200008 o tych co na morzu

background image

O tych, co na morzu...

Rozbitek i butelka rumu. Zakopane skarby i piraci, pisarze

i polityka – James Burke p∏ywa po otwartych morzach

Sk

ojar

zenia

N

iedawno przeprawia∏em
si´ w nader wygodny
sposób przez Atlantyk
na pok∏adzie liniowca

Queen Elizabeth II (kr´ci∏em film,
a wi´c ∏àczy∏em przyjemne z po˝y-
tecznym) i w jednym z licznych ba-
rów pok∏adowych zamówi∏em, jak
na wilka morskiego przysta∏o, kieli-
szek rumu.

Przypomnia∏o mi si´ wtedy, ˝e jed-

nym z pierwszych ludzi sprowadza-
jàcych rum i melas´ do Filadelfii na
poczàtku XVIII wieku by∏ pewien
pruski emigrant Thones Kunders,
który jakoby nabra∏ zapa∏u do tego
(i paru innych zaj´ç), pods∏uchawszy
kilku piratów o zakazanych g´bach,
rozprawiajàcych o drewnianych no-
gach, przeciàganiu nieszcz´Êników
pod kilem, ukrytych skarbach itp.
I to nie byle jakich ukrytych skarbach,
ale legendarnych (wówczas jeszcze
nie odnalezionych) ∏upach niejakie-
go Edwarda Teacha, alias Czarnobro-
dego. A zatem Kunders, jak wieÊç
g∏osi, pop∏ynà∏, skarby wydoby∏ i w
mgnieniu oka zajà∏ si´ interesami ty-
pu import–eksport, sprawi∏ sobie ma-
∏à flot´ kupieckà i wiod∏o mu si´ zna-
komicie. Nie mo˝na tego natomiast
powiedzieç o samym Czarnobrodym.
Ten zaczà∏ karier´ jako jeden z pierw-
szych piratów na Morzu Karaibskim
(napadajac, grabiàc i torturujàc wszy-
stko i wszystkich na Karaibach, w
Wirginii i obu Karolinach), lecz w nie-
d∏ugim czasie jà zakoƒczy∏ (schwy-
tany i Êci´ty).

A sta∏o si´ to po tym, jak g∏upio

odrzuci∏ amnesti´ zaproponowanà
przez Woodesa Rogersa, gubernato-
ra Wysp Bahama, które Rogers (wy-
obraêcie tylko sobie) wynajà∏ od ich
w∏aÊcicieli, kiedy zbi∏ majàtek, u∏o-
˝ywszy si´ po piracku z kilkoma an-
gielskimi kupcami – ci mieli ˝eglo-
waç po Pacyfiku i rabowaç ka˝dy
hiszpaƒski statek wiozàcy cokolwiek
wartoÊciowego. (Swojà drogà, jed-
nym z cz∏onków pirackiej za∏ogi Ro-
gersa by∏ korsarz William Dampier,

o którym wspomina∏em ju˝ kiedyÊ
w odniesieniu do College of William
and Mary. O którym to zwiàzku, by
oszcz´dziç wstydu owej instytucji,
nie b´d´ wi´cej pisa∏.) W styczniu
1709 roku, w trakcie wypadu na Pa-
cyfik, Rogers zawinà∏ na San Fernan-
dez, bezludnà wysp´ w pobli˝u chi-
lijskiego wybrze˝a. Wys∏a∏ na brzeg
∏ódê, która powróci∏a z na wpó∏ osza-
la∏ym cz∏owiekiem odzianym w koê-
le skóry, prawie nie w∏adajàcym ju˝
angielskim. Pozostawi∏ go tam czte-
ry lata wczeÊniej statek (trudno uwie-
rzyç, ˝e to by∏ zbieg okolicznoÊci),
wiozàcy Williama Dampiera, który
rekomendowa∏ go nast´pnie na sta-
nowisko mata.

