Proces Kastnera: sprawa węgierskiego Żyda, która
wstrząsnęła Izraelem
magyazyn.pl/proces-kastnera-sprawa-wegierskiego-zyda-ktora-wstrzasnela-izraelem/
Do historii Izraela wszedł jako oskarżony w wielkim procesie dotyczącym Zagłady,
chociaż formalnie był oskarżycielem posiłkowym, a sam proces nie dotyczył
Holocaustu. W ostatecznym rozrachunku odegrał jedynie drugoplanową rolę w
politycznych i ideologicznych przepychankach na sali sądowej. Rudolf Kastner,
węgierski Żyd wchodzący w skład rządu, chcąc zadośćuczynienia za pomówienia,
rozpoczął wieloletni proces, który wstrząsnął opinią publiczną i do dziś budzi emocje
w Izraelu.
Na początku istnienia Państwa Izrael nikt nie przejmował się i nie podejmował publicznie
tematu Holocaustu. Młody naród, który dopiero co proklamował niepodległość i musiał
walczyć w kolejnych wojnach ze swoimi arabskimi sąsiadami, potrzebował mitu silnego
obywatela, nie tragedii współbraci. W przestrzeni publicznej promowany był obraz Sabry,
młodego Żyda urodzonego już w Izraelu z rodziców kibucników, pionierów, którzy oswajali –
wedle promowanej wizji – niedostępną i trudną palestyńską ziemię. Był niereligijny, chociaż
szanował tradycję, mówił płynnie po hebrajsku, był pionierem, służył w armii, a wcześniej w
organizacjach młodzieżowych i paramilitarnych. Ideał młodego Żyda. Obok niego, gdzieś w
ciasnych uliczkach Jerozolimy mieszkali ci, którzy przybyli do Izraela po Zagładzie. Amos
Oz opisywał ich jako smutnych i wycofanych. Pojedyncze osoby, z całych rodzin, które
zginęły w Europie. Często religijni, podtrzymujący tradycję, biedni, niemówiący po
hebrajsku, za to znający niemiecki, rosyjski, polski, jidysz. Niesłużący w armii i
niepodchodzący entuzjastycznie do walki o kraj. Nieasymilujący się i niezrozumiani przez
społeczeństwo. Ich tragedia nie była potrzebna. Niezwykle istotnym jest pokazanie tej
dychotomii w społeczeństwie izraelskim na początku jego istnienia, by zrozumieć, jak
zawiłą sprawą był proces Kastnera, przez który przewinął się nie tylko element Zagłady, ale
także społeczny, polityczny i ideologiczny.
Biuletyn nr 51: „Dr Rudolf Kastner musi zostać zlikwidowany!”
W latach 50. mieszkał w Jerozolimie siedemdziesięcioletni Żyd, o którym prawdopodobnie
nikt nie usłyszałby, gdyby nie gazetki pisane przez niego i rozsyłane do dziennikarzy.
Malkiel Grunwald, podobnie jak Kastner, był pochodzenia węgierskiego. Prowadził w
Jerozolimie dziesięciopokojowy hotel, który po wojnie o niepodległość zmienił nazwę z
„Austria” na „Syjon”. Jego syn walczył w Ecelu i poległ na górze Syjon w czasie I wojny
izraelsko-arabskiej. Przed II wojną światową Grunwald zajmował się dziennikarstwem w
Wiedniu, a jeszcze wcześniej był dyplomatą niższego szczebla w imperium austro-
węgierskim. Utrzymywał się z różnych zajęć, czasami szemranych i niejasnych. W sprawie
Kastnera był oficjalnie jedynym oskarżonym, ale jego nazwisko niemal zniknęło z tej
historii. Kiedy pewnego dnia spóźniał się na swój proces, sędzia kazał woźnemu wyjść na
korytarz i go zawołać. „Przepraszam, Wysoki Sądzie – powiedział woźny – jak on się
nazywa?”. Sędzia wiercił się, aż w końcu spojrzał na obrońcę. „Grunwald, Wysoki Sądzie –
przypomniał prawnik – Malkiel Grunwald”.
