0802 Fielding Liz Wywiad z księciem

background image

1

Liz Fielding

Wywiad z księciem


Tytuł oryginalny:

The Ordinary Princess

RS

background image

2

ROZDZIAŁ PIERWSZY


-

Wylali cię? Jak to?!

-

Zwyczajnie, kazali mi spakować wszystkie rzeczy i wynosić

się - powiedziała Laura z udawanym spokojem. Znowu, dodała w
duchu. Już nawet nie było sensu rozmyślać o tym.

-

Ale dlaczego?

-

Bo jestem najwyraźniej całkowitym beztalenciem, nie

potrafię skoncentrować się na powierzonym mi zadaniu, jako że
wszystko dokoła mnie rozprasza - wyrzuciła z siebie jednym
tchem. - Krótko mówiąc, mój szef wyznał mi z goryczą, że jestem
dla niego raczej ciężarem aniżeli pomocą i nie może mnie dłużej
trzymać. To wszystko. - Laura podniosła kieliszek, jakby
wznosiła toast. - Wypijmy za koniec mojej kariery, droga Jay.
Marzenia o sukcesie zderzyły się dziś ze smutną rzeczywistością
i zatonęły w odmętach mojej naiwności! - dodała z
sarkastycznym uśmiechem i jednym haustem wychyliła
zawartość kieliszka. Miała ochotę cisnąć nim o podłogę, tak by
roztrzaskał się w drobny mak, ale wolała oszczędzić ciotecznej
babce tego typu scen. Odstawiła go więc grzecznie na stół,
prosząc o dolewkę.

Jenny, zwana przez najbliższych Jay, napełniła kieliszek

Laury i podsunęła jej miseczkę z orzeszkami pistacjowymi.
Doskonale rozumiała, że w takiej chwili lepiej mieć zajęte ręce.

Laura była jednak zbyt zdesperowana, by docenić ten drobny

gest.

-

Dobra. - Jay poklepała się po udach. - Powiedz wreszcie,

co tym razem narozrabiałaś. - W jej głosie pobrzmiewał lekki,
choć wyraźny wyrzut, że mimo jej usilnych starań,
uruchomienia wszelkich możliwych kontaktów i dawnych
znajomości, po raz kolejny Laura zawiodła i nie sprostała
oczekiwaniom swojego pracodawcy.

-

Nic - odparła Laura.

-

I to „nic” spowodowało, że szef pokazał ci drzwi?

RS

background image

3

-

No może nie całkiem nic, może i coś było, ale każdy

zrobiłby na moim miejscu to samo. Każdy, rozumiesz? -
gorączkowała się Laura.

-

Dlaczego nie opowiesz mi po prostu, co się stało? Może

zaczniesz wreszcie od początku. - Jay napełniła własny kieliszek.
Wiedziała, że teraz potrzebne jej będzie jakieś wzmocnienie.

-

A więc miałam relacjonować przebieg demonstracji pewnej

grupy aktywistów. Sami ludzie w podeszłym wieku.

-

Kto był redaktorem wydania?

-

Trevor McCarthy.

-

Kiedy go poznałam, nawet nie potrafił przeliterować słowa

„wydawca” - rzuciła lekceważąco Jay.

Laura wyobraziła sobie swojego nader surowego szefa jako

młodziutkiego, niedouczonego reportera i zrobiło się jej lżej na
duszy. Gdy okazało się, że kiedyś Jay wylała go z roboty, Laura
odczuła lekką satysfakcję.

-

Stwierdził, że nie nadaję się nawet do tego...

-

W takim razie nadal jest skończonym głupcem - syknęła

ciotka, wpadając Laurze w słowo. - Niestety, kłopoty to twoja
specjalność. Jeszcze trochę i dowiedzą się o tym na drugiej
półkuli.

-

Chyba że już nie znajdę nigdzie pracy i sprawa umrze

śmiercią naturalną. A więc, jak się wyraził mój szef, to zadanie
było wprost banalne i uporałoby się z nim nawet dziecko.
Miałam zdobyć parę wypowiedzi godnych zacytowania, zrobić
staruszkom kilka zdjęć podczas demonstracji, to wszystko.

-

No i co? - Jay obrzuciła ją karcącym spojrzeniem.

-

Nie szukałam kłopotów - powiedziała Laura, próbując się

usprawiedliwić. - Rozmawiałam z przemiłą parą staruszków,
pytając o przyczynę, dla której znaleźli się na tej demonstracji.

-

I co, zdzielili cię transparentem?

-

Nie - roześmiała się Laura. - Naprawdę miło nam się

gawędziło na temat uprzedzeń wobec starszych ludzi. No i nagle,
całkiem niespodziewanie, dziadek przewrócił się, i to prosto pod
moje nogi.

RS

background image

4

-

No i? - Ciotka Laury wciąż nic z tego nie rozumiała.

-

No i babcia była przekonana, że to atak serca...

-

Ale nie był, mam rację?

-

Gdy wreszcie dotarliśmy do lekarza, czyli kilka godzin

później, okazało się, że zasłabł na skutek nadmiernych emocji.
Ale przecież nie mogłam zostawić ich tak na środku ulicy,
musiałam zawieźć ich do szpitala. Ludzkie życie jest ważniejsze
niż jakaś tam manifestacja, prawda?

Jay zachmurzyła się. Jako wieloletnia fotoreporterka nieraz

była w opałach, zwłaszcza że ostatnio wyspecjalizowała się w
relacjach z obszarów dotkniętych działaniami wojennymi. Była
świadkiem potwornych, barbarzyńskich scen, ale zawsze
pozostawała profesjonalistką, nigdy nie zapominała, po co ją tam
wysłano, i rzetelnie wykonywała swoją pracę. Nie łatwo było
wyprowadzić ją z równowagi, dlatego też najczęściej udawało się
jej zdobyć atrakcyjny materiał. Dobrze wiedziała, że w tej pracy
nie ma miejsca na sentymenty.

- Chwileczkę, czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego w takim razie

nie wezwałaś karetki pogotowia albo nie powiadomiłaś policji?
Mogłabyś wtedy bez przeszkód dalej przeprowadzać wywiady i
pstrykać zdjęcia, a więc wywiązałabyś się z powierzonego ci
zadania.

-

To się tak łatwo mówi - zdenerwowała się Laura.

-

Ale to było łatwe...

- Nawet nie wiesz, jaki tam panował harmider! Utworzył się

gigantyczny korek, bo dokładnie w tym samym czasie doszło do
wypadku na pobliskiej budowie. Zawaliła się jedna ze ścian i
zbiegło się mnóstwo gapiów. Krótko mówiąc, jeden wielki
bałagan! Więc co miałam robić? A na domiar złego, kiedy
jechałam do szpitala, ktoś z redakcji próbował mnie złapać, bo
jak się okazało, miałam zostawić tę demonstrację i zająć się tą
historią na budowie. Byłam w takim stresie, że nie słyszałam
dzwoniącej komórki. Gdybyś widziała przerażone oczy tej
staruszki, postąpiłabyś tak samo.

RS

background image

5

-

No tak, rozumiem - powiedziała Jay. Z jej tonu jednak

jasno wynikało, że nie stały po tej samej stronie barykady.

-

Może gdybym nie czekała w szpitalu, aż zjawi się lekarz,

nie

przegapiłabym

interwencji

policji,

podczas

której

aresztowano ponad trzydzieści osób za zakłócenie spokoju.

-

No właśnie, mogłaś przynajmniej zrelacjonować historię

tego staruszka, który dostał zapaści na skutek ogólnego
zamieszania. Wystarczyło trochę wypytać dziadków o parę
szczegółów, potem je nieco ubarwić i zmontować w ten sposób
wzruszającą, chwytającą za serce historyjkę.

-

Wygląda na to, że ich syn to jakaś gruba ryba, może byłby

wściekły, gdyby taka ckliwa historyjka ukazała się w prasie.

-

Ach, nie przesadzaj, to dodałoby całej sprawie odrobiny

pikanterii, a o to przecież chodzi, Lauro. Jesteś zbyt uprzejma i
przyjazna, to utrudnia wykonywanie naszego zawodu.

Zapanowało krótkie milczenie.
-

Co właściwie masz zamiar teraz zrobić? - zapytała po

chwili Jay.

-

Nie wiem. Trevor mówi, że najwyższy czas spojrzeć

prawdzie w oczy i dać sobie spokój z mrzonkami o karierze
dziennikarskiej. I pewnie ma rację, chyba powinnam zmienić
zawód... Mój ukochany szef zasugerował, bym zatrudniła się
jako niania.

Jay westchnęła ciężko.
- Najwyraźniej nie zapomniał ci tamtego incydentu z

niemowlakiem, którego jakaś obca kobieta wcisnęła ci w
ramiona, a następnie znikła bez śladu. Wtedy miałaś
przygotować relację z festiwalu muzycznego...

Laura zamknęła oczy i zaczęła uderzać głową o kolana.
-

Wiem, jestem beznadziejna, nigdy nie będę dobrą

dziennikarką.

-

Brak ci doświadczenia i jesteś trochę za miękka, to

wszystko - próbowała ją pocieszyć ciotka. - W tym fachu zbytnia
wrażliwość to przeszkoda, wierz mi.

RS

background image

6

-

Trevor ujął to nieco inaczej. Kazał mi się wynosić i nie

wracać, póki nie zdobędę czegoś, co będzie się nadawać na
stronę tytułową i nie uczyni z jego gazety pośmiewiska - jęknęła
Laura.

-

To wcale cię nie wylał! - Klasnęła w ręce Jay. - I wszystko,

czego ci teraz trzeba, to dobry materiał.

-

Dla mnie zabrzmiało to jednoznacznie - powiedziała Laura.

-

Hej, panienko, popatrz no na mnie, co z twoimi

ambicjami? Chcesz pracować w tym zawodzie czy nie?

Laura marzyła o dziennikarstwie od dziecka. Kiedy była małą

dziewczynką, szczerze podziwiała ciotkę, która nadawała relacje
z najdalszych, najniebezpieczniejszych zakątków świata.
Wierzyła, że kiedyś takie życie stanie się również jej udziałem.

- Tak naprawdę pojechałam do tego szpitala, bo chciałam

napisać reportaż o gniewie bezbronnych ludzi, którzy mają dość
tego, że nikt nie liczy się z ich zdaniem. Powinnam też była
pojechać na tę budowę, sprawdzić, jak dbają o bezpieczeństwo
pracowników...

-

No, no, widzę, że tak do końca to ty nie zmarnowałaś tego

dnia, moja droga. Jeszcze możesz zaskoczyć szefa, chyba że
zamierzasz siedzieć tu i użalać się nad sobą. Jakaś pikantna,
sensacyjna opowieść o kimś sławnym powinna zaspokoić
oczekiwania Trevora.

-

Jasne, co za problem, już lecę, pa, ciociu...

-

Uspokój się, nie obiecywałam, że będzie łatwo. Ja pierwsza

usiłowałam wybić ci z głowy dziennikarstwo, jak dotąd
bezskutecznie.

-

Chyba mam jakiś feler w genach. Ty byłaś jedną z

najbardziej

wziętych

reporterek,

moja

matka

znaną

podróżniczką, a ojciec alpinistą. A co ze mną? Taki mutant jak ja
powinien trzymać się z daleka od znanych ludzi.

-

To nie najlepszy moment, żeby wybrzydzać, nie masz za

bardzo wyboru, musisz obłaskawić szefa, jeśli wciąż zależy ci na
tej pracy.

RS

background image

7

-

Jasne, że mi zależy - obruszyła się Laura. - Przecież wiesz.

- Po krótkim namyśle doszła do wniosku, że ciotka Jay ma rację,
nie czas teraz na strojenie fochów. - Musiałabym wybrać taką
ofiarę, która nie wzbudzałaby we mnie instynktu opiekuńczego.

-

Brawo, właśnie o to chodzi! - ucieszyła się Jay. - Kogoś

silnego, niezbyt przystępnego, kto niechętnie udziela wywiadów.
- Rzuciła okiem na brukowiec, który przeglądała, nim pojawiła
się u niej Laura. - O, ktoś taki byłby w sam raz! - Wzięła gazetę
do ręki i podsunęła ją Laurze pod sam nos.

Na okładce widniał mocno zbudowany mężczyzna w

wieczorowym stroju.

-

Kto to taki?

-

Jego Wysokość książę Aleksander Michael George Orsini z

Montorino. Jeszcze niedawno miał gęste, ciemne włosy i grube,
krzaczaste brwi.

Laura przyjrzała się księciu. Nie był zbyt przystojny, za to

wyglądał na wyjątkowo wyniosłego aroganta.

-

Montorino? Czy to nie jedno z tych zamożnych

europejskich księstw? Pokazywali je ostatnio w programie
podróżniczym, góry i jeziora zapierające dech w piersiach,
malownicze średniowieczne zamki.

-

Tak, to właśnie tam będzie pewnego dnia rządził. Mam

nadzieję, że taki człowiek nie zdoła wzbudzić twojej sympatii.

-

Raczej nie - przyznała Laura i jeszcze raz zerknęła na

fotografię. Książę, z miną nadętego pawia, z przesadną
pewnością siebie, stąpał dumnie po czerwonym dywanie,
rozpostartym na jego cześć. Jego ciemne, świdrujące oczy
zdawały się wyzywać ją na pojedynek. Zmieszana, z niechęcią
odsunęła od siebie gazetę. - To jakaś dziecinna mrzonka -
powiedziała niepewnie. - Czysta abstrakcja. Niby jakim cudem
miałabym do niego dotrzeć i jeszcze przeprowadzić z nim
wywiad? Ja, największa nieudacznica w całym mieście.

-

Nie dasz rady? No cóż, moje dziecko, dziennikarstwo to

bardzo oblegany zawód, do tego często niebezpieczny. A dobra
niania może zarobić naprawdę niezłe pieniądze.

RS

background image

8

-

Ekscelencjo...

-

Cóż takiego, Karl?

-

Sir, nie chciałbym niepokoić, ale Jej Wysokość księżniczka

zdaje się być nieobecna na terenie rezydencji.

-

Zgoda, spełnię twoje życzenie, Karl, i nie będę się

niepokoił. Jej Wysokość księżniczka jest dziś nadąsana, gdyż nie
wydałem pozwolenia na wieczorne wyjście do klubu w
towarzystwie koleżanek ze szkoły. Zapewne ukrywa się gdzieś w
nadziei, że wszystkim nam napędzi stracha. Im wcześniej więc
skończymy z tą paniką, tym prędzej się tu znowu pojawi.
Powróćmy zatem wszyscy do swoich zajęć. - Powiedziawszy to,
pochylił się nad papierami leżącymi na biurku. Coś jednak nie
pozwalało mu skoncentrować się na przerwanej pracy.
Siedemnastolatka nie powinna włóczyć się w towarzystwie
rówieśniczek po klubach ani planować zamążpójścia. Jednak z
drugiej strony, była za duża, by kazać jej iść wcześniej spać.
Dawno temu i on miał przecież siedemnaście lat, dobrze więc
rozumiał siostrzenicę. Jednak on nawet jako nastolatek zawsze
stosował się do poleceń ojca i nienagannie wypełniał swoje
obowiązki. Tego samego oczekiwał od Kateriny, nawet gdyby
musiał odesłać ją z Londynu do Montorino. Czas, by zaczęła się
zachowywać tak, jak na księżniczkę przystało. Chciał wprawdzie
zapewnić jej nieco wolności, ale nie takim kosztem.

Karl ponownie pojawił się w drzwiach, widząc jednak, że

książę jest wielce zamyślony, dyskretnie chrząknął.

- Wasza Wysokość pozwoli, przeszukaliśmy raz jeszcze

wszystko od piwnic aż po strych, ale księżniczka przepadła
niczym kamień w wodę.

-

To dlatego, że nie chce być znaleziona, Karl. Dom jest

rozległy, łatwo się tu ukryć. Wybacz, ale jestem zajęty. -
Wiedział, że siostrzenica nie była na tyle nierozsądna, by bez
pozwolenia opuścić rezydencję. - Nawet jeśliby postanowiła
wyjść, nie przemknęłaby się niezauważona przez straże, czyż
nie?

-

Tak jest, sir. - Lokaj skinął głową i wyszedł z pokoju.

RS

background image

9

Laura obudziła się z niespokojnego snu. Przed oczami miała

arogancką twarz księcia Aleksandra i te chłodne oczy
wyzywające ją na pojedynek. Naciągnęła kołdrę na głowę. Nie
miała zamiaru marnować życia na kogoś tak zarozumiałego i
nieprzyjemnego jak ten gość. W końcu wyskoczyła z łóżka,
wciągnęła dres i zrobiła kilka szybkich rundek wokół domu.
Dopiero potem zaparzyła sobie kawę i zjadła rogalik, który
kupiła w piekarni za rogiem. Siedząc przy stole, przeglądała
prasę pod kątem nowej pracy, ale nie znalazła dla siebie nic
interesującego. Sama nie rozumiała, dlaczego aż tak upierała się
przy tym dziennikarstwie, ale nawet sobie nie wyobrażała, by
mogła robić coś innego. Tak, Jay miała rację, nie było innego
wyjścia, musiała dać Trevorowi jakąś superhistorię. Inaczej była
spalona. Uruchomiła komputer. Może spróbuję coś zrobić z tą
budową, w końcu mogłaby wyniknąć z tego całkiem ciekawa
sprawa, pomyślała. Postanowiła ściągnąć informacje o tej firmie
z Internetu. Lecz cały czas wizerunek księcia z pierwszej strony
brukowca zakłócał jej wewnętrzną harmonię i miała problemy z
koncentracją. Nie mogła go wymazać z pamięci, a wszystko przez
ciotkę, która niemal siłą wcisnęła jej tę gazetę do torebki.
Zasnęła, ściskając ją w ręce, a rano zabrała ją ze sobą do
kuchni. Postanowiła raz jeszcze przyjrzeć się temu facetowi,
licząc na to, że w świetle dziennym wyda jej się nieco bardziej
przystępny. Im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej miała
chęć zmienić w nim tę jego arystokratyczną pretensjonalność.
Zapragnęła poddać go stresowi, którego sama stała się ofiarą.
Cóż ją więc jeszcze powstrzymywało? Randka z jakimś nie-
udolnym budowlańcem? I to miałaby być ta historia rzucająca
na kolana? Tak dla próby postanowiła dowiedzieć się czegoś
więcej o księstwie Montorino. Wpisała jego nazwę do
wyszukiwarki i po chwili ukazały się jej oczom wszelkie dane na
temat historii rodziny księcia. Może dawniej przeżywała sporo
perturbacji, ale obecnie była wzorem godnym naśladowania.
Sam książę, zgodnie z informacjami zawartymi w Internecie, był
niezwykle zapracowany i... nudny. Po cóż więc miała tropić jego

RS

background image

10

nudne życie? Zaraz, nudne? Monotonne? Jakoś nie była skłonna
w to uwierzyć. Krótkie spojrzenie w jego oczy, i była już pewna:
ta twarz nie należała do nudziarza. Szukała dalej i pod koniec
dnia zebrała imponującą kartotekę zdarzeń w Montorino,
kompletne drzewo genealogiczne rodziny Orsini, sięgające aż do
średniowiecza, i wystarczającą ilość zdjęć, aby sporządzić
pokaźny rodzinny album. Jedno z nich przedstawiało księcia
jako małego chłopca. Stał obok swego dziadka, który trzymał go
mocno za rękę. Obaj byli pochyleni nad grobem rodziców małego
księcia, którzy zginęli w katastrofie na statku, gdy książę miał
zaledwie sześć lat. W ten sposób stał się następcą tronu, jako że
kobiety w Montorino, a więc jego starsza siostra i ciotka, nie
zasiadały na tronie. Coś ścisnęło Laurę za serce. Było to jedyne
zdjęcie, które wywołało w niej tak silne emocje, bowiem cała
reszta fotografii i artykułów dotyczyła najróżniejszych oficjalnych
spotkań i wystąpień. Młody książę, który do tej pory nie porzucił
stanu kawalerskiego, całe życie poświęcił promowaniu swego
niezwykłego, jakby żywcem wyjętego ze średniowiecza,
państewka.

To nasunęło Laurze pewien pomysł. Nie tylko mury

Montorino były rodem ze średniowiecza, najwyraźniej także i
stosunki społeczne w tym państwie pochodziły z tamtego okresu.
No choćby fakt, że kobiety wciąż jeszcze były tam w tak
ewidentny sposób dyskryminowane, przywiódł jej na myśl, że
mogłaby narobić wokół tego sporo szumu, a przy okazji być
może wywalczyć dla tamtejszych kobiet jakieś korzyści i dać
upust swoim feministycznym zapędom. A wszystko dzięki temu,
że ten cały książę w najmniejszym stopniu nie wzbudzał w niej
sympatii ani współczucia. No może za wyjątkiem tego zdjęcia z
pogrzebu rodziców. Ale to było przecież dawno temu, a dziś jego
postawa wobec świata była zbyt jednoznaczna. Z przyjemnością
zafundowałaby mu zimny prysznic, który ostudziłby w nim nieco
jego książęcą butę i absolutną pewność siebie. Tak, z wielką
chęcią utarłaby temu facetowi nosa i rozkoszowałaby się tym
widokiem, jak odchodzi z podkulonym ogonkiem. Tylko jak

RS

background image

11

miała to zrobić, skoro nie leżało w jego zwyczaju udzielanie
wywiadów? Tym bardziej jej, nikomu nieznanej, szarej myszce.
Kiedyś można było go dorwać w znanych kasynach czy w
najbardziej ekskluzywnych nocnych klubach, gdzie zabawia się z
pięknymi kobietami i wdawał w burdy z dziennikarkami. Ale
wszystko to urwało się z dnia na dzień, kiedy jego dziadek dostał
zawału serca, a on stał się głową państwa. Od tego dnia żył jak
mnich, po prostu nienagannie, i dokopanie się do jakiejś choćby
drobnej afery graniczyło z cudem. Jedyną nadzieją był fakt, że i
on był tylko człowiekiem, a więc i on musiał popełniać od czasu
do czasu jakieś błędy, mieć jakieś oczekiwania, pragnienia i
nadzieje. Tak, to nie były oczy mnicha, tego była pewna, a w
Internecie znalazła praktycznie same ogólniki, żadnych
szczegółów dotyczących jego obecnego życia. Zadziwiające,
pomyślała, że osoba tak medialna potrafiła zachować tak dużą
dozę prywatności. Zirytowało ją, że po całym dniu spędzonym
przy komputerze, nie udało jej się odpowiedzieć na postawione
sobie pytania, a wprost przeciwnie, było ich jeszcze więcej. No
choćby, jakie miejsce zajmowała w jego życiu miłość lub
dlaczego, skoro dobro jego państwa tak bardzo leżało mu na
sercu, nie starał się zapewnić mu sukcesji. To były pytania, dla
których warto zaryzykować naprawdę wiele. Może znajdzie jakiś
sposób, by przełamać tę jego lodowatą fasadę i ukazać światu
prawdziwe oblicze księcia Aleksandra. Zrobiłaby wówczas
ogromną furorę w redakcji, a Trevor z całą pewnością
wybaczyłby jej wszystkie wcześniejsze błędy. Drwiące oczy, które
spoglądały na nią z tytułowej strony gazety, należały do
człowieka, który ukrywał się za swoją wyniosłością i butą, tego
była pewna. To musiała być maska i to właśnie ta maska była jej
ostatnią szansą, jej ratunkiem. Czuła, że książę z Montorino
będzie w stanie dostarczyć jej szokującego materiału i tym sa-
mym uratować ją przed zgubą.


Laurę ogarnęła niepewność. Stała i wpatrywała się

półprzytomnie w rozświetlone, strzeliste okna i nieruchomą straż

RS

background image

12

przy wejściu. Nie była jeszcze pewna, czy nie stchórzy, nie
ucieknie sprzed okazałej londyńskiej rezydencji księcia
Aleksandra. Całe jej ciało pokryła gęsia skórką. Swoją drogą, co
też on może robić wieczorami w swoim pałacu, gdy upora się już
ze wszystkimi problemami dnia? Dalej siedzi przy biurku i roz-
strzyga o ważnych sprawach swego państwa, czy może raczej
rozkłada się na kanapie z nogami na stole i z kolacją podaną na
srebrnej tacy? A może uwodzi jakąś piękną, młodą kobietę?
Może to ktoś bardzo znany? Och, gdyby udało się jej dotrzeć do
takiej sensacji, w ciągu jednej nocy zostałaby bohaterką
wszystkich mediów. Dobrze wiedziała, jak to funkcjonuje w tej
branży.

Przeszła na drugą stronę ulicy, by dokładniej zbadać

sytuację. W głowie miała gotową historyjkę o zabłąkanej kotce,
na wszelki wypadek, gdyby zatrzymał ją któryś ze strażników.
Gdy dotarła do bramy, od której wiodła dalej dość wąska,
brukowana uliczka, zawahała się. Dokładnie w tym właśnie
momencie tuż przed jej nogami wylądował jakiś niewielki
przedmiot. Laura zadrżała, miała wrażenie, że umrze na atak
serca. Spojrzała powoli w dół i dostrzegła w ciemności damską
torebkę. Zszokowana podniosła wzrok. Coś, jakby jakiś cień,
przesuwało się wzdłuż jasnej ściany średniowiecznych
zabudowań, powoli i ostrożnie zjeżdżając po rynnie. Może to
zawiedziona, rozgoryczona kochanka, przemknęło jej przez myśl,
albo jakiś złodziejaszek? Nie myśląc o własnym bezpieczeństwie,
szybko ruszyła brukowaną uliczką w dół, by zdążyć przyjrzeć się
owej postaci, nim zeskoczy na ziemię. Pod pachą mocno ściskała
swoją zdobycz. Po chwili z głuchym łoskotem znowu coś
uderzyło o bruk. Wyglądało to tak, jakby sfrunął na dół
gigantyczny nietoperz. Najchętniej zaczęłaby krzyczeć na całe
gardło, ale nie mogła wydobyć z siebie najcichszego choćby
dźwięku. Jeszcze kilka kroków, i miała swoją ofiarę jak na dłoni:
była to młoda, smukła dziewczyna, której twarz rozświetlały
teraz ogrodowe światła. Znała ją, ależ tak, to siostrzenica
księcia, była tego pewna, znajdowała się na niejednym zdjęciu w

RS

background image

13

Internecie. Katerina Victoria Elizabeth była najmłodszą córką
jego siostry. Gdy tylko dostrzegła zbliżającą się Laurę, zupełnie
nieskrępowana co najmniej nietypową sytuacją, zapytała:

-

Jak mniemam, jest pani psem podwórzowym Xandra?

Mam rację?

-

Xandra? - zdziwiła się Laura. - Ach, Jego Wysokości

Aleksandra!

-

Zapewne otrzyma pani od niego medal za szczególne

zasługi...

-

Słucham?

-

No tak, w ramach wdzięczności za moją złamaną nogę! -

Dziewczyna jęknęła głośno. - To w końcu jakaś gwarancja, że
więcej tego nie zrobię.

-

Złamałaś sobie nogę? - Laura była zakłopotana.

-

To przez ciebie, bo mnie przestraszyłaś.

-

Wielki Boże, wybacz mi, ale sądziłam, że to złodziej -

szepnęła Laura i przyklękła obok księżniczki, by obejrzeć nogę w
kostce. Okazało się to jednak niemożliwe, gdyż księżniczka miała
na sobie wysoko sznurowane buty.

-

Jesteś pewna, że jest złamana? Która to noga?

- A co to za różnica? Prawa, jeśli cię to interesuje, i jestem

pewna, że jest złamana.

Dziewczyna dźwignęła się do góry, ale w tym samym

momencie z krzykiem upadła na ziemię.

-

Nie możesz wstać?

-

Chyba widzisz, że nie mogę!

-

To może ci pomogę jakoś dojść do domu?

- Nie sądzisz, że dość już narozrabiałaś?! Lepiej sprowadź

służbę.

Super, historia mojego życia, pomyślała Laura rozgoryczona i

wyciągnęła komórkę.

- Zawołam karetkę.
- W żadnym razie! Idź do domu i powiedz Karlowi, żeby tu

przyszedł. Tylko Karlowi - dodała przez zaciśnięte zęby - nikomu
innemu.

RS

background image

14

Laura zdjęła żakiet i podała go dziewczynie.
-

Dobrze, ale niechętnie zostawiam cię tu samą.

-

Nic mi się nie stanie, tylko noga mnie boli.

-

Naprawdę jest mi bardzo przykro. Już idę.

Księżniczka chwyciła ją za rękę.

-

Pamiętaj, przyprowadź tu tylko Karla, nikogo więcej. On

zna mnie od dziecka i zrobi dla mnie wszystko. Namówię go, by
powiedział wujowi, że spadłam ze schodów. - W jej oczach
ukazało się jakieś nieme błaganie. - Nie wolno mi było wychodzić
z domu - jęknęła.

-

Oczywiście, nie ma sprawy. - Całe szczęście, pomyślała, że

nie muszę pochwalić się księciu, że za moją przyczyną jego
siostrzenica złamała sobie nogę w kostce. - Ale musisz mi
przyrzec, że i ty nikomu nie opowiesz, co tu zaszło. Jakoś nie
mam ochoty odpowiadać za napaść i pobicie.

-

Umowa stoi! - Księżniczka zaczęła się głośno śmiać, lecz po

chwili uśmiech na jej twarzy przerodził się w grymas bólu. -
Proszę cię, idź już po niego.

-

Dobra, zaraz wracam.

Laura ruszyła prędko w stronę głównego wejścia. Po chwili

olbrzymie, ciężkie drzwi uchyliły się i ukazał się w nich
kamerdyner.

-

Czym mogę pani służyć? - zapytał wyniośle i spojrzał na

nią z góry, zupełnie tak, jakby brał lekcje u swego pana.

-

Chciałabym rozmawiać z Karlem. - Co zrobi, gdy zapytają,

z którym Karlem? Mogła trochę bardziej wypytać tę małą. Trevor
miał rację, nie nadawała się na reporterkę, była za mało
przebiegła.

-

Kogo mam zaanonsować?

-

To nieistotne, proszę go tu przyprowadzić, sprawa jest

nagląca.

Kamerdyner zmierzył ją z góry na dół, dając jej wyraźnie

odczuć, że nie zamierza wpuścić jej do środka.

- Proszę mu powiedzieć, że przysyła mnie Katie.

RS

background image

15

Poskutkowało. Wprawdzie wyraz jego twarzy nie uległ

najmniejszej zmianie, ale otworzył szerzej drzwi i odsunął się na
bok.

- Proszę wejść - powiedział - wejść i zaczekać.
Odebrała to raczej jako rozkaz niż zaproszenie, ale było jej to

teraz obojętne. Najważniejsze, że znalazła się w środku - w
środku rezydencji Jego Wysokości. Podłoga była wykonana z
biało-czarnego marmuru, a ponad jej głową wisiał olbrzymi
żyrandol. Na górę prowadziły szerokie, kręte schody. Była jednak
zbyt zdenerwowana całą sytuacją, by rozkoszować się swoim
niewątpliwym sukcesem. Wystarczyło jej zaledwie dwanaście
godzin, by uknuć ten szalony plan i wprowadzić go w życie,
naruszając tym samym prywatność najbardziej skrytego z
członków rodziny Orsini. Na szczęście przypadek zrządził, że
miała potencjalnego sprzymierzeńca w tej niełatwej sytuacji.

