Erin Hunter Wojownicy Tom 1 Ucieczka w dzicz

background image

Autorzy fanowskiego tłumaczenia


http://www.artemida.webd.pl/warriorcats/viewtopic.php?t=4611


1. Na wolności (Into the Wild)

Autorzy:
- Spis bohaterów oraz prolog: Lazurowa Sadzawka
- Rozdział I: Lazurowa Sadzawka | Szlachetna Krew | Krucze Skrzydło
- Rozdział II: Krucze Skrzydło
- Rozdziały III: Lśniący Strumyk
- Rozdział IV: Świetlista Ścieżka
- Rozdział V i VI: Lśniący Strumyk
- Rozdział VII i VIII: Bursztynowy Wiatr
- Rozdział IX - XXV: Promienny Kwiat




























background image

Billy'emu, który opuścił nasze domostwo Dwunogów,
Żeby zostać Wojownikiem.
Nadal go nam brakuje.
I jego bratu, Benjaminowi,
Który jest teraz w Gwiezdnym Klanie.

Bohaterowie

Klan Gromu

Przywódczyni
Błękitna Gwiazda - niebieskoszara kocica o srebrzystym pyszczku

Zastępca
Czerwony Ogon - mały szylkretowy kocur z charakterystycznym rudym ogonem
Terminator: Popielata Łapa

Medyk
Cętkowany Listek - piękna szylkretowa kotka o charakterystycznej nakrapianej sierści

Wojownicy
(kocury i kotki, które nie mają małych)

Lwie Serce - wspaniały złocistobury kocur z gęstym futrem przypominającym lwią grzywę
Terminator: Szara Łapa

Tygrysi Pazur - duży, ciemnobrązowy kocur o niezwykle długich pazurach w przednich
łapach
Terminator: Krucza Łapa

Biała Burza - duży biały kocur
Terminator: Piaskowa Łapa

Ciemnopręgi - szaro-czarny pręgowany kocur

Długi Ogon - srebrny kocur o czarnych pręgach

Mknący Wiatr - ruchliwy bury kocur

Wierzbowa Skórka - bardzo jasnopopielata kotka o niezwykle niebieskich oczach

Mysie Futerko - niewielka brązowa kocica

background image

Terminatorzy
(koty, które ukończyły już sześć księżyców i są trenowane, by zostać wojownikami)

Popielata Łapa - ciemnobrązowy pręgowany kocurek

Szara Łapa - długowłosy, mocno zbudowany szary kocurek

Krucza Łapa - chudy czarny kocurek z maleńką plamką na piersi i białym koniuszkiem
ogonka

Piaskowa Łapa - jasnoruda kotka

Ognista Łapa - przystojny rudy kocurek

Matki
(kocice oczekujące potomstwa lub niańczące kocięta)

Mroźne Futerko - piękna biała kocica o błękitnych oczach

Cętkowana Mordka - śliczna pręgowana kocica

Złoty Kwiat - jasnoruda kocica

Nakrapiany Ogon - jasna, pręgowana, najstarsza z kocic

Starszyzna
(starzy wojownicy i matki, obecnie na emeryturze)

Półogonek - duży ciemnobrązowy kocur, który stracił część ogona

Małe Ucho - szary kocur o bardzo małych uszach; najstarszy kocur w Klanie Gromu

Łaciata Skórka - mały biało-czarny kocur

Jednooka - jasnoszara kotka, najstarszy członek Klanu Gromu; pozornie ślepa i głucha

Pstrokaty Ogon - niegdyś ładna, szylkretowa kotka ze ślicznie nakrapianą sierścią

Klan Cienia

Przywódca
Złamana Gwiazda - długowłosy, ciemnobrązowy pręgowany kocur

Zastępca
Czarna Stopa - wielki biały kocur o ogromnych, smolistoczarnych łapach

background image

Medyk
Cieknący Nos - mały szaro-biały kocur

Wojownicy
Krępy Ogon - burobrązowy kocur
Terminator: Brązowa Łapa

Okrąglak - srebrzysty pręgowany kocur
Terminator: Mokra Łapa

Pokiereszowany - brązowy kocur z bitewnymi bliznami
Terminator: Mała Łapa

Nocna Skórka - czarny kocur

Matki
Poranna Chmura - mała pręgowana kotka

Jasny Kwiat - czarno-biała kocica

Starszyzna
Popielate Futro - chudy szary kocur

Klan Wichru
Przywódca
Wysoka Gwiazda - czarno-biały kocur z bardzo długim ogonem

Klan Rzeki
Przywódca
Krzywa Gwiazda - wielki kot z jasną sierścią i wykrzywioną szczęką

Zastępca
Dębowe Serce - rudo-brązowy kocur

Koty spoza klanów

Żółty Kieł - stara ciemnoszara kotka z szeroką, spłaszczoną mordką

Kleks - przyjazny czarno-biały tłuścioszek; mieszka w domu na skraju lasu

Jęczmień - czarno-biały kocur; mieszka na farmie blisko lasu




Prolog

background image

Sierp księżyca rozświetlał gładkie granitowe głazy, posrebrzając je. Ciszę przerywał tylko
plusk rwącej, czarnej rzeki i szept drzew gdzieś dalej, w lesie.
W mroku nieopodal przekradały się po skałach zwinne cienie, wysunięte pazury błyskały się
w księżycowej poświacie. Czujne ślepia lśniły bursztynowym blaskiem. Wkrótce, jakby na
jakiś niesłyszalny sygnał, stworzenia skoczyły na siebie i nagle skały zaroiły się od
szczepionych w walce, przeraźliwie miauczących kotów.
W samym środku tego kłębowiska futra i pazurów zwalisty, ciemnobury kocur przygwoździł
do ziemi rudo-brązowego przeciwnika i triumfalnie zadarł głowę w niebo.
- Dębowe Serce! - warknął. - Jak śmiesz polować na naszym terenie? Słoneczne Skały
należą do Klanu Gromu!
- Po dzisiejszej nocy, Tygrysi Pazurze, będą już terenem łowów Klanu Rzeki. - parsknął
rudo-brązowy.
Od brzegu dobiegło ostrzegawcze wycie, przenikliwe i pełne trwogi.
- Patrzcie! Nadchodzą następni!
Tygrysi Pazur odwrócił się w samą porę, by ujrzeć lśniące, mokre ciała wynurzające się z
wody u podnóża skał.
Przemoczeni wojownicy Klanu Rzeki zaczęli zbliżać się do walczących, nie robiąc sobie
nawet chwili przerwy na otrzepanie mokrej sierści.
Ciemnobury kocur przeszył Dębowe Serce pełnym wściekłości wzrokiem.
- Może i pływacie jak wydry, ale ty i twoi wojownicy nie jesteście w tym lesie u siebie. -
rozciągnął wargi i wyszczerzył się do szamoczącego się pod nim wroga.
Ponad wrzawę walki wzbił się rozpaczliwy wrzask wojowniczki Klanu Gromu. Żylasty
olbrzym z Klanu Rzeki przygwoździł brązową kotkę do ziemi i, z ciągle ociekającymi wodą
szczękami, rzucił się do jej szyi.
Usłyszawszy ten krzyk, Tygrysi Pazur puścił Dębowe Serce i potężnym susem strącił wroga
z grzbietu kotki.
- Szybko, Mysie Futerko, zmykaj stąd! - rozkazał, po czym rzucił się na jej prześladowcę.
Mysie Futerko z trudem dźwignęła się na łapy i skrzywiona z bólu, który sprawiało jej
głębokie rozcięcie na barku, rzuciła się do ucieczki.
Z tyłu za nią, ciemnobury kocur parsknął wściekle, gdy przeciwnik rozpłatał mu nos. Krew
oślepiła na moment Tygrysiego Pazura, ale nie bacząc na to, kocur skoczył do przodu i
zatopił zęby w tylnej łapie wroga. Wojownik Klanu Rzeki wrzasnął, ale uwolnił się jednym
szarpnięciem.
- Tygrysi Pazurze! - rozległ się krzyk kocura z ogonem rudym jak lisie futro. - Nie mamy
szans! Ich jest zbyt wielu!
- Nie, Czerwony Ogonie. Klan Gromu nigdy nie zostanie pokonany! - odwrzasnął Tygrysi
Pazur, dając susa w jego stronę. - To nasza ziemia! - Krew spływała mu po szerokim
pyszczku. Potrząsnął niecierpliwie głową, rozpryskując szkarłatne krople na skały.
- Klan Gromu doceni twoją odwagę, Tygrysi Pazurze. Ale nie możemy sobie pozwolić na
większe straty! - nalegał Czerwony Ogon. - Błękitna Gwiazda nie oczekuje, żeby jej
wojownicy toczyli walkę, której nie mogą zwyciężyć. Będziemy mieć jeszcze wiele okazji
odwetu za tę porażkę.
Z niezachwianym spokojem przyjął spojrzenie bursztynowych ślepi Tygrysiego Pazura, po
czym wycofał się i wskoczył na sterczący u skraju lasu głaz.
- Klanie Gromu, odwrót! Odwrót! - zawył.
W mgnieniu oka jego wojownicy umknęli przeciwnikom. Fukając i warcząc, cofali się w
stronę Czerwonego Ogona. Przez ułamek sekundy Klan Rzeki wyglądał na
zdezorientowany. Czyżby tak łatwo udalo mu się wygrać tę bitwę?

background image

Wreszcie Dębowe Serce wydał z siebie wrzask triumfu.
Słysząc to, wojownicy Klanu Rzeki dołączyli doń swoje głosy i przeraźliwym miauczeniem
ogłosili zwycięstwo.
Czerwony Ogon spojrzał z góry na wojowników Klanu Gromu i trzepnął rudą kitą. Na ten
sygnał koty puściły się w dół po najbardziej oddalonym zboczu Słonecznych Skał i zniknęły
wśród drzew.
Tygrysi Pazur ruszył ostatni. Na skraju lasu zawahał się jeszcze i obejrzał na splamione
krwią pole bitwy. Minę miał ponurą, a oczy zmrużone z wściekłości. Po chwili pędził już za
swoim Klanem w głąb milczącego lasu.

Na polanie siedziała samotnie szara kocica wpatrzona w czyste nocne niebo. W
ciemnościach dookoła słyszała oddech śpiących.
Ze zmroku szybkim, bezgłośnym krokiem wysunęła się mała szylkretowa kotka. Szara
kocica pochyliła głowę na powitanie.
- Jak się czuje Mysie Futerko? - miauknęła.
- Ma głębokie rany, Błękitna Gwiazdo. - odparła nowo przybyła, sadowiąc się na chłodnej
trawie. - Ale jest młoda i silna. Raz-dwa wydobrzeje.
- A pozostali?
- Wszyscy dojdą do siebie.
Błękitna Gwiazda westchnęła.
- Mamy szczęście, że tym razem nie straciliśmy ani jednego wojownika. Jesteś
utalentowaną medyczką, Cętkowany Listku. - znowu przechyliła głowę, pilnie przypatrując
się niebu. - Głęboko niepokoi mnie nasza dzisiejsza klęska. Odkąd zostałam przywódczynią,
Klan Gromu ani razu nie został pobity na własnym terytorium. Nastały ciężkie czasy. Pora
Młodych Liści się opóźnia i mamy mniej kociąt niż zwykle. Żeby przetrwać, Klan Gromu
potrzebuje więcej wojowników.
- Rok dopiero się zaczyna. - spokojnie zauważyła Cętkowany Listek. - Kiedy nadejdzie Pora
Zielonych Liści, przybędzie nam kociąt.
Szara kotka wzruszyła szerokimi ramionami.
- Być może. Ale wytrenowanie naszych młodych wymaga czasu. Jeżeli Klan Gromu ma
obronić swoje tereny, musi mieć nowych wojowników jak najszybciej.
- Prosisz Gwiezdny Klan o rozwiązanie? - miauknęła cicho Cętkowany Listek, podążając za
spojrzeniem starej kotki. Wpatrzyła się w pasmo gwiazd błyszczących na ciemnym niebie.
- Od czasu do czasu potrzebujemy porady przodków. Czy Gwiezdny Klan przemówił do
Ciebie? - zapytała Błękitna Gwiazda.
- Nie, od kilku księżyców nie.
Nagle nad wierzchołkami drzew zajaśniała spadająca gwiazda. Ogon Cętkowanego Listka
drgnął, futerko na jej grzbiecie się zjeżyło.
Błękitna Gwiazda nastawiła uszu, ale nie odezwała się, kiedy jej towarzyszka siedziała
wpatrzona w niebo.
Po chwili Cętkowany Listek opuściła głowę i odwróciła się do przywódczyni.
- To była wiadomość od Gwiezdnego Klanu - zamruczała. Jej wzrok zamglił się w
zamyśleniu. - Tylko ogień może nas uratować.
- Ogień?! - powtórzyła jak echo Błękitna Gwiazda. - Przecież ogień jest postrachem
wszystkich Klanów! Jakim cudem ma nas uratować?
Cętkowany Listek potrząsnęła głową.

background image

- Nie wiem - przyznała. - ale to jest wieść, którą Gwiezdny Klan zechciał się za mną
podzielić.
Przywódczyni Klanu Gromu wlepiła bystre błękitne oczy w młodą kotkę.
- Nigdy dotąd się nie pomyliłaś, Cętkowany Listku - miauknęła. - Jeśli Gwiezdny Klan to
powiedział, widocznie tak musi być. Uratuje nas ogień.







Rozdział 1

Było bardzo ciemno. Instynkt rudzielca wyczuwał coś w pobliżu. Oczy młodego kota
rozszerzyły się, kiedy pilnie badał wzrokiem gęste zarośla. Nie znał tego miejsca, ale dziwne
wonie wabiły go coraz dalej, coraz głębiej w mrok. Zaburczało mu w brzuchu, przypominając
o głodzie. Kocur odrobinę rozwarł szczęki, żeby pozwolić ciepłym zapachom lasu dotrzeć do
podniebienia.
Stęchły odór pleśniejących liści mieszał się z kuszącym aromatem małego stworzonka.
Nagle tuż obok mignął szary cień. Rudzielec zastygł, nasłuchując. Coś ukrywało się w
liściach nie dalej niż o dwie długości ogona. Wiedział, że to mysz - w głębi swego
owłosionego ucha mógł wyczuć gwałtowne pulsowanie maleńkiego serca. Przełknął ślinę,
powstrzymując burczenie w żołądku. Wkrótce zaspokoi głód.
Powoli zniżył się ku ziemi, szykując do ataku. Wiatr wiał w jego stronę. Rudzielec wiedział,
że mysz nie zdaje sobie sprawy z obecności wroga. Po raz ostatni sprawdził położenie
ofiary, zaparł się mocno tylnymi łapami i skoczył, wzniecając tuman liści z leśnego poszycia.
Mysz, szukając osłony, dała nura w stronę norki, ale Rudzielec był tuż-tuż. Wyrzucił swoją
zdobycz w powietrze, zahaczając bezradne stworzonko ostrymi jak ciernie pazurami. Mysz
wylądowała na ziemi, oszołomiona, ale żywa. Próbowała biec ale Rudzielec znowu ją złapał.
Jeszcze raz nią cisnął, tym razem nieco dalej. Myszy udało się zrobić kilka kroków, zanim
znowu ją dopadł.
Nagle w pobliżu coś zagrzechotało. Rudzielec rozejrzał się dookoła, a wtedy mysz zdołała
wyrwać mu się z pazurów. Gdy się odwrócił, ujrzał jak błyskawicznie pomyka w mrok,
pomiędzy splątane korzenie drzewa.
Rozgniewany, dał spokój łowom. Zakręcił się, wściekle błyskając zielonymi oczami. Musiał
wykryć przyczynę hałasu, który kosztował go taką zdobycz. Grzechocący dźwięk nie milkł,
ale stawał się coraz bardziej znajomy. Rudzielec zamrugał i otworzył oczy.
Nie był w lesie, lecz w dusznej kuchni, zwinięty w kłębek na swoim posłaniu. Przez okno
sączyło się światło księżyca, rzucając cienie na gładką, twardą podłogę. Hałas okazał się
stukotem kulek suchej karmy, które sypały się do miseczki. Mysz mu się tylko przyśniła.
Podniósł głowę i oparł podbródek na brzegu posłania.
Obróżka nieprzyjemnie ocierała jego szyję. We śnie wydawało mu się, że tam, gdzie zwykle
go uciskała, świeży powiew rozwiewał jego miękkie futerko. Rudzielec przeturlał się na
grzbiet, jeszcze przez kilka chwil smakując marzenia. Nadal mógł zwietrzyć zdobycz. Już
trzeci raz od pełni księżyca prześladował go ten sen i za każdym razem mysz wymykała mu
się z łap.

background image

Oblizał wargi. Ze swego posłania czuł mdłą woń karmy. Państwo przed pójściem do łóżka
zawsze napełniali mu miseczkę. Nieciekawe zapachy wyparły ciepły mysi aromat. Jako że
naprawdę z głodu burczało mu w brzuchu, Rudzielec przeciągnął się sennie i podążył do
swojej kolacji. Jedzenie wydawało się suche i bez smaku, niechętnie przełknął jeszcze jeden
kęs. Potem odwrócił się od miseczki i przeszedł przez kocie drzwiczki, mając nadzieję, że
zapach ogrodu przypomni mu emocje ze snu.
Na dworze świecił księżyc, trochę kropiło. Rudzielec wędrował po schludnie utrzymanym
ogrodzie rozświetloną przez gwiazdy żwirową ścieżką. Pod łapami czuł zimne, ostre kamyki.
Załatwił się w cieniu wielkiego krzewu pokrytego lśniącymi zielonymi liśćmi i ciężkimi
purpurowymi kwiatami, które roztaczały mdlącą, słodką woń.
Kot skrzywił się, chcąc wyrzucić z nozdrzy nieprzyjemny zapach. Potem zasiadł na jednym
ze słupków ogrodzenia oznaczającego granicę jego terytorium. Było to ulubione miejsce
Rudzielca. Mógł stąd obserwować ogrody sąsiadów i gęsty zielony las.
Deszcz ustał. Za plecami Rudzielca krótko przystrzyżony trawnik kąpał się w księżycowej
poświacie, ale las tonął w mroku. Kotek wysunął głowę, węsząc w wilgotnym powietrzu.
Skórę pod gęstą sierścią miał ciepłą i suchą, ale czuł ciężar kropel, które iskrzyły się na
rudym futerku.
Usłyszał jak państwo po raz ostatni nawołują przez kuchenne drzwi. Gdyby teraz pobiegł,
powitaliby go czułymi słowami i pieszczotami i zaprosiliby go do swego łóżka, gdzie mógłby,
mrucząc, zwinąć się w kłębuszek, rozgrzany w zagięciu podkulonych kolan któregoś z nich.
Jednak tym razem zignorował wołanie i odwrócił oczy w przeciwną stronę. Po deszczu
świeży zapach lasu stał się jeszcze bardziej rześki. Nagle Rudzielca przeszły ciarki.
Czyżby w ciemnościach coś się poruszyło? Ktoś go obserwuje? Wytężył wzrok, ale wśród
zapachu drzew nie zdołał niczego dostrzec ani wywęszyć. Zuchwale uniósł podbródek, wstał
i przeciągnął się, wbijając pazury w narożniki słupka, gdy prostował kolejno wszystkie cztery
łapy i wyginał grzbiet w łuk. Przymknął oczy. Jeszcze raz odetchnął zapachem lasu, który
coś obiecywał i kusił, by wyruszyć w pełen szeptów mrok. Rudzielec napiął mięśnie i przez
chwilę gotował się do skoku, a potem lekko dał susa na szorstką trawę po drugiej stronie
ogrodzenia. Kiedy lądował, w cieszy nocy zadźwięczał dzwoneczek przy obróżce.
- A dokąd to? - miauknął z tyłu znajomy głos.
Rudzielec spojrzał w górę. Młody czarno-biały kotek balansował niezgrabnie na płocie.
- Cześć, Kleks!
- Nie zamierzasz chyba iść do lasu? - bursztynowe oczy Kleksa zrobiły się ogromne.
- Tylko na chwilę. Rzucić okiem. - rzekł Rudzielec zażenowany.
- W życiu nie dałbym się namówić. To niebezpieczne! - Kleks z niesmakiem zmarszczył nos.
- Henry opowiadał, że kiedyś poszedł do lasu. - Kotek uniósł głowę i wskazał pyszczkiem
ponad rzędami płotów w stronę ogrodu, w którym mieszkał Henry.
- Ten tłusty, stary kocur nigdy nie chodził do lasu! - prychnął Rudzielec. - Od czasu wyprawy
do weterynarza prawie nie bywa poza własnym domem. Wszystko czego chce to jeść i spać.
- Wcale nie. Upolował rudzika!
- No cóż, nawet jeśli, to musiało to być przed weterynarzem. Teraz narzeka na ptaki, bo
przeszkadzają mu w drzemce.
- W każdym razie - ciągnął Kleks, nie zważając na lekceważący ton przyjaciela. - Henry
mówił mi, że tam są różne niebezpieczne zwierzęta. Ogromne dzikie koty, które pożerają na
śniadanie żywe króliki i ostrzą sobie pazury na ich kościach!
- Zamierzam się tylko rozejrzeć - zamiauczał Rudzielec. - Nie zostanę długo.
- Dobra, ale nie mów, że cię nie ostrzegałem! - mruknął Kleks. Odwrócił się i dał nura do
swojego ogrodu.

background image

Rudzielec usiadł na szorstkiej trawie za płotem. Nerwowo polizał futro na barku,
zastanawiając się, ile z kleksowych rewelacji jest prawdą.
Nagle jego uwagę przykuł jakiś ruch. Przez chwilę obserwował jak maleńkie stworzenie
mknie pod krzewy jeżyn.
Rudzielec wiedziony instynktem, przypłaszczył się do ziemi. Łapa za łapą pełznął powoli po
leśnym poszyciu. Z nastawionymi uszami, rozdętymi nozdrzami i nieruchomymi oczami
sunął w kierunku zwierzątka. Teraz już widział wyraźnie jak siedzi wyprostowane pomiędzy
kolczastymi gałęziami jeżyn i skubie trzymane w łapkach duże ziarno.
Mysz!
Rudzielec zakołysał zadkiem, szykując się do skoku. Wstrzymał oddech. Bał się, że
dzwonek przy obróżce znowu zabrzęczy. Przebiegł go dreszcz podniecenia, serce zaczęło
walić jak szalone. To było nawet lepsze niż tamte sny! I właśnie wtedy trzask gałązek i
szelest liści sprawiły że aż podskoczył. Dzwoneczek zadźwięczał zdradliwie, a mysz rzuciła
się w największą gęstwinę jeżynowego krzaka.
Rudzielec stał cichutko i rozglądał się dookoła. Zobaczył biały koniuszek rudego ogona,
wlokącego się przez kępę wysokich paproci. Poczuł silny, dziwny zapach. Stanowczo jakieś
stworzenie mięsożerne, ale nie kot i nie pies.
Oszołomiony, zapomniał o myszy i z ciekawością obserwował puchaty ogon. Chciał mu się
lepiej przyjrzeć. Wytężył wszystkie zmysły, kiedy ukradkiem pełznął przed siebie. I wtedy
podchwycił jeszcze jakieś odgłosy. Dochodziły z tyłu, były stłumione i dalekie. Nastawił uszu,
żeby lepiej słyszeć. Stąpanie łap? - zastanawiał się, ale oczy miał wlepione w dziwne rude
futro i skradał się dalej. Dopiero gdy nikły szelest zmienił się w głośne, szybko zbliżające się
trzaski, kot pojął, że jest w niebezpieczeństwie.
Coś walnęło go z siłą wybuchu. Potoczył się na bok, w kępę pokrzyw. Kręcąc się wkoło i
piszcząc, próbował zrzucić z siebie napastnika, który wczepił się mu się w grzbiet i mocno
przytrzymywał niewiarygodnie ostrymi pazurami, a w kark wbijał szpileczki zębów. Rudzielec
wyginał się i zwijał od wąsików aż po czubek ogona, ale nie potrafił się uwolnić. Na chwilę
ogarnęła go bezradność. Zastygł w bezruchu, błyskawicznie rozważając sytuację, po czym
gwałtownie przetoczył się na grzbiet. Instynkt podpowiadał mu, jak niebezpiecznie jest
odsłaniać delikatny brzuch, ale była to jedyna szansa.
Fortel poskutkował. Głośne sapnięcie oznaczało, że napastnik stracił dech. Walcząc ze
wszystkich sił, Rudzielec zdołał się uwolnić. Nawet nie obejrzawszy się za siebie, popędził w
stronę domu.
Słyszał pośpieszny tupot łap - a więc wróg rzucił się w pogoń. Chociaż skaleczenia bolały,
Rudzielec zdecydował, że zawróci i będzie się bił, a nie pozwoli znowu skoczyć sobie na
kark.
Gwałtownie zahamował, skręcił i znalazł się oko w oko ze sowim prześladowcą.
Był to młody kotek o gęstym, zmierzwionym szarym futrze, mocnych łapkach i szerokiej
mordce. W ułamku sekundy Rudzielec wywąchał że ma do czynienia z samcem, i wyczuł
siłę w barkach pod miękką sierścią. Nieznajomy z całym impetem wpadł na Rudzielca.
Zaskoczony nagłą zmianą zachowania ofiary, cofnął się ze zdumieniem.
Uderzenie pozbawiło Rudzielca tchu. Zatoczył się, ale natychmiast odzyskał równowagę i
strosząc rude futro, wygiął grzbiet, szykując się do skoku na wroga. Tymczasem szary kotek
zwyczajnie usiadł i zaczął wylizywać przednią łapkę. Wszelkie oznaki agresji zniknęły.
Rudzielec poczuł się dziwnie rozczarowany. Każdy mięsień miał napięty, gotowy do walki.
- Hej, kociaku! - zamiauczał wesoło nieznajomy. - Nieźle ci szło, jak na domowego
pieszczoszka!

background image

Jeszcze przez chwilę Rudzielec trwał na czubkach palców, zastanawiając się, czy mimo
wszystko nie ruszyć do ataku. Przypomniał sobie jednak siłę, z jaką przeciwnik przygwoździł
go do ziemi. Opadł więc na poduszeczki stóp, rozluźnił mięśnie i pozwolił rozprostować się
grzbietowi.
- Jeśli trzeba, znowu będę z tobą walczył - burknął.
- A tak przy okazji, jestem Szara Łapa - ciągnął szary kotek, nie zwracając uwagi na
pogróżki. - Trenuję, żeby zostać wojownikiem Klanu Gromu.
Rudzielec milczał. Nie rozumiał o czym ten Szara Łapa miauczy, ale wyczuwał, że
zagrożenie minęło. Ukrył więc zakłopotanie, pochylając się, by wylizać zmierzwione futerko
na piersi.
- Co taki domowy kociak jak ty robi w lesie? Nie wiesz, że to niebezpieczne? - zapytał Szara
Łapa.
- Jeśli ty jesteś największym niebezpieczeństwem, jakie las ma do zaoferowania, to myślę,
że sobie poradzę - zablefował Rudzielec.
Szara Łapa przyglądał mu się przez chwilę, mrużąc duże żółte oczy.
- Och, daleko mi do największego niebezpieczeństwa. Gdybym był chociaż w połowie
wojownikiem, zostawiłbym intruzowi kilka prawdziwych ran, żeby miał o czym porozmyślać.
Na te złowieszcze słowa Rudzielca przebiegł dreszcz przerażenia. Co ten kot rozumie przez
słowo "intruz"?
- W każdym razie - miauknął Szara Łapa, wydłubując ostrymi ząbkami kępki trawy
spomiędzy pazurów - nie sądzę, żeby warto było cię poturbować. Gołym okiem widać, że nie
jesteś z żadnego z innych klanów.
- Innych klanów? - powtórzył stropiony Rudzielec.
Szara Łapa syknął zniecierpliwiony.
- Przecież musiałeś słyszeć o czterech klanach wojowników, które polują w tych okolicach!
Ja należę do Klanu Gromu, a tamci zawsze próbują kraść z naszego terytorium, zwłaszcza
Klan Cienia. Są tacy zawzięci, że rozszarpaliby cię na kawałki, bez dwóch zdań.
Szara Łapa przerwał, żeby gniewnie splunąć, po czym ciągnął dalej:
- Przychodzą po zdobycz, która zgodnie z prawem należy się nam. A zadaniem wojowników
Klanu Gromu jest trzymać ich z dala on naszej ziemi. Kiedy już skończę trening, stanę się
taki groźny, że inne Klany będą na mój widok trząść swymi zapchlonymi skórami. Wtedy nie
ośmielą się do nas zbliżyć!
Rudzielec zmrużył oczy. To musi być jeden z tych dzikich kotów, przed którymi ostrzegał
Kleks! Żyje w prymitywnych warunkach w lesie, poluje i walczy z innymi o każdy kęs. A
jednak Rudzielec nie czuł lęku. Prawdę mówiąc, trudno mu było nie podziwiać odważnego
przeciwnika.
- Więc nie jesteś jeszcze wojownikiem?- zapytał.
- Bo co? Myślałeś, że jestem? - mruknął dumnie Szara Łapa i potrząsnął szeroką, puszystą
głową. - Jeszcze długo nie będę prawdziwym wojownikiem. Najpierw muszę przejść trening.
Kocięta mogą zacząć ćwiczyć dopiero, kiedy minie im sześć księżyców. Dzisiaj to moje
pierwsze wyjście jako terminatora.
- Dlaczego nie znajdziesz sobie pana z miłym, przytulnym domem? Miałbyś o wiele
łatwiejsze życie - zamiauczał Rudzielec. - Niejeden by wziął do siebie takiego kociaka jak ty.
Wystarczy usiąść gdzieś, gdzie cię zauważą, i przez kilka dni wyglądać na głodnego...
- A oni nakarmią mnie kulkami, które przypominają królicze bobki, i jakąś rozmiękłą breją -
przerwał mu Szara Łapa. - Nie ma mowy! Nie mogę sobie wyobrazić nic gorszego niż życie
domowego kotka! Być zabawką Dwunogów?! Żywić się świństwami, które nie przypominają
prawdziwego jedzenia, załatwiać swoje potrzeby w pudełku ze żwirkiem, móc wytknąć nos

background image

na dwór tylko wtedy, kiedy Dwunogi ci pozwolą? Co to za życie! Tutaj jest dziko, jest
swoboda. Przychodzimy i odchodzimy, kiedy mamy ochotę. - Zakończył swoją przemowę
dumnym parsknięciem, po czym dodał złośliwie - Dopóki nie zjesz świeżo upolowanej
myszy, nie wiesz, że żyjesz. Próbowałeś kiedyś myszy?
- Nie - przyznał Rudzielec trochę obronnym tonem. - Jeszcze nie.
- Przypuszczam, że nigdy tego nie zrozumiesz - westchnął Szara Łapa. - Nie urodziłeś się
na swobodzie. To wielka różnica. Musiałbyś przyjść na świat z krwią wojownika i wiatrem w
wąsikach. Kocięta urodzone w gnieździe Dwunogów tego nie czują.
Rudzielec dobrze pamiętał, co przeżywał w swoich snach.
- Nieprawda! - miauknął z oburzeniem.
Szara Łapa nic nie odpowiedział. Nagle zesztywniał w połowie liźnięcia, z jedną łapką
uniesioną do góry, i zaczął węszyć.
- Czuję mój klan - syknął. - Powinieneś już iść. Nie będą zachwyceni, jak cię przyłapią na
polowaniu na naszym terytorium.
Rudzielec rozejrzał się dookoła. Skąd ten szary wie, że zbliża się jakiś kot? W podmuchach
wiatru, wśród woni liści, nie sposób było wywęszyć nic szczególnego. Jednak ponaglenie w
głosie Szarej Łapy sprawiło, że rudemu kociakowi zjeżyło się futerko.
- Szybko! - syknął nowy znajomy. - Zmykaj!
Nie wiedząc, która droga ucieczki jest bezpieczna, Rudzielec szykował się do skoku w
krzaki.
Za późno. Z tyłu zamiauczał jakiś głos, mocny i groźny.
- Co tu się dzieje?
Rudzielec obejrzał się i zobaczył wielką niebieską kocicę wychodzącą majestatycznym
krokiem z zarośli. Była wspaniała. Siwe włosy tworzyły rysy na jej mordce, a brzydka blizna
rozdzielała futro na barku, ale gładka sierść błyszczała niczym srebro w świetle księżyca.
- Błękitna Gwiazda! - Szara Łapa przycupnął obok Rudzielca i zmrużył oczy. Skulił się
jeszcze bardziej, kiedy drugi kot - piękny, złocisty, pręgowany kocur - wyszedł na polanę.
- Nie powinieneś tak się zbliżać do Siedliska Dwunogów, Szara Łapo! - warknął gniewnie,
mrużąc zielone ślepia.
- Wiem, Lwie Serce, przepraszam - Szara Łapa spuścił oczy.
Naśladując go, Rudzielec przycupnął na leśnym podszyciu i nerwowo stulił uszy. Te koty
miały w sobie siłę, której nigdy nie dostrzegł u żadnego ze swoich ogrodowych przyjaciół.
Może ostrzeżenia Kleksa były prawdziwe.
- Kto to jest? - spytała kotka.
Rudzielec wzdrygnął się, kiedy zwróciła na niego spojrzenie. Jej świdrujące błękitne oczy
sprawiły, że poczuł się jeszcze bardziej bezbronny.
- On nie jest żadnym zagrożeniem - miauknął szybko Szara Łapa. - Nie jest wojownikiem z
innego Klanu. To tylko pieszczoszek Dwunogów spoza naszych terenów.
"To tylko pieszczoszek Dwunogów" - te słowa rozjątrzyły Rudzielca, ale powściągnął język.
Ostrzegawczy błysk w oczach Błękitnej Gwiazdy powiedział mu, że dostrzegła jego gniew,
więc odwrócił wzrok, milcząc.
- To Błękitna Gwiazda. Jest przywódczynią mojego Klanu! - syknął szeptem Szara Łapa. - I
Lwie Serce. Mój mistrz. Znaczy trenuje mnie na wojownika.
- Dzięki za prezentację, Szara Łapo - miauknął chłodno Lwie Serce.
Błękitna Gwiazda nadal wpatrywała się w Rudzielca.
- Dobrze walczyłeś jak na kociaka Dwunogów - stwierdziła.
Rudzielec i Szara Łapa wymienili zmieszane spojrzenia. Skąd ona wie?

