Erich von Däniken
Wspomnienia z przysz
ci
Nierozwi zane zagadki przesz
ci
umaczy : Roman Kazior
WYDAWNICTWO PROKOP
Tytu orygina u: Erinnenmgen an die Zukunft. Ungelöste Rätsel der Vergangenheit
Projekt ok adki: Studio Grafiki Komputerowej Wydawnictwa Prokop
Redakcja i redakcja techniczna: Krzysztof Pruski
ród a zdj : 1 - Constantin-Film: 5 - Willi Dünnenberger. Zürich; 6, 26, 27 - Rudolf Eckhardt, Berlin; 9,
10 - Thames and Hudson Ltd. Pozosta e zdj cia - archiwum autora
© 1968 by Econ Verlag GmbH, Dusseldorf und Wien
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Prokop, Warszawa 1994
ISBN 83-86096-06-3
Przedmowa do nowego wydania
Mniej wi cej 24 lata temu - pod koniec lutego I968r. - w wydawnictwie Econ Verlag w
Düsseldorfie ukaza a si moja „pierworodna" ksi ka Wspomnienia z przysz
ci. Napisa em ja dwa lata
wcze niej, ale na moim biurku regularnie l dowa y odmowne odpowiedzi z ró nych domów
wydawniczych: „Niestety nie mie ci si w naszym profilu wydawniczym...", „Bardzo nam przykro...", „Nie
chcemy wchodzi w te zagadnienia...", „Proponujemy Panu jakie wydawnictwo ezoteryczne..."
Pó niej cz sto pytano mnie, jak mo liwy by ten „cud", e tak kontrowersyjn pozycj wyda o jednak
renomowane wydawnictwo popularnonaukowe. Dzisiaj mog to ju powiedzie . Sta o si tak dzi ki
pomocy z zewn trz i ma emu przemilczeniu.
W lecie 1967 r. spotka em dra Thomasa von Randowa, ówczesnego redaktora dzia u naukowego w
tygodniku ,,Die Zeit", który przejrza mój czysty maszynopis, zwróci uwag na kilka udanych zdj i
powiedzia : — To nie jest dla nas. Z tego trzeba zrobi ksi
.
— Ale jak dosta si do wydawnictwa?
Doktor von Randow manipulowa przy swojej fajce, nast pnie spogl daj c mi prosto w oczy rzek : — Znam
jednego wydawc . Je liby pan chcia , mog do niego niezobowi zuj co zadzwoni .
Natychmiast chwyci za s uchawk telefonu i kaza si po czy z panem Erwinem Barth von
Wehrenalpem, ówczesnym szefem wydawnictwa Econ. Krew uderzy a mi do g owy, gdy wiedzia em
przecie to, czego nie móg wiedzie dr von Randow: Econ odrzuci ju mój maszynopis. Oczywiste jest, e
pami o rozmowie, której si wtedy przys uchiwa em, nigdy nie zniknie z moich szarych komórek:
— Siedzi przede mn m ody Szwajcar, który napisa ca kowicie zwariowan ksi
. Ale on sam nie jest
wariatem. Mo e powinien go pan wys ucha ?
Rozmówca po drugiej stronie drutu telefonicznego chcia wiedzie , czy nie móg bym wpa do jego biura
nast pnego dnia. Oczywi cie, e mog em! Pomy la em, e szef wielkiego wydawnictwa przypuszczalnie nie
ma poj cia, jak decyzje podj li ju dawno temu jego podw adni.
Po obiedzie z m odym lektorem wydawnictwa sprawa by a dopi ta na ostatni guzik. Maszynopis mia
zosta troch zmieniony i ukaza si na wiosn 1968 roku. Tylko w jednej sprawie dosz o do sporu:
„Wspomnienia z przysz
ci s nie do przyj cia, jako tytu ! Nie mo na przecie wspomina przysz
ci!"
Wykaza em jednak upór i odrzuci em wszystkie inne propozycje tytu ów...
O tym, jak wyobra am sobie wspominanie przysz
ci, napisa em w krótkiej przedmowie, która wchodzi
te w sk ad tego wydania. Ksi ka poci gn a za sob ca lawin . W dwa lata po pierwszym wydaniu na
rynku by ju trzydziesty nak ad i 600 tysi cy egzemplarzy. W 1969 r. nakr cono film pod tym samym
tytu em, który jesieni 1970 r. wy wietli a ameryka ska telewizja. Pojawi si tam nowy wirus nazwany za
tygodnikiem,,Time" • „danikenitis". Problem, czy nasi przodkowie do wiadczyli odwiedzin z Kosmosu, sta
si tematem rozmów jak wiat d ugi i szeroki. W trzy lata po pierwszym wydaniu ksi ka zosta a
przet umaczona na 28 j zyków i ukaza a si w 36 krajach. Dzisiaj, po prawie wier wieczu, wydawnictwo
Bertelsmanna ponownie wydaje ksi
w dawnej, nie zmienionej wersji.
Fali powodzenia towarzyszy a krytyka. Profesor Ernst von Khuon zebra rozprawy 17 uczonych w zbiorze
pt. Czy bogowie byli astronautami? (Waren die Götter Astronauten?). Cz
artyku ów zdecydowanie
odrzuca a moje tezy, inne by y przychylne. Od tego czasu dos ownie na wszystkich kontynentach wyros y z
ziemi — jak po ciep ym deszczu — „antydänikeny". S w ród nich liczne okazy b otne. Zarzucano mi
„plagiat" i „brak naukowo ci", „wrogo wobec religii" oraz „ignorancj udowodnionych naukowo faktów".
Co pozosta o z tego po 24 latach? Czy rzeczywi cie rozpowszechnia em tylko g upstwa?
Pisa em o mapach geograficznych tureckiego admira a Piri Reista, które jeszcze dzisiaj mo na podziwia w
pa acu Topkapi w Stambule: „Wybrze a Ameryki Pó nocnej i Po udniowej s precyzyjnie zaznaczone".
Zdanie to jest fa szywe. W rzeczywisto ci bowiem wybrze a obu Ameryk mo na rozpozna tylko w
przybli eniu. Poprawka ta niczego jednak nie ujmuje sensacyjno ci mapy Piri Reista, gdy zdecydowanie i
bardzo wyra nie ukazuje ona lini brzegow Antarktydy, która do dzisiaj le y pod wiecznym lodem.
Napisa em wówczas, e wyspa Elefantyna w Górnym Egipcie nazywa si tak dlatego, e z lotu ptaka jej
zarys przypomina s onia. Informacja ta by a ca kowicie b dna. Spekulowa em te , e wspomniana w eposie
o Gilgameszu „Brama S
ca" jest by mo e identyczna z „Bram S
ca" z Tiahuanaco na wy ynie
boliwijskiej. By to nonsens, gdy brama z Tiahuanaco nosi t nazw dopiero od minionego wieku, a nikt
nie wie, jak si nazywa a przed tysi cami lat.
Pisa em tak e: „Cudem jakim pi ciopasmowy, fantastyczny naszyjnik z zielonego jadeitu znalaz si w
grobowej piramidzie w Tikal w Gwatemali! Cudem dlatego, e jadeit pochodzi z Chin". Da em wiadectwo
fa szywego „cudu", gdy jadeit pochodzi z Ameryki rodkowej.
Odnosz c si do przysz
ci, napisa em: „Istnieje rozk ad jazdy na Marsa. Odpowiedni statek jest ju
zaprojektowany i musi zosta 'tylko' zbudowany". Zdania te by y wówczas — napisane w 1966 r.! —
prawdziwe. Tyle tylko, e „rozk ad jazdy na Marsa" sta si nieaktualny ze wzgl dów finansowych.
Jest prawem ka dego pocz tkuj cego by bardziej naiwnym, atwowiernym i nie tak samokrytycznym, jak
bardziej do wiadczeni koledzy. Cz sto dawa em si ponosi entuzjazmowi albo przyjmowa em informacje z
drugiej r ki. Innym razem z kolei opiera em si na danych jakiego autorytetu naukowego, by post factum
dowiedzie si , i pogl dy tego uczonego m a dawno ju zosta y obalone. Kiedy prezentowa em
przeciwne pogl dy, zarzucano mi natychmiast, e s to opinie „nieaktualne". Przy czym owe „dementi"
odnosz ce si do przypadków w tpliwych dotyczy y wzajemnie przeciwstawnych twierdze . Najgorsze
by o, gdy ,,obalano" rzekomo moje tezy, których nigdzie nie wypowiedzia em ani nie napisa em.
Prawdziwe b dy we Wspomnieniach z przysz
ci, do których si przyznaj , nie obalaj ani zasadniczej
teorii, ani mojego systemu my lowego. W tym miejscu s ysz ju sprzeciw: „Ten Däniken jest ju dawno
nieaktualny pod wzgl dem naukowym". W tej sprawie kilka przyk adów, które zosta y zebrane przez
uczonego przyrodnika dra Johannesa Fiebaga i opublikowane w „Ancient Skies", zeszyt 6/1991. Pisze on:
„We my jako przyk ad niemieckiego profesora Herberta Wilheimy’ego. Wilhelmy studiowa geografi ,
geologi , ekonomi , etnografi i od 1942 r., by profesorem w Kilonii, Stuttgarcie i Tybindze. Nie bez
powodu cieszy si opini „uniwersalnego uczonego", a jego praca wiat i rodowisko Majów (Welt und
Umwelt der Maya) nale y do najwa niejszych dzie z tego zakresu.
Przyjrzyjmy si jednak nieco dok adniej jednemu rozdzia owi ksi ki (XIII): „Obce wp ywy na kultur
Majów - spekulacje wokó dawnych eglarzy i astronautów". Wilhelmy pisze, e Dänikenowscy astronauci
- bogowie, przed ponad dziesi cioma tysi cami lat przybyli w wielkich statkach kosmicznych z Kosmosu" i
Erich von Däniken „dwukrotnie w swoich ksi kach wi e ich l dowanie na Ziemi z pó wyspem Jukatan"
(Palenque i La Venta). W
nie to zdanie ujawnia znaczne braki w metodzie pracy Wilhelmy'ego. Cytuje on
w 1981 r. zaledwie dwie ksi ki: Wspomnienia z przysz
ci oraz Z powrotem do gwiazd, które ukaza y si
w latach 1968i 1969!Tak e drugie, zmienione wydanie pracy Wilhelmy'ego z 1989 r. nie wskazuje, aby
zmieni si stan jego wiedzy. Ca kowicie bez ladu przesz y obok niego kolejne prace Dänikena i innych
autorów, zw aszcza za wydana w 1984 r. ksi ka Dänikena o Majach pt. Dzie , w którym przybyli
bogowie. W ka dej innej dziedzinie wiedzy by oby niedopuszczalne cytowanie prac sprzed 20 lat i
nieuwzgl dnienie pó niejszych publikacji...
Drugi b d pope nia Wilhelmy, gdy zak ada, e tylko jego sposób widzenia jest wy cznie s uszny.
Krytycznie rozk ada na czynniki pierwsze Dänikenowski opis pewnego monolitu w La Venta (w
Villahermosa w Meksyku). Erich von Däniken pisze o tym nast puj co: Stoi tam dobrze obrobiony monolit,
przedstawiaj cy w a lub raczej smoka. We wn trzu zwierz cia siedzi cz owiek... Jego stopy obs uguj
peda y, a lewa r ka spoczywa na przek adni... G ow obejmuje ci le dopasowany he m... Przed wargami
znajduje si przedmiot, w którym mo na rozpozna mikrofon...
Wilhelmy komentuje: „Niestety zdj cie Dänikena ma usterki techniczne, co nie pozwala mu zauwa
, e w
rzeczywisto ci, tak jak wida to na oryginale z Villahermosa, nie jest to smok, lecz wielki w , stoj cy na
stra y sarkofagu lub komory grobowej ze znajduj cym si tam zmar ym”.
W rzeczy samej niektóre cechy — np. grzechotki na ogonie — wskazuj na ogromnego w a. Jednak sk d
jednoznaczny wniosek, e obraz ukazuje zmar ego? W publikacjach naukowych wyst puj chyba tak e
„techniczne usterki", skoro inni archeolodzy sk onni s w przedstawionej postaci upatrywa znanego boga
Kukulcana? Dla nich nie jest on w adnym wypadku ,,zmar y" ani nie le y w „komorze grobowej", lecz jest
jak najbardziej ywy, gdy porusza nawet kadzielnic .
Tak e prasa skwapliwie zajmuje si — mimo oczywistych b dów w argumentacji — „obalaniem" tez
Dänikena. Hans Schönfeld pisa np. w„Berliner Zeitung" z 13.12.1989 r.: ”Z autorem science fiction [mowa
o Erichu von Dänikenie] jest kiepsko: na podstawie swoich 'dowodów' wychodzi on z za
enia, e
pozaziemscy kosmici sk adali wizyty na naszej Ziemi przed ponad dziesi cioma tysi cami lat. Jednak
opisany przez, niego smoczy monolit ma od dwóch do trzech tysi cy lat!" Gazeta nie zamie ci a
sprostowania Ericha von Dänikena („Gdzie datowa em monolit z La Venta na dziesi tysi cy lat?").
Autopoprawki s najwyra niej obce zarówno Wilhelmy'emu jak i ,,Berliner Zeitung".
W jeszcze wi kszym stopniu odnosi si to do kolejnego przypadku, który Wilhelmy podsuwa czytelnikom.
Jest nim Palenque. „Nagrobna p yta z Palenque" by a ju cz sto cytowana i wielokrotnie interpretowana.
Wilhelmy przedstawia jednak w asn interpretacj (chodzi o boga kukurydzy Yurn Kax) jako
,,udowodnion " tez . Jego zdaniem Erich von Daniken manipuluje natomiast swoimi czytelnikami, gdy
„ogl da t p yt od z ej strony, mianowicie od strony poprzecznej... Po
enie p yty w w skiej komorze
grobowej i ogólna kompozycja p askorze by nie pozostawiaj
adnych w tpliwo ci, i ogl da j nale y od
szej strony. Tylko widziana w ten sposób, p yta ma jaki sens".
Gdyby nie by o to tak powa nie wyg oszone, trzeba by wybuchn homeryckim miechem, gdy najpó niej
w momencie inauguracji za ogowych lotów kosmicznych nawet Wilhelmy powinien zauwa
, e w
nie
postulowany przez niego ogl d reliefu doskonale ukazuje podró uj cego we Wszech wiecie astronaut . Kto
zatem kim manipuluje?
Chcieliby my wreszcie wykaza , jak ciesz cy si uznaniem uczony jest krytyczny wobec pogl dów innych,
ale zupe nie pozbawiony krytycyzmu wobec samego siebie. Wilhelmy pisze: „Na jego [Ericha von
Dänikena] niedostateczn znajomo literatury przedmiotu jest jeden przyk ad. Mówi on mianowicie o
wi tej cenocie [czyli wype nionym woda zag bieniu terenu, przypominaj cym studni — przyp. red.] w
Chichen Itza i o drugiej niezbyt od niej oddalonej, z której mieszka cy czerpi wod pitn : Podobne s one
do siebie w uderzaj cym stopniu... nawet pod wzgl dem wysoko ci lustra wody... Bez w tpienia obie
studnie maj ten sam wiek i by mo e zawdzi czaj swe powstanie uderzeniom meteorytów. Zas ona
tajemnicy, rozci gni ta tu nad dawno wyja nionymi sprawami, jest urojeniem Dänikena. Cenoty nie s
skutkiem uderze meteorytów, lecz wynikiem zawalenia si stropu jaski krasowych, cz sto spotykanych
na pó nocnym Jukatanie... Geneza cenot znana jest od 1910 r., a wszystkie wa niejsze ogólne prace o
kulturze Majów dok adnie przedstawiaj to ca kowicie wyja nione zjawisko przyrodnicze..."
Jasne i niew tpliwe wydaje si tylko jedno. To mianowicie, e nawet szacowni uczeni myl si tym gorzej,
w im bardziej dono ne i zdecydowane tony uderzaj . „Dementi" Wilhelmy'ego jest niezwykle spektakularn
ilustracj tej prawid owo ci. O co chodzi?
Przed 66 milionami lat, na styku okresu kredowego i trzeciorz du, wymar y dinozaury a wraz z nimi trzy
czwarte ówczesnej fauny. Koniec ten mia przebieg dosy gwa towny. Wi kszo geologów, którzy zajmuj
si tym problemem, przyjmuje obecnie, e uderzenie wielkiego meteorytu do tego stopnia na ca e
tysi clecia zniszczy o rodowisko naturalne (cz stki sadzy w powietrzu, spadek temperatury, paruj ce ska y
jako czynnik wywo uj cy kwa ne deszcze itp.), e dosz o do owej „redukcji" wiata zwierz cego. Uczeni
ugo nie byli w stanie odkry miejsca ewentualnego uderzenia wielkiego meteorytu.
Wydaje si , e od pocz tku 1991 r. jest ono znane. Gdzie? Na Jukatanie! Ju przedtem geolodzy odkryli w
rejonie Karaibów pot
ne pok ady gruzu i stopionej ska y, zalegaj ce w warstwie granicznej mi dzy
okresem kredowym a trzeciorz dem. Pozwala o to wnioskowa , e poszukiwany krater mo e znajdowa si
stosunkowo blisko. Przypuszczano, e le
na dnie morza lub na po udnie od Kuby. Zdj cia satelitarne
NASA z 1987 r. okaza y si sensacyjne. Na ich podstawie mo na by o zrekonstruowa system zaopatrzenia
w wod Majów oraz natrafiono na pó kole o rednicy oko o dwustu kilometrów sk adaj ce si z cenot
(dziury krasowe lub lejkowate doliny). Obecnie geolodzy maj ju pewno , e pier cie ten, do którego
naliczaj si równie cenoty z Chichen Itza, tworzy kraw
gigantycznego zag bienia terenu. W nisko
le cych, ca kowicie porozbijanych ska ach woda atwo cyrkuluje, co prowadzi do rozk adu wy ej le cej
ska y wapiennej, która powsta a dopiero po uderzeniu meteorytu, za przy okazji tych zjawisk powstaj
cenoty. Krater Chicxulub (nazwany tak od ma ej miejscowo ci pod Merid , le cej w rodku owej struktury
geomorfologicznej) uwa any jest obecnie za g ównego kandydata na sprawc zag ady wielkich gadów.
Inaczej zatem ni sugeruje Wilhelmy — to Erich von Däniken ma racj . Napisa on zreszt jedynie: ...by
mo e obie (studnie) zawdzi czaj swe powstanie uderzeniom meteorytów, a nie e s one kraterami po
meteorytach.
Oczywi cie nawet taki „uniwersalny uczony" jak Wilhelmy nie móg przewidzie , czym oka si pewnego
dnia cenoty. Przyk ad ten pokazuje jednak w sposób wr cz klasyczny, jak szybko to, co rzekomo jest
pewne, okazuje si omy
, natomiast spekulatywne przypuszczenia — równie ludzi nie b
cych
uczonymi — staj si najbli sze prawdzie".
Tyle je li chodzi o cytat z tekstu dra Johannesa Fiebaga. Czy naci gana i po cz ci tak e k amliwa krytyka
ostatnich 24 lat z ama a mój upór, doprowadzi a do zgorzknienia?
W adnym wypadku. Bardzo du o wynios em z tej krytyki. Cz sto by a uzasadniona i kierowa a uwag na
rozs dne tory. Poza tym obok gradu krytycznych wypowiedzi ukaza y si — tak e wyra aj ce opinie
uczonych — ksi ki bior ce Dänikena w obron i niezliczone przychylne artyku y w wielu j zykach. Moje
archiwum pe ne jest takich materia ów! Szkoda tylko, e niektórzy przedstawiciele rodków masowego
przekazu pozostali wi niami swych przes dów. Po
owania godne jest te , i tak wielu uczonych,
kolegów-pisarzy czy scenarzystów czerpa o z moich prac, nie podaj c wbrew dobrym obyczajom ród a
inspiracji. Ja sam po wydaniu Wspomnie z przysz
ci napisa em jeszcze 18 dalszych ksi ek,
mieszcz cych si w tym samym zakresie tematycznym. Dowodem nieustaj cego zainteresowania
szerokiego kr gu czytelników „bogami z Kosmosu" jest fakt, e ka da moja nast pna publikacja znajdowa a
si na li cie bestsellerów tygodnika „Der Spie-gel". W 1973 r. w USA za
ono „Ancient Astronaut
Society" (AAS), ogólno wiatow organizacje u yteczno ci publicznej, która zajmuje si przedstawianymi
przeze mnie problemami. W krajach niemieckoj zycznych AAS ma cztery tysi ce cz onków. Ameryka ski
profesor filozofii dr Luis Navia z New York Institut of Technology napisa :
„Je li zbada si t hipotez bez uprzedze i w sposób otwarty, wida wyra nie, e nie ma w niej niczego, co
sprzeciwia oby si najsurowszym nawet zasadom naukowym lub naszemu aktualnemu rozumieniu
uniwersum. Wielka zas uga Ericha von Dänikena polega na tym, e zwróci uwag na owe niezliczone fakty
archeologiczne, kulturowe, historyczne i religijne, które nabieraj sensu dopiero, gdy we mie si pod uwag
mo liwo pozaziemskich odwiedzin. A w
nie tego wymaga si od rozs dnej i przekonywaj cej hipotezy
naukowej".
W sedno trafi jednak badacz sanskrytu prof. dr Dileep Kumar Kand ilal. profesor zwyczajny sanskrytu i
indologii w Sanscrit College w Kalkucie:
„Na podstawie staroindyjskich tekstów mo na jednoznacznie dowie , e w zamierzch ej przesz
ci
Ziemi odwiedzi y istoty pozaziemskie, które wp yn y na jej dzieje".
Tak w
nie by o.
Erich von Däniken
Feldbrunnen/Szwajcaria, 15 listopada 1991 r.
Przedmowa
Wspomnienia z przysz
ci — czy co takiego istnieje? Wspomnienia o czym , co przyjdzie ponownie?
Czy w przyrodzie istnieje wieczny obieg rzeczy, wieczne zlewanie si czasów?
Czy liszka przeczuwa, e na wiosn zbudzi si motylem? Czy cz steczka gazu czuje jakim sposobem
prawo, zgodnie z którym pr dzej czy pó niej ponownie zniknie w S
cu? Czy umys ludzki wie o swoim
powi zaniu z wszystkimi zakamarkami wieczno ci?
Dzisiejszy cz owiek ró ni si od cz owieka dnia wczorajszego lub przedwczorajszego. Cz owiek staje si
ci gle na nowo i zmienia si nieustannie w owym niesko czonym ci gu, który zwiemy CZASEM. Cz owiek
dzie musia zrozumie i opanowa czas! Czas jest bowiem nasieniem uniwersum. I nie ma ko ca czas, w
którym cz si wszystkie czasy.
wspomnienia z przysz
ci. To, czego dzisiaj jeszcze nie wiemy, skrywa przed nami Wszech wiat. By
mo e dzisiaj, jutro lub kiedy w przysz
ci niektóre tajemnice zostan wyja nione. Wszech wiat nie zna
czasu ani jego poj cia.
Ksi ka ta nie powsta aby bez zach ty i pomocy wielu ludzi. Mojej onie, która w ostatnich latach rzadko
widywa a mnie w domu, dzi kuj za wyrozumia
. Dzi kuj mojemu przyjacielowi Hansowi Neunerowi,
który towarzyszy mi przez sto tysi cy kilometrów w moich podró ach i s
zawsze cenn pomoc .
Dzi kuj panu doktorowi Stehlinowi i Louisowi Emrichowi za to, e tak d ugo dodawali mi otuchy.
Dzi kuj wszystkim pracownikom NASA w Houston, na Przyl dku Kennedy'ego i w Huntsville, którzy
oprowadzali mnie po swoich wspania ych naukowo-technicznych o rodkach badawczych. Dzi kuj prof. dr.
Wernherowi von Braunowi, dr. Willy'emu Leyowi i panu Bertowi Slattery'emu. Dzi kuje wreszcie
wszystkim niezliczonym m czyznom i kobietom na ca ym wiecie, którzy przez rozmowy, sugestie i
bezpo redni pomoc umo liwili powstanie tej ksi ki.
Erich von Däniken
Wprowadzenie
Napisanie tej ksi ki wymaga o odwagi, jej przeczytanie wymaga odwagi nie mniejszej. Uczeni wezm j
na indeks dzie , o których lepiej nie mówi , gdy jej tezy i dowody nie pasuj do mozolnie zlepionej
mozaiki skostnia ej ju miedzy szkolnej. Laicy z kolei, których nawet we nie niepokoj wizje przysz
ci,
schroni si niczym limaki do bezpiecznej i znanej im skorupy przed mo liwo ci , wi cej — przed
prawdopodobie stwem, i odkrywana przesz
b dzie w porównaniu z przysz
ci jeszcze bardziej
tajemnicza, zuchwa a i zagadkowa.
Jedno jest bowiem pewne: w naszej przesz
ci, tej sprzed tysi cy milionów lat, co si nie zgadza! Roi si
w niej od nieznanych bogów, którzy w za ogowych statkach kosmicznych sk adali wizyty naszej dobrej,
wiekowej Ziemi. Przesz
ta pe na by a broni tajemnych, super-broni i trudnej do wyobra enia wiedzy
technicznej, której po cz ci do dzisiaj nie jeste my w stanie odtworzy ,
W naszej archeologii co si nie zgadza! Oto znajduje si baterie elektryczne sprzed wielu tysi cy lat.
Wida dziwne istoty w nienagannych skafandrach kosmicznych, których pasy zapinane s na klamerki z
platyny. Wyst puj pi tnastocyfrowe liczby, których nie obliczy przecie
aden komputer. W zamierzch ej
przesz
ci spotykamy ca y szereg rzeczy, których nie sposób sobie wyobrazi . Sk d jednak owi
prapraludzie posiadali umiej tno tworzenia niewyobra alnych rzeczy?
Z naszymi religiami te jest co nie tak! Wszystkie religie maj t wspóln cech , e obiecuj ludziom
zbawienie i pomoc. Obietnice takie sk adali równie najstarsi bogowie. Dlaczego jednak ich nie
dotrzymywali? Dlaczego u ywali supernowoczesnej broni przeciwko prymitywnym ludziom? l dlaczego
planowali ich zag ad ?
Powinni my przyzwyczai si do my li, e powsta y w ci gu tysi cy lat wiat wyobra
— za amie si .
Nawet niewiele lat dok adnych bada wystarczy o, by zburzy gmach poj , w którym by o nam tak
przytulnie. Na nowo odkrywana jest wiedza, ukryta przedtem w bibliotekach tajnych stowarzysze . Era
podró y kosmicznych nie jest ju czasem skrywanych tajemnic. Loty kosmiczne w kierunku S
ca i
gwiazd pozwalaj tak e na sondowanie otch ani naszej przesz
ci. Z ciemnych grobowców podnosz si
bogowie i kap ani, królowie i bohaterowie. Musimy wydrze im ich sekrety, gdy mamy rodki do tego, by
odkry nasz przesz
gruntownie i —je li tylko tego chcemy — bez adnych luk.
Staro ytno trzeba bada w nowoczesnym laboratorium..
Archeolog musi na zgliszczach przesz
ci pos ugiwa si czu ymi urz dzeniami pomiarowymi.
Szukaj cy prawdy wspó czesny kap an musi zacz od nowa w tpi we wszystko, co zosta o ustalone.
Bogowie z zamierzch ej przesz
ci pozostawili widoczne lady, które umiemy odczyta i odszyfrowa
dopiero dzisiaj, gdy przez tysi ce lat nie istnia dla ludzi problem podró y kosmicznej, który dla nas sta
si tak bliski. Wysuwam bowiem twierdzenie: dawno w staro ytno ci nasi przodkowie do wiadczyli
odwiedzin z Kosmosu! Cho do dzisiaj nie wiemy, kim by y te pozaziemskie istoty inteligentne i z jakiej
przyby y planety, to jestem przekonany, e ,,obcy" zg adzili cze
yj cej wówczas populacji i sp odzili
nowego cz owieka, by mo e pierwszego Homo sapiens.
Twierdzenie to zbija z nóg, gdy niszczy podstawy, na których zbudowano tak doskona y pozornie gmach
dotychczasowych poj . Celem tej ksi ki jest próba dostarczenia dowodów na poparcie owego
twierdzenia.
Rozdzia I
Czy Kosmos zamieszkuj istoty podobne do cz owieka? — Czy rozwój bez tlenu jest mo liwy?— Czy
ycie wyst puje w mierciono nym rodowisku?
Czy jest do pomy lenia, aby my my, obywatele wiata w XX w., nie byli jedynymi rozumnymi istotami w
Kosmosie? Do tej pory w adnym jeszcze muzeum antropologicznym nie ma w ród eksponatów
spreparowanego homunkulusa z innej planety, zatem odpowied , e „tylko nasz Ziemi zamieszkuj istoty
ludzkie", wydaje si przekonywaj ca i uzasadniona. Jednak las znaków zapytania zag szcza si , skoro tylko
po czymy ze sob w ci g przyczynowy wyniki najnowszych znalezisk i bada naukowych.
Astronomowie twierdz , e w pogodn noc cz owiek mo e zobaczy go ym okiem na niebosk onie oko o
4500 gwiazd. Jednak ju zwyk a luneta w ma ym obserwatorium astronomicznym pozwala ujrze prawie
dwa miliony gwiazd, podczas gdy nowoczesny teleskop zwierciad owy wychwytuje wiat o miliardów
gwiazd... punktów wietlnych Drogi Mlecznej. Na tle ogromu Kosmosu nasz system gwiezdny jest zaledwie
male
cz stk nieporównanie wi kszego systemu — który mo na by nazwa wi zk (uk adem) dróg
mlecznych. Obejmuje on oko o 20 galaktyk w promieniu 1,5 miliona lat wietlnych (l rok wietlny = 9,5
bilionów kilometrów). Z kolei nawet ta wielka liczba gwiazd wcale nie jest du a w porównaniu z wieloma
tysi cami galaktyk spiralnych, których istnienie przybli
y nam teleskopy elektroniczne. Wszystko to
odnosi si do dzisiejszego stanu wiedzy, a badania dopiero si rozpocz y.
Astronom Harlow Shapley zak ada, e w zasi gu naszych teleskopów znajduje si 10
20
gwiazd. Jest on
sk onny uzna , e tylko jedna na tysi c ma swój uk ad planetarny i jest to z pewno ci bardzo ostro na
kalkulacja. Pójd my tropem tych szacunków i przypu my, e tylko na jednej z tysi ca gwiazd istniej
warunki dla powstania ycia. Mieliby my zatem w wyniku tego rachunku wci jeszcze wielk liczb 10
14
.
Shapley zadaje pytanie: ile gwiazd z tej doprawdy astronomicznej liczby ma atmosfer umo liwiaj
procesy yciowe? Mo e jedna na tysi c? Skoro tak, to pozostawa aby jeszcze niewyobra alna liczba l0
11
gwiazd dysponuj cych przes ankami dla powstania ycia. Nawet gdyby my za
yli, e z tej liczby tylko co
tysi czna gwiazda istotnie wykszta ci a ycie, to nadal pozosta oby dla naszych spekulacji jeszcze 100
milionów planet. Przy czym obliczenie to opiera si na dost pnych dzisiaj mo liwo ciach technicznych,
podczas gdy teleskopy ca y czas s rozwijane i ulepszane.
Biochemik dr S. Miller wysuwa hipotez , e na niektórych z tych planet warunki do powstania ycia i ono
samo rozwin y si by mo e szybciej ni na Ziemi. Id c tropem naszych mia ych oblicze trzeba by
uzna , i na tych stu milionach planet mog y si rozwin cywilizacje bardziej zaawansowane od naszej.
Prof. dr Willy Ley, znany pisarz naukowy i przyjaciel W. von Brauna, powiedzia mi w Nowym Jorku:
„Liczb gwiazd tylko w naszej Drodze Mlecznej szacuje si na 30 miliardów. Wspó czesna astronomia
przyjmuje za
enie, i w Drodze Mlecznej znajduje si co najmniej 18 miliardów uk adów planetarnych.
Gdyby my spróbowali sprowadzi wchodz ce w gr liczby do najmniejszych wielko ci i przyj li, e
odleg
ci mi dzy nimi s tak dobrane, i tylko jedna planeta na sto obiega swe s
ce w ekosferze, to i tak
pozostaje jeszcze 180 milionów planet mog cych by
rodowiskiem dla ycia organicznego. Przyjmijmy
dalej, i tylko jedna planeta na sto spo ród nich rzeczywi cie stanowi siedlisko ycia, a mieliby my jeszcze
1,8 miliona planet, na których ycie istnieje. Kolejne przypuszczenie zak ada oby, e na 100 yciodajnych
planet przypada jedna zamieszkana przez istoty o inteligencji nie ust puj cej Homo sapiens. Jednak nawet
to ostatnie za
enie pozostawia naszej Drodze Mlecznej pot
ny zast p 18 tysi cy zaludnionych planet".
Poniewa najnowsze obliczenia mówi o 100 miliardach sta ych gwiazd w Drodze Mlecznej, to zgodnie z
rachunkiem prawdopodobie stwa liczba zamieszkanych planet by aby zdecydowanie wy sza, ni szacuje to
profesor Ley w swym ostro nym obliczeniu.
Nie anga uj c w nasze rozwa ania utopijnych liczb i nie uwzgl dniaj c obcych galaktyk, mo emy
przypuszcza , i wzgl dnie blisko Ziemi znajduje si 18 tysi cy planet posiadaj cych warunki ycia
podobne do naszych. Mo emy pój dalej w spekulacjach: nawet gdyby z tych 18 tysi cy w rzeczywisto ci
tylko jeden procent by zaludniony, to nadal mamy jeszcze 180 planet.
Nie ulega w tpliwo ci istnienie planet podobnych do Ziemi — z analogicznym sk adem atmosfery, podobn
grawitacj , wiatem ro linnym a nawet zwierz cym. Powstaje jednak pytanie, czy yciodajne planety
koniecznie musz charakteryzowa si w
ciwo ciami podobnymi do ziemskich?
Badania naukowe modyfikuj opini , zgodnie z któr
ycie mo e si rozwija tylko w warunkach
zbli onych do tych, jakie panuj na Ziemi. B dny jest pogl d, e bez wody i tlenu nie ma ycia. W
rzeczywisto ci nawet na naszej Ziemi s organizmy nie potrzebuj ce w ogóle tlenu. S to yj ce bez niego
bakterie (beztlenowce), a okre lona ilo tego gazu stanowi dla nich trucizn . Dlaczego zatem nie mia oby
by wy ej rozwini tych organizmów, które obywa yby si bez tlenu? Pod wp ywem coraz to nowszych
wyników bada naukowych b dziemy musieli zmienia nasze wyobra enia i poj cia o wiecie. Nasza pasja
badawcza ograniczaj ca si do niedawnej przesz
ci tylko do Ziemi uczyni a z niej idealn planet . Nie jest
ona zbyt gor ca i nie jest zbyt zimna; wody jest tu pod dostatkiem; tlen wyst puje w du ych ilo ciach;
procesy organiczne ci gle na nowo regeneruj przyrod .
W rzeczywisto ci za
enie, e tylko na jakiej podobnej do Ziemi planecie mog oby si rozwin i trwa
ycie, jest nie do utrzymania. Na Ziemi yje — wed ug szacunkowych danych — dwa miliony ró nych
gatunków istot ywych. Z tego — znowu szacunkowo — 1,2 miliona zosta o „uchwycone" przez nauk .
Okazuje si , e w ród tych naukowo zbadanych organizmów jest kilka tysi cy takich, które zgodnie z
utartymi pogl dami w ogóle nie powinny by y istnie ! Przes anki niezb dne dla pojawienia si
ycia musz
zatem zosta na nowo przemy lane i zweryfikowane.
Mo na by na przyk ad pomy le , e woda o du ym stopniu napromieniowania radioaktywnego powinna
by ja owa. Jednak niektóre rodzaje bakterii radz sobie jako ze mierciono
wod , op ywaj
reaktory
atomowe. Do wiadczenie dra Siegela wydaje si cokolwiek niepokoj ce. Uczony ten stworzy w
laboratorium takie warunki ycia, jakie wyst puj w atmosferze Jowisza i w rodowisku tym, które nie ma
niczego wspólnego z wymaganiami, jakie do tej pory kojarzymy z yciem, hodowa bakterie i roztocza.
Okaza o si , e nie zabi ich ani amoniak, ani metan czy wodór. Do wiadczenia entomologów Hintona i
Bluma z angielskiego uniwersytetu w Bristolu przynios y nie mniej zadziwiaj ce wyniki. Obaj uczeni
suszyli jeden z gatunków komara przez wiele godzin w temperaturze dochodz cej do 100°C, a nast pnie
natychmiast zanurzyli obiekty do wiadczalne w ciek ym helu, który jak wiadomo ma temperatur
przestrzeni kosmicznej. Po silnym na wietleniu ponownie zapewnili komarom normalne dla nich warunki
ycia. I wówczas nast pi o co prawie niemo liwego: larwy kontynuowa y swoje procesy yciowe i
wyklu y si z nich ca kowicie „zdrowe" komary. Wiemy te o bakteriach yj cych w wulkanach, o innych :
— po eraj cych kamie i takich, które wytwarzaj
elazo. Las znaków zapytania zag szcza si .
W wielu o rodkach naukowych prowadzone s do wiadczenia i przybywa dowodów, e zjawisko ycia w
adnym wypadku nie jest nierozerwalnie zwi zane z warunkami panuj cymi na naszej planecie. Z
przes anek dla ycia i praw przyrodniczych obowi zuj cych na Ziemi uczyniono w ci gu stuleci co w
rodzaju „p pka wiata". Prze wiadczenie takie zniekszta ci o i zatar o perspektywy, na
o badaczom
ko skie okulary, które kaza y im stosowa w badaniach Kosmosu nasze miary i sposoby my lenia. Teilhard
de Chardin, my liciel na miar epoki, g osi : „W sprawach Kosmosu tylko to, co fantastyczne, ma szans
by realnym!"
Odwrócenie naszego sposobu my lenia — równie fantastyczne, jak i realne — polega oby na zdaniu sobie
sprawy, e istoty inteligentne z jakiej innej planety równie przyjmuj w asne warunki ycia za punkt
odniesienia. Je li yj one w temperaturach minus 150~200°C, to by yby sk onne uzna takie w
nie
temperatury, unicestwiaj ce nasze ycie, za warunek jego istnienia na innych planetach. Odpowiada oby to
logice, z jak próbujemy rozja ni mroki naszej przesz
ci.
Jeste my winni naszemu dziedziczonemu z pokolenia na pokolenie poczuciu w asnej godno ci, aby by
lud mi rozumnymi i obiektywnymi; s owem —zawsze odwa nie i pewnie stoj cymi obiema nogami na
ziemi. Ka da mia a teza wydaje si w swoim czasie utopijna, ale jak e wiele utopii sta o si ju dawno
codzienn rzeczywisto ci ! Rzecz jasna, przytoczone tu w ksi ce przyk ady maj ca kiem wiadomie
pos
do skrajnych interpretacji. Jednak w momencie gdy to, co dzi jeszcze jest nieprawdopodobne,
stanie si my lowym standardem — opadn wszelkie bariery i dzi ki temu poznamy w sposób naturalny te
niewiarygodne dzisiaj tajemnice, które skrywa przed nami Kosmos. Przysz e pokolenia spotkaj zapewne w
przestrzeni kosmicznej wiele nie przeczuwanych jeszcze obecnie postaci ycia. Cho nam nie b dzie ju
dane tego do wiadczy , to nasi potomkowie b
si musieli pogodzi z tym, e nie s jedynymi i z
pewno ci nie najstarszymi istotami rozumnymi w Kosmosie.
Wiek Wszech wiata szacuje si na 8 do 12 miliardów lat. Meteoryty dostarczaj
ladów zwi zków
organicznych dla naszych mikroskopów. Bakterie licz ce sobie miliony lat budz si do nowego ycia.
Zarodniki, unosz ce si w przestrzeni pod wp ywem ci nienia promieni s onecznych i przemierzaj ce
Kosmos, s pr dzej czy pó niej przechwytywane przez si przyci gania planet. Nowe ycie od milionów
lat bierze pocz tek w niesko czonym obiegu stworzenia. Liczne wnikliwe badania najró niejszych warstw
skalnych we wszystkich cz ciach wiata dowodz , e skorupa ziemska uformowa a si przed oko o
czterema miliardami lat. A dopiero od miliona lat istnieje co takiego, jak cz owiek — g osi nauka. Z tego
ogromnego strumienia czasu uda o si przy du ym nak adzie pracy, po licznych przygodach i dzi ki pasji
badawczej wyodr bni stru
siedmiu tysi cy lat historii cz owieka spo ecznego. Có jednak znaczy
siedem tysi cy lat dziejów ludzko ci w porównaniu z miliardami lat przesz
ci Wszech wiata?
My — zwie czenie stworzenia? — potrzebowali my 400 000 lat, by osi gn nasz obecny status i
dzisiejszy wygl d. Kto musi dostarcza materia u dowodowego w kwestii — dlaczego jaka inna planeta
nie mia aby stworzy równie korzystnych warunków dla rozwoju odmiennych od nas lub podobnych nam
istot rozumnych? Dlaczego mieliby my nie mie na innych planetach „konkurencji", która by nam
dorównywa a, a mo e nas przewy sza a? Czy wolno nie bra pod uwag takiej mo liwo ci? Do tej pory tak
nie czynili my.
Jak cz sto podstawy naszej m dro ci id w gruzy! Setki pokole wierzy y, e Ziemia ma kszta t tarczy.
Wiele tysi cy lat obowi zywa o elazne prawo: S
ce obraca si wokó Ziemi. Jeszcze dzisiaj jeste my
przekonani, e nasza planeta jest rodkiem Wszech wiata — cho zosta o dowiedzione, i Ziemia jest
ca kiem zwyk ym, pod wzgl dem wielko ci nieznacznym cia em niebieskim, oddalonym o 30 000 lat
wietlnych od centrum Drogi Mlecznej...
Nadszed ju czas, aby my dzi ki odkryciom w niesko czonym i niezbadanym Kosmosie uznali nasz
asn znikomo . Dopiero wówczas zrozumiemy, e jeste my mrówkami w kosmicznym pa stwie. Nasza
szansa znajduje si jednak we Wszech wiecie — czyli tam, gdzie nam j obiecali bogowie.
Dopiero po spojrzeniu w przysz
b dziemy mieli dosy si y i mia
ci, aby uczciwie i bez uprzedze
bada nasz przesz
.
Rozdzia II
Fantastyczna podró statku kosmicznego we Wszech wiecie — „Bogowie" przybywaj w odwiedziny
— Nieprzemijaj ce lady
Juliusz Verne, protoplasta wszystkich autorów powie ci fantastycznych, okaza si nadzwyczaj
zdolnym pisarzem. Jego si ganie do gwiazd nie jest ju utopi , a w naszym dziesi cioleciu kosmonauci
potrzebuj na okr
enie Ziemi nie 80 dni, lecz zaledwie 86 minut. Fantastyczna podró , której okoliczno ci
i etapy opiszemy, b dzie mo liwa do zrealizowana szybciej ni po up ywie czasu, jaki musia min
, aby
szalona wizja Juliusza Verne'a osiemdziesi ciodniowej podró y dooko a Ziemi przybra a posta
yskawicznej osiemdziesi ciominutowej wycieczki. Nie zadowalajmy si jednak tak krótkimi odcinkami
czasu! Przypu my zatem, e nasz statek kosmiczny za 150 lat wyruszy by z Ziemi w kierunku jakiego
nieznanego, odleg ego s
ca...
Statek mia by wielko dzisiejszego parowca oceanicznego — czyli jego masa startowa wynosi aby 100
000 ton, z czego 99 800 ton przypada oby na paliwo, a efektywna masa u yteczna by aby mniejsza ni 200
ton.
Niemo liwe?
Ju dzisiaj mogliby my na orbicie dowolnej planety zmontowa cze po cz ci statek kosmiczny. Nawet
jednak taki monta oka e si za niespe na 20 lat zbyteczny, gdy wielki statek kosmiczny b dzie mo na
przygotowa na Ksi ycu. Na pe nych obrotach tocz si prace nad silnikami przysz
ci. Przysz e zespo y
nap dowe b
przede wszystkim silnikami fotonowymi, wykorzystuj cymi syntez j drow — przemian
wodoru w hel lub te anihilacj materii. Ich szybko osi gnie pr dko
wiat a. Nowa, odwa na droga
prowadzi w wiecie techniki do rakiet fotonowych, a przeprowadzone ju do wiadczenia fizyczne na
pojedynczych cz stkach elementarnych dowodz , e z powodzeniem mo na pój t drog . Paliwa rakiet
fotonowych umo liwi tak du e przybli enie szybko ci lotu do pr dko ci wiat a, e efekt wzgl dno ci,
wynikaj cy z teorii Einsteina, a zw aszcza ró nica w up ywie czasu mi dzy miejscem startu a statkiem
kosmicznym, ujawni si w pe ni. Materia p dny zamieni si w promieniowanie elektromagnetyczne,
emitowane jako wi zka promieni nap dowych o pr dko ci wiat a. Teoretycznie statek kosmiczny
wyposa ony w silniki fotonowe b dzie móg osi gn szybko dochodz
do 99% pr dko ci wiat a.
Szybko taka pozwoli aby pokona granice Uk adu S onecznego!
Ju samo wyobra enie sobie tego mo e przyprawi o zawrót g owy. Na progu nowej epoki powinni my
jednak pami ta , e równie osza amiaj ce by y wielkie post py techniki, jakich w swoim czasie
do wiadczyli nasi dziadkowie: kolej—elektryczno — telegraf—pierwsze auto— pierwszy samolot...
Nasze pokolenie z kolei jako pierwsze us ysza o „music in the air" — ogl damy kolorow telewizj —
byli my wiadkami pierwszych startów rakiet kosmicznych i odbieramy informacje oraz zdj cia z satelitów
kr
cych wokó Ziemi. Nasi wnukowie wezm z kolei udzia w podró ach gwiezdnych i b
prowadzili
badania kosmiczne na politechnikach.
Prze led my jednak dalej podró naszego fantastycznego statku kosmicznego, który zmierza do odleg ej
gwiazdy sta ej. Z pewno ci by oby zabawne, gdyby my mogli wyobrazi sobie, jak za oga statku sp dza
czas swej podró y. Cho by odleg
ci by y nie wiadomo jak wielkie, a czas dla oczekuj cych w domu
wlók si niemi osiernie powoli, to teoria Einsteina zachowuje sw wa no ! Mo e si to wyda trudne do
poj cia, ale czas w statku kosmicznym poruszaj cym si z szybko ci zbli on do pr dko ci wiat a —
biegnie wolniej ni na Ziemi.
Je li pr dko statku wynosi aby 99% pr dko ci wiat a, to nasza za oga sp dzi aby podczas lotu we
Wszech wiecie 14,1 lat, podczas gdy dla mieszka ców Ziemi min oby cale stulecie. T ró nic czasu
mi dzy kosmonautami a Ziemianami mo na obliczy wed ug równania, wywodz cego si ze wzoru
Lorentza:
2
)
/
(
1
c
v
T
t
(t—czas up ywaj cy dla kosmonautów, T — czas up ywaj cy na Ziemi, v — szybko lotu,
c — pr dko
wiat a).
Szybko lotu statku kosmicznego mo na obliczy wed ug wyprowadzonego przez prof. Ackereta równania
podstawowego dla rakiet:
]
)
1
(
1
[
/
)
1
(
1
)
/
(
/
2
/
2
c
w
c
w
t
c
w
t
w
v
(v — szybko lotu, w — pr dko strumienia wyrzucanego z silnika, c — pr dko
wiat a,
t — udzia paliwa w ci arze statku podczas startu).
Gdy statek zbli y si do gwiazdy docelowej, za oga z ca pewno ci wykryje planety, ustali ich po
enie,
zmierzy temperatur na postawie analizy widmowej i obliczy orbity. W ko cu wybierze na miejsce
dowania t planet , której w
ciwo ci s najbardziej zbli one do ziemskich. Gdyby nasz statek po
podró y na odleg
przyk adowo osiemdziesi ciu lat wietlnych sk ada si ju tylko z masy
podstawowej, gdy ca a energia nap dowa zosta a zu yta, za oga musia aby na miejscu uzupe ni zbiorniki
pojazdu materia em rozszczepialnym na drog powrotn .
