Gordon Lucy Harlequin Romans 517 Zdobycz szejka

background image

0

LUCY GORDON

Zdobycz szejka

Tytuł oryginału: The Sheikh's Reward

background image

1

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Był księciem w każdym calu. Wysoki, ciemnowłosy, o dumnie

osadzonej głowie Ali Ben Saleem, szejk Kamaru, swoim pojawieniem się

w kasynie skupił wszystkie spojrzenia.

Nie chodziło wcale o urodę ani o to, że smukła sylwetka łączyła w

jedno elegancję i siłę. Miał w sobie coś, co sugerowało, że uda mu się

wszystko, czego się dotknie. Dlatego mężczyźni przypatrywali się mu z

zawiścią, a kobiety z zainteresowaniem.

Frances Callam także patrzyła na księcia, lecz bardziej od innych

wytężała wzrok. Przyszła tu bowiem rozszyfrować szejka Alego Ben

Saleema.

Jako niezależna dziennikarka była szczególnie ceniona za

umiejętność kreślenia trafnych portretów. Wydawcy wiedzieli, że jest

wręcz niezastąpiona w historiach związanych z dużymi sumami pieniędzy.

Tymczasem książę Ali należał do najbogatszych ludzi na świecie.

- Widzisz to samo, co ja? - szepnął z podziwem Joey Baines,

obserwując, jak książę majestatycznie zbliża się do stołów. Joey był

prywatnym detektywem, którego Frances czasem wynajmowała do

pomocy. Dziś zabrała go ze sobą jako „przyzwoitkę", bo chciała wejść do

kasyna i obserwować szejka podczas gry.

- Przecież patrzę - mruknęła. - Niezbyt odbiega od legendy, prawda?

Przynajmniej pod względem prezencji.

- A co z resztą?

- Sam stanowi prawo, a jego zasoby bogactwa nie wiadomo, skąd się

biorą i gdzie znikają.

RS

background image

2

- Ależ wiemy, skąd się biorą - zaprotestował Joey. - Z tych szybów

naftowych, którymi ma upstrzoną całą pustynię.

- A większość pieniędzy znika w takich miejscach jak to -

powiedziała Frances, rozglądając się wokół z dezaprobatą.

- Hej, Fran, rozchmurz się. Czy nie moglibyśmy choć przez ten jeden

wieczór nacieszyć się życiem w luksusie? W końcu to w słusznej sprawie.

- W tym wypadku chodzi o przygwożdżenie faceta, który nie lubi

opowiadać o sobie, by nikt przypadkiem nie dowiedział się, co ukrywa -

rzekła twardo Frances.

Joey usiłował rozluźnić nieco kołnierzyk. Mały i krępy, wyglądał nie

najlepiej w czarnym krawacie i garniturze, ale takie były wymogi dla gości

płci męskiej.

- Nie mogę wprost uwierzyć, że odstawiłaś się tak szałowo

wyłącznie do pracy - odparł, przyglądając się pożądliwie jej smukłej

figurze, bladej cerze i ogniście rudym włosom.

- Spokojnie, Fido - powiedziała przyjaznym tonem Frances. - To mój

strój roboczy. Muszę dopasować się do otoczenia.

Udało się jej to wyśmienicie. Suknia o głębokim dekolcie i rozcięciu

do połowy uda zdawała się mienić złotem. Frances była lekko

zdegustowana rzucającą się w oczy ekstrawagancją swej kreacji i

wypożyczyła ją z mieszanymi uczuciami. Teraz jednak chwaliła swój

wybór. Tak właśnie należało wyglądać w pełnym wielkoświatowego

blichtru wnętrzu najlepszego londyńskiego kasyna „The Golden Chance".

Złotą biżuterię wypożyczyła, podobnie jak suknię. Zwisające

kolczyki podkreślały długą szyję, nadgarstki zdobiły ciężkie bransolety, a

sięgający piersi złoty łańcuch podkreślał śmiałość dekoltu.

RS

background image

3

Wyglądam jak utrzymanka, pomyślała spłoszona.

Tak jednak prezentowały się wszystkie obecne w kasynie kobiety i z

tego względu wybór stroju był udany.

Mogła, oczywiście, dołączyć do kobiet tłoczących się wokół szejka,

rywalizujących o przyciągnięcie jego uwagi, a nagradzanych uśmiechem

lub przesyłanym w powietrzu pocałunkiem. Ten obrazek wzburzył ją.

- Arogancki bufon - mruknęła - Myślałam, że tacy mężczyźni dawno

już wymarli.

- Tylko ci, którzy nie potrafili się przystosować - odparł filozoficznie

Joey. - Pozostali ci najgorsi.

- Jesteś zazdrosny - żachnęła się.

- Wszyscy jesteśmy, Fran! Rozejrzyj się. Wszyscy mężczyźni w tym

kasynie pragnęliby być na jego miejscu, a każda kobieta chciałaby się z

nim przespać.

- Nie każda - obruszyła się. - Ja na przykład nie.

Ali skończył swój królewski obchód i zajął miejsce przy ich stole.

Fran podeszła bliżej, starając się obserwować go bez zwracania na siebie

uwagi.

Grał o wysokie stawki, a przegrane kwitował zaledwie wzruszeniem

ramion. Fran zamurowało na widok sum, które stawiał jak gdyby nigdy

nic. Zauważyła również, że gdy tylko zaczęła się gra, zapomniał o

uwieszonych u jego ramion kobietach. Przed chwilą flirtował z nimi

zawzięcie, teraz przestały dla niego istnieć. Wzbudziło to jej oburzenie,

które wzmogło się, gdy gra się skończyła, a szejk znów stał się szarmancki

wobec swoich towarzyszek. Co gorsza, one godziły się na to.

RS

background image

4

- Widziałeś? - mruknęła do Joeya. - Czemu żadna z nich nie splunie

mu w twarz?

- Spróbuj napluć w twarz stu miliardom - odparł Joey. -Zobaczysz,

jakie to łatwe. Frances, czy zawsze musisz być tak niemiłosiernie

zasadnicza?

- Nic na to nie poradzę. Tak zostałam wychowana. To nieprzyzwoite,

żeby jeden człowiek miał aż tyle...

Chciała powiedzieć - aż tyle pieniędzy - ale szejk Ali Ben Saleem

miał wszystkiego w nadmiarze od chwili narodzin. Jego ojciec, stary szejk

Saleem poślubił Angielkę, której pozostał wierny do końca życia. Ali był

ich jedynym synem.

Odziedziczył swoje maleńkie księstwo w wieku dwudziestu jeden

lat. Pierwszym dekretem anulował wszystkie kontrakty z największymi

koncernami naftowymi i renegocjował je, domagając się dla Kamaru

większego kawałka tortu. Koncerny złorzeczyły, ale musiały ustąpić. Ropa

naftowa z Kamaru była najwyższej jakości.

Ali Ben Saleem w ciągu dekady pomnożył dziesięciokrotnie majątek

narodowy. Prowadził wystawne życie między dwoma światami. Posiadał

apartamenty w Londynie i Nowym Jorku. Przemieszczał się między tymi

miastami prywatnym odrzutowcem, robiąc przy okazji olbrzymie i bardzo

dochodowe interesy.

Gdy miał dość wielkoświatowego życia na zachodzie, wracał do

swego kraju. Mieszkał w którymś z licznych pałaców lub odwiedzał Wadi

Sita, tajną kryjówkę na pustyni, gdzie ponoć dopuszczał się wszelkich

bezeceństw. Nigdy nie przeczył tym pogłoskom, lecz też nigdy ich nie

RS

background image

5

potwierdził, a że nie wpuścił tam żadnego dziennikarza, nie sprawdzone

plotki kwitły w najlepsze.

- Czy Howard wie, że tu jesteś? - spytał Joey, przypominając Frances

o jej narzeczonym.

- Oczywiście, że nie. Byłby temu przeciwny. Prawdę mówiąc, nie

pochwalałby nawet tego, że przygotowuję ten materiał. Spytałam go, co

może mi powiedzieć o Alim, a on wygłosił całą prelekcję na temat tego,

jak ważnym i cennym sojusznikiem jest szejkanat Kamaru. Kiedy

wspomniałam, że kryje się za tym zbyt wiele tajemnic, Howard zbladł i

powiedział: „Na miłość boską, tylko go nie obraź".

- Co za niezguła! - odezwał się prowokacyjnym tonem Joey.

- Howard wcale nie jest niezgułą, tylko bankierem i ma swoją

hierarchię ważności.

- A ty chcesz za niego wyjść?

- Nigdy tego nie powiedziałam - odparła szybko Frances. - Pewnie

zresztą tak. Kiedyś. Być może.

- A niech mnie, widzę, że szalejesz za nim.

- Lepiej skoncentrujmy się na pracy - rzekła lodowato.

- Proszę obstawiać!

Ali pchnął duży stos żetonów na drugą stronę stołu na dwadzieścia

siedem, czerwone. Potem rozparł się w krześle z obojętną miną. Pozostał

w tej pozycji, podczas gdy koło ruletki wirowało, a kulka przeskakiwała

wesoło z czerwonych przegródek do czarnych, z nieparzystych numerów

na parzyste i z powrotem. Fran złapała się na tym, że z zapartym tchem

wpatrywała się w koło, dopóki nie zamarło w bezruchu.

Dwadzieścia dwa, czerwone.

RS

background image

6

Krupier zgarnął żetony. Fran z przejęciem popatrzyła na szejka

Alego. Nawet nie spojrzał na fortunę, którą właśnie stracił. Całą uwagę

skupił na nowej stawce.

Nagle spojrzał na nią.

Mocniej wciągnęła powietrze. Ciemnoczekoladowe oczy przeszyły

ją na wylot, zniewalając i trzymając w szachu. Zaraz jednak uśmiechnął

się i był to najbardziej uroczy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała.

Zapraszał ją w ten sposób do wspólnej zmowy i coś we Frances

zaakceptowało to wezwanie. Zdała sobie sprawę, że uśmiecha się w

odpowiedzi, choć nawet nie wiedziała, jak to się stało. Po prostu uśmiech

ogarnął jej usta, oczy, a w końcu całe ciało.

Zdrowy rozsądek podpowiadał, że książę spojrzał w jej stronę

zupełnie przypadkowo, lecz nie potrafiła w to do końca uwierzyć. Wyczuł,

że Frances jest na sali. Mimo obecności tak wielu osób, wiedział, że go

obserwuje i musiał spojrzeć jej w oczy.

Pochylił się w jej stronę i wyciągnął rękę w poprzek stołu. Niczym

zahipnotyzowana, podała mu wąską dłoń. Przytrzymał ją przez chwilę, a

Frances w dotyku długich palców księcia wyczuła stalową siłę, zdolną

złamać zarówno mężczyznę, jak i kobietę.

Potem podniósł jej dłoń do ust. Wstrzymała oddech, gdy jego usta

musnęły skórę nadgarstka. W tym leciutkim dotknięciu wyczuła dziką,

męską, niebezpiecznie zmysłową naturę.

- Proszę obstawiać!

Puścił jej rękę, sięgnął po sztony i pchnął je na stół. Zatrzymały się

na czarnym dwadzieścia dwa, lecz szejk nawet nie spojrzał w tę stronę.

Zazwyczaj zapominał o kobietach, gdy tylko ruszało koło ruletki, jednak

RS

background image

7

tym razem wpatrywał się nieustannie w oczy Fran. Ona również, mimo

wysiłków, nie spuszczała z niego wzroku

Dwadzieścia dwa, czarne.

Ali wyglądał jak człowiek rozbudzony z głębokiego snu, gdy

zorientował się, że krupier podsuwa mu żetony. Ponieważ grał o wysokie

stawki, jednym trafieniem odzyskał niemal wszystkie straty. Błysnął w

uśmiechu białymi zębami i lekkim skinieniem głowy wskazał Frances

miejsce obok siebie.

Okrążyła stół. Inne kobiety z nadętymi i wściekłymi minami nie

kwapiły się z ustąpieniem jej miejsca, lecz książę odprawił wszystkie

jednym stanowczym gestem.

Frances szła jak we śnie. Oszołomił ją nagły łut szczęścia. Chciała

lepiej poznać Alego, a teraz los dawał jej niepowtarzalną okazję.

- Przyniosłaś mi szczęście - powiedział, gdy usiadła obok. - Teraz

musisz zostać przy mnie, by nie uciekło.

- Chyba nie jest pan przesądny? - spytała z uśmiechem.

- Szczęście samo przychodzi i odchodzi. Ja nie mam z tym nic

wspólnego.

- Jestem odmiennego zdania - powiedział nie znoszącym sprzeciwu

tonem. - Urok, który rozsiewasz, przeznaczony jest wyłącznie dla mnie,

nie dla żadnego innego mężczyzny. Pamiętaj o tym.

Arogancka bestia, pomyślała Frances. Gdyby nie sprawy służbowe,

chętnie utarłabym mu nosa.

- Proszę obstawiać.

Ali gestem poprosił ją, by obstawiła za niego. Przesunęła kupkę

sztonów na czerwoną piętnastkę i wstrzymała oddech, gdy koło ruszyło.

RS

background image

8

Piętnastka.

Wszyscy siedzący przy stole wydali cichy jęk.

Prawie wszyscy, gdyż Ali nie patrzył na stół, wzrok miał utkwiony

we Frances. Kiedy krupier podsuwał mu wygraną, wzruszył jedynie

ramionami.

- To oczywiste.

- Nie wierzę, że to się stało - szepnęła bez tchu.

- Ty to sprawiłaś - zapewnił ją - i możesz tego dokonać ponownie.

- Nie, nie, to był czysty przypadek. Powinien pan teraz przerwać i nie

kusić losu.

Uśmiechem powiedział jej, że są to obawy maluczkich. Książęta

panują nad własnym losem. Jego magnetyzujący wzrok uprawił, że

Frances zaczęła w to wierzyć.

- Postaw za mnie jeszcze raz. Wszystko.

Jak w malignie sięgnęła, by postawić na... na...

- Nie mogę się zdecydować - powiedziała nerwowo.

- Którego dnia miesiąca się urodziłaś?

- Dwudziestego trzeciego.

- Obstawiaj.

- Sama nie wiem... - odparła z wahaniem.

- Zatem dwadzieścia trzy, czarne. Patrzyła z napięciem na ruszające

koło.

- Nie patrz tam - zażądał. - Spójrz na mnie i pozwól małym bóstwom

stołu zająć się resztą.

- Czy potrafisz je zmusić do uległości? - szepnęła.

- Każdego potrafię zmusić do uległości. Koło zatrzymało się.

RS

background image

9

Dwadzieścia trzy, czarne.

Ciarki przebiegły Frances po plecach. To było niesamowite. Ali

dostrzegł jej zdumienie i roześmiał się.

- Czary - powiedział, patrząc jej w oczy. - A ty jesteś najpiękniejszą

z czarownic.

- N... nie wierzę - wyjąkała. - To nie mogło się ponownie zdarzyć.

- Stało się tak, bo znasz magię, a ja nie umiem się jej oprzeć. -

Mówiąc to, pochylił głowę i dotknął ustami jej dłoni. Jego wargi wydały

się Fran szorstkie, choć w rzeczywistości muśnięcie było bardzo delikatne.

Odczuła dziwne mrowienie. Przerażona chciała wyrwać rękę, lecz w porę

przypomniała sobie, że tego rodzaju prostactwo nie przystoi granej przez

nią damie. Uśmiechnęła się uroczo, mając nadzieję, że będzie to

wyglądało tak, jakby podobne sytuacje przytrafiały się jej codziennie.

Krupier pchnął wygraną w ich kierunku.

- Zabieram pieniądze - oznajmił Ali.

Stojący za jego krzesłem mężczyzna podliczył sztony i zanotował

należną księciu sumę. Fran jęknęła, widząc ją.

- Teraz zjemy razem obiad - oznajmił Ali.

Fran zawahała się. Odwieczny kobiecy instynkt ostrzegał przed

popełnieniem głupstwa, jakim byłoby przyjęcie nieoczekiwanego

zaproszenia od mężczyzny, którego poznała niespełna pół godziny temu.

Ale ona zbierała materiał do artykułu swojego życia i nie mogła odrzucić

takiej okazji. Zresztą restauracja to miejsce publiczne.

Kątem oka zobaczyła, że Joey otwiera usta ze zdumienia. Mrugnęła

do niego i podała rękę Alemu.

RS

background image

10

Szofer już czekał przy otwartych drzwiach stojącego na zewnątrz

rolls-royce'a. Ali pomógł jej wsiąść. Kierowca zajął miejsce i uruchomił

silnik, nie czekając na polecenia.

Gdy wóz ruszył, Ali odwrócił się w stronę Frances z szelmowskim

uśmiechem. Sięgnął do kieszeni marynarki. Z jednej wyjął naszyjnik z

bezcennych pereł, z drugiej diamentowy.

- Który? - spytał.

- Kto...?

- Jeden z nich jest twój. Wybieraj.

Gwałtownie wciągnęła powietrze. To on nosi takie rzeczy po

kieszeniach? Poczuła się przeniesiona na inną planetę.

- Wybieram diamenty - powiedziała nieswoim głosem.

- Odwróć się, żebym mógł zdjąć ten złoty łańcuch - polecił. -

Mężczyzna, który cię obdarował taką tandetą, nie potrafi docenić piękna.

Kiedy palce Alego dotykały jej szyi, Fran nie mogła opanować

głębokiego westchnienia. Wieczór miał się potoczyć zupełnie inaczej.

Zamierzała napisać charakterystykę osobowości Alego Ben Saleema,

przedstawiając go w niekorzystnym świetle. Nie była jednak

przygotowana na to, że nią zawładnie. Po prostu tak wyszło.

Zadrżała, gdy wkładał jej królewski naszyjnik z diamentów. Opuszki

palców przesuwały się po jej karku, a ona z całej siły starała się opanować

drżenie. Potem było jeszcze jedno doznanie, którego nie potrafiła

zdefiniować. Czy pocałował ją w kark? Jak śmiał? Jeżeli jednak...

- Musiały powstać z myślą o tobie - powiedział, odwracając ją ku

sobie. - Żadnej kobiecie nie było lepiej w diamentach.

RS

background image

11

- Mówi to pan, opierając się na bogatym doświadczeniu? Roześmiał

się wcale nie zawstydzony ani nie urażony.

- Na bogatszym, niż ci się wydaje - zapewnił ją. - Jednak dziś w nocy

nie istnieje żadna inna. Jesteś jedyną kobietą na świecie. A teraz powiedz

mi, jak ci na imię.

- Na imię mi... - doznała nagłego olśnienia - na imię mam Diamond.

Oczy Alego rozbłysły.

- Jesteś dowcipna. Doskonale. To na razie wystarczy. Nim minie noc,

podasz mi swoje prawdziwe imię.

Ujął lewą dłoń Fran i przyjrzał się jej uważnie.

- Żadnych pierścionków ani obrączek - zauważył. - Nie masz więc

męża ani narzeczonego, chyba że jesteś jedną z tych nowoczesnych kobiet,

które wstydzą się przyznać światu, że należą do mężczyzny. A może

wstydzisz się do tego przyznać sama przed sobą?

- Nie należę do żadnego mężczyzny, a wyłącznie do siebie i nigdy

nie będę niczyją własnością.

- Zatem nie poznałaś jeszcze prawdziwej miłości. Kiedy

doświadczysz tego uczucia, przekonasz się, że twoje głupie idee nic nie

znaczą. Gdy kochasz, musisz dawać całą siebie, bo inaczej nic nie ma

sensu.

- A pan do kogo należy? - spytała odważnie. Roześmiał się.

- To całkiem inna sprawa, choć mogę powiedzieć, że należę do

miliona ludzi - Kamar liczy sobie milion mieszkańców. Żaden aspekt

mojego życia w pełni nie należy do mnie. Nawet własnym sercem nie

mogę swobodnie dysponować. Opowiedz mi lepiej o tym małym

człowieczku, który ci towarzyszył. Ciekaw jestem, czy to twój kochanek.

RS

background image

12

- Czy to sprawia panu jakąś różnicę?

- Absolutnie, zwłaszcza że nie zrobił nic, by cię przede mną chronić.

Człowiek, który nie potrafi opiekować się własną kobietą, nie jest dla mnie

mężczyzną.

- Czy potrzebuję ochrony przed panem? - droczyła się, spoglądając

na niego figlarnie.

Znów pocałował ją w rękę.

- Zastanawiam się, czy nie będziemy potrzebowali ochrony przed

nami samymi - powiedział w zamyśleniu.

- Nie wiadomo - przyznała, wczuwając się w rolę. - Jednak cała

przyjemność tkwi w odkrywaniu tej wiedzy.

- Ty zaś jesteś kobietą stworzoną do przyjemności.

Frances powoli nabrała powietrza zaszokowana tym, jak bardzo

wstrząsnęły nią te słowa. Przywykła słuchać komplementów dotyczących

jej umysłu. Howard podziwiał jej urodę nie mniej niż zdrowy rozsądek. A

zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że namiętność zawsze kiedyś się

kończy. Teraz przestała być tego taka pewna.

Ali przez dłuższą chwilę wsłuchiwał się w jej milczenie.

- Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi - rzekł wreszcie.

- Są różne rodzaje przyjemności - broniła się.

- Ale nie dla nas. Dla mnie i dla ciebie istnieje tylko jeden rodzaj

przyjemności... który łączy kobietę i mężczyznę w namiętnym pożądaniu.

- Czy aby nie za wcześnie myśleć o pożądaniu?

- Myślimy o tym od chwili, kiedy spojrzeliśmy sobie w oczy.

Spróbuj zaprzeczyć.

RS

background image

13

Nie próbowała. Nawet najbardziej szokująca prawda pozostaje

prawdą. Zastanawiała się, czy nie wyskoczyć z samochodu i nie uciec, ale

książę trzymał ją delikatnie za rękę.

Dotknął palcami jej twarzy. Następne co zapamiętała, to bardzo

subtelny pocałunek, tak lekki, że mogło go wcale nie być. Potem Ali

całował delikatnie jej policzki, oczy i znów usta. Mimo iż muskał ją ledwo

wyczuwalnie, Frances zaczęło ogarniać podniecenie.

To było niepokojące. Gdyby usiłował zdobyć ją siłą, broniłaby się

zajadle. Jednak szejk był artystą i użył całej swej sztuki, by ją oczarować.

Na to nie miała żadnej rady.

Przysunęła się bezwiednie bliżej niego. Nie odwzajemniała ani nie

unikała jego pocałunków. Spojrzał jej w twarz, lecz w aucie było zbyt

ciemno, by mógł wyczytać cokolwiek z miny Frances. Nie dostrzegł

niepewności wyrażonej zmarszczeniem brwi.

Długi, błyszczący samochód zatrzymał się wreszcie na cichej ulicy w

najbardziej ekskluzywnej dzielnicy Londynu. Ali powoli wypuścił ją z

objęć i kiedy kierowca otworzył drzwi, pomógł jej wysiąść. Potem ruszyli

chodnikiem i Frances zorientowała się, że wcale nie przyjechali do

restauracji, a do domu. Powinna była to przewidzieć.

Wiedziała, że nadeszła ostatnia chwila, kiedy jeszcze może zachować

się rozsądnie i uciec. Jednak jaki dziennikarz ucieka przy pierwszych

oznakach zagrożenia?

Otrząsnęła się. Oczywiście, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa.

Skąd mogło jej to przyjść do głowy?

Wysokie okna były rzęsiście oświetlone. Odsłonięte zasłony na

parterze ukazywały kryształowy żyrandol.

RS

background image

14

Drzwi wejściowe otworzyły się powoli. W progu stał wysoki Arab w

tradycyjnym stroju.

- Witam w moich skromnych progach - powiedział książę Ali Ben

Saleem.

RS

background image

15

ROZDZIAŁ DRUGI

Kłujący w oczy przepych wewnątrz domu oszołomił Fran. Stała w

olbrzymim holu, gdzie królowały potężne, szerokie schody. Po obu

stronach znajdowały się dwuskrzydłowe drzwi. Pod stopami miała

egzotyczne dywany, podobne wisiały na ścianach.

Jedne z drzwi nagle otworzyły się i wyłonił się z nich jakiś człowiek.

Nie zwracając uwagi na Fran, podszedł do Alego i zwrócił się doń w nie

znanym jej języku. Podczas tej rozmowy przez otwarte drzwi Frances

spostrzegła, że pokój pełnił funkcję biura. Ściany pokrywały wykresy i

mapy, stały trzy faksy, rząd telefonów i komputer, jakiego nigdy nie

widziała, ale z pewnością było to małe dzieło sztuki. A więc to tu

prowadzi interesy przynoszące mu milion dolarów dziennie, domyśliła się.

Ali zauważył jej spojrzenie i rzucił coś szorstko mężczyźnie, który

wrócił do biura i zamknął drzwi. On natomiast objął Fran ramieniem,

prowadząc ją w przeciwną stronę. Pomimo uśmiechu na twarzy był

wyraźnie spięty.

- To tylko moje biuro - powiedział. - Jest tam mnóstwo nudnych

rzeczy, które cię nie zainteresują.

- Kto wie? Może byłyby dla mnie ciekawe? - odezwała się

prowokująco Frances.

Roześmiał się.

- Taka piękna kobieta powinna myśleć jedynie o tym, jak stać się

jeszcze piękniejszą i zadowolić oczarowanego nią mężczyznę.

No i proszę, pomyślała niechętnie Fran. Wylazł z niego

przedpotopowy męski szowinista...

RS

background image

16

Otworzył drugą parę drzwi i widok, jaki ukazał się oczom Frances,

zaparł jej dech. Był to olbrzymi, wspaniały pokój z dużym oknem

wykuszowym. Pośrodku stał stół nakryty na dwie osoby. Talerze były z

najcieńszej porcelany ozdobionej na krawędzi szerokim obramowaniem ze

złota, szklanki i kieliszki z kryształu, a sztućce z najczystszego złota.

- To jest przepiękne - mruknęła.

- Dla ciebie nie ma nic zbyt dobrego - oświadczył.

Dla mnie czy dla każdej, którą byś dziś poderwał, pomyślała Fran,

usiłując nie stracić dobrego humoru, jednak wolała nie przeciągać struny.

- Jest pan aż nazbyt uprzejmy - odrzekła jedynie. Zaprowadził ją do

stołu i niczym zwykły kelner podsunął jej krzesło. Część przedstawienia,

pomyślała z rozbawieniem. Dziennikarski instynkt spowodował, że choć

na pozór biernie akceptowała wszystkie posunięcia księcia, nie przeoczyła

żadnego szczegółu.

Z drugiej jednak strony musiała przyznać, że sprawia jej to

przyjemność. Ali był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego spotkała. W

kasynie widziała go przez szerokość stołu, natomiast tutaj znajdował się

dużo bliżej i przez to wywierał na niej o wiele większe wrażenie.

Miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu, długie nogi i szerokie ramiona,

choć nie wydawał się masywnie zbudowany. Poruszał się miękko i

bezszelestnie, lecz trudno było go przeoczyć. Jego ruchy miały sprężystość

gotowej do skoku pantery.

Twarz, którą można było określić jako więcej niż przystojną, kryła w

sobie dużo sprzeczności. Rysy odziedziczył po matce, jednak widać było

również podobieństwo do ojca. Fran czytała o księciu Saleemie,

porywczym mężczyźnie, który strachem wymuszał na swych poddanych

RS

background image

17

posłuszeństwo. Te cechy znalazły odbicie w ciemnoczekoladowych

oczach Alego, zaciętych ustach i towarzyszącej mu atmosferze dumnej

władczości.

Jednak chodziło o coś więcej niż wygląd. Jego magnetyzm był tak

potężny, że tworzył wokół wręcz fizyczne pole. Emanowała z niego siła.

W dużym stopniu wynikało to stąd, że był wychowywany na władcę, lecz

instynkt podpowiadał Frances, że moc brała się również z jego

osobowości.

Podsunął jej krzesło.

- Sam cię obsłużę, jeśli nie masz nic przeciwko temu - rzekł

przepraszająco.

- Zostanę zaszczycona książęcą obsługą - mruknęła Fran. Zobaczyła,

jak się uśmiecha i odgadła, co sobie pomyślał:

„Ta kobieta wpadła w moje sidła, podobnie jak wszystkie inne". Cóż,

jeśli tak uważa, może przeżyć szok.

Obok stał podgrzewany wózek. Ali napełnił jej talerz blado-żółtą

cieczą. Gęsta jak owsianka, zawierała ryż i wybornie smakowała.

- Zupa z dyni - wyjaśnił. - Mam do niej słabość, więc gdy jestem w

Londynie, kucharz ma ją zawsze gotową.

Nalał sobie i zajął miejsce naprzeciwko Frances. Stół był nieduży,

więc książę wciąż był blisko niej.

- Czy próbowałaś już przedtem arabskiej kuchni? - spytał.

- Owszem. Chodzę czasem do takiej restauracji. Mają tam kurczaka z

daktylami i miodem, tak pysznego, że nie potrafię oprzeć się pokusie.

Jednak wystrój jest prostacki. Ściany pokrywa tapeta, mająca imitować

pustynię.

RS

background image

18

- Koszmar - skrzywił się Ali. - Udają znawców pustyni, choć nie

mają pojęcia, jaka jest naprawdę.

- A jaka jest naprawdę pustynia? - z ciekawością zapytała Frances. -

Opowiedz mi o niej.

- Nie wiem, jak mam to wyrazić. Pustynia ma różne oblicza.

Jest pustynia wieczorna, gdy piasek pochłania słońce czerwone niby

krew. Tu, w Anglii, zmierzcha się długo, podczas gdy w moim kraju jasny

dzień w ciągu kilku minut zmienia się w czarną noc.

Są poranki, gdy świt maluje wszystko bladym światłem, a za chwilę

słońce wznosi się w pełnej chwale. Wszyscy dziękujemy Bogu za

odnowienie jego błogosławieństwa. Jednak w południe pustynia staję się

wroga. Słońce niczym piec hutniczy wtapia cię w piasek.

Jednak istnieje jedna rzecz, która to wszystko łączy: cisza,o wiele

głębsza, niż potrafisz sobie wyobrazić. Kiedy stoisz na pustyni i

obserwujesz gwiazdy, słyszysz, jak Ziemia obraca się wokół własnej osi.

- Tak - szepnęła. - Tak właśnie myślałam. Bezwiednie przybrała

marzycielski wyraz twarzy. Ali dostrzegł to i z zaciekawieniem uniósł

brew.

- Myślałaś?

- Marzyłam o takich miejscach - przyznała. - W dzieciństwie takie

marzenia były dla mnie bardzo ważne.

- Opowiedz mi o swoim dzieciństwie - nalegał.

- To dziwne, ale ilekroć myślę o tamtych czasach, widzę deszcz. Na

pewno nie padało codziennie, lecz ja widzę jedynie ciemne, groźne

Chmury i podobnych im ludzi.

- Ludzie byli dla ciebie niemili?

RS

background image

19

- Tego nie twierdzę. Po śmierci rodziców wychowywali mnie dalecy

krewni na wsi. Starali się, lecz byli starzy, poważni i nie rozumieli dzieci.

Zajmowali się mną, jak umieli najlepiej, zachęcali do dobrej nauki w

szkole. Nie było w tym niczego porywającego, do czego zawsze tęskniłam

- roześmiała się z zażenowaniem. - Pewnie pomyślisz, że to głupie, ale

wtedy zaczęłam czytać „Baśnie tysiąca i jednej nocy".

- Wcale nie uważam tego za głupie, bo niby czemu? Sam

przeczytałem je jako chłopiec. Kochałem te fantastyczne opowieści z ich

magią i dramatyzmem.

- Nie brakowało im tego - zgodziła się Fran. - Choćby ten sułtan,

który co wieczór brał sobie nową żonę po to, by rano kazać ją zabić.

- Dopóki nie spotkał Szeherezady, która pobudzała jego umysł

fantastycznymi opowieściami, więc zostawiał ją przy życiu, by dowiedzieć

cię, co było dalej - dodał Ali. - Uwielbiam te historie, lecz najbardziej

kocham inteligencję Szeherezady. Zwykle czytałem tę książkę na pustym,

patrząc na promienie zachodzącego słońca. To smutne, że brakowało ci

jego blasku w tym zimnym kraju.

- Tak - skinęła głową. - W chłodnym domu obserwowałam padający

za oknem deszcz. Zawsze brakowało mi kieszonkowego, bo - tu

zacytowała - „nie stać nas na ekstrawagancje".

Nie chciała, żeby zabrzmiało to tak żałośnie. Jej opiekunowie nie

byli skąpi. Chcieli po prostu, żeby poznała wartość pieniądza. Buntując się

przeciw narzuconej oszczędności, w końcu sama się jej nauczyła. Zdobyła

z wyróżnieniem dyplom z ekonomii, lecz sucha teoria nie zadowalała jej.

Połączyła to z dziennikarstwem, specjalizując się w tematach łączących

skandale i pieniądze. Kreślenie charakterystyk bogaczy i związana z tym

RS

background image

20

detektywistyczna praca dawały jej mnóstwo satysfakcji. Tego jednak nie

mogła powiedzieć Alemu.

O wielu innych sprawach też nie powinna mu mówić, jak choćby o

naukach wujka Dana na temat moralności i pieniędzy. Ten bogobojny,

starszy człowiek nigdy nie sprawił niczego sobie ani swoim bliskim bez

wsparcia identyczną sumą instytucji charytatywnych.

Jego żona podzielała poglądy dotyczące oszczędnego życia do czasu,

aż Fran skończyła szesnaście lat i wyrosła na przepiękną dziewczynę.

Ciotka Jean zapragnęła podkreślić urodę

Frances nową garderobą, co kosztowało ją mnóstwo zajadłych

dyskusji, nim Dan przyjął to do wiadomości. Organizacje dobroczynne

nieźle obłowiły się tego lata.

Oboje już nie żyli, lecz ich surowe zasady moralne padły na podatny

grunt. Frances uwielbiała piękne stroje, lecz nigdy nie zapominała o datku

na dobroczynność. Było to silniejsze od niej. Nic zatem dziwnego, że

życie, jakie prowadził szejk Ali, budziło w niej odrazę.

- Wiem, co masz na myśli, mówiąc o lokalach powielających

stereotypy - odezwał się Ali. - Byłem w takim miejscu zwanym Ye Old

English Waterwheel, gdzie kelnerzy przebrani za ziemian skubali

bokobrody i pytali: „Czegóż sobie wasza mość winszuje?" - Tak trafnie

naśladował staroangielski akcent, że Fran roześmiała się serdecznie.

Zawtórował jej i dodał: - Ledwie powstrzymałem się, by nie

odpowiedzieć, że winszuję sobie, by znikli z powierzchni Ziemi.

- Myślę, że oboje cierpimy z powodu utrwalonych wyobrażeń o

naszych krajach - powiedziała Fran.

RS

background image

21

- Ależ Anglia jest również moim krajem. Mam matkę Angielkę,

studiowałem w Oksfordzie, a sztuki wojennej uczyłem się w Sandhurst.

Omal nie powiedziała „tak, wiem", lecz pohamowała się w porę. Nie

powinien wiedzieć, że tę lekcję miała dobrze odrobioną.

Skończyli zupę i Ali zaproponował kolejne dania.

- Gdybym znał twoje upodobania, zamówiłbym kurczaka z

daktylami w miodzie. Obiecuję, że będzie przygotowany następnym

razem, tymczasem może znajdziesz coś interesującego w tym skromnym

zestawie.

„Skromny zestaw" zajmował cały stolik. Fran oszołomiło bogactwo

wyboru. W końcu zdecydowała się na danie z podłużnych zielonych

strąków.

- To ostre - ostrzegł ją.

- Im ostrzejsze, tym lepsze - odparła nierozważnie. Jednak już

pierwszy kęs uświadomił jej, że popełniła błąd.

Potrawa była przyprawiona cebulą, czosnkiem, przecierem

pomidorowym i pieprzem cayenne.

- Wyśmienita - rzekła dzielnie.

