We are Venom s 00gm

background image

1 |W E A R E V E N O M


ROZDZIAŁ I – POCZĄTKAMI KAŻDA OPOWIEŚĆ SIĘ ZACZYNA


To miał być dla mnie jeden z lepszych miesięcy w moim życiu. Dwutygodniowy wyjazd, za
który na dodatek nie musiałem płacić. Jednak opłaciło mi się startować w tym konkursie, a
następnie zwyciężyć. Sam fakt, że nie musiałem tutaj nic płacić, był dla mnie motywujący.
Na dodatek nasze zakwaterowanie znajdowało się w centrum miasta, co ułatwiało nam
dostęp do wielu najważniejszych miejsc w mieście. Po prostu żyć, nie umierać. Niepokoił
mnie tylko jeden fakt. A konkretniej, opiekun naszego wyjazdu. A dokładniej, opiekunka.
Gdy tylko wsiedliśmy do autokaru, miałem wrażenie, jakby wodziła mnie wzrokiem, co
naprawdę mnie niepokoiło. Postanowiłem jednak to zignorować, bo jeszcze bym uznał, że
wszyscy dziwnie na mnie patrzący wyglądają podejrzanie. A przecież nie po to jechałem na
dwa tygodnie, aby mieć uczucie bycia obserwowanym, ale po to, aby trochę wypocząć,
pozwiedzać i mieć dobrą zabawę. Usiadłem na pierwszym wolnym miejscu, zdjąłem z
siebie plecak i rozgościłem się na siedzeniu. Mieliśmy jeszcze kilka minut do wyjazdu. W
ciągu tych kilku minut autokar napełniał się kolejnymi uczestnikami wyjazdu. Nim
odjechaliśmy, pani opiekunka uprzedziła nas, abyśmy się upewnili, że mamy wszystko, co
niezbędne. Nie widziałem, aby ktokolwiek otwierał plecak, ale od razu spostrzegłem na
sobie podejrzliwy wzrok kobiety. Naprawdę zaczynałem mieć wrażenie, że ona ma mnie za
kogoś podejrzanego. Postanowiłem mimo wszystko o tym nie myśleć i skupić się na
nadchodzącym wyjeździe. Po chwili autokar ruszył i zaczęliśmy kierować się w stronę
naszego celu podróży. Postanowiłem przez ten czas uciąć sobie małą drzemkę, gdyż i tak
nie miałem nic lepszego do roboty. Jednak nie było mi to dane, gdyż hałas, który panował
na tyłach pojazdu, całkowicie mi to uniemożliwiał. Tak więc zamiast tego postanowiłem
wyjąć telefon z kieszeni i pograć sobie w jedną gierkę, aby czas szybciej zleciał. Choć
miałem tylko jedną porządną gierkę, to i tak potrafiła ona wciągnąć mnie na w miarę spory
czas.
Po jakiejś godzinie miałem już dość i zdecydowałem ponownie spróbować się zdrzemnąć.
Tym razem mi się to udało i po chwili na spokojnie sobie drzemałem. Tym oto sposobem
zleciała mi cała droga do naszego ośrodka. Miałem szczęście, że ocknąłem się w momencie,
w którym autokar zaczynał wjeżdżać na teren miejsca zakwaterowania.
‒Uwaga, wszyscy ‒ zaczęła opiekunka. ‒Pamiętajcie, aby zabrać wszystko ze sobą, tak, aby
niczego nie zostawić w autokarze. Za chwilę wysiądziemy, odbierzemy każdy swój bagaż i
odpowiednio rozdzielimy pokoje.
Wszyscy pozakładali na siebie plecaki lub torebki i powoli szykowali się do wyjścia. Sam
również założyłem na siebie swój plecak i również szykowałem się do opuszczenia
pojazdu. Po chwili kierowca zaparkował w wyznaczonym do tego miejscu, otworzył drzwi,
po czym wszyscy zaczęliśmy wychodzić na zewnątrz. Kiedy tak zacząłem oglądać nasz
ośrodek, mogłem szczerze przyznać, że zrobił na mnie niemałe wrażenie. Był to naprawdę
wysoki budynek z mnóstwem okien i balkonów. Wokół znajdowało się dość dużo miejsc
parkingowych, wokół budynku zaś rozpościerał się pięknie zadbany trawnik. Nie miałem
jednak czasu, by podziwiać całą tą okolicę, bo musieliśmy odebrać swoje bagaże, a
następnie zostać przydzieleni w wybranych przez siebie grupach do odpowiednich
pokojów. Mogłem rzec, że nawet miałem szczęście, bo oprócz mnie na ten wyjazd zabrało

