samotnaplaneta8off





Samotna Planeta 8

body { font-family: Tahoma; font-size: 13pt; letter-spacing: 1; vertical-align: 0;
color: #FFFFCC; text-align: Left; line-height: 120%;
text-indent: 60; word-spacing: 1; margin-left: 20;
margin-right: 20; margin-top: 0 }
.cdn { font-family: Verdana; font-size: 15pt; color: #FFCC66; letter-spacing: 1;
text-align: Right; vertical-align: 8; font-style: italic;
font-weight: bold }
.part { font-family: Verdana; color: #FFCC66; font-size: 15pt; letter-spacing: 1;
text-indent: 20; font-style: italic; font-weight: bold }
.author { font-family: Verdana; font-size: 16pt; color: #66CCFF; letter-spacing: 2;
text-align: center; vertical-align: 8 }
.title { font-family: Verdana; font-size: 18pt; color: #66CCFF; line-height: 2;
text-align: center; letter-spacing: 4; font-weight: bold }



Samotna Planeta
Autor: Shantara Chavez
CZĘŚĆ ÓSMA-DRUGA SZANSA
W panującą wokoło nieprzeniknioną ciemność, nagle wdzierać zaczęły się refleksy światła. Jego ostrość paliła nieprzyjemnie w oczy. Stawało się coraz jaśniejsze. Na jego tle odróżniały się zamazane cienie. Przypominały swym zarysem sylwetki ludzkie. Na przemian oddalały się i przybliżały. Wydawało się, że mają jakiś cel, że są inteligentne. Ich działanie było zaplanowane, mimo, że w pierwszej chwili ich ruch wydawał się chaotyczny. Im dłużej się na nie patrzyło, tym bardziej przypominały ludzi. Były jednak zbyt niewyraźne, by można było stwierdzić, czy to ludzie. Równie dobrze mogły być tylko cieniami na ścianie, dzielącej świat materii od krainy nicości.
Absolutną cisze panującą w ciemności przenikać zaczęły jakieś dźwięki. Z początku były niewyraźne i stanowiły jedynie szmer. Stopniowo nabierały na intensywności, przez co stawały się wyraźniejsze. Nieprzyjemnie wdzierały się do umysłu. Cisza była kojąca, a dźwięk mącący ją był jak cierń wbijany w ucho. Z każdą chwila stawał się wyraźniejszy, jakby się przybliżał. Jego źródło jednak było nieruchome. Szum formował się w wypowiedzi, one w zdanie, a te w konkretne słowa.
- Budzą się - oznajmił męski głos.
- W jakim są stanie? - zapytał kobieta.
- Fizycznie w dobrym - odpowiedział mężczyzna - Psychicznie trudno ocenić. Więcej będę mógł
powiedzieć kiedy się obudzą.
- Chciałabym jako pierwsza z nimi porozmawiać - oznajmiła kobieta.
Rozległ się dźwięk przypominający rozsuwanie się drzwi. Ktoś wszedł do
pomieszczenia, w którym się znajdowali. Kroki zbliżyły się. Osoba, która weszła, zatrzymała się na wysokości, skąd dobiegał kobiecy głos. Kiedy przybysz przemówił okazało się, iż także należy do płci pięknej.
- Jak wygląda sytuacja - zapytała pierwsza kobieta.
- Udało nam się odzyskać zapisy z sensorów promu - odpowiedziała druga - Jednak niewiele
tego jest. Większość uległa zniszczeniu. Z promu pozostał tylko złom.
- Co się tam wydarzyło? - zapytała pierwsza z kobiet.
- Wygląda to na atak - odpowiedziała druga.
- Inny statek? - zapytała pierwsza.
- Nie sądzę - usłyszała w odpowiedzi - Wygląda raczej na atak jakichś istot. Gdybym miała
zgadywać, uznałabym to za atak istot energetycznych.
- Istoty energetyczne? - w głosie pierwszej z kobiet słychać było zaciekawienie badacza -
Doktor twierdzi jednak, że nastąpił też atak psychiczny.
- Jeśli pozwoli mi pani coś zasugerować, to być może wyjaśnię tę sytuację - wtrącił się
mężczyzna.
- Oczywiście doktorze - powiedziała pierwsza z kobiet - Niech pan mówi.
- Porucznik Torres może mieć rację - rzekł mężczyzna - Nie można wykluczyć, iż istoty
energetyczne posiadały jakąś formę inteligencji. Przy pomocy impulsów elektrycznych, mogły zakłócić pracę mózgu komandora i porucznik Vansen.
- To brzmi nawet logicznie - odezwał się nowy głos.
Mężczyzna, który przemówił, musiał przez cały czas znajdować się w pomieszczeniu. Do
tej pory przysłuchiwał się jedynie dyskusji. Stał w oddaleniu od reszty ludzi obecnych na sali. Jego głos, zaś pełen był spokoju. Nie zdradzał najmniejszego cienia zaciekawienia, czy innych odczuć.
- Proszę wyjaśnić panie Tuvok - powiedziała pierwsza z kobiet.
- To proste kapitanie - oznajmił Tuvok - Jeśli istoty rzeczywiście były inteligentne i
uznały prom za zagrożenie, chciały wyeliminować go wraz z załogą. Dlatego zaatakowały zarówno prom jak i komandora wraz z porucznik Vansen.
- Sądzicie więc, że ten dziwny odczyt, którego przyczynę zbadać mieli komandor i porucznik,
to kolonia energetycznych form życia? - podsumowała kobieta, którą tytułowano kapitanem.
- Wszystko na to wskazuje - odpowiedziała porucznik Torres.
- Zapewne będzie pani chciała się temu przyjrzeć z bliska - starał się przewidzieć reakcję
kobiety Tuvok.
- Ciekawość podpowiada mi takie rozwiązanie - powiedziała kapitan - Jednak te istoty
wyraźnie nie życzą sobie naszych wizyt. Powinniśmy to uszanować. Na razie poczekamy i
sprawdzimy w jakim stanie są poszkodowani. Jeśli ich kondycja psychiczna, będzie równie dobra jak psychiczna, odlecimy. Nie zamierzam się naprzykrzać energetycznym formom życia. Wystarczy, że już jesteśmy w tym kwadrancie niechcianymi gośćmi. Mimo wszystko chciałabym, żeby obejrzał pan te zapisy. Może znajdziemy inne wyjaśnienie. Pani zaś, niech postara się odzyskać z promu ile się da.
- Tak jest kapitanie - odpowiedzieli chórem.
Drzwi się ponownie rozsunęły. Dwie pary kroków oddaliły się. W pomieszczeniu
pozostała jedynie kobieta, którą nazywano kapitanem oraz mężczyzna zwany doktorem.
- Niech pan ich obudzi! - rozkazała kobieta.
- Uprzedzam, że mogą być trochę zdezorientowani - powiedział EMH - Mogą też mieć kłopoty z
pamięcią. Z czasem wszystko jednak wróci do normy. Kogo budzimy jako pierwszego?
- Komandora - zdecydowała kapitan.
Poczuł coś zimnego na swojej szyi. Potem w całym jego ciele nastąpił gwałtowny przypływ energii. Otworzył oczy. Pierwsze co ujrzał to sufit nad sobą. Zaraz potem obraz ten przesłoniły twarze dwóch osób, które pochylały się nad nim. Jedną z tych osób był mężczyzna w średnim wieku. Miał widoczną łysinę pośrodku głowy, okalaną wianuszkiem ciemnych włosów. Jego ciemne oczy badawczo wpatrywały się w leżącego. Ubrany był w dziwny strój, który patrzącemu wydawał się oficjalny i mało naturalny. Podobną odzież miała na sobie kobieta. Jedyną różnicą był kolor stroju na wysokości ramion. Mężczyzna miał w tym miejscu ubranie koloru niebieskiego, kobieta zaś czerwonego. Była w średnim wieku. Jej twarz jednak nadal nosiła wszelkie znamiona urody. Włosy upięte miała do tyłu. Wzrokiem pełnym ciepła patrzyła na leżącego. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy ten otworzył oczy.
- Gdzie jestem? - zapytał lekko oszołomiony pacjent - Kim wy jesteście? Kim ja jestem?
- Spokojnie - powiedziała kobieta - Jesteś bezpieczny. Nazywam się Kathryn Janeway. Jestem
kapitanem okrętu Gwiezdnej Floty USS Voyager. Znajduje się pan w ambulatorium tego okrętu. Nazywa się pan Chakotay. Jest pan moim pierwszy oficerem i przyjacielem. Obecnie jest pan chory i może nie pamiętać wielu rzeczy.
- Na co jestem chory? - zapytał.
- Doktor próbuje to ustalić - odpowiedziała - Przypuszczamy, że prom, którym leciał pan
wraz z oficerem naukowym, został zaatakowany.
- Istoty energetyczne... - westchnął mężczyzna.
- Tak - potwierdziła Janeway - Podejrzewamy, że to one zaatakowały prom. Pamięta pan to?
- Nie - odparł - Słyszałem jak ktoś o tym rozmawiał.
- To my rozmawialiśmy - uśmiechnęła się kapitan - Ja, doktor, Tuvok nasz szef ochrony, oraz
główny inżynier B'Elannna Torres, która bardzo się niepokoi o stan zdrowia pana i Gail.
- Gail? - zapytał.
- Tak - rzekła Janeway wskazując na łóżko obok - To właśnie ona jest oficerem naukowym, z
którym pan podróżował.
- Jak się czuje? - machinalnie zapytał mężczyzna.
- Jest w takim samym stanie jak pan - wyjaśnił doktor - Za chwilę ją również obudzimy.
- Co z moją pamięcią? - zapytał pacjent.
- Według mojej opinii - powiedział EMH - pańska pamięć wróci do poprzedniego stanu z czasem.
Musi pan być cierpliwy.
- Załoga i ja - przerwała kapitan - chętnie pomożemy. Opowiemy wam obojgu, o waszym życiu.
Dobrym pomysłem byłoby też, żebyście przejrzeli nasze dzienniki pokładowe i bazę danych. Może to przyspieszy proces dochodzenia do siebie. Na razie dostaniecie oboje miesiąc urlopu. Doktorze proszę obudzić porucznik Vansen.
Mężczyzna wykonał posłusznie rozkaz. Kobieta leżąca na drugim łóżku otworzyła oczy. Widok musiał ją przestraszyć gdyż wydała z siebie jakiś dźwięk poczym gwałtownie się podniosła i próbowała uderzyć doktora. Chakotay zdziwiła się widząc jak jej ręka przechodzi prze lekarza jakby ten był duchem.
- Uspokój się - przemówiła do kobiety kapitan. - Jesteś w ambulatorium. Nic ci nie zrobimy.

Zdezorientowana porucznik Vansen popatrzyła na doktora jak na zjawę. Potem usiadła. Jej wzrok spoczął na kapitan. Janeway zauważyła, że obydwoje pacjentów przygląda się EMH.
- To hologram - wyjaśniła.
- Gdzie je jestem? - wysyczała Gail.
- Jesteś na pokładzie statku Gwiezdnej Floty, o nazwie USS Voyager. Jestem kapitanem tego
statku. Ty zaś jesteś moim oficerem naukowym. Nazywasz się Gail Vansen. Masz stopień porucznika. Podczas ostatniej misji mieliście z komandorem kontakt z istotami energetycznymi. W waszym mózgu nastąpiło uszkodzenie. Straciliście pamięć. Jest to proces odwracalny. Z czasem będziecie pamiętać coraz więcej.
- Skąd mam wiedzie, że nie kłamiesz? - syknęła przez zaciśnięte zęby Gail.