- Dym ci leci z uszu - uśmiechnął się Ali. - Nie musisz kończyć, jeśli

potrawa jest zbyt pikantna.

- Nie, nie, wszystko w porządku - upierała się, jednak przyjęła kilka

plasterków pomidora, które pomogły ugasić pożar w ustach.

- Spróbuj lepiej tego. - Podsunął jej półmisek z sałatką z wątroby

dorsza, która nie nastręczała już żadnych problemów. Poczuła się bardziej

odprężona. Kusiło ją, by poddać się uwodzicielskiemu nastrojowi chwili.

RS

background image

22

Nieszczęście przyszło bez ostrzeżenia. Fran podniosła głowę i

spojrzała w oczy szejka. Dostrzegła w nich to, czego się nie spodziewała:

ciepło, urok i-o dziwo - poczucie humoru. Uśmiechał się do niej nie w

uwodzicielski czy cyniczny sposób, lecz jakby łączył się z nią myślami i

sprawiało mu to niekłamaną przyjemność. Nieoczekiwanie pomyślała

sobie, że Ali może być uroczym, serdecznym, zabawnym i opiekuńczym

człowiekiem. To była katastrofa.

Usiłowała pozbierać myśli, lecz nie mogła oderwać wzroku od jego

ust. Wydatne i miękkie, zdawały się być wręcz stworzone do pocałunków.

Uśmiechał się teraz do niej w sposób rozpalający uczucie.

Kiedy zmusiła się, by przestać wreszcie patrzeć na te zmysłowe usta,

przeszył ją spojrzeniem. Kryła się w nim kusząca obietnica, skłaniając do

zastanowienia, co może przytrafić się kobiecie, która z niej skorzysta.

Oczywiście nie chodziło o Frances. Jest tu przecież wyłącznie w

interesach. Jednak jakaś szczęściara...

Wzięła się w garść.

- To piękny dom - rzekła z wysiłkiem.

- Owszem, piękny - przyznał. - Jednak nie wiem, czy można by

nazwać go domem. Mam wiele mieszkań, a że spędzam w nich tak mało

czasu, więc... - wzruszył ramionami.

- Żaden z nich nie jest domem? - spytała Fran.

- Mówiąc to, czuję się jak mały chłopiec - uśmiechnął się smutno -

ale za dom uważam każde miejsce, w którym przebywa moja matka. Jej

obecność wnosi tyle ciepła i spokoju... Polubiłabyś ją.

- Z tego, co mówisz, myślę, że na pewno tak. Czy mieszka na stałe w

Kamarze?

RS

background image

23

- Przeważnie. Czasem podróżuje, choć nie przepada za lataniem. No

i - zrobił skruszoną minę - niezbyt pochwala moje słabostki, więc...

- Chodzi o wyprawy do kasyna? - spytała ze śmiechem.

- I o inne drobne grzeszki - odparł niechętnie. - Głównie jednak

chodzi jej o kasyno. Powtarza, że mężczyzna powinien lepiej

wykorzystywać czas.

- Ma rację - rzekła bez namysłu.

- Jak mógłbym lepiej spędzić wieczór, niż poznając ciebie?

- Chyba nie będziemy znów mówili o przeznaczeniu, co?

- Nagle zrobiłaś się cyniczna. A co z arabskim folklorem, który tak

cię urzekał? Czyżby nie nauczył cię wierzyć w magię?

- Owszem - zreflektowała się. - Nauczył mnie, że chcę w nią

wierzyć, co znaczy prawie to samo. Czasami, gdy życie było zbyt nudne,

marzyłam o latającym dywanie, który wleci przez okno i zabierze mnie do

krajów, gdzie dżiny wychodzą z butelek, a czarodzieje wypowiadają swoje

zaklęcia w obłokach kolorowego dymu.

- A zaklęty książę? - drażnił się z nią.

- Wyłaniał się, rzecz jasna, z dymów. Jednak znikał równie szybko,

jak i marzenia.

- Mimo to nigdy nie przestałaś mieć nadziei na pojawienie się

latającego dywanu - rzekł cicho Ali. - Udajesz rzeczową i dorosłą, lecz w

głębi serca wierzysz, że kiedyś nadejdzie taki dzień.

Zarumieniła się. Krępowało ją, że Ali tak łatwo czyta w jej myślach.

- Myślę, że twój dywan nadleci - rzekł w zamyśleniu.

- Nie wierzę w czary. - Pokręciła głową.

RS

background image

24

- To skąd je bierzesz? Kiedy zobaczyłem cię dziś wieczorem, było w

tobie więcej magii niż w jakimkolwiek zaklęciu. Od tej chwili los zaczął

mi sprzyjać - uśmiechnął się smutno. - Czy wiesz, ile wygrałem dzięki

twoim czarom? Sto tysięcy. Popatrz.

Wyjął książeczkę i spokojnie wypełnił czek na tę sumę.

- Co robisz? - spytała bez tchu Frances.

- Daję ci to, co ci się należy. Wygrałaś, więc zrobisz z tymi

pieniędzmi, co zechcesz.

Podpisał czek zamaszyście, potem spojrzał jej kusząco w oczy.

- Na kogo mam go wystawić? Dość żartów. Podaj mi teraz swoje

imię i nazwisko.

- Nic z tego. - Popatrzyła mu zalotnie w oczy. - Byłabym bardzo

głupia, ulegając właśnie w tej chwili, prawda?

- Przecież muszę wpisać twoje nazwisko. Wzruszyła ramionami.

- Więc dam ci go bez tego.

- Proszę go zatrzymać - powiedziała z eleganckim skinieniem głowy.

- O nic nie prosiłam.

W oczach Alego błysnął podziw.

- Nie boisz się grać o wysoką stawkę.

- Ależ ja wcale nie gram - roześmiała się. - Dotąd żyłam szczęśliwie

bez bogactw, to i teraz poradzę sobie bez nich.

Spojrzał wymownie na zdobiący ją bezcenny naszyjnik. Fran bez

wahania odpięła go i położyła na stole.

- Żeby nie było żadnych nieporozumień - powiedziała. -Niczego od

ciebie nie potrzebuję.

RS

background image

25

Nie było to do końca prawdą, lecz całą prawdę mógłby usłyszeć od

niej tylko w innym miejscu i czasie. Teraz potrafiła jedynie zdobyć się na

ten rozpaczliwy gest.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Rozbawienie wywołane tym, że

ośmieliła się wyzwać go na pojedynek, zaczęło powoli ustępować

szacunkowi.

Wzruszył ramionami i z miną identyczną, jaką miał w kasynie,

położył przed nią czek in blanco. Potem uniósł się, by z powrotem włożyć

jej naszyjnik, lecz Fran powstrzymała go gestem.

- Jeśli zatrzymasz naszyjnik, wezmę czek. Nie chcę uchodzić za

chciwą.

Ali usiadł z powrotem i podniósł jej rękę do ust. Spoglądał pity tym

bacznie w oczy Fran. Zawsze zachowuje czujność, zauważyła.

- Niewiele kobiet może pochwalić się tym, że postawiły mnie w

niezręcznej sytuacji - przyznał. - Widzę jednak, że lubisz grę i jesteś w

tym dobra. Zaciekawiasz mnie. To mi się podoba. Jednak bardziej

intryguje mnie uśmiech, którym mnie obdarzasz.

- Uśmiech może nieraz powiedzieć więcej niż słowa, nieprawdaż? -

spytała z niewinną miną.

- Jednak potem bardzo łatwo można się tego wyprzeć. Czy o to ci

właśnie chodzi, Diamond? Usiłujesz zaprzeczyć, że coś nas łączy?

Poczuła się obnażona. To ją przeraziło.

By odwrócić jego uwagę od niebezpiecznego tematu, schowała czek

do torebki.

- Trudno się upierać, że nie - zauważyła.

RS

background image

26

- Bardzo trafnie. Za tym niewinnym spojrzeniem kryje się mnóstwo

sprytu.

- Więc nie ufasz mi? - zapytała odruchowo.

- Nic a nic. Jednak wygląda na remis, bo mam dziwne przeczucie, że

i ty mi również nie ufasz.

Szeroko otwarte oczy Frances mogły uchodzić za wzór niewinności.

- Czyżby ktoś mógł wątpić w uczciwość, prawość, szczodrobliwość,

cnotę i moralność Waszej Wysokości?

Ali wprost krztusił się ze śmiechu, wzrok miał szczerze rozbawiony i

gdy znów pocałował ją w rękę, nie było w tym nic prócz radości.

- Czy jest na świecie mężczyzna, który zdoła ci się oprzeć? Bo ja z

pewnością nie. Przestań nazywać mnie Waszą Wysokością. Na imię mam

Ali.

- A ja Diamond.

- Wątpię. Zastanawiam się, czy nie powinienem nazywać cię

Szeherezadą, bo twój intelekt przewyższa spryt większości znanych mi

kobiet.

- Jestem sprytniejsza od wielu mężczyzn - odpaliła. - Poczekaj, to się

przekonasz.

- Oczekiwanie to połowa przyjemności. Czy ona powie tak, czy nie.

A jeśli powie nie, to czy mimo wszystko nie kryje się w tym zaproszenie?

- Nie mogę uwierzyć, że to stanowi dla ciebie jakiś problem. Nie

mów, że któraś ci odmówiła.

- Mężczyzna może mieć wszystkie kobiety, z wyjątkiem tej, której

pragnie. - Wzruszył ramionami. - Tylko na co mu one?

RS

background image

27

Fran przyglądała się mu z kwaśnym uśmiechem. Nie dała się na to

nabrać. Słowa były smutne, lecz ton arogancki. Oczywiście, żadna mu nie

odmówiła, lecz widocznie uważał za uprzejmość twierdzenie, że było

inaczej.

- Myślałam, że inne były o wiele lepsze. Przynajmniej nie stawiały

najmniejszego oporu.

- Mówisz jak kobieta, której nigdy nie złamano serca. Zastanawiam

się, czy to możliwe.

- Nawet prawdziwe.

- W takim razie nigdy nie kochałaś, a w to nie uwierzę. Jesteś

stworzona do miłości. Dostrzegłem to w twoich oczach, gdy nasze

spojrzenia spotkały się w kasynie.

- Wtedy nie myślałeś o miłości, tylko o pieniądzach - odparła

spokojnie.

- Myślałem o tobie i o uroku, jaki na mnie rzuciłaś. To on przyniósł

mi szczęście.

- Daj spokój, to tylko piękne słówka, a chodzi o zwykły przypadek.

- Dla niektórych przypadek nie istnieje - odparł poważnie. - Musi się

wypełnić wszystko, co zostało zapisane w księdze losu. Usiłuję zobaczyć

ukryte za welonem tajemnicy przeznaczenie i widzę jedynie twoje pismo.

- I co jeszcze zobaczyłeś? - spytała drżącym głosem.

- Nic. Reszta jest zakryta. Istniejesz tylko ty.

Mówiąc to, podniósł ją i wziął w ramiona. Frances sądziła, że jest

przygotowana na ten moment, lecz gdy nadszedł, jej plan spalił na

panewce. Delikatne pocałunki w samochodzie niosły zapowiedź tego, co

RS

background image

28

miało nastąpić potem, a teraz wiedziała, że nie wyjdzie stąd, póki się nie

dowie, czy Ali wywiąże się z tych obietnic.

Dotrzymał ich wspaniale. Otulił ją szczelnie ramionami... jakby poza

nią nie istniał cały świat. Już samo to było niezwykle zmysłowym

doświadczeniem. Fran przywołała na myśl Howarda, jedynego jak dotąd

mężczyznę w swoim życiu. Howard był bankierem i całował jak bankier,

jakby robił przy tym rachunek strat i zysków. Dziw, że dotąd tego nie

zauważyła. W tym momencie wargi Alego Ben Saleema dotknęły jej ust i

przestała myśleć o jakimkolwiek innym mężczyźnie.

Usiłowała wmówić sobie, że przygotowuje jedynie grunt pod

materiał, który ma napisać, lecz nie pozwoliła jej na to wrodzona

uczciwość. To było doświadczenie, o jakim marzy każda kobieta, i nie

potrafiła się oprzeć.

Usta miał wydatne i mocne, a zarazem bardzo subtelne. Wiedział,

czego pragnie Fran, zanim zdołała to sobie uświadomić. Najpierw

delikatnie pieścił jej wargi, potem policzki, oczy i kark. Z niewiarygodną

precyzją odnalazł wyjątkowo uwrażliwione zagłębienie za uchem i

przesunął usta wzdłuż jej szyi. Nie mogła pohamować westchnienia

rozkoszy.

Położyła głowę na jego ramieniu, a on szukał w jej twarzy

odpowiedzi na dręczące go pytanie.

- Czy nadal grasz ze mną? - spytał szorstko.

- Oczywiście. W grę, której nie rozumiesz. To mu się spodobało.

- A kiedy ją zrozumiem?

- Kiedy dobiegnie końca.

- To znaczy?

RS

background image

29

- Kiedy wygram.

- Zdradź mi swój sekret - nalegał.

- Znasz go równie dobrze, jak ja - uśmiechnęła się. Podtrzymując ją,

zaprowadził w stronę stojącej pod oknem kanapy. Frances poczuła pod

sobą miękkość poduszek, księżyc oświetlał jej twarz. Ali całował jej usta,

a dłońmi badał ciało. Wstrzymała oddech, czując jego delikatne ręce. Nie

zdawała sobie sprawy z atrakcyjności swojego ciała, dopóki jej tego nie

uświadomił.

Rzeczywiście była stworzona do dawania i brania rozkoszy, choć

dotąd o tym nie wiedziała.

Na pocałunki Alego zaczęła reagować coraz odważniej, zaskakując

go zmysłowością. Jego pieszczoty stały się bardziej natarczywe, aż nagle

poczuła na nagiej skórze muśnięcia gorącego pustynnego wiatru,

zobaczyła zachodzące nad wydmami słońce. Miał to w duszy i

niewątpliwie przekazywał każdej kobiecie, którą brał w ramiona.

Czekał na nią przez te wszystkie chłodne lata i wiedziała, że nie ma

odwrotu. Powiedział, że została stworzona do przyjemności i udowodnił

jej, że to prawda.

Westchnęła głęboko, na wpół przyzwalająco, na wpół protestując. To

był wyjątkowo niebezpieczny mężczyzna. Mógł ją tak długo całować, aż

zapomniałaby, kim jest i co się z nią dzieje. A potem?

Gdzieś, z daleka, odezwała się duma, pragnąca uratować ją, nim

będzie za późno...

Jednak ocaliło ją coś innego. Brzęczyk na ścianie zadzwonił cicho,

lecz natarczywie. Ali podniósł się z westchnieniem zniecierpliwienia i ujął

RS

background image

30

słuchawkę najbliższego aparatu, mówiąc coś ostro. Jednak niemal

natychmiast zmienił ton. Wiadomość najwyraźniej była niezwykłej wagi.

- Wybacz - odezwał się szarmancko. - Wzywają mnie sprawy nie

cierpiące zwłoki. - Wskazał na stół - Nalej sobie trochę wina. Wrócę

najprędzej, jak będę mógł.

Wybiegł z pokoju.

Wciąż jeszcze oszołomiona Frances nie bardzo uświadamiała sobie,

co zaszło. Zaledwie jej zmysły zostały po raz pierwszy doprowadzone do

stanu wrzenia, on po prostu odstawił ją na bok. Interesy przede wszystkim.

Kiedy wróci, będzie spodziewał się zastać ją w pełnej gotowości.

Cóż, pomyślała, przyszłam tu, by rozszyfrować Alego Ben Saleema i

poznałam jego hierarchię ważności. Ropa jeden, kobiety zero.

Gdy osłabły nieco zmysły i uspokoiło się jej tętno, zaczął w niej

narastać gniew.

- Za kogo on mnie uważa? - mruknęła.

Za kogo? Za co! Za lalkę, którą można odłożyć na półkę i zastać

potem w tej samej pozie.

Już ja go nauczę!

Zerwała się i rozejrzała za pantofelkami, które, nie wiadomo kiedy,

zgubiła Zbyt łatwo straciła samokontrolę. Powinna uciekać. Wyjrzała

ostrożnie do holu.

Jakiś człowiek, najwyraźniej portier, siedział przy drzwiach

wejściowych. Fran zastanawiała się nerwowo, czy pozwoli jej wyjść.

Mogła przekonać się o tym tylko w jeden sposób.

Wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie z pewną miną. Portier

wstał, lecz nie wiedział, jak ma zareagować. Zgodnie z przypuszczeniami

RS

background image

31

Frances nie otrzymał żadnych instrukcji w tej sprawie. Z bijącym sercem

wykonała władczy gest. Portier pokłonił się nisko i otworzył przed nią

drzwi. Zniknęła w mroku nocy.

RS

background image

32

ROZDZIAŁ TRZECI

- Chyba oszalałaś, chcąc wrócić do jaskini lwa - po raz setny

protestował Joey.

- Tam jest właśnie najzabawniej - odparła Fran, poprawiając swój

nieskazitelny wygląd.

- Miałaś szczęście, że byłem obok i mogłem cię uratować.

- Daruj sobie, Joey - zachichotała. - Wyszłam stamtąd o własnych

siłach.

- I zastałaś mnie czekającego w samochodzie. Nie odstępowałem cię

na krok od wyjścia z kasyna.

- Dziś nie będziesz musiał mnie ratować. Zgodził się udzielić mi

wywiadu.

- Tylko dlatego, że nie wie, o kogo chodzi. Wścieknie się, kiedy cię

pozna.

- Liczę na to. - W oczach Frances zalśnił zawadiacki błysk.

W niczym nie przypominała uwodzicielskiej syreny z ubiegłej nocy.

Ekstrawagancką suknię zastąpiła biała jedwabna bluzka i gustowny szary

kostium ze srebrnymi guzikami.

Bujne włosy upięła gładko z tylu głowy. Jej wygląd emanował

profesjonalnym szykiem i spokojną elegancją. Oto Frances Callam,

dziennikarka finansowa. Tymczasem Diamond, szałowa kobieta wamp,

była już tylko wspomnieniem. Fran, spoglądając w lustro, nie dostrzegła

nawet jej śladu.

RS

background image

33

Szkoda, uśmiechnęła się. Diamond była bardzo zabawna. Owszem,

wpakowała się w niebezpieczną sytuację, z której ledwo wybrnęła. Jednak

udało się i całe zdarzenie zdawało się podniecającą przygodą.

Westchnęła. Będzie jej tego brakowało.

Potępiała szejka Alego z całej duszy. Musi jednak pamiętać i

wytwarzanej przez niego zmysłowej atmosferze, co nawet teraz wprawiało

ją w zakłopotanie.

Opanowała się i z przykrością stwierdziła, że zbyt łatwo dała się

zwieść jego tandetnym sztuczkom.

Jednak o wiele trudniej było usunąć z pamięci dotknięcia jego warg.

To natrętne wspomnienie prześladowało ją w dzień i w nocy, nie

pozwalając skupić się na pracy. Nawet teraz.

- Mam nadzieję, że zrealizujesz czek, nim się mu pokażesz.

- Joey wyrwał ją z zamyślenia.

- Nie biorę tych pieniędzy dla siebie - odparła. - Przekazałam je na

rzecz Międzynarodowego Funduszu dla Dzieci. Osobiście zaniosłam im

czek. Przyślą mu podziękowania. Chciałabym zobaczyć jego minę, kiedy

je przeczyta.

- Oddałaś im wszystko. - Joey zbladł.

- Przecież nie mogłabym ich zatrzymać - odparła wstrząśnięta.

- Ja tam bym mógł.

- Tylko że tobie szejk nie dałby czeku - zaśmiała się.

- Nie mogę uwierzyć, że zgodził się na ten wywiad.

- Rozmawiałam z jego sekretarzem i powiedziałam, że Frances

Callam chce przeprowadzić wywiad dla „The Financial Review". Bez

kłopotu uzyskałam zgodę.

RS

background image

34

- Jest już taksówka - rzekł Joey, wyglądając przez okno.

- Naprawdę nie chcesz, żebym cię odwiózł?

- Sądzę, że tym razem powinnam odwiedzić lwa sama.

- Sądzę, że poczekam, aż cię wyrzuci.

- Nie wyrzuci mnie.

- Po tym jak zniknęłaś, stawiając go w głupiej sytuacji?

- To jedynie przekonało go, że nie dam się tak traktować. Wierz mi,

Joey, że tym razem mam przewagę.

Z niezbitą pewnością siebie zeszła do taksówki i podała adres

rezydencji Alego Ben Saleema. Tym razem sprawa była prosta.

W pierwszej chwili wszystko zdawało się to potwierdzać.

Zadzwoniła do drzwi. Portier otworzył i skłonił pytająco głowę.

- Dzień dobry - powiedziała Fran. - Jestem umówiona z księciem

Alim Ben Saleemem.

Mówiąc to, weszła do środka. Zaniepokojony portier pospieszył za

nią.

- Czy zechce pan powiadomić Jego Wysokość, że przyszła Frances

Callam?

W tym momencie w drzwiach biura pojawił się Ali. Portier odetchnął

z ulgą i pospieszył na swoje stanowisko przy drzwiach. Fran zaczerpnęła

powietrza i uśmiechnęła do Alego.

Nastroszył się na jej widok, lecz po chwili uśmiech wypogodził

oblicze księcia. Ruszył ku niej, wyciągając w powitalnym geście ręce.

Wszystkiego się spodziewała, tylko nie tego. Powinien być raczej na

nią zły. Może jej nie poznał. Jednak pierwsze słowa księcia rozwiały te

złudzenia.

RS

background image

35

- Moja piękna Diamond! Jakże się cieszę, że cię widzę. Chodź.

Skinął ręką w stronę jadalni. Fran ruszyła za nim.

- Wiem, czemu przyszłaś - powiedział, gdy zamknęły się za nimi

drzwi.

- Naprawdę?

- Byłaś na mnie bardzo zła, że cię zostawiłem. Moja biedna

Diamond, to było wyjątkowo niegrzeczne z mojej Strony, zwłaszcza że nie

mogłem wrócić. Moim usprawiedliwieniem może być jedynie nawał

obowiązków. Wysłałem sekretarza, żeby odwiózł cię bezpiecznie do

domu, choć wolałbym zająć się tym osobiście.

Fran zacisnęła zęby, usiłując się pohamować. Do głowy przychodziły

jej najróżniejsze pomysły, z których kopnięcie go w piszczel wydawało się

najstosowniejsze, a gotowanie w oleju nazbyt przesadzone.

Nie wrócił... Zwyczajnie zapomniał o niej. Sekretarz widać bał się

przyznać, że jej nie zastał i wymyślił jakąś historyjkę, a portier milczał.

Nagle dostrzegła iskierki śmiechu w oczach Alego i ogarnęły ją

wątpliwości. Czyżby naprawdę nie wiedział o jej ucieczce? A może

zmyślił wszystko dla odwrócenia kota ogonem? Ten nieprzewidywalny

człowiek zdolny był do wszystkiego.

- Mam nadzieję, że wkrótce powetujemy sobie ten przerwany

wieczór - powiedział Ali - ale teraz jestem bardzo zajęty. Musisz niestety

już iść. Mam spotkanie z dziennikarzem.

- Myślałam, że nie przyjmujesz dziennikarzy - odparła Frances,

gotowa pobawić się jeszcze kilka minut.

- Zazwyczaj nie, ale pan Callam reprezentuje poważne pismo.

- Powiedziałeś „pan Callam"?

RS

background image

36

- Pan Francis Callam. Zgodziłem się udzielić mu wywiadu, bo

chciałbym wyjaśnić kilka spraw na łamach jego pisma.

Myśli kłębiły się w głowie Frances. Wreszcie je uporządkowała. Ali

przeżyje największy wstrząs w swoim życiu.

- O jakie sprawy chodzi?

- Nie chciałbym zaprzątać nimi twojej ślicznej główki -uśmiechnął

się tajemniczo.

- Wiem, że jestem tylko głupiutką dziewczynką, ale umiem napisać

wyraz „Finanse". To przez „w", prawda?

- Twoja lotność umysłu zachwyca mnie - roześmiał się Ali. - Jednak

teraz nie pora na żarty. Pan Callam zjawi się tu lada chwila.

- Chcesz wiedzieć, jak się naprawdę nazywam?

- Podjąłem już w tym celu odpowiednie kroki. Odezwę się, gdy będę

miał czas.

- Oszczędzę ci kłopotu - rzekła twardo. - Nazywam się Frances

Callam. Pani Callam.

Wyraz jego twarzy wynagrodził jej wszystko. Malowała się na niej

mieszanka zaniepokojenia, przerażenia i złości.

- Chcesz przez to powiedzieć...?

- Że jestem dziennikarzem, na którego czekasz. Nie tylko wiem, jak

się pisze słowo „finanse", ale także umiem dodawać. Jeden i jeden to dwa,

dwa plus dwa równa się cztery. Wymagano tego ode mnie, zanim

otrzymałam dyplom z wyróżnieniem z ekonomii.

- Oszukałaś mnie - rzekł ostrym tonem.

- Wcale nie. Rozmawiałam z twoim sekretarzem i powiedziałam, że

Frances Callam pragnie przeprowadzić z tobą wywiad dla „The Financial

RS

background image

37

Review"..Obaj byliście przekonani, że chodzi o mężczyznę, bo kobieta nie

dorosła do problematyki ekonomicznej. Wpadłeś po prostu w pułapkę

własnych uprzedzeń.

- A wczorajszy wieczór? Czy twoje pojawienie się w kasynie było

zwykłym przypadkiem?

- Nie. Obserwowałam cię.

- No, a potem? Śmiesz twierdzić, że nie było to oszustwo?

- No cóż, mogłam przegapić kilka rzeczy, jednak bardzo mi to

ułatwiłeś.

- I cały czas śmiałaś się ze mnie. - Zwęził gniewnie oczy. - Czy

wiesz, co stałoby się w moim kraju z kobietą, która ośmieliłaby się ze

mnie zadrwić?

- Opowiedz mi. Nie, poczekaj! - Pogrzebała w torbie i wyjęła notes. -

Teraz słucham. Hej, co robisz? - krzyknęła, gdy Ali wyrwał go jej i

wyrzucił.

- Nie będziesz niczego notowała - zgrzytnął zębami. - Nie napiszesz

o tym, co zaszło ubiegłej nocy...

- Wcale nie miałam takiego zamiaru. Pracuję w poważnym piśmie.

Nie interesują ich komunały, którymi mnie karmiłeś.

- Co?

- No wiesz, palące słońce i namioty łopoczące na wietrze. Jednak nie

mam do ciebie żalu.

- Nie...?

- Myślę, że łapie się na to większość dziewczyn. Nie stosowałbyś

tego w przeciwnym razie, prawda?

RS

background image

38

- Zgadza się. - Spojrzał na nią nieco cieplej. - Jednej rzeczy

nauczyłem się o kobietach: im głupsza, tym lepsza.

- Nie gadaj!

- Im bzdurniejsze komunały i bardziej niewiarygodne historie, tym

większe prawdopodobieństwo, że jakaś głupiutka dziewczynka w nie

uwierzy. Doświadczenie przekonało mnie, że wiem wszystko o twojej płci.

- Śmiesz mnie nazywać głupiutką dziewczynką?

- Nie wiem, o co się obrażasz, skoro zrobiłaś wszystko, by utwierdzić

mnie w tym przekonaniu. Powinna pani trzymać się tamtej roli, panno

Callam. Bardziej to pasuje do pani, niż udawanie mężczyzny.

- Nikogo nie udaję - rozzłościła się. - Zarabiam dziennikarstwem na

życie. Obiecałeś mi wywiad, więc jestem. Od czego zaczynamy?

- Jeśli wyobrażasz sobie - rzekł chłodnym tonem Ali - że będę

omawiał z tobą swoje prywatne sprawy...

- Nie prywatne, ale wyłącznie służbowe - zastrzegła się Frances i

dodała złośliwie: - Prywatne tematy już chyba wyczerpaliśmy.

- Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: nie rozmawiam z kobietami o

interesach. To wyłącznie męskie sprawy.

- Wyłącznie męskie...? - powtórzyła z niedowierzaniem. -Jesteś

przedpotopowym...

- Myśl sobie o mnie, co chcesz. Mało mnie to wzrusza. W moim

kraju kobiety znają swoje miejsce i ten układ dobrze się sprawdza.

- Ciekawe, co na ten temat mówi twoja matka. Jako Angielka była

wychowana w przekonaniu, ze jest równa mężczyznom...

- Żadna kobieta nie jest równa mężczyźnie. I nie mów o mojej matce.

Nie przeprowadzisz ze mną wywiadu. Nie będę z tobą rozmawiał i koniec.

RS

background image

39

- Ale rozmawiałeś ze mną, gdy uważałeś mnie za zabawkę.

- Oczywiście. Po to są kobiety.

- Ja nie jestem taka.

- A jednak w moich ramionach zachowywałaś się jak kobieta z krwi i

kości. Nie udawaj, że zapomniałaś.

- Częściowo udawałam - broniła się. Uśmiechnął się z pobłażaniem.

- Raczej nie. Wiem, kiedy kobieta udaje. Umiem też odkryć jej

najgłębsze pragnienia. Coś zaszło między nami tej nocy, coś bardzo

prawdziwego.

- O ile coś takiego mogłoby zajść między mną a człowiekiem z epoki

kamiennej.

- Czemu zaprzeczasz? Czego się boisz? Tego, że twoje teorie

zniszczy drzemiąca w tobie prawdziwa namiętność? Czy dlatego usiłujesz

zredukować mnie do literek w gazecie?

Stał niebezpiecznie blisko niej. Cofnęła się o krok i zrozumiała, że

popełniła błąd taktyczny. Dała mu znać, że się go boi.

- Interesują mnie tylko sprawy, które dzieją się w tamtym pokoju.

- A ja ci tłumaczę, że niepotrzebnie, bo i tak przerastają twoje

zdolności pojmowania. Tylko nie zanudzaj mnie opowieściami o twoim

umyśle. Kobiecy móżdżek, też coś!

Pogardliwy ton omal nie doprowadził jej do furii.

- Jako ten sam gatunek, my, kobiety, też mamy mózgi. Nie

zapominaj, co mówiłeś o intelektualnych umiejętnościach Szeherezady.

- Nie zrozumiałaś mnie. Szeherezada miała lotny umysł potrzebny do

intrygowania mężczyzn, a nie zdolności intelektualne pozwalające na

konkurowanie z nimi. Jeśli chcesz, żebym cię słuchał, moja droga

RS

background image

40

Diamond, mów mi o swoich włosach, lśniących niczym malowana

słońcem rzeka. Od tamtej nocy wciąż o nich myślę. Pragnę również

dotyku twojej jedwabistej skóry. Marzę o chwili, gdy znajdziesz się w

moim łóżku.

- Niedoczekanie - szepnęła z nienawiścią.

Postąpił krok w jej stronę, spoglądając prosto w oczy. W jego

spojrzeniu płonął ogień.

- W tej chwili mam podobne odczucia. Za nic nie wziąłbym do łóżka

kobiety, która neguje własną kobiecość, a co za tym idzie - moją męskość.

Nigdy nie zaprzątałbym sobie głowy kobietą, która nie wie nic o

przeznaczeniu kobiety i mężczyzny. Odprawiłbym taką z kwitkiem.

Jednak, patrząc ci w oczy, wiem, że to nie takie proste. Spotkaliśmy się, bo

było nam to pisane i w konsekwencji nie będziemy już tacy sami jak

przedtem. Niezwykłym doświadczeniem będzie branie i dawanie

rozkoszy, wiedząc, że nie obdarzyłaś nią przedtem żadnego mężczyzny, bo

nawet nie podejrzewałaś jej istnienia. To jest skarb, o który warto walczyć.

Nie tknął jej, lecz pod wpływem tych słów serce Frances waliło jak

oszalałe. Choć była ubrana, czuła jak słowa Alego o wzajemnej rozkoszy

pieszczą jej skórę. Wyobrażała sobie jego palce przesuwające się po jej

twarzy, szyi, piersiach... Budziły pożądanie.

Chciała odwrócić się od niego, by nie wyczytać z jego oczu

przeznaczenia, jakie z jej zgodą lub bez niej miało się spełnić,lecz byłoby

to tchórzostwem. Niebezpieczeństwu należy stawiać czoło, nie zaś unikać

go.

- Czy nie czujesz tego? - spytał.

RS

background image

41

- Nie - odparła. - Nie możesz tego nakazać. Wyciągnął rękę w jej

stronę. Cofnęła się znowu, natrafiła na sofę i straciła równowagę. Usiadła.

Chciała się zerwać, ale przytrzymał ją i usiadł obok.

- Jednak rozkazy już zostały wydane - powiedział. - Przeze mnie.

Przyszłaś do kasyna zobaczyć się ze mną, a ja rozpoznałem w tobie

kobietę, która odegra szczególną rolę w moim życiu. Już za późno, by się

cofnąć. Dlaczego się boisz?

Postanowiła nie dać mu się pocałować, bo utwierdziłoby go to w

mniemaniu, że kobietę i mężczyznę może łączyć jedynie namiętność i

tylko jedna strona jest górą. Tymczasem nogi miała jak z waty.

Nie próbował jej całować. Podniósł rękę i przesunął palcem wzdłuż

jej warg. Odczucia wywołane tym prostym gestem były wstrząsające.

Poczuła, że cała płonie.

Chciała zaprotestować, lecz jej usta domagały się następnej

pieszczoty. Podświadomie przyciągnęła go bliżej, aż ich wargi zetknęły

się. Nie ma co, sama go poprosiła i trudno byłoby się tego wyprzeć.

Powiedział jej, że oczekiwanie to połowa przyjemności, a teraz z

premedytacją przeciągał delikatny dotyk. Jęknęła i rozchyliła usta, pragnąc

jak najprędzej go poczuć. Było to tak gwałtowne, że aż ją zaniepokoiło.

Nim poznała Alego, uważała się za osobę skromną. Pocałunki

Howarda sprawiały jej przyjemność, lecz nigdy nie oczekiwała ich tak

niecierpliwie. Teraz jednak przekonała się, że pod maską skromności kryła

się inna, ognista i namiętna kobieta, która tylko czekała, by dojść do głosu.

Ali w końcu przerwał pocałunek i wciąż trzymając Frances w

ramionach, spojrzał jej głęboko w oczy. Powoli opuścił ją na poduszki.

- Widzisz? - spytał lekko drżącym głosem.

RS

background image

42

- Co?

- Kiedy jesteśmy razem, dzieje się coś niezwykłego i nie możesz

temu zaprzeczyć.

- Nie - mruknęła - ale to jest nieważne.

- Namiętność zawsze jest ważna.

Fran starała się odzyskać jasność myśli. Nie mogła ufać temu

człowiekowi. Im bardziej pożądała go fizycznie, tym mniej mu mogła

wierzyć.

- Tyle kobiet budziło twą namiętność - upierała się. Pokręcił głową.

- Nie aż taką - odparł. Coś w jego głosie świadczyło o zakłopotaniu.

Zrobił, co chciał, lecz sam był tym również zdumiony. Kiedy znów się

odezwał, jasne było, że usiłuje się opanować, bo intensywność przeżyć

zaniepokoiła go. - Teraz musisz już iść. Dam ci znać, kiedy nadejdzie

odpowiednia chwila dla naszego spotkania.

Jego arogancja jak zwykle otrzeźwiła ją. Wyrwała się z jego objęć i

pospiesznie zapięła w tajemniczy sposób rozpiętą górę bluzki.

- Dasz mi znać, kiedy podejmiesz decyzję?

- Kiedy da nam znać przeznaczenie - poprawił.

- O nie. Chcę obiecanego wywiadu. Nie wyjdę bez niego. Potem

nigdy już nie wrócę.

- To się okaże - uśmiechnął się Ali. - Jednak na pewno wyjdziesz bez

wywiadu.

Wszystko wróciło do normy. Postanowiła zmienić taktykę.

- Posłuchaj, bądźmy rozsądni...

- Nic z tego, Diamond. Moja odpowiedź nadal brzmi „nie". - I nie

nazywaj mnie Diamond.

