SANDRA BROWN
Ucieczka do edenu
PROLOG
Mackie! Mackie! Ram sey cię szuka. Wy gląda na to, że chce ci się dobrać do skóry. - Zdy szany goniec dopadł gwiazdora działu sportowego „Dallas Tribune" przy drzwiach do windy i poszedł za nim , depcząc m u po piętach, aż do wielkiej hali
budy nku, w który m m ieściła się redakcj a naj popularm ej szego dziennika Dallas. Wiadom ość, że m oże popaść w nie
łaskę redaktora naczelnego „Tribune", nie zrobiła j ednak naj m niej szego wrażenia na Juddzie Mackie, który popędził wprost do stoj ącego w kącie autom atu z napoj am i. Zaparzana w nim kawa by ła gęsta i czarna j ak sm oła, którą również
przy pom inała swoim zapachem i sm akiem .
- Sły szy sz, co m ówię, Mackie?
- Sły szę cię, sły szę, Addison. Masz m oże drobne?
- zapy tał, bo w żadnej z kieszeni drogich, lecz potwornie wy m ięty ch spodni nie udało m u się znaleźć m onety do autom atu. Mackie sły nął z tego, że nigdy 6 UCIECZKA DO EDENU
nie nosił przy sobie pieniędzy . Czy to nie żałosne, że m usiał teraz prosić o parę groszy chłopaka, którego zarobki stanowiły drobny ułam ek j ego własny ch dochodów?
- Zdaj e m i się, że Ram sey j est wściekły - oznaj m ił goniec złowieszczy m szeptem , wręczaj ąc swoj em u idolowi garść m onet.
- A kiedy nie j est wściekły ? - m ruknął Mackie, patrząc, j ak j ednorazowy kubek powoli wy pełnia się kawą. Jej j edy ną zaletę stanowiło to, że by ła naprawdę wrząca i tak przeraźliwie czarna j ak j ego słoneczne okulary, który ch nie zdąży ł j eszcze
zdj ąć, chociaż spędził w budy nku dobre pięć m inut.
Dopiero gdy upił ze sty ropianowego kubeczka kilka ły ków gęstego pły nu, który zawierał wy j ątkowo rozwodnioną kofeinę, dotarło do niego, że wciąż j eszcze m a na nosie okulary , bo ich szkła zaszły m głą.
Zdj ął j e i wsunął do górnej kieszeni m ary narki, równie eleganckiej i wy m iętej j ak j ego spodnie. Potem zm ęczony m gestem potarł oczy . Powieki m iał opuchnięte, a białka poprzecinane drobniutkim i, czerwony m i ży łkam i.
- Wiesz, co m i powiedział? - ciągnął goniec. - Że m am cię złapać przy windzie i osobiście doprowadzić do j ego gabinetu.
- Rzeczy wiście m usi by ć zły . Nie dom y ślasz się m oże, o co m u chodzi ty m razem ? Czy żby m znowu UCIECZKA DO EDENU 7
zrobił coś nie tak? - Judd zdąży ł j uż przy wy knąć do tego, że j ego szef, Michael Ram sey , niezm iennie by ł
na niego wściekły . Zm ieniał się co naj wy żej stopień nasilenia j ego gniewu.
- Lepiej niech ci sam powie. No to j ak będzie, pój dziesz dobrowolnie czy nie? - Goniec spoj rzał na niego zatroskany m wzrokiem .
Juddowi zrobiło się żal chłopaka.
- Prowadź, bracie.
Addison by ł studentem . Pracował w redakcj i na pół
etatu, w przerwach pom iędzy wy kładam i na Wy dziale Dziennikarstwa Southern Methodist University. Kiedy pierwszego dnia przy szedł do pracy, Judd podał m u pom iętą chusteczkę do nosa, którą wy j ął z równie pom iętej kieszeni, i
zasugerował żartem , żeby gorliwy student otarł nią sobie pot z czoła. Kiedy j ednak Addison spoj rzał na niego zraniony m wzrokiem , Judd poklepał
go po plecach, powiedział, że nie m iał naj m m ej szego zam iaru go urazić, i dał m u naj lepszą radę, j aką m ógł dać kom uś, kto zam ierzał zostać dziennikarzem , polecaj ąc, by się nad ty m dobrze zastanowił.
- Czeka cię praca na okrągło w tragiczny ch warunkach, do tego za m arne grosze. A naj lepsze, na co m ożesz liczy ć, to że twój arty kuł zostanie przeczy tany, zanim zj e go pies, ptak na niego narobi albo j akaś gospody ni dom owa owinie nim kurze
flaki.
8 UCIECZKA DO EDENU
Mim o to Addison wciąż kręcił się po redakcj i - widocznie nie wziął sobie do serca słów zgry źliwego dziennikarza działu sportowego. A Judd przestał
w końcu wy kpiwać ideały chłopaka, ponieważ doskonale pam iętał czasy , kiedy sam by ł równie m łody i naiwny i też widział swoj ą dziennikarską karierę w różowy ch barwach.
Barwy te dawno j uż zblakły , ale zdarzały się takie chwile - zazwy czaj po kilku kieliszkach - kiedy Judd przy pom inał sobie, j ak to j est, gdy człowieka zżera am bicj a, kiedy za wszelką cenę chce się zostać kim ś.
Dlatego też pozwolił chłopakowi m arzy ć. I tak sam się biedak z czasem przekona, że ży cie potrafi płatać przy kre figle, uznał.
Wczesny m przedpołudniem w redakcj i „Dallas Tribune" wrzało j ak w ulu. Wpatrzeni w m onitory reporterzy gorączkowo bębnili w klawiatury kom puterów. Niektórzy dodatkowo trzy m ali pod brodą słuchawki telefoniczne i coś do nich
wy krzy kiwali. Zdy szani posłańcy lawirowali m iędzy ciasno ustawiony m i biurkam i, na który ch j uż o tak wczesnej porze piętrzy ły się stosy poczty , j eszcze nie otwartej .
Wszędzie kręciło się m nóstwo dziennikarzy , którzy palili papierosy i popij ali kawę albo zim ne napoj e z puszki, czekaj ąc, aż wy darzy się coś naprawdę godnego uwagi. A m oże po prostu liczy li na to, UCIECZKA DO EDENU 9
że w który m ś m om encie spły nie na nich nagłe natchnienie.
- ...Arabowie. No ale przecież Izrael... Cześć, Judd!... nigdy się na to nie zgodzi...
- Ja j ej m ówię „Posłuchaj , oddaj m i klucze".
Cześć, Judd! A ona m i na to powiada...
- ...stosowny cy tat. Cześć, Judd. Niech no ktoś ruszy ty łek i poszuka m i dany ch na ten tem at.
Judd Mackie, znany i lubiany przez dziennikarską brać, skinieniem głowy odwzaj em niał te dobiegaj ące ze wszy stkich stron powitania, zręcznie m anewruj ąc w ciasny m labiry ncie biurek. Wreszcie obaj z Addiso-nem wy dostali się na
wy ściełany dy wanem kory tarz, prowadzący do gabinetu naczelnego redaktora.
- No, nareszcie j esteście! - wy krzy knęła na ich widok roztrzęsiona sekretarka. - Szef j uż chciał m nie wy słać, żeby m was szukała. Dziękuj ę ci, Addison.
Teraz m ożesz skończy ć to, co pan Ram sey kazał ci wcześniej robić.
Goniec nie m iał naj m niej szej ochoty odchodzić w chwili, gdy awantura właśnie m iała się zacząć, ale sekretarka okazała się równie nieustępliwa j ak j ej szef, więc chcąc nie chcąc, powlókł się do swoich zaj ęć.
- Cześć, laluniu. Jak leci? - Judd wrzucił pusty kubek do naj bliższego kosza na śm ieci. - Zrób m i j eszcze j edną kawę, ale prawdziwą, dobrze?
10 UCIECZKA DO EDENU
Młoda, m ocno um alowana sekretarka uj ęła się pod boki i zapy tała urażony m tonem :
- Czy wy glądam na kelnerkę?
Judd m rugnął do niej porozum iewawczo i obdarzy ł
j ą leniwy m , zm y słowy m uśm iechem , za pom ocą którego na ogół udawało m u się przy bliży ć do celu.
- Wy glądasz bom bowo - oświadczy ł, po czy m zniknął za drzwiam i przy ległego pokoj u, zanim zdą
ży ła należy cie zareagować na j ego lekceważący stosunek do płci przeciwnej , a także niewy szukany kom plem ent.
Gdy ty lko Judd przekroczy ł próg gabinetu, spowiły go sine, zj adliwe opary - pozostałości po dwóch z czterech paczek papierosów, które Michael Ram sey zam ierzał wy palić tego dnia. Skrzy wiony , siedział
za biurkiem z papierosem w ustach, a zgnieciony niedopałek poprzedniego tlił się j eszcze w popielniczce.
- No, chy ba j uż naj wy ższy czas! - wy buchnął
Ram sey z wściekłością.
Judd opadł na skórzany fotel, wy ciągnął nogi przed siebie i skrzy żował j e w kostkach.
- Na co?
- Nie zadzieraj ze m ną, Mackie. Ty m razem rzeczy wiście przesadziłeś.
W ty m m om encie do gabinetu wkroczy ła sekretarka Ram sey a. Przy niosła j ednak Juddowi filiżankę kawy , którą zaparzy ła w swoim własny m ekspresie. Po-UCIECZKA DO EDENU 11
dziękował j ej uśm iechem i kolej ny m znaczący m spoj rzeniem brązowy ch oczu, które - o czy m , niestety , zdąży ła j uż się przekonać - nie oznaczało absolutnie niczego.
Kiedy zniknęła za drzwiam i, Ram sey wy rzucił
z siebie istną gradową chm urę cierpkiego dy m u.
- Przegapiłeś tenisowy num er roku!
Judd oparzy ł sobie j ęzy k kawą i aż zakrztusił się ze śm iechu.
- Tenis! I to przez tę historię z tenisem j esteś czerwony j ak burak? O Jezu! Znaj ąc twoj e wy sokie ciśnienie, pom y ślałem , że co naj m niej naj lepsza piłkarska druży na z Dallas ogłosiła bankructwo. Co się sta
ło? Czy McEnroe znowu powiedział sędziem u parę słów do słuchu?
- Stevie Corbett zasłabła podczas porannego m eczu na Lobo Blanco.
Uśm iech w j ednej chwili zniknął z twarzy Judda.
W j ego oczach poj awił się bły sk zainteresowania.
Uniósł do ust porcelanową filiżankę i spoj rzał uważnie na Ram sey a ponad j ej brzegiem , ozdobiony m złoty m szlaczkiem . Ram sey zgniótł dy m iący w popielniczce niedopałek, po raz ostatni zaciągnął się trzy m any m w ustach papierosem , a
potem roztargniony m gestem strzepnął popiół do przepełnionej glinianej m iseczki na biurku.
- Co to znaczy - zasłabła?
12 UCIECZKA DO EDENU
- Tego właśnie nie wiem y , ponieważ nie m ieliśm y tam nikogo, kto by później opisał tę historię - słodkim głosem odparł Ram sey . - Nasz grubo przepłacany , naj lepszy dziennikarz sportowy raczy ł zaspać tego ranka.
- Daruj sobie ten sarkazm . Niech ci będzie, rzeczy wiście zaspałem . To poważne przewinienie. No więc, co takiego zrobiła ta panna Corbett? Wy winęła kozła, bo się potknęła o swój warkocz?
- Nie, wcale się nie potknęła. Wiem y coś niecoś na ten tem at, bo chociaż ciebie tam zabrakło, by ł przy ty m - dzięki Bogu - fotograf. Powiedział, że „zasłabła".
- Coś j akby zem dlała?
- Nie, nie zem dlała, ty lko upadła na ziem ię i zwinęła się w kłębek.
- Co za okropny j ęzy k.
Ram sey j eszcze bardziej poczerwieniał.
- Gdy by ś tam by ł, m ógłby ś to sam wy razić znacznie lepiej , j eśli oczy wiście, potrafisz.
- Nie by ło takiej potrzeby - powiedział Judd tonem usprawiedliwienia. - By ło j asne, że Corbett pokona tę Włoszkę.
- Jak widać, nie pokonała. Prawda j est taka, że przegrała m ecz walkowerem i oczy wiście została wy kluczona z turniej u.
- Po ty m , j ak wy grała French Open, to m iał by ć UCIECZKA DO EDENU 13
stuprocentowy pewniak. Jej wy stęp w ty m turniej u by ł czy stą form alnością. Wy bierałem się, żeby obej rzeć kilka bardziej interesuj ący ch m eczy dziś po po
łudniu.
- Kiedy pozbędziesz się kaca, prawda? - zapy tał
zj adliwie Ram sey. - Ty m czasem sprawy m aj ą się tak, że przegapiłeś upadek Stevie Corbett na oczach tłum u m ieszkańców j ej rodzinnego m iasta. Wszy scy ci ludzie wstali wcześnie i m im o poranny ch korków dotarli na korty, żeby j ą oglądać,
podczas gdy ty spałeś sobie w naj lepsze.
- Co się o ty m m ówi?
- Nic. Jej m enażer odczy tał kom unikat dla prasy .
Ograniczał się on do trzech krótkich zdań, z który ch nie m ożna się niczego dowiedzieć.
- Czy wiadom o, w który m szpitalu j ą um ieszczono?
Judd j uż kom pletował sobie w m y ślach listę wiary godny ch inform atorów ze środowiska m edy cznego, którzy gotowi by li donieść nawet na własne m atki pod warunkiem , że zaoferowane im dolary będą wy starczaj ąco zielone.
- W żadny m .
- Jak to, nie wzięli j ej do szpitala? - Poziom adrenaliny w organizm ie Judda zaczął się stopniowo obni
żać. To zareagował j ego m ózg, włączaj ąc ham ulce i przechodząc na wsteczny bieg. Judd zakaszlał, roze-14 UCIECZKA DO EDENU
śm iał się chrapliwie i upił ły k wy sty głej kawy , którą odstawił i o której zdąży ł j uż zapom nieć - Spój rzm y na to z właściwy m dy stansem , Mike. Pewnie nasza cwana Stevie m iała ciężką noc. Podobnie zresztą j ak j a.
Ram sey z uporem potrząsnął głową.
- Trzeba j ą by ło znieść z kortu. To by ło coś więcej niż ty lko ciężka noc. - Bazy liszkowy m spoj rzeniem przy gwoździł Judda do fotela. - Twoim zadaniem j est dowiedzieć się, co to takiego by ło... zanim zrobi to ktoś inny. I m usisz się szy bko
uwinąć, bo m ówili j uż o ty m przez radio. Nie słuchałeś wiadom ości, kiedy j echałeś do pracy ?
Judd potrząsnął głową.
- Nie włączy łem radia. Głowa m i pęka.
- Mam tu coś dla ciebie.
Ram sey wy j ął z szuflady biurka buteleczkę aspiry ny i rzucił j ą uprzy krzonem u dziennikarzowi, obdarzonem u naj większą intuicj ą i naj bardziej cięty m piórem , a zarazem naj bardziej iry tuj ącą osobowością.
Ram sey zawsze m iał w biurku zapas aspiry ny , przeznaczony wy łącznie dla Judda.
- Weź trzy, albo i wszy stkie. Ty le, ile trzeba, żeby postawić cię na nogi. Żeby ś m ógł ustać przy telefonie albo wy j ść na m iasto. Ale m usisz, absolutnie m usisz się dowiedzieć, co by ło przy czy ną zasłabnięcia Stevie Corbett. - Mówiąc to, Ram sey
dźgał dzielącą ich przestrzeń świeżo zapalony m papierosem . - Chcę UCIECZKA DO EDENU 15
m ieć gotowy arty kuł, tak żeby m ógł się ukazać w wieczorny m wy daniu, rozum iesz?
Judd spoj rzał na zegarek.
- Jakby to powiedzieć, j estem dziś um ówiony z piękną kobietą na lunch.
- To go odwołaj .
- Nie - m ruknął Judd, podnosząc się leniwie z fotela. - To nie będzie konieczne. Zadzwonię do m oj ej znaj om ej i przełożę naszą randkę na popołudnie. A do tej pory będę j uż m iał wstrząsaj ącą history j kę o Stevie Corbett gotową do druku. - W
progu odwrócił się i z kpiący m uśm ieszkiem zasalutował Ram sey owi. -
Wiesz, co ci powiem , Mike? Jak sobie nie weźm iesz na wstrzy m anie, um rzesz m łodo.
Zostawił za sobą otwarte drzwi, tak że wszy scy m ogli usły szeć, j ak Michael Ram sey obrzuca go gradem epitetów, które nie by ły zby t pochlebne ani dla niego, ani dla j ego czcigodnej m atki.
ROZDZIAŁ 1
O nie, to pan! - wy rwało się zaskoczonej Stevie Corbett, gdy otworzy ła drzwi.
Miała na sobie krótki szlafroczek o kroj u kim ona, przewiązany w talii wąskim paskiem . Seledy nowy j edwab przy pom inał odcieniem świeży , orzeźwiaj ący m elon. Żaden ze szczegółów j ej stroj u nie uszedł
uwagi dziennikarza sportowego, który obrzucił j ą badawczy m spoj rzeniem . By ł ostatnim człowiekiem na świecie, z j akim m iała w tej chwili ochotę rozm awiać.
- Prawdę m ówiąc, spodziewałam się kogoś innego
- powiedziała.
- To widać. A m ożna wiedzieć, kim j est ten wy j ątkowy szczęściarz, którego pani oczekiwała?
- Mój lekarz m iał m i przesłać j akieś lekarstwa.
My ślałam , że to ktoś od niego.
- Od tego są j udasze, żeby sprawdzić, kom u się otwiera - przy pom niał j ej Judd, stukaj ąc w m ały , okrągły otwór w drzwiach.
UCIECZKA DO EDENU 17
- Nie przy szło m i to do głowy .
- Miała pani głowę zaj ętą czy m inny m , prawda?
Stevie wspięła się na palce i zerknęła ponad j ego szerokim i ram ionam i w nadziei, że doj rzy zbliżaj ącego się posłańca z lekarstwem .
- Tak.
- Na przy kład ty m , j ak wy głupiła się pani dzisiej szego ranka na kortach Lobo Blanco?
Spoj rzała m u prosto w twarz.
- Panie Mackie, pański sposób wy rażania się j est, j ak zwy kle, iry tuj ący i wy soce niestosowny .
- Powtarzam ty lko to, co usły szałem .
- Pan powtarza, co usły szał? To pana tam nie by
ło? - Stevie z udany m sm utkiem potrząsnęła głową.
- Jaka szkoda. Wy obrażam sobie, j ak by się pan ucieszy ł, widząc m oj e upokorzenie.
Judd uśm iechnął się. Na j ego opalonej twarzy poj awiły się zm arszczki.
- Z przy j em nością zaoferuj ę pani m oj e ram ię, żeby się pani m ogła na nim wy płakać. Nie chce m nie pani zaprosić do środka, żeby m i o wszy stkim opowiedzieć?
- A idź pan do diabła! - Ton Stevie, w przeciwieństwie do j ej obraźliwy ch słów, by ł niem al pieszczotliwy . - Może pan sobie poczy tać o m oj ej srom otnej klęsce w rubry ce waszej konkurencj i.
- Ja nie m am konkurencj i.
18 UCIECZKA DO EDENU
- Nie m a pan też za grosz przy zwoitości, skrupu
łów, talentu i dobrego sm aku.
Judd aż gwizdnął ze zdum ienia.
- Widzę, że dzisiej szy upadek nie pozostał bez wpły wu na pani hum or.
- Ja zawsze m am dobry hum or, panie Mackie, z wy j ątkiem ty ch chwil, gdy widzę pana. Pewnie to pana nie dziwi. Nie j estem hipokry tką. Niby czem u m iałaby m by ć m iła dla kogoś, kto nie zostawia na m nie suchej nitki?
- Moi czy telnicy oczekuj ą po m nie pewnej dozy zgry źliwości - przy znał uprzej m ie Judd. - Sły nę z ciętego dowcipu, podobnie j ak pani z tego długiego, j asnego warkocza. - Wy ciągnął rękę i m usnął palcam i złoty splot, który opadał j ej przez
ram ię na wy pukłą pierś.
Stevie odtrąciła j ego rękę i przerzuciła gruby , ciężki warkocz na plecy ,
- Dziś rano wy stry chnęłam prasę na dudka. Jakim cudem udało się panu do m nie dotrzeć?
- Wiem , kogo należy przekupić, żeby zdoby ć pry watne adresy i ty m podobne dane. A m ogę zapy tać, czem u tak ostentacy j nie unika pani prasy ?
- Nie czuj ę się zby t dobrze, panie Mackie. A j uż z pewnością nie m am ochoty się z panem użerać.
Gdy by m wiedziała, że to pan stoi za drzwiam i, nigdy by m ich nie otworzy ła. A teraz, bardzo proszę, niech pan j uż sobie pój dzie.
UCIECZKA DO EDENU 19
- Jedno m ałe py tanie?
- Nie.
- Dlaczego pani zem dlała?
- Żegnam pana.
Zatrzasnęła m u drzwi przed nosem , om al nie przy cinaj ąc przy ty m poły m ary narki, a potem na m om ent oparła czoło o chłodne drewno. Jest ty lu dziennikarzy sportowy ch, więc dlaczego akurat Judd Mackie? Nie dalej j ak wczoraj zam ieścił w
swoim felietonie całą litanię uszczy pliwy ch kom entarzy na tem at j ej wy stępów na Lobo Blanco.
„Autor ty ch słów m oże sobie j edy nie wy obrażać, j aką wy rafinowaną kreacj ę będzie m iała na sobie panna Corbett, która j ak zwy kle będzie chciała oczarować wielbicieli ze swego rodzinnego m iasta. Przy pom inam y, że panna Corbett odniosła
ostatnio wielki sukces w turniej u French Open" - napisał. „Oby ty lko j ej bekhend m iał w sobie ty le rozm achu, co j ej króciutkie spódniczki".
Odkąd stała się gwiazdą tenisa, czy li od dobry ch paru lat, Mackie wciąż pozwalał sobie na podobnie niewy bredne ataki pod j ej adresem . Ilekroć wy gry wa
ła, przy pisy wał zwy cięstwo wy łącznie łutowi szczę
ścia. A kiedy przegry wała, długo i szeroko rozwodził
się nad przy czy nam i j ej klęski.
Zresztą, czasam i j ego spostrzeżenia potrafiły by ć boleśnie prawdziwe. Wtedy właśnie znienawidziła 20 UCIECZKA DO EDENU
Judda Mackiego i j ego zj adliwe felietony . Bez względu na to, czy pisał o niej j ako o kobiecie, czy j ako o sportowcu - nigdy nie znalazł dla niej j ednego dobrego słowa.
Jednak ostatnim i czasy j ego kąśliwe pióro m iało m ałe pole do popisu. Wy gry wała turniej za turniej em - ostatnio French Open - i obecnie m iała j uż Wielki Szlem w zasięgu ręki. A potem Wim bledon. Wim bledon?
Słowo to, które dotąd oży wiało nadziej ę na zwy cięstwo, teraz budziło j edy nie złe przeczucia. W chwili obecnej na liście j ej problem ów Judd Mackie zdecy dowanie zaj m ował ostatnią pozy cj ę.
Mim owolny m gestem położy ła rękę na brzuchu i udała się do kuchni, żeby zaparzy ć herbatę. Czasam i wy starczała filiżanka czegoś gorącego - i j uż czuła się lepiej .
Ledwo zdąży ła nalać wody do czaj nika i postawić go na kuchence, usły szała ponowny dzwonek do drzwi. Ty m razem , nauczona przy kry m doświadczeniem , naj pierw wy j rzała przez wizj er, ale zobaczy ła j edy nie zniekształconą buteleczkę z
receptą. Wobec tego uspokoj ona otworzy ła drzwi.
Judd Mackie wciąż stał oparty o fram ugę, potrząsaj ąc przed wizj erem brązową, plasty kową buteleczką pełną j akichś pigułek.
Stevie wy dała okrzy k wściekłości i zaskoczenia.
- Jak się to panu udało?
UCIECZKA DO EDENU 21
- Przy pom ocy banknotu pięciodolarowego oraz obietnicy , że osobiście dostarczę lekarstwo. Przedstawiłem się j ako zatroskany starszy brat.
- I on w to uwierzy ł?
- Nie m am poj ęcia. Wziął pieniądze i uciekł. By stry chłopak. Czy teraz zaprosi m nie pani do środka?
Z westchnieniem rezy gnacj i odsunęła się na bok.
Kiedy zam knęły się za nim drzwi, stali przez kilka chwil w kory tarzu, patrząc na siebie bez słowa. Po raz pierwszy od wielu lat, w ciągu który ch skakali sobie do oczu i obrzucali się niewy bredny m i epitetam i, znaleźli się sam na sam , j eśli nie
liczy ć przy padkowego spotkania w Sztokholm ie, ale po pierwsze nie by li wtedy całkiem sam i, a poza ty m Stevie podej rzewała, że Mackie dawno j uż o ty m zapom niał.
Judd Mackie by ł wy ższy, niż się to m ogło wy dawać z daleka. Dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Ich drogi często krzy żowały się podczas im prez sportowy ch bądź chary taty wny ch. Czasam i nawet pozdrawiał j ą daleka, m achaj ąc do niej
w sposób, który sprawiał, że zaciskała zęby z wściekłości.
Może to j ego strój , który m ożna by ło w naj lepszy m przy padku określić m ianem „niedbałego", sprawiał, że Mackie wy glądał na niższego, niż by ł w istocie.
Kiedy j ednak stali tak blisko siebie, Stevie ze zdum ieniem odkry ła, że sięga m u zaledwie do ram ienia. Gdy zdj ął okulary słoneczne, przy pom niała sobie, że oczy 22 UCIECZKA DO EDENU
m iał brązowe. Gęste, ciemnokasztanowe włosy prosi
ły się o fry zj era.
Sięgnęła po flakonik z pigułkam i. Mackie uniósł
rękę i trzy m ał j ą nad głową, poza j ej zasięgiem .
- Panie Mackie!
- Panno Corbett!
Nagle, j akby zam y kaj ąc rundę, która zakończy ła się im pasem , zagwizdał przeraźliwie czaj nik. Stevie odwróci
ła się gwałtownie i pobiegła do kuchni. Mackie poszedł za nią j asny m , przestronny m kory tarzem j ej apartam entu.
- Ładnie pani m ieszka.
- Banalna uwaga j ak na kogoś, kto para się piórem
- stwierdziła, zalewaj ąc wrzątkiem saszetkę z herbatą. - Napij e się pan ziołowej herbaty z m iodem ?
Mackie wzdry gnął się z obrzy dzeniem .
- Wolałby m szklaneczkę Krwawej Mary .
- Właśnie m i się skończy ła.
- To m oże colę?
- Dietety czną?
- Może by ć. Dzięki.
Osłodziła herbatę ły żeczką m iodu i upiła kilka ły ków, a dopiero potem sięgnęła po zim ny napój . Kiedy m u go wręczała, zapy tał:
- Boli panią brzuch?
- Nie, dlaczego?
- Mam a zawsze zaparzała m i herbatkę, gdy wy m iotowałem albo bolał m nie brzuch.
UCIECZKA DO EDENU 23
- To pan m a m atkę?
- Py tanie równie zabój cze j ak serw, który m załatwiła pani Martinę w ubiegły m m iesiącu.
- Jeśli sobie przy pom inam , nie uznał pan za stosowne wspom nieć o ty m serwie w swoim felietonie.
Napisał pan za to, że Martina m iała po prostu gorszy dzień.
- To pani czy tuj e m oj e felietony ?
- A pan ogląda m oj e m ecze?
Ta słowna poty czka sprawiła m u niekłam aną przy j em ność. Wy pił ły k coli i z uśm iechem rozsiadł się na wy sokim barowy m stołku.
Stevie wy ciągnęła rękę.
- Czy m ogę teraz dostać m oj e pigułki?
Judd rzucił okiem na ety kietkę.
- To są tabletki przeciwbólowe.
- Tak.
- Boli panią ząb?
Wy szczerzy ła zęby , tak żeby m ógł j e sobie dokładnie obej rzeć.
- Chce pan zobaczy ć również m oj e zęby trzonowe?
- Pani zęby trzonowe prezentuj ą się stąd znakom icie - m ruknął, m rużąc oczy .
Stevie rzuciła m u karcące spoj rzenie.
- Moj e pigułki!
- Naciągnięty m ięsień? Łokieć tenisisty ? Nadwerężony staw? Pęknięcie kości?
24 UCIECZKA DO EDENU
- Nic z ty ch rzeczy. A teraz proszę, niech m i pan wreszcie odda m oj e lekarstwo i przestanie się zachowy wać j ak skończony krety n.
Judd wzruszy ł ram ionam i, postawił buteleczkę na kontuarze i pchnął j ą w stronę Stevie.
- Dziękuj ę - powiedziała lodowaty m tonem .
- Drobiazg. Wy gląda pani, j akby rzeczy wiście potrzebowała środków przeciwbólowy ch.
- Skąd pan wie?
- Zdradzaj ą panią te m ałe zm arszczki. - Dotknął
j ednego kącika j ej ust, a potem drugiego.
Stevie cofnęła się i odwróciła do niego plecam i.
Nalała wody z kranu do m ałej , plasty kowej szklaneczki i szy bko popiła dwie tabletki. Potem sięgnęła po filiżankę herbaty i usiadła na stołku obok Judda.
Zaczęła w m ilczeniu popij ać herbatę, ale widocznie powiedzenie, że „j eśli się na coś nie zwraca uwagi dostatecznie długo, to w końcu to coś zniknie", nie znaj dowało zastosowania w j ego przy padku. Judd nie ruszał się z m iej sca i nie spuszczał z
niej wzroku.
- Co pan tu właściwie j eszcze robi, Mackie? - zapy tała wreszcie zniecierpliwiony m tonem .
- Mam pewne zadanie do wy konania.
- Czy po południu nie graj ą żadnego m eczu, który powinien pan opisać? Nie m a żadnego turniej u golfowego? Ani j akichś inny ch m eczy na Lobo Blanco?
UCIECZKA DO EDENU 25
- Czy się to pani podoba, czy nie, w dniu dzisiej szy m pani znalazła się w centrum uwagi.
- Niestety .
Judd oparł łokcie o bar i podparł dłonią policzek.
- Niech m i pani powie, czem u zasłabła dziś rano na korcie? Przecież nie z powodu upału. Wtedy nie by ło j eszcze wcale tak gorąco.
- Nie. Pogoda by ła wręcz idealna na m ecz.
- Może poprzedniej nocy położy ła się pani za późno do łóżka?
Obrzuciła kry ty czny m wzrokiem j ego zm altretowaną postać, po czy m stwierdziła z dezaprobatą:
- Nigdy nie zary wam nocy przed m eczem .
- A m oże to by łoby z korzy ścią dla pani gry ? - zapy tał z ironiczny m uśm ieszkiem .
- Jest pan naprawdę beznadziej ny , Mackie.
- Wszy scy m i to m ówią.
- Niech pan posłucha, j estem bardzo zm ęczona. Kiedy przy szedł pan po raz pierwszy , kładłam się właśnie do łóżka. A teraz, skoro j uż zaży łam lekarstwo, chciałaby m trochę odpocząć. To zalecenie lekarza.
- Doktor każe pani odpoczy wać w łóżku?
- Tak.
- Hm . To m oże oznaczać wszy stko. Rozum iem , że gdy by pani by ła na odwy ku albo w trakcie kuracj i anty narkoty kowej , wzięliby panią do szpitala.
- Podej rzewa m nie pan o to, że pij ę? Albo że biorę 26 UCIECZKA DO EDENU
narkoty ki? - zapy tała z oburzeniem , prostuj ąc przy garbione plecy .
Judd nachy lił się bliżej , nieoczekiwanie odciągnął
j ej dolne powieki i zaj rzał w oczy .
- Raczej nie. Nie m a pani powiększony ch źrenic.
My ślę, że nie j est pani uzależniona od środków psy chotropowy ch. Ma pani zdrową cerę, lśniące oczy i nie widzę śladów po igłach.
Cofnęła głowę, urażona.
- Za to pana oczy są m ocno przekrwione.
Nie zrażony , ciągnął:
- Jak się dobrze zastanowić, wy gląda pani zby t zdrowo, żeby m ogła by ć uzależniona od czegokolwiek, poza dietą ubogą w cholesterol i bogatą w błonnik. Co pani zaszkodziło? Zby t suche pieczy wo czy kwaśne m leko?
Stevie ukry ła twarz w dłoniach.
- Niech pan j uż sobie idzie, błagam .
Czuła się bardzo przy gnębiona. Rozpaczliwie pragnęła czy j egoś towarzy stwa. Czy j egokolwiek. A tu j ak na złość w pobliżu by ł ty lko Judd Mackie. Choć j ą to wiele kosztowało, m usiała przy znać, że akurat w ty m m om encie z dwoj ga złego woli
j uż j ego ucią
żliwą obecność od sam otności.
- To znacznie zawęża zakres podej rzeń - stwierdził z powagą.
- Do czego? - wy rwało j ej się m im owolnie.
W gruncie rzeczy ciekawa by ła j ego opinii.
UCIECZKA DO EDENU 27
- Chodziło pani o rozgłos?
- Tego m i akurat nie brakuj e.
- Ma pani racj ę - m ruknął. - Reklam uj e j uż pani ty le arty kułów, że pani twarz będzie się do nas uśm iechała z plakatów i ekranów telewizy j ny ch j eszcze przez długie lata. - Zm ruży ł oczy i przy j rzał j ej się.
- Jest pani pewna, że nie udała om dlenia wy łącznie po to, żeby się wy kręcić od m eczu?
- Po co m iałaby m to robić?
- Podobno ta Włoszka j est całkiem niezła.
- Ale j a j estem lepsza - żachnęła się Stevie.
- Owszem , kiedy ś by ła pani dobra - przy znał niechętnie Mackie - ale j uż się pani starzej e. Ile pani m a właściwie lat? Trzy dzieści j eden?
Udało m u się trafić w czuły punkt. Stevie naty chm iast się odcięła.
- To by ł m ój naj lepszy rok. Dobrze pan o ty m wie, Mackie. Jestem na naj lepszej drodze do zwy cięstwa w Turniej u Wielkoszlem owy m .
- Tak, ty lko że trzeba j eszcze wy grać Wim bledon.
- Wy grałam go w zeszły m roku.
- Ale m łodsze konkurentki j uż depczą pani po piętach. Dziewczy ny , które m aj ą większy talent i sto razy lepszą kondy cj ę.
- Ja sły nę z doskonałej kondy cj i.
- Tak, tak. Jak również z pięknego warkocza. Nie j est pani wy czy nowcem .
28 UCIECZKA DO EDENU
- Nie m niej niż który kolwiek z zawodników naszej ligi piłkarskiej .
- Nawet nie wy gląda pani na sportowca. Nie m a pani atlety cznej budowy .
Dotknięta uwagam i Judda Stevie spoj rzała w ślad za j ego wzrokiem . Rozsunięte poły szlafroczka kom pletnie odsłaniały strom ą, białą pierś. Zażenowana zaciągnęła m ateriał i zsunęła się ze stołka.
- Naj wy ższa pora, żeby nieproszonego i natrętnego gościa wy rzucić.
Judd konty nuował, niewzruszony :
- Niech się pani przy zna, Stevie, m oże to ty lko nerwy ? Naj zwy klej sze nerwy ?
Stevie poczuła, że wszy stko gotuj e się w niej ze złości, ale się nie odezwała. Nie będzie reagować na te j ego śm ieszne teorie. Rzuciła m u ty lko wzgardliwe spoj rzenie.
- W głębi duszy zawsze pani wiedziała, że nie m a tego, co trzeba m ieć, żeby zostać prawdziwy m czem pio-nem . Czegoś nie dostaj e. - Judd szy derczo się roześm iał.
- Pani gwiazda wzeszła po to, żeby zaraz zgasnąć.
- My li się pan, Mackie. Startuj ę w zawodowy ch turniej ach od dwunastu lat.
- Ale niczego wielkiego pani nie zdziałała. Dobra passa zaczęła się dopiero pięć lat tem u.
- Z tego widać chy ba, że z wiekiem awansuj ę, a nie przegry wam .
UCIECZKA DO EDENU 29
- Trudno się nadal przy ty m upierać po ty m , co wy darzy ło się dziś rano.
- Mój wiek nie m a nic wspólnego z ty m , dlaczego zem dlałam ...
Judd skoczy ł na równe nogi i rzucił się ku Stevie.
- A dlaczego pani zem dlała?
- To nie pana zakichany interes! - krzy knęła.
- W oświadczeniu dla prasy by ła m owa o skurczach? Hm m ? Po co ty le hałasu z powodu j akichś głupich skurczów?
- Nie! To nie by ły żadne skurcze!
- Ach, tak - powiedział Judd z westchnieniem .
Przechy lił głowę i raz j eszcze zlustrował Stevie badawczy m wzrokiem , j akby szukał obj awów, które przedtem przeoczy ł. - Czy j est j akiś szczególny powód, dla którego „to nie by ły żadne skurcze"? - zapy tał, starannie m oduluj ąc słowa. - A
m oże będzie pani m iała dziecko?
Stevie otworzy ła szeroko oczy .
- Chy ba pan oszalał.
- Jest pani w ciąży - stwierdził kategory czny m tonem , a potem z surową m iną zapy tał: - Czy j e to dziecko? Tego skandy nawskiego szewca, który zaproj ektował dla pani specj alne buty do tenisa?
- Nie j estem w ciąży !
- A m oże szczęśliwy m tatusiem j est ten gracz polo z Berm udów?
30 UCIECZKA DO EDENU
- Z Brazy lii!
- Może by ć i z Brazy lii. Ten m y dłkowaty facet, który m a na piersi ty siąc łańcuszków, a w ustach co naj m niej cztery tuziny zębów?
- Skończm y j uż tę rozm owę.
- A m oże nie wie pani, czy j e to dziecko?
- Przestań! - krzy knęła histery cznie, obej m uj ąc rękam i brzuch. - Nie m a żadnego dziecka! - A potem ciszej , głosem nabrzm iały m od łez, powtórzy ła: - Nie m a żadnego dziecka. - Łzy potoczy ły j ej się po blady ch policzkach. - I niedługo nic j uż
tam nie będzie.
Kiedy podczas operacj i będą wy cinać m i guzy , pewnie będą m usieli usunąć także całą resztę.
ROZDZIAŁ 2
Rozpaczliwy krzy k Stevie kom pletnie zaskoczy ł
Judda. Nabrał głęboko tchu i przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć. Reakcj a taka by ła zupełnie obca j ego naturze, gdy ż zazwy czaj pozostawał oboj ętny nawet w obliczu naj bardziej szokuj ący ch wiadom ości. Ty m razem j ednak nie potrafił
wzruszy ć po prostu ram ionam i i przej ść nad ty m , co usły szał, do porządku dziennego.
Stevie odwróciła się do niego plecam i. Długi, j asny warkocz, który opadał j ej na plecy, nie wy glądał j uż tak zwiewnie j ak wówczas, kiedy powiewał za nią na korcie. Teraz sprawiał raczej wrażenie, j akby j ej nadm iernie ciąży ł. A m oże to
ty lko ona nagle wy dała się Juddowi tak bardzo bezbronna i krucha?
Jej szczupłe ram iona drżały , wstrząsane szlochem .
Płakała całkiem otwarcie, a z j ej piersi raz po raz wy ry wały się rozpaczliwe dźwięki, które przebij ały powłokę cy nizm u i trafiały Judda prosto w serce. Nagle zapragnął dotknąć Stevie, żeby j ą pocieszy ć.
32 UCIECZKA DO EDENU
- Ćśś, ćśś. - Uj ął j ą za ram iona i odwrócił ku sobie. Pokonuj ąc j ej opór, przy ciągnął Stevie do siebie i wziął w obj ęcia.
- Przepraszam . Gdy by m wiedział, że to coś poważnego, nie dręczy łby m pani tak perfidnie.
Wątpił, czy m u uwierzy ła. Sam sobie nie dowierzał. Rzadko zdarzało m u się za cokolwiek przepraszać, a prawie nigdy nie przepraszał kobiet.
Jeżeli znalazł się w towarzy stwie płaczącej kobiety , odczuwał j edy nie pogardę i zniecierpliwienie i pragnął
j ak naj szy bciej się ulotnić. Gdy j ednak Stevie Corbett kurczowo zacisnęła palce na j ego koszuli, j akby błagała go o pom oc i wsparcie, nawet przez m y śl m u nie przesz
ło, że powinien wziąć nogi za pas, póki nie j est j eszcze za późno. Wręcz przeciwnie. Przy ciągnął j ą j eszcze bli
żej i oparł policzek o j ej głowę.
Trzy m ał Stevie w ram ionach, a ona cicho płakała Już sam o to by ło dość dziwne. Dotąd ilekroć obej m ował
j akąś kobietę, to j edy nie w celach eroty czny ch. Kiedy trzy m ał w ram ionach kobietę o pięknej figurze, która m iała na sobie króciutkie kim ono, to j uż j akby j edną nogą by li w łóżku. Gdy przy tulał kobietę w krótkim kim onie, która pod spodem nie
m iała nic, prócz skąpy ch m aj teczek, zazwy czaj j ego ręce wsuwały się pod m aj teczki, a nie gładziły j ej pocieszaj ąco po plecach.
Te porównania niewątpliwie świadczy ły o ty m , j ak bardzo obecny uścisk różnił się od inny ch z j ego za-UCIECZKA DO EDENU 33
równo niedawnej , j ak i zam ierzchłej przeszłości stosunków z kobietam i.
Jego wy ćwiczone oko m usiałoby by ć ślepe, żeby nie dostrzec nagiego biustu Stevie pod szlafroczkiem , j ej sm ukły ch ud i delikatnej linii m aj teczek, ry suj ącej się pod cienkim j edwabiem . Jednak ty m razem widok ten nie wy wołał żadny ch
seksualny ch im pulsów.
Gdy by tak by ło, poczułby się j ak skończony drań.
Zresztą, to prawda, by ł draniem , ale j eszcze nie upadł
aż tak nisko. W końcu to przecież on - acz m im owolnie - spowodował ten wy buch rozpaczy . A Stevie Corbett, w przeciwieństwie do inny ch kobiet, które zm usił do łez, m iała autenty czny powód do płaczu.
W końcu j ej szloch przeszedł w ciche pochlipy wanie.
- Nie powinnaś położy ć się do łóżka? - zapy tał, przechodząc na ty .
Skinęła głową i odsunęła się od niego, usiłuj ąc otrzeć oczy , z który ch wciąż pły nęły łzy , znacząc ciem ne sm ugi rozm azanego tuszu na policzkach.
Gdzieś tam gorąca dziewczy na czekała na niego z zim ny m lunchem . Bez żalu pożegnał się z nim i w m y ślach. A potem zdum iał siebie bardziej nawet niż Stevie, ponieważ nachy lił się i wziął j ą na ręce.
- Nie trzeba, Mackie, dam sobie radę.
- A teraz dokąd?
Zawahała się, a potem wy ciągnęła rękę.
34 UCIECZKA DO EDENU
- Tutaj .
Wniósł j ą do przestronnej sy pialni, pełnej światła i kwiatów doniczkowy ch.
