1
Copyright Juljusz Osuchowski
Wedawnictwa: Fundacja Odysseum
Ul. Werbeny 1, 04-997 Warszawa
Tel/fax. (48-22) 872-04-30
e-mail: psbrmbolbox.pl
All rights reserved
ISBN 83-86 010-096
Published by
TRZECIA DROGA
PO BOX 750464
Forest Hills, NY 11375-0464
Tel. (718) 803-2848
USA.
Skład komputerowy: Jerzy Kijewski.
Dostosował do Worda PL: Stefan Buchholz
SPRAWIEDLIWY
Ż
YD
Ja si
ę
nie boj
ę
nikogo
Joseph Nitchthauser
Juljusz Osuchowski: Jaka była pana droga do
Brazylii?
Joseph Nitchthauser: Wojna si
ę
sko
ń
czyła, a ja
zostałem wyzwolony, czyli lepiej powiedziawszy
oswobodzony
z
obozu
koncentracyjnego
w
Buchenwaldzie.
Juljusz Osuchowski: Jak si
ę
pan znalazł w obozie
koncentracyjnym?
Joseph Nitchthauser: Niemcy mnie zabrali, po
likwidacji na
Ś
l
ą
sku w Andrychowie, w ko
ń
cu 1940
roku, dzielnicy
ż
ydow-skiej w tym mie
ś
cie. Rozł
ą
czyli
wtedy wszystkich rodziców od dzieci i mnie te
ż
wtedy
zabrali. Miałem 11 lat, ale byłem jak na mój wiek
wysoki. Posłali mnie wraz z grup
ą
młodzie
ż
y
ż
ydowskiej do Granc Arbeit Lager przymusowego
obozu pracy) wtedy jeszcze nie było O
ś
wi
ę
cimia.
Obóz w O
ś
wi
ę
cimiu był wtedy jeszcze w projekcie. I
przepracowałem w tym obozie do czasu, gdy
O
ś
wi
ę
cim stał si
ę
O
ś
wi
ę
cimiem. Wtedy zlikwidowano
wszystkie małe obozy, w tym i ten w którym ja byłem,
a nas wszystkich przenie
ś
li do O
ś
wi
ę
cimia. Byłem w
tym obozie a
ż
do jego ewakuacji, czyli do momentu
gdy Armia Czerwona przybli
ż
yła si
ę
do niego o jakie
ś
dwie
ś
cie kilometrów — był to listopad 1944 roku.
Ewakuowano nas pieszo do innego obozu, który
nazywał si
ę
Gros Rozen, zdaje si
ę
,
ż
e to miejsce
teraz nazywa si
ę
Jelenia Góra. Stamt
ą
d po paru
dniach przeewakuowano nas do Buchenwal-du. W
Buchenwaldzie pracowałem jako spawacz, w fabryce
obok
obozu,
która
była
systematycznie
bombardowana
przez
Amerykanów.
Tam
przepracowałem a
ż
do ko
ń
ca fabryki, to znaczy do
chwili gdy nie było co, gdzie i czym spawa
ć
. Fabryka
po prostu została zrównana z ziemi
ą
przez lotnictwo
Ameryka
ń
skie. W trakcie jednego z ostatnich nalotów
eksplozja bomby usz-kodziła moje uszy. Ostatnie dwa
miesi
ą
ce w Buchenwaldzie były okropne. Nie dawano
nam je
ść
. Nie wychodzili
ś
my do pracy. Siedzieli
ś
my
w barakach a
ż
do 11 kwietnia 1945 roku, kiedy to
wyzwolili nas Amerykanie. Wszyscy chłopcy do lat 16,
którzy prze
ż
yli t
ę
makabr
ę
w Buchenwaldzie zostali
zaproszeni przez rz
ą
d francuski do Francji. Była to
mała grupa, gdzie
ś
około 36 chłopców w wieku od 14
do 16 lat. Ja te
ż
si
ę
znalazłem w tej grupie.
Zawieziono nas do Francji i umieszczono niedaleko
Pary
ż
a w zamku o ładnej nawie Chato Busico. Tam
musieli
ś
my zadeklarowa
ć
, czy chcemy si
ę
uczy
ć
czy
pracowa
ć
! Zrobiono tam selekcj
ę
mi
ę
dzy nami. Kto
był zdolny i chciał — poszedł si
ę
uczy
ć
. Mnie
przydzielono do grupy przeznaczonej do nauki.
Poszedłem do szkoły i rozpocz
ą
łem nauk
ę
od 5 klasy
podsta-wowej w francuskiej szkole, z j
ę
zykiem
wykładowym francuskim, którego w ogóle nie znałem.
W dwana
ś
cie lat potem odebrałem dyplom chemika,
ju
ż
jako obywatel francuski. Gdy wybuchła wojna w
Algierze, dostałem kart
ę
powołania do wojska.
Posiadałem obywatelstwo francuskie wi
ę
c powinie-
nem jak ka
ż
dy Francuz odby
ć
słu
ż
b
ę
wojskow
ą
.
Wielu młodych ludzi we Francji, wtedy nie chciało i
ść
do wojska. Było wiadomo,
ż
e ta wojna w Algierze jest
straszna. Poza strasznym klimatem i cał
ą
okropno
ś
ci
ą
wojny dochodziło do niej straszne
okrucie
ń
stwo arabskie. Nie brano do niewoli.
Zabijanie je
ń
ców, mordy, gwałty. Mło-dzi Francuzi
mieli krótki wybór, albo zosta
ć
we Francji i i
ść
do
wojska — to znaczy na wojn
ę
, albo wyjecha
ć
. Ja
prze
ż
yłem jedn
ą
makabr
ę
wojenn
ą
i na
ż
adn
ą
wi
ę
cej
wojn
ę
si
ę
nie wybierałem. Nie zastanawiałem si
ę
długo. Miałem znajo-mego w Sao Paulo i tam
pojechałem. Znalazłem si
ę
w nowym kraju i jak na
pocz
ą
tku we Francji nie znałem j
ę
zyka. Miałem
jednak szcz
ęś
cie. W pierwszej fabryce chemicznej, do
której poszedłem, dostałem prac
ę
. Była to fabryka
ż
ywic syntetycznych, produktu od którego by- łem
specjalist
ą
. W tej fabryce przepracowałem całe moje
zawo-dowe
ż
ycie, czyli a
ż
do momentu, gdy podj
ą
łem
decyzj
ę
o przej
ś
- ciu na emerytur
ę
— było to osiem lat
temu. Po przej
ś
ciu na emerytur
ę
przeniosłem si
ę
do
Belo Horizonte i zacz
ą
łem, aby si
ę
nie nudzi
ć
,
pracowa
ć
jako nauczyciel j
ę
zyka francuskiego, a w
specjalnych przypadkach j
ę
zyka polskiego. Obecnie
mam specjalnego ucznia tego j
ę
zyka. Jest nim prezy-
dent bardzo du
ż
ej i znanej na całym
ś
wiecie kompani
o nazwie Belgo-Minerra — pan in
ż
ynier Antonio
2
Pola
ń
czyk. In
ż
ynier Pola
ń
czyk jest ju
ż
drugim
pokoleniem polskim uro-dzonym w Brazylii. Jest on
bardzo przywi
ą
zany do polskiej tra- dycji, ma po
prostu serce polskie. Zacz
ą
ł studiowa
ć
u mnie j
ę
zyk
polski przeszło rok temu, jeszcze wtedy nie był
prezydentem Belgo Mineira. Obecnie zacz
ą
ł mówi
ć
całkiem ładnie po polsku, tak
ż
e mo
ż
na prowadzi
ć
z
nim rozmow
ę
po polsku. Tak samo pisanie, powoli
zaczyna nie sprawia
ć
mu trudno
ś
ci.