- Przekonasz się o tym kiedy doktor pozwoli wam opuścić ambulatorium. W tej chwili musisz
mi zaufać.
- Pani wybaczy - przerwał doktor - Chciałbym przeprowadzić kilka badań.
- Wrócę później - oznajmiła kapitan.
Po kilku godzinach testów, doktor miał dosyć oporów Gail i ciągłych pytań Chakotaya. Obiecywał sobie, że jak najprędzej pozbędzie się tych pacjentów. Miał nawet zamiar ich uśpić, jednak uznał, iż byłoby to nieetyczne. Ostatecznie udało mu się zakończyć pracę, która w innych okolicznościach sprawiłaby mu mniej trudności. Kiedy jednak wszystko zostało zrobione zdał sobie sprawę, że ze względu na obecność tej dwójki, nie może się wyłączyć. Był zrezygnowany. Wiedział, że natręctwo pacjentów wynika z ich zdezorientowania i nudy, jaka ich ogarnia. Doktor nie potrafił zorganizować im żadnej rozrywki. Nie miał ochoty na konwersacje, jednak tylko to przychodziło mu do głowy. Pomaszerował więc do pacjentów w duchu prosząc, żeby byli zmęczeni. Jednak ci zdawali się mieć niepożytą energię.

- Jeśli chcecie mogę wam teraz trochę o poopowiadać - oznajmił - Nie jestem dobry w
przekazywaniu opowieści, jednak mogę spróbować. Macie jakieś pytania.
- Całe mnóstwo - krzyknęła Gail.
- Nie wiemy kim jesteśmy ani jak wygląda nasze życie - powiedział komandor - To oczywiste,
że mamy pytania.
- Tego się obawiałem - z kwaśną miną powiedział doktor - Opowiem więc o was. Od czego mam
zacząć?
- Od początku - oznajmiła z ironią w głosie Gail.
- Znajdujemy się na pokładzie USS Voyagera. - rozpoczął doktor. - Od pięciu lat jesteśmy w
kwadrancie delta. Przeniosła nas tutaj potężna istota o nazwie Opiekun. Od tego czasu próbujemy wrócić do domu. Pan wraz z kilkoma innymi załogantami należał wcześniej do Maquis. Tam walczył pan o wolność swoje planety. Długo by o tym opowiadać. Poczyta pan na ten temat informacji z naszej bazy danych. Od kiedy pan trafił na Voyagera jest pan sumiennym oficerem. Później przyniosę panu dane dotyczące pańskiego pochodzenia i przebiegu służby. Teraz powiem dalej o nasze podróży. W jej drugim roku natrafiliśmy na dziwną planetę, zamieszkaną przez bardzo potężną rasę. Bardzo obszerne informacje na ten temat znajdują się w naszej bazie danych. Rasa ta bowiem uznana została za śmiertelnie niebezpieczną. Na tamtej planecie znaleźliśmy panią. Po uwolnieniu się z ich więzienia dołączyła pani do załogi. Dzięki współpracy ze mną i z kapitan zdobyła pani bardzo bogatą widzę. Potem awansowała pani do rangi głównego oficera naukowego, jedynego jaki pozostał na Voyagerze po pewnej misji. Dalszy przebieg pozna pani z akt. Co do waszych prywatnych spraw to nie wiem zbyt wiele. Z tego co mi wiadomo byliście przyjaciółmi. Oprócz tego pani bardzo silnie związana była z rodziną Parisów. Jest pani matką chrzestną ich córki. Pan zaś ma zostać ojcem chrzestnym ich młodszej córki, która urodzi się za pół roku. Starsza córka ma na imię Gail Kathryn, na cześć pani i kapitan. Jeśli już mowa o kapitan Janeway to jest ona pana dobrą przyjaciółką. Panią zaś bardzo ceni. Powinienem jeszcze wspomnieć o Kes. Jest z panią silnie związana. Uratowała jej pani życie. Kiedy jej zdolności zaczęły się niespodziewanie gwałtownie rozwijać, dzięki swoim umiejętnościom telepatycznym opanowała pani sytuację. Zahamowała pani jej rozwój ratując ją tym samym przed nieznanym losem. Niestety w wyniku tego zajścia straciła pani własne zdolności. Kes jest moją pomocnicą. Niedługo wróci do pracy. Uznałem więc, że powinienem o tym wspomnieć. Pozostałe informacje lepiej przekażą wam inni. Macie może jakieś pytania.
- Kim są Parisowie? - zapytała Gail.
- Tom i B'Elanna Paris - uśmiechnął się doktor - On jest sternikiem, ona głównym inżynierem.
Od roku są małżeństwem. Jego znała pani jeszcze z kwadrantu alfa. Trudno mi jednak określić co was wtedy łączyło. Z nią zaprzyjaźniła się pani już w delcie. B'Elanna należała do załogi Maquis wraz z panem. Kiedy znalazła się na Voyagerze nic nie wskazywało na to, że ona i Tom Paris zostaną parą. Jednak tak się stało. Razem są od jakiś trzech lat. Kiedy ponad rok temu B'Elanna dowiedziała się, że jest w ciąży postanowili się z Tomem pobrać. Niedługo pewnie przyjdą was odwiedzić. Na razie zabroniłem wizyt. Jeśli chcecie możecie przejrzeć wasze dane.
Przez następnych kilka dni Gail i Chakotay przeczytali każdą pozycję dotyczącą ich osób w sposób bezpośredni i pośredni jaka znajdowała się w bazie danych. Odbyli też rozmowę z kapitan i drugim oficerem Tuvokiem. Doktor wykonał wszystkie możliwe testy. Ostatecznie stwierdził, że nic więcej nie może zrobić. Pacjenci są zdrowi i mogą powrócić do swoich zajęć. Tuvok osobiście odprowadził ich do ich kwater.
Chakotay znalazł się w miejscu, którego zupełnie nie pamiętał. W ambulatorium oglądał plan statku, jednak kiedy z Tuvokiem przemierzali korytarze, nie mógł się zorientować gdzie są. Czuł się przerażony perspektywą samotnego poruszania się po statku. Kwatera również wydawała mu się nowa. Oglądał każdy jej szczegół bardzo starannie. Nic jednak nie wywoływało w nim żadnych emocji. Ani jedno wspomnienie nie wracało od jego umysłu. Im bardziej się starał przypomnieć sobie cokolwiek tym gęstsza mgła przesłaniała przeszłość. Bezradnie krzątał się po kwaterze. Szukał jakiegoś punktu zaczepienia dla swego umysłu. Kiedy tak krążył w poszukiwaniu własnych wspomnień nagle odezwało się coś jakby dzwonek do drzwi. Komandor podszedł do nich w celu zbadania tego dźwięku. Kiedy stanął tuż przy nich, one nagle otworzyły się. Ukazała się w nich postać kapitan Janeway.
To nagłe wejście zaskoczyło Chakotaya. Nie spodziewał się ani tego, że drzwi się otworzą, ani tego, że ujrzy w nich panią kapitan. Przez moment zastanawiał się czy to oficjalna wizyta. Uznał, że musi taką być. Wyprostował się więc i zapytał:
- Tak kapitanie?
- Słucham? - uśmiechnęła się zaskoczona Kathryn. - Ach rozumiem. Nie przyszłam tu z
oficjalna wizytą. Jestem tutaj ponieważ chciałam sprawdzić jak sobie radzisz. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Oczywiście, że nie kapitanie - odpowiedział.
- Mówiłam już chyba, ze nie przyszłam tu - zaprotestowała Janeway - z oficjalną wizytą. Nie
musisz mówić do mnie kapitanie. Jestem Kathryn. Mogę wejść?
- Tak oczywiście - zreflektował się.
Janeway weszła do kwatery. Podeszła do stojącej blisko okna sofy i usiadła na niej.
Wyglądało jak ktoś kto bywał w tym miejscu już nie raz. Komandor zaczął się zastanawiać nad rodzajem relacji między nimi. Kapitan była bardzo atrakcyjną kobietą. Z tego co mówił doktor i Tuvok była również samotna. Jej ukochany pozostał w kwadrancie alfa. Chakotay zastanawiał się, czy ona i kapitan nie są czymś więcej niż tylko przyjaciółmi.
- Wszyscy bardzo się niepokoją o stan twojego zdrowia - oznajmiła Janeway - Razem z
doktorem zabroniliśmy załodze zbytnio niepokoić ciebie i Gail. Na razie potrzebujecie
spokoju. Doktor mówi, że w każdej chwili możecie zacząć odzyskiwać wspomnienia. Jednak B'Elanna strasznie nalega na wizytę u ciebie. Podobnie Tom. Od trzech dni chodzi za mną i powtarza, że musi zobaczyć się z Gail. Coraz trudniej jest mi odmawiać.
- Może powinniśmy zacząć poznawać resztę załogi? - zauważył komandor.
- Miałam nadzieję, że to powiesz - uśmiechnęła się kapitan - Chakotay... nawet nie wiesz
jak bardzo brakuję mi cię na mostku. Chciałabym, żeby wszystko znowu było jak dawniej.
- Wszyscy byśmy tego pragnęli - odparł.
- Nie potrafię sobie nawet wyobrazić co musisz czuć - westchnęła Kathryn - Patrzysz na
twarze ludzi, którzy twierdzą, że są przyjaciółmi, a ty ich nie pamiętasz. Nie wiesz kim
naprawdę są. Wiedzą o tobie więcej niż ty sam. To musi być straszne. Nie wiesz kogo lubiłeś, kogo kochałeś, kogo nienawidziłeś. Nie umiesz określić kto jest twoim przyjacielem a kto wrogiem.
- Powiedz mi to - oznajmił. - Powiedz mi kto jest przyjacielem, kto wrogiem. Powiedz komu
ufam, kogo się obawiam, kogo nie lubię, kogo kocham.
- Nie mogę - westchnęła.
- Dlaczego? - zapytał - Mówisz, że jesteś przyjaciółką. Musisz to wiedzieć. Czemu nie
chcesz się ze mną podzielić tymi wiadomościami.
- Ponieważ nie mam prawa ci niczego sugerować - oznajmiła - Musisz sobie sam przypomnieć.

- A jeśli tak się nie stanie? - zapytał.
- Wtedy będziesz musiał budować swe życie na nowo - powiedziała Kathryn. - Przykro mi. Mogę
jedynie przedstawić fakty. Jednak nie mam prawa mówić o twoich uczuciach do poszczególnych osób.
- Więc przedstaw mi fakty Kathryn - rzekł Chakotay.
- Dobrze - uśmiechnęła się lekko kapitan - Co konkretnie chciałbyś wiedzieć?
- Z kim najczęściej spędzałem swój wolny czas? - zapytał.
- Z tego co mi wiadomo często przebywałeś z B'Elanną i jej córeczką, czasami grywałeś w
bilard z Neelixem i Tomem. Często przebywałeś również z Gail. Oprócz tego od jakiegoś czasu co trzy dni jedliśmy razem obiad, przy którym rozmawialiśmy na dręczące nas tematy.
- Na czym opierała się relacja między nami? - zapytał w końcu Chakotay.