- Powiedz m i, czy nie kręcili tu przedtem „Tarzana"? - zażartował.
- Trzy m am te wszy stkie rośliny zam iast zwierząt dom owy ch. Kiedy wy j eżdżam , bez trudu znaj duj ę kogoś, kto j e pielęgnuj e i podlewa. Psa albo kota m usia
łaby m oddawać na przechowanie, a tego wolałaby m nie robić. Poza ty m , rośliny za m ną nie tęsknią.
Judd posadził Stevie na brzegu łóżka.
- Może by ś się teraz położy ła?
- Założę się, że m ówisz to wszy stkim dziewczy nom - stwierdziła cierpkim tonem .
- Ja nie żartuj ę. I ty też nie powinnaś żartować.
Naty chm iast się połóż.
Wy ciągnęła się na powleczony ch atłasem poduszkach. Widać by ło, że poczuła ulgę, choć pewnie nigdy by się do tego nie przy znała.
- Przepraszam za koszulę.
- Co? - Spoj rzał w dół i zauważy ł, że koszulę m a m okrą i poplam ioną tuszem do rzęs. - Ach, głupstwo, to się spierze. - Machnął lekceważąco ręką.
Sięgnął po cienką kołdrę, która leżała zwinięta w nogach łóżka, i starannie nakry ł nią Stevie. A potem przy siadł na brzegu m ateraca.
- A teraz m ów.
UCIECZKA DO EDENU 35
- Tobie nic nie powiem , Mackie.
- Na im ię m i Judd.
- Wiem . Czy tałam w gazecie.
- Zapom nij m y na chwilę o gazecie, dobrze?
- A ty zapom niałeś? - zapy tała, unosząc brwi.
- Tak!
W ciszy , która potem nastąpiła, łzy znowu zaczęły j ej napły wać do oczu - j asnobrązowy ch, koloru bardzo drogiej whisky .
- Stevie - zwrócił się do niej łagodnie - to zostanie m iędzy nam i. My ślę po prostu, że potrzebuj esz z kim ś porozm awiać.
- Tak, oczy wiście, ale...
Judd wy j ął ligninową chusteczkę z pudełka na nocny m stoliku i przy tknął j ej do nosa.
- Dm uchnij - powiedział, a kiedy spełniła polecenie, wy rzucił zuży tą chusteczkę do kosza i sięgnął po czy stą, żeby j ej otrzeć oczy . - Potrzebny ci ktoś, przed kim m ogłaby ś się wy żalić.
- Ale dla m nie to bardzo krępuj ące i nienaturalne, tak z tobą rozm awiać.
- No cóż - powiedział, z rezy gnacj ą potrząsaj ąc głową - j a także znalazłem się, j ak na m nie, w niety powy m położeniu. Zazwy czaj , kiedy j estem w łóżku z półnagą kobietą, ostatnią rzeczą, j aka przy chodzi m i do głowy, j est rozm owa. A i one w
takiej sy tuacj i uży waj ą na ogół ust do czegoś całkiem innego niż wy lewanie swoich żalów.
36 UCIECZKA DO EDENU
- Mackie!
- Na im ię m i Judd. A teraz m ów. Kiedy dowiedziałaś się o ty ch guzach?
- Dziś rano - powiedziała cicho.
- Przed m eczem ?
Stevie skinęła głową.
- Czy j to by ł pom y sł, żeby ci o ty m powiedzieć przed m eczem ?
-Mój .
- Żartuj esz!
Spoj rzała na niego, m arszcząc brwi.
- Zrobiłam sobie badania i chciałam znać wy niki.
Musiałam j e znać.
Wzrok j ej powędrował do okna, gdzie w skrzy nce na parapecie buj nie kwitły pelargonie.
- Chy ba j ednak nie spodziewałam się naj gorszego. Mówiłam sobie, że j estem gotowa na przy j ęcie każdej wiadom ości, ale... - spoj rzała na Judda - m ia
łeś racj ę. Zasłabłam , ponieważ się zdenerwowałam .
- To całkiem zrozum iałe.
Judd zatarł ręce, a potem przy j rzał im się uważnie, j akby widział j e po raz pierwszy i dopiero teraz dostrzegł krótkie, kwadratowe paznokcie, ciem ne włoski na grzbiecie dłoni oraz m asy wne nadgarstki, które powinny raczej należeć do
zawodowego baseballisty niż do dziennikarza.
- Te guzy ... gdzie...?
UCIECZKA DO EDENU 37
- Na organach kobiecy ch - powiedziała, odwracaj ąc wzrok. - Od j akiegoś czasu zaczęłam m iewać bóle, silniej sze niż zazwy czaj .
Judd chrząknął z zażenowaniem . Nagle ze wsty dem uświadom ił sobie, że tam , gdzie w grę wchodzi kobiece ciało, przej awiał dotąd m entalność nastolatka. Lubił j e doty kać i lubił uprawiać z nim seks. Uwa
żał też, że różnice pom iędzy poszczególny m i kobietam i by ły intry guj ące i m iał się za wy bitnego znawcę w tej m aterii. Nigdy zresztą nie by ł wierny j ednej kobiecie. Miał ich z pewnością o wiele więcej , niż na to zasługiwał - więcej , niż z dum ą
przy znawał w ty ch niebezpieczny ch czasach bezpiecznego seksu.
A teraz po raz pierwszy w ży ciu m y ślał o kobiecy m ciele z obiekty wnego punktu widzenia. W ciele ty m kry ła się druga osoba. Obdarzona duszą, zdolna do odczuwania różny ch em ocj i pozy ty wny ch i negaty wny ch. W ty m właśnie m om encie
poczuł, że sam siebie nie lubi i że nie chciałby napotkać w lustrze swoj ego spoj rzenia.
- Czeka m nie operacj a wy cięcia guzów - cicho m ówiła Stevie. - Wiele m iesięcy m oże potrwać, zanim odzy skam siły i wrócę do form y . Oczy wiście j eśli będę m iała szczęście i guzy okażą się łagodne.
- Chcesz powiedzieć, że m oże by ć inaczej ?
- Niestety , tak. Ale są szanse, że to lżej szy przy padek - ciągnęła Stevie. - Jeśli tak, operacj a m oże się 38 UCIECZKA DO EDENU
odby ć później , w bardziej dla m nie dogodny m term inie. Tak czy inaczej , będą m i prawdopodobnie m usieli zrobić całkowitą histerektom ię.
Judd poderwał się na równe nogi i zaczął nerwowo krąży ć wokół łóżka.
- To czem u, do cholery , leży sz tu i nic nie robisz?
Czem u nie j esteś w szpitalu, w drodze na salę operacy j ną?
- Nie m ogę m ieć teraz operacj i! - wy krzy knęła Stevie. - Przecież Wim bledon j est za m iesiąc!
- No to co?
Spoj rzała na niego z rozpaczą.
- To, że m uszę w nim zagrać.
- To do niczego nie prowadzi. Przecież zawsze j est ten następny rok.
- Jak raczy łeś j uż zauważy ć, nie staj ę się coraz m łodsza. Gram lepiej niż kiedy kolwiek, ale kto wie, j ak długo potrwa dobra passa?
Potrząsnęła gwałtownie głową, a potem m ówiła dalej , ze wzburzeniem :
- To m ój rok. Mój czas. Jeżeli teraz nie wy gram Wielkiego Szlem a, nigdy więcej nie trafi m i się taka szansa. I to bez względu na to, co wy kry j ą chirurdzy podczas operacj i. Gdy by m by ła dziesięć lat m łodsza, m ogłaby m szy bko wznowić
treningi. W tej sy tuacj i rekonwalescencj a potrwa całe m iesiące, a m oże i dłużej .
Nawet gdy wrócę do zdrowia, nie odzy skam pełni form y .
UCIECZKA DO EDENU 39
- A j eżeli to złośliwe guzy ?
- W ty m przy padku odwlekanie operacj i m oże się okazać fatalne w skutkach.
Judd zacisnął pięści i spoj rzał na Stevie, a w j ego wzroku m alowało się potępienie.
- Chy ba upadłaś na głowę.
- Nie m asz prawa m nie osądzać, bo nie wiesz, j ak sam postąpiłby ś w takiej sy tuacj i.
- Czy twój ginekolog m a w ogóle j akieś zdanie na ten tem at?
- Chce, żeby m j ak naj szy bciej poddała się operacj i, ale uważa, że ty dzień czy dwa nie zrobią większej różnicy .
- Oddaj ę na niego swój głos.
- Ty nie m asz tu prawa głosu.
- A co na to twój m enażer?
- Rozum ie argum enty obu stron i pozostawił decy zj ę wy łącznie m nie. Zaznaczy ł przy ty m , że j eśli chcę zagrać w Wim bledonie, m am ty lko dwa ty godnie do nam y słu.
- A przez ten czas będziesz cierpieć.
- To nie są ciągłe bóle. Nasilaj ą się i słabną. Moj em u m enażerowi chodzi oczy wiście o to, co będzie dla m nie naj lepsze.
- Jem u chodzi raczej o to, co będzie naj lepsze dla j ego kieszeni.
- Jesteś niesprawiedliwy .
40 UCIECZKA DO EDENU
- Co na to twoi rodzice?
- Oboj e j uż nie ży j ą.
- A kochankowie?
- Nie m am nikogo innego, z kim chciałaby m porozm awiać o ty m . - Stevie rzuciła m u gniewne spoj rzenie. - Bo na pewno nie z ty m „skandy nawskim szewcem ", który - tak przy okazj i - przekroczy ł j uż siedem dziesiątkę i m a całą m asę wnuków.
- A ten Brazy lij czy k o nagim torsie i uśm iechu wam pira?
- Nie znoszę tego żigolaka. Ktoś, kto rozpuścił plotkę o naszy m rzekom y m rom ansie, m usiał wy wodzić się z tej sam ej szkoły dziennikarskiej co ty .
Judd puścił m im o uszu złośliwą uwagę.
- Czy li, j ak rozum iem , zostałaś sam na sam ze swoim problem em ?
- Tak. Do czasu gdy wy wleczesz tę sprawę w twoj ej rubry ce. Wtedy wszy scy się dowiedzą i każdy będzie m iał swoj e zdanie na ten tem at.
- Zapom niałaś j uż, że rozm awiam y pry watnie?
- A ty będziesz o ty m pam iętać?
- Nie wy drukuj ę tej historii, ale przecież wszy stko i tak się wy da, kiedy pój dziesz do szpitala.
- Nie wiem , kiedy to nastąpi.
- Tak? Musisz m ieć chy ba źle w głowie, j eżeli nie chcesz się ty m zaj ąć naty chm iast.
UCIECZKA DO EDENU 41
- Mackie, przeszedłeś j akąś operacj ę?
Judd zawahał się.
- Nie tego ty pu.
- Więc j akim prawem chcesz m i dawać rady , o które zresztą nikt cię nie prosi?
- Posłuchaj - przerwał j ej zniecierpliwiony - tu nie chodzi ty lko o twoj ą karierę. Przecież stawką j est twoj e ży cie.
- Moim ży ciem j est tenis.
- I kto teraz prawi banały ?
Stevie dum nie uniosła głowę.
- Muszę j eszcze przem y śleć wiele spraw, Mackie, a ty m i w ty m bardzo przeszkadzasz. Skoro m asz j uż tę swoj ą sensacy j ną historię, po którą tu przy szedłeś, bądź łaskaw opuścić m ój dom .
- W porządku. Może wrócę do redakcj i i zacznę pracować nad twoim przy padkiem .
Stevie naty chm iast usiadła.
- Ty nic nie rozum iesz. Nie m asz poj ęcia, j aki to trudny wy bór.
- Ży cie albo śm ierć? I to m a by ć trudny wy bór?
- To nie takie proste. Nie wiem , czy te guzy są złośliwe, czy nie. Wiem j edno: j eżeli teraz pój dę na operacj ę, m oj a kariera będzie skończona. To j edy na rzecz, którą wiem na pewno, i j edy na, na której m ogę oprzeć m oj ą decy zj ę. - Wzięła
głęboki oddech, żeby się trochę uspokoić, po czy m ciągnęła: - Nie 42 UCIECZKA DO EDENU
m asz prawa m nie osądzać, Mackie, bo nigdy nie m usiałeś poświęcić swoich naj skry tszy ch m arzeń. Nie m ówiąc j uż o ty m , że twoj e m arzenia nie wy kraczaj ą poza zaliczenie kolej nej łatwej kobiety i podwój ną whisky .
Nie m ógł zaprzeczy ć, bo wy j ątkowo trafnie opisała ży cie, które wiódł obecnie. Rozwścieczy ło go natom iast to, że tak łatwo go rozszy frowała i - świadom ie czy nie - wy powiedziała na głos opinię, j aką sam m iał
o sobie. Nie m ógł odm ówić j ej racj i. Nie zam ierzał
j ednak opuścić j ej m ieszkania, zanim nie zada ostatecznego ciosu.
- Aha, zanim się pożegnam , j est j eszcze coś, co pewnie chciałaby ś wiedzieć, droga Stevie.
- Co takiego?
- Rozsunęły ci się poły szlafroka.
- Tak, czuj ę się j uż znacznie lepiej , dziękuj ę.
Minęło kilka godzin i Stevie rozm awiała właśnie przez telefon ze swoim ginekologiem .
- Lekarstwo pom ogło m i się odpręży ć. Udało m i się nawet trochę przespać.
Nie wspom niała j ednak o ty m , że sen zakłóciły j ej nawracaj ące wizj e przy stoj nej , skrzy wionej w ironiczny m uśm iechu twarzy Judda Mackiego. Tak właśnie wy glądał, kiedy na pożegnanie szy derczy m skinieniem głowy wskazał na j ej
kom pletnie obnażone UCIECZKA DO EDENU 43
piersi. Z nienawiścią pom y ślała, że to wy j ątkowo anty paty czny ty p.
- Teraz j uż wiem na pewno, że to by ło zwy kłe, głupie om dlenie, spowodowane zdenerwowaniem wy nikam i badań.
Jej bagatelizuj ący ton nie zrobił j ednak na lekarzu naj m niej szego wrażenia. Zażądał, by naty chm iast ustaliła term in operacj i.
- Przecież sam m i pan m ówił, panie doktorze, że dwa ty godnie zwłoki nie zrobią różnicy - przy pom niała m u z wy rzutem . - Potrzebuj ę ich, żeby rozwa
ży ć wszy stkie za i przeciw, a także żeby m m ogła dokładnie i bez pośpiechu wszy stko sobie przem y śleć.
Chwilę później odłoży ła słuchawkę. Lekarz sugerował, żeby zasięgnęła opinii drugiego specj alisty .
Nie wy j awiła m u, że j uż to zrobiła. Konsultowała się także i z trzecim lekarzem . I każdy powiedział j ej to sam o - w ty m przy padku nie da się bez operacj i okre
ślić, czy guzy są łagodne, czy złośliwe.
Przy gnębiona tą prognozą, Stevie powlokła się do salonu i włączy ła telewizor, w sam ą porę, by trafić na serwis sportowy w wieczorny m wy daniu lokalny ch wiadom ości. Na ekranie zobaczy ła sam ą siebie. Leżała bezwładnie na zielonej
m urawie kortu, j ak szm aciana lalka, a publiczność zebrana na try bunach podniosła się z m iej sc i patrzy ła na nią z ciekawością i współczuciem .
Jej zasłabnięcie wy wołało szalone poruszenie 44 UCIECZKA DO EDENU
wśród m ediów oraz organizatorów turniej u. Na szczę
ście by ła nieprzy tom na podczas zam ieszania, które się zaraz potem rozpętało. Ostatnie, co m ogła sobie przy pom nieć, to że wchodziła na korty .
Zaczęła się zastanawiać, czy nie by ł to j ej ostatni turniej . W chwili upadku prowadziła dwom a punktam i. Jej gra m usiała więc by ć insty nktowna, m echaniczna. Nie pam iętała z niej kom pletnie nic.
„.. .m ożna ty lko spekulować na tem at przy czy ny zasłabnięcia panny Corbett" - m ówił sprawozdawca sportowy. „W oświadczeniu, j akie złoży ł j ej m enażer, stwierdza się ty lko, że j ej stan nie j est poważny i że w chwili obecnej wy poczy wa ona
w nie uj awniony m m iej scu.
A teraz przenosim y się na Stadion Rangersów, gdzie..."
Ziry towana, wy łączy ła telewizor.
- Kilka głupich guzów. Rzeczy wiście, nic poważnego - powiedziała rozgory czona. - To wprawdzie oznacza koniec m oj ej kariery , no i nigdy nie będę m ogła m ieć dzieci. Ale w gruncie rzeczy to przecież pestka.
Następnie skierowała swoj e kroki do kuchni. Bardziej z przy zwy czaj enia niż z głodu. Na blacie stała szklanka, z której pił Judd Mackie. Wstawiła j ą do zm y warki, żeby j ej go nie przy pom inała.
Nie potrafiła j ednak o nim zapom nieć i to j ą depry m owało. Prawdę m ówiąc, ciągle o nim m y ślała. Dlaczego?
Może dlatego, że nie spodziewała się, iż potraktuj e j ą tak łagodnie i wy rozum iale, kiedy się rozpłakała. A m oże UCIECZKA DO EDENU 45
dlatego, że udało j ej się wy m óc na nim obietnicę, że szczegóły ich rozm owy nie przedostaną się do prasy ?
Obiecała sobie, że kiedy j uż podej m ie decy zj ę, zadzwoni do niego i j em u pierwszem u o ty m powie. Swoim zachowaniem zasłuży ł sobie na tę odrobinę względów.
Zj adła talerz płatków owsiany ch ze świeży m i truskawkam i - wspom inaj ąc j ego złośliwe uwagi na tem at j ej diety - a potem wróciła do sy pialni.
Rozplataj ąc warkocz, znowu m y ślała o Juddzie. Doty kał j ej włosów, kącików ust. Trzy m ał j ą w ram ionach i wcale j ej nie popędzał, żeby przestała płakać, a nawet niósł j ą na rękach. Z zażenowaniem stwierdziła, że dokładnie pam ięta doty k
szorstkiego rękawa j ego koszuli na obnażony m udzie oraz nacisk silny ch m ięśni, kiedy tulił j ą do siebie, chcąc j ą pocieszy ć.
Nie wolno j ej zapom nieć, że Judd Mackie to śm iertelny wróg, który nigdy nie przestał j ej atakować swoim szy derczy m piórem . A przecież teraz, kiedy by ła sam a i nikt nie m ógł odczy tać j ej m y śli, m usiała się przy znać do tego, że j ego
obecność nie by ła j ej niem iła.
bardzo m ęski sposób. Jego ciem nobrązowe włosy by
ły stanowczo za długie nie dlatego, żeby świadom ie wy brał sobie taki sty l, ale dlatego, że nie chciało m u się chodzić regularnie do fry zj era.
Nie by ł łagodny ani uprzej m y . By ł za to wy j ątkowo seksy . Jego j awna arogancj a dodawała m u j eszcze 46 UCIECZKA DO EDENU
m ęskiego uroku. Mężczy zna taki j ak on wy kończy łby każdą wrażliwą kobietę. Stevie nagłe poczuła gwałtowny przy pły w współczucia dla wszy stkich kobiet, które m ogły by się zakochać w Juddzie Mackiem .
Szczotkuj ąc długie włosy, ganiła w duchu sam ą siebie za to, że dała m u się sprowokować. Jakie to głupie z j ej strony. Po co te wszy stkie krzy ki? Przecież nikt nie potrafi rozstrzy gnąć j ej dy lem atu. A j uż na pewno nie on. Co taki człowiek m ógł
wiedzieć o zawiedziony ch am bicj ach? Przecież on nigdy nie m iał takich aspiracj i, żeby wznieść się ponad przeciętność. By ł eleganckim obibokiem , którem u w zupełności wy starczały półśrodki.
Doszła do wniosku, że Judd Mackie dobrze znał się ty lko na j edny m - na kobietach. Wiedział, że j ego pożegnalny num er będzie ciosem , po który m niełatwo będzie j ej doj ść do siebie.
Skończy ła rozczesy wać włosy i weszła do łóżka.
Ułoży ła się na boku, bo leżenie na plecach, z napięty m i m ięśniam i brzucha, ostatnio sprawiało j ej ból.
Opieraj ąc policzek na dłoni, zapatrzy ła się w m rok.
My ślała o Juddzie. Mim owolnie przy pom niała sobie j ego pełen aprobaty wzrok, j akim obrzucił j ej piersi.
Czy m ógł zauważy ć, że cienki m ateriał kim ona podrażnił j ej sutki tak, iż stały się sterczące i twarde?
Mim o że prawie j uż spała, zarum ieniła się na sam ą m y śl o ty m , że j ednak m ógł to widzieć.
ROZDZIAŁ 3
Halo - wy m am rotał Judd do słuchawki. - Mam nadziej ę, że to coś naprawdę ważnego - dodał, zerkaj ąc na elektroniczny zegarek na nocny m stoliku.
- Jasne, że tak.
- To ty , Mike? Chy ba z by ka spadłeś. Czem u dzwonisz tak wcześnie?
- Żeby cię wy lać z roboty .
Judd potrząsnął głową i j ęknął z desperacj ą, a potem znowu opadł na poduszkę.
- Przecież j uż to zrobiłeś w zeszły m ty godniu.
- Ty m razem to nie żarty .
- Zawsze tak m ówisz.
- Ale dzisiaj m ówię po raz ostatni.
- Niewierze.
- Jesteś leniwy m , nieobliczalny m palantem . Widziałeś poranne gazety ?
- Nawet j eszcze nie wiem , że j uż j est rano.
- Wobec tego pozwól, że j ako pierwszy poinfor-48 UCIECZKA DO EDENU
m uj ę cię o ty m , że konkurency j na gazeta wy drukowa
ła historię, którą ty m iałeś opisać, ale tego nie zrobi
łeś. I j akie m asz wy tłum aczenie?
- Co?
- Podczas gdy ty siedziałeś spokoj nie na ty łku i wy stukiwałeś te śm iertelnie nudne kawałki o nowy m m eksy kańskim bram karzu Rangersów, nasi cwani koledzy z „Morning News" dopadli przed tobą tę Stevie Corbett. I wiesz, co się okazało? Ona
m a raka.
Judd poderwał się na łóżku, szarpiąc ze złością prześcieradła, które krępowały m u ruchy, i przeklinaj ąc tępy ból głowy oraz wy schnięte usta. Ubiegłej nocy, po m eczu Rangersów, wy brał się z kilkom a kum plam i do knaj py topless. Piwo lało się
strum ieniam i, a wkoło by ło pełno nagich piersi. Judd wlewał
w siebie kufel za kuflem w nadziei, że pośród gąszczu biustów uda m u się znaleźć chociaż j eden równie podniecaj ący j ak piersi rozgniewanej Stevie Corbett, wy zieraj ące zza rozsunięty ch pół j edwabnego kim ona. Ponieważ j ednak m u się to nie
udało, pił na um ór przez całą noc.
- O czy m ty m ówisz, Mike, do j asnej cholery ?
I nie m usisz tak wrzeszczeć.
- O ile dobrze pam iętam , wspom niałeś, że rozm awiałeś wczoraj z tą Corbett.
- Bo rozm awiałem .
UCIECZKA DO EDENU 49
- Mówiłeś m i też, że nic ci nie powiedziała.
- Bo, m oim zdaniem , nie powiedziała m i nic ciekawego.
- Więc twoim zdaniem fakt, że ona m a raka, to nic ciekawego?! - wy krzy knął redaktor.
- Ona wcale nie m a raka! - odwrzasnął Judd, potęguj ąc ty m j eszcze uporczy wy ból głowy . - Ma ty lko kilka guzów, które m ogą się okazać złośliwe albo nie. Skąd ci z „Morning News" zdoby li takie rewelacj e?
W słuchawce zapadła złowroga cisza. Ale Judd tego nie zauważy ł. Podniósł się z łóżka i zabieraj ąc ze sobą bezprzewodowy telefon, wszedł do łazienki. Jeden rzut oka na odbicie w lustrze upewnił go ty lko w ty m , o czy m j uż i tak wiedział, odkąd
został obudzony : m inionej nocy m ocno przesadził.
- A więc wiedziałeś o ty m ? Wiedziałeś?! - ry knął
Mike Ram sey . - I do nocnego wy dania dałeś m i j akąś idioty czną sieczkę!
Judd nie m usiał nawet trzy m ać słuchawki przy uchu, żeby wy słuchać wściekłej ty rady , która m iała zaraz nastąpić. Znał j ą na pam ięć. Położy ł więc telefon na brzegu um y walki i zaczął się golić.
- Co z ciebie za dziennikarz! - wrzeszczał Mike, przekrzy kuj ąc szum lej ącej się z kranu wody . - Nie m iałby ś nawet tej twoj ej rubry ki gdy by nie to, że włóczy sz się po knaj pach dla sportowców i ich fanów.
50 UCIECZKA DO EDENU
Nie j esteś felietonistą, ty lko zwy czaj ny m stenografi-stą. Cała twoj a praca polega na przetrawianiu pij ackich rozm ów. I ty to nazy wasz twórczy m dziennikarstwem !
Judd skończy ł się golić. Otarł twarz, a potem odsunął słuchawkę na ty le daleko, żeby m óc wy czy ścić zęby i wy pluć pianę po paście.
- Czy telnicy rzucaj ą się na to j ak na cukierki. Kochaj ą to j ak lody . Czy m by łby twój dział sportowy bez m oj ej rubry ki? Niczy m , Ram sey , i ty świetnie o ty m wiesz.
- Postanowiłem sam się o ty m przekonać. Napisa
łeś dla m nie po raz ostam i. Rozum iesz, Mackie?
- Tak, tak.
- Ty m razem m ówię serio. Jesteś zwolniony ! Zaraz każę Addisonowi, żeby uprzątnął tę szczurzą norę, którą nazy wasz swoim biurkiem . Możesz sobie odebrać twoj e śm ieci w recepcj i na pierwszy m piętrze.
I nie każ m i więcej oglądać w redakcj i twoj ej zapij aczonej gęby .
Następny m dźwiękiem , j aki wy doby ł się ze słuchawki, by ł sy gnał rozłączenia. Judd wzruszy ł ram ionam i i wszedł pod pry sznic. Zanim się wy kąpał, zdąży ł
j uż zapom nieć o telefonie od Ram sey a, który wy rzucał go z pracy co naj m niej kilka razy w m iesiącu.
I nigdy na serio.
A zresztą, nawet gdy by ty m razem zrobił to naprą-
UCIECZKA DO EDENU 51
wdę, to naj lepsze, co m ogłoby go spotkać. Ram sey co do j ednego m iał racj ę: w felietonie rzeczy wiście wy korzy sty wał to, co usły szał po im prezach sportowy ch, i dodawał kilka dowcipów, które nie obciążały j ego wy obraźni dłużej , niż trwało
ich napisanie. Przez ostatni rok albo coś koło tego powtarzał sobie, że j ego czy telnicy nie m aj ą poj ęcia, z j aką łatwością przy chodzi m u przy gotowanie felietonu. A nawet gdy by O ty m wiedzieli, i tak nie m iałoby to dla nich naj m niej szego
znaczenia.
Ale dla niego by ło to istotne. Wiedział doskonale, że j ego teksty nie by ły nawet warte papieru, na który m j e drukowano. Oszukiwanie redaktora naczelnego, człowieka, który podpisy wał j ego czeki, oraz grona wierny ch czy telników, przestało m u
j uż sprawiać przy j em ność. Z dnia na dzień coraz trudniej by ło m u się z tego śm iać.
To dlatego coraz więcej pił i sy piał z kobietam i, do który ch nic nie czuł, a także pozwalał, by dzień m ij ał
za dniem , i ży cie upły wało m u na niczy m . Nie m iał
nikogo, o kogo m ógłby się troszczy ć, bodźca, który m obilizowałby go do pracy , chęci wprowadzania w ży cie nowy ch pom y słów. Jeżeli chodzi o efekty wność, j ego ży cie przy pom inało wielkie, tłuste zero.
I choć na razie nikt poza nim nie zdawał sobie z tego sprawy , coraz ciężej by ło m u ży ć z tą świadom ością.
Potrzebował twórczego wy zwania, bał się j ednak, 52 UCIECZKA DO EDENU
że j eśli nawet kiedy kolwiek m iał talent literacki, roztrwonił go bezpowrotnie. I co teraz? By ł j uż za stary , żeby poważnie m y śleć o zm ianie zawodu.
Jednak teraz to nie j ego przy szłość naj bardziej go dręczy ła. Znacznie ważniej sza by ła Stevie Corbett.
Gdzie ten reportarzy na usły szał o j ej chorobie? I j ak m usiała się poczuć, kiedy zobaczy ła, że naj inty m niej sze sekrety j ej ży cia staj ą się poży wką sportowej prasy ?
Uzy skanie odpowiedzi na to py tanie nie zaj ęło m u zby t wiele czasu.
Stevie wy konała swój sły nny forhend, celuj ąc rakietą prosto w j ego głowę.
- O co chodzi...?
- Ty cholerny draniu!
Zrobił szy bki unik, a potem chwy cił rękoj eść rakiety w chwili, gdy brała zam ach na zabój czy bekhend. Zaczęli sobie wy ry wać rakietę.
- Co się z tobą dziej e, do diabła?! - krzy knął ze wzburzeniem .
- To ty rozgłosiłeś tę inform acj ę. A przecież zapewniałeś m nie, że nasza rozm owa j est czy sto pry watna. Ty obrzy dliwy kłam czuchu, ty ...
- To nie j a!
- Owszem , to twoj a sprawka! - krzy czała. - Nikt poza tobą o ty m nie wiedział.
UCIECZKA DO EDENU 53
Wreszcie udało m u się wy rwać j ej z rąk rakietę.
Rzucił j ą na podłogę.
- Czy ty sobie wy obrażasz, że sprzedałby m tę historię konkurencj i? To nie j a podałem tę inform acj ę.
Została wy drukowana w innej gazecie. Nawet j eszcze nie czy tałem tego cholernego arty kułu.
Zapom inaj ąc na chwilę o złości i przy gnębieniu, Stevie zastanowiła się nad j ego słowam i. Po co m iałby sprzedawać kom uś tę historię? Przecież to bez sensu. Ty le ty lko, że ostatnim i czasy w j ej ży ciu także trudno by ło dopatrzy ć się większego
sensu.
- Jeżeli tak, to skąd wiesz o ty m arty kule? - zapy tała podej rzliwy m tonem . - I j ak udało ci się om inąć kordon policj i?
Od wczesnego ranka na podwórku przed dom em kłębił się tłum dziennikarzy , ciekawskich, m iłośników tenisa. W końcu j ej m enażer wezwał policj ę, żeby nikt nie wdarł się do m ieszkania Stevie.
- Jeden z policj antów m iał wobec m nie drobny dług wdzięczności.
- Za co?
- Chodziło o j ego siostrę.
Stevie otarła czoło.
- Chy ba nawet nie chcę o ty m wiedzieć.
- Też tak m y ślę. Wy starczy , j ak ci powiem , że której ś nocy , po ważny m m eczu, udaj ąc hostessę, przedostała się do szatni, gdzie hoj nie obdarzała swoi-54 UCIECZKA DO EDENU
m i wdziękam i podczas spontanicznego oblewania wy granej .
Stevie patrzy ła na niego, potrząsaj ąc z politowaniem głową.
- W gruncie rzeczy ci wierzę. Po co m iałby ś wy m y ślać tak żałosną historię?
Judd uj ął j ą za ręce i podprowadził do barowego stołka, na który m siedziała w kuchni, kiedy otworzy ł
zasuwkę na drzwiach i ty lny m wej ściem wślizgnął się do j ej m ieszkania. Wtedy właśnie zaczęła obrzucać go obelgam i i okładać rakietą, którą sam a pom agała zaproj ektować.
- Powiedz m i, Mackie, skąd ten reporter m ógł się wszy stkiego dowiedzieć?
- Nie wiem , ale bądź pewna, że się dowiem . -
Sięgnął po stoj ący w kuchni aparat i wy stukał num er, a potem poprosił do telefonu dziennikarza działu sportowego konkurency j nej gazety. Wy m ienił j ego im ię. Widocznie, m im o iż ry walizowali pom iędzy sobą, by li j ednak w dobrej
kom ity wie.
- Cześć, tu Mackie. Gratuluj ę ci arty kułu o tej laluni Corbett. - Sły sząc to, Stevie rzuciła m u pełne oburzenia spoj rzenie, ale on zdawał się tego nie dostrzegać. - Jak ci się udało nam ówić j ą, żeby ci zdradziła takie inty m ne szczegóły ze swoj ego
ży cia?
A m oże dżentelm en nie powinien zadawać takich py tań? - W ty m m om encie Stevie otworzy ła usta. Judd UCIECZKA DO EDENU 55
szy bko nakry ł j e dłonią. - Ach, tak? To nie ona ci o ty m powiedziała? A m oże to j ej m enażer? - Stevie oderwała od ust j ego rękę i potrząsnęła głową z j awną dezaprobatą. - Jasne, że ci dam . Masz to u m nie j ak w banku. Kto ci to powiedział?
Posłuchaj , stary , i tak j uż sprawa się ry pła, więc m ożesz puścić farbę. - Stevie zobaczy ła, że j ego usta zacisnęły się na chwilę w surowy m gry m asie. - Wiesz co, ty palancie, utrzą-
słem sobie wczoraj ty łek, próbuj ąc nam ierzy ć kogoś, kto by m i zdradził coś na tem at j ej choroby i wróci
łem z niczy m . Powiedz m i ty lko, kogo przeoczy łem ?
- Przez chwilę słuchał w m ilczeniu. Ry sy lekko m u złagodniały , m im o to wcale nie wy glądał na bardziej zadowolonego. - Rozum iem . No, ty m razem m nie ubiegłeś, bracie. Mam nadziej ę, że po raz ostatni.
- Stevie usły szała wulgarną propozy cj ę, wy powiedzianą radosny m , dobroduszny m tonem . - I ty też.
Miłego dnia - dokończy ł Judd, sztucznie m oduluj ąc głos.
- No i co? - zapy tała niecierpliwie, kiedy odłoży ł
słuchawkę.
- To technik z Mitchell Laboratories.
- Tam , gdzie robiłam badania! Wiedziałam , że to nie m oże by ć ani m enażer, ani nikt od m oj ego lekarza, nie pom y ślałam j ednak o pozostały ch pracownikach.
- Nie bądź naiwna. Każdy będzie m ówił pod wa-56 UCIECZKA DO EDENU
runkiem , że odpowiednio zastawisz sidła. Powiedz m i raczej , gdzie trzy m asz filiżanki?
- Druga szafka. Druga półka od góry .
- Napij esz się kawy ?
- Nie, j uż i tak dziś wy piłam za dużo.
Judd zrobił sobie kawę i usiadł obok Stevie przy barku, podobnie j ak poprzedniego dnia.
- Jak ci się spało? - zapy tał.
- Dobrze.
- Nie wierzę. Te sine kręgi pod oczam i świadczą o czy m ś inny m .
Odwróciła głowę. Wołała, żeby nie odgadł, iż tej nocy bardzo kiepsko spała. Prawda by ła taka, że przez cały czas m ęczy ły j ą sny - to przerażaj ące, to znowu eroty czne, a Judd w każdy m z nich odgry wał główną rolę. By ła roztrzęsiona i
kom pletnie wy czerpana. To nie powód j ednak, żeby Judd tak nietaktownie zwrócił
uwagę na j ej kiepski wy gląd.
- Cóż, ty też nie wy glądasz zby t kwitnąco - odcię
ła się z iry tacj ą.
- Mam za sobą ciężką noc.
- W takim razie co tu robisz? Czem u nie j esteś w dom u i nie odsy piasz tej szam pańskiej nocy ? A m oże przy szedłeś po to, żeby teraz świecić przede m ną oczy m a?
- Świeciłby m teraz oczy m a, gdy by m to j a by ł autorem tego tekstu, ale to nie j a. Bo gdy by m j a go pisał, napisałby m prawdę.
UCIECZKA DO EDENU 57
Nagle uszło z niej całe napięcie. Opuściła głowę i ciężko westchnęła.
- Z tego arty kułu j asno wy nika, że nie ty lko j estem skończona j ako sportowiec, ale j uż niem al zostałam ży wcem pogrzebana.
Judd zerwał się ze stołka i zaklął tak gwałtownie, że Stevie aż się wzdry gnęła.
- Nie wolno ci wy gady wać takich bzdur. Aż m nie przeszły ciarki.
- Przepraszam , że uraziłam twoj ą wrażliwość -
odcięła się. - To m oj a choroba i będę o niej m ówiła tak, j ak m i się podoba. A j eżeli tobie to nie odpowiada, m ożesz w każdej chwili wy j ść. Droga wolna.
Przecież nikt cię tu nie zatrzy m uj e.
W gruncie rzeczy wcale nie chciała, żeby j ą teraz zostawił sam ą. Skoro j uż wiedziała, że to nie on zawinił i nie on sprowadził pod j ej dom żądne sensacj i tłum y, opuściła j ą furia i by ła nawet zadowolona z j ego towarzy stwa, ponieważ m usiała
się pilnować.
Ćwiczy ła w ten sposób refleks i m ogła się oderwać od dręczący ch j ą, ponury ch m y śli.
Nie chciała j ednak, by Judd się dom y ślił, j ak bardzo zależy j ej na ty m , żeby został. Dlatego spoj rzała na niego niechętny m wzrokiem .
- Nie m asz tu nic do roboty i ty lko m nie denerwuj esz, więc będzie lepiej , j ak sobie pój dziesz.
- Przy j echałem , żeby cię zabrać do szpitala.
58 UCIECZKA DO EDENU
- Nie m am zam iaru iść do szpitala. Już ci to wczoraj m ówiłam . Mam j eszcze dwa ty godnie...
- Posłuchaj , Stevie...
- Nie, to ty posłuchaj , Mackie. To m oj e ży cie i m oj a decy zj a i nikt...
W ty m m om encie odezwał się dzwonek.
- Panno Corbett! - zawołał j akiś głos zza drzwi.
- Co pani czuj e, wiedząc, że m a pani raka i będzie pani m usiała zrezy gnować z kariery sportowej ?
- O Boże! - wy krzy knęła Stevie. - Czem u te hieny nie zostawią m nie w spokoj u? - Czuj ąc, że nerwy do reszty odm awiaj ą j ej posłuszeństwa, z rozpaczą ukry ła twarz w dłoniach.
W końcu wścibski reporter zrezy gnował albo został usunięty przez j ednego z policj antów, którzy m ieli pilnować j ej m ieszkania przed takim i j ak ten natrętam i. Znowu zapadła cisza. Stevie drgnęła nerwowo, kiedy Judd położy ł j ej rękę na
ram ieniu.
- Pozwól m i przy naj m niej , żeby m cię stąd zabrał
chociaż na kilka godzin. - Obrócił Stevie na stołku i uwięził j ej kolana m iędzy swoim i.
- Po co m iałby ś to robić?
- Żeby ci wy nagrodzić to, że okazałem się draniem i dałem ci wczoraj w kość.
- Przecież nie opisałeś tej historii.
- Mim o to czuj ę się w j akiś sposób odpowiedział-
UCIECZKA DO EDENU 59
ny - powiedział, puszczaj ąc m im o uszu pry chnięcie Stevie. - Wiem , że uważasz m nie za m arnego dziennikarza, podobnie j ak j a uważam , że ty nie nadaj esz się na wy czy nowego sportowca. Za dużo pij ę, za dużo baluj ę i m am zby t wiele
tolerancj i dla m oich liczny ch wad. Jestem też wy j ątkowo złośliwy i nieobliczalny .
Ale w głębi duszy chy ba sam a czuj esz, że pod tą przy stoj ną, acz zaniedbaną powierzchownością kry j e się całkiem m iły facet.
- Och, j estem tego pewna.
Judd posłał j ej łobuzerski uśm iech, który sprawił, że poczuła m iły dreszczy k podniecenia.
- Podaruj m i dzisiej szy dzień, a udowodnię ci, że się m y lisz.
Już m iała wy razić zgodę, ale nagle się zawahała.
A nuż uży wał swoj ego wdzięku po to ty lko, żeby zebrać m ateriał do arty kułu? Może zam ierzał napisać dogłębne studium j ej osobowości, w który m przedstawi j ą j ako „próżną elegantkę kortów tenisowy ch", j ak j uż j ą kiedy ś określił w j edny m ze
swoich zj adliwy ch felietonów.
- Nie uważam , żeby to by ł naj lepszy pom y sł, Mackie. Chy ba raczej zostanę w dom u.
W tej sam ej chwili zadzwonił telefon i j ednocześnie odezwał się dzwonek u drzwi.
- Zaplanowałeś to? - zwróciła się do niego oskar-
ży cielskim tonem .
60 UCIECZKA DO EDENU
Judd roześm iał się z saty sfakcj ą. Wszy stko zdawa
ło się m u sprzy j ać.
- Nawet opatrzność j est po m oj ej stronie. Weź, co będzie ci potrzebne na j eden dzień. Wrócim y dopiero późny m wieczorem - powiedział, j akby wszy stko zostało j uż ustalone zgodnie z j ego ży czeniem .
- Mackie, nawet gdy by m chciała spędzić z tobą dzień w m ieście, a wcale nie chcę, to i tak nic by z tego nie wy szło. Za dobrze nas tu znaj ą. Nie m ogliby śm y nigdzie pój ść, bo wszędzie naty chm iast by nas rozpoznano i ludzie nie daliby nam
spokoj u.
- Właśnie dlatego wy j eżdżam y za m iasto.
- Za m iasto? A dokąd?
- Zobaczy sz.
- Powiedz m i, j ak zam ierzasz się przekraść obok ty ch wszy stkich reporterów?
- Może by ś przestała szukać dziury w cały m i zaczę
ła się wreszcie pakować - polecił zniecierpliwiony .
Stevie niepewnie spoj rzała m u w twarz. Pewnie znowu cały dzień zej dzie im na kłótniach. Jednak perspekty wa sam otnego spędzenia wielu godzin we własny m dom u w tej sy tuacj i wy dała j ej się znacznie bardziej ponura.
Podj ęła decy zj ę.
- Mogę j echać w ty m stroj u? - zapy tała, wskazuj ąc na białą bawełnianą spódniczkę, podkoszulek i sandały .
UCIECZKA DO EDENU 61
- Pewnie, że tak. Weź torebkę.
Nie m inęło pięć m inut, a zj awiła się w kuchni z du
żą, płócienną torbą, zawieraj ącą wszy stko, co według niej m ogło j ej się przy dać w ciągu dnia. Judd stał przy zlewie i wy cierał dzbanek do kawy .
- Widzę - m ruknęła ironicznie - że czuj esz się tu j ak u siebie w dom u.
- Hm m - m ruknął i spokoj nie wy tarł ręce w papierowy ręcznik. - Chy ba tak.
Zrobił krok do przodu, obj ął j ą w talii, przy ciągnął
do siebie i dotknął ustam i j ej warg.
Udało m u się zaskoczy ć Stevie tak, że nawet m u się nie opierała ani też nie protestowała. Całował j ą delikatnie, m uskaj ąc lekko ustam i j ej usta, aż przestały m u się wy m y kać.
Judd zachowy wał się tak, j akby by ło m u wszy stko j edno, czy Stevie zechce rozchy lić wargi, czy nie.