Za
my zatem, e wybrana do l dowania planeta by aby podobna do Ziemi. Powiedzieli my ju , e takie
za
enie w adnym wypadku nie jest niemo liwe. Odwa my si jeszcze i na takie przypuszczenie, i
cywilizacja na tej planecie znajduje si mniej wi cej w takim punkcie rozwoju, w jakim nasza by a przed
mioma tysi cami lat, co aparaty pomiarowe statku ustali yby ju na d ugo przed wyl dowaniem. Nasi
kosmonauci oczywi cie wybrali l dowisko w pobli u z
materia ów rozszczepialnych: instrumenty
wskazuj przecie szybko i niezawodnie, w jakim
cuchu górskim i w jakiej formacji geologicznej mo na
znale uran.
dowanie odby o si zgodnie z planem.
Kosmonauci widz istoty, które ostrz kamienne narz dzia; widz , jak poluj z oszczepami na dzikie
zwierz ta; widz stada owiec i kóz pas ce si na stepie; dostrzegaj prosty sprz t gospodarski, wytwarzany
przez prymitywne garncarstwo. Zaiste, przedziwny to widok dla naszych kosmonautów.
Co jednak my
sobie prymitywne istoty planety o tym monstrum, które w
nie wyl dowa o, i o
postaciach, które z niego wysiad y? Przed o mioma tysi cami lat my tak e — nie zapominajmy o tym —
byli my pó dzikusami. By oby a nadto zrozumia e, gdyby pó dzicy wiadkowie tego wydarzenia padli
twarz na ziemi i nie odwa yli si podnie oczu.
Jeszcze tego samego dnia modlili si do S
ca i Ksi yca, a teraz wydarzy o si co niesamowitego: z
nieba przybyli bogowie!
Pierwotni mieszka cy planety obserwuj z bezpiecznej kryjówki naszych kosmonautów, nosz cych na
owie dziwaczne kapelusze z dr kami (he my wyposa one w anteny). Dziwi si , e noc jest widna jak
dzie (reflektory), ogarnia ich l k, gdy obce istoty bez trudu wznosz si w powietrze (paski z rakietami),
chowaj g owy ponownie w trawie, gdy parskaj c, dudni c i warcz c wzbijaj si w powietrze nieznane,
budz ce trwog „zwierz ta" (helikoptery-poduszkowce, pojazdy wielozadaniowe) i w ko cu salwuj si
ucieczk do swych bezpiecznych jaski , kiedy z gór dobiega przejmuj cy l kiem huk i grzmot (próbna
eksplozja). W rzeczy samej tym prymitywnym istotom nasi kosmonauci musz wydawa si
wszechpot
nymi bogami!
Podczas gdy kosmonauci kontynuuj sw ci
rutynow prac , po pewnym czasie delegacja kap anów
wzgl dnie czarowników podejdzie zapewne do tego astronauty, w którym instynktownie wyczuje wodza,
aby nawi za kontakt z bogami. Przynios ze sob dary, chc c w ten sposób odda cze go ciom. Jest
ca kiem mo liwe, e nasi ludzie szybko nauczyli si z pomoc komputera mowy tubylców i potrafi
podzi kowa im za doznane uprzejmo ci. Jednak nic nie pomo e t umaczenie, nawet w tubylczej mowie, e
to nie bogowie wyl dowali, nie adne wy sze, godne czci istoty sk adaj im wizyt . W to nie uwierz
bowiem nasi prymitywni przyjaciele. Kosmonauci przybyli z innych gwiazd i wida przecie go ym okiem,
e posiadaj nies ychan moc i zdolno czynienia cudów. Musz by zatem bogami! Nie ma te
adnego
sensu, by im co wyja nia . Wszystko to przekracza wyobra ni straszliwie zaskoczonych
niespodziewanym naj ciem istot.
Niezale nie od tego, co si wydarzy od dnia l dowania, wcze niej opracowany plan móg by zawiera
nast puj ce punkty:
— Cz
ludno ci zostanie zjednana i przyuczona do wspó pracy w poszukiwaniu w rozsadzonym kraterze
materia u rozszczepialnego, niezb dnego do powrotu na Ziemi .
— Najm drzejszy spo ród tubylców wybrany zostanie „królem" i jako widomy znak swej w adzy dostanie
radiostacj , dzi ki której mo e w ka dej chwili nawi za z „bogami" kontakt i porozumie si z nimi.
— Kosmonauci próbuj przyswoi tubylcom najprostsze formy wspó ycia i par poj moralnych, aby
umo liwi przez to rozwój adu spo ecznego.
— Nasz grup tubylcz zaatakuje inny „lud". Z uwagi na to, e nie zebrano jeszcze dostatecznej ilo ci
materia u rozszczepialnego, napastnikom po wielu ostrze eniach zostanie udzielona zbrojna odprawa przy
pomocy nowoczesnych rodków bojowych.
— Kosmonauci zap adniaj niektóre miejscowe kobiety. W ten sposób mo e powsta nowa rasa, która
przeskoczy pewien szczebel ewolucji.
Z w asnego do wiadczenia wiemy, jak d ugo trwa, zanim nowa rasa b dzie zdolna do badania
Wszech wiata. Dlatego te przed powrotem na Ziemi kosmonauci pozostawi widoczne i wyra ne lady,
które jednak dopiero du o pó niej b
mog y zosta zrozumiane przez spo ecze stwo dzi ki rozwojowi
techniki i matematyki.
Próba ostrze enia naszych podopiecznych przed nadchodz cymi niebezpiecze stwami oka e si daremna.
Nawet gdy poka emy im najokrutniejsze filmy o ziemskich wojnach i eksplozjach atomowych, przyk ady te
tak samo nie przeszkodz istotom z owej planety pope nia podobnych g upstw, jak nie odstraszaj one
(prawie) ca ej my
cej ludzko ci, by ci gle na nowo nie igra a z ogniem wojny.
Kiedy statek ponownie zniknie w kosmicznej mgle, nasi przyjaciele b
rozpami tywa cud: „bogowie
byli u nas". Utrwal go w swej prostej mowie, stworz z niego legend przekazywan dzieciom, za z
prezentów, narz dzi i wszystkich rzeczy pozostawionych przez kosmonautów uczyni
wi te relikwie.
Gdy nasi przyjaciele opanuj sztuk pisania, b
mogli zapisa to, co si im niegdy przydarzy o, a co by o
pe ne dziwów, niesamowite i cudowne. B dzie mo na zatem przeczyta — a malowid a przedstawi to
plastycznie — e bogowie w z otych szatach przybyli w lataj cej barce, która opad a z niesamowitym
ha asem. B
pisa o pojazdach, którymi bogowie je dzili nad morzem i l dem, i o straszliwej broni,
podobnej do pioruna. B dzie si te mówi , i bogowie obiecali powróci .
Mieszka cy wykuj i wyskrobi w kamieniu obrazy tego, co niegdy tu widziano:
— nieforemnych olbrzymów, nosz cych na g owach he my i dr ki, a na piersi skrzynki,
— kule, na których siedz bli ej nieokre lone istoty przemierzaj c przestworza,
— laski wyrzucaj ce promienie, niczym s
ce,
— podobne do olbrzymich insektów twory, b
ce czym w rodzaju pojazdów.
Mo na pu ci wodze nieograniczonej fantazji, jakie to obrazowe przedstawienia stan si pok osiem
odwiedzin kosmonautów. W dalszej cz ci ksi ki zobaczymy, jakie lady wyryli na tablicach dziejów
bogowie", którzy w epoce prehistorycznej nawiedzili Ziemie.
Rozwój cywilizacji na planecie, któr odwiedzi statek kosmiczny, mo na sobie dosy
atwo wyobrazi .
Tubylcy wiele podpatrzyli i nauczyli si . Miejsce, na którym stan statek, zostanie og oszone wi
stref i
stanie si celem pielgrzymek, gdzie s awione b
w pie niach bohaterskie czyny bogów. Wzniesione tu
zostan piramidy i wi tynie, rzecz jasna na podstawie zdobytej wiedzy astronomicznej. Liczba ludno ci
wzrasta, dochodzi do wojen niszcz cych wi te miejsca, ale pó niejsze pokolenia ponownie je odkrywaj ,
prowadz prace wykopaliskowe i próbuj zinterpretowa odkryte znaki.
O tym, co b dzie dalej, mo na przeczyta w naszych ksi kach historycznych...
Aby zbli
si do „prawdy" historycznej, trzeba w g szczu znaków zapytania przebi dukt, wiod cy do
naszej przesz
ci.
Rozdzia III
Mapy sprzed 11 tysi cy lat? — Prehistoryczne lotniska? — Pasy startowe dla „bogów"?— Najstarsze
miasto wiata — Kiedy topi si kamie ? — Gdy nast powa potop — Mitologia Sumerów — Ko ci,
które nie pochodz od ma py — Wszyscy dawni malarze mieli t sam manier ?
Czy naszych przodków odwiedzili przybysze z Wszech wiata?
Czy archeologia opiera si po cz ci na b dnych za
eniach?
Czy mamy urojone wyobra enie o przesz
ci?
Czy równie inteligencja rozwija si w ramach wiecznego obiegu rzeczy?
Zanim udzieli si „wypróbowanych" odpowiedzi na tego typu pytania, trzeba mie jasno , na jakiej
podstawie opiera si nasza wiedza o przesz
ci. Otó sk ada si ona z poszlak i hipotez. Wykopaliska,
starodawne przekazy pisane, malowid a jaskiniowe, legendy i inne ród a pos
y do zbudowania
pewnego modelu my lowego, a wiec hipotezy roboczej. Owa mieszanka faktów u
a si w interesuj
i
budz
uznanie mozaik . Powsta a ona jednak wed ug z góry przyj tej teorii, do której uda o si
dopasowa poszczególne cz ci sk adowe — niekiedy z nazbyt widocznym spoiwem wi
cym. W
rezultacie otrzymujemy koncepcje, wed ug której musia o by tak a nie inaczej, dok adnie tak w
nie, jak
si przedstawia. Co wi cej, fakty mo na przykrawa do zak adanych hipotez. W tpliwo ci odno nie do
ka dej teorii s zasadne, a nawet konieczne, gdy niekwestionowanie aktualnie obowi zuj cej wiedzy
prowadzi do zaniku bada naukowych. A zatem nasza wiedza o przesz
ci jest tylko wzgl dn prawd .
Kiedy ujawniaj si nowe okoliczno ci, dawna teoria — cho by by a nie wiem jak zadomowiona — musi
zosta zast piona przez now . Wydaje si , e nadszed czas, aby do naszych bada nad przesz
ci
zastosowa nowe metody.
Postulat ten uzasadniony jest pojawieniem si nowych okoliczno ci. Nie wolno nam ju d
ej postrzega
przesz
ci na star mod . Pocz tki naszej cywilizacji i geneza wielu religii mog y przecie wygl da
zupe nie inaczej, ni do tej pory przyjmowali my.Poznanie Uk adu S onecznego i Wszech wiata,
zgromadzona wiedza o makro- i mikrokosmosie, niebywa e post py w technice i medycynie, biologii i
geologii, zapocz tkowanie podró y w przestrzeni kosmicznej — to wszystko w po czeniu z wieloma
innymi jeszcze czynnikami ca kowicie zmieni o nasz obraz wiata w ostatnim niespe na pó wieczu.
Dzisiaj wiemy, e mo na produkowa ubiory dla kosmonautów, które s odporne na skrajnie niskie i
wysokie temperatury. Wiemy, e podró e kosmiczne nie s ju utopi . Do wiadczamy spe nionego cudu
kolorowej telewizji, podobnie jak umiemy zmierzy pr dko
wiat a i obliczy konsekwencje teorii
wzgl dno ci. Wiemy czy przeczuwamy, i w adnym wypadku nie musimy by jedynymi istotami
rozumnymi w Kosmosie? Wiemy czy przeczuwamy, e nieznane istoty inteligentne mog y ju przed 10
tysi cami lat dysponowa tak wiedz , jak my mamy dzisiaj?
Nasz sztywny, poniek d sielankowy, obraz wiata zaczyna si kruszy . Nowe teorie wymagaj nowych
metod. I tak na przyk ad archeologia nie mo e w przysz
ci ogranicza si wy cznie do wykopalisk, gdy
nie wystarcza ju jedynie zbieranie i porz dkowanie znalezisk. Je li ma powsta wiarygodny obraz naszej
przesz
ci, to niezb dny jest do tego wysi ek i wspó praca tak e innych dyscyplin naukowych.
Bez zahamowa i z ciekawo ci wejd my zatem do wiata nieprawdopodobie stwa! Spróbujmy si gn po
dziedzictwo, które pozostawili nam „bogowie"!
Na pocz tku XVIII w. w pa acu Topkapi w Stambule znaleziono stare mapy geograficzne nale ce do
admira a Piri Reisa, oficera tureckiej marynarki. Do Reisa, który mia znale mapy na Wschodzie, nale
y
te znajduj ce si obecnie w bibliotece pa stwowej w Berlinie dwa atlasy, zawieraj ce dok adne
odwzorowania regionu Morza ródziemnego i obszaru nad Morzem Martwym.
Ca y ten pakiet map zosta przekazany do ekspertyzy ameryka skiemu kartografowi Arlingtonowi H.
Mallery'emu, który doszed do zadziwiaj cej konkluzji, e co prawda wszystkie dane geograficzne s
zaznaczone, ale nie s naniesione na w
ciwych miejscach. Szukaj c Pomocy zwróci si do kartografa
Waltersa z Urz du Hydrologicznego Marynarki USA. Mallery i Walters skonstruowali siatk kartograficzn
i na
yli stare mapy na wspó czesny globus. W ten sposób dokonali rzeczywi cie sensacyjnego odkrycia.
Mapy okaza y si bardzo dok adne i to nie tylko w odniesieniu do regionu ródziemnomorskiego i Morza
Martwego. Tak e wybrze a Ameryki Pó nocnej i Po udniowej, a nawet kontury Antarktydy by y
zaznaczone na mapach Piri Reisa z tak sam precyzj . Co wi cej, mapy ukazywa y nie tylko zarysy
kontynentów, lecz zawiera y tak e topografi wn trza l dów!
cuchy górskie, szczyty, wyspy, rzeki i
wy yny by y naniesione z nies ychan dok adno ci .
W 1957 — Roku Geofizyki — mapy zosta y przekazane jezuicie o. Linehamowi, który by zarazem
dyrektorem obserwatorium w Weston i specjalist od kartografii w marynarce ameryka skiej. Ojciec
Lineham po bardzo gruntownych badaniach móg tylko potwierdzi , e mapy charakteryzuj si zupe nie
wyj tkow dok adno ci — nawet na tych obszarach, które dzisiaj jeszcze s bardzo s abo zbadane.
Pomy lmy tylko, dopiero w 1952 r. odkryto na Antarktydzie
cuchy górskie, zaznaczone ju na mapach
Reisa. Najnowsze prace profesora Charlesa H. Hapgooda oraz matematyka Richarda W. Strachana
dostarczaj nam wprost szokuj cych wyników. Porównanie map Piri Reisa ze wspó czesnymi zdj ciami
satelitarnymi kuli ziemskiej wykaza o mianowicie, e ich orygina y musia y by zdj ciami lotniczymi,
wykonanymi z bardzo du ej wysoko ci! W jaki sposób mo na to wyt umaczy ?
Jaki statek kosmiczny unosi si wysoko nad Kairem i kieruje obiektyw swej kamery prosto na dó . Po
wywo aniu zdj powsta by nast puj cy obraz: wszystko to, co znajdowa o si w promieniu oko o 8 tysi cy
kilometrów pod obiektywem, zosta o dok adnie odwzorowane, gdy le
o bezpo rednio pod soczewk . Im
dalej jednak od rodka zdj cia, tym bardziej zniekszta cone s krainy i kontynenty. Dlaczego tak si dzieje?
Z powodu kulistego kszta tu Ziemi kontynenty oddalone od centrum „zapadaj si ku do owi". Zarys
Ameryki Po udniowej na przyk ad b dzie charakterystycznie zniekszta cony i wyd
ony, dok adnie tak, jak
widzimy to na mapie Piri Reisa!
Nasuwa si par pyta , które domagaj si szybkiej odpowiedzi. Z pewno ci nasi przodkowie nie
wykre lili tych map. Jednak jest spraw niew tpliw , e musia y one zosta zrobione z powietrza i to przy
pomocy najnowocze niejszej techniki.
W jaki sposób mo emy to wyja ni ? Czy powinni my zadowoli si legend , e bóg podarowa je jakiemu
arcykap anowi? Czy te nie powinni my ich przyjmowa do wiadomo ci i bagatelizowa ten „cud", gdy
zestaw map nie pasuje do naszych wyobra
? A mo e powinni my odwa nie wetkn kij w mrowisko,
utrzymuj c twardo, e mapy Ziemi zosta y wykonane z lec cego bardzo wysoko samolotu lub ze statku
kosmicznego?!
Mapy tureckiego admira a nie s oczywi cie orygina ami, s kopiami z kopii, które by y z kolei kopiami
jeszcze wcze niejszych kopii. Jedno nie ulega jednak w tpliwo ci: ktokolwiek wykona je przed tysi cami
lat, musia umie unosi si w powietrzu, a tak e1 fotografowa !
Z pewno ci twierdzenie to niejednemu zapiera dech w piersiach. Prastare mapy, wykonane z bardzo du ej
wysoko ci — to my l, której lepiej nie prowadzi do ko ca. Niekiedy wydaje si , jak gdyby cz owiek
odczuwa l k, gdy dostrzega rozpraszanie si pomroki os aniaj cej zamierzch przesz
. Dlaczego?
Czy by z tego powodu, e mo na tak wygodnie i spokojnie
opieraj c si na oficjalnie obowi zuj cej
wiedzy?
Niedaleko wybrze a morskiego, na peruwia skim pogórzu Andów, le y stare miasto Nazca. Po obu
stronach doliny Palpa znajduje si równinny pas ziemi o d ugo ci 60 km i szeroko ci dwóch kilometrów,
zasypany kamiennym gruzem przypominaj cym zardzewia e kawa ki elaza. Ludno miejscowa nazywa
ten teren pamp , cho nie ma tu adnej ro linno ci. Podczas lotu nad p askowy em Nazca wida olbrzymie,
geometryczne linie, niektóre z nich przebiegaj równolegle, inne krzy uj si lub te obramowane s
wielkimi trapezowatymi figurami.
Archeolodzy mówi , e s to drogi Inków...
Co za absurdalna my l! Do czego mia yby si Inkom przyda drogi biegn ce równolegle? Albo takie, które
si krzy uj ? Czy te takie, które przebiegaj c równin — gwa townie si urywaj ?
Rzecz jasna równie tutaj znajduj si typowe dla kultury Nazca obiekty ceramiczne. Jednak przypisywanie
z tego tylko powodu kulturze Nazca tak e geometrycznych figur — jest pój ciem po linii najmniejszego
oporu.
Na terenie tym a do 1952 r. nie podj to w ogóle stosownych prac archeologicznych i wszystkie znaleziska
pozbawione s datacji. Dopiero teraz dokonuje si pomiarów linii i figur. Ich wyniki jednoznacznie
potwierdzaj hipotez , e linie zosta y wykre lone zgodnie z zasadami astronomicznymi. Prof. Alden
Mason, specjalista od staro ytnego Peru, przypuszcza, e ten uk ad geometryczny ma znaczenie symbolu
religijnego, cho mo e by tak e kalendarzem.
Wed ug nas widziana z lotu ptaka d uga na 60 km równina Nazca jednoznacznie kojarzy si z lotniskiem!
Co mia oby by w tej idei tak niezrozumia ego?
Naturalnie aden archeolog o wykszta ceniu akademickim nie zechce przyzna , e kosmici mogliby niegdy
odwiedzi nasz Ziemie. Roztropny cz owiek niech tnie nara a si na mieszno przez wysuwanie
mia ego, cho by nawet mo liwego teoretycznie twierdzenia. „Nauka" nadal wypowiada si dopiero
wówczas, gdy znaleziony zostanie przedmiot, maj cy by obiektem bada . Kiedy za zostanie ju
znaleziony, jest tak d ugo polerowany i obrabiany, a stanie si kamykiem dok adnie pasuj cym — o
dziwo! — do istniej cej mozaiki. Klasyczna archeologia nie dopuszcza bowiem my li, e ludy preinkaskie
mog y dysponowa perfekcyjn technik pomiarów. Hipoteza, e w g bokiej staro ytno ci mog yby istnie
maszyny lataj ce, nie jest dla archeologów niczym innym, jak tylko g upstwem.
Czemu zatem s
y Unie i figury z Nazca?
Wyobra amy sobie, e mog y one zosta przeniesione w ten gigantyczny uk ad geometryczny za pomoc
jakiego modelu uk adu wspó rz dnych lub zosta skonstruowane wed ug wskazówek z samolotu. Dzisiaj
nie da si jeszcze powiedzie z ca pewno ci , czy p askowy Nazca istotnie by kiedykolwiek lotniskiem.
Na pewno nie znajdzie si tu elaznych wzmocnie , gdy metale koroduj w ci gu niewielu lat w
przeciwie stwie do kamienia, który korozji nie ulega. Co jest zdro nego w przypuszczeniu, e linie zosta y
wykre lone, aby przekaza „bogom" nast puj
informacj : L dujcie tutaj! Wszystko jest przygotowane
zgodnie z waszymi rozkazami! By mo e budowniczowie geometrycznych figur nie zdawali sobie sprawy,
co w rzeczywisto ci robi , ale mo liwe, e wiedzieli, czego „bogowie" potrzebuj do l dowania.
W wielu miejscach spotyka si w Peru na górskich zboczach ogromnych rozmiarów rysunki, które bez
tpienia zosta y wykonane jako sygna y dla istot poruszaj cych si w przestrzeni powietrznej. Do czego
innego bowiem mog yby s
?
W zatoce Pisco w czerwonej, wysokiej cianie stromego skalistego wybrze a wy obiono d utem jeden z
najdziwniejszych rysunków. Patrz c od strony morza ju z odleg
ci dwóch kilometrów mo na rozpozna
figur o wysoko ci prawie 250 metrów. Stosuj c porównanie typu „wygl da tak, jak..." nale
oby
powiedzie : ta p askorze ba wygl da jak ogromny trójz b albo jak gigantyczny trójramienny lichtarz. A w
rodkowym filarze tego kamiennego obrazu znaleziono d ug lin ! Czy by s
a swego czasu jako
wahad o?
Musimy szczerze przyzna , e próbuj c zinterpretowa to dzie o poruszamy si po omacku w ciemno ciach.
W utarte schematy my lowe nie daje si go sensownie wmontowa — co nie znaczy, e nie znalaz oby si
jakiego chwytu, który pozwoli by „wczarowa " równie i to zjawisko w rozleg mozaik
dotychczasowych teorii. Co jednak mog o sk oni preinkaskie ludy do budowania fantastycznych linii,
dowisk z Nazca? Jakie szale stwo leg o u podstaw wysokiego na 250 metrów litografu na czerwonym
stromym wybrze u na po udnie od Limy?
Prace te wymaga y dziesi tków lat w sytuacji, gdy nie by o do dyspozycji nowoczesnych maszyn i
urz dze . Wysi ek by by ca kowicie bezsensowny, gdyby twórcy nie chcieli da poprzez swe dzie o sygna u
istotom, które niegdy przyby y do nich z przestworzy. Trzeba by te odpowiedzie na intryguj ce pytanie:
po co ludzie robili to wszystko, skoro nie mieli poj cia, e istniej „lataj ce istoty"?
Interpretacja tych zjawisk nie mo e by tylko spraw archeologów. Wspólnie pracuj ce gremium uczonych
z ró nych dziedzin wiedzy z pewno ci zbli
oby nas ju do rozwi zania zagadki, gdy wymiana opinii i
dyskusja na pewno wywo
yby cenne skojarzenia. Niebezpiecze stwo, e badania naukowe nie przynios
adnego konkretnego efektu, tkwi w tym, i pytania takie jak nasze nie s brane powa nie pod uwag i s
wy miewane. Kosmonauci w zamierzch ej przesz
ci? Có za przedziwny problem dla tradycyjnych
uczonych. Najlepiej by oby odda pytaj cego w r ce psychiatry.
Jednak pytania pozostaj i s — dzi ki Bogu — ze swej natury na tyle bezczelne, aby uparcie domaga si
odpowiedzi. A niewygodnych pyta jest du o. Co na przyk ad nale
oby powiedzie , gdyby z zamierzch ej
przesz
ci zachowa si kalendarz pozwalaj cy na odczytanie zrównania dnia z noc , astronomicznych pór
roku, pozycji Ksi yca o ka dej godzinie oraz jego ruchów — i to przy uwzgl dnieniu obrotu Ziemi?!
To nie jest wydumane, prowokacyjne pytanie! Taki kalendarz rzeczywi cie istnieje. Znaleziono go w
zasuszonym mule w Tiahuanaco. To k opotliwe odkrycie jest nie daj cym si zakwestionowa faktem i
dowodzi — lecz czy nasza wiadomo dopuszcza takie dowody? — e istoty, które kalendarz wymy li y,
stworzy y i stosowa y, posiada y kultur wy sz od naszej.
W mie cie Tiahuanaco roi si od tajemnic. Le y ono na wysoko ci 4000 metrów i do tego na ko cu wiata.
Czy w
nie w takim miejscu mo na by oczekiwa prastarej, pot
nej kultury? Wyruszaj c z Cuzco (w
Peru) dociera si po jednodniowej podró y kolej i statkiem do miasta i stanowisk archeologicznych.
askowy robi wra enie krajobrazu z obcej planety. Praca fizyczna staje si tu m
dla ka dego
przybysza, gdy ci nienie powietrza jest o po ow ni sze w porównaniu z poziomem morza i co za tym
idzie w atmosferze jest odpowiednio mniej tlenu. A mimo to znajdowa o si w tym miejscu wielkie miasto.
Na temat Tiahuanaco nie ma wiarygodnych przekazów. Mo e powinni my cieszy si , gdy dzi ki temu nie
da si w tym przypadku doj do „wypróbowanych" rozwi za na szczud ach tradycyjnej m dro ci
akademickiej. Ruiny, o których wieku do tej pory niczego nie wiadomo, spowite s mrokiem przesz
ci,
niewiedzy i tajemnicy.
Bloki piaskowca wa ce 100 ton poprzedzielane s fragmentami muru o wadze 60 ton. G adkie
powierzchnie z precyzyjnie wykonanymi rowkami przylegaj do wielkich prostopad
cianów, które
po czone s miedzianymi klamrami. Jest to przedziwne rozwi zanie, niespotykane do tej pory nigdzie w
wiecie staro ytnym. Wszystkie prace kamieniarskie wykonane s bardzo starannie. W wa cych 10 ton
blokach wyst puj dziury o d ugo ci 2,5 metra, których przeznaczenia nie udaje si wyja ni . Tak e
wystaj ce p yty kamienne o d ugo ci 5 metrów, wykonane z jednego bloku, nie przyczyniaj si do
rozwi zania zagadek, jakie skrywa Tiahuanaco. W ziemi znajduj si kamienne przewody wodoci gowe,
porozbijane i rozrzucone na wszystkie strony jakby w wyniku katastrofy o niewyobra alnej skali. Maj one
po dwa metry d ugo ci, pó metra szeroko ci i tak sam mniej wi cej wysoko . Obiekty zadziwiaj
doskona ym wyko czeniem. Czy by nasi przodkowie z Tiahuanaco nie mieli niczego lepszego do roboty,
ni — bez odpowiednich narz dzi zreszt — szlifowa ca ymi latami przewody wodoci gowe osi gaj c
tak precyzje, e wspó czesne odlewy z betonu s w porównaniu z nimi tandetne?
W restaurowanym obecnie budynku znajduje si zbiór kamiennych g ów, a ci lej mówi c — zestaw
najró niejszych ras antropologicznych. S tu oblicza o wargach w skich i wydatnych, z nosami d ugimi i
wygi tymi, z uszami delikatnymi i niezgrabnymi, o rysach agodnych b
ostrych. Na niektórych g owach
tkwi dziwne he my. Czy by te wszystkie obce i dziwaczne postacie chcia y przekaza nam pos anie,
którego my — z powodu uporu i uprzedze — nie chcemy lub nie mo emy zrozumie ?
Jednym z najwi kszych archeologicznych cudów Ameryki Po udniowej jest monolityczna „Brama S
ca"
w Tiahuanaco — olbrzymia, wykuta w jednym bloku skalnym rze ba o wysoko ci trzech i szeroko ci
czterech metrów. Ci ar tego dzie a sztuki kamieniarskiej szacuje si na ponad 10 ton. Czterdzie ci osiem
kwadratowych figur otacza tam w trzech rz dach posta lataj cego boga.
A co opowiada legenda o tajemniczym mie cie Tiahuanaco?
Opowiada o z otym statku, który przyby z gwiazd, a w nim przyby a kobieta o imieniu Orjana, aby spe ni
misj pramatki Ziemi. Orjana mia a tylko cztery palce, po czone b on . Pramatka Orjana zrodzi a 70 dzieci
ziemskich, a nast pnie z powrotem pod
a do gwiazd.
W Tiahuanaco spotykamy rysunki naskalne i pos gi istot o czterech palcach. Ich wieku nie mo na ustali .
aden cz owiek z adnej znanej nam epoki nie widzia Tiahuanaco innego, ni tylko w gruzach.
Jak tajemnic skrywa przed nami to miasto? Jakie przes anie innych wiatów czeka na rozszyfrowanie na
boliwijskim p askowy u? Nie ma adnego przekonywaj cego wyja nienia ani co do pocz tku, ani ko ca tej
kultury, ale oczywi cie nie przeszkadza to kilku archeologom utrzymywa
mia o i z pewno ci siebie, e
ruiny maj trzy tysi ce lat. Podstaw datacji jest par nieistotnych figurek glinianych, które w ogóle nie
musz mie nic wspólnego z epok monolitów. Archeologowie u atwiaj sobie ycie, zlepiaj par starych
skorup, szukaj kilku najbardziej podobnych spo ród znanych ju obiektów, na tej podstawie naklejaj
etykiet na odrestaurowane w
nie znalezisko i — hokus pokus — wszystko znowu wspaniale pasuje do
potwierdzonej w ten sposób teorii. Taka metoda post powania jest rzecz jasna bez porównania atwiejsza,
ni gdyby trzeba by o wyobra
sobie nielinearny rozwój techniki na wiecie lub wr cz zaryzykowa my l
o odwiedzinach kosmitów w zamierzch ej przesz
ci. To przecie niepotrzebnie skomplikowa oby ca
spraw .
Nie zapominajmy o Sacsahuaman! Nie chodzi w tym wypadku o fantastyczn twierdz inkask , le
niewiele metrów nad dzisiejszym Cuzco, ani o monolityczne bloki o wadze ponad stu ton, ani o tarasowe
mury o d ugo ci ponad 500 metrów i wysoko ci osiemnastu metrów, na których tle wspó czesny turysta robi
sobie pami tkowe zdj cia. Chodzi nam o nieznane Sacsahuaman, oddalone niespe na o kilometr od znanej
twierdzy Inków.
Nasza fantazja jest zbyt uboga, aby sobie wyobrazi za pomoc jakich rodków technicznych nasi
przodkowie pozyskiwali w kamienio omach bloki skalne o wadze ponad stu ton, jak transportowali je
i obrabiali w odleg ym miejscu. Nawet jednak z t nasz „zdemoralizowan " przez wspó czesn technik
fantazj doznajemy g bokiego wstrz su, gdy stoimy przed blokiem kamienia wa cym oko o 20 tysi cy
ton. Monstrum to spotka mo na w drodze powrotnej z twierdzy Sacsahuaman, w odleg
ci kilkuset
metrów, przy zboczu górskim w jednym z kraterów. Monolityczny blok o rozmiarach czteropi trowego
domu, nienagannie obrobiony wed ug najlepszych wzorów sztuki kamieniarskiej, ma stopnie i rampy oraz
przyozdobiony jest spiralami i otworami. Czy da si odeprze twierdzenie, e Inkowie nie mogli obrabia
tego niespotykanej wielko ci bloku kamienia po prostu dla rozrywki i praca ta musia a s
jakiemu
nieznanemu jeszcze dzisiaj celowi? Jakby dla utrudnienia zagadki monstrualny blok stoi do góry nogami.
Stopnie prowadz zatem od sufitu z góry na dó , otwory wychodz , niczym perforacje po wybuchu granatu,
na ró ne strony wiata, a dziwne zag bienia, przypominaj ce nieco fotele, zawieszone s w powietrzu. Kto
mo e sobie wyobrazi , e ludzkimi r kami blok zosta wydobyty, przeniesiony i obrobiony? Jaka si a
przewróci a go?
Jacy tytani przy
yli r
do tego dzie a?
I w jakim celu?
Jeszcze nie min o zdziwienie kamiennym potworem, a ju po przej ciu niespe na trzystu metrów wida
zeszklenia skalne, które mog y powsta w zasadzie tylko w wyniku topnienia ska y pod wp ywem
niezwykle wysokich temperatur. Zdziwionemu tury cie serwuje si na miejscu lapidarne wyja nienie, e
ska a zosta a wyg adzona przez masy topniej cego lodowca. Niestety wyja nienie jest absurdalne!
Lodowiec sp ywa by — podobnie jak wszelka masa p ynna — logicznie rzecz bior c tylko w jedn stron .
Niezale nie od tego, kiedy powsta y zeszklenia, ta zasada przyrodnicza raczej nie uleg a zmianie. W
ka dym razie nie sposób wyobrazi sobie, aby wody lodowca sp ywa y na powierzchni 15 000 m2 w
sze ciu ró nych kierunkach!
Sacsahuaman i Tiahuanaco skrywaj liczne tajemnice z prehistorycznych czasów, dla których proponuje si
powierzchowne i nieprzekonywaj ce wyja nienia. Poza tym zeszklenia piasku spotyka si tak e na pustyni
Gobi i w rejonie starych irackich wykopalisk. Kto zna odpowied na pytanie, dlaczego te piaskowe
zeszklenia podobne s do tych, jakie powsta y pod wp ywem eksplozji atomowych na pustyni Nevada?
Czy uczyniono dostatecznie wiele, by dla prehistorycznych zagadek znale przekonywaj ce rozwi zanie?
W Tiahuanaco znajduj si nienaturalnie zwie czone wzgórza, których „dachy" s ca kowicie p askie na
powierzchni 4 000 m
2
. Jest ca kiem prawdopodobne, e s w nich ukryte jakie budowle. Do tej pory jednak
nie przeci gni to przez pagórki adnego wykopu, ani jedna opata nie zag bia si w tamtejsz ziemi , by
rozwi za zagadk . To prawda, e brakuje pieni dzy, ale tury ci nierzadko obserwuj
nierzy i oficerów,
którzy najwyra niej niezbyt dobrze wiedz , jak sensownie sp dzi czas. Czy by oby z ym pomys em, aby
zleci jakiej kompanii wojska prace wykopaliskowe pod fachowym nadzorem?
Na tyle rzeczy znajduje si na wiecie pieni dze, a badania dla przysz
ci s przecie pal
konieczno ci ! Dopóki nasza przesz
jest niezbadana, otwarta pozostaje jedna pozycja w rachunku dla
przysz
ci. Pytanie brzmi, czy przesz
nie pomog aby nam w znalezieniu rozwi za technicznych,
których nie trzeba by oby dopiero odkrywa , gdy znane ju by y w czasach prehistorycznych?Skoro sama
pasja ods aniania naszej przesz
ci nie jest wystarczaj cym bod cem do podj cia nowoczesnych,
intensywnych bada , to mo e pomóg by wzgl d na korzy ci ekonomiczne. W ka dym razie adnemu
uczonemu nie zlecono dotychczas przeprowadzenia przy pomocy najnowszej aparatury bada izotopowych
w Tiahuanaco czy Sacsahuaman, na pustyni Gobi albo w legendarnej Sodomie i Gomorze. Wszystkie
zapisane pismem klinowym teksty i tabliczki z Ur - najstarsze ksi gi ludzko ci — przekazuj informacje o
„bogach", którzy je dzili barkami po niebie, przybyli z gwiazd, posiadali straszliw bro i powrócili z
powrotem do gwiazd. Dlaczego nie szukamy dawnych „bogów"? Nasze teleskopy wysy aj sygna y w
Kosmos i staraj si odebra jakie sygna y od istot rozumnych. Dlaczego jednak nie poszukujemy ladów
obcych istot najpierw albo równocze nie na naszej, przecie znacznie bli szej planecie? Tym bardziej, e
nie poruszamy si po omacku w ciemno ciach, gdy
lady te s wyra nie widoczne.
Sumerowie zacz li oko o roku 2300 p.n.e. spisywa pe
chwa y przesz
swego ludu. Jeszcze dzisiaj nie
wiemy, sk d przyby ten lud, cho wiemy, e Sumerowie przynie li wysoko rozwini
kultur , któr
narzucili barbarzy skim jeszcze po cz ci Semitom. Wiemy te , e Sumerowie poszukiwali bogów zawsze
na szczytach górskich, a je li na obszarze osadniczym nie by o naturalnych wzniesie — usypywali na
równinach sztuczne „góry". Ich wiedza astronomiczna by a niewiarygodnie zaawansowana, a ich
obserwatoria dokonywa y oblicze obrotów Ksi yca, które ró ni y si od dzisiejszych pomiarów zaledwie
o 0,4 sekundy. Poza wspania ym eposem o Gilgame- szu, o którym b dziemy jeszcze pisa , pozostawili
nam prawdziw , ma sensacj . Na wzgórzu Kujund uk (niegdy Niniwa) znaleziono obliczenie, którego
wynik ko cowy w przeliczeniu na nasz arytmetyk wynosi 195 955 200 000 000. Jest to liczba
pi tnastocyfrowa! Nawet m drzy, starzy Grecy, ojcowie zachodniej kultury, na których tak cz sto si
powo ujemy i tak dok adnie badamy, nie zdo ali przekroczy w naj wietniejszym okresie swego rozwoju
liczby 10 000. Wszystko, co j przekracza o, okre lano po prostu mianem „niesko czone".
Starodawne pisma przypisywa y Sumerom wprost fantastycznie d ugi czas ycia. I tak dziesi ciu
pradawnych w adców mia o panowa w sumie 456 000 lat, za okres panowania 23 królów, którym po
potopie przypad trud odbudowy, wynosi mia 24 510 lat, trzy miesi ce oraz trzy i pó dnia.
to dane ca kowicie sprzeczne z naszymi dzisiejszymi poj ciami, cho dok adne imiona wszystkich tych
licznych w adców, starannie uwiecznione na glinianych tabliczkach i monetach, umieszczone s na d ugiej
li cie.
Jaki by by efekt, gdyby my i w tym wypadku odwa yli si zdj ko skie okulary i spojrzeli na stare dzieje
nowym okiem?
Przyjmijmy, e kosmici przed tysi cami lat nawiedzili obszar Sumeru. Wysu my hipotez , e po
yli
podwaliny pod cywilizacj i kultur Sumerów a spe niwszy misj wrócili na swoj planet . Za
my, i
wiedzeni ciekawo ci wracaliby co sto lat czasu ziemskiego na miejsce swego pionierskiego trudu, by
sprawdzi , jak wzesz o zasiane przez nich ziarno. Przyjmuj c za podstaw dzisiejsz
redni d ugo
ycia,
kosmici mogliby bez trudu prze
500 lat w skali czasu ziemskiego. Jak to mo liwe? Teoria wzgl dno ci
dowodzi, e astronauci podczas lotu w obie strony, w statku kosmicznym poruszaj cym si z szybko ci
zbli on do pr dko ci wiat a, postarzeliby si w tym czasie tylko o oko o 40 lat! Zacofani Sumerowie
wznie li w ci gu stuleci zikkuraty, piramidy i wygodne domy, sk adali ofiary swoim „bogom" i oczekiwali
ich powrotu. Po up ywie stu lat istotnie przybyliby oni znowu. „A wtedy przyszed potop, a po potopie
zst pi o królestwo ponownie z nieba..." - czytamy w jednym z sumeryjskich tekstów zapisanych pismem
klinowym.
W jaki sposób Sumerowie wyobra ali sobie i przedstawiali swoich „bogów"? Poj cie o tym daje
sumeryjska mitologia oraz niektóre akadyjskie tabliczki i obrazy. „Bogowie" nie mieli postaci cz owieczej,
a w ka dym wypadku symbol danego boga zwi zany by z jak gwiazd . Tabliczki akadyjskie
przedstawiaj gwiazdy w taki sposób, jak zaznaczono by je równie dzisiaj. Dziwi tylko, e wokó gwiazd
kr
ró nej wielko ci planety. Sk d Sumerowie, którzy nie mieli naszych mo liwo ci obserwacji nieba,
mogli wiedzie , e gwiazda sta a posiada planety? Znaleziono rysunki, na których ludzie nosz na g owie
gwiazdy lub dosiadaj uskrzydlonych kul. Istnieje obraz, który natychmiast przywo uje skojarzenie z
modelem atomu. Jest to okr g z nanizanymi obok siebie promieniuj cymi na zmian kulami. adna otch
nie jest tak przera aj ca i adne niebo tak pe ne cudów, jak spu cizna Sumerów pe na jest pyta , zagadek i
niesamowito ci, je li tylko rozpatrywa j pod k tem zwi zków z Kosmosem.
Wymie my tu jeszcze tylko par osobliwych przedmiotów z tego samego obszaru geograficznego:
-W Geoy Tepe rysunki spiral, niew tpliwa rzadko przed 6 000 lat!
-W Gar Kobeh przemys owa obróbka krzemienia sprzed 40 000 lat.
-W Baradostian podobne znalezisko pochodzi sprzed 30 000 lat.
-W Tepe Asiab pos ki, groby i narz dzia kamienne, których wiek datuje si na 13 000 lat.
- W tym samym miejscu znaleziono skamienia e ekskrementy, które by mo e nie pochodz od ludzi.
- W Karim Szahir znaleziono narz dzia i d uto do rytowania.
- W Barda Balka le
y pi ciaki i narz dzia.
- W jaskini Szandiar znajdowa y si szkielety doros ych m czyzn i jednego dziecka. Ich wiek (okre lony
metod
14
C)datuje si na oko o 45 000 lat p.n.e.
List te mo na uzupe nia wieloma przyk adami i ci gn dalej, a ka dy fakt b dzie wspiera stwierdzenie,
e przed oko o 40 000 lat rejon pó niejszego Sumeru zamieszkiwa a zbieranina ludzi prymitywnych. Nagle,
z nieznanych dot d przyczyn, pojawili si Sumerowie ze swoj astronomi , kultur i technik .
Wnioski o obecno ci na Ziemi w zamierzch ych czasach przybyszy z Kosmosu s na razie czyst
spekulacj . Mo na jednak za
, e pojawili si wówczas „bogowie", którzy skupili wokó siebie
pó dzikich jeszcze ludzi w Sumerze i przekazali im cz
swojej wiedzy.
Figurki i pos ki, które przypatruj si nam dzi zza muzealnych szyb, wykazuj zró nicowanie
antropologiczne: wy upiaste oczy, dobrze wysklepione czo a, w skie wargi i na ogó proste i d ugie nosy.
Jest to obraz, który zupe nie nie pasuje do obowi zuj cych schematów my lowych i potocznego
wyobra enia o istotach prymitywnych.
Czy by byli to przybysze z Kosmosu w zamierzch ych czasach?
- W Libanie znaleziono szkliste okruchy skalne, tak zwane tektyty, w których Amerykanin dr Stair odkry
radioaktywny izotop aluminium.
- W Iraku i Egipcie znajduj si oszlifowane krystaliczne soczewki, które wspó cze nie produkuje si tylko
przy u yciu tlenku cezu, czyli zwi zku, jaki otrzymuje si w procesie elektrolizy.
- W Heluanie jest kawa ek materia u, tkaniny tak delikatnej i cienkiej, jak wspó cze nie mo na tka tylko
w specjalistycznych fabrykach z du ym do wiadczeniem produkcyjnym.
- W muzeum w Bagdadzie s suche baterie elektryczne, dzia aj ce na zasadzie galwanicznej.
-W tym samym miejscu mo na podziwia ogniwa elektryczne z miedzianymi elektrodami i nieznanymi
elektrolitami.
- Uniwersytet w Londynie posiada w dziale egipskim prastar ko prawej r ki, która zosta a fachowo
amputowana dziesi centymetrów powy ej nadgarstka, ci ciem g adkim i pod k tem prostym.
- Na górzystym terenie Kohistanu znajduje si w jaskini rysunek dok adnie oddaj cy pozycje gwiazd, jakie
zajmowa y one przed 10 000 lat. Wenus i Ziemia po czone s liniami.
- Na wy ynie w Peru znaleziono ozdoby z platyny.
- W pewnym grobie w Chou-Chou (Chiny) le
y cz ci paska, wykonane z aluminium.
- W Delhi stoi stary s up z elaza, które nie zawiera ani fosforu, ani siarki i dlatego jest odporne na erozj
atmosferyczn .
To zestawienie „nieprawdopodobie stw" powinno jednak zaostrzy nasz ciekawo i wzbudzi niepokój.
Jakie to rodki i jaka intuicja pozwoli y yj cym w pieczarach prymitywnym istotom przedstawi w
ciwe
po
enie cia niebieskich? Jaki warsztat mechaniki precyzyjnej wyprodukowa oszlifowane soczewki
krystaliczne? Jakim sposobem umiano topi i modelowa platyn , skoro ów metal szlachetny zaczyna si
topi dopiero w temperaturze 1800°C? Jak wreszcie metod uzyskano aluminium — metal, który z du ym
trudem pozyskuje si z boksytów?
Zgoda, s to trudne pytania, ale czy nie powinni my ich stawia ? Poniewa nie jeste my sk onni za
lub
przyzna , i nasz kultur poprzedzi a inna — wy sza, a nasz technik — podobnie perfekcyjna, to
pozostaje tylko hipoteza odwiedzin z Kosmosu! Jednak tak d ugo, jak badania archeologiczne prowadzi si
dotychczasowymi metodami, nie b dziemy mieli wi kszych szans, by dowiedzie si , czy nasza
zamierzch a staro ytno rzeczywi cie by a tak szara i ciemna, czy te mo e ca kiem pogodna...
Nadszed czas, aby og osi „Rok Archeologii Utopijnej"! W roku takim archeolodzy, fizycy, chemicy,
geolodzy, metalurdzy i przedstawiciele wszystkich pokrewnych dziedzin nauki zaj liby si jednym tylko
pytaniem: czy nasi przodkowie do wiadczyli odwiedzin ze Wszech wiata?
Metalurg móg by na przyk ad krótko i zwi le wyt umaczy archeologowi, jak skomplikowan spraw jest
wyprodukowanie aluminium. Czy nie jest mo liwe, e fizyk natychmiast odkryje w jakim rysunku
naskalnym znany wzór? Chemik dysponuj cy specjalistyczn aparatur móg by zapewne potwierdzi
przypuszczenie, e obeliski zosta y oddzielone od ska y wilgotnymi drewnianymi klinami b
te przy
pomocy nieznanych zwi zków chemicznych. Geolog winien nam ca y szereg odpowiedzi na pytanie, jak to
ciwie jest z konkretnymi osadami z epoki lodowcowej. W sk ad zespo u „Roku Archeologii Utopijnej"
wchodzi aby oczywi cie tak e dru yna nurków, która szuka aby w Morzu Martwym radioaktywnych
ladów ewentualnej eksplozji j drowej nad Sodom i Gomor .
Dlaczego najstarsze biblioteki wiata s tajne? Przed czym w
ciwie ten l k? Czy to obawa, e w ko cu
wyjdzie na wiat o dzienne chroniona i ukrywana przez tysi ce lat prawda?
Bada naukowych i post pu nie uda si zatrzyma . Egipcjanie przez 4000 lat uwa ali swych „bogów" za
istoty realne. W naszym kr gu kulturowym jeszcze w redniowieczu skazywano na mier „czarownice" z
gorej cej arliwo ci religijnej. Przypuszczenie inteligentnych sk din d Greków, e umiej przepowiada
przysz
z g siego
dka, jest obecnie równie przestarza e, jak prze wiadczenie ludzi „wiecznie
wczorajszych", i nacjonalizm ma jeszcze jakie znaczenie.
Musimy naprawi 1001 b dów przesz
ci. Okazywana na zewn trz pewno siebie jest pozorna i stanowi
po prostu ostr form t poty. Ci
e jeszcze oficjalnie panuje przes d, e jakie zjawisko musi zosta
dowiedzione, zanim „powa nemu" cz owiekowi b dzie wypada o nim si zajmowa .
Przy tym wszystkim nasze ycie sta o si znacznie atwiejsze i prostsze. Kto wypowiada now , pioniersk
my l, musia si niegdy liczy z wygnaniem i prze ladowaniem ze strony kurii i kolegów. Mo na
powiedzie , e na tym tle los wspó czesnych prekursorów jest l ejszy. Niema ju wszak ekskomuniki i nie
podpala si stosów. Z drugiej jednak strony metody praktykowane w naszych czasach, cho wprawdzie
mniej spektakularne, jednak e w nie mniejszym stopniu hamuj post p. Dzia a si dzi dyskretniej i bardziej
elegancko. Hipotezy i niewygodne, mia e my li s odrzucane i unieszkodliwiane za pomoc —jak mówi
Amerykanie — „killer-phrases". Mo liwo ci jest du o:
- To jest niezgodne z regu ami! (Zawsze dobre!)