Juljusz Osuchowski: Prosz
ę
pana na jakim
poziomie pana zdaniem była produkcja
ż
ywicy
syntetycznej, bardzo wa
ż
ne-go nowoczesnego
produktu w Brazylii w momencie gdy pan tam
przyjechał?
Joseph Nitchthauser: Wie pan mo
ż
e,
ż
e jednym z
podstawo-wych elementów okładzin hamulcowych w
samochodach jest
ż
y- wica syntetyczna o specjalnych
wła
ś
ciwo
ś
ciach. Gdy ja przyje-chałem do Brazylii, to
te
ż
ywice sprowadzano tu wtedy z USA. W fabryce, w
której pracowałem, a w zasadzie w jej labora-torium,
zacz
ą
łem
badania
i
poszukiwania
takiego
rozwi
ą
zania, aby móc bez kupowania patentu w USA,
zreszt
ą
oni nie byli zainteresowani w najmniejszym
stopniu jego sprzeda
żą
, móc produkowa
ć
samemu
wła
ś
nie tak
ą
ż
ywic
ę
. Moje poszukiwania doprowadziły
do tego,
ż
e znalazłem metod
ę
na przemysłow
ą
produkcj
ę
ż
ywicy syntetycznej wła
ś
nie o takich
parametrach jak sprowadzana z USA. Okazało si
ę
w
trak- cie moich poszukiwa
ń
,
ż
e olej z orzecha Kakadu,
który
jest
ole-
jem
niejadalnym,
jest
tym
komponentem którego szukałem. Ja dostałem dobr
ą
nagrod
ę
.
Fabryka
opatentowała
metod
ę
i
wyeliminowała USA z rynku brazylijskiego. Ale pan
si
ę
zapytał co ja zastałem w brazylijskim przemy
ś
le
chemicznym. Wie pan, wtedy ten przemysł rozwijał
si
ę
jak dzisiaj przemysł komputerowy. Co si
ę
wynalazło dzisiaj przed południem, po południu mogło
by
ć
ju
ż
nie przydatn
ą
staroci
ą
, st
ą
d wielka waga jak
ą
zawsze w Brazylii w tej bran
ż
y przywi
ą
zywano do
prac
laboratoryjno-
poszukiwawczych
—
niejednokrotnie z wielkimi sukcesami.
Juljusz Osuchowski: A czy pana zdaniem dzisiaj
przemysł
chemiczny
w
Brazylii
dorównuje
przemysłowi
ś
wiatowemu?
Joseph
Nitchthauser:
Gdy
osiem
lat
temu
ko
ń
czyłem moj
ą
prac
ę
zawodow
ą
, Brazylia była
absolutnie samowystarczalna w bran
ż
y chemicznej.
Sprowadza si
ę
tutaj naturalnie maszyny, ci
ą
gi
produkcyjne, ale to si
ę
robi na całym
ś
wiecie.
Natomiast jak chodzi o produkty — to Brazylia jest w
tej dziedzinie w pełni samo- wystarczalna i produkuje
si
ę
tutaj to wszystko, co wysoko uprze-mysłowionych
krajach nazywa si
ę
nowoczesn
ą
chemi
ą
.
Juljusz Osuchowski: Ju
ż
od kilku lat jest pan
nauczycie-lem j
ę
zyków obcych, w tym j
ę
zyka
polskiego. Dlaczego pana zdaniem ludzie chc
ą
si
ę
uczy
ć
j
ę
zyka polskiego?
Joseph Nitchthauser: Tu w Belo Horizonte jak ju
ż
mówiłem, j
ę
zyka polskiego ucz
ę
tylko w wyj
ą
tkowych
przypadkach. Nie znaczy to,
ż
e ja wybieram sobie
uczniów — nie. Nie mamy tu zbyt wielkiej Polonii,
która by była zainteresowana j
ę
zykiem swoich
dziadków. Do mnie zgłaszaj
ą
si
ę
najcz
ęś
-ciej ludzie,
którzy otrzymali stypendium w Polsce od rz
ą
du bra-
zylijskiego, lub polskiego, aby pogł
ę
bia
ć
tam swoj
ą
wiedz
ę
. Podobno w Polsce jest prawo takie,
ż
e
cudzoziemiec, który przyje
ż
d
ż
a tam studiowa
ć
a nie
zna j
ę
zyka polskiego, musi si
ę
go uczy
ć
w specjalnej
szkole przez sze
ść
miesi
ę
cy, niezale
ż
nie od tego co
zamierza studiowa
ć
, lub czego chce si
ę
uczy
ć
. Na
przykład moja
ż
ona, która jest spiewaczk
ą
dostała
stypen-dium celem pogł
ę
bienia swoich studiów
ś
piewaczych w Insty-tucie
Ś
piewu w Łodzi. W
mi
ę
dzyczasie weszło w
ż
ycie prawo mówi
ą
ce,
ż
e nie
ma ju
ż
wi
ę
cej bezpłatnej nauki j
ę
zyka polskiego dla
cudzoziemców chc
ą
cych si
ę
uczy
ć
w Polsce. Okazało
si
ę
,
ż
e miesi
ą
c nauki razem z utrzymaniem kosztował
wtedy około 1400 dolarów miesi
ę
cznie. Je
ż
eli
ż
ona
pojechałaby do Polski, to ja oczywi
ś
cie razem z ni
ą
. A
wtedy musieliby
ś
my wyda
ć
na nas oboje i ten kurs
mini- mum 2500 dolarów miesi
ę
cznie. Doszli
ś
my
oboje do wniosku,
ż
e jak na razie jest to dla nas za
du
ż
y wydatek i nie pojechali
ś
my do Polski. Ci ludzie,
którzy wybieraj
ą
si
ę
na studia do Polski wiedz
ą
o tym,
gdy
ż
konsulat Polski w Sao Paulo zawiadamia ich o
tym,
ż
e jak pojedzie do Polski, to najpierw b
ę
dzie za
własne pieni
ą
dze przez pół roku uczy
ć
si
ę
j
ę
zyka
polskiego, a potem dopiero zaczn
ą
si
ę
wła
ś
ciwe
studia czy nauka w ramach przyznanego stypen-
dium. Tutejszy Konsul Honorowy pan Markiewicz,
je
ż
eli zgłosi si
ę
kto
ś
do niego, co wybiera si
ę
na
studia do Polski, to kieruje go do mnie, aby tu na
miejscu nauczył si
ę
j
ę
zyka, co na pewno jest ta
ń
sze
dla takiej osoby.