Jeżeli tak - w porządku. Pocałuj e j ą. Jeżeli nie - trudno. Nie będzie zły lub rozczarowany .
Stevie powoli rozchy liła wargi.
Wtedy Judd niespiesznie pogłębił pocałunek.
Zm iana przy szła tak stopniowo, że trudno by ło j ą zauważy ć, póki j ego usta nie stały się głodne i natarczy we. Stevie oblała fala gorąca, a Judd j ednoznacznie zareagował na przy pły w pożądania.
Gdy zdał sobie z tego sprawę, szy bko odsunął Stevie od siebie.
62 UCIECZKA DO EDENU
- Czem u m nie tak całuj esz? - spy tała oszołom iona nieoczekiwany m rozwoj em wy darzeń.
- Z ciekawości - powiedział schry pnięty m głosem . - Oboj e m y śleliśm y o ty m , prawda? Od chwili gdy wczoraj niechcący odsłoniłaś piersi, oboj e zastanawialiśm y się nad ty m , j akby to by ło, gdy by śm y się pocałowali. A teraz, skoro j uż
zaspokoiliśm y naszą ciekawość, m ożem y się odpręży ć i m iło spędzić dzień. Mam racj ę?
Stevie skinęła głową bez słowa, choć przeczuwała, że uleganie nam owom Judda okaże się prawdopodobnie j edną wielką pom y łką.
ROZDZIAŁ 4
Minąłeś się z powołaniem - powiedziała Stevie do Judda, siedząc w należący m do niego eleganckim , sportowy m wozie. By li j uż w drodze za m iasto i przebij ali się właśnie przez zatłoczone ulice. - Masz w sobie niezłe zadatki na oszusta.
Wy m y ślony przez Judda plan ucieczki polegał na ty m , że Stevie m iała wy wołać zam ieszanie przed drzwiam i do m ieszkania. Kazał j ej wy stawić głowę na zewnątrz i zaczekać na ty le długo, by ekipy film owe i reporterzy nabrali przekonania, że
zdecy dowała się w końcu złoży ć oświadczenie dla prasy. A potem , kiedy wszy scy rzucili się w stronę drzwi frontowy ch, Stevie i Judd wy m knęli się kuchenny m wy j ściem , popędzili wzdłuż uliczki na ty łach dom u i nie zauważeni przez nikogo
dotarli do sam ochodu Judda, zaparkowanego przy równoległej ulicy .
- To prawda. My ślałem kiedy ś o ty m , żeby zaj ąć się złodziej stwem na wielką skalę - odparł Judd - ale 64 UCIECZKA DO EDENU
później doszedłem do wniosku, że to wy m aga zby t dużo wy siłku i ciężkiej pracy .
Stevie z uśm iechem rozsiadła się wy godniej w skórzany m fotelu. Gdy ty lko opuścili j ej m ieszkanie, poczuła się wolna. Już sam o to, że m ogła zapom nieć o dy scy plinie i wy łam ać się z codziennej ruty ny, wy dało j ej się nieby wały m luksusem .
Na ogół o tej porze m iała j uż za sobą całe godziny treningu na korcie i w sali. Wspom niała o ty m Juddowi.
- Kiedy zaczęłaś grać w tenisa? - Judd zerknął
w boczne lusterko, aby się upewnić, że m a wolną drogę, i zj echał na autostradę m iędzy stanową, po czy m pom knął na wschód, zostawiaj ąc w ty le Dallas.
- Gdy skończy łam dwanaście lat.
- Późno j ak na kogoś, kto zaszedł tak daleko j ak ty
- zauważy ł.
- Rzeczy wiście trochę późno, ale z trudem przy pom inam sobie m om enty , w który ch nie czułaby m w ręku rakiety .
Pom y ślała o wieczorze, kiedy to po raz pierwszy wy raziła chęć uprawiania sportu.
- Nagle, ni stąd, ni z owad, oznaj m iłam rodzicom , że chcę grać w tenisowej kadrze j uniorów. - Złoży ła to szokuj ące oświadczenie przy kolacj i. - Mam a i tato popatrzy li na m nie takim wzrokiem , j akby m im powiedziała, że zam ierzam
przeprowadzić się na Marsa.
Tenis?
UCIECZKA DO EDENU 65
Tak jest, tenis.
To zabawa dla bogatych dzieciaków. - Ojciec nie miał co do tego wątpliwości i stanowczo się sprzeciwił.
- Co konkretnie m ieli przeciwko tenisowi? - zainteresował się Judd.
- Szczerze m ówiąc, nic. Po prostu nie wiedzieli, j ak m aj ą się do tego ustosunkować. Moj a m am a w ogóle nie interesowała się sportem . A tato lubił ty lko piłkę nożną i koszy kówkę - a to by ły ty powo m ęskie konkurencj e.
Stevie by ła j edy naczką, j edy ny m potom kiem - na dom iar złego żeńskim - i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że j ej płeć stanowiła źródło gorzkiego zawodu dla tego gburowatego, obcego j ej w gruncie rzeczy m ężczy zny, którego przy szło
j ej nazy wać tatą.
- Więc j ak w końcu udało ci się dostać ich zgodę na uprawianie sportu?
- Po kolacj i powróciłam do tego tem atu, kiedy razem z m am ą zm y wały śm y naczy nia. Wy j aśniłam j ej , że szkoła dy sponuj e sprzętem : rakietam i i piłkam i, który ch będę m ogła uży wać. Nie będę m usiała niczego kupować. Wtedy się zgodziła.
Stevie dodała, że kiedy znalazła się w szkole średniej , zaczęła się autenty cznie pasj onować tenisem .
Wieczoram i pilnowała dzieci, a za zarobione pienią-
66 UCIECZKA DO EDENU
dze brała lekcj e tenisa w ekskluzy wny m klubie w północny m Dallas.
- Oczy wiście nie należeliśm y do tego klubu.
Składki członkowskie by ły wy ższe niż m iesięczna pensj a m oj ego oj ca.
W j ej głosie nie by ło gory czy . Nigdy nie skarży ła się na skrom ne warunki, w j akich przy szło ży ć j ej rodzinie. Nie m ogła się ty lko pogodzić z biernością rodziców, którzy nie robili nic, żeby to zm ienić.
- Grałam w turniej u klubowy m , kiedy poznałam Presley a Fostera. Do dziś pam iętam słowo w słowo, co m i wtedy powiedział: „Nosisz buty o num er za duże. Twój bekhend j est do niczego, a twój forhend też nie j est lepszy, choć w gruncie
rzeczy m asz dobre podania. Jesteś bardziej skupiona na ty m , żeby oczarować widownię, niż na sam ej strategii gry. Wy starczy, że przegry wasz dwom a punktam i, a j uż oddaj esz m ecz. Twoj e serwy są m ocne i szy bkie, ale nie um iesz tego
wy korzy stać. Nie starasz się, chy ba że m usisz, a to bardzo złe przy zwy czaj enie".
Judd aż gwizdnął.
- O Jezu!
Teraz m ogła j uż wspom inać to ze śm iechem .
- Poczułam się tak, j akby ktoś wdeptał m nie w ziem ię. A wtedy on dodał: „Masz talent, a j a potrafię go z ciebie wy doby ć. Mogę zrobić z ciebie gwiazdę światowego form atu. Potrzebuj ę na to dwóch lat.
UCIECZKA DO EDENU 67
Ostrzegam cię j ednak - zanim skończy m y , zdąży sz m nie znienawidzić".
Ty dzień po ukończeniu szkoły wy j echała ze sły nny m trenerem na zgrupowanie na Flory dzie.
Rodzice nie by li w stanie poj ąć j ej decy zj i. Przecież tenis to nie j est praca, to zabawa. Poj echała pom im o ich wy raźnej dezaprobaty. By ć m oże nie m iała przed sobą perspekty w j ako tenisistka, ale j ednego by ła pewna: nie zam ierzała w
przy szło
ści wieść równie nieciekawej i bezbarwnej egzy stencj i j ak oni.
- Nie m iałam poj ęcia, co to znaczy ciężka praca, dopóki nie znalazłam się pod kuratelą Presley a - powiedziała Juddowi z gorzkim uśm iechem .
Zawodnicy, którzy zaczęli treningi j uż u progu szkoły podstawowej i co roku brali udział w letnich obozach Presley a, przewy ższali j ą o całą klasę. Większość z nich poświęciła się wy łącznie tenisowi. Niektórzy w ogóle nie m ieli dzieciństwa.
Tenis stał się dla nich wszy stkim .
- Miałam dziewiętnaście lat, kiedy zaczęłam startować w turniej ach. - Spoj rzała na przesuwaj ący się za oknam i kraj obraz. Judd j echał pewnie, lecz trochę za szy bko. - By łam właśnie na turniej u w Savannah, w Georgii, kiedy dostałam
wiadom ość że tornado zm iotło z powierzchni ziem i dom m oich rodziców, a oni sam i nie ży j ą.
68 UCIECZKA DO EDENU
- Zginęli podczas huraganu? Tego, który zniszczy ł
połowę wschodniego Dallas?
- Tak. Leżałam na łóżku w m otelu w Savannah i płakałam gorzkim i łzam i, kiedy do pokoj u wtargnął
wściekły Presley i zapy tał, dlaczego nie j estem na korcie i nie rozgrzewam się przed m eczem .
Moi rodzice nie żyją. Chyba sobie nie wyobrażasz, Że będę dziś grać?
Oczywiście, że zagrasz, do jasnej cholery! To właśnie w takich sytuacjach dobry sportowiec może pokazać swoją klasę.
Wyszła na kort i wygrała. A po meczu poleciała do Dallas, żeby się zająć pogrzebem rodziców.
- Pół roku później - wspom niała - pewnego dnia podczas rozm owy Presley przerwał nagle w połowie zdania, chwy cił się za pierś i nie wy daj ąc głosu, um arł
na zawał serca. Tego dnia rozegrałam fenom enalny m ecz. Wiedziałam , że on się tego po m nie spodziewał.
Niestety , ani j ej rodzice, ani trener nie doży li czasów, gdy znalazła się na liście naj lepszy ch tenisistek.
W ty m roku spodziewała się wy grać turniej wielkoszlem owy, a potem zam ierzała się wy cofać, m aj ąc świadom ość, że j ej oj ciec się om y lił. Tenis nie by ł wy łącznie zabawą bogaty ch dzieciaków. By ł również wy m agaj ący m i zazdrosny m
panem j ej ży cia, dla którego porzuciła wszelką m y śl o studiach, rom ansach, m ał
żeństwie i rodzinie. Zazdrosny m bożkiem , którem u UCIECZKA DO EDENU 69
poświęciła wszy stko... A teraz by ła j uż o krok od zdoby cia m istrzostwa i nie m ogła pozwolić, żeby cokolwiek j ej w ty m przeszkodziło.
Czuj ąc na sobie wzrok Judda, rozluźniła zaciśnięte pięści i spróbowała się uśm iechnąć.
- A ty ? Czy zawsze chciałeś zostać dziennikarzem sportowy m , który zam iast atram entu uży wa krwi swoich nieszczęsny ch ofiar?
Judd wzdry gnął się z udawany m przerażeniem .
- O Boże, czy m ci zawiniłem , że robisz ze m nie potwora?
- Napisałeś o m nie parę wy j ątkowo zj adliwy ch felietonów. Czem u więc m iałaby m szanować twoj e uczucia?
- My ślę, że kilka ciosów poniżej pasa to j eszcze j est całkiem fair - stwierdził Judd, a potem m rugnął do niej . - Jak się nad ty m zastanowić, kilka ciosów poniżej pasa to m oże by ć nawet całkiem zabawne.
Stevie udała, że nie rozum ie j ego aluzj i. Zastanawianie się nad pocałunkiem , który wy m ienili - a nie m iała zam iaru się oszukiwać i wm awiać sobie, że w nim nie uczestniczy ła - m ogło się okazać wielce ry zy kowne. W tej sy tuacj i wy brała
naj bezpieczniej szą takty kę. Postanowiła zachowy wać się tak, j akby to się w ogóle nie zdarzy ło, ponieważ Judd Mackie sły nął nie ty lko ze swoj ego ciętego pióra, ale również 70 UCIECZKA DO EDENU
ze słabości do kobiet, który ch, j ak głosiła fam a, m iał
na pęczki.
- Tak z czy stej ciekawości, Mackie, dlaczego akurat j a? Powiedz m i szczerze, dlaczego j ako cel twoich zatruty ch strzał wy brałeś sobie właśnie m nie?
- Czem u tak bardzo się ty m przej m uj esz? Przecież reszta tego świata j e ci z ręki. Jakie to m a dla ciebie znaczenie, że ten nędzny dziennikarzy na znaj duj e wielką przy j em ność w obrzucaniu cię błotem w swoj ej parszy wej rubry ce?
- Przecież to, co o m nie wy pisuj esz, m ij a się z prawdą, a ponadto j est takie nudne.
- Ale nie dla m oich czy telników. Od czasów napisania pierwszego tekstu...
- Za który zażądałam przeprosin...
Judd rzucił j ej łobuzerski uśm iech.
- Zam ieściłem nawet kilka akapitów z twoj ego listu, pam iętasz? Czy telnicy by li zachwy ceni. Tak bardzo m nie to rozbawiło, że przez dłuższy czas celowo podsy całem antagonizm m iędzy nam i.
- Dlaczego?
- Bo z tego się rodzą dobre felietony .
- Co j a ci takiego zrobiłam , żeby sobie zasłuży ć na ty le pogardy ?
- Tu nie chodzi o to, co zrobiłaś albo czego nie zrobiłaś. Chodzi raczej o to, kim j esteś. Jak...
- Jak co? - nalegała, kiedy nagle urwał.
UCIECZKA DO EDENU 71
- Chodzi o to, j ak wy glądasz.
Kiedy to usły szała, odebrało j ej m owę ze zdum ienia. Po dłuższej chwili zapy tała:
- To znaczy j ak?
- Ślicznie. Trudno traktować cię j ak sportowca, skoro wy glądasz j ak lalka Barbie, akurat ubrana w tenisowy strój .
- To ohy dny m ęski szowinizm ! Przecież to, j ak wy glądam , nie m a nic do rzeczy . Jaki to m a związek z m oj ą grą?
- Pewnie żaden, ale nie dla takiego szowinisty cznego drania j ak j a - stwierdził z bezczelny m uśm iechem .
- A gdy by m m iała brodawkę na końcu nosa? Czy stałaby m się wtedy w twoich oczach lepszą tenisistką?
- Nigdy się tego nie dowiem y , prawda? Ale m oże i tak. Na pewno m iałby m wtedy m niej szą ochotę wy pisy wać o tobie te wszy stkie złośliwości.
Stevie oparła się o drzwi wozu i spoj rzała na niego z nie ukry wany m zdum ieniem .
- Przez te wszy stkie lata zastanawiałam się, co takiego zrobiłam , czy m ci się naraziłam . A teraz dowiaduj ę się, że tak naprawdę nie m a to nic wspólnego ze m ną. Wszy stko sprowadza się do tego, że j esteś przewrotny m snobem i zagorzały m
anty fem inistą.
- To bardzo szerokie uogólnienie... przepraszam , niechcący wy raziłem się niezręcznie. Ja nie m am nic przeciwko kobietom sportowcom .
72 UCIECZKA DO EDENU
- Ty lko przeciwko m nie. Co m ogę zrobić, żeby ś raczy ł zm ienić zdanie?
- Mogłaby ś zbrzy dnąć.
- Albo m ieć raka.
Judd gwałtownie zaham ował.
- To właśnie j eden z ty ch ciosów poniżej pasa, o który ch m ówiłem , Stevie. Gotów j estem ci wy baczy ć pod j edny m warunkiem .
- Jakim ?
- Powiedz m i, że um iesz gotować.
- Gotować?
- Tak, gotować. No wiesz, wkładać produkty do garnków i rondli i przy rządzać j e tak, żeby dały się zj eść.
- Um iem gotować.
- To dobrze - powiedział, wrzucaj ąc bieg i skręcaj ąc na dwupasm ową szosę. - Z góry zaznaczam , że nie cierpię sosów z wy j ątkiem śm ietanowego do kurczaków. Sosy są dobre dla bab.
- Och, proszę cię - j ęknęła, ale Judd ty lko się uśm iechnął.
Na następny m skrzy żowaniu zatrzy m ał się przed stacj ą benzy nową, przy której znaj dował się także m ały sklep spoży wczy .
- Musim y zrobić zakupy .
Pół godziny później skręcili w wąską, wiej ską drogę. Rosnące po obu j ej stronach drzewa tworzy ły nad UCIECZKA DO EDENU 73
nim i zielony baldachim . Maj estaty czne lipy rosły pospołu z dum ny m i, wy sokim i sosnam i.
- Dokąd, na Boga, j edziem y ?
Miej sce, w który m zrobili zakupy , z trudem zasługiwało na m iano m iasteczka. Poza stacj ą benzy nową, znaj dowały się w nim j edy nie sklep wielobranżowy , poczta, posterunek straży pożarnej , m leczarnia, szko
ła i trzy kościoły protestanckie.
- Do dom u m oich dziadków. - Judd roześm iał się na widok zdziwionej m iny Stevie. - To prawda. Ja nie ty lko m am m atkę, ale i oj ca. Ściślej , m iałem . Farm a należała do j ego rodziców, którzy m u j ą zapisali w testam encie. Kiedy zm arł kilka lat
tem u, j a j ą odziedziczy łem . Sprzedałem wtedy pastwiska, ale zostawiłem sobie dwadzieścia akrów ziem i wokół dom u.
- I to dwadzieścia bardzo piękny ch akrów - zauważy ła Stevie.
- Dziękuj ę.
Dom okazał się kolej ną niespodzianką. Wznosił się na polanie, otoczony gęsty m i krzewam i leszczy ny, która właśnie wy puściła liście. By ł tam też wiatrak, osobny garaż i zabudowania gospodarcze. Wszy stkie budy nki by ły pom alowane na biało,
zaś stolarka na ciem nozielono. I wszy stko dom agało się pędzla. Na klom bach wokół werandy rozpleniły się chwasty .
Miej sce wy glądało na opuszczone i zapom niane.
- Trzeba by tu trochę popracować - stwierdził
74 UCIECZKA DO EDENU
Judd, choć by ło to oczy wiste niedopowiedzenie. -
Zapewniam cię, że dom wy gląda w środku znacznie lepiej .
- Spodziewam się. To urocze m iej sce - łaskawie przy znała Stevie.
Wy siadła z wozu i m usiała schy lić głowę, żeby przej ść pod paj ęczy ną, zwieszaj ącą się m iędzy dwom a drzewam i.
Judd otworzy ł drzwi frontowe kluczem , który wy j ął spod wy cieraczki, a potem wprowadził Stevie do środka. Powitała ich cisza, półm rok i lekki zapach pleśni, ty powy dla dom u, który stał przez dłuższy czas nie zam ieszkany .
- W zasadzie m iał to by ć m ój dom ek weekendowy
- powiedział Judd - ale j a rzadko m ogę wy j eżdżać z m iasta w weekendy, bo właśnie wtedy rozgry wa się większość im prez sportowy ch. Z drugiej strony, to niezby t prakty czne wy bierać się tu w środku ty godnia. Dlatego nie przy j eżdżam tak
często, j akby m chciał, choć to m iej sce na pewno zasługuj e na częstsze odwiedziny .
- Co tam j est? - zapy tała Stevie, wskazuj ąc głową na pokój za j ego plecam i.
- Jadalnia ze stolikiem do gry w karty , składany m fotelem i przenośną m aszy ną do pisania - odparł, a widząc py taj ący wzrok Stevie, dodał: - Meble z j adalni są teraz u m oj ej m atki.
UCIECZKA DO EDENU 75
- Ach, tak. - Nie o to chciała zapy tać, ale j ak na razie zadowoliła się j ego wy j aśnieniem . Widać z tego, że Judd m usiał tu j ednak czasem coś pisać. - A na górze?
- Trzy sy pialnie i łazienka. Jest także m ała ubikacj a pod schodam i, gdy by ś chciała z niej skorzy stać.
Nie? - powiedział, kiedy potrząsnęła głową. - No to wnieśm y rzeczy do kuchni.
Poszła za nim , rozglądaj ąc się z ciekawością. Naj pierw m inęli przestronny salon, w który m wszy stkie m eble przy kry to płócienny m i ochraniaczam i. Na końcu głównego kory tarza skręcili w prawo i weszli do kuchni. Judd postawił torby z
zakupam i na okrągły m , dębowy m stole.
- Co za wspaniała, starodawna kuchnia - powiedziała Stevie i dodała z nutą żalu w głosie: - Nigdy nie m iałam okazj i poznać bliżej m oich dziadków.
Um arli przedwcześnie i słabo ich pam iętam .
Judd otworzy ł okna, żeby wpuścić świeże powietrze, a Stevie zaj ęła się przy gotowaniem kanapek z wędlinam i i serem , które kupili na stacj i benzy nowej . Nagle poczuła skurcz w dole brzucha. Wiedziała j uż dobrze, co on oznacza. Nauczy ła się
też przewidy wać nadej ście bóli po pewny ch sy m ptom ach. A j ednak - to dziwne - odkąd wy j echali z Dallas, ani razu nie pom y ślała o swoj ej chorobie. Musiała przy znać, że to zasługa Judda. To dzięki niem u zapom niała na j akiś czas o
grożący m j ej niebezpieczeństwie.
76 UCIECZKA DO EDENU
A przecież nie dalej niż dwa dni tem u by ła głęboko przekonana, że nie wy trzy m ałaby ani m inuty w towarzy stwie tego cy nicznego dziennikarza. To dziwne, ale j ego przewrotne poczucie hum oru w j akiś sposób j ą uspokaj ało. Nie współczuł j ej
ani się nad nią nie litował, czego by przecież nie zniosła. Nie robił też z siebie błazna, chcąc zm usić j ą do śm iechu, co by łoby wy soce nie na m iej scu.
Nigdy by nie przy puszczała, że tak szy bko przy zwy czai się do j ego obecności. Judd okazał się towarzy szem , j akiego w ty m właśnie m om encie potrzebowała - zabawny m , zawsze gotowy m j ej wy słuchać, dy skretny m , bezstronny m . Ale
prędzej odgry złaby sobie j ęzy k, niżby m u to powiedziała.
- Jedzenie gotowe.
Judd um y ł ręce, a potem zaj ął m iej sce obok niej przy stole.
- To wy gląda wspaniale - powiedział z entuzj azm em na widok talerza apety czny ch kanapek.
Stevie ugry zła m ały kęs i z pełny m i ustam i zapy tała:
- Co będziem y robić po lunchu?
A Judd, również z pełny m i ustam i, odpowiedział:
- Będziem y się kochać.
ROZDZIAŁ 5
Stevie zakrztusiła się i wbiła osłupiały wzrok w Judda, który powoli skończy ł j eść, a potem otarł usta papierową serwetką.
- To oczy wiście ty lko j edna z propozy cj i, m oj a droga - wy j aśnił spokoj nie.
Zerwała się, cała w pąsach, i szy bko ruszy ła w stronę drzwi.
- Wiedziałam , że tak będzie. Jak m ogłam by ć taka głupia, żeby ci zaufać, ty , ty ... Och! Jak sobie pom y
ślę, j aka by łam naiwna... - Kiedy m ij ała j ego krzesło, wy ciągnął rękę i chwy cił za warkocz, żeby j ą zatrzy m ać.
- Przestań! - krzy knęła. - Puść m nie!
- Usiądź. Przestań się ciskać - próbował m ówić surowy m tonem , ale widać by ło, że z trudem zachowuj e powagę. - Nie znasz się na żartach?
- To m iał by ć żart?
- Jasne, a co ty m y ślałaś? Że m ówię serio?
78 UCIECZKA DO EDENU
- Oczy wiście, że nie! - pry chnęła.
- No to czem u się nie śm iałaś?
- Bo to wcale nie by ło śm ieszne.
- Według m nie, by ło. A twoj a m ina by ła j eszcze śm ieszniej sza. - Wy krzy wił się, a Stevie pom y ślała, że j eśli rzeczy wiście zrobiła bodaj w połowie tak idioty czną m inę, wolałaby się zapaść pod ziem ię. - Wy glądałaś, j akby ktoś uszczy pnął cię
w ty łek...
- Mogę to sobie wy obrazić - przerwała m u ze zło
ścią, a potem usiadła i wbiła zęby w kanapkę. - To by łoby takie podobne do ciebie: zwabić m nie tu pod fałszy wy m pretekstem , a potem próbować m nie uwieść.
Judd wcale nie poczuł się urażony ty m i słowam i.
Przeciwnie, wy glądał j ak ktoś, kto usły szał m iły kom plem ent.
- Na j akiej podstawie tak sądzisz?
- Sły szałam o tobie to i owo - odparła z wy niosłą m iną.
- Naprawdę? - Judd uniósł brwi. - Na przy kład co? Co takiego o m nie sły szałaś?
- Nieważne.
- Chy ba nie m asz na m y śli tej history j ki o m nie i o ty ch rudowłosy ch troj aczkach, co?
- O j akich znowu rudy ch troj aczkach? - powtórzy ła słaby m głosem .
- Posłuchaj , to by ło wierutne kłam stwo.
UCIECZKA DO EDENU 79
- Jakie znowu kłam stwo? - wy j ąkała.
- Może to i są naj lepsze cy rkowe akrobatki na świecie, ale nawet j eżeli tak...
Stevie spoj rzała na niego podej rzliwie.
- Nabij asz się ze m nie, prawda?
- Tak, rzeczy wiście. - Sięgnął po kolej ną kanapkę, ale wy raz rozbawienia nie zniknął z j ego twarzy .
- Przecież doskonale wiem y , że do niczego m iędzy nam i nie doj dzie, czy ż nie tak?
- Oczy wiście, że tak.
- Kiedy się całowaliśm y , nic nadzwy czaj nego się nie zdarzy ło m iędzy nam i, racj a?
- R-racj a.
- Ziem ia się nie zatrzęsła, gwiazdy nie pospadały , nie by ło żadny ch faj erwerków. W każdy m razie, j a nic takiego nie czułem , a ty ?
- Nie.
- Żadnego przy pły wu pożądania?
- Absolutnie żadnego.
- Nie zm iękły ci kolana?
- Ależ skąd!
- Spróbowaliśm y i szy bko przekonaliśm y się, że nie zdarzy ł się żaden cud, więc nie m a się o co m artwić. A teraz, wracaj ąc do twoj ego py tania o to, co będziem y robić dziś po południu...
Stevie słuchała go j edny m uchem . Ulży ło j ej , gdy usły szała, że propozy cj a spędzenia popołudnia w łóż-
80 UCIECZKA DO EDENU
ku okazała się j edy nie żartem , z drugiej j ednak strony poczuła się lekko dotknięta. Dlaczego Judd uznał ten pom y sł za tak absurdalny ? Czy całowanie się z nią naprawdę nie zrobiło na nim żadnego wrażenia?
Czy żby wy bredny podry wacz, j akim w j ej m niem aniu by ł Judd, całuj ąc j ą, nie czuł absolutnie nic? Jeśli m a by ć szczera wobec siebie, to ona przeciwnie - pocałunek sprawił, że zrobiło się j ej gorąco i słodko zarazem , zapragnęła następnego
pocałunku.
- ... wcale nie m usisz.
- Czego wcale nie m uszę? - Stevie nagle się ocknęła. Uświadom iła sobie, że Judd przez cały czas coś do niej m ówił.
- Nie m usisz m i pom agać - powiedział, obrzucaj ąc j ą dziwny m wzrokiem . - Czy ty m nie w ogóle słuchasz?
- Nie. My ślałam o czy m ś inny m .
Judd z niepokoj em zm arszczy ł brwi.
- Masz m oże bóle?
- Nie, nic z ty ch rzeczy .
- To dobrze. Całe szczęście.
Przy glądał j ej się przez m om ent, j akby nie by ł
przekonany , że powiedziała prawdę. Kiedy się upewnił, podsum ował raz j eszcze to, co przedtem powiedział.
- Mam tu trochę roboty , a ty w ty m czasie m ożesz sobie odpocząć w j edny m z pokoi na górze.
UCIECZKA DO EDENU 81
- Wolę by ć na dworze. Te lasy są takie piękne, a powietrze arom aty czne.
- Jak chcesz. - Judd podniósł się ze swego m iej sca i poszedł wstawić brudny talerz do zlewu. - Na półkach w salonie znaj dziesz książki. Możesz sobie poczy tać, j ak się znudzisz.
- Dziękuj ę.
- Przy wiozłem ze sobą roboczy strój . Przebiorę się i pój dę na podwórze. Jak będziesz czegoś potrzebowała, zawołaj .
- Dobrze.
- Ach, j eszcze j edno. Stevie?
- Tak? - powiedziała, odwracaj ąc się w stronę, z której dochodził j ego głos.
Judd wy j rzał zza drzwi.
- Mim o wszy stko, kiedy cię całowałem , poczułem m ały przy pły w pożądania - powiedział, a potem m rugnął do niej i zniknął.
Stevie została w kuchni, m rucząc pod nosem obelgi pod j ego adresem .
- Co ty wy prawiasz?! - wy krzy knął Judd na widok Stevie, która przy kucnęła nad ziem ią.
Odwróciła się, zaskoczona, i om al się nie przewróciła. Judd stał nad nią, wsparty na starej , zardzewiałej łopacie. By ł w sam y ch ty lko zniszczony ch dżinsach.
W ciągu ty ch kilku godzin, odkąd się nie widzieli, 82 UCIECZKA DO EDENU
zdąży ł się solidnie napracować. Małe strużki potu spły wały m u po um ięśnionej klatce piersiowej .
Stevie, zażenowana, spuściła wzrok. Nie wy padało tak się na niego gapić, j ak również bezwsty dnie wpatry wać się w kropelki potu, które spły wały m u po brzuchu i ginęły gdzieś pod paskiem spodni.
- A j ak m y ślisz, co robię? Wy ry wam z klom bów chwasty - odparła niezby t grzecznie, speszona swoj ą reakcj ą na widok obnażonego m ęskiego torsu, po czy m znowu wzięła się do roboty .
Zdąży ła j uż pobrudzić białe szorty , a ręce m iała uwalane ziem ią. Zgrzała się, a gruby warkocz ciężko opadał
na oblepiaj ącą j ej plecy koszulkę. Czuła się wspaniale.
Miała wrażenie, że tego rodzaj u wy siłek j est znacznie zdrowszy niż m ordercze uganianie się za piłką na korcie.
- Miałaś odpoczy wać - przy pom niał Judd.
- To relaksuj ące zaj ęcie. Lubię zaj m ować się roślinam i, a te akurat są bardzo zaniedbane.
Odwróciła się i spoj rzała na niego z wy rzutem , ale Judd nie podj ął tem atu. Zam iast tego nachy lił się nad nią. Stevie czuła zapach j ego skóry i wiedziała j uż, że j eśli zechce j ą teraz pocałować, nie będzie m iała nic przeciw tem u. Chrząknęła
głośno, a potem powiedziała:
- Na werandzie j est dzbanek z zim ną wodą.
- Dzięki. - Judd wy prostował się, krzy wiąc się z lekka, kiedy głośno strzeliło m u w kolanach, a po-UCIECZKA DO EDENU 83
tern wszedł po schodach na werandę. - Moim stary m , zastały m kościom przy dało się trochę gim nasty ki, ale obawiam się, że rano nie będę m ógł się zwlec z łóżka.
- Nalał sobie szklankę wody , wy pił j ą duszkiem , a potem zapy tał: - Robiłaś m oże coś w dom u?
- Trochę pozam iatałam . Weranda by ła wręcz zasłana suchy m i liśćm i i igłam i sosnowy m i.
- Widzę, że j esteś pracowita j ak m rówka.
- W przeciwieństwie do ciebie - odgry zła się. - Jak j estem zaj ęta, nie m am czasu na przy gnębiaj ące m y śli.
Judd zbiegł po schodach i z łobuzerskim uśm iechem pociągnął j ą za warkocz.
- Ty lko się nie przem ęczaj .
- Już ty się o to nie m artw.
Słońce skry ło się j uż za wierzchołkam i drzew, które rzucały długie cienie na zaniedbany trawnik przed dom em . Stevie przy siadła na zawieszonej na gałęzi rozłoży stego klonu starej huśtawce. Nagą stopą leniwie wprawiała j ą w ruch.
Doszła do wniosku, że przy dałoby się naoliwić zardzewiałe łańcuchy , choć ich skrzy pienie tak bardzo j ej nie przeszkadzało. Wtapiało się bowiem harm onij nie w inne wiej skie odgłosy .
Judd spędził pracowicie popołudnie: przy bił oderwane okiennice, skosił trawę na polanie i zrobił gruntowne porządki wokół stodoły i garażu.
84 UCIECZKA DO EDENU
Teraz, z poczuciem spełnionego obowiązku, wy ciągnął się na świeżo skoszonej trawie w pobliżu huśtawki. Założy ł z powrotem koszulę, ale j ej poły rozsunęły się, odsłaniaj ąc im ponuj ący tors oraz porośnięty czarny m i włoskam i brzuch, który
m im o try bu ży cia, j aki Judd prowadził od lat, by ł wciąż płaski i m uskularny. Stevie bardzo pilnowała się, żeby nie patrzeć w tę stronę, ale przy chodziło j ej to z trudem . Niełatwo by ło spędzić z Juddem całe popołudnie i ani razu na niego nie
spoj rzeć.
- Zm ęczy łam się - przy znała - ale to takie m iłe uczucie. Nawet j uż nie pam iętam , kiedy ostatnio oglądałam drzewa o zachodzie słońca. Dziś m iałam wreszcie szansę podziwiać słońce przeświecaj ące pom iędzy liśćm i oraz m alownicze cienie w
całej gam ie odcieni zieleni i złota. To takie piękne. I te dźwięki - odgłosy lasu, który ch człowiek nigdy nie sły szy w m ieście, skrzy pienie wiatraka i starej huśtawki, głosy ptaków... A m im o to j est tak cicho.
Judd przewrócił się na bok i oparł policzek na dłoni. Podniósł oczy na Stevie.
- Zawsze tak się nad wszy stkim roztkliwiasz?
- Ty lko wtedy , kiedy j estem taka zm ęczona j ak teraz - odparła z uśm iechem , który Judd odwzaj em nił. - To by ł bardzo m iły dzień. Jaka szkoda, że m usim y wracać i znowu wdy chać tlenek węgla i spaliny , zam iast zapachu ży wicy i ziół.
- A m usim y ?
UCIECZKA DO EDENU 85
- Czy co m usim y ?
- Czy rzeczy wiście m usim y wracać?
- O co ci chodzi ty m razem , Mackie?
- O Boże, ale ty j esteś podej rzliwa.
- Wcale nie j estem podej rzliwa, ty lko nie do końca ci ufam - powiedziała z udaną słody czą. - No więc, co m iałeś na m y śli, py taj ąc, czy m usim y wracać do Dallas? To chy ba oczy wiste, że tak.
- Po co?
- Przecież m am y różne zobowiązania.
- W stosunku do kogo?
- Ty na przy kład m asz obowiązki względem twoj ej gazety .
- Już nie.
- Jak to, nie?
- Wy lali m nie.
Spoj rzała na niego ze zdum ieniem .
- Wy lali cię? Oni ciebie wy lali?
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo dałem się wy przedzić. Konkurency j na gazeta pierwsza opisała aferę Stevie Corbett.
Przez kilka chwil Stevie patrzy ła na niego bez słowa, ale m aluj ąca się na j ego twarzy powaga przekona
ła j ą, że nie kłam ał ani nie żartował, choć, prawdę m ówiąc, m iała taką nadziej ę.
- Wy rzucili cię z m oj ego powodu?
86 UCIECZKA DO EDENU
Judd m achnął lekceważąco ręką.
- Ty m się nie przej m uj . Mój szef uwielbia m nie wy rzucać. Dlatego ty m razem postanowiłem , że nie wrócę do pracy i pozbawię go tej przy j em ności.
- Ale... ale przecież m ogłeś napisać by le co.
W końcu ty lko ty znasz prawdę.
- I zachować się j ak skończony drań? Może trudno ci w to uwierzy ć, ale m am swoj ą ety kę zawodową i kiedy m ówię, że rozm owa j est pry watna, to tak j est rzeczy wiście. Jeszcze nigdy nie złam ałem tej zasady .
Wstał i podszedł do huśtawki. Stevie siedziała w rogu, j edną nogę spuściła na ziem ię, drugą położy ła na drewniany m siedzisku, które m ogło bez trudu pom ieścić dwie osoby . Judd usiadł obok Stevie i położy ł
sobie j ej nogę na kolanach.
- Masz pęcherze na pięcie.
- To dlatego, że włoży łam sandały na gołe nogi.
Zazwy czaj noszę buty sportowe i skarpetki.
Opuszkiem kciuka pogładził napęczniałą skórę.
- Chodźm y się trochę przej ść przed zm rokiem -
zaproponowała zakłopotana Stevie.
- Mówiłem serio. - Judd odwrócił się i spoj rzał j ej w twarz. - Możem y tu zostać dłużej .
- Przecież to niem ożliwe. - Stevie pokręciła głową.
Chciała, żeby j uż zabrał ręce, ale kciuk Judda wciąż kreślił wzory na podbiciu j ej stopy . Trudno j ej UCIECZKA DO EDENU 87
by ło nie wiercić się przy ty m , a powstrzy m y wanie się od cichy ch pom ruków zadowolenia okazało się ponad j ej siły . Zwłaszcza gdy Judd patrzy ł na nią rozbraj aj ący m wzrokiem .
- Dlaczego?
Prawdę m ówiąc, żaden sensowny powód nie przy chodził j ej do głowy .
- Bo nie.
- To poważny powód. - Judd bły snął zębam i w uśm iechu, ale zaraz spoważniał. - Potrzebuj esz trochę czasu do nam y słu, Stevie. Powiedz, czy j est j akieś lepsze m iej sce niż to? Żadny ch telefonów, aparatów fotograficzny ch i kam er film owy ch,
żadny ch wścib-skich reporterów, nam olny ch dziennikarzy . I nikogo, kto by cię rozpraszał. Oczy wiście poza m ną.
- Masz zam iar siedzieć tu i obserwować m nie, kiedy będę rozstrzy gać swój dy lem at? Czy właśnie to m i proponuj esz?
- Nie. Tak naprawdę chciałby m popracować nad m oj ą powieścią.
- Powieścią? Jaką znowu powieścią?
- Tą, którą m am zam iar zacząć j utro z sam ego rana. Oczy wiście j eżeli zdecy duj em y się zostać. Jeśli nie, to wielka am ery kańska powieść nie zostanie nigdy napisana i cała wina spadnie na ciebie.
- No proszę, więc teraz j a j estem odpowiedzialna za twoj ą karierę.
88 UCIECZKA DO EDENU
- Czy żby ś zdąży ła j uż zapom nieć, że wy lali m nie z twoj ego powodu? - przy pom niał j ej łagodnie.
- Przecież m ówiłeś, że...
- Doskonale wiem , co m ówiłem - odburknął. -
Posłuchaj , zostańm y tu dłużej . Będziesz m ogła popracować w ogrodzie, sprzątać i gotować, a j a w ty m czasie będę pisał powieść.
- Rozum iem , że potrzebna ci darm owa gospody ni, tak? - Stevie ze złością wy szarpnęła nogę z uścisku Judda. - Potrzebuj esz służącej , gosposi na każde zawołanie, która będzie koło ciebie skakać, podczas gdy ty będziesz udawać Hem ingway a.
Juddzie Mackie, j esteś naj większy m spry ciarzem ...
- Jeżeli chodzi o m nie, będziesz się m ogła cały m i dniam i wy legiwać w łóżku - wpadł j ej w słowo, zagłuszaj ąc protesty . - Przecież to ty powiedziałaś, że chcesz się czy m ś zaj ąć, żeby oderwać m y śli od...
- Wskazał wzrokiem j ej brzuch. - No wiesz, od czego.
Przeniósł spoj rzenie na j ej twarz i zobaczy ł m aluj ącą się na niej wrogość. Westchnął i wzruszy ł ram ionam i.
- No dobrze, zapom nij m y o ty m . Nie powinienem by ł w ogóle o ty m wspom inać. Pom y ślałem sobie, że oboj e znaleźliśm y się w takim punkcie w ży ciu, że powinniśm y spędzić trochę czasu w odosobnieniu, żeby sobie parę spraw przem y śleć,
przewartościować, UCIECZKA DO EDENU 89
ułoży ć nowe plany . To m iej sce wy daj e m i się wy m arzone do tego celu. Oczy wiście m y liłem się pod każdy m względem .
Wstał z huśtawki, która leniwie się zakoły sała. Stevie zatrzy m ała j ą nogą.
- A gdzie będziem y spali? - zawołała w stronę j ego oddalaj ący ch się pleców.
Judd raptownie przy stanął. W końcu powoli się odwrócił.
- Gdzie będziem y spali?
- Gdzie j a będę spała?
- Możesz sobie pierwsza wy brać pokój .
- A gdzie ty zam ierzasz spać?
- W który m ś z pozostały ch pokoi. - Judd oparł
dłonie na biodrach. - Czy ty sobie m y ślisz, że j a m am j akieś ukry te zam iary ? Że chcę m ieć za j edny m zam achem i gosposię, i kochankę?
Stevie m ilczała ze wzrokiem wbity m w ziem ię.
- Zdawało m i się, że ustaliliśm y j uż, że nie ciągnie nas do siebie - argum entował Judd. - Posłuchaj , to m iał by ć czy sto przy j acielski układ. Nasze ży cie j est i tak wy starczaj ąco pogm atwane. Dodatkowe kom plikacj e nie są nam potrzebne.
- Całkowicie się z tobą zgadzam .
- Zatem wszy stko j asne: zostaliśm y kum plam i i ty lko kum plam i.
- Też tak to widzę.
90 UCIECZKA DO EDENU
- Czy chodziłaby ś brudna, spocona i rozczochrana, gdy by ś m iała zam iar m nie uwieść?
- Nie - odparła wy niośle, choć m iała szczerą chęć go zwy m y ślać.
- No więc sam a widzisz. Ja też nosiłby m się inaczej . Możesz m i wierzy ć, Stevie, że gdy by m chciał
cię zwabić do łóżka, przy szedłby m do ciebie i po prostu by m ci o ty m powiedział. - Westchnął i przeczesał palcam i włosy . - A teraz, skoro wszy stko j uż j asne, powiedz m i, zostaj em y czy nie?
ROZDZIAŁ 6
Pom y ślałam sobie, że przy j em niej będzie zj eść kolacj ę na dworze - powiedziała Stevie, wskazuj ąc wzrokiem na stolik do gry w karty, który przeniosła z j adalni na werandę. Na środku ustawiła wazon z bukietem zebrany ch przez siebie polny ch
kwiatów. Nie zabrakło także obrusa i serwetek, które wy szukała w kuchenny ch szafkach. Udało j ej się nawet znaleźć świeczkę, którą um ieściła na spodeczku. Migoczący płom ień wy doby ł z m roku przy stoj ną twarz Judda.
- Świetny pom y sł - przy znał - ale niepotrzebnie zadałaś sobie ty le trudu.
- Sprawiło m i to przy j em ność.