- To jest niedoskona e! (Imponuj co niezawodne!)
- To jest zbyt radykalne! (Je li chodzi o efekt odstraszaj cy, nadzwyczaj skuteczne!)
- Tego nie podejm si uniwersytety! (Przekonywaj ce!)
- Tego próbowali ju inni! (Oczywi cie, ale z jakim skutkiem?)
- Nie dostrzegamy w tym adnego sensu! (Otó to!)
- Tego zabrania religia! (Co mo na na to odpowiedzie ?)
- To nie zosta o jeszcze dowiedzione! (Quod erat demonstrandum!)
„Na zdrowy rozum wiadomo — wo
przed 500 laty na sali s dowej pewien uczony — e Ziemia w
adnym wypadku nie mo e by kul , gdy w takim wypadku ludzie z jej dolnej po owy spadliby w
otch
!"
„Nigdzie w Biblii nie napisano — rzeki inny — e Ziemia kr ci si wokó S
ca. Zatem takie twierdzenie
jest szata sk sprawk !"
Wydaje si , jakby t pota by a nieod czn cech towarzysz
pojawianiu si nowych systemów
my lowych. U progu XXI wieku badacz powinien by jednak otwarty na „fantastyczne realia". Powinien
chcie modyfikowa prawa i ustalenia naukowe, które cho przez stulecia uchodzi y za tabu, to
kwestionowane s przez nowe wyniki bada . Nawet gdyby gwardia laureatów Nagrody Nobla usi owa a
zahamowa ten intelektualny nurt, to w imi prawdy i realizmu nale y zdoby nowy wiat wbrew
wszystkim ludziom niereformowalnym. Kto , kto jeszcze przed dwudziestoma laty mówi w kr gach
naukowych o satelitach, pope nia co w rodzaju akademickiego samobójstwa. Dzisiaj sztuczne cia a
niebieskie, satelity w
nie, kr
wokó S
ca, sfotografowa y Marsa i wyl dowa y mi kko na Ksi
ycu i
Wenus, aby przes
na Ziemi pierwszorz dne zdj cia obcych krajobrazów, wykonane (turystycznymi)
kamerami. Kiedy wiosn 1965 r. pierwsze zdj cia z Marsa przes ano na Ziemi , zrobiono je aparatami
operuj cymi wprost niewyobra alnie ma moc :
0,000 000 000 000 000 01 wata.
A jednak: NIC nie jest ju niewyobra alne. S owo „niemo liwe" powinno sta si dla wspó czesnego
badacza dos ownie niemo liwe. Kto dzisiaj nie pójdzie z nami, tego jutro st amsi rzeczywisto .
Pozostajemy zatem uparcie przy naszej hipotezie, zgodnie z któr przed ilu tysi cami lat Ziemi nawiedzili
astronauci z obcych planet. Zdajemy sobie spraw , e nasi niewykszta ceni i prymitywni przodkowie nie
potrafili poj wysoko rozwini tej techniki kosmitów. Czcili wi c ich jako „bogów", którzy przybyli z
gwiazd, a im nie pozosta o nic innego, jak tylko cierpliwie znosi to ubóstwienie. Nawiasem mówi c, nasi
kosmonauci musz by dobrze przygotowani psychicznie na podobne ho dy na nieznanych planetach.W
niektórych zak tkach Ziemi jeszcze obecnie yj ludzie prymitywni, dla których karabin maszynowy jest
broni diabelsk . Czy samolot odrzutowy nie jest dla nich przypadkiem pojazdem anio ów? Czy przez radio
nie s ysz g osu boga? Ostatnie ludy prymitywne z dziecinn naiwno ci przekazuj w swoich podaniach, z
pokolenia na pokolenie, wra enia z tych technicznych osi gni , które nam wydaj si ju oczywiste.
Ci gle jeszcze kre
na cianach jaski i ska postacie swoich bogów i ich cudem przyby e z nieba statki.
W ten sposób ludzie dzicy utrwalili to, czego obecnie szukamy.
Malowid a jaskiniowe w Kohtstanie, Francji, w Ameryce Pó nocnej i po udniowym Zimbabwe, na Saharze i
w Peru, a nawet w Chile potwierdzaj nasz hipotez . Francuski badacz Henri Lhote odkry w Tassili na
Saharze kilkaset (!) pokrytych malowid ami cian z wieloma tysi cami wizerunków zwierz t i ludzi. S
ród nich postacie w krótkich, eleganckich spódniczkach, nosz ce dr ki i bli ej nieokre lone
czworok tne skrzynki na dr kach. Obok malowide zwierz t zdziwienie budz istoty ubrane w strój
przypominaj cy kostium nurka. Wielki bóg Mars — tak Lhote nazwa wielkie malowid o — mia sze
metrów wysoko ci. „Dzikus", który pozostawi po sobie to dzie o, raczej nie móg by tak prymitywny, jak
by my sobie tego yczyli, aby wszystko zgrabnie pasowa o do starej teorii. Potrzebowa przecie jakiego
rusztowania do pracy, aby móc malowa perspektywicznie, gdy w jaskiniach tych w ci gu ostatnich
tysi cy lat nie nast pi y adne przesuni cia tektoniczne. Wydaje si nam, bez zbytniego nadwer ania
wyobra ni, e wielki bóg Mars zosta przedstawiony w skafandrze kosmicznym lub kostiumie nurka. Na
jego pot
nych, nieforemnych barach spoczywa he m, po czony z korpusem czym w rodzaju przegubu.
Tam, gdzie powinny si znajdowa usta i nos, w he mie s szpary. Sk onni byliby my uwierzy w
przypadek b
po prostu w fantazj prehistorycznego „artysty", gdyby to by jedyny taki wizerunek.
Jednak w Tassili znajduje si kilka rysunków nieforemnych postaci z takim samym ekwipunkiem, a bardzo
podobne malowid a naskalne znaleziono tak e w USA (region Tulare, Kalifornia).
Jeste my gotowi przyj spolegliwie i takie za
enie, i ludzie prymitywni byli niewprawnymi malarzami i
dlatego portretowali postacie niezbyt szcz liwie. Dlaczego jednak ci sami prymitywni mieszka cy pieczar
potrafili perfekcyjnie rysowa wo y lub zwyk ych ludzi? Wydaje si wi c bardziej prawdopodobne, e
„arty ci" potrafili bardzo dobrze przedstawia to, co istotnie ogl dali na w asne oczy. Jedno z naskalnych
malowide w hrabstwie Inyo w Kalifornii ukazuje jak figur geometryczn , w której bez wysilania
wyobra ni mo na rozpozna prostok tny suwak logarytmiczny w podwójnej oprawce. Archeolodzy
uwa aj natomiast, e s to postacie boskie...
Na pewnym naczyniu ceramicznym znalezionym w ira skim Siyalk paraduje nieznanego gatunku zwierz z
wielkimi, prostymi jak wiece, rogami na g owie. Dlaczego by nie? Jednak oba rogi maj po lewej i prawej
stronie po pi spiral. Je li wyobrazi sobie dwa pr ty z du ymi porcelanowymi izolatorami, wygl da oby
to mniej wi cej tak samo. Jakie jest stanowisko archeologii w tej sprawie? Ca kiem zwyczajne: chodzi o
symbol jakiego boga. Bogowie w ogóle s w cenie. Wiele rzeczy — z pewno ci wszystkie nie wyja nione
— interpretuje si przez odwo anie do wiata nadprzyrodzonego. W „nieudowadnialnej" krainie mo na
spokojnie. Ka
znalezion statuetk , ka dy posk adany przedmiot, ka
wy aniaj
si ze skorup posta
przyporz dkowuje si z miejsca do jakiej dawnej religii. Je li jednak dana rzecz nawet na si nie da si
dopasowa do adnej znanej religii, wyczarowuje si szybko — niczym królika z cylindra — jaki nowy,
zwariowany staro ytny kult. I rachunek znowu si zgadza!
A je eli freski w Tassili czy w USA albo we Francji istotnie odtwarzaj to, co cz owiek prymitywny
niegdy widzia ? Co pocz , je li spirale przy dr
kach przedstawiaj rzeczywi cie anteny, jakie zobaczy
kiedy u obcych „bogów"? Czy nie mog o istnie co , czego by nie powinno? „Dzikus", zdolny do
namalowania fresków, nie móg by taki dziki. Naskalny rysunek bia ej damy w Brandbergu w RPA
móg by zosta uznany za malarstwo dwudziestowieczne. Jest to posta w swetrze z krótkimi r kawami, w
obcis ych spodniach ze ci gaczami, w r kawiczkach i pantoflach. Kobieta nie jest sama, za ni stoi chudy
czyzna z dziwnym kolczastym dr giem w r ku, a na g owie ma bardzo skomplikowany he m z czym w
rodzaju przy bicy. Jako malarstwo nowoczesne jak najbardziej do zaakceptowania! K opot tylko w tym, e
chodzi o rysunek w jaskini!
Wszyscy bogowie przedstawieni na malowid ach jaskiniowych w Szwecji i Norwegii maj niemal
jednakowe, trudne do zinterpretowania g owy. Archeolodzy mówi , e s to g owy zwierz t. Jaka tu
jednak sprzeczno : czci „boga", którego si jednocze nie zarzyna i spo ywa. Cz sto wida na
malowid ach skrzydlate statki i bardzo cz sto ca kiem typowe anteny.
W Val Camonica we w oskiej Brescii tak e wyst puj postacie w niezgrabnych ubraniach, które — na
domiar z ego — maj równie rogi na g owach. Nie posuniemy si do twierdzenia, e mieszka cy italskich
pieczar uprawiali o ywion turystyk do Ameryki Pó nocnej lub Szwecji, wzgl dnie na Sahar i do
Hiszpani (Ciudad Real) w celu wymiany artystycznych do wiadcze i nowinek formalnych. Pozostaje
zatem na porz dku dziennym uporczywe pytanie, dlaczego ludzie prymitywni malowali postacie w
niezgrabnych ubraniach i z antenami na g owie...
Nie po wi caliby my tym niewyja nionym dziwom ani jednego s owa, gdyby wyst powa y tylko w jednym
miejscu, ale znajduje si je prawie wsz dzie.
Skoro tylko spojrzymy na przesz
z naszego punktu widzenia i wype nimy j wspó czesn fantazj
techniczn , zaczynaj unosi si zas ony skrywaj ce mroki historii. Studium prastarych, wi tych ksi g
pomo e nam tak urealni nasz hipotez , e nauka badaj ca przesz
nie zdo a na d
sz met unikn
rewolucyjnych pyta .
Rozdzia IV
Biblia na pewno ma racj — Czy Bóg by uzale niony od czasu? — Moj eszowa Arka Przymierza pod
napi ciem elektrycznym — Wielofunkcyjne pojazdy „bogów" na pustynnych piaskach — Potop by z
góry zaplanowany — Dlaczego „bogowie"
dali okre lonych metali?
Biblia jest pe na tajemnic i sprzeczno ci. Jej Ksi ga Rodzaju rozpoczyna si od stworzenia wiata,
przedstawionego dok adnie pod wzgl dem geologicznym. Sk d jednak autorzy wiedzieli, e minera y
powsta y przed ro linami, a po tych z kolei zjawi y si zwierz ta?
„Uczy my cz owieka na obraz nasz, podobnego do nas" — czytamy w I Ksi dze Moj eszowej.
Dlaczego Bóg mówi w liczbie mnogiej? Dlaczego mówi „nasz", a nie „mój", dlaczego „nam", a nie „mnie"?
Mo na by przecie s usznie przypuszcza , e jedyny Bóg b dzie przemawia do ludzi w liczbie pojedynczej,
a nie mnogiej.
„A kiedy ludzie zacz li rozmna
si na ziemi i rodzi y im si córki, ujrzeli synowie bo y, e córki ludzkie
by y pi kne. Wzi li wi c sobie za ony te wszystkie, które sobie upatrzyli" (I Moj . 6, 1-2).
Kto umie udzieli zadowalaj cej odpowiedzi na pytanie, jacy to synowie Boga brali sobie ziemskie kobiety
za ony? Izrael mia przecie tylko jednego jedynego, nietykalnego Boga. Sk d zatem wzi li si „synowie
Boga"?
„A w owych czasach, równie i potem, gdy synowie bo y obcowali z córkami ludzkimi, byli na ziemi
olbrzymi, których im one rodzi y.
To s mocarze, którzy z dawien dawna byli s awni" (I Moj . 6, 4).
Znowu zatem pojawiaj si synowie Boga, którzy wchodz w zwi zki z lud mi. Jest te po raz pierwszy
mowa o olbrzymach! „Olbrzymi" pojawiaj si zawsze i wsz dzie: w mitologii Wschodu i Zachodu,
legendach z Tiahuanaco i eposach Eskimosów. „Olbrzymi" strasz prawie we wszystkich starych ksi gach.
Musieli zatem istnie naprawd . Kim byli? Naszymi przodkami, którzy wznosili ogromne budowle i bez
trudu przesuwali monolity — czy mo e byli to biegli w sprawach technicznych kosmici? Jedno nie ulega
tpliwo ci: Biblia mówi o „olbrzymach" i nazywa ich „synami bo ymi", a owi „synowie bo y" wchodz
w zwi zki z córkami ludzi i p odz z nimi potomstwo.
Moj esz przekazuje nam (I Moj . 19, 1) bardzo obszerne, szczegó owe i wstrz saj ce sprawozdanie z
katastrofy w Sodomie i Gomorze. Zestawienie naszej pozabiblijnej wiedzy z tym opisem pozwoli na
ca kiem ciekawe skojarzenia.
Oto kiedy ojciec Lot siedzia wieczorem przed bram miasta, do Sodomy przybyli dwaj anio owie.
Najwidoczniej Lot oczekiwa „anio ów", którzy zreszt okazali si wkrótce m czyznami, gdy pozna ich
natychmiast i go cinnie zaprosi na noc do swego domostwa. Lubie nicy sodomscy —jak opowiada Biblia
— zapragn li tych m czyzn. Jednak obaj przybysze potrafili jednym jedynym gestem odeprze seksualn
chu miejscowych playboyów, pozbywaj c si intruzów.
„Anio owie" nalegali (I Moj . 19, 12-14), aby Lot jak najszybciej wyprowadzi z miasta swoj
on , synów,
córki, zi ciów i synowe, gdy — jak ostrzegali — miasto zostanie lada moment zniszczone. Rodzina Lota
nie bardzo chcia a uwierzy i uwa
a to wszystko za kiepski dowcip ojca. Zacytujmy dos ownie:
„A gdy wzesz a zorza, przynaglali anio owie Lota mówi c: Wsta , we
on swoj i dwie córki, które si tu
znajduj , aby nie zgin wskutek winy tego miasta. Lecz gdy si oci ga , wzi li go owi m owie za r
i
on jego za r
, i obie córki jego za r
, bo Pan chcia go oszcz dzi , i wyprowadzili go, i pozostawili
poza miastem. A gdy ich wyprowadzili poza miasto, rzek jeden: Ratuj si , bo chodzi o ycie twoje; nie
ogl daj si za siebie i nie zatrzymuj si w ca ym tym okr gu; uchod w góry, aby nie zgin . [...] Schro si
tam szybko, bo nie mog nic uczyni , dopóki tam nie wejdziesz!" (I Moj . 19, 15-17,22).
Z opisu wynika niew tpliwie, e obaj „anio owie" dysponowali nieznan mieszka com moc . Zastanawia
tak e po piech i naleganie jakim pop dzali rodzin Lota. Kiedy Lot si oci ga , wzi li go za r ce. Ka da
minuta musia a by droga. Lot mia , jak mu polecili, pój w góry i nie odwraca si po drodze. Jednak
wydaje si , e ojciec Lot nie mia bezwzgl dnego respektu przed „anio ami", gdy odwa
si zg asza
coraz to nowe zastrze enia: „Lecz ja nie mog uj w góry, zanim mnie nie dosi gnie nieszcz cie i umr "
(I Moj . 19, 19). Zaraz potem anio owie wyznali, e niczego nie b
mogli dla niego zrobi , je li ich nie
pos ucha.
Co w
ciwie wydarzy o si w Sodomie? Trudno sobie wyobrazi , aby wszechmocny Bóg uzale niony by
od jakiego rozk adu zaj . Sk d zatem po piech jego „anio ów"? A mo e zag ada miasta zosta a
zaplanowana co do minuty przez jak inn si ? Mo e rozpocz o si ju odliczanie i „anio owie" dobrze o
tym wiedzieli? W takim wypadku terminu zag ady nie mo na by by o rzecz jasna przesun . Czy jednak nie
by o prostszego sposobu zapewnienia bezpiecze stwa rodzinie Lota? Dlaczego musia a i w góry? I
dlaczego — na mi
bosk — nie wolno im by o ani razu nawet spojrze za siebie?
Zgoda, s to niestosowne pytania w tak powa nej sprawie. Ale od czasu zrzucenia w Japonii dwóch bomb
atomowych wiemy, jakie szkody wyrz dza ta bro . Wiemy, e ywe stworzenia nara one na bezpo rednie
dzia anie promieni umieraj lub zapadaj na nieuleczaln chorob . Powiedzmy bez ogródek — Sodoma i
Gomora zosta y zniszczone celowo, wed ug planu, w wyniku eksplozji j drowej. By mo e „anio owie" —
pospekulujmy dalej — chcieli pozby si po prostu niebezpiecznego materia u rozszczepialnego, z
pewno ci jednak przy wieca im te cel wyt pienia niemi ej im ludzkiej rasy. Czas zag ady by dok adnie
ustalony. Kto mia uj z yciem — tak jak rodzina Lota — musia schroni si w górach kilka kilometrów
od centrum eksplozji. Skalne ciany poch aniaj bowiem gro ne, twarde promieniowanie. Za
ona Lota —
jak wszyscy wiedz — odwróci a si i spojrza a w b ysk atomowego s
ca. Nikogo ju nie dziwi, e
zgin a na miejscu. „Wtedy Pan spu ci na Sodom i Gomor deszcz siarki i ognia..." (I Moj . 19, 24).
Sprawozdanie o katastrofie ko czy si nast puj co:
„Abraham za , wstawszy wcze nie rano, uda si na to miejsce, gdzie sta przed Panem. I spojrzawszy na
Sodom i Gomor , i na ca okolic , ujrza , e dym wznosi si z ziemi, jak dym z pieca" (I Moj .
19, 27-28).
Mo emy by tak samo wierz cy, jak nasi przodkowie, ale na pewno jeste my mniej atwowierni. Jak
mogliby my — nawet przy najlepszych ch ciach — wyobrazi sobie wszechpot
nego, wszechobecnego i
absolutnie dobrego Boga, który nie zna poj cia czasu i zarazem nie wie, co si wydarzy. Bóg stworzy
cz owieka i by zadowolony ze swego dzie a. Wygl da na to, jakby pó niej po
owa jednak swego czynu,
gdy ten sam stwórca postanawia zniszczy ludzk ras . Nam, wyemancypowanym dzieciom naszych
czasów, z trudem przychodzi wyobrazi sobie arcydobrego ojca, który w ród niezliczonych innych dzieci
faworyzuje garstk ulubie ców, takich jak rodzina Lota. Stary Testament przedstawia sugestywne opisy, w
których sam Bóg lub jego anio owie z wielkim ha asem, w oparach dymu zlatuj na ziemi bezpo rednio z
nieba.
Jeden z najbardziej niezwyk ych opisów zawdzi czamy prorokowi Ezechielowi:
„W trzydziestym roku, w czwartym miesi cu, pi tego dnia tego miesi ca, gdy by em w ród wygna ców nad
rzek Kebar, otworzy y si niebiosa i mia em widzenie Bo e [...] I spojrza em, a oto gwa towny wiatr
powia z pó nocy i pojawi si wielki ob ok, p omienny ogie i blask doko a niego, a z jego rodka spo ród
ognia l ni o co jakby b ysk polerowanego kruszcu. A po ród niego by o co w kszta cie czterech ywych
istot. A z wygl du by y podobne do cz owieka. Lecz ka da z nich mia a cztery twarze i ka da cztery
skrzyd a. Ich nogi by y proste, a stopa ich nóg by a jak kopyto ciel cia i l ni y jak polerowany br z" (Ez. l,
4-7).
Ezechiel podaje bardzo precyzyjn dat l dowania pojazdu. Dok adnie widzi przybywaj cy z pó nocy
pojazd, który po yskuje, promieniuje i wzbija w powietrze olbrzymi chmur piaskow . Wyobra my sobie
wszechpot
nego boga wielkiej religii. Czy musia by on zd
z okre lonego kierunku, w tak namacalny
sposób — czy nie móg by znale si tam, gdzie zechce, nie wzbudzaj c wielkiego zamieszania i gwaru?
Prze led my dalej informacj o prze yciu Ezechiela:
„A gdy spojrza em na ywe istoty, oto na ziemi obok ka dej z wszystkich czterech ywych istot by o ko o.
A wygl d tych kó i ich wykonanie by y jak chryzolit i wszystkie cztery mia y jednakowy kszta t; tak
wygl da y i tak by y wykonane, jakby jedno ko o by o w drugim. Gdy jecha y, posuwa y si w czterech
kierunkach, a jad c nie obraca y si . I widzia em, e wszystkie cztery mia y obr cze, wysokie i straszliwe, i
by y doko a pe ne oczu. A gdy ywe istoty posuwa y si naprzód, wtedy i ko a posuwa y si obok nich, a
gdy ywe istoty wznosi y si ponad ziemi , wznosi y si i ko a" (Ez. l, 15-19).
Opis jest zadziwiaj co trafny: Ezechiel uwa a, e jedno ko o znajdowa o si w drugim. To oczywi cie
udzenie optyczne! Wed ug naszej dzisiejszej wiedzy widzia on limacznic umieszczon na walcu, jedn
z takich, jakich Amerykanie u ywaj na piaskach pustyni i terenach bagiennych. Ezechiel zaobserwowa , e
ko a podnosi y si z ziemi równocze nie ze skrzyd ami. To by si zgadza o. Rzecz jasna ko a adnego
pojazdu wielofunkcyjnego, np. amfibiowego helikoptera, nie pozostaj na ziemi, gdy ten wznosi si w
powietrze.
Czytamy dalej u Ezechiela: „Synu cz owieczy! Sta na nogi, a b
z Tob rozmawia "(Ez. 2, l).
Us yszawszy te s owa opowiadaj cy ukry oblicze w ziemi z l ku i wielkiego podziwu. Obce istoty, chc c
rozmawia z Ezechielem, zwróci y si do niego nazywaj c go „synem cz owieczym". Oto dalszy ci g
relacji:
„[•••] i s ysza em za sob pot
ny oskot, gdy chwa a Pana podnios a si ze swego miejsca. A by to szum
skrzyde
ywych istot, gdy si nawzajem dotyka y, oraz turkot kó tu przy nich, pot
ny oskot" (Ez. 3, 12-
13).
Ezechiel nie tylko dosy dok adnie opisuje pojazd, ale odnotowuje tak e ha as, jaki wytwarza o to nigdy
przedtem nie widziane monstrum. Zwraca uwag na szum skrzyde i ha
liwy turkot kó . Czy opis
naocznego wiadka nie daje do my lenia? „Bogowie" rozmawiali z Ezechielem i nakazali mu, aby troszczy
si o porz dek i czysto w kraju. Wzi li go do swojego pojazdu, upewniaj c go, e nie opuszczaj jeszcze
kraju. Prze ycie to wywar o silne wra enie na Ezechielu, który b dzie pó niej niestrudzenie opisywa
niezwyk y pojazd. Jeszcze trzykrotnie napisze, e ka de ko o znajdowa o si w rodku innego ko a, a cztery
ko a potrafi y porusza si we wszystkie strony, nie zmieniaj c kierunku podczas ruchu. Szczególne
zafrapowa o go, e ca y korpus pojazdu, ty , ramiona i skrzyd a, a nawet ko a naszpikowane by y oczami.
Powód i cel podró y „bogowie" ujawnili mu pó niej, mówi c, e yje po ród krn brnego plemienia, które
ma oczy, by widzie , jednak niczego nie dostrzega, ma uszy, by s ysze , ale niczego nie s yszy. Po
pogadance u wiadamiaj cej Ezechiela o jego otoczeniu nast pi y — jak we wszystkich opisach podobnych
dowa — porady i zalecenia dotycz ce porz dku i czysto ci, czyli ogólnie rzecz bior c wskazówki
potrzebne dla funkcjonowania porz dnej cywilizacji. Ezechiel potraktowa zlecone mu zadanie bardzo
powa nie i przekaza dalej uwagi „bogów".
Znowu stajemy przed szeregiem pyta .
Kto rozmawia z Ezechielem? Kim by y te istoty?
Na pewno nie byli to „bogowie" w tradycyjnym rozumieniu tego s owa, gdy ci nie potrzebowaliby
adnego pojazdu, aby przenosi si z miejsca na miejsce. Zaprezentowany za sposób transportu wydaje si
nie do pogodzenia z wyobra eniem o wszechmocnym Bogu.
W Ksi dze nad Ksi gami jest informacja o jeszcze jednym wynalazku technicznym, o którym warto w tym
kontek cie obiektywnie opowiedzie .
W II Ksi dze (25, 10) Moj esz informuje o szczegó owych wskazówkach, jakich „Bóg" udziela dla
budowy Arki Przymierza. Instrukcje okre la y z dok adno ci do jednego centymetra, jak i gdzie
przymocowa dr ki i pier cienie oraz z jakiego stopu powinny by wykonane metale. Wskazówki te mia y
zapewni dok adne sporz dzenie dzie a, zgodnie z yczeniami „Boga", który wielokrotnie upomina
Moj esza, aby ten nie pope ni
adnych b dów.
„Bacz, aby uczyni to wed ug wzoru, który ci ukazano na górze" (II Moj . 25, 40).
„Bóg" powiedzia tak e Moj eszowi, e sam b dzie z nim rozmawia , a mianowicie za po rednictwem
pokrywy. Nikomu nie wolno — surowo przykazywa Moj eszowi — podchodzi do Arki Przymierza. Da
te dok adne wytyczne odno nie do ubrania i obuwia, jakie trzeba nosi podczas jej transportu. Mimo ca ej
staranno ci dosz o jednak do wypadku (II Sam. 6). Kiedy Dawid nakaza przeniesienie Arki Przymierza,
Uzza szed obok niej. Gdy ci gn ce wi to wo y szarpn y i Arka si przechyli a, Uzza dotkn jej r
i
pad martwy, jak ra ony piorunem.
Bez w tpienia Arka Przymierza by a pod napi ciem elektrycznym! Gdyby mianowicie zrekonstruowa
przekazane przez Moj esza wskazówki, to powsta by kondensator o napi ciu kilkuset woltów. Tworzy y go
ote p ytki, z których jedne by y na adowane dodatnio, a inne ujemnie. Je li do tego jeden z dwóch
cherubów na pokrywie Arki dzia
jako magnes, to powsta y w ten sposób g
nik — a mo e nawet co w
rodzaju „domofonu" miedzy Moj eszem a statkiem kosmicznym — by urz dzeniem perfekcyjnym. O
szczegó ach konstrukcyjnych Arki Przymierza mo na dok adnie przeczyta w Biblii. Jednak nawet nie
zagl daj c do ród a pami tamy, e wokó Arki cz sto sypa y si iskry, a Moj esz zawsze gdy potrzebowa
rady i pomocy pos ugiwa si tym „nadajnikiem". Moj esz s ysza g os swego Pana, ale nigdy go nie
zobaczy . Kiedy raz poprosi go, by mu si ukaza , otrzyma od „Boga" odpowied :
„Nie mo esz ogl da oblicza mojego, gdy nie mo e mnie cz owiek ogl da i pozosta przy yciu. I rzek
Pan: Oto miejsce przy mnie. Sta na skale. A gdy przechodzi b dzie chwa a moja, postawi ci w
rozpadlinie skalnej i os oni ci d oni moj , a przejd . A gdy usun d
moj , ujrzysz mnie z ty u,
oblicza mojego ogl da nie mo na" (II Moj . 33, 20-23).
Istniej zaskakuj ce analogie z innymi ród ami. O wiele starszy sumeryjski epos o Gilgameszu dziwnym
trafem zawiera na pi tej tabliczce to samo zdanie:
aden miertelny nie wejdzie na gór , gdzie mieszkaj bogowie. Kto spojrzy w oblicze bogów, musi
zgin ".
W wielu starych ksi gach, relacjonuj cych fragmenty historii ludzko ci, wyst puj bardzo podobne
opowie ci. Dlaczego „bogowie" nie chcieli ukaza ludziom swego oblicza? Dlaczego nie chcieli zdj
masek? Czego si obawiali? A mo e opowie z II Ksi gi Moj eszowej pochodzi zgo a z eposu o
Gilgameszu? Jest to równie mo liwe; w ko cu Moj esz wychowa si podobno na dworze królewskim w
Egipcie. By mo e mia wówczas dost p do bibliotek lub w inny sposób dowiedzia si o starych,
tajemnych sprawach.
Mo e b dziemy musieli postawi pod znakiem zapytania datowanie Starego Testamentu, gdy wiele
przemawia za tym, e o wiele pó niej yj cy Dawid walczy jeszcze z olbrzymami, którzy mieli „po sze
palców u r k i nóg, czyli razem dwadzie cia cztery" (II Sam. 21, 18-21). Trzeba wzi pod uwag i tak
mo liwo , e wszystkie te prastare historie, legendy i opowie ci zosta y zebrane w jednym miejscu, a
nast pnie w kopiach i z nieco pomieszanymi wzajemnie w tkami kr
y po wiecie.
Teksty z Qumran, znalezione w minionych latach nad Morzem Martwym, stanowi cenne i zadziwiaj ce
uzupe nienie biblijnej Ksi gi Rodzaju. Tu tak e w ca ym szeregu nieznanych przedtem pism pojawiaj si
opowie ci o niebia skich wehiku ach, o synach niebios, o ko ach i dymie, który otacza lataj ce obiekty. W
Apokalipsie Moj eszowej (rozdzia 33) czytamy, jak Ewa spojrza a ku niebu i zobaczy a zbli aj cy si wóz
wietlisty, ci gni ty przez cztery l ni ce or y. adna ziemska istota nie by aby w stanie opisa tego
wspania ego zjawiska — czytamy u Moj esza. W ko cu wóz podjecha do Adama, a spomi dzy kó
wydoby si dym. Historia ta, opowiedziana na marginesie, nie przekazuje nam wiele nowego; jednak ju w
zwi zku z Adamem i Ew po raz pierwszy mówi si o wietlistych wozach, ko ach i dymie jako o
wspania ych zjawiskach.
W tzw. zwoju Lameka uda o si odczyta rewelacyjn histori . Cho zachowa y si tylko fragmenty tekstu i
brakuje w nim ca ych; zda i akapitów, jednak to, co pozosta o, zas uguje na relacj , gdy jest bardzo
osobliwe.
Pewnego pi knego dnia Lamek, ojciec Noego, przybywszy do domu zdziwi si obecno ci jakiego
ch opca o wygl dzie zupe nie odmiennym od reszty rodziny. Zrobi zatem swej onie Bat-Enosz awantur
twierdz c, e nie jest to jego dziecko. Ta jednak przysi ga a na wszystkie wi to ci, e nasienie pochodzi o
od niego w
nie — Lameka, nie za od jakiego
nierza, ani obcego, ani od jednego z „synów Niebios".
(Zapytajmy nawiasem, o jakich to „synach Niebios" mówi a Bat-Enosz? Wszak ten rodzinny dramat
wydarzy si przed potopem.) Lamek nie wierzy jednak zapewnieniom po owicy i do g bi zaniepokojony
wyruszy do swego ojca Metuzalema pyta o rade. Przybywszy opowiedzia mu t po
owania godn
familijn histori . Metuzalem wys ucha , pomy la i sam wyruszy w drog , by poradzi si m drego
Henocha. Kuku cze jajo wywo
o tyle zamieszania w rodzinie, e starszy pan podj si trudów dalekiej
podró y, aby zdoby jasno co do pochodzenia ch opca. Metuzalem opowiedzia , e w rodzinie jego syna
pojawi si jaki ch opak, który wygl da bardziej na syna nieba ni na cz owieka, gdy jego oczy, w osy,
skóra i ca a posta nie pasuj do pozosta ej familii.
dry Henoch wys ucha opowie ci i odes
Metuzalema w drog powrotn z nies ychanie niepokoj
wiadomo ci , e dojdzie oto do wielkiego s du nad Ziemi i lud mi, a wszelkie „mi so" b dzie zniszczone,
gdy jest zepsute i brudne. Jednak ów tak podejrzany dla rodziny obcy malec przeznaczony jest na
za
yciela rodu tych, którzy prze yj wielki s d nad wiatem. Dlatego Metuzalem powinien poleci
Lamekowi, by nazwa dziecko imieniem Noego. Metuzalem powraca i informuje syna o tym, co ich
wszystkich czeka. Có pozostaje Lamekowi innego, ni uzna niezwyk e dziecko za w asne i nada mu imi
Noe!
W opowiadaniu zwraca uwag , e ju rodzice Noego zostali poinformowani o maj cym nadej potopie i e
dziadek Matuzalem zosta przygotowany na straszliwe wydarzenie przez tego samego Henocha, który
wkrótce potem zgodnie z przekazem na zawsze znikn w wozie ognistym.
W zwi zku z tym ca kiem powa nie nasuwa si pytanie, czy rasa ludzka nie powsta a w wyniku celowej
„hodowli" prowadzonej przez istoty z Kosmosu. Jaki bowiem inny sens mia oby ci gle powtarzaj ce si
zap adnianie ludzko ci przez olbrzymów i synów Niebios wraz z nast puj
potem zag ad nieudanych
egzemplarzy? Z tego punktu widzenia potop staje si zaplanowanym, z góry posuni ciem obcych istot,
maj cym zniszczy ras ludzk z wyj tkiem nielicznych szlachetnych egzemplarzy. Skoro jednak potop,
którego istnienie jest historycznie dowiedzione, zosta z zimn krwi zaplanowany i przygotowany — i to
jeszcze kilkaset lat zanim Noe otrzyma polecenie budowy arki — to nie sposób uzna go za s d boski.
Teza o wyhodowaniu inteligentnej rasy ludzkiej nie brzmi ju dzisiaj absurdalnie. O ile legendy z
Tiahuanaco i napis na szczycie „Bramy S
ca" informuj o statku kosmicznym, którym na Ziemi
przyby a w celach rozrodczych pramatka, to stare wi te pisma niestrudzenie podaj , e „Bóg" stworzy
cz owieka na swój obraz i podobie stwo. Wed ug niektórych tekstów pos
ono si w tym celu ró nymi
eksperymentami, zanim cz owiek by tak udany, jak chcia tego „Bóg". Konsekwencj wynikaj
z
hipotezy o odwiedzinach kosmitów na Ziemi by oby za
enie, e wspó cze ni ludzie s podobni do owych
legendarnych obcych istot ze Wszech wiata.
W naszym
cuchu dowodowym przedziwn zagadk stanowi dary ofiarne, jakich „bogowie" domagali
si od naszych przodków. Bynajmniej nie dano bowiem tylko kadzide i zwierz t ofiarnych! Na li cie
zamówie znajdowa y si cz sto monety o dok adnie okre lonym stopie metali. W Ezeon-Geber znaleziono
najwi ksze na staro ytnym Wschodzie urz dzenie do wytapiania metali: prostok tny, wprost nowoczesny
piec z systemem kana ów powietrznych, kominów i celowo rozmieszczonych otworów. Wspó cze ni
eksperci od hutnictwa g owi si nad nie wyja nionym do tej pory fenomenem, w jaki sposób w tym
pradawnym urz dzeniu wytapiano mied . O tym, e tak niew tpliwie by o, przekonuj znajdowane w
jaskiniach i sztolniach wokó Ezeon-Geber du e ilo ci siarczanu miedzi. Wiek tych znalezisk szacuje si na
5000 lat.
Nasi kosmonauci, je li pewnego dnia spotkaj na jakiej planecie istoty prymitywne, wydadz si im
przypuszczalnie równie „synami Niebios" lub „bogami". By mo e nasi wys annicy na tych nieznanych
obszarach b
cywilizacyjnie wyprzedza tubylców w takim samym stopniu, jak legendarni przybysze ze
Wszech wiata przewy szali w rozwoju naszych pradziadów. Jakie jednak by oby rozczarowanie, gdyby w
tej jeszcze nieznanej krainie czas p yn szybciej i nasi astronauci nie zostaliby powitani jako „bogowie",
lecz wy miani jako istoty nader zacofane?
Rozdzia V
„Bogowie " i ludzie ch tnie czyli si w pary — Kolejna rewia nowych pojazdów — Par danych o
sile przyspieszenia — Pierwsze sprawozdanie z podró y kosmicznej — Mówi osoba, która prze yta
potop — Co to jest „prawda"?
Na prze omie XIX i XX wieku na wzgórzu Kujund uk dokonano g
nego znaleziska. By a to epopeja o
wielkiej sile wyrazu, zapisana na dwunastu glinianych tabliczkach, które nale
y do biblioteki asyryjskiego
króla Assurbanipala. Dzie o zosta o napisane w j zyku akadyjskim, potem znaleziono drugi egzemplarz,
wywodz cy si z czasów króla Hammurabiego.
Badacze jednomy lnie stwierdzili, e pierwotn redakcj eposu o Gilgameszu zawdzi czamy Sumerom,
tajemniczemu ludowi, którego pochodzenia nie znamy, a który pozostawi nam zadziwiaj ce sekwencje
liczb i imponuj
wiedz astronomiczn . Nie ulega te w tpliwo ci, e g ówny w tek eposu wykazuje
podobie stwa do biblijnej Ksi gi Rodzaju.
Pierwsza znaleziona w Kujund uk tabliczka podaje, e zwyci ski bohater Gilgamesz wzniós mury wokó
miasta Unik. Czytamy, i „syn Niebios" zamieszka we wspania ym domu ze spichlerzem zbo owym, a na
murach miejskich czuwali stra nicy. Z tekstu mo na si dowiedzie , i Gilgamesz by bosko-ludzkim
miesza cem: w dwóch trzecich — „bogiem", za w jednej trzeciej — cz owiekiem. Przybywaj cych do
Uruk pielgrzymów widok jego cia a napawa podziwem i l kiem, gdy nigdy przedtem nie widzieli kogo
równie pi knego i silnego. Znowu wiec na pocz tku opowie ci pojawia si my l o wspólnym pocz ciu
przez „boga" i cz owieka.
Druga tabliczka informuje, w jaki sposób bogini Aruru stworzy a innego bohatera utworu — Enkidu. Jest
on opisany bardzo dok adnie: ow osiony na ca ym ciele, nie ma adnej wiedzy, ubrany w skóry, ywi si
polnym zielem, pije razem z byd em u tego samego wodopoju i taple si w wodnym ywiole rzeki.
Kiedy Gilgamesz, w adca miasta Uruk, dowiedzia si o tej niezbyt poci gaj cej istocie, poleci da
prymitywowi jak
adn kobiet , aby odci gn a go od wiata zwierz t. Prymitywny Enkidu wpad w
królewsk zasadzk (nie wiadomo, czy zadowolony) i sp dzi sze dni i sze nocy z pó bosk pi kno ci .
Ten drobny przyk ad królewskich swatów daje do my lenia, gdy w wiecie barbarzy skim idea krzy ówki
mi dzy pó bogiem a pó besti wcale nie by a tak rozpowszechniona.
Z kolei trzecia tabliczka mówi o chmurze, która nadesz a z daleka. Niebo zagrzmia o, ziemia zatrz
a si i
w ko cu zjawi si „Bóg S
ca", który chwyci Enkidu w swe pot
ne skrzyd a i szpony. Czytamy ze
zdziwieniem, e na ciele Enkidu po
si wówczas o owiany ci ar, a jemu samemu w asne cia o wyda o
si ci kie jak ska a.
Nawet je li przypiszemy dawnym autorom nie mniejsz doz fantazji, ni przyznajemy j sobie samym, i
odrzucimy dodatki wprowadzone przez t umaczy i kopistów, to nadal pozostaje jeszcze pytanie: sk d dawni
kronikarze mogliby wiedzie , e cia o podczas przyspieszenia staje si ci kie jak o ów? My znamy prawa
grawitacji i przy pieszenia i wiemy, e podczas startu si a ci enia wci nie astronaut w fotel.
Jaka fantazja podsun a jednak tak ide dawnym autorom?
Pi ta tabliczka opowiada, jak Gilgamesz i Enkidu wyruszyli w drog , by wspólnie zwiedzi siedzib
„bogów". Z daleka ju wida by o promieniuj
wie , w której mieszka a bogini Irninis. Strza y i pociski,
które obaj, jako ostro ni w drowcy, miotali w stron stra ników, odbija y si od nich nie czyni c adnej
krzywdy. A kiedy dotarli do posesji „bogów", jaki g os zahucza :
„Wracajcie! aden miertelny nie wejdzie na wi
gór , gdzie mieszkaj bogowie, kto zobaczy oblicze
bogów, ten musi umrze ".
„Nie mo esz ogl da oblicza mojego, gdy nie mo e mnie cz owiek ogl da i pozosta przy yciu..." -
czytamy w II Ksi dze Moj eszowej.
Siódma tabliczka zawiera sprawozdanie pierwszego naocznego wiadka podró y kosmicznej, przekazane
przez Enkidu, który przez cztery godziny lecia w spi owych szponach or a. Oto dos owny tekst:
„Powiedzia do mnie: Spójrz w dó , na ziemi ! Jak ona wygl da? Patrz na morze! Co ci przypomina? I
ziemia by a jak góra, a morze jak ma y zbiornik. I znowu lecia wy ej, przez cztery godziny, i powiedzia do
mnie: Spójrz w dó , na ziemi ! Jak wygl da? Patrz na morze! Co ci przypomina? I ziemia by a jak ogród, a
morze jak potok wody. I ponownie lecia cztery godziny jeszcze wy ej i powiedzia : Spójrz w dó na
ziemie! Jak wygl da? Patrz na morze! Co ci przypomina? I ziemia wygl da a jak papka m czna, a morze
jak koryto wodne."
Kto rzeczywi cie musia mie okazje obserwowania kuli ziemskiej z du ej wysoko ci! Opis jest bowiem
zbyt wierny, aby móg by wytworem czystej fantazji! Kto móg wówczas wiedzie , e l d przypomina
papk m czn , a morze koryto wodne, skoro ludzie nie mieli jeszcze najmniejszego wyobra enia kuli
ziemskiej „z góry"? A ze znacznej wysoko ci Ziemia istotnie robi wra enie uk adanki z papki m cznej i
koryt wodnych.
Ta sama tabliczka opowiada o drzwiach mówi cych niczym ywy cz owiek, w których bez trudu
rozpoznajemy g
nik. Ten sam Enkidu, który najpewniej obserwowa Ziemi ze znacznej wysoko ci,
umiera —jak czytamy na ósmej tabliczce— na tajemnicz chorob , tak dziwn , e Gilgamesz pyta, czy nie
dosi gn o go mo e truj ce tchnienie „zwierz cia z nieba". Sk d jednak Gilgamesz móg przypuszcza , e
truj cy oddech takiej istoty mo e spowodowa
mierteln , nieuleczaln chorob ?
Dziewi ta tabliczka przedstawia, jak Gilgamesz op akuje mier swego przyjaciela i postanawia wybra si
w d ug podró do bogów, poniewa nie opuszcza go obawa, i móg by umrze na to samo schorzenie, co
Enkidu. Gilgamesz dotar do dwóch podtrzymuj cych niebo gór, mi dzy którymi wznosi a si Brama
ca. Przed bram spotka olbrzymów, którzy przepu cili go po d
szej wymianie zda , gdy by
przecie w dwóch trzecich bogiem. W ko cu Gilgamesz znalaz siedzib bogów, za któr rozci ga o si
niesko czenie rozleg e morze. Bogowie dwukrotnie ostrzegali przechodz cego Gtlgamesza:
„Gilgameszu, dok d idziesz? Nie znajdziesz tego ycia, którego poszukujesz. Kiedy bogowie stworzyli
ludzi, przeznaczyli im mier , wieczne ycie zachowali tylko dla siebie."
Gilgamesz nie zwa
na ostrze enia, zdecydowany kosztem ka dego niebezpiecze stwa dotrze do
Utnapisztima, ojca ludzi. Utnapisztim
jednak po drugiej stronie wielkiego morza, nie prowadzi a do
niego adna droga, nie dolatywa z wyj tkiem Boga S
ca aden statek. Wystawiaj c si na wielorakie
niebezpiecze stwa Gilgamesz przeszed morze i jedenasta tabliczka ukazuje jego spotkanie z Utna-
pisztimem.
Gilgamesz zauwa
, e ojciec ludzi pod wzgl dem postury nie jest ani wy szy, ani grubszy od niego i
doszed do wniosku, e s do siebie podobni jak syn i ojciec. Utnapisztim opowiedzia Gilgameszowi swoje
dzieje, dziwnym trafem, w pierwszej osobie.
Ku naszemu zdziwieniu Utnapisztim dok adnie opowiada o potopie, mówi, e „bogowie" ostrzegli go przed
nadchodz
wielk wod i polecili zbudowa bark , na której mia y znale schronienie kobiety i dzieci,
jego krewni oraz przedstawiciele wszelkich rzemios . Opis nawa nicy, ciemno ci, podnosz cych si wód i
rozpaczy ludzi, których nie byt w stanie zabra , jeszcze dzisiaj robi na czytelniku du e wra enie. Podobnie
jak w biblijnej historii Noego wyst puje tu w tek wypuszczonego kruka i go bia. Kiedy za w ko cu wody
opad y, barka osiad a na górze. Podobie stwa mi dzy potopem biblijnym a opisanym w eposie s
niew tpliwe, nie kwestionuje ich tak e aden badacz. Fascynuj ca w tym podobie stwie jest okoliczno , e
w obu przypadkach mamy do czynienia z innymi zwiastunami nieszcz cia i innymi „bogami".
O ile biblijna opowie pochodzi z drugiej r ki, to stosowana w relacji Utnapisztima forma pierwszej osoby
liczby pojedynczej wskazuje, e do g osu doszed naoczny wiadek.
Fakt katastrofalnej powodzi na staro ytnym Wschodzie przed kilkoma tysi cami lat jest potwierdzony.
Starobabilo skie teksty zapisane pismem klinowym podaj bardzo dok adnie, gdzie mo na znale resztki
barki. Na po udniowym zboczu Araratu znaleziono trzy kawa ki drewna, które by mo e wskazuj miejsce,
gdzie osiad a arka. Jednak szans znalezienia resztek statku, zbudowanego g ównie z drewna, który przed
ponad sze cioma tysi cami lat przetrwa potop, s wyj tkowo nik e.
Epos o Gilgameszu zawiera nie tylko najstarsze relacje, ale tak e utopijne opisy, które nie mog y zosta
wymy lone ani przez adn osob wspó czesn powstaniu tabliczek, ani przez t umaczy lub kopistów w
nast pnych stuleciach. W opisach tych ukryte s bowiem fakty, które — jak to obecnie widzimy — musia y
by znane autorom eposu.
Czy nowe pytania mog yby roz wietli nieco ciemno ci? Czy mo liwe jest, aby akcja eposu o Gilgameszu
wcale nie rozgrywa a si na staro ytnym Wschodzie, lecz w rejonie Tiahuanaco? Mo e potomkowie
Gilgamesza przybyli z Ameryki Po udniowej, przywo
c ze sob epopej ? Twierdz ca odpowied na te
pytania wyja nia aby wzmiank o „Bramie S
ca", przepraw bohatera przez morze, a zarazem nag e
pojawienie si Sumerów, poniewa wszystkie dzie a pó nego Babilonu wywodz si oczywi cie od nich!
Bez w tpienia Egipt faraonów dysponowa bibliotekami, w których przechowywano stare tajemnice,
przepisywano je, uczono si ich i nauczano. Moj esz, który — jak ju pisali my — wychowa si na dworze
egipskim, z pewno ci mia dost p do szacownych bibliotecznych sal. By on cz owiekiem poj tnym i
uczonym i podobno pierwszym autorem pi ciu ksi g biblijnych, cho do dzisiaj pozostaje zagadk , w jakim
zyku móg by je zredagowa .
Przyjmijmy hipotez , e epos o Gilgameszu dotar od Sumerów do Egiptu za po rednictwem Asyryjczyków
i Babilo czyków, za m ody Moj esz odkry go i przystosowa do swoich celów. Wówczas jednak
sumeryjska, a nie biblijna opowie o potopie by aby autentyczna...