Czekała może trzydzieści sekund, gdy znajdujące się za nią

drzwi otworzyły się. W głowie miała już obmyślone wyjaśnienie
dla tego całego zamieszania, tak więc była przygotowana na
konfrontację z którymś z szacownych domowników. Jej oczom
ukazał się jednak człowiek, którego wizerunek prześladował ją
przez ostatnią dobę. I choć ubrany był nie w odświętny strój, w
którym pokazywał się na oficjalnych wystąpieniach, lecz w luźny
kaszmirowy sweter i lniane, jasne spodnie, jego postać
emanowała pewnością siebie i poczuciem władzy. Jedno było
pewne - los jej nie oszczędzał. Dlaczego nie wybrała
najprostszego wyjścia i nie wezwała po prostu karetki
pogotowia?

- Gdzie więc podziewa się księżniczka Katerina?
Nigdy nie zapominali o swoich tytułach. Oczywiście nie

podniósł głosu, nie było to konieczne, gdyż doskonale zdawał
sobie sprawę, że jego ton wyraźnie określa, jak powinna
zachować się w tej sytuacji. W tym momencie stało się dla Laury
jasne, dlaczego księżniczka za wszelką cenę chciała zataić całą
sprawę przed wujem. Nie była jednak pewna, czy zdoła

RS

background image

16

dochować tajemnicy, mimo całej sympatii, jaką czuła dla tej
dziewczyny.

- Jest na zewnątrz, obawiam się, że złamała nogę w kostce. -

Nie potrafiła łgać, patrząc komuś prosto w oczy.

- Rozumiem.
To było wszystko, co powiedział. Ten człowiek był jak lód...

Po plecach przebiegł jej zimny dreszcz.

- Proszę mnie do niej zaprowadzić.
Kamerdyner pospiesznie otworzył drzwi i oboje wyszli na

zewnątrz.

- Została tam, po lewej stronie. - Laura wskazała ruchem

głowy kierunek, w którym należało się udać.

Długo rozglądała się wokół, nie chcąc wyjść na idiotkę, ale,

ku jej rozpaczy, na brukowanej ulicy nie było nikogo.
Księżniczka, wraz z ulubionym żakietem Laury, znikła bez śladu.



ROZDZIAŁ DRUGI


-

Jeszcze przed chwilą tu była - powiedziała zatroskana.

Czuła, że tak będzie, znowu wszystko sprzysięgło się przeciwko
niej. - O, tutaj ją zostawiłam. - Wskazała miejsce, w którym
jeszcze kilka minut temu siedziała Katie.

-

To stąd spadła? — zapytał książę, spoglądając na rynnę.

Najwyraźniej dobrze znał siostrzenicę.
- Wcale nie spadła, z tego co wiem... - umilkła. Doszła do

wniosku, że lepiej nie drążyć dłużej tego tematu. - Dałam jej mój
żakiet i prosiłam, by tu zaczekała.

- Ale jej tu nie ma - skwitował rzeczowo książę.
- No właśnie - westchnęła ciężko Laura. - Kto wie, może ją

porwali... To moja wina.

- Bardzo wątpię.

RS

background image

17

Jego Wysokość wydawał się niewzruszony. Nie przejął się

zbytnio ani zdenerwowaniem Laury, ani losem swojej
siostrzenicy.

- Nigdy nic nie wiadomo.. - Wobec takiego zagrożenia chyba

jednak musiała się przyznać. - Widziałam - zaczęła się tłumaczyć
- jak ktoś zsuwa się po rynnie wzdłuż ściany budynku.
Myślałam, że to złodziej. Zapewne wystraszyłam ją i wtedy
spadła i skręciła sobie kostkę. Już mówiłam, to moja wina. Nie
chciałam jej tu zostawić...

Książę uniósł wysoko brwi. Fakt, brzmiało to niewiarygodnie.
-

Ale nalegała? Nie chodzi mi o kwestię winy, lecz o pani

zadziwiający tok rozumowania.

-

Słucham? - Laura była zszokowana reakcją księcia. -

Wyznała mi, że opuściła dom bez pozwolenia. Rozumiem, jest
pan na nią zły, obawia się pan kłopotów. Jednak nie pora teraz
na roztrząsanie tej sprawy. Trzeba jak najszybciej odnaleźć
księżniczkę.

-

Proszę mi wybaczyć, pani...

-

Vandrell. - Laura prędko się przedstawiła. - Laura

Vandrell.

-

Aleksander Orsini - powiedział książę, wyciągając do niej

rękę.

Najwyraźniej nic go to nie obchodziło, że jego siostrzenicy

mogło przytrafić się jakieś nieszczęście.

-

Nie jesteśmy tu na jakimś koktajlu - wypaliła zde-

nerwowana, ignorując jego wyciągniętą dłoń - i dobrze wiem,
kim pan jest. Chodzi o to, że trzeba znaleźć pańską siostrzenicę.

-

A może zechce pani wejść ze mną do domu?

-

Do domu? Nie chcę teraz nigdzie wchodzić - odparła

oburzona. Boże, co ja wygaduję, zbeształa się w duchu. Czy to
sen, czy też naprawdę stoję z księciem Aleksandrem przed jego
rezydencją? Przecież chciałam za wszelką cenę dostać się do
środka, a teraz odrzucam lekką ręką niepowtarzalną okazję, by
tego dokonać.

-

Może należałoby zadzwonić na policję? - zasugerowała.

RS

background image

18

-

A może powinienem zacząć pohukiwać i nawoływać? -

spytał z kpiną.

-

Nie, nie, skąd, oczywiście, że nie - wycofała się. Ten jego

spokój, absolutne opanowanie nie były tylko na pokaz, on taki
był, teraz właśnie to zrozumiała. - Cóż, nie myślę teraz trzeźwo,
jestem zdenerwowana.

-

Widzę właśnie, pani Vandrell, pani jest w szoku, w szoku,

za który jest odpowiedzialna moja siostrzenica i za który
przeprosi panią w swoim czasie. Uważam, że nie powinna pani w
takim stanie opuszczać tego miejsca, dlatego nalegam, by pani
weszła ze mną do środka i odpoczęła chwilę.

Zachichotała jak znerwicowana nastolatka. Porwano

księżniczkę, a on przejmował się jej rozstrojem nerwowym. Ale w
porządku, proszę bardzo, właściwie dlaczego miałaby się dłużej
opierać? Sam książę zapraszał ją do swej rezydencji. Czyż nie
tego właśnie chciała?

- Bardzo dziękuję, rzeczywiście jestem bardzo roztrzęsiona.
Książę, już bez słowa, ujął ją pod ramię i poprowadził z

powrotem do głównego wejścia. Wyglądało na to, że nie zamierza
jej wypuścić, póki nie wyciągnie z niej wszelkich informacji
dotyczących roli, jaką odegrała w tym zajściu. Dzięki temu być
może zrobię prawdziwą furorę, pomyślała z niejaką dumą, jeśli
tylko uda mi się zdobyć pieniądze na kaucję.

Zatrzymali się na chwilę tuż przed wejściem, gdzie w świetle

eleganckich lampionów poczuła na sobie jego świdrujący wzrok.

- Pani obtarła sobie policzek.
Odruchowo sięgnęła dłonią do twarzy, lecz on ujął ją za

przegub ręki, nim zdążyła jej dotknąć.

- I dłoń także. Zaraz poproszę kogoś, by to obejrzał.
- To z pewnością tylko małe draśnięcie, nie ma się czym

przejmować.

Weszli do środka, po czym książę Aleksander zwrócił się

niezwłocznie do kamerdynera w nieznanym jej dialekcie. Nic nie
zrozumiała, zwłaszcza że myślami błądziła zupełnie gdzie indziej.
Po chwili ruszyli schodami na górę. Książę cały czas nie

RS

background image

19

wypuszczał jej z uścisku, a schody zdawały się nie mieć końca.
Otrząsnęła się dopiero wówczas, gdy otworzył przed nią kolejne
drzwi, które, sądząc po niekończących się regałach i książkami,
prowadziły do jego gabinetu. Nie było tu nawet śladu po
barokowych ozdobnikach. Komputer, duża kanapa, nowoczesne
biurko, a na nim mnóstwo dokumentów. No cóż, widać z tego, że
miał sporo roboty papierkowej. Nie wiedzieć czemu, poczuła
nagle do tego człowieka sympatię. Nic nie wskazywało, by
spędzał dnie rozciągnięty na sofie przed telewizorem, zresztą tu
nawet nie było telewizora.

- Napije się pani brandy?
Zbita z tropu, odwróciła się do księcia.
-

Naprawdę nie martwi się pan o swoją siostrzenicę? -

Starała się być miła, bo i tak już nieźle narozrabiała.

-

Nie, a to dlatego, że wiem, gdzie jest. Proszę usiąść.

-

Wie pan?

-

Chyba tak. Wybierała się ze znajomymi do pewnego klubu,

a ja nie zezwoliłem jej na to, jako że nie jest jeszcze pełnoletnia,
a co za tym idzie dostatecznie dojrzała. Już po nią posłałem.

-

Przecież miała złamaną nogę, jak mogłaby pójść do klubu?

-

A czy jest pani tego absolutnie pewna? - zapytał i wręczył

jej lśniący kryształowy kieliszek. Musnął przy tym jej dłoń
swoimi smukłymi palcami. Na jednym z nich lśnił ciężki, złoty
sygnet z herbem.

-

Miała buty powyżej kostki, więc trudno mi powiedzieć, ale

bardzo narzekała na ból. - Czyżby po raz kolejny pozwoliła
wystrychnąć się na dudka, i to jakiejś smarkuli? - Myśli pan, że
udawała?

-

Tak sądzę, to w każdym razie bardziej prawdopodobne niż

porwanie.

Laura upiła łyk brandy i oparła się o sofę.
-

Jest pan pewien?

-

Zdobyłem już w tym względzie pewne doświadczenie.

-

Ach tak, rozumiem - pokiwała głową.

-

Bardzo mi przykro, wyglądała pani na niezwykle przejętą.

RS

background image

20

-

To bez znaczenia, najważniejsze, że nic jej się nie stało.

Pewnie zrobi jej się strasznie głupio, gdy zjawią się po nią straże.

-

Kto powiedział, że od razu straże? Zapewniam panią, nikt

nie będzie jej stamtąd wywlekał siłą. -Uśmiechnął się
szarmancko, co dodało mu wiele uroku. - Pewnie ma mnie pani
za potwora, ale i ja byłem kiedyś młody, pani Vandrell.

-

Może będzie jej zatem wolno zostać tam jakiś czas, na

przykład w towarzystwie przyzwoitki? - wstawiła się za
księżniczką.

-

Sądzę, że będzie wolała wrócić do domu. -Uśmiech znikł z

jego twarzy. Podniósł słuchawkę telefonu i powiedział coś, czego
znowu nie zrozumiała.

- Ale - ciągnął dalej, jakby nic nie przerwało im rozmowy -

proszę mnie oświecić, co by pani uczyniła w podobnej sytuacji?

Zrobiło jej się sucho w ustach. Miała go pouczać, jak

powinien wychowywać swoją siostrzenicę? Jakoś nie była
przekonana, że doprowadzi ją to do upragnionego celu.

- Słucham panią.
Proszę, skoro koniecznie chce, mogę mu powiedzieć, co o tym

sądzę.

-

Młodzi ludzie muszą iść własną drogą, zdobywać własne

doświadczenie i popełniać błędy, na których będą się uczyć. W
przeciwnym razie wyrosną na życiowe kaleki, na bezradnych i
zagubionych ludzi.

-

Pani mówi z własnego doświadczenia? - Jego twarz była

nieporuszona, żadnego uśmiechu, najmniejszego drgnięcia czy
mrugnięcia powieką.

-

Jestem jeszcze młoda... duchem - dodała pospiesznie, by

nie pomyślał, że jest jakąś smarkulą - i pamiętam, jak to było... -
Na rodziców nie mogła narzekać, nie byli zbyt surowi, ale za to
nienawidziła szkoły. Czuła się tam kompletnie niezrozumiana.

-

Wolałbym jednak, by księżniczka nie popełniała takich

błędów, gdy jest pod moim nadzorem. Zawsze może przecież
wrócić do Montorino i tam dokończyć edukację.

-

Jeden błąd i już jest skreślona? - rzuciła zbyt ostro.

RS

background image

21

Widziała, jak książę zaciska usta, powinna więc mieć się na

baczności.

-

Może i jestem surowy - przyznał, uznając, że pani Vandrell

nie może zdawać sobie sprawy z reguł panujących w rodzinie
królewskiej - ale dostarczyliśmy prasie już dość skandali. Nie
chciałbym ujrzeć w jakimś brukowcu zdjęcia księżniczki
zachowującej się w nieodpowiedni sposób. Tu w Londynie
dziennikarze tylko czyhają na takie historie.

-

Ale przecież nie każdy zna twarz księżniczki...

-

Pani ją jednak poznała...

-

Tylko dlatego, że wymykała się z rezydencji. Gdybym

spotkała ją na ulicy, z pewnością nie rozpoznałabym jej,
zwłaszcza w tej zwariowanej fryzurze i w zwykłych dżinsach.

-

No cóż - westchnął książę - siedemnaście lat to

niebezpieczny wiek. Musi nauczyć się, że nie należy lekceważyć
moich zakazów. Dlatego też wróci dziś niezwłocznie do domu.
Okaże w ten sposób szacunek zarówno dla siebie, jak i dla mnie.
A gdy uznam, że to konieczne, odeślę ją do Montorino, choć tu
ma lepsze warunki do edukacji.

-

Co ją w tym wieku może obchodzić szacunek? Nie rozumie

pan, że jest młoda i chce się bawić, jak jej rówieśnicy... sir?
Pewnie najchętniej zwiałaby z jakimś przystojniakiem... - Znowu
się zagalopowała i to nie na żarty. Miała ochotę wymierzyć sobie
policzek. Wzrok księcia nie pozostawiał zresztą żadnych złudzeń,
rozjuszyła go do granic możliwości. Na wszelki wypadek umilkła.

Sytuację uratowało nagłe pukanie do drzwi. Ukazała się w

nich młoda kobieta z zestawem pierwszej pomocy. Była bardzo
stremowana. Dygnęła nerwowo, a następnie skierowała się do
Laury. Pierwsza próba otwarcia walizeczki nie powiodła się i
dziewczynie zaczęły trząść się ręce. Mocniej szarpnęła za wieczko
i ku jej przerażeniu cała zawartość walizki rozsypała się po
podłodze. Dziewczyna spojrzała nieprzytomnie na Laurę, a
następnie bez słowa wybiegła na korytarz.

-

Nie pojmuję, dlaczego te dziewczęta zachowują się, jakbym

miał je pożreć - wycedził książę przez zęby.

RS

background image

22

-

No właśnie, też nie mam zielonego pojęcia - pozwoliła sobie

na jeszcze jedną uszczypliwość. Potem schyliła się, by pozbierać
porozrzucane po pokoju przedmioty. - Może i ją należałoby
odesłać do Montorino wraz z księżniczką Kateriną.

- Już wystarczy, bardzo proszę...
Uniósł dłonie, ale o dziwo wyglądało to bardziej jak

przeprosiny niż gest wywołany rozdrażnieniem. Teraz była już
niemal pewna, że za tą szorstką powłoką skrywał się zupełnie
inny człowiek. I znowu wezbrało w niej to niebezpieczne
współczucie, które tak wiele razy pokrzyżowało jej życiowe plany.
Postanowiła stłumić je w zarodku.

-

Na pewno jej to przejdzie z wiekiem - próbowała

zbagatelizować sytuację.

-

Z pewnością, ale póki co, to nie takie proste. - Schylił się,

by pomóc jej pozbierać rzeczy z podłogi.

-

Być jej stróżem? - Wstrzymała oddech, gdyż w tym

momencie ich ramiona się zetknęły.

-

Być młodym... a przy tym wiecznie na świeczniku, gdy

każdy najdrobniejszy błąd powoduje burzę w mediach.

-

Proszę mi to dać, sir - powiedziała, widząc, że książę

trzyma w ręku kilka przedmiotów i nie bardzo wie, co z nimi
zrobić.

Spojrzał na nią, na jej pełne troski srebrnoniebieskie oczy i

poczuł jakieś dziwne zakłopotanie. Nie potrzebował tego
współczucia, nie czuł się ani bezbronny, ani bezsilny i aby to
zademonstrować, postanowił osobiście opatrzyć zadrapania na
jej twarzy i dłoniach.

- Proszę usiąść i podać mi rękę - polecił, sadowiąc się obok

niej.

Bez słowa wykonała jego polecenie i wyciągnęła w jego

kierunku swoją smukłą, jasną dłoń, która pozbawiona była
wszelkich ozdób, wyjąwszy lakier do paznokci.

Książę starannie przetarł zranienie środkiem dezyn-

fekującym, lecz nie wypuścił jej dłoni z uścisku, wręcz

RS

background image

23

przeciwnie, jeszcze mocniej ją do siebie przyciągnął i spojrzał na
nią tym swoim badawczym, poważnym wzrokiem.

- Pani Vandrell, czy pani specjalnością jest zmaganie się z

autokratami?

-

Nie, w zupełności nie, po raz pierwszy jestem w takiej

sytuacji. Może po prostu nie przestałam myśleć - nie dawała za
wygraną.

-

To dobrze, ale proszę mi obiecać, że gdy raz jeszcze będzie

pani świadkiem jakiegoś domniemanego przestępstwa, zadzwoni
pani po policję i czym prędzej się oddali.

-

Wówczas nie wiedziałby pan, że pańska siostrzenica

uciekła z domu, sir.

-

Mimo to proszę, by pani wzięła sobie moje słowa do serca,

przestępcy bywają bowiem niebezpieczni.

-

Postaram się, obiecuję, ale tylko wtedy, gdy przestanie pan

zwracać się do mnie per „pani Vandrell”. Zdecydowanie wolę, gdy
znajomi mówią do mnie Laura.

On jednak wolał zwracać się do niej po nazwisku, to

pozwalało mu zachować bezpieczny dystans. Niewielu ludziom z
zewnątrz udało się tak po prostu wejść do jego rezydencji, a
tylko nieliczni widzieli jego gabinet. Wyglądało na to, że również
Laura jest nieco zaskoczona takim rozwojem sytuacji.

Wziął do ręki kolejny wacik, ujął ją miękko za podbródek i

zwrócił jej twarz ku światłu. Miała wyjątkowo jasną i delikatną
karnację, dar chłodnego, północnego klimatu. Gdy odgarnęła do
tyłu jasne włosy, jego oczom ukazała się jej smukła, łabędzia
szyja. Zaczął sobie wyobrażać, jak wyglądałaby w perłowym
naszyjniku, który niegdyś należał do jego matki. To przywołało
go do porządku, nie chciał, by dostrzegła jego zmieszanie.

- Na szczęście to nic poważnego - powiedział i przetarł jej

policzek wilgotnym wacikiem. - Czy pani także była
nieodpowiedzialną nastolatką? - zapytał nagle.

Laura roześmiała się.
-

Lepiej będzie, jeśli nie zdradzę zbyt wiele. Niech wystarczy

tyle, że trzymam stronę księżniczki.

RS

background image

24

-

A więc tak, i pani również wyślizgiwała się po kryjomu z

domu wbrew zakazom rodziców.

Uśmiech znikł z jej twarzy.
- Moi rodzice zmarli, kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem.
Zapadła cisza.
- Wybacz, Lauro, nie mogłem wiedzieć.
A więc udało jej się go poruszyć, wyrwać z tej wyuczonej

grzeczności, która stała się z biegiem lat drugą skórą. Zbliżyła
ich niespodziewanie więź, jaka łączyła zwykle ludzi podobnie
doświadczonych przez los.

Chciał przez moment powiedzieć, jak dobrze ją rozumie, że

sam przeżył podobny koszmar, lecz uprzedziła go.

- To było naprawdę bardzo dawno temu, praktycznie nawet

ich nie pamiętam.

Jakże dobrze znał ten mechanizm obronny.
- Ale wracając do pańskiego pytania, sir, tak, owszem,

bywałam nieodpowiedzialna, choć nie wymykałam się z domu po
rynnie. Pewnie tylko dlatego, że mam lęk wysokości. Chcę pana
prosić, by dał pan swojej siostrzenicy odrobinę swobody. Nawet
księżniczki potrzebują czasem chwili wytchnienia, tym bardziej
te młode. No na przykład, czy jechała kiedyś autobusem albo
metrem? A czy pan jechał kiedyś autobusem?

-

Nie było takiej potrzeby - odparł zdziwiony.

-

Rozumiem, szofer jest do pana dyspozycji przez całą dobę.

-

To jego praca. Ja też jestem zwykle zajęty przez

dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez siedem dni w
tygodniu.

-

Nigdy nie wyjeżdża pan na urlop?

-

Okazjonalnie uciekam, ale nigdy nie wyłączam pagera.

-

Zatem panu współczuję...

-

Nie sądzę, by był do tego powód.

-

Przecież pan tu żyje w całkowitym oderwaniu od

normalnego życia! Być może warto poznać choć trochę tę
rzeczywistość, która nas otacza. Tego właśnie pragnie Katerina i
szczerze mówiąc, doskonale ją rozumiem. Jeśli pan nie da jej

RS

background image

25

swobody, sama ją sobie weźmie. To wzmacnia poczucie pewności
siebie i bezpieczeństwa.

-

Sądzę, że najbezpieczniejsza będzie w Montorino -

powiedział, wstając. Nadszedł czas, by położyć kres tej niemądrej
dyskusji, pouczeniom tej młodej, niezbyt rozważnej kobiety,
która nie miała najmniejszego pojęcia o obowiązkach
spoczywających

na

rodzinie

królewskiej.

Wykazał

już

dostatecznie dużo cierpliwości. Zaskoczony zauważył, że wciąż
trzyma w ręku wacik, i prędko odłożył go na pobliski stolik. -
Dziękuję, że poświęciła mi pani swój cenny czas i zechciała
podzielić się ze mną swoją interesującą opinią. Nie chciałbym
dłużej pani zatrzymywać, pani Vandrell. - Po chwili dodał: -
Mimo pani entuzjastycznego podejścia do państwowych środków
komunikacji będę nalegał, by pozwoliła pani mojemu szoferowi
odwieźć się do domu.

W pierwszej chwili miała ochotę powiedzieć mu, żeby się

wypchał, ale na szczęście nie zrobiła tego.

- Dziękuję, Wasza Wysokość - powiedziała, wstając - to nie

jest konieczne, mam zapewniony transport.

-

Tak naprawdę zamierzała udać się na najbliższy przy-

stanek autobusowy, ale książę nie musiał o tym wiedzieć.
Jeszcze tego brakuje, żeby ustalił, gdzie mieszka.

-

Czy zechciałby pan powiadomić mnie, gdy księżniczka

Katerina bezpiecznie dotrze do domu? - zapytała, stojąc już przy
drzwiach. - Pora nie gra roli, i tak wcześniej nie zasnę.

-

Oczywiście.

-

W takim razie zostawię mój numer telefonu ka-

merdynerowi.

-

Poproszę, by odprowadził panią do samochodu.

-

Nie ma takiej potrzeby, nie jestem księżniczką, Wasza

Wysokość, proszę o tym nie zapominać.



RS

background image

26

ROZDZIAŁ TRZECI



Laura siedziała wpatrzona w monitor swego komputera.

Postanowiła napisać krótki e-mail do Trevora z zapytaniem, czy
byłby zainteresowany małym urywkiem z pamiętnika pewnej
rozkapryszonej księżniczki, która do tej pory nie trafiła na łamy
prasy. Na razie nie chciała napomykać o jakże nieprzystępnym i
niecieszącym się zbytnią sympatią księciu, wierząc, że jej szef i
tak da się złapać na ten ponętny haczyk, którym miała być
Katerina. Starała się nie słuchać głosu sumienia, który
przypominał jej, że książę Aleksander bardzo nie życzył sobie,
aby fotografia jego siostrzenicy pojawiła się w prasie. Nie
zamierzała zresztą umieszczać jej zdjęcia, a jedynie opisać
zaistniałą sytuację. Dziewczyna i tak już była spalona, bo
przecież książę postanowił odesłać ją do Montorino. Tak więc
nigdy

nie

dojdzie

do

nieprzyjemnej

konfrontacji

z

dziennikarzami, którzy, jak zwykle żądni sensacji, zapewne będą
odtąd niestrudzenie warować przed rezydencją księcia. W
pewnym sensie książę był przecież jej dłużnikiem. Teraz czekała
już tylko na telefon od Jego Wysokości, by móc wreszcie kliknąć
myszką na „wyślij” i położyć się spać. Czuła się naprawdę bardzo
zmęczona, a wczesnym rankiem spodziewała się telefonu od
szefa.


Strażnik, któremu Jego Wysokość nakazał odszukać

Katerinę, właśnie zdał mu relację z sytuacji. Księżniczka,
zgodnie z jego przewidywaniami, przebywała w klubie w
towarzystwie przyjaciół. Książę polecił mu mieć ją na oku,
jednak nie nakazał odprowadzić niezwłocznie Kateriny do domu.
Zabronił też interweniować w sytuacji, gdyby z przyjaciółmi
spokojnie, bez żadnych incydentów opuściła klub. Nie
przekonały go słowa pani Vandrell, ale zrozumiał, że księżniczka
nie jest już małym dzieckiem, a poza tym nie chciał wywoływać
skandalu. Potem powrócił do swojej pracy. Nie bardzo jednak

RS

background image

27

mógł się skoncentrować, gdyż cały czas jego myśli zaprzątała
kobieta, z którą zetknął go dzisiaj los; wciąż przed oczami miał
jej srebrzyste spojrzenie i uśmiechniętą twarz.

Z rozmyślań ocknął się dopiero wówczas, gdy usłyszał

pukanie do drzwi. Do środka weszła Katie.

-

Tak mi strasznie przykro - zawołała od drzwi i rzuciła mu

się na szyję.

-

To nieprawda, Katerino - odparł surowo. - Nie jest ci ani

trochę przykro.

-

Och, Boże - westchnęła ciężko i opadła na sofę. Nogi

położyła na stole. - Świetnie, więc kiedy masz zamiar odesłać
mnie do domu?

-

Najszybciej, jak to możliwe, ale przedtem zadzwonisz

jeszcze do pani Vandrell, która była bardzo przejęta twoim
zniknięciem, i przeprosisz ją za swoje zachowanie.

-

Do jakiej pani Vandrell?

-

Tej młodej kobiety, która uwierzyła, że złamałaś nogę.

-

To ona mnie przestraszyła! - powiedziała Katie z

oburzeniem. - Zapewne sam już ją przeprosiłeś, to w zupełności
wystarczy.

-

Owszem, podziękowałem jej za pomoc i poczęstowałem ją

brandy, lecz nie zwalnia cię to z obowiązku przeprosin.

-

Ale nie zamierzasz tak naprawdę odesłać mnie do domu?

-

Dobranoc, moja droga.

-

Rozumiem, mam się trochę pomartwić - skwitowała słowa

księcia i zrobiła nadąsaną minę, ale nie wyglądała na zbytnio
zatroskaną. - Dobranoc, Wasza Wysokość - powiedziała cicho i
grzecznie dygnęła.

Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, podniósł słuchawkę.

Laura, w oczekiwaniu na telefon z rezydencji, kartkowała

jakieś czasopismo, gdy nagle zobaczyła, gdzieś w środku,
fotografię księcia Aleksandra. Miał naprawdę niezwykłe,
czarodziejskie oczy, ale jednocześnie nieskończenie chłodne.
Przypomniała sobie, że jedynie na moment, gdy przecierał jej

RS

background image

28

zadrapania, pojawił się w nich ciepły blask. W tamtej chwili
miała nieodparte wrażenie, że za tą nieprzeniknioną maską kryje
się prawdziwy człowiek. Cóż, nie powinna myśleć o nim ze
zbytnią sympatią, i bez tego jej kariera wisiała już na włosku.
Zniecierpliwiona spojrzała na telefon.

- No dzwoń już, dzwoń wreszcie! - zawołała.
W tym samym momencie rozległ się dźwięk dzwonka.

Przestraszona Laura aż podskoczyła. Podniosła słuchawkę i ze
zdziwieniem zauważyła, że bardzo drżą jej ręce. Szybko więc
wzięła głęboki oddech.

- Laura Vandrell.
- Jego Wysokość książę Aleksander prosił, bym poinformował

panią, że księżniczka powróciła do rezydencji w najlepszym
zdrowiu.

A więc kazał zadzwonić do niej lokajowi! Laura westchnęła

ciężko. A czego się właściwie spodziewała? Naiwnością byłoby
sądzić, że książę osobiście raczyłby ją poinformować o stanie
siostrzenicy...

- Proszę podziękować Jego Wysokości, dobranoc - wycedziła

przez zaciśnięte zęby.

Podeszła do komputera i już bez najmniejszych skrupułów

kliknęła myszą na „wyślij”.


Aleksander

siedział

głęboko

zamyślony

nad

stertą

dokumentów, które miał przejrzeć jeszcze dziś, nim położy się
spać, ale w żaden sposób nie mógł się skoncentrować na pracy.
Teraz żałował, że nie zadzwonił do pani Vandrell osobiście. Choć
z drugiej strony, jeśli miał na to tak wielką ochotę, to lepiej, że
się powstrzymał. Jednak było w niej coś takiego... Może
bezpośredniość, a może zadziwiająca szczerość, w każdym razie
ta kobieta bardzo go zaintrygowała. Nie bała się głośno i
wyraźnie wypowiadać swych poglądów. Miał powyżej uszu
otaczających go pochlebców, którzy mówili wyłącznie to, co
według nich chciał usłyszeć. Zdał sobie sprawę, że to wieczne
potakiwanie jego podwładnych bezgranicznie go zmęczyło i

RS

background image

29

znudziło. Zaczął się też zastanawiać, dlaczego tym młodym
dziewczętom, gdy tylko na nie spojrzał, wszystko leciało z rąk.
Nie miały przecież powodu być aż tak zalęknione. Laura się go
nie bała, a co więcej nie próbowała wywrzeć na nim
najmniejszego wrażenia i gdyby tylko na to zezwolił, bez ogródek
zapewne zarzuciłaby mu celowe zastraszanie personelu.
Właściwie prawie to zrobiła i gdyby jej nie powstrzymał, z
pewnością nie omieszkałaby powiedzieć mu kilku przykrych
słów. Naturalnie odebrała zupełnie inne wychowanie, a jej życie
nie zostało zdeterminowane w chwili narodzin, miała wybór. Nie
rozumiała do końca wszystkich ograniczeń, którym podlegała
książęca rodzina, jednak jej wypowiedzi miały sens i warto było
ich wysłuchać. Jak choćby w sprawie księżniczki... Tak, miała
sporo racji w kwestii młodych ludzi. Młodzi potrzebują swobody,
powinni uczyć się na własnych błędach. Jednak Katerina
przyjechała do Londynu w celu dalszej edukacji, a nie po to, by
włóczyć się po nocnych klubach. Nie chciał, by padła łupem
brukowców, które tylko czyhały na jakiś fałszywy krok członków
książęcej rodziny. Marzył, by wyrosła na rozważną i dojrzałą
kobietę. Były to ambitne oczekiwania, dlatego na razie
postanowił strzec siostrzenicy przed bezwzględnymi i żądnymi
sensacji dziennikarzami. Potem jej życie stanie się pasmem
obowiązków. Nie będzie mowy o chwili wytchnienia, jako że
członkowie rodziny królewskiej nie mają życia osobistego. Tak,
słowa Laury dały mu do myślenia, tchnęły świeżością. No, dość
tego, pomyślał wreszcie, poświęciłem tej sprawie już dostatecznie
dużo czasu. Wziął do ręki plik dokumentów, które czekały
spokojnie na swoją kolej. Jutro zmusi Katie, by zadzwoniła do
Laury i przeprosiła za swoje zachowanie. Trzeba by przesłać pani
Vandrell jakiś odpowiedni upominek, może coś z biżuterii, za-
myślił się. Najlepiej broszkę. Tak, broszka to doskonały pomysł.
Znowu spojrzał na dokument, który trzymał w ręku, i przeczytał
na głos nagłówek: „Kontyngent mleka”, próbując przywołać się
tym samym do porządku. Był tu po to, by promować swój kraj,
głównie w zakresie turystyki. Bywał na wielkich przyjęciach,

RS

background image

30

pielęgnował kontakty z ważnymi osobistościami, podpisywał
umowy handlowe, a także wspierał organizacje charytatywne.
Obiecał także mieć oko na swoją siostrzenicę, która przyjechała
tu na trzy miesiące w ramach wymiany studenckiej. Była w
Londynie zaledwie tydzień, a już miała mnóstwo znajomych i
związanych z nimi planów. Tylko trzeźwość umysłu pani
Vandrell uratowała ich przed skandalem. Położył dokumenty na
biurku i sięgnął po kieliszek z brandy. Spojrzał na ten, który
trzymała w ręku Laura. Niewiele ubyło z niego trunku, zaledwie
łyk, może dwa.