background image

- Obserwowaliśmy was - ciągnęła Błękitna Gwiazda, zupełnie jakby czytała w ich myślach.
-Byliśmy ciekawi, jak sobie poradzisz z intruzem, Szara Łapo. Zaatakowałeś go dzielnie.
Szara Łapa wyglądał na zadowolonego z pochwały.
- Teraz usiądźcie. Obaj! - Błękitna Gwiazda popatrzyła na Rudzielca. - Ty też, domowy
kotku.
Rudzielec natychmiast usłuchał i spokojnie wytrzymał jej spojrzenie.
- Dobrze zareagowałeś na atak, mały - mówiła dalej kocica. - Szara Łapa jest od ciebie
silniejszy, ale ty, żeby się obronić, użyłeś rozumu. A potem, kiedy cię gonił, zawróciłeś i
stawiłeś mu czoło. Nigdy dotąd nie spotkałam domowego kota, który zachowywałyby się w
ten sposób.
Rudzielec, kompletnie zaskoczony tą nieoczekiwaną pochwałą, podziękował skinieniem
głowy. Ale następne słowa zdumiały go jeszcze bardziej.
- Byłam ciekawa, jak zaprezentujesz się tutaj, poza terenem Dwunogów. Regularnie
patrolujemy tę granicę, więc często widywałam cię, jak siedziałeś na waszym granicznym
słupie, zapatrzony w las. I w końcu ośmieliłeś się postawić tutaj swoją łapę. - Błękitna
Gwiazda z zadumą wpatrywała się w rudego kotka. - Wyglada na to, że masz wrodzone
zdolności do polowania. Bystre oczy. Złapałbyś tę mysz, gdybyś się tak długo nie wahał.
- Na... naprawdę? - zająknął się Rudzielec.
Wtedy odezwał się Lwie Serce. Jego głęboki głos pełen był szacunku, ale zabrzmiało w nim
naleganie.
- Błękitna Gwiazdo, to jest domowy kociak. Nie powinien polować na terenach Klanu Gromu.
Odeślij go do jego Dwunogów.
Rudzielca ubodła ta odprawa.
- Odesłać mnie do domu?! - zamiauczał niecierpliwie. Słowa Błękitnej Gwiazdy sprawiły, że
promieniał z dumy. Zauważyła go, zrobił na niej wrażenie. - Ależ ja dopiero co przyszedłem
upolować sobie myszkę albo dwie. Jestem pewien, że jest ich tu pod dostatkiem.
Niebieskie oczy kocicy zapłonęły gniewem.
- Nigdy nie ma ich pod dostatkiem - fuknęła. - Gdybyś nie pędził życia rozpieszczonego
obżartucha, wiedziałbyś o tym!
Nagła wściekłość kocicy stropiła go, ale jedno spojrzenie na przerażoną minę Szarej Łapy
wystarczyło, by zrozumiał, że mówił zbyt swobodnie. Lwie Serce stanął u boku
przywódczyni. Przed tą parą groźnych wojowników Rudzielec zadrżał. Uczucie dumy
rozwiało się bez śladu. To nie były milutkie pieszczoszki sprzed kominka, z jakimi dotąd
miewał do czynienia- to były podłe, wygłodniałe kociska, które najprawdopodobniej
zamierzały dokończyć to, co Szara Łapa zaczął.











background image

Rozdział II

- Więc? - syknęła Błękitna Gwiazda. Teraz jej pyszczek oddalony był od niego zaledwie o
długość myszy. Lwie Serce nadal milczał.
Rudzielec stulił uszy i rozpłaszczył się pod zimnym spojrzeniem złocistego wojownika. Futro
nieprzyjemnie go świerzbiało.
- Nie jestem groźny dla waszego Klanu - miauknął ze wzrokiem wbitym we własne
dygoczące łapki.
- Zagrażasz naszemu klanowi, kiedy zabierasz naszą żywność! - wrzasnęła Błękitna
Gwiazda. - Masz pełno jedzenia w swoim gnieździe Dwunogów. Przychodzisz polować dla
sportu. My polujemy, żeby przetrwać.
Prawda tych słów przeszyła Rudzielca jak kolec tarniny. Nagle pojął gniew kocicy. Przestał
się trząść, usiadł i wyprostował uszy. Potem podniósł wzrok, żeby napotkać jej spojrzenie.
- Nie myślałem o tym w ten sposób. Przepraszam - zamiauczał uroczyście. - Nigdy więcej
nie będę tu polował.
Błękitna Gwiazda pozwoliła opaść sierści na swoim grzbiecie i dała znak Lwiemu Sercu, by
się cofnął.
- Jesteś niezwykłym domowym kotkiem - stwierdziła.
Westchnienie ulgi, które wyrwało się Szarej Łapie, sprawiło, że uszy Rudzielca drgnęły.
Dosłyszał w głosie kocicy aprobatę i zauważył, jak wymieniła znaczące spojrzenie z Lwim
Sercem. Co zaiskrzyło między dwojgiem wojowników? Zapytał cicho:
- Czy przetrwanie tutaj naprawdę jest takie trudne?
- Nasze terytorium zajmuje tylko część lasu - wyjaśniła Błękitna Gwiazda. - O wszystko
musimy walczyć z innymi Klanami. A w tym roku późna Pora Młodych Liści oznacza, że
zdobyczy nie będzie pod dostatkiem.
- Wasz Klan jest bardzo duży? - Rudzielec szeroko otworzył oczy.
- Wystarczająco - odparła Błękitna Gwiazda. - Nasze ziemie są w stanie nas utrzymać, ale
nie ma tu żywności w nadmiarze.
- Więc wszyscy jesteście wojownikami? - dopytywał się kotek. Wymijające odpowiedzi
Błękitnej Gwiazdy podsycały jego ciekawość.
Tym razem odpowiedział mu Lwie Serce:
- Niektórzy są wojownikami. A niektórzy muszą zajmować się kociętami albo są zbyt młodzi
czy zbyt starzy, by polować.
- I wspólnie mieszkacie, i wspólnie dzielicie się zdobyczą? - zamruczał Rudzielec lękliwie.
Trochę się wstydził swego łatwego, samolubnego życia.
Błękitna Gwiazda znowu zerknęła na Lwie Serce. Złocisty kocur odpowiedział jej pewnym
spojrzeniem. W końcu powróciła wzrokiem do Rudzielca i rzekła:
- Może powinieneś sam zapoznać się z tym wszystkim. Chciałbyś przyłączyć się do Klanu
Gromu?
Rudzielec był tak zdumiony, że nie mógł wydusić z siebie słowa. A Błękitna Gwiazda mówiła
dalej:
- Jeśli się zdecydujesz, będziesz trenował razem z Szarą Łapą, żeby zostać wojownikiem.
- Domowe kociaki nie mogą być wojownikami! - wykrzyknął Szara Łapa. - Nie mają krwi
wojowników!
Wyraz smutku zasnuł oczy Błękitnej Gwiazdy.
- Krew wojowników - powtórzyła z westchnieniem. - Zbyt wiele się jej ostatnio polało.
Stara kotka umilkła, a przemówił Lwie Serce:

background image

- Młodzieńcze, Błękitna Gwiazda proponuje ci jedynie trening. Nie ma gwarancji, że
zostaniesz prawdziwym wojownikiem. Może się to okazać zbyt trudne. Przywykłeś do
wygodnego życia.
Słowa Lwiego Serca dotknęły Rudzielca. Odwrócił głowę i śmiało spojrzał złocistemu
kocurowi w oczy.
- Więc dlaczego dajecie mi szansę?
Odpowiedzi udzieliła mu Błękitna Gwiazda.
- Masz rację, pytając o nasze motywy. Prawda jest taka, że Klan Gromu potrzebuje więcej
wojowników.
- Musisz zrozumieć, że Błękitna Gwiazda nie rzuca słów na wiatr - ostrzegł Lwie Serce. -
Jeśli zechcesz z nami trenować, będziemy cię musieli przyjąć do naszego Klanu. A ty
musisz albo zamieszkać z nami i uznać nasze prawa, albo odejść do swoich Dwunogów i
nigdy już tu nie wracać. Nie możesz żyć jedną łapą w jednym świecie, a drugą w drugim.
Chłodny wiatr poruszył zaroślami i mierzwił futerko. Rudzielca przeszedł dreszcz, jednak nie
tylko z podniecenia. Otwierały się przed nim niesamowite możliwości.
- Zastanawiasz się, domowy kotku, czy warto rezygnować z wygodnego życia? - zapytała
łagodnie Błękitna Gwiazda. - Ale czy zdajesz sobie sprawę, jaką cenę zapłacisz za ciepło i
jedzenie?
Rudzielec popatrzył na nią zdumiony. Z całą pewnością spotkanie z tymi kotami dowiodło
mu, jak łatwy i wygodny był dotąd jego los.
- Mimo odoru Dwunogów, który przylgnął do twego futra - ciągnęła przywódczyni Klanu
Gromu -mogę stwierdzić, że nadal jesteś kocurem.
- Co rozumiesz przez "nadal"?
- To, że jeszcze nie zostałeś zabrany przez Dwunogów do Obrzynacza - miauknęła ponuro. -
Po tej wizycie będziesz już zupełnie innym kotem. Nie tak chętnym do walki!
Rudzielec zmieszał się. Nagle przypomniał mu się Henry, który od czasu wizyty u
weterynarza zrobił się tłusty i leniwy. Czy to właśnie miała na myśli Błękitna Gwiazda
mówiąc o Obrzynaczu?
- Klan nie może ci zaoferować tak łatwego jedzenia i ciepła - ciągnęła szara kotka - W Porze
Opadłych Liści noce w lesie bywają surowe. Klan będzie wymagał od ciebie wielkiej
lojalności i ciężkiej pracy. Zażąda, byś chronił go nawet z narażeniem własnej skóry, jeśli
zajdzie taka potrzeba. A poza tym wiele jest u nas pyszczków do wykarmienia. Jednak
korzyści będziesz miał ogromne. Pozostaniesz kocurem. Wyćwiczymy cię do życia na
wolności. Nauczysz się, co to znaczy być prawdziwym kotem. Siła i solidarność Klanu będą
zawsze z tobą, nawet kiedy będziesz polował całkiem sam.
Rudzielcowi zakręciło się w głowie. Błękitna Gwiazda zdawała się proponować mu życie,
którego doświadczał tak często, i tak zwodniczo, w snach. Ale czy mogło mu się to zdarzyć
na jawie?
Jego rozmyślania przerwał Lwie Serce.
- Chodź, Błękitna Gwiazdo, nie traćmy już więcej czasu. Kiedy księżyc dojdzie do szczytu
nieba, musimy dołączyć do drugiego patrolu. Tygrysi Pazur będzie się zastanawiał, co się z
nami stało. - Podniósł się i wyczekująco trzepnął ogonem.
- Zaczekajcie - zamiauczał Rudzielec. - Czy mogę przemyśleć waszą propozycję?
Błękitna Gwiazda patrzyła na niego przez długą chwilę, po czym skinęła głową.
- Lwie Serce będzie tu jutro, gdy słońce stanie najwyżej - oznajmiła. - Wtedy dasz mu
odpowiedź.
Wymruczała cichy sygnał. W jednej chwili trzy koty odwróciły się i zniknęły wśród leśnego
gąszczu.

background image

Rudzielec zamrugał oczami. Wpatrywał się - podniecony i niepewny - w otaczające go
paprocie. Poprzez baldachim liści spoglądał w gwiazdy, które błyszczały na czystym niebie.
W powietrzu został ciężki zapach dzikich kotów. Rudzielec ruszył w stronę domu. Doznawał
dziwnego uczucia, jakby coś ciągnęło go z powrotem do lasu. W powiewach lekkiego wiatru
futerko mrowiło go przyjemnie, a szeleszczące liście zdawały się szeptać w mroku jego imię.







ROZDZIAŁ III

Tego ranka, kiedy Rudzielec odsypiał swoje nocne wędrówki, znów nawiedził go sen o
myszy, i to jeszcze prawdziwszy niż zwykle. Pod jasnym księżycem uwolniony z obróżki
Rudzielec podchodził płochliwe stworzonko. Ale tym razem pojmował, że ktoś go obserwuje.
Widział tuziny żółtych oczu świecących w mroku lasu. Dzikie koty wtargnęły do świata jego
marzeń.
Obudził się w plamie słonecznego blasku na kuchennej podłodze i zamrugał. Od gorąca
jego futro wydawało mu się ciężkie i grube. Miseczka na jedzenie została napełniona po
brzegi. Miseczkę na picie wypłukano i dolano gorzkawej wody Dwunogów. Rudzielec wolał
korzystać z kałuż na dworze, ale kiedy robiło się bardzo ciepło albo kiedy był bardzo
spragniony, musiał przyznać, że łatwiej wychłeptać coś w domu. Czy naprawdę chciałby
porzucić to wygodne życie?
Podjadł sobie, a potem przepchnął się przez klapę w drzwiach do ogrodu. Zapowiadał się
gorący dzień. Powietrze ciężkie było od woni wcześnie rozkwitłych drzew.
- Cześć, Rudzielcu! - rozległo się miauknięcie z płotu. Był to Kleks. - Powinieneś się obudzić
godzinę temu. Małe wróbelki już rozkładały skrzydełka.
- Złapałeś któregoś? - zapytał Rudzielec. Kleks ziewnął i polizał się po nosie.
- Byłem zajęty. A zresztą najadłem się w domu. Tak czy owak, dlaczego nie wyszedłeś
wcześniej? Wczoraj narzekałeś na Henry'ego, że przesypia życie, a dzisiaj sam nie byłeś
dużo lepszy.
Rudzielec usiadł na chłodnej ziemi koło płotu i starannie zawinął ogon wokół przednich
łapek.
- Ubiegłej nocy byłem w lesie - przypomniał przyjacielowi. Natychmiast poczuł, że krew
zaczyna szybciej krążyć mu w żyłach, a futerko sztywnieje.
Kleks z góry wpatrywał się w niego szeroko rozwartymi oczami.
- Ach, tak. Zapomniałem! I jak było? Złapałeś coś? Czy coś ciebie złapało?
Rudzielec milczał przez chwilę, niezbyt pewny, jak opowiedzieć o wydarzeniach ubiegłej
nocy.
- Spotkałem kilka dzikich kotów - zaczął.
- Co?! - Kleks był najwyraźniej wstrząśnięty. - Wdałeś się w bójkę?
- Coś w tym rodzaju. - Kiedy tylko Rudzielec przywołał wspomnienia o kotach z klanu,
poczuł, jak po całym ciele rozpływa mu się fala energii.
- Zostałeś ranny? Co się stało? - ponaglał go przyjaciel.
- Było ich troje. Wszyscy więksi i silniejsi niż którykolwiek z nas.

background image

- I walczyłeś z całą trójką?! - wpadł mu w słowo Kleks, któremu ogon drżał z podniecenia.
- Nie! - miauknął pospiesznie Rudzielec. - Tylko z najmłodszym. Pozostali zjawili się później.
- Jakim cudem nie rozszarpali cię na kawałki?
- Po prostu uprzedzili mnie, że mam opuścić ich teren. Ale potem... - Rudzielec się zawahał.
- Co potem?! - zamiauczał niecierpliwie Kleks.
- Poprosili, żebym się przyłączył do ich klanu.
Wąsiki Kleksa zadrgały niedowierzająco.
- Naprawdę?! Dlaczego mieliby to zrobić?
- Nie wiem - przyznał Rudzielec. - Myślę, że potrzebują dodatkowych łap w swoim klanie.
- Brzmi to trochę dziwnie - zamiauczał Kleks. - Na twoim miejscu bym im nie ufał.
Rudzielec popatrzył na Kleksa. Czarno-biały przyjaciel nigdy nie wykazywał najmniejszego
zainteresowania wypadami do lasu. Był absolutnie zadowolony z domowego życia. Nigdy by
nie zrozumiał niespokojnej tęsknoty, którą noc w noc rozbudzały w Rudzielcu jego sny.
- Ale ja im ufam - mruknął cicho. - I już się zdecydowałem. Zamierzam się do nich
przyłączyć.
Kleks zeskoczył z płotu i stanął przed Rudzielcem.
- Proszę, nie idź - miauknął przestraszony. - Mógłbym już nigdy cię nie zobaczyć.
Rudzielec czule szturchnął go głową.
- Nie martw się. Moi państwo wezmą innego kota. Doskonale sobie z nim poradzisz. Z
każdym sobie poradzisz!
- Ale to nie będzie to samo!
Rudzielec niecierpliwie machnął ogonem.
- Właśnie w tym rzecz. Jeśli tu zostanę do czasu, aż zabiorą mnie do Obrzynacza, też nie
będę już ten sam.
Kleks wyglądał na zdumionego.
- Do Obrzynacza? - powtórzył.
- Do weterynarza - wyjaśnił mu Rudzielec. - Na przeróbkę. Jak Henry.
Kleks wzruszył ramionami i wlepił wzrok w swoje łapki.
- Ale Henry jest w porządku - wymamrotał. - To znaczy, wiem, że teraz jest trochę bardziej
rozlazły, ale nie czuje się nieszczęśliwy. Nadal moglibyśmy dobrze się bawić.
Rudzielec pomyślał o rozstaniu z przyjacielem i jego serce wypełnił smutek.
- Tak mi przykro. Będzie mi ciebie brakowało, ale muszę iść.
Kleks nic nie odpowiedział, tylko zrobił krok do przodu i nosem delikatnie dotknął nosa
Rudzielca.
- Jasne. Widzę, że nie mogę cię zatrzymać, ale jeszcze spędźmy razem chociaż ten ranek.
Odwiedzając z Kleksem stare śmieci i gawędząc z kotami, z którymi dorastał, Rudzielec
czuł, że cieszy się porankiem nawet bardziej niż zwykle. Wydawało mu się, że jest
maksymalnie naładowany energią, jakby trwał w zawieszeniu przed wielkim skokiem. W
miarę jak słońce zbliżało się do zenitu, coraz bardziej się niecierpliwił. Czy Lwie Serce
naprawdę będzie na niego czekał? Prawie nie słyszał leniwych pomiaukiwań starych
przyjaciół, bo wszystkie zmysły wytężał w kierunku lasu.
Po raz ostatni zeskoczył z płotu i zaczął skradać się w tę stronę. Pożegnał już Kleksa. Teraz
całą uwagę skupił na lesie i jego mieszkańcach.
Dotarł do miejsca, gdzie ostatniej nocy spotkał koty z Klanu Gromu. Wysokie drzewa rzucały
cień na ziemię, sprawiając, że była przyjemnie chłodna. Tu i ówdzie słoneczna plama
przebijała się między listowiem i rozświetlała leśne poszycie. Rudzielec wyczuwał tę samą
kocią woń co poprzednio, ale nie miał pojęcia, czy to stary zapach, czy nowy. Uniósł głowę i
niezdecydowanie węszył.

background image

- Musisz się jeszcze wiele nauczyć - zamiauczał głęboki głos. - Nawet najmniejszy kociak z
klanu poznaje, kiedy w pobliżu jest inny kot.
Spod jeżynowego krzaka błysnęła para zielonych oczu. Teraz Rudzielec rozpoznał zapach:
to Lwie Serce.
- Możesz powiedzieć, czy jestem sam? - spytał złocisty kocur, wychodząc na światło
dzienne.
Rudzielec zaczął pospiesznie węszyć. Wonie Błękitnej Gwiazdy i Szarej Łapy unosiły się tu
nadal, jednak nie tak silnie jak w nocy. Niepewnie miauknął:
- Tym razem nie ma z tobą Błękitnej Gwiazdy i Szarej Łapy.
- To prawda - przytaknął Lwie Serce. - Ale jest ktoś inny. Rudzielec zesztywniał, kiedy
nieznajomy wkroczył na polanę.
- To Biała Burza - wymruczał Lwie Serce. - Jeden z najstarszych wojowników Klanu Gromu.
Domowy kotek spojrzał na dzikiego kocura i poczuł, jak zimne ciarki przebiegają mu po
grzbiecie. Czyżby to była pułapka? Muskularny, wielki Biała Burza stał tuż przed nim
i przyglądał mu się z góry. Sierść miał gęstą i śnieżnobiałą, a oczy żółte, w kolorze
spalonego słońcem piasku. Rudzielec przezornie stulił uszy i napiął mięśnie, szykując się do
walki.
- Odpręż się, zanim zapach twego strachu niepotrzebnie nie zacznie zwracać uwagę -
burknął Lwie Serce. - Jesteśmy tu tylko po to, żeby zabrać cię do naszego obozu.
Rudzielec siedział bez ruchu, ledwie ośmielając się oddychać. Biała Burza wysunął nos do
przodu i z zainteresowaniem go obwąchał.
- Witaj, młodzieńcze - wymamrotał. - Dużo o tobie słyszałem.
Kotek pochylił głowę w geście powitania.
- Chodźcie, możemy porozmawiać w obozie - zarządził Lwie Serce i nie czekając, obydwaj z
Białą Burzą skoczyli w zarośla. Rudzielec poderwał się na równe łapy i podążył za nimi co sił
w nogach.
Pędzący przez las wojownicy nie przejmowali się swoim towarzyszem. Ledwo dotrzymał im
kroku. Odrobinę zwolnili, przeprowadzając go przez zwalone drzewa, które sami przesadzili
jednym susem, podczas gdy Rudzielec gramolił się na nie łapa za łapą. Przemknęli wśród
ostro pachnących sosen, gdzie trzeba było przeskakiwać głębokie doły, wyryte przez
należący do Dwunogów pożeracz drzew. Ze swego bezpiecznego miejsca na płocie
Rudzielec często słyszał, jak ten potwór ryczy i warczy w oddali. Jeden z dołów okazał się
zbyt szeroki, żeby go przesadzić, i do połowy wypełniony mulistą, cuchnącą wodą. Dzikie
koty bez wahania przeszły go w bród.
Rudzielec nigdy dotąd nie tknął łapką wody. Był jednak całkowicie zdecydowany nie okazać
słabości, więc zmrużył oczy i ruszył za swoimi przewodnikami, starając się ignorować
nieprzyjemną wilgoć, którą nasiąkało mu futerko na brzuszku.
Wreszcie Lwie Serce i Biała Burza się zatrzymali. Rudzielec wpadł w poślizg, zahamował tuż
za nimi i stał, ciężko dysząc, podczas gdy dwaj wojownicy wskoczyli na głaz Sterczący nad
niewielkim parowem.
- Jesteśmy już bardzo blisko naszego obozu - zamiauczał Lwie Serce
Rudzielec wytężył wzrok, by dostrzec jakieś oznaki życia - ruch liści, mignięcie futerka
pomiędzy krzakami na dole - ale nie widział niczego oprócz zwykłych leśnych zarośli.
- Użyj nosa. Musisz umieć wyczuwać takie rzeczy - syknął niecierpliwie Biała Burza.
Rudzielec zamknął oczy i zaczął węszyć. Stary wojownik miał rację. Tutejsze zapachy
bardzo różniły się od kocich woni, do których przywykł. Powietrze pachniało mocniej,
mówiąc mu o obecności wielu, wielu kotów.
W zamyśleniu skinął głową i oznajmił:

background image

- Czuję koty.
Lwie Serce i Biała Burza wymienili rozbawione spojrzenia.
- Przyjdzie czas - o ile zostaniesz przyjęty do klanu - że będziesz rozpoznawał każdego kota
po zapachu - miauknął Lwie Serce. - Chodź za mną!
Poprowadził go żwawo po kamieniach na dno parowu i przecisnął się przez gęstą kępę
janowca. Rudzielec podążył za nim, drapiąc sobie boki kłującymi gałązkami. Na końcu szedł
Biała Burza. Kotek spojrzał w dół i zauważył, że trawa pod jego łapami została udeptana w
szeroki, intensywnie pachnący szlak. To musi być główne wejście do obozu, pomyślał.
Za krzakiem janowca rozpościerała się polana. Ziemię na jej środku, nagą i twardą,
ukształtowało stąpanie mnóstwa łap, i to przez wiele pokoleń. Najwidoczniej obóz znajdował
się tutaj już od naprawdę, bardzo dawna. Na polance cętkowanej słonecznym światłem było
ciepło i spokojnie.
Rudzielec rozejrzał się dookoła. Wszędzie koty. Siedziały samotnie i w grupach, wspólnie
jadły albo mruczały cicho, czyszcząc się nawzajem.
- Zaraz po tym, kiedy słońce dochodzi do szczytu nieba i dzień jest najgorętszy, mamy porę
dzielenia języków - wyjaśnił Lwie Serce.
- Dzielenia języków? - powtórzył jak echo Rudzielec.
- Koty z klanu zawsze w tym czasie pomagają sobie przy toalecie i przekazują nowiny -
powiedział Biała Burza. - Nazywamy to dzieleniem języków. Ten zwyczaj bardzo wiąże ze
sobą członków klanu.
Najwyraźniej koty wyczuły obcy zapach, bo zaczęły obracać głowy i popatrywać z
zaciekawieniem w kierunku przybysza.
Speszony Rudzielec nadal rozglądał się po polance. Okalały ją pasy bujnej, usianej
pniakami trawy i zwalone drzewo. Gęsta zasłona paproci i janowca osłaniała obóz,
oddzielając go od lasu.
- A tam... - Lwie Serce trzepnął ogonem w stronę wyglądającej na niedostępną gęstwinę
jeżyn. - Tam jest kociarnia, gdzie nasze kocięta cały czas są pod czyjąś opieką.
Rudzielec zwrócił uszy ku krzakom. Przez kolczaste gałęzie nic nie było widać, ale mógł
dosłyszeć pomiaukiwania. I kiedy tak się przypatrywał, z malutkiego otworu w zielonej
zasłonie wynurzyła się ruda kotka. To musi być jedna z matek, pomyślał.
Zza jeżynowego krzaka wyszła pręgowana kocica z sierścią pokrytą charakterystycznymi
czarnymi plamkami. Zanim wślizgnęła się do kociarni, pomrukując czule do piszczących
kociąt, wymieniły z rudą przyjazne liźnięcie między uszy.
- Opiekę nad naszymi młodymi dzielą między siebie wszystkie matki - wyjaśnił Lwie Serce. -
Bo wszyscy służymy klanowi. Lojalność wobec klanu jest pierwszym prawem w kodeksie
wojownika. To lekcja, którą musisz szybko sobie przyswoić, jeśli chcesz z nami zostać.
- Nadchodzi Błękitna Gwiazda - zamiauczał Biała Burza, węsząc w powietrzu.
Rudzielec też poniuchał i ucieszył się, że umiał rozpoznać zapach przywódczyni na chwilę
przedtem, nim wyłoniła się z cienia wielkiego głazu.
- A jednak przyszedł - zamruczała Błękitna Gwiazda do wojowników.
- Lwie Serce był przekonany, że nie przyjdzie - odparł Biała Burza.
Rudzielec zauważył, jak czubek ogona Błękitnej Gwiazdy drgnął niecierpliwie.
- No dobrze, i co o nim myślisz? - zapytała.
- W powrotnej drodze, mimo swoich drobnych rozmiarów, dobrze sobie radził - przyznał
Biała Burza. - Rzeczywiście, jak na domowego kociaka wydaje się bardzo silny.
- Więc jest przyjęty? - Błękitna Gwiazda popatrzyła na Lwie Serce i Białą Burzę. Obydwa
kocury potakująco skinęły głowami.

