połowę
tej drogi, czyli 1/8 całości. I tak w nieskończoność.
Jeszcze inni uważają, że pierwszym eryzjaninem był tak naprawdę
Sri Syadasti, indyjski mędrzec, autor słynnej sentencji powiadającej,
że wszystkie twierdzenia są p o d p e w n y m względem prawdziwe, pod
p e w n y m względem fałszywe, p o d p e w n y m względem pozbawione sensu,
pod p e w n y m względem prawdziwe i fałszywe, pod p e w n y m względem
prawdziwe i pozbawione sensu, pod p e w n y m względem fałszywe i poz
bawione sensu, pod p e w n y m względem prawdziwe i fałszywe i poz
bawione sensu. Nie zgadzają się z t y m ci badacze, według których Sri
Syadasti nigdy nie istniał, ponieważ był w y t w o r e m złowieszczego u m y s ł u
Ho Szi Zena.
Nawet jeśli w pismach hinduistycznych nie pojawia się wzmianka
o Sri Syadastim, pozostaje dobrze udokumentowanym faktem, że
w 1849 roku do Zatoki Kalifornijskiej przypłynął misjonarz eryzyjski,
Norton I, noszący tytuł „Cesarza Stanów Zjednoczonych i Protek
tora Meksyku". Najsłynniejsze stowarzyszenie tajemne z San Francis
co, obrządek Starożytnych i Akceptowanych Wolnomularzy, natych
miast uznało go za istotę oświeconą, nadając mu 33°, najwyższy w ich hierar
chii. Po jego śmierci w 1880 roku pochowano go na cmentarzu masońskim.
N o r t o n I, c h o ć był biedakiem, m i a ł drzwi otwarte do najwytwor-
niejszych restauracji, gdzie żywił się za d a r m o . I nawet jeśli z p u n k t u
widzenia m e d y c y n y m o ż n a by nazwać go szaleńcem, jego listy czytali
z wielką uwagą t a c y p r o m i n e n c i j a k A b r a h a m Lincoln i Królowa Wik
toria. Jakkolwiek jego życie było p e ł n e szarlatanerii, w jego pogrzebie
uczestniczyło trzydzieści tysięcy osób.
Pewnego razu, gdy w San Francisco doszło do wystąpień straży obywa
telskiej, usiłującej zrównać z ziemią dzielnicę chińską, Norton I przegnał
chuliganerię, pogrążając się na s a m y m środku ulicy w samotnej mod
litwie. Jak powiada Laozi: „Kiedy właściwy człowiek nie robi nic (wu wet),
jego myśli wibrują na przestrzeni dziesiątek tysięcy kilometrów".
Istotny wkład N o r tona I w rozwój filozofii eryzyjskiej dyskordia-
n i z m u docenił Malaklipsa I, pisząc w s w y m dziele Principia Discordia:
„Każdy r o z u m i e Myszkę M i k i . Tylko niektórzy rozumieją H e r m a n a
Hessego. Nieliczna grupka coś t a m r o z u m i e z Alberta Einsteina. I nikt
nie rozumie N o r t o n a I". Z kolei Mordechaj G ł u p i e c , A r c y k a p ł a n G ł ó w n e j
Świątyni I l u m i n a t ó w Bawarskich, wypowiada się o N o r t o n i e z wielkim
podziwem, radząc: „Bierzcie z niego przykład w życiu!"
Jaka istotna prawda kryje się za m a r k s i z m e m - l e n n o n i z m e n i , eryzja-
n i z m e m , dyskordianizmem, zenem bez mistrzów zen? Co do tej kwestii
istnieje m i ę d z y naszymi ateologami zgoda i niezgoda (co nie powinno
dziwić nikogo). Mal mówi zwyczajnie: „Bóg jest szaloną kobietą, której
na imię Eris". Ho wyraża się bardziej abstrakcyjnie: „Prawo piekielne
powiada, że Piekło jest zarezerwowane wyłącznie dla tych, którzy
w nie wierzą". C a m d e n woli zwięzłe wypowiedzi: „Jeśli będziemy m o c n o
w coś wierzyć, pojawi się wierzkolwiek. Czy naprawdę tego c h c e m y ? "
Mordechaj Głupiec nie m ó w i j u ż wcale, tylko krzyczy „Fnord!", bijąc
patykiem każdego, kto zada mu pytanie.
Powiedzmy sobie j e d n a k c a ł k i e m serio, m o i k o c h a n i (jak zwykł zaw
sze mawiać B o b Hope), że Zen bez mistrzów zen, podobnie j a k pozostałe
aspekty Operacji Obciągania M ó z g u , nie jest wyrafinowanym żartem,
przyobleczonym w nową formę buddyzmu. To nowa forma buddyzmu
p o d a n a pod postacią wyrafinowanego żartu. Partyzantka ontologiczna.
D ż u d o epistemologiczne. Jeśli nie potraficie się z tego śmiać, nie jesteście
w stanie dotrzeć do sedna rzeczy. Jeśli traktujecie to tylko ze śmiechem,
tracicie szansę na oświecenie. Ponieważ, j a k to powiedział kiedyś Lich-
tenberg: „Ta książka jest zwierciadłem. G d y zajrzy do niej m a ł p a , nie
wyjrzy z niej filozof".
Hail Eris!
O M !
Fnord?
Robert Anton Wilson
Na świecie żyje wiele o s ó b wyzwolonych lub też sprawiających takie
wrażenie. Niektórzy z nich poszukują uczniów, ponieważ nie dotarły do
n i c h słowa Nietzschego: „Co? M a r z ą w a m się poplecznicy? Szukacie zer,
bo chcecie się r o z m n o ż y ć ? " W a r t o je wysłuchać, ponieważ każda prak
tyka samowyzwolenia sprawdza się tylko dla jednej osoby.
Ho Szi Zen, gdy zadawano mu pytanie na temat mistrzów i nauczy
cieli, m i a ł tyle do powiedzenia: „Stary Lis m o ż e nauczyć się więcej od
M ł o d e g o G ł u p c a , aniżeli M ł o d y Głupiec od Starego Lisa".
Pewnego razu zapytano M a l a , j a k traktować jego słowa - żartobliwie
, czy c a ł k i e m serio. Mal odpowiedział: „ C z a s a m i p o d c h o d z ę poważnie do
żartu, a c z a s a m i żartobliwie do poważnych rzeczy. W obu przypadkach
nie ma to szczególnego znaczenia".
Zadający pytanie uznał więc M a l a za szaleńca. Ten zaś tylko się
uśmiechnął i wyrzekł: „Pewnie, że j e s t e m szalony! Ale nie odrzucajcie tych
nauk ze względu na moje szaleństwo. Zwariowałem, bo zrozumiałem, że
są one prawdziwe".
B e n podkreślał w swych wykładach, że zen jest jego ścieżką, ponieważ
dzięki niemu stał się sobą. Pozostałe drogi, mające doprowadzić go do
stanu kosmicznej świadomości, były sprzeczne z jego naturą. Dlatego
polecał wszystkim poszukującym, by przyglądali się dokładnie wyma
ganiom poszczególnych systemów wobec swych kandydatów, pamiętając
o tym, że:
1. Każdy system namawia do wiary w to, czego sam nie jest w stanie
udowodnić.
2. Rzeczy przechowywane w tajemnicy mają większe znaczenie dla nauczy
ciela, niż dla ucznia.
3. Każda zakazana przez dany system praktyka, oferuje coś, czego on sam
nie potrafi skutecznie zastąpić.
W t e d y to j e d n a ze słuchających go o s ó b rzekła: „Czyżbyś naprawdę
nie wierzył w to, że porzucenie przyjemności zmysłowych wprowadza
w o d m i e n n y stan ś w i a d o m o ś c i ? "
„Ależ skąd!" - odpowiedział B e n - „Z własnego doświadczenia wiem,
że jest to stan świadomości zwany fanatyzmem".
W a l d o popadł w pułapkę traktowania siebie zbyt serio, kiedy otoczył
się prawdziwymi wyznawcami. Stał się c h o r y i nieszczęśliwy. Nie
wiedząc w c z y m problem, zapytał o to Ralpha, jedynego swego ucznia
rozumiejącego wieloznaczność jego opowieści. O t o co usłyszał: „Dopadł
cię wirus ortodoksji".
Pewnego razu zapytano B e n a , j a k m o ż n a traktować serio jego nauki,
skoro wywołują one salwy ś m i e c h u u słuchaczy. B e n odrzekł: „Śmiech to
j e d y n a szczera forma aplauzu".
Ralph, j a k wielu innych fałszywych guru, lubił wykorzystywać
łatwowierność swych uczniów, zarówno dla zaspokajania swej próżności,
j a k i utrwalania pozycji w grupie. Kiedy więc usłyszał pytanie, j a k i m
s p o s o b e m udało mu się zgromadzić olbrzymią m ą d r o ś ć , odpowiedział,
że żyje na Z i e m i j u ż od kilku stuleci. Jeden z uczniów spytał go wów
czas w n a g ł y m porywie inteligencji: „Niesamowite, że m a s z w sobie tyle
człowieczeństwa". Ralph odpowiedział mu bez chwili wahania: „Po paru
tysiącleciach m o ż n a do tego przywyknąć".
Kiedy Ho Szi Zen postanowił mieć uczniów, postawił przed wejściem
do sali wykładowej brązową miseczkę z karteczką, na której widniał napis:
„Jeśli chcecie złożyć w ofierze datki, zróbcie to przed przyjściem na zajęcia".
Następnie stał w miejscu, z którego m ó g ł obserwować wchodzących
do sali uczniów. Zapytany o to, c z e m u to robi, w y t ł u m a c z y ł : „Jeśli któryś
z uczniów złoży ofiarę trzy razy z rzędu, wyrzucę go ze swej grupy za
zbytnią łatwowierność".
O m a r m i a ł kiedyś współpracownika, dość niezwykłego czarnego
mężczyznę, którego nazywał dr. Z e n e m . Każdy, k t o go spotykał, uważał
go za odludka lub szaleńca. O m a r był przekonany, że dr Z e n to nie kto
inny, j a k adept chrześcijańskiego zenu.
Kiedy więc usłyszał dr. Z e n a m i e n i ą c e g o się znawcą Biblii, spytał go,
czy wiele razy ją przeczytał. „ O c h " - usłyszał w odpowiedzi - „Nigdy nie
c z y t a ł e m Biblii. Nie czuję takiej potrzeby. Wystarczy zrozumieć j e d n o jej
zdanie, by p o z n a ć ją całą".
„ M a s z na myśli j a k i ś k o n k r e t n y c y t a t ? " - zapytał jego rozmówca.
Dr Zen zbytnio się nie natrudził. Zacytował z pamięci: „Jezus płakał".
Pewien m n i c h zen żyjący w celibacie zapytał Ho Szi Zena, czy zdarzyło
mu się kiedyś w życiu złożyć jakieś ślubowania mnisie.
Ten zaś mu odpowiedział: „Gdy przebywa się w stanie Wielkiej Zgody,
wszelkie ślubowania są j a k szum w uszach".
Podczas imprezy w d o m u H y p o c a M a i zwrócił uwagę na złoty kol
czyk w u c h u gospodarza. Zaintrygowany jego wyglądem, spytał, czy
ktoś wie, dlaczego m ę ż c z y ź n i noszą pojedynczy kolczyk tylko w lewym
uchu. Jego pytanie w y w o ł a ł o burzliwą dyskusję. I t a k na przykład Bert
powiedział, że w dawnych czasach żeglarze nosili kolczyk w lewym uchu,
kiedy udało im się przekroczyć równik. Pozostali dyskutanci zaczęli więc
rozważać symboliczne implikacje czegoś, co m o ż n a by określić m i a n e m
przekroczenia swego osobistego równika. Niektórzy napomykali o tym,
że kolczyk noszony w lewym uchu m o ż e oznaczać wolność osobistą,
czyli radykalny skręt w lewo od świata społecznego k o n f o r m i z m u . I n n i
kojarzyli ten gest z okultystyczną ścieżką lewej ręki.
Kiedy dyskusja dobiegła k o ń c a , M a i podszedł do H y p o c a i spytał, cze
mu tak naprawdę nosi kolczyk w lewym uchu. Ten zaś mu odpowiedział:
„Lubię spać na p r a w y m boku".
Lucas, po nauczeniu się medytacji transcendentalnej, przekazywał tę
prostą t e c h n i k ę wszystkim zainteresowanym o s o b o m . W odróżnieniu
od wielu nauczycieli medytacji, nie pobierał za to żadnej opłaty.
Prosił tylko o dobrowolne datki w postaci czegoś wartościowego.
Z a m i a s t skomplikowanych rytuałów, odprawianych w o b c y m
języku, uczył swych uczniów prostych ćwiczeń opróżniania u m y s ł u
z wewnętrznych monologów. Wzbudziły one zdumienie w j e d n y m
uczniu, który nie omieszkał zadać pytania: „ C z e m u m a m opróżniać
umysł z jego zawartości?" Lucas, posiłkując się słowami Lao-zi, dał mu
następującą odpowiedź: „Trzydzieści szprych połączonych w piaście
tworzy koło. W piaście nic nie istnieje - dzięki t e m u istnieje zastoso
wanie dla koła. Ś c i a n k i naczynia formuje się z gliny. P o m i ę d z y ś c i a n k a m i
nic nie istnieje - dzięki t e m u istnieje zastosowanie dla naczynia".
Pewnego razu przyszedł do Otisa pewien doświadczony uczeń
i powiedział: „Poznałem wielu wspaniałych nauczycieli. Pozbyłem się licznych
przyjemności. Prowadzę głodówki. Żyję w celibacie. Praktykuję świadome
śnienie. Daję z siebie wszystko, by tylko dostąpić oświecenia. Jednak nie
otrzymuję w zamian nic poza cierpieniem. Co powinienem zrobić?"