Juljusz Osuchowski: Powiedział mi pan o
in
ż
ynierze Antonio Pola
ń
czyku, którego pan uczy
j
ę
zyka polskiego, ale czy pan wie dlaczego on si
ę
zacz
ą
ł uczy
ć
j
ę
zyka polskiego – czy
ż
by te
ż
dostał
stypendium do Polski?
Joseph Nitchthauser: To wspaniała dusza polska, to
polskie sumienie. Nie mówił po polsku, ale pami
ę
tał
swoich dziadków, którzy przyjechali tutaj do Brazylii
pod koniec ubiegłego wieku w 1896 roku. Osiedlili w
jednej wiosce na południu kraju, która do dnia
dzisiejszego istnieje i nazywa si
ę
Guaranita Mision,
jest ona pra- wie,
ż
e na granicy z Argentyn
ą
. Do
dzisiejszego dnia mieszkaj
ą
tam prawie sami Polacy.
Ksi
ą
dz jest tam polski, burmistrz te
ż
jest Polakiem i
prawie wszyscy mówi
ą
tam po polsku. In
ż
ynier
3
Antonio Pola
ń
czyk urodził si
ę
tam. Studiował w Sao
Paulo, Rio de Janeiro i w ko
ń
cu jako młody in
ż
ynier
przyjechał do Belo Horizonte i zacz
ą
ł sw
ą
prac
ę
jako
pocz
ą
tkuj
ą
cy in
ż
ynier w olbrzymiej kompani Belgo-
Mineira. Po wielu latach pracy, na coraz to wy
ż
szych
stanowiskach, niedawno został wybrany, jak ju
ż
mówiłem prezydentem tego wielkiego konsorcjum.
Belgo-Mineira to wielkie przedsi
ę
biorstwo górniczo-
hutnicze z doskonał
ą
opini
ą
w Brazylii, długa historia i
tradycja, oraz co chyba jest najwa
ż
niejsze z
olbrzymimi pieni
ę
dzmi. S
ą
tam zaan-ga
ż
owane
pieni
ą
dze belgijskie, luksemburskie no i oczywi
ś
cie
brazylijskie.
Został
on
wybrany
prezydentem
Konsorcjum za swoje zasłu-gi, zdolno
ść
, pracowito
ść
,
wiedz
ę
i rzetelno
ść
. Jest to wspaniały in
ż
ynier o
wielkiej wiedzy, nie tylko w swojej dziedzinie. Nauczył
si
ę
ju
ż
tyle mówi
ć
po polsku,
ż
e zacz
ą
łem z nim
rozmawia
ć
po polsku na rozmaite tematy, w tym i na
temat jego pracy in
ż
ynierskiej równie
ż
. On stara si
ę
odpowiada
ć
na moje pytania i opowiada mi jak wa
ż
na
i ciekawa jest jego praca. Naprawd
ę
praca w Belgo-
Mineira na stanowisku jej prezy-denta jest bardzo
trudna i bardzo odpowiedzialna i wa
ż
na. Kon-cern ten
zatrudnia bardzo du
ż
o ludzi i słynie z tego,
ż
e nie
zwal- nia swoich pracowników. Je
ż
eli kto
ś
tam
pracuje, i pracuje porz
ą
dnie, ma pewno
ść
godziwego
w niej zarobku i stabilno
ś
ci zatrudnienia, oraz wielu
innych przywilejów wynikaj
ą
cych wła
ś
-nie z pracy w
Belgo-Mineira.
In
ż
ynier Antonio Pola
ń
czyk doszedł do wniosku,
ż
e
bez zna-jomo
ś
ci j
ę
zyka swoich dziadków trudno mu
jest do ko
ń
ca zrozu-mie
ć
kultur
ę
i ducha swoich
przodków, czyli Polsko
ść
, o co si
ę
go do
ść
cz
ę
sto
pytano. Dlatego si
ę
zacz
ą
ł uczy
ć
polskiego j
ę
zyka,
jako klucza do poznania ojczyzny swych dziadów i to
go wci
ą
-gn
ę
ło.
Juljusz Osuchowski: Sk
ą
d prosz
ę
pana bierze si
ę
opinia,
ż
e Polacy s
ą
antysemitami. Kto t
ę
opinie
rozgłasza. Czy ina- czej propaguje j
ą
na cały
ś
wiat?
Joseph
Nitchthauser:
Prosz
ę
pana!
Polski
antysemityzm to jest straszne głupstwo. Ja tu walcz
ę
z moimi
Ż
ydami o to. Ja tu byłem przez osiem lat
prezydentem Federacji
Ż
ydowskiej i zawsze z nimi
walczyłem. Pokolenie, które si
ę
tutaj urodziło, zostało
nauczone przez swoich rodziców, którzy urodzili si
ę
w
Polsce,
ż
e Polak to anty- semita. Ja prze
ż
yłem
O
ś
wi
ę
cim i inne obozy koncentracyjne, tylko dlatego,
ż
e nauczyłem si
ę
spawa
ć
. Nauczyłem si
ę
od razu jak
tyl- ko mnie wzi
ę
li do obozu. Był to mały obóz na
Górnym
Ś
l
ą
sku niedaleko Katowic, jakie
ś
50
kilometrów od nich i tam ja si
ę
nauczyłem spawa
ć
i
acetylenem i elektrodami elektrycznymi. Ja lubiłem
spawa
ć
, byłem dzieckiem, miałem przecie
ż
11 lat, nie
zdawałem sobie sprawy z tego,
ż
e pracuj
ę
dla
nazistów i to mnie chyba uratowało. Pracowałem do
ko
ń
ca wojny jako spawacz. W O
ś
wi
ę
cimiu było to
komando 21, nazywało si
ę
kraftwerke, byli w nim tylko
spawacze. Około 300 ludzi, sami spawacze. Tego
komanda nikt nie ruszał. Nigdy mnie nikt nie bił ani
tortu- rował w obozie. Gdyby nie ameryka
ń
ska
bomba, któr
ą
Amery-kanie potraktowali fabryk
ę
, w
której pracowało 98% wi
ęź
niów, a podmuch wybuchu,
który wyrzucił mnie na zewn
ą
trz budynku i rozwalił mi
uszy to i z wojny wyszedłbym cało. Chodzi o to,
ż
e
my
ś
my
Ż
ydzi im (nazistom) pomogli. Ja to
powiedziałem dla telewizji brazylijskiej. Ja si
ę
nie boj
ę
nikogo. Szczególnie nie boj
ę
si
ę
Ż
ydów. Jestem
Ż
ydem, umr
ę
Ż
ydem, mój ojciec był
Ż
ydem. Religii nie
praktykuj
ę
ż
adnej, ale te
ż
nie jestem ateist
ą
. Na
drzwiach mam symbol
ż
ydowski, który maj
ą
na
drzwiach wszyscy praktykuj
ą
cy
Ż
ydzi, to na pami
ą
tk
ę
mojego
ojca
i
matki,
oni
byli
religijnymi,
praktykuj
ą
cymi
Ż
ydami. Polska była jedynym krajem z
siedemnastu krajów, który nie dostarczył ani jednego
SS-mana, ani dobrowolnie jednego
ż
ołnierza do
Wehrmachtu. Wszystkie inne kraje dostarczyły.
