Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 1 z 57
OD AUTORA
Punktem wyjścia komedii „Kolacja na cztery ręce" jest zdarzenie fikcyjne -
osobiste spotkanie BACHa z Handlem w roku 1747 z okazji przyjęcia BACHa
do Towarzystwa Nauk Muzycznych, którego pierwszym i jedynym członkiem
honorowym HANDEL był od 1745 roku. W rzeczywistości, mimo wielu
paraleli w życiorysach, obaj muzycy nigdy się nie spotkali, a swą ostatnią
podróż do Niemiec odbył HANDEL dopiero w 1750 roku, to jest w roku
śmierci BACHa. Wszystkie pozostałe fakty, przy całej swobodzie interpretacji,
są jednak autentyczne, w tym także wyraźna niechęć Handla do spotkania z
BACHem i wielokrotnie ponawiane przez BACHa próby nawiązania kontaktu
z nierównie sławniejszym kolegą podczas jego pobytu w Niemczech.
OSOBY:
JERZY FRYDERYK HANDEL, muzyk, lat 62. Ubrany jak na.swym
ostatnim portrecie: peruka z długimi lokami, bogato wyszywany surdut,
szpada, rękawiczki. Ten wyszukany strój nosi z wystudiowaną niedbałością,
jak i zresztą z całego jego zachowania przebija pewność siebie, temperament,
niemal porywczość, tak w mowie, jak i w gestach: światowej sławy gwiazdor i
nawykły do sukcesów potentat kulturalny, zarazem stary komediant, kabotyn i
blagier.
JAN SEBASTIAN BACH, muzyk, lat 62. Również taki, jak na swym
ostatnim portrecie: peruka z długimi lokami i szpada, nieco znoszony, ale
ostentacyjnie schludny brązowy surdut, zapięty na wszystkie guziki,
najwyraźniej „surdut galowy" na specjalne okazje. Także jego usposobienie i
zachowanie sprawiają początkowo wrażenie „zapiętych na ostatni guzik".
Wydaje się w swym sposobie bycia ograniczać do ściśle określonego rytuału,
jakby sparaliżowany w cieniu wielkiego kolegi. Jego rubaszna pewność siebie,
bardziej rubaszna niż sztucznie wyeksponowana arogancja Handla, wychodzi
na jaw dopiero po pewnym czasie.
JAN KRZYSZTOF SCHMIDT , kolega Handla z okresu studiów w Halle i
jego totumfacki w czasie przeszło czterdziestoletniego pobytu w Londynie,
mniej więcej w tym samym wieku, nic z lokaja, raczej człowiek na swój sposób
pewny siebie, łatwo wybuchający gniewem i w ogóle będący jakby daleką kopią
Handla: jego strój, również w dobrym gatunku, ale jednak trochę znoszony i
nie tak bogaty, nasuwa przypuszczenie, że donasza garderobę po mistrzu.
Paul Barz, ur. 1943. Zachodnioniemiecki publicysta, historyk kultury, autor
licznych słuchowisk oraz monografii Schiitz BACH Haendel. Drei
Komponisten und ihre Zeit (1984). Kolacja... (1984) jest jego debiutem
scenicznym, (Red.)
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 2 z 57
Sceneria
Osobny salonik w Hotelu Turyńskim w Lipsku, rok 1747. Widać od razu, że to
pierwszy lokal w mieście: wystrój bogaty i solidny, lecz bez barokowego
zbytku; jedwabne tapety, żyrandol. W tylnej ścianie duże dwuskrzydłowe
drzwi, za nimi widoczny podest schodów. Przy drzwiach haftowany pas z
dzwonkiem na służbę. Na tejże ścianie, między dwoma zapalonymi
świecznikami, duże malowidło przedstawiające elektora saskiego. Po lewej
suto przybrany, zastawiony przekąskami bufet, przed nim rozłożysty wygodny
fotel. Po prawej fortepian lub klawesyn z taboretem, przed nim stolik z
różnokolorowymi kieliszkami oraz baterią butelek wódki, wina i szampana.
Pośrodku odświętnie nakryty stół z dwoma eleganckimi, ale z wyglądu
niewygodnymi krzesłami o wysokich oparciach i bez poręczy. Na białej
kurtynie, spadającej po drugim i trzecim obrazie, widnieją - w formie
medalionów -ostatni portret Handla i portret Bacha pędzla F. K. Haussmanna
z podobiznami podpisów oraz datami urodzin i śmierci: 1685-1750 przy
Bachu, 1685-1759 przy Handlu. Nad portretami dystyngowanie czarnym,
zamaszystym pismem motto ze „Śpiewaków norymberskich": „Nie miejcie w
pogardzie dawnych mistrzów..."
Scena 1
Krótko i głośno „Alleluja" z „Mesjasza" Handla. Kurtyna idzie w górę. Scena
pozostaje nieoświetlona. Tylko „punktówka" na Schmidta, który wychodzi
na proscenium. Zza sceny słychać kanon Bacha do słów „Vom Himmel
hoch..."
SCHMIDT Wielka chwila. Nie jestem prorokiem, mimo to zaryzykuję: to
będzie wielka chwila. Pomyśleć tylko: dwaj najwybitniejsi muzycy naszych
czasów - dziś wreszcie się spotkają. Po raz pierwszy. Tu, w Lipsku. W Hotelu
Turyńskim. (popatruje wokół, kiwa głową z uznaniem) Pierwszorzędny
lokal.
Na scenie stopniowo zrobiło się jasno. W czasie dalszych słów Schmidta
otwierają się drzwi w tylnej ścianie. Handel wchodzi, stęka cicho, zdejmuje
perukę, ściąga rękawiczki, wkłada je do kieszeni.
SCHMIDT A więc tutaj spotkają się po raz pierwszy. Z Londynu...
HANDEL zatrzaskuje z hukiem drzwi. SCHMIDT wzdryga się. HANDEL
wiesza perukę na oparciu krzesła i podchodzi do stolika z napojami.
SCHMIDT (odzyskuje równowagę) Z Londynu, przybyły sześciokonnym
powozem, pan Fryderyk HANDEL... (wskazuje na Handla, który podnosi
butelkę do ust i na dźwięk swego nazwiska lekko się wzdryga).
SCHMIDT ... Orfeusz naszych czasów. Najlepiej płatny muzyk na świecie...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 3 z 57
Haendel, kiwnąwszy krótko głową, popija gulgoczącymi łykami.
SCHMIDT ... oraz, zamieszkały tu, w Lipsku, pan... eee... pan...
HANDEL (przerywa picie) BACH.
SCHMIDT (z irytacją) Że co?
HANDEL On się nazywa BACH. Albo Pach. Coś w tym guście. W każdym
razie Jan Sebastian...
(przytyka butelkę do ust i pije)
SCHMIDT ... Pan Jan Sebastian BACH. Przyjęty właśnie, w czasie małej
uroczystości, do Towarzystwa Nauk Muzycznych. (rozkłada szeroko ramiona)
Przepowiadam: to będzie wielka chwila!
HANDEL przerywa picie i beka. SCHMIDT wzdryga się lekko.
SCHMIDT (zwracając się w stronę Handla) Czyżby uroczystość już się
skończyła?
HANDEL Niezupełnie. Stary brzdąka jeszcze na fortepianie.
SCHMIDT Zauważą pańską nieobecność.
HANDEL (odstawia butelkę) Wątpię. Siedzę w ostatnim rzędzie.
SCHMIDT (przerażony) W ostatnim rzędzie? Pan?
HANDEL Po lewej. W samym rogu.
SCHMIDT Przecież pan jest honorowym członkiem Towarzystwa.
HANDEL (śmieje się) Ja? Raczej moje nazwisko.
SCHMIDT Skandal!
HANDEL (podchodzi niedbale do stołu) Przychodzę lekko spóźniony, jak
zwykle, spodziewam się oklasków, to chyba oczywiste, a tu nic, stoję
niezauważony na progu, a wszyscy gapią się tam, gdzie sterczy ten Pach czy
BACH i trzęsie się z przejęcia pod przekrzywioną peruką, a któryś z tych
durniów ględzi o muzyce jako nauce, (wybucha śmiechem). Półgłówek!
Muzyka nie jest żadną nauką. Muzyka to biznes.
SCHMIDT (nadstawia ucha) Proszę tylko posłuchać...
HANDEL Kardynałowie zwykli wstawać na mój widok. Nawet królowie
angielscy podnoszą się, gdy wchodzę. Ale tu dostrzega mnie tylko kelner...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 4 z 57
Kelner...
SCHMIDT (podchodzi do drzwi) Niech pan posłucha...
HANDEL Wskazuje mi bez słowa wolne miejsce w ostatnim rzędzie. No cóż.
Siadam. Siedzę. Ja, honorowy członek tego dziwacznego Towarzystwa. Nikt
mnie nie rozpoznał. Nikt. W mojej własnej ojczyźnie. Nikt mnie tu nie zna...
SCHMIDT (przyciska ucho do drzwi) Urocza.
HANDEL (gburowato) Co?
SCHMIDT Muzyka.
HANDEL A owszem, owszem, całkiem przyjemna.
SCHMIDT To geniusz.
HANDEL Talent.
SCHMIDT Po prostu zachwycająca, ta jego muzyka.
HANDEL (siada) Powinienem był sobie pójść. Z miejsca. Ale cóż, proszę
bardzo, człowiek nie chce być nieuprzejmy. Siedzi, gdzie go posadzono. W
końcu jednak wyszło mi to czubkiem nosa. Wstaję, może trochę za głośno,
kelner robi „psst", no ale jednak otwiera przede mną drzwi, przystaję na
chwilę w progu, odwracam się raz jeszcze, z tą odrobiną majestatycznego
smutku w oczach...
Za drzwiami muzyka ucicha. Stłumione oklaski.
HANDEL Nic. Znowu nic. Nadal wszyscy wpatrzeni nieruchomo przed siebie,
a tam stary siada właśnie do fortepianu - niezdarnie, byle jak. Prowincja.
Odwróciłem się i wyszedłem. (wybucha śmiechem). W Londynie pobiegłby za
mną książę Walii, w Rzymie trzej kardynałowie wczepiliby mi się w poły
surduta. Ale tu? Tu wychodzę jakby nigdy nic, niezauważony...
Głosy i kroki rozchodzącego się towarzystwa.
SCHMIDT (podniecony) Chyba skończyli.
HANDEL (wstaje) Powinienem wyjechać. Po prostu wyjechać...
SCHMIDT Zaraz tu będzie.
HANDEL Nic tylko strata czasu, cała ta ojczyzna. Wyjeżdżam.
SCHMIDT (z przestrachem) Ale przecież zaprosił pan kolegę na kolację.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 5 z 57
HANDEL (cicho) Gra jak jakiś bóg.
SCHMIDT Prawda?
HANDEL No więc dobrze, żeby potem nie mówili, że odprawiłem kolegę z
pustym żołądkiem. Mój Boże, wygląda na takiego, co chętnie zjadłby, i
owszem, to i owo. (śmieje się) Żebyś ty widział jego surdut...
SCHMIDT Musi go pan powitać...
HANDEL (podchodzi do bufetu) Prawdopodobnie cieszy się już od tygodnia,
że mnie zobaczy i przy okazji nareszcie porządnie sobie podje. W tej sytuacji
miałem po prostu chrześcijański obowiązek zaprosić go. Nie uważasz?
SCHMIDT Albo ja go powitam.
HANDEL Boże drogi, człowiek jest w ojczyźnie, może ostatni raz w życiu, w
końcu ma chyba prawo zaprosić kolegę na kolację, co? Ot, tak, zwyczajnie, bez
jakiegoś specjalnego powodu... (wziął sobie kiść winogron)
SCHMIDT Pójdę po niego. (wychodzi)
HANDEL (je coraz łapczywiej) Nie żebym sobie po tym spotkaniu wiele
obiecywał, mój Boże, kogo to człowiek nie spotyka w szerokim świecie, ale
uważam, że nie należy być zarozumiałym choćby to był nawet tylko jakiś tam
muzykancik z kraju, ja nie jestem zarozumiały, Schmidt , ty przecież wiesz, dla
mnie wszyscy są równi, czy to będzie książę, czy jakiś tam muzykancik, a ten
człowiek... (urywa, z wahaniem, cicho) Hm, on mnie jednak interesuje...
Drzwi uchylają się. SCHMIDT otwiera je na oścież.
SCHMIDT (uroczyście) Pański kolega, maestro!
BACH wchodzi sztywno, ociągając się, zatrzymuje się na progu.
HANDEL (odwraca się ku niemu, z emfazą) Witam drogiego pana...
BACH (kłania się sztywno) Miło mi.
HANDEL Ależ proszę, niech pan wejdzie! Proszę!...
BACH (sztywno) Zbytek łaski.
HANDEL Niech pan się czuje moim gościem...
BACH (sztywno) Zbytek łaski.
HANDEL Witam pana serdecznie...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 6 z 57
BACH Zbytek łaski.
HANDEL (śmieje się) Więc proszę, żeby pan uczynił mi tę łaskę i zechciał
zamknąć drzwi. Strasznie stamtąd ciągnie.
BACH szybko zamyka drzwi i staje na środku pokoju.
HANDEL (nabierając rozpędu) Przede wszystkim gratulacje. Gratulacje z
okazji tego wielkiego zaszczytu - przyjęcia do Towarzystwa Nauk Muzycznych,
cokolwiek by to było...
BACH (zmieszany) To pan nie wie?
HANDEL (śmieje się) A niby skąd?
BACH Jest pan przecież honorowym członkiem.
HANDEL Drogi panie, jestem także doktorem honoris causa uniwersytetu w
Oksfordzie, chociaż pojęcia nie mam, co tam właściwie studiują w tym
Oksfordzie. No, ale proszę się rozgościć! Zaraz siadamy do jedzenia...
BACH (jąkając się) Do jedzenia?
HANDEL Zaprosiłem pana na kolację, panie kolego.
BACH (kłania się, mamrocze) Zbytek łaski.
HANDEL Ot, taka mała przekąska. Coś na ząb. Przystawki, pasztet, pieczony
kapłon, może odrobina homara, kilka baranich kotletów... (z szelmowskim
uśmiechem) Ale głównego dania jeszcze nie zdradzę. To będzie niespodzianka.
BACH Myślałem, że najpierw trochę pogramy.
HANDEL (śmieje się grzmiąco) Ale chyba nie z pustym brzuchem!
BACH Chętnie bym panu coś zagrał.
HANDEL Zaraz, drogi panie. Zaraz. Najpierw rozkosze podniebienia.
(podaje mu butelkę wina) Kieliszek wina?
BACH (odmawia uprzejmie) Może później...