- Jeśli pyta pan, czy byliśmy czymś więcej niż przyjaciółmi - powiedziała kapitan - to
odpowiedź brzmi nie. Jesteś świetnym pierwszym oficerem, doskonałym doradcą, wspaniałym przyjacielem. Jednak już na początku podróży, kiedy zapytałeś czy również ja pewnego dnia znajdę sobie na pokładzie okrętu partnera, powiedziałam ci, że nie. - Kathryn westchnęła i przez chwilę milczała, poczym rzekła - Widzisz Chakotay, jesteśmy tu już pięć lat. widzieliśmy setki nowych światów, poznaliśmy tyle samo kultur. Tak wiele zmieniło się w każdym z nas. Straciliśmy wielu członków załogi. Kilku zyskaliśmy. Niektórzy połączyli się w pary. Byli też tacy, którzy postanowili zostać na planetach tego kwadrantu. Zbudowano tyle nowych więzi międzyludzkich, uczuć, związków. Czasami wydaje mi się, że tylko ja wciąż wierzę, iż pewnego dnia wrócimy do domu. Tam zaś będzie czekał na mnie Mark i wszystko będzie jak dawniej.
- To piękne marzenie - oznajmił Chakotay.
- Bardzo bolesne - cicho stwierdziła Janeway - Czasami czuję się rozdarta. Ze wszystkimi na
okręcie jestem silnie związana. Fakt, że niektórych poznałam, tak jak ciebie, B'Elannę czy
Gail, stanowi jedno z najpiękniejszych wydarzeń w moim życiu. Jednak kiedy pomyślę o Marku i życiu jakie mogłam z nim wieść... w takich chwilach żałuję, że kiedykolwiek weszłam na pokład Voyagera. Kiedy na początku naszej podróży spotkaliśmy Q, kusił mnie on wizją powrotu do domu. Wtedy mój kompas moralny jasno wskazywał mi drogę. Gdyby to miało miejsce dzisiaj, nie byłabym już taka pewna.
- Z pewnością wielu podziela twoje odczucia - stwierdził komandor.
- Możliwe - rzekła w odpowiedzi - Jednak ja jestem kapitanem. - po chwili zaś dodała -
Doktor byłby wściekły gdyby zobaczył jak cię męczę. Kazał dbać o to byście z Gail mieli
spokój. Jednak jak już wspomniałam brakuje mi cię na mostku. Lepiej już pójdę.
Kapitan wstała i skierowała się w kierunku drzwi. Zanim jednak zdążyła wyjść Chakotay
zatrzymał ją mówiąc:
- Kapitanie, zastanawiałem się, czy nie mógłbym odwiedzić mojej znajomej z ambulatorium.
Bardzo się zżyliśmy. Jedziemy na tym samym wozie.
- Zobaczę co da się zrobić - uśmiechnęła się Janeway.
- Dziękuję - szepnął komandor.
Kathryn nie słyszała już jednak tego. Wyszła z kabiny komandora. Planowała udać się do
kajuty Gail. Jednak zanim zdążyła tam dojść odezwał się jej komunikator.
- Neelix do kapitan Janeway. - powiedział głos z komunikatora.
- Proszę mówić panie Neelix - odparła kapitan.
- Czy mogłaby pani przyjść tu na chwilę. Mamy mały problem w kuchni. - oznajmił Neelix.
- Jaki to problem? - zapytała kapitan.
- Wolałbym, żeby się pani sama przekonała kapitanie - wyznał Talaksjanin.
- Czy znowu ma pan kłopoty z porucznik Torres i Siedem z Dziewięciu? - zgadywała Janeway.

- Można tak to nazwać - oznajmił Neelix - Mamy tu małe zamieszanie i jeśli zaraz ktoś
czegoś nie zrobi to z kuchni nic nie zostanie, podobnie jak z reszty mesy.
- Już tam idę - westchnęła kapitan i zawróciła w przeciwną stronę, niż znajdowała się
kajuta Gail.
Porucznik Vansen zdążyła już obejrzeć całą swoja kwaterę. Potem nie mogąc znaleźć sobie zajęcia usiadła bezmyślnie na sofie i przyglądała się kwaterze z daleka. Nie miała ochoty nic robić. Czuła się wypalona psychicznie. Kiedy wchodziła do tego pomieszczenia miała nadzieję, że dozna jakiegoś olśnienia i nagle przypomni sobie wszystko. Tak się jednak nie stało. Pamięć Gail nadal okrywała nieprzebyta mgła.
Nagle usłyszała jakiś niepokojący dźwięk. Zdała sobie sprawę, że drzwi otwierają się.
Zaczęła się zastanawiać czy to atak. Umysł podpowiadał jej, że jeśli ci ludzie mieli wrogie zamiary mogli chcieć uśpić czujność jej i Chakotaya. Teraz kiedy ich rozdzielili mogli chcieć ich zaatakować. Z drugiej jednak strony mogli zrobić to już w ambulatorium. Przecież ona i jej towarzysz byli nieprzytomni przez dłuższy czas.
Drzwi pomału rozsuwały się. Gail z napięciem się w nie wpatrywała. Była gotowa do walki gdyby okazało się, że nadchodzi wróg. W kwaterze miała ciemno. Łatwo mogła się gdzieś ukryć. Zwinnymi ruchami podeszła do drzwi i stanąwszy z boku, czekała na wejście intruza. Jakiś dziki instynkt począł się w niej budzić. Jej oddech stał się szybszy. Ręce same zacisnęły się w pięści. Żeby zacisnęły się tak mocno, że omal nie pokaleczyły ust. Jej oczy zaś nabrały dzikiego, tajemniczego blasku. W ciemności wyglądała jak demon czający się by pochwycić swą ofiarę. Nie bała się już. Pragnęła by intruz jak najszybciej znalazł się w środku. Chciała się z nim zmierzyć. Czuła, że zwycięży.
W końcu drzwi otworzyły się na tyle, żeby mógł prześliznąć się przez nie człowiek. Jakaś postać weszła do kwatery Gail. Przeciwnik był od niej dużo większy. Jednak to nie zniechęciło jej wcale. Wręcz przeciwnie. Dodatkowa trudność tylko podsyciła jej wolę walki. Z dzika pasją Gail chwyciła włamywacza. Gwałtownym i silnym ruchem odrzuciła go ku wnętrzu kwatery. Potem zamierzyła się w celu uderzenia leżącego napastnika. Ten jednak zdążył chwycić jej opadająca rękę. Odepchnął ją mocno. Gail zatoczyła się i uderzyła ciałem o jedną ze ścian. Szybko jednak otrząsnęła się i przystąpiła do dalszego ataku. Zanim jednak dobiegła do napastnika ten zdołał krzyknąć:
- Nie bij! To ja Tom.
- Tom? - zawahała się Gail.
Stanęła w miejscu. Z zainteresowaniem wpatrywała się w leżącą na podłodze postać.
Nie rozpoznawała go. Jednak kiedy na niego patrzyła nie odnosiła wrażenia, żeby ją chciał oszukać. Przypomniała sobie, że doktor wspominał coś o Tomie Parisie. Zastanawiała się czy człowiek, który wkradł się do jej kwatery może być tym samym, o którym słyszała. Ponoć Tom miał być jej przyjacielem.
- Tak to ja Gail - mówił dalej Paris powoli podnosząc się z podłogi - Wybacz mi
nieoczekiwaną wizytę i to, że nie pukałem. Nie wiedziałem jednak czy kapitan nie kazała ci
powiadamiać się o pojawieniu się gości. Wolałem cię zaskoczyć. Z tego co zdołałem poczuć to jednak kilka rzeczy pamiętasz.
- Co takiego? - z irytacją zapytała Gail.
- Na przykład to jak rzucić przeciwnikiem, tak, żeby go bolało. - uśmiechnął się.
- Widocznie tego się nie zapomina - odpowiedziała.
- Niestety - zaśmiał się.
- Dlaczego nie chcesz, żeby kapitan wiedziała o twoich odwiedzinach? - zapytała Gail.
- Kapitan zazwyczaj jest rozsądna - odparł Tom siadając na sofie - Jednak tym razem
zupełnie nie zgadzam się z jej opinią. Janeway zabroniła nam odwiedzać ciebie i Chakotaya.
Bez spotkań z tym ostatnim jakoś się obejdę. Jeśli jednak chodzi o ciebie, to właśnie ze mną powinnaś się spotkać. Znam cię najdłużej. Jesteśmy przyjaciółmi. Kto lepiej ode mnie potrafi ci pomóc?
- Kapitan uważa, że doktor - odpowiedziała Vansen.
- To dobry lekarz, ale kiepski doradca - oznajmił Paris.
- Więc chcesz mi pomóc? - upewniła się kobieta.
- Oczywiście - odparł - Zawsze sobie pomagamy. Nawet w przyjściu na świat mojej córki
pomagałaś.
- Jak? - zadała kolejne pytanie.
Wbrew logice czuła, że może ufać temu mężczyźnie. Chociaż na pierwszy rzut oka
wydawał się dziwnym typem, po chwili rozmowy Gail zorientowała się, że nie jest taki zły. Dało się zauważyć, iż na prawdę troszczy się o nią. Poza tym wydawał się jej nawet atrakcyjny. Wprawdzie brakowało mu aury tajemniczości jaką posiadał jej towarzysz z ambulatorium. Miał jednak jakiś urok osobisty, coś czym mógłby oczarować, gdyby chciał. Z tego co zdołała się o nim dowiedzieć, posiadał kiedyś reputację podrywacza. Później jednak ustatkował się. Dużą rolę odegrał w tym procesie pobyt na Voyagerze i spotkanie B'Elanny Torres.
- To proste - odpowiedzią na pytanie Tom wyrwał Gail z zamyślenia. - Kiedy B'Elanna zaczęła
rodzić znajdowałyście się razem w promie. Doktor wprawdzie ostrzegał ją żeby nie leciała. Równie dobrze mogłaś zabrać Siedem. Podróż okazała się bowiem daremna. Chodziło o urządzenie, które rzekomo miało skrócić naszą podróż do domu. Jak się potem okazało rasa, która nam je zaoferowała była rasą naciągaczy i oszustów. Coś jak Ferengi. Ponieważ byłyście same ty musiałaś odebrać poród. Wykonałaś kawał dobrej roboty. Sam doktor był pod wrażeniem.
- Co jeszcze o mnie wiesz - zapytała Gail - Prócz tego, że potrafię odbierać porody?
- Swoją historię już pewnie czytałaś - zauważył Tom.
- Tak - potwierdziła - Wiem gdzie się urodziłam i gdzie wychowałam. Znam legendę. Wiem też
o Klingonach i moim przybranym ojcu. Znam fakty, ale nie emocje. Nie wiem kogo lubiła, z
kim się kłóciła, kogo chciała zabić, a komu pomagać.
- O swoim przybranym ojcu zawsze mówiłaś z dumą - powiedział Paris.
- Czy był honorowym osobnikiem? - zapytała.
- Z twoich słów wynikało, że bardzo - odparł - Był dzielny i dumny. Podobnie zresztą jak ty.
Nauczył cię wiele. Przekazał ci część siebie w tym jak cię wychował. Wlał w ciebie dumę i waleczność. Jesteś ostatnią osobą jaka by się kiedykolwiek poddała. Walka jednak musi być honorowa. Poza tym nie pozwoliłabyś nigdy sobie na niehonorową śmierć. Mimo, że jesteś raczej trudna we współżyciu społecznym na Voyagerze odnalazłaś wielu przyjaciół. Przede wszystkim masz mnie. Obydwoje wiele sobie zawdzięczamy. Wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Ty zaś zawsze możesz liczyć na mnie. Stanowimy zgrany zespół. Poza tym możemy o wszystkim ze sobą rozmawiać. Często też wspólnie trenujemy w holokabinie. Mam taki klingoński holoprogram. Oprócz mnie masz także B'Elannę. Na początku nie szło wam najlepiej. Jednak potem znalazłyście wspólny język. Szybko się dogadałyście, kiedy zaczęłyście mówić o mnie. Nie zostawiłyście na mnie suchej nitki, ale opłacało się. Razem z B'Elanną dokonałyście w maszynowni wiele ulepszeń. Nauczyłaś ją też wiele o Klingońskim świecie. Ona zaś ciebie o ludzkim. B'Elanna potrzebowała kogoś takiego. Przyjaciółki, która by z nią od czasu do czasu pogadała o..., no wiesz, babskich sprawach. Kiedyś miała Seskę. Jednak to był wyjątkowo wredny typ babska.
