Virginia Woolf Siedem szkiców

background image
background image
background image

Wstęp

Te szkice są jak palcówki służące przyszłej biegłości. Nie są nieistotne, tryskają życiem,

a przy swej bezpośredniej i często brutalnej obserwacji, rozeznaniu, wybrednym osądzie,
jakiego się po niej spodziewamy... ale zaczekajmy: słowo „osąd” jest niewłaściwe.
Virginia Woolf przywiązywała dużą wagę do wytwornego stylu – własnego i swoich
bohaterów. „Uważam, że jej gust i przenikliwość nie są wyszukane, opisując ludzi,
popadała w utarte zwroty i przyjmowała dość tani punkt widzenia”. („Panna Reeves”). Ta
nuta odzywa się często w całej twórczości Virginii Woolf, a ponieważ kładzie na nią taki
nacisk, trzeba pamiętać, że ta kobieta w lutym 1910 roku uczestniczyła w niemądrej
zabawie, udając jednego z członków świty cesarza Abisynii składającego wizytę na
brytyjskim okręcie wojennym; że ona i jej przyjaciele używali brzydkich słów, jakich
można by się spodziewać po uczniakach, którzy właśnie odkryli sprośność, że była do
pewnego stopnia antysemitką, zdolną mówić o swoim godnym podziwu i kochającym mężu
jako o „Żydzie”. Zawarty tu szkic „Żydzi” jest nieprzyjemnym utworem. Ale trzeba też
pamiętać podobnie hałaśliwą i barwną Żydówkę opisaną czule w „Między aktami” –
Woolf ją lubi. Zatem utwory w tym zbiorze to często niepoprawna Woolf; jej wczesne
szkice – jak niektórzy twierdzą – lepiej, gdyby pozostały nieodkryte. Ja tak nie uważam:
zawsze jest pouczające zobaczyć, jakie młodzieńcze grubiaństwa pisarz wygładził,
uzyskując równowagę – dojrzałość.

Żadnego z artystów Bloomsbury nie można zrozumieć, jeśli się nie pamięta, że stanowili

samo serce i esencję bohemy, której postawy są obecnie tak ogólnie przyswojone, że
trudno zrozumieć, jak ostro odbijała się niegdyś na tle swoich czasów. To ludzie wrażliwi i
kochający sztukę, w odróżnieniu od ich przeciwników, nieokrzesanej klasy ludzi interesu.
E.M. Forster, dobry przyjaciel Virginii Woolf, napisał „Howards End”, gdzie
przedstawiona jest walka pomiędzy Sztuką i Wilcoxami. Po jednej stronie obrońcy
cywilizacji, po drugiej filistrzy, „Wilcoxowie”. Być wrażliwym i subtelnym oznaczało
walkę o przetrwanie rzeczywistych i dobrych wartości, przeciwko drwinie, niezrozumieniu
i często prawdziwemu prześladowaniu. Wielu spośród członków bohemy czy też ludzi do
niej aspirujących zostało wydziedziczonych przez swych oburzonych rodziców.

Jednak wrogami byli nie tylko „Wilcoxowie”, prostaccy i ordynarni przedstawiciele

klasy średniej – byli nimi również ludzie pracy. Dzisiaj snobizm Woolf i jej przyjaciół
wydaje się nie tylko czymś śmiesznym, ale wręcz szkodliwą, ograniczającą ignorancją. W
„Howards End” Forstera dwie młode kobiety z wyższej klasy, widząc cierpienie
człowieka pracującego, zauważają, że „oni” nie odczuwają tego tak samo – a sama
słyszałam, jak biali, kiedy już dostrzegli nędzę czarnych, mówili: „Oni nie są tacy jak my;

background image

mają grubą skórę”.

U Woolf natrafiamy na węzeł, plątaninę nieprzyjemnych uprzedzeń, z których część to

przesądy jej czasów, a część jej osobiste przekonania, a to musi nas prowadzić do
ponownego przyjrzenia się jej krytyce literackiej, która często prześcigała wszystko, co
napisano wcześniej i później, jednak jej autorka była zdolna do ogromnych uprzedzeń,
niczym fanatyk, który widzi tylko własną prawdę. Najważniejsze dla pisarza były
delikatność i wrażliwość, a to oznaczało, że Arnold Bennett i pisarze tacy jak on są nie
tylko niemodnym, pogardzanym starszym pokoleniem, ale są godni hańby i zapomnienia.
Virginia Woolf nie uznawała półśrodków. Myśl, że komuś może się podobać Arnold
Bennett, a także Virginia Woolf, a także James Joyce, była dla niej nie do przyjęcia. Takie
polaryzacje, niestety endemiczne w świecie literackim, zawsze przynoszą szkodę: Woolf
się do tego przyczyniła. Przez dziesięciolecia autorytarny ukaz dominował wyżyny krytyki
literackiej. (Może powinniśmy zapytać, dlaczego literatura tak łatwo ulega wpływom
przesadnej opinii?). Świetnego pisarza, Arnolda Bennetta, trzeba było odrzucić,
przepraszać za niego, a potem – później – namiętnie go bronić, dokładnie w sposób, w jaki
działała: atakując albo broniąc z pasją. Bennett: dobry; Woolf: zła. Myślę jednak, że kwas
wyciekł już z tej konfrontacji.

Niedawno zrobiony film „Godziny” ukazuje Woolf w sposób, który z pewnością

zdumiałby jej współczesnych. Jest doskonałym portretem wrażliwej, cierpiącej
powieściopisarki. Gdzie jest ta złośliwa, szydercza kobieta, którą była w rzeczywistości? I
używała też brzydkich słów, chociaż z wymową klasy wyższej. Wydaje się, że potomność
musi przydawać szacunku, łagodzić i wygładzać, niezdolna zrozumieć, że to, co szorstkie,
surowe, nieharmonijne, może być źródłem i mamką inwencji twórczej. Virginia Woolf
musiała nieuchronnie skończyć jako wytworna literatka, chociaż nikt z nas nie uwierzyłby,
że zagra ją młoda, piękna, modna dziewczyna, która się nigdy nie uśmiecha, której stale
zmarszczone brwi pokazują, jak głębokie i trudne są jej myśli. Dobry Boże! ta kobieta,
kiedy nie chorowała, cieszyła się życiem; lubiła przyjęcia, swoich przyjaciół, pikniki,
wycieczki, wypady. Jakże kochamy kobiece ofiary, jakże je kochamy.

Wkład Virginii Woolf do literatury polegał na nieustannym eksperymentowaniu przez

całe życie, na próbie uczynienia z powieści siatek do łapania tego, co uważała za
subtelniejszą prawdę o życiu. Jej „style” były próbami wykorzystania własnej wrażliwości
do zrobienia z życia owej rozmigotanej powłoki – tym, jak twierdzi uparcie, jest nasza
świadomość, a nie linearnym brnięciem naprzód, za które uważała pisarstwo w stylu
Bennetta.

Niektórym podoba się jedna książka Woolf, innym druga. Są tacy, którzy podziwiają

„Fale”, jej najbardziej skrajny eksperyment, który dla mnie jest klęską, choć odważną.
„Night and Day” była jej najbardziej konwencjonalną powieścią, strawną dla zwykłego
czytelnika, ale autorka starała się ją poszerzyć i pogłębić. Od pierwszej powieści, „The
Voyage Out”, do ostatniej, nieukończonej, „Między aktami” – która dla mnie nosi piętno
prawdy; pamiętam całe ustępy, a epizody zajmujące kilka słów czy linijek wydają się

background image

zawierać istotę na przykład starości czy małżeństwa, czy tego, jak się odbiera bardzo
lubiany obraz – jej życie zawodowe było pasmem śmiałych eksperymentów. I jeśli nie
zawsze dobrze myślimy o jej potomstwie – niektóre próby naśladowania jej były
niefortunne – to bez niej, bez Jamesa Joyce’a (a mają ze sobą więcej wspólnego, niż
którekolwiek z nich chciałoby przyznać) nasza literatura byłaby uboższa.

Jest pisarką, którą niektórzy kochają nienawidzić. To bolesne, kiedy osoba, której osąd

się poważa, występuje z hymnem niechęci czy wręcz nienawiści do Virginii Woolf. Zawsze
chcę się z nimi spierać: ale jak możesz nie widzieć, jaka ona jest cudowna... Dla mnie jej
dwa największe osiągnięcia to „Orlando”, który zawsze mnie rozśmiesza, to taka dowcipna
książeczka, doskonała, perełka; i „Do latarni morskiej”, którą uważam za jedną z
najświetniejszych powieści napisanych po angielsku. A jednak niektórzy ludzie o
najsubtelniejszym dobrym guście nie potrafią powiedzieć o nich jednego dobrego słowa.
Chciałam zaprotestować, że to na pewno nie powinny być „te okropne powieści Virginii
Woolf”, „niemądry «Orlando»”, ale raczej „mnie się nie podoba «Orlando»”, „mnie się nie
podoba «Do latarni morskiej»”, „ja nie lubię Virginii Woolf”. Poza wszystkim, kiedy
ludzie mający takie samo rozeznanie jak my sami, podziwiają tę samą książkę albo jej nie
cierpią, najmniejszym aktem skromności, minimum szacunku dla wielkiego zawodu krytyka
literackiego powinno być „ja nie lubię Woolf, ale to tylko moje uprzedzenie”.

Inny problem to ten, że kiedy nie chodzi o jedno z jej dokonań, często stoi na krawędzi,

gdzie tego rodzaju pytania, które czają się w bardziej niejasnych obszarach życia, pozostają
bez odpowiedzi. Ten zbiorek zawiera nieduży szkic, zatytułowany „Nowoczesny salon”, o
lady Ottoline Morrell, która odegrała tak ważną rolę w życiu i pracy wielu artystów i
pisarzy swoich czasów, od D.H. Lawrence’a do Bertranda Russella. Cieszy nas czytanie,
co myśli Woolf, kiedy tylu innych powiedziało swoje. Woolf opisuje ją jako wielką damę,
która będąc niezadowolona ze swojej klasy, znalazła to, czego szukała w artystach,
pisarzach. Widzą ją jako „bezcielesnego ducha, uciekającego ze swego życia w czystsze
powietrze”. I „przychodzi z daleka, ubrana w dziwne kolory”. Musimy przyznać, że
arystokraci mieli, a w niektórych miejscach nadal mają blask, i tutaj Woolf stara się go
przeanalizować wraz z jego wpływem na „skromniejsze stworzenia”, ale jest tu coś
niepokojąco nieprzyjemnego; mozoli się, zdanie po zdaniu, aż sprawia wrażenie, jakby
próbowała przebić szpilką główkę motyla. W świecie bohemy w tamtym czasie było
niewielu arystokratów: szkoda, że Ottoline była tak dziwaczną ich przedstawicielką. Dziś
wydaje się żałosną kobietą, tak hojnie ofiarującą swoje pieniądze i czas tak wielu
protegowanym, zdradzoną i skarykaturowaną przez wielu z nich. W zderzeniu z pieniędzmi
i arystokracją ci szlachetni obywatele bohemy wypadają niezbyt dobrze.

Trudno jest pisarce być obiektywną wobec drugiej pisarki, która wywarła taki wpływ –

na mnie, na inne pisarki. Nie chodzi nawet o jej style, jej eksperymenty, jej niekiedy
przesadne wypowiedzi, ale po prostu o jej istnienie, odwagę, dowcip, zdolność patrzenia
na położenie kobiet bez goryczy. A przecież umiała odparować cios. Nie było tak wiele
pisarek, kiedy zaczęła pisać, ani nawet kiedy ja zaczęłam. Lekką aluzję do niechęci, z jaką

background image

się konfrontowała, zawarła w szkicu o Jamesie Stracheyu i jego przyjaciołach z
Cambridge. „...Byłam świadoma, nie tylko moje uwagi, ale już sama moja obecność jest
krytykowana. Pragnęli prawdy i wątpili, żeby kobieta mogła ją wypowiadać czy nią być”.
A potem szybkie użądlenie osy: „Musiałam pamiętać, że nie jest się w pełni dorosłym,
mając dwadzieścia jeden lat”.

Myślę, że duża część jej zjadliwości po prostu na tym polega: pisarkom nie było, a

czasem jeszcze teraz nie jest łatwo.

Wszyscy pragniemy, żeby nasi idole byli doskonali; szkoda, że była taką osą, taką snobką

– i tak dalej, ale miłość musi być pozbawiona retuszu. Uważam, że w najlepszym wydaniu
była wielką artystką, jak sądzę, a po części z tego powodu, że była przesycona duchem
„pragnienia prawdy” – tak jak jej przyjaciele i w istocie cała bohema.

Doris Lessing, 2003

background image

Wprowadzenie

Pierwszy zapis w tym wczesnym dzienniku Virginii Woolf – wtedy Virginii Stephen – to

stwierdzenie, że jest gdzieś, gdzie nie chce być. Wiele spraw mogło ją absorbować w
okolicach ostatków i w ów wtorek (23 lutego) 1909 roku i kusi, żeby ją sobie wyobrażać
zatopioną w myślach i niezwracającą uwagi na to, co dzieje się wokół, kiedy jedzie z
centrum Londynu do domu Carlyle’a w Chelsea, dawnej siedziby wielkiego mistrza pióra.
O ile pojechanie „za daleko” można by było po prostu wytłumaczyć brakiem przystanku
autobusowego, tam gdzie Woolf się go spodziewała, to wtedy, kiedy zaczęła pisać niniejszy
dziennik, była bezsprzecznie w pewnym oddaleniu od miejsca, w którym chciała być
zawodowo, mieszkaniowo i uczuciowo.

W lutym 1909 roku Woolf zmagała się już od ponad dwóch lat ze swą pierwszą

powieścią i miało minąć kolejnych sześć lat, zanim ją wydano. Dodatkowo okoliczności
zmusiły ją do dzielenia domu (przy Fitzroy Square 29) z bratem Adrianem i tego, co

Hermione Lee nazwała „niezadowalającym ménage à deux”

1

. Może jednak tym, co

drażniło ją najbardziej, kiedy 23 lutego jechała na zachód, była świadomość własnego
niezmienionego stanu cywilnego. Kilka dni wcześniej, 17 lutego, Woolf i Lytton Strachey

nagle postanowili się pobrać, po czym niemal natychmiast (rozsądnie) zmienili zdanie

2

.

Niemal wszyscy, którzy dobrze znali Woolf, nakłaniali ją od pewnego czasu do
zamążpójścia, jednak przyjęcie pierwszych oświadczyn zakończyło się fiaskiem. Kiedy
wysiadła z autobusu, przejechawszy dom Carlyle’a, mogła pomyśleć, że niecały tydzień
wcześniej również posunęła się „za daleko”. A jeśli taka myśl przeszła jej przez głowę,
musiała mieć jeszcze boleśniejszą świadomość, w następstwie wzajemnego „éclair-

cissement” ze Stracheyem 20 lutego

3

, jak bardzo jest nadal niespełniona i nie u siebie.

Paradoksalnie, w ciągu ostatnich kilku dni zaszła zarazem „za daleko” i zupełnie donikąd.

Dwa lata wcześniej mogłaby oprzeć się na „złożonej, wielowarstwowej”

4

zażyłości z

Vanessą, swoją starszą siostrą i bratnią duszą. Ale Vanessa była teraz kobietą zamężną i
matką (jej pierwszy syn, Julian, urodził się 4 lutego 1908 roku), mieszkającą nadal przy
Gordon Square 46, w przestronnym domu w Bloomsbury, gdzie Virginia, Vanessa, Adrian i
ich brat Thoby (do śmierci w listopadzie 1906 roku) mieszkali jako osierocona gromadka
(ich matka umarła w 1895, a ojciec w 1904 roku) między 1904 a 1907 rokiem. Kiedy
Vanessa poślubiła Clive’a Bella 7 lutego 1907 roku, Vanessa i Adrian musieli się
wyprowadzić z Gordon Square i przenieść na Fitzroy Square, ale chociaż minęły już dwa
lata i regularnie widywała siostrę, Virginia tęskniła za mieszkaniem z Vanessą z taką samą

background image

intensywnością, z jaką nie znosiła mieszkania sam na sam z trudnym i niesympatycznym
Adrianem. Co więcej, siostra zaczynała odnosić sukcesy w tym, co było jej powołaniem, w
malarstwie, podczas gdy Woolf, choć regularnie pisała recenzje, nie miała poczucia, że
robi jakiekolwiek postępy jako pisarka. Kiedy później w tym samym roku wysłała swój
pierwszy utwór prozatorski do redakcji magazynu („Memoirs of a Novelist” do Gomhill w

październiku 1909), odrzucono go

5

. To, co „mogłoby być doniosłe w rozwoju Virginii jako

pisarki”, w tym wypadku okazało się klapą.

Zawiadomienie, że tekst został odrzucony, które przyszło tej jesieni, uosabiało wszystko,

co w 1909 roku było dla Woolf fałszywe, szczególnie w pierwszym i w ostatnich
kwartałach tego roku, a ukryte niezadowolenie i smutek, jakie odczuwała w okresie, który
obejmuje dziennik, muszą przynajmniej częściowo tłumaczyć dominujące w nim
krytykanctwo. Czytelnicy mający nadzieję na odnalezienie sardonicznej, pikantnej, ludzkiej,
psotnej, kapryśnej i przenikliwej autorki dzienników, która króluje w pięciotomowym
wydaniu „The Diary of Virginia Woolf” (1977-1984) pod redakcją Anne Olivier Bell,
poczują się trochę zawiedzeni. Tamten dziennik zaczyna się w 1915 roku (a kończy wraz ze
śmiercią Woolf w 1941), ale autorka dziennika z 1909 roku, będąc (na ogół) w
charakterystyczny sposób przenikliwa, szczera, myśląca, liryczna, ekscentryczna i
absorbująca, może też się jawić jako krytykancka, cięta (szczególnie w „Nowoczesnym
salonie”), nazbyt pedantyczna, dosyć pompatyczna (szczególnie w „Cambridge” i
„Hampstead”), a w jednym ze szkiców, w „Żydach”, wyraźnie obraźliwa.

Chociaż w zbiorze nic nie dorównuje cierpkości „Żydów”, ukazujących wstrętną

(chociaż konwencjonalną) cechę antysemityzmu u Woolf, jej lekceważenie dla pani Loeb
najlepiej jest potraktować jako część wszechobecnego w dzienniku nastroju krytykanctwa.
Snobistycznie i pośpiesznie Woolf osądza ludzi jako „wulgarnych” (podobnie jak panią
Loeb, w „Cambridge” zbywa żonę sir George’a Darwina i pannę Lewis w „Sądach
rozwodowych”) i w szkicach widać ogólną tendencję do szukania dziury w całym. Na
przykład opis lady Ottoline Morrell i analiza przyjęcia w „Nowoczesnym salonie” są
jednocześnie trafne i złośliwe.