O t i s m u odpowiedział: „Przestań cierpieć".
Peter poszedł do miasteczka studenckiego na wykład mistrza zen
z Japonii. Na początku, profesor filozofii przedstawił japońskiego
mistrza i j e g o p o m o c n i k a . Następnie, mistrz zen powiedział ł a m a n ą
angielszczyzną, że będzie m ó w i ł po japońsku, a jego p o m o c n i k
p r z e t ł u m a c z y wszystko na angielski. Peter, w geście kurtuazji, powiedział,
że m i s t r z mówi świetnie po angielsku, nie trzeba go więc t ł u m a c z y ć ,
wystarczy uważnie słuchać.
Spoglądając na Petera, mistrz zen zapytał: „ K i m j e s t e ś ? "
Peter powiedział: „Aktorem".
„A więc graj!" - powiedziawszy te słowa, mistrz zen wyszedł z sali,
zostawiając puste miejsce na mównicy.
Życie Jeffersona było p e ł n e rozterek. Niedawno t e m u przeżył
z a ł a m a n i e nerwowe, po k t ó r y m ledwo odzyskał zmysły. Postanowił
zabrać się za siebie. Jednoczył ciało z u m y s ł e m . Kiedy dowiedział się
od znajomego, że w pobliżu znajduje się klasztor zen, niezwłocznie t a m
pojechał. Ale strażnik nie chciał wpuścić go do środka. Powiedział, że
skończył się odpowiedni czas na przyjmowanie n o w y c h uczniów. Jeffer
son nie czuł w sobie żalu. Wiedział, że to właściwy czas, tylko świątynia
nie jest odpowiednia.
Wsłuchując się uważnie w słowa nauczycieli i różnego rodzaju przy
wódców, a p o t e m robiąc i t a k swoje, wystrzegając się z a r ó w n o wiary,
j a k i zwątpienia, wywracając do góry n o g a m i pojawiające się pragnienia
i przywiązania, udało mi się przezwyciężyć wszelkie pokusy i postępować
zgodnie z dao.
Nie było to j e d n a k łatwe, ponieważ p o r u s z a m się po grząskiej ścieżce,
wiodącej przez strome urwiska i liczne zakręty. Poza tym, tak naprawdę,
nikt nie wie, czy Buddowie i patriarchowie zen nie byli t a k i m i głupcami,
za j a k i c h się uważali, oraz czy ich ścieżka rzeczywiście jest prosta i wąska.
T a k czy inaczej, W i e d z ą c y zawsze wie, że każda droga jest z n a k o m i t ą
nauczycielką, jeśli tylko przemierza się ją z w e w n ę t r z n y m o d d a n i e m .
Gladys udała się do japońskiego klasztoru w poszukiwaniu mistrza
zen. Spędziła w n i m kilka miesięcy. Za k a ż d y m r a z e m pytała mistrza:
„ C z y m jest z e n ? " i nie uzyskiwała odpowiedzi.
C h c ą c dać dowód swego oddania, Gladys wyszorowała wszystkie toale
ty. Nie pozyskała t y m sympatii mistrza, przez co czuła się upokorzona.
Kiedy wreszcie do niej dotarło, że jeśli chce czyścić toalety, m o ż e to
robić gdziekolwiek, p o w i a d o m i ł a swego mistrza, że opuszcza klasztor.
Ten zaś jej odrzekł: „ O t o zen".
Pewien sfrustrowany artysta, któremu nic już nie wychodziło, udał się po
poradę do Sama, terapeuty posiłkującego się zenem. Przed przystąpieniem
do sesji terapeutycznej, zapytał go o cennik, wspominając o tym, że jako
podupadły artysta nie cieszy się nadmiarem gotówki. Terapeuta powiedział
mu, że w ramach zapłaty weźmie od niego dwa obrazy. Jeden przed
rozpoczęciem terapii, zatytułowany Rozpacz, drugi, z nazwą i tematem
wymyślonymi przez samego artystę, gdy dobrnie ona do końca.
Artysta n a m a l o w a ł Rozpacz. D a ł ją w prezencie Samowi. Ten zaś
spojrzał na nią i wrzucił do k o m i n k a . Artysta wyszedł z pokoju. W r ó c i ł
po kilku dniach z d r u g i m obrazem.
Jane postanowiła zacząć pracować nad sobą. Pojechała więc na wieś,
by wziąć udział w warsztatach z guru. Po, j a k to zwykle bywa, sowitej
opłacie za wikt, opierunek i nauki guru, z m u s z a n o ją do niewolniczej
pracy, mającej r z e k o m o hartować jej ducha. Z upływem czasie m i a ł a j u ż
wszystkiego dosyć. Kiedy cierpiało jej ciało, nie była w stanie wzbić się
na wyżyny ducha. O z n a j m i ł a wtedy guru, że ów trening to nic innego,
j a k lubowanie się w cierpieniu, rozkoszowanie się m a s o c h i z m e m . Ten
polecił j e j : „Musisz wznieść się p o n a d doczesne przyjemności". Jed
n a k Jane nie zamierzała go dłużej słuchać. Powiedziała: „Jeśli wydaje
ci się, że m o ż e s z wznieść się ponad doczesne przyjemności, nie mając
wcześniej z n i m i nic wspólnego, posiadamy dwa, całkowicie o d m i e n n e
tripy" i wróciła do domu.
O m a r zamierzał wejść w spółkę z G i o v a n n i m , mającą im obu
przynieść kokosy. J e d n a k po głębszym zastanowieniu, j a k bardzo
pieniądze zmieniają ludzi, zaczął zadawać sobie pytania: „ C o do diabła
stanie się ze m n ą , kiedy j u ż zdobędę furę pieniędzy? Nie m a m o c h o t y
przez to przechodzić".
Słysząc rozterki swego kumpla, G i o v a n n i powiedział: „Słuchaj, przy
jacielu, zawsze dawałem ci dobre rady za d a r m o , z których nigdy nie
korzystałeś. Jeśli się wzbogacisz, zacznę dawać ci kosztowne rady. M o ż e s z
wreszcie z n i c h skorzystać i pozbyć się n a d m i a r u pieniędzy".
„To c a ł k i e m fajny p o m y s ł " - stwierdził O m a r - „Podaj mi najpierw
jakiś przykład. Powiedzmy, że będę m i a ł do wydania piętnaście tysięcy
Co m a m z t y m z r o b i ć ? "
„Pamiętasz tego słynnego guru, który lubił jeździć szybkimi samo
c h o d a m i ? Kupisz włoski sportowy s a m o c h ó d . Podjedziemy do jego domu.
W r ę c z y m y mu kluczyki, mówiąc: ' T o twoje nowe auto. M a m y nadzieję,
że będziesz m i a ł z niego radochę'. Kiedy poprosi nas o wyjaśnienie, czy
nie ma do czynienia z żartem, u p e w n i m y go w tym, że oddajemy mu
auto. Zapyta: 'Czy m o ż e w z a m i a n coś dla nas zrobić?', powiemy 'Tak,
jest pewna sprawa. M o ż e s z nas podwieźć na najbliższy przystanek?'
S m i t t y wpadł na ciekawy pomysł, j a k m o g ł o b y wyglądać głosowanie
i natychmiast przedstawił go O m a r o w i : Przy nazwisku każdego kandy
data na karcie wyborczej widniałyby dwie rubryki: „ t a k " i „nie", dzięki
c z e m u m o ż n a by oddawać dwa głosy: „za" lub „przeciw" j a k i e m u ś
kandydatowi. Negatywny głos unicestwiałby wartość głosu pozyty
wnego. W e d ł u g Smitty'ego u c h r o n i ł o b y to kandydatów na posłów przed
n a d m i e r n ą pychą, wynikającą z faktu posiadania m a n d a t u na podstawie
lepszej socjotechniki.
Słysząc ten pomysł, O m a r ł odrzekł: „Nie uznaję głosowania, ponieważ
działa o n o demoralizująco. Z a c h ę c a ludzi do kandydowania".
G i o v a n n i powiedział O m a r o w i , że bardzo c h c i a ł b y praktykować zen,
ale przeszkadzają mu w t y m dwie sprawy: po pierwsze, niewiele rozumie
z tego, co pisze się na temat zenu; po drugie, nie wierzy w to, że byłby
w stanie p o c z y n i ć w swoim życiu tyle zmian, by m ó c zająć się zenem.
O m a r polecił mu lekturę książek A l a n a Wattsa na temat zen,
a następnie p o n o w n e przeczytanie tego wszystkiego, czego wcześniej
nie rozumiał. „W ten sposób zniknie twoja pierwsza przeszkoda na
ścieżce" - powiedział - „ D r u g a jest z w y k ł y m złudzeniem. Nie musisz
wcale podporządkowywać swych czynów jakiejś wyższej konieczności.
Są odzwierciedleniem twojej natury. W zenie chodzi wyłącznie o to, byś
zjednoczył się z n i m i " .
Potencjalny s a m o b ó j c a przyszedł do Ho Szi Z e n a z pytaniem, czy
ma prawo p o p e ł n i ć samobójstwo, jeśli takie jest jego pragnienie. Ho Szi
Zen odpowiedział: „Każdy ma prawo coś robić, podobnie j a k każdy ma
prawo sprzeciwiać się temu".
U c z e ń zapytał H o : „Czy według ciebie s a m o b ó j s t w o m o ż e być
c z y n e m m o r a l n y m ? "
T a k a była jego odpowiedź: „Każdy czyn, który nie szkodzi innym,
jest uzasadniony moralnie. Ale m o i m z d a n i e m samobójstwo to symp
t o m traktowania siebie zbyt poważnie".
Pewien aktor zabrał ze sobą autostopowicza, który wyznał mu, że
jest b y ł y m księdzem. P o d r ó ż n y starał się w y t ł u m a c z y ć mu swoją o b e c n ą
sytuację. Powiedział: „Od jakiegoś czasu m i e s z k a m z kobietą, którą ko
c h a m i pragnę poślubić. Dziś r a n o przyszło do m n i e dwóch przedsta
wicieli kościoła. Kazali mi zjawić się na przesłuchaniu w S a n Francisco,
które ma rozstrzygnąć moje miejsce w Kościele. Powiedziałem im, że
nie robię nic innego, tylko stosuję się do woli Bożej, ale nie chcieli mi
uwierzyć. A ty co o t y m sądzisz? Postępuję słusznie?"
A k t o r odpowiedział: „Oczywiście, że m a s z rację. Przygotowując się
do swej roli aktorskiej, przeszedłem kurs zen, podczas którego pojąłem,
że B ó g zachowuje się niespójnie i irracjonalnie. To zrozumiałe, w k o ń c u
stara się dotrzeć do j a k najszerszej publiczności".
Pewien poważny, m ł o d y człowiek nie m ó g ł poradzić sobie z problema-
mi, które trapiły A m e r y k ę XX wieku. U wielu ludzi szukał rozwiązania
gnębiących go konfliktów wewnętrznych, lecz nie opuszczało go
zmartwienie.
Aż tu pewnej nocy, przesiadując w kawiarni spotkał samozwańczego
mistrza zen, który mu powiedział: „Idź do walącej się kamienicy,
znajdującej się p o d adresem, który ci napisałem, lecz nie m ó w nic do
mieszkających w niej ludzi. Musisz zachować milczenie aż do jutrzejsze
go wschodu księżyca. Idź do dużego pokoju po prawej stronie głównego
korytarza, usiądź w pozycji lotosu na kupie gruzu w p ó ł n o c n o - w s c h o d
n i m kącie, zwrócony twarzą do kąta, i medytuj".
M ł o d z i e n i e c usłuchał mistrza. Niestety, medytację przerywały mu
niespokojne myśli. M a r t w i ł się, czy rury z łazienki na d r u g i m piętrze
nie spadną na stertę rur i innych śmieci, na których siedział. M a r t w i ł
się, w j a k i sposób ma się dowiedzieć o tym, czy j u ż wzeszedł księżyc.
M a r t w i ł się, co powiedzą o n i m ludzie przechodzący przez pokój. Na
gle, j e g o zmartwienia i troski zostały niejako przerwane, j a k b y w pró
bie wiary, przez nieczystości spadające na niego z drugiego piętra.
I niemal w tej samej chwili do j e g o pokoju weszło dwóch ludzi. Pierwszy
z n i c h zapytał drugiego, k i m jest ów siedzący człowiek, na to usłyszał
odpowiedź: „Niektórzy mówią, że jest świętym. I n n i , że kupą gówna".
Kiedy ów człowiek to usłyszał, doznał oświecenia.
Ho Szi Zen, gdy go spytano, j a k i jest cel zenu, odpowiedział: „Studiując
zen m o ż n a nauczyć się p o m a g a ć ludziom lub, w razie porażki, przynajm
niej się ich pozbyć
5
'.
Wybór właściwej drogi życiowej wiąże się z optymalizacją
swych możliwości.
Kiedy znajduję się we właściwym miejscu, nie czuję potrzeby go
zmieniać. Pragnę żyć własnym życiem. Nie oglądam się na innych. Nie
sposób żyć życiem innych, ponieważ wtedy nie należy się do siebie.
Najważniejsza praktyka w życiu dotyczy przemiany wewnętrznej.
Można chwytać się różnych zajęć, byleby nie zapominać o tym celu.
Ponieważ większość z nas szuka wskazówek w otoczeniu, zapomi
namy o tym, co znajduje się w nas samych, o naszych lękach, a przez
to bardzo często sami stajemy się tym, czego się boimy. Dlatego
podstawowym warunkiem jakiegokolwiek rozwoju jest zmierzenie
się ze swymi lękami.