- Czytałam o tym - uśmiechnęła się Gail. - Znasz kobietę o imieniu Kes?
- Owszem - powiedział Tom - Zawsze się z nią dobrze rozumiałaś. Kes to dobra i mądra
przyjaciółka. Gdyby nie ty, pewnie już by nie żyła. Przyznam się szczerze, że brakowałoby mi jej. B'Elanna na początku bywała o nią zazdrosna. Sama się zresztą przekonasz, że to piękna kobieta. Gdyby na samym początku nie była związana z Neelixem... Kto wie jakby się wszystko potoczyło? Teraz jednak to nie wchodzi w grę. Kes niedawno została pokładowym doradcą. Pewnie doktor niedługo pozwoli jej odwiedzić ciebie i Chakotaya. Doktor zaś to wyjątkowo męczący hologram. Jeśli będziesz z nim rozmawiać nie daj mu się rozgadać. Godzinami mógłby opowiadać o swojej pracy. Większość tego czasu zajęłyby mu pochwały samego siebie. Pomijając gadulstwo i całkowity brak samokrytyki, graniczący z samouwielbieniem, to pozostaje wyśmienity lekarz i ciekawa osobowość. Mimo, że jest hologramem zyskał status członka załogi. Czasami zastanawiam się jak bardzo może się on rozwinąć. Raz już miał " romantyczną przygodę" z pewną panią doktor. Ostatnio zaś przejawia żywe zainteresowanie jedną z członkiń załogi. Nie jestem plotkarzem, a w każdym razie nie zawsze nim jestem, więc nie zdradzę, o którą z pań chodzi. Poznałaś też Tuvoka. Raczej trudno określić jego stosunek do twojej osoby. Ma do ciebie jakąś dziwną słabość. Prawdopodobnie jest to wynikiem połączenia jaźni, którego dokonał jeszcze na planecie Endor.
W głowie Gail nagle pojawiać zaczęły się strzępki obrazów. Twarz Tuvoka i jego słowa.
Potem wiatr. Jakieś obozowisko. Widziała drzewa i skały. Wszystko to jak błyskawica pojawiało się i znikało. Było jak ulotne wspomnienie. Kilka chwil wyrwanych z życiorysu i zapisanych oddzielnie w głowie. Pojawiły się nagle i równie nagle zniknęły.
- Co się stało? - zapytał Tom widząc niepewny wyraz twarzy swojej przyjaciółki.
- Wydaje mi się, że cos sobie przypomniałam - uśmiechnęła się Gail - Mów dalej. Opowiadaj.

- Może powinnaś iść do ambulatorium - zaproponował Tom.
- Nie - zaprotestowała gwałtownie - To mi pomaga. Opowiedz mi o innych. Może coś jeszcze
sobie przypomnę.
- Co ci się przypomniało? - zapytał.
- Tuvok i jakaś burza - odparł - Były skały i drzewa... Nie pamiętam. To były tylko strzępki. Pojedyncze obrazy.
- Próbujmy dalej - z entuzjazmem wykrzyknął - Opowiem ci o innych. Poznałaś już kapitan
Janeway.
- Miałam okazję - uśmiechnęła się Gail.
- Na początku wszyscy obawiali się jak ułożą się wasze stosunki - tłumaczył Tom - Z resztą
z nas przebywałaś dużo. Z Janeway poznałaś się mniej. Jednak ona od początku ci ufała.
Ani przez chwilę nie miała wątpliwości, że można na tobie polegać. Chyba dobrze cię oceniła. Kiedy dołączyłaś do załogi kapitan pragnęła pomóc ci w zaaklimatyzowaniu się. Ona też nauczyła cię jak być wzorowym oficerem floty. Nikogo nie zdziwiło, że po pół roku ceniła cię bardziej niż ludzi, których znała wcześniej. Na swój sposób zaprzyjaźniłyście się. Łączy was też pewno przeżycie, o którym żadna z was nigdy nie opowiedziała. Wpisy do dziennika pokładowego zostały zaś utajnione przez kapitan. Wspólnie byłyście na spotkaniu z obcą rasą. Tam też coś się wydarzyło. Po tym fakcie ty i kapitan stałyście się przyjaciółkami. Nawet mnie nie powiedziałyście jednak co was tak zintegrowało.
- Jeśli więc Janeway mi o tym nie opowie nikt tego nie uczyni? - stwierdziła Gail.
- Na to wygląda - przytaknął - Jednak Janeway na pewno podzieli się z tobą tym sekretem.
Wspomniałem już o Neelixie. To niezły kucharz. Kiedyś związany był z Kes. Chyba nadal ją kocha. Wszyscy na okręcie maja do niego słabość. Ty także. To osobnik, którego nie da się nie lubić. Nie jest może ideałem według Klingońskiego zapatrywania, ale to naprawdę wspaniały przyjaciel. Kiedyś, gdy musiałem opuścić Voyagera okazał się jedyna osoba, która nie zwątpiła we mnie. W ciebie też od początku wierzył. Taki jest Neelix. Poza tym to oryginalny osobnik.
- Talaksjanin - stwierdziła Gail z uśmiechem - Czytałam o nim. Tuvok chyba nie za bardzo go
lubi. W jego raportach Neelix nie wypada za dobrze.
- Tuvok chyba nawet siebie nie lubi - zaśmiał się Tom.
- Przecież to Wolkan - oznajmiła Gail - W jego słowniku nie ma takiego zwrotu jak "Lubić".
Za to dokładnie jest określone to co logiczne.
- Najdziwniejsze jest to - stwierdził Paris z namysłem - że Tuvok czasami wcale nie
postępuje logicznie.
- Nie próbuj zrozumieć Wolkana - zaśmiała się Gail.
Tom z zainteresowaniem przyglądał się przyjaciółce. Mimo, że straciła pamięć
nadal zachowała swoje poglądy. Jej natura przebijała przez mury niepamięci dając dowód temu, że człowiek nie jest tylko nie zapisaną kartą, a jego osobowość tworzą jedynie wspomnienia i doświadczenia. Vansen nie pamiętała niczego, ale jej osobowość pozostała niezmieniona. Tom porównywał ją i B'Elannę. Obie miały w sobie wiele Klingońskich cech. Jedna się z nimi urodziła, druga uzyskała poprzez wychowanie. Jednak cechy te wyryte były w nie obie jak w kamień. Były częścią ich osób. Czymś wiecznym, czego zmienić się nie da.
- Coś nie tak? - zapytała Gail widząc, że Paris jej się przygląda.
- Nie - uśmiechnął się - Po prostu zdałem sobie nagle sprawę, że to naprawdę ty. Nawet bez
wspomnień i bez tego wszystkiego co one ze sobą niosą nadal jesteś tobą. Po tym wszystkim i przed tym zawsze byłaś tą samą. Cieszę się, że tu jesteś. Cieszę się, że towarzyszysz mi w tej podróży, że jesteś tu dla mnie i dla B'Elanny. Na początku bałem się, iż coś tracę. Jednak teraz za nic nie zmieniłbym tego co łączy nas wszystkich.
- Tak jest dobrze, prawda? - powiedziała Gail.
- Teraz powiesz, że nie należy tego zmieniać - oznajmił.
- Naprawdę mnie dobrze znasz - uśmiechnęła się - Wiesz więc już pewnie, że chciałabym
wrócić do tematu.
- To jasne - zaśmiał się jednak bez radości.
- Co z tym mężczyzną, z którym byłam w ambulatorium? - zapytała.
- Chakotay - westchnął Tom - Nie jest on moim ulubionym tematem. Jeśli jednak chcesz
wiedzieć... na planecie Endorian ty i komandor bardzo się polubiliście. Przyjaźniliście się
także po powrocie na okręt. Jednak w pewnym momencie wasze wzajemne relacje uległy zaburzeniu. Chakotay chyba sam nie za bardzo rozumie dlaczego. Nie rozmawialiśmy o tym ale mam wrażenie, że rozczarował cię w jakiś sposób. Pewnie był za bardzo ludzki. Sam nie wiem czy na twoim miejscu wytrzymałbym jego towarzystwo tyle czasu. Chociaż szczerze powiedziawszy, to im dłużej go znam tym łatwiej mi jest zaakceptować jego osobę. To zresztą działa w dwie strony.
- Znasz osobę zwaną Siedem z Dziewięciu? - zapytała znowu Gail.
- Tak - odpowiedział - Zmora B'Elanny. One chyba nigdy nie zdołają się zaprzyjaźnić. Siedem
irytuje B'Elannę. Wielu członków załogi miało opory w stosunku do Siedem. Była kiedyś Borg..
.
- To zrozumiałe - stwierdziła Gail.
- Tak - westchnął Tom - Z czasem jednak przyzwyczaili się do niej. Harry nawet się w niej
zadurzył. Inni przekonali się, że Siedem jest niegroźna. Nawet Tuvok na swój sposób jej ufa. Tylko B'Elanna nadal podejrzliwie na nią patrzy. Nieraz ją ignoruje. To ta lepsza opcja. Innym razem kłócą się. Głównie to B'Elanna krzyczy. Nieraz kiedy mojej żonie puszczą nerwy dochodzi do bijatyki. Siedem nigdy nie atakuje. Broni się tylko.
Tom zamierzał kontynuować temat. Przerwało mu nagłe odezwanie się komunikatora.
- B'Elanna do Toma - odezwał się kobiecy głos.
- Mów B'Elanna - odpowiedział Paris.
- Kapitan właśnie opuściła mesę. - mówiła kobieta - Radziłabym ci wracać na stanowisko.
- Przyjąłem - oznajmił Tom - Dziękuję. - potem zwrócił się do Gail - Za parę minut będzie tu
kapitan. Bójka, którą wywołała B'Elanna w celu odwrócenia jej uwagi została zakończona.
Lepiej żeby kapitan nie wiedziała o moich odwiedzinach.
- Dziękuję ci za wszystko - westchnęła Gail - Jestem pewna, że jesteś wspaniałym
przyjacielem.
- Postaram się jeszcze cię odwiedzić. Może następnym razem poproszę Neelixa, żeby
zaatakował Tuvoka. - zaśmiał się Tom - Jakoś czuję, że w obliczu takiej okazji Wolkańskie
opanowanie Tuvoka nie zdałoby egzaminu.
- To zbyt ryzykowne - stwierdziła Gail - Porozmawiam z kapitan Janeway. Spróbuję ją
przekonać, że w towarzystwie przyjaciół szybciej sobie coś przypomnę. To rozsądna kobieta. Na pewno się zgodzi na odwiedziny chociaż jednego przyjaciela. Wówczas powiem, że
chciałabym rozmawiać z tobą. Do zobaczenia Tom.
Wbrew przewidywaniom Gail Kathryn Janeway nie okazała się "rozsądną kobietą". Zgodnie
z doktorem kategorycznie zabroniła wszelkich wizyt u Vansen i Chakotaya. Zgodziła się jedynie na spotkania tych dwojga nawzajem. Osobami, które miały dostęp do poszkodowanych oficerów byli kapitan, doktor i Tuvok. Ten ostatni bardzo pilnie korzystał z tego przywileju. Często odwiedzał Gail. Głównie kiedy był u niej komandor. Starał się pomóc im w przypomnieniu sobie natury ich obowiązków. Gdyby nie to, że był Wolkanem porucznik Vansen mogłaby przysiąc, że przejmował się ich stanem. Wiele nauczył ją o Wolkanach. Gail nigdy tak dobrze nie byłaby w stanie zrozumieć tej rasy, gdyby nie rozmowy z Tuvokiem. Wydawało się jednak, że obecność szefa ochrony krępuje Chakotaya. Gail zaś paliła ciekawość w stosunku do innych członków załogi. Szczególnie pragnęła poznać B'Elannę i Kes.
