Penny Jordan
Pragnienie miłości
Tłumaczenie:
Wanda
Jaworska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To
już niedaleko. Angelica właśnie minęła ostatnią wioskę z listy sporządzonej przez Toma.
Według opisu trasy ścieżka prowadząca do posiadłości znajdowała się zaledwie dwie mile przed
nią.
Była zadowolona, że podróż z Londynu ma już prawie za sobą. Plecy zesztywniały jej od siedzenia,
oczy piekły ze zmęczenia.
Zmęczenie… Uśmiechnęła się
do
siebie ironicznie. Gdyby jeszcze osiemnaście miesięcy temu,
nawet przed rokiem, ktoś powiedział, że ogarnie ją zmęczenie, wyczerpanie zarówno psychiczne, jak
i fizyczne, i że zdominuje całe życie, wyśmiałaby go.
Wtedy
jednak nie wiedziała tego, co wie dzisiaj: że to paraliżujące, wyniszczające,
wszechogarniające wycieńczenie, ta chęć, by zamknąć oczy, zwinąć się w kłębek i spać jak najdłużej,
to forma depresji, tak samo groźna jak inne, lepiej rozpoznane i opisane postaci tej choroby.
Dużo się nauczyła w ciągu ostatniego roku, może za dużo, a na domiar złego nauczyła się nie tego,
czego chciałaby się nauczyć. Powinna była pamiętać znane porzekadło o starych a głupich.
Oczywiście, trudno uważać się za starą, mając dwadzieścia osiem lat i będąc w szczytowej formie
fizycznej i intelektualnej, nawet jeśli czuła się tak, jakby miała o trzydzieści lat więcej.
Skrzywiła się z niesmakiem na myśl o seksie. W czasach rosnącego zagrożenia AIDS brak
doświadczenia w sprawach miłosnych nie był powodem do wstydu, ale wolała zachować dla siebie
fakt, że jest dziewicą. Uważała to za swoją piętę achillesową, zwłaszcza że w swoim środowisku
stanowiła obiekt podziwu i zazdrości.
Przejęła podupadający
biznes
ojca, wytwórnię kremu do twarzy i płynu do demakijażu,
dostarczanych na zamówienie pocztowe do bardzo ograniczonej liczby klientów, w sytuacji gdy nie
miała innego wyboru. Ledwie skończyła praktykę w biurze rachunkowym i zdała egzaminy, ojciec
dostał nagle ataku serca i zmarł, pozostawiając jej matkę zależną od dochodów firmy, której
podstawy finansowe były coraz bardziej niepewne.
Za
namową jednego z przyjaciół podjęła ryzyko i zmieniła całkowicie profil przedsiębiorstwa,
rezygnując z dotychczasowej produkcji i wprowadzając na rynek artykuły oparte wyłącznie na
składnikach naturalnych.
Nie
miała czasu na dokładne badania rynku. Nie miała czasu na nic poza podjęciem decyzji
i przystąpieniem do działania.
Sukces
tego przedsięwzięcia niekiedy i ją zaskakiwał. Musiała zainwestować w nową fabrykę
i zwiększyć zatrudnienie.
Choć
prowadzenie
przedsiębiorstwa wymagało ogromnego wysiłku, czuła się jak w swoim
żywiole. Lubiła swoją pracę. Zawsze była pełna zapału i nie traciła pewności siebie nawet wtedy,
kiedy inni wątpili. Po czasie i tak okazywało się, że racja była po jej stronie.
Matka
Angeliki mieszkała teraz wygodnie w eleganckim apartamencie w Brighton i przyszłość
miała zapewnioną. Ona sama zajmowała niewielki, wygodny dom, położony z dala od zgiełku
w jednej z londyńskich ekskluzywnych oaz spokoju. Każdy budynek w obiekcie powstałym
w dawnych stajniach miał własny garaż, a na wspólny dziedziniec obowiązywał zakaz wjazdu.
W czasie nielicznych ciepłych weekendów mieszkańcy jedli tam razem, co kojarzyło się raczej ze
zwyczajami francuskimi niż angielskimi, i raczyli się smakołykami z miejscowych
delikatesów.
Właśnie w czasie jednego z takich wspólnych śniadań poznała Giles’a. Jak jej powiedział,
wynajmował jeden z domów od przyjaciół, którzy wyjechali na pół roku do Stanów.
Później
dopiero
odkryła, że to nie była prawda. Dom należał do rodziców jego byłej dziewczyny,
a on się kiedyś mimowolnie wprowadził, po czym nie chciał go opuścić, twierdząc, że ma prawo do
domu ze względu na związek z ich córką. Giles miał dar przekonywania, ale często naginał prawdę
do własnych celów, a ona, w swej naiwności, dała się nabrać.
Nie
było pocieszeniem, że jej przyjaciele okazali się tak samo łatwowierni i podobnie jak ona
zdumieni, gdy prawda wyszła na jaw. Szczerze ją wspierali, ale cios zadany przez człowieka,
któremu wierzyła, zachwiał jej poczuciem wartości i zranił tak dotkliwie, że nie umiała otrząsnąć się
z bólu.
Mimo
wszystko uważała, że miała szczęście… duże szczęście. Tuż przed wyjazdem z Giles’em na
wakacje do Prowansji jej matka złamała rękę i Angelica wróciła niespodziewanie do Londynu.
Wtedy zobaczyła, że Giles był tak bezczelny i zuchwały, że spędził nie tylko wieczór, ale i noc z inną
kobietą, którą Angelica widziała wychodzącą od niego wczesnym rankiem. Gdyby nie przypadek,
zapewne nigdy nie odkryłaby prawdy albo odkryłaby, gdy już byłoby za późno.
Najgorsza
jednak była świadomość, że okazała się tak ufna i naiwna, że uwierzyła w jego miłość
i nigdy nie zadała sobie pytania, dlaczego taki czarujący i przystojny dwudziestosiedmioletni
mężczyzna miałby pragnąć takiej kobiety jak ona. Kobiety, która nigdy nie miała czasu, żeby bawić
się i cieszyć życiem, kobiety całkowicie oddanej pracy i traktującej swoje obowiązki poważnie do
tego stopnia, że stały się treścią jej życia.
Poczuła się
jak
idiotka. I wcale jej nie pocieszało, że nie była pierwszą kobietą oszukaną przez
Giles’a, który zrobił sobie z tego sposób na życie. Czuł się bezkarny, zdając sobie sprawę, że inne
jego ofiary, podobnie jak Angelica, będą milczały, nie chcąc przyznać się do naiwności.
Nie
poprawiało nastroju Angeliki także to, że pozwoliła mu na ustalanie zasad. Wierzyła mu, gdy
wyznawał, że ją kocha i chce spędzić z nią resztę życia. Wakacje w Prowansji miały być okresem
przedślubnej intymności. Przez cały miesiąc mieli się lepiej poznawać, zostać kochankami, tym
samym zobowiązując się do dzielenia wspólnej przyszłości.
Była
tak
zauroczona, że nie dostrzegała w nim żadnych wad.
Tom
powiedział jej delikatnie, że nie ma powodu, aby się obwiniała. Że w życiu każdego
człowieka zdarzają się momenty słabości i każdy z nas bywa podatny na wpływ innej osoby. Poza
tym los mógł się okazać mniej łaskawy i na czas nie uchronić jej przed większym nieszczęściem.
Jako
jej adwokat zwrócił uwagę, że gdyby wyszła za mąż za Giles’a, ucierpiałaby znacznie
bardziej, nie tylko w sferze emocjonalnej. Mogłaby bowiem stracić znaczną część swego majątku,
jeśli nie wszystko, co miała.
Świadomość, że
Giles
wyłącznie dla pieniędzy bezwzględnie ją wykorzystał, oszukując, że ją
kocha, była gorzką pigułką do przełknięcia. Chciał tylko firmy, którą odziedziczyła. Nie jej pożądał,
lecz pieniędzy.
Angelice
wydawało się, że do końca życia nie uwolni się od poczucia upokorzenia i przykrej
świadomości, że zrobiła z siebie idiotkę. Nastolatce można by wybaczyć, że straciła głowę dla
nieznajomego, ale kobieta w jej wieku nie powinna dać się zwieść. Jak mogła sądzić, że taki
mężczyzna zakochałby się w niej od pierwszego wejrzenia? Owszem, była dość atrakcyjna, ale nie
uchodziła za piękność.
Nawet
teraz nie rozumiała, dlaczego jej się to przydarzyło. Dlaczego była tak łatwowierna?
Zadrżała i przeniknął ją zimny dreszcz na myśl o tym, na jakie ryzyko naraziła nie tylko własną
przyszłość, ale również przyszłość matki i pracowników. I to dla paru nic nieznaczących uśmiechów
i jeszcze mniej znaczących pochlebstw.
Czy
była tak słaba i wrażliwa, tak bardzo spragniona uczuć, że nie zdołała się zorientować, o co
naprawdę chodzi Giles’owi; tak emocjonalnie niedojrzała, że uwierzyła mu, kiedy przysięgał, że ją
kocha? Kiedy mówił, że pragnie pojąć ją za żonę? Dlaczego nie zadała mu więcej pytań? Dlaczego
niczego nie podejrzewała?
Ponieważ
nigdy
nie wierzyła, że jakiś mężczyzna zapragnie jej wyłącznie ze względu na pieniądze,
że może wpaść w taką pułapkę.
To
właśnie bolało najdotkliwiej: wierzyła w szczerość uczuć Giles’a, gdy tymczasem on śmiał się
w duchu z jej naiwności. Wszystkie te kłamstwa, że chce, żeby stali się kochankami doskonałymi, że
pragnie zabrać ją gdzieś, gdzie mógłby mieć ją tylko dla siebie… Wierzyła w to, a on tymczasem
sypiał z inną kobietą.
W Nowym Jorku kobiety wynajmują prywatnych detektywów, żeby sprawdzali życiorysy ich
partnerów. Zawsze uważała to za cynizm i wyrachowanie, ale
już nie była taka pewna, czy miała
rację.
Czekało ją
teraz
najtrudniejsze zadanie, a mianowicie uporanie się ze świadomością, że się
ośmieszyła. Nie miała skrupułów wobec samej siebie, nie uciekała od prawdy, konfrontowała się
z własną słabością, z własną głupotą, uświadamiając sobie, że tak bardzo pragnęła być kochana, że
niemal wyzbyła się rozsądku, inteligencji i honoru.
Do
chwili pojawienia się w jej życiu Giles’a uważała się za osobę spełnioną i w miarę
szczęśliwą.
Małżeństwo,
dzieci
– to były skryte marzenia, które zepchnęła w najgłębsze zakamarki swego
umysłu. Przyglądała się związkom swoich przyjaciół i widziała, jak trudno w tych gorączkowych
czasach znaleźć chwilę na budowanie i pielęgnowanie więzi uczuciowych. Powiedziała więc sobie
prozaicznie, że być może kiedyś zdecyduje się na pozbawione namiętności małżeństwo z rozsądku
z jakimś uprzejmym nijakim mężczyzną, który będzie dzielił jej pragnienie posiadania dzieci
i stabilizacji. Nie uważała jednak, że ten czas już nadszedł. Była zadowolona ze swego życia,
a dzikie miłosne przygody niektórych przyjaciółek zupełnie jej nie interesowały. Obserwowała je
z lekkim rozbawieniem raczej niż z zazdrością, wmawiając sobie, że rozczarowanie związane
z silnym zaangażowaniem uczuciowym nie jest warte nakładu czasu i emocji.
Kiedy
jednak poznała Giles’a, cały jej świat stanął na głowie, a ona nie dość, że się nie broniła, to
jeszcze mu w tym pomogła.
Cóż,
teraz
ponosi tego konsekwencje.
„Wyczerpanie” –
tak
brzmiała zwięzła diagnoza choroby, która osłabiła ją do tego stopnia, że
w pewnym momencie nie była już w stanie funkcjonować tak jak dotychczas.
Jej
przyjaciele byli zszokowani. Wciąż słyszała o zespole przewlekłego zmęczenia. Nikt z nich
bowiem nie był na tyle nietaktowny, żeby zasugerować, że cierpi na skutek czegoś tak niemodnego
jak złamane serce, zwłaszcza że od rozstania z Giles’em minął już rok. Nowoczesne kobiety nie mają
łamiących się serc. Są na to zbyt rozważne, zbyt dojrzałe. Na trzeźwo oceniają zalety i wady każdego
związku, w który wstępują, nie mając czasu na wdawanie się w coś nieopłacalnego
i nierozwojowego. Gdyby tylko wzięła z nich przykład…
Ale
tak się nie stało. Teraz została nie tylko z poczuciem bólu, że oszukał ją ktoś, w czyje uczucia
wierzyła, nie tylko z cierpieniem z powodu własnego niepowodzenia i urażonej dumy, ale również
z przykrą świadomością, że nie jest taką kobietą, za jaką się uważała… Że nie jest dojrzałą, rozsądną
osobą, czym zawsze się szczyciła… Że w rzeczywistości, gdy w grę wchodzą silne emocje
i pragnienia, jest tak samo podatna na zranienie jak inne przedstawicielki płci pięknej.
To
dlatego za usilną namową lekarza wzięła urlop. Tom, jej adwokat i jeden z najbliższych
przyjaciół, zaproponował, żeby skorzystała z domu w Pembrokeshire, który niedawno odziedziczył
po zmarłym wuju.
– Jest
położony na uboczu, pięć mil od najbliższej wsi, ale okolica jest tam piękna. Nigdy
wcześniej nie widziałem tego domu – powiedział. – Zamierzałem go sprzedać, ale gdy tam
pojechałem… Cóż, postanowiłem go zatrzymać. Zostań tam, jak długo zechcesz.
Angelica
już miała zaprotestować, mówiąc, że nie jest inwalidką i że niczego nie potrzebuje, ale
wiedziała, że by skłamała. Rozpaczliwie potrzebowała jakiegoś miejsca, gdzie mogłaby się ukryć,
lizać rany i odzyskać spokój ducha.
Zostawiła firmę w pewnych rękach Paula Lyonsa, swego zastępcy, wiedząc, że może na nim
polegać.
Nie
kochała już Giles’a. Jakżeby mogła? Człowiek, o którym myślała, że jest w niej zakochany,
właściwie nigdy nie istniał, ale mimo to wstrzymywała oddech na widok każdego mężczyzny
z jasnymi, złocistymi włosami i niebieskimi oczami.
Nieraz
budziła się w nocy z twarzą mokrą od łez. Wydawało jej się, że nie jest w stanie mierzyć
się z otaczającym światem i że każdy, kto na nią patrzy, wie, jaka była niemądra.
Tom
miał rację. Sześć miesięcy z dala od Londynu, w samotności, to prawdopodobnie to, czego jej
potrzeba, żeby spojrzeć na sytuację z właściwej perspektywy i odzyskać dawną energię
i determinację.
W przeddzień wyjazdu zjedli razem lunch, po czym Tom pojechał z nią do domu, żeby upewnić się,
czy na pewno wie, jak trafić na miejsce. Angelica zdawała sobie jednak sprawę, że to tylko pretekst,
bo tak naprawdę Tom się martwił. Na samą tę myśl ogarnęło ją miłe ciepło. Byli przyjaciółmi od
niepamiętnych czasów. Matka uwielbiała Toma i często napomykała, że stanowiliby dobraną parę,
ale niezależnie od tego, jak bardzo byli sobie bliscy, oboje wiedzieli, że traktują się tylko jak
rodzeństwo i że jakakolwiek więź seksualna między nimi nie wchodzi w grę. Tom właśnie ostatnio
się zakochał, a Angelica
bardzo polubiła jego nową dziewczynę.
Po
drodze do Pembrokeshire zatrzymała się w Ludlow, żeby zwiedzić miasto i coś zjeść, ale
zabawiła tam dłużej, niż planowała, bo zanim wróciła do samochodu, już zapadł mrok. Wiejska
droga była nieoświetlona, ale na szczęście ruch zelżał, w przeciwnym razie irytowałaby, jak
przypuszczała, innych kierowców swoją niepewną, wolną jazdą w poszukiwaniu bocznej drogi do
domu przyjaciela.
Była
coraz
bardziej niespokojna, ale nie z powodu późnej pory i zmęczenia. Przez ostatnie parę mil
czuła się coraz gorzej. Bolał ją żołądek, męczyły mdłości i z całym przekonaniem sądziła, że to wina
posiłku, który zjadła w Ludlow.
W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy po rozstaniu z Giles’em straciła na wadze sześć kilogramów.
Przyjaciele ostrzegali ją, że może stać się za szczupła i przy swoich prawie stu siedemdziesięciu
centymetrach wzrostu wyglądać na wychudzoną. Musiała przyznać im rację. Widziała nowe
zagłębienia u nasady szyi, wyczuwała pod palcami kości biodrowe, eleganckie spódnice stały się za
luźne w pasie.
Pod
szarymi oczami pojawiły się cienie, nadające jej twarzy udręczony wyraz. Miękkie, czarne
jedwabiste włosy zaczynały tracić połysk. Zdawała sobie sprawę, że stan psychiczny zaczyna
niekorzystnie wpływać na jej wygląd.
Przyrzekła sobie, że
urlop
spędzi na poprawianiu kondycji fizycznej. Będzie dużo chodzić,
racjonalnie się odżywiać, prowadzić prosty, zdrowy tryb życia zamiast nie dojadać i tkwić
w duchocie biura z centralnym ogrzewaniem.
Tom
ostrzegł ją, że w domu panują spartańskie warunki, ale było piękne lato i czuła ulgę na samą
myśl o samotności w miejscu, gdzie nikt nie będzie od niej oczekiwał podtrzymywania wizerunku
pewnej siebie, samowystarczalnej kobiety sukcesu.
W tym właśnie tkwi problem kobiet, pomyślała, że natura nie predestynowała ich do
samowystarczalności. Natura wyposażyła je w geny, za sprawą których pragną z kimś dzielić życie.
I ta sama natura oszukała ją – podobnie jak Giles – a ona pozwoliła wywieść się w pole.
Pogrążona w myślach za późno zauważyła skręt i musiała zawrócić. Nagle poczuła się przeraźliwie
słaba. Miała wrażenie, że głowę ma wypełnioną watą, a żołądek…
Jadąc ścieżką między
wysokimi
nasypami wysadzanymi żywopłotem, modliła się, żeby dotrzeć do
celu, zanim jej żołądek ostatecznie się zbuntuje.
Angelicę oblewał
zimny
pot, będący niewątpliwie jednym z objawów choroby, więc gdy w świetle
reflektorów ukazał się niski budynek z kamienia, odetchnęła z ulgą. Był dłuższy, niż się spodziewała,
i miała wrażenie, że prowadzi do niego dwoje oddzielnych drzwi. A może tylko tak jej się wydaje –
zastanowiła się. I co robi żywopłot w samym środku frontowego ogrodu?
Gdy
zatrzymała samochód, zorientowała się, że to nie pojedynczy dom, lecz bliźniak. Naraz
uprzytomniła sobie, że Tom nie ostrzegł jej, że dom nie jest całkowicie odosobniony… Znowu
chwyciły ją potężne skurcze żołądka.
Pchnęła gwałtownie
drzwi
samochodu, wychyliła się z siedzenia kierowcy i natychmiast
zwymiotowała.
Trzęsła się i ledwo trzymała na nogach. Zgięta wpół, skręcała się z bólu. Błagała Boga, żeby
zdołała dowlec się w domowe zacisze. Nie obawiała się, że ktoś mógłby ją zobaczyć. Z drugiego
bliźniaka nie dochodziły żadne dźwięki, a wszystkie okna były ciemne. Była sama, zupełnie sama…
Wyjęła z auta torbę i znalazła duży staroświecki klucz. Nie zadając sobie trudu zamknięcia
samochodu, otworzyła drewnianą bramę i pospieszyła w stronę wejścia. Na szczęście, ból chwilowo
zelżał.
Wysiłek
zapanowania
nad bólem sprawił jednak, że zakręciło jej się w głowie. Trzęsącą się ręką
usiłowała włożyć klucz do zamka. W tym samym momencie ogarnęła ją obezwładniająca słabość,
a nawrót skurczów sprawił, że ponownie oblała się zimnym potem. Mdłości stały się nie do
wytrzymania.
Upuściła
klucz
i przycisnęła ręce do brzucha. Krzyknęła i zemdlona osunęła się przed wejściem na
ziemię. Jak przez mgłę dotarł do niej odgłos silnika samochodowego, ale nie była w stanie zwrócić
na to jakiejkolwiek uwagi.
Właśnie przestała wymiotować.
Po
twarzy spływały jej łzy, a gardło piekło. Wciąż leżała skulona
na ziemi, walcząc z następnym atakiem spazmów, gdy nagle tuż za sobą usłyszała poirytowany męski
głos.
– Co tu się, u licha, dzieje
?
Kiedy
próbowała odwrócić głowę, zbyt wyczerpana i zbyt cierpiąca, by cokolwiek wyjaśnić,
mężczyzna najwyraźniej zorientował się, w jakim jest stanie, bo natychmiast ukląkł obok i odezwał
się już znacznie łagodniejszym tonem:
– Już dobrze. Nie, proszę się
nie
ruszać. Co się stało? Zatrucie? – spytał.
Ból wrócił
ze
zdwojoną siłą. Angelica ledwie przytaknęła, po czym ogarnęła ją ciemność. Jak
przez sen czuła, że ktoś ją podnosi, bierze na ręce, coś mówi i niesie gdzieś, gdzie już całkowicie
straciła przytomność.
ROZDZIAŁ DRUGI
Angelica
z wahaniem uniosła powieki. Skrzywiła się, gdy oślepiło ją światło, i natychmiast znowu
zamknęła oczy. Wysiłek odwrócenia głowy od źródła blasku był zbyt wyczerpujący.
Marnie
się czuła. Kręciło jej się w głowie, w środku czuła pustkę. Powoli jednak powracały do
niej obrazy z poprzedniego wieczoru. Najwyraźniejsze było wspomnienie bólu tak intensywnego, że
na samą tę myśl kurczył się jej żołądek.
Była
chora, bardziej
chora niż kiedykolwiek w życiu. Była tak chora i tak udręczona bólem, że
naprawdę myślała, że umrze, a nawet chwilami tego pragnęła.
Przypomniała sobie, że naprawdę
to
powiedziała i że jakiś nieznany głos przestrzegał ją przed
mówieniem takich głupot; że uspokajał i pocieszał; że obejmowały ją jakieś obce ręce.
Do
kogo należały ręce i ten głos? Do lekarza? Zmarszczyła czoło, odgadując, dlaczego powinna
odrzucić tę myśl. Jeśli więc nie lekarz, to kto?
Prawie
na pewno ktoś obcy, w dodatku, jak ze zdziwieniem stwierdziła, obcy, który nie
onieśmielał jej, lecz wręcz dawał poczucie bezpieczeństwa. Podświadomie wiedziała, że powinna
oddać się z wdzięcznością pod jego opiekę, pozwalając na wszelkie intymności w stosunku do
swego udręczonego bólem ciała. Normalnie byłoby to nie do przyjęcia, nawet gdyby znała
właściciela tych zręcznych chłodnych dłoni i tego łagodnego głosu, który zapewniał, że dokładnie
wie, co ona przechodzi, jak bardzo ją to przeraża i osłabia… Wspomniał też, że rozumie, jak bardzo
nie chciała mieć długu wdzięczności wobec niego czy kogokolwiek innego.
Umysł miała przyćmiony, w głowie mętlik. Im bardziej starała się jasno myśleć, tym bardziej była
zdezorientowana. Nie wiedziała nawet, gdzie jest…
Ależ… tak… wiedziała. Przyjechała odpocząć…
Jest
w Walii, w hrabstwie Pembroke.
Skrzywiła się
lekko. Tyle
tylko że to, co miało być czasem ożywczego odpoczynku i powrotu do
zdrowia, zaczęło się od silnego zatrucia. Jedyne, co pamiętała z wydarzeń ostatnich kilku dni,
ograniczało się do wspomnienia chorobowych męczarni.
Pamiętała,
jak
przyjechała do domu Toma i… chyba wciąż tutaj jest… Ale czy na pewno? Ta
sypialnia ze skośnym dachem i widokiem na odległe wzgórza; to staroświeckie, żelazne łóżko, tak
wysokie, że nie zdołałaby sięgnąć stopami podłogi…
Zmarszczyła brwi. Skąd
to
wie? Pamiętała jak przez mgłę, że rozpaczliwie chciało się jej
wymiotować, że próbowała zejść z wysokiego łóżka i poszukać łazienki, ale ktoś znowu jej
pomógł…
To
dziwne, pomyślała, przypominając sobie ten incydent, że teraz czuje się zakłopotana, gdy
tymczasem wtedy wcale nie była zażenowana. Podobnie jak on, kimkolwiek był, zachowywał się tak
powściągliwie, obojętnie i tak pewnie w zaistniałych okolicznościach oraz w stosunku do niej, że
pragnęła tylko jednego: całkowicie mu się poddać i pozwolić przejąć kontrolę nad wypadkami.
Zaszokowała ją świadomość, że znajdowała się z kimś obcym w sytuacji tak intymnej, w jakiej
nigdy nie była z Giles’em. Oczywiście, nie chodziło tu o intymność łączącą kochanków, lecz o rodzaj
bliskości, który czynił ją jeszcze bardziej bezbronną. A jednak jakoś nie czuła się zagrożona… do
tego nieznajomego czuła tylko wdzięczność. Pamiętała nawet, że próbowała mu dziękować, ale
zaprotestował. Ciekawe, gdzie jest teraz? Odszedł? Zostawił ją samą? – zastanowiła się.
Z jakiegoś powodu zadrżała z niepokoju na tę myśl. Odrzuciła pled i ciężkie lniane prześcieradło,
porzucając te czcze rozmyślania, spuściła nogi i stwierdziła, że pamięć jej nie zawodzi – łóżko
rzeczywiście jest za wysokie, by mogła sięgnąć podłogi, a na
sobie ma męską koszulę.
Koszula
była zapięta na guziki, jakby na znak dochowania zasad przyzwoitości. Zupełnie tak, jak
gdyby ktoś się spodziewał , że kiedy Angelica się obudzi, będzie pamiętała intymność sytuacji,
w jakiej się oboje znaleźli, i chciał pokazać, że respektuje jej prawo do zachowania prywatności,
niezależnie od tego, co musiał robić, by jej pomóc w chorobie.
Chciał, żeby miała pewność, że w jego staraniach nie było nic z podglądactwa czy lubieżności.
Rozumiał, że w pierwszej chwili będzie zszokowana, przypominając sobie, jak ją niósł, kąpał
i przebierał.
Nagle
zrobiło się jej gorąco, a twarz poczerwieniała. Wolałaby tego nie pamiętać. Była mu
oczywiście wdzięczna za pomoc, kimkolwiek jest, ale teraz znowu musi być sobą…
Zsunęła się z łóżka i stanęła, albo raczej spróbowała stanąć, rozszerzając oczy ze zdziwienia
i niedowierzania, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa.
Osunęła się
na
podłogę, zdążywszy jeszcze chwycić brzeg łóżka.
W następnej chwili zauważyła, że drzwi otwierają się gwałtownie i do pokoju wchodzi lekko
utykający mężczyzna. Włosy miał zmierzwione i wilgotne, jakby przed chwilą osuszał je ręcznikiem,
a brodę pokrywał mu nieznaczny poranny zarost. Dżinsy, które miał na sobie, wydawały się trochę za
luźne w pasie i na
biodrach, jakby ostatnio stracił na wadze.
Kiedy
pochylił się nad nią, żeby pomóc jej wstać, Angelica poczuła zapach mydła, świeży i męski,
i domyśliła się, że musiał dopiero co wyjść z łazienki.
– Wszystko w porządku – powiedziała pewnym głosem. – Poradzę sobie. – Próbowała odsunąć się
od niego, gdy wziął ją na ręce i położył z powrotem
na łóżku.
Pod
wpływem jego wymownego spojrzenia poczuła się winna. Miała wobec niego tak ogromny
dług wdzięczności, że nie powinna go jeszcze powiększać.
To
nie fair, że zrządzeniem losu akurat teraz, kiedy postanowiła być całkowicie niezależna i wolna
od wszelkich zobowiązań uczuciowych, znalazła się w tak niekomfortowej dla siebie sytuacji.
Ale
przecież nie wszyscy mężczyźni są tacy jak Giles. Choćby Tom, jej wierny, wieloletni
przyjaciel od lat. Czy na przykład Paul, drugi zastępca w firmie. Obu im mogła bezwarunkowo ufać,
obaj wielokrotnie dowiedli swej przyjaźni i lojalności.
Była
jednak
zasadnicza różnica między tymi relacjami a nieszczęsnym związkiem z Giles’em. Oni
byli przyjaciółmi, on – potencjalnym kochankiem.
Niewykluczone, że
nie
powinna utrzymywać stosunków seksualnych z mężczyznami, że jest typem
kobiety wzbudzającym w sercu mężczyzn sympatię raczej niż pożądanie.
Nagle
uprzytomniła sobie, że nie podtrzymują jej już silne ręce i że posiadacz tych rąk pochyla się
teraz nad nią, przypatrując się jej ze zmarszczonym czołem.
Ma
miłe ręce, pomyślała. Zdecydowane i muskularne, skórę osmaganą wiatrem, ale nie opaloną,
jak gdyby pracował na dworze.
Po
raz pierwszy zainteresował ją… Jak to się stało, że szczęśliwie znalazł się obok niej akurat
w chwili, kiedy najbardziej tego potrzebowała? Co robi w tak odludnym miejscu? Gdzie powinien
teraz być zamiast tkwić tutaj i się nią zajmować?
– Nie
jest pani jeszcze na tyle silna, żeby wstać – powiedział zdecydowanie.
Miał miły głos, głęboki i lekko zachrypnięty, ale bez wyraźnego walijskiego akcentu.
– Czuję się znacznie lepiej – zaprotestowała Angelica. – Naprawdę powinnam wstać. I tak
zabrałam panu już za dużo czasu. – Zaczerwieniła się lekko. – Jest pan prawdziwym samarytaninem –
dodała niepewnie. – Gdyby nie zjawił się pan wtedy… – Zadrżała, nie chcąc rozpamiętywać, co
mogłoby się z nią stać. – Nie miałam pojęcia, że tu jest bliźniaczy dom. – Wyprostowała się powoli.
– Kiedy Tom opisywał mi to miejsce, nie wspomniał o tym. Myślałam, że będę
tutaj
sama.
Zauważyła, że mężczyzna uniósł
nieznacznie
brwi, i z jakiegoś powodu poczuła się zobowiązana,
żeby dodać jeszcze coś na swoją obronę.
– Nie żebym była niewdzięczna i nie
doceniała tego, co pan dla mnie zrobił, ale nie mogę dłużej
się panu naprzykrzać. Musi pan zapewne zająć się własnymi sprawami, ma pan swój dom i…
– To jest mój dom – powiedział obojętnym tonem. – Kiedy zastałem panią nieprzytomną na progu,
nie miałem pojęcia, kim pani jest i co pani tu robi. Wolałem więc wnieść panią do środka niż czekać,
aż dojdzie pani do siebie. Kiedy ściągnąłem lekarza z Aberystwyth, przez pierwsze dwadzieścia
cztery godziny nie było wiadomo, czy nie będzie trzeba umieścić pani w naszym
jedynym tutaj
szpitalu.
– Przez ten czas – ciągnął – udało nam się dowiedzieć, kim pani jest i skąd się tu wzięła. Uznałem
więc, że z mego punktu widzenia będzie wygodniej mieć panią u siebie niż doglądać pani
w sąsiednim domu.
Zrelacjonował
to
wszystko tak rzeczowym tonem, że Angelice nie pozostało nic innego, jak
uśmiechnąć się z zażenowaniem.
– Sprawiłam
panu
dużo kłopotu – przyznała. – Przepraszam.
– Nie ma za co. Choroba to nie zabawa. Wiem coś o tym, bo i mnie
to kiedyś spotkało. Czasami
każdy potrzebuje czyjejś pomocy – uspokoił ją.
Angelica
zastanowiła się przez chwilę. Co to znaczy, że i jego to spotkało? Teraz, gdy przyjrzała
mu się uważniej, zauważyła wymizerowaną twarz, wyraźnie rysujące się wysokie kości policzkowe,
zmarszczki po obu stronach ust, wskazujące na ból i cierpienie.
Pamiętała, że utykał, wchodząc
do
sypialni, i nagle zapragnęła się koniecznie czegoś o nim
dowiedzieć. W tym samym momencie dotarło do niej to, co powiedział o domu. A więc nie jest
w domu Toma, lecz u niego.
– Proszę posłuchać – zwróciła się do mężczyzny ponownie – okropnie się czuję przez to wszystko.
Przysporzyłam panu kłopotów, ale teraz jest już po wszystkim i mogłabym przenieść się obok. Już
wystarczająco długo zakłócałam pańską prywatność.
– Nigdzie
pani nie pójdzie, dopóki lekarz pani nie pozwoli – sprzeciwił się.
Angelica
popatrzyła na niego niepewnie. W jego zachowaniu nie wyczuwała żadnego zagrożenia,
żadnej agresji ani chęci dominacji, a jednak miała przeczucie, że gdyby próbowała mu się
przeciwstawić, wstać i wyjść, natychmiast znalazłaby się z powrotem w łóżku.
Przeraziło ją, że
tak
łatwo poddała się emanującej z niego sile, niemal ulżyło jej, że tak się stało
i że pozwoliła mu podjąć za siebie decyzję.
Zadrżała
jednak, przypomniawszy
sobie, jak lekarz w Londynie ostrzegał ją, że stres, w jakim się
znajduje, może się objawiać w różny sposób. Czyżby to był jeden z nich? Niechęć do pokierowania
własnym życiem, jak dotąd obce jej pragnienie, żeby leżeć tu, gdzie jest, i pozwolić temu obcemu
człowiekowi się nią zajmować i podejmować za nią decyzje?
Pomyślała
sobie
nagle, jak bardzo związek z Giles’em ją zmienił, jak bardzo osłabił jej wiarę
w siebie. Choć na szczęście uwolniła się od resztek miłości, którą, jak jej się kiedyś wydawało, do
niego czuła, pozostała z tym niezdecydowaniem, niemożnością polegania na własnej ocenie
i podejmowania samodzielnie decyzji, co całkowicie kłóciło się z przekonaniami kobiety, jaką
w swym mniemaniu kiedyś była.
– Coś
nie
tak? – zaniepokoił się jej wybawca.
Drgnęła. Potrząsnęła głową, trochę
podenerwowana
jego przenikliwością, zastanawiając się, co
mógł wyczytać z wyrazu twarzy Angeliki.
– Od
dawna ma pan ten dom? – spytała szybko, chcąc skierować rozmowę na tory mniej osobiste.
– To
nie jest mój dom – odparł krótko, wstając. – Wynajmuję go.
Teraz
jej kolej na zmarszczenie brwi. Jego odpowiedź była całkiem naturalna i na pewno nie
dawała powodu, by ostrzegawcze dzwony zabiły jej głośno w uszach. Angelica jednak prowadziła
własny interes i wystarczająco długo miała do czynienia z ludźmi, żeby nie rozpoznać, kiedy należy
mieć się na baczności.
Poza
tym ostatnio zdarzyło się w jej życiu tyle, że teraz była szczególnie ostrożna, kiedy wkraczała
na niepewny grunt. Ale co mogło być takiego w niewinnym pytaniu o dom, że otrzymała tak suchą
odpowiedź, jakby ostrzeżenie, że tego tematu nie należy kontynuować?
Uznała jednak, że
to
nie jej sprawa. Nie była zresztą szczególnie zainteresowana tym, czy jej
opiekun jest czy nie jest właścicielem domu, w którym się znajdowała. Chciała tylko podtrzymać
rozmowę.
A jednak… a jednak kiedy stał odwrócony do niej plecami, ze sztywnymi z napięcia ramionami,
poczuła zupełnie
nieoczekiwany
przypływ emocji, będących czymś więcej niż tylko zwykłą irytacją.
Skuliła się
na
łóżku, niezadowolona, że bliskość fizyczna wymuszona przez chorobę dała jej,
chociaż niesłuszne, prawo, by czuła się znieważona i zraniona, że ten obcy mężczyzna chce zachować
dystans.
Stojąc, przenosił ciężar ciała z jednej nogi na drugą, dłonią pocierał odruchowo jedno udo, jak
gdyby odczuwał w nim ból.
– Nawiasem mówiąc, skontaktowałem się z pani
przyjacielem Tomem – powiedział.
– Naprawdę? A więc pan go zna? – zdziwiła się Angelica. Ciekawe, czemu Tom nigdy o nim
nie
wspomniał.
– Nie
– odparł mężczyzna. – Nigdy się nie spotkaliśmy, ale na mapie, którą miała pani przy sobie,
był zapisany numer jego telefonu.
Angelica
przytaknęła. Jak to dobrze, że Tom zanotował jej swój nowy londyński numer na
wypadek, gdyby miała trudności z odczytaniem trasy. Przeprowadził się przed dwoma tygodniami
i jeszcze nie zdążyła go zapamiętać.