HANDEL Później kto inny zatroszczy się już o nasze rozkosze. Życia trzeba
używać teraz albo nigdy. (wskazuje na Schmidta) Mojego poczciwego
Schmidta zdążył pan już chyba poznać... (podchodzi do stolika z napojami)
BACH (kłania się sztywno) Miło mi.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 7 z 57
HANDEL (napełnia dwa kieliszki wódki) Mój najlepszy przyjaciel. Jedyny.
Niezastąpiony. Dba o moje interesy, patrzy służbie na ręce, kopiuje mi nuty,
podejrzewam nawet, że po kryjomu sam komponuje...
SCHMIDT (zażenowany) No wie pan, panie Handel...
HANDEL (grozi mu żartobliwie palcem) W mojej muzyce odkrywam często
dźwięki wcale do mnie nie podobne...
SCHMIDT W pańskiej muzyce jest wiele dźwięków wcale do pana nie
podobnych.
HANDEL (nieruchomieje na moment, przełyka ślinę, w końcu wybucha
grzmiącym śmiechem) Oto i cały Schmidt. Żartowniś. Najlepszy kompan.
Czego ja już z nim nie miałem! A on ze mną...
SCHMIDT (z lekkim westchnieniem) Przez trzydzieści lat..
HANDEL (podaje Bachowi kieliszek) Pańskie zdrowie!
Piją. Bach krztusi się, kaszle.
HANDEL (patetycznie) Cóż za piękna chwila! Spotkanie z mistrzem mojej
ojczyzny...
BACH (kaszle) Ja też..
HANDEL (klepie go po plecach) No, no...
BACH (kaszle) Ja też chciałem...
HANDEL Głęboki wdech i ręce do góry.
BACH (podnosi ręce i robi głęboki wdech) Ja też chciałem już dawno z
panem porozmawiać.
HANDEL (chłodno) Ach tak?
BACH (z ożywieniem) Pierwszy raz już w 1716. Potem - to chyba było w 1730.
I ostatni raz... to musiało być...
HANDEL (zniecierpliwiony) No, ale teraz przecież rozmawia pan ze mną.
BACH (z ukłonem) Mam dla pana wielki podziw!
HANDEL Zwyczajna rzecz.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 8 z 57
BACH (kłania się jeszcze niżej) Król muzyki!
HANDEL (kładzie mu rękę na ramieniu, wielkopańskim tonem) Biedny jest
na obczyźnie ten władca, który w kraju nie ma godnego siebie namiestnika...
BACH (rozpływa się niemal) Maestro...
HANDEL (odwraca się od niego) A teraz do najważniejszego! Przekąski...
(podchodzi do bufetu, nakłada sobie na talerz mrucząc: „Marynowane
borowiki... duszone szparagi..: koper... świeże smardze...")
SCHMIDT (do Bacha) Niech i mnie wolno będzie złożyć panu z całą
uniżonością gratulacje z okazji tego wielkiego zaszczytu...
BACH (z pewnym zażenowaniem) Dziękuję, dziękuję...
SCHMIDT (zerkając z ukosa na Handla) Nareszcie ktoś godny tego, by
przypadł mu on w udziale. Nareszcie ktoś tego naprawdę godny...
HANDEL (ryczy) Ostrygi!
SCHMIDT (wzdryga się) Słucham?
HANDEL Miały być ostrygi!
SCHMIDT (trwożliwie) A nie ma?
HANDEL (odstawia talerz) Czyżbym był ślepy?
SCHMIDT (bełkocze) Mistrzu...
HANDEL (podchodzi bliżej, groźnie) Chcę wiedzieć, czy jestem ślepy?
SCHMIDT (wycofuje się trwożliwie) Maestro...
HANDEL (chwyta Schmidta za kołnierz, wrzeszczy) Czy jestem ślepy?
BACH (przestraszony) Ależ, panowie...
HANDEL (puszcza Schmidta, z zażenowaniem do Bacha) Pardon... Ostrygi
to mój eliksir życia... (wrzeszczy na Schmidta) Ostrygi!
SCHMIDT (poprawia kołnierz, obrażony) Oczywiście. Oczywiście. Skoro
maestro życzy sobie ostryg, to oczywiście maestro zaraz otrzyma ostrygi.
Schmidt idzie w kierunku drzwi. Handel bierze talerz i idzie w stronę fotela.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 9 z 57
SCHMIDT (w drzwiach) Otrzyma wszystko, czego sobie życzy.
(wychodzi i krótkim pociągnięciem zatrzaskuje drzwi z hukiem za sobą.
Handel, zamierzający właśnie usiąść, wzdryga sie i prostuje.)
HANDEL (mruczy) Czemu ten człowiek zawsze musi tak hałasować...
trzaskać drzwiami... od kogo się tego nauczył... (głośno do Bacha, wskazując
na fotel) Ale, drogi panie, niechże pan usiądzie...
BACH zmierza z lekkim ukłonem w stronę fotela, ale HANDEL usiadł już na
poręczy. BACH zatrzymuje się, siada na krześle.
HANDEL (wzdycha) Starzeje się ten mój Schmidt. Wszyscy się starzejemy.
Uganialiśmy się po całym świecie tylko po to, żeby się w końcu zestarzeć...
(przeciera oczy)
BACH (z przestrachem) Co panu jest
HANDEL (zrywa się) A co ma mi być?
BACH Pańskie oczy...
HANDEL Co z moimi oczami?
BACH (jąka się) Nic...
HANDEL Nic. Właśnie. Zupełnie nic. Jestem tylko trochę zmęczony.
Ojczyzna męczy. Bardziej niż mój teatr w Londynie. No, ale właśnie, musi mi
pan teraz opowiedzieć coś o naszej ojczyźnie. Wszystko mnie interesuje.
Wszystko. Co się tu mówi na przykład o moim „Machabeuszu"?
BACH O czym?
HANDEL (śmieje się, je) Przecież chyba wszyscy słyszeli o moim
„Machabeuszu"?
BACH Obawiam się, że niewiele...
HANDEL A o „Heraklesie"? O „Samsonie"? O moim „Belsazarze"?
BACH Też chyba nie za dużo.
HANDEL (cicho) A o „Mesjaszu"?
BACH Jakoś nie bardzo sobie przypominam...
HANDEL (głucho) Nawet o „Mesjaszu" nic...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 10 z 57
BACH (pośpieszme) Osobiście bardzo cenię pańską „Almirę"...
HANDEL (śmieje się) To było czterdzieści lat temu, panie Pach...
BACH (koryguje) Bach.
HANDEL Hę?
BACH Nazywam się Bach, panie Handel.
HANDEL HENDEL, panie Pach. Przez „a umlaut". Hendel.
BACH Ale na pańskim zaproszeniu wyraźnie było...
HANDEL (wstaje, zdejmuje surdut) Kochani Anglicy. Piszą „HANDEL", żeby
wymawiać „HENDEL". W końcu sam zacząłem tak pisać. Ale nadal jestem
Fryderyk Hendel. Z Halle. Jestem Saksończykiem. (wiesza surdut na oparciu
krzesła) Ale niechże i pan zdejmie wreszcie ten surdut...
BACH (nieco zażenowany) Chyba jednak nie.
HANDEL To pański jedyny?
BACH Najlepszy!
HANDEL (pośpiesznie) I do picia nadal nic pan nie ma, drogi panie Pach...
BACH (z westchnieniem) Bach. Jan Sebastian Bach.
HANDEL Mimo to nie ma pan nic do picia. Niech pan spróbuje mozelskiego!
Naprawdę znakomite...
BACH (podchodzi do stolika z napojami) Moja rodzina kiedyś rzeczywiście
nosiła nazwisko „Pach". Dawniej, w Czechach. Jestem, że tak powiem,
Czechem... (nalał sobie ostrożnie kieliszek mozelskiego)
HANDEL (nie słucha, je) Saksończykiem.
BACH (wraca do stołu) Oczywiście. Teraz jesteśmy Saksończykami.
HANDEL (w zadumie) Saksończyk. To Włosi mnie tak nazwali. II Sassone. II
caro Sassone. Kochany Saksończyk. Zawsze tak wołali: Viva il caro Sassone...
Niech żyje kochany Saksończyk... (cicho, raczej tęsknie niż z pychą) Cóż to był
za dzień wtedy, w Wenecji, premiera mojej „Agrypiny", teatr wyglądał jak jakiś
diabelski kocioł, ani jednej arii bez oklasków, i co chwila ten okrzyk: Viva il
caro Sassone! Niech żyje kochany Saksończyk! Najpiękniejszy aplauz, jaki
słyszałem w życiu. Zabiorę go ze sobą w ciemność....(pośpiesznie, głośno) Pan
też lubi Włochy?
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 11 z 57
BACH Jeszcze nigdy tam nie byłem.
HANDEL (zaskoczony) Nigdy nie był pan we Włoszech?
BACH (z zażenowaniem) Za daleko. Za drogo.
HANDEL (podchodzi do stolika z napojami) Włochy niemogą być za daleko.
Dla kogoś, kto pisze opery...
BACH Ja nie piszę oper.
HANDEL (opuszcza rękę z butelką, którą już przytknął do ust) Słucham?
BACH Nie napisałem jeszcze żadnej opery.
HANDEL (niezbyt inteligentnie) A, to dlatego żadnej nie znam... (pije) No
tak, ja też odszedłem teraz od pisania oper, to po prostu przestało się opłacać.
Wolę robić oratoria. Są tanie, mają wzięcie u publiczności... Pańskie też?
BACH Ja nie piszę oratoriów.
HANDEL (jąkając się) Nie pisze pan...
BACH (pogodnie) Nie.
HANDEL No to z czego pan żyje?
BACH (z godnością) Jestem kantorem u świętego Tomasza.
HANDEL Kantorem u świętego Tomasza.
BACH Kantorem w kościele pod wezwaniem świętego Tomasza.
HANDEL (mruczy) Zwykłym kantorem.
BACH (z godnością) Oficjalnie mam tytuł dyrygenta orkiestry.
HANDEL Piękny tytuł, piękny...
BACH (z dumą) Dyrygenta orkiestry miasta Lipska.
HANDEL Widocznie ktoś taki też musi być.
BACH Poza tym książę elektor... (obraca się ku portretowi i kłania lekko)...
książę elektor mianował mnie swoim nadwornym kompozytorem.
HANDEL Płaci chociaż rozsądnie?
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 12 z 57
BACH (zdziwiony) Nic nie płaci.
HANDEL (śmieje się) To po co pan komponuje?
BACH (jąkając się) Dla zaszczytu...
HANDEL Ja też komponuję dla zaszczytu. Za grube pieniądze, (siada) No,
ale niechże pan wreszcie coś zje! Polecam karczochy...
BACH (z przestrachem) Kosztują majątek.
HANDEL Mój majątek. Ale bez obawy. Mam tego trochę...
BACH podchodzi do bufetu i nakłada sobie jeden liść karczocha.
HANDEL (cicho) Co z ciebie będzie? Zwykły kantor. Nic więcej, (głośno) Tak
mówił zawsze mój ojciec - pan felczer, właściciel dochodowego domu i pękatej
sakiewki. Tylko zwykły kantor, (śmieje się) Rózgą chciał mi wybić muzykę z
głowy. Kiedy grałem na fortepianie, dostawałem baty...
BACH Ja dostawałem, kiedy nie grałem...
HANDEL (ponuro) To się nazywa szczęśliwa młodość.
BACH (wraca do stołu) W rodzinach muzyków tak to już jest.
HANDEL (cicho) Tak to już tam jest.
BACH Muzyka. Nic tylko muzyka. Po prostu jest się muzykiem.
HANDEL Jest się muzykiem. Po prostu.
BACH Co ma także swoje przykre strony. W zimie na przykład, kiedy trzeba
było wychodzić na mróz z kolędnikami...
HANDEL ...a ja rozpłaszczałem sobie nos na szybie, kiedy przechodzili
kolędnicy. Należeć do nich, muzykować razem z nimi... Ale za moimi
plecamLstał już ojciec z rózgą, żeby mi powybijać z głowy muzyczne
fanaberie... Aż w końcu uciekłem... tak, uciekłem z kraju, wyjechałem... do
Hamburga... do Włoch... do Londynu...
BACH (pogryzając liść karczocha) I chyba dobrze pan zrobił.
HANDEL (wzdryga się) Dobrze? Ja?
BACH Tu teraz trudno o posadę.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 13 z 57
HANDEL (posępnie) Chyba że ktoś nazywa się Pach.
BACH (energicznie) Bach, panie Hendel, Bach.
HANDEL (rozdrażniony) No więc, dajmy na to, Bach.
BACH Mimo że, jak już wspomniałem, moja rodzina istotnie...
HANDEL (wybucha) Pańska rodzina mnie nie interesuje.
BACH (z przestrachem) Panie HANDEL...
HANDEL (usiłuje zażegnać konflikt) To przecież wszystko jedno, czy ktoś
nazywa się Pach czy BACH. Czy HANDEL. Mnie to nigdy nie obchodziło. Liczy
się tylko to, co ktoś potrafi. Kim jest. Mam rację?
BACH (zmieszany) No, oczywiście, oczywiście..
HANDEL Niech pan weźmie sosu!
BACH Proszę?
HANDEL Karczochy polewa się sosem. Inaczej są niesmaczne.
BACH podchodzi posłusznie do bufetu i sięga po sos. HANDEL przyciąga
krzesło BACHa bliżej siebie i kładzie na nim nogę. Splata ręce za głową.
HANDEL No, a jak to jest - kiedy się jest kantorem tutaj, w kraju?
BACH (nabierając sosu) Naprawdę to pana interesuje?
HANDEL (ziewa bez żenady) Nad wyraz.
BACH (kieruje się w stronę swego krzesła, spostrzega, że zostało zajęte, stoi
nieco dotknięty) Prowadzę chór, dostarczam kantat, na Wielkanoc pasję...
HANDEL (cicho) Według świętego Mateusza.
BACH (uradowany) Pan ją zna?
HANDEL (wyniośle) Tak jak pan mojego „Mesjasza", (unosi butelkę) Za
ojczyznę, panie BACH!
BACH (chwyta pośpiesznie za kieliszek) Za pana!
HANDEL Za pańskie członkostwo w tym naukowym Towarzystwie! (pije)
Urządzili panu niebrzydką uroczystość. Przemówienia, cóż, okolicznościowe,
dobra muzyka...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 14 z 57
BACH Podobała się panu?
HANDEL Nie powiem, przyjemna.
BACH To tylko taki mały kanon, ale zasada wydaje mi się dość zabawna...
HANDEL Zasady są zawsze zabawne.
BACH Mogę ją panu objaśnić... najlepiej zagram panu...
HANDEL (z przestrachem zdejmuje nogę z krzesła) Proszę się nie
fatygować...