W miarę jak dojrzewała jako pisarka, Woolf nauczyła się znajdować przyjemność w

ulotnej nieuchwytności życia – to przyjemność, która promieniuje na przykład z
opowiadania „An Unwritten Novel” i z „Pani Dalloway” – podczas gdy w „Pannie
Reeves”, „Cambridge” i „Sądach rozwodowych” jest coś bliskiego samozadowolenia w
sposobie, w jaki przywołuje własne wspomnienia i wyraża opinie. By tak rzec, autorka
chwyta tematy, nie dając im szansy na ucieczkę, niczym owe ćmy, które wraz z
rodzeństwem zbierała podczas letnich wakacji w St Ives.

25 stycznia 1909 roku Woolf skończyła dwadzieścia siedem lat, tyle, ile w dniu swego

ślubu w 1897 roku miała jej ukochana przyrodnia siostra, Stella

6

, i poczucie znaczenia

własnego wieku, w połączeniu z uczuciowym efektem ubocznym jej ulotnych „zaręczyn” ze
Stracheyem, mogą pomóc w wyjaśnieniu, dlaczego temat małżeństwa i innych

background image

ewentualności jest tak znaczący w tych szkicach. W utworze otwierającym zbiór Woolf
zastanawia się uważnie nad dynamiką małżeństwa państwa Carlyle’ów, a w następnym jest
jednocześnie urzeczona wężową atrakcyjnością niezamężnej Amber Reeves i wyniośle
lekceważąca wobec braku „tajemnicy” u niej. Analizuje panieńską harmonię „panien Case”
z serdecznością, która nigdy nie rozwija się do końca w niezmącony zachwyt w
„Hampstead” i w tym samym szkicu zastanawia się chłodno nad kosztem fizycznym i
uczuciowym długiego zaangażowania Margaret Llewelyn Davies w Spółdzielczą Gildię
Kobiet: „Kobiety, które pracowały, ale które nie wyszły za mąż – pisze – nabierają
szczególnego wyglądu; wyrafinowania bezpłciowości; skłonności do surowości”. Jest
więc tym właściwsze, że „niezamężna” Woolf analizuje małżeństwo sir George’a Darwina
i jego żony w „Cambridge” okiem cokolwiek „surowym”. W „Żydach” wyraża się cierpko
o tym, co uważa za „jedyny cel”, jaki jej zdaniem pani Loeb widzi dla swoich znajomych
młodych kobiet i ubogich krewnych – „towarzystwo mężczyzn i małżeństwo” – a w
„Sądach rozwodowych” słucha uważnie, podczas gdy małżeństwo jest obnażane do kości.
„Miało się wrażenie, że to pokazuje prawdziwe życie małżeńskie; ten rodzaj monotonnego,
prawdziwego związku, jakim ono jest; ludzi tak prawdziwych, dających sobie nawzajem
trochę pociechy, zużywszy wszystkie przebrania i oboje z ciężkim bagażem”.

Sugerowanie, że Woolf miała obsesję na punkcie własnego stanu cywilnego, byłoby

poważnym wypaczeniem, trzeba jednak zauważyć, że kwestia małżeństwa niewątpliwie
zaprzątała jej myśli. Dwa lata później (poślubiła Leonarda Woolfa dopiero w 1912 roku),
porównując własną sytuację z sytuacją Vanessy, Woolf pisała z przygnębieniem o
„kudłatych czarnych” diabłach depresji, które ją nękały podczas letniej burzy w Londynie:
„Mieć dwadzieścia dziewięć lat i być niezamężną – być nieudacznicą – bezdzietną – także

obłąkaną, nie być pisarką”

7

. Kolejność, w jakiej wymienia swoje „diabły”, daje do

myślenia.

Jak sugeruje tytuł niniejszej książki, dziennik Woolf z 1909 roku nie jest w żadnym

wypadku codziennym zapisem wydarzeń ani/bądź refleksji. Tak jak jej inne dzienniki z
okresu 1897-1909, które w 1992 roku zebrał i wydał Mitchell A. Leaska, notatnik Woolf z
1909 roku (który zapewne znalazłby się w owym tomie, gdyby wiedziano o jego istnieniu)
funkcjonował pierwotnie jako słowny szkicownik. W rzeczy samej ma wiele wspólnych
cech i służył temu samemu ogólnemu celowi co dziennik z 1903 roku, który Woolf
komentowała następująco:

„...Ze względu na tę książkę żałuję, że nie miałam niczego barwniejszego & bardziej
malowniczego do opisania tutaj; wydaje mi się, że wszystkie wydarzenia były tego
samego gatunku dość chłodnej barwy; nie musiałam używać wielu superlatywów.
Naszkicowałam słabe zarysy ołówkiem. Ale jedynym pożytkiem tej książki jest to, że
będzie służyła jako szkicownik; tak jak malarz zapełnia stronice urywkami &
fragmentami, studiami tkaniny – nóg, ramion & nosów – przydatnych z pewnością dla

background image

niego samego, ale bez znaczenia dla wszystkich innych – tak ja... biorę pióro &
szkicuję kształty, jakie mam akurat w głowie... To jest ćwiczenie – trening dla oka &
ręki – szorstkość, jeśli wynika z uczciwego pragnienia zapisania prawdy tymi
materiałami, jakie się ma pod ręką, nie jest nieprzyjemna – chociaż boję się, że często

zdecydowanie niestosowna”

8

.

Sześć z siedmiu szkiców, które stanowią „Siedem szkiców” można by określić jako

„szorstkie”, ale również one mają tę siłę przyciągania i widać w nich wiele z tych cech,
które charakteryzują najlepsze utwory Woolf. Siódmy szkic, „Żydzi”, jest „nieprzyjemny”,
nie ma co do tego wątpliwości. Obmawianie pani Loeb rzeczywiście można określić jako
„zdecydowanie niestosowne”.

A wszystkie utwory, łącznie z „Żydami”, można scharakteryzować jako „dość chłodnej

barwy”. Użyto kilku „superlatywów”, doskonale pasujących do tego okresu w życiu Woolf,
który mimo wszelkich rozrywek towarzyskich nie miał ani „żywych barw”, ani nie był
„malowniczy” czy zadowalający. Pod wieloma względami dziennik z 1909 roku nie jest ani
tak pełny, urozmaicony, ani wiele mówiący jak opublikowane wcześniej dzienniki z lat
1897, 1899, 1903-1908 czy ten, który Woolf prowadziła w kwietniu i maju 1909 roku
podczas wakacji we Włoszech. Z drugiej strony, jaki bardziej obrazowy zapis przyszła
płodna i pewna siebie pisarka mogła zostawić na temat roku, w którym była ogólnie
niezadowolona i w którym nie udało jej się naprawdę popchnąć dalej powieści, jeśli nie
dzienniki, gdzie większość stron pozostała biała, a ton jest przytłumiony? Z takiego czy

innego powodu 1909 nie był dobrym rokiem na „dziennikowanie”

9

, jak to nazywała Woolf,

ale to sprawia, że utwory, które napisała, są tym bardziej fascynujące.

Jeśli młoda kobieta, którą tu spotykamy, to osoba, którą własne wyrafinowanie tu i

ówdzie uciska i która zbyt prędko wydaje sądy o innych, to spotykamy również Woolf w
jednym z jej najbardziej znanych i ujmujących aspektów: wszystkie siedem szkiców
zaświadcza o jej życiowej determinacji, aby docierać do sedna rzeczy, „pisać nie tylko
okiem, ale umysłem; & odkrywać rzeczy prawdziwe pod zewnętrznymi pozorami”, jak to

ujęła w swym włoskim dzienniku z 1908 roku

10

. Dostarczają nowego dowodu trwałego

zaangażowania zawodowego Woolf w ćwiczenie „oka & ręki”, branie pióra i zapisywanie
wszystkiego, co pewnego dnia może jej się przydać.

„…Będę się starała być uczciwą sługą zbierającą taki materiał, który później może
posłużyć bardziej fachowej ręce – albo zasugerować oku ukończone obrazy. Faktem
jest, że w tych osobistych zeszytach używam czegoś w rodzaju stenografii & robię

drobne wyznania, jak gdybym chciała przebłagać własne oko, czytając później”

11

.

Czy „porywczy” sir George Darwin wzbogacił jakoś wybuchowego wykładowcę z

background image

Cambridge, Williama Peppera z „The Voyage Out”? I czy Woolf przypomniała sobie – co
się teraz wydaje prawdopodobne – troskliwe zainteresowanie sir George’a butami kobiet,
gdy pisała tę scenę w „Do latarni morskiej”, kiedy starszawy botanik, William Bankes
przysuwa się do Lily Briscoe i komentuje to, co malarka ma na nogach? „Przyglądał się jej

bucikom i doszedł do wniosku, że są doskonałe, bo dają palcom u nóg pełną swobodę”

12

.

Zdecydowanie jest coś z Margaret Llewelyn Davies w postaci Mary Datchet z „Night and
Day” i Elanor Pargiter w „Latach”, i bardzo dużo z Janet Case w Lucy Craddock z „Lat”,
ale ciekawe jest odnotowanie, że nigdzie w prozie Woolf nie ma żadnej wersji młodej,
uwodzicielskiej i wężowej Amber Reeves.

Chociaż trudno w tym dzienniku dostrzec dowcipną często Woolf z późniejszego

dziennika i listów, chwilami miga nam przed oczyma. Na przykład jej milcząca cięta
odpowiedź na odstręczające zaabsorbowanie sobą Jamesa Stracheya i Ruperta Brooke’a
podczas jej „bardzo trudnego duetu” z H.T.J. Nortonem w „Cambridge” – „musiałam
pamiętać, że nie jest się w pełni dorosłym, mając dwadzieścia jeden lat” – wskazuje im
stanowczo ich miejsce, podczas gdy wcześniej w tym samym szkicu Woolf porównuje sir
George’a Darwina do „starszawego, ale żylastego teriera, o krótkich nogach i wściekłych
oczach, dość załzawionych w kącikach”. Ale choć w tym dzienniku są obrazy i ustępy
wywołujące uśmiech, jest mało prawdopodobne, żeby jego czytelnicy ryczeli ze śmiechu
przez całą lekturę, od początku do końca.

Jak zauważyła jej najbardziej miarodajna biografka, „Jedną ze szczególnych cech jej

pośmiertnej sławy jest to, że ów pełny, ogromny zakres pracy jej życia ujawniał się
stopniowo, zmieniając ... percepcję jej osoby od delikatnej damy, autorki kilku
eksperymentalnych powieści i szkiców, kilku esejów i dziennika «pisarki», do jednej z
najbardziej profesjonalnych, szukających doskonałości, energicznych, odważnych i

zaangażowanych pisarzy języka angielskiego”

13

. Ten dziennik z 1909 roku ujawnia niektóre

z tych cech, jak również kilka mniej pociągających, i stanowi ważny przyczynek do kanonu
Woolf, nie tylko dlatego, że dostarcza dalszych dowodów na temat stanu jej ducha podczas

roku „tylu utrapień i rozczarowań”

14

. Jest cenny również dlatego, że poszerza naszą wiedzę

o ruchach Woolf, jej kontaktach i stosunkach towarzyskich w 1909 roku, i ponieważ
wszystkie siedem szkiców odnosi się albo do wybitnych postaci, albo do kluczowych
zagadnień jej życia i pracy, albo też do aspektów jej twórczości, na które zwrócili uwagę
krytycy, czy to na jej korzyść, czy z uszczerbkiem dla niej. Rzucają więcej światła, na
przykład, nie tylko na uprzedzenia antysemickie Woolf, ale również na jej trwały związek z
cieniami Jane i Thomasa Carlyle’ów (z których każde było w odmienny sposób kluczową
postacią w jej rozwoju jako pisarki), a także dają nowy kąt spojrzenia na takie jej
zainteresowania jak patriarchat, feminizm i małżeństwo.

Ponadto, jeśli Lee ma rację, zapewniając, że centralnym punktem zainteresowania w

pisarstwie Woolf było „poczucie braku przynależności, wyobcowania”

15

, to ten dziennik

background image

umacnia jej wizję pisarki. Możliwe, że ogólne wrażenie to niezadowolona i kapryśna
Woolf, która jedynie sporadycznie czuła się zainspirowana do pisania dziennika. Jednak
jeśli to wrażenie jest prawdziwe, to w 1909 roku autorka tego dziennika wypowiada się z
mocą jak na początkującą pisarkę, zamkniętą w domu z trudnym bratem nadającym na
innych falach i obawiającą się, że jej powieść i perspektywy małżeńskie utknęły w
martwym punkcie.

Jeżeli jednak jesteśmy skłonni przyjąć ten dziennik w taki sposób, nie powinniśmy

pozwolić, żeby jego ton i zawartość przesłoniły nam fakt, że Woolf, jak wszyscy naprawdę
wielcy artyści, była równie zwodnicza i niemożliwa do uproszczenia jak życie, o którym
pisała. Niemal dokładnie w tym czasie, kiedy umieściła w dzienniku zjadliwych „Żydów”,
na co większość czytelników się wzdrygnie jako na wynurzenia skwaszonej i zgorzkniałej
kobiety, a inni uznają za po prostu niesmaczne, Ray Costelloe opisuje bowiem spotkanie
przy Fiztroy Square 29, które ukazuje Woolf w zupełnie innym świecie:

„Siedzieliśmy wokół kominka bynajmniej nie w ponurym milczeniu (...) w istocie
rozmawialiśmy bez przerwy o chorobach, katastrofach morskich i innych błahych
sprawach. Potem jakoś zaczęliśmy powarkiwać na psa i można było zobaczyć, jak to
budzące grozę towarzystwo skacze z krzesła na krzesło, wydając z siebie warknięcia i
wyjąc ze śmiechu (...) Virginia (...) była bardzo przyjacielska i opowiedziała mi o tym,

jak żyje, i o ludziach, których widuje, i sprawach, które wydają się ważne”

16

.

Oczywiście, ta migawka Woolf nie rozprasza zniewagi takiego utworu jak „Żydzi”, ale

przypomina nam o czymś, co miała podkreślać w swoich największych powieściach (i o
czym jej czytelnikom nie wolno nigdy zapomnieć): nikt nie jest po prostu kimś, czy chodzi
o antysemityzm, czy o pionierski feminizm. W późniejszym życiu, w latach trzydziestych,
Woolf nie tylko napisze filosemicką powieść („Lata”), ale podda badawczej i bolesnej
obserwacji przesądy – własne i swojej klasy. To, z czym mamy do czynienia tutaj, to szkice
z nowicjatu pisarskiego Woolf; w żadnym wypadku nie jest to cała historia.

Kiedy odnaleziono notatnik, z tyłu był włożony list do Woolf od bliskiej przyjaciółki,

kompozytorki, feministki i sufrażystki, Ethel Smyth (1858-1944). Nosi datę 15 stycznia
1939 i jest to możliwa wskazówka, kiedy Woolf ostatni raz miała dziennik w ręku. Być
może w jakimś momencie rozważała poszerzenie „Szkicu z przeszłości”, swojego
najobszerniejszego utworu autobiograficznego, rozpoczętego w 1939 roku, o wydarzenia z
1909 roku (szczególnie oświadczyny Stracheya) i dalej. Nie zrobiła tego, ale ten list od
Smyth, wcześniej niepublikowany, jest tak charakterystycznie rozwlekły i serdeczny, że
warto przytoczyć próbkę. Interesujący jest także kontrast między projekcją Smyth
odnoszącą się do niemal legendarnej Virginii Woolf z 1939 roku a Virginią Stephen, którą
poznajemy w tym dzienniku z 1909 roku.

Autograf listu napisany jest zielonym atramentem i Woolf chwali go w liście do Smyth z

background image

24 stycznia 1939: „Wiem, że nie zasłużyłam na list, jako że nigdy nie odpowiedziałam na
tamten długi – tamten uroczy – tamten, który skakał i spadał na łeb na szyję, i wchodził, i
wychodził kątami, który napisałaś kilka dni temu. Ale ... cóż, znasz moje nawyki w kwestii

pisania listów, więc nie powiem nic więcej”

17

. Zgodnie z opisem Woolf, list Smyth

zaczyna się in medias res i jest tyleż akrobatyczny co pełen meandrów, tak gęsty i tak
„uroczy”, jak twierdzi Woolf:

„«Tak – powiedziałam do panny Margaret Lane, która o tej porze wczoraj wpatrywała
się w Twoją fotografię – czasem myślę, że jest najpiękniejszą osobą, jaką widziałam –
ale też to jest ten typ urody, który najbardziej podziwiam». I zaczęłam mówić o
Virginii, bo Lane odczuwa prawdziwy głęboki podziw dla Twojej twórczości i jest
bardzo inteligentną dziewczyną, naprawdę jest «Panią Wallace» – dlatego napisała

ostatnio doskonałą biografię tego wielkiego impertynenta, swojego teścia

18

. Czy nie

składa się dobrze, że chociaż tego nie wiedziałam (przysłała mi tę książkę «na
wypadek, gdybym przez pomyłkę mogła ją przeczytać»), że powiedziałam tylko «Na
pewno ją przeczytam!». Choć wyznaję, że E.[dgar] W.[allace] nie jest moim bohaterem.
Uważam, że to bardzo pomysłowe z jej strony, że napisała książkę, odmalowującą tę
okropną postać, jaką był, która jednak sprawia, że dość się go lubi (chwilami) i która
jej nie skłóciła z rodziną Wallace’ów. «Dziwną rzeczą u V.W. jest to – powiedziałam –

że daje ci 1/4 cala, będąc w pełni świadoma, że dostanie łokieć

19

». I powiedziałam, że

ta sknera dokazuje tego za każdym razem – częściowo dlatego, że wiesz, że gdyby dala
3/8 cala, to by ją wyczerpało, a częściowo, ponieważ to, co daje, ma jakość ponad
cenę rubinów. Powiedziałam jej, że na ile możesz, żyjesz cały dzień ciszą, kolacjami,
podczas których wyglądasz tak ślicznie, że brak słów i jesteś nadzwyczajnie zajmująca
i zabawna i nie potrafisz pracować przez wiele godzin w ciągu dnia. Tak jak ja, była
oszołomiona tym, ile potrafisz jednak zdziałać w ciągu roku...
…Tak, Virginio, jestem wolna. Odesłałam wczoraj do przepisania drugą porcję

książki

20

. Będzie tego chyba ze 12000 słów. Betty

21

bardzo w porządku. Poświęcam jej

uwagę, a ponieważ wyglądała na zasmuconą moją opowieścią o gwałcie w Paryżu,
zapytałam, czy czuje do tego wstręt? (Nie powiedziałam nic o wazelinie – tylko że
uważam, że pewne nowe przedsięwzięcia, jak na przykład jazda na nartach, powinno
się podejmować, kiedy jest się młodym, kiedy mięśnie są podatne itd.). No a Betty
powiedziała, że uważa, że to dość paskudne, a nie jest ani trochę świętoszką, chociaż
pod pewnymi względami trochę «staroświecką wielką damą» w swych uczuciach.