– Zadzwoniłem
do
niego, dopiero gdy lekarz potwierdził, że to salmonella. Chciał od razu
przyjechać, ale chyba miał inne zobowiązania.
– Tak – przyznała Angelica, uśmiechając się szczerze. – Miał spędzić tydzień z rodzicami swojej
nowej dziewczyny. Mieli się dopiero poznać, a ponieważ podejrzewał, że może ich trochę niepokoić
różnica wieku między nimi – Tom ma trzydzieści dwa lata, a Sarah
zaledwie dziewiętnaście – wiem,
że wolał nie odkładać tego spotkania. Ja zresztą też nie domagałabym się, żeby to zrobił. Proszę mi
wierzyć, że niezależnie od tego, jak bardzo jestem panu wdzięczna za wszystko, co pan dla mnie
uczynił, nie chciałabym nadal być dla pana ciężarem. Może jakaś prywatna pielęgniarka…?
Mężczyzna uniósł brwi.
– Może, ale niełatwo o nią w tej części świata, zwłaszcza tak szybko. Pani przyjaciel ostrzegł
mnie, że będą z panią kłopoty,
gdy
tylko minie najgorsze. Określił panią jako osobę bardzo
niezależną…
Bardzo
niezależna… – powtórzyła w myślach. Kiedyś rzeczywiście była i szczyciła się tym. Teraz
już nie jest tego taka pewna i jak wiedziała, Tom także nie. Ale jako dobry przyjaciel, nie zdradziłby
nikomu obcemu żadnej z jej słabości – i chwała mu za to.
– O której
ma
przyjść lekarz? – spytała spokojnie.
Dostatecznie
długo zakłócała już spokój temu mężczyźnie. Pewna bliskość, jaka się między nimi
wytworzyła, gdy Angelica leżała złamana chorobą, była czymś, co musiała zaakceptować. Teraz
jednak, stanąwszy twarzą w twarz z kimś, kto przedtem był po prostu niewyraźną, nieznaną jej
postacią, ledwie spokojnym, pełnym zrozumienia głosem i parą zręcznych rąk, które wydawały się
instynktownie wiedzieć, jak jej pomóc i ukoić ból, zaczęła czuć się nieswojo – zażenowana
i skrępowana jego obecnością.
Spojrzenie, jakim
ją obrzucił, zdawało się przenikać na wskroś i rozpoznawać jej uczucia. Miał
chłodne jasnoniebieskie oczy, które w przyćmionym świetle wydawały się prawie szare… groźne
oczy, jak stwierdziła z niepokojem, zdradzające przenikliwy umysł, o który go podejrzewała.
Zastanawiała się,
kim
jest z zawodu. W tej okolicy nie znajdowały się żadne zakłady przemysłowe.
Było to idealne miejsce na wakacyjny pobyt dla osób spragnionych samotności i spokoju, ale
niekoniecznie chcieliby tu mieszkać na stałe… I jaką pracę wykonywał, że mógł sobie pozwolić na
wzięcie wolnych dni, żeby zajmować się chorą, zupełnie obcą mu osobą?
Przyjrzała
mu
się ukradkiem. Miał na sobie znoszone dżinsy, zbyt luźne jak na jego szczupłą
sylwetkę. Jeśli nie pracuje, to jak może płacić za wynajęcie tego domu? Skąd ma pieniądze na
utrzymanie – jedzenie i ubranie?
– Słyszę samochód – powiedział. –
To
prawdopodobnie lekarz. Zejdę po niego.
Miał słuch
tak
samo wyostrzony jak spojrzenie, stwierdziła Angelica, gdy po chwili również
rozpoznała odgłos silnika samochodu.
Lekarz
był mężczyzną w średnim wieku, miał zmęczone oczy, mówił z delikatnym walijskim
akcentem. Kiedy przepraszała go, że sprawiła mu tyle kłopotu, tylko potrząsnął głową.
– Nie
ma nic gorszego niż ciężkie zatrucie pokarmowe – powiedział. – Miała pani szczęście, że
Daniel tu był, gdy straciła pani przytomność.
– Ogromne szczęście – zgodziła się Angelica i zadrżała lekko na wspomnienie pierwszych
objawów choroby. A więc mężczyzna ma na imię Daniel. Głupio, że go o to
sama nie zapytała.
– Pani przyjaciel podał nam nazwisko pani lekarza w Londynie. – Lekarz nie spuszczał z niej
bacznego spojrzenia. – Przyjechała tu pani, żeby trochę wypocząć, prawda?
– Mój lekarz twierdzi, że choruję na skutek stresu – wyjaśniła Angelica. – Kiedy więc Tom
zaproponował, żebym skorzystała z jego
domu…
– A więc stres? Cóż, potrzebuje pani pobyć w innym otoczeniu… i zażyć trochę
spokoju
–
stwierdził lekarz.
– Tak. – Angelica skinęła głową. – Myślę, że powinnam przenieść się już do domu Toma
i pozwolić panu…
to
znaczy Danielowi, zająć się własnymi sprawami.
Poczuła, że
gdy
to mówi, jej twarz lekko czerwienieje; może na skutek uważnego spojrzenia
doktora, a może i na skutek zakłopotania, że nawet nie wiedziała, jak nazywa się jej wybawca. –
Mam wyrzuty sumienia, że zabrałam mu tyle czasu – dodała z zakłopotaniem. – Pomyślałam, że może
byłaby jakaś pielęgniarka…
– Mało jest rzeczy, których Daniel nie wiedziałby na temat chorowania – usłyszała w odpowiedzi.
– A co do tego, że zajmowała mu pani czas, to ośmielam się powiedzieć, że gdyby nie chciał pani
pomóc, to od razu załatwiłby dla pani opiekę… Choć tutaj uważamy za oczywiste, że sąsiadom
pomaga się w razie
potrzeby.
Lekarz
skończył badanie i spakował torbę.
– Jeszcze
przez parę dni będzie pani bardzo słaba – ostrzegł.
– Ale
wstawać mogę – stwierdziła Angelica.
Zresztą, podjęła już decyzję, że
nie
będzie dłużej nadużywać gościnności swego gospodarza.
W dodatku teraz, gdy była już w pełni świadoma, czuła się bardzo niezręcznie z powodu swej
zależności od Daniela. To był jej zupełnie obcy stan.
Od
czasu niefortunnego związku z Giles’em bardzo usilnie pracowała nad tym, żeby odzyskać
niezależność i wiarę w siebie. Chciała funkcjonować samodzielnie, a nie być zdana na pomoc innych
ludzi. Nigdy, przenigdy nie pozwoli już sobie na przeżywanie takiego stresu jak po rozstaniu
z Giles’em.
– Owszem, może pani wstać – zgodził się lekarz, patrząc na nią w zamyśleniu. – Ale muszę panią
przestrzec, że powinna się pani oszczędzać. W każdej chwili może nastąpić nawrót choroby. Zatrucia
salmonellą nigdy nie należy lekceważyć, a jeśli jest tak silne jak w pani przypadku… – Zmarszczył
czoło i Angelica miała wrażenie, że chce dodać coś jeszcze, ale najwyraźniej rozmyślił się, bo po
chwili milczenia uśmiechnął się łagodnie. – To nie Londyn – powiedział. – Tutaj naszą
odpowiedzialność wobec małej społeczności, w której żyjemy, i wobec każdego z mieszkańców
traktujemy bardzo poważnie. Nie musi pani czuć się ani winna, ani dłużna Danielowi. Po prostu
proszę to traktować jako dobry uczynek, za który odpłaci pani kiedyś jakiejś innej osobie
w potrzebie.
Ponownie
się uśmiechnął, zamknął neseser i skierował się do drzwi.
Angelica
słyszała, że schodząc na dół, rozmawia z Danielem, i zastanawiała się nerwowo, czy nie
mówią o niej. Zganiła się w duchu za takie przewrażliwienie.
Jest
przecież dostatecznie dojrzała i rozsądna, żeby zdawać sobie sprawę, że nie wszyscy
mężczyźni są tacy jak Giles i że miała pecha, trafiając na niego. Była zwyczajnie zbyt naiwna, a ból,
jaki jej sprawił, nie jest dostateczną przyczyną, by obrazić się raz na zawsze na cały męski gatunek.
Skonstatowała, że nie może dłużej nikomu nie ufać i lękać się każdego mężczyzny.
Może i nie, ale ponowne zakochanie się byłoby szaleństwem, nieprawdaż? Zakochać się? – zadała
sobie ponownie to pytanie.
Westchnęła ciężko.
Kto
tu mówi o zakochaniu, na litość boską! Jakiż ewentualny związek mógłby
zachodzić między jej stosunkiem do Giles’a a zupełnie inną relacją z Danielem, do której została
zmuszona na skutek obiektywnych okoliczności?
Daniel. Powtórzyła
kilkakrotnie
w myślach to imię, dochodząc do wniosku, że do niego pasuje. Ma
w sobie jakąś moc, a nawet może budzić grozę, podobnie jak ten, który je nosi. Czy uznała go za
silnego i trochę onieśmielającego? – zapytała się w duchu. Za troszkę zbyt dominującego samca,
pewnego siebie w sposób, w jaki ona nigdy nie umiała być?
Czy
to wrodzona słabość jej płci sprawia, że czuje się wciąż przewrażliwiona i niepewna,
świadoma własnych niedostatków? Czy to na skutek głęboko zakorzenionego lęku przed życiem
obracającym się wyłącznie wokół pracy tak łatwo uległa manipulacjom Giles’a? Gdyby miała
silniejszy, bardziej męski charakter, stwierdziła, byłaby zbyt niezależna, zbyt pewna siebie i własnej
siły, by ulec zwodniczemu urokowi Giles’a.
Czy
już nigdy nie wyzbędzie się poczucia winy, nie zapomni, że była na tyle nierozsądna, że nie
zorientowała się wcześniej, jaki naprawdę jest Giles? Wciąż jeszcze ją irytowało, że ośmieszyła się
w oczach znajomych. Dojrzała kobieta, tak rozpaczliwie pragnąca miłości i bezpieczeństwa, że nie
dostrzegła prawdy.
Nigdy
więcej nie da się tak oszukać. Od tej chwili jej stosunki z mężczyznami będą pozbawione
wszelkiej emocjonalności i uczuć, będzie trzymała się na dystans chroniący jej wrażliwe serce.
Irytowało Angelicę, że
mimo
sukcesów zawodowych wciąż ma w sobie pustkę, wciąż czuje
tęsknotę, by spełnić się również jako kobieta.
Zadrżała,
wyobraziwszy
sobie, jak ten mężczyzna na dole śmiałby się z jej przewrażliwienia.
Nawet Tom, oddany przyjaciel, nie do końca rozumiał tę głęboko zakorzenioną potrzebę
odwzajemnionej miłości. Czasami sama tego nie pojmowała, pragnęła się uwolnić i żeby nigdy
więcej nie nękały jej podobne myśli.
Gdyby
mogła zdławić tę wewnętrzną potrzebę, wtedy przynajmniej miałaby pewność, że żaden
mężczyzna nigdy nie będzie bliski na tyle, żeby ją wykorzystać i nią manipulować.
Poruszyła się niespokojnie, wściekła, że
los
potraktował ją tak nielitościwie i że teraz bezradna
i bezbronna jest zdana na pomoc Daniela.
Dlaczego
to nie jakaś kobieta znalazła ją na progu domu? Dlaczego musiał to być akurat nieznajomy
mężczyzna, w dodatku atrakcyjny, który mimo nędznego ubrania i ogólnie zaniedbanego wyglądu
emanował pewnością siebie i siłą podkreślającą jej słabość? Mimo tego, co powiedział lekarz,
wiedziała, że im prędzej przeniesie się do domu Toma i znajdzie z dala od Daniela, tym lepiej.
To
właśnie powiedziała Danielowi pół godziny później, gdy wszedł do sypialni. Nie dodała
jednak, że choć doktor pozwolił jej wstać, to równocześnie kazał się oszczędzać.
– Naprawdę uważam, że zbyt długo korzystałam z pana gościnności – oświadczyła chłodnym
tonem, przybierając najbardziej oficjalną pozę i starając się
nie
zwracać uwagi na fakt, że ma na
sobie tylko jego koszulę. – Lekarz zgodził się ze mną, że mogę już sama sobie radzić.
Czy
aby ton jej głosu nie zdradzał, że pozwala sobie na drobne kłamstewko? Czy nie uniosła brody
trochę za wysoko, jakby chciała przeciwstawić się Danielowi, choć on nie zamierzał się z nią
sprzeczać, spoglądając tylko w zamyśleniu? Czy to nie lekkie rozczarowanie połączone z ulgą
zwiększyło jej chęć ucieczki w bezpieczne miejsce, jakim był dom Toma, gwarantujący odzyskanie
prywatności?
– Jeśli
jest
pani pewna, że sobie poradzi – powiedział po chwili Daniel.
– Tak. Tak, jestem pewna – stwierdziła stanowczo, po czym w obawie, że mogło to zabrzmieć tak,
jakby nie zdawała sobie sprawy, ile dla niej zrobił, dodała szybko: – Jestem panu oczywiście bardzo
wdzięczna za wszystko i jeśli mogłabym się jakoś zrewanżować…
Uśmiech, który
jej
posłał, był lekko ironiczny, jak gdyby zdawał sobie sprawę, że rozpaczliwie
chce od niego uciec.
– Nie
wiem nawet jeszcze, jak pan się nazywa – dodała nerwowo.
Czuła się
fatalnie. Teraz, kiedy
była już w pełni świadoma, mogła sobie wyobrazić, jak wygląda
z twarzą bez makijażu, włosami w nieładzie i męskiej koszuli zamiast własnego ubrania. Tymczasem
on obserwował ją, stojąc w pełnym rynsztunku – dżinsach i sportowej koszuli.
Przypominała
sobie
teraz te chwile, gdy wzywała pomocy, a on się zjawił, wziął na ręce
i uspokajał łagodnymi pewnymi ruchami, jakby instynktownie wiedział, jak postępować.
Żadna pielęgniarka
nie
opiekowałaby się nią tak sumiennie. Była mu niewymownie wdzięczna,
a równocześnie niewyobrażalnie zażenowana i skrępowana intymnością, jaka wytworzyła się między
nimi i mocno utkwiła jej w pamięci, choć była wtedy na wpół przytomna i nie pozostawało jej nic
innego, jak poddać się z wdzięcznością pielęgnacyjnym zabiegom.
Pamiętała,
kiedy
po jednym szczególnie wyczerpującym ataku wymiotów Daniel ściągnął z niej
ubranie i delikatnie obmył ją gąbką. Dobrze wiedział, że jest spragniona chłodu czystej wody, która
zmyłaby woń wymiocin.
Patrząc
na
niego teraz, zastanawiała się, jak to jest możliwe, że ten mężczyzna okazał się tak
troskliwy i tak czuły. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia i złość.
Co
się z nią dzieje? On po prostu zrobił to, co uważał za konieczne. W tej części świata sąsiedzi
spieszą sobie z pomocą, tak powiedział lekarz. Nie ma żadnego powodu, żeby miała czuć się
świadoma obecności Daniela, tak bardzo, że miała wrażenie, że jej ciało w jakiś sposób zapamiętało
dotyk jego rąk… I to do tego stopnia, że teraz…
Przełknęła z trudem ślinę, powstrzymując bieg myśli.
– Nie
mogę tu dłużej zostać – wybuchnęła.
Zauważyła, że
Daniel
ściągnął brwi i zagryzł dolną wargę. Co, u licha, ją napadło? – zastanowił
się. Zachowuje się jak kretynka. Niczym kobieta przerażona nagle intymną sytuacją z mężczyzną,
w którym wyczuwa niebezpieczną seksualność. A przecież nic takiego ich nie łączy.
W sposobie, w jaki się nią opiekował, nie krył się żaden podtekst seksualny, a i teraz nic w jego
zachowaniu nie mogło wskazywać, że pociąga go jako kobieta. Nie, to tylko ona ma takie myśli,
stwierdziła z niesmakiem Angelica. I w końcu dlaczego miałaby być nim w jakikolwiek sposób
zainteresowana? Nie był przystojny tak jak Giles. Poza tym był kostyczny, grubo ciosany i ogólnie
zbyt
męski, żeby mieć jego zniewalający urok.
I nawet jeśli pozornie nie było w nim nic seksualnie interesującego, intuicja mówiła jej, że jest
typem mężczyzny, którego większość kobiet uznałaby za bardzo pociągającego fizycznie. Tacy
mężczyźni w ogóle
jej
nie odpowiadali. Zawsze ich unikała, uważając, że są zbyt onieśmielający.
Oni zresztą też jej unikali, najwyraźniej uważając, że nie należy do seksownych kobiet.
To
związek z Giles’em sprawił, że stała się przewrażliwiona i straciła poczucie własnej wartości.
To dlatego teraz tak bardzo męczyła ją bliskość Daniela. Gdy uczyniła krok do przodu, zaczęła się
trząść. Zauważył to i zmarszczył czoło.
– Nadal jest pani za słaba, żeby wstać – stwierdził oschle. – Proszę zostać na noc tutaj, a rano,
jeśli
poczuje
się pani na siłach, postaramy się przenieść panią do domu przyjaciela.
Powinna
była zaoponować, powiedzieć mu, że to do niej należy decyzja, że jest dorosła i nie
zamierza pozwolić, żeby ktokolwiek jej cokolwiek dyktował. Wciąż jednak drżała, świadoma faktu,
że rozpaczliwie pragnie, żeby się już oddalił.
– Przyszedłem spytać,
czy
nie zjadłaby pani trochę domowego bulionu – zapytał, zmieniając temat.
Domowy
bulion – powtórzyła w myślach i utkwiła w nim zdumione spojrzenie. Uśmiechnął się.
– Nie, nie ugotowałem go sam – wyjaśnił, jakby czytał w jej myślach. – Dała mi go żona farmera,
kiedy poszedłem po mleko i jajka. Słyszała, że
nie
czuje się pani dobrze.
– Farma…
jest
daleko stąd? – spytała Angelica.
– W zasadzie
nie, jakieś dwie mile. Każdego dnia tam chodzę.
Dwie
mile. Westchnęła. W Londynie nie przeszła nigdy więcej niż sto jardów czy coś koło tego.
Na samą myśl o przejściu dwóch mil w obecnym stanie odczuwała zadowolenie z posiadania
samochodu. I nagle, nie myśląc o tym, co robi, zerknęła odruchowo na chromą nogę Daniela.
– Ćwiczenie
dobrze jej robi – powiedział, podążając za jej wzrokiem. Zarumieniła się
zakłopotana.
– Przepraszam
– bąknęła. – Ja tylko…
– Zastanawiała się pani, jak udaje mi się przejść taki dystans – dokończył. – Na początku to nie
było łatwe, ale potem tak jak ze wszystkim: przyzwyczaiłem się. Chodzenie pomaga wzmocnić
uszkodzone mięśnie – w każdym
razie
tak mi powiedziano.
Czy
aby nie wychwyciła w jego słowach tonu rozgoryczenia? Zastanawiała się, dlaczego utyka.
Może został ranny w wypadku? Zadrżała na tę myśl, po czym szybko zganiła siebie za troskę. Co ją
w końcu obchodzi, jak to się stało?
– A więc? – zagadnął ponownie Daniel, gdy tymczasem ona zmagała się ze swymi krnąbrnymi
myślami. Spojrzała zdezorientowana. – Bulion – przypomniał jej. – Ma pani ochotę? Pani Davis dała
mi również chleb domowego wypieku. Mam w kuchni kuchenkę gazową i próbowałem
sam
piec, ale
muszę wyznać, że bez większego sukcesu.
Próbował
piec
chleb. Angelica omal nie krzyknęła ze zdziwienia.
– Tu, na wybrzeżu, bywają silne sztormy – wyjaśnił Daniel. – Czasem można zostać odciętym od
świata, nawet od farmy, na dobrych kilka dni. Samowystarczalność nie jest w tych warunkach pozą,
lecz koniecznością… a kiedy
wysiądzie prąd – co się zdarza – kuchenka gazowa jest jedynym
źródłem ciepła – dodał.
– Pani
przyjaciel powinien też sprawić sobie taką kuchnię, zwłaszcza gdyby zamierzał bywać tu
zimą – zauważył.
– Powiem mu – odrzekła Angelica. – I tak, prosiłabym o trochę bulionu.
– W takim
razie proponuję, żebyśmy zeszli na dół. Gdy stanie pani na własnych nogach,
przekonamy się, na ile doszła pani do siebie.
W chwili gdy postawiła stopy na podłodze, podszedł i podniósł ją,
zanim
zdążyła zaprotestować.
Koszula, którą miała
na
sobie, rozchyliła się, ukazując smukłe biodra, i choć wiedziała, że nosił ją
tak dziesiątki razy, teraz, będąc w pełni świadoma, zdawała sobie sprawę z intymności tej sytuacji…
z siły ramion i ciepła jego ciała. W pozycji, w której się ułożyła, opierała głowę na jego ramieniu,
jej piersi dotykały delikatnie torsu. Daniel jedną ręką podtrzymywał ją od dołu, drugą mocno trzymał
przy sobie, tak że nie miała innego wyjścia, jak tylko objąć go za szyję.
– Proszę… mogę iść
sama
– szepnęła, starając się protestować.
– Chciała pani powiedzieć, że myśli, że może – zauważył żartobliwie. – Jeszcze tego by
brakowało, żeby pani zemdlała i spadła
ze
schodów. Sprawdzimy, jak pani chodzi, kiedy znajdziemy
się na dole, dobrze?
On
jest naprawdę nie do wytrzymania, stwierdziła ze złością Angelica. Jak śmie jej mówić, co
może robić, a czego jej nie wolno. Jak śmie rozkazywać jej, choć sama jest absolutnie zdolna do
samodzielnego podejmowania decyzji? Gdyby nie to, że tyle mu zawdzięcza, powiedziałaby bez
ogródek, że nikt nie będzie jej niczego dyktował i że żadnemu mężczyźnie nie pozwoli dominować.
Już nie. Poznała niebezpieczeństwa wynikające ze zbytniej uległości i tę lekcję zapamięta na zawsze.
Schody
były bardzo wąskie i Angelica instynktownie wstrzymała oddech, gdy Daniel znosił ją na
dół.
– Niech
pani będzie spokojna – rzekł. – Nie upuszczę pani. Jeśli dotychczas tego nie zrobiłem, to
chyba nie musi się pani martwić, że stanie się to teraz.
Z jakichś powodów te słowa, które miały uspokoić, wywołały w jej umyśle obrazy takiej
poufałości, że odruchowo usiłowała odsunąć się od niego, wyginając ciało w łuk. Serce Daniela biło
nieco przyspieszonym rytmem, jakby w rzeczywistości ciążyła
mu
bardziej, niż to okazywał.
Może nosił ją w ten sposób wcześniej, ale wtedy nie była w stanie zarejestrować takich rzeczy jak
napięcie jego mięśni, ciepło oddechu, bliskość ciała i zapach pobudzający zmysły w sposób, jakiego
wcześniej nigdy nie doznała, nawet w obecności Giles’a. Jej ciało wyraźnie reagowało na obecność
Daniela i wcale nie była z tego zadowolona.
Co
się z nią dzieje? – zapytała się w myślach. Po rozstaniu z Giles’em przyrzekła sobie, że nigdy,
przenigdy nie pozwoli żadnemu mężczyźnie ani na emocjonalne zaangażowanie, ani na bliskość
cielesną. To zbyt ryzykowne – a konsekwencje mogły okazać się zbyt bolesne.
Związek z Giles’em uświadomił jej, jak niebezpiecznie jest kogoś pokochać. Była szczęśliwa, że
odkryła prawdę o nim, zanim sprawy zaszły za daleko. Została zraniona, ale na szczęście, nie
śmiertelnie i z perspektywy czasu stwierdzała, że bardziej ucierpiała jej duma niż serce.
Tak
czy inaczej, była to zbawienna lekcja, dzięki której zrozumiała zagrożenie płynące
z przyzwolenia, by kobiece tęsknoty przejęły kontrolę nad jej życiem.
– Jesteśmy – powiedział
Daniel, gdy
znaleźli się na dole. – Mówiłem, że jest pani bezpieczna.
Całkiem
bezpieczna. Po
jego słowach jej tętno przyspieszyło, a serce załomotało ostrzegawczo.
– Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, zjemy w kuchni
– zaproponował. – Właściwie to tam
mieszkam.
Pchnął nogą
drzwi
i wniósł ją do ciepłego, smakowicie pachnącego pomieszczenia, po czym
ostrożnie posadził w wygodnym fotelu obok kuchenki gazowej.
ROZDZIAŁ TRZECI
– Jak smakowała zupa?
– Doskonała – odparła szczerze Angelica.
Dosłownie wylizała talerz i czuła teraz mile wypełniony żołądek, choć podejrzewała, że upłynie
jeszcze trochę czasu, zanim będzie mogła strawić obfitszy posiłek.
Musiała przyznać, choć niechętnie, że choroba osłabiła ją bardziej, niż się tego spodziewała. Po
niecałej godzinie spędzonej w ciepłej kuchni, nawet nie ruszając się z wygodnego fotela, wciąż
jeszcze odczuwała tu i ówdzie dojmujący ból oraz znużenie. Ostrzegało ją to, że nie będzie łatwo
wyjść spod opiekuńczych skrzydeł Daniela i przenieść się do pustego domu, w którym będzie zdana
wyłącznie na siebie.
Sam fakt, że się nad tym zastanawiała, że czuła niechęć do wyprowadzki z tego domu i chętnie
zostałaby tutaj jeszcze trochę, świadczył aż nadto wymownie, że powinna dla własnego dobra czym
prędzej opuścić Daniela.
Po tych rozmyślaniach, gdy tylko skończyła zupę, wstała z trudem z krzesła i zanim Daniel zdołał ją
powstrzymać, zebrała talerze i zaniosła je do zlewu, żeby umyć.
– Proszę to zostawić – usłyszała kategoryczne polecenie. Zatrzymała się. – Ostatnie siedemdziesiąt
dwie godziny spędziła pani w łóżku – powiedział Daniel, gdy zwróciła na niego wzrok. – Upłynie
jeszcze wiele dni, zanim w pełni odzyska pani siły. Nie chcemy przecież, żeby nastąpił nawrót
choroby.
– Nie zamierzam do tego dopuścić – odrzekła cierpko. – Proszę mi wierzyć. Jestem panu
wdzięczna za wszystko, co pan dla mnie zrobił, ale teraz pragnę tylko jednego – stanąć na nogach
o własnych siłach i dać panu spokój.
– Niezależna, prawda? – Rzucił jej przenikliwe spojrzenie.
Angelica uniosła brodę.
– Tak, prawdę mówiąc, jestem niezależna.
– Kobieta sukcesu, która nie ma czasu na sentymenty i słabości.
Powiedział to tak gniewnym tonem, że nie odpowiedziała, tymczasem on kontynuował:
– Typ kobiety, która uważa, że nie liczy się nic prócz kariery i zaspokajania własnych ambicji.
Takie oskarżenie wzburzyło ją i sprowokowało do odpowiedzi.
– A jeśli nawet, to co? – rzuciła butnie. – Domyślam się, że panu odpowiadają kobiety bezradne
i bezbronne.
Posunęła się za daleko. Nie powinna była tego mówić. Gdy Daniel zwrócił ku niej twarz,
wydawała się wykuta w kamieniu.
– Przepraszam – zmitygowała się. – Był pan tak uprzejmy w stosunku do mnie.
– Bo była pani bezradna i bezbronna, jak to pani określiła. Cóż, dla pani informacji… – Przerwał
na chwilę, zaciskając usta. – Rekonwalescencja zawsze jest trudniejsza niż sama choroba. Niełatwo
nam zaakceptować ograniczenia własnego ciała, zwłaszcza gdy przyzwyczailiśmy się, że zawsze
jesteśmy zdrowi.
– To prawda – przyznała Angelica.
Miała ochotę przeprosić go za swoją napastliwość, wyjaśnić przyczynę, dla której tak rozpaczliwie
pragnie znów być samodzielna, a mianowicie, że boi się od niego uzależnić. Chciała opuścić jego
dom dla swego dobra, ale czuła się zbyt dumna i skrępowana, żeby rozmawiać o tym szczerze. Znał
już wszystkie tajemnice jej ciała, więc nie mogła, nie śmiała ujawnić mu również sekretów swego
umysłu.
– Pan też był kiedyś chory? – spytała niepewnie, chcąc zmienić temat. – Lekarz mi powiedział.
– Tak.
Nie dodał nic więcej i zajął się parzeniem kawy. Angelica zorientowała się, że cokolwiek mu się
przydarzyło, nie zamierza z nią na ten temat rozmawiać. Nie powinna czuć się z tego powodu
urażona, a tym bardziej odrzucona, a jednak tak się poczuła. Z trudem powstrzymywała się, żeby nie
powiedzieć, że nie chce żadnej kawy i że pragnie jak najszybciej znaleźć się ponownie na górze.
Jak dziecko, które płacze, by zwrócić na siebie uwagę, pomyślała ironicznie, ale dawno już
wyzbyła się nawyków dzieciństwa. Niebezpiecznie byłoby ulec głupiej potrzebie wsparcia. Nie
mogę pozwolić, aby ten mężczyzna stał się częścią mojego życia, powiedziała do siebie w myślach.
Udzielił jej po prostu sąsiedzkiej pomocy, to wszystko. Nie powinna dopuścić do tego, żeby ta
intymność, ta bliskość, która się między nimi wytworzyła, a przed którą tak się broniła, pogłębiła się.
Czyż poprzedni związek nie był dobrą lekcją?
Giles odszedł już prawie rok temu, a ona wciąż odczuwała konsekwencje jego okrucieństwa.
Właśnie dlatego tu się znalazła – żeby dać ciału i duszy wytchnienie od obciążeń, jakich im
przysporzyła. W czasie, gdy odkryła prawdziwe zamiary Giles’a, nie pozostawało jej nic innego, jak
stłumić szok i żyć dalej. Była zbyt zajęta ważnym kontraktem dla firmy, żeby pozwolić emocjom
wziąć górę. Ukrywała więc swoje prawdziwe samopoczucie i zmusiła się do życia tak, jak gdyby nic
się nie stało.
Choć już przebolała fakt, że Giles jej nie kochał, i była zadowolona, że poznała prawdę; choć nie
tliła się już w niej nawet iskierka pożądania, wciąż jeszcze zmagała się ze skutkami fizycznego
i psychicznego obciążenia, które nakładała na swój organizm.
„Stres”, tak to określił jej lekarz. Wiedziała, że to opóźniony skutek poznania prawdy o Giles’u.
Dzięki Bogu tylko ona wiedziała, jak chętnie wyzbyłaby się swojej niezależności i jak ochoczo
podzieliłaby się brzemieniem odpowiedzialności. Z jaką radością zajęłaby drugorzędne miejsce,
zadowalając się rolą żony i matki.
Ależ byłam głupia, przyznała w duchu. Mężczyźni nie zakochują się w takich kobietach jak ja.
Kobiety robiące karierę zawodową onieśmielają ich, a nawet budzą lęk. Nie wiedziała, czy tak jest
rzeczywiście, ale zaczynała w to wierzyć.
Kawa zaparzona przez Daniela pachniała kusząco. Wzięła kubek w obie dłonie i przez chwilę
delektowała się aromatem.
– Pomału – ostrzegł Daniel, widząc, jak łapczywie zaczyna pić. – Nie jest bezkofeinowa, a pani
żołądek jest jeszcze bardzo słaby.
– Ale kawa nie może mi zaszkodzić… – zapewniła go z uśmiechem.
Picie gorącej, mocnej kawy stało się jej nałogiem. Tom nieustannie jej dogadywał, że choć bez
żalu odmawia alkoholu, to mimo licznych prób nie udaje się jej wyzbyć tego jednego uzależnienia.
– Ach, czyli mam bratnią duszę – odpowiedział Daniel, również uśmiechając się.
Kiedy się śmiał, jego twarz całkowicie się zmieniała, zauważyła Angelica, wstrzymując oddech.
Serce zaczęło jej bić mocniej w reakcji na nagłe i nieoczekiwane ciepło promieniujące od Daniela.
– To karygodne, nieprawdaż? – powiedziała drżącym głosem. – Prawie wszyscy moi przyjaciele
przestawili się na kawę bezkofeinową, więc mam ogromne poczucie winy, że nie poszłam w ich
ślady. Próbowałam nie raz…
Trajkotała, starając się gorączkowo wypełnić ciszę, która nagle stała się niebezpiecznie intymna.
Ale dlaczego tak reagowała na jego uśmiech? Czy naprawdę tak surowo się ocenia i tak bardzo jest
przeczulona, że jeden uśmiech potrafi sprawić, że zapomina o swoim postanowieniu, by pozostać
samodzielną, niezależną kobietą? Czy naprawdę jest tak bardzo żądna bliskości drugiej osoby, że
gotowa jest ulec emocjom; że w zwykłym uśmiechu dopatruje się czegoś, co zdrowy rozsądek uważa
za mrzonkę?
Co się z nią dzieje? Ma dobre życie, spełnione i satysfakcjonujące, sprawdzonych przyjaciół jak
Tom. Dlaczego wciąż czuje w sobie tę dręczącą pustkę?
– Coś nie tak? – Głos Daniela wyrwał ją z zamyślenia.
Poruszyła się nerwowo. Chłodne niebieskie oczy obserwowały ją uważnie.
Odruchowo chciała zaprzeczyć, ale wiedząc, że Daniel rozpoznałby kłamstwo, zdecydowała się na
połowiczną prawdę.
– Właściwie nie. – Potrząsnęła głową. – Żałowałam tylko, że zdecydowałam się na ten posiłek
w drodze.
– Dlatego że się pani rozchorowała czy dlatego że choroba uzależniła panią ode mnie?
W pierwszej chwili zaniemówiła. Wiedziała intuicyjnie, że jest spostrzegawczy, ale nie do tego
stopnia, by tak szybko odgadywać jej myśli.
– Nikt nie lubi być zależny od obcej osoby – odparła wymijająco.
Skończyła kawę, a gdy Daniel nachylił się ku niej, żeby wziąć kubek, cofnęła się odruchowo. Jego
obecność była dla niej tak absorbująca, że trudno jej było się opanować.
– Dlatego że jestem obcy czy dlatego że jestem mężczyzną? – spytał bez ogródek.
Zaczerwieniła się aż po nasadę włosów. Była wściekła, że czuje się niezręcznie i reaguje jak
dziecko.
– Zrobił pan to, co powinien, a ja jestem… czuję się wielce zobowiązana – wykrztusiła.
– Bardzo proszę… ale wciąż się mnie pani boi, jakbym miał się zaraz na panią rzucić – zauważył.
– Czy to dlatego tak pani spieszno, żeby się przeprowadzić do domu obok, nawet jeśli oboje wiemy,
że nie jest pani jeszcze na tyle silna, by dać sobie sama radę?
– Nie – zaprzeczyła natychmiast, przerażona jego słowami.
Czyżby on naprawdę myślał, że jest tak niedojrzała, tak głupia, żeby podejrzewać, że jest on tego
typu mężczyzną? Była jak najdalsza od tego… Prawda wyglądała tak…
Prawda wyglądała tak, że bała się samej siebie – swoich reakcji, potrzeb i pragnień.
Daniel przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niej wzroku.
– W porządku – powiedział wreszcie. – Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, proszę więcej nie wracać
do tematu przenosin o jedne drzwi dalej, przynajmniej dopóty, dopóki nie odzyska pani całkowicie
zdrowia, zgoda? A tak przy okazji, przytomna czy nie, z mojej strony nic pani nie grozi. Tego rodzaju
zachowania nie są w moim stylu, niezależnie od tego, jak atrakcyjna i pociągająca jest kobieta.
Angelica wpatrywała się w niego, zdając sobie sprawę, że oblała się rumieńcem, co oczywiście
nie mogło zostać niezauważone.
Nie mogła uwierzyć, że określił ją jako atrakcyjną i pociągającą. Z pewnością przesadzał i chciał
jej po prostu schlebić. Niemożliwe, żeby naprawdę uważał ją za atrakcyjną! – upomniała się. Byłaby
idiotką, gdyby w to wierzyła. Czyżby niczego nie nauczyło jej doświadczenie z Giles’em? Czy nie
powtarzała sobie w nieskończoność, że od teraz będzie całkowicie niezależna i że nie pozwoli, by
uczucia ponownie zdominowały jej życie?
Skoro przez ostatnie dwanaście miesięcy sama myśl o związaniu się z kimś uczuciowo budziła
w niej lęk, to jak mogła się tak zmienić w ciągu jednej nocy? Czyżby stała się całkiem inną kobietą
niż ta, która przed trzema dniami straciła przytomność na progu tego domu?
Może na skutek bliskości między nimi, nawet jeśli ta bliskość wynikała tylko z konieczności, a nie
z pożądania, nie umiała traktować Daniela jak kogoś obcego? Czy to dlatego jej oddech stawał się
szybszy, a serce biło żywiej, ilekroć podchodził blisko niej? Czy to dlatego zachowywała się jak
niespełna rozumu, zgadzając się zostać w jego domu? Co, u licha, się z nią dzieje?