background image

- Oznajmię to klanowi. - Przywódczyni wskoczyła na głaz i krzyknęła - Niech wszystkie koty
wystarczająco dorosłe, by samodzielnie polować, stawią się tutaj, pod Wysoką Skałą.
Koty zaczęły się ku niej zbiegać. Niczym zwinne cienie, wyłaniały się ze wszystkich
zakamarków polany. Rudzielec pozostał na miejscu, mając po bokach Lwie Serce i Białą
Burzę. Poczuł ulgę, kiedy w tłumie rozpoznał gęste, popielate futro Szarej Łapy. Tuż koło
niego siedziała młoda szylkretowa kotka. Czarno zakończony ogonek owinęła starannie
wokół małych białych łapek. Za nimi przycupnął wielki, pręgowany kocur. Ciemne pasy na
jego sierści wyglądały jak cienie na oświetlonej księżycem leśnej ziemi.
Wreszcie koty ucichły i przemówiła przywódczyni.
- Klanowi Gromu potrzeba więcej wojowników - zaczęła. - Nigdy przedtem nie mieliśmy tak
małej liczby terminatorów. Została więc podjęta decyzja, że przyjmiemy kogoś obcego, by
wyszkolić go na wojownika...
Wybuchły pomruki oburzenia, ale Błękitna Gwiazda uciszyła je stanowczym okrzykiem.
- Znalazłam kota, który jest gotów zostać terminatorem w Klanie Gromu.
- Który ma szczęście zostać terminatorem w Klanie Gromu - uniósł się donośny głos ponad
szmerem wstrząśniętego tłumu.
Rudzielec wyciągnął szyję i dojrzał srebrnego pręgowanego kocura, który patrzył
wyzywająco na przywódczynię, Błękitna Gwiazda kompletnie go zignorowała i dalej mówiła
do całego klanu:
- Lwie Serce i Biała Burza poznali tego młodego kota i zgodzili się ze mną, że powinniśmy
go szkolić razem z innymi terminatorami.
Rudzielec spojrzał na Lwie Serce, potem znowu na resztę zgromadzonych i stwierdził, że
wszyscy wlepiają w niego oczy. Futerko mu się zjeżyło, nerwowo przełknął ślinę. Przez
chwilę panowała cisza. Był przekonany, że każdy na polanie może usłyszeć łomot jego
serca i wywąchać zapach jego strachu.
W tłumie zaczęło stopniowo narastać ogłuszające miauczenie.
- Skąd on się wziął?
- Do którego klanu należy?
- Jaki dziwny zapach! To nie jest zapach żadnego ze znanych mi klanów!
A potem jeden okrzyk wybił się ponad resztę głosów.
- Patrzcie na tę obrożę! On jest domowym kociakiem! - Był to znowu ten sam pręgowany
kocur. - Domowy kociak na zawsze zostanie domowym kociakiem. Ten klan potrzebuje
wolno urodzonych wojowników do obrony, a nie kolejnej gęby do wykarmienia.
Lwie Serce pochylił się i syknął Rudzielcowi do ucha:
- To Długi Ogon. Wyczuwa, że się boisz. Oni wszyscy wyczuwają. Musisz pokazać jemu i
pozostałym, że strach cię nie powstrzyma.
Ale Rudzielec po prostu nie mógł się ruszyć. Jakim cudem miał udowodnić tym zawziętym
kotom, że wcale nie jest domowym pieszczoszkiem?
Tymczasem pręgowany nie przestawał drwić.
- Ta obroża to znak Dwunogów, a to hałaśliwe dzwonienie w najlepszym wypadku zrobi z
ciebie marnego myśliwego. A w najgorszym ściągnie na nas twoich Dwunogów, szukających
swego biednego, zagubionego mruczusia, który napełnia las żałosnym brzękiem.
Koty wrzaskiem przyznały mu rację. Długi Ogon ciągnął dalej:
- Hałas tego zdradzieckiego dzwoneczka zaalarmuje naszych przeciwników, nawet jeśli nie
uczyni tego smród twoich Dwunogów!
Lwie Serce znowu syknął Rudzielcowi do ucha:
- Wycofujesz się z próby sił?

background image

Kotek ani drgnął, ale tym razem spróbował precyzyjnie namierzyć pozycję Długiego Ogona.
O, siedział tam, dokładnie za ciemnobrązową kocicą. Rudzielec przypłaszczył uszy, zmrużył
oczy i z głośnym sykiem skoczył pomiędzy osłupiałe koty, ku swemu prześladowcy.
Długi Ogon zupełnie nie był przygotowany na atak. Zachwiał się, tracąc oparcie dla łap na
spieczonej ziemi. Tymczasem Rudzielec, przepełniony wściekłością i desperacką chęcią
wykazania się, wbił pazury głęboko w sierść kocura i zatopił w nim zęby. Żadne
wyrafinowane rytuały wojenne nie poprzedziły tej walki. Dwa koty utworzyły rozwrzeszczany
kotłujący się kłąb, który koziołkował po polanie, w samym sercu obozu. Pozostali musieli
uskakiwać z drogi.
Drapiąc i gryząc, Rudzielec nagle uświadomił sobie, że nie czuje już strachu, tylko radosne
uniesienie. Poprzez łomot krwi w uszach słyszał, jak otaczające ich koty zawodzą z
przejęcia.
W pewnej chwili obróżka zacisnęła mu się na szyi. To Długi Ogon chwycił ją w zęby i
szarpał, szarpał mocno. Rudzielec poczuł straszny ucisk w gardle. Nie mógł złapać tchu. W
panice wił się i skręcał, ale każdy ruch tylko pogarszał sytuację. Czując mdłości, walcząc o
oddech, zebrał wszystkie siły, by się wyrwać. I nagle uwolnił się z głośnym trzaskiem.
Długi Ogon wywinął koziołka. Rudzielec podniósł się na cztery łapy i rozejrzał dookoła. Jego
prześladowca przycupnął oddalony o odległość trzech ogonów. Z pyszczka zwisała mu
rozerwana obroża.
Naraz Błękitna Gwiazda dała susa z Wysokiej Skały i ogłuszającym miauczeniem uciszyła
rozwrzeszczany tłum. Przeciwnicy znieruchomieli, dysząc ciężko. Strzępy futra zwisały z ich
zmierzwionej sierści. Rudzielec czuł, jak pali go rozcięcie nad okiem. Długi Ogon miał
brzydko rozdarte lewe ucho i krew ściekała mu po pochylonych barkach na ziemię. Ale nadal
wpatrywali się w siebie czujnie. Ich wrogość jeszcze nie wygasła.
Błękitna Gwiazda postąpiła naprzód i odebrała Długiemu Ogonowi obrożę. Ułożyła ją przed
sobą, po czym zamiauczała:
- Przybysz utracił obrożę Dwunogów w walce o honor. Gwiezdny Klan potwierdza - ten kot
został wyzwolony spod władzy swoich dwunożnych właścicieli i może przystąpić do Klanu
Gromu jako terminator.
Rudzielec spojrzał na Błękitną Gwiazdę i uroczyście skinął głową na znak zgody. Potem
wstał i ruszył w stronę słonecznej plamy, z przyjemnością grzejąc obolałe mięśnie. Strumień
światła rozpłomienił jego pomarańczową sierść, sprawiając, że całe futro zdawało się jarzyć.
Rudzielec dumnie uniósł głowę i popatrzył po otaczających go kotach. Tym razem nikt nie
kwestionował jego obecności ani nie szydził. Pokazał im, że jest godnym szacunku
przeciwnikiem.
Błękitna Gwiazda położyła przed nim poszarpaną obróżkę. Potem delikatnie potarła go
nosem w ucho.
- W słońcu wyglądasz jak płonąca żagiew - wymruczała, oczy jej zabłysły na moment, jakby
te słowa znaczyły dla niej więcej, niż Rudzielec mógł zrozumieć. - Dobrze walczyłeś. -
Potem odwróciła się do swego klanu i oznajmiła - Od tego dnia aż do czasu, kiedy otrzyma
imię wojownika, ten terminator zwany będzie Ognistą Łapą na cześć swej płomiennej barwy.
Cofnęła się i wraz z pozostałymi czekała w milczeniu na jego reakcję. Rudzielec bez chwili
wahania odwrócił się i zaczął wkopywać piach i trawę na obróżkę, zupełnie jakby
zagrzebywał swoje odchody.
Długi Ogon warknął. Utykając, powlókł się z polany; w stronę ocienionego paprociami kąta.
Koty, podzieliwszy się na grupki, mruczały między sobą podekscytowane.
- Cześć, Ognista Łapo! - za swoimi plecami Rudzielec usłyszał przyjazny, znajomy głos.

background image

Ognista Łapa! Na dźwięk nowego imienia przeszedł go dreszcz dumy. Odwrócił się i
serdecznym niuchnięciem przywitał szarego terminatora.
- Fantastyczna walka! - miauknął Szara Łapa. - Zwłaszcza jak na domowego kociaka! Długi
Ogon jest wojownikiem, chociaż skończył szkolenie dopiero dwa księżyca temu. Blizna,
którą zostawiłeś na jego uchu, nie pozwoli mu szybko o tobie zapomnieć. Ująłeś mu urody,
to pewne.
- Dzięki - odparł świeżo upieczony terminator. - On naprawdę walczył!
Polizał przednią łapkę i zaczął wycierać do czysta głębokie zadraśnięcie nad okiem, które go
piekło. Podczas gdy się mył, wszędzie słyszał powtarzane wśród pomiaukiwań swoje nowe
imię.
- Ognista Łapo!
- Hej, Ognista Łapo!
- Witaj, Ognista Łapo!
Zamknął na chwilę oczy i pozwolił, by te głosy go opływały.
- Dobre imię, nie ma co mówić! - miauknął z aprobatą Szara Łapa.
Ognista Łapa rozejrzał się dookoła.
- Dokąd odpełznął Długi Ogon?
- Myślę, że powlókł się prosto do legowiska Cętkowanego Listka. - Szara Łapa skinął głową
w kierunku otoczonego paprociami zakątka, w którym zniknął pokonany wojownik. - Ona jest
naszą medyczką. I wcale nieźle wygląda. Młodsza i dużo ładniejsza niż większość...
Ciche parsknięcie tuż obok powstrzymało Szarą Łapę w pół słowa. Oba koty obejrzały się i
Ognista Łapa rozpoznał potężnego pręgowanego kocura, który wcześniej siedział za Szarą
Łapą.
- Och, Ciemnopręgi - miauknął Szara Łapa, z szacunkiem pochylając głowę.
Kocur o gładkiej sierści przez chwilę wpatrywał się w Ognistą Łapę.
- Masz szczęście, że twoja obroża trzasnęła we właściwym momencie. Długi Ogon jest
młodym wojownikiem, ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby przegrał z domowym kociakiem! -
rzeki pogardliwie, po czym odwrócił się i oddalił dumnym krokiem.
- Za to Ciemnopręgi - syknął szeptem Szara Łapa - nie jest ani młody, ani ładny...
Ognista Łapa miał właśnie nowemu przyjacielowi przyznać rację, kiedy przeszkodził mu
ostrzegawczy wrzask starego kota siedzącego na skraju polany.
- Małe Ucho węszy kłopoty! - miauknął czujny Szara Łapa.
Ledwie Ognista Łapa miał czas rozejrzeć się dookoła, gdy jakiś młody kotek przedarł się z
trzaskiem przez krzaki i wpadł do obozu. Był bardzo chudy i - oprócz białego czubka
długiego, cienkiego ogona - czarny jak węgiel.
Szary terminator sapnął:
- To Krucza Łapa! Ale dlaczego sam? Gdzie jest Tygrysi Pazur?
Ognista Łapa patrzył, jak czarny kotek chwiejnym krokiem przemierza polanę. Ciężko
dyszał. Sierść miał zmierzwioną i zakurzoną, oczy oszalałe ze strachu.
- Kim są Krucza Łapa i Tygrysi Pazur? - szepnął do przyjaciela Ognista Łapa, kiedy kilka
kotów przebiegło koło niego, żeby powitać przybysza.
- Krucza Łapa jest terminatorem. A Tygrysi Pazur to jego mistrz - wyjaśnił szybko Szara
Łapa. - Dzisiaj o wschodzie słońca Krucza Łapa poszedł z Tygrysim Pazurem i Czerwonym
Ogonem na wyprawę przeciwko Klanowi Rzeki. Szczęściarz!
- Z Czerwonym Ogonem? - powtórzył Ognista Łapa, który od tych wszystkich imion miał już
kompletny mętlik w głowie.
- Zastępcą Błękitnej Gwiazdy - syknął Szara Łapa. - Ale czemu, u licha, Krucza Łapa wrócił
sam?

background image

Błękitna Gwiazda wystąpiła naprzód.
- Krucza Łapo... - Kotka mówiła spokojnie, ale wyraz trwogi powlekał chmurą jej niebieskie
oczy.
Pozostałe koty cofnęły się, wykrzywiając z niepokoju pyszczki.
- Co się stało? - Przywódczyni dała susa na Wysoką Skałę i spojrzała z góry na
rozdygotanego kotka. - Mów!
Krucza Łapa ciągle jeszcze walczył o oddech. Jego boki nieregularnie unosiły się i opadały,
a ziemia dookoła czerwieniała od krwi. Jednak zdołał wdrapać się na Wysoką Skałę i stanąć
obok Błękitnej Gwiazdy. Odwrócił się do żądnego wieści tłumu i wyjąkał:
- Czerwony Ogon nie żyje!


































Rozdział IV

background image

Wstrząśnięte krzyki Klanu Gromu rozniosły się echem po lesie.
Czarny kotek lekko się zachwiał. Jego prawa przednia łapa połyskiwała - była mokra od krwi.
- Ko... koło strumienia, niedaleko Słonecznych Skał spo... spotkaliśmy pięciu wojowników
Klanu Rzeki - ciągnął drżącym głosem. - Był z nimi Dębowe Serce.
- Dębowe Serce! - sapnął Szara Łapa do przyjaciela. - To zastępca przywódcy Klanu Rzeki,
jeden z największych wojowników w całym lesie. Szczęściarz z Kruczej Łapy! Och, gdybym
to był ja, naprawdę bym... - Został uciszony srogim spojrzeniem starego szarego kocura,
tego samego, który pierwszy wyczuł przybysza.
Ognista Łapa znowu skupił uwagę na czarnym kotku.
- Czerwony Ogon ostrzegł Dębowe Serce, żeby trzymał swoich myśliwych z dala od
terytorium Klanu Gromu. Mówił, że następny wojownik Klanu Rzeki złapany na naszej ziemi
zginie, ale Dębo... Dębowe Serce się nie wycofał. Powiedział, że jego kla...klan musi zostać
nakarmiony, niezależnie od naszych gróźb. - Krucza Łapa przerwał, żeby złapać oddech.
Rana nadal silnie mu krwawiła, więc stał niezgrabnie, próbując odciążyć chory bark. - I
właśnie wtedy koty z Klanu Rzeki zaatakowały. Trudno było dostrzec, co się dokładnie
działo. Walka była zajadła. Widziałem, jak Dębowe Serce przygwoździł Czerwony Ogon do
ziemi, ale potem...
Nagle Krucza łapa wywrócił oczami i osunął się na bok. To czepiając się pazurami, to
spadając, ześlizgnął się z Wysokiej Skały i runął na ziemię.
Ruda kocica dała susa i przycupnęła koło rannego. Polizała go w policzek, po czym
zawołała:
- Cętkowany Listku!
Z osłoniętego paprociami kącika wybiegła ładna szylkretowa kotka, którą Ognista Łapa ujrzał
już wcześniej, kiedy siedziała tuż przy jego szarym przyjacielu. Miauknęła na rudą, prosząc,
by się odsunęła. Noskiem przetoczyła Kruczą Łapę na drugi bok tak, że lepiej mogła widzieć
jego obrażenia. Po chwili podniosła wzrok i oznajmiła:
- Rany nie są śmiertelne, Złoty Kwiecie, ale muszę przynieść trochę pajęczyny, żeby
powstrzymać krwawienie.
Kiedy Cętkowany Listek popędziła z powrotem do swego legowiska, panującą na polanie
ciszę przerwał żałobny jęk.
Potężny ciemnobrązowy kocur chwiejnym krokiem szedł przez tunel z krzaków janowca. W
ostrych zębach trzymał nie zdobycz, ale martwe ciało drugiego kota i powlókł te
sponiewierane zwłoki na środek polany.
Ognista Łapa wyciągnął szyję. Przed oczami mignął mu ciągnący się w pyle jasnorudy ogon.
Uczucie grozy przeszyło klan jak lodowaty powiew. Ogarnięty rozpaczą Szara Łapa przypadł
do ziemi.
- Czerwony Ogon!
- Jak to się stało, Tygrysi Pazurze? - zapytała Błękitna Gwiazda ze swego miejsca na
Wysokiej Skale.
Tygrysi Pazur wypuścił z pyska kark Czerwonego Ogona i bez drżenia odwrócił się do
przywódczyni.
- Zginął z honorem, pokonany przez Dębowe Serce. Nie mogłem go uratować, ale zdołałem
odebrać życie Dębowemu Sercu, kiedy napawał się zwycięstwem. - Głos Tygrysiego Pazura
brzmiał mocno i głęboko. - Śmierć Czerwonego Ogona nie była daremna. Wątpię, byśmy
mieli szybko ujrzeć na naszej ziemi wojowników Klanu Rzeki.
Ognista Łapa zerknął na przyjaciela. Oczy Szarej Łapy były zamroczone smutkiem.

background image

Po chwili milczenia kilka kotów postąpiło naprzód, żeby wylizać zszargane futro Czerwonego
Ogona. Czyszcząc je, mruczały coś cicho do martwego wojownika.
- Co oni robią? - szepnął Ognista Łapa do ucha przyjacielowi.
- Jego duch już odszedł, by przyłączyć się do Gwiezdnego Klanu, ale nasz klan będzie
jeszcze po raz ostatni dzielił z Czerwonym Ogonem języki.
- Do Gwiezdnego Klanu? - powtórzył Ognista łapa.
- To plemię niebiańskich wojowników, które ma w swojej opiece wszystkie klanowe koty.
Możesz ich zobaczyć na Srebrnej Skórze.
Ognista Łapa wyglądał na zakłopotanego, więc Szara łapa tłumaczył mu dalej:
- Srebrna skóra to gęsta wstęga gwiazd, którą widzisz co noc rozciągniętą na niebie. Każda
z tych gwiazd to wojownik Gwiezdnego Klanu. Dzisiejszej nocy Czerwony Ogon będzie już
pomiędzy nimi.
Ognista Łapa skinął głową, a Szara Łapa ruszył pożegnać zastępcę przywódczyni klanu.
Błękitna Gwiazda stała w milczeniu, kiedy pierwsi żałobnicy podchodzili oddać cześć
zmarłemu. Następnie zeskoczyła z Wysokiej Skały i powoli zbliżyła się do ciała Czerwonego
Ogona. Pozostałe koty cofnęły się i obserwowały, jak przycupnęła żeby od razu dzielić język
ze swoim starym towarzyszem. Kiedy skończyła, podniosła głowę i przemówiła. Głos miała
cichy, stłumiony z żalu. Klan słuchał w milczeniu.
- Czerwony Ogon był dzielnym wojownikiem. Nikt nie mógł powątpiewać w jego wierność
Klanowi Gromu. Zawsze polegałam na jego sądach, bo mówiły o potrzebach klanu.
Czerwony Ogon nigdy nie powodował się własnym interesem czy dumą. Byłby z niego
wspaniały przywódca.
Potem opadła na brzuch, skłoniła głowę i z łapkami wyciągniętymi przed siebie, w milczeniu
opłakiwała utraconego przyjaciela. Kilka innych kotów zbliżyło się i położyło koło niej w takiej
samej żałobnej pozie. Ognista łapa uważnie przyglądał się temu wszystkiemu.
Nie znał Czerwonego Ogona ale będąc świadkiem rozpaczy klanu nie mógł oprzeć się
wzruszeniu.
Szara Łapa wrócił i znów zajął miejsce tuż obok.
- Popielatej Łapie będzie smutno - zauważył.
- Popielatej Łapie?
- Terminował u Czerwonego Ogona. O, to ten brązowy, pręgowany. Ciekaw jestem, kto
będzie jego nowym mistrzem.
Ognista Łapa przyjrzał się młodemu kotkowi, który przycupnął koło zwłok, wlepiwszy
niewidzące oczy w ziemię, po czym przesunął spojrzenie dalej, na przywódczynię klanu.
- Jak długo Błękitna Gwiazda będzie przy nim siedzieć? - zapytał.
- Prawdopodobnie całą noc - odparł Szara łapa. - Czerwony Ogon był jej zastępcą od wielu,
wielu księżyców. To był jeden z najlepszych wojowników. Nie tak duży i mocny jak Tygrysi
Pazur czy Lwie Serce, ale szybki i inteligentny.
Ognista Łapa zerknął na Tygrysiego Pazura, podziwiając jego siłę, o której świadczyły
potężne muskuły i szeroka czaszka. Masywne ciało nosiło ślady bitewnego życia. jedno z
uszu było głęboko rozpłatane na kształt litery V, gruba blizna przecinała grzbiet nosa. Nagle
Tygrysi Pazur wstał i majestatycznym krokiem zbliżył się do Kruczej Łapy. Przy rannym
siedziała Cętkowany Listek, zębami i przednimi łapkami przyciskała mu do barku kłębki
pajęczyny.
Ognista Łapa pochylił się ku szaremu terminatorowi i zapytał:
- Co robi Cętkowany Listek?

background image

- Zatrzymuje krwawienie. Ta rana wygląda paskudnie. I Krucza Łapa najwyraźniej doznał
szoku. Zawsze był trochę nerwowy, ale nigdy przedtem nie widziałem go w tak złym stanie.
chodźmy zobaczyć, czy już się ocknął.
Przeszli wśród rozpaczających kotów w stronę miejsca, gdzie leżał Krucza Łapa i zatrzymali
się w stosownej odległości, czekając, aż Tygrysi Pazur skończy rozmowę.
- No i jak, Cętkowany Listku? - olbrzymi wojownik zwrócił się poufnym tonem do szylkretowej
kotki. - Myślisz, że dasz radę go uratować? Poświęciłem mu masę czasu i nie chciałbym,
żeby cały mój wysiłek już w pierwszej bitwie poszedł na marne.
Cętkowany Listek, nie podnosząc wzroku znad pacjenta, odpowiedziała:
- Tak, rzeczywiście, byłaby to wielka szkoda, gdyby po twoim cennym treningu zginął już w
pierwszym starciu. - W jej cichym pomruku Ognista Łapa bez trudu mógł dosłyszeć drwinę.
- Więc będzie żył? - zażądał odpowiedzi Tygrysi Pazur.
- Oczywiście. Po prostu musi wypocząć.
Tygrysi Pazur parsknął. Przednią łapą szturchnął swojego ucznia.
- No dalej! Wstawaj!
Krucza Łapa ani drgnął.
- Widziałeś jego pazury! - syknął Ognista Łapa.
- Ale długie! - odparł z przejęciem jego nowy przyjaciel. - Za nic bym nie chciał stanąć z nim
do walki!
- Nie tak szybko! - Cętkowany Listek delikatnie odsunęła Tygrysiego Pazura na bok. -
Dopóki rana się nie zagoi, ten terminator powinien mieć spokój. Przecież nie chcemy, żeby
rana mu się otworzyła, kiedy będzie skakał na wszystkie strony próbując Cię zadowolić.
Zostaw go.
Ognista łapa uświadomił sobie, że wstrzymuje oddech, czekając na reakcję Tygrysiego
Pazura. Domyślał się, że mało kto ośmieliłby się wydawać rozkazy takiemu wojownikowi.
Wielki kocur zesztywniał. Wydawało się, że zaraz coś odpowie, ale Cętkowany Listek dodała
złośliwie:
- Nawet ty, Tygrysi Pazurze, rozumiesz, że lepiej nie kłócić się z medykiem.
Na te słowa oczy groźnego wojownika zaczęły miotać błyskawice.
- Nie ośmieliłbym się kłócić z tobą, moja droga - mruknął.
Odwrócił się, żeby odejść, i wtedy dostrzegł czekających.
- Kto to jest? - zapytał ostro, stając nad Szarą Łapą.
- To nowy terminator.
- Śmierdzi jak domowy pieszczoszek!
- Byłem domowym kotem - miauknął zuchwale Ognista Łapa - ale teraz chcę się szkolić na
wojownika.
Tygrysi Pazur spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem.
- Ach, tak. Już sobie przypominam. Błękitna Gwiazda wspominała, że przypadkiem natknęła
się w lesie na jakiegoś zabłąkanego kociaka. Więc ona rzeczywiście ma zamiar cię
wypróbować?
Ognista Łapa usiadł wyprostowany jak struna. Pragnął zrobić wrażenie na tak znakomitym
wojowniku.
- Tak jest - miauknął z szacunkiem.
Olbrzym przyjrzał mu się wzrokiem pełnym namysłu.
- Cóż, będę z zainteresowaniem śledził twoje postępy.
Kiedy oddalił się majestatycznym krokiem, rudy kotek dumnie wypiął pierś.
- Myślisz, że mnie polubił?
- Nie sądzę, żeby Tygrysi Pazur lubił jakiegokolwiek terminatora! - szepnął Szara Łapa.

background image

Właśnie wtedy ranny poruszył się i stulił uszy.
- Poszedł sobie? - wymamrotał.
- Kto? Tygrysi Pazur? - spytał Szara Łapa, ruszając truchtem w jego stronę. - Tak, poszedł
sobie.
- Cześć - zaczął Ognista Łapa, mając zamiar się przedstawić.
- Wynoście się stąd! - zaprotestowała Cętkowany Listek. - Jakim cudem mam pomóc temu
kotu, jeśli ciągle ktoś mi przeszkadza! - Niecierpliwie trzepnęła obydwu przyjaciół ogonem.
Ognista Łapa zdawał sobie sprawę, że mimo wesołych błysków w bursztynowych oczach,
kotka nie żartuje.
- Chodźmy - miauknął szary terminator. - Oprowadzę Cię. Na razie, Krucza Łapo.
Koty zostawiły chorego z Cętkowanym Listkiem i powędrowały przez polanę.
Szara Łapa wyglądał na pogrążonego w myślach. Najwyraźniej bardzo poważnie traktował
obowiązki przewodnika.
- Znasz już Wysoką Skałę - zaczął, machnąwszy ogonem w kierunku dużego głazu. -
Błękitna Gwiazda zawsze stąd przemawia do klanu. Jej legowisko jest tam, na dole. -
wysunął nos w stronę zagłębienia w jednym ze zboczy. - Wiele księżyców temu zostało
wyżłobione przez pradawny strumień. - Zwisające porosty osłaniały wejście, chroniąc
gniazdo przywódczyni przed wiatrem i deszczem.
- Wojownicy sypiają tutaj - ciągnął Szara Łapa.
Poprowadził Ognistą Łapę w stronę ogromnego krzaka, oddalonego o kilka kroków od
Wysokiej Skały. Roztaczał się stąd doskonały widok na janowcowe wejście do obozu.
Gałęzie krzaka zwieszały się nisko, ale Ognista Łapa mógł dojrzeć osłoniętą przestrzeń,
gdzie wojownicy mościli swoje gniazda.
- Starsi wojownicy sypiają bliżej środka, bo tam jest najcieplej - wyjaśnił Szara Łapa. - A koło
tej kępy pokrzyw zwykle dzielą się świeżo upolowaną zdobyczą. Młodsi jadają w pobliżu.
Czasami bywają zapraszani do posiłku seniorów. To wielki zaszczyt.
- A co z innymi kotami? - zapytał Ognista Łapa, zafascynowany, ale jednocześnie
przytłoczony tymi wszystkimi tradycjami i rytuałami życia klanu.
- No, kocice mieszkają w kwaterze wojowników, dopóki są wojowniczkami, ale kiedy
oczekują potomstwa albo niańczą kocięta sypiają w gnieździe koło kociarni. Starszyzna ma
własne miejsce po drugiej stronie polany. Chodź, pokażę ci.
Ognista łapa potruchtał za Szarą Łapą przez polanę. Minęli cienisty kącik gdzie kryło się
legowisko Cętkowanego Listka i zatrzymali się koło zwalonego drzewa, które odgradzało
połać ziemi porośniętą bujną trawą. Wśród tej miękkiej zieleni przycupnęły cztery starsze
koty i zajadały tłuściutkiego młodego królika.
- Przyniosły go im Popielata Łapa i Piaskowa Łapa - szepnął Szara Łapa - Do obowiązków
terminatora należy łowienie świeżej zdobyczy dla starszyzny.
- Cześć, chłopcze - powitał Szarą Łapę jeden z seniorów.
_ Cześć, Małe Ucho - odmiauknął Szara Łapa, kłaniając się z szacunkiem.
- A to zapewne nasz nowy terminator. Ognista Łapa, prawda? - odezwał się drugi kocur.
Jego łaciate futerko było ciemnobrązowe, a tam gdzie powinien znajdować się ogon,
sterczał kikut.
- Tak jest - odparł Ognista Łapa, naśladując uprzejmy ukłon przyjaciela.
- Nazywam się Półogonek - zamruczał brązowy. - Witamy w klanie.
- Wy dwaj już jedliście? - zapytał Małe Ucho.
Zgodnie potrząsnęli głowami.
- Mamy tu wszystkiego pod dostatkiem. Z Popielatej Łapy i Piaskowej Łapy robią się świetni
myśliwi. Jednooka, masz coś przeciwko temu, żeby ci chłopcy skosztowali myszki?