1/8
Grunwald wydawał biuletyn „Listy do moich przyjaciół w Mizrachi”, gniewną mieszankę
politycznych komentarzy rozgrzebującą zapomniane spory, dawne pretensje i skandale z
żydowskiego świata Wiednia i Budapesztu sprzed wojny. Przede wszystkim jednak
nienawidził rządzącej partii Mapai. Swoje teksty pisał po niemiecku i zlecał przetłumaczenie
ich na hebrajski, składał je, wkładał do kopert, adresował i za swoje pieniądze wysyłał do
adresatów. Nie chciał od nich nic poza tym, żeby czytali to, co napisał. Od czasu do czasu
ktoś groził, że poda go do sądu za oszczerstwa, wtedy Grunwald przepraszał publicznie i
sprawa cichła. Podobny los mógł spotkać biuletyn numer 51, jednak on zaprowadził
bohatera i autora broszurki na salę sądową.
Biuletyn numer 51 Grunwald rozesłał w sierpniu 1952 roku. Kontynuował w nim temat z
poprzedniego biuletynu, atakując jednego z przywódców społeczności węgierskich Żydów
w Izraelu, Israela Rudolfa Kastnera (Rezső Kasztnera). Pisał: „Czuję w nozdrzach trupi
zapach! To będzie pogrzeb prima sort! Dr Rudolf Kastner musi zostać zlikwidowany!”.
Sam Kastner, wykształcony jako prawnik, ale pracujący jako dziennikarz w Budapeszcie, w
Izraelu był działaczem syjonistycznym związanym z Mapai. Podczas wojny, jako młody,
czterdziestoletni działacz, stanął na czele Komitetu Ratunkowego na Węgrzech. Z Adolfem
Eichmannem i oficerem SS Kurtem Becherem wynegocjował układ, zgodnie z którym mieli
oni uwolnić milion Żydów z 10 tysięcy ciężarówek. Ten konkretnie układ nie doszedł do
skutku, ale Kastner prowadził inne operacje ratunkowe. Wiele osób dzięki niemu przeżyło
Zagładę. Po wojnie pracował jako rzecznik prasowy Ministerstwa Handlu i Przemysłu, a
Partia Mapai umieściła go na listach kandydatów do Knesetu w pierwszych i drugich
wyborach. Miał nadzieję, że zostanie deputowanym. Był świadomy wysnuwanych
przeciwko niemu oskarżeń.
Pasażerowie pociągu Kastnera w drodze do Szwajcarii (fot. Wikipedia)
2/8
A oskarżenia były niejasne i aby w ogóle dojść do jakiegokolwiek wniosku, należało
podzielić je na cztery kategorie: 1. Oskarżenie o kolaborację z hitlerowcami; 2. „Pośrednie
morderstwo” lub „otwarcie drogi do wymordowania” węgierskich Żydów; 3. Spółka z
hitlerowskim zbrodniarzem wojennym w kradzieży; 4. Uratowanie tego zbrodniarza od kary
po wojnie.
Proces Grunwalda – prolog sprawy Kastnera
Po wojnie w Izraelu zdarzało się, że osoby ocalone z Zagłady – jadąc autobusem, czy idąc
ulicą, leżąc na plaży – stawały twarzą w twarz z osobami, które ich zadenuncjowały, które
były kapo w obozach czy gettach. Po powstaniu Izraela kolaborantów zgłaszano na policję,
jednak ta była bezradna – nie istniało prawo, które dotyczyłoby takiej sytuacji, czy
pozwalało zatrzymać oskarżonych. W 1949 wprowadzono projekt ustawy o żydowskich
zbrodniarzach wojennych, ale nie naciskano na wprowadzenie jej w życie. Do połowy lat
50. w Izraelu odbyło się trzydzieści takich spraw. Procesy te były brudne, kłopotliwe i
niejasne – prasa nie chciała o nich pisać. O oskarżeniach Grunwalda napisała jedna
gazeta, „Cherut”. Drobna notatka nie wzbudziłaby zainteresowania, gdyby Kastner nie
chciał postawić Grunwalda przed sądem.
Żona Kastnera wspominała, że jej mąż nie chciał mieszać się w proces: „Powiedziano mu,
że musi się zgodzić na to, by rząd wystąpił na jego rzecz z oskarżeniem o oszczerstwo
albo zrezygnować ze stanowiska w ministerstwie”. Proces odradzali Kastnerowi także
koledzy z ministerstw. Ale sprawa nie budziła podejrzenia tylko u znajomych Kastnera.