Wiedziała, że powinna natychmiast położyć kres tej niebezpiecznej bliskości, zanim pogrąży się
w niedorzecznych uczuciach jeszcze bardziej. Dlaczego więc tego nie robi? Dlaczego nie poruszy
nieba i ziemi, żeby chronić siebie przed niebezpieczeństwem, jakie on uosabia?
Jest głupia, oto dlaczego, odpowiedziała sobie z goryczą, kiedy Daniel wziął oba kubki i napełnił
je ponownie kawą.
W końcu upłynęły jeszcze trzy dni, zanim była silna na tyle, że Daniel zgodził się na jej przenosiny
do domu Toma.
W tym czasie dowiedział się o niej znacznie więcej niż ona o nim. Stwierdziła, że ma talent do
sondowania ludzi i że potrafi zachęcić do mówienia o sobie, nie sprawiając przy tym wrażenia
wścibskiego, wtrącającego się w nie swoje sprawy natręta. Odnosiła wrażenie, że jest nią szczerze
zainteresowany i polubił ich wspólne pogawędki.
Gdy jednak doszło do związku z Giles’em, zachowała powściągliwość i czujność, nie chcąc się
przyznać, jak bardzo była naiwna.
Tego dnia cały ranek padało. Po śniadaniu Daniel poszedł na farmę. Chciała mu towarzyszyć, ale
uznał, że taki spacer jest dla niej zbyt męczący.
Nie chcąc wywierać na niego presji w sytuacji, gdy być może wyjście po świeże mleko i warzywa
było pretekstem, żeby pobyć trochę samemu, nie zaproponowała, by pojechać samochodem.
Postanowiła, że wykorzysta ten czas na pakowanie i przygotowanie się do zmiany mieszkania.
Kiedy Daniel przyniósł jej rzeczy z samochodu, skonstatowała ze wstydem, że niechętnie rozstaje
się z jego koszulą; tak bardzo przyzwyczaiła się do poczucia intymności, które ta część garderoby
zaczęła symbolizować.
Przewrotna wyobraźnia Angeliki zdołała ją nawet przekonać, że tkanina jest przesycona zapachem
Daniela, więc miała wrażenie, że nieomal leży w jego ramionach.
Ta myśl tak ją przeraziła, że cały następny poranek unikała go. Nie była przyzwyczajona do tak
zmysłowego odczuwania obecności mężczyzny. Nawet gdy wydawało się jej, że jest zakochana
w Giles’u, ta „miłość” była bardziej emocjonalna niż zmysłowa. Bardziej więc odetchnęła z ulgą, niż
poczuła się dotknięta, gdy nie wykazywał zapału do kochania się z nią. Zaakceptowała bez zbędnych
pytań i oburzenia jego wyznanie, że chciałby, aby ich fizyczny związek był czymś szczególnym, czymś
bardzo cennym, co zapoczątkuje małżeństwo.
Dopiero później zorientowała się, że działał w sposób wyrachowany. Uważał bowiem, że
odwlekanie seksu doprowadzi ją do szału i nie będzie się bliżej zastanawiała nad motywami, które
skłaniają go do jak najszybszego ślubu. Nigdy do niego nie dotarło, że nie mając żadnego
doświadczenia w seksie, nie odczuwała skutków wstrzemięźliwości.
Teraz jednak, choć nadal nie miała doświadczenia, poczuła palącą, absurdalną, niemal dziewczęcą
potrzebę zachowywania się wbrew własnej naturze, a co najważniejsze, zdała sobie sprawę
z uciekającego czasu. Niebawem skończy trzydzieści lat, a jest tak zaabsorbowana pracą, że nie ma
czasu na doświadczanie czegokolwiek innego.
Ale dlaczego akurat ten mężczyzna? – pytała samą siebie. Czy za sprawą wymuszonej przez
sytuację intymności, gdy chwilowo była całkowicie oderwana od wszystkiego i wszystkich, co było
jej znane? Czy dlatego że znalazła się w okolicznościach, których by nigdy nawet sobie nie
wyobrażała? A może stało się tak, bo wiedziała, że pożądając Daniela, jest całkowicie bezpieczna;
że nie wda się w nic bardziej ryzykownego i pozostanie w bezpiecznej sferze marzeń? Zdawała sobie
bowiem sprawę, że go nie pociąga.
Usiłowała sobie wyobrazić, jak by się czuła, tkwiąc tu sama, zamknięta z mężczyzną, który byłby
nią zainteresowany seksualnie; z mężczyzną, który by jej pożądał. Oczywiście, byłaby przerażona…
Chyba że… chyba że tym mężczyzną byłby właśnie Daniel.
Nonsens! – zrugała się. Oczywiście, że nie chce, żeby jej pożądał. Po rozstaniu z Giles’em
powzięła nieodwołalną decyzję, że nigdy więcej z nikim nie zwiąże się uczuciowo, i mimo wszystko
zamierzała w tym postanowieniu wytrwać.
Dlaczego zatem pozwala sobie na te głupie marzenia o Danielu – mężczyźnie, którego zna niecały
tydzień i który choć poznał wiele szczegółów z jej życia, sam o sobie nie powiedział prawie nic?
Teraz wiedziała niewiele więcej niż wtedy, gdy odzyskała świadomość. Nazywa się Daniel
Forbes. Mieszka tu od pół roku. Gdzie mieszkał przedtem, nie miała pojęcia. Nie wiedziała też,
z czego żyje i czy w ogóle gdzieś pracuje. Gdy próbowała ostrożnie o to zagadnąć, albo ignorował
jej pytanie, albo zmieniał temat.
Zaczęła podejrzewać, że utyka na skutek jakiegoś wypadku, ale ujawnił jej tak niewiele faktów ze
swego życia, że było to tylko przypuszczenie. Mając wciąż żywo w pamięci swoją łatwowierność
w stosunku do Giles’a, powtarzała sobie, że tylko ktoś, kto ma coś do ukrycia, nie chce opowiedzieć
niczego o sobie, a że czuła rosnący pociąg fizyczny do Daniela, zaczęło kiełkować w niej straszne
podejrzenie.
Czyżby mieli się jej podobać wyłącznie mężczyźni stanowiący potencjalne zagrożenie?
A przecież bywały chwile, w których zapominała o swoich podejrzeniach. Gdy Daniel rozśmieszał
ją, opowiadając z ponurą miną o pierwszych próbach żeglowania i wędkowania; gdy grali razem
w scrabble i zaskakiwał ją swoją wiedzą, świadczącą niewątpliwie o wybitnej inteligencji.
Powtarzała sobie, że nie musi to jednak od razu oznaczać, że korzysta z tej inteligencji w sposób
konstruktywny. Opowiadał od niechcenia o wycieczkach z grupą lokalnych wędkarzy i o pracy na
farmie, gdzie pomagał przy zbiorach. Czynił to jednak w taki sposób, że odnosiła wrażenie, że choć
ma naturę na tyle elastyczną, by wszędzie czuć się jak w domu, to nigdzie nie zatrzymuje się na dłużej
i w gruncie rzeczy ma naturę wędrowca.
O swojej przeszłości powiedział tyle co nic. Z jakichś luźno rzucanych uwag dowiedziała się, że
ma trzydzieści pięć lat i że nigdy nie był żonaty. Nie miała jednak pojęcia, czy ma jakąkolwiek
rodzinę.
Ona ze swej strony, co skonstatowała z pewnym niezadowoleniem, opowiedziała mu o sobie tyle,
że mógłby już niemal napisać jej biografię. Tylko gdy dochodziło do Giles’a, zachowywała
milczenie, po części dlatego, by ukryć własną głupotę, po części zaś ze wstydu, że zbliżając się do
trzydziestki, jest tak niedoświadczona seksualnie jak nastolatka.
Kiedy opowiadała o Tomie, o roli, jaką odgrywa w jej życiu, o ich przyjaźni i wdzięczności, jaką
do niego czuje, zauważyła żywszy błysk w oczach Daniela.
– Ma pani szczęście – stwierdził spokojnie. – Niełatwo znaleźć szczerych i wiernych przyjaciół.
Później zastanawiała się, czy za tymi słowami nie kryła się utajona samotność. Nie wiedziała
jednak, czy tylko jej się wydawało, czy właściwie odczytała w nich nieśmiałą potrzebę bliskości.
A jeśli tak, to czy przyjaźń była tym, czego i ona od niego pragnęła?
Na pewno byłoby to bezpieczniejsze niż ta nieodparta, nagląca potrzeba, która wydawała się
nasilać z każdym wspólnie spędzonym dniem.
Angelica miała nadzieję, że przebywając blisko Daniela, w końcu odkryje jakieś jego słabości,
które sprawią, że ujrzy go w bardziej realistycznym świetle. Dotychczas jednak to się nie stało,
a nazajutrz zamierzała przenieść się do domu Toma. Powinna być zadowolona. W końcu przyjechała
tutaj po to, by odciąć się od świata i zaznać spokoju, co pozwoli jej odzyskać równowagę psychiczną
i naładować akumulatory. Firma zajmowała cały jej czas, wymagała pełnego zaangażowania i uwagi,
a była aż nadto świadoma, że ostatnio nie bardzo mogła temu sprostać i coraz częściej polegała na
swoich zastępcach.
Nie żeby Paul miał coś przeciwko temu. Był młody, ambitny i otwarty na nowe wyzwania. Tak jak
ona kiedyś… Może to z powodu Giles’a nie cieszyły ją już te same wyzwania, a odpowiedzialność
za przedsiębiorstwo stawała się stopniowo coraz bardziej uciążliwym ciężarem? Może to dlatego
zaczynała mieć wrażenie, że czas ucieka nieubłaganie, a przecież i ona ma prawo do własnego życia
i do spełnienia również w innych dziedzinach życia niż praca?
Pogoda zrobiła się wietrzna i deszczowa, ale przed wyjazdem na farmę Daniel poinformował ją, że
prognozy są optymistyczne.
– Jeśli jutro będzie ładnie, wybierzemy się na mały spacer… Zobaczysz, jak się będziesz potem
czuła – powiedział. – To zdumiewające, jak długo może trwać powrót do zdrowia po takiej
chorobie.
Miała ochotę zapytać, skąd o tym wie, ale się powstrzymała, wiedząc, że na to pytanie i tak by nie
odpowiedział.
Ich przyjacielska relacja, o ile można tak to nazwać, była zdecydowanie jednostronna, stwierdziła
sfrustrowana. Niekiedy czuła się jak dziecko pod bacznym okiem dorosłego, tak bezbronna wobec
Daniela jak wobec nikogo w dotychczasowym życiu. A jednak jutro, gdy przeniesie się do domu
Toma, nic nie będzie jej zmuszać do kontynuowania tej znajomości. Mogłaby, gdyby chciała,
podziękować mu za wszystko, co dla niej zrobił, i przestać się z nim widywać. Wiedziała jednak, że
tak nie postąpi, że posłucha swego nieroztropnego i nieostrożnego serca.
Daniela nie było dłużej, niż się spodziewała. Krążyła niespokojnie po kuchni, raz po raz
spoglądała w okno i zupełnie zapomniała o czekających ją przygotowaniach do przeprowadzki.
To niedorzeczne, stwierdziła. Usiadła i spróbowała skupić uwagę na książce, którą wyjęła na
chybił trafił z regału w małym salonie. Zastanawiała się, czy należą do Daniela. Prezentowały
szeroki wachlarz tematów, a były wśród nich również jej ulubione powieści. Poza tym znalazła
podręczniki techniczne i naukowe, a także biografie znanych postaci historycznych i polityków.
Książka, którą wzięła, jedna z ostatnich powieści jej ulubionego autora, nie zdołała przykuć jej
uwagi. Na ogół Daniel wracał z farmy po godzinie, najwyżej po półtorej. Teraz nie było go już ponad
dwie godziny. Może coś mu się stało? Przecież ma niesprawną nogę…
Jestem śmieszna, zganiła się w duchu. W dodatku była na siebie zła, że tak niepokoi się
o mężczyznę, który jest całkiem obcy.
Wszystko wskazywało na to, że w jakiś sposób stał się dla niej ważny i że z każdym dniem coraz
silniej się od niego uzależniała. Wprawiło ją to w taki popłoch, że z trudem powstrzymała impuls,
który kazał jej zamknąć książkę i wyjść na dwór, żeby go poszukać.
Co ją opętało? Przecież niedawno odbyła trudną lekcję samodzielności, najpierw po śmierci ojca,
potem wspierając matkę psychicznie i finansowo oraz kierując firmą, a ostatnio konfrontując się
z prawdą na temat Giles’a.
Dopiero ostatnio, po chorobie, dotarło do niej, jak ogromny ciężar odpowiedzialności wzięła na
swoje barki i jak bardzo chciałaby choć w części się go pozbyć.
Teraz jednak miała całkiem inne, znacznie poważniejsze zmartwienie.
Jak to się stało, że w tak krótkim czasie uzależniła się od Daniela? Czy nastąpiło to na skutek
choroby i chwilowej bezradności? A może na skutek czegoś znacznie głębszego i bardziej
niepokojącego?
Po następnej godzinie, gdy Daniel wciąż nie wracał, ledwie się powstrzymywała, by nie wyjść
z domu i nie udać się w stronę farmy.
Tłumaczyła sobie, że mogą być dziesiątki przyczyn jego spóźnienia i że jeśli zamierzał zniknąć bez
słowa wyjaśnienia, to też miał do tego prawo.
Gdy jednak usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, łzy radości i gniewu napłynęły jej do oczu.
Zamrugała powiekami, aby je powstrzymać.
– Przepraszam, że to trwało tak długo – usłyszała – ale uświadomiłem sobie, że skoro to nasz
ostatni wspólny wieczór, należy go jakoś uczcić. Poszedłem do miasteczka po wino do befsztyków,
które przyrządziła pani Davis.
Uśmiechnął się i zdjął kurtkę. Natychmiast zwróciła uwagę na grę mięśni pod opaloną skórą. Tak
była pochłonięta własnymi emocjami, że nawet nie słuchała jego tłumaczenia.
– Coś się stało?- spytał, kładąc torbę na blat kuchenny i podchodząc do niej ze zmarszczonym
czołem.
W pierwszej chwili chciała skłamać i potrząsnęła głową, ale gdy chwycił ją za ramiona i lekko nią
potrząsnął, wyznała mu prawdę. Powiedziała, że denerwowała się jego nieobecnością i że się
o niego martwiła.
– Z powodu tego? – Dotknął niesprawnej nogi.
Zaczerwieniła się, uświadomiwszy sobie, że nie miała prawa być zaniepokojona. Co więcej,
spodziewała się, że on, podobnie jak większość mężczyzn, nie będzie zadowolony z tak emocjonalnej
reakcji. Tymczasem Daniel, zamiast okazać irytację, po prostu patrzył na nią przez dłuższą chwilę.
Angelica poczuła, jak napinają się jej mięśnie, a serce zaczyna bić niebezpiecznie szybko.
– Postąpiłem nierozsądnie – powiedział wreszcie. – Powinienem był się domyślić, że będzie się
pani denerwować. Ale od bardzo dawna już nikt się o mnie nie martwił.
Nastąpił szczególny moment. Zapadła pełna napięcia cisza. Angelica zorientowała się, że
wstrzymuje oddech, jakby na coś czekała. Ale na co? Dlaczego nagle uznała, że musi natychmiast
zacząć coś mówić?
– Nic się nie stało – rzuciła szybko. – Befsztyk, który będę zaraz jadła, zrekompensuje mi wszystkie
chwile niepokoju.
Odwróciła się od Daniela, wzięła mleko i jajka i podeszła do lodówki.
– Wstawię je do środka, dobrze? – spytała jak gdyby nigdy nic.
– Nie wszystko – odrzekł Daniel. – Połowa jest dla pani na jutro, ale może to pani równie dobrze
zostawić w mojej lodówce.
Wzmianka, że jutro będzie już w domu Toma, zdana tylko na siebie, przekonała ją, jak niemądrze
postąpiła, aż tak przyzwyczajając się do Daniela. Nie wiedziała tylko, dlaczego to zrobiła. Daniel na
pewno jej do tego nie zachęcał. Nie, powiedziała w myślach, sama sobie była winna i tylko ona
będzie z tego powodu cierpieć.
Nie chciała jednak cierpieć… Nie tym razem. Wyciągnęła nauczkę ze związku z Giles’em,
nieprawdaż? Nieprawdaż?
ROZDZIAŁ CZWARTY
Wkrótce Angelica miała się przekonać, że Daniel jest sprawnym kucharzem, ale nie popisuje się
swoimi talentami, tak jak to często robili mężowie jej koleżanek i co ją niezmiernie irytowało.
Równy podział ról w małżeństwie uważała za słuszną rzecz, zwłaszcza gdy oboje małżonkowie
pracowali zawodowo. Wciąż jednak się zastanawiała, czy niekiedy pomoc ze strony męża jest warta
niezliczonych pochwał i tego całego schlebiania męskiemu ego, które tak często miała okazję
obserwować.
Kiedy Daniel wyraził wątpliwość, czy powinna jeść befsztyk po niedawnym zatruciu, zapewniła go
zdecydowanie, że zazwyczaj ma bardzo sprawny układ trawienny.
Roześmiał się, słysząc tak gwałtowną reakcję, i po początkowym zdziwieniu – śmiech nie był
czymś, co zwykła dzielić z innymi osobami, nawet z najbliższymi przyjaciółmi – Angelica również
roześmiała się z własnej odpowiedzi.
– Niewątpliwie jest pani jedynaczką – zauważył Daniel, przygotowując posiłek.
– Tak, a skąd pan wie? – zainteresowała się.
– To proste, nie jest pani przyzwyczajona, żeby pani dokuczać. To cecha większości jedynaków.
Też taki byłem, dopóki nie poszedłem do szkoły. – Musiał zauważyć wyraz współczucia na jej
twarzy, bo dodał spokojnie:
– Nie było tak źle, a ojciec naprawdę nie miał wyboru. Moja matka zginęła w wypadku, kiedy
miałem osiem lat, więc mógł albo zatrudnić kogoś do opieki nade mną i tym samym odizolować mnie
od innych dzieci, albo posłać do szkoły. Zdecydował się na szkołę z internatem.
– Pomyślałem sobie, że do befsztyków dobra byłaby sałata – zmienił po chwili temat. – I udało mi
się nakłonić panią Davis, żeby rozstała się ze swymi cudownymi poziomkami. Będą na deser.
– To ja przyrządzę sałatę, zgoda? – zaproponowała Angelica.
– Hm… jeśli nie ma pani nic przeciwko temu…
Angelica była zaskoczona, że stanowią w kuchni tak zgraną parę. Nie przywykła do tego. Jej ojciec
miał staroświeckie poglądy. Uważał, że do mężczyzny należy utrzymanie rodziny, a powinnością żony
jest dbanie o dom i że te dwie dziedziny życia są od siebie ściśle odgraniczone.
W dzieciństwie zatem Angelica rzadko widywała ojca i dorastała, wiedząc bardzo niewiele na
temat płci męskiej, co przypuszczalnie było powodem, że dała się zwieść Giles’owi.
Kobieta bardziej świadoma, bardziej znająca się na rzeczy nie uległaby tak łatwo złudnemu
urokowi. Jeszcze i teraz diabli ją brali, że pozwoliła się okłamywać.
Poczuła smakowity zapach sosu, przyrządzanego przez Daniela, i ślinka napłynęła jej do ust. Po
chorobie miała zupełnie pusty żołądek. Jak bardzo była głodna, uświadomiła sobie, przyprawiając
sałatę.
– Mam nadzieję, że nie będzie pani miała nic przeciwko temu, żebyśmy zjedli w kuchni – rzekł
Daniel, gdy befsztyki były gotowe. – W domu nie ma oddzielnej jadalni, a że nieczęsto ktoś mnie
odwiedza…
– Tu będzie dobrze – zapewniła go. – Lubię to pomieszczenie.
Mówiła prawdę. Uważała, że jest coś ciepłego i przytulnego w tej kuchni ze sfatygowanymi
meblami i ciepłą kuchenką gazową. Czuła się tu jak w domu, bezpieczna i spokojna. To dziwne,
zważywszy na to, że nie wychowywała się w takim otoczeniu. Nie była też przyzwyczajona do takiej
bliskości, jakiej zaznawała z Danielem. Mimo to miło spędzała czas i z niechęcią myślała, że to ich
ostatni wspólny wieczór, który zakończy ten dziwny i nieoczekiwany epizod w jej życiu.
Jak zwykle, gdy opanowywały ją podstępne emocje, wpadła w panikę. Mimowolnie wprowadziła
się w stan napięcia i czujności, zmuszając do zanegowania własnych uczuć. Mówiła sobie, że będzie
zadowolona, gdy znajdzie się bezpiecznie w domu Toma. Zaczęła sobie nawet powtarzać, że
w istocie byłoby nieskończenie lepiej, gdyby nie istniały te drugie drzwi obok i gdyby nigdy nie
istniał sam Daniel.
– Befsztyk gotowy – oznajmił, wytrącając ją z zamyślenia.
Gdy siadała do stołu zauważyła, że lekko drży. Była to fizyczna reakcja na zamęt emocjonalny,
przypominająca jej, że choć czuje się w pełni zdrowa, zatrucie znacznie ją osłabiło. Daniel
wspomniał, że mogą upłynąć miesiące, zanim jej ciało w pełni się zregeneruje po tak poważnym
zatruciu. Odparła gniewnie, że jest silna jak byk i że już w pełni doszła do siebie. Teraz jednak, gdy
ponownie ogarnęło ją osłabienie, a na skórze pojawiły się kropelki potu, wywołane paniką z powodu
niepokojących emocji, stwierdziła, że jeszcze nie odzyskała formy całkowicie.
Zabrała się do jedzenia. Befsztyk smakował jej jak nigdy w życiu. Wino, które Daniel podał do
posiłku, było łagodne i aromatyczne. Kiedy jedli i rozmawiali, uzmysłowiła sobie, że opowiedziała
mu o sobie więcej niż komukolwiek innemu.
Kilkakrotnie powtarzała sobie, że powinna trzymać język na wodzy, uznając za sprawcę tej
niezwykłej szczerości wino i fakt, że rzadko piła alkohol.
– Wiem, że nie jest pani mężatką, ale czy ma pani…? – zaczął w pewnej chwili jakby od
niechcenia Daniel.
Natychmiast wzmogła czujność i przerwała mu w pół zdania.
– Ja nie wtrącam się w pana życie osobiste, a więc…
– Ja też się nie wtrącam – skorygował szybko Daniel. – Po prostu zastanawiałem się, czy jest
w pani życiu mężczyzna, który mógłby mieć zastrzeżenia, że uważam panią za kobietę bardzo
atrakcyjną.
Tak nieoczekiwane wyjaśnienie sprawiło, że zaniemówiła. Właśnie podnosiła do ust kieliszek,
więc szybko wypiła łyk wina, nieomal się krztusząc, gdy straciła kontrolę nad nerwami.
Zamrugała powiekami i utkwiła wzrok w twarzy Daniela, zastanawiając się, czy to wszystko dzieje
się naprawdę, czy może to tylko gra jej wyobraźni. Tymczasem on siedział spokojnie i w najlepsze
zajadał. Wyglądał tak samo jak przez cały ten czas, kiedy mieszkali razem: sympatycznie i trochę
powściągliwie. Zupełnie nie tak, jak mężczyzna, który właśnie powiedział to, co wydawało się jej,
że usłyszała.
– O co chodzi? – spytał nagle szorstkim tonem. – Czy fakt, że uważam panią za kobietę atrakcyjną
jest dla pani tak obraźliwy, że…
– Nie, nie, wcale – zaprzeczyła szybko.
– I nie ma w pani życiu nikogo szczególnego – kontynuował.
– Teraz nie – przyznała stanowczo, ganiąc się w duchu, gdy zobaczyła, jak marszczy brwi.
– Była pani mężatką? Jest pani rozwiedziona? – zgadywał.
Potrząsnęła głową, niezdolna do kłamstwa.
– Nie, nie… byłam zaręczona… prawie – wyjąkała. – Zaangażowałam się i myślałam, że on jest
tak samo zaangażowany.
Ku swemu przerażeniu stwierdziła, że ma ściśnięte gardło i przełyka łzy. Dlaczego? Skoro wie, że
rozstanie z Giles’em było najlepszą rzeczą, jaka ją mogła spotkać. Dlaczego ma płakać teraz, skoro
przedtem nie pozwalała sobie na łzy? Dlaczego ma płakać z powodu własnej głupoty, skoro to
wszystko ma już za sobą?
– Zostawił panią? – spytał Daniel.
– Niezupełnie. – Wyjaśniła pokrótce, co się stało, przerywając na chwilę, żeby wypić następny łyk
wina.
Dziwiła się swemu zachowaniu. Nawet najbliższym przyjaciołom nie zwierzała się tak
szczegółowo jak teraz Danielowi. Co w nim jest, że wzbudza takie zaufanie? Miała ochotę z nim
rozmawiać, czuła się przy nim bezpieczna i spokojna.
Obserwowała teraz, jak dolewa jej wina, i zaprotestowała nieśmiało.
– Naprawdę nie powinnam. Już uderzyło mi do głowy!
Mimo to podniosła kieliszek i przez chwilę obracała go w palcach, zanim upiła mały łyk.
– Wciąż go pani kocha? – spytał spokojnie Daniel.
– Nie, ale wciąż czuję się… sama nie wiem… ale wciąż czuję się jakoś nieswojo, że tak się
ośmieszyłam. Kobieta w moim wieku… Powinnam była się zorientować.
– W czym? Że on panią okłamuje? Że panią wykorzystuje? Wiek nie chroni przed zranieniem
i wrażliwością.
– Nie, może nie, ale powinnam była to sobie uświadomić, kiedy nie chciał…
Zagryzła wargę, wściekła na siebie za swoją gadatliwość. Jeszcze parę sekund, a wyznałaby
Danielowi, że Giles nigdy się z nią nie kochał. O tym upokorzeniu nie byłaby w stanie powiedzieć
nikomu, bo pozostawiło głęboką, wciąż niezaleczoną ranę. Teraz już wiedziała, że Giles nie tylko jej
nie kochał, ale nawet nie pożądał; że uważał ją za tak nieatrakcyjną jako kobietę, że w ogóle się nią
nie zainteresował seksualnie.
Nie miało przy tym znaczenia, że i ona nie była nim zainteresowana jako kochankiem. Przypisywała
to swemu wychowaniu, nadopiekuńczym rodzicom i ogólnej ignorancji w sprawach męsko-damskich,
na skutek czego uważała się za niedojrzałą i nieuświadomioną w sprawach seksualnych. Giles
przeciwnie, co stwierdziła, przyłapawszy go z inną, i teraz, choć nie żałowała rozstania z nim, wciąż
czuła się urażona, że została odrzucona.
– Kiedy czego nie chciał? – Daniel podchwycił rozpoczęte zdanie.
Jego kieliszek był w połowie napełniony, a butelka była prawie pusta, co znaczyło, że musiał
wypić dokładnie tyle samo, co ona, ale najwyraźniej wino nie podziałało na niego tak jak na nią.
– Kiedy czego nie chciał, Angelico? – zwrócił się do niej bardziej bezpośrednio, ponawiając
pytanie.
Zaschło jej w gardle. Miała ochotę skłamać i zbyć go czymś w rodzaju: „Och, kiedy nie chciał
mnie przedstawić swoim przyjaciołom, to wszystko”, ale wiedziała, że nie mogłaby tego uczynić
w sposób przekonujący.
Przesunęła czubkiem języka po wargach, chcąc je zwilżyć, i usiłowała na poczekaniu znaleźć jakąś
wiarygodną wymówkę. Jak mogła tak się zaplątać?
Co się ze mną dzieje? – zadawała sobie nieodmiennie to samo pytanie. Czy tak bardzo jest
spragniona męskiego uznania i uwagi, że chwila flirtu z jakimś mężczyzną i jego zdawkowy
komplement pod jej adresem wystarczą, by uraczyć go historią swego życia?
– Czego nie zrobił? – usłyszała ponowne pytanie Daniela i nagle cała jej duma ustąpiła silniejszej
potrzebie. Beztrosko ignorując ostrzegawczy głos wewnętrzny, powiedziała na przekór samej sobie:
– Kiedy nie chciał… nie chciał się ze mną kochać. Powinnam była wtedy się zorientować, ale jak
idiotka myślałam, że… – Potrząsnęła bezradnie głową. – No dalej, śmiej się, jeśli chcesz –
odruchowo też zwróciła się do niego per ty. – Ja bym się śmiała na twoim miejscu.
– Wierz mi, że ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, jest śmiech – odparł Daniel ku jej zaskoczeniu.
Powiedział to tak poważnie, że zapomniała o swojej udręce i wpatrzyła się w niego, starając się
wybadać, co się kryje za spojrzeniem pociemniałych nagle oczu. Czy to, co powiedziała, wywołało
w nich błysk gniewu?
– Niestety, są osoby, które lubią ranić i sprawiać przykrość; które znajdują przyjemność
w zadawaniu bólu, co prawda nie śmiertelnego, ale jątrzącego, pozostawiającego truciznę działającą
przez całe życie ofiary. Musisz być bardzo silna psychicznie, jeśli zniosłaś tego rodzaju perfidię.
Czyżby Daniel naprawdę tak ją postrzegał? Jako kogoś silnego? Angelica pomyślała o tych
wszystkich nocach, kiedy nie mogła zmrużyć oka, dręczona wątpliwościami. Kiedy przeżywała
męczarnię, analizując własne postępowanie. Była samotna i zestresowana, aż w końcu przyjechała
tutaj.
– Siła nie jest cechą, której mężczyźni szukają w kobiecie – stwierdziła z goryczą.
– Przeciwnie – zapewnił Daniel. – Tyle że większość z nas nie chce się do tego przyznać. Słaba,
uległa kobieta może odpowiadać niedojrzałemu, chwiejnemu mężczyźnie, który potrzebuje tego
rodzaju uległości, ale i tak szybko się tym męczy. Kobieta o dużej sile psychicznej i bogatym wnętrzu
to coś całkiem innego.
Powiedział to tak spokojnie, że dopiero po paru sekundach uświadomiła sobie, z jakim
przekonaniem wymawiał te słowa. Oczy zaszły mu cieniem, jak gdyby nie patrzyły na nią.
Zastanawiała się, co sprawiło, że tak wygląda i że tak czuje. Właśnie miała o to zapytać, gdy on
zadał jej pytanie, tak bezpośrednie, że aż ją zamurowało.
– Miałaś już kiedyś kochanka, Angelico?
Była zbyt zdumiona, żeby skłamać. Otworzyła szeroko oczy, powtarzając w duchu to pytanie
i uświadamiając sobie jego intymność. Czuła, jak jej ciało i psychika reagują na nie, i po chwili
odpowiedziała bezwiednie, nie namyślając się długo.
– Nie. Nie miałam. Czy to tak bardzo widać?
– Nie – odparł Daniel. – Wcale tego nie widać. Gdybyś mi nie powiedziała o Giles’u, gdybym
pozostał przy swoim pierwszym wrażeniu, kiedy cię tu zobaczyłem, uznałbym cię za kobietę
wyrafinowaną i doświadczoną. Oczywiście, nie za kobietę, która wdaje się w przypadkowe
przygody – na to za wysoko się cenisz – ale niemniej za taką, która wie, co to namiętność
i pożądanie.
– Obawiam się, że prawda jest raczej rozczarowująca – stwierdziła Angelica, pochylając się nad
kieliszkiem, tak że włosy opadły jej do przodu, ukrywając twarz. Znowu czuła się głupio. Po co,
u licha, tyle mu powiedziała?
Niespodziewany dotyk jego palców, gdy odgarnął jej włosy z czoła, zmusił ją do spojrzenia mu
prosto w oczy. Płonęły gorącym blaskiem. Poczuła, jak ściska się jej żołądek i napina ciało.
– Kto powiedział, że jestem rozczarowany? – spytał łagodnie.
Angelica zrobiła tę uwagę instynktownie, w odruchu samoobrony. Nie oczekiwała, że Daniel tak
zareaguje i skieruje ich rozmowę na intymne tory, których wolałaby uniknąć.
Zdobyła się jednak na odwagę.
– I proszę, nie mów mi, że jesteś mężczyzną, który uważa dwudziestoośmioletnią dziewicę za
wyzwanie… czy za coś podniecającego, bo i tak nie uwierzę – dodała niebacznie.
– Dobrze, bo nie jestem – odparł natychmiast. – Ale uważam cię za podniecającą, Angelico.
Zabrakło jej tchu, głos uwiązł w gardle, a wzrok utkwiła w jego twarzy. Serce jej łomotało, gdy
analizując jego słowa, starała się jej w panice zaprzeczyć.
Nie może tak uważać. Ona nie jest podniecająca. Jest dwudziestoośmioletnią dziewicą, której
żaden mężczyzna nigdy za podniecającą nie uważał.
Spanikowana, zareagowała w najgorszy możliwy sposób, jak stwierdziła poniewczasie. Słowa,
które wypowiedziała, stały się dla Daniela niemal wyzwaniem, choć bynajmniej nie było to jej
intencją.
– Nie wierzę ci – oświadczyła.
– Dlaczego?
Usiłowała znaleźć wyjaśnienie, ale w głowie miała pustkę. Wreszcie wyjąkała:
– Cóż, mężczyźni nie uważają mnie za kobietę podniecającą.
– Bo tego nie mówią? – Teraz Daniel wydawał się rozbawiony. Angelicę nagle ogarnęła złość na
niego i na siebie. Wstała i odsunęła się od stołu, ale nagle musiała się o niego oprzeć, bo zakręciło
się jej w głowie.
– Nie jestem kompletną idiotką – obruszyła się. – Wiem, jak zachowują się mężczyźni, kiedy
odczuwają pożądanie. Och, może nie doświadczyłam tego osobiście, ale jestem dobrą obserwatorką
życia. Tacy ludzie jak ja zawsze są… nie mamy dużego wyboru. Widziałam, jak mężczyzna reaguje,
kiedy spotka kobietę atrakcyjną.
– Rzeczywiście.
Daniel też wstał i przez krótką chwilę myślała, że chce do niej podejść, wziąć ją w ramiona i…
Rozczarowała się, kiedy tego nie zrobił, a tylko przeszedł obok. Zagryzła wargi i poczuła złość.
Dlaczego jest taka przewrażliwiona? Naprawdę myślała, że mówił prawdę, że faktycznie jest
podniecająca? Zapomniała już o gorzkiej lekcji, którą dostała? On po prostu bawi się jej kosztem,
umila sobie w ten sposób ich ostatni wspólny wieczór, tłumaczyła sobie.
Tymczasem Daniel zajął się czymś przy zlewie. Słyszała, że zakręca kran, ale nie odwróciła się.
Nie chciała na niego patrzeć, bo bała się, że jeśli to zrobi, znowu odczuje ten niewygodny ucisk
w żołądku, świadczący o bezbronności wobec narastającego w niej podniecenia.
– Musisz spróbować poziomek pani Davis – usłyszała nagle głos za plecami. – Byłbym o nich
zapomniał. Mam nadzieję, że nie jesteś uczulona na poziomki.
Miała ochotę skłamać i powiedzieć, że jest – zareagować w sposób dziecinny i pobiec nadąsana
do swego pokoju, ale na szczęście zdołała stłumić ten impuls i zapewniła go zdawkowym tonem,
jakby rozmawiali o pogodzie, a nie na tematy intymne, że marzy o poznaniu smaku poziomek żony
farmera.
Wciąż jeszcze nie była w stanie na niego patrzeć, stała odwrócona plecami, ale przez cały czas
miała świadomość każdego, nawet najmniejszego ruchu jego ciała. I mimo że nasłuchiwała, udało mu
się odejść niepostrzeżenie od zlewu i stanąć tuż za nią, tak że nawet się nie zorientowała, dopóki nie
usłyszała:
– Oto twoje poziomki.
Zaskoczona jego bliskością odwróciła się tak gwałtownie, że natychmiast zakręciło się jej
w głowie i straciła orientację. Spróbowała się cofnąć, ale niechcący przysunęła się jeszcze bliżej.
Na szczęście, Daniel błędnie zinterpretował jej reakcję, bo chwycił ją za ramiona i przytrzymał
mocno.
– Angelico, nic ci nie jest? – zaniepokoił się. – Może źle się czujesz? – A kiedy nie odpowiedziała
natychmiast, wziął ją na ręce i zaniósł na fotel obok kuchenki. – Wiedziałem, że nie powinnaś jeść
tego cholernego befsztyka – wymamrotał pod nosem.
– To nie befsztyk – zaprotestowała od razu, gdy popatrzył jej w oczy, marszcząc brwi. – Naprawdę
czuję się dobrze.
– Tak dobrze, że wyglądałaś, jakbyś miała zaraz zemdleć – zauważył. – Jeśli nie befsztyk, to co?