Ukraincy — byli gorsi jak SS-mani niemieccy. SS
holenderskie — było jeszcze gorsze. Dania — ten
pi
ę
kny kraj, który uratował prawie wszystkich swoich
Ż
ydów, dostarczył jeden kontyngent SS. Francja —
była jedynym krajem z krajów okupowanych, w którym
Ż
ydów francuskich, a było ich 400,000, nie wyaresz-
towali Niemcy. Zrobiła to policja francuska bez
ż
adnego ponaglania i rozkazu niemieckiego. Policja
francuska znała wszystkie adresy i sami ich
wyaresztowali. Najpierw trzymano ich w Pary
ż
u na
Welodromie De Wer, sk
ą
d przewozili ich do Dransi, a
z stamt
ą
d francuskie poci
ą
gi z francusk
ą
obsad
ą
,
zawoziły ich wszystkich prosto do O
ś
wi
ę
cimia. O
czym si
ę
nie mówi to chyba jest wa
ż
niejsze, ni
ż
to, o
czym si
ę
mówi. A nie mówi si
ę
o tym jak my
ś
my —
Ż
ydzi — pomogli nazistom nas zniszczy
ć
. Jakie
ś
dwa
tygodnie temu zostałem zaproszony przez telewi-zj
ę
brazylijsk
ą
, aby wła
ś
nie mówi
ć
o tym. Zawiadomiłem
kilka osób aby ogl
ą
dali te moj
ą
pogadank
ę
. W
zasadzie bez
ż
adnego specjalnego przygotowania
opowiedziałem Brazylijczykom jak to było, co si
ę
naprawd
ę
działo i co si
ę
stało. Powiedziałem mniej
wi
ę
cej tak: …W O
ś
wi
ę
cimiu nie było do
ść
Niemców
aby nas pilnowa
ć
. Prawie wszyscy znajduj
ą
cy si
ę
tam
SS-mani byli ranni i przysłani z ró
ż
nych frontów. Aby
zagazowa
ć
, a potem spali
ć
, czasem 10 tysi
ę
cy,
czasem 20 tysi
ę
cy ludzi dziennie, potrzeba było
par
ę
set osób, aby przy tym strasznym procederze
pracowali. SS-mani prawie co dwa tygodnie wybierali
sposród wi
ęź
niów
ż
ydowskich mocnych, zdrowych,
m
ęż
czyzn, grup
ę
trzystu do pi
ę
ciuset ludzi, którzy byli
przydzielani do pracy w krematoriach i komorach
gazowych. Po trzech tygodniach, taka grupa szła do
komory gazowej, a SS-mani wybierali now
ą
. Nigdy
według mojej wiedzy i bada
ń
, ja do dnia dzisiejszego
jeszcze badam problem holokaustu, nie znalazłem
ż
adnego przy-padku, aby ktokolwiek, chocia
ż
jeden
Ż
yd powiedział — nie — ja nie b
ę
d
ę
pracował przy
tym! Co ryzykował? — Tylko tyle,
ż
e by go od razu
4
zastrzelili. Umrze
ć
i tak musiał, albo zastrzelony albo
zagazowany. Ra-czej zagazowany, bo Niemcy
oszcz
ę
dzali kule. Gdyby tak si
ę
stało, Niemcy nie
mogli by tego zrobi
ć
co zro- bili. Oni sami po prostu
nie mieli by dosy
ć
ludzi by ta machina
ś
mierci
funkcjonowała, gdyby nie komanda
ż
ydowskie
zaprz
ę
g-ni
ę
to do machiny
ś
mierci. Ci wszyscy co
pracowali w tych ko- mandach wiedzieli,
ż
e umr
ą
,
ż
e
nie b
ę
d
ą
do ko
ń
ca wojny praco-wa
ć
w krematorium,
ładowa
ć
trupy do pieców, czy wyrywa
ć
zło- te z
ę
by z
zagazowanych ludzkich zwłok i ładowa
ć
je na wózki,
aby dowie
ść
do krematorium. Niemcy nie mieli ludzi,
nie mieli m
ęż
czyzn. Na polach pra-cowali Polacy, w
fabrykach wi
ę
cej pracowało Ukrainców, bo Polacy nie
chcieli pracowa
ć
solidnie i Niemcy nigdy nie wiedzieli
co oni wymy
ś
l
ą
i co zrobi
ą
im na zło
ść
. Je
ń
cy — ci
wszyscy: ameryka
ń
scy, angielscy, nowo zelandcy,
Australijczycy, pracowali przy torach kolejowych,
Niemców zdolnych do pracy nie było, byli na froncie, a
do pil- nowania te
ż
było ich mało.
Ż
ydów oczywi
ś
cie
zmuszono, aby pracowali w krematoriach i komorach
gazowych! Ale mo
ż
na było nie chcie
ć
! Chcieli
uratowa
ć
ż
ycie, tylko na jakie
ś
dwa tygodnie, wi
ę
c
podawali si
ę
woli Niemców? Tak samo w gettach!
Przecie
ż
gettami administrowali
Ż
ydzi. Były tam
ż
ydowskie władze,
ż
ydowska policja wykonuj
ą
ca
pole-cenia niemieckie. To nie Polacy pomagali
Niemcom wyznacza
ć
Ż
ydów do transportów — to
robili
Ż
ydzi. To nie Polacy pilnowali niemieckiego
porz
ą
dku w gettach, ale
Ż
ydzi. Nie znam przypadku,
aby
Ż
ydzi administrujacy gettem, odmówili wykonania
niemieckiego polecenia. Przecie
ż
za to groziło tylko
zabicie i to tylko jednej osoby, a nie całej rodziny, jak
groziło Polakowi za pomoc
Ż
ydowi, a oni to robili.
