Game over

background image

– Jestem straceńcem, poświęceniem, frajerem… – mruczał beznamiętnie – jestem waszym
pierdolonym zbawieniem! – krzyknął niespodziewanie, radośnie; jak gdyby uznał to za
świetny żart. Nie przestając się uśmiechać, zniósł pomruk dezaprobaty, który błyskawicznie
rozszedł się, po zebranych na kościelnym placu, ludziach. Grupka starszych i bardziej
religijnych obywateli, nie zawahała się użyć ostrzejszych słów; ale przecież na takie bezbożne
zakłócenie mszy, nie można inaczej, prawda?

Deszcz. Pierwszy od wielu dni. A może tygodni. Chłopak nie potrafił się tego nawet doliczyć.
Bardziej zajmowały go rozmyślania z pogranicza delikatnej schizofrenii, które sam sobie
serwował. Trzeba robić sobie dobrze, czyż nie? Szarą masę wokoło niego bardziej zajmowało
powtarzanie formułek bez zbytniego zagłębiania się w ich treść – byle powiedzieć, byle
zbawienie mieć już z głowy i wrócić do domu, przed telewizor. Jego natomiast nie obchodziły
ani daremne modły, ani pogoda – przez chwilę raczył zainteresować się tymi obcymi
stworzeniami, które wydawały się przez chwilę być do niego podobne. Niestety, tylko
anatomicznie; czysto powierzchniowe złudzenie.

Nie obchodził ich.

Był to wniosek oczywisty, dosadny. Nie podlegający wątpliwości, nie uznający sprzeciwu.
Ale nie było mu nawet przykro. To było piękne. Skoro jego istnienie nie robiło im różnicy,
skoro mógł plugawić sobie język dowoli w ich obecności, a otrzymywał jedynie za to karcące
spojrzenia i szepty zabarwione oburzeniem – równie dobrze

Mogłoby ich wszystkich tu nie być. Mogliby być wytworem jego wyobraźni… a może już
choroby? Jego nieudanym projektem, potknięciem przy tworzeniu płótna dla osobistej
tragedii. A zakładając – nie.

A skoro ich tu nie było – mógł zrobić wszystko.

Przecież zbrodnia nie istnieje tak długo, jak nie istnieją jej świadkowie.

Klasnął w dłonie w przypływie złudnego substytutu emocji, który nazwałby pewnie radością.
To łatwe, kiedy sam decydujesz o swoich uczuciach, bo nie ma nikogo, kto by w nich grzebał.
I nie trzeba martwić się o szkielety, tak trudne do ukrycia.

Szczególnie w zakamarkach zranionej pamięci. W tych jej odłamkach, ograniczonych
konturami krwi malującej się na dłoniach. Fragmenty, którym niepisane jest odnalezienie się
dla idei spojenia.

Mission failed, game over.

Potem jest krzyk i zdumienie, że twoje ciało wala się w mokrej pościeli. Że dyszysz i czujesz
tyle emocji, że boisz się poruszyć. Powoli przychodzi zrozumienie, że tylko wewnątrz snu
byłeś panem swojego życia. Zegarek tyka obok zdezorientowanej, za godzinę czas wstawać
do pracy. Zwlekasz się z łóżka, ściągasz pościel naznaczoną zbytnią ekscytacją. Wszędzie
smród, potykasz się o puste butelki toczące się po podłodze, ciężko ci oddychać od stężenia
kurzu w zaciemnionym pokoju.

background image

Przychodzi kolejna fala złości. Wrzucasz pościel do pralki i idziesz odreagować.

Te jedne drzwi różnią się od reszty, od całego mieszkania. Twoje wejście do prywatnej
Krainy Czarów. Nawet klamka jest wypolerowana na tyle, że błyska w ciemności. Naciskasz
ją miękko, drzwi ustępują, jest przeraźliwie cicho. Chce ci się śmiać. Spokojnie je za sobą
zamykasz. Na pamięć znasz drogę do włącznika światła, to się dzieje mechanicznie. I teraz
jest już jasno, a nadal tak kojąco cicho. Przez chwilę. Bo ona nie śpi. Czekała w bezruchu i
strachu, nie wydając z siebie nawet najmniejszego dźwięku, ale – wystarczyła jedna zmiana,
jeden twój ruch.

Znów się szamocze, zaklejone taśmą usta tłumią przekleństwa, kolejna dawka nienawiści
wymieszanej z przerażeniem przebija się przez zielone tęczówki.

Nie słucha, nie rozumie, nie dba o mnie;ciebie. Nie posłuchała milczenia, nie odpowiedziała
zaklejonymi ustami. Więc trzon ląduje z głuchym trzaskiem, więc czaszka przestaje istnieć, a
na podłogę skapują resztki mózgu zbite do konsystencji psiej karmy. Jest brudno. To będzie
już drugie sprzątanie w tym tygodniu.

A potem martwe, rybie oczy są oczyma sumy wszystkich krzywd i strachów.

Tyle zachodu, żeby porozmawiać. Fabryka obłędu spowita milczeniem od wielu lat, a na
łańcuchach wciąż niezakrzepła krew.

Nóż i uderzenia. Jeden, dwa, trzy… aż dobijemy do dwustu siedemdziesięciu trzech.

A zbrodnia była w afekcie, wysoki sądzie.

25.09.12


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Game Over, Prywatne, PornoDymek
Game Over
Cassandre Dayne Game Over
FIDE Trainers Surveys 2014 06 29, Susan Polgar The Game Is Not Over Until It Is Over
digit game
CD-KEY The Godfather (PC GAME) All, CD KEY'E
oversigt over krav om radioudstyr revision 10 5 2001
A Game of Thrones Character Sheet
hide and seek game
Inner Game
LaRouche Lyndon, How the British East India Company Took Over the USA
lotto game home
lotto game clothes
HAEDJG29 Watching Over Us
lotto game kitchen

więcej podobnych podstron