Mogła skłamać i powinna to zrobić. Miała szczery zamiar znaleźć jakieś wytłumaczenie swego
stanu, na przykład nadmiar wina i słabą głowę, co zresztą o tyle nie było dalekie od prawdy, że
alkohol wpłynął na jej zachowanie, rozluźnił, przełamując ograniczenia, które normalnie sobie
narzucała, i uczynił niebezpiecznie nieostrożną. Ale to nie wino kazało jej zrobić ten zgubny
i zdradziecki krok, jakim było przesunięcie spojrzenia z oczu Daniela na jego usta i zatrzymanie na
nich wzroku, gdy tymczasem nieświadomie przeciągnęła czubkiem języka po wargach, chcąc usunąć
z nich nagłą suchość.
– Angelico…
Nagle pojęła, że mógł odebrać to jako zachętę. Kiedy pochylił głowę i zacisnął dłonie na jej
ramionach, zadrżała i usiłowała zaprotestować.
– Nie – jęknęła, ale oboje wiedzieli, że nie był to szczery protest.
Nie zniechęcała go ani nie wahała się, gdy dotknął ustami jej ust. Nagle opuścił ją cały lęk, oddała
się bez reszty powolnej słodkiej przyjemności.
Pocałunek był delikatny, czuły i ostrożny, jak gdyby Daniel rozmyślnie dawał jej możliwość
wycofania się, wyczuwając panikę i rozumiejąc, jak bardzo potrzebuje powściągliwej czułości, żeby
się uspokoić. Jak gdyby dawał czas na oswojenie się z intymnością i własną reakcją na jego
męskość.
Uwięził ją swoim ciałem na fotelu, ale nie było to groźne uwięzienie, podobnie jak pocałunek nie
był brutalny i wymuszony presją. Uchwyt jego rąk był na tyle lekki, że wiedziała, że wystarczy
najmniejszy protest, żeby ją uwolnił. Wiedziała również, że pozwalając na przedłużanie pocałunku,
zachęci go do dalszej intymności, która w następstwie może przynieść tylko ból. Dlaczego więc go
nie powstrzymała?
Odpowiedź znały zmysły. Zatracała się w przyjemności, jaką dawał, upajała zapachem, smakiem,
dotykiem jego ciała opierającego się o jej ciało, dotykiem skóry, gorącem, które od niego
promieniowało.
Jeśli wydawało jej się, że jest tak bardzo zakochana w Giles’u, to dlaczego nigdy w jego
obecności nie była tak bardzo świadoma, jak teraz jest świadoma męskości Daniela? Dlaczego nigdy
nie pragnęła go z taką samą zachłannością, jaką odczuwała teraz?
Zapragnęła bliskości w sposób, który ich oboje podniecał, a ją zaalarmował. Czuły pocałunek już
nie wystarczał. Chciała gryźć, pieścić językiem… Chciała…
Zadrżała i wydała zduszony okrzyk, uświadomiwszy sobie, jak szybko przeszła od lęku do
podniecenia. I nie było sensu udawać, że tak nie jest. W każdym razie nie przed sobą samą.
Dziwiło ją, że ona, która nigdy przedtem nie zaznała tego rodzaju intymności, tak szybko i łatwo
rozpoznała, co się dzieje.
Nie potrzebowała doświadczenia, żeby wiedzieć, że ściskający ból w piersiach jest spowodowany
pragnieniem dotyku rąk Daniela, a przyspieszony puls – kobiecą potrzebą pieszczoty i dotyku jego
męskości w najintymniejszym miejscu ciała.
Zszokowana, że podnieciła się tak szybko i tak intensywnie, była na tyle uczciwa, żeby przyznać
w duchu, że to nie sam fakt pocałunku odpowiadał za tę natychmiastową reakcję. To własne myśli
Angeliki, świadomość męskości Daniela i jego oddziaływania uczyniły jej ciało tak uległe. Za
bardzo uległe, przyznała w duchu, starając się zmusić do odrobiny samokontroli.
Pragnęła Daniela w sposób, który wydawał się jej zastrzeżony dla kobiet innej kategorii niż ona.
Pragnęła go żarliwie, tu i teraz, jak gdyby miała za sobą niejednego kochanka i była doskonale
świadoma własnych kobiecych potrzeb i pragnień.
Kiedy czasem wyobrażała sobie, że kocha się z Giles’em, zawsze czyniła to z niejaką
powściągliwością i obawą, odczuwając niemal ulgę, że do czasu małżeństwa nie musi wiązać się
z nim fizycznie. Teraz jednak nie miała żadnych obaw. Nie wahała się ani przez chwilę.
Daniel nadal ją całował, przesuwając usta wzdłuż brody, muskając ucho, sprawiając, że jęczała
z rozkoszy, pragnąc go tak bardzo, że przywarła blisko do jego piersi, starając się stłumić
westchnienie, które wydobywało się z jej gardła. Kiedy wrócił ustami do jej ust, szepnęła „proszę”
i zamiast zachować powściągliwość i biernie poddawać się pocałunkom, uległa przemożnej
potrzebie. Przygryzła gorączkowo jego dolną wargę, wbiła paznokcie w twarde mięśnie pleców,
przegrywając walkę z samą sobą i wyzbywając się resztek samokontroli.
Takie zachowanie było całkowicie niezgodne z jej naturą, kiedyś nawet sama myśl o tym
wywoływała w niej odruch niesmaku i niedowierzania, że mogłaby zachować się w taki sposób.
Daniel nie uważał tego za szokujące, reagował natychmiast, rozpoznając bezbłędnie emocje
i potrzeby. Wcisnął ją głęboko w fotel, mierzwił włosy, pieścił wargami, tak że całkiem
nieświadomie wydawała z siebie westchnienia rozkoszy, które kojarzyły mu się z mruczeniem kotki,
jak po chwili powiedział.
Z jakiegoś powodu to porównanie podnieciło ją do tego stopnia, że wygięła ciało w łuk, jak gdyby
chciała ocierać się o niego kusząco niczym rozkoszna kotka właśnie, domagająca się pieszczot.
Wyobrażając sobie akt miłosny, nigdy nie przypuszczała, że mogą mu towarzyszyć słowa,
obietnice, prośby, niewyraźne czasami, a jednak tak intensywnie podniecające, że słuchanie ich,
wychwytywanie namiętności i pożądania, jakie się w nich kryło, było niemal tak samo erotyczne, jak
dotyk rąk i ust Daniela.
I jeśli nigdy nie brała pod uwagę, że jakiś mężczyzna mógłby mówić do niej takie rzeczy, to tym
bardziej nie wyobrażała sobie, że sama mogłaby mówić coś podobnego, błagać tak rozpaczliwie,
szeptać gorące pochwały, pozwalać sobie na tyle, że gdy Daniel na chwilę przestał ją całować
i popatrzył poważnie, po czym rozpiął pierwszy guzik bluzki, nie przyszło jej do głowy, by go
powstrzymać. Nie odczuła wstydu ani skrępowania, tylko naglącą potrzebę pozbycia się ubrania.
Zaczęła poruszać się niespokojnie pod jego rękami. Zadrżała lekko i usłyszała, jak wstrzymuje
oddech i niezręcznie szarpie guzik, co przyprawiło ją o szybsze bicie serca. Nie ze strachu, lecz
z podniecenia i satysfakcji, że on pragnie jej tak bardzo jak ona jego.
Dlaczego nigdy nie dotarło do niej, że pofolgowanie własnemu pożądaniu może dać wspaniałe
poczucie wolności? Dlaczego nigdy sobie nie uświadomiła, jak euforyczna może być świadomość
własnej zmysłowości?
– Angelico… aniele… Tak, tak właśnie to czujesz. To zbyt cudowne, by mogło być prawdziwe. –
Upajała się szorstkimi komplementami padającymi z ust Daniela, kiedy obejmował dłońmi jej nagie
piersi, muskając sutki, twardniejące pod wpływem jego pieszczot.
– Dotknij mnie, Angelico, dotknij, proszę. Chcę czuć na sobie twoje ręce.
Gorączkowo podążyła za jego prośbami, niecierpliwie rozpinając guziki koszuli. Poczuła, że
zadrżał, gdy dotknęła palcami pierś.
Pocałowała jego szyję, po czym przesunęła wargi niżej, aż dotknęły sutka. Niezdolna oprzeć się
własnemu instynktowi, przykryła wargami ten niewielki fragment jego ciała i pieściła go delikatnie,
skubiąc zębami, a potem już coraz gwałtowniej. Ogień ogarnął całe jej ciało.
Zatopiona we własnej rozkoszy odczuła nagły wstrząs, gdy Daniel niespodziewanie chwycił ją
i odsunął od siebie.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz? – spytał surowo ostrzegawczym tonem. – Doprowadzasz
mnie do granic samokontroli.
Niepewność i zmieszanie zasnuło jej oczy. Czyżby zrobiła coś nie tak? Obraziła go? Nagle
dotkliwie odczuła swój brak doświadczenia, fakt, że choć znajdowała przyjemność w pieszczeniu go,
on być może nie odczuwał żadnej.
Zakłopotana, pełna poczucia winy, odsunęła się od niego.
– Przepraszam – bąknęła – nie chciałam. To znaczy, nie powinnam…
Nie zdołała dokończyć zdania. Daniel wydał stłumiony okrzyk, mięśnie mu się napięły.
– Czego nie powinnaś? Sprawić, żebym czuł to, co czułem?
Zanim zdążyła zareagować, ujął w dłoń jej pierś i zaczął pieścić ustami sutek tak jak przedtem
robiła to ona, ale Angelica nie zdawała sobie z tego sprawy, całkowicie pochłonięta falą
ogarniającej ją rozkoszy. Powtarzała jego imię, wpijając palce w jego ramiona. Delikatny
początkowo nacisk jego ust stawał się coraz bardziej natarczywy. Drżała z emocji i podniecenia, gdy
tymczasem Daniel szeptał słowa mające wyrazić uczucia i rozkosz, jaką mu dawała.
Słuchała, ale mu nie wierzyła. Nie była w stanie uwierzyć, że jej niewprawne pieszczoty zdołały
go do tego stopnia podniecić. Wciąż jeszcze drżała, gdy pomału odjął usta od jej nabrzmiałej piersi,
i nie protestowała, gdy powędrował nimi w dół w stronę brzucha i łona.
– Pragnę cię, Angelico – wyznał schrypniętym głosem. – Niczego w tej chwili nie pragnę bardziej
niż zanieść cię do łóżka i kochać się z tobą, ale nie mogę…
Jej umysł zarejestrował te słowa, ale ciało cierpiało katusze z powodu ich okrucieństwa. Tak
bardzo ją podniecił, pozwolił wierzyć, oczekiwać, pragnąć po to, żeby teraz…
Wydała zduszony okrzyk boleści i spróbowała się od niego odsunąć, ale Daniel nie pozwolił na to.
– Nie. Zaczekaj – powiedział. – Nie rozumiesz? Nie mogę kochać się z tobą, ponieważ nie mogę
cię ochronić przed konsekwencjami takiego czynu. Nie mogę cię zabezpieczyć przed zajściem
w ciążę.
Kiedy dotarł do niej sens jego słów, pojęła, że powinna mu być wdzięczna, a nie żywić do niego
żal. Wiedziała, że któregoś dnia może tak i będzie, ale teraz… teraz czuła się upokorzona
i odrzucona. Wewnątrz czuła ból, jakby jątrzyła się w niej zaogniona rana. Miała świadomość, jak
trudno jej uzyskać kontrolę nad własnym ciałem, jak bardzo pragnie teraz dotyku Daniela i jego
dominacji nad sobą.
– Nie było moim zamiarem, żeby sprawy zaszły tak daleko – usłyszała poważny głos, ale te słowa
zamiast uspokoić, tylko wzmogły ból. Tylko siebie mogła winić za to, co się stało. To ona nadała
tempo i z całą premedytacją go zachęciła. Ona bezwstydnie pozwoliła, żeby jej ciało pokazało mu,
jak bardzo go pragnie.
Uświadomiwszy to sobie, poczuła się wręcz chora, pełna pogardy dla siebie. Nawet Giles nie
doprowadził jej do takiego stanu. Wtedy gardziła sobą z powodu swego szaleństwa, teraz natomiast
była to sprawa czysto fizyczna. Zatracenie się w rozpustnym pożądaniu mężczyzny, który
najwyraźniej jej nie chciał.
Zaczęła silnie drżeć na całym ciele, wydała jęk protestu, gdy Daniel zamiast ją puścić, żeby mogła
uciec w zacisze swego pokoju i zaszyć się w samotności, nadal trzymał ją w ramionach, tak że niemal
na nim leżała.
Jedną ręką gładził jej plecy, drugą wciąż obejmował, nie pozwalając się ruszyć. Szeptał czułe
słówka, kojąc i prosząc, by się uspokoiła i odprężyła.
Odprężenie to była ostatnia rzecz, której by chciała. A jednak stwierdziła po chwili, że pod
wpływem łagodnej pieszczoty jego dłoni i kojącego brzmienia głosu właśnie to robiła – odprężała
się. Stopniowo gniew i pożądanie zaczęły ją opuszczać, oddech zwolnił i stał się głębszy, powieki
opadły same i odpłynęła w sen.
Patrząc na jej pogrążoną we śnie twarz, Daniel zapragnął ukoić swoje zmysły. Czuł się winny, że
pozwolił, żeby sytuacja wymknęła się spod kontroli, ale nigdy nie przypuszczał, że Angelica będzie
go dotykać tak intymnie i zmysłowo. A kiedy już zaczęła… Cóż, kiedy zaczęła, rozkosz, jaką
odczuwał, gdy przesuwała ustami po jego skórze, była tak intensywna, że nie umiał się powstrzymać.
Ostrożnie wypuścił ją z objęć, ale jego ciało zareagowało gwałtowną potrzebą pozostania blisko.
Dobrze, że zasnęła, pomyślał, bo w przeciwnym razie… W przeciwnym razie uległby nieprzepartej
pokusie, żeby nie bacząc na konsekwencje, kochać się z nią.
Był rozważnym, trzeźwo myślącym mężczyzną. Rzadko działał pod wpływem impulsu, ale teraz
musiał przyznać, że istnieją potrzeby, nad którymi mózg nie ma większej kontroli, i jeśli nie chce,
żeby zawładnęły bez reszty jego życiem, nie pozostaje mu nic innego, jak zanieść Angelicę na górę
i pozostawić ją samą i bezpieczną w jej łóżku.
Przecież już jutro i tak przeniesie się do domu obok. Nie będzie już musiał utrzymywać między
nimi dystansu ani też pilnować się, żeby nie wykorzystać sytuacji. Wtedy będą mogli na nowo
stworzyć właściwą relację.
Uśmiechnął się do niej, pochylił głowę i delikatnie pocałował w usta. Wymamrotała przez sen jego
imię i wilgotnymi ustami przylgnęła do jego warg. Poczuł, że serce zaczyna mu łomotać, ciało się
napina, więc westchnął i odsunął się od niej.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Angelica leżała na łóżku, usiłując wychwycić jakiś dźwięk z dołu świadczący, że ktoś tam jest.
Obudziła się przed niecałą godziną i natychmiast przypomniała sobie wszystkie wydarzenia
poprzedniego wieczoru. Już sam fakt, że była owinięta pledem i niekompletnie ubrana, mówił sam za
siebie. Uświadomiła sobie, jaką ulgę musiał odczuć Daniel, kiedy po prostu zasnęła, zanim sytuacja
wymknęła się spod kontroli.
Biedny facet, pomyślała, prawdopodobnie chciał jedynie wymienić z nią parę nic nieznaczących
pocałunków. Miało to być miłe zakończenie wieczoru, ostatniego wieczoru spędzonego razem, a ona
posunęła się za daleko, robiąc z siebie idiotkę, i teraz całe jej ciało płonęło ze wstydu i zażenowania.
Dzięki Bogu, że już podjęła decyzję o przeniesieniu się do domu Toma. Daniel musi być
zadowolony i niewątpliwie odetchnie z ulgą. Naprawdę niczym nie mogła wytłumaczyć swojego
zachowania poprzedniego wieczoru. Postąpiła jak kobieta do tego stopnia spragniona zbliżenia, że
nie wiedziała, co robi.
Poruszyła się zakłopotana. To, co się stało, musiało być reakcją na odrzucenie przez Giles’a,
a także konsekwencją atmosfery intymności, która między nią a Danielem wytworzyła się w czasie jej
choroby.
Oczywiście, wino też zrobiło swoje. Alkohol rozluźnia. Z pewnością jednak główną przyczyną
tego niedopuszczalnego zachowania było pożądanie. I nie chodziło wcale o to, że odczuwała wręcz
niewyobrażalny pociąg do Daniela, ale że mu uległa. Jeśli miałaby być uczciwa wobec samej siebie,
to czy naprawdę nie była świadoma jego męskości już wcześniej, a nie dopiero tego ostatniego
wieczoru?
Jej umysł buntował się przed zaakceptowaniem prawdy. Jaką właściwie jest kobietą? – pytała się
w duchu. Ona, która w przeszłości czuła się tak bezpieczna i daleka od seksualnego pożądania, że
uważała tę potrzebę za zupełnie sobie obcą. Czy miało to coś wspólnego z jej wiekiem, z faktem, że
zbliżała się do trzydziestki i nagle uświadomiła sobie, że nie spełniła swojej podstawowej funkcji
biologicznej? Ale chyba to nie pragnienie posiadania dziecka pchnęło ją w ramiona Daniela,
nieprawdaż?
To była wewnętrzna, intensywna fizyczna tęsknota, żeby stać się jego częścią. Chodziło o nią samą!
Być może spowodował to stres, któremu została poddana, a może opóźniona reakcja na utratę
Giles’a. Niewykluczone, że w jakiś sposób przeniosła na Daniela pożądanie fizyczne, które powinna
była odczuwać wcześniej, ale nigdy nie odczuwała.
Przycisnęła dłonie do skroni, pragnąc tylko jednego: żeby mogła zamknąć oczy i wymazać ostatnią
noc z pamięci ich obojga.
Słyszała go na dole i choć z niechęcią myślała o spotkaniu z nim twarzą w twarz, myśl, że może on
w każdej chwili przyjść do sypialni i że zobaczy ją leżącą pod pledem tam, gdzie ją położył,
wystarczyła, żeby wyskoczyła z łóżka i pobiegła pod prysznic.
Kiedy się ubrała, zwlekała, jak długo mogła, z zejściem na dół, opieszale pakując swoje rzeczy.
Zdawała sobie jednak sprawę, że nie może spędzić na górze całego dnia.
Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi. Im wcześniej zejdzie i spotka się z Danielem, tym
szybciej będzie mogła uciec do swego nowego lokum.
Nawet jeśli on okaże się na tyle wyrozumiały, by nie napomknąć o poprzedniej nocy, jej
wspomnienie będzie im ciążyć, wprawiając w głębokie zakłopotanie, i każąc mu żałować, że
ulegając impulsowi pocałował ją.
Ona oczywiście na długo zapamięta, że dotykał jej tak zmysłowo, tak namiętnie i że wyznał, że jej
pragnie. Z mężczyznami jednak jest inaczej. Im wolno dać się ponieść żądzom swego ciała, a od
kobiet oczekuje się, żeby były bardziej powściągliwe. Tymczasem ona, zawsze taka rozważna,
pozwoliła sobie na całkowitą utratę samokontroli.
Jeśli spodziewała się, że Daniel nawet nie zająknie się na temat zeszłej nocy i zignoruje to, co się
wydarzyło; jeśli oczekiwała, że zachowa się tak, jakby najlepiej było w ogóle nie poruszać tego
tematu, to w chwili, gdy przekroczyła próg kuchni, zorientowała się, że jest w błędzie.
Musiał słyszeć, że schodzi po schodach, bo czekał na nią, przyglądając się badawczo, gdy
wchodziła do kuchni.
Podszedł, wciąż nie spuszczając z niej wzroku.
– Dobrze się czujesz? – spytał spokojnie.
Angelica usunęła się w bok, żeby jej nie dotknął, i udała, że myśli, iż to pytanie odnosi się do stanu
jej zdrowia po zatruciu.
– Tak, dobrze – odparła. – Już nic mi nie dolega. W przyszłości nie będę jadła niczego
w pośpiechu w pierwszej lepszej restauracji.
Kątem oka widziała, że Daniel zaciska usta, jakby był zirytowany. Ale jakiej odpowiedzi się
spodziewał? – zastanawiała się nerwowo, gdy puls niebezpiecznie jej przyspieszył.
Miała mu powiedzieć, że wciąż go pragnie, że jest zszokowana i przerażona siłą pożądania i że
czuje się upokorzona i zawstydzona z powodu swego zachowania? Że jej umysł jest pełen
wspomnień pieszczot, jakimi go obdarowywała? Że pamięta swoje wszystkie prośby?
Czy naprawdę sądził, że to od niej usłyszy? Czy nie widział, jak trudno jej było zachowywać się
normalnie, gdy jedyne, czego naprawdę chciała, to uciec i się ukryć do czasu, aż upora się ze
świadomością tego, co się wydarzyło?
A co się wydarzyło? – zapytała się w duchu. Wiedziała, że działał na nią w sposób, który kiedyś
przyprawiłby ją o szyderczy śmiech. Wiedziała, że na sam jego widok jej serce zaczynało walić jak
oszalałe, a oddech niebezpiecznie się skracał. Wiedziała, że ten dziwny, piekący ból, narastający
niczym szara chmura melancholii, oznaczał, że Daniel oddziałuje na nią nie tylko fizycznie i że
rozpamiętywanie tego grozi jej autodestrukcją.
– Nie chodziło mi o zatrucie i twój stan zdrowia – usłyszała za sobą głos. – Wiesz o tym. Mało
brakowało, a zostalibyśmy tej nocy kochankami. Kiedy kładłem cię do łóżka…
Tego już było za wiele, pomyślała. Mężczyzna, którego uważała za niezwykle wrażliwego jak na
swoją płeć, nagle tak okrutnie zlekceważył jej uczucia, że mogła jedynie wierzyć, iż sprawia mu
przyjemność upokarzanie jej.
Próbowała zignorować temat, udając, że nic się nie stało… On nie wychwycił aluzji lub nie chciał
zaakceptować faktu, że ona po prostu nie jest w stanie rozmawiać na ten temat i że nie może jej do
tego zmusić.
Zacisnąwszy wargi, podeszła do ekspresu do kawy, wzięła dzbanek i nalała sobie pełny kubek.
Ręka jej zadrżała, parę kropli płynu chlapnęło na nagie ramię i syknęła z bólu.
Daniel natychmiast podszedł, pociągnął ją w stronę kranu, chwycił jej rękę i puścił na nią zimną
wodę.
Oparzenie było nieznaczne, bardziej palił ją dotyk jego palców, gorąco bijące od jego ciała, gdy
stał tuż za nią. Wystarczyło, żeby się odchyliła w tył, a oparłaby się o niego i poczuła ciepło oddechu
na swojej szyi. Było to większe zagrożenie niż drobna ranka po kropli gorącej kawy.
– Zaraz to opatrzymy – powiedział Daniel. – Użyjemy specjalnego środka i przestanie piec.
Angelica miała ochotę zapytać, czy spray uśmierzy również ból jej serca, ale w porę się
powstrzymała.
To był Daniel, którego już dobrze znała; Daniel, który opiekował się nią z takim oddaniem, gdy
była chora, na którym mogła polegać i któremu zaczęła ufać do tego stopnia, że dopiero obudziwszy
się dziś rano, uświadomiła sobie, jak bardzo stała się od niego zależna.
Stwierdziła, że rozpaczliwie pragnie, żeby stanowił część jej życia i to nie tylko jako przyjaciel.
Jej serce aż zadrżało, gdy przyznała się w duchu, że go pożąda. Miała wrażenie, że całe ciało zaczyna
drżeć. Wtedy Daniel ścisnął mocniej jej rękę.
– Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? – spytał gwałtownie. – Jesteś blada jak ściana.
Nie mogąc opanować irytacji, warknęła:
– Mógłbyś, z łaski swojej, przestać wspominać zeszłą noc? Pocałowałeś mnie, a ja zareagowałam
niewspółmiernie do okoliczności. Możemy na tym poprzestać? Nie jest to powód do szczególnej
dumy, a tym bardziej nie mam ochoty roztrząsać go przy śniadaniu, niezależnie od tego, jaką
przyjemność sprawiałaby ci myśl…
Urwała w pół zdania, gdyż uderzyło ją wymowne milczenie Daniela. Spojrzawszy na niego,
stwierdziła, że obserwuje ją nieprzeniknionym wzrokiem. Nie miała pojęcia, o czym może myśleć.
– Prawdę mówiąc, nie miałem na myśli minionej nocy – powiedział beznamiętnym głosem.
Przesunął wzrok z jej twarzy na ślad po oparzeniu. Natychmiast się zaczerwieniła, uświadomiwszy
sobie, że odniósł się do owego drobnego incydentu z kawą. Wypiła duży haust jeszcze gorącej kawy,
rozpaczliwie łaknąc ciepła i pobudzenia. Skrzywiła się, gdy zapiekło ją gardło.
– Posłuchaj, Angelico, skoro już jesteśmy przy temacie ostatniej nocy…
Wpadła w panikę. Nie była gotowa na to, co ma do powiedzenia i chyba nigdy nie będzie.
Nietrudno zgadnąć, co chce powiedzieć. Zamierza się upewnić, że nie żywi zwodniczej nadziei
z powodu pocałunku i nie odczytała jego intencji opacznie. Ale akurat w tym momencie nie była
przygotowana na wysłuchiwanie czegokolwiek.
– Chciałbym cię przeprosić – usłyszała spokojny głos. – Nie powinienem był…
Czego nie powinien? Dotykać jej? Ledwie stłumiła chęć roześmiania się, choć nie była
rozbawiona. Ogarnęła ją niemal histeria. Histeria? – zastanowiła się. W jej przypadku? Wykluczone!
Dobrze wiedziała, że jedyną mądrą rzeczą, świadczącą o dojrzałości, byłoby spokojne
wysłuchanie go do końca. Zaczęła jednak gwałtownie protestować, że nie musi nic mówić, i cofała
się, odchodząc od niego, tak że po paru sekundach dotknęła plecami blatu. Tymczasem Daniel
obserwował ją uważnie spod na wpół przymkniętych powiek.
– Posłuchaj… To, co zdarzyło się zeszłej nocy… nie ma żadnego znaczenia. Uważam, że nie
powinniśmy już o tym mówić. I tak dzisiaj się wyprowadzam – oświadczyła.
Nie panowała już nad sobą ani nad tym, co mówiła. Spanikowana i zbolała, wiedziała, że tylko
gdyby podszedł teraz do niej, wziął w ramiona i pocałował czule i namiętnie, tak jak to zrobił zeszłej
nocy; gdyby zapewnił, że jej reakcja była najbardziej ekscytującym doświadczeniem z kobietą, jakie
przeżył, i że pragnie jej tak samo jak ona jego… Uśmierzyłby przenikający ją na wskroś ból.
Nagle dotarła do Angeliki szokująca prawda. Chce, żeby Daniel się z nią kochał.
– Nie! – krzyknęła mimowolnie, na znak protestu. W głowie jej szumiało, serce kołatało, a z twarzy
odpłynęła cała krew. Usiłowała sprzeciwić się temu, co podpowiadały emocje. Było już jednak
z późno.
Pragnęła Daniela. Niczym pływak porwany przez groźny nurt szukała instynktownie czegoś, czego
mogłaby się uchwycić, jakiegoś logicznego wytłumaczenia, które pozwoliłoby jej oddalić od siebie
te nieprawdopodobne myśli.
To wszystko przez chorobę, powiedziała sobie i odetchnęła z ulgą. Tak, to wpływ choroby,
uzależnienia od Daniela w czasie, gdy leżała złamana niemocą. Im prędzej więc znajdzie się z dala
od niego i zacznie żyć na własną rękę, tym szybciej wróci do normalności.
Tak, to na pewno to, upewniła się w myślach. Z chwilą, gdy przestanie przebywać tak blisko niego,
sytuacja się unormuje. Nie ma powodu, by się martwić ani tym bardziej wpadać w panikę. Ten nagły
absurdalny przypływ strachu, jakiego właśnie doświadczyła… był w rzeczywistości urojony.
Wynikał z jej chwilowego przekonania, że chce, żeby Daniel się z nią kochał. Zachowywała się
gorzej niż dziecko.
– Angelico, nic ci nie jest? – Usłyszała znowu zaniepokojony głos Daniela.
Odwróciła się ku niemu.
– Nie, nic, wszystko w porządku – zapewniła, unikając jego wzroku.
Wiedziała oczywiście, że to niemożliwe, żeby była w nim zakochana. Takie rzeczy się nie zdarzają.
Przynajmniej nie takim osobom jak ona – osobom, które nauczyły się trzymać emocje na wodzy i nie
pozwalać im dominować nad rozsądkiem.
Mimo tej budującej konstatacji uznała, że nie wystawi swoich uczuć na próbę i jeszcze na niego nie
popatrzy.
Może za kilka dni, może za tydzień, gdy wróci do siebie i gdy Daniel nie będzie jej już tak bliski
jak żaden dotąd mężczyzna. Najpierw jednak musi przestać działać na jej zmysły i wzbudzać
podniecenie. Jej ciało płonęło ogniem na sam jego widok. Bardzo chciała, aby znowu stał się dla niej
po prostu mężczyzną zajmującym bliźniaczy dom, ot uczynnym sąsiadem, który był tak
wspaniałomyślny, że poświęcił jej swój czas i opiekował się nią w potrzebie.
Teraz jednak jeszcze na to za wcześnie. Zdecydowanie za wcześnie.
– Pójdę na górę spakować rzeczy – oznajmiła drżącym głosem, mimo że już dawno to zrobiła. – Im
prędzej znajdę się w domu obok i zejdę ci z drogi, tym prędzej oboje wrócimy do normalności.
Powiedziała to z wymuszoną beztroską, zdecydowana nie dać się ogarnąć rozpaczy, która
zawładnęłaby nią, gdyby była na tyle głupia, żeby na to pozwolić. Gdyby usłuchała cichutkiego
wewnętrznego głosu, szepczącego, że nie chce opuścić Daniela – że chce zostać z nim tutaj na
zawsze.
Gdy wybiegała z kuchni, obserwował ją z pozornym spokojem.
– Cóż, twoje życie może wróci do normalności, ale jestem cholernie pewny, że moje nie –
wymamrotał. – Odwróciłaś je o sto osiemdziesiąt stopni. I pomyśleć, że…
Skrzywił się, ostrzegając w duchu, że najgorsze, co mógłby teraz zrobić, to cokolwiek przyspieszać
lub ją ponaglać. Była przerażona tym, co zaszło między nimi ostatniej nocy, i było dla niego
oczywiste, że w tej chwili nie jest jeszcze gotowa na to, co chciałby jej zaproponować.
Przyjechał tutaj, bo potrzebował przestrzeni i czasu, żeby pobyć w samotności. Ostatnie, czego
pragnął, to wdać się w romans i zakochać się. Potrząsnął głową zdegustowany własnym szaleństwem
i spróbował pocieszyć się świadomością, że nie ma żadnego powodu, by przyspieszać bieg spraw –
w końcu będzie tu z nią do końca lata.
Mimo to z trudem powstrzymywał się, żeby nie pójść na górę i nie wziąć jej w ramiona.
W sypialni Angelica opadła na łóżko i zadrżała. Oczywiście, że nie chciała miłości Daniela. Sama
myśl o tym była groteskowa, więc dlaczego nie miała ochoty na śmiech? Dlaczego bliższa była łez
niż rozbawienia? Dlaczego męczyło ją to straszne przekonanie, że zeszłej nocy odetchnął z ulgą,
mając wymówkę, żeby się z nią nie kochać?
Do głowy przychodził jej tylko jeden powód, dla którego wcześniej jej nie powstrzymał – było mu
jej żal.
Wizja mężczyzny, jakiegokolwiek mężczyzny, ale szczególnie Daniela kochającego się z nią
z litości, była tak irytująca, tak smutna, że odczuwała ten ból wręcz fizycznie. Objęła się ramionami
i zaczęła kołysać, jak gdyby ten ruch miał w jakiś sposób ukoić jej złość i powstrzymać napływające
do oczu łzy.
Nigdy nie czuła się mniej komfortowo, bo ponownie straciła do siebie szacunek. Jej ciało wciąż
pamiętało dotyk Daniela, a serce… Jej serce niczego nie czuje, powtarzała sobie uparcie. I nie
pozwoli, żeby to się zmieniło.
– Angelico, wszystko w porządku? – Rozległ się z dołu głos Daniela.
– Tak, zaraz kończę – zawołała.
Była zdecydowana, że kiedy znajdzie się bezpiecznie w domu Toma, zrobi wszystko, co w jej
mocy, żeby nabrać dystansu. W ten sposób upewni się, że nie wzięła poważnie jego pocałunku i jest
w pełni świadoma, że nie miał żadnego znaczenia. Odtąd będzie w stosunku do niego chłodna
i obojętna, żeby niczego nie podejrzewał.
Ale czego ma nie podejrzewać? – zastanowiła się – że przez chwilę zapomnienia złamała swoje
zasady i zapragnęła czegoś, czego nie może mieć? Czego nigdy nie powinna była pragnąć?
Co się za nią dzieje? Jest nowoczesną, niezależną kobietą, właścicielką dobrze prosperującej
firmy. Ma grupkę wiernych przyjaciół, owdowiałą matkę, której pomaga, i prowadzi życie, jakiego
prawdopodobnie zazdrości jej niejedna zapracowana i umęczona młoda matka z gromadką dzieci
i mężem, który tak ciężko pracuje, że rzadko się widują.
Dlaczego w takim razie parę dni z Danielem uprzytomniło jej z całą mocą pustkę, brak tego, co
najważniejsze?
To wina mediów, powiedziała sobie ze złością. Podsuwają przedstawicielkom płci pięknej obrazy
niemożliwe do spełnienia. Kobieta ma mieć wszystko – karierę, sukcesy, miłość, dzieci, spełnienie.
Tyle celów, a wszystkie w zasięgu ręki. Nieosiągnięcie ich jest winą samej kobiety, skazą na jej
wizerunku…
Angelica upomniała się w duchu. W gruncie rzeczy uważała, że takie artykuły tylko podsycają
w kobietach frustracje i pozbawiają poczucia własnej wartości. Ona jest zbyt rozsądna i inteligentna,
żeby temu ulegać.
A jednak miała poczucie braku czegoś istotnego w swoim życiu i coraz silniej odczuwała potrzebę,
aby tę pustkę wypełnić. Teraz wiedziała, że to właśnie ta tęsknota wepchnęła ją w ramiona Giles’a.
Nie chciała się jeszcze do tego przyznać, ale teraz ponad wszystko pragnęła męża i rodziny.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
– Myślę, że teraz to już wszystko, dziękuję.
Stali w kuchni Toma, która jednak nie była tak ciepła ani przytulna jak ta w domu Daniela.
Nie stała tutaj stara kuchenka gazowa, wygodny fotel i sosnowy stół. Pomieszczenie, choć tej samej
wielkości, co kuchnia Daniela, wydawało się mniejsze, zimniejsze i dziwnie puste. Dużą część
zajmował potężny kredens wypełniony zakurzoną zastawą, zupełnie brzydki, z nieodpowiednio
dobranymi drzwiczkami z imitacji drewna.
Mimo protestów Angeliki Daniel pomógł wnieść jej rzeczy do środka. Bardziej zmęczona, niż
chciała się do tego przyznać, czuła w kręgosłupie nieznośny ból i niecierpliwie czekała, aż wyjdzie.
Podejrzewała, że jeśli zostanie dłużej, ona skompromituje się, wybuchając płaczem. Jak do tej pory
wydawał się uodporniony na jej emocje. Krążył po kuchni, przyglądając się wszystkiemu krytycznie,
gdy tymczasem ona stała przy tylnych drzwiach, celowo trzymając je otwarte.
– Straszna tu wilgoć – stwierdził po chwili. – Dawny właściciel nie zainstalował centralnego
ogrzewania. Sprawdźmy lepiej sypialnię. Jeszcze tego by brakowało, żebyś nabawiła się zapalenia
płuc.
Sama myśl o pozostaniu z nim dłużej sam na sam, w dodatku w sypialni, wprawiła Angelicę w taki
popłoch, że natychmiast zaprotestowała.
– Nie jestem dzieckiem, Danielu, a co do zapalenia płuc, to naprawdę jest mało prawdopodobne,
żebym…
Patrzył na nią, po części zaskoczony, po części zaciekawiony, obserwując jej nienaturalnie
zaczerwienioną twarz i podejrzanie błyszczące oczy.
– Jesteś pewna, że dasz sobie tutaj radę? – spytał spokojnie. – Nic złego się nie stanie, jeśli
przyznasz się, że przeceniłaś własne siły. Zawsze możesz zostać u mnie jeszcze przez kilka dni.
– Nie, nie mogę – odpowiedziała zdecydowanie. Zmarszczka na czole Daniela pogłębiła się. – Już
za długo ci się naprzykrzałam i zakłócałam twój spokój.