Ż
ydzi ameryka
ń
scy wiedzieli doskonale co si
ę
dzieje z
Ż
yda-mi europejskimi, zarówno przed 39 rokiem jak i
w czasie wojny. Ja jak co
ś
robi
ę
, to robi
ę
a
ż
do ko
ń
ca
i nic nie mówi
ę
, na co nie mam 100% dowodów. Ja
mam tutaj dokument, który został opublikowany w
prasie
ż
ydowskiej tutaj w Brazylii. W „Redzenia
Judaika” to czasopis-mo jest drukowane w Sao Paulo.
W tym to wła
ś
nie pi
ś
mie został do
ść
dyskretnie
zreszt
ą
, opublikowany artykuł głównego jej redaktora,
w którym napisał on,
ż
e
Ż
ydzi ameryka
ń
scy nie zrobili
prawie nic aby ratowa
ć
Ż
ydów europejskich przed
zagład
ą
. Po-wód? Obawiali si
ę
konkurencji przy
pracy. Ten co to napisał to nie był idiota — to był
Ż
yd,
który dosko- nale wiedział co i dlaczego pisze.
Nazywał si
ę
Oskar Minc. On jeszcze
ż
yje — jest na
emeryturze. A co zrobiły inne rz
ą
dy jeszcze przed 39
rokiem? Anglicy zamkn
ę
li bramy. Delegacji
ż
ydowskiej, która udała si
ę
do Australii z pro
ś
b
ą
o
wpuszczenie tam
Ż
ydów europejskich powiedziano,
ż
e nie maj
ą
tam
ż
adnych problemów rasowych i nie
chc
ą
ich te
ż
importowa
ć
z Europy. Zamkn
ę
li drzwi dla
Ż
ydów. A wie pan, który kraj otworzył swoje granice
wtedy dla
Ż
ydów? Nie wie pan? Polska prosz
ę
pana.
Ja jestem
ś
wiadkiem jak w tym male
ń
kim miasteczku
Andry-chowie. Wie pan gdzie jest Andrychów?
Juljusz Osuchowski: Naturalnie,
ż
e wiem.
Joseph Nitchthauser: Tak? Dzisiaj jest to du
ż
e
miasto. Przed wojn
ą
było to małe miasteczko 5000
mieszka
ń
ców. Tam prosz
ę
Pana nic nie było. Była
tylko taka fabryczka Bracia Czeczowiczka. Andrychów
wówczas był niedaleko granicy. Pewnego dnia
zobaczyli
ś
my, jakie
ś
trzy cztery miesi
ą
ce przed
wybuchem wojny, furmanki, które ze strony Bielska
jechały w stron
ę
Wadowic. Niektóre zatrzymały si
ę
w
Andrychowie. Byli to
Ż
ydzi niemieccy, którym jeszcze
Hitler zezwolił opu
ś
ci
ć
teren niemiecki, i uda
ć
si
ę
gdzie tylko chc
ą
. Wtedy Francja wpu
ś
ciła nieliczn
ą
grup
ę
uchod
ź
ców. Polska otworzyła zupełnie granice
dla nich. Ja nie wiem dlaczego dyplomacja Polska o
tym zupełnie nie mówi. Jak nie wiedz
ą
— to mog
ą
mnie zawoła
ć
jako
ś
wiadka. Ja z tymi
Ż
ydami
niemieckimi rozmawiałem. Ja ju
ż
wtedy mówi-łem
całkiem nie
ź
le po niemiecku. Mój ojciec urodził si
ę
w
Niemczech pod Gliwicami, ale i w domu z nami,
dzie
ć
mi, mówił po polsku i troch
ę
po niemiecku. Tak
jak prawie wsz
ę
dzie na
Ś
l
ą
sku, ludzie mi
ę
dzy sob
ą
mówili troch
ę
po polsku, troch
ę
po niemiecku.
Juljusz
Osuchowski:
Par
ę
lat
temu
w
Waszyngtonie
zostało
otwarte
Muzeum
Holokaustu
Ż
ydów w czasie drugiej wojny
ś
wiatowej w Europie. Jeden z moich znajomych
naz-wał
to
muzeum
wstydu
Ż
ydów
ameryka
ń
skich.
Joseph Nitchthauser:
Ś
wi
ę
te słowa prosz
ę
pana. To
jest naprawd
ę
muzeum wielkiego wstydu
Ż
ydów z
USA. Ludzie, którzy nic nie zrobili, aby pomóc innym
ludziom, zwłaszcza, gdy trzeba było ratowa
ć
ż
ycie
ludzkie, najch
ę
tniej obwiniaj
ą
innych o grzech
zaniechania. Tak — innych! Bardzo łatwo jest
pokaza
ć
na innych i ich obwini
ć
, nie mówi
ą
c nic o
sobie, lub o swej rodzinie. Dzi
ś
w USA
Ż
ydzi chc
ą
zapomnie
ć
, chce si
ę
wybieli
ć
ś
rodo-wisko tamtejszych
Ż
ydów od grzechu zaniechania, w stosunku do ich
braci w ogarni
ę
tej straszn
ą
wojn
ą
Europie. Bardzo
jest wygodna pozycja do obrony podnoszenie krzyku
o antysemityzm. Był pan mo
ż
e w Izraelu?
Juljusz Osuchowski: Nie.
Joseph Nitchthauser: A to szkoda. W Jerozolimie
jest słynne muzeum zwane Jad Ba Sen. Obok tego
muzeum jest taka aleja gdzie s
ą
drzewa. Na ka
ż
dym
drzewie jest tabliczka. Na tabliczkach s
ą
nazwiska
rodzin i ludzi nie-
Ż
ydów, którzy w czasie okupacji
uratowali
ż
ycie
Ż
ydom. I wie Pan co? Tam s
ą
prawie
tylko polskie nazwiska! Tam stoj
ą
te tabliczki. Do
dzisiejszego dnia. Nikt ich nie zabrał, one tam s
ą
. A
Ż
ydów
w
Polsce
było
du
ż
o.
W
niektórych
miasteczkach mieszkało ich prawie 90%, a całym
kraju w stosunku do całej ludno
ś
ci było jakie
ś
15%.