background image

Leżąca obok niego jasnoszara kocica potrząsnęła głową. Ognista Łapa zauważył, że jedno
jej oko jest zamglone i ślepe.
- A Ty, Pstrokaty Ogonie?
Inna kotka, szylkretowa z posiwiałym pyszczkiem odparła głosem zachrypniętym ze starości.
- Oczywiście, że nie.
- Dziękujemy - miauknął z entuzjazmem Szara Łapa.
Postąpił do przodu i ze stosu upolowanej zwierzyny zabrał wielką mysz, którą upuścił u stóp
przyjaciela.
- Próbowałeś kiedyś czegoś takiego?
- Nie, nigdy - przyznał Ognista Łapa. Nagle poczuł się podniecony ciepłymi woniami
unoszącymi się z tego kawałka świeżej zdobyczy. Na myśl o pierwszym prawdziwym
posiłku, w którym weźmie udział jako członek klanu, przeszył go dreszcz.
- W takim razie możesz zacząć. Tylko zostaw mi trochę! - Szara Łapa cofnął się, żeby zrobić
przyjacielowi miejsce.
Nowy terminator przycupnął i odgryzł wielki kęs myszy. Była soczysta, krucha, przepojona
zapachami lasu.
- No i co o tym myślisz?
- Fantastyczne - wymamrotał Ognista Łapa z pełnym pyszczkiem.
- To się przesuń - zamiauczał Szara Łapa.
Dzieląc się myszą, terminatorzy przysłuchiwali się rozmowie starszych.
- Ile potrwa, zanim Błękitna Gwiazda wyznaczy nowego zastępcę? - zapytał Małe Ucho.
- Co mówisz, Małe Ucho? - miauknęła Jednooka.
- Mam wrażenie, że słuch zrobił ci się równie marny jak wzrok! - warknął niecierpliwie Małe
Ucho. - Pytałem, ile potrwa, zanim Błękitna Gwiazda wyznaczy nowego zastępcę.
Jednooka, ignorując ten wybuch rozdrażnienia, zwróciła się do szylkretowej kotki:
- Pstrokaty Ogonie, pamiętasz ten dzień wiele księżyców temu, kiedy Błękitna Gwiazda
została wyznaczona na zastępczynię przywódcy?
- Och tak! - zamiauczała z przejęciem Pstrokaty Ogon. - To było niedługo po tym, jak straciła
kocięta.
- Niechętnie wybierze nowego zastępcę - stwierdził Małe Ucho. - Czerwony Ogon służył jej
długo i dobrze, . Ale powinna szybko podjąć decyzję. Zgodnie z obyczajem klanu wybór
musi zostać dokonany, zanim po śmierci dawnego zastępcy księżyc dojdzie do szczytu
nieba.
- Przynajmniej tym razem sprawa jest oczywista - zamiauczał Półogonek.
Ognista Łapa podniósł głowę i rozejrzał się po polanie. Kogo Półogonek mógł mieć na
myśli? W oczach rudego kotka wszyscy wojownicy zasługiwali na to, by zostać zastępcami
przywódczyni. Może chodziło o Tygrysiego Pazura? W końcu to on pomścił śmierć
Czerwonego Ogona.
Tygrysi Pazur siedział niedaleko, łowiąc każde słowo z rozmowy starszych.
Kiedy Ognista Łapa zlizywał z wąsików ostatnie ślady myszy, z Wysokiej Skały rozległo się
nawoływanie Błękitnej Gwiazdy. Ciało Czerwonego Ogona, nadal leżało na polanie,
bladoszare w gasnącym świetle dnia.
- Musi zostać wyznaczony nowy zastępca - zaczęła przywódczyni. - Ale najpierw
podziękujmy Gwiezdnemu Klanowi za życie Czerwonego Ogona, który dzisiejszej nocy
zasiada wśród gwiazd pomiędzy równymi mu wojownikami.
Zapadło milczenie. Wszystkie koty podniosły wzrok w niebo, które zaczęło ciemnieć, gdyż
wieczór skradał się już ponad lasem.

background image

- A teraz ogłoszę swój wybór - ciągnęła Błękitna Gwiazda. - Wypowiadam te słowa nad
ciałem Czerwonego Ogona tak, by jego duch mógł usłyszeć to i potwierdzić.
Ognista Łapa spojrzał na Tygrysiego Pazura. W dużych, bursztynowych oczach, wlepionych
w Wysoką Skałę, można było dostrzec wyraz pożądliwości.
- Lwie Serce - zamiauczała Błękitna Gwiazda - będzie moim nowym zastępcą.
Ognista Łapa był ciekaw reakcji Tygrysiego Pazura. Jednak mroczne oblicze nie ujawniało
żadnych uczuć, kiedy wojownik podszedł, by pogratulować Lwiemu Sercu szturchnięciem
tak serdecznym, że o mało nie zbiło złocistego kocura z nóg.
- Dlaczego nie zrobiła zastępcą Tygrysiego Pazura? - szepnął Ognista Łapa do Szarej Łapy.
- Lwie Serce jest dłużej wojownikiem, więc ma on wiele więcej doświadczenia - odmruknął
mu przyjaciel, wpatrzony w Błękitną Gwiazdę.
A ona mówiła dalej:
- Czerwony Ogon był również mistrzem Popielatej Łapy. Ponieważ nie możemy sobie
pozwolić na zwłokę w szkoleniu naszych terminatorów, natychmiast wyznaczę Popielatej
Łapie nowego nauczyciela. Ciemnopręgi, jesteś już gotów, żeby przyjąć pierwszego ucznia,
więc będziesz kontynuował trening z Popielatą Łapą. Sam miałeś wyśmienitego mistrza w
Tygrysim Pazurze. Oczekuje, że przekażesz dalej swe umiejętności.
Pękając z dumy, pręgowany kocur uroczystym ukłonem wyraził zgodę. Potem zbliżył się
wielkimi krokami do Popielatej Łapy, schylił głowę i dość niezdarnie dotknął nosem nosa
swego ucznia. Popielata Łapa z szacunkiem trzepnął ogonem, ale oczy miał nadal otępiałe z
żalu za utraconym mistrzem.
Błękitna Gwiazda podniosła głos:
- Dzisiejszej nocy będę czuwała przy ciele Czerwonego Ogona, dopóki nie pochowany go o
świcie. - Zeskoczyła z Wysokiej skały i podeszła do zwłok, żeby się znowu przy nich
położyć. Wiele kotów przyłączyło się do niej, a wśród nich Popielata Łapa i Małe Ucho.
- Nie powinniśmy też z nimi posiedzieć? - zapytała Ognista Łapa. Sam przed sobą musiał
przyznać, że ten pomysł nie za bardzo mu się podoba. Był zmęczony. Marzył jedynie o tym,
żeby znaleźć jakieś ciepłe, suche miejsce, zwinąć się w kłębuszek i zasnąć. Szara Łapa
potrząsnął głową.

-Nie, tylko najbliżsi towarzysze Czerwonego Ogona będą z nim spędzać ostatnią noc.
Chodź, zobaczysz, gdzie sypiamy. Legowisko terminatorów jest tam.
Ognista Łapa podążył za przyjacielem w gąszcz paproci, który rozciągał się za omszałym
pniakiem.
-Koło tego pniaka wszyscy terminatorzy dzielą się zdobyczą - wyjaśnił Szara Łapa.
-A ilu jest teraz terminatorów?
-Nie tak wielu, jak zazwyczaj - tylko ja, ty, Krucza Łapa, Popielata Łapa i Piaskowa Łapa.
Kiedy oba koty sadowiły się w pobliżu pniaka, spod paproci wypełzła młoda kotka. Jej sierść
była, podobnie jak u Ognistej Łapy, ruda, ale znacznie jaśniejsza, z ledwie widocznymi
pręgami ciemniejszego futra.
-A więc mamy nowego terminatora! - zamiauczała i niegrzecznie pociągnęła nosem. -
Śmierdzi jak domowy pieszczoszek! Nie mówcie mi, że mam dzielić legowisko z tak
ohydnym smrodem!
Ognista Łapa był niemile zaskoczony. Od czasu walki, którą stoczył z Długim Ogonem,
wszystkie koty zachowywały się przyjaźnie. Może po prostu ich uwagę zajmowały nowiny
przyniesione przez Kruczą Łapę, pomyślał.
-Musisz jej wybaczyć - przepraszał Szara Łapa. - Coś ją ugryzło. Zwykle nie jest taką
złośnicą.

background image

-Phi! - prychnęła wściekle Piaskowa Łapa.
-Dosyć tego, młodzieży - tuż za nimi rozległ się głęboki głos Białej Burzy. - Piaskowa Łapo!
Jesteś moim terminatorem, więc oczekuję, że będziesz nieco grzeczniejsza wobec nowego
członka klanu.
Piaskowa Łapa uniosła głowę i popatrzyła wyzywająco.
-Przepraszam, Biała Burzo - mruknęła bez cienia skruchy. - Po prostu nie przypuszczałam,
że będę się szkolić razem z domowym pieszczoszkiem, to wszystko!
-Na pewno się przyzwyczaisz - zamiauczał spokojnie Biała Burza. - Jest już późno, a
zaczynamy jutro o wschodzie słońca. Cała wasza trójka musi się trochę przespać. - Posłał
kotce surowe spojrzenie, a ona posłusznie skinęła głową. Kiedy tylko odszedł, zakręciła się i
zniknęła w kępie paproci. Muskając w przelocie Ognistą Łapę, jeszcze raz ostentacyjnie
pociągnęła nosem.
Szara Łapa machnięciem ogona zaprosił przyjaciela, by mu towarzyszył, i ruszył w ślad za
Piaskową Łapą. Na terenie przeznaczonym do odpoczynku ziemię wyściełał miękki mech.
Blade światło księżyca nadawało wszystkiemu delikatny odcień zieleni. Pachniało
paprociami.
-Gdzie mam spać? - zapytał Ognista Łapa.
-Gdziekolwiek, byle nie koło mnie! - burknęła Piaskowa Łapa, która właśnie ugniatała sobie
legowisko.
Przyjaciele wymienili spojrzenia, ale nic nie powiedzieli. Ognista Łapa zagarnął pazurami
stertę mchu. Kiedy już wymościł przytulne gniazdko, chwilę się w nim poobracał, aż zrobiło
się całkiem wygodnie, i ułożył się do spania. Teraz tu jest jego dom. Należał do Klanu
Gromu.
























Rozdział V

background image

- Hej, pobudka!
Miauczenie przyjaciela wdarło się w sen Ognistej Łapy. Właśnie pędził za wiewiórką, coraz
wyżej i wyżej, na sam czubek ogromnego dębu.
- Trening zaczyna się o wschodzie słońca. Inni już wstali – ponaglał go Szara Łapa.
Ognista Łapa przeciągnął się leniwie i wtedy wszystko mu się przypomniało. Przecież to
pierwszy dzień jego treningu! Poderwał się na równe nogi. Cała senność wyparowała, gdy
podniecenie rozpłynęło mu się falą po żyłach.
Szara Łapa odbywał właśnie pospieszną toaletę. Pomiędzy jednym a drugim liźnięciem
miauknął:
- Przed chwilą rozmawiałem z Lwim Sercem. Krucza Łapa nie będzie z nami trenował,
dopóki rana mu się nie zagoi. Prawdopodobnie jeszcze dzień czy dwa zostanie w legowisku
Cętkowanego Listka. Popielata Łapa i Piaskowa Łapa mają dyżur myśliwski. W tej sytuacji
Lwie Serce uznał, że dziś rano ty i ja moglibyśmy szkolić się z nim i Tygrysim Pazurem.
Spieszmy się – dodał. – Będą na nas czekać!
Szara Łapa szybkim krokiem poprowadził przyjaciela przez janowcowy tunel i dalej, skrajem
usianej głazami doliny. Kiedy dotarli na grań parowu, chłodny wiatr zmierzwił im futerka. W
górze puchate białe chmury gnały po błękitnym niebie. Zbiegając po ocienionym zboczu
piaszczystej kotlinki, Ognista Łapa czuł, jak ogarnia go niepohamowana radość.
Tygrysi Pazur i Lwie Serce rzeczywiście już czekali. Siedzieli na wygrzanym słońcem piasku,
oddaleni jeden od drugiego o kilka długości ogona.
- Na przyszłość spodziewam się po was punktualności – warknął Tygrysi Pazur.
- Nie bądź zbyt surowy, Tygrysi Pazurze. Ostatniego wieczoru wiele się wydarzyło. Na
pewno byli zmęczeni – zamiauczał łagodnie Lwie Serce. – Tobie, Ognista Łapo, jeszcze nie
wyznaczono nauczyciela – ciągnął. – Na razie będziemy cię szkolić obaj z Tygrysim
Pazurem.
Ognista Łapa wysoko uniósł ogon i entuzjastycznie skinął głową. Nie potrafił ukryć zachwytu,
że dostał za nauczycieli dwóch tak wielkich wojowników.
- Idziemy – miauknął niecierpliwie Tygrysi Pazur. – Dzisiaj chcemy pokazać wam obrzeża
naszego terytorium, żebyście wiedzieli, gdzie będziecie polować i czego musicie strzec.
Szara Łapo, nie zaszkodzi ci, jeśli sobie przypomnisz granice ziem klanu.
Bez dalszych wyjaśnień Tygrysi Pazur poderwał się i dał susa z piaszczystej kotlinki. Lwie
Serce skinął na Szarą Łapę, po czym ruszyli obaj. Ognista Łapa, ślizgając się na miękkim
piasku, pobiegł za nimi.
W tej części lasu drzewa rosły gęsto. Nad brzozami i jesionami górowały potężne dęby.
Ziemia usłana była zeschłymi liśćmi, które szeleściły pod kocimi łapkami. Tygrysi Pazur
zatrzymał się, by oznaczyć swoim zapachem gęstą kępę paproci. Pozostałe koty zatrzymały
się koło niego.
- Tutaj jest ścieżka Dwunogów – mruknął Lwie Serce. – Posłuż się teraz nosem, Ognista
Łapo. Czujesz coś?
Rudy kot zaczął węszyć. W powietrzu unosił się leciutki zapach Dwunoga i silniejszy psa,
oba dobrze znane z dawnego domu.
- Jakiś Dwunóg wyprowadzał psa, ale już sobie poszli – miauknął.
- Dobrze – pochwalił Lwie Serce. – Myślisz, że bezpiecznie będzie tędy przejść?

background image

Ognista Łapa znowu powęszył. Woń była słaba i wydawało się, że pokrywają ją świeższe
leśne zapachy.
- Tak – odparł.
Tygrysi Pazur skinął głową. Cztery koty wysunęły się spod paproci i majestatycznym krokiem
powędrowały po ostrych kamykach na drugą stronę ścieżki.
Dalej ciągnął się las iglasty. Sosny rosły rząd za rzędem, wysokie i strzeliste. Tutaj łatwiej
było iść bezszelestnie. Ziemię pokrywała gruba warstwa suchych igieł, które kłuły w
poduszeczki łap. Nie było zarośli, żeby się ukryć i Ognista Łapa wyczuwał w pozostałych
kotach napięcie, kiedy tak stąpały bez żadnego zabezpieczenia pomiędzy pniami drzew.
- Te drzewa umieszczają tu Dwunogi – zamiauczał Tygrysi Pazur. – Ścinają je cuchnącymi
maszynami, które tak dymią, że nic nie widać. A potem zwalone pnie są zaciągane do
Miejsca Wyciętych Drzew, niedaleko stąd.
Ognista Łapa zatrzymał się, nasłuchując, ale piły mechaniczne nie ryczały. Znał ten dźwięk.
- W miejscu wyciętych Drzew będzie cicho jeszcze przez kilka księżyców, aż nadejdzie pora
zielonych liści – wyjaśnił Szara Łapa.
Koty powędrowały dalej.
- Siedlisko Dwunogów znajduje się w tym kierunku – poinformował Tygrysi Pazur,
machnąwszy ogonem w jedną stronę. – Bez wątpienia możesz je wyczuć, Ognista Łapo.
Jednak dzisiaj pójdziemy inną drogą.
W końcu dotarli do kolejnej ścieżki Dwunogów, która ciągnęła się wzdłuż dalszego skraju
sosnowego lasu. Szybko przebiegli przez nią na drugą stronę, a bezpieczne krzaki
dębowego zagajnika. Ale Ognista Łapa nadal wyczuwał w swoich towarzyszach niepokój.
- Zbliżamy się do terenów Klanu Rzeki – szepnął Szara Łapa. – O, tam są Słoneczne Skały.
– Pyszczkiem wskazał pozbawiony drzew kopiec wielkich kamieni.
Ognistej Łapie zjeżyło się futerko. Tutaj został zabity Czerwony Ogon.
Tymczasem Lwie Serce zatrzymał się koło płaskiego szarego głazu.
- Tędy przebiega granica pomiędzy ziemiami Klanu Gromu i Klanu Rzeki. Klan Rzeki włada
terenami łownymi nad wielką rzeką- zamiauczał. – Węsz uważniej, Ognista Łapo.
Rudzielec czuł cierpki odór nieznajomych kotów i dziwił się, że tak bardzo jest inny niż ciepła
kocia woń w obozie Klanu Gromu. I ogarnęło go zdumienie, kiedy uświadomił sobie, jak
bliskie i napawające otuchą wydają mu się już zapachy Klanu Gromu.
- To smród Klanu Rzeki – warknął Tygrysi Pazur. – Dobrze go zapamiętaj. Będzie jeszcze
silniejszy na samej granicy, bo ich wojownicy zaznaczają tam drzewa. – Z tymi słowy
pręgowany kocur podniósł ogon i na płaskim głazie zostawił swój znak.
- Pójdziemy wzdłuż linii granicznej, która prowadzi prosto do Czterech Drzew – zamiauczał
Lwie Serce.
Obaj wojownicy pobiegli, a Szara Łapa i Ognista Łapa ruszyli ich śladem.
- Co to są Cztery Drzewa? – wysapał Ognista Łapa.
- Miejsce, gdzie stykają się ziemie wszystkich czterech klanów – odparł Szara Łapa. –
Rosną Tam cztery wielkie dęby, stare jak kocie klany…
- Cisza! – rozkazał Tygrysi Pazur. – Nie zapominajcie, że jesteśmy blisko terenów wroga!
Terminatorzy zamilkli i skupili się na tym, żeby stąpać bezszelestnie. Suchą łapą
przemierzyli płytki strumyk, przeskakując z głazu na głaz kamieniste koryto.
Zanim dobrnęli do Czterech drzew, Ognistą Łapę już bardzo bolały nogi. Nie przywykł
wędrować tak daleko i tak szybko. Odetchnął z ulgą, kiedy wojownicy wyprowadzili ich z
gęstego lasu i zatrzymali się na szczycie pokrytej krzakami stromizny.

background image

Słońce stało już w najwyższym punkcie nieba. Chmury zniknęły, wiatr tracił na sile. W
oślepiającym słonecznym blasku wznosiły się ogromne cztery dęby, ciemnozielonymi
koronami niemal sięgając krawędzi urwistego zbocza.
- Jak już ci powiedział Szara Łapa – miauknął Lwie Serce do nowego terminatora – cztery
drzewa to miejsce, gdzie stykają się ziemie wszystkich czterech klanów. Klan Wichru panuje
nad terenami położonymi wysoko, tam gdzie słońce zachodzi. Dzisiaj nie będziesz mógł
pochwycić ich zapachów. Wiatr wieje w złym kierunku. Ale już niedługo je poznasz.
- A Klan Cienia żyje o tam, w najciemniejszej części lasu – dodał Szara Łapa, wskazując
głową w bok. – Starsi mówią, że zimne północne wiatry przewiewają koty z Klanu Cienia i
mrożą ich serca.
- Tyle klanów! – wykrzyknął Ognista Łapa. I tak dobrze zorganizowanych, dodał w myśli,
przypominając sobie ponure opowieści Kleksa o dzikich kotach siejących w lesie terror.
- Teraz widzisz, dlaczego każda upolowana zdobycz jest taka cenna – miauknął Lwie Serce.
– I dlaczego musimy walczyć, żeby uchronić tę odrobinę, którą mamy.
- Ale to głupota! Czemu klany nie mogłyby współpracować i wspólnie korzystać ze
wszystkich terenów, zamiast zwalczać się nawzajem? – podsunął zuchwale Ognista Łapa.
Koty były wstrząśnięte. Długo milczały.
W końcu Tygrysi Pazur zdobył się na odpowiedź:
- To zdradziecka myśl, ty domowy pieszczoszku! – warknął.
- Nie bądź zbyt srogi, Tygrysi Pazurze – uspokajał go drugi wojownik. – Dla tego terminatora
sprawy klanów są całkowitą nowością. – Popatrzył na Ognistą Łapę. – Mówisz, co dyktuje ci
serce, młodzieńcze. A to świadczy, że zapowiadasz się na niepokonanego wojownika.
- Chyba, że akurat w chwili ataku weźmie w nim górę słabość domowego kociaka –
miauknął wściekle Tygrysi Pazur.
Lwie Serce obrzucił go szybkim spojrzeniem i ciągnął dalej:
- Cztery klany rzeczywiście spotykają się pokojowo. W każdy księżyc, na Zgromadzeniu.
Właśnie tutaj się zbierają – pochylił głowę w kierunku czterech potężnych dębów. – Rozejm
trwa, dopóki jest pełnia.
- Więc spotkanie odbędzie się już bardzo niedługo? – stwierdził Ognista Łapa,
przypominając sobie, jak jasny był księżycowy blask ostatniej nocy.
- To prawda! Ściślej mówiąc, dzisiaj. Zgromadzenia są bardzo ważne, bo pozwalają klanom
spotkać się od czasu do czasu w pokoju. Ale musisz zrozumieć, że dłuższe sojusze
przynoszą więcej kłopotów, niż są tego warte.
- Lojalność wobec klanu czyni nas silnymi – przytaknął mu Tygrysi Pazur. – Jeśli
podkopujesz tę lojalność, osłabiasz nasze szanse przetrwania.
Ognista Łapa skinął głową.
- Rozumiem – miauknął.
- Chodźcie – zakomenderował Lwie Serce, wstając. – Ruszajmy.
Szli skrajem doliny Czterech Drzew. Teraz kierowali się w stronę przeciwną do słońca, które
zaczęło się już obniżać na popołudniowym niebie. Strumień przekroczyli w miejscu, gdzie
bym wystarczająco wąski, by go pokonać jednym susem.
Ognista Łapa wciągnął w nozdrza powietrze. Czuł nową kocią woń, silną i kwaśną.
- Który to klan? – zapytał.
- Klan Cienia – odparł ponuro Tygrysi Pazur. – Idziemy wzdłuż ich granicy. Bądź czujny,
Ognista Łapo. Świeższe zapachy oznaczają, że gdzieś w tym rejonie przebywa patrol Klanu
Cienia.
Ognista łapa usłyszał dziwny hałas. Zesztywniał, ale pozostałe koty szły dalej, kierując się
prosto na złowieszczy łoskot.

background image

- Co to? – zawołał, biegnąc truchtem, by ich dogonić.
- Za moment zobaczysz – odparł Lwie Serce.
Drzewa rosły coraz rzadziej, przepuszczały szerokie wstęgi słonecznego światła
- Jesteśmy na skraju lasy? – spytał Ognista Łapa.
Zatrzymał się i wziął głęboki oddech. Zielone leśne wonie tłumił ciemny, ciężki smród. Tym
razem nie był to koci zapach, ale odór, który przypominał mu o dawnym domu Dwunogów.
Łoskot nasilał się coraz bardziej. Nieprzerwany ryk sprawiał, że ziemia drżała, a Ognistą
Łapę aż zabolało w uszach.
- To Grzmiąca Ścieżka – miauknął Tygrysi Pazur.
Lwie Serce wyprowadził ich na sam brzeg lasu. Potem usiadł i wszystkie cztery koty wyjrzały
z zarośli.
Teraz Ognista Łapa mógł dostrzec szarą jak rzeka drogę. Twardy kamień rozciągał się przed
nim tak daleko, że drzewa po drugiej stronie wydawały się rozmazane i malutkie. Od
gorzkiego, unoszącego się nad ścieżką smrodu Ognistą Łapę przeszły ciarki.
Chwilę później ze zjeżonym futrem odskoczył do tyłu. Gigantyczny potwór minął go, rycząc
straszliwie. Gałęzie drzew po obu stronach drogi załopotały szaleńczo na wietrze, który dął
za rozpędzonym monstrum. Ognista łapa popatrzył na swoich towarzyszy wielkimi oczami,
niezdolny wydusić słowa. Widywał już wcześniej podobne ścieżki, koło swego dawnego
domu, ale nie tak szerokie, nie z tak szybkimi, rozszalałymi potworami.
- Za pierwszym razem też mnie przeraziła – rzucił Szara Łapa. – Ale dzięki niej wojownikom
Klanu Cienia trudniej przełazić na nasze terytorium. Grzmiąca Ścieżka ciągnie się wzdłuż
granicy na długość wielu kroków. Nie bój się, te potwory nigdy z niej nie schodzą. Dopóki nie
podejdziesz zbyt blisko, nic ci się nie może stać.
- Czas wracać do obozu – zamiauczał Lwie Serce. – Teraz już widziałeś wszystkie nasze
granice. Ominiemy Wężowe Skały, chociaż droga dookoła jest dłuższa. Niewyszkolony
terminator mógłby być łatwą zdobyczą dla żmij, a chyba jesteś zmęczony, Ognista Łapo.
Na myśl o powrocie do obozu Ognista Łapa mimo woli poczuł ulgę. W głowie kręciło mu się
od tych wszystkich zapachów i widoków. Był wykończony i głodny. Koty zawróciły od
Grzmiącej Ścieżki. Ustawił się więc w szeregu za Szarą Łapą i ruszył powrotem do domu.

Kiedy Ognista Łapa wkraczał janowcowym wejściem do obozu Klanu Gromu, pachniało
wieczorną rosą. Świeżo upolowana zdobycz już czekała. Terminatorzy wzięli swój przydział
ze sterty leżącej w cienistej części polany i zanieśli na skraj swojej kwatery, w pobliże
pniaka.
Popielata Łapa i Piaskowa Łapa już tam siedzieli, chrupiąc coś łapczywie.
- Cześć, domowy pieszczoszku – zamiauczał Popielata Łapa pogardliwie. – Naciesz się
jedzeniem, które my dla ciebie złowiliśmy.
- Kto wie, pewnego dnia może nawet zdołasz sam coś upolować! – szydziła Piaskowa Łapa.
- A wy nadal macie dyżur myśliwski? – zapytał tonem niewiniątka Szara Łapa. – Nic nie
szkodzi. My patrolowaliśmy granice. Ucieszy was zapewne wiadomość, że jesteście
bezpieczni.
- Na pewno wszystkie klany śmiertelnie się przeraziły, kiedy zwęszyły, że to wy dwaj
nadchodzicie! – wrzasnął Popielata Łapa.
- Nawet czubka nosa nie ośmielili się pokazać - odciął się szary terminator, nie mogąc ukryć
gniewu.
- Dobra. Zapytamy ich dziś wieczorem, kiedy się spotkamy na Zgromadzeniu – miauknęła
Piaskowa Łapa.
- Idziecie? – wypalił Ognista Łapa, przejęty, mimo wrogości tych dwojga.

background image

- Oczywiście – odparł wyniośle Popielata Łapa. – To wielki zaszczyt. Ale się nie martwcie.
Rano wszystko wam opowiemy.
Szara Łapa zignorował te przechwali i zabrał się do swojej porcji. Ognista Łapa też był
głodny., Przycupnął do jedzenia, nie mógł j jednak opanować ukłucia zazdrości. Popielata
Łapa i Piaskowa Łapa spotkają się dzisiejszej nocy z pozostałymi klanami!
Głośne wołanie Błękitnej Gwiazdy sprawiło, że podniósł wzrok. Kilku wojowników i starszych
zbierało się na polanie. Był już czas, by delegacja Klanu Gromu wyruszyła na
Zgromadzenie. Dwaj młodzi łowcy pobiegli truchtem.
- No to cześć! – zawołała Piaskowa Łapa przez ramię. – Miłego, spokojnego wieczoru!
Majestatycznym krokiem koty wymaszerowały przez obozową bramę. Błękitna Gwiazda szła
na czele. W blasku księżyca jej futerko jaśniało jak srebro. I kiedy tak podczas krótkiego
rozejmu wiodła swój klan na spotkanie z odwiecznymi wrogami, sprawiała wrażenie
spokojnej i pewnej siebie.
- Byłeś kiedyś na Zgromadzeniu? – spytał tęsknie Ognista Łapa.
- Jeszcze nie – odparł Szara Łapa, głośno chrupiąc mysią kostkę. – Ale teraz to już nie
potrwa długo. Tylko poczekaj. Wszyscy terminatorzy kiedyś tam pójdą.