BACH To nie potrwa długo... chcę tylko usłyszeć pańską opinię...
HANDEL (wzdycha) Służę każdą. Może pan sobie wybrać...
BACH (mruga) Gdzieś tu chyba był klawesyn...
HANDEL (z nagłą uwagą) Pan jest, zdaje się, krótkowidzem.
BACH (przeciera oczy) To się u mnie pogarsza z wiekiem.
HANDEL (cicho) Pogarsza...
BACH Kiedyś prawdopodobnie będę ślepy.
HANDEL Ślepy...
BACH W mojej rodzinie wiele osób oślepło na starość.
HANDEL (z wahaniem) A jak to się objawia... to znaczy, jak się zaczyna... ta -
krótkowzroczność...
BACH Czarne plamy przed oczami... zawroty głowy...
HANDEL Zawroty głowy...
BACH (siada i zabiera się do jedzenia) Dość niemiłe uczucie...
HANDEL Wyjątkowo niemiłe.
BACH (z pełnymi ustami) Pan również to zna?
HANDEL Od czasu, kiedy miałem wylew.
BACH (zanurza liść karczocha w sosie) Pan miał wylew?
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 15 z 57
HANDEL (wstaje, idzie w kierunku proscenium) Właściwie to nie groźny...
zresztą, dawno już jestem wyleczony... Ale to paskudne uczucie, kiedy człowiek
tak leży, bezradny, opuszczony, a tam, w teatrze, Sodoma i Gomora, kochani
wrogowie ostrzą noże, a najbliższy przyjaciel bierze nogi za pas i całą kasę.
Obrzydliwe uczucie. Obrzydliwe... Pan to z pewnością zna...
BACH Właściwie to nie.
HANDEL Kiedy człowiek leży chory...
BACH Nie.
HANDEL Zawsze dobrze się pan czuje?
BACH (je) Zawsze.
HANDEL (wybucha śmiechem) Bo pan nie jest dyrektorem teatru! (cicho)
Ciemność... wszędzie ciemność, a z tej ciemności wyłażą upiory...
BACH (patrzy na niego zaskoczony) Jakie upiory?
HANDEL Różne. W przekrzywionej peruce, w zniszczonym surducie.
BACH z przestrachem dotyka rękami peruki.
HANDEL (podnosi pięść) Ale ja stawiam im czoła, walczę z nimi, powalam i
zabijam, jednego za drugim... (reflektuje się, szybko) Pardon...
BACH (cicho) Czy to z tego powodu przyjechał pan do Lipska?
HANDEL (wzdryga się) Jak to?
BACH Z powodu upiorów?
HANDEL (pośpiesznie) Nie... no, oczywiście, że nie... Upiorów się nie ściga...
one same przychodzą.... z ciemności... (głośno) Tak, ale teraz proszę mi dać
swój talerz! Teraz ja wybiorę panu coś do jedzenia!
BACH (z ukłonem) O, zbytek uprzejmości.
HANDEL (bierze talerz, podchodzi do bufetu) Tylko obrona własna, drogi
panie. Od samego patrzenia na pana można umrzeć z głodu...
BACH Ale w takim razie dlaczego przyjechał pan do Lipska?
HANDEL (mruczy) Świeże smardze... (nieco głośniej, z roztargnieniem) Ze
względu na pana.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 16 z 57
BACH (zaskoczony) Ze względu na mnie?
HANDEL (wzdryga się) Co?
BACH Powiedział pan, że ze względu na mnie...
HANDEL (pośpiesznie) A tak, oczywiście... oczywiście... (mruczy) Pieczarki...
(głośno) Nie zostawia się przecież starego kolegi samego w najważniejszej
godzinie jego życia...
BACH (dotknięty) Nie jestem jeszcze taki stary.
HANDEL Poza tym jeżdżę w interesach. Ja bez przerwy jeżdżę w interesach...
(mruczy) Duszone szparagi... (głośno) Mój teatr spędza mi sen z oczu.
Zwłaszcza zespół. Za stary... (mruczy) Całkiem niezła ta szynka... (głośno)
Potrzebuję świeżej krwi. I to pilnie... (mruczy) Jeszcze trochę majonezu...
(głośno) Publiczność żąda świeżego mięsa... (stawia talerz przed Bachem) A
teraz niech pan zajada!
BACH (wśród gwałtownych ukłonów) Dziękuję! Dziękuję! Najpokorniej
dziękuję...
HANDEL (nachyla się nad nim, poufale) Tu, w Lipsku, raczej nie ma czego
szukać, co? Mam na myśli, w tutejszej operze nie ma pewnie narybku, który by
można trochę, no, podkupić...
BACH W Lipsku nie ma opery.
HANDEL Niema...
BACH Musieli ją zamknąć.
HANDEL (ze śmiechem) Drogi panie, w Londynie co dzień zamyka się jakąś
operę. I co dzień otwiera nową. Londyn. To jest miasto.
BACH (uprzejmie) Pewnie jest bardzo piękne.
HANDEL Koszmarnie brzydkie. Za to wielkie. I okrutne. To drapieżne
zwierzę. Trzeba je codziennie karmić, (śmieje się) „Mesjasz" mu nie smakował.
Był dla niego za pobożny. Przy „Alleluja" ludzie wstawali, taka ich ogarniała
pobożność. Nie, to nie dla Londynu...
BACH (wsuwając do ust płatek szynki) Szkoda!
HANDEL (zamyślony) A mnie było właściwie wszystko jedno, czy podoba im
się mój „Mesjasz", czy nie. Jakoś dziwnie mało mnie to obchodziło. Wydawało
mi się, że jestem w katedrze w Halle, widzę ludzi, jak wstają, biją brawo,
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 17 z 57
wołają...
Drzwi otwierają się. Wchodzi Schmidt z wielką tacą ostryg.
SCHMIDT Ostrygi!
HANDEL (przytomnieje, jakby obudził się ze snu) Nareszcie, (strzela
palcami) Schmidt, Chablis!
BACH i HANDEL siadają do stołu. BACH dość bezradnie wpatruje się w
ostrygi, za to HANDEL wysysa je chciwie. Schmidt podchodzi do stolika z
napojzmi i sięga po jedną z butelek.
HANDEL (wysysa ostrygę) W Londynie sprzedawcy ostryg bardzo mnie
sobie cenią. Dwa tuziny na śniadanie, trzy na obiad, a wieczorem... (podnosi
wzrok) A pan znowu nic nie je!
BACH (z zażenowaniem) Obawiam się... że nie bardzo potrafię.
HANDEL (wybucha grzmiącym śmiechem) Nie umie pan jeść ostryg?
BACH Chyba nie bardzo...
HANDEL Drogi panie, to ma się przecież we krwi...
SCHMIDT (podchodzi z butelką) To bardzo proste, proszę pana. (otwiera
ostrygę) Rozchylamy skorupki, wysysamy... i już...
BACH (ssie, krztusi się, rzęzi) Już...
HANDEL (niecierpliwie) No, dobrze, dobrze, Schmidt, wystarczy!
SCHMIDT (chichocze) Pan Handel z początku też nie umiał.
HANDEL (z naciskiem) Powiedziałem: wystarczy.
SCHMIDT Musiałem go dosłownie karmić!
HANDEL Zabieraj się!
SCHMIDT No cóż, nie każdy ma to od razu we krwi.
HANDEL (bardzo głośno) Masz się zabierać.
SCHMIDT (dotknięty) Panie Handel...
HANDEL Wynoś się!
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 18 z 57
Schmidt idzie urażony do drzwi, które powoli zamyka za sobą.
HANDEL To pan jeszcze nigdy...
Drzwi zatrzaskują się. Krótki, głośny huk. Handel wzdryga się.
HANDEL Pan jeszcze nigdy nie jadł ostryg?
BACH Raz. W Hamburgu.
HANDEL A tak, tam są całkiem niezłe ostrygi.
BACH (ssie już z apetytem) Ocean w ustach.
HANDEL Jednak w Londynie ostrygi są lepsze. Bez porównania. Jak cale
miasto...
BACH (ssie) Chętnie bym tam kiedyś wystąpił.
HANDEL (zaskoczony) Pan?
BACH Te ostrygi naprawdę są smaczne. W kraju nie mamy takich
smakołyków.
HANDEL Pan chce przyjechać do Londynu?
BACH Może dałbym parę koncertów...
HANDEL (skrapla ostrygę cytryną) Cytryna!
BACH (z irytacją) Proszę?
HANDEL Niech pan pokropi cytryną ten swój ocean!
BACH Tylko parę koncertów... Pański teatr na pewno czasami jest wolny.
HANDEL (ponuro) Po każdej plajcie.
BACH (gorliwie) Nie liczę wcale na jakieś wysokie honorarium... ale
przynajmniej raz wystąpić w Londynie... chociaż pieniądze bardzo by mi się
przydały...
HANDEL (pośpiesznie) Odradzam, panie Bach. Stanowczo.
BACH (rozczarowany) Więc pan odradza?
HANDEL To miasto ma swoje własne kryteria.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 19 z 57
BACH (beztrosko) Ale pan przecież odniósł tam sukces.
HANDEL Bo potrafiłem sprostać temu miastu. Jego bezwzględności. Jego
poczuciu humoru. Tak, temu potrafiłem sprostać, (śmieje się) Wie pan, jak
mnie tam nazywają?
BACH (niepewnie) The famous Handel?
HANDEL „The charming brute".
BACH (jąkając się) The charming...
HANDEL (śmiejąc się) Uroczy potwór.
BACH Potwór?
HANDEL Właśnie kimś takim trzeba być w Londynie, drogi panie kantorze,
(unosi kieliszek, pije) Zdrowie! (śmieje się) Niedawno ktoś narysował mnie,
jak siedzę przy ogromnych organach - to aluzja do mojej muzyki, która jest
podobno za głośna, tak twierdzą – dokoła mnie butelki, cale sterty butelek, a ja
mam zamiast głowy świński leb...
BACH (przerażony) Świński łeb?
HANDEL (śmieje się) Prawdziwy świński łeb!
BACH Przecież to ohydne.
HANDEL Pyszne. Po prostu pyszne.
BACH (zbity z tropu) Ma pan wielkie poczucie humoru, panie Handel.
HANDEL W Londynie to jest konieczne. Inaczej ta bestia pana pożre,
(wstaje) Zaraz, mam chyba przy sobie ten rysunek. Uśmieje się pan do łez. Do
łez pan się uśmieje...
BACH (sztywno) Wątpię.
HANDEL grzebie w kieszeniach surduta, wreszcie wyjmuje kartkę papieru.
HANDEL (podaje kartkę Bachowi) O! Autor nazywa się John Goupy.
Porządny człowiek. (opada na fotel) Cały Londyn pękał ze śmiechu, ale nikt
nie śmiał się głośniej ode mnie. To jedyna recepta. Samemu śmiać się
najgłośniej. Tak żeby zagłuszyć wszystkich innych. Choćby te miernoty, które
wykonują moją muzykę. Śmiać się. Jak najgłośniej...
BACH tymczasem zaczął chichotać i śmieje się coraz swobodniej.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 20 z 57
HANDEL (z irytacją) Z czego się pan tak śmieje?
BACH (śmieje się) To rzeczywiście zabawne.
HANDEL (gniewnie) No, przecież mówiłem...
BACH (rzuca okiem na Handla) I nawet podobny.
HANDEL (przerażony) Co? Ten świński łeb?
BACH (prycha) Pyszny. Po prostu pyszny.
HANDEL (wyrywa mu kartkę z rąk) Dosyć się pan już naśmiał! (mnie
kartkę i rzuca ją w kąt, warczy) Bazgracz. Nienawidzi mnie. Z powodów
politycznych.
BACH (skrapia ostrygę cytryną) Te ostrygi coraz bardziej mi smakują.
HANDEL (odsuwa swój talerz) Ja mam dość.
BACH (zdziwiony) Już?
HANDEL (wstaje, robi parę kroków w kierunku proscenium, ponuro) Taki
jest Londyn. Dżungla. Ciągła walka. Każda broń dobra. Najzłośliwsza obelga
jeszcze za mało złośliwa. Najpodlejsza insynuacja jeszcze nie dość podła. Czego
to już nie syczeli za moimi plecami... że tyle jem., że nie mam żony, dzieci...
(do Bacha) Kiedy - pytam się - kiedy artysta ma mieć czas na małżeństwo?
BACH (podnosi wzrok, zmieszany) Ja mam żonę.
HANDEL Dzieci też?
BACH Dwadzieścioro.
HANDEL (ze zgrozą) Dwadzieścioro.
BACH (wzdycha) Wiele, niestety, umarło.
HANDEL (siada, ponuro) Taka jest cena sławy.
BACH (zmieszany) Proszę?
HANDEL Te ataki. Te napaści. Odpowiedzią na nie może być tylko sukces,
piętrzenie sukcesów, tak żeby powstała z nich twierdza... (głośno, patetycznie)
Ja żyję w twierdzy mojej sławy, panie BACH.
BACH (grzecznie) To musi być wspaniałe.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 21 z 57
HANDEL (bardzo nieszczerze) To wcale nie jest wspaniałe. To obrzydliwe.
Ta samotność. Nieskończona jak wszechświat... Niech pan już lepiej dochowa
wierności ojczyźnie, panie kantorze! Tu nie trzeba być potworem. Można żyć,
być szczęśliwym z żoną i dwadzieściorgiem dzieci. Nie trzeba ciągle walczyć.
Ciągle mieć się na baczności, żeby pana nie wygryźli. Tak jak ja przez całe
życie. Już wtedy, w Hamburgu, z tym Matthesonem...
BACH (nadstawia uszu) Z Matthesonem?
HANDEL Przyjaciel z lat młodości.
BACH Ten sławny krytyk?
HANDEL On jest taki sławny?
BACH Najsławniejszy w Niemczech.
HANDEL Wtedy przede wszystkim mnie krytykował. Ostro. Bezlitośnie. Nic
mu się w mojej muzyce nie podobało. Nic. (śmieje się) Gdyby pan mu wtedy
wpadł w ręce...!
BACH (niewinnie) Pisze o mnie dosyć pochlebnie.
HANDEL (zaskoczony) Mattheson?
BACH (z zażenowaniem) Uważa mnie chyba za niezłego kompozytora...
HANDEL Pana? Właśnie pana?
BACH (z dumą) Nazywa mnie geniuszem.
HANDEL (wstaje) Już wtedy lubił przesadzać.
BACH Mógłbym być chlubą wielu narodów.
HANDEL (głucho) Chlubą narodów.
BACH (pośpiesznie) Mattheson tak mówi.
HANDEL A co mówi o mnie?
BACH Ostatnio raczej niewiele...
HANDEL (z wachaniem) A o - „Mesjaszu"...?