- Cieszę się, że znalazłaś sobie tutaj j akieś m iłe zaj ęcie.
Na koniec dnia, podczas którego wspólnie pracowali przy dom u i w ogrodzie, zgodnie z daną wcześniej obietnicą, Judd pozwolił, by Stevie pierwsza wy brała sobie sy pialnię. Zdecy dowała się na pokój , któ-
92 UCIECZKA DO EDENU
rego okna wy chodziły na wschód, gdy ż od lat przy wy kła wstawać wcześnie rano. Judd by ł bardzo zadowolony, że przy padła j ej do gustu ta właśnie sy pialnia i wy znał, że ostatnią rzeczą, j aką m a ochotę oglądać każdego ranka, j est słońce
przeświecaj ące przez szczeliny w okiennicach.
Z sy pialni przeszli do m ałej łazienki. By ł w niej żelazny zlew i staroświecka wanna na lwich łapach.
- Ma co naj m niej dwa m etry długości, więc będziesz m ogła się w niej wy ciągnąć, kiedy przy j dzie ci ochota na dłuższą kąpiel - powiedział Judd.
W szafie na piętrze znaleźli ręczniki i czy stą po
ściel, a także parę zapasowy ch ubrań. Judd oglądał j e, kręcąc z powątpiewaniem głową.
- My ślisz, że znaj dziesz coś, w czy m będziesz m ogła tu chodzić, zanim wrócim y do m iasta?
- Nie m artw się. Jakoś sobie poradzę. Do kogo należały te rzeczy ? - zapy tała, przy kładaj ąc do siebie suto m arszczoną spódnicę.
- Pewnie do której ś z kuzy nek - stwierdził Judd.
W szafie wisiały stroj e zarówno dla m ężczy zn, j ak i dla kobiet. Judd wy brał sobie płócienną koszulę i parę szortów. - A teraz, ponieważ, j ak wiesz, j estem bardzo m iły i dobrze wy chowany, poczekam , aż pierwsza weźm iesz kąpiel. Potem , j eżeli
nie m asz nic przeciwko tem u, zrobim y sobie na kolacj ę te steki, które kupiłem dziś rano. - W tej sam ej chwili, j ak na UCIECZKA DO EDENU 93
zawołanie, w żołądku Stevie rozległo się głośne burczenie. Judd delikatnie pogłaskał j ą po brzuchu. - Rozum iem , że się zgadzasz.
Stevie wciągnęła brzuch i j akby w obronny m odruchu napięła m ięśnie. Próbowała także udawać, że m a w płucach wy starczaj ącą ilość powietrza, j ednak kiedy się odezwała, j ej głos zam iast brzm ieć pewnie, zabrzm iał nienaturalnie cienko.
- Tak, steki to świetny pom y sł.
- W takim j esteśm y um ówieni. Podczas gdy ty będziesz brać kąpiel, j a rozpalę węgle. Znalazłem w garażu stary grill dziadka i porządnie go oczy ści
łem . By ł tam nawet worek węgla drzewnego.
Pół godziny później spotkali się w połowie schodów. Stevie schodziła właśnie na dół. By ła pachnąca i świeża, a włosy m iała j eszcze wilgotne po kąpieli.
Judd za to by ł usm olony niczy m kom iniarz węglowy m py łem .
- Musisz spuścić trochę wody , żeby poleciała czy sta.
- Dzięki za ostrzeżenie. - Minął j ą i poszedł na górę.
Teraz odświeżeni po kąpieli, przebrani w czy ste rzeczy , stali naprzeciw siebie, po dwóch stronach sto
łu, w m igotliwy m blasku świecy . Panuj ącą wokół ciszę przery wały j edy nie odległe głosy ptaków i zwierząt oraz szum drzew. Arom at ży wicy m ieszał się z apety czny m zapachem pieczonego m ięsa.
94 UCIECZKA DO EDENU
- Węgiel by ł w sam raz.
- To dobrze.
- Położy łam steki na grillu, ale m oże będziesz chciał sam ich doglądać.
- Tak, zaraz sprawdzę, czy są j uż gotowe.
- A j a przy niosę resztę rzeczy z kuchni.
Nagle poczuła się dziwnie nieswoj o, choć prawdę m ówiąc, nie m iała poj ęcia, skąd u niej ta nieśm iałość.
Może niepotrzebnie wy brała tę płócienną, chłopską bluzkę, w której czuła się głupio i nazby t kobieco.
Bluzka by ła głęboko wy cięta i o num er za duża, i ciągle zsuwała j ej się z j ednego ram ienia. Naj chętniej włoży łaby po kąpieli swoj e własne rzeczy , w który ch czuła się swobodnie, gdy by nie to, że by ły bardzo brudne.
Judd rozej rzał się wkoło, nie przeoczaj ąc niczego: świec, kwiatów, starannie nakry tego stołu. Zm ierzy ł
Stevie taksuj ący m spoj rzeniem .
- Widzę, że próbuj esz zrobić na m nie j ak naj lepsze wrażenie. Może powinienem by ł wcześniej cię uprzedzić, zanim złam ię ci serce, że j a nie należę do m ężczy zn, którzy się żenią.
Czar chwili pry sł.
- Ty wstrętny zarozum ialcze! - wy krzy knęła z oburzeniem Stevie, biorąc się pod boki. - Nie zrobi
łam tego dla ciebie, ty lko dla siebie. Rzadko spoty kam się z przy j aciółm i i znaj om y m i, a kiedy j uż m am UCIECZKA DO EDENU 95
dla nich czas, na ogół zapraszam ich do lokalu. To by ła wy j ątkowa sy tuacj a. Z czego się śm iej esz?
- Z ciebie, m oj a m iła. Z przy krością m uszę stwierdzić, że kom pletnie nie znasz się na żartach. Za to kiedy j esteś wściekła, robisz się bardzo by stra.
Stevie stała przy stole, trzęsąc się z oburzenia, a Judd podszedł do grilla, który zaniósł w róg werandy. Przez m om ent zastanawiała się, czy nie wy garnąć m u, co o nim m y śli, ale w końcu postanowiła dać tem u spokój . Bo, niestety, z ich
słowny ch poty czek to Judd zawsze wy chodził zwy cięsko, a nie ona.
- Jeszcze pięć m inut - odezwał się Judd przez ram ię - i steki będą j ak trzeba.
Ty m czasem Stevie przy niosła półm isek sałaty , bagietkę posm arowaną m asłem i podgrzaną w piecu oraz dzbanek m rożonej herbaty , przy brany listkam i świeżej m ięty rosnącej buj nie za dom em po obu stronach ganku.
Judd sięgnął po wy soką, oszronioną szklankę i upił
ły k herbaty , po czy m ze sm akiem oblizał wargi.
- Mięta w herbacie przy pom ina m i czasy , kiedy spędzałem na farm ie wakacj e - powiedział z zadum ą.
- Babcia właśnie taką parzy ła.
- Lubiłeś tu przy j eżdżać? - m iękko zapy tała Stevie.
- Bardzo. Dziadkowie dawali m i dużo swobody .
Uświadom iłem sobie, że te szczęśliwe czasy m inęły 96 UCIECZKA DO EDENU
bezpowrotnie. - Uniósł w górę szklankę z herbatą. -
To pewnie twoj a zasługa, że sobie o nich przy pom nia
łem . - Popatrzy ł na nią ży czliwie, bez zwy kłej kpiny czy złośliwości.
Stevie pom y ślała, że Judd potrafi by ć m iły , j ak chce. W m ilczeniu zabrała się do j edzenia. Po chwili z aprobatą przy znała:
- Ten stek j est fantasty czny , Judd.
- Nie obiecuj sobie za wiele, Stevie. Moj e um iej ętności kulinarne ograniczaj ą się do potraw z grilla.
- O czy m j est ta twoj a powieść?
- Pisarze nigdy nie m ówią o książkach, nad który m i właśnie pracuj ą.
- Przecież ty nawet nie zacząłeś nad nią pracować.
- Te sam e zasady obowiązuj ą w przy padku pom y słu.
- Czem u nie chcesz o ty m porozm awiać?
- Bo rozm owa o historii, którą się właśnie wy m y
śla, osłabia m oty wacj ę, żeby j ą spisać.
- Ach, tak. - Stevie znowu sięgnęła po widelec.
~ Chy ba j estem w stanie to zrozum ieć. Ja też nie lubię rozm awiać o grze przed m eczem . Nie wdaj ę się z nikim w dy skusj e na tem at przy j ętej przeze m nie strategii ani szans na wy graną. Pogrążam się wtedy w m y
ślach i nie m am ochoty dzielić ich z inny m i. Może j estem nierozsądna, ale zawsze uważałam , że om awianie gry przed m eczem m ogłoby przy nieść pecha.
UCIECZKA DO EDENU 97
- Jesteś przesądna. - Judd oskarży cielskim gestem wy celował w nią swój widelec.
- Doty chczas tak nie uważałam , ale m oże rzeczy wiście j estem . - Stevie skończy ła j eść i odsunęła talerz. - Traktuj ę tenis bardzo poważnie. To dlatego twoj a rubry ka zawsze by ła m iędzy nam i kością niezgody, panie Mackie. Bo ty nie piszesz o
m nie, ty lko, w naj lepszy m przy padku, stroisz sobie ze m nie żarty .
- Dzięki tem u nasza gazeta dobrze się sprzedaj e.
Ja oczy wiście zdaj ę sobie sprawę z tego, że traktuj esz grę bardzo poważnie. Może nawet zby t poważnie.
- Nie zgadzam się z tobą.
- Naprawdę? - zapy tał, opieraj ąc się łokciam i o stół i wy chy laj ąc w stronę płonącej świeczki. Migotliwy płom ień oświetlał j ego twarz, zm iękczaj ąc wy raziste ry sy . - A gdzie m asz wobec tego m ęża, dzieci, dom ?
- Przepraszam , ale czy zadawałby ś m i takie py tania, gdy by m by ła m ężczy zną?
- Chy ba nie - przy znał. - Ale, j akby nie by ło...
- j ego wzrok spoczął na wy cięciu białej bluzki - ty j ednak nie j esteś m ężczy zną.
Zaj ęta j edzeniem , zapom niała o ty m , by od czasu do czasu poprawić zby t obszerną bluzkę, która odsłaniała rowek m iędzy piersiam i. Cienie rzucane przez drgaj ący płom ień świecy sprawiły , że wy glądał on kusząco.
98 UCIECZKA DO EDENU
Stevie poczuła się zagrożona. Nie spodobał się j ej rozogniony wzrok Judda oraz to, że ich rozm owa zaczęła schodzić na tem aty osobiste.
- Każda rzecz w ży ciu, nawet sukces, m a swoj ą cenę- wy recy towała szy bko, świadom a, że to truizm .
- Nie m ożna m ieć wszy stkiego - odwołała się do banalnego stwierdzenia.
- Niektóry m to się udaj e, ale nie tobie. Ty m asz ty lko swój sport.
- I to dobry - powiedziała z iry tacj ą.
- To prawda. Mogę się j ednak założy ć, że gdy by ś rozesłała ankietę na tem at Stevie Corbett do dziennikarzy sportowy ch, oczy wiście m ężczy zn, i kazała im odpowiedzieć na py tanie, j aki j est j ej wkład w rozwój współczesnego tenisa, żaden z
nich nie powiedziałby ,j ej bekhend". Gdy by by li uczciwi, powiedzieliby raczej ,j ej ty łeczek". Ty lko j a m am odwagę głośno m ówić o ty m , o czy m inni m y ślą.
Stevie odgarnęła włosy z czoła i wstała zza stołu.
- Mackie, j esteś niepoprawny .
- Wszy scy m i to m ówili, począwszy od wy chowawczy ni w przedszkolu, a skończy wszy na Ram -sey u. Nie dalej j ak dziś rano... Stevie? - Judd poderwał się i szy bko okrąży ł stół. - Co ci j est?
- Nic takiego.
- Niech to diabli - zaklął. - Ty lko m i nie m ów, że nic. Masz bóle?
UCIECZKA DO EDENU 99
Odpowiedzią by ł pły tki, przy spieszony oddech.
- Stevie, powiedz prawdę.
- Czasam i, kiedy się zby t gwałtownie poruszę, tak j ak teraz, trochę m nie boli.
Judd położy ł j ej dłoń na brzuchu.
- Zaży j esz środki przeciwbólowe? Usiądź, na Boga. Zaraz ci j e przy niosę.
- Nie, j uż m i lepiej , znacznie lepiej . - Podniosła na niego wzrok i uśm iechnęła się drżący m i wargam i.
- Ten ból przy chodzi równie szy bko, j ak m ij a. Nie przej m uj się, j uż po wszy stkim .
- Jesteś pewna? - zapy tał, z dłonią przy ciśniętą do j ej brzucha.
- Tak, tak, j estem absolutnie pewna - odpowiedziała pospiesznie, speszona bliskością Judda.
Popatrzy ł j ej w oczy , j akby j ej nie dowierzał, ale po chwili zabrał rękę i się cofnął.
- Idź lepiej na górę i połóż się.
- Po co? To by ło ty lko m ałe ukłucie.
- Ale to ukłucie zupełnie wy starczy ło, żeby ci zbielały usta.
- Bądź tak łaskaw i odsuń się, żeby m m ogła posprzątać ze stołu.
- Nie m a m owy . To m oże poczekać do j utra.
- Wy kluczone. Twoj a babcia nigdy by m i tego nie wy baczy ła.
Cofnął się, klnąc cicho pod nosem .
1 0 0 UCIECZKA DO EDENU
- Jak często m asz te ukłucia? - zapy tał, niosąc za nią tacę z brudny m i talerzam i.
- Raz, m oże dwa razy dziennie. Nie powinieneś się ty m przej m ować. To m oj a sprawa. - Stevie napełniła zlew wodą i dolała detergentu. Za każdy m razem , gdy próbowała się ruszy ć, om al nie wpadała na Judda.
- Plączesz m i się pod nogam i, Mackie. Bądź grzeczny m chłopcem i idź się pobawić na dworze albo popracuj md powieścią.
Judd wy szedł z kuchni, głośno trzaskaj ąc drzwiam i. Idąc przez ciem ne pokoj e, m ruczał coś gniewnie pod nosem . Potrafił poznać, kiedy ktoś m iał bóle, i by ł absolutnie pewny, że Stevie cierpi. Co ona sobie wy obraża? Że nie j est w stanie tego
dostrzec?
- Ukłucie, akurat, j uż to widzę - powiedział głośno sam do siebie.
By ł zły na Stevie, że zupełnie niepotrzebnie odgry wała bohaterkę, i by ł także zły na siebie, że aż tak przej m ował się, w gruncie rzeczy , obcą kobietą. To prawda, podobała m u się, m usiał przy znać. Budziła w nim także opiekuńcze uczucia.
Musi przestać m y śleć o ty m , j ak pięknie Stevie wy glądała w blasku świec, j ak ładnie i świeżo pachniała, j ak bardzo chciał j ą pocałować i przy tulić. Powinien zaj ąć się ty m , po co tu przy j echał - pisaniem .
Poszedł na werandę i wniósł z powrotem do dom u stolik do gry w karty .
UCIECZKA DO EDENU 1 0 1
Ustawił na nim lam pę i przekrzy wił tani abażur tak, żeby m ieć dobre oświetlenie. Przy niósł m aszy nę do pisania i ry zę papieru, a potem starannie wy równał j ej brzegi. Sprawdził taśm ę i upewnił się, że ołówki i gum ki znaj duj ą się w zasięgu ręki.
- Co robisz?
Drgnął i odwrócił się. W drzwiach stała Stevie i bacznie m u się przy glądała.
- Zbieram się w sobie - wyjaśnił niechętnie. - Nie m ożna tak po prostu usiąść i przy stąpić do pisania. To wy m aga dłuższy ch przy gotowań.
- Rozum iem . Według m nie wy glądałeś tak, j akby obleciał cię strach. Przy znaj się, że boisz się zacząć.
- Nieprawda.
- Dobrze j uż, dobrze, nie denerwuj się. - Stevie cofnęła się na widok ziry towanej m iny Judda. - Idę sobie poczy tać. Gdy by ś m nie potrzebował, będę w salonie.
- Dobrze. Ty lko zachowuj się grzecznie.
- Obiecuj ę.
- Zaczekaj ! - Judd ruszy ł za Stevie. - Przepraszam . Wcale nie chciałem na ciebie krzy czeć. To nasza pierwsza wspólna noc w ty m dom u. Chy ba to świeże, wiej skie powietrze trochę m nie rozstraj a.
- A m oże brakuj e ci m iej skich odgłosów.
- Tak, coś w ty m rodzaj u. Mam ! - Głośno pstry knął palcam i. - Chcesz zagrać w karty ? Musi tu gdzieś by ć chociaż j edna talia.
1 0 2 UCIECZKA DO EDENU
- Jestem zm ęczona, Judd. Może inny m razem .
- No to pograj m y w zgady wanki. Sam i ułoży m y py tania. Ty m ożesz wy brać dziedziny .
- Wolę teraz poczy tać.
- Dobrze. Niech ci będzie. Pom ogę ci wy brać książkę.
Ruszy ł w stronę salonu, a kiedy j ą m ij ał, chwy ciła go za rękę i odepchnęła.
- Sam a sobie znaj dę książkę. Przestań szukać wy krętów, Mackie.
- Jakich wy krętów?
- Zachowuj esz się j ak m ałe dziecko, które robi wszy stko, żeby się wieczorem nie położy ć do łóżka.
Przecież ta powieść sam a się nie napisze.
- Już rozum iem . A więc o to m nie podej rzewasz: że celowo odwlekam m om ent, w który m trzeba będzie zabrać się do pracy ?
- Tak.
- O Jezu, nic dziwnego, że nie wy szłaś za m ąż
- burknął ze złością, idąc w kierunku j adalni. - Kto by się chciał z tobą ożenić? Jesteś nieznośna, zrzędzisz i zrzędzisz. Z tobą nawet nie da się pożartować.
Stevie poczuła, że oczy zaczy naj ą j ej się kleić.
Poddała się i odłoży ła książkę na stolik. Zanim zabra
ła się do czy tania, starannie obej rzała wszy stkie m eble w salonie. Masy wne, z klonowego drewna, idealnie UCIECZKA DO EDENU 1 0 3
pasowały do tego dom u, choć gdy by to ona go urządzała, pewnie um eblowałaby pokoj e w bardziej nowoczesny m sty lu.
Zgasiła lam pę, sięgnęła po sandały i trzy m aj ąc j e w ręku, przeszła do j adalni. Judd krąży ł po pokoj u, kręcąc głową i rozm asowuj ąc sobie m ięśnie barku.
Na podłodze walały się papierowe sam olociki. Jeden zaplątał się nawet w firankę przy karniszu.
- Jak ci idzie? - zapy tała. Podeszła do stolika, spoj rzała na papier wkręcony w m aszy nę i przeczy ta
ła to, co Judd zdąży ł dotąd napisać.
- Rozdział pierwszy . No, no, panie Mackie. Co za głęboka m y śl.
- Co za inteligentna uwaga.
- Muszę z przy krością stwierdzić, że j eszcze ci daleko do otrzy m ania Nagrody Pulitzera.
- Tak sam o daleko, j ak tobie do Wielkiego Szle-m u, m oj a ty czem pionko.
Jego słowa zgasiły żartobliwe bły ski w j ej oczach.
- Masz racj ę, Mackie.
Judd głośno zaklął i desperackim gestem przeczesał zwichrzone włosy .
- Przepraszam . Nie chciałem ... Ja wcale tak nie uważam ... Miałem ty lko na m y śli...
- Wiem , co m iałeś na m y śli. Nic się nie stało. Co się dziej e z twoim ram ieniem ?
- Nic.
1 0 4 UCIECZKA DO EDENU
- Przecież widzę, że krzy wisz się przy każdy m gwałtowniej szy m ruchu.
- Jak na pierwszy dzień, chy ba trochę przesadzi
łem z pracą w ogrodzie.
- Czy żby ? - Stevie podeszła do niego z zatroskaną m iną. Upuściła sandały na podłogę, podniosła ręce i m ocno ścisnęła Judda za ram iona.
Głośno j ęknął.
- Auu, cholera, wiesz, j ak to boli?! Nie m usisz m nie tak szczy pać.
- Jesteś szty wny j ak stary niedźwiedź.
- To rzeczy wiście ciekawe spostrzeżenie, bo tak właśnie się czuj ę. Jak stary niedźwiedź, który dopiero co obudził się z zim owego snu.
- Chodź na górę. Nasm aruj ę cię doskonały m specy fikiem , bez którego nigdzie się nie ruszam .
- A co to za doskonały specy fik? - zapy tał Judd podej rzliwie, gdy wspinali się po schodach.
- Specj alny pły n, opracowany przez pewnego lekarza, który zaj m uj e się leczeniem urazów sportowy ch. Bły skawicznie i skutecznie likwiduj e wszelkiego rodzaj u obrzęki i zeszty wnienia.
Stevie szła przodem . Nagle Judd pociągnął j ą za rąbek spódnicy . Odwróciła się, ziry towana.
- Jeżeli ten specy fik rzeczy wiście tak działa - odezwał się ze znaczący m uśm iechem - będziesz m nie m ogła nim nacierać, ale ty lko tam , gdzie ci pozwolę.
ROZDZIAŁ 7
Stevie wy szarpnęła rąbek spódnicy z rąk Judda, rzuciła m u karcące spoj rzenie, po czy m zniknęła w swoim pokoj u. Wy j ęła z torby dużą butelkę i wróciła pod drzwi sy pialni Judda.
- Puk puk.
- Proszę. Wej dź.
Weszła akurat w chwili, gdy Judd zdej m ował koszulkę. Z uniesiony m i nad głową rękam i, wy glądał
w świetle nocnej lam pki j ak posąg. Stevie m ogła przez m om ent podziwiać w całej okazałości j ego szerokie ram iona, m uskularną pierś, wąskie biodra. Przenosząc spoj rzenie w dół, spostrzegła pooraną głębokim i bliznam i nogę!
Skąd te straszne blizny ?
Nagle Judd opuścił ręce, odsłaniaj ąc twarz. Zorientował się, że Stevie wpatruj e się w purpurowe szram y przecinaj ące j ego lewą ły dkę. Zwinął koszulkę w kłębek i cisnął j ą na fotel przy łóżku.
1 0 6 UCIECZKA DO EDENU
- To niegrzecznie tak się gapić - powiedział z nie ukry waną iry tacj ą.
Stevie zastanawiała się, dlaczego Judd tak zareagował. Przecież śm ieszne by łoby udawać, że nie widzi blizn. A nawet gdy by próbowała, Juddowi na pewno by się to nie podobało i m iałby j ej za złe, że zachowuj e się sztucznie. A zresztą, nie
powodowała nią niezdrowa ciekawość, ty lko czy sto ludzkie współczucie.
Zawsze by ła zdania, że w krępuj ący ch sy tuacj ach należy zachowy wać się naturalnie.
- Co ci się stało w nogę, Judd?
- Skom plikowane złam anie kości piszczelowej .
A więc gorzej , niż m y ślała. Nie próbowała nawet ukry ć zaskoczenia.
- Jak to się stało?
- Wy padek na nartach wodny ch.
- Kiedy ?
- Dawno tem u - odpowiedział na poły ze sm utkiem , na poły z gory czą. Podszedł do Stevie, która nie przestawała się wpatry wać w j ego okaleczoną nogę.
Uj ął j ą za podbródek i zm usił, by spoj rzała m u w oczy . - Jeżeli nie przestaniesz tak się gapić na m oj ą nogę, wpędzisz m nie w kom pleksy .
- Przepraszam - powiedziała szczerze. - To dlatego, że przez cały wieczór chodziłeś w szortach, a j a m im o to niczego nie zauważy łam aż do tej pory .
- Uprzy tom niła sobie, że na werandzie by ło ciem no, UCIECZKA DO EDENU 1 0 7
a podczas kolacj i Judd trzy m ał przez cały czas nogi pod stołem . - Nie by łam przy gotowana na taki widok, po prostu nie spodziewałam się, że coś podobnego zobaczę.
- Większość kobiet uważa, że m oj a noga j est nieby wale seksy - zauważy ł pół żartem , pół serio.
Stevie przy znała w duchu, że niechcący postawiła Judda w krępuj ącej sy tuacj i, i zdecy dowała się odpowiedzieć w ty m sam y m tonie.
- Tak, rzeczy wiście - zauważy ła z szelm owskim uśm iechem . - Twoj a noga j est piekielnie seksy . Równie seksy j ak ta twoj a owłosiona klatka piersiowa.
- Nie kłam iesz?
- Nie.
- Nie wierze.
- Naprawdę. Zaczy nam nawet m ieć na ciebie chętkę.
- Hm m ...
Judd popatrzy ł na Stevie przenikliwy m , wy zy waj ący m wzrokiem , j akby nie zrozum iał lub nie chciał
zrozum ieć, że ona się z nim przekom arza.
Stevie poczuła się niepewnie. Zakłopotana j awny m pożądaniem m aluj ący m się na twarzy Judda, odwróciła się pospiesznie i zaczęła energicznie potrząsać butelką.
- Gdzie m am cię nasm arować?
- Nie wiem - odpowiedział stłum iony m głosem .
1 0 8 UCIECZKA DO EDENU
- To zależy od tego, j ak blisko chcieliby śm y się poznać dzisiej szego wieczora.
Znalazła się twarzą w twarz z Juddem , który trzy m ał w palcach pasm o j ej włosów i łakom y m wzrokiem wpatry wał się w j ej odsłonięte ram ię. Bawiąc się j edwabisty m splotem , wy szeptał:
- Nie wiem . Może na krześle, a m oże na łóżku.
Stevie odtrąciła j ego rękę.
- Przestań się wy głupiać. Chcesz, żeby m cię natar
ła czy nie?
- Chcę, chcę.
- W takim razie usiądź i bierzm y się do roboty .
- Rozum iem , że to oznacza krzesło - powiedział, z trudem zachowuj ąc powagę. Wy ciągnął krzesło spod biurka i usiadł na nim okrakiem , krzy żuj ąc ręce na oparciu.
- Możem y zaczy nać.
Stevie podeszła i stanęła za j ego plecam i. Nalała trochę pły nu na dłoń, a potem roztarta go na obu rękach. Kiedy j ednak m iała dotknąć Judda, zawahała się. Siedział zgarbiony, z podbródkiem na skrzy żowany ch rękach. Jakby czuj ąc j ej
wahanie, odwrócił
głowę.
- Co się stało?
- Nic.
- Czy to będzie piekło?
- Nie.
UCIECZKA DO EDENU 1 0 9
- Na pewno?
- Czy m y ślisz, że sm arowałaby m sobie ty m ręce, gdy by piekło? - zapy tała ze złością.
- Nie wiem . Może i tak. W końcu napisałem o tobie parę naprawdę paskudny ch felietonów. Teraz m ia
łaby ś okazj ę wziąć rewanż.
- Na który w pełni sobie zasłuży łeś.
Stevie położy ła dłonie na obnażony ch ram ionach Judda i zaczęła wm asowy wać leczniczy pły n.
- Hm m - stęknął Judd z rozkoszą po kilku chwilach. - Nieźle, zupełnie nieźle.
- Dzięki. Mam spore doświadczenie.
- Tak? A na kim prakty kuj esz?
- Na inny ch zawodnikach.
- Mężczy znach?
- Czasam i.
- Ach, tak? Czuj ę w ty m dobry m ateriał do m oj ej rubry ki. Co by ś powiedziała na ty tuł „Rozpusta w szatni".
- Cały ty . Jakie to pry m ity wne.
- „Tenisowe zaloty "?
- Jeszcze gorsze.
- „Rakiety i rom anse"?
Stevie nie odpowiedziała, skupiaj ąc uwagę na m asażu. Skóra Judda by ła silnie napięta, a m ięśnie twarde i zawęźlone.
Mim o usilny ch starań nie udało się j ej zachować 1 1 0 UCIECZKA DO EDENU
dy stansu, potraktować Judda j ak kolegi, którem u udziela pom ocy . Ten nieznośny Judd wprawiał j ą w niepokój , a doty kanie j ego ciała wy zwalało nie znane j ej pragnienia.
- I co ty na to? - wy m ruczał Judd, z ustam i przy ciśnięty m i do rąk, złożony ch na oparciu krzesła.
Masaż zaczy nał wprawiać go w błogostan. Czuł, że oczy sam e m u się zam y kaj ą. Patrząc na niego z góry , Stevie pom y ślała, że j ak na m ężczy znę, rzęsy m a stanowczo za gęste i zby t długie.
- Na co?
- Na rom ans.
- Jaki znowu rom ans?
- Czy m usiałaś uży wać rakiety , żeby się opędzać przed nie chciany m i zalotnikam i?
- Nie, nigdy .
- To nie w twoim sty lu, prawda?
- A co j est w m oim sty lu? - odpowiedziała py taniem .
- Obdarzy ć nieszczęśnika j edny m z ty ch twoich wy niosły ch, lodowaty ch spoj rzeń. My ślę, że to wy starczy , żeby zm rozić na kość prawie każdego faceta.
- Przecież widzę, że, j ak na razie, na ciebie to nie działa, Mackie.
- Jak ci j uż m ówiłem , j estem niepoprawny . Gdy by m traktował pierwsze „nie" każdej kobiety j ako definity wną odm owę, do tej pory nie m iałby m na UCIECZKA DO EDENU Ul
swoim koncie żadny ch przeży ć. Ty m czasem tak nie j est. Pam iętaj o ty m , Stevie, a m oże uda ci się m nie zdoby ć.
- Nie wy silaj się. Nie j esteś dowcipny - odparła Stevie surowy m tonem , który m iał zam askować j ej zakłopotanie. Sam a j uż nie wiedziała, co m a m y śleć o Juddzie. Do niedawna uważała go za bezwzględnego łowcę sensacj i.
Tak by ło do wczoraj . Bo wczoraj , rozum iej ąc ciężką sy tuacj ę, w j akiej się znalazła, nie opublikował
sensacy j nego arty kułu, chociaż to j em u się zwierzy ła i dy sponował inform acj am i z pierwszej ręki.
Ta wielkoduszna decy zj a kosztowała go utratę pracy . Został wy rzucony z „Dallas Tribune". Czy żby m iało to oznaczać, że pod m aską cy nicznego dziennikarza ukry wał się wrażliwy człowiek honoru?
- Natrzy j m i też ram iona, dobrze?
- Rozbolały m nie j uż palce - stwierdziła z wy rzutem Stevie. - Masaż to ciężka praca.
- Bardzo cię proszę.
Stevie westchnęła ostentacy j nie, daj ąc ty m do zrozum ienia, że niechętnie ulega prośbie Judda.
- Zarzucasz m i, że m inąłem się z powołaniem -
powiedział. - My ślę, że właśnie wpadłem na to, kim ty powinnaś by ć.
Stevie bezwiednie przy sunęła się bliżej , tak że przy każdy m ruchu rąk j ej pierś doty kała lekko pleców 1 1 2 UCIECZKA DO EDENU
Judda. Kiedy to sobie uświadom iła, cofnęła szy bko ręce.
- To wszy stko, co m ogę dla ciebie zrobić - powiedziała stanowczo, dodaj ąc w duchu „j eżeli nie chcę wy j ść na idiotkę".
Judd niechętnie otworzy ł oczy i odwrócił się na krześle tak, że siedział teraz zwrócony do niej przodem . Rozsunął kolana, obj ął Stevie w pasie i z westchnieniem przy ciągnął do siebie.
- Mackie? - wy szeptała bez tchu.
- Tak?
- Co m y naj lepszego wy prawiam y ?
- My ? Nic.
Przy tknął dłoń z szeroko rozpostarty m i palcam i do j ej brzucha.
- Nie boli cię j uż?
Niezdolna wy doby ć głosu, potrząsnęła ty lko przecząco głową.
- Naprawdę? Nie oszukuj esz?
- Naprawdę.
- To dobrze - powiedział, przesuwaj ąc dłoń nieco w górę. Uniósł głowę i ich oczy się spotkały .
- Mam nadziej ę, że gdy by by ło inaczej , nie ukry wałaby ś tego przede m ną, prawda? - spy tał z naciskiem , daj ąc ty m sam y m do zrozum ienia, że nie ży czy łby sobie tego.
- Tak, powiedziałaby m ci.
UCIECZKA DO EDENU 1 1 3
Wciąż patrząc j ej w oczy , powiódł dłonią j eszcze wy żej , aż delikatnie dotknął piersi.
- Ładnie pachniesz. Gdzie znalazłaś te perfum y ?
- To m oj e własne. Przy wiozłam j e ze sobą. - Stevie z naj wy ższy m trudem form ułowała słowa, zele-kry zowana doty kiem dłoni Judda i j ego bliskością.
- Podoba m i się ten zapach.
- Dziękuj ę.
- Cała przy j em ność po m oj ej stronie.
Drgnęła, kiedy usta Judda dotknęły nagiego skrawka ciała tuż przy dekolcie baty stowej bluzki. Poczuła m uśnięcie j ego warg m iędzy piersiam i. A potem j ego usta powędrowały z wolna w górę, ku j ej szy i.
Nagle wstał, obj ął j ą j edną ręką w talii i przy ciągnął do siebie.
- Mackie...
- Mam na im ię Judd.
- Judd...
- Nie broń się.
Usta Judda zbliży ły się do warg Stevie - m uskały , leciutko całowały , prosiły . A kiedy rozchy liła wargi, stały się natarczy we, zachłanne, nam iętne. Po chwili Judd przerwał pocałunek, pochy lił głowę i zaczął ca
łować j ej piersi przez bluzkę. Kiedy uniósł głowę, spostrzegł, że pod cieniutkim baty stem wy raźnie ry suj ą się nabrzm iałe sutki. Zaczerpnął tchu, zaczął coś 1 1 4 UCIECZKA DO EDENU
m ruczeć gardłowy m , podniecaj ący m szeptem , a potem powiedział:
- Stevie, nie m artw się, kochanie. Bez względu na to, co cię czeka, i tak m asz w sobie ty le kobiecości, że m ogłaby ś nią obdarzy ć kilka kobiet.
Kiedy dotarło do niej znaczenie ty ch słów, ogarnął
j ą gniew.
- A więc to tak! - wy krzy knęła. - To dlatego j esteś dla m nie taki m iły ! Stąd te wszy stkie eroty czne aluzj e i zaczepki. Z litości!
Trzęsła się z oburzenia.
- Co takiego? - Judd nie rozum iał tej gwałtownej zm iany nastroj u. - O czy m ty m ówisz?
- Cała ta twoj a uprzej m ość i troskliwość, wielkoduszne zaproszenie, żeby m z dala od m iasta i ludzi wy poczęła w spokoj u na farm ie, fałszy we kom plem enty, wszy stko po to, żeby ś m ógł udowodnić sobie, j aki to j esteś wspaniały ! O Boże, j ak
m ogłam by ć taka głupia, żeby dać się na to nabrać?
- Czy ta ty rada m a j akiś głębszy cel?
Judd patrzy ł na nią ponury m wzrokiem , ale j ego gniew nie dorówny wał j ej furii.
- Nie potrzebuj ę pańskiej litości, panie Mackie
- wy sy czała z wściekłością.
- Litości? Od kiedy to nazy wa się litość?
- Więc j eżeli to nie litość tobą powoduj e, j esteś j eszcze bardziej obrzy dliwy . Chciałeś się m ną posłuży ć. Wy -UCIECZKA DO EDENU 1 1 5
m y śliłeś sobie, że łatwo będzie zwabić m nie do łóżka, bo boj ę się, że m oj a kobiecość j est zagrożona
- Wiesz co, to ty powinnaś pisać tę powieść. Masz wy obraźni za dwoj e - powiedział. - Nie wiem , czy w tej sy tuacj i m am ci gratulować, czy raczej współczuć.
Stevie m iotała się po pokoj u, nie zważaj ąc na słowa Judda.
- Wy m y śliłeś sobie, że ściągniesz m nie tutaj i wy dobędziesz ze m nie naj inty m niej sze sekrety , a kiedy wrócim y do Dallas, napiszesz taki arty kuł, że twój szef będzie cię błagał, żeby ś raczy ł wrócić do pracy .
Gazeta rozej dzie się bły skawicznie, j ak przy słowiowe ciepłe bułeczki, a twój ry wal wy ląduj e na bruku.
- Nie m ogę w to uwierzy ć.
Judd, świadom y , że w ty m m om encie do Stevie nie dotrą żadne argum enty , w końcu roześm iał się i w m ilczeniu potrząsnął głową.
- Wiesz, co ci powiem ? - Stevie nie m iała zam iaru przestać. - Nie potrzebny m i ktoś taki j ak ty, żeby przy wrócić m i wiarę w m oj ą kobiecość. Nawet j eżeli lekarze będą m usieli usunąć wszy stko, i tak będę bardziej kobieca, niż ty m ęski.
Prawdziwy m ężczy zna nie m usi się uciekać do naj niższy ch, naj podlej szy ch sztuczek, kiedy chce skłonić kobietę, by poszła z nim do łóżka.
- Co za stek idioty czny ch bzdur! W ży ciu czegoś 1 1 6 UCIECZKA DO EDENU
takiego nie sły szałem . - Judd stanął przed Stevie. -
Szkoda czasu, żeby to kom entować, a ty m bardziej tem u zaprzeczać.
- Bez względu na to co powiesz, i tak ci nie uwierzę.
- Właśnie o ty m m ówię.
- Jesteś obrzy dliwy m kłam cą. Mam po dziurki w nosie twoj ego towarzy stwa. I j eszcze j edno: j ada
łam też o wiele lepsze steki! - Stevie zam aszy sty m ruchem przerzuciła warkocz przez ram ię i zaczerpnę
ła tchu. - Chcę stąd wy j echać. Jak naj szy bciej . Proszę m nie naty chm iast odwieźć do Dallas.
- Nie m a m owy .
- Powiedziałam : naty chm iast.
- A j a powiedziałem : nie. Możesz sobie sterczeć tutaj i wściekać się przez całą noc, j eśli chcesz, ale j a odwaliłem dziś kawał roboty . Jestem naprawdę bardzo zm ęczony . Idę spać.
Rozpiął zam ek w szortach, które opadły na podłogę. Kopnął j e nogą, a potem zsunął slipy . Nonszalanckim krokiem przeszedł przez pokój , odrzucił prze
ścieradła, zgasił światło i położy ł się do łóżka.
- Dobranoc, kotku.
Następnego ranka Stevie siedziała przy śniadaniu, kiedy w kuchni poj awił się Judd. Na j ej widok przeciągnął się i ziewnął szeroko.
UCIECZKA DO EDENU 1 1 7
- Ach, kawa. - Pociągnął nosem . - Wprost znakom icie. - Wy j ął z kredensu filiżankę i nalał sobie kawy , a potem przy siadłszy na blacie, wy pił duszkiem połowę zawartości filiżanki. - Widzę, że j esteś j uż spakowana.
Z wy razem rozbawienia skinął głową w stronę wielkiej płóciennej torby , którą Stevie przy wiozła ze sobą poprzedniego dnia. Torba stała oparta o krzesło.
Stevie przebrała się w swoj e własne ubranie. By ło brudne i czuła się w nim okropnie, m im o to spoj rzała na Judda z wy ższością.
- Wy spałaś się? - zapy tał j akby nigdy nic.
- Nie.
- Oj ej , to źle. A j a nawet nie pam iętam j uż, kiedy tak dobrze spałem . Czy coś ci dolegało? A m oże m aterac by ł zby t m iękki? - spy tał z udawaną troską.
- Chy ba powinnam ci podziękować za to, że raczy łeś włoży ć szorty , zanim zszedłeś na dół. - Stevie nie odpowiedziała na py tania Judda, ale nie potrafiła odm ówić sobie odrobiny złośliwości.
Judd m iał na sobie j edy nie krótkie szorty , ale i tak by ł to znacznie bardziej kom pletny strój niż ten, w który m m iała okazj ę oglądać go poprzedniego wieczora.
- Jeżeli m am by ć szczery , lubię rano wy pić pierwszą filiżankę w stroj u Adam a, więc te szorty to ukłon w twoj ą stronę.
1 1 8 UCIECZKA DO EDENU
- Idź do diabła.
Judd głośno się roześm iał.
- Słuchaj , Stevie, rozchm urz się, kotku. Jeżeli m am y tu zostać j eszcze trochę...
- Wy kluczone. Wracam do Dallas. Jeżeli m nie tam nie odwieziesz, wsiądę w autobus.
- Tu nie dochodzi żaden autobus.
- W takim razie poj adę autostopem .
- Chciałby m to widzieć.
- I zobaczy sz! - wy krzy knęła z furią.
- Ciągle j esteś na m nie wściekła? Posłuchaj , dobrze wiesz, że wszy stko, co wy gady wałaś wczoraj wieczorem , to wierutne bzdury. Przecież sam a nie wierzy sz w to, że m ógłby m cię przy wieźć na farm ę z litości, po to, żeby wy korzy stuj ąc twój
kiepski stan ciała i ducha, zaciągnąć cię do łóżka.
- To nie są bzdury .
- Możesz m i wierzy ć albo nie, m oj a droga, ale całuj ę ty lko te kobiety , które m i się podobaj ą. Moj a litość nie sięga aż tak daleko.
- Wczoraj zapewniałeś, że m am y by ć ty lko przy j aciółm i i że nawet przez m y śl ci nie przeszło, żeby m nie uwodzić.
- Niech ci będzie. Okłam ałem cię, ale w dobrej wierze. Wy daj e m i się, że j esteś zła bardziej na siebie niż na m nie.
- A o co m iałaby m by ć na siebie zła?
UCIECZKA DO EDENU 1 1 9
Judd uśm iechnął się z wy ższością.
- Nie chciałaś dopuścić do tego, żeby pocałunek sprawiał ci przy j em ność. Ty m czasem stało się inaczej . Nie próbuj zaprzeczać.
- Ty ... ty ...
- Nie m a się o co obrażać. Mnie też ten pocałunek sprawił przy j em ność. - Judd z rozbraj aj ący m uśm iechem podniósł ręce do góry . - I nie bardzo m ogłem to ukry ć, prawda?
Stevie, spłoszona, odwróciła wzrok.
- Nie wiem , o czy m m ówisz.
- Akurat. Dobrze wiesz, o czy m m ówię, i równie dobrze zdaj esz sobie sprawę z tego, j ak na m nie działasz. I co chcesz teraz zrobić? Zam ierzasz m nie ukarać za to, że zachowuj ę się i reaguj ę j ak m ężczy zna? Jeżeli tak, to siebie też będziesz
m usiała ukarać, ponieważ nie da się ukry ć, że j a też na ciebie działam .
Policzki Stevie płonęły. Ulotniło się gdzieś całe opanowanie, które sobie wcześniej nakazała. Miej sce wy niosłej , obrażonej , stawiaj ącej żądania dam y zaj ęła zm ieszana, podenerwowana dziewczy na, świadom a, że pozostaj e pod urokiem
m ężczy zny .
- Chcę naty chm iast wrócić do dom u - powiedzia
ła. - Wczoraj odegrałeś przede m ną niezłe przedstawienie, ale tak naprawdę przy wiozłeś m nie tu z pobudek czy sto egoisty czny ch.
1 2 0 UCIECZKA DO EDENU
- Ależ m oj a droga. Wcale nie dlatego j esteś taka wściekła. - Judd odstawił pustą filiżankę i przy sunął
się do Stevie. - I nawet nie dlatego, że rozebrałem się przed tobą do naga.