Nie, broszka raczej nie, zdecydował, udając się już na

spoczynek, młode kobiety nie noszą broszek.


- Halo! Co się dzieje, dlaczego nie odbierasz? -usłyszała

Laura w słuchawce, gdy udało jej się wreszcie po omacku
namacać telefon i przytknąć słuchawkę do ucha. Drugą ręką
pstryknęła lampkę nocną i zerknęła na budzik. Cholera,
pomyślała, zapomniałam go włączyć. I do tego te dziwne sny...
Płomienne, ciemne oczy, które przyglądały jej się uważnie przez
całą noc.

- Obudziłem cię? - zapytał Trevor.
Roześmiała się, by zagłuszyć ziewnięcie.
-

Ależ skąd, nie spałam już, gdy ptaki zaczęły świergotać -

zapewniła, chcąc zabrzmieć przekonująco, co było zresztą
zgodne z prawdą, bo zasnęła, kiedy zrobiło się jasno.

-

Dostałem twój e-mail. Świetny pomysł. No mów, co tam

masz w zanadrzu.

-

Widzę, że nie marnujesz czasu, Trevor, ale nie jestem aż

tak głupia. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.

-

Pewnie chodzi o rezolutną księżniczkę Katerinę z

Montorino.

Ta uwaga obudziła ją na dobre. Usiadła na łóżku i zapytała:
- Skąd wiesz?

RS

background image

31

- Bo uprzedziła cię konkurencja. Na pierwszej stronie

„Kuriera” jest zdjęcie, jak całuje się z jakimś chłopakiem w
nocnym klubie.

No świetnie, znowu nici z jej wspaniałych planów.

Najwyraźniej nie było jej pisane zostać dziennikarką.

- Cholera... - zaklęła pod nosem.
-

Jeśli to wszystko, co masz mi do powiedzenia, to wracam

do roboty.

-

Chwileczkę, zaczekaj, skoro już dzwonisz... - pozbierała się

w mgnieniu oka. - To zdjęcie mogą wrzucić do kosza, to nic w
porównaniu z tym, co ja mam.

- To może zechcesz się tym ze mną podzielić?
Nie dała się zwieść, dobrze wiedziała, że historyjki o rodzinie

królewskiej były niczym kopalnia złota.

- No cóż, spędziłam wczoraj w nocy jakiś czas w świętym

przybytku księcia i miałam okazję z nim porozmawiać.

Zapadła cisza w słuchawce.
-

Jesteś tam jeszcze? - zapytała niewinnie. - A może cię ten

temat nie interesuje?

-

Masz jakieś zdjęcia?

-

Zdjęcia? Chyba nie jesteś na tyle naiwny, by sądzić, że

książę postanowił pozować mi do zdjęć? Nasze spotkanie było
niby całkiem przypadkowe.

-

Kiedy dasz mi jakiś materiał? - naciskał.

W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi, który

uratował ją z opresji.

-

Przepraszam cię, ktoś dzwoni do drzwi, odezwę się później.

-

Nie rób sobie kłopotu, jak będziesz miała zdjęcia, daj znać

- rzucił na zakończenie i odłożył słuchawkę.

Laura, nie zwlekając dłużej, włożyła szlafrok i podeszła do

drzwi. Poprawiła włosy i poszła otworzyć. Była przekonana, że to
student z góry, wiecznie bez pieniędzy, znowu wpadł do niej na
kawę. Ku swemu całkowitemu zaskoczeniu przed drzwiami nie
ujrzała studenta, a Jej Wysokość księżniczkę Katerinę. W
niczym jednak nie przypominała tej, którą Laura miała przyje-

RS

background image

32

mność poznać wczorajszego wieczoru. Znikł gdzieś mocny
makijaż, a włosy, które wyglądały wczoraj jak nastroszone
gniazdo gawrona, dziś były gładko uczesane i związane kokardą.
Także strój był całkiem odmienny: sukienka w kwiaty, z długim
rękawem i, zamiast ciężkich glanów, lekkie pantofelki na niskim
obcasie.

W dłoniach, które chroniły białe, koronkowe rękawiczki,

trzymała piękny bukiet kremowych róż. A więc stać ją było na
to, w przeciwieństwie do księcia, by przeprosić osobiście.

-

Ślicznie wyglądasz... Wasza Wysokość - poprawiła się

natychmiast. Gdyby jej przyszłość od momentu urodzin aż po
grób nie była tak skrupulatnie zaplanowana, mogłaby z
powodzeniem zrobić karierę jako aktorka, pomyślała Laura. Już
wczoraj w nocy dała niezły popis swego talentu i wyprowadziła
wszystkich w pole. - Bardzo w stylu Audrey Hepburn - dodała po
chwili z aprobatą w głosie. - Może tylko z tymi rękawiczkami
nieco przesadziłaś, dziś już nikt takich nie nosi. Jednak, muszę
przyznać, jestem pod wrażeniem.

-

Miło mi. - Na twarzy Katie pojawił się uroczy uśmiech,

najwyraźniej reakcja Laury sprawiła jej przyjemność. -
Aleksander polecił mi, bym ubrała się odpowiednio...

-

I wykonałaś to polecenie na piątkę z plusem. Pamiętasz,

był taki film „Rzymskie wakacje”, wyglądasz jak żywcem wyjęta z
kadru.

-

No cóż, wybacz, ale nie dygnę.

-

Nie ma takiej potrzeby. A może wejdziesz do środka? -

zaproponowała Laura, gdyż cały czas stały w otwartych na
oścież drzwiach.

Księżniczka weszła do przedpokoju i poczekała, aż Laura

zamknie za nią drzwi. Wtedy uniosła głowę, nabrała powietrza i
powiedziała:

- Pani Vandrell, jestem pani winna przeprosiny, gdyż

wczorajszej nocy dopuściłam się wobec pani haniebnej sztuczki.
- Mówiąc to, wyciągnęła przed siebie piękny bukiet kremowych
róż. - Mam nadzieję, że zechce mi pani wybaczyć.

RS

background image

33

- Ależ nie mam ci nic do wybaczenia, a poza tym dzięki temu

zajściu poznałam twego wuja. A zatem jesteśmy kwita, ale
błagam, nie zwracaj się do mnie „pani Vandrell”, będę ci za to
wdzięczna do grobowej deski. - Wzięła kwiaty i spojrzała na nie z
czułością. - Są przepiękne i ładnie pachną - szepnęła, wtulając
twarz w bukiet. - Właśnie miałam zrobić kawę, może napijesz się
ze mną?

W oczach księżniczki widoczne było zaskoczenie.
-

Naprawdę ci nie przeszkadzam?

-

Ani trochę, Wasza Wysokość! - roześmiała się Laura, choć

dobrze wiedziała, że gdyby na miejscu Katie stał książę, nie
byłaby taka skora do żartów. Może nawet była trochę
rozczarowana, ale nie dała tego po sobie poznać. Potrzebowała
historii, która powstrzymałaby Trevora od wylania jej z roboty.
No choćby o tym, jak książę odsyła siostrzenicę do matki do
Montorino po wypadzie ze znajomymi do nocnego klubu. Już wy-
obrażała sobie, jaki można by dać tytuł temu artykułowi:
„Pompatyczny wuj Aleksander - śmiercionośny pocisk godzący w
młodzieńczą radość życia”. Zdjęcie nie byłoby złe, ale nie chciała
pogrywać zbyt natrętnie. Po chwili dopadły ją lekkie wyrzuty
sumienia, w końcu książę okazał jej dużo cierpliwości... No cóż,
jednak kazał zadzwonić do niej lokajowi, a to był wystarczający
powód, by czuła się dotknięta. - To chodźmy do kuchni,
nastawię kawę i poszukam wazonu na kwiaty. Och, przepraszam
cię, wciąż zapominam, że powinnam zwracać się do ciebie Wasza
Wysokość.

-

I całe szczęście, nie znoszę tego, czuję się wtedy, jakbym

miała co najmniej sto lat! Moi przyjaciele zwracają się do mnie
po imieniu.

-

Jasne, Katie, jeśli tak wolisz... - Nie mogła zmarnować tej

szansy, nie tym razem. Księżniczka i tak już trafiła na łamy
gazet, Laura więc nie mogła jej już w niczym zaszkodzić.
Zwłaszcza że artykuł nie miał być ani szyderczy, ani napastliwy.
- Usiądź - powiedziała do Kateriny - nie jesteśmy tu na żadnej

RS

background image

34

oficjalnej ceremonii. I co, dał ci wczoraj popalić? - zapytała po
chwili.

-

Aleksander? - Katie zaśmiała się. - On tylko wygląda tak

surowo, no, czasem trochę powarczy, ale w sumie jest bardzo
dobroduszny.

-

No coś ty, nie żartuj, wczoraj się odgrażał, że odeśle cię do

domu pierwszym samolotem! - Była mocno zaskoczona słowami
księżniczki, nawet trudno jej było sobie wyobrazić, że ktoś
mógłby ośmielić się podjąć z nim jakąkolwiek dyskusję czy
sprzeciwić się jego woli.

-

Niby tak, ale to bardziej skomplikowane, niż się wydaje na

pierwszy rzut oka.

-

Cóż mogłoby być w tak prostej sprawie skomplikowane?

Stać go przecież na to, by wsadzić cię do prywatnego samolotu.

-

Nie o to chodzi. Wiesz, jestem tu w ramach wymiany

studenckiej i prawdopodobnie odesłanie mnie do domu
wywołałoby zbyt duże zamieszanie i rozgłos. Dlatego sprawa
przyschnie, a przynajmniej mam taką nadzieję.

Musztarda po obiedzie, bo gazety już rozpisywały się na

temat wybryku księżniczki, pomyślała Laura. Ciekawe, w jaki
sposób udobruchała wuja? A może to ten jej strój zdziałał cuda i
wuj postanowił wszystko jej wybaczyć? Chyba nie przypuszczał,
że w ciągu jednej nocy zmieniła się w potulną, pozbawioną woli
istotkę?

-

I mam nadzieję - kontynuowała Katie - że swoim dobrym

zachowaniem zasłużę na jeszcze jedną szansę. Chyba wszystko
jest na dobrej drodze, ale na razie będę całkowicie uziemiona, z
pewnością żadne wypady na miasto bez zgody wuja nie wchodzą
w rachubę. Tylko szkoła i dom, i to pod eskortą. Kolejny taki
numer nie uszedłby mi płazem, to pewne.

-

Cóż, niezbyt ciekawa perspektywa... - Laura zagryzła dolną

wargę, żeby się nie roześmiać.

-

Ma to również swoje dobre strony. W przyszłym tygodniu

ma się odbyć wielka coroczna uroczystość inaugurująca wyścigi
konne, nawet Aleksander zamierza tam się pojawić. To jest

RS

background image

35

naprawdę ogromne przyjęcie i wuj chciał mnie ze sobą zabrać.
Nawet zafundował mi garsonkę w odcieniu delikatnego różu -
dodała z niejakim przekąsem - która została zaprojektowana
specjalnie na tę okazję. Wyobrażasz sobie? A do tego jeszcze
obowiązkowo kapelusz! O taki! - Katie zakreśliła szeroki łuk
wokół głowy i roześmiała się. - Wyglądam w tym jak jakiś rzadki
i bardzo trujący grzyb.

Laura także wybuchnęła śmiechem.
-

Czyli nie jest tak źle - zawołała, ocierając łzy. - Masz

szansę wyjść z domu.

-

No, niestety, mój wybryk spowodował, że ominie mnie ta

niesłychana atrakcja. Tym sposobem zaliczyłam świetny wieczór
w klubie i nie muszę iść na to nudne przyjęcie. A wszystko to
zawdzięczam zdjęciu, które zamieszczono w dzisiejszej gazecie!

-

Zdjęciu? - zapytała niewinnie Laura. - Jakiemu zdjęciu? -

postanowiła podtrzymać temat.

-

Ach - machnęła ręką księżniczka - nic takiego. No dobrze,

przyznaję, może i coś, ale bez przesady. Byliśmy w klubie ledwie
jakieś pół godziny, gdy ktoś pstryknął mi zdjęcie, na którym
całuję się z Michaelem.

-

A Michael to kto? - spytała Laura.

-

Brat jednej z moich koleżanek, chodzę z nią do szkoły.

Poznałam go kiedyś, bo czasem podwozi ją swoim sportowym
samochodem.

Nic dziwnego, pomyślała Laura, że książę tak się zezłościł.
-

Tylko pół godziny? Nim dostałam wiadomość, że

bezpiecznie wróciłaś do domu, minęło znacznie więcej czasu -
dodała zdziwiona.

-

Wtedy jeszcze nie miałam anioła stróża, a więc nikt o

niczym nie wiedział, dopiero dzisiaj się wydało... A potem
poszliśmy gdzieś, gdzie nie żądano ode mnie dokumentów
potwierdzających pełnoletniość, gdzie nie było ani głośnej
muzyki, ani parkietu, tylko Michael - powiedziała tajemniczo i
uśmiechnęła się.

-

A gdzie podziali się inni?

RS

background image

36

-

Są starsi, więc zostali w klubie, ale wcale mi to nie

przeszkadzało.

-

Szkoda, że nie zaczekaliście z całowaniem do chwili, kiedy

znaleźliście się już sami. Trochę głupia sprawa. - Pluła sobie w
brodę, że zwlekała z wysłaniem tego maila do Trevora, dopóki
Katie nie wróci do domu. W ten sposób znowu dała się
wyrokować, zwinęli jej tę historię wprost sprzed nosa.

-

Aleksander nie robił mi żadnych wyrzutów, po prostu

wręczył mi dziś rano gazetę, żebym sama sobie zobaczyła.
Chciał, bym zrozumiała, że wcale nie chodziło mu o to, by
popsuć mi zabawę. Nie wolno mi samodzielnie wychodzić, dopóki
nie będzie przekonany, że może mi zaufać i że nie zrobię
kolejnego głupstwa. A to może niestety oznaczać zakaz
wychodzenia do końca moich dni.

-

Ciężka sprawa - powiedziała Laura ze współczuciem. Nie

udało jej się powstrzymać uśmiechu.

-

Najgorszy jest w tym wszystkim fakt, że tak naprawdę

nikomu na mnie nie zależy, nikt się mną nie interesuje. To
Aleksandra chcą koniecznie przyłapać, jak całuje się gdzieś
pokątnie z jakąś piękną dziewczyną. Ale do tego musiałby
zrzucić choć na chwilę tę książęcą maskę. To dopiero byłaby
sensacja, a ja zyskałabym wreszcie trochę wolności!

-

To znaczy, że nikt nigdy nie słyszał o żadnej wybrance

serca Jego Wysokości? Z nikim się nigdy nie całuje? - Odwróciła
się do szafki i wyjęła z niej dwie filiżanki, nie chcąc zdradzić się
przed księżniczką, jak wiele emocji wyzwoliło w niej to pytanie.
Na wspomnienie jego silnych, choć smukłych dłoni przeszył ją
dreszcz.

-

Nie sądzę, jest zbyt zajęty i nie ma czasu na takie

błahostki. W każdym razie nikt go na tym nie przyłapał.

-

To szkoda - powiedziała Laura. - Może byłby bardziej

ludzki.

-

W sumie robi tylko groźną minę, a to, że nie pójdę z nim

na to nudne przyjęcie, wcale mnie nie smuci. Prawdę mówiąc,
niezmiernie mi ulżyło. Jednak bardzo chciałabym pójść na

RS

background image

37

Wimbledon. Och, na własne oczy zobaczyć te wszystkie gwiazdy
sportu! Ależ ci mężczyźni mają boskie nogi, nie uważasz?

-

Nie da się ukryć, są nieźli, ale lepiej nie wspominaj o tym

wujowi, bo zacznie cię jeszcze dokładniej pilnować, zamknie cię
w wieży albo zakuje w pas cnoty.

-

Słusznie - zaśmiała się Katie.

-

Naprawdę się cieszę, że wczoraj dobrze się bawiłaś. -

Postanowiła zmienić temat rozmowy. - Na pewno ci się wtedy nic
nie stało? Chwilami mi się zdaje, że to ja powinnam cię
przeprosić.

-

Ależ skąd, jak mogło ci to przyjść do głowy? - Katie

zarumieniła się. - Wykazałaś się prawdziwą odwagą, bo gdyby to
był włamywacz...

-

Zapomnijmy już o tym. Gdybyś szczerze powiedziała mi

wczoraj o swoich zamiarach, udawałabym, że nic nie widzę, a ty
mogłabyś bez przeszkód dać nogę.

-

Naprawdę? - Księżniczka spojrzała na Laurę z

uwielbieniem.

-

Kiedyś i ja miałam siedemnaście lat!

-

Jesteś super! - wykrzyknęła. - Naprawdę super! Ale pewnie

nie dasz się namówić, by publicznie pocałować księcia? Wielka
szkoda, bo ja bym na tym wiele zyskała.

Laura omal nie zakrztusiła się kawą. Musiała nieźle się

nagimnastykować, żeby Katie nie dostrzegła jej zmieszania.

- Nie, no oczywiście, że nie, co ja plotę - paplała jak najęta

Katerina, próbując naprawić gafę. - No, kiedyś kobiety naprawdę
za nim szalały, ale to już przeszłość. Jednak jest księciem, a to
wciąż jeszcze działa na niektóre panie. Często tracą przy nim
głowę, ale chodzi im raczej o jego pieniądze i pozycję. Aleksander
okropnie tego nienawidzi, strasznie go drażnią.

Laura, trzęsącymi dłońmi, wyjęła śmietankę z lodówki i

postawiła ją na stole. Lepiej by było, gdyby nie wdawała się w
takie rozmowy z siostrzenicą księcia, bez względu na to, jak
bardzo ją kusiło, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o życiu

RS

background image

38

osobistym Jego Wysokości. Mogło to bowiem być groźne w
skutkach.

- Wiesz - zmieniła znowu temat - nie spodziewałam się, że do

mnie przyjdziesz, choć twój wuj wspominał, że mnie dzisiaj
przeprosisz. Spodziewałam się raczej telefonu. Jak dowiedziałaś
się, gdzie mieszkam? - Sama już nie wiedziała, czy to dobrze, czy
źle, że to nie jej zdjęcie i nie jej artykuł ukazały się w dzisiejszej
prasie. Gdyby tak było, z pewnością Jego Wysokość nie wysłałby
tu swego lokaja, a zamiast Katie pojawiłby się dziś osobiście w
jej skromnych progach, zmuszając, by zjadła to, co napisała na
temat jego siostrzenicy.

Przy drzwiach wejściowych dał się słyszeć jakiś hałas.
-

To twój ochroniarz? Pewnie zastanawia się, co tu tak długo

robisz.

-

Nie, ma dziś wolne. Przywiózł mnie tu Karl, który

zdecydowanie więcej uwagi poświęca samochodowi niż mojej
skromnej osobie. Poza tym dałam mu słowo, że nie zrobię żadnej
głupoty.

- W takim razie to pewnie mój sąsiad z góry, który przychodzi

do mnie często na kawę. Powiem mu, że dziś ma pecha.

Otworzyła drzwi i omal nie zemdlała. Gdy doszła do siebie,

pomyślała, że najwyższa pora, by zaczęła korzystać z judasza w
drzwiach, nim naciśnie klamkę. Potem zaklęła w duchu i w
osłupieniu wpatrywała się w postać księcia Aleksandra.

- Moja siostrzenica - powiedział niepewnie - zupełnie

zapomniała o pani żakiecie, który pożyczyła jej pani wczoraj
wieczorem. - Trochę zaczął plątać mu się język, gdy zobaczył
Laurę w negliżu.

Teraz zrozumiała, skąd wiedzieli, gdzie mieszka. W kieszeni

żakietu miała kilka swoich wizytówek; na wszelki wypadek
zawsze nosiła je przy sobie.

-

Niepotrzebnie zadał sobie pan... Wasza Wysokość tyle

fatygi - wymamrotała, spoglądając na swój świeżo uprany i
uprasowany żakiet. - To naprawdę nie było konieczne.

-

To żaden kłopot i żadna fatyga.

RS

background image

39

Jasne, pomyślała z sarkazmem, wystarczyło, że zadzwonił na

lokaja, a potem wezwał kierowcę. Żadnych korków, czekania na
przystanku czy w kolejce do pralni.

- Wasza Wysokość mógł przecież wysłać lokaja - dodała z

lekkim przekąsem. - Niepotrzebnie pan zaangażował w tę sprawę
tyle osób.

-

Może, ale chciałem raz jeszcze pani podziękować i upewnić

się, że wszystko jest w porządku.

-

No i?

-

Wygląda na to, że tak. Nawiasem mówiąc, wprawdzie nie

korzystam z publicznych środków komunikacji, ale prowadzę
sam - powiedział i uśmiechnął się szarmancko.

Tak jak i wczoraj, zrobiło to na niej piorunujące wrażenie, aż

zabrakło jej tchu.

-

Doprawdy?

-

Owszem, proszę sobie wyobrazić, że potrafię prowadzić

samochód. Samodzielnie.

-

W to nigdy nie wątpiłam, domyślam się, że Wasza

Wysokość ma wiele talentów, choć nie zawsze korzysta z tych
umiejętności.

-

Mój lokaj ma dziś wolny dzień...

-

Kawa jest gotowa! - Ich uszu dobiegł głos Katie, która

właśnie wyjrzała z kuchni i omal nie zemdlała na widok wuja.

-

Co ty tu robisz?

Książę, wciąż jednak patrzył na Laurę. Dopiero po dłuższej

chwili przeniósł wzrok na siostrzenicę.

-

Zapomniałaś o żakiecie pani Vandrell, moja droga. Jesteś

roztargniona.

-

O, rzeczywiście...

-

Ale to nie wszystko, o czym zapomniałaś - dodał

tajemniczo i wydobył z kieszeni marynarki atłasowe pudełeczko.

-

Jeśli masz na myśli tę staromodną broszkę, to wcale o niej

nie zapomniałam, już lepszy byłby order za szczególne zasługi,
przynajmniej pasowałby Laurze do oczu, bo umocowany jest na
niebieskiej wstążce.

RS

background image

40

-

Ach tak - pokiwała głową Laura, zmieszana, że stoi w tak

niestosownym stroju pomiędzy członkami rodziny królewskiej i,
nie ze swej winy, uczestniczy w ich sprzeczce.

-

Może wejdziesz do środka? - zawołała Katie. - Napijesz się

z nami kawy?

-

Oczywiście, proszę bardzo. - Laura cofnęła się o krok. -

Proszę do środka. - Do mojej kuchni? Omal nie wybuchnęła
śmiechem. Jego Książęca Mość w mojej kuchni! W swojej
zapewne nie był jeszcze nigdy w życiu.

-

Dziękuję, pani Vandrell. Bardzo proszę, by pani zechciała

przyjąć ten drobiazg - powiedział i wyciągnął w jej kierunku
dłoń, na której leżało śliczne pudełeczko. - To taki mały wyraz
mojej wdzięczności dla pani.

Wzięła pudełko i zajrzała do środka. Od razu widać było, że

znajdująca się w nim broszka zrobiona została przez artystę.
Owalna, nie za duża i z czystego złota. Lecz nie było w niej nic
osobistego, taki gadżet, który można podarować każdemu, kto
wyświadczył nam jakąś przysługę.

-

Bardzo dziękuję, to dla mnie naprawdę niezwykle cenny

podarunek. Proszę, przejdźmy do pokoju, kuchnia to niezbyt
komfortowe miejsce.

-

Ależ dlaczego, proszę nie robić sobie żadnych dodatkowych

kłopotów, i tak nadużyłem już pani gościnności, zjawiając się tu
bez zapowiedzi.

- Jak pan sobie życzy, Wasza Wysokość. Przepraszam na

moment, tylko odwieszę żakiet do szafy... i wrzucę coś na siebie -
wymamrotała cicho, zdając sobie sprawę, że szlafrok i ramiączko
nocnej koszuli zsunęły się jej z ramienia.

Czym prędzej zniknęła za drzwiami swojej sypialni. Książę

zdołał jednak dostrzec, gdy wchodziła do środka, rozrzuconą
pościel i jakieś czasopisma na podłodze.

Tylko dzięki przez lata praktykowanej powściągliwości udało

mu się zachować powagę.

RS

background image

41

- Proszę się nie spieszyć, pani Vandrell, nie ma takiej

potrzeby. - Dopiero teraz, gdy zamknęła za sobą drzwi, na jego
twarzy pojawił się szeroki uśmiech.



ROZDZIAŁ CZWARTY


-

Co ty tu robisz? - zapytał Aleksander, wchodząc do

kuchni. - Z kim rozmawiasz?

-

Nie rozmawiam, dostałam wiadomość od Michaela, że chce

mnie zaprosić dziś do kina.

-

Michael? To ten młody człowiek ze zdjęcia?

-

Tak.

-

Nie spisał się najlepiej...

-

Zachowujesz się tak, jakby zasłużył na szafot - nadąsała

się Katie.

-

Może nie jest aż tak źle, ale twój kolega musi zrozumieć, że

obowiązuje nas całkiem inna etykieta.

-

Chcesz kawy?

-

Poproszę.

Katie postawiła przed wujem, który tymczasem usadowił się

przy stole kuchennym Laury, filiżankę z kawą.

- Proszę bardzo, tak jak lubisz, bez żadnych fanaberii, ani

śmietanki, ani cukru - powiedziała z przekąsem.

Bez fanaberii? Jakże mało go znała. Wprost przepadał za

wszelkimi fanaberiami, jeśli tylko zaistniały odpowiednie
warunki. Właśnie, i choć jednym uchem słuchał paplaniny
siostrzenicy, to cały czas miał przed oczami Laurę tuż po tym,
jak otworzyła mu drzwi: olbrzymie, pełne zdziwienia oczy, jej
alabastrową twarz i burzę nieposkromionych, jasnych włosów.

-

Nie uważasz, Aleksandrze, że jestem śliczna? - Katie

spojrzała wyczekująco na wuja.

RS

background image

42

-

Śliczna? - powtórzył jak echo. - Tak, śliczna. - Pokiwał

głową, przywołując w pamięci moment, gdy najpierw szlafrok, a
zaraz potem ramiączko koszuli nocnej Laury zsunęły się na bok i
jego oczom ukazało się jej gładkie, ponętne ramię. Ależ była
zaskoczona jego wizytą... Wyglądało na to, że spodziewała się zu-
pełnie kogoś innego. Ciekawe, kogo?

-

Przepraszam, że tak długo kazałam na siebie czekać -

powiedziała Laura, zatrzymując się w drzwiach kuchni.
Końcówki jej włosów wciąż jeszcze były wilgotne.

-

Nie ma sprawy - oznajmiła Katie. - Miałam czas trochę

porozmawiać z wujem i doszliśmy do wniosku, że trzeba zmylić
trop.

Książę spojrzał podejrzliwie na swoją siostrzenicę, która

trochę nerwowo bawiła się kubkiem, wbijając wzrok w blat stołu.

-

Mam pewien plan i książę Aleksander zgodził się ze mną...

-

Ach tak? - Co ona znowu knuje, pomyślał, ale milczał.

-

Zmylić trop? Co masz na myśli? - spytała Laura.

-

Chodzi o coś, co odwróciłoby uwagę dziennikarzy od tego

zdjęcia w gazecie, bo wygląda na to, że nie dadzą mi teraz
spokoju.

-

Nie rozumiem. - Aleksander spojrzał na nią pytająco.

-

Kiedy wychodziłam dziś z domu, stało tam mnóstwo

reporterów.

-

Reporterów? Nikogo nie zauważyłem, gdy opuszczałem

dom.

-

Bo poszli za mną - wyjaśniła.

Laura zerknęła na nią spod oka i ich spojrzenia spotkały się.

Zadziwił ją wzrok Katie, która zdawała się jej mówić: teraz ja
prowadzę, idź za mną. Jakoś nie pasowało to do psotnej Katie,
którą poznała wczoraj wieczorem. Te oczy uświadomiły jej, że w
żyłach dziewczyny płynie krew rodu Orsini.

- Jestem przekonana, że i tobie zrobili zdjęcie - ciągnęła dalej

księżniczka. - Podeszła do okna. - Tylko popatrz, to chyba nie
przypadek.

RS

background image

43

Laura wychyliła się na zewnątrz i zobaczyła reportera ze

swojej własnej firmy. Cholera, zaklęła w duchu.

-

Obawiam się, że Katie ma rację, to... - Omal się nie

wygadała. - To fotoreporter.

-

Widzisz, jeżeli nie sfotografowali cię przed rezydencją,

zrobią to teraz - zwróciła się Katerina do wuja.

-

Co za koszmar - westchnął książę.

-

Myślę jednak, że gdy wyjdzie na jaw, że Aleksander

odwiedził cię w twoim apartamencie, wszyscy zapomną o moim
małym wyskoku. - Nie bez satysfakcji spojrzała na wuja.

-

Przecież ja to wszystko wyjaśnię - uniosła się Laura.

-

Lepiej nie - zaoponował książę. - Nigdy niczego nie

wyjaśniaj i nie przepraszaj, inaczej zaszczują cię na śmierć.

Ciekawe, jak by zareagował, gdyby się dowiedział, że stoję po

przeciwnej stronie barykady, pomyślała z przerażeniem Laura.

-

Trzeba było pójść za pierwszym odruchem i wysłać tu

lokaja - skwitowała.

-

Naprawdę cię to dotknęło? - Na jego ustach pojawił się

ledwie widoczny uśmiech.

-

Na pana miejscu zadałabym sobie chyba ten trud, Wasza

Wysokość. No ale cóż, zdaję sobie sprawę, że rządzenie
państwem to niełatwe zadanie i pochłania mnóstwo czasu.

-

Ta sytuacja ma jednak swoje plusy, wydaje się, że dzięki

temu wyciągniecie mnie z tarapatów, a właściwie już to
zrobiliście - dodała Katerina z uśmiechem.

Laura spojrzała na małą, zaskoczona jej przebiegłością. Nie

jest wykluczone, że ta bestyjka sama zadzwoniła do gazety i
sprzedała im tę historię.

Zapadła kłopotliwa cisza, a atmosfera zaczęła się zagęszczać.

Zdaje się, że to dopiero początek problemów z uroczą
księżniczką.

- O nie - zaprotestował książę. - Nie mogę dopuścić, by pani

Vandrell stała się obiektem plotek, podczas gdy ty będziesz
bezkarnie biegać ze swoim kolegą na randki. Tego nie możesz
ode mnie oczekiwać, moja droga.

RS

background image

44

Laura odetchnęła z ulgą. A więc na szczęście nie chodziło mu

o to, że przepaść pomiędzy nimi jest zbyt wielka, by mógł się z
nią publicznie pokazać. Miło z jego strony, okazał się rycerski.
Jednak i tak los jej zbytnio nie rozpieszczał. Już się zdawało, że
wreszcie będzie miała tę swoją wymarzoną historię, że udało jej
się na tyle zbliżyć do rodziny królewskiej, by zdobyć interesujący
i wyjątkowy materiał, a tu masz babo placek...