Współpracownicy sędziego, Chaima Kohena, ostrzegali go, by nie pozywał Grunwalda do
sądu. Jednak Kohen, formalista, nalegał. „Nikomu nie wolno bezkarnie mówić, że wysoki
rangą urzędnik rządowy kolaborował z hitlerowcami” – twierdził, dodając, że nie spodziewał
się, że proces człowieka stanie się procesem całego rządu. „Przy całej bystrości umysłu nie
miał wyczucia opinii publicznej” – napisał w dziennikach o Kohenie Mosze Szaret, izraelski
polityk i drugi premier Izraela.
Proces Malkiela Grunwalda rozpoczął się 1 stycznia 1954 roku. Pierwszym świadkiem
oskarżenia był Rudolf Kastner. Przedstawił w zeznaniach tło eksterminacji węgierskich
Żydów, społeczności liczącej 800 tysięcy osób. Niemal pół miliona spośród nich hitlerowcy
wymordowali w ciągu dziesięciu miesięcy od zajęcia Węgier do wejścia armii radzieckiej.
Ponad rok przed inwazją niemiecką kilku działaczy partii syjonistycznych w Budapeszcie
spotkało się i założyło Komitet Ratunkowy z Kastnerem jako dyrektorem wykonawczym.
Pieniądze przeszmuglowane dla Komitetu Ratunkowego przez Agencję Żydowską i inne
organizacje żydowskie pomagały w sprowadzeniu do Budapesztu Żydów z Polski i
Słowacji, a na miejscu zapewniano im opiekę i środki na przeżycie. Niemcy po wkroczeniu
na Węgry zapewniali przedstawicieli społeczności żydowskiej, że nie zamierzają ich
krzywdzić i apelowali o zapobieganie panice. Chociaż wywózki zaczęły się niemal
natychmiast, to Kastner dalej utrzymywał kontakt z hitlerowcami, starając się – jak
podkreślał w swoich zeznaniach – uchronić żydowską społeczność przed pewną
eksterminacją. Opowiedział, jak udało mi się wynegocjować porozumienie z Eichmannem:
w specjalnym pociągu do Szwajcarii pozwolono Kastnerowi umieścić 1685 Żydów; wszyscy
jadący tym pociągiem zostali uratowani. Wśród ocalonych znalazło się kilkaset osób z jego
rodzinnego miasta i kilkadziesiąt osób z jego rodziny, w tym matka, żona i rodzeństwo.
Człowiekiem, który inkasował pieniądze za pociąg, był oficer SS Kurt Becher. Gdy rodzina
3/8
Kastnera znalazła się bezpiecznie w Szwajcarii, Kastner wrócił na Węgry i do Rzeszy, by
kontynuować działania ratunkowe, współpracując dalej z Becherem. Po wojnie zeznawał w
jego obronie. Gazety zaczęły interesować się procesem.
Kastner jako świadek oskarżenia zeznawał w jerozolimskim sądzie pewnie, spokojnie i
wiarygodnie. Był przekonany, że postąpił słusznie, sprawiał wrażenie odważnego
człowieka, który uratował setki, a nawet tysiące współbraci. Wobec całej sprawy
oskarżenia w biuletynie wydawał się bardziej bohaterem tragicznym niż obłudnym
szubrawcem. Po jego zeznaniach sędzia Halewi zaproponował Grunwaldowi, by cofnął
oskarżenia z biuletynu. Grunwald odmówił, a jego obrońca, Szmuel M. Tamir, rozpoczął
przesłuchanie.
Rudolf Kastner ze swoją córką (fot. killingkasztner.com)
Obrońca Szmuel M. Tamir – rządź i dziel na sali sądowej
W czasie procesu Tamir nie zamierzał zaprzeczać, że Grunwald jest autorem biuletynu. Co
więcej, zamierzał udowodnić, że wszystko co Grunwald napisał, jest prawdą! Pierwsze
skrzypce grała chęć nie oczyszczenia oskarżonego Grunwalda z zarzutów, a udowodnienie
4/8
przed sądem i opinią publiczną, że to Kastner jest winny, a wraz z nim cały rząd partii
Mapai. Kwestia Grunwalda interesowała go w najmniejszym stopniu, wyczuł natomiast
potencjał i wagę tej sprawy. Wiedział, że odpowiednio prowadząc proces, będzie mógł
obalić rząd, który tak nienawidził.