RS

background image

43

- Jasne, nazywasz się Frances Callam. Nie muszę już tego

sprawdzać.

- Nie powiedział ci tego sekretarz, który odwiózł mnie do domu?.

- To nie należało do jego obowiązków - odparł.

- Ale powiedział ci chyba, gdzie mieszkam. Mogłeś łatwo sprawdzić.

Błysk w jego oczach zdradził, że kiedy jej nie zastał, zmyślił całą

historyjkę.

- Po co miałbym się trudzić, skoro jest lepszy sposób -wzruszył

ramionami. - Czek.

-Ten na sto tysięcy?

- Właśnie - uśmiechnął się i mimo niechęci Frances znów poczuła się

zakłopotana. Powinno się mu zabronić tego uśmiechu.

- Zablokowałem go - wyznał. - Mój bank go nie zrealizuje, ale

powiadomi mnie, czyje nazwisko na nim figuruje. Tak więc poznałbym je,

nawet gdybyś nie przyszła.

- Naprawdę? - wycedziła.

- Bardzo nieładnie z mojej strony, prawda?

- Bardzo. Ja jednak również zrobiłam coś równie zaskakującego. Nie

próbowałam podjąć gotówki, lecz przekazałam czek wczoraj

Międzynarodowemu Funduszowi dla Dzieci z pozdrowieniami od ciebie.

Ali roześmiał się, obnażając białe zęby.

- Doskonała historyjka. Jednak, moja droga Diamond, czy naprawdę

sądzisz, że uwierzę, by jakakolwiek kobieta zrezygnowała z takiej sumy?

- Zwróciłam naszyjnik.

- Wart był dziesiątą część czeku. Oddanie stu tysięcy, to zupełnie

inna sprawa.

RS

background image

44

- A jednak to zrobiłam - rzekła twardo - o czym się wkrótce

przekonasz. Kiedy czek okaże się bez pokrycia, wszystkie gazety

obsmarują cię na pierwszych stronach.

- Daj spokój, bardzo się starałaś, ale mnie nie tak łatwo nabrać. Teraz

niestety musisz już iść. Zabrałaś mi sporo czasu.

Odprowadził ją do drzwi frontowych.

- Do następnego spotkania.

- Ciekawe, czy będzie jeszcze jakieś?

- W moim kraju powiada się: odpowiedź jest wyryta w piasku.

- A w moim: nie dziel skóry na niedźwiedziu, póki biega w lesie.

Spoglądał w ślad za oddalającą się Fran. Gdy wrócił do domu, z

gabinetu wypadł blady sekretarz.

- Wasza Wysokość, dzwoni ktoś z Międzynarodowego Funduszu dla

Dzieci z podziękowaniami za hojny czek, lecz skarży się na jakieś

nieporozumienia wynikłe w banku.

Ali zaklął pod nosem i zniknął w gabinecie. Musiał użyć całego

swego uroku, by załagodzić sytuację i w ciągu pięciu minut wystawił

nowy czek na rzecz funduszu. Kiedy zaklejał kopertę, miał niewidzący

wzrok.

- Nabrała mnie - mruknął. - Sto tysięcy i nic w zamian. Wziął kartkę

papieru i napisał na niej „Frances Callam". Po chwili zastanowienia

przekreślił to i napisał „Diamond". To również przekreślił, by napisać w

końcu „Szeherezada".

RS

background image

45

ROZDZIAŁ CZWARTY

Przez kilka dni w rezydencji Alego Ben Saleema panowała cisza, bo

szejk wybrał się na kilkudniową wyprawę do Nowego Jorku. Powrócił

pospiesznie i spędził tydzień przy telefonie, potwierdzając terminy spotkań

i aranżując nowe. Służba, prócz sekretarza, prawie go nie widywała i on

też mało się stykał z obsługą. Frances zakładała, że pewnością nie będzie

miał czasu, by przyjrzeć się uważnie nowej pokojówce.

Wszystko udało się zdumiewająco łatwo zaaranżować. Joey odnowił

dawne kontakty i znalazł agencję pośrednictwa pracy w tym rejonie.

Namową i przekupstwem załatwili rozesłanie ofert po wszystkich

okolicznych domach. Starszy lokaj Alego złapał przynętę. Potrzebowano

mieszkającej na miejscu pokojówki. Zgłosiła się Fran przebrana w długą,

ciemną perukę, robocze ubranie i buty na płaskim obcasie. Przedstawiła

się jako Jane. Została natychmiast przyjęta.

Frances długo biła się z myślami, nim zdecydowała udać się w

przebraniu do rezydencji Alego. To nie było jej ulubione zajęcie i gotowa

była się wycofać.

Wówczas przypomniała sobie, co szejk mówił o roli kobiety. To

bardziej jego władczy ton, a nie słowa, zapadł jej w pamięci. Wiedziała, że

nie spocznie, póki nie zmusi go do odwołania tych słów i oddania jej

należnego szacunku.

Zaczęła pracę w dniu wyjazdu Alego. Najpierw pracowała na dole,

głównie w kuchni. Raz pozwolono jej pod okiem lokaja posprzątać

sypialnię pana.

RS

background image

46

Stwierdziła, że sypialnia była zdumiewająco ascetyczna. Nie miała

nic z przesadnego przepychu, w jakim Ali zwykł przyjmować panie

pokroju Diamond. W swym prywatnym azylu zadowalał się gładkimi,

białymi ścianami, wywoskowaną podłogą i wielkim, mahoniowym łożem.

Ściany zdobiły trzy fotografie. Wszystkie przedstawiały konie. Lokaj

poinformował ją, że to zdjęcia koni Jego Wysokości, zrobione po

wygranych biegach - Wielkiej Narodowej i Ascot. Potem przypomniał

sobie o swoich obowiązkach i ostrym tonem polecił Jane-Fran wrócić do

pracy.

Frances nie wiedziała dokładnie, czego szuka. Oprócz całościowego

obrazu jego życia, pragnęła znaleźć coś, co pokazałoby mu, że nie można

tak jej odprawić z kwitkiem.

Działała na własną rękę. Joey wyjechał z Londynu, bo otrzymał

ciekawą propozycję na północy, Howardowi powiedziała, że przez kilka

tygodni będzie bawiła poza miastem. Nikt nie wiedział, gdzie się znalazła.

Tak było bezpieczniej. Gnębił ją jednak brak sukcesów.

Kiedy wrócił Ali, starannie schodziła mu z oczu. Niepotrzebnie.

Książę nie zwracał uwagi na służące.

Jednak tej nocy popełnił błąd. Fran zauważyła, że przyniósł do

sypialni naręcze akt. W godzinę później zjawił się niespodziewany gość i

Ali zszedł na parter, nie zamykając drzwi na klucz.

To była wymarzona okazja. Akta mogły zawierać szczegóły będące

kluczem do wszystkiego, z imperium naftowym włącznie. Człowiek, który

wydawał majątek na własne przyjemności i nie dopuszczał do głosu

mieszkańców własnego kraju, powinien zostać rozliczony. Dokona tego

Frances. Jeśli przy okazji utrze mu nosa za protekcjonalny ton, tym lepiej.

RS

background image

47

Prześlizgnęła się schodami do sypialni. Akta leżały rozsypane na

łóżku. Ku jej rozczarowaniu, tylko jedne były po angielsku, więc zaczęła

je czytać.

W trakcie lektury oczy otwierały się jej coraz szerzej. Dokument

dotyczył kasyna, w którym się spotkali i wynikało z niego, że Ali jest

właścicielem „The Golden Chance".

- To pozbawiony skrupułów... - wyrwało się jej. Oburzenie rosło w

trakcie czytania.

Z tyłu rozległ się odgłos zamykanych drzwi. Zaniepokojona Fran

odwróciła się, by ujrzeć cynicznie uśmiechniętego Alego.

- Czapki z głów - powiedział. - Nigdy się nie poddajesz, co?

Podniosła się z klęczek, próbując przyjąć jak najbardziej godną

postawę, co było dość trudne.

- Powinieneś o tym wiedzieć - oświadczyła wyniośle.

- Ależ wiedziałem. Najciekawsze było obserwowanie, jak daleko się

posuniesz. Moja droga Diamond-Frances-Jane, czy jak ci tam, naprawdę

myślałaś, że można mnie tak łatwo nabrać?

- Wiedziałeś, że to ja?

- Ogłoszenie, które trafiło pod moje drzwi, prowadziło wprost do

agencji pośrednictwa pracy. Oczywiście, że wiedziałem. Uprzedziłem

mojego lokaja, żeby spodziewał się ciebie. Mówiąc szczerze, dobrze się

postarałaś. Ledwie cię rozpoznał. Ja poznałem cię od razu. Masz w sobie

coś, czego nie ukryją żadne robocze stroje.

- Wszystko wiedziałeś... - powtórzyła oszołomiona.

- Biedna Diamond, a byłaś przekonana, że radzisz sobie tak

wspaniale.

RS

background image

48

Mówiąc to, nie przestawał się uśmiechać, lecz za tym kryło się coś,

co pewnie przeraziłoby Fran, gdyby była bardziej lękliwa. To nie był

zwykły uśmiech. Pojęła to, gdy przekręcił klucz w zamku i schował go do

kieszeni.

- Hej, wypuść mnie stąd - rzekła twardo.

- Tak ci spieszno? Czy nie za szybko, zważywszy na to, ile trudu

kosztowało cię dotarcie tutaj? - Pokazał na czytane przez nią akta. - Mam

nadzieję, że było warto. To przypomniało jej o doznanej zniewadze.

- Podszedłeś mnie - rzekła oskarżycielsko. Roześmiał się.

- Dobre sobie. Zakradasz się w przebraniu do mojego domu i

twierdzisz, że cię podszedłem?

- W kasynie. Wszystko było ukartowane. Byłeś u siebie. Nic

dziwnego, że nie przejmowałeś się przegraną. Przegrywałeś do siebie.

Zaaranżowałeś też wygrane, wmawiając, że przyniosłam ci szczęście.

Obracasz w kółko własnymi pieniędzmi. Ciekawy i tani sposób spędzania

czasu.

- Nie ustawiałem wygranych. To byłoby oszustwo, którego się

brzydzę. Tak było naprawdę. Nie kłamię - dodał, widząc jej sceptyczne

spojrzenie.

- Oczywiście, że nie. Przepraszam.

- Widzę, że nie cieszę się u ciebie najlepszą opinią. Jednak po tym

wszystkim powinniśmy zawrzeć rozejm i zostać przyjaciółmi.

Mówiąc to, wyjął z mahoniowej szafki kryjącej lodówkę butelkę

szampana, otworzył ją i napełnił dwa kieliszki.

- Chyba nie odmówisz wypicia ze mną kieliszka szampana? - spytał.

- A może wolisz filiżankę gorącej herbaty?

RS

background image

49

- Herbata byłaby nudna - odparła, odzyskując rezon. Wzięła

kieliszek.

Zdziwiła się nieco, że Ali bierze wszystko za dobrą monetę, lecz w

końcu tak mało go znała. Najwyraźniej zadowolił się udowodnieniem jej

swojej wyższości.

- Jesteś niezwykłą kobietą, Diamond - zauważył, porządkując

porozrzucane akta.

- Mam na imię Fran - zaprotestowała.

- Wiem, ale myślę o tobie jako o Diamond. Fran jest za krótkie.

Diamond lśni dla mnie niczym klejnot, odkąd poznaliśmy się tamtego

wieczoru, i wciąż mnie prześladuje. Musisz przyznać, że po tej sprawie z

czekiem należy mi się rewanż. Frances nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Tak, czytałam w gazecie o twym hojnym darze. Prawda, że byłam

lepsza od ciebie?

Usłyszała, jak gwałtownie wciągnął powietrze. Spojrzał na nią

dziwnie i przez chwilę dostrzegła w jego oczach coś, co powinno ją

zaniepokoić - zimną złość.

Jednak po chwili wszystko zniknęło niczym sen.

- Żadnej kobiecie nie udało się to do tej pory - rzekł z uśmiechem.

- Chyba cię wcale nie znałam. Nawet mi się nie śniło, że przyjmiesz

to tak spokojnie.

- A czego się spodziewałaś? - spytał rozbawiony.

- Nie jestem pewna, ale czegoś dzikiego i okrutnego.

- Jednym słowem przypuszczałaś, że zachowam się jak bohater

tandetnej powieści. Jestem człowiekiem kulturalnym.

- Wiem. To było nie w porządku z mojej strony.

RS

background image

50

- Zatem możemy wznieść toast za zdrowie równorzędnych

przeciwników.

Trącili się kieliszkami.

- Zastanawiam się, co powiesz swoim wspólnikom - mruknął.

Usiedli na brzegu łóżka.

- Na szczęście pracuję sama.

- A ten mały człowieczek, z którym byłaś w kasynie? Pewnie

wysyłasz mu sprawozdania.

- Zatrudniam go tylko od czasu do czasu. Teraz pojechał gdzieś dalej

w związku z inną pracą.

- Ale rodzina... prawda, ty nie masz rodziny. Co za smutne życie!

- Wcale nie jest smutne.

- Ale nie masz nikogo, kto cieszyłby się z twoich sukcesów ani

pocieszał w chwilach porażek. - Popatrzył na nią w zadumie i nagle podjął

decyzję. - No dobrze. Może byłem niesprawiedliwy. Udzielę ci tego

wywiadu po powrocie. Słowo.

- Po powrocie?

- Człowiek, który był tu przed chwilą poinformował mnie o

kryzysowej sytuacji w Kamarze. Wymaga ona mojej natychmiastowej

obecności. Porozmawiam z tobą po powrocie.

- To znaczy kiedy?

- Skąd mogę wiedzieć? - Wzruszył ramionami.

- Rozumiem - rzekła zniechęcona. - Czcze obietnice. Na świętego

Nigdy.

- Jakaś ty podejrzliwa! Boisz się, że nie wrócę?

- Jeśli upłynie dość dużo czasu, zapomnisz o tej rozmowie.

RS

background image

51

- Może i racja. W takim razie musisz jechać ze mną.

- Jak to? - spytała oszołomiona.

- Jestem człowiekiem słownym. Będziesz moim gościem w

Kamarze. - W oczach miał dziwny błysk. - Otrzymasz przywileje, jakich

żadna kobieta nie miała przed tobą i obiecuję ci niezapomniane wrażenia.

- Kiedy jedziemy?

- Za pół godziny.

- Ale nie mam swojego paszportu.

Ironiczny uśmiech przypomniał jej, że Ali jest głową państwa, a nie

byle kim.

- To już moje zmartwienie. Pospiesz się! Jeżeli nie zdążysz, nie będę

czekał.

Nie potrzeba jej było dalszych zachęt. Zerwała się uszczęśliwiona i

podbiegła do drzwi - zapomniała, że są zamknięte. Ali śmiejąc się,

otworzył kluczem.

W swoim pokoju błyskawicznie spakowała trochę rzeczy.

Zaciągała zamek, gdy rozległo się pukanie do drzwi. W progu stała

śliczna Arabka, która pokłoniła się Frances.

- Przyniosłam to - powiedziała, wręczając jej ciemnozielone szaty. -

Włożysz i będziesz mną.

Łamaną angielszczyzną przedstawiła się jako Kamari, służąca, która

otrzymała prawo wjazdu do Anglii i pracy w rezydencji Alego. Fran

skorzysta z jej paszportu przy wyjeździe i powrocie.

Dziewczyna pomogła się jej ubrać i pokazała, jak zakrywać głowę i

twarz, by widać było tylko oczy.

RS

background image

52

- Musisz je trzymać spuszczone, żeby nikt nie zobaczył, że są

niebieskie - poradziła. - Zresztą tak powinna chodzić kobieta. Nie śmie

patrzeć mężczyźnie w oczy.

No proszę, pomyślała Frances. Kolejny dowód przeciwko Alemu.

Jednak była mu wdzięczna, że zabiera ją ze sobą.

Po kilku minutach wsiadła do czekającego przed domem samochodu,

Szejk był już w środku. Zdjął europejskie ubranie i wyglądał jak

stuprocentowy Arab. Przeglądał jakieś dokumenty, lecz odruchowo uniósł

głowę, gdy zajmowała miejsce obok niego.

Drzwi zatrzasnęły się i auto ruszyło.

- Wybacz, ale ten kryzys zajmuje moją całą uwagę - rzekł.

- Co to za kryzys? - ośmieliła się.

- Chwilowo o nic nie pytaj - uśmiechnął się dziwnie. - Kiedy

znajdziemy się w Kamarze, wszystko stanie się dla ciebie jasne.

W pół godziny potem znaleźli się na lotnisku. Minęli dworzec i

pojechali w stronę rejonu odpraw towarowych i prywatnych samolotów.

Szofer wysiadł i z jakimiś dokumentami, pewnie paszportami, udał się do

przedstawicieli władz. Ci spojrzeli na powiewającą na rolls-roysie flagę

Kamaru, wskazującą na obecność głowy państwa i zezwolili na przejazd.

Szejk to ma klawe życie, pomyślała.

Rolls minął bramę i wreszcie zatrzymał się. Szofer otworzył drzwi i

skłonił się nisko przed Alim. Fran wysiadła i ujrzała czekający prywatny

odrzutowiec w srebrno-błękitnych barwach Kamaru. Ali był już na

schodkach samolotu, więc pospieszyła za nim.

RS

background image

53

Wystrój wnętrza zaparł jej dech w piersi. Wszędzie wisiały jedwabne

zasłony, jako siedzenia służyły przepastne fotele, a podłogę wyściełał

gruby, barwny kobierzec.

Ali usiadł sam, a ktoś z obsługi zaprowadził Fran do innej części

samolotu. Domyślała się, że to ze względu na obecność jego podwładnych.

Silniki zostały uruchomione, wejście zamknięte i maszyna zaczęła

kołować. Po kilku minutach byli już w powietrzu.

Wkrótce po starcie steward postawił przed nią mały stolik i podał

migdałowe biszkopty oraz wino. Jadła dość dawno temu, więc

poczęstowała się z przyjemnością. Po kilku minutach dołączył do niej Ali,

rozbawiony jej podnieceniem.

- Większość czasu spędzę przy telefonie - wyjaśnił - lecz wydałem

już w twojej sprawie stosowne dyspozycje. Masz przygotowane łóżko.

Dochodzi północ, a lot potrwa długo.

- Masz rację - ziewnęła. - Miło będzie się przespać.

Skinął głową i steward zaprowadził ją do oddzielnego

pomieszczenia. Tam zdębiała na widok zasłanego jedwabiami podwójnego

łoża. Był to raczej luksusowy hotel niż samolot, ale też szejk nie był

zwykłym człowiekiem.

Choć sen ją morzył, gdy tylko się położyła, poczuła się całkiem

rozbudzona. Nie chciała utracić ani chwilki, więc leżąc z głową przy

oknie, wyczekiwała pierwszych zwiastunów świtu.

Patrzyła w zachwycie, jak światło z wolna rozjaśnia ziemię. W dole

był jedynie piasek. Nad bladą, tajemniczą pustynią wschodziło słońce. Po

raz pierwszy w pełni uświadomiła sobie jej rozmiar. Była wielka,

nieograniczona i równie groźna jak człowiek, który ją tu przywiózł.

RS

background image

54

Jednak niebezpieczeństwo stanowiło tylko mały fragment całości.

Niezwykłe piękno pustyni poraża niektórych ludzi jak nieuleczalna

gorączka i Frances zrozumiała, że należy właśnie do takich osób. Z

radością pomyślała, że wkrótce znajdzie się w kraju wymarzonym w

czasach samotnego, deszczowego dzieciństwa. Jej życie odmieni się.

Usłyszała otwierane drzwi i Ali położył się obok niej.

- To moja ziemia - powiedział. - Czeka, by cię przywitać.

- Jest piękna - odparła. - Piękniejsza ponad wszelkie wyobrażenie.

Wielka i taka... samowystarczalna.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem.

- Masz rację. Czuję to samo. Pustynia nas nie potrzebuje. Jest

samoistna. Zdumiewające, że pojęłaś to od razu. Wielu urodzonym tutaj

zajmuje to całe życie.

Uśmiechnęła się w duchu, ucieszyło ją, że tak dobrze się rozumieją.

Wróżyło to dobrze początkowi podróży.

Słońce wreszcie wzniosło się zdecydowanie ponad horyzont i przed

oczyma Frances pustynia rozkwitła głęboką żółcią. Niebo stało się

niewiarygodnie błękitne. Cały świat zdawał się błyszczeć i lśnić.

- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś - mruknęła. Nie spostrzegła błysku

zakłopotania w oczach Alego.

- Wróć na fotel - powiedział. - Lądujemy lada chwila.

Z fotela również wyglądała zachłannie przez okno. Zniknęła pustynia

i pojawiło się przed nimi lotnisko niczym nie różniące się od europejskich.

Przy schodkach czekał na nich kolejny rolls z przyciemnionymi szybami.

Fran zasłoniła kwefem twarz, spuściła oczy i poszła za Alim do

samochodu.

RS

background image

55

Pierwsza część drogi nie przedstawiała się interesująco. Same szyby

naftowe. Ciekawiej zrobiło się, gdy wjechali do miasta. Choć auto jechało

szybko, Frances zauważyła, że niektórzy ludzie uśmiechali się i machali

przyjaźnie na widok flagi. Albo lubili swego władcę, albo...

- Czy robią to z własnej woli? - spytała.

- Co takiego?

- Uśmiechają się i machają.

- Cierpliwości! - mruknął Ali. - Nie, oczywiście, że nie - dodał

ironicznie. - Wydałem dekret, w myśl którego każdy nie uśmiechający się

na mój widok poddany będzie ścięty na rynku.

- Przepraszam.

- To ciebie powinienem skrócić o głowę za takie insynuacje, jednak

twój duch wygłaszałby strasznie nudne kazania. Teraz milcz i zasłoń

twarz. Dojeżdżamy.

W kilka chwil później rolls przemknął pod wielką kolumnadą i

zatrzymał się przed podjazdem, gdzie na schodach czekało kilku mężczyzn

w arabskich strojach. Jeden z nich otworzył drzwi.

- Zostań tu - polecił Ali i Frances nie wysiadła z auta. Miejsce Alego

zajęła wysoka kobieta. Zdjęła kwef.

- Jestem Raszida - powiedziała. - Zabieram cię do twoich

apartamentów.

Odsłoniła twarz Fran i bacznie się jej przyjrzała. W końcu

pogardliwie wykrzywiła usta. Fran uznała to za niegrzeczne, lecz czuła się

bezpieczna pod ochroną Alego.

RS

background image

56

Auto jechało długo i odniosła wrażenie, że okrążają pałac. Kiedy

zwalniali, Raszida zasłoniła kwefem twarz i gestem poleciła Fran zrobić to

samo.

- Chodź - rzekła, gdy wysiadły z samochodu.

Weszły schodami mniej zdobnymi od frontowych i znalazły się w

długim korytarzu. Panował tu miły chłód. Słońce zaczęło już dawać się we

znaki i nawet krótkie przejście od samochodu było męczące.

- W apartamencie czekają służące - oznajmiła Raszida.

- Dziękuję. Oczekiwałyście mnie?

- Zawsze jesteśmy przygotowane na przyjęcie nowej -wzruszyła

ramionami Raszida.

Brzmiało to tajemniczo, lecz Frances postanowiła wyjaśnić to

później.

Nie miała czasu rozejrzeć się dokładniej, ale na pierwszy rzut oka

pałac odpowiadał jej wyobrażeniom o tradycyjnej architekturze wschodu.

Jednak po chwili wsiadły do windy, która zawiozła je wyżej.

Kolejnym korytarzem podeszły do drzwi opatrzonych numerem

trzydzieści siedem. Za nimi mieścił się przepiękny apartament z balkonem.

Łukowate drzwi prowadziły do łazienki. Armatura była ze szczerego złota.

- Przyślę służące, by przygotowały ci kąpiel - powiedziała Raszida. -

Pewnie jesteś zmęczona podróżą.

- Nie widzę mojej torby - zaniepokoiła się Fran. - Kiedy ją

przyniosą?

- Nie będzie ci potrzebna.

- Ależ tak, mam tam moje rzeczy.

RS

background image

57

- Wszystko, co potrzebne, jest w tym apartamencie. Jego Wysokość

lubi, żeby konkubiny przyjmowały nowe rzeczy tylko z jego rąk.

- Konkubina? To chyba jakieś nieporozumienie. Nie jestem

konkubiną. Jestem dziennikarką.

- Nie wiem, jak w zachodnim świecie nazywa się kobiety takie jak

ty. Niech ci będzie dziennikarka.

- Czy Ali ci nie powiedział?

- Jego Wysokość - poprawiła ją Raszida - telefonował do mnie z

pokładu samolotu i wydał względem ciebie szczegółowe instrukcje.

Jestem przełożoną konkubin, wykonuję rozkazy mego pana i na tym

kończy się dyskusja.

- Co to, to nie - zaprotestowała Fran. - Jak śmiesz porównywać mnie

do tych jego...

- To dla ciebie wielki zaszczyt — rzekła chłodno Raszida. - Będzie

bardzo rozczarowany twoją niewdzięcznością.

- Nie tylko rozczarowany - rozzłościła się Frances. - Pójdę i powiem

mu, co o tym myślę.

Podbiegła do drzwi, lecz te okazały się zamknięte.

- Jego Wysokość rozkazał, byś pozostała tu, aż znajdzie dla ciebie

czas.

- A jak długo to może potrwać?

- Tydzień? Miesiąc? Ma ważniejsze sprawy na głowie.

- Jak śmie mnie tu trzymać?

- Jego Wysokość jest wszechpotężny i robi, co mu się podoba.

Fran wybiegła na balkon, wzywając ratunku. Znajdowała się na

czwartym piętrze. Na dole rozciągał się kwiecisty trawnik. Dwaj

RS

background image

58

mężczyźni, zapewne ogrodnicy, obejrzeli się na jej wołanie, wzruszyli

ramionami i wrócili do pracy.

Weszła do pokoju. Straszliwa prawda wydawała się jej czymś

nierealnym. Ali nie byłby zdolny do takiej podłości.

Raszida stała przy drzwiach.

- Zostawię cię teraz samą. Służące przyślę, gdy się nieco opanujesz.

Otworzyła drzwi i zniknęła. Fran pomknęła za nią, lecz nie zdążyła.

Usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Zaczęła walić w drzwi.

- Wypuśćcie mnie! - krzyczała. - Nie macie prawa mnie tu trzymać!

Bez echa.

Została sama i dopiero teraz pojęła całą grozę swego położenia.

Ali nigdy nie zamierzał udzielić jej wywiadu. Dla niego była jedynie

kobietą, która ośmieliła się go zwieść i trzeba ją było ukarać. Zwabił ją tu

podstępnie i uwięził. Nikt nie usłyszy jej krzyków.

W tym kraju był wszechwładny i mógł sycić się swoją zemstą, a ona

nie mogła nic na to poradzić.

RS

background image

59

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kiedy Fran uspokoiła się nieco, zaczęła badać otoczenie. Ucieczka

przez balkon była niemożliwa, więc szukała innych sposobów.

Zwiedziła łazienkę. W innych okolicznościach byłaby zachwycona

jej przepychem. Olbrzymia wanna wpuszczona w podłogę, delikatne w

dotyku gładkie marmury...

Główny pokój był równie bogato wyposażony. Sute zasłony

baldachimu zwisały nad olbrzymim łożem nakrytym purpurowym

brokatem. Rozmaite drzwi prowadziły niestety do szaf. Jedyne wyjście

zostało zamknięte na klucz. Fran jęknęła, myśląc o własnej głupocie.

Popędziła wprost do pułapki.

Skąd mogła przypuszczać, że Ali zachowa się w tak okropny

sposób? We współczesnym świecie ludzie nie robią takich rzeczy!

Jednak Ali Ben Saleem nie był w jej rozumowaniu współczesnym

człowiekiem, tylko władcą absolutnym i mógł robić, co mu się żywnie

podoba.

Usłyszała zgrzyt klucza w zamku i obejrzała się szybko, lecz nie był

to Ali, a tylko dwie dziewczyny w strojach pokojówek. Skłoniły przed nią

głowę. Jedna z nich wsunęła się do łazienki i zaczęła napuszczać wodę do

wanny. Frances poskromiła swój buntowniczy nastrój. Była zgrzana,

spocona i zmęczona, więc zaakceptowała pomysł kąpieli.

Woda pachniała wspaniale. Frances weszła do wanny i zaczęła się

namydlać. Na pozór pochłonięta kąpielą, skupiła się na układaniu w

myślach tego, co powie Alemu. Tylko kiedy to nastąpi? Raszida dała jej

do zrozumienia, że może długo czekać.

RS

background image

60

Kiedy skończyła, wyszła z wanny, a pokojówki owinęły ją w

ręcznik. Wytarta, zaczęła rozglądać się za swoją zieloną szatą, w której

przyjechała z Anglii. Ani śladu. Zamiast tego, jedna z pokojówek z

uśmiechem pokazała na wyszukaną turkusową tunikę.

- Wolałabym moje rzeczy - upierała się Fran. - Są w mojej torbie.

Gdzie ona jest?

- Torba zaginęła - naburmuszyła się jedna z pokojówek.

- To są pani rzeczy.

- Wcale nie. Jeśli waszemu panu wydaje się, że ubierze mnie jak

jedną ze swoich kobiet, to niech się puknie.

- Proszę wyrażać się z szacunkiem o panu - poprosiła jedna z

pokojówek.

- Już ja mu okażę szacunek, niech się tylko pojawi - zagroziła,

budząc przerażenie pokojówek. Tymczasem Frances nadal nie

rezygnowała z oporu. - Włożę moje rzeczy albo zostanę goła -

oświadczyła, siadając na sofie tyłem do drzwi. Owinęła się ręcznikiem,

żałując, że nie jest większy.

Z tyłu dobiegały ją szepty. Widocznie pokojówki naradzały się, jak

złamać jej opór.

- I tak nie ustąpię - rzekła stanowczym tonem.

- Oto cała Diamond - usłyszała rozbawiony głos. Podskoczyła w górę

i odwróciła się. Ali przyglądał się jej ironicznie. Pokojówki zniknęły.

- Jak śmiałeś! - spytała wściekle.

- Co?

Jak śmiał stać tu taki przystojny i pewny siebie? To była pierwsza

myśl, która przyszła jej do głowy. Jak śmiał być taki podły?

RS

background image

61

- Jeśli to miał być dowcip, to całkiem chybiony - zaczęła wyniośle.

- Słucham? - Skrzyżował ramiona.

- Jestem tutaj, by napisać obiecany przez ciebie wywiad. Jeżeli

sądzisz, że udał ci się dowcip z wpakowaniem mnie tutaj to... No dobrze,

to było bardzo śmieszne, ale teraz koniec, mam dość żartów.

Ali zlustrował ją od stóp do głów. Ręcznik osłaniał Fran od połowy

ud, ledwie zakrywając piersi. Zaczął się zsuwać, więc przytrzymała węzeł.

Miała nadzieję, że Jego Wysokość przestanie się w nią wgapiać.

- Ależ ja mówię całkiem poważnie - odezwał się w końcu. -

Diamond, jak na kobietę chełpiącą się swoją inteligencją, dałaś się łatwo

podejść. Już raz powiedziałem, że nie będzie żadnego wywiadu. Nie

zmieniłem zdania i naiwnością byłoby sądzić inaczej.

Sens jego słów z trudem docierał do Frances.

- To nie zamierzałeś rozmawiać ze mną? - wykrztusiła.

- Ani przez chwilę. Pieniądze, interesy, polityka nie są dla kobiet.

Mówiłem ci to, ale nie chciałaś wierzyć.

- Zwabiłeś mnie pod fałszywym pretekstem. Nie miałeś...

- Mogłaś się tego domyśleć. Wiesz, że nie jestem człowiekiem, który

zniewagę puszcza płazem.

- Jaką zniewagę? Nigdy cię nie znieważyłam.

- Zmusiłaś mnie do wystawienia czeku. To ubodło moją dumę.

- Twoją dumę! - wykrzyknęła ze złością.

- Władca - rzekł twardo - musi być człowiekiem dumnym. Inaczej

nie nadaje się do rządzenia. Dlatego muszę karać każdego, kto mnie

obrazi. Wdarłaś się do mojego domu w przebraniu, nawet w dwóch

maskach, jeśli wziąć pod uwagę nasze pierwsze spotkanie. Myślałaś, że

RS

background image

62

jesteś sprytna, lecz nie tak, jak ci się zdawało. Postanowiłem przywołać cię

do rzeczywistości.

- Do rzeczywistości - powtórzyła niczym echo. - Zamknięcie mnie

razem z konkubinami nazywasz rzeczywistością?

- Sama jesteś sobie winna. Sprowokowałaś mnie, a ja podjąłem

wyzwanie. Teraz twój ruch.

- Owszem, ludzie zaczną pytać, gdzie się podziałam.

- Naprawdę? Powiedziałaś mi, że nikt nie wie o tym, że zatrudniłaś

się u mnie. Twój przyjaciel Joey ma inną pracę. Nie masz rodziny. Kto

zauważy, że zniknęłaś?

- A ty przywiozłeś mnie na cudzym paszporcie... Ali skinął głową.

- Nikt nie wie, że opuściłaś kraj, tym bardziej dokąd wyjechałaś.

Wraz z narastającym gniewem dotarła do niej przerażająca prawda o

sytuacji, w jakiej się znalazła.

- I te wszystkie pytania, jakie mi zadawałeś o wspólników.

Sprawdzałeś, czy można mnie bezpiecznie porwać. Zaplanowałeś to.

- Jestem człowiekiem przewidującym. Podjęła ostatnią próbę.

- Ali, to już zaszło za daleko. Oddaj moją torbę i rzeczy. Chcę stąd

wyjechać.

Roześmiał się.

- Jesteś cudowna, Diamond. Bezbronna pozostajesz w mojej mocy, a

wydajesz mi polecenia takim tonem, jakbym to ja był od ciebie zależny.

Cały się trzęsę.

- Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała drżącym głosem. - To jakiś

sen. Wkrótce się obudzę.

RS

background image

63

- Słodkich snów. Śnij o mnie. Jednak po przebudzeniu nadal tu

będziesz i zostaniesz tak długo, jak mi się spodoba.

- Musiałeś chyba oszaleć, sądząc, że zrobisz ze mnie konkubinę

numer trzydzieści siedem!

Roześmiał się.

- Cóż, muszę przyznać, że nie mam aż tylu konkubin. Po prostu tylko

ten pokój ma zamek. Inne kobiety cieszą się, mogąc służyć krajowi.

- Cóż, to nie mój kraj i nie mam zamiaru pełnić służby w twoim

łóżku - powiedziała nieco patetycznie. - Skoro inne są tak chętne, czemu

nie poprzestaniesz na nich?

- Nawet nie wiesz, ile razy zadawałem sobie to pytanie. Ty drażnisz

mnie i prowokujesz jak żadna inna.

Mówiąc to, położył palec na jej ramieniu i przeciągnął wzdłuż ręki.

Dotknięcie było lekkie, niemal niewyczuwalne, lecz wprawiło w drżenie

całe jej ciało. Gdy cofnął rękę, wciąż miała to dziwne uczucie mrowienia.

Wzięła głęboki wdech, starając się opanować drżenie. Niesmakiem

napełniło ją odkrycie, że jej ciało tak silnie reaguje na dotyk Alego, nawet

mimo wściekłości. On, rzecz jasna, na to liczył. Spodziewał się zapewne,

że ulegnie jego męskiej sile, a tego za wszelką cenę chciała uniknąć.

Odważnie spojrzała mu w oczy.

- Żądam, żebyś natychmiast mnie stąd wypuścił.

- Cudowna - mruknął Ali. - Podziwiam cię coraz bardziej.

- Czy słyszałeś, co powiedziałam?