background image

2 |W E A R E V E N O M


się również kilku moich kolegów, z którymi utrzymywałem nawet dobre kontakty. Tym
samym z odpowiednim dobraniem się w grupę nie było większych problemów.
Po kilku minutach wszyscy dobrali się w grupy, więc można było zacząć przydzielanie
każdej grupie odpowiedniego pokoju. Nasza grupka dostała pokój 12, gdyż wszyscy
mieliśmy być zameldowani na parterze budynku. Wzięliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy do
swoich pokojów, aby się rozpakować i zapoznać z otoczeniem. Nasz pokój był nawet
całkiem ciekawie ulokowany, a to dlatego, że miał widok na sporą część miasta jak na
pokój na parterze. Nie mieliśmy jednak dużo czasu, aby się teraz rozgościć, gdyż za kilka
minut mieliśmy wyjście do jednego z centrów naukowych. Zabrałem ze sobą plecak z
butelką picia, małym prowiantem i wraz z chłopakami opuściłem pokój, który zamknęliśmy
na klucz, a następnie udaliśmy się przed wejście.
‒Czy są wszyscy? ‒ zapytali opiekunowie.
‒Tak ‒ odparli wszyscy chórem.
‒Dobrze ‒ zaczęła pani opiekun. ‒I pamiętajcie o najważniejszym. Ośrodek można
opuszczać tylko do godziny 22:00, bo potem drzwi zostają zamknięte na czas trwania ciszy
nocnej. Więc lepiej niech nikt nie planuje jakiś nocnych wypadów, jeśli nie chce spędzić
nocy na zewnątrz.
‒No, no. Zapowiada się ciekawie ‒ pomyślałem.
Opuściliśmy teren hotelu i udaliśmy się w stronę centrum naukowego. Już z oddali dało się
dostrzec, że to naprawdę porządny budynek. Solidnie zbudowany, nie za wysoki ani też nie
za niski, potrafił przykuć uwagę każdego, kto go widział po raz pierwszy w swoim życiu.
Po niezbyt długiej przechadzce dotarliśmy na miejsce. Opiekunowie zakupili bilety i
każdemu rozdali po jednym. Wówczas do naszej całej grupy zbliżył się jakiś facet w
bodajże białym ubraniu. Wyglądał jak jakiś naukowiec czy coś w tym stylu. Okazało się, że
jest jednym z naukowców pracujących w tym ośrodku i że dzisiaj spełni rolę przewodnika
po ośrodku badawczym, jak go sam tak określał. Choć sprawiał wrażenie niższego, to
podczas oprowadzania potrafił mówić w sposób ciekawy, interesujący i przekonujący.
Szczególnie ciekawie zaczęło się robić, gdy zaczynał zadawać nam pytania o różnej
tematyce naukowej. Ponieważ nikt nie potrafił odpowiedzieć na pierwsze pytanie,
postanowiłem spróbować.
‒Symbiozą określimy stosunki między dwoma organizmami, gdzie oboje odnoszą korzyści
ze wspólnego życia z sobą.
‒A czy taka symbioza jest zawsze konieczna?
‒Wszystko zależy, z jakim przypadkiem mamy do czynienia. Istnieją symbiozy, gdzie dwa
organizmy potrzebują się nawzajem, aby przeżyć, ale można też wyróżnić symbiozę, gdzie
wspólne życie dwóch organizmów nie jest obowiązkiem, lecz wynika ono z obustronnych
korzyści, które odnoszą owe organizmy będące w symbiozie.
‒Widzę, że ktoś ma tutaj dość dużą wiedzę naukową.
‒Nie przesadzajmy. Pewne informacje z gimnazjum jeszcze się pamięta.
‒No raczej nie wszyscy mogą się tym pochwalić, ale jaka edukacja, tacy później ludzie.
Pewnych rzeczy po prostu nie zmienimy rzekł naukowiec, po czym zaczął mówić do
siebie: ‒Interesujący chłopak. Idealna osoba do mojego nowego eksperymentu. Jeśli uda mi
się go namówić na mój eksperyment i dojdzie on do skutku, to będzie oznaczać ogromny

Kup książkę

background image

3 |W E A R E V E N O M


krok dla mojej kariery. Muszę tylko znaleźć dobry moment, aby pogadać z nim sam na sam.
Wtem do naukowca ktoś zadzwonił. Facet przeprosił nas na chwilę i rzekł, że na razie
mamy czas dla siebie.