BACH Chyba nic...
HANDEL Nic.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 22 z 57
BACH Mój Boże, ten człowiek ma pewnie tyle ważnych rzeczy na głowie...
HANDEL (syczy) To zero...
BACH Panie Handel!
HANDEL (chodzi tam i z powrotem) Chce mnie wygryźć. Zawsze do tego
dążył. Nędzny pleciuch. Wara od muzyki kościelnej! Do tego trzeba być
pobożnym! Do tego trzeba uznawać jeszcze innego Boga poza samym sobą...
BACH Nie rozumiem...
HANDEL Opinia Matthesona. 0 mojej pierwszej pasji.
BACH Jaką ma opinię o mojej „Pasji według świętego Mateusza", zupełnie nie
wiem.
HANDEL (prawie krzycząc) Jak najlepszą! Z pewnością jak najlepszą!
BACH (uradowany) To by było wspaniale.
HANDEL Ja nie jestem pobożny. Ja. Autor „Mesjasza", (syczy) Pisz opery!
Tyle to jeszcze potrafisz! (krzyczy) I to zero podziwia pana!
BACH (spokojnie) Ceni mnie.
HANDEL Ględzioł stary i tyle. Szkoda, że pan nie słyszał, jak śpiewał. A jak
dyrygował. Albo komponował, (staje przy klawesynie) Pamiętam tę jego
„Kleopatrę". Grał wtedy Marka Antoniusza. Ta beczka sadła. A ja jeszcze
musiałem uczestniczyć jako dyrygent w tej katastrofie. I co robi nasz drogi
Mattheson? W pewnej chwili odkrywa w swym arcydziele straszliwy błąd...
BACH Błąd?
HANDEL Na pół godziny przed zakończeniem pada martwy.
BACH Jak to?
HANDEL Zabija się. Jako Marek Antoniusz.
BACH (oddycha z ulgą) Ach tak...
HANDEL Cała końcowa owacja przypadłaby mnie w udziale. Dyrygentowi.
No, rzecz nie do pomyślenia dla Matthesona. Był zrozpaczony. O mało co
naprawdę się nie zabił. W końcu jednak wpadł na pomysł. Typowy dla niego
zresztą...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 23 z 57
BACH (zaciekawiony) No, no...
HANDEL Niech pan podejdzie! Tego się nie da opowiedzieć! To trzeba
pokazać. No, niech pan podejdzie...
BACH (z irytacją) Ale ja jeszcze jem.
HANDEL Dobrze, dobrze, zje pan później...
BACH wstaje posłusznie i podchodzi do klawesynu.
HANDEL No więc j a jestem Mattheson. A p a n to ja.
BACH (kiwa posłusznie głową) Czyli ja jestem Handel.
HANDEL Dyryguje pan orkiestrą. Niech pan dyryguje!
BACH naśladuje ruchy dyrygenta. HANDEL wychodzi na środek sceny.
HANDEL A więc Mattheson stoi na scenie...
BACH (dyrygując) Jako Antoniusz...
HANDEL (dobywa szpady i trzyma ją wymierzoną jak miecz we własną
pierś) Śpiewa arię. (udaje, że się przebija) Zabija się.
BACH Na pól godziny przed końcem.
HANDEL Powinien teraz zejść ze sceny.
BACH (ciągle jeszcze dyrygując) Bo już nie żyje.
HANDEL Ale nie schodzi. Zbliża się do mnie do pulpitu.
BACH (opuszcza ręce) Do mnie?
HANDEL Do mnie.
BACH Przecież pan jest Mattheson.
HANDEL A, rzeczywiście, (podchodń do Bacha) No więc ja podchodzę do
pulpitu, a tam stoi pan. (chwyta Bacha gwałtownie za ramię, Bach wydaje
jęk) Odsuwam pana na bok. Usuwam w cień. To nie pana mają oklaskiwać...
BACH (kuli się z bólu) Niech pan już puści!
HANDEL (puszcza Bacha) Chciał mnie odsunąć i sam dyrygować.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 24 z 57
BACH Już do końca!
HANDEL Aż do końcowej owacji.
BACH (z podziwem) Genialne.
HANDEL Jak to?
BACH No bo teraz jego będą oklaskiwać.
HANDEL (krzyczy) Jego. Właśnie. Zamiast mnie!
BACH (szczerze) No tak, zrobił panu świństwo.
HANDEL Prawie, drogi panie, prawie. Ale ja to ciągle jeszcze ja...
BACH (wskazuje na siebie) Ja?
HANDEL Pan. Jako Handel. Napieram na pana. (napiera energicznie na
Bacha) Pan mnie odpycha. Niech pan odpycha!
BACH (przestraszony) No, nie...
HANDEL (wrzeszczy) Ma pan odepchnąć Matthesona. Pan jest Handel.
Bach odpycha Handla niezbyt mocno.
HANDEL Mattheson widzi, że jestem od niego dużo silniejszy.
BACH (stęka) Na to wygląda.
HANDEL Rzuca się do ucieczki. Ja za nim. (daje Bachowi znak, Bach
biegnie w stronę bufetu) Wyciągamy szpady. Obaj. Niech pan wyciąga! (Bach
niezręcznie dobywa szpady. )
HANDEL (podnosi szpadę, mierzy w Bacha) Mierzy we mnie. Zadaje cios.
Zadaje Bachowi cios w pierś. Bach zatacza się.
BACH (krzyczy) Co pan robi!
HANDEL (opuszcza szpadę) Mogłem paść trupem.
BACH (z trudem łapie powietrze) Ja też.
HANDEL Przecież to tylka zabawa. Z jednym z tych moich upiorów, (chowa
szpadę) Chciał mnie wygryźć. I nadal chce. Ale mnie nikt nie wygryzie. Nikt.
(pada ciężko na fotel) Przeżyłem ten atak, jak zresztą wszystkie inne.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 25 z 57
BACH (z szacunkiem) Prawdziwy cud.
HANDEL Szpada trafiła w sprzączkę na surducie. Ale jeszcze przez wiele dni
odczuwałem ból w piersi. Tak jak teraz.
BACH Niepotrzebnie się pan tak zdenerwował.
HANDEL Drobiazg... to nic takiego... Miał mi pan coś zagrać...
BACH Ja panu?
HANDEL Niech pan gra!
BACH Teraz?
HANDEL Muszę przecież przekonać się, jaki z pana geniusz... (wstaje)
BACH To może Partitę fortepianową numer 4... „Wariacje goldbergowskie"...
Napisałem je dla hrabiego Keyserlingka... kiedy nie mógł spać...
HANDEL (bierze ze stolika z napojami butelkę) I co? Zasnął?
BACH Mam nadzieję...
HANDEL (ze śmiechem) Przy mojej muzyce nikt jeszcze nigdy nie zasnął,
(podchodzi do fotela) No, niech pan już gra tę swoją muzykę nasenną! (siada,
unosi butelkę) Zdrowie hrabiego Keyserlingka!
Pije. Bach siada ceremonialnie przy klawesynie.
BACH (odwraca się raz jeszcze) Partita fortepianowa numer 4.
HANDEL (przerywa picie, oblizuje się) Muszkateł.
BACH zaczyna grać. Stopniowe wyciemnienie. Muzyka pozostaje.
Z ciemności dochodzą dźwięki Wariacji goldbergowskich. Scena rozjaśnia
się ponownie. BACH nadal gra na klawesynie. HANDEL śpi w fotelu, obok
pusta butelka. BACH zamaszyście kończy utwór i odwraca się.
BACH (uroczyście) Partita fortepianowa numer 4.
HANDEL (wzdryga się, prostuje na fotelu) Rzeczywiście... bardzo
uspokajająca...
BACH (wstaje) Podobała się panu?
HANDEL Owszem... bardzo... bardzo trudna... (wstaje, raptownie) Musi pan
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 26 z 57
koniecznie spróbować tego muszkatelu... (schyla się po butelkę, spostrzega, źe
jest pusta, z zażenowaniem) Chyba jest tu gdzieś jeszcze druga butelka.
BACH (skromnie)To, oczywiście, tylko drobny utwór...
HANDEL (cicho) Drobny utwór... (idzie w stronę drzwi) No, ale teraz
musimy wreszcie coś zjeść.
BACH (z przestrachem) Jeszcze?
HANDEL (pociąga kilkakrotnie za dzwonek) Kilkoma ostrygami trudno się
przecież najeść. Najpierw będzie zupa. Sam ją skomponowałem, (śmieje się)
Jeśli kompozytorowi nie przychodzą już do głowy żadne nowe opery, to niech
przynajmniej komponuje zupy...
BACH Zasada wariacyjna jest tu właściwie bardzo prosta...
HANDEL O, to jest pan w błędzie! Długo wahałem się między tymiankiem a
rozmarynem...
BACH Przeglądałem śpiewniczek mojej żony...
HANDEL W końcu jednak zdecydowałem się na tymianek...
BACH ...znalazłem tam taką zupełnie prostą arię...
HANDEL Tymianek, wie pan, daje ten smaczek, ten bardzo szczególny
smaczek...
BACH ... i z tej właśnie arii wyprowadziłem moje wariacje. Bardzo proste.
HANDEL (idzie w kierunku proscenium, zamyślony) Bardzo proste.
BACH (śmieje się) jak jedzenie ostryg.
HANDEL Drogi panie kolego, to jest najtrudniejszy utwór, jaki kiedykolwiek
słyszałem w życiu, (śmieje się) Ale moi londyńczycy - ich nie mógłby pan
czymś takim poczęstować. Oni żądają muzyki, od której trzeszczą bębenki w
uszach.
BACH U nas takie wariacje mają spore powodzenie.
HANDEL (z namysłem) Publiczność jest tutaj pewnie trochę inna.
BACH Wymagająca.
HANDEL (z wahaniem) Gdyby tak wystawić tutaj „Mesjasza"... w jakiś
spokojny wieczór... z Halle zjeżdżają tłumy rodaków... (chrząka, z udaną
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 27 z 57
obojętnością) Ostatecznie mógłbym się zdecydować na taki gościnny występ...
BACH Z pańskim „Mesjaszem"?
HANDEL (wykonuje nieokreślony ruch dłonią) To tylko przykład...
BACH W Saksonii...
HANDEL Mógłbym dać parę koncertów...
BACH W kościele świętego Tomasza...
HANDEL Akustyka jest tam chyba niezła.
BACH Znakomita,
HANDEL (nuci) Alleluja... Alleluja... (uśmiecha się) Publiczność wstaje...
Wielka cisza na widowni... słychać bicie wszystkich serc...
BACH (trochę bezradnie) Piękne marzenie, na pewno.
HANDEL (w uniesieniu) Urzeczywistnię je.
BACH Pan chce grać w kościele świętego Tomasza..,
HANDEL O, za stosunkowo niewielkie honorarium.
BACH Stosunkowo niewielkie...
HANDEL (poklepuje go życzliwie po ramieniu) Nie może pan tego pojąć, co?
(przybiera dumną pozę) Fryderyk Handel w kościele świętego Tomasza...
BACH (cicho) Odradzam.
HANDEL (osłupiały) Odradza pan?
BACH Lipsk to nie Londyn. Tu muzyka musi działać nie tylko na bębenki.
HANDEL (oburzony) Drogi panie, cały świat bije się o mnie.
BACH Ale tu jest Saksonia, proszę pana.
HANDEL Kardynał Ottoboni, mój stary przyjaciel, nieomalże błaga mnie,
żebym znowu kiedyś wystąpił w Rzymie...
BACH (wzrusza ramionami) Kardynał...
HANDEL Wicekról Irlandii czołga się przede mną na kolanach...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 28 z 57
BACH Irlandia to nie Lipsk, panie Handel. Temu miastu nie tak łatwo
sprostać. Pan nie zna naszych krytyków...
HANDEL (prycha pogardliwie) Krytycy...
BACH Nawet mnie nie oszczędzają. W „Muzyku" - to bardzo dobre pismo,
czytam je regularnie - ale tam piszą, że moje utwory są staroświeckie. Kto wie,
może ten krytyk ma nawet rację...
HANDEL Krytyk zawsze ma rację. Za to mu płacą.
BACH No, a teraz ta moja „Pasja według świętego Mateusza" - to jest przecież
naprawdę rzecz niczego sobie. A co się o niej pisze tu, w Lipsku? Że to się nie
nadaje do kościoła. Że to się nadaje do opery, (z rozgoryczeniem) Zagrano ją
raptem raz. Jeden jedyny raz. (wzdycha)
Nie, nie, proszę pana, tu coś musi być już naprawdę dobre, żeby mieć
powodzenie...
HANDEL (bez tchu)Naprawdę dobre...
BACH Pan żyje w twierdzy swojej sławy. Piętrzy sukcesy. Nie ma pan pojęcia,
jak bolesne potrafią być porażki. Na dodatek w pańskim wieku...
HANDEL Nie jestem jeszcze taki stary.
BACH Dokładnie tak jak ja. Za stary, żeby dopiero teraz poznawać smak
niepowodzenia, (cicho) Ja poznałem ten smak już we wczesnej młodości.
HANDEL (z wściekłością) Ja też. I to bardziej gruntownie niż pan, szanowny
panie kantorze, w tym pańskim cieplarnianym ojczystym grajdołku. Co wy
tutaj wiecie o prawdziwych katastrofach?
BACH (ze zdziwieniem) Więc panu też zdarzały się już niepowodzenia?
HANDEL I to jakie. Gigantyczne. Ale tutaj nikt oczywiście o tym nie wie.
Tutaj słyszy się tylko o moich sukcesach - gdzieś tam, w dalekim świecie. Nikt
się nawet nie domyśla, jak cierpię. Nie ma pojęcia o koronie cierniowej, którą
każdemu prawdziwemu artyście wciskają na głowę. Ile ja bym dał za to, żeby
zjechało mnie tych paru lipskich pismaków...
BACH Potrafią być złośliwi.
HANDEL (lekceważąco) To ich zawód, (ze śmiechem) „Muzyk". Takiego
pisemka nie bierze się nawet do ręki. Ale we mnie uderza nie tylko Lipsk. We
mnie bije cały świat. Ot, weźmy moją „Deidamię" - raptem trzy
przedstawienia, a i na nich nie było kompletu. Albo „Kserkses" - arcybiskup
Londynu nazwał go skandalem obyczajowym, ale nawet to nie zapełniło
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 29 z 57
widowni...
BACH (z przejęciem) To rzeczywiście tragiczne.
HANDEL (rzeczowo) Owszem. Przede wszystkim ze względów finansowych,
(ponownie z patosem) A kiedy przed dwoma laty musiałem zamknąć swój
teatr...
BACH (z przestrachem) Zamknąć?