- Oczywiście, tak jak słyszy się deszcz bijący w szybę. To mnie

jednak nie powstrzyma. Cierpliwości, Diamond. - Uniósł jej podbródek. -

Czyż nie mówiłem ci, że przyjemność kryje się w oczekiwaniu? Jeszcze

RS

background image

64

tyle przed nami. Gdy nadejdzie ten moment, będziemy zespoleni jak żaden

inny mężczyzna i kobieta.

Trudno było zaprzeczyć, gdy końcami palców muskał jej wargi,

jednak spróbowała się przemóc.

- To się nigdy nie stanie - wydusiła. - Odmawiam. Jeśli sądzisz, że to

- szerokim gestem ogarnęła pokój - i cała twoja władza, coś zmienią, jesteś

w błędzie.

- Sądzisz, że mnie to wzrusza - zaśmiał się. - Walcz ze mną, jeśli

chcesz, tym słodsze będzie moje zwycięstwo. Miejmy nadzieję, że sprawy

państwowe nie odciągną mnie na zbyt długo i wreszcie znajdę czas dla

ciebie.

Minęła dłuższa chwila, nim pojęła sens jego słów.

- Nie! - krzyknęła. - Nie!!!

Wywinęła się, podbiegła do drzwi i zaczęła w nie bębnić.

- Niech mi ktoś pomoże!

Ali znalazł się przy niej w okamgnieniu, objął ją oburącz i przeniósł

na środek pokoju. Wierzgała i kopała, lecz trzymał ją mocno i jedyne, co

zdołała osiągnąć, to tyle, że ręcznik zaczął się z niej zsuwać.

- Puść mnie! - krzyczała - pu...

Zamknął jej usta brutalnym pocałunkiem. Była to nie tyle pieszczota,

co akt dominacji, lecz udało mu się ją uciszyć. Zebrała wszystkie siły, by

stawić mu opór. Nie pozwoli mu się tak całować.

On jednak całował ją nadal, w dodatku - tak jak nigdy przedtem.

Ręcznik osunął się na podłogę. Ali trzymał ją w ramionach nagą, dając jej

do zrozumienia pocałunkiem, że należy tylko do niego i nikogo więcej.

Mimo wszystko wyczuł stawiany przez nią opór.

RS

background image

65

- Nie bądź głupia, Diamond - mruknął. - Możesz bez trudu

zapanować nade mną, lecz nie siłą. Dysponujesz bronią, pozwalającą na

podporządkowanie sobie każdego mężczyzny.

Obrócił ja, dźwignął i zaniósł na łóżko. Nie odrywając ust od jej

warg, położył ją na jedwabnej pościeli. Przywarła do niego, by uspokoić

się, a może dlatego, że nie pozostawało jej nic innego.

Uświadomiła sobie, że zmienił się charakter pocałunku. Porywczość

ustąpiła miejsca czułości. Coś wewnątrz niej zmiękło pod jej wpływem.

Czułość obezwładniała Frances skuteczniej niż siła.

Ali przesunął usta wzdłuż jej szyi i zaczął całować zagłębienie

między piersiami. Przywarł tam na dłuższą chwilę i Fran zorientowała się,

że czuje bicie jej serca.

- Czy bije ono z miłością, czy z nienawiścią, Diamond? - szepnął.

- Z nienawiścią - zdołała odszepnąć.

- A moje? - Przyłożył jej dłoń do swego serca.

- Ani z miłością, ani nienawiścią, tylko żądzą posiadania.

- Być może. Żadnej innej kobiety nie pożądałem tak jak ciebie. Proś

o co chcesz.

- Pozwól mi odejść.

Te słowa zmroziły go. Puścił ją i cofnął się. Miał kamienną twarz.

- Żądasz rzeczy niemożliwych - warknął. - Pora, byś poznała prawdę.

Zostaniesz tu, póki mnie nie zaspokoisz.

- Co to znaczy?

- Kiedy będziesz należała do mnie duszą i ciałem, kiedy powiesz mi,

że pragniesz mnie na zawsze, wtedy będę w pełni zaspokojony.

Szybko wstał i wyszedł.

RS

background image

66

- Tylko że ja tu nie zostanę! - krzyknęła. - Ucieknę i wyjawię

wszystko!

Mówiła do zamkniętych drzwi.

Frances była zbyt inteligentna, by nadal toczyć walkę nieskuteczną

bronią. Powściągnęła więc swoje wzburzenie i postanowiła pod maską

spokoju ukryć chęć ucieczki.

Zdała sobie sprawę, że jest wykończona. Nie spała poprzedniej nocy.

Musiała nabrać sił, więc wsunęła się pod prześcieradła i usnęła jak

kamień.

Kiedy się obudziła, uśmiechnięte pokojówki, nisko kłaniając się

zaprosiły ją do stołu. Poczęstowano ją cielęciną z brzoskwiniami. Na deser

podano kandyzowane daktyle i wino. Wszystko smakowało wybornie, a

Fran dopiero teraz zrozumiała, jaka była głodna.

Gdy spała, zwrócono jej również torbę. Przeszukała ją i okazało się,

że jednak czegoś brak. Miała notesy i dyktafon, zniknął za to telefon

komórkowy.

Nie zadzwoni po pomoc.

Leena, pokojówka znająca trochę angielski, wyjaśniła jej, że resztę

popołudnia zajmie im wizyta kupca bławatnego, który przyniesie próbki

materiałów na ubranie.

- Potem uszyje, co tylko zechcesz - dodała.

Frances chciała odpowiedzieć, że nie zabawi tu tak długo, by

potrzebowała nowej garderoby, lecz ugryzła się w język. Uśmiechnęła się i

skinęła głową. Była to część jej nowej roli.

Jednak widok rozłożonych na podłodze różnobarwnych tkanin

wytrącił, ją ze sztucznej obojętności.

RS

background image

67

- Co mam wybrać? - spytała.

- Mój pan powiedział, że co tylko zechcesz - uśmiechnęła się Leena.

Dotyk miękkiego jedwabiu sprawiał jej niekłamaną przyjemność.

Nagle powróciły wspomnienia z dzieciństwa, gdy jako nastolatka

przyklejała nos do sklepowej witryny, marząc o wiszących tam ubraniach.

Tym razem szyba zniknęła, a stroje należały do niej.

Odwołała się do swojej inteligencji. Ktoś odkrył jej słabą stronę.

Ograniczy wybór do minimum. Jednak w dwie godziny później kupiec

opuszczał pałac z największym zamówieniem w życiu.

Osłupiała Fran zastanawiała się nad tym, co zaszło. Nie chodziło o

sam materiał, tylko o fortunę w klejnotach, które Leena zamówiła jako

ozdobę strojów. Pytanie Frances o to, czy są to prawdziwe kamienie

szlachetne, zbulwersowało Leenę. Czy książę Kamaru mógłby podarować

coś innego?

- To są - wyjaśniła - małe kamyki. - Pan podaruje ci duży osobiście.

- Duży? - zdziwiła się Fran.

- Powiedział, że cię hojnie obdaruje. Wszystkim, prócz wolności,

pomyślała Fran.

Znów się powstrzymała. Kiedy pojawi się Ali, będzie miała mu dużo

do powiedzenia.

Był wczesny wieczór. Fran wyszła na balkon, by podziwiać zachód

słońca, po którym zapadły ciemności. Jakby ktoś przekręcił wyłącznik.

Nawet mimo ponurego nastroju musiała przyznać, że nocą to miejsce

jest magiczne. W ogrodach pałacowych płonęło tysiące kolorowych lamp,

rozświetlających gęsty mrok. W oddali lśniły światła tętniącego życiem

miasta. Z dołu dobiegała urzekająca muzyka.

RS

background image

68

Po ścieżkach przechadzały się jakieś postacie, rozkoszując się

chłodem nocy. Jedną z nich mógł być Ali.

Obserwowała wysoką postać w białej szacie i złotym agalu*. Nie

widziała jego twarzy, lecz ze sposobu, w jaki się poruszał wywnioskowała,

że to on. Rozmawiał z kimś niższym o zakrytej głowie. Mogła to być

kobieta.

Fran nie zdawała sobie sprawy, że wychyla się coraz bardziej, aż w

końcu postać towarzysząca Alemu odwróciła się i Frances dostrzegła zarys

twarzy. Wtedy uświadomiła sobie, że z całych sił ściska poręcz.

Rozluźniła uchwyt. Odczuła tak silną ulgę, że niemal zakręciło się jej w

głowie.

Agal lub igal - sznur przytrzymujący nakrycie głowy, pełnił też

funkcję wielbłądzich pęt. Podczas postoju pęta były zawsze pod rękę.

Splatany ze złotych nitek symbolizował władzę królewską (przyp. tłum.)

Co gorsza, Ali spojrzał w jej stronę. Nie była pewna, czy ją

dostrzegł, lecz na wszelki wypadek skryła się wewnątrz.

Dla zabicia czasu przeglądała książki, które znalazła na półce koło

łóżka. Wszystkie były po angielsku i dotyczyły Kamaru.

Przygotowując się do wywiadu, sporo czytała na ten temat, lecz te

książki koncentrowały się szczególnie na jednym człowieku.

Kamar powstał zaledwie sześćdziesiąt lat temu. Wówczas pewien

nieustępliwy człowiek, Najeeb, wyłonił się z głębi pustyni, wraz ze swoim

szczepem rozlokował się wokół pierwszego szybu naftowego i nie ruszył

się stąd. Kompanie naftowe musiały z nim się układać, a gdy obwołał się

suwerennym władcą, lepiej było go nie drażnić.

RS

background image

69

Trudno zaliczyć go do miłych ludzi, pomyślała Frances, lecz miał

wizję obecnego państwa, odwagę, upór i konsekwencję. Taki był dziadek

Alego.

Jego syn, Najeeb Dragi, beztrosko przepuszczał zarobione na ropie

pieniądze. Miał dwóch synów, którzy wałczyli o tron. Zwyciężył młodszy

- Saalem i otwarłszy Kamar na nowoczesność, wydawał się być

oświeconym władcą.

Fotografie przedstawiały uderzająco podobnych mężczyzn, o ostrych

rysach, zdających się spoglądać za horyzont. Ali miał taki sam zarys ust i

podbródka. Wywodził się od bezlitosnych przodków, ponieważ był to

warunek przetrwania.

Nie chciała już więcej czytać. Zamknęła książkę z trzaskiem.

Natychmiast pojawiła się Leena, nakłaniając ją do udania się na

spoczynek. Fran zgodziła się.

Wyglądało na to, że Leena będzie spała obok na kozetce. Fran na

próżno usiłowała ją odprawić i w końcu zrezygnowała. Kiedy obudziła się

nad ranem z zaschniętym gardłem, stwierdziła, że miło mieć przy sobie

kogoś, kto przyrządzi ziołową herbatkę, pomagającą zasnąć kamiennym

snem.

RS

background image

70

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Rano Leena miała dla niej niespodziankę.

- Jeśli chcesz, możemy pojechać na bazar i pobawić się w robienie

zakupów - zaproponowała.

Zatem nie będę stale zamknięta w pałacu, skonstatowała Frances.

Może uda się skontaktować z ambasadą.

Pokojówki ubrały ją w zielonkawo-niebieskie szaty i włożyły zawój

na głowę. Z jednej strony zwisał welon, który należało przyczepić po

drugiej, zasłaniając twarz.

Przed drzwiami czekało czterech osiłków z rękoma skrzyżowanymi

na piersi.

- Eskorta honorowa - wyjaśniła Leena.

- Rozumiem - kwaśno odparła Fran.

Przed pałacem stała limuzyna. Jeden ze strażników prowadził,

pozostali wsiedli do pierwszego przedziału. Frances i Leena ulokowały się

w drugim.

Zanim auto zdążyło ujechać kilka metrów, rozległ się tupot nóg i

ktoś otworzył drzwi do tylnej części. Po chwili naprzeciwko siedział już

jakiś mężczyzna, wpatrując się we Fran.

- Wynoś się! - krzyknęła Leena. Potem zakryła usta i wyszeptała: - O

mój Boże!

To nie był Ali, lecz podobny do niego młody mężczyzna o

pogodniejszej twarzy i rozbawionym spojrzeniu.

- Nie mogłem oprzeć się pokusie obejrzenia najnowszego zakupu

kuzyna - oświadczył radośnie.

RS

background image

71

- Twój kwef! - syknęła Leena.

- Za późno, już widziałem jej twarz. - Młody człowiek uśmiechnął

się do Frances. - Jestem książę Jasir, kuzyn Alego. Powiedz mi, czy to

prawda? Ali rzeczywiście zapłacił za ciebie aż sto tysięcy?

- Zapłacił? - jęknęła Fran.

- Krążą takie plotki. Większość kobiet nie jest taka droga. Ja tam nie

płacę nigdy ponad trzydzieści tysięcy, lecz Ali kupuje tylko najlepszy

towar i widzę, że naprawdę jesteś nadzwyczajna.

- Wynoś się stąd! - wybuchnęła Frances. - Zjeżdżaj, zanim cię

kopnę!

Leena skuliła się, lecz młodzieniec wybuchnął śmiechem.

- I jeszcze masz w sobie diabelskiego ducha. Jesteś warta tych

pieniędzy. Do rychłego zobaczenia.

Otworzył drzwi i wyskoczył z wolno toczącego się pojazdu.

- To książę - jęknęła Leena - a ty go straszyłaś. Popadniemy w

niełaskę.

- Bzdury! - rzekła zadziornie Frances. - Jak śmiał insynuować, że

zostałam kupiona?

- Przecież wszyscy mówią, że kosztowałaś księcia Alego sto tysięcy

- upierała się Leena.

- Dał tyle na dobroczynność, by sprawić mi przyjemność - wyjaśniła

Fran, starannie dobierając słowa.

- Zatem musi cię niezwykle cenić - jęknęła z podziwem Leena.

A więc tak mnie tu widzą, pomyślała Frances. Cenny nabytek.

Zupełnie jak klejnot czy koń wyścigowy. Bez wątpienia Ali ma taką samą

mentalność.

RS

background image

72

Jednak zapomniała o swym oburzeniu, gdy tylko znalazła się na

bazarze. Ludzie na ulicach kłaniali się królewskiej fladze, choć przez

zaciemnione okna nie widzieli, kto jest w środku. Wreszcie limuzyna

stanęła i Leena przed wyjściem założyła Frances kwef.

Fran jęknęła, gdy uderzył ją żar południowego słońca. Wystarczyło

zaledwie parę minut, by przyzwyczaiła się do upału, jaskrawego światła i

krzykliwych kolorów. Czuła się jak na wakacjach. Niestety, eskorta

przypominała swą obecnością, że mimo oddawanych jej honorów jest

więźniem.

Ponieważ w pałacu mieli wszystko, nie bardzo było co kupować.

Frances wybrała parę białych gołębi, które wdzięcznie gruchały. Kupiec

zapewniał ją za pośrednictwem Leeny, że nie potrzebują klatki.

- Zdobądź ich miłość, a zostaną z tobą.

- To znaczy, że wrócą do niego i sprzedaje ponownie - zauważyła

Leena. - Wsadzimy je do klatki.

Ale Frances nie chciała o tym słyszeć. Wzięła od kupca torbę z

pokarmem i zwabiła ptaki do limuzyny. Tymczasem kierowca rozmawiał

przez telefon komórkowy. Po powrocie na balkonie była już zainstalowana

klatka.

Ku jej radości, gołębie wydawały się zadowolone z nowego domu i

nie zamierzały uciekać.

- Inaczej niż ja - mruknęła do nich. - Wyfrunę stąd przy pierwszej

okazji.

Leena podała lekką przekąskę, po której namawiała Fran do drzemki.

Nie chciała nic powiedzieć. Jednak gdy po przebudzeniu Frances

RS

background image

73

zorientowała się, że dziewczyna wlewa do kąpieli słodko pachnący płyn,

nie wytrzymała.

- Co to?

Zamknęła oczy i wciągnęła przesycone tym zapachem powietrze.

Nagle zaczęły jej przychodzić dziwne myśli do głowy. Zapach był bardzo

erotyczny i intensywny.

- Wystarczy tej kąpieli - oświadczyła, wychodząc z wanny. - Po

kolacji położę się wcześnie spać.

- Ależ muszę przygotować cię dla pana. Zostałaś wybrana do

towarzyszenia mu tej nocy. To wielkie wyróżnienie.

- Figa z makiem! - rzekła krótko Fran. - Jeśli sądzisz, że pozwolę się

przygotować jak kaczka do podania na tacy, mylisz się bardzo.

- Ale taki jest zwyczaj - lamentowała Leena. - Być wybraną, to

największy zaszczyt dla konkubiny.

- Nie jestem konkubiną!

- Zachowuj się poprawnie - błagała Leena - bo będę miała kłopoty.

- Zgoda, lecz tylko przez wzgląd na ciebie.

Szwaczki pracowały całą noc i pierwsze z nowych ubrań Frances

było gotowe. Szatę z fantastycznego jasnobrązowego atłasu i brokatu

zdobiła szeroka, strojna klejnotami szarfa przepasująca cienką talię Fran.

Na to narzucona była tunika z przejrzystej jedwabnej tkaniny, również

połyskująca drogimi kamieniami. Do tego współgrający z całością zawój.

Lustro pokazywało oszołomionej Frances niezwykłą arabską piękność.

Gdyby widział ją w tej chwili Ali...

Otrząsnęła się z zauroczenia. Przecież jest na niego wściekła. Nie

może zapominać o tym ani przez chwilę.

RS

background image

74

Weszła Raszida, której nie widziała od przyjazdu. Uważnie obejrzała

Fran i z aprobatą skinęła głową. Leena wyraźnie odetchnęła z ulgą.

Przed drzwiami tajemniczo zagrał róg.

- Twoja lektyka - powiedziała Raszida, poprawiając kwef Frances. -

Zaniesie cię do apartamentów Jego Wysokości. Ja pójdę przodem,

oznajmiając twoje przybycie. Kiedy ujrzysz księcia, pokłonisz mu się i

powiesz: „Uniżona sługa pozdrawia cię, mój panie". Nie wolno ci patrzeć

mu w oczy, dopóki na to nie pozwoli. Podniesienie wzroku bez zezwolenia

stanowi dotkliwą zniewagę. Zrozumiałaś?

- Zrozumiałam - odparła Fran, ciężko dysząc.

Raszida otworzyła drzwi. Czterech potężnych mężczyzn wniosło

zasłoniętą lektykę. Leena rozsunęła zasłony, by Frances mogła wsiąść,

potem zaciągnęła je z powrotem.

Wyściełane atłasem wnętrze ozdobiono złotem, rubinami i

szmaragdami. Z obu stron wisiały brokatowe zasłony.

Podróż ciągnęła się bez końca. Odgrodzona zasłonami od świata

Fran mogła tylko zgadywać, co się dzieje. Przed nią rozbrzmiewał róg i

głos Raszidy, wykrzykującej coś po arabsku.

Zastanawiała się, co powie Alemu. Doszła do wniosku, że nie

zdziwiłaby się, gdyby go nie było.

Jednak był. Usłyszała, jak wydaje dyspozycje. Lektyka spoczęła na

podłodze. Dobiegł ją odgłos zamykanych drzwi. Domyśliła się, że zostali

sami.

- Teraz możesz wyjść - powiedział rozbawionym głosem szejk

Kamaru, Ali.

RS

background image

75

Fran rozsunęła zasłony i wyskoczyła gotowa do ataku, lecz Ali

odsunął się na bezpieczną odległość. Zdjęła kwef i wbiła w niego wzrok.

- Jeśli spodziewasz się tych bzdur z „uniżoną sługą...", to

uprzedzam... - zaczęła bojowo.

- Ależ w żadnym razie - roześmiał się. - Dlatego wpierw upewniłem

się, że zostaliśmy sami. Gdyby moi słudzy zobaczyli, że traktujesz mnie

bez należnego szacunku, musiałbym zamknąć cię w karcerze, co bez

wątpienia popsułoby nam cały wieczór.

Spojrzała na niego uważniej.

- Jak śmiesz posyłać po mnie, jakbym była na każde twoje skinienie?

- Obawiam się, że tak właśnie jest - przepraszająco powiedział Ali. -

Rozumiem, że jest to dla ciebie obce, lecz nie przejmuj się, przywykniesz.

- Nawet za tysiąc lat!

- Czy sugerujesz, że będziemy się nawzajem droczyli przez kolejne

tysiąc lat? Co za obiecująca perspektywa, droga Diamond. - Uśmiechnął

się tak, że niemal zapomniała o złości.

- Jakaś ty piękna.

- Nie próbuj zmieniać tematu.

- Dla mnie twoja uroda jest zawsze najważniejszym tematem. - Zdjął

z niej zawój, pozwalając włosom rozsypać się na ramionach. Wsunął w nie

dłonie. - A twoje włosy! Śnię o nich.

- Przygarnął ją do siebie. - Tak jak o twoich ustach - dodał i zamknął

je pocałunkiem.

Setki kąśliwych odpowiedzi tłukły się po jej głowie, lecz mając

zamknięte usta, nie mogła wyartykuować żadnej z nich. Usiłowała trzeźwo

RS

background image

76

myśleć, lecz pojęła nagle, że skrycie marzyła o tym pocałunku. Teraz

miała to, czego pragnęło jej ciało, lecz odrzucał umysł.

- Powiedz mi - szepnął - czy marzyłaś o mnie?

- Tak. - Zobaczyła pożądanie w jego oczach. - Marzyłam, że dam ci

porządną nauczkę.

- Jesteś bez serca.

- Ja? Przecież...

Zanim zdążyła skończyć, znów ją pocałował. Mogła się tego

spodziewać, lecz nadal nie potrafiła się przyzwyczaić do wrażenia, jakie

wywierał na niej.

- Czeka nas zaciekła walka - powiedział Ali. - Lecz zwycięstwo

będzie tym wspanialsze.

- Czyje zwycięstwo?

- Gdy będziemy leżeli w objęciach, zwycięstwo będzie wspólne. W

przeciwnym razie nie ma mowy o prawdziwej miłości. Jednak musimy

poczekać. Namiętność, podobnie jak wiele innych rzeczy, musi dojrzeć, by

w pełni smakowała. Musisz być cierpliwa.

Fran odjęło mowę. By się nieco opanować, zaczęła zwiedzać

luksusowe do przesady apartamenty Alego. Łukowate przejścia

prowadziły we wszystkich kierunkach tego istnego labiryntu. Mozaiki na

ścianach zdobiło połyskujące w półmroku złoto.

Znalazła duży pokój ze stołem zastawionym najróżnorodniejszymi

potrawami. Zamiast krzeseł wokół stały sofy, zupełnie jak do orgii. Jednak

byli tylko we dwójkę.

- Szokujące, co? - spytał Ali, widząc wyraz jej twarzy.

RS

background image

77

- Owszem - przyznała z oburzeniem. - Nikt nie powinien tak

mieszkać, gdy inni głodują. W dodatku pałac jest nowy. Gdyby był stary,

mogłabym...

- Wybaczyć mi?

- Zrozumieć. Jednak budować wszystko od nowa...

- To wina mojego pradziada, Najeeba. Wybudował zbyt skromny

pierwszy pałac, więc jego syn wzniósł ten.

- Pierwszy pałac?

- Kocham cię pałającą świętym oburzeniem. Wyjdź na balkon, to

pokażę ci pałac Sahar, co znaczy poranek, bo na jego wysoką wieżę

najwcześniej padają promienie słońca.

Balkon księcia wychodził na miasto. Nie oświetlony pałac był

praktycznie niewidoczny w mroku. Zwyczajnie został opuszczony,

pomyślała. Powinna opisać panującą tu rozrzutność i marnotrawstwo.

- Czy mogłabyś odłożyć na bok te purytańskie skrupuły i zjeść coś? -

spytał, prowadząc ją w stronę stołu. - Mam nadzieję, że będzie ci

smakowało - dodał, pokazując jedną z potraw.

- Kurczak z daktylami i miodem!

- Obiecałem ci go, na nasz następny wspólny posiłek. Nie

spodziewałem się, że nastąpi w takich okolicznościach.

- Owszem. Planowałeś to od początku.

- Wcale nie. Dopiero odkąd rzuciłaś mi rękawicę. Znieważyłaś mnie,

więc nie mogłem tego puścić płazem.

- Czy nie wstyd ci szukać zemsty? Tak robią tylko podli ludzie.

- Może w twoim kraju. Tu mężczyzna, który nie pomści zniewagi,

nie ma prawa dumnie unosić głowy.

RS

background image

78

- Odwet na kobiecie? Wzruszył ramionami.

- Ponieważ tysiąc kobiet nie dorówna jednemu mężczyźnie, ten,

który pozwoli znieważać się kobiecie, nie ma honoru.

Miała zamiar wybuchnąć oburzeniem, lecz zerknęła w jego oczy i

zrozumiała, że właśnie na to czekał. Przypomniała sobie, jakim

wyrachowanym człowiekiem jest Ali. Poruszała się w dziwnym śnie,

gdzie wszystko było płynne, a twardy grunt zapadał się pod jej stopami.

Podobnie jak pierwszego wieczoru, posadził ją i obsłużył osobiście.

- Dobrze, że twoi słudzy tego nie widzą - zauważyła. -Usługiwanie

kobiecie pewnie uwłacza twej godności.

- Punkt dla ciebie. Jednak bez przerwy przypominasz mi, że jesteś

niezwykłą kobietą.

- No pewnie. Przecież jestem warta więcej niż trzydzieści tysięcy.

- No tak, przecież spotkałaś się z moim narwanym kuzynem, który

najpierw działa, a potem myśli. Chciałby, żebym odstąpił mu nieco

władzy, ale najpierw musi wydorośleć. Zachował się niestosownie,

wdzierając się do samochodu.

- Nie zapominaj, że widział mnie bez kwefu - dodała skwapliwie. -

Omal nie zemdlałam ze zgrozy.

- Niewątpliwie uraził twoje uczucia - roześmiał się AU.

- Moje uczucia zostały urażone faktem, że wszyscy myślą, iż

zapłaciłeś za mnie sto tysięcy, jak za konia wyścigowego.

- Na pewno nie! - obruszył się Ali. - Dobry koń wyścigowy wart jest

o wiele więcej.

Fran obronnym gestem podniosła ręce.

RS

background image

79

- Z tobą nie da się dyskutować. Uśmiechnął się i podał jej kieliszek

wina.

Frances chwilowo zrezygnowała ze sporu. Jedzenie było doskonałe,

wiedziała, że wygląda prześlicznie i jest w towarzystwie wyjątkowo

przystojnego mężczyzny. Trudno było uważać go za wroga, gdy jego

wzrok mówił, że ją uwielbia.

- Pozwól - powiedział, gdy skończyli jeść - chcę ci coś pokazać.

Zaprowadził ją do stojącej przy oknie sekretery. Fran jęknęła, gdy

zobaczyła spoczywające tam skarby. Rubiny, szmaragdy, diamenty, perły,

srebro i złoto - wszystko było wymieszane razem.

Ali wziął szmaragdowy naszyjnik i podniósł na wysokość jej oczu.

- Masz taki koloryt, do którego pasuje wszystko. Dziś dostaniesz

szmaragdy, jutro...

- Nic - powiedziała Fran. - Ani dziś, ani jutro. Niczego od ciebie nie

wezmę, bo nie mam ci co ofiarować.

- Czemu zwalczasz to, co jest między nami? - westchnął.

- Ponieważ znalazłam się tu wbrew mojej woli. Dopóki jestem

więźniem, o niczym między nami nie ma mowy.

Nim zdążyła coś dodać, drzwi otworzyły się gwałtownie i do

komnaty wtargnął książę Jasir. Twarz mu płonęła. Z trudem panował nad

sobą.

Ali nasrożył się i powiedział coś rozkazująco po arabsku. Jasir

odpowiedział z furią. Pokazał na Frances i podniósł najpierw dwa, potem

trzy palce. Spoglądała na niego, zastanawiając się, czy dobrze pojęła.

Kiedy Ali odmówił, wściekłość Jasira wyraźnie wzrosła. Ali pokazał,

że kończy rozmowę. Jasir wyciągnął cztery palce.

RS

background image

80

- Ile? - spytał Jasir. - Daję ci za nią każdą cenę. Sięgnął po Frances,

która przygotowała pięść. Jednak Ali był szybszy. Nim się spostrzegła,

Jasir podpierał ścianę i masował szczękę.

Ali nie pozwolił mu ochłonąć. Złapał Jasira za kołnierz i wyrzucił za

drzwi. Wrócił do komnaty i Frances cofnęła się, widząc jego wzrok.

Płonęła w nim żądza mordu.

Znalazł się przy niej jednym skokiem i chwycił w ramiona.

- Śmiał proponować mi za ciebie pieniądze - warknął. -Myśli, że

wszystko można kupić.

- Mnie na pewno nikt nie kupi. Ani on, ani ty.

Nie była pewna, czy to dosłyszał. Jeszcze przez dłuższą chwilę nie

mógł ochłonąć ze wzburzenia.

- Odkąd cię zobaczyłem, wiedziałem, że musisz być moja. Nie mogę

już dłużej czekać.

Zesztywniała z przerażenia, jednak wiedziała, że nie może krzyczeć,

jeśli chce się wywinąć.

- Ali, pozwól mi odejść.

- Nigdy w życiu. Jesteś moja i zostaniesz moją na zawsze.

Perspektywa była bardzo kusząca. Przez chwilę ogarnęło ją pożądanie.

Oddać mu się na fali zmysłów... Zebrała wszystkie siły i wyrwała się z

uścisku.

- Niedoczekanie.

Z płonącym wzrokiem wyciągnął po nią rękę. Fran wiedziała, że to

decydujący moment. Odrzuciwszy na bok wszelką ostrożność, odtrąciła

jego rękę i z całej siły walnęła go Oburącz w głowę.

RS

background image

81

Nietrudno było zrozumieć, że nigdy przedtem żadna kobieta nie

potraktowała tak Jego Wysokości. Ali znieruchomiał ze zdumienia.

- Zmusiłeś mnie - pisnęła.

- Ty...

- Nie patrz tak na mnie. - Wycofała się za stół. - Powinieneś

zachowywać się jak dżentelmen.

- Nie muszę być dżentelmenem - warknął. - Jestem księciem.

- I tu się właśnie mylisz. Książę zawsze powinien być dżentelmenem.

Sapnął ze zniecierpliwieniem.

- Też wybrałaś sobie moment na pouczanie mnie! Twoja

lekkomyślność wpędzi cię kiedyś w kłopoty.

- Kiedyś? A teraz to co? Czy zostanę wtrącona do lochu za

naruszenie książęcej nietykalności?

- Nie kuś mnie - zgrzytnął zębami Ali. Odwrócił się gwałtownie, by

ukryć zmieszanie. Gdy się opanował, spojrzał na nią chłodnym wzrokiem.

- Czy teraz mnie uwolnisz?

- Uwolnić cię? Po tym? Chociaż wolałbym, żebyś odczuła cały

ciężar mojego niezadowolenia, zabiorę się do sprawy w sposób bardziej

subtelny. Jutro zostaniesz przeniesiona do nowego pomieszczenia.

- Aha! Jednak lochy - ucieszyła się. Ali zacisnął zęby.

- Twój apartament będzie większy i bardziej luksusowy. Otrzymasz

osiem służących. Wszyscy będą ci się kłaniać. Obsypię cię klejnotami,

które będziesz stale nosiła.

- Jak to? - spytała podejrzliwie Frances. - Jeśli myślisz, że zmienię

zdanie...

RS

background image

82

- Od tej chwili jesteś moją oficjalną faworytą, co daje ci wyjątkowe

przywileje, byś mogła mnie lepiej zaspokajać.

- Jeśli myślisz, że mam zamiar...

- Ale nikt nie musi o tym wiedzieć.

Frances otworzyła usta, rozumiejąc wagę tych słów.

- O mój Boże! - wydusiła. - Wpadłeś we własne sidła. Nikt nie

będzie podejrzewał, że książę Ali Ben Saleem został spoliczkowany przez

kobietę, którą obdarza zaszczytami. - Zaniosła się śmiechem.

- Jeżeli nie przestaniesz, naprawdę wtrącę cię do lochu.

- O nie - cieszyła się. - To zaszło za daleko. Po tym, jak wydałeś na

mnie tyle pieniędzy, ludzie nie mogą się dowiedzieć, że dokonałeś złego

wyboru. Cudownie!

- Dosyć! - W jego oczach lśniła furia. - Jesteś bardzo pewna siebie,

ale przypuśćmy, że zrezygnuję z twoich wdzięków. Kto ci wtedy pomoże?

Spojrzała na niego bez strachu.

- Nie zrobisz tego.

- Przypominam ci... że jesteś w mojej władzy.

- I dlatego nie możesz tego zrobić. Nie możesz przyznać się do

porażki. Dopóki wiemy o tym tylko my oboje, wszystko jest w porządku.

Twarz pociemniała mu ze złości. Fran zrozumiała, że się

zagalopowała.

- Nie zrobisz tego również z innego powodu. Może i jesteś władcą

absolutnym, rządzącym po dyktatorsku według własnego widzimisię, lecz

jesteś też przyzwoitym człowiekiem.

Przyjrzał się jej uważnie. Wściekłość znikła z jego twarzy, lecz

wzrok miał nadal zły.

RS

background image

83

- Masz język żmii - rzekł gorzko. - Kiedyś będę miał synów.

Opowiem im o tobie i ostrzegę, żeby unikali kobiet bardziej kąśliwych od

skorpiona.

- Szkoda, że ciebie nikt w porę nie uprzedził - odparła. - Chyba już

sobie pójdę. Mógłbyś wezwać lektykarzy?

- Zwariowałaś? Nie możesz stąd odejść przed świtem, bo dowie się o

tym cały pałac.

- I zaszargam ci opinię - droczyła się.

- Reszta nocy upłynie nam na pogawędkach.

- To może mogłabym przeprowadzić z tobą wywiad.

- Uważaj!

- W porządku. W takim razie dokończę kolację. Zresztą,czemu nie

mielibyśmy pogawędzić. Założę się, że nigdy nie rozmawiałeś z

kobietami.

- Bzdura.

- Wcale nie. Albo je uwodziłeś, albo odprawiałeś. Skoro jednak nie

możemy podyskutować o poważnych sprawach, pogawędzimy o pogodzie.

Zaklął pod nosem, lecz usiadł przy stole i przyjął z jej rąk kieliszek

wina. Fran uśmiechnęła się. Na pozór nic się nie zmieniło. Wciąż była

więźniem Alego, zdana na jego łaskę. Jednak jej pewność siebie bardzo

wzrosła.

RS

background image

84

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Powiedz mi coś więcej o Jasirze - poprosiła Fran.

- Nasi ojcowie byli braćmi. Mój był młodszy i dlatego Jasir uważa,

że to jego ojciec powinien objąć tron.

- Czy najstarszy syn nie jest prawowitym następcą?

- Nie. W tej części świata władca musi być silny. Mój ojciec był

silniejszy, więc tron należał się jemu, jednak Jasir jest odmiennego zdania.

Uważa, że to on, a nie ja, powinien rządzić Kamarem. Stąd jego

wtargnięcie, za które przepraszam. Nie miał do tego prawa, co mu dobitnie

wyjaśniłem.

- Czy uderzenie go było mądrym posunięciem?

- Wyjątkowo niefortunnym. Na szczęście jest pogodnej natury i

szybko mi wybaczy.

Frances przemilczała spojrzenie, jakim Jasir go obdarzył. W jego

wzroku było tyle nienawiści, że chyba Ali nie doceniał kuzyna. Kiedy tak

spoglądała na zamyślonego Alego, obudziła się w niej złośliwa natura.

Było to z pewnością lekkomyślne i nierozważne, lecz nie umiała się

powstrzymać. Nigdy nie stroniła od ryzyka.

- Co cię tak rozbawiło - spytał.

- Zastanawiam się nad sytuacją, w jaką się wpakowałeś.

- Lepiej zachowaj uwagi dla siebie.

- Zgoda. Mam propozycję. Zacznijmy od początku i wróćmy do

przerwanej rozmowy z pierwszego wieczoru, gdy opowiedziałam ci

wszystko o sobie.

