All I Ever Knew and More…
Dodatki do “All I Ever Knew”
Autorka: manyafandom
Tłumaczenie: Dzwoneczek (Madzia_SJ) ( z wyj.3)
Beta: offca (z wyj.3)
http://www.fanfiction.net/s/4886550/1/All_I_Ever_Knew_and_More
Zdecydowanie +18
1.Gwałtowny
(Dodatek ten jest umiejscowiony w czasie pomiędzy rozdziałami 21 a 22.)
Edward pchnął mnie sobą z całej siły na ścianę. Przesunął ręce na moje nadgarstki i przycisnął dłonie
do chłodnego muru. Czułem go całego. Każdy mocny, twardy centymetr jego ciała.
– Zostań – nakazał surowo, blisko przy moich wargach, ale nie dotknął ich swoimi.
Nigdy dotąd nie był taki… gwałtowny. To mnie niesamowicie podniecało. Cofnął się nieco i zaczął
rozpinać mi koszulę, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jego zielone oczy pociemniały, zasnute
pożądaniem. Było też w nich coś jeszcze.
Ręce mnie świerzbiły, by go dotknąć, ale polecenie, które wydał, było jednoznaczne, więc trzymałem
dłonie w górze, na ścianie, a on kończył odpinać guziki. Następnie rozchylił poły tkaniny, odsłaniając
mój tors. Jego oczy odbyły powolną podróż w dół mojego ciała, zatrzymując się na ewidentnej erekcji,
którą teraz mogłem się poszczycić. Edward uniósł brwi, przesuwając opuszkami palców w górę i w dół
po okrytym dżinsami dowodzie mojego podniecenia.
Ja. Pierdolę.
– Czyżbyśmy byli odrobinkę pobudzeni? – zapytał najbardziej pewnym siebie tonem, z „moim
uśmieszkiem” przylepionym do twarzy.
– Obaj doskonale wiemy, że nie ma tu mowy o żadnej „odrobince” – odparłem, również unosząc
brew.
Edward zmarszczył czoło i dostrzegłem w jego spojrzeniu przebłysk gniewu. Chwycił mnie rękami za
biodra i pochylił się z powrotem ku mnie. Zaczął muskać nosem w górę i w dół skórę mojej szczęki i
szyi, sprawiając, że zadrżałem z niecierpliwości.
– Nie powiedziałem, że wolno ci mówić, prawda? – szepnął mi do ucha zdecydowanym tonem,
pieszcząc je jednocześnie gorącym oddechem.
Potrząsnąłem tylko w odpowiedzi głową; mój umysł był zbyt przyćmiony potrzebą i żądzą, by
sformułować jakieś logiczne słowa.
– A teraz, jeśli będziesz się zachowywał i zrobisz to, co ci każę, nagrodzę cię. Jeśli nie, zostaniesz
ukarany. Chyba tego nie chcemy? – powiedział ponownie prosto do mojego ucha.
Kiwając głową na znak zgody, popuściłem wodze fantazji, zastanawiając się, jaką też karę wymyśliłby
Edward, gdybym okazał się nieposłuszny? Ta dominująca strona jego osobowości była szokująca i
niezwykle podniecająca. W przeszłości to ja zawsze inicjowałem nasze… kontakty. Prowadziłem, a on
podążał za mną.
Ale to… to było coś zupełnie innego niż wszystko, czego dotąd doświadczyłem. I naprawdę, w życiu
nie byłem taki pobudzony, a on jeszcze mnie nawet nie pocałował ani nie dotknął tak na poważnie.
Jego palce powędrowały z moich bioder do guzika dżinsów i rozpięły go. Edward powoli pociągnął w
dół suwak, liżąc przy tym i drażniąc językiem moje ucho. Następnie przeciągnął opuszkami po moim
odkrytym częściowo członku. Ostatnio przestawiłem się na styl komandosa, czyli nie nosiłem bielizny,
bo po prostu… przeszkadzała. Edward wywarł lekki nacisk na moje dżinsy, opuszczając je nieco
poniżej linii bioder i odsłaniając mnie przed nim w pełni. Cofając się o krok, ściągnął przez głowę t-
shirt i odpiął guzik u spodni, ale nie dotknął suwaka… jeszcze. Musnął dłonią mój brzuch i klatkę
piersiową, przeciągając lekko po sutkach i docierając do ramion, gdzie chwycił za brzeg mojej koszuli,
którą ściągnął do łokci. Jego ręce otoczyły moje plecy, wędrując następnie w dół, by objąć dłońmi
pośladki. Ścisnął je, szepcząc mi w usta:
– Wyglądasz teraz tak zajebiście seksownie.
Przebiegł palcami w górę i w dół po moim przedziałku i przycisnął do mnie biodra. Szorstki materiał
jego dżinsów wywoływał bardzo mile widziane tarcie.
– Nie mogę się doczekać chwili, gdy będę cię pieprzyć – zawarczał cicho.
Ja też czekam z niecierpliwością.
I w końcu… nareszcie, kurwa, mnie pocałował. Nie było to ani delikatne, ani słodkie, ani też pełne
czułości. To było żarłoczne. Edward mnie pożerał pocałunkiem. Jego język nacierał na moje usta, ręce
ściskały pośladki, biodra pocierały o mnie szorstko.
Jednoczesne doznanie dotyku jego okrytego dżinsami penisa, języka oraz uścisku dłoni było zbyt silne
i o mało nie doszedłem, tu i teraz. Zamiast tego jęk wyrwał się z moich ust i zdjąłem ręce ze ściany,
żeby przyciągnąć Edwarda bliżej.
Cofnął się o krok, przerywając pocałunek i jakikolwiek kontakt pomiędzy naszymi ciałami. Chwyciwszy
mnie za nadgarstki, umieścił je z powrotem na ścianie, nad moją głową.
– Trzymaj je tam albo będą konsekwencje – powiedział surowym tonem, robiąc krok do przodu i
ponownie zderzając się z moim ciałem.
– A teraz mam zamiar wyssać tego zabójczego fiuta i jeśli chcesz mieć orgazm, to twoje ręce zostaną
tam, gdzie są, zrozumiano?
Na dźwięk tych sprośnych słów mój członek zadrżał i osłabły mi kolana, ale utrzymałem
wyprostowaną postawę dzięki sile woli i determinacji. Chciałem, by to się stało. Rozpaczliwie tego
pragnąłem.
– Tak, rozumiem – ledwo wydyszałem, zbyt przepełniony pragnieniem, pożądaniem i potrzebą, by
być w stanie normalnie mówić.
– Grzeczny chłopiec… I żadnego gadania.
Całując mnie po raz ostatni w usta, Edward powoli zaczął torować sobie drogę w dół mojego ciała,
liżąc i ssąc. Poświęcił nieco więcej uwagi sutkom, gryząc je delikatnie. Gdy był już na kolanach, zsunął
mi dżinsy, ale nie do końca. Jednocześnie muskał twarzą mojego członka. Następnie chwycił mnie u
podstawy i polizał główkę, zbierając językiem nagromadzoną wilgoć, po czym przycisnął kuleczkę
kolczyka w języku do ujścia na czubku. Wiedział, że uwielbiałem, gdy tak robi. Jęk wyrwał się z moich
ust i zaraz tego pożałowałem. Czy jęki i pomruki liczyły się jako mówienie? Czy Edward ukaże mnie za
to? Popatrzyłem w dół i spostrzegłem, że mi się przygląda.
Pokiwał głową, jednocześnie zataczając kółka językiem wokół mojego czubka, na znak, że tego typu
dźwięki są dozwolone. Drażnił się ze mną, a ja nie byłem pewien, ile jeszcze mogę znieść. Byłem już
na skraju orgazmu. Ale chciałem dać radę, bez względu na wszystko. Bóg raczy wiedzieć, kiedy będzie
nam dane znowu być razem w ten sposób.
Wtedy bez żadnego ostrzeżenia Edward wziął mnie do ust, całą długość. Dotykając nosem mojej kości
łonowej, przełknął dookoła główki i jęknął. Z wrażenia o mało co nie wystrzeliłem w tym momencie
prosto w jego gardło.
Powoli, wargami i zębami, pokonał drogę z powrotem wzdłuż mojego członka. Uwolnił go ze swych
ust, ale przeciągnął po nim dłonią tam i z powrotem. Drugą ręką powędrował w górę ciała i włożył
dwa palce – wskazujący i środkowy – pomiędzy moje wargi.
– Ssij… teraz! – zawarczał do mnie, po czym ponownie wziął mnie do ust.
Tak też zrobiłem. Ja pracowałem językiem wokół jego palców, wylizując je w taki sposób, w jaki
pragnąłem by on to robił z moim penisem. Edward wiedział, jak dobrze obciągać, musiałem mu to
przyznać. Jego wargi, zęby, język i ten pieprzony kolczyk potrafiły ze sobą doskonale współpracować,
by dać mi największą przyjemność. Był mistrzem fellatio.
Dłoń Edwarda puściła mojego członka, by objąć jądra. Ściskając i ciągnąc je lekko. A środkowy palec
wodził po moim kroczu. To było naprawdę zbyt wiele i nie wiedziałem, jak długo jeszcze uda mi się
wytrzymać. Ale byłem pewien, że będzie to jeden z najlepszych orgazmów w moim życiu, jeśli nie
najlepszy.
Wyjąwszy palce z moich ust, Edward przeniósł je w dół i zaczął wykonywać nimi ruchy okrężne wokół
mojego otworu. Delikatnie badał wejście, ale na razie nic poza tym. To było nowe doznanie, bo
jeszcze nigdy nie dotarliśmy tam. To znaczy, zdawałem sobie sprawę, że jeśli chcemy posunąć się
dalej w naszych kontaktach fizycznych, niewątpliwie musimy przekroczyć tę granicę. Nie wiedziałem
po prostu, że będzie to takie uczucie. Takie… przyjemne, a jednak inne w naprawdę zajebiście
cudowny sposób.
Śliski palec sondował dalej, zagłębiając się do pierwszej kostki. Pojawiło się uczucie rozciągania, ale
nie było to bolesne, wręcz odwrotnie. Było zaje-kurwa-biste i mogłem sobie tylko wyobrazić, jak się
poczuję, gdy Edward w końcu weźmie mnie w ten sposób.
