background image

2 paź, 13:30

Seksualny kryzys

Tagi:

usługi

Euro 2012

Co najczęściej mówi prostytutka w Polsce po zakończeniu Euro 
2012? „Jest źle”, „dramat”, „posucha”. Brak klientów i wysoka 
konkurencja sprawiły, że branża erotyczna przeżywa największy 
kryzys ostatnich lat. – Nastały ciężkie czasy, teraz dziewczyny
zamiast tylko tyłkiem, muszą ruszyć i głową – mówi jedna z nich. A 
inne obniżają ceny nawet o połowę.

– Tak źle jeszcze nie było – rozpoczęła rozmowę z Onetem Ania, która 
zaledwie trzy miesiące temu zainwestowała w wynajem nowego lokalu, by 
podnieść jakość swoich usług. – Miało być eldorado, do Krakowa mieli 
przyjeżdżać kibice z całej Europy, „mieszkaniówka” miała kręcić się jak mało 
kiedy.

Ale tak się nie stało. Według krakowskich prostytutek, był to najgorszy 
sezon wakacyjny w ich karierach. Kibice nie dopisali, krakowianie uciekli z 
miasta, a studentów w tym czasie nie było. Dlatego zamiast pieniędzy
masowo przepływających z rąk bogatych Anglików czy Rosjan do kieszeni
„dziewczyn”, panował zastój, a w konsekwencji stawki spadły o połowę w
porównaniu do cen sprzed Mistrzostw.

– Wyobraź sobie, że żyjesz w apartamencie, bo miała to być bardzo dobra wizytówka dla „Angoli”. W 
założeniu taksówkarze mieli codziennie przywozić chłopaków, a my zgarniać po 2 tys. zł. Oprócz tego eskorta 
w klubach i biznesowe spotkania. Żyć nie umierać. Podczas całego czerwca i lipca tylko dwa razy ktoś chciał 
wziąć nockę (2,5 tys. zł za usługi całonocne – przyp. red.). Były jakieś szybkie numerki, ale to nas nie
urządzało, bo mieszkanie swoje kosztuje, a my też mamy wymagania – opowiada Ania.

Sex za pół ceny

Dlatego dwie kobiety wynajmujące apartament na krakowskim Kazimierzu, zdecydowały się zrobić promocję, 
by nadrobić straty powstałe podczas Euro.

– Byłyśmy zbyt optymistyczne. Dzisiaj całonocna zabawa kosztuje 800 zł od osoby. W tej branży to niewiele, 
ale mamy za co opłacać rachunki – dodaje Ania, myśląc o jej dwupoziomowym mieszkaniu w imprezowym 
sercu miasta.

– Wrzesień i październik za połowę ceny – mówi, pokazując ulotki zaprojektowane specjalnie na promocyjny 
okres. – W ten sposób odszukamy stałych klientów, którzy chodzili do nas na Azory (dzielnica Krakowa, gdzie 
swoje usługi wcześniej oferowała Ania – przyp. red.). -Tam się nie nudziłam, a teraz jak ktoś zadzwoni, to 
już się modlę, żeby to był klient, a nie kolejny wariat, który robi sobie żarty - dodaje.

Zdaniem większości krakowskich kobiet reprezentujących najstarszy zawód świata, jest to największy kryzys 
w ich branży od lat.

Czytaj dalej na stronie 2: 

Stolica seksualnego kryzysu?...

Ciąg dalszy artykułu...

biznes

Strona 1 z 3

Seksualny kryzys - Onet Biznes

2012-10-20

http://biznes.onet.pl/,0,5265845,drukuj

background image

– W takich dołkach jak teraz liczymy tylko na stałych klientów. Tylko oni pozwalają na prawidłowe 
funkcjonowanie w naszej dyscyplinie – dorzuca swoje zdanie współlokatorka Ani. - Nawet jak chodziłam po
strefie kibica z ulotkami dla zagranicznych turystów, to było ich tam jak na lekarstwo. Nikt nie chciał płacić. 
Po prostu dramat. Przez wakacje przyszły dwie osoby ze strefy i trzy od taksówkarza. Inni to stali bywalcy, 
którzy narzekali na wygórowane ceny. Dlatego ich liczyliśmy po starej cenie - przyznaje.

Stolica seksualnego kryzysu?

– Przyjechałam do Warszawy. Wiadomo po co – żeby więcej zarobić. W mojej rodzinnej miejscowości, 
Katowicach, nie było źle. Miałam dużo klientów, ale nasłuchałam się od koleżanek, że w stolicy miałabym 3 
razy więcej. Więc pojechałam… – mówi w rozmowie z Onetem Kasia, którą także dotknął kryzys w branży 
erotycznej. – A tu nic. Cisza. Telefon dzwoni, ale odzywają się same świry i zboczeńcy – opowiada
rozczarowana.

W warszawskiej branży seksualnej wszyscy czekali na mistrzostwa, myśląc, że zbiją fortunę na kibicach. 
Dlatego do stolicy przyjechały dziesiątki prostytutek z całej Polski, a nawet Europy, by walczyć o pieniądze 
żądnych seksu mężczyzn.