- Szczerze mówiąc - zaczęła Laura, marząc o tym, by książę

zechciał przymknąć nieco oko na jej niemądre komentarze, na
które pozwoliła sobie poprzedniego wieczoru - wcale nie zależy
mi na tym, aby dziennikarze zatruli życie księżniczce Katerinie.

Znowu zapadła cisza, która tym razem trwała tak długo, że

Laura zupełnie nie wiedziała, co ze sobą począć. Otworzyła
lodówkę w poszukiwaniu jakiegokolwiek ratunku. Może
zaproponować im śniadanie?

- Ale czy ja nie nadużywam twojej grzeczności? -W

księżniczce odezwały się nagle wyrzuty sumienia. - To może
zburzyć twoje życie osobiste...

Moje życie osobiste? A co to jest? Nie miała szczęścia do

facetów, cały swój czas poświęcała pracy, choć i w tej dziedzinie
nie odnosiła sukcesów.

-

No właśnie - przejął się książę. - Co z pani pracą? Jak

odniesie się do tego zajścia pani pracodawca?

-

Aleksandrze, daj spokój, po prostu zapytaj ją, czy się

zgodzi - odezwała się zniecierpliwiona Katerina, jednocześnie
rzucając Laurze za jego plecami błagalne spojrzenie.

Ta jednak zignorowała jej tragiczny wzrok i pokręciła głową.
- Nie, to naprawdę niemożliwe, proszę zapomnieć o tym, co

powiedziałam. - Co jej przyszło do głowy?

Chciała się zabawić w Kopciuszka? Ten facet jest naj-

prawdziwszym księciem, a ona nie miała szczęścia nawet do
przeciętniaków. Nie należała do jego świata, nie była też żadną
wyjątkową pięknością, gwiazdą filmową czy wziętą modelką. Co z
tego, że byłaby z tego wspaniała historia... - Bardzo bym chciała

RS

background image

45

pomóc Katie, ale to naprawdę nie ma sensu, Wasza Wysokość,
proszę mi wybaczyć.

Nie miał prawa nalegać, choć musiał przyznać, że byłby to

doskonały fortel.

- Oczywiście zaakceptuję pani wolę, pani Vandrell, ale

byłbym zaszczycony, gdyby zechciała pani przyjąć moje
zaproszenie na najbliższą uroczystość.

Zaszczycony? To już chyba lekka przesada, najwyraźniej

dobre maniery i rycerskość miał w genach i nie odróżniał ich od
rzeczywistych uczuć.

- Proszę, chodź tam ze mną, Lauro...
W jego oczach pojawiło się niespodziewanie ciepło. Jej serce

zaczęło bić o wiele szybciej. Poprosił ją... Jak to cudownie
brzmiało, działało jak narkotyk, oszołamiało ją. Cóż to za nagły
zwrot w akcji, kto by się tego spodziewał? Te słowa wprawiły ją
jednak w zakłopotanie, zważywszy, że całą scenę bardzo bacznie
obserwowała Katie. Ale co tam Katie, co tam jakieś bezsensowne
zmartwienia, skoro właśnie zaprosił ją na randkę książę
Aleksander Michael George Orsini! Nie myślała już nawet o
swojej posadzie i karierze dziennikarskiej. Może była naiwna,
może nie umiała żyć, ale wiedziała, że pewnych propozycji się nie
odrzuca, a to dlatego, że mogą całkowicie odmienić
dotychczasowe życie. Kto wie, czy jej szef nie będzie się jeszcze
przed nią kajał i płaszczył.

-

Jeśli sprawię tym Waszej Wysokości przyjemność, to

oczywiście jestem do pana dyspozycji. - Uśmiechnęła się uroczo,
choć miała ochotę krzyczeć ze szczęścia. O Boże, dzięki ci, Jay!
Jesteś cudowna, wspaniała, jedyna! Co bym bez ciebie zrobiła?
W głowie huczały jej słowa ciotki Jenny: „Nie zepsuj tego,
dziewczyno, to twoja życiowa szansa”. Chyba nawet ona nie wie-
działa, jak wiele było w tych słowach racji. - Ale pod jednym
warunkiem - dodała nagle niespodziewanie dla samej siebie.

-

Tylko jednym? - zażartował, ale od razu się usztywnił.

Z pewnością nikt nigdy nie ośmielił się stawiać mu

warunków. Aż zaschło jej w gardle. Było jednak za późno, aby

RS

background image

46

cofnąć te słowa. A uczyniłaby to z wielką chęcią, bo co mu miała
właściwie powiedzieć? Wybacz, nie zrozum mnie źle, nie to
miałam na myśli, oczywiście, że chcę iść z tobą, mieć cię na ten
wieczór wyłącznie dla siebie... Zabrzmiałoby to banalnie, jak
dziecinada.

- To nic strasznego - odezwała się w końcu, by przerwać

milczenie. - Chciałabym po prostu, aby Wasza Wysokość
zakosztował przy okazji choć odrobinę normalnego życia, skoro i
Katerina zyska chwilę wytchnienia. - Zawiesiła głos, przerażona
własną śmiałością. Nawet na twarzy Katie malowało się
zaskoczenie, mimo iż zapewne uczono ją powstrzymywać się od
tego typu reakcji. O rany... Chyba znowu kompletnie zawaliła
sprawę, ale co mogła poradzić na to, że nie zadowalała jej rola
damy do towarzystwa. Chciała czegoś więcej, o wiele więcej... Ale
kim ona była i co sobie właściwie wyobrażała? Odpowiedź była
nader prosta: wcale nie myślała, i to było jej prawdziwym
przekleństwem. Zawsze to samo, wyłączała umysł i waliła na
oślep, mimo wyraźnego znaku zakazu. Mogła tylko liczyć na
swoją intuicję, która jednak nie raz wystrychnęła ją na dudka.
Jej pojawienie się u boku księcia na uroczystości z pewnością
nie pomogłoby jej w karierze, za to wywołałoby taką sensację, że
Katie miałaby spokój na długie miesiące. Ona zaś nie
schodziłaby z pierwszych stron gazet, a więc Trevor miałby to,
czego chciał: historię wszech czasów.

Książę znalazł się w potrzasku, czuł dokładnie, jak obie

kobiety, każda na swój sposób, owijają go sobie dookoła palca. Z
jednej strony jego siostrzenica, do której humorów był już
jednak przyzwyczajony, a z drugiej Laura Vandrell, intrygująca i
bezpośrednia do granic możliwości, której niejeden mężczyzna
nie byłby w stanie się oprzeć. W końcu nie bez powodu znalazł
się w tym mieszkaniu... Zapragnął raz jeszcze spojrzeć w jej
oczy, popatrzeć na te ponętne usta, które nie obawiały się
powiedzieć wszystkiego, co pomyślała głowa, poczuć tę energię,
która emanowała z tej kobiety, i którą rozświetliła jego dom.
Jednocześnie jednak doskonale wiedział, że nadszedł czas, by

RS

background image

47

położyć temu kres, zapanować nad sytuacją. Znał swoje
obowiązki.

- Droga Katie - zwrócił się do swojej siostrzenicy, nie

odrywając wzroku od Laury - nie powinnaś pozwolić, by Karl
dłużej na ciebie czekał. Poza tym, jak sądzę, powinnaś się
spakować, skoro za kilka godzin masz samolot.

-

Samolot? - Katerina omal nie spadła z krzesła.

-

Tak - pokiwał głową. - Moje nadzieje, że nie będziesz

przyciągała uwagi dziennikarzy, były całkowicie chybione i
niedorzeczne. Będą nękać ciebie i całą naszą rodzinę, dopóki
sprawa nie przycichnie. Moim obowiązkiem jest więc zadbać o
to, by odwrócić od nas uwagę mediów, a to, przykro mi bardzo,
najlepsza i najkrótsza droga.

-

Aleksandrze, ale przecież mówiłeś... - Uniosła głowę i

spojrzała na wuja. Wystarczył jej jeden rzut oka, by wiedzieć, że
wszelkie dyskusje są pozbawione sensu, bo decyzja już zapadła.
- Dałabyś wiarę? - zwróciła się do Laury, jakby u niej szukając
ratunku. - Jeden pocałunek i sprawa załatwiona, koniec
dyskusji! - Po chwili jednak przywołała się do porządku i znowu
ukryła za płaszczem powierzchownej obojętności. - Bardzo dzię-
kuję za miłe przyjęcie i wsparcie, którego próbowałaś mi
udzielić.

-

Naprawdę jest mi bardzo przykro, Katie. - Laura wciąż

miała wyrzuty sumienia.

-

To naprawdę nie twoja wina, cieszę się, że chociaż ty

możesz normalnie żyć. - Swego wuja zaś przeszyła lodowatym
wzrokiem i niemal wybiegła z mieszkania Laury, powstrzymując
łzy.

-

Czy musiałeś być aż tak okrutny? - zapytała z wyrzutem,

zapominając, że powinna zwracać się do niego bardziej oficjalnie.
Lecz wcale tego nie żałowała, przynajmniej da mu odczuć, że i on
jest tylko śmiertelnym człowiekiem. Nie wolno mu ranić innych,
o ile nie jest to absolutnie konieczne. Zresztą te wszystkie tytuły
wydały jej się teraz naprawdę śmieszne...

RS

background image

48

- Nie jestem okrutny. - Zbliżył się do okna akurat w

momencie, gdy jakiś papparazzi sfotografował zapłakaną Katie. -
Tylko spójrz, to prawdziwa nagonka...

Laura niechętnie podeszła do niego.
-

Jutro przeczytamy w prasie, jak to potępiona przez rodzinę

księżniczka Katerina po incydencie w nocnym klubie została
odesłana do Montorino.

-

I co z tego? - obruszyła się.

-

Przy odrobinie szczęścia ten sam reporter podąży jej

śladem i będzie usiłował przyłapać ją po raz kolejny na gorącym
uczynku albo namówić ją na krótki wywiad. Nie chciałbym, aby i
ciebie, Lauro, spotkał taki los, byś musiała przedzierać się przez
tłum

dziennikarzy

czatujących

pod

twoim

domem,

zaintrygowanych twoimi nagłymi kontaktami z rodziną Orsini.
Nie dadzą ci spokojnie żyć...

-

To nie banicja, nie będzie przecież trwało wiecznie! A co z

nią?

-

W przyszłym tygodniu Katerina będzie mogła powrócić do

Londynu, ale po cichu, bez rozgłosu. I wtedy spokojnie zajmie
się szkołą, świadoma, że nie może sobie pozwolić na żadne
wybryki. Nie będę zabraniał jej wychodzić z przyjaciółmi, nawet z
tym chłopcem, ale musi zrozumieć, że pewnych rzeczy nie robi
się publicznie. To nie przystoi nikomu z jej pozycją. Teraz to już
do niej raczej dotarło. - Spojrzał na Laurę i tylko z najwyższym
trudem powstrzymał się, by nie odgarnąć niesfornego kosmyka
włosów, który opadł jej na czoło, by nie przyciągnąć jej do siebie
i nie scałować z jej twarzy zatroskania i smutku. - Czy nie tego
dla niej chciałaś?

-

Ale mogłeś jej to powiedzieć... - odparła wciąż jeszcze

wzburzona.

-

Jest doskonałą aktorką, ale czasami, Lauro, nie wystarczy

jedynie odegrać rolę, czasami, by coś zrozumieć, trzeba poczuć
ból. Wierz mi, to dla niej szansa na nauczenie się kilku
podstawowych prawd o życiu.

-

Wątpliwa metoda wychowawcza, szorstka i niemiła...

RS

background image

49

-

Takie jest życie, z nikim się nie cacka. Czy rzeczywiście

chciałabyś, by uczyniono z niej pupilkę mediów? Tego się nie da
nikomu wytłumaczyć, to trzeba poczuć na własnej skórze.

Laura pokiwała głową.
-

A kiedy jej o tym powiesz?

-

Jutro do niej zadzwonię. Wcześniej jednak muszę się

upewnić, że londyńska prasa znalazła sobie inne mięso
armatnie.

-

Nas? - Laura była zaskoczona.

-

Przecież wyraziłaś zgodę, by towarzyszyć mi podczas

uroczystości, prawda? Ale naturalnie nie chciałbym, byś czuła
się do czegokolwiek przymuszona. Jeśli zmieniłaś zdanie,
księżniczka Katerina z pewnością zrozumie, dlaczego nie może
wrócić do Londynu - oznajmił.

- Nie mów tak, oczywiście, że chcę jej pomóc - powiedziała

niemal oficjalnie, ale jej oczy rozświetliły się szczęściem. - I
pozwolisz jej na normalne życie?

- Jeśli sama sobie w tym nie przeszkodzi... Powinna

wykorzystać tę szansę, bo kto wie, czy to nie ostatnia. - W tonie
jego głosu pojawiła się jakaś ledwo dostrzegalna nerwowość. -
Powiesz mi, co miałaś na myśli?

-

Słucham?

-

Gdy wspomniałaś o odrobinie swobody, o odpoczynku od

uciążliwej rutyny, od tych wszystkich przyjęć, spotkań,
pertraktacji, które bez reszty wypełniają moje życie... A może
uważasz, że jestem przypadkiem beznadziejnym, że nic mi już
nie pomoże?

Nie potrafiła ukryć piorunującego wrażenia, jakie wywarły na

niej jego słowa, i książę roześmiał się.

-

Na twojej twarzy widać wszystko jak na dłoni. A więc

znajdziesz dziś dla mnie trochę czasu?

-

Dziś po południu? - upewniła się.

-

Tak, mamy czas dla siebie tylko do soboty, potem wszystko

się odmieni, a ty staniesz się jednym z elementów tego
zadziwiającego szaleństwa.

RS

background image

50

- Sama nie wiem - powiedziała zbita z pantałyku. - Może to

wszystko nie jest już konieczne, teraz, gdy Katie nic nie grozi?
Nie możesz przecież tak po prostu opuścić rezydencji...

- O to się nie martw, z pewnością uda mi się to jakoś

rozegrać. Jeśli zaś chodzi o Katie, należy koniecznie odwrócić od
niej uwagę, jest za młoda, by znieść takie napięcie. I to dlatego
właśnie postanowiłem zaakceptować twój warunek - podszedł ją
chytrze.

- No cóż, jeżeli naprawdę uważasz, że twoje państwo może

cię oddelegować na mały urlop, moje popołudnie należy do
ciebie. - Niczego innego nie wypadało jej powiedzieć.

-

I nie będziesz miała z tego tytułu kłopotów w pracy?

-

W pracy?

-

A co, nie pracujesz?

-

Gdybym pracowała, to chyba by mnie tu teraz nie było? -

odpowiedziała pytaniem na pytanie.

-

Ale ze mnie szczęściarz, przyjadę po ciebie, jak tylko

wsadzę Katie do samolotu. Mogę skorzystać z telefonu?

-

Oczywiście, Wasza Wysokość - powiedziała z uśmiechem.

Podeszła do okna. - Czy ten wielki, czarny samochód to twój? -
zapytała.

-

Tak - odparł, gdy odłożył słuchawkę. - Jest tam jeszcze ten

reporter, czy faktycznie pojechał za Katie? - Dołączył do niej, by
sprawdzić to na własne oczy.

-

A czy to jakiś problem?

-

Każdy z nas ma swoje problemy - odpowiedział

enigmatycznie i z zachwytem spojrzał na złocistą aureolę jej
włosów, w których igrały promienie słońca.

-

Taką limuzyną trudno poruszać się niezauważenie, może

zostaw ją lepiej pod rezydencją i pojedziemy autobusem? -
zaproponowała, przygryzając dolną wargę, żeby nie wybuchnąć
śmiechem.

-

Żadnej komunikacji miejskiej! - uciął krótko. Pragnął

wyjechać za miasto, porwać ją na łono natury, najchętniej na
cały tydzień. Tydzień, to było wszystko, na co mógł sobie

RS

background image

51

pozwolić. Wróciliby prosto na uroczystość i siłą rzeczy
ściągnęłoby go to na ziemię. Jej rozbawienie i ta przygryziona
warga przywiodły mu na myśl rzeczy, o których nie wolno mu
było nawet marzyć. - Będę około trzeciej. - Postanowił zakończyć
tę scenę, nim przestanie nad sobą panować. Ta kobieta miała w
sobie coś szalenie pociągającego, coś, czemu nie potrafił się
oprzeć. - W razie czego zechcesz wybaczyć mi niewielkie
spóźnienie? Sprawa odlotu nie jest jeszcze uregulowana.

- Oczywiście.
Laura zamknęła drzwi za Aleksandrem i oparła się o nie

plecami. Niezła historia, westchnęła ciężko, tylko dlaczego
znowu odcięła sobie możliwość zrehabilitowania się w oczach
Trevora? Miała w zasięgu ręki taki materiał, o którym każdy
dziennikarz marzy po nocach, a tymczasem już jutro sama
wyląduje na pierwszej stronie wszystkich dzienników, stając się
ofiarą napastliwych i męczących ataków swoich kolegów po
fachu. Kto wyjaśni jej, dlaczego zamiast uznania wybrała tak
trudną i wyboistą drogę? Dla niego? Czy warto było poświęcać
swoją karierę zawodową dla kilku chwil spędzonych z tym
człowiekiem, który, zapewne kapryśny i przewrotny, miał na
zawołanie wszystko, czego zapragnął? A do tego olbrzymi
majątek, bajkowy zamek w Montorino i wiele innych posiadłości,
o których istnieniu nawet nie wiedziała. Był w końcu głową pań-
stwa, zapracowanym biznesmenem, cóż mogła dla niego
znaczyć? Była nikim, gwizdał na jej prywatność i życie osobiste.
Dobrze wiedział, że po uroczystości, na której do reszty miała się
skompromitować, dziennikarze nie odstąpią jej domu ani na
krok. Sama by tak pewnie zrobiła, gdyby miała choć odrobinę
rozumu. Sprytnie i bez skrupułów wmanewrował ją w sytuację, z
której nie było innego wyjścia: nie mogła przecież zostawić
Kateriny w potrzebie.


RS

background image

52

ROZDZIAŁ PIĄTY


Wiedział, że uleganie takim pokusom to w jego sytuacji

skończone szaleństwo, ale mimo to nie potrafił sobie tym razem
odmówić. Zresztą skoro Laura zdecydowała się poświęcić mu
kilka dni, należało to wykorzystać. Musiał jednak przyznać przed
samym sobą, że taka perspektywa zakosztowania drobnych
uroków życia, czego nie robił już od lat, wydała mu się
pociągająca i zabawna. To będzie zapewne niezwykle ciekawe do-
świadczenie. A i Laura, gdy posmakuje trochę luksusu,
pomyślał, może zmieni zdanie, dojdzie do wniosku, że to nie
takie straszne. Wytworne limuzyny, wykwintne posiłki,
gustowny, elegancki strój, wyrafinowany humor i wysoka
kultura osobista... to wszystko miało swój niezaprzeczalny urok.
Dla każdego. Aleksander zajrzał do garderoby w poszukiwaniu
jakiegoś wygodnego, swobodnego stroju. Na taki wypad nie mógł
pojechać w eleganckim garniturze, byłoby to ze wszech miar
niewłaściwe. Przemknęło mu przez myśl, że Laura z pewnością
miałaby podobny problem, gdyby przyszło jej pojawić się dziś na
uroczystości w jego rezydencji. Może nie obraziłaby się, gdyby
zaproponował jej, że pokryje koszty wieczorowej toalety? Nie,
raczej nie mógł liczyć na jej przyzwolenie w tym względzie. A
szkoda, pomyślał rozmarzony. Jak cudownie byłoby ubrać ją w
najdelikatniejszy jedwab, ręcznie tkany len, buty z nieskończenie
miękkiej skórki... Z drugiej jednak strony, fascynowała go ta
kobieta, właśnie taka, jaka była, jej szczerość i otwartość,
niezwykła naturalność w okazywaniu uczuć.

-

Na zakupy? - spytał lekko zaskoczony, ściskając

słuchawkę.

-

Tak, przepraszam, może to dla ciebie nic nadzwyczajnego...

-

Zdecydowanie bardzo nadzwyczajne, nie chodzę nigdy na

zakupy.

RS

background image

53

U Laury zjawił się punktualnie co do minuty. Ostatni

odcinek drogi pokonał taksówką, zgodnie z jej prośbą.
Zdecydował się na całkowicie neutralne, swobodne ubranie:
dżinsy, sportowa koszula i marynarka. W takim stroju, gdyby
nie jego wybujały wzrost i muskulatura, z powodzeniem mógłby
zlać się z tłumem na ulicy.

- Witam cię, świetnie wyglądasz - ucieszyła się Laura. - Ani

trochę sztucznie, zupełnie tak, jak gdybyś w wolnym czasie nie
wyskakiwał z dżinsów. Nie wiem, czy rozumiesz, ale my, zwykli
ludzie, musimy czasami coś zjeść - mówiła z odrobinką
sarkazmu. - A dzieje się to tak: idziemy lub jedziemy do sklepu
na zakupy, potem gotujemy posiłek w domu, a na końcu
zasiadamy wspólnie do stołu.

-

Nie ma problemu. - Zignorował jej sarkazm i uśmiechnął

się zachęcająco. - Naprawdę nie wyglądam śmiesznie?

-

Nic a nic - powiedziała i raz jeszcze zmierzyła go wzrokiem.

Świetnie się prezentował. - Oczywiście nie pojedziemy do
Knightsbridge, bo tam każdy by cię rozpoznał. Pójdziemy na
targ, zobaczysz, to fajne przeżycie, będzie ci się podobać. - Jakoś
nie widziała go w supermarkecie, popychającego wózek z
zakupami. Poza tym na rynku łatwiej będzie jej pstryknąć parę
zdjęć. Bo dlaczego nie miałaby tego zrobić, zależało mu przecież,
by wylądować na pierwszej stronie gazet. - Chodźmy więc,
szkoda czasu, skoro mamy przyrządzić sobie coś smakowitego,
musimy się trochę pospieszyć.

-

Dziś? - Był mocno zaskoczony.

-

No tak, jak nie dziś, to kiedy?

-

W porządku, jak sobie życzysz. Ale czasu mam pod

dostatkiem, dziś ukaże się w prasie notka, że jestem
niedysponowany do końca tygodnia.

-

Zrobiłeś to, serio?

-

Jak najbardziej, może dla osób postronnych wygląda to

inaczej, ale moje życie nie składa się wyłącznie z przyjęć i
ważkich spotkań. Wszystko co mnie dziś czekało, to raport
ministra finansów.

RS

background image

54

Czyżby robił sobie z niej żarty? Trochę ją tym zbił z

pantałyku, już sama nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić.
Jak się właściwie miała do niego zwracać? Niby mówili sobie per
„ty”, ale teraz jakoś wręcz boleśnie dotarło do niej, że należą do
innych sfer.

- Jakiś problem? - zapytał, widząc zmieszanie na jej

twarzy. - Pamiętaj, umowa stoi, ja zwracam się do ciebie po
imieniu, ale ty do mnie również.

-

Skąd wiesz...

-

Masz pytania wypisane na twarzy, a ja sporą wprawę w

odczytywaniu cudzych myśli. W moim otoczeniu rzadko mówi się
coś wprost.

-

Moja mama była republikanką, nie przepadam za tytułami

i takim tam...

-

Nie musisz się tłumaczyć.

-

Wcale tego nie robię - zareagowała ostrzej, niżby chciała.

-

Po prostu powiedz to... - poprosił.

-

Co?

-

Aleksander.

-

Aleksander - powtórzyła, ale niezbyt pewnie.

-

To tylko imię, każdy je ma. Wyglądasz teraz tak, jakbyś z

całą świadomością pakowała się w tarapaty, jakby cię coś
zawstydzało. To do ciebie zupełnie nie pasuje.

-

Bo trochę głupio się czuję, jakbym popełniała jakieś

świętokradztwo.

-

Nie przesadzaj - uśmiechnął się, pokazując przy tym

idealnie równe, mlecznobiałe zęby. - Ja, wbrew pozorom, też
jestem człowiekiem. Tylko człowiekiem. Jakoś do tej pory nie
miałaś zbytnich obiekcji, jasno wyrażałaś swoje poglądy.

Powinien częściej się uśmiechać, pomyślała Laura, bardzo

mu z tym do twarzy.

- To taki mój problem, zanim pomyślę, już mówię. A potem

często żałuję, ale nie do końca. Często miałam przez to kłopoty.

RS

background image

55

- Nie wątpię. Tym razem nie masz jednak innego wyjścia, nie

zamierzasz chyba zwracać się do mnie na rynku Wasza
Wysokość? To natychmiast zakończyłoby całą zabawę.

-

Z pewnością.

-

Rozumiem, że się dogadaliśmy?

Laura pokiwała głową i wzięła do ręki koszyk na zakupy. Na

ramię zarzuciła swój, nieco już sfatygowany, plecaczek, w
którym znajdował się aparat fotograficzny. Jego soczewka była
tak ustawiona, by w każdej chwili móc nacisnąć migawkę. Może
dlatego czuła się nieswojo. Gdyby cokolwiek podejrzewał, z
pewnością by go tu nie było. Miała wrażenie, że Aleksander
darzy ją zaufaniem.

-

Czy Katie zdążyła na samolot? - zapytała, zamykając

drzwi. Na pewno wszystko będzie dobrze, pocieszała się w
duchu, on się w niczym nie połapie, a ona będzie miała swoją
satysfakcję. Jak zaczerpnie świeżego powietrza, mdłości znikną
bez śladu. Po co się tak denerwowała?

-

Tak, ale nie obyło się bez lamentowania i złości, dąsów i

protestów. Zupełnie jak małe dziecko.

- Ktoś za nią pojechał?
-

Nie jestem pewien, ale wszystko jest możliwe. Cóż, gdyby

to udokumentował jakiś reporter, wpadlibyśmy w niezłe
tarapaty. Dla wszystkich byłoby oczywiste, że księżniczka, po
swoim wypadzie z kolegami, została odesłana do matki do
Montorino.

-

A kiedy ma wrócić? - zapytała, zastanawiając się, czy on

słyszy fałsz w jej głosie, czy to tylko ją dręczą wyrzuty sumienia.
Miała wrażenie, że brzmi całkowicie nienaturalnie, żeby nie
powiedzieć sztucznie, i czuła się z tym obrzydliwie.

-

Niedługo - odparł, nie dostrzegając niczego niezwykłego w

jej zachowaniu.

-

Ach tak, jutro będziesz do niej dzwonił, prawda?

-

Tak, niania odbierze ją z lotniska, a potem wszystko zależy

już tylko od Katie.

RS

background image

56

-

- Długo tu mieszkasz? - spytał, gdy zeszli schodami w dół i

znaleźli się na ulicy.

-

Słucham? - Boże, musiała wziąć się w garść, koniecznie.

Dlaczego dziwi ją tak prozaiczne pytanie. -Ach, czy długo? -
Udała, że nie zrozumiała w pierwszej chwili, o co chodzi. - Całe
życie. Rodzice kupili ten dom, kiedy się urodziłam, i traktowali
go jak bazę wypadową.

-

Bazę?

-

Tak, bo bardzo dużo podróżowali. Mój ojciec był alpinistą,

a mama pisarką i podróżniczką zarazem. Opisywała różne
piękne zakątki świata. Byli cudowni, ale rzadko wpadali do
domu...

-

Chyba niezbyt miło wspominasz dzieciństwo?

-

Nie znałam niczego innego, więc nie było tak źle. Nianie,

opiekunki, szkoła z internatem, tak właśnie wyglądało moje
dzieciństwo. Jay, to jest Jenny, ciotka mojego ojca, zajęła się
mną, gdy zginęli rodzice. Wiele dla mnie poświęciła i zadbała o
to, bym miała gdzie mieszkać i z czego żyć.

-

Praktyczna kobieta - podsumował książę.

-

Praktyczna i kochana, tak wiele jej zawdzięczam... Kiedy

byłam już dorosła, przeprowadziła się na pierwsze piętro do
oddzielnego mieszkania. Uznała, że jestem już na tyle duża, że
sama powinnam decydować, kiedy wychodzę i kiedy wracam do
domu. To cudowna kobieta... Poza tym zawsze marzyła o tym,
żeby jej okna wychodziły na ogród.

- A ty lubisz ten ogród?
- Bardzo. Spędziłam w nim sporą część mojego dzieciństwa,

mimo że nie jest zbyt duży. Kiedyś, jak będę sławna i bogata,
kupię sobie wielki ogród z mnóstwem drzew i kwiatów.

- Czy mieszka tu jeszcze ktoś inny?
- Tak, piętro wyżej mieszka kilka dziewczyn, które pracują w

banku, a na samej górze Sean.

- Sean?
- To młody aktor, ale na razie niezbyt mu się wiedzie. Zarabia

na sprzątaniu i wyprowadzaniu psów. O, dziś rano, gdy

RS

background image

57

zadzwoniłeś do moich drzwi, myślałam, że to on. Często wpada
do mnie na kawę. Gdybym wiedziała, że to nie on, z pewnością
bym coś na siebie włożyła. - Zorientowała się, że zabrzmiało to
niezbyt taktownie. - To stary kumpel, wiecznie bez grosza -
pospieszyła z wyjaśnieniem. Spojrzała na księcia, ale jego twarz
nie zdradzała nic, żadnych emocji. No tak, gdy rozmówca milczy
zbyt długo, gotowi jesteśmy zrobić niemal wszystko, by zagłuszyć
ciszę, która staje się z każdą sekundą coraz bardziej dokuczliwa.
Laura paplała więc piąte przez dziesiąte. - Jakoś mi go żal, bo
jest całkiem sympatyczny i sądzę, że byłby dobrym aktorem.
Może ma za mało siły przebicia, tak jak ja. Sama szukam pracy,
więc go rozumiem.

- Nie pracujesz, a chcesz być sławna i bogata?
Radość z tego, że wreszcie się odezwał, była krótka.
Same ślepe uliczki, pomyślała przerażona i postanowiła jakoś

zgrabnie zmienić temat.

- A więc jesteś niespełnioną aktorką, jak on?
- Co takiego? - Mało nie parsknęła śmiechem, ale

podziękowała mu w duchu, bo podsunął jej świetne
usprawiedliwienie dla jej leniuchowania w domu. Osobiście nie
mogłaby być aktorką. Miałaby obsesyjnie dbać o urodę i figurę, a
w dodatku co i rusz szczerzyć zęby do żądnych krwi
papparazzich? Hm, nisko ją ocenił, a przecież był niby takim
znawcą ludzi. Chciała więcej, o wiele więcej, chciała zmienić ten
świat, ulepszyć... Więc co tu robię z tym człowiekiem? - zamy-
śliła się. Po co gonię za sensacyjnym materiałem, który zda się
psu na budę i zainteresuje tylko grono niezbyt ambitnych,
uwielbiających plotki czytelników? Dlaczego Jay pchnęła mnie
akurat w tę stronę? Czemu jej posłuchałam?

- Lauro? Jesteś tam?
-

Tak, przepraszam, zamyśliłam się. Otóż widzisz, szukam

swego miejsca na tym świecie, czegoś, co pogodziłoby ogrom
moich oczekiwań z całkowitym brakiem talentu.

-

Nie przesadzasz? Myślę, że po prostu możesz sobie

pozwolić na tę zwłokę i wybredność.

RS

background image

58

-

Kto wie... Rodziny się nie wybiera, nie każdy dostaje w

dniu urodzin gotowy scenariusz życia. Dotyczy to tylko
nielicznych, jak sam wiesz, głównie mężczyzn... - palnęła.

-

Lauro! Co chcesz przez to powiedzieć?

-

No tylko pomyśl, jak czuje się twoja siostra? Przecież jest

od ciebie starsza?