On tymczasem zagłębił we mnie palec, wykonując powolne ruchy i jednocześnie kontynuował
pochłanianie całego mojego penisa swoimi ustami, a także pieszczenie drugą ręką moich jąder. Byłem
już zajebiście blisko i połączone doznania przyprawiły mnie o dyszenie i drżenie rąk, które pragnęły
zanurzyć się we włosach Edwarda.
Wtedy palec tkwiący wewnątrz mnie zakrzywił się czy zrobił coś dziwnego i aż szarpnąłem ciałem,
szczytując mocno w ustach mojego chłopaka. Nie myliłem się. To był najlepszy orgazm w moim życiu.
Pozwoliłem, by przejął nade mną kontrolę, by mnie pochłonął, zatonąłem w nim.
Kolana odmówiły mi współpracy i ześlizgnąłem się po ścianie na podłogę, z Edwardem ciągle
trzymającym mnie w ustach i połykającym wszystko, co mu dałem. Ręce opadły znad mojej głowy i
również spoczęły na podłodze, bezwładne, głowa zwisła w dół, podczas gdy biodrami i penisem ciągle
wstrząsały ostatnie spazmy orgazmu.
Byłem zupełnie wyczerpany. Miałem dość na tę noc. Nie zostało mi nic do oddania.
Edward wylizał mnie do czysta i uwolnił z głośnym siorbnięciem. Przeniósł dłonie by pogłaskać moją
twarz. Zniknął dominujący, wydający polecenia mężczyzna, zastąpiony przez kochającego,
delikatnego Edwarda, którego znałem na co dzień.
– Hej, dobrze się czujesz? – zapytał, gładząc mnie kciukiem po policzku, a następnie ciągnąc w górę
moją brodę, żebym na niego spojrzał.
Prychnąłem. Czy dobrze się czułem? Bardziej niż dobrze. Czułem się euforycznie.
– Tak, wszystko w porządku, nawet lepiej niż w porządku. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał to znowu
zrobić, nie mam nic przeciwko.
– Zapamiętam. Widzisz, co możesz zyskać, jeśli się grzecznie zachowujesz i robisz to, co ci każę? –
zapytał mnie szeptem, pobrzmiewającym tonem Dominującego Edwarda.
– Tak. I obiecuję, że będę grzeczny, uległy i zrobię, co tylko zechcesz – powiedziałem, patrząc mu w
oczy tak, by wiedział, że mówię poważnie.
– Cokolwiek? – zapytał Edward, unosząc brwi.
Dlaczego mam wrażenie, że uwolniłem potwora i mogę pożałować tych słów?
2. Zawsze więcej
Edward i ja byliśmy w tym momencie niczym kalka kiczowatej komedii romantycznej. Biegliśmy do
domu w deszczu, trzymając się za ręce. Wiecie, jaką scenę mam na myśli – taką, w której młodzi
kochankowie zostają niespodziewanie zaskoczeni przez deszcz, bez parasola, i zaczynają
spontanicznie tańczyć na ulicy, celebrując chwilę. Widziałem to na dużym ekranie jako czarno-biały
obraz, nieco zamglony dla wzmocnienia nastroju. Oczywiście, różnica polegała na tym, że tam była
para mieszana, a nie dwóch facetów.
A więc teraz jestem kiczowatym amantem?
No, jeszcze tylko brakuje jakiegoś Franka albo Vana
Zagraliśmy właśnie mecz towarzyski razem z Emmettem, świętując koniec roku akademickiego. Był
maj, nareszcie ciepło i bezdeszczowo. Ale gdy zaczął padać drobny kapuśniaczek, przerwaliśmy grę i
udaliśmy się do domów. Najpierw był to spokojny spacer w ledwie dostrzegalnej mżawce, który
zamienił się w jogging wraz ze wzrostem intensywności opadów. Edward od czasu do czasu
wyprzedzał mnie, po czym się odwracał i biegł do tyłu. Podpuszczał mnie w ten sposób, żebym
podkręcił tempo i przyśpieszył. Potem jeszcze bardziej prowokował, zataczając okręgi dookoła mnie.
Wiem, że po prostu był w żartobliwym nastroju, ale moknięcie nie należało do moich ulubionych
zajęć, bez względu na to, czy deszcz był ciepły, czy też nie.
w tle i scena byłaby dopełniona.
A więc humor miałem raczej skwaszony, gdy nagle przypomniałem sobie pierwszy raz, kiedy
znaleźliśmy się w deszczu i ciąg wydarzeń, który potem nastąpił. Mogłoby się wydawać, że zdarzyło
się to wieki temu. Ale teraz, sześć miesięcy później, nie miałem wrażenia, że upłynęło aż tyle czasu.
Byliśmy razem i byliśmy szczęśliwi.
Edward biegł właśnie przede mną do tyłu, podjudzając mnie, żebym przyśpieszył i żeby mógł robić mi
w końcu „niegrzeczne rzeczy” – jak się wyraził – gdy dotrzemy do domu. Nie powiem, pomysł był
pociągający, ale po prostu jakoś nie miałem w tej chwili nastroju. Przemokłem, byłem zmarznięty i
zmęczony i marzyłem tylko, by zwinąć się w kłębek pod kołdrą i zapaść w drzemkę.
Wtedy nagle Edward potknął się na wyrwie w chodniku i wylądował ciężko na tyłku. Wiem, że nie
powinienem się śmiać, a raczej martwić, czy nic mu się nie stało, ale to było cholernie zabawne.
Starając się utrzymać powagę, pomogłem ukochanemu się podnieść, a moje ramiona trzęsły się od
powstrzymywanego chichotu.
Dobrze ci tak, głupku.
– Proszę bardzo, śmiej się, wiem, że masz ochotę – powiedział Edward gniewnym tonem, otrzepując
tyłek.
Tyle mi wystarczyło i wybuchnąłem śmiechem, zginając się przy tym w pół. Mój wcześniejszy kwaśny
humor zniknął w mgnieniu oka.
1
Prawdopodobnie chodzi o Franka Sinatrę oraz Vana Morissona – piosenkarza i kompozytora, autora wielu
szlagierów również w muzyce filmowej.
– Skarbie, daj spokój. Chodźmy do domu, żebym mógł sprawdzić, czy nie zrobiłeś sobie kuku –
odparłem, gdy mój chichot wygasł, protekcjonalnym tonem żartując sobie z niego i biorąc go za rękę.
Edward ścisnął moją dłoń i ruszyliśmy w kierunku domu. To znaczy – jego domu… ale uważałem to
miejsce również za swój dom. Biegliśmy truchtem, trzymając się za ręce, rzucając sobie nawzajem
ukradkowe, nieśmiałe spojrzenia. Zdumiewało mnie to, że nadal po takim szmacie czasu samo
przebywanie z nim wywoływało u mnie ekstatyczne samopoczucie. Zdecydowanie wciąż nie
wyszliśmy z fazy głupkowatego upojenia w naszym związku. Jak już wcześniej wspomniałem,
wyglądaliśmy w tej chwili jak wzięci żywcem z filmowego romansidła. I nie mógłbym być szczęśliwszy.
W końcu dotarliśmy na ganek i mogliśmy schować się przed deszczem. Edward nadal pocierał tyłek
po wcześniejszym upadku. Chyba potłukł się bardziej, niż myślałem i nagle zrobiło mi się głupio, że się
z niego naśmiewałem.
– Boli cię, kochanie? – zapytałem zatroskany i pogładziłem go po pośladkach.
– Nie tak bardzo… Nie jest to nic, czego nie mogłaby wyleczyć czuła i troskliwa opieka mojego
chłopaka – odpowiedział niskim, zmysłowym tonem, pochylając się ku mnie, po czym pocałował kącik
moich ust.
Był napalony… Nie żeby to było coś niezwykłego. Edward miał największy apetyt na seks ze
wszystkich osób, które znałem. Nawet większy niż Emmett i Rose, a to mówi samo za siebie. Nie
przeszkadzał mi ten fakt, broń Boże. Ale wiedziałem, co się stanie, gdy tylko przekroczymy próg.
Zostanę pchnięty na drzwi i będę całowany do nieprzytomności.
1… 2… 3… teraz!
I miałem rację. Gdy tylko drzwi wejściowe zamknęły się za nami, zostałem na nie popchnięty i
przyciśnięty całym ciałem Edwarda. Jego wargi wędrowały w szalonym tempie w górę i w dół po
mojej szczęce. Był już twardy, co też jakoś specjalnie mnie nie zaskoczyło. Przeszedł mnie delikatny
dreszcz, ale nie z powodu mokrego ubrania, które miałem na sobie… choć to nie pomagało. Przyczyną
były uczucia, które Edward nieustannie we mnie wzniecał, nagłe i oszałamiające pożądanie oraz
namiętność.
– Myślałem, że chciałeś troskliwej i czułej opieki, kochanie? – zapytałem z rękami na jego biodrach,
przyciągając go mocniej do siebie.
Dłonie Edwarda, które przytrzymywały moje nadgarstki, zaczęły przemieszczać się powoli wzdłuż
ramion, a następnie przez barki do szyi i ujęły moją twarz. Ta wędrówka rozpaliła moją skórę i
wywołała gęsią skórkę. To była delikatna pieszczota, a mimo to przepełniona pożądaniem,
przekazanym przez dotyk.
– Och, tak. Po prostu ciebie chcę jeszcze bardziej. Zawsze, Jasper – powiedział przy moich wargach i
w końcu mnie pocałował.
To był słodki, delikatny pocałunek, który sprawił, że poczułem ucisk w klatce piersiowej pod
wpływem emocji. Dłonie Edwarda wróciły tą samą drogą do moich nadgarstków. Chwytając je
mocno, pociągnął mnie za sobą, idąc do tyłu w stronę sypialni. Przebywaliśmy tę trasę już
wielokrotnie, a jednak za każdym razem wydawało się to nowym i świeżym doświadczeniem.
Gdy w końcu dobrnęliśmy do pokoju i stanęliśmy przy łóżku, wciąż nie odrywając ust od siebie,
objąłem dłońmi jego twarz. Ręce Edwarda ciągle spoczywały na moich nadgarstkach. Pchnąłem go
delikatnie. Upadł na łóżko, a ja na niego.
Usiadłem na nim, otaczając nogami jego talię. Nasze ręce straciły kontakt, ale oczy nie odrywały od
siebie spojrzenia. Poruszył nogami pode mną i usłyszałem „pac, pac” butów uderzających o podłogę.
Przebiegły uśmieszek przemknął po jego twarzy.
Czyżby miał ochotę na psoty?
Czemu nie.