– Przecież nie jesteś temu winna. Byłaś chora. – Wzruszył ramionami.
– To bardzo uprzejme z twojej strony, ale teraz mogę już zostać sama. Mieszkanie wymaga tylko
przewietrzenia.
– Hm… cóż, skoro tak mówisz. Zaniosę na górę twoje rzeczy, dobrze?
– Nie, nie trzeba, poradzę sobie.
Wciąż nie zamykała drzwi i poznała po spojrzeniu i napiętej twarzy, że wie, iż niepokoi się tym, że
za chwilę zostanie sama.
Po chwili potwierdziły to jego słowa.
– W porządku, Angelico, już idę, ale pamiętaj, że jeśli będę ci potrzebny w jakiejkolwiek
sprawie…
Nie wiedziała, czy to gra jej wyobraźni, ale miała wrażenie, że zatrzymał na sekundę wzrok na jej
ustach, czym natychmiast przywołał wspomnienie minionej nocy. Ogarnął ją strach, że wszystko może
się powtórzyć.
– Dziękuję. Jestem pewna, że nie będzie takiej potrzeby – powiedziała.
To było uczciwe postawienie sprawy. Za chwilę Daniel pójdzie do siebie, a ona znowu będzie
mogła spokojnie oddychać. Przechodząc obok, zatrzymał się i popatrzył na nią w taki sposób, że
poczuła się niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.
Kiedy pochylił głowę, przeraziła się, odgadując, że zamierza ją pocałować.
Odruchowo cofnęła się o krok, w panice, że za chwilę poczuje jego usta na swoich wargach
i znowu straci nad sobą panowanie. Po ostatniej nocy jej wiara w zdolność samokontroli kompletnie
się rozwiała.
Wtedy Daniel podniósł rękę, a na jego twarzy malowało się coś, co mogło być bólem albo
gniewem. Próbowała się uchylić, ale uderzyła głową o drzwi. Skrzywiła się z bólu i poczuła łzy pod
powiekami. Szybko je zamknęła, tak że nie zobaczyła zaniepokojenia w jego oczach, gdy przyciągnął
ją do siebie i wsunął ręce we włosy, żeby sprawdzić, czy się nie zraniła.
– Ty mały głuptasie! – mruknął. – Myślałaś, że chcę ci coś zrobić?
– Nie.
Wypowiedziała to kłamstwo stłumionym głosem. Gdy bowiem Daniel sprawdzał, czy nie rozcięła
sobie skóry, przyciągnął jej głowę do swego ramienia, tak że nie była w stanie się poruszyć. Nie
mogła nawet oddychać, żeby nie czuć ciepłego męskiego zapachu jego ciała, na które jej zmysły
zareagowały jak na bardzo silny afrodyzjak.
Usiłowała oddychać głęboko, żeby uspokoić się i wtedy uświadomiła sobie, że postępuje
niewłaściwie, bo Daniel natychmiast stwierdził:
– Kłamczucha. Myślałaś, że mam zamiar cię pocałować, prawda?
Dlaczego miał upodobanie do zadawania jej pytań, których nie powinno się zadawać? Inny
mężczyzna, bardziej taktowny, a na pewno bardziej powściągliwy, również by się tego domyślił,
a nie zapytałby.
– Skądże – zaprzeczyła.
– A gdybym to zrobił?
Serce Angeliki zatrzepotało. Miała nieprzepartą chęć zwilżyć językiem wyschnięte wargi, ale
rozum podpowiadał jej, żeby się opanowała.
W co on ze mną gra? – zapytała się w myślach. Czy próbuje dowiedzieć się, jak bardzo jest na
niego czuła, żeby zdecydowanie dać do zrozumienia, że nie odwzajemnia jej pragnień? Był
wystarczająco uczciwy i zdecydowany, by to zrobić. Miała jednak nadzieję, że duma nie pozwoliłaby
jej tak sobą manipulować. Bardzo się bała, że gdyby ją pocałował, zachowałaby się tak samo
idiotycznie jak ostatniej nocy.
– Ale nie zrobiłeś – stwierdziła drżącym głosem. – A zresztą dlaczego miałbyś to zrobić? Nie łączą
nas tego rodzaju… stosunki.
Daniel wciąż trzymał ją przy sobie, ale udało się jej odsunąć nieco twarz od jego piersi i utkwić
wzrok w ścianie naprzeciwko.
– Cóż, będziesz miała siniec pod włosami, ale skóra jest nieuszkodzona – powiedział. – Nie sądzę,
żeby był sens powtarzać, ale jeśli stwierdzisz, że nie czujesz się tak dobrze, jak ci się wydaje, to
łóżko w moim domu na ciebie czeka. Obawiam się, że jesteś zbyt niezależna, żeby to przyznać, nawet
gdyby tak było.
Niezależna? Ona? Uśmiechnęła się do siebie smętnie. Gdyby tylko wiedział, że oddałaby niemal
wszystko, aby pochwycił ją w ramiona i zapewnił gorąco, że nie pozwoli jej odejść i że jej miejsce
jest przy nim.
Ta myśl omal nie doprowadziła jej do płaczu. Nie rozumiała, dlaczego jest tak przewrażliwiona,
a nawet szalona. Tak zachowują się tylko niedojrzałe panny w dziewiętnastowiecznych romansach.
Była zawsze szczerze przekonana, że mężczyźni i kobiety powinni współistnieć na równych
warunkach i że mężczyzna, uznając prawo kobiety do decydowania o własnym życiu i podejmowania
samodzielnych decyzji, powinien zdawać sobie sprawę, że „nie” nie znaczy „tak” i że żadna kobieta
nie chce być zmuszana do zaakceptowania czegoś, co jest dla niej niemożliwe do zaakceptowania.
A jednak powinien też wiedzieć, że niekiedy kobieta chciałaby, aby mężczyzna wziął ją w ramiona
i powiedział, że ją kocha i że jej pragnie, niezależnie od tego, jak bardzo wydaje mu się, że ona nie
chce usłyszeć tych słów. Ale oczywiście ten mężczyzna nie może kłamać. Nie może z zimną krwią
eksperymentować na emocjach tylko po to, by przekonać się, jaki ma wpływ na kobietę.
– Jeśli jesteś pewna, że sobie poradzisz – powiedział Daniel, odstępując od niej powoli, jakby
z niechęcią.
Zignorowała tę myśl.
– Oczywiście, że mogę… Nie jestem dzieckiem – odparła.
W chwili gdy wyszedł, natychmiast zapragnęła, żeby wrócił i żeby mogła mu powiedzieć, że
zmieniła zdanie, że nie chce mieszkać sama w domu Toma, jeśli może być pod jednym dachem z nim,
przebywać w jego towarzystwie i dzielić z nim sypialnię.
Zła na siebie zamknęła gwałtownie drzwi i rozejrzała się po swoim nowym lokum.
Zmarszczyła nos, poczuwszy zapach stęchlizny w kuchni, i bez entuzjazmu obrzuciła wzrokiem
ponure, zupełnie pozbawione wyrazu pomieszczenie. Lepiej zapozna się z pozostałą częścią domu.
Na ogół nieszczególnie przejmowała się otoczeniem, w którym żyła. Jej dom w Londynie, który
kupiła całkowicie umeblowany, był mały i praktyczny i nie miała do niego specjalnego sentymentu.
Zresztą i tak spędzała więcej czasu w firmie.
Przypuszczała, że gdyby miała jakieś wyobrażenie o idealnym domu, to byłby on wygodny i pełen
zakamarków, otoczony dużym ogrodem. Byłby to dom mogący pomieścić dużą rodzinę, która
napełniłaby go życiem.
– Przestań – ostrzegła siebie.
Dom Toma natomiast był przygnębiająco nieprzyjazny. W salonie leżał zniszczony dywan i stały
ciężkie staroświeckie meble, które zawsze wydawały się jej brzydkie. Był tam mały kominek,
niezdarnie zasłonięty dwoma elektrycznymi grzejnikami ustawionymi przed nim. W oknach wisiały
cienkie zasłony.
Na górze było podobnie. Dom sprawiał ponure wrażenie, stwierdziła Angelica, co o tyle jej nie
dziwiło, że Tom powiedział, iż jego wuj nie był człowiekiem ubogim, ale z jakichś powodów miał
obsesję na punkcie oszczędzania. Nie przypuszczała jednak, że odmawiał sobie wszelkiego komfortu.
Wybrała mniejszą z dwóch sypialni, po prostu dlatego że była położona dalej od ściany łączącej
oba domy. Bliźniak zbudowano z kamienia i miał tak solidne ściany, że nie przedostawał się przez
nie żaden dźwięk. Mimo to uznała, że lepiej się wyśpi ze świadomością, że Daniel nie jest oddalony
od niej zaledwie o trzydzieści centymetrów.
Natychmiast włączyła grzejnik, po czym zabrała się do wyjmowania z szafy pościeli. Wszystko
było przesiąknięte wilgocią i wonią stęchlizny. Żeby mogła pod tym spać, musiała zawieźć pościel
do najbliższej pralni, wyprać ją i przewietrzyć. Oznaczało to konieczność jazdy do Aberystwyth.
Ale może to i dobrze, pomyślała. Przynajmniej przez kilka godzin będzie przebywać daleko od
Daniela.
Właśnie schodziła z powrotem na dół, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Wiedząc, że to może być
tylko Daniel, miała ochotę zachować się tchórzliwie, pozostając tam, gdzie stała, i ignorując go. Ale
on oczywiście wiedział, że jest w domu.
Gdy otworzyła, stał plecami do niej. Odwrócił się natychmiast, a wtedy serce zabiło jej mocniej.
– Jadę na farmę – oświadczył. – Pomyślałem sobie, że może chciałabyś pojechać ze mną.
Poznałbym cię z panią Davis.
Angelica zastanowiła się przez sekundę. Mogłaby skoczyć do Aberystwyth w czasie, gdy Daniel
będzie na farmie. To pozwoli jej uniknąć pytań, czy aby jest już w stanie prowadzić samochód. Poza
tym jeśli odmówi mu, potwierdzi swój zamiar, żeby nie wkraczać w jego życie.
– Nie, dziękuję – odrzekła, unikając jego wzroku.
– Angelico, wiem, jak ważna jest dla ciebie niezależność, ale…
– Jestem ci wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, Danielu – przerwała mu obcesowo. – Ale
nic mi nie jest i nie chcę…
– Żebym wtrącał się w twoje życie – dokończył.
Usłyszała w jego głosie irytację i zagryzła dolną wargę. Wyszła na osobę niewdzięczną
i samolubną, ale jak niby miała się zachować? Wiedziała już, że Daniel jest mężczyzną o dużym
poczuciu odpowiedzialności i zrozumienia dla drugiego człowieka.
Czy jednak naprawdę nie zorientował się, jak niebezpiecznie zaangażowała się emocjonalnie,
w związku z czym musi ograniczyć ich wzajemne kontakty do minimum, nawet jeśli miałaby go tym
urazić?
Może zresztą myliła się, wyolbrzymiając rolę swojej namiętnej reakcji na jego osobę. Może
w środowisku Daniela taka namiętność była czymś zwyczajnym i pozbawionym większego znaczenia.
A jednak nie wydawało się jej, że tak jest. Daniel miał za sobą niewątpliwie doświadczenia
seksualne, ale nie wydawał się mężczyzną, który by lekko traktował stosunki z kobietami.
Co innego jednak mogła powiedzieć? Patrzyła na niego i nagle zobaczyła w jego oczach błysk
gniewu. Miał pełne prawo się zirytować. Choć tylko pozornie, zachowała się skrajnie gburowato.
Dla ich obopólnego dobra nie powinien jej w sobie rozkochiwać ani pozwolić się od siebie
uzależnić.
Serce jej zmartwiało, mięśnie się napięły w proteście przeciw takim myślom. Nie może tego
zrobić. Nie może!
– Myślę… myślę – zaczęła drżącym głosem – że będzie najlepiej, jeśli od tej chwili każde z nas
będzie żyło własnym życiem. Nie znaczy to, że jestem niewdzięczna, ale czasami, cóż, czasami tego
rodzaju intymność może sprzyjać powstaniu problemów, których żadne z nas by nie chciało.
Oczywiście, jeśli jest jakiś sposób, żebym mogła ci się zrewanżować za wszystko, co dla mnie
uczyniłeś…
Widziała, że zirytowała go tymi słowami, ale odniosła wrażenie, że oprócz gniewu dostrzegła
w jego oczach ból.
To tylko wyobraźnia, powiedziała sobie w dziesięć minut później, gdy obserwowała z góry, jak
szedł drogą w kierunku farmy. Sam, utykając lekko na niesprawną nogę. Pochylił głowę, jak gdyby
czuł się zraniony.
Nie bądź głupia, zganiła się w myślach Angelica. Widzisz to, co chcesz widzieć. Gdyby czuł
cokolwiek do ciebie, powiedziałby to zeszłej nocy. Serce zamarło jej na chwilę z przerażenia, gdy
uświadomiła sobie, jak szybko przeszła od niszczącego odkrycia, że pragnie znacznie więcej niż
zwykłego zatroskania, do stwierdzenia, że stał się dla niej kimś bardzo ważnym. Tak ważnym, że bez
niego…
Bez niego co? – przerwała sobie te rozmyślania. Potrząsnęła głową, wzięła torbę z rzeczami do
prania i kluczyki od samochodu.
Aberystwyth było miastem ruchliwszym, niż się spodziewała Angelica. Miała niejakie trudności ze
znalezieniem pralni samoobsługowej i szybko się przekonała, że nie odzyskała jeszcze w pełni sił.
Wracając do samochodu, tknięta irracjonalnym impulsem, zatrzymała się przy sklepie monopolowym,
wahając się, czyby nie kupić Danielowi butelki dobrego wina w dowód wdzięczności za wszystko,
co dla niej zrobił. Może nawet mogłaby mu przygotować posiłek. Byłby to tylko nic nieznaczący,
sąsiedzki gest.
Nawet najbardziej podejrzliwy człowiek nie doszukałby się w tym chęci wytworzenia między nimi
intymnej więzi. Oczywiście, ktoś inny mógłby powiedzieć, że odwzajemnienie jego gościnności to
najmniejsze, co może zrobić. Dlaczego więc się zastanawiała nie tyle nad tym, czy on aby nie
zrozumie opacznie jej intencji, ale czy na pewno jest uczciwa wobec samej siebie? Czyżby już
wycofywała się z podjętej rano decyzji, żeby traktować Daniela jak przygodnego znajomego, kogoś,
kto wkrótce zniknie z jej życia, a nie jak kogoś, wobec kogo pozwoliłaby sobie na zaangażowanie?
Koniec końców, po dłuższym wahaniu dostrzegła, że zaczyna już budzić zainteresowanie, i weszła
do sklepu kupić butelkę wina.
Wracając do auta, minęła sklep rybny z żywymi homarami na wystawie. Zadrżała lekko, choć
lubiła ich mięso, ale widok tych skorupiaków szarpiących się w niewoli jakoś odebrał jej chęć, by
mieć je na swoim talerzu.
Kupiła trochę mięsa z łososia, uświadamiając sobie niemal natychmiast, że popełniła błąd, bo
w domu Toma nie było lodówki. Oznaczało to, że musi poprosić Daniela o udostępnienie swojej.
Zaczerwieniła się ze złości. Pomyślała bowiem, że jeśli Daniel uzna, że ponownie chce się do
niego zbliżyć, sama będzie temu winna. To stara, powszechnie znana sztuczka. Kobiety proszą
mężczyznę, który wzbudza ich zainteresowanie, o pomoc w banalnych sprawach, jak choćby
przetkanie zlewu.
Angelica popatrzyła na łososia i zakląwszy pod nosem, wróciła do samochodu, żeby zostawić
torbę i pranie i poszukać sklepu ze sprzętem gospodarstwa domowego.
W końcu znalazła sklep, gdzie szczęśliwie była niewielka lodówkozamrażarka, która, jak miała
nadzieję, zmieści się w bagażniku jej samochodu.
Ostatecznie się zmieściła, choć właściciel sklepu, najwyraźniej nieprzyzwyczajony do
niecierpliwości mieszkańców dużych miast, nie mógł pojąć, dlaczego Angelica chce ją od razu
zabrać zamiast poczekać tydzień na jej dostarczenie. Nie zamierzała mu jednak niczego wyjaśniać.
Łosoś okazał się zatem najdroższą rybą, jaką kiedykolwiek kupiła, skonstatowała z irytacją,
i ruszyła w drogę powrotną. Na szczęście pod domem nie było samochodu Daniela.
Prawie piętnaście minut zajęło jej wciągnięcie lodówki do kuchni i wygospodarowanie na nią
miejsca, co ją niemal zupełnie wykończyło. Kroplą, która przelała czarę goryczy, było odkrycie, że
popełniła kardynalny błąd, zapominając kupić przewód. Jak mogła, ona, tak zawsze praktyczna, być
taka roztargniona?
Odpowiedź była prosta: myślała nie o tym, co robi, tylko dlaczego to robi. Czyli, krótko mówiąc,
myślała o Danielu. Bo choć wolałaby temu zaprzeczyć, całe działanie od początku do końca było
podporządkowane temu, co Daniel o tym pomyśli. Cóż, postąpiła głupio, ale teraz to już koniec,
postanowiła. Błąd dużo ją kosztował, przyznała ponuro, wpatrując się w błyszczącą, białą obudowę
bezużytecznej lodówki.
Teraz powinna znowu udać się do miasta po przewód, ale nie miała siły, by to zrobić, a to
znaczyło, że pozostaje jej jedynie ugotować łososia i zanieść porcję Danielowi, żeby zjadł ją
w samotności… To właśnie powinno było przyjść jej od razu do głowy – zamiast planów
ugoszczenia go.
Zmęczona i przygnębiona, wciąż jeszcze stała, wpatrując się w lodówkę, gdy nagle do kuchni
wszedł Daniel.
– Gdzie ty, u licha, byłaś? – spytał.
Odwróciła się gwałtownie na dźwięk jego głosu, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia.
Zmarszczył brwi na widok lodówki.
– Jak to się tu dostało? – spytał.
– Na własnych dwóch nogach – odparła z sarkazmem. Jeszcze tego brakowało, żeby Daniel był
świadkiem jej głupoty, więc dla potwierdzenia, że jej pierwotna decyzja pozwoli utrzymać między
nimi dystans, dodała: – Na komodzie jest paczka dla ciebie. Kupiłam w Aberystwyth łososia. Drobny
dowód wdzięczności za twoją… twoją gościnność.
Daniel popatrzył na nią, jakby nie wierzył własnym uszom.
– Łosoś? – powtórzył.
– I… i butelka wina – dodała nieśmiało. – Tak więc…
– Kawałek łososia i butelka wina… Domyślam się, że mam rozkoszować się tymi… darami
w pojedynkę – zauważył.
Jego nieskrywany gniew zaczynał ją denerwować. Co, u diabła, mu takiego zrobiła? Może i była
trochę nieuprzejma i zbyt bezceremonialna, ale ostatnie, czego by chciała, to żeby uznał, iż nie
docenia tego, co dla niej zrobił.
– Cóż, chciałam ci to ugotować – usłyszała wypowiadane przez siebie słowa. – Tylko… –
przerwała i bezradnym gestem wskazała lodówkę. Znieruchomiała w napięciu, gdy Daniel podszedł
bliżej, żeby się przyjrzeć nowemu nabytkowi.
– Sama to tutaj wniosłaś, jak sądzę – spytał z widoczną łagodnością.
Stwierdziwszy z ulgą, że nie zauważył braku przewodu, skinęła głową.
– Ty głuptasie – usłyszała podenerwowany głos Daniela. – Ile razy mam ci przypominać, że masz
za sobą wyjątkowo osłabiającą chorobę? Jak myślisz, co by było, gdybyś zemdlała?
– Mogłabym uszkodzić lodówkę – zasugerowała.
– Myślałem raczej, że mogłabyś uszkodzić siebie – zaripostował Daniel.
– Cóż, nie zemdlałam, więc nie musisz się martwić, że znowu miałbyś mnie na głowie – odparła
zjadliwie, modląc się w duchu, żeby nie odgadł, jak bardzo chce wyczytać z jego widocznego
zaniepokojenia coś więcej, niż było jego intencją.
– A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym podłączyć i uruchomić lodówkę –
powiedziała, chcąc pozbyć się go z kuchni, zanim słabość, jaką czuła w nogach, każe jej, niczym
bohaterce romansów z epoki wiktoriańskiej, osunąć się w jego ramiona.
– Dobrze, wobec tego podłączę przewód – zaoferował się Daniel. – Gdzie jest?
– Doskonale potrafię zrobić to sama – żachnęła się Angelica.
Daniel jednak już zmarszczył czoło, rozglądając się po kuchni, jakby czegoś szukał. Po sekundzie
zmarszczkę zastąpił rozbawiony wyraz twarzy. Odwrócił się do Angeliki, skrzyżowawszy ręce na
piersiach.
– Naprawdę? A więc bierz się do dzieła.
Bierz się do dzieła! – powtórzyła w myślach. Gdyby tylko mogła!
– Wszystko w swoim czasie – odpowiedziała. – A teraz, jeśli chciałbyś zostawić mnie samą…
– Nie masz przewodu, prawda? – spytał wprost.
Angelica wbiła w niego wzrok. Do diabła z nim! Powinna była się domyślić, że Daniel nie da się
zwieść. Choć z drugiej strony… mógł sądzić, że przewód został w samochodzie. Uniosła
wyzywająco brodę i wpatrywała się w niego nienawistnie, zastanawiając, czy zdoła zaprzeczyć.
– Zapomniałaś kupić, prawda? – zapytał z uśmiechem.
Jak śmie się do niej uśmiechać? Każdy może popełnić błąd, a i tak to wszystko jego wina. Gdyby
nie to, że chciała mu się zrewanżować za gościnę, nigdy by nie kupiła tej cholernej lodówki,
a w każdym razie nie pierwszego dnia pobytu w domu Toma.
– A jeśli nawet? – obruszyła się. – Jutro mogę pojechać do miasta i kupić. Kupiłam tę lodówkę
tylko z jednego powodu, żeby…
Urwała i zagryzła wargę, kierując bezwiednie wzrok na paczkę z łososiem.
Daniel obserwował ją spod na wpół przymkniętych powiek.
– Kupiłaś ją z tego powodu? – spytał, wskazując głową łososia. – Po kiego licha, skoro
wiedziałaś, że mam sprawną lodówkę?
– Nie chciałam ci niczego zawdzięczać – mruknęła.
– Zawdzięczać – powtórzył z niedowierzaniem.
Stężała, gdy rozwarł ramiona i zbliżył się do niej.
– Jeśli nie byłbym pewien, że jesteś jeszcze słaba i że ledwo trzymasz się na nogach,
potrząsnąłbym tobą tak, że aż by ci zęby zadzwoniły. Niezależność jest dobrą rzeczą, ale posuwasz
się za daleko. Mogłaś mnie spytać…
– Może bym i mogła, ale nie chciałam – przerwała mu groźnym tonem, gdy tymczasem emocje
walczyły w niej o lepsze z logiką i rozsądkiem, pragnąc ulec podstępnemu pożądaniu.
Zapadła na moment cisza, po czym Daniel odezwał się spokojnie.
– Rozumiem. A mogę spytać dlaczego czy mam zgadywać? Ta determinacja, żeby dać mi jasno do
zrozumienia, że nie chcesz już żadnej intymności między nami, ma może przypadkiem coś wspólnego
z ostatnią nocą?
Jest zły, wyraźnie zły, pomyślała. Poznała to po oczach i słyszała w głosie.
– W żadnym razie – skłamała z całym przekonaniem, na jakie mogła się zdobyć. Daniel patrzył
prosto w jej twarz, zmusiła się więc, by wytrzymać jego spojrzenie, po czym wzruszyła lekko
ramionami. – Dlaczego niby miałoby mieć? To był tylko pocałunek.
Zapadło krótkie, krępujące milczenie, podczas którego nie była już w stanie dłużej patrzeć mu
w oczy. Powinien czuć ulgę, że zachowuje się tak rozsądnie, a nie stać i wpatrywać się w nią
gniewnie, jak gdyby rzeczywiście miał ochotę chwycić ją za ramiona i mocno potrząsnąć.
– Tylko pocałunek, czyżby? – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Cóż, o ile mnie pamięć nie myli,
stało się coś znacznie więcej niż pocałunek, ale że nie mam zwyczaju sprzeciwiać się damie, muszę
przyjąć twoją wersję wydarzeń.
Zanim zdążyła otworzyć usta, wyszedł, zatrzaskując z łoskotem drzwi, aż zadrżały szyby w oknach.
Patrzyła za nim z najwyższym zdumieniem. Nigdy jeszcze nie był tak bliski utraty równowagi. Nie
wiedziała już sama, co zrobiła, że doprowadziła go do takiej furii. Co niby miała powiedzieć? Że
ostatniej nocy w jego ramionach doświadczyła takiej emocjonalnej i zmysłowej ekstazy, że
wspomnienie tego pozostanie w niej do końca życia, niwecząc wszelką szansę na szczęście u boku
innego mężczyzny? Wykluczone!
Nie odrywała oczu od lodówki i stwierdziła, że zmienia się ona z czegoś solidnego w coś
niewyraźnego i rozmazanego. Zorientowała się, że płacze, płacze z powodu upartego, głupiego
faceta, który nie potrafi dostrzec, kiedy kobieta robi wszystko, co w jej mocy, żeby ustrzec go przed
skutkami własnego szaleństwa.
Nie zasługuje na jej względy, zawyrokowała. Na nic z jej strony nie zasługuje. Przyszedł tutaj,
krzyczał, tyranizował ją i doprowadził do łez. W dodatku wzgardził winem i łososiem, dodała
gniewnie, ujrzawszy swoje zakupy leżące nadal na kredensie. Cóż, nie będzie się tym przejmować.
Ich kłótnia była prawdopodobnie najlepszą rzeczą, jaka mogła im się zdarzyć – dla obopólnej
korzyści.
Dlaczego w takim razie czuje się tak, jakby nagle niebo na nią runęło? Dlaczego, na Boga?! –
zapytała się po cichu przez łzy.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Wróciwszy do domu, Daniel zaczął niespokojnie krążyć po kuchni, aż w końcu ból uszkodzonego
mięśnia zmusił go do zatrzymania się i rozmasowania chorej nogi.
Nie powinien był dopuścić, żeby sprawy wymknęły mu się spod kontroli. Nie powinien był
zachowywać się wobec Angeliki prowokująco. Znał jej przeszłość, wiedział, jak bardzo jest nieufna
w stosunku do mężczyzn.
Patrzył przez okno, wahając się między powrotem do niej i wyłożeniem kart na stół a lękiem, że
może jeszcze na to za wcześnie. Obawiał się, że jeśli to zrobi, ona odrzuci go bez namysłu i raz na
zawsze wykreśli ze swego życia.
Gdybyż nie musiał jechać jutro rano do Cardiff… Wizyta u lekarza została jednak umówiona przed
miesiącami, kiedy po raz pierwszy powiedziano mu, że jedynym sposobem, żeby dać ciału czas na
wyzdrowienie jest albo udanie się do specjalisty, który wyznaczy kogoś, kto powstrzyma go od
przepracowania, albo zaszycie się samemu gdzieś, gdzie nie będzie miał ku temu możliwości.
Wybrał drugi wariant i choć niechętnie to przyznawał, wymuszone uwolnienie od stresu dało
pożądany efekt. Teraz potrzebował tylko, żeby lekarz potwierdził to, co sam już wiedział,
a mianowicie że uszkodzony mięsień zaczynał zdrowieć, podobnie jak jego uparta podświadomość
wreszcie zaczynała wyzbywać się brzemienia goryczy i poczucia winy.
Przeszłość była czymś, nad czym nie miał kontroli. Powiedział to sobie już dawno temu, ale
dopiero w ciągu ostatnich paru tygodni wreszcie zaakceptował ten fakt i zaznał nieco spokoju.
Może gdyby porozmawiał z Angelicą, powiedział, że on również…
Ale nie. Nie mógł obciążać jej swoimi problemami, miała dość własnych.
Żałował, że musiał pozostawić ją samej sobie, i poprosił sąsiadów z farmy, żeby mieli baczenie na
ich domy w czasie jego nieobecności.
Oprócz wizyty u specjalisty miał w Cardiff jeszcze coś do załatwienia, a na wszystko potrzebował
co najmniej dwóch dni.
Dziwne, że to właśnie za sprawą Angeliki podjął wreszcie decyzję, którą odkładał przez te
wszystkie miesiące, rozdarty między własnymi potrzebami a przytłaczającym go brzemieniem
odpowiedzialności i winy. Teraz jednak klamka zapadła.
W głębi serca Daniel wiedział, że jego ojciec nigdy nie chciałby, żeby on zrezygnował ze swoich
potrzeb emocjonalnych, poświęcając życie na rozważania o czymś, na co nie miał wpływu. Tak,
podczas pobytu w Cardiff będzie bardzo zajęty, ale nie aż tak, żeby przez cały czas nie towarzyszyła
mu Angelica, choćby tylko w zakamarkach myśli.
Przez prawie godzinę po wyjściu Daniela Angelica nie mogła się na niczym skupić i tylko
stwarzała pozory, że czymś się zajmuje. Był bardzo zły, a jednak ani wtedy, ani teraz, gdy sobie to
przypominała, nie budził jej lęku. Czuła się raczej podniecona. W jakiś sposób udało mu się
wzniecić w niej niebezpieczną namiętność, która raczej nie była cechą jej osobowości.
Musiała przyznać z niezadowoleniem, że jakaś jej część czerpała przyjemność w sprzeciwianiu się
mu, jakby faktycznie chciała…
Co? – przerwała sama sobie, ale nie potrafiła powstrzymać własnych myśli. Pragnęła, aby wziął ją
w ramiona i całował z taką namiętnością, że obaliłaby wszystkie bariery powściągliwości
i zahamowań, że całkowicie pozbawiłaby ją zdolności podejmowania świadomych decyzji.
Skrzywiła się z niesmakiem. Zawsze trochę gardziła kobietami, które nie miały odwagi
podejmować samodzielnie decyzji i trwać przy nich, a jednak teraz uczciwie przyznała, że jeśli
Daniel zacząłby zachowywać się w sposób dominujący, co z całą pewnością nie powinno mieć
miejsca w żadnym związku dwojga nowoczesnych dorosłych ludzi, ona na pewno by się z tego
ucieszyła.
Zaczynała mieć obsesję na punkcie tego mężczyzny. Niemal nieustannie analizowała swój stosunek
do niego i stanowczo traciła na to zbyt wiele czasu. Może powinna potraktować to jako sygnał do
powrotu do Londynu. Dla dobra własnego zdrowia psychicznego i emocjonalnego, jeśli nie czegoś
więcej.
Tego wieczoru wcześnie położyła się do łóżka, przypominając sobie, że w końcu po to przyjechała
do Walii – żeby odpoczywać i relaksować się, a poza tym nie było sensu siedzieć samej cały
wieczór, skoro Daniel wyjechał.
Tęskniła za nim, czuła się samotna. Złapała się na tym, że mimowolnie kilka razy mówiła do niego,
po czym przeraziła się, że tak szybko i łatwo przyzwyczaiła się do jego obecności. Dopiero teraz,
zostawszy sama, przekonała się, jak stymulująco i pobudzająco działało na nią mieszkanie z nim pod
jednym dachem.
Wspólne mieszkanie. Gdy zaczął morzyć ją sen, broniła się przed zaśnięciem, nie chcąc zasypiać
z tą myślą. Przerażały ją te obrazy, bo wprowadzały chaos w jej umyśle, ale równocześnie wiedziała,
że nie jest w stanie zrobić nic, żeby te myśli powstrzymać.
Obudziło ją ciche stukanie w okno. Najpierw pomyślała, że to deszcz, ale po chwili stwierdziła, że
ten dźwięk jest zbyt intensywny i zbyt regularnie się powtarza. Jak się po chwili okazało… – ktoś
rzucał kamykami w jej okno.
Nie myśląc o ewentualnym niebezpieczeństwie, odrzuciła kołdrę i pobiegła do okna, by ze
zdumieniem zobaczyć Daniela stojącego na trawniku. Zapomniała o wcześniejszej sprzeczce
i pospieszyła na dół, żeby go wpuścić, wiedząc, że musiało stać się coś szczególnego, skoro budził ją
o tej porze.
Było jeszcze tak wcześnie, że na dworze panował chłód i z ust Daniela przy każdym oddechu
unosiła się para. Kiedy Angelica otworzyła drzwi, wtargnęło do kuchni zimne powietrze połączone
ze słonym zapachem morza.
Zadrżała i spytała z niepokojem:
– Co się stało?
Rzuciła okiem na zegarek. Było dopiero wpół do szóstej. Nic dziwnego, że czuła się tak, jakby
obudzono ją w środku nocy. Nic też dziwnego, że na dworze panowało przenikliwe zimno. Angelicę
ogarnęła panika, ścisnął się żołądek, serce załomotało. Co strasznego się stało Danielowi, skoro
przyszedł o tej porze? Czyżby zaraził się od niej i zachorował?
– Chodzi o mój samochód – powiedział. – Nie mogę go uruchomić.
Samochód? Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Obudził ją o wpół do szóstej rano, żeby
powiedzieć, że zepsuł mu się samochód!?
– Twój samochód…
– Tak, nie mogę się tym teraz zająć. Muszę być o dziewiątej w Cardiff. Pomyślałem sobie…
Mogłabyś mi pożyczyć swój?
Przyszedł tu o tej porze, bo chce pożyczyć od niej auto?
– Nie będzie mnie przez dwa dni – dodał, najwyraźniej nie zwracając uwagi na jej milczenie. –
Nie prosiłbym cię, ale mam umówioną ważną wizytę u specjalisty, a nie mogę jej odwołać ani
zmienić terminu.
Angelica przestała słuchać jego wyjaśnień, w chwili gdy usłyszała słowo „specjalista”. Często
zastanawiała się nad przyczyną niesprawnej nogi Daniela, ale on nie kwapił się z wyjaśnieniem.
– U specjalisty? – spytała natychmiast, tym razem już się nie wahając. Przypomniała sobie, jak
tutejszy lekarz mówił jej, że Danielowi nie są obce nieprzyjemne konsekwencje choroby.
Na ogół nie znosił rozmów na temat wypadku, ale gdy chodziło o Angelicę, sprawa wyglądała
inaczej. A co ważniejsze, po raz pierwszy sama wykazała zainteresowanie. Dowiodła, że chce coś
o nim wiedzieć i że się o niego niepokoi.
– Tak – potwierdził, biorąc od niej dzbanek do parzenia kawy i napełniając go wodą. – Sześć
miesięcy temu powiedział mi, że jeśli nie zwolnię tempa i nie pozwolę mięśniom dojść do siebie,
noga pozostanie niesprawna. Przekonał mnie, żebym rozejrzał się za jakimś miejscem w okolicach
Cardiff, na tyle bliskim, żebym w razie czego był osiągalny, ale na tyle odległym, żebym mógł
odpocząć od codziennych obowiązków. Mój ojciec zawsze bardzo lubił tę część Walii, więc
przyjechałem tutaj, zobaczyłem ten dom, a że stał pusty, wynająłem go.
– Cardiff – powtórzyła Angelica. – To tam mieszkasz?
A więc nie pochodzi stąd – pomyślała. Nie mieszka tu na stałe.
– Można tak powiedzieć, choć przez pięć ostatnich lat, przez dłuższe czy krótsze okresy,
mieszkałem w Mediolanie, Nowym Jorku, Londynie i Paryżu. Mój ojciec był właścicielem małej,
bardzo specjalistycznej firmy produkującej nowoczesny sprzęt elektroniczny. Ja prowadziłem dział
sprzedaży. Pomysł był taki, że gdy ojciec w końcu przejdzie na emeryturę, ja zostanę dyrektorem,
a on konsultantem do spraw technicznych. Niestety, los chciał inaczej.
– Mój ojciec był pracoholikiem – mówił dalej. – Myślę, że po śmierci mojej matki całkowicie
oddał się pracy, żeby zażegnać jakoś ból po jej stracie. Nigdy nie umiał mówić o swoich uczuciach,
choć jako dziecko wiedziałem, że mnie kocha, i czułem się bezpiecznie dzięki tej miłości. Problem
w tym, że z chwilą gdy dorosłem, zacząłem dostrzegać pewne skazy w stylu życia ojca, a on ze swej
strony nie zawsze potrafił zrozumieć, dlaczego nie chciałem w stu pięćdziesięciu procentach
poświęcić się biznesowi, jak on to zrobił.
– Próbowałem mu wytłumaczyć, że chcę w życiu czegoś więcej niż tylko kierowania firmą. Nieraz
się o to spieraliśmy. On pracował nad nowym wynalazkiem, testował go w naszych laboratoriach –
opowiadał Daniel. – Lubił pracować nocą, kiedy już wszyscy wyszli… Nigdy się nie dowiemy, co
dokładnie się stało. Wiem tylko, że nagle zapragnąłem się z nim zobaczyć. Rano miałem lecieć do
Nowego Jorku. Wsiadłem więc do samochodu i pojechałem do fabryki. Już z daleka zobaczyłem
płomienie za oknami laboratorium. Ochroniarz od razu zadzwonił po straż. Nie miał pojęcia, że mój
ojciec jest w środku.