– Pytałam na forach, dzwoniłam do dziewczyn z ogłoszeń, żeby sprawdzić, czy tu zawsze tak było. Mówią, że 
po pierwsze kryzys, a po drugie konkurencja. Przy piłce wszyscy myśleli, że będzie dużo klientów, ale oni 
woleli iść do parku i napić się piwa – dodaje Kasia, obwiniając za kryzys złą organizację Euro 2012 i 
preferencje klientów.

– Przed przyjazdem do Warszawy sama oceniłam, ile mogą być warte moje usługi, zgodnie z zapowiadanymi 
podwyżkami. Ceny poszły do góry, a klientów ani widu, ani słuchu. Jacyś "spece" radzą, jak się wypromować. 
Mówili, że jest zbyt dużo takich samych ogłoszeń, więc nic dziwnego, że ciężko zwrócić na siebie uwagę –
dodaje dalej Kasia, przedstawiająca się w ogłoszeniach jako Amira.

Jednak dziewczyna nie chce korzystać z opieki czy „wypozycjonowania”. Boi się, że jeśli wejdzie w 
środowisko alfonsów i powiązanych z nimi gangsterów, nigdy z tego nie wyjdzie.

– Rozmawiałam z jedną dziewczyną. Opowiadała, że kiedyś było dużo łatwiej naciągnąć faceta na dodatkową 
kasę, a teraz wszyscy liczą każdy grosz i się wściekają, jeśli dziewczyny coś kombinują. Ja nie chcę 
kombinować i nawet nie myślę o „alfach”, bo oni najchętniej by cię zaćpali i zostawili bandzie klientów. 
Jestem w „mieszkaniówce” prywatnej i muszę walczyć o klienta – dodaje.

Jej sposobem na walkę z kryzysem w Warszawie było obniżenie cen z 500 do 200 zł za godzinę oraz 
godzinowe odstąpienie mieszkania swojej koleżance.

Czytaj dalej na stronie 3: 

E-seks na kryzys?...

Ciąg dalszy artykułu...

– Nastały ciężkie czasy, teraz dziewczyny zamiast tylko tyłkiem, muszą ruszyć i głową. Kiedyś nie trzeba się 
było specjalnie ogłaszać czy reklamować, klienci sami szukali dziewczyn. A teraz nas mnóstwo, a klientów jak 
na lekarstwo. Dlatego powiedziałam mojej koleżance, że mogę jej odstępować moje mieszkanie, kiedy ja nie 
mam klientów. Mamy kalendarz „dyżurów” i siedzimy, składając się po połowie za kawalerkę. Wilk syty i 
owca cała – kończy.

E-seks na kryzys?

Ostatnim ze sposobów walki z kryzysem w branży erotycznej jest wirtualny seks. Dziewczyny, które akurat 
nie mają klientów w swoim mieszkaniu, coraz chętniej umawiają się przez internet.

– Ja ogłaszam się na dwa sposoby. Jeśli ktoś jest spoza Warszawy, to proponuję mu wirtualny seks przed 
kamerką. Najpierw, najlepiej dzień wcześniej, daję mu moje dane do bitcoin-a (wirtualna waluta – przyp.
red.). Jak dostaję potwierdzenie, to szalejemy. Na początku się trochę krępowałam, ale uznałam, że to dużo 
bezpieczniejsze i wygodniejsze niż normalna domowa usługa. Tutaj dostaję za 20 minut ok. 50 zł – mówi 

Strona 2 z 3

Seksualny kryzys - Onet Biznes

2012-10-20

http://biznes.onet.pl/,0,5265845,drukuj

background image

dziewczyna przedstawiająca się jako Roxi21.

Kobieta uważa, że proponując swoje usługi przez internetowy czat, zwiększa swoje zainteresowanie także w 
świecie rzeczywistym.

– Tańczyć można dłużej niż uprawiać sex, a jeśli cię jeden poleci drugiemu, to widzisz jak ustawiają się do 
ciebie kolejki. Po kilku takich sesjach, gdy już się trochę poznamy, mogę podać klientowi mój adres i zaprosić
go do siebie – dodaje.

– Co innego, jeśli ktoś nie ma konta na bitcoinie. Wtedy go wkręcam w rozmowę, rozgrzewam i na końcu 
wyciągam na spotkanie prywatne. Siedząc na popularnym czacie nic nie płaci, ale kiedy go przyciągnę do
siebie, biorę jak za normalną usługę, 200 zł.

– Zabawa przed kamerką ma jeszcze jeden plus, przynajmniej dla faceta. On sobie spokojnie siedzi przed
komputerem, mówi żonie, że w coś gra, a ja go wkręcam. Ona nie ma pretensji, że włóczy się na dziwki, a on 
wydaje mniej kasy i po wszystkim może się spokojnie przytulić do swojej żony – mówi z ironią Roxi21.

Zdaniem kobiet z długoletnim stażem w branży erotycznej, wszystko zmierza ku temu, że najstarszy zawód 
świata przestanie istnieć. Chyba, że nadejdzie kolejna rewolucja seksualna i ludzie wyjdą zza komputerów.

Źródło: 

Onet

Copyright 1996-2012 Grupa Onet.pl SA

Strona 3 z 3

Seksualny kryzys - Onet Biznes

2012-10-20

http://biznes.onet.pl/,0,5265845,drukuj