RS

background image

85

- Myślałem, że masz dla mnie jakąś ciekawszą propozycję - rzekł z

nutką goryczy w głosie AU. - Na pewno wszystko z góry zaplanowałaś,

włącznie z tęsknotą za orientem, byle tylko pociągnąć mnie za język.

- Ależ skąd - obruszyła się. - To wszystko prawda. Nikomu przedtem

o tym nie mówiłam i boli mnie, że Jego Wysokość mi nie wierzy.

Uśmiechnął się kwaśno.

- Chyba mamy już za sobą etap" Jego Wysokości" - odparł. W jego

oczach błysnął nieśmiały uśmiech. Frances omal go znów nie polubiła.

Musiała wystrzegać się jego uroku.

- Opowiedziałam ci o tym, bo wiedziałam, że tylko ty mnie

zrozumiesz. Wujek Dan i ciotka Jean uczyli mnie, że liczą się tylko

poważne sprawy. Nie mieli czasu na „mrzonki". W szkole miałam uczyć

się użytecznych przedmiotów, takich jak matematyka czy informatyka, bo

tego ode mnie oczekiwali. Starając się sprostać ich wymaganiom,

musiałam porzucić moje marzenia. Aż do chwili, kiedy spotkałam ciebie.

To było tak, jakby ktoś otworzył przede mną długo zamknięte drzwi.

- Tak - odrzekł cicho Ali. Wolałby, żeby mu nie przypominała o

tamtej nocy. Był wtedy przekonany, że znalazł bratnią duszę, z którą mógł

porozumieć się bez słów. Poczuł się wtedy przytłoczony samotnością

człowieka, który ma wszystko, prócz tego, na czym mu zależy.

Rozmawiali niewiele, lecz nawet to wskazywało na wzajemne

zrozumienie. Uroda i magnetyzm erotyczny Fran wzmacniały tylko jej

atrakcyjność, lecz to nie wszystko. Pragnął czegoś więcej, niż tylko mieć

ją w łóżku.

RS

background image

86

Kiedy odwołał go służbowy telefon, zaklął w duchu i jak najszybciej

załatwił sprawę. Był pewien, że kobieta o bratniej duszy będzie czekała na

niego.

Odkrycie, że wyszła, ugodziło go w samo serce. Nigdy nie zaznał

odmowy, więc poczuł się jak skrzywdzony chłopiec. W dodatku wszystko

musiał obrócić w żart, żeby służba nie podejrzewała, że jakaś kobieta

przechytrzyła władcę Kamaru. Była to lekcja rzeczywistości, gorzka jak

wszystkie nauczki dawane przez życie.

Później oczywiście zrozumiał, że Frances tylko udawała. Zwłaszcza

kiedy okazało się, że jest dziennikarką, nie miał wątpliwości, że

ukartowała wszystko od samego początku.

A teraz była tu, zdana na jego łaskę i niełaskę, a wciąż się z nim

drażniła i nadal zostawiała go z pustymi rękoma. Nie potrafił wygrać z tą

kobietą i postanowił to zmienić.

- Potem dostałam stypendium - ciągnęła nieświadoma tych rozważań

Fran - ponieważ byłam w tym dobra. Więc poszłam na ekonomię, która

może być naprawdę fascynująca. Mało kto wyobraża sobie, że indeksy

giełdowe i udziały mogą uskrzydlać, ale tak jest. Odkryłam, że mam

„nosa" do rynków i to przesądziło o moim życiu. Mam przyjaciela, który

nie kupuje nowych akcji bez spytania mnie o zdanie.

- Doprawdy? - zdziwił się uprzejmie Ali. - Jeszcze wina?

- Nie, dziękuję. Chciałabym ci powiedzieć, co mówią o twoich

firmach na giełdzie.

- Nie interesuje mnie zdanie kobiety ani giełdy londyńskiej.

- To może opinia z Wall Street lub francuskiej Bourse.

- Nie chcę tego słuchać.

RS

background image

87

- Oczywiście, że nie, ale nic na to nie poradzisz - oświadczyła

radośnie.

- Poważnie się mylisz.

Frances zamiast odpowiedzieć, pokazała mu wskazującym palcem,

żeby się przybliżył, W oczach miała figlarne błyski. Ali, sam nie wiedząc

czemu, pochylił się w jej stronę.

- To bardzo proste, mój kochany - szepnęła mu do ucha -jeśli nie

pozwolisz mi się wypowiedzieć i nie będziesz słuchał, z całych sił zacznę

wzywać pomocy.

- I myślisz, że ktoś przybiegnie ci na ratunek?

- Oczywiście, że nie, ale wszyscy to usłyszą i będą wiedzieli, że

wyrzuciłeś sto tysięcy w błoto.

Miotany sprzecznymi uczuciami wziął głęboki wdech. Ciepło

oddechu Fran na jego twarzy przyprawiało go o szaleństwo. To

niewiarygodne, jak ta kobieta potrafiła go rozpalić, jednocześnie igrając z

nim. Powinien dać jej nauczkę.

Z drugiej strony powiedziała do niego „kochanie".

- Jesteś - wycedził - córką grzechotnika. Mężczyzna, który będzie tak

głupi, żeby się w tobie zakochać, skończy ze złamanym sercem, a jego

kości będą bielały na pustyni.

- A ty - odparła - popełniasz wielki błąd, ufając Lemford Securities.

Człowiek, który prowadzi tę firmę, działa bardzo niebezpiecznie. Bierze

krótkoterminowe pożyczki i udziela długoterminowych kredytów, co, jak

wiadomo, jest receptą na katastrofę. Czy to jasne?

- Nadążam za tą ekonomią z piaskownicy.

- To dobrze, bo może zrozumiesz resztę.

RS

background image

88

- Ostrzegam cię.

- To ja cię ostrzegam, że człowiek, który prowadzi twoje operacje na

Wall Street, nie jest tym, za kogo się podaje. Kilkakrotnie zmieniał

nazwisko, żeby zatrzeć swój udział w paru podejrzanych machinacjach...

- Mam ludzi, do których należy zbieranie informacji tego typu.

- To ich zwolnij, bo cię oszukują. Zobacz. - Wyjęła oddany jej przez

Alego notes. - Nigdzie się bez niego nie ruszam - powiedziała, wyrywając

kartkę z zapisanymi kilkoma adresami internetowymi. Podała ją Alemu. -

Odwiedź te strony. Dowiesz się wystarczająco dużo na jego temat, by

nabrać podejrzeń. Ale zrób to osobiście. Nie zlecaj tego nikomu. - Była tak

zaaferowana przekazywaną informacją, że nie zauważyła, jak wpada w

mentorski, służbowy ton.

Ali tego nie przeoczył.

- Masz dla mnie jakieś inne polecenia? - spytał jadowitym tonem.

- Nie odgrywaj przede mną ważniaka. Lepiej mnie posłuchaj.

Właśnie ocaliłam ci fortunę. O wiele więcej, niż na mnie wydałeś.

Ali wziął kartkę, zamierzając zmiąć ją i cisnąć do kąta. Jednak tego

nie zrobił.

Frances była na tyle mądra, że nie naciskała dalej i przy

niewymuszonej rozmowie dokończyli kolację.

- Zrobiło się późno i pewnie jesteś zmęczona - powiedział,

prowadząc ją do pomieszczenia z wielkim łożem. Ich spojrzenia

skrzyżowały się. - Nikt nie będzie ci przeszkadzał.

Zrobiło się jej trochę smutno, gdy zobaczyła, jak przechodzi do

pokoju obok. Zanim zamknął za sobą drzwi, spostrzegła, że to gabinet.

RS

background image

89

Łoże było tak wielkie, że czuła się w nim zagubiona. Zostało

zrobione z myślą o namiętności, która pozwoli dwojgu ludziom zapomnieć

o całym świecie. Gdzieś w głębi serca pragnęła przeżyć taką przygodę z

tym fascynującym, niebezpiecznym mężczyzną. Tylko że jej nie wolno.

Na razie. A może nigdy...

Zmagała się z tymi myślami, aż usnęła.

Ali obudził ją o wschodzie słońca. Wyglądał na zmęczonego, na

człowieka, który spędził całą noc przy telefonie i przed monitorem

komputera. Nie powiedział nic, lecz w jego oczach dostrzegła błysk

szacunku.

- Lada chwila przybędą twoi lektykarze - poinformował ją. - Po raz

ostatni zaniosą cię do twojej kwatery. Po południu przeniesiesz się do

nowych apartamentów.

Wziął ją za rękę i zaprowadził do lektyki.

- Na tym nie koniec - powiedział. - Nasza walka przenosi się na

nowy grunt. Nie jesteś taka chłodna, jaką udajesz. Zanim skończymy,

będziesz błagała o moją miłość.

- Tylko w marzeniach - powiedziała. W tym momencie weszli

lektykarze.

Przez cały dzień w pałacu wrzało. Wszyscy wiedzieli, że książę

wziął sobie do łoża nową konkubinę i spędził z nią niebywale namiętną

noc. Plotka głosiła, że ta zachodnia kobieta posiadła niezwykłe sztuki,

dzięki którym zdobyła serce i duszę władcy i że żadna nagroda nie jest dla

niej zbyt wielka.

Nikt nie znał jej prawdziwego nazwiska, lecz nie miało to większego

znaczenia, bo książę nadał jej tytuł Lady Almas Faiza.

RS

background image

90

Leena wyjaśniła Frances, że almas znaczy diament, a faiza zwycięski

i Fran długo zastanawiała się, kto miał być zwycięzcą, a kto zwyciężonym.

Potem przypomniała sobie słowa Alego o obopólnym zwycięstwie i na

myśl o wspólnej nocy przeszedł ją słodki dreszcz.

Słudzy pracowicie przygotowywali wspaniałe apartamenty

przeznaczone na przyjęcie faworyty. Myto mozaiki, pastowano podłogi,

zmieniano zasłony i rozpylano perfumy.

Wreszcie nadeszła pora ceremonii przyznania Frances oficjalnego

statusu faworyty. Przyniesiono lektykę, tym razem otwartą, by wszyscy

mogli podziwiać nową wybrankę szejka.

Wspaniale ubrana i zakwefiona zajęła miejsce, a lektykarze unieśli ją

wysoko na ramionach. Cztery pokojówki ustawiły się z przodu, cztery z

tyłu. Dwie z nich niosły misy wypełnione klejnotami. Faworyta wykonała

wdzięczny ruch dłonią i dwa białe gołębie przyfrunęły, by siąść jej na

ramionach. Na czele zajęła miejsce Raszida, która miała wykrzykiwać po

arabsku: „Oto nadchodzi ta, którą obdarzono zaszczytami" i procesja

ruszyła.

Wędrowali przez pałac długimi korytarzami, przecinanymi łukami

podpór zdobionych mozaikami i złotem. Wszędzie, gdzie spojrzała,

widziała złoto, srebro i macicę perłową. Wysokie sufity ze świetlikami

pozwalały wniknąć chłodnemu powietrzu.

Przebyli pierwszy wewnętrzny dziedziniec, a właściwie ogród pełen

kwiatów i krzewów. Były tam dzieci urzędników pałacowych z matkami i

niańkami. Wszyscy się uśmiechali i składali jej gratulacje, a dzieci rzucały

słodycze, które lądowały na atłasowych poduszkach lektyki.

RS

background image

91

Po drugiej stronie dziedzińca znów weszli do pałacu. Mężczyźni

nieśli podarunki, które pokojówki przyjmowały w jej imieniu. Prezenty

były wyszukane i kosztowne, bo wszyscy chcieli okazać szacunek

szejkowi, hojnie obdarowując jego faworytę.

Frances wytrzeszczała oczy na widok delikatnych kompletów do

sorbetu wykonanych ze złota i kolorowego szkła, ustawionych na złotych

tacach. Dalej stały wielkie porcelanowe dzbany i butle perfum zdobione

rubinami.

Drugi dziedziniec był mniejszy, na pozór pusty, lecz podniósłszy

głowę, Fran dostrzegła wielu widzów w oknach. Kłaniali się jej.

Nie wierzę, że przytrafiło mi się to naprawdę, pomyślała.

W końcu dotarli do jej apartamentów, znajdujących się naprzeciwko

książęcych. Czekał tam na nią Ali, który na jej widok skłonił lekko głowę.

Tak wspaniałej kobiecie nawet władca okazywał szacunek. Tylko Frances

w lektyce i witający ją mężczyzna zdawali sobie sprawę z paradoksalności

sytuacji.

Ali pomógł jej wysiąść z lektyki i Fran odkłoniła mu się grzecznie.

Już kręciło się jej w głowie od nadmiaru wrażeń, a tu zobaczyła przed sobą

szerokie, potrójne przejście o łukach w orientalnym stylu.

- Pozwól mi pokazać ci twój prywatny ogród - powiedział Ali,

prowadząc ją centralnym przejściem.

Wewnątrz mieścił się istny pałac cudów. Oszołomiona jego

pięknością wędrowała wraz z Alim ścieżkami między czterema

fontannami, wśród krzyczących pawi i chodzących swobodnie gazeli.

Dworzanie trzymali się w stosownej odległości, zastanawiając się, o czym

też książę rozmawia ze swoją damą i z czego śmieją się oboje.

RS

background image

92

Zdziwiliby się, słysząc rozmowę.

- Ukłoniłaś mi się - mruknął Ali. - Punkt dla mnie.

- Bzdura - żachnęła się - to ty ukłoniłeś mi się pierwszy.

- Książę nigdy nie kłania się kobiecie.

- A jednak to zrobiłeś.

Odwróciła głowę w jego stronę i zobaczyła, że robi to samo.

Wyraźnie się uśmiechnął. W chwilę potem znów spoglądał przed siebie z

kamienną miną.

Widzowie byli ciekawi, co też książę przygotował dla swej faworyty

jako prezent powitalny. Oczekiwano przynajmniej wielkiego diamentu lub

czegoś równie cennego. Zamiast tego Ali wybrał dywan. Bardzo piękny...

najwspanialszy z możliwych, lecz nie tak kosztowny jak klejnoty.

Wszyscy zastanawiali się, czy faworyta nie będzie rozczarowana.

Zobaczyli jednak, że śmieje się radośnie i zarzuca księciu ręce na

szyję. On również roześmiał się.

- Zastanawiałem się, czy zrozumiesz.

Kiedy siedziała samotnie w swoim apartamencie - sama, nie licząc

osobistej asystentki, fryzjera, ochmistrza i kucharza -Fran dokładniej

obejrzała dywan. Co prawda nie latał, lecz wyglądał zupełnie tak, jak w jej

marzeniach.

Nagle znalazła się znowu w londyńskiej rezydencji Alego, kiedy

opowiadała mu o swoich dziecięcych marzeniach.

„...marzyłam o latającym dywanie, który wleci przez okno i zabierze

mnie..."

Przypomniała sobie również jego odpowiedź:

„Myślę, że twój dywan nadleci".

RS

background image

93

Żadne z nich nie potrafiło przewidzieć tego dnia, lecz kiedy nastał

właściwy moment, wiedział dobrze, co jej podarować. To wzmogło jej

podejrzenia, że Ali zwabił ją tu, by spełnić jej marzenia z baśni tysiąca i

jednej nocy.

Uśmiechnęła się na tę myśl, lecz uśmiech szybko zgasł. Pożądanie

Alego stało się czymś rzeczywistym, a nie dziecięcą mrzonką. Była tu

niczym na wakacjach, bo taki jest sposób działania księcia. A co potem?

Nie należała do kobiet, które można by odesłać, obdarowawszy

pięknymi wspomnieniami i cennymi prezentami. Jeśli miała kochać, to

naprawdę, a nie w ramach wakacyjnej fantazji.

Przy wejściu zrobiło się małe zamieszanie i w progu stanęła Leena.

- Książę Jasir błaga o pozwolenie wejścia.

Był potulny jak uczeń, lecz oczy miał rozbiegane.

- Przyszedłem złożyć ci mój hołd - powiedział. - Jeśli w swym

słusznym gniewie odrzucisz go, będę tak zawstydzony, że odjadę na

pustynię i nikt mnie więcej nie zobaczy.

- Nie mów głupstw - roześmiała się.

- Powiedz, że mi wybaczasz moje wczorajsze karygodne zachowanie

- błagał.

- Nie mogłabym.

- Wiem. Ale zrób to mimo wszystko. Zobacz, co ci przyniosłem.

Podarował jej szarfę przesadnie wysadzaną klejnotami i wręcz

kiczowatą. Jednak w tym kraju przesady, pomyślała, być może jest to

sposób wyrażania przeprosin. Na wszelki wypadek przyjęła dar. Ulga, jaką

dostrzegła na twarzy Jasira przekonała ją, że postąpiła słusznie.

RS

background image

94

Jasir przyjął jej zaproszenie na herbatę i wkrótce gawędzili jak starzy

przyjaciele.

- Ali chyba opowiedział ci historię naszej rodziny – zaczął ostrożnie

Jasir. - Oczywiście, szanuję go jako władcę, ale czasem lubię utrzeć mu

nosa. On wie, że nic w tym złego.

- Chciałabym w to wierzyć. Widziałam twój wzrok, gdy cię uderzył.

- Bijemy się od dziecka - roześmiał się Jasir. - Czasem urządzamy

wyścigi konne. Ali ma wspaniałe rumaki.

- Krwi arabskiej! Słyszałam o nich, to podobno najlepsze konie na

świecie.

- Ali powinien pokazać ci swoje ulubione konie. Jeździsz?

- Trochę. Uczyłam się w dzieciństwie. Jednak kucyk był za wolny.

- Poproś Alego, by dał ci się przejechać na najlepszej klaczy. Jak się

nie zgodzi, dam ci swoją. - Pomachał na pożegnanie i odszedł.

Leena przypomniała jej, że nie zamówiła kolacji, która powinna

zadowolić Jego Wysokość. Na szczęście kucharz znał gust księcia i Fran

zostawiła to jemu.

Ali był zamyślony tego wieczoru. Pochwalił jedzenie, podziękował

Fran za troskliwość, ale myślał zupełnie o czymś innym i Frances

podejrzewała, że wie o czym.

- Był tu Jasir. Chciał mnie przeprosić i przyniósł szarfę wysadzaną

kamieniami.

- Podobała ci się? - uśmiechnął się Ali.

- Niezbyt. Za ostentacyjna, lecz przyjęłam ją, by go nie urazić.

- To podobne do Jasira, lecz cieszę się, że wreszcie okazał ci należny

szacunek.

RS

background image

95

- Czy już się pogodziliście?

- Oczywiście. Przeprosił mnie, a ja powiedziałem, by na przyszłość

zachowywał się poprawnie. Poprosił o pozwolenie na złożenie ci wizyty,

wyraziłem zgodę, wiedząc, że teraz nie będzie ci się naprzykrzał.

- Trzymał się z dala na metr.

- Nic dziwnego. Cały czas zamęczał mnie starszeństwem swego ojca.

Uświadomiłem mu, że w tamtych czasach mógłby stracić głowę za to, co

zrobił.

- Opowiedział mi o koniach. Obiecał, że jeżeli nie dasz mi pojeździć

na swej najlepszej klaczy, przyśle mi własną.

- Nie dojdzie do tego. Moje zwierzęta są do twojej dyspozycji.

Pojedziemy do Wadi Sita, kiedy tylko zechcesz.

- Wadi Sita? - powtórzyła, starając się, by zabrzmiało to obojętnie.

Legendarna oaza, w której nie był jeszcze żaden dziennikarz. Tam

właśnie Ali z dala od oczu świata urządzał swe wyuzdane orgie. A teraz ją

tam zaprosił...

- Sita znaczy po arabsku sześć - wyjaśnił jej. - Wadi to dolina, na

ogół piękna, z wodą i drzewami. Na pustyni Kamar mamy sześć takich

miejsc, ale Wadi Sita jest moim ulubionym. Osiodłam ci Safiyę. To moja

najlepsza klacz, biała jak mleko, silna, mądra i łagodna.

- Cudownie. Kiedy wyruszamy?

- Jutro. Natychmiast wydam rozkazy. Niestety, nie wrócę na noc.

Mam pilne sprawy do załatwienia. - Popatrzył jej w oczy i skinął głową. -

Sprawdziłem te dane.

- I zorientowałeś się, że twoi ludzie zawiedli.

RS

background image

96

- Gorzej. - Przygryzł wargi. - Aktywnie uczestniczyli w spisku

mającym na celu okradanie mnie. Zostali sprowadzeni do Kamaru i teraz

dowiem się, ile pieniędzy mi ukradli i gdzie je schowali. To zajmie kilka

godzin.

- A jeśli nie będą chcieli powiedzieć?

- Będą chcieli - odrzekł po prostu, spoglądając jej w oczy i Frances

wiedziała, że biada temu, kto wejdzie księciu w drogę. Przez chwilę

zmagał się ze sobą. - Jestem twoim dłużnikiem za odkrycie ich

nielojalności - powiedział wreszcie. - Dziękuję.

RS

background image

97

ROZDZIAŁ ÓSMY

Do Wadi Sita udali się późnym popołudniem następnego dnia, gdy

słońce zaczęło się już zniżać. Śmigłowiec zabrał ich z dachu pałacu wprost

na lądowisko w oazie.

Frances spędziła podróż przyklejona do szyby, wypatrując

pierwszych śladów słynnej oazy. W końcu w oddali dostrzegła lśniącą

wodę, palmy i piękne ogrody, które otaczały coś w rodzaju niewielkiego

miasta, składającego się głównie z namiotów.

- Na pustyni lubię proste życie - wyjaśnił Ali. Ponieważ oaza była

niewielka, zamiast samochodu czekał na nich ogier Alego i biała klacz dla

Fran, tak piękna, że dziewczyna krzyknęła z zachwytu.

- Wabi się Safiya, co znaczy cierpliwa - powiedział.

Safiya w pełni zasłużyła na swoje imię. Miała wielkie, piękne oczy,

jedwabisty pysk i poruszała się łagodnie. Fran od razu poczuła się

bezpieczna na jej grzbiecie.

Wciąż było gorąco, lecz słońce przestało bezlitośnie parzyć. Powiał

przyjemny zefirek. Fran obserwowała Alego, który dosiadł czarnego

ogiera. Jechał z dumnie uniesioną głową, jego biały burnus powiewał na

wietrze, a słońce połyskiwało w złotych nitkach agala.

Zerknął w jej stronę i szybko odwróciła głowę. Bała się, że dojrzy jej

uśmiech i poczyta go za dowód słabości.

Rozglądając się, zobaczyła budynek wyższy od innych o

zakratowanych oknach. Mimo że były ozdobne, gmach sprawiał wrażenie

więzienia.

RS

background image

98

- Spostrzegłaś mój harem - odezwał się Ali. - Moi wysłańcy

podróżują po świecie i porywają kobiety, które następnie trzymają tu dla

mnie pod kluczem.

- Co? - Fran spostrzegła, że się uśmiecha. - Ty...

- Nie mogłem się oprzeć. Jesteś skłonna uwierzyć w każdą bzdurę na

mój temat.

- Nie byłoby żadnych plotek, gdybyś nie dawał powodów. Ali

roześmiał się głośno.

- Moja gąsko, to stacja badania wody. Tutejsze źródła obfitują w sole

i minerały o niezwykłych właściwościach leczniczych. Naukowcy pracują

nad nowymi lekami. Kilka wielkich koncernów farmaceutycznych

próbowało ukraść nasze odkrycia. Chcieliby je opatentować przed nami i

czerpać z nich olbrzymie zyski. Ja jedynie pragnę przyzwoitych korzyści

dla mojego narodu. Kraty są jednym z zabezpieczeń.

Popatrzył na nią i wykrzywił się.

- Wcale nie notujesz - poskarżył się. - Oczywiście to nie takie

interesujące, jak historie o wyuzdanym szejku, który kocha się co noc z

pięćdziesięcioma kobietami.

- Tylko? Słyszałam o setce.

- Nie, nie. Jestem tylko człowiekiem. Roześmiali się oboje.

W końcu dotarli na skraj oazy, gdzie palmy odgradzały od pustyni

małe osiedle namiotów. Zapadła już noc, lecz osadę rozświetlały setki

pochodni, wskazujące drogę szejkowi i jego faworycie.

Gdy dotarli do namiotu Fran, Ali pomógł jej zsiąść, lecz nie wypuścił

z objęć, tylko podniósł do góry, a potem pocałował na oczach

wiwatujących ludzi.

RS

background image

99

Namiot był miniaturowym pałacem. Wysłany dywanami, suto

zawieszony jedwabnymi zasłonami, dzielił się na kilka pomieszczeń:

jadalnię, sypialnię i pokój kąpielowy. Przybyłe tu wcześniej pokojówki

przygotowały już wszystko.

Leena znów dolała do kąpieli słodko pachnących olejków, potem

odbyły się gorączkowe narady na temat stroju na wieczór. W końcu wybór

padł na biały szyfon, pod którym ciepło połyskiwała jasna skóra Fran.

Alemu również wzrok błysnął na ten widok. Przybył zaprosić ją na

przygotowaną na jej cześć ucztę.

- Dziś będziemy jedli pod gwiazdami. Ponieważ to miejsce ma

charakter nieoficjalny, nie musisz nosić kwefu. To są moi współplemieńcy

i przyjaciele, którzy przebyli wiele kilometrów przez pustynię, by cię

ujrzeć.

- Przecież zaplanowaliśmy tę podróż wczoraj wieczorem. Skąd

wiedzieli, że tu będziemy?

- Jak na kobietę nowoczesną, zadajesz dziwne pytanie. W

dzisiejszych czasach nawet nomadowie używają komórek.

Wyprowadził ją przed namiot. Fran w pierwszej chwili miała

wrażenie, że plac stanął w ogniu. Jak okiem sięgnąć stali ludzie z

pochodniami w rękach. Uniosła głowę i uśmiechnęła się.

Podprowadził ją do dwóch wielkich pufów, na których zasiedli po

turecku, delektując się wyszukanymi potrawami. Potem nastąpiły popisy.

Uprzątnięto spory plac i nagle powietrze wypełniły okrzyki i tętent kopyt.

Frances nigdy nie widziała tak brawurowej woltyżerki w wykonaniu

tylu jeźdźców naraz. Ali wyjaśnił jej, że mieszkańcy pustyni uczyli się tej

sztuki od pokoleń.

RS

background image

100

Wreszcie pojawił się jeden jeździec, lepiej ubrany od pozostałych, o

twarzy zakrytej, tak że widać było jedynie oczy. Popis miał mniej udany,

lecz tłum ryczał i oklaskiwał go jak gwiazdę. Fran zrozumiała wszystko,

gdy w końcu spod maski wyłoniła się twarz księcia Jasira.

- Czemu się wygłupiasz? - spytał rozbawiony Ali.

- Przybyłem złożyć uszanowanie. - Jasir skłonił się głęboko Fran i

zniknął w tłumie.

Potem pojawił się śpiewak z lirą. Fran nie rozumiała słów, jednak

tęskna melodia urzekła ją.

- To stary arabski poemat. Liczy sobie setki lat - powiedział Ali. -

Moje serce pędzi jak dziki wiatr. Mój rumak jest szybki, moja miłość

jedzie obok mnie...

- To piękne - szepnęła.

- .. .Wiatr jest wieczny, piasek jest wieczny, nasza miłość jest

wieczna...

Śpiew stał się bardziej melancholijny.

- .. .Odeszła ode mnie. Jednak moje serce będzie wiecznie

wędrowało przy księżycu... - przetłumaczył Ali. Wziął Fran za rękę, a tłum

rozstąpił się przed nimi. Poprowadził ją do ogrodów, gdzie spacerowali

pod palmami, oglądając papugi i słuchając plusku fontann.

- To doskonałe miejsce - wyszeptała.

- Myślę, że podobnie wyglądają Zaczarowane Ogrody.

- Zaczarowane Ogrody? A gdzie one są?

- Wszędzie, gdzie zechcesz, tam spotykają się kochankowie,

uciekając przed burzami życia. Mamy je w sercu. Ojciec zbudował taki

RS

background image

101

ogród jako dar dla mojej matki. Wszyscy mamy takie Zaczarowane

Ogrody. Mój jest w tobie.

Pocałował ją czule i zaprowadził na skraj pustyni, gdzie księżyc

złocił szczyty wydm.

- Oto pustynia, o której marzyłaś. Jutro ci ją pokażę. Wyjedziemy o

świcie, gdy jeszcze panuje chłód, a wrócimy, gdy słońce się wzniesie. W

południe odpoczniesz. O zmroku wyruszymy ponownie. Może pojedziemy

przed siebie bez końca i nikt nigdy nas nie ujrzy. Pustyni przybędzie

jeszcze jedna legenda.

- Kiedy pleciesz takie słodkie bzdury, niemal pragnę, by się tak stało.

- Zbrodnią jest oskarżanie księcia o plecenie bzdur.

- Ale za to słodkich.

- W takim razie ci wybaczam. Tyle piękna chcę ci pokazać, lecz

najwięcej jest go w tobie.

Nie słyszała przedtem, by mówił równie prosto i pięknie, trafiając

wprost do jej serca. Przytulił ją mocniej. Jego pocałunki były równie

delikatne, jak słowa.

- Ali - szepnęła, mięknąc jak wosk.

- Powtórz moje imię - poprosił. - Uwielbiam słyszeć je z twoich ust.

Powtarzała je, aż zamknął jej usta pocałunkiem, w którym było

więcej miłości niż pożądania. Gdyby tak mogło zostać na zawsze.

Wziął ją na ręce i ruszył z powrotem. Przywarła do niego z

zamkniętymi oczyma, bo nie chciała, by cokolwiek zakłóciło ogarniające

ją uczucie tęsknoty.

RS

background image

102

Położył ją na posłaniu. Mrok rozjaśniała jedynie lampka oliwna. Fran

objęła go, gotowa na miłość. Gdyby chciał wziąć ją teraz, nie potrafiłaby

mu się oprzeć.

Był to jednak człowiek równie przebiegły, jak wąż z raju. Pocałował

ją tylko i wstał, podsycając w niej tęsknotę.

- Wrócę przed świtem - powiedział. - Bądź gotowa, bo przyniosę

latający dywan, który zawiezie nas do zaczarowanych lądów.

Dotrzymał słowa, zjawiając się o brzasku. Ona również była gotowa,

w bryczesach, które przygotowała jej Leena.

Konno ruszyli w chłodnym powietrzu w stronę własnego świata.

Pustynię jeszcze spowijała ciemność, lecz ta odrobinka światła pozwoliła

dostrzec, że oaza została daleko w tyle.

Słońce wznosiło się coraz wyżej, złocąc swym blaskiem pustynię.

Ali poderwał rumaka i pomknął przez piasek. Wystarczyło lekkie

dotknięcie i Safiya tak samo zaczęła ścigać wiatr. Jednak Ali wciąż

zachowywał dystans, aż wreszcie zatrzymał się i spojrzał na Frances.

- Czy wiesz, gdzie jesteśmy? - zapytał. Wokół jak okiem sięgnąć

rozciągały się wydmy.

- Zgubiliśmy się! - krzyknęła przerażona.

- Ależ skąd. Jechaliśmy razem ze słońcem i wrócimy, po suwając się

w jego stronę. Jednak przez chwilę będziemy sami na świecie. Jest nasz i

nikt nie może nam tego odebrać. Zupełnie jakbyśmy znaleźli się na

Księżycu.

- Tak - szepnęła w zachwycie. Wokół piasek tworzył złote wydmy i

doliny między nimi. W górze błękitne bezchmurne niebo. Nasycone barwy

upoiły ją.

RS

background image

103

Wsunął dłoń pod jej ramię i przyciągnął bliżej, tak że Safiya dotknęła

jego strzemienia.

- Odjedźmy na zawsze i poszukajmy naszych Zaczarowanych

Ogrodów, gdzie zamiast walczyć ze sobą, będziemy się kochać na wieki.

- Brzmi to bardzo kusząco - westchnęła - ale nie możemy uciec od

świata.

- Lady Almas Faizo, czemu zawsze musisz być taka poważna?

- Bo nic nie przychodziło mi tak łatwo jak tobie.

- Łatwo? Myślisz, że łatwo mi codziennie z tobą przebywać, czując

dzielący nas dystans?

- To nie moja wina - pokręciła głową. - Ja chcę tylko... Pocałował ją

ponownie.

- Słońce jest już wysoko. Musimy jechać do oazy. Wrócimy tu przy

księżycu. Chcę, byś zobaczyła pustynię w jej wszystkich odmianach, bo ty

jedna ją rozumiesz.

Myślała, że nie ma nic piękniejszego od pustyni w pełnym słońcu,

jednak myliła się.

- Przyjeżdżałem tu jako dziecko z rodzicami - powiedział Ali, gdy

dosiedli koni. - Byłem za młody, żeby coś wiedzieć o miłości, jednak

rozumiałem, że łączy ich coś szczególnego.

Pewnej nocy zostawili mnie z tyłu. Byłem zazdrosny, że nie

dopuszczają mnie do swojej tajemnicy i przysiągłem sobie, że pewnego

dnia przejadę się nocą przez pustynię z moją damą.

Spojrzała na niego, lecz położył palec na jej ustach, jakby się bał, że

słowa mogą wszystko popsuć.

RS

background image

104

Księżyc w pełni zalewał wszystko srebrnym blaskiem. Wydmy

wyglądały niesamowicie i tajemniczo. Jechali przez kilka minut, potem

zatrzymali się. Fran rozglądała się wokół, nie wierząc w istnienie takiej

ciszy.

- Czy tak wyglądało to w twoich marzeniach? - spytał.

- Tak. Czarodziej zawsze wypowiadał zaklęcia przy świetle księżyca,

a pustynia zawsze była granatowoczarna. Jednak nigdy nie

przypuszczałam, jaka naprawdę jest piękna.

Ali niczego nie powiedział. Odwróciła głowę. Była świadoma

niezwykłości chwili. Nieważne, jak potoczą się jej losy, na zawsze

zachowa w pamięci ten niezwykły spokój.

- Dziękuję ci - szepnęła.

Zrozumiał ją. Bez słowa zawrócił konia i wrócili po śladach do oazy.

Leena czekała z orzeźwiającą kąpielą. Potem Frances podeszła do

łóżka, wciąż pogrążona w marzeniach.

- Teraz namaszczę cię wonnymi olejkami - powiedziała pokojówka.

Położyła się. Leena zdjęła z niej ręcznik. W powietrzu zaczaj się

unosić delikatny, tajemniczy aromat. Niósł w sobie dziwne obietnice i

budził we Fran jakąś nieokreśloną tęsknotę.

Pomyślała o Alim. Coraz trudniej było jej się przed nim bronić, a

dzisiejsze chwile spędzone na pustyni zbliżyły ich bardzo.

Poczuła na plecach dotyk wprawnych dłoni rozcierających olejek.

Potem rozpoczął się masaż. Fran rozluźniała się coraz bardziej, wreszcie

westchnęła głęboko.

- Miło mi, że sprawiam ci przyjemność.

RS

background image

105

- Ali. - Chciała się poderwać, lecz przytrzymał ją. - Skąd się tu

wziąłeś?

- Wślizgnąłem się przed chwilą i odprawiłem służącą.

Był obnażony do pasa, ubrany jedynie w bryczesy. Fran leżała

całkiem naga. To jego kolejny podstęp, pomyślała, lecz trudno było zebrać

myśli, gdy trwał ten zachwycający masaż.

- Nie miałeś prawa tego robić - mruknęła.

- Wiem, jestem okropny. Wybaczysz mi?

- Pod warunkiem, że natychmiast stąd wyjdziesz.

- Oczywiście, kiedy skończę. Leż spokojnie i nie przeszkadzaj.

Nie miała zamiaru się z nim kłócić. Miło było tak leżeć, czując jego

palce na ramionach i plecach.

- Jakaś ty piękna, moja Diamond - szepnął jej do ucha. - Taka, jaką

widziałem cię w marzeniach. Atłasowa skóra i doskonałe kształty.

- Nie powinieneś gapić się na moje kształty - zaprotestowała bez

przekonania.