– Usiłowałem go wydobyć, ale buchające gorąco… dym… Musiałem stracić przytomność… –
Zawahał się przez sekundę. – Powiedziano mi potem, że zachowywałem się jak szaleniec, narażałem
życie ludzi, którzy mnie ratowali, oraz własne i że ojciec zginął najprawdopodobniej na skutek
uduszenia w ciągu kilku minut po wybuchu pożaru… że nie mogłem nic zrobić, by mu pomóc.
Rozerwałem sobie mięśnie nogi, próbując dostać się do środka przez jedno z okien.
– Nie ma znaczenia, że setki razy powtarzałem sobie, że nie jestem winien śmierci ojca – ciągnął
dalej. – Poczucie winy pozostało, ta uporczywa myśl, że mogłem coś zrobić… Że powinienem coś
zrobić! – w każdym razie jeszcze do niedawna. Teraz… teraz wydaje mi się, że wreszcie pogodziłem
się z faktem, że nie jestem wszechmocny.
Umilkł. W kuchni zapanowała cisza, przerywana tylko bulgotaniem wody w ekspresie.
Angelica chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie. W gardle czuła ogromną gulę. Wzruszyła
się. Współczuła Danielowi i rozumiała go.
Uświadomiła sobie, jak wiele rozumie z tego, co nie zostało dopowiedziane. Był jej znany ciężar
odpowiedzialności związany z przejęciem biznesu stworzonego przez ukochanego rodzica, ale
w przypadku Daniela ten ciężar musiał być nieporównywalnie większy niż jej. On czuł się winny, że
nie zapobiegł śmierci ojca, że nie było go przy nim wtedy, gdy najbardziej potrzebował pomocy.
Tak, rozumiała go i znała jego uczucia. Świadomość tego, co wycierpiał, sprawiała jednak, że
miała ochotę odsunąć się od niego, wyzwolić ze swej empatii, współczucia i miłości. Zadrżała,
poczuła chłód w stopach i dłoniach, uświadomiwszy sobie nagle, że ma na sobie jedynie nocną
koszulę.
Daniel natomiast był ubrany na podróż do miasta w czyste dżinsy i kraciastą koszulę z miękkiego
materiału. Włożył jeszcze na to ciemnozielony sweter chroniący przed porannym chłodem.
Oczy Angeliki zaszły łzami, kiedy nagle zobaczyła go oczami wyobraźni, nie takiego jakim był
teraz, ale jako bezradnie miotającą się postać, krztuszącą się trującym dymem, który ją otaczał,
desperacko próbującą dotrzeć do mężczyzny, któremu już nikt nie był w stanie pomóc. Znowu
zadrżała, ale tym razem nie z zimna. Daniel zauważył to i zmarszczył czoło.
Angelica milczała. Nie potrafił odgadnąć, co myśli ani co czuje. Wydawała się tak odległa, tak
nieobecna duchem, gdy on otworzył się przed nią. Jej milczenie odczuł nieomal jak odrzucenie.
Czego się spodziewał, czego chciał, na co liczył – że Angelica otworzy ramiona i obejmie go, tak
jak często o tym marzył, pragnąc, żeby ktoś utulił go niczym dziecko? Że będzie go trzymać
w ramionach, całować i mówić mu, że nigdy więcej nie będzie już sam, że ona zawsze pozostanie
przy nim, że będzie z nim dzielić życie?
Zachowuję się jak głupiec, pomyślał zdegustowany samym sobą. Już się ostrzegał, żeby niczego nie
przyspieszać, a teraz obarcza ją swoimi problemami i rozterkami, choć rozsądek podpowiada mu, że
tym sposobem prędzej zrazi ją do siebie, tak jak to się stało poprzedniej nocy.
Angelica usłyszała, że westchnął ciężko, i wróciła do rzeczywistości. A więc Daniel opowiedział
jej o ojcu i wyznał przyczynę swego cierpienia. Uznała jednak, że nie powinna nadawać temu zbyt
dużego znaczenia. Powiedział o tym prawdopodobnie dlatego, że wizyta u lekarza specjalisty
przypomniała mu bolesne wydarzenia, a poza tym próbował wytłumaczyć, dlaczego musi pożyczyć
samochód. Jeśli pozwoliłaby sobie uwierzyć, że mogła być inna przyczyna tego wyznania i była nią
jakaś deklaracja…
Odwróciła się od Daniela, podeszła do kredensu i wzięła kluczyki od samochodu.
– Obawiam się, że w baku jest niewiele benzyny – powiedziała, podając mu je. – Będziesz musiał
zatankować.
– Nie ma sprawy, w moim też była resztka. Oczywiście, zwrócę ci zużytą benzynę.
Był taki oficjalny i taki daleki. Czas zwierzeń się skończył, to jasne.
– Masz ochotę na kawę? – spytała. – Jest już zaparzona.
Daniel spojrzał na zegarek, drogi zegarek, jak sobie teraz uzmysłowiła, nie taki, na jaki mógłby
sobie pozwolić ktoś utrzymujący się z rybołówstwa czy prowadzenia niewielkiej farmy…
– Chętnie, jeśli nie sprawi ci to kłopotu – odpowiedział. – Wpadłem w taką panikę, kiedy silnik
nie zapalił, że nawet nie zrobiłem sobie nic do picia.
– Dużo czasu zabawisz w Cardiff? – spytała, nalewając kawę, jak gdyby rozmawiała ze zwykłym
znajomym. Ale w końcu są tylko przypadkowymi znajomymi, upomniała się w duchu.
– Nie bardzo. Zobaczę się z lekarzem i jeśli nie będę miał innych spraw do załatwienia, wrócę
późnym popołudniem. – Odstawił kubek. – Nie chciałbym na dłużej zostawiać cię tu samej bez
środka transportu. Postaram się wrócić jak najszybciej, ale gdybyś potrzebowała jakiejkolwiek
pomocy, pamiętaj o farmie. Wprawdzie trzeba tam kawałek dojść…
– Czuję się już dobrze, a na pewno byłabym w stanie w razie potrzeby przejść milę czy więcej –
zapewniła go Angelica.
Nie chciała słyszeć troski w jego głosie. Za bardzo ją to rozstrajało. Uświadamiała sobie wtedy ze
zdwojoną mocą własną samotność, naiwność i… uległość.
Ten ton troski nieoczekiwanie pobudził ją, tak że musiała odwrócić się od niego, żeby nie zauważył
zdradzieckiej reakcji jej ciała. Pod cienką tkaniną nocnej koszuli czuła twardniejące sutki i nagłe
ciepło w podbrzuszu.
Usłyszała za sobą odgłos kubka odstawianego na blat. Wiedziała, że Daniel wstał z krzesła i za
moment wyjdzie.
– Przepraszam, że niepokoiłem cię o tak wczesnej porze – powiedział, idąc w jej stronę. – Jestem
ci bardzo wdzięczny za pożyczenie auta. Obiecuję, że będę się z nim dobrze obchodził.
– Choć tyle mogę zrobić, żeby zrewanżować ci się za wszystko, co uczyniłeś dla mnie –
odpowiedziała zniżonym głosem, nie mając odwagi się odwrócić, wiedząc, że stoi tuż za nią.
Czego on chce? – zastanawiała się. Ma już przecież kluczyki. Nie może mu dać nic więcej, on
jednak wciąż na coś czeka. Zesztywniała, poczuwszy na ramionach jego ręce i ciepły oddech na szyi.
– Buziak na szczęście byłby mile widziany – powiedział.
Buziak na szczęście – powtórzyła w myślach. Może tego rodzaju słowa mówią mężczyźni
w podobnych sytuacjach, ale czy Daniel jest do nich podobny?
Oczywiście przy wielu okazjach wymieniała z Tomem braterskie pocałunki na szczęście.
Pocałunki, które nie miały żadnego podtekstu seksualnego, a jedynie były dowodem przyjacielskich
uczuć, jakie żywili do siebie.
Ale w ten sposób pocałować Daniela, mężczyznę, którego sama obecność powodowała, że traciła
nad sobą wszelką kontrolę? A gdyby teraz odwróciła się i go jednak pocałowała…
Poczuła, że drży, ale nic nie zrobiła, kiedy odwrócił ją powoli ku sobie i popatrzył w oczy
przenikliwie, jakby czegoś w nich szukał. Serce Angeliki zaczęło bić tak szaleńczo, że Daniel na
pewno zorientował się, co czuje, ale wsunął palce w jej włosy, dotknął delikatnie miejsca, w które
się uderzyła, i zaczął je głaskać łagodnymi ruchami.
Nie była w stanie poruszyć się ani zaprotestować. Skupiła całą swoją uwagę na jego ustach,
wiedząc, że za moment dotknie nimi jej warg. A kiedy to nastąpi… Przesunęła bezwiednie językiem
po swoich wargach, na co Daniel natychmiast zareagował głębokim westchnieniem.
– Życz mi szczęścia – wyszeptał, pocierając ustami jej usta.
Pod wpływem tej pieszczoty zapomniała o bożym świecie i myślała tylko o jednym – żeby znaleźć
się w ramionach Daniela. Pragnęła tego cudownego kontaktu dwojga ust, chciała czuć jego język
delikatnie przesuwający się po jej na wpół rozchylonych wargach, chciała czuć jego ciało, jego
męskość tak czułą na dotyk.
Pragnęła go. Pragnęła tak bardzo, że gdyby teraz porwał ją na ręce i zaniósł do łóżka…
Zadrżała lekko i Daniel gwałtownie opuścił jedno ramię. Zaczerwieniła się w niepewności, czy
aby nie odgadł, o czym myślała. Czy nie zorientował się, jaką namiętność budzi w niej jego bliskość.
Wydawało się to Angelice rzeczą skomplikowaną i groźną równocześnie.
Nie zamierzała użyć słowa „miłość”. Nie mogła pozwolić sobie na to, żeby wypowiedzieć je na
głos. W końcu nie tak dawno jeszcze kochała innego mężczyznę, zasadniczo różniącego się od
Daniela. Mężczyznę, który ją okłamał i zadrwił z niej.
Przeszedł ją dreszcz. Spróbowała więc odsunąć się od Daniela, ale on wciąż trzymał rękę w jej
włosach.
– Zmarzłaś – powiedział z nagłą troską w głosie. – Powinienem był zorientować się, że jest ci
zimno.
Zmarszczył brwi, zobaczywszy jej gołe stopy wystające spod brzegu nocnej koszuli.
– Powinnaś jeszcze być w łóżku, a nie stać tutaj na zimnie. To moja wina – dodał.
Wciąż nie spuszczał z niej wzroku i musiała walczyć ze sobą, żeby nie skrzyżować rąk na piersi
obronnym gestem, ukrywając w ten sposób przed jego wzrokiem stwardniałe sutki i modląc się
w duchu, żeby uznał to za efekt działania zimna.
Kiedy wypuścił ją z ramion, dotknął jedną ręką talii, mimowolnie ściągając tkaninę koszuli.
Znieruchomiała, widząc, jak skupia swoją uwagę na piersiach.
Nagle poczuła, że musi głęboko zaczerpnąć powietrza, ale nie śmiała. Gdyby teraz podniósł rękę
i jej dotknął, przesunął palcami po sutkach rysujących się wyraźnie pod koszulą, gdyby kontynuował
tę pieszczotę językiem…
Płomień ogarnął ciało Angeliki, poczuła gorąco, niemające nic wspólnego ze zmianą temperatury
na zewnątrz, lecz wypływające wyłącznie z myśli, pożądania i namiętności.
– Spóźnisz się – powiedziała schrypniętym głosem, z trudem oddalając się od niego.
Zacisnął palce na jej talii, jakby wahał się, czy pozwolić jej odejść, jakby myśli Angeliki odbijały
się echem w jego głowie. Po krótkiej chwili milczenia z niechęcią odpowiedział:
– Tak, tak, lepiej już pojadę.
Odwróciła się i zaczęła układać kubki, starając się zachowywać tak, jakby nie był jakimś
szczególnym mężczyzną, lecz kimś takim jak choćby Tom czy ktoś z rodziny.
Słyszała, jak Daniel idzie w stronę drzwi, bardzo wolno, ociągając się, jakby nie miał ochoty
wyjeżdżać. Korciło ją, żeby się odwrócić, podbiec do niego, objąć go i powiedzieć, żeby się nie bał.
Tę myśl jednak uznała za najgłupszą, jaka kiedykolwiek przyszła jej do głowy. Nawet jeśli lękał
się spotkania z lekarzem, raczej nie podziękowałby za przypominanie mu tego. Chciała zapytać, kiedy
wróci, żeby móc na niego czekać.
Serce Angeliki znowu mocniej zabiło. Było już za późno. Dopuściła do tego, żeby stał się dla niej
kimś stanowczo zbyt ważnym.
Przy samych drzwiach Daniel znowu się zatrzymał. Miał ochotę zawrócić, porwać Angelicę
w ramiona i powiedzieć, jak bardzo jej pragnie, jak bardzo jest mu potrzebna. Chciał błagać, żeby
pojechała z nim.
Tak słodko reagowała, kiedy ją całował, dopóki nie uprzytomniła sobie, jak bardzo jest
podniecony. Zaklął pod nosem. Co za sens miało mówienie sobie, że nie powinien niczego
przyspieszać ani jej ponaglać, skoro robił coś wręcz przeciwnego?
Otworzył drzwi i obejrzał się przez ramię.
– Dziękuję za samochód, Angelico – rzucił najbardziej obojętnie, jak potrafił.
– Nie ma za co – odpowiedziała zdawkowo.
Nie poszła za nim, żeby nie wyczytał z jej oczu tego, co rozpaczliwie starała się ukryć.
Kiedy zniknął za drzwiami, żałowała, że nie powiedziała mu, że będzie towarzyszyć mu myślami.
Jeszcze dłuższy czas po wyjściu Daniela siedziała w zimnej, pustej kuchni, zmuszając się do
przyznania niechcianej prawdy. Kochała Daniela i uśmiechała się, ilekroć przypominała sobie pustkę
emocji, które niegdyś czuła w stosunku do Giles’a, określając je tym samym słowem. Nie było
żadnego porównania. Uczucia, które rozgorzały w niej teraz, gdy poznała Daniela, nie miały nic
wspólnego z tym, co łączyło ją z Giles’em.
Czas bez Daniela dłużył się niemiłosiernie i szokowało ją to, że ona, która nie tylko w pełni
korzystała z samotnego spędzania czasu, ale wręcz się tym rozkoszowała, ciułając go jak skąpiec
złoto, niemal z miną winowajcy, teraz nagle poczuła ciężar samotności. Ogarnęła ją taka potrzeba
przebywania z drugą osobą, że czas zdawał się stanąć w miejscu.
Pogoda był wspaniała. Angelica skusiła się, żeby zejść na plażę, położyć się w ciepłym słońcu
i obserwować, jak jej blada skóra mieszczucha nabiera brzoskwiniowej barwy. Znalazła sobie małą
zatoczkę, gdzie nikt nie mógł jej zobaczyć, i szybko pozbyła się skrępowania, rezygnując
z tradycyjnego jednoczęściowego kostiumu kąpielowego, który w ostatniej chwili wrzuciła do
walizki.
Zaryzykowała nawet odwiedzenie farmy i zabawiła tam trochę, nie tyle dlatego że pragnęła
towarzystwa pani Davis, ale dlatego że żona farmera bardzo chętnie dała się wciągnąć w rozmowę
o Danielu, którego – jak się wkrótce okazało – podziwiała.
Angelicę zdumiało odkrycie, jakie znaczenie miał dla niej fakt, że pani Davis, w przeciwieństwie
do niej, nie miała pojęcia, co przywiodło go w ten zaciszny zakątek wybrzeża Pembrokeshire.
Zaufał jej i się zwierzył, bo potrzebował samochodu, uznała, wracając do domu. Byłoby głupotą
doszukiwać się w tym przyczyny bardziej osobistej i pozwalać głupiemu sercu wyobrażać sobie, że
opowiedział jej o tym, ponieważ…
Ponieważ co? Ponieważ ją kocha? Cóż, wiedziała już, że tak nie jest.
Stanęła nagle, mając w zasięgu wzroku bliźniacze domy. Daniel…
Tak bardzo za nim tęskni, pomyślała, tak bardzo jej go brak, że nie może już doczekać się jego
powrotu.
Nie było go zaledwie dwa dni. Dziś jest trzeci dzień jego nieobecności i dopiero pora lunchu.
Słońce świeci z bezchmurnego nieba. Postanowiła, że zrobi sobie parę kanapek, weźmie książkę
i pójdzie znowu na plażę. Jeśli będzie to tylko marny substytut obecności Daniela, cóż, przynajmniej
nikt prócz niej nie będzie o tym wiedział.
Pół godziny później szła wąską ścieżką prowadzącą ze szczytu klifu do małej odizolowanej
zatoczki otoczonej ostro zakończonymi sterczącymi skałami, które uniemożliwiały przejście w to
miejsce z sąsiedniej plaży komukolwiek, kto mógłby zakłócić jej prywatność.
Kiedy zjadła lunch, gorące promienie słońca padające na kostium kąpielowy ze sztucznego włókna
zaczęły stawać się nie do zniesienia, więc tak jak to zrobiła przedtem, ściągnęła kostium
i wyciągnęła się z błogością, choć i niejakim poczuciem winy, na ręczniku kąpielowym
przyniesionym z domu. Delektowała się gorącym słońcem rozgrzewającym jej nagie ciało.
Książka, którą usiłowała czytać, nie wzbudziła jej zainteresowania. Lunch w połączeniu z upałem
rozleniwił ją do tego stopnia, że ogarnęła ją przemożna senność. Obróciła się więc na brzuch
i zamknęła oczy.
Nie stanie się przecież nic złego, pomyślała, jeśli utnie sobie kilkuminutową drzemkę. W końcu jest
tu po to, żeby relaksować się, wypoczywać, a jeśli przy okazji pomoże jej to skrócić sobie jakoś czas
do powrotu Daniela… tym lepiej.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Angelicę obudziła fala, a raczej uczucie lodowatego, mokrego zimna na kręgosłupie. Natychmiast
otrzeźwiała, otworzyła oczy i odwróciła się na plecy, z przerażeniem uświadamiając sobie, jak długo
spała i jak niebezpiecznie blisko uderzały fale o brzeg w czasie przypływu. Leżała niemal u stóp
klifu, który dawał małej zatoce maksimum cienia i nawet jeśli zauważyła wodorosty oblepiające klif
nad jej głową, w ogóle nie pomyślała, jak się tam znalazły. Nie miała zamiaru zasypiać na plaży ani
też spać do czasu przypływu.
Woda pokryła piasek i zalała ją, gdy przewaliła się nad nią większa fala. Zerwała się na nogi,
odruchowo sięgając po kostium i koszyk, ale nie było ani jednego ani drugiego. Niewątpliwie rzeczy
zostały porwane przez fale. Zaczęła się trząść, nie tyle z zimna co ze strachu. Nie groziło jej
prawdziwe niebezpieczeństwo. Musiała tylko wspiąć się na ścieżkę prowadzącą w górę klifu, aby
w ciągu kilku minut znaleźć się poza zasięgiem fal. Gdyby jednak nie obudziła się na czas, gdyby
spała choćby jeszcze przez piętnaście minut, miałaby odwrót odcięty przez mały kanał wodny,
tworzący się teraz między nią a ścieżką. Na razie było jeszcze płytko i mogła go przejść bez trudu,
ale za chwilę…
Szybko owinęła się ręcznikiem kąpielowym i zawiązując go nad biustem niczym sarong,
skierowała się ku ścieżce, starając się nie myśleć, w jakim stanie będą jej bose stopy po wędrówce
po ostrych kamieniach. Będzie miała szczęście, jeśli skończy się na paru zadrapaniach
i skaleczeniach, pomyślała, zatrzymując się, żeby poprawić ręcznik. Miała nadzieję, że nie będzie
żadnego świadka jej głupoty i nikt nie zobaczy wspinaczki ścieżką w tak przedziwnym stroju.
Zbliżała się już do szczytu skały, gdy nagle zorientowała się, że wcale nie jest sama.
Po tylu godzinach wyczekiwania na powrót Daniela dochodzący ze szczytu klifu jego głos wołający
jej imię powinien ją napełnić radością. Tymczasem jęknęła przerażona, że powróciwszy, zastał ją na
wpół ubraną, pokrytą piaskiem, z włosami w nieładzie, twarzą bez makijażu i kolanami podrapanymi
po wędrówce po skalistej ścieżce.
Przez chwilę zastanawiała się, czy nie udać, że go nie słyszy, i zostać tam, gdzie jest, poza
zasięgiem jego wzroku, pod małą półką skalną, ale kiedy ponownie ją zawołał, tym razem bardziej
naglącym głosem, natychmiast odpowiedziała.
– Co u…? – Popatrzył badawczo, schodząc ścieżką w dół, wyraźnie zaskoczony.
Trudno jej było zinterpretować wyraz jego twarzy. Chyba malowała się na niej złość. Niemal czuła
bijące gorąco i dziwiła się tylko, że nie dymiło mu z uszu, ale w Daniela oczach było coś więcej niż
gniew. Przypomniała sobie nagle, co opowiadał o ojcu, i poczuła się winna, że po powrocie
z Cardiff, gdzie na pewno odżyły przykre wspomnienia związane z jego śmiercią, musiał ją zastać
tutaj, w tej dość nietypowej sytuacji.
– Danielu… nie spodziewałam się ciebie dziś po południu – zaczęła.
Uśmiechnęła się radośnie, żeby go uspokoić, starając się nie wyobrażać sobie, jak żałośnie musi
wyglądać zawinięta w mokry ręcznik, z potarganymi mokrymi włosami, z twarzą czerwoną od słońca
i wspinaczki.
Ignorując jej zdawkowe słowa, chwycił ją za ramię. Skrzywiła się, gdy uścisnął spaloną słońcem
skórę.
Kiedy próbowała się wyswobodzić, luźny węzeł, który zawiązała na ręczniku, puścił i choć
zaczerwieniona ze wstydu usiłowała chwycić pospiesznie ręcznik, nie udało się jej to i stanęła przed
Danielem w całej okazałości swego opalonego ciała. Na skutek zażenowania złocisty kolor skóry
pociemniał i przybrał intensywniejszy odcień. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
– Co się stało z twoimi butami? – spytał Daniel, podnosząc z ziemi ręcznik.
Szybko mu go wyrwała i ponownie się owinęła.
– Porwał je przypływ, podobnie jak resztę moich rzeczy – powiedziała.
– Podobnie jak mógł porwać ciebie – zauważył. – Na litość boską, Angelico, czyś ty rozum
postradała?
– Skądże – zaprzeczyła, wychwytując w jego tonie naganę. – Byłam po prostu zmęczona, zasnęłam,
a kiedy się obudziłam…
– Zmęczona – powtórzył. – Dlaczego?
Angelica zaklęła pod nosem.
– Źle spałam – przyznała z ociąganiem. – Chyba nie jestem przyzwyczajona do takiej ciszy, jaka
tutaj panuje.
Nie zamierzała się przyznać, że bezsenność wynikała z tęsknoty za nim i że dziś w cieple promieni
słonecznych jej wyczerpane ciało wreszcie uległo zbawiennej potrzebie snu, którego tak bardzo
potrzebowało.
– Zdajesz sobie sprawę, co by się stało, gdybyś się nie obudziła? – spytał poważnie, wyraźnie
hamując zdenerwowanie. – Nie tylko twoje buty i ubranie zostałyby porwane przez fale – dodał, jak
gdyby była małym dzieckiem, któremu trzeba wszystko dokładnie wytłumaczyć. – Przypływy w tych
małych zatoczkach są bardzo groźne.
– Ale się obudziłam! – stwierdziła zdecydowanym tonem, jednak silne drżenie całego ciała
wyraźnie wskazywało, że słowa Daniela wywarły na niej odpowiednie wrażenie.
Stali w cieniu i choć robiła dobrą minę do złej gry, zdawała sobie sprawę, jak łatwo mogła się
utopić. Nie była dobrym pływakiem, w każdym razie nie pływała na tyle dobrze, by zmagać się
z dużymi falami i silnymi prądami. A teraz w dodatku była mokra i zziębnięta, co jeszcze wzmagało
drżenie.
Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała, to by pozostawił ją samą sobie. To, czego naprawdę
pragnęła, w sposób, który uważała dla siebie za upokarzający, to rzucić się w ramiona Daniela i dać
upust łzom, jak to się jej ostatni raz zdarzyło, gdy miała sześć lat i spadła z rowerka.
I nagle poczuła, że oczy ma pełne łez, które zaczynają spływać po policzkach, jak gdyby to
wspomnienie z dzieciństwa odblokowało ją i pozbawiło wszelkich hamulców. Jedna łza spadła na
rękę Daniela, kierując jego spojrzenie z podrapanych stóp na twarz. Widziała, że jego oczy
rozszerzają się, a źrenice stają coraz większe, jakby jej stan emocjonalny budził w nim jednakowe
emocje.
Znowu zadrżała, ale tym razem nie z zimna. Usłyszała, jak zaklął cicho, ściągając z siebie wełnianą
koszulę i rozwiązując ręcznik niecierpliwym ruchem. Zanim zdołała go powstrzymać, owinął ją
swoją koszulą z delikatnością i wprawą, które przypomniały jej, jaki był opiekuńczy, gdy leżała
ciężko chora po zatruciu. Z pewnością nie myślał wtedy o tym, że jest kobietą, tylko starał się
beznamiętnie zrobić wszystko, żeby zapewnić jej choć minimum komfortu.
A jednak, gdy tylko wziął ją na ręce, zaprotestowała nieśmiało.
– Nie, Daniel, mogę iść… twoja noga…
– Mojej nodze nic nie jest, czego nie można powiedzieć o twoich stopach – mruknął, nie zważając
na jej dalsze protesty ani argumenty, że jest dla niego za ciężka i że poradzi sobie sama.
Gdy dotarli na szczyt klifu, posadził ją na trawie i zaśmiał się kpiąco.
– A więc poradzisz sobie sama? Na to wygląda, czy tak? Spuszczam cię z oczu na dwa i pół dnia,
a tobie omal nie udało się utonąć, nie wspominając o tym, co zrobiłaś ze swoimi stopami. Ciesz się,
jeśli jutro rano będziesz mogła w ogóle chodzić! Są poocierane niemal do żywego. Po powrocie
będziesz musiała wymoczyć nogi w wodzie z solą. Bóg jeden wie, jakiej infekcji możesz się
nabawić, chodząc z takimi ranami.
– Kto wie, może jestem szczęściarą – mruknęła pod nosem. – Mogłam mieć nie tylko zatrucie
pokarmowe, ale i zatrucie krwi.
– Nie kuś losu – ostrzegł surowo Daniel. – Gdybym był tobą…
Angelica miała już dość tych pouczeń. Jedyne, czego chciała, to żeby Daniel znów wziął ją
w ramiona i…
Napomniała się ostro, że musi się pilnować, żeby jej myśli nie dryfowały w tym niebezpiecznym
kierunku, żeby jej wyobraźnia nie podsuwała wciąż nowych wspomnień, jak to było, kiedy ją
obejmował i całował.
– Ale szczęśliwie nie jesteś – parsknęła.
Na szczycie klifu było cieplej, stali w słońcu, osłonięci od wiatru małą kępą drzew. Daniel, który
już miał się odwrócić, ponownie zrobił zwrot w jej stronę i to tak gwałtowny, że aż dech jej zaparło.
– Ty mały głuptasie – wycedził przez zęby. – Naprawdę myślisz, że to żarty? Nie znasz tych
przypływów tak jak ja. Mogłaś utonąć, nawet nie wiedziałabyś kiedy.
Miał tak udręczony głos, że natychmiast się zawstydziła i poczuła wyrzuty sumienia. Daniel
najwyraźniej wciąż myślał o ojcu, o tym, jak zginął, a on nie był w stanie mu pomóc. Jej wysiłki
zbagatelizowania własnego niebezpieczeństwa musiały mu się wydawać wyjątkowo bezmyślne
i nieczułe.
Wyciągnęła rękę, chcąc go udobruchać, przeprosić, ale gdy dotknęła ciepłej od słońca nagiej skóry,
poczuła ucisk w gardle i oblała ją fala miłości i tęsknoty, tak gwałtowna i silna jak przypływ oceanu.
Zaczęła go przepraszać, jąkała się, głos odmawiał jej posłuszeństwa, wreszcie umilkła, gdy Daniel
wziął ją za ramię.
– Przestań, to nie ma znaczenia – powiedział. – Jesteś bezpieczna i to jest najważniejsze. Kiedy nie
zastałem cię w domu, udałem się na farmę. Powiedziano mi, że napomknęłaś, że lubisz spędzać czas
w tej zatoczce. Kiedy wracałem, zorientowałem się, że zaczyna się przypływ. Stanąłem więc na
klifie i popatrzyłem w dół, zobaczyłem, że plaża jest zalana wodą. Czy zdajesz sobie sprawę, jak to
na mnie podziałało? Co mi zrobiłaś? – spytał gwałtownym tonem i zanim zdążyła odpowiedzieć,
poczuła na ustach jego wargi.
Nie całował jej czule i delikatnie, lecz z takim zapamiętaniem, że nie pozostało jej nic innego, jak
odpowiedzieć mu z taką samą żarliwością i namiętnością.
Ale czyż nie o takich pocałunkach marzyła, czy nie takich pragnęła? Daniel wsunął ręce w jej
włosy, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Była uwięziona między jego rękami a ustami. Nawet gdyby
chciała, nie mogła uniknąć bliskości. Zresztą wcale tego nie chciała. Pragnęła zostać tu, gdzie była,
przywierając ciałem do jego ciała, z ustami złączonymi z jego ustami, głaszcząc pieszczotliwie silne
mięśnie pleców.
Słońce grzało jej ramiona przez koszulę Daniela, którą miała na sobie, ale to było nic
w porównaniu z gorącem, które czuła w sobie.
– Angelico.
Wyszeptał jej imię, by za moment znów całować. Rozluźnił nieco uchwyt dłoni. Skrzywiła się, nie
chcąc, żeby ją puścił – żeby skończyła się ta cudowna chwila czułości. Ignorując ostrzegawcze
sygnały wysyłane przez rozum, pieściła ustami jego wargi, wbijała paznokcie w barki, głucha na
wszystko z wyjątkiem muzyki pożądania rozbrzmiewającej w jej sercu.
Długie leniwe popołudnie w słońcu wyzwoliło ją z wszelkich zahamowań. Nagłe i nieoczekiwane
pojawienie się Daniela obudziło uśpione pragnienia, a jego gniew i niepokój były niczym iskra, która
padła na beczkę prochu.
Mimowolnie przywarła do niego, pokrywając pocałunkami jego twarz, aż jęknął i przyciągnął ją
do siebie tak mocno, że poczuła, jak bardzo jest podniecony.
– Pragniesz mnie – wyszeptała z przejęciem.
Głos zadrgał lekko, gdy wypowiadała te słowa, poczucie triumfu mieszało się z instynktownym
i prymitywnym lękiem. On będzie jej pierwszym kochankiem… Jedynym kochankiem. Czy naprawdę
jest już na to gotowa? Czy naprawdę tego właśnie chce?
Kochać się z nim tutaj w nagrzanej słońcem trawie, wśród krzyku mew, dobiegającego z daleka,
i spokojnego, kojącego szumu oceanu. Zespolić się z Danielem w jedność na łonie cudownej
przyrody otaczającej ich ze wszystkich stron. Oddać mu się nie w mroku pokoju, ale w ciepłym
jasnym świetle słońca. Jakżeby mogła tego nie pragnąć? Właśnie do tego jest stworzona.
Skubnęła lekko zębami płatek jego ucha, słuchając protestów i uśmiechając się tajemniczym
uśmiechem kobiety, kiedy powiedział z udaną powagą:
– Koniec z tym. I to już… jeśli nie ma…
Delikatnie i z jeszcze większą precyzją badała tajniki jego ucha koniuszkiem języka, puls
gwałtownie jej przyspieszył, gdy poczuła, jak mocno bije jego serce. Pragnął jej. Niezależnie od
tego, czy czuł do niej coś więcej czy nie, nie mogła się mylić. Pożądał żarliwie.
– Angelico. – Wymówił jej imię wolno, chrapliwie, jakby każdą sylabę trzeba było wyrywać mu
z gardła. – Nie możemy tego zrobić. Nie możemy ryzykować. Mogłabyś zajść w ciążę.
– Nie, w porządku. Jest bezpiecznie – skłamała, zastanawiając się, kiedy wypowiedziała te słowa
i co się nią dzieje… Czy to nie mężczyzna na ogół ponagla kobietę, żeby porzuciła rozsądek i oddała
się namiętności? Żeby uległa zmysłom? Tymczasem to ona kłamała w żywe oczy, pożądała go
i kochała tak bardzo, że była gotowa zapłacić każdą cenę za rozkosz tych chwil spędzonych wspólnie
w namiętnym uścisku. A jeśli miałaby zajść w ciążę…
Fakt, że ta myśl jej nie przeraziła, zaszokował ją bardziej niż wcześniejsze uświadomienie sobie,
że kocha Daniela. Tak, powiedziała sobie w duchu, pragnie mieć z nim dziecko. Lekkomyślnie, na
przekór rozsądkowi, nieodpowiedzialnie i wbrew wszystkiemu, w co wierzyła i czym żyła. Chciała
urodzić jego dziecko.
Byłby to szczególny podarunek od niego. Dziecko poczęte z miłości, którą będą dzielić. Ostrzegało
ją sumienie, ale nie chciała go słuchać. Zagłuszała je własnym głosem, kiedy szeptała Danielowi do
ucha:
– Kochaj się ze mną, bądź moim kochankiem. Pokaż mi wszystkie rozkosze, jakich nigdy nie
poznałam.
Usłyszała, jak tłumi westchnienie, i poczuła jego ciało przywierające do jej ciała, gdy natychmiast
zareagował na te słodkie prośby.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz – powiedział tylko. – Bo w tym stanie, w jakim jestem, nie
będę mógł się kontrolować. Czy w ogóle masz pojęcie, co ze mną robisz? I jak bardzo cię pragnę?
– Nie – szepnęła i skubnęła zębami jego wargę, dziwiąc się, skąd nagle wzięła się w niej
umiejętność prowokowania i kokietowania. Obudziły się w niej instynkty, o których posiadanie nigdy
by siebie nie podejrzewała. – Ale mam nadzieję, że mi pokażesz – dodała wyzywająco.
Teraz już nie było odwrotu, a kiedy zatracili się w pocałunkach i poczuła, że Daniel rozpina guziki
koszuli, w którą przedtem ją ubrał, zrozumiała w lot, że tym razem w dotyku jego palców nie było nic
z obojętnej powściągliwości.
Wilgotny piasek wysechł, opadł z jej skóry, której słońce nadało ciepły brzoskwiniowy odcień. Po
raz pierwszy w życiu jakiś mężczyzna patrzył na jej nagie ciało z pożądaniem i od razu, bez jednego
słowa, zorientowała się, że to pod wpływem pożądania właśnie pociemniały mu oczy, a ręce zaczęły
drżeć, gdy wodził nimi po jej delikatnej skórze, gładząc krągłe piersi i dotykając sutków, lekko
pociemniałych pod wpływem słońca.
– Opalałaś się nago – zauważył.
Tym razem głos Daniela zabrzmiał obco, nienaturalnie, chropawo, jakby mówienie przychodziło
mu z trudem.
– Nie mogłam się oprzeć – przyznała. – Słońce tak rozkosznie grzało, a byłam całkiem sama.
– Tak jak ja nie mogę się oprzeć tobie – wyznał zduszonym głosem, gdyż pochylił głowę, żeby
wziąć w usta najpierw jeden, potem drugi sutek.
Czy to wpływ słońca, że stali się tak wrażliwi? – zastanawiała się, gdy przetaczała się przez nią
fala gorąca, a jej ciało wygięło się w łuk. Zamknęła oczy, by nie raził ich blask słońca, ale to tylko
zintensyfikowało doznania. Dotykała jego rąk, twarzy, ciała i czuła, jak drży przy każdej pieszczocie.
Wziął ją na ręce i ułożył ostrożnie na ciepłej miękkiej trawie, której silny zapach mieszał się
z aromatem dzikiego tymianku porastającego szczyt klifu. Ale najostrzejszy i najbardziej zmysłowy
był zapach Daniela, męski, piżmowy, i tak podniecający, że nie mogła uwierzyć, iż przeżyła tyle lat
i nigdy czegoś podobnego nie zaznała.
Dotykała go, za każdym razem nie mogąc się nadziwić, że nawet najdelikatniejsze muśnięcie tak go
podnieca. Otworzyła pomału oczy, żeby go obserwować i czerpać z tego przyjemność, gdy
tymczasem palcami głaskała delikatnie jego skórę.