Usiadłszy na tyle, na ile pozwalał mu mój ciężar na jego talii, Edward sięgnął, żeby pozbawić mnie
butów i skarpetek, przyciskając brodę do mojej klatki piersiowej i patrząc mi w oczy. Następnie jego
ręce powędrowały od moich kostek przez nagie łydki i okryte spodenkami uda, aż do krzyża pod
wilgotną koszulką.
Nie przerywając kontaktu wzrokowego, musnął dłońmi mój brzuch. Ledwo dotykał mnie opuszkami
palców, ale i tak wywołał u mnie wrażenie elektrycznych impulsów. Powędrował dłońmi do mojej
klatki piersiowej, zbierając materiał koszulki wokół nadgarstków. Odchylając się, przeniósł ręce na
moje barki, a ja automatycznie uniosłem ramiona nad głowę, żeby mógł mi zdjąć t-shirt.
Wycofując się i wstając, pociągnąłem go za sobą. Moje ręce chwyciły za brzeg jego koszuli i ściągnęły
mu ją przez głowę, ale nie dotknęły skóry. Odrzuciwszy tkaninę na bok, zabrały się za zdejmowanie
moich własnych szortów. Ręce Edwarda odsunęły moje i przejęły zadanie, rozpinając i zsuwając
spodenki razem z bokserkami na podłogę. Odwzajemniłem przysługę, po czym pchnąłem go z
powrotem na łóżko.
Rozciągnąłem się nad nim i zatonąłem w cieple jego skóry. To było niebo. Mógłbym umrzeć w tym
momencie i byłbym szczęśliwy. Przeciągnąłem nosem po jego szczęce, chłonąc zapach, pieszcząc
delikatny zarost, który się pojawił od rana. Moje ręce przytrzymywały jego nadgarstki ułożone nad
głową.
Uszczypnąłem go lekko w brodę, przez co wypchnął biodra ku moim. Rozkoszne tarcie i kontakt,
które spowodował ten mimowolny ruch sprawiły, że osunąłem się w dół, dotykając łukiem brwiowym
do krawędzi jego brody i jęknąłem, zarówno z powodu doznania, jak i z oczekiwania na więcej.
Mój chłopak pocałował mnie w czoło, które znajdowało się na wysokości jego ust, po czym przekręcił
nas tak, że teraz to on był na górze, przytrzymując rękoma moje nadgarstki. Figlarny uśmiech
rozświetlił jego twarz. Przytrzymując moje ciało swoim, Edward poruszył miednicą, ocierając się o
mnie.
– Dręczyciel – warknąłem, usiłując uwolnić ręce.
– Och, zamknij się. Uwielbiasz to i wiesz o tym – powiedział, szczypiąc teraz moją szczękę ustami.
– Edward, nie drażnij się ze mną. Kochanie… proszę – błagałem go, starając się unieść głowę, by go
pocałować, ale cofnął twarz, zanim zdążyłem jej dosięgnąć.
Puścił moje nadgarstki i opadł na mnie, na co obaj jęknęliśmy. Automatycznie moje ręce
powędrowały do jego włosów, próbując zbliżyć usta Edwarda do moich. Byłem w tym momencie taki
napalony, potrzebowałem go, musiałem go poczuć, całować, smakować i dotykać. Ale przede
wszystkim pragnąłem go wewnątrz mnie.
Nie mieliśmy przypisanych ról, zamienialiśmy się w zależności od nastroju. Ale mógłbym przyznać
,
że
preferowałem bycie „na dole”. To było nieporównywalne z żadnym innym uczuciem, lepsze, niż
kiedykolwiek sobie wyobrażałem. I patrząc z perspektywy czasu, zastanawiałem się, czego właściwie
tak się obawiałem?
– Kochanie… proszę – ponowiłem próbę błagania, gdy jego wargi szemrały na mojej szyi.
– „Proszę” o co? – zapytał, szczypiąc ustami płatek mojego ucha.
– Proszę, proszę… Potrzebuję cię.
– Jasper, skarbie, czego potrzebujesz? – powiedział prosto w moje usta, gdy ręką zarzucał sobie moją
nogę na biodro.
– Potrzebuję… – wykrztusiłem, podczas gdy palce Edwarda przebiegły po wewnętrznej stronie
mojego uda, sprawiając, że drgnęły mi mięśnie. – Kochanie… pragnę poczuć cię w sobie. – W końcu
udało mi się sformułować to, co chciałem powiedzieć, zanim zderzyłem się z nim ustami.
Jedna ręka pozostała zanurzona w jego włosach, zaciskając się w pięść, druga sięgnęła w dół, do jego
pośladków, przyciągając go bliżej. Poruszaliśmy się, ocierając o siebie powoli, czerpiąc przyjemność z
tego doznania, przedłużając napięcie oczekiwania. Całowaliśmy się bez pośpiechu, choć całe moje
ciało płonęło, pragnąc go.
Edward sięgnął po coś, co znajdowało się po mojej prawej stronie, po czym zaczął się powoli zsuwać
w dół mojego ciała, wyznaczając po drodze szlak złożony z wilgotnych
pocałunków i ukąszeń. Spoczął
pomiędzy moimi udami i uszczypnął mnie ustami w biodro, sprawiając, że podskoczyłem z wrażenia.
Spoglądając do góry, na mnie, przeciągnął językiem po moim członku, od podstawy do czubka, na
końcu zawijając go dookoła główki. Jęknąłem, widząc jego poczynania i oczy zasnute pożądaniem.
Edward wziął mnie do ust, na całą długość, przełknął, po czym wycofał się powoli, pieszcząc mnie
językiem po drodze.
Owinął dłoń dookoła podstawy mojego członka i zaczął ssać mnie na poważnie, wytwarzając w ustach
sprawiające przyjemność podciśnienie
.
Jego ręce poruszały się synchronicznie z wargami, a głowa
unosiła i opuszczała.
O. Jasna. Cholera. Jest w tym taki dobry.
– Kurwa – wydyszałem, czując jak język mojego chłopaka pieści trzepoczącym ruchem obrzeże
główki.
– W ten sposób, kochanie? – zapytał Edward, uwolniwszy w końcu mojego członka ze swych ust i
przeciągnął po nim dłonią.
– Tak, o kurwa, tak. Przecież wiesz, jak lubię, skarbie… – wykrztusiłem, gdy ponownie oblizał główkę
dookoła.
Powrócił do swojego zadania, ale teraz cichutko sobie coś nucił. Byłem już blisko, jednak chciałem na
niego poczekać.
– Edward, kochanie… proszę. Potrzebuję cię – powiedziałem, jeszcze raz błagając.
Puścił mnie, ale nie przestał wodzić językiem po moim członku, trącając go przy okazji tym swoim
ćwiekiem. Poczułem, jak ciepły, śliski palec próbuje wedrzeć się do mojego wnętrza. Napiąłem się, a
potem zrelaksowałem pod jego dotykiem. Zawsze się spinałem przy pierwszym kontakcie. To było
silniejsze ode mnie.
Wpatrując się we mnie i nie przerywając lizania, Edward dodał drugi palec, a opuszkiem kciuka
nacisnął na moje krocze. Wsuwając i wysuwając palce, pocierał nimi po drodze prostatę. To doznanie
było lepsze niż jakakolwiek cipka. Nie tylko z powodu moich uczuć do Edwarda, ale również jako
aspekt czysto fizyczny.
Edward wyjął palce i przysiadł na kolanach. Dźwignął jedną z moich nóg i zarzucił ją sobie na ramię,
przyciskając moje udo do klatki piersiowej, drugą nogę zagiął na swoim udzie. Rozsmarował szczodrze
nawilżacz wzdłuż swojego członka, przygotowując go dla mnie oraz nałożył niewielką ilość u mojego
wejścia. Pochylając się ku mnie, nie puszczając mojej nogi, pocałował mnie raz w usta, bardzo
delikatnie.
– Gotowy, kochanie? – zapytał głosem przepełnionym uczuciem, obejmując dłonią mój policzek i
gładząc kciukiem.
Edward zawsze zadawał mi to pytanie, zanim się kochaliśmy czy też… pieprzyliśmy. Zawsze upewniał
się, że zgadzam się na to, co robimy i że tego chcę. I zawsze odpowiadałem mu w ten sam sposób.
– Tak, kochanie – wyszeptałem, przygotowując się psychicznie na to, co miało się zdarzyć.
Edward na powrót przysiadł na kolanach, jedną ręką zaczął wodzić w górę i w dół po mojej nodze,
druga naprowadzała go do mojego wejścia. Poczułem dotyk jego czubka i starałem się rozluźnić, jak
tylko mogłem. To już nie sprawiało mi bólu, było teraz jedynie nieco niewygodne na początku.
Powoli zagłębił we mnie główkę, wypatrując jednocześnie na mojej twarzy jakichkolwiek oznak bólu.
Gdy stwierdził ich brak, zaczął zagłębiać się bardziej, aż do momentu, gdy był całkowicie pogrążony
wewnątrz mnie. Obaj jęknęliśmy na to uczucie wypełnienia, a Edward zatrzymał się na chwilę, dając
mi czas na przystosowanie się. Widziałem, ile kosztowała go powściągliwość, by nie pchnąć dziko we
mnie. Kochałem go za to. Za troskę i cierpliwość, które ciągle mi okazywał, mimo wielu miesięcy
praktyki.
– Edward, proszę, kochanie – powiedziałem, poruszając biodrami i zawijając ciaśniej nogę dookoła
niego, żeby skłonić go do działania.
– Okej – odparł przez zaciśnięte wargi i rozpoczął krótkie pchnięcia.
Doznanie było nieprawdopodobnie wspaniałe. Mógłbym użyć miliona obrazowych określeń, ale
żadne z nich trafnością nie zbliżyłoby się nawet do opisania
uczucia połączenia z Edwardem w ten
sposób. Po prostu brakowało słów.
Pchnięcia Edwarda stały się z czasem dłuższe i szybsze, zbliżając nas stopniowo do szczytu. Nie padały
żadne słowa, słychać było jedynie nasze sapanie i stękanie z wysiłku. Miałem zamknięte oczy i
odrzuconą do tyłu głowę.
Edward zdjął moją nogę z ramienia i pochylił się nade mną. Wsparł się na łokciach po obu stronach
mojej klatki piersiowej. Uniosłem nogi i owinąłem je wokół niego, by dać mu więcej przestrzeni. Jego
brzuch ocierał się o mojego członka, uwięzionego między naszymi ciałami.