Czy nie wolno stawia takich pyta ? Wydaje si nam, e tradycyjna metoda badania prehistorii znalaz a si
w martwym punkcie i nie jest w stanie przynie trafnych i niepodwa alnych wyników. Za bardzo jest
zwi zana z obowi zuj cym paradygmatem, w rezultacie czego brakuje ju miejsca na fantazje i spekulacje,
a tylko one mog yby przyda jej twórczego impulsu.
Wiele inicjatyw badawczych na staro ytnym Wschodzie upad o ze wzgl du na przekonanie o
nienaruszalno ci i wi to ci ksi g Biblii. Zabrak o odwagi, aby zakwestionowa tabu i g
no wyrazi
tpliwo ci. Tak o wieceni rzekomo badacze XIX i XX wieku byli duchowo skr powani wi zami starych,
licz cych tysi ce lat b dów. Rzetelne badanie przesz
ci musia oby bowiem zakwestionowa niektóre
informacje z Biblii. Przy tym nawet bardzo religijni chrze cijanie zrozumieliby, e wiele z opisanych w
Starym Testamencie spraw absolutnie nie da si pogodzi z ide dobrego, wielkiego i wszechobecnego
boga. W
nie ludzie pragn cy zachowa nienaruszalno idei religijnych Biblii musz lub powinni by
zainteresowani wyja nieniem, kto wychowa ludzi w staro ytnych czasach, przekaza im pierwsze zasady
wspó ycia spo ecznego, przybli
zasady higieny i wreszcie kto skaza na zag ad osobniki
zdegenerowane.
Nasz sposób my lenia i stawiane pytania nie znacz , i jeste my bezbo nikami. Wyra amy g bokie
przekonanie, e kiedy ostatnia zagadka naszej przesz
ci doczeka si prawdziwego i przekonywaj cego
wyja nienia, to w niesko czono ci pozostanie jeszcze CO , co z braku lepszego okre lenia nazywamy
BOGIEM.
Jednak przypuszczenie, i niewyobra alny Bóg potrzebowa jako rodka komunikacji pojazdów z ko ami i
skrzyd ami, wchodzi w zwi zki z prymitywnymi lud mi i nie pozwala ods oni swej twarzy pozostaje —
dopóki nie ma na to dowodów — nies ychanym nadu yciem. Odpowied teologów, e Bóg jest m dry i nie
mo emy mie poj cia, w jaki sposób zechce si objawi i uczyni ludzi sobie poddanymi, nie le y w
dziedzinie naszych docieka i jest niezadowalaj ca. Istnieje tendencja do zamykania oczu tak e na nowe
fakty, jednak ka dego kolejnego dnia przysz
ods ania nieco nasz przesz
.
Mniej wi cej za dwana cie lat pierwsi ludzie wyl duj na Marsie. Je li znajdzie si tam jedna jedyna
prastara, dawno ju opuszczona budowla albo cho by jeden przedmiot wskazuj cy na pochodzenie od istot
rozumnych, na przyk ad jakie nieznane malowid o naskalne, to znaleziska te zakwestionuj nasze religie i
wywróc do góry nogami ca wiedz o przesz
ci. Jedno takie odkrycie zapocz tkuje najwi ksz
rewolucj i reformacj w dziejach ludzko ci.
Czy w zwi zku z nieuniknion konfrontacj z przysz
ci nie by oby m drzej zastanowi si nad pe nymi
fantazji ideami z naszej przesz
ci? Cho w adnym wypadku nie pozbawieni wiary, nie mo emy sobie
jednak pozwoli na atwowierno . Ka da religia ma pewien obraz swego boga i wyobra enie to wyznacza
ramy, w jakich wyznawcy my
i wierz . Tymczasem wraz z er lotów kosmicznych coraz bardziej zbli a
si do nas dzie S du Ostatecznego. Teologiczne chmury ulotni si jak strz py mg y. Pierwszy decyduj cy
krok w Kosmosie u wiadomi nam, e nie ma dwóch milionów bogów, ani dwudziestu tysi cy kultów, ani
dziesi ciu wielkich religii, lecz tylko jedna.
Rozwijajmy jednak dalej nasz hipotez utopijnej przesz
ci rodzaju ludzkiego! Wygl da aby ona
nast puj co: W zamierzch ych, trudnych jeszcze do okre lenia czasach obcy statek kosmiczny odkry nasz
planet . Jego za oga szybko stwierdzi a, e Ziemia ma wszelkie warunki dla powstania istot rozumnych.
Rzecz jasna ówczesny „cz owiek" nie nale
jeszcze do gatunku Homo sapiens, lecz by jak inn istot ...
Kosmici sztucznie zap odnili kilka
skich istot, wprowadzili je — jak opowiadaj stare legendy — w stan
bokiego snu i odjechali. Wróciwszy po tysi cach lat zastali pojedyncze egzemplarze gatunku Homo
sapiens. Kilkakrotnie powtarzali zabieg uszlachetniania rasy, a w ko cu narodzi y si istoty o inteligencji
na tyle rozwini tej, e mo na je by o nauczy zasad ycia spo ecznego. Jednak ludzie nadal byli
barbarzy cami. Istnia o niebezpiecze stwo uwstecznienia gatunku i ponownego krzy owania si ze
zwierz tami. W tej sytuacji kosmici zniszczyli nieudane osobniki albo wzi li je ze sob , by osadzi na
innych kontynentach. Zacz y powstawa pierwsze grupy spo eczne i wykszta ca y si pierwsze
umiej tno ci: malowano ciany ska i jaski , wynaleziono garncarstwo, powodzeniem zako czy y si
pierwsze próby architektoniczne.
Pierwsi ludzie mieli nies ychany respekt przed obcymi kosmonautami, którzy przybywali znik d a potem
gdzie znikali i dlatego zostali uznani za „bogów". Z nieznanego powodu „bogowie" byli zainteresowani
rozwojem istot rozumnych. Opiekowali si wyhodowanymi podopiecznymi, chronili ich przed degeneracj i
nie dopuszczali do nich z a. Chcieli wdro
te prymitywne istoty na tory pozytywnej ewolucji. Nieudane
osobniki eliminowali w trosce o to, aby pozostali mogli stworzy zdolne do rozwoju spo ecze stwo.
Zgadzamy si , e spekulacje te tworz konstrukcj o wielu lukach. „Nie ma dowodów" — powiedz nam.
Ile z tych luk zostanie wype nionych, poka e przysz
. Nasza ksi ka stawia tylko zbudowan z wielu
spekulacji hipotez , która w adnym wypadku nie musi by „prawdziwa". Jednak porównuj c j z teoriami,
dzi ki którym wiele religii yje wygodnie pod os on swych tabu, sk onni jeste my tak e dla naszej
hipotezy upomnie si o minimalny cho by stopie prawdopodobie stwa.
Nie zaszkodzi chyba powiedzie w tym miejscu paru s ów o „prawdzie". Uwagi te dotycz nie tylko
chrze cijan, lecz w równym stopniu wyznawców innych wielkich i ma ych religii. Teozofowie, teolodzy i
filozofowie zastanawiaj c si nad swoimi naukami, nad swoim mistrzem i jego nauk s przekonani, e
znale li „prawd ". Oczywi cie ka da religia ma swoje dzieje i dane przez boga obietnice, ma w asne uk ady
z bogiem, ma jego proroków i swoich m drych „ojców Ko cio a", którzy powiedzieli, e... Dowody
„prawdy" wywodz si zawsze z istoty w asnej religii. Wynikiem tego jest skr powany wiatopogl d, w
którego ramach od wczesnego dzieci stwa uczeni jeste my my le i wierzy w taki, a nie inny sposób. Ca e
pokolenia
y i yj jednak w przekonaniu, e posiad y „prawd ".
Jeste my bardziej skromni i uwa amy, e „prawdy" nie mo na mie . W najlepszym wypadku mo na w ni
wierzy . Kto , kto rzeczywi cie szuka prawdy, nie mo e jej poszukiwa tylko w obr bie w asnej religii. Czy
nie by oby to nieuczciwe? Czy sensem i celem ycia jest wiara w „prawd ", czy jej szukanie? Nawet je li
archeologia potwierdzi w Mezopotamii informacje Starego Testamentu, to przecie tak za wiadczone fakty
nie stanowi jeszcze dowodów na prawdziwo religii. Odkrycie gdzie prastarych miast, wsi, studni czy
pism potwierdza, e dzieje danego ludu s autentyczne. Ale nie oznacza to automatycznie, e bóg tego ludu
by jedyn istot bosk , a nie przybyszem z Kosmosu.
Wspó czesne wykopaliska na ca ym wiecie wiadcz o zgodno ci przekazów literackich z odkrywanymi
faktami. Czy jednak na podstawie wykopalisk cho jeden wyznawca na przyk ad chrze cija stwa by by
sk onny uzna bóstwo preinkaskiej cywilizacji za „prawdziwego" boga? Uwa amy po prostu, i wszystkie
przekazy s mitami lub pog osem wydarze prze ytych przez dany lud. Niczym wi cej, ale jest to, jak
sadzimy, i tak bardzo du o.
Kto zatem rzeczywi cie szuka prawdy, nie mo e odrzuca nowych i mia ych, cho nie dowiedzionych
jeszcze tez tylko dlatego, e nie pasuj one do jego schematu my lowego lub religijnego. Sto lat temu nie
by o problemu lotów kosmicznych i co za tym idzie nasi ojcowie i dziadkowie nie mieli powodu
zastanawia si , czy nasi dalecy przodkowie do wiadczyli odwiedzin z Kosmosu. Przyjmijmy straszne, ale
niestety mo liwe za
enie, i nasza obecna cywilizacja zosta aby ca kowicie zniszczona przez wojn
drow . 5000 lat pó niej archeolodzy znale liby fragmenty nowojorskiej Statui Wolno ci. Zgodnie z
obowi zuj cym dzisiaj schematem przyszli badacze powinni utrzymywa , e chodzi o jak nieznan istot
bosk — prawdopodobnie bóstwo ognia (z powodu pochodni) lub bóstwo s oneczne (z powodu promieni
wokó g owy pos gu). Pozostaj c przy obecnych schematach nikt nie odwa
by si powiedzie , i mo e
chodzi o rzecz ca kiem prost , mianowicie o pos g wolno ci.
Blokowanie dróg do przesz
ci przez dogmaty wiary jest ju niemo liwe.
Je li chcemy podj trud poszukiwania prawdy, musimy zdoby si na wielk odwag , opuszczaj c
dotychczasowe koleiny my lenia i od pocz tku poddaj c w w tpliwo wszystko, co przyjmowali my za
uszne i prawdziwe. Czy mo emy pozwoli sobie na zamykanie oczu i zatykanie uszu, poniewa nowe
my li wydaj si heretyckie i nierozs dne?
Przecie my l o l dowaniu na Ksi ycu by a przed 50 laty te z ca pewno ci nierozs dna.
Rozdzia VI
Wszyscy dawni pisarze mieli t sam zwariowan fantazj ? — Kolejne „rydwany niebia skie" —
Wybuch bomby wodorowej w staro ytno ci? — W jaki sposób bez teleskopu odkryto planety? —
Osobliwy kalendarz wed ug Syriusza — Na Pó nocy bez zmian — Gdzie by y stare ksi gi? —
Wspomnienia o nas w roku 6965 — Co zostanie po nas po totalnej zag adzie?
Nasze dotychczasowe uwagi i obserwacje prowadz do wniosku, e w czasach staro ytnych wyst powa y
zjawiska, których zgodnie z utartymi pogl dami nie powinno by o by . Jednak nasz kolekcjonerski zapa nie
ko czy si na zgromadzonym dot d materiale.
Tak e mity Eskimosów podaj , e pierwsze plemiona zosta y przyniesione na pó noc przez „bogów" o
spi owych skrzyd ach! Najstarsze legendy Indian mówi o grzmi cym ptaku, który da im ogie i p ody
rolne. Wreszcie mitologia Majów, Popol Vuh, przekazuje, e „bogowie'' wiedzieli o wszystkim: o
Wszech wiecie, czterech stronach wiata, a nawet o kulistym kszta cie Ziemi.
Sk d wzi y si eskimoskie fantazje o metalowych ptakach? Dlaczego Indianie mówi o jakim grzmi cym
ptaku? Sk d przodkowie Majów mieliby wiedzie , e Ziemia jest kulista?
Majowie byli ludem wykszta conym, dysponowali wysoko rozwini
kultur . Pozostawili w spadku nie
tylko legendarny kalendarz, lecz równie niewiarygodne obliczenia. Znali rok wenusja ski o 584 dniach, a
ugo roku ziemskiego obliczyli na 365,2420 dni, podczas gdy wspó czesny dok adny pomiar wynosi
365,2422! Majowie przekazali nam obliczenia si gaj ce 64 milionów lat, za w pó niejszych zapisach
pos ugiwali si nawet jednostkami czasu si gaj cymi prawdopodobnie 400 milionów lat. S ynne „równanie
Wenus" mog oby równie dobrze by wynikiem pracy mózgu elektronicznego. Trudno doprawdy poj , e
pochodzi ono od ludu zamieszkuj cego d ungl ! Równanie Wenus przedstawia si nast puj co:
Tzolkin ma 260 dni, rok ziemski — 365, a rok wenusja ski — 584 Cyfry te kryj zadziwiaj
podzielno :
365 dzieli si pi razy, za 584 — osiem razy przez 73.
Oto posta tego zadziwiaj cego wzoru:
(Ksi yc) 20 x 13 x 2 x 73 = 260 x 2 x 73 = 37 960
(S
ce) 8 x 13 x 5 x 73 = 104 x 5 x 73 = 37 960
(Wenus) 5 x 13 x 8 x 73 = 65 x 8 x 73 = 37 960
Po 37 960 dniach zatem wszystkie te cykle si zbiegaj . Zgodnie z mitologi „bogowie" mieliby uda si
wówczas na wielki odpoczynek.
Preinkaskie ludy przekazywa y w swoich podaniach o bogach, e gwiazdy by y zaludnione, a „bogowie"
przybywali do nich z gwiazdozbioru Plejad. Pisma sumeryjskie, asyryjskie, babilo skie i egipskie
przedstawiaj zawsze ten sam obraz. „Bogowie" przybywali z gwiazd i wracali na nie, podró owali po
niebie statkami ognistymi lub barkami, posiadali niezwyk bro , a poszczególnym ludziom obiecywali
nie miertelno .
Jest ca kowicie zrozumia e, e dawne ludy poszukiwa y bogów na niebie i puszcza y wodze fantazji, aby jak
najwspanialej przedstawi niepoj te zjawiska. Nawet je li we miemy to wszystko pod uwag , pozostaje
jednak zbyt du o niespójno ci.
Sk d na przyk ad autorzy Mahabharaty wiedzieli, e mo e by bro , która potrafi ukara kraj
dwunastoletni susz ? Bro dostatecznie pot
na, by unicestwi p ody w onie matek? Indyjski epos
Mahabharata jest obszerniejszy ni Biblia i nawet wed ug ostro nych szacunków powsta w swym trzonie
co najmniej przed 5000 lat. W pe ni op aca si przeczyta to dzie o pod nowym k tem widzenia.
Ju prawie nie jeste my w stanie dziwi si , gdy z Ramajany dowiadujemy si , i wimany, czyli lataj ce
maszyny porusza y si na znacznych wysoko ciach wykorzystuj c rt i wielki „wiatr nap dowy". Wimany
by y w stanie przemierza niesko czone odleg
ci, Je dzi z do u do góry, z góry na dó i z ty u do przodu.
Zaiste godna pozazdroszczenia sterowno statków kosmicznych! Naszcytat pochodzi z t umaczenia
dokonanego przez N, Dutta (England, 1891):
Z rozkazu Ramy wspania y wóz wzniós si z wielkim ha asem na gór chmur..."
Zwró my uwag , e mowa jest znowu nie tylko o lataj cym obiekcie, lecz e kronikarz mówi te o
ogromnym ha asie. A oto inny fragment z Mahabharaty:
„Bhima lecia w swojej wimanie na niezwyk ym promieniu, który mia blask S
ca i którego ha as
przypomina grzmot burzy" (C. Roy, 1889).
Jednak tak e fantazja potrzebuje jakich podstaw. Jakim sposobem kronikarz móg przedstawi co , co
sugeruje wyobra enie o rakietach, i wiedzia , e taki pojazd mo e kursowa ,,na promieniu", powoduj c
niesamowity ha as?
W Samsaptakabadha odró nia si wozy lataj ce od takich, które nie maj tej zdolno ci. Pierwsza ksi ga
Mahabharaty zdradza intymn histori niezam
nej Kunti. W wyniku odwiedzin Boga S
ca zrodzi a ona
syna, podobno równie jak S
ce ol niewaj cego. Poniewa Kunti obawia a si — ju w owych czasach! —
ha by, w
a dziecko do koszyka, który pu ci a z pr dem rzeki. Pewien dzielny m o imieniu Adhirata z
kasty Suta wy owi koszyczek z wody i zaj si wychowaniem dziecka. Historia nie by aby mo e godna
wspominania, gdyby nie by a tak bardzo podobna do losów Moj esza. Po raz kolejny pojawia si te ci gle
obecny motyw zap adniania ludzi przez „bogów". Bohater Mahabharaty Ard una podejmuje, podobnie jak
Gilgamesz, dalek podró , aby odnale bogów i wyprosi u nich bro . Kiedy po licznych
niebezpiecze stwach znalaz ich wreszcie, spotka si z nim osobi cie sam Indra, pan niebios, u boku swej
ma onki Sachi. Obydwoje go cinnie przyj li dzielnego Ard un nie byle gdzie, bo w niebia skim
rydwanie, i zaprosili go nawet do wspólnej przeja
ki po niebie.
W Mahabharacie znajduj si tak dok adne dane liczbowe, e powstaje wra enie, i autor ca kiem dok adnie
wiedzia , o czym pisze. Pe en zgrozy opisywa bro , która by a w stanie zabi wszystkich wojowników,
nosz cych na sobie kawa ki metalu. Je li
nierze dostatecznie szybko zorientowali si , e zosta a u yta,
zrywali z siebie natychmiast wszystkie metalowe przedmioty, wskakiwali do rzeki, myli dok adnie cia o i
wszystkie rzeczy, których dotykali. Mieli ku temu, jak pisze autor, dostateczne powody, gdy pod wp ywem
broni wypada y w osy i odpada y paznokcie u palców r k i nóg. Wszystkie ywe istoty, ubolewa autor,
stawa y si blade i s abe.
W ksi dze ósmej ponownie spotykamy Indr w jego niebia skim promienistym wozie. Spo ród wszystkich
ludzi wybra on Judhiszthire, któremu jako jedynemu wolno by o wst pi do nieba w miertelnej pow oce. I
w tym wypadku nie da si przeoczy podobie stwa do opowiada o Henochu i Eliaszu.
Ta sama ksi ga opisuje (co jest by mo e pierwszym sprawozdaniem z wybuchu bomby wodorowej), jak
Gurkha zrzuci z pok adu pot nej wimany jeden jedyny pocisk na potrójne miasto. Sprawozdanie to
przypomina znane relacje naocznych wiadków zdetonowania pierwszej bomby wodorowej. arz cy si
bia o dym dziesi tysi cy razy ja niejszy od S
ca wzniós si w niesamowitym blasku i zamieni miasto
w popio y. Po wyl dowaniu Gurkhi jego pojazd przypomina
wiec cy blok antymonu. Z kolei filozofów
zainteresuje, e w Mahabharacie zapisano, i czas jest nasieniem Wszech wiata...
O prehistorycznych maszynach lataj cych wspominaj tak e ksi gi tybeta skie Tand ur i Kand ur, które
nazywaj je „per ami nieba". Obie ksi gi podkre laj wyra nie, e jest to wiedza tajemna, nie przeznaczona
dla ogó u. W Samarangana Sutradhara s ca e rozdzia y opisuj ce statki powietrzne, z których wydobywa
si ogie i rt
.
owo „ogie " w dawnych pismach nie musia o wcale oznacza otwartego, p on cego ognia, gdy w sumie
mo na wyró ni oko o 40 rodzajów „ognia", odnosz cych si g ównie do zjawisk elektrycznych i,
magnetycznych. Z du ym trudem przychodzi nam uwierzy , aby dawne ludy mog y wiedzie o mo liwo ci
pozyskiwania energii z metali ci kich i zna na to sposób. Nie wolno zarazem i na atwizn , zbywaj c
stare teksty sanskryckie jako mity! Du a liczba przytoczonych ju fragmentów starych pism pozwala
przekszta ci prawie w pewno przypuszczenie, e w staro ytno ci spotykano lataj cych „bogów". Nie
zajdziemy daleko stosuj c star , nadal niestety obowi zuj
metod , zgodnie z któr „tego nie ma, to
dne pogl dy, to pe na fantazji przesada autorów lub kopistów". Musimy prze wietli g szcz skrywaj cy
nasz przesz
przy pomocy nowego sposobu my lenia, który uwzgl dnia zdobyt w naszych czasach
wiedz techniczn . Fenomen statków kosmicznych w zamierzch ej przesz
ci i sprawa cz sto opisywanej
straszliwej broni, z której bogowie robili u ytek przynajmniej jeden raz w ka dym z tekstów, oczekuj na
przekonywaj ce wyja nienie. Tekst Mahabharaty zmusza do zastanowienia: „By o tak, jakby rozpuszczono
ywio y. S
ce wirowa o. wiat osmalony arem broni zatacza si jak w gor czce. Poparzone s onie
dzi y dziko we wszystkie strony wiata, szukaj c schronienia przed straszliw moc . Woda zrobi a si
gor ca, zwierz ta zdycha y, wróg zosta zmieciony, a szalej cy ogie obala drzewa ca ymi szeregami, jak
podczas po aru lasu. S onie przera aj co rycza y i pada y martwe na ziemi w ca ej okolicy. Konie i
rydwany p on y i wszystko wygl da o, jak po po arze. Tysi ce wozów uleg o zniszczeniu, a nast pnie nad
morzem po
a si g boka cisza. Zacz y wia wiatry i ziemia rozja ni a si , ukazuj c przera aj cy
widok. Zw oki poleg ych zniekszta cone ogniem nie by y ju podobne do ludzi. Nigdy przedtem nie
widzieli my takiej straszliwej broni i nigdy przedtem o takiej broni nie s yszeli my" (C. Roy, DronaParwa,
1889).
Ci, którym uda o si uj , czytamy dalej, k pali si , myli swoje zbroje i bro , gdy wszystko ob
one by o
miertelnym tchnieniem „bogów". Jak to by o w eposie o Gilgameszu? „Czy dosi
o ci mo e truj ce
tchnienie zwierz cia z nieba?"
Alberto Tulli, by y kierownik Galerii Sztuki Egipskiej w Muzeum Watyka skim, odnalaz fragment opisu z
czasów Tutmosisa III, który
ok. 1500 roku przed Chrystusem. Napisano tam, e uczeni w pi mie
zobaczyli na niebie zbli aj
si kul ognist , której oddech mia przykry zapach. Tutmosis i jego
nierze
obserwowali to widowisko, zanim kula nie unios a si w kierunku po udniowym i nie znikn a.
Wszystkie cytowane teksty pochodz z tysi cleci przed nasz er , a ich autorzy yli na ró nych
kontynentach, w ró nych kulturach i wyznawali odmienne religie. Nie znano jeszcze agencji
informacyjnych, a podró e mi dzykontynentalne nie by y na porz dku dziennym. Mimo to analogiczne
przekazy pochodz ze wszystkich czterech stron wiata i z niezliczonych róde , które podaj prawie to
samo. Czy autorzy mieli te same fantazje? Czy wszystkich ich wr cz maniakalnie prze ladowa y te same
wyobra enia? Jest niemo liwe i trudne do pomy lenia, aby autorzy Mahabharaty, Biblii, eposu o
Gilgameszu, legend Eskimosów, Indian, ludów Pó nocy, Tybeta czyków i wielu, wielu innych dzie
opowiadali przypadkowo i bez adnych podstaw te same historie o lataj cych „bogach", o dziwnych
pojazdach z nieba i zwi zanych z tymi zjawiskami straszliwych katastrofach.
adna fantazja nie mo e by w takim stopniu uniwersalna. Prawie jednakowo brzmi ce opisy mog mie za
podstaw tylko fakty, a wi c prehistoryczne wydarzenia. Informowano w nich po prostu o tym, co swego
czasu mo na by o zobaczy . Cho by reporter z zamierzch ej przesz
ci nie wiem jak koloryzowa swe
sprawozdania — a pod tym wzgl dem niewiele si zmieni o — to rdzeniem wszystkich relacji jest —
podobnie jak dzisiaj — fakt, precyzyjnie przedstawione wydarzenie. To ostatnie nie mog o zosta
wymy lone w tak wielu miejscach i w ró nych czasach.
Odwo ajmy si do przyk adu. W afryka skim buszu po raz pierwszy l duje helikopter. aden tubylec nie
widzia jeszcze takiego urz dzenia. Maszyna osiada z wielkim hukiem na polanie i wyskakuj z niej piloci
w ubraniach bojowych, w kaskach ochronnych i z karabinami maszynowymi. Dziki cz owiek w przepasce
na biodrach stoi oszo omiony i przera ony przed obiektem, który przylecia z nieba, i przed nieznanymi mu
„bogami". Po pewnym czasie helikopter wznosi si i znika w przestworzach.
Pozostawiony samemu sobie, cz owiek pierwotny musi jako poradzi sobie z tym do wiadczeniem.
Opowie innym, nieobecnym wtedy wspó plemie com, e widzia ptaka, pojazd z nieba, który ha asowa i
mierdzia , istoty, które mia y bia skór i nosi y bro pluj
ogniem. Niezwyk e odwiedziny zostan
utrwalone po wsze czasy i przekazane nast pnym pokoleniom. Kiedy ojciec b dzie opowiada o nich
synowi, to ptak z nieba nie b dzie oczywi cie mniejszy ni w rzeczywisto ci, za istoty, które z niego
wysiad y, b
z czasem coraz bardziej osobliwe, wspania e i pot
ne. To i owo zostanie jeszcze dodane.
Warunkiem powstania tej ciekawej historii by jednak autentyczny fakt l dowania helikoptera. Maszyna
wyl dowa a na polanie w buszu i wyskoczyli z niej piloci. Odt d wydarzenie to istnieje ju w mitologii
plemienia i nale y do niej.
Pewnych rzeczy nie da si wymy le . Nie szperaliby my w naszej prehistorii w poszukiwaniu kosmitów i
samolotów, gdyby o zjawiskach tych opowiada y dwie lub trzy stare ksi gi. Skoro jednak prawie wszystkie
teksty dawnych ludów ca ego wiata opowiadaj to samo, musimy spróbowa wyja ni tkwi
w tych
relacjach obiektywn prawd .
„Synu cz owieczy! Mieszkasz po ród domu przekory, który ma oczy, by widzie , a jednak nie widzi, ma
uszy, by s ysze , a jednak nie s yszy" (Ez. 12, 1).
Wiemy, e wszyscy bogowie sumeryjscy mieli swe odpowiedniki w okre lonych gwiazdach. Marduk, czyli
Mars, najwy szy z bogów, mia podobno pos g z czystego z ota wa cy osiemset talentów, co
odpowiada oby, je li wierzy Herodotowi, figurze o wadze 24 000 kg czystego z ota. Ninurta, czyli Syriusz,
by s dzi Wszech wiata, feruj cym wyroki w sprawach miertelników. Znaleziono tabliczki pokryte
pismem klinowym, po wiecone Marsowi, Syriuszowi i Plejadom. Sumeryjskie hymny i modlitwy
ustawicznie wspominaj o uzbrojeniu bogów, którego kszta t i dzia anie musia y by ca kowicie
niedorzeczne dla ludzi owej epoki. Pie pochwalna na cze Martu opisuje, jak spu ci on ogie niczym
deszcz, a swych wrogów zniszczy
wiec cym piorunem.
Inanna ukazana jest, jak wznosi si do nieba, promieniuje straszliwym, o lepiaj cym blaskiem i niszczy
domy wroga. Znaleziono rysunki i nawet model siedliska, mog cego przypomina schron przeciwatomowy:
okr
e, masywne, z jednym tylko dziwnie obramowanym otworem. Z tej samej epoki, oko o 3000 lat prz.
Chr., archeolodzy znale li zaprz g przedstawiaj cy wóz i wo nic oraz dwóch zmagaj cych si sportowców
— ca
nienagannie wykonana. Sumerowie, jak dowiedziono, perfekcyjnie w adali rzemios em. Dlaczego
modelowali toporny „bunkier", skoro wykopaliska w Babilonie lub Uruk wydoby y na wiat o dzienne o
wiele bardziej wyrafinowane dzie a? Dopiero jaki czas temu w mie cie Nippur — 150 kilometrów na
po udnie od Bagdadu — znaleziono sumeryjsk bibliotek sk adaj
si z 60 000 zapisanych glinianych
tabliczek. Dzi ki temu posiadamy najstarszy opis potopu, wyryty na sze cioszpaltowej tabliczce. Pi miast
wymienionych na tabliczkach jest znanych: Eridu, Badtibira, Larak, Sitpar i Szuruppak, z których dwa nie
zosta y do tej pory odkryte. Na najstarszych odczytanych dot d tabliczkach sumeryjski Noe nazywa si
Ziusudra. Mia mieszka w Szuruppak i tam te zbudowa sw ark . Dysponujemy zatem jeszcze starszym
opisem potopu, ni ten znany z eposu o Gilgameszu. Nikt nie wie, czy nowe znaleziska nie dostarcz
jeszcze starszych wersji. Ludzie starych kultur wydawali si jakby op tani ide nie miertelno ci i
ponownych narodzin. S
ba i niewolnicy najwyra niej dobrowolnie k adli si do grobu swych panów. W
grobowcu z Schub-At le
o obok siebie nie mniej ni 70 porz dnie pouk adanych szkieletów. Nie
wykazuj c najmniejszych oznak ewentualnego przymusu, ludzie ci w pozycji siedz cej lub le cej
oczekiwali w swoich bajecznie kolorowych szatach na mier , która musia a przyj szybko i bezbole nie,
by mo e pod wp ywem trucizny. Z niezachwian pewno ci b
wyczekiwa nowego ycia ze swymi
panami „po tamtej stronie". Kto jednak przybli
poga skim ludom ide ponownych narodzin?
Nie mniej pogmatwany jest wiat egipskich bogów. Równie prastare teksty ludów mieszkaj cych nad
Nilem mówi o pot
nych istotach, które w barkach przemierzaj niebosk on. Pewien tekst, po wiecony
bogu S
ca Re, g osi:
„Ty w drujesz pomi dzy gwiazdami i Ksi ycem, Ty ci gniesz statek Atona po niebie i na Ziemi, jak
niestrudzenie obiegaj ce gwiazdy, jak gwiazdy nie zachodz ce nad Biegunem Pó nocnym".
A oto jeszcze napis na piramidzie:
„Ty jeste tym, kto stoi u steru statku s onecznego przez miliony lat".
Nawet uwzgl dniaj c, e staro ytni Egipcjanie byli wysokiej klasy rachmistrzami, to jest jednak dziwne, i
w zwi zku z gwiazdami i statkiem niebia skim operowali milionami lat. Co powiada Mahabharata? „Czas
jest nasieniem Wszech wiata."
Prabóg Ptah przekaza w Memfisie królowi dwa wzorce obchodów jubileuszy panowania z poleceniem, aby
wi towa je sze razy po sto tysi cy lat. Czy trzeba jeszcze wspomina , e zanim prabóg Ptah wr czy
królowi wzorce, ukaza mu si w po yskuj cym niczym tarcza s oneczna wozie niebia skim z elektronu, a
potem znikn w nim na horyzoncie? W Edfu znajduj si jeszcze dzisiaj nad drzwiami wi ty
wyobra enia uskrzydlonego S
ca albo szybuj cego soko a opatrzonego symbolami wieczno ci i
niesko czonego ycia. W adnym znanym dotychczas miejscu wiata nie zachowa o si tak wiele
przedstawie uskrzydlonych postaci boskich, jak w
nie w Egipcie.
Ka dy turysta zna wysp Elefantyn ze s ynnym nilometrem w Asuanie. Ju najstarsze pisma nazywaj t
wysp Elefantyn z uwagi na jej zarys przypominaj cy sylwetk s onia. To si zgadza, gdy wyspa istotnie
wygl da jak s
. Ale sk d wiedzieli o tym starzy Egipcjanie, skoro kszta ty te mo na rozpozna dopiero z
du ej wysoko ci, z samolotu? Nie ma przecie w pobli u adnego wzniesienia, z którego widok na wysp
pozwoli by na takie porównanie!
Inskrypcja odkryta ju dosy dawno na jednym z budynków w Edfu informuje, e budowla ta jest
pozaziemskiego pochodzenia, gdy zaprojektowa j Imhotep — cz owiek pó niej ubóstwiony. Imhotep by
bardzo tajemnicz i wybitn postaci , jakby Einsteinem swojej epoki. By kap anem, pisarzem, medykiem,
architektem i m drcem zarazem. W dawnych czasach, w epoce Imhotepa ludzie dysponowali do obróbki
kamienia — zdaniem archeologów — tylko drewnianymi klinami i narz dziami z miedzi, które nie nadaj
si do ciecia bloków granitowych. Nie przeszkodzi o to jednak m dremu Imhotepowi w wybudowaniu dla
swego króla D osera schodkowej piramidy w Sakkarze! Wysoka na 60 metrów budowla jest tak wybitnym
dzie em sztuki budowlanej, e w pó niejszych czasach doczeka a si tylko niedoskona ych imitacji. Imhotep
nazwa ten architektoniczny klejnot, otoczony murem o wysoko ci 10 i d ugo ci 1600 metrów,
„Przybytkiem Wieczno ci" i kaza si w nim pochowa , aby powracaj cy bogowie mogli go ponownie
zbudzi do ycia.
Wiadomo, e wszystkie piramidy zosta y wzniesione wed ug zasad astronomicznych. Czy okoliczno ta
nie wydaje si cokolwiek dziwna, je li uwzgl dni , e o staroegipskiej astronomii na dobr spraw niczego
nie wiemy? Syriusz by jedn z niewielu gwiazd, którymi zajmowali si staro ytni Egipcjanie. Ale w
nie
zainteresowanie Syriuszem wydaje si dosy zabawne, gdy gwiazd t mo na obserwowa w Memfisie
tylko na pocz tku wylewu Nilu, kiedy o wicie ledwo unosi si nad horyzontem. Aby sprawa by a jeszcze
bardziej zagmatwana, Egipcjanie dysponowali dok adnym kalendarzem — 4221 lat przed nasz er ! —
który za punkt wyj cia przyjmowa wschód Syriusza (pierwszy Tot = 191ipca) i podawa cykle roczne od
przesz o 32 000 lat.
Mo na si zgodzi , e dawnym astronomom nie brakowa o czasu, by rokrocznie obserwowa S
ce,
Ksi yc i inne gwiazdy, co w ko cu pozwoli o im stwierdzi , i po oko o 365 dniach wszystkie cia a
niebieskie znajduj si znowu w tej samej pozycji. Czy nie jest jednak ca kowicie sprzeczne z rozs dkiem,
aby pierwszy kalendarz wyprowadza w
nie od Syriusza, skoro atwiej i dok adniej mo na by oby to
uczyni na podstawie S
ca i Ksi
yca? Przypuszczalnie kalendarz wed ug Syriusza by w ogóle
fikcyjnym tworem, daj cym tylko jakie chronologiczne przybli enie, gdy nigdy nie mo na by o
przewidzie pojawienia si tej gwiazdy. Termin wylewu Nilu i tym samym wschód Syriusza na porannym
horyzoncie by y czystym przypadkiem. Nil nie wylewa ka dego roku i nie ka dy wylew nast puje tego
samego dnia. Sk d zatem kalendarz Syriusza? Czy jest o tym jaki stary przekaz? Czy istnieje pismo lub
przepowiednia, które kap ani skrz tnie ukrywali?
W grobowcu prawdopodobnie króla Udimu znaleziono naszyjnik ze z ota oraz szkielet zupe nie nieznanego
zwierz cia. Sk d pochodzi to zwierz ? — Czym mo na wyt umaczy , e Egipcjanie ju w pocz tkach
pierwszej dynastii stosowali system dziesi tny? — Jak to mo liwe, by w tak zamierzch ych czasach
powsta a tak wysoko rozwini ta cywilizacja? — Sk d bior si ju na samym pocz tku kultury egipskiej
przedmioty z br zu i miedzi? — Kto przekaza Egipcjanom niewiarygodn znajomo matematyki i gotowe
pismo?
Zanim zajmiemy si kilkoma monumentalnymi budowlami, które nasuwaj bardzo wiele pyta , jeszcze raz
krótki rzut oka na stare dzie a pisane:
Sk d pochodzi zadziwiaj ca inwencja autorów Ba ni z 1001 Nocy? Sk d si wzi opis lampy, z której na
yczenie przemawia czarodziej?
Wytworem jakiej mia ej fantazji by o zakl cie „Sezamie otwórz si !" -otwieraj ce kryjówk Ali Baby i
jego rozbójników?
Dzisiaj, rzecz jasna, takie pomys y nas nie zaskakuj , odk d telewizor za naci ni ciem guzika dostarcza
„mówi cych obrazów". A od kiedy w ka dym wi kszym domu towarowym drzwi otwieraj si dzi ki
fotokomórce, formu a „Sezamie otwórz si " nie stanowi ju specjalnej zagadki. Dawni twórcy musieli mie
jednak tak niesamowit wyobra nie, e w porównaniu z nimi wspó cze ni autorzy powie ci science fiction
produkuj dzie ka dosy tandetne. Mo e jednak dawni pisarze posi kowali si dla zap odnienia fantazji
czym ju gotowym, co by o im znane, co widzieli i prze yli?
W wiecie legend i ba ni trudniej uchwytnych kultur, dla których nie mamy adnych sta ych, materialnych
punktów orientacyjnych, grunt zaczyna si ju zupe nie chwia i wszystko staje si jeszcze bardziej
zagmatwane.
Podania islandzkie i staronorweskie te oczywi cie znaj „bogów" podró uj cych po niebie. Bogini Freja
mia a s
o imieniu Gna, któr wysy
a w obce wiaty na rumaku, unosz cym si powietrzu nad
morzem i l dem, a którego zwano „rzucaj cy kopytem". Pewnego razu Gna spotka a wysoko w
przestworzach jakiego obco wygl daj cego Wana. W pie ni Allvisa Ziemia, Ksi yc i Wszech wiat nosz
ró ne nazwy w zale no ci od tego, czy mówi o nich ludzie, „bogowie", olbrzymi czy Aasowie. W jaki
sposób — na Boga — ludzie w zamierzch ej przesz
ci potrafili rozpatrywa jedn i t sam rzecz z
ró nych punktów widzenia, skoro horyzont by tak bardzo ograniczony?
Cho uczony Sturluson zapisa norweskie i starogerma skie wedy, sagi i pie ni dopiero oko o 1200 r. po
Chr., maj one kilka tysi cy lat. Bardzo cz sto symbolem Ziemi jest w nich — co zaskakuje — tarcza lub
kula, za Thor, najwy szy z bogów, ukazywany jest zawsze z mia
cym m otem. Profesor Kühn
reprezentuje pogl d, e s owo m ot znaczy tyle co „kamie " i pochodzi z epoki kamiennej, a dopiero
pó niej zacz o oznacza m ot z br zu lub elaza, Zgodnie z t tez Thor i jego symboliczny m ot musz
mie bardzo odleg metryk , si gaj
prawdopodobnie epoki kamienia. S owo Thor w indyjskich,
napisanych w sanskrycie Wedach nazywa si „tanayitnu", co nale
oby przet umaczy zgodnie ze
znaczeniem jako „ten, który ciska gromy". Nordycki Thor, bóg nad bogami, jest panem germa skich
Wanów, grasuj cych w przestworzach.
W dyskusji na temat nowych aspektów, jakie wnosimy do bada nad przesz
ci , móg by pojawi si
zarzut, e nie nale y wszystkich przekazanych tradycj wzmianek, wskazuj cych na zjawiska niebieskie,
wi za w jeden ci g dowodów na loty kosmiczne w epoce prehistorycznej! W rzeczywisto ci wcale tego nie
czynimy, gdy zwracamy tylko uwag na te fragmenty pradawnych pism, które nie pasuj do
dotychczasowych teorii. Wiercimy naszymi pytaniami w tych istotnie k opotliwych miejscach, gdzie ani
autor, ani t umacz, ani kopi ci nie mogli mie poj cia o dzisiejszym stanie nauki i wynikaj cych z niego
skutkach. Jeste my gotowi natychmiast uzna t umaczenia za fa szywe, a odpisy za wysoce niedok adne,
je li jednocze nie te rzekomo fa szywe i fantazyjnie podkoloryzowane przekazy nie b
traktowane jako w
pe ni warto ciowe, skoro tylko daj si wt oczy w ramy jakiej religii. Nie jest godne badacza, by odrzuca
to, co nie pasuje do jego teorii, uznaj c tylko to, co potwierdza jego tezy. O ile bardziej dobitnie i wyra nie
przedstawia yby si nasze tezy, gdyby stare pisma zosta y przet umaczone na nowo, z my
o mo liwo ci
lotów kosmicznych! Nad Morzem Martwym znaleziono ostatnio — kontynujmy nasz wywód my lowy —
zwoje z fragmentami tekstów apokaliptycznych i liturgicznych. W apokryfach Abrahama i Moj esza znowu
pisze si o wozie niebia skim z ko ami, który pluje ogniem, natomiast podobnych wzmianek brakuje w
etiopskiej czy s owia skiej Ksi dze Henocha.
„Z ty u za tymi istotami widzia em wóz, który mia ogniste ko a, a wokó ka dego ko a pe no by o oczu i na
ko ach spoczywa tron, a ten pokryty by ogniem, który naoko o niego p on " (Apokryf Abrahama 18,
11/12)
Zgodnie z interpretacj profesora Scholema wozy i trony wyst puj ce w wiecie mistyków ydowskich
by yby odpowiednikiem „pleromy" (pe ni wiat a) — idei wyst puj cej w wiecie mistyków
hellenistycznych i wczesnochrze cija skich. Jest to godna uwagi interpretacja, ale czy mo na j przyj
jako naukowo dowiedzion ? Wolno nam zada proste pytanie, co by oby w wypadku, gdyby niektórzy
ludzie rzeczywi cie widzieli tak cz sto opisywane wozy ogniste? W zwojach z Qumran bardzo cz sto
stosowano pismo tajemne, a w dziele astrologicznym znalezionym w ród innych dokumentów w czwartej
jaskini wyst powa y nawet na przemian ró ne dukty pisma. Pewna astronomiczna obserwacja nosi tytu :
„S owa cz owieka rozumnego, skierowane do wszystkich synów Jutrzenki".
Co w
ciwie przemawia przeciwko temu, e w starych pismach opisano realnie istniej ce wozy ogniste?
Przecie nie tyle p askie, co m tne twierdzenie, e w staro ytno ci nie mog o by wozów ognistych! Taka
odpowied by aby niegodna tych, których chcemy naszymi pytaniami nak oni do alternatywnego my lenia.
W ko cu nie tak dawno temu ludzie kompetentni utrzymywali, e z nieba nie mog spada kamienie
(meteoryty), gdy w niebie nie ma kamieni...
Jeszcze matematycy w XIX wieku dokonali — w owych czasach przekonywaj cego — obliczenia, e
poci g nigdy nie b dzie móg je dzi szybciej ni 34 kilometry na godzin , gdy przy wi kszej pr dko ci
wysysane by oby z niego powietrze i tym samym pasa erowie musieliby si udusi ... Nieca e 100 lat temu
zosta o „udowodnione", e przedmiot ci szy od powietrza nigdy nie b dzie móg lata .
Dzia krytyki pewnej presti owej gazety zakwalifikowa ksi
Waltera Sullivana Sygna y ze
Wszech wiata do literatury z gatunku science fiction, stwierdzaj c, e niew tpliwie tak e w bardzo odleg ej
przysz
ci niemo liwe b dzie dotarcie do gwiazd Epsilon Eridani lub Tau Ceti. Uznano, e ani
przesuni cie czasu (zgodnie z teori wzgl dno ci), ani zimowy sen astronautów pod wp ywem du ego
ozi bienia cia a nigdy nie zdo aj pokona bariery niewyobra alnych odleg
ci.
Ca e szcz cie, e w przesz
ci zawsze byli dostatecznie odwa ni fanta ci, g usi na krytyk ze strony im
wspó czesnych! Bez nich nie by oby obejmuj cej ca y wiat sieci kolejowej, po której poci gi je
z
pr dko ci 200 i wi cej kilometrów na godzin (uwaga: przy pr dko ci ponad 34 km/godz. pasa erowie
umieraj !), ...bez nich nie by oby samolotów odrzutowych, gdy te przecie „spada yby na ziemi " (uwaga:
przedmioty ci sze od powietrza nie mog lata !), ...w ko cu nie by oby te rakiet mi dzyplanetarnych
(uwaga: cz owiek nie mo e opuszcza swej planety!). Och, nie by oby niesko czenie wielu rzeczy bez
ogos awionych fantastów!
Pewna grupa badaczy chcia aby pozosta przy tak zwanych realiach, zapominaj c zbyt atwo i zbyt ch tnie,
e to, co dzisiaj jest realne, jeszcze wczoraj mog o by utopijnym snem jakiego fantasty. Niema cz
wszystkich epokowych odkry — w naszych czasach ju oczywistych — zawdzi czamy szcz liwym
przypadkom, a nie systematycznie prowadzonym badaniom. Wielu wpisa o si do ksi gi „powa nych
fantastów", którzy swoimi mia ymi spekulacjami pokonali hamuj cy wp yw uprzedze . Jedno jest pewne:
ka dego dnia coraz bardziej zbli amy si do granic przysz ych mo liwo ci. Heinrich Schliemann
potraktowa dzie o Homera niejako bajk czy ba i dzi ki temu odkry Troj !
Za ma o wiemy jeszcze o naszej przesz
ci, aby móc wydawa o niej ostateczne s dy! Nowe znaleziska
mog rozwi za nies ychane zagadki, a lektura prastarych informacji mo e postawi na g owie ca y wiat
dotychczasowych twierdze . Rozumiemy oczywi cie, e stare ksi gi uleg y w wi kszo ci zniszczeniu. W
Ameryce Po udniowej by o podobno dzie o, które zawiera o ca wiedz staro ytno ci, ale zosta o pono
zniszczone przez 63. w adc Inków Paczakuti IV. W bibliotece w Aleksandrii 500 000 tomów uczonego
adcy Ptolemeusza Sotera skrywa o ca intelektualn spu cizn ludzko ci. Bibliotek zniszczyli po cz ci
Rzymianie, a pozosta y ksi gozbiór kaza spali — kilkaset lat pó niej — kalif Omar. Niewyobra alna jest
wprost my l, e niezast pione, cenne manuskrypty s
y do palenia w publicznych
niach Aleksandrii!
Co pozosta o z biblioteki wi tyni w Jerozolimie? Co osta o si z biblioteki w Pergamonie, gdzie
znajdowa o si podobno 200 000 dzie ? Jakie skarby i tajemnice uleg y zniszczeniu wraz z ksi gami
historycznymi, astronomicznymi i filozoficznymi, unicestwionymi ze wzgl dów politycznych na rozkaz
chi skiego cesarza Chi-Huanga w 214 r. p.n.e.? Ile tekstów kaza zniszczy w Efezie po swym religijnym
katharsis aposto Pawe ? Nie sposób wprost ogarn , jak nies ychane bogactwo dzie ze wszystkich dziedzin
wiedzy zagin o dla nas raz na zawsze z powodu fanatyzmu religijnego! Ile tysi cy pism, których nie mo na
ju odtworzy , kazali spali mnisi i misjonarze pod wp ywem lepej i wi tej gorliwo ci w Ameryce
Po udniowej i rodkowej?
Wszystko to nast pi o przed setkami i tysi cami lat. Czy ludzko wyci gn a z tego jak nauk ?
Kilkadziesi t lat temu Hitler rozkaza pali ksi ki w miejscach publicznych, a ju w 1966 r. wydarzy o si
to samo w Chinach podczas rewolucji kulturalnej Mao Tse-tunga. Na szcz cie ksi ki wspó czesne istniej
nie tylko w jednym egzemplarzu, jak to by o przed wiekami.