5
Mo
ż
na wyobrazi
ć
sobie Francj
ę
która ma jakie
ś
60
milionów ludzi. Dzisiaj
Ż
ydów we Francji jest niewielu,
a jak wielki jest tam antysemityzm obecnie. Wystarczy
tylko mały ogie
ń
, z zapałki aby wybuchła rasistowska
awantura. A co by było jak by tam teraz było 15%
Ż
ydów tak jak w Polsce przed wojn
ą
. To znaczy ile? 9
milionów
Ż
ydów we Francji. Nikt ze
ś
rodowiska
Ż
ydów w USA słowem nie wspomina o tym,
ż
e Polska
była jedynym krajem na
ś
wiecie gdzie
Ż
yd
mieszkaj
ą
cy, urodzony w niej nie był zmuszany do
mówienia po pols- ku. Nie było nawet takiego prawa,
które zobowi
ą
zywało by
Ż
yda do znania oficjalnego
j
ę
zyka jakim w Polsce był j
ę
zyk polski. Wi
ę
c gdzie
ten antysemityzm polski? Prosz
ę
pomy
ś
le
ć
o wolnej
republika
ń
skiej Francji, w której około 15% ludzi nie
mówiło by po Francusku. Albo o kolebce wolno
ś
ci
USA gdzie 15% obywateli nie mówiło by po Angiels-
ku, czy Brazylii. Ludzie mówi
ą
, ale nie wiedz
ą
o czym
mówi
ą
, nie rozumiej
ą
słowa anty-semityzm, swoje
słabo
ś
ci przypisuj
ą
innym. To nie my, to oni. W
Brazylii jest dyskryminacja w stosunku do czarnych,
bo widzi si
ę
ich inn
ą
skór
ę
. Nie wolno tu jednak
nikomu powiedzie
ć
np. ty „jeste
ś
Ż
ydem czy
Czarnuchem parszywym”. Jest prawo, ja ksi
ąż
k
ę
z
nim mam tutaj na biurku, kto je łamie idzie od razu do
wi
ę
zienia. Nie ma w takim wypadku „habemus
corpus” czyli wypuszczenia za kaucj
ą
. Ryzykuje si
ę
od dwóch do pi
ę
ciu lat wi
ę
zienia. Naturalnie prawnie
dyskryminacja i rasizm jest tu zabroniony ale
faktycznie on jest, na szcz
ęś
cie nie wsz
ę
dzie.
Dyskryminacja w stosunku do
Ż
ydów jest słaba, bo
oni tu ju
ż
nie s
ą
handlarzami. Jednak s
ą
przypadki i
nietolerancji w stosunku do
Ż
ydów. Ten antysemityzm
w Brazylii zawsze był słaby. Ja rzadko mówi
ę
po
polsku, bo obecnie tu w Belo Horizonte jest bardzo
mało Polaków. Mówi
ę
tak jak mówi
ę
do dzisiejszego
dnia, to mi
ę
dzy innymi dlatego,
ż
e przez długi czas
tłumaczyłem dla wojska. Jak
Ś
wi
ę
ty Ojciec Jan Paweł
II obj
ą
ł jako papie
ż
tron w Watykanie to wtedy II
sekcja wojska, ta anty szpiegowska zacz
ę
ła mu
posyła
ć
wiadomo
ś
ci o sytuacji ko
ś
cioła w Brazylii. Ale
Ś
wi
ę
ty Ojciec nie odpowiadał. Pewnego dnia zwrócili
si
ę
do mnie. Ja publikowałem tutaj w gazecie,
ż
e
dostałem błogosławie
ń
-stwo od
Ś
wi
ę
tego Ojca. To
jest inna historia, bo moja siostra nieboszczka była
jego kole
ż
ank
ą
. Tylko ja si
ę
urodziłem w Bielsku, a
cała moja rodzina jest z Wadowic. Moja siostra, która
zmarła cztery lata temu była kole
ż
ank
ą
Ś
wi
ę
tego
Ojca. Ona urodzona była w 1920 roku w grudniu, a
Ś
wi
ę
ty Ojciec w 1920 roku w maju. W Wadowicach
wtedy była tylko jedna szkoła podstawowa, wi
ę
c oni
chodzili do niej razem, do jednej klasy. Pewnego dnia
ja napisałem do
Ś
wi
ę
tego Ojca, bo siostra nie chciała,
wstydziła si
ę
. Napisałem,
ż
e moja siostra Fela była
kole-
ż
ank
ą
Waszej
Ś
wi
ą
tobliwo
ś
ci. W miesi
ą
c potem
otrzymałem odpowied
ź
. W jakiej postaci? Fotografii w
kolorach, mam j
ą
tam na
ś
cianie nad biurkiem w
pokoju, gdzie daj
ę
lekcje. Jest to podobizna
Ś
wi
ę
tego
Ojca,
a
z
tyłu
własn
ą
r
ę
k
ą
napisa-ne
błogosławie
ń
stwo „Niech was Bóg wszechmog
ą
cy
błogosławi w Imi
ę
Ojca i Syna i Ducha
Ś
wi
ę
tego
Amen” — Jan Paweł II. Ja mam przyjaciela do dnia
dzisiejszego tu w naszej gazecie, spotkałem si
ę
z nim
i pokazałem te fotografie. Powiedziałem, dostałem
błogosławie
ń
stwo od
Ś
wi
ę
tego Ojca. No to ja to
opublikuj
ę
powiedział i opublikował. Wojsko to
przeczytało i pewnego dnia dostałem zaproszenie,
ż
eby do nich przyj
ść
do czwartego pułku piechoty.
Tam poprosili mnie o tłumaczenie jednej stronnicy.
Oni mieli takie krótkie wiadomo
ś
ci o ko
ś
ciele w całej
Bra-zylii.
To
było
dla
mnie
całkiem
łatwe.
Przetłumaczyłem a oni posłali to tłumaczenie do
Watykanu i otrzymali odpowied
ź
po raz pierwszy, ale
po polsku, podpisan
ą
przez ksi
ę
dza Dziewisza. Czy
go pan zna?
Juljusz Osuchowski: Tak, wiem kto to jest ale nie
znam prałata Dziewisza osobi
ś
cie.
Joseph Nitchthauser: A ja go znam osobi
ś
cie. On
mnie zaprowadził pó
ź
niej jak si
ę
o
ż
eniłem, gdy
ż
po
ś
mierci mojej pierwszej
ż
ony, o
ż
eniłem si
ę
z Mart
ą
. I
zrobiłem jej niespodziank
ę
. Pojedziemy do Europy
powiedziałem i zostaniemy przyj
ę
ci przez
Ś
wi
ę
tego
Ojca. Mam tu fotografi
ę
z tej audiencji. Była to dla nas
tylko audiencja, ale tak si
ę
tam co
ś
podziało. Ksi
ą
dz
Dziewisz powiedział no dzisiaj jeszcze musz
ę
przyj
ąć
wi
ę
cej ludzi, przyjd
ą
jeszcze trzy pary i one b
ę
d
ą
razem z wami na tej audiencji. I przyszli, ale
Ś
wi
ę
ty
Ojciec mówił tylko ze mn
ą
. Po polsku! A pó
ź
niej
ksi
ą
dz Dziewisz nas odprowadził z biblioteki
Ś
wi
ę
tego
Ojca, a
ż
na sam dół. Tam pocałowałem go w r
ę
k
ę
.