Odsunęła się od niego tak gwałtownie, że om al nie spadła z krzesła.
- Mówiąc bez ogródek, zachowałeś się po cham sku, i właśnie o to j estem na ciebie zła.
- Czem u, w takim razie, nie wsiadłaś do sam ochodu i sam a nie wróciłaś do Dallas?
- My ślałam o ty m !
- No i?
- By ło późno - burknęła.
Prawdę m ówiąc, coś takiego nie przy szło j ej nawet do głowy . Kiedy zobaczy ła go nagiego, owładnęła nią j edna m y śl - uciec i zam knąć się w pokoj u, zanim popełni kapitalne głupstwo i sam a poprosi go, żeby się z nią kochał.
Tak, Judd m iał racj ę, pozostawała pod j ego m ęskim urokiem . Sam a nie wiedziała, j ak do tego doszło, zważy wszy, że początkowo nim pogardzała. Ty m bardziej powinna się strzec. Skoro zachowy wał się tak arogancko, m im o iż m u się oparła,
strach pom y śleć, j ak by j ą potraktował, gdy by m u uległa.
Ty m czasem Judd stał i nadal czekał na wy j aśnienie. Wobec tego powiedziała pierwszą rzecz, j aka j ej przy szła do głowy .
UCIECZKA DO EDENU 1 2 1
- Nie m iałam pewności, czy potrafię znaleźć wła
ściwą drogę w ty ch ciem nościach.
Judd obrzucił j ą kpiący m spoj rzeniem , które aż nadto wy raźnie m ówiło, że j ej nie wierzy .
- Doprawdy ? - Oparł się łokciam i o stół i nachy lił
w j ej stronę. - Moj a droga, uważam , że j esteś wściek
ła, ponieważ ostatnia noc przy pom niała ci Sztokholm .
ROZDZIAŁ 8
Jeżeli Judd zam ierzał zbić Stevie z pantały ku, to trzeba przy znać, że udało m u się osiągnąć cel. Kom pletnie zaskoczona Stevie nie ty lko nie potrafiła zdoby ć się na złośliwą ripostę, ale na próżno usiłowała powiedzieć cokolwiek, chociażby
zaprzeczy ć.
W końcu udało j ej się wy dukać:
- Nie wiedziałam , że to pam iętasz.
- Owszem , pam iętam .
- Przecież by łeś pij any .
- Ale nie aż tak bardzo.
Podniosła się z krzesła i przem knęła się pod j ego ram ieniem , zagradzaj ący m j ej drogę. Kiedy dolewała sobie kawy, dzbanek podej rzanie drżał w j ej ręku. Upiła ły k, żeby się czy m ś zaj ąć i żeby nie patrzeć na trium fuj ącą m inę Judda. Wprost
nie m ogła j ej znieść. Świadczy ła o ty m , że Judd by ł przekonany , że udało m u się wprawić j ą w zakłopotanie. I m iał racj ę. Jak w tej sy tuacj i zachować twarz? Machnęła lekceważąco ręką.
UCIECZKA DO EDENU 1 2 3
- Ach, Sztokholm ... - pry chnęła pogardliwie -
to by ło tak dawno tem u, Mackie. Od tam tej pory m inęło j uż z dziesięć czy j edenaście lat... A zresztą, j eśli sobie dobrze przy pom inam , to nie by ło nic poważnego...
- Czy żby ? - Judd rozsiadł się na j edny m z kuchenny ch krzeseł i wy ciągnął przed siebie nogi, krzy
żuj ąc j e w kostkach. - To by ła j edna z naj bardziej udany ch im prez, na j akich by łem . Pam iętasz tę awanturę?
- To ty j ą wy wołałeś. I to przez ciebie przy j ęcie zakończy ło się przed czasem .
- Urozm aicanie przy j ęć to m oj e hobby . Wy bierasz sobie naj lepsze i...
- Razem z twoim i kum plam i przekupiłeś...
- Nikogo nie przekupiłem . Udało m i się wej ść, bo zadziałał m ój wdzięk osobisty .
- .. .kupiłeś sobie zaproszenie. A potem potwornie zdenerwowałeś...
- Rozbawiłem .
- ... dokładnie wszy stkich. Pam iętam , że gospodarze by li przerażeni...
- Raczej zachwy ceni.
Stevie z westchnieniem wzniosła oczy do góry .
- Widzę, że nasze wspom nienia bardzo się różnią.
- Nie wsty dź się powiedzieć, że j a i m oj a grupa rozbawiliśm y całe towarzy stwo.
1 2 4 UCIECZKA DO EDENU
- Ty le m ogę przy znać. - Usta Stevie drgnęły .
Z trudem powstrzy m ała się od uśm iechu. - Póki nie przy szedłeś, by ło nudno i drętwo.
- Kiedy ucichł zam ęt, spowodowany naszy m przy j ściem , m ój dobrze ustawiony sy stem radarowy od razu nam ierzy ł naj ładniej szą kobietę w cały m ty m towarzy stwie.
Oczy Judda i Stevie spotkały się znowu, podobnie j ak wtedy , przed laty , w sali balowej szwedzkiego pałacu.
- To znaczy , ciebie, Stevie - dorzucił.
- Dziękuj ę. By łam także naj m łodsza.
- Ja też by łem m łody - westchnął Judd. - I nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy . Wtedy j eszcze nie pracowałem w „Dallas Tribune". Zdoby wałem dopiero szlify j ako początkuj ący reporter telewizy j ny .
Przy gotowy wałem serwis wiadom ości sportowy ch z Europy . Moj a noga...
Potrząsnął w zam y śleniu głową, j akby chciał ode-gnać nieprzy j em ne m y śli.
- Świetnie się bawiłem . Kręciłem się wokół wszy stkich gwiazd i różny ch ważny ch osobistości, by wa
łem w wy ższy ch sferach, chodziłem na wspaniałe przy j ęcia, j adłem i piłem za darm o.
- I j ak ty lko m ogłeś, nie przepuściłeś żadnej spódniczce.
- O, tak, ta praca zdecy dowanie m iała swoj e dobre strony . - Judd bły snął zębam i w uśm iechu.
UCIECZKA DO EDENU 1 2 5
- By łam taka naiwna - powiedziała Stevie tonem pełny m zadum y . - Po raz pierwszy brałam udział
w turniej ach. Nikt nie ostrzegł m nie przed takim i dziennikarskim i hienam i j ak ty .
- No cóż, m iałem to szczęście, że nikt cię nie ostrzegł.
Stevie otrząsnęła się ze wspom nień i szy bko powiedziała:
- Przecież nic się takiego nie stało.
- Ja pam iętam , że by ło inaczej .
- No, niech ci będzie. Tańczy liśm y . A ty dość bezcerem onialnie odbiłeś m nie m oj em u partnerowi.
- Ale dopiero po twoim wielce wy m owny m , zachęcaj ący m spoj rzeniu.
- Zachęcaj ący m ? Wy m owny m ? Twoj a pam ięć m ocno szwankuj e, m ój drogi.
- Poza ty m , wcale nie zachowałem się bezcerem onialnie, ty lko delikatnie spławiłem faceta. Nie m ówiąc j uż o ty m , że on tańczy ł j ak kulawa kaczka.
Na wspom nienie o ty m uśm iechnęła się. Judd wy j ątkowo trafnie określił j ej partnera.
- Muszę przy znać, że on rzeczy wiście nie by ł zby t dobry m tancerzem .
Za to Judd potrafił tańczy ć. I to j ak. Nie zwracaj ąc naj m niej szej uwagi na wiruj ące wokół nich pary , porwał j ą w obj ęcia. „Cześć". Ty le ty lko powiedział, ale w tak uwodzicielski sposób - cicho i inty m nie -j ak-1 2 6 UCIECZKA DO EDENU
by spotkali się w zaciszny m , odludny m m iej scu, a nie w giganty cznej sali balowej , rozbrzm iewaj ącej gwarem rozm ów, śm iechem i m uzy ką.
By ła poruszona faktem , że to właśnie j ą wy brał
- władczy m gestem przy ciągnął j ą do siebie i poprowadził w szalony m ry tm ie. Stevie nie by ła oby ta w towarzy stwie; j ej ży cie kręciło się wokół tenisa.
Czas wy pełniały j ej treningi i rozm owy z trenerem Presley em Fosterem . Dy skutowali, j ak silny j est j ej przeciwnik oraz ile j eszcze m usi z siebie dać, żeby znaleźć się wśród naj lepszy ch. Udział w przy j ęciu takim j ak to, przeciągaj ący m się do
późny ch godzin nocny ch, by ł w j ej zorganizowany m i zdy scy plinowany m ży ciu czy m ś absolutnie wy j ątkowy m .
Młody , przy stoj ny dziennikarz by ł fascy nuj ący -
i niebezpieczny. W tańcu trzy m ał j ą tak blisko siebie, że czuła na twarzy j ego oddech. Czuła też m ocny uścisk j ego ram ienia oraz wy m owne, podniecaj ące ruchy j ego ciała, m uskaj ącego w tańcu j ej ciało. I to on właśnie sprawił, że poważna,
zdy scy plinowana Stevie Corbett poczuła się rozkosznie lekkom y ślna.
- Kiedy skończy ły się tańce, wy szłaś ze m ną do ogrodu, Stevie.
- Coś ci się przy śniło, Mackie. - Miała nadziej ę, że j ej głos brzm i wy starczaj ąco m ocno i zdecy dowanie. - Wy szłam do ogrodu, bo tak chciałam , a ty poszedłeś za m ną.
UCIECZKA DO EDENU 1 2 7
- Uciekłaś.
- Chciałam odetchnąć świeży m powietrzem !
- Bałaś się!
To prawda. By ła przerażona. A przerażał j ą nie ty lko on, ale i j ej własna reakcj a na j ego bliskość. Bo to właśnie on sprawił, że obudziła się w niej kobieta.
I po raz pierwszy od wielu lat zapom niała o tenisie.
- Podej rzewam , że będziesz teraz na ty le nieele-gancki, żeby m i przy pom nieć, że m nie pocałowałeś.
- A ty oddałaś m i pocałunek.
Chrząknęła i wy konała lekceważący gest.
- Tak... to by ło nawet dość przy j em ne...
- Tak m i się wy daj e. Piekielnie przy j em ne. Przy j em ne, a nawet podniecaj ące.
- Niech ci będzie. - Stevie spłonęła rum ieńcem .
- Całowaliśm y się. I co z tego?
- Nie by ł to zwy kły , zdawkowy pocałunek.
- Nie...
- Wsunąłem ci rękę pod sukienkę i zacząłem cię doty kać. Pam iętasz?
- To by ło wstrętne z twoj ej strony - szepnęła, m ocno zm ieszana.
- Naprawdę? - Judd wy prostował się i wstał, a potem nieoczekiwanie przy parł Stevie do kuchennego blatu. - By łaś taka m iękka i taka słodka, Stevie. I serce biło ci tak m ocno. Zupełnie j ak ubiegłej nocy .
- Położy ł j ej dłoń na piersi. - I j ak teraz.
1 2 8 UCIECZKA DO EDENU
- Do niczego wtedy nie doszło.
Opuścił rękę i się cofnął.
- Rzeczy wiście, ale ty lko dlatego, że Presley Foster rzucił się na m nie, wy krzy kuj ąc przekleństwa i grożąc.
Stevie ukry ła twarz w dłoniach. Ogarnęła j ą fala palącego wsty du, podobnie j ak wtedy w owy m naj bardziej żenuj ący m m om encie j ej ży cia, o który m do dziś na próżno starała się zapom nieć. Pragnęła wtedy zapaść się pod ziem ię. Nie m ogła
znieść gniewnego, pełnego potępienia wzroku trenera, kpiącego uśm ieszku Judda, a także własnego upokorzenia.
- Presley uważał, że robi to dla m oj ego dobra
- powiedziała z rozpaczą w głosie. - Nie chciał, żeby spotkała m nie krzy wda.
- Sy piałaś z nim ?
Opuściła ręce i blada j ak kreda wbiła osłupiały wzrok w Judda.
- Czy ś ty oszalał?!
- Spałaś z nim ?
- Nie! - wy krzy knęła i nagle j ą olśniło. - Ach, to o to chodzi. Przez te wszy stkie lata m y ślałeś, że by
łam kochanką swoj ego trenera?
- Owszem , przy szło m i to do głowy .
- Ależ drań z ciebie.
Judd sm ętnie potrząsnął głową.
UCIECZKA DO EDENU 1 2 9
- Nie, j estem ty lko realistą, Stevie. Dość szy bko poznałem oby czaj e panuj ące w ty m sportowy m światku.
- Z tego widać, że zadawałeś się z ludźm i, który ch nigdy nie chciałaby m poznać.
- Niewątpliwie tak.
Stevie zapatrzy ła się w pusty kąt kuchni. Po chwili powiedziała:
- Ta rozm owa wiele wy j aśnia. Nic dziwnego, że tak m nie później atakowałeś. Uważałeś, że dla kariery sy piam z facetem , starszy m od m oj ego oj ca. A twoj e nadm iernie rozbudowane ego nie m ogło znieść m y śli, że tam tej nocy wy brałam
Presley a. Dlatego z zem sty cały m i latam i pastwiłeś się nade m ną w ty ch swoich felietonach.
- Zapewniam cię, że m iędzy ty m i dwiem a sprawam i nie m a żadnego związku.
- Nie wierzę.
Judd chwy cił j ą za rękę.
- Nie rozum iesz? Dopiero po wielu latach dotarło do m nie, że m istrzy ni tenisa, Stevie Corbett, i tam ten wielkooki podlotek, którego spotkałem na przy j ęciu w Sztokholm ie, to ta sam a osoba.
- Musiałeś się wtedy zdrowo uśm iać. - Stevie ze złością wy szarpnęła rękę.
- Nie, wcale nie. Kiedy wracam m y ślam i do tam tej nocy , odczuwam coś w rodzaj u nostalgii, a nie złośliwej saty sfakcj i. Chcesz poznać j eden 1 3 0 UCIECZKA DO EDENU
z m oich naj skry tszy ch, naj bardziej wsty dliwy ch sekretów? Nawet gdy by Foster m nie wtedy nie powstrzy m ał, wątpię, czy posunąłby m się dalej tam tej nocy .
- Dlaczego?
- By łaś taka cholernie m łoda i niewinna, i świeża.
A j a... j a, niestety , j uż nie.
- Skoro wiedziałeś, że by łam niewinna i świeża, po co to py tanie, czy by łam kochanką Presley a?
- Ach, świetnie wiedziałem , że wtedy z nim nie sy piałaś. Tam , w Sztokholm ie by łaś dziewicą, prawda?
Otworzy ła usta, żeby coś powiedzieć, ale szy bko zdała sobie sprawę, że brak j ej słów.
- Zapy tałem cię, bo chciałem się w końcu dowiedzieć, czy później , po Sztokholm ie, zostałaś j ego kochanką. Teraz j uż wiem , że nie.
Stevie popatrzy ła na niego z oburzeniem .
- Ty padalcu, nikczem niku...
- Zanim zaczniesz kolej ną rundę wy zwisk, m ogłaby ś m i zrobić śniadanie? To wiej skie, świeże powietrze sprawia, że m am wilczy apety t.
- Ja m am ci zrobić śniadanie? Chy ba się przesły szałam .
- To j eden z punktów naszej um owy , pam iętasz?
Ty gotuj esz, a j a...
- Naszą um owę uważam za zerwaną, Mackie. Na UCIECZKA DO EDENU 1 3 1
j akiej podstawie przy puszczasz, że zostanę tu z tobą bodaj chwilę dłużej ?
- Przecież wczoraj zgodziłaś się na to z własnej i nie przy m uszonej woli. Czy żby od tej pory coś się j ednak zm ieniło?
- Zby t wiele nas dzieli - powiedziała krótko, nie wdaj ąc się w szczegóły i zachowuj ąc do własnej wiadom ości prawdziwe przy czy ny . - To się nigdy nie uda. Skończy się na ty m , że się nawzaj em pozabij am y .
- Znów m uszę wy razić podziw dla twoj ej ży wej wy obraźni, Stevie. Jeżeli zostanę pisarzem , będziesz m oj ą pierwszą konsultantką. - To m ówiąc, zaj rzał do lodówki. - Jak na razie, wy starczy m i sok, grzanki i kawa. A później , kiedy poj edziem y do
sklepu, przy pom nij m i, że trzeba kupić j aj ka i bekon.
- Mackie!
Judd odwrócił się.
- Co? I na przy szłość zapam iętaj sobie, że nie j estem głuchy . Nie m usisz w m oj ej obecności podnosić głosu.
- A ty sobie zapam iętaj , że j a tu nie zostanę.
- Dobrze. Kluczy ki leżą na stole w holu. Jedź
ostrożnie. Zanim podej m iesz decy zj ę i ruszy sz w drogę, weź pod uwagę parę spraw. - Uniósł wskazuj ący palec. - Po pierwsze, twoj e m ieszkanie j est z pewno
ścią nadal oblegane przez dziennikarzy i fotoreporterów. Ludzie będą chcieli wiedzieć, czy wy startuj esz 1 3 2 UCIECZKA DO EDENU
w turniej u wielkoszlem owy m , czy nie, a także czy zagrasz w Wim bledonie za trzy ty godnie oraz czy i kiedy poddasz się operacj i, i j akie m ogą by ć j ej konsekwencj e. Czy j esteś gotowa udzielić im odpowiedzi na te py tania, Stevie? A także na
wszy stkie inne?
Sądzę, że nie. Nawet j estem tego pewien. Są to py tania, na które sam a nie potrafisz sobie odpowiedzieć.
A j akie m oże by ć lepsze m iej sce, żeby się nad nim i zastanowić? Ty lko wiej skie zacisze, z dala od dziennikarskich hien i pokątny ch doradców. - Kolej ny palec powędrował w górę. - Po drugie, twój wy gląd świadczy o ty m , że przy dały by ci się
wakacj e. Wciąż m asz brzy dkie, sine kręgi pod oczam i. - Do uniesiony ch palców dołączy ł trzeci, środkowy. - Po trzecie, przez ciebie wy lali m nie z pracy. Więc m ogłaby ś przy naj m niej ugotować m i dwa posiłki dziennie, podczas gdy j a będę
harował j ak wół nad książką. Jeżeli uda m i się j ą sprzedać j akiem uś wy dawcy, będzie to m oj a j edy na nadziej a zapewnienia sobie utrzy m ania na przy szłość. - Judd uniósł m ały palec. - A po czwarte, nic m nie bardziej nie wkurza j ak to, że ktoś
cofa raz dane słowo.
Rozum owaniu Judda trudno by ło odm ówić sensu, a j ego argum entom słuszności. Zwłaszcza j eżeli chodzi o punkt pierwszy . Jednak Stevie nie przestawała patrzeć na niego wrogo. Nadal nie by ła gotowa się poddać.
UCIECZKA DO EDENU 1 3 3
- Muszę trenować. Stracę kondy cj ę, j eżeli nie będę grała co naj m niej raz dziennie.
- Racj a. - Judd zm arszczy ł brwi i zaczął się zastanawiać, j ak rozwiązać ten problem . - Kiedy będziem y w m ieście, zaj rzy m y do szkoły. Jeśli dobrze pam iętam , j est tam kort tenisowy. A ponieważ j estem j edy ną sławną - albo niem al sławną -
osobistością w tej okolicy - powiedział z pełny m wy ższości uśm iechem - sądzę, że uda m i się załatwić ci wstęp na szkolne korty .
- Jeżeli to załatwisz, zostanę.
- Dzięki Bogu, j edno m am y z głowy - m ruknął, odwracaj ąc się, by nalać sobie świeżą kawę. - Będę pisał w j adalni. Możesz m i tam przy nieść sok i grzanki. Maj ą by ć lekko przy pieczone i grubo posm arowane m asłem .
- To wszy stko? - zapy tała drwiący m tonem .
- Jeśli potrafisz, staraj się m ożliwie j ak naj m niej hałasować - odparł Judd, który by ł j uż w połowie drogi do drzwi. - Sam a rozum iesz, że j a tworzę.
Stevie m iała ochotę rzucić w niego dzbankiem do kawy , ale w ostatniej chwili się powstrzy m ała.
Któregoś wieczoru, kiedy siedzieli po kolacj i na werandzie, Stevie z westchnieniem stwierdziła, że m inione dni by ły okresem niczy m niezm ąconej sie-1 3 4 UCIECZKA DO EDENU
lanki. Judd naj pierw skarcił j ą wzrokiem , a potem powiedział:
- Nigdy nie zostaniesz pisarką, j eżeli będziesz stosować takie ogólniki.
Może i m iał racj ę, ale określenie to nader trafnie charaktery zowało okres, j aki właśnie przeży wali. Stevie budziła się wczesny m rankiem i naty chm iast wy chodziła na dwór. Mięta, rosnąca wokół ganku za dom em , roztaczała upoj ną woń. Stevie
starannie wy -plewiła zaniedbane klom by barwinka, który buj nie rozkwitł we wszy stkich odcieniach różu i fioletu.
Podczas j ednej z wy praw do m iasta kupiła paczuszkę nasion cy nii. Wy siała j e na grządce i z radością obserwowała, j ak z ży znej , teksańskiej gleby kiełkuj ą pierwsze zielone pędy. Żałowała też, że nie będzie j ej dane podziwiać kwiatów w
pełny m rozkwicie.
Judd za to wstawał późno i na ogół lewą nogą.
Każdego ranka wkraczał z m arsową m iną do kuchni i nalewał sobie kawy , którą m u wcześniej zaparzy ła.
Dopiero po trzech filiżankach nastrój trochę m u się poprawiał. Udawał się wtedy do j adalni, żeby pracować nad książką. Po j akim ś czasie przy nosiła m u grzanki albo owsiankę, ale często zdarzało się, że śniadanie stało nietknięte na tacy j eszcze
przez wiele godzin.
Po lunchu Judd znowu wracał do pracy . Stevie popołudniam i drzem ała albo czy tała i starała się nie UCIECZKA DO EDENU 1 3 5
m y śleć o chorobie, a także o ty m , że zbliża się czas podj ęcia decy zj i. Wprawdzie któregoś dnia będzie m usiała odpowiedzieć sobie na dręczące j ą py tania, ale j ak na razie nie potrafiła się do tego zm usić.
O zm ierzchu j echali na boisko szkolne i grali w tenisa. Kupili sobie nawet tanie, białe szorty w j edy ny m sklepiku w m iasteczku, gdzie także, w razie potrzeby, uzupełniali swoj ą garderobę. Nowy m stroj om Stevie daleko by ło do elegancj i. Miały
j ą ty lko okry wać w m iarę przy zwoicie. Mim o to, wspólne zakupy sprawiały Stevie znacznie większą przy j em ność niż doty chczasowe, sam otne wy prawy do ekskluzy wny ch butików.
Wieczoram i, kiedy robiło się chłodniej , urządzali sobie przej ażdżki po okolicy albo siady wali na ławeczce pod rozłoży sty m drzewem . Czasam i gry wali też w karty na werandzie. Judd zawsze niem iłosiernie szachrował i dąsał się j ak dziecko, gdy
przegry wał, winiąc za swoj ą porażkę absolutnie wszy stko - począwszy od kiepskiego oświetlenia na werandzie, a skończy wszy na cy kaniu świerszczy .
Któregoś wieczora, rzucaj ąc kartą, zaproponował
z kwaśną m iną:
- Lepiej zagraj m y w strip pokera. Ten, kto wy gra, będzie się m usiał rozebrać do rosołu.
Stevie zachichotała.
- Łatwo ci m ówić, bo ty na ogół przegry wasz.
1 3 6 UCIECZKA DO EDENU
- Ty m razem nie m iałby m nic przeciwko tem u, żeby przegrać - stwierdził Judd.
Siedział oparty o j edną z belek, podtrzy m uj ący ch dach werandy . Nawet w nikły m świetle lam py Stevie m ogła zobaczy ć j ego rozpłom ieniony wzrok, który oznaczał, że ty m razem Judd nie żartował.
Drżący m i rękam i zgarnęła karty , potasowała j e i od nowa rozdała.
- Może gdy by ś spróbował grać uczciwie, wy grałby ś tę partię - powiedziała, udaj ąc, że nie dostrzega pożądania m aluj ącego się w j ego oczach i nie rozum ie aluzj i.
Od dnia, w który m zgodziła się zam ieszkać z Juddem na wsi, nieustannie igrała z ogniem . Jak na razie, parokrotnie by ła bliska poparzenia, ale j ednak udało j ej się uniknąć naj gorszego. I chciała, by tak pozostało. Jednocześnie czuła, że m iędzy nią
a Juddem unoszą się j akieś fluidy , ale wolała udawać, że tego nie dostrzega.
Któregoś popołudnia kupili w sklepie spoży wczy m egzem plarz „Dallas Tribune". Po przeczy taniu rubry ki sportowej Stevie by ła zdruzgotana. Jedna z j ej ry walek wy grała turniej na Lobo Blanco.
- Piszą, że ona m oże zaj ąć m oj e m iej sce - poskar
ży ła się Juddowi.
- Jesteś gotowa, żeby wrócić do m iasta i stawić im wszy stkim czoło?
Przez chwilę patrzy ła m u w oczy . Wy czy tała w nich to sam o, co podpowiadało j ej serce.
UCIECZKA DO EDENU 1 3 7
- Nie, j eszcze nie.
- To dobrze, bo j a też j eszcze do tego nie doj rza
łem . - Z nie skry waną ulgą Judd wy rwał j ej z rąk gazetę. Rzucił okiem na sportową stronę, a potem powiedział: - Spój rz, j est tu list do redakcj i. Jakiś czy telnik dopy tuj e się o m nie.
- I co m u odpowiedzieli?
- „Że wziąłem sobie kilka ty godni wolnego".
Stevie nachy liła się i zaczęła m u czy tać przez ram ię.
- Skoro nie piszą, że cię po prostu wy rzucili, to m oże znaczy ć ty lko j edno: chcą, aby ś wrócił. Może powinieneś do nich zadzwonić?
- Nie m a m owy . - Judd zm iął gazetę i wy rzucił j ą do kosza. - Niech sobie Ram sey sam wy pij e piwo, które nawarzy ł.
Następnego ranka, kiedy Stevie pracowała w ogrodzie, listonosz przy niósł list zaadresowany do Judda.
Otarła ręce o spodenki i weszła do dom u.
- Nie chciałaby m ci przeszkadzać, ale właśnie przy szła poczta - oznaj m iła, staj ąc w progu j adalni.
Judd pisał na m aszy nie - j ak to j uż wcześniej zauważy ła - dwom a palcam i.
Dokończy ł zdanie, a potem wy kręcił kartkę z m aszy ny i położy ł j ą na stole, zapisaną stroną do dołu. Nie chciał rozm awiać ze Stevie na tem at książki - ani o wątku fabularny m , ani o wy stępuj ący ch w niej postaciach.
Nawet nie chciał się zgodzić, by bodaj rzuciła okiem na 1 3 8 UCIECZKA DO EDENU
to, co napisał. Zabronił j ej też zbierać zapisane kartki, które codziennie zaśm iecały podłogę j adalni.
Kiedy wręczy ła m u kopertę, przeczy tał nagłówek i pry chnął pogardliwie: „Ram sey ". Po przeczy taniu krótkiego listu zm iął go w kulkę i rzucił na podłogę.
- No i co? - niecierpliwie zapy tała Stevie. - Czy j uż pożałował pochopnej decy zj i?
- O, tak, wij e się j ak piskorz. Ale j eszcze nie zniży ł
się do tego, żeby m nie błagać.
- A m usi cię błagać?
- Jasne, że tak. Chcę go widzieć u m oich stóp, a potem zm iażdżę go j ak nędzną glistę.
Stevie roześm iała się.
- Rozum iem , że nie doj rzałeś j eszcze do powrotu.
- Nie. Natom iast doj rzałem j uż do czegoś innego
- stwierdził, wstaj ąc z krzesła. - Mianowicie do lunchu. - Obj ął Stevie, uszczy pnął w j ędrny pośladek i wy cisnął całusa na czubku j ej nosa.
- Przy nieś m i coś do j edzenia, kobieto.
Wy sunęła się z j ego obj ęć i zapy tała im perty nen-ckim tonem :
- A j ak nie, to co?
Judd spoj rzał na nią groźnie.
- To ci pokażę, do czego j eszcze doj rzałem .
W tej sy tuacj i pozostało j ej ty lko j edno wy j ście
-j ak naj szy bciej pom aszerować do kuchni.
ROZDZIAŁ 9
Jesteś dziś wieczorem j akaś dziwnie m ilcząca. Co ci j est? - Py tanie rzucone przez Judda przerwało panuj ące m ilczenie.
Stevie nagle przestała wpatry wać się nieruchom y m wzrokiem w stół i gwałtownie zam rugała oczam i.
- Nic, nic. Przepraszam , rzeczy wiście j estem chy ba m ało towarzy ska.
- Przy znaj się, m asz znowu bóle?
Potrząsnęła przecząco głową.
- Jestem ty lko trochę zm ęczona.
- Nic dziwnego. Dałaś m i dziś popołudniu niezły wy cisk na kortach.
Stevie uśm iechnęła się blado.
- Muszę j eszcze nad tobą popracować.
Judd patrzy ł na nią uważnie, m achinalnie bawiąc się ły żką.
- To nie ty lko zm ęczenie, prawda, Stevie?
1 4 0 UCIECZKA DO EDENU
- Może i tak. Sam a nie wiem . Mam ty le poważny ch spraw na głowie.
- Chodzi o tę m łodą parę, prawda?
Żachnęła się, a potem bezskutecznie usiłowała ukry ć zm ieszanie, powtarzaj ąc:
- Młodą parę?
- To m łode m ałżeństwo, które spotkaliśm y w sklepie dziś po południu. By li z m ały m dzieckiem .
Odwróciła wzrok, co by ło równoznaczne z przy znaniem m u racj i.
- Dzień upły nął nam naprawdę m iło - powiedział
Judd. - Pokonałaś m nie w trzech setach, ale j a przegrałem z godnością. Żartowaliśm y , wy ry waliśm y sobie ostatni kawałek batonika i robiliśm y zakupy .
A potem nagle zobaczy łaś tę m łodą, przy stoj ną parę.
Pchali wózek wzdłuż półek, zagaduj ąc do dziecka i wy m ieniaj ąc zakochane spoj rzenie nad j ego główką, całą w złoty ch loczkach. Wtedy nagle zam knęłaś się w sobie i straciłaś hum or na resztę wieczora.
- Nie wiedziałam , że do obowiązków kucharki należy również odgry wanie roli nadwornego błazna
- odparła zgry źliwy m tonem . - Może trzeba by ło zawczasu szczegółowo określić zakres m oich zadań.
Judd z brzękiem upuścił ły żkę na stół i podniósł
ręce do góry .
- Uspokój się. Patrzcie j ą, j aka obrażalska. Przecież j a się m artwię o ciebie.
UCIECZKA DO EDENU 1 4 1
- No to przestań się o m nie m artwić.
- Za późno. Stało się.
Stevie obrzuciła go podej rzliwy m wzrokiem , odniosła j ednak wrażenie, że ty m razem Judd m ówi serio. A ona bardzo chciała wierzy ć w to, że tak właśnie j est. Wzruszy ła ram ionam i i powiedziała:
- Pewnie ci się wy daj e, że to ty lko j a m iewam czasam i hum ory .
- Muszę ci się przy znać, że ten ży wy obraz szczę
ścia m ałżeńskiego i rodzinnej harm onii także i m nie trochę wzruszy ł.
- O, m ogę się o to założy ć. - Stevie zaśm iała się ironicznie.
- Naprawdę, Stevie. Właściciele tego dom u, m oi dziadkowie, wpoili m oj em u oj cu pewne podstawowe wartości. A on z kolei, wraz z m oj ą m atką, przekazał
j e m nie.
- I gdzie one się podziały , te twoj e zasady ?
- Rozbiły się o rafy podczas ży ciowy ch burz.
- Mam nadziej ę, że nie zechcesz tego zdania zam ieścić w książce. To brzm i wręcz grafom ańsko.
Usta Judda drgnęły w półuśm iechu.
- Może nie uży j ę akurat ty ch słów, niem niej j ednak w pewny m sensie oddaj ą one treści, które pragnąłby m przekazać m oim czy telnikom .
- Skoro j uż rozm awiam y tak otwarcie, przy znaj ę, 1 4 2 UCIECZKA DO EDENU
że na widok tej wzruszaj ącej sceny ogarnęła m nie zazdrość.
- By łaś zazdrosna? - zapy tał z niedowierzaniem Judd. - Jak m ogłaś zazdrościć czegokolwiek ty m poczciwy m wieśniakom ? Obj echałaś kulę ziem ską, i to niej eden raz, poznałaś koronowane głowy , zarobiłaś m asę pieniędzy i zdoby łaś kupę nagród.
- Ale nie m am kom u zwierzy ć się ze swoich kłopotów. Przecież nie m ogę położy ć się do łóżka z pucharem albo choćby pokłócić się z m edalem .
- Wiesz, na co m i to wy gląda? Na roztkliwianie się nad sobą.
- Tak właśnie j est - odparła z gniewem .
Zapadła cisza. Po chwili Judd zapy tał:
- Czy żałuj esz niektóry ch decy zj i, Stevie?
- Tak. Nie. Nie wiem , Judd. Rzecz w ty m , że...
- Urwała, próbuj ąc przełoży ć chaoty czne m y śli na bardziej zrozum iały j ęzy k. - Do zdoby cia Wielkiego Szlem a zabrakło m i zwy cięstwa w j edny m turniej u. Zaplanowałam sobie, że kiedy j uż go zdobędę, zwolnię tem po. Zresztą, i tak by m
m usiała to zrobić za rok czy dwa, zważy wszy na m ój zaawansowany wiek, ale j a j uż postanowiłam , że kiedy wy gram Wielkiego Szlem a, nie będę żądać więcej . Wy cofam się z godnością, będąc u szczy tu sławy i m aj ąc za sobą wspaniałą
sportową karierę.
- Um ilkła na chwilę, a potem , ze sm utkiem , ciąg-UCIECZKA DO EDENU 1 4 3
nęła dalej : - Nigdy natom iast nie zastanawiałam się nad ty m , co będę robić po ty m . A teraz, kiedy przy szłość j est j uż tak bliska i nieunikniona, wy daj e m i się nij aka i pusta. Nie m a w niej nic. I nie m a nikogo.
- Dziecka też nie m a?
- Nie m a - powtórzy ła z żalem . - I pewnie też nie m a żadnej szansy , aby m m ogła j e m ieć. Żadnej .
- Nie żałuj esz, że wcześniej nie zdecy dowałaś się na dziecko?
- Może i tak. Ale trudno wy rokować, co by by ło, gdy by ...
- A z kim chciałaby ś j e m ieć?
Stevie gorzko się roześm iała.
- Dobre py tanie. Z kim ? Nigdy nie m iałam czasu, żeby się zakochać, wy j ść za m ąż, stworzy ć poważny związek. Nie j estem nawet pewna, czy wiem , co oznacza to określenie i j ak m a się ono do m nie.
- A teraz, kiedy wreszcie m asz czas, żeby się nad ty m zastanowić, m ożesz j uż nie m ieć okazj i. Czy nie to właśnie cię trapi, Stevie?
- Można by tak powiedzieć.
Um ilkli na dłuższy czas. Judd odezwał się pierwszy .
- Czasam i decy zj e, j akie podej m uj em y , są nam narzucone z góry .
- W m oim przy padku tak nie by ło. Ja zdecy dowa-1 4 4 UCIECZKA DO EDENU
łam się dobrowolnie, wiele lat tem u. Wy brałam tenis.
Chciałam zostać czem pionką za wszelką cenę.
- I j esteś nią.
- Wiem . I wiem też, że nie m am powodów, żeby się skarży ć. Wiodłam pełne wy rzeczeń, ale ciekawe i saty sfakcj onuj ące ży cie. - Zwróciła się ku niem u z blady m uśm iechem . - Ty lko że, od czasu do czasu, na przy kład dzisiaj , przy pom inam
sobie, co m usiałam poświęcić i zaczy nam się nad sobą roztkliwiac. Teraz, kiedy m oj a kariera sportowa dobiega końca, zadaj ę sobie py tanie „I co dalej ?". Przy naj m niej na razie nie znaj duj ę na nie żadnej odpowiedzi. - Wzięła głęboki oddech. -
Moim zdaniem , użalanie się nad sobą to wielki grzech. To także niepotrzebna strata czasu, chy ba że j est to pierwszy krok do zm ian. Niestety
- ciągnęła, kładąc rękę na brzuchu - straciłam wszelką kontrolę nad sy tuacj ą. I to j est ta naj bardziej gorzka pigułka, j aką przy chodzi m i przełknąć.
Kolacj a powoli dobiegła końca. Judd pom ógł pozbierać naczy nia ze stołu. Okazało się, że pod ty m względem nie by ł wcale tak wielkim m ęskim szowinistą, za j akiego chciałby uchodzić.
- Idę na górę, do łóżka - powiedziała Stevie, j ak ty lko skończy li zm y wanie.
- Podum ać w sam otności?
- Nie. Jestem zm ęczona. Melancholia j est bardzo wy czerpuj ąca.
UCIECZKA DO EDENU 1 4 5
Judd krzy wo się uśm iechnął.
- Ja osobiście uważam , że j est wiele grzechów znacznie gorszy ch niż roztkliwianie się nad sobą.
Mam ci wy liczy ć kilka spośród ty ch, które sam m am na sum ieniu? Może wtedy poczuj esz się lepiej ?
- Dziękuj ę, nie. Pój dę j uż spać.
Judd lekko j ą uścisnął i złoży ł szy bki pocałunek na j ej czole.
- Idź i nie zapom nij zm ówić paciorka. I zam knij drzwi, żeby stukot m oj ej m aszy ny do pisania nie przeszkadzał ci zasnąć.
- To m i wcale nie przeszkadza - odparła i dodała:
- Dobranoc. - Stała j ednak w m iej scu, zam iast ruszy ć do drzwi.
Czuła się taka sam otna i zagubiona. Chciała czegoś. Ale czego? Na początek ży czy łaby sobie, żeby ten pocałunek na dobranoc został złożony raczej na j ej ustach niż na czole. Wolałaby też, żeby by ł nam iętny i niespieszny, zam iast zdawkowy i
przelotny . Chciała, żeby pieszczoty Judda nie by ły aż tak braterskie.
Dlaczego tak szy bko cofnął ręce?
Nagle owładnęła nią dziwna, przy tłaczaj ąca tęsknota, której nie potrafiła nazwać. Tkwiła przy czaj ona gdzieś w głębi j ej j estestwa, a m im o to m iała siłę wulkanu. Zapragnęła oprzeć policzek o pierś Judda i poczuć, j ak zam y ka j ą w swoich
ram ionach. Pragnęła usły szeć j ego stłum iony głos, szepczący j ej do ucha 1 4 6 UCIECZKA DO EDENU
słowa otuchy , nawet gdy by by ły to ty lko naj zwy klej sze banały .
Cofnęła się pospiesznie z obawy , iż ulegnie im pulsowi, który nakazy wał j ej rzucić się w ram iona Judda.
Bała się, że gotów wziąć j ej chwilowe pragnienie za obj aw kobiecej słabości.
- Dobranoc - powtórzy ła.
- Dobranoc, Stevie.
Miniony dzień by ł wy j ątkowo parny , a wieczór nie przy niósł wy tchnienia. Powietrze by ło nieruchom e.
Zazwy czaj w j ej pokoj u panował m iły chłód dzięki wenty latorowi zawieszonem u pod sufitem . Nie tęskniła za klim aty zacj ą. Lubiła patrzeć, j ak podm uch rozwiewa cienkie firanki, nie przeszkadzał j ej też j ednostaj ny szum .
Tej nocy wenty lator niewiele pom ógł. Stevie przewracała się z boku na bok, nie m ogąc zasnąć. By ła znużona, członki j ej ciąży ły , a sen nie nadchodził.
Trawił j ą j akiś dziwny niepokój .
Nagle uprzy tom niła sobie, że m aszy na Judda m ilczy. Judd m y lił się, sądząc, że odgłos ten j ej przeszkadza. Dźwięk ten dawał j ej poczucie bezpieczeństwa i oznaczał, że po raz pierwszy w ży ciu nie m usiała spędzać sam otny ch nocy w pusty m
dom u.
Odrzuciła cienkie, baty stowe prześcieradło i podeszła na palcach do drzwi sy pialni, które zostawiła UCIECZKA DO EDENU 1 4 7
otwarte, by um ożliwić cy rkulacj ę powietrza. Nauczy
ła się tego od Judda, a on wcześniej od swoich dziadków, z który m i spędzał wakacj e na farm ie, kiedy by ł
m ały m chłopcem . Zaczęła nasłuchiwać. Wszędzie panowała cisza.
Szy bki rzut oka do j ego pokoj u wy starczy ł, by stwierdzić, że j eszcze nie położy ł się do łóżka. Podeszła do szczy tu schodów i spoj rzała w dół. W j adalni paliło się światło, co oznaczało, że Judd nadal pracuj e.
Może po prostu zrobił sobie przerwę?
Odczekała kilka m inut, ale m aszy na uparcie m ilczała. Zaintry gowana i lekko zaniepokoj ona zeszła cicho na dół i podeszła na palcach do progu j adalni.
Judd siedział przy garbiony , pogrążony w m y ślach, w pozie, którą zwy kła określać j ako „natchnioną".
Z łokciam i wsparty m i na stole, wpatry wał się w pustą kartkę. Miał na sobie postrzępiony, bawełniany podkoszulek z odcięty m i rękawam i, które wy glądały, j akby j e ktoś odgry zł, oraz granatowe szorty. Włosy m iał zm ierzwione, ciem ny,
wilgotny kosm y k opadał
m u na czoło. Nogi, w stary ch, dziurawy ch tenisówkach bez sznurowadeł, oparł na naj niższej poprzeczce krzesła.
Nie chcąc m u przeszkadzać, wy cofała się bezgłośnie i ruszy ła w stronę schodów.
- Stevie?
1 4 8 UCIECZKA DO EDENU
Przy stanęła i cofnęła się w sm ugę światła w otwarty m łuku drzwi.
- Przepraszam . Nie chciałam ci przeszkadzać.
- Wcale m i nie przeszkadzasz.
- Widzę, że m uza nie j est dla ciebie zby t łaskawa tej nocy .
- Muza? Ta stara dziwka? - Z opadaj ący m i na czoło włosam i i twarzą ocienioną kilkudniowy m zarostem , Judd by ł istny m uosobieniem m ęskości.
Wy glądał groźnie, drażniąco i... wspaniale. Coś nagle drgnęło w duszy Stevie, niby ziarnko wy siane na ży zną glebę, które wreszcie zaczy na kiełkować.
- Czem u nie śpisz? - zapy tał, pociągaj ąc ły k kawy , która pewnie dawno j uż wy sty gła.
- Sam a nie wiem . - Stevie rozłoży ła ręce. - Chy ba brakowało m i stukotu m aszy ny do pisania. A poza ty m , j est takie ciężkie powietrze. Skoro j uż wstałam , m ogę ci zrobić świeżą kawę.