Zachowane teksty i fragmenty dzie przekazuj nam sporo wiedzy o zamierzch ej przesz
ci. We
wszystkich epokach m drcy wiedzieli, e przysz
zawsze przynosi wojny i rewolucje, rozlew krwi i
po og . Czy w zwi zku z tym ukryli mo e przed mot ochem tajemnice i przekazy swojej epoki w wielkich
budowlach lub schowali je w bezpiecznym miejscu, chroni c przed zniszczeniem? Czy ukryli informacje i
komunikaty w piramidach, wi tyniach lub pos gach, wzgl dnie zostawili je jako szyfry, aby przetrwa y
burze dziejowe? Trzeba by to by o sprawdzi , gdy dalekowzroczni ludzie wspó cze ni tak w
nie
post puj z my
o przysz
ci.
Amerykanie zatopili w 1965 r. w ziemi Nowego Jorku dwie kapsu y tak zbudowane, aby a do roku 6965
przetrzyma y wszelkie kataklizmy, jakie mog si na Ziemi wydarzy . Kapsu y zawieraj informacje, jakie
chcemy przekaza przysz ym pokoleniom, eby ci, którzy podejm trud rozja nienia mroków okrywaj cych
przesz
swoich przodków, dowiedzieli si , jak yli my. Kapsu y s odlane z metalu twardszego od stali i
mog przetrwa bez szkody nawet eksplozj atomow . Obok „informacji z dnia" w kapsu ach umieszczono
tak e fotografie miast, statków, samochodów, samolotów i rakiet. Zawieraj wzory metali i mas
plastycznych, materia ów, w ókien i tkanin, przekazuj przysz ym pokoleniom takie przedmioty
powszechnego u ytku, jak monety, narz dzia i artyku y toaletowe, a na mikrofilmach s tam utrwalone
ksi ki z dziedziny matematyki, medycyny, fizyki, biologii i astronautyki. Aby przes anie w odleg ,
nieznan przysz
by o pe ne, do kapsu do czono wspaniale opracowany kod, dzi ki któremu napisane i
narysowane informacje b dzie mo na przet umaczy na j zyki przysz
ci.
Grupa in ynierów z Westinghouse-Electric wpad a na pomys , aby podarowa potomno ci bogato
wyposa one kapsu y, a John Harrington wynalaz dla przysz ych pokole inteligentny system deszyfracji
danych. Czy ludzie ci s nieszcz snymi pomyle cami? Fantastami? Jednak realizacja tej idei cieszy nas i
uspokaja, gdy oznacza ona, e s ludzie, którzy wybiegaj my
5000 lat do przodu! Praca archeologów w
odleg ej przysz
ci nie b dzie atwiejsza ni w naszych czasach. Po atomowej po odze na nic zdadz si
wszystkie biblioteki wiata, a wszelkie osi gni cia, z których jeste my tak dumni, nie b
warte z amanego
szel ga, gdy zgin , zostan zniszczone lub rozbite na czynniki pierwsze. Fantazja i dzie o in ynierów z
Nowego Jorku ma tym wi ksze uzasadnienie, e wcale nie trzeba po ogi atomowej, by Ziemia uleg a
zniszczeniu. Przesuni cie osi ziemskiej o niewiele stopni przynios oby nies ychane powodzie, których nie
da oby si powstrzyma . W ka dym wypadku poch on yby one ka de zapisane przez nas s owo. Kto jest
na tyle arogancki, by utrzymywa , e dawni m drcy nie mogli byli wpa na tak dalekowzroczny pomys ,
jak ludzie z Nowego Jorku?
Z ca pewno ci stratedzy prowadz cy wojn atomow czy wodorow nie b
kierowali swej broni na
Zulusów i nieszkodliwych Eskimosów, lecz u yj jej przeciwko g ównym o rodkom cywilizacji.
Radioaktywny chaos stanie si zatem udzia em spo ecze stw przoduj cych, najwy ej rozwini tych. Ocalej
przed zag ad zacofane kulturowo ludy, ludzie dzicy, prymitywni — wszyscy znacznie oddaleni od centrów
cywilizacji. Nie byliby oni w stanie ani kontynuowa naszej kultury, ani niczego o niej przekaza , gdy w
niej nie uczestniczyli. Nawet ludzie m drzy albo po prostu ideali ci, którzy zadaliby sobie trud uratowania
podziemnej biblioteki, nie zdo aliby przez to niczego zrobi dla przysz
ci. „Normalne" biblioteki
zosta yby i tak zniszczone, a istoty prymitywne, którym uda oby si prze
, nic nie wiedzia yby o
ukrytych, tajnych zasobach. Ca e po acie kuli ziemskiej stan si gorej cymi pustyniami, gdy d ugoletnie
promieniowanie Roentgena zniszczy ka
ro lin . Ludzkie niedobitki ulegn przypuszczalnie mutacji i po
dwóch tysi cach lat nic ju nie pozostanie z upad ych miast. Przyroda z nieskr powan si b dzie si
wgryza w ruiny, a zardzewia a stal f i elazo rozpadn si w py .
I wszystko mog oby zacz si od pocz tku. Cz owiek podejmie mo e sw przygod na Ziemi po raz drugi
lub trzeci. Niewykluczone, e ludzie znowu zbyt pó no odkryj tajemnice starych pism i poda . 5000 lat po
kataklizmie archeolodzy mogliby zatem twierdzi , e cz owiek w XX wieku nie zna jeszcze elaza, gdy
nawet po najdok adniejszym przekopaniu ziemi nie znale liby ze zrozumia ych wzgl dów ani jednego jego
kawa ka. O ci gn cych si kilometrami przeciwczo gowych zaporach z betonu wzd
granicy rosyjskiej
powiedziano by, e s to niew tpliwie linie astronomiczne. Gdyby odkryto kasety z ta mami
magnetofonowymi, nie wiedziano by, co z nimi pocz , tym bardziej e nie odró niano by ta m nagranych
od czystych. A mo liwe, i zawiera yby one rozwi zanie bardzo wielu zagadek! Teksty mówi ce o
olbrzymich miastach, w których mia y znajdowa si domy wysoko ci kilkuset metrów, uznano by za
niewiarygodne, gdy takich miast nie mog o przecie by . Szyby londy skiego metra stan si jakim
geometrycznym dziwactwem albo zadziwiaj co dobrze przemy lanym systemem kanalizacyjnym. A potem
mo e znowu pojawi si informacje z pradawnych czasów opisuj ce, jak ludzie latali na wielkich ptakach
miedzy kontynentami i opowie ci o dziwnych, pluj cych ogniem statkach, które znika y na niebie. Zostanie
to zakwalifikowane jako mitologia, gdy nie mog o przecie by ani tak du ych ptaków, ani pluj cych
ogniem niebia skich potworów.
umacze z roku 7000 b
mieli k opot: to, co odczytaj z zachowanych fragmentów o wojnie wiatowej
w XX wieku, zabrzmi ca kowicie niewiarygodnie. Skoro jednak natrafi na dzie a Marksa lub Lenina,
dzie mo na w ko cu — co za ulga! — uczyni z dwóch arcykap anów tej niezrozumia ej epoki centralny
punkt jakiego obrz dku religijnego.
Potomni b
mogli snu wiele interpretacji, je li pozostanie po nas dostatecznie du o punktów
orientacyjnych. 5000 lat — to bardzo d ugi okres. Tylko dzi ki czystemu kaprysowi przyrody obrobione
bloki kamienia trwaj 5000 lat, podczas gdy z najgrubszymi cho by szynami kolejowymi nie obchodzi si
ona tak ogl dnie.
Na dziedzi cu pewnej wi tyni w Delhi znajduje si — jak ju pisali my — zespawany z elaznych cz ci
up, który od prawie 2000 lat wystawiony na dzia anie czynników atmosferycznych nie wykazuje jednak
adnego ladu rdzy. Mamy oto przed sob nieznany, staro ytny stop elazny, nie zawieraj cy siarki ani
fosforu. By mo e s up zosta odlany przez dalekowzrocznych specjalistów swej epoki, którzy nie mieli
rodków na wzniesienie wielkiej budowli, a chcieli zostawi potomno ci w spu ci nie widoczny, odporny
na dzia anie czasu pomnik swojej kultury?
To Jest wstydliwa sprawa, e w wysoko rozwini tych minionych kulturach znajdujemy budowle, których
nie umiemy imitowa przy pomocy najnowocze niejszej techniki. Kamienne kloce spoczywaj na
swoim miejscu i nie daj si usun poza nawias dyskusji. Poniewa nie mo e by tego czego by nie
powinno, szuka si gor czkowo „rozs dnych" wyja nie . Od
my zatem ko skie okulary i we my udzia
w poszukiwaniach...
Rozdzia VII
Parkiet dla olbrzymów? — Z czego yli staro ytni Egipcjanie? — Czy Cheops by oszustem? —
Dlaczego piramidy stoj tam, gdzie stoj ? — Zw oki yj ce dzi ki zamro eniu? — Prehistoryczni
dyktatorzy mody — Czy metoda
14
Cjest ca kiem wiarygodna?
Na pó noc od Damaszku le y terasa w Baalbek: platforma zbudowana z bloków skalnych, z których
niektóre maj ponad 20 metrów d ugo ci i wa prawie 2000 ton. Do tej pory archeologia nie by a w stanie
przekonywaj co wyja ni , dlaczego, w jaki sposób i przez kogo terasa w Baalbek zosta a zbudowana.
Rosyjski profesor Agrest uwa a, i mo e ona by pozosta
ci wielkiego l dowiska.
Je li przyjmiemy do wiadomo ci dobrze spreparowan wiedz , któr si nam serwuje, to staro ytny Egipt
sta si centrum fantastycznej cywilizacji nagle i bez stadium przej ciowego. Wielkie miasta i olbrzymie
wi tynie, ogromne pos gi o wielkiej sile wyrazu, wspania e trakty obramowane pompatycznymi figurami,
doskona e urz dzenia kanalizacyjne, wykute w skale okaza e grobowce, piramidy przyt aczaj ce swymi
rozmiarami... te i wiele innych jeszcze wspania ych rzeczy pojawi o si jak spod ziemi. To rzeczywi cie
cud, je li kraj zdolny jest nagle do takich osi gni bez adnego przygotowania!
yzne tereny uprawne wyst puj tylko w delcie Nilu i na w skich pasmach po lewej i prawej stronie rzeki.
Eksperci szacuj liczb mieszka ców Egiptu w okresie budowy Wielkiej Piramidy na 50 milionów ludzi!
(Liczba poza wszystkim jawnie sprzeczna z szacowanym na 20 milionów zaludnieniem ca ego wiata w
roku 3000 prz. Chr.!)
Przy tego typu fantastycznych obliczeniach nie chodzi o kilka milionów ludzi w t lub drug stron . Chodzi
o to, e dla nich wszystkich musia o si znale po ywienie. A przecie by a to nie tylko wielka armia
robotników budowlanych, kamieniarzy, in ynierów i marynarzy, by o te kilkaset tysi cy niewolników,
by a dobrze wyposa ona armia, by
yj cy w dobrobycie stan kap
ski, niezliczeni handlarze, ch opi i
urz dnicy oraz — last but not least — utrzymuj cy si z nich wszystkich dwór królewski. Czy by wszyscy
oni zdo ali si wy ywi dzi ki sk pym plonom uzyskiwanym w delcie Nilu?
Powiada si nam, e bloki kamienne na budow piramidy transportowane by y na rolkach, co w praktyce
oznacza, e musia y to by rolki drewniane! Jednak z trudem przysz oby chyba cina i przetwarza te
nieliczne przecie drzewa, g ównie palmy, które w owym czasie (podobnie jak dzisiaj) ros y w Egipcie,
gdy daktyle by y niezb dnym sk adnikiem wy ywienia, a pnie i listowie dawa y jedyny cie wysuszonej
ziemi. Jednak utrzymuje si , e rolki drewniane musia y by u ywane, gdy w przeciwnym wypadku nie
by oby nawet tego najbardziej w tpliwego wyja nienia techniki budowy piramid. Czy drewno by o
importowane? Sprowadzanie drewna z obcych krajów wymaga oby poka nej floty. Drewno wy adowywane
w Aleksandrii trzeba by oby transportowa Nilem w gór rzeki do Kairu. Nie istnia a inna mo liwo ,
poniewa Egipcjanie w okresie budowy Wielkiej Piramidy nie znali jeszcze konia i wozu; zacz to ich
ywa dopiero za XVII dynastii, czyli oko o 1600 r. prz. Chr. Królestwo za przekonywaj ce wyja nienie
transportu bloków skalnych! Rolki drewniane, powiada si , by y do tego niezb dne...
Technika budowniczych piramid nasuwa wiele zagadek, które nie znajduj zadowalaj cych rozwi za .
W jaki sposób Egipcjanie wykuwali grobowce w skale? Jakimi narz dziami tworzyli labirynt przej i
pomieszcze ? ciany skalne s g adkie i na ogó przyozdobione reliefowymi malowid ami. Szyby
przebiegaj w ska ach uko nie, maj precyzyjnie, zgodnie z najlepsz sztuk budowlan wykonane stopnie,
prowadz ce do g boko po
onych komór grobowych. Chmary turystów przygl daj si temu z podziwem,
ale aden z nich nie dostaje wyt umaczenia zagadkowej techniki wykopu. Wiadomo dok adnie, e sztuk
budowy tuneli Egipcjanie mieli opanowan od najwcze niejszych czasów, gdy stare grobowce s
wykonane dok adnie tak samo, jak pó niejsze. Miedzy grobowcem Teti z szóstej dynastii a grobem
Ramzesa I z czasów Nowego Pa stwa nie ma adnej ró nicy, cho ich budow dzieli co najmniej 1000 lat!
Wszystko wskazuje na to, e dawnej, raz wyuczonej techniki nie wzbogacano o nowe, lepsze rozwi zania, a
raczej wr cz przeciwnie: pó niejsze budowle s coraz gorszymi kopiami starych wzorców.
Turysta, który na wielb dzie o imieniu „Bismarck" albo „Napoleon" — w zale no ci od swej narodowo ci
— doko ysze si do piramidy Cheopsa na zachód od Kairu, odczuwa dziwny dreszcz, jaki zawsze wywo uj
materialne pozosta
ci tajemniczych cywilizacji. Zwiedzaj cy s yszy, e tu i tam faraon kaza budowa
sobie grobowce. Z t od wie on szkoln wiedz wraca do domu, zrobiwszy przedtem par ciekawych
zdj . Szczególnie na temat piramidy Cheopsa wysuni to pewnie z kilkaset nie maj cych podstaw, g upich
teorii. W ksi ce Charlesa Piazzi Smytha Our Inheritance in the Great Pyramid, licz cej 600 stron i wydanej
w 1864 r „znajdujemy mnóstwo je
cych w osy na g owie zwi zków mi dzy t budowl a kul ziemsk .
Jednak nawet po krytycznej weryfikacji pozostaje par faktów, które powinny nas zastanowi .
Wiadomo, e staro ytni Egipcjanie mieli rozbudowany kult s oneczny: ich bóg S
ca Re je dzi po niebie
barkami. Teksty w piramidach z okresu Starego Pa stwa opisuj nawet niebia skie podró e króla, które
mo liwe by y rzecz jasna z pomoc bogów i ich barek. Tak e bogowie i w adcy Egipcjan nie stronili od
latania w przestworzach...
Czy jest przypadkiem, e wysoko piramidy Cheopsa pomno ona przez miliard odpowiada w przybli eniu
odleg
ci mi dzy Ziemi a S
cem, wynosz cej 149 505 000 kilometrów? Czy to przypadek, e po udnik
przebiegaj cy przez piramid dzieli kontynenty i oceany dok adnie na równe cz ci? Czy przypadkiem
obwód podstawy piramidy podzielony przez dwukrotno wysoko ci daje s awn ludolfine — liczb
=
3,1416? Czy przypadkowo znajduj si tam obliczenia ci aru Ziemi, a skalisty grunt, na którym stoi
budowla, przypadkiem jest tak starannie i dok adnie zrównany?
Nigdzie nie ma wzmianki, dlaczego twórca piramidy, faraon Cheops (Chufu), wybra na budow obiektu
nie t a nie inn ska na pustyni. By mo e by a tam naturalna rozpadlina skalna, któr wykorzystano
do wzniesienia tej kolosalnej budowli. Jeszcze inne, cho u omne, wyja nienie g osi, e faraon chcia
obserwowa ze swego letniego pa acu post py prac budowlanych. Jednak oba powody k óc si ze
zdrowym rozs dkiem. Po pierwsze by oby zdecydowanie praktyczniej, gdyby miejsce budowy znajdowa o
si bardziej na wschodzie, bli ej kamienio omów, co skróci oby drog transportu, a po drugie trudno sobie
wyobrazi , eby faraon chcia by co roku niepokojony ha asem, jaki dniem i noc rozlega si nad placem
budowy. Skoro tak wiele przemawia przeciwko naiwnym — rodem z ksi ek dla dzieci — wyja nieniom
dotycz cym wyboru miejsca budowy, wolno nam zapyta , czy mo e równie w tej sprawie mieli swój
udzia „bogowie", cho by tylko po rednio, poprzez dania zg aszane przez kap anów, przyjmuj c tak
interpretacje, uzyskamy jeszcze jeden wa ki dowód na rzecz naszej teorii o utopijnej przesz
ci ludzko ci.
Otó piramida nie tylko dzieli kontynenty i oceany na dwie równe cz ci, ale le y ona w punkcie ci ko ci
kontynentów! Je eli odnotowane tutaj fakty nie s przypadkiem — a bardzo trudno by oby w niego
uwierzy — to miejsce budowy piramidy zosta o wyznaczone przez istoty, które wiedzia y o kulistym
kszta cie Ziemi i dok adnie zna y rozmieszczenie kontynentów i mórz. Godzi si w tym miejscu
przypomnie mapy Piri Reisa! Nie wszystko da si wyja ni przypadkiem lub zmy leniem.
Jaka si a, jakie „maszyny" wyrówna y skalisty teren i jakim technicznym nak adem si to dokona o? W jaki
sposób budowniczowie przebijali w skale tunele? I czym je o wietlali? Ani tutaj, ani w skalnych
grobowcach w Dolinie Królów nie u ywano pochodni lub podobnych urz dze . Nie ma bowiem na
stropach i cianach adnych zaczernie , ani nawet najmniejszych wskazówek wiadcz cych o usuwaniu ich
ladów. W jaki sposób i jakimi narz dziami odrywano w kamienio omach wielkie bloki skalne? Jakim
sposobem mia y one ostre kanty i g adkie ciany? Jak je transportowano i nak adano na siebie z
dok adno ci do milimetra? Jest tutaj znowu gar mo liwo ci do wyboru: równie pochy e, piaszczyste
torowiska, po których przesuwano bloki, rusztowania, rampy, nasypy... I oczywi cie mrówcza praca wielu
setek tysi cy Egipcjan: fellachów, ch opów, rzemie lników...
adne z tych wyja nie nie wytrzymuje krytyki. Wielka Piramida jest (i pozostanie?) namacalnym
wiadectwem niepoj tej dot d techniki. Dzisiaj, w XX wieku, aden architekt nie umia by zbudowa
piramidy Cheopsa, cho by mia do dyspozycji wszystkie wspó czesne rodki techniczne!
2 600 000 olbrzymich bloków zosta o wyci tych w kamienio omach, oszlifowanych, przeniesionych i na
miejscu budowy dopasowanych do siebie z dok adno ci do jednego milimetra. A g boko wewn trz
budowli pomalowano na kolorowo ciany korytarzy!
Miejsce budowy piramidy wyznaczy kaprys faraona...
Niedo cignione, „klasyczne" wymiary piramidy nasun y si budowniczemu przypadkowo...
Kilkaset tysi cy robotników przesuwa o i ci gn o w gór rampy na (nieistniej cych) rolkach przy pomocy
(nieistniej cych) lin bloki wa ce 12 ton...
Armia robotników ywi a si (nieistniej cym) zbo em...
Spano w (nieistniej cych) cha upach, które faraon kaza zbudowa przed swoj letni rezydencj ...
Przez (nieistniej cy) megafon robotnicy utrzymywani byli w rytmie pracy, co pozwala o na przesuwanie ku
niebu dwunastotonowych bloków...
Nawet gdyby pilni robotnicy pracowali w nies ychanym tempie ustawiaj c ka dego dnia dziesi bloków, to
enie oko o 2,5 miliona skalnych kloców we wspania piramid zaj oby im — zgodnie z tym
anegdotycznym obja nieniem — 250 000 dni, czyli 664 lat! Tak, a do tego nie wolno zapomina , e
wszystko to by o kaprysem ekscentrycznego w adcy, który w adnym wypadku nie móg do
ko ca
zapocz tkowanego przez siebie dzie a.
Dostatecznie okropne i niesko czenie smutne przedsi wzi cie. Nie trzeba dodawa , e ta na serio
proponowana teoria jest po prostu mieszna. Kto by by na tyle nierozgarni ty, by uwierzy , e piramida
mia a by tylko grobem w adcy? Kto chce nadal traktowa zawarty tam zasób informacji matematycznych i
astronomicznych jako czysty przypadek?
Wielk Piramid przypisuje si obecnie bezspornie faraonowi Cheopsowi, jako jej inspiratorowi i
budowniczemu. Dlaczego? Dlatego, e wszystkie inskrypcje i gliniane tabliczki wskazuj w
nie na niego.
Wydaje si nam przekonywaj ce, e piramida nie mog a powsta podczas trwania jednego ycia. Co jednak,
je li Cheops kaza sfa szowa inskrypcje i tre tabliczek, które mia y s awi jego osob ? W staro ytno ci
by a to ca kiem popularna metoda, o czym wiadczy wiele innych budowli. Zawsze, kiedy dyktatorski
adca chcia zagarn chwa tylko dla siebie, zarz dza procedur fa szerstw. Je li by oby tak i w tym
wypadku, to piramida istnia aby ju d ugo przedtem, zanim Cheops nakaza umie ci na niej swoje
„wizytówki".
W bibliotece w Osfordzie znajduje si r kopis, w którym koptyjski pisarz Al Mas'udi twierdzi, e Wielk
Piramid kaza wznie egipski król Surid. Dziwne, gdy Surid panowa w Egipcie przed potopem!
Osobliwe, e m dry w adca Surid rozkaza swym kap anom spisa ca
wiedzy, a zapisy te ukry we
wn trzu piramidy. Wed ug koptyjskiego podania piramida zosta a zatem zbudowana przed potopem.
Przypuszczenie takie potwierdza Herodot w drugiej ksi dze swoich Dziejów. Otó kap ani w Tebach
pokazali mu 341 pos gów-kolosów, z których ka dy symbolizowa jedno pokolenie arcykap anów od
11 340 lat wstecz. Wiadomo, e ka dy arcykap an przygotowywa w asny pomnik ju za swego ycia.
Herodot informuje o podró y do Teb, gdzie jeden kap an po drugim pokazywa mu swoje pos gi jako
dowód na to, e po ojcu zawsze nast puje syn. Kap ani zapewniali, e ich informacje s bardzo dok adne,
gdy od pokole spisuje si wszystkie dane. Wyja nili, i ka da z 341 figur odpowiada okresowi jednego
ycia ludzkiego i e przed owymi 341 pokoleniami mi dzy lud mi yli bogowie, ale potem aden bóg w
ludzkiej postaci nie zawita ju do nich.
Powszechnie przyjmuje si , e po wiadczona ród ami cywilizacja staro ytnego Egiptu si ga 6500 lat.
Dlaczego zatem kap ani tak bezwstydnie ok amali podró nika Herodota, mówi c o 11 340 latach? I
dlaczego tak dobitnie podkre lali, e od 341 pokole nie bawili u nich adni bogowie? Te precyzyjne dane
czasowe, utrwalone w pos gach, by yby ca kowicie bezu yteczne, gdyby w zamierzch ej przesz
ci
„bogowie" istotnie nie yli w ród ludzi!
O tym, jak, dlaczego i kiedy zbudowano piramidy, nie wiemy w
ciwie niczego. Oto stoi si gaj ca prawie
150 metrów wysoko ci i wa ca 31 200 000 ton sztuczna góra — wiadek niepoj tego wysi ku — a pomnik
ten nie jest podobno niczym innym, jak tylko grobem jakiego ekstrawaganckiego w adcy! Kto chce, niech
wierzy...
Podobnie niezrozumia e s nie zinterpretowane dot d dostatecznie mumie, które wpatruj si w nas z
zamierzch ej przesz
ci, stanowi c tajemnicz zagadk . Ró ne ludy opanowa y technik balsamowania
zw ok, a znaleziska archeologiczne pozwalaj przypuszcza , e przedhistoryczne istoty wierzy y w
ponowne narodziny do drugiego ycia, w materialne wskrzeszenie. Interpretacj tak mo na by
zaakceptowa , gdyby wiara w cielesne zmartwychwstanie nale
a do staro ytnego wiata poj ! Z kolei
gdyby nasi prapraprzodkowie wierzyli tylko w duchowy powrót, to nie otaczaliby zmar ych tak specyficzn
opiek . Znaleziska w egipskich grobach dostarczaj przyk adów, e zabalsamowane zw oki
przygotowywane by y do cielesnego odrodzenia.
To, co sugeruj ogl dane groby, nie jest wcale tak absurdalne! Malowid a i podania dostarczaj przes anek
do tezy, e „bogowie" obiecali, i powróc z gwiazd, aby zbudzi dobrze zachowane cia a do nowego ycia.
Dlatego zaopatrzenie zabalsamowanych zw ok, spoczywaj cych w grobowych komorach, mia o funkcj
praktyczn i przeznaczone by o na potrzeby ycia ziemskiego. W przeciwnym razie po co by yby zmar ym
potrzebne pieni dze, ozdoby i ulubione przedmioty? Dawanie im do grobu równie cz ci s
by —ludzi
niew tpliwie jeszcze yj cych — mia o przed
dawn egzystencj w nowym yciu. Grobowce,
zbudowane solidnie, o nies ychanej wr cz trwa
ci bunkrów przeciwatomowych, by y w stanie przetrwa
wszelkie burze dziejowe. W grobach umieszczano przedmioty zachowuj ce warto mimo wszelkich
kryzysów — mianowicie z oto i szlachetne kamienie. Nie chcemy zajmowa si tu pó niejszymi
wynaturzeniami mumifikacji. Wa ne jest tylko pytanie: kto przyswoi poganom ide cielesnego
zmartwychwstania? I sk d pochodzi a pierwsza, mia a my l, e komórki cia a musz zosta zachowane,
aby zmar y, przechowywany w bezpiecznym miejscu, zosta zbudzony do nowego ycia po up ywie tysi cy
lat?
Do tej pory ca y tajemniczy kompleks spraw zwi zanych z odrodzeniem ycia by traktowany tylko z
religijnego punktu widzenia. Czy faraon, który z ca pewno ci wiedzia wi cej o „bogach" i ich
zwyczajach ni jego poddani, nie móg wpa na taki, by mo e zupe nie ob dny pomys : musz
wybudowa sobie grobowiec, który nie ulegnie zniszczeniu nawet przez tysi ce lat i b dzie wyra nie
odznacza si na obszarze pa stwa? Bogowie obiecali powróci i zbudzi mnie... (wzgl dnie lekarze w
odleg ej przysz
ci b
umieli przywróci mnie do ycia...).
Co mo na doda do tego z perspektywy epoki lotów kosmicznych?
Fizyk i astronom Robert C. W. Ettinger sugeruje w swej wydanej w 1965 r. ksi ce The Prospect of
Immortality, e my, ludzie XX wieku, mogliby my da si tak zamrozi , aby z biologicznego i medycznego
punktu widzenia procesy w naszych komórkach przebiega y bilion razy wolniej ni normalnie. Cho na
razie idea ta mo e wygl da jeszcze ca kowicie utopijnie, to jednak ka da du a wspó czesna klinika
dysponuje „bankiem", w którym ludzkie ko ci przechowywane s ca e lata w stanie g bokiego zmro enia,
by w razie potrzeby zrobi z nich u ytek. wie a krew—co jest ju powszechnie praktykowane — mo e
by przez nieograniczony czas przechowywana w temperaturze -196°C, podobnie jak komórki mo na
utrzymywa przy yciu wprost w niesko czono w temperaturze ciek ego azotu. Czy by utopijna idea
faraona mia a si wkrótce zi ci ?
Trzeba dwukrotnie przeczyta przytoczony ni ej wynik bada , by poj jego niezwyk
: biolodzy z
uniwersytetu w Oklahomie stwierdzili w marcu 1963 r., e komórki skóry egipskiej ksi
niczki Mene s
zdolne do ycia! A ksi niczka Mene nie yje ju od kilku tysi cy lat!
W wielu miejscach znajduj si mumie zachowane w stanie tak kompletnym i nienaruszonym, e wygl daj
jak ywe. U Inków zachowa y si mumie lodowcowe, teoretycznie zdolne jeszcze do ycia. Utopia? W lecie
1965 r. telewizja rosyjska pokaza a dwa psy, które zosta y g boko zamro one na tydzie . Odmro one
siódmego dnia
y sobie nadal, tak jak przedtem!
Amerykanie, co nie jest tajemnic , powa nie zajmuj si w ramach swego szeroko zakrojonego programu
lotów kosmicznych problemem, w jaki sposób mo na zamrozi astronautów przysz
ci na czas ich d ugich
podró y do odleg ych gwiazd...
Profesor Ettinger, dzisiaj cz sto wy miewany, przewiduje, e w odleg ej przysz
ci ludzie nie b
ani
spala zw ok, ani wystawia ich na up robaków, lecz b
je sk ada zamro one na specjalnych
„lodówkowych" cmentarzach lub w grobach-zamra arkach, by oczekiwa y dnia, w którym bardziej
zaawansowana medycyna b dzie umia a usun przyczyn
mierci i tym samym obudzi je do nowego
ycia. Je li pój do ko ca tropem tej my li, to mo na by ujrze odstraszaj
wizj armii g boko
sch odzonych
nierzy, odmra anych wed ug potrzeby w wypadku wojny. Zaiste przera aj ce wizje!
Co jednak maj wspólnego mumie z nasz hipotez o odwiedzinach kosmitów w zamierzch ej przesz
ci?
Szukamy na si poszlak?
Stawiamy pytanie: sk d ludzie przesz
ci wiedzieli, e komórki organizmu yj bilion razy wolniej po
poddaniu ich specjalnym zabiegom?!
Pytamy: sk d pochodzi idea nie miertelno ci, sk d my l o cielesnym zmartwychwstaniu?
Wi kszo dawnych ludów posiad a umiej tno mumifikacji, praktykowali j ludzie bogaci. Nie chodzi
nam o przytaczanie faktów, lecz o rozwi zanie zagadki, sk d pochodzi a idea zmartwychwstania, powrotu
do ycia. Czy pomys ten nasun si zupe nie przypadkowo jakiemu królowi lub ksi ciu, czy te mo e
jaki wp ywowy cz owiek zaobserwowa „bogów", jak poddawali zw oki skomplikowanym zabiegom i
sk adali je do zabezpieczonego przed bombami sarkofagu? A mo e jacy „bogowie" (czyli kosmici)
przekazali pewnemu bystremu, inteligentnemu synowi królewskiemu wiedz , w jaki sposób dzi ki
specjalnym zabiegom mo na odrodzi zw oki?
Ta spekulatywna motywacja wymaga uzasadnienia stosownego dla swojej epoki. W ci gu kilkuset lat ludzie
opanuj loty kosmiczne z bieg
ci , jak dzisiaj trudno jeszcze sobie wyobrazi . Biura podró y b
oferowa y w swych prospektach podró e mi dzyplanetarne z dok adnym terminem odjazdu i powrotu.
Warunkiem osi gni cia tej perfekcji jest rzecz jasna dotrzymanie równego kroku w post pie naukowym
przez wszystkie dziedziny wiedzy. Sama tylko elektronika i cybernetyka nie zdo a przekroczy wysokiego
progu wymaga . Swój udzia wniesie medycyna i biologia, prowadz c badania, które umo liwi
przed
enie ycia ludzkiego. Obecnie prace tego w
nie dzia u kosmonautyki tocz si ju na pe nych
obrotach. Utopijne pytanie: czy kosmonauci z praczasów posiadali t wiedz , któr musimy zdobywa na
nowo? Czy obce istoty rozumne zna y metody, jakie trzeba zastosowa , aby przywróci do ycia cia a po
up ywie ilu tysi cy lat? Mo e m drzy „bogowie" mieli jaki cel w tym, aby „wyposa
" przynajmniej
jednego zmar ego w ca wiedze jego epoki, by móg on kiedy zosta przepytany na okoliczno dziejów
swego pokolenia? Co w
ciwie wiemy na ten temat! Mo e powracaj cy „bogowie" ju kogo przepytali?
Pierwsze, odpowiednio spreparowane mumie zapocz tkowa y w ci gu nast pnych stuleci mod w tej
dziedzinie. Nagle ka dy chcia si ponownie narodzi , ka dy s dzi , e pewnego dnia nowe ycie stanie si
tak e jego udzia em, je li tylko uczyni to samo, co jego przodkowie. Kap ani, którzy rzeczywi cie
dysponowali wiedz na temat ponownych narodzin, w znacznym stopniu spopularyzowali kult, gdy robili
na nim dobry interes.
Pisali my ju o fizycznie niemo liwej d ugo ci ycia sumeryjskich w adców czy postaci biblijnych.
Postawili my pytanie, czy w ich wypadku chodzi mo e o kosmitów, którzy dzi ki przesuni ciu czasu
podczas podró y mi dzygwiezdnych, odbywaj cych si z szybko ci blisk pr dko ci wiat a, postarzeli si
tylko wzgl dnie w stosunku do czasu obowi zuj cego na naszej planecie.
Mo e uda oby si wyja ni niewyobra alny wiek wymienianych w starych pismach osób zak adaj c, e
zostali oni zmumifikowani lub zamro eni? Zgodnie z t teori kosmici zamra aliby najwa niejsze
osobisto ci czasów staro ytnych, wprowadzaj c je — jak mówi podania — w g boki sen. Przy okazji
pó niejszych odwiedzin wyjmowaliby je za ka dym razem z „szuflady", odmra ali i rozmawialiby z nimi.
Zadaniem kasty kap
skiej, ustanowionej i odpowiednio pouczonej przez kosmitów, by oby ponowne
preparowanie „ ywych umar ych" po zako czeniu odwiedzin oraz sprawowanie nad nimi pieczy w
olbrzymich wi tyniach a do kolejnej wizyty „bogów".
Niemo liwe? mieszne? Najg upsze zastrze enia zg aszaj na ogó ludzie wyj tkowo uczuleni na sprawy
przyrody. Czy przyroda sama nie daje oczywistych przyk adów na „sen zimowy" i ponowne budzenie si
do ycia?
gatunki ryb, które zamro one na ko o ywaj przy korzystniejszej temperaturze i zaczynaj znów
ywa
wawo w wodzie. Kwiaty, poczwarki, p draki ka dej wiosny maj za sob nie tylko biologiczny sen
zimowy, lecz ukazuj si w nowej, pi knej szacie.
Wyst pmy jako w asny advocatus diaboli: mo e Egipcjanie podpatrzyli zasad mumifikacji w przyrodzie?
Gdyby tak by o, to musia by wyst powa jaki kult motyli lub chrab szczy, a przynajmniej jaki jego lad.
Jednak niczego takiego nie ma! W podziemnych grobowcach le co prawda wielkie sarkofagi ze
zmumifikowanymi bykami, ale u tych zwierz t ludzie nie mogli przecie podpatrze snu zimowego. Osiem
kilometrów od Heluanu znajduje si ponad 5000 grobów ró nej wielko ci, a wszystkie pochodz z czasów
pierwszej i drugiej dynastii. Potwierdzaj one, e sztuka mumifikacji liczy ponad 6000 lat.
Profesor Emery odkry w 1953 r. na starym cmentarzu w pó nocnej cz ci Sakkary wielki grób,
przypisywany faraonowi z pierwszej dynastii (prawdopodobnie by to Udi). Obok g ównego grobowca
le
y w trzech rz dach 72 dalsze groby, w których znajdowa y si zw oki s
by, pragn cej towarzyszy
królowi w za wiaty. Cia a 64 m odych m czyzn i o miu m odych kobiet nie wykazuj
adnych ladów
ewentualnej przemocy. Dlaczego 72 osoby da y si zamurowa i pozbawi
ycia? Wiara w ycie
pozagrobowe jest najbardziej znanym i zarazem najprostszym wyja nieniem tego fenomenu. Faraona, poza
otem i ozdobami, wyposa ono w zbo e, oliw i przyprawy korzenne — pomy lane najwyra niej jako
prowiant na tamten wiat. Groby te otwierali nast pnie — obok hien cmentarnych — pó niejsi w adcy.
Faraon znajdowa zatem w grobowcu swego poprzednika dobrze zachowane zapasy, co dowodzi o, e
zmar y ani ich nie zjad , ani nie zabra w za wiaty. Zamykaj c groby ponownie, wk adano do krypty nowe
dobra, zamykano j , zabezpieczano przed w amaniem, a przy wej ciu instalowano liczne pu apki. Nasuwa
si my l, e Egipcjanie wierzyli w pó niejsze wskrzeszenie, a nie w natychmiastowe przebudzenie na
tamtym wiecie.
Równie w Sakkarze odkryto w 1954 r. grób, który nie by obrabowany, gdy w komorze le
a skrzynka z
kosztowno ciami i z otem. Sarkofag zamyka a przesuwalna p yta, a nie wieko. Kiedy dr Goneim dokona 9
czerwca uroczystego otwarcia sarkofagu, okaza o si , e by on ca kowicie pusty. Czy by mumia ulotni a
si , nie zabieraj c ze sob skarbów?
Rosjanin Rodenko odkry 80 kilometrów od granicy z Mongoli grób, tzw. kurhan V, który jest
kamienistym pagórkiem, wy
onym od wewn trz drewnem. Wszystkie komory grobowe wype nione s
wiecznym lodem, konserwuj cym zawarto grobu przez g bokie sch odzenie. W jednym z grobów
spoczywa zabalsamowany m czyzna i tak samo spreparowana kobieta. Obydwoje wyposa eni we
wszystkie rzeczy, które mog y by przydatne w pó niejszym yciu: ywno w miseczkach, ubranie,
klejnoty, instrumenty muzyczne. Wszystko g boko zamro one i dobrze zachowane, cznie z nagimi
mumiami!
W pewnym grobie zidentyfikowano znak czworok ta z czterema rz dami zawieraj cymi po sze
kwadratowych rysunków. Ca
mog aby by kopi kamiennej mozaiki pod ogowej z asyryjskiego pa acu
w Niniwie! Dostrzega si dziwne, podobne do sfinksów figurki ze skomplikowanymi rogami na g owie i
skrzyd ami na plecach, których uk ad wskazuje na ruch ku niebu.
Znaleziska w Mongolii nie potwierdzaj raczej wiary w drugie, duchowe ycie. Zastosowane sch adzanie —
gdy o to w
nie chodzi w grobach wy
onych drewnem i wype nionych lodem — jest czym zbyt
doczesnym i przeznaczonym wyra nie do ziemskich celów. Nadal m czy nas pytanie, na jakiej podstawie
dawni ludzie s dzili, e przygotowane przez nich w ten sposób zw oki b
mog y ulec wskrzeszeniu. Jest
to na razie zagadk .
W chi skiej wsi Wu-Chuan jest prostok tny grób o wymiarach 14 na 12 metrów, w którym spoczywaj
szkielety 17 m czyzn i 24 kobiet. Równie tutaj aden z nich nie wykazuje oznak gwa townej mierci. W
Andach znajduj si groby wykute w lodowcu, na Syberii — groby lodowe, w Chinach, w Sumerze i w
Egipcie — groby zbiorowe i pojedyncze. Mumie wyst puj zarówno daleko na pó nocy, jak i na po udniu
Afryki. Wszyscy zmarli zostali troskliwie przygotowani do pó niejszego wskrzeszenia i odpowiednio
zaopatrzeni. Wszystkim zw okom dano przedmioty niezb dne do nowego ycia, a wszystkie groby s tak
zaprojektowane i zbudowane, by mog y przetrwa tysi ce lat.
Czy to wszystko jest przypadkiem? Czy to tylko wymys y naszych przodków, dziwne swoj drog , ale tylko
wymys y? Czy te mo e istnia o jakie nieznane nam stare przyrzeczenie cielesnego wskrzeszenia? Kto
móg by go udzieli ?
W Jerycho ods oni te groby licz ce 10 000 lat oraz znaleziono wymodelowane w gipsie g owy sprzed 8000
lat. Jest to tym dziwniejsze, e mieszkaj cy tam wówczas ludzie nie znali podobno garncarstwa. W innej
cz ci Jerycha odkryto ca e szeregi okr
ych domów, których mury zbiegaj si w górze do wewn trz,
tworz c co w rodzaju kopulastych dachów.
Powszechnie stosowany izotop w gla
14
C, który pozwala na okre lanie wieku substancji organicznych,
wskazuje w tym wypadku maksymalnie 10 400 lat. Te naukowo uzyskane dane zgadzaj si dosy
dok adnie z informacjami podanymi przez egipskich kap anów u Herodota, którzy powiedzieli, e ich
poprzednicy sprawuj swe funkcje od ponad 11 000 lat. Czy to równie tylko przypadek?
Szczególnie osobliwym znaleziskiem s prehistoryczne kamienie z Lussac (Poitou we Francji),
przedstawiaj ce rysunki ca kowicie wspó cze nie ubranych ludzi w kapeluszach, kurtkach lub krótkich
spodenkach. Ksi dz Breuil oceni je jako autentyczne i wyja nienie jego obala wszelkie skrupulatnie
nanizane tezy o prehistorii. Kto wyry obrazy na kamieniach? Kto ma do fantazji, aby wyobrazi sobie
odzianego w skóry jaskiniowca kre
cego na cianach postacie z XX wieku?
W jaskini Lascaux, w po udniowej Francji, odkryto w 1940 r. najwspanialsze malowid a z epoki kamiennej.
Malarska galeria wygl da tak wie o, plastycznie i integralnie, e w sposób nieunikniony narzucaj si dwa
pytania: jakim sposobem o wietlano jaskini na czas mozolnej pracy artysty z epoki kamiennej i dlaczego
ciany pieczary zosta y pokryte zadziwiaj cymi malowid ami?
Niech ludzie uznaj cy te pytania za g upie wyt umacz nam nast puj ce sprzeczno ci: skoro mieszka cy
jaski epoki kamiennej byli prymitywni i dzicy, to nie umieliby pokry
cian tak ciekawymi malowid ami.
Je li jednak dzikus umia wykona te obrazy, to dlaczego nie by by w stanie zbudowa sobie cha upy do
mieszkania? Najm drzejsi nawet ludzie przyznaj , e zwierz ta umiej od milionów lat budowa gniazda i
kryjówki. Najwidoczniej jednak nie pasuje do schematu my lowego, aby przyzna w owym czasie takie
same zdolno ci gatunkowi Homo sapiens!
Na pustyni Gobi profesor Koz ow znalaz — niedaleko owych dziwnych zeszkle piaskowych, które mog y
powsta tylko w wyniku dzia ania wielkich temperatur — grób po
ony g boko pod ruinami Chara-Chota,
datowany na oko o 12 000 lat prz. Chr. W jednym sarkofagu le cia a dwóch bogatych ludzi, a na
sarkofagu odkryto znak podzielonego pionowo ko a.
W górach Subi na zachodnim wybrze u Borneo znaleziono sie pieczar, których wn trza rozbudowano
jakby na kszta t katedry. Pozostawione tam przedmioty wskazuj , e prace budowlane prowadzono 38 000
lat prz. Chr. W ród tych niebywa ych znalezisk s tkaniny tak delikatne i szlachetne, e przy najlepszej woli
nie mo na sobie wyobrazi , jak mogliby je wykona ludzie dzicy! Pytania, pytania i jeszcze raz pytania...
Omawiane sprawy to nie s jedynie hipotezy, lecz ca kiem namacalne i nader liczne fakty: jaskinie, groby,
sarkofagi, mumie, stare mapy, szalone budowle b
ce nies ychanym osi gni ciem techniki i architektury,
przekazy ró nej proweniencji, które nie pasuj do adnego schematu.
Do wspó czesnej archeologii wkradaj si pierwsze w tpliwo ci ale konieczne jest dokonanie wy omu w
szczu skrywaj cym przesz
. Trzeba na nowo wyznaczy kamienie milowe i w miar mo liwo ci na
nowo ustali ca y szereg danych.
Jedno trzeba jasno powiedzie : nie kwestionujemy historii ostatnich dwóch tysi cy lat! Mówimy tylko i
wy cznie o zamierzch ej staro ytno ci, o czasach pogr onych w ciemno ciach, które staramy si o wietli
stawiaj c nowe pytania.
Nie umiemy poda
adnych liczb ani dat dotycz cych tego, kiedy wizyty obcych istot rozumnych z
Kosmosu zacz y wywiera wp yw na naszych odleg ych przodków. Jednak o mielamy si zakwestionowa
dotychczasowe datowanie zamierzch ej przesz
ci. S dzimy, e mamy zupe nie dobre podstawy, aby
wydarzenie, o które tutaj chodzi, umie ci w okresie m odszego paleolitu, czyli mi dzy 40 000 a 10 000 lat
prz. Chr. Dotychczasowe metody datowania, cznie ze s awn , tak popularn metod
14
C,pozostawiaj
znaczne luki, skoro tylko przekraczamy wiek 5600 lat. Im starsza jest badana substancja, tym bardziej
zawodna staje si metoda izotopowa. Równie powa ni badacze powiedzieli nam, e metod
14
C uznaj za
ma o przydatn , gdy wiek substancji organicznej licz cej od 30 000 do 50 000 lat mo na wed ug niej
okre la arbitralnie, wed ug uznania.
Nie nale y przyjmowa tych krytycznych g osów bez zastrze
— ale bez w tpienia przyda aby si druga
metoda datowania, równoleg a do
14
C i bazuj ca na najnowocze niejszej aparaturze.
Rozdzia VIII
Czy bogowie pozostawili olbrzymy z Wyspy Wielkanocnej? — Kim by bia y bóg? — Nie znano
krosna, ale uprawiano bawe
— Ostatnie poznanie cz owieka
Pierwsi europejscy eglarze, którzy na pocz tku XVIII wieku wyl dowali na Wyspie Wielkanocnej, nie
wierzyli w asnym oczom. Na tym ma ym skrawku ziemi, oddalonym 3600 kilometrów od wybrze y Chile,
ujrzeli setki nieprawdopodobnie du ych pos gów, rozrzuconych wzd
i wszerz wyspy. Ca e góry by y
zdeformowane, twarda jak stal ska a wulkaniczna poci ta niczym mas o, a wa ce dziesi tki tysi cy ton
bry y skalne le
y w miejscach, które nie mog y by miejscem obróbki. Setki olbrzymich postaci,
si gaj cych po cz ci od 10 do 20 metrów wysoko ci i wa cych do 50 ton, jeszcze dzisiaj wpatruje si
wyzywaj co w ka dego przybysza, przypominaj c roboty, które zdaj si tylko czeka na ponowne
uruchomienie. Pierwotnie kolosy nosi y tak e kapelusze, ale i nakrycia g owy nie przyczyni y si do
wyja nienia zagadkowego pochodzenia pos gów. Kamienne kapelusze wa ce ponad 10 ton zosta y
znalezione w innym miejscu ni skalne korpusy, a nakrycie g owy trzeba by o przecie jeszcze podnie na
znaczn wysoko .
Obok niektórych kolosów znaleziono swego czasu drewniane tabliczki, zapisane osobliwymi hieroglifami.
Obecnie we wszystkich muzeach wiata nie spotka si ju nawet dziesi ciu owych tabliczek, a na tych,
które jeszcze s , nie zdo ano dot d odczyta ani jednego napisu.
Badania dziwnych olbrzymów podj te przez Thora Heyerdahla wykaza y, e nale one do trzech wyra nie
ró ni cych si kultur, z których najstarsza wydaje si najdoskonalsza. Znalezione przez siebie resztki w gla
drzewnego Heyerdahl datuje na oko o 400 r. po Chrystusie, ale nie wiadomo, czy te lady ognia oraz
szcz tki ko ci pozostaj w jakim zwi zku z kamiennymi figurami. Przy cianach skalnych i na obrze ach
kraterów Heyerdahl odkry setki niedoko czonych pos gów. Tysi ce narz dzi z kamienia i zwyk e
kamienne topory le wsz dzie woko o, jakby praca zosta a gwa townie przerwana.