Więc pominęłam to. Nie gwałt, ale sposób potraktowania – kąt itd., i uwagę Vity

22

o

grzechu, jakim była nieobecność anestezjologa...

...Twój list

23

mnie zachwycił i cieszę się, że pozwalasz, żeby teściowa chciała żyć,

mając 88 lat. Chociaż nie mogę pojąć, jak może tego chcieć...”.

background image

Wydaje się rzeczą właściwą zakończyć „Wprowadzenie” tym przypomnieniem, jak

Woolf postrzegała bliska i kochająca ją przyjaciółka, kiedy była u szczytu sławy (i w
okresie kiedy, jak wiemy, była głęboko świadoma zagrożeń ze strony nazizmu). Choć
dziennik z 1909 roku pokazuje nam nowe migawki Woolf i nowe perspektywy patrzenia na
jej życie, odkrywa także Woolf, która obraża. Jednak ta surowa, a nawet chwilami
nieprzyjemna Woolf nie powinna, nie może być ocenzurowana. Bez kagańca i
niezłagodzona, autorka dziennika z 1909 roku musi zająć swoje miejsce obok mniej
problematycznej, sympatyczniejszej i sławnej Virginii Woolf ubiegłego stulecia.

David Bradshaw, 2003

background image

Nota na temat tekstu

Dziennik ma formę własnoręcznie zapisanego notesu formatu quarto, zawierającego 214

stron, oprawionego (niemal na pewno przez samą Woolf) w papier do pakowania. Na
okładce napisała „1909” zielonym ołówkiem albo kredką. Początkowe strony są
numerowane ręcznie, a pierwsza z nich (z niezupełnie jasnych powodów) nosi numer „26”.
Pośrodku strony 26 jest napisane, znowu ręką Woolf: „27 lut. 1909”. Na str. 27 znajduje się
spis treści, który podaje odpowiedni numer strony, na której zaczyna się kolejny szkic.
Strony są ponumerowane do str. 50, a ss. [51] i [52] są ostatnimi, na których coś zapisano.
Pozostałe strony nie mają numeracji i są puste. Wszystko jest zapisane niebieskim/czarnym
atramentem na bladokremowym papierze w delikatne linie. Notes mierzy 207 x 167
milimetrów.

Zapiski w dzienniku zawierają tylko kilka skreśleń i żadne z nich nie jest poważne ani w

żaden sposób znaczące. Dla niniejszego wydania wprowadzono gdzieniegdzie interpunkcję
dla lepszego zrozumienia. Najbardziej oczywistym przykładem jest moja decyzja, żeby
zmienić tytuł pierwszego szkicu (i w rzeczy samej całej książki) z „Carlyles House” na
„Carlyle’s House”. Woolf nigdy nie była zbyt sumienna, gdy chodzi o użycie apostrofów w
wypadku skróconych form i w dopełniaczu.

Czasami było trudno zdecydować, czy autorka użyła przecinka, dwukropka czy średnika,

i w wypadkach, kiedy interpunkcja jest niewyraźna bądź nieczytelna, wybierałem to, co
wydaje się najodpowiedniejsze dla sensu konkretnego ustępu. Wprowadzono także kilka
akapitów, również dla podkreślenia sensu tekstu.

Wreszcie, „Żydzi” i „Sądy rozwodowe” pojawiają się w notatniku pod tym samym

tytułem („Żydzi i Sądy rozwodowe”) z wyraźną przerwą w tekście pomiędzy „i bardzo
nieprzyjemne” (ostatnie słowa „Żydów” w tym wydaniu) a „Ciekawość zawiodła mnie”
(słowa otwierające „Sądy rozwodowe”). Ponieważ te dwa szkice są zupełnie niezwiązane
ze sobą, a tytuł Woolf jest mylący, postanowiłem rozdzielić je na dwa odrębne szkice w
tym wydaniu – mimo że przez to „Żydzi” nabierają jeszcze większej ostrości.

W latach po śmierci Woolf w 1941 roku jej mąż Leonard dopilnował, żeby wszystkie jej

rękopiśmienne notesy, jej dziennik i listy zostały przetranskrybowane i przepisane na
maszynie, zanim je sprzedał. Co się więc stało z tym notesem i gdzie był?

Jedną z osób, które poproszono o przepisywanie materiałów, była młoda kobieta, Teresa

Davies, z domu David. Jej mąż, profesor Tony Davies, podejmuje opowieść:

„W 1968 roku, kiedy byliśmy świeżo po ślubie i mieszkaliśmy w wiejskim ubóstwie i
niewygodzie w środkowej Walii, Teresa sztukowała studenckie dochody, pracując od

background image

czasu do czasu jako maszynistka. Czasem robiła to dla Leonarda Woolfa (jak
przypuszczam, za sprawą jego oddanej towarzyszki, Trekkie Parsons, która była starą

przyjaciółką rodziców Teresy, Dicka i Nory Davidów

24

). W jakimś momencie tamtego

roku przysłał jej no tarnik oprawiony w papier do pakowania, opatrzony datą 1909...
Zanim Teresa zabrała się do przepisywania go na maszynie, Leonard zachorował i
umarł, a ona, niepewna, co zrobić z notesem, schowała go do dolnej szuflady, gdzie ...

pozostał zapomniany aż do naszej niedawnej przeprowadzki...”

25

.

Notatnik, jako część Monk House Papers, jest obecnie przechowywany w Zbiorach

Specjalnych Biblioteki Uniwersytetu Sussex w Brighton.

background image

24 lutego

Dom Carlyle’a

26

Autobus zawiózł mnie za daleko. Znalazłam się poza obwałowaniem

27

, zobaczyłam

brązowe żagle na końcu składu drewna. Tak to chyba wyglądało pięćdziesiąt lat temu. Tak
to wyglądało dla Carlyle’ów; ale ich Cheyne Row ma teraz stiukowe kolumny, a polom
położyły kres wielkie miejskie budynki z szarej cegły. Wyobrażam sobie, że Carlyle brnął
przez błotniste drogi, a słone tchnienie od rzeki naprawdę dochodziło niemal do jego
drzwi. Chelsea musiało zatem być pokaźną dzielnicą, z wyraźnymi rzędami domów z

osiemnastego wieku, oddzielonymi polami

28

i z mulistymi brzegami biegnącymi wzdłuż

rzeki i ławicami niedużych łódek, które na nie wciągano. Pani Carlyle mówi jeszcze o

podróży do Westminster „wodą”

29

.

Ale Cheyne Row jest zepsuty; a dom Carlyle’a wygląda już jak coś zachowanego na siłę;

jest teraz niedorzeczny, usadowiony pomiędzy szacownymi rodowymi domostwami.

Weszłam do środka i oprowadziła mnie kobieta mówiąca z silnym szkockim akcentem

30

.

Dlaczego robi się takie rzeczy? Nie wiem, co się spodziewałam znaleźć – w każdym razie
coś mniej zimnego i formalnego.

Na środku pokojów stały szklane gablotki z próbkami pisma

31

; poza tym pomieszczenia

były dość puste. Były też portrety pani Carlyle, która wydawała się spoglądać z lekkim
zdziwieniem na obcych, jak gdyby zapytując, co też znajdują godnego oglądania: czy myślą,

że tak wyglądały jej dom i ogród?

32

. Czy zniosłaby ich obecność choć przez sekundę?

33

Na portretach jej oczy pod opadającymi powiekami mają szczególny wyraz uśpionego

humoru i melancholii, co jest powodem owego spojrzenia, o którym mówię; w każdej
chwili mogą zapłonąć namiętnością albo rozpalić się czułością. Myślę, że za życia
wyrazem, jaki u niej przeważał, musiała być kpina ze smutkiem w tle; smutna twarz
pomimo lśniących oczu; późne fotografie, które podkreślają zapadnięte policzki i długą

górną wargę, są okropne

34

. Jedynie oczy mają w sobie ciepło i głębię: reszta to

chropowata skóra naciągnięta na czaszkę.

Ten dom jest jasnym i przestronnym, ale milczącym miejscem i trzeba mieć dużo

wyobraźni, żeby je znowu przywrócić do życia – trzeba go pokazać z jej wszystkimi

pomysłowymi drobnymi „podstępami”

35

, i zobaczyć w jakiś sposób jego długą,

wychudzoną postać, odchyloną do tyłu lub opartą, z fajką w dłoni; i usłyszeć erupcje
rozmowy, wszystko ze szkockim akcentem; i głęboki śmiech. Pani Carlyle, jak

background image

przypuszczam, siedziała prosto, ale bardzo krucha, rozbawiona i zarazem krytyczna – snuła
swą codzienną opowieść i opisywała jakąś „wielbicielkę” jednym zdaniem czy

podobnie

36

.

Czy zawsze czuło się chłód między nimi? Jedyny związek to błysk intelektu. Tak myślę.
Najnaturalniejszą rzeczą był ogród, z kamiennymi płytami i pieńkiem drzewa.

background image

26 lutego

Panna Reeves

37

Poznałam ją na kolacji wczoraj wieczorem. Ma ciemne włosy, owalną twarz z

wyjątkowo małymi ustami: nad jej górną wargą biegnie narysowana kredką kreska.

Przypomina mi dziewczynę, której matka była wężem

38

. Jest w niej coś z węża. Jej oczy

nie są duże, ale bardzo błyszczące, orzechowe. Zawsze pochyla się do przodu, jak do lotu;
cała jej postać i postawa wskazują na żarliwego, zainteresowanego ducha. Kiedy milczy,
myśli – jej oczy skupiają się na jednym punkcie. Jednak mówi niemal bez przerwy,
zabierając się do tego z wielką swobodą – ale nie mówi nic banalnego. Jej rozmowa od
razu biegnie ku kwestiom socjalnym; nie jest to suchy wywód, ale bardzo trzeźwe i żywe
wyjaśnienie. „Uważamy...”, „stwierdzamy” i tak dalej; jak gdyby mówiła w imieniu
myślącej części narodu. Najbardziej uderzyła mnie jej energia – i fakt, że nie jest pedantką.

Uważam, że jej gust i przenikliwość nie są wyszukane; opisując ludzi, popadała w utarte

zwroty i przyjmowała dość tani punkt widzenia. Wyglądało na to, że uparła się być również
ludzka; lubić ludzi, nawet jeśli są głupi.

Jej skupienie na jednym poglądzie na życie i jej zainteresowanie nim wydały mi się tym,

co w niej najbardziej niezwykle; z taką energią można wiele zdziałać, nawet jeśli się nie
ma największych możliwości. Brak jej tajemnicy; i tego uroku, jaki mają ludzie, którzy się
wycofują i którym nie zależy na formułowaniu własnych poglądów. Człowiek wyobraża ją
sobie zawsze w locie; tak zachłannie pragnącą ogarnąć wszystko, że ponosi klęskę.

background image

29 lutego

39

Cambridge

Dom Darwinów jest domem przestronnym, zbudowanym chyba w XVIII wieku,

wychodzącym na kawałek trawnika

40

. Pierwszymi rzeczami, jakie zobaczyłam, wchodząc

ze śniegu, były szeroki hol z ogniem pośrodku. Jest całkiem wygodnie i przytulnie.
Zdobienia, oczywiście, są rodzaju, jaki kojarzy się z wykładowcami i kulturą
uniwersytecką. W salonie, w pokoju rodziców są sztychy wzorowane na rysunkach
Holbeina, niedobre portrety dzieci, byle jakie dywany, krzesła, weneckie szkło, japońskie
hafty: stwarza to efekt przygaszonego koloru i braku spójności; nie ma metodycznego planu.
Krótko mówiąc, pokój jest nudny.

Pokój dziecinny buntuje się przeciwko pokojowi rodziców: lubią białe ściany,

nowoczesne plakaty, zdjęcia dzieł dawnych mistrzów. Gdyby mogli się pozbyć tradycji,
przypuszczam, że mieliby gołe ściany i mocny stół; jestem w opozycji do obu tych ideałów.

Prawdę mówiąc, darwinowski temperament zasługuje na omówienie. Rodzice –

widywało się tylko sir George’a – są oczywiście nieco zamazani; sir George jest teraz
bardzo dobrotliwym zwykłym człowiekiem, z którym jego dzieci czują się całkowicie

swobodnie

41

. Dziwne, że człowiek, który musiał znać wielkich ludzi i który zawsze pracuje

nad wielkimi zagadnieniami, nie ma w sobie nic dystyngowanego ani niezwykłego.
Początkowo odczuwa się łagodną ulgę, a potem rozczarowanie. Rozsądne i zabawne
uwagi, anegdotki i przenikliwe sądy przychodzą mu całkiem naturalnie; nie nosi maski, na
co człowiek miał nadzieję. Jest wyraźnie serdeczny, bardzo go interesują drobne
wydarzenia i satysfakcjonuje go własne położenie. Jest również jasne, że nie ma wyczucia

piękna, romantyzmu ani tajemnicy; krótko mówiąc, jest ciałem stałym

42

, wypełniającym

swe miejsce na świecie, i wszystkim, co można mieć nadzieję w nim znaleźć, jest zdrowy
osąd, pogodne usposobienie. Tym, co w nim najżywsze, jest uczucie do własnych dzieci;
ma skłonność do bycia porywczym, lubi punktualność, dobre maniery i porządek; na
przykład zrobił nam wykład o tym, jak ważne są dobre buty (czego młode damy często nie
zauważają). Dostrzega drobiazgi; a to, w jego wieku, przydaje mu niejakiego uroku. Jest
jak starszawy, ale żylasty terier, o krótkich nogach i wściekłych oczach, dość załzawionych

w kącikach

43

.

Jego żona (była w łóżku) jest dużą, rozsądną kobietą, ze śladem amerykańskiego

zdecydowania: ale poza tym tylko praktyczną i życzliwą: przypuszczam, że pospolitą w

poglądach, jeśli ją dobrze poznać. Dzieci niemal otwarcie wolą ojca

44

.

background image

Dzieci są naturalnie bardziej interesujące. Ponieważ mają dziewiętnaście i dwadzieścia

cztery lata, zaczynają badać to, co je otacza. Spieszno im uwolnić się od tradycyjnej
darwinowskiej kultury i żywią przekonanie, że istnieje świat wolnej bohemy w Londynie,
gdzie mieszkają fascynujący ludzie. Za to wszystko należy im się uznanie; rzeczywiście
mają swoistego ducha, którego człowiek podziwia. Niekiedy jednak przykłada się on do

niewłaściwych rzeczy. Dążą do piękna, a to wymaga pewnej ręki. Gwen

45

ma skłonność (to

jest konstruktywna krytyka) do podziwiania pełnych życia, mądrych, szczerych dzieł, które
nie są piękne; do problemów życiowych podchodzi w tym samym duchu; a za dziesięć lat
będzie silną, rozsądną kobietą, skromnie ubraną, w domu będzie miała obrazy zasłużonych

pomniejszych malarzy

46

. Margaret nie ma tego wdzięku, który sprawia, że Gwen jest lepsza

niż jakikolwiek mój opis jej osoby; wdzięku, który bierze się ze słodyczy i łagodności jej
usposobienia. Jest najstarsza w rodzinie. Margaret jest o wiele mniej uformowana; ma
jednak tę samą determinację, żeby znaleźć dla siebie prawdę i tak samo brak jej

jakiejkolwiek subtelnej zdolności rozeznania

47

. Bardzo lubią przedmioty i wyobrażają

sobie, że jest to wynik ich pierwszorzędnego gustu; wyobrażają sobie, że jeżdżąc po
ulicach Cambridge, budują teorię życia. Chyba uważam, że są zadowolone z tego, co
wydaje mi się dość oczywiste; jestem nieufna wobec gwałtownego niezadowolenia i
łatwych lekarstw. Ale wiele również podziwiam: uważam tylko darwinowskie
usposobienie za o wiele zbyt zdecydowane, krzepkie i skrzętne. Pokazuje angielskie życie
rodzinne w najlepszym wydaniu; jego humor, tolerancję, serdeczność i zdrowe uczucie.

Byłyśmy także na podwieczorku u Jamesa Stracheya

48

i trzeba było rozważyć bardzo

odmienny stan rzeczy.

Jego mieszkanie, choć to mieszkanie, jest przyćmione i dyskretne

49

; na ścianach wiszą

francuskie pastele i są tam półki pełne starych książek. Trzej młodzi mężczyźni – Norton

50

,

Brooke

51

i James S. – siedzieli w głębokich fotelach i patrzyli w ogień oczyma pełnymi

łagodnego skupienia. Pan Norton wiedział, że musi rozmawiać, i on, i ja mówiliśmy
pracowicie. To był bardzo trudny duet; pozostałe instrumenty trwały w milczeniu.
Chciałabym wyjaśnić ich milczenie; ale czas nagli; a ja jestem zdziwiona.

Jest bowiem prawdą, że ci młodzi ludzie są niezaprzeczenie godni szacunku; są nie tylko

„zdolni”, ale ich poglądy wydają mi się uczciwe i proste. Nie prowadzą w ogóle
konwencjonalnej rozmowy, więc mają przekonania, z którymi można się nie zgadzać, jeśli
ktoś się nie zgadza. Jednak nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia; i byłam świadoma, że
nie tylko moje uwagi, ale już sama moja obecność jest krytykowana. Pragnęli prawdy i
wątpili, żeby kobieta mogła ją wypowiadać czy nią być. Uważałam, że to z ich strony
odważne; ale niesympatyczne. Musiałam pamiętać, że nie jest się w pełni dorosłym, mając

dwadzieścia jeden lat

52

.