- Nie, dziękuj ę. Wy piłem j uż za dużo kawy . -
Judd zlustrował j ą uważny m spoj rzeniem . - A ty ?
Dobrze się czuj esz?
- Tak.
- Nic cię nie boli?
- Nic.
- Żadny ch problem ów?
- Absolutnie żadny ch.
- Czy li wszy stko w porządku?
UCIECZKA DO EDENU 1 4 9
- W porządku.
- Nie wierzę ci, m oj a droga. Gdy by wszy stko by ło w porządku, spałaby ś teraz j ak suseł.
Stevie zrobiła parę kroków w j ego stronę. Nocna koszula, którą m iała na sobie, pochodziła z zakupów w wiej skim sklepiku. By ła bez rękawów, m iała plisowany, obszy ty koronką przód i wy starczaj ąco przy zwoity fason nawet dla zakonnicy. Choć
pewnie żadna zakonnica nie włoży łaby na siebie koszuli z bawełny tak m iękkiej i cienkiej , że wszy stko przez nią prześwity wało.
Kom pletnie nieświadom a tego, iż kontury j ej ciała wy raźnie ry suj ą się pod m ateriałem , Stevie wy ciągnę
ła ręce i powiedziała:
- Widzisz przecież, że nic m i nie dolega.
- Ale m nie coś dolega - m ruknął ponuro. - Usiądź
i dotrzy m aj m i przez chwilę towarzy stwa.
Rozej rzała się wokoło.
- Nie m a tu na czy m usiąść.
- Ależ j est. - Judd wy sunął nogi spod stołu, wy ciągnął ręce, chwy cił Stevie w pasie i posadził j ą sobie na kolanach.
- Judd, co ty wy rabiasz?! - wy krzy knęła Stevie, zaskoczona takim obrotem sy tuacj i.
- Nie m ówiłem ci, że na widok biały ch nocny ch koszul nachodzą m nie kosm ate m y śli?
- Nie!
1 5 0 UCIECZKA DO EDENU
- No bo to nieprawda. Zastanawiałem się ty lko, czy ci coś takiego m ówiłem ?
- Ach, ty ! - obruszy ła się, odpy chaj ąc j ego ram ię.
Zaśm iał się z cicha, ale nie wy puścił Stevie z obj ęć.
Zm ierzy ł j ą uważny m spoj rzeniem .
- Nawet gdy by ś m i pozwoliła, nie m ógłby m cię teraz uwieść.
- Dlaczego?
- Ponieważ wy glądasz, j akby ś m iała dwanaście lat. Właśnie dlatego. Z ty m i j asny m i, rozpuszczony m i włosam i, w białej dziewiczej koszuli.
Z uśm iechem przeciągnął palcem wzdłuż rzędu m alutkich guziczków i zatrzy m ał się na starannie zawiązanej atłasowej kokardce m iędzy piersiam i Stevie. Uniósł wzrok i spoj rzał j ej w oczy .
Stevie sły szała swój własny , głucho bij ący puls.
Zanim wszy stko wy m knie j ej się z rąk, m usi zrobić coś, by rozm owa znowu wróciła na bezpieczne tory , czy li doty czy ła j ego książki.
- Ciężko ci? - zapy tała.
- Uj dzie - odburknął.
- Ale wy trzy m asz?
- Taak.
- A o czy m to j est?
- Co?
- Twoj a książka.
- Książka? Ach, m oj a książka. To m y rozm a-UCIECZKA DO EDENU 1 5 1
wiam y o książce? - Judd westchnął z rezy gnacj ą.
- „Książka" to m iły eufem izm dla tego steku bzdur.
- Skinął w stronę leżący ch na stole kartek.
- Założę się, że to nie są żadne bzdury . Pracowałeś tak ciężko. To nie m oże by ć aż tak złe.
- Mam nadziej ę, że nie. - Judd chwy cił rękę Stevie i zaczął się j ej uważnie przy glądać. Odwrócił j ą dłonią do góry i przej echał kciukiem po stwardnia
ły ch odciskach od rakiety tenisowej . Jego doty k drażnił i pobudzał.
Zaczęła się niespokoj nie wiercić, po czy m pospiesznie wy rwała m u rękę i chciała wstać, ale ram iona Judda zacisnęły się wokół j ej pasa.
- Gdzie się wy bierasz?
- Wracam do łóżka.
- My ślałem , że chcesz ze m ną porozm awiać.
- Przecież ty wcale nie rozm awiasz.
- Chcesz wiedzieć, o czy m j est ta książka? - zapy tał - Dobrze, powiem ci.
- Ja...
- Cśś. Męczy łaś m nie o to nie raz i nie dwa, więc teraz ci powiem . Ty lko bądź cicho i słuchaj .
W innej sy tuacj i Stevie zaprotestowałaby przeciwko takiem u postawieniu sprawy. Przecież odkąd po raz pierwszy zapy tała go o książkę, a on powiedział j ej , że pisarze nie rozm awiaj ą z nikim o swoich proj ektach, przestała go nagaby wać. A to,
co ro-1 5 2 UCIECZKA DO EDENU
bił w j adalni, określała ogólnikowy m term inem :
„praca".
Teraz j ednak posłusznie usiadła m u na kolanach i zaczęła słuchać.
- Powieść zaczy na się...
- Dawno tem u?
- Nie, średnio. No więc, powieść zaczy na się, kiedy j ej bohater j est j eszcze dzieckiem .
- To m ężczy zna czy kobieta?
- Mężczy zna.
- Rozum iem .
- Miał bardzo zwy czaj ne...
- Czy on m a j akieś im ię?
- Jeszcze nie. Będziesz m i tak ciągle przery wać?
Bo j eśli tak, to...
- Już się więcej nie odezwę.
- Dzięki. - Judd spoj rzał na nią bezradnie. - Na czy m to j a skończy łem ?
- Mogę się odezwać? - zapy tała, a Judd spioruno-wał j ą wzrokiem . - „Miał bardzo zwy czaj ne..." - zacy towała.
- Ach, tak. Miał bardzo zwy czaj ne dzieciństwo.
Oj ciec, m atka, dorastanie na ty powy m am ery kańskim przedm ieściu. Zawsze by ł dobry w sporcie. A raczej , we wszy stkich sportach. W średniej szkole skupił się na baseballu. Kiedy przy stępował do m atury , zdąży ł
j uż zainteresować sobą kilka znaczniej szy ch uczelni, UCIECZKA DO EDENU 1 5 3
które chciały go przy j ąć w poczet swoich studentów.
Wy brał j edną z nich i otrzy m ał sty pendium sportowe w zam ian za to, że będzie grać w uczelnianej reprezentacj i baseballa.
Gdy by ł na drugim roku, zgłosił się do niego łowca talentów z ligi j uniorów i zaproponował m u przej ście na zawodowstwo oraz naty chm iastowy kontrakt. By
ła to cholernie kusząca propozy cj a. Jednak, m im o iż bardzo chciał grać, a wszy scy trenerzy i koledzy m ówili m u, że j est wy starczaj ąco dobry, żeby grać w lidze, postanowił naj pierw ukończy ć studia, na wy padek gdy by j ego kariera sportowa
nie wy paliła. Konty nuował więc naukę, co -j ak się później okazało - by
ło naj m ądrzej szą decy zj ą w j ego ży ciu. Ponieważ nie m iał szczególny ch zainteresowań, próbował ukończy ć studia przy m inim um wy siłku. Nigdy nie by ł
ty pem naukowca. Interesował się j edy nie sportem .
Matem aty ka i nauki ścisłe sprawiały m u m asę kłopotów, więc z trudem zdołał zaliczy ć te przedm ioty .
Bry lował za to na zaj ęciach z angielskiego i historii i uzy skał na egzam inach bardzo wy sokie oceny. Koledzy m ówili m u, że m a lekkie i cięte pióro, nic więc dziwnego, że postanowił specj alizować się w j ęzy ku angielskim , a j ako drugi przedm iot
wy brał sobie dziennikarstwo. Kiedy kończy ł uczelnię, m iał j uż swoj ego agenta, który prowadził negocj acj e z trzem a naj lepszy m i klubam i ligowy m i. Uważaj ąc się za ós-1 5 4 UCIECZKA DO EDENU
m y cud świata, zachowy wał się bezczelnie, widział
swoj ą przy szłość w różowy ch barwach i wy obrażał
sobie, że zawsze będzie pępkiem świata. Chodził na przy j ęcia, m iał powodzenie u kobiet i po prostu ży ł
pełnią ży cia. Albo tak m u się przy naj m niej zdawało.
- Judd um ilkł na chwilę i zapatrzy ł się w pustą kartkę w m aszy nie. - Któregoś dnia ten błazen otrzy m ał
wy m arzoną propozy cj ę m ilionowego kontraktu na pięć lat. Postanowił to uczcić z grupą kum pli. Wy brali się na weekend nad wodę, żeby poszaleć na nartach wodny ch.
Stevie słuchała w skupieniu. Czuła, że nadszedł
m om ent j ego katharsis.
- Na j eziorze wznoszono właśnie nową zaporę, ale budowa nie została j eszcze zakończona - podj ął opowieść Judd. - A ci idioci upodobali sobie właśnie to m iej sce, gdzie betonowe słupy wy stawały nad powierzchnię wody. Ten głupek
naj głośniej zanosił się od śm iechu, kiedy łódź zbliżała się do sterczący ch pali.
Zdawało m u się, że j est ponad wszy stko i nic złego nie m oże m u się stać - konty nuował Judd głuchy m głosem . - Postanowił więc zrobić slalom m iędzy filaram i. Niestety , przeliczy ł się.
Zapadła cisza, którą przerwał dobiegaj ący z oddali grzm ot. Głuchy i złowieszczy . Bły skawica rozdarła niebo. A po niej druga. Zerwał się wiatr. Ale ani Stevie, ani Judd nawet tego nie zauważy li.
UCIECZKA DO EDENU 1 5 5
- Górnolotne plany zakończy ły się fiaskiem - m ówił dalej Judd. - Jeden nieostrożny ruch i j ego ży cie zostało skierowane na inne tory. Milionowy kontrakt zerwano po ty m , j ak lekarze powiedzieli władzom klubu, że j uż nigdy nie będzie m ógł
grać w zawodowej lidze, nawet j eżeli oni dokonaj ą cudu z j ego nogą.
Tak więc nigdy nie zagrał w lidze baseballowej . Po roku skom plikowany ch operacj i, które m iały zrekonstruować uszkodzone m ięśnie, zrozum iał, że nigdy j uż nie będzie sportowcem , i zaczął pisać o sporcie.
Lunęło. Ciężkie, rozgrzane krople deszczu spadły na kwiaty , które Stevie tak troskliwie pielęgnowała, i zabębniły o szy by pootwierany ch okien. Gwałtowny wiatr wdm uchnął do pokoj ów firanki. Grzm ot huczał
za grzm otem , a bły skawice raz po raz rozdzierały niebo. Powietrze zrobiło się chłodniej sze, przy nosząc ulgę po parny m dniu.
Stevie nie zwróciła uwagi na burzę. Nie docierało do niej nic, prócz bliskości Judda. Odgarnęła m u z czoła wilgotny kosm y k i wy gładziła zm arszczkę m iędzy brwiam i.
Judd gorzko się uśm iechnął.
- Nie będzie ci się chciało czy tać tej książki. Nie sądzę, żeby m iała j akiś happy end.
- Nie?
- Przez wiele lat po ty m wy padku bohater książki by ł wściekły na cały świat. A j eszcze bardziej niena-1 5 6 UCIECZKA DO EDENU
widził sam ego siebie za to, co zrobił z własny m ży ciem . Ży ł j ak wszy scy wokoło, ale -j ak Rhetta Butlera - guzik go to obchodziło. I starał się j ak m ógł, żeby wszy scy wokół niego by li równie sfrustrowani i nieszczęśliwi j ak on. Często się upij ał,
sy piał z kobietam i, który ch im ion nawet nie znał, wdawał się w niepotrzebne bój ki.
- Dlaczego?
Judd wzruszy ł ram ionam i. Bawił się teraz guziczkam i koszuli nocnej Stevie, obracaj ąc j e lekko w palcach.
- Żeby sobie udowodnić, że ten wy padek nie zabił
w nim m ężczy zny .
- Przecież prawdziwej m ęskości nie m ierzy się ilością osiągnięć sportowy ch.
- Powiedz to przeciętnem u Am ery kaninowi.
Stevie wzruszy ła ram ionam i, a dłoń Judda m usnęła przy ty m niechcący j ej biust.
- Jak ta historia się skończy , Judd?
- To m nie właśnie m ęczy. Doszedłem do m om entu, w który m bohater dostaj e wreszcie dobrze płatną pracę. Wy konuj e j ą, wkładaj ąc w to m ożliwie j ak naj m niej wy siłku. Przy ty m udało m u się przekonać wszy stkich oprócz siebie, że to, co
robi, robi doskonale. Co j ednak stanie się w przy szłości z ty m facetem , który wciąż nienawidzi się za to, że zaprzepaścił swoj ą ży ciową szansę?
UCIECZKA DO EDENU 1 5 7
- My ślę, że trochę się nie doceniasz - stwierdziła Stevie cichy m , pełny m współczucia tonem . - Przecież trzeba m ieć talent, żeby zam ieszczać w gazecie codzienny felieton. To prawda, że twoj e felietony nie zawsze m i się podobały, ale nigdy
nie by ły o niczy m , albo... Judd, co ci się stało?
- Czy j a ci powiedziałem , że to j est o m nie? - spy tał gniewnie z pociem niały m i oczam i.
Ta nagła zm iana, j aka w nim zaszła, m ocno zaskoczy ła Stevie.
- No, nie, raczej nie... - wy j ąkała - ale... ale j a m y ślałam ...
- Bohater m oj ej książki j est niezadowolony z ży cia. Czy j a wy glądam na faceta niezadowolonego z ży cia?
Wstał tak nagle, że om al nie upadła na podłogę.
Zatoczy ła się, usiłuj ąc złapać równowagę. Kiedy j ej się to udało, spoj rzała na niego z pogardą. Opowiedział j ej sm utną historię swoj ego ży cia, ale kiedy chciała m u okazać współczucie, odtrącił j ą i zachował
się j ak j akiś m acho. Postanowiła się zem ścić.
- Jesteś kary katurą dziennikarza. A teraz, kiedy zabrakło ci natchnienia, bierzesz się za j akąś ponurą historię, którą j akoby nosiłeś w sobie od lat, i usiłuj esz wcisnąć ludziom ten sm ętny kit.
- Nic o m nie nie wiesz, panno Ładny Ty łek - powiedział ze złowróżbny m gry m asem .
1 5 8 UCIECZKA DO EDENU
- Wiem ty lko ty le, że j esteś zby t gruboskórny , żeby wy m y ślać teksty ety kietek na puszki do sardy nek.
I taki człowiek chce pisać powieść o ludzkich uczuciach i ży ciowy ch rozczarowaniach? A j eżeli j uż O ty m m ówim y - krzy wiąc się, m achnęła pogardliwie w stronę stołu - uważam , że twoj a powieść j est zby t powierzchowna, narcy sty czna i po
prostu nudna.
W paru krokach pokonał dzielącą ich przestrzeń i powiedział przez zaciśnięte zęby :
- Nie będzie nudna, kiedy opiszę przy gody m oj ego bohatera z kobietam i.
- W ty m przy padku do powy ższy ch uwag dodaj j eszcze „obrzy dliwa", a będziesz m iał m oj ą opinię! -
I wy szła z pokoj u z dum nie uniesioną głową.
ROZDZIAŁ 10
Następnego ranka wciąż padało, j ednak to nie dochodzące z oddali odgłosy burzy obudziły Stevie, ty lko bolesne skurcze w dolnej części brzucha, zwłaszcza po prawej stronie.
Naty chm iast wstała i zaży ła dwie tabletki przeciwbólowe. Potem wróciła do łóżka, położy ła się na boku i przy ciągnęła kolana do klatki piersiowej . Po j akim ś czasie m onotonny szum deszczu ukoły sał j ą znowu do snu.
Musiała j ednak spać niezby t głęboko, ponieważ od razu zbudziła się na dźwięk głosu Judda, który wy m awiał j ej im ię cichy m , py taj ący m tonem . Poczuła, j ak m aterac ugina się pod j ego ciężarem , kiedy wy ciągnął
się obok niej i delikatnie położy ł j ej dłoń na ram ieniu.
- Co ci j est, Stevie?
- Nic. - Leżała bez ruchu, z zam knięty m i oczam i.
- Twoj e j ęki sły chać by ło aż w m oj ej sy pialni.
Obudziłaś m nie.
1 6 0 UCIECZKA DO EDENU
- Przepraszam .
- Nie chodzi m i o to, że przerwałaś m i sen - odparł niecierpliwie. - Przy znaj się, Stevie, boli cię, prawda?
- Trochę.
- Cholera!
- To ty lko lekkie skurcze. Nie przej m uj się. To m i szy bko przej dzie.
- Gdzie m asz te twoj e pigułki? Poczekaj , zaraz ci j e przy niosę.
- Ale j a j uż zaży łam dwie.
- Kiedy ?
- Niedawno.
- Co m ogę dla ciebie zrobić?
- Nic.
- Czem u m asz zam knięte oczy ?
- Bo chce m i się spać. Wracaj do siebie - dodała.
- Nic m i nie będzie.
- Gdzie cię boli?
- Tam , gdzie zawsze - sy knęła ziry towana.
- Jest na to j akaś rada?
- Mój term ofor.
- Gdzie go m asz?
- Zostawiłam w dom u.
- No, to świetnie.
Nie powiedział nic więcej , ale i nie ruszy ł się z m iej sca. Czuła na sobie j ego wzrok. Nagle, j akby UCIECZKA DO EDENU 1 6 1
wreszcie podj ął długo rozważaną decy zj ę, wy ciągnął
rękę, wsunął j ą pod koszulę nocną Stevie i obj ął j ą delikatnie w talii.
- Judd!Co ty ...
- Cśśś, ćśś. Leż spokoj nie. Chcę ci ty lko pom óc.
- To niem ożliwe.
- Może i nie, ale pozwól m i spróbować.
- Dlaczego?
- Przy znaj ę ze skruchą, że wczoraj wieczorem zachowałem się okropnie. Krzy czałem na ciebie i dokuczałem ci, a ty wcale sobie na to nie zasłuży łaś.
- Nic się nie stało. To nie m a znaczenia.
- Posłuchaj , Stevie, nigdy nie by łem Dobry m Sam ary taninem , więc pom óż m i, dobrze? Powiedz, gdzie cię boli? Tu? - Położy ł j ej na brzuchu gorącą dłoń i zaczął go lekko m asować.
- Hm m . - Poczuła, j ak w j ej ciele rozlewa się fala koj ącego ciepła, z wolna likwiduj ąc bolesne skurcze.
To by ło cudowne uczucie.
- Lepiej ci, Stevie? - Odczekał chwilę. - Stevie?
Ale ona j uż spała.
Kiedy obudziła się po raz trzeci, stwierdziła, że Judd obej m uj e j ą ram ieniem , a j ego dłoń wciąż spoczy wa na j ej brzuchu. Ból zniknął.
Czuła palce j ego drugiej ręki wplątane we włosy , zm ieszane z j ego włosam i na poduszce, którą współ-
1 6 2 UCIECZKA DO EDENU
nie dzielili. Pom y ślała, że skoro zam ierzał rozgościć się w j ej sy pialni, m ógłby chociaż przy j ść z własną poduszką. Usiłowała przekonać sam ą siebie, że denerwuj e j ą obecność j ego m asy wnego ciała, a także j ego gorący oddech, który m uskał
j ej kark. Maj ąc nadziej ę, że nie obudzi Judda, lekko odwróciła głowę, żeby m u się przy j rzeć. W ty m m om encie Judd westchnął, poruszy ł się i otworzy ł oczy. Stevie znalazła się z nim twarzą w twarz. Ta dziwaczna sy tuacj a dom agała się
j akiegoś rozwiązania. Może podziękowania, a m oże śm iechu, który rozładowałby napięcie.
Nic j ednak nie powiedziała ani też nic nie zrobiła.
Leżała nadal bez ruchu, patrząc w j ego m ęską, zasępioną i zarośniętą twarz, która nie wiadom o kiedy stała j ej się droga.
Wreszcie Judd pierwszy wy konał ruch. Rozpostarł
palce i znowu zaczął delikatnie uciskać j ej brzuch.
A potem uniósł się i j ego oczy rozpoczęły niespieszną wędrówkę po ciele Stevie, zatrzy m uj ąc się kolej no na włosach, które leniwie przeczesy wał palcam i, na oczach, na piersiach, na szy i. Uśm iechnął się, rozbawiony, gdy spostrzegł plisowany
stanik koszuli nocnej , zalotnie związany atłasową wstążką. A gdy przeniósł wzrok znowu w górę, ich oczy się spotkały .
Znowu się poruszy ł, uj ął w dłonie j ej twarz i zanurzy ł palce we włosy . Jego kciuki zaczęły delikatnie m uskać j ej usta. Pod wpły wem tej pieszczoty wargi UCIECZKA DO EDENU 1 6 3
Stevie się rozchy liły , j akby bez udziału j ej woli. Judd nachy lił się i zastąpił doty k palców pocałunkiem delikatny m , ulotny m , a m im o to elektry zuj ący m .
Stevie zarzuciła m u ręce na szy j ę. Zaczęła wodzić dłońm i po j ego szerokich barach. A kiedy nabrała odwagi, przesunęła ręce wzdłuż j ego pleców, i w końcu dotarła aż poniżej pasa.
Z piersi Judda wy rwał się niski, stłum iony j ęk.
Zawładnął ustam i Stevie i sprawił, że pocałunek stał
się gwałtowny , nam iętny , upoj ny . Oboj e zatracili się w nim , całkowicie zapom inaj ąc o rzeczy wistości.
Kiedy wreszcie oderwali się od siebie, by złapać oddech, oboj e by li poruszeni gwałtownością własny ch reakcj i. Judd uj ął dłoń Stevie i pocałował każdy palec z osobna. Gdy puścił j ej dłoń, pogładziła głębokie zm arszczki nad gęsty m i brwiam i,
próbuj ąc j e rozprostować, choć w głębi ducha uważała, że przy daj ą m u one m ęskości.
Judd nachy lił się nad nią i pocałował j ej obnażone ram ię, a Stevie znowu go obj ęła i m ocno do siebie przy tuliła, pragnąc poczuć na sobie j ego ciężar.
Uczy nił zadość j ej ży czeniu, ciasno do niej przy wieraj ąc, a potem j ego ciało zaczęło się lekko poruszać, a usta zaczęły obsy py wać delikatny m i pocałunkam i wargi Stevie - rozchy lone, gorące i spragnione.
Następnie powoli, guziczek po guziczku, zaczął
rozpinać nocną koszulę Stevie. Rozwiązał atłasową 1 6 4 UCIECZKA DO EDENU
wstążkę i rozsunął cienki, bawełniany m ateriał, odsłaniaj ąc piersi.
Stevie z drżeniem śledziła poczy nania Judda, ale w j ego brązowy ch oczach m alowały się wy łącznie podziw i pożądanie. Uj ął w dłonie pełne, o m lecznej skórze piersi Stevie delikatnie, bez śladu gwałtowno
ści, po czy m zaczął j e pieścić i całować.
Stevie m ruczała z zadowolenia j ak kotka i nawet nie zdaj ąc sobie z tego sprawy , przy lgnęła ciasno do Judda.
Pocałował j ą w czubek piersi, a potem wziął go do ust i zaczął ssać. Później długo całował i m uskał j ęzy kiem stwardniały, ciem noróżowy sutek. Stevie m iała wrażenie, że w j ej ciele eksploduj ą ty sięczne faj erwerki. Wy dała stłum iony okrzy k
rozkoszy .
W odpowiedzi Judd wsunął rękę pod koszulkę, pod cienkie j edwabne m aj teczki i zaczął pieścić j ej kobiecość.
Wtedy właśnie usły szeli pukanie do frontowy ch drzwi. Głośne, natarczy we pukanie, którego - niestety - nie sposób by ło dłużej ignorować.
Judd zerwał się i nie kry j ąc niezadowolenia, szy bko przeszedł do swoj ej sy pialni, by coś na siebie narzucić, po czy m zbiegł schodam i na dół.
Otwieraj ąc drzwi frontowe, om al nie wy rwał ich z futry ny . Posłaniec w ociekaj ącej deszczem żółtej pelery nie m iał równie j ak on niezadowoloną m inę.
UCIECZKA DO EDENU 1 6 5
- Strasznie to długo trwało - powiedział z wy rzutem .
- By łem w łóżku.
- Mam nadziej ę, że doceni pan, że dotarłem tu, i to w takich warunkach. - Listonosz wskazał na ry nny, z który ch try skały strum ienie wody, zam ieniaj ąc grządki, tak pieczołowicie pielęgnowane przez Stevie, w błotne kałuże. Świeżo posadzone
roślinki leża
ły połam ane w błocie j ak ofiary j akiej ś m orskiej bitwy .
- O, tak, bardzo się cieszę, że pana widzę - m ruknął Judd, składaj ąc podpis w wy kropkowanej rubry ce przekazu.
Listonosz wręczy ł m u owinięty w plasty k list, wy słany nocną pocztą, naciągnął głębiej kaptur pelery ny i zbiegł po schodkach werandy do czekaj ącej przed dom em furgonetki. Judd zatrzasnął za nim drzwi.
- Kto to by ł?
- Listonosz. Miał dla m nie list.
- Od kogo?
Judd by ł tak rozkoj arzony , że nawet się ty m nie zainteresował. Kiedy spoj rzał na adres zwrotny , głośno zaklął.
- Od kogo? - powtórzy ła Stevie.
- Od Mike'a Ram sey a.
- A o co chodzi?
- Skąd, u diabła, m am wiedzieć? Przecież go j esz-1 6 6 UCIECZKA DO EDENU
cze nie otworzy łem - odparł niezby t grzecznie, choć Stevie nie by ła niczem u winna. By ł zły i zdenerwowany .
Leżeli sobie w ty m przy tulny m , m iękkim łóżku, całuj ąc się j ak szaleni, wszy stko by ło na j ak naj lepszej drodze, a tu nagle... Miał ochotę własny m i rękam i zam ordować tego idiotę Ram sey a. Co za brak wy czucia!
Z niezadowoleniem stwierdził też, że Stevie zdąży
ła się ubrać. Z j ej bladej , zalęknionej twarzy , na której m alowało się poczucie winy , spoglądały na niego ogrom ne, podkrążone oczy .
A niech to! Wciąż czuł sm ak j ej m iękkich pachnący ch warg, pam iętał doty k gładkiej aksam itnej skóry .
Wściekły , że im przerwano, m y ślał ty lko o j edny m
- żeby skończy ć to, co tak pięknie się zapowiadało.
Insty nkt j ednak podpowiadał m u, że nic z tego nie będzie. Dlatego właśnie by ł taki zły . Przy j azd listonosza sprawił, że Stevie m iała chwilę czasu, by ochłonąć i nabrać dy stansu do sy tuacj i, w której tak nieoczekiwanie się znaleźli.
Judd, choć świadom stanu ducha Stevie, łudził się, że m oże j eszcze nie wszy stko stracone.
Zrobił krok w stronę Stevie, która stała na naj niższy m stopniu schodów. Spoj rzał na nią tęskny m wzrokiem i py taj ący m tonem zawołał:
- Stevie?
UCIECZKA DO EDENU 1 6 7
Oblizała nerwowo wargi i powiedziała:
- Nastawię kawę. - Po czy m rączy m krokiem pom knęła do kuchni.
Nim za nią ruszy ł, wy czerpał cały zapas naj bardziej barwny ch i obsceniczny ch przekleństw, j akie ty lko przy szły m u do głowy . A ponieważ przeważaj ącą część ży cia spędził w szatniach klubów sportowy ch albo w redakcj i, ten dział słownictwa
m iał wy j ątkowo bogaty .
Wkroczy ł do kuchni, w sam y ch ty lko szortach, które szy bko naciągnął, zanim zszedł otworzy ć listonoszowi. Usiadł przy stole i rozerwał szty wną, kartonową kopertę. Stevie ty m czasem stała przy ekspresie, czekaj ąc, aż kawa się zaparzy .
Judd uważnie przeczy tał gęsto zadrukowaną kartkę, a potem zm iął j ą w kulkę i wepchnął do kieszeni.
- Kiedy kawa będzie gotowa?
- Za kilka m inut. Co pisze twój szef?
- Nic ważnego.
- To czem u m asz taką kwaśną m inę?
- Bo nawet nie zdąży łem się napić kawy. - Sam sły szał we własny m głosie nutę rozdrażnienia. Ale to nie Stevie go w ty m m om encie zdenerwowała, ty lko Ram sey, a także sy tuacj a, w j akiej się znalazł, i własne ciało, nad który m nie potrafił
zapanować. - Są j eszcze inne, bardziej ... istotne powody m oj ego złego 1 6 8 UCIECZKA DO EDENU
hum oru, ale nie wy daj e m i się, żeby ś m iała ochotę wy słuchiwać teraz m ęskich żalów.
Stevie potrząsnęła głową bez słowa.
- Tak też m y ślałem - dodał z westchnieniem .
- Czy Ram sey nareszcie zniży ł się do tego, żeby cię błagać? Czy płaszczy się przed tobą j ak robak?
- Nie.
- W takim razie co m a ci do powiedzenia?
- Niewiele.
- Powiesz m i wreszcie, co j est w ty m liście?! - ziry towała się Stevie.
Niespodziewany wy buch zdum iał Judda. Nagle zapom niał o własny m rozdrażnieniu, nie zaspokoj ony m ciele i uważnie przy j rzał się Stevie.
- Zgadłaś, ten list doty czy ciebie.
Gdy ty lko potwierdził j ej przy puszczenia, osunęła się na krzesło po drugiej stronie stołu.
- Co pisze?
- Inform uj e m nie, że zaginęłaś - odparł Judd z ironiczny m uśm iechem . - Pisze, że um y ka m i naj bardziej pasj onuj ąca sportowa afera roku. Wszy scy kibice m ówią w tej chwili ty lko o j edny m : o taj em niczy m zniknięciu Stevie Corbett, które
nastąpiło po j ej intry guj ącej niedy spozy cj i na Lobo Blanco.
Zam igotało czerwone światełko ekspresu, sy gnalizuj ąc, że kawa j est j uż gotowa. Stevie nie zauważy ła tego, więc Judd wstał i za m om ent wrócił do stołu UCIECZKA DO EDENU 1 6 9
z dwom a paruj ący m i kubkam i. Postawił j eden przed Stevie, a z drugiego upił ły k i dopiero wtedy zaczął
m ówić dalej :
- Mike kategory cznie nalega, żeby m przestał się obrażać i naty chm iast wracał do pracy. Pisze, że dy sponuj ąc taką siatką inform atorów, zdołam wy tropić cię, zanim inni wpadną na twój ślad. - Uśm iechaj ąc się, dodał: - Mam wrażenie, że
Ram sey zapom niał, że to on m nie wy lał z pracy . Tak j est m u wy godniej .
- A co oni piszą?
- Kto?
- Ci wszy scy dziennikarze sportowi. Muszą m ieć przecież j akiś pogląd na tem at m oj ego zniknięcia.
- Zaraz zobaczy m y . Mike pisze coś o sam obój stwie, a dodatkowo...
- O sam obój stwie?
- To ty lko plotka, ale skoro nie znaleziono ciała...
- Wzruszy ł ram ionam i. - Jest j eszcze inna hipoteza, a m ianowicie, że potaj em nie zostałaś hospitalizowana. Mówi się też o nowej , rewolucy j nej m etodzie leczenia raka, prakty kowanej w j akim ś ekskluzy wny m szpitalu na Baham ach. Mam w tej
chwili zapom nieć o m oj ej powieści i wy badać, który z dom y słów na tem at „tej superlaski Corbett" - to cy tat - j est prawdziwy .
- To on też wie o twoj ej powieści?
1 7 0 UCIECZKA DO EDENU
- Kiedy ś m u o niej wspom niałem .
Poprzedniego wieczora, podczas ich kłótni, Stevie nieświadom ie trafiła w sedno. Od lat opowiadał każdem u, kto ty lko chciał tego słuchać, o pasj onuj ącej powieści sportowej , którą zam ierzał pewnego dnia napisać. Kończy ło się j ednak na
gadaniu.
Wszy stko zaczęło się dopiero tutaj , na farm ie. Po wielu falstartach na przestrzeni m iniony ch lat wreszcie pracował nad wy m arzoną powieścią i cieszy ł się każdą m inutą pisania, choć nie przy chodziło m u ono łatwo. Zm agał się z oporny m
piórem , odrzucał j eden pom y sł za drugim , czasem tracił cierpliwość, inny m razem dopadało go zm ęczenie. Mim o to perspekty wa porzucenia pisania i zaj ęcia się czy m inny m wy dała m u się nagle dziwnie m ało nęcąca.
Z drugiej strony, m iał przecież liczne finansowe zobowiązania - choćby ten drogi, europej ski sam ochód - a kwota, j aką zgrom adził na koncie, wy starczała zaledwie na przeży cie następny ch dwóch ty godni - i to j eżeli zdoła ograniczy ć wy datki.
Musiał, niestety , zarabiać, żeby m óc skończy ć powieść, a to oznaczało, że powinien podesłać Ram sey owi kilka soczy sty ch kawałków o Stevie Corbett, która tak nagle się zdem aterializowała.
A zresztą, pal diabli Ram sey a - tak ekscy tuj ący m ateriał m ógłby sprzedać tem u, kto zaoferuj e m u za niego naj więcej , i w ten oto sposób upiec przy j edny m UCIECZKA DO EDENU 1 7 1
ogniu dwie pieczenie: zdoby ć pieniądze, by m óc po
święcić się pisaniu powieści, a także pożegnać się z Ram sey em i j ego działem sportowy m , przy naj m niej na j akiś czas. Zam ierzał ukończy ć książkę bez względu na to, czy zainteresuj e się nią j akiś wy dawca, i sprawi, że znaj dzie się w
księgarniach.
- I co zam ierzasz zrobić?
Wiedziona insty nktem , Stevie zadała m u py tanie, na które bezskutecznie szukał odpowiedzi. Mia
ła wszelkie podstawy , żeby się niepokoić. Rozum ia
ła znaczenie j ego decy zj i i wiedziała, że wy wrze ona istotny wpły w na j ej ży cie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, j aką wartość przedstawia j ej historia dla dziennikarza, który m a na nią wy łączność.
Judd poczuł się przy party do m uru, a tego nie znosił; wolał by ć panem sy tuacj i. Los sprawił, że nie m iał
wy boru - uświadom ił to sobie z całą wy razistością, wiedząc przy ty m , że oto um y ka m u kolej na ży ciowa szansa.
Odpowiedział w j edy ny sposób, w j aki m ógł, i j aki wy dawał m u się słuszny .
- Wracam do pracy .
Zobaczy ł, że Stevie nerwowo przy gry zła wargi, a potem dum nie uniosła podbródek.
- Do Dallas?
Ta dziewczy na m iała klasę. Zaczął się zastana-1 7 2 UCIECZKA DO EDENU
wiać, j ak m ógł tego nie dostrzec przez te wszy stkie lata, kiedy tak bezlitośnie natrząsał się z niej w swoich felietonach.
- Nie. Do j adalni.
- Więc... nie powiesz nikom u... gdzie j estem ?
- Będzie to nasz m ały sekret tak długo, j ak ty lko zechcesz.
Odetchnęła z nie ukry waną ulgą i swobodniej usiadła na krześle. Nie wy raziła j ednak wdzięczności, nawet m u nie podziękowała.
- To dobrze - powiedziała po prostu. - W ten sposób ułatwisz m i ży cie. Cieszę się też, że nie zaprzestaniesz pracy nad książką.
- Przecież wczoraj szej nocy m ówiłaś, że roztkli-wiam się w niej nad sobą, że j est nudna i... j akie to by ło słowo... aha - obrzy dliwa.
Stevie spuściła wzrok.
- Sam sprowokowałeś m nie do tego, żeby m by ła dla ciebie niem iła.
- Skoro j uż m ówim y o prowokacj i - odezwał się Judd, unosząc się powoli z krzesła i okrążaj ąc stół
- dzisiej szy ranek by ł...
- Judd - Stevie zerwała się j ak oparzona - m uszę ci coś wy j aśnić.
- Co takiego?
- W j aki sposób do tego doszło.
- Nie m usisz. Ja wiem , dlaczego do tego doszło.
UCIECZKA DO EDENU 1 7 3
To się nazy wa żądza, i według definicj i podanej w słowniku Webstera j est rzeczownikiem rodzaj u żeńskiego, oznaczaj ący m chęć zaspokoj enia zm y słów, potrzeb fizy czny ch, pożądania seksualnego, zwłaszcza gdy chce się kom uś wy razić
bezgraniczną wdzięczność.
Mordercze spoj rzenie, j akim go obrzuciła, sprawi
ło, że na m om ent zwątpił w j ej poczucie hum oru.
- By łam zdezorientowana. Te pigułki m aj ą bardzo silne działanie. Nie m y ślałam j asno.
Cofała się, usiłuj ąc m u się wy m knąć. Gniewało go to, podobnie j ak sposób, w j aki usiłowała m u wy tłum aczy ć swoj e pożądanie, które - m iał tego absolutną pewność
- by ło równie wszechogarniaj ące j ak j ego odczucia.
- Rozum iem - powiedział. - Nie by łaś w stanie pożądać m nie, póki nie znalazłaś się pod wpły wem leków. Czy to chcesz m i powiedzieć?
- Niezupełnie.
- No to proszę, konkretnie.
- Chodzi o to, że nie chcę się z tobą kochać - podkreśliła z naciskiem .
Judd parsknął śm iechem .
- Akurat!
Udało m u się ziry tować Stevie. Widział to wy raźnie: nagły rum ieniec na policzkach, pociem nia
łe spoj rzenie oczu, które zazwy czaj m iały ciepły m iodowy odcień, oraz dum ne uniesienie podbródka.
1 7 4 UCIECZKA DO EDENU
- Znalazłam się w podbram kowej sy tuacj i - powiedziała drżący m głosem , nie kry j ący m zdenerwowania. - Podobnie j ak ty. Żadnem u z nas nie j est teraz potrzebny rom ans, a j uż na pewno nie powinniśm y niepotrzebnie kom plikować
stosunków m iędzy nam i.
Może należałoby wy ciągnąć wnioski z tego, co zaszło w Sztokholm ie i...
- Ja wy ciągnąłem stosowne wnioski. Wtedy także by łaś rozpalona i gotowa m i się oddać.
Stevie zacisnęła pięści i zaczerpnęła tchu.
- Zostało j uż bardzo m ało czasu. Za parę dni będę m usiała dać odpowiedź m oj em u m enażerowi. Obiecałam m u to i m uszę dotrzy m ać słowa. Dlatego bardzo proszę, żeby śm y przez te parę dni pozostali ze sobą na czy sto przy j acielskiej stopie.
Judd przy sunął się i sy knął:
- Powiedz to twoim horm onom , kotku.
Żachnęła się oburzona, a potem wy padła z kuchni i pom knęła na górę. Judd rzucił się za nią, ale u stóp schodów przy stanął.
Ten Judd Mackie, który po m eczach włóczy ł się z kum plam i po barach, nam awiał go teraz, żeby nie rezy gnował, żeby za nią poszedł. Jeden pocałunek, j edna wy kalkulowana pieszczota, a Stevie znowu m u się podda i sam a będzie go prosiła o
j eszcze.
Zasłuży ł sobie przecież na nagrodę, prawda?
W końcu to przez nią zrezy gnował z dwuty godniowej UCIECZKA DO EDENU 1 7 5
pensj i, nie m ówiąc j uż o ty m , że za arty kuł, który m ógłby o niej napisać, otrzy m ałby duże pieniądze.
Jeżeli zabiorą m u nie spłacony sam ochód, będzie to wy łącznie j ej wina.
Okazał się gościnny i troskliwy , zawiózł j ą tam , gdzie m oże czuć się bezpieczna, gdzie nikt j ej nie wy tropi.
Kosztowała go m asę czasu, kłopotów i pieniędzy .
Czy nie zasłuży ł sobie na j eden num erek? Czy naprawdę zby t wiele żądał?
Ale drugi Judd Mackie, ten, który wiedział, że j eden num erek z tą akurat kobietą m u nie wy starczy , który przy rzekł j ej dochować sekretu, zm usił go, by odwrócił się i poszedł w stronę j adalni, gdzie czekała na niego m aszy na do pisania.
By ć człowiekiem honoru - to dla niego nowość. Cierpiał j eszcze przez chwilę, w końcu j ednak doszedł do wniosku, że j eżeli m a w sobie choć odrobinę charakteru, potrafi znieść to drobne rozczarowanie.
No, m oże trochę więcej niż „rozczarowanie", szy dził ten pierwszy Judd, który przy pom niał m u, j ak bardzo pożądał Stevie, i podsuwał obrazy j ej nagich piersi, spragniony ch j ego pieszczot.
Posłuchaj , tłum aczy ł swoj em u gorszem u j a, nigdy w ży ciu nie potrzebowałem zm uszać żadnej kobiety , żeby poszła ze m ną do łóżka. I na pewno nie będę tego 1 7 6 UCIECZKA DO EDENU
robił w stosunku do Stevie Corbett. A poza ty m , j estem tak zaj ęty pisaniem książki, że nie m am nawet czasu m y śleć o seksie.
„Powiedz to twoim horm onom , kotku" - odparł na to cy nik Mackie.
ROZDZIAŁ 11
1 rzez następne dwa dni lało bez przerwy - czterdzieści osiem wlokący ch się w nieskończoność godzin, podczas który ch m usieli znosić deszczową pogodę nie pozwalaj ącą na wy j ście z dom u, nie naj lepsze, wręcz kłótliwe hum ory oraz dręczącą
wizj ę tego, czego nie dane im by ło dokończy ć, a czego znaczenie każde z nich za wszelką cenę usiłowało pom niej szy ć.
Podczas posiłków rzadko ze sobą rozm awiali, ponieważ każda próba rozm owy nieodm iennie kończy ła się kłótnią. Żeby sobie czy m ś wy pełnić j edno z ty ch m onotonny ch, nużący ch popołudni, Stevie poj echała do m iasta i kupiła luksusowe
produkty , potrzebne do przy rządzenia uroczy stej kolacj i, która m iała okazać się sprawdzeniem j ej talentów kulinarny ch.
Ty m czasem okazało się, że Judd postanowił, tego właśnie wieczoru, pisać bez przerwy na posiłek. Poprosił
ty lko, żeby Stevie przy raosła m u tacę z j edzeniem do 1 7 8 UCIECZKA DO EDENU
j adalni. Stoj ąc w drzwiach, powiedziała m u, że j eśli j est głodny, m oże sobie sam przy nieść tę cholerną tacę, a tak w ogóle, niech go wszy scy diabli. By ła wściekła i wcale tego nie ukry wała. Spędziła w kuchni wiele godzin, by przy gotować coś
naprawdę wy j ątkowego, na darm o. Pan Ważny Pisarz m iał to w nosie!
Inny m znów razem pretekstu do kłótni dostarczy ła łazienka.
- Proszę, nie rzucaj m okry ch ręczników na podłogę - powiedziała Stevie zrzędliwy m tonem .