Mijały dni, a jedynym wspomnieniem jakie powróciło do Gail była owa burza, którą przez
mgnienie chwili widziała podczas rozmowy z Tomem. Chakotay nie przypomniał sobie nic. Obydwoje od początku uczyli się żyć. Mieli przy tym bolesną świadomość, że inni wiedzą o nich znacznie więcej niż oni sami. Szczególnie w zachowaniu kapitan Gail wyczuwała, że kobieta ta wie o niej coś czego ona sama nigdy się pewnie nie dowie.
Przez ten okres Gail i Chakotay bardzo się zżyli. Wspólna niedyspozycja jednoczyła
ich. Towarzyszyła jej zaś determinacja w dążeniu do odnalezienia własnej przeszłości. Z czasem obydwoje nauczyli się śmiać z tego co ich spotkało. Mimo ciągłej obecności kapitan i dwóch zaufanych jej pomocników, najsilniejsze więzi połączyły właśnie Vansen i komandora. Nikt nie był bowiem w stanie zrozumieć ich położenia tak jak oni sami je odczuwali.
Tuvok powoli przyzwyczajał się do zastępowania komandora. Kapitan zaczęła rozważać
możliwość stałego zastąpienia Chakotaya Tuvokiem. Wprawdzie myśl ta nie podobała się nawet jej samej, ale musiała wziąć pod rozwagę przypadek, w którym komandor nie byłby w stanie sprostać obowiązkom. Im jednak więcej czasu upływało tym bardziej komandor przypominał starego Chakotaya.
Dopiero po kilku długich tygodniach Kathryn Janeway zdecydowała się zorganizować
spotkanie porucznik Vansen i Chakotaya z innym członkiem załogi. Wbrew prośbom Gail oficerem tym nie został Tom Paris. Kapitan uznała, ze pierwszą osobą z jaką powinni mieć kontakt poszkodowani jest Kes. Jej pełna ciepła i spokoju natura czyniła z niej idealna kandydatkę. Dowiedziawszy się o tym Tom złożył oficjalny i mniej oficjalny protest. Janeway pozostała jednak nieugięta. Uznała, że Paris się nie nadaje do roli przedstawiciela reszty załogi.
Gail i Chakotay w napięciu oczekiwali pojawienia się Kes. Miała ona przyjść do
kwatery komandora. Tuvok przeniósł tam Gail kilka minut wcześniej. Początkowo planowano, że w spotkaniu weźmie udział także kapitan. Jednak ostatecznie udało się ją przekonać, że poszkodowani woleli by porozmawiać z Kes na osobności.
Mimo obaw jakie obydwoje żywili rozmowa z Kes okazała się bardzo owocna.
Dziewczyna była znacznie bardziej otwarta na sugestie niż kapitan i Tuvok. Obiecała nakłonić ich do wydania pozwolenia na wizyty załogantów. Używając swoich relacji z doktorem Kes udało się przekonać go, iż spotkanie z załoga może tylko pomóc Gail i Chakotayowi. Zdanie doktora zaakceptowała także kapitan. Jedynie szef ochrony pozostał przy stanowisku, że jest to niewskazane. Jednak dzięki urokowi Kes Tom, B'Elanna i pozostali bliscy przyjaciele obydwojga poszkodowanych mogli zacząć ich odwiedzać.
Stopniowo zacierały się różnice między tym co mówili poszczególni przyjaciele, a tym co wiedzieli i pamiętali Vansen i komandor. Ostatecznie kapitan postanowiła przywrócić ich do dawnych ich obowiązków. W miesiąc po tym wydarzeni B'Elanna urodziła kolejne dziecko. Tom był niesamowicie dumy z obu swych córek. Wówczas nikt się nie spodziewał, że niedługo na Voyagerze nastąpi wiele zmian...
W kilka miesięcy później kapitan wraz z zwiadem udała się na planetę zamieszkałą
przez nieznaną rasę. Udało jej się nawiązać stosunki dyplomatyczne. Ponieważ planeta miała przyjazny klimat kapitan zezwoliła na urlopy większej części załogi. Właśnie na tej planecie pod obym niebem, pokrytym obcymi gwiazdami komandor Chakotay oświadczył się porucznik Gail Vansen. Tym razem zrobił to jak należy, w sposób klingoński. Oświadczyny zostały przyjęte. Doktor był przerażony widząc stan w jakim po awaryjnym transporcie Gail i Chakotay znaleźli się w ambulatorium. Chciał zadawać pytania o przyczyny wypadku, jednak dyskretna zwrócenie mu uwagi przez Kes powstrzymało go od niedyskrecji. Jak się potem okazało moment udzielania pomocy medycznej komandorowi i porucznik Vansen zbiegł się w czasie z bardzo przykrymi wydarzeniami na powierzchni planety.
Kapitan zmylona gościnnością gospodarzy nie wzięła pod uwagę możliwości, iż
szykują oni podstęp. uwięzili oni większą część przebywających na planecie załogantów żądając udostępnienia im technologii teleportacyjnej. Zagrozili, że w przypadku odmowy zabiją wszystkich więźniów. Janeway pokładała wiarę w rozsądek obcej rasy. Rozpoczęła negocjacje. Oczywiście nie wzięła nawet pod uwagę możliwości wymiany. Wierząc ślepo w potęgę swego okrętu starała się nakłonić obcych do zwrócenia jej załogi. Niestety rasa ta nie była tak rozsądna jak się kapitan wydawało. Szybko i bez skrupułów wymordowali wszystkich zakładników. Ten bezsensowny akt przemocy wzbudził w spokojnej Kathryn Janeway uczucie buntu. Wydała rozkaz ostrzeliwania planety. W starciu z silniejszym wrogiem zginęła prawie połowo populacji. Voyager zaś odleciał...
Kapitan Kathryn Janeway po opadnięciu emocji zdała sobie sprawę z tego co się
stało. Nie była w stanie unieść ciężaru rozkazu jaki wydała. Doszła do wniosku, że straciwszy panowanie nad sobą straciła prawo do noszenia miana kapitana okrętu Gwiezdnej Floty. Kathryn zawsze była surowa wobec siebie. Zrzekła się więc roli kapitana. Zgodziła się na bycie konsultantem. Sama zaś zajęła się doświadczeniami naukowymi. Często odwiedzała ambulatorium. Wkrótce zastąpiła tam Kes, która zasiadła w fotelu zajmowanym niegdyś przez Chakotaya. Została oficjalnym doradcą. Chakotay przejął komendę nad statkiem. Ostatnia rzeczą jaką jako kapitan uczyniła Kathryn Janeway było udzielenie ślubu Chakotayowi i Gail Vansen. Pierwszym oficerem został Tuvok, a drugim Tom Paris. Neelix wstąpił do ochrony i o dziwo radził sobie bardzo dobrze, mimo, że Tuvok z całych sił starał się znaleźć luki w jego pracy. Tymczasem pomiędzy doktorem i Siedem nawiązała się bliska przyjaźń. Mimo dzielących ich barier Siedem oczarowała EMH. Harry Kim zrezygnował w końcu z afektów pod adresem Siedem. Z czas zaleczył jego rany po odrzuceniu.
Po ślubie Chakotaya z Gail dał się zauważyć wyraźnie narastający konflikt pomiędzy
kapitanem Chakotayem i komandorem Tuvokiem. Znacznie zaś poprawiły się stosunki kapitana z komandorem-porucznikiem Tomem Parisem. B'Elanna spędzała z Gail mnóstwo czasu. Siłą rzeczy więc obaj mężowie musieli się od czasu do czasu spotykać. Po okresie wzajemnego ostrożnego wybadania Chakotay i Tom znaleźli wspólne tematy. Życie na statku płynęło spokojnym normalnym torem, aż do dnia kiedy dawna tajemnica powróciła by dręczyć tych co ją poznali.

Tego dnia Gail odsypiała nocną wachtę. Chakotay miał służbę na mostku. Potem
planował sobie jakieś zajęcie. Gail domyślała się, że chce urządzić niespodziankę na ich rocznicę ślubu. Postanowiła nie psuć mu tej przyjemności. Dlatego zaproponowała, że zostanie w kwaterze i wyśpi się. Przez ostatnie kilka dni odczuwała przemęczenie.
Ledwie jednak zdołał położyć się do łóżka ujrzała niecodzienne zjawisko. W
jednym z kątów jej sypialni pojawiła się postać. Przypominała emanację czystej energii ale mimo jej bezkształtności Gail rozpoznała w zjawie Kathryn Janeway. Nagle poczuła więź łączącą ją z byłą kapitan. Nie powstała ta więź teraz. Była w Gail od zawsze. Kryła się razem z utraconymi wspomnieniami w najgłębszych zakamarkach podświadomości. Teraz zaś z całą siłą powróciła. Gail po prostu wiedziała, że Janeway grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
Jak szalona, ubrana tylko w strój nocny Gail wybiegła z kwatery i popędziła w
kierunku kajuty Kathryn. Po drodze doznawała uczuć jakich dotąd nie znała. Coś chwyciło ją za serce i gardło. Nawet gdyby chciała zawołać pomoc nie zdołałby tego uczynić. Jeszcze nigdy Gail nie pozwoliła by tak silne uczucie nią kierowało. Biegła nie widząc nic po drodze. Czuła, że musi. To był jej obowiązek.
Nie próbowała nawet dzwonić do drzwi kwatery Janeway. Od razu je otwarła. W
ostatniej chwili zdołał zrobić unik by buchające z kwatery płomienie nie spaliły jej. Ani przez moment tez się nie zastanawiała co robić. Szybkim ruchem wbiegła do palącego się pomieszczenia. Nie musiała sprawdzać. Wiedziała, że Janeway jest w środku. Czuła to.
Nie zastanawiała się również na przyczyną pożaru, ani nad faktem, że pozostawał on nie zauważony. Wszystko wokół wydawało się jej mało realne. Jakby obrazy, które ogląda wdzierały się do tej rzeczywistości z innego świata, jakby pochodziły z innego miejsca i czasu. Były tu tylko dla niej. Pozostawały nie widoczne dla nikogo prócz niej, tak długo jak długo ona na to nie pozwalał. Jednak nie mogła ukazać tego innym. Jeszcze nie teraz. Najpierw musiała wykonać swoje zadanie, to co tylko jej było pisane.
Dym wdzierał się jej do płuc. Nie mogła oddychać. Co moment jej ciałem wstrząsał
atak kaszlu. Dym drażnił oczy i sprawiał, że zaczynały one łzawić. Gail już prawie nic nie widziała. Coś wewnątrz niej kazało jej iść naprzód. Ten nakaz był silniejszy niż instynkt samozachowawczy. Ani przez chwilę nie bała się o siebie. Chciała jedynie znaleźć Kathryn żywą. Tylko to się liczyło. W głowie słyszała jakieś obce słowa. To było jak wspomnienie głosu. Powtarzał on nieustannie to samo:
- Nie opuszczaj mnie, ani teraz ani nigdy.