W tym czasie odebrał on telefon, mając do przekazania interesujące wieści.
‒To miłe, szefie, że do mnie dzwonisz. Wydaje mi się, że mam dobrego kandydata do
naszego eksperymentu. Jeśli uda mi się go przekonać do współpracy, to może oznaczać
ogromny krok dla całej ludzkości.
‒A zatem, bierz się do roboty, póki masz dobrą okazję. Zadzwoń później, gdy już to
załatwisz.
‒Oczywiście, szefie. Rozłączam się.
Naukowiec odłożył słuchawkę i myślał, jakby mnie przekonać, abym udał się za nim, ale
bym się niczego od razu nie domyślał. Wtedy wpadł na jakiś pomysł. Podszedł do mnie i
zapytał mnie czy nie chciałbym mu pomóc. Mówił, że to może być wielkie odkrycie dla
ludzkości, lecz potrzebuje pomocy. Zdziwiłem się, że to właśnie mnie prosił o pomoc.
‒Przecież … na pewno są osoby lepsze do tego zadania ‒ zacząłem mówić.
‒Akurat w tym przypadku, to ty wydajesz się być najlepszą osobą. Sporo wiesz o
związkach symbiotycznych w przyrodzie, a ktoś taki jest mi właśnie potrzebny. To jak
będzie?
Nie wiedziałem, czy zgodzić się czy nie. Wydawało mi się to nieco podejrzane, ale
pomyślałem, że znów zaczynam przesadzać z moimi podejrzeniami i w ostateczności
zgodziłem się wspomóc ten eksperyment.
‒Wspaniale. Zobaczysz, że opłaciło się. Bardzo przyczynisz się do rozwoju nauki.
‒Żebym tylko tego nie żałował ‒ rzekłem do siebie i ruszyłem za naukowcem.
Prowadził mnie do jakiejś piwnicy czy czegoś podobnego, bo schodziliśmy coraz niżej.
Zaczynałem się nieco niepokoić czy dobrze postąpiłem, zgadzając się na pomoc przy tym
eksperymencie. Po chwili dotarliśmy do drzwi, po których przekroczeniu nabrałem jeszcze
większych wątpliwości co do tego całego eksperymentu. Pomieszczenie wyglądało bardziej
jak miejsce do przeprowadzania jakichś testów niż na robienie eksperymentów opartych na
symbiozie. W tamtej chwili miałem ochotę opuścić to miejsce, cicho i niepostrzeżenie,
abym nie musiał tu więcej wracać, ale naukowiec zaczął coś przeczuwać i chwycił mnie za
ramię.
‒Chyba nie zamierzasz tak szybko stąd wyjść, co? Przecież jeszcze nawet nie zaczęliśmy.
‒To mi wygląda zbyt podejrzanie i niebezpiecznie. Chciałem pomóc w eksperymencie, ale
teraz mam wątpliwości czy powinienem to robić ‒ odparłem, wyszarpując się z ręki
naukowca i już chciałem ruszyć do wyjścia, ale znikąd pojawił się jakiś gościu w
garniturze, który bardziej przypominał mi coś na kształt goryla niż normalnego człowieka.
‒A myślałem, że pomożesz mi z własnej woli, ale skoro tak wolisz, to nie pozostawiasz mi
wyboru. Mój szef oczekuje wyników i ja zamierzam mu ich dostarczyć. Bruno, przygotuj
kolegę do naszego eksperymentu.
Ów goryl pochwycił mnie i wziął do dziwnego, oszklonego pomieszczenia. Próbowałem
wyrwać się z jego uścisku, ale był zdecydowanie silniejszy ode mnie. Po chwili z podłogi
wysunęło się coś, co przypominało mi metalowe łoże. Goryl przyczepił mnie do niego