Było naprawd
ę
bardzo ładnie. Ostatnio publikowali
tutaj dokument,
ż
e Watykan prosi o przebaczenie i tak
dalej,
ż
e katolicyzm nie zrobił dosy
ć
dla
Ż
ydów. Ja
uwa
ż
am,
ż
e nawet nie potrzebowali i
ść
tak daleko.
Nikt nie mógł nic zrobi
ć
dla
Ż
ydów. Nikt! To była ta
tragedia. Nikt, ani
Ś
wi
ę
ty Ojciec, ani ksi
ęż
a ani nikt.
Co to znaczy do
ść
. Przecie
ż
ludzie i to katolicy
pomimo rygo- rystycznego prawa faszystowskiego w
całej Europie jednak robili co mogli. Nawet Francuzi,
którzy sami wydali Niemcom wszyst-kich swoich
Ż
ydów pomagali. Nie na tyle co Polacy, ale pomagali.
Dzisiejszy arcybiskup Pary
ż
a, od którego tutaj mam
list zaraz go poka
żę
. Jan Maria Lustyngier urodzony
jest we Francji, ale jego rodzice byli
Ż
ydami z Bielska,
z mojego miasteczka. Mias-teczka w którym ja si
ę
urodziłem. Oni pojechali do Francji ju
ż
w 1925 roku.
Dzisiejszy Kardynał Lustinger urodził si
ę
w 1926 roku
i cała jego rodzina i on te
ż
byli normalnymi
Ż
ydami.
Nie wszyscy we Francji byli i s
ą
radzi z tej papieskiej
decyzji. Po wkroczeniu Niemców do Francji, Francuzi
złapali jego rodziców. Jan Mari Lustigera i jego
starszego brata nie złapali, gdy
ż
schowali si
ę
oni
gdzie
ś
w piwnicy. Obu tych chłopców — to byli
prawie,
ż
e jeszcze dzieci, wzi
ę
li dobrzy ludzie w góry
nad granic
ę
ze Szwajcari
ą
i tam ukrywano ich u
górali Francuskich. W mi
ę
dzyczasie Jan Maria
6
Lustiger po- prosił o chrzest. Przechrzcił si
ę
na
katolicyzm, jego brat nie. Jak sko
ń
czył 15-16 lat
powiedział ja chc
ę
by
ć
ksi
ę
dzem i dzisiaj jest
kardynałem. Brat jego jest w Izraelu mieszka w
jednym kibucu. Nie wszyscy we Francji byli i s
ą
radzi
z tej papieskiej decyzji. Ale nie mo
ż
na było ratowa
ć
wszystkich. Za ratowanie
Ż
yda, za danie mu talerza
zupy, na terenie tylko Polski, je
ż
eli Niemiec złapał,
mógł zastrzeli
ć
, od razu na miejscu i
Ż
yda i Polaka.
Oni mieli władz
ę
nad
ś
mierci
ą
i nad
ż
yciem, we
wszystkich pa
ń
-stwach, które oni zaj
ę
li. Oni byli
wszechwładni. Trzeba było mie
ć
bardzo du
ż
o odwagi
ż
eby pomóc
Ż
ydowi. Polsk
ę
i Polaków zawsze broni
ę
bo tak mnie rodzice nauczyli. I tak jak analizowałem
dzisiaj, a mam na karku ju
ż
siedemdziesi
ą
t lat. Nie
zmieniłem opinii bo wiem,
ż
e jest wielk
ą
niesprawiedli-
wo
ś
ci
ą
je
ż
eli mówi si
ę
tak
ź
le o Polakach. Ja nie
rozumiem dlaczego Watykan musiał prosi
ć
o przeba-
czenie? Przede wszystkim Papie
ż
Pius XI zrobił co
mógł. Je
ś
li by zrobił wi
ę
cej, to by posłano tam dwóch
SS-manów i by go tam zastrzelili w Watykanie i nikt
by nawet nie gwizdn
ą
ł. Nikt by nic nie mógł zrobi
ć
. Tu
w Belo Horizonte jest jedna rodzina zreszt
ą
bardzo
starych ludzi,
Ż
ydów niemieckich, którzy uciekli z
Niemiec przeszli do Włoch i w 42 roku w pełnej
wojnie, otrzymali paszporty Watykanu i przyjechali do
Brazylii. W pełnej wojnie prosz
ę
pana! Tutaj
mieszkaj
ą
, a w Sao Paulo jest wiele takich rodzin.
Słyszał Pan na pewno o
ś
wi
ę
tym Maksymilianie
Kolbe? Ja zostałem przywieziony do O
ś
wi
ę
cimia w
cztery miesi
ą
ce po jego
ś
mierci. Jeszcze si
ę
du
ż
o
mówiło tam o nim. Byłem trzy razy zapraszany do
tutejszej telewizji i trzy razy opowiadałem o
ś
wi
ę
tym
Maksymilianie Kolbe. Zawsze byłem przej
ę
ty tym
jego post
ę
pkiem. Nie mogłem zrozumie
ć
jak mo
ż
na
si
ę
po
ś
wi
ę
ci
ć
tak dalece za drugiego człowieka,
którego nawet nie znał. On tylko słyszał,
ż
e ten
porucznik powiedział „o moja
ż
ona, moje dzieci”, bo
został wyznaczony,
ż
eby poszedł do tej celi gło-
dowej. A ksi
ą
dz Kolbe wyszedł z szeregu i powiedział
— Ja chc
ę
i
ść
— i poszedł. Ja otrzymałem
dokumenty, z Polski z Niepokalanowa, o ojcu Kolbe,
gdzie
si
ę
przypuszcza,
dlaczego
on
został
zaaresztowany. On został zaaresztowany całkiem
zwyczajnie przez Gestapo. Przyjechali do klasztoru i
zabrali go. Najpierw przebywał na Pawiaka w
Warszawie a potem normalnym transportem odesłano
go do O
ś
wi
ę
cimia. Wi
ę
c mi
ę
dzy innymi przypuszcza
si
ę
,
ż
e Niemcy wcze
ś
niej ofiarowywali mu
obywatelstwo niemieckie, przypuszczaj
ą
c
ż
e Kolbe
jest pochodzenia niemieckiego. On nie przyj
ą
ł. W
swoich kazaniach on zawsze dawał do zrozumienia,
bo był człowiekiem bardzo inteligentnym,
ż
e to nie jest
w porz
ą
dku to co robi
ą
z Polakami,
Ż
ydami, i innymi
narodami nazi
ś
ci. On dał osobi
ś
cie rozkaz-polecenie,
o czym du
ż
o Polaków nie wie do dzisiejszego dnia, ja
to mówi
ę
nie od siebie, ja mam dokumenty, aby
otworzy
ć
drzwi
wszystkich
klasztorów
reguły
franciszka
ń
-skiej,
on
był
Franciszkaninem,
i
przyjmował Polaków i
Ż
ydów, którzy zostali przez
nazistów wyrzuceni z Pomorza. Jak on dał ten rozkaz
to w miesi
ą
c potem przyjechało po niego auto i tak
si
ę
sko
ń
czyło. Ilu było takich Polaków, którzy oddali
ż
ycie swoje i swych ro- dzin za to,
ż
e ratowali
ż
ycie
Ż
yda? O nich teraz si
ę
nie mówi, cz
ę
sto si
ę
te
ż
o nich
nie
wie.