Parła dzielnie do przodu. Starała się przez gęsta pokrywę dymu dostrzec choćby
zarys ludzkiej sylwetki. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że nie ma komunikatora. Będzie więc musiała skorzystać z komunikatora Kathryn albo wynieść ją. Droga powrotna wydawała się jednak niemożliwa. Co chwila Gail miała wrażenie, że jest tak blisko uchwycenia jakiegoś starego wspomnienia jak tylko człowiek może być. Było ono jednak tak dawne, że prawie nie możliwe. Pochodziło z innego świata. Z innej rzeczywistości.
Kiedy wreszcie ujrzała leżącą na ziemi kobiecą postać serce niemal przestało jej
bić. Gdzieś w podświadomości czuła jednak, że była kapitan żyje. W ułamku sekundy znalazła się przy kobiecie. Janeway ledwie oddychała, ale była jednak przytomna. Nie miała jednak na sobie komunikatora. Kiedy zobaczyła Gail twarz jej się rozjaśniła.
- Jesteś - wyszeptała.
- Jestem - odparła Gail jakby doskonale wiedziała o co chodzi.
- Wiedziałam... że przyjdziesz. - przerywanym przez ataki kaszlu szeptem powiedziała Janeway.
- Nie opuszczę cię - stwierdziła Gail - Już nigdy więcej.
- Za późno - szepnęła Kathryn.
- Nie - krzyknęła Gail i zaniosła się gwałtownym kaszlem - Musze znaleźć komunikator. Musze
cię uratować Ryano.
- Więc pamiętasz.... - szepnęła była kapitan Voyagera i zemdlała.
Gail położyła ostrożnie jej głowę. Potem podniosła się i zaczęła przeszukiwać
pokój. Na szafce koło łóżka leżał komunikator. Gail czuła, że długo już nie wytrzyma. Prawie cały czas kasłała. Nie była w stanie nabrać powietrza. Czuła, że jeśli się nie pospieszy wszystko za moment się skończy. Zakończy się tu u boku Ryany, tak jak zawsze się kończyło. Nacisnęła komunikator.
- Ambulatorium - krzyknęła - potrzebuję pomocy. Jestem w kwaterze byłej kapitan.
Pospieszcie się. Tu się pali.
W chwilę potem obie kobiety znalazły się w ambulatorium. Doktor natychmiast zajął
się Janeway. Gail kazał się położyć i czekać. Potem zaś nacisnął komunikator i powiedział:

- Doktor Zimmerman do komandora Tuvoka.
- Proszę mówić doktorze - powiedział głos z komunikatora.
- Mamy pożar w kwaterze Kathryn Janeway.- oznajmił doktor.
- Wiemy już o tym - powiedział Tuvok.
- Lepiej późno niż wcale - westchnął z wyraźna ironią w głosie doktor.
- Nie potrafię wyjaśnić przyczyny tego niedopatrzenia - oznajmił Tuvok starając się powstrzymać dalsze uwagi lekarza.
- Zapewne, jednak to "niedopatrzenie" omal nie kosztowało życia dwóch osób - stwierdził EMH.

- To nie była nasza wina. - bronił swego stanowiska Tuvok - Czujniki działają. Nie rozumiem dlaczego niczego nie wykryły, aż do tej chwili. Poza tym wielu ludzi tamtędy przechodziło i niczego nie zauważyli. Kto został ranny?
- Mam Kathryn i porucznik Gail w ambulatorium - rzekł doktor - Janeway jest w kiepskim
stanie, ale nic jej nie będzie.
- Co z Gail? - zapytał Tuvok.
- Chyba dobrze - oznajmił EMH - Powiadomię Chakotaya, że jego żona miała wypadek.
- Nie trzeba - przerwał Tuvok - Sam się tym zajmę. Proszę udzielić poszkodowanym pomocy
medycznej.
W kilka chwil później do ambulatorium wpadł kapitan. Od razu podbiegł do łóżka Gail. Wbrew wszelkiej logice Chakotay bowiem bardzo kochał swoją żonę. Od samego początku kiedy się spotkali czuł, ze są dla siebie stworzeni. W normalnym układzie tak bardzo pomieszany związek rzadko układa się tak dobrze. On i Gail Vansen mieli zupełnie inne charaktery. To co ich łączyło to lojalność wobec tych, z którymi byli związani. W budowaniu swego związku obydwoje musieli robić wiele ustępstw. Jednak determinacja z jaką dążyli do osiągnięcia celu nadała ich związkowi inny wymiar. Pomogła w jednoczeniu ich ze sobą. Wydawało się, że nic ani nikt nie może stanąć między nimi. Jednak los lubi zaskakiwać. To co wydaje się nierealne często staje się rzeczywistością w momencie kiedy nikt się tego nie spodziewa. Dla Gail taka realność miała wkrótce nadejść. Nie ma jednak przeszkód nie do pokonania. Człowiek może dokonać najniezwyklejszych czynów tak długo jak długo wierzy, że potrafi to zrobić.
- Nic ci nie jest? - z troska w głosie zapytał Chakotay żonę.
- Doktor Zimmerman mówi, że przeżyję - uśmiechnęła się.
- Skąd wiedziałaś o pożarze? - zapytał.
- Rozmawiam teraz z kapitanem czy mężem? - upewniła się Gail.
- Ze mną - oświadczył.
- Kiedy zasypiałam zobaczyłam coś - wyznała.
- Co takiego widziałaś? - zaciekawił się Chakotay.
- Nie wiem, co to było - ściszonym głosem oznajmiła Gail.
Krzątający się po swoim gabinecie doktor zrozumiał, że powinien się dyskretnie
usunąć. Nie chciał przeszkadzać w prywatnej rozmowie.
- Komputer wyłącz awaryjny holoprogram medyczny - powiedział.
Za każdym razem kiedy wymawiał te słowa czuł się nieswojo. Prawie stał się
członkiem załogi. Nadal jednak pozostawał hologramem. Mimo, że Zimmerman nie miał w swoim programie czegoś takiego jak marzenia o człowieczeństwie inaczej nie można było określić stanu jego wygenerowanej przez komputer psychiki. Wiele by oddał by chociaż na chwilę stać się jak inni członkowie załogi istota z krwi i kości. Obecność Siedem z Dziewięciu na pokładzie dodatkowo potęgowała to uczucie. Chociaż doktor starał się nie myśleć o Siedem w ten sposób, traktował ja wyjątkowo. Była dla niego kimś ważnym. Trudno powiedzieć czy ją kochał. Sam EMH nie mógłby tego określić. Pragnął jednak, jeśli w stosunku do hologramu można użyć takiego określenia, romantycznego związku z tą kobietą. Jawiła mu się jako ktoś wspaniały i niezastąpiony. Jednocześnie odczuwał również silny pociąg w kierunku Kes. Jednak to uczucie było bardziej platoniczne. Kes zawsze stanowiła dla Zimmermana coś nieosiągalnego. Była bardzo piękna i mądra. Jednak jej serce było zbyt czułe, aby mogła związać się z hologramem. Poza tym Kes już była związana z innym mężczyzną. Chociaż oficjalnie nikt o tym nie wiedział zwierzyła się kiedyś Zimmermanowi. Od kilku miesięcy spotykała się z Harrym Kimem. Był to nieprzewidywalny obrót spraw. Związek Kes i Harrego rozpoczął się od ich wspólnej misji w celach handlowych. Jednak ze względu na Neelixa postanowili nie ujawniać tego co zrodziło się między nimi, aż do czasu kiedy będą mieli całkowita pewność, że jest to uczucie na dobre i na złe. Czas jednak uciekał, a Kes się starzała. Przyszła więc do doktora w celu zasięgnięcia rady w tej sprawie. Ostatecznie postanowili ogłosić swoje zaręczyny podczas przyjęcia z okazji rocznicy ślubu Gail i Chakoataya. Przyjęcie niespodziankę postanowił przygotować Tom. Nie wiedział bowiem, że kapitan zaplanował na ten wieczór romantyczną wizytę w holokabinie.
Jedna chwila wystarczyła, żeby awaryjny holoprogram medyczny zniknął. Tyle czasu
potrzebował Zimmerman na zamkniecie swojego programu. Wystarczyła chwila, żeby przestał istnieć. Jakie szanse miał on u Siedem z Dziewięciu. Ona była przecież zainteresowana kapitanem. Ten jednak świata nie widział poza swoja żoną.
- Jak to wyglądało? - pytał niewzruszenie Chakotay.
- To głupie co teraz powiem i sama nie mogę uwierzyć, ze tak to określam - powiedziała - Ale
to wyglądało jak duch. Jakiś rodzaj energii, który przybrał postać zjawy.
- Istota energetyczna? - zapytał kapitan.
- Nie - zaprzeczyła stanowczym głosem - Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale ta zjawa to była
Ryana.
- Kto taki? - zapytał Chakotay.
- Kathryn - ze zdziwieniem, wynikającym z faktu, że mąż jej nie rozumie powiedziała Gail.

- Dlaczego nazwałaś ją Ryana? - dalej zadawał pytania Chakotay.
- Nie wiem - przyznała Gail - Od samego początku mam jakieś dziwne uczucia. Prawie nic nie
pamiętam z akcji ratowniczej. Tak jakbym była w transie i ocknęła się dopiero w ambulatorium.
- To co zrobiłaś było bardzo odważne - powiedział kapitan - Było tez niesamowicie głupie.
Dlaczego nie wezwałaś pomocy.
- Chciałabym umieć ci to wyjaśnić - odparła - Jednak sama tego nie rozumiem. Nie wiem też
skąd wiedziałam, że zjawa to Kathryn. Ani tego, ze Janeway potrzebuje mojej pomocy.
- Mówiłaś o tym Zimmermanowi? - zapytał po chwili ciszy Chakotay.
- Myślisz, że oszalałam? - z irytacją zapytała Gail.
- Nie - miękkim i pełnym ciepła głosem powiedział kapitan - Po prostu się martwię. Kiedyś
zaatakowały nas przecież istoty energetyczne. Może to pozostałość po tamtym kontakcie.
- Nie chcę o tym opowiadać doktorowi - powiedziała Gail.
- Rozumiem - stwierdził Chakotay - Nie powiem mu o tym. Postaram się też odwieść Tuvoka od
zamiaru przesłuchiwanie cię. Ponieważ chodzi o ciebie powinien się zgodzić.
- Co masz na myśli? - z uśmiechem zapytała Gail.
- Przecież widzisz jego zachowanie - stwierdził Chakotay - Może to Wolkan, ale zawsze
mężczyzna.
- Chyba nie jesteś zazdrosny - zaśmiała się Gail.
- A powinienem być? - uśmiechnął się Chakotay podchodząc bliżej leżanki żony.
- Nie wiem - stwierdziła z uśmiechem - Muszę sprawdzić.
Gail przyciągnęła męża do siebie i pocałowała go. W tym momencie w jej pamięci
coś drgnęło. Przez moment była w innym miejscu. Patrzyła na inną twarz i była inną osobą. Wszystko było bardzo niewyraźne, jak sen. Po chwili zniknęło i Gail ponownie znalazła się w ambulatorium ze swoim mężem.
Tuvok zgodził się zrezygnować z przesłuchania. Odwiedził jednak Gail. Nie
powiedział tego ale widać było, że niepokoi się o jej stan zdrowia. Troszczył się także na swój sposób o zdrowie byłej kapitan. Długo stał nad jaj pozbawionym przytomności ciałem. Również Gail często stawała w tym miejscu. Patrzyła na Kathryn i miała wrażenie, że widzi inna twarz, inną osobą. Miała wrażenie, że patrzy na kogoś ze wspomnień, kogoś kogo nie powinna wcale pamiętać. Każdego dnia miała nadzieję, że Janeway się obudzi. Doktor twierdził wprawdzie, że życiu Kathryn nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie potrafił jednak wyjaśnić stanu w jakim się znalazła. Nie mógł jej obudzić. Tak jakby ona sama nie chciała wychodzić ze snu, w którym się znalazła.