Kup książkę

background image

4 |W E A R E V E N O M


metalowymi pasami tak, że nie mogłem się uwolnić. Zacząłem wzrokiem szukać białego
gościa, którego dostrzegłem przy jakimś komputerze.
‒Natychmiast mnie stąd wypuść, bo inaczej nie daruję ci tego ‒ zacząłem mu grozić,
jednocześnie próbując się uwolnić.
‒I po co te nerwy, chłopcze? Przecież sam zgodziłeś się pomóc mi w moim eksperymencie.
Dlaczego więc teraz chcesz zrezygnować?
‒Chciałem pomóc, a nie być królikiem doświadczalnym, szaleńcze. Masz mnie natychmiast
stąd wypuścić.
‒Nie ma co tracić czasu. Jeszcze tylko chwila i możemy zaczynać. Cóż to będzie za
niesamowite odkrycie. Ogromny krok dla mojej kariery, a może nawet awans na wyższe
stanowisko niż tylko praca w tym centrum.
Nie wiedziałem, co zrobić. Nie mogłem się uwolnić, nie wiedziałem, na czym ma polegać
ten eksperyment i czym się to może dla mnie zakończyć. Czułem w sobie zarówno panikę,
ale też i wściekłość. Po chwili znów usłyszałem głos szalonego naukowca:
‒Wszystko przygotowane. Czas zacząć zabawę ‒ po tych słowach pociągnął za jakąś
dźwignię, którą uruchomił jakąś szklaną powłokę, a w dalszej kolejności jakieś mocne
światło i impulsy elektryczne. Zacząłem odczuwać ból. Zupełnie jakby ktoś kopał mnie
prądem o coraz większym napięciu elektrycznym. Po chwili otoczył mnie jakiś dym, tak
gęsty, że nic kompletnie nie widziałem.
Gdy już mogłem otworzyć oczy i dałem radę dostrzec naukowca, a w szczególności jego
uśmieszek, ogarnęła mnie jeszcze większa wściekłość. Kompletnie nie potrafiłem
zapanować nad sobą. Próbowałem ponownie się uwolnić, co tym razem jakoś mi się udało.
Miałem ogromną ochotę przebić się przez to oszklone pomieszczenie i przerobić naukowca
na proch, gdy wnet ujrzałem w szkle swoje odbicie. Jeśli w ogóle mogłem widzieć swoje
odbicie. Wyglądało raczej na odbicie jakiegoś potwora. Spojrzałem następnie na swoje ręce.
Całe czarne, z lekko białymi paseczkami, zupełnie przypominające łapy potwora.
Spojrzałem niżej. To samo zresztą ciała i nogami. Tak jakby ten drań zmienił mnie w
jakiegoś stwora. Próbowałem się choć trochę uspokoić i wtedy spostrzegłem, że to czarne
coś znika z mojej ręki. Spróbowałem wyluzować się jeszcze bardziej i po chwili
spostrzegłem, że ta czarna maź zniknęła ze mnie … i tak jakby wniknęła we mnie.
‒Co to jest? Co on ze mną zrobił? ‒ pytałem sam siebie.
Tymczasem naukowiec wiwatował, że jego eksperyment zakończył się sukcesem.
‒Jestem genialny. Szef normalnie mi nie uwierzy. To przełomowy moment mojego życia.
Wiedziałem, że muszę się stąd wydostać i zemścić się na naukowcu za wszelką cenę.
‒A gdyby tak wykorzystać tą potworną przemianę dla moich celów? Wtedy dałbym radę
stąd uciec i pokonać nawet tego goryla ‒ pomyślałem sobie. ‒Tylko co zrobić, aby z
powrotem ujawnić tą przemianę?
Po chwili poczułem, jakby ta postać zaczynała się znów pojawiać na mnie.
‒Może ja samodzielnie potrafię panować nad tą mocą? Spróbujmy.
Zechciałem się przemienić i po chwili znów przyjąłem postać tego potwora, co przed
chwilą. Poczułem w sobie moc, którą postanowiłem wykorzystać. Bez większych
problemów przebiłem się przez szklaną osłonę i ruszyłem w stronę naukowca. Jego goryl
starał się go chronić, ale chwyciłem go za garniak i zacząłem mu dogryzać.