Tamir jako jedyny w całym procesie dorastał w Izraelu, a hebrajski był jego pierwszym
językiem. Miał poglądy rewizjonistyczne i był zaciekłym opozycjonistą względem Mapai. Ale
poza poglądami Tamir miał także ambicje – był zręcznym politykiem, przenikliwym
prawnikiem z ciętym językiem, który pragnął dramatycznych intryg i uwagi mediów.
Zanim Tamir wezwał świadka obrony, złapał Kastnera, wydawałoby się, na kłamstwie, co w
rzeczywistości było próbą rozmycia prawdy. Kastner zaprzeczał jakoby to, co napisał
Grunwald w biuletynie, było prawdą. Stwierdził, że oskarżenia, że pojechał do Norymbergii,
by złożyć zeznania i uratować Bechera, to kłamstwo, że nieprawdą jest, że pomógł mu
uniknąć kary. Technicznie rzecz biorąc, Kastner miał rację: nie składał zeznań przed
międzynarodowym trybunałem, ale przed lokalnym sądem denazyfikacyjnym, jego
zeznania nie były ani przychylne, ani wrogie. Jednak następnego dnia Tamir pokazał
Kastnerowi list, w którym ten napisał do ministra finansów, że Bechera uwolniono dzięki
jego „osobistemu wstawiennictwu”. Kastner zaprzeczył i wytłumaczył, że użył błędnego
sformułowania w liście. Tamirowi udało się wykazać, ze Kastner działa jak osoba, która ma
coś do ukrycia.
Kilka miesięcy później Tamirowi udało się uzyskać dostęp do kopii oświadczenia, w którym
Kastner pisze, że „nie ma wątpliwości, że Becher był jednym z nielicznych dowódców SS,
którzy mieli odwagę wystąpić przeciwko programowi eksterminacji i próbować ratować
ludziom życie”. Dodał także, że dzięki interwencji Bechera udało się uratować 85 tysięcy
Żydów z getta w Budapeszcie. Bechera uwolniono chociaż brał udział w zamordowaniu pół
miliona węgierskich Żydów; działał na rzecz spowolnienia deportacji, by stworzyć sobie
alibi. Nie wiadomo dlaczego Kastner zeznawał na jego korzyść.
Tak czy siak Tamir dopiął swego, przedstawił zeznania na korzyść Bechera jako „zbrodnię
narodową”, a Kastner wpadł w jego pułapkę. Zaczął plątać się w wyjaśnieniach,
sprzecznościach i drobnych kłamstewkach, a co gorsza powołał się na autorytet Agencji
Żydowskiej. Tamir był dość zręcznym prawnikiem, by stworzyć wizję, że obie strony kłamią
– Kastner współpracował z hitlerowcami, a także Agencja Żydowska, a może nawet
Państwo Izrael, uczestniczyły w ciemnych interesach z oficerem SS. Szczególnie że
Agencja Żydowska zaprzeczyła, by pozwoliła Kastnerowi podpisać oświadczenie w ich
imieniu. Ktoś kłamał w tej sprawie.
W to wszystko Tamir wplątał kolejną tajemnicę: co stało się z rzekomym „skarbem”?
Pieniędzmi, które Becher odebrał Żydom? Po wojnie Becher zwrócił część pieniędzy, ale
co z resztą? Gdyby podzielił się dobrami z Kastnerem, ten nie umarłby jako biedny
człowiek. Tamir wolał insynuować, że pieniądze Bechera za uratowanych Żydów trafiły do
skarbca Mapai, dlatego Kastner tak kręcił, zamiast powiedzieć, że bronił SS-mana, bo jego
ludzkim obowiązkiem było powiedzieć, że temu człowiekowi tysiące Żydów zawdzięczają
życie. Może Kastner myślał, że jego oświadczenia nie da się odnaleźć? Tamir jednak dopiął
5/8
swego – Kastner tracił panowanie nad sobą, krzyczał i denerwował się. Tamir zrobił z niego
oskarżonego w oczach opinii publicznej. Tak sprawa Grunwalda stała się procesem
Kastnera.