Jednocześnie podziwiałam atmosferę – czy było coś więcej? – i pod pewnymi

background image

względami czułam się w niej swobodnie. Czemu intelekt i charakter mają być takie
jałowe? Wydawało się, że najwyższy wysiłek najbardziej cywilizowanych ludzi przynosi
negatywny skutek: nie można naprawdę być niczym. Jednak przesadzam; jak bowiem
powiedziałam, czułam atmosferę, którą wytwarzają jedynie umysły i charaktery, które jakoś
przyjemnie wpływają na człowieka.

background image

19 marca

Hampstead

Hampstead jest zawsze odświeżające. Nawet w błotnisty wieczór ma pewien urok; jest

takie małe i ciche. Błoto jest błotem wiejskich dróg; a domy, kiedy lampy rzucają na nie
światło, są ze starej czerwonej cegły i osłaniają je drzewa. Panny Case mieszkają na

grzbiecie wzgórza i w pogodny dzień

53

mają widok na teren położony poniżej. Ich dom nie

jest stary, ale wygląda jak domy w Hampstead; w ich meblach jest coś świeżego, jak gdyby
tamtejsze powietrze ich nie plamiło. Co do reszty, pokoje są nieco zgrzebne; z jednym czy
dwoma pięknymi starymi meblami, i dużą liczbą naczyń stołowych, takich, jakie kupują
obyte i oszczędne damy podczas letnich wakacji na północy Francji. Same damy są

utrzymane w tym samym stylu co dom; to znaczy jedna z nich

54

jest blada i świeża, i dość

zaniedbana, jak meble, a druga wydaje się reprezentować świetny i dość surowy intelekt,
złagodzony mieszkaniem na przedmieściu, który zapełnił pokoje solidnymi dziełami i jej
grecką archeologią, a na ścianach zawiesił fotografie obrazów starych mistrzów. Z
wyglądu są bardzo dzielne, ludzkie i może troszkę zbyt uprzejme, żeby to było zgodne z

najostrzejszym intelektem. Obie panie są dobrze po czterdziestce

55

.

Ale był też inny gość, panna Margaret Davies

56

, i razem we trzy tworzyły harmonijny

obraz. Panna Davies pochodzi z surowszego chowu. Jej rysy są ostrzejsze, oczy płoną
jaśniej; kiedyś musiała mieć coś z urody delikatnej greckiej głowy. Teraz, mając również
ponad czterdzieści lat, ma ten sam wygląd osoby, która przeżyła wyczerpujące życie,
harując w jakiś sposób dla innych. Kobiety, które pracowały, ale nie wyszły za mąż,
nabierają szczególnego wyglądu; wyrafinowania, bezpłciowości; skłonności do surowości.
Panna Davies, to jasne, ma o wiele mniej tolerancji niż jej przyjaciółki; i dokonała tego,
czego dokonała dzięki sile swych przekonań. Zorganizowała wielki ruch spółdzielczy na
północy. Jej oczy w pewien sposób ciemnieją, jak gdyby przeszły przez nie chmury, kiedy
nie żartuje. Wyobrażam sobie, że mogłaby być surowa, a nawet dogmatyczna; ale zarazem
żarliwie podtrzymuje swoje wzniosłe poglądy i ma umysł niczym jeden z tych szlachetnych
kamieni koloru krzemienia, na których rzeźbi się niedające się zetrzeć głowy rzymskich
cesarzy.

Jednak kiedy takie trzy kobiety się spotykają, zwykle zdumiewają mnie swym

podobieństwem do uczennic. Były razem w college’u

57

i lubią wspominać swoje ówczesne

postawy; opowiadają zabawne i miłe historie o sobie nawzajem, jest w nich swojskość
luźnej, dobrze znoszonej rękawiczki. Jednocześnie swobodnie popadają w to, co jak myślę,

background image

jest ich zawodem; opisują ostatnią problemową sztukę; omawiają ostatni rozwój
wypadków w walce o prawo wyborcze. Wszystko to jest nad wyraz rozsądne, altruistyczne
i kompetentne; gdyby nie pewna ostrość po brzegach, mogłaby to być rozmowa mądrych
posłów do parlamentu. Uderzyło mnie przekonanie, z jakim mówiły; przekonanie, że

sprawiedliwość należy się nie im ani ich dzieciom

58

, ale całemu rodzajowi żeńskiemu.

Uważam, że panna Case jest raczej mniej abstrakcyjna niż panna Davies; i ma zawsze
przed oczyma człowieka, a nie zasadę. Obie z czułością wyśmiały starszą pannę Case za
jej nieskrywany sentymentalizm, który jej siostra aprobowała bardziej niż przyjaciółka.

background image

31 marca

Nowoczesny salon

Dużo się czyta i słyszy o wielkich francuskich salonach i mówi się, że są przeżytkiem,

chociaż co w nich niby jest przeżytkiem – nie wiem. Uderzyło mnie wczoraj wieczór, na
kolacji u Morrellów, że z pewnością robi się starania w tym kierunku i jeżeli się nie

powiodą, będzie wiadomo dlaczego

59

. Lady Ottoline ma na widoku określony cel; to

wielka dama, która jest niezadowolona z własnej klasy i znalazła to, czego chciała w

klasie malarzy, pisarzy i przedstawicieli wolnych zawodów

60

. Z tego powodu podchodzi

do nich w określony sposób; jedynym, co ich łączy, jest miłość do sztuki. W zamian nie
patrzą na nią jak na arystokratkę, która jest od nich odcięta, choć na chwilę mogą wejść z
nią w kontakt, ale jak na bezcielesnego ducha, uciekającego ze swojego świata w czystsze
powietrze, gdzie nigdy nie zdoła zapuścić korzeni.

To nadaje ich stosunkom swoisty blask i ułudę: są zawsze świadomi, że Ottoline

przychodzi z daleka, ubrana w dziwne kolory; a ona, że te skromne stworzenia mają jednak
wizję tego co boskie.

W jej przyjęciach jest zawsze pewien romantyzm i oryginalność; nie ma w nich żadnych

zgrzytów. Ale powiedziawszy, że ma owo upodobanie do sztuki i artystów, nie wiem, jak
dalej zdefiniować jej zdolności. Może to mówi wszystko, co jest do powiedzenia. W
każdym razie wydaje się, że poświęca wszystkie siły temu zadaniu i zachowaniu ciągle tej
samej postawy.

Tak jak inni ludzie, którzy są raczej bierni niż czynni, jest bardzo uważna i wyszukana w

tym, co dotyczy jej otoczenia. Wydaje się, że i ono odgrywa pewną rolę.

Jej osoba jest niezwykła, jeśli nie piękna. Zadaje sobie najwyższy trud, żeby podkreślić

swą urodę, jak gdyby była rzadkim przedmiotem, dostrzeżonym okiem znawcy w jakiejś
mrocznej uliczce we Florencji. Zawsze wydaje się możliwe, że bogaci amerykańscy
koneserzy, którzy dotykają jej perskiej sukni i uznają, że jest „bardzo dobra”, poddadzą
następnie krytyce jej twarz; „piękne dzieło – zapewne późnorenesansowe; cóż za
wymodelowanie oczu i czoła! – ale podbródek jest niestety słabszy w stylu”.

Jest dziwnie bierna, nawet w wyrazie; a bladość jej policzków, czysty wykrój rysów,

sposób, w jaki odchyla do tyłu głowę i spogląda na ciebie obojętnie, nadają jej wygląd

odlewu jakiejś marmurowej Meduzy

61

.

background image

3 listopada

Żydzi

Zastanawiam się, jak pani Loeb stała się bogatą kobietą. Wydaje się, że to przypadek;

mogłaby stać za kontuarem. Mieli wielki gazowy kominek, płonący w krzykliwym

salonie

62

. Pani Loeb jest grubą Żydówką, ma pięćdziesiąt sześć lat (mówi o swoim wieku,

żeby się przypodobać), szorstką skórę, opadające powieki i nosi rozpuszczone włosy.

Przymilała się do nas

63

, pochlebiała nam i naciskała na nas głosem, który wygładzał

krawędzie wszystkich jej słów i miał opadającą intonację. Wydawało się, że chce się
przypodobać swoim gościom, a zarazem spodziewa się, że ją kopną. Tak więc przy kolacji
nakłaniała wszystkich do jedzenia, a widząc pusty talerz, obawiała się, że gość ją
krytykuje. Jedzenie, oczywiście, pływało w oleju i było wstrętne.

Dostosowała pochlebstwa, żeby odpowiadały mnie, którą uznała za surową i

intelektualistkę, i pannie Timothy, którą uważała za żywą i zalotną

64

. Mnie mówiła o

radości przebywania na powietrzu (jeździ regularnie własnym powozem), o „towarzystwie

książek dla samotnej kobiety”

65

(jednak jada kolację sama tylko raz na tydzień), o swej

białej sypialni z gołymi ścianami i otwartymi oknami. Natrząsała się z panny T. (młodej
kobiety jak bombonierka, kobiety interesu, przyzwyczajonej do chronienia samej siebie) z
powodu zalotów stu mężczyzn z orkiestry, z powodu jej grubych rąk; z powodu zalotów

Syda, swego syna

66

. Zastanawiam się, o co tu chodzi? Myślę, że jest bystrą kobietą

interesu, w ciągu dnia poruszającą się w kręgu ludzi z centrum miasta; „młodzi ludzie”
łaskoczą jej prostackie podniebienie; chce być lubiana, i może na swój ordynarny sposób
jest dobra, ostentacyjnie dobra dla ubogich krewniaczek. Jedynym celem, do jakiego dla
nich dąży, jest towarzystwo mężczyzn i małżeństwo. Wydawało się, że to bardzo
zasadnicze, bardzo nieznacznie maskowane i bardzo nieprzyjemne.

background image

3 listopada

Sądy rozwodowe

Ciekawość zawiodła mnie do sądów rozwodowych, ponieważ czytałam o duchownym,

którego wiara wydawała się dogmatyczna, tak że łączył ją ze swoim najbardziej osobistym

życiem

67

. Wydawało się to czymś istotnym: zmusił swego wroga do wspólnej modlitwy.

Przyznaję jednak, że na początku odnosiło się wrażenie, że jest się świadkiem tortury.

Ten człowiek stał przed nami wszystkimi i kazano mu opisać swoje stosunki z żoną. Natura
ludzka zdawała sprawę naturze ludzkiej. My osądzaliśmy. Szczęśliwie podtrzymywał go

swoisty formalizm

68

; zatem wypowiedzi nie były tak osobiste i przez to nie tak bolesne jak

mogłyby być. Obronił stanowisko idealnego męża, który musi uczyć, okazywać
pobłażliwość i pomagać słabszej stronie.

Powiedział dosłowną prawdę i poparł ją przysięgami. Uważał, żeby nigdy nie grzeszyć:

jednocześnie nie był w ogóle elastyczny. Jego żonie się nudziło; uznał za konieczne,
pomimo własnych skrupułów, wysyłanie jej do teatru; był bardzo zajęty obowiązkami w
parafii – ciągle wygłaszał kazania – i przepracowany. Wpadła w ręce panny Lewis, która
uprzytomniła jej, że jest niezrozumiana. „To straszne słowo «niezrozumiana»”, powiedział
proboszcz, stwierdzając z pewną przyjemnością, że jego kłopoty są konwencjonalne. Panna
Lewis siedziała niedaleko mnie. Miała zuchwałą, pospolitą twarz, nadwerężoną napięciem
wynikającym z nadrabiania bezczelną miną wobec świata. Była to twarz stara i smutna;
choć może panna Lewis nie miała nawet czterdziestki.

Jej celem było całkowite pochłonięcie pani Whittingstall; nie szukała pieniędzy.

Zniszczyła ich małżeństwo najordynarniejszym ciosem. Pani W. była drobną, histeryczną
kobietą ze skłonnością do trzęsienia się nad własnym zdrowiem, ze zjadliwym
usposobieniem; jednak była damą i nie całkiem nieskrępowaną (być może) z powodu
swojej wielkiej, nieokrzesanej przyjaciółki; tyle że panna Lewis postawiła na swoim.
Racja była po stronie pana Whittingstalla, jak zwykle; pani W. była w rozpaczy, że nikt nie
widzi, jakie okrucieństwo łączy się z jego racją. Był to dla niej koszmar. Panna Lewis i

jedna czy dwie przyjaciółki, i pielęgniarka ze szpitala

69

były jedynymi osobami, które to

widziały: cały męski świat był przeciwko niej. Nikt nie mógł nie dowierzać człowiekowi,
który pamiętał każdą datę; był na tyle sumienny, żeby przyznać się do wybuchowego
usposobienia – a jednak starai się nad nim panować poprzez modlitwę i milczenie; który
powiedział wprost, że „uwielbia” żonę; ale jego reputacja duchownego anglikańskiego jest
dla niego ważniejsza, który wyraźnie cierpiał i zachował się właściwie, na tyle, na ile sam
widzi. Był człowiekiem pozbawionym litości i wyobraźni; być może formalistą, egoistą.

background image

Co więcej, pochłaniała go religia. Pomyślałam, że religia odegrała tu dużą rolę. Poza tym
było dlań ważne, co o nim myślą jego parafianie.

Niewątpliwie ona była mniej konwencjonalna z nich dwojga; chociaż bardziej

niesprawiedliwa. Dla niego widoczną pociechą było całkowite oczyszczenie własnej
osoby i świadomość, że postąpił właściwie i powiedział prawdę. Podejrzewam, że ona
będzie jeszcze przez jakiś czas brnęła dalej; przyjdzie rozczarowanie, kiedy panna Lewis
porzuci ją dla innej kobiety; a wtedy wróci do męża i zostanie przyjęta z należytym
chrześcijańskim miłosierdziem; i zostanie jej wyznaczona jakaś pokuta, trwająca całe
życie.

Uderzyły mnie dwie rzeczy: jedną był sposób, w jaki powiedział „Sir Edward

70

,

naprawdę może pan pytać, czy podczas czternastoletniego

71

pożycia małżeńskiego

kiedykolwiek poszedłem do żony, kiedy płakała?”. Miało się wrażenie, że to pokazuje
prawdziwe życie małżeńskie; ten rodzaj monotonnego, prawdziwego związku, jakim ono
jest; ludzi tak prawdziwych, dających sobie nawzajem trochę pociechy, zużywszy
wszystkie przebrania i oboje z ciężkim bagażem. Cierpią.

Inną rzeczą był jego opis namiętnej kłótni z żoną, kiedy podniósł krucyfiks, żeby „nadać

uroczysty charakter tej scenie”; ona nazwała to świętokradztwem, na co wziął kamionkowy
lichtarz i bawił się nim tak, jak ktoś się bawi piórem czy ołówkiem. To był jej lichtarz,
więc musiał go odłożyć, kiedy go poprosiła; jednak wazon był jego, więc się nim bawił, a
ona nie mogła go zmusić, żeby go odstawił. Dziwne, że to zajmowało ich umysły w takiej
chwili; i że rozpoznali, do kogo należą lichtarz i wazon.

background image

Komentarz

DOM CARLYLE’A

Większość czytelników tego pierwszego szkicu będzie zdziwiona, dowiedziawszy się, że

wycieczka Woolf do domu Carlyle’a 23 lutego 1909 roku nie była jej pierwszą wyprawą
tego rodzaju. „Nie wiem, co się spodziewałam znaleźć – w każdym razie coś mniej
zimnego i formalnego”, pisze tutaj, ale musiała mieć całkiem jasne wyobrażenie o tym, co
zobaczy, bo już wcześniej odwiedziła ten dom dwukrotnie, raz z ojcem, 29 stycznia 1897

roku

72

, i raz z siostrą i Hester Ritchie, 29 marca 1898 roku

73

. Oczywiście Woolf mogła

mieć na myśli to, jakie zmiany może tam „znaleźć”, niemniej jej opis domu ma atmosferę
pierwszego spotkania i takie też robi wrażenie. (Nawiasem mówiąc, „kobieta mówiąca z
silnym szkockim akcentem”, która odegrała rolę cicerone Woolf w 1909 roku, była tą samą,
która oprowadzała ją w 1897 i w 1898, ale fakt, że Woolf nie rozpoznała pani Strong,
kustoszki domu Carlyle’a, jest może bardziej zrozumiały).

Trzecią wizytę złożyła pisarka w Carlyle’s House sześć dni po oświadczynach Lyttona

Stracheya i trzy dni po odrzuceniu tego pomysłu. „Oznajmiła, że nie jest we mnie
zakochana, a ja w końcu stwierdziłem, że się z nią nie ożenię. Więc sprawy po prostu
wróciły do poprzedniego stanu”, jak powiedział Strachey przyjacielowi, Leonardowi

Woolfowi

74

. Ale dla Virginii Stephen to w żadnym wypadku nie był koniec zagadnienia.

Zostanie panią Strachey mogło nie wchodzić w rachubę, „[a]le chciała wyjść za mąż; miała
dwadzieścia siedem lat, była zmęczona panieństwem, bardzo zmęczona mieszkaniem z
Adrianem i bardzo Lyttona lubiła. Potrzebny jej był mąż, którego umysł mogłaby szanować;

wybitny intelekt ceniła ponad wszystko i od tej strony rywal się jeszcze nie pojawił”

75

.

Woolf zaczęła swój esej z 1904 roku poświęcony „Haworth”, domowi sióstr Brontë, od

zastanowienia się, „czy pielgrzymek do przybytków sławnych ludzi nie powinno się
potępić jako podróży sentymentalnych. Lepiej czytać Carlyle’a w fotelu we własnym
gabinecie niż zwiedzać dźwiękoszczelny pokój i ślęczeć nad jego rękopisami w

Chelsea”

76

. Jednak głównym powodem odwiedzin w domu Carlyle’a w lutym 1909 roku

była niemal na pewno chęć ponownego zaznajomienia się z duchem tego miejsca właśnie
w taki sposób, przygotowywała się bowiem do napisania recenzji z „The Love Letters of
Thomas Carlyle and Jane Welsh dla Times Literary Supplement”. Ale jest też możliwe, że
jej trzecia wyprawa na Cheyne Row była również rodzajem „podróży sentymentalnej”.
Sugerowano, że jednym z naczelnych motywów chęci poślubienia Stracheya było
wyrwanie się spod cienia Lesliego Stephena (nawet jeśli poślubiając Lyttona, wybrałaby

background image

konkurenta, który miał najbardziej przypominać jej ojca, szczególnie kiedy smukły Strachey
zapuścił imponującą wiktoriańską brodę w 1911 roku), Z drugiej strony, wyprawa do domu
Carlyle’a mogła być próbą sięgnięcia wstecz do ojca – i matki – w chwili zachwiania
emocjonalnego. Odwiedzając dom jednej z najsłynniejszych par dziewiętnastego wieku, co
więcej, męża i żony, których burzliwe i dobrze udokumentowane życie domowe

przynajmniej w jakimś stopniu przypominało „destrukcyjny i ponury związek”

77

jej

własnych rodziców, Woolf mogła w jakiś sposób mieć poczucie zbliżenia się na tyle, na ile
to możliwe do własnego utraconego domu. Jak zauważył Andrew McNeillie, jako że
„Możliwe, że małżeństwo Carlyle’ów było w rodzinie Stephenów najbardziej znajomym
tematem: pytanie, «Nie byłem aż taki niedobry jak Carlyle, prawda?» powracało na usta

Lesliego Stephena, nękanego wyrzutami sumienia po śmierci żony”

78

w 1895 roku.