Nagłe oświecenie dokonuje się poprzez jakiekolwiek
doświadczenie. Może je sprowadzić zwykła myśl, proste słowo,
zdarzenie, koan, medytacja, cokolwiek, czego doświadcza się
w pełni. Mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju nagłego sukcesu
w szoł biznesie. Zazwyczaj poprzedzają go lata ciężkiej pracy.
Tylko ty odpowiadasz za ciągłość swego życia. Nasza uwa
ga ma to do siebie, że kieruje się w różne strony, ale by w pełni
przeżyć swe życie najlepiej koncentrować się na sobie jako punk
cie obserwacji. Przyglądając się źródłom zdarzeń, warto pamiętać
o tym, by nie zmieniać innych na siłę, tylko pracować nad sobą.
Za każdym razem, gdy robi się coś nie dla siebie, należy ponownie
przeanalizować swoje uczynki i sposób myślenia. Bo albo oszukuje
się siebie, albo robi coś złego.
Życie jest ciągłą zmianą. Opór przed nią rodzi ból i cier
pienie, ponieważ przeciwstawia się zjawisku znajdującemu się
u podłoża wszelkich rzeczy. Jedną z oznak niechęci do przemiany
wewnętrznej jest przykry nawyk zmieniania innych na siłę, dzięki
któremu można podtrzymywać się w złudzeniu, że samemu jest
się niezmiennym. Ten styl życia pochłania sporo energii i nie daje
niczego w zamian. Po co tracić energię na zmienianie innych, skoro
można ją zużytkować na płynięcie z nurtem wewnętrznych prze
mian i cieszyć się pełniejszym życiem?
Pralaya wiedział, że droga do prawdy wiedzie n i e o c z e k i w a n y m szla
k i e m . Z d a r z a ł o się mu więc zapuszczać w ślepe uliczki w poszukiwaniu
wyzwolenia. Spytany, c z e m u się nie zniechęcał, odrzekł: „Gdy praktyku
je się jogę zawiązywania sznurówek zębami, trzeba pogodzić się z t y m ,
że czasem wyląduje się ze stopą w ustach".
Jesteś wyłącznym stwórcą przeżywanej przez siebie rzeczywistości.
Każde zdarzenie nabiera znaczenia dopiero wtedy, gdy poświęcisz
mu uwagę. W c a ł y m s w y m życiu poddawano cię z ł o ż o n e m u
warunkowaniu. Wybrałeś to, co uznałeś za istotne, czyniąc z tego
swój p r o g r a m życia. Kiedy ci się nie wiedzie, przyjrzyj się t e m u pro
gramowi, staraj się zauważyć, że jest on częścią twego biokomputera.
E l e m e n t e m , który w każdej chwili m o ż e ulec zmianie, ponieważ s a m
jesteś swoim programistą.
Życie tu i teraz wiąże się z przyjęciem odpowiedzialności za
to, co się dzieje obecnie. Nie oznacza to ignorowania przyszłości,
ale zrozumienia, że przyszłość jest niewiadomą. Zamiast zrzuca
nia odpowiedzialności za swoje życie, w pełni akceptujemy to, kim
jesteśmy, gdzie żyjemy i co robimy. Witajcie w tu i teraz. Całe wasze
dotychczasowe doświadczenie doprowadziło was tutaj, nigdzie in
dziej. Jeśli tego żałujecie, lepiej nie oglądajcie się za siebie.
Życie tu i teraz nie oznacza wcale podporządkowywania się sta
tus quo. Człowiek posiada niezmierzone moce adaptacyjne. Warto
o tym pamiętać, kiedy jest się zbytnio przywiązanym do jakiegoś
miejsca. Każde dostosowywanie się na siłę do nowych warunków
nieuchronnie wiąże się ze zmianą swego położenia.
Nawet jeśli wydaje się nam, że nie mamy żadnego wyjścia
z danej sytuacji, zawsze posiadamy jakiś wybór. Aby postąpić jak
najlepiej, można spisać na karteczce wszystkie stojące przed nami
możliwości, nie narzucając sobie przy tym żadnych ograniczeń.
Kiedy już to się uczyni, trzeba pogrupować te opcje na dwie kate
gorie. Do pierwszej z nich zaliczymy te wszystkie możliwości, które
wymagają od nas zachęcania innych ludzi do naszego tripu. Do dru
giej te, które zależą wyłącznie od naszej woli czynu. Jeśli okaże się,
że nie jesteśmy w stanie d o k o n a ć niczego s a m e m u , m u s i m y
p o n o w n i e przemyśleć całą sytuację.
Wszyscy mamy do przerobienia w życiu jakieś lekcje. Z ko
smicznego punktu widzenia to samo przydarza się każdemu.
Każda jednostka ma coś do przeżycia, co wzbogaca jej osobowość.
Każda musi wyciągnąć wnioski ze swych doświadczeń. Jeśli więc
komuś stale zdarzają się jakieś przykrości, musi zrozumieć, jakie
to schematy zachowań sprawiają, że popada w tarapaty. Będzie je
powtarzał tak długo, aż pojmie ich istotę.
S a m decydujesz o s w y m losie. Jesteś odpowiedzialny za swoje de
cyzje. Jeśli potrafisz oszacować następstwa swych czynów, wiesz j a k ą
zapłacisz cenę. M o ż e nią być k o n i e c z n o ś ć z m i a n y swego w i z e r u n k u tak,
by odpowiadał on twojej wewnętrznej naturze. M o ż e nią być zrzucenie
z siebie ciężaru dotychczasowej tożsamości, k t ó r y zbytnio gniótł ciebie.
T a k czy inaczej, wszystko jest w twoich rękach. Nikt nie zapłaci za ciebie
rachunków. Każde takie dążenie jest zubożające. Staraj się wpływać na
świat bezpośrednio. Przeżywaj go w pełni. M a s z wtedy to, za co płacisz,
G i o v a n n i e m u wszystko zaczęło iść gładko w życiu. Nie potrafił
uwierzyć w to, co się dzieje. Spotykały go same dobre rzeczy. Z łatwością
porzucał dawne złe nawyki. Wszystko zdawało się „za dobre, by było
prawdziwe". Poprosił więc O m a r a , by p o m ó g ł mu zrozumieć to, co się
z n i m dzieje. O m a r powiedział: „Nie m a r t w się n a d m i a r e m dobra, który
cię spotyka. Kiedy nie jesteś w stanie ogarnąć tego wszystkiego, oznacza
to, że działasz na najwyższych obrotach".
Jerry, szykując się do napisania pracy naukowej, udała się na uczelnię,
jeszcze do niedawna przyjmującej na studia wyznawców jednej jedynej
religii. Z m i a n a religijnego make-upu tej instytucji sprawiła, że studen
ci zaczęli pytać się wzajemnie: „Jaka jest twoja religia?" Jerry zawsze
odpowiadała prosto: „Jestem baptystką zen". Niektórzy słyszeli tylko, że
jest „baptystką", odnosząc się do niej w stosowny do tego sposób. I n n i
słyszeli „zen". Ci wydawali się jej bardziej interesujący. Tylko nieliczni
usłyszeli jej słowa dokładnie. Jerry odnalazła w nich bratnie dusze.
jesteś wolnym człowiekiem. Stale ciesząc się swą wolnością, nie będziesz
pragnął kontrolować innych. K t o wie, m o ż e nawet pozbędziesz się
s k ł o n n o ś c i do kontrolowania siebie.
B o b , po przejściu gruntownej p r z e m i a n y duchowej i psychicznej,
czuł że znacząco różni się od większości spotykanych przez siebie ludzi.
O s o b y z n i m pracujące stale dawały mu o t y m poznać. W k o ń c u s a m
uwierzył w swoje dziwactwo. Był przekonany, że jego o d m i e n n o ś ć bije
mu z twarzy.
C h c ą c zrzucić z siebie to j a r z m o , wyprowadził się do i n n e g o miasta,
gdzie nikt go nie znał. Skierował swe kroki do agencji, w której chciał się
zatrudnić. Lecz z a n i m zdążył się odezwać, pokazał go p a l c e m pewien
mężczyzna rozmawiający z m e n a d ż e r e m : „Patrzcie! Takiego człowieka
właśnie mi p o t r z e b a ! "
M e n a d ż e r podszedł do B o b a i spytał: „Orientujesz się w t y m
mieście?"
„Nie".
„Szkoda. Widzisz tego człowieka? Jest prywatnym detektywem.
Potrzebuje kogoś do śledzenia innych ludzi. Przez c a ł y dzień poszukiwał
właściwej osoby, kogoś bez wyrazistego oblicza, k t o m ó g ł b y łatwo
zmieszać się z t ł u m e m " .
Twoje talenty i umiejętności powinny ci służyć, a nie mieć nad
tobą władanie. Dostosowuj je do realnych wymagań danej sytuacji.
Nie staraj się podporządkowywać im wymogów chwili.
Zwyczajne widzenie jest możliwe dzięki absorpcji światła przez
oko. Po jego wchłonięciu nie widzi się go w poprzednim kształcie.
Jednak światło nie znika. Może nadal służyć nam do wewnętrznej
iluminacji.
Ciągle się zmieniasz. Nie ma w tobie niczego stałego. Twoje
komórki co jakiś czas ulegają wymianie. Cały czas zmieniają się
twe przemyślenia. W twojej istocie odbijają się twe doświadczenia.
Płyń z nurtem. Nie bój się nowego. Nie musisz być tą samą osobą,
która kiedyś bywała szczęśliwa.
Stawianie się w sytuacji, kiedy ma się wiele do stracenia, ozna
cza brak szans na wygranie czegokolwiek. Odrobina ryzyka nadaje
życiu pikanterii. Należy je jednak szacować pod względem tego, co
stawia się na szali, a nie tego, co jest do wygrania.
Dostajesz to, co dajesz. Podobne wibracje lubią się
przyciągać. Jeśli doznajesz w życiu ciągle czegoś złego, zwróć
uwagę na to, co od siebie dajesz.
Na nic się zda jakakolwiek wiedza, jeśli nie towarzyszy jej
osobiste doświadczenie. Taka powierzchowna mądrość nie dos
tarcza solidnych fundamentów. Dlatego zen kładzie nacisk na
bezpośrednie doświadczenie. Towarzyszy mu zrozumienie, że
standard życia to nie to samo, co jego jakość.
Lucas dorastał w biedzie, przez co w d o r o s ł y m życiu szukał k o m
fortu. Po o t r z y m a n i u solidnego wykształcenia i zdobyciu niezłej pracy
nadal cenił sobie wygodę, lecz nie potrafił wykrzesać z siebie s z a c u n k u
dla wartości wyznawanych przez klasę średnią. I c h o ć dla niego same
go j e d n o z d r u g i m nie c h o d z i ł o w parze, większość o s ó b p o s t r o n n y c h
sądziło, że aspiruje tak do j e d n e g o j a k i drugiego.
Nie czuł się z t y m dobrze. Pragnął zrzucić z siebie j a r z m o klasy
średniej. Poszukiwał więc guru, który wprowadzi go na n o w y po
ziom świadomości. Wreszcie zrozumiał, że każdy g u r u n a m a w i a go do
wyrzeczenia się rzeczy doczesnych, ponieważ nie potrafi cieszyć się n i m i
bez j e d n o c z e s n e g o przywiązywania się do nich. Kiedy dotarło to do
niego, porzucił swe poszukiwania. Zaczął wsłuchiwać się w siebie.
Sue odnalazła dzięki praktyce medytacyjnej źródło swej wewnętrznej
mocy. Z m i e n i ł a swe życie w nieustające p a s m o szczęścia i sukcesu. Nie
czuje konfliktu m i ę d z y potocznością a s w y m frywolnym duchem. P o
wiada: „Czuję się wolna tylko w strukturze".
Poszukiwanie prawdy zaczyna się od zrozumienia, że niewiedza
nie jest w stanie zagwarantować złudzenia bezpieczeństwa. Ale praw
da nie jest czymś t r w a ł y m . P o d o b n i e j a k pozostałe aspekty większej
rzeczywistości, znajduje się w ruchu cyklicznym. D a n y pomysł wyłania
się z wielkiej pustki herezji, nabiera cech prawdy, starzeje się, z a m i e n i a
w z a b o b o n i wraca do pustki.
K a r m a to siła wprawiana w ruch przez czyjeś uczynki. Jej działanie
zależy od indywidualnych wierzeń. Stąd też m o ż n a powiedzieć, że każda
k a r m a jest instant. Wystarczy rozpuścić ją w wierze.
Wszystko, czego dowiadujesz się o świecie, mówi ci również
o pracy twojego umysłu. Dzięki temu możesz zacząć dostrzegać sie
bie w tym, co „nie jest tobą". Dogłębne zrozumienie tego procesu
umożliwia zmianę świata poprzez przemianę wewnętrzną.
Przystępując do zagłębiania się w najmroczniejsze zakamarki
swego umysłu, warto mieć przy sobie ludzi wydzielających z sie
bie światło akceptacji. Łatwo ich rozpoznać po dwóch cechach: po
pierwsze, znają swoją naturę, po drugie, wiedzą, że wszystko da się
pomyśleć.
Istnieją dwa rodzaje podstawowych błędów. Błąd subiektywny,
powiadający, że: „Jeśli coś sprawdza się dla mnie, będzie dobre
również dla innych" oraz błąd obiektywny, powiadający, że: „Jeśli
coś sprawdza się dla mnie, mogę przekonać o tym innych".
Posługuj się swą uwagą niczym precyzyjnym narzędziem. Twoja
energia jest jak światło słoneczne, które można skupić przy pomocy
uwagi, przypominającej szkło powiększające.