Wyspa Wielkanocna jest po
ona z dala od kontynentów i wszelkiej cywilizacji. Wyspiarzom bli szy jest
Ksi yc i gwiazdy ni jakakolwiek ziemska kraina. Wyspa, b
ca male kim skrawkiem wulkanicznej
ska y, pozbawiona jest drzew. Obiegowe wyja nienie, e skalne giganty zosta y przetransportowane na
obecne miejsca za pomoc drewnianych rolek, i w tym wypadku jest zatem chybione. Wyspa mog aby
dostarczy po ywienia nie wi cej ni dwóm tysi com ludzi.(Obecnie Wysp Wielkanocn zamieszkuje
kilkuset tubylców.) Nie sposób wyobrazi sobie w staro ytno ci regularnych kursów statków na wysp ,
które dostarcza yby kamieniarzom po ywienia i odzie y. Kto zatem wyci pos gi w skale, kto je obrobi i
przetransportowa ? W jaki sposób przenoszono je kilometrami — nie maj c rolek — poprzez wertepy? Jak
je obrabiano, polerowano i podnoszono? Jak wreszcie nak adano kapelusz, zrobiony z innego kamienia ni
korpus?
O ile przy budowie egipskiej piramidy mo na sobie wyobrazi — maj c bujn fantazj — rytmiczn prac
armii ludzkich mrówek, to na Wyspie Wielkanocnej mo liwo taka odpada z powodu braku si y roboczej.
W adnym wypadku nie wystarczy oby dwóch tysi cy ludzi — nawet gdyby pracowali dniem i noc — do
ukszta towania bardzo prymitywnymi narz dziami kolosalnych pos gów w wyj tkowo twardej skale
wulkanicznej. Co wi cej cz
ludno ci musia a si zajmowa upraw tutejszej lichej ziemi i na skromn
cho by skal po owem ryb, inni musieli tka materia y i wi za liny. Nie, dwa tysi ce ludzi nie mog o
stworzy tych pos gów, a wi ksze zaludnienie na ma ej Wyspie Wielkanocnej nie jest mo liwe. Kto zatem
wykona t prac ? I dlaczego pos gi stoj na obrze u wyspy, a nie w jej wn trzu? Jakiemu kultowi s
y?
Niestety równie na tym ma ym kawa ku Ziemi pierwsi zachodni misjonarze przyczynili si do tego, e
przesz
spowita jest mrokami. Spalili bowiem tabliczki zapisane hieroglifami, zakazali dawnego kultu
bogów, zniszczyli wszelk tradycj . Cho pobo ni m owie przyst pili do dzie a gruntownie, nie zdo ali
przeszkodzi ludno ci tubylczej w przechowaniu w pami ci i u ywaniu do dzisiaj dawnej nazwy wyspy:
„Kraj ptaka-cz owieka". Zgodnie z ustnie przekazywan legend na wyspie wyl dowali w pradawnych
czasach lataj cy ludzie i rozniecili ogie . Potwierdzaj to rze by lec cych istot o du ych, wytrzeszczonych
oczach.
Automatycznie nasuwaj si porównania mi dzy Wysp Wielkanocn a Tiahuanaco! W obu miejscach
znajduj si kamienne olbrzymy, wykonane w tym samym stylu. W obu przypadkach wynios e twarze o
stoickim wygl dzie dobrze komponuj si z figurami. Inkowie pytani przez Francisco Pizarro w 1532 r. o
Tiahuanaco powiedzieli, e aden cz owiek nie widzia tego miasta inaczej ni w gruzach, gdy zosta o ono
zbudowane w zamierzch ej przesz
ci. Podania okre la y Wysp Wielkanocn mianem „p pka wiata".
Odleg
mi dzy Tiahuanaco a wysp wynosi ponad 5000 kilometrów. W jaki zatem sposób mog oby
doj do zainspirowania jednej kultury przez drug ?
By mo e pewnej wskazówki mog aby nam udzieli preinkaska mitologia, w której wyst powa s dziwy
bóg-stwórca Wirakocza, który by bóstwem pradawnym i elementarnym. Zgodnie z legend Wirakocza
stworzy wiat, kiedy jeszcze panowa y ciemno ci i nie by o S
ca. Wyku w skale ród olbrzymów, ale
kiedy ci nie spodobali mu si , zatopi ich w wielkiej wodzie. Nast pnie spowodowa , e nad jeziorem
Titicaca wsta o S
ce i Ksi yc, aby Ziemia mia a wiat o. A potem — czytajmy uwa nie! — w
Tiahuanaco ulepi gliniane figurki cz owieka i zwierz cia i tchn w nie ycie. Odt d uczy stworzone przez
siebie istoty j zyka, zwyczajów i ró nych umiej tno ci, aby w ko cu wys
niektóre z nich na inne
kontynenty, które mia y by w przysz
ci przez nich zasiedlone. Dokonawszy tego bóg Wirakocza je dzi z
dwoma pomocnikami po wielu krajach, by sprawdzi , jak wykonywane s jego polecenia i jakie daj
rezultaty. W przebraniu starca przemierza wybrze a i Andy, ale tu i ówdzie bywa
le przyjmowany.
Pewnego razu w Cacha tak zdenerwowa si zgotowanym mu przyj ciem, e pe en w ciek
ci podpali
ska , od której zacz p on ca y kraj. Kiedy niewdzi czny lud b aga go o przebaczenie, ugasi p omienie
jednym gestem. Wirakocza uda si w dalsz drog , udziela rad i wskazówek, a w miejscach jego pobytu
zbudowano wiele wi ty . W nadbrze nej prowincji Manta po egna si w ko cu z lud mi i znikn za
oceanem odje
aj c na falach, ale zamierza jeszcze wróci ...
Hiszpa scy konkwistadorzy, którzy podbili Ameryk Po udniow i rodkow , wsz dzie napotykali podania
o Wirakoczy. Nigdy przedtem nie s yszeli o olbrzymich bia ych m czyznach, przyby ych gdzie z nieba...
Z wielkim zdziwieniem dowiedzieli si o plemieniu synów S
ca, którzy nauczali ludzi wszelkich
umiej tno ci, a potem znikali. A we wszystkich zas yszanych przez Hiszpanów legendach by o
zapewnienie, e synowie S
ca powróc .
Kontynent ameryka ski jest ojczyzn bardzo starych kultur, ale nasza dok adna wiedza o Ameryce si ga
zaledwie tysi ca lat. Jest ca kowicie niezrozumia e, dlaczego 3000 lat prz. Chr. Inkowie uprawiali w Peru
bawe
, cho nie znali i nie posiadali krosien... Majowie budowali drogi, ale nie u ywali ko a, cho je
znali...
Cudem jakim pi ciopasmowy, fantastyczny naszyjnik z zielonego jadeitu znalaz si w grobowej
piramidzie w Tikal, w Gwatemali! Cudem dlatego, e jadeit pochodzi z Chin... Niepoj te s rze by
Olmeków! Pi kne g owy olbrzymów w he mach mo na podziwia tylko na miejscu odkrycia. Równie w
przysz
ci nie b dzie ich mo na ogl da w muzeum, cho problem transportu rozwi zuj wspó czesne
500-tonowe d wigi i pot
ne ci arówki, które mog przewozi po kilka tysi cy ton. (Ameryka ska
Agencja Lotów Kosmicznych zleci a skonstruowanie dla rakiety Saturn ci arówki o no no ci nawet 7750
ton!) Dzie a sztuki Olmeków, wa ce niekiedy ponad 100 ton, da yby si zatem przetransportowa bez
opotów. Ale aden tamtejszy most nie wytrzyma by obci enia takim kolosem. Jednak nasi dawni
przodkowie umieli tego dokona . W jaki sposób?
Odnosi si wra enie, jakby prastare ludy znajdowa y szczególn przyjemno w przerzucaniu kamiennych
gigantów nad górami i dolinami. Egipcjanie sprowadzali obeliski z Asuanu, architekci ze Stonehenge brali
kamienne kloce z po udniowo-zachodniej Walii i Marlborough, kamieniarze z Wyspy Wielkanocnej
windowali gotowe ju monstrualne pos gi z odleg ych kamienio omów na miejsce ekspozycji, za na
pytanie, sk d pochodz monolity w Tiahuanaco, nikt nie umie odpowiedzie . Dziwnym ludkiem musieli
by nasi protopla ci, skoro tak ch tnie robili sobie k opot i budowali pomniki zawsze w najbardziej
niedost pnych miejscach. Z czystej ch ci utrudniania sobie ycia?
Nie chcemy uwa
artystów naszej wspania ej przesz
ci za g upców. Mogliby przecie równie dobrze
wznosi
wi tynie i pos gi blisko kamienio omów, gdyby stare podania nie nakazywa y im wybrania innych
miejsc. Jeste my przekonani, e twierdza Inków w Sacsahuaman zosta a wzniesiona nad Cuzco nie
przypadkiem, lecz raczej dlatego, e wed ug jakiego przekazu by o to miejsce wi te. Jeste my przekonani,
e wsz dzie tam, gdzie znaleziono najwi cej monumentalnych budowli, ziemia skrywa te najbardziej
interesuj ce i najistotniejsze relikty naszej przesz
ci, które poza wszystkim innym mog yby zasadniczo
przyczyni si do dalszego rozwoju lotów kosmicznych.
Obcy, nieznani kosmonauci, którzy przed tysi cami lat odwiedzili nasz planet , nie byli zapewne mniej
przewiduj cy od nas — ludzi wspó czesnych. Byli przekonani, e cz owiek dokona pewnego dnia kroku we
Wszech wiecie o w asnych si ach i na podstawie w asnej wiedzy naukowej. Jest bowiem banaln
prawid owo ci historyczn , i istoty rozumne na jakiej planecie zawsze poszukuj
ycia i pokrewnych im
istot w Kosmosie.
Radioastronomowie nadali niedawno pierwsze sygna y radiowe zaadresowane do nieznanych inteligencji.
Nie wiemy, kiedy otrzymamy odpowied : za dziesi , pi tna cie czy sto lat. Nie wiemy nawet tego, jak
gwiazd powinni my namierza , gdy nie mamy poj cia, która planeta jest dla nas najbardziej interesuj ca.
Gdzie nasze sygna y napotkaj obce, podobne ludziom istoty? Nie wiemy. Jednak wiele przemawia za tym,
e informacje potrzebne dla naszych celów s dla nas zdeponowane na Ziemi. Zmagamy si z si ci enia,
prowadzimy eksperymenty z silnikami wielkiej mocy, cz steczkami elementarnymi i antymateri . Czy
jednak robimy dostatecznie du o, aby znale ukryte dla nas na Ziemi informacje, które pozwoli yby
wreszcie odkry nasze w asne korzenie?
Je li odczyta si dost pne nam ród a dos ownie, to wiele z tego, co do tej pory z mozo em u
ono w
mozaik naszej przesz
ci, stanie si dosy przekonywaj ce: nie tylko istotne zwi zki wyst puj ce w
starych pismach, lecz tak e „konkretne fakty", które dostrzegamy krytycznym okiem na ca ym wiecie. W
ko cu po to mamy rozum, eby go u ywa do my lenia.
Ostatnie poznanie cz owieka b dzie wi c polega o na zrozumieniu, e jego dotychczasowy sens ycia i
wszystkie wysi ki na rzecz post pu sprowadzaj si do tego, eby czerpa wiedz z przesz
ci. Jest to
konieczne, je li cz owiek ma by zdolny do ycia i wspó ycia w Kosmosie. Skoro tak si stanie, to
najm drzejszy i zdeklarowany indywidualista przekona si , e zadanie wszystkich ludzi polega na
zasiedleniu Kosmosu i wzajemnym przekazywaniu sobie energii i do wiadcze . Wówczas spe ni si
obietnica „bogów" o pokoju na Ziemi i otwartej drodze do nieba.
Skoro tylko b
ce do dyspozycji si y, rodki i zasoby intelektualne przeznaczone zostan na badania
Kosmosu, to ich wynik doprowadzi do ca kiem oczywistego wniosku o bezsensie wojen na Ziemi. Kiedy
ludzie wszystkich ras, ludów i narodów zjednocz si w ponadnarodowym zadaniu, aby uczyni technicznie
mo liwymi podró e na odleg e planety, Ziemia ze wszystkimi swymi miniproblemami odnajdzie w
ciw
dla siebie miar na tle Wszech wiata.
Okulty ci mog zgasi swe lampy, alchemicy zniszczy tygle, tajemne bractwa zdj habity. G upstwa
sprzedawane z takim powodzeniem przez ca e tysi clecia nie znajd ju drogi do ludzi. Kiedy Wszech wiat
otworzy swe podwoje, dla nas nadejdzie lepsza przysz
.
Na podstawie dost pnej obecnie wiedzy sceptycznie oceniamy interpretacje najdawniejszej przesz
ci
ludzko ci. Deklarowany sceptycyzm rozumiemy w tym sensie, w jakim mówi o nim Tomasz Mann w
jednym z wyk adów w latach dwudziestych:
„Pozytywne u sceptyka jest to, e wszystko uwa a za mo liwe".
Rozdzia IX
Miasta w d ungli zbudowane wed ug kalendarza — W drówka ludów wycieczk familijn ? — Bóg
spó nia si na spotkanie — Dlaczego obserwatoria s okr
e? — Staro ytne maszyny licz ce —
Dobrany zestaw osobliwo ci
Cho podkre lamy, e nie jest naszym zamiarem stawianie pod znakiem zapytania historii ludzko ci
ostatnich dwóch tysi cy lat, to uwa amy, i bogów greckich i rzymskich oraz wi kszo legendarnych
postaci i bohaterów otacza powiew bardzo odleg ej przesz
ci. Od kiedy istniej ludzie, yj razem z nimi
pradawne podania ludowe. Równie m odsze kultury dostarczaj motywów wskazuj cych na zamierzch e i
nieznane czasy.
Ruiny w d unglach Gwatemali i Jukatanu wytrzymuj ka de porównanie z egipskimi wielkimi budowlami.
Powierzchnia podstawy piramidy z Cholula — sto kilometrów na po udnie od stolicy Meksyku —jest
wi ksza ni piramidy Cheopsa. Z kolei piramidy w Teotihuacan — 50 kilometrów na pó noc od Meksyku
— zajmuj powierzchni prawie 20 km
2
, a wszystkie odkryte budowle skierowane s ku gwiazdom.
Najstarszy tekst o Teotihuacan informuje, e schodzili si tu bogowie i radzili na temat cz owieka, zanim
jeszcze w ogóle powsta gatunek Homo sapiens!
Pisali my ju o kalendarzu Majów, najdok adniejszym na wiecie, i poznali my równanie Wenus. Zosta o
dowiedzione, e wszystkie budowle w Chichen Itza, Tikal, Copan czy Palenque wzniesiono na podstawie
wspania ego kalendarza Majów. Nie budowano piramidy dlatego, e jej potrzebowano, podobnie jak nie
wznoszono wi tyni, gdy by a niezb dna. Budowano je, poniewa kalendarz nakazywa , aby co 52 lata
wykona okre lon parti prac budowlanych. Ka dy kamie pozostaje w zwi zku z kalendarzem, ka dy
zbudowany gmach jest wykonany dok adnie wed ug zasad astronomicznych.
To jednak, co wydarzy o si oko o 600 r. po Chr., jest absolutnie niepoj te! Ca y naród nagle i bez powodu
opu ci swoje mudnie i solidnie zbudowane miasta z ich bogatymi wi tyniami, kunsztownymi
piramidami, placami obramowanymi pos gami oraz wspania ymi stadionami. D ungla wdar a si na ulice i
do gmachów, rozsadzaj c ich mury. Nikt nigdy nie powróci do opuszczonych miast.
Spróbujmy odnie to wydarzenie, t niezwyk w drówk ludów, do realiów Egiptu. Ca e pokolenia
budowa y wed ug wskazówek kalendarza wi tynie, piramidy, miasta, zbiorniki wodne i ulice, mozolnie
kszta towano z kamienia za pomoc prymitywnych narz dzi wspania e rze by dla ozdoby okaza ych
budowli, a kiedy ta trwaj ca ponad tysi c lat praca zosta a uko czona — ludzie opuszczaj swe siedziby i
przenosz si w nieprzyjazny im rejon na pó nocy. Takie post powanie, ulokowane w bli szej nam
cywilizacji, wydaje si nie do pomy lenia, gdy jest bezsensowne. Im bardziej wydarzenie jest
niezrozumia e, tym liczniejsze s próby interpretacji i m tne wyja nienia. Pocz tkowo pojawi a si wersja,
e Majów mogli wyp dzi obcy przybysze. Kto jednak móg by dorówna wówczas Majom, znajduj cym
si w szczytowym punkcie rozwoju swej cywilizacji i kultury? Nigdzie nie znaleziono adnego ladu
pozwalaj cego na wyprowadzenie wniosku o starciach zbrojnych. Godna uwagi jest idea, e w drówk
ludów mog a spowodowa du a zmiana klimatu. Nie ma jednak poszlak na rzecz tej interpretacji. Jak
zreszt mog yby by , skoro Stare Pa stwo Majów dzieli od granic Nowego Pa stwa tylko oko o 350
kilometrów w linii prostej, czyli odleg
nie wystarczaj ca do ucieczki przed katastrof klimatyczn .
Równie przypuszczenie, e Majów sk oni a do w drówki szalej ca epidemia, wymaga powa nej
weryfikacji. Interpretacja ta, jedna z wielu, nie ma na swe poparcie najmniejszego nawet dowodu. Mo e
nast pi a wojna pokole ? M oda generacja wyst pi a przeciwko starej? Dosz o do wojny domowej, do
rewolucji? Gdyby przychyli si do jednej z tych mo liwo ci, to jest przecie jasne, e tylko cz
ludno ci,
mianowicie pokonani, opu ci aby kraj, za zwyci zcy pozostaliby na miejscu. Badania archeologiczne nie
dostarczy y ani jednej wskazówki, aby zosta tu cho jeden przedstawiciel Majów! Wyw drowa nagle ca y
naród, zostawiaj c w d ungli swe wi to ci bez opieki.
Do licznego chóru interpretatorów chcieliby my do czy swój g os, now tez , równie ma o dowiedzion
jak wszystkie pozosta e spekulacje, nie mog ce do dzisiaj przytoczy na swe poparcie adnych niezbitych
faktów. Naszej propozycji przypisujemy zatem mia o i z przekonaniem taki sam stopie
prawdopodobie stwa, jaki maj inne wyja nienia.
Przodkowie Majów zostali kiedy , w bardzo dawnych czasach odwiedzeni przez „bogów" (w których
domy lamy si kosmitów). Szereg poszlak wspiera przypuszczenie, e przodkowie ludów ameryka skich
przybyli ze staro ytnego Wschodu. W wiecie Majów cis tajemnic otaczano wi te przekazy dotycz ce
astronomii, matematyki i kalendarza! „Bogowie" dali s owo, e powróc pewnego dnia i kap ani chronili
otrzyman wiedz : stworzyli now , wspania religi , a mianowicie kult Kukulcana, czyli „Lataj cego
a".
Zgodnie z informacjami kap anów, „bogowie" zamierzali ponownie przyby z nieba wtedy, gdy gotowe ju
wielkie budowle wzniesione wed ug zasad kalendarza. Kap ani dopingowali lud do budowy wi ty i
piramid zgodnie ze wi tym rytmem gwiazd, gdy rok uko czenia dzie a mia by czasem rado ci. Bóg
Kukulcan, który przyb dzie z gwiazd, obejmie w swe posiadanie budowle i odt d znowu zamieszka w ród
ludzi.
Tymczasem prace zosta y zako czone, czas powrotu boga nadszed — i nic si nie dzia o! Lud wznosi
mod y, piewa i czeka przez ca y d ugi rok. Na pró no sk adano w ofierze niewolników, kosztowno ci,
kukurydz i oliw . Nieme niebo nie dawa o adnego znaku. Nie pokaza si
aden wóz niebia ski, nie
yszano adnego szumu ani odleg ego huku. Nic, absolutnie nic si nie wydarzy o.
O ile nasza hipoteza jest s uszna, to rozczarowanie kap anów i ca ego ludu musia o by straszliwe, gdy
wysi ek tysi cy lat poszed na marne. Zrodzi y si w tpliwo ci. Mo e w obliczeniach astronomicznych
znajdowa si b d? Czy „bogowie" zjawi si w innym miejscu? Mo e ludzie padli ofiar strasznej
pomy ki?
Trzeba przypomnie , e mistyczny rok Majów, daj cy pocz tek kalendarzowi, przypada na 3114 r. prz.
Chr., o czym wiadcz ich pisma. Je li przyj t dat za udowodnion , to mi dzy ni a pocz tkiem kultury
egipskiej jest tylko kilkaset lat ró nicy. Ten legendarny wiek wydaje si autentyczny, gdy powtarza si
wielokrotnie w precyzyjnym kalendarzu Majów. Skoro tak, to w tpliwo ci wzbudza nie tylko kalendarz i
drówka ludów, ale dodatkowy jeszcze, stosunkowo nowy fakt.
Dopiero w 1935 r. znaleziono w Palenque (Stare Pa stwo) rysunek w kamieniu, przedstawiaj cy
najprawdopodobniej boga Kukumaca (zwanego na Jukatanie Kukulcan). Nie potrzeba wcale wybuja ej
fantazji, aby sk oni do refleksji nawet zdeklarowanego sceptyka, je li tylko spojrzy na ten rysunek bez
uprzedze , w sposób mo na powiedzie — naiwny.
Oto siedzi jaka ludzka istota z pochylonym do przodu tu owiem, w pozycji kierowcy rajdowego, a jej
pojazd ka de wspó czesne dziecko zidentyfikuje jako rakiet . Wehiku jest z przodu spiczasty, nast pnie
wida na nim dziwaczne, obkowate wybrzuszenia, podobne do rur ss cych, potem rozszerza si , a na
ogonie pojawia si p omie . Pochylona do przodu istota obs uguje r kami ca y szereg nieznanych bli ej
przyrz dów kontrolnych, a pi
lewej stopy trzyma na czym w rodzaju peda u. Ma na sobie ubiór
stosowny do wykonywanego zaj cia: krótkie spodnie w kratk z szerokim pasem, kurtka z modnym
japo skim wyci ciem pod szyj i dobrze dopasowane ci gacze na r kach i nogach. Na tle analogicznych
wizerunków by oby dziwne, gdyby na rysunku brakowa o skomplikowanego kapelusza! Jest on rzecz jasna
obecny w postaci antenowatego nakrycia g owy z wybrzuszeniami i rurkami. Pozycja cia a dok adnie
ukazanego kosmonauty sygnalizuje prac , a kosmita uwa nie wpatruje si w aparat wisz cy tu przed jego
twarz . Kabina astronauty oddzielona jest przegrod od tylnej cz ci pojazdu, gdzie dostrzec mo na
równomiernie roz
one skrzynki, ko a, punkty i spirale.
Co przekazuje ten rysunek? Nic? Czy wszystko, co wi e go z lotami kosmicznymi jest tylko g upi
fantazj ?
Je li z
cucha przes anek usunie si tak e kamienny relief z Palenque, to nale y w tpi w rzetelno , z
jak bada si najwa niejsze znaleziska. Przecie nikt nie doznaje uroje wzrokowych, analizuj c ten
wyra nie widoczny rysunek.
Dlaczego Majowie — kontynuujmy ci g pyta , na które nie ma dot d odpowiedzi — zbudowali swe
najstarsze o rodki w d ungli, dlaczego nie nad rzek lub nad morzem? Tikal le y np. 175 km w linii prostej
od Zatoki Honduraskiej, 260 km na pó nocny zachód od zatoki Campeche i 380 km w linii prostej na pó noc
od Pacyfiku. Majom z ca pewno ci nieobcy by kontakt z morzem, o czym wiadczy wiele przedmiotów
wykonanych z korali, muszli i skorupiaków. Sk d zatem ta „ucieczka" w d ungl ? Po co budowa
zbiorniki, skoro mo na osiedli si w pobli u naturalnych zasobów wodnych. Tylko w samym Tikal
znajduje si 13 zbiorników o pojemno ci 154 310 m
3
. Dlaczego trzeba by o koniecznie
, budowa i
pracowa tutaj, a nie w jakim bardziej „logicznie" po
onym miejscu?
Po swym wielkim marszu rozczarowani Majowie za
yli na pó nocy nowe pa stwo. I znowu powsta y
wed ug kalendarza miasta, wi tynie i piramidy. Chc c da wyobra enie o dok adno ci kalendarza Majów,
zamieszczamy tu ich jednostki czasu:
20 kinów = 1 uinal, czyli 20 dni
18 uinalów = 1 tun, czyli 360 dni
20 tunów = 1 katun, czyli 7200 dni
20 katunów = 1 baktun, czyli 144 000 dni
20 baktunów = 1 pictun, czyli 2 880 000 dni
20 pictunów = 1 calabtun, czyli 57 600 000 dni
20 calabtunów = 1 kinchiltun, czyli l 152 000 000 dni
20 kinchiltunów = l alautun, czyli 23 040 000 000 dni
Ale nie tylko kamienne schody zbudowane zgodnie z kalendarzem górowa y nad zielonym dachem
ungli, gdy wzniesiono tam tak e obserwatoria!
Obserwatorium w Chichen Itza jest najstarsz rotund Majów. Nawet dzisiaj ten odrestaurowany budynek
robi wra enie nowoczesnego obserwatorium. Rotunda ulokowana na trzech tarasach wznosi si wysoko nad
ungl , a wewn trzne kr cone schody prowadz do najwy szego punktu obserwacyjnego. Otwory i
szczeliny w kopule, skierowane na poszczególne gwiazdy, daj w nocy ciekawy efekt rozgwie
onego
nieba. Na cianach zewn trznych znajduj si maski boga deszczu... i rysunki skrzydlatej ludzkiej postaci.
Rzecz jasna astronomiczne zainteresowania Majów nie s dostatecznym uzasadnieniem dla naszej hipotezy
o ich zwi zkach z inteligentnymi istotami na innych planetach. Liczba pyta , na które nie ma dot d
odpowiedzi, budzi konsternacj : Sk d Majowie znali planety Urana i Neptuna?... Dlaczego wizjery w
obserwatorium w Chichen nie s skierowane na najja niejsze gwiazdy?... O czym wiadczy naskalny
rysunek podró uj cego rakiet boga z Palenque?... Jaki sens mia kalendarz Majów, zawieraj cy obliczenia
si gaj ce 400 milionów lat?... W jaki sposób obliczyli d ugo roku s onecznego i roku Wenus z
dok adno ci do czwartego miejsca po przecinku?... Kto przekaza im t niepoj
wiedz astronomiczn ?...
Czy ka dy fakt z osobna by przypadkowym tworem geniuszu Majów, czy te mo e za ka dym z nich, a
zw aszcza za wszystkimi razem tkwi wiele wi cej, mo e jakie osza amiaj ce przes anie dla bardzo odleg ej
przysz
ci, postrzeganej z ówczesnego punktu widzenia?
Je li posortujemy wszystkie fakty i nawet bardzo z grubsza oddzielimy ziarno od plew, to pozostanie
jeszcze tak du o niedorzeczno ci i licznych „niemo liwo ci", e badania naukowe powinny otrzyma
gwa towny bodziec do wielkich, nowych wysi ków w celu przynajmniej cz ciowego rozwi zania licznych
zagadek. W naszych czasach nauka nie powinna bowiem zadowala si ju konstatacj , e co jest
„niemo liwe".
Musimy opowiedzie jeszcze pewn ponur histori , histori Sacred Well — wi tej cenoty z Chichen Itza.
Z zalegaj cego tam cuchn cego mu u Edward Herbert Thompson wydoby nie tylko ozdoby i przedmioty
artystyczne, ale tak e szkielety m odzie ców i dziewcz t. Opieraj c si na starych ród ach Diego de Landa
twierdzi , e w okresie suszy kap ani pielgrzymowali do wi tego zdroju i dla z agodzenia gniewu boga
deszczu wrzucali do zbiornika w czasie uroczystej ceremonii dziewcz ta i ch opców.
Tez de Landy potwierdzi o odkrycie Thompsona. Ta okrutna historia wydobywa ze studziennych g bin na
wiat o dzienne nowe pytania. Jak powsta ten zbiornik wodny?... Dlaczego og oszono go ród em
wi tym?... Dlaczego w
nie ta cenota, skoro jest kilka innych podobnych?
Zaledwie 70 metrów od obserwatorium Majów w d ungli kryje si dok adne odwzorowanie wi tej cenoty z
Chichen Itza. Otwór pilnowany przez w e, jadowite wije i natr tne insekty ma takie same wymiary, jak
„prawdziwa" studnia, jego prostopad e ciany s tak samo zwietrza e, poro ni te i zaro ni te d ungl . Oba
zbiorniki s do siebie wprost zdumiewaj co podobne. Maj nawet tak samo wysokie lustro wody, która w
obu wypadkach mieni si kolorami od zieleni do br zu i krwawej czerwieni. Bez w tpienia obie studnie s
tego samego wieku i by mo e zawdzi czaj swe powstanie uderzeniom meteorytów. Jednak wspó czesna
nauka zajmuje si tylko wi
studni z Chichen Itza. Druga, tak bardzo podobna, nie pasuje do schematu,
cho obie oddalone s o 900 metrów od najwy szej piramidy w Castillo, nale cej do boga Kukulcana, czyli
„Lataj cego W a".
stanowi symbol prawie wszystkich budowli Majów. Jest to zastanawiaj ce, gdy lud yj cy po ród
wspaniale bujnej ro linno ci powinien pozostawi na swych naskalnych rysunkach tak e jakie motywy
kwiatowe. Jednak wsz dzie spotykamy budz cego wstr t w a. Od najdawniejszych czasów w wije si w
pyle zakurzonej ziemi. Dlaczego wyposa ono go tutaj w zdolno latania? Jako symbol z a zosta przecie
skazany na pe zanie. Jak mo na oddawa bosk cze tak odra aj cej kreaturze i po co jej zdolno latania?
A u Majów w umia lata . Bóg Kukulcan (= Kukumac) odpowiada prawdopodobnie pó niejszemu bogu
Quetzalcoatlowi. Co przekazuj o nim legendy Majów?
Quetzalcoatl nosi brod i przyby w bia ej szacie z odleg ej krainy wschodz cego S
ca. Nauczy ludzi
wszystkich umiej tno ci, praw, sztuk i zwyczajów oraz wyda bardzo m dre ustawy. Powiada si , e za jego
panowania k osy kukurydzy osi ga y wzrost doros ego cz owieka, za bawe na ros a na kolorowo. Kiedy
Quetzalcoatl wype ni swoj misj , pow drowa — g osz c po drodze sw nauk — z powrotem ku morzu,
by wej na statek, który powióz go ku Gwie dzie Porannej. Prawie wstydzimy si ju wspomina , e
tak e brodaty Quetzalcoatl obieca powróci .
Nie brakuje interpretacji dotycz cych pojawienia si m drego, starego m a. Przypisuje si mu rol swego
rodzaju Mesjasza, gdy istotnie brodaty m czyzna w tych szeroko ciach geograficznych nie jest
zjawiskiem codziennym. Istnieje nawet odwa na wersja upatruj ca w starym Quetzalcoatlu jednego z
uczniów Jezusa! Nas to jednak nie przekonuje. Ktokolwiek przyby by do Majów ze Starego wiata, ten zna
ko o przenosz ce ludzi i rzeczy. Czy dla m drca, dla boga jak Quentzalcoatl, który okaza si misjonarzem,
prawodawc , lekarzem i doradc w wielu sprawach yciowych, nie by oby czym ca kowicie oczywistym,
aby nieszcz snych Majów nauczy przede wszystkim zastosowania ko a i wozu? Ci natomiast nigdy nie
ywali tych przyrz dów.
Zwi kszmy jeszcze zam t my lowy przytaczaj c zestaw dziwacznych zjawisk z zamierzch ej przesz
ci!
Greccy po awiacze g bek znale li w 1900 r. na wysoko ci wyspy Antikythera stary wrak wype niony
pos gami z marmuru i br zu. Dzie a sztuki zosta y zabezpieczone, a pó niejsze badania wykaza y, e statek
musia zaton mniej wi cej na pocz tku naszej ery. Podczas sortowania znaleziono w ród ró nych rupieci
bezkszta tn bry , która okaza a si wa niejsza od wszystkich pos gów razem wzi tych. Po dok adnym
zbadaniu i oczyszczeniu odkryto br zow p yt z ko ami, napisami i ko ami z batymi, a wkrótce wiadomo
ju by o, e napisy te musia y mie zwi zek z astronomi . Po oczyszczeniu licznych detali ukaza a si
dziwna konstrukcja — regularna maszyna z poruszaj cymi si wskazówkami, skomplikowan skal i
zapisanymi p ytkami metalowymi. Zrekonstruowana machina sk ada si z ponad 20 kó ek, swego rodzaju
nap dowych mechanizmów ró nicowych i ko a g ównego. Po jednej stronie jest obrotowy wa ek, który
wszystkie skale wprawia w ruch o ró nej szybko ci. Wskazówki chronione s pokrywkami z br zu, na
których umieszczono d ugie napisy. Czy wobec istnienia „maszyny z Antikythery" mo na mie jeszcze
najmniejsze w tpliwo ci, e w staro ytno ci dzia ali mechanicy precyzyjni pierwszej klasy? Znaleziony
przyrz d jest tak skomplikowany, e prawdopodobnie nie by pierwszym modelem takiego urz dzenia.
Ameryka ski profesor Solla Price dopatrywa si w nim czego w rodzaju maszyny licz cej, która
pozwala a na obliczanie ruchów Ksi yca, S
ca a zapewne tak e innych planet.
Nie jest tak wa ne, e maszyna wykazuje rok produkcji 82 prz. Chr. Bardziej interesuj ce by oby zbadanie,
kto skonstruowa pierwszy model tego zminiaturyzowanego planetarium!
Fryderyk II, cesarz z dynastii Hohenstaufów, przywióz , jak podaj
ród a, z pi tej wyprawy krzy owej w
1229 r. niezwyk y namiot, pochodz cy ze Wschodu. Wewn trz namiotu znajdowa si mechanizm
zegarowy a przez kopulasty dach wida by o poruszaj ce si gwiazdozbiory! Jeszcze jedno staro ytne
planetarium... Przyjmujemy do wiadomo ci jego istnienie, gdy wiemy, e by y wówczas przes anki
techniczne niezb dne do wykonania tej pracy. Sprawa planetarium niepokoi nas, gdy w czasach Chrystusa
nie by o jeszcze wyobra enia sta ego uk adu gwiazd na niebie przy uwzgl dnieniu obrotów kuli ziemskiej.
Nawet staro ytni, wykszta ceni astronomowie chi scy i arabscy nie s
nam tu pomoc , za Galileusz z
ca pewno ci urodzi si 1500 lat pó niej... Turysta zwiedzaj cy Ateny nie powinien pomin „maszyny z
Antikythery", która przechowywana jest w Narodowym Muzeum Archeologicznym. O namiotowym
planetarium Fryderyka II zachowa y si natomiast tylko relacje pisemne.
Nawet je li staro ytno by a szara, to zostawi a nam zabawne rzeczy:
Na ska ach pustynnej wy yny Marcahuasi znaleziono 3800 m n.p.m. zarysy zwierz t, których przed 10 000
lat nie by o w Ameryce Po udniowej — wielb dów i lwów.
W Turkiestanie in ynierowie znale li pó okr
e twory z czego w rodzaju szk a lub ceramiki. Ich
pochodzenie i znaczenie pozostaje dla archeologów niejasne.
W Dolinie mierci na pustyni Mojave znajduj si ruiny starego miasta, które musia o zosta zniszczone
przez wielk katastrof . Jeszcze dzisiaj widoczne s
lady stopionej ska y i piasku. Ciep o wytworzone
przez wybuch wulkanu nie wystarczy oby do stopienia ska , a poza tym najpierw spali yby si budynki.
Tylko promienie laserowe wytwarzaj obecnie temperatur dostatecznie wysok dla takiej operacji.
Dziwnym trafem na obszarze tym nie ro nie ani jedno
o.
Hand el Guble, Kamie Po udnia, w Libanie wa y dwa miliony kilogramów. Cho jest to kamie
obrobiony, to z pewno ci nie zdo
y go poruszy ludzkie r ce.
Na najbardziej niedost pnych cianach skalnych w Australii, Peru i pó nocnych W oszech znajduj si
sztucznie zrobione, nie zinterpretowane jeszcze oznakowania.
Teksty na z otych p ytkach, znalezionych w Ur w Chaldei, informuj o podobnych do ludzi „bogach",
którzy przybyli z nieba i podarowali kap anom te zapisy.
W takich krajach, jak Australia, Francja, Indie, Liban, RPA, Chile znajduj si dziwne czarne „kamienie",
zawieraj ce du o aluminium i berylu. Najnowsze badania wykaza y, e kamienie te w bardzo odleg ych
czasach musia y podlega silnemu napromieniowaniu radioaktywnemu i wysokim temperaturom.
Sumeryjskie tabliczki zapisane pismem klinowym ukazuj gwiazdy sta e z planetami.
W Rosji znaleziono relief przedstawiaj cy statek powietrzny sk adaj cy si z dziesi ciu ku osadzonych w
prostok tnej ramie, podtrzymywanej po obu stronach grubymi kolumnami, na których spoczywaj kule.
ród znalezisk rosyjskich znajduje si ma a br zowa statuetka cz ekokszta tnej istoty odzianej w ci
ki
ubiór, po czony hermetycznie z he mem. Z ubraniem równie ci le z czone s buty i r kawice.
Z pewnej babilo skiej tabliczki, znajduj cej si w British Museum w Londynie, mo na odczyta minione i
przysz e za mienia Ksi yca.
W Kunming, stolicy chi skiej prowincji Junnan, odkryto cylindryczne „maszyny", przypominaj ce rakiety
wznosz ce si do nieba. Rysunki znajdowa y si na piramidach, które nieoczekiwanie wynurzy y si z dna
jeziora Kunming podczas trz sienia ziemi.
Jak wyja nia si nam te i wiele innych zagadek? Zbywanie hurtem starych przekazów jako fa szywych,
dnych i niewyt umaczalnych bez badania kontekstu nie jest niczym innym, jak n dzn wymówk .
Podobnie jak bezczelno ci jest okre lanie wszystkich przek adów jako wadliwych w wypadku trudno ci
interpretacyjnych, ale pos ugiwanie si nimi skoro tylko ich informacje pasuj do danej tezy. Wydaje si
nam tchórzostwem zamykanie oczu i uszu wobec faktów — lub cho by hipotez — tylko dlatego, e nowe
wnioski mog yby wyrwa ludzi ze swojskiego schematu my lenia.
Codziennie, co godzina dokonuje si na wiecie nowych odkry . Nowoczesne rodki transportu i
komunikacji informuj o odkryciach we wszystkich cz ciach kuli ziemskiej. Na podstawie przypadkowych
danych mo na zbudowa przy dobrej woli pewien system. Naukowcy wszystkich dyscyplin powinni z tak
sam pasj badawcz odnosi si do doniesie z przesz
ci, z jak bior twórczy udzia w badaniu
tera niejszo ci. Dokona a si ju pierwsza faza przygody zwi zanej z odkrywaniem naszej przesz
ci.
Obecnie wraz z wej ciem cz owieka w Kosmos zaczyna si druga fascynuj ca przygoda w historii ludzko ci
Rozdzia X
Czy loty kosmiczne maj sens? — Kto korzysta z zainwestowanych miliardów? — Wojna albo
podró e kosmiczne! — Jak to w
ciwie jest z wy miewanymi lataj cymi spodkami? — Ju 60 lat
temu nast pi a eksplozja j drowa — Czy ksi yc Marsa jest sztucznym satelit ?
W dyskusji nad lotami kosmicznymi s yszy si ci gle pytanie, czy maj one sens. Wzgl dny lub ca kowity
bezsens eksploracji Kosmosu próbuje si wykaza przez banalne stwierdzenie, e nie powinno si
prowadzi bada we Wszech wiecie, skoro na Ziemi jest jeszcze tak du o nie rozwi zanych problemów.
Nie chc c popa w niezrozumia e dla laika wyja nienia naukowe, winni my poda tutaj par tylko zupe nie
oczywistych i nieodpartych argumentów, dla których badanie Kosmosu jest absolutn konieczno ci .
Ciekawo i g ód wiedzy stanowi od samego pocz tku motyw nieustannej pracy badawczej cz owieka.
Dwa pytania: DLACZEGO co si dzieje? i JAK si dzieje? by y zawsze motorem rozwoju i post pu.
Nieustannemu niepokojowi, jaki te pytania wywo uj , zawdzi czamy swój obecny poziom ycia.
Nowoczesne, wygodne rodki transportu oszcz dzi y nam niewygód podró y, które by y udzia em naszych
dziadków. Wiele trudów pracy fizycznej odczuwalnie z agodzi y maszyny, a nowe ród a energii, preparaty
chemiczne, lodówki, ró norodny sprz t domowy itd. itp. ca kowicie uwolni y nas od wielu prac, przedtem
wykonywanych tylko r cznie. To, co stworzy a nauka, nie staje si przekle stwem, lecz raczej
ogos awie stwem ludzko ci. Nawet jej najbardziej odstraszaj cy wytwór — bomba atomowa — oka e si
dla ludzi korzystny.
Nauka wspó czesna osi ga wiele swych celów id c jakby w siedmio-milowych butach. W dziedzinie
fotografii trzeba by o 112 lat, zanim powsta o pierwsze u yteczne zdj cie. Telefon nadawa si do u ytku
ju po 56 latach, a w wypadku radia od wynalazku do prawid owego odbioru audycji up yn o zaledwie 35
lat bada naukowych. Udoskonalenie radaru wymaga o ju jednak tylko 15 lat! Etapy dziel ce epokowe
wynalazki od ich zastosowania staj si coraz krótsze: telewizor czarno-bia y zaprezentowano po 12 latach
bada , a konstrukcja pierwszej bomby atomowej zaj a ca e 6 lat! To tylko kilka przyk adów post pu
technicznego na przestrzeni 50 lat, budz cych podziw i pocz tkowo cz sto groz . Rozwój nauki nast puje
coraz szybciej, a do celu b
prowadzi coraz bardziej strome schody. Najbli sze 100 lat pozwoli na
realizacj wi kszo ci odwiecznych marze ludzko ci.
Nie bacz c na ostrze enia i opory cz owiek poszed w asn drog . Wbrew archaicznym przestrogom, e
woda jest ywio em ryb, a przestworza rodowiskiem ptaków, cz owiek podbi te nie dla siebie
przeznaczone obszary. Wbrew wszelkim tzw. prawom natury cz owiek lata, za w atomowych odziach
podwodnych yje pod wod ca ymi miesi cami. Dzi ki swej inteligencji zbudowa sobie skrzyd a i skrzela,
których posk pi mu Stwórca.
Kiedy Charles Lindbergh startowa do swego legendarnego lotu, jego bezpo rednim celem by Pary .
Oczywi cie nie chodzi o mu o wycieczk do stolicy Francji, lecz o wykazanie, e cz owiek jest w stanie
samotnie i bez szkody dla siebie przelecie przez Atlantyk. Pierwszym celem lotów kosmicznych jest
Ksi yc, ale dzi ki tej nowej idei naukowo-technicznej ludzie pragn udowodni , e cz owiek potrafi
poradzi sobie tak e we Wszech wiecie!
Po co zatem podró e kosmiczne?
W ci gu najbli szych kilkudziesi ciu lat nasza planeta b dzie beznadziejnie i nieodwo alnie przeludniona.
Statystycy szacuj , e w roku 2050 liczba ludno ci wyniesie 8,7 miliarda! Zaledwie 200 lat pó niej b dzie
ju 50 miliardów i w rezultacie na jednym kilometrze kwadratowym b dzie musia o
335 ludzi. Wprost
niewiarygodne! Pigu ki uspokajaj ce w rodzaju teorii o po ywieniu pozyskiwanym z morza albo wr cz o
zaludnieniu dna morskiego oka si , szybciej ni chcieliby tego naj mielsi optymi ci, z udnym remedium
na eksplozj ludno ciow . Na indonezyjskiej wyspie Lombok w pierwszym pó roczu 1966 r. umar o z g odu
ponad 10 tysi cy ludzi, którzy rozpaczliwie próbowali utrzyma si przy yciu jedz c limaki i ro liny.
Sekretarz generalny ONZ U Thant ocenia liczb dzieci zagro onych g odem w Indiach na 20 milionów. Jest
to dowód na s uszno twierdzenia profesora Mohlera z Zurychu, e g ód si ga po w adz nad wiatem.
Wykazano ju , e produkcja ywno ci nie dotrzymuje kroku wzrostowi ludno ci i to mimo stosowania
najnowocze niejszych rodków technicznych i nawozów sztucznych. Wspó czesny wiat zawdzi cza chemii
równie preparaty umo liwiaj ce kontrol urodze . Jednak na nic si one zdadz , skoro kobiety w krajach
zacofanych nie zrobi z nich adnego u ytku!
Tylko w wypadku, gdyby uda o si w najbli szych 10 latach, czyli do 1980 r., obni
wska nik urodze o
po ow , produkcja ywno ci dorówna aby przyrostowi ludno ci. Jednak niestety nie mo emy na to liczy ,
poniewa barier wzniesion z uprzedze , wzgl dów rzekomo etycznych i zasad religijnych prze amuje si
w tempie wolniejszym, ni narasta nieszcz cie przeludnienia. Czy by umieranie co roku z g odu milionów
ludzi by o bardziej humanitarne, albo wr cz bardziej zgodne z wol bo , ni zapobieganie narodzinom?
Jednak nawet gdyby w odleg ej przysz
ci uda o si przymusowo przeforsowa kontrol urodze , nawet
gdyby powi kszy a si powierzchnia upraw, plony wzros y dzi ki nieznanym jeszcze dzisiaj rodkom,
rybo ówstwo zwielokrotni o po owy, a pola glonowe na dnie morza dostarcza y po ywienia, gdyby
nast pi o to wszystko i jeszcze wi cej, to ca y problem przesun by si tylko w czasie mo e o jakie 100 lat.
Cz owiek potrzebuje nowej przestrzeni yciowej.
Jeste my przekonani, e pewnego dnia ludzie osiedl si na Marsie i zaaklimatyzuj si tam równie dobrze,
jak uczyniliby to Eskimosi przeniesieni do Egiptu. Planety, osi galne dzi ki gigantycznym statkom
kosmicznym, zostan zaludnione przez naszych wnuków, którzy skolonizuj nowe wiaty, tak jak w
nieodleg ej przesz
ci zosta a zasiedlona Ameryka i Australia. Dlatego musimy prowadzi badania
Kosmosu! Musimy da naszym wnukom szans prze ycia! Ka de pokolenie, które zaniecha tego zadania,
skazuje w przysz
ci ca ludzko na mier g odow .
Nie chodzi o jakie abstrakcyjne badania, interesuj ce tylko specjalistów. Temu, kto nie poczuwa si do
odpowiedzialno ci za przysz
, mo na przypomnie , e wyniki bada kosmicznych uchroni y nas przed
trzeci wojn
wiatow ! Czy to w
nie nie gro ba totalnej zag ady odwiod a wielkie mocarstwa od
rozstrzygania sporów i konfliktów przy pomocy wielkiej wojny? aden Rosjanin nie musi ju wkracza na
ziemi ameryka sk , aby zamieni USA w pustyni , a aden Amerykanin nie musi ju gin w Rosji, gdy
po uderzeniu atomowym ca y kraj w wyniku napromieniowania i tak stanie si ja owy i nie do
zamieszkania. Cho mo e to zabrzmie absurdalnie, ale dopiero rakiety mi dzykontynentalne zapewni y
nam wzgl dny pokój.
Przy ró nych okazjach s ycha opini , e miliardy lokowane w badaniach Kosmosu powinno si raczej
przeznacza na pomoc dla krajów rozwijaj cych si . Pogl d ten jest b dny. Pa stwa uprzemys owione
udzielaj pomocy nie tylko ze wzgl dów charytatywnych czy politycznych, ale tak e — co zrozumia e —
po to, aby otworzy rynki zbytu dla rodzimego przemys u. Pomoc, jakiej daj kraje zacofane, jest
nieistotna w d
szej perspektywie czasowej.
Szacuje si , e w Indiach
o w 1966 r. 1,6 miliarda szczurów, z których ka dy poch ania rocznie oko o
pi ciu kilogramów ywno ci. Jednak w adze pa stwowe nie maj odwagi zlikwidowa tej plagi, gdy
religia hinduska chroni szczury. W tych samych Indiach w óczy si 80 milionów krów, które ani nie daj
mleka, ani nie s u ywane jako zwierz ta poci gowe, nie mówi c ju o tym, e nie wolno ich zabi . W
kraju, którego rozwój ku nowoczesno ci hamuj tak liczne religijne tabu i prawa, musi min jeszcze wiele
pokole , zanim zostan usuni te zgubne zwyczaje, obyczaje i przes dy. Tak e tutaj rodki komunikacji
typowe dla epoki kosmicznej, takie jak gazety, radio i telewizja, s
post powi i o wiacie. wiat sta si
sobie bli szy. Ludzie wiedz i dowiaduj si wzajemnie od siebie wi cej ni dawniej. Aby przekona si
ostatecznie, e granice pa stw s reliktem minionych czasów, potrzeba podró y kosmicznych. Rozwini ta
dzi ki nim technika spopularyzuje przekonanie, e male kie na tle Wszech wiata rozmiary narodów i
kontynentów mog by tylko zach
do wspó pracy w badaniu Kosmosu. W ka dej epoce ludzko
potrzebowa a wy szej idei, która ponad przyziemnymi problemami pozwala a urzeczywistnia sprawy
pozornie nieosi galne.