W rok póêniej znaleêli si´ w Lon-

dynie, gdzie nowy mat, Alexander
Selkirk, zszed∏ na làd z ∏upem, a ten
zapewni∏ mu spokojnà emerytur´
i anonimowoÊç przez reszt´ ˝ycia.
Tylko ˝e wzmianka o nim trafi∏a do
szeroko czytywanych pami´tników
Rogersa, dzi´ki którym znamy dziÊ
Selkirka pod innym nazwiskiem: Ro-
binsona Crusoe. Bohatera pierwszej
(zdaniem niektórych) angielskiej po-
wieÊci, autorstwa kogoÊ, kto przeczy-
ta∏ wspomnienia Rogersa: Daniela
Defoe. Ten prowadzi∏ ˝ycie tak buj-
ne, ˝e trudno powiedzieç, czym si´
nie zajmowa∏: by∏ bowiem bankru-
tem, satyrykiem, wydawcà czaso-
pism, autorem pamfletów, felietonistà
politycznym, który zawsze umia∏ na-
robiç sobie wrogów po obu stronach
barykady, sprzedawcà poƒczoch, de-
maskatorem ludzi zbyt pysznych
i w ogóle fajnym goÊciem. W swoim
czasie Robert Harley, wybitny bry-
tyjski mà˝ stanu, wynajà∏ go jako
szpiega, aby donosi∏ o wszystkich
kr´tactwach Szkotów w trakcie ich

unii z Anglià w 1707 roku. W tym
charakterze sprawi∏ si´ tak dobrze,
˝e Harley u˝y∏ politycznego tygodni-
ka wydawanego przez Defoe, The Re-
view
, jako narz´dzia kszta∏towania
opinii publicznej tak, by by∏a bardziej
przychylna wobec poczynaƒ rzàdu.

Harley obmyÊli∏ tak˝e inny prze-

kr´t. Zaciàgnà∏ ogromnà po˝yczk´
gie∏dowà na pokrycie znacznej cz´Êci
d∏ugu publicznego (gigantycznego
i ciàgle rosnàcego z powodu wojny
z Francjà). To godne iluzjonisty przed-
si´wzi´cie finansowe sta∏o si´ przed-
miotem bardziej dog∏´bnych docie-
kaƒ póêniej, w XVIII wieku, kiedy to
nowi statystycy finansowi ruszyli na
dobre z matematykà i pewien Wa-
lijczyk Richard Price wyda∏ pokaê-
ne tomiszcze, w którym opisywa∏
m.in., jak szacowaç koszty za∏o˝enia
funduszu obs∏ugujàcego d∏ug. Nic
z tych rzeczy nie rozumiem, wi´c na
tym zakoƒcz´. Ksià˝ka Price’a u∏atwi-
∏a jednak ˝ycie wdowom, opierajàc
ubezpieczenia na ˝ycie na czymÊ so-
lidniejszym od zgadywanek (dzi´ki
monumentalnym badaniom zacho-
wanych parafialnych rejestrów naro-
dzin i zgonów), jako ˝e Price za∏àczy∏
dane pozwalajàce agencjom ubezpie-
czeniowym utrzymaç si´ w interesie:
statystyki d∏ugoÊci ˝ycia, dzi´ki któ-
rym sk∏adki mog∏y pozostawaç w roz-
sàdnej relacji do przewidywanej dal-
szej d∏ugoÊci ˝ycia. JeÊli twoi klienci
majà ˝yç d∏u˝ej, niechaj p∏acà mniej,
radzi∏ Price. Sk∏adki wi´c spada∏y,
a dochody ros∏y. Price zyska∏ dzi´ki
temu sporà popularnoÊç w kr´gach
finansjery. Inna jego praca (goràca
obrona amerykaƒskich buntowni-
ków) przynios∏a mu ofert´ stanowi-
ska konsultanta ds. finansowych przy
Kongresie Stanów Zjednoczonych
(którà odrzuci∏) oraz propozycj´ nada-
nia mu przez Yale, jednoczeÊnie
z George’em Washingtonem, doktora-
tu (którà przyjà∏).