Kup książkę

background image

5 |W E A R E V E N O M


‒Teraz już nie jesteś tak mocny, co? Masz szczęście, że to nie do ciebie mam sprawę, tylko
do twojego doktorka ‒ to powiedziawszy odrzuciłem wielkoluda w szklaną osłonę i
ruszyłem w stronę kolegi w białym ubiorze, który nawet nie obawiał się mnie. Wręcz oczy
mu błyszczały z wrażenia. Bez większego oporu chwyciłem go za ubiór.
‒Jestem większym geniuszem niż sądziłem ‒ mówił na głos.
‒Teraz jedynie czym jesteś, to ofiarą w moich rękach.
‒Ha, ha. Nie dasz rady mnie zabić. Mój własny eksperyment nie może mnie zabić, gdyż
nikt nie jest w stanie kontrolować tej mocy całkowicie.
‒Mów za siebie. Na początku miałem ochotę zgnieść cię jak robaka za zrobienie ze mnie
potwora, ale mogę rzec, że nawet podoba mi się ta moc.
W tej chwili bez większych oporów moja ręka na chwilę stała się normalna, a gdy znów
chciałem, to stała się na powrót czarna.
‒Ciekawe … Zaakceptowałem nową przemianę, a ta zaczęła mnie w pełni słuchać. Teraz
widzę, jak akceptacja może zdziałać cuda. A teraz czas stąd znikać.
‒Nie. Nie możesz stąd ot tak wyjść! Nie możesz mi ukraść mojego eksperymentu.
‒To teraz twój najmniejszy problem ‒ odparłem i walnąłem go tak mocno, że aż stracił
przytomność.
‒Teraz masz szansę. Pozbądź się go raz na zawsze ‒ usłyszałem dziwny głos.
Zignorowałem go i za wszelką cenę zamierzałem stąd uciec i wrócić do hotelu. Po powrocie
do swojej postaci spojrzałem na zegarek i zrozumiałem, że mam tylko pół godziny, aby
dotrzeć przed zamknięciem drzwi hotelowych. Na szczęście udało mi się znaleźć jakieś
inne wyjście z podziemi. W oddali dostrzegłem nasz ośrodek, lecz nie wiedziałem, jak
dotrzeć tam na czas. Już zaczynałem się martwić, że naprawdę spędzę noc poza hotelem.
Wtem pomyślałem o nowych mocach.

‒Ciekawe czy dałbym radę to jakoś wykorzystać?
Spróbowałem strzelić w budynek i o dziwo, czarna macka przyczepiła się do jednego z
budynków, ciągnąc mnie za sobą. Popróbowałem tak z kilka razy i szczerze przyznałem, że
chyba nigdy tak dobrze się nie bawiłem, gdy nagle usłyszałem rozpaczliwe krzyki
dobiegające z dołu. Ujrzałem wówczas młodą dziewczynę, którą chciało schwytać dwóch
gości. Nie mogłem im na to pozwolić, choć obawiałem się, że w ten sposób mogę nie
zdążyć na czas. Spojrzałem prędko na zegarek i stwierdziłem, że mam jeszcze 25 minut
czasu, więc miałem szansę zdążyć, a jednocześnie uratować dziewczynę. Przybrałem postać
potwora i zeskoczyłem prosto za bandziorów, którzy już chcieli schwytać swoją ofiarę.
‒Nawet nie ważcie się jej tknąć, podłe łachudry ‒ zagrzmiałem.
Obaj prześladowcy odwrócili się i gdy tylko mnie ujrzeli, omal nie przerazili się nie na
żarty.
‒C-co t-to? ‒ pytali obaj, mocno przerażeni.
‒Wasz bilet do kicia ‒ odrzekłem, po czym powaliłem ich na ziemię i obwiązałem ich
czarną mazią, a następnie przyczepiłem ich do ściany tak, aby nie mogli uciec, po czym
rzekłem do nieznajomej:
‒Nie musisz już się bać. Ci dwaj już cię nie skrzywdzą.