– Kurwa… Jasper – wysapał Edward, z czołem wspartym na mojej piersi. Pchałem biodrami w górę,
wychodząc na spotkanie jego ruchom.
– Wiem, skarbie, wiem – odparłem, stękając, z rękami w jego włosach.
Chwycił za moje ramiona, dla lepszego podparcia, i zwiększył tempo. Obaj byliśmy już pokryci potem,
wkładając w to, co robiliśmy, maksymalny wysiłek. Nie było to jedynie kochanie się albo pieprzenie,
ani nawet zwykły seks. To było coś bardziej kompletnego, pełnego.
– Jasper… to takie zajebiste czuć twój tyłek wokół mojego fiuta. Robiłbym to bez przerwy, gdybym
tylko mógł – wymamrotał przy mojej piersi.
– A ja chciałbym, żebyś robił to bez przerwy, gdybyś tylko mógł
– odpowiedziałem, unosząc jego
głowę, by spojrzeć mu w oczy.
Twarz miał napiętą, usta otwarte, dyszące z wysiłku, ale dostrzegłem również wyraz głębokiej
przyjemności. Edward zwiększył amplitudę pchnięć; cofając się, prawie zupełnie się ze mnie wysuwał.
Widziałem, że jest już bardzo bliski orgazmu, tak samo było ze mną.
Podnosząc głowę i barki z łóżka, ująłem w dłonie jego twarz i pocałowałem go mocno. Mój język
wdarł się do jego ust i zaczął naśladować ruchy bioder Edwarda. Ręką chwyciłem za tył jego głowy,
nakierowując ją odpowiednio i ułatwiając sobie dostęp.
– Niemożliwie cię kocham, zajebiście piękny chłopcze – zawarczałem w jego usta, gdy moja
samokontrola zaczęła się łamać. – Zaraz skończę, Edward, dojdź ze mną, kochany.
– Ja też, Jazz… już tak kurewsko blisko – wydyszał w odpowiedzi.
Moje nogi opadły, lądując stopami na łóżku i wygiąłem biodra w górę, ku Edwardowi. Nowy kąt
sprawił, że trafił dokładnie w moje najczulsze miejsce, wtrącając mnie w wir spełnienia.
– Kurwa, Edward… po prostu kurwa – praktycznie wrzasnąłem, gdy orgazm przejął władzę nad moim
ciałem, sprawiając, że mięśnie napięły się i zacisnęły wokół Edwarda.
Mój orgazm zainicjował jego i obaj spadaliśmy w niebyt naszego spełnienia. Nigdy nie szczytowałem
tak mocno, jak wtedy, gdy Edward mnie pieprzył. I nie z powodu siły tego doznania, a raczej jego
kompletności, tego, w jaki sposób przejmowało kontrolę nad całą moją istota, nie tylko nad ciałem.
Rozkładało mnie na milion cząstek wypełnionych słodką przyjemnością i na powrót składało w jedną
całość.
– Jazz… Jasper… Skarbie… Kocham cię – powiedział Edward zdyszany, trzeźwiejąc po naszym
wspólnym szczytowaniu, a potem opadł na mnie, głową na klatkę piersiową, wyślizgując się przy tym
z mojego wnętrza.
Otoczyłem go ramionami i przytuliłem, a mój oddech powoli wracał do zwykłego rytmu. Odgarnąłem
wilgotne włosy z jego twarzy, żeby móc na niego spojrzeć. Wyglądał na śpiącego, jak typowy facet,
któremu zawsze się chce spać po stosunku. Całując go w czoło, wyszeptałem:
– Zmęczony, kochanie?
– Mmm hmm – zamruczał z zamkniętymi oczami, kiwając potakująco głową.
Gdybym nie znał go lepiej, pomyślałbym, że już zasnął.
– No to możesz troszkę podrzemać, okej?
– Mmm hmm – potwierdził ponownie. – Kocham cię, Jazzy – wymamrotał w moją pierś, przytulając
się do mnie mocniej.
– Też cię kocham, Eddie – Odparłem, wyślizgując się spod niego.
Po tym jak się umyłem, wróciłem do łóżka. Edward spał, leżąc na boku. Przysunąłem się do niego i
pocałowawszy w łopatkę, przyciągnąłem jego plecy do klatki piersiowej. Objął rękami moje
przedramiona.
– Niebo – wyszeptał, zanim odpłynął w sen.
– Rzeczywiście, niebo – odparłem, wdychając głęboko zapach mojego ukochanego, zanim sam
poddałem się, by śnić o nim.
3. Ostre pieprzenie
tłumaczenie: offca
beta: Dzwoneczek
Przesuwa. Przytrzymuje. Pociąga. Pstryka. Puszcza.
Przesuwa. Przytrzymuje. Pociąga. Pstryka. Puszcza.
Przesuwa. Przytrzymuje. Pociąga. Pstryka. Puszcza.
Przesuwa. Przytrzymuje. Pociąga. Pstryka. Puszcza.
– Edward, przestań – jęknąłem sfrustrowany.
– Co? Nic nie robię, Jazz – powiedział Edward z uśmieszkiem na twarzy.
Och, on doskonale wiedział, co robi. Tym swoim sprytnym dokuczaniem doprowadzał mnie do
cholernego szaleństwa. Byłem już twardy jak marmur przez to jego drażnienie się. I
pewien, że już mi
się suwak odgniótł na naprężającym się w spodniach fiucie.
Siedzieliśmy przy naszym stoliku w bibliotece, w piątkowy wieczór, pod koniec semestru. Było około
dwudziestej trzeciej i budynek świecił pustkami. A dlaczego spędzaliśmy piątkowy wieczór w
bibliotece?
Cóż, byliśmy zmuszeni uczyć się do nadchodzącej sesji i obaj wiedzieliśmy, że studiując w
domowym zaciszu, nie mielibyśmy żadnych szans na naukę… W grę wchodziłyby raczej inne zajęcia,
nieco urozmaicone nagością
.
Przesuwa. Przytrzymuje. Pociąga. Pstryka. Puszcza.
Przesuwa. Przytrzymuje. Pociąga. Pstryka. Puszcza.
Przesuwa. Przytrzymuje. Pociąga. Pstryka. Puszcza.
Szlag, znowu to robił. Trzymał lewą rękę na prawej piersi, mały palec i serdeczny rozsunięte.
Przesuwał je, chwytając swój sutek, ściskał lekko i odciągał od ciała, małym palcem pstrykał w
kolczyk, potem puszczał i jego palce wracały do poprzedniej pozycji. Robił to w kółko, dręcząc i kpiąc
sobie ze mnie.
Tym razem, kiedy zaczął robić to od nowa, dodał do tego przeciąganie kolczykiem w języku
pomiędzy
wargami i przesuwanie stopą w górę i w dół mojej łydki. Zasadniczo, cholernie doprowadzał mnie do
obłędu i sprawiał, że miałem ochotę rzucić się na niego nad stołem i przelecieć go na tym blacie.
Tak po prawdzie, to faktycznie miałem zamiar to zrobić… w pewnym sensie. Szybko chwyciłem to,
czego potrzebowałem z mojej torby, upchnąłem w portfelu, a potem wstałem i okrążyłem stolik,
podchodząc do niego.
Edward spojrzał na mnie niewinnie, z figlarnym błyskiem w oku. Nie miał
pojęcia, co właśnie we mnie wyzwolił.
To nie będzie ani słodkie, ani delikatne, ani czułe. To będzie
ostre, szybkie, pierwotne pieprzenie.
Chwytając materiał jego koszulki na wysokości obojczyków, wyciągnąłem go z krzesła i
poprowadziłem w ciemny, opuszczony kąt biblioteki. Przyciskając jego klatkę piersiową do ostatniego
regału w rzędzie, umieściłem jego ręce na brzegu półki.
– Nie waż się, kurwa, ruszać tych rąk, Edward. Nawet, do diabła, nie śmiej – warknąłem do jego ucha,
odpinając mu pasek i zatrzask szortów.
Miał na tyle luźne spodnie, że nie musiałem rozpinać suwaka, by dostać się do jego tyłka. A ten tyłek
był jedyną rzeczą, która mnie w tej chwili interesowała. Opuszczając materiał jego bokserek i
szortów, rozstawiłem mu kostki stopą, rozsuwając nogi tak, by mógł mnie przyjąć.
– Chwilę temu byłeś złośliwym draniem. Wiesz, co się dzieje ze złośliwymi draniami, Edwardzie? –
spokojnie powiedziałem w jego kark,
kiedy rękami gładziłem jego tyłek.
– Nie – zaskomlił, potrząsając głową.
– Pieprzy się ich. Pieprzy się ich ostro i oni nie dochodzą. Słyszysz mnie? Nie spuścisz się –
powiedziałem, całując go w szyję i lekko gryząc ucho.
Edward trząsł się teraz, drżał z oczekiwania. Nigdy przedtem nie byłem z nim w ten sposób; tak
stanowczo, tak brutalnie. Podobało mi się to i sądząc po reakcji, jemu także.
Oczywiście pieprzyliśmy
się wcześniej i to ostro, ale zwykle to on mnie posuwał, a nie ja jego.
Rozpiąłem jeansy, uwalniając fiuta, a moja druga ręka chwyciła członka Edwarda przez materiał
szortów, sprawiając, że ten jęknął głośno.
– Ćśśś… musisz być cicho, kochanie. Nie chcemy, żeby ktoś nas teraz usłyszał, prawda? – spytałem
niskim szeptem, mocniej zaciskając dłoń na jego penisie,
podczas gdy mój własny ocierał się o jego
tyłek.
– Uhum – odszepnął Edward.
– Grzeczny chłopiec.
Jeśli pozostaniesz takim grzecznym chłopcem i będziesz cicho, być może
pozwolę ci dojść… ostatecznie – wymruczałem mu do ucha.
Grzebiąc w portfelu, wyciągnąłem zaopatrzenie, które wziąłem z torby. Rozerwałem w zębach
opakowanie prezerwatywy i naciągnąłem ją, nim otworzyłem małe opakowanie nawilżacza.
Nabrałem trochę na palce i
przygotowując Edwarda na mojego fiuta, posmarowałem jego wejście.
– Nawilżacz…? Prezerwatywa? Zaplanowałeś to, Jay? – jęknął Edward, używając zdrobnienia, które
dla mnie wymyślił i poruszył biodrami, starając się zapewnić sobie trochę tarcia dzięki mojej dłoni i
rozciągającym go placom.