W i e l k ą zaletą przeszłości są m i ł e w s p o m n i e n i a oraz
m ą d r o ś ć p ł y n ą c a wraz ze z d o b y t y m doświadczeniem.
Wszystko i n n e jest zbytecznym bagażem, balastem psującym
radość z p o d r ó ż y życia. D a w n e lęki, problemy i udręki nie
mają o b e c n i e znaczenia, jeśli nie n o s i m y ich ze sobą.
Nie traktuj całego dobra, które ci się przydarza, jako twej własnej
zasługi. Wykażesz wtedy pokorę. Nie podchodź do negatywnych
doświadczeń z poczuciem winy. Wykażesz wtedy pogodę ducha.
Życie W i r g i n i i było j e d n y m w i e l k i m p a s m e m kryzysów. Kiedy
nie m i a ł a problemów, wymyślała je sobie. Stała się ekspertką od
samoudręczenia. A że była w t y m wyśmienita, nie chciała porzucić swe
go fachu. Jej specjalizacją było kopanie się w tyłek. Zawsze nieszczęsna
i zasmucona, opowiadała swe żałosne historie każdemu, kto chciał ją
wysłuchać.
W s p ó ł p r a c o w n i c y mieli jej serdecznie dosyć. Jeden z n i c h wpadł na
pomysł, j a k wytrącić ją z powtarzanych przez siebie schematów. Powiesił
nad jej b i u r k i e m plakat z następującym napisem: „Tak długo będziesz
nieszczęśliwa, j a k długo nie wyciągniesz z tego oczywistych wniosków".
Zen nie kładzie nacisku na wiarę w Boga czy Buddę, ponieważ koncen-
truje się na jedności doświadczenia. Wszystko, co sprzyja zwiększaniu dys
tansu pomiędzy jednostką a jej świadomością odpowiedzialności za swoje
czyny, przeszkadza w oświeceniu. Przeszkodą m o ż e być nawet modlitwa,
jak powiada George: „Nie myśl o Bogu. On s a m ma dość własnych pro
blemów. Wszystko, co stwarza, wcześniej czy później umiera".
Jedynym wymiarem życia, którego nie sposób w pełni
kontrolować, jest jego długość. Zwracając uwagę na to, co robi się
by je przedłużyć, zwiększa się prawdopodobieństwo swego suk
cesu. Pamiętaj o tym, że miarą twego życia jest również głębokość
i rozpiętość twego doświadczenia.
Każdy czytający te słowa w końcu umrze. Prawdopodobieństwo
śmierci wynosi sto procent. Mimo że jest to podstawowy fakt natu
ry, z racji naszych kulturowych uwarunkowań zawsze traktujemy
go z zaskoczeniem, jak intruza. Tymczasem do pełni szczęścia wys
tarczy zrozumieć, że nasze ciało będzie żyć dopóki będziemy go
potrzebować. Cieszcie się z tego, że można je w pełni zastąpić. Ciało
posiada mądrość potrzebną na określoną ilość czasu. Z tej mądrości
można uczynić swój program roboczy w obecnym życiu.
Wariatów prześladuje się, ponieważ trudno ich pokochać. Co
do samego szaleństwa, jest to uczucie, w którym z braku czasu nie
sposób się rozkochać. Jednak wystarczy, że wykrzeszemy z siebie tę
miłość, a nie będziemy mieli na nic innego czasu.
Czujemy przerażenie na myśl o tym, że otaczają nas szaleńcy. Ale
w oszalałej cywilizacji szaleństwo to często jedyna oaza zdrowego
rozsądku. Planeta Ziemia jest naszym przytułkiem. Korzystajmy
ze sposobności, jaką daje nam nasze szaleństwo. Cieszmy się nim
w pełni.
Siedząc przed grupą swych uczniów, Ho Szi Zen powiedział: „ M ó w i o
no o m n i e , że j e s t e m heretykiem, szarlatanem, oszustem, tricksterem!
Wszystko to prawda. Przyszedłem tu zastawić na was pułapkę, by zostać
waszym najlepszym przyjacielem".
G d y J o a n n ę narodziła się córka, przyrzekła sobie, że nie będzie jej
o k ł a m y w a ć . Nie spodziewała się jednak, że w przypadku tak inteli
gentnego p o t o m s t w a będzie to w y m a g a ł o od niej o g r o m n e j dyscypliny.
Co więcej, nie oczekiwała, że będzie musiała przestać o k ł a m y w a ć sie
bie. A j e d n a k trzymając się kurczowo prawdy, przeszła gruntowne fi
zyczne, e m o c j o n a l n e i intelektualne zmiany, które poprowadziły ją do
oświecenia.
Orgazm może pełnić funkcję swego rodzaju modelowego
oświecenia, ponieważ podczas jego trwania osoba go doświadcza
jąca jednoczy się z przedmiotem swego doświadczenia. Niektórzy
nauczyciele, co prawda, przeczą temu, że można osiągnąć
nirwanę poprzez seks. Ich zdaniem rzeczywistość po prostu jest
i nie ma w niej niczego do osiągania. Niemniej jednak, to właśnie
w ekstazie, wywołanej zjednoczeniem seksualnym, wszelkie role
społeczne, wyobrażenia i abstrakcje rozpuszczają się w jedności
doświadczenia.
Pewnego razu słynny immoralista odstąpił na chwilę od
uprawianego przez siebie procederu, zastanawiając się nad życiem
seksualnym innych ludzi. W ten oto sposób moralność przestała
się wiązać z uświadamianiem sobie własnego podejścia do seksu.
Zaczęto ją traktować jako wymówkę dla oceniania seksualności innych.
U c z e ń B e n a spytał go, j a k ma okiełzać swą wewnętrzną bestię. Ben
powiedział: „Kiedy stawiasz czemuś opór, to coś nie ustaje w działaniu.
C o chcesz p o w s t r z y m a ć ? "
„Jakże co? Zwierzęce n a m i ę t n o ś c i " .
„ M a s z na myśli seks?"
„Jak najbardziej".
„Nie bądź śmieszny. W i ę k s z o ś ć zwierząt, za wyjątkiem delfinów
i ludzi, tylko w określonych p o r a c h roku wykazuje się aktywnością
seksualną. Ten n i e u s t a n n y głód seksu jest w naturze c z y m ś wyjątkowym,
dostępnym jedynie g a t u n k o m o olbrzymich m ó z g a c h i w y s o k i m po
ziomie inteligencji. T a k więc nazywaj to czymkolwiek, tylko nie zwierzęcą
n a m i ę t n o ś c i ą . Dzięki posiadanej przez siebie inteligencji m o ż e s z cieszyć
się swą wyjątkowością. Nie ma sensu jej przeczyć".
Jud założył grupę religijną, której f u n d a m e n t e m była wolność seksu
alna
. Wielu jej c z ł o n k ó w nie s t r o n i ł o też od psychodelików. Ich praktyka
religijna polegała na u m i e j ę t n y m łączeniu seksu i narkotyków. Podczas
gdy w oczach o s ó b p o s t r o n n y c h tego rodzaju proceder jawił się okrop
nym bluźnierstwem, uprawiający go adepci twierdzili: „Być m o ż e , zata
pianie się w modlitwie podczas psychodelicznego seksu nie jest najlep-
szym s p o s o b e m na oświecenie, ale nie z n a m y niczego lepszego".
Z kolei Jud, spytany o m o t y w a c j e kierujące n i m podczas z a k ł a d a n i a
grupy, powiedział: „Pewnego razu ukazał mi się a n i o ł i rzekł, że m a m
być n o w y m p r o r o k i e m . S p y t a ł e m ' C z e m u właśnie j a ? ' Nie pozostawił mi
złudzeń: 'Ponieważ jesteś cholernie łatwowierny'".
Podczas r o z m o w y na temat swobodnych zachowań seksualnych Jerry
wyjaśniła, że bycie wyzwoloną oznacza dla niej posługiwanie się seksem
w celu zaspakajania żądzy. Jej z d a n i e m dzięki t e m u wszystko jest jasne,
unika się wzajemnego wykorzystywania. Usłyszała wtedy pytanie: „Jak
radzisz sobie w sytuacji, kiedy ktoś oskarża cię o to, że nie jesteś wyz
wolona seksualnie, ponieważ nie chcesz pójść z n i m do ł ó ż k a ? "
„ M ó w i ę m u , że j e s t e m wystarczająco wyzwolona seksualnie, by spać
z kimś, kto m n i e p o d n i e c a , a gdy nie ma kogoś takiego pod ręką, s p e ł n i a m
swe fantazje w s a m o t n o ś c i , bez p o c z u c i a winy".
Ho Szi Zen, podkreślając istotne znaczenie samoakceptacji w drodze
do wyzwolenia, opowiadał się za wolnością seksualną. I n n y m i słowy,
chodziło mu o k o c h a n i e się z każdym, k t o również ma na to ochotę.
Słysząc to, pewien uczeń zapytał, c z e m u niektórzy guru i p r o r o c y kładą
nacisk na celibat j a k o w a r u n e k k o n i e c z n y dla oświecenia. W e d ł u g
Ho taka reguła m o g ł a m i e ć sens w czasach, kiedy nie z n a n o kontroli
urodzeń. O s o b y praktykujące celibat skutecznie b r o n i ł y się przed po
siadaniem dzieci, mając więcej czasu na własny rozwój. Co bardziej
roztropni myśleli o wyzwoleniu w e w n ę t r z n y m dopiero po wychowaniu
dzieci. „Jeżeli o m n i e c h o d z i " - stwierdził Ho - „zgadzam się z A n a t o l e m
F r a n c e m , według którego czystość seksualna to najdziwniejsza z ludz
k i c h perwersji".
Ruszona n a g ł y m uniesieniem, J o a n n e postanowiła cieszyć się wolną
m i ł o ś c i ą i eksperymentować ze swą t o ż s a m o ś c i ą seksualną. N a p o t k a ł o
to poważny opór ze strony jej znajomych. Jeden z n i c h oponował: „Nie
m o ż n a tak postępować. W y o b r a ź sobie, co stałoby się ze światem, gdyby
każdy m i a ł n a t o o c h o t ę ? " J o a n n e odpowiedziała: „Nie m i a ł a b y m n i c
przeciw temu. B y ł a b y m jeszcze bardziej spełniona".
Rachel poznała E d a na spotkaniu grupy s a m o p o m o c o w e j . D o b r z e
im się rozmawiało, więc poszli r a z e m na kawę. Następnie rozmowa
przeniosła się do jej mieszkania, gdzie zapalili ziółko Acapulco Gold.
Nie musiało upłynąć sporo czasu, by wpadli sobie w oko.
Swobodna atmosfera wypowiedzi nastrajała do wyznań osobistych.
Ed zaczął opowiadać Rachel o swoim życiu. Im więcej o t y m mówił, t y m
bardziej jego życie wydawało się mu puste. Dostrzegł w n i m przerost
formy nad treścią. Przeszył go dreszcz. Naszły go lęki.
Widząc, że z E d e m dzieje się coś złego, R a c h e l objęła go r a m i o n a m i ,
przycisnęła do siebie i wyszeptała: „To było kiedyś, dawno temu. Liczy
się to, co teraz. Opowiedziałeś mi o tym, k i m dawniej byłeś, a nie k i m
jesteś dzisiaj".
Bliskość Rachel i ciepły ton jej głosu złagodziły lęki Eda, sprowadziły
go do teraźniejszości. Czując, że otwiera się przed n i m nowa perspektywa,
zapytał ją: „Pójdziemy do ł ó ż k a ? "
Rachel wyrzekła: „Oczywiście! Nie z a m i e r z a m się z tobą droczyć".
I tak oto Ed na zawsze pozbył się swoich lęków.
J e d n y m z k o c h a n k ó w J e n n y był żonaty mężczyzna, nie zdający sobie
sprawy ze swego szowinizmu. Próbując u n i k n ą ć żałosnych komplikacji,
J e n n y wyznała mu, że przysięgła k o c h a ć się z każdym, kto jej się spo
doba. M ę ż c z y z n a chyba jej nie zrozumiał, ponieważ zadał pytanie: „Jak
zapatrujesz się na związek m o n o g a m i c z n y ? " W t e d y J e n n y mu odrzekła:
„Nie m a m nic przeciwko, jeśli stworzysz go ze swoją żoną. Chyba właśnie
tego pragnie".
Alberta nie n a u c z o n o wiary w siebie, w związku z c z y m pokładał
zaufanie w c a ł y m bagażu o t r z y m a n y m wraz ze s w y m p o c h o d z e n i e m :
religii, narodowości, kolorze skóry itd. B ę d ą c przekonanym, że szczęście
dać m o ż e jedynie imitowanie kulturowego wzorca męskości, stał się
stereotypem zamiast autonomiczną jednostką.
J e d n a k ż e z czasem, nie m o g ą c j u ż w y t r z y m a ć społecznych pre
sji związanych z kultywowanym przez siebie stereotypem, zaczął
poszukiwać lepszego stylu życia. Przez pewien czas wczytywał się
w dzieła Gurdżijewa, m i a ł k r ó t k i okres fascynacji scjentologią, aż
w k o ń c u odnalazł się w zenie.
G ł ę b o k i e zmiany w jego życiu wzbudziły ciekawość jego
współpracowniczek. Jedna z n i c h spytała: „Jak to się stało, że nagle
porzuciłeś dawny styl życia". Alberto odrzekł: „Dowiedziałem się, że
machismo
oznacza w łacinie niepewność".
P e w n e g o razu Ho Szi Z e n pogrążył się w rozpaczy, nie mogąc znaleźć
partnerki podzielającej jego entuzjazm względem Dziesięciu Tysięcy Ce
sarskich P o z y c j i Seksualnych. Kiedy j u ż przestał się rozglądać, w jego
życiu zjawiła się nowa partnerka. O dziwo, czuli się ze sobą znakomicie.