Następnego ranka wcześnie pobiegli do piaszczystej kotlinki. Wygramolili się z legowiska,
zanim Popielata Łapa i Piaskowa Łapa zdążyli otworzyć oczy. Rudzielec miał wielką ochotę
posłuchać o Zgromadzeniu, ale przyjaciel wyciągnął go z obozu.
- O ile znam tych dwoje i tak dowiesz się wszystkiego – miauknął.
Zapowiadał się kolejny ciepły dzień. Tym razem do przyjaciół dołączył Krucza łapa. Dzięki
Cętkowanemu Listkowi jego rana szybko się goiła.
Szary terminator zabawiał się, wygarniając w powietrze liście i skacząc za nimi. Ognista łapa
przyglądał się temu, trzepiąc z rozbawieniem ogonem, a czarny kotek siedział cichutko na
skraju doliny, spięty i nieszczęśliwy.
- Uszy do góry, Krucza Łapo! – zawołał szary. – Wiem, że nie przepadasz za treningami, ale
zwykle nie bywasz taki oklapnięty!
Zapachy Lwiego Serca i Tygrysiego Pazura ostrzegły terminatorów, że nadchodzą ich
nauczyciele. Krucza Łapa miauknął pospiesznie.
- Chyba po prostu boję się, ze znowu zacznie mnie boleć bark.
W tym momencie z krzaków wyłonił się tygrysi Pazur. Tuż za nim kroczył Lwie Serce.
- Wojownicy powinni znosić ból w milczeniu – warknął Tygrysi Pazur. – Radzę ci nauczyć się
trzymać język za zębami.
Krucza Łapa drgnął i wbił oczy w ziemię.
- Coś Tygrysi Pazur trochę zrzędzi – szepnął Szara łapa przyjacielowi do ucha.
Lwie Serce spojrzał na swego ucznia surowo i oznajmił:
- Dzisiaj będziemy ćwiczyć podkradanie się. Jest znaczna różnica między podchodzeniem
królika a podchodzeniem myszy. Czy któryś z was może mi powiedzieć dlaczego?
Ognista łapa nie miał najmniejszego pojęcia, a Krucza łapa najwyraźniej wziął sobie do
serca uwagę swego mistrza i trzymał język za zębami.
- No, dalej! – prychnął niecierpliwie Tygrysi Pazur.
Odpowiedział mu Szara Łapa:
- Bo królik wywęszy cię, zanim zobaczy, a mysz wyczuje twoje stąpanie, zanim cię zobaczy
lub wywęszy.
- Dobrze, Szara Łapo! Więc o czym musicie stale pamiętać, kiedy polujecie na myszy?
- Żeby stąpać lekko – rzekł Ognista Łapa.

background image

- Racja! – pochwalił go Lwie Serce. – Musicie przenieść ciężar ciała na tylne łapy, wtedy
wasze kroki nie powodują wstrząsów leśnego poszycia. Spróbujcie!
Ognista Łapa przyglądał się, jak jego dwaj towarzysze natychmiast przybrali odpowiednią
pozycję.
- Dobra robota, Szara Łapo! – miauknął Lwie Serce, kiedy terminatorzy zaczęli się skradać.
- Niżej tył, Krucza Łapo, wyglądasz jak kaczka! – fuknął Tygrysi Pazur. – Teraz ty spróbuj,
Ognista Łapo.
Rudy przykucnął i zaczął pełznąć po leśnym poszyciu. Instynktownie przyjął prawidłową
postawę i kiedy sunął przed siebie, najciszej i najlżej, jak tylko potrafił, promieniał dumą, że
jego mięśnie reagują tak sprawnie.
- Cóż, gołym okiem widać, że nie zaznałeś w życiu niczego prócz wygód! – warknął tygrysi
Pazur. – Skradasz się jak domowa niezgraba! Myślisz, że obiad sam przybiegnie położy ci
się do miski i zaczeka, aż go zjesz?
Ognista Łapa przysiadł, trochę zniechęcony szorstkimi słowami. Jednak słuchał uważnie,
zdecydowany ze wszystkim sobie poradzić.
- Krok i ruch do przody przyjdą mu później, ale przygotowanie do skoku ma idealnie
wyważone – łagodnie zwrócił uwagę Lwie Serce.
- Lepsze niż Krucza Łapa, obawiam się – jęknął Tygrysi Pazur. Rzucił pogardliwe spojrzenie
na czarnego kotka. – Nawet po dwóch księżycach treningów nadal przerzucasz cały ciężar
na lewy bok.
Krucza Łapa sprawiał wrażenie jeszcze bardziej przygnębionego. Rudy nie mógł się
powstrzymać, żeby nie powiedzieć:
- Rana mu dokucza, to wszystko!
Tygrysi Pazur gwałtownie obrócił głowę.
- Rany są okolicznością życiową. Powinien się przyzwyczajać. Nawet ty, Ognista Łapo,
nauczyłeś się czegoś dzisiejszego ranka. Gdyby Krucza Łapa uczył się tak szybko jak ty,
przynosiłby mi chlubę, a nie wstyd. Tylko pomyśleć, zostać zakasowanym przez domowego
pieszczoszka! – fuknął wściekle na swego terminatora.
Ognista Łapa czuł, jak futro świerzbi go z zażenowania. Nie mógł spojrzeć czarnemu kotu w
oczy, więc wpatrywał się we własne łapy.
- Jestem bardziej koślawy niż borsuk kuternoga – zamiauczał Szara Łapa, komicznie
zataczając się po polanie. – Zaczaję się na te głupie myszy. Marne ich widoki. Będę siedział
nad nimi, aż się poddadzą.
- Skoncentruj się, nie ma czasu na żarty! – miauknął surowo Lwie Serce. – Może będzie
wam łatwiej się skupić, gdy spróbujecie prawdziwego podchodzenia zwierzyny.
Wszyscy trzej terminatorzy spojrzeli na niego z ożywieniem.
- Chcę, by każdy z was coś złowił – ciągnął Lwie Serce. – Krucza Łapo, rozejrzysz się koło
Sowiego Drzewa. Szara Łapo, poszukaj w tamtej dużej kępie jeżyn. A ty, Ognista łapo, udaj
się króliczym szlakiem na drugą stronę tego pagórka, aż trafisz na wyschnięte koryto
zimowego strumienia. Tam możesz coś upolować.
Trzej terminatorzy oddalili się wielkimi susami. Nawet Krucza Łapa zdołał wykrzesać z siebie
trochę energii.
Czując łomot krwi w uszach, Ognista Łapa przekradł się powoli między grzbietem
wzniesienia. I rzeczywiście, w dole, pomiędzy drzewami wiło się koryto strumienia. W porze
opadłych liści płynęła tędy woda deszczowa z lasu do wielkiej rzeki, która przecinała
terytorium Klanu Rzeki. Teraz strumień był wyschnięty.

background image

Ognista łapa zsunął się cicho z brzegu i przycupnął na piaszczystym dnie. Wytężał
wszystkie zmysły. Z nastawionymi uszami i rozchylonym pyszczkiem, żeby móc chwycić
nawet najsłabszy zapach, rozglądał się za jakimkolwiek ruchem.
Po chwili wyczuł mysz. Natychmiast rozpoznał tę woń. Przypominała mu o pierwszym
poczęstunku w obozie. Zalała go fala podniecenia, ale nadal trwał nieruchomo. Próbował
precyzyjnie namierzyć zdobycz.
Słyszał szybkie pulsowanie malutkiego mysiego serca. Potem coś brązowego mignęło mu
przed oczami. Stworzonko gramoliło się przez wysoką trawę na brzegu strumienia. Ognista
łapa przesunął się bliżej, pamiętając, by – dopóki zdobycz nie znajdzie się w jego zasięgu –
utrzymywać ciężar na tylnych łapkach. Wreszcie skoczył, wzniecając tuman piachu.
Mysz rzuciła się do ucieczki. Ale rudy terminator był szybszy. Wygarnął ją łapą w powietrze,
rzucił w piaszczyste koryto strumienia, przygwoździł i uśmiercił jednym ruchem szczęk.
Ostrożnie chwycił ciepłe ciałko w zęby i z wysoko uniesionym ogonem powrócił do kotlinki,
gdzie czekali nań Lwie Serce i Tygrysi Pazur. Po raz pierwszy coś upolował. Teraz był
prawdziwym terminatorem Klanu Gromu.


Rozdział VI

Blask porannego słońca zalewał leśne poszycie, kiedy Ognista Łapa wędrował w
poszukiwaniu zdobyczy. Dwa księżyce upłynęły, odkąd rozpoczął szkolenie. Teraz czuł się w
tym otoczeniu całkiem swobodnie. Jego zmysły przebudziły się i przyuczyły do życia na
wolności.
Przystanął, żeby powąchać ziemię i poruszające się w niej zimne ślepe stworki. Pochwycił
odór Dwunoga, który szedł tędy niedawno. Teraz, w pełni ciepłej pory, gałęzie drzew gęsto
pokrywała zieleń, a malutkie stworzonka krzątały się pod dywanem ze zbutwiałych,
zeszłorocznych liści.
Ognista Łapa jak sień przemykał bezszelestnie pomiędzy drzewami. Wszystkie zmysły miał
wyczulone. Dzisiaj dostał pierwsze samodzielne zadanie. Bardzo chciał się wykazać, nawet
jeśli chodziło tylko o przyniesienie klanowi świeżo upolowanej zwierzyny.
Ruszył ku strumieniowi, który przekraczał podczas swej pierwszej wędrówki po terytorium
Klanu Gromu. Potok bulgotał i pryskał, pędząc z góry po gładkich, okrągłych kamieniach.
Ognista Łapa zatrzymał się na chwilę, żeby pochłeptać zimnej wody. Potem uniósł głowę i
węszył.
Wyczuł ciężką woń lisa. Musiał tu dzisiaj pić wcześniej, bo ślad był już zwietrzały. Ognista
Łapa od razu rozpoznał ten zapach, który napotkał podczas swojej pierwszej wizyty w lesie.
Od tamtej pory Lwie Serce nauczył go, czyj to fetor, ale oprócz ujrzanej wówczas w przelocie
kity, rudy terminator nigdy żadnego lisa nie widział.
Usiłował oddzielić lisi smród i skoncentrować się na zapachu zdobyczy. Nagle poczuł
mrowienie w wąsikach i pochwycił czyiś przyśpieszony łomot serca. To wodny szczur krząta
się przy gnieździe.
Chwilę później już go dostrzegł. Tłuste brązowe ciałko miotało się wzdłuż brzegu, to tu, to
tam. Szczur zbierał źdźbła trawy. Ognistej Łapie ślinka napłynęła do pyszczka. Ostatni
posiłek jadł wiele godzin temu, ale nie ośmielał się zapolować dla siebie, dopóki nie
wystarczy zdobyczy klanowi. Pamiętał słowa, które w kółko powtarzali mu Lwie Serce i
Tygrysi Pazur: ,,Najpierw musi zostać nakarmiony klan''.

background image

Zaczął skradać się w stronę swojej ofiary. Brzuchem muskał wilgotną trawę, ani na chwilę
nie spuszczając oczu ze zdobyczy. Już, prawie już. Jeszcze moment i byłby wystarczająco
blisko, żeby skoczyć...
Nagle z tyłu w paprociach rozległ się głośny szelest. Szczur wodny nastawił uszu in
zanurkował do dziury w stromym brzegu.
Ognistej Łapie zjeżyła się sierść na grzbiecie. Odpłaci temu, kto zaprzepaścił jego pierwszą
prawdziwą szansę!
Wciągnął powietrze. Mógł stwierdzić, że to kot, ale wstrząśnięty uświadomił sobie, iż nie
potrafi rozpoznać klanu, do którego intruz należy. Zastarzały lisi smród nadal mylił jego
zmysł węchu.
Z narastającym warkotem w gardle, zaczął wyginać grzbiet, Nastawił uszu i szeroko otworzył
oczy. Znowu zaszeleściło w zaroślach. Teraz głośniej i trochę z boku. Ognista Łapa powoli
przysunął się bliżej. Widział, jak poruszają się paprocie, ale ich liście nadal zasłaniały mu
wroga. Jakaś gałązka pękła z ostrym trzaskiem. Sądząc z hałasu, to musi być coś dużego,
pomyślał terminator, szykując się do zawziętej walki.
Dał susa na pień jesionu i szybko, bezszelestnie wspiął się na zwisającą gałąź. Na dole pod
nim niewidoczny wojownik wciąż się zbliżał. Ognista Łapa wstrzymał oddech... i w tym
momencie paprocie się rozsunęły.
Z bojowym okrzykiem Ognista Łapa rzucił się na wroga, wczepił się w niego ostrymi jak
ciernie pazurami, gotów gryźć i zabijać.
-Uaaa! Co jest? - Ciało pod nim wystrzeliło w górę, unosząc go ze sobą.
-Och! Szara Łapa?! - Ognista Łapa rozpoznał zdumiony głos i wyczuł znajomy zapach, ale
był zbyt podniecony, żeby od razu rozluźnić chwyt.
-Zasadzka! - parsknął Szara Łapa, który nadal nie zdawał sobie sprawy, że kot wbijający mu
pazury w grzbiet to jego przyjaciel. Przekoziołkował, próbując pozbyć się napastnika.
Ognista Łapa turlał się razem z nim, przygniatany i rozpłaszczany ciężkim ciałem.
-To ja... - wrzasnął, starając się uwolnić i schować pazury. Przetoczywszy się na bok,
skoczył na równe nogi i otrząsnął się całym ciałem aż po czubek ogona. - Myślałem, że
jesteś wrogim wojownikiem!
Szara Łapa poderwał się z ziemi. Skrzywił się i otrzepał.
-Dało się odczuć! - Wykręcił głowę, żeby wylizać obolałe barki. - Aleś mnie poturbował!
-Przepraszam - wymamrotał Ognista Łapa. - Ale niby co miałem sobie pomyśleć, skoro tak
się na mnie czaiłeś?
-Ja? Na ciebie?! - Oczy Szarej Łapy zrobiły się okrągłe ze zdumienia. - To było moje
najlepsze podchodzenie zwierzyny ukradkiem.
-Ukradkiem! Nadal skradasz się jak borsuk kuternoga - zakpił Ognista Łapa. Żartobliwie stulił
uszy.
Szara Łapa pisnął z zachwytu.
-Ja ci pokażę kuternogę!
Koty skoczyły na siebie i zaczęły koziołkować w walce na niby. Szara Łapa walnął
przyjaciela tak mocno, że aż pokazały mu się gwiazdy. Rudzielec potrząsnął głową, żeby
trochę oprzytomnieć, po czym rzucił się do kontrataku. Zdołał wymierzyć parę ciosów, zanim
szary go pokonał.
Ognista Łapa bezwładnie osunął się na ziemię.
-Zbyt łatwo się poddajesz! - zamiauczał szary, rozluźniając chwyt. Kiedy tylko to zrobił,
przeciwnik poderwał się na równe nogi, a on sam, jak wystrzelony z procy, poleciał z jego
grzbietu prosto w zarośla.
Ognista Łapa dał susa za przyjacielem i przygwoździł go do ziemi.

background image

-Zaskoczenie jest najskuteczniejszą bronią! - wrzasnął triumfalnie, cytując jedno z
ulubionych powiedzeń Lwiego Serca. Zeskoczył zwinnie z Szarej Łapy i zaczął tarzać się w
opadłych liściach, ciesząc się łatwym zwycięstwem i ciepłem ziemi pod grzbietem.
Nie wyglądało na to, żeby Szara Łapa specjalnie przejął się już drugą tego ranka porażką.
Dzień był zbyt piękny na złe humory.
-A jak ci poszło z twoim zadaniem? - zapytał.
Ognista Łapa usiadł.
-Szło mi świetnie, dopóki ty się nie zjawiłeś! Już prawie złapałem szczura wodnego, ale go
spłoszyłeś.
-Och, przepraszam - miauknął Szara Łapa.
Ognista Łapa popatrzył na strapionego przyjaciela.
-Już dobrze. Przecież nie wiedziałeś - zamruczał. - A z drugiej strony - ciągnął - czy ty
przypadkiem nie powinieneś właśnie wędrować na spotkanie z patrolem przy granicy Klanu
Wichru? Myślałem, że miałeś przekazać im wiadomość od Błękitnej Gwiazdy.
-Tak, ale jest jeszcze mnóstwo czasu. Najpierw chciałem zafundować sobie małe
polowanko. Konam z głodu!
-Ja też. Lecz zanim będę mógł złowić coś dla siebie, muszę zapolować dla klanu.
-Idę o zakład, że Popielata Łapa i Piaskowa Łapa podczas dyżuru łapali dla siebie ryjówkę
albo dwie - prychnął Szara Łapa.
-Wcale bym się nie zdziwił, ale to moje pierwsze samodzielne zadanie...
-I chcesz wykonać je dobrze. Wiem - westchnął Szara Łapa.
-A co to za wiadomość od Błękitnej Gwiazdy? - zapytał Ognista Łapa, zmieniając temat.
-Chce, żeby patrol czekał koło Wielkiego Jaworu, aż ona dołączy do nich, kiedy słońce
stanie najwyżej na niebie. Wygląda na to, że w pobliżu grasują jakieś koty z Klanu Cienia.
Błękitna Gwiazda chce zbadać sytuację.
-Więc lepiej już idź - przypomniał mu Ognista Łapa.
-Tereny Klanu Wichru są blisko stąd. Mam jeszcze czas - odparł pewnym tonem Szara Łapa.
- I powinienem ci pomóc. Przeze mnie straciłeś tego szczura.
-Nic się nie stało - miauknął Ognista Łapa. - Znajdę innego. Dzień jest taki ciepły, że kilka
sztuk powinno być na nogach.
-Racja. Co nie zmienia faktu, że musisz je złapać. - Szara Łapa skubał zębami przedni
pazur, z zadumą zdzierając jego wierzchnią warstwę. - Wiesz, mogłoby ci tak zejść aż do
południa, może nawet do zmierzchu.
Ognista Łapa bez entuzjazmu skinął głową. Zaburczało mu w brzuchu. Zapewne przyjdzie
urządzić trzy albo cztery wyprawy, zanim upoluje wystarczająco dużo zwierzyny. Wcześniej
Srebrna Skóra pojawi się na niebie, niż on będzie miał szansę coś zjeść.
Szary terminator przygładził wąsiki.
-Chodź, pomogę ci zacząć. W końcu jestem ci to winien. Myślę, że uda nam się złapać kilka
szczurów wodnych, zanim będę musiał iść.
Ognista Łapa podążył za przyjacielem w górę strumienia, bardzo zadowolony z towarzystwa
i pomocy. Unoszący się w powietrzu lisi zapach nagle stał się intensywniejszy.
Ognista Łapa przystanął.
-Czujesz?
Szara Łapa również zaczął węszyć.
-Lis. Tak, już wcześniej go czułem.
-A nie wydaje ci się, że ten odór jest teraz świeższy?
Szara Łapa znowu pociągnął nosem, leciutko otwierając pyszczek.

background image

-Masz rację - mruknął, lekko ściszając głos. Obrócił głowę, żeby spojrzeć w krzaki w lesie po
drugiej stronie strumienia. - Popatrz! - wyszeptał.
Ognista Łapa zobaczył, jak coś rudego, obficie porośniętego futrem przemknęło wśród
zarośli i wychynęło na polankę. Teraz widział już wyraźnie niską sylwetkę, błyskającą w
słonecznym świetle plamami czerwieni. Zwierzę miało bardzo puchaty ogon i długi, wąski
pysk.
-Więc to jest lis? - szepnął Ognista Łapa. - Ale brzydka morda!
-Co racja, to racja! - przytaknął drugi kot.
-Właśnie śledziłem takiego, kiedyśmy się po raz pierwszy... spotkali.
-Znacznie bardziej prawdopodobne, że to on śledził ciebie, idioto! - syknął Szara Łapa. -
Nigdy nie ufaj lisowi. Wygląda jak pies, a zachowuje się jak kot. Musimy ostrzec kocice
matki, że któryś z nich zabłąkał się na nasze terytorium. Jeśli chodzi o zabijanie kociąt, lisy
są równie niebezpieczne jak borsuki. Naprawdę się cieszę, że nie dogoniłeś tamtego,
którego widziałeś za pierwszym razem. Takie chucherko jak ty przerobiłby na mysią miazgę.
Przyjaciel wyglądał na trochę zirytowanego, więc Szara Łapa szybko dodał:
-Teraz miałbyś o wiele większe szanse. Tak czy inaczej Błękitna Gwiazda pewnie wyśle
patrol wojowników, żeby go przepłoszyć. Dla uspokojenia matek.
Lis ich nie zauważył, więc dwaj terminatorzy powędrowali dalej wzdłuż strumienia.
-A jak wygląda borsuk? - zapytał Ognista Łapa, kiedy rozglądali się za zdobyczą, węsząc na
wszystkie strony.
-Czarno-biały, krótkie nogi. Będziesz wiedział, kiedy tylko jakiegoś spotkasz. To łatwo
wpadające w gniew niezdary. Mniej skłonne do napadu na kociarnię niż lis, ale podle gryzą.
Zastanawiałeś się, w jaki sposób stary Półogonek zyskał swoje imię? Nie jest w stanie
wdrapać się na drzewo, odkąd borsuk odgryzł mu ogon!
-Dlaczego?
-Boi się spaść. Kot potrzebuje ogona, jeśli chce wylądować na czterech łapach. Ogon
pomaga mu obrócić się w powietrzu.
Ognista Łapa ze zrozumieniem pokiwał głową.
Tak jak przewidywał, był to dobry dzień na polowanie. Niebawem Szara Łapa dopadł małą
mysz, a on sam złapał drozda. Szybko pozbawił go życia. Dzisiaj nie było czasu na
ćwiczenie technik myśliwskich. Zbyt wiele głodnych pyszczków czekało w obozie. Ognista
Łapa zakopał swoją zdobycz, żeby zabezpieczyć ją przed innymi drapieżnikami, nim po nią
wróci.
Nagle z ukrycia wyskoczyła wiewiórka.
Ognista Łapa rzucił się do dzieła.
-Za nią! - krzyknął, gnając ile sił w nogach gnając po sprężystej ściółce, a Szara Łapa deptał
mu po piętach.
Ślizgając się, przyhamowali, gdy wiewiórka lekko wspięła się na brzozę.
-No to przepadło! - warknął Szara Łapa z rozczarowaniem.
Zasapani, próbowali złapać oddech. Gryzący smród zaatakował ich nosy i podniebienia.
-Grzmiąca Ścieżka - miauknął Ognista Łapa. - Nie zdawałem sobie sprawy, że zapędziliśmy
się tak daleko.
Prześlizgnęli się chyłkiem jeszcze kawałek, by wyjrzeć na wielką, ciemną drogę. Po raz
pierwszy byli tu sami. Długi ogon hałaśliwych stworów warczał po twardej nawierzchni. Ich
martwe oczy wpatrywały się prosto przed siebie.
-Fuj! - parsknął Szara Łapa. - Te potwory naprawdę cuchną!
Ognista Łapa twierdzącą poruszył uszami. Duszny odór sprawiał, że paliło go w gardle.
-Byłeś kiedyś po drugiej stronie Grzmiącej Ścieżki? - miauknął.

background image

Przyjaciel tylko potrząsnął głową.
Ognista Łapa porzucił osłonę lasu. Pomiędzy drzewami a Grzmiącą Ścieżką ciągnęło się
pasmo brudnej trawy. Wpełznął na nią powoli, po czym cofnął się, gdy śmierdzący potwór
przejechał tuż obok.
-Hej! Dokąd idziesz? - zamiauczał Szara Łapa.
Ognista Łapa nie odpowiedział. Zaczekał, aż w zasięgu wzroku nie będzie ani jednego
potwora. Potem znowu ruszył naprzód, przez trawę, prosto do skraju drogi. Ostrożnie
wyciągnął łapę, żeby jej dotknąć. Była ciepła, niemal kleista, rozgrzana słońcem. Podniósł
oczy, wlepiając wzrok w przeciwny skraj Grzmiącej Ścieżki. Czyżby jakaś para ślepi
zamigotała w lesie? Wciągnął powietrze, ale nie wyczuł niczego oprócz smrodu drogi. Oczy
po drugiej stronie nadal świeciły w półmroku. Potem zmrużyły się powoli.
Teraz Ognista Łapa nie miał już wątpliwości. To był wojownik Klanu Cienia. I wpatrywał się
wprost w niego.
-Ognista Łapo!
Głos przyjaciela sprawił, że rudy terminator aż się poderwał, właśnie kiedy ogromny potwór,
wyższy niż drzewo, przetoczył się z rykiem tuż przed jego nosem. Wiatr, który wywołał,
prawie zbijał z nóg. Ognista Łapa zawrócił i czym prędzej pobiegł z powrotem do
bezpiecznej kryjówki w lesie.
-Ty mysi móżdżku! - fuknął Szara Łapa. Wąsiki dygotały mu z gniewu i strachu. - Coś ty tam
robił?
-Byłem ciekaw, jaka jest w dotyku Grzmiąca Ścieżka - wymamrotał rudy terminator. Jemu
wąsiki również drżały.
-Zabierajmy się stąd!
Dali susa z powrotem w głąb lasu. Kiedy znaleźli się już w bezpiecznej odległości od
Grzmiącej Ścieżki, Szara Łapa zatrzymał się, żeby złapać oddech.
Rudzielec usiadł i zaczął wylizywać zmierzwione futerko.
-Widziałem wojownika Klanu Cienia - miauknął pomiędzy jednym a drugim liźnięciem. - W
lesie, po drugiej stronie Grzmiącej Ścieżki.
-Wojownika Klanu Cienia?! - powtórzył Szara Łapa, szeroko otwierając oczy. - Naprawdę?
-Jestem całkiem pewny.
-Cóż, dobrze, że wtedy właśnie przeleciał ten potwór. Gdzie jest jeden wojownik Klanu
Cienia, tam jest ich więcej, a my jeszcze nie możemy się z nimi zmierzyć. - Popatrzył na
słońce, które znajdowało się niemal dokładnie nad ich głowami. - No, pędzę, bo spóźnię się
na patrol - miauknął. - Do zobaczenia. - Skoczył w zarośla, wołając na odchodnym: - Kto
wie, może Lwie Serce pozwoli mi wrócić i pomóc ci w polowaniu, kiedy już przekażę tę
wiadomość!
Rudy kot patrzył, jak przyjaciel znika wśród zarośli. Zazdrościł mu. Szkoda, że to nie on,
Ognista Łapa, dostał zadanie, by przyłączyć się do patrolu. Chociaż w końcu po powrocie do
obozu też będzie miał coś do opowiadania. Widział dzisiaj pierwszego wojownika Klanu
Cienia.







background image





Rozdział VII

Ognista Łapa zawrócił i skierował się z powrotem w stronę strumienia. Myślał o tych
płonących w ciemnościach ślepiach.
Nagle uchwycił niesiony podmuchem wiatru słaby zapach.
Obcy! Może to wojownik Klanu Cienia…
Natychmiast w gardle terminatora zadudnił warkot. Zawarta w zapachu wiadomość wiele
mówiła. Intruz to kotka, już niemłoda i na pewno nie z Klanu Gromu. Nie pachniała wyraźnie
żadnym klanem, ale Ognista Łapa wiedział, że jest zmęczona, głodna i chora. I w
parszywym nastroju.
Na ugiętych łapach ruszył na przód, kierując się w stronę obcej woni. Po chwili przystanął
zakłopotany. Teraz woń kocicy była słabsza. Znów zaczął węszyć.
Nagle z krzaków tuż za nim wystrzeliła warczący futrzany pocisk.
Rudzielec zapiszczał głośno, kiedy kocica dwie ciężkie łapy wbiła my w barki, a żelazne
szczęki zacisnęła mu na karku.
- Mrrrouu! – wycharczał, usiłując zebrać myśli. Jeśli wróg zatopi kły głęboko, będzie po
wszystkim.
Zmusił się, żeby rozluźnić mięśnie, jakby się poddawał, i wydał z siebie udawany jęk trwogi.
Kocica rozwarła pysk w tryumfalnym wrzasku.
- Ho, ho, marny terminator. Łatwa zdobycz dla Żółtego Kła – wysyczała.
Ognistą Łapę zalała fala wściekłości. Pokaże tej zaplutej futrzanej kuli, jakim jest
wojownikiem! Ale jeszcze nie teraz, powiedział sobie. Poczekaj, aż poczujesz jej zęby.
Żółty Kieł znów go ugryzła. Ognista Łapa wyskoczył w górę z całym impetem silnego,
młodego ciała. Zrzucona z jego grzbietu, kotka warknęła ze zdumienia i przekoziołkowała do
tyłu w krzaki janowca.
Ognista Łapa otrząsnął się.
- Nie taka łatwa zdobycz, co?
Uwalniając się z kolczastych gałęzi, Żółty Kieł syczała wyzywająco.
- Nieźle, młody terminatorze – prychnęła. – Ale musisz radzić sobie o wiele lepiej!
Ognista Łapa zamrugała ze zdziwienia, kiedy po raz pierwszy wyraźnie zobaczył swoją
przeciwniczkę. Kocica miała szeroką, niemal płaską mordkę i okrągłe pomarańczowe oczy.
Ciemnoszare futro było długie i splątane w śmierdzące supły, uszy ponadrywane i
poszarpane, a pyszczek poznaczony szramami z wielu dawnych bitew.
Ognista Łapa nie ustąpił. Wypiął pierś i utkwił wyzywające spojrzenie w obliczu wroga.
- Jesteś na terenach Klanu Gromu. Wynoś się stąd!
- A kto mnie zmusi? – Żółty Kieł prowokująco odsunęła wargę, prezentując poplamione,
połamane zęby. – Zapoluję. A później może odejdę. Albo zostanę chwilkę…
- Dosyć gadania! – parsknął Ognista Łapa.
Czuł, jak gdzieś głęboko budzą się w nim pradawne instynkty. Domowy kotek zniknął bez
śladu. Krew wojownika wzięła w nim górę. Ogarnęła go szalona ochota, by walczyć, bronić
swojego terytorium, ochraniać swój klan.
Żółty Kieł zdawała się wyczuwać w nim tę zmianę. W jej zawziętych pomarańczowych
oczach błysnął szacunek. Pochyliła głowę, odwróciła wzrok i zaczęła się cofać.

background image

- Nie bądź taki popędliwy – wymruczała jedwabistym tonem.
Ognista Łapa nie dał się nabrać na ten podstęp. Z wysuniętymi pazurami i zjeżonym futrem
skoczył przed siebie.
- Grraaar! – rozległ się jego wojenny okrzyk.
Przeciwniczka zareagowała sykiem wściekłości. Warcząc i fukając, oba koty, stary i młody,
zwarły się ze sobą. Tarzały się, błyskając zębami i pazurami. Stuliwszy płasko uszy, Ognista
Łapa usiłował przytrzymać kocicę, ale splątane futro stawiało mu opór. Nie mógł przebić się
przez nie do skóry.
W pewnej chwili Żółty Kieł uniosła się ku niemu ogromne szczęki. Odchylił się do tyłu. W
samą porę! Obnażone zęby zacisnęły się w powietrzu, tuż koło jego ucha.
Instynktownie zaczął z rozmachem młócić dookoła, aż trafił Żółtego Kła. Siła uderzenia
spłynęła falą po jego przedniej łapie.
Ogłuszona kocica potrząsnęła głową, żeby oprzytomnieć. Rudy terminator dostrzegł swoją
szansę. Zanim przeciwniczka doszła do siebie, skoczył na ugiętych nisko łapach i mocno
zacisnął szczęki na jej tylnej nodze. Smak spątanego futra był obrzydliwy, ale wgryzł się z
całej siły.
- Rrrrouuu! – zawyła z bólu Żółty Kieł i obróciła się błyskawicznie, by chwycić go zębami za
ogon.
Przeszywający ból jeszcze bardziej rozwścieczył młodego kota. Ognista Łapa wyszarpnął
ogon i z furią zaczął grzmocić na lewo i prawo.
Żółty Kieł przycupnęła, gotowa do kolejnego ataku. Wydawało się, że oddycha z trudem.
Smród uderzył w nos Ognistą Łapę. Z tak bliska sygnały desperacji, słabości i dominującego
głodu były niemal bolesne.
Obudziło się w nim zupełnie niegodne wojownika uczucie: litość. Próbował mu nie ulegać –
wiedział, że musi być lojalny wobec klanu – ale nie potrafił. „Mówisz, co dyktuje ci serce,
młodzieńcze”. Słowa Lwiego Serca powróciły echem e jego głowie. „A to świadczy, że
zapowiadasz się na niepokonanego wojownika”. A potem w uszach zabrzmiało mu
ostrzeżenie Tygrysiego Pazura: „Chyba, że akurat w chwili ataku weźmie w nim górę
słabość domowego kociaka”.
Żółty Kieł gwałtownie rzuciła się do przodu. Ognistą Łapę natychmiast targnęła złosć
pchająca do walki. Kocica próbowała chwycić go i zamknąć w morderczym uścisku, ale tym
razem zawadzała jej zraniona noga.
- Grrruuff! – Rudzielec wygiął grzbiet w pałąk, ale Żółty Kieł zdołała zatopić pazury. Ciężar
większego kota przydusił go do ziemi.
Ognista Łapa wypluł garść piachu. Zakręcił się zwinnie żeby uniknąć młócących powietrze
tylnych łap Żółtego Kła i ostrych jak ciernie pazurów, próbujących przejechać po jego
brzuchu. Tarzali się, gryząc i kłapiąc zębami.
Kilka chwil później się rozdzielili. Ognista Łapa chwytał haustami powietrze, ale wyczuwał,
że przeciwniczka słabnie. Kotka była poraniona. Tylne łapy z trudnością podtrzymywały jej
wychudzone ciało.
- Masz już dość? – warknął. Gdyby ustąpiła, pozwoliłby jej odejść, żegnając tylko
ostrzegawczym kłapnięciem zębami na pamiątkę.
- Nigdy! – wysyczała dzielnie, lecz chwiała się na nogach. Upadła, spróbowała wstać, ale nie
dała rady. Spojrzała posępnie i dodała: - Gdybym nie była taka głodna i wycieńczona,
rozniosłabym się w proch. – Skrzywiła wargi boleśnie i wyzywająco. – Dobij mnie. Nie będę
cię powstrzymywać.