– Nie, planowałem pozwolić ci zaciągnąć mnie do łóżka, po tym jak wrócimy do domu, ale wolałeś
droczyć się i znęcać nade mną jak jakiś wkurwiający gnojek, więc musiałem zmienić swoje plany.
Prezerwatywa i nawilżacz były w mojej torbie, odkąd poszliśmy z Rose do sex shopu. Mieli darmowe
próbki, to wziąłem kilka na wszelki wypadek i patrz, jak się ładnie złożyło. A teraz, jesteś gotowy,
żebym cię przeleciał, skarbie? – powiedziałem, pod koniec warcząc mu do ucha.
– Tak, proszę, o Boże, tak. Przeleć mnie, Jay. Pieprz mnie mocno – wyjęczał Edward, przyciskając się
do mnie i zginając trochę w talii, żeby dać mi do siebie lepszy dostęp.
Dłonie mojego chłopaka
wzmocniły chwyt na półce, kiedy ustawiłem się przy jego wejściu.
Trzymając
go za biodra, powoli w niego wszedłem, jęcząc nisko, czując, jak mnie otacza. To było niesamowite za
każdym, cholernym, pojedynczym razem i
nigdy nie miałem dosyć nas razem, w taki sposób
.
Zanosiło się na to, że będzie… ostro, ale nie chciałem sprawiać mu bólu, jeśli nie musiałem.
Najszybszym sposobem, żeby zrobić mu krzywdę, byłoby wbić się teraz w niego, tak jak pragnąłem,
jak domagało się tego moje ciało. Nieważne jednak, jak błagało, bym stracił kontrolę i wziął go siłą,
serce przypominało mi, że to był Edward, moja miłość, moje życie, i bez względu na to, jak bardzo
tego chciałem, na początku musiałem być ostrożny.
Poruszając się powoli wewnątrz jego wąskiego tyłka, sięgnąłem pod jego spodnie i ścisnąłem jego
członka w tym samym rytmie. Edward znowu zaskomlał, chicho błagając, bym przyspieszył, żebym dał
mu więcej.
Jeśli ktoś by się na nas natknął, byłoby dla niego oczywiste, co robimy, nawet mimo tego,
że strategiczne partie ciała mieliśmy zakryte.
Ekscytacja tym, że mogliśmy zostać nakryci
doprowadzała nas obu do szaleństwa.
Zwiększając tempo i siłę moich pchnięć, szeptałem zbereźne rzeczy do jego ucha, sprawiając, że
jeszcze bardziej skomlił przez zaciśnięte wargi. Ze wszystkich sił starał się nie krzyknąć, nie jęczeć, nie
wrzeszczeć.
– Tak jest, kochanie, bądź cicho. Bądź cicho, a nadal będę posuwał twój ciasny tyłek, mocno i szybko,
tak jak lubisz. Lubisz mocno i szybko, czyż nie, Edwardzie? – powiedziałem w jego kark, będąc już na
granicy spełnienia
.
– Taaak… uwielbiam, kiedy pieprzysz mnie mocno… i szybko, kiedy… ugh… –
kiedy wypowiadasz takie
sprośne rzeczy… swoimi wulgarnymi ustami –
wyjąkał Edward.
Z tonu jego głosu wiedziałem, że był blisko szczytowania, ale powiedziałem mu, że nie może i byłem
cholernie pewien, że wytrzyma. Znęcał się nade mną i musiał być ukarany.
– Nie waż się dojść, Edwardzie. To jest kara za bycie pieprzonym męczyfiutem. Nie spuścisz się.
– Jasper, proszę. Proszę, pozwól mi dojść. Muszę dojść – błagał mnie cicho.
– Nie, nie wolno ci – powiedziałem, gryząc go w ramię, zapewniając tym samym, że mówię poważnie.
– Kurwa! – Edward krzyknął cicho.
– Szszz, musisz być cicho – wysyczałem, klepiąc go lekko po tyłku, żeby dotarło.
Uciszył się po tym, tylko kwilił i sporadycznie klął półgłosem. Poruszaliśmy się razem, coraz szybciej i
szybciej,
aż do momentu, gdy nasze biodra tworzyły już tylko zamazany obraz.
Byłem na krawędzi, ale
nie chciałem jeszcze, żeby to się skończyło.
Ten dreszcz związany z robieniem czegoś zakazanego,
możliwością przyłapania doprowadzał mnie do szaleństwa.
– Edward, kocham cię, skarbie. Tak cholernie cię kocham.
Uwielbiam zanurzać się w tobie. Uwielbiam
pieprzyć cię w ten sposób. Nigdy dość. Nigdy nie będę miał cię dosyć – powiedziałem cicho w jego
kark.
Poczułem dłoń wsuwającą się w moje włosy, czule głaszczącą mnie po głowie, dając mi do
zrozumienia, że on czuje to samo. Był nieposłuszny, ruszając ręce z miejsca, ale w tej chwili miałem to
gdzieś. Byłem zbyt pochłonięty uczuciem pomiędzy nami i poddałem się, pozwalając mu robić
cokolwiek.
Poruszając ręką, by znów go ścisnąć, wyszeptałem w jego ucho:
– Spuść się dla mnie, kochanie. Dojdź razem ze mną.
Nie chciałem tego kończyć bez niego, lekceważąc moje wcześniejsze życzenie, by kazać mu czekać.
– Kurwa, Jasper! – wysyczał.
Sięgnąłem, by chwycić czubek jego fiuta i po raz ostatni pchnąłem mocno, zanim pozwoliłem sobie
odlecieć. Edward zadrżał, czując, jak go wypełniam i doszedł w moją dłoń, kiedy moja druga ręka
prowadziła go przez jego orgazm.
Dyszeliśmy obaj, uspokajając się; warstwa potu sprawiła, że ubrania przykleiły się do nas. Edward
oparł czoło o chłodny metal regału i dyszał, biorąc głębokie, ciężkie wdechy.
– O kurwa, Jasper. Nigdy wcześniej… nigdy nie byłeś taki – powiedział, starając się złapać oddech. –
Co, co to miało być? Nie żebym miał coś przeciwko… w najmniejszym stopniu.
– Nie wiem, kochanie? Po prostu cholernie się podnieciłem. Doprowadziłeś mnie do kompletnego
szaleństwa i musiałem cię mieć – odpowiedziałem, całując jego plecy.
– Cóż, przypomnij mi, żebym znów doprowadził cię do kompletnego szaleństwa jakoś wkrótce –
zachichotał.
Nagle przepełniła mnie potrzeba czułości i intymności. Uwielbiałem brać Edwarda w ten sposób,
zapomnieć się i po prostu poddać pożądaniu, które we mnie wzbudzał, ale potrzebowałem
połączenia, więzi, którą czułem, kiedy patrzył w moje oczy, kochając się ze mną. W tym momencie
potrzebowałem tego bardziej niż czegokolwiek innego.
– Edward, kochanie, zabierz mnie do domu. Zabierz mnie do domu i kochaj się ze mną. Muszę poczuć
cię w sobie. Chcę pokazać ci, jak bardzo cię kocham – wyszeptałem w jego plecy.
–
Myślę, że już to zrobiłeś, Jay – odszepnął, obracając się, by wziąć mnie w ramiona i pocałować moje
czoło. – Ale okej, zabiorę cię do domu.
– Dziękuję – powiedziałem z wargami przy jego podbródku.
– Nie, to ja ci dziękuję, Jay – odparł, przyciskając usta do moich włosów.
Poprawiliśmy ubrania najlepiej jak się dało, zahaczając o toaletę, żeby się umyć, jeszcze zanim
zabraliśmy nasze rzeczy i skierowaliśmy się do domu Edwarda. Kiedy wychodziliśmy przez drzwi
biblioteki, Edward zaczął się strasznie głośno śmiać. Zatrzymując się w ciepłym, wieczornym
powietrzu, po prostu uniosłem brew, pytając w ten sposób, co było takie cholernie zabawne.
– To po prostu… to, co właśnie zrobiliśmy – przerwał. Skinąłem, by kontynuował.
– Cóż, to było to, o czym sobie marzyłem tego pierwszego dnia w bibliotece. A teraz to nie jest tylko
fantazja, to rzeczywistość.
– I to jest zabawne, ponieważ…? – ciągnąłem, zachęcając go, by dokończył.
– Cóż – powiedział, oplatając mnie ramionami w talii i przyciągając do siebie. – To jest zabawne,
ponieważ właśnie pieprzyliśmy się w miejscu publicznym, w bibliotece, i to było lepsze niż
jakiekolwiek wyobrażenie, które
kiedykolwiek przyszło mi do głowy. Nie muszę już więcej
fantazjować, Jazz, wszystko jest teraz prawdą, teraz mam ciebie. Spełniłeś wszystkie moje fantazje,
wszystkie moje marzenia i to czyni mnie pieprzonym szczęściarzem. Więc to był dobry śmiech.
Śmiech szczęścia i euforii – wyszeptał, przesuwając ustami po mojej szczęce, kiedy mówił i całując
moje usta, kiedy skończył.
– Otóż to, Eddie, otóż to – odpowiedziałem, całując go mocno, jako że była to absolutna prawda.
4. Domowe naprawy
– Na pewno wiesz, co robisz? – zapytał Edward po raz pięćdziesięciomilionowy.
– Tak, kochanie, wiem, co robię – westchnąłem, notując pomiary i robiąc listę potrzebnego
zaopatrzenia.
Zlew w kuchni Edwarda był zapchany. Gdy zapytałem go, dlaczego nie zadzwoni i nie zgłosi tego
właścicielowi domu, okazało się, że to on jest właścicielem, więc musiałby zadzwonić do siebie.
Przyjąłem tę informację, nie komentując. Nie będę kłamać, trochę mną wstrząsnęło to, że dom należy
do niego. To było takie… trwałe, odpowiedzialne. Musiałem przetrawić tę wiadomość i wszystko, co
się z nią wiązało. Przede wszystkim to, że Edward był o wiele bogatszy, niż myślałem.
W każdym razie, jeśli chodzi o zlew, użyliśmy Drano
Chciałem zrobić to dla niego sam. To było dziwne uczucie, miałem wrażenie, że tego potrzebuję, tak
jakbym pragnął zaopiekować się Edwardem. Może to było coś podobnego do tego, co mój tata czuł w
stosunku do mamy, taka pierwotna potrzeba, by udowodnić swoją męskość, naprawiając rozmaite
rzeczy w domu. Wiem, że właśnie w tym momencie czułem się męski, jakbym miał przy tym ochotę
podrapać się po jajkach albo bębnić w klatkę piersiową, albo coś w tym rodzaju.
oraz podjęliśmy próbę przepchania za pomocą
węża, ale nie pomogło. Młynek do utylizacji odpadów również nie działał. Posiadałem techniczną
wiedzę potrzebną do tego, by wymienić taki młynek, bo robiłem to już wcześniej z tatą.