W spo ecze stwie przemys owym bardzo wa kim argumentem na rzecz bada kosmicznych jest powstanie
nowych ga zi gospodarki daj cych zatrudnienie setkom tysi cy ludzi, którzy strac poprzednie miejsca
pracy w wyniku racjonalizacji produkcji. „Przemys kosmiczny" w USA ju teraz przej od przemys u
samochodowego i stalowego funkcj barometru koniunktury. Ponad 4000 nowych artyku ów zawdzi cza
swe powstanie eksploracji Kosmosu, gdy s one jakby „produktami odpadowymi" g ównych bada . Te
produkty uboczne w sposób naturalny wesz y do naszego ycia codziennego i konsumenci nie zastanawiaj
si nad ich genez . Elektroniczne maszyny licz ce, mininadajniki i miniodbiorniki, tranzystory w aparatach
radiowych i telewizyjnych zosta y wynalezione na marginesie zasadniczych bada , podobnie zreszt jak
patelnie, na których nie przypalaj si ju potrawy przyrz dzane bez t uszczu. Precyzyjne instrumenty
pok adowe we wszystkich samolotach, w pe ni automatyczne urz dzenia nadzoruj ce i automaty
samosteruj ce, a tak e — nie na ostatnim miejscu — szybko rozwijaj ca si komputeryzacja s pochodn
tak cz sto ods dzanych od czci i wiary bada kosmicznych. Stanowi wkraczaj ce w prywatne ycie
cz owieka elementy szeroko zakrojonego programu rozwoju. Istnieje ca y legion spraw, o których laik nie
ma poj cia: nowe technologie spawania i smarowania w warunkach wysokopró niowych, komórki
fotoelektryczne i nowe miniaturowe ród a energii, pokonuj ce du e odleg
ci.
Z rzeki pieni dzy bud etowych, zasilaj cej badania kosmiczne, ma ymi strumyczkami p yn z powrotem do
podatnika korzy ci z wielkich inwestycji. Narody, które w adnej formie nie uczestnicz w eksploracji
Kosmosu, zostan st amszone przez post puj
rewolucj techniczn . Takie nazwy i poj cia, jak Telstar,
Echo, Relay, Trios, Mariner, Ranger, Syncom s znakami na drodze niepohamowanego post pu.
Zasoby energetyczne Ziemi nie s nieograniczone i dlatego pewnego dnia program kosmiczny zyska
ywotne znaczenie, gdy b dziemy musieli sprowadza materia y rozszczepialne z Marsa, Wenus albo innej
planety, aby zapewni o wietlenie naszym miastom i ogrzewanie naszym domom. Poniewa elektrownie
atomowe wkrótce b
produkowa najta sz energi , masowa produkcja przemys owa b dzie zdana na to
ród o energii w sytuacji, gdy na Ziemi wyczerpi si zapasy surowca. Ka dy dzie zaskakuje nas nowymi
wynikami bada . Tradycyjne przekazywanie zdobytej wiedzy z ojca na syna nale y ju do nieodwo alnej
przesz
ci. Technik, który reperuje radioodbiornik dzia aj cy na zasadzie prostego naci ni cia guzika, musi
si zna na technice tranzystorowej i skomplikowanych obwodach scalonych wtopionych cz sto w
tworzywo sztuczne. Nied ugo b dzie musia zaj si tak e mikroelektronik . Wiedz , któr dzisiaj
przyswaja sobie Ja -ucze , jutro b dzie musia uzupe nia Jan-czeladnik. O ile majster z epoki naszych
dziadków dysponowa umiej tno ciami wystarczaj cymi na ca e ycie, to majster obecnie i w przysz
ci
musi na bie co dodawa nowe wiadomo ci do starej wiedzy.
Nasze S
ce, cho by dopiero za miliony lat, w ko cu jednak wypali si i zamrze. Nie trzeba zreszt wcale
strasznego momentu, kiedy jaki polityk straci nerwy i uruchamiaj c mechanizm atomowej zag ady wywo a
katastrof , gdy Ziemi mo e zniszczy nieokre lone i nieznane zjawisko kosmiczne. Nigdy dot d cz owiek
nie pogodzi si z my
o takiej mo liwo ci — nawet wtedy, gdy b
c wyznawc jednej z wielu tysi cy
religii ma nadziej na wieczne ycie duszy.
Dlatego s dzimy, i badanie Kosmosu nie jest rezultatem wolnego wyboru, lecz e cz owiek idzie za silnym
wewn trznym przymusem, badaj c perspektywy swej przysz
ci we Wszech wiecie. Podobnie jak g osimy
hipotez , e w zamierzch ej przesz
ci odwiedzili nas kosmici, tak zak adamy równie , i nie jeste my
jedynymi istotami rozumnymi w Kosmosie. Co wi cej, podejrzewamy istnienie starszych i bardziej
rozwini tych inteligencji. Twierdz c, e wszystkie istoty inteligentne z w asnej potrzeby prowadz badania
Kosmosu, przenosimy si istotnie na moment do krainy utopii i mamy wiadomo wk adania kija w
mrowisko!
Od przesz o 20 lat stale pojawiaj si „lataj ce spodki" nazywane w specjalistycznej literaturze UFO —
skrótem wyprowadzonym od ameryka skiego okre lenia Unidentified Flying Objects. Zgorszenie, e
chcemy powa nie potraktowa urojone UFO, zniknie by mo e, je li zajmiemy si kolejnym wa kim
argumentem uzasadniaj cym podró e kosmiczne.
Powiada si , e badania kosmiczne s nierentowne, a adne bogate pa stwo nie mo e bez obawy
bankructwa
na nie ogromnych rodków. Rzecz jasna badania naukowe same w sobie nigdy nie by y
dochodowe i dopiero ich wyniki pozwala y na zwrot nak adów. Ca kiem nierealistycznie zatem oczekuje si
od bada kosmicznych amortyzacji i zysków ju na obecnym etapie. Nie ma zreszt bilansu zysków, jakie
przynios o 4000 „produktów ubocznych" bada . Nie ulega dla nas w tpliwo ci, e op acaj si one
wyj tkowo dobrze. Kiedy osi gn swój cel, b dziemy mogli nie tylko odcina od nich kupony, ale w
pe nym znaczeniu tego s owa przynios one ludzko ci ratunek przed zag ad . Na marginesie mo na tylko
zaznaczy , e ju teraz ca a seria satelitów COMSAT wzbudza zainteresowanie ekonomistów.
Tygodnik „Stern" informowa w listopadzie 1967 r.:
„Wi kszo medycznych aparatów ratuj cych ycie pochodzi z Ameryki. S one wynikiem
systematycznego wykorzystywania osi gni z dziedziny atomistyki, kosmonautyki i techniki wojskowej.
tak e efektem nowego typu wspó dzia ania koncernów przemys owych ze szpitalami w Ameryce, co
prawie codziennie przynosi medycynie nowe sukcesy.
Firma lotnicza Lockheed i s awna klinika Mayo podj y na przyk ad wspó prac w celu stworzenia nowego
systemu opieki medycznej na podstawie techniki komputerowej. Z kolei konstruktorzy firmy lotniczej
North American Ayiation majsterkuj zgodnie ze wskazówkami lekarzy przy tak zwanym pasku
rozedmowym, który ma u atwi oddychanie pacjentom z niewydolno ci p uc. Agencja ds. Lotów
Kosmicznych NASA dostarczy a pomys u pewnego aparatu diagnostycznego. Otó urz dzenie, pomy lane
w zasadzie do mierzenia uderze mikrometeorytów w statek kosmiczny, rejestruje bardzo dok adnie drgania
mi ni w niektórych schorzeniach neurologicznych.
Ratuj cy ycie stymulator serca — to równie produkt uboczny ameryka skiej techniki komputerowej.
Obecnie ju ponad 2000 Niemców nosi go w swej klatce piersiowej. Jest to instalowany pod skór
minigenerator o zasilaniu bateryjnym. Lekarze przesuwaj z niego przewód przez górn
szyjn do
prawej komory serca. W rezultacie regularne impulsy elektryczne pobudzaj serce do rytmicznych
skurczów. Serce bije. Bateri stymulatora, która wypala si po trzech latach, mo na wymieni w trakcie
stosunkowo prostej operacji.
Ameryka ski koncern elektryczny General Electric ulepszy w ubieg ym roku to ma e cudo techniki
medycznej, wprowadzaj c model dwubiegowy. Kiedy osoba ze stymulatorem chce zagra w tenisa albo
podbiec do poci gu, przeci ga krótko magnetycznym paskiem w miejscu, gdzie zainstalowany jest
generator. Serce natychmiast zaczyna pracowa na wy szych obrotach".
Tyle informacja „Sterna", podaj ca dwa dodatkowe przyk ady ubocznych produktów bada kosmicznych.
Kto ma jeszcze odwag powiedzie , e s one niepotrzebne?
W artykule pod tytu em „Inspiracja dzi ki rakietom ksi ycowym" tygodnik „Die Zeit" podaje w numerze
47 z listopada 1967 r. informacj z innej dziedziny:
„Konstrukcjami pojazdów kosmicznych zbudowanymi z my
o mi kkim l dowaniu na Ksi ycu
interesuj si projektanci samochodów, gdy dzi ki nim znacznie mo na rozszerzy wiedz o zachowaniu
si pojazdów w warunkach zniszczenia. Cho nie b dzie mo liwe, aby ka dym przypadku zderzenia auto
sta o si bezpieczne dla pasa erów, to konstrukcje stosowane z du ym powodzeniem w kosmonautyce mog
przyczyni si do zmniejszenia ryzyka kolizji. Du
trwa
przy ma ym ci arze zapewnia konstrukcja
zwana 'plastrem miodu', znajduj ca coraz wi ksze zastosowanie w nowoczesnym lotnictwie. Zosta a one te
praktycznie wypróbowana w przemy le samochodowym. Podwozie próbnego samochodu Rovera,
nap dzanego turbin gazow , zbudowane jest w
nie z Honey Combs".
Kto , kto zna zaawansowanie i burzliwy rozwój bada kosmicznych, w ogóle nie musi zaprz ta sobie
owy uwagami typu: „Nigdy nie b
mo liwe podró e mi dzygwiezdne". Ju m odsze pokolenia naszych
czasów b
wiadkami, jak ta „niemo liwo " staje si rzeczywisto ci ! B dzie si budowa wielkie statki
kosmiczne z niewyobra alnie pot
nymi silnikami. W listopadzie 1967 r. Rosjanom uda o si po czenie
dwóch bezza ogowych pojazdów kosmicznych w stratosferze! Cz
badaczy pracuje ju nad pewnego
rodzaju ekranem ochronnym — podobnym do elektrycznego uku wietlnego — który umieszczony przed
ciw kapsu zapobiega by uderzaniu w ni cz steczek materii wzgl dnie kierowa je w bok. Grupa
wybitnych fizyków pragnie dowie istnienia tzw. tachionów. Chodzi tu o hipotetyczne cz steczki, które
poruszaj si szybciej od wiat a, a których dolna pr dko równa jest pr dko ci wiat a. Wiadomo, e
tachiony musz istnie i chodzi „tylko" o znalezienie fizycznego dowodu ich egzystencji. Przecie dowody
na to, co „nie istnieje", dostarczono ju dla neutrina i antymaterii! Najbardziej upartych krytyków w chórze
przeciwników lotów kosmicznych mo na by zapyta : czy rzeczywi cie s dz , i par tysi cy by mo e
najm drzejszych ludzi naszych czasów z pasj po wi ca oby si pracy nad czyst utopi lub jakim
nieistotnym zagadnieniem?
Zajmijmy si zatem odwa nie UFO, nara aj c si na niebezpiecze stwo, e nie zostaniemy potraktowani
powa nie. Je li nawet tak si stanie, to znajdziemy si z naszymi rozwa aniami w gronie godnych uznania,
awnych ludzi, co jest du
pociech .
UFO widziano zarówno w Ameryce jak i nad Filipinami, nad zachodnimi Niemcami i nad Meksykiem.
Za
my nawet, e 98 procent ludzi uwa aj cych, i widzieli UFO, w rzeczywisto ci spostrzega o
pioruny kuliste, balony metereologiczne, osobliwe konstelacje chmur, nieznane jeszcze typy samolotów lub
dziwn gr
wiat a i cienia na zmierzchaj cym niebie. Z pewno ci ca e chmary ludzi uleg y zbiorowej
histerii: utrzymuj , e widzieli co , czego w ogóle nie by o. Naturalnie byli te na miejscu wa niacy, którzy
na rzekomej obserwacji chcieli zbi kapita , dostarczaj c prasie materia u w sezonie ogórkowym. Po
oddzieleniu wszystkich blagierów, k amców, histeryków i fantastów, pozostaje jeszcze znaczna grupa
trze wych obserwatorów, ludzi nieraz zawodowo zaznajomionych z podobnymi rzeczami. Zwyk a
gospodyni domowa czy farmer na Dzikim Zachodzie mog si myli , ale je li na przyk ad obiekt UFO
widzi do wiadczony pilot, to trudno zby t relacj jako nonsens. Pilot jest bowiem oswojony z mira ami,
piorunami kulistymi, balonami metereologicznymi itp. Poza tym regularnie poddawany jest badaniom
sprawno ci wszystkich swoich zmys ów, w tym szczególnie wa nego wzroku, a kilka godzin przed lotem i
podczas jego trwania nie wolno mu pi alkoholu. Nie ma te
adnego powodu, aby opowiada g upstwa,
gdy
atwo móg by straci
wietn , dobrze p atn prac . Skoro jednak t sam histori opowiada nie jeden
kapitan lotnictwa, ale ca a grupa pilotów (w ród nich wojskowi), to nale y dobrze nadstawi uszu.
Nie wiemy, czym s UFO. Nie twierdzimy, e chodzi tu musi o obiekty lataj ce obcych istot rozumnych,
jakkolwiek ma o argumentów mo na by przeciwstawi temu przypuszczeniu. Niestety autorowi tej ksi ki
podczas jego podró y po ca ej kuli ziemskiej nigdy nie dane by o zaobserwowa UFO. Mo emy tylko
przytoczy par wiarygodnych, po wiadczonych relacji:
Ameryka ski departament obrony poinformowa 5 lutego 1965 r., e specjalny wydzia UFO otrzyma
polecenie sprawdzenia relacji dwóch radiooperatorów. Obaj m czy ni wykryli 29 stycznia 1965 r. na
monitorach radarowych w bazie lotniczej w Maryland dwa nieznane obiekty lataj ce, które zbli
y si do
lotniska od po udnia z niezwyk pr dko ci 7680 km/h. Na wysoko ci 50 km nad lotniskiem zrobi y nag y
zwrot i szybko znikn y z zasi gu radarów.
3 maja 1964 r. ró ni ludzie, w tym trzech meteorologów, obserwowali w Canberze w Australii du y, jasno
wiec cy obiekt, który lecia na porannym niebie w kierunku pó nocno-wschodnim. wiadkowie pytani
przez wys anników NASA opisywali, jak owa „rzecz" dziwnie zatacza a si i jak mniejszy przedmiot
zderzy si z wi kszym. Ma y obiekt zap on czerwono i zgas , podczas gdy du y zmierzaj c celowo w
kierunku pó nocno-zachodnim znikn obserwatorom z oczu. Jeden z meteorologów powiedzia
zrezygnowany: „Zawsze wy miewa em si z tych historii i co mam powiedzie teraz, gdy sam zobaczy em
tak rzecz na w asne oczy?"
23 listopada 1953 r. na ekranie radarowym w bazie powietrznej Kinross w Michigan zauwa ono nieznany
obiekt lataj cy. Porucznik lotnictwa R. Wilson, wykonuj cy wówczas lot wiczebny na odrzutowcu F-86,
dosta pozwolenie, aby ledzi „t rzecz". Operatorzy radaru obserwowali, jak Wilson goni nieznany
przedmiot przez 160 mil. Nagle oba obiekty zla y si na ekranie radaru w jedno cia o. Wezwania do
porucznika Witsona pozosta y bez odpowiedzi. Obszar, nad którym dosz o do niewyja nionego wydarzenia,
zosta w nast pnych dniach przeczesany przez specjalne oddzia y w poszukiwaniu szcz tków wraku
odrzutowca, a pobliskie Jezioro Górne zbadano na okoliczno
ladów paliwa. Nie znaleziono niczego. Po
poruczniku Wilsonie i jego maszynie zagin wszelki lad!
13 wrze nia 1965 r. sier ant policji Eugene Bertrand natkn si na drodze objazdowej w Exeter w stanie
New Hampshire w USA tu przed godzin pierwsz w nocy na zdenerwowan kobiet przy kierownicy jej
samochodu. Kobieta nie chcia a jecha dalej twierdz c, e olbrzymi, czerwonawo p on cy lataj cy
przedmiot pod
za ni ponad 10 mil a do objazdu nr 101, po czym znikn w lesie.
Policjant, cz owiek starszy i rzeczowy, s dzi , e kobieta zmy la co nieco, kiedy us ysza przez radio w
swoim wozie taki sam meldunek od innego patrolu. Jego kolega Gene Toland z kwatery g ównej poleci mu
natychmiast wraca do centrali, gdzie pewien m ody cz owiek opowiedzia t sam histori , któr sier ant
ysza ju od kobiety. Tak e ten wiadek uciek do przydro nego rowu przed czerwonawo arz cym
przedmiotem.
Policjanci udali si na patrol niech tnie, wi cie przekonani, e ca a ta bzdura znajdzie rozs dne
wyja nienie. Przez dwie godziny przeszukiwali okolic , wreszcie postanowili wraca . Przeje
ali w
nie
obok ki, gdy sze pas cych si tam koni nagle pop dzi o dziko przed siebie. Prawie jednocze nie ca a
okolica zaja nia a jaskrawo czerwonym wiat em. — Tam! Niech pan patrzy, tam! — krzykn m ody
policjant. Istotnie nad drzewami unosi si ogni cie czerwony obiekt, który powoli i bezg
nie zmierza w
kierunku obserwatorów. Bertrand zawiadomi telefonicznie swego koleg Tolanda, e w
nie widzi na
asne oczy t przekl
rzecz. Teraz równie farma le ca na skraju drogi i okoliczne wzgórza spowi y si
ostr czerwon po wiat . Drugi wóz policyjny z sier antem Dave Huntem zatrzyma si z piskiem opon
obok stoj cych m czyzn.
— Do diab a — wyj ka Dave. — S ysza em, jak ty i Toland przekrzykiwali cie si w radiu. My la em, e
dostali cie bzika... Ale to tutaj!
W przeprowadzonych pó niej badaniach tego zagadkowego wydarzenia uczestniczy o 58 kompetentnych
naocznych wiadków, w ród nich meteorolodzy i cz onkowie stra y nadbrze nej, czyli ludzie, których jako
trze wych obserwatorów trudno by oby pos dzi o to, e nie s w stanie odró ni balonu
meteorologicznego od helikoptera, a spadaj cego satelity od samolotowych wiate pozycyjnych.
Sprawozdanie zawiera rzeczowe dane, ale nie t umaczy samego zjawiska.
5 maja 1967 r. wójt z Marliens na Z otym Wybrze u, niejaki Malliotte, odkry na oddalonym o 623 metry
od drogi polu koniczyny dziwn dziur i znalaz g bokie na 30 centymetrów lady jakiego ko a o rednicy
pi ciu metrów. Od ko a prowadzi y we wszystkie strony bruzdy o g boko ci dziesi ciu centymetrów.
Robi o to wra enie, jakby w ziemi odcisn a si ci ka krata metalowa. Tam, gdzie ko czy y si bruzdy
znajdowa y si dziury g bokie na 35 cm, by mo e wci ni te w ziemi przez „stopy" metalowej kraty.
Szczególnie dziwny by drobny, fioletowobia y py , zalegaj cy w bruzdach i dziurach. Miejsce to
zbadali my w Marliens osobi cie i z ca pewno ci
ladów tych nie mog y pozostawi duchy!
O czym wiadcz te informacje? Jest po
owania godne, w jaki sposób wielu ludzi i stowarzyszenia
okultystyczne wykorzystuj rzekome obserwacje. Zaciemniaj przez to tylko rzeczywisty obraz i
przeszkadzaj zajmowa si potwierdzonymi zjawiskami UFO powa nym uczonym, którzy w tej sytuacji
obawiaj si wystawienia siebie na po miewisko.
W audycji drugiego programu telewizji niemieckiej (ZDF) z 6 listopada 1967 r. po wi conej tematowi
„Inwazja z Kosmosu?" pilot Lufthansy opowiedzia o wydarzeniu, którego by naocznym wiadkiem wraz z
czterema innymi cz onkami za ogi. Otó 15 lutego 1967 r. oko o 10-15 minut przed l dowaniem w San
Francisco ujrzeli w pobli u swej maszyny obiekt o rednicy mniej wi cej dziesi ciu metrów, który jaskrawo
wiec c lecia przez jaki czas obok nich. Przekazali sw obserwacj do Uniwersytetu Colorado, a tamtejsi
specjali ci z braku lepszego wyja nienia wysun li przypuszczenie, e obiekt by opadaj cym kawa kiem
jakiej rakiety. Pilot powiedzia , e maj c za sob dwa miliony kilometrów w powietrzu nie wierzy —
podobnie jak jego koledzy — i spadaj cy kawa ek metalu móg by przez kwadrans utrzymywa si w
powietrzu i lecie obok samolotu oraz e mia by takie rozmiary. Nie wierzy za w to wyja nienie tym
bardziej, e niezidentyfikowane cia o lataj ce mo na by o obserwowa z ziemi przez trzy kwadranse.
Niemiecki pilot z ca pewno ci nie robi wra enia fantasty!
A oto dwa doniesienia z monachijskiej „Suddeutsche Zeitung" z 21 i 23 listopada 1967 r.:
„Belgrad (Informacja w asna). Nieznane obiekty lataj ce (UFO) obserwuje si od kilku dni nad ró nymi
rejonami po udniowo-wschodniej Europy. Pod koniec tygodnia astronom-amator sfotografowa w
Zagrzebiu trzy wiec ce na niebie przedmioty. Podczas gdy eksperci badali jeszcze wydrukowane w
jugos owia skich gazetach zdj cie, zameldowano ju z górskich rejonów Czarnogóry o nowych obiektach
UFO, które podobno wielokrotnie wywo ywa y nawet po ary lasów. Informacje te pochodz g ównie z
miejscowo ci Ivangrad, której mieszka cy stanowczo twierdz , e w ostatnich dniach ka dego wieczoru
obserwowali na niebie jakie dziwne, jasno o wietlone cia a. W adze potwierdzaj wprawdzie, e w rejonie
tym wielokrotnie dochodzi o do po arów lasu, ale do tej pory nie potrafi poda
adnej ich przyczyny".
„Sofia (UPI). Nad bu garsk stolic Sofi pojawi o si UFO. Jak poda a bu garska agencja informacyjna
BTA, UFO mo na by o rozpozna go ym okiem. Zdaniem BTA obiekt lataj cy by 'wi kszy od tarczy
onecznej i przybra potem form trapezu'. Przedmiot podobno silnie promieniowa . Obiekt zosta te
zaobserwowany przez teleskop w Sofii. Zdaniem pracownika naukowego bu garskiego Instytutu Hydrologii
i Meteorologii przedmiot porusza si prawdopodobnie o w asnych si ach. Lecia przypuszczalnie oko o 30
kilometrów nad ziemi ".
Ludzie bezgranicznie g upi rzucaj k ody pod nogi powa nym badaczom zjawisk UFO. S osoby, które
twierdz , e pozostaj w kontakcie z istotami pozaziemskimi. Daj o sobie zna grupy, które na gruncie
niewyja nionych dot d zjawisk rozwijaj fantastyczne idee religijne, tworz osobliwy wiatopogl d lub
wr cz twierdz , e otrzyma y od za óg UFO rozkazy dla ratowania ludzko ci. Wed ug religijnych
fanatyków egipski „UFO-anio " przybywa oczywi cie od Mahometa, azjatycki — od Buddy, za
chrze cija ski — gdyby kto mia w tpliwo ci — wprost od Jezusa.
Na VII Mi dzynarodowym Kongresie Badaczy UFO na jesieni 1967 roku prof. Hermann Oberth, okre lany
mianem „ojca podró y kosmicznych" i niegdy nauczyciel Wernhera von Brauna, powiedzia , e UFO jest
jeszcze „problemem pozanaukowym". Prawdopodobnie jednak — kontynuowa Oberth — UFO s
„statkami kosmicznymi z obcych wiatów" i powiedzia dos ownie: „Najpewniej istoty, które nimi steruj ,
wyprzedzaj nas daleko pod wzgl dem kultury i je li post pimy m drze, mo emy si od nich wiele
nauczy ".
Oberth, który prawid owo prognozowa rozwój techniki rakietowej na Ziemi, przypuszcza, e na
zewn trznych planetach Uk adu S onecznego istniej warunki do samorództwa. Jako naukowiec domaga
si , aby tak e powa ni uczeni zajmowali si problemami, które pocz tkowo robi wra enie zjawisk ze sfery
fantazji. „Uczeni zachowuj si jak przetuczone g si, które niczego ju nie mog strawi . Nowe idee
odrzucaj po prostu jako bezsens!" — powiedzia Oberth.
W tek cie pod tytu em „Pó ne podejrzenie" tygodnik „Die Zeit" z 17.11.1967 r. informuje: „Przez ca e lata
Sowieci o mieszali zachodni histeri zwi zan z lataj cymi spodkami. W 'Prawdzie' nie tak dawno
zamieszczono oficjalne dementi, jakoby istnia y takie dziwne pojazdy niebieskie. Teraz jednak genera
lotnictwa Anatolij Stoliakow zosta mianowany dyrektorem komitetu, który ma bada wszystkie informacje
na temat UFO. Londy ski 'Times' pisze w zwi zku z tym: Niezale nie od tego, czy zjawiska UFO s
produktami zbiorowej halucynacji, czy pochodz od przybyszy z Wenus, czy te maj by interpretowane
jako objawienia boskie — trzeba znale dla nich jakie wyt umaczenie, w przeciwnym wypadku Rosjanie
nigdy nie powo aliby komitetu badawczego".
Najbardziej spektakularne i zagadkowe wydarzenie zwi zane ze zjawiskiem „materii z Kosmosu" nast pi o
o godzinie 7
17
rano 30 czerwca 1908 r. w syberyjskiej tajdze. Ognista kula przetoczy a si po niebie i
zgin a za horyzontem. Pasa erowie kolei transsyberyjskiej widzieli wiec
mas , która przesuwa a si z
po udnia na pó noc. Poci giem wstrz sn o pot
ne uderzenie, potem nast pi y eksplozje, a wi kszo
wiatowych stacji sejsmograficznych odnotowa a bardzo silne wstrz sy. W Irkucku, po
onym 900
kilometrów od epicentrum, wskazówki sejsmografów porusza y si przez prawie godzin . W promieniu
1000 kilometrów s ycha by o trzaski. Ca e stada reniferów zgin y, a koczownicy wylatywali w powietrze
wraz ze swymi namiotami.
Dopiero w 1921 r. profesor Kulik rozpocz zbieranie relacji naocznych wiadków. W ko cu uda o mu si
tak e zorganizowa fundusze na wypraw naukow w te s abo zaludnione rejony tajgi.
Kiedy wreszcie w 1927 r. ekspedycja dotar a w rejon rzeki Podkamienna Tunguska, jej uczestnicy byli
przekonani, i znale li krater po ogromnym meteorycie. Jednak przypuszczenie to okaza o si b dne. Ju w
odleg
ci 60 kilometrów od centrum eksplozji mo na by o zobaczy pierwsze drzewa pozbawione koron.
Im bli ej krytycznego punktu, tym bardziej ogo ocona by a okolica. Drzewa bez ga zi sta y niczym s upy
telegraficzne, a blisko centrum wybuchu najsilniejsze nawet okazy by y powalone. W ko cu znaleziono
lady ogromnego po aru. W miar posuwania si ku pó nocy ekspedycja nabiera a prze wiadczenia, e
musia a tu mie miejsce pot
na eksplozja. Kiedy na bagnistym terenie natrafiono na dziury bardzo ró nych
rozmiarów, podejrzewano, e jest to efekt uderze meteorytów. Kopano zatem i wiercono w bagnie, nie
znajduj c jednak najmniejszego cho by kawa ka elaza, kamienia czy ladu niklu. Badania kontynuowano
dwa lata pó niej przy pomocy lepszych rodków technicznych i wi kszych wiertni. Cho dokopano si do
36 metrów poni ej powierzchni ziemi, nie znaleziono adnego ladu po meteorytach.
Sprowadzono czu e przyrz dy, wychwytuj ce w ziemi najmniejsze ilo ci metalu, ale i one niczego nie
wykry y. Jednak co musia o tu eksplodowa , skoro widzia o i s ysza o to tysi ce ludzi.
W latach 1961 i 1963 w rejon Tunguski wyruszy y na zlecenie Akademii Nauk ZSRR dwie dalsze
wyprawy. Ekspedycj z 1963 r. kierowa geofizyk Zo otow. Ta wyposa ona w najnowocze niejsz
aparatur techniczn grupa naukowców dosz a do wniosku, e wybuch nad syberyjsk Tungusk musia by
eksplozj j drow .
Rodzaj eksplozji mo na okre li , gdy znane s ró ne parametry fizyczne, które j spowodowa y. Jednym z
nich by a ilo wypromieniowanej energii wietlnej. W tajdze w odleg
ci 18 kilometrów od j dra
eksplozji znaleziono drzewa, które zapali y si b
c w momencie wybuchu wystawione na
promieniowanie wietlne. Zdrowe, zielone drzewo zapala si jednak tylko wtedy, gdy kumulacja energii
wietlnej wynosi oko o 70 do 100 kalorii na centymetr kwadratowy. Wybuch za by tak jaskrawy, e
jeszcze w odleg
ci 200 kilometrów od epicentrum rzuca wtórny cie !
Pomiary wykaza y, e energia wietlna eksplozji musia a wynosi oko o 2,8 x 10
23
ergów (erg jest w
naukach przyrodniczych jednostk pracy. Chrab szcz o masie cia a l grama wykonuje prac 981 ergów, gdy
wspina si l centymetr w gór po murze).
W zasi gu 18 kilometrów wida by o na wierzcho kach drzew nadw glone grubsze i cie sze konary.
Pozwala to wysun wniosek, e gwa towny wzrost temperatury by rezultatem eksplozji, a nie po aru lasu!
Nadpalenia te widoczne s tylko w tych miejscach, gdzie aden cie nie przes oni rozprzestrzeniaj cego si
ysku. Oznacza to, e jednoznacznie i bez w tpienia musia o chodzi o promieniowanie. Bior c to
wszystko pod uwag , dla dokonania gigantycznych spustosze potrzebna by a energia l O
23
ergów.
Odpowiada to sile zniszczenia jednej dziesi ciomegatonowej bomby atomowej lub
100 000 000 000 000 000 000 000 ergów!
Wszystkie badania potwierdzaj , e chodzi o o eksplozj nuklearn i oddalaj w krain bajek takie
interpretacje tego wydarzenia, jak uderzenie komety czy upadek wielkiego meteorytu.
Jak wyt umaczy eksplozj j drow w roku 1908?
W marcu 1964 r. w pewnym artykule zamieszczonym w cenionej leningradzkiej gazecie „Zwiezda"
pojawi a si teza, e inteligentne istoty z jakiej planety z gwiazdozbioru ab dzia podj y prób
nawi zania kontaktu z Ziemi . Autorzy Henryk A tow i Walentyna Szuraliewa twierdzili, e uderzenie w
tajdze syberyjskiej by o odpowiedzi na gwa town erupcj po
onego na Oceanie Indyjskim wulkanu
Krakatau, który podczas wybuchu w 1853 r. wys
w Kosmos pot
wi zk fal radiowych. Mieszka cy
dalekich gwiazd mylnie uznali fale radiowe za sygna z Kosmosu i dlatego skierowali na Ziemi
zdecydowanie zbyt silny promie laserowy, który przekszta ci si w materi , kiedy wysoko nad Syberi
wszed w atmosfer ziemsk . Nie przyjmujemy tej interpretacji, gdy wydaje si nam zbyt fantastyczna!
W równie ma ym stopniu mo emy zaakceptowa teori , która chcia aby wyt umaczy zjawisko znad
Tunguski uderzeniem antymaterii. Je li zak adamy, e w g biach Kosmosu znajduje si antymateria, to z
okolicy Tunguski nie powinna zostawi ani ladu, gdy zderzenie materii z antymateri prowadzi do
wzajemnego unicestwienia. Poza tym jest bardzo ma o prawdopodobne, aby jaka cz
antymaterii dotar a
do Ziemi nie wchodz c na swej d ugiej drodze w kolizj z materi .
Chcieliby my raczej przy czy si do pogl dów tych osób, które przypuszczaj , e eksplozja j drowa by a
spowodowana p kni ciem reaktora atomowego. Fantastyczne? Tak, z pewno ci . Ale czy z tego powodu
musi by niemo liwe?
Literatura o „meteorycie tunguskim" wype nia ca szaf . Chcemy podkre li jeszcze jeden fakt. Otó
poziom radioaktywno ci wokó centrum eksplozji w tajdze jest —jeszcze dzisiaj! — dwukrotnie wy szy ni
gdzie indziej. Staranne badania drzew i ich rocznych s ojów potwierdzaj znaczny wzrost radioaktywno ci
od 1908 roku.
Dopóki nie istnieje cho jeden niepodwa alny naukowo dowód na to zjawisko — i wiele innych zreszt —
nikt nie ma prawa bezpodstawnie odrzuca interpretacji mieszcz cej si w zakresie tego, co mo liwe.
Dosy dobrze znamy planety naszego Uk adu S onecznego. „ ycie" w naszym rozumieniu tego poj cia
wchodzi oby w gr , ale w bardzo ograniczonym zakresie, najwy ej na Marsie. Cz owiek okre li
teoretyczne granice wyst powania ycia pojmowanego na w asn mod . Wyznacza je ekosfera. W jej
obr bie w naszym Uk adzie S onecznym znajduj si tylko trzy planety: Wenus, Ziemia i Mars. Trzeba
jednak wzi pod uwag , e ustalenia dotycz ce ekosfery bior za punkt wyj cia nasze wyobra enie o
yciu, podczas gdy nieznane jego przejawy wcale nie musz odpowiada naszym za
eniom. Do 1962 r.
uznawano za mo liwe, e ycie istnieje na planecie Wenus — mianowicie do czasu, kiedy Mariner II
zbli
si do niej na odleg
34 000 kilometrów. Na podstawie przes anych przez niego informacji
równie ta planeta nie wchodzi ju w gr jako rodowisko dla ycia, w naszym tego s owa rozumieniu.
Z informacji przekazanych przez Marinera II wynika, e temperatura na powierzchni Wenus wynosi
przeci tnie 430°C zarówno po stronie s onecznej, jak i w cieniu. Taka temperatura uniemo liwia
wyst powanie wody na powierzchni planety. Mog yby tam by tylko jeziora roztopionego metalu. Ulubione
wyobra enie o Wenus jako wdzi cznej bli niaczej siostrze Ziemi nale y do przesz
ci, cho by nawet
wyst puj ce tam w glowodory by y po ywk dla wszelkiego rodzaju bakterii.
Nie tak dawno jeszcze uczeni twierdzili, e ycie na Marsie nie jest mo liwe. Od pewnego czasu s yszy si ,
e nie jest to wykluczone Po sukcesie misji rozpoznawczej Marinera IV trzeba uzna - cho by ostro nie - i
istnieje pewne prawdopodobie stwo ycia na tej planecie. Cho nie przy czamy si do zwolenników teorii
o istnieniu obdarzonych inteligencj Marsjan, to ch tnie uznamy mo liwo wyst powania na Czerwonej
Planecie ni szych form ycia. Nie da si wykluczy , ze nasz s siad Mars przed niezliczonymi tysi cami lat
mia w asn cywilizacj . Na szczególn uwag zas uguje w ka dym razie ksi yc Marsa – Fobos!
Mars ma dwa ksi yce: Fobosa i Deimosa (co po grecku oznacza: L k i Trwoga). By y one znane d ugo
przedtem, zanim ameryka ski astronom Asaph Hall odkry je w 1877 roku. Johannes Kupler ju w 1610 r.
przypuszcza , e Marsowi towarzysz dwa satelity. Cho mnich-kapucyn Schyl kilka lat pó niej
utrzymywa , jakoby widzia ksi yce Marsa, musia on ulec z udzeniu, gdy przy pomocy ówczesnych
instrumentów optycznych w adnym wypadku nie mo na by o zobaczy tych malutkich cia niebieskich.
Fascynuj cy jest wszak e opis jaki Jonatan Swift zamie ci w 1727 r. w swej ksi ce Podró do Lapusy (jest
to jedna z podró y Guliwera). Swift opisuje nie tylko oba ksi yce Marsa, ale podaje nawet ich wielko i
orbity. W trzecim rozdziale czytamy:
„Laputa scy astronomowie najwi ksz cz
ycia swego przep dzaj do obserwacji nieba i maj teleskopy
nierównie lepsze od naszych. Lubo ich teleskopy tylko na trzy stopy d ugie, powi kszaj jednak wiecej
ni eli nasze, sto stóp d ugo ci maj ce, i daleko wyrazi ciej pokazuj gwiazdy. Przez to zrobili odkrycia
daleko wa niejsze ni eli nasi europejscy astronomowie. Odkryli dziesi tysi cy gwiazd nieruchomych, gdy
tymczasem my znamy zaledwie trzeci cz
tej liczby. Odkryli dwa trabanty Marsa, z których bli szy
odleg y jest od swej planety o trzy rednice, a dalszy o pi
rednic. Pierwszy obraca si w przeci gu
dziesi ciu, drugi w przeci gu dwudziestu jednej i pó godziny ko o Marsa, tak e kwadraty ich
periodycznych obrotów maj si do siebie jak sze ciany ich odleg
ci od Marsa, z czego wnosi trzeba, e
podlegaj tym samym prawom ci ko ci jak inne cia a niebieskie”
Jakim sposobem Swift umia opisa satelity Marsa, skoro zosta y one odkryte dopiero 150 lat pó niej? To
prawda, e kilku astronomów ju przed Swiftem podejrzewa o ich istnienie, ale przypuszczenia nie
wystarczy yby do podania tak precyzyjnych danych! Nie wiemy, sk d pisarz czerpa swoj wiedz .
Satelity Marsa s najmniejszymi i najdziwniejszymi ksi ycami w Uk adzie S onecznym: obracaj si
bowiem nad równikiem planety po prawie okr
ych orbitach! Je eli odbijaj tyle samo wiat a, co Ksi yc,
to Fobos powinien mie
rednic 16, a Deimos — tylko o miu kilometrów. Gdyby jednak by y to ksi yce
sztuczne i z tego powodu mia y zdolno odbijania wi kszej ilo ci wiat a, to w rzeczywisto ci mog yby
by jeszcze mniejsze. S one jedynymi znanymi dotychczas ksi ycami naszego Uk adu S onecznego, które
poruszaj si szybciej wokó macierzystej planety, ni ta obraca si wokó w asnej osi. Gdy uwzgl dni
rotacj Marsa, to Fobos w ci gu jednego marsja skiego dnia obiega planet dwa razy, natomiast Deimos
obraca si wokó niej tylko troch szybciej ni ona sama wokó w asnej osi.
W roku 1862, kiedy Ziemia znajdowa a si w szczególnie korzystnym po
eniu wzgl dem Marsa,
daremnie poszukiwano marsja skich ksi yców. Odkryto je dopiero 15 lat pó niej! Pojawi a si teoria
planetoid, zgodnie z któr pewni astronomowie przypuszczali, e ksi yce te s przechwyconymi przez
Marsa kawa kami materii kosmicznej. Teoria planetoid jest jednak nie do utrzymania, gdy oba ksi yce
obracaj si nad równikiem prawie w tej samej p aszczy nie. Przypadkowo móg by si tak zachowywa
tylko jeden od amek z Kosmosu. Na podstawie pomiarów wykszta ci a si potem nowoczesna teoria
dotycz ca tych satelitów.
Ciesz cy si uznaniem ameryka ski astronom Carl Sagan i rosyjski uczony Szk owski potwierdzili w swej
wydanej w 1966 r. ksi ce Intelligent Life in the Universe teori , e Fobos jest sztucznym satelit . W
rezultacie szeregu pomiarów Sagan doszed bowiem do wniosku, e musi on by pusty w rodku, a przecie
nie mo e istnie naturalny pusty ksi yc.
Pewne w
ciwo ci orbity Fobosa nie zgadzaj si z jego przypuszczaln mas , natomiast cechy takie
typowe s dla orbit cia pustych. Szk owski, kierownik dzia u radioastronomii w moskiewskim Instytucie
im. Sternberga, wysun t sam tez , gdy zaobserwowa , e w ruchach Fobosa mo na stwierdzi osobliwe,
nienaturalne przyspieszenie, które jest identyczne ze zjawiskami obserwowanymi u sztucznych satelitów
Ziemi.
Fantastyczne teorie Sagana i Szk owskiego przyjmuje si obecnie bardzo powa nie. Amerykanie planuj
kolejne sondy na Marsa, które maj namierzy równie jego ksi yce. Rosjanie chc w najbli szych latach
obserwowa ruch ksi yców Marsa z wielu obserwatoriów.
Je li s uszna jest prezentowana przez wybitnych uczonych na Wschodzie i Zachodzie teza, e Mars posiada
niegdy rozwini
cywilizacj , to pojawia si pytanie, dlaczego przesta a ona istnie . Czy istoty rozumne z
Marsa musia y poszuka sobie nowej przestrzeni yciowej? Czy do szukania nowych siedzib zmusi a je
coraz mniejsza ilo tlenu na ojczystej planecie? Czy mo e win za upadek cywilizacji ponosi jaka
katastrofa kosmiczna? I w ko cu: czy cz
Marsjan zdo
a si uratowa na jakiej s siedniej planecie?
Doktor Emanuel Wielikowski wyja nia w swej opublikowanej w 1950 r. i jeszcze dzisiaj przez fachowców
szeroko dyskutowanej ksi ce Worlds in Collision, e z Marsem zderzy a si ogromna kometa i w efekcie
kolizji wykszta ci a si planeta Wenus. Potwierdzeniem tej teorii by oby, gdyby na powierzchni Wenus
panowa a wysoka temperatura, planeta mia a nietypow rotacj i wyst powa y tam chmury
glowodorowe. Ocena danych dostarczonych przez Marinera II potwierdzi a teorie Wielikowskiego. Otó
Wenus jest jedyn planet , która obraca si „do ty u", jedyn zatem, która inaczej ni Merkury, Ziemia,
Mars, Jowisz, Saturn, Uran i Neptun nie trzyma si regu gry Uk adu S onecznego...
Branie pod uwag katastrofy kosmicznej, jako przyczyny zag ady cywilizacji na Marsie, dostarcza po ywki
dla naszej teorii, e w zamierzch ej przesz
ci Ziemi mogli odwiedzi przybysze z Kosmosu. Utopi lub
mo liw spekulacj jest zatem teza, e jaka grupa marsja skich olbrzymów mog a znale ratunek na
Ziemi, aby wraz z yj cymi tu wówczas pó inteligentnymi istotami za
now cywilizacj cz owieka z
gatunku Homo sapiens. Si a ci enia jest na Marsie mniejsza ni na Ziemi — mo na zatem przypuszcza ,
e Marsjanie byli wy si i mieli pot
niejsz budow cia a w porównaniu z mieszka cami naszej planety.
Je li teoria ta zawiera
o prawdy, to mieliby my owych olbrzymów, którzy przybyli z gwiazd, mogli
porusza ogromne bloki skalne, kszta cili ludzi w nieznanych jeszcze umiej tno ciach, a w ko cu wymarli...
Nigdy jeszcze nie wiedzieli my tak ma o o tak wielu sprawach, jak obecnie. Jeste my pewni, e zagadnienie
„cz owiek i obce inteligencje" pozostanie aktualnym tematem dla nauki, zanim nie znajdzie ona odpowiedzi
na wszystkie mo liwe do rozwi zania zagadki.
Rozdzia XI
Sygna y wysy ane w Kosmos — Czy przekaz my li jest szybszy od wiat a? — Dziwny przypadek
Cayce'a — Równanie z Green Bank — Prominentni przedstawiciele egzobiologii — Nad czym
pracuje NASA? — Rozmowa z Wernherem von Braunem
8 kwietnia 1960 r. wczesnym rankiem o godzinie czwartej w pewnej ustronnej dolinie w Zachodniej
Wirginii rozpocz si eksperyment. Wielki, maj cy 85 stóp radioteleskop z Green Bank zosta skierowany
na odleg o 11,8 lat wietlnych gwiazd Tau Ceti. Kierownik tego programu, m ody ameryka ski astronom
doktor Frank Drake — uczony ciesz cy si doskona opini zawodow — chcia w czy si w emisje
radiowe innych cywilizacji, aby odebra sygna y od obcych istot rozumnych. Pierwsza, trwaj ca 150 godzin
seria do wiadcze przesz a do historii astronomii jako projekt OZMA, cho pisane jej by o niepowodzenie.
Eksperymentu nie przerwano z tego powodu, e cho by jeden z pracuj cych nad nim uczonych uwa
,
jakoby w Kosmosie nie by o nadajników radiowych. Post piono tak raczej w przekonaniu, e nie ma
jeszcze przyrz dów, dzi ki którym mo na osi gn za
ony cel. OZMA nie pozostanie jednak jedyn tego
typu prób . By mo e na Ksi ycu zostanie zainstalowany radioteleskop, który z dala od zak óce
ziemskich spenetruje niezmierzone mi dzygwiezdne przestrzenie w poszukiwaniu sygna ów radiowych.
Trzeba jednak zada sobie pytanie, czy poszukiwanie tych sygna ów s
y badaniom kosmicznym i czy nie
by oby bardziej celowe wysy anie w asnych sygna ów radiowych w Kosmos. Nie mo emy rzecz jasna
wymaga od obcych istot inteligentnych, aby jakim cudem zna y j zyk rosyjski, hiszpa ski lub angielski i
tylko czeka y na nasze wezwanie...
Przypuszczalnie istniej trzy mo liwo ci, dzi ki którym mo emy zameldowa o swoim istnieniu. S to:
kodowane liczby (system binarny), promienie laserowe i przedstawienia obrazowe. Najwi ksze szans
przyznaje si pierwszemu wariantowi, ale musia yby zosta wykryte i ustalone mi dzygalaktyczne d ugo ci
fal, odbieralne w ca ym Kosmosie. Mog aby to by cz stotliwo 1420 MHz, gdy jest to cz stotliwo
promieniowania neutralnego wodoru, które powstaje przy zderzeniu jego atomów. Z uwagi na to, e wodór
jest pierwiastkiem — cz stotliwo ta mog aby by znana w ca ym Wszech wiecie. Dodatkow
okoliczno ci jest, e pasmo 1420 MHz le y poza chaosem ziemskich fal radiowych i tym samym
mo liwo b dów lub zak óce zosta aby ograniczona do minimum. W ten sposób mo na by wysy
w
Kosmos impulsy radiowe, które zostan rozpoznane przez obce istoty rozumne, o ile takie zamieszkuj
Wszech wiat.
W zwi zku z tym niezwykle interesuj ca jest informacja tygodnika „Die Zeit" nr 51 z 22 grudnia 1967 roku.
W artykule „O wietlany Ksi yc" czytamy:
„Odleg
Ksi yca od Ziemi jest wprawdzie znana z dok adno ci do kilkuset metrów, ale astronomowie
nie chc si tym zadowoli . Dlatego te astronauci przy okazji jednego z pierwszych lotów na Ksi
yc maj
ze sob zabra lustra i tam je zainstalowa . Lustra b
sk ada y si — na wzór naro nika pokoju — z
trzech prostopadle u
onych odbijaj cych wiat o p aszczyzn i b
posiada y w
ciwo odbijania
promieni wietlnych w kierunku ród a wiat a.
Ten system luster zosta by o wietlony z Ziemi b yskami wiat a trwaj cymi jedn milionow sekundy,
wysy anymi z lasera, z którym powi zany by by teleskop o rednicy 1,5 m. wiat o odbite od Ksi yca
ponownie by oby przechwytywane przez teleskop i doprowadzane do powielacza elektronowego z
fotokatod .