- Jak mógłbym nie podziwiać twoich wdzięków, skoro pokazujesz je

tak bezwstydnie?

Odgarnął jej włosy i pocałował w nasadę karku. Nie wiedziała, że to

takie wrażliwe miejsce, lecz gwałtowne westchnienie zdradziło mu

wszystko. Całował ją po plecach. Delikatna przyjemność trwała długo i

Fran zaczęła oczekiwać na ciąg dalszy.

Odwrócił ją na plecy i zaczął całować jej piersi, hipnotyzując

odczuwanymi przy tym wrażeniami.

- Marzyłem, by ujrzeć cię nagą - wyszeptał w jej skórę. - Marzyłem o

chwili, kiedy złożysz broń, pragnąc mnie równie mocno, jak ja ciebie.

RS

background image

106

Nie śmiała mu powiedzieć, jak bardzo go pragnie. Nieważne, co

sobie myślał, walka nie była skończona, a ona nie skapitulowała. Jednak

tej nocy ulegnie pożądaniu. Mogła walczyć z Alim, lecz nie ze swoją

namiętnością.

Być może jutro tego pożałuje, lecz w tej chwili jutro było zbyt

odległe. Obudził się w niej duch ryzykantki, który mówił, że jeśli nie

będzie się z nim dziś kochała, nigdy sobie tego nie daruje.

Ali zrzucił resztę ubrania i Frances w świetle lampki oliwnej

zobaczyła go w pełnej krasie. Szeroki w ramionach, wąski w biodrach,

harmonijnie umięśniony, emanował siłą. Czuła, jak narasta w niej

pożądanie.

Nagie ciała przywarły do siebie. Mimo iż bardzo jej pragnął, powoli

wzmagał jej pożądanie aż do temperatury wrzenia, chcąc upewnić się, że

płonie w nich równie silna namiętność.

Był w tym mistrzem. Wiedział, gdzie ją pocałować, dotknąć, by

wywołać burzę odczuć. Była to sztuka kochania najwyższych lotów.

Frances poczuła się zdobyta przez niego, choć wciąż jeszcze pieścił ją,

napawając się jej urodą.

Wreszcie nie mogła już dłużej czekać.

- Powiedz mi, że mnie pragniesz - jęknęła. Powiedział jej to ustami,

pieszczącymi skórę, dłońmi badającymi pełne piersi, oplatającymi ją

rękoma...

Wreszcie powiedział to lędźwiami i zrozumiała, że to prawda.

Marzyła o tym, podobnie jak on, lecz nie przypuszczała, że marzenia

nie dorównują rzeczywistości. Przekonała się o tym, gdy ich ciała

połączyły się wreszcie.

RS

background image

107

Szeptał coś po arabsku. Nie rozumiała słów... lecz było to zbędne.

Słowa niosły w sobie namiętność, uwielbienie, a być może i miłość.

Chciała odpowiedzieć, lecz zdobyła się jedynie na głębokie

westchnienie. Czemu zwlekała z tym tak długo? Zrezygnowała z obrony.

Jeżeli będzie walczyć, to tylko o to, by zostać z nim.

Kiedy to już się stało, coś w duchu mówiło jej, by wystrzegała się

zauroczenia, lecz serce podpowiadało, że została do tego stworzona.

Gdy się rozłączyli, chciała zaszlochać, lecz przeczekała ten

niebezpieczny moment, wtulona w jego ramiona.

Chłodny poranek obudził Frances niesamowitą ciszą. Nagi Ali leżał

obok niej pogrążony w głębokim śnie, niczym człowiek w pełni

pogodzony ze światem.

Czuła się szczęśliwa, lecz nieco zakłopotana. W końcu poznała

prawdę o sobie, prawdę, której zawsze się nieco obawiała. Chłodna

Frances Callam, która zawsze szczyciła się swoim racjonalnym

podejściem do rzeczywistości, okazała się niewolnicą zmysłów w

ramionach kochanka. Jego pocałunki i pieszczoty sprawiały, że świat

przestawał istnieć. Pragnęła na zawsze pozostać w jego objęciach. To ją

przerażało.

Teraz była znowu sobą. Kochała leżącego obok mężczyznę, lecz była

taka, jak dawniej.

Przeciągnął się i otworzył oczy. Popatrzył na nią i znów poczuła się

zagrożona.

Dotknął jej policzka.

- Wszystko w porządku, Lady Almas Faiza?

- Aż za bardzo - odszepnęła.

RS

background image

108

- Jak to?

- Niebezpiecznie być aż tak szczęśliwym.

- To tylko słowa. Szczęście jest prawem wszystkich kochanków.

Dałaś mi go tyle, ja zwróciłem ci je z nawiązką.

Teraz powinna poprosić o wolność, lecz zrezygnowała. Nie chciała

psuć nastroju chwili.

- Zastanawiam się, czemu nazwałeś mnie Faiza. Czyje zwycięstwo

świętujesz?

Popatrzył na nią leniwie.

- Przecież już znasz odpowiedź. Chodź, moja pani, pokonaj mnie raz

jeszcze.

Niezdolna mu się przeciwstawić, zrobiła to i wszystkie obawy

rozwiały się. Ten drugi raz był równie niezwykły, jak pierwszy. Znali już

swoje ciała i utwierdzali się w tej wiedzy z żarliwością i czułością. Potem

zmorzył ich sen. Po przebudzeniu rozterka Fran była coraz większa i

zrozumiała, że musi stawić jej czoło.

- Co dziś będziemy robili? - mruknął - Znowu pustynia?

- Nie, nie pustynia.

- Więc co, moja ukochana?

- Ali, pozwól mi wrócić do domu.

- Teraz? - zdumiał się. - Kiedy ledwie się odnaleźliśmy?

- Nie mogę kochać cię, będąc więźniem.

- Dopóki mnie kochasz, cóż to za różnica?

- Dla mnie duża.

- Milcz, kobieto - powiedział, zamykając jej usta namiętnym

pocałunkiem.

RS

background image

109

Wspaniale było być tu, jeszcze cudowniej całować się z nim i czuć

jego pożądanie, lecz w grę wchodziła jej niezależność. Zebrawszy

wszystkie siły, odsunęła się od niego.

- Wróć - roześmiał się, próbując ją złapać.

- Nie, Ali. To jest piękne, lecz nierzeczywiste.

- Więc ciesz się tym. Skoro musisz być taka poważna, postaram się

sprawić ci przyjemność. Możesz odwiedzić laboratorium i pytać, o co

zechcesz.

- Myślisz, że jesteś sprytny, przekupując mnie ochłapami. Nie dam

się zbyć tak łatwo.

- Jestem silniejszy. Nie zapominaj o tym. Zresztą chciałaś zrobić o

tym reportaż.

Mówił żartem, lecz kryła się za nim władza tyrana. Znów ją

zaskoczył. Jako dziennikarka dałaby sobie rękę uciąć, byle tylko wejść do

tamtego budynku. Z kontekstu mogło wynikać również, że wkrótce będzie

mogła wrócić do domu i opublikować materiał. Niby nie było się czym

martwić...

Nie powinna była tego mówić, lecz nie potrafiła się powstrzymać.

- Nie boisz się, że znajdę tam sposób ucieczki? Puścił ją gwałtownie

i wstał. Twarz miał kamienną.

- Jeśli choćby popróbujesz ucieczki - powiedział szorstko - nigdy ci

tego nie wybaczę.

Wziął ubranie i wyszedł, nie oglądając się.

RS

background image

110

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

W każdych innych okolicznościach wizyta w laboratorium

ucieszyłaby Frances. Z polecenia Alego wszyscy starali się jej pomóc i

dowiedziała się mnóstwa fascynujących rzeczy. Pracowało tu wiele kobiet,

a ta, którą przydzielono jej za przewodniczkę, posiadała rozległą wiedzę.

Fran zdawało się, że słyszy ironiczny śmiech Alego.

Gdy uśmiechała się do wszystkich i wysłuchiwała wyczerpujących

odpowiedzi na swoje dociekliwe pytania, wciąż widziała ten jego

nieprzejednany wyraz twarzy.

Skończyła zwiedzanie wczesnym popołudniem i usadowiła się w

ogrodach, by uporządkować notatki. Potem spacerowała, przyglądając się

fontannom. Zastanawiała się, co będzie dalej. Rano powinna była omówić

z Alim nękające ją problemy, lecz on, po najwspanialszej w życiu nocy,

uciął dyskusję jak dyktator i wyszedł. Miała tę scenę żywo w pamięci.

Przysiadła na skraju największej fontanny i wpatrywała się w wodę.

Nagle zobaczyła obok siebie inne odbicie. Uniosła głowę i zobaczyła

Jasira.

- W Anglii mówią chyba „pensa za twoje myśli".

- Owszem.

- Cóż to za dziwne myśli przyoblekły twoją twarz w melancholijny

uśmiech. Jesteś szczęśliwa czy smutna?

- Jedno i drugie - westchnęła.

- Jestem cierpliwym słuchaczem. Wstali i ruszyli ścieżką.

- Czyżby Ali źle cię traktował? - spytał troskliwym tonem Jasir. -

Słyszałem, że tak go zadowoliłaś, iż obsypał cię luksusami.

RS

background image

111

- Nie chodzi mi o luksus - odrzekła. - Chcę odzyskać wolność.

- Nie widzę nigdzie straży - odparł, rozglądając się wokół.

- A po co straż na środku pustyni? Dokąd ucieknę?

- Fakt. Naprawdę chcesz uciec od Alego?

- Niezupełnie. Chcę odzyskać wolność. Pewnie wróciłabym do

niego.

- Ale to byłby twój wybór, więc zupełnie coś innego.

- Tak! - krzyknęła. - Ty to rozumiesz. Czemu on nie chce tego pojąć?

- Mój kuzyn Ali jest wspaniałym facetem, ale kiedy dopnie swego,

uważa sprawę za zakończoną.

- Wiem - przyznała Fran. - Jednak dopóki nie będę z nim z własnej

woli, nie ułoży się między nami.

- Stanowicie wspaniałą parę - pokiwał głową Jasir. - Nie mogę znieść

myśli, że gotów zniweczyć to przez swój upór. Mam tu obok mały domek.

Możesz skorzystać z mojego telefonu i zadzwonić do angielskiego

ambasadora.

- Tak po prostu?

- Tak po prostu. Chodźmy.

Wziął ją za rękę i poprowadził wąską ścieżką. Fran spieszyła się, nie

chcąc przegapić takiej okazji.

„Mały domek" Jasira okazał się niewielkim pałacem, urządzonym z

przesadnym przepychem. Rozejrzała się, szukając telefonu.

- Na górze - rzekł, prowadząc ją w stronę schodów.

Nie mogła wprost uwierzyć, że znalazła wyjście z tej sytuacji.

Zawahała się przez chwilę. Kusiła ją myśl o pozostaniu z Alim, lecz

postanowiła być niezłomna.

RS

background image

112

- Tutaj. - Jasir otworzył drzwi i przepuścił ją przodem.

Znalazła się w bogato zdobionej purpurowym brokatem sypialni.

Tylko na jednej ścianie zamiast zasłon rozwieszono wszelkiego rodzaju

białą broń. Miecze, szpady, szable oraz krótkie, długie, szerokie, wąskie,

proste i zakrzywione kindżały, kordelasy i sztylety. Powietrze było

przesycone wonią zmysłowych olejków, na co Frances zwróciła uwagę, bo

zapach wydawał się kolidować z taką ilością oręża.

Obok łóżka stał telefon. Podniosła słuchawkę.

- Jak mogę połączyć się z ambasadorem? - spytała. Chyba nie

dosłyszał, bo tylko się uśmiechnął. Przyłożyła słuchawkę do ucha. Głucho.

Zauważyła, że Jasir trzyma w ręku wyrwany ze ściany przewód.

Zamknął drzwi na klucz. Jego uśmiech stał się złowieszczy i okrutny.

- Chcę zadzwonić do ambasadora - powiedziała twardo.

- To mi niezbyt odpowiada. Wolę, żebyś została ze mną. Ali odzyska

cię, kiedy skończę. Jeśli cię będzie jeszcze potem chciał, w co wątpię.

Czemu pomyślała, że jest miłym, młodym człowiekiem? Z pięknej

twarzy Jasira spoglądały na nią zimne oczy.

- Jesteś szalony - wykrztusiła, odsuwając się od niego. -Czy wiesz,

co Ali ci za to zrobi?

- Na początku na pewno będzie wściekły, ale ja udam przerażenie i

wkrótce mi wybaczy. Kobiety niewiele znaczą w naszym kraju, więc

pomysł, że dwaj mężczyźni mogliby z powodu jednej z nich prowadzić

wojnę, jest wręcz absurdalny.

- Ale nie w tym przypadku, prawda? - spytała, starając się za wszelką

cenę podtrzymać konwersację.

RS

background image

113

- Bardzo sprytnie. Nie, ty jesteś tylko narzędziem. Ali pozbyłby się

ciebie w swoim czasie, ale teraz będzie cierpiał i o to chodzi. Przez całe

życie wszystko mi odbierał, łącznie z należnym mi tronem. Teraz ja mu

coś zabiorę i będę się przy tym dobrze bawił.

Ruszył zdecydowanie w jej stronę. Cofnęła się. Jej przerażenie

wzrosło, gdy zdała sobie sprawę, w jak wielką pułapkę wpadła. Jasir swoją

maską jowialności oszukał nawet Alego. Pod nią czaiła się zimna

nienawiść, która zwróciła się przeciwko niej.

Uśmiechał się złowieszczo, jakby radował się nadciągającym

starciem. Zmusiła się do spokoju i przestała się cofać. Jasir z lubością

popatrywał na wznoszącą się i opadającą pierś Fran. Nie zauważył, że

zwinęła dłoń w pięść, wystawiając lekko dwa knykcie. Podszedł do niej i

chciał ją złapać. W następnej chwili jęknął z bólu, bo grzmotnęła go z

całej siły w splot słoneczny. Skulił się, twarz wykrzywił mu ból i

wściekłość. Jednak wciąż blokował jej drogę do drzwi. Nadal była

uwięziona przez człowieka tak zaślepionego nienawiścią, że nie dbał o nic.

- Bardzo tego pożałujesz - wyskrzeczał.

- Nie tak bardzo jak ty, kiedy Ali dowie się o wszystkim - odparła

bez tchu.

- Nie będzie się o ciebie troszczył, gdy dowie się, że tu przyszłaś.

- Kłamiesz, by podnieść się na duchu. Ali mnie kocha. Wciąż ciężko

dyszał, lecz wyszczerzył zęby w namiastce uśmiechu.

- Wy, ludzie Zachodu, macie mylne wyobrażenie o kobietach.

Kobiety służą wyłącznie do uciech. AM wie o tym doskonale, niezależnie

od tego, co ci naopowiadał. Wyjaśni ci to osobiście, zakładając, że jeszcze

będzie chciał się z tobą widzieć. A teraz chodź tu.

RS

background image

114

Za nią znajdowała się ściana obwieszona bronią. Nie widząc, co robi,

sięgnęła do tyłu i natrafiła na jakąś rękojeść. Pociągnęła i ku jej radości

broń wysunęła się gładko. Nie spuszczając wzroku z Jasira, wystawiła ją

przed siebie. Było to długie, groźnie wyglądające ostrze.

- Posłużę się tym w razie konieczności - ostrzegła.

- Nie bądź głupia. Jestem księciem i kuzynem Alego. Jeśli przelejesz

moją krew, zobaczysz, co zrobi ci twój ukochany. To nie będzie

przyjemne.

Przeraziła się nie na żarty, że to może być prawda, lecz z kamienną

twarzą podniosła nóż na wysokość oczu Jasira i wykonała w jego stronę

serię krótkich pchnięć. Tak, jak przewidywała, odchylił się do tyłu.

Przesunęła się do przodu, starając się dotrzeć do drzwi, lecz nie dała rady.

Sytuacja zrobiła się patowa.

Na dole rozległ się jakiś gwar, usłyszała tupot nóg na schodach,

męskie głosy, a wśród nich - Bogu niech będą dzięki -głos Alego.

Jasir usłyszał to również. Oczy zalśniły mu złośliwym błyskiem.

Błyskawicznym ruchem złapał wąskie ostrze i przesunął po nim dłonią. W

chwilę potem z rany trysnęła obficie krew. Upadł na plecy w tej samej

chwili, gdy drzwi wyleciały z zawiasów i stanął w nich Ali o pociemniałej

twarzy. Za nim widać było dwóch rosłych mężczyzn w mundurach jego

straży przybocznej.

- Aresztujcie ją! - zaskrzeczał Jasir. - Próbowała mnie zabić.

Wykrwawię się na śmierć.

Strażnicy ruszyli ku niej, lecz Ali podniósł rękę i cofnęli się. Stał w

milczeniu, spoglądając to na ściskającą zakrwawiony nóż Frances, to na

kuzyna.

RS

background image

115

- Daj mi to - powiedział do niej.

- Ali, posłuchaj...

- Daj mi to - powtórzył śmiertelnie spokojnym głosem. Zrozpaczona

wręczyła mu nóż. Odwrócił się od niej i ukląkł przy Jasirze, oglądając jego

ranę. Wreszcie wstał.

- Straże - odezwał się beznamiętnym, chłodnym głosem - aresztować

tego człowieka.

- To ona jest morderczynią! - krzyknął Jasir.

- Nawet gdyby cię zabiła - powiedział Ali - dostałbyś tylko to, na co

zasłużyłeś. Podziękuj swemu szczęściu, że nie zabiłem cię osobiście.

Zabrać go. Opatrzyć mu ranę i nie spuszczać z niego oka.

Jasir bluzgnął stekiem przekleństw, lecz strażnicy, nie przejmując się

tym, wzięli go pod ręce i wywlekli. Drżąca Frances z ulgą oparła się o

ścianę.

- Myślałam, że zamierzasz...

- Powinnaś znać mnie lepiej - rzekł AU. - Porozmawiamy o tym

później. Chodźmy.

Miał na sobie długie, zwiewne szaty. Otoczył ją ochronnym gestem i

wyprowadził z domu Jasira. Trzymał ją tak przez całą drogę do namiotu.

- Zwabił mnie tylko dlatego, żeby sprawić ci ból - powiedziała

pochlipując. - Wzięłam nóż ze ściany, by go postraszyć, ale nie miałam

zamiaru go użyć. Zranił się celowo, kiedy usłyszał twój głos. Ali, musisz

mi uwierzyć...

- Spokojnie, przecież ci wierzę. Zostanie za to ukarany, nie bój się.

- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?

RS

background image

116

- Leena zauważyła, jak rozmawiasz z nim w ogrodzie. Pojęła grożące

ci niebezpieczeństwo i ostrzegła mnie. Ależ ty drżysz.

Drżała jak liść, przerażona własnym postępowaniem równie mocno,

jak zachowaniem Jasira.

- Postąpiłaś bardzo głupio, idąc z nim, lecz potem zachowałaś się

wspaniale. Jestem z ciebie dumny. Moja pani jest tygrysicą.

- Myślałam, że chcesz mnie aresztować.

- Wyrządzasz mi krzywdę. Jak bym mógł w ciebie zwątpić.

Zaufanie, jakim ją obdarzał było wręcz niewiarygodne. Fran-ces

zmobilizowała wszystkie siły.

- Ali, będę z tobą szczera. Poszłam do domu Jasira, ponieważ

usiłowałam od ciebie uciec.

Spojrzał na nią z osłupieniem.

- Chciałaś uciec do niego?

- Nie. Oczywiście, że nie. Poszłam do niego, ponieważ obiecał mi, że

będę mogła zadzwonić do angielskiego ambasadora. Nie patrz tak na

mnie! Przecież wiesz, że chcę się stąd wydostać.

- Chciałaś uciec ode mnie przy pomocy tej kreatury?

- Nie wiedziałam, jaki on jest naprawdę ani że nie powinnam z nim

iść. Ale co miałam robić?! - krzyknęła. - To się musi skończyć, Ali. Muszę

stąd wyjechać.

- Po ubiegłej nocy, kiedy odkryliśmy się nawzajem?

- Z powodu ubiegłej nocy!

- Chcesz powiedzieć, że byłem nie dość dobry? - zapytał z

niedowierzaniem. - A może to wszystko tylko mi się śniło?

RS

background image

117

- Nie, nie śniło ci się, tylko to miejsce jest nierzeczywiste. Ja nie

jestem sobą, ba, nie wiem nawet, kim jestem. A skoro nie wiem, kim

jestem, skąd mogę wiedzieć, co mam ci dać?

Z wyrazu jego twarzy wywnioskowała, że nie zrozumiał ani słowa.

Pomimo całej cywilizacyjnej otoczki Zachodu, Ali wciąż tkwił głęboko w

kulturze, gdzie nieistotne było kim czy też raczej czym jest kobieta, jeśli

tylko zaspokajała swego mężczyznę. Koncepcja Fran, zakładająca wolny

wybór, absolutnie do niego nie przemawiała.

- Ali - błagała - spróbuj mnie zrozumieć. To się musi skończyć. Było

naprawdę cudownie, ale muszę stąd wyjechać.

Przybrał kamienny wyraz twarzy.

- O tym ja decyduję.

- Ależ szaleństwem jest myśleć, że to może trwać. Czy nie

widzisz...?

- Widzę tylko, że to ja będę podejmował decyzje. Ani ty, ani żadna

inna kobieta nie będzie mi dyktowała, co mam robić.

- Powiedziałeś, że jeśli kiedykolwiek spróbuję cię opuścić, nigdy mi

tego nie wybaczysz! - zawołała z rozpaczą w głosie.

- Właśnie spróbowałam. I do czego nas to doprowadziło?

- Do punktu wyjścia - odparł twardo. - Czy naprawdę sądziłaś, że

odprawiłbym cię stąd w gniewie? Nie licz na to. Gdybyśmy byli wrogami,

miałbym inne powody, by cię tu trzymać. Ofiarowałem ci rolę mojej

faworyty, przez wszystkich obdarzanej zaszczytami. Strzeż się życia

odtrąconej ulubienicy, ponieważ nawet go sobie nie wyobrażasz.

- Czy tylko to do ciebie przemawia? - spytała. - Język siły?

RS

background image

118

- Diamond, nie mam ochoty się z tobą kłócić. Wolę uznać to za

wybryk, o którym oboje powinniśmy jak najprędzej zapomnieć.

Powiedziałem, że ci tego nie wybaczę, ale nie umiem się na ciebie

gniewać. Dajmy sobie spokój i wróćmy do naszego świata.

- Chyba nie uda się nam do niego wrócić - odparła smutno - bo taki

świat nie istnieje.

Nie zauważyła, kiedy zbliżył się do niej, lecz nagle znalazł się tuż,

zniewalając ją swą niespożytą witalnością. Fran chciała się cofnąć, lecz nie

mogła się ruszyć. Zadrżała, gdy tylko jej dotknął.

- Nie...

- Nie proś mnie, żebym cię nie dotykał, bo dotykanie cię sprawia mi

przyjemność. I nie proś mnie, bym uwierzył, że nie sprawia ono

przyjemności tobie.

- Wcale nie przeczę - odparła matowym z napięcia głosem - ale musi

w tym być coś więcej, bo inaczej nie ma w tym nic.

Uciszył ją, kładąc palec na jej ustach. Dotyk parzył ją. Odwróciła

głowę, lecz dotknął wargami jej szyi.

- Ależ jest - mruknął, łaskocząc ją oddechem.

Chciała zaprotestować, lecz te doznania przywołały piękne

wspomnienia i musiała się zmobilizować, by im nie ulec.

- Ali, nie - błagała. - Mamy tyle do powiedzenia...

- Przecież cały czas rozmawiamy - mruknął, zanosząc ją na łóżko.

Szybko rozebrał ją i siebie. Chciała stłumić ogarniające ją uczucie,

lecz jej ciało uległo zmianie od wczoraj. Teraz ciało Fran znało już

gorzko-słodki smak namiętności. Reagowało na Alego, jak na żadnego

innego mężczyznę. Płonęło dla niego. Kochało go.

RS

background image

119

Umysł Fran wypełniała złość i rozpacz, lecz pod wpływem pieszczot

Alego pragnęła szlochać ze szczęścia. On doskonale o tym wiedział i

bezwstydnie używał wszystkich sztuczek, by powiększyć posiadaną nad

nią przewagę.

Kiedy skończyli się kochać, nie wypuścił jej z objęć, przedłużając

niejako akt miłosny.

- Widzisz - szeptał - jak to między nami jest, jak będzie zawsze. Nie

możesz mnie opuścić. Należysz do mnie.

Słowo „należysz" uformowało jej usta w nieme „nie". Jaką siłę ma

słowo wobec rozpalonego, akceptującego miłość ciała.

Trzymał ją tak w ciepłym uścisku, póki zmęczenie nie zawładnęło

nią i nie usnęła w jego ramionach. Lecz nawet sen nie przyniósł jej

ukojenia. Ali kochał się z nią w cudowny, porywający sposób, tylko że w

głębi serca wiedziała, iż jest to kolejna manifestacja siły. Udowadniał, że

potrafi zapanować nad nią nie tyle dzięki własnemu pożądaniu, co poprzez

jej własne. Znów ją uwięził.

Kiedy się obudziła, leżał obok, przyglądając się jej uważnie.

- Powiedziałem ci kiedyś, że poczuję się w pełni

usatysfakcjonowany, kiedy będziesz moja ciałem i duszą - przypomniał jej

- kiedy powiesz, że chcesz być moja na zawsze. Powiedz to teraz,

Diamond. Niech usłyszę, jak przysięgasz, że to prawda.

Spojrzała na niego z rozpaczą.

- Nigdy tego nie powiem, Ali.

Mówiąc to, szlochała, bo w głębi serca wiedziała, że to prawda.

Kochała go ponad wszelkie wyobrażenie, tak bardzo, że miłość ta całkiem

RS

background image

120

ją pochłonęła. Jednak musiała oprzeć się temu uczuciu i nigdy, przenigdy

nie mogła przyznać się do niego.

Zaklął, słysząc jej odpowiedź. Zobaczył jej łzy i poczuł ból. Tego

jednak musiał się wystrzegać.

Wstał i odwrócił się tyłem do łóżka. Musiał oprzeć się władzy, jaką

miała nad nim Frances i nigdy się do tego nie przyznać. Straszył ją zemstą,

lecz jej wybaczył. Powinna nim pogardzać, bo żadna kobieta nie szanuje

mężczyzny, który pozwala sobą kierować.

W sąsiednim namiocie rozległ się jakiś gwar. Pospiesznie włożył swą

szatę i wyszedł. Frances słyszała różne głosy. Nad wszystkimi zapanował

rozkazujący ton Alego. Po chwili wrócił.

- Wracamy do miasta - oznajmił. - Otrzymałem wiadomość, że moja

matka jest w drodze do domu. Chciałbym zdążyć przed nią, by okazać jej

mój szacunek.

- A gdzie była?

- W Nowym Jorku. Pospiesz się.

Nocny lot nad pustynią był niczym bajka. W dole, przez absolutną

czerń, przebijało się czasem jakieś światełko. Stopniowo maszyna obniżała

lot, aż wyładowała na dachu pałacu. Frances odprowadziła do jej

apartamentów w magiczny sposób podwojona eskorta honorowa.

Sekretarz Alego przywitał go informacją, że księżna Elise już

przybyła. Poszedł wprost do jej apartamentów.

Księżna była elegancką kobietą o siwych włosach i pięknej twarzy.

Urodziła się przed sześćdziesięciu laty w Londynie, lecz teraz

przypominała prawdziwą wschodnią władczynię. Wstała i powitała Alego

z otwartymi ramionami. Uśmiech odmłodził jej twarz.

RS

background image

121

- Mój syn! Uścisnął ją serdecznie.

- Mamo, za każdym razem, gdy cię widzę, wyglądasz coraz młodziej.

Jak minęła podróż?

- Bardzo korzystnie. Tu znajdziesz owoce mojej pracy. -Pokazała

leżące na stole teczki. - Mam nadzieję, że zaaprobujesz moje posunięcia.

- Czyżbym kiedykolwiek kwestionował jakąś twoją decyzję? Ale

odłóżmy na chwilę interesy. Niech no ci się przyjrzę. Wyglądasz

zdumiewająco dobrze, jak na kobietę, która przyleciała wprost z Nowego

Jorku - zauważył.

- Prawdę mówiąc, zrobiłam sobie mały przystanek w Londynie.

Dotarłam tam tuż po twoim wyjeździe. Usłyszałam dziwne historie na

twój temat.

Roześmiał się i usiadł na kanapie, przyjmując oferowanego przez nią

drinka.

- Ludzkie gadanie. Czym tu się przejmować?

- Może jednak powinieneś. Służący nie umieli odpowiedzieć na moje

pytania, póki nie zrobiłam się bardziej stanowcza. A teraz opowiedz mi o

tej angielskiej dziewczynie, którą tu „zaprosiłeś".

Ali nonszalancko wzruszył ramionami, choć naprawdę czuł się

bardzo zaniepokojony. Matka zawsze potrafiła go przejrzeć i domagała się

absolutnej szczerości.

- Panna Frances Callam korzysta chwilowo z mojej gościnności -

odparł. - Opowiedz mi o swojej podróży.

- Wszystko w swoim czasie, mój synu. Musiałam zabawić się w

prywatnego detektywa, by dowiedzieć się o biurze pośrednictwa pracy i o

pewnej służącej, która zniknęła wraz z tobą. Przez agencję dotarłam do

RS

background image

122

niejakiego Joeya, który martwił się, że nie może skontaktować się z panną

Callam. Mam nadzieję, iż nie pomyliłam się, zapewniając go, że wszystko

z nią w porządku.

- Oczywiście, mamo. Pannie Callam nic nie grozi.

- Ali, czemu nie patrzysz mi w oczy?

- Wierz mi, mamo, że to wiele hałasu o nic.

Elise popatrzyła na niego z powątpiewaniem. Poczuł się nieswojo

pod tym wszystkowidzącym wzrokiem.

- Ali, są pewne prawa, których nawet ty musisz przestrzegać. Nie

pytam cię, co zrobiłeś, bo być może wolałabym nie wiedzieć. Oczekuję

jednak, że przyprowadzisz do mnie jutro tę młodą kobietę.

- Tak, mamo - odparł potulnie.

RS

background image

123

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Apartament Elise stanowił zgrabne połączenie królewskiego

przepychu z angielskim komfortem. Znajdował się bezpośrednio nad

pokojami Frances, wychodził na Pawi Ogród, a bawialnią była pełna

światła. Długie firany w sięgających podłogi oknach delikatnie poruszał

słaby wiatr.

Elise, zgrabna dama w białej sukni, wstała i uścisnęła serdecznie

Fran.

- Nie mogłam doczekać się tego spotkania - powiedziała i dodała

tajemniczo: - Tyle słyszałam o pani, że wzbudziło to moją ciekawość.

Podano herbatę. Była to prawdziwa angielska herbata, bo jak

wyjaśniła gospodyni, po trzydziestu pięciu latach w tym kraju wciąż nie

mogła się obejść bez filiżanki ulubionego napoju.

- O tak - powiedziała Frances, popijając z wdziękiem. Przez chwilę

trwała grzeczna konwersacja, do której od czasu do czasu wtrącał coś Ali.

- Mój synu - powiedziała w pewnej chwili z naciskiem Elise. -

Jestem pewna, że czekają na ciebie sprawy wagi państwowej.

- Nie dzisiaj - uśmiechnął się do obu pań. - Jeżeli wyjdę, będziecie

mówiły na mój temat.

- Oczywiście, że będziemy. Odejdź, proszę. Czy nie widzisz, że nam

przeszkadzasz?

Spojrzał z wyrzutem na matkę, potem na Fran i ociągając się,

wyszedł.

Kiedy zostały same, Elise ucałowała Frances w oba policzki i

uśmiechnęła się.

RS

background image

124

- Sądząc po wrażeniu, jakie wywarłaś na moim synu, domyślałam

się, że jesteś piękna. Jednak jest w tobie coś więcej. A teraz błagam,

powiedz szczerze, jesteś tu z własnej woli?

- Nie - odparła Frances i twarz Elise nachmurzyła się.

- O tym porozmawiamy potem. Na razie opowiedz, jak się

poznaliście.

Fran opisała ze szczegółami wydarzenia pierwszego wieczoru. Kiedy

doszła do historii z czekiem, Elise klasnęła w ręce.

- O! Teraz wyjaśniła się pewna zagadka. Pozwól. Zaprowadziła

Frances do sąsiedniego pokoju. Dziewczyna w pierwszej chwili

zaniemówiła. Nie było to pomieszczenie dla kobiety na emeryturze, tylko

nowocześnie urządzone biuro.

Przy komputerach pracowały dwie młode kobiety. Wstały i złożyły

ukłon księżnej, która pozdrowiła je skinieniem ręki. Na oczach zdumionej

Fran księżna podeszła do trzeciego komputera i wystukała coś na

klawiaturze. Ukazał się jakiś dokument. Elise przejrzała go.

- Zwykle Ali przekazuje na Międzynarodowy Fundusz dla Dzieci

milion rocznie - zauważyła. - Kiedy nagle pojawiło się dodatkowe sto

tysięcy, nie mogłam tego zrozumieć. Nie robi takich rzeczy bez konsultacji

ze mną.

- Milion? - powtórzyła zdumiona Fran. - Konsultacje?

- Ja prowadzę całą zagraniczną działalność charytatywną.

- To znaczy?

- Około dwudziestu milionów rocznie - uśmiechnęła się uroczo Elise.

- Moja droga, czyżbyś uwierzyła w legendę o playboyu, który wydaje na

siebie wszystkie pieniądze? Bardzo niemądrze! Ali utrzymuje ten wielki

RS

background image

125

pałac, bo tego się po nim oczekuje, ale wszystkie dochody z ropy najpierw

wydawane są na ważniejsze potrzeby, dopiero potem na niego samego.

Muszę pokazać ci któryś z naszych szpitali. Są wyposażone najlepiej na

świecie.

- Ale czemu mi o tym nie powiedział, tylko oświadczył, że nie będzie

ze mną dyskutował? - zdenerwowała się Fran.

- Ponieważ jest księciem - wyjaśniła rozbawiona Elise. -Nie ma

zamiaru tłumaczyć się przed nikim. Akceptujesz go bezwarunkowo albo

wcale.

- A te wszystkie historie o niedopuszczaniu kobiet do omawiania

poważnych spraw... - nie mogła pogodzić się z tym Frances.

- Prawdopodobnie próbował ci dokuczyć, ale to prawda, nie mówi na

ten temat z obcymi kobietami i nie wpuszcza ich do swojego gabinetu. Dla

mnie robi wyjątek, bo jestem jego matką. Mężczyzna, który w tym kraju

nie szanuje matki, okrywa się hańbą. Pamiętam, jak przed laty mój brat

podczas kłótni z matką kazał jej się zamknąć. W Kamarze żaden

mężczyzna nie śmiałby tak się odezwać do kobiety, która dała mu życie.

Skinęła w stronę komputera.

- Bardzo poważnie podchodzi do dobroczynności, ale zostawił to

mojemu uznaniu. Ludzie potrzebujący wsparcia zgłaszające najpierw do

mnie. Odwiedzam ich, a potem przekazuję Alemu moje spostrzeżenia.

Dlatego teraz byłam poza krajem.

- A ja sądziłam, że pojechała pani po zakupy.

- Cóż, nie obeszło się przy okazji bez małych zakupów.

- Nie ogarniam tego wszystkiego - wyznała Fran.

RS

background image

126

- W takim razie pokażę ci coś jeszcze. - Elise nacisnęła guzik na

biurku. - Proszę uprzejmie podstawić mój samochód przed frontem pałacu.

W dziesięć minut potem obie kobiety siedziały w tylnym przedziale

prywatnej limuzyny księżnej, udając się do centrum. Auto zatrzymało się

przed wielkim budynkiem o białych ścianach. Elise wyjaśniła, że to szpital

miejski.

- Najpierw szybko zwiedzimy część prywatną - zaproponowała.