Poprzedni dzień, 22 lutego 1909, był piątą rocznicą śmierci jej ojca.

Ponadto, w bardzo luźnym sensie, dom Carlyle’a był domem Lesliego Stephena, w tym

znaczeniu, że w latach 1894-1895 sir Leslie był przewodniczącym Carlyle’s House

Purchase Fund Committee (Komitetu Funduszu dla Zakupu Domu Carlyle’a)

79

. Chodząc po

tym domu, Woolf musiała wspominać swoją pierwszą wizytę z ojcem, przywołać jego
ważną rolę w zakupie tej własności i zobaczyć fotografię hołdu, jaki złożono Carlyle’owi z
okazji osiemdziesiątych urodzin, który podpisali, między innymi, George Eliot, Charles
Darwin, Robert Browning, Tennyson i Leslie Stephen. Choć jej uczucia wobec ojca były
głęboko ambiwalentne i miały takimi pozostać przez całe życie, w 1909 roku Leslie
Stephen nadal napawał ją lękiem.

Carlyle i Stephen byli umiarkowanie serdecznymi przyjaciółmi i Stephen napisał hasło o

„Mędrcu z Chelsea” w „Dictionary of National Biography”, ale Carlyle był o wiele bliżej
zaprzyjaźniony ze stryjem Woolf, sir Jamesem Fitzjamesem Stephenem (1829-1894).
Wyznaczył go na wykonawcę swego testamentu, a kiedy umarł w 1881 roku, pozostawił
Stephenowi jedną ze swych najcenniejszych rzeczy: biurko. Ogólnie rzecz ujmując, między
obiema rodzinami były liczne powiązania, a szczególnie między Lesliem i Julią Stephenami
a Thomasem i Jane Carlyle’ami i trudno jest oprzeć się rozważaniu, jak wiele z nich było
żywych w umyśle Woolf i szarpnęło ją za serce, kiedy weszła do domu Carlyle’a 23 lutego.
Pod tym względem jest szczególnie uderzające, że słowem, którego Woolf używa, żeby
opisać skórę na twarzy Janet Welsh Carlyle w „Domu Carlyle’a” jest „chropowata”:
„...reszta to chropowata skóra naciągnięta na czaszkę”. W całym dziele Woolf to
niecodzienne słowo użyte jest tylko dwa razy, z czego raz, kiedy w „Szkicu z przeszłości”
opisuje skórę na twarzy zmarłej matki: „Kiedy dotykam zimnego żelaza, powraca do mnie

to uczucie – twarzy matki, zimnej jak żelazo i chropowatej”

80

.

Jest jednak inny kontekst wizyty Woolf w domu Carlyle’a, mniej oparty na domysłach.

Lee twierdzi przekonująco, że recenzję Woolf z „Love Letters” państwa Carlyle’ów
„można przekonująco odczytać jako dalszy ciąg ich [Woolf i Stracheya] rozmowy o

background image

małżeństwie. Wymownie została opisana więź intelektualna Carlyle’ów w okresie
narzeczeńskim: Podziwiała jego intelekt, on zaś miał podziwiać jej intelekt... Bardzo

poważnie traktował jej geniusz i robił, co mógł, żeby stworzyć program jego rozwoju”

81

.

Przekonującą analogię Lee można rozwinąć jeszcze dalej. Na przykład, kiedy Woolf pisze
o Carlyle’u i Jane Welsh trochę dalej w swojej recenzji: „Nawet jeśli mieli nigdy nie
mówić o miłości, stwierdzają, że mają dużo rzeczy, o których mogą mówić, i stopniowo ich
pierwsze niejasne uniesienie ustępuje bardziej określonemu związkowi; odkrywają, że są
niezwykłymi ludźmi – «dwoje oryginałów z pewnością... to bardzo łaskawe ze strony Losu,

że nas połączył; w przeciwnym razie moglibyśmy iść w pojedynkę aż po kres czasu»

82

,

może podsłuchujemy jej nadzieje na to, co przyszłość przyniesie jej i Stracheyowi. Jeśli
tak, jej nadzieje się w dużej mierze spełniły. I czy rzucała w myślach szybkie spojrzenie na
szczupłego i kościstego Stracheya, kiedy w swym szkicu w dzienniku z 1909 roku pisała o
„długiej, wychudzonej postaci [Carlyle’a], odchylonej do tyłu lub opartej, z fajką w dłoni
wieczorem na Cheyne Row 24? „Szkocki akcent” Carlyle’a i jego „głęboki śmiech” w
żadnej mierze nie przypominają Lyttona Stracheya.

***

PANNA REEVES

Dotychczas jedyną migawką Amber Reeves w utworach Woolf było jej krótkie

pojawienie się w liście do Lyttona Stracheya z 28 kwietnia 1908 roku, w którym Woolf
wspomina, że widziała „kiedyś Ruperta Brooke’a, przechylonego nad balustradą w

Newnham, pośród panny Reeves i fabianów”

83

.

Już w 1909 roku Reeves była ogromnie energiczną fabianką, jak również charyzmatyczną

młodą kobietą wielkiej pasji i intelektu, o której dużo się mówiło

84

. Urodziła się w

Christchurch, w Nowej Zelandii, 1 lipca 1887; w październiku 1905 roku podjęła studia w
Newnham College w Cambridge. Oboje jej rodzice byli fabianami, a jej ojciec mieszkał w
Anglii jako agent generalny od 1896 roku. Jego córka kształciła się w Kensington High
School for Girls i w Lozannie.

Reeves wywarła natychmiastowe wrażenie w Cambridge: dla koleżanki studentki była

„uosobieniem intelektu” (str. 46). Zdobyła jednak również reputację innego rodzaju i w
końcu krążyła plotka, że wyjechała do Paryża na weekend z pisarzem H. G. Wellsem,
jednoosobową kopalnią pomysłów i fabianinem, przyjacielem rodziny. „Władze w
Cambridge bardzo martwiło to, że Amber ignoruje przepisy i konwencje, a studentki były
zelektryzowane... Podczas gdy wykładowcy starali się zatuszować sprawę, wizerunek
Amber wśród studentek rósł. «Stała się odważniejsza niż ktokolwiek inny – pisała jedna z
nich. – Myślałyśmy o niej z lękiem»”. Wells opisał Amber Reeves z tego okresu jako
„dziewczynę zapowiadającą się wspaniale i nad swój wiek. Miała ostrą, jasną,

background image

lewantyńską twarz pod czupryną bardzo pięknych, bujnych czarnych włosów, szczupłe,
bardzo żywe i zwinne ciało, bystry, zachłanny umysł. Została moją popleczniczką i wielką

propagatorką wellsianizmu w Newnham College”

85

.

Paul Delany w „The Neo-pagans” opisuje, jak śmiała obyczajowo na swoje czasy

„przyciągająca wzrok” kobieta, rzuca się w ramiona Wellsa wiosną 1908 roku i zlega z
fabianinem wagi ciężkiej w Newnham. Ich miłość przy tej okazji musiała być ograniczona,
„ponieważ H.G. nie wstąpił najpierw do apteki”, ale ich związek szybko rozwinął się w

pełnokrwisty romans

86

.

Latem 1908 roku, po sukcesie, jaki Reeves odniosła podczas egzaminów końcowych,

przywódczyni fabianów, Beatrice Webb opisywała ją następująco: „olśniewająca Amber
Reeves, z podwójną pierwszą lokatą, niezwykle żywotna osoba i myślę, że bardzo bystra,
ale straszna mała poganka – próżna, egotyczna i niezważająca na szczęście innych ludzi...
Cokolwiek niebezpieczna przyjaźń rodzi się między nią i H.G. Wellsem... gdyby Amber

była moim dzieckiem, niepokoiłabym się”

87

.

Obawy pani Webb były w pełni uzasadnione i „Panna Reeves” zaszła z Wellsem w ciążę

wiosną 1909 roku. Urodziła jego dziecko 31 grudnia 1909, poślubiwszy 7 maja Riversa
Blanco White’a, który się w niej zakochał w Cambridge. Amber Blanco-White napisała
kilka powieści i utworów niebędących fikcją literacką, regularnie i dużo pisywała do
czasopism i przez większość życia działała na rzecz ruchu kobiecego, fabianów i Partii
Pracy (choć w wyborach powszechnych w 1970 roku głosowała na torysów). Przez
trzydzieści siedem lat prowadziła zajęcia w Morley College, gdzie sama Woolf uczyła od
1905 do 1907 roku. Umarła w 1981 roku.

W sierpniu 1909 roku, w kilka miesięcy po powstaniu tego szkicu, Strachey

scharakteryzował Woolf jako „młodą, dziką, ciekawą, niezadowoloną i pragnącą się

zakochać”

88

, i może dlatego uznała, że warto jest pisać o urzekającej Reeves. Z pewnością

odnosi się niemal wrażenie, że zazdrości Reeves jej towarzyskiej swobody i przytomności
intelektualnej. Kiedy zestawia wygląd i świetność intelektualną Reeves z tym urokiem,
„jaki mają ludzie, którzy się wycofują i którym nie zależy na formułowaniu własnych
poglądów”, wyraźnie ma na myśli siebie; ale czy jej ton jest opanowany, wyniosły, czy
naznaczony patosem?

***

CAMBRIDGE

Tuż przed doniesieniem Stracheyowi, że widziała Brooke’a wśród członkiń Fabian

Society w Newnham (zob. „Panna Reeves” powyżej), Woolf twierdziła, że jest pod
głębokim wrażeniem relacji Stracheya z pobytu w Wiltshire z bratem Jamesem, Johnem
Maynardem Keynesem, G.E. Moore’em, Rupertem Brookiem i innymi młodymi ludźmi z

background image

Cambridge: „Przerażasz mnie swoimi zgromadzeniami intelektu na równinie Salisbury.
Mój szacunek dla bystrych młodych ludzi przyprawia mnie o coś w rodzaju umysłowego
paraliżu. Doprawdy nie umiem sobie wyobrazić, co też połączone umysły tych wszystkich,
których wymieniasz, wytwarzają za pomocą rozmowy. Czy – ale nie mogę nawet zacząć o
tym myśleć”. Jest zupełnie możliwe, że Woolf jest tu ironiczna, a mniej niż rok później
wszelki „szacunek” dla młodego Cambridge zdecydowanie ochłódł.

W „Cambridge” Woolf opisuje wizytę, jaką złożyła w mieszkaniu Jamesa Stracheya,

gdzie również spotkała Ruperta Brooke’a, którego trochę znała, i wybitnego matematyka,
H.T.J. Nortona, którego po raz pierwszy spotkała w 1908 roku. Woolf mówi nam, że czuła
się zbita z tropu milczeniem i egocentryzmem Stracheya i Brooke’a i dokładała starań, żeby
rozmawiać z Nortonem, a wiele lat później, podczas pogadanki o „Dawnym Bloomsbury”,
spojrzała wstecz na to wydarzenie jako na coś przełomowego. Cytuje fragment z
niniejszego dziennika (od „Jego mieszkanie” do „naprawdę być niczym”), a potem
analizuje to, co napisała:

„Jest tu ogromna zmiana w stosunku do tego, co napisałabym dwa czy trzy lata
wcześniej. Oczywiście, po części była ona wynikiem okoliczności; teraz mieszkałam
sama z Adrianem na Fitzroy Square; i byliśmy zupełnie niepasującymi do siebie
osobami. Stale doprowadzaliśmy się do szaleńczego poirytowania albo otchłani
przygnębienia. To prawda, nadal mieliśmy czwartkowe wieczory, jak przedtem. Ale
zawsze były pełne napięcia i często kończyły się okropną klęską. Adrian szedł do
swojego pokoju, ja do swojego, w całkowitym milczeniu. Ale chodziło o coś więcej.
Właściwie sama nie wiedziałam, co to było... Te długie chwile milczenia, te długie
spory nadal trwały na Fitzroy Square tak jak przedtem na Gordon Square. Ale teraz
stwierdziłam, że ich natura wprawia mnie w najwyższe zakłopotanie. Nadal
interesowali mnie bardziej niż wszyscy mężczyźni, jakich poznałam w zewnętrznym
świecie kolacji i tańców – a jednak – czy ośmieliłam się to powiedzieć albo nawet
pomyśleć? – nieznośnie się nudziłam. Dlaczego, pytałam, nie mamy sobie nic do
powiedzenia? Dlaczego najzdolniejsi ludzie są również najbardziej jałowi? Dlaczego
najbardziej pobudzające przyjaźnie są także najbardziej otępiające? Dlaczego to
wszystko jest takie negatywne? Dlaczego ci młodzi ludzie sprawiali, że czułam, że
naprawdę do niczego się nie nadaję? Odpowiedzią na wszystkie moje pytania było
oczywiście to... że nie było między nami pociągu fizycznego.
Towarzystwo pedałów ma wiele zalet – jeśli się jest kobietą. Jest proste, uczciwe,
pozwala... pod pewnymi względami czuć się swobodnie. Ale ma tę wadę – przy
pedałach nie można się, jak mawiały nianie, popisywać. Coś jest zawsze stłumione,
stłamszone. A przecież to popisywanie się, które nie jest koniecznie kopulowaniem ani
do końca zakochaniem, jest jedną z wielkich rozkoszy, jedną z głównych konieczności
w życiu. Tylko wtedy ustaje wszelki wysiłek; przestaje się być uczciwym, przestaje się
być bystrym. Musuje się w jakąś absurdalną cudowną pianę wody sodowej czy

background image

szampana, poprzez którą widzi się świat zabarwiony wszystkimi kolorami tęczy. To
znamienne, że – niemal na następnej stronie dziennika – z przyćmionego i dyskretnego
mieszkania Jamesa Stracheya w Cambridge poszłam na kolację do lady Ottoline
Morrell na Bedford Square. Jej salony, zanotowałam bez wyciągania żadnych

wniosków, wydały mi się natychmiast pełne «blasku i ułudy»”

89

.

Przed pójściem do Jamesa Stracheya Woolf złożyła wizytę w Newnham Grange, w domu

sir George’a Darwina i jego rodziny. Sir Leslie Stephen i sir George Darwin byli dobrymi
przyjaciółmi i Woolf nadal odwiedzała Darwinów, kiedy Thoby studiował w Cambridge i
po jego śmierci w 1906 roku. Wizyta daje jej okazję, żeby uderzyć w wiktorian i ich gusty,
ale jest również ciekawe, że wspomina o silnych stronach wiktoriańskiej rodziny:
„Pokazuje angielskie życie rodzinne w najlepszym wydaniu; jego humor, tolerancję,
serdeczność i zdrowe uczucie”.

***

HAMPSTEAD

W „Dawnym Bloomsbury” Woolf stwarza wrażenie, że jej dziennik, z 1909 roku

przechodzi wprost z pokoi Jamesa Stracheya w Cambridge do londyńskiego salonu lady
Ottoline Morrell, ale tak nie jest. Przed wieczorem na Bedford Square 44 Woolf jedzie na
północ do domu Janet Case i jej siostry w Hampstead. Woolf miała szereg ważnych
przyjaźni ze starszymi kobietami, takimi jak Violet Dickinson, Kitty Maxse i Madge
Vaughan, a jej przyjaźń z Janet Case (1862-1937) była jedną z najbardziej znaczących:
Janet jest wymieniona jako jedna z przyjaciółek, które, jak powiedziała Woolf w
przedmowie do „Orlanda” (1928) „pomogły [jej] na zbyt różne sposoby, żeby można je
było określić”. Case uczyła ją greki w 1902-1903 roku, a Woolf naszkicowała jej portret w
dzienniku z 1909 roku:

„Kiedy ją pierwszy raz zobaczyłam pewnego popołudnia w salonie, wydawała mi się
dokładnie taka, jak się spodziewałam – wysoka, o klasycznym wyglądzie, włatcza
[sic]. Ale nudziło mnie bycie nauczaną, & przez pewien czas robiłam tylko to, o co
mnie proszono, & niemal nie podnosiłam oczu znad książki – to znaczy nie patrzyłam na
nauczycielkę. Jednak ona była warta tego, żeby na nią spojrzeć. Miała piękne,
promienne oczy – haczykowaty nos, żęty rzeczywiście zbyt wydatne – ale całość była
pełna życia & zdrowia. Dobrze też uczyła... Ale przykro mi powiedzieć, że na początku
mnie nie pociągała. Była zbyt pogodna & muskularna. Sprawiała, że czułam się
«sprzeciwna», jak mawiały nianie... Mówiła na wiele tematów; & na każdy okazywała
się mieć jasne, silne poglądy, & co więcej, miała rzadki dar widzenia drugiej strony;
miała również, moim zdaniem, piękne ludzkie współczucie, które miałam powód raz

background image

czy dwa wypróbować.”

90

.

Woolf stworzyła ten szkic, kiedy myślała, że jej lekcje z Janet Case dobiegły końca, ale

podjęła je znowu w 1903 roku i obie kobiety pozostały od tej pory w przyjaźni. Kiedy
Janet Case umarła w 1937 roku, Woolf napisała niepodpisany nekrolog dla „Timesa”, a w

swym dzienniku złożyła hołd „wizjonerskiej roli”, jaką Case odegrała w jej życiu

91

.

Woolf pozostała również przez wiele lat po 1909 roku w przyjaźni z Margaret Llewelyn

Davies. W 1913 roku, zgodnie z jej sugestią, Woolfowie pojechali do Newcastle upon
Tyne, żeby wziąć udział w dorocznej konferencji Spółdzielczej Gildii Kobiet. W
„Introductory Letter to Margaret Llewelyn Davies” (1930) Woolf wspomina z drobnymi
szczegółami konferencję i przywołuje inne aspekty ruchu SGK, szczególnie personel i
działalność głównej siedziby na Hampstead, przed zakończeniem eseju: „Czy Ty i Lilian
Harris (towarzyszka całego życia Margaret Llewelyn Davies) nie oddałyście swoich
najlepszych lat – ale sza! nie pozwolisz mi dokończyć tego zdania i dlatego, ze słowami

przyjaźni i podziwu, skończę”

92

.

***

NOWOCZESNY SALON

Woolf zakończyła pogadankę o „Dawnym Bloomsbury” opisem swojej pierwszej kolacji

na Bedford Square 44, w domu lady Ottoline Morrell (1873-1938). Poznała lady Ottoline
pod koniec poprzedniego roku, a arystokratyczna pani domu napisała do niej w styczniu

1909 z zapytaniem, czy zostanie jej przyjaciółką

93

. Jak pisze Hermione Lee:

„Ottoline miała legendarnie charakterystyczną powierzchowność. Mówiła w
dziwaczny, nosowy, gruchający sposób, przeciągając słowa. Jej zdumiewający wygląd
był zarazem pociągający i groteskowy: była bardzo wysoka, miała bujne włosy koloru
miedzi, turkusowe oczy i wyraziste, ostre rysy. Z wielką klasą i brawurą nosiła
fantastyczne ubrania i kapelusze w jaskrawych kolorach i miała zdecydowane gusta

przy urządzaniu wnętrz”

94

.