Znaj c pr dko
wiat a i czas, jakiego potrzebuje promie lasera na przebycie drogi w obie strony, mo na
okre li odleg
Ziemi od Ksi yca z dok adno ci do 1,5 m".
Mo liwe jest tak e przesy anie impulsów z innych planet na Ziemi ! Od d
szego ju czasu fale radiowe
przemierzaj Wszech wiat. Czy nie jest mo liwe, aby — o ile nasza hipoteza jest s uszna — obce istoty
obdarzone inteligencj da y nam o sobie zna ? Na przyk ad energia promieniowania gwiazdy CTA-102
wzros a nagle na jesieni 1964 roku. Astronomowie rosyjscy poinformowali, e by mo e by y to sygna y od
pozaziemskiej supercywilizacji. Gwiazda CTA-102 jest odnotowana przez radioastronomów z California
Institute of Technology pod numerem katalogowym 102 — i st d jej nazwa.
Astronom Szo omicki powiedzia 13 kwietnia 1965 r. w sali wyk adowej Instytutu im. Sternberga w
Moskwie: „Pod koniec wrze nia i na pocz tku pa dziernika 1964 r. energia promieniowania gwiazdy CTA-
102 sta a si znacznie silniejsza, ale tylko na krótki czas, i potem znowu zanik a. Zarejestrowali my
zjawisko i odczekali my. Pod koniec roku intensywno tego ród a znowu gwa townie wzros a, osi gaj c
dok adnie w 100 dni po pierwszym zapisie drugi punkt szczytowy". Jego szef profesor Szk owski doda , e
tego typu wahania promieniowania nale do rzadko ci.
Astrofizyk holenderski Maarten Schmidt stwierdzi za pomoc dok adnych pomiarów, e CTA-102 musi
by oddalona od Ziemi oko o dziesi ciu miliardów lat wietlnych. Oznacza to wi c, e sygna y radiowe,
je li pochodz od istot inteligentnych, musia y zosta nadane przed dziesi cioma miliardami lat. W owym
czasie jednak nasza planeta - zgodnie z obecnym stanem wiedzy — w ogóle jeszcze nie istnia a. Ustalenie
to mo e oznacza
miertelny cios dla poszukiwa innych istot we Wszech wiecie.
Gdyby jednak poszukiwanie przejawów ycia w Kosmosie nie mia o adnych szans, astrofizycy w Ameryce
i Rosji, w angielskim Jodrell Bank pod Manchesterem i w Stockert pod Bonn nie kierowaliby w ramach
swego programu badawczego wielkich anten na tzw. gwiazdy radiowe i kwazary. Gwiazdy sta e Epsilon
Eridani i Tau Ceti s od nas oddalone odpowiednio o 10,2 i 11,8 lat wietlnych. Fale radiowe skierowane do
tych w
nie „s siadów" by yby zatem w drodze oko o 11 lat i w rezultacie odpowied przysz aby do nas po
up ywie 22 lat. Po czenia radiowe z bardziej odleg ymi gwiazdami wymagaj odpowiednio d
szego
czasu. W wypadku cywilizacji oddalonych o miliony lat wietlnych kontakty za pomoc fal radiowych
mijaj si z celem. Czy jednak fale radiowe s jedynym rodkiem technicznym, jakim dysponujemy dla
nawi zania kontaktu z innymi cywilizacjami?
Mogliby my przecie zwróci na siebie uwag wizualnie! Silny promie laserowy, skierowany na Marsa
lub Jowisza, nie pozosta by niezauwa ony, o ile mieszkaj tam istoty rozumne. (Nawiasem mówi c: „laser"
jest skrótem od wyra enia Light Amplification by Stimulated Emission of Radiation, czyli wzmacnianie
wiat a przez stymulowan emisj promieniowania, a wi c po prostu: wzmacniacz fal wietlnych.) Inn
cokolwiek fantastyczn mo liwo ci by oby obsianie wielkich powierzchni ziemi w taki sposób, by
powsta y uderzaj ce kontrasty kolorystyczne, przedstawiaj ce zarazem mo liwie uniwersalne symbole
geometryczne lub matematyczne. Idea mia a, ale ca kowicie mo liwa do realizacji. Boki wielkiego trójk ta
równoramiennego, maj ce po 1000 km d ugo ci, zostaj obsadzone kartoflami, a w ten olbrzymi trójk t
wpisane zostaje ko o obsiane pszenic . Tym sposobem ka dego lata powstawa oby trudne do przeoczenia
te ko o, otoczone zielonym równoramiennym trójk tem. Eksperyment mia by równie bardzo praktyczne
znaczenie, dostarczaj c dodatkowych plonów! Je eli Kosmos zamieszkuj istoty rozumne, które szuka yby
nas, tak jak my ich szukamy, to ja niej ce figury ko a i trójk ta by yby dla nich wskazówk , e formy te nie
mog by kaprysem natury... Podkre lmy — to tylko pewna mo liwo . Kto zaproponowa tak e, aby
wznie szereg latarni morskich, które kierowa yby swe wiat o w gór , tworz c model atomu... Propozycje
i jeszcze raz propozycje.
Wszystkie one wychodz z za
enia, e kto obserwuje nasz planet . Czy b dnie podchodzimy do
problemu przy pomocy tych ograniczonych rodków?
Nawet komu bardzo sceptycznemu i raczej niech tnemu wszelkiemu okultyzmowi nie uda si pomin
paru niewyja nionych jeszcze dzisiaj zjawisk, takich jak cho by statystycznie i naukowo uchwytny, ale
nadal niewyja niony fenomen wzajemnego przekazywania my li pomi dzy mózgami istot inteligentnych.
W oddzia ach parapsychologicznych wielu renomowanych uniwersytetów bada si ca kiem naukowymi
metodami niewyja nione dot d zjawiska, jak jasnowidztwo, widzenia senne, telepatia itp. Przy czym
oddziela si i odrzuca wszelkie podejrzane historie o duchach i upiorach, wywodz ce si z okultyzmu lub
religijnych uroje . Uczeni zajmuj si wy cznie zjawiskami, które nadaj si poniek d do weryfikacji w
badaniach laboratoryjnych. Badania indywidualne i grupowe potwierdzi y wyst powanie zjawiska
przekazywania my li. Ta jeszcze nie tak dawno pogardzana dziedzina bada zrobi a du y krok naprzód.
W sierpniu 1959 r. zako czy si eksperyment „Nautilus". Do wiadczenie to nie tylko udowodni o zjawisko
telepatii, lecz wykaza o tak e, i kontakty intelektualne mi dzy ludzkimi mózgami mog by silniejsze od
fal radiowych. Eksperyment przebiega nast puj co: ód podwodna Nautilus, oddalona kilka tysi cy
kilometrów od „nadajnika my li", zanurzy a si kilkaset metrów poni ej lustra wody. Wszystkie po czenia
radiowe urwa y si , gdy fale radiowe nie s w stanie przenikn g boko w wody morskie. Funkcjonowa a
natomiast wymiana my li mi dzy panem X i panem Y.
Po przeprowadzeniu podobnych do opisanego testów zadajemy sobie najcz ciej pytanie, do czego jeszcze
jest zdolny ludzki umys ?
Czy mo e on zdoby si na wymian my li szybsz od pr dko ci wiat a? Znany w literaturze naukowej
przypadek Cayce'a uzasadnia takie przypuszczenia.
Edgar Cayce, prosty wiejski ch opak z Kentucky, nie mia poj cia, jak fantastyczne mo liwo ci kryj si w
jego g owie. Cho zmar 5 stycznia 1945 r., to do dzisiaj lekarze i psycholodzy zajmuj si interpretacj
jego przypadku. Rygorystyczne American Medical Association wyda o Edgarowi Cayce'owi pozwolenie na
udzielanie konsultacji, cho przecie nie by on lekarzem.
Edgar Cayce zapad we wczesnej m odo ci na powa
chorob . Wstrz sa y nim skurcze, wysoka gor czka
trawi a m ode cia o, chory straci przytomno . Podczas gdy lekarze bezskutecznie próbowali przywróci
dziecku przytomno , Edgar nagle zacz g
no i wyra nie mówi . Wyja ni , dlaczego jest chory,
wymieni kilka leków, których mu potrzeba, i poda , z jakich sk adników nale y przyrz dzi ma , któr
nale y wciera mu w kr gos up. Lekarze i krewni byli zaskoczeni, gdy nie mieli poj cia, sk d u ch opca ta
wiedza i zupe nie obce wyra enia. Poniewa przypadek wydawa si beznadziejny, wype niono wskazania
chorego. Po zastosowaniu przepisanego leczenia zacz a nast powa bardzo szybka poprawa zdrowia.
Wydarzenie sta o si g
ne. Poniewa Edgar przemawia b
c nieprzytomny, pojawi y si propozycje,
aby ch opca wprowadza w stan hipnozy i „wydobywa " z niego w ten sposób porady medyczne. Edgar
zdecydowanie odmawia . Dopiero kiedy zachorowa jego przyjaciel, podyktowa precyzyjn recept
ywaj c wyra
aci skich, których przedtem nigdy nie s ysza , a tym bardziej nie zna ich z ksi ek. Po
tygodniu przyjaciel Edgara by zdrów.
O ile pierwszy przypadek zosta wkrótce zapomniany jako ma a, ale pod wzgl dem naukowym niezbyt
powa na sensacja, to nowe wydarzenie sk oni o Medical Association do powo ania komisji, która w razie
powtórzenia si czego podobnego mia a sporz dzi protokó spisywa nawet najmniejsze szczegó y
zdarzenia. Cayce posiada podczas snu wiedz i umiej tno ci godne jakiego konsylium.
Kiedy Edgar „zaordynowa " pewnemu bardzo zamo nemu pacjentowi lekarstwo, którego nigdzie nie
mo na by o dosta . Cz owiek ów da kilka og osze do poczytnych mi dzynarodowych gazet. M ody lekarz
z Pary a (!) odpisa , e jego ojciec przed laty wytwarza ten lek, ale produkcja zosta a ju dawno
wstrzymana. Sk ad medykamentu by identyczny ze wskazówkami Edgara Cayce'a.
Pó niej Egdar „przepisuje" lekarstwo i podaje adres laboratorium w pewnym odleg ym mie cie. W
rozmowie telefonicznej dowiedziano si , e preparat zosta dopiero co wynaleziony, opracowany jest tylko
przepis, dla leku szuka si nazwy i nie ma go jeszcze w sprzeda y.
Komisja sk adaj ca si z do wiadczonych lekarzy jest daleka od tego, by wierzy w telepati ; bada spraw
trze wo i rzeczowo, rejestruje to co obserwuje, wie, e Egdar przez ca e ycie nie mia w r ku adnej
medycznej ksi ki. Oblegany ze wszystkich stron wiata, Edgar udziela dwóch konsultacji dziennie, zawsze
w obecno ci lekarzy i zawsze bezp atnie. Jego diagnozy i zalecenia terapeutyczne s dok adne, ale z chwil
gdy budzi si z transu nie wie, co przedtem mówi . Kiedy cz onkowie komisji pytaj go, w jaki sposób
stawia diagnozy, Edgar przypuszcza, i jest w stanie wej w kontakt z ka dym dowolnym mózgiem, by
zaczerpn od niego potrzebne mu informacje. Poniewa mózg pacjenta równie dok adnie wie, czego
brakuje organizmowi, sprawa jest ca kiem prosta. Edgar wypytuje mózg chorego, a potem szuka na wiecie
takiego mózgu, który mu powie, co nale y robi . On sam — uwa
Edgar —jest tylko cz stk wszystkich
mózgów...
Niesamowita wr cz idea, która przeniesiona na realia wspó czesnej techniki wygl da aby nast puj co: w
Nowym Jorku monstrualny komputer na adowany jest wszystkimi znanymi wspó cze nie danymi z
dziedziny fizyki. Bez wzgl du na to, kiedy i z jakiego miejsca kierowane by yby do komputera pytania,
udziela by on odpowiedzi w ci gu u amka sekundy. Inny komputer znajduje si w Zurychu i
przechowywana jest w nim ca a wiedza medyczna. Komputer w Moskwie dysponuje wszystkimi
informacjami o biologii, inny — w Kairze wie wszystko o astronomii. Krótko mówi c: w ró nych
rodkach na wiecie przechowuje si w po czonych ze sob bezprzewodowo komputerach ca dost pn
wiedz uporz dkowan wed ug dziedzin. Komputer w Kairze poproszony o informacj medyczn
przekaza by zapytanie w ci gu jednej setnej sekundy do komputera w Zurychu. Na zasadzie takiej w
nie,
ca kowicie ju technicznie mo liwej symultany musia funkcjonowa mózg Edgara Cayce'a.
Mo e pojawi si fantastyczna i mia a spekulacja, co by oby, gdyby wszystkie ludzkie mózgi (lub tylko
kilka najbardziej wyrafinowanych) dysponowa y nieznan form energii i posiada y mo liwo
nawi zywania kontaktu ze wszystkimi ywymi istotami? O funkcjach i mo liwo ciach ludzkiego mózgu
wiemy przera aj co ma o; wiadomo, e zdrowy cz owiek wykorzystuje tylko jedn dziesi
kory
mózgowej. Co robi zatem pozosta e dziewi dziesi tych? Znane s udokumentowane naukowo fakty, e
ludzie wychodzili z nieuleczalnych chorób wy cznie si swej woli. Mo e dlatego, e na nieznanej nam
zasadzie dodatkowo „w cza a" si jedna lub dwie dziesi te kory mózgowej?
Gdyby my przyj li rzecz nies ychan , e mózg wytwarza najsilniejsze formy energii, to mocny impuls
psychiczny móg by by odczuwalny wsz dzie w tym samym czasie. Je li nauce uda oby si udowodni tak
„dzik " ide , oznacza oby to, i wszystkie inteligencje w Kosmosie przynale ze swej istoty do tej samej
nieznanej struktury.
Pos
my si pewnym modelem my lowym! Je li w zbiorniku z miliardami bakterii wywo a si w
dowolnym miejscu silny impuls elektryczny, to odczuje go ka dy rodzaj bakterii w ka dym miejscu basenu.
Impuls pr du b dzie mo na odebra wsz dzie w tym samym momencie. Zdajemy sobie spraw , e
porównanie nieco kuleje, gdy elektryczno jest znan form energii, zwi zan z pr dko ci
wiat a.
Chodzi nam natomiast o tak posta energii, która jest obecna i czynna w ka dym miejscu jednocze nie.
Zaledwie przeczuwamy istnienie nieznanej jeszcze energii, która kiedy uczyni zrozumia ym to, co dzisiaj
jest niepoj te.
Aby tej nies ychanej idei przyda szczypty prawdopodobie stwa, przytoczmy sprawozdanie z eksperymentu
przeprowadzonego 29 i 30 maja 1965 r., jedynego w swoim rodzaju pod wzgl dem zasi gu i metody. W
owych dwóch dniach 1008 osób koncentrowa o si w tym samym czasie, a nawet w tej samej sekundzie, na
obrazach, zdaniach i symbolach, które zosta y przez nich — by tak rzec — „wypromieniowane" ze
skumulowan moc w Kosmos. Zadziwiaj cy jest nie sam fakt masowego do wiadczenia, lecz jego
rezultaty. Osoby bior ce w nim udzia nie zna y si wzajemnie i cho uczestników dzieli a odleg
setek
kilometrów, to w specjalnie przygotowanych ankietach 2,7% badanych odpowiedzia o, e widzia o obraz
modelu atomu. Zwa ywszy, e jakakolwiek zmowa w ród „królików do wiadczalnych" nie by a mo liwa,
zaskakuje fakt, i 2,7% osób zadeklarowa o postrzeganie tego samego „obrazu my lowego". Telepatia?
Hokus pokus? Przypadek? Zgoda, wszystko s to zagadnienia z gatunku science fiction, ale przecie by o to
do wiadczenie zorganizowane przez uczonych. Kto jeszcze sk onny by by s dzi , e dotarli my do kresu
naszego poznania?
Równie niewyt umaczalne jest ustalenie grupy fizyków z uniwersytetu Princeton. Podczas badania rozpadu
elektrycznie oboj tnego mezonu K dosz o do rezultatu, który teoretycznie w ogóle nie powinien nast pi ,
gdy by sprzeczny z od dawna dowiedzion w fizyce j drowej zasad inwariancji czasowej, zgodnie z
któr procesy zachodz ce w cz steczkach elementarnych postrzegano jako odwracalne w czasie.
Jeszcze jeden spektakularny przyk ad! Teoria wzgl dno ci g osi, e masa i energia s tylko ró nymi
przejawami tego samego zjawiska (E = mc
2
). Zgodnie z t zasad — upraszczaj c nieco spraw — mas
mo na by wytworzy z niczego, przepuszczaj c na przyk ad silny promie energii obok ci kiego j dra
atomowego. Wówczas promie energii zanika w silnym elektrycznym polu energetycznym j dra
atomowego, za na jego miejscu powstaje jeden elektron i jeden pozyton. Czyli energia w formie promienia
przekszta ca si w mas dwóch elektronów. Dla umys u laika zjawisko to wydaje si niemo liwe, ale proces
ten tak w
nie przebiega. Nie ma si czego wstydzi , je li si nie potrafi zrozumie Einsteina. Pewien
uczony nazwa go „wielkim samotnikiem", gdy swoj teori móg on omawia tylko z tuzinem
wspó czesnych mu ludzi.
Po tej krótkiej wycieczce w niezbadane jeszcze rejony przekazów my li i potencjalnych mo liwo ci
ludzkiego mózgu powró my do wspó czesno ci.
Nie jest ju tajemnic , e w listopadzie 1962 r. w National Radio Astronomy Observatory w Green Bank w
Zachodniej Wirginii spotka o si na tajnej konferencji jedenastu wybitnych przedstawicieli nauki. Jej
tematem by o istnienie pozaziemskich istot inteligentnych. Uczeni — w ród których byli dr dr Giuseppe
Cocconi, Su-Shu-Huang, Philip Morrison, Frank Drake, Otto Struve, Carl Sagan oraz laureat Nagrody
Nobla Melvin Calvin — uzgodnili na koniec posiedzenia tzw. Równanie Green Bank. Zgodnie z tym
wzorem tylko w naszej Galaktyce znajduje si ka dorazowo do 50 milionów ró nych cywilizacji, które
same próbuj nawi za z nami kontakt, b
oczekuj na znak z innych planet.
Cz ony równania Green Bank uwzgl dniaj nie tylko wszystkie wchodz ce w gr aspekty, ale uczeni podaj
dla ka dego cz onu dwie warto ci: dopuszczaln wed ug obecnej wiedzy warto normaln oraz —
minimaln .
L
f
f
f
n
f
R
N
c
i
l
e
p
A oto znaczenia poszczególnych elementów równania:
R przeci tny wska nik nowo powstaj cych ka dego roku gwiazd, podobnych do naszego S
ca,
p
f
odsetek gwiazd, na których mo e istnie
ycie,
e
n przeci tna liczba planet, które obiegaj swoje s
ca w ekosferze i tym samym wed ug naszych norm
spe niaj warunki niezb dne do powstania ycia,
l
f okre la odsetek uprzywilejowanych planet, na których rzeczywi cie rozwin o si
ycie,
i
f okre la t cz
„o ywionych" planet, które w okresie istnienia ich s
c zaludnione s przez istoty
inteligentne dysponuj ce zdolno ci do samodzielnego dzia ania
c
f podaje odsetek planet zamieszkanych przez istoty inteligentne maj ce ju rozwini
cywilizacj
techniczn ,
L okre la czas trwania danej cywilizacji, gdy tylko dwie bardzo d ugo istniej ce cywilizacje maj szans
spotka si przy olbrzymich odleg
ciach w Kosmosie.
Je eli pod wszystkie parametry tego równania podstawi si absolutnie najni sze warto ci, to
N = 40
Je li jednak we mie si dopuszczalne warto ci maksymalne, to
N = 50 000 000
Fantastyczne równanie z Green Bank wylicza zatem dla naszej Drogi Mlecznej w najmniej korzystnym
wypadku 40 inteligentnych wspólnot, szukaj cych kontaktu z innymi istotami obdarzonymi inteligencj .
Naj mielsza mo liwo podaje 50 milionów obcych spo eczno ci, czekaj cych na znaki z Kosmosu. Dla
wszystkich rozwa
z Green Bank podstaw nie s warunki aktualnie panuj ce, lecz bior one za punkt
wyj cia liczb gwiazd Drogi Mlecznej od pocz tku jej istnienia.
Je eli zaakceptuje si równanie opracowane przez naukowy trust mózgów, to nale y przyj , e przed
setkami tysi cy lat istnia y ju cywilizacje pod wzgl dem technicznym bardziej rozwini te od naszej. Jest to
okoliczno , która wspiera nasz teori o odwiedzinach kosmicznych „bogów" w zamierzch ej przesz
ci.
Ameryka ski astrobiolog dr Sagan zapewnia, e istnieje czysto statystyczna mo liwo , i przedstawiciele
pozaziemskiej cywilizacji mogli odwiedzi Ziemi przynajmniej raz w ci gu jej dziejów. U podstaw
wszystkich rozwa
i przypuszcze mog si kry fantazje i yczenia, natomiast równanie z Green Bank
pozwala obiektywnie obliczy liczb gwiazd, na których mo liwe jest ycie.
Nowa dziedzina wiedzy, tzw. egzobiologia, znajduje si w
nie w stadium powstawania. Nowe nauki
zawsze z trudem zdobywaj sobie uznanie. Egzobiologii trudniej przysz oby walczy o uznanie, gdyby
osobisto ci ciesz ce si ju ugruntowanym powa aniem nie zaj y si zawodowo tym obszarem bada ,
skierowanym na ycie pozaziemskie. Có mog oby lepiej dowie powagi nowej dyscypliny, ni lista
nazwisk zaanga owanych w ni osób:
Dr Freeman Quimby (szef programu egzobiologii w NASA), dr Ira Blei (NASA), dr Joshua Lederberg
(NASA), dr L. P. Smith (NASA), dr R. E. Kaj (NASA), dr Richard Young (NASA), dr H. S. Brown
(California Institute of Technology), dr Edward Purcell (prof. nadzw. fizyki na Uniwersytecie Harvarda), dr
R.N. Bracewells (Radio Astronomy Institute Standford), dr Townes (laureat Nagrody Nobla w dziedzinie
fizyki z 1964 r.), dr J. S. Szk owski (Instytut im. Sternberga w Moskwie), sir Bernard Lovell (Jodrell Bank),
dr Wernher von Braun (szef programu rakiet Saturn w USA), prof. dr Oberth — nauczyciel von Brauna,
prof. dr Stuhlinger, prof. dr E. Sänger i wielu innych.
Nazwiska te przydaj wiarygodno ci tysi com egzobiologów na ca ym wiecie. Pragnieniem wszystkich
tych ludzi jest z amanie tabu, zburzenie muru bierno ci, jaki dot d otacza wspomniane tu, le ce
„naukowym od ogiem", zagadnienia. Wbrew wszelkim oporom egzobiologia istnieje i pewnego dnia mo e
sta si najbardziej interesuj
i najwa niejsz dyscyplin naukow .
W jaki jednak sposób mo na zdoby dowód istnienia ycia w Kosmosie, zanim jeszcze kto si tam
osobi cie uda? S statystyki i obliczenia, zdecydowanie potwierdzaj ce ycie pozaziemskie. S dowody w
postaci bakterii i zarodników wyst puj cych we Wszech wiecie. Poszukiwania obcych inteligencji zosta y
zainicjowane, ale nie przynios y jeszcze wymiernych, namacalnych i przekonywaj cych rezultatów. To,
czego potrzebujemy, to dowody dla teorii i przypuszcze , dyskwalifikowanych dzisiaj jako utopijne. NASA
dysponuje gotowym programem badawczym, który powinien dostarczy dowodu na istnienie ycia w
Kosmosie. Osiem ró nych sond, z których ka da jest równie oryginalna, jak skomplikowana, ma dostarczy
wiadectw ycia na planetach Uk adu S onecznego.
Oto zaprojektowane sondy:
- Optical Rotary Dispersion Profiles,
- The Multivator,
- The Vidicon Microscope,
- The J-Band Life Detector,
- The Radioisotope Biochemical Probe,
- The Mass Spectrometer,
- The Wolf Trap,
- The Ultraviolet Spectrophotometer.
Kilka wskazówek, co kryje si za tymi nic nie mówi cymi laikowi technicznymi okre leniami:
„Optical Rotary Dispersion Profiles" — to nazwa sondy wyposa onej w obrotowy sonduj cy reflektor
wietlny. Po wyl dowaniu na jakiej planecie reflektor zaczyna emitowa promienie szukaj c moleku .
Moleku y s jak wiadomo warunkiem istnienia ka dej postaci ycia. Jedn z moleku jest du a spiralna
cz steczka DNA, sk adaj ca si z trzech zwi zków chemicznych: organicznej zasady zawieraj cej azot,
cukru i kwasu fosforowego. Kiedy spolaryzowane wiat o napotyka moleku cukru, zmienia si
aszczyzna drga
wiat a, gdy zasada azotowa — adenina — w zwi zku chemicznym z cukrem staje si
„optycznie aktywna". Poniewa cukier w DNA jest optycznie czynny, sonduj cy promie musi trafi
jedynie na zwi zek cukru i adeniny, aby natychmiast wyzwoli sygna , który kierowany automatycznie na
Ziemi dostarczy by dowodu istnienia ycia na obcej planecie.
„Multivator" — to wa ca zaledwie 500 gramów sonda, zabierana przez rakiet jako lekki dodatkowy
adunek i nast pnie wystrzeliwana w pobli u danej planety. Miniaturowe laboratorium jest w stanie
przeprowadzi do 15 eksperymentów, a ich wyniki przes
na Ziemi .
Sonda o oficjalnej nazwie „Radioisotope Biochemical Probe", znana te jako „Gulliver", l duje mi kko na
powierzchni obcej planety i zaraz potem wypuszcza w ró nych kierunkach lepkie sznury o d ugo ci 15
metrów. Po kilku minutach sonda automatycznie wci ga sznury z powrotem, za to, co na nich pozosta o —
kurz, mikroby i wszelkie inne substancje biochemiczne — zanurza w p ynnej po ywce. Cz
tego roztworu
wzbogacona jest radioaktywnym izotopem w gla
14
C, a przechwycone mikroorganizmy wytwarzaj w
trakcie przemiany materii dwutlenek w gla CO
2
. Dwutlenek w gla mo na atwo oddzieli od p ynnej
po ywki i doprowadzi do aparatu, który mierzy poziom radioaktywno ci gazu zawieraj cego j dra
atomowe
14
C i przekazuje wyniki na Ziemi .
Chcemy opisa jeszcze jedno urz dzenie, które NASA opracowa a dla poszukiwania przejawów
pozaziemskiego ycia. Jest to tak zwana „pu apka na wilki". Wynalazca tego minilaboratorium nazwa je
pierwotnie „Bug-Detector", ale jego wspó pracownicy przechrzcili je na „Wolfsfalle" (pu apka na wilki),
gdy ich szef nazywa si Wolf Yishniac. „Pu apka na wilki" ma mi kko wyl dowa na obcej planecie, a
nast pnie wysun pró niow rur o bardzo amliwym zako czeniu. Kiedy rura uderzy w pod
e, jej
ko cówka rozpadnie si i pojemnik zassie rozmaite próbki gleby. Sonda zawiera ró ne ja owe po ywki,
gwarantuj ce ka demu gatunkowi bakterii szybki wzrost. Hodowla ewentualnych bakterii spowoduje
zm tnienie przejrzystego p ynu po ywki, a poza tym zmieni si warto pH p ynu. (Jest to wska nik
okre laj cy kwasowo p ynów.) Obie te zmiany mo na atwo i wiarygodnie zmierzy : zm tnienie p ynu za
pomoc promienia wietlnego i fotokomórki, natomiast zmian zawarto ci kwasów przez elektryczny
pomiar pH. Wyniki bada pozwol na wyci gni cie wniosków o istnieniu ycia.
Program NASA i skoordynowane badania w poszukiwaniu dowodów pozaziemskiego ycia b
kosztowa y miliony dolarów. Pierwsze biosondy maj wyruszy w kierunku Marsa. Niew tpliwie w lad za
prekursorskimi minilaboratoriami wkrótce wyruszy cz owiek. Osoby odpowiedzialne w NASA zgadzaj si ,
e pierwsi astronauci wyl duj na Marsie najpó niej 23 wrze nia 1986 roku. Ta precyzyjnie okre lona data
ma swe uzasadnienie, gdy 1986 b dzie rokiem ma ej aktywno ci S
ca. Doktor von Braun uwa a, e
ludzie mogliby l dowa na Marsie ju w 1982 roku. Specjali ci z NASA dysponuj niezb dn do tego
technologi , jednak ameryka ski Kongres nie przeznacza dostatecznych funduszów, które regularnie
zasila yby o rodki badawcze. Obok wszystkich innych bie cych zobowi za takie dwa poch aniacze
pieni dzy, jak wojna wietnamska i program kosmiczny, stanowi na d
szy czas istotne obci enie nawet
dla najbogatszego pa stwa wiata.
Istnieje rozk ad jazdy na Marsa. Odpowiedni statek jest ju zaprojektowany i musi zosta „tylko"
zbudowany. Jego model stoi na biurku niezwyk ego cz owieka z Huntsville — profesora dra Ernsta Stuhlin-
gera. Jest on dyrektorem Research Project Laboratory, które nale y do George Marshall Space Flight Center
w Huntsville w stanie Alabama. Stuhlinger zatrudnia w swych laboratoriach ponad stu pracowników
naukowych. Wykonuje si tu eksperymenty z dziedziny fizyki plazmy, fizyki nuklearnej i termofizyki. Poza
tym tutejsi uczeni prowadz badania podstawowe dla projektów si gaj cych w odleg przysz
. Z
nazwiskiem Stuhlingera na zawsze zwi zane s prace nad najnowocze niejszymi elektrycznymi silnikami
nap dowymi. Jest on konstruktorem pojazdu ma Marsa, który jeszcze w tym stuleciu b dzie przewozi ludzi
na Czerwon Planet .
Doktor Stuhlinger wkrótce po II wojnie wiatowej zosta sprowadzony razem ze swym przyjacielem
Wernherem von Braunem do USA, gdzie w Fort Bliss pracowali nad rakietami dla ameryka skiego
lotnictwa. Po wybuchu wojny korea skiej obaj pionierzy techniki rakietowej przenie li si wraz ze 162
rodakami do Huntsville, aby od podstaw stworzy projekt, jakiego nie zna a nawet przyzwyczajona do
gigantomanii Ameryka.
Huntsville by o wówczas ma nudn dziur u podnó a Appalachów. Po przybyciu rakietowych
specjalistów yj ca z bawe ny mie cina przekszta ci a si w istny cyrk. W ci gu paru lat w tempie
zapieraj cym dech wystrzeli y w gór fabryki, stanowiska kontrolne, laboratoria, ogromne hangary i
budynki biurowe z falistej blachy. Dzisiaj w Huntsville mieszka ponad 150 tysi cy ludzi. Miasteczko
zbudzi o si ze snu, a jego mieszka cy stali si zagorza ymi zwolennikami bada kosmicznych. Kiedy
odpalano pierwsz rakiet Redstone, wielu ludzi z l kiem chroni o si w piwnicach swych domostw. Gdy
obecnie testowana jest rakieta Saturn i powietrze wype nia ha as, jakby w nast pnej chwili mia nast pi
koniec wiata, nikt ju si tym nie przejmuje.
Mieszka cy Huntsville zawsze nosz ze sob akustyczne ochraniacze na uszy, tak jak panowie w
londy skim City nie rozstaj si z parasolami. Swoje miasto nazywaj krótko „Rocket-City" i kiedy
Kongres nie chce wyasygnowa miliardów potrzebnych na cele kosmiczne denerwuj si i podejmuj
interwencje. Ludno Huntsville ma wszelkie powody do dumy ze swoich „Niemców" i NASA, gdy
miasto sta o si najwi kszym o rodkiem tej agencji. Tutaj wymy lono i skonstruowano rakiety, które
znalaz y si na pierwszych stronach gazet ca ego wiata, poczynaj c od ma ej Redstone do gigantycznego
Saturna V. Do tej pory USA zainwestowa y w program badania Ksi yca oko o 100 miliardów marek
niemieckich. Zamówiono 15 rakiet Saturn V za 540 000 000 marek. Na starcie zbiorniki rakiety wype nione
czterema milionami litrów bardzo wybuchowego materia u p dnego, który pozwala na rozwini cie mocy
150 000 000 koni mechanicznych. Wielka rakieta wa y prawie 3000 ton. Nad szczytnym celem podboju
Kosmosu pracuje w Huntsville pod kierunkiem Wernhera von Brauna oko o 7000 techników, in ynierów i
uczonych pokrewnych dyscyplin. W ca ym ameryka skim programie kosmicznym zatrudnionych by o w
1967 r. oko o 300 000 ró nych uczonych i pracowników pomocniczych. Dla najwi kszego w dziejach
przedsi wzi cia badawczego pracuje ponad 20 000 firm przemys owych.
Austriacki uczony dr Pscherra powiedzia mi podczas wizyty w Huntsville, e zespo y badawcze musz na
bie co tworzy nowe „wyroby", których dot d nikt na wiecie nie produkuje i nie sprzedaje.
— Prosz spojrze tutaj — powiedzia wskazuj c mi wielki cylinder, w którym szumia o i burcza o. —
Przeprowadzamy do wiadczenia ze smarami w warunkach wysokiej pró ni. Czy wie pan, e nie mo emy
zastosowa
adnego z niezliczonych produkowanych na wiecie smarów? W przestrzeni kosmicznej
ca kowicie trac one swoje w
ciwo ci. Nawet zwyk y silnik elektryczny z dost pnymi smarami przestaje
pracowa najpó niej po pó godzinie przebywania w przestrzeni bez powietrza. Có innego nam zatem
pozostaje, jak wynale nowy smar, który b dzie si sprawdza bez zarzutu tak e w warunkach pró ni?
Z innego pomieszczenia dobiega y straszliwe j ki i skowyt. Dwa nieprzeci tnie du e, mocno osadzone w
ziemi imad a próbowa y rozerwa grub na dziesi centymetrów metalow p yt .
— To kolejna seria eksperymentów, których ch tnie by my sobie oszcz dzili — powiedzia dr Pscherra. —
Jednak nasze do wiadczenia wykaza y, e istniej ce stopy metali nie wytrzymuj warunków kosmicznych.
Musimy zatem znale takie, które odpowiada yby naszym wymaganiom. St d próby na rozdarcie i
wytrzyma
materia u we wszystkich mo liwych sytuacjach, jakie tylko da si przewidzie w Kosmosie.
Musimy opracowywa tak e nowe metody spawania. Szwy spawalnicze b
poddawane testom na zimno,
gor co, na wstrz sy, ci gnienie i nacisk, tak aby my znali granic , przy której szew si rozpada.
Towarzysz ca mi hostessa spojrza a na zegarek. Doktor Pscherra tak e popatrzy na swój. Wszyscy
spogl dali na zegary. Pracownicy NASA ju tego z pewno ci nie zauwa aj , lecz osoba z zewn trz
rejestruje to najpierw z ciekawo ci , a potem i ona przyzwyczaja si do tego, e zerkanie na zegarek jest
odruchowym gestem ludzi z NASA zarówno na Przyl dku Kennedy'ego, jak i w Houston czy Huntsville.
Wydaje si , jakby ci gle odliczali: ...cztery ...trzy ...dwa ...jeden ...zero.
Po kolejnych licznych kontrolach przez hale, korytarze i drzwi dotarli my do pana Pauli, który równie
pochodzi z Europy niemieckoj zycznej i pracuje w NASA od 13 lat. Otrzyma em bia y he m z napisem
NASA na g ow i pan Pauli zaprowadzi mnie na stanowisko kontrolne rakiety Saturn V. Pod skromnym
okre leniem „stanowisko kontrolne" kryje si betonowy kolos, który wa y wiele setek ton, ma kilka pi ter,
do których wiod windy i d wigi, otoczony jest rampami, a w rodku zainstalowana jest pogmatwana
wielokilometrowa sie przewodów. Odpalony Saturn V powoduje ha as, który s yszy si nawet w odleg
ci
20 kilometrów od miejsca startu. Stanowisko kontrolne g boko zakotwiczone w skale i betonie unosi si
podczas takich do wiadcze do o miu centymetrów w swoich fundamentach, a pó tora miliona litrów wody
na sekund pompowanych przez luz ch odzi ca y mechanizm. Do ch odzenia urz dze podczas
do wiadcze na stanowisku kontrolnym musiano zbudowa stacj pomp, która bez trudu mog aby
zaopatrywa w wie wod miasto wielko ci Dusseldorfu. Sam tylko eksperyment ze spalaniem kosztuje
prawie pi milionów marek! Kosmosu nie da si zdoby tanim kosztem...
Huntsville jest jednym z 18 o rodków NASA. A oto kompletna lista któr nale
oby zanotowa , gdy by
mo e b
to kiedy lotniska kosmiczne:
- Armes Research Center, Moffett Field, Kalifornia,
- Electronics Research Center, Cambridge, Massachusetts,
- Flight Research Center, Edwards, Kalifornia,
- Goddard Space Flight Center, Greenbelt, Maryland,
- Propulsion Laboratory, Pasadena, Kalifornia,
- John F. Kennedy Space Center, Floryda,
- Langley Research Center, Hampton, Wirginia,
- Lewis Research Center, Cleveland, Ohio,
- Manned Spacecraft Center, Houston, Teksas,
- Nuclear Rocket Development Station, Jackass Flats,
- Pacific Launch Operations Office, Lompoc, Kalifornia,
- Wallops Station, Wallops Island, Wirginia,
- Western Pernations Office, Santa Monica, Kalifornia,
- NASA-Head-Quarters, Waszyngton DC.
Przemys kosmiczny dawno ju wyprzedzi przemys samochodowy jako wska nik koniunktury. W stacji
kosmicznej na Przyl dku Kennedy'ego zatrudnionych by o l lipca 1967 r. 22 828 ludzi, za roczny bud et
tylko tego jednego o rodka wynosi w 1967 r. 475 784 000 dolarów!
I to wszystko dlatego, e paru pomyle ców chce si koniecznie dosta na Ksi yc? S dzimy, e podali my
dostateczn liczb przyk adów na to, jak du o ju dzisiaj — w postaci produktów ubocznych —
zawdzi czamy badaniom Kosmosu: pocz wszy od przedmiotów codziennego u ytku, a ko cz c na
skomplikowanych urz dzeniach medycznych, które ka dego dnia i ka dej godziny ratuj
ycie ludzkie na
ca ym wiecie. Rozwijaj ca si technika najnowszej generacji z ca pewno ci nie jest dla ludzko ci
przekle stwem. Przeciwnie, w siedmiomilowych butach przybli a nas do przysz
ci, która ka dego dnia
zaczyna si na nowo.
Autor mia okazj poprosi Wernhera von Brauna o ustosunkowanie si do wy
onych w tej ksi ce
hipotez:
— Czy uwa a pan, doktorze von Braun, za mo liwe, e odkryjemy ycie na innych planetach naszego
Uk adu S onecznego?
— Uwa am za mo liwe, e napotkamy ni sze formy ycia na Marsie.
— Czy s dzi pan, e mo emy nie by jedynymi istotami inteligentnymi we Wszech wiecie?
— Uwa am to za ca kiem prawdopodobne, e w niesko czonych przestrzeniach uniwersum istnieje nie
tylko flora i fauna, ale tak e istoty rozumne. Odkrycie takiego ycia jest zadaniem w najwy szym stopniu
fascynuj cym i ciekawym. Uwzgl dniaj c jednak ogromne odleg
ci mi dzy naszym Uk adem
onecznym a innymi oraz jeszcze wi ksze odleg
ci dziel ce nasz Galaktyk od innych galaktyk, jest
spraw w tpliw , czy uda si nam wykaza istnienie takich form ycia lub wej z nimi w bezpo redni
kontakt.
— Czy jest mo liwe, aby w naszej Galaktyce
y obecnie lub w przesz
ci starsze i technicznie bardziej
zaawansowane spo eczno ci istot rozumnych?
— Nie mamy dot d adnych dowodów ani oznak, aby istoty rozumne starsze i bardziej od nas technicznie
rozwini te
y teraz lub dawniej w Galaktyce. Na podstawie rozwa
statystycznych i filozoficznych
jestem jednak przekonany o istnieniu takich bardziej zaawansowanych w rozwoju istot. Musz zarazem
podkre li , e nie mamy adnej naukowej podstawy uzasadniaj cej to przekonanie.
— Czy istnieje mo liwo , aby starsze cywilizacje z
y w zamierzch ej przesz
ci wizyt na naszej
Ziemi?
— Nie chcia bym wyklucza takiej mo liwo ci. O ile mi jednak wiadomo, do tej pory badania
archeologiczne nie dostarczy y podstaw do tego typu spekulacji.
Na tym ko czy si rozmowa z niezwykle zapracowanym „ojcem rakiety Saturn". Niestety autor nie mia
okazji przedstawi mu dok adnie ani wszystkich osobliwych odkry , niedorzeczno ci pozostawionych w
starych ksi gach w postaci nie rozwi zanych zagadek, ani zada niezliczonych pyta , jakie narzucaj si po
zinterpretowaniu znalezisk archeologicznych pod k tem ich zwi zków z Kosmosem.
Rozdzia XII
Fabryki my li zabezpieczaj przysz
— Dawnym prorokom by o atwiej — Ko o si zamyka
W jakim miejscu znajdujemy si dzisiaj?
Czy cz owiek opanuje kiedy Wszech wiat?
Czy obce istoty z Kosmosu odwiedzi y w zamierzch ych czasach Ziemi ?
Czy gdzie we Wszech wiecie istoty rozumne próbuj nawi za z nami kontakt?
Czy nasza epoka z wybiegaj cymi w przysz
wynalazkami jest rzeczywi cie taka straszna?
Czy nale y trzyma w tajemnicy najbardziej rewelacyjne wyniki bada ?
Czy medycyna i biologia b
umia y o ywi g boko zamro onego cz owieka?
Czy Ziemianie zasiedl nowe planety?
Czy wejd tam w zwi zki z tubylcami?
Czy ludzie stworz drug , trzeci , czwart ... Ziemi ?
Czy specjalne roboty zast pi pewnego dnia chirurgów?
Czy szpitale w roku 2100 b
magazynami cz ci zamiennych dla chorych ludzi?
Czy w odleg ej przysz
ci b dzie mo na przed
ycie cz owieka na czas nieokre lony dzi ki
sztucznym organom, takim jak serce, p uca, nerki itd.?
Czy Nowy wspania y wiat Huxleya nie stanie si pewnego dnia w ca ej swej niewyobra alno ci i zimnie
— rzeczywisto ci ?
Zestaw podobnych pyta móg by wype ni ca ksi
telefoniczn du ego miasta. Nie ma dnia, eby w
jakim miejscu na wiecie nie dokonywano jakiego nowego, niespodziewanego odkrycia — ka dego dnia
jedno pytanie z zestawu „niemo liwo ci" zostaje skre lone, gdy doczeka o si rozwi zania. Uniwersytet w
Edynburgu otrzyma z fundacji Nuffielda pierwsz dotacj w wysoko ci 270 000 funtów na opracowanie
inteligentnego komputera. Zaaran owano rozmow mi dzy prototypem tego komputera a pewnym
pacjentem, który nie chcia potem wierzy , e mia do czynienia z maszyn ! Prof. dr Michie — konstruktor
komputera — twierdzi , e jego maszyna zaczyna prowadzi ludzkie ycie...
Nowa nauka nazywa si futurologia! Jej celem jest planowanie, gruntowne zbadanie i ogarni cie przysz
ci
wszelkimi b
cymi do dyspozycji metodami technicznymi i teoretycznymi. Wsz dzie na wiecie powstaj
fabryki my li, które nie s niczym innym, jak klasztorami dzisiejszych uczonych zastanawiaj cych si nad
jutrem. Tylko w samej Ameryce pracuj 164 takie fabryki, wykonuj c zamówienia rz dowe i wielkiego
przemys u. Najbardziej znan fabryk my li jest RAND Corporation w Santa Monica w Kalifornii, powsta a
w 1945 r. z inicjatywy Si Powietrznych USA, gdy wysokiej rangi wojskowi za yczyli sobie programu
badawczego dla wojny mi dzykontynentalnej. W tym dwupi trowym, z rozmachem zaprojektowanym
centrum badawczym pracuje obecnie 843 wybranych wybitnych specjalistów. W tym w
nie budynku
rodz si pierwsze pomys y i plany najbardziej nieprawdopodobnych przedsi wzi ludzko ci. Uczeni z
RAND-u ju w 1946 r. okre lili przydatno statku kosmicznego dla celów wojskowych. Kiedy w 1951 r.
RAND opracowa program ró nych satelitów, uznano to za utopi . Od pocz tku istnienia RAND-u wiat
zawdzi cza mu 3000 dok adnych sprawozda o nieznanych dot d zjawiskach. Uczeni o rodka opublikowali
ponad 110 ksi ek, które w nies ychany wr cz sposób pchn y do przodu nasz kultur i cywilizacj .
Nie wida ko ca pracy badawczej i zapewne w ogóle go nie b dzie.
Podobnymi zadaniami zajmuj si tak e inne instytuty: Hudson Institut w Harmon-on-Hudson w stanie
Nowy Jork, Tempo Center of Advanced Studies koncernu General Electric w Santa Barbara w Kalifornii,
Arthur Little Institut w Cambridge w stanie Massachusetts i Battelle Institut w Columbus w Ohio.
Rz dy i wielkie przedsi biorstwa nie mog si ju oby bez futurologów. W adze pa stwowe musz
bowiem planowa z wyprzedzeniem przedsi wzi cia militarne, za wielkie firmy przeprowadzaj kalkulacje
inwestycji z wyprzedzeniem kilkudziesi ciu lat. Zadaniem futurologii jest planowanie rozwoju du ych
aglomeracji na sto i wi cej lat z góry.
Dysponuj c obecn wiedz nietrudno przewidzie dajmy na to rozwój Meksyku w ci gu najbli szych 50 lat.
W prognozie takiej uwzgl dnia si wszelkie okoliczno ci, takie jak: wspó czesny poziom techniki, rodki
komunikacji i transportu, tendencje polityczne i potencjalni przeciwnicy Meksyku. Skoro przewidywania
takie istniej obecnie, to rzecz jasna obce inteligencje mog y opracowa przed 10 000 lat prognoz równie
dla planety Ziemia.
Ludzko musi, u ywaj c wszystkich dost pnych sposobów, przewidywa i bada przysz
. Bez studium
nad przysz
ci nie mieliby my prawdopodobnie adnych szans na rozwi zanie zagadek naszej
przesz
ci. Kto wie, czy wokó wykopalisk archeologicznych nie le w nie adzie wskazówki wa ne dla
rozszyfrowania przesz
ci, mo e nawet depczemy po nich niedbale, nie umiej c ich rozpozna ?!
Dlatego w
nie wysuwamy propozycj ustanowienia „Roku Archeologii Utopijnej". Tak jak sami nie
chcemy bezmy lnie „wierzy " w m dro ci dawnych systemów my lowych, tak ze swej strony nie
domagamy si , aby „wierzono" w nasze hipotezy. Oczekujemy tylko i mamy nadziej , e wkrótce nadejdzie
ciwy czas, aby bez uprzedze zmierzy si — przy pomocy najbardziej wyrafinowanej technologii — z
zagadkami przesz
ci.
Nie nasza wina, e we Wszech wiecie istniej miliony innych planet...
Nie nasza wina, e na he mie japo skiego pos ka z Tokomai sprzed wielu tysi cy lat wida nowoczesne
zaciski i os ony...
Nie nasza wina, e istnieje kamienna rze ba z Palen ue...
Nie nasza wina, e admira Piri Reis nie spali swoich starych map...
Nie nasza wina, e dawne ksi gi i historyczne podania wykazuj tak du o niedorzeczno ci...
...jednak jest nasz win , je li wiedz c o tym wszystkim nie zwracamy na to uwagi i nie traktujemy tego
zbyt powa nie!
Cz owiek ma przed sob wspania przysz
, która przewy szy jeszcze jego wspania przesz
.
Potrzebujemy bada nad Kosmosem i przysz
ci oraz odwagi, aby realizowa niemo liwe z pozoru
przedsi wzi cia. Takie, jak na przyk ad projekt kompleksowych bada nad przesz
ci , który mo e nam
dostarczy cennych wspomnie z przysz
ci. Wspomnie , których prawdziwo zostanie naukowo
dowiedziona i które rozja ni dzieje ludzko ci bez potrzeby odwo ywania si do wiary w nie. A wszystko to
dla dobra przysz ych pokole .