Pasowali do siebie idealnie.
Po p i ę c i u d n i a c h spędzonych na łóżkowych potyczkach, Ho zdobył
się na s z c z e r o ś ć : „Przez całe życie szukałem tylko ciebie. Jesteś moją
Smoczą D a m ą , z którą m o g ę stanąć do walki"
„Nie w y b i e r a m y się chyba na pole bitwy?" - zadźwięczały słowa ko
c h a n k i .
„ O n i e ! W y s t a r c z ą n a m łóżkowe p o t y c z k i ! "
W d o m u r o d z i n n y m B e n a m o d n a była muzyka pop i logika. Ben
został w i ę c r o m a n t y c z n y m racjonalistą. C h o c i a ż zajmował się zenem,
nie z m i e n i ł swego światopoglądu, jedynie go poszerzył. Pewnego razu
J a n e s p y t a ł a go o związek p o m i ę d z y jego r o m a n t y c z n y m racjonalizmem
a seksem. B e n odpowiedział: „Kiedy idę z k i m ś do łóżka, m a m nadzieję
na p o c z ą t e k długiej i zażyłej przyjaźni. J e d n a k nie wybrzydzam, kiedy
nic z tego n i e wychodzi".
Jane p o s t a w a ta przypadła do gustu. Wyznała, że wielu jej znajomych
m a bzika n a p u n k c i e m o n o g a m i i . B e n powiedział: „Nie m a m nic przeci
wko m o n o g a m i i , p o d w a r u n k i e m że jest spontaniczna".
Podczas dyskusji B e r t stwierdził, że istnieje wiele sposobów opisy
wania rzeczywistości, a każdy z nas wybiera ten, który pasuje najlepiej
do naszych indywidualnych zapatrywań i ograniczeń. O m a r posunął się
jeszcze dalej. Powiedział, że tzw. rzeczywistość obiektywna to fantazja
podzielana przez większość ludzi, natomiast rzeczywistość subiektywna
to fantazja osobista. M a i nie m i a ł wiele do powiedzenia. Spuentował
k r ó t k o : „Rzeczywistość to pierwotny test R o r s c h a c h a ".
M a m y dziś dla was dobre wiadomości. M a m y też złe wiadomości. Za
cznijmy od złych: nie będzie dobrych wiadomości. M o ż e m y teraz przejść
do dobrych: nie musicie słuchać złych wiadomości.
Na podstawie wieloletnich kontaktów z guru i ich n a u k a m i Ralph
doszedł do następującego wniosku: „Każdy system, mający prowadzić
do oświecenia za p o ś r e d n i c t w e m wskazówek i przykładów, dostarcza
narzędzi, przy p o m o c y których m o ż n a wytworzyć złudzenie oświecenia.
Jeśli posługujemy się n i m i w sposób umiejętny, t r u d n o odróżnić
złudzenie od rzeczywistości".
Słysząc to, Lucas orzekł: „Być m o ż e , nie ma m i ę d z y n i m i różnicy".
Wszystko jest pod p e w n y m względem prawdziwe, pod i n n y m
fałszywe, a pod jeszcze i n n y m pozbawione znaczenia. Wcielając tę wiedzę
w praktykę m o ż e m y czuć się zrelaksowani. I tak na przykład, jeśli ktoś
powie o nas coś nieprawdziwego, nie p o w i n n i ś m y się złościć, niezależnie
od tego, czy są to m i ł e czy n i e m i ł e słowa. P o d p e w n y m względem są one
prawdziwe, ponieważ wyrażają to, co dana osoba sądzi o nas. Stanowią
więc jednostkową prawdę. P o d i n n y m względem nie są prawdziwe,
ponieważ nie odzwierciedlają tego, co sami m y ś l i m y o sobie. W k o ń c u
zaś i t a k nie mają znaczenia, ponieważ nie wpływają na to, k i m jesteśmy.
Nasza t o ż s a m o ś ć jest niezależna od opinii i n n y c h ludzi.
W ś r ó d wielu ról i masek, jakie przyjmujemy w c o d z i e n n y m życiu,
j e d n a z nich przedstawia kogoś całkowicie wiernego sobie. Nie bójcie się
ją nosić. Domagajcie się tego, czego naprawdę pragniecie. Prawda, wiąże
się z t y m podwójne ryzyko. Po pierwsze, w ten sposób obnażacie przed
sobą i i n n y m i swą prawdziwą naturę. Po drugie, m o ż e c i e rzeczywiście
dostać to, czego chcecie.
G d y O m a r o t r z y m a ł zegar od swego dziadka, położył go w ekspono
w a n y m miejscu na półce, m i m o że jego prezent c a ł y czas się spóźniał.
Ale O m a r cieszył się j u ż s a m y m jego widokiem. Nie traktował go j a k o
czegoś, co ma być użyteczne.
W k r ó t c e zegar stał się ulubionym t e m a t e m r o z m ó w jego gości: „Hej,
ten zegar nie pokazuje właściwej godziny!" „To prawda, że jest zepsu
ty?", „ C z e m u go t r z y m a s z ? "
Aż w końcu O m a r wyznał Giovanniemu, że zamierza oddać zegar do
warsztatu. Nie dlatego, by nagle zapragnął go naprawić. Po prostu, miał
dość przytyków pod jego adresem. Słysząc to, Giovanni podszedł do zegara,
usunął jego wskazówki i napisał słowo T E R A Z w samym jego centrum.
Wyobraźnia, podobnie jak logika, to wartościowe, choć trochę
ograniczone narzędzie. Choćbyś bowiem miał ją jak największą,
nie jesteś w stanie sobie wyobrazić prostoty życia.
Wszystkie tajemnice są jawne. Nie ma nic do ukrycia. Niczego
nie da się odkryć. Mówi się nam to, co już wiemy. Co najwyżej,
możemy nie uświadamiać sobie tego.
Przeszłość jest zwykłym wspomnieniem, przyszłość czczą
spekulacją. Miejsce, w którym się spotykają, nazywamy teraź
niejszością. To właśnie w niej żyjemy. Naszym adresem zamieszka
nia jest wieczne teraz.
Wyłapywanie sekwencji zdarzeń przychodzi nam, ludziom, bez
trudu. Z łatwością opisujemy jedno zdarzenie jako następstwo, a inne
jako jego przyczynę. I chociaż trudno podważyć tę logikę, nie świadczy
to o jej słuszności. Czasami coś, co sprawia wrażenie zdrowego
rozsądku, jest tylko zwyczajną głupotą, która weszła nam w nawyk.
Dowiedziałem się dzisiaj o czymś, co nazywa się „wierzkol-
wiek" i zacząłem w to wierzyć. Jeśli uwierzymy w „wierzkolwiek"
i sformułujemy jego spójną definicję, zgromadzenie wystarczającej
ilości informacji, potwierdzających jego istnienie, przyjdzie nam bez
trudu. Wystarczy odrobina wysiłku. Pytanie tylko, czy naprawdę
tego chcemy?
Nauka i magia są często bardzo różnymi mapami, opisującymi
to samo terytorium. Nauka, która lubi podążać ścieżką naj
mniejszego oporu, ignoruje magię jako drogę zbyt ciężką.
Magia posługuje się mitem, nauka niejasną terminologią.
Pod względem semantycznym, dotyczą tego samego. Każda
z nich mówi o czymś nieznanym, robiącym coś dziwnego.
Każda tworzy prawa, wedle których coś znowu się stało.
K e n posiadał wyjątkową umiejętność. Potrafił wyczuć, na podstawie
dotyku, w j a k i m nastroju jest dana osoba. Z d a r z a ł o mu się to n a g m i n
nie, nawet wbrew swoim c h ę c i o m . Starając się zagłuszyć n i e m i ł e aspekty
swego talentu, popadł w pijaństwo. Kiedy alkohol nie dawał j u ż rady,
przerzucił się na środki uspokajające. Wreszcie życie stało się dla niego
piekłem. Sięgnął po heroinę.
Przez długi czas wiódł życie ćpuna, aż w k o ń c u trafił na odwyk.
Terapia zakończyła się sukcesem. K e n wrócił do n o r m a l n e g o życia.
Powiada: „ M u s i a ł e m zrozumieć, że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko
zacznę przebywać w towarzystwie ludzi, których dotyk wzbudza u m n i e
przyjemne uczucia".
Mary, leżąc na stole operacyjnym, w o s t a t n i m przypływie świadomości
doznała olśnienia. Starając się cokolwiek z niego zachować, ułożyła je
w słowa, które wykrzyczała stojącym nad nią ludziom w białych kitlach.
Chwilę później pogrążyła się w narkozie.
Ale po przebudzeniu niczego nie pamiętała. Nie potrafiła nawet sobie
przypomnieć, czego dotyczyły jej słowa. Spytała więc lekarza: „ P a m i ę t a
pan, czy przed zaśnięciem powiedziałam coś niezwykłego?"
Lekarz przytaknął: „Rzeczywiście, było coś takiego".
„ M ó g ł b y pan przytoczyć m o j e słowa?"
„ O b a w i a m się, że nie będzie to takie proste. Brakowało im spójności.
Nic z nich nie zrozumieliśmy".
W s z e l k i e prawa dotyczące sytuacji, w k t ó r y c h d o c h o d z i do
występku, lecz nie ma ofiary, są w y t w o r a m i czyichś lęków. Co praw
da, nie ograniczają naszej wolności, lecz p o w i n n y być stosowane ze
szczególną o s t r o ż n o ś c i ą . Najtrudniej w naszej kulturze jest być wol
n y m , a j e d n o c z e ś n i e nie padać ofiarą czyichś niepokojów.
Jeśli życie jest zagadką, jej rozwiązanie znajduje się w n a s z y m umyśle.
C z a s a m i nie jest łatwo je znaleźć. M o ż e ubierać się w symbole lub
ukrywać p o d postacią mitów. O d k r y w a m y je między i n n y m i w m i c i e
Atlasa, pokazującym, że każdy z nas dźwiga świat na własnych barkach.
A l b o w i e m to nasza głowa jest twórcą postrzeganego przez nas świata.
W i e d z a o t y m stanowi pierwszy k r o k na drodze do uświadomienia so
bie, że świat nie jest wcale ciężarem, tylko częścią nas samych.
Zawierasz w sobie tysiące światów i olbrzymią mądrość. K a ż d a
z twych k o m ó r e k potrafi się regenerować oraz zmieniać. M i m o że nie
uświadamiasz sobie wielu z zachodzących w tobie procesów, i tak są twoją
nieodłączną częścią. To, co nazywasz zwyczajną świadomością, stanowi
zaledwie fragmencik twojej istoty. Jest tylko przeważającą opinią, j a k ą
w danej chwili masz na temat swego doświadczenia. Zrównując swą
t o ż s a m o ś c i ą z posiadanymi przez siebie opiniami, poważnie ograniczasz
swoje możliwości i rzeczywistość.
K a ż d y człowiek jest artystą. Jego dziełem sztuki jest własne życie.
W i ę k s z o ś ć artystów ma jeden problem - j a k określić, kiedy skończyło
się swoją pracę? Ale gdy zrozumie się, że życie jest formą sztuki, n i k n ą
tego rodzaju kłopoty. Śmierć m ó w i n a m o zakończeniu. Zupełnie jak
by n a t u r a chciała n a m powiedzieć: „ K o n i e c kropka. U k o ń c z y ł e ś swoje
dzieło. Teraz możesz odpocząć".
W czasach powszechnej inflacji m o ż e się wydawać, że wszystkie ceny
idą w górę. To nieprawda. Jedna z n i c h pozostaje n i e z m i e n n a . To cena
śmierci. Tym, którzy jej nie rozumieją, m o ż e wydawać się zbyt wysoka,
ale płaci się ją tylko raz w życiu. Na dodatek nigdy z zaliczką.
Każdy, kto uważa, że znajduje się w lepszym p o ł o ż e n i u od większości
rzekomo racjonalnych istot, traktuje j a k o k o m p l e m e n t słowa, że jest
szaleńcem. Dlatego nawet jeśli nie jesteśmy w stanie zdefiniować,
czym jest szaleństwo, postarajmy się c h o c i a ż zachować równe prawa
dla wszystkich obłąkanych. Ludzie oskarżani o znalezienie się na
skraju szaleństwa, nie znają żądnych ograniczeń. Wszystko jest dla nich
możliwe. Wystarczy, że zrobią k r o k dalej, a wkroczą w przestrzeń poza
szaleństwem, gdzie czeka na n i c h wielka k o s m i c z n a tajemnica.
Podstawowym w a r u n k i e m , j a k i należy spełnić przed przystąpieniem
do medytacji nad o d d e c h e m , jest t r z y m a n i e wyprostowanych pleców.
Nie ważne, czy siedzi się na krześle, podłodze, czy poduszce. Po zajęciu
odpowiedniej pozycji m o ż n a p r z y m k n ą ć oczy. Następnie trzeba
poruszyć się w prawo i w lewo, by ciało znalazło swój p u n k t ciężkości.
Nasz kręgosłup powinien być słupem prowadzącym z ziemi do nieba.
Przy t a k wyprostowanej sylwetce m o ż n a zająć się p o d b r ó d k i e m . N i e c h
nie kieruje się ani ku dołowi ani do góry. Uszy mają być w jednej linii
z r a m i o n a m i .