Lady Ottoline miała trzydzieści sześć lat w czasie, kiedy Woolf opisywała jej salon i, jak

widać aż nadto wyraźnie, Woolf na różne sposoby dawała wyraz antypatii do niezwykłej
nowej znajomej. W późniejszych latach miała żałować krzywdzących rzeczy, jakie o niej
myślała i mówiła w tym czasie. „W 1932 roku lektura wspomnień Ottoline o trudnych
wizytach na Fitzroy Square gorzko i żywo przypomniała Vìrginii jej własnego ducha. Czy
Ottoline wiedziała, jak bardzo była wówczas nieszczęśliwa, do jakiego stopnia

background image

nienawidziła tych wieczorów, ile odczuwała samotności i strachu? I że kiedy Adrian
wreszcie zatrzaskiwał drzwi za Lyttonem czy Saxonem o drugiej albo trzeciej nad ranem,

kładła się do łóżka w rozpaczy?”

95

.

„Kiedy zostanie napisana historia Bloomsbury, zauważyła Woolf pod koniec swojej

pogadanki o «Dawnym Bloomsbury» ... będzie musiała zawierać rozdział... poświęcony
Ottoline... w swoim dzienniku znajduję, że jadłam u niej kolację 30 marca 1909 roku –
chyba pierwszy raz.” Dalej opisuje jeden z czwartkowych wieczorów u Ottoline z
Rupertem Brookiem (nie jest jasne, czy chodzi o poprzedni raz, czy o ten sam, który opisuje
w tym dzienniku), który przedstawia jako „ten niezwykły wir, gdzie na chwilę spotykali się
ludzie tak różni i tak dziwni”. Kilka linijek dalej cytuje z notatnika z 1909 roku, od „Lady
Ottoline ...ta wielka dama” do „Jest dziwnie bierna”, po czym dodaje:

„Doprawdy, kiedy wspominam ten salon pełen ludzi, blade żółcie i róże brokatów,
włoskie krzesła, perskie dywany, hafty, frędzle, zapach, owoce granatu, mopsy,
potpourri i Ottoline, która rusza na mnie z daleka w białym szalu w wielkie szkarłatne
kwiaty i zabiera mnie z tego wielkiego pokoju i tłumu do małego pokoju sam na sam z
nią, gdzie zasypuje mnie pytaniami, które są tak osobiste i gwałtowne, na temat życia i
moich przyjaciół, i każe mi się podpisać w małej, pachnącej książeczce, myślę, że

moje podniecenie można usprawiedliwić”

96

.

***

ŻYDZI

Jest siedmiomiesięczna przerwa pomiędzy ostatnim zapiskiem w dzienniku a podwójnym

szkicem, zatytułowanym „Żydzi i Sądy rozwodowe”, który został rozbity na dwa oddzielne
szkice w tym wydaniu, jako że widać całkiem jasno, że wspólny tytuł Woolf jest czysto
funkcjonalny: w istocie sama Woolf w notatniku wyraźnie rozdziela oba szkice.

Między kolacją u Ottoline Morrell pod koniec marca a pisaniem „Żydów i Sądów

rozwodowych” 3 listopada Woolf była niezwykle zajęta. W kwietniu odziedziczyła dużą
sumę 2500 funtów, pozostawioną jej przez ciotkę Caroline Stephen (Vanessa i Adrian
dostali tylko po 100 funtów każde) i w tym samym miesiącu odwiedziła Włochy z Vanessą
i Clive’em Bellami, ale była niezadowolona i wróciła do domu sama. „Dość było smutno”,
pisała Vanessa do przyjaciółki, „widzieć, jak sama wyrusza w tę długą podróż,
pozostawiając nas tutaj! Oczywiście, czasem mnie uderza żałosność jej położenia, a tu
bardziej niż zwykle. Myślę, że bardzo by chciała wyjść za mąż & z pewnością bardziej by
chciała wyjść za Lyttona niż za kogokolwiek innego. Trudno jest mieszkać z Adrianem,

który jej nie rozumie, a mieszkać z nim do końca swoich dni to smutna perspektywa”

97

. W

maju tego roku w Cambridge odrzuciła kolejnego konkurenta, Hiltona Younga, kiedy jej się

background image

oświadczył na łódce.

W streszczeniu dziennika, jaki Adrian Stephen prowadził tego lata, Hermione Lee daje

wyobrażenie o energii, którą Woolf wydatkowała w połowie 1909 roku. Adrian
odnotował:

„kilka śmiałych wyjść, jak bal maskowy w Ogrodzie Botanicznym, dokąd Virginia
poszła przebrana za Kleopatrę... Były też bardziej konwencjonalne wyjścia do teatru,
opery i na koncerty: «Aida», «Elektra», Lillian Nordica w Queen’s Hall, «Orfeusz i
Eurydyka» w Drury Lane, sztuka Arnolda Bennetta, opery Wagnera i premiera z «The
Wreckers» Ethel Smyth... Były wyprawy do zoo, do Speaker’s Corner, na wystawy
Klubu Piątkowego, na lody do Buzzarda. Virginia była zajęta – pisała, prowadziła
zajęcia, brała lekcje niemieckiego, pozowała do portretu, wychodziła na wieczorki,
kolacje i zabawy, na przyjęcia, jeździła na weekendy na wieś i na wakacje do Europy i
pełniła rolę gospodyni na nowych «wieczorach czwartkowych» na Fitzroy Square...
Ale pod tym .... Virginia była nadal wyjątkowo wrażliwa. Ogromnie brakowało jej
Thoby’ego. Chodziła po Londynie «zajęta swoją udręką... sama; walczyła z czymś

sama»”

98

.

W sierpniu 1909 roku Woolf odwiedziła Bayreuth wraz z Adrianem i Saxonem

Sydneyem-Turnerem. Wkrótce po powrocie z Niemiec popędziła do Studland w Dorset,
żeby być blisko Vanessy, a rok zakończył się jej nagłą decyzją, podjętą podczas spaceru w
Regent’s Park 24 grudnia, żeby spędzić Boże Narodzenie samotnie w Kornwalii. Kontrast
między niespokojnym, pełnym wydarzeń, a nawet frapującym życiem towarzyskim, jakie
Woolf wiodła w 1909 roku i jej bardziej ściszonym życiem wewnętrznym nigdzie nie jest
ostrzejszy niż w rozdźwięku między żywym tonem jej listów z 1909 roku – szczególnie z
Bayreuth – a zawoalowanym głosem tego osobistego dziennika.

Ryzykowny i przedłużający się flirt z Clive’em Bellem, który się zaczął po przyjściu na

świat Juliana, trwał nadal w 1909 roku i miał trwać przez kolejny rok, ale ciągnące się i o
wiele poważniejsze zmaganie z powieścią miało trwać o wiele dłużej: powieść pojawiła
się wreszcie jako „The Voyage Out” w 1915 roku. „Tego lata – pisała później – czułam się

nieszczęśliwa i gorzka we wszystkich swoich osądach”

99

. Któregoś razu podczas koncertu

Hansa Richtera w Queen’s Hall zauważył ją ktoś nieznajomy. Pomyślał, że wygląda tak
„samotnie i smutnie”, że poszedł za nią i napisał do niej, posyłając bilet do teatru.
Siedziała obok niego (grano „Strife” Galsworthy’ego), ale kiedy napisał ponownie, nie

odpowiedziała”

100

.

Z siedmiu szkiców zawartych w tym dzienniku jej „gorycz” najbardziej rzuca się w oczy

w „Żydach”. Czytelnik musi się tu skonfrontować z wyzwoloną, a zarazem niezależnie
myślącą młodą kobietą, która odmawia odgrywania roli pożądanej zdobyczy, jaką
chciałaby jej narzucić gospodyni, z młodą kobietą, która z czasem rozkwitnie w jedną z

background image

najbardziej wpływowych pisarek i feministek dwudziestego wieku, a także z kimś, kto
pozostaje w szponach dawnych przesądów. Poza przypadkowym, chwilowym uchybieniem

we wcześniejszych dziennikach

101

od tej pory „Żydom” przypadnie wątpliwy zaszczyt

bycia pierwszą znaczącą plamą antysemityzmu Woolf.

„Dopadł nas wir londyńskiego sezonu – pisała do Lyttona Stracheya 4 czerwca 1909

roku -…przenikam do najbardziej tajemniczych miejsc. Jest pewna Żydówka, która wydaje
pięćdziesiąt gwinei na kapelusz i chce mnie poznać, jak mniemam, nie po to, żebyśmy
mogły wymieniać na ten temat poglądy. Potem na górze spotykamy Charliego Sangera i
Saxona, i wielkiego pana Loeb, który ma najpiękniejszy zbiór fotografii i autografów

operowych w Europie”

102

.

Wspomnianą „Żydówką” była niemal na pewno pani Annie Loeb, a „panem Loebem” jej

syn, Sydney J. Loeb. Annie Loeb, z domu Sewill (1854-1939), była wdową po
Siegmundzie Loebie (1841-ok.1895), niemieckim Żydzie z Frankfurtu, który przyjechał do
Londynu prowadzić interesy w City. W 1881 roku był już naturalizowanym obywatelem
brytyjskim. Annie Loeb urodziła się w Liverpoolu, jej wnuczka Sylvia Loeb wspominała ją

serdecznie, jako „damę prowadzącą próżniacze życie, dużą, grubą i towarzyską”

103

.

Sydney J. Loeb (1877-1964), był w 1909 roku mającym wzięcie maklerem giełdowym i

długoletnim, zagorzałym wielbicielem Wagnera – jest w istocie wysoce prawdopodobne,
że Virginia, Adrian i Saxon Sydney-Turner natknęli się na tego zapalonego miłośnika
kompozytora podczas sierpniowych wakacji w Bayreuth, jako że Loeb niezawodnie był na
festiwalu. W 1912 roku ożenił się z najmłodszą córką wielkiego dyrygenta
wagnerowskiego, Hansa Richtera, i został jednym z najwytrawniejszych znawców Wagnera
w swoim pokoleniu. Wyraźnie zrobił głębokie wrażenie na Richterze. Pisząc do
przyjaciela, który wyraził zastrzeżenia wobec Loeba w związku z jego rasą, „Richter
bronił przyszłego zięcia przed antypatią przyjaciela. Powiedział, że Loeb jest

odpowiedzialnym i honorowym człowiekiem, którego bardzo lubi”

104

.

Loeb był także znawcą Elgara, a jego bliska przyjaźń z Augustem Jaegerem (1860-1909),

będącym inspiracją dla wariacji Elgara „Nimrod” i wielkim protektorem i wsparciem dla

kompozytora, „miała się okazać wielce pomocna” dla Jaegera w latach schyłku

105

. W

rzeczy samej najbardziej szczegółowy opis Sydneya Loeba, jaki jest dziś dostępny,
pochodzi od biografa Jaegera:

„Przodkowie Loeb, niemieccy Żydzi, przybyli do Anglii, tak jak Jaegerowie, uciekając
przed czynnikiem Bismarcka... Sydney otrzymał klasyczne angielskie wykształcenie w
Harrow, gdzie był niemal współczesnym Winstona Churchilla, a dorósłszy, stał się
znawcą sztuki i muzyki. Zachowane terminarze za lata od 1901 do 1920 (zostały
przejrzane za okres około 1909 roku i nie ma w nich odniesień do Woolf) mówią o
bliskiej znajomości nie tylko z życiem muzycznym Londynu, ale również ze światem

background image

intelektualnym i politycznym; Loeb uczęszczał na wykłady fabianów i spotkania
sufrażystek, szereg razy starał się o rozmowę z Bernardem Shaw i opisał ją. Bywał na
wszelkiego rodzaju koncertach symfonicznych i kameralnych i recitalach śpiewaczych i
stał się wybrednym znawcą śpiewaków… Utrzymywał się z wygodnej i widocznie
niewymagającej posady na Giełdzie, a obdarzony życzliwą i hojną naturą, wiódł bujne
życie towarzyskie... Jako hobby zajął się fotografią i stał się zapalonym i znakomitym
fotografem, pstrykającym swoich idoli w obszernych seriach ożywczo nieformalnych
fotografii, wklejanych następnie do okazałych albumów. Ale jego największą miłością
była opera... Dzienniki Loeba pokazują, że był na praktycznie każdym przedstawieniu
opery Wagnera w Londynie w okresie 19 lat, w tym na 50 «Śpiewakach

norymberskich» i 63 «Tristanach», wraz z wieloma cyklami «Pierścienia»...”

106

.

Ważne jest ustalenie istoty, powagi i dobroci Loeba, jest to bowiem ten sam „pan Loeb”,

który miał zatrzymać Leonarda i Virginię Woolfów pewnego dnia w Hyde Parku w połowie
lat dwudziestych i doświadczyć jej ostrego języka. 1 czerwca 1925 roku Woolf zapisała w
dzienniku:

„Jest słoneczny kapryśny dzień, & kiedy przystanęliśmy w Hyde Parku, żeby posłuchać
socjalistów, ten podejrzany Żyd, Loeb, który uprzykrza mi życie z dziesięcioletnimi
przerwami, dotknął naszych ramion & zrobił nam dwa zdjęcia, odmierzając odległość
czarną taśmą, dostarczoną przez żonę. Zwykle każe ludziom trzymać jej koniec przy
sercu: ale to żart. Kręcił się wcześniej koło Covent Garden, żeby fotografować
śpiewaków, i jadł lunch o pół do trzeciej. Zapytałam, czy jest zawodowcem, co zraniło

jego dumę: przyznał, że bardzo się interesuje fotografią i ma duży zbiór”

107

.

Złośliwość Woolf wydaje się tym bardziej niepotrzebna, kiedy wiadomo, że Loeb był

niemal „zawodowcem” w posługiwaniu się aparatem i że jego archiwum fotograficzne z
tego okresu uważa się dziś za niemające sobie równych. Fakt, że tak skrupulatnie
posługiwał się taśmą, wyraźnie przemawia na jego korzyść.

Trwające rozczarowanie Woolf wobec samej siebie, swojej pracy, domu i stanu

cywilnego w 1909 roku może po części wyjaśniać kwaskowaty ton „Żydów”, ale nie
zmienia to faktu, że szkic ten jest wybuchem antysemityzmu. W końcu tytuł, jaki Woolf
wybiera to „Żydzi i Sądy rozwodowe”, a nie „Okropieństwa chodzenia na kolacje jako
niezamężna kobieta w pewnym wieku i Sądy rozwodowe” (albo podobny tytuł) i chociaż
na pewno powinniśmy odczytywać wieczór w domu pani Loeb przy Lancaster Gate na tle
braku poczucia własnej wartości u Woolf i jej niezadowolenia w 1909 roku, to może to
jedynie wytłumaczyć jej gorzki ton. I nawet jeśli znajdziemy okoliczności łagodzące dla
tonu Woolf, nie możemy obejść jej słownego czy leksykalnego lekceważenia: tego
„oczywiście” w „Jedzenie, oczywiście, pływało w oleju i było wstrętne” nie sposób

background image

umniejszyć, podobnie jak reszty – zrobienia z pani Loeb czegoś w rodzaju rozczochranej
groteski. Ważne jest podkreślenie, że ten szkic nie był pisany z myślą o publikacji (ani
nawet o tym, żeby go ktokolwiek czytał), ale dzisiaj dla czytelników jest obraźliwy. Można
jedynie powiedzieć z pewnym przekonaniem, że szkic nie był pisany po to, żeby obrażać;
dziennik z 1909 roku nie był pisany z myślą o publikacji. Oczywiście trzy lata później
Woolf wyszła za mąż za Żyda, ale wydaje się, że w 1909 roku pani Loeb wykazała się
przenikliwością oceny, widząc w swoim gościu „surową intelektualistkę”.

Antysemickie szkalowania (jest ich stosunkowo niewiele) spowodowały duże

zaniepokojenie wśród miłośników Woolf i liczne zarzuty ze strony jej przeciwników, ale
jak zauważyli ostatnio komentatorzy, wiele z jej późniejszych pejoratywnych uwag
zamienia się w żałosne przyznanie do własnych niedostatków (nie jest to zachowanie
osoby pełnej uprzedzeń) i w owym czasie jej antysemityzm nie był niczym wyjątkowym.
Istnieją na przykład dowody, że zarówno jej siostra jak i matka ulegały stereotypowym

przesądom na temat Żydów

108

, podobnie jak przyjaciele, tacy jak Rupert Brooke, Noel

Olivier, Jacques Raverat

109

i Olive Bell

110

– istotnie, wiele wskazuje na to, że takie

postawy były endemiczne w wyższej klasie średniej w czasach Woolf. Później, w latach

trzydziestych, Woolf stała się „bardzo krytyczna i zanalizowała własny antysemityzm”

111

i

dołożyła starań w „Latach”, żeby sprzeciwić się antysemityzmowi Brytyjskiego Związku

Faszystów i podkreślić zakorzenienie Żydów w Anglii

112

. Woolf nie była zatwardziałą

antysemitką, ale jak jasno widać w „Żydach”, antysemityzm stanowił niestety część jej
natury, szczególnie we wczesnych latach. Na szczęście nie był częścią dominującą.

***

SĄDY ROZWODOWE

„Sądy rozwodowe” są odpowiedzią Woolf na cause célèbre. Pod koniec października

1909 roku Alice Mary Fearnley-Whittingstall, z domu Wethered (1866-1945), złożyła
pozew o separację sądową od męża, wielebnego Herberta Oakesa Fearnley-Whittingstalla
(1859-1949) z powodu okrucieństwa. Pozwany, absolwent szkoły w Eton, który przyjął
święcenia kapłańskie podczas studiów w New College w Oksfordzie i od tego czasu był

proboszczem w Chalfont St Giles w hrabstwie Buckingham, zaprzeczył zarzutowi

113

.