-

Tak, o pięć lat.

-

I to ma być dwudziesty pierwszy wiek? Taka dys-

kryminacja? Sądzisz pewnie, że siedzę z założonymi rękami i
czekam, aż mi spadnie manna z nieba. A myślisz, że do kogo
przychodzą lokatorzy, gdy trzeba zapłacić rachunek za
przeciekający dach albo urwaną rynnę? To nie jest tak, jak ci się
wydaje, Aleksandrze.

-

Przepraszam, nie zamierzałem cię krytykować. Chciałem

tylko powiedzieć, że masz jeszcze sporo czasu, by zrealizować
marzenia, a zawsze jakoś zarobisz na życie.

-

Czyżby? Nie po to studiowałam, by brać pierwszą robotę,

która się nawinie.

-

Wybacz mi moją niezręczność, nie chciałem cię dotknąć.

On mnie przeprasza? Boże, niech mnie ktoś uszczypnie... To

dopiero musiało być dla niego całkiem nowe doświadczenie,
ucieszyła się.

-

Staram się ciebie jak najlepiej poznać, dowiedzieć się,

czym się zajmujesz, co cię cieszy... Dla mnie jesteś nieznanym
obszarem, kto wie, może ziemią obiecaną...

-

A więc czujesz się jak odkrywca?

Ta rozmowa zmierzała w niewłaściwym kierunku, nie

chciała, by się czuł jak ktoś, kto musi przedzierać się przez
dżunglę. Jeszcze gotów nabrać podejrzeń, o ile już się to nie
stało.

- Przepraszam, Aleksandrze, jestem trochę przewrażliwiona

na punkcie praw kobiet i moich spraw zawodowych. Zdobyłam
solidne wykształcenie, a wciąż do niczego nie doszłam. Tę
dziedzinę życia uważam za niezbyt udaną. - A co mi się udało? -

RS

background image

59

zadała sobie w duchu pytanie. Miała ochotę parsknąć
sarkastycznym śmiechem.

- Ukończyłaś college?
- Studiowałam anglistykę na Oksfordzie. - Lepiej już nie

powiem, że do tego skończyłam studia z oceną bardzo dobrą, co
tylko pogłębia moją frustrację.

- Wspaniale...
- A dorabiam sezonowo jako kelnerka. Biura nienawidzę z

całego serca.

- To z pewnością ogranicza twój wybór.
- Mój ostatni pracodawca, z którym, nie z własnego wyboru,

niedawno się rozstałam, zasugerował, że może powinnam podjąć
się opieki nad dziećmi...

-

Co miał na myśli? - Książę uniósł brwi.

-

Głupia historia, szkoda słów.

-

Przynajmniej możesz sama decydować o tym, co i kiedy

robisz.

-

Chcesz przez to powiedzieć, że wolałbyś nie być następcą

tronu w Montorino?

-

Nie o to chodzi, po prostu jesteś wolnym, niezwiązanym

żadną rygorystyczną etykietą człowiekiem. Masz całkowicie
wolną rękę, co, przyznaję, może być bardzo uciążliwe, ale i
uskrzydlające. Ja znam swoją powinność i nie narzekam.

Może w takim razie powinien zrzec się tronu i zakosztować

tej upragnionej wolności? Mógłby też zrobić coś dla ludzi, dla
demokracji, zamiast się tu wymądrzać. Musiała mu jednak
przyznać rację. Tak, miała wolny wybór i to było cudowne. Z
całego serca chciała być dziennikarką, ale zawsze udawało jej się
wszystko dokładnie zepsuć. Taki specyficzny talent, można
powiedzieć. Dziś też podążała w tym jakże dobrze znanym
kierunku... Powinna wsiąść do najbliższego autobusu i uciekać
stąd, gdzie pieprz rośnie.

-

A co ty byś zrobił, gdybyś miał wolny wybór?

-

Nigdy nie pozwoliłem sobie na luksus podobnego

fantazjowania.

RS

background image

60

To odpowiedź godna następcy tronu, pomyślała, kogoś, kto

jest przyzwyczajony do udzielania wymijających odpowiedzi.

-

Nie do końca w to wierzę - powiedziała i spojrzała mu

prosto w oczy. Może uda jej się wyczytać coś z jego wyrazu
twarzy. - Pewnie zostałbyś na przykład rajdowcem. Czyż nie o
tym marzą wszyscy chłopcy? No powiedz, dziś jesteś zwolniony
od udzielania rozsądnych odpowiedzi.

-

Nie chciałbym cię zawieść, ale mam wrażenie, że jestem

przypadkiem beznadziejnym, urodzonym i niepoprawnym
pragmatykiem, totalnie pozbawionym fantazji.

Więc cóż tu robił, u diabła? Przecież go nie zmuszała do tego

szaleństwa. Przystał na nie w zasadzie bez chwili namysłu,
potulnie jak baranek. A może to tylko taka gra, żeby chronić
siostrzenicę? Nie, przecież dobrze wiedział, że i tak by z nim
poszła na tę durną uroczystość, nawet gdyby odrzucił jej
warunek. Coś tu było nie tak, skończony pragmatyk w jego
sytuacji nie szedłby z nią teraz spacerowym krokiem i nie
trzymałby w ręku koszyka na zakupy. Nie chciała go jednak
denerwować ani się z nim drażnić, być może naprawdę wierzył w
to, co mówił, bo tak było mu wygodniej.

-

Wybacz, nie chciałam ci zrobić przykrości. Już jesteśmy,

tylko spójrz, jak tu ładnie. Mam nadzieję, że nie dotarliśmy za
późno.

-

To dobra pora, przynajmniej będzie można się potargować.

-

Słucham? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Czy

musiał ją wciąż zaskakiwać? - Chcesz powiedzieć, że coś o tym
wiesz?

-

Coś chyba tak, znam się trochę na ekonomii. Łatwo

psujący się towar jutro będzie już do wyrzucenia, więc rozsądni
kupcy zechcą go sprzedać jeszcze dziś, nawet po o wiele niższej
cenie.

Jakby na potwierdzenie jego słów rozległo się głośne

nawoływanie jednego ze sprzedających, który zachęcał do kupna
towarów po obniżonej cenie.

-

Lubisz gotować, Lauro?

RS

background image

61

-

Dlaczego pytasz?

-

Bo jak rozumiem, zamierzasz dzisiaj stanąć przy kuchni.

-

A nie obawiasz się zasiąść ze mną przy wspólnym stole? -

Nie czekając na odpowiedź, ciągnęła dalej. -Dziękuję za dowód
zaufania.

- Pomyślałem tylko, że moglibyśmy pójść choćby na pizzę,

jeśli miałabyś ochotę. Nie musiałabyś wtedy krzątać się w
kuchni.

Uśmiechnął się szeroko, dostrzegając w jej oczach ciepło,

którego tak bardzo brakowało mu na co dzień.

- Aha, po prostu próbujesz wykręcić się od zakupów -

powiedziała zaczepnie. - Albo boisz się, że cię otruję. - Jakoś nie
mogła się powstrzymać, żeby mu trochę nie dokuczyć.

-

Ależ skąd, chciałem ci zrobić przyjemność. Poza tym

byłoby miło usiąść z tobą gdzieś przy stoliku i porozmawiać.
Chyba wolałbym to, niż patrzeć, jak krzątasz się po kuchni i
gotujesz.

-

Skąd ci to przyszło do głowy? - No tak, nie wpadł na to, że

mógłby jej pomóc w gotowaniu. - Sądziłeś, że będziesz się
przyglądał? Nie miałeś zamiaru mi pomóc? - udała zdziwienie.

-

Jeśli będę potrafił, czemu nie.

-

Chciałam przyrządzić bardzo smaczną tajlandzką potrawę

z gotowanych warzyw z przyprawami. Nauczyłam się gotować od
Jay, ona też dużo jeździła po świecie i wierz mi, jest mistrzynią
kuchni.

-

Jay?

-

To ciotka, która mnie wychowała, gdy zginęli moi rodzice,

ta, która mieszka nade mną.

-

Aha, więc ona nauczyła gotować ciebie, a teraz ty nauczysz

mnie?

-

Czemu nie, jesteś na dobrej drodze, powiedziałabym

nawet, że na bardzo dobrej, by stać się prawdziwym człowiekiem
- wypaplała, nim zdążyła ugryźć się w język. Na szczęście
podeszli właśnie do jej ulubionego straganu. - Cześć, Charlie! -
zawołała radośnie, może nawet radośniej niż zwykle, bo

RS

background image

62

sprzedawca spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem. - Co
masz dziś dobrego?

-

Hej, księżniczko, jak zwykle ci się poszczęściło, właśnie

urządziłem obniżkę: banany za pół ceny, sześć brzoskwiń za
cenę czterech!

-

Świetnie, wezmę brzoskwinie - zaśmiała się - ale nie jakieś

tam zgniłe spady ze spodu, pamiętaj, nigdy bym ci tego nie
wybaczyła.

-

Zraniłaś mnie w samo serce! - zawołał teatralnie młody

człowiek. - Ja miałbym dać ci zły towar? Ja?

-

Uważaj, żebyś się tu nie wykrwawił, bo potrzebuję jeszcze

kilku rzeczy. - Wzięła do ręki dużą cebulę i wręczyła ją
Aleksandrowi. - Zobacz!

Chwilę jej się przyglądał, jakby nigdy wcześniej czegoś

podobnego na oczy nie widział i w końcu z wyrazem triumfu,
uroczyście powiedział:

- To cebula!
Charlie spojrzał na niego i roześmiał się.
-

Niezły jest!

-

Nie trafiłem? - zapytał teatralnie książę, udając

zafrasowanie.

Laura, korzystając z małego zamieszania, nacisnęła przycisk,

który zwalniał migawkę jej aparatu fotograficznego.

- Wybierz jeszcze dwie - zwróciła się do księcia - i kilka

papryczek chili, czosnek i garść zielonej fasolki.

Aleksander stał przez moment nieruchomo, najwyraźniej

lekko oszołomiony.

- Poproś tego dobrego człowieka, to ci pomoże - za-

proponowała.

Pokiwał głową.
- W porządku. Poproszę zatem jeszcze dwie cebule, kilka

papryczek chili i sporą garść zielonej fasolki. Dobrze się
spisałem? - szepnął jej do ucha.

-

Wprost doskonale.

-

Jedną główkę czosnku? - spytał Charlie.

RS

background image

63

- Tak, jakąś małą, proszę - dorzuciła Laura, zanosząc się od

śmiechu.

- I kilka truskawek - zaimprowizował książę.
- Kilka? Można kupić kilka jabłek albo pomarańczy, ale

truskawki...

- Proszę złożyć mi ofertę, będziemy negocjować.
Przez chwilę targowali się jeszcze, nim książę wyjął z portfela

banknot i podał Charliemu.

- Zabierz tego swojego faceta, zanim mnie zrujnuje -

powiedział sprzedawca i uśmiechnął się do Laury.

- To trudny klient, jest ekonomistą.
- Naprawdę? Cóż, powinien wystartować w wyborach.

Dziękuję państwu - rzucił jeszcze przez ramię i zwrócił się do
następnego klienta.

Odeszli dwa kroki i Aleksander rzucił jej wyczekujące

spojrzenie, jakby chciał spytać, czy dobrze się sprawił.

- Wszystko w jak najlepszym porządku, ale nie musiałeś

płacić, nie oczekiwałam tego. - Nie wiedziała, czy powinna czuć
się w tej sytuacji zaszczycona, czy raczej oburzona. Z całą
pewnością jednak była zaskoczona tym, z jaką łatwością
odnajdywał się w prozaicznych sytuacjach, które musiały być
dla niego nowością. Sądziła, że książę się zbłaźni i wyjdzie na
głupka. - To ty nosisz przy sobie gotówkę? Jestem zdumiona...

-

Cóż, Lauro, nawet w moim średniowiecznym zamku w

Montorino wiemy, że w taksówkach, w restauracjach i na
targowiskach bardziej przydaje się gotówka, bo ludzie chcą
poczuć w ręku pieniądze, dziś i teraz. To lepsze niż przelew pod
koniec miesiąca.

-

Jak wrażenia? - zapytała, nie kryjąc ciekawości.

-

Na razie wspaniale, sądzę, że bez problemu mógłbym się

do tego przyzwyczaić i wieść takie życie, jak tak zwani normalni
ludzie.

-

Jeszcze nie jechałeś autobusem ani metrem.

-

A taki jest plan na jutro?

RS

background image

64

Czyżby i jutro mieli spędzić wspólnie czas? Więc to nie był

żart?

-

Jeszcze nie wiem, ale co to za frajda, skoro twoi

ochroniarze będą deptać nam po piętach? Bo nie sądzę, by
pozwolili ci przepaść bez wieści na ileś tam godzin.

-

W tym co mówisz, jest dużo racji, ale tym razem

wyprowadziłem wszystkich w pole. Nikt nie będzie nam deptał
po piętach, bo wszyscy sądzą, że mam wysoką temperaturę i leżę
w łóżku.

-

Strasznie uciążliwe to twoje książęce życie, praktycznie nie

masz żadnej prywatności. A co, jeśli chcesz się umówić z kobietą
na randkę? Także nie dają ci spokoju? - Może nie powinna być
aż tak natrętna w zadawaniu pytań i wścibska, ale przecież
dziennikarze zawsze muszą trwać na posterunku. Właśnie tego
uczyła ją Jay.

- Jesteś tym osobiście zainteresowana? - zapytał z

uśmiechem.

Zrobiło się jej głupio, zaczerwieniła się.
- A więc dokąd mnie jeszcze porwiesz? - Wprawdzie zgrabnie

zmienił temat, ale nie spuszczał jej z oka.

Laura sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej kartkę, na której

miała spisane produkty potrzebne do dzisiejszego obiadu.

-

Muszę kupić jeszcze pierś z kurczaka, świeżą bazylię i

oberżynę. Znajdziemy je po drugiej stronie targowiska. Potrzebne
nam też będą przyprawy i mleczko kokosowe - powiedziała,
zerkając na listę.

-

Nie zapomnij o bitej śmietanie do truskawek - przypomniał

książę. - Uwielbiam truskawki z bitą śmietaną.

-

Niech będzie, ale w ten sposób storpedowałeś moje plany

deserowe. Chciałam przyrządzić leguminę z brzoskwiniami
nasączonymi alkoholem.

-

O, to też nieźle brzmi, ale pewnie może wytrzymać do jutra,

a truskawki trzeba zjeść od razu, bo nie mogą długo leżeć.

RS

background image

65

-

Widzę, że w kwestii truskawek nie ustąpisz nawet o krok.

Dobrze, poddaję się, będzie, jak sobie życzysz - zażartowała. -
Mam też w domu lody, co ty na to?

-

Dwa desery do jednego obiadu? Czy to dopuszczalne w

świecie normalnych ludzi? - wybuchnął beztroskim śmiechem.

Rozbroił ją, jak mogła kiedykolwiek pomyśleć, że jest

arogancki czy wyniosły?

- Czasem to nawet konieczne, jak spotka się dwóch

łakomczuchów, a każdy z nich ma ochotę na coś innego. -
Odwzajemniła uśmiech. - Szczególnie gdy w grę wchodzą lody
waniliowe, których nie potrafię sobie odmówić. Może się nie
pochorujemy.

Zbliżyli się do wąskiego przejścia między straganami.

Aleksander usunął się nieco w bok i przepuścił ją przodem.
Nagle poczuła jego rękę na plecach. Ciepła, które ją ogarnęło, nie
dało się z niczym porównać. Przeniknęło jej bluzkę i rozlało się
po całym ciele, jakby stała pod gorącym prysznicem. Zadrżała na
myśl o tym, co mogłoby się jeszcze między nimi wydarzyć.



ROZDZIAŁ SZÓSTY



Aleksander czuł się prawdziwie wyzwolony. Jego życie

rządziło się na co dzień zupełnie innymi prawami. Doskonale
zdawał sobie sprawę, że nawet najmniejszy drobiazg nie uchodził
uwagi jego otoczenia, musiał się więc mieć nieustannie na
baczności. Inaczej zaraz zewsząd dochodziły go szepty,
ukradkowe spojrzenia i tajemnicze uśmiechy. Weszło mu więc w
krew zważanie na każde wypowiadane słowo, co wprawdzie było
bardzo uciążliwe, ale miało naturalnie także swoje zalety. Teraz
jednak zdał sobie sprawę, że jest tym potwornie zmęczony.
Żadnej prywatności, żadnego spokoju. Nigdy. To ważenie
każdego słowa, w szczególności wobec młodziutkich kobiet,

RS

background image

66

ukrywanie tego, co naprawdę myśli, swoich naturalnych reakcji,
przychylności, uśmiechu, przyprawiało go o mdłości. Miał tego
czasem powyżej uszu, nawet jeżeli rozumiał taką konieczność. A
tu nikt go nie znał, mógł całkiem anonimowo rozmawiać z
nieznanymi sobie ludźmi, nierozpoznany robić zakupy i nosić
kosz pełen smakołyków, nie wywołując tym niczyjego zdziwienia
czy oburzenia. Nikogo nie interesowało, w jaki sposób spogląda
na Laurę, ani jaki ma wyraz twarzy, gdy na nią patrzy. Mógł być
sobą, uśmiechać się, kiedy czuł taką potrzebę, mówić, kiedy
przyszła mu na to ochota, jednym słowem zachowywać się
zupełnie swobodnie. Był szczęśliwy, mogąc patrzeć na tę kobietę
i spędzać z nią czas. Był szczęśliwy, gdy się uśmiechała. Nawet
fakt, że położył dłoń na jej plecach, gdy przeciskali się przez
tłum ludzi, który w rzeczywistości nie był niczym
nadzwyczajnym, choć w jego otoczeniu niedopuszczalnym, nie
wzbudził żadnego zainteresowania. Tylko on wiedział, jak bardzo
radowało to jego serce. Mógł wreszcie zdjąć choć na moment tę
maskę, która z biegiem lat uwierała go coraz bardziej. Laura
była tu bardzo lubiana, wszyscy się z nią serdecznie witali i
najwyraźniej cieszyli się na jej widok. Lecz cóż w tym dziwnego,
jest przecież nadzwyczaj ładną i miłą osobą, ma w sobie
mnóstwo ciepła, a to przyciągało ludzi jak magnes. Nie sądził
nawet, że tak prozaiczna czynność jak zakupy na targu może
sprawiać tyle przyjemności. Z wielką radością dokładał do
koszyka kupowane przez nią produkty, z których potem miała
ugotować jakieś pyszności tylko dla nich dwojga. O,
przepraszam, poprawił się w myślach, z których razem mieli coś
ugotować, zgodnie z planem Laury. Zwyczajne życie, o którym
mówiła tak często, dla niego nie było ani trochę zwyczajne.
Odkąd przejął rządy, nigdy nie spędzał czasu tak beztrosko, a
już na pewno nie razem z kobietą. Razem - to było słowo, które
nie pojawiło się w jego słowniku już od bardzo dawna.

-

Kupię wino do naszego obiadu - powiedział, gdy

przechodzili obok budki z delikatesami.

RS

background image

67

-

Po co nam wino? - rzuciła przez ramię i przeszła kawałek

dalej.

Wtedy chwycił ją za rękę i pociągnął do siebie tak mocno, że

twarzą wylądowała tuż przy jego torsie. By złapać równowagę,
chwyciła go za koszulę. Objął ją wpół i stali tak jakiś czas bez
słowa.

- Hej! - Uniosła głowę, chcąc zaprotestować, lecz tylko

przygryzła dolną wargę, a na jej policzkach pojawiły się
rumieńce. To co zobaczyła w jego oczach, wielce ją zaskoczyło i
dalece odbiegało od wcześniejszych oczekiwań.

Dziś rano jeszcze ze wszech miar starał się wyjaśnić Katie,

dlaczego nie należy ulegać pokusom w miejscach publicznych, a
teraz sam najchętniej złamałby ten zakaz. Zrozumiał, jak się
czuła, patrząc w oczy chłopcu, w którym się zakochała, i marząc
tylko o tym, by ją wreszcie pocałował. Pragnęła, by cały świat
dowiedział się o tym, jak bardzo jest szczęśliwa.

-

Chciałbym kupić wino do obiadu, czy jest w tym coś złego?

-

Nie, skąd, przepraszam...

Nie chciał wcale, by go przepraszała, uwielbiał jej

zaczepność, czy może raczej brak opamiętania, to, że mówiła
coś, zanim zdążyła się zastanowić. Nigdy przedtem nie poznał
takiej szczerej kobiety.

-

Nie chciałem, byś mnie przepraszała - wyszeptał. - Czuję

się wprost doskonale, to wspaniała odskocznia od mojego
nudnego, codziennego życia. To znacznie lepsze niż wakacje.

-

To właśnie jest codzienność - próbowała go przekonać.

-

Nie dla mnie, Lauro, w moim prawdziwym życiu nie ma

miejsca na takie przyjemności. - Ujął jej dłoń i delikatnie musnął
ją ustami.

- Ależ nie... - wymamrotała z trudem, czując, że coraz

bardziej się rumieni.

Kosztowało go wiele wysiłku, by odsunąć się od niej choć o

krok, stworzyć konieczny dystans, nim jego brak pohamowania
wprowadziłby ich w prawdziwe zakłopotanie.

-

Prawda, że pozwolisz, bym wybrał dla nas wino?

RS

background image

68

-

Nie! - zaoponowała, by zyskać trochę na czasie. Kręciło się

jej w głowie, miała wrażenie, że za chwilę zemdleje.

-

Ty wybrałaś jedzenie, a ja wybieram wino, to będzie fair.

-

Nie wiem, czy tu chodzi akurat o sprawiedliwość. Fair czy

nie fair, co to ma do rzeczy? - Czuła, że powoli odzyskuje
równowagę, choć wciąż jeszcze miała ściśnięte gardło, a serce
waliło jej jak młot. - Przemawia przez ciebie typowy macho,
uwierz mi. Tak, tak, kuchnia to sprawa kobiet, ale wino już nie.
Tylko mężczyźni potrafią wybrać właściwe wino.

-

Też chciałbym się jakoś przyczynić do naszego wspólnego

posiłku - odparł, nie tracąc w najmniejszym stopniu dobrego
humoru. - Wnoszę o choć odrobinę równouprawnienia, droga
pani Vandrell. - Jakże dawno nie czuł się tak swobodnie, jakże
dawno nie rozmawiał z nikim, nie myśląc jednocześnie o tysiącu
zasad i ograniczeń.

- Ty chcesz mi mówić o równości i równouprawnieniu? -

oburzyła się, lecz po chwili zdała sobie sprawę, że znowu
przesadziła. - Przepraszam - uniosła ręce, jakby się poddawała -
czasami się zapominam.

-

To chyba zaraźliwe - powiedział z uśmiechem Aleksander,

na co Laura oblała się jeszcze większym rumieńcem i spuściła
głowę. - No, no. - Delikatnie ujął ją pod brodę i uniósł jej głowę. -
Możesz wierzyć lub nie, ale tu nie chodzi o męską dumę. Po
prostu też mam swoje mocne strony - zamruczał jak kot i
pocałował ją lekko w policzek. - Być może nie bardzo znam się
na warzywach, ale mam winnicę. To moja słabość i pasja
zarazem. Niekiedy udaje mi się nawet na dzień lub dwa wyrwać
na plantację i doglądać jej osobiście, czasem nawet biorę udział
w zbiorach.

-

Chylę więc czoła przed twoim znawstwem, Aleksandrze, ale

chciałam nadmienić, że do tej potrawy zwykle pije się piwo, a to
na szczęście mam w lodówce. - Jednak straciła trochę pewności
siebie.

-

Zgodnie z tradycją, gdy mężczyzna zaproszony jest na

obiad do pięknej kobiety, przynosi ze sobą butelkę...

RS

background image

69

-

Piwa w tym wypadku, bo curry zabija smak wina -

wystrzeliła jak z procy.

-

Widzę, że się nie poddajesz. - Jest nieskończenie uparta,

pomyślał, ale miało to także swój urok. - Więc ja ustąpię, dla
dobra sprawy. Ale nie zaprzeczysz chyba, że do truskawek
najlepszy jest szampan?

-

W moim świecie rzadko pija się tak wytworne trunki...

-

A czy w twoim świecie zdarza się w ogóle, by czasem

kobieta ustąpiła mężczyźnie, którego lubi? - A on pożąda jej
całym sobą, pomyślał i zacisnął usta.

-

Może... No dobrze, ten jeden raz, ale jutro... - Tu przerwała

i ugryzła się w język. Zdała sobie bowiem sprawę, że zabrnęła za
daleko.

-

Ale jutro co? - zapytał, zniżając głos. Nie chciał, by

przemilczała to, co miała ochotę wcześniej powiedzieć. Uwielbiał
w niej tę frywolną zaczepność. - Czy zaplanowałaś już, co
będziemy robić jutro?

Zawahała się i zmarszczyła czoło.
- A na co miałbyś ochotę, Aleksandrze?
Z tobą na wszystko, pomyślał.
- Przecież to twój świat, zdałem się całkowicie na ciebie,

Lauro, jestem w twoich rękach. - Ta wizja była zarazem zabawna
i podniecająca. - Szampan jest dobry na wszystko - powiedział i
odwrócił się do sprzedawcy.

Przyglądała się, jak z prawdziwym znawstwem rozmawia ze

sklepikarzem na temat winobrania, różnych roczników, i
sprawiło jej to przyjemność, a nawet napełniło dumą. W końcu
wybrał butelkę, która kosztowała majątek.

Tak pochłonęła ją ta scena, że na śmierć zapomniała o

robieniu zdjęć. Jakoś dziwnie ją rozpraszał i wywoływał w niej
na tyle żywe emocje, że nie potrafiła skoncentrować dostatecznie
uwagi na realizowaniu własnego planu. Jednak akurat to nie
powinno jej dziwić. No, ale w zaistniałych warunkach nie była w
stanie myśleć o karierze. Wokół działo się tyle fantastycznych i
niezwykłych rzeczy...

RS

background image

70

Pierwszą niespodzianką, jaką zauważyła Laura, gdy

przekroczyła drzwi swojego mieszkania, była migająca lampka
na automatycznej sekretarce. Z ciężkim sercem podeszła do niej.
To musiał być Trevor McCarthy, do którego nie zgłosiła się,
odkąd przysłał jej kamerę. Nie chciała, by ją wypytywał o
szczegóły, zwyczajnie nie miała na to ochoty. Z pewnością
przekazano mu zdjęcie Kateriny opuszczającej jej mieszkanie, i
od tej chwili nie dawał jej już spokoju. Za wszelką cenę chciał się
dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Ale jak na zawodowca
nie działał zbyt skutecznie, pomyślała z satysfakcją. Powinien
zrobić coś więcej niż tylko wydzwaniać do niej i próbować
przymusić ją do mówienia. Nie mógł się przecież nie domyślać,
że musi mieć jakieś niemal osobiste powiązania z księżniczką,
skoro gościła ją u siebie, nie mówiąc już o jej wuju, który także u
niej przecież bywał, co z kolei nietrudno było utrwalić na kliszy
fotograficznej. Na samą myśl, co by było, gdyby skontaktował się
z księciem, ścinała jej się krew w żyłach. Zamiast tego jednak
usiłował jej cały czas udowodnić, że jest całkowicie bezużyteczna
i że nie odczuje żadnej straty, wywalając ją na zbity pysk. Najwy-
raźniej, po odesłaniu Kateriny, nie spodziewał się już żadnej
sensacji i nie wysłał człowieka, żeby czatował pod drzwiami jej
domu. A to duży błąd, bardzo duży błąd, pomyślała i
uśmiechnęła się sama do siebie. Gdyby dostarczyła mu choć
jedno zdjęcie ze swojej dzisiejszej wyprawy na targ, zarobiłaby
krocie, ale z pewnością już nigdy więcej nie zobaczyłaby księcia.

- Wezmę to do kuchni - usłyszała nagle za plecami.
- Proszę? - Była zaskoczona, sądziła, że nie ma go tu w

pokoju. Jego głos brzmiał niby tak spokojnie jak zwykle, ale
jednak wyczuła w nim lekką nutę zdenerwowania. Zdała sobie
sprawę, że nawet gdyby czekał w kuchni, praktycznie nie mógłby
nie usłyszeć zbulwersowanego głosu jej szefa, żądającego
informacji na temat księcia Aleksandra.

-

Słuchaj sobie dalej - powiedział. - Nie chciałem ci

przeszkodzić.

RS

background image

71

-

To chyba ktoś z pizzerii - próbowała uratować sytuację. -

Pewnie chcą, żebym pracowała dziś w nocy. Ach, nieważne -
machnęła teatralnie ręką.

-

Lepiej odsłuchaj do końca, nigdy nic nie wiadomo. -

Wyszedł i przymknął za sobą drzwi.

No pięknie, więc wie, że to nie dla jego uszu. Cholera, pewnie

wszystko słyszał! A może wyczytał to z jej wyrazu twarzy?
Obojętne, tak czy siak, wiedział, że coś tu śmierdzi. Była na
siebie wściekła. Dlaczego nie potrafiła przybierać odpowiedniej
maski, jak czynili to inni? Dla niej to prawdziwe wyzwanie na
przyszłość i najwyższa pora, by podejść do tego poważnie. Wzięła
głęboki oddech i ponownie włączyła sekretarkę.

- Witaj, kochanie, poszukuje cię człowiek, dla którego

ostatnio pracowałaś. Koniecznie chce się z tobą skontaktować.
Odezwij się do mnie, może uda nam się coś wspólnie wymyślić.

Cała Jay, pomyślała Laura z podziwem, zawsze w stu

procentach profesjonalna. Chyba nigdy nie popełniała błędów,
zawsze pozostawiała na taśmie tylko konieczne wiadomości.
Żadnych zbędnych śladów czy namiarów.


Aleksander postawił koszyk na stole w kuchni i włożył

szampana do lodówki. Starał się nie myśleć o migającym
światełku na sekretarce Laury. Dziwnie to na nią podziałało,
stała się jakaś nieswoja, zaczerwieniła się. Nie chciał snuć
domysłów, kto mógł być dla niej na tyle ważny, by wywołać taką
reakcję. Zresztą jakie miał do tego prawo? Oszukiwanie się było
całkowicie pozbawione jakiegokolwiek sensu, nadszedł czas, by
wreszcie zapanował nad sytuacją, bo miał wrażenie, a raczej
pewność, że wymyka mu się spod kontroli. Odkąd ujrzał jej
błękitne, rozgwieżdżone oczy, poczuł delikatność jej skóry pod
palcami, nieustannie kusiło go, by być blisko niej. Pragnął
odepchnąć od siebie te natrętne myśli, a raczej musiał trzymać
je na wodzy, by nie zabrnąć za daleko. Zaczął rozpakowywać
kosz, wsłuchując się jednocześnie w szmery dochodzące zza

RS

background image

72

drzwi i jej rozkoszny śmiech. Usłyszał zbliżające się kroki i do
kuchni weszła Laura.

-

Brawo, widzę, że czynisz postępy! - ucieszyła się.

-

Staram się - odparł raczej posępnie, widząc jej rozpalone

policzki i dobry nastrój. Czy miał prawo być zazdrosny?

-

Napijesz się herbaty? - zapytała, wkładając warzywa do

lodówki. - Moglibyśmy usiąść na zewnątrz - zaproponowała.

-

To takie bardzo angielskie - powiedział i poczuł się jakoś

dziwnie obco. Może dlatego, że wydał się sobie nagle mało
ważny, a bardzo nie lubił tego odczucia, a już na pewno nie
wtedy, gdy chodziło o Laurę Vandrell.

-

Ale to jest właśnie normalne życie, a nie jakaś

hollywoodzka wersja Anglii. Masz ochotę na bułkę z dżemem
domowej roboty? A może raczej na kawę z ciasteczkami?