Orientowałem się też trochę w hydraulice, wystarczająco, by być w stanie odkręcić rurę i dojść do
tego, gdzie tkwi problem. Jeśli byłoby to coś poważnego, pozwoliłbym Edwardowi wezwać
hydraulika.
– Mógłbym zatrudnić hydraulika lub jakąś złotą rączkę. Nie musisz tego robić, Jay – powiedział
Edward, chodząc nerwowo po kuchni.
– Eddie, przestań. Zedrzesz linoleum, jeśli nie przestaniesz – powiedziałem z irytacją, obdarzając go
pewnym siebie spojrzeniem. – Umiem to zrobić. Takie rzeczy były na porządku dziennym u nas w
domu. Czy ty i twój tata nigdy nie wykonywaliście tego typu napraw wyznaczonych przez mamę?
Edward prychnął i wywrócił oczami, ale przestał chodzić i oparł się o blat naprzeciw zlewu.
– Taa, jasne. Mój ojciec był lekarzem i miał dwie lewe ręce do prac domowych. Nie sądzę, by wiedział,
jak się reperuje młynek do śmieci ani nawet, jak wygląda coś takiego – zakpił.
– Naprawdę? Nigdy nic nie naprawiałeś z ojcem? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Ano nie. Nigdy nie braliśmy udziału w tego typu rytuale zacieśniania męskich więzi – odrzekł z
wyczuwalną nutą smutku w głosie.
2
Środek chemiczny do udrażniania rur, odpowiednik naszego Kreta.
Chciałem dowiedzieć się więcej, ale rodzice Edwarda to ciągle była delikatna sprawa. Przygnębiało go
rozmawianie o nich, więc potrzebna była zmiana tematu. Szczerze mówiąc, byłem ogromnie ciekawy,
jacy byli, pochłaniałem każdą możliwą cząstkę informacji, ale nigdy go nie naciskałem w tej kwestii.
– No cóż, my to robiliśmy. Okej, chyba mam listę wszystkich potrzebnych rzeczy. Gotowy? –
zapytałem i podniosłem się spod zlewu, otrzepując kolana z kurzu.
Edward pokiwał głową, taksując mnie pełnym uznania wzrokiem od góry do dołu. Znałem to
spojrzenie. To było spojrzenie bardzo napalonego Edwarda. Często tak patrzył, ale tym razem to
będzie musiało poczekać.
– Przerwij te sprośne wizje i chodźmy – sapnąłem z irytacją, ale mimo to przeciągnąłem dłonią po
jego kroczu.
– Zapłacisz za to – warknął nisko i klepnął mnie w tyłek.
– Och, na to liczę – puściłem do niego oczko.
***
Pojechaliśmy do miejscowego oddziału Lowe’s na zachodnim obrzeżu miasta. Mieszkałem w Ann
Arbor od trzech lat, ale tak naprawdę nie zwiedziłem dzielnic poza centrum i obszarem miasteczka
uniwersyteckiego. Było dla mnie nieco dziwne myśleć o tym miejscu jako czymś innym niż szkoła,
studenci i zaplecze zaspokajające ich potrzeby.
Chyba zawsze byłem tak skupiony na sobie, że nigdy nie dostrzegałem miasta poza uczelnią. W moim
umyśle była to jedna całość. Gdy tylko opuściliśmy centrum, stało się dla mnie jasne, że Ann Arbor to
coś więcej niż Uniwersytet. Ludzie i ich rodziny przeżywający swoje codzienne życie, dla których
uczelnia w ogóle nie istniała.
W jakiś sposób ta myśl spowodowała, że zacząłem się zastanawiać, co będę robił po skończeniu
studiów. Nie poświęcałem temu, jak dotąd, zbyt wiele czasu. Zawsze myślałem, że jeśli tylko
zdobyłbym fundusze, poszedłbym na uzupełniające studia magisterskie. A po nich… taa… żadnego
pomysłu.
Spojrzałem na Edwarda, zastanawiając się, jakie są jego plany na przyszłość. Wspominał kiedyś
mimochodem o studiach podyplomowych, ale, podobnie jak ja, jako o czymś odległym, tylko takim
pomyśle, a nie czymś postanowionym. Obaj też rozważaliśmy nauczanie, ale sądzę, że to było coś w
rodzaju „ jeśli nie wymyślę nic innego, czym chciałbym się zajmować”.
– Kiedy byłeś mały, kim chciałeś być, gdy dorośniesz? – zapytałem i od razu wpadła mi do głowy
głupia myśl.
Edward popatrzył na mnie z tajemniczym uśmiechem, po czym się roześmiał. Dlaczego się śmiał? To
było poważne pytanie.
– Co?
– Dowolny przykład? – zapytał z uśmieszkiem.
– Tak… A więc? – bąknąłem, naprawdę chcąc poznać odpowiedź.
– Okej, tylko się nie śmiej… Chciałem zostać piekarzem – powiedział, a wyraz jego twarzy wskazywał
na oczekiwanie, że go wyśmieję.
– Piekarzem? To znaczy piec chleb? – dociekałem, wysoce zaintrygowany tą informacją.
– Nom, ale raczej torty, ciasteczka i inne słodkości.
– A więc mistrz cukierniczy? Ha, nigdy bym się nie spodziewał, że powiesz coś takiego –
odpowiedziałem, wyglądając przez okno i próbując pogodzić tę cząstkę informacji z Edwardem,
którego znałem.
– Tak. Pomyślałem, że jeśli piekłbym ciastka i babeczki, to mógłbym je jeść, kiedy tylko bym chciał.
Weź pod uwagę, że miałem wtedy siedem lat – powiedział, potrząsając głową.
– Dlaczego tak nie zrobiłeś?
– Ponieważ dorosłem i zrozumiałem, że nie mogę się objadać, ile dusza zapragnie. Nie wiem, to było
też… coś, co robiliśmy razem z mamą. Piekliśmy razem, tylko we dwoje. I najbardziej pamiętam nie
samo jedzenie, ale to, jak świetnie się bawiliśmy podczas pieczenia. – Edward wzruszył ramionami,
ale było widać, że to wspomnienie go zasmuciło.
Sięgnąłem ręką do jego dłoni obejmującej drążek zmiany biegów i ścisnąłem ją lekko. Nie było słów,
którymi mógłbym dodać mu otuchy, bądź sprawić, by poczuł się lepiej. Więc zrobiłem jedyną rzecz,
którą mogłem zrobić – po prostu byłem przy nim, gdyby mnie potrzebował.
Edward zmienił bieg na niższy, skręcając na parking przy Lowe’s, a moja ręka poruszyła się razem z
jego dłonią. Gdy zaparkował i zgasił silnik, odwrócił się twarzą do mnie, przekręcając dłoń, tak by
nasze palce się splotły.
– A kim ty chciałeś zostać, gdy dorośniesz? – zapytał, unosząc brew.
– Stereotypowo: lekarzem, kowbojem, strażakiem, gliną, astronautą, kierowcą rajdowym –
powiedziałem, czując się kiepsko z moją niezbyt interesującą odpowiedzią.
– Ach, to słodkie – powiedział Edward, wysiadając z samochodu.
Nie no… Ja nie byłem słodki. Byłem męski i twardy.
***
Gdy chodziliśmy po sklepie, gromadząc potrzebne akcesoria, Edward zachowywał się jak dziecko w
sklepie ze słodyczami. Chciał wszystkiego dotknąć i wiedzieć, do czego służy. Zdejmował z półek
przypadkowe rzeczy, takie jak pędzle, gałki od szuflad, czy wiatrak sufitowy i wrzucał je do wózka.
To było trochę irytujące, ale pozwoliłem mu czerpać radość z odkrywania sklepu ze sprzętem po raz
pierwszy. Musiałem to jednak zakończyć, gdy uparł się, że potrzebuje pilarki stołowej. Edward nie
posiadał żadnych narzędzi, nawet młotka ani śrubokrętu, to po co mu pilarka?
Było jeszcze coś – kiedy zapchał się zlew, zapytałem Edwarda, gdzie jest przepychacz. Spojrzał na
mnie, jakbym był jakimś wariatem. Wtedy odbyliśmy rozmowę i odkryłem, że ten facet nie miał w
domu nic, absolutnie nic, jeśli chodzi o narzędzia. Spytałem go, jak powiesił obrazy, czy złożył
cokolwiek. Tylko wzruszył ramionami i odparł: „Rosalie”, jakby to wszystko wyjaśniało, co w sumie
było prawdą. To jakaś parodia, żeby dwudziestojednoletni facet nie miał w domu nawet młotka i
zamierzałem coś z tym zrobić.
Toteż oprócz zebrania rzeczy potrzebnych do naprawy zlewu i młynka do utylizacji śmieci, wziąłem
młotek, śrubokręt i zestaw nasadek, przepychacz, klucze i inne standardowe narzędzia, a nawet młot
dwuręczny.
Nie zauważyłem, jak Edward oddalił się w którymś momencie, gdy porównywałem modele młynków.
Zdecydowawszy się w końcu na jeden, podniosłem wzrok i spostrzegłem, że go nie ma. Trochę
panikując, popchnąłem wózek w stronę końca alei, rozglądając się za nim.
Bóg raczy wiedzieć, w jakie kłopoty mógł się wpakować. Prawdopodobnie właśnie planował, jak
dobudować piętro albo dostawał wycenę na wymianę wszystkich wykładzin, albo coś równie
bzdurnego.
Znalazłem go w dziale z farbami, przeglądającego wszystkie dostępne odcienie. Trzymał w dłoni kilka
pasków próbek i ze zmarszczonymi brwiami badał ciemne zielenie.
– Hej – powiedziałem, podchodząc do niego. Wziąwszy od niego próbki, przyjrzałem się kolorom,
które wybrał. – Planujesz coś pomalować?
– Tak, ten dodatkowy pokój – powiedział trochę nieobecnym tonem, nie odrywając wzroku od palety
barw.