W pewnej chwili Price’a wzi´∏a

pod swe skrzyd∏a pewna onieÊmie-
lajàca dama, lady Elizabeth Monta-

Uczy∏a ubogie dzieci czytaç,

lecz nie pisaç. Rozumiecie,

o co chodzi...

PATRICIA J. WYNNE

DAVE PAGE

background image

Â

WIAT

N

AUKI

Sierpieƒ 2000 95

do Teleglobe Canada, dostawcy us∏ug
internetowych z Montrealu, który zabra∏
nas kilka w´z∏ów dalej na wschód. Afry-
ka pojawi∏a si´ po nast´pnych trzech kro-
kach. Tu odnotowaliÊmy najwi´ksze
opóênienia, do 600 ms, najprawdopo-
dobniej spowodowane przez przekaz sa-
telitarny, zanim weszliÊmy na serwer
utrzymujàcy stron´ internetowà Mail and
Guardian
w Kapsztadzie.

Cz´sto byliÊmy Êwiadkami nieocze-

kiwanych sytuacji. Wys∏aliÊmy sond´
do Wirginii, a odpowiedê przysz∏a z Har-
vardu, odleg∏ego od nas o jakieÊ 1.5 km.
Kiedy sondowaliÊmy znanà witryn´
w Seattle, zostaliÊmy obs∏u˝eni przez
komputer z okolic Montrealu. (Przy-
puszczamy, ˝e materia∏, który oglàda-
liÊmy, zosta∏ z wa˝nych powodów
umieszczony w zupe∏nie innym miej-
scu.) Kartografia internetowa jest oczy-
wiÊcie z∏o˝ona. Najlepsza mapa, jakà
uda∏o nam si´ znaleêç (www.cs.bell-
-labs.com/who/ches/map), utworzo-
na dzi´ki intensywnemu sondowaniu,
zachwyca oko wielkà iloÊcià lokalnych
skupisk, w których zbiegajà si´ wijàce
si´ pnàcza. Poprzez ten szeroki obraz
przebiega kilkanaÊcie d∏u˝szych kan-
ciastych Êcie˝ek nale˝àcych do g∏ów-
nych dostawców us∏ug internetowych.

KiedyÊ, gdy Internet by∏ mniej skom-

plikowany, mo˝na go by∏o przyrównaç
do uk∏adu nerwowego kr´gowców,
z licznymi odga∏´zieniami odchodzàcy-

mi od rdzenia. Ale teraz jest zbyt wiele
kr´gos∏upów. To raczej rozproszone no-
ry zwierzàt, po∏àczone licznymi szyba-
mi, korytarzami, dodatkowymi przej-
Êciami i obejÊciami przeszkód. A mo˝e
to nie jest metafora, ale w∏aÊciwy obraz
Internetu zmiennego w przestrzeni i
czasie? Tylko pomyÊlcie, bez emocji: nie-
mal 100 sieci o globalnym zasi´gu za-
kopanych w ziemi, po∏àczonych w ró˝-
ny sposób z setkami tysi´cy sieci
lokalnych, wymieniajàcych z nimi in-
formacje na zasadach wzajemnego in-
teresu przy równoczesnej ostrej rywa-
lizacji o prawa w∏asnoÊci. No i przecie˝
Internet ∏àczy dziesiàtki milionów u˝yt-
kowników, z których znaczna cz´Êç to
tylko inteligentne maszyny sporzàdza-
jàce wirtualne odpowiedzi i raporty.

Operatorzy telekomunikacyjni, tkwià-

cy po uszy w technice cyfrowej, sà za-
rzàdcami, gospodarzami lub partnera-
mi najwi´kszych dostawców Internetu.
Zwielokrotniany kabel optyczny jest w∏a-
Ênie uk∏adany wzd∏u˝ autostrad Massa-
chusetts Turnpike i New York Thruway,
bo przecie˝ teraz ka˝dy nowy budynek
mieszkalny to nowa sieç, którà trzeba
przy∏àczyç do magistrali. Wykopy co-
dziennie przypominajà przechodniom,
˝e naziemny Internet jest ukryty pod zie-
mià i ze swoimi szklanymi i miedziany-
mi przewodami wpycha si´ w chroniàce
go kana∏y. Istniejà równie˝ lokalne ∏àcza
bezprzewodowe, naziemne i satelitarne,
wykorzystujàce mikrofalowe wie˝e prze-

kaênikowe. Po∏o˝ono te˝ miliony kilo-
metrów kabli podwodnych krzy˝ujàcych
si´ na dnie oceanów. To wszystko tworzy
globalny Internet.