Otwierając postępowanie, adwokat pani Fearnley-Whittingstall poinformował sąd, że

zarzuty dotyczące okrucieństwa odnoszą się do znacznego okresu, a w szczególności do
roku 1908, kiedy, jak stwierdzono, pozwany kazał powódce opuścić dom co najmniej
cztery razy. „Sprawa nie opierała się na konkretnych czynach, ale na ogólnym zachowaniu i
gwałtownych pogróżkach, które doprowadziły u powódki do bardzo naturalnego lęku przed
osobistą przemocą ze strony męża”, donosił „Times”.

background image

Pobrali się 25 sierpnia 1891 roku i mieli sześcioro dzieci, ale trudności pojawiły się w

1894 roku, kiedy urodziło się ich drugie dziecko. „Pozwany został ostrzeżony przez lekarzy
zajmujących się jego żoną... co do niebezpieczeństwa dla żony, o ile będzie kontynuował
swoje obecne postępowanie. Niemniej przyjął system upierania się przy prawach
małżeńskich i w konsekwencji powódka ucierpiała. Pozwany sprawiał wrażenie
człowieka, który nie jest zdolny opanować silnego gniewu, podobnie jak swych
namiętności w innych kierunkach”. W marcu 1908 roku powódka odmówiła dzielenia
sypialni z mężem i wtedy, według zarzutów, dochodziło do coraz gwałtowniejszych scen.
Pozwany również stał się bardzo wrogi wobec niejakiej panny Gwendoline Lewis,
przyjaciółki powódki. Wreszcie 18 listopada 1908 roku pani Fearnley-Whittingstall
opuściła dom, o co pozwany wielokrotnie ją prosił, i zamieszkała w Londynie u panny
Lewis.

Okazało się również, że wielebny Fearnley-Whittingstall nie odzywał się do żony, kiedy

był na nią zły. Obrzucił ją wyzwiskami za palenie papierosa, „co zrobiła za radą lekarza”,
a raz groził jej brzytwą. Ponadto nadal miał z nią dzieci, chociaż lekarze powiedzieli mu,
że jest to niewskazane. Również „groził, że uderzy żonę krucyfiksem, a także wazonem do
kwiatów. Wysyłał jej budzące obrzydzenie listy miłosne, wiedząc, że odczuwa do nich
awersję. Kiedy po 1894 roku pożycie małżeńskie zostało wznowione, stało się to wbrew

jej woli. Od 1902 roku żyła w strachu przed mężem”, stwierdził jej adwokat

114

.

Rozprawę kontynuowano nazajutrz, kiedy sąd usłyszał, że rodzina pozwanego jest

przeciwko powódce, ponieważ zaprzyjaźniła się z panną Lewis, zawodową nauczycielką
gry na skrzypcach, która pojawiła się po raz pierwszy w domu państwa Fearnley-

Whittingstall w 1908 roku, żeby uczyć jednego z chłopców grać na skrzypcach

115

.

28 października sąd usłyszał, że małżonkowie mieli szczególnie gorącą kłótnię podczas

gry w krokieta na plebanii i że pastor uderzył żonę młotkiem do gry (to był incydent, który
zwiększył zainteresowanie prasy sprawą). „Zajmujemy się bardzo poważnymi kwestiami”,
zażartował w tym miejscu sędzia Bargrave Deane ku rozbawieniu sądu. „Osobiście nie
znam gry tak zdolnej wyprowadzić człowieka z równowagi jak krokiet”. Pojawiły się także
szczegóły podobnej sprawy z 1903 roku, kiedy inna kobieta opuściła męża i zamieszkała z

panną Lewis

116

.

Następnego dnia pozwany złożył zeznania, co „Times” odnotował 30 października.

Woolf odwiedziła sąd we środę, 3 listopada 1909 roku, żeby posłuchać dalszego ciągu
zeznań wielebnego Fearnley-Whittingstalla. To był ostatni dzień rozprawy i Woolf spisała
swoje wrażenia później tego samego dnia. Sprawozdanie w „Timesie” z 4 listopada 1909
(str. 3) potwierdza, że Woolf usłyszała, jak pozwany opisuje związek pomiędzy panną
Lewis a panią Fearnley-Whittingstall jako „absolutnie nienaturalną przyjaźń” i istotnie, jak
podaje Woolf, używa słów „nadać uroczy charakter”, żeby opisać, że podczas kłótni z żoną
trzymał w ręku krucyfiks.

W podsumowaniu sędzia (który wcześniej miał prywatną rozmowę z panem Fearnley-

background image

Whittingstallem, podczas której doradził mu ugodę pozasądową; chociaż może wydać
wyrok na jego korzyść, jeśli to zrobi, może to spowodować trwały rozpad małżeństwa) dał
wyraźnie do zrozumienia swój wstręt dla panny Lewis i doradził pani Fearnley-
Whittingstall zerwanie z nią. Odmówił przyznania sądowej separacji, komentując, że
uważa „za lepsze dla obu stron, żeby w tej sprawie nie było wyroku”.

Ostatecznie państwo Fearnley-Whittingstall rozstali się na cztery lata, po czym pogodzili

się w 1913 roku. Odtąd żyli jako mąż i żona aż do śmierci Alice w 1945 roku. „Moi
dziadkowie, kiedy ich znałem jako dziecko, sprawiali wrażenie bardzo do siebie
przywiązanych – wspomina Robert Fearnley-Whittingstall. – Pamiętam, jak dziadek
powiedział w 1948 roku czy coś koło tego: «Właśnie wróciłem, położyłem kwiaty na

grobie mojej ukochanej»”

117

.

Przed sprawą sądową Herbert Fearnley-Whittingstall miał aspiracje, żeby zostać

biskupem, ale skandal je zniweczył. Nigdy mu nie zaproponowano awansu i dlatego
pozostał pastorem w Chalfont St Giles aż do 1942 roku.

W jednym miejscu recenzji z listów miłosnych Carlyle’ów, pisanej 1 kwietnia 1909

roku, Woolf zauważa, że w miarę jak coraz więcej się ujawnia na temat małżeństwa
Carlyle’ów, „nasza zdolność rozumienia jest wystawiona na najcięższą próbę; im więcej
widzimy, tym mniej umiemy nazwać i zarówno pochwała jak krytyka stają się dziwnie

nieistotne”

118

. Coś z tego widzimy w „Sądach rozwodowych”. Woolf do sądu przyciągnęły

sensacyjne sprawozdania, jakie pojawiały się wówczas w gazetach, ale jej własny opis
wykazuje więcej zrozumienia, jest bardziej wyważony, niż można by się spodziewać. W
przeciwieństwie do wcześniejszych szkiców w dzienniku, jest niechętna kategorycznemu
obwinianiu którejkolwiek ze stron, a jeśli ma jakąś sympatię, to jest ona po stronie
absolwenta Eton, solidnie wiktoriańskiego duchownego. Stwierdza oczywiście, że jego
żona jest „bardziej niesprawiedliwa”, a szczególnie surowo traktuje tę postać, z którą u
późniejszej Woolf można by się było spodziewać przymierza: pannę Lewis, lesbijkę.
Jednak w 1909 roku przekonania klasowe trzymały ją jeszcze w silnym uścisku.

background image

Nota biograficzna

Adeline Virginia Stephen urodziła się w Londynie 25 stycznia 1882 roku, jako trzecia z

czworga dzieci Lesliego Stephena, wybitnego literata, i Julii Jackson Duckworth, wdowy.
Oboje rodzice mieli dzieci z poprzednich małżeństw, wzrastała więc w dużej, żywej
rodzinie, która spędzała długie letnie wakacje niedaleko St Ives. Kształcona w domu, miała
nieograniczony dostęp do biblioteki ojca; zawsze chciała zostać pisarką.

W 1895 roku jej matka niespodziewanie umarła i wkrótce potem Virginia przeszła

pierwsze załamanie nerwowe; okresy choroby psychicznej miały ją nękać przez całe życie.
Po śmierci ojca w 1904 roku czwórka osieroconych Stephenów przeniosła się do
Bloomsbury, gdzie ich dom stał się centrum tego, co było później znane jako Grupa z
Bloomsbury. Ten krąg obejmował Clive’a Bella (za którego siostra Virginii, Vanessa,
wyszła za mąż w 1907 roku), Lyttona Stracheya, Johna Maynarda Keynesa i Leonarda
Woolfa, którego Virginia miała poślubić w 1912 roku, kiedy powrócił po kilkuletniej
służbie państwowej na Cejlonie.

Virginia ukończyła pierwszą powieść, „The Voyage Out”, w 1913 roku, ale poważne

załamanie nerwowe, jakiemu uległa, opóźniło publikację do 1915 roku, kiedy Woolfowie
już mieszkali w Hogarth House w Richmond. Jako terapeutyczne hobby dla Virginii kupili
niedużą ręczną prasę, na której składali i drukowali krótkie utwory, własne i przyjaciół.
Pierwsza publikacja Hogarth Press pojawiła się w 1917 roku, a potem wydawnictwo
stopniowo rozwinęło się w znaczące przedsiębiorstwo, publikujące początkowo utwory
mało znanych pisarzy, takich jak T.S. Eliot, Katherine Mansfield i E.M. Forster, jak
również samych Woolfów.

Kiedy mieszkała w Richmond, Virginia napisała drugą, dość tradycyjną powieść, „Night

and Day” (1919), ale jednocześnie tworzyła bardziej eksperymentalne utwory, takie jak
„Kew Garden” (1919) i „Monday or Tuesday” (1921), W 1920 roku Woolfowie kupili
Monk’s House w Rodmell i tu Virginia zaczęła pisać trzecią powieść, „Pokój Jakuba”
(1922), Po niej przyszły „Pani Dalloway” (1925), „Do latami morskiej” (1927) i „Fale”
(1931) i te trzy powieści ustaliły jej pozycję jako jednego z wiodących pisarzy
modernistycznych. „Orlando”, pełna niezwykłego polotu „biografia” zainspirowana jej
związkiem z Vitą Sackville-West, wyszła w 1928 roku. „Lata” ukazały się w 1937 i
Virginia niemal ukończyła swoją ostatnią powieść „Między aktami”, kiedy, nie będąc w
stanie stawić czoła kolejnemu atakowi choroby umysłowej, utopiła się w rzece Ouse 28
marca 1941 roku.

David Bradshaw jest wykładowcą literatury angielskiej w Worcester College w

Oksfordzie i specjalizuje się w literaturze końca dziewiętnastego i początku dwudziestego

background image

wieku. Zredagował szereg modernistycznych tekstów, w tym „Panią Dalloway” i „Mark on
the Wall and Other Short Fiction” Virginii Woolf (obie w serii Oxford World’s Classics).

background image
background image

Przypisy

[

←1

]

Hermione Lee, „Virginia Woolf” (London, Chatto and Windus, 1996), s. 395. Cytowana dalej jako Lee.

[

←2

]

Michael Holroyd, „Lytton Strachey” (London, Chatto and Windus, 1994), ss. 200-202; Lee, ss. 259-261.

[

←3

]

Holroyd, „Lytton Strachey”, s. 202.

[

←4

]

Jane Dunn, „A Very dose Conspiracy: Vanessa Bell and Virginia Woolf” (London: Jonathan Cape, 1990), s. 1.

[

←5

]

Quentin Bell, „Virginia Woolf. Biografia”, tłum. Maja Lavergne (Wydawnictwo Książkowe Twój Styl,
Warszawa, 2004), s. 212. Dalej cytowany jako Bell.

[

←6

]

Stella Duckworth również umarła w 1897 roku, zaledwie trzy miesiące po ślubie z Johnem Wallerem
(„Jackiem”) Hillsem.

[

←7

]

Nigel Nicolson i Joanne Trautmann, red., „The Flight of the mind: The Letters of Virginia Woolf” (Volume i;
1888-1912) (London: The Hogarth Press, 1983), s. 466. Dalej cytowane jako „Letters”, i.

[

←8

]

Virginia Woolf, „A Passionate Apprentice: The Early Journals 1897-1909”, red. Mitchell A.Leaska (London:
The Hogarth Press, 1990), ss. 186-187. Dalej cytowana jako „A Passionate Apprentice”.

[

←9

]

„A Passionate Apprentice”, s. 121.

[

←10

]

„A Passionate Apprentice”, s. 384.

[

←11

]

„A Passionate Apprentice”, ss. 384-385.

[

←12

]

Virginia Woolf, „Do latarni morskiej”, tłum. Krzysztof Klinger, Warszawa, Czytelnik, 1962, s. 27.

background image

[

←13

]

Lee, s. 4.

[

←14

]

Bell, s. 212.

[

←15

]

Lee, s.226.

[

←16

]

Cytowane w: Barbara Strachey, „Remarkable Relations: The Story of the Pearsall Smith Family” (London:
Gollancz, 1981), SS. 247-248.

[

←17

]

Nigel Nicolson i Joanne Trautmann, red., „Leave the Letters Till We’re Dead: The Letters of Virginia Woolf
(Volume vi: 1936– -1941) (London: The Hogarth Press, 1980) s. 311. Dalej cytowane jako „Letters”, vi.

[

←18

]

Margaret Lane, „Edgar Wallace, The Biography of a Phenomenon” (London: William Hainemann, [1938]).
Edgar Wallace (1875-1932) był autorem ponad 170 popularnych powieści i opowiadań detektywistycznych.

[

←19

]

Około 45 cali.

[

←20

]

„What Happened Next” (1940).

[

←21

]

Prawdopodobnie lady Balfour, bliska przyjaciółka Smyth w późniejszych latach.

[

←22

]

Vita Sackville-West (1892-1962).

[

←23

]

„Letters”, vi, s. 309, w którym Woolf mówi Smyth: „Moja teściowa... znowu wypłynęła na powierzchnię.
Ponieważ mając 88 lat, pragnie żyć, czemu nie? Rodzina zaczyna ją traktować jak krykiecistę zdobywającego
rekordową liczbę punktów. Wszystkie pretensje ucichły. Czy dożyje 100? Zapewne”.

[

←24

]

Zob. Judith Adamson, red., „Love Letters: Leonard Woolf and Trekkie Ritchie Parsons (1941-1968)” (London:
Chatto and Windus, 2001) ss. 234 i 280.

[

←25

]

background image

Tony Davies do Davida Bradshawa, 10 września 2002.

[

←26

]

24, Cheyne Row, Chelsea. Po śmierci Carlyle’a w 1881 roku dom, który dzielił z żoną Jane Welsh Carlyle (zm.
1866) i który po raz pierwszy zajmowali w 1834 roku, został zwolniony. Nabył go The Carlyle’s House Memorial
Trust, który go umeblował skromnie, ale autentycznymi meblami i otworzył dla zwiedzających w 1895 roku.

[

←27

]

To znaczy Chelsea Embankment, rozciągający się od mostu Battersea do mostu Chelsea.

[

←28

]

Kiedy pisała te słowa, Woolf mogła mieć na myśli wspomnienia Cheyne Row i jego okolic z dzieciństwa swej
ciotki Anny: „Jest jedna część Londynu, która mi się jednak nadal wydaje mało zmieniona, i to jest Cheyne Row,
który był dawniej na końcu tych wszystkich ścieżek wśród głogów, i Chelsea, dokąd często chodziliśmy, będąc
dziećmi, przecinaliśmy te ścieżki i pola, i przechodząc obok stawu i wąskiej ulicy, która się nazywała Paradise Row,
wchodziliśmy w King’s Road, a potem po kilku minutach do Cheyne Row, gdzie państwo Carlyle mieszkali do końca
życia...”. Anne Thackeray Ritchie, Chapters trom Some Memoirs (London: Macmillan, 1894), s.134.

[

←29

]

Wodna podróż pani Carlyle do Westminsteru zaczynała się przy molo Cadogan (budowę Chelsea Embankment
rozpoczęto w 1871 roku, pięć lat po śmierci Jane Carlyle, a ukończono w 1874). Nie zdołałem ustalić przykładu
użycia przez nią zwrotu „wodą”, ale Woolf musiała z pewnością mieć na myśli następujące przykłady: „Wczoraj
wieczór udaliśmy się wodą na podwieczorek u kapelana szpitala St Guy...” Jane Carlyle do panny Margaret Welsh,
15 lipca 1842, w: James Anthony Froude, red., Letters and Memorials of Jane Welsh Carlyle (London: Longmans,
Green, 1883), 3 tomy; t. i, s. 152.

[

←30

]

Pani Isabella Strong, kustosz domu Carlyle’a od 1895 do 1917. Pochodziła z Kinfauns, niedaleko Perth.

[

←31

]

Liczne próbki pisma Carlyle’a, jakie można oglądać, są wymienione w Illustrated Memorial Volume of the
Carlyle’s House Purchase Fund Gommittee with Catalogue of Carlyle’s Books, Manuscripts, Pictures and
Furniture Exhibited Therein (1885; wznowienie London: The Saltire Society, 1995), ss. 98-100.

[

←32

]

Wśród nich była kopia miniatury pędzla Kennetha Macleaya (1802-78), akwarela i kredka Carla Hartmanna
(1818-1857) i obraz olejny, przypisywany kolejno Samuelowi Lawrence’owi, pani Palet, Anthony’emu Sterlingowi i
Thomasowi Carrickowi. Zob. Illustrated Memorial Volume, ss. 89-90.

[

←33

]

Według księgi gości 23 lutego 1909 roku jeszcze tylko dwie inne osoby odwiedzimy dom Carlyle’a, „G.C. Hope”
z Birkenhead i „Kali Hodding” z Salisbury – obie te osoby wpisały się do książki przed Woolf.

[

←34

]

Fotografie Jane Carlyle wystawione wówczas i teraz, zrobił Robert S. Tait (1816-97). Jedna, która z pewnością
pasuje do opisu Woolf, nosi datę „28 lipca 1854”. Zob. także Illustrated Memorial Volume, ss. 89-90.

background image

[

←35

]

To słowo (i pokrewne mu) było ulubionym terminem Carlyle’a na określenie oszczędnego odnowienia Cheyne
Row 24, jakiego dokonała Jane. Zob. na przykład Reminiscences Thomasa Carlyle’a, red. James Anthony Froude
(London: Longmans, Green, 1881), 2 tomy; t. ii, ss. 179, 231.

[

←36

]

Jane zabawiała Carlyle’a „codzienną opowieścią” co wieczór w salonie, kiedy skończył pracę. Jane Carlyle robi
liczne aluzje do „wielbicielek” Carlyle’a. Zob. na przykład, Jane Welsh Carlyle do Johna Sterlinga, 1 lutego 1837:
„Może się zdarzyć, że zostanę rozerwana na strzępy przez rzeszę wielbicielek mojego męża...” (Letters and
Memorials of Jane Welsh Carlyle, i, s. 66).

[

←37

]

Amber Reeves (1887-1981) ukończyła rok wcześniej Newnham College, Cambridge, gdzie była dobrze znana w
studenckich kręgach politycznych. W tym czasie była kochanką H.G. Wellsa (1866-1946).

[

←38

]

Woolf ma zapewne na myśli urzekającą i wężową Porphyrię z „Porphyria’s Lover” Roberta Browninga,
wydaną po raz pierwszy jako „Porphyria” w 1836 roku. Podczas gdy w wierszu nie ma mowy o tym, że matka
Porphyrii była wężem, to na różne sposoby podkreśla się jej własne wężowe cechy. „Porphyre” to przestarzałe
słowo, oznaczające węża.