Plakat filmu dokumentalnego o życiu Kastnera
Oskarżony: Rudolf Kastner
Tamir szedł za ciosem i szybko przeszedł do głównego celu – udowodnienia kolaboracji z
hitlerowcami. Przedstawił sądowi taką wersję wydarzeń: Kastner doskonale wiedział o
hitlerowskim planie eksterminacji węgierskich Żydów, ale zataił to przed członkami
społeczności. Gdyby wiedzieli o Zagładzie na pewno uciekliby do Rumunii, ratując swoje
życie, albo stawiliby zbrojny opór. Tamir sprowadził świadków z rodzinnej miejscowości
Kastnera, którzy potwierdzili, że Kastner nie powiedział im prawdy, w przeciwnym razie
stawiliby opór albo uciekli. Kastner próbował tłumaczyć, że sam nie wiedział z całą
pewnością, jakie są plany Niemców, a nawet gdyby ostrzegł społeczność żydowską,
wywołałoby to panikę i uniemożliwiłoby uratowanie tak dużej liczby osób. Takie
oświadczenie było pierwszym błędem, który popełnił w swojej obronie. Tamir tylko na to
czekał, zaczął snuć domysły, że w zamian za milczenie otrzymał pociąg, którym mógł
wywieźć rodzinę i współpracowników. Teraz zaczął nękać nowego oskarżonego, jakie było
kryterium doboru pasażerów.
Tamir przedstawił Kastnera jako „lekarza”, który stał na peronie w obozach śmierci i
dokonywał selekcji – kogo wysłać do pracy, a kogo do komory gazowej. Wezwana na
świadka matka Chany Szenes, węgierskiej spadochroniarki i bohaterki w Izraelu, która
opowiedziała, że gdy jej córkę schwytano, torturowano i rozstrzelano, Kastner ją
zignorował. Jej słowa miały być dowodem, że wolał być posłuszny hitlerowcom, niż
pomagać żydowskiej agentce z Palestyny, chociaż była jego rodaczką.
Sędzia Halewi pozwalał Tamirowi na wszystkie chwyty, jak gdyby nie było żadnych zasad
postępowania procesowego. Tamir przywoływał nieistotne zeznania na temat spraw, z
którymi Kastner nie miał nic wspólnego. Powoływał się na słowa osób trzecich – w tym
także człowieka, który w chwili procesu już nie żył! – i nie przerywał ognia pytań o nieistotne
6/8
i błahe szczegóły. Przewodniczący Sądu Najwyższego zauważył później, że Kastnera
(będącego formalnie w dalszym ciągu oskarżycielem, a nie oskarżonym!) wzywano do
składania zeznań aż jedenaście razy. O oskarżonym w tym procesie, Malkielu
Grunwaldzie, w całej sprawie niemal zapomniano.
Relacje prasowe z rozprawy wyglądały jak pozbawione hamulców podburzenia opinii
publicznej przeciwko Kastnerowi i Mapai. Gazeta „Ha-Olam ha-Ze” przedstawiała starcie
Tamira z Kastnerem, jako starcie „Izraelczyka” i „wygnańca”. Na łamach gazety ukazywały
się artykuły utożsamiające hebrajską izraelskość z młodością, zdecydowaniem i buntem;
Żyd „wygnaniec” był stary, ciemiężony i narzekał. Posuwano się nawet do porównań
biblijnych: Kastner był Mordechajem z Księgi Estery, pokornie godzącym się na
przygotowaną zagładę; Tamir miał być Judą Machabeuszem – buntownikiem, który stawia
opór wrogom ojczyzny i narodu. Nikt nie próbował zrozumieć tego, co działo się w czasie
wojny w Europie. Nikt nie próbował zrozumieć ograniczeń, jakie były nałożone na Kastnera
na Węgrzech.