background image

Ognista Łapa zawahał się. Nigdy dotąd nie odebrał życia drugiemu kotu. Może w ferworze
walki mógłby to zrobić, ale miłosierne zabójstwo z zimną krwią? To byłoby coś zupełnie
innego.
- Na co czekasz? – szydziła Żółty Kieł. – Trzęsiesz się jak domowy pieszczoszek!
To go zabolało. Czyżby stara kocica wyczuwała na nim zapach Dwunogów? Nawet teraz, po
tak długim czasie?
- Uczę się na wojownika Klanu Gromu! – warknął.
Żółty Kieł zmrużyła oczy. Dostrzegła, jak Ognista Łapa wzdrygnął się na jej słowa. Trafiła w
czuły punkt.
- Ha – parsknęła. – Nie mów. To Klan Gromu jest już tak zdesperowany, że rekrutuje
domowe kociątka?
- Klan Gromu nie jest zdesperowany! – wysyczał Ognista Łapa.
- Więc udowodnij to! Zachowaj się jak wojownik i mnie dobij. Zrobisz mi uprzejmość.
Ognista Łapa nie mógł zabić tego nieszczęsnego stworzenia. Czemu biedna jest w takim
stanie? W Klanie Gromu starszymi opiekowano się lepiej niż kociętami!
- Strasznie ci spieszno, żeby umrzeć – miauknął.
- To moja sprawa, mysi wyskrobku – warknęła kocica. – W czym problem, koniaczku?
Próbujesz zagadać mnie na śmierć?
Jej słowa brzmiały odważnie, ale Ognista Łapa wyczuwał głód i chorobę, które biły od jego
przeciwniczki. W końcu jeśli szybko czegoś nie zje i tak umrze. A ponieważ sama nie mogła
nic upolować, może powinien ją zabić? Dwa koty patrzyły na siebie, a w ich spojrzeniach
malowała się niepewność.
- Zaczekaj tu – rzekł wreszcie Ognista Łapa.
Żółty Kieł wyglądała jakby uszło z niej powietrze. Sierść na jej grzbiecie się wygładziła, ogon
utracił sztywność janowcowego krzaka.
- Kpisz sobie ze mnie, koniaczku? Nigdzie się nie wybieram – wychrypiała, kuśtykając z
trudem w stronę kępy miękkich wrzosów. Ciężko opadła na ziemię i zaczęła wylizywać ranę
na nodze.
Ognista Łapa zerknął na kotkę przez ramię i syknął cicho z rozdrażnieniem, po czym ruszył
w stronę drzew.
Kiedy bezszelestnie stąpał wśród paproci, rozgrzane słońcem zapachy wypełniły mu
nozdrza. Pochwycił cierpki smród dawno zdechłego szczura. Słyszał skrobanie robaczków
pod korą drzew i szelest liści pod stopami przemykających tam stworzonek. Jego pierwszą
myślą było iść i wykopać drozda, którego wcześniej upolował, jednak zajęłoby to zbyt długo
czasu.
Może powinien wygrzebać ścierwo szczura? Łatwa zdobycz, ale konający z głodu kot
potrzebuje świeżego mięsa. Tylko w bardzo ciężkich czasach wojownik pożywiłby się strawą
kruków i wron.
Po chwili Ognista Łapa zwietrzył młodego królika. Przypłaszczony do ziemi, zaczął się
podkradać. Był oddalony zaledwie o długość myszy, gdy ofiara go dostrzegła. Za późno.
Błyskawiczny ruch krótkiego, białego ogonka wywołał falę emocji, która spłynęła po żyłach
Ognistej Łapy. Gwałtowny pęd, błysk pazurów, zaciśnięcie zębów i było już po wszystkim.
Żółty Kieł ze znużeniem uniosła wzrok. Kiedy Ognista Łapa rzucił koło niej królika, jej
posiwiała szczęka opadła.
- Cóż, raz jeszcze witaj, kociaczku! Myślałam, że poszedłeś po innych małych wojowników,
swoich przyjaciół.

background image

- Ciągle jeszcze mogę to zrobić. I nie nazywaj mnie kociaczkiem – warknął Ognista Łapa,
podsuwając jej nosem królika. Czuł się zakłopotany swoją dobrocią. – Słuchaj, jeśli go nie
chcesz…
- Och, nie – miauknęła pośpiesznie Żółty Kieł. – Oczywiście, że chcę.
Ognista Łapa przyglądał się, jak kotka rozrywa zdobycz i zaczyna jeść. Sam był bardzo
głodny, mordka wypełniała mu się śliną. Wiedział, że nie powinien nawet myśleć o jedzeniu.
Nadal musiał zanieść wystarczająco dużo zwierzyny swemu klanowi, ale mięso pachniało
wspaniale.
- Pierwszy świeży posiłek o nie wiem ilu dni – westchnęła głęboko kocica kilka minut później.
Wylizała do czysta pyszczek i wzięła się do gruntownej toalety.
Jakby jedno mycie mogło zrobić dużą różnicę, pomyślał Ognista Łapa, pociągając nosem.
Żółty Kieł była arcyśmierdzącą kotką.
Zmierzył wzrokiem poszarpane szczątki. Nie zostało ich tak dużo, żeby napełnić brzuch
dorastającego kota, ale walka z Żółtym Kłem jeszcze bardziej zaostrzyła mu apetyt. Wstąpił
przed własnym głodem i połknął resztki mięsa. Było pyszne. Oblizał wargi, delektując się
ostatnim wspomnieniem smaku. Czuł przyjemne mrowienie od czubka głowy aż po pięty.
Żółty Kieł przyglądała mu się badawczo, pokazując poplamione zęby.
- Lepsze niż to, czym ohydne Dwunogi karmią niektórych z naszych braci, co? – miauknęła
chytrze. Wiedząc, że odkryła jego czułe miejsce, próbowała go rozgniewać.
Ognista Łapa nie zareagował na zaczepkę i zaczął się myć.
- To trucizna – ciągnęła Żółty Kieł. – Szczurze bobki! Tylko pozbawiona kręgosłupa futrzana
torba mogłaby akceptować ten obrzydliwy, żabi skrzek… - Przerwała. – Ciii… zbliżają się
jacyś wojownicy.
Ognista Łapa również zdał sobie sprawę, że nadchodzą jakieś koty. Mógł już dosłyszeć
miękkie stąpanie po opadłych liściach i szelest gałązek chłostających futro. Powąchał wiatr,
który owiewał ich sierść. Znajome zapachy. To wojownicy Klanu Gromu, wystarczająco
pewni siebie na własnym terenie, żeby nie dbać o hałasy.
Ognista Łapa oblizał wargi w poczuci winy. Miał nadzieję zmyć z siebie wszelkie ślady
resztek, które właśnie zjadł. Potem spojrzał na Żółty Kieł i piętrzący się koło niej świeży
stosik króliczych kości. „Najpierw musi być nakarmiony klan!”, raz jeszcze zabrzmiało mu w
pamięci. Ale Lwie Serce na pewno by zrozumiał, dlaczego nakarmił to nieszczęsne
stworzenie. Ognistej Łapie zakręciło się w głosie. Nagle ogarnął go lęk. I co teraz z nim
będzie? To jego pierwsze zadanie, a skończyło się tym, że złamał prawa kodeksu
wojownika!













background image




ROZDZIAŁ VIII

Na dźwięk zbliżający się kroków Żółty Kieł zawarczała wyzywająco, ale rudy terminator
wyczuwał w niej panikę. Z trudem dźwignęła się z ziemi.
- Na razie. Dzięki za jedzenie. – Spróbowała pokuśtykać na trzech łapach i skrzywiła się z
bólu. – Ta noga całkiem mi zesztywniała, kiedy odpoczywałam.
Na ucieczkę było już za późno. Milczące cienie wyślizgiwały się zza drzew i w mgnieniu oka
patrol Klanu Gromu otoczył obydwa koty. Ognista Łapa bez trudu ich rozpoznał: Tygrysi
Pazur, Ciemnopręgi, Wierzbowa Skórka i Błękitna Gwiazda. Wywęszył zapach strachu
Żółtego Kła.
Na samym końcu podążał Szara Łapa. Wyskoczył z krzaków i stanął obok wojowników.
Rudzielec wymiauczał pośpieszne pozdrowienie. Ale tylko Szara Łapa mu odpowiedział.
- Cześć, Ognista Łapo!
- Cisza! – warknął Tygrysi Pazur.
Ognista Łapa zerknął na Żółty Kieł i jęknął w duchu. Nadal czuł od niej strach, ale zamiast
kulić się pokornie, parszywe stworzenie rzucało wyzywające, gniewne spojrzenia.
- Co ja widzę! – Słowa Błękitnej Gwiazdy były zimne. – Wroga wojowniczka… i niedawny
wspólny posiłek, sądząc z zapachu bijącego od was obojga. – Jej oczy płonęły.
Ognista Łapa spuścił głowę.
- Była słaba i głodna… - zaczął.
- A ty? Tak strasznie doskwierał ci głód, że musiałeś nakarmić siebie, zanim zdobyłeś
żywność dla klanu? – ciągnęła przywódczyni. – Jak śmiałeś złamać prawa kodeksu
wojownika?
Błękitna Gwiazda była wściekła – i całkiem słusznie. Ognista Łapa przycupnął bliżej ziemi.
Zanim zdołał przemówić, rozległ się donośny syk Tygrysiego Pazura:
- Kto się urodził domowym kociakiem, na zawsze nim zostanie!
Błękitna Gwiazda zignorowała go i spojrzała na Żółty Kieł. Nagle na jej mordce odmalowało
się zdumienie.
- No, no, no, Ognista Łapo! Wygląda na to, że pojmałeś dla nas wojowniczkę Klanu Cienia. I
to taką, którą dobrze znam. Jesteś ich medykiem, prawda? – zwróciła się do Żółtego Kła. –
Co robisz tak daleko od domu, w głębi terytorium Klanu Gromu?
- Byłam medykiem Klanu Cienia. Teraz wolę samotniczą wędrówkę – syknęła Żółty Kieł.
Ognista Łapa słuchał zdumiony. Czy dobrze usłyszał? Żółty Kieł była wojowniczką Klanu
Cienia? Sponiewierany stan najwidoczniej zamaskował charakterystyczny dla tego klanu
zapach. Rudzielec mógłby mieć więcej frajdy z walki, gdyby o tym wiedział.
- Żółty Kle! – zamiauczał kpiąco Tygrysi Pazur. – Wygląda, że przyszły na ciebie ciężkie
czasy, jeśli może cię pobić terminator!
Teraz przemówił Ciemnopręgi:
- Z tej starej nie będziemy mieć żadnego pożytku. Zabijmy ją. A co do domowego
pieszczoszka, to złamał prawo, karmiąc wrogiego wojownika. Powinien zostać ukarany.
- Schowaj pazury, Ciemnopręgi – wymruczała spokojnie Błękitna Gwiazda. – Wszystkie
klany opowiadają o odwadze i mądrości Żółtego Kła. Nie zawadzi, jeśli posłuchamy, co ma

background image

do powiedzenia. Zabierzmy ją do obozu, potem zdecydujemy, co z nią zrobić… i co zrobić z
Ognistą Łapą. Możesz iść? – zapytała starą kocicę. – Czy potrzebujesz pomocy?
- Nadal mam jeszcze trzy nogi – odcięła się siewa wojowniczka i pokuśtykała przed siebie.
Ognista Łapa widział, jak oczy Żółtego Kła zaszkliły się bólem, ale kocica najwyraźniej
zdecydowała nie okazywać słabości. Zauważył też, że wyraz szacunku przemknął po obliczu
błękitnej gwiazdy, zanim przywódczyni Klanu Gromu odwróciła się i wolno skierowała
pomiędzy drzewa. Pozostali wojownicy otoczyli Żółtego Kła i patrol ruszył, dotrzymując kroku
kulejącemu jeńcowi.
Ognista Łapa i Szara Łapa kroczyli razem na końcu grupy.
- A ty słyszałeś o Żółtym Kle? – syknął Ognista Łapa do przyjaciela.
- Troszkę. Widocznie była wojowniczką, zanim została medykiem, a to jest niezwykłe.
Chociaż nie potrafię jej sobie wyobrazić jako samotnika. Całe życie spędziła w Klanie Cienia.
- A kto to jest samotnik?
Szara Łapa zerknął na niego.
- Samotnik to kot, który nie należy do klanu ani nie korzysta z opieki Dwunogów. Tygrysi
Pazur mówi, że takim nie można ufać, bo są egoistami. Często żyją w pobliżu siedzib
Dwunogów, ale nie należą do nikogo i zdobywają żywność tylko dla siebie.
- Też mogę zostać samotnikiem, jeśli Błękitna Gwiazda mnie przepędzi – miauknął Ognista
Łapa.
- Błękitna Gwiazda jest bardzo sprawiedliwa – zapewnił go Szara Łapa. – Ona cię nie
wyrzuci. I wygląda na zadowoloną, że ma za więźnia tak ważnego kota Klanu Cienia. Na
pewno nie zamierza robić zamieszania tylko z tego powodu, że nakarmiłeś tę nieszczęsną
starą jędzę.
- Ale oni ciągle lamentują, że jest za mało łownej zwierzyny! Och, dlaczego spróbowałem
tego królika? – Ognista Łapa czuł, jak wstyd pali go przez futerko.
- No tak. – Szara Łapa szturchnął przyjaciela. – Zachowałeś się jak mysi móżdżek. W tym
przypadku naprawdę złamałeś prawo wojownika, ale żaden kot nie jest doskonały!
Ognista Łapa nie odpowiedział, tylko z ciężkim sercem wędrował dalej. Nie takiego
oczekiwał zakończenia pierwszego samodzielnego zadania.

Kiedy patrol minął strzegących wejścia wartowników, cały Klan Gromu wybiegł, by go
powitać.
Matki, kocięta i starszyzna tłoczyli się ze wszystkich stron i zerkali ze zdziwieniem na
prowadzoną do obozu kocicę. Niektórzy starsi ją rozpoznali. Szybko rozeszła się wieść, że
to medyk Klanu Cienia, i wokół zaczął narastać miarowy szyderczy pomruk.
Żółty Kieł wydawała się głucha na te urągania. Ognista Łapa mimo woli podziwiał ją, gdy z
godnością kuśtykała wśród obelg i wlepionych w nią spojrzeń. Wiedział przecież, że bardzo
cierpi z powodu bólu i głodu, mimo królika, którego dla niej złapał.
Kiedy patrol dotarł do Wysokiej Skały, Błękitna Gwiazda wskazała ruchem głowy piaszczyste
tereny u jej podnóża. Żółty Kieł posłuchała milczącego rozkazu i z wdzięcznością osunęła
się na ziemię. Nadal ignorując otaczające ją wrogie koty, zaczęła wylizywać poturbowaną
łapę.
Rudy terminator zauważył, że Cętkowany Listek wynurzyła się ze swojego zakątka. Musiała
chyba wywąchać obecność rannego w obozie. Obserwował, jak tłum się rozsuwa, robiąc
szylkretowej kotce przejście.
Żółty Kieł rzuciła Cętkowanemu Listkowi rozzłoszczone spojrzenie i syknęła:
- Sama wiem, jak się zająć własnymi ranami. Nie potrzebuję twojej pomocy.

background image

Cętkowany Listek nic nie odpowiedziała, tylko z szacunkiem skinęła głową i odstąpiła do
tyłu.
Tego dnia kilka kotów udało się na polowanie, więc na powracających z patrolu wojowników
czekała już świeża zdobycz. Każdy z przybyłych chwycił porcję jadła i poniósł w kępę
pokrzyw, żeby tam się pożywić. Potem wszyscy pozostali ruszyli tłumnie po swój przydział.
Ognista Łapa krążył głodny po polance. Tęsknił choćby za kęskiem czegoś smakowitego,
ale nie ośmielił się niczego uszczknąć ze sterty łupów. Złamał prawo obowiązujące
wojownika. Domyślał się, że oznacza to pozbawienie udziału w świeżo złowionej zdobyczy.
W końcu przystanął koło Wysokiej Skały, gdzie Błękitna Gwiazda wymieniła opinie z
Tygrysim Pazurem, i niepewnie spojrzał na przywódczynię w nadziei na jakiś znak, że też
wolno mu jeść. Ale szara kotka i jej najbardziej zasłużony wojownik byli zajęci, pomrukując
cicho jedno do drugiego. Ognista Łapa bardzo chciał wiedzieć, czy rozmawiają o nim.
Rozpaczliwie pragnąc poznać swój los, nastawił uszy, żeby dostrzec, co mówią.
W głosie Tygrysiego Pazura brzmiało zniecierpliwienie.
- To po prostu zbyt niebezpieczne sprowadzać wrogiego wojownika do naszego klanu!
Teraz, kiedy już zna obóz, nawet najmłodszy kociak z Klanu Cienia dowie się o nas
wszystkiego. Będziemy musieli się przenieść.
- Spokojnie, Tygrysi Pazurze – wymruczała Błękitna Gwiazda. – Dlaczego mielibyśmy się
przenosić? Żółty Kieł twierdzi, że obecnie wędruje sama. Nie ma żadnego powodu, dla
którego Klan Cienia miałby dowiedzieć się o naszym obozie.
- Naprawdę w to wierzysz? Co, u licha, ten głupi kociak sobie myślał? – prychnął Tygrysi
Pazur.
- Ależ zastanów się przez chwilę, Tygrysi Pazurze – zamiauczała Błękitna Gwiazda. –
Dlaczego medyk musiał opuścić swój klan? Najwyraźniej obawiasz się, że Żółty Kieł podzieli
się naszymi sekretami z Klanem Cienia, ale czy pomyślałeś, iloma sekretami Klanu Cienia
mogłaby się z nami podzielić?
Z tego, jak futro Tygrysiego Pazura zaczynało się wygładzać, Ognista Łapa wywnioskował,
że słowa Błękitnej Gwiazdy mają sens. Wojownik krótko skinął głową, po czym dumnym
krokiem odszedł po swój przydział upolowanej zwierzyny.
Błękitna Gwiazda pozostała na Wysokiej Skale. Wpatrywał się w drugi koniec polany, gdzie
kocięta walczyły dla zabawy i kotłowały się w piasku. Potem wstała i ruszyła w stronę
Ognistej Łapy. Serce w młodym terminatorze zamarło. Co zaraz usłyszy?
- Ale przywódczyni minęła go obojętnie i zbliżyła się do kociarni.
- Mroźne Futerko! – zawołała.
Śnieżnobiała kotka o ciemnoniebieskich oczach wyślizgnęła się spod krzaków jeżyn. Gdzieś
za nią narastał gwar pomiaukiwań.
- Cicho, maleństwa – wymruczała uspokajająco. – Zaraz wracam. – Potem zwróciła się do
przywódczyni: - Tak, Błękitna Gwiazdo, słucham.
- Jeden z terminatorów widział na naszym terenie lisa. Ostrzeż pozostałe kocice, żeby
starannie strzegły kociarni. Dopóki wojownicy go nie przegnają, sprawdzajcie, czy wszystkie
kocięta, które nie skończyły jeszcze sześciu księżyców, znajdują się w obozie.
Mroźne Futerko skinęła głową.
- Przekażę twoje ostrzeżenia, Błękitna Gwiazdo. Dziękujemy. – Odwróciła się i przecisnęła z
powrotem do kociarni, by uspokoić płaczące maluchy.
Wtedy wreszcie Błękitna Gwiazda podeszła energicznym krokiem do stosu upolowanej
zwierzyny i zabrał swój przydział. Leżał tu, specjalnie dla niej zostawiony, tłusty leśny gołąb.
Ognista Łapa przyglądał się tęsknie, jak niosła go, by zjeść razem ze starszymi
wojownikami.

background image

W końcu głód zwyciężył. Za zwalonym pniem drzewa Szara Łapa w towarzystwie czarnego
terminatora łapczywie pochłaniał małą ziębę. Kiedy dostrzegł, że przyjaciel zbliża się do
stosu zdobyczy, zachęcająco kiwnął mu głową. Ognista Łapa zgiął kark, gotów już chwycić
w zęby małą leśną myszkę.
- To nie dla ciebie – warknął za jego plecami Tygrysi Pazur i wytrącił mu łapą myszy. – Nie
przyniosłeś żadnej zdobyczy. Starsi zjedzą twoją część. Zanieś im to.
Ognista Łapa obejrzała się na Błękitną Gwiazdę, która skinęła głową.
- Zrób, co mówi.
Posłusznie zaniósł mysz do Małego Ucha. Smakowity zapach sączył się w górę, docierając
do nosa Ognistej Łapy, który nie marzył o niczym więcej, tylko żeby schrupać ten kąsek.
Niemal czuł, jak energia życiowa myszki spływa w jego młode ciało.
Jeden z wielkim opanowaniem położył zdobycz przed szarym, pręgowanym kocurem, po
czym grzecznie się wycofał. Nie oczekiwał podziękowań i żadnych nie otrzymał.
Teraz był już zadowolony, że pożarł resztki królika, którego złapał dla Żółtego Kła. I tak nie
dostałby nic do zjedzenia przed jutrzejszym polowaniem.
Powędrował z powrotem do Szarej Łapy. Przyjaciel połknął już swoją porcję i teraz razem z
Kruczą Łapą odpoczywał przed legowiskiem terminatorów. Rozciągnięty na boku lizał
przednią łapkę.
Zauważył zbliżającego się nieszczęśnika i przerwał mycie.
- Czy Błękitna Gwiazda mówiła już, jaką masz karę? – zapytał.
- Jeszcze nie – odparł ponuro Ognista Łapa.
Szary terminator współczująco zmrużył oczy i nic już nie powiedział.
Nad polaną rozbrzmiało nawoływanie Błękitnej Gwiazdy.
- Niech wszystkie koty, wystarczająco dorosłe, by polować, zejdą się tu na zebranie klanu.
Większość wojowników skończyła już jeść i, podobnie jak Szara Łapa, zajęła się toaletą.
Teraz wszyscy podnieśli się z gracją i ruszyli w stronę Wysokiej Skały, gdzie Błękitna
Gwiazda czekała, żeby przemówić.
- Chodźcie – miauknął Szara Łapa i dał susa. Dwaj pozostali terminatorzy dreptali mu po
piętach, kiedy popędził galopem i przepychał się, żeby zająć lepszą pozycję.
- Jestem pewna, że wszyscy już słyszeli o więźniu, którego dziś przyprowadziliśmy –
zaczęła Błękitna Gwiazda. – Ale jest jeszcze coś, o czym musicie wiedzieć. – Spojrzała w
dół na obszarpaną kocicę, która leżała spokojnie w pobliżu Wysokiej Skały. – Dobrze mnie
słyszy? – zapytała.
- Jestem stara, ale jeszcze nie głucha! – fuknęła w odpowiedzi Żółty Kieł.
Błękitna Gwiazda zignorowała wrogi ton jeńca i ciągnęła:
- Obawiam się, że mam dla was kilka bardzo niepokojących wiadomości. Dzisiaj udałam się
wraz z patrolem na tereny Klanu Wichru. Wszędzie pachnie Klanem Cienia. Niemal każde
drzewo zostało spryskane przez ich wojowników. I nie spotkaliśmy ani jednego kota z Klanu
Wichru, chociaż weszliśmy daleko w głąb terytorium.
Jej słowom odpowiedziało milczenie. Ognista Łapa dostrzegł konsternację na kocich
pyszczkach.
- Klan Cienia ich wygnał? – zapytał z wahaniem Małe Ucho.
- Tego nie możemy być pewni – odmiauknęła Błękitna Gwiazda. – Wiemy tylko, że zapach
Klanu Cienia był wszędzie. Znaleźliśmy też krew. I futro. Musiało tam dojść do bitwy, chociaż
nie znaleźliśmy żadnych ciał.
W tłumie podniósł się krzyk zgrozy. Nigdy dotąd jeden klan nie przepędził drugiego z jego
terenów myśliwskich.

background image

- Jakim cudem Klan Wichru mógł zostać wygnany? – odezwała się chrapliwie Jednooka. –
Klan Cienia jest zawzięty, ale Klan Wichru liczny. Od pokoleń żyli na wyżynach. Dlaczego
teraz mieliby zostać przepędzeni? – Potrząsnęła z zatroskaniem głową. Wąsiki jej drżały.
- Nie znam odpowiedzi na żadne z twoich pytań – miauknęła Błękitna Gwiazda. – Dobrze
wiadomo, że Klan Cienia wybrał niedawno, po śmierci Postrzępionej Gwiazdy, nowego
przywódcę. Ich nowy wódz, Złamana Gwiazda, nie wygłaszał żadnych gróźb, kiedy
spotkaliśmy się na ostatnim Zgromadzeniu.
- Może Żółty Kieł zna odpowiedź? – burknął Ciemnopręgi. – W końcu należy do Klanu
Cienia!
- Nie jestem zdrajczynią! Nic nie mogłoby mnie zmusić do podzielenia się sekretami Klanu
Cienia z takim bydlakiem jak ty! – zawarczała Żółty Kieł, rzucając Ciemnopręgiemu pełne
złości spojrzenie.
Wojownik Klanu Gromu skoczył do przodu ze stulonymi uszami, gotowy do walki.
- Stój! – krzyknęła Błękitna Gwiazda.
Ciemnopręgi natychmiast się zatrzymał, mimo, że Żółty Kieł prowokowała go dzikim sykiem.
- Dosyć tego! – warknęła Błękitna Gwiazda. – Sytuacja jest zbyt poważna, żebyśmy teraz
mieli toczyć walki pomiędzy sobą. Klan Gromu musi się przygotować. Od najbliższego
wschodu księżyca wojownicy będą wychodzić w większych grupach. Pozostali członkowie
klanu mają trzymać się blisko obozu. Patrole będą częściej sprawdzać granice naszego
terytorium. I wszystkie kocięta muszą pozostać w kociarni.
Koty u stóp skały zgodnie skinęły głowami.
- Naszym największym problemem jest niedostatek wojowników – ciągnęła Błękitna
Gwiazda. – Uporamy się z tym, przyspieszając szkolenie terminatorów. Muszą być gotowi
jak najszybciej, żeby móc walczyć za klan.
Ognista Łapa ujrzał, jak Popielata Łapa wymienia ze swoją przyjaciółką podekscytowane
spojrzenia. Szara Łapa wpatrywał się w Błękitną Gwiazdą z przejęciem. Kruczoczarny
terminator zaszurał niespokojnie łapami. Jego duże ślepia wyrażały raczej strach niż
podniecenie.
A Błękitna Gwiazda mówiła dalej:
- Pewien młody kot dzielił dotąd nauczycieli z Szarą Łapą i Kruczą Łapą. Szkoląc go
osobiście, przyspieszę trening pozostałych trzech terminatorów. – Popatrzyła w dół, na
zgromadzony klan. – Przyjmuję Ognistą Łapą na swego ucznia.
Ognista Łapa nie wierzył własnym uszom. Błękitna Gwiazda miałaby być jego mistrzynią?
Tuż obok niego Szara Łapa, nie mogąc ukryć zdumienia, głośno wciągnął powietrze.
- Jaki zaszczyt! Minęły całe księżyce od czasu, kiedy Błękitna Gwiazda miała terminatora.
Zwykle szkoli tylko kocięta swoich zastępców.
I wtedy z przodu rozległ się w tłumie głos Tygrysiego Pazura.
- A więc Ognista Łapa ma dostać nagrodę zamiast kary za dokarmianie wrogiego wojownika,
podczas gdy powinien zadbać o własny klan?
- Teraz Ognista Łapa jest moim uczniem. I to ja z nim załatwię – odparła Błękitna Gwiazda.
Przez chwilę patrzyła w zawzięte oczy Tygrysiego Pazura, po czym jeszcze raz zwróciła się
do całego klanu. – Żółty Kieł może tu zostać, aż do odzyskania sił. Jesteśmy wojownikami,
nie barbarzyńcami. Ma być traktowana grzecznie i z szacunkiem.
- Ale klan nie może utrzymywać Żółtego Kła – zaprotestował Ciemnopręgi. – Już i tak mamy
za dużo gęb do nakarmienia.
- Tak – szepnął Szara Łapa przyjacielowi do ucha. – I niektóre bardzo lubią sobie podjeść!
- Nie potrzebuję opieki! – fuknęła Żółty Kieł. – I rozedrę na kawałki każdego, kto się zbliży!
- Bardzo życzliwe, nie? – mruknął Szara Łapa.

background image

Ognista Łapa trzepnął koniuszkiem ogona, w milczeniu przyznając mu rację. Inne koty
pomiaukiwały. Niechętnie uznawały walecznego ducha u wrogiej wojowniczki.
Błękitna Gwiazda zignorowała te pomruki.
- Za jednym zamachem ubijemy podwójną zdobycz. Ognista Łapa, w ramach kary za
złamanie kodeksu wojownika będzie opiekować się Żółtym Kłem. Masz dla niej polować i
pielęgnować jej rany. Przynosić świeże posłanie i uprzątać nieczystości.
- Tak, Błękitna Gwiazdo – miauknął Ognistą Łapa z pokornie pochyloną głową. Uprzątać
nieczystości! – powtórzył w myślach. Uff!
Od strony, gdzie stali Popielata Łapa i Piaskowa Łapa dobiegły drwiące okrzyki.
- Świetny pomysł! – wysyczał Popielata Łapa. – Najlepiej, żeby Ognista Łapa iskał ją z
pcheł!
- I dużo polował! – dodała Piaskowa Łapa. – Ten worek kości potrzebuje dokarmienia!
- Dosyć! – przerwała im Błękitna Gwiazda. – Mam nadzieję, że Ognista Łapa nie znajdzie
niczego wstydliwego w opiece nad Żółtym Kłem. Ona jest medykiem. I jest od niego dużo
starsza. Z tych choćby powodów powinien darzyć ją szacunkiem! – Rzuciła ostre spojrzenie
terminatorom. – A poza tym nie jest żadnym upokorzeniem zajmować się drugim kotem,
kiedy ten nie może samodzielnie zadbać o siebie. Zebranie zakończone. Teraz chciałabym
porozmawiać tylko z moimi starszymi wojownikami. – Mówiąc to, zeskoczyła z Wysokiej
Skały i pomaszerowała do swojego legowiska.
Lwie Serce podążył za nią. Pozostałe koty zaczęły się rozchodzić. Kilka pogratulowało
Ognistej Łapie wyboru na ucznia Błękitnej Gwiazdy. Inne drwiąco życzyły mu powodzenia w
opiece nad Żółtym Kłem. Ognista Łapa był tak oszołomiony, że tylko obojętnie kiwał głową.
Podszedł do niego Długi Ogon. Nacięcie w uchu w kształcie litery V, ślad starcia z Ognistą
Łapą, nadal było widoczne. Młody wojownik ściągnął wąsy w brzydkim grymasie.
- Mam nadzieję, że następnym razem dwukrotnie pomyślisz, zanim przywleczesz do obozu
jakąś przybłędę – zadrwił. – Jak mówiłem, obcy zawsze narobią kłopotu.





