Część prywatna wyglądała jak w większości szpitali na świecie, lecz

dopiero sektor publiczny zdumiał Frances czystością, wyposażeniem i

wysokim standardem utrzymania chorych. To miejsce mogłoby

zawstydzić niejeden zachodni szpital.

- Prywatni pacjenci słono płacą - powiedziała Elise w drodze

powrotnej - i częściowo utrzymują biedniejszych, reszta pieniędzy

pochodzi z królewskiej szkatuły.

- Ropa naftowa - uśmiechnęła się Fran.

- Nie tylko. Całkiem ładny dochód przynoszą kasyna.

- Kasyna? Macie więcej niż jedno?

- Prawie w każdej stolicy na świecie i kilka w Las Vegas.

Potrzebujemy każdego grosza, bo Ali ma niezwykle kosztowny plan

nawadniania pustyni. Jak na razie większość pieniędzy wsiąkła w piasek,

lecz on przeprowadza kolejne eksperymenty.

Zobaczyła, że Frances przypatruje się czemuś intensywnie.

- Coś cię zaciekawiło?

- Pałac Sahar. Ali powiedział, że został opuszczony, bo był za mały.

- Czy powiedział ci, do czego teraz służy?

- Nie, myślałam, że stoi pusty.

RS

background image

127

- A on nie wyprowadził cię z błędu - westchnęła z matczyną troską

Elise. Powiedziała coś po arabsku kierowcy, który skierował auto przed

wjazd do pałacu.

Gdy przeszły przez główne wrota, otworzyły się drzwi i pojawiły się

w nich dwie kobiety, uśmiechając się na widok gości. Za nimi wysypała

się gromada dzieci, które otoczywszy księżną, wznosiły okrzyki na jej

cześć.

- Wszystkie kochają wizyty Jej Wysokości - wyjaśniła Fran jedna z

kobiet. - Nie mają własnych matek, więc kochają Jej Wysokość jak matkę.

- Czy to sierociniec? - spytała Frances.

- Oczywiście - odparła Elise. - Ali nalegał, by to miejsce spełniało

jakąś pożyteczną funkcję, a cóż mogłoby się tu mieścić lepszego niż

przyszłość naszego kraju. Wejdźmy do środka. Jest tu kilka rzeczy, które

cię zadziwią.

Jednak Frances nic już nie mogło zadziwić. Sierociniec miał

ogromny budżet, był dobrze wyposażony, lecz najbardziej ujęła ją ciepła

atmosfera tego miejsca. Zdała sobie sprawę, że nic nie wie o Alim ani o

jego metodach rządzenia krajem.

Na tyłach pałacu mieściła się szkoła. Dziewczynki uczyły się

oddzielnie, lecz bystre oczy Fran zauważyły, że ich pomoce naukowe były

równie dobre.

- Mój mąż był oświeconym człowiekiem - wyjaśniła Elise. - To

znaczy, że mnie słuchał - dodała, trzepocząc rzęsami. -Przekonałam go, że

kobiety powinny być dobrze wykształcone. Mój syn jest taki sam. Ma

trochę staroświeckie poglądy, lecz odpowiednia kobieta nakłoni go, by się

jej słuchał.

RS

background image

128

Uśmiechnęła się przy tym i najwyraźniej nie oczekiwała odpowiedzi.

Całe szczęście, bo Frances nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.

- Czy za to wszystko płacą kasyna? - spytała, zmieniając temat.

- Nie, pakiet londyńskich nieruchomości.

Po powrocie do pałacu księżna zażądała od Frances pełnego

sprawozdania z pobytu w Kamarze. Słuchała z uprzejmą miną, i tylko od

czasu do czasu lekka zmarszczka na czole świadczyła o jej zakłopotaniu.

- Urocza historia - rzekła w końcu.

Znów napiły się herbaty, po czym Elise oświadczyła, że jest

zmęczona i pragnie się położyć. Jednak gdy tylko została sama, podniosła

słuchawkę i tonem zwiastującym kłopoty kazała się połączyć z synem.

Zastał matkę spacerującą nerwowo do pokoju. Pomijając powitania i

grzeczności, od razu przeszła do rzeczy.

- Czyś ty zwariował, mój synu? Ta kobieta jest znaną dziennikarką,

która pisuje do uznanych międzynarodowych periodyków. Ma

ustosunkowanych przyjaciół, a ty sobie ją po prostu porywasz. Czy zależy

ci na incydencie międzynarodowym?

- Nie będzie żadnego incydentu - odparł hardo Ali. - Zależy im na

naszej ropie.

- Uwielbiam, kiedy tak mówisz - syknęła Elise. Ali poczerwieniał.

- Nie możesz tego pojąć, mamo - rzekł wreszcie. - Fran i ja

rozumiemy się nawzajem. Tak było od chwili poznania się w kasynie.

Przynajmniej tak mi się zdawało. Później okazało się, że z jej strony to

tylko wybieg, by mnie lepiej poznać.

- A ty zakochałeś się w niej od pierwszego wejrzenia i zabrałeś do

domu - zauważyła z przekąsem Elise.

RS

background image

129

- Ależ skąd. Wcale nie było mowy o miłości, tylko wydała mi się

miłą towarzyszką na wieczór.

- Doprawdy? Ale mów dalej, jestem ciekawa.

- Kiedy zaczęliśmy rozmawiać, coś się zmieniło. Oczarował mnie jej

dowcip. Przywołała moje dzieciństwo i wszystkie baśnie, które

uwielbiałem czytać. Ona też je znała. Mogłem z nią rozmawiać.

Zbliżyliśmy się do siebie, lecz nie podała mi swego nazwiska. Potem

zostałem odwołany do pilnego telefonu, a ona wyszła.

- Tak po prostu cię zostawiła? - Elise uśmiechnęła się kącikami ust.

- Tak! - wyrwało się Alemu. - Ale wróciła po dwóch dniach, już bez

maski. Zgodziłem się udzielić wywiadu, lecz spodziewałem się

mężczyzny. Oczywiście odmówiłem jej rozmowy.

- Oczywiście - mruknęła Elise.

- A potem zakradła się pod moją nieobecność do mojego domu,

udając pokojówkę.

- I postanowiłeś ją ukarać. Tylko za co? Za jej metody, czy raczej za

to, że ośmieliła się uciec?

Ali spojrzał na nią ponuro, lecz nic nie powiedział.

- Zatem - zadumała się Elise - skoro nie obawiasz się

międzynarodowego incydentu, powinieneś obawiać się pana Howarda

Marksa.

- Kto to? Nigdy o nim nie słyszałem.

- To narzeczony panny Callam.

- Niemożliwe - obruszył się Ali. - Gdyby to była prawda, ona nigdy...

- umilkł. Matka spoglądała na niego z zaciekawieniem. - Mniejsza z tym.

RS

background image

130

- Być może powinnam porozmawiać o tym wczorajszego wieczoru,

lecz przede wszystkim pragnęłam poznać tę młodą kobietę i zorientować

się, co sobą reprezentuje. Chyba już wiem. Pan Marks jest bankierem. Od

pewnego czasu pokazywał się z panną Callam i ma zamiar ożenić się z nią.

Wydaje się dla niej dobrą partią. Od dawna przebywam poza Anglią, lecz

za moich czasów dobra partia była nie do pogardzenia.

- Więc czemu nie powiedziała mi o tym mężczyźnie?

- Z tego, co widzę, nie dałeś jej zbyt wiele możliwości powiedzenia

czegokolwiek.

- Więc powie mi to teraz. - Zerwał się na równe nogi.

Fran leżała, opierając głowę na rękach. Obraz Alego jako

samolubnego playboya był z gruntu fałszywy. Tak prezentował się w

oczach świata. Jednak dla swego narodu był niczym ojciec. Cieszyła się,

że może o nim dobrze myśleć.

Zastanawiała się, kiedy ją odwiedzi. Trochę czasu musi poświęcić

matce, ale pewnie potem zajrzy do niej. Pragnęła ujrzeć go w nowym

świetle i powiedzieć mu, jak ją to cieszy.

Wreszcie usłyszała kroki w korytarzu. Usiadła w oczekiwaniu.

- Czemu nic mi nie... - zaczęli jednocześnie i umilkli.

- Rozmawiałem właśnie z moją matką - powiedział Ali. -Dlaczego

nic mi nie powiedziałaś o Howardzie Marksie?

Przez chwilę Frances zastanawiała się, o czym on mówi. Howard

Marks i jego świat wydawał się taki odległy.

- Ali, nie rozumiem...

RS

background image

131

- Howard Marks, człowiek, którego zamierzasz poślubić. Moja

matka wie o nim wszystko, więc nie udawaj, że go nie znasz. Jak mogłaś

to przede mną ukrywać?

Przed chwilą była pełna czułości. Teraz dawny władczy ton Alego

rozbudził jej wściekłość.

- Jak mogłam? Ty to masz czelność. - Zerwała się z łóżka. - I nie

mów mi, że nikt nie zauważył mojego zniknięcia.

- Rzeczywiście. Według mojej matki pan Marks rozpytuje o ciebie,

jako o przyszłą żonę. To właśnie powinnaś mi powiedzieć.

Fran patrzyła na niego, nie mogąc z wściekłości wydobyć głosu. Nie

wspomniała o Howardzie, bo Ali wyrzucił go z jej głowy. W ramionach

Alego nie potrafiła myśleć o żadnym innym mężczyźnie. Jednak nie mogła

tego powiedzieć aroganckiemu człowiekowi, który wykrzykiwał swe

niedorzeczne rozkazy niczym tyran.

- Wprost uwielbiasz mówić ludziom, co mają robić - wycedziła. -

Może to ty powinieneś słuchać. Nie wpraszałam się tu. Zwabiłeś mnie

podstępnie. Nie miałam obowiązku tłumaczyć ci się z faktu, że istnieje

inny mężczyzna w moim życiu.

- Chcesz przez to powiedzieć, że jest?

- Chcesz przez to powiedzieć, że cię to obchodzi? Patrzyli na siebie z

wściekłością.

- Czy to był ten mężczyzna z kasyna? - warknął.

- Oczywiście, że nie. To był Joey. Nie zabrałabym Howarda do

pracy.

- Ach tak, byłaś w pracy, mając jeden cel; uwieść księcia. Nie

chciałaś nic o tym mówić panu Marksowi.

RS

background image

132

- Nie było o czym mówić. Sam zresztą wiesz, że nie było żadnego

uwodzenia.

- Owszem, wymknęłaś się, gdy tylko odwróciłem się na chwilę -

rzekł ponuro.

- A więc wiedziałeś, że wyszłam - triumfowała. - Historia o tym, że

nie wróciłeś, była zwykłym kłamstwem.

Spojrzał na nią lodowato i zorientowała się, że był wściekły,

ponieważ się wygadał.

- Wygląda na to, że oboje bawiliśmy się w grę pozorów - rzekł

szorstko. - Usiłowałaś nabrać mnie, udając kobietę o płomiennym sercu i

przez chwilę byłaś bardzo przekonująca.

- Czyżby chodziło ci o moje serce? Wątpię. Może oboje graliśmy w

coś na początku, ale nie w serca.

- Wiem dobrze o jaką stawkę ci idzie. O zaspokojenie swoich ambicji

zawodowych, nie o serce. Ja za to pokazałem ci, że ze mnie nie można

żartować. Teraz powiedz mi coś o człowieku, który chce cię poślubić. Co

to za mężczyzna, który pozwala ci tak ryzykować?

- Howard nie ma tu nic do pozwalania czy zabraniania. Rozumie, że

jestem kobietą samodzielną, a nie obiektem do rozkazywania. -

Wściekłość podsunęła jej następne słowa. -Będę bardzo szczęśliwa, gdy

do niego wrócę.

Ali gwałtownie wciągnął powietrze.

- Myślisz, że pozwolę ci wrócić do zachodniego świata z tymi

wszystkimi sekretami, które poznałaś?

- Jakie znowu sekrety? Dowiedziałam się o twoich akcjach

charytatywnych, nie o planach bezpieczeństwa narodowego.

RS

background image

133

Zamiast odpowiedzi, rzucił jej wszystko wyjaśniające spojrzenie.

Fakty i cyfry nie były jedynymi sekretami. Istniały również tajemnice

mężczyzny, które można było poznać wyłącznie w jego ramionach, w jego

łóżku, gdy dwa ciała jednoczą się we wspólnej namiętności. Te właśnie

sekrety mężczyzna chowa przed światem, bo obnażają jego bezbronność.

Jednak nie mógłby im zaprzeczyć. Z jego oczu wyczytała, że prędzej

zabiłby oboje, niż dopuścił do wyjawienia swych tajemnic.

Jakże mało ją znał, skoro mógł przypuszczać, że ujawni rzeczy, które

dla niej także są najświętsze.

- Nawet ty powinieneś już wiedzieć, że nie możesz trzymać mnie tu

wiecznie - powiedziała.

- Mogę i chcę - odparł. - Matka mówiła mi, że cię

skompromitowałem i pozbawiłem szansy na dobrą partię. Doskonale.

Zatem mam wobec ciebie zobowiązania. Zaproponuję ci lepsze

małżeństwo, ze mną. Jako moja żona nie będziesz mogła na nic się

uskarżać.

- Twoja żona? - powtórzyła z przerażeniem.

- Natychmiast zawrzemy związek małżeński.

- Nie dojdzie do tego przenigdy! - krzyknęła. - Nie zwiążę się z

człowiekiem, który informuje mnie, że chce się ze mną ożenić z łaski.

- Podjąłem decyzję i nie ma dyskusji - powiedział spokojnie i

wyszedł.

Małżeństwo dla władcy Kamaru to skomplikowana sprawa.

Oficjalnie jest to państwo świeckie. Trzy główne religie współistnieją na

równych prawach.

RS

background image

134

Tak więc czekały ich aż cztery śluby. Pierwszy cywilny, miał się

odbyć w małej pałacowej sali. Potem władca i jego oblubienica mieli

otrzymać błogosławieństwo w świątyni każdej z trzech wspólnych religii.

Przy tym nadarzało się mnóstwo okazji dla mieszkańców stolicy do

publicznego wiwatowania na cześć młodej pary.

W normalnych warunkach Frances byłaby zachwycona

gorączkowymi przygotowaniami. Od rana do nocy zajmowałaby się

przymierzaniem nowej garderoby i wystrojem pomieszczeń. Tymczasem,

przyjmowała to jak zły sen, zastanawiając się, czy będzie bardzo

nieszczęśliwa, wiążąc się z człowiekiem, którego kocha. Nie, poprawiła

się, z człowiekiem, którego powinna była pokochać. On najwyraźniej

starał się zniszczyć łączące ich uczucie.

Elise powiedziała, że właściwa kobieta potrafiłaby zmusić Alego do

słuchania, lecz on nie okazywał w żaden sposób, że to Fran jest tą kobietą.

Nie wróżyło to różowej przyszłości.

Na dwa dni przed ślubem Ali poleciał na jednodniową inspekcję

północnych regionów swego niewielkiego kraju. Miał wrócić nazajutrz.

Elise postanowiła spędzić ten wieczór ze swą przyszłą synową.

- Pewnie ucieszy cię wiadomość, że Jasir nie będzie sprawiał więcej

kłopotów - oznajmiła. - Rana mu się zagoiła i wyjedzie z kraju przed

waszym ślubem. Ali zakazał mu wracać przez co najmniej pięć lat.

- To dobrze - powiedziała Fran. Elise przyjrzała się jej krytycznie.

- Wcale nie wyglądasz na szczęśliwą pannę młodą, przygotowującą

się do swego najważniejszego dnia.

- Nie? - spytała ledwo dosłyszalnie Frances.

- Można by wręcz powiedzieć, że czekasz na egzekucję, nie na ślub.

RS

background image

135

- Cóż, mam wrażenie, że kończy mi się życie.

- Jakaś ty niewdzięczna. Ali uczyni cię władczynią bogatego kraju.

Nie kiwniesz nawet palcem.

- Czy dlatego wyszła pani za mąż? - spytała Fran przyglądając się

bacznie Elise.

Fascynujące było to, że nawet wzmianka o zmarłym mężu

wywoływała rumieniec na twarzy księżnej.

- Poślubiłam go, ponieważ kochałam go ponad wszystko na świecie -

odparła - i wiedziałam, że on również mnie kocha.

- Miała pani szczęście, że było to takie proste - westchnęła z

zazdrością Fran.

Elise roześmiała się dźwięcznie.

- To wcale nie było takie łatwe. Toczyliśmy ze sobą zaciekłe boje,

zwłaszcza przez pierwszy rok. Ale przetrwaliśmy wszystko, ponieważ

wiedzieliśmy, że nie możemy bez siebie żyć. Niezależnie od wszystkiego

kochaliśmy się i potrzebowaliśmy nawzajem.

Zapadła niezręczna cisza. Fran napotkała wzrok Elise.

- Czy tak właśnie kochasz mego syna?

- Nie wiem - odparła z rozpaczą Frances. - Skąd mam wiedzieć,

skoro zmusił mnie do tego małżeństwa? Uważa wszystko za oczywiste,

ponieważ jest pewien własnych uczuć.

- Dlaczego tak uważasz?

- Bo zachowuje się jak człowiek, który wie, czego chce.

- Bzdura. Zachowuje się jak człowiek wyjątkowo zagubiony. Sam

nie wie, czy cię naprawdę kocha, czy tylko pragnie. Sądzi jednak, że jeśli

będzie działał zdecydowanie, jego wątpliwości znikną w magiczny sposób.

RS

background image

136

Myli się, oczywiście. Osiągnie jedynie to, że nigdy nie pozna prawdy. Ty

również jej nie poznasz, jeśli to niewydarzone małżeństwo dojdzie do

skutku.

- Myślałam, że pani mnie aprobuje - powiedziała Fran.

- Ależ tak. Uważam, że rzeczywiście pasujesz do niego. Dzięki tobie

nie wie, czego ma się spodziewać, a bardzo potrzeba mu odrobiny

niepewności. Zbyt długo robił wszystko wyłącznie po swojej myśli.

Chciałabym, żebyś wyszła za Alego, lecz nie tak, moje kochanie.

- Czy mówiła mu pani to wszystko?

- Oczywiście, że mówiłam, ale to jak gadanie do obrazu.

Mężczyzn z tej rodziny zawsze cechowała wyjątkowa zatwardziałość

i niemożność widzenia dalej swego nosa. Przykro mi przyznać, że mój syn

jest strasznym uparciuchem. Twoi synowie będą zapewne tacy sami.

- Synowie moi i Alego? Zastanawiam się, czy w ogóle do tego

dojdzie.

- Na pewno, jeżeli będziemy działały rozsądnie. Twierdzisz, że nie

wiesz, jak bardzo kochasz mego syna. Powiedz, czy wystarczająco mocno,

by go opuścić?

Serce Frances zamarło z przerażenia. Opuścić go, być może na

zawsze; nigdy już nie przebywać z nim, nie leżeć w jego ramionach?

Alternatywą byłoby jednak życie u jego boku w charakterze

przełożonej konkubin, ponieważ znaczyłaby niewiele więcej, i

zadowalanie się jego pożądaniem, nie zaś szacunkiem, a bez pewności co

do jego uczuć zagubiłaby gdzieś swoją miłość.

- Tak - szepnęła - kocham go wystarczająco mocno.

RS

background image

137

- W takim razie - rzekła zdecydowanie Elise - mamy zadanie do

wykonania.

Choć w charakterze księżnej nie leżały pochopne decyzje, nikt nie

śmiał pisnąć, kiedy oznajmiła o swym nagłym wyjeździe. Doradca Alego

napomknął nieśmiało, że Jej Wysokość powinna zaczekać na powrót syna,

lecz Elise obdarzyła go tak lodowatym spojrzeniem, że umilkł. Kiedy

zebrawszy się na odwagę, przypomniał jej, iż za dwa dni ma się odbyć

ślub, oznajmiła spokojnie, że wróci na czas.

Potem wszystko potoczyło się w błyskawicznym tempie.

Natychmiast podjechała pod drzwi frontowe prywatna limuzyna księżnej.

Za chwilę pojawiła się Jej Wysokość w towarzystwie mocno

zawoalowanej służącej. Wkrótce obie kobiety znalazły się na lotnisku,

gdzie wsiadły do samolotu, który odleciał do Anglii.

Tam już czekała następna limuzyna, by odwieźć je do rezydencji

Alego. Stamtąd po krótkiej przerwie limuzyna zajechała pod dom Frances

i wysiadła z niej „służąca", tym razem bez arabskiego stroju. Cała operacja

nie trwała nawet dwunastu godzin.

RS

background image

138

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Elise wróciła do Kamaru nazajutrz w południe. Ali pojawił się w

pałacu godzinę później. Po kilku chwilach pognał do apartamentów matki.

Dudnienie jego butów po wyłożonych dywanami korytarzach

wprawiło w niepokój cały pałac, z wyjątkiem pomieszczeń księżnej. Elise

siedziała spokojnie przy biurku i pisząc coś, oczekiwała przybycia syna.

Trzaśniecie drzwiami niczym wystrzał rozległo się echem po całym

gmachu. Podniosła głowę i znów wróciła do pracy.

Ali najpierw utkwił płonący wzrok w matce, potem zaczął krążyć po

pokoju.

- Za to, co zrobiłaś, mój dziadek nakarmiłby tobą aligatory - warknął

wreszcie.

- Twój dziadek był wyjątkowo głupim mężczyzną - zauważyła

spokojnie Elise. - Przykro mi to stwierdzić, lecz najwyraźniej

odziedziczyłeś po nim brak rozsądku. Oczywiście, że ją stąd wywiozłam.

Jak mogłeś pozwolić, by sprawy posunęły się tak daleko?

- Ona jest wybraną przeze mnie oblubienicą - warknął.

- Lecz czy aby na pewno wybrała sobie ciebie? Ożenek pod

przymusem nie wyjaśni ci tego.

- Myślisz, że nie wiem nic o jej sercu? Zaszły między nami sprawy, o

których nie mogę powiedzieć nawet tobie. - Odwrócił głowę, unikając

przenikliwego spojrzenia matki. - Przysięgam, że znam jej serce.

- Nie, mój synu. Znasz tylko jej namiętność. Jej serce pozostaje dla

ciebie tajemnicą. A co będzie, kiedy wygaśnie namiętność?

- Przenigdy.

RS

background image

139

- Być może twoja nie. Jednak serce kobiety jest inne. Za nic ma

namiętność bez miłości. Skąd niby ma wiedzieć, że ją kochasz, skoro

traktujesz ją arogancko i robisz, co chcesz, nie szanując jej woli? Ma

prawo decydować o swoim losie!

- Wszystko, co mam, należy do niej. Czegóż mogłaby jeszcze

chcieć?

- Wolności. Powinna mieć możliwość wybrania cię lub odrzucenia.

- Odrzucić mnie? - zbladł.

- Musisz ją zdobyć. Wówczas będzie mogła wybrać cię z własnej

woli.

- A jeśli nie? - spytał ledwo dosłyszalnie.

- Wtedy pozwolisz jej odejść. Skoro jej szczęście znaczy dla ciebie

mniej niż twoje własne, to nie kochasz jej naprawdę i miała rację

odmawiając ci.

- Chcesz, bym błagał kobietę o miłość.

- Jeśli jest taka, za jaką ją uważam, nie będziesz jej musiał o nic

błagać.

- Ale to takie upokarzające. Mam stanąć przed nią niczym niepewny

odpowiedzi petent? W końcu jestem księciem.

- I nigdy dotąd nie musiałeś o nic prosić. Najwyższa pora, byś się

tego nauczył.

- A jeśli się nie przemogę?

- Wówczas ona nigdy nie będzie twoja - skwitowała Elise. Odwrócił

się od niej gwałtownie. Matka patrzyła na niego z bólem i współczuciem.

Ciężko było jej wytrwać w tym, co postanowiła. Jedynie wzgląd na

przyszłe szczęście syna dodawał jej odwagi.

RS

background image

140

Wreszcie Ali odezwał się drżącym głosem:

- Nie mogę uwierzyć, że wyjechała tak bez najmniejszej wiadomości.

- A szukałeś wszędzie?

Spojrzał na matkę i wybiegł z pokoju.

W apartamentach Frances wciąż przebywały pokojówki. Struchlały

na widok wyrazu twarzy władcy. Ali miotał się po pomieszczeniach, nie

wiedząc, gdzie szukać. Na pewno musiał być jakiś znak, że nie odwróciła

się od niego. A gdyby tak było? Jeśli odeszła bez pożegnania - wszystko,

co między nimi zaszło, okazałoby się niesmacznym żartem.

W końcu znalazł to, czego szukał, na małym inkrustowanym

stoliczku, przyciśnięte złotą szkatułką. Otworzył złożoną kartkę papieru i

zaczął czytać:

Mój kochany!

Wiem, że mój wyjazd uważasz za okropną zdradę, lecz zrozum, nie

miałam wyboru. Nikt nie powinien zawierać małżeństwa w ten sposób.

Między nami nigdy nie byłoby zgody, a może nawet niczego.

Czy pamiętasz moje marzenie o latającym dywanie? Jak wiesz,

spełniło się. Czarodziej wypowiedział zaklęcie i z obłoku barwnego dymu

wyłonił się książę. Był uroczy, przystojny i pokazał mi cuda, o jakich

zawsze śniłam.

To wszystko stało się jak cudowny sen i zawsze będę pamiętała o tej

cząstce magii, która przypadła mi w udziale. Niestety, zaklęcie działało

krótko i dywan znów odleciał.

Do widzenia, ukochany. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek

spotkamy się jeszcze. A jeśli tak, to gdzie, w jakim miejscu na ziemi. Czy

RS

background image

141

to będą Zaczarowane Ogrody? Czy naszym przeznaczeniem jest je

odnaleźć? A może one w ogóle nie istnieją?

Nie jestem pewna, jak mam podpisać ten list. Nadałeś mi tyle imion i

cudownie było udawać, że są prawdziwe. Jednak były tylko złudzeniem, a

ja nie umiem żyć złudzeniami. Skoro nie możesz pokochać kobiety, którą

naprawdę jestem, zapomnijmy lepiej o sobie.

Nie, nie zapomnijmy. Przenigdy. Niech to będzie raczej sen, zbyt

piękny, żeby był prawdziwy. Podpiszę ten list jedynym imieniem, którym

się do mnie nigdy nie zwróciłeś, choć tylko ono było prawdziwe.

Frances

Kiedy Ali skończył czytać, zdał sobie sprawę, jak puste stały się te

apartamenty. Tu, gdzie królował śmiech, zapanowała cisza, przerywana

jedynie cichym pluskiem fontann. Uświadomił sobie nagle, że zniknął

również inny, jakże miły dla ucha dźwięk. Przywykł przecież do

wdzięcznego gruchania białych gołębic, wiernych towarzyszek Fran.

Wyszedł na korytarz. Gniazdo było puste. Gołębie odleciały.

Zrozumiał, że Frances odeszła naprawdę.

To dziwne, myślała Fran, że można kogoś kochać aż do bólu, śnić o

nim w nocy i tęsknić za dnia. Wspomnienia łączącej ich namiętności

bolały wręcz fizycznie. Ali wypełniał jej myśli i uczucia, jakby prócz

niego nie istniał żaden człowiek.

A jednak zmusiła się, by od niego odejść i wiedziała, że postąpiła

słusznie. Musiała jednak walczyć z własnym sercem i oprzeć się palącej

pokusie powrotu.

Przez pierwsze dni zrywała się na dźwięk telefonu, przekonana, że to

musi być Ali. Ale nie. Podświadomie oczekiwała wybuchu wściekłości

RS

background image

142

spowodowanego jej ucieczką. Gdyby jednak po prostu powiedział, że ją

rozumie i chce zacząć wszystko od początku... Gdyby ją naprawdę

kochał...

Nie było też telegramu ani nikt nie zapukał do jej drzwi.

Zupełnie, jakby wymazał ją z pamięci. Postanowił ożenić się z nią z

obowiązku. Jej wyjazd był dla niego ulgą. Zatem wszystko skończone.

Barney, miły starszy pan, który wydawał „The Financial Review"

triumfalnie uniósł ręce na jej widok.

- A więc jednak powrót. Krążyły głupie plotki, że zamierzasz

poślubić księcia Alego.

- Głupie - przyznała Frances z promiennym uśmiechem. -Nie

powinieneś wierzyć we wszystko, co ludzie mówią. Niemniej byłam w

Kamarze.

- Fantastycznie! No i gdzie podziewają się jego pieniądze?

- Wydaje je na swój lud.

- Daj spokój. Musisz mieć coś ciekawszego.

- Kiedy to prawda. Nie robi z tego wielkiego halo, bo nie chce

rozgłosu. Jest zupełnie inny, niż wszyscy myślą. Nie będzie z tego

żadnego materiału.

- Nie? - zdziwił się wydawca.

- Nawet gdyby był, nie mogę o tym pisać. Przykro mi.

- W takim razie wyznaczę kogoś innego.

- Życzę mu dużo szczęścia - uśmiechnęła się blado.

Kiedyś była na tyle szalona, że myślała, iż sprosta dziennikarskiemu

zadaniu. To jednak, co się jej przytrafiło, w żadnym razie nie

kwalifikowało się na materiał prasowy. Było zbyt prywatne, zbyt święte.

RS

background image

143

Zadzwonił Howard. Po silnych wzruszeniach, jakich doznała w ciągu

ostatnich tygodni, jego cichy, nieco afektowany głos działał kojąco.

Zgodziła się pójść z nim na kolację.

Na szczęście pozbawiony wyobraźni i fantazji Howard bez trudu

uwierzył, że przebywała w Kamarze wyłącznie w celach służbowych.

- Jesteś doprawdy tajemniczą kobietą - powiedział, gdy zamówił

wyszukany posiłek w drogiej restauracji. Howard zawsze jadał w drogich

restauracjach. Uważał, że tak przystoi człowiekowi z jego pozycją. -

Mogłaś jednak przynajmniej zadzwonić.

- Wybacz mi, Howardzie, ale działo się mnóstwo zajmujących

rzeczy.

- Oczywiście, oczywiście. Sam byłem bardzo zajęty. Mieliśmy w

banku drobne przegrupowania. Wicedyrektor odchodzi na emeryturę, a w

związku z tym - chrząknął skromnie - rozpatrywana jest kandydatura moja

i jeszcze jednego kolegi.

- Jestem pewna - rzekła spokojnie Frances - że ten drugi nie ma

najmniejszych szans.

- No, gdybym mógł przeprowadzić jakąś spektakularną transakcję, z

pewnością by to pomogło - uśmiechnął się do niej. - Tęskniłem, moja

droga. Cieszę się, że mogłem zabrać cię na obiad. Jesteś kobietą o

nieskazitelnej prezencji i jestem z ciebie bardzo dumny.

Fran przymknęła oczy, przypominając sobie hymny pochwalne

wygłaszane przez Alego na temat jej urody. Czemu te wspomnienia są

takie bolesne?

- Cóż - odezwał się Howard, napełniając jej kieliszek winem - mam

nadzieję, że się opłaciło.

RS

background image

144

- Co takiego?

- Chyba zgromadziłaś mnóstwo materiałów.

- No...

- Musisz mi streścić, co wiesz o Kamarze. To łakomy kąsek i

zamierzam go wykorzystać.

Fran powtórzyła wszystko to, co powiedziała wydawcy. Howard

słuchał pilnie i tylko błysk w jego oczach utwierdził ją, że wszystko notuje

w pamięci.

Był to nudny wieczór, ponieważ Howard był niezbyt ciekawym

człowiekiem, jednak nuda była tym, czego potrzebowała. Pomagała ukoić

zszargane nerwy, nawet jeśli nie potrafiła uleczyć jej serca. Howard

odwiózł ją do domu i cmoknął na dobranoc. Uciekła, nim zdobył się na

coś więcej. Po tygodniu zadzwonił podekscytowany Barney.

- Przed chwilą telefonowano do redakcji z biura księcia Ale-go.

Możemy liczyć na jego pełną współprace.

- Wspaniale, Barney. Gratuluję sukcesu.

- Nie mnie gratuluj, tylko sobie.

- Jak ci mówiłam, nie zajmuję się tym.

- Musisz. Książę Ali postawił warunek. Ty albo nikt. Słowo „musisz"

ubodło Frances. To był zbyt dobrze znany

Ali - taki, o jakim wolałaby nie pamiętać. Udzielny władca, dumny i

przebiegły, nie wahał się naginać prawa, zmuszając innych, by robili

wszystko po jego myśli. Chce się z nią zobaczyć, może nawet tęskni, lecz

prośba o spotkanie byłaby poniżej jego godności. Boi się odmowy, więc

usiłuje ją zwabić. Niczego się nie nauczył.

RS

background image

145

- Ja tam nie pójdę. Nie chcę. Nie ma mowy - oświadczyła drżącym z

napięcia głosem.

- Fran, jeżeli nawalisz, będę musiał uznać cię za osobę

nieodpowiedzialną i zrezygnować ze współpracy z tobą.

- W porządku - odparła zrezygnowanym głosem. - Zrobię to, możesz

na mnie liczyć.

Znienacka wokół poczęły się pojawiać oznaki świadczące o

aktywności Alego. W skrzynce pocztowej znalazła obszerne materiały

dotyczące Kamaru wraz z informacją, że ma dwadzieścia cztery godziny,

by przestudiować zawarte w nich dane, a potem oczekuje jej sekretarz

księcia.

Być może znaczy to, że go nie będzie, a ten wywiad stanowi

pożegnalny prezent. Potem o nim więcej nie usłyszy i z czasem przekona

samą siebie, że tak było dla nich najlepiej.

Czytając akta, doszła do wniosku, że ktoś otworzył przed nią wrota

Sezamu, do których dobijała się jak dotąd bezskutecznie.

Lektura wraz z tym, co widziała w Kamarze, stanowiły źródło

bezcennych informacji. Aż nadto, by zrobić z tego wspaniały artykuł!

Sporządziła długą listę pytań i w wyznaczonym dniu udała się do

rezydencji księcia Kamaru. Znajdowała się dopiero w połowie ścieżki, gdy

już otworzyły się przed nią dwuskrzydłowe drzwi.

Sekretarz Alego powitał ją głębokim ukłonem. Jeśli nawet wiedział,

że ta kobieta dała kosza jego panu, nie okazał tego.

- Jego Wysokość żałuje wielce, że nie będzie obecny. Polecił mi

udzielić pani wszelkiej pomocy.

RS

background image

146

A więc nie ujrzy Alego. Z jednej strony ją to zabolało nawet bardzo!

Z drugiej zaś odczuła ulgę.

Wszystko było przygotowane. Sekretarz odpowiedział na zadane

pytania. Na jej prośbę włączył też komputer i uprzejmie wyjaśnił wszelkie

niedomówienia i wątpliwości.

- Zarządzę, by podano pani herbatę - rzekł wreszcie i wyszedł,

pozostawiając ją przed ekranem.

- Mam nadzieję, że wszystko odbyło się jak należy. Odwróciła się i

ujrzała Alego. W głębi serca cały czas czuła jego obecność.

- Twój sekretarz powiedział mi, że cię nie ma.

- Poleciłem mu przekazanie takiej informacji. Bałem się, że w

przeciwnym przypadku wyjdziesz stąd.

- Nadal manipulujesz ludźmi - zauważyła.

- Cóż - uśmiechnął się smutno. - Obawiam się, że nie wy-korzenię

starych nawyków.

- Tak właśnie myślałam. Usiłowałam ci to wyjaśnić w moim liście...

- Ach tak, ten twój list. Nie mówmy o nim teraz.

- Nie, porozmawiajmy raczej o tym, ile sprężyn musiałeś nacisnąć,

żeby mnie tu sprowadzić. Czy tylko tego powinnam się po tobie

spodziewać?

- Nie rozumiem twoich obiekcji - rzekł oschłym głosem. -

Ośmieszyłaś mnie przed moim ludem. W zamian za to daję ci wszystko,

czego chciałaś.