Ta sama infrastruktura, z jej wieloma

biegnàcymi jedna przy drugiej droga-
mi, przenosi równie˝ numery kart kre-
dytowych, szczegó∏y transakcji rynko-
wych, wiadomoÊci, informacje o po-
godzie, dane z przestrzeni kosmicznej
i poczt´ elektronicznà, oraz wiele, wie-
le innych – najcz´Êciej przeznaczonymi
tylko do tego celu kana∏ami zwanymi
∏àczami dzier˝awionymi. Specjalny frag-
ment Internetu, zdefiniowany przez nie-
zwykle elastyczne oprogramowanie (jest
to wi´c us∏uga software’owa, a nie wy-
dzielony sprz´t, czyli tzw. hardware –
przyp. red.), tworzy Âwiatowà Paj´czy-
n´ (WWW). Obs∏uguje ona przesy∏anie
niezliczonych pakietów danych, wymie-
nianych swobodnie przez internetowy
hardware pomi´dzy niemal 10 mln wi-
tryn WWW. Nasza próba opisu tej roz-
leg∏ej symbiozy jest niczym innym jak
uczciwà relacjà w´drowca.

JesteÊmy wdzi´czni osobom zawodo-

wo zwiàzanym z informatykà za wyja-
Ênienie nam tych zawi∏oÊci: naszym sà-
siadom Bobowi i Jane Morse’om,
profesorowi Alvie Couchowi z Tufts
University, i administratorom naszego
dawnego serwera, Jeffowi Schillerowi
z MIT i Johnowi Hawkinsonowi z GTE.

T∏umaczy∏

Gerard Cybulski

gu, goszczàca u siebie elit´ Londynu. Jej
salon konwersacyjny, ostatni krzyk mo-
dy wÊród Êmietanki towarzyskiej, musia∏
odwiedziç ka˝dy, kto by∏ kimÊ. Nawet
kobiety mog∏y si´ tam wypowiedzieç,
a te, które to czyni∏y, cz´sto i wymow-
nie, utworzy∏y rodzaj podklubu, które-
go wszystkie cz∏onkinie nosi∏y niebie-
skie poƒczochy (blue stockings). Stàd
owo okreÊlenie*. Jednà z owych dam by-
∏a Hannah More, znana dobrze z rady-
kalnych traktatów, a s∏abiej jako prekur-
sorka szkó∏ek niedzielnych, w których
to uczy∏a ubogie dzieci czytaç, lecz nie
pisaç. Rozumiecie, o co chodzi... Han-
nah wypowiada∏a si´ na rozliczne tema-
ty, jak pobo˝noÊç, kszta∏cenie kobiet,
ogólne samodoskonalenie i niewolnic-
two (przeciwko temu ostatniemu). Jed-
nym z jej idoli by∏ Granville Sharp, któ-
ry strawi∏ wi´kszoÊç swego ˝ycia i
majàtku na „liberalne” zagadnienia, ta-
kie jak niepodleg∏oÊç Ameryki (za), przy-
musowa rekrutacja (przeciw), nawraca-
nie ˚ydów (za), jakieÊ ezoteryczne
kwestie zwiàzane z gramatykà greckà
i Biblià oraz przede wszystkim zniesie-
nie niewolnictwa.