HANDEL W samym środku sezonu. Abonentom należał się zwrot pieniędzy.
Katastrofa! Ale nim doszło do najgorszego, wystosowałem do nich list: „Z
bólem stwierdzam, że moje wysiłki, aby zadowolić publiczność, są coraz mniej
skuteczne, za to moje wydatki rosną niepomiernie..."
BACH (siada wstrząśnięty) Straszne.
HANDEL „Jestem wszelako przekonany, że naród, którego cechą szczególną
jest dobroć..."
(przerywa, chichocze) D o b r o ć! To był strzał w dziesiątkę... (dalej
wibrującym głosem)
„że taki naród poczułby się winny, gdyby ktoś zniszczony został tylko dlatego,
że starał się go zabawić..."
BACH (Bliski płaczu) Wzruszające.
HANDEL I na zakończenie rzeczowo: „W domu pana Handla przy Hanover
Sąuare można odebrać pieniądze za wykupiony abonament".
BACH Wstrząsające.
HANDEL (chłodno) Oczywiście. W końcu po to ten list napisałem, (zaciera
ręce) I nikt nie zażądał zwrotu pieniędzy, (z dramatycznym westchnieniem)
Tak, drogi panie, to trochę co innego niż jakieś tam intryżki w małym Lipsku...
BACH (z zastanowieniem) Pieniędzy nigdy nie musiałem zwracać.
HANDEL Pieniędzy! A co są warte pieniądze? Chodzi o sztukę. Tutaj sztuka
może sobie być rozrywką. Środkiem nasennym. Ale tam jest wieczną walką.
BACH I pan to wytrzymuje?
HANDEL (przybrawszy dumną pozę) Z podniesionym czołem. Jak wtedy,
kiedy pojawiła się ta „Opera żebracza", ten paszkwil, ta haniebna drwina z
moich oper... Pan oczywiście zna tę ramotę?
BACH (grzecznie) Nie.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 30 z 57
HANDEL (zdziwiony)Nie? Pierwszy raz słyszę, że ktoś tego nie zna. (z
wielkim patosem)To był niewiarygodny wybryk. Po prostu bandycki. Tak jest,
bandycki! Bandycki zamach na moją sztukę. Moje dzieło zostało wydrwione,
wyśmiane, wysmagane, oplute. Cały Londyn wybuchnął jednym wielkim
śmiechem, cała Anglia! Ba! Cały świat! (rozkłada ramiona jak Chrystus)
Stałem się pośmiewiskiem naszego stulecia!
Drzwi otwierają się. Schmidt wchodzi z ogromną wazą zupy.
SCHMIDT (otwiera usta do efektownej zapowiedzi) Zzzu... (urywa i patrzy
zdumiony na Handla, cicho)... Zupa.
HANDEL (opuszcza ramiona) Opowiadam właśnie o „Operze żebraczej"...
SCHMIDT (stawia wazę na stole) Tak, to były wesołe czasy.
HANDEL (podchodzi do stołu) Wcale nie były wesołe.
SCHMIDT Ależ my się wtedy śmialiśmy...
HANDEL (siada)Z tego bandyckiego zamachu na mnie...
SCHMIDT (nalewa zupy do talerzy) Bo to było bardzo śmieszne. Opera,
dokładnie taka jak pana Handla, tylko że występowali w niej sami żebracy i
oszuści...
HANDEL (zawiązuje sobie pod brodą wielką serwetę) Bezczelność!
SCHMIDT (chichocze) W ostatniej scenie główny gangster stał pod
szubienicą i śpiewał tak, jak śpiewają tylko bohaterowie w operach pana
Handla...
BACH (śmieje się) Gangster?
SCHMIDT Śpiewał jak Kserkses.
BACH To rzeczywiście zabawne.
SCHMIDT Szalenie zabawne. I niebywały sukces.
HANDEL (wali pięścią w stół) Dosyć!
SCHMIDT (niezrażony) Nasz kucharz byl na tym pięć razy. A ja nawet sześć.
I za każdym razem miałem kapitalną zabawę!
BACH Przepraszam...
SCHMIDT (usłużnie) Tak, słucham?
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 31 z 57
BACH Czy mógłby mi pan też taką serwetę...
SCHMIDT Chciałbym coś panu powiedzieć, jeśli pan pozwoli...
BACH (z zażenowaniem) Wie pan, chodzi mi o surdut. To mój najlepszy...
SCHMIDT Przysłuchiwałem się pańskiej grze...
BACH Już dwa razy nicowany...
SCHMIDT Gra pan po mistrzowsku. Po mistrzowsku. Musi pan koniecznie
wystąpić w Londynie. Czegoś takiego Londyn jeszcze nie słyszał...
HANDEL Wynoś się z tą twoją zupą!
SCHMIDT Pana na pewno nikt by nie wyśmiał.
HANDEL Powiedziałem: wynoś się... (wstaję i popycha Schmidta ku
drzwiom)
SCHMIDT Pana nie...Pana nie...
Handel wypchnął go już za drzwi, ale Schmidt jeszcze raz zagląda do środka.
SCHMIDT Pana z pewnością nie. (zamyka ostrożnie drzwi sam sobą)
Handel patrzy w tamtą stronę podejrzliwie, po czym zabiera się do jedzenia.
Znajomy huk. Handel wzdryga się.
HANDEL (jedząc zupę, ponuro) Te niepowodzenia, te plajty, katastrofy - to
nie miało, rzecz jasna, nic wspólnego z moją sztuką, z moją artystyczną rangą,
rozumie pan...
BACH (grzecznie) Nie.
HANDEL To wszystko wiązało się z wielką polityką. Oczywiście...
BACH (potakuje gorliwie) Oczywiście.
HANDEL Schmidt tego nie rozumie. Ale dla mnie to było zupełnie jasne:
moje dzieło stało się narzędziem kształtowania historii świata...
BACH (gorliwie) No tak, to jasne.
HANDEL Uchodziłem za przyjaciela króla. A znowu premier, poczciwy
Walpole, był wrogiem następcy tronu, a następca tronu wrogiem swego ojca,
no i tym samym także moim... (śmieje się) Reszty już się pan domyśla...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 32 z 57
BACH Właściwie to nie.
HANDEL No to jeszcze raz: ja byłem przyjacielem króla...
BACH (gorliwie) To rozumiem.
HANDEL ...przez to następca tronu, wróg mojego przyjaciela Walpole'a, był
moim wrogiem, bo ja nie byłem wrogiem króla...
BACH (gorliwie) Tylko jego przyjacielem.
HANDEL (z ulgą) Teraz już pan rozumie.
BACH (prostodusznie) Nie.
HANDEL (wzdycha) Ja też nie bardzo. Ale skutki były straszliwe.
BACH (jedząc zupę) Smaczna ta zupa.
HANDEL Podkupiono mi najlepszych śpiewaków...
BACH Moja żona przyrządza ją podobnie.
HANDEL Nasyłano na mnie gangsterów...
BACH Z tym, że ona nie dodaje tymianku...
HANDEL Grożono mi śmiercią, a nawet...
BACH Szczerze mówiąc, wtedy zupa jest jeszcze lepsza.
HANDEL (z rozdrażnieniem) Pan to pewnie w ogóle nie ma wrogów, co?
BACH Wrogów?
HANDEL W tym pańskim małym światku...
BACH Wrogów nie brak w nim.
HANDEL Groził już ktoś panu śmiercią?
BACH Zwolnieniem. s
HANDEL To takie straszne?
BACH Mam dużą rodzinę.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 33 z 57
HANDEL No tak, oczywiście. Wtedy trzeba się kłaniać, być zawsze
uśmiechniętym, wdzięcznym za każdy łyk zupy...
BACH Przeważnie. Czasem jednak tracę cierpliwość. Raz na przykład słyszę,
jakiś organista gra, że pożal się Boże. Ja mu mówię po przyjacielsku, że
powinien raczej łatać buty i tak, od słowa do słowa, zaczynam się trochę
denerwować, zrywam perukę... (wstaje i zrywa perukę z głowy)
HANDEL (z przestrachem) Ale co pan...
BACH (spokojnie) Bez peruki człowiek rzeczywiście czuje się lepiej...
(wygładza pedantycznie perukę i wiesza ją na oparciu krzesła. Mówi tonem
plotkarskim) ...No i ciskam ją temu partaczowi w twarz. A on? Co robi on?
HANDEL (niecierpliwie) No, no?
BACH (ze zdziwieniem) On to wszystko bierze do siebie. Chociaż
powiedziałem mu potem, że osobiście nic przeciwko niemu nie mam, tylko nie
mogę słuchać tej jego beznadziejnej gry na organach. Ale gdzie tam! Żadnej
rozmowy z tą kreaturą. W ten sposób człowiek robi sobie wrogów i nie wie
nawet dlaczego, (siada) Innym razem znowu zrzuciłem z empory pewnego
chórzystę. Niedołęga, pętał się tam nie wiadomo po co. Albo taki jeden.
Skrytykował moją najpiękniejszą fugę. Oczywiście, dostał cham po gębie. A
jeszcze moi uczniowie. Bestie, co do jednego. I do tego partacze, (śmieje się)
Niedawno jeden z nich oskarżył się na mnie. Że śnię mu się po nocach...
HANDEL Źle?
BACH (zimno) Śni mu się, że go wieszam.
HANDEL (przerażony) Coś potwornego!
BACH (ponuro) Dobrze im tak, tym partaczom! Niech sobie wiszą. Na nic
innego nie zasługują. Ani na mnie, ani na moją sztukę...
HANDEL (osłupiały) Panie kantorze...
BACH (wstaje, niefrasobliwie) Napiłbym się teraz wina...
HANDEL Zupa panu wystygnie.
BACH (podchodzi do stolika z napojami) Z tymiankiem mi nie smakuje.
HANDEL (głucho) Pan jest potworem, panie Bach.
BACH (grzecznie) Wszyscy mi to mówią.
HANDEL Prawdziwym potworem...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 34 z 57
BACH Muszę nim być, proszę pana. Inaczej pożarłyby mnie dzikie bestie,
(bierze butelkę, upija łyk) Kiedyś miałem w chórze takiego beznadziejnego
typa, Geyersbach się nazywał. Ja go jakoś obraziłem, nazwałem go „kundlem",
czy coś w tym rodzaju, no i wieczorem, wracam do domu... (chichocze)... w
bardzo miłym towarzystwie zresztą... (odzyskuje powagę)... a tu ten osobnik
staje nagle przede mną... (śmieje się) Tego się nie da opowiedzieć. To trzeba
pokazać. Ale musi pan wstać.
HANDEL (demonstracyjnie jedząc zupę) Nie widzi pan, że jem?
BACH (z zapałem) Ja jestem Geyersbach, a pan to ja. Miłe towarzystwo
dodajemy w myśli...
HANDEL (nieomal wrzeszcząc) Ja jeszcze jem!
BACH (bez zmrużenia oka) Nie szkodzi. W takim razie pan jest Geyersbach, a
ja to ja.
HANDEL (ryczy) Ja teraz jem.
BACH Zresztą, może pan nie wstawać.
HANDEL (zrywa się, zaciska pięści) Panie Bach!
BACH Tak właśnie Geyersbach stał przede mną. (dobywa szpady) Na to ja
wyciągam szpadę i...
(mierzy w Handla, który zatacza się do tyłu z podniesionymi rękami i
zawadza o bufet. Talerze spadają na ziemię. )
HANDEL (bełkocze) Co pan robi...
Przez chwilę stoją naprzeciw siebie. Bach opuszcza szpadę.
BACH (obojętnie) Pardon! To przecież tylko zabawa. Gdzie moje wino...
(podchodzi do stolika z napojami)
HANDEL (oddycha ciężko) Nie ułatwia pan ludziom życia.
BACH (bierze butelkę) Ani oni mnie. (upija łyk) To reńskie?
HANDEL (warczy) Alzackie.
BACH (smakuje) Jak na alzackie - to prawie za lekkie.
HANDEL Ja też bywam grubiański. The charming brute. To do czegoś
zobowiązuje. Ale są przecież jakieś granice...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 35 z 57
BACH Oczywiście. W przeciwnym razie książę elektor... (obraca się ku
portretowi i kłania lekko) Co by książę elektor pomyślał sobie o mnie?
HANDEL Jemu chyba nie ciska pan peruki w twarz?
BACH (z przestrachem) Jego wysokości?
HANDEL Czyli jednak robi pan różnice...
BACH A jakże bym inaczej doszedł do mojego tytułu? (śmieje się) 0,
musiałem być uprzejmy, to przyklęknąć, to rączkę ucałować, skomponować
mszę, schlebiającą elektorskiemu uchu. Tak, tak, długo musiałem żebrać, nim
dopiąłem swego. Może pan być spokojny, ja dobrze wiem, jak trzeba się
zachować...
HANDEL Pan żebrze o tytuły?
BACH A pan nie?
HANDEL Mnie proszą, żebym raczył je przyjąć.
BACH Ma pan szczęście.
HANDEL Odwagę. Tylko odwaga liczy się w oczach monarchów, (śmieje
się)Cóż, gdybym był zwykłym kantorem, też pewnie musiałbym żebrać o
względy władzy, (z gniewem, wskazując na portret) A tak - pokazuję jej gołą
dupę!
BACH (rzuca okiem na portret, trwożliwie) Naszemu księciu elektorowi?
HANDEL Każdemu księciu tego świata.
Drzwi otwierają się. Wchodzi Schmidt z wielką tacą.
SCHMIDT (uroczyście) Ślimaki a la Colbert! (spostrzega rozbite talerze) Co
tu się działo?
BACH (wraca do stołu) Mały pojedynek.
SCHMIDT (z przerażeniem) Pojedynek?
BACH (siada) Zabawa. Z kilkoma upiorami.
SCHMIDT (wzdycha) Znam je.
HANDEL (z rozdrażnieniem) Kiedy będzie można wreszcie coś zjeść?
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 36 z 57
Schmidt stawia tacę na stole, nakłada na talerze.
HANDEL (przesadnie) Ślimaki a la Colbert. Najwspanialszy dar Francji. Ileż
to razy groziłem temu dzielnemu Walpole'owi, że przeniosę się do Francji.
Wyłącznie z powodu ślimaków...
SCHMIDT (podaje Bachowi serwetę) Pańska serweta, panie Bach!
BACH Dziękuję! Mimo to chyba jednak zdejmę surdut. Człowiek czuje się
swobodniej... (wstaje i wiesza surdut na oparciu krzesła. Zawiązuje sobie
serwetę pod brodą, je głośno od czasu do czasu popija z butelki. Schmidt
zbiera na kolanach potłuczone szczątki talerzy.)
HANDEL (jedząc) Kiedy ja ostatni raz jadłem ślimaki?