Ku jej zadowoleniu Daniel nie próbował ukrywać przed nią swoich reakcji, pozwolił, żeby czytała
z rozszerzonych źrenic to, co już powiedziało jej jego ciało – że w tym szczególnym momencie
potrzebował jej tak bardzo jak ona jego. Ujął jej dłoń, kiedy przesuwała ją po jego płaskim brzuchu.
Znieruchomiała, patrząc niepewnie, jak podnosi ją do ust i delikatnie skubie palce, a potem szepcze
z ustami przy jej skórze.
– Chcę się z tobą kochać bardziej, niż chciałem czegokolwiek w całym moim życiu. Chcę cię
całować, smakować i pokazać ci wszystkie rozkosze, jakie istnieją! Ale jeśli nie przestaniesz mnie
pieścić, tak jak to robiłaś przed chwilą… – Zawahał się, skupiając wzrok na ich złączonych rękach,
po czym dodał schrypniętym głosem:
– Chcę cię wziąć powoli, spokojnie… A minęło już dużo czasu. Prawdę mówiąc…
Przerwał gwałtownie, nawet teraz wahając się, czy powiedzieć jej, że nigdy nie miał takiej kobiety
jak ona, że choć podziwiał, szanował i niewątpliwie lubił swoje kochanki, nigdy nie czuł do nich
tego, co czuje teraz do niej. Nigdy żadnej nie kochał, nie pragnął – nie pożądał tak jak teraz jej.
A jednak choć to ona zachęcała go, żeby się kochali, choć wszystko mówiło mu, że jest gotowa
zostać jego kochanką, wciąż był niepewny. Nie wiedział do końca, dlaczego go pragnie. Nie był
pewien, do jakiego stopnia jest skłonna zaangażować się w to, co ich połączyło.
Wiedział natomiast na pewno, że oczekuje całkowitego zaangażowania, że chce ją mieć w swoim
życiu na stałe, jako kochankę, żonę, matkę swoich dzieci… Ale coś go ostrzegało, żeby jej tego nie
mówić i nie spłoszyć intensywnością własnych uczuć.
Nie chciał jej przestraszyć. Chciał, żeby pierwszy raz był dla niej szczególnym przeżyciem, które
zapamięta na całe życie i będzie wspominać z przyjemnością i radością, niezależnie od tego, jak
zakończy się ich znajomość. Obawiał się jednak, żeby nie stracić panowania nad własnym ciałem
i nie zachować się jak żółtodziób.
Teraz, kiedy potrzebował całego swego doświadczenia i samokontroli, całej wiedzy na temat
seksu, stwierdził, że wszystko to go zawiedzie, gdyż najlżejszy dotyk Angeliki podniecał go do granic
wytrzymałości. Nawet rozmawiając z nią, miał świadomość, jak łatwo może utracić kontrolę… jak
chętnie zatraciłby się we wzajemnej rozkoszy.
Wziął głęboki oddech.
– …prawdę mówiąc – rzekł niepewnie – to może dobry pomysł, żebyś mnie nie dotykała.
W każdym razie nie teraz.
Co? Nie dotykać go? – zapytała się w duchu Angelica i poczuła się tak, jakby wymierzono jej
policzek, jakby zrobiła coś złego, coś obraźliwego, jakby wtargnęła siłą na czyjeś terytorium. Co
próbuje jej powiedzieć? Że nie lubi, jak go dotyka, że jej dotyk napawa go odrazą? Przemknęły jej
przez głowę cienie przeszłości, wspomnienie Giles’a i gnębiący ją kompleks niższości.
Cofnęła gwałtownie rękę i odwróciła się do Daniela plecami, usiłując usiąść, ale on przytrzymał ją
i potrząsnął nią lekko.
– Angelico… Angelico, to nie znaczy, że nie chcę, żebyś mnie dotykała, jeśli o to ci chodzi –
zapewnił ją.
– Naprawdę? – spytała beznamiętnie, nie patrząc mu w oczy. – Powiedziałeś…
– Powiedziałem, że to może być dobry pomysł, ale nie dlatego, że tego nie chcę – wyjaśnił.
– A więc dlaczego? – spytała wyzywająco, nie wierząc w szczerość jego słów.
Daniel westchnął cicho, wziął ją za rękę i położył na najintymniejszej części swego ciała, szokując
ją prostotą i bezpośredniością tego gestu.
– Bo kiedy to robisz, ja reaguję w ten oto sposób… I to tak silnie, że wątpię, bym mógł się
kontrolować na tyle, żeby kochać się z tobą tak, jak chciałbym, jak na to zasługujesz, bo przecież to
twój pierwszy raz. Chcę rozkoszować się tobą niespiesznie, delektując się każdą sekundą
i sprawiając, że na długo zapamiętasz te chwile. Chcę, żebyś doznała ekstazy, ale za każdym razem,
gdy dotykasz mego ciała, ono reaguje tak mocno, że obawiam się, iż nie zdołam zrobić żadnej z tych
rzeczy, które wymieniłem – zakończył z irytacją.
Angelica wpatrywała się w niego, zszokowana i uszczęśliwiona zarazem, chłonąc jego słowa
i rozpoznając w nich szczerość i prawdę.
Nie zastanawiając się wiele, objęła go i wyszeptała drżącym głosem:
– Danielu, proszę… tak bardzo cię pragnę.
Zauważyła, że jego ciało napięło się, a skórę przebiegł dreszczyk. Gdy poczuła na plecach jego
drżące dłonie, oblała ją fala gorąca znacznie intensywniejsza niż promienie słońca, które grzały na
plaży.
– Dotknij mnie jeszcze raz, a nie wytrzymam – ostrzegł raz jeszcze.
Muskał wargami jej szyję, przyprawiając Angelicę o taką rozkosz, że wygięła ciało w łuk
i wydawała stłumione jęki i westchnienia. Tymczasem on wędrował dłońmi ku piersiom, pieścił talię
i biodra, głaskał skórę na udach i zatrzymywał dłonie na zagłębieniach pod kolanami, aż oddech
uwiązł jej w gardle. Jej ciało zdawało się rozkwitać pod wpływem tego dotyku, otwierając się na
niego.
Gdy wreszcie dotknął wilgotnego, wrażliwego miejsca między udami, krzyknęła cicho, a potem
zadrżała z rozkoszy, uświadomiwszy sobie, jak bardzo była spragniona delikatnego rytmicznego
ruchu jego palców i jak szybko zapragnęła więcej, znacznie więcej niż te pieszczoty.
Później nie pamiętała już, co mówiła czy robiła, żeby zakomunikować te potrzeby Danielowi,
wiedziała tylko, że on instynktownie rozpoznawał je i odpowiadał na nie, tak że w momencie, gdy
pierwszy raz w nią wszedł, przyjęła go z okrzykiem radości, pozwalając, żeby ją prowadził
i dostosowywał jej reakcje do swoich. Ruchy jego ciała nabrały rytmu uderzeń jej serca i były
niczym echo uderzeń fal o brzeg plaży. Nagle poczuła się zespolona z naturą i kosmosem, jak gdyby
cały wszechświat zamknęli w uścisku swoich ciał.
Po chwili rytm ich ruchów zmienił się, stał się bardziej intensywny, namiętny, gorący. Słyszała, jak
Daniel wykrzykuje jej imię, widziała pulsujące mięśnie, czuła jego gorący uścisk i poddała się
całkowicie tej dominacji, ufając mu bez reszty. Kiedy czuła go głęboko w sobie, doznawała uczucia
jedności, nie tylko fizycznej, ale i emocjonalnej, a rozkosz doprowadziła ją nieomal do całkowitego
zatracenia.
Uświadomiła sobie nagle, że ta krótka chwila może na zawsze odmienić jej życie, że w ciągu tych
kilkunastu minut otrzymała od niego dar nowego życia. Dar, który jej ciało będzie hołubić
i pielęgnować. Kiedy jednak poczuła, jak ją opuszcza, ogarnął ją żal i poczucie samotności tak
przejmujące, że łzy napłynęły jej do oczu, a gardło się ścisnęło.
Daniel natychmiast otoczył ją ramionami.
– Przepraszam, przepraszam – szeptał gorączkowo – nie chciałem być tak niecierpliwy, tak
brutalny… jeśli sprawiłem ci ból…
Ból… Oczywiście, mógłby sprawić jej ból, ale nie w taki sposób, jakiego się obawiał. Próbowała
znaleźć odpowiednie słowa, żeby mu wyjaśnić, że nie tylko nie sprawił jej bólu, ale dał taką
przyjemność, że zapłakała łzami szczęścia. Była jak człowiek, który wzrusza się widokiem zachodu
słońca, wiedząc, że podobny już nigdy się nie powtórzy. Ona też wiedziała, że nigdy w życiu nie
przeżyje takiej chwili jak ta. Że nigdy nie spotka takiego mężczyzny jak Daniel.
Świadomość tego faktu tylko wzmogła potok łez. Daniel odgarnął włosy Angeliki z twarzy,
pogładził wilgotną skórę, szeptał czułe słowa pocieszenia, tulił do swego ciepłego muskularnego
ciała, a ona pragnęła, by trzymał ją tak przez resztę jej życia.
– Danielu – zaprotestowała, nagle uprzytamniając sobie ich nagość i fakt, że znajdują się bądź co
bądź w miejscu publicznym. On najwyraźniej opacznie zrozumiał jej intencje, bo zamiast wypuścić
z ramion, przytulił ją jeszcze mocniej.
– Ciiii… – uspokoił ją. – Wszystko jest w porządku… wszystko będzie dobrze… następnym
razem…
Następnym razem… A więc ma być następny raz! – pomyślała pijana szczęściem.
– Ale najpierw musimy przenieść cię do domu – dodał. – Nie możesz iść pieszo.
Chciała powiedzieć, że może, że poranione stopy nie mają żadnego znaczenia, bo ze szczęścia
stąpa dziesięć centymetrów ponad ziemią, ale on już owinął ją swoją koszulą, a potem szybko sam
się ubrał. Następnie podniósł ją, nie zważając na protesty, i zaniósł w stronę domu.
Tak wiele miała mu do powiedzenia, ale poczuła się nagle niewyobrażalnie zmęczona. Oczy
zamykały się same, choć robiła co mogła, żeby powieki nie opadały. Ziewnęła przeciągle, nie
walcząc już ze znużeniem i ze snem, choć myśli krążyły jeszcze wokół jednego.
Kochała się z Danielem! – powtarzała sobie w duchu. Zostali kochankami. Może nawet będzie
w ciąży, będzie nosić dziecko mężczyzny, którego kocha. Dziwiło ją, że jest taka spokojna,
pogodzona ze sobą i z resztą świata… że wcale się nie przejmuje myślą, że zaszła w ciążę, choć wie,
że byłaby samotną matką. Kochałaby dziecko z całego serca, choć w inny sposób, niż kocha Daniela.
Daniel. Pod wieloma względami miała wrażenie, że zna go całe życie… jakby od zawsze
stanowiła cząstkę jego samego. Po chwili pomyślała ze smutkiem, że kiedy się rozstaną, będzie tak,
jakby utraciła część siebie.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Daniel bardzo ostrożnie ułożył Angelicę, wyprostował się powoli i popatrzył na jej spokojną
twarz. Niezależnie od tego, jakie będą konsekwencje tego popołudnia, nie żałuje ani nie będzie
żałował, że się kochali. Delikatnie odgarnął włosy z jej policzka. Kiedy zaczęła płakać, myślał, że
sprawił jej ból, ale przyjrzawszy się, stwierdził, że oczy błyszczą jej z podniecenia i radości. Teraz
już wiedział, że dał jej rozkosz, i serce aż mu podskoczyło w piersi.
Cofnął rękę, Angelica poruszyła się niespokojnie, jak gdyby go szukała przez sen.
Przez cały czas pobytu w Cardiff myślał o niej i chciał jak najprędzej wrócić, a kiedy udało mu się
zakończyć ostatnie spotkanie wcześniej, niż zaplanował, natychmiast wyruszył w podróż powrotną.
Nie czekał do rana. Chciał najprędzej, jak to było możliwe, ją zobaczyć.
Kiedy nikogo nie zastał, poczuł się tak, jakby zimą wszedł do zimnego pokoju, z resztkami popiołu
na kominku. W pierwszej chwili podejrzewał, że Angelica udała się do pani Davis, ale kiedy
pojechał na farmę, okazało się, że tego dnia jej tam nie było. Rozczarowanie i niepokój zmieniły się
w lęk. Bał się, że może z jakiegoś powodu opuściła dom na dobre, nie wykluczał nawet, że wróciła
do Londynu.
Mówiła, że już nie kocha tamtego mężczyzny i wierzył, że tak jest naprawdę. Nie reagowałaby na
niego w taki sposób, jak to robiła, gdyby płomień uczuć jeszcze nie przygasł. Zastanawiał się jednak,
czy w głębi serca pogodziła się z faktem, że nie kocha już Giles’a?
Nie był tego wcale taki pewien. Dowiedziawszy się od pani Davis, że Angelica może być na plaży,
natychmiast pobiegł jej poszukać.
Widok małej zatoczki całkowicie zalanej wodą, jak to podczas przypływu, pozostanie w jego
pamięci do końca życia, podobnie jak przerażenie połączone z rozpaczą, że los się powtórzył, a on
ponownie, bezsilny, nie mógł zrobić nic, żeby zapobiec śmierci osoby, którą kochał. Potem jednak
jego oczom ukazała się Angelica, wspinająca się mozolnie na górę, owinięta w mokry ręcznik
kąpielowy, bosa, z włosami w nieładzie opadającymi na ramiona, przez co przypominała raczej
syrenę niż zwykłą śmiertelniczkę.
Wszystkie emocje, nad którymi panował od chwili, kiedy ją zobaczył po raz pierwszy na progu
swego domu, uwolniły się i rozszalały. Nie wiedział już, co było silniejsze – gniew czy uczucie ulgi.
Wiedział tylko, że ją kocha tak bardzo, że bez niej jego życie byłoby jedną wielką pustką, że jego
serce i dusza byłyby skazane na zatracenie, pozbawione jej miłości wyschłyby i umarły niczym
rośliny bez wody.
Zignorował więc wszelkie zasady, zapomniał o rozsądku i ostrożności i kochał się z nią. Nie tak
jak to sobie wyobrażał – w zaciszu luksusowej sypialni, na łożu pokrytym czystą, gładką pościelą,
lecz na wysuszonej słońcem ziemi wśród zapachów otaczającej ich przyrody. A kiedy jej dotknął, nie
zrobił tego z finezją, jak planował, lecz z namiętnością i pasją, które tak nim zawładnęły, jak gdyby
był równie niedoświadczony jak ona.
Nic w dotychczasowym życiu nie przygotowało go na tak silne doznania, których doświadczał,
trzymając ją w ramionach, pieszcząc skórę i obserwując, jak na niego reaguje.
Jutro będą musieli porozmawiać. Czas rozwagi i powściągliwości minął, został unicestwiony
burzą zmysłów. Spojrzał na łóżko. Korciło go, żeby także się położyć i obudzić rano u jej boku. Miał
jednak wiele spraw do przemyślenia, a wspólny poranek w łóżku z pewnością zakończyłby się
ponownym namiętnym zbliżeniem. To nie sprzyjało poważnej rozmowie dwojga dojrzałych osób.
Rozpaczliwie pragnął usłyszeć z jej ust, że kocha go tak bardzo, jak on ją pokochał, ale chciał, żeby
wyznała to z własnej woli, a nie odpowiadając na pytanie.
Westchnął lekko i podniósł się. Lekarz w Cardiff był bardzo zadowolony ze stanu jego mięśni.
Goiły się szybciej, niż się tego spodziewał. Z czasem, za jakieś pół roku, jeśli będzie przestrzegał
zaleceń, znikną już wszelkie dolegliwości, a już na pewno nie będzie widocznych śladów. Ostrzegł
jednak Daniela, żeby się nie przeciążał, nie przepracowywał, unikał stresu i wysiłku, podkreślając,
że nerwy mogą równie niekorzystnie wpływać na ciało człowieka.
Daniel nie potrzebował przestrogi. Był świadkiem, jak nadmierny wysiłek i praca ponad siły
skończyły się dla jego ojca tragicznie. Przez długi czas walczył z tym, z czego w głębi serca zdał
sobie sprawę, gdy odpowiedział na zainteresowanie kupnem firmy dużego, międzynarodowego
konsorcjum. Dla ojca nielojalnością była nawet sama myśl o sprzedaży, a jednak w nowoczesnym
świecie powoli brakowało miejsca dla małego biznesu, zwłaszcza dla tak wyspecjalizowanej firmy
technicznej jak ta, którą prowadzili.
W końcu był zmuszony wyzbyć się skrupułów, nie tylko dla własnego dobra, ale również dla dobra
swoich pracowników.
Ich byt będzie zabezpieczony i znacznie lepiej chroniony przez nowych właścicieli firmy.
Zamierzał jednak zachować pełną autonomię w prowadzeniu przedsiębiorstwa. Został prezesem
i dyrektorem generalnym. Wiedział, że podjął słuszną decyzję, a jednak bardzo chciał z kimś o tym
porozmawiać, zwierzyć się z poczucia winy i niepokoju. Pod wieloma względami brakowało mu
dawnej determinacji i wytrwałości w dążeniu do celu, dzięki którym jego ojcu udało się zbudować
firmę od podstaw i doprowadzić do rozkwitu.
Tłumaczył sobie, że to były inne czasy, że jego umiejętności różnią się od zdolności ojca, ale
poczucie winy nie ustępowało. Miał nadzieję, że Angelica go zrozumie. Z ich rozmów
wywnioskował, że tak będzie, i bardzo chciał wyżalić się jej, zrzucić z piersi przygniatający ciężar,
dzielić z nią zawiłości własnych wahań i rozterek. Wyobrażał sobie powrót do domu i rozpoczęcie
subtelnych zalotów, które nie wprawiłyby jej w panikę i nie skłoniły do ucieczki.
Co tymczasem zrobił, gdy tylko na nią spojrzał? – Skrzywił się z niesmakiem, odwrócił i idąc do
drzwi, rzucił jeszcze ostatnie niechętne spojrzenie na łóżko.
Jutro porozmawiają. Jutro…
Angelica obudziła się, jeszcze zanim zaczęło świtać. Na dworze było ciemno, a rzut oka na zegarek
potwierdził, że dochodziła dopiero trzecia.
Poruszyła się niespokojnie pod kocem, czując ziarenka piasku drażniące jej skórę i zastanawiając
się, skąd, u licha, wzięły się w jej łóżku, wtedy przypomniała sobie… wszystko.
Błyskawicznie usiadła, otoczyła się ramionami i nagle zorientowała się, że ma na sobie koszulę
Daniela.
Ściągnęła ją, miotana sprzecznymi uczuciami, tak intensywnymi, że zapragnęła tchórzliwie uciec,
uciec od siebie, ale przede wszystkim uciec od Daniela i od pytań, jakie z pewnością będzie
zadawał, a na które będzie bała się odpowiedzieć.
Na przykład dlaczego kobieta, która jak sama przyznała, nigdy jeszcze nie miała kochanka i nigdy
przedtem nie miała szczególnej ochoty na zbliżenie, nawet z mężczyzną, w którym podobno była
zakochana i którego zamierzała poślubić, nagle tak diametralnie się zmieniła. Nie tylko chciała się
kochać z Danielem, ale wręcz o to błagała, nie czekała na zmierzch i zacisze sypialni, ale zrobiła to
w pełnym słońcu. Pragnęła go tak bardzo, kochała się z nim tak namiętnie, że nawet nie myślała
o braku zabezpieczenia.
Dotknęła rękami brzucha. Powiedziała Danielowi, że jest pewna, że nie zajdzie w ciążę, ale
przecież skłamała. I pod tym względem nic się nie zmieniło. Wiedziała, że bardzo chciałaby mieć
z nim dziecko.
Nie może jednak zostać tak blisko niego. Nie teraz.
To byłoby zbyt niebezpieczne, zbyt kłopotliwe dla nich obojga. Daniel był bardzo inteligentny. Nie
minie dużo czasu, zanim odkryje prawdę, co też wcale nie będzie trudne. W końcu wyznała mu
miłość setki razy na różne sposoby. Może zresztą już się zorientował, co do niego czuje, pomyślała,
może kochał się z nią wyłącznie z litości, wiedząc, że nigdy nie będzie w stanie odwzajemnić tej
miłości. Może…
Jej samochód stał przed domem w świetle księżyca. Znalazła zapasowe kluczyki. Bez trudu
mogłaby spakować rzeczy i wyjechać, zanim Daniel się obudzi. Z całą pewnością byłaby to
najrozsądniejsza rzecz, jaką mogłaby zrobić, powiedziała do siebie na głos. W dodatku najlepsza dla
nich obojga.
Nieważne, jak bardzo jest w nim zakochana, nie ma zamiaru stać się dla niego ciężarem, zniszczyć
to, co dla niej było najcudowniejszym i najcenniejszym momentem w życiu. Nie chce obserwować,
jak się od siebie oddalają i zmieniają do siebie stosunek. Nie, najlepiej wyjechać stąd teraz,
zachowując przynajmniej cudowne, nienaruszone wspomnienia. W każdej chwili będzie mogła do
nich wrócić, zamknąć oczy i przenieść się do tej magicznej chwili, kiedy się kochali.
A poza tym nie ufała sobie. Obawiała się, że wkrótce przestanie jej wystarczać sama jego bliskość,
że zechce czegoś więcej… znacznie więcej. Że tak bardzo będzie chciała, żeby trzymał ją
w ramionach, że poświęci własną ambicję i dumę.
Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, jak błaga o jego dotyk i miłość.
Potrząsnęła z przerażeniem głową. W ustach jej zaschło, serce waliło jak młotem. Tak bardzo
pragnęła tu zostać i żyć w nadziei, że to, co zaszło między nimi, znaczyło dla niego tak samo dużo, że
kocha ją tak samo jak ona jego… Wiedziała jednak, że to niemożliwe. Jeśli on żywiłby do niej
jakiekolwiek głębsze uczucie, na pewno by jej o tym powiedział. Niedojrzałością, a wręcz skrajną
głupotą, było śnić beznadziejne sny. Nie, powiedziała do siebie, lepiej wyjechać natychmiast, nawet
jeśli miałaby się stąd wykraść cichcem jak złodziej.
Zresztą, może i była złodziejem – może skradła mu najcenniejszy dar, jaki mężczyzna może
ofiarować kobiecie – dziecko. Zadrżała na tę myśl, żywiąc rozpaczliwą nadzieję, że tak może się
stać, a równocześnie pragnąc, żeby tak się nie stało.
Oczywiście, finansowo poradziłaby sobie z utrzymaniem, ale czy temu podoła? Czy ma dość siły?
A co, jeśli zechce wrócić do pracy i będzie musiała zostawić dziecko pod opieką kogoś obcego i ten
ktoś stanie się ważniejszy od niej? Czy miała prawo zaryzykować, wiedząc, że wychowywać się
będzie bez ojca, a jedynie z samotną matką?
Pospiesznie wrzuciła rzeczy do torby podróżnej. Palce jej drżały, ręce się trzęsły, a w głowie
miała zamęt. Kiedy Daniel się obudzi, jej już tu nie będzie. Nie okaże słabości, nie zostanie i nie
załamie się, wyznając mu prawdę.
Co by to zresztą dało? On i tak jej nie kocha, ale jest współczującym, troskliwym człowiekiem.
Z chwilą gdyby wyznała prawdę, jedno z nich i tak musiałoby odejść, a nie byłoby uczciwe, gdyby
zmusiła do tego Daniela… Nie, tak będzie lepiej, postanowiła.
Jednak gdy zniosła na dół torby i sprawdziła, czy niczego nie zostawiła, jakaś jej część modliła się
w duchu, żeby on się obudził, zobaczył ją i zatrzymał.
Dopiero kiedy znalazła się w samochodzie i ruszyła, dom pozostawiając za sobą, uświadomiła
sobie, że to nie nastąpi, że nawet jeśli usłyszał odgłos zapuszczanego silnika, pozwoli jej odjechać,
a może nawet będzie z tego zadowolony.
Opuściła podjazd, dojechała do skrzyżowania z główną szosą i zatrzymała się, żeby otrzeć łzy.
Wreszcie zaczęło świtać i był to najgorszy świt w jej życiu, mimo że niebo było czyste
i przejrzyste, zapowiadając kolejny gorący, słoneczny dzień.
Jej poranek wydawał się szary i ponury jak jej myśli, pełne żalu i smutku. Zaczynał się nowy
piękny dzień, ale nie dla niej… Przyszłość jawiła się Angelice jako jedna wielka pustka, od czasu do
czasu przerywana okresami niekontrolowanego bólu, gdy wróci pamięcią do słonecznego popołudnia
i do mężczyzny, z którym dzieliła je przez parę godzin. Mężczyzny, który nauczył ją prawdziwego
znaczenia słowa „spełnienie” i który kochał się z nią z czułością i namiętnością oraz ofiarował jej
najcenniejszy dar w postaci dziecka.
– Ależ kochanie, mówiłaś, że spędzisz całe lato w Walii… Twój lekarz…
– Wiem, mamo, ale zmieniłam zdanie. Jeśli nie możesz mnie przyjąć…
– Córeczko, oczywiście, że mogę. Wiesz przecież, jak się cieszę, kiedy u mnie jesteś.
Angelica pojechała do Brighton powodowana impulsem, intuicyjnie wiedząc, że im mniej czasu
będzie pozostawiona samej sobie, tym lepiej. W firmie spodziewano się jej dopiero za miesiąc. Tom
wyjechał na urlop z nową dziewczyną. Nic jej nie ciągnęło do Londynu, do pustego mieszkania
i suchego miejskiego lata.
W Brighton będzie przynajmniej miała towarzystwo. Poza tym zawsze miała wyrzuty sumienia, że
tak mało czasu spędza z matką. Teraz nadarzyła się okazja do nadrobienia zaległości.
– Wciąż jeszcze bardzo mizernie wyglądasz, kochanie – zauważyła matka. – Czy odżywiasz się jak
należy? Jesteś taka szczupła.
Stłumiwszy westchnienie, Angelica zapewniła matkę, że czuje się dobrze, choć musiała przyznać,
że biorąc poprawkę na różnicę wieku, matka sprawiała wrażenie szczęśliwszej i zdrowszej niż ona.
Rzeczywiście, dawno nie wyglądała tak dobrze, stwierdziła później tego dnia, gdy usiadły do
lunchu. Oczy jej błyszczały, głos przybrał melodyjną barwę, a sposób, w jaki się śmiała i poruszała,
sprawiał, że wydawała się znacznie młodsza niż kobieta po pięćdziesiątce. Angelica zauważyła też,
że zmieniła kolor włosów.
– Obawiam się, że po Londynie Brighton wyda ci się nudne – powiedziała matka, zachęcając
gestem dłoni, żeby więcej zjadła.
– Zapomniałaś, że przez kilka ostatnich dni mieszkałam w Pembroke – odparła.
– Tak, kochanie, wiem. Muszę powiedzieć, że nie jestem tak całkiem zaskoczona twoim
przyjazdem. Byliśmy tam kiedyś z twoim ojcem i wybrzeże wydawało mi się bardzo odludne. Muszę
przyznać, że martwiłam się, kiedy oznajmiłaś, że zamierzasz mieszkać sama w jakimś domu
oddalonym o mile od świata i ludzi. To znaczy, zastanawiałam się, co by było, gdyby coś ci się
przytrafiło, na przykład jakiś wypadek?
Angelica zaczęła drżeć. Odłożyła na talerz pełny widelec.
– Nie… nie byłam tam całkiem sama – wyjąkała. – Był tam mężczyzna, mieszkał drzwi w drzwi ze
mną, w bliźniaczym domu. Prawdę mówiąc – dodała najobojętniej, jak potrafiła, pochylając głowę
nad talerzem – miałam nieszczęście złapać salmonellę w drodze do Pembroke i przeszłam paskudne
zatrucie pokarmowe… Ten mężczyzna, Daniel, był cudowny, prawdziwy samarytanin. Opiekował się
mną.
Nie udawała już nawet, że je, bo miała nieprzepartą chęć porozmawiać o Danielu, jakby dzięki
temu mogła znaleźć się bliżej niego; jakby w ten sposób nawiązywała z nim niewidzialną więź, której
nic nie byłoby w stanie rozerwać.
– Daniel… to piękne imię – zauważyła uprzejmie matka, patrząc na nią oczami, które widziały
więcej, niż się wydawało Angelice. – Pobrzmiewa w nim siła. Opowiedz mi o tym Danielu –
poprosiła.
Angelice nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaczęła mówić, najpierw krótkimi urywanymi
zdaniami, potem długimi, niekiedy zagmatwanymi i dezorientującymi, nie zwracając uwagi, że matka
już dawno opróżniła swój talerz. Wyjaśniła dostatecznie wiele, by pani Barnes domyśliła się,
dlaczego córka niespodziewanie zjawiła się u niej w domu.
Była zawsze zamkniętym w sobie, opanowanym dzieckiem, trochę nieufnym, niezwierzającym się
ze swoich myśli i uczuć. Pani Barnes zawsze uważała, że ojciec jest jej bliższy i choć czuła żal z tego
powodu, zaakceptowała to. Teraz nagle zaczęła sobie uświadamiać, że być może się myliła… że to
niepewność i poczucie zagubienia czyniło jej córkę tak powściągliwą i serce ścisnęło się jej z bólu
na myśl o tym wszystkim, czego Angelica nie powiedziała.
Zakochała się w tym mężczyźnie, to jasne, w przeciwnym razie dlaczego miałaby taką przemożną
potrzebę mówienia o nim, dlaczego twarz by się jej rozjaśniała, ilekroć wypowiadała jego imię? Ale
co on czuł do niej? Instynkt macierzyński kazał pani Barnes strzec córkę, uchronić, a jednak miała
świadomość, że Angelica jest dorosła i że nie powinna ingerować w jej życie ani komentować tego,
co od niej usłyszała. Jedyne, co mogła zrobić, to wysłuchać i udzielić rady, jeśli o to poprosi.
Kiedy zamilkła, matka wyczuła, że Angelica trochę żałuje swoich zwierzeń i zastanawia się, czy
aby nie powiedziała za dużo, czy nie powinna uciec w taki sam sposób, jak najwyraźniej uciekła od
niego.
– Może zrobię kawę? – zaproponowała praktycznie. – A potem, jeśli będziesz miała ochotę,
mogłybyśmy wybrać się do miasta i pobuszować trochę w sklepach z antykami. Muszę znaleźć coś na
prezent urodzinowy dla przyjaciela. Wiem, że od wieków szuka ekranu kominkowego, a wydaje mi
się, że ostatnio widziałam coś odpowiedniego.
W rzeczywistości ostatnią rzeczą, na którą Angelica miała ochotę, były zakupy, ale zaakceptowała
propozycję, mówiąc sobie, że im prędzej zmusi się do uznania, iż jej czas z Danielem dobiegł końca
i należy już do przeszłości, tym lepiej.
Koniec końców, spędziła u matki ponad trzy tygodnie, poznając nie tylko jej przyjaciół, ale
również mężczyznę, który, jak podejrzewała, zostanie jej ojczymem. Polubiła go, podobał się jej
sposób, w jaki adorował panią Barnes, choć ich widok razem bywał niekiedy tak bolesny, że
żałowała, że nie jest sama.
Mówiła sobie, że przed nią całe życie i że może albo rozczulać się nad sobą, albo znaleźć sposób
egzystencji, który pozwoli jej pogodzić się z brakiem Daniela.
Spotkało ją jednak gorzkie rozczarowanie, gdy obudziła się pewnego dnia i stwierdziła, że nie była
w ciąży. Aż do tego momentu nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo uchwyciła się tej słabej nadziei
na to, że to dziecko wszystko odmieni i da jej nowy cel w życiu.
A teraz nie tylko teraźniejszość, ale i przyszłość stała się otchłanią bólu, pustki i samotności. Tak
bardzo pragnęła być w ciąży.
Niezależnie od tego, jak starała się zracjonalizować sytuację, pozostała z przeświadczeniem, że nie
zasługiwała na dziecko z Danielem, choć tak bardzo o tym marzyła. Pragnęła spełnić tę najbardziej
podstawową i instynktowną ze wszystkich ról kobiecych, ale los jej odmówił i napiętnował ją jako
kobietę ze skazą, kobietę nie dość wartościową.
Po raz pierwszy w życiu zaczęła rozumieć udrękę kobiet, które nie mogą zajść w ciążę.
Macierzyństwo do tej pory było jakimś abstrakcyjnym stanem, dobrym dla innych ludzi, ale którego
ona tak naprawdę nigdy nie pragnęła.
Teraz jednak nagle wszystko się zmieniło. Chciała mieć dziecko, tęskniła za nim, uchwyciła się tej
myśli i znienawidziła jałową pustkę swego łona, które już psychicznie przygotowała na noszenie
dziecka Daniela.
Została pozbawiona nawet tego marzenia, ostatniej nadziei.
Ma wszystko i nie ma niczego, pomyślała smętnie, żegnając się z matką i wyruszając z powrotem
do Londynu.
Tom powinien już wrócić z Francji. Paul, jej zastępca, jest gotów przekazać prowadzenie firmy.
Zdziwiło ją, że tak mało jest tym zainteresowana. Praca, która dostarczała energii do życia i siły do
działania przez tak długi czas, nagle przestała cokolwiek znaczyć. Troszczyła się o pracowników, to
jasne, zależało jej na utrzymaniu dobrego imienia ojca i wysokich standardów współpracy, ale po raz
pierwszy musiała przyznać, że mając wolną wolę i możliwość wyboru, nigdy nie zdecydowałaby się
na kierowanie przedsiębiorstwem.
Robiła to z poczucia obowiązku, bo nie chciała zawieść ojca oraz dlatego że nie wyobrażała sobie
życia, które by nie angażowało i nie rozwijało intelektu. Teraz jednak doszła do wniosku, że byłaby
całkiem szczęśliwa, mogąc przekazać całkowity nadzór nad firmą Paulowi, a sama zadowolić się
rolą doradcy.
To był najlepszy dowód na to, jak mało jest zainteresowana tym, co się dzieje. Z wyjątkiem kilku
służbowych rozmów telefonicznych, nie czytała raportów ani nie uczyniła żadnych innych prób
sprawdzenia, jak firma działała w czasie jej nieobecności. To dotychczas nigdy się jej nie zdarzyło.
Pomyślała, że tak się przepracowywała przez długi czas, że wyczerpała całe zasoby energii, które
pozwalałyby na utrzymanie tego tempa, stwierdziła ze znużeniem, parkując samochód przed swoim
niewielkim domem i kierując się do wejścia.
Tom wyśmiał ją w pierwszej chwili, kiedy kupiła ten dom, ale potem okazało się, że to mądra
inwestycja, bo wartość nieruchomości wzrosła ponad dwukrotnie. Problem w tym, że to nie był
prawdziwy dom. Zadrżała, otwierając drzwi i wchodząc do małego hallu.
Nawet powietrze pachniało tu przesadną czystością, pustką, sterylnością. Nie mogłaby tutaj
wychowywać dziecka. Dziecko potrzebuje ogrodu, swobody, a nie pokoi zaprojektowanych przez
dekoratora, gdzie wszystko ma swoje ustalone, dokładnie przemyślane miejsce, a całość, pozbawiona
indywidualnego charakteru, przypomina wnętrze żywcem przeniesione z nowoczesnego magazynu
i nie ma nic wspólnego z prawdziwym domem – domem z duszą.
Jej mieszkanie było zimne i nieprzytulne, stwierdziła krytycznie, tak nieskazitelne i uporządkowane,
że wydawało się, iż nikt nie byłby w stanie w nim mieszkać.
Ale też tak naprawdę nikt nie mieszkał. W każdym razie nie w ścisłym znaczeniu tego słowa. Może
tutaj spała, ale rzadko zapraszała przyjaciół, preferując spotkania poza domem. Nigdy też nie
zapraszała nikogo na leniwe niedzielne lunche… żeby w sposób niezobowiązujący, swobodny
spędzić razem trochę czasu. Mały ogród koło domu nigdy nie został wykorzystany, a już na pewno nie
zjadła tam ani razu niedzielnego śniadania.
Zdegustowana własnymi myślami, włączyła automatyczną sekretarkę.
Tak jak się spodziewała, były na niej wiadomości od tych zaprzyjaźnionych osób, które nie
wiedziały, że wyjechała, a także wiadomość od Toma zawiadamiającego o swoim powrocie,
proszącego o kontakt. Na weekend wyjeżdżał z narzeczoną do Yorkshire i informował, że wraca
w poniedziałek rano oraz że pilnie musi z Angelicą pomówić.
Poniedziałek rano, powtórzyła w myślach. W poniedziałek ma być na konferencji, na którą została
zaproszona kilka miesięcy temu. Nie miała szczególnej ochoty na uczestnictwo, ale zobowiązała się
i nie może oczekiwać, że Paul zechce pojechać w jej zastępstwie.