background image









Rozdział IX

- Na twoim miejscu poszedłbym zobaczyć się z Żółtym Kłem. - szepnął Szara Łapa, kiedy
Długi Ogon oddalił się dumnym krokiem. - Nie wygląda na bardzo szczęśliwą.
Ognista Łapa spoglądał na starą kocicę, która nadal leżała koło Wysokiej Skały. Przyjaciel
miał rację; rzucała mu piorunujące spojrzenia.
- Dobra, idę. - miauknął. - Życz mi szczęścia!
- Tym razem przyda ci się mieć cały Gwiezdny Klan po swojej stronie! - oparł szarak. -
Wołaj, gdybyś potrzebował wsparcia. Jeśli będzie chciała cię dopaść, zakradnę się z tyłu i
grzmotnę ją w łeb sztywnym królikiem!
Ognista Łapa zamruczał z uciechy, po czym ruszył truchtem w stronę Żółtego Kła. Jednak
jego wesołość szybko się ulotniła, kiedy zbliżył się do rannej. Staruszka była wyraźnie w
okropnym humorze. Syknęła ostrzegawczo, pokazując zęby:
- Stój, domowy kociaczku!
Rudzielec westchnął. Wyglądało na to, że może spodziewać się walki. Nadal był głodny i
zaczynał odczuwać zmęczenie. Tęsknił za popołudniową drzemką. Ostatnia rzecz, jakiej by
sobie życzył, to kłótnia z tą żałosną kupą futra.
- Możesz mnie nazywać jak chcesz. - miauknął ze znużeniem. - Po prostu wypełniam
rozkazy Błękitnej Gwiazdy.
- Ale jesteś domowym kociaczkiem, nieprawdaż? - wysapała Żółty Kieł.
Ona też jest zmęczona, pomyślał Ognista Łapa. W jej głosie było mniej furii, chociaż
złośliwość nigdy nie słabła.
- Mieszkałem z Dwunogami, kiedy byłem mały. - odparł spokojnie.
- Twoja matka była domowym kotem? Twój ojciec był domowym kotem?
- Tak. - Ognista Łapa patrzył w ziemię, czując urazę.
Już wystarczająco źle było, że członkowie jego Klanu nadal widzieli w nim obcego.
Doprawdy nie musiał odpowiadać niczego więcej jeńcowi o obrzydliwym usposobieniu. Zaś
Żółty Kieł najwyraźniej uznała jego milczenie za zaproszenie, aby ciągnąć temat.
- Krew domowych pieszczoszków to nie to samo co krew Wojowników. Dlaczego nie
pobiegniesz do domu, do swoich Dwunogów, zamiast się mną zajmować? To upokarzające,
skoro obsługuje mnie kot tak nisko urodzony!
Cierpliwość Ognistej Łapy dobiegła końca.
- Czułabyś się równie upokorzona, gdybym był z urodzenia Wojownikiem. - warknął. -
Wstydziłabyś się, czy byłbym śliczną kotką z twego własnego Klanu, czy nędznym
Dwunogiem, który zabrał cię z twojej ziemi. - machnął ogonem w jedną i drugą stronę. -
Prawda jest taka, że musisz zdać się na pomoc i to uważasz za upokorzenie! Będziesz
musiała przywyknąć do tego, że ktoś się tobą zajmuję, dopóki nie wydobrzejesz
dostatecznie, żeby zająć się sobą sama, ty złośliwa jędzo!

background image

Przerwał, bo Żółty Kieł zaczęła wydawać z siebie ciche, chrapliwe posapywania.
Zaniepokojony, postąpił krok w jej stronę. Kotka cała się trzęsła z oczami zmrużonymi w
maleńkie szparki. Czyżby dostała jakiegoś ataku?
- Słuchaj, ja nie miałem na myśli... - zaczął i wtedy nagle zdał sobie sprawę, że ona się
śmieje! Nie wiedział, co robić.
- Masz charakter, domowy kotku. - wyskrzeczała Żółty Kieł, uspokoiwszy się wreszcie. - No,
jestem zmęczona i boli mnie noga. Potrzebuję snu i czegoś na tę ranę. Idź poszukać
Medyka i poproś o trochę ziół. Myślę, że okład mógłby pomóc. I skoro już tam będziesz, nie
miałabym nic przeciwko kilku ziarenkom maku do żucia. Ten ból mnie wykańcza!
Oszołomiony taką zmianą nastroju Ognista Łapa odwrócił się szybko i pognał do legowiska
Cętkowanego Listka. Nigdy dotąd nie był w tej części Obozu. Z postawionymi na sztorc
uszami podążał chłodnym zielonym tunelem z paproci, który prowadził na małą, bujnie
porośniętą trawą polankę. Po jednej jej stronie wznosiła się wysoka skała, rozdzielona w
połowie przez szczelinę wystarczająco szeroką, żeby kot mógł umościć sobie w niej
legowisko. Właśnie z tej nory wybiegła Cętkowany Listek. Jak zwykle wyglądała pogodnie i
przyjaźnie. Jej pstrokata sierść mieniła się odcieniami bursztynu i brązu.
Terminator nieśmiało wymruczał pozdrowienie i jednym tchem wyrecytował podaną przez
Żółty Kieł listę ziół.
- Większość z tego mam w swoim legowisku. - odparła Cętkowany Listek. - Przyniosę też
trochę liści nagietka. Jeśli opatrzy nimi ranę, zapobiegną infekcji. Zaczekaj tutaj.
- Dzięki. - powiedział Ognista Łapa, a kotka z powrotem zniknęła u siebie.
Wytężył wzrok, jednak nora była zbyt ciemna, żeby cokolwiek dostrzec. Zdołał tylko
dosłyszeć jakieś szelesty i wywąchać intensywne zapachy ziół. Po chwili Cętkowany Listek
wyłoniła się z mroku i upuściła u stóp rudzielca opakowane w liście zawiniątko.
- Powiedz Żółtemu Kłowi, żeby uważała z ziarenkami maku. Nie chcę, by całkowicie stłumiła
ból. Mały ból może być przydatny, bo pomoże mi ocenić, jak szybko chora wraca do
zdrowia.
Ognista Łapa skinął głową i wziął zioła w zęby.
- Dziękuję, Cętkowany Listku! - wymiauczał z pełnym liści pyszczkiem, następnie ruszył z
powrotem paprociowym tunelem w stronę głównej polany.
Tygrysi Pazur siedział przed legowiskiem wojowników i czujnie go obserwował. Biegnąc
truchtem z ziołami do Żółtego Kła, Ognista Łapa mógł wyczuć na karku palące spojrzenie
bursztynowych ślepi. Odwrócił głowę i z zaciekawieniem się obejrzał. Wojownik zmrużył
oczy i odwrócił wzrok.
Rudy uczeń upuścił wreszcie zawiniątko koło Żółtego Kła.
- Dobrze. - miauknęła. - A teraz, zanim zostawisz mnie w spokoju, znajdź jeszcze coś do
jedzenia. Umieram z głodu!

Słońce wzeszło już trzy razy, odkąd Żółty Kieł przybyła do Obozu. Ognista Łapa obudził się
wcześnie i szturchnął przyjaciela, który spał obok niego z nosem wetkniętym pod puszysty
ogon.
- Pobudka. - zamiuaczał. - Bo spóźnisz się na trening.
Szara Łapa sennie uniósł głowę i mruknął niechętnie, przyznając mu rację. Rudy trącił także
Kruczą Łapę. Czarny kot natychmiast otworzył oczy i poderwał się na nogi.
- Co się dzieje?! - miauknął przeraźliwie, rozglądając wokół dzikim wzrokiem.
- Uspokój się. Czas na trening. - uciszył go Ognista Łapa.
Popielata i Piaskowa Łapa też zaczynali wiercić się w swoich wysłanych mchem gniazdach,
w odległym kącie legowiska. Zielonooki Terminator wstał i ruszył przez paprocie.

background image

Ranek był ciepły. Poprzez liście i ocieniające Obóz gałęzie młody uczeń mógł dostrzec
głęboki błękit nieba. Jednak dzisiaj obfita rosa lśniła na postrzępionych paprociach i iskrzyła
się w trawie. Wciągnął nosem powietrze. Pora Zielonych Liści zbliżała się ku końcowi.
Niedługo zrobi się chłodniej. Skoczył na ziemię i zaczął turlać koło pniaka, rozciągając łapy i
odchylając głowę tak, by pocierać nią o chłodny piasek. Potem szybkim ruchem obrócił się
na bok i zmierzył wzrokiem polanę, sprawdzając, czy Żółty Kieł już wstała.
Ofiarowano jej schronienie przy drugim krańcu zwalonego drzewa, gdzie Starszyzna
zbierała się na posiłki. Gniazdo było pod omszałym pniem, poza zasięgiem głosu i słuchu
starszych, ale w pełni widoczne dla Wojowników mieszkających po przeciwnej stronie
polany. Ze swego miejsca Ognista Łapa widział wzgórek ciemnoszarego futra, unoszący się
i opadający w czasie cichego burczenia podczas snu. Wtedy przyszli pozostali Terminatorzy.
- Kolejny dzień opieki nad tą parszywą, zapchloną starą jędzą, co? - zamiauczał Popielata
Łapa. - Mogę się założyć, że wolałbyś być z nami na treningu.
Ognista Łapa usiadł i strząsnął piasek z futerka. Nie miał zamiaru dać się wyprowadzić z
równowagi.
- Nie martw się. - mruknął Szara Łapa. - Błękitna Gwiazda wkrótce znowu weźmie cię na
szkolenie.
- Może uważa, że domowy kociak nadaje się tylko do opieki nad chorymi w Obozie. -
miauknęła niegrzecznie Piaskowa Łapa, unosząc lśniącą rudawą głowę i rzucając mu
pogardliwe spojrzenie.
Ognista Łapa postanowił nie reagować na zaczepki.
- Co Biała Burza będzie dziś z tobą przerabiać, Piaskowa Łapo? - zapytał.
- Potrenujemy bitwę. Chce mnie nauczyć, jak walczy prawdziwy Wojownik. - odparła dumnie
koteczka.
- A mnie Lwie Serce zabiera do Wielkiego Jaworu. - miauknął Szara Łapa. - Poćwiczyć
wspinaczkę. Idę już, żeby nie czekał.
- Pójdę z tobą do wylotu wąwozu. - oznajmił Ognista Łapa. - Muszę złowić śniadanie dla
Żółtego Kła. Idziemy, Krucza Łapo? Tygrysi Pazur też musiał coś dla ciebie zaplanować.
Krucza Łapa westchnął i skinął głową, po czym ruszył w ślad za przyjaciółmi, którzy wybiegli
pędem z Obozu. Chociaż rana całkiem mu się zagoiła, nadal przejawiał niewiele entuzjazmu
wobec treningów.

- Proszę bardzo. - miauknął Ognista Łapa, kładąc wielką mysz i ziębę obok Żółtego Kła.
- Najwyższy czas. - warknęła kocica.
Jeszcze spała, kiedy wrócił do Obozu z myśliwskiej wyprawy. Jednak zapach świeżej
zdobyczy musiał ją obudzić, bo z trudem podniosła się i usiadła. Zaczęła łakomie jeść. W
miarę jak wracała do sił, ogromnie rósł jej apetyt. Rana dobrze się goiła, ale usposobienie
staruszki było równie gwałtowne i nieprzewidywalne jak przedtem.
Ledwo skończyła posiłek i zaczęła zrzędzić:
- Wściekle swędzi mnie nasada ogona, a nie mogę tam dosięgnąć. Wyczyść mi ją, co?
Ognista Łapa, choć pełen niechęci, przycupnął i wziął się do roboty.
Rozgniatając zębami tłuste pchły, zauważył w pobliżu gromadkę kotłujących się w piasku
kociąt. Toczyły walkę na niby, szarpiąc się wzajemnie niekiedy z prawdziwą złością. Żółty
Kieł, która w czasie, gdy Ognista Łapa zajmował się jej toaletą, przymknęła oczy, teraz jedno
odemknęła, żeby obserwować zabawę maluchów. Ku swemu zdziwieniu poczuł, jak grzbiet
kocicy sztywnieje pod jego szczękami. Przez chwilę przysłuchiwał się cienkim skowytom i
piskom.

background image

- Poczuj moje kły, Złamana Gwiazdo! - zamiauczał bury kociak i skoczył na plecy czarno-
białemu kompanowi, który udawał, że jest Przywódcą Klanu Cienia.
We dwójkę potoczyli się w stronę Wysokiej Skały. Nagle czarno-biały malec wykonał potężny
podrzut i strącił napastnika z grzbietu. Z pełnym zdumienia piskiem burasek wpadł prosto na
Żółty Kieł. Starucha poderwała się cała najeżona i prychnęła gniewnie:
- Precz ode mnie, ty strzępku futra!
Kociak raz tylko zerknął na rozwścieczoną jędzę, odwrócił i czmychnął, by ukryć się za burą
kocicą - matką, która z drugiej strony polany wlepiła w Żółty Kieł pełne złości spojrzenie.
Czarno-biały kocurek zamarł tam, gdzie stał. Potem, krok za krokiem, ostrożnie zaczął
wycofywać się w kierunku bezpiecznego schronienia w kociarni.
Reakcja Żółtego Kła wstrząsnęła Ognistą Łapą. Sądził, że widział ją w największej złości,
kiedy walczyli podczas pierwszego spotkania, ale teraz jej pomarańczowe oczy płonęły
nieznanym mu gniewem.
- Myślę, że maluchom trudno jest wytrzymać ciasnotę Obozu... - miauknął ostrożnie. -
Zaczynają się niecierpliwić.
- Wszystko mi jedno, czy się niecierpliwią, czy nie. - warknęła szara. - Po prostu trzymaj je
ode mnie z daleka!
- Nie lubisz kociąt? - zapytał rudzielec, wbrew samemu sobie czując zaciekawienie. - Nigdy
ich nie miałaś?
- Nie wiesz, że Medycy nie miewają dzieci? - syknęła wściekle.
- Ale słyszałem, że przedtem byłaś Wojowniczką. - zaryzykował.
- Nie mam ŻADNYCH kociąt! - prychnęła Żółty Kieł. Wyrwała mu swój ogon i usiadła
wyprostowana, kiedy nagle jej głos przycichł i zabrzmiał niemal smutno. - Wygląda na to, że
kiedy jestem w pobliżu, kociętom przytrafiają się wypadki.
Ślepia kocicy zasnuł wyraz przygnębienia. Oparła podbródek na przednich łapach i
zapatrzyła się przed siebie. Rudy Terminator zauważył, jak opadły jej ramiona, gdy wydała z
siebie długie, ciche westchnienie. Patrzył na nią z zainteresowaniem. Co też mogła mieć na
myśli? Mówiła poważnie? Trudno stwierdzić, zdawała się tak szybko przeskakiwać z nastroju
w nastrój... Znowu zabrał się do czyszczenia.
- Zostało kilka kleszczy, których nie mogłem wyciągnąć. - oznajmił skończywszy robotę.
- Ty głupku, mam nadzieję, że nawet nie próbowałeś! - warknęła Żółty Kieł. - Nie życzę sobie
żadnych główek wbitych w moją skórę. Wielkie dzięki! Poproś Cętkowany Listek o trochę
mysiej żółci, żeby natrzeć kleszcze. Kapka tego świństwa w ich otworach do oddychania i z
miejsca rozluźnią zacisk.
- Zaraz przyniosę! - zaofiarował się Ognista Łapa.
Był zadowolony, że ma szansę choć na chwilę oddalić się od zrzędzącej kocicy. I oczywiście
nie należało do przykrości znowu zobaczyć Cętkowany Listek.
Powędrował w stronę tunelu z paproci. Wszędzie dookoła krzątały się koty, przenosząc w
zębach patyki i gałązki. Podczas gdy on oporządzał Żółty Kieł, Obóz bardzo się ożywił.
Działo się tak codziennie, odkąd Błękitna Gwiazda oznajmiła o zniknięciu Klanu Wichru.
Kocice matki splatały gałązki i liście w gęsty zielony mur wokół kociarni, aby mieć pewność,
że wąskie wejście jest jedyną drogą pod jeżynową kępę. Pozostałe koty pracowały na skraju
Obozu, wypełniając każdą lukę w otaczających go gęsto zaroślach. Nawet Starszyzna była
zajęta. Wydłubywała dziurę w ziemi, do której stale podchodzili Wojownicy, piętrząc świeżą
zdobycz gotową do zmagazynowania w wykopanej jamie. Panowała atmosfera cichego
skupienia, wręcz całkowitego zdecydowania, aby zabezpieczyć i dobrze zaopatrzyć Klan.
Jeśli Cień wtargnie na ich terytorium, Gromowicze schronią się w Obozie. Nie dadzą się tak
łatwo wygnać ze swojej ziemi, jak stało się to z Klanem Wichru. Ciemnopręgi, Długi Ogon,

background image

Wierzbowa Skórka i Popielata Łapa czekali w milczeniu u wyjścia z Obozu, najwidoczniej
obserwując wylot janowcowego tunelu. Właśnie powracał patrol, pokryty kurzem i z
obolałymi łapami. Kiedy tylko Wojownicy wkroczyli na polanę, Ciemnopręgi oraz jego
towarzysze podeszli i zamienili z nimi kilka słów, po czym szybko wymknęli się na zewnątrz.
Granice Klanu Gromu ani przez chwilę nie pozostawały bez ochrony.
Ognista łapa podążył tunelem z paproci, który wiódł do legowiska Medyka. Wszedłszy na
polankę, ujrzał, że Cętkowany Listek szykuje jakieś słodko pachnące zioła.
- Czy mogę dostać trochę mysiej żółci na kleszcze Żółtego Kła? - miauknął.
- Za chwilkę. - odparła Cętkowany Listek, ugniatając razem dwie kupki ziół i mieszając
wonny kopczyk wysuniętym pazurem.
- Zajęta? - spytał Ognista Łapa, sadowiąc na ciepłym skrawku ziemi.
- Chcę być przygotowana na każdą sytuację. - mruknęła kotka, podnosząc nań bystre
bursztynowe oczy.
Rudzielec przez moment patrzył w nie, po czym odwrócił wzrok. Uczucie zakłopotania
mrowiło go pod futerkiem. A Cętkowany Listek znowu skupiła uwagę na ziołach. Czekał,
szczęśliwy, że może siedzieć spokojnie i obserwować ją przy pracy.
- No dobrze. - miauknęła w końcu. - Co zamawiałeś? Mysią żółć?
- Tak, poproszę. - Ognista Łapa podniósł się i przeciągnął tylne nogi. Słońce nagrzało mu
sierść i sprawiło, że poczuł się senny.
Medyczka dała susa do swego legowiska i coś stamtąd przyniosła, trzymając delikatnie w
pyszczku. Był to mały zwitek mchu dyndający na końcu cienkiego paska kory. Podała go
Ognistej Łapie. Chwytające pasek w zęby, rudy Terminator poczuł jej ciepły, słodki oddech.
- Mech jest namoczony w żółci. - wyjaśniła Cętkowany Listek. - Nie bierz go do ust, bo przez
całe dni będziesz czuł ten wstrętny smak. Przyciśnij mech do kleszczy, a potem porządnie
wymyj łapy - w strumieniu, nie własnym językiem!
Kocurek skinął głową i pobiegł z powrotem do Żółtego Kła. Niespodziewanie czuł się
radosny i pełen energii.
- Nie ruszaj się! - miauknął do starej kocicy. Ostrożnie przyciskał zwitek mchu po kolei do
każdego kleszcza.
- Skoro już i tak cuchną ci łapy, od razu po mnie posprzątaj! - oznajmiła Żółty Kieł, kiedy
skończył. - Mam zamiar uciąć sobie drzemkę. - ziewnęła, odsłaniając sczerniałe, połamane
zęby. Ciepła pogoda i na nią podziałała usypiająco. - Potem możesz iść i robić, co wy,
Terminatorzy, zwykle robicie. - wymruczała jeszcze.
Uprzątnąwszy nieczystości, Ognista Łapa zostawił swoją podopieczną pogrążoną we śnie i
udał się do janowcowego tunelu. Chciał jak najszybciej dostać się do strumienia i opłukać
łapy.
- Ognista Łapo! - dobiegło go wołanie od strony polany.
Odwrócił się, rozpoznając Półogonka.
- Dokąd się wybierasz? - zamiauczał ciekawie stary kocur. - Czemu nie pomagasz w
przygotowaniach?
- Dopiero co przykładałem mysią żółć na kleszcze Żółtego Kła. - odparł Ognista Łapa.
- Więc teraz pędzisz do najbliższego strumyka! No dobrze, ale nie wracaj bez świeżej
zdobyczy. Potrzeba nam tyle, ile tylko da się upolować.
Rudzielec opuścił Obóz i podążył skrajem parowu. Zbiegł na dół, do strumienia, tam, gdzie
polowali z Szarą Łapą tego nieszczęsnego dnia, kiedy znalazł Żółty Kieł. Bez wahania
skoczył w zimną wodę, mocząc futro na brzuchu, aż zaparło mu dech.
Wtem usłyszał szelest w krzakach na górze. Podniósł wzrok, chociaż znajome zapachy,
które dosięgły jego nosa, mówiły, że nie ma powodu się niepokoić.

background image

- Co ty tu robisz? - Szara i Krucza Łapa gapili się na niego, jakby zupełnie zwariował.
- Nawet nie pytajcie! Dotykałem mysiej żółci. - skrzywił się Ognista Łapa. - A gdzie podziali
się Lwie Serce i Tygrysi Pazur?
- Musieli dołączyć do następnego patrolu. Nam kazali polować do wieczora.
- Półogonek powiedział mi to samo. - miauknął rudy, wzdrygając się, bo chłodny nurt rwał
wokół jego łapek. - W Obozie wszyscy są zajęci. Można pomyśleć, że lada moment
zostaniemy zaatakowani.
Ociekając wodą, wdrapał się na brzeg.
- Kto wie? Może tak się zdarzy. - dodał tym razem Krucza Łapa. Oczy biegały mu na
wszystkie strony, jakby oczekiwał, że w każdej chwili z zarośli może wyskoczyć patrol wroga.
Ognista Łapa popatrzył na stos świeżo upolowanej zwierzyny, który piętrzył się koło
Terminatorów.
- Dobrze wam dzisiaj poszło. - stwierdził.
- Tak. - miauknął z dumą Szara Łapa. - I mamy na polowanie całą resztę popołudnia.
Chcesz iść z nami?
- Jeszcze pytasz! - mruknął Ognista Łapa i otrząsnąwszy się po raz ostatni, dał susa w
krzewy za swoimi przyjaciółmi.

Rudzielec mógł stwierdzić, że koty w Obozie były pod wrażeniem ilości zdobyczy, którą
Terminatorzy zdołali upolować podczas popołudniowych łowów. Wszyscy trzej zostali
powitani podniesionymi ogonami i przyjaznym poszturchiwaniem. Trzeba było aż czterech
wypraw, żeby przenieść ten rekordowy łup do dziury wykopanej przez Starszyznę.
Kiedy zmęczeni taszczyli do Obozu ostatni ładunek, właśnie powrócili z patrolu Lwie Serce i
Tygrysi Pazur.
- Dobra robota, moi drodzy. - miauknął Zastępca. - Napracowaliście się, a magazyn jest
prawie pełen. Właściwie możecie dołożyć tę końcówkę zapasów na dzisiejszy wieczór. I
weźcie trochę ze sobą do swego legowiska. Zasłużyliście na ucztę!
Uczniowie z radości śmignęli ogonami.
- Mam nadzieję, że przez polowanie nie zaniedbałeś Żółtego Kła, Ognista Łapo. - warknął
ostrzegawczo Tygrysi Pazur.
Kocurek niecierpliwie potrząsnął głową, marząc tylko o tym, aby się oddalić. Umierał z głodu.
Tym razem był posłuszny Kodeksowi Wojownika i polując dla Klanu, nie uszczknął ani kęsa.
Podobnie jak Szara i Krucza Łapa. Wszyscy trzej odbiegli truchtem i upuścili swoje ostatnie
łupy na stos zapasów, który piętrzył się pośrodku polany. Potem każdy wybrał coś dla siebie
i poniósł w okolicę pniaka. Legowisko terminatorów było puste.
- A gdzie tych dwoje? - zapytał Krucza Łapa.
- Muszą być jeszcze na patrolu. - domyślił się Ognisty.
- Doskonale. - miauknął trzeci z przyjaciół. - Spokój i cisza.
Zjedli swoją porcję i rozłożyli się do mycia. Chłód wieczoru był bardzo przyjemny po skwarze
dnia.
- Hej! Wiesz co!? - miauknął nagle Szara Łapa. - Dziś rano Krucza Łapa zdołał wycisnąć
komplement ze starego Tygrysiego Pazura!
- Naprawdę? - Ognistą Łapę aż zatkało. - Co zrobiłeś, u licha, żeby mu się spodobać?
Pofrunąłeś?
- No więc... - zaczął nieśmiało Krucza Łapa, wpatrując się w ziemię. - Złapałem wronę.
- Jak to zrobiłeś!? - odparł z podziwem rudzielec.
- Była stara. - przyznał skromnie czarny Terminator.

background image

- Ale wielka! - dodał szarak. - Nawet Tygrysi Pazur nie mógł się o nic przyczepić. Jest w złym
humorze, odkąd Błękitna Gwiazda wzięła cię na swego ucznia. - przez chwilę w zamyśleniu
lizał łapkę. - Chociaż nie, raczej odkąd Lwie Serce został wybrany na Zastępcę.
- Po prostu martwi się Klanem Cienia i tymi dodatkowymi patrolami. - powiedział Krucza
Łapa. - Powinniście starać się go nie drażnić.
Rozmowę przerwał głośny wrzask dobiegający z drugiego końca polany.
- Och, nie... - jęknął Ognista Łapa. - Zapomniałem dostarczyć Żółtemu Kłowi jej przydział!
- Zaczekaj chwilkę. - Szary skoczył na równe nogi. - Ja jej zaniosę.
- Nie, ja pójdę. To moja kara, nie twoja.
- Nikt nie zauważy, przecież wszyscy są zajęci jedzeniem. Znasz mnie: cichy jak myszka,
szybki jak rybka. Poczekaj tu.
Rudy Terminator nie krył ulgi. Obserwował, jak przyjaciel biegnie truchtem od pniaka do
stosu zdobyczy. Szara Łapa śmiało, zupełnie jakby wykonywał rozkaz, chwycił dwie,
wyglądające na najbardziej soczyste myszy i szybko ruszył przez polanę w stronę Żółtego
Kła.
- Stój! - donośne warczenie zagrzmiało od strony wejścia do legowiska wojowników. Tygrysi
Pazur wielkimi krokami maszerował prosto w stronę młodzika. - Dokąd to niesiesz? - zapytał
groźnie.
Ognista Łapa przyglądał się temu bezradnie zza pniaka. Czuł, jak żołądek podchodzi mu do
gardła. Obok, skulony nad swoją porcją, Krucza Łapa zastygł w pół kęsa z oczami
roztworzonymi szerzej niż zwykle.
- Hmm... - Szara Łapa, przyłapany na gorącym uczynku, upuścił myszy i z zakłopotaniem
zaszurał nogami.
- Nie pomagasz przypadkiem swemu przyjacielowi w karmieniu tej żarłocznej zdrajczyni, co?
Rudzielec widział, jak Terminator przez chwilę studiował z uwagą swoje stopy. W końcu
odparł:
- Nooo... jestem głodny. Chciałem sam je zjeść. Gdybym dał tym dwóm choć rzucić okiem...
- w tym momencie zerknął na przyjaciół. - ...nie zostałoby dla mnie nic oprócz kości i futerka.
- O, doprawdy? - miauknął Tygrysi Pazur. - Skoro jesteś taki głodny, równie dobrze możesz
zjeść je tu i teraz!
- Ale... - zaczął Szara Łapa, patrząc z przerażeniem na Wojownika.
- No, już! - warknął pręgowany samiec.
Szarak szybko pochylił głowę i zaczął jeść. Rozerwał pierwszą mysz na kawałki i
pospiesznie pochłonął. Druga zajęła mu więcej czasu. Ognista Łapa myślał, że nigdy nie
zdoła jej przełknąć. Żołądek skręcał mu się ze współczucia, ale w końcu nieszczęśnik wydał
z siebie ciężkie westchnienie i ostatni kawałek myszy zniknął.
- Teraz lepiej? - zapytał Tygrysi Pazur głosem pełnym udawanej troski.
- O wiele. - odparł Szara Łapa, tłumiąc czknięcie.
- To dobrze! - Następnie potężny kocur oddalił się energicznym krokiem do swego
legowiska.
Terminator powlókł się chyłkiem do swoich przyjaciół.
- Dzięki. - miauknął z wdzięcznością rudzielec, szturchając go nosem w miękkie futerko. -
Masz błyskawiczny refleks.
Znowu rozległy się wrzaski Żółtego Kła. Ognista Łapa wypuścił powietrze i wstał. Musiał
chorą zaopatrzyć wystarczająco, żeby już w ciągu tego wieczoru jej nie odwiedzać. Chciał
wcześniej iść spać. Żołądek miał pełny, a łapki zmęczone.
- Dobrze się czujesz? - zapytał przyjaciela, szykując do wyjścia.

background image

- Mrrrouu! - jęknął Szara Łapa. Przycupnął zgarbiony, mrużąc oczy z bólu. - Za dużo
zjadłem!
- Idź do Cętkowanego Listka. - polecił rudzielec. - Jestem pewien, że ona znajdzie coś, co ci
pomoże.
- Też mam taką nadzieję. - miauknął Szara Łapa, ruszając wolnym truchtem.
Ognista Łapa patrzył, jak przyjaciel odchodzi, dopóki kolejny wściekły krzyk Żółtego Kła nie
poderwał go do biegu przez polanę.








































background image


Rozdział X

Następnego ranka lekka mżawka zmoczyła korony drzew i skapywała z nich na teren
Obozu. Ognista Łapa obudził się z uczuciem, że jest cały wilgotny. Nie była to przyjemna
noc. Wstał i energicznie otrząsnął futro, po czym opuścił legowisko terminatorów, biegnąc
truchtem przez polanę do gniazda podopiecznej. Żółty Kieł już się wierciła. Gdy podszedł
bliżej, uniosła głowę.
- Coś dzisiaj bolą mnie kości. Przez całą noc padało?
- Odkąd księżyc doszedł do szczytu nieba. - odparł kocurek. Sięgnął łapą i ostrożnie
szturchnął jej posłanie z mchu. - Całkiem przesiąknięte. Dlaczego nie przeniesiesz się do
kociarni? Jest lepiej osłonięta.
- Co!? Żeby przez całą noc budziły mnie piski maluchów!? Już wolę moknąć! - warknęła
staruszka.
Ognista Łapa obserwował, jak sztywno obracała się na mchowym gnieździe.
- Więc chociaż przyniosę ci coś suchego. - zaoferował, pragnąc jak najszybciej porzucić
temat kociąt, skoro tak bardzo ją przygnębiał.
- Dziękuję ci, mój drogi. - odparła cicho Żółty Kieł.
Ognista Łapa zastanawiał się, czy z jego podopieczną wszystko w porządku. Po raz
pierwszy zdarzyło się, że za cokolwiek mu podziękowała. I po raz pierwszy nie nazwała go
domowym kociaczkiem!
- No dobrze, nie stercz tu jak przerażona wiewiórka. Idź przynieść mi trochę mchu! -
warknęła po chwili.
Rudemu uczniowi zadrgały z rozbawienia wąsiki. To już bardziej przypominało Żółty Kieł
taką, jaką znał. Oddalił się biegiem. Na środku polany o mało nie wpadł na Nakrapiany
Ogon. Była to ta kocica, która dzień wcześniej obserwowała wybuch gniewu dawnej
Cienistej.
- Przepraszam. - miauknął Ognista Łapa. - Idziesz zobaczyć się z Żółtym Kłem?
- A czegóż miałabym chcieć od tej wariatki? - odparła gniewnie matka. - Szukałam ciebie.
Błękitna Gwiazda chce cię widzieć.
Terminator od razu pospieszył w stronę Wysokiej Skały i legowiska przywódczyni. Błękitna
Gwiazda siedziała wewnątrz i wylizywała sobie szare futerko poniżej gardła. Zauważywszy
Ognistą Łapę, przerwała toaletę.
- Jak się dzisiaj miewa Żółty Kieł?
- Ma mokre posłanie, więc chcę jej przynieść nową ściółkę.
- Poproszę którąś z kocic, żeby się tym zajęła. - Przywódczyni znowu polizała klatkę
piersiową, po czym zmierzyła swego ucznia uważnym spojrzeniem, nim zapytała: - Czy jest
już w stanie samodzielnie polować?
- Chyba nie, ale może już całkiem dobrze chodzić.
- Rozumiem. - przez chwilę Błękitna Gwiazda siedziała zamyślona. - Już czas, żebyś
powrócił do szkolenia. Ale będziesz musiał ciężko pracować, żeby nadrobić stracony czas.
- Super! To znaczy, chciałem powiedzieć, dziękuję, Błękitna Gwiazdo!
- Dziś rano wyruszysz z Tygrysim Pazurem, Szarą i Kruczą Łapą. - ciągnęła samica. -
Poprosiłam Tygrysiego Pazura, żeby ocenił sprawność wszystkich naszych Terminatorów.
Nie martw się o Żółty Kieł. Dopilnuję, żeby ktoś jej doglądał, kiedy cię nie będzie. A teraz
wracaj do swoich towarzyszy. Pewnie już cię wypatrują.

background image

- Dobrze, Błękitna Gwiazdo. - miauknął Ognista Łapa.
Odwrócił się i śmignąwszy ogonem, pomknął do swego legowiska.