SCHMIDT (na kolanach) U króla.
HANDEL (odkłada widelec, z zadumą) Poczciwy Jerzy. Wytworny człowiek.
Prawdziwy przyjaciel. Do dziś mam wyrzuty sumienia, że musiałem być
czasem taki nieuprzejmy dla jego ojca. Ale to tylko z powodu sztuki. Zupełnie
się na niej nie znał, biedaczysko. No coż, każdy ma jakieś wady. Najlepszemu
przyjacielowi trzeba je wybaczyć. W imię przyjaźni. Schmidt, ty mnie znasz.
Przyjaźń jest dla mnie czymś świętym.
SCHMIDT Zabiegał pan o nią przecież wystarczająco długo.
HANDEL (podrywa się) Ja?
SCHMIDT (prostuje się) Król pana przecież nie znosił na początku. Ale pan
tak się uczepił tej jego purpury, tak długo leżał pan przed nim plackiem...
HANDEL (krzyczy) Precz!
SCHMIDT (wstaje, śmieje się)... Pan Handel wynajął nawet łódź i orkiestrę,
i tak długo jeździł z tym wszystkim za królem, i trąbił mu do ucha, że
biedakowi nie pozostało nic innego, jak...
HANDEL (zrywa się z krzesła) Wynoś się, ty muzykancino!
Schmidt drętwieje. Potem idzie z godnością do drzwi i zatrzaskuje je za sobą
z wielkim hukiem. Handel wzdryga się.
BACH (śmieje się) Muzykancina! To samo powiedziałem temu organiście!
(wkłada do ust kolejny kęs i je, głośno mlaszcząc)
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 37 z 57
HANDEL (surowo) Widzę, że panu smakuje.
BACH (z pełnymi ustami)Pierwszy raz w życiu jem ślimaki.
HANDEL (zdejmuje serwetę) To nawet słychać.
BACH (unosi butelkę, uprzejmie) Zdrowie! (pije)
Handel przygląda mu się z obrzydzeniem, po czym nakłada ostentacyjnie
surdut, perukę, wyciąga rękawiczki.
HANDEL (ubierając się) Kiedy je się ślimaki w towarzystwie króla, kiedy ma
się zaszczyt jedzenia razem z monarchą, to nic nie może być słychać. Nawet
smakować nie może. Tylko jego wysokości. On może się czuć swobodnie, zdjąć
surdut i perukę, pić z butelki, wszystko mu wolno. Innym nie wolno nic. Inni
muszą być zawsze bez zarzutu. Ubranie jak spod igły, peruka bez skazy.
Szpada winna tkwić tam, gdzie tkwi. Wyciągać w obecności monarchy nie
wolno jej nigdy. Oczywista zdrada stanu. Nieco niedbałości najwyżej w
obchodzeniu się z rękawiczkami... jeśli ktoś je ma... (idzie w kierunku
proscenium, przybiera pozę jak na swym ostatnim portrecie) Tak każę się
namalować...
BACH (podnosi wzrok) Przepraszam pana...
HANDEL (surowo) Słucham?
BACH To alzackie jest dla mnie jednak trochę za lekkie... Gdyby można było
prosić o jakieś wytrawne frankońskie... ale nie za wytrawne...
HANDEL (przełyka ślinę, z ostentacyjną uprzejmością) Proszę! (podchodzi
do stolika z napojami i ceremonialnie nalewa wina do kieliszka. Mówi cicho)
Uczepiłem się purpury. Leżałem przed królem plackiem. Uganiałem się za
nim. A tak, robiłem to. I jeszcze o wiele więcej. Musiałem to robić. Dla dobra
sztuki. Sztuce potrzebna jest władza. A władzy potrzebna jest sztuka. Tylko że
władza o tym nie wie. Trzeba jej o tym mówić. Trzeba o tym krzyczeć. Trzeba
jej tak długo trąbić do ucha, aż to zrozumie, (podaje Bachowi kieliszek) Ma
pan tu to swoje wytrawne frankońskie!
BACH (kosztuje, smakuje) Rocznik czterdziesty drugi?
HANDEL Czterdziesty trzeci. Południowy stok.
BACH (kołysze głową oceniając) Finezyjne. Ale posmak ma ziemisty. W
bukiecie prawie za ostre.
HANDEL Ale nie za wytrawne.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 38 z 57
BACH Czterdziesty drugi był lepszy. Ale czterdziesty trzeci też ujdzie,
(podnosi kieliszek) Za pańską gościnność! Za pańską pomyślność! (pije)
Handel odwraca się gwałtownie i zaczyna chodzić tam i z powrotem.
HANDEL (mruczy) Moja pomyślność... moja pomyślność... akurat komuś na
niej zależy... a już zwłaszcza mnie... (głośno) Mnie chodzi o sztukę. Nie o moją
pomyślność. Dla dobra sztuki trzeba zrobić wszystko, (niemai krzycząc)
Wszystko, proszę pana! (ciszej) Żebrać u księcia o tytuły. Śmieszne. Co taki
książę z tego ma? Jemu trzeba podsuwać wartości. Najlepiej siebie samego.
Albo swoją sztukę. Wicekróla Neapolu tylko dlatego prosiłem o napisanie tych
paru nędznych wierszy do mojej „Agrypiny", żeby zechciał wystawić ją w
swoim teatrze...
BACH (z uznaniem) Sprytnie.
HANDEL Napisałem muzykę z okazji urodzin królowej, chociaż nic nie było
mi tak obojętne jak urodziny tej podstarzałej pannicy...
BACH (marszczy czoło) Trochę nieładnie.
HANDEL Ale dwieście funtów! I zamówienie na utrechckie Te Deum!
BACH (z uznaniem) A, to korzystnie!
HANDEL Pojęcia nie miałem, o co chodzi w tym Utrechcie. Ale w dwa dni Te
Deum było gotowe.
BACH Szybko.
HANDEL Opiewałem tchórzy jako bohaterów, porażki jako zwycięstwa, a
wojnę jako prawdziwy pokój...
BACH (z naganą) No, to już wydaje mi się przesadzone.
HANDEL (krzyczy) Bo przesadzałem. Zawsze. We wszystkim. W
wydawaniu pieniędzy. W jedzeniu. Zachowaniu. Ale w niczym tak nie
przesadzałem jak w kokietowaniu władzy. Moją sztuką otoczyłem ją, objąłem,
omotałem, w rozkoszy wiecznego uścisku tarzamy się na kanapie, którą jest
muzyka...
Bach chrząka zaszokowany.
HANDEL Musiałem się na to zdobyć. Ja. Król muzyki. A przede mną byli ci
wszyscy inni tak zwani królowie, same cuchnące piwem chamy. Ale pierwszy
stał się moim przyjacielem, drugiego do tego zmusiłem, a tego trzeciego
jeszcze zmuszę...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 39 z 57
BACH (rzeczowo) Znajomości mogą się czasem przydać.
HANDEL Ale nawet najstraszniejszy cham nie jest tak straszny jak bóg,
któremu na imię - publiczność. To jest prawdziwa władza. Jedyna, przed którą
naprawdę musimy drżeć. Przez całe życie.
BACH (z obrzydzeniem) Ohyda.
HANDEL Barbarzyństwo! Siedzi sobie taka zgraja i domaga się żarcia i
dostaje żarcie. I to my jesteśmy tym żarciem! Rzuca się nas tej sforze i tylko
jedno się liczy: zeżre czy nie zeżre?
BACH (ze wstrętem) Obrzydliwe.
HANDEL (głucho) I ciągle ten strach, od przedstawienia do przedstawienia.
Nic tylko strach. Ale nie wolno się z nim zdradzić, bo zgraja tylko na to czeka,
trzeba walczyć, zwyciężyć, sukces, brawo, niech żyje kochany Saksończyk!
Człowiek czuje się nieskończenie lekki i wolny. Do następnego przedstawienia.
BACH (głucho) Piekło.
HANDEL Jesteśmy dziwkami, panie Bach. Sprzedajemy się. A kiedy nikt nas
już nie zechce, wtedy wszystko się skończy. Koniec. Śmierć. Ale póki co - dalej
do wyra. Następne przedstawienie.
BACH (jąkając się) Tego nigdy nie musiałem robić.
HANDEL (głośno) I dlatego właśnie jest pan tylko kantorem u świętego
Tomasza.
BACH (spokojnie) Bądź co bądź.
HANDEL (krzyczy) Zwykłym kantorem!
Bach odkłada sztućce, odsuwa talerz, starannie ociera usta serwetą, składa
ją pedantycznie.
BACH (spokojnie) Ślimaki były rzeczywiście pyszne. Teraz jednak, jeśli pan
pozwoli...
HANDEL O co znowu chodzi?
BACH... zapalę fajeczkę. To jedyny luksus w życiu zwykłego kantora...
(wstaje, wyjmuje z kieszeni spodni fajkę i woreczek z tytoniem, nabija fajkę)
...Za to nie muszę się czepiać niczyjej purpury. Ani uganiać się za cuchnącym
piwem chamem, (podchodzi do świecznika i zapala fajkę fidybusem)
Urodziny królowej mogą mi być obojętne. Właściwie wszystko. A publiczność
nawet przede wszystkim. (wraca na poprzednie miejsce) Moja muzyka należy
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 40 z 57
tylko do mnie.
HANDEL (prycha) A gdzie jest grana?
BACH (puka się w pierś) Tutaj!
HANDEL (śmieje się) Niezbyt okazała ta pańska sala koncertowa.
BACH Za to widownia zawsze pełna, (zakłada surdut i perukę. Ubierając się)
Siedzę sobie w moim pokoiku na plebanii, gdzieś tam hałasują dzieci, żona
śpiewa piosenkę, a ja mogę sobie grać, być szczęśliwy, cieszyć się z jakiegoś
kanonu, jakiejś małej arii. Boska przyjemność. Pan też czasem gra? Tak tylko,
dla siebie, dla zabawy?
HANDEL Nie jestem dzieckiem.
Bach wychodzi na proscenium, pali. Handel chodzi tam i z powrotem.
BACH A mnie wolno niekiedy nim być. Nikt nie dorysowuje mi świńskiego
łba. Ludziom jest wszystko jedno, co jem, kim jestem. Oczywiście, czasem
moja muzyka im się nie podoba. Niekoniecznie ze względów politycznych.
Historia nie interesuje się mną. A i ja nią nie za bardzo. Moi wrogowie są tylko
moimi wrogami. A zamiast ukrywać się przed nimi w twierdzy, wyżebruję
sobie jakiś tytuł. U księcia elektora. On nie jest moim przyjacielem.
Moich przyjaciół wyszukuję sobie sam. I nie ma wśród nich żadnego
cuchnącego piwem chama...
Handel staje jak wryty i wbija wzrok w Bacha.
BACH Nie tarzam się na żadnej kanapie. Nie sprzedaję się. Siedzę za to przy
organach u świętego Tomasza, mam przed oczami moją „Pasję wedhig
świętego Mateusza", widzę wszystko jak na dłoni, świątynię, drogę krzyżową,
słyszę, jak wołają „Hosanna!" i „Ukrzyżujcie go!", jestem tam, na Golgocie.
Nawet bez stosunkowo niewielkiego honorarium...
Handel odwraca się z wściekłością.
BACH (wyjmuje fajkę z ust, ponuro) Oczywiście, pieniędzy z tego nie ma. Ani
grosza, (nagle, krzyczy) Wie pan, ile dostałem za „Pasję według świętego
Mateusza"? Nic, proszę pana. Nic!
HANDEL (odwraca się gwałtownie, wskazuje na Bacha palcem) Dlatego, że
jest pan partaczem, panie Bach!
Obaj zastygają, każdy w swej pozie, jakby ktoś zatrzymał film. Krótko i
energicznie„Alleluja" Kurtyna opada szybko.
Krótko: „Alleluja". Kurtyna idzie w górę. Obaj muzycy trwają nadal w
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 41 z 57
swych pozach.
Wreszcie Handel opuszcza rękę, przeciera oczy. Bach podchodzi do stołu i
wytrząsa fajkę nad talerzem.
HANDEL (powoli) Przepraszam... ja... wcale tak nie uważam... No,
oczywiście, że nie... Pan nie jest partaczem... Ma pan wielki talent... Jest pan
geniuszem... Przepraszam pana...
BACH (wyciąga ku niemu fajkę) Fajeczkę?
HANDEL (niemal nieśmiało) Pan się nie gniewa na mnie?
BACH (chowa fajkę) „Partacz" to jeszcze nic strasznego. Rektor seminarium
świętego Tomasza nazywa mnie brzdąkała.
HANDEL (głucho) Mnie też.
BACH (z przestrachem) Nasz rektor?
HANDEL Wszyscy. Od samego początku. Na przykład mój ojciec. „Nie chcesz
chyba zostać jakimś tam brzdąkała." Pan felczer. Ciągle mi to powtarzał. I ten
szept nadal słychać za naszymi plecami. Chociaż na nasz widok wstają
kardynałowie, królowie podnoszą się z tronów. Brzdąkała, (śmieje się)
Człowiek piętrzy sukcesy, nawet z najmniejszej nuty wyciska jeszcze jakiś
grosz, aż staje się bogatszy niż był kiedykolwiek wielce szanowny tatuś,
pracuje, nic tylko pracuje, niszczy sobie wzrok, ślepnie, ale wciąż -wciąż jest
tylko jakimś tam grajkiem.
BACH (grzecznie) Kiedy będzie następne danie?
HANDEL Ja już się najadłem.
BACH (idzie w głąb sceny) Ale ja jeszcze nie.
HANDEL (zamyślony) Więc pańska rodzina pochodzi z Czech?
BACH (dzwoni) Przybyła stamtąd dwieście lat temu.
HANDEL Moja też.
BACH(dzwoni) Stamtąd pochodzi wielu muzyków.
HANDEL Brzdąkałów.
BACH (dzwoni) Wesoły zawód.
HANDEL (cicho) Ja pana zawsze podziwiałem, panie Bach...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 42 z 57
BACH (idzie w kierunku proscenium) Mnie?
HANDEL Znam każdy pański utwór. Prawie każdą nutę. Te genialne
„Wariacje goldbergowskie"...
BACH Pan już je wcześniej znał?
HANDEL Często je gram. Dla uspokojenia. A pańską muzykę taneczną, kiedy
chcę się rozweselić...
BACH Ale ja przecież nigdy nie pisałem żadnej muzyki tanecznej.
HANDEL Genialną muzykę taneczną, (nuci kilka taktów z „Koncertów
Brandenburskich")
BACH A, „Koncerty Brandenburskie". To taki młodzieńczy figiel.
HANDEL Pańskie preludia. Partity fortepianowe. Kantaty...
BACH (ze zdziwieniem) Pan rzeczywiście zna wszystko.