Kup książkę

background image

6 |W E A R E V E N O M


Dziewczyna podniosła głowę i w pierwszej chwili, gdy tylko mnie ujrzała, to omal się nie
wystraszyła, lecz na widok swoich oprawców uwięzionych, uspokoiła się nieco i zdołała
wydobyć z siebie parę słów:
‒Dz-dziękuję z-za pomoc.
‒Nie mogłem pozwolić, by stała ci się krzywda. Uważaj na siebie ‒ odparłem, po czym
wystrzeliłem mazią w górę i zniknąłem stamtąd, aby następnie wrócić na czas do hotelu.
Po powrocie do swojej postaci luknąłem na zegarek, a następnie pędem udałem się w stronę
ośrodka. Gdy powoli zbliżała się godzina 22:00, ja jakoś zdążyłem dotrzeć na teren hotelu i
dobrym wślizgiem wleciałem do środka, nim recepcjonistka zdążyła zamknąć drzwi na czas
ciszy nocnej. Widać było po jej twarzy, że nie spodziewała się takiego wejścia.
‒Ej, uważaj, jak wchodzisz. Nieźle mnie przestraszyłeś ‒ zareagowała kobieta.
‒Przepraszam. Potem wyjaśnię ‒ rzuciłem i pędem udałem się do mojego pokoju. A
przynajmniej chciałem, ale spostrzegłem na korytarzu tą straszną opiekunkę, która
ewidentnie sprawdzała, czy wszyscy są w swoich pokojach.
‒O kurde. Jeśli odkryje, że nie ma mnie w pokoju, to mogę mieć niezłe problemy. Muszę
jakoś odwrócić jej uwagę, abym mógł niepostrzeżenie dostać się do swojego pokoju. Hm. A
może wykorzystam trik z monetą? Na pewno zainteresuje się nią na tyle, bym mógł w porę
dostać się do chłopaków. A zatem, zaczynajmy ‒ to powiedziawszy wyjąłem z portfela
złotówkę i rzuciłem nią aż na koniec korytarza. Dźwięk odbijanej monety zwrócił uwagę
kobiety.
‒A co to znów za hałas? ‒ pytała, szukając jego przyczyny.
W międzyczasie po cichu dotarłem do naszego pokoju u bezszelestnie wszedłem do środka.
Chłopacy aż się zdziwili na mój widok.
‒Już myśleliśmy, że to ta jędza ‒ rzekł jeden z chłopaków.
‒Gdzieś ty się podziewał?
‒Ta jędza prawie by się zorientowała, że ty gdzieś zniknąłeś.
‒Długo by opowiadać ‒ odparłem nieco zasapany.
‒Ale najważniejsze, jak się tu dostałeś, skoro ona teraz sprawdza, czy wszyscy są w swoich
pokojach?
‒Taa, miałem okazję ją widzieć, ale też sprytnie odwrócić jej uwagę, wykorzystując mały
trik z monetą ‒ odpowiedziałem.
‒No, no. Sprytne.
‒Cicho. Chyba idzie.
I rzeczywiście, po paru sekundach ta opiekunka weszła do naszego pokoju i nieco się
zdziwiła, że wszyscy znajdujemy się w naszym pokoju.
‒O. Teraz cię widzę, a wcześniej cię nie widziałam. Ani na kolacji, ani na ognisku. Jak to
wyjaśnisz?
‒Po prostu wyszedłem trochę pobiegać, żeby w miarę dbać o formę.
‒Ty coś kręcisz. Ciekawe czy ktoś może to udowodnić.
‒Niby jak, skoro wyszedłem sam.
‒Ja wiem, że ty coś kombinujesz. Jeszcze nie wiem co, ale się dowiem. A na razie, mam cię
na oku ‒ odparła opiekunka i opuściła nasz pokój.