-

A co z naszym obiadem, nie powinniśmy zacząć już

działać? - zapytał.

-

Myślę, że mamy jeszcze małą godzinkę, to nie jest

specjalnie czasochłonne. No chyba że się gdzieś spieszysz -
dodała po chwili. - Może zorientowali się już, że zniknąłeś bez
śladu, i zaczęli bić na alarm?

-

Jeżeli wolisz, bym wkrótce poszedł, po prostu mi to

powiedz - odciął się.

Czyżbym go dotknęła? Dlaczego stał się znowu mniej

przystępny i jakiś obcy? Może uważa, że skoro jest tu ze mną,
powinnam bez reszty poświęcić mu uwagę? Trochę ją to
zirytowało, a poza tym nie byli tu na zamku królewskim, gdzie
on grał pierwsze skrzypce, tylko u niej w domu.

-

To zależy tylko i wyłącznie od ciebie, ja mam czas - odbiła

piłeczkę.

-

Sądzę, że nie liczyłaś się z tym, że zostanę u ciebie aż do

wieczora.

Nic nie odpowiedziała.
-

Może masz jakieś inne plany? - zapytał w końcu.

-

Zarezerwowałam sobie cały dzień, jeśli to masz na myśli.

RS

background image

73

-

Bardzo to miłe z twojej strony i hojne, ale czuję się trochę

tak, jakbym się wprosił, więc jeżeli ci to nie na rękę, to...

-

Gdyby było mi nie na rękę, powiedziałabym ci o tym,

Aleksandrze, to zwykłe życie i nie ma potrzeby czegokolwiek
udawać.

-

Ale odniosłem nieodparte wrażenie, że właśnie przełożyłaś

jakieś spotkanie...

A więc słyszał nagranie na sekretarce, tylko wyciągnął

niewłaściwe wnioski. Zdała sobie sprawę, że kierowała nim nie
podejrzliwość, lecz zazdrość, i ogromnie jej to pochlebiło.

- Ktoś chce mnie złapać w sprawie pracy - wyjaśniła krótko. -

A to drugie nagranie, to moja ciotka Jay, o której ci
opowiadałam. Ten człowiek dodzwonił się także do niej i chciała
mi o tym powiedzieć. Chodzi o spotkanie...

- Teraz? - zapytał.
-

Nie żartuj, teraz mam inne plany. Daj już spokój,

Aleksandrze, jeśli nie chcesz herbaty, weź sobie zimne piwo z
lodówki, idź do ogrodu i odpręż się trochę. - To niemożliwe, by
był o mnie zazdrosny, pomyślała, i niedorzeczne! Doskonale
wiedziała, że gdyby tylko kiwnął palcem, u jego stóp leżałyby
najpiękniejsze kobiety z Montorino, a i niejedna atrakcyjna
Angielka nie oparłaby się jego urokowi, a już na pewno
majątkowi i pozycji. Poruszył ją i rozczulił, zrozumiała, że wcale
nie jest aż tak pewny siebie i wcale nie uważa, że każda kobieta
bez wahania wszystko by dla niego rzuciła. A więc i on bywał
zwyczajnie zazdrosny, miewał normalne odczucia. Informacja ta
sprawiła jej prawdziwą przyjemność.

-

A co z tym sąsiadem z góry, nie chciał wpaść na kawę?

-

Sean? Ależ Aleksandrze, to już naprawdę przesada! -

roześmiała się. - Po pierwsze, dostał jakąś trzecioplanową rolę w
filmie i wróci dziś bardzo późno...

-

Jak późno? - nie dawał za wygraną.

-

A co to ma za znaczenie? Po drugie, doskonale wie, że na

nic innego oprócz kawy nie może liczyć. - Zrobiło się jej go żal,

RS

background image

74

próbowała więc dodać mu otuchy, choć i sama nie wzgardziłaby
teraz dobrym słowem.

- Więc chcesz przez to powiedzieć, że ty nie...?
Laura uniosła jedną brew, jakby nie rozumiała, o co mu

chodzi, zmuszając go tym samym do wyjaśnień.

-

No, ty i Sean?

-

Co ja i Sean?

-

Nie spotykacie się? - wydusił wreszcie.

-

Nie umawiam się na randki z moimi sublokatorami, nawet

jeśli są całkiem do rzeczy. Wszystko już jasne? - Odwróciła się,
wyjęła z lodówki butelkę piwa i wcisnęła mu ją do ręki. - Idź do
ogrodu i wyluzuj się, i to już - rozkazała. - A ja coś tu przygotuję.

Ten widok był naprawdę szokujący, wprost nadzwyczajny:

książę Aleksander w jej malutkim ogródku! Tego jeszcze nie
grali, pomyślała zaskoczona obrotem rzeczy, patrząc z
prawdziwą satysfakcją, jak Aleksander wyciąga się na jej
bambusowym fotelu ogrodowym. Zamknął oczy, jakby szukał
zapomnienia, a na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech.
Wyglądał na bardzo zadowolonego.

-

Wiesz - odezwał się, gdy do niego podeszła - cudowne jest

to twoje zwykłe życie, z całą pewnością mógłbym się do niego
przywiązać. To nawet może okazać się niebezpieczne...

-

Ciekawe, co powiedziałby twój lud, gdyby cię teraz

zobaczył...

-

Mój lud? To brzmi tak, jakbym miał nad nim całkowitą

władzę.

-

A nie jest tak? Przecież są pozbawieni nawet prawa do

ziemi...

-

To ludzie gór i nikt nie byłby w stanie zmusić ich do

czegokolwiek. Nie są ani ciemni, ani prymitywni. Zapewniam cię,
że myślą jasno i logicznie i są dobrze wykształceni. A ja nie
jestem takim tyranem, za jakiego mnie masz, kara chłosty i
niewolnictwo zostały zniesione w Montorino już przed wiekami.

RS

background image

75

-

A ta dziewczyna, która przyszła, by mi opatrzyć

zadrapania, dlaczego tak strasznie trzęsły się jej ręce?

-

Sam tego nie pojmuję, czują przede mną przedziwny

respekt, ale nie myśl sobie, nie zawsze mi to na rękę.

-

A więc jednak dążysz do tego, by się ciebie bali -

powiedziała z wyrzutem.

-

To się dzieje poza mną, dziś rano rozmawiałem z tamtą

dziewczyną, chcąc ją zapewnić, najdelikatniej jak potrafiłem, że
nie ma podstaw do żadnych obaw. Była przekonana, że straciła
pracę. Ale nic nikomu o tym nie mów, bardzo cię proszę, bo to
mogłoby mi zepsuć reputację. Lepiej będzie, jak będą mnie
postrzegać jako chłodnego, autokratycznego władcę, który nie
zna litości. Tak jest łatwiej o posłuch - zapewnił ją.

-

Na pierwszy rzut oka tak się właśnie prezentujesz, wcale

się nie dziwię, że na cały twój personel przy najmniejszej
błahostce pada blady strach. Ale przy bliższym poznaniu... jesteś
zupełnie inny. Muszę to przyznać, jako neutralny obserwator.

-

Neutralny?

-

Myślę, że tak. Ale wciąż mam takie wrażenie, że żyjesz

przeszłością.

-

To może za sprawą wielowiekowej tradycji, wszelkie zmiany

wydają się wówczas zbyt szybkie i zbyt rewolucyjne. Weź pod
uwagę, że mój dziad to wiekowy człowiek, a to on przede
wszystkim wyznacza kierunek marszu.

-

Ale przecież ty... niedługo... jak on... - Nie wiedziała, jak

ująć to w słowa.

-

Przejmę całkowicie władzę, jak on umrze? To chyba

naturalne.

-

Opowiedz mi coś o Montorino - poprosiła. - Tyle razy

widziałam je na widokówkach i w folderach, ale nigdy tam nie
byłam. Wydaje się, że to wyjątkowo przepiękne państewko.

-

Bo jest przepiękne, Lauro, góry, winnice, jeziora! A do tego

urokliwe wioski, nawet stolica wygląda tak, jakby była z bajki.
Wierz mi, kocham ten kraj ponad wszystko - rozmarzył się.

RS

background image

76

-

Z tego co wiem, obok niemal średniowiecznej zabudowy

jest tam też bardzo nowoczesna infrastruktura, banki...

-

No cóż, bankowcy na ogół lubią spokój. Dobry los

oszczędził naszemu państwu tragicznych wydarzeń i trudnych
dróg historii. Na nasze szczęście jesteśmy tylko maleńkim
punktem na mapie, niemającym dla nikogo najmniejszego
znaczenia strategicznego. Gdyby nie to, z pewnością nie byłoby
dziś tak różowo.

-

To brzmi nadzwyczajnie - szepnęła Laura.

-

To nie tylko brzmi nadzwyczajnie, to jest prawdziwie

niebiańskie!

Laura odchyliła się do tyłu i zamknęła oczy. Powietrze

przepełniał delikatny zapach wczesnych róż, których pąki,
zachęcone coraz cieplejszym słońcem, powoli rozchylały się,
wyglądając na świat. Nie tak jednak wyglądało na co dzień
normalne życie, jak miała mu to uzmysłowić? Pewnie, że gdy
siedział, choćby w małym ogrodzie, na wygodnym fotelu, ze
szklanką piwa i wdychał zapachy wiosny, w zwykłym życiu mógł
dostrzegać jedynie same zalety. Ciekawe, jak zachowałby się,
gdyby przyszło mu znieść jakieś trudy czy przykrości, do których
przecież w ogóle nie był przyzwyczajony?


Aleksander nie mógł oderwać od niej oczu. Wyglądała jak

anioł, który przypadkiem trafił tu, do tego zakamarka, i
zmęczony zamknął oczy i zasnął. Kim była ta kobieta, która
jakimś dziwnym zrządzeniem losu pojawiła się w jego życiu?
Miał dziś nawet sprzeczkę z Karlem, który próbował wywrzeć na
nim presję i wzbudzić w nim wyrzuty sumienia. Chciał, by
zachował, według niego konieczną, ostrożność, by nie zapo-
minał, kim jest. A przecież o to właśnie w tym wszystkim
chodziło, pragnął zapomnieć się z tą kobietą, pragnął jej
bezgranicznie ufać i wierzyć. To ona uzmysłowiła mu, jak bardzo
był samotny, jak bardzo, tak naprawdę, opuszczony. Pożądał jej,
chciał być blisko niej, dotykać jej gładkiej skóry, słuchać jej
ciepłego głosu, rozkoszować się jej zadziornością. Była urocza i

RS

background image

77

taka prawdziwa, cieszyło go to i bawiło. Mówiła zawsze to, co
myśli, niczego nie udawała, nie czaiła się i miała w sobie tyle
energii, tyle radości życia, że każdy mężczyzna musiał czuć się
nią zauroczony. Gdyby nie to, już dawno powinien zadać sobie
pytanie, co właściwie robiła tamtego wieczoru na terenie jego
rezydencji i jak udało jej się tam niepostrzeżenie wejść. Zupełnie
jakby stracił instynkt samozachowawczy, jakby zatracił zdolność
logicznego myślenia.

Nagle wstał i wszedł do mieszkania Laury. Było niewielkie,

ale bardzo przytulne. Na ciemnej drewnianej podłodze leżał stary
dywan. W rogu stały jasna sofa i fotel, a na ścianach
zamontowane były liczne półki z książkami: podróże, biografie,
wspinaczka wysokogórska. Dziwne zainteresowania jak na tak
młodą kobietę, ale przecież jej rodzice byli podróżnikami, przy-
pomniał sobie. Jego wzrok przyciągnęły niemal jednakowe
książki ustawione w długim szeregu na jednej z półek. Na
wszystkich widniało to samo nazwisko: Bruce Vandrell. Z tyłu
na okładce znajdowało się zdjęcie autora - rozwichrzona blond
czupryna i niebieskie oczy. To rozwiało jego wątpliwości, Laura
była bardzo podobna do swojego ojca. Zrobiło mu się lżej na
sercu. Jedynie plik magazynów „Celebrity” nie pasował do tego
miejsca. Na jednym z nich, na samym wierzchu, widniała jego
fotografia. Więc może jednak obawy Karla nie były
bezpodstawne? Na stoliku koło kanapy leżała torebka Laury, już
nieco podniszczona. Nie znalazł w sobie siły, by zajrzeć do
środka. Podszedł więc do automatycznej sekretarki. Była
wyłączona, lecz cóż w tym nadzwyczajnego, skoro Laura była w
domu. Po chwili zauważył jednak, że i telefon był odłączony od
sieci, co nie wydało mu się już takie oczywiste. Podłączył kabel i
nacisnął przycisk „ostatni numer”. Właściwie nie zdążył się
nawet zastanowić, dlaczego i po co to robi, działał pod wpływem
emocji. Po dwóch sygnałach w słuchawce odezwał się jasny,
kobiecy głos: - Słucham, Jay Vandrell.

Speszony, szybko odłożył słuchawkę, wyrzucając sobie, że

snuł jakieś podejrzenia wobec Laury. Wyłączył telefon i wrócił do

RS

background image

78

ogrodu. Laura nadal spała. Jej oddech był cichy i spokojny.
Żałował, że nie może cofnąć czasu, a tym samym tego, co zrobił.
Tak bardzo pragnął zawierzyć swojemu instynktowi. Dlaczego
wciąż nosił w sercu podejrzliwość i nieufność?



ROZDZIAŁ SIÓDMY


Laura ziewnęła i przetarła oczy. Zaraz potem zerwała się na

równe nogi. Słońce zachodziło już, a jej ogród poszarzał i zbladł.
O rety, która to godzina, pomyślała przerażona. Zasnęła, i to na
długo... Jej wzrok padł nagle na Aleksandra i wszystko jej się
przypomniało.

-

Tak mi przykro - powiedziała. - Bardzo cię przepraszam!

Długo spałam? Błagam, powiedz, że nie chrapałam!

-

Nie, skąd - odpowiedział łagodnie, ale z lekkim

uśmiechem.

Cóż, przecież niczego nie mogła być pewna, może na przykład

mówiła przez sen, podobno miała do tego skłonności.

- Musiałaś być bardzo zmęczona, to wszystko przez Katie,

przez tę jej przygodę.

No właśnie, pognębiła się do reszty. Gdyby była

profesjonalistką, nie miałaby tamtej nocy problemów z
zaśnięciem.

-

Niepotrzebnie się o nią martwiłaś.

-

Może i tak, ale najgorsze jest, że dałam się tak nabrać.

Jestem zbyt łatwowierna.

-

Nie bądź dla siebie aż tak surowa.

-

Ale to prawda, byłam kiedyś na festiwalu rockowym i jakaś

młoda dziewczyna poprosiła mnie, żebym potrzymała jej chwilę
dziecko, bo musi iść do toalety. Nie zobaczyłam jej przez dwa
kolejne dni...

RS

background image

79

-

I oczywiście nie oddałaś dziecka do pogotowia

opiekuńczego? - wpadł jej w słowo.

-

Oczywiście, że nie, jak mogłabym to zrobić? Szkoda mi

było tego dzidziusia, a poza tym może ta dziewczyna
potrzebowała trochę wytchnienia? W końcu zostawiła wszystkie
swoje rzeczy, torebkę i w ogóle. Ale to prawda, niewiele udało mi
się wtedy zobaczyć na tym festiwalu, co nie skończyło się dla
mnie zbyt dobrze, bo pojechałam tam jako młoda dziennikarka.
Miałam przygotować relację, no i mi się nie udało.

-

Gdyby opowiedział mi to ktokolwiek inny, może bym nie

uwierzył, ale do ciebie to bardzo podobne.

-

No właśnie, nawet ty już wiesz, jaka jestem naiwna.

-

Nie tak bym to nazwał. Jesteś po prostu miła, uczynna i

wspaniałomyślna, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Dałbym sobie uciąć rękę, że gdybyś raz jeszcze znalazła się w
takiej sytuacji, postąpiłabyś tak samo.

-

To brzmi jak komplement, ale nie jestem pewna...

-

Już ty doskonale wiesz, co miałem na myśli. - Ujął ją za

dłoń i przyciągnął do siebie.

-

Że jestem całkiem sympatycznym głuptaskiem! - Stanęła

na palcach i cmoknęła go w policzek.

Przytrzymał ją przez chwilę, patrząc jej głęboko w oczy.
- No chodź - powiedziała - najwyższy czas, by ci

zademonstrować, że nigdy nie idę na łatwiznę. Pewnie drugi raz
nie podjąłbyś takiego ryzyka. - Weszła do kuchni i wręczyła mu
torebkę z cebulą. - Trzeba to obrać.

- Chcesz koniecznie wydusić ze mnie łzy? - powiedział,

przystępując do pracy.

Gdy się odwróciła, dostrzegła na jego policzku strużkę.

Podeszła i wytarła ją brzegiem bluzki. Dopiero po chwili zrobiło
się jej trochę głupio. - Musiałam to zrobić, bo gdybyś dotknął
oka swoją ręką, dopiero byś płakał - próbowała się wytłumaczyć.
Potem zniknęła za drzwiami i za moment wróciła z chustką w
ręku. Z największą delikatnością przetarła mu raz jeszcze
policzek.

RS

background image

80

Chwycił ją za nadgarstek, a jego oczy płonęły. Pragnął tej

kobiety, pożądał jej i dałby teraz wiele, by być zwykłym
śmiertelnikiem, by móc poprosić ją, by spędziła z nim nie dzień
czy tydzień, ale całe życie. Wtulił twarz w jej miękkie włosy,
rozgrzane promieniami słońca. Pachniały jak świeża łąka.

- Może już lepiej zajmij się fasolą – powiedziała - nim

zrobisz coś, czego będziesz żałował. - Odsunęła się o krok,
ratując go przed sobą samym. - Lepiej już? - zapytała, nie
patrząc mu w oczy.

Pragnął powiedzieć „nie”, nie chciał, by oddalała się od niego,

marzył, by wróciła w jego ramiona i nigdy go już nie opuszczała,
by całowała go mocno, namiętnie, bez pamięci.

Jako że milczał, uniosła wzrok i zobaczyła w jego oczach

płomień pożądania.

Z najwyższym trudem zdławił ten ogień, ale nie mógł wydusić

z siebie ani słowa. Po chwili odezwał się wciąż jeszcze
stłumionym głosem:

-

Nie daj się zmylić, cóż znaczy te kilka łez? Poradzę sobie,

nie ma o czym mówić. - Wziął do ręki nóż i dalej kroił cebulę.

-

Tylko nie pocieraj teraz oczu, pamiętaj. Jesteś przecież

przyszłością swego narodu - dodała filuternie.

Czuł się całkowicie bezbronny wobec tej kobiety.
- Co masz na myśli?
Ponieważ skończył, uśmiechnęła się i podała mu fasolę, a

sama zajęła się papryczkami chili.

-

Chyba zbliża się czas, byś postarał się o swego następcę. -

Spojrzała na niego, gdyż kątem oka zauważyła, że przestał
obierać fasolę. - Przed laty chodziły jakieś pogłoski, że łączyło cię
coś z pewną dziewczyną, którą poznałeś na uniwersytecie.

-

Masz na myśli Juliet?

-

Chyba tak, w jednym z numerów „Celebrity” jest napisane,

że złamała ci serce. Czy to prawda? Podobno od tamtego czasu
nigdy już nie myślałeś poważnie o żadnej innej kobiecie. - Nie
powinna była go o to pytać, to tak, jakby bezprawnie
przekroczyła granicę. - Przepraszam - powiedziała - nie chciałam

RS

background image

81

być wścibska. - Pochyliła się nad deską i zajęła się chili. - Wiem,
zachowuję się jak intruz, zawsze przysparza mi to kłopotów.

-

Nie, naprawdę nic się nie stało, przywykłem do tego, że

moje życie nie należy do mnie - powiedział, gdy przysiadła się do
niego. - Moje życie jest sprawą publiczną i wszystko, co powiem
lub zrobię, natychmiast jakimś cudem znajduje swoje
odzwierciedlenie w mediach. Dotyczy to także kobiet, mam
nadzieję, że jesteś tego świadoma? Po przyjęciu twoje nazwisko
na długo nie zniknie z gazet.

-

Domyślam się, że to niezbyt miłe. Jak znosiła to ta kobieta,

z którą byłeś związany?

-

W sumie nie brała sobie tego zbytnio do serca, ale za to jej

obecny mąż nie bardzo sobie z tym radzi, irytowało go to bez
granic.

-

Tego to ja już naprawdę nie rozumiem, dlaczego miałoby

go to irytować, przecież została jego żoną, więc powinien być
raczej dumny.

-

Chwileczkę, to ja tu jestem pragmatykiem - roześmiał się.

-

W takim razie to zaraźliwe. Sądzę, że jestem przygotowana

na tę batalię i zapewniam cię, że sobie z tym poradzę.

-

Cieszę się, że to mówisz, potwierdzasz w ten sposób moje

przypuszczenia. Zresztą, gdybym spodziewał się czegoś innego,
nie pozwoliłbym, byś się w to angażowała. Ale do końca nawet ty
tego nie możesz wiedzieć, na dobrą sprawę naprawdę trudno
przewidzieć własną reakcję, bo to nieprawdopodobny stres.

-

Czy taki był powód waszego rozstania? - zapytała. - Nie

wytrzymała?

-

Juliet była moją przyjaciółką. Tylko przyjaciółką - dodał po

chwili. - Zostałem u jej rodziny w Norfolk, gdy zmarła moja
babka. Potrzebowałem trochę wytchnienia, jakiegoś spokojnego
miejsca, odosobnienia, by przemyśleć sobie wiele ważnych dla
mnie spraw - powiedział, trochę się jakby tłumacząc. - Wierz mi,
Lauro, gdybym kochał jakąś kobietę tak bardzo, że pragnąłbym
spędzić z nią wszystkie moje dni, to zapewne z powodu tej
miłości musiałbym od niej odejść.

RS

background image

82

Spojrzała na niego zadziwiona.

-

Rozumiem. - Pokiwała głową. - By zaoszczędzić jej tych

wszystkich przeżyć, tego niekończącego się koszmaru.

-

Czy to jest już wystarczająca odpowiedź na twoje pytanie?

- zapytał.

-

Przykro mi, Aleksandrze, naprawdę, bardzo przykro. -

Dalsze wyjaśnienia nie były jej już potrzebne, zrozumiała, że
odrzucenie

przez

niego

małżeństwa

stanowiło

wielkie

wyrzeczenie, godną podziwu ofiarę.

-

Całkiem niepotrzebnie, to przecież nie twoja wina, taki jest

ten nasz świat - powiedział z namysłem. - A wygrywa ten, kto to
potrafi zrozumieć i zawczasu zaakceptować.

-

Miałeś rację, Aleksandrze, szampan i truskawki

komponują się wprost fantastycznie! - Laura czuła już pierwszy
szum w głowie. - Cudowna kombinacja! -roześmiała się.

-

Lody także były przepyszne, nie mówiąc już o daniu

głównym. - Rzucił okiem na stos naczyń piętrzący się w zlewie. -
Rozumiem, że teraz powinienem się wykazać umiejętnością
zmywania?

-

Przyznam, że taki był zdradziecki plan - powiedziała z

niewinną minką - ale doszłam do przekonania, że włączę jednak
zmywarkę.

- Myślałem, że jest może zepsuta, bo prawdę mówiąc,

zauważyłem ją, gdy szukałem patelni.

-

Czemu więc udawałeś, że jej nie widzisz?

-

Może nie chciałem ci psuć zabawy?

- Nigdy nie ośmieliłabym się stanąć ci na drodze do szczęścia,

więc skoro nalegasz, by włożyć naczynia do zmywarki, nie mam
nic przeciwko temu.

Nigdy by się nie spodziewała, że on faktycznie weźmie się do

takiej pracy. Zabawnie, a może nawet nieswojo było patrzeć, jak
płucze talerze i wstawia je do środka. Jeszcze wczoraj wydawał
się jej taki nieosiągalny, odległy, a dziś wszystko się zmieniło,
był ciepły i przyjacielski. Nie miał nic wspólnego z tamtym chłod-

RS

background image

83

nym arogantem, za jakiego go miała. Zadziwiająco wiele ich
łączyło, nigdy wcześniej nie przyszłoby jej to do głowy. Zawsze
mieli o czym rozmawiać. Odkryli nawet wielką wspólną miłość
do dzieł sztuki dwudziestego wieku, a także niejedną wspólną
pasję, jak choćby do jazzu czy żeglowania. W ciągu tych kilku
godzin wytworzyła się między nimi niewidoczna nić porozumie-
nia. Wystarczały małe półsłówka czy nawet jedynie spojrzenia,
by się nawzajem rozumieli.

- Jesteś w tym naprawdę niezły! - zaryzykowała Laura.
- Niezły jak na faceta?
-

Jak na księcia - odparła. Kręciło się jej w głowie. - Jak

przypuszczam, nigdy wcześniej tego nie robiłeś.

-

Masz rację, nie robiłem, ale to nic trudnego, kilka poleceń

wydanych maszynie i sprawa załatwiona. - Spojrzał na pokrętło,
ustawił, jak uznał za stosowne, i włączył program.

Laura była szczerze rozbawiona i wybuchnęła śmiechem,

gdyż Aleksander zapomniał o proszku.

-

Oj, czyżby szampan uderzył ci do głowy? - zapytał,

wstając.

-

Nie, to nie szampan, to truskawki! - Znowu parsknęła

śmiechem.

-

Jasna sprawa, ależ jestem niedomyślny. Może trochę

kawy? - Wziął do ręki czajnik z zamiarem wlania do niego wody.

-

Teraz moja kolej - powiedziała. - Idź i zrelaksuj się trochę.

Wstawiła wodę, on jednak najwyraźniej nie zamierzał wyjść z

kuchni. Oparł się o framugę drzwi i przyglądał się Laurze.

-

Dziękuję ci, Lauro, za ten wspaniały dzień. Jeżeli tak

wygląda zwyczajne życie, to jestem więcej niż pewien, że
mógłbym się do niego bardzo przywiązać, zwłaszcza w twoim
towarzystwie.

-

Nie spiesz się zbytnio z tą opinią, ten zachwyt z pewnością

prędko by minął, w miarę pojawiania się zwykłych kłopotów i
trosk zwykłych ludzi.

-

O której mam cię więc jutro odebrać, abym mógł dalej

testować zwykłe życie zwykłych ludzi?

RS

background image

84

Był zabawny, ale nie było jej do śmiechu. Nagle zdała sobie

sprawę, że wcale nie chce, żeby ją jutro odbierał, że chce, żeby
został u niej.

- O dziesiątej? - usłyszała. Pokiwała głową.
-

Dziesiąta jest OK - powiedziała bez entuzjazmu.

-

Jeśli to dla ciebie kłopotliwe czy uciążliwe, to powiedz,

proszę, nie chciałbym nadużywać twojej gościnności.

-

Ależ nie, skąd ci to znowu przyszło do głowy? W żadnym

wypadku nie jest to dla mnie uciążliwe. Przestań już, proszę, z tą
nadmierną ostrożnością - powiedziała łagodnie. - Nie musisz tak
przesadnie liczyć się z ludźmi, z ewentualnością, że coś komuś
nie odpowiada. Gdybym nie chciała cię widzieć, po prostu nie
umówiłabym się z tobą. - Przerażona swoją bezgraniczną
otwartością, przyłożyła rękę do ust. - Przepraszam - szepnęła. -
Nie chciałam...

On jednak inaczej odebrał jej słowa. Podszedł bliżej, chwycił

ją za dłoń, odsłaniając tym samym jej usta, i pocałował.
Żadnych ceregieli, żadnej etykiety, żadnego wahania. Po prostu
spontaniczny, gorący pocałunek. Laurą wstrząsnął silny dreszcz
i poczuła cudowną falę ciepła, która ogarnęła całe jej ciało.

- Nie przepraszaj mnie, bo sam nie wiem, czym to się

skończy. Chcę, byś była przy mnie sobą. Możesz potraktować to
jak karę.

Zatkało ją, zupełnie nie wiedziała, co ma powiedzieć.
-

Jakieś reklamacje? - zapytał po chwili.

-

Nie - wyjąkała i pokręciła głową. Nic mądrego nie

przychodziło jej na myśl.

-

Dobrze, wybacz - powiedział, widząc jej osłupienie. - Tak

naprawdę pocałowałem cię, bo bardzo tego chciałem.

- No to muszę ci powiedzieć, że oblałeś - rzuciła zaczepnie i

spojrzała na niego spod oka, zalotnie i karcąco zarazem. -
Strasznie całujesz! - To pomogło wrócić jej do równowagi.

- Strasznie, powiadasz... - Z jej tonu jasno wynikało, że raczej

znaczyło to strasznie wspaniale, a nie strasznie okropnie.

Położyła mu palec na ustach.

RS

background image

85

-

Trochę szczeniacki żart, nie przejmuj się tym.

-

W takim razie powiedz mi, co będzie jutro?

-

Wiesz, wydaje mi się, że to nie najlepszy pomysł, żebyś tu

znowu jutro przychodził. - Szef na pewno jej tak po prostu tego
nie odpuści, spodziewała się, że wyśle do niej kogoś albo nawet
zjawi się sam.

-

Co masz na myśli?

-

Sądzę, że jutro będzie tu jak w ulu, teraz, kiedy już wiedzą,

że odwiedza mnie księżniczka Katerina i jej wuj. Nie sądzę, by
dali za wygraną, wiesz dobrze, jak to wygląda, w końcu to tobie
zatruwali życie.

Nie zauważyła, że czajnik, który napełniała wodą, był już

napełniony po brzegi i nagle wystrzeliła z niego fontanna,
ochlapując jej twarz i bluzkę. Upuściła czajnik do zlewu, ale
wcale to nie pomogło, bo woda, odbijając się od ścianki czajnika,
nadal rozpryskiwała się po kuchni. W pierwszej chwili Laura
była tak oszołomiona, że stała nieruchomo, nie wiedząc
zupełnie, co zrobić. W końcu wyciągnęła rękę, by zakręcić kran,
ale uczynił to już Aleksander.

- Od miesięcy skarżyłam się na słabe ciśnienie wody -

jęknęła, a potem wybuchnęła śmiechem. - No to mam! -
zawołała, odgarniając z twarzy mokre włosy i spoglądając na
niego. Też był mokry, choć nie tak bardzo jak ona. Szybkim
ruchem rozpiął koszulę i wyciągnął ją ze spodni. Laura patrzyła
zszokowana i na moment zapomniała, że sama ocieka wodą.

- Dasz mi jakiś ręcznik? - zapytał.
Pokiwała głową, ale przez dłuższą chwilę stała jak

zaczarowana, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Miał piękną,
lśniącą skórę, pod którą prężyły się cudnie zarysowane mięśnie.
Ten widok przekroczył jej wszelkie oczekiwania.

- Boże, co ja tak stoję - powiedziała jakby sama do siebie i

pobiegła do sypialni. Wzięła z szafy dwa ręczniki, które leżały na
samym wierzchu, lecz po chwili doszła do wniosku, że inne będą
lepsze. Sięgnęła po nie, a gdy się odwróciła, on stał już w
drzwiach. - Przepraszam, że tak się guzdrzę...

RS

background image

86

Umilkła w jednej chwili, gdyż Aleksander wziął od niej

ręczniki i zaczął wycierać jej włosy.

-

To dla ciebie... - wydusiła z trudem.

-

Jestem praktycznie suchy, a koszula wyschnie za

kilkanaście minut. Ty za to jesteś całkiem mokra.

-

Nic nie szkodzi, tutaj w Anglii to nic nadzwyczajnego,

każdy się szybko przyzwyczaja do wilgotnego klimatu. Ale... co ty
robisz...? - Zaskoczona patrzyła, jak Aleksander powoli rozpina
jej bluzkę. Natychmiast pomyślała, że złoży gdzieś reklamację w
sprawie ilości guzików przy bluzkach. Gdyby było ich więcej,
miałaby więcej czasu na zastanowienie. - Aleksandrze... -
wyjąkała.