WczeÊniej, w 1772 roku, Sharp broni∏

sprawy Jamesa Somersetta, zbieg∏ego
niewolnika, i uzyska∏ s∏ynny werdykt:
„Gdy tylko niewolnik postawi nog´ na
terytorium angielskim, staje si´ wolny.”
Na skutek tego w 1787 roku liczba wy-
zwolonych niewolników w Anglii uro-
s∏a do k∏opotliwych rozmiarów. Sharp
wymyÊli∏ zatem Sierra Leone Compa-
ny. I tak w tym samym roku pierwszy
transport 400 wyzwolonych niewolni-
ków wyruszy∏ w podró˝ powrotnà do
Afryki i osiedli∏ si´ w miejscu póêniej
znanym jako Freetown.

WieÊç si´ roznios∏a i po pi´ciu latach

do Freetown zawitali nast´pni czarni
zbiegowie. Tym razem z Halifaksu
w Nowej Szkocji, do której uciekli
przedtem pod koniec amerykaƒskiej
wojny o niepodleg∏oÊç, Êcigani przez re-
wolucjonistów amerykaƒskich oburzo-
nych poparciem udzielanym podczas
wojny przez czarnych lojalistów Angli-
kom. Opuszczenie nowych Stanów
Zjednoczonych „zasugerowano” tak˝e
innym proangielskim osobnikom.
WÊród nich by∏ cz∏owiek, któremu skon-
fiskowano rodzinnà flot´ handlowà

i który uda∏ si´ do Halifaksu, aby za-
czàç ˝ycie na nowo.

Powiod∏o mu si´ doskonale, dzi´ki

zwi´kszonemu ruchowi morskiemu
przez Atlantyk (m.in. do Sierra Leone).
Gdy w koƒcu zawarto trwa∏y pokój mi´-
dzy Anglià a Amerykà i zaistnia∏a po-
trzeba stworzenia regularnej poczty,
z refleksem wszed∏ w ten interes. I tak
w po∏owie XIX wieku za∏o˝ona przez
niego spó∏ka mia∏a ju˝ wi´kszoÊç ryn-
ku i rozrasta∏a si´ coraz bardziej, a˝
w koƒcu spuszcza∏a na wod´ najwi´k-
sze liniowce. Pewnego dnia jednym
z nich okaza∏a si´ Queen Elizabeth II,
radoÊç i duma rodu.

I przez jeden z tych drobnych przy-

padków, dzi´ki którym historia jest takà
frajdà, nazwa tej spó∏ki armatorskiej nie
jest tà, którà nosi∏a ona na poczàtku. Jak
to si´ cz´sto przytrafia∏o emigrantom
w Ameryce, pierwotne rodowe nazwi-
sko przekr´ci∏ jakiÊ urz´dnik. Zmieni∏ je
na Cunard, z pruskiego: Kunders.

T∏umaczy∏a

Magdalena Pecul

* W j´z. angielskim „niebieskimi poƒczochami” na-
zywa si´ dziÊ znakomicie wykszta∏cone kobiety
(przyp. red.).

Sk

ojar

zenia

ZADZIWIENIA

, ciàg dalszy ze strony 91


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
II Konwencja genewska o polepszeniu losu rannych, chorych i rozbitków sił zbrojnych na morzu
200402 kajak na morzu
A CO NA TO RODZICE, Obrona Krzyza Mietne
operacyjna - co na egzamin, GINEKOLOGIA I POŁOŻNICTWO, TESTY
Początki Izraela - co na to archeologia, psychologia, Islam
Geoffrey A Landis ?le na Morzu Diraca
Test dla tych, co są w pracy
Szanuje tych co szanują mnie
Co na to prawo
II Konwencja genewska o polepszeniu losu rannych, chorych i rozbitków sił zbrojnych na morzu en
Matma, co na niej nikogo nie bylo
Co na odchudzanie
9 Regionalizm, II wojna światowa na morzu, Dydaktyka
co na śniadanie (2)
Policja, CO NA TO POLICJA
CO NA EGZAMINIE, MECHATRONIKA, Teoria sterowania
FMS laborki itd czyli co na laborkach, Automatyka i Robotyka, Semestr 5, ZMiSW, kolos lab

więcej podobnych podstron