Kathryn rzeczywiście znalazła się we śnie. Nie był to jednak zwykły sen.
Były to obrazy z jej wspomnień. Wspomnień wcześniejszych niż ona sama. Było to inne życie, a ona znajdowała się na innym świecie. Była młoda mężatką. Miała na imię Ryana. Należała do mistycznej rasy zamieszkującej jedną z najodleglejszych galaktyk. Rasa ta była prastara i posiadała tak szeroką wiedzę, że Federacji nawet taki bezmiar wiadomości się nie śnił. Rasa ta znała każdy zakątek wszechświata. Myślą docierała tam gdzie nie sięgał wzrok. Ich siła psychiczna nie tylko zastępowała technikę. Przewyższała ją znacznie. Sama myślą mogli bowiem tworzyć i niszczyć. Wszystko czego dotknęli nabierało kształtu. Silą woli byli w stanie zmieniać rzeczywistość. Nie istniały dla nich bariery. Jedyne czego nie potrafili pokonać to śmierć. Przychodziła nagle, bez żadnych wcześniejszych objawów i zabierała swe ofiary. Nie potrafili jej powstrzymać.
Ryana miała męża Ortona. Bardzo go kochała. Była gotowa oddać za niego życie.
Orton był wspaniałym mężczyzną. Razem tworzyli piękną parę. Byli też wspaniałym zespołem. Żadno z nich nie wyobrażało sobie życia bez tej drugiej osoby. Ryana była szczęśliwa. Jedynie nieraz patrząc w twarz męża wydawało jej się, że widzi inna twarz. Wtedy jednak odwracała wzrok. Mogła patrzeć, dowiedzieć się... Nie chciała jednak tego. Pragnęła na zawsze zachować swoje szczęście u boku Ortona, tak piękne bo nie zakłócone. Żadna siła na ziemi i w niebie nie była w stanie ich rozdzielić. Razem gotowi byli rzucać wyzwanie wszystkiemu, z wyjątkiem śmierci.
Często razem siadywali wieczorami i patrzyli w niebo. Potrafili nazwać każdą z
gwiazd. Mogli podać dokładne dane na jej temat, łącznie z tym co obecnie się na niej dzieje. Chwila skupienia i mogli ujrzeć tą planetę. Oni jednak woleli patrzeć na gwiazdy zapominając o tym czym one naprawdę są. Chcieli je widzieć tak jak inne mniej rozwinięte rasy. Chcieli doznawać tych mistycznych uczuć jakie towarzyszyły wszystkim rasom patrzącym w gwiazdy zanim zdołały ich dotknąć. Taki był ich świat. Czasami Ryana żałowała, że urodziła się w tak wysoko rozwiniętej rasie. Traciła to co prymitywne. To co tak bardzo ją pociągało. Również Orton miał w sobie owo poczucie pokrzywdzenia. Inne rasy mogły poznawać, badać, wytężać swe umysły. Im wystarczyło zamknąć oczy.
Jednak kiedy tak siedzieli pod rozgwieżdżonym niebem, na chwilę stawali się tacy
sami jak wszystkie inne rasy we wszechświecie.
- Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - mówiła nieraz Ryana.
- Nie opuszczę cię - mówił wówczas Orton.
- Nigdy? - pytała.
- Nigdy - obiecywał - Zawsze będę przy tobie.
- Niczego innego na świecie nie pragnę bardziej - zwykła wówczas mówić Ryana.
- Niczego innego nie jestem w stanie ci obiecać tak jak tego - odpowiadał jej na to Orton.

Jednak tej obietnicy nie dane mu było dotrzymać. Na ich świat napadła obca rasa. Oni jako istoty zajmujące się głównie rozwojem duchowym nie potrafili prowadzić wojny. Kiedy przyszło ruszać do walki z równym sobie wrogiem, mężczyźni mieli nikłe szanse. Orton wraz z innymi przedstawicielami swojej płci musiał stanąć w obronie ich rodzinnego świata. Wojna była długa i pochłonęła wiele ofiar. On jednak nie doczekał końca wojny.
Pewnego wieczora, kiedy gwiazdy lśniły pełnym blaskiem do drzwi Ryany zapukał
posłaniec. Przyniósł jej złe wieści. Orton był ciężko ranny. Ich rasa nigdy nie potrzebowała lekarzy ani lekarstw. Nikt nie umiał pomóc jej mężowi. Ryana nie czekała ani chwili natychmiast udała się do rannego męża. Zdążyła. Leżał ledwie przytomny czekając na ostateczne rozwiązanie. Kiedy jednak usłyszał jej głos otwarł oczy. Po raz ostatni patrzył na swą zapłakaną żonę. Ona pierwszy raz w życiu płakała.
- To się tak nie skończy - powtarzała jak w amoku.
- Nie - potwierdził starając się mimo bólu uśmiechnąć - Obiecałem... Dostaniemy...
- Co dostaniemy? - zapytała przecierając łzy.
- Drugą szansę - brzmiały jego ostatnie słowa.
Potem wszystko znikało. Powstawała pustka jaką po sobie zostawiał. Zaraz po tym
Kathryn ponownie była Ryaną. Patrzyła na młodzieńca przed sobą i już wiedziała, że spędzi z nim resztę życia. Moment kiedy wszystko się zaczęło...
Czasami poprzez sen Kathryn bezwiednie poruszała ustami a jej wargi układały się w
słowa "druga szansa". Nigdy jednak nie wypowiadała ich na głos.
Doktor pozwolił Gail wrócić do kwatery. Jej życie zaczęło wracać do normy. Czuła jednak, ze po tym co się stało nic nie może być takie samo jak było. Mimo, że wiele osób starało się zrozumieć przyczyny jej smutku nikomu nie dane było odkryć prawdy. Stopniowo do Gail wracały wspomnienia. Nie były to jednak obrazy z jej obecnego życia. Były to fragmenty jakiegoś innego istnienia. Przychodziły do niej we śnie i ulatywały jak motyle wraz z przebudzeniem.
Przyjęcie rocznicowe kapitana i Gail odbyło się kosztem jego planów. Obecni byli na
nim prawie wszyscy. Kes i Harry Kim oficjalnie ogłosili wiadomość o swoim związku. Neelix do końca zachował twarz. Doktorowi było go nieco szkoda. W pewnym sensie rozumiał jego stanowisko. Jednocześnie odczuł ulgę pozbywszy się rywala. Jednak za każdym razem kiedy spoglądał w stronę Siedem coraz silniej zdawał sobie sprawę z faktu, że jego zauroczenie nigdy nie znajdzie wzajemności. Nie dziwił się temu. Tak wspaniała kobieta zasługiwała przecież na coś lepszego niż związek z holograficzną projekcją lekarza. Nawet jeśli ta projekcja potrafiłaby być bardziej oddana niż istota z krwi i kości. Patrząc na Toma i B'Elannę Zimmerman odczuwał coś co powinno mu być obce. Zazdrościł im. Czas, który powinien goić rany wcale nie pomagał mu. Z każdą chwilą bowiem Siedem okazywała się w jego oczach wspanialsza. Doktor zdawał sobie sprawę, że ona jest zainteresowana kimś innym. Wiedział również, iż jej fascynacja jest tak samo niespełnialna jak jego. Rozumiał, że to konsekwencja izolacji na jaką w pewnym sensie byli skazani członkowie załogi Voyagera. Czekała ich jeszcze daleka droga. Musieli się więc nauczyć żyć wraz z całym bagażem niespełnionych uczuć i nieosiągalnych marzeń. Szczęście jednych musiało pociągać za sobą smutek innych.
Neelix również odczuwał to samo co Zimmerman. On jednak mógł choć przez chwilę
cieszyć się tym co kochał. Nie poprawiało to jednak samopoczucia. Gdzieś w głębi swego umysłu winił się za to, że utracił Kes bezpowrotnie. Ponad wszystko pragnął jednak jej szczęścia. Nigdy w życiu nie zrobiłby nic żeby nim zachwiać. Kiedy jednak patrzył na nią u boku innego czuł jak jakaś pętla zaciska mu się wokół serca. Jeszcze pamiętał jak on sam był na tym miejscu.
Kes zaś czuła, że rani Neelixa. Nie chciała jednak robić mu jeszcze większej przykrości i udawała, że nie czuje jego bólu. Miała przed sobą jeszcze kilka lat życia. Nie miała czasu by je marnować. Poświęcenie jakiego wymagałoby dobro Neelixa, było zbyt duże i nie dotyczyło tylko jej. Harry zasługiwał, żeby być szczęśliwym chociaż przez te kilka lat. potrafił pokochać ją mimo tego, że wiedział, iż przyjdzie mu ją niedługo stracić. Kes wiedziała, że najbardziej ze wszystkiego pragnął pokazać jej Ziemię. Miał już dokładnie zaplanowane co powie w chwili kiedy Kes pierwszy raz ją ujrzy. On również nie chciał krzywdzić Neelixa. Jednak pragnął jawnego związku z Kes.
Tylko Tom i B'Elanna swoim małżeństwem nie krzywdzili nikogo. Wszyscy zdołali już
przyzwyczaić się do ich związku. Nikt już nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej. Tom okazał się dobrym mężem. Chociaż czasami pomiędzy nim i B'Elanną pojawiały się spory umieli radzić sobie z problemami.
Voyager mknął do przodu pomimo licznych przeciwności jakie spotykał na swej
drodze. Rok później, w drugą rocznicę ślubu Gail i Chakotaya, Kes i Harry pobrali się. W tym czasie Kes przygotowywała się już do wydania na świat potomka.
Na przyjęcie weselne nie przybył doktor Zimmerman. Od kilku tygodni rzadko
opuszczał ambulatorium. Często też się wyłączał. Stał się małomówny. Kilkakrotnie B'Elanna nakryła go jak majstrował przy swoim programie. Zaraz jednak kiedy się pojawiała zaprzestawał. Stanowczo odmawiał przyjęcia od niej pomocy. Kiedy zaś nikt nie widział siadał koło łóżka wciąż nieprzytomnej Kathryn Janeway i godzinami opowiadał jej o czymś. Co mówił, wiedział jedynie on sam.
Przyjęcie to jednak miało się zakończyć wcześniej nie tylko dla Zimmermana. Niedługo po ceremonii odezwał się komunikator Gail. Zaraz też po otrzymaniu wiadomości przeprosiła ona wszystkich. Nie chciała podać powodu ale stwierdziła, że musi niestety opuścić przyjęcie. Nawet Chakotay nie uzyskał wyjaśnienia jaki był powód nagłego odejścia jego żony. Kiedy chciał ją zlokalizować okazało się, że zdjęła komunikator.
Wiadomość jaką odebrała Gail pochodziła od doktora. Zawiadomił on ją, że
Kathryn Janeway właśnie odzyskała przytomność. Gail chciała z nią porozmawiać zanim inni się o tym dowiedzą. Kiedy jednak weszła do ambulatorium zdała sobie sprawę, że być może inni już nie zdążą. Była kapitan Voyagera wydawała się być bardzo chora. Mimo, że Zimmerman nie stwierdził obecności żadnych chorób w jej organizmie, wiedział, iż to ostatnie chwile Kathryn Janeway.
- Co się dzieje? - zapytała drżącym głosem Gail.
- Obudziła się przed chwilą - powiedział - Chciała rozmawiać tylko z tobą. Nie potrafię jej
pomóc.
- Co jej jest? - zadała kolejne pytanie Gail.