Z iście książęcą arogancją zignorował jej pytanie i, jakby

nigdy nic, zdejmował z niej zimną, mokrą bluzkę. Patrzyła na
niego w osłupieniu, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
Gratulowała sobie w myślach, że nie włożyła dziś białej
podkoszulki, która teraz stałaby się całkiem przezroczysta i nic
nie ukryłoby się przed jego palącym wzrokiem. I tak już
nabrzmiały jej brodawki, sama nie wiedziała, czy bardziej z
zimna, czy z podniecenia, bo sytuacja była naprawdę
niecodzienna.

Powoli, bez pośpiechu wycierał ją centymetr po centymetrze,

zaczynając od włosów. Teraz był przy ramionach. Zsunął jej
ramiączko koszulki i skupił uwagę na jej dekolcie i szyi.

Może powinna mu się wyrwać, dać mu w twarz albo uciec do

łazienki? Cudownie było jednak tak stać i poddawać się jego
ciepłym, delikatnym, ale zdecydowanym dłoniom. Wszystko
wkoło przestało istnieć, zostali tylko ona i on, miękko masujący
jej ciało. Po chwili przyciągnął ją do siebie i przystąpił do
osuszania jej pleców. Ale one przecież nie mogły być mokre, nie
było takiej możliwości. Jakie to jednak miało znaczenie? Czuła
się jak w transie, jakby rzucił na nią urok, jakby napoił ją
środkami odurzającymi. Oparła głowę na jego ramieniu i
rozkoszowała się tą chwilą, która zdawała się nie być realna.
Czuła drżenie jego mięśni, gdy wykonywał poszczególne ruchy, i

RS

background image

87

musiała mocniej wesprzeć się na nim, bo nogi miała jak z waty.
Nagle odrzucił ręcznik na bok i ściągnął koszulę, odsłaniając
tym samym silny tors. Ujął ją wpół i szepnął gorąco:

- Ręce do góry, poddaj się.
Drżała na całym ciele i w żaden sposób nie mogła zebrać

myśli. Gdyby chociaż miała stanik, czułaby się bardziej
bezpiecznie, może by nawet zaprotestowała. Ale co miała
powiedzieć, gdy bez słowa zdjął jej podkoszulkę i mocno do
siebie przycisnął? Przeszył ją taki dreszcz, jakby poraził ją
gigantyczny prąd. Potem Aleksander wsunął dłonie w jej włosy i
delikatnie pieszcząc ją, wyszeptał:

-

Masz cudowne włosy, takie miękkie... i pachną, jak

powietrze po burzy. - Wtulił w nie twarz i zaczął je całować.
Potem odchylił się nieco do tyłu, uniósł jej głowę do góry,
zmuszając ją niejako, by spojrzała mu w oczy. Źrenice miała
powiększone, a wzrok nieco nieprzytomny.

-

Robiłem, co w mej mocy, by uniknąć tej pokusy, wierz

mi...

-

Doprawdy? - wydusiła z trudem przez zaciśnięte gardło.

Ma najpiękniejsze usta na świecie, pomyślała i nie mogła pojąć,
jak to się stało, że wcześniej tego nie zauważyła. Dolna warga
była pełna i lekko wywinięta, bardzo zmysłowa, stanowiła
pokusę dla każdej kobiety. Dziś już nie rozumiała, czemu wydał
jej się taki zimny i wykalkulowany, a jego oczy chłodne i
nieprzyjazne. Przecież one płonęły żywym ogniem, pochłaniały
ją.

Usta Laury były słodkie jak miód, miękkie i namiętne. Czy

mógł im się oprzeć?

Gdy uniosła ramiona, by objąć go za szyję, wiedział, że jest to

moment, którego nigdy w życiu nie zapomni. Jej oczy mówiły mu
wszystko, choć sama broniła się jeszcze, próbowała jakoś
zapobiec temu, co nieuchronne.

Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Dolna warga

Aleksandra działała na nią jak afrodyzjak, wzięła ją do ust i
pieściła długo i delikatnie. Nie chciała, by coś mówił, próbował

RS

background image

88

to jakoś tłumaczyć czy racjonalizować. Uciszyła także i swoje
sumienie, pozwalając, by ta chwila pochłonęła ją bez reszty.

- Masz tydzień - szepnęła - by żyć jak normalny człowiek.

Siedem dni to mało, ale zarazem bardzo wiele. Spróbuj
wykorzystać swoją szansę, kochaj mnie, jak kochają się zwykli
ludzie.

Któż potrafiłby oprzeć się tak słodkiej pokusie? Kogo było

stać na to, by odrzucić taką cudowną perspektywę? Był
zahartowanym człowiekiem, zdyscyplinowanym i twardym, ale
wobec tej słodyczy stał się zupełnie bezsilny. Naprawdę starał
się, stoczył ze sobą walkę, by nie ulec swojej słabości. Ale czy
miłość można było nazwać słabością? Czuł, że to kobieta, o
jakiej zawsze marzył i śnił, choć właściwie nie miał do niej
prawa; nie miał prawa odbierać jej wolności i spokoju.

- Pragnąłem cię od momentu, w którym cię ujrzałem -

powiedział gwałtownie, ujmując jej twarz w dłonie. - Nie mogłem
nawet marzyć, że nadejdzie taka chwila, kiedy będę z tobą tak
blisko, kiedy będę całował twoje słodkie usta i trzymał cię w
ramionach. - Nie chciał, by sądziła, że próbuje ją zwyczajnie
wykorzystać, pragnął, by czuła się w jego ramionach bezpieczna,
by wiedziała, że jest dla niego kimś szalenie ważnym. Ujął jej
dłonie i przywarł do nich ustami. Uniósł ją do góry i po chwili
leżeli wtuleni w siebie na ogromnym, starym, drewnianym łożu,
które wypełniało większość sypialni. Zupełnie jakby czekało na
tę noc, na ten moment, na nich oboje.


Z wielką czułością patrzył na nią, jak wtulona w jego ramię

spała niczym małe dziecko, taka cicha i spokojna, taka
szczęśliwa. Gładził jej rozczochrane włosy i lśniącą skórę.
Cudownie wyglądała w świetle blasku księżyca, który ciekawie
zaglądał do okna; a potem w świetle brzasku, skradającego się
poranka, który z każdą przemijającą minutą rozjaśniał jej
delikatną twarz. Nie spał, zbyt cudowna była to dla niego chwila,
by mógł zasnąć. Tyle myśli kłębiło się w jego skołatanej głowie,
tyle sobie czynił wyrzutów. Niezbyt pomyślnie wypadł ten

RS

background image

89

życiowy egzamin,

jeśli

chodzi

o jego zadeklarowaną

samokontrolę, poczucie obowiązku i odpowiedzialność. A
przecież obiecał sobie przed laty, że nie dopuści do tego, by
zniszczyć szczęście ukochanej osoby, choćby kosztować go to
miało wiele wyrzeczeń. Nie chciał, by jego życie wyglądało tak,
jak życie jego rodziców. Nie chciał, by cierpiały jego dzieci, tak
jak on w dzieciństwie. Wokół niego zawsze kręciło się sporo
kobiet, pięknych kobiet z klasą i z jego sfery, ale nie zamierzał
się żenić, nie akceptował żadnych układów w tej dziedzinie życia.
Były to kobiety wytworne, szalenie atrakcyjne, które jednak
poprzez małżeństwo z nim chciały zyskać tytuł książęcy, majątek
i sławę. Za wszelką cenę i najróżniejszymi metodami próbowały
zaciągnąć go do ołtarza. Nie zawsze umiał oprzeć się pokusie, bo
w końcu i on był człowiekiem z krwi i kości, ale nigdy nie mamił
żadnej kobiety obietnicą małżeństwa. Zawsze był z nimi szczery i
wyłuszczał im swój pogląd. Te jednak, będąc najwyraźniej
przekonane o swojej nieskończonej atrakcyjności, liczyły na to,
że może zmieni zdanie. Jednak żadna z nich nie zdołała go do
siebie przekonać, nie zafascynowała go na tyle, by złamał daną
sobie przysięgę. Dziś już wiedział, że tak naprawdę żadnej z nich
nie pokochał, że tylko zdawało mu się, że to siła jego charakteru
i umiejętność kontrolowania swoich poczynań trzymały go w
ryzach. Dopiero teraz poznał prawdę o sobie, stanął z nią twarzą
w twarz. Zdał sobie sprawę, że nigdy dotąd nie spotkał kobiety,
dla której byłby zdolny wszystko poświęcić, złamać każdą daną
sobie obietnicę. Aż do momentu, kiedy Laura Vandrell pojawiła
się w jego życiu. Teraz, gdy spoglądał w przyszłość, przerażała go
nieludzkość własnej decyzji sprzed lat. Miałby więc świadomie
odrzucić od siebie tę szansę, którą dawał mu los?

Nagle Laura poruszyła się nieznacznie, a na jej twarzy

pojawił się uśmiech. Pochylił się i delikatnie ją pocałował. Nie
chciał jej zbudzić, no chyba tylko po to, by się z nią pożegnać i
podziękować jej za ten dzień i tę noc, i za to, że pokazała mu, jak
żyją zwykli ludzie. Ale on nie był zwykłym człowiekiem, nie mógł
pozwolić sobie na takie szaleństwa, nie miał do tego prawa, nie

RS

background image

90

miał prawa zmieniać jej życia w niekończące się pasmo udręki.
Nie chciał, by ten słodki uśmiech znikł z jej twarzy, a na jego
miejsce pojawiły się łzy rozpaczy i rozczarowanie. Nie przyjąć
tego tygodnia, może najszczęśliwszego w całym jego życiu, to
prawdziwe szaleństwo, a jednak nie mógł postąpić inaczej.
Musiał odejść, właśnie dlatego że Laurze udało się stopić lód
obojętności wokół jego serca, że czuł ból i cierpienie. Tylko tak
mógł udowodnić, że znaczy dla niego naprawdę wiele. Nie miał
prawa odbierać jej tego cudownie zwyczajnego życia, które tak
kochała i do którego była tak przywiązana. Ale czy znajdzie w
sobie tyle siły?

Laura zmarszczyła czoło i ściągnęła brwi, jakby i w jej sercu

pojawiły się zwątpienie i smutek. Zaraz potem otworzyła oczy.
Czule pogłaskała go po policzku, a potem pocałowała.

-

Dziękuję ci - wyszeptała.

-

Dziękujesz mi, ale za co?

-

Za ten cudowny dzień i że zostałeś ze mną, że jesteś taki

wspaniały.

Musiał ją powstrzymać, te słowa godziły go w serce niczym

strzały. Jak miał jej to wytłumaczyć, jak wyjaśnić, że musi
odejść? Z całych sił przytulił ją do siebie i pocałował. Jeszcze ten
jeden jedyny, ostatni raz. Pragnął ją posiąść raz jeszcze i
wypowiedzieć w ten sposób wszystko to, czego nie sposób było
wyrazić słowami.



ROZDZIAŁ ÓSMY


- Wybacz mi, Lauro, ale muszę już iść - szepnął.
-

Oczywiście, że musisz - przytaknęła mu, mocniej

zaplatając ramiona wokół jego szyi. Nie miała zamiaru pozwolić
mu odejść, nigdy, a już na pewno nie przed śniadaniem. -
Rozumiem - powiedziała, przekręcając filuternie głowę. - Co by

RS

background image

91

było, gdy pokojówka zobaczyła, że nie spędziłeś dzisiejszej nocy
w swoim łóżku?

-

Trzpiotka - powiedział i cmoknął ją czule w czubek nosa.

-

No chyba nie chcesz powiedzieć, że to u ciebie normalne i

że nie wywołasz tym żadnego poruszenia na dworze?

-

Masz rację, poddaję się, nie mam szans z tobą wygrać.

- A więc czynisz postępy! - ucieszyła się Laura. - Mój książę

przyznaje, że może nie mieć racji!

Aleksander zsunął się z łóżka i rozejrzał za swoim ubraniem.

Gdy wkładał dżinsy, Laura nie odrywała od niego oczu.

- Dobra - powiedziała po krótkiej chwili milczenia. - Daję ci

godzinę, byś udowodnił swym poddanym, że nie przytrafiła ci się
żadna brzydka przygoda ani nie jesteś niczyim więźniem. Ale
zaraz potem porywam cię do siebie. Masz jeszcze to i owo do
zaliczenia...

Nie uśmiechnął się, choć gdyby nie ten ból rozrywający mu

serce, z radością by to uczynił.

- Muszę ci coś powiedzieć. - Spojrzał na nią jakoś inaczej, z

wielkim żalem.

Zabrzmiało to szalenie poważnie. Uklękła na łóżku i owinęła

się prześcieradłem. Nie przepadała za tym jego dostojnym
tonem, który zawsze zapowiadał jakieś kłopoty. Nie miała ochoty
na problemy, taka była szczęśliwa i radosna, jak jeszcze nigdy
dotąd. Jako że milczał, wstała i podeszła do niego. Przez moment
patrzyła, jak zapina koszulę, aż wreszcie zapytała:

- Aleksandrze? Chciałeś mi o czymś powiedzieć?
Spojrzał na nią przelotnie, jakby nieobecny, sięgnął do

kieszeni marynarki, wyciągnął pager, i sprawdził, czy nie ma na
nim żadnej wiadomości.

-

Nie teraz, później - uciął krótko.

-

Jak

będziesz

wychodził,

uważaj

na

fotografów.-

Nienawidziła, gdy mówiła do niego, a on, czuła to przez skórę,
oddalał się od niej. Nie chodziło tu o dystans fizyczny, ale
psychiczny. Odchodził w inny świat, do którego miała tylko
bardzo ograniczony dostęp.

RS

background image

92

- Wreszcie powinienem się do nich przyzwyczaić - odparł

sucho.

Nic już nie powiedziała, nie rozumiała, co się stało, o co mu

chodzi. Podejrzewała, że otrzymał jakąś złą wiadomość, która tak
dziwnie na niego podziałała.

-

Czy coś się stało? - nie wytrzymała w końcu.

-

Karl próbował się ze mną skontaktować...

- No to oddzwoń. Może zgodzi się rozrzucić dla niepoznaki

pościel w twoim łóżku.

Uśmiechnął się i przytulił ją do siebie.
- No, teraz już naprawdę muszę iść.
- Jasne, tylko nie zapominaj o naszej umowie, przez ten

tydzień należysz do mnie - szepnęła i pocałowała go w usta. - I
jeżeli tylko nie wybuchnie w międzyczasie jakaś wojna, to
spotykamy się o dwunastej w Claibourne & Farraday. Gdy mnie
zobaczysz, nic do mnie nie mów, tylko podążaj za mną, zgoda?

-

To brzmi niezwykle tajemniczo - odparł.

-

Tylko się nie spóźniaj, to ważne.

Książę pogładził ją po policzku i wyszedł na klatkę schodową.

Zamknęła za nim drzwi. To miał być zwykły dzień? Chwyciła się
za głowę. Dzień spędzony z Jego Wysokością Aleksandrem
naprawdę nie mógł być zwykły. A może to wszystko tylko jej się
śniło? Niepewnie przejechała dłonią po włosach, po twarzy,
wzdłuż ciała. Nie, to z całą pewnością nie był sen. Jak będą
wyglądały jej dni bez niego? Cóż mógł być wart taki dzień?
Wskoczyła do łóżka, na miejsce, gdzie tej nocy spał Aleksander, i
opatuliła się kołdrą. Zanurzyła twarz w poduszce, na której
spoczywała jego głowa, i powróciła wspomnieniami do wydarzeń
minionej nocy, do chwil, które tu z nim spędziła - cudownych,
niezapomnianych, które było im dane razem przeżyć. Jego czuły
dotyk, ciepłe słowa, promienny śmiech i gorące spojrzenia
sprawiły, że stał się w jej oczach zupełnie innym człowiekiem.
Była taka szczęśliwa, że zechciał otworzyć się przed nią,
podzielić nadziejami i obawami. W najśmielszych marzeniach nie
przewidziała takiego obrotu spraw. Gdyby tylko zechciała

RS

background image

93

wykorzystać choć jedną z usłyszanych od niego informacji,
zrobiłaby prawdziwą furorę. Już wyobrażała sobie, co działoby
się, gdyby ukazała się w prasie wzmianka, że książę Aleksander
nie zamierza wiązać się węzłem małżeńskim. To by wystarczyło!
Do tego parę fotografii i już tylko na tym zbiłaby prawdziwą
fortunę. Po prostu ten jeden raz w jej życiu tak się złożyło, że
znalazła się we właściwym miejscu o właściwej porze. Tylko żeby
potrafiła to wykorzystać! Dla niej najważniejsze było jego
zaufanie, nic innego nie miało znaczenia. Ufał jej, przekroczył
wszelkie bariery, więc jak mogłaby go zranić czy zawieść? Trevor
miał rację, nigdy nie będzie prawdziwą dziennikarką, nawet za
sto lat. Prawdziwa dziennikarka nie wahałaby się ani chwili, po
prostu zrobiłaby swoje i tyle, bez sentymentów i bez skrupułów.
Wszystkie wiadomości byłyby jeszcze tego samego dnia na
biurku u jej szefa. Może więc była głupia i naiwna, ale wierzyła,
że szczerość i otwartość liczą się ponad wszystko, nie potrafiłaby
nadużyć czyjegoś zaufania dla własnych korzyści. Nie znaczy to
jednak, że nie zdawała sobie sprawy z sytuacji, w której się
znalazła. Miała wrażenie, że wie, co Aleksander chce jej
powiedzieć. Na pewno zamierzał uświadomić jej, jak bardzo się
różnią i dlaczego powinni się rozstać. Ale przecież ona doskonale
zdawała sobie z tego sprawę, nie miała żadnych złudzeń, w
końcu nie była idiotką.



ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


Jay podała Laurze szklankę.
-

Wygląda na to, że nieźle sobie radzisz z całą tą sytuacją.

-

Skąd wiesz? - zapytała Laura i upiła łyk dżinu, który

wręczyła jej Jay. Potem odstawiła szklankę na stół, na którym
leżały porozrzucane zdjęcia. Po kolei dotykała każdego z nich,
przypominając sobie cudowne chwile, które było jej dane spędzić

RS

background image

94

z tym mężczyzną. Teraz wydawało się jej to całkowicie
irracjonalne, a jednak to byli oni, ona i on - książę Aleksander
Orsini i Laura Vandrell. Ich splecione dłonie, gdy spacerowali po
ulicy, jego ciepłe, zatroskane spojrzenie, gdy źle się poczuła,
zadziwienie na jego twarzy, gdy konfrontowany był z nieznaną
sobie sytuacją, albo sposób, w jaki podawał jej brandy i trzymał
ją za rękę. Jak to możliwe, że to wszystko przegapiła, że nic z
tego do niej nie dotarło? - Nie wiem, co mam powiedzieć -
szepnęła. - Nie wiem, jak ci się udało to wszystko uwiecznić,
Jay. Jesteś genialna, te zdjęcia są wspaniałe!

-

Miło mi słyszeć, że ci się podobają. To znak, że tak do

końca nie straciłam jeszcze wyczucia i ręki. -A co powiesz o tym?
- Sięgnęła po zdjęcie, na którym Laura siedziała obok księcia w
kawiarence w parku. - Świetne są tu te ciemne okulary, nie
sądzisz? Kim jest ta tajemnicza kobieta u boku księcia
Aleksandra? Nie sposób nie zauważyć, że coś was łączy - dodała.

-

Pewnie dlatego są takie dobre.

-

Kiedy chcesz je dać Trevorowi? - rzuciła niespodziewanie

Jay.

-

Trevorowi?

-

No tak, na kiedy się z nim umówiłaś?

Laura zebrała ze stołu wszystkie fotografie, na których

uwieczniony był najpiękniejszy dzień w jej życiu, i przycisnęła je
do piersi.

-

Wybacz, ale nie mogę tego zrobić - szepnęła, wiedząc, że to

niewybaczalne. - Nie mogę, rozumiesz? -powtórzyła głośniej. -
Macie rację, nie nadaję się do tego, zupełnie się nie nadaję. Nie
oczekuję, że mnie zrozumiesz, i tak już zrobiłaś dla mnie zbyt
wiele... Zawsze byłaś moim aniołem stróżem, chroniłaś mnie i
broniłaś, również teraz, wiem, znowu marnuję kolejną szansę. -
Zabrzmiałoby to zbyt głupio i sentymentalnie, że robi to w imię
miłości, toteż zachowała ten szczegół dla siebie. - Nie mam
prawa cię o to prosić ani tego od ciebie oczekiwać, wiem... są
twoje, ty je zrobiłaś, do ciebie należą prawa autorskie -
powiedziała, jeszcze mocniej przyciskając do siebie zdjęcia.

RS

background image

95

-

No poproś mnie, proszę, czekam z niecierpliwością! Och,

Lauro, tak się cieszę, że wreszcie przejrzałaś na oczy.

-

Co takiego? Przejrzałam na oczy? - powtórzyła Laura,

wpatrując się w ciotkę ze zdziwieniem.

-

No tak, że w końcu zaakceptowałaś prawdę i przestałaś

pragnąć być taka jak ja czy twoja matka, czy ktokolwiek inny na
świecie i zrozumiałaś, że musisz być sobą. Takiego odkrycia nie
sposób przecenić, chętnie spalę te fotografie.

-

I nie jesteś na mnie zła?

-

Zła? - odparła Jay. - To wszystko przyprawiało mnie już o

rozpacz. Podrzuciłam ci najtrudniejszą historię, jaką byłam w
stanie wymyślić, miałam bowiem nadzieję, że nic ci z tego nie
wyjdzie i zdasz sobie wreszcie sprawę, że nie jesteś stworzona do
dziennikarki. A ty co zrobiłaś? Ty złowiłaś historię roku i wyglą-
dało na to, że nie ma już odwrotu. Do końca życia byłabyś
nieszczęśliwa, bo zawsze miałabyś ten sam dylemat: albo zawalić
sprawę, albo być w niezgodzie z własnym sumieniem.

-

Ale ty przecież mnie zachęcałaś, pomagałaś mi i

podsuwałaś pomysły... - Laura była w szoku.

-

To dlatego, że tak bardzo pragnęłaś zostać dziennikarką i

udowodnić wszystkim, że się do tego nadajesz. Jak miałam ci
odmówić pomocy? Może gdybym była twoją matką, prędzej
potrafiłabym ci to wyperswadować.

-

No tak, moja dobra Jay - uśmiechnęła się Laura.. - Biedny

Trevor... on mnie zabije! Powiedziałam mu, żeby zostawił dla
mnie miejsce na pierwszej stronie i nagłówek, i jeszcze całą
trzecią. A wszystko to na mój sensacyjny materiał!

-

Kiedy miałaś mu to dostarczyć?

-

W Dniu Kobiet, wieczorem. Muszę do niego zadzwonić i

wszystko mu wytłumaczyć. - Także Aleksandrowi należą się
jakieś wyjaśnienia.

Jay raz jeszcze spojrzała czule na Laurę i powiedziała:
- Byłabyś wspaniałą matką, kochanie.
- Dziękuję ci za wszystko, Jay, co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Spotykasz się dzisiaj z księciem?

RS

background image

96

- Tak, zaprosił mnie na kolację. Właściwie powinnam już iść i

szykować się do wyjścia. Pokażę mu te zdjęcia i wszystko
wytłumaczę.

-

Jesteś pewna?

-

Absolutnie pewna.

-

A co z sobotnią uroczystością?

-

Już obiecałam, robię to dla Katie i wiem, że on to doceni.

-

To idź już, wybierz sobie toaletę na dzisiejszy wieczór, a

Trevora pozostaw mnie. Jakoś sobie z nim poradzę, choć nie
sądzę, by był szczególnie zaskoczony.

Laura włożyła czarną, skromną, ale elegancką sukienkę i

upięła starannie włosy. Do uszu wsunęła kolczyki, a szyję
owinęła delikatnym, jedwabnym szalem. Wpięła do niego
broszkę, którą od niego dostała. Chciała ją dziś koniecznie
przypiąć, choćby miał to być ten jeden jedyny raz. Gdy była już
gotowa do wyjścia, usiadła przy biurku i napisała do Aleksandra
długi list. Zawarła w nim całą skomplikowaną i krępującą
historię, a na koniec wsadziła do koperty zdjęcia. Całość
opakowała w złoty papier i przewiązała wstążką. W końcu było
to warte niezłą fortunę. Na zegarze wybiła dwudziesta i w tym
samym momencie rozległ się dzwonek. Wstała, by otworzyć, ale
gdy tylko uchyliła drzwi, uśmiech zamarł jej na twarzy. To nie
był książę, lecz jego lokaj.

- Panno Vandrell - powiedział, nisko się kłaniając. - Jego

Wysokość książę Aleksander prosił, bym pani to przekazał.

Była to prostokątna koperta. Wzięła ją i podziękowała.
Lokaj jednak nie odchodził sprzed drzwi.
- Mam tu na panią zaczekać - dodał, chcąc wyjaśnić

sytuację.

Laura, nic z tego nie rozumiejąc, wzruszyła ramionami,

złamała pieczęć i wyjęła ze środka kartkę.

RS

background image

97

Moja droga Lauro, nie mogę po ciebie przyjechać, ale Phillip

przywiezie cię do mnie. Wszystko ci wyjaśnię, gdy się
zobaczymy.

Aleksander.


W jednej chwili rozwiały się jej dotychczasowe wątpliwości,

chwyciła torebkę i złote zawiniątko i podążyła za Phillipem do
lśniącego rolls-royce'a zaparkowanego tuż przy jej domu.

Phillip otworzył jej drzwiczki i nisko się skłonił. Potem je

zatrzasnął cicho i usiadł obok szofera. Laura pozwoliła sobie na
odrobinę fantazji. Jakoś niezwykłe byłoby żyć w ten sposób...
Spojrzała przez okno i ku jej zaskoczeniu na jej oczach
wieczorny korek, niczym za pociągnięciem czarodziejskiej
różdżki, rozstąpił się przed nimi i zanim zdążyła się zastanowić,
czy takie życie byłoby cudowne, czy wręcz straszne, stali już
przed rezydencją.

Phillip wprowadził ją głównym wejściem do holu.
-

Jego Wysokość oczekuje pani w swoim gabinecie na piętrze

- powiedział, nisko się kłaniając.

-

Dziękuję za miłą przejażdżkę - uśmiechnęła się do niego.

- Myślę, że zawdzięczamy to fladze, to zawsze skutkuje.
- Flaga? - powtórzyła niezbyt przytomnie. Więc jechała przez

centrum Londynu samochodem, na którym powiewała
królewska flaga? - Ach tak - dodała, by pokryć zmieszanie. -
Będę musiała wypróbować to przy moim rowerze.

Ku jej zaskoczeniu lokaj uśmiechnął się i powiedział:
- Chętnie sprawdzę, czy mamy jakieś zapasowe.
Wbiegała do góry po dwa stopnie, nie miała teraz cierpliwości

udawać damę.

-

Nie musiałeś zadawać sobie aż tyle trudu - powiedziała od

drzwi. - Wystarczyłoby, gdybyś zadzwonił i poprosił, bym
przyjechała. - Spojrzała na niego uważniej i struchlała. Jak
bardzo zmieniła się jego twarz zaledwie w ciągu kilku godzin.

-

Co się stało? - zawołała.

-

Katie zaginęła!

RS

background image

98

-

Zaginęła? - Laura porzuciła torebkę i złote zawiniątko i

podbiegła do niego. Ujęła go za ręce i ścisnęła je mocno. - Jak to
się stało? Nie dotarła do domu?

-

Owszem, została odebrana z lotniska i wszystko zdawało

się być w porządku, lecz wkrótce potem zniknęła bez śladu.

-

I co, nie nocowała w domu? Dlaczego Karl cię o niczym nie

powiadomił?

-

Próbował, ale nie sprawdzałem wiadomości, dopiero tuż

przed wyjściem...

Więc gdy spacerowali sobie po Londynie i zabawiali się u niej

w domu, był tu potrzebny.

- Opowiedz mi wszystko po kolei.
- Gdy dotarła do domu, powiedziała matce, że czuje się

zmęczona po podróży i chce odpocząć. Poszła prosto do swojego
pokoju i położyła się do łóżka. Pokojówka zajrzała do niej za
jakiś czas, lecz nadal spała. Nie budziła jej, nie chciała
przeszkadzać. Moja siostra dopiero około lunchu zdecydowała
się na rozmowę ze swoją nieznośną córeczką i wtedy właśnie
odkryła, że ta góra pod kołdrą to nie Katie, ale sprytnie
poukładane poduszki.

-

I nikt nic nie zauważył?

-

Wygląda na to, że nie.

- Trzeba jej przyznać, że jest wyjątkowo sprytna, jeśli chodzi

o organizowanie ucieczek. Cały ten podstęp wymyśliła, żeby
zyskać na czasie.

- Ostrzegałaś mnie, dlaczego cię nie usłuchałem?
- Nie powinieneś się obwiniać, trudno było przewidzieć, że

wymyśli coś podobnego.

-

A kogo mam obwiniać?

-

Przecież ona ma matkę i zapewne również ojca.

- Ojca nie ma przy nich, to była jedna z największych

pomyłek w życiu mojej siostry. Gdybym traktował Katerinę jak
osobę dorosłą, gdybym okazał jej nieco więcej zaufania, może nie
doszłoby do tej tragedii, może by nie uciekła z domu. Czy więc
nie powinienem czynić sobie wyrzutów?

RS

background image

99

Był w okropnym stanie, nigdy nie podejrzewałaby go o taki

brak opanowania.

- Już dobrze - powiedziała, przytulając go do siebie - na

pewno nic się nie stało, nie zamartwiaj się.

Przycisnął ją do siebie z całych sił, jakby była jego ostatnią

deską ratunku.

-

Zrozum, ona może być wszędzie, nawet nie wiadomo, gdzie

jej szukać. - Był bliski rozpaczy, zaczął popadać w panikę.

-

Nie, taka nierozważna to nawet ona nie jest - za-

protestowała Laura. - Z pewnością nie pobiegła po prostu przed
siebie, byle dalej od domu. Miała mnóstwo czasu, żeby wszystko
dokładnie zaplanować. Od momentu gdy opuściła moje
mieszkanie, rozmyślała tylko i wyłącznie o tym, jestem więcej niż
pewna. - Nie dodała już, że jest przekonana, że to Katie
zadzwoniła do prasy, by zwróciły się na nich oczy Londynu. -
Przecież nie chciałeś źle...

-

Dobre chęci nic tu nie pomogą, droga do piekła też jest

wybrukowana dobrymi chęciami.

-

Aleksandrze, spróbuj spojrzeć na to nieco inaczej...

-

Inaczej? - zapytał z niedowierzaniem. - Ale jak?

-

Po pierwsze, na szczęście to nie porwanie, a i tak mogło się

zdarzyć...

-

To może jedyne pocieszenie, ale nie powiesz mi, że jest w

tym jeszcze jakiś plus.

-

Oczywiście, że jest, nie musisz płacić za bilet powrotny do

Londynu.

-

Wcale mi na tym nie zależy.

-

Wczuj się trochę w nią, wyobraź sobie, że jesteś młody i

zakochany, i do tego naprawdę wściekły na swoich opiekunów.
Gdzie szukałbyś pomocy?