[

←39

]

Oczywiście nie było 29 lutego 1909 roku, więc przypuszczalnie ten zapis pochodzi z 1 marca.

[

←40

]

Newnham College, Cambridge, zbudowano w 1793 roku dla rodziny Patricka Bealesa, miejscowego handlarza
zboża i węgla. Kupił go sir George Darwin (1845-1812), drugi syn Charlesa Darwina i profesor astronomii i filozofii
eksperymentalnej w Cambridge od 1883 roku, do śmierci w 1885. Po sprzedaży przez rodzinę, stał się najstarszą
częścią Darwin College, założonego w 1964 roku. „Kawałek trawnika” to Queen’s Green. Dla pełnego opisu domu,
jakim mogła go widzieć Woolf, zob. Gwen Raverat, Period Piece: A Cambridge Childhood (London: Faber and
Faber, 1952), ss. 31-46 i Frances Spalding, Gwen Raverat: Friends, Family and Affections (London: Harvill Press,
2001), ss. 47-61.

[

←41

]

Zob. Gwen Raverat, Period Piece, ss. 19-21.

[

←42

]

To było jedno z ulubionych określeń Woolf dla wyrażenia oporności, uciążliwości i odzianej w tweedy
przewidywalności wiktoriańskiego patriarchalnego świata.

[

←43

]

„Jako dziewczynka byłam skłonna uważać, że starsi są dziwnie niewinni. Może rzeczywiście byli, chociaż mój
ojciec zdecydowanie nie był tak prosty, jak wtedy sądziłam. Pamiętam swoje silne zdumienie, kiedy podczas kolacji
Virginia Stephen rzuciła lekko dwuznaczny dowcip, a mój ojciec go zrozumiał! I odwrócił się, zaszokowany.
Niewątpliwie dlatego, że ten dowcip wyszedł z ust młodej kobiety” (Spalding, Gwen Raverat, s. 187).

background image

[

←44

]

W 1884 roku sir George Darwin ożenił się z Maud (1861-1947), córką Charlesa Du Puy z Filadelfii. Mieli
dwóch synów (Charlesa, ur. w 1887 i Williama, ur. w 1894) i dwie córki (Gwen, ur. w 1885, i Margaret, ur. w 1890).
Zob. Period Piece.

[

←45

]

Gwen Raverat (1885-1957), malarka, grafik i pisarka. Francis Spalding wspomina, że „Gwen ciągle czuła
zdenerwowanie, kiedy w styczniu 1907 roku zobaczyła przed sobą w operze w Londynie Virginię i Adriana i była
zdziwiona ich życzliwością, kiedy ją zauważyli i wdali się z nią w rozmowę” (Spalding, Gwen Raverat, s. 117)
Poślubiła Jacques’a Raverata w 1911 roku.

[

←46

]

W istocie, Gwen Raverat wkrótce poszła do Slade i już jesienią 1909 roku „malowała, jak również rysowała i
robiła drzeworyty... Zaczęła częściej widywać Stephenów, przychodziła na kolacje do Virginii i Adriana na Fitzroy
Square i brała udział w spotkaniach Klubu Piątkowego, który Vanessa zapoczątkowała dwa lata wcześniej”
(Spalding, Gwen Raverat, s. 163).

[

←47

]

Wyszła za mąż za Geoffreya Keynesa (1887-1982), chirurga i badacza twórczości Blake’a, który w 1913 roku
miał uratować życie Woolf po tym, jak zażyła proszki nasenne.

[

←48

]

James Strachey (1887-1967) studiował wówczas w Trinity College, Cambridge. Był młodszym bratem Lyttona
Stracheya. James i jego żona Alix, którą poślubił w 1920 roku, zdobyli rozgłos jako pierwsi tłumacze prac Freuda na
angielski i sami zostali psychoanalitykami. Żeby odnaleźć coś z atmosfery, jaką znała Woolf, zob. Keith Hale, red.,
Friends and Apostles: The Correspondence of Rupert Brooke and James Strachey, 1905-1914 (New Haven
and London: Yale University Press, 1998), ss. 49-90.

[

←49

]

Ten fragment, od słów „Jego pokoje”, do „uczciwie być niczym” Woolf zacytowała w „Dawnym Bloomsbury”,
odczycie dla Klubu Wspomnień albo pod koniec 1921 roku albo na początku 1922. Powiedziała wtedy, że cytuje z
„dziennika, który prowadziłam z przerwami przez miesiąc czy dwa w roku 1909... opisuję podwieczorek w pokojach
Jamesa Stracheya w Cambridge”. W „Dawnym Bloomsbury” Woolf pisze pierwsze zdanie w czasie teraźniejszym i
zamienia „przyćmione” na „dyskretne”, jak również wprowadza szereg innych drobnych zmian w tekście. Zob.
Virginia Woolf, „Chwile istnienia”, Warszawa, Twój Styl, 2005, przekład Maja Lavergne, ss. 124-125.

[

←50

]

Matematyk H.T.J. Norton (1886-1937).

[

←51

]

Woolf znała poetę Ruperta Brooke’a (1887-1915) „przelotnie jako dziecko” (Lee, s. 292), a latem 1911 roku
miała się z nim raz kąpać nago w świetle księżyca w Grantchester (Lee, s. 295). W 1909 roku James Strachey był
„beznadziejnie zakochany” w Brooke’u (Lee, s. 293).

[

←52

]

Tego zdania nie ma w „Dawnym Bloomsbury”.

background image

[

←53

]

Ich adresem był Windmill Hill 5, Hampstead.

[

←54

]

Emphie (Euphemia) Case.

[

←55

]

Janet Case (1862-1937) miała wówczas czterdzieści siedem lat, była o dwadzieścia lat starsza od Woolf. Po raz
pierwszy uczyła Woolf greki w latach 1902-1903.

[

←56

]

Margaret Llewelyn-Davies była sekretarzem generalnym Spółdzielczej Gildii Kobiet (Women’s Co-operative
Guild) od 1889 do 1922 roku.

[

←57

]

Wszystkie trzy kobiety były studentkami w Girton College, Cambridge.

[

←58

]

W istocie żadna z tych trzech kobiet nie miała dzieci.

[

←59

]

„Wiosną 1907 roku [lady Ottoline Morrell (1873-1938)] zaczęła zapraszać na swoje sławne «czwartki». Kilku
bliskich przyjaciół zapraszano na kolację; dalszych znajomych proszono żeby przyszli później i ubrali się tak
nieformalnie, jak mają ochotę. Obserwując pisarzy, malarzy i muzyków tłoczących się w salonie, planując, kto się
najbardziej przyda każdemu z nich, Ottoline czuła, że wreszcie zaczęła odkrywać własne powołanie. Mogła
uwydatnić życie ludzi, których podziwiała”. Miranda Seymour, Ottoline Morrell: Life on the Grand Scale (London:
Hodder and Stoughton, 1992), s. 75. „Raz na tydzień – Mary Agnes Hamilton wspominała w 1944 roku okres tuż po
roku 1909 – lady Ottoline Morrell przyjmowała w domu i na Bedford Square [44], w wielkim podwójnym pokoju na
pierwszym piętrze, ze wspaniałym ogniem na kominkach, z rozkosznie miękkimi krzesłami, interesującymi
nowoczesnymi obrazami na ścianach i mnóstwem cudownych kwiatów ułożonych z pełną miłości zmyślnością,
zbierali się tam buntownicy na kawę, papierosy i rozmowę”. Remembering My Good Friends (London: Jonathan
Cape, 1944), s. 74.

[

←60

]

Woolf czerpie z tego ustępu od „Lady Ottoline... to wielka dama” do końca szkicu w „Dawnym Bloomsbury’
(„Chwile istnienia”, ss. 135-136), ale to pierwotna, pełna wersja jest bardziej kąśliwa.

[

←61

]

Zob. list Woolf do Madge Vaughan z maja 1909 roku: „Właśnie poznaliśmy cudowną Lady Ottoline Morrell,
która ma głowę Meduzy; ale jest bardzo prosta i niewinna pomimo to, i darzy czcią sztukę”, Letters, s. 395. Zob.
także Lee, s. 276, odnośnie do fałszywości Woolf wobec lady Ottoline.

[

←62

]

Loebowie mieszkali w Londynie, przy Lancaster Gate 4.

background image

[

←63

]

Możliwe, że Woolf towarzyszył brat, Adrian Stephen, i ich wspólny przyjaciel Saxon Sydney-Turner.

[

←64

]

Miriam Jane Timothy (1879-1950) była harfistką o bardzo znaczącej pozycji. W wieku czternastu lat wstąpiła do
Royal College of Music i została, poza wszystkim innym, jedyną kobietą w prywatnej orkiestrze królowej Wiktorii,
dokąd ją powołano w styczniu 1900 roku; a kiedy w 1901 roku stała się prywatną orkiestrą króla Edwarda VII, w
1910 zaś Jerzego nadal w niej grała. Hans Richter zwierzał się w liście pisanym do Percy’ego Pitta z Niemiec 13
stycznia 1914 roku: „Często widzę samego siebie z moją angielską orkiestrą [London Symphony Orchestra]...
Zawsze obecna i piękna panna Timothy, równie doskonała w grze na harfie i na lutni...”. Christopher Fifield, True
Artist and True Friend. A Biography of Hans Richter (Oksford, Clarendon Press, 1993), s. 446; zob. także s.449.
Według jej uczennicy, Marie Goossens, „Miriam Timothy była sławna jako harfistka i piękna kobieta”. Marie
Goossens, Life on a Harp String (London, Thome, 1987), s. 32. Timothy uczyła w RCM od 1910 do 1919 roku.

[

←65

]

Jej mąż umarł w połowie lat 90. dziewiętnastego wieku, kiedy jej syn Sydney był w ostatniej klasie w Harrow.

[

←66

]

Sydney J. Loeb (1877-1964) był maklerem giełdowym i namiętnym wielbicielem Wagnera.

[

←67

]

Wielebny Herbert Oakes Fearnley-Whittingstall urodził się 15 marca 1859 roku, a umarł 4 listopada 1949.
Kształcił się w Eton i New College w Oksfordzie. W 1891 roku poślubił Alice Wethered (1866-1945). Fearnley-
Whittingstall był rektorem Chalfont St Giles w hrabstwie Buckingham od 1902 roku.

[

←68

]

Woolf używa tego słowa w jego znaczeniu teologicznym: „Opieranie etyki na formie prawa moralnego bez
względu na intencję ani konsekwencje” (Oksfordzki słownik języka angielskiego).

[

←69

]

W sprawozdaniu „Times” z 4 listopada 1909 roku (s. 3), są wymienione jako „Panna Greenwood, siostra
Yendell i panna Gallwey”.

[

←70

]

Adwokat pani Whittingstall.

[

←71

]

To musi być błąd Woolf; w 1909 roku byli małżeństwem od 18 lat.

[

←72

]

Po lunchu ojciec zabrał mnie do domu Carlyle’a w Chelsea – Szliśmy pieszo – Obeszliśmy dom z inteligentną
starą kobietą, która znała ojca i wiedziała o nim wszystko – Widzieliśmy salon i jadalnię i dźwiękoszczelny pokój C, z
podwójnymi ścianami – Jego biurko i pióra, i skrawki rękopisów – Portrety ich obojga wszędzie” („A Passionate
Apprentice”, s. 24).

background image

[

←73

]

Wiemy o tym z księgi gości domu Carlyle’a. Hester Ritchie, wówczas dwudziestoletnia, była córką ciotki Woolf,
Anny Isabelli Ritchie, née Thackeray. Woolf odwiedziła ten dom co najmniej po raz czwarty 16 marca 1931 roku,
kiedy przygotowywała esej „Great Men’s House”, „Good Housekeeping”, 21, nr 1 (marzec 1932), ss. 10-11; 102-
103. Przedruk w: Virginia Woolf, „The London Scene”(London: The Hogarth Press, 1982), ss. 23-9.

[

←74

]

Holroyd, „Lytton Strachey”, s. 202.

[

←75

]

Bell, s. 196.

[

←76

]

Andrew McNeillie, red. „The Essays of Virginia Woolf” (London: Hogarth Press, 1986), i, ss. 5-9. Cytat ze str.
5. Dalej cytowane jako „Essays”. Zob. także na ss. 54-58 esej Woolf oparty na „The Letters and Memorials of Jane
Welsh Carlyle” (2 sierpnia 1905).

[

←77

]

Lee, s. 94.

[

←78

]

„Essays”, i, s. 361.

[

←79

]

Książka Protokołów CHPFC znajduje się w domu Carlyle’a.

[

←80

]

„Szkic z przeszłości” w: „Chwile istnienia” (Warszawa, Twój Styl, 2005), przekład Maja Lavergne, s. 219.

[

←81

]

Lee, s. 260.

[

←82

]

„Essays”, i, s. 258.

[

←83

]

„Letters”, i, s. 328.

[

←84

]

Informacje o Amber Reeves zawdzięczam Ruth Fry, „Maud and Amber: A New Zealand Mother and Daughter
and the Women’s Cause 1865 to 1981” (Christchurch, New Zealand, Canterbury University Press, 1992).
Odniesienia do stron są zawarte w tekście.

background image

[

←85

]

G.P. Wells, red., „H.G. Wells in Love: Postscript to an Experiment in Autobiography” (London: Faber and
Faber, 1984), s. 73. Opis związku z Reeves, zob. ss. 73-86.

[

←86

]

Paul Delany, „The Neo-pagans: Rupert Brooke and the Ordeal of Love” (New York: The Free Press, 1987),.
ss. 35-36.

[

←87

]

Cyt. Ruth Fry, „Maud and Amber”, s. 51.

[

←88

]

Cyt. Frederic Spotts, „Letters of Leonard Woolf” (London: Weidenfeld and Nicolson, 1989), s. 149.

[

←89

]

„Chwile istnienia”, ss. 125-127.

[

←90

]

„A Passionate Apprentice”, ss. 182-184.

[

←91

]

Anne Olivier Bell, red. „The Diary of Virginia Woolf (Volume v:1936-1941)” (London: The Hogarth Press,
1984), s. 103.

[

←92

]

Co-operative Working Women, „Life As We Have Known It”, Margaret Llewelyn Davies, red. (London:
Hogarth Press, 1931), s. xxxix. W ciągu trzydziestu dwóch lat pełnienia urzędu Margaret Llewelyn Davies ani razu
nie wzięła pensji.

[

←93

]

„Letters”, i, s. 381.

[

←94

]

Lee, s. 275.

[

←95

]

Lee, s. 277. Saxon Sydney-Turner (1800-1962) był w Cambridge razem z Thobym, Lyttonem Stracheyem i
Clive’em Bellem.

[

←96

]

„Chwile istnienia”, s. 136.

[

←97

]

background image

Bell, ss. 198-199.

[

←98

]

Lee, ss. 239-240. Zob. także „Essays”, i, ss. 269-272, 288-293.

[

←99

]

Cyt. u Bella, s. 198.

[

←100

]

Lee, s. 241.

[

←101

]

Zob. „A Passionate Apprentice”, ss. 224, 259, 261.

[

←102

]

„Letters”, i, s. 398. W przypisie Nigel Nicolson i Joanne Trautmann błędnie identyfikują „pana Loeba” jako
„Jamesa Loeba (1867-1933), amerykańskiego bankiera, który założył Institute of Musical Art w Nowym Jorku i
Loeb Classical Library”.

[

←103

]

W rozmowie z Christopherem Fifieldem.

[

←104

]

Fifield, „True Artist and True Friend”, s. 439.

[

←105

]

Kevin Allen, „August Jaeger: Portrait of Nimrod: A Life in Letters and Other Writings” (Aldershot: Ashgate,
2000), s. 178.

[

←106

]

Allen, „August Jaeger”, ss. 178-179. Allen przytacza bardzo wiele listów od Jaegera do Loeba, jak również
przykłady „troskliwej dobroci” Loeba (s. 267) wobec Jaegera w ostatnich miesiącach jego życia. Zob. szczególnie
rozdział 14, ‘1909: „I can no more...”. Szczególnie ss. 264-270. Jaeger umarł na gruźlicę 18 maja 1909 roku.

[

←107

]

Anne Olivier Bell, red. „The Diary of Virginia Woolf (Volume iii: 1925-1930)” (London: The Hogarth Press,
1980), s. 26. Jedno ze zdjęć, które zrobił Loeb, zamieszcza Spott w swoich „Letters of Leonard Woolf”.

[

←108

]

Lee, ss. 119 i 84.

[

←109

]

Lee, s. 293.

background image

[

←110

]

Lee, s. 313.

[

←111

]

Lee, s. 315.

[

←112

]

David Bradshaw, „Hyams Place: «The Years», the Jews and the British Union of Fascists”, w: Maroula
Joannou, red., „Women Writers of the 1930s: Gender, Politics and History” (Edinbourgh: Edinbourgh University
Press, 1999), ss. 179-191.

[

←113

]

Mój opis sprawy opiera się na sprawozdaniach z „Timesa” i na prywatnych papierach rodzinnych.

[

←114

]

„Probate, Divorce and Admiralty Division. Before Mr Justice Bargrave Deane. Fearnley-Whittingstall v.
Fearnley-Whittingstall. Wife’s Plea for Judicial Separation”. „The Times” (27 października 1909), s. 3.

[

←115

]

„The Times” (28 października 1909), ss. 3-4.

[

←116

]

„The Times” (29 października 1909), s. 3.

[

←117

]

Robert Fearnley-Whittingstall w rozmowie z Davidem Bradshawem, 3 lutego 2003.

[

←118

]

„Essays”, i, s. 257.

background image

Spis treści

Wstęp
Wprowadzenie
Nota na temat tekstu
Dom Carlyle’a
Panna Reeves
Cambridge
Hampstead
Nowoczesny salon
Żydzi
Sądy rozwodowe
Komentarz

DOM CARLYLE’A
PANNA REEVES
CAMBRIDGE
HAMPSTEAD
NOWOCZESNY SALON
ŻYDZI
SĄDY ROZWODOWE

Nota biograficzna
Przypisy


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Virginia Woolf Woolf Virginia
Parsons Theorists of the Modernist Novel James Joyce, Dorothy Richardson, Virginia Woolf
virginia woolf
Virginia Woolf Selected Short Stories
Virginia Woolf
Virginia Woolf Short Stories
Woolf Virginia Monday or Tuesday
Woolf Virginia Do latarni morskiej
Woolf Virginia Pani Dalloway
Woolf Virginia Pani Dalloway
Woolf Virginia Do latarni morskiej
Woolf Virginia The Years
SIEDEM CUDÓW SWIATA STAROŻYTNEGO ppt
Virgin Szansa
Cwiczenia w szkicowaniu czesc4 Nieznany
59 MT 03 Optyczny szkicownik

więcej podobnych podstron