Od sprawy Kastnera do sądzenia rządu i Żydów ocalonych z Zagłady
Celem Tamira nie był jednak sam Kastner, ale cały rząd Mapai. Na Węgrzech Kastner
działał w partii Ichud, która utożsamiana była z Mapai w Izraelu. Kastner kolaborował z
hitlerowcami na Węgrzech, a po wojnie rząd negocjuje z Niemcami Zachodnimi w sprawie
reparacji. Tamir w walce z rządem przedstawił całe roczniki „Dawaru”, by udowodnić, że
gazeta reprezentująca poglądy Mapai większą uwagę poświęcała wojnie z paramilitarnymi
organizacjami w Palestynie niż Hitlerowi.
Jednocześnie Tamir powracał do wątku, który szczególnie sobie upodobał – różnicowania
między niedolą Żydów na wygnaniu, a Izraelczykiem pełnym dumy i honoru. „Proszę mi
wybaczyć to pytanie – powiedział do składającego zeznania działacza społeczności
węgierskich Żydów – chciałbym jednak pana spytać, czy miałbym rację, mówiąc, że
mentalność pana i mentalność pańskiej grupy to mentalność Żydów na wygnaniu?”. Po
czym doprecyzował: „Chciałem powiedzieć, że mentalność, ta forma życia, akceptowała
rzeczywistość wygnania, a w wypadku kłopotów – potrzebę uciekania się do przekupstwa i
szczególnego błagania”. Po czym płynnie przechodził do pytania, czy Kastner proponował
utworzenie żydowskiego podziemia. Odpowiedź była przecząca.
Sam sędzia od czasu do czasu zadawał świadkom pytania dotyczące dylematów
moralnych i etycznych, których nie rozumiał nikt na sali. Sędzia pytał na przykład świadka,
czy gdyby wiedział, że pociąg, do którego wsiada, zmierza do Auschwitz i gdyby wiedział,
czym było Auschwitz, to czy dobrowolnie wsiadłby do tego pociągu? Jak postąpiłby, gdyby
chodziło o jego rodzinę? Czy nie próbowałby uciec? Stawiać opór? Sprawa Grunwalda,
która stała się procesem Kastnera, przeszła z oskarżania rządu Mapai do oskarżania
ocalałych z Zagłady. Kastner stawał się drugoplanowym bohaterem własnej tragedii.
Epilog
Sędzia Halewi spędził dziesięć miesięcy na analizowaniu zeznań. Blisko 3000 stron
stenogramów, sześćdziesięciu świadków, zeznania w sześciu językach, trzysta
dokumentów przedstawionych jako dowody – memoranda, raporty, a nawet całe
publikacje. Do werdyktu dołączono opinię liczącą 274 strony. Wyrok ogłoszono 22 czerwca
7/8
1955 roku, a odczytanie go zajęło cały dzień. Halewi uznał, ze trzy z czterech zarzutów
Grunwalda, zamieszczonych w wydawanym przez niego biuletynie, były uzasadnione, a
więc nie stanowiły oszczerstwa. Były to kolaboracja Kastnera z hitlerowcami,
„przygotowanie drogi do wymordowania węgierskich Żydów” i uratowanie zbrodniarza
wojennego Bechera od kary po wojnie. W czwartym przypadku nałożył symboliczną karę w
wysokości jednej liry, jednocześnie nakazując państwu zwrócenie Grunwaldowi części jego
wydatków na prawnika, to jest 200 lir. Opinia ta w oczach badaczy uchodzi za jedną z
najbardziej bezdusznych w historii Izraela, a Sąd Najwyższy miał ją nazwać „zabójczą”.
Po ponad pół wieku patrzy się na osobę Kastnera jak na tych ludzi, którym w czasie
Zagłady przyszło wybierać między decyzjami złymi a jeszcze gorszymi. Jednak po
ogłoszeniu wyroku stał się w Izraelu wrogiem numer jeden. Sędzia określił jego negocjacje
z Eichmannem jako „zaprzedanie duszy diabłu”. Dla Kastnera był to szok, a jego córka była
opluwana na ulicy.
W 1958 r. Sąd Najwyższy w Izraelu oczyścił Kastnera z większości zarzutów. Jednak
Kastner tego wyroku już nie usłyszał. Rok wcześniej, 15 marca 1957 roku, został
zastrzelony pod swoim domem przez trzech mężczyzn związanych z prawicowym
ugrupowaniem Lechi, zbrojnej organizacji stosującej działania terrorystyczne.
Monika Tetela
zdjęcie główne: fot. Wikipedia
© Magyazyn
8/8