Wzruszył ramionami.
- Sam nie wiem.
Był wściekły, to łatwo potrafił sobie wyobrazić, wściekły na

Katie, na swoją siostrę i na siebie. Właściwie powinien otoczyć
się w tej sytuacji swoimi doradcami i rodziną. Dlaczego jedyną

RS

background image

100

osobą, jaką chciał mieć teraz przy sobie, była Laura? Wbrew
wszelkim zasadom, wbrew logice, to ją chciał zapytać o zdanie i
prosić o pomoc. To zadziwiające, ale przekonał się właśnie, że
postąpił słusznie, rozwiała ona bowiem część jego obaw i
uspokoiła go, jakby na przekór temu, co działo się w londyńskiej
rezydencji i na dworze w Montorino. Wszyscy wkoło popadli w
panikę, a jego siostra dostała ataku histerii. Nikt tu nie myślał
logicznie i nie rozważał różnych ewentualności ani nie starał się
analizować sytuacji. Panował harmider i chaos, które nie
sprzyjały rozumnemu postępowaniu.

-

Ale widzisz, ona wcale nie przyleciała z powrotem do

Londynu, już to sprawdziłem. W żadnym z samolotów nie
figuruje jej nazwisko na liście pasażerów.

-

Ach, wy, mężczyźni, sądzicie, że wszystko jest takie proste!

- Laura westchnęła głęboko. - Wiadomo, że nie pojechała na
lotnisko w Montorino, gdzie każdy by ją natychmiast rozpoznał.
Ale przecież w Europie granice są otwarte, mogła poprosić kogoś,
by zawiózł ją choćby do Włoch, i stamtąd przylecieć do Londynu.
Zapewne wystarczył jeden telefon do jakiegoś przyjaciela i po
kilku godzinach siedziała w samolocie. A propos, masz do niej
numer na komórkę?

-

Oczywiście, nie sądzisz chyba, że nie próbowałem się do

niej dodzwonić. Jej matka także, ale wszystko bezskutecznie.
Oboje zostawiliśmy jej wiadomości, ale się nie odezwała.

-

A jakie to były wiadomości? Wracaj w tej chwili! Albo może:

jak mogłaś, przecież wiesz, że się martwimy! Ona nie chce
wracać do domu po to, byście zamknęli ją w wieży, dopóki nie
będzie dorosła. Musiałaby być głupia, by na to przystać, by
wysłuchiwać jednej reprymendy za drugą, by wciąż od nowa
mówiono jej, jak bardzo jest nierozsądna i rozwydrzona.

-

Nie miałem zamiaru krzyczeć... A skąd ta pewność, że

zechce z tobą rozmawiać?

-

Nie mam żadnej, ale sądzę, że żywi do mnie zaufanie, może

dlatego, że należę do świata zewnętrznego, za którym tak bardzo
tęskni.

RS

background image

101

-

Z pewnością ci ufa, w końcu wstawiałaś się za nią i ona

wie o tym.

-

No właśnie, to mam na myśli, więc podaj mi już ten

numer. Halo! Katie? Co ty robisz? To ja tu kombinuję, jak ci
pomóc, a ty wywijasz taki numer? Ale mam z tobą utrapienie.
Jesteś zła na wuja, no może nie najlepiej sobie z tym poradził,
ale on nie ma dzieci, co się dziwisz? - Podniosła palec do ust, by
dać mu do zrozumienia, że lepiej by było, gdyby się nie odzywał.
- Bardzo mu na tobie zależy, ale nie umie ci tego okazać.
Ciekawe, czy wiesz, że miał cię w weekend ściągnąć do Londynu,
nawet ci już zorganizował jakieś lokum u boku niani. A ty
miałaś tylko wykazać się odrobiną skruchy i nie popełniać więcej
kardynalnych głupstw, czyli nie włóczyć się po nocnych klubach,
nim nie będziesz pełnoletnia i nie dać się zamknąć. Czy to tak
wiele? Nie zachowuj się, jakbyś była smarkulą, w końcu masz
już swoje lata. Myślę, że uda mi się go udobruchać i pozostanie
przy tym planie, mimo że znowu narozrabiałaś. - Spojrzała na
księcia, a ten kiwnął potakująco głową. - Już się zgodził. Ale nie
myśl sobie, że raz jeszcze mnie nabijesz w butelkę, nic nie ma za
darmo. Po pierwsze, zadzwonisz do swojej matki, po drugie,
sama się zgłosisz do niani, a po trzecie... - rzuciła Aleksandrowi
krótkie, roztargnione spojrzenie - a, już wiem, ucałuj ode mnie
Michaela. Na razie. - Laura przerwała połączenie. - No, a teraz
czekamy.

- Jak długo? - zapytał.
-

Nie wiem, myślę, że gdy zobaczy, że się nagrałam,

odsłucha i się odezwie. To wszystko zależy od tego, jak bardzo
czuje się winna, no i co teraz robi.

-

Nawet nie chcę myśleć, co ona może robić... Dziękuję ci,

Lauro, masz prawdziwy talent, jeśli chodzi o nieznośne
nastolatki.

Nie minęło nawet dziesięć minut, gdy do Aleksandra

zadzwoniła siostra, by powiadomić go, że zgłosiła się do niej
Katie i alarm można odwołać.

RS

background image

102

- Dzięki Bogu! - powiedział z ulgą, gdy odłożył słuchawkę. -

Teraz mogę cię już porwać na kolację.

-

I nie zaczekasz, aż Katie do ciebie zadzwoni?

-

Nie, nie mam zamiaru poświęcić całego wieczoru na

martwienie się o moją uroczą siostrzenicę. - Wyjął jej z ręki
komórkę, wyłączył ją i wsunął do swojej kieszeni. - I nie pozwolę
także, by tobie coś jeszcze zakłóciło dzisiejszy wieczór. Czy
powiedziałem ci już, że wyglądasz oszałamiająco pięknie?

- Jeszcze nie. - Uśmiechnęła się do niego zalotnie.
Ujął jej dłonie i przycisnął je do ust.
-Wyglądasz wprost cudownie - powiedział. - Hm... ładna

broszka. Co by też do niej pasowało? - Aleksander zastanawiał
się przez chwilę, a następnie wykonał krótki telefon. Po chwili
zjawił się w gabinecie Phillip, ściskający pod pachą spory
klęcznik. Za nim zaś podążał starszy mężczyzna, który niósł
przed sobą skórzaną szkatułkę. - Proszę cię, Lauro, przyklęknij -
powiedział książę.

Spojrzała na niego zszokowana i roześmiała się.
- Nie, daj spokój...
-

Zapomnij choć na moment, że jesteś republikanką, proszę.

- Z rąk starszego mężczyzny wziął szkatułkę i wyjął z niej
niebieski order, a potem skinął na służbę, by się oddaliła. -
Przyjmij, proszę, ten order pierwszej klasy za wyjątkowe zasługi
dla księstwa Montorino. Tyle dla nas zrobiłaś...

-

Doceniam ten gest, Wasza Wysokość - powiedziała cicho i

delikatnie pogładziła medal, na którym widniał portret dziadka
Aleksandra. W jej oczach pojawiły się łzy. - Ja także mam coś
dla ciebie - szepnęła i wręczyła mu złote zawiniątko. Widząc
jednak, że sięga do wstążki, powiedziała: - Otwórz, kiedy
będziesz już sam, zgoda?

-

Czy to znak, że ta noc już nigdy się nie powtórzy? -

zapytał, patrząc jej prosto w oczy.

-

Była cudowna, wyjątkowa, ale jak dobrze wiesz,

Aleksandrze, to wszystko jest bardzo trudne. Dziś rano chciałeś
mi coś powiedzieć, może zrobisz to teraz?

RS

background image

103

-

Nic się nie martw, wszystko jest w porządku, choć oboje

zdajemy sobie sprawę, że to niełatwa sytuacja. Ale nie to
chciałem ci powiedzieć. Porozmawiamy po kolacji, zgoda?
Wprost umieram z głodu.

Wsunął kopertę do kieszeni i podał Laurze ramię. Po chwili

byli już na dole, gdzie czekał na nich czarny, lśniący rolls-royce.



ROZDZIAŁ DZIESIĄTY


Aleksander wybrał na ten wieczór restaurację położoną tuż

nad rzeką. Dosłownie na wyciągnięcie ręki, zaraz za oknem,
kołysały się na wietrze wielkie drzewa, a po wodzie, raz po raz,
przepływały małe, ozdobione kolorowymi lampionami stateczki.

- Ależ tu romantycznie - westchnęła Laura. - Nie sądziłam, że

zabierzesz mnie w tak urocze miejsce. Mieliśmy iść na coś
małego, na jakąś pizzę i butelkę wina, a tu proszę...

- Ale smakowało ci, prawda?
-

Ach, jedzenie było wyśmienite i pięknie podane, ale nie

potrzebuję do szczęścia aż takiego luksusu - dodała prędko.

-

Wiem, ale chciałem wreszcie... - Odsunął od siebie talerz,

w którym zaledwie trochę podłubał. - Wciąż to odkładam na
później i samego mnie już to drażni. Czas, bym się wreszcie z
tym uporał. - Skinął na kelnera i poprosił o wodę oraz by
wstrzymali się z serwowaniem następnego dania. - Nie mogę już
dłużej zwlekać. Czy zechciałabyś przejść się ze mną?

- Oczywiście.
Aleksander narzucił jej na ramiona swoją marynarkę, by nie

zmarzła, i ruszyli nabrzeżem w stronę portu.

Nawet nie to, żeby było jej zimno, raczej całe to napięcie i

niepewność przyprawiły ją o gęsią skórkę.

RS

background image

104

- Muszę ci coś wyznać - zaczął. - Zrobiłem wczoraj coś

strasznego, niewybaczalnego i to właśnie starałem się
powiedzieć, ale nie potrafiłem.

- Coś strasznego? - zapytała zdziwiona.
- Tak, wczoraj popołudniu, gdy zmęczona zasnęłaś w

ogrodzie.

Laura poczuła, jak uginają się pod nią nogi. No tak, wszystko

już wiedział, że jest dziennikarką i że polowała na historię na
jego temat. Szkoda, że akurat teraz, kiedy i tak miała mu
wyznać całą prawdę. Zrobiło się jej słabo i mdło. I jeszcze te
wszystkie fotografie, które były w kopercie. Cóż, najwyżej wsadzi
ją w taksówkę i odeśle do domu, i to będzie już koniec tej
romantycznej historii, koniec wszystkiego.

- Rozejrzałeś się po moim mieszkaniu? - zapytała, niejako

uprzedzając go. - By dowiedzieć się, czy przypadkiem nie jestem
szpiegiem? - Ależ to bolało, miała wrażenie, że za chwilę pęknie
jej serce.

- Więc wiedziałaś?
Tylko wzruszyła ramionami.
-

No cóż - próbowała zbagatelizować sytuację - jeżeli tylko

nie grzebałeś w mojej bieliźnie, sądzę, że mogłabym ci
przebaczyć.

-

Naprawdę? - zawahał się. - A gdyby to było coś gorszego?

-

Jeszcze gorszego niż grzebanie w cudzej bieliźnie? -

Chciała rozładować sytuację, pragnęła, by się roześmiał.

Ale nic nie wskazywało na to, żeby miał to zrobić. Jego twarz

była wyjątkowo poważna i skupiona.

- Wiem, że to niewybaczalne, ale mogę teraz powiedzieć

cokolwiek. Nie chciało mi się wierzyć, że istnieją tak wspaniali
ludzie jak ty, że jesteś taką cudowną, pełną energii dziewczyną, z
którą niespodziewanie dla samego siebie zapragnąłem spędzić
choć kilka godzin albo dni, a najchętniej... resztę swojego życia.
Byłem okropnie podejrzliwy. Tak bardzo chciałem, żeby to nie
był tylko piękny sen.

RS

background image

105

Laura miała wrażenie, że jej serce przestało bić. Pomyślała

nawet, że już nigdy nie zacznie bić na nowo.

-

I co? - zapytała przez zaciśnięte gardło.

-

I udawałem sam przed sobą, że tak naprawdę jest,

oszukiwałem sam siebie, rozumiesz? Że niby chcę sprawdzić, czy
mnie przypadkiem nie oszukujesz. Bo tak niespodziewanie
pojawiłaś się w moim życiu i tak na dobrą sprawę nie wiem
nawet, kim jesteś. Ale to wszystko bzdura. - Zacisnął dłonie w
pięści. - Prawdę mówiąc... byłem zwyczajnie zazdrosny.
Słyszałem, jak rozmawiasz przez telefon, śmiejesz się... Więc gdy
zasnęłaś, podłączyłem telefon, by sprawdzić, z kim na końcu
rozmawiałaś.

Więc on był zazdrosny, on o nią! Nie wiedziała, czy ma się

śmiać, czy płakać.

- No i? I co było potem?
Aleksander w milczeniu patrzył w wodę.
- Masz coś jeszcze w zanadrzu? - nie wytrzymała. Omal nie

pękła jej głowa od tego czekania.

-

Oszukałem cię, Lauro, nadużyłem twego zaufania, czy to

nie wystarczy?

-

A gdzie instynkt samozachowawczy? Czy nie masz prawa

do poczucia bezpieczeństwa?

-

Szczerze mówiąc, zamierzałem nawet posunąć się do

czegoś jeszcze gorszego... W myślach zagłębiłem już ręce w twojej
torebce - powiedział cicho i spuścił głowę. - Na szczęście jednak
coś powstrzymało mnie, moje sumienie nie pozwoliło mi posunąć
się aż tak daleko.

-

Więc cię zawiodło... Jestem, a raczej byłam dziennikarką.

Wylali mnie z pracy na dzień przed tym, jak cię spotkałam. Za
niekompetencję. I byłam gotowa zrobić wszystko, by odzyskać tę
pracę, a przynajmniej tak mi się zdawało. Właściwie to nawet
zrobiłam. - Wyciągnęła rękę, by podał jej kopertę, którą wsadził
do kieszeni. - A o tym, że wybrałeś ostatni numer w moim
telefonie, wiedziałam od ciotki. Pytała mnie dzisiaj rano, po co do
niej dzwoniłam i dlaczego rozłączyłam się bez słowa. Trochę ją to

RS

background image

106

zaniepokoiło. Wiesz, ma taki aparat, że wyświetla się jej numer
osoby, która dzwoni. O tej porze nie mógł to być nikt inny, tylko
ty...

-

A co to jest, co to za paczuszka? - zapytał, podając jej

kopertę.

-

To moja zemsta - powiedziała krótko i spojrzała na niego. -

Gdy zorientowałam się, że dzwoniłeś z mego telefonu, doszłam
do przekonania, że z pewnością posunąłeś się dalej,
przeszukałeś mi torebkę, biurko, zdjęcia... i wiesz o mnie
wszystko. - Coraz trudniej było jej mówić, najchętniej
rozpłakałaby się i uciekła. Ale wiedziała, że to jedyna może
okazja, by powiedzieć mu wszystko, do końca. No dalej, mów,
ponaglała samą siebie. - Poprosiłam ciotkę Jay, która jest
fotografem, by zrobiła nam dzisiaj trochę zdjęć.

-

Naprawdę sądziłaś, że mógłbym cię wykorzystać? Więc nie

czułaś dzisiejszej nocy mego oddania, mojej miłości, tego
wszystkiego, co mężczyzna może zaoferować swej ukochanej?

-

Wczoraj jeszcze nic nie wiedziałam, niczego nawet nie

podejrzewałam, ale dziś... - Zerwał się silniejszy wiatr i potargał
jego nienagannie przyczesane włosy. - Bardzo się cieszę, że się
myliłam, że moje podejrzenia okazały się bezpodstawne. Masz tu
też list, w którym starałam ci się wszystko wyjaśnić.

-

Lauro, moje serce wcale mnie nie zawiodło. - Uniósł rękę i

pogładził ją po policzku. - Zawiódł mnie rozum, który
podpowiadał mi takie brednie. Pamiętasz, powiedziałem ci, że
odszedłbym od kobiety, którą kocham, by zaoszczędzić jej
przykrości wynikających z faktu zostania osobą publiczną. Dziś
zrozumiałem, że łatwo powiedzieć coś takiego, gdy nie kocha się
zbyt mocno, tak do utraty tchu i bez pamięci.

-

Zakochanie to takie chwilowe szaleństwo, to mija, nie

martw się, przejdzie ci. Obojgu nam przejdzie.

-

Może... może masz rację, może i jest to chwilowe

szaleństwo. - Wziął od niej zdjęcia i zaczął je przeglądać. - Są
wspaniałe, twoja ciotka jest niezwykle utalentowana.

-

Weź także i to - powiedziała, podając mu list.

RS

background image

107

-

Nie potrzeba, teraz już wszystko rozumiem, wystarczy

tylko rzucić okiem na te zdjęcia.

- Proszę, weź, kluczem do całej zagadki jest słowo

„dziennikarka”. A teraz proszę, odwieź mnie do domu.

Udał, że nie dosłyszał i ciągnął dalej.
-

Sądzisz, że decyzja, by nigdy się nie ożenić i nie zakładać

rodziny, jest słuszna?

-

Trudno powiedzieć, to twój wybór i szanuję go.

-

Nie rozumiesz tego, nikt tego nie rozumie, tylko mój

dziadek. - Wsunął kopertę do kieszeni, wziął Laurę pod rękę i
ruszył przed siebie. - Jesteś dziennikarką i dobrze odrobiłaś
swoje lekcje, dużo wiesz o rodzinie Orsini. Wiesz też zapewne,
jak zginęli moi rodzice i...

-

Tak, w wypadku, na łodzi - wpadła mu w słowo. - Wiem, że

było to po jakiejś kłótni, wybrali się na romantyczną przejażdżkę
łodzią po jeziorze, żeby się uspokoić i wyciszyć, i wtedy miała
miejsce ta straszna eksplozja, spowodowana ulatniającym się
gazem.

-

Jesteś świetnie poinformowana, tyle że to nieprawda.

Mojego ojca sfotografowano na przyjęciu, jak niestosownie
zachowuje się wobec pewnej kobiety. Nic nadzwyczajnego czy
spektakularnego, ale wystarczyło... Nie, nie chcę go
usprawiedliwiać, ale zapłacił naprawdę wysoką cenę za to, co
zrobił, za swoją głupotę. Dlatego tak ważne jest, by mieć tę
świadomość, że kiedy jest się następcą tronu, wszystko może
urosnąć do rangi skandalu, bo media tylko czekają, by
dostarczyć im choćby najmniejszej pożywki. Ich głowa w tym,
żeby ludzie zechcieli to kupić, więc robią, co mogą, by roz-
dmuchać sprawę.

- Ale co to ma wspólnego z tym wybuchem?
-

Widzisz, moja matka była wątłą i kruchą istotą, jak

słyszałaś, mieli spore małżeńskie kłopoty. Wiele razy straciła
ciążę i cierpiała z powodu silnej depresji. Nie czuła się dobrze w
swojej, niewątpliwie trudnej, roli żony księcia i matki jego dzieci.
Napisała krótki pożegnalny liścik, w którym przeprosiła go za

RS

background image

108

swoją słabość i poprosiła, by jej wybaczył, że go tak zawiodła, a
potem przedawkowała leki. Gdy mój ojciec znalazł ją martwą i
przeczytał te tragiczne słowa, zastrzelił się. Ten cały wypadek na
łodzi, ta niby eksplozja, została zaaranżowana przez mojego
dziadka, by zatuszować prawdę. To była dobra i wiarygodna
historyjka, wyjaśniająca, jak mogło dojść do śmierci ich obojga w
tym samym czasie. Dzięki temu trumny podczas pogrzebu mogły
być zamknięte i nikt nie widział rany postrzałowej na głowie
ojca.

-

Skąd o tym wiesz, od dziadka?

-

Nie, powiedziała mi o tym babka na łożu śmierci. Chciała

mnie ostrzec, jak łatwo jest skrzywdzić słabą, niewinną istotę,
upomnieć, bym nie poszedł w ślady ojca.

-

To naprawdę tragiczna historia, okropnie mi przykro, że

cię to spotkało.

-

Nie mówię ci o tym dlatego, byś mi współczuła, ale po to,

żebyś uwierzyła, że ci ufam. Los całej naszej rodziny jest teraz
niejako w twoich rękach, o tutaj - powiedział, ujmując ją za
dłonie.

-

Nie obawiaj się, jesteś tu całkowicie bezpieczny. Nawet nie

wiesz, jak bardzo chciałam odnaleźć za maską księcia
prawdziwego człowieka.

-

Zrobiłaś coś więcej, moja jedyna, zmieniłaś go. Doprawdy

nie wiem, jak mam okazać ci moją bezgraniczną wdzięczność i
absolutne zaufanie.

-

Będę skrywać twój sekret głęboko w sercu, możesz mi

wierzyć, Aleksandrze.

-

A czy znajdzie się w nim jeszcze miejsce dla mnie, dla

aroganckiego autokraty?

-

Co masz na myśli?

-

Mam na myśli, czy pewna republikanka nie zechciałaby

rozważyć możliwości zostania księżniczką?

-

Ja księżniczką? A co z twoim życiowym mottem, że kobietę

należy kochać tylko na tyle, by zawsze móc od niej odejść?

RS

background image

109

-

Błąd młodości, cierpiałem z powodu moich rodziców,

wierzyłem, że babka ma rację, że nie można być w małżeństwie
szczęśliwym. Poza tym nie spotkałem dotąd kobiety, dla której
warto by było zmienić zdanie. Teraz jednak spotkałem ciebie,
pragnąłem cię od pierwszej chwili, od pierwszego momentu, gdy
cię ujrzałem. I pokochałem cię, wierz mi, szczerze pokochałem.
Bo jeśli nie to, to cóż przywiodło mnie do twego domu? Nigdy
wcześniej nie zdarzyło mi się, bym biegł z żakietem jak lokaj i
dopraszał się, by wpuszczono mnie do środka.- Wiem, że jesteś
silna i dzielna i razem będziemy niezniszczalni. Powiedz, czy
wyjdziesz za mnie, czy zechcesz takiego aroganta jak ja? Czy
mogę liczyć na twoją wzajemność?

-

Ale, ale ja nie mogę przecież za ciebie wyjść... - wyjąkała

zaskoczona.

-

Obawiam się, że teraz, gdy poznałaś już moje najskrytsze

sekrety, nie masz innego wyjścia. Tylko wówczas, gdy zostaniesz
moją żoną, będą bezpieczne.

-

Jesteś pewien? Bo ja obawiam się, że będę dla ciebie

nieustającym utrapieniem, więc jeszcze się dobrze zastanów...

-

Gdybym sobie z tobą nie radził, zawsze mam jeszcze jakąś

alternatywę, mogę cię na przykład zamknąć w wieży...

-

No świetnie, ładna perspektywa, trzeba powiedzieć, że

masz głowę do interesów. Przyciągnąłbyś w ten sposób do
Montorino masę turystów, którzy mogliby się na mnie trochę
pogapić, co?

-

Sam przychodziłbym do ciebie każdego dnia.

-

Ależ Aleksandrze, to świetna bajka, ale tak naprawdę to po

prostu niemożliwe, jestem przecież całkiem zwyczajna...

-

Może ten świat potrzebuje więcej zwyczajnych księżniczek,

kochanie, takich jak ty, z sercem, współczuciem i rozumem. A
więc czy zostaniesz moją wymarzoną księżniczką? Naprawdę
jesteś wspaniała, obdarzona przez naturę wielkim czarem i mam
nadzieję, że pomożesz mi wprowadzić mój kraj w nową erę. -
Przywarł ustami do jej drobnej dłoni. - Jestem pewien, że

RS

background image

110

wybaczysz mi to, co teraz powiem. Powinnaś pomyśleć o całkiem
innej karierze...

-

Małżeństwo? - przerwała mu. - To wątpliwa kariera, nawet

jeśli wychodzi się za księcia.

-

Właśnie że tak, weź pod uwagę, że będziesz sypiać z głową

państwa.

-

Faktycznie, przekonałeś mnie, w takim razie zgoda! - W

tym momencie przemknęło jej przez głowę, że jednak dostarczy
Trevorowi historii wszech czasów.


Zaręczyny zostały uroczyście ogłoszone podczas wielkiej gali

rozpoczynającej wyścigi konne. Jechali w otwartym powozie,
będącym częścią królewskiej procesji. Dziadek Aleksandra i
Katie siedzieli naprzeciwko nich. Dziwnym trafem księżniczka
Katerina za nic w świecie nie chciała przegapić tej ceremonii,
nawet za cenę tego, że przez kilka godzin będzie się prezentować
jak różowy grzyb.


Następnego ranka ich fotografie pojawiły się na pierwszych

stronach wszystkich londyńskich gazet. Tylko Trevorowi
przyznano

jednak

prawo

do

opublikowania

szerszego

sprawozdania z uroczystości. Dostał także wyłączność na
zamieszczenie zdjęć z krótkiego okresu przed zaręczynami, jak
Jego Wysokość kupuje cebulę na targu, karmi kaczki w parku
czy zaleca się w kafejce do wybranki swego serca. Laura, jako
nowa księżniczka, szybko podbiła serca wszystkich poddanych i
oczarowała niemal cały świat. Zdjęcia z ceremonii obiegły kulę
ziemską, a honoraria, za sprawą Jej Wysokości księżniczki
Laury, przeznaczone zostały na cele charytatywne. Działalność
charytatywna miała być odtąd jednym z jej stałych obowiązków,
oczywiście dopiero po powrocie z miesiąca miodowego. No ale
przedtem musiał odbyć się, rzecz jasna, ślub. Zaplanowany
został na wrzesień, kiedy na alpejskich łąkach zakwitają wrzosy,
a pierwszy śnieg przyprósza szczyty gór.

RS

background image

111

Laura podjechała pod starą katedrę w Montorino w

wytwornej karocy zaprzęgniętej w sześć białych koni.
Towarzyszyła jej Jay. Ona także przekazała ją przyszłemu
mężowi, jako że nie mógł tego zrobić, zgodnie z tradycją, żaden
bliski Laurze mężczyzna. Tego dnia Laura czuła się naprawdę
wyjątkowa, cała ta kunsztowna oprawa i ogromna ilość gości, a
do tego wspaniała kreacja, którą miała na sobie, ten
niekończący się tren oraz przepiękny diamentowy naszyjnik,
który Xander zlecił zrobić specjalnie na tę okazję, przyprawiały
ją o zawrót głowy. Przenigdy by nie przypuszczała, że jej
zwyczajne życie zmieni się tak diametralnie w ciągu zaledwie
kilku dni.

Dzień w dzień wygrywała też małe batalie o drobiazgi i to

także dawało jej poczucie pewności siebie. Książę coraz częściej
ulegał jej sugestiom, jak choćby dzisiaj, gdy podszedł do niej
jeszcze przed ceremonią i uścisnął ją tak gorąco i szczerze, jakby
chciał powiedzieć: oddaję ci moje serce! Oczywiście, przyjęła od
niego ten najpiękniejszy podarunek, jaki mężczyzna mógł ofiaro-
wać kobiecie. Na moment wszystko zniknęło, zostali tylko ona i
on w tym niezwykłym i magicznym miejscu.

Potem Laura wzięła swego księcia pod ramię i szczęśliwi

ruszyli do ołtarza, by ślubować sobie wzajemną miłość aż do
śmierci.

Zaraz po weselu zaszyli się na sześć długich tygodni na

posiadłości Aleksandra, gdzie z radością krążyli pośród
dorodnych krzewów winorośli, pomagali przy zbiorach winogron
i produkcji wina.

-

Jutro już kończy się nasza idylla - powiedział pewnego

wieczoru Aleksander, kładąc się obok niej. - Czy jesteś gotowa
wziąć na siebie nowe obowiązki?

-

No cóż, nie mam tyle wprawy co ty czy Katerina, ale myślę,

że jakoś sobie poradzę, z twoją pomocą, mam nadzieję. Ufam, że
nie zawiodę ani ciebie, mój książę, ani panującej rodziny, ani
naszych poddanych. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby

RS

background image

112

życie w Montorino było jeszcze szczęśliwsze. Mam już nawet
kilka pomysłów.

-

Ach, wybacz mi to pytanie, jest zupełnie bezpodstawne,

jestem więcej niż pewien, że bez trudu pokonasz wszelkie
przeciwności. Przecież już dałaś tego dowody...

-

Jesteś zbyt łaskawy, książę, jednak jest coś, co mnie

trochę martwi i chciałabym porozmawiać z tobą, nim wrócimy do
stolicy.

-

Oho, ho, poznaję ten twój ton, który mówi: lepiej mnie

teraz posłuchaj, bo jak nie, to może być naprawdę niedobrze.

- Szybko się uczysz, ale cóż w tym dziwnego, w końcu jesteś

księciem. Słuchaj więc uważnie, bo powiem to tylko raz. - Ujęła
go za rękę i z tajemniczym uśmiechem przyłożyła ją do swojego
brzucha. - Chodzi o nasze potomstwo...

-

Nasze potomstwo? - spytał zaskoczony i ucałował ją w

ramię. - O nasze dzieci?

-

Tak - pokiwała głową. - Kiedy już przyjdą na świat... Jeżeli

pierwsza będzie dziewczynka, to chciałabym, aby była
traktowana na równi z chłopcem, we wszystkim bez wyjątku.

-

Ależ kochanie, nie można w jednej chwili odsunąć na bok

tysiącletniej tradycji...

-

Zdaję sobie z tego sprawę, że to nie takie proste, ale w

końcu to ty jesteś głową tego państwa, możesz zmienić, co tylko
zechcesz.

-

Czy to oznacza, że skoro jestem księciem, to wszyscy

muszą mnie bezapelacyjnie słuchać?

-

Wszyscy - zapewniła go. - Z wyjątkiem mnie - dodała

szybko, przekręcając zalotnie głowę.

-

Aha, z wyjątkiem ciebie...

-

Właśnie, między nami to trochę coś innego, w naszym

związku panuje równouprawnienie.

-

Równouprawnienie? No tak, naturalnie, że tak - pokiwał

głową.

RS

background image

113

-

Myślę, że powinieneś wydać nowe rozporządzenie i to

najlepiej od razu, zanim przyjdzie na świat nasze pierwsze
dziecko.

-

A zaraz potem przystąpimy do dzieła? - zapytał z nadzieją

w głosie.

-

Oczywiście, myślę nawet, że moglibyśmy zacząć w

przeciągu najbliższych kilku minut - szepnęła namiętnie i
spojrzała wyczekująco na męża.

Jego Wysokość Aleksander Michael George Orsini wiedział,

że choćby najstarsza tradycja nie miała przy niej żadnych szans.

-

Dokąd się wybierasz, mój mężu? - zapytała, gdy wstał i bez

słowa skierował się do drzwi.

-

Jak to dokąd, wydać rozporządzenie, bo rozumiem, że bez

tego nic tu dzisiaj nie wskóram.

-

Ach, jesteś taki zajęty, nie chciałam dokładać ci jeszcze

więcej pracy i przygotowałam je już w twoim imieniu, mój
najdroższy. Jutro będziesz mógł podać je do ogólnej wiadomości,
a tymczasem zdaje się, że mamy inne plany, prawda, kochanie?

RS


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Fielding Liz Szalona miłość(1)
Fielding Liz Brzydkie kaczątko
Fielding Liz Ocalić marzenia
Fielding Liz Milioner i włamywaczka
Fielding Liz Wszystkie chwyty dozwolone
Fielding Liz Lista życzeń
Fielding Liz Szalona miłość
Fielding Liz Niecodzienny spadek
Fielding, Liz Cinderella und der Scheich
547 Fielding Liz Brzydkie kaczątko 5
689 Fielding Liz C&F Wspólnicy 03 Pojedynek z czarownica
0955 Fielding Liz Serce ze złota
10 Romans z Szejkiem Fielding Liz Pustynna róża 4
0925 Fielding Liz Biurowe sekrety 01 Nagłe zastępstwo
0621 Fielding Liz Róża pustyni
Fielding Liz Brzydkie kaczątko
0821 Fielding Liz Oświadczyny pod choinką

więcej podobnych podstron