– Umm, dlaczego? – zapytałem zdezorientowany. Dodatkowy pokój był studiem muzycznym, jak go
nazywałem, i miał ściany w takim samym kolorze jak reszta domu – kawowo-miodowym. Czemu
Edward chciał go malować?
On tylko wzruszył ramionami, nie patrząc na mnie i kontynuował przeglądanie odcieni, jakby to była
wystarczająca odpowiedź na moje pytanie. Trąciłem jego ramię swoim, by zwrócił na mnie uwagę, ale
zignorował to i podszedł do innej palety, pochylając się nad nią.
– Czy to jakiś wielki sekret? – zapytałem, czując się trochę zraniony i zirytowany tym, że mi nie
odpowiedział.
– Ee tam, po prostu myślę o przekształceniu tego pokoju w coś alternatywnego – powiedział,
wyciągając brązowo-zieloną próbkę i przykładając ją do innej, w odcieniu leśno zielonym, którą
trzymał w drugiej ręce.
Cholera, miałem zamiar to z niego wyciągnąć. Edward czasami stawał się jakiś taki milczący i
tajemniczy, zmuszając mnie, albo żebym odpuścił, albo praktycznie wyciągał z niego informację po
kawałku. Byłem zbyt ciekaw, by odpuścić, a więc – po kawałku.
– W co na przykład? – zapytałem, wyciągając nasyconą, rubinową czerwień.
– Umm… może w biuro albo pokój do nauki, albo coś jeszcze innego… – wykrztusił.
– A co z fortepianem i innymi rzeczami, które tam są? – zapytałem, zaszokowany jego odpowiedzią.
Wzruszył ramionami i miałem ochotę go walnąć.
– Dlaczego miałbyś to zrobić? Kochasz swój fortepian. Nie rozumiem, Edward – powiedziałem,
obracając się, by spojrzeć na niego.
Po długim westchnieniu wyprostował się i zwrócił twarzą do mnie, ale nie spojrzał mi w oczy. Szurał
nogami, a jego ręce bawiły się nerwowo kolorowymi paskami.
– Bo tak, Jasper. Czy to nie może wystarczyć? – Popatrzył spode łba i otarł się o mnie, zmierzając w
stronę wózka.
Co jest, do kurwy nędzy?
– Nie – powiedziałem, nie ruszając się z miejsca. – Posłuchaj, Edward. Wiem, że to twój dom i masz
prawo robić z nim, co tylko chcesz, ale dlaczego miałbyś pozbywać się pokoju muzycznego? To nie ma
dla mnie żadnego sensu.
– Ponieważ, Jay… ponieważ miałem zamiar zrobić z niego pokój dla ciebie, okej? – powiedział,
pochylając się nad wózkiem i wsparłszy łokcie na rączce, ukrył twarz w dłoniach.
– Czemu? – zapytałem głupio, przemieszczając się, by stanąć przy nim.
Edward obrócił głowę w moją stronę, ale nie poruszył się ani nic nie powiedział. Dostrzegłem na jego
twarzy jakiś wyraz niechęci i nie wiedziałem, co zrobić ani czy to ja go spowodowałem.
– Dlaczego? – ponowiłem pytanie proszącym tonem, gładząc go po plecach.
– Ponieważ… to nie jest tylko mój dom. To jest nasz dom. Chcę, żebyś miał w nim własną przestrzeń,
miejsce, które mógłbyś nazwać swoim. Nie chcę, żebyś czuł się, jakbyś był u mnie gościem. Jest nasz –
powiedział, podnosząc się i zwracając twarzą do mnie. Położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął
do siebie w luźnym uścisku. Z oczami emanującymi szczerością zakończył: – To twoja obecność tam
sprawia, że mogę to miejsce nazywać domem.
Popatrzyłem gdzieś ponad ramieniem Edwarda, nie skupiając wzroku na niczym konkretnym, a jego
słowa powoli docierały do mojego umysłu. Ten facet był stanowczo za dobry dla mnie. Poświęciłby
coś, co było jego pasją, żeby stworzyć dla mnie miejsce. Poczułem całą jego miłość w tym geście i, z
kolei, również całą moją miłość do niego.
Naprawdę zmienił mnie w mięczaka.
– Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? – powiedziałem cicho, bardziej do siebie.
– Nie wiem, nie jesteś aż taką dobrą osobą – zachichotał Edward i szybko odskoczył ode mnie.
Tym razem go walnąłem, aczkolwiek lekko, w ramię, mamrocząc przy tym pod nosem: „kretyn”. I tak
po prostu – cały ciężki nastrój się rozwiał.
Gdy staliśmy w kolejce do kasy, powiedziałem nonszalancko:
– Wiesz, nie musisz tego robić. To jest mój dom… nasz dom. Nie chcę, żebyś dla mnie rezygnował z
fortepianu.
– A co, jeśli ja chcę? – zapytał równie nonszalancko.
– Ale ja nie chcę, więc nie ma to znaczenia. – Wzruszyłem ramionami, wykładając artykuły na taśmę.
– Świetnie, wszystko jedno, ale ta rozmowa nie jest zakończona, tak dla twojej wiadomości –
wymamrotał, wyciągając portfel.
Kładąc dłoń na jego nadgarstku, powstrzymałem go od wyjęcia karty kredytowej. Popatrzył na mnie
zdezorientowany, ale nic nie powiedział. Przeciągnąłem swoją kartą przez czytnik, zanim mógł
zaprotestować. Po podpisaniu pokwitowania, popchnąłem wózek w kierunku wyjścia, z uśmieszkiem
oglądając się za siebie przez ramię i patrząc, jak Edward podąża za mną w milczeniu.
– To również mój dom, więc powinienem pomagać w naprawach. – Wzruszyłem ramionami, a
Edward otworzył bagażnik Volvo.
– Na to wygląda – powiedział po prostu, pomagając mi załadować torby.
***
– Kurwa-jebana-mać-w dupę-pierdolony-sukinsyn-skurwysyn!
– Czy użycie słów sukinsyn i skurwysyn jednocześnie to nie przerost formy nad treścią? – zapytał
Edward, nawet nie usiłując powstrzymać śmiechu.
– Możesz mi possać, dupku – warknąłem, ssąc kostkę u dłoni, którą właśnie skaleczyłem o głupi,
pierdolony zlew Edwarda.
– Och, naprawdę mogę? – powiedział z uśmieszkiem, a potem zaśmiał się w łokieć, który opierał o
zgięte kolano.
Leżałem na plecach, w połowie zanurzony pod zlewem. Edward siedział obok mnie i podawał mi
narzędzia, gdy poprosiłem, obserwując postępy i wygłaszając uszczypliwe komentarze, co naprawdę,
kurwa, nie pomagało.
Rura została już wymieniona, nawet jeśli nie potrafiłem stwierdzić, na czym polegał problem ani co
zapchało zlew. Teraz działał już jak należy i tylko to się liczyło. Młynek do utylizacji śmieci był już
prawie zamontowany, musiałem tylko przykręcić kilka śrub i podłączyć przewody, by skończyć. Dzięki
Bogu.
Ten cały projekt okazał się makabrycznie upierdliwy i wyrzucałem sobie, że nie przystałem na
propozycję Edwarda, żeby zatrudnić hydraulika. Ale wtedy przypomniałem sobie dumę, która
pojawiłaby się, gdybym sam zrobił coś dla niego i było to warte skaleczonej kostki oraz bólu pleców.
Gdy dokręcałem ostatnią śrubkę, poczułem nacisk wywierany na podbrzusze. Zadzierając głowę,
ujrzałem krocze i brzuch Edwarda, który właśnie na mnie usiadł.
– Mogę ci w czymś pomóc? – zapytałem, unosząc brwi, gdy pochylił się, żeby zerknąć do środka
szafki, w której w połowie leżałem.
– Nie wiem, a możesz? – zapytał bezczelnie, ocierając się lekko tyłkiem o mojego okrytego spodniami
fiuta, który akurat poczuł się bardzo zadowolony z poświęconej mu uwagi i powstał, by się przywitać.
– Edward, tak się składa, że jestem tu trochę zajęty. Czy to może poczekać? – zapytałem, a moja
głowa na powrót opadła, z głuchym odgłosem uderzenia.
– Nic z tego – odparł, przesuwając się w dół moich nóg, by ocierać się twarzą o Pana Zadowolonego.
Pan Zadowolony stał się naprawdę szczęśliwy.
– Eddie, proszę. Daj mi dziesięć minut i będzie koniec – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, gdy on
tymczasem brał do ust przez spodnie wybrzuszenie, którym był mój penis i rozprawiał się z paskiem.
– Ale przecież powiedziałeś, że mogę go possać? – odparł niskim tonem, rozpinając suwak rozporka i
szarpiąc za nogawki moich bermudów.
– Nie to miałem na myśli i dobrze o tym wiesz – sapnąłem, ale uniosłem biodra, tak żeby mógł
ściągnąć w dół materiał. – Jestem cały spocony. Nie wolałbyś poczekać, aż się umyję i będę
pachnący?
– Ale mi się podoba, jak teraz pachniesz, taki spocony. To jak czysty, skoncentrowany Jasper.
Mógłbym cię wylizać od góry do dołu – powiedział Edward, a jego głos przybrał zmysłową barwę.
Poczułem oddech owiewający mojego członka, który już drżał, tęskniąc za
dotykiem.
– Posłuchaj, chociaż bardzo pragnąłbym poczuć na sobie twoje usta, muszę to skończyć. Pozwól mi
szybko się z tym uporać, a potem możesz mi robić, co tylko zechcesz, okej? – powiedziałem, rozdarty
wewnętrznie pomiędzy chęcią zepchnięcia go ze mnie
,
a pokusą kontynuacji.
– A co powiesz na to, żebym nie przerywał tego, co robię, ty byś sobie w tym czasie kończył, a potem
ja pozwolę zrobić ci ze mną, co zechcesz – praktycznie wymruczał, trącając nosem mojego członka.
– Edward… – wykrztusiłem napiętym głosem, gdy pokrył całą jego długość mokrymi pocałunkami.
– Jasper… – odrzekł, wykonując szybkie ruchy językiem po krawędzi czubka.
– Kurwa… – wymamrotałem, gdy wessał główkę do ust.
– Czy przez „kurwa” rozumiesz „tak”? – zapytał, patrząc na mnie z dzikim spojrzeniem w oczach i
uśmieszkiem na wargach.
– Tak, nie przerywaj – powiedziałem, kapitulując.