- Nie m usiałby m tego robić, gdy by nie to, że obwiesiłaś swoim i ciucham i wszy stkie m ożliwe wieszaki i sznurki. - Judd wskazał na suszącą się nad wanną bieliznę.
- Powiedz m i, gdzie m am wieszać pranie przy takiej pogodzie? Może łaskawie m nie oświecisz?
- Sły szałaś m oże o czy m ś takim j ak suszarka?
- Przecież nie m ogę suszy ć m oj ej delikatnej bielizny w suszarce do zwy kły ch ubrań.
Jej odpowiedź wy dała się Juddowi kom pletnie bez sensu. Pry chnął pogardliwie, a potem klnąc pod nosem , opuścił łazienkę.
- Nie zaszkodziłoby ci, gdy by ś się ogolił! - zawo
łała za nim Stevie.
- A czy to ci robi j akąś różnicę?
- Owszem , robi.
UCIECZKA DO EDENU 1 7 9
W końcu, na trzeci dzień, koło południa, deszcz przestał padać. Godzinę później zza chm ur bły snęło słońce. Kałuże na podwórku zaczęły wy sy chać, nasy caj ąc powietrze wilgocią. Zrobiło się parno.
Stevie wy szła na dwór, żeby obej rzeć swoj e grządki oraz ocenić zniszczenia, j akie spowodował ulewny deszcz. Nowe roślinki leżały wgniecione w błoto, nabra
ła j ednak nadziei, że kilka godzin słońca znowu j e oży wi.
- Już po nich, co?
Na werandzie poj awił się Judd. Miał na sobie swój codzienny strój , czy li szorty . Jedy ną odm ianą by wał
ich kolor. Tego akurat dnia włoży ł czarne. Wy glądało na to, że z czasem przestało go krępować pokazy wanie pooranej bliznam i nogi. Poza ty m na ogół chodził
boso i bez koszuli. Splótł ręce, a potem uniósł j e za głowę i przeciągnął się leniwie.
- My ślę, że j akoś się pozbieraj ą - powiedziała Stevie, odwracaj ąc wzrok, żeby nie widzieć paska czarny ch włosów, ginącego pod szortam i.
- Mam uczucie, że od tego siedzenia porobiły m i się odciski na ty łku. - Judd opuścił ręce i ostentacy j nie podrapał się po wspom nianej właśnie części ciała.
- Nie zagrałaby ś w tenisa?
Już od dawna żadna propozy cj a nie brzm iała tak kusząco. Stevie czuła, że potrzebny j est j ej ruch, fizy czne zm ęczenie, żeby rozładować psy chiczne napięcie.
1 8 0 UCIECZKA DO EDENU
- Absolutnie tak - zgodziła się ochoczo. - Powiedz ty lko kiedy .
- Kiedy ? Zaraz. Jak ty lko się przebierzem y .
- Ale naj pierw się ogolisz.
Judd potarł zarośniętą brodę.
- Stawia pani ciężkie warunki, pani Corbett -
westchnął, a kiedy Stevie nie ustępowała, dodał: -
No, niech ci będzie, ostatecznie m ogę się ogolić.
- Piętnaście, czterdzieści.
Stevie, która właśnie podrzucała piłeczkę przed serwem , burknęła:
- Wiem , przecież um iem liczy ć.
- Przepraszam ! - zawołał Judd, przy ty kaj ąc zwiniętą w trąbkę dłoń do ucha. - Nie dosły szałem , co m ówiłaś.
- Powiedziałam , że um iem liczy ć - powtórzy ła podniesiony m tonem .
- Cieszę się.
Zaciskaj ąc zęby, Stevie z rozm achem wy konała serw, posy łaj ąc piłeczkę pod takim kątem , żeby nie dać Juddowi żadny ch szans. Ty m czasem , ku j ej zaskoczeniu, odebrał serwis, i to bez naj m niej szy ch problem ów. A ponieważ się tego nie
spodziewała, nie zdąży ła dobiec do rogu kortu i przepuściła piłkę.
- Mój gem - oznaj m ił trium falnie. - Pięć, cztery , m ój serw. I zm iana stron.
UCIECZKA DO EDENU 1 8 1
- Znam zasady gry , Mackie - odparła Stevie.
Zeszła z kortu, sięgnęła po term os, który wzięli ze sobą, i podniosła go do ust. Judd wy grał pierwszego seta. Jej udało się z naj wy ższy m trudem wy grać drugiego, i to dopiero po taj breku. Jeżeli Judd wy gra tego gem a, wy gra również cały m ecz.
Ta m y śl wy dała j ej się nie do przy j ęcia.
Judd j ak nikt potrafił py sznić się zwy cięstwem i z pewnością będzie chciał utrzeć j ej nosa. Na razie uśm iechał się prom iennie, ale podej rzewała, że za chwilę zadem onstruj e j ej swój bezczelny uśm ieszek, który j uż nieraz w ciągu tego m eczu
poj awiał się na j ego świeżo ogolonej twarzy .
Otarła ręcznikiem czoło i osuszy ła rączkę rakiety , a potem wróciła na kort.
- Nie m a pośpiechu. - Judd stał na linii boiska, podrzucaj ąc piłeczkę nonszalanckim gestem . - Jeżeli chciałaby ś j eszcze trochę odpocząć, nie krępuj się, m oj a droga.
- Zaczy nam y - burknęła.
- Dobra. Jak chcesz.
Posłał piłeczkę wy sokim łukiem w górę, niczy m początkuj ący gracz - albo j akby to by ło podanie podczas m eczu piłki nożnej . Stevie m usiała cofnąć się aż do płotu. Źle obliczy ła siłę uderzenia i odbita przez nią piłeczka trafiła prosto w siatkę.
- Piętnaście, zero - nie om ieszkał oznaj m ić Judd.
1 8 2 UCIECZKA DO EDENU
Stevie ze złością rzuciła rakietą o ziem ię.
- Co to m iało by ć, do diabła? - krzy knęła.
- Źle wy celowałaś, kotku.
Zrobiła się purpurowa ze złości.
- Chodzi m i o twój serw, Mackie.
- Co znowu takiego? - Judd rozłoży ł ręce z m iną niewiniątka. - W czasie m eczu wy glądałaś m i na dość zm ęczoną. Chciałem ci ty lko ułatwić zadanie.
- Nie m usisz m i dawać żadny ch forów, rozum iesz? - sy knęła z wściekłością.
- W porządku - powiedział, a potem m ruknął pod nosem , j ednak na ty le głośno, żeby go usły szała: -
O Jezu, dotąd m y ślałem , że to ty lko McEnroe wpada w szał, kiedy zaczy na przegry wać.
Starała się nie zwracać na niego uwagi, j ak również zignorować własną, narastaj ącą furię, wiedząc dobrze, że to j ą osłabia i rozprasza. Następny serw Judda by ł m ocny i niski. Odebrała go i przez chwilę prowadzili równorzędny poj edy nek, a w
końcu Stevie zdoby ła punkt, kiedy precy zy j nie uderzona piłka odbiła się pod stopam i Judda.
- Piętnaście, piętnaście - powiedziała uśm iechaj ąc się słodko.
- Niezłe zagranie.
- Dzięki.
Postanowiła raz j eszcze powtórzy ć tę sam ą zagry wkę, niestety , zby t szy bko podbiegła do siatki. Judd UCIECZKA DO EDENU 1 8 3
odpowiedział długim bekhendem , trafiaj ąc w róg kortu, po czy m z saty sfakcj ą obwieścił:
- Trzy dzieści, piętnaście.
Stevie udało się wy równać po j ego następny m serwie.
- Po trzy dzieści - obwieściła wesoło.
Z saty sfakcj ą zauważy ła, że uśm iech na twarzy Judda przestał by ć tak obrzy dliwie wy zy waj ący. Patrzy ła, j ak podrzuca piłeczkę, zaciska zęby, odchy la ram ię do ty łu, a potem wy rzuca j e w przód. Zanim j ednak uderzy ł w piłeczkę, powiedział:
- Zapom niałaś się pokręcić.
Piłka przem knęła obok niej j ak pocisk, odbiła się w rogu kortu, po czy m z głośny m hukiem trafiła w ogrodzenie.
- Co to m iało by ć? - zwróciła się Stevie do Judda, który z błogim uśm iechem oglądał naciąg w swoj ej rakiecie.
- To by ł as. Coś, co ci się rzadko zdarza.
Podeszła do siatki, istne wcielenie furii.
- Powiem ci, co j eszcze m i się nie zdarza. Nigdy nie grałam z kim ś, kto by ty le gadał podczas serwów.
Ani z nikim , kto by się uciekał do takich nędzny ch, nikczem ny ch sztuczek. To znaczy , poza tobą. A tak w ogóle, co takiego m ówiłeś? Coś o kręceniu?
- Powiedziałem , że zapom niałaś się pokręcić.
Stevie uj ęła się pod boki.
1 8 4 UCIECZKA DO EDENU
- Może m i powiesz, co to m iało oznaczać?
- Ach, daj spokój , Stevie. Jesteśm y tu sam i. Możem y by ć ze sobą szczerzy. - Przechy lił się przez siatkę i m rugnął do niej porozum iewawczo. - Miałem na m y śli to zalotne kręcenie ty łeczkiem , które odstawiasz za każdy m razem , kiedy udaj e ci
się zdoby ć punkt Stevie otworzy ła usta ze zdum ienia.
- Ja... nie m iałam o ty m poj ęcia... - wy j ąkała.
- Ho, ho, nie zgry waj się przy m nie, Stevie. Doskonale o ty m wiesz. Zawsze tak robisz. Po to, żeby wszy scy , którzy cię oglądaj ą, zarówno na ży wo, j ak i w telewizj i, nie przeoczy li faktu, że coś ci się udało.
- Nie m am naj m niej szego zam iaru sm aży ć się dłu
żej w ty m upale i wy słuchiwać twoich uszczy pliwy ch uwag. - Chwy ciła koniec warkocza i przerzuciła go przez ram ię.
Judd oskarży cielskim gestem wy celował w nią trzonek swoj ej rakiety .
- Oho, m am y następną.
- Co następną?
- Sztuczkę. Ten num er z warkoczem m a pokazać, że j esteś zdenerwowana i niezadowolona - albo z siebie, albo ze swoj ego przeciwnika, albo z werdy ktu sędziego.
- Chciałaby m wiedzieć, co ty rozum iesz przez słowo sztuczka?
- Rozum iem przez to wszy stkie twoj e m iny i ge-UCIECZKA DO EDENU 1 8 5
sty , które m aj ą odwrócić uwagę publiczności od gry i skierować j ą na ciebie. A ponieważ twój wy gląd j est znacznie lepszy od twoj ej gry , te sztuczki to rzeczy wi
ście bardzo spry tny chwy t.
Stevie z wściekłości zabrakło tchu. Kiedy spróbowała się odezwać, z j ej ust wy doby ł się ty lko j akiś niezrozum iały bełkot. W tej sy tuacj i pokazała Juddowi plecy i pom aszerowała do sam ochodu.
- Jak to, nie skończy m y m eczu?
- Nie!
- Odchodzisz, kiedy j est m eczbol?
- Tak!
- A to dlaczego? Bo zaraz z tobą wy gram ? - drażnił się z nią, depcząc j ej po piętach. - Nie zniosłaby ś tego, gdy by m cię pokonał, prawda?
- Dzisiaj biorę sobie wolny dzień. Sam powiedzia
łeś, że powinnam tak zrobić. Jest za gorąco. A j a nie trenowałam od kilku dni.
- Ja też nie - wy tknął j ej bezlitośnie. - A po m oj ej stronie kortu j est taki sam upał.
Cisnęła rakietę na ty lne siedzenie, po czy m wsiad
ła do auta i zatrzasnęła z hukiem drzwi. Judd usiadł
za kierownicą i przekręcił kluczy k w stacy j ce. Poj echali w stronę dom u, pogrążeni we wrogim m ilczeniu.
Napięcie rosło z każdą chwilą. Do tego starcia doj rzewali j uż od kilku dni. Stevie m y lnie sądziła, że 1 8 6 UCIECZKA DO EDENU
ostra kłótnia pom oże oczy ścić nastrój , j ak burza powietrze. Ty m czasem , wbrew przewidy waniom , nadal czuła się podle. Może dlatego, że w ty m sporze Judd zdawał się j ednak by ć górą.
- Co w ty m złego, że ktoś j est dobry m aktorem ?
By li j uż w połowie drogi do dom u, kiedy Judd pozwolił sobie na tę z pozoru niewinną uwagę. Stevie m om entalnie zawrzała gniewem .
- Sam e ty lko sztuczki aktorskie nie wy starczą, żeby zostać j edną z naj lepszy ch tenisistek świata. Dobrze pan o ty m wie, panie Mackie.
- Uspokój się, kochanie. Nie powiem nikom u, że cię pokonałem .
- Wcale m nie nie pokonałeś!
- Ty lko dlatego, że nie chciałaś skończy ć m eczu.
Jesteś niem ożliwie rozkapry szona.
- W twoim wy konaniu to nie by ł żaden tenis! - wy krzy knęła Stevie, wy prowadzona z równowagi. - Zdoby łeś te punkty dlatego, że grałeś tak źle, a nie dlatego, że grałeś tak dobrze. Twoj a gra to by ła j awna kpina ze m nie i ze sportu. Nie by ło w
niej krzty talentu, lekkości czy wy rafinowam a. - Ciężkim wzrokiem spoj rzała na Judda i wy toczy ła następny argum ent: - To sam o m ożna zresztą powiedzieć o twoim pisarstwie.
Judd gwałtownie wcisnął ham ulce. Pochłonięci kłótnią nawet nie zauważy li, kiedy znaleźli się przed dom em .
UCIECZKA DO EDENU 1 8 7
- Co to m a znaczy ć, do j asnej cholery ?
- Sam się dom y śl.
Nie zadaj ąc sobie trudu, żeby zabrać swoj e rzeczy z sam ochodu, Stevie szy bko wy siadła i wbiegła po schodkach na werandę. Nawet nie trzasnęła drzwiam i frontowy m i, od razu skierowała się ku schodom na piętro. By ła j uż prawie na górze,
kiedy Judd dogonił
j ą, przeskakuj ąc naraz po dwa stopnie, i chwy cił za koniec warkocza.
- Auu! Puść m nie!
- Ani m i się śni, m oj a droga. Naj pierw m usisz m i wy j aśnić, co m iała znaczy ć ta idioty czna uwaga o m oim pisarstwie. Co m iałaś na m y śli, m ówiąc, że brak m i talentu, zręczności i tak dalej ?
- Wcale nie powiedziałam , że brak ci ty ch cech.
Po prostu nie widać ich w twoj ej rubry ce.
- Czy żby ś zapom niała, że zrobiłem dy plom na wy dziale dziennikarstwa?
- To, co drukuj esz codziennie, nie m a nic wspólnego z rasowy m dziennikarstwem . To ty lko plotki -
powiedziała z naciskiem . - Każdy, kto m a kom pleks niższości i wy starczaj ąco ostry j ęzy k, potrafiłby pisać tak j ak ty. A także każdy, kto usiłuj e się wy m igać od prawdziwej pracy i popij a po nocach, wm awiaj ąc inny m , że zbiera m ateriały. Nie
m ówiąc j uż o podry waniu kobiet...
- Odkąd tu przy j echaliśm y , nie wziąłem kieliszka 1 8 8 UCIECZKA DO EDENU
do ust. A j eżeli chodzi o te kobiety ... - Otoczy ł ram ieniem talię Stevie i przy ciągnął j ą do siebie. - Tego też nie robiłem , odkąd wy j echałem z Dallas.
- Puść m nie!
- Nie m a m owy , kotku. Uważam , że, znosząc twoj e hum ory , zasłuży łem sobie na całusa.
Nagle Judd przy ciągnął Stevie do siebie i poszukał
ustam i j ej ust. Ty m razem pocałunek stał się gwałtowny , zaborczy .
W panuj ącej wokół ciszy sły chać by ło j edy nie ciężkie i chrapliwe oddechy . Potem dał się sły szeć gardłowy protest Stevie, który przerodził się w nam iętny szept.
Ręce, który m i próbowała odepchnąć Judda, zaczęły spazm aty cznie szarpać j ego wilgotną koszulkę. Odchy liła głowę do ty łu, gestem przy zwolenia.
Nagle Judd uniósł głowę i spoj rzał w j ej szeroko otwarte, pociem niałe oczy .
- Stevie?
- Co?
- Wiesz, co chcę powiedzieć?
- Nie - wy szeptała bez tchu.
- To nie w porządku zaczy nać coś, czego się nie m a zam iaru skończy ć. Zdaj esz sobie z tego sprawę, prawda?
W odpowiedzi przy lgnęła m ocno do Judda.
- Och - szepnęła ty lko, gdy poczuła, j ak bardzo j ej pragnie.
UCIECZKA DO EDENU 1 8 9
Judd z j ękiem ponownie zawładnął j ej ustam i.
Narastaj ąca od wielu dni frustracj a przerodziła się w falę gwałtownej nam iętności. Stali ciasno ze sobą spleceni, a ich pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne.
Nie odry waj ąc się od siebie, wpadli do naj bliższego pom ieszczenia - sy pialni Judda. Judd sięgnął po om acku do wy łącznika, żeby uruchom ić wenty lator pod sufitem . Wiatrak zaczął się kręcić ponad ich głowam i, rzucaj ąc m igoczące cienie na
ściany , podczas gdy oni zrzucali buty . Kiedy pochy lili się, żeby zdj ąć skarpetki, zderzy li się głowam i, ale nawet tego nie zauważy li.
Judd ściągnął koszulkę przez głowę. Stevie powtórzy ła j ego gesty. Wy ciągnął rękę i szarpnął klam erkę j ej zapinanego z przodu stanika, a potem rozsunął koronkowe m iseczki. Koniuszkam i palców m usnął j ej sutki, które w odpowiedzi stwardniały.
A potem , ze wzrokiem wbity m w piersi Stevie, rozpiął suwak i zrzucił szorty . Stevie zsunęła ram ią-
czka stanika i także zdj ęła spodenki. Wtedy Judd, robiąc błazeńską m inę, z pewny m trudem zsunął
slipy .
Nie śm iała spoj rzeć w dół, m im o że bardzo j ą kusi
ło. Wsunęła kciuki pod gum kę m aj teczek, ale nie m iała odwagi ich zdj ąć. Spoj rzała na Judda błagalny m wzrokiem .
1 9 0 UCIECZKA DO EDENU
- Na razie wy starczy - szepnął, biorąc j ą za rękę i pociągaj ąc na łóżko.
Położy ł się na wznak i wciągnął j ą na siebie. Uj ął
w dłonie j ej głowę i obdarzy ł Stevie długim , nam iętny m pocałunkiem Jedną ręką zaczął zsuwać j ej m aj teczki. A potem przewrócił j ą na wznak i zdj ął j e do końca. Jego oczy zachłannie wpatry wały się w obnażone ciało Stevie.
Powiódł dłońm i po gładkiej skórze, doty kaj ąc m iękkich piersi, stwardniały ch sutek, sm ukły ch ud.
- Stevie - westchnął, a potem nachy lił się nad nią i wtulił twarz w zagłębienie j ej ram ienia.
- Judd?
- Tak, naj droższa, teraz, właśnie teraz.
- Powinieneś chy ba wiedzieć, że...
- Wiem , wiem , kochanie. Możesz m i wierzy ć, że wszy stko j uż od dawna wiem .
- Jestem dziewicą.
ROZDZIAŁ 12
Judd raptownie się wy prostował. Jego oczy , j eszcze przed chwilą pociem niałe i zasnute m głą, uważnie spoj rzały na Stevie.
- Co?!
Nawet kiedy raz j eszcze powtórzy ła to słowo, nie przestawał m ierzy ć j ej pełny m niedowierzania wzrokiem . Podniósł się powoli, przewrócił na bok i usiadł
na brzegu łóżka, ty łem do Stevie.
- Teraz żałuj ę, że rzuciłem palenie.
Ukry ł z westchnieniem twarz w dłoniach, uciskaj ąc oczy opuszkam i palców. Po chwili spoj rzał przez ram ię na Stevie, a ona m im owolny m ruchem naciągnęła na siebie narzutę, żeby okry ć swoj ą nagość.
- Jak to m ożliwe? - zapy tał, a kiedy spoj rzała na niego ze zdziwieniem , powtórzy ł j eszcze raz: - Jak to m ożliwe, że wciąż j esteś dziewicą?
- Może w Sztokholm ie powinieneś by ł doprowadzić do końca to, co zacząłeś.
1 9 2 UCIECZKA DO EDENU
- Czuj ąc na karku sapiący oddech Presley a Fostera? O, nie, dziękuj ę. Czy to on tak skutecznie odstraszy ł wszy stkich twoich potencj alny ch wielbicieli?
- Szczerze m ówiąc, nie. To j a sam a. Choć prawdopodobnie niezupełnie świadom ie - dodała. - Po prostu nigdy nie m iałam dość czasu, żeby pogłębić j akąkolwiek znaj om ość. Wszy scy m oi ewentualni chłopcy zawsze by li na drugim m iej scu, po
tenisie.
- No tak, drugie m iej sce z reguły nie zadawala m ęskich am bicj i.
- Tak, m iałam okazj ę się o ty m przekonać. - Stevie nerwowo oblizała wargi. - Gdy by m wiedziała, że cię to powstrzy m a, nie powiedziałaby m ci o ty m .
- Nie posunąłby m się tak daleko, gdy by ś m i o ty m powiedziała wcześniej .
- Czy to m a dla ciebie aż takie znaczenie?
Judd zaśm iał się ponuro.
- O, tak, to m a kolosalne znaczenie.
- Ale dlaczego? Przecież w Sztokholm ie to nie m iałoby żadnego znaczenia, takie przy naj m niej odniosłam wówczas wrażenie.
- Może tak, a m oże nie. Ale wtedy , w Sztokholm ie, by łem m łody . A kiedy człowiek j est m łody , m a przy naj m niej j akieś wy tłum aczenie na swoj ą głupotę.
Stevie na m om ent zam knęła oczy , a potem położy
ła m u rękę na ram ieniu.
- Proszę cię, Judd, nie odtrącaj m nie teraz.
UCIECZKA DO EDENU 1 9 3
Patrząc w bok, potrząsnął z uporem głową.
- Chy ba sam a rozum iesz, że nie m ogę wziąć na siebie tej odpowiedzialności.
- Przecież to nie pociąga za sobą żadny ch zobowiązań.
- Pociąga, pociąga. To się sam o przez się rozum ie.
- Moim zdaniem nie.
- A m oim tak.
- Proszę cię.
- Powiedziałem „nie".
Z piersi Stevie wy rwał się zduszony szloch.
Judd odwrócił głowę. Łzy Stevie i j ej błagalne spoj rzenie wy warły na nim większe wrażenie, niż gdy by m u zrobiła karczem ną awanturę. Poczuł, że j ego upór zaczy na słabnąć. Położy ł się znowu obok Stevie i łagodnie przy ciągnął j ą do siebie.
- Nie płacz, Stevie, proszę cię, ty lko nie płacz. -
Z zasady cy nik tam , gdzie w grę wchodziły dam skie łzy , trzy m ał j ą teraz, ku swem u zdum ieniu, w obj ęciach i delikatnie całował j ej oczy .
Wtuliła twarz w j ego pierś, czuj ąc na policzkach doty k szorstkich, kędzierzawy ch włosów.
- Proszę cię, Judd, kochaj się ze m ną teraz, kiedy j eszcze czuj ę się w pełni kobietą. Chcę, żeby to się stało właśnie z tobą.
- Ale dlaczego?
- Może to kwestia senty m entów. Mim o wszy -1 9 4 UCIECZKA DO EDENU
stkich twoich wątpliwości j estem przekonana, że zrobiliby śm y to w Sztokholm ie, gdy by Presley nam nie przeszkodził. - Pocałowała pierś Judda, kładąc j ednocześnie dłoń na j ego m ęskości.
- Och, m oj e kochanie - j ęknął. - Błagam , przestań.
- Ale j a nie chcę przestać.
- Musisz, bo j ak nie, to...
- Choć raz chcę się poczuć j ak prawdziwa kobieta.
Ty lko ten j eden raz, Judd. Proszę cię...
Zaczęła okry wać j ego tors szy bkim i, ulotny m i pocałunkam i. Zsuwała się coraz niżej , całuj ąc j ego pierś i brzuch, który gwałtownie wznosił się i opadał. Usta j ej podąży ły wzdłuż pasm a ciem ny ch włosów, które - w m iarę j ak konty nuowała tę
ekscy tuj ącą podróż - stawały się coraz gęstsze i coraz twardsze.
Judd by ł w stanie naj wy ższego podniecenia i osiągnął j uż niem al ten punkt, od którego nie m a odwrotu. Ostatkiem sił uj ął w dłonie głowę Stevie i uniósł ku górze.
Przewrócił Stevie na wznak, a sam nachy lił się nad nią i spoj rzał j ej w oczy .
- Dobrze, kochanie - wy szeptał bez tchu. - Jeżeli j esteś tego pewna.
- Absolutnie pewna - powiedziała z uśm iechem i dotknęła kącików j ego ust. - Twoj a m arsowa m ina UCIECZKA DO EDENU 1 9 5
j est nie na m iej scu. Mógłby ś okazać choć trochę zadowolenia.
- Martwię się.
- Przecież ci m ówiłam , żeby ś się nie m artwił. Nie zastawiam na ciebie sideł.
- To nie o to chodzi.
- A o co? - Nagle spoj rzała na niego szeroko otwarty m i oczy m a. - Chy ba wiesz, j ak się to robi?
- zapy tała z udany m przerażeniem .
- O, tak, wiem , wiem - m ruknął, ale wy raz napięcia nie zniknął z j ego twarzy. - Ale nie chciałby m zrobić tego zby t szy bko i brutalnie, skoro m a to by ć twój pierwszy raz. A j eżeli nie przestaniesz... - odetchnął głęboko - będę m usiał się tak
zachować. Rozum iesz?
Skinęła potulnie głową, m im o iż wcale nie by ła przekonana, czy potrafi spełnić j ego ży czenie. Cała by ła rozpalona, ogarnęło j ą uczucie dziwnego uniesienia. Nie by ła też pewna, czy Judd potrafi trzy m ać się swoj ego planu. Sły szała j ego
chrapliwy , ury wany oddech, zauważy ła, że twarz pociem niała m u z podniecenia.
- W porządku, pocałuj m nie - powiedział stłum iony m głosem . - Ale zapom nij o wszy stkim , co czy tałaś na tem at technik seksualny ch. Pocałuj m nie tak, j ak według ciebie robią to „zepsute dziewczy ny ", a na pewno będzie nam znacznie
przy j em niej .
1 9 6 UCIECZKA DO EDENU
Stevie potraktowała j ego radę j ak wy zwanie. Zarzuciła m u ręce na szy j ę i przy ciągnęła ku sobie j ego głowę. A kiedy ich usta się zetknęły, by ło to j ak spotkanie dwóch ży wiołów. Stevie sły szała, j ak z piersi Judda wy ry wa się zdławiony pom ruk.
Jego dłonie długo wędrowały po j ej plecach, a potem nagle wy szarpnęły narzutę spom iędzy ich ciał.
Znowu leżeli nadzy , wtuleni w siebie, twarz przy twarzy , ciało przy ciele, zj ednoczeni przem ożny m pożądaniem .
Obezwładniaj ąca m ęskość Judda sprawiała, że Stevie w pełni przeży wała swoj ą kobiecość. Ze zdum ieniem zadawała sobie py tanie, j ak to m ożliwe, że przez ty le lat nie zdąży ła bliżej zaznaj om ić się z j ego ciałem .
Wtedy właśnie z przerażeniem uświadom iła sobie, że do szaleństwa zakochała się w Juddzie, którego kiedy ś szczerze nie znosiła, uważaj ąc, że j est j ej wrogiem . Wy j azd na farm ę dał j ej okazj ę poznać innego Judda - nie am oralnego,
cy nicznego dziennikarza, a okazuj ącego j ej współczucie interesuj ącego m ężczy znę. Podobała m u się, i j uż przed ty m dał j ej to odczuć.
Kiedy go poprosiła, żeby się z nią kochał, nie m iało to żadnego związku ani ze Sztokholm em , ani ze stary m senty m entem , ani też czy m kolwiek inny m .
Chciała po prostu by ć z Juddem , stopić się z nim UCIECZKA DO EDENU 1 9 7
w j edno, bez żadny ch zaham owań i ograniczeń. Za j ego sprawą poznać m iłość. Prawda okazała się aż tak prosta.
Choć, szczerze m ówiąc, wcale nie by ła taka prosta.
Składało się na nią wiele czy nników. Jednak sy tuacj a, w j akiej Stevie się właśnie znalazła, wy dała j ej się zby t skom plikowana, żeby sobie nią zaprzątać głowę.
Zwłaszcza teraz, kiedy usta Judda z wolna sunęły w dół j ej szy i.
Gdy dotarły do krągłej piersi, Judd przy ssał się do niej łapczy wie, drażniąc j ęzy kiem różowy sutek i wy sy łaj ąc sy gnały rozkoszy do naj dalszy ch zakątków ciała Stevie.
- Och, Judd - j ęknęła w ekstazie.
- Stevie, j esteś słodka. Bardzo słodka. - Usta Judda przeniosły się na drugą pierś.
- Proszę cię - wy dy szała chwilę później , kiedy j ego j ęzy k zaczął m uskać czubek drugiej piersi. Uniosła w górę biodra. - Jestem j uż gotowa.
- Prawie gotowa - stwierdził, spoglądaj ąc j ej z uśm iechem w twarz, a potem nachy lił się i pocałował j ej gładki brzuch. Usta Judda rozpoczęły wędrówkę po ciele Stevie, nie szczędząc pocałunków i elektry zuj ąc. Śladem ust poszły j ego ręce,
które m uskały , głaskały i pobudzały każdy nerw i każde włó-
kienko.
Wszy stkie te, coraz śm ielsze pieszczoty , sprawiły , 1 9 8 UCIECZKA DO EDENU
że Stevie kom pletnie się zatraciła. Skupiła się ty lko na pragnieniu osiągnięcia spełnienia. Rozgorączkowana, z zachwy tem poddała się narastaj ącej spirali doznań, które wy nosiły j ą coraz wy żej i wy żej . A kiedy wreszcie osiągnęła szczy t i
doznała niewiary godnej rozkoszy , wczepiła się palcam i w ram ię Judda i wy dy szała j ego im ię.
Wtedy Judd wzniósł się ponad nią i uniósł ku sobie j ej biodra.
Trzy m aj ąc j ą w ten sposób, zaczął w nią powoli wnikać, pozwalaj ąc, by stopniowo dopasowała się do niego i oswoiła. Z trudem się ham ował, nie m niej od Stevie rozgorączkowany i równie spragniony rozkoszy .
- Jak cudownie by ć w tobie - wy szeptał, całuj ąc delikatnie usta Stevie, noszące j eszcze ślady j ej własny ch zębów.
Wy szeptała bezgłośnie j ego im ię, a j ej palce z m i
łością błądziły po j ego twarzy . Nawet nie poczuła, kiedy j ej oczy napełniły się łzam i, ale Judd naty chm iast to zauważy ł.
- Dobrze się czuj esz?
Stevie pospiesznie skinęła głową.
- Tak, tak, tak.
- Ja nie - powiedział, pokazuj ąc zęby w uśm iechu.
- Dlaczego? - przeraziła się Stevie.
- Bo m am wrażenie, że zaraz um rę. Ale, m ój Bo
że, cóż to będzie za wspaniała śm ierć.
UCIECZKA DO EDENU 1 9 9
Zaczął się poruszać, aż oboj e zatracili się w odwieczny m ry tm ie i j edy ne, co się liczy ło, to ta potężna pasj a, która nim i zawładnęła, i nam iętność, której się poddali. A kiedy porwała ich fala przej m uj ącej rozkoszy , Judd przy warł czołem do czo
ła Stevie i chrapliwy m szeptem zaczął powtarzać j ej im ię.
- Czy chcesz, żeby m ...
- Nie.
- Nie dałaś m i skończy ć, więc nie wiesz, co zam ierzam .
- Bez względu na to, co zam ierzasz, nie chcę, żeby ś to robił, ponieważ będziesz m usiał się poruszy ć.
A wtedy i j a też będę m usiała to zrobić - powiedziała, bezwsty dnie ziewaj ąc. - A nie j estem pewna, czy będę m iała dość siły .
Judd j ednak zm ienił pozy cj ę, ale ty lko po to, żeby m óc wziąć j ą w ram iona i przy tulić. Stevie z chęcią się poddała.
- Czem u dziś po południu na kortach tak m i obrzy dliwie dokuczałeś? - zapy tała.
- Bo źle grałaś.
- Ja grałam źle? - obruszy ła się Stevie.
- Tak. A to dlatego, że uważałaś m nie za niegodnego przeciwnika i w związku z ty m nie chciało ci się dla m nie wy silać.
2 0 0 UCIECZKA DO EDENU
- Może i źle grałam , ale wcale nie dlatego, żeby m cię uważała za niegodnego przeciwnika.
- No to dlaczego?
- Głowę m iałam zaj ętą czy m inny m .
- A czy m ?
- Właśnie ty m .
- Ty m ? - Judd uniósł głowę. - Chodzi ci o to, co właśnie zrobiliśm y ?
- Mhm .
- Nie dasz m i skłam ać, prawda? - stwierdził z pełny m rezy gnacj i westchnieniem . - Wiedz zatem , że właśnie dlatego ci dokuczałem . Odkąd nam przerwał
listonosz, który poj awił się zdecy dowanie nie w porę, m y ślałem j uż ty lko o j edny m : żeby się z tobą kochać.
Stevie uniosła głowę i spoj rzała m u w oczy .
- Ja też.
- Wy starczy ło poprosić, m oj a pani.
- Przecież cię poprosiłam .
Judd zasępił się.
- Ach, rzeczy wiście, tak by ło, teraz sobie przy pom inam . Rozum iesz, o co m i chodzi.
Stevie z uśm iechem opuściła głowę na j ego pierś i zaczęła leniwie pociągać za szorstkie włoski, które łaskotały j ą w nos.
- Nadal nie m ogę uwierzy ć w to, co się stało: że leżę tutaj z tobą naga, że dopiero co się kochaliśm y .
Jak do tego doszło? Przecież j eszcze niedawno, zanim UCIECZKA DO EDENU 2 0 1
zachorowałam , szczerze cię nienawidziłam za te ataki na m nie. Czasam i nachodziła m nie chęć, żeby cię udusić własny m i rękam i.
Judd przy bliży ł usta do j ej ucha.
- Gdy by ś wtedy do m nie nie przy szła, tak j ak przy szłaś, i nie dała m i wolnej ręki, pewnie by ci się to udało - stwierdził, a Stevie zachichotała i m ocno uszczy pnęła go w pośladek. - Wy obrażasz sobie te nagłówki? - ciągnął, nie zrażony. - „Znany
dziennikarz um iera w łóżku sły nnej tenisistki".
- Zachowuj się przy zwoicie. To poważna sprawa.
Nie wiem , czy do ciebie dotarło, j ak wielką przy krość sprawiały m i twoj e arty kuły .
Judd cicho się roześm iał.
- Przecież znałaś prawdę, więc czem u się nim i tak bardzo przej m owałaś?
- Bo prawie wszy stko, co w nich o m nie wy pisy wałeś, by ło, niestety , prawdą.
Dłoń Judda, sunąca wzdłuż j ej kręgosłupa, nagle zam arła. Wy sunął się spod Stevie i przewrócił j ą na wznak. A potem wsparty na łokciu nachy lił się nad nią i patrząc j ej w oczy , zapy tał:
- O czy m ty m ówisz?
- Czy to pry watna rozm owa?
- Czy sto pry watna.
- Jakie m am podstawy , żeby ci wierzy ć?
- W dziennikarskich kręgach przy j ęto zasadę, że 2 0 2 UCIECZKA DO EDENU
kiedy osoba prowadząca wy wiad leży nago w łóżku, w celu eroty czny m , z osobą, która udziela wy wiadu, wtedy wszy stko, co zostanie m iędzy nim i powiedziane, raczej nie j est przeznaczone do druku.
- Dziękuj ę, że m i to wreszcie wy j aśniłeś.
- Drobiazg. A teraz przestań się wy kręcać i odpowiedz na m oj e py tanie. Jak m am rozum ieć twoj ą wy powiedź, że wszy stko, co napisałem na twój tem at, by ło prawdą?
- Nie, m oże nie wszy stko, ale znaczna większość.
Często pisałeś, że m oj e m iej sce nie j est na kortach.
I w pewny m sensie m iałeś racj ę, Judd. Mój oj ciec od sam ego początku zniechęcał m nie do tenisa, twierdząc, że to zabawa bogaty ch dzieciaków. Wbrew j ego opinii zdecy dowałam się uprawiać ten sport, niem niej j ednak j ego słowa głęboko
zapadły m i w duszę. Nabawiłam się przez to straszliwy ch kom pleksów. Nie by łam taka j ak inni tenisiści. Nie czułam się tak... tak uprzy wilej owana.
- Nonsens.
- Może i tak, j ednak poczucie niższości sprawiało, że za wszelką cenę chciałam się sprawdzić. Musiałam pracować ciężej niż inni, żeby dogonić resztę. Przy j ęto m nie do większości klubów, ale ty lko z powodu osiągnięć na kortach, a nie dzięki
m oim przodkom .
Zawsze m usiałam by ć lepsza - powiedziała z naciskiem , a j ej oczy błagalnie spoj rzały na Judda. - Od UCIECZKA DO EDENU 2 0 3
tego przecież zależało, czy zostanę zaakceptowana.
To właśnie dlatego, kiedy osiągnęłam niezależność finansową, zaczęłam się dobrze ubierać i popisy wać przed widownią. Nie rozum iesz tego, Judd? W ten sposób m ówiłam : „Ej , spój rzcie na m nie. Czy nie j estem godna waszy ch względów?".
Rozpaczliwie pragnęłam aprobaty. A czasam i nawet chwy tałam się rozm aity ch spry tny ch sztuczek, by le ty lko zwrócić na siebie uwagę. Przej rzałeś m nie na wy lot - m ówiła dalej z przej ęciem . - Rozszy frowałeś m nie j uż na sam y m początku.
Twoj e felietony wzbudzały we m nie trwogę, ponieważ by ły tak celne i zj adliwe. Bałam się, że j eśli ty spostrzegłeś m oj e słabości, inni też m ogą j e odkry ć. Jestem klasy czny m przy kładem ofiary sy ndrom u hochsztaplera. A ty by łeś m oim
prześladowcą, człowiekiem , który m iał m nie zdem askować.
Judd patrzy ł na j ej usta, nie kontem plował j ednak ich zm y słowego kształtu, ty lko słuchał uważnie j ej słów i próbował zebrać m y śli.
- Jeśli rzeczy wiście tak by ło, Stevie, to przez czy sty przy padek. Nie chciałem ci dokuczy ć. Prawda j est taka, że czepiałem się ciebie, ponieważ iry towała m nie m y śl, że taka atrakcy j na, m łoda dziewczy na j ak ty m oże robić to, co zechce - i w
dodatku robić to dobrze. Może osiągać szczy ty w swoj ej dziedzinie.
A j a ty m czasem m usiałem zadowolić się opisy waniem , j ak inni robią to, co j a zawsze chciałem robić.
2 0 4 UCIECZKA DO EDENU
Redagowanie tej durnej rubry ki to naprawdę bardzo nędzna nam iastka kariery zawodowego baseballisty .
- Nigdy nie m ówiłam , że twoj a rubry ka j est durna
- wtrąciła się Stevie. Pogładziła Judda po policzku.
- Mówiłam ty lko, że brak w niej talentu i wy rafinowania, ale powiedziałam tak, bo by łam zła. Zdoby łeś sobie wierną rzeszę czy telników, którzy nie przeoczą ani j ednej twoj ej złośliwości. A przecież na dalszą m etę nie uda się to żadnem u
autorowi, j eżeli w ty m , co pisze, nie kry j e się j akaś głębsza treść. Twoi czy telnicy nie są aż tak głupi i ty dobrze o ty m wiesz.
- Piękne dzięki za kom plem ent. - Judd uległ wreszcie pokusie i szy bko pocałował różowe usta Stevie.
- Niestety, doskonale wiem też, że odkąd m iałem ten przeklęty wy padek, nie zrobiłem w swoim ży ciu ani j ednej rzeczy, która by łaby godna uwagi. - Jego brązowe oczy pociem niały. Z napięciem wpatry wał się w Stevie. - Aż do chwili gdy cię
tu przy wiozłem
- ciągnął. - Może to m iała by ć pokuta za tę zazdrość, którą odczuwałem na sam ą m y śl o tobie.
- Zazdrość?
- Tak. Zazdrościłem tobie i wszy stkim sportowcom , który m się powiodło. W pewny m sensie atakowałem was wszy stkich, ty lko że ty okazałaś się naj łatwiej szy m celem .
- Ale dlaczego?
- Bo by łaś niety powa. Przede wszy stkim nie by łaś UCIECZKA DO EDENU 2 0 5
brzy dka i nazby t um ięśniona i nie m iałaś wąsów, a tak właśnie według m nie, zatwardziałego m ęskiego szowinisty , powinna wy glądać zawodowa sportsm enka.
- Judd przerwał na chwilę, a potem podj ął z głębokim westchnieniem : - Skoro j uż obnażam przed tobą swoj ą duszę, wy znam ci całą prawdę. Wciąż by łem zły na to, co stało się w Sztokholm ie. Chciałem pój ść z tobą do łóżka, ale m i się nie
udało, więc dąsałem się j ak m ały chłopczy k, który nie dostał cukierka. Z prem edy tacj ą lekceważy łem wszy stko, czego pragnąłem .
Nie uważasz, że to szalenie dziecinne?
- Raczej ludzkie.
- Jesteś dla m nie bardzo łaskawa.
- Bo j estem w wy j ątkowo dobry m hum orze. -
Uśm iechnęła się do Judda i koniuszkiem palca delikatnie obwiodła j ego nos. - A w dowód tego j estem gotowa wy baczy ć ci wszy stkie złośliwości, j akie kiedy kolwiek o m nie napisałeś. Ale pod j edny m warunkiem .
- Pod j akim ? - zapy tał podej rzliwie.
Stevie m usnęła ustam i j ego usta.
- Że znowu będziesz się ze m ną kochać.
- Stevie, m y ślę, że nie powinniśm y teraz tego robić.
- Czem u nie?
Judd zawahał się, i to by ł błąd. Wy korzy stuj ąc krótki m om ent niezdecy dowania, Stevie przesunęła rękę w dół.
2 0 6 UCIECZKA DO EDENU
- Nie powinniśm y , bo... bo... och - zaczął, czuj ąc, j ak ochoczo j ego ciało reaguj e na pieszczotę Stevie - bo boj ę się, że m ogłoby ci to zaszkodzić - dokończy ł łam iący m się głosem .
- Pozwól, że j a będę tu sędzią. - Usta Stevie zaczęły m uskać j ego podbródek, pokry ty szorstkim zarostem . - Proszę cię - wy szeptała m u wprost w usta.
Judd chwy cił j ą w talii i pociągnął na siebie.