Kup książkę

background image

7 |W E A R E V E N O M


‒Tak naprawdę to nie byłeś biegać, prawda? ‒ zapytał jeden z chłopaków po upewnieniu
się, że szanowna „jędza” już sobie poszła.
‒Mogę wam opowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło, ale i tak pewnie mi nie
uwierzycie.
‒Spokojnie. Wysłuchamy cię do końca.
‒Śmiało, opowiadaj.
‒No skoro nalegacie ‒ odparłem ‒ to opowiem wam, co wydarzyło się od momentu, w
którym zniknąłem podczas wycieczki do tego centrum naukowego. Zaczęło się od tego, że
ten doktorek poprosił mnie o pomoc w pewnym eksperymencie. Oczywiście, nie chciał
wyjawić mi zbyt dużo szczegółów, przez co nie chciałem od razu się zgodzić, lecz on mnie
przekonywał, podając naprawdę mocne argumenty, po których w końcu się zgodziłem.
Zaczął mnie prowadzić coraz głębiej w dół, co mnie niepokoiło i zaczęło utwierdzać w
przekonaniu, że coś tu jest nie tak. Po pewnym czasie dotarliśmy do pewnego
pomieszczenia, które bardziej mi przypominało miejsce do przeprowadzania
eksperymentów niż do ich odkrywania.
Gdy na chwilę przerwałem, widziałem po twarzach chłopaków, że naprawdę wciągnęło ich
to, co niedawno przeżyłem. Czułem jednak, że nie powinienem im mówić o tym, jak
naprawdę zakończył się eksperyment, więc ten wątek postanowiłem po części przemilczeć.
‒I co? I co było dalej?
‒Nie trzymaj nas w napięciu.
‒Gdy tylko znaleźliśmy się w tym pomieszczeniu, zacząłem mieć wątpliwości co do tego
eksperymentu. Chciałem nawet cichaczem się stamtąd wymknąć, ale znikąd pojawił się
jakiś ochroniarz, wielki i silny niczym prawdziwy goryl. Pochwycił mnie, przykuł do
jakiegoś metalowego łoża. Wtedy też zrozumiałem, że nie będę pomagać przy
eksperymencie, lecz że sam będę królikiem doświadczalnym. Chciałem się jakoś uwolnić,
ale byłem przykuty metalowymi pasami, więc nie miałem, jak się uwolnić. Następnie
naukowiec pociągnął jakąś dźwignię … i wtedy się zaczęło. Wokół mnie pojawiły się
mocne światła oraz różne impulsy elektryczne, zadające nawet mocny ból. Po chwili wokół
mnie pojawiło się pełno dymu, tak gęstego, że nie potrafiłem nic dostrzec. Miałem
wrażenie, że to wszystko trwa całe wieki, lecz po jakimś czasie przestałem odczuwać ból,
dym powoli zanikał, a mocne światła również zostały zgaszone. Nie czułem się najlepiej,
lecz jedno wiedziałem na pewno: ten doktorek mi za to zapłaci. Za przetrzymywanie mnie i
traktowanie jak obiekt do testów. Problemem było uwolnienie się, lecz nawet nie miałem z
tym problemu, gdyż jakimś cudem uwolniłem się, choć nie wiem, w jaki sposób. Zupełnie,
jakbym dostał skądś jakichś pokładów siły, ale nie wiem, skąd. Tak czy inaczej, jakoś
ostatecznie udało mi się stamtąd uciec i w porę powrócić do hotelu.
‒A możesz nam dokładnie opowiedzieć o swojej ucieczce?
‒Myślę, że już chyba wystarczy tego opowiadania. Jestem nawet zmęczony tyloma
wrażeniami jak na jeden dzień. Chyba pójdę już spać. Najlepiej wszyscy chodźmy spać, bo
jeszcze ta, jak ją zwiecie, „jędza”, za bardzo się nami zainteresuje.
‒W sumie … racja. Lepiej nie wywoływać wilka z lasu ‒ rzekł jeden z chłopaków.
‒A zatem, dobranoc panowie ‒ rzekłem i położyłem się do łóżka.
‒Dobranoc

Kup książkę

background image

8 |W E A R E V E N O M


‒Dobranoc.
‒Dobranoc wszystkim.
Położyliśmy się do łóżek, po czym po chwili zasnęliśmy.


Tej nocy miałem jednak wrażenie, jakby coś do mnie mówiło albo próbowało do mnie
przemówić. Czułem się z tego powodu jakoś tak … dziwnie i niedobrze. Co chwilę miałem
jakieś bóle brzucha, nie potrafiłem wytrzymać w jednym miejscu łóżka i co chwilę
przewracałem się na boki, próbując na spokojnie spać, co niestety mi się nie udawało.
Zupełnie, jakby coś nie chciało, abym dobrze się wyspał. Po jakimś czasie bóle brzucha
nagle ustąpiły, lecz za to miałem wrażenie, jakby ktoś lub coś próbowało mi coś
powiedzieć, ale nie miałem pojęcia, kto to mógł być.
‒Nie musisz już być sam. Teraz możemy być razem. Na zawsze.
W pewnym momencie gwałtownie się obudziłem, jakbym widział najgorszy koszmar na
świecie. Tyle, że to wydawało mi się gorsze i bardziej przerażające. Ktoś ewidentnie do
mnie mówił, a ja nie miałem pojęcia, kto.
‒Otwórz okno i posłuchaj ‒ usłyszałem polecenie.