Mogłem to zrobić. Mogłem skończyć składać ten durny kawałek sprzętu, podczas gdy on zajmowałby
się mną tam, na dole. A potem bym go wypieprzył… mocno. Zaraz, nie. To on by mnie wypieprzył. O
tak, mógłby mnie pieprzyć na blacie.
Kurwa.
Jęcząc, starałem się skupić na dokręcaniu elementów, podczas gdy Edward skupiał się na elementach
innego typu i wziął je do ust. Zaczerpnąłem gwałtownie powietrza i podskoczyłem pod nim,
upuszczając jedną z nakrętek, którą w tym czasie próbowałem przymocować.
Oddychając ciężko, trzęsącymi się dłońmi i macającymi niepewnie palcami zdołałem zamocować
wszystkie nakrętki. Był to nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę, że Edward w tym czasie mi obciągał, a
do tego opuszkiem kciuka zataczał kręgi wokół mojego wejścia. Skubaniec dręczył mnie w typowy dla
niego sposób.
Wykorzystując całą możliwą koncentrację, podłączyłem przewody, miejmy nadzieję prawidłowo,
przerywając kilkakrotnie, by jęczeć i kląć pod wpływem działań Edwarda. Przekrzywiając głowę na
bok, otarłem pot z twarzy w materiał koszulki na ramieniu i usiłowałem powstrzymać orgazm.
– Kurwa, Edward, już prawie kończę – powiedziałem, zamykając oczy i po prostu poddając się
doznaniom.
– Masz na myśli młynek do śmieci czy to, że zaraz dojdziesz? – zapytał przekornie, wsuwając we mnie
śliski od nawilżacza palec.
Trzy myśli przemknęły przez mój umysł. Pierwsza – jedno i drugie, zdecydowanie taka była
odpowiedź. Druga – jak mógł w takim momencie stroić sobie żarty? I trzecia – skąd wytrzasnął
nawilżacz?
– Ghhh… jedno i drugie. Proszę, na miłość Boską, nie przestawaj – wydyszałem, poruszając
nieznacznie biodrami w zgodnym rytmie.
– Nie przestanę, dopóki nie dojdziesz – powiedział i wrócił do popychania mnie ku nirwanie.
Skończyłem podłączać ostatni przewód i uniosłem się na łokciach, by obserwować spektakl, uderzając
się przy okazji w głowę o młynek do śmieci. Cholera, to zabolało. To była zdecydowanie najbardziej
niewygodna pozycja, w jakiej kiedykolwiek robiono mi laskę, ale ponieważ orgazm i tak torował sobie
właśnie drogę wzdłuż mojego członka, gówno mnie to obchodziło.
– Kurwa… Właśnie tak, kochanie. Dokładnie tak – jęczałem. Edward spojrzał na mnie, prawie
uśmiechając się z fiutem w ustach. Mrugnął do mnie, przeciągając językiem po całej długości, a jego
palce poruszały się wytrwale wewnątrz mnie. – O kurwa, dochodzę – wydyszałem, głowa opadła mi
do tyłu, a spełnienie rozlało się słodkim uczuciem ulgi po całym ciele.
Edward dokładnie wyssał mnie i wylizał, sprowadzając na ziemię i gdy skończył, oparł głowę na moim
udzie, leniwie kreśląc po nim okręgi palcem. Ciągle starałem się dojść do siebie, ale dźwignąłem
głowę, by spojrzeć na niego.
– Dziękuję – westchnąłem, czym wywołałem jego śmiech. – No co?
– Nic, po prostu zrobiłem to, co mi kazałeś – zaśmiał się, wywracając oczami. – Mniemam, że
skończyłeś z tym młynkiem?
– Nom, dotrzymałem mojej części umowy, teraz twoja kolej – powiedziałem, czmychając spod zlewu
.
– Jak mnie chcesz? – zapytał Edward, czołgając się w górę mojego uwolnionego ciała.
– Zrozumiałeś to opacznie. Jak ty chcesz mnie? – spytałem, szczypiąc jego brodę.
– Ale nie tak się umówiliśmy – wykrzyknął z uroczym wyrazem zmieszania na twarzy.
– Umowa była taka, że zrobię, co tylko zechcę, a w tym momencie chcę, żebyś mnie pieprzył –
wymruczałem nisko, całując go w szyję. – Jestem już gotowy. No to jak mnie chcesz?
– Ja pierdolę!
– Taki był pomysł – roześmiałem się, napierając na niego biodrami.
Edward przysiadł na kolanach i zaczął nerwowo gmerać przy guziku swoich dżinsów. Chyba był
bardzo podekscytowany.
– Pomóc ci w tym? – zapytałem, unosząc brwi i siadając.
– Proszę – westchnął, gładząc moje nagie uda, gdy ja rozpinałem mu rozporek.
– No to jak mnie chcesz?
– Szybko i mocno, ale jeśli rozmawiamy o pozycji, to zgiętego w talii, pochylonego nad blatem, z
rozstawionymi nogami. W ten sposób jest lepsze podparcie. – Wzruszył ramionami, wstał i wyciągnął
do mnie rękę.
– Co tylko Eddie sobie życzy, Eddie dostanie – powiedziałem, ściągając koszulkę przez głowę i
zrzucając szorty, a potem pomogłem jemu się rozebrać.
– Naprawdę? Muszę to sobie zapamiętać – powiedział, odwracając mnie.
Szczypnął ustami moje ramię, przemieszczając nas następnie do przodu, aż w końcu zgiąłem się nad
zlewem. Chwyciłem się krawędzi, a on przytknął członka do mojego tyłka. Pchnąłem w jego stronę,
nie byłem w nastroju do żartów. Chciałem się pieprzyć.
– Daj spokój i przejdź do rzeczy – warknąłem, spoglądając na Edwarda przez ramię.
– Tss, tss… Chyba już ci mówiłem, że cierpliwość jest cnotą – powiedział, muskając palcami w górę i w
dół mój przedziałek.
– A ja chyba ci mówiłem, że straciłem cnotę cholernie dawno temu – odparłem, jeszcze bardziej
napierając na niego. Trącił nogą moje kostki, chcąc bym rozstawił stopy szerzej. Zrobiłem to z ochotą.
– Czy tego właśnie pragniesz, o Niecierpliwy? – zapytał, ocierając się śliskim czubkiem penisa o moje
wejście.
– Tak – wyjęczałem, a moja głowa opadła pod wpływem tego doznania.
– Albo tego? – zawarczał, pokonując główką zaciśnięte zwieracze.
– Tak.
– Albo tego? – zapytał ponownie, wypełniając mnie powoli.
– Tak, o to chodziło. Właśnie tego chcę – ledwo wykrztusiłem.
– Więcej? – spytał, kładąc rękę na moim ramieniu i ściskając je, podczas gdy wysunął się na całą
długość i pchnął z powrotem.
– O Boże, tak – błagałem.
– Trzymaj się czegoś, skarbie, bo nie zrobię tego powoli. Tak jak obiecałem, będzie szybko i mocno –
zawarczał, ściskając moje ramię mocniej i chwytając udo, by utrzymać mnie w miejscu.
I wtedy zaczął mnie pieprzyć z całej siły. Na początku było mi ciężko, nie będę kłamał, ale opłaciło się,
gdy Edward wygiął biodra i pchnął, napierając na moją prostatę, a potem znowu i jeszcze raz…
Jasna. Cholera.
Było mi tak dobrze, nawet więcej niż dobrze. Naprawdę, brakuje mi słów, by opisać to, co czułem,
gdy Edward stracił kontrolę i po prostu dał się ponieść. Nie zdarzało się to często i miałem zamiar
cieszyć się każdą minutą, dopóki trwało. Mojemu fiutowi też się podobało, bo ocknął się z powrotem
do życia.
Zwykle Edward był bardzo rozmowny podczas seksu i nawet wyrażał się spójnie, mówiąc do mnie, jak
mu dobrze albo jak bardzo mnie kocha, albo co ma zamiar ze mną zrobić później i tak dalej… Ale tym
razem, z jego ust wydobywały się tylko stęknięcia i mamrotane przekleństwa, gdy pieprzył mnie tak
mocno, że obaj niemal traciliśmy świadomość.
Mogłem tylko się trzymać, pchać biodrami w jego stronę i starać się nie zapomnieć oddychać.
Wydawało się, że trwa to bez końca, że mijają godziny, dni, lata. To było ekstremalnie intensywne
doznanie i trochę bolesne, ale jestem chyba masochistą, bo ten ból był na swój sposób przyjemny.
Nie żebym pragnął ciągle doświadczać czegoś takiego, ale raz na jakiś czas dobrze było po prostu się
pieprzyć i to pieprzyć mocno.
Dyszenie Edwarda stało się płytsze, rytm nieregularny, a pchnięcia wolniejsze, ale jednocześnie
mocniejsze. Dłoń, która spoczywała dotąd na moim biodrze, przesunęła się na mojego członka, by
pompować w rytmie z pchnięciami. To podwójne doznanie było niemal zbyt trudne do zniesienia.
– Proszę, kochanie, dojdź dla mnie – wydyszał Edward. – Tak blisko…
Mój drugi orgazm nadciągał od pewnego czasu jak pieprzony pociąg towarowy. I kim byłem, by
odmówić prośbie ukochanego po takim szczodrym pieprzeniu? Puściłem blat i przesunąłem rękę w
dół, by dołączyła do dłoni Edwarda obejmującej mojego członka. Ze splecionymi palcami robiliśmy to
razem. Doszedłem nagle i bez ostrzeżenia. Całym moim ciałem wstrząsnęły dreszcze i byłem w tym
tak zatracony, że nie wiedziałem, czy Edward poszedł w moje ślady, czy też nie.
Gdy było po wszystkim, opadłem bezwładnym ciałem na blat ze zlewem, a nogi ledwo
podtrzymywały mój ciężar. Edward zwolnił i w końcu zatrzymał się, przesunął rękę z ramienia,
przeciągając nią przez moje włosy i wsparł czoło o moje plecy.
– Szóstka, Jasper – wysapał, a jego oddech chłodził spoconą skórę.
– Co ty nie powiesz? – zachichotałem, przemieszczając rękę, by dołączyła do jego dłoni na mojej
głowie.
– Jak sądzisz, co jeszcze tutaj wymaga naprawy? – zapytał i poznałem po jego tonie, że się uśmiecha.
– Nie mam pojęcia, ale jestem pewien, że coś znajdziemy.
Obaj się roześmieliśmy, bo faktycznie, coś musiało się znaleźć, prawda?