HANDEL „Pasja według świętego Mateusza". Ta niesamowita „Pasja"...
BACH (z zażenowaniem) Wziąłem trochę z pańskiej „Alrmiry".
HANDEL ...wszystko tam widać jak na dłoni, słychać, jak wołają „Hosanna!" i
„Ukrzyżujcie go", jakby się stało na Golgocie... (śmieje się krótko) W naszej
ojczyźnie będzie pan kiedyś świętym. Piątym ewangelistą. A o mnie nikt nie
powie inaczej jak: the charming brute. Bywalec salonów świata. Tego świata.
Tak będą mówić. Nawet jeszcze na tamtym świecie, (wybucha) A przecież ja
też napisałem „Mesjasza", (opanowuje się) Dobre to wino?
BACH (z miną znawcy) Znośne.
Handel podchodzi do stolika z napojami i pociąga tęgi łyk.
HANDEL (wolno) Pan pewnie się nie boi tamtego świata?
BACH Tego właściwie też nie.
HANDEL Ale że będzie pan ślepy, to się pan boi?
BACH Ja się nie boję. Ja będę ślepy.
HANDEL Nie boi się pan?
BACH Czego?
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 43 z 57
HANDEL Że będzie pan potem zupełnie sam...
BACH Mam rodzinę.
HANDEL Nigdy już nie zobaczy pan żony...
BACH Wiem, jak wygląda.
HANDEL Ta ciemność. Ta cisza...
BACH Dzieci robią wystarczająco dużo hałasu.
HANDEL Koniec z pracą...
BACH Dosyć się już napracowałem.
HANDEL (podchodzi z butelką do stołu) W tym pańskim pokoiku na
plebanii... Tak, gdzieś tam będą hałasować dzieci, pańska żona zanuci
piosenkę... (siada, żałośnie) Ale ja, stary ślepiec, będę siedział sam w moim o
wiele za dużym domu, jeden tylko Schmidt zostanie przy mnie i nadal będzie
mi strzelał drzwiami, wszystko inne przeminie, żadnych sukcesów, żadnych
plajt, żadnego teatru. Wszystko się skończy. Zostanie cisza. Żadnej żony.
Żadnych dzieci...
BACH Trzeba myśleć zawczasu.
HANDEL (podnosi głowę, znienacka) Panie Bach!
BACH (z przestrachem) Proszę?
HANDEL (rozkazującym tonem) Pojedzie pan ze mną?
BACH Do Londynu?
HANDEL Mój dom jest naprawdę bardzo duży.
BACH Mam panu może kopiować nuty?
HANDEL (wstaje) Do tego wystarczy Schmidt. Nie, będziemy sobie
nawzajem pomagać, będziemy rozmawiać, może nawet razem komponować.
Dlaczego nie? Ja to już raz robiłem, dwadzieścia lat temu, wie pan, z tym
Włochem Bononcinim, jeden akt on, jeden ja. Sensacja! Opera była do kitu, ale
kasa pełna...
BACH Panie Handel...
HANDEL (zafascynowany pomysłem przechadza się tam i z powrotem)
Tak, ale najpierw muszę pana nauczyć, jak się postępuje w interesach. Napisać
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 44 z 57
„Pasję według świętego Mateusza" i nie wziąć za to ani grosza - to po prostu
hańba. Na coś takiego sztuka nie może sobie pozwolić...
BACH Panie Handel...
HANDEL Na początek napisze pan oratorium. Z tematem musi pan trochę
uważać. Żeby nie był za bardzo chrześcijański. Żydzi nam nie przyjdą. I nie za
moralny. Bo zniechęcą się damy.
BACH (bardzo głośno) Panie Handel...
HANDEL Ale najważniejsza sprawa to sprzedaż nut. Z tego są największe
pieniądze. Pozna pan mojego wydawcę. Łajdak jak wszyscy wydawcy. Ale
porządny łajdak. Nie taki ulizany oszust, jak ci wasi wydawcy w Niemczech,
(wyciąga rękę) No to jak? Zgoda?
Bach spogląda na wyciągniętą rękę, odwraca się, opiera o stół.
BACH (powoli, sztywno, niemal ze złością) Za późno, proszę pana.
HANDEL (opuszcza rękę, z rozdrażnieniem) Nigdy nie jest za późno.
BACH (cicho) Dwadzieścia lat temu taka propozycja - a zgodziłbym się nawet
kopiować panu nuty...
HANDEL (niecierpliwie) No właśnie... no...
BACH (powoli) Gdybym był wtedy pana poznał...
HANDEL Ale nie poznaliśmy się wtedy...
BACH Ale mogliśmy się byli poznać.
HANDEL (lekko zdenerwowany) Niezbyt często bywałem w Niemczech.
BACH Wystarczająco często. Na przykład siedemnaście lat temu. Był pan
wtedy w Halle. Wysłałem do pana jednego z moich synów z prośbą, by zechciał
pan ze mną porozmawiać. Nawet go pan nie przyjął.
HANDEL Wtedy akurat zmarła moja matka.
BACH A znowu dwadzieścia cztery lata temu...
HANDEL Goniłem wtedy po całej Europie. W kraju byłem tylko parę
godzin...
BACH (siada okrakiem na krześle) I wreszcie ten pierwszy raz, gdzieś w
tysiąc siedemset szesnastym. Pan był już wtedy sławny, przybył pan do
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 45 z 57
Niemiec, sławny pan Handel, z wieczystą dzierżawą sukcesu w kufrze,
(tęsknie) Zobaczyć pana wtedy, móc choć raz z panem porozmawiać...
HANDEL Dlaczego pan tego nie zrobił?
BACH Nie miał pan czasu na rozmowę ze mną. Jak zwykle.
HANDEL (pośpiesznie) Wydaje mi się, że wtedy...
BACH (podsuwa grzecznie)... zmarł akurat pański ojciec?
HANDEL Nie...
BACH Może siostra... może ukochana ciocia...
HANDEL To było... to było... coś tam było...
BACH Nic nie było.
HANDEL Owszem. To było...
BACH Był tylko pan Pach.
HANDEL (prostuje) Bach.
BACH Jakiś tam brzdąkała.
HANDEL Nie miałem czasu. Ja nigdy nie mam czasu.
BACH Dziś wieczór jednak miał pan czas.
HANDEL Dziś wieczór też nie miałem. Już dawno powinienem być w
Dreźnie...
BACH Ale jest pan tutaj.
HANDEL (cicho) Jestem tutaj...
BACH Znalazł pan czas, żeby zaprosić zwykłego kantora na kolację, (zerka
niecierpliwie w stronę drzwi) Co z tą pieczenia...
HANDEL (pogrążony w myślach) Będzie pasztet z dziczyzny.
BACH (radośnie) A do tego pewnie ciężki tokaj?
HANDEL (powoli) Byłem po prostu ciekaw. Chciałem zobaczyć, musiałem
zobaczyć, musiałem zrozumieć, dlaczego taki geniusz jak pan, większy prawie
ode mnie....
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 46 z 57
BACH (protestuje) O nie, proszę pana...
HANDEL... dlaczego taki geniusz jak pan nie odnosi żadnych, ale to żadnych
sukcesów.
BACH (ze złością) Właśnie że teraz otrzymałem znowu zamówienie. Od króla
pruskiego.
HANDEL No nie, jego musi się pan wystrzegać! To skąpiradło.
BACH Trudno, poniosę tę muzyczną ofiarę.
HANDEL (śmieje się) Typowy Bach... (cicho) Typowy... Bach...
BACH (wstaje) Może powinienem jeszcze raz zadzwonić?
HANDEL (cicho) Bałem się. Przez te wszystkie lata.
BACH (zaskoczony) Mnie?
HANDEL Pańskiego nazwiska. Bach.
BACH Czy to nazwisko jest takie straszne?
HANDEL W każdym razie dość częste... tutaj, w kraju... i dość znane.
BACH Jesteśmy sporą rodziną.
HANDEL Olbrzymią.
BACH Cóż, znają nas.
HANDEL Jako muzyków. Każdy Bach jest muzykiem.
BACH Jesteśmy bardzo muzykalni.
HANDEL Bach... wszędzie Bach... a co Bach, to muzyk.
BACH To cecha mojej rodziny.
HANDEL Mojej nie. Handlowie nie są muzykalni.
BACH Pan jest...
HANDEL Jako pierwszy. I ostatni. Jedyny. Bez dzieci. Bez spadkobierców.
Tylko z ojcem, który kijem usiłował mi wybić muzykę z głowy. A przy
wszystkich organach w kraju zawsze siedział ten czy inny Bach. Wystarczyło
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 47 z 57
tak się nazywać, żeby być muzykiem. Modliłem się - wtedy każdej nocy: żebym
ja też był takim Bachem...
BACH (zaskoczony) Pan się o to modlił?
HANDEL (z rosnącym wzburzeniem) A jak oni mają dobrze, ci Bachowie. Ta
myśl nie dawała mi spokoju. Żadnych bogatych ojców. Żadnych dochodowych
domów. Żadnych ojcowskich przykazań, żeby zostać prawnikiem.
BACH Ja bym chętnie został prawnikiem.
HANDEL Tylko muzyka. Takie jest wasze życie. Muzyka. Ciągle tylko
muzyka...
BACH I bieda.
HANDEL Słucham?
BACH Byliśmy biedni, proszę pana. Ja ciągle jeszcze jestem biedny.
HANDEL (z wyraźną obłudą) Wie pan, bieda daje ten wielki blask
wewnętrzny.
BACH Tak mówią wszyscy bogaci.
HANDEL Ja nie byłem biedny. Bo nie byłem Bachem. Ale chciałem zostać
muzykiem. Jako Fryderyk Handel. Ale wszędzie był tylko Bach i Bach - dlatego
uciekłem, za granicę, tam, gdzie nie każdy muzyk nazywa się Bach, wspiąłem
się na wyżyny, niedostępne dla żadnego Bacha, a moja muzyka musiała być
głośna, coraz głośniejsza, musiała zagłuszyć to nazwisko, żeby nic mi go już nie
przypominało. A kiedy przyjeżdżałem do kraju, to najpierw wysyłałem
zwiadowców, żeby tylko pana nie spotkać, każdego gotów byłem przyjąć, tylko
nie Bacha, kazałem skreślić to nazwisko z listy odwiedzających, grubą czarną
krechą, i tylko czasem, w nocy, potajemnie, przegadałem pańskie nuty, te
genialne nuty, i znowu, tak jak dawniej, modliłem się: żebym ja był takim
Bachem! (przyciska pięści do czoła) To nazwisko... Nie mogłem go z siebie
wydrzeć. Tego upiora. Najgorszego ze wszystkich. Wiedziałem, że będzie mnie
prześladował nawet jeszcze w mojej ciemności, (opuszcza ramiona) Teraz
dopiero to się skończyło. Upiór zniknął, (spogląda na Bacha) Teraz na jego
miejscu stoi człowiek. Pan, panie Bach. Żadnych manier. Żadnych sukcesów.
Najlepszy surdut już dwa razy nicowany. I właśnie ten obraz zabiorę ze sobą w
ciemność. A gdyby i tam jeszcze nazwisko Bach kołatało mi się po głowie, to
będę miał przed oczami pana, poczciwinę, który przy moim stole jadł
pierwszego i ostatniego ślimaka w życiu. Zwykłego kantora od świętego
Tomasza.
BACH (po chwili) Czy po to przyjechał pan do Lipska?
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 48 z 57
HANDEL Moja modlitwa brzmi teraz tak: Dzięki ci, że jestem Handlem.
Tylko Handlem. Ale za to sławnym na całym świecie.
BACH (powoli) Ja też się już nieraz o to modliłem.
HANDEL O co?
BACH Żebym tak był tym sławnym Handlem...
HANDEL O to się pan modlił?
BACH Królem muzyki...
HANDEL (z ukłonem) Który chyli czoło przed królem.
BACH (przygląda mu się, lodowato) Niżej, panie Handel!
HANDEL (prostuje się gwałtownie) Proszę pana!
BACH (pogardliwie) Ja też znam pańską muzykę. Każdą jej nutę, która tam,
w Londynie, rozdziera ludziom bębenki w uszach.
HANDEL Zdaje się, niezbyt wysoko ją pan ceni.
BACH No, może „Almirę". Przyjemna rzecz.
HANDEL (bełkocze) Przyjemna rzecz...
BACH Przydała mi się do mojej „Pasji"
HANDEL (wstrząśnięty) Powiedział pan przedtem, że mnie pan podziwia.
BACH Pańskie sukcesy.
HANDEL Ale przecież ciągle chciał pan mnie zobaczyć, choć raz
porozmawiać ze mną...
BACH Byłem ciekaw. Chciałem zobaczyć, musiałem zobaczyć, po prostu
musiałem zrozumieć, dlaczego taka miernota jak pan ma takie powodzenie...
HANDEL (z oburzeniem) Panie Bach!
BACH (tęsknie)Choć raz odnieść taki sukces jak pan. Być nazwanym królem
muzyki. Choć raz rzucić się w ramiona władzy i doznać jej uścisków. Tarzać się
z nią na kanapie, którą jest sukces...
HANDEL (głośniej) Panie Bach!
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 49 z 57
BACH Choć raz być żarciem rzuconym publiczności słyszeć jej okrzyki- niech
żyje kochany Saksończyk Bach!
HANDEL (wrzeszczy) Panie Bach!
BACH Być zeżartym przez tę bestię, tę zgraję...
HANDEL (głucho) Panie Bach!
BACH (krzyczy) Choć raz przeżyć taki sukces! Grając tak nędzną muzykę!
HANDEL (podchodzi do stolika z napojami) Muszę się napić wódki.
BACH Siedzę w tym swoim pokoiku na plebanii, hałas w całym domu, dzieci
wrzeszczą, żona śpiewa ciągle tę samą piosenkę, zatykam sobie uszy,
zagrzebuję się w muzykę, w te moje śmieszne muzyczne zabawy...
HANDEL (podnosi kieliszek) Za pańską genialność! (wypija)
BACH (stuka się palcem w pierś) ... a moją „Pasję według świętego
Mateusza" słychać tylko tutaj. Wciąż tylko tutaj. Za to pańską muzykę gra cały
świat.
HANDEL (wychyla drugi kieliszek) Za moją muzykę! (nalewa)
BACH Myślałem o tymi myślałem. Ten toma powodzenie, ten Handel A jak
dobrze mu się przy tym żyje. Ten spokój. Żadnej żony. Żadnych dzieci. A jeśli
nawet kiedyś oślepnie tak jak ja, o ile oślepnie, to przecież on widział już cały
świat, a ja jeszcze nic. Zwykły kantor od świętego Tomasza. O wiele większy
geniusz niż on.