Jak
łatwo
jest
mówi
ć
o
Polskim
antysemityzmie.
Juljusz Osuchowski: Czym byli pana rodzice?
Joseph Nitchthauser: Mój ojciec miał furmank
ę
i
sanie i dwa konie. Je
ź
dził do Jaworzna do kopalni.
Brał tam w
ę
gle, zapako-wane w worki, nie sprzedawał
ich tylko rozwoził, był po prostu dostarczycielem. Nie
tylko dla
Ż
ydów ale te
ż
dla Polaków. I z tego
utrzymywał cał
ą
rodzin
ę
— bardzo marnie.
Juljusz
Osuchowski:
Ten
prosty
człowiek,
wo
ź
nica, pana ojciec, polski
Ż
yd nauczył pana
patriotyzmu polskiego.
Joseph Nitchthauser: Tak. Miał brod
ę
nie tak
ą
dług
ą
, ale tak
ą
jak ja. Ja mam brod
ę
nie dlatego,
ż
e
jestem
Ż
ydem. Dwa lata temu pracowałem na rzecz
jednego kandydata na burmistrza miasta w czasie
wyborów. Wtedy wszyscy w naszym komitecie
zapu
ś
cili brody, bo nasz kandydat nosił brod
ę
. Mog
ę
powiedzie
ć
,
ż
e mój ojciec był dosy
ć
pobo
ż
nym
Ż
ydem. Chodził do bó
ż
nicy — w ka
ż
d
ą
sobot
ę
rano.
Brał mnie za r
ę
k
ę
, brał mojego brata, było nas
pi
ę
cioro, trzech synów i dwie córki i prowadził do
bó
ż
nicy. Ojciec nigdy nam nie mówił,
ż
e mamy
ź
le
mówi
ć
o Polsce. On nam zawsze mówił,
ż
e tu w
Polsce jest nasze miejsce i my mamy szanowa
ć
ten
kraj. Mój brat słu
ż
ył w Wojsku Polskim w 1939 roku.
Gdy wojna wybuchła znalazł si
ę
na pierwszej linii
frontu. Słu
ż
ył on na samej granicy z Niemcami.
Przeszedł z wojskiem cał
ą
kampani
ę
wrze
ś
-niow
ą
. On
był dobrym polskim podoficerem. Zgin
ą
ł w getcie w
Tarnowie wraz ze sw
ą
ż
on
ą
. Do naszego domu
przychodzili s
ą
siedzi i razem z ojcem pili wódk
ę
.
Polacy wi
ę
cej rozmawiali z nim po niemiecku ni
ż
po
polsku. Rozmawiali o wszystkim. O tym co si
ę
działo
wokół nas i o spra- wach wa
ż
nych. Ja ubóstwiałem
przysłuchiwa
ć
si
ę
tym rozmo-wom. Zawsze wracam
pami
ę
ci
ą
do domu mojego ojca i zawsze chciałem to,
co zostało z mojego dzieci
ń
stwa tam, pokaza
ć
mojej
córce. Jak uskładałem troch
ę
pieni
ę
dzy, a moja córka
wtedy studio-wała w Anglii. Ona miała 18 lat.
Pojechałem do Anglii, zabrałem j
ą
i powiedziałem
zobaczysz gdzie twoi dziadkowie mieszkali. Ona
miała tydzie
ń
wakacji na Uniwersytecie w Cambridge.
Zawiozłem j
ą
wsz
ę
dzie, gdzie ja sp
ę
dziłem moje
dzieci
ń
stwo i gdzie
ż
yła cała moja rodzina.
Ż
ydowska
rodzina, która bardzo kochała i szanowała Polsk
ę
i
Polaków. To było bardzo wzruszaj
ą
ce by
ć
tam sk
ą
d
wyszedłem i spot-ka
ć
si
ę
po latach ze znajomymi,
którzy jeszcze w tych miejscach si
ę
znale
ź
li. To było
7
wielkie prze
ż
ycie, a oni wszyscy byli tacy serdeczni i
tak bliscy tak bardzo go
ś
cinni — prawdziwi starzy
znajomi — Polacy.
Rozmowa została przeprowadzona w domu pana
Józefa Nitchthausera, w Belo Horizonte (Brazylia),
w kwietniu 1998 roku.
Juljusz
Osuchowski
(ur.
1942)
Studiował
socjologi
ę
na
Uniwersytecie
Warszawskim.
Usuni
ę
ty z uczelni po marcu 1968 roku, wyjechał
do Anglii. W latach 1971-1972 praco-wał w
redakcji “Wiadomo
ś
ci” i “My
ś
li Polskiej” w Londy-
nie. Od 1973 roku do 1989 prowadził własne
gospodarstwo rolne pod Krakowem. Został
zawodowym strzygaczem owiec. W 1980 roku był
jednym z zalo
ż
ycieli Niezale
ż
nego Samorz
ą
dnego
Zwi
ą
zku Zawodowego “Solidarno
ść
Wiejs-ka” i
twórca jego programu. Od roku 1989 przebywa
poza Polsk
ą
. Dziennikarz, członek Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich i International Federation of
Journalists z siedzib
ą
w Pary
ż
u, sekretarz
Fundacji
Odysseum
O
ś
rodka
Doku-mentacji
Dokona
ń
Polaków Na Obczy
ź
nie. Podró
ż
nik, od-
wiedził przeszło 40 krajów a pod
ż
aglami opłyn
ą
ł
Bałtyk, Morze Sródziemne, Morze Czarne, Morze
Północne. Autor wielu reporta
ż
y, wywiadów z
politykami, ksi
ąż
ki pt. “Anotar”.