Z a c z y n a m y od koncentracji na oddechu. Obserwujemy powietrze
wlatujące przez nozdrza, zstępujące do p ł u c przez gardło. W c z u w a m y
się w poszerzającą klatkę piersiową. Z w r a c a m y uwagę na nagły spokój,
j a k i się pojawia w chwili, gdy o r g a n i z m uzyskuje równowagę m i ę d z y
w d e c h e m i wydechem. W c z u w a m y się w powietrze wylatujące z p ł u c
przez gardło i nozdrza. W c z u w a m y się w opadające mięśnie przepony
i zwężającą klatkę piersiową. Z w r a c a m y uwagę na nagły spokój, j a k i się
pojawia w chwili, gdy organizm uzyskuje równowagę m i ę d z y w y d e c h e m
i kolejnym wdechem. Jesteśmy t y m c a ł k o w i t y m s t a n e m równowagi
pojawiającym się na początku i k o ń c u cyklu oddechowego.
D l a ułatwienia sobie dalszej koncentracji na oddechu wypuszczamy
z siebie wszelkie myśli wraz z w y d y c h a n y m powietrzem. Po cichu li
c z y m y każdy wdech, pomijając w swych obliczeniach wydech. Kiedy
dojdziemy do dziesięciu, z a c z y n a m y od nowa. Jeśli nasza uwaga uleg
nie rozkojarzeniu, p o n o w n i e skupiamy ją na oddechu. Jeśli zatracimy się
w rachubach, z a c z y n a m y liczyć od nowa.
Dzięki tej medytacji n a u c z y m y się koncentracji i rozwiniemy
wewnętrzny spokój. Praktykujemy ją przez dwadzieścia, trzydzieści
m i n u t o dowolnej porze dnia. Zazwyczaj raz dziennie. Po kilku ty
godniach p o z n a m y jej rezultaty i będziemy wiedzieć, czy warto ją
kontynuować.
M e d y t a c j a w ruchu w y m a g a prywatnej, spokojnej przestrzeni,
wystarczająco rozległej, by m ó c po niej spacerować. Przygotowujemy
się do niej siedząc w ciszy, aż osiągniemy wewnętrzny spokój. Kiedy
j u ż się wyciszymy, idziemy na środek pokoju. Stoimy t a m przez chwilę.
Następnie pozwalamy poruszać się s w y m m i ę ś n i o m , by zeszło z n i c h
napięcie. Niech inicjatywa wyjdzie z samego ciała. Nie wydawajmy mu
rozkazów. W s ł u c h u j m y się w jego wewnętrzne ruchy, znajdujące się na
s a m y m skraju naszej świadomości. Te same ruchy, które układają ciało
do snu lub umożliwiają mu znalezienie wygodnej pozycji na krześle.
Podczas medytacji w ruchu nie powstrzymujemy ani nie inicjujemy
myśli. Ponieważ zależy n a m na pozbyciu się n a d m i a r u napięcia, nie
zajmujemy się ć w i c z e n i e m umysłu. S t a r a m y się rozluźnić w każdej pozy
cji. D o z w o l o n a jest każda forma ruchu, p o d w a r u n k i e m , że nie przerywa
n a m usuwania napięcia zgodnie ze wskazówkami, j a k i e otrzymujemy
dzięki przesyłowi z w r o t n e m u wiadomości w ciele.
Pozbywając się świadomej kontroli nad m i ę ś n i a m i , nasze ciało przyj
muje najbardziej wygodną dla niego pozycję. R o z l u ź n i a m y wtedy mięśnie
gardła. U w a l n i a m y z siebie dźwięki redukujące napięcie. M o ż e m y też
c z a s a m i poruszać głową na b o k i w celu rozluźnienia mięśni szyjnych.
Podczas medytacji powtarza się każdy ruch, który wydaje się
właściwy, wsłuchując się w głos ciała. W zależności od tego, co dyktują
n a m uczucia, m o ż e m y wstawać, chodzić, p o ł o ż y ć się lub usiąść. Liczy się
spontaniczność ruchu.
Praktykując medytację w ruchu przez dwadzieścia do trzydzies
tu m i n u t dwa razy w tygodniu, większość osób luzuje swe mięśniowe
napięcie, dzięki c z e m u czuje się lepiej we własnej skórze. Medytacja
ta służy też p o m o c ą przy przezwyciężaniu fizycznych i umysłowych
dolegliwości, k t ó r y m jesteśmy poddawani w chwili stresu.
P o ż y t k i e m p ł y n ą c y m z medytacji w ruchu jest większa świadomość
ciała, w k o ń c u zaś większa akceptacja naszej konstytucji fizycznej
dającej schronienie dla ducha. W r a z z rozwojem tej praktyki m o ż n a
się przekonać, że jej subiektywna wartość zmienia się od czasu do cza
su. Należy ją praktykować t a k długo, aż odczuje się wynikające z niej
korzyści i uzna, że jest warta zaangażowanego w nią czasu.
Gdziekolwiek idziesz, miej świadomość r u c h ó w swego ciała. Wczu-
waj się w stale przesuwający się jego p u n k t ciężkości. Koncentruj się na
s a m y m chodzie oraz informacjach dopływających z mięśni.
Kiedy zjednoczysz się mentalnie z tą czynnością, odnajdziesz zależność
między kolejnymi krokami a oddechem. Zainteresuj się ich rytmem. Możesz
zacząć postrzegać napinanie i luzowanie mięśni j a k o ruchy wykonywane
podczas kosmicznego tańca. Ciesz się przepływem świadomości.
Traktuj każdy spacer j a k o proces, a nie przejście od miejsca do
miejsca. Jeśli rozproszy ci się uwaga, sprowadź ją do działań czysto fizy
cznych. Obserwuj swoje ruchy, z m i a n y p u n k t u ciężkości, chwile m i ę d z y
w d e c h e m a wydechem.
Stopniowo, wraz ze z g r o m a d z o n y m doświadczeniem, każdy ruch
przyjdzie ci łatwiej. Będziesz j a k chodziarz, k t ó r y po przejściu tysięcy
kilometrów, traktuje każdy kolejny k r o k j a k b y był pierwszym.
T e c h n i k i medytacji transcendentalnej są łudząco łatwe do nau
czenia. Po prostu dwa razy dziennie, o w m i a r ę p u s t y m brzuchu, przez
piętnaście do dwudziestu m i n u t powtarza się w umyśle sylabę lub szereg
sylab znanych j a k o m a n t r a . Należy to robić w spokojnym miejscu, z dala
od wrzawy i innego rodzaju z a k ł ó c e ń . W a r t o medytować nago lub m i e ć
na sobie luźne ciuchy, pamiętając j e d n o c z e ś n i e o przyjęciu j a k najwy
godniejszej, wyprostowanej sylwetki.
Jeśli uda ci się wygospodarować około dziesięciu godzin na przestrzeni
dwóch tygodni, możesz zacząć dostrzegać wymierne skutki tej praktyki.
Zaczynasz ją od wyboru mantry. Ponieważ będziesz powtarzał ją
w umyśle, musisz czuć się z nią dobrze. Nie p o w i n n a wywoływać w to
bie k o n k r e t n y c h wyobrażeń czy przemyśleń. Jej celem jest uspokojenie
umysłu. M o ż e to być jakakolwiek pieśń lub słowo n a p o t k a n e w toku twe
go doświadczenia. W a ż n e by niosło uspokojenie. Dla przykładu podaję
niektóre m a n t r y :
Jeśli chce się naprawdę skorzystać z tej medytacji, należy ją
praktykować przez mniej więcej dwa tygodnie. Do bardziej przyziem
nych jej skutków zalicza się zwiększony poziom energii, zmniejszoną
potrzebę snu, większą akceptację siebie i innych, lepsze radzenie sobie
w trudnych sytuacjach oraz zwiększoną uważność. Subiektywne uczucia,
j a k i e wywołuje w nas ta medytacja, niekoniecznie muszą rozstrzygać o jej
wartości. Jednak, kiedy po dwóch tygodniach nie zauważymy żadnego
z niej pożytku, m o ż e m y ją przerwać. Być m o ż e , jest to nieodpowiednia
dla nas m e t o d a albo przypadła na niewłaściwy okres w n a s z y m życiu.
Najlepiej recytować m a n t r ę wcześnie rano, zaraz po przebudzeniu,
lub wieczorem, przed o s t a t n i m posiłkiem. Ż o ł ą d e k powinien by pusty,
a umysł wolny od używek. M a n t r ę powtarza się w t y m s a m y m rytmie.
Jeśli zdarzy się n a m odlecieć, koncentrujemy się p o n o w n i e na słowach.
Nie trzeba powstrzymywać myśli. Nasze myśli to przejawy funk
cjonowania naszego umysłu. Nie mają większego znaczenia poza tym,
j a k i e im nadajemy. P r z e s t a ń m y o n i c h myśleć. Po prostu je obserwujmy
i pozwalajmy im znikać. Na przykład, gdy w trakcie p o r a n n e j medytacji
najdzie was myśl o jedzeniu, m o ż e m y pójść jej t r o p e m i wypędzić ją
myślą „Przecież nie pora teraz na śniadanie. Potrzeba mi czasu na m ó
wienie mantry". W r a c a m y wtedy do m a n t r o w a n i a , które kontynuujemy
do k o ń c a sesji.
Podczas tego rodzaju praktyki medytacyjnej przydatny jest zegarek.
W a r t o go t r z y m a ć w w i d o c z n y m miejscu. Co prawda, w trakcie me
dytacji m a m y oczy z a m k n i ę t e , lecz nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy
otwierali je dla kontroli upływającego czasu. W r a z z rozwojem praktyki
coraz rzadziej będziemy potrzebowali zegarka. Poprawi się nasze wy
czucie czasu. Po zakończonej sesji wstajemy powoli, zupełnie j a k b y ś m y
budzili się ze snu.
Upewnijcie się, że to, co dzieje się podczas waszej medytacji, jest dla
was c z y m ś n o r m a l n y m , Po wyciszeniu p o t o k u myśli m o ż e c i e wkroczyć
w stan mający coś ze snu. Należy przyjąć go z p e ł n y m dobrodziejstwem
inwentarza. Jeśli po zakończonej medytacji poczujecie senność, pozwól
cie sobie na chwilę drzemki, chyba że m a c i e do zrobienia coś pilnego.
Często się zdarza, że osoby medytujące znajdują się nagle w m i e j s c u
m i ę d z y s n e m a jawą. To bardzo dobre miejsce do praktyki, p o d warun
kiem, że ma się co do niego pewność.
M o ż n a praktykować s a m o t n i e albo w grupie. Na początku bardzo
przydatne bywa wsparcie i n n y c h osób. Sprzyjają o n i wytworzeniu
Staraj się wykorzystać każdy dzień. Zwracaj uwagę na to, co robisz,
i co to dla ciebie znaczy. Poświęcaj się całkowicie swoim przeżyciom.
Zjednocz się ze swym doświadczeniem. Jeśli zdarzy ci się zabłąkać
gdzieś w przeszłość lub zawędrować ku przyszłości, p o w r ó ć do wydarzeń
dziejących się obecnie. Żyj tylko t y m dniem, a nie żadnym i n n y m .
w nas tego nawyku. Należy wszakże p a m i ę t a ć o tym, by sesja medytacji
nie była wyłącznie pretekstem, dzięki k t ó r e m u kontroluje się inne osoby
w grupie. Nie obwiniajmy ich za swe rozproszenie. Nie wywołujmy
w nich poczucia winy. Jesteśmy p a n a m i swego losu i nawet kiedy coś
odwróci naszą uwagę, m o ż e m y w r ó c i ć do naszej mantry, ponownie
koncentrując się na praktyce. Jeśli z t r u d e m przychodzi n a m odna
lezienie spokoju we własnym mieszkaniu, m o ż e m y medytować o świcie
i tuż przed p o ł o ż e n i e m się do snu.
W i e l u naukowców, filozofów i przywódców religijnych zdążyło j u ż
docenić korzyści związane z p r a k t y k o w a n i e m medytacji transcenden
talnej. Pamiętajmy j e d n a k o tym, że sami jesteśmy własną wyrocznią.
C z e r p m y m ą d r o ś ć z własnej praktyki. M a m y tu do czynienia z prostą
techniką. Poświęcajmy jej dziesięć godzin w ciągu kolejnych dwóch ty
godni, a zauważymy płynące z niej korzyści.
Tylko ty jesteś odpowiedzialny za g ł ę b o k o ś ć i rozległość swego
doświadczenia. S a m sobie narzucasz granice tego, gdzie się znajdujesz
i z k i m przebywasz, m i m o sporego w p ł y w u swojego p o c h o d z e n i a ,
środowiska i doświadczenia. Następujące ćwiczenie p o m o ż e ci w lep
szym p o z n a n i u swojej kultury, różnych subkultur i i n n y c h kultur.
Wybierz jakiś obszar kulturowy dla swej eksploracji. Zbierz na ten temat
j a k najwięcej danych. Następnie ubierz się odpowiednio dla nowego otoczenia,
wejdź w nie i zlej się jak najbardziej tylko potrafisz, bez kompromisów wobec
swej wewnętrznej natury. Naucz się jak najwięcej z tego doświadczenia.
Do tego ćwiczenia będzie ci potrzebna druga osoba. Zapal świeczkę
i postaw ją n i e c a ł e p ó ł m e t r a przed sobą. Spoglądaj w p ł o m i e ń . Nie
zwracaj uwagi na nic innego. Niechaj nie zwodzą cię żadne myśli ani
n i c co się dzieje w najbliższym otoczeniu. C a ł a twoja uwaga musi się
k o n c e n t r o w a ć n a p ł o m i e n i u .
Co m i n u t ę lub dwie druga o s o b a będzie zadawać ci pytanie: „Gdzie
j e s t e ś ? " Nie odpowiadaj na nie, tylko s a m zastanów się, gdzie w danej
chwili znajduje się twoja uwaga. Jeśli zawędrowała daleko od świecy,
musi do niej wrócić. R e g u l a r n e powtarzanie tego ćwiczenia ułatwi ci
osiąganie skupienia.