Przywódczyni miała rację. Obaj przyjaciele już na niego czekali koło ich ulubionego pniaka.
Szara Łapa wyglądał na zesztywniałego i nieszczęśliwego. Panująca w powietrzu wilgoć
posklejała mu długą sierść. Natomiast pogrążony w myślach Krucza Łapa krążył wokół pnia,
poruszając białym koniuszkiem ogona.
- Dzisiaj idziesz z nami! - zawołał Szara Łapa na widok zbliżającego się towarzysza. - Co za
dzień, huh? - otrząsnął się, strosząc futro, żeby ograniczyć wilgoć.
- Tak. Błękitna Gwiazda powiedziała mi, że Tygrysi Pazur chce nas wszystkich sprawdzić.
Piaskowa i Popielata Łapa też idą?
- Biała Burza i Ciemnopręgi zabrali ich na patrol. Pewnie Tygrysi Pazur przeegzaminuje ich
później.
- Chodźcie! Powinniśmy już iść. - ponaglił Krucza Łapa, niespokojnie przestępując z nogi na
nogę.
- Jeśli o mnie chodzi, to proszę bardzo. - miauknął szarak. - Mam nadzieję, że odrobina
ćwiczeń trochę mnie rozgrzeje!
We trójkę ruszyli truchtem przez janowcowy tunel i wybiegli z Obozu. Spieszyli do
piaszczystej kotlinki. Tygrysi Pazur jeszcze się nie pojawił, więc spacerowali pod sosną,
strosząc futra przeciw dokuczliwemu chłodowi.
- Boisz się sprawdzianu? - spytał Ognista Łapa kruczoczarnego kotka, który chodził
szybkim, nerwowym krokiem. - Nie ma czego. W końcu jesteś przecież uczniem Tygrysiego
Pazura. Kiedy będzie zdawał raport Błękitnej Gwieździe, na pewno zechce opowiedzieć jej,
jak dobrze sobie radzisz.
- Z Tygrysim Pazurem nigdy nic nie wiadomo. - odmiauknął Krucza Łapa, dalej drepcząc.
- Na litość Gwiezdnego Klanu, usiądź! - prychnął Szara Łapa. - Przy takim tempie będziesz
kompletnie wykończony, zanim w ogóle zaczniemy!
Do chwili pojawienia się pręgowanego Wojownika niebo trochę się rozpogodziło. Chmury
mniej przypominały grube, szare futro, a bardziej miękkie, białe kulki puchu, którym kocice
wyścielały gniazda dla swoich młodych. Błękit przestworzy nie mógł ukryć się za tymi
obłoczkami, ale wiatr, który je przygnał, niósł ze sobą nową falę chłodu. Tygrysi Pazur
energicznie pozdrowił Terminatorów i od razu przystąpił do rzeczy.
- Przez kilka ostatnich tygodni próbowaliśmy nauczyć was przyzwoicie polować. -
zamiauczał. - Dzisiaj będziecie mieli szansę pokazać mi, jak wiele sobie z tego
przyswoiliście. Każdy z was ruszy inną trasą i złowi jak najwięcej zdobyczy. Cokolwiek
złapiecie, zostanie dołożone do zapasów w Obozie.
Trzej Terminatorzy popatrzyli na siebie, zdenerwowani i podnieceni. Perspektywa
współzawodnictwa sprawiła, że serca zaczęły im bić szybciej.
- Krucza Łapo, pójdziesz szlakiem za Wielkim Jaworem aż do Wężowych Skał. - ciągnął
Tygrysi Pazur. - To powinno być wystarczająco łatwe, nawet przy twojej żałosnej sprawności.
Ty, Szara Łapo, pójdziesz szlakiem wzdłuż strumienia aż do Grzmiącej Ścieżki.
- Wspaniale. - mruknął szary uczeń. - Dla mnie mokre łapy!
Umilkł dopiero pod surowym spojrzeniem ciemnobrązowego Wojownika.
- I wreszcie ty, Ognista Łapo. Co za szkoda, że twoja wielka Mistrzyni nie może pojawić się
tu dzisiaj, żeby osobiście być świadkiem twojego występu. Pójdziesz przez Wysokie Sosny,
koło Miejsca Wyciętych Drzew, do lasu, który rozciąga się za nim.
Ognista Łapa skinął głową, z zapałem odtwarzając sobie w myślach całą trasę.

background image

- Pamiętajcie... - zakończył Tygrysi Pazur, świdrując ich bladymi oczami. - ...będę was
wszystkich obserwować.
Krucza Łapa jako pierwszy oddalił się biegiem w kierunku Wężowych Skał. Tygrys ruszył
inną drogą w głąb lasu, pozostawiając w kotlince dwóch Terminatorów, szarego i rudego,
którzy próbowali odgadnąć, za kim pójdzie najpierw.
- Nie wiem, dlaczego on uważa, że Wężowe Skały to łatwy szlak! - rzekł Szara Łapa. - To
miejsce roi się od żmij. Tyle ich tam jest, że nawet ptaki i myszy trzymają się z daleka!
- Krucza Łapa musi przez cały czas uważać, żeby nie dać się ukąsić. - przytaknął rudzielec.
- Och, nic mu się nie stanie. - miauknął jego przyjaciel. - W tej chwili nawet żmija nie byłaby
dostatecznie szybka, żeby dopaść Kruczą Łapę, taki jest nerwowy. Ruszam. Do zobaczenia
później. Powodzenia!
I już go nie było. Ognista Łapa przystanął jeszcze, żeby powęszyć, po czym dał susa na
skraj kotliny i obrał kierunek ku Wysokim Sosnom.
Dziwnie się czuł, podążając blisko siedzib Dwunogów, gdzie niegdyś dorastał. Ostrożnie
przeciął wąską ścieżkę, która prowadziła do sosnowego lasu. Powiódł wzrokiem pomiędzy
równymi rzędami drzew, po płaskim leśnym gruncie, czujny na widok i zapach zdobyczy.
Jego uwagę przykuł wtem jakiś ruch. W sosnowych igłach grzebała mysz. Pamiętając swoją
pierwszą lekcję, Ognista Łapa przykucnął i zaczął się podkradać, przenosząc ciężar ciała na
biodra i stąpając lekko. Ta technika sprawdziła się doskonale. Gryzoń nie dostrzegł go aż do
chwili, gdy wykonał decydujący skok. Złapał go jedną łapą i prędko zabił. Potem zakopał łup,
zabierze go wówczas w drodze powrotnej.
Powędrował dalej. Tutaj ziemia pokryta była śladami ogromnego potwora Dwunogów, który
łamał drzewa. Ognista Łapa otwartym pyszczkiem głęboko wciągnął powietrze. Na razie
kwaśny oddech potwora jeszcze go nie skaził. Rudy Terminator podążył za tymi tropami,
skacząc przez koleiny wypełnione deszczówką. Był spragniony. Kusiło go, żeby przystanąć i
wziąć kilka łyczków, ale się zawahał. Wystarczyła jedna kropla błotnistej wody, żeby wyczuć
smród. Postanowił zaczekać. Może za Wysokimi Sosnami znajdzie jakąś kałużę. Pospieszył
przed siebie, pomiędzy drzewa i na odległym skraju sosnowego lasu przeciął ścieżkę
Dwunogów.
Znowu znalazł się wśród gęstych zarośli. Tu zobaczył kałużę i wychłeptał trochę świeżej
wody. Czuł coś niecodziennego, aż zaczęło go świerzbić futerko. Rozróżniał dźwięki i wonie,
które poznał kiedyś, wysiadując w swoim punkcie obserwacyjnym na słupku ogrodzenia. I
nagle już wiedział, gdzie jest. To był las graniczący z Siedliskiem Dwunogów! Widocznie
podszedł bardzo blisko swojego dawnego domu. Mało tego, wywąchał znajomy zapach.
Usłyszał też głosy, donośne i ochrypłe jak pianie koguta. Grupa młodych Dwunogów bawiła
się w lesie. Przycupnął i zerknął przez paprocie. Dźwięki rozlegały się dostatecznie daleko,
by mógł czuć pełne bezpieczeństwo. Zmienił jednak kierunek i ominął hałasy, chcąc mieć
pewność, że nie został zauważony. Nagle przystanął, ostrożny i czujny, ale tym razem nie z
powodu Dwunogów. Gdzieś w pobliżu mógł kryć się Tygrysi Pazur. Ognistej Łapie wydawało
się bowiem, że z tyłu, obok krzaków, dobiegło trzaśnięcie gałązki. Powęszył dookoła, ale nie
wyczuł niczego nowego. Czy był obserwowany?
Kącikiem oka dostrzegł jakieś poruszenie. W pierwszej chwili pomyślał, że to
ciemnobrązowe futro Wojownika, ale potem mignęło coś białego. Ognista Łapa zastopował
kroki, przygotował do skoku i głęboko wciągnął tlen. Zapach wydawał mu się teraz
nieznajomy. To był kot, ale na pewno nie z jego Klanu. Rudzielec poczuł, jak sierść staje mu
dęba. Musi wygnać intruza z ziemi Gromu! Uważnie obserwował poruszające się wśród
zarośli stworzenie. Mógł już wyraźnie dojrzeć jego sylwetkę, kiedy mignął pomiędzy
paprociami. Czekał, żeby podeszło. Przycupnął niżej. W powolnym rytmie poruszał na boki

background image

ogonem. Kiedy czarno-biały kot się zbliżył, Ognista Łapa zakołysał biodrami, szykując do
ataku. Jeszcze sekunda i dał susa.
Nieznajomy kot podskoczył przerażony i rzucił się na oślep do ucieczki. Terminator popędził
za nim. To domowy kociak! - pomyślał, kiedy gnając przez zarośla, wyczuł fetor jego strachu.
Pieszczoszek Dwunogów na moim terenie! Szybko zbliżał się do zbiega, który zwolnił,
szykując do wspinaczki na omszały pień zwalonego drzewa. Z dudnieniem krwi w uszach
Ognista Łapa jednym susem skoczył obcemu na grzbiet.
Czuł, jak intruz miota się pod nim. Kiedy chwycił go wszystkimi pazurami, nieszczęśnik
wydał rozpaczliwy wrzask przerażenia. Ognista Łapa rozluźnił zatem uścisk i cofnął się.
Biało-czarny kot dygotał skulony koło zwalonego pnia. Uczeń uniósł nos. Był zdegustowany -
przeciwnik tak łatwo się poddał. Ten sflaczały, tłuściutki domowy pieszczoszek o okrągłych
oczach i wąskim pyszczku wyglądał zupełnie inaczej niż smukłe, szerokogłowe zwierzęta, z
którymi Gromowicz teraz mieszkał. A mimo to coś wydawało się w nim znajome. Uważnie
zlustrował przerażonego kota. Powęszył, smakując emanujący zapach. Nie poznaję go,
pomyślał, ale dalej szukał w pamięci.
I nagle mu się przypomniało.
- Kleks! - wykrzyknął głośno.
- S-skąd... znasz... moje imię? - wyjąkał Kleks, nadal się kuląc.
- To ja! - miauknął Ognista Łapa.
Czarno-biały kot sprawiał wrażenie zakłopotanego.
- Wychowaliśmy się razem. Mieszkałem w ogrodzie tuż obok twojego!
- Rudzielec? - pisnął kocur z niedowierzaniem. - To ty? Więc odnalazłeś dzikie koty? Czy
może mieszkasz z nowymi gospodarzami? Pewnie tak, skoro jesteś żywy!
- Teraz nazywam się Ognista Łapa. - rudy pozwolił, aby zjeżona sierść ułożyła mu się z
powrotem w gładkie futro.
Kleks także się odprężył i postawił uszy na sztorc.
- Ognista Łapa? - powtórzył rozbawiony. - No cóż, Ognista Łapo, wygląda na to, że twoi nowi
państwo nie karmią cię wystarczająco! Nie byłeś taki chudy, kiedy się ostatnio widzieliśmy!
- Niepotrzebne mi Dwunogi, żeby mnie karmiły. - odparł Terminator. - Mam cały las pełen
jedzenia.
- ...Dwunogi?
- Ludzie. Tak nazywają ich koty z Klanów.
Pieszczoch przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego. Potem na mordce odmalowało
mu się zdumienie.
- Chcesz powiedzieć, że naprawdę żyjesz z dzikimi kotami?
- Tak! - Ognista Łapa zawahał się. - Wiesz, pachniesz... inaczej. Obco.
- Obco? - powtórzył Kleks. Wciągnął nosem powietrze. - Myślę, że po prostu przyzwyczaiłeś
się do zapachu tych leśnych kotów.
Ognista Łapa potrząsnął głową, jakby chciał, żeby mu się w niej rozjaśniło.
- Ale znamy się od tak dawna... powinienem znać twój zapach, jak zapach rodzonej matki.
I wtedy przypomniał sobie, że czarno-białemu kocurowi minęło już sześć księżyców. Nic
dziwnego, skoro wyglądał tak miękko i grubo, ponadto pachniał wyjątkowo dziwnie.
- Byłeś u Obrzynacza! - sapnął. - Chciałem powiedzieć, u weterynarza!
Kleks wzruszył tłuściutkimi, czarnymi ramionami.
- No to co? - miauknął.
Terminatorowi odjęło mowę. Więc Błękitna Gwiazda miała rację!
- Opowiadaj. Jak to jest żyć na dziko? - wypytywał stary przyjaciel. - Jest tak dobrze, jak
myślałeś?

background image

Ognista Łapa zastanawiał się przez chwilę. Myślał o ostatniej nocy, o spaniu w wilgotnym
legowisku. Myślał o mysiej żółci i uprzątaniu nieczystości Żółtego Kła, i o próbach
zadowolenia Lwiego Serca z Tygrysim Pazurem podczas treningu. Przypomniał sobie drwiny
dzikich kotów. I dreszcz podniecenia przy pierwszej upolowanej zdobyczy oraz przy pogoni
przez las za wiewiórką. I w ciepłe wieczory pod rozgwieżdżonym niebem podczas dzielenia
języków z przyjaciółmi.
- Teraz wiem, kim jestem. - odparł krótko.
Łaciaty kot przechylił głowę na bok, najwyraźniej zamieszany.
- Powinienem już wracać do domu. - zamiauczał. - Niedługo pora obiadu.
- Uważaj na siebie. - rudzielec pochylił się i czule polizał towarzysza między uszami. Kleks w
odpowiedzi delikatnie szturchnął go nosem. - I trzymaj się na baczności. W tej okolicy może
być inny kot, nie tak jak ja przyjazny dla domowych pieszczoszków... chciałem powiedzieć,
dla domowych kotów.
Na te słowa uszy kocura zadrgały nerwowo. Ostrożne rozejrzał się dookoła i dał susa na
zwalone drzewo.
- Do widzenia, Rudzielcu. - zamiauczał. - Powiem wszystkim, że masz się dobrze!
- Cześć, Kleks! - odmiauknął Ognista Łapa. - Smacznego obiadu!
Patrzył, jak biały koniuszek Kleksowego ogona znika za pniem. Z oddali dobiegł go grzechot
wytrząsanej do miseczki suchej karmy i nawołujący głos Dwunoga. Wkrótce Terminator
ruszył z powrotem, czujnie węsząc. Upoluję tu jedną albo dwie zięby, postanowił. A potem
złapię jeszcze coś w drodze powrotnej przez sosnowy las. Po spotkaniu z Kleksem czuł, że
tryska energią. Zdawał sobie sprawę, jakie ma szczęście, że może żyć w Klanie.
Spojrzał na gałęzie nad głową i zaczął bezgłośnie skradać się po leśnym poszyciu.
Wszystkie zmysły miał w pogotowiu. Teraz musi tylko zrobić odpowiednie wrażenie na
Błękitnej Gwieździe i Tygrysim Pazurze - a dzień będzie można uznać za udany.






















Rozdział XI

background image

Ognista Łapa powrócił z ziębą, którą ściskał mocno w zębach. Upuścił ją przed czekającym
w kotlince Tygrysim Pazurem.
- Jesteś pierwszy. - miauknął Wojownik.
- Mam jeszcze mnóstwo zdobyczy do przyniesienia. - odparł szybko Terminator. -
Zakopałem...
- Wiem, co zrobiłeś. - warknął Tygrysi Pazur. - Obserwowałem cię.
Szelest krzaków oznajmił przybycie Szarej Łapy. Niósł w pyszczku małą wiewiórkę, którą
rzucił obok zięby towarzysza.
- Fuj! - splunął. - Wiewiórki są zbyt futrzane. Przez cały wieczór będę sobie wydłubywał
włosy spomiędzy kłów!
Tygrysi Pazur nie zwrócił uwagi na jego zrzędzenie.
- Krucza Łapa się spóźnia. - stwierdził. - Damy mu jeszcze trochę czasu, potem wracamy do
Obozu.
- A jeśli został ukąszony przez żmiję? - zaprotestował Ognista Łapa.
- Jeśli tak, to jego własna wina. - odparł zimno ciemnobrązowy samiec. - W Klanie Gromu
nie ma miejsca dla głupców.
Czekali w milczeniu. Obydwaj Terminatorzy wymieniali spojrzenia, coraz bardziej
zaniepokojeni. Tygrysi Pazur siedział bez ruchu, najwyraźniej pogrążony w myślach.
Rudy uczeń jako pierwszy wywęszył przyjaciela. Poderwał się na równe nogi, gdy tylko
Krucza Łapa dał susa na polankę. Z pyska dyndało mu długie, pokryte zygzakowatym
wzorem ciało żmii.
- Nic ci się nie stało? - zawołał Ognista Łapa.
- Hej! - miauknął Szara Łapa, spiesząc podziwiać jego łup. - Ukąsiła cię?
- Byłem dla niej za szybki! - wymruczał głośno Kruczy. Po czym, napotkawszy spojrzenie
swego nauczyciela, zamilkł.
Tygrysi Pazur przeszył podnieconych kocurków lodowatym wzrokiem.
- Idziemy. - rozkazał krótko. - Pozbierajcie resztę waszych zdobyczy i wracamy do Obozu.

Trzej Terminatorzy wkroczyli do Obozu w ślad za Tygrysim Pazurem. Imponujące łupy
zwisały im z pysków, a Krucza Łapa ciągle potykał się o martwą żmiję. Kiedy wyszli
spomiędzy krzewów janowca, z kociarni wypadła grupka maluchów.
- Zobacz! - usłyszał Ognista Łapa. - To Terminatorzy. Wracają z polowania!
Rozpoznał buraska, na którego poprzedniego dnia tak fuknęła Żółty Kieł. Obok niego
siedział puszysty szary kotek, nie starszy niż dwa księżyce. Z boku stało drobniutkie czarno-
białe kociątko i jakiś szylkretowy maluszek.
- Czy to nie ten domowy kot, Ognista Łapa? - pisnął szary kociak.
- Tak! Spójrz na jego rude futro! - odmiauknął łaciaty.
- Mówią, że jest dobrym myśliwym. - dodał szylkretowy. - Wygląda trochę jak Lwie Serce.
Myślisz, że jest równie dobry?
- Nie mogę się doczekać, żeby zacząć treningi. - miauknął burasek. - Mam zamiar zostać
najlepszym, najdzielniejszym Wojownikiem Klanu Gromu!
Ognista Łapa uniósł podbródek, dumny z pełnych podziwu komentarzy, i powędrował za
przyjaciółmi na środek polany, gdzie rzucili swoją zdobycz pozostałym kotom do podziału.
- Co mam z nią zrobić? - spytał Krucza Łapa, obwąchując żmiję leżącą koło stosu mięsiwa.
- A można jeść żmije? - zainteresował się szary Terminator.

background image

- Zawsze myślisz o swoim żołądku! - rzucił żartobliwie Ognista Łapa, stukając czołem w
głowę przyjaciela.
- No, ja bym jej nie chciał. - mruknął czarny uczeń. - Po tym, jak ją taszczyłem, mam w
ustach obrzydliwy smak.
- Połóżmy ją na pniaku. - zaproponował Szara Łapa. - Żeby Popielata i Piaskowa Łapa mogli
ją zobaczyć, kiedy wrócą!
Zataszczyli żmiję i swój przydział żywności do legowiska terminatorów. Szarak ostrożnie
ułożył niecodzienny łup w taki sposób, aby był dobrze widoczny ze wszystkich stron. Potem
wzięli się do jedzenia. Kiedy skończyli, zaczęli czyścić sobie nawzajem futerka i gawędzili.
- Jestem ciekaw, kogo Błękitna Gwiazda zabierze na Zgromadzenie. - miauknął rudzielec. -
Jutro pełnia.
- Piaskowa i Popielata Łapa byli już dwukrotnie.
- Może tym razem wyznaczy któregoś z nas. W końcu trenujemy od prawie trzech
księżyców.
- Ale tamci i tak są najstarszymi Terminatorami. - przypomniał Krucza Łapa.
Ognisty skinął głową.
- To Zgromadzenie będzie bardzo ważne. Klany spotykają się po raz pierwszy od zniknięcia
Klanu Wichru. Żaden kot nie wie, co Cień ma zamiar powiedzieć na ten temat.
Przerwał im raptem niski pomruk Tygrysiego Pazura.
- Macie rację, dzieciaki. - Wojownik podszedł do nich niezauważony. Następnie dodał
łagodnie: - Przy okazji, Ognista Łapo, Błękitna Gwiazda chce cię widzieć.
Rudy ze zdumieniem podniósł wzrok. Co Przywódczyni chciałaby mu powiedzieć?
- No, już, nie trać czasu. - dodał Tygrysi Pazur.
Terminator poderwał się natychmiast i pognał przez polanę w kierunku legowiska
wydrążonego pod Wysoką Skałą. Błękitna Gwiazda siedziała przed swoją grotą, nerwowo
poruszając ogonem to w jedną, to w drugą stronę. Dostrzegłszy swojego ucznia, wstała i
spojrzała na niego z góry poważnym wzrokiem niebieskich oczu.
- Tygrysi Pazur powiedział mi, że widział cię dzisiaj, jak rozmawiałeś z kotem od Dwunogów.
- zamiauczała spokojnie.
- Ale...
- Powiedział, że zacząłeś od walki, a skończyłeś na dzieleniu języków.
- To prawda. - przyznał Ognista Łapa, czując świerzbienie futerka. - To był mój stary
przyjaciel. Dorastaliśmy razem. - przerwał i przełknął ślinę. - Kiedy byłem domowym
kociakiem. - dodał pełen napięcia.
Liderka przyglądała mu się przez długą chwilę.
- Tęsknisz za swoim dawnym życiem? - zapytała w końcu. - Dobrze się zastanów.
- Nie.
Jak Błękitna Gwiazda może tak myśleć? - zdziwił się Ognista Łapa, czując zawroty głowy.
Czego pragnęła jeszcze wiedzieć?
- Chcesz opuścić Klan?
- Oczywiście, że nie! - rudzielec był wstrząśnięty.
Przywódczyni chyba nie dostrzegła pasji w jego odpowiedzi. Potrząsnęła głową. Nagle
wydawała się stara i zmęczona.
- Nie będę cię osądzać, jeśli nas opuścisz. Może zbyt wiele od ciebie oczekiwałam. Może
moją opinię zmąciła świadomość, że Klan tak bardzo potrzebuje nowych Wojowników.
Na myśl o opuszczeniu Klanu Ognistą Łapę ogarnęła panika.
- Ale moje miejsce jest tutaj! To jest mój dom! - zaprotestował.

background image

- Potrzebuję czegoś więcej, Ognista Łapo. Muszę móc ufać w twoją lojalność wobec Gromu,
zwłaszcza teraz, kiedy wygląda na to, że Klan Cienia szykuje się do ataku. Nie mamy
miejsca dla nikogo, kto nie jest pewien, czy jego serce należy do przeszłości, czy do
teraźniejszości.
Terminator wziął głęboki oddech i próbował ostrożnie dobierać słowa.
- Kiedy zobaczyłem dzisiaj Kleksa, zrozumiałem, jak wyglądałoby moje życie, gdybym został
z Dwunogami. Jestem szczęśliwy, że tego nie zrobiłem. Jestem dumny, że odszedłem. - bez
mrugnięcia wytrzymał spojrzenie Błękitnej Gwiazdy. - Spotkanie z Kleksem uświadomiło
mnie w przekonaniu, że podjąłem właściwą decyzję. Wygodne życie domowego kotka nigdy
by mnie nie zadowoliło.
Przywódczyni przez chwilę uważnie przyglądała mu się ze zmrużonymi powiekami.
- Wierzę ci. - powiedziała wkrótce.
Ognista Łapa pokornie schylił głowę i cichutko westchnął z ulgą.
- Rozmawiałam z Żółtym Kłem. - zamiauczała niebieskoszara samica już lżejszym tonem. -
Ona wysoko cię ceni. To bardzo mądra, stara kocica. I podejrzewam, że nie zawsze miała
taki zły charakter. Chyba mogłabym ją polubić.
Na te słowa uczeń poczuł niespodziewany przypływ ciepła. Być może w czasie opieki nad
dawną Medyczką jego podziw dla starej kotki, mimo wszystkich jej humorków, zmienił się w
przywiązanie. Rudzielec cieszył się, że Błękitna Gwiazda także ją lubi.
- Ale jest w związku z nią coś, czemu nie dowierzam. - ciągnęła cicho. - Na razie będzie
mieszkać z Klanem Gromu, ale pozostanie więźniem. Zajmą się nią kocice matki. Ty musisz
skupić się na swoim treningu.
Ognista Łapa czekał, że zostanie odprawiony, ale Przywódczyni jeszcze nie skończyła.
- Chociaż zachowałeś się dzisiaj nierozsądnie, rozmawiając z domowym kotem, Tygrysi
Pazur jest pod wrażeniem twoich umiejętności myśliwskich. Doniósł mi, że wszystko
wykonałeś dobrze. Jestem zadowolona z twoich postępów, więc pójdziesz na
Zgromadzenie. Wszyscy trzej pójdziecie.
Kocurek z trudem mógł spokojnie ustać. Z podniecenia czuł, jak po całym ciele biegają mu
mrówki. Zgromadzenie!
- A co z Piaskową i Popielatą Łapą? - miauknął.
- Zostaną i będą strzec Obozu. - odparła Błękitna Gwiazda. - Teraz możesz już iść.
Machnęła długim ogonem na znak, że jest wolny, i powróciła do swojej toalety.

Szara i Krucza Łapa osłupieli, widząc, jak pędzi ku nim w radosnych podskokach. Czekali na
niego zaniepokojeni koło pniaka. Ognista Łapa usiadł i popatrzył na przyjaciół.
- No? - zapytał szarak. - I co powiedziała?
- Tygrysi Pazur mówił nam, że dziś rano dzieliłeś języki z domowym kociakiem! - wybuchnął
Krucza Łapa. - Masz kłopoty?
- Nie. Chociaż Błękitna Gwiazda nie była zadowolona. - przyznał smętnie rudy Terminator. -
Myślała, że chcę opuścić Klan Gromu.
- Ale nie chcesz, prawda?
- Oczywiście, że nie chce! - miauknął Szara Łapa.
Ognisty wymierzył mu czułego kuksańca.
- No, byłbyś wściekły. Potrzebny ci jestem do łapania myszy! Jedyne, co sam ostatnio
zdołałeś dopaść, to stare wiewiórki!
Szary kot uchylił się i stanął na tylnych łapach, żeby oddać cios przyjacielowi.
- Nigdy nie zgadniecie, co jeszcze powiedziała! - ciągnął rudzielec. Był zbyt podniecony, by
tracić czas na zabawę.

background image

Jego towarzysz natychmiast opadł na przednie kończyny.
- Co, co?
- Idziemy na Zgromadzenie! Wszyscy trzej!
Szary Terminator wydał z siebie wrzask zachwytu i dał susa na pniak. Tylnymi łapami
wykopał żmiję w powietrze, która trafiła Kruczą Łapę w głowę i owinęła się mu wokół szyi.
Czarny kocurek prychnął ze strachu i zdumienia.
- Uważaj! - syknął gniewnie, trząsając gada na ziemię.
- Boisz się, że ukąsi? - zakpił Ognista Łapa. Przycupnął i przesunął się bokiem w stronę
towarzysza.
Kruczej Łapie zadygotały wąsiki.
- Sam spróbuj złapać węża! - odciął się.
Skoczył na Ognistą Łapę i z łatwością przeturlał go na plecy. Szara Łapa sięgnął z pniaka i
pociągnął Kruczego za ogon. Kiedy czarny odwrócił się, żeby, schowawszy pazury, trzepnąć
przyjaciela, rudy skoczył na równe nogi i dał susa do nich obu, aż szarak zleciał na ziemię.
Wszystkie trzy koty wywaliły się w błoