2015 07 01 Aprobata dla przemocy w islamie P Lisicki & A Parfieniuk

background image

Paweł Lisicki: aprobata dla przemocy jest ściśle
zakodowana w islamie

wiadomosci.wp.pl

/kat,1356,title,Pawel-Lisicki-aprobata-dla-przemocy-jest-scisle-zakodowana-w-

islamie,wid,17674342,wiadomosc.html

- Oprócz pocałowania Koranu, Jan Paweł II w czasie jednej ze swoich pielgrzymek
wzywał Jana Chrzciciela, by otoczył islam swoją troską. Ja tych gestów kompletnie
nie rozumiem. Kontrargumentacja jest taka, że w Koranie można znaleźć
podobieństwa do chrześcijaństwa. Ale pojawiający się w nim Jezus przedstawiony
jest przecież jako radykalny antychrześcijanin - mówi Paweł Lisicki, redaktor
naczelny tygodnika "Do Rzeczy" i autor książki "Dżihad i samozagłada Zachodu". W
rozmowie z Wirtualną Polską publicysta ocenia rozmiary zagrożenia ze strony
radykalnych muzułmanów, krytykuje kierunek, w którym od ponad 50 lat zmierza
zachodnie chrześcijaństwo i analizuje przewagi, jakie zyskał w tym czasie islam.

Muzułmanie modlą się na ulicach Paryża (

AFP / Miguel Medina

background image

Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska: "Zawsze wydawało mi się możliwe, że nastąpi
zmartwychwstanie islamu i że nasi synowie lub wnukowie ujrzą odnowę tej potężnej
walki pomiędzy kulturą chrześcijańską a tym, co od ponad 1000 lat było jej
największym przeciwnikiem. (…) Nie mogę przestać myśleć o tym, że główną, a
nieoczekiwaną, sprawą przyszłości jest powrót islamu" - takie rozważania w latach
20. XX w. snuł angielski pisarz Hilaire Belloc. Przewidział przyszłość?

Tak islamscy terroryści szkolą dzieci w
zabijaniu

- W dużym stopniu tak. W Europie Zachodniej i na
Bliskim Wschodzie nastąpił wyraźny renesans islamu.
Na początku XX w. wydawało się, że kraje
muzułmańskie są w kompletnym rozkładzie. Część
była skolonizowana, a część - jak Turcja - nawet jeśli
cieszyła się niepodległością, była zsekularyzowana. Rozpad kolonii, odkrycie złóż
ropy i zimna wojna, pozwoliły krajom muzułmańskim zbudować tak silną pozycję, że
dziś można mówić o renesansie islamu.

Co o nim świadczy?

- Jest kilka znaków. Najbardziej banalny - demografia. Nawet silne państwa, jak
Niemcy i Francja, w coraz większym stopniu składają się z muzułmanów. Wzrost to
nie tylko napływ imigrantów. Wystarczy rzut oka na wskaźnik przyrostu naturalnego
społeczności muzułmańskiej, a okaże się, że jest on wyraźnie wyższy niż wskaźnik w
danym kraju.

Drugi znak - przestrzeń publiczna. Coraz większa liczba meczetów, a nawet
przejmowanie chrześcijańskich kościołów pod świątynie dla wyznawców Allaha.

Trzeci - wpływy polityczne. W książce dokładnie pokazuję, że we wszystkich
znaczących ugrupowaniach politycznych w Parlamencie Europejskim coraz większą
rolę odgrywają muzułmanie. Są nawet w szeregach Konserwatystów i
Reformatorów, do których należą np. europosłowie PiS. Za muzułmanami stoi
zmobilizowana społeczność. Głosuje ona w sposób zdyscyplinowany, toteż wpływy
muzułmanów w polityce są nawet większe niż wynikałoby to liczebności.

Czy trendy demograficzne w Europie mogą się zmienić? Na przykład za sprawą
przyjęcia "zachodniego stylu życia" przez muzułmanów?

- Według niektórych, konsumpcjonizm może zwyciężyć w starciu z tożsamością
religijno-kulturową. Moim zdaniem, w przypadku muzułmanów to się nie sprawdzi.
Wśród nich zawsze znajdziemy przykłady ludzi, którzy się całkowicie zeuropeizowali
i religia nie odgrywa fundamentalnej roli w ich życiu. Jednak jeśli spojrzymy en

background image

masse, nie na jednostki, a na całość, to proces sekularyzacji środowisk
muzułmańskich przebiega nieporównywalnie wolniej niż chrześcijan.

Z czego wynika różnica w tempie sekularyzacji obu środowisk?

- To skomplikowana kwestia, więc nie ma jednej odpowiedzi. Uważam, że istotnym
elementem jest kierunek, w jakim zmierza chrześcijaństwo. Większość kościołów
chrześcijańskich, włączając w to katolicki, dokonała tak daleko idącego aktu
"dostosowania się" do świata, że utraciła pewną zaletę, którą zachował islam.
Chrześcijaństwo utraciło możliwość reprezentowania tajemniczego i
transcendentnego Boga na rzecz schlebiania i popierania ludzkich doczesnych
dążeń.

Kościół katolicki odpowiada za obecny stan rzeczy?

- Sądzę, że w łonie Kościoła doszło do dwóch istotnych rzeczy. Po pierwsze, od lat
60. XX w. (od soboru watykańskiego II - przyp.) Kościół katolicki de facto
zrezygnował z nauczania o grzechu pierworodnym. W praktyce oznacza to, że
chrzest i wiara katolicka nie są już jedynymi kluczami do zbawienia. Bez tego Kościół
stał się gigantyczną organizacją humanitarną, która wspiera pokój na świecie oraz
dialog międzyreligijny. Po drugie, Kościół zrezygnował z roszczeń wobec państwa,
uznając, że każda religia ma takie same prawo do publicznego kultu. Z kolei państwo
umyło ręce od wszelkich obowiązków parareligijnych.

Mówiąc o roszczeniach Kościoła wobec państwa, ma pan na myśli państwo
wyznaniowe?

- Nie o to chodzi. Weźmy Grecję. Kraj należy do Unii Europejskiej, dominuje w nim
prawosławie, a jego konstytucja zaczyna się od inwokacji do Trójcy Świętej i do
wyznania wiary typowego dla Kościoła prawosławnego. Ale to przecież wcale nie
oznacza, że Grecja jest niedemokratyczna i tępi inne wyznania. Jeszcze w latach 60.
XX w. podobne zapisy istniały np. w ustawie zasadniczej Irlandii. Jednak Kościół od
tego odszedł i zgodził się na neutralność państw, co w dłuższej perspektywie jest dla
niego zabójcze.

Dlaczego?

- Bo uznanie, że swoboda kultu publicznego wynika wprost z godności człowieka
sprawia, że życie publiczne przestaje podlegać obiektywnej mierze. Okazuje się, że
człowiek ma prawo do błędu religijnego, a zatem i moralnego. Kościół staje się
wówczas tylko jedną z wielu sekt; prawda religijna już nie wiąże wszystkich, jest tylko

background image

jedną z licznych opinii. To kim jest Bóg i jaki jest, staje się obojętne dla
prawodawców, prawo sekularyzuje się i dechrystianizuje. To ograniczona możliwość
działania partii chrześcijańsko-demokratycznych. W efekcie bardzo liberalne zmiany,
np. w Holandii i Belgii, były wprowadzane przez partie, które nominalnie mają
korzenie chadeckie. Pozostawione same sobie przystosowały się do rewolucji
obyczajowej, a czasem nawet widzimy je na czele postępowego pochodu.

Czyli otwarty i ekumeniczny Kościół katolicki podcina gałąź, na której siedzi?

- Tak, w takiej formule, w jakiej dzieje się to od lat 60. XX w., jest to działanie
samobójcze. Nieustanny dialog uniemożliwia nazywanie rzeczy po imieniu. Do
czego się to w gruncie rzeczy sprowadza? Że nie mówimy innym ludziom niemiłych
rzeczy.

Tak jak w przypadku pierwszej kanonizacji przeprowadzonej przez papieża
Franciszka?

- Zgadza się. Franciszek wyniósł na ołtarze ponad 800 męczenników z Otranto,
zabitych przez Turków. Ale w jego kazaniu nie ma ani słowa o sprawcach. Mowa jest
o "cierpieniu za prawdę". To przykład watykańskiej nowomowy. Wszyscy zdążyli się
przyzwyczaić do takiego języka w Kościele. Jedynym, który w pewnym momencie go
zakwestionował, był Benedykt XVI. Podczas jednego z wykładów posłużył się opinią
cudzego autorstwa, krytyczną wobec Mahometa. W efekcie musiał się z tego
wycofać i przeprosić.

W książce wspomina pan moment, w którym Jan Paweł II pocałował Koran. Jak
rozumieć takie gesty?

- Oprócz pocałowania Koranu, Jan Paweł II w czasie jednej ze swoich pielgrzymek
wzywał też Jana Chrzciciela, by otoczył islam swoją troską. Ja tych gestów
kompletnie nie rozumiem. Kontrargumentacja jest taka, że w Koranie można znaleźć
podobieństwa do chrześcijaństwa.

W końcu pojawia się w nim Jezus.

- No tak, ale przecież jako radykalny antychrześcijanin! Koraniczny Jezus ma
zupełnie inne oblicze. Potępia chrześcijaństwo i wiarę w siebie jako Syna Bożego.
Wyobraźmy sobie chrześcijanina w Iraku, którego dżihadyści pod groźbą ścięcia
zmuszają do przejścia na islam. Gdy taka osoba odmawia, oprawcy mogą mu
pokazać jednego papieża, jak całuje Koran i drugiego, który modli się zwrócony ku
Mekce. Jak czuje się ofiara islamskich radykałów, chcąca bronić wiary, gdy jest

background image

konfrontowana z tego typu gestami?

Co więc pan proponuje w miejsce dialogu?

- Dialog. Ale nie taki, jak mamy dziś. Powinien on dotyczyć wyłącznie kwestii
pragmatycznych, a nie takich, które wpływają na naszą tożsamość. Można wspólnie
walczyć o uniwersalne wartości, ale nie trzeba się przy tym wspólnie modlić,
odwiedzać meczetów i twierdzić, że nasze religie w gruncie rzeczy są takie same.
Całe szaleństwo polega na tym, że dzisiejszy dialog międzyreligijny w ostateczności
prowadzi do rozmycia tożsamości i zatracenia tego, co jest istotnym elementem
kultury zachodniej, czyli chrześcijaństwa.

Czy Europejczycy mogą być bezkrytycznie dumni z chrześcijaństwa? Co z
krucjatami?

- Krucjaty były reakcją na to, co działo się w Ziemi Świętej. Na przełomie X i XI w.
Kościół Grobu Pańskiego został zniszczony na rozkaz muzułmańskiego kalifa. Co
więcej, chrześcijańscy pielgrzymi byli notorycznie napadani i prześladowani. W mojej
ocenie wyprawy krzyżowe były odpowiedzią na sytuację radykalnego zagrożenia.
Żałuję, że w XXI w. Zachód nie jest w stanie wygenerować krucjaty, która mogłaby
obronić chrześcijan na Bliskim Wschodzie, gdzie w połowie XX w. żyło ich
kilkadziesiąt milionów, a dziś najwyżej kilkaset tysięcy. Zachód dysponuje
gigantyczną przewagą militarną i finansową, ale nie kwapi się do zapewnienia
bezpieczeństwa chrześcijanom. Wyraża "zaniepokojenie", ale nie wyśle wojska,
szczególnie w tak partykularnym interesie, jak ochrona konkretnego wyznania. Dziś
to nie do pomyślenia, podczas gdy krucjaty wynikały zupełnie z innej idei.

Ale przecież ta idea nie zawsze była tak szlachetna, jak pan mówi. Zdarzały się
rzeczy, które nie przyniosły chluby krzyżowcom, a nawet cała krucjata zakończona
złupieniem Bizancjum.

- To naturalne, że dochodziło do nadużyć. Gdyby patrzeć w ten sposób na II wojnę
światową, również moglibyśmy się zdziwić, ile patologii miało miejsce po jasnej
stronie. Tam, gdzie człowiek używa przemocy, pojawia się chciwość, okrucieństwo,
korupcja, nadużywanie władzy i cały wachlarz negatywnych zjawisk. Zdobycie
Konstantynopola przez krzyżowców w 1204 roku jest tego przykładem.

Czy mówiąc o współczesnej krucjacie, nie obawia się pan tego, że mogłaby ona tylko
pogorszyć sytuację?

- Zachód stał się zakładnikiem błędnych decyzji z przeszłości. Zła sytuacja

background image

chrześcijan ma swoje korzenie w irackiej interwencji, która rozbiła równowagę
regionu. Brutalna prawda jest taka, że większą ochroną dla chrześcijan w Iraku był
Saddam Husajn niż późniejsza władza parademokratyczna. Wbrew temu, co nam się
wmawia, masy muzułmańskie są nastawione do chrześcijan nieufnie, bo widzą w
nich "agentów Zachodu". Arabska Wiosna z perspektywy chrześcijan była tragedią.
Ujście znalazły wszystkie negatywne emocje muzułmanów. Wraz z upadkiem
Mubaraka w Egipcie i zachwianiem władzy Asada w Syrii okazało się, że nie ma kto
bronić chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Nie kwapią się do tego także państwa
zachodnie, więc trudno w ogóle mówić o jakiejś krucjacie.

Arabska Wiosna wykończyła bliskowschodnich dyktatorów jednego po drugim i
uwolniła masy muzułmanów, a te - pana zdaniem - nie są przychylne chrześcijanom.
Czy mamy przez to rozumieć, że jeśli demokracja na dobre zagości w regionie, to
będzie działała na niekorzyść chrześcijan?

- Nie wierzę w demokratyzację Bliskiego Wschodu na dłuższą metę. W naszym
kręgu cywilizacyjnym jest wyraźny rozdział państwa i Kościoła, który swoje źródło ma
w Ewangelii - "Oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a Bogu to, co boskie". W islamie
tego nie ma. Mahomet od samego początku jest zarówno przywódcą religijnym, jak i
politycznym, a jego podboje miały dwojaki charakter. Dlatego nie wyobrażam sobie,
jak w kraju muzułmańskim ma funkcjonować demokracja, szanująca prawa
człowieka i mniejszości.

Czym więc islam przyciąga coraz większe rzesze ludzi?

-

Islam

ma w Europie trzy źródła wzrostu: imigranci, demografia i nawrócenia. Moim

zdaniem powodem tych nawróceń jest przekonanie, że w islamie znajduje się
prawdziwego Boga. Zachodnie

chrześcijaństwo

zhumanizowało się do tego stopnia,

że najważniejszy element wierzeń, czyli oddawanie czci Bogu, zeszło na dalszy
plan. A w islamie cały czas jest na pierwszym planie. Neofici są przekonani, że islam
ofiarowuje im szansę spotkania transcendentnego Boga, który jest całkowicie poza
człowiekiem.

Jest przy tym mocno restrykcyjny i mniej przystępny niż wiara chrześcijańska.

- W islamie jest wiele "utrudnień". Koran jest po arabsku, choć oczywiście istnieją
przekłady, ale nie są one uznawane za prawowitą świętą księgę. Do tego dochodzi
obowiązek modlitwy pięć razy dziennie czy ramadan - miesiąc postu. Wszystkie
rytuały są istotne, bo dzięki nim muzułmanin doznaje kontaktu z Bogiem. Dzieje się
to z dala od świeckiej strefy, którą przekracza się dzięki wysiłkowi włożonemu
właśnie w te rytuały. Dlatego rzeczy święte muszą być otoczone pewną zasłoną.
Jeśli stają się łatwo dostępne, tracą wyjątkowy charakter i stają się nudne.

background image

Mówi pan o potrzebie sacrum, ale dziś mamy Franciszka, który otwarcie deklaruje,
że separacja małżonków niejednokrotnie jest nieunikniona i potrzebna. Papież
wprawdzie nie daje "zielonego światła" rozwodom, ale jego słowa spotykają się z
pozytywnym odbiorem, również wśród ludzi luźno związanych z wiarą katolicką. Dla
nich głowa Kościoła jest "ludzka" i rozumie problemy współczesnego człowieka.
Może dzisiejsza zachodnia cywilizacja potrzebuje właśnie takiego papieża, a nie
konserwatywnego strażnika tradycji?

- Z podobnym problemem mieliśmy do czynienia w czasie pontyfikatu Jana Pawła II.
Na papieskie spotkania przychodziły setki tysięcy ludzi, ale kłopot polegał na tym, że
niewiele z tego zostawało. W dzisiejszych czasach papieże stali się celebrytami na
światową skalę. Jeśli mówimy, że Franciszek jest "sympatyczny i lubiany", to jest to
tylko ocena powierzchowna. Czym innym jest wciśnięcie "Lubię to!" pod postem o
papieżu, a czym innym próba zmiany swojego życia w duchu wiary.

Ale czy swego rodzaju "kontrreformacja" i powrót do korzeni może dziś przemówić
do ludzi z Zachodu?

- Podstawową kwestią powinna być redefinicja języka i rezygnacja z elementów.
przyjmowanych od lat 60. XX w. Słowa Franciszka są konsekwencją zmian, które
zaczęły się przede wszystkim od pontyfikatu Pawła VI. Język zaakceptowany przez
Kościół oraz wywyższenie godności człowieczeństwa i dialogu międzyreligijnego
pcha zachodnie chrześcijaństwo ku katastrofie.

Czyli restrykcyjny islam ma szansę rozprzestrzeniać się w Europie, podczas gdy
otwarte chrześcijaństwo będzie cały czas traciło wpływy?

- Możemy opierać się tylko na faktach, a te mówią, że pozycja islamu umacnia się
względem chrześcijaństwa. Można się wściekać, że paryski imam apeluje o
przekazanie muzułmanom kościołów, do których nie chodzą katolicy, ale przecież z
jego punktu widzenia to jest logiczne. On tylko reaguje na faktyczny upadek
chrześcijaństwa w kraju. Co gorsza, coraz więcej państw zachodniej Europy
upodobnia się do Francji. Niedawno Irlandia, kraj od wieków bardzo katolicki, w
referendum zalegalizował małżeństwa jednopłciowe. Z drugiej strony liczba
pobożnych muzułmanów stale rośnie. To pokazuje, że formuła otartego
chrześcijaństwa wcale nie przyciąga ludzi.

Otwarta Europa musi dziś stawić czoło kryzysowi imigracyjnemu. Kościół zaleca
przyjmowanie uchodźców bez względu na wyznanie, a prawo nie pozwala na
uznanie pobytu w zależności od wyznania.

background image

- Dlatego trzeba zmienić prawo. Episkopat Polski apelował o przyjmowanie
imigrantów bez względu na wyznanie i dla mnie jest to kuriozalne, zważywszy na
fakt, że w tradycji katolickiej istnieje ordo caritatis (ład w miłowaniu- przyp.). Tenże
porządek mówi, że realizujemy zasadę miłości w zależności od bliskości i związku z
danymi ludźmi. Jeśli chrześcijanie z Bliskiego Wschodu są dziś najbardziej
potrzebujący, to powinniśmy pomagać im w pierwszej kolejności. Z kolei pomijając
już sam Kościół - z punktu widzenia państwa - społeczności chrześcijańskie nie
niosą za sobą zagrożeń takich, jak muzułmańskie. Ale przecież tego nie powie
głośno żaden polityk.

Ale czy możemy mówić, że chrześcijanie są bardziej prześladowani, jeśli Państwo
Islamskie tępi wszelkie inne wyznania, łącznie z szyickimi muzułmanami, a nawet
mniej gorliwymi sunnitami?

- Konkretnych przykładów, gdy

muzułmanie

mordują muzułmanów jest bardzo wiele.

Statystycznie to na pewno będzie większość, bo w końcu na Bliskim Wschodzie
dominuje islam. Kładę jednak akcent na społeczność, która jest najbardziej
prześladowana, a nie ulega wątpliwości, że są nią właśnie chrześcijanie.

Zachodni politycy, chrześcijańscy duchowni i sami muzułmanie często mówią, że ci,
którzy posuwają się do przemocy nie reprezentują "prawdziwego islamu". Czy taka
klasyfikacja problemu jest uprawniona?

- To przejaw politycznej poprawności. W książce dokładnie starałem się pokazać, że
aprobata dla przemocy, jako właściwej metody postępowania, jest ściśle
zakodowana w islamie. Nie oznacza, że wszyscy muzułmanie są skłonni do
przemocy. Jednak rozdzielanie islamu na "prawdziwy" i "fałszywy" kompletnie
rozmija się z istotą rzeczy. Gdyby zgadzało się z rzeczywistością, to nie
dochodziłoby do tylu aktów terroru dokonywanych - jak chcą zwolennicy tego
podziału - przez "marginalne grupki, potępiane przez resztę wyznawców". Szeregi
ekstremistów, którzy zabijają, faktycznie są nieliczne. Jednak podział na "prawdziwy"
i "fałszywy" islam pomija, że środowisko, w którym funkcjonują ekstremiści, składa
się z milionów ludzi aprobujących takie zachowania.

W książce posuwa się pan nawet do stwierdzenia, że "prawdziwy islam" stał się w
ustach zachodnich polityków tym, czym kiedyś "prawdziwy komunizm".

- Nie porównuję przy tym komunizmu i islamu, ale ten przykład dobrze ilustruje, jak
zachodnie elity radzą sobie z pewnymi niewygodnymi problemami. Kiedyś wołano
"Socjalizm - tak! Wypaczenia - nie!" lub proponowano "Socjalizm z ludzką twarzą".
Dziś zachodni politycy w miejsce "socjalizmu" wstawiają "islam". Problem polega na
tym, że moim zdaniem te "wypaczenia", jak w przypadku komunizmu, są integralną

background image

częścią islamu. I to nie dlatego, że muzułmanie są z natury źli, ale dlatego, że ich
tradycja wyraża aprobatę dla stosowania przemocy. Zupełnie inaczej niż w
przypadku chrześcijaństwa i Ewangelii, która wielokrotnie potępia takie zachowania.
Elementy antyprzemocowe są od początku wpisane w naukę Jezusa, więc jeśli
chrześcijanin ucieka się do przemocy, to występuje przeciwko swojej tradycji
religijnej.

Ale przecież nie brak w historii przykładów, gdy to chrześcijanie stosowali przemoc.

- Zdaję sobie z tego sprawę. Weźmy na przykład hiszpańskich konkwistadorów,
traktujących Indian w nieludzki sposób. Spotkało się to jednak z protestami
zakonników, którzy przybyli do Ameryki Południowej razem z konkwistą. Zresztą
część z nich z tego powodu zginęła. Z drugiej strony mamy okrutny zwyczaj
porywania chłopców z terenów podbitych przez Turków. To nie spotykało się z
żadnym potępieniem w ramach tradycji muzułmańskiej, bo było uważane za
właściwy sposób walki z chrześcijaństwem.