- No, skoro m nie tak pięknie prosisz...
ROZDZIAŁ 13
Chm ary drobny ch owadów rozbij ały się o przednią szy bę sam ochodu Judda. Lepkie sm użki, które zostawiały po sobie te nieszczęsne stworzenia, nie robiły naj m niej szego wrażenia na Stevie, której łzy tak gęsto zalewały oczy, że prawie nie
by ła w stanie odczy tać znaków drogowy ch na autostradzie.
Otarła rękawem twarz. Wy lała j uż m orze łez, a po rozogniony ch policzkach wciąż toczy ły się nowe. Na sam ą m y śl o ty m , co zostawiła za sobą i z czy m przy j dzie j ej się wkrótce zm ierzy ć, ogarniał j ą doj m uj ący lęk i niewy obrażalny żal.
Winiła siebie, Judda, a przede wszy stkim los, który postawił j ą w tak bardzo trudnej sy tuacj i i kazał dokony wać wy borów, zm uszał do podej m owania decy zj i. Czy postąpiła słusznie?
A oto, co się stało: opuściła Judda.
Nawet teraz, m im o iż kraj ało się j ej serce, niepokoiła się, że Judd zdoła j ą j akoś dogonić. Kiedy dopa-2 0 8 UCIECZKA DO EDENU
dała sam ochodu, spoj rzała przez ram ię i zobaczy ła Judda, który boso, w sam y ch ty lko spodenkach, z gry m asem wściekłości na twarzy, zbiegał ze schodów werandy. Gdy postawił stopę na ścieżce, wbił m u się w nią kam y k, co dodatkowo go
zezłościło.
Mógłby to by ć kom iczny widok, ale w inny ch okolicznościach. W sy tuacj i, j aka się wy tworzy ła, ani Juddowi, ani Stevie nie by ło do śm iechu.
O zm ierzchu niebo na hory zoncie m iało barwę granatu. Na j ego tle zaczy nały się zary sowy wać m igoczące światłem kontury Dallas. Za godzinę będzie u siebie, pom y ślała Stevie z westchnieniem rezy gnacj i. Następna godzina wy starczy, by
załatwić ważne telefony i spakować rzeczy . A potem ...
Co potem ? Bała się zby tnio wy biegać m y ślam i w przy szłość. Teraz naj ważniej szy j est powrót do dom u. Musi powstrzy m ać rozbuchaną wy obraźnię. To j edy ny sposób na to, by przej ść przez cały ten koszm ar, nie tracąc zm y słów.
Kiedy wreszcie zj echała z autostrady do m iasta, pozwoliła sobie na chwilę refleksj i o ostatnim popo
łudniu, wy pełniony m m iłością.
Jechała powoli znaj om y m i ulicam i, wciąż ocieraj ąc pły nące z oczu łzy. To cud, że w ogóle doj echała bez szwanku, że nie m iała wy padku. Nie przy wy kła do tego, by prowadzić sam ochód sportowy z silnikiem tak dużej m ocy, że poruszy łby
nawet sam olot.
UCIECZKA DO EDENU 2 0 9
Judd nigdy nie wy baczy j ej , że „poży czy ła" sobie j ego elegancki wóz bez pozwolenia. Ani tego, że zostawiła go bez słowa wy j aśnienia.
Staroświecka wanna na farm ie stała się ołtarzem , na który m wielbili swoj e ciała. Dłonie pokry te pachnący m m y dłem stały się naj bardziej zm y słowy m instrum entem uży wany m po to, by dawać wy rafinowaną rozkosz. A m oże to Judd odkry ł
ich zastosowanie?
W każdy m razie ona, Stevie, odkry ła, co to bliskość, pożądanie i spełnienie. Zrozum iała, j ak to j est, gdy dwoj e staj e się j ednością, gdy dwa ciała są j ak j edno, podporządkowane doj m uj ącem u pragnieniu.
Jaką przy j em ność sprawiło j ej przekonanie się, że wewnętrzna strona j ej ram ion j est szczególnie wrażliwa na pocałunki, podobnie j ak m iękkie zagłębienia pod kolanam i. Judd m iał szczególnie czułe m iej sce pom iędzy ostatnim żebrem z prawej
strony i udem .
Na lewej łopatce m iał pieprzy k. A kiedy delikatnie całowała głębokie, czerwone szram y na j ego nodze, oczy zachodziły m u m głą.
- Wiesz, że by ł to nieodm iennie przedm iot m oich fantazj i eroty czny ch - wy znał j ej ze śm iechem , pociągaj ąc j ą lekko za warkocz.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Mianowicie j akich? - zainteresowała się. - Mo
że m i to zadem onstruj esz.
2 1 0 UCIECZKA DO EDENU
W pewny m m om encie z całą wy razistością zrozum iała, że go kocha, i wtedy też podj ęła ostateczną decy zj ę. Rozwiązanie sam o wy łoniło się z głębi j ej zrozpaczonej , skołowanej duszy. Poj ęła, że ży cie, w swoj ej naj prostszej , naj bardziej
podstawowej form ie, j est dla niej znacznie bardziej cenny m darem niż wszelka akceptacj a m ożny ch tego świata.
Podczas gdy Judd golił się w łazience, zbiegła na dół, udaj ąc, że chce przy gotować kolacj ę. Zam iast tego porwała torebkę, chwy ciła kluczy ki, wy biegła z dom u, wsiadła do sam ochodu i ruszy ła niem al na oślep. Bała się, że j eśli będzie m iała
bodaj chwilę, żeby się nad ty m wszy stkim zastanowić, gotowa zm ienić zdanie.
Zdąży ła doj echać do połowy polany , kiedy Judd wy biegł na werandę, krzy cząc:
- Co to m a by ć, do diabła? Wracaj , Stevie! Dokąd się wy bierasz?
A potem , gdy dotarło do niego, że uciekała ich j edy ny m środkiem lokom ocj i, wpadł w istny szał.
- A niech cię! Co to za num ery ? Auu! Cholera!
- zaklął, kiedy nastąpił bosą stopą na kam ień. - Jak cię dopadnę, to m nie popam iętasz. Niech cię diabli!
- krzy czał, wy grażaj ąc pięścią.
Kiedy zaj echała pod dom , z ulgą skonstatowała, że w m ieszkaniu j est ciem no i nikt nie kręci się w pobliżu. Widocznie żądny ch sensacj i dziennikarzy , UCIECZKA DO EDENU 2 1 1
a także ciekawskich gapiów, zm ęczy ło j uż długotrwa
łe oblężenie, albo w ogóle m achnęli ręką na Stevie Corbett.
Rośliny wy m agały naty chm iastowego podlania.
Zganiła się w duchu za to, że zapom niała zam ówić kogoś, kto by się nim i zaj ął pod j ej nieobecność, i obiecała sobie, że zrobi to przy naj bliższej okazj i, choć Bóg j eden wiedział, kiedy to m iało nastąpić.
Naj pierw zadzwoniła do swoj ego ginekologa, który tak się ucieszy ł, sły sząc j ej głos, że w pierwszej chwili wręcz odebrało m u m owę.
- Jeżeli nie zrobię tego teraz, boj ę się, że m ogłaby m zm ienić zdanie. - Stevie m ówiła tak szy bko, że słowa się zlewały . - Przy j adę do szpitala za godzinę. Czy to nie za wcześnie? Zdąży pan wszy stko załatwić?
Obiecał j ej solennie, że zrobi, co w j ego m ocy .
Następnie zatelefonowała do m enażera.
- Stevie, dzięki Bogu! Co się z tobą działo? Odchodziłem j uż od zm y słów!
- Potrzebowałam trochę czasu, żeby przem y śleć w sam otności swoj e plany i zam ierzenia. - Co prawda, nie by ła sam a, ale ta historia z Juddem by ła zby t skom plikowana, żeby m iała ochotę się z niej tłum aczy ć, nawet przed sam ą sobą. - Dziś
wieczorem idę do szpitala. Operacj ę wy znaczono na j utro rano.
- To oczy wiście twoj a decy zj a - odezwał się m enażer po dłuższej chwili m ilczenia.
2 1 2 UCIECZKA DO EDENU
- Tak, m oj a. Stawką j est m oj e ży cie. A to dla m nie ważniej sze niż kariera.
- No cóż, przecież to ty lko Wim bledon - zauważy ł
z udawaną beztroską. - Nie w ty m roku, to w następny m . Jeszcze go wy grasz, zobaczy sz - dodał, choć w j ego głosie j akoś nie by ło sły chać przekonania.
Oboj e wiedzieli, że to nieprawda. Mim o to Stevie spróbowała wy krzesać z siebie trochę entuzj azm u.
- Musisz ty lko w to m ocno wierzy ć.
Menażer obiecał, że zawiadom i wszy stkich zainteresowany ch oraz zredaguj e oświadczenie dla prasy , która od pewnego czasu spekulowała na tem at j ej choroby i m iej sca poby tu.
- Zrób to - powiedziała Stevie - ale poczekaj z ty m do j utrzej szego popołudnia.
- A nie lepiej by łoby j uż z sam ego rana?
- Nie. Chcę, żeby kom unikat ukazał się, kiedy j uż będzie po operacj i. Bez względu na j ej wy nik podam y do publicznej wiadom ości stan fakty czny , nie będziem y ukry wać prawdy .
Menażer zgodził się i rozm owa dobiegła końca.
Po odłożeniu słuchawki Stevie poczuła się straszliwie osam otniona. Panuj ąca w dom u cisza przy gnębiała j ą. Zdąży ła j uż przy wy knąć do przy tłum ionego stukotu m aszy ny do pisania Judda.
Wiszące na ścianach, oprawione fotografie, przedstawiaj ące j ą ze zdoby ty m i trofeam i, zdawały się UCIECZKA DO EDENU 2 1 3
z niej szy dzić. Liczne pam iątki z czasów j ej kariery urągały j ej z półek i etażerek. Zdoby ta niedawno nagroda z turniej u French Open sprawiała wrażenie, j akby j uż do niej nie należała.
- Za późno, żeby się nad ty m zastanawiać - powiedziała do siebie, wchodząc do sy pialni. Wy j ęła z szafy m ałą walizeczkę i zaczęła się pakować. A potem , wznosząc oczy j ak do m odlitwy , wy szeptała:
- Stevie, twoj e ży cie j est w ręku Boga.
Nazaj utrz, nim znalazła się wreszcie na sali operacy j nej , m usiała przej ść przez niezliczoną ilość rąk.
Doszczętnie odarto j ą z godności i pozbawiono prawa do pry watności. Stała się j eszcze j edny m ciekawy m m edy czny m przy padkiem .
Sam ochód Judda zostawiła w garażu - aby zapobiec ewentualnej kradzieży - a sam a poj echała do szpitala taksówką.
W izbie przy j ęć m usiała złoży ć podpis na liczny ch form ularzach z ubezpieczalni, j ak również w zeszy ciku recepcj onistki.
- Moj a dwunastoletnia córeczka chce by ć taka sam a j ak pani, kiedy dorośnie - powiedziała m łoda kobieta, wpatruj ąc się w Stevie z podziwem .
Wprost z izby przy j ęć zabrano Stevie do rentgena.
Kazano j ej rozebrać się i nałoży ć szpitalny fartuch, a potem m usiała przej ść do pom ieszczenia, w który m 2 1 4 UCIECZKA DO EDENU
panowała niem al arkty czna tem peratura. Tam z kolei kazano j ej czekać. Czekała przez ponad godzinę, trzęsąc się z zim na, nim wreszcie poj awił się m łody technik, który bez słowa przeprosin czy wy j aśnienia prze
świetlił j ej płuca.
- No, nie by ło tak źle, prawda? - zapy tał kolej ny m łody człowiek, wy ciągaj ąc j ej z ży ły igłę, którą pobrał krew do badań. - Teraz m oże się pani rozluźnić
- dodał, rozprostowuj ąc j ej palce, kurczowo zaciśnięte w pięść. - Bardzo bolało?
- Nie - odburknęła niezby t grzecznie. - Po prostu nie znoszę kłucia.
Wreszcie um ieszczono j ą w izolatce, gdzie j ednak nadał nie m iała spokoj u. Bezduszna pielęgniarka w przesadnie wy krochm alony m fartuchu poj awiła się z nowy m plikiem form ularzy do podpisu.
- Czy na dole pokazano pani taśm ę wideo? - zapy tała bez żadny ch wstępów. - Wszy stko pani zrozum iała?
- Tak.
Wy świetlony film prezentował potencj alne kom plikacj e, j akie m ogą się zdarzy ć podczas operacj i brzusznej , j edne bardziej przerażaj ące od drugich, a wszy stkie oczy wiście nieodwracalne i groźne dla ży cia.
- Proszę podpisać tu, tu i tu.
Jako następny zapukał do drzwi kapelan szpitalny .
UCIECZKA DO EDENU 2 1 5
- Tak więc m am y wśród nas prawdziwą sławę
- powiedział, bły skaj ąc zębam i w uśm iechu. Po krótkiej dy skusj i na tem at naj lepszego lekarstwa na dolegliwość znaną pod nazwą „łokieć tenisisty " pochy lili głowy nad złożony m i rękam i. Kapelan m odlił się w intencj i udanej operacj i oraz o
pełną i j ak naj szy bszą rekonwalescencj ę Stevie.
Następnie zj awił się j ej ginekolog i opisał przebieg operacj i.
- Jeżeli okaże się, że są to łagodne guzy - a m am wszelkie podstawy tak właśnie sądzić - usuniem y j e i będzie pani zupełnie j ak nowa.
- A j eśli nie?
- Czeka panią kom pletna histerektom ia, a po niej długotrwała kuracj a.
- Co to za kuracj a? Naświetlania?
Lekarz protekcj onalnie poklepał j ą po ręku.
- Naj pierw uporaj m y się z operacj ą. Ewentualne opcj e przedy skutuj em y później , j eśli zaj dzie potrzeba.
Po nim przy szedł anestezj olog, który iry tuj ąco przy pom inał Draculę, a to z powodu przeraźliwie krzy wego zgry zu, i usiadł na brzegu łóżka.
- Jutro, z sam ego rana, podam y pani środek uspokaj aj ący . Dostanie pani dwie kroplówki, j edną w ży łę łokciową, a drugą w grzbiet dłoni.
- Czy to będzie bolało? Nie znoszę kłucia - powiedziała zdławiony m głosem .
2 1 6 UCIECZKA DO EDENU
- Obiecuj ę przy słać pani m oj ego asy stenta, który zrobi to absolutnie bezboleśnie. Kiedy znaj dzie się pani na sali operacy j nej , będzie j uż pani na wpół
przy tom na. Dobranoc. Niech się pani dobrze wy śpi.
„Niech się pani dobrze wy śpi"?!
Co to m iało by ć? Żart?
Potem zrobiono j ej lewaty wę - wy j ątkowo upokarzaj ące przeży cie - a na koniec dostała zastrzy k nasenny . Kiedy zaproponowano j ej posiłek, odm ówiła, chociaż od rana nie m iała nic w ustach.
Czy żadnem u z ty ch wy soce kwalifikowany ch dręczy cieli nie przy szło do głowy , że nie potrafi zasnąć, nie sły sząc koj ącego stukania m aszy ny Judda?
Ale Judd by ł daleko stąd, uwięziony na farm ie. Co będzie, j eżeli wy buchnie pożar i on nie będzie m ógł
się stam tąd wy dostać? Albo j eżeli przy j dzie ulewa, a po niej powódź, i Judd nie będzie m iał j ak uciec przed ży wiołem ? Przez całą noc zadręczała się ty m i przerażaj ący m i wizj am i.
W końcu m usiała j ednak zasnąć, bo kiedy została obudzona przez uśm iechniętą pielęgniarkę, śniło j ej się, że Judd ścigaj ą z olbrzy m ią strzy kawką w kształcie rakiety tenisowej . Śm iał się przy ty m j ak szalony i krzy czał, że da j ej nauczkę za to, że
ukradła m u sam ochód.
W zaskakuj ąco krótkim czasie przy gotowano j ą do zabiegu i zawieziono na wózku na salę operacy j -UCIECZKA DO EDENU 2 1 7
ną. Podczas gdy ostatniej nocy godziny zdawały się wlec w nieskończoność, teraz wszy stko nabrało szy bkiego tem pa, które wprawiło Stevie w panikę. Chirurg uścisnął j ej m ocno rękę i uśm iechnął się pod m aską.
- Nie m artw się, Stevie. Wszy stko będzie dobrze.
Rozluźnij się teraz. Weź głęboki oddech i zacznij liczy ć wstecz od dziesięciu do zera.
Dziesięć. Chciała wszy stko zatrzy m ać. Dziewięć.
Potrzebowała więcej czasu, żeby to sobie przem y śleć.
Osiem . Potrzebowała Judda. Siedem ...
Waży ła chy ba z tonę, a ci idioci kazali j ej się przekręcić na łóżku.
- O, tak, proszę się przewrócić na bok, panno Corbett. Nie, proszę nie wy ry wać kroplówek. Proszę wy prostować ręce. O, tak, doskonale. Właśnie tak. Operacj a skończona.
- Cewnik założony ?
- Tak.
- Jakie m a piękne włosy .
- Aha. W ogóle j est niezła.
- Widziałeś j ą kiedy ś na kortach?
- Chy ba żartuj esz. Nie stać m nie na bilety .
- A w telewizj i? Panno Corbett, sły szy m nie pani?
Operacj a skończona.
Metaliczny brzęk. Seria niem iły ch wstrząsów. Świat-2 1 8 UCIECZKA DO EDENU
ło. Ty le światła. Za j asno. Telefony , ruch i zam ęt. Dlaczego nie zostawią j ej w spokoj u i nie dadzą j ej spać?
- Pora się przewrócić na drugi bok, panno Corbett.
Jęk, j ej własny głuchy j ęk. Jakiś potwór w zielony m fartuchu kazał j ej odkaszlnąć.
- Proszę odkaszlnąć, panno Corbett. No, śm iało.
Musi pani odkaszlnąć, żeby oczy ścić płuca.
A niech sobie zostaną zatkane, pom y ślała.
- Panno Corbett, proszę zakaszleć.
Wy tęży ła wszy stkie siły i spróbowała zakaszleć, żeby dali j ej święty spokój . W nagrodę wsunięto j ej coś lodowatego m iędzy uda.
- ... żeby zeszła opuchlizna.
Ktoś znowu zaczął trząść j ej łóżkiem .
Osły , głupie niezdarne osły .
Pielęgniarka przy gniatała ram ieniem rękę Stevie, pom puj ąc gum ową gruszkę ciśnieniom ierza.
- Doskonale - powiedziała, a Stevie poczuła, że uczucie ucisku ustąpiło. - Panno Corbett, m usim y teraz dać pani świeży lód.
- Pić - wy szeptała. Czuła się, j akby m iała usta pełne waty .
- Może pani possać kostkę lodu.
Ktoś wsunął j ej zim ną i twardą ły żkę m iędzy zęby , potrząsaj ąc cały m j ej ciałem . Bezcenny lód. Zaczęła łapczy wie ssać.
UCIECZKA DO EDENU 2 1 9
- Już, na razie wy starczy . A teraz proszę się przewrócić na drugi bok.
- Nie m ogę.
- Oczy wiście, że pani m oże. No, kaszlem y , proszę bardzo, j eszcze raz.
- Nie.
- Kaszlem y .
Zakaszlała.
- Grzeczna dziewczy nka. A teraz świeży lód.
Po co? I tak m am zdrętwiałe uda.
- Pan tu nie wej dzie!
- Za późno, j uż wszedłem .
Na dźwięk znaj om ego głosu Stevie ocknęła się, ale nie by ła w stanie otworzy ć oczu. Powieki ciąży ły j ej , j akby by ły z ołowiu. Co oni j ej położy li na oczach?
Monety , j ak ty m trupom w westernach?
- Odwiedziny na sali pooperacy j nej ty lko co dwie godziny , i to na dziesięć m inut. Takie są przepisy .
- Mam gdzieś te wasze przepisy . I pój dę się z nią zobaczy ć, czy wam się to podoba, czy nie.
- Proszę naty chm iast wy j ść, bo wezwę straż.
- Stevie!
- Judd - wy chry piała.
- Jestem tu, naj droższa.
Gorące dłonie uwięziły w m ocny m uścisku j ej om dlałe ręce.
2 2 0 UCIECZKA DO EDENU
- Przy szedłeś... - szepnęła.
- To ten człowiek - zawołał w tle j akiś rozgniewany kobiecy głos. - Proszę go stąd wy prowadzić! Teraz nie m a odwiedzin.
- Wrócę tu później , kochanie - obiecał Judd.
Musnął szy bko wargam i j ej czoło i j uż go nie by ło.
To pewnie j eszcze j eden z ty ch dziwaczny ch snów.
- Jest pan pewny ?
- Absolutnie pewny .
- Wy ciął pan wszy stko, co m ogło stanowić potencj alne zagrożenie?
- Wszy stko.
Nagle lekarz zauważy ł, że pacj entka otworzy ła oczy i z uwagą spoglądała to na niego, to na m ocno zdenerwowanego m ężczy znę, który nieoczekiwanie wtargnął na oddział.
- Wszy stko j est na naj lepszej drodze, Stevie - zapewnił lekarz z profesj onalny m uśm iechem . - Wiem , że sala pooperacy j na to niezby t przy j em ne m iej sce, ale j uż niedługo przeniosą cię do twoj ego pokoj u. Czy j esteś w stanie przy j ąć gościa? -
Skinęła głową, a wtedy doktor poklepał Judda po ram ieniu. - I niech pan pam ięta, ty lko dziesięć m inut. Żeby nie trzeba by ło znowu pana wy rzucać.
Ale Judd go nie słuchał, ty lko utkwił wzrok w twa-UCIECZKA DO EDENU 2 2 1
rzy Stevie. Nachy lił się nad nią, uważaj ąc, by nie potrącić kroplówki.
- Musiałem wedrzeć się tu siłą. Mam nadziej ę, że to doceniasz.
- Jak m nie tu znalazłeś?
- Posłałem za tobą Addisona. Zadzwoniłem do niego z budki na autostradzie. Naj pierw próbowałem dodzwonić się do redakcj i, do Ram sey a, ale nie chciał
przy j ąć telefonu na swój koszt. Parszy wy sukinsy n.
W końcu m usiałem poży czy ć parę groszy od kierowcy ciężarówki, który podwoził m nie do m iasta. Zrobi
ło m u się m nie żal, więc nawet postawił m i kawę na stacj i benzy nowej . Okazało się, że m a bazę w Dallas i j est wierny m czy telnikiem m oj ej rubry ki. Za to, co dla m nie zrobił, obiecałem m u załatwić sezonowy bilet na wszy stkie m ecze
piłkarskie.
Stevie próbowała skupić się na ty m , co m ówił, ale to zadanie okazało się dla niej j ak na razie zby t trudne.
- Kto to j est Addison?
Judd pokiwał głową z wy rozum iały m uśm iechem .
- Później ci wszy stko opowiem . Materiału wy starczy m i na grubą powieść.
Spróbowała zwilży ć j ęzy kiem wargi, ale usta wciąż m iała spieczone, m im o iż podano j ej kilka nowy ch kostek lodu.
- Judd, j ak się udała m oj a operacj a?
2 2 2 UCIECZKA DO EDENU
Przy brał poważną m inę, nachy lił się j eszcze bliżej i odezwał przy ciszony m głosem :
- Powinienem by ł od razu się dom y ślić, że to by ł ty lko popis. Jedna z ty ch twoich przem y ślny ch sztuczek na uży tek tłum ów. Po prostu wiele hałasu o nic.
- Ale co?
- Ta twoj a nieszczęsna choroba. Te sensacy j ne nagłówki i cały ten zgiełk z powodu kilku łagodny ch guzów. - Ton Judda tchnął spokoj em , ale j ego zam glone oczy m ówiły więcej niż słowa.
- Więc one rzeczy wiście by ły łagodne?
- Tak. Po prostu kilka m ały ch, nieszkodliwy ch narośli. Wy cięto j e co do j ednej .
Stevie zam knęła oczy . Łzy popły nęły j ej po policzkach. Judd otarł j e opuszkiem kciuka.
- Czy to pewne? - odezwała się Stevie po chwili.
- Jeżeli twój ginekolog i naj lepszy histopatolog w Dallas znaj ą się na rzeczy , j esteś całkowicie wy leczona.
- Więc nie m usieli m i zrobić histerektom ii?
- Nie, o ile nie liczy ć prawego j aj nika.
- Musieli m i usunąć j aj nik?
Judd wzruszy ł ram ionam i.
- To bez znaczenia, zważy wszy na to, że cała reszta pozostała nietknięta i funkcj onuj e bez zarzutu.
Ach, i tak przy okazj i wy cięli ci też wy rostek robacz-UCIECZKA DO EDENU 2 2 3
kowy . Powiedziałem im , że według m nie nie będziesz m iała o to naj m niej szy ch pretensj i.
- Judd - wy szeptała ze wzruszeniem , a w j ej oczach bły snęły łzy radości.
- No, przestań się m azać, bo ta wiedźm a pielęgniarka każe m nie stąd wy rzucić za zakłócanie spokoj u chorej .
- Nie trzeba by ło tu przy chodzić.
- Żadna siła by m nie przed ty m nie powstrzy m ała.
Stevie zam rugała oczam i, żeby strząsnąć z rzęs łzy .
- Przepraszam , że zabrałam ci sam ochód.
- Tak naprawdę, on należy bardziej do banku niż do m nie. Dobrze się czuj esz?
Nie by ła w stanie się roześm iać, więc ty lko uśm iechnęła się blado.
- Mam ręce obolałe i naszpikowane igłam i, m etalowe klam ry spinaj ą m i brzuch, nie m ogę się nawet sam a wy siusiać, a w kroku m am worek z lodem . Każą m i kaszleć tak często, że pewnie j uż m i puściły wszy stkie szwy. Krótko m ówiąc, czuj ę
się okropnie.
- Ale na pewno nie tak okropnie j ak j a, kiedy odkry łem , dokąd się udałaś. Jeżeli j eszcze raz uciekniesz bez słowa wy j aśnienia, złoj ę ci skórę.
Stevie puściła m im o uszu j ego groźbę.
- Napisałeś coś dzisiaj ?
- Czy coś napisałem ?! - powtórzy ł, nie wierząc własny m uszom . - Chy ba żartuj esz, Stevie? Przecież 2 2 4 UCIECZKA DO EDENU
j a od sam ego rana m iotam się j ak wariat po szpitalny ch kory tarzach, czekaj ąc, aż się obudzisz z narkozy .
- Powinieneś by ć w dom u i pisać. Musisz popracować nad rozdziałem siódm y m .
- Tak, wiem . To bardzo absorbuj ące... - Urwał
i groźnie zm arszczy ł brwi. - A skąd ty , u diabła, m o
żesz wiedzieć, że trzeba popracować nad rozdziałem siódm y m ?
- Bo czy tam twoj ą powieść.
- Od kiedy ?
- Odkąd zacząłeś j ą pisać. - Gorąco zapragnęła go dotknąć, ale nie m iała siły ruszy ć nawet palcem . -
Twoj a powieść j est wspaniała. Naprawdę.
Nagle rozpaczliwie zachciało j ej się spać. Zanim osunęła się w czeluść zapom nienia, zdołała j eszcze wy szeptać:
- Kocham cię, Judd.
Podniósł do ust j ej dłoń, a potem pocałował każdy palec z osobna.
- Wiem . Zrozum iałem to, kiedy zdecy dowałaś się walczy ć o ży cie, zam iast wy startować w turniej u wielkoszlem owy m . Chcesz usły szeć prawdziwą sensacj ę? Ja też cię kocham .
Nagle z kwaśny m uśm iechem uświadom ił sobie, że Stevie zasnęła. By ło m u trochę przy kro, że nie usły szała j ego pierwszego m iłosnego wy znania, ale trudno.
Powtórzy j e j eszcze raz, kiedy Stevie się obudzi.
EPILOG
Dziękuj ę - powiedział Judd z poważną m iną.
- To j a panu dziękuj ę. - Młoda, atrakcy j na dziewczy na spłonęła rum ieńcem . - Nie m ogę się doczekać, żeby wreszcie zacząć j ą czy tać. A pana zdj ęcie na okładce j est fantasty czne. Tak się cieszę, że m ogłam poznać pana osobiście.
Judd zerknął na żonę, która ironiczny m spoj rzeniem piwny ch oczu m ierzy ła rozentuzj azm owaną wielbicielkę. Kiedy wreszcie przeniosła wzrok na niego, uśm iechnął się z saty sfakcj ą i wzruszy ł ram ionam i.
- Pani Mackie, kolej ka przed drzwiam i wciąż rośnie - zwrócił się do Stevie kierownik naj większej księgarni w Nowy m Jorku. - Z tego wniosek, że pani m ąż będzie j eszcze dosy ć długo podpisy wał książkę.
Może będzie pani uprzej m a spocząć i na niego zaczekać.
- Na razie nie m uszę, dziękuj ę.
2 2 6 UCIECZKA DO EDENU
Mężczy zna spoj rzał na nią z nieśm iały m uśm iechem i zapy tał:
- Czy nie będzie m i to poczy tane za niegrzecz-ność, j eżeli poproszę również i panią o autograf?
- Oczy wiście, że nie - odparła.
Kierownik podsunął j ej notes i pióro.
- Miałem przy j em ność oglądać panią kiedy ś w turniej u U. S. Open.
- Czy chociaż wtedy wy grałam ?
- Odpadła pani w ćwierćfinałach, ale po bardzo wy równanej grze.
Stevie skreśliła kilka słów w notesiku i roześm ia
ła się.
- Sły szałem , że pani j uż się wy cofała?
- Nie startuj ę w zawodowy ch turniej ach, ale za to zaj m uj ę się teraz organizowaniem tenisowy ch ośrodków szkoleniowy ch.
- Czy tałem coś o ty m w gazetach, ale, niestety , nie znam szczegółów.
W sześć m iesięcy po operacj i lekarze poinform owali Stevie, że j est zdrowa i m oże śm iało realizować wszy stkie swoj e zam ierzenia.
Proj ekt, który starannie rozważy ła podczas wielom iesięcznej rekonwalescencj i, zy skał pełną aprobatę Judda. Rozpropagował go na łam ach swoj ej gazety i w rezultacie zaczęły m asowo napły wać wpłaty na konto specj alnie powołanej
fundacj i.
UCIECZKA DO EDENU * 2 2 7
Otwarty j ako pierwszy , ośrodek w Dallas cieszy ł
się takim powodzeniem , że wkrótce i inne m iasta zwróciły się do Stevie z prośbą o przy gotowanie proj ektu i zorganizowanie podobny ch placówek. Teraz j uż w cały m kraj u działały liczne Centra Szkoleniowe Stevie Corbett, przeznaczone głównie
dla tenisistów, który ch nie by ło stać na treningi w drogich i ekskluzy wny ch klubach sportowy ch.
- Ośrodki są dostępne dla wszy stkich, którzy potrzebuj ą konsultacj i - wy j aśniła Stevie.
- A czy pani m ąż nie m a nic przeciwko tem u, że nie m oże pani poświęcać m u całego swoj ego czasu?
- Nie, by naj m niej . Mąż rozum ie m oj ą potrzebę działania. A poza ty m , sam też j est bardzo zaj ęty .
- O ile wiem , j est akty wny m członkiem Zrzeszenia Korespondentów Sportowy ch, a poza ty m sły sza
łem , że pracuj e nad nową książką. Czy to prawda?
- Tak, to prawda.
- A m ogę wiedzieć, o czy m będzie ta książka?
Stevie uśm iechnęła się rozbraj aj ąco.
- Zostałam zobowiązana do zachowania taj em nicy . Podobnie j ak inni wielbiciele m oj ego m ęża, będzie pan m usiał zaczekać, aż książka się ukaże.
Wy glądało na to, że j est ich bardzo wielu. Kolej ka ciągnęła się przez całą księgarnię i wzdłuż ulicy . Nagle j akiś m ężczy zna utorował sobie łokciam i drogę przez tłum , dotarł do stolika, przy który m Judd podpi-2 2 8 UCIECZKA DO EDENU
sy wał książki, i przedstawił się j ako recenzent działu literackiego „Tim esa".
- Bardzo proszę, czy m oże m i pan poświęcić m inutkę, panie Mackie?
- Wy kluczone - roześm iał się Judd, wskazuj ąc na kolej kę ludzi czekaj ący ch na autograf autora naj nowszego bestsellera. - Ale m ożem y porozm awiać, kiedy będę podpisy wał książki. Słucham pana?
- Czy j est to powieść autobiograficzna?
- Częściowo tak.
- A m ożna zapy tać, które j ej fragm enty oparł pan na własny ch przeży ciach?
- W przeciwieństwie do m oj ej rodziny i przy j aciół, nie potrafię odpowiedzieć na to py tanie. Mogę ty lko powiedzieć, że w m łodości m oim m arzeniem by ło zostać zawodowy m baseballistą. Niestety, nie m iałem tej szansy. Później , przez długie
lata czułem z tego powodu gory cz, która m i ciąży ła i zaważy ła na postawie i wielu decy zj ach. Dopiero niedawno to zrozum iałem . - Zam knął książkę, którą właśnie podpisał, wręczy ł j ą rozprom ienionej właścicielce i z uśm iechem zwrócił się do
następnej osoby w kolej ce. - Witam .
Wy pisuj ąc krótką dedy kacj ę, opatrzoną zam aszy sty m autografem , ciągnął:
- By łem głęboko rozczarowany ży ciem , więc czu
łem pewne wewnętrzne pokrewieństwo z bohaterem m oj ej książki, który także przeży ł zawód.
UCIECZKA DO EDENU 2 2 9
- A co sprawiło, że tak diam etralnie zm ienił się pański stosunek do ży cia?
Wzrok Judda powędrował ponad głowam i tłoczący ch się ludzi ku Stevie. Zobaczy ł, że ona także spogląda na niego rozprom ieniony m wzrokiem .
- Spotkałem osobę z charakterem . To ona na własny m przy kładzie nauczy ła m nie, że warto ży ć, nawet j eśli ży cie m a swoj e wady , a także że czasam i trzeba naj pierw ponieść klęskę, żeby nauczy ć się właściwie cenić wagę zwy cięstwa.
Na twarzy Stevie wy kwitł radosny uśm iech. Zaraz potem odm alowało się na niej przerażenie, które naty chm iast udzieliło się Juddowi. Upuścił pióro i zerwał
się zza stolika.
Kilkom a susam i pokonał przestrzeń dzielącą go od Stevie i chwy cił j ą za ręce.
- Stevie, czy coś j est nie tak?
- Nie, nie, kochany . Wracaj do pracy .
- Panie Mackie - nerwowo wtrącił się kierownik sklepu - ludzie czekaj ą.
- Chwileczkę, zaraz wracam - powiedział Judd i pociągnął Stevie w stronę wąskiego kory tarzy ka, prowadzącego na zaplecze sklepu.
- Ale... ale pan nie m oże teraz wy j ść. Dokąd pan idzie? - Kierownik by ł coraz bardziej zdenerwowany .
- Co j a powiem m oim klientom ?
- Niech im pan powie, że podpisuj ę książki j uż 2 3 0 UCIECZKA DO EDENU
ponad dwie godziny i m uszę się wy siusiać. Jestem pewny , że m nie zrozum iej ą.
To m ówiąc, pozostawił osłupiałego kierownika, reportera, a także ty ch wszy stkich czekaj ący ch, którzy go usły szeli, i wy pchnął Stevie pom iędzy przeładowany m i regałam i do m ałego pokoiku na zapleczu, który by ł j eszcze bardziej zawalony
książkam i niż sam sklep.
- Co się dziej e, Stevie? - zapy tał, zam y kaj ąc za sobą drzwi.
- Nic.
- Jak to nic? Przecież widziałem twoj ą m inę, m oj a droga. Wy glądałaś zupełnie tak j ak j a, kiedy bez zapowiedzi chwy tasz m nie za...
- Judd! Ludzie cię usły szą!
- Guzik m nie to obchodzi. Chcę się dowiedzieć, co sprawiło, że m iałaś taką m inę, j akby ktoś cię właśnie uszczy pnął w ty łek.
Od dnia, w który m po operacj i wrócili na farm ę w południowy m Teksasie, Judd nie przestawał dom agać się inform acj i o stanie zdrowia Stevie. Dopiero gdy zaczęła regularnie m iesiączkować, uwierzy ł
w opty m isty czne prognozy lekarzy . W głębi duszy nigdy j ednak tak do końca nie przestał się m artwić o j ej zdrowie.
- Czułem , że nie powinienem cię słuchać, kiedy m nie błagałaś dziś rano, żeby m cię zabrał tu ze sobą UCIECZKA DO EDENU 2 3 1
- powiedział. By ł zły na siebie, że uległ j ej prośbom .
- Wezwę taksówkę i odeślę cię do hotelu.
- Nie m a m owy , Mackie. Uwielbiam patrzeć na ludzi, którzy ciebie uwielbiaj ą. A to dlatego, że j a też cię uwielbiam . - Stevie pocałowała go w policzek. -
A poza ty m , nie m am naj m niej szego zam iaru nudzić się sam a w ty m ciasny m i duszny m pokoj u hotelowy m .
- Przecież j a też się nudzę w tej dusznej , zatłoczonej księgarni.
Stevie żartobliwie pogroziła m u palcem .
- Widziałam , j ak się nudzisz. Daj esz się uwodzić każdej kobiecie, którą spotkasz na swoj ej drodze.
- Nie, nie. Wcale nie każdej - odparł z nieznośną pewnością siebie, którą zdąży ła tak polubić.
Zarzuciła m u ręce na szy j ę i przy sunęła się bliżej .
- Jesteś niepoprawny . Sam a nie wiem , dlaczego tak bardzo cię kocham .
- A co j est takiego we m nie, czego nie m ożna by pokochać? - Judd obj ął j ą w pasie, j eszcze m ocniej przy tulił i pochy laj ąc głowę, dotknął ustam i j ej warg.
- Mackie, ludzie czekaj ą.
- A niech sobie czekaj ą.
Całował j ą długo i zachłannie. Wzaj em ne pożądanie, j akie w sobie wzbudzali, nie zm niej szy ło się ani na j otę. Judd często m awiał w żartach, że by ł pewnie j edy ny m m ężem na świecie, który m usiał czekać po 2 3 2 UCIECZKA DO EDENU
ślubie aż dwanaście ty godni, żeby przeży ć swoj ą noc poślubną. Stevie odpowiadała na to, że to wy łącznie j ego wina, bo to on uparł się, żeby przy wieźć na farm ę pastora, który dał im ślub j eszcze w trakcie j ej rekonwalescencj i. A poza ty m ,
j ak ty lko j ej lekarz stwierdził, że wszy stko j est j uż w porządku, z nawiązką nadrobił stracony czas.
- Hm m , j ak cudownie - powiedział, gdy wreszcie oderwał usta od j ej ust. - Miałem straszną ochotę na... - Urwał i spoj rzał na nią osłupiały m wzrokiem .
Stevie zaczęła się cicho śm iać.
- No i kto teraz wy gląda, j akby go uszczy pnięto w ty łek?
- Co to takiego by ło?
- Co? - Stevie udała zdum ienie.
- Zdawało m i się, że brzuch zaczął ci podskakiwać. Dobrze się czuj esz?
- Ach, to - odparła, biorąc go za rękę i kładąc j ą na swoim lekko powiększony m brzuchu - to nasze dziecko poruszy ło się po raz pierwszy .
- O Jezu! Czułem , że powinnaś by ła zostać w hotelu. Wiedziałem , że to będzie dla ciebie zby t m ęczące. To wszy stko dlatego, że tak długo m usiałaś stać w ty m duszny m sklepie. Usiądź, błagam cię, naty chm iast usiądź. Może trzeba zadzwonić po
lekarza?
Stevie poczuła, że zalewa j ą fala szczęścia. Roze
śm iała się cicho, radośnie.
UCIECZKA DO EDENU 2 3 3
- Uspokój się, m ój kochany . To norm alne i całkiem o czasie. Podczas ostatniej wizy ty lekarz powiedział m i, że powinnam j uż lada chwila poczuć ruchy dziecka. O, znowu! Czuj esz?
Czekali przez chwilę w podnieceniu, ale ruchy się nie powtórzy ły .
- Pewnie nasz dzidziuś zm ęczy ł się i poszedł spać
- orzekła Stevie z pewną m iną m łodej m am y .
- Wiesz, co ci powiem ? Twoj a bliskość sprawiła, że znowu nabrałem na ciebie straszliwej ochoty .
Stevie poczuła, że ogarniaj ą znana fala gorąca.
Judd przy lgnął ciasno udam i do j ej brzucha tak, by nie m iała cienia wątpliwości, o co m u chodzi.
- Ale ze m nie szczęściarz - szepnął. - Ożeniłem się z naj seksowniej szą laską na świecie.
- Czy ci j uż kiedy ś m ówiłam , że potrafisz się wy rażać wy j ątkowo rom anty cznie?
- Nie.
- To dobrze.
Często tak się ze sobą przekom arzali. Judd z uśm iechem obj ął pogrubiała talię Stevie, a potem j ego ręce ukradkiem powędrowały w górę, ku j ej piersiom , które w m iarę j ak rozwij ała się j ej ciąża, stawały się coraz bardziej nabrzm iałe i
wrażliwe.
- Nie bolą cię? - m ruknął, gładząc j e przez m ateriał sukienki.
- Kiedy ty to robisz, nie.
2 3 4 UCIECZKA DO EDENU
Obwiódł kciukam i j ej sutki i nie doznał zawodu, bo j ak zwy kle zareagowały na j ego doty k.
- Mój Boże, nie m asz poj ęcia, j ak bardzo cię kocham . Poj awiłaś się w m oim ży ciu dokładnie wtedy , kiedy cię naj bardziej potrzebowałem . - Głos załam ał
m u się ze wzruszenia. - Za każdy m razem , gdy m y ślę o twoj ej operacj i i o ty m , co m ogło się stać... - Urwał, bo nadal nie by ł w stanie głośno wy razić swoich naj gorszy ch obaw.
- Ale na szczęście się nie stało, a los pobłogosławił nas m iłością.
Znów się pocałowali, wkładaj ąc w pocałunek całą m iłość, która przepełniała im serca.
- Judd, znowu! - zawołała Stevie podekscy towany m tonem .
Chwy ciła go za rękę i położy ła j ego dłoń na swoim brzuchu, a kiedy poruszy ło się w niej dziecko, które ze sobą poczęli, spoj rzeli na siebie z prom ienny m uśm iechem .
- Czy to boli? - zapy tał Judd.
- Nie - szepnęła.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Panie Mackie, błagam , ludzie zaczy naj ą się niecierpliwić.
- Co to za uczucie? - zapy tał Judd żonę, nie zwracaj ąc naj m niej szej uwagi na kierownika księgarni, który szalał z niepokoj u za drzwiam i.
UCIECZKA DO EDENU 2 3 5
- Absolutnie cudowne. Czuj ę wtedy , że naprawdę ży j ę, że zwy cięży łam . Jest m i prawie tak dobrze j ak wtedy , kiedy j esteś we m nie.
Judd pocałował żonę czule i powiedział:
- Niestety , m uszę j uż iść, pani Mackie, ale dziś wieczorem wrócim y j eszcze do tego tem atu.