Ostatnia wiadomość pochodziła od Paula potwierdzającego, że tak jak uzgodnili, wpadnie
wieczorem, żeby zreferować, co działo się w firmie w czasie jej nieobecności.
Taśma dobiegła końca i choć Angelica słuchała uważnie, nie znalazła wiadomości, na którą
rozpaczliwie czekała. Nie odezwał się głos Daniela.
A właściwie dlaczego miałby dzwonić? – upomniała się. Prawdopodobnie poczuł ulgę,
stwierdziwszy, że wyjechała, i zaoszczędził im obojgu kłopotliwego spotkania. Poza tym, czy nie
właśnie dlatego wyjechała? Wiedziała aż nadto dobrze, że nie będzie z nią w kontakcie. To jasne.
Odsłuchała jeszcze raz wszystkie wiadomości, nie wiedząc, dlaczego to robi. Było oczywiste, że
Daniel nie będzie starał się z nią skontaktować – tłumaczyła sobie. Bo niby po co miałby to robić?
Zanim opuściła Brighton, matka zabrała ją do supermarketu, zapewne domyślając się, że sama nie
zada sobie trudu kupienia czegoś do jedzenia. Gdyby nosiła w łonie dziecko Daniela, to uznałaby za
stosowne zdrowo się odżywiać, ale tak…
Dotarło do niej, że znowu zachowuje się niepoważnie jak dziecko odmawiające jedzenia
w nadziei, że dzięki temu zwróci na siebie uwagę rodziców, której tak bardzo potrzebuje.
Napomniała się surowo, że taki sposób postępowania jest jałowy i może jej jedynie zaszkodzić.
Nie miała jednak apetytu, choć zmusiła się do przygotowania prostej kolacji na krótko przed
przybyciem Paula.
Zjawił się punktualnie, ale na jej widok serdeczny uśmiech znikł mu z twarzy, ustępując miejsca
zatroskaniu.
– Zeszczuplałaś – zauważył, podążając za nią do małego saloniku. – Jesteś pewna, że nie wróciłaś
za szybko? Stres to bardzo szczwany lis.
– Tak, zwłaszcza jeśli nasili się na skutek zatrucia pokarmowego – przyznała szyderczo
i opowiedziała pokrótce, co się wydarzyło, ale tym razem nie wspominając o Danielu, po to tylko,
żeby udowodnić sobie, że potrafi zachowywać się jak osoba dorosła.
Paul wyraził współczucie, po czym poinformował, że w czasie jej nieobecności praca przebiegała
bez zakłóceń i nie było żadnych poważniejszych problemów. Z dokumentów, które jej przedłożył,
wynikało, że taktownie umniejszał swoją rolę, a dla niej było jasne, że kierował firmą zręcznie
i lojalnie i że gdyby była w ciąży, nie wahałaby się przekazać mu swojego stanowiska, samej
zadowalając się skromniejszą funkcją.
Popijając kawę, zastanawiała się, czy mimo wszystko nie rozważyć takiego rozwiązania. Paul
zasługiwał na awans i większą odpowiedzialność, a jeśli ona mu tego nie zaproponuje, może go
skusić inny pracodawca. Zapisała sobie w pamięci, żeby porozmawiać na ten temat z Tomem, a kiedy
Paul zapytał ją później, czy nie jest już spragniona powrotu do steru władzy, skrzywiła się lekko.
– Nie jestem pewna – odpowiedziała z namysłem, stwierdzając z zadowoleniem, że
zainteresowanie Paula nagle wzrosło, choć oczywiście był na tyle dyskretny, żeby nie okazywać
nadmiernej ciekawości. – W przyszłym tygodniu muszę być oczywiście na tej konferencji – dodała.
– Tak – kiwnął głową Paul. – Chętnie bym cię zastąpił, bo widzę, że jeszcze nie w pełni doszłaś do
siebie, ale w niedzielę wyjeżdżam na urlop, a podejrzewam, że Jean i dzieciaki by mnie wyklęły,
gdybym nagle zmienił plany.
– Nie miałabym im tego za złe – powiedziała Angelica.
Doświadczenia ostatnich tygodni unaoczniły jej, jak ważne są więzy rodzinne i jak uzasadnione
były narzekania wielu żon, że ich mężowie poświęcają więcej czasu obowiązkom służbowym niż
domowi i rodzinie. Ona na pewno nie będzie zachęcać żadnego ze swoich pracowników do
pracoholizmu.
– Och, byłbym zapomniał – zreflektował się Paul, wracając od drzwi. – Było do ciebie parę
prywatnych telefonów. Dzwonił jakiś mężczyzna, ale nie przedstawił się ani nie zostawił
wiadomości. Pytał, czy wiemy, jak mógłby się z tobą skontaktować. Wiedziałem, że jesteś u matki,
ale nasza wspólna asystentka uznała, że nie należy mu przekazywać tego rodzaju informacji.
Deanna prawdopodobnie myślała, że dzwoni Giles, uzmysłowiła sobie Angelica. Asystentka była
wtajemniczona w pewne szczegóły jej związku z Giles’em – jakżeby mogło być inaczej? – i Angelica
podejrzewała, że odmowa podania numeru telefonu matki była podyktowana troską o jej
bezpieczeństwo. Ale co będzie, jeśli to Daniel próbował się z nią skontaktować? Serce zabiło jej
mocniej, puls przyspieszył.
– A więc ten mężczyzna nie podał swego nazwiska? – upewniła się, z trudem wydobywając słowa.
Paul rzucił jej badawcze spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
– O ile mi wiadomo, nie – odparł. – Deanna wspomniała tylko, że dzwonił kilka razy, bo akurat tak
się złożyło, że wszedłem do biura, kiedy go miała na linii.
To nie mógł być Daniel, wykluczone. A nawet jeśli, to dzwonił prawdopodobnie tylko w dobrej
wierze, żeby się dowiedzieć, jak się czuje. Z tego samego powodu, dla którego się nią opiekował,
a także się z nią kochał – po prostu z troski i ze współczucia. Na pewno nie z miłości… A to właśnie
miłość, bezgraniczna i wszechogarniająca była tym, czego pragnęło jej serce.
W tej sytuacji widziała tylko dwa wyjścia – wszystko albo nic. Cokolwiek pośredniego mogłoby ją
zniszczyć. Jej miłość była zbyt intensywna, zbyt silna, by Angelica mogła zadowolić się tylko
sympatią i przyjaźnią. Potrzebowała odwzajemnienia, jeśli miała się uchronić przed
samozniszczeniem.
Nie, to nie mógł być Daniel.
Weekend zapowiadał się nieciekawie i smutno. Oczywiście, Angelica musiała przygotować się do
konferencji, bowiem była sponsorowana przez rząd i poświęcona małym firmom, które odniosły
sukces.
Angelica nie miała ochoty iść, ale przyjęła zaproszenie z tego samego powodu, z którego objęła
kierowanie firmą – wiedziała, że tego oczekiwałby od niej ojciec.
Jedną ze spraw, które przedyskutowała z matką podczas pobytu w Brighton, były niejednoznaczne
uczucia co do pozostania na dyrektorskim stanowisku w firmie. Podkreśliła, że jeśli będzie
odgrywała mniej aktywną rolę, może to oznaczać mniejszy dochód dla nich obu, ale matka zaskoczyła
ją informacją, że po śmierci ojca bardzo dobrze sobie radziła finansowo, inwestując na giełdzie, i że
dochód z firmy został bezpiecznie ulokowany w funduszu oszczędnościowym jako zabezpieczenie dla
Angeliki.
– Nigdy nie czułam się szczęśliwa, będąc na twoim utrzymaniu, Angelico – powiedziała. – Nic nie
mówiłam, bo nie chciałam sprawić ci przykrości. Twój ojciec zawsze trzymał mnie pod kloszem.
– Był mężczyzną o tradycyjnych poglądach na małżeństwo, a ja nigdy nie chciałam mu powiedzieć,
że wolałabym związek bardziej partnerski… że chciałabym dzielić z nim również jego życie
zawodowe – mówiła dalej pani Barnes. – Ojciec uważał, że żonę należy chronić i otaczać opieką…
niemal rozpieszczać, ale po jego śmierci… cóż, uznałam, że czas wziąć sprawy w swoje ręce. –
Posłała córce uśmiech figlarny i smutny zarazem.
– Bardzo kochałam twego ojca, ale z biegiem lat zaczął poświęcać za dużo czasu pracy. Cóż,
stwierdziłam, że odpowiada mi moja niezależność, więc jeśli masz jakieś plany na przyszłość,
Angelico, nie bierz mnie pod uwagę. Wiesz, że jeszcze jakoś się trzymam – dodała z delikatnym
wyrzutem.
A zatem, jeśli zechce wycofać się z kierowania firmą i zająć jakieś skromniejsze stanowisko i jeśli
to będzie oznaczało mniejsze dochody, jej matka nie będzie się tym przejmować.
Zaledwie kilka tygodni wystarczyło, żeby Angelica sobie uświadomiła, co jest dla niej w życiu
naprawdę ważne. Kiedy sądziła, że jest zakochana w Giles’u, nigdy nawet do głowy jej nie przyszło,
żeby zrezygnować z kierowania przedsiębiorstwem. Wtedy jednak ani przez sekundę nie czuła tego
co teraz. Gdyby tylko Daniel ją pokochał, tak jak ona kocha jego, rzuciłaby z radością wszystko, żeby
być u jego boku.
On jednak jej nie kocha i nie pragnie. Dlaczego więc ona czuje potrzebę, tę naglącą chęć
całkowitej zmiany swego życia? Czy dlatego, że boi się, że jeśli tego nie zrobi, praca stanie się
jedynym, co trzyma ją przy życiu? Zadrżała na tę myśl, nie chcąc sobie nawet wyobrażać takiej
sytuacji.
Gdy tylko będzie już miała za sobą tę konferencję, spotka się z Tomem i przeanalizuje z nim swoje
plany, postanowiła.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Weekend ciągnął się w nieskończoność. Angelica straciła już wszelką nadzieję, że Daniel się z nią
skontaktuje, i na swój sposób była z tego nawet zadowolona, bo gdyby to zrobił…
Gdyby do niej zadzwonił, chęć zobaczenia go byłaby tak przemożna, tak nieprzeparta, że nie
oparłaby się pokusie wyjazdu do Pembroke, żeby się z nim spotkać. A gdyby do tego doszło, to
kwestią czasu byłoby tylko, by otworzyła przed nim serce, błagając, by obdarował ją choć odrobiną
zrozumienia i uczucia.
A to nie byłoby uczciwe. Jeśli próbowałaby przywiązać go do siebie, odwołując się do jego
poczucia winy i litości, nie byłaby w stanie zaznać spokoju i żyć własnym życiem, aż w końcu
nadszedłby dzień, w którym Daniel znienawidziłby te więzy, a poniekąd także i ją.
Nie, zdecydowanie lepiej jest tak jak jest. Znacznie, znacznie lepiej – upewniała się. Niech myśli
raczej, że jest niewdzięczna i niezrównoważona, ale, na litość boską, niech nigdy nie uważa jej za
osobę żałosną.
Konferencja odbywała się w eleganckim hotelu na wsi w pobliżu Bath. Angelica wyruszyła, żeby
zdążyć na rozmowę wprowadzającą przed lunchem, i po przyjeździe na miejsce stwierdziła, że jest
jedną z pierwszych osób, które się zjawiły.
Recepcjonistka wręczyła jej z uśmiechem elegancki folder zawierający szczegółowy plan
konferencji, po czym podała klucz do pokoju.
Hotel został wynajęty przez organizatorów konferencji na trzy dni, ale Angelica spostrzegła
z konsternacją, że do rozkładu zajęć wpisano również czas wolny. Hotel był położony w pięknym
otoczeniu; gdyby nie była tutaj sama… gdyby na przykład towarzyszył jej Daniel i przebywali tu na
wakacjach, to miejsce wydawałoby się idylliczne. Ale że jest inaczej…
Właśnie miała zanieść torbę do pokoju, gdy recepcjonistka nagle ją zawołała. Dziewczyna z uwagą
słuchała, co mówi do niej młody mężczyzna w ciemnym garniturze. Miał, jak zauważyła Angelica,
identyfikator z napisem „Zastępca dyrektora”.
– Proszę wybaczyć – zwróciła się do niej recepcjonistka. – Nastąpiło chyba jakieś
nieporozumienie z pokojami i dałam pani niewłaściwy klucz.
Angelice naprawdę było wszystko jedno, w którym pokoju będzie spała. Teraz nic już dla niej nie
miało znaczenia, więc oddała swój klucz i dostała w zamian inny. Uśmiechnęła się nieznacznie
i może trochę sztucznie.
Nawet to, że jak po chwili z zaskoczeniem stwierdziła, przydzielono jej prywatny apartament
z salonem, komfortowo umeblowany, z dużymi oknami, z których rozciągał się widok na park
i sztuczne jezioro, nic a nic jej nie ucieszyło.
Angelica odwróciła się od okna i przeszła do sypialni. Pokój był większy, niż się spodziewała,
pięknie urządzony drogimi meblami imitującymi antyki. Na środku stało szerokie łoże, przykryte
narzutą z takiej samej tkaniny jak obicia foteli w salonie.
Do sypialni przylegała równie elegancka łazienka, której centralny punkt stanowiła ogromna
staroświecka w kształcie wanna. Ściany pokrywały malowidła przedstawiające scenki rodzajowe na
tle włoskiego krajobrazu. Cały apartament był zapewne tak drogi, że Angelica nie mogła wprost
uwierzyć, że się w nim znajduje. Aż bała się pomyśleć, ile może kosztować spędzenie choćby jednej
nocy w takim luksusie.
Słyszała, że właściciel hotelu cieszy się doskonałą opinią i że miejsca na weekendowe wieczory
taneczne, które tu organizuje, są rezerwowane na miesiące naprzód.
Angelica przyjechała do Bath w eleganckim kostiumie typowym dla bizneswoman i sprawdziwszy,
że fryzura i makijaż są nienaganne, nie zwlekała z zejściem na dół, żeby dołączyć do pozostałych
uczestników.
Ta sama recepcjonistka, która dała jej klucz od pokoju, wskazała jej teraz salę konferencyjną.
Nie było tam ani jednej osoby, którą by znała. Mężczyźni gromadzili się w małych grupkach po
jednej stronie sali, gdy tymczasem kobiety po drugiej.
Angelica zastanawiała się, czy do nich nie dołączyć i czy cokolwiek zdoła wzbudzić jej
zainteresowanie, jak to niegdyś bywało przy podobnych okazjach. Wahała się, stojąc
niezdecydowana i wodząc obojętnym wzrokiem po uczestnikach konferencji, odmawiając nawet
kawy, którą częstowano. W pewnej chwili weszła następna grupka osób, najwyraźniej
przedstawicieli ministerstwa organizującego konferencję, i spotkanie oficjalnie się rozpoczęło.
Po pewnym czasie nastąpiła krótka przerwa na lunch, a potem popołudniowa dyskusja na temat
różnych metod efektywnego wejścia na rynki japońskie i najlepszych sposobów znajdowania
i weryfikowania tłumaczy z japońskiego.
Angelica słuchała niezbyt uważnie, zdając sobie sprawę, że jej miejsce na konferencji powinien
zajmować ktoś inny, kto uczestniczyłby w obradach z większym pożytkiem dla firmy.
Po popołudniowej herbacie dyskutowano w grupach, po czym nastąpiła przerwa przed oficjalnym
bankietem, na którym organizatorzy mieli podejmować kilku biznesmenów z Japonii.
Angelica bez entuzjazmu przebrała się w wieczorowy strój. Dopasowana, skromna czarna
sukienka, którą przywiozła na tę okazję, zwisała na niej luźno, co uświadomiło jej z całą surowością,
jak bardzo zeszczuplała. Gdy przyjrzała się sobie w lustrze, stwierdziła, że wygląda na zmęczoną,
wręcz ledwo żywą. Jeśli Daniel ją teraz zobaczył, odetchnąłby z ulgą, że się z nią w żaden sposób
nie związał. Doszła do wniosku, że na przyszłość musi pamiętać, żeby unikać czarnego koloru. Czerń
tylko podkreślała jej przygnębienie i zmęczenie. Wyglądała jak wdowa w głębokiej żałobie.
Bankiet odbywał się w restauracji hotelowej. Angelica nie była zdziwiona, że przypadło jej
miejsce usytuowane dość daleko od głównego stołu. Nie znała ani mężczyzn siedzących po obu
stronach, ani tych, którzy zajmowali miejsca naprzeciwko. Zastanawiało ją krzesło na wprost niej,
które wciąż było puste. Ktoś najwyraźniej się spóźnia, pomyślała.
Miejsca przy głównym stole zostały zajęte, goście z Japonii zostali przedstawieni i powitani
dyskretnym aplauzem. Wszyscy usiedli i Angelica robiła, co mogła, żeby udzielać sensownych
odpowiedzi na pytania swoich współtowarzyszy.
Bezwiednie mieszała łyżką zupę, od czasu do czasu nabierając kropelkę, na co korpulentny sąsiad
z prawej patrzył wyraźnie zdegustowany. I wtedy, akurat gdy kelnerzy zaczęli uprzątać naczynia
przed drugim daniem, nastąpiło lekkie ożywienie i ktoś zajął miejsce na wprost niej…
I to nie był byle kto. Zorientowała się, kiedy serce nagle podskoczyło jej w piersi, a cały świat
zawirował… Naprzeciw niej pojawił się Daniel.
Z trudem go poznała. W ciemnoszarym eleganckim garniturze i śnieżnobiałej koszuli wyglądał
zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widzieli się w Pembroke. Ciemne kręcone włosy były starannie
przystrzyżone i ułożone, nadgarstki i ręce opalone, twarde i bardzo męskie w porównaniu
z pulchnymi, zwiotczałymi dłońmi mężczyzn siedzących po obu jej bokach.
Serce Angeliki biło niebezpiecznie szybko. Daniel jeszcze jej nie zauważył. Mówił coś do kobiety
po swojej lewej stronie, uśmiechając się i potrząsając głową. Najwyraźniej tłumaczył przyczynę
swego spóźnienia.
W gwarze ogólnej rozmowy Angelica wychwyciła poszczególne słowa, jak „w ostatniej chwili
uzgodnione” i „opóźnienie”.
Za moment Daniel odwróci głowę i ją zobaczy, a wtedy…
Pod pretekstem, że upuściła serwetkę, pochyliła głowę i gorączkowo zastanawiała się, co powinna
zrobić. Ostatnie, do czego byłaby zdolna, to spojrzeć mu teraz prosto w oczy i udawać że go nie zna.
To jasne, że tego nie mogłaby zrobić. A zatem co jej pozostaje? Uśmiechnąć się i powiedzieć
radośnie: „Co za zbieg okoliczności!”, jak gdyby rozstali się w najlepszej komitywie? Jak gdyby to
namiętne popołudnie nigdy się nie wydarzyło. Nie, to wykluczone. Nie byli przecież tylko
i wyłącznie znajomymi spotykającymi się od czasu do czasu przy różnych okazjach. Cóż, a jeśli nie,
to czym dla siebie byli? – zastanowiła się. Kochankami?
Trudno powiedzieć. Przyjaciółmi? Nie, też nie.
– Nic pani nie jest? Wygląda pani dość mizernie, zastanawiałem się, czy dobrze się pani czuje –
usłyszała głos obok siebie.
Te słowa podziałały na nią niczym balsam na duszę. Natychmiast się skarciła, że nie była przedtem
milsza dla swego korpulentnego sąsiada. Teraz dał jej doskonały pretekst do wyjścia. Potrząsnęła
głową, przycisnęła serwetkę do ust i obserwowała, jak lekko pobladł.
Widać było, że sama myśl, że mogłaby publicznie poczuć się źle, żenowała go i przerażała.
– Proszę wybaczyć – wykrztusiła. – Myślę…
– Tak. Na pani miejscu poszedłbym do pokoju. Wkrótce poczuje się pani lepiej.
Nie mając odwagi odwrócić się, żeby sprawdzić, czy Daniel ją poznał, wymknęła się na tyle
dyskretnie, na ile mogła, zatrzymując tylko na chwilę w hallu, żeby wyjaśnić recepcjonistce, innej niż
poprzednio, że dopiero co przeszła zatrucie pokarmowe i jeszcze nie odzyskała w pełni sił.
– Gdyby pani chciała wezwać lekarza – zaproponowała recepcjonistka, ale Angelica potrząsnęła
głową.
– Nie, dziękuję, nie trzeba. Myślę, że to tylko zapach jedzenia tak na mnie podziałał – skłamała ze
wstydem. – Nic mi nie będzie.
Po wejściu do apartamentu zamknęła drzwi na klucz i stanęła na środku pokoju.
Daniel tutaj! To ostatnie, czego mogłaby się spodziewać, i niewątpliwie on byłby równie
zszokowany jej widokiem. Prawdopodobnie nawet bardziej.
Teraz jednak, choć zdawała sobie sprawę, że najrozsądniejsze, co mogłaby zrobić, to spakować
torbę i natychmiast opuścić hotel, niczego bardziej nie pragnęła, jak dowiedzieć się, w którym on
mieszka pokoju, zobaczyć go, porozmawiać z nim… Po prostu pobyć z nim. Nie mogła jednak ulec
tego rodzaju pokusie. Nie mogła również opuścić konferencji, a w każdym razie nie bez wyjaśnienia.
Zatrucie pokarmowe! Przecież powiadomiła recepcjonistkę!
Pobiegła do pokoju. W czasie, gdy była w restauracji, ktoś rozpakował jej rzeczy. Chodziła dokoła
sypialni i gorączkowo wrzucała je z powrotem do torby. Zaabsorbowana, nie słyszała delikatnego
obrotu klucza w zamku zewnętrznych drzwi i nie zdawała sobie sprawy, że nie jest już w pokoju
sama, dopóki szósty zmysł nie kazał jej podnieść wzroku.
– Daniel. – Serce jej załomotało, przycisnęła dłoń do piersi. – Co? Jak mogłeś…?
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Upuściła na podłogę spódnicę, którą właśnie miała
włożyć do torby. Daniel stał w drzwiach do sypialni. Był taki jak zawsze, a równocześnie wydawał
się jakby inny. Wyglądał obco w ciemnym garniturze, który jednak nosił równie naturalnie jak
znoszone dżinsy. Miał jednak szczuplejszą twarz, oczy jakby ciemniejsze, a policzki zapadnięte.
– Powinienem był się domyślić, że to zrobisz, prawda? – zagadnął, ignorując jej pytania. –
Wygląda na to, że uciekanie stało się twoim nawykiem. Trudno to pochwalać… Przed czym uciekasz,
Angelico? Przede mną czy przed sobą?
Nie mogła oderwać oczu od ukochanego i pożądliwie wpatrywała się w niego, marząc o tym, żeby
podejść i go dotknąć, choćby po to, żeby upewnić się, że to naprawdę on, a nie tylko przywidzenie.
Jego gniewne słowa prawie nie docierały do jej świadomości.
Daniel tutaj. Daniel tu jest! – powtarzała w myślach.
– Dokąd się właściwie wybierasz?
Dokąd się wybiera? Zmarszczyła czoło i umknęła wzrokiem. Jego nieoczekiwana obecność
w apartamencie na chwilę uśpiła jej czujność. Nie może pozwolić, żeby Daniel odgadł prawdę.
– Nie czuję się najlepiej – skłamała. – Postanowiłam… postanowiłam wrócić do domu – wyjąkała.
– Ta konferencja nie była zresztą najlepszym pomysłem. Powinnam była odwołać swój udział
i wysłać Paula. Kiedyś przejmie po mnie…
– Zamierzasz przekazać komuś kierowanie firmą? – Teraz to Daniel zmarszczył czoło.
– Tak, tak – pokiwała głową.
– Dlaczego? – Rzucił to pytanie i nagle wyraz jego twarzy się zmienił, stał się nieprzyjemny
i surowy. Zadrżała.
– Skłamałaś, prawda? – pytał dalej. – Jesteś w ciąży. Nosisz moje dziecko. Cóż, tak się stało.
Wyjdziesz za mnie, Angelico, czy tego chcesz, czy nie. Dziecko potrzebuje ojca, a to znaczy, że za
mnie wyjdziesz, choć może ci się to nie podobać. Moje dziecko nie będzie się wychowywać, nie
znając ojca. Nic mnie nie obchodzi, że może teraz małżeństwo nie jest modne, a kobiety wolą być
samotnymi matkami.
Angelica opadła na łóżko, zbyt zszokowana, by ukrywać swoje uczucia.
– O co chodzi? Coś nie tak? – pytał niecierpliwie Daniel, zobaczywszy łzy płynące jej z oczu.
Potrząsnęła głową zbyt wstrząśnięta, by odpowiedzieć, a potem wydała zduszony okrzyk
zdziwienia, gdy poczuła na ramionach jego ręce. Daniel potrząsnął nią delikatnie.
– Kochanie, przepraszam, jeśli cię przestraszyłem, ale sama się zastanów… Nie możesz pozbawiać
naszego dziecka prawa do opieki obojga rodziców – przekonywał.
Angelica z trudem przełknęła ślinę.
– Danielu, ale nie będzie żadnego dziecka – wykrztusiła schrypniętym głosem.
Daniel natychmiast ją puścił, na jego twarzy pojawił się wyraz goryczy i bólu tak wielki, że omal
go nie wzięła w ramiona. Natychmiast jednak ucieszyła się, że tego nie zrobiła, gdy usłyszała
oskarżycielskie słowa:
– Zrobiłaś to. Zabiłaś nasze dziecko? – wykrzyknął.
Przez chwilę nie mogła uwierzyć własnym uszom. Wstała i przeszła obok niego, starając się
stłumić gniew.
– Mylisz się, Danielu – powiedziała. – Mylisz się bardziej, niż to sobie wyobrażasz. Gdybym była
w ciąży… – Nie dokończyła, by nie powiedzieć mu, ile by to dziecko dla niej znaczyło i ile on dla
niej znaczy. – Próbowałam ci tylko powiedzieć, że nigdy nie było żadnego dziecka – wyjaśniła
drżącym głosem.
– To dlaczego rezygnujesz z prowadzenia firmy? – zdziwił się. – Dlaczego teraz ode mnie
uciekłaś?
Miała ochotę skłamać, znaleźć jakąś banalną, ale wiarygodną wymówkę, tylko że słowa uwięzły
jej w gardle. Przeżyła taki szok, że nie była w stanie trzeźwo myśleć, nie mówiąc już o wymyślaniu
kłamstw.
– Uznałam, że tak będzie najlepiej – wykrztusiła w końcu. – Najlepiej dla nas obojga. Że ty nie
zechcesz mnie widzieć.
– Że ja cię nie zechcę widzieć? – powtórzył, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. – Na Boga,
kobieto… Uciekłaś ode mnie w środku nocy, po najpiękniejszym zbliżeniu, jakie kiedykolwiek
przeżyłem… Znikłaś bez śladu, jakbyś się zapadła pod ziemię! Twoja sekretarka nie chciała mi
powiedzieć, gdzie jesteś. Z Tomem nie mogłem się skontaktować, bo jest za granicą, w każdym razie
był. Dzięki Bogu, wrócił na czas, żeby mi powiedzieć, że wybierasz się na konferencję.
W przeciwnym razie wciąż bym cię szukał. Już myślałem, że będę musiał przypuścić szturm na to
wasze piekielne biuro.
– Powtarzam, uciekłaś ode mnie – ciągnął dalej – i wciąż uciekasz. I jeszcze masz czelność
oskarżać mnie, że nie chcę cię widzieć! Bądź ze mną szczera, Angelico – zażądał kategorycznie. –
Muszę to wiedzieć. Czy to popołudnie… czy ja cokolwiek dla ciebie znaczę? Choćby niewiele?
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się, tak że widziała tylko jego plecy, i zwiesił ramiona
zrezygnowany. Serce Angeliki ścisnęło się z bólu.
– Powiedziałem sobie, że nie będę cię ponaglał – dodał. – Że potrzebujesz czasu, żeby dojść do
siebie po rozstaniu z Giles’em. Nie chciałem, abyś mnie odrzuciła, zanim jeszcze miałabyś szansę
mnie poznać, zanim, taką miałem nadzieję, poczułabyś do mnie przynajmniej jedną dziesiątą tego, co
ja czuję do ciebie… Ale wkrótce swoim zachowaniem wszystko to zaprzepaściłem, prawda?
Spaprałem sprawę, dając ci poznać, jak bardzo i szczerze mi na tobie zależy, ile dla mnie znaczysz…
Jak rozpaczliwie cię kocham…
Angelica nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę.
– Ty mnie kochasz? – przerwała mu drżącym głosem.
Daniel odwrócił się i popatrzył na nią.
– Nie, oczywiście, że nie – zaśmiał się ironicznie. – Zawsze kocham się tak, jak kochałem się
z tobą… Zawsze tracę samokontrolę tak jak wtedy, zawsze pragnę być z kimś tak bardzo, że
odwołuję wszystkie spotkania i uzgodnione terminy, żeby tylko móc do tej osoby wrócić… Zawsze
też zadręczam pytaniami sekretarki i dzwonię do obcych ludzi, wypytując o adres… No i zawsze
wybieram się na konferencje, w których mój udział jest całkowicie zbędny. Oczywiście, że cię
kocham, głuptasie!
Milczała.
– Ale to ja jestem głupi, czyż nie? – Wzruszył ramionami. – Nie mogę tak dalej żyć… Muszę
wiedzieć. Czy jest szansa, że mnie pokochasz? Wiem, że mnie pożądasz. – Popatrzył jej w twarz
i uśmiechnął się. – Nie, nie zaprzeczaj. I nie wstydź się tego. Nie ma nic wstydliwego w pożądaniu,
ale ja chcę czegoś więcej niż twego ciała, aniele… Ja chcę twojej miłości, całej miłości.
– Masz ją – szepnęła Angelica i z oczu popłynęły jej łzy, gdy zobaczyła, jak bardzo zmienił się
wyraz twarzy Daniela po tym wyznaniu.
– Naprawdę tak myślisz? Naprawdę? – pytał, biorąc ją w ramiona. – O mój Boże, jeśli kłamiesz…
– Nie kłamię. To dlatego wyjechałam. Wiedziałam, że cię kocham, i bałam się, że nie zdołam tego
przed tobą ukryć. Byłam przekonana, że ty mnie nie kochasz, że tylko litujesz się nade mną.
– Jak mogłaś tak myśleć po tym, w jaki sposób się kochaliśmy? Co przeżyliśmy? – zdziwił się.
Angelica zaczerwieniła się lekko.
– Nie mam porównania – przypomniała mu zażenowana. – Myślałam… Cóż, mówiłeś, że upłynęło
dużo czasu, odkąd się kochałeś ostatni raz – dodała, znów oblewając się rumieńcem, ale zaraz
uśmiechnęła się, gdy Daniel dotknął jej rozpalonej twarzy jednym palcem i pogładził policzek.
– Abstynencja nie ma nic wspólnego z moją reakcją, nic a nic – powiedział.
Usta Daniela znalazły się tuż obok jej ust. Wystarczyłby jeden ruch, żeby poczuła na nich znajome
ciepło. Przesunęła koniuszkiem języka wzdłuż jego warg.
– Chciałam mieć z tobą dziecko – szepnęła. – Mówiłam sobie, że jeśli nie mogę mieć ciebie, to
przynajmniej miałabym dziecko, czyli jakby cząstkę ciebie… Jak mogłeś myśleć, że byłabym zdolna
do usunięcia ciąży? Do pozbycia się tak cennego daru?
– A jak ty mogłaś myśleć, że cię nie kocham? – odpowiedział pytaniem. – Oboje byliśmy głupi.
Gdybyśmy od początku byli wobec siebie szczerzy… Gdybym ci wyznał, co czuję… – westchnął. –
Ale uważałem, że jeszcze na to za wcześnie. Gdy powiedziałaś mi o Giles’u, byłaś tak zdecydowana,
żeby nie pokochać żadnego innego mężczyzny, że wydawało mi się, iż upłyną miesiące, zanim zdołam
przełamać mur, który wzniosłaś wokół siebie.
– Tymczasem ja już byłam w tobie beznadziejnie zakochana.
– Bardzo umiejętnie to ukrywałaś – zauważył Daniel.
Pocałował ją namiętnie, wprawiając w drżenie jej ciało. Westchnęła cicho, ogarnięta pożądaniem.
– Nie mogę uwierzyć, że przyjechałeś na tę konferencję tylko po to, żeby się ze mną spotkać –
powiedziała Angelica po chwili.
– Cóż, lepiej uwierz – roześmiał się i znowu ją pocałował.
– Jestem zdziwiona, że znalazł się wolny pokój – zauważyła. – Wszystkie były już zarezerwowane.
– Uhm. Nie mieli dodatkowego pokoju, ale kiedy wyjaśniłem, że będę dzielił pokój z tobą,
i zarezerwowałem apartament…
– To ty wynająłeś ten apartament? – Angelica posłała mu pełne niedowierzania spojrzenie.
– Uhm – mruknął potakująco, pochylił się i zaczął skubać zębami jej szyję, wprowadzając zamęt
w jej myśli.
– A więc byłeś taki pewien moich uczuć? – zapytała z lekkim oburzeniem.
– Nie, byłem tak zdesperowany, że postanowiłem zrobić, co tylko możliwe, żeby wreszcie spotkać
cię w miejscu, z którego nie mogłabyś ode mnie uciec. Jeśli byłoby trzeba, spędziłbym noc na sofie.
Nadal mogę to zrobić w razie potrzeby – dodał, ujmując w dłonie jej twarz i patrząc prosto w oczy. –
Pragnę cię mieć przy sobie na zawsze, Angelico. Nie tylko na kilka krótkich nocy.
Zadrżała pod dotykiem jego rąk, bowiem wiedziała, że mówi prawdę.
– Szkoda, żeby takie wspaniałe łóżko się marnowało – zauważyła nieśmiało.
– Masz rację. Wiesz, że kiedy wyobrażałem sobie na początku naszej znajomości, jak będziemy się
kochać, to miałem nadzieję, że będzie to w takim pokoju jak ten… eleganckim i komfortowym,
z łożem jakby specjalnie przygotowanym dla kochanków. Chciałem, żebyśmy mieli dużo czasu,
żebyśmy kochali się niespiesznie i długo, tak żebyś przez całe życie pamiętała, ile dla mnie
znaczyłaś. Tymczasem…
– Żadne „tymczasem” – rzekła Angelica. – Tamto popołudnie było cudowne, spontaniczne
i naturalne, instynktowne i takie, jak miało być… Nawet jeśli myślałam, że mnie nie kochasz,
wiedziałam, że to, co nas łączy, jest czymś szczególnym, nawet jeśli tylko zmysłowym. I nie żałuję
ani jednej sekundy. Cóż, w każdym razie teraz nie. Żałowałam tylko, że nie zaszłam w ciążę.
– Hm, myślę, że po dzisiejszej nocy będzie lepiej, jeśli się pobierzemy, i to tak szybko, jak to
możliwe. Możemy podać jako argument konieczność wzajemnych zobowiązań naszych firm –
powiedział spokojnie, marszcząc brwi. – Nie musisz myśleć, że będę oczekiwał czy chciał, żebyś
zrezygnowała z kierowania firmą ojca, chyba że sama tego zechcesz. Sprzedałem swój pakiet
kontrolny w firmie. Wciąż mamy siedzibę w Cardiff, ale jestem gotowy zrezygnować ze stanowiska
dyrektora generalnego i rozglądam się za pracą w Londynie…
Angelica potrząsnęła głową.
– Nie. Doszłam do wniosku, że praca była dla mnie ważna tylko z poczucia obowiązku
i odpowiedzialności. Chcę spędzać czas z tobą, z naszymi dziećmi. Już postanowiłam, że spytam
Paula, czy nie zechciałby objąć mego stanowiska. Moim marzeniem jest dom na wsi, z kawałkiem
ziemi, może nawet blisko morza.
– Hm, a moim marzeniem jest teraz wzięcie cię do łóżka i kochanie się z tobą, po to żeby się
upewnić, że jesteś prawdziwa, że to nie sen na jawie ani gra mojej wyobraźni.
Po dłuższym czasie Angelica nagle przypomniała sobie o konferencji.
– Myślisz, że za nami tęsknią? – spytała sennie, wtulona w jego pierś.
– Nie tak jak ja tęskniłem za tobą w czasie ostatnich tygodni. Jeśli znowu ode mnie uciekniesz…
– Nie ucieknę – zapewniła go łagodnie i pocałowała delikatnie w usta.
Odwzajemnił pocałunek, a kiedy jej ciało poruszyło się gwałtownie pod wpływem zmysłowej
pieszczoty, podziękowała w duchu cudownej mocy losu, który zetknął ich ze sobą.
Tytuł oryginału: Second Time Loving
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 1990
Redaktor serii: Dominik Osuch
Opracowanie redakcyjne: Dominik Osuch
Korekta: Lilianna Mieszczańska
© 1990 by Penny Jordan
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2014
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżone.
Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy
nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
ISBN 978-83-238-9532-9
Gwiazdy Romansu 109
Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o. |