A może koncyliacyjna postawa Kościoła wynika właśnie z pokojowego charakteru
chrześcijaństwa? Może jest to biblijne "nadstawienie drugiego policzka"?

Przede wszystkim można nadstawiać drugi policzek, ale swój własny. Hierarchowie
kościelni są przecież odpowiedzialni za innych ludzi. Papież nie jest więc tylko
prywatną osobą, ale w pewien sposób odpowiada za Kościół i wiernych. Jeśli
przywódca nadstawia drugi policzek w imieniu całej swojej wspólnoty, to wcale nie
przyczynia się do promowania miłości do bliźniego, szczególnie, że w tym czasie
członkowie tej wspólnoty cierpią.

Stary Testament, święta księga Żydów, którą przejęło także chrześcijaństwo, również
jest pełna przemocy. Mimo tego, nie jest wykorzystywana przez ekstremistów w taki
sposób, jak potrafi być wykorzystywany Koran.

- Trzeba pamiętać, że Żydzi mają na w swoim dorobku szereg nieudanych powstań.
Po roku 70 Jerozolima została zniszczona, świątynia zburzona, a Żydzi zostali w
dużej mierze wygnani z Palestyny. W 135 roku po powstaniu Bar Kochby Rzymianie
zmienili nawet nazwę miasta. Judaizm rabiniczny zredefiniował podejście do mocno
agresywnych partii Starego Testamentu, zawartych np. w Księdze Jozuego czy w
Księdze Wyjścia, bo właśnie one doprowadziły naród żydowski na granicę totalnej
anihilacji. Wspólnoty judaistyczne kierowane przez rabinów wykonały duży wysiłek,
by "okiełznać" element przemocy.

background image

Muzułmanie uważają, że Koran został podyktowany przez Allaha i zachowuje
niezmienny charakter. Czy to daje pole do ewentualnej "reformacji" i złagodzenia
jego przekazu w przyszłości?

- Trudno to sobie wyobrazić. W przypadku katolicyzmu mamy do czynienia z
przywództwem religijnym, którego źródłem jest papież. W islamie nie ma jednej
instancji. Jest Uniwersytet Al-Azhar w Egipcie, szyici mają swoje święte miasto Kom
w Iranie, są inne ważne ośrodki, ale głównym i jedynym punktem odniesienia jest
Koran. A jak już mówiłem, w tejże księdze istnieje zachęta i aprobata dla stosowania
przemocy w kwestiach religijnych. Trzeba byłoby czytać Koran z dużą dozą
elastyczności i dialektyki, by wyprzeć te wszystkie cytaty, które się w nim znajdują. A
to, przy podstawowym założeniu islamu, że Koran ma niezmienny charakter, jest po
prostu niemożliwe.

Zobacz także - Somalijczyk o Polsce: to nie jest kraj przyjazny imigrantom:


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2015 08 20 08 21 07 01
2015 08 20 07 46 07 01
konstytucja rzeczypospolitej 07,01,2015
2015 12 01 06 50 07
2015 08 20 07 59 07 01
2015 08 20 08 33 07 01
2015 08 20 08 21 07 01
2015 08 20 07 46 07 01
konstytucja rzeczypospolitej 07,01,2015
2015 08 20 08 21 07 01
2015 08 20 07 46 07 01
2015 04 09 08 21 07 01
2015 12 01 06 50 07
2015 08 20 08 33 07 01
2015 08 20 07 59 07 01
Cw 07 E 01 Badanie właściwości elektrycznych kondensatora pł
Filozofia z etyką wykład (07 01)
EIMP Głubczyce, 07 01 2012
e 13 2015 08 01 ko

więcej podobnych podstron