Jeśli m a s z tak wielkie problemy z p o d e j m o w a n i e m decyzji, że nie
jesteś w stanie być spontanicznym, poniższe ćwiczenie ułatwi ci dokony
wanie wyborów. Posłużysz się tutaj tzw. t e c h n i k ą C A N - noszącą nazwę
od trzech jej podstawowych składników: chronologii, alfabetu i n u m e
rów. C A N p o m a g a w p o d e j m o w a n i u decyzji. Kiedy m a m y z n i m i kłopot,
z a c z y n a m y od C - chronologii, czyli zabieramy się za to, co pojawiło
się najwcześniej. Jeśli wszystkie elementy, z których m a m y wybierać,
pojawiły się równocześnie, z a c z y n a m y od A - alfabetu, wybierając
pierwszy w porządku alfabetycznym. Jeśli t r u d n o zastosować to kry
terium, m o ż e m y o d n i e ś ć się do porządku numerycznego, czyli wybrać
rzecz posiadającą najniższą wartość numeryczną. Kiedy to, co m a m y
wybrać, nie posiada takowej wartości, m u s i m y ją nadać i stosownie do
tego dokonać wyboru. Tak czy owak, nic nie jest dla nas niedościgłe.
Pamiętajcie C A N równa się „możesz"!
W y s u ń ręce prosto przed siebie z d ł o ń m i skierowanymi równolegle
do ziemi. Postaraj się wygiąć palce j a k najbardziej ku górze. Następnie
wyobraź sobie, że o twoje dłonie odbija się piłka. Szybko i regularnie.
G d y wyobrażasz sobie, że piłka wpada w twe dłonie, gwałtownie je zacis
kasz. Następnie ją wypuść, wyprostowując dłonie do poprzedniej pozy
cji. Przez c a ł y czas nie zapominaj o g ł ę b o k i m i r ó w n o m i e r n y m oddechu.
Staraj się zaciskać i wyprostowywać dłonie j a k najszybciej. Licz każde
schwytanie piłki. Kiedy dojdziesz do pięćdziesięciu, możesz zakończyć
sesję. O t r z y m a s z w ten sposób dość energii, by zająć się tym, co masz do
wykonania.
W y o b r a ź sobie, że jesteś podwieszony pojedynczą nicią wiodącą
z czubka twojej głowy do nieba, zupełnie j a k b y było to przedłużenie
twego kręgosłupa. Stań na chwilę i przenieś swój p u n k t ciężkości do
góry, j e d n o c z e ś n i e starając się nie odrywać stóp od ziemi. Ponieważ
niewidzialna n i ć nie tkwi w twych policzkach tylko czubku głowy,
dostosuj do stanu nieważkości m i ę ś n i e twarzy. Pracuj nad t y m zaw
sze i wszędzie, kiedy nie mówisz, nie pijesz, nie jesz itd. N i e c h twe ra
m i o n a zwisają bezwiednie zawsze, kiedy niczego nie dźwigasz. Pamiętaj,
że nogi dają ci solidne oparcie. Wystarczy popracować nad ich m o c ą .
Tego rodzaju ćwiczenie wprowadzi więcej luzu w twoje życie.
Kiedy czujemy się rozdrażnieni, nasze ciało jest spięte. Przeszkadza to
n a m we śnie i odpoczynku. W celu pozbycia się napięcia trzeba dotrzeć
do jego istoty. Z r o z u m i e n i e to w a r u n e k konieczny dla wyzwolenia.
Zaciśnijcie pięści. Wczujcie się w pracę swych mięśni. G d y uświadomicie
sobie ich działanie, m o ż e c i e wyprostować palce. Świadome uwalnianie
napięć to podstawa relaksacji.
Następnie zróbcie to s a m o z dużymi m i ę ś n i a m i torsu i kończyn, za
n i m przejdziecie do ćwiczeń nad m n i e j s z y m i m i ę ś n i a m i wokół gardła
i twarzy. Za k a ż d y m r a z e m kurczcie je i rozluźniajcie. Im dłużej będziecie
to robić z n i e k t ó r y m i m i ę ś n i a m i , t y m łatwiej przyjdzie p o z o s t a ł y m
odnaleźć stan relaksu.
Na koniec opracujcie własną sekwencję rozluźniania mięśni. Relak
sujcie się według obmyślonej przez siebie t e c h n i k i za k a ż d y m razem, gdy
towarzyszy w a m zdenerwowanie i napięcie. Staniecie się bardziej wylu-
zowani. Uspokoicie nerwy.
Zrób masaż osobie, którą lubisz dotykać. Zacznij od jej głowy. Niech
każdy twój dotyk będzie zdecydowany, lecz delikatny. Staraj się zachować
p ł y n n o ś ć ruchów. Unikaj zaskoczenia. Jeśli korzystasz z olejku, ogrzej go
w rękach. Nie odrywaj rąk od ciała. Koncentruj się na masażu. Nie angażuj
się w zbyteczne rozmowy. Niech masowana przez ciebie osoba poczuje, że
jej skóra łączy ją z resztą świata, że nie jest dzielącą ją od niego tarczą.
Z a d a n i e m tej medytacji jest osiągnięcie spokoju ducha lub przy
gotowanie do dobrego o d p o c z y n k u .
Z a n i m z a m k n i e s z oczy, zajmij j a k najwygodniejszą pozycję. Następnie
wyobraź sobie scenkę, w której nie ma ludzi, scenkę m i ł ą t w o i m
o c z o m . M o ż e to być jakiś z n a n y ci obraz, w s p o m n i e n i e z przeszłości lub
całkowicie wymyślony krajobraz.
Kiedy j u ż postanowisz, j a k ma o n a wyglądać, przystąp do j e g o kon
struowania. Zachowuj się j a k architekt lub m a l a r z tworzący obraz. Daj
sobie odpowiednią ilość czasu. Korzystaj z dostępnych sobie materiałów.
Kiedy uda ci się odtworzyć go w umyśle z z a c h o w a n i e m najdrobniejszych
szczegółów, będziesz m ó g ł do niego wracać w poszukiwaniu relaksu.
Przez jeden dzień traktuj wszystkie napotykane przez siebie osoby
j a k b y były oświecone i wznosiły twą świadomość na wyższy szczebel
ewolucji. Podejrzewaj, że wszyscy posiadają j a k najlepsze intencje. Kiedy
zaś poczujesz w sobie wewnętrzne napięcie, wykorzystaj je do pracy twór
czej. Stwórz siebie od nowa tak, żebyś w ogóle się nie denerwował. Albo,
jeszcze lepiej, wykreuj sytuację, w której nikt nie będzie się denerwował.
Jeśli b o w i e m zdołasz p o k o c h a ć ludzi niezależnie od ich poglądów, tem
p e r a m e n t ó w czy pochodzenia, p o k o c h a s z również tę część siebie, która
ich przypomina.
W y o b r a ź sobie, że niedługo pożegnasz się ze swym życiem, oddając
je swemu najlepszemu przyjacielowi. Odziedziczy on po tobie twój cha
rakter, przekonania i najbliższe otoczenie. Znajdzie się w twojej skórze.
Przygotuj się do tego dokładnie. Posprzątaj wokół siebie, fizycznie i men
talnie. Z m i e ń pozytywnie swoje życie, j a k tylko to potrafisz. Przecież nie
chcesz wprowadzać swego najlepszego przyjaciela do śmietnika?
Staraj się być szczery wobec siebie. Nie ukrywaj przed sobą swych
prawdziwych oczekiwań. Nie idealizuj swojej osoby. Przez całe życie
u c z o n o cię t ł u m i ć twe prawdziwe uczucia, odczucia i przemyślenia. Pora
wreszcie wyluzować. Niech dojdzie do głosu to, c z y m jesteś naprawdę.
Pamiętaj, że nie ma niczego takiego na świecie, czego nie m o ż n a by
pomyśleć. Przywróć właściwe miejsce t w y m zmysłom. N i e c h łączą cię
z t w y m doświadczeniem zamiast n a r z u c a ć na nie filtry. Kiedy j u ż sta
niesz się szczery wobec siebie, postaraj się być szczerym wobec innych.
Pamiętaj j e d n a k przy tym, by nie n a r z u c a ć i n n y m swojej wizji życia.
Dzięki t e m u twój świat stanie się bardziej autentyczny.
Przez dwa tygodnie zwracaj szczególną uwagę na wszystkie
kierowane p o d t w y m adresem zaproszenia. Akceptuj tylko te, które nie
zmuszają cię do t ł u m i e n i a twych prawdziwych odczuć i nie wikłają cię
w n i e c h c i a n e układy. Sporządź ich listę, dzieląc zaproszenia na dwie
grupy: przyjęte i odrzucone.
Dzięki tej liście z łatwością poznasz rozmaite aspekty swej osobowości.
Na podstawie dokonywanych przez siebie wyborów dowiesz się sporo
o sobie. P o d koniec tego okresu p o n o w n i e przyjrzyj się sporządzonej
liście i s k u t k o m twych decyzji. Z a s t a n ó w się, czy chcesz k o n t y n u o w a ć
tę praktykę.
W r a z z grupą znajomych usiądź w kręgu. Niechaj ktoś j a k o pierwszy
powie „ha", a następnie powtórzy to słowo osoba siedząca na lewo od
niego. Kontynuujcie mówienie „ha", dopóki nie zostanie o n o wypo
wiedziane przez każdego w kręgu. Następnie niech ten sam inicjator
powie „ha ha", a słowa te powtórzą kolejne osoby w kręgu. Kontynuujcie
dodawanie „ha" po każdym z a t o c z o n y m kręgu, aż w k o ń c u wyzwolicie
z siebie autentyczne salwy śmiechu. M o ż e c i e nagrać całą tę sesję
i puszczać ją znajomym.
Każdego dnia zastanawiaj się nad tym, czy chcesz być tą samą osobą co
wczoraj. Tylko ty sam jesteś w stanie stwierdzić, czy pasują ci twoje wczo
rajsze schematy zachowań i styl życia. Możesz je kontynuować lub zmienić.
Wybór należy do ciebie. Z jego konsekwencjami zmierzysz się już dzisiaj.
Jeżeli c h c e się o t r z y m a ć treściwą odpowiedź, trzeba zadać równie
treściwe pytanie. W przeciwnym razie m o ż n a czuć się rozczarowanym.
Zadaj więc sobie następujące pytania: „Czy m o j e zachowanie w danej
sytuacji przynosi mi w y m i e r n e k o r z y ś c i ? " „Czy nie lepiej porzucić
go j a k o złego nawyku?", „Jakie są skutki wydatkowanej przeze m n i e
energii?", „Czy rzeczywiście działam we w ł a s n y m interesie?"
Uważnie przyjrzyj się swym odpowiedziom i wyciągnij z n i c h
wnioski. Kiedy powtórzysz to ćwiczenie, twoje pytania i odpowiedzi
nabiorą większego znaczenia. Pamiętaj, że t a k j a k nie ma niczego ta
kiego, o czym nie m o ż n a by pomyśleć, t a k nie ma takiego pytania, które
go nie m o ż n a by zadać.
Przygotuj swoje mieszkanie na wizytę ważnego gościa. Udeko
ruj je pięknie. Zapal kadzidła i świece. Kup wykwintne wino. W ł ą c z
ciekawą muzykę. Skorzystaj z zasobów wyobraźni dla wzbogacenia go
o wyjątkowe piękno. T y m w a ż n y m gościem będziesz ty.
Ustaw w swoim pokoju lustra. Przyglądaj się swemu ciału. Podziwiaj
jego piękno. Nie porównuj go z i n n y m i tylko traktuj j a k o niezależne
dzieło sztuki. M o ż e s z o d k r y ć piękno w zakrzywionej powierzchni
swych paznokci, w gładkości mięśni, w y p u k ł o ś c i żeber. D o k ł a d n i e
zlustruj każdy jego fragment, wszystkie zagłębienia i wypukłości, po
jedyncze włosy. Staraj się dojrzeć p i ę k n o w tym, co wcześniej u m y k a ł o
twej uwadze.
Nanieś na dłonie odrobinę m a ś c i lub p ł y n u nawilżającego. Następnie
zacznij n i m smarować całe ciało. Powoli przesuwaj się od j e d n e g o do
następnego jego fragmentu. Wczuj się w towarzyszące temu odczu
cia. Masuj swe ciało raz lekko, raz intensywnie, odpowiednio stopniuj
napięcie. Odkryj, które jego połacie są wrażliwsze. Rozbudzaj z a m k n i ę t e
w nich żądze.
Kiedy j u ż dobrze poznasz, j a k wygląda twe osobiste pole rozkoszy,
m o ż e s z zająć się masturbacją. Nie chodzi tu o pospieszne działanie,
prowadzące do szybkiego orgazmu, tylko o stopniowe wzniecanie
rozkoszy. Pobudzaj się t a k długo, aż t r u d n o ci będzie powstrzymać falę
orgazmu. Zatrzymaj się tuż przed jej przypływem i po krótkiej chwili
w r ó ć do swej praktyki. W ten sposób będziesz ciągle wznosił się wyżej,
pokonując kolejne progi rozkoszy. Kiedy zaś uznasz, że nie ma j u ż przed
tobą powrotnej drogi, m o ż e s z dać się p o c h ł o n ą ć orgazmowi. Obserwuj
przy t y m uważnie, co doprowadziło cię do takiego stanu? Jakie obra
zy, p u n k t y na ciele, formy dotyku wzbudziły w tobie potężne podnie
cenie. Dzięki t e m u poznasz osobiste pole rozkoszy, przydatne w sztuce
uprawiania m i ł o ś c i w parze i w pojedynkę.