HANDEL (podchodzi z kieliszkiem wódki) Kieliszek wódki?
Bach chwyta kieliszek, wychyla chciwie, krztusi się i kaszle okropnie.
HANDEL Czy to znaczy, że pan mi zazdrości?
BACH (rzęzi) Ja...
HANDEL (klepie go po plecach) No, no...
BACH (rzęzi) Ja...
HANDEL Głęboki wdech i ręce do góry...
BACH (podnosi ręce do góry, wciąga głęboko powietrze) Ja się duszę z
zazdrości.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 50 z 57
HANDEL (uszczęśliwiony) Największy komplement w moim życiu!
BACH (budzi się jak z transu, opuszcza ręce) Przepraszam... poniosło mnie....
przepraszam...chyba już sobie pójdę...
HANDEL (zdziwiony) A to dlaczego?
BACH (bełkocze) Tak będzie lepiej... pójdę sobie...
HANDEL Ale, zdaje się, pan jest jeszcze głodny...
BACH (cicho) Ja zawsze jestem głodny.
HANDEL (z przyjazną stanowczością) No to trzeba coś zjeść.
BACH Pan się na mnie nie gniewa?
HANDEL (idzie w głąb sceny) Jesteśmy kwita, panie Bach. (dzwoni) Ja
podziwiam pana. Pan mnie nie. (dzwoni) Pan jest zwykłym kantorem. Ja
jestem wielkim Handlem. Koniec. Kropka, (dzwoni) Czysty rachunek. Bardzo
prosta zasada. Można ją stosować nieskończoną ilość razy. (podchodzi do
klawesynu) Ale ja już się nie boję Bacha. Który do tego jeszcze tak mi
zazdrości. Nie boję się już tego nazwiska, (improwizuje motyw „Alleluja",
śmieje się) A jeszcze wczoraj na jego dźwięk dostałem ataku szału, (gra coraz
energiczniej) No, bo przyjeżdżam, proszę pana, do kraju, pewnie ostatni raz,
jadę przez Halle, jeszcze raz dane mi jest je zobaczyć, zatrzymuję się przy
katedrze, wchodzę, siadam przy organach, mam ochotę coś zagrać, może kilka
taktów z mojego „Mesjasza", mam przed oczami Londyn, widzę, jak tam ludzie
wstają, z królem na czele, no więc gram, gram, a tu z tyłu podkrada się
kościelny, staje za mną, patrzy, ja dalej gram...
BACH Trochę za głośno.
HANDEL (gra jeszcze głośniej) ...wtedy on mówi... ma czelność powiedzieć...
kościelny z mojego rodzinnego miasta... mówi...
Drzwi otwierają się. Schmidt wnosi pasztet, patrzy w stronę klawesynu.
SCHMIDT (radośnie) Jak pan cudownie gra, panie Bach!
HANDEL (obraca się, krzyczy) Ty kundlu!
SCHMIDT (ze strachu upuszcza pasztet) Panie Handel!
Handel rzuca sięna niego, dusigo, spycha w stronę schodów. Bach biegnie za
nim i odciąga Handla. Wracają na środek sceny.
HANDEL (dyszy) Jednak to nazwisko ciągle mnie jeszcze trochę denerwuje.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 51 z 57
BACH (z wyrzutem) Chciał pan udusić Schmidta.
HANDEL Chciałem go tylko zrzucić ze schodów. Tak jak tego kościelnego.
Schmidt podchodzi do nich, również dysząc.
SCHMIDT (dysząc, ale starając się zachować godność) To było ostatni raz,
panie Handel!
BACH (uspokajająco) Pan Handel nie chciał panu zrobić nic złego.
SCHMIDT Udusić mnie chciał. Jak zwykle.
BACH Małe nieporozumienie.
SCHMIDT Ja bardzo dobrze rozumiem pana Handla.
BACH Przypływ złego humoru.
SCHMIDT Trwający już trzydzieści lat.
BACH Pan Handel bardzo żałuje.
SCHMIDT Niczego nie żałuje mister Handel. Taki jest zawsze.
Nieopanowany. Potwór. Tak się dzieje, kiedy ktoś odnosi same tylko sukcesy.
Za dużo sukcesów. Za dużo pieniędzy. Za dużo sławy...
BACH Niech pan się uspokoi!
SCHMIDT (krzyczy) Kiedy ktoś dostaje zawsze to, co chce...
BACH Kieliszek wódki?
SCHMIDT (ciszej) Pan jest inny, panie Bach. Biedny. Ale porządny. To
widać od razu po pańskiej grze. To jest sztuka. Tak samo porządna jak pan.
(rzuciwszy nienawistne spojrzenie na Handla) A co do pana Handla, to
bardzo poważnie zastanowię się nad wypowiedzeniem...
HANDEL (wzdryga się, trwożnie) Schmidt.,.
SCHMIDT Na razie życzę panom smacznego... (idzie z królewską godnością
w stronę drzwi, które zamyka ostentacyjnie wolno i cicho. Bach i Handel
patrzą w napięciu w tamtą stronę. Ale huku nie słychać.)
HANDEL (cicho) Nawet nie trzasnął drzwiami, (opada na fotel) Jeśli
odejdzie... na zawsze., jedyny człowiek, jaki mi pozostał... kiedy się zestarzeję...
bezradny... ślepy...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 52 z 57
BACH (pocieszająco) Zostanie.
HANDEL (kiwa głową) Chyba tak... na pewno... dotąd po każdym
wypowiedzeniu zostawał...
BACH (idzie w głąb sceny) Szkoda tego pasztetu!
HANDEL (zamierza wstać) Trzeba posprzątać...
BACH Ja to zrobię.
HANDEL Zadzwonię na Schmidta...
BACH Wtedy to już na pewno odejdzie.
HANDEL Ale niech się pan nie fatyguje...
BACH Przyzwyczajony jestem do pracy, (zbiera resztki pasztetu)
Handel siada z powrotem.
HANDEL (cicho) Za wiele sukcesów. Za wiele pieniędzy. Za wiele sławy.
Schmidt ma rację. Jestem potworem. Widać to po mojej muzyce.
BACH Ma powodzenie.
HANDEL (trwożliwie) Ale przecież w gruncie rzeczy nie jest taka zła?
BACH Może trochę za głośna
HANDEL (upiera się) Ale „Mesjasz" nie.
BACH Zwłaszcza „Mesjasz" Te „Alleluja"...
HANDEL W pańskiej muzyce też nie wszystko mi się podoba
BACH Ale za głośna nie jest
HANDEL Moja też nie.
BACH Zawsze.
HANDEL (wrzeszczy) Tak mówią tylko moi wrogowie... (wzdryga się)
BACH No i znowu się pan denerwuje, (kładzie resztki pasztetu na stole,
próbuje) Migdały. Szkoda.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 53 z 57
HANDEL (wstaje z trudem) Czuję, że muszę się napić szampana
BACH (pożądliwie) Prawdziwego szampana?
HANDEL (podchodzi do stolika z napojami) To mój ulubiony trunek.
BACH Mój też.
HANDEL Piję go codziennie Stać mnie na to.
BACH (wzdycha) Mnie nigdy
HANDEL (wybiera butelkę Śmieje się) Biedny. Ale porządny.
BACH (posępnie) Zawsze już tak będą mówić. Przez całą wieczność. Biedny,
porządny pan Bach. Widać to po jego muzyce.
HANDEL A o mojej miłości do szampana będzie się jeszcze opowiadać, kiedy
moje opery dawno już będą zapomniane. The charming brute. Po wszystkie
czasy.
BACH (ze złością) A przecież pisałem też muzykę taneczną.
HANDEL (ze złością) A ja napisałem „Mesjasza".
BACH (podchodzi do klawesynu) Naszych wielbicieli to nie interesuje.
HANDEL (żarliwie) Niech nas Pan Bóg broni przed naszymi wielbicielami.
BACH (siada przy klawesynie) Chcą dobrze.
HANDEL (wzdycha) To jest właśnie najgorsze.
Bach improwizuje, bardzo dyskretnie, motyw „Alleluja".
HANDEL (nadstawia ucha) Mój „Mesjasz".
BACH To rzeczywiście niezłe.
HANDEL Ale proszę trochę głośniej...
BACH Tak jest wystarczająco głośno.
HANDEL Ale przecież tak to w ogóle nie słychać muzyki. Pozwoli pan, że ja
teraz zagram...(stawia butelkę na klawesynie i siada do instrumentu.
Zaczyna grać, bardzo energicznie, kanon Bacha) Tak to musi brzmieć. Tak to
dopiero brzmi
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 54 z 57
BACH (nadstawia ucha) Mój kanon!
HANDEL Zachwycający
BACH Ale proszę trochę ciszej...
HANDEL Przecież to musi być słychać.
BACH Kto chce, to usłyszy
HANDEL Zawsze słucha się tego, kogo chce się usłyszeć. Bacha albo Handla.
Handla. Albo...(przerywa grę) Gdyby nas obu ceniono, powstałaby
najwspanialsza muzyka na świecie. (wstaje, bierze butelkę i idzie z nią w
stronę fotela) Ale kto lubi kantora od świętego Tomasza, ten będzie
nienawidził potwora z Londynu. A kto podziwia potwora, ten kantora nie
zrozumie nigdy. Zawsze będą mówić, że tamten, ten drugi - o, to jest
prawdziwy geniusz...
BACH Zawsze ten drugi.
HANDEL Przez całą wieczność.
BACH Wieczność.
HANDEL To ona robi z nas naturalnych wrogów. (odkorkowując szampana)
Za naszą wieczną wrogość, panie Bach!
BACH No wie pan.
HANDEL Fryderyk.
BACH Proszę?
HANDEL Mam na imię Fryderyk. -
BACH (mamrocze) Jan Sebastian.
HANDEL (wstaje) Ci, których wieczność skazuje na wrogość, przynajmniej
za życia powinni być przyjaciółmi. Zdrowie, Janie Sebastianie!
BACH (nieśmiało) Panie Handel...
HANDEL (dobrotliwie) Fryderyku.
BACH (zacinając się) Fryderyku... Ja bym też się chętnie napił...
HANDEL (przez chwilę zdezorientowany, potem pośpiesznie) A,
oczywiście... naturalnie, panie Bach...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 55 z 57
BACH (dobrotliwie) Janie Sebastianie.
HANDEL Janie Sebastianie... oczywiście (podchodzi do stolika z napojami)
BACH (oblizuje się) Prawdziwy szampan.
HANDEL (napełnia dwa kieliszki) Najwspanialsza muzyka na świecie - to już
ktoś kiedyś powiedział, o mnie i o Bononcinim...
BACH Znakomity kompozytor.
HANDEL Średni. Ale nasz pojedynek był rzeczywiście wspaniały.
BACH Pan się z nim też...
HANDEL (karcąco) Janie Sebastianie.
BACH .. .Z nim też się pojedynkowałeś?
HANDEL Z Bononcinim. Tak. Na opery. On jedną, ja jedną, on znowu jedną,
ja znowu jedną, i tak przez kilka sezonów. Na moje przedstawienia
przychodzili jego przyjaciele, żeby mnie wygwizdać, a znowu na jego moi
wrogowie, żeby go oklaskiwać, kapitalna zabawa.. Teatr oczywiście pełny, kasy
pękały w szwach. Jego oklaskiwano, mnie oklaskiwano... (urywa)
BACH (z przestrachem) Co ci jest?
HANDEL (powoli) Mnie oklaskują. Ciebie oklaskują...
BACH (smutno) Mnie nie.
HANDEL Mnie też coraz rzadziej. Ale kiedy teraz obaj staniemy do
pojedynku...
BACH (przerażony) Fryderyku...
HANDEL Jak niegdyś ja i Mattheson. Nie masz pojęcia, jak potem całe
miasto waliło na tę jego nudną „Kleopatrę".
BACH (trwożnie) Ja się nie chcę pojedynkować.
HANDEL Naszą bronią będą opery.
BACH Ja nie piszę oper.
HANDEL Nauczysz się. To bardzo proste. Miłość kwitnie - dur. Śmierć
nadchodzi-moll. I na finał chór.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 56 z 57
BACH W Lipsku nie ma opery.
HANDEL W Lipsku? Twoje opery będą wystawiane w Londynie. W Paryżu.
W Wenecji. Zawsze zaraz po mojej operze. A w przerwie - oratorium. Dla
uspokojenia.
BACH (wije się) No, naprawdę nie wiem...
HANDEL Ma być pojedynek i basta! W końcu my też musimy coś z tego mieć,
a nie tylko jakaś tam wieczność...
BACH Skoro tak uważasz...
HANDEL Sztuka to walka. A interesy co? Też walka. No więc walczmy! Naszą
bronią! Na początek wystawię twoją ,,Pasję według świętego Mateusza".
BACH (rozbrojony) W Londynie.
HANDEL (z namysłem) Temat jest typowo chrześcijański. Żydzi nam nie
przyjdą. I bardzo moralny. To zniechęci damy. (wzrusza ramionami) Jakoś to
będzie. Dopiszę hymn na cześć króla.
BACH A ja wystawię tu „Mesjasza".
HANDEL W twoim kościele?
BACH Albo tam, w Halle.
HANDEL (cicho, tęsknie) W mojej ojczyźnie.
BACH (zastanawia się) Jest trochę świecki, trochę operowy...
HANDEL (podaje mu kieliszek) Twój kieliszek, Janie Sebastianie!
BACH (bierze kieliszek, mocno) Dziękuję, Fryderyku.
Wypijają na krzyż, trącają się uroczyście kieliszkami i podchodzą do rampy,
każdy w innym rogu sceny. Wyciemnienie, tylko BACH i HANDEL widoczni
w „punktówkach". Zwróceni w stronę widowni.
HANDEL Szkoda, że nasze spotkanie nie było możliwe, Janie Sebastianie.
BACH Było niemożliwe, Fryderyku.
HANDEL Byłaby to wielka chwila.
BACH Ale już nie nastąpi.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 57 z 57
HANDEL (wzdycha) Szkoda.
BACH Wielka.
HANDEL Że nie zagrają tu „Mesjasza".
BACH A w Londynie „Pasji według świętego Mateusza".
HANDEL (lubieżnie) Największa rozpusta teatralna, jaką znam.
BACH A ty byłbyś od pierwszego alleluja świętym...
HANDEL ... ewangelistą...
BACH ... szóstym...
HANDEL (intonuje z mocą) Alleluja... (odchodzi w natchnieniu w ciemność)
Odzywają się chóry z „Mesjasza" śpiewające „Alleluja".
BACH (podnosi ramiona, wzdycha) Znowu zdecydowanie za głośno.
Chóry rozbrzmiewają pełnym głosem.
Kurtyna.
Koniec