Postanowiłem to zrobić, licząc na to, że dowiem się, skąd te tajemnicze głosy w mojej
głowie. Uchyliłem nieco okno i w pewnym momencie miałem wrażenie, że słyszę odgłosy
przerażonej dziewczyny, wręcz płaczącej. Czułem, że nie mogę tego zignorować, więc
otworzyłem okno do końca, po cichu wyszedłem na zewnątrz i zalepiłem okno mazią tak,
aby pozostało zamknięte, ale od zewnątrz, po czym udałem się w stronę, z której
dochodziły te odgłosy. Jednocześnie po raz pierwszy miałem okazję widzieć miasto w tak
ciemną noc, a szczególnie poruszać się po nim. Nie chcąc tracić czasu, poruszałem się w
powietrzu, aby szybciej namierzyć odgłosy. I po niedługiej chwili spostrzegłem, że jakieś
dziewczyny są ścigane przez … dziwnego stwora. Czegoś takiego to nawet bym się nie
spodziewał. Skąd tutaj taki dziwny stwór? Wyglądał jak jakieś połączenie demona, satyra i
centaura, tak na moje oko. Nie miałem czasu, by się nad tym zastanawiać. Przybrałem
postać potwora i ruszyłem dziewczynom na ratunek. Zaskoczyłem to bydlę skacząc na nie i
ściskając je z całej siły, aby jakoś złamać mu te skrzydła i uniemożliwić mu ucieczkę. Tym
razem jednak postanowiłem mieć pamiątkę po swojej akcji, więc wcześniej umieściłem
telefon w takim miejscu, aby mógł robić mi zdjęcia. Walka z tą maszkarą nie okazała się
zbyt wymagająca, albowiem bez sprawnych skrzydeł nie mogła wzbić się w powietrze, co
uczyniło ją prawie bezbronną. Powaliłem ją kilkoma mocnymi ciosami, a następnie
obwiązałem macką, aby nie mogła uciec.
‒Teraz jesteście bezpieczne, ale lepiej już wracajcie do domu ‒ rzekłem do dziewczyn i
zniknąłem im z oczu. Wziąłem po drodze swój telefon, aby sprawdzić, jak wyszły zdjęcia.
Uznałem, że wyglądają naprawdę świetnie, wręcz idealnie. Przypadkowo w drodze
powrotnej do hotelu natrafiłem na ogłoszenie, że poszukują kogoś, kto dostarczyłby do
gazety jakiś świetny artykuł wraz ze zdjęciami. Pomyślałem o moich zdjęciach w telefonie i
uznałem, że mam dużą szansę na to, aby trochę zarobić. Postanowiłem następnego dnia

Kup książkę

background image

9 |W E A R E V E N O M


udać się do siedziby tej firmy, która na szczęście znajdowała się niedaleko od hotelu, aby
zaproponować swoje usługi w związku ze znalezionym ogłoszeniem.
‒A na razie lepiej wrócę do hotelu, zanim ktoś zauważy moją nieobecność w pokoju.
W dość szybkim tempie wróciłem na teren ośrodka, ostrożnie otworzyłem zamknięte przeze
mnie od zewnątrz okno i po cichu wszedłem do pokoju. Na szczęście chłopacy spali jak
zabici, więc na szybko zamknąłem okno i wróciłem do swojego łóżka, aby się choć trochę
przespać, zanim jeszcze zacznie świtać. Po chwili zasnąłem, choć nawet we śnie miałem
wrażenie, jakby ktoś do mnie mówił, choć nie miałem pojęcia, kto. Po części wywoływało
to u mnie strach, ale też ciekawiło mnie to, kim jest ten tajemniczy jegomość. Wolałem to
na razie zignorować, aby móc się wyspać.

Kup książkę


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
56 Queen we are the champions
Body language is something we are aware of at a subliminal level
24 We are going to move
WE ARE THE WORLD, Michael Jackson, Teksty z tłumaczeniami
Remady The Way We Are?at Manu L
Crazy Frog We Are The Champions
WE ARE THE CHAMPIONS
Język angielski We should learn to?cept what we are Do you agree
we are sea animals
Język angielski WE ARE LIKE WATHING TV
We are not alone
0257 we are the champions queen PZPPN75KXXWKCKG6DMKHMAINEKS6PBKNXKX4OXY
WE ARE ALL EGOIST
We are ashes
We should learn to?cept what we are Do you agree
56 Queen we are the champions
Body language is something we are aware of at a subliminal level
We are the Champions v2

więcej podobnych podstron