- Nie wiem - odparł - Jest zdrowa, według wszelkich znanych mi środków diagnozowania.
Wygląda to tak jakby ona umierała ponieważ sama tego chce.
- Proszę nas zostawić doktorze. - rozkazała Gail.
- Gdyby coś się działo, wiadomo jak mnie włączyć - z autoironią powiedział Zimmerman -
Komputer zakończ awaryjny holoprogram medyczny.
Doktor zniknął. Gail zaś podeszła do łóżka, na którym leżała Kathryn. Była ona już
tak słaba, że nie miała siły podnieść głowy. Jednakże przytomnym wzrokiem patrzyła na Gail. Chociaż spoglądała w inną twarz patrzyła w to samo oblicze. Chociaż słyszała inny głos to były wciąż te same słowa.
- Witaj - powiedziała na powitanie Gail.
- Witasz mnie a czas już się żegnać - uśmiechnęła się boleśnie Kathryn.
- Czemu to robisz? - zapytała ze łzami w oczach Gail.
- Czemu się zabijam? - pytaniem odpowiedziała Janeway.
- Tak.
- Bo czas jeszcze nie nadszedł - powiedział była kapitan.
- Czas na co Ryano? - zapytała Gail.
- Nasz czas - uśmiechnęła się znowu Janeway - To nie jest nasza szansa. Nie w tym życiu.
- Wiem - odparła Gail - To jednak nie powód żeby umierać. Kathryn Janeway jest potrzebna
załodze. Bez ciebie to już nie będzie ten sam okręt.
- Cząstka mnie na zawsze tu zostanie - powiedziała Janeway - tak jak każdego kto był choć
przez chwilę członkiem tej załogi. Kiedy wrócicie na Ziemię, powiedz Mark'owi, że przez
cały ten czas kiedy byliśmy tutaj... - Kathryn zaczęła się krztusić.
- Powiem - szepnęła Gail, poczym krzyknęła - Komputer uruchom awaryjny holoprogram medyczny.
Doktor pojawił się prawie natychmiast. Nie czekał też na wyjaśnienia. Zabrał się natychmiast do reanimacji. Kathryn zaś w ostatnim odruchu ścisnęła dłoń Gail.
- Następna... szansa - wyszeptała.
- Do następnego razu - powiedziała cicho Gail.
Wysiłki doktora okazały się daremne. Kathryn Janeway zmarła. Pozostawiła po sobie
żal w sercach załogi i tajemnicę, która na zawsze odmieniła Gail. Mimo, że kochała ona nadal swojego męża gdzieś w głębi duszy zachowała cząstkę Ortona. Nawet w połowie nie potrafiła sobie wyobrazić co mogły czuć wszystkie Trile. Kiedy symbiont żyjący w nowym gospodarzu musiał patrzeć jak ktoś niegdyś mu drogi żyje innym życiem. Daleko od tego co kiedyś dane im było znać.
Kes urodziła synka. Razem z Harrym byli bardzo szczęśliwymi rodzicami. Neelix
został ojcem chrzestnym. Było to jedyne dziecko jakie mogła urodzić Kes. Dbała więc o nie bardziej niż ktokolwiek inny dba o dziecko. Ono jednak bardzo szybko rosło. Odziedziczyło wiele po matce. Harry na każdym kroku podkreślał jakie to dla dziecka szczęście.
Wkrótce tez po szczęśliwych urodzinach okazało się, że Gail jest w ciąży.
Chakotay przyjął tę wiadomość z wielkim entuzjazmem. Jeszcze bardziej ucieszył się Tom Paris. Tylko Gail miała mieszane uczucia. Bała się roli matki. Nie wiedziała czy sobie poradzi. Nigdy wcześniej nie wahała się z podjęciem wyzwania. Jednak tym razem zależeć miało od niej nie tylko jej życie. Jednak Chakotay zapewniał ją, że razem dadzą sobie radę. W końcu mu uwierzyła. Chyba nigdy potem nie pożałowała tego, że mu zaufała. Urodziła synka. Chakotay okazał się wspaniałym ojcem a ona jakoś poradziła sobie z rolą matki.
Kiedy dziecko Kes i Harrego skończyło rok, doktor Zimmerman zaraził je pasją do
medycyny. Nauczył je wszystkiego co tylko mógł. Podstarzała już Kes była bardzo dumna ze swego synka kiedy przyjmował pacjentów. Pamiętała jak jeszcze nie dawno to ona pobierała nauki u doktora. Jej czas płynął tak szybko. Z każdym dniem czuła się coraz bardziej zmęczona. Tyle rzeczy chciała jeszcze zrobić, tyle zobaczyć. Starość jednak nieubłaganie przejmowała nad nią władzę. Z każdym dniem koniec wydawał się coraz bliższy. Ku zaskoczeniu Kes nawet kiedy stała się ona typowa starą kobieta Harry nadal kochał ją tak samo mocno i był wdzięczny, że pozwoliła mu być jej mężem. Każdego dnia dziękował losowi, że ją spotkał i błagał o to by żyła jak najdłużej się da.
W trzy dni po swoich dziewiątych urodzinach Kes odeszła. Pustka jaka po sobie
pozostawiła była niewyobrażalna. Neelix przez tydzień nie wychodził z kwatery. Nawet Tuvok okazał coś na kształt emocji.
Zanim zdążyły spłynąć łzy po odejściu Kes inny członek załogi postanowił wycofać
się z życia na okręcie. Mimo, że tak naprawdę nigdy nie stał się prawdziwym oficerem był członkiem załogi tak samo mocno jak wszyscy inni. Jednak mimo tego doktor Zimmerman postanowił zakończyć swój program. Przekazała swoją praktykę synowi Kes i Harrego. Sam zaś poprosił B'Elannę o wyzerowanie programu. Mimo, że kapitan, Gail, Tom i cała reszta załogi prosiła go o zmianę decyzji doktor pozostał nieugięty.
Takie postanowienie od dawna w nim dojrzewało. Bardzo skrupulatnie rozważył swoją
decyzję. Wiedział, że załoga będzie próbowała wpłynąć na jej zmianę. On jednak postanowił. Jego program zaadaptował się do panujących wkoło warunków do zbyt dużego stopnia. Stał się zbyt ludzki, pozostając jednocześnie zbyt daleki od człowieczeństwa. Cierpienie, miłość, zawód, to uczucia, które nie powinny mu być nigdy dostępne. Jednak wdarły się do programu jak wirus. Mimo, iż doktorowi nie było łatwo zachował resztki dawnego zdrowego rozsądku. Gdyby mógł płakać kiedy oznajmiał swoją decyzje pewnie by płakał. Był jednak hologramem. Miał ograniczenia. Kiedy patrzył na załogę i miał świadomość, że opuszcza ich na zawsze niemal odczuwał fizyczny ból. Nie wiedział wprawdzie czy tak się go odczuwa, ale wydawało się, że to uczucie jest najbardziej do bólu zbliżone. W pewnym sensie zżył się z tymi ludzmi. Chętnie poznałby ich losy, aż do końca. Wiedział jednak, że pozostanie na Voyagerze byłoby zbyt trudne.
Po zabiegu pozostać miała możliwość uruchomienia awaryjnego holoprogramu medycznego,
jednak w formie takiej, jaką miał on przy pierwszej aktywacji. Wymazane miały zostać wszystkie wspomnienia doktora Zimmermana. Całe jedno dotychczasowe "życie" miało ulec zniszczeniu. Po długich konwersacjach ostatecznie B'Elanna zgodziła się dokonać eutanazji na Zimmermanie.
Pożegnanie doktora wcale nie okazało się proste. Nikt tez nie chciał nacisnąć
przycisku zerującego program EMH. Nawet najsilniejsi psychicznie członkowie załogi nie potrafili tego zrobić. Ze wszystkich momentów jakie miały miejsce podczas podróży Voyagera ten okazał się najdramatyczniejszy. Ostatecznie doktor sam nacisnął ów feralny guzik na zawsze kończąc życie doktora Zimmermana.
W tym samym roku Tuvok dostał Wolkańskiej gorączki krwi. Dziewięciu latach
spędzonych w kwaderancie delta ostatecznie poddał się w swoim dążeniu do domu. Podążając za głosem logiki wybrał sobie partnerkę. Jego wybór padł na Siedem z Dziewięciu. Ona długo to rozważała. Ostatecznie jednak zgodziła się zostać partnerką Tuvoka.
Voyager powoli zdążał do domu. Kolejne lata nie przyniosły jednak widoku
upragnionej Ziemii. Załoga starzała się. Tracono coraz więcej załogantów. Zawarto wiele małżeństw, a na świat przyszło wiele dzieci. Dom jednak pozostawał daleko.
W dziesięć lat po śmierci Kes, w samobójczej akcji zginął Neelix. Podczas ataku
silniejszego wroga wywołał on swoim statkiem zderzenie, które zniszczyło atakującą Voyagera jednostkę. Ostatnie co zdążył przekazać to słowa:
- Moję życie skończyło się kiedy odeszła Kes. Teraz uzyskuję wyzwolenie.
Podczas tego samego ataku zginął również Tom Paris. Tak jak zawsze tego pragnął
rozpaczało po nim mnóstwo pięknych kobiet. Na ich czele stały B'Elanna, ich dwie córki i Gail.
W kilka lat później B'Elanna i Harry postanowili spędzić resztę życia razem. Nie
połączyła ich wielka miłość, ale przyjaźń, wzajemny szacunek i rozsądek. Byli parą przez następne trzydzieści lat, aż do czasu kiedy B'Elanna zmarła. Nigdy jednak nie wzięli ślubu.
Po zakończeniu kariery przez syna Harrego ponownie aktywowano EMH. Nie był to już jednak ten sam doktor. Chociaż od początku nauczył się życia z załoga na zawsze pozostał inną osobą. Bez przeżyć Zimmermana nie mógł stać się do niego podobny pod względem mentalności.
W trzydzieści lat od przybycia do kwadrantu delta zmarł kapitan Chakotay. Stało
się to niespodziewanie podczas snu. Kiedy Gail wróciła z nocnej wachty znalazła męża śpiącego. Kiedy starała się go obudzić zadała sobie sprawę z tego, że zasnął już na zawsze. Tego samego dnia Gail zrezygnowała z dalszej służby. Po odejściu męża bardzo podupadła na zdrowiu. W końcu rozchorowała się bardzo poważnie. Po kolej wszystkie organy zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Mimo starań lekarza czuła, że jej czas nadchodzi.
Właśnie w chwili kiedy była pewna, że nastąpi koniec usłyszała nad sobą znajomy
głos. Wiedziała, że osoba do, której należał od dawna nie żyje, ale nie była pewna, że się nie myli. To był on.
- Dalej Gail obudź się - mówił głos Toma Parisa. - Szybko pomóżcie mi bo ją stracimy.
Gail wracaj do nas.
Tom nie wierzył własnym oczom. Patrzył na twarz swojej przyjaciółki i widział jak na jego oczach jej twarz się zmienia. Widział nie raz takie znamiona. Doskonale wiedział co je pozostawia. Gdyby nie to, iż było to zupełnie niemożliwe mógłby przysiąc, że na twarzy Gail widać upływ czasu. Podobnie zachowywała się twarz leżącego obok niej człowieka. Chociaż było to zupełnie nieprawdopodobne, jednak było prawdą.
Część dziewiąta...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Samotności szansa czy przekleństwo
Le Guin Ursula K Samotność
W samotności
Le Guin Ursula K Samotnosc
Długość dźwięku samotności Myslovitz
SamotnikAgata recenzja O Objawieniach w Medziugorju
Martin George R R Drugi rodzaj samotności

więcej podobnych podstron