- Dajesz, czy znowu rozkazujesz? Powiedziałeś mojemu wydawcy,

że z nikim innym nie będziesz rozmawiał.

RS

background image

147

- Nawet nie przypuszczałem, że mogłabyś odmówić. Po prostu

chciałem cię zobaczyć i dać ci szansę na wyjaśnienie twego zachowania.

- Wyjaśnienie? Porwałeś mnie, a ja uciekłam. Nie ma tu czego

wyjaśniać.

- Proponowałem ci honorowe małżeństwo.

- Niczego mi nie proponowałeś. Rozkazałeś mi wyjść za siebie,

podobnie jak rozkazujesz mi w tej chwili. Odmówiłam ci, ale ty nie

chciałeś słuchać.

- Bo nie mogłem zrozumieć, że możesz przedkładać tego

zimnokrwistego Anglika nade mnie.

- Uważasz go za zimnokrwistego, bo umie zachowywać się

powściągliwie. Nie zagarnia po prostu wszystkiego, na co ma ochotę.

Szanuje mnie.

- Też mi szacunek! - parsknął pogardliwie Ali. - Politowania godny

sposób na ukrycie swojego tchórzostwa. Szanuje cię tak bardzo, że

upłynęło wiele dni, zanim zauważył twoje zniknięcie.

- To tylko dlatego, że Howard nie rozlicza mnie z każdej minuty

mojego życia. Nie traktuje mnie jak swoją własność.

- Ach, wy ludzie Zachodu! O niczym nie macie zielonego pojęcia.

„Ludzie nie są niczyją własnością". „Ludzie nie posiadają się wzajemnie".

„Nie można należeć do kogoś innego". Jak widzisz, znam te wytarte

frazesy. Ja jednak pochodzę z gorącego kraju i mam w żyłach krew, nie

wodę. Powiem ci, że u nas, jeśli mężczyzna naprawdę kocha kobietę, to

pragnie, by do niego należała, obojętnie w jaki sposób.

Może to nie jest liberalne ani modne, ani też poprawne, ale jeżeli w

grę wchodzi miłość, on pragnie od niej wszystkiego: serca, ciała, umysłu i

RS

background image

148

duszy. Pragnie, by do niego należały jej myśli i żeby tylko jego

obdarowywała swą namiętnością. Kiedy będzie miała dzieci, to będą jego

dzieci. Jeśli go zdradzi, serce mu pęknie. Jeżeli będzie jej szukał i nie

znajdzie obok siebie, nie będzie czekał całymi dniami, by zadać jej kilka

pytań. Po prostu oszaleje.

Frances omal uwierzyła, że Ali naprawdę oszalał. Oczy mu płonęły i

zdawał się przewiercać ją wzrokiem na wylot.

- Czy teraz nareszcie rozumiesz? - warknął. - Czy wiesz, co

uczyniłaś?

- Owszem, odeszłam od ciebie - odrzekła bez tchu - jednak musiałam

tak zrobić, bo miałam nadzieję, że coś zrozumiesz. Jednak ty niczego nie

pojąłeś, prawda?

- Zrozumiałem, że należymy do siebie i trzeba skończyć z tym

nonsensem...

- Przestań mówić o tym, kto do kogo należy - upierała się z rozpaczą.

- Ja nie należę do ciebie i nigdy nie będę należała. Nie potrafię kochać w

taki sposób.

- Czy to twój sposób kochania? - spytał z furią. - Doprowadzać

mężczyzn do szaleństwa, a potem ich porzucać i wyśmiewać się z nich?

- Ja nie...

- Czy sprawia ci satysfakcję okazywanie swojej władzy? Czy robisz

to tylko po to?

- Skoro tak uważasz, nigdy nie zrozumiemy się nawzajem - odparta

zrozpaczona.

- Gadanie! - zdenerwował się. - To tylko czcze gadanie.

RS

background image

149

- Objął ją i spróbował przytulić. - Wróć ze mną, a uczynię cię

najbardziej podziwianą kobietą w Kamarze. Zapomnimy o wszystkim i

zaczniemy od nowa. Wróć ze mną, Diamond...

- Nie nazywaj mnie tak! - krzyknęła. - Diamond nigdy naprawdę nie

istniała. Nie interesowało jej nic, prócz klejnotów i oddających jej pokłony

ludzi. Bawiła ją rola twojej faworyty i dopóki przeżywała chwile triumfu,

nie obchodziło jej wcale, że to nie potrwa długo. Tylko że to nie jestem ja.

Mam na imię Frances i nie lubię być obsypywana klejnotami. Mogą to być

zwykłe szkiełka, wszystko mi jedno. Ty pragniesz Diamond, a nigdy nie

byłeś zainteresowany Frances. Ali, czy zdajesz sobie sprawę, jaką krzywdę

moglibyśmy wyrządzić sobie nawzajem?

To wystarczyło, by nim wstrząsnąć. Puścił ją i cofnął się o krok.

- Chcesz powiedzieć, czy wiem, jaką krzywdę ci wyrządziłem? -

spytał zaszokowany.

- Tak - odparła smutno. - Chyba właśnie o to chodzi. Będę musiała

zmagać się z tym przez resztę życia. Ty jednak możesz pocieszyć się,

wybierając następną faworytę.

Ali miał mordercze spojrzenie.

- Nie powinnaś mi tego mówić. - Odwrócił się od niej i zaczął krążyć

po pokoju. - Nie powinnaś tego mówić. Ale może to i lepiej, że tak się

stało. Dzięki temu widzę, jak wiele nas dzieli. Nie byłoby innej kobiety

prócz ciebie, żadnej innej żony czy konkubiny. W ten sposób mój ojciec

traktował moją matkę i ja tak samo traktowałbym ciebie. Czy pamiętasz

dzień, w którym zastałem mojego kuzyna zalanego krwią, a ciebie stojącą

nad nim z nożem w ręku? Aresztowałem go, ponieważ niezależnie od

pozorów, wiedziałem, że jesteś niewinna. Aż tak bardzo ci ufałem.

RS

background image

150

Wówczas wydawało mi się, że jesteśmy sobie bliscy. Jeśli tego nie pojęłaś,

to znaczy, że nigdy nie było między nami żadnego porozumienia.

- Nie - potwierdziła Frances - i na tym właśnie polega nasz problem.

Chodzi o brak porozumienia.

- A ten bankier? Czy rozumiecie się nawzajem? No oczywiście, sama

jesteś półbankierem.

- Na twoje szczęście. Ile pieniędzy uratowała ci głupia kobieta?

- Bardzo dużo. Przyznałem to w swoim czasie i nawet ci

podziękowałem. Jednak przeoczyłem pewien ważny szczegół. Masz

więcej wspólnego z nim niż ze mną.

Popatrzył na nią dziwnym wzrokiem.

- Moja matka miała rację, jak zwykle w takich sprawach. On jest dla

ciebie dobrą partią.

- Jest dobrym bankierem, jeśli o to ci chodzi - powiedziała wyniośle

Fran. - „Henderson i Carver" to jeden z bardziej cenionych banków

handlowych w Londynie, a Howard lada dzień będzie ubiegał się o

stanowisko wicedyrektora.

Czuła się dziwnie, wysławiając się w taki urzędowy sposób, podczas

gdy jej serce pękało z bólu i z każdą chwilą powiększał się dystans między

nią a stojącym obok mężczyzną. Nie była w stanie go pokonać i została jej

tylko duma.

- Wicedyrektor - uśmiechnął się Ali. - Cóż mógłbym zaoferować

kobiecie, która ma wkrótce zostać żoną tak wpływowego mężczyzny?

- Nie drwij sobie ze mnie. Wiem, że nie jest taki potężny jak ty...

- Pod żadnym względem nie jest podobny do mnie. Czy to z tego

powodu wybrałaś właśnie jego?

RS

background image

151

- Czy rozmowa na ten temat ma jakikolwiek sens? - spytała

ostrożnie. - Może wyjdę za Howarda, a może. nie...

- Tylko mi nie mów, że nie potrafi się zdecydować - nachmurzył się

Ali i odwrócił się do niej tyłem. - Jest głupcem - rzucił przez ramię.

- Nie, jest po prostu bardzo ostrożnym człowiekiem.

- Gdyby był sprytny, uwiódłby cię przy pierwszej nadarzającej się

okazji.

- Właśnie - powiedziała z rozpaczą. - Uwieść. Ty tylko to masz na

myśli.

Nagle uświadomiła sobie, na jak wielkie niebezpieczeństwo naraziła

się przychodząc tutaj. To było terytorium Alego i bez trudu mógłby ją

znów uwięzić.

W tym momencie Ali odwrócił się w jej stronę i ich spojrzenia

skrzyżowały się. Fran jęknęła, złapała torebkę, podbiegła do drzwi i

popędziła wzdłuż holu.

Dyżur pełnił ten sam odźwierny, co tamtej, pamiętnej nocy.

Nauczony poprzednim doświadczeniem stanął przed drzwiami i

skrzyżował ręce.

Ali szedł tuż za nią. Fran odwróciła głowę i obdarzyła go

oskarżycielskim spojrzeniem.

- Przepuść ją - powiedział.

Portier zamrugał zmieszany, nie wiedząc, czy się aby nie przesłyszał.

- Przepuść ją!

Drzwi otworzyły się i Frances wybiegła na ulicę.

RS

background image

152

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Na biurku Howarda Marksa zadzwonił interkom. - Ktoś chce się z

panem widzieć - odezwała się jego sekretarka.

- Proszę wybaczyć mi to wtargnięcie bez uprzedzenia - odezwał się

stojący w drzwiach mężczyzna - ale moja sprawa jest raczej pilna.

- Wasza Wysokość. - Howard pospiesznie zerwał się z krzesła - Cóż

za nieoczekiwany zaszczyt.

Ali spojrzał na niego badawczo. Głos wewnętrzny podpowiadał mu

ironiczny komentarz do zaistniałej sytuacji. Męczyło go to, bo nie był

przyzwyczajony do takich trochę absurdalnych zachowań. Prawdę

mówiąc, nie zdarzało mu się to do czasu, kiedy poznał Frances.

A teraz znów jakiś wewnętrzny głos podsuwał mu chłodny

komentarz: „Po wysłuchaniu wszystkich plotek i pogłosek na temat

domniemanego romansu znanej dziennikarki i arabskiego szejka ten

mężczyzna powinien przecież pałać chęcią zdzielenia mnie pięścią w zęby,

nie zaś deklarować, że poczytuje sobie moje towarzystwo za wyjątkowy

zaszczyt".

Jednak jego uśmiech nie zdradzał niczego, gdy zbliżywszy się do

biurka Howarda, zaczął wypakowywać teczkę.

- Ostatnie nieprzyjemne wydarzenia skłoniły mnie, by dokonać

pewnych zmian w zarządzaniu moimi finansami - rzekł uprzejmym tonem.

- Ludzie, których uważałem za osoby godne zaufania, okazali się

złodziejami. Za ujawnienie tej sprawy jestem niezmiernie wdzięczny

pannie Frances Callam, której wizyta w moim kraju okazała się

wyjątkowo owocna.

RS

background image

153

- Owszem, słyszałem, że przez krótki czas przebywała w Kamarze -

odparł asekurancko Howard.

„To spytaj mnie o to, do cholery", odezwał się głos wewnętrzny. „Na

twoim miejscu zagroziłbym skręceniem karku za dotknięcie jej choćby

palcem".

Ponieważ Howard milczał, Ali mówił dalej:

- Panna Callam nakłoniła mnie, żebym zrezygnował z utartych

zwyczajów i pozwolił jej na bezprecedensowy wgląd do moich akt. Teraz

jestem z tego bardzo zadowolony. Przekonałem się, że można zaufać jej

osądom.

- Zawsze podziwiałem szósty zmysł przejawiany w interesach przez

pannę Callam - rzekł poważnym tonem Howard.

- Idąc za jej wskazówkami, skierowałem się do pana, by powierzyć

panu niektóre finansowe operacje w Kamarze.

- Doprawdy! - ucieszył się Howard.

„Och, Diamond, gdybyś mogła teraz ujrzeć twarz tego człowieka! Na

samą wzmiankę, dotyczącą dużych interesów finansowych, oczy zabłysły

mu mocniej, niż kiedy wymieniłem twoje imię".

Przez godzinę dokładnie przeglądali papiery. Kiedy skończyli, Ali

zwrócił się uprzejmym tonem do Howarda:

- Panna Callam poinformowała mnie, że jest pan na najlepszej

drodze do objęcia stanowiska wicedyrektora.

- Teraz to już będzie raczej przesądzone - uśmiechnął się Howard z

zadowoleniem, spoglądając na dokumenty.

RS

background image

154

- Mam nadzieję - rzekł oficjalnym tonem Ali. - Będzie mi bardzo

miło pomóc panu w awansie w związku ze zbliżającym się pańskim

ślubem z panną Callam.

- Czy wspominała o tym Waszej Wysokości? - zaciekawił się

Howard.

- Wyrażała się o panu z najwyższym uznaniem.

- Coś podobnego! Na wszystkich bogów! Naprawdę? Zawsze z

trudem przychodziło mi pojąć, co też Frances naprawdę myśli. Jest

niezwykle tajemniczą osobą.

- Z pewnością nie dla pana - zauważył Ali. - Muszę jednak poruszyć

pewną delikatną kwestię, żeby nie pozostawić najmniejszych

nieporozumień. Spodziewam się, że nie żywi pan względem panny Callam

żadnych podejrzeń. Jej wizyta w moim kraju miała charakter czysto

zawodowy. Nigdy nie zapomniała o swoich zobowiązaniach wobec pana i

przez cały czas była traktowana z należnym szacunkiem.

Mówiąc to, Ali wcale nie poczuwał się do hipokryzji. Szacunek dla

Frances był jedną ze składowych uczucia, jakim ją darzył, nawet gdy

leżała w jego ramionach.

- No tak, oczywiście - roześmiał się niezręcznie Howard. - Nie

wyobrażałem sobie, by mogło być inaczej.

„A powinieneś. Gdyby ta przepiękna kobieta była moja - jak mi się

swego czasu zdawało - przeżywałbym istne męki na myśl, że spoglądają

na nią inni mężczyźni".

- Zatem wszystko w porządku - powiedział głośno Ali. -Oczekuję

rychłych wieści o pańskim ożenku. Wracam do Kamaru jeszcze tej nocy i

wkrótce się do pana odezwę.

RS

background image

155

Skłonił głowę i wyszedł z pokoju.

Howard w zdumieniu wpatrywał się w drzwi.

- Zabawny jegomość - mruknął wreszcie.

W porównaniu z apartamentami w Kamarze mieszkanie Fran

wydawało się trochę za małe, lecz sprawiało wrażenie azylu, co bardzo jej

odpowiadało. Czuła się w nim przytulnie i bezpiecznie, pomimo że

znajdowało się na parterze, a drzwi balkonowe prowadziły wprost do

ogrodu. Miało to swoje dobre strony, zwłaszcza gdy chciała odpocząć w

samotności po pełnym wrażeń dniu. W letnie wieczory siadała w

otwartych drzwiach i słuchając cichej muzyki, spoglądała na ogród.

W takiej właśnie chwili zatelefonował do niej Howard z rewelacjami.

Dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana, gdy wysłuchała, co miał jej do

powiedzenia.

- Przyszedł się z tobą zobaczyć? - spytała z niedowierzaniem.

- Powinnaś wiedzieć, jaki złoty interes wpada mi w ręce. Każdy bank

na świecie łakomie zerka na pieniądze Kamaru, a ten po prostu

zaproponował mi współpracę.

Przez kilka następnych minut zasypywał ją szczegółami. Fran

słuchała przez grzeczność, usiłując przyswoić sobie te zdumiewające

wieści.

- Wygląda na to, że wywarłaś na nim wielkie wrażenie - powiedział

Howard. - Nie wszystko z tego zrozumiałem, ale jego wizyta miała wiele

wspólnego z tobą.

- Pomogłam mu, udowadniając, że jest systematycznie okradany -

wycedziła zdrętwiałymi wargami Frances.

RS

background image

156

- No właśnie. Kiedy rozmowa zeszła na nasz temat... odniosłem

wrażenie, że niemal wystawia ci świadectwo moralności.

- Co?

- Tak. Życzył nam dużo szczęścia. Najwyraźniej myślał, że naraził

na szwank twoje dobre imię i chciał się upewnić, że twoja wizyta w

Kamarze nie spowodowała żadnych nieporozumień. To miło z jego strony.

- Bardzo miło - szepnęła Fran.

- Zatem nie pozostaje nam nic innego, jak wyznaczyć datę ślubu.

Może zjemy jutro lunch?

Zgodziła się mechanicznie na propozycję Howarda i jak najprędzej

odłożyła słuchawkę.

Teraz nie miała żadnych wątpliwości, że to już koniec. Ali pragnął

jej jako przedmiotu, nie kochał i pewnie był zadowolony, że się jej pozbył.

Zachował się jak człowiek ceniący nade wszystko interesy. W jego życiu

nie było miejsca na miłość, nie liczyło się prawdziwe uczucie. Cóż, tym

gorzej dla niego. Postąpiła więc słusznie, odchodząc.

Jednak nie mogła pozbyć się żalu za czymś, co mogłoby się spełnić,

gdyby tylko...

Tymczasem zrobiło się późno i w ogrodzie zaczęło się ściemniać.

Fran zapaliła lampę i poszła zaciągnąć zasłony. Nagle obejrzała się i krzyk

uwiązł jej w gardle.

- Przyszedłem się pożegnać - powiedział Ali. -Ty...

- Wybacz, że nie wszedłem frontowymi drzwiami. Wolałem być

dyskretny, zważywszy, że i tak już przysporzyłem ci mnóstwa kłopotów.

Wyjdę tą samą drogą.

RS

background image

157

Wręczył jej notatki, które zostawiła, w pośpiechu wybiegając z

rezydencji.

- Dziękuję - rzekła martwym głosem.

Zapadła niezręczna cisza. Widziała go zapewne po raz ostatni i nie

bardzo wiedziała, co ma powiedzieć.

- Dzwonił Howard - wykrztusiła wreszcie.

- To dobrze. Zatem wszystko w porządku.

- Naprawdę?

- Wreszcie zrozumiałem, co usiłowałaś powiedzieć mi przez cały ten

czas. Wydawało mi się, że dałem ci wszystko, a ty po prostu chciałaś się

ode mnie uwolnić, czego nie potrafiłem dostrzec. Bardziej będę cię kochał,

pozwalając ci odejść. Zatem to już koniec.

- Koniec? - szepnęła.

- Nie chcę cię już więcej niepokoić, masz na to moje słowo. Dlatego

właśnie musiałem zobaczyć się z tobą po raz ostatni i powiedzieć ci, co

czuję. Od ciebie nauczyłem się, że miłość to coś więcej niż namiętność, a

wolność serca jest bezcennym skarbem. To już koniec, Szeherezado.

Zwyciężyłaś.

- Nie nazywaj mnie tak! - krzyknęła i czując cisnące się do oczu łzy,

odwróciła się, by je ukryć.

- Tak zawsze będę myślał o tobie i taką na zawsze zachowam w

mym sercu. Moja Szeherezada, która za nic miała moją władzę i

przechytrzyła mnie. Pokonałaś mnie. Zegnaj. Wspominaj mnie dobrze,

jeśli możesz. Zapomnij o mnie, jeśli będziesz tego chciała, bo ja o tobie

nie będę mógł przenigdy zapomnieć.

RS

background image

158

Frances, słysząc nową, nie znaną dotąd nutę w jego głosie,

gwałtownie wciągnęła powietrze. Odwróciła się, by spojrzeć mu w twarz.

W pokoju nie było już nikogo i tylko delikatny wiatr poruszał

zasłonami.

Podczas lotu do Kamaru książę siedział pogrążony w głębokim

milczeniu i nikt nie odważył się do niego zbliżyć. Po wylądowaniu bez

słowa wsiadł do tylnego przedziału limuzyny, która szybko pomknęła do

pałacu.

- Postąpiłeś słusznie - powiedziała Elise, gdy wysłuchała relacji z

jego pobytu w Londynie. - Niewątpliwie jest to dla niej najlepsze wyjście.

- Czy dzięki temu będzie szczęśliwa?

- Skąd mam to wiedzieć? Czy była szczęśliwa z tobą?

- Tak mi się swego czasu wydawało. Jednak oszukiwałem sam

siebie. Widziałem tylko to, co chciałem widzieć. Wydawało mi się, że

skoro ja jej pragnę, ona musi pragnąć mnie równie silnie. Teraz jestem

mądrzejszy.

Mówił to z takim spokojem i przekonaniem, że mógłby zwieść

postronnego obserwatora. Jednak Elise nie dała się omamić. Widziała

rezygnację w jego oczach, słyszała rozpacz w głosie. Aż przykro było

patrzeć. Nie miała wątpliwości. Tak wygląda człowiek, dla którego życie

straciło sens.

- Czuję się troszkę zmęczona - westchnęła. Natychmiast znalazł się

przy niej.

- Czy mam wezwać lekarza?

- Na Boga, nie. Nie jestem chora, a tylko trochę zmęczona.

RS

background image

159

- Musisz bardziej o siebie zadbać, mamo - uśmiechnął się blado. -

Teraz tylko ty mi pozostałaś.

- Już najwyższa pora to zmienić. Zbyt długo żyjesz w kawalerskim

stanie i powinniśmy pomyśleć o twoim ożenku.

Spojrzał na nią zdumiony.

- Jak możesz... ? Przecież wiesz...

- Mówię o małżeństwie, nie o miłości. Twoje serce to twoja

prywatna sprawa. Małżeństwo to coś całkiem innego, to problem wagi

państwowej.

- Masz rację. Wybierz mi odpowiednią kandydatkę na żonę, którą

przedstawisz mi w dzień ślubu. Skoro nie mogę ożenić się z tą, którą

kocham, jest mi obojętne, kim będzie ta inna.

Przycupnął obok krzesła matki.

- Biedna będzie ta, która za mnie wyjdzie. Zrobi kiepski interes.

Zdobędzie męża, który nie będzie mógł ofiarować jej serca.

- Czas może odmienić twoje uczucia - powiedziała Elise, głaszcząc

syna po policzku.

Pokręcił głową.

- Czas mnie nie odmieni. Jednak postaram się spełnić mój

obowiązek.

- W takim razie wypełnij najpierw obowiązek synowski. Zabierz

mnie do Wadi Sita. Upłynęło już sporo czasu, odkąd wybrałam się po raz

ostatni w to pełne uroku miejsce, patrzyłam na daleki horyzont i słuchałam

głosów pustyni. A teraz chciałam przypomnieć sobie te lata, kiedy byłeś

jeszcze małym chłopcem i jeździliśmy tam z twoim ojcem.

RS

background image

160

- Pamiętam te czasy. Były bardzo szczęśliwe. Wszystko wydawało

się o wiele prostsze. Kiedy chcesz tam pojechać?

- Może jutro?

Następnego dnia wieczorem wsiedli na pokład śmigłowca, który

wylądował w Wadi Sita tuż po zmierzchu. Elise udała się do swego

namiotu. Ali dołączył do niej w godzinę później, by wspólnie z matką

zjeść kolację. Elise dopilnowała wszystkiego, by sprawić mu przyjemność.

Podano ulubione potrawy księcia, który uśmiechnął się w podzięce.

Jednak poruszający się bezszelestnie służący zauważyli, że Jego

Wysokość był nieobecny duchem i jadł bez apetytu.

Pojawił się młody człowiek z lirą. Skłonił się i usiadłszy po turecku

na dywanie, zaczął śpiewać.

Moje serce pędzi jak dziki wiatr...

Ali z napięciem chłonął tęskne nuty pieśni, której słuchał kiedyś w

towarzystwie swej ukochanej. Nagle zdał sobie sprawę, że Elise może o

tym nie wiedzieć i niegrzecznie byłoby uciszyć śpiewaka. Siedział więc z

pochyloną głową, starając się nie wsłuchiwać w słowa, które

przywoływały tak dużo bolesnych wspomnień.

Mój rumak jest szybki, moja miłość jedzie obok mnie...

Naprawdę jechała obok niego, tak jak teraz jedzie w jego

marzeniach. Włosy rozwiewał jej wiatr, w oczach lśniło coś, co wówczas

brał za miłość.

Jednak odeszła od niego w ramiona okropnego nudziarza. Popełniła

błąd, zasłaniając się odwagą, lecz Ali wiedział, że sam jest wszystkiemu

winien. To on odstręczył ją od siebie swoim samolubstwem. Wszystko

RS

background image

161

mogłoby być inaczej, gdyby on był trochę inny. Świadomość tego bolała

go najbardziej.

Pieśń osiągnęła punkt kulminacyjny i napięcie w głosie barda wrosło.

Wiatr jest wieczny, piasek jest wieczny, nasza miłość jest wieczna.

Odeszła ode mnie. Jednak moje serce będzie wiecznie wędrowało przy

księżycu.

Ali pochylił głowę, by nikt nie mógł dostrzec, jak bardzo cierpi.

Zmusił się do poświęcenia, lecz nie przywykł jeszcze do myśli o życiu bez

kobiety, która nadawała sens jego istnieniu.

Kiedy pieśń dobiegła końca, poprosił matkę o wybaczenie i wybiegł

z namiotu, jakby go ścigały furie.

Nogi same zaprowadziły go na miejsce pod palmami, gdzie wspólnie

z Frances przyglądał się pustyni. Jak na złość księżyc dziś znów był w

pełni, tak samo jasny i piękny jak tamtej nocy. Jednak teraz, gdy ona

odeszła, widział tylko jego chłód.

Po chwili stanęła obok niego Elise.

- Przepraszam, mamo - powiedział. - Błędem z mojej strony było

przyjeżdżać tu, gdzie była również ona.

- Być może błędem jest to, że tak łatwo się poddajesz -

zaprotestowała. - Mógłbyś jeszcze wrócić do Anglii i ponownie z nią

porozmawiać.

Pokręcił głową.

- Nie, to nic nie da.

- Zwątpiłeś w swoją zdolność do skłonienia jej, żeby powiedziała

„tak"?

RS

background image

162

- Raczej zwątpiłem w moją chęć nakłaniania jej. Nie mam zamiaru

zmuszać jej do czegokolwiek. Musiałaby przyjść do mnie z własnej,

nieprzymuszonej woli. A do tego nigdy nie dojdzie.

Nie zauważył, że matka uśmiechnęła się z satysfakcją.

- Co zatem zrobisz?

- Będę żył jak ktoś, kto ją kochał i nauczył się czegoś od niej. Nie

zostanę w próżni. Nauczyła mnie rzeczy, które na zawsze zostaną we mnie

i mam tylko nadzieję, że inni też na tym skorzystają.

- Dobrze, mój synu. Niech i tak będzie. Teraz jednak powinniśmy już

udać się na spoczynek. W swoim namiocie znajdziesz, przygotowany

przeze mnie prezent.

- Prezent? - uśmiechnął się. - Twoje prezenty zawsze były

najwspanialsze. Zawsze pamiętałaś o rzeczach, o których nikt inny nawet

by nie pomyślał. Co to takiego?

- Idź i zobacz. Tylko pamiętaj, że to wyjątkowy prezent.

Wciąż naburmuszony, lecz zaintrygowany, Ali zawrócił i poszedł w

stronę swojego namiotu. Wszedł od razu do środka, a że był zajęty

własnymi myślami nie zauważył, że nad wejściem przycupnęły dwie białe

gołębice.

Wewnątrz było ciemno, paliła się tylko jedna mała lampka i w

pierwszej chwili nie bardzo wiedział, czego ma szukać. Potem zauważył

wysoką, zgrabną kobiecą postać i serce mu zamarło.

Jak matka mogła mu zrobić coś takiego? Czy naprawdę uważa go za

tak bezdusznego, że mógłby zapomnieć o miłości swego życia w

ramionach nieznajomej?

RS

background image

163

Młoda kobieta odwróciła się w stronę wejścia i z wdziękiem skłoniła

głowę przed księciem. Jej twarz zasłaniał gruby kwef. Zdegustowany Ali

zatrzymał się o metr od niej.

- Mój władco - mruknęła.

Ali był zbyt zmieszany, by zastanowić się nad tym, że zwróciła się

do niego po angielsku. Odruchowo odpowiedział jej w tym języku.

- Czy to moja matka cię tu przysłała?

- Tak, mój władco - odszepnęła postać.

- To bardzo uprzejmie z jej strony - powiedział, starając się

zachować spokój - jednak najwyraźniej mnie nie zrozumiała. Nie jest

moim życzeniem... to znaczy... - opanował się z trudem. - Jesteś miła i

pełna wdzięku, więcej, jestem nawet pewny, że odznaczasz się wyjątkową

urodą. Każdy mężczyzna byłby uszczęśliwiony... każdy, z wyjątkiem

mnie.

Dziewczyna pochyliła głowę i podniosła ręce, by zasłonić oczy.

- Błagam, nie wiń o to siebie - odezwał się ze współczuciem Ali. -

Muszę cię odprawić, bo byłaby to zdrada w stosunku do osoby, którą

kocham. Tego przenigdy nie uczynię. Nawet w dniu swojego ślubu nie

zdradzę mej miłości do niej. Ona o tym nie wie albo nie dba o to. Jednak

do końca życia pozostanie dla mnie tą jedyną.

Zakwefiona postać odsłoniła oczy i Ali przez chwilę miał wrażenie,

że klasnęła w ręce. Nadal tkwiła z pochyloną głową, lecz pierś jej zaczęła

gwałtownie falować, jakby pod wpływem wielkiego wzruszenia.

- I czemu ja ci to wszystko mówię - uśmiechnął się gorzko Ali. -

Może dlatego, że cię nie znam, że nigdy nie ujrzę twojej twarzy, jestem

gotów otworzyć przed tobą moje serce. Kochałem ją i utraciłem. Tak,

RS

background image

164

utraciłem... - Nieznajoma pokiwała głową. - Kiedy była ze mną, nie

rozumiałem wielu rzeczy. Teraz jest już za późno...

Zawahał się, by po chwili mówić dalej.

- Dlatego odeszła ode mnie, a ja już nigdy jej nie zobaczę. Ale

zachowam ją w swoim sercu i myślach na zawsze, aż do ostatniego

tchnienia. Jest wciąż ze mną w ciepłym podmuchu wiatru i w każdym

ziarnku piasku. Co noc śpiewa mi do snu jej głos, każdego ranka budzi

mnie jej pocałunek. Jej cień zawsze będzie przy mnie.

Mówił to wszystko z głębi serca. Nieznajoma stała nieruchomo, lecz

nawet w nikłym świetle lampki Ali dostrzegł łzy spływające po jej

policzku.

- Czemu płaczesz? - spytał, postępując w jej stronę. - Nie płacz nad

nią. Ona uwolniła się od człowieka, którego nie kochała. Nie warto

również płakać nade mną. Miłość do niej zawsze będzie niosła mi

pociechę.

- Zawsze? - spytała cicho dziewczyna.

- Zawsze, dopóki nie spocznę w grobie a wiatr nie zasypie piaskiem

naszych śladów. Być może gdzieś tam są ogrody, w których spotkamy się

kiedyś bez smutku i nieporozumień. Zatem sama widzisz, że musisz

zostawić mnie samego, bo nie mam ci nic do zaoferowania.

Dziewczyna w końcu podniosła głowę.

- Tylko że ja wcale nie przyszłam po to, by brać – szepnęła - lecz

dawać.

Opadł zasłaniający twarz kwef. Osłupiały Ali przyglądał się jej w

milczeniu, potem wydał z siebie radosny okrzyk.

- Ty? Ty!

RS

background image

165

W jednej chwili porwał Fran w ramiona i zaczął pokrywać

pocałunkami jej mokrą od łez twarz.

- Ty - powtórzył. - Na zawsze ty. Wróciłaś do mnie. Tylko w jaki

sposób...?

Tym razem Fran uciszyła go, zamykając usta pocałunkiem, który

lepiej niż wszystkie słowa powiedział mu to, czego pragnął najbardziej na

świecie.

- Jak mogłabym od ciebie odejść? - powiedziała w końcu.

- Myślałam, że tego właśnie pragnę, lecz kiedy zwróciłeś mi

wolność, bym mogła poślubić Howarda, zrozumiałam, że naprawdę mnie

kochasz.

- Zawsze cię kochałem - odparł wzruszony - tylko że nigdy o nic nie

prosiłem, a jedynie brałem. Gdyby nie ty, do końca życia nie wiedziałbym,

że najcenniejsze nagrody to te z trudem zdobyte, a nie zagrabione. Tylko

dzięki twej mądrości, moja ukochana, nie doszło do tego, że biorąc cię za

żonę wbrew twojej woli, utraciłbym cię na zawsze, zniszczył więzy

miłości już w dniu naszego ślubu. Nigdy się nie rozstaniemy, a dzień

naszego ślubu będzie dniem szczęścia i radości. A teraz - uśmiechnął się -

błagam cię, byś zechciała zostać moją żoną.

Fran uśmiechnęła się.

- Twoja matka już przygotowała wszystko do ceremonii ślubnej.

- Moja matka?

- Zatelefonowałam do niej, kiedy tylko wyszedłeś z mojego

londyńskiego mieszkania. Powiedziała mi, żebym natychmiast przyleciała

do Kamaru, a ona wszystko przygotuje.

RS

background image

166

- Zatem mnie kochasz - powiedział cicho, jakby wciąż nie mógł w to

uwierzyć. - Po tym wszystkim, co zrobiłem? Jak możesz mnie jeszcze

kochać?

- Dopiero teraz wiem, jak bardzo cię kocham - odparła Fran. - Teraz

mogę być w pełni sobą, mogę ofiarować ci siebie. Więzień nie ma niczego

do dania. Ja chcę oddać wszystko tylko tobie. Jednak musisz mi coś

wyjaśnić. Mówiłeś o kobiecie, którą kochasz, ale nie wymieniłeś jej

imienia. Zrób to teraz.

- Frances - powiedział. - Kocham kobietę o imieniu Fran-ces. Tamte

- uśmiechnął się nieśmiało - może kiedyś powrócą, bo jesteś kobietą o

wielu obliczach i nigdy nie przestaniesz mnie zdumiewać. Jednak to tylko

Frances zawsze kochałem i będę kochał. Bądź zawsze sobą, tylko sobą.

Przyjdź do mnie z własnej woli, kierując się miłością. Czekam na ciebie,

zawsze będę czekał. Przyjdź, kiedy tylko zapragniesz. Jesteś wolna jak

pustynny ptak i będziesz mogła odejść - głos mu się załamał -kiedy tylko

zechcesz. Bylebyś tylko zawsze chciała do mnie wrócić i kochała mnie

ponad wszystko.

- Zawsze, mój ukochany - odparła. - Spróbujmy razem zbudować

Zaczarowane Ogrody.

Patrząc w jej oczy zrozumiał, co miała na myśli.

- To zajmie nam całe życie - powiedział, zamykając jej usta

pocałunkiem.

RS


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gordon Lucy Harlequin Romans 1048 Szczęśliwa Gwiazdka
905 Harlequin Romans Gordon Lucy Prawdziwy skarb
993 Harlequin Romans Gordon Lucy Lato w Rzymie
325 Harlequin Romance Gordon Lucy Z miłości do Emmy
Gordon Lucy Romans DUO 763 Dar serca
388 Harlequin Romance Gordon Lucy Zaślubiny w Gretna Green
Gordon Lucy Zaslubiny w Gretna Green
274 Gordon Lucy Czarownica
686 Gordon Lucy Kłopotliwy współlokator
Gordon Lucy Dar serca
Bilet do Neapolu Gordon Lucy
Gordon Lucy W cieniu złotej góry 4
Gordon Lucy Na wolności
388 Gordon Lucy Zaślubiny w Gretna Green
Winters Rebecca Harlequin Romans 745 Pełnia życia
Wentworth Sally Pasja i udręka (Harlequin Romans) Romance)
Hart Jessica Harlequin Romans 1032 Słodkie życie
763 Gordon Lucy Dar serca
Gordon Lucy Czarownica HS199728

więcej podobnych podstron