Być m o ż e wielu z was widziało ogród zen w naturze lub na zdjęciach,
złożony z kamyków estetycznie poukładanych w zdobionych kraj
obrazach z piasku. Jeżeli wcześniej nie zetknęliście się z t y m zjawiskiem,
postarajcie się je zbadać obecnie, przypatrując się jego kojącemu działaniu.
Następnie spróbujcie odtworzyć ogród zen w swej wyobraźni. Nie czyńcie
tego pospiesznie. Dobierajcie kamienie z precyzją. Układajcie je ze sma
k i e m w fałdach piasku. Niech rytuał ten sprawia w a m radość i satysfakcję.
Modelujcie w umyśle łachy piasku tak, by cieszyły wasze oczy. Wasz ogród
powinien być piękny, kiedy ogląda się go z każdej strony.
Po tak dobrze w y k o n a n y m zadaniu m e n t a l n y m , przejdźcie do tworze
nia ogrodu zen w rzeczywistości. M o ż e to być m a ł y ogródek, stworzony
z ziarenek soli i drobnych k a m y c z k ó w w pudełku. Dajcie się ponieść
swojej wyobraźni. Być m o ż e podsunie w a m pomysły, dzięki k t ó r y m
wasz ogród zen będzie piękniejszy niż tradycyjnie w Japonii.
T a k czy owak, nawet jeśli nie uda się w a m stworzyć ogrodu zen
w rzeczywistości, pielęgnujcie go w umyśle, a przyniesie w a m spokój
i pogodę ducha.
Jeżeli m a s z wrażenie, że nie otrzymujesz od życia tego, na co
zasługujesz, dzięki niniejszemu ćwiczeniu dotrzesz do źródeł tego
uczucia i wprowadzisz się w lepszy stan umysłu. Spisz na k a r t c e wszystko,
czego chcesz od życia, niezależnie od tego, czy m a s z na myśli rzeczy
k o n k r e t n e czy abstrakcyjne, materialne czy duchowe, uczuciowe czy in
telektualne.
Po sporządzeniu całej listy usuń z niej wszystko to, na co s a m nie
m a s z wpływu. D l a przykładu, m o ż e s z pragnąć pokoju na świecie, ale
jego wprowadzenie nie zależy od ciebie, w y m a g a więc narzucenia
c a ł e m u światu twojego tripu. Skreśl tego rodzaju pozycje z listy. Zastąp
je c z y m ś bardziej osobistym, np. chęcią bycia o r ę d o w n i k i e m pacyfizmu.
Skreśl z listy również wszystkie pragnienia, które wymagają od ciebie
z m i a n y przeszłości. Zastąp je p r a g n i e n i e m zmiany swego podejścia do
tego, co kiedyś zaszło lub z m i a n y swego podejścia do teraźniejszości. Jeśli
żadna z tych z m i a n nie wydaje ci się możliwa, wpisz na listę pragnienie
z m i a n y otaczających cię warunków. Pozbądź się z listy tych wszystkich
celów, które wymagają p o m o c y ze strony innych osób. W ten sposób
u n i k n i e s z marnotrawienia swojej energii na n a k ł a n i a n i e innych ludzi,
by zaangażowali się w twoją sprawę. Następnie przemyśl wszystkie swoje
potrzeby materialne, pamiętając o tym, że posiadanie czegoś dla samego
posiadania to zbytek. Przestań pragnąć rzeczy jedynie komplikujących
życie, nie dających n i c w zamian.
Kiedy j u ż uda ci się uporządkować listę według powyższych kry
teriów, uszereguj pozostałe na niej p u n k t y zgodnie z ich hierarchią
ważności. O t r z y m a s z w ten sposób listę naprawdę upragnionych przez
ciebie rzeczy. Dowiesz się na c z y m m a s z skupić swoją uwagę i w j a k i m
k i e r u n k u wydatkować swoją energię.
Po j a k i m ś czasie przejrzyj tę listę i wprowadź konieczne poprawki. D o
daj nowe pragnienia, wykreśl te, które zdołałeś zrealizować lub uważasz
za nieaktualne. Korzystaj z niej wtedy, gdy potrzebujesz zorientować się
w swoich pragnieniach.
Jedna ze szlachetnych prawd Buddy powiada o tym, że życie p e ł n e
jest cierpienia. Niektóre formy cierpienia mają swe źródło w umyśle. Ich
eliminacja w y m a g a więc przewartościowania rodzących je idei, pragnień
i oczekiwań. I n n e formy cierpienia mają c h a r a k t e r fizyczny. M o ż n a je
złagodzić przy p o m o c y medytacji.
C z a s a m i reagujemy na docierające do nas wrażenia tak, j a k
przygotowała nas do tego kultura. Nasze zachowania bywają wyuczone,
zależą od p o p r z e d n i c h doświadczeń, obecnych w a r u n k ó w i konstrukcji
mentalnych. D l a przykładu, jeśli twą d ł o ń ściśnie osoba bliska t w e m u
sercu, możesz odebrać ten gest j a k o wyraz czułości. Potraktujesz go j a k
coś miłego. Nie będziesz odczuwał bólu. Wystarczy j e d n a k , by to s a m o
zrobił ktoś c a ł k i e m obcy, a możesz p o c z u ć ból i zareagować gniewem.
Jeśli zaczniesz dostrzegać to zjawisko, będzie ci łatwiej zmagać się z sze
regiem nieprzyjemnych doznać fizycznych, utożsamianych z bólem.
Powiedzmy, że nie udało ci się wyeliminować w sposób skuteczny
jakiegoś uczucia kojarzącego ci się z bólem. Z w r ó ć na nie uwagę. Klu
c z e m do sukcesu w każdej medytacji jest całkowita koncentracja, a zatem
skup się na bólu, wejdź w jego istotę. Oddychaj głęboko i powoli, coraz
głębiej wczuwaj się w bolesne b o d ź c e . Doświadczaj bólu j a k o czegoś,
co sam wybrałeś. Jeżeli wcześniej nie stracisz świadomości, rozpoznasz
ból j a k o a u t o n o m i c z n ą rzeczywistość. D o p i e r o wtedy będziesz m ó g ł
porządnie zająć się stwarzającymi go w a r u n k a m i .
C o d z i e n n i e staraj się wykonywać przynajmniej j e d n ą rzecz dla własnej
przyjemności. Jeśli chcesz by była ona naprawdę wielka, nie p o w i n n a
przeszkadzać i n n y m ludziom. Pamiętaj, że świat staje się rozkosznym
miejscem, kiedy nie tylko ty, ale i inni odnajdują w n i m przyjemność.
Postaraj się dolać kilka kropel do o c e a n u światowej rozkoszy.
C o d z i e n n i e staraj się p o m a g a ć jakiejś osobie, sprawiać by było jej
lepiej w życiu. R ó b to po cichu, potajemnie, by nie zauważyła twej in
gerencji. Ciesz się z tego, że jesteś t a j e m n i c z y m dobroczyńcą. Jeśli zosta
niesz zdekonspirowany, możesz odzyskać swą a n o n i m o w o ś ć , robiąc do
bry uczynek dodatkowo dwa razy dziennie.
Jeśli zdarza ci się korzystać z lekkich narkotyków, zaaplikuj je sobie
w całkowitej samotności. Postaraj się wszystko zorganizować tak, żeby nikt
ci nie przeszkadzał. Nie m ó w nic, kiedy zaczniesz odczuwać ich działanie.
Zjednocz się z t y m doświadczeniem i naucz od niego j a k najwięcej.
Ćwiczenie to nawiązuje do tantryczno-taoistycznych praktyk seksu
alnych, których istotą jest przedłużanie stosunku płciowego przy j e d n o
czesnym u n i k a n i u męskiego orgazmu. Tego rodzaju t e c h n i k a , czasami
nazywana karezzą, bywa niepotrzebnie k o m p l i k o w a n a przez arbitralne
wymogi i t e c h n i c z n e podziały narzucane jej d y n a m i c e . Przedłużony
Odpowiadasz w równej mierze za programowanie swojego umysłu, j a k
i ciała. Twoje ciało reaguje na bodźce, które często mu zadajesz, rozwijając
zdolność wykonywania związanych z n i m i zadań z większą łatwością.
Jeśli wydaje ci się, że posiadasz jakieś niedobory fizyczne, pora zabrać się
do pracy. Uzupełnisz je, podejmując odpowiednią aktywność fizyczną.
Nawet jeśli uprawiasz kalistenikę, chodzisz na siłownię, regularnie
biegasz i wykonujesz p o r a n n e ćwiczenia, n i c nie zaszkodzi, jeśli zde
cydujesz się na specjalnie dostosowane do ciebie ćwiczenia fizyczne.
Na początku zastanów się nad tym, czy istnieje t a k a forma fizyczne
go wysiłku, n i e z b ę d n a w t w o i m życiu, którą wykonuje za ciebie ktoś
inny. Następnie uświadom sobie, j a k wiele pracy fizycznej zastępujesz
technologią. Kiedy j u ż zorientujesz się w sytuacji, postaraj się robić to
s a m e m u . R o z w i ń swe u m i e j ę t n o ś c i t e c h n i c z n e do tego stopnia, że c a ł y
wysiłek fizyczny zacznie przychodzić ci bez trudu. Przygotuj się na
poważne z m i a n y w swoim życiu. Niczego się nie bój.
stosunek seksualny to c a ł k i e m ciekawa t e c h n i k a medytacyjna. Wydaje
się j e d n a k , że za z a k a z e m wieńczenia jej wytryskiem nie stoją żadne ra
cjonalne przesłanki z wyjątkiem troski o kontrolę narodzeń.
K l u c z e m do udanego stosunku seksualnego jest długa gra wstępna,
niezbędna dla pobudzenia obojga partnerów, poza t y m gotowość do
eksperymentów i pauz potrzebnych do odwlekania męskiego orgazmu.
N i e z m i e r n i e ważne jest robić wszystko bez pośpiechu, otwierać usta
tylko podczas robienia laski i lizania łechtaczki, wydawać z siebie okrzyki
i jęki tylko wtedy, gdy inaczej j u ż nie m o ż n a . Starajcie się nie p o c i ć nad
miernie. Wykorzystujcie różne pozycje. Nade wszystko, bądźcie zawsze
gotowi z ł a m a ć każdą regułę, gdy w grę wchodzi spontaniczność.
Ćwiczenie libido ma większy związek z naszą postawą i podejściem,
niż z zestawem gotowych t e c h n i k seksualnych. O z n a c z a traktowanie
sztuki k o c h a n i a j a k o formy kontemplacji, dzięki której m o ż n a lepiej
p o z n a ć siebie. D o p i e r o wtedy możliwe jest całkowite zjednoczenie ko
c h a n k ó w p o d względem nerwowym, g r u c z o ł o w y m i psychicznym.
Dodawaj do niezbędnych zadań fizycznych prace wykonywane dla
czystej przyjemności. Jeżeli mieszkasz w otoczeniu skalistym, możesz
u k ł a d a ć własne struktury z k a m i e n i i kamyków. Dbaj o to, by solidnie
się namęczyć. Tego rodzaju c o d z i e n n a porcja wysiłku potrafi być równie
inspirująca co myślenie.
Ponieważ wszystko ulega zmianie, nie m u s i m y być ofiarami pro
g r a m o w a n i a społecznego. M o ż e m y przejąć nad n i m stery. D a w n e
okoliczności, które przyczyniły się do wytworzenia naszych obec
nych wzorów zachowań, nie muszą m i e ć miejsca w przyszłości. Jeśli
odważymy się przyjąć aktywną rolę w życiu, m o ż e m y je zmieniać, podo
bnie j a k nasze reakcje.
Przyjrzyjmy się swemu programowaniu. W y ł a p m y te nawyki, które
utrudniają n a m życie, te skłonności, które łatwo przechodzą w nałogi,
reakcje nieproporcjonalne w stosunku do zaistniałej sytuacji. D o k ł a d n a
analiza cech nadających się do z m i a n y to klucz do sukcesu.
Kiedy j u ż wiemy, które u w a r u n k o w a n i a z a m i e r z a m y zmienić, napisz
my na k a r t c e swoją intencję. Nie szczędźmy przy t y m informacji. Zad
bajmy o rzetelność opisu. Następnie postarajmy się zgromadzić infor
m a c j e przydatne do d o k o n a n i a zmiany. Rozmawiajmy z o s o b a m i , które
m i a ł y kiedyś p o d o b n y problem i j a k o ś się z n i m u p o r a ł y Korzystajmy
z mądrych porad i tekstów.
Z a s t a n ó w m y się nad t y m , co chcielibyśmy uzyskać w miejsce
dawnych zachowań. W y o b r a ź m y sobie, że m a m y do czynienia z jakąś
dawną sytuacją i zachowujemy się zupełnie inaczej. Kontemplujmy tego
rodzaju obrazy, aż staną się dla nas rzeczywistością. A p o t e m zacznijmy
je wcielać w życie dla własnej radości.
C e l e m wszystkich zawartych w tej książce ćwiczeń jest osiągnięcie
h a r m o n i i ciała i u m y s ł u w odniesieniu do wybranego przez ciebie stylu
życia. Jesteś wyłącznym ekspertem od swego życia, p o d w a r u n k i e m ,
że nie boisz się wsłuchiwać w siebie. Z tej właśnie racji na s a m koniec
czeka cię największe zadanie - opracowanie własnych ćwiczeń i m e
dytacji, które p o m o g ą ci wieść radosne życie. Postaraj się być oryginalny
w swoich pomysłach. Dziel z i n n y m i p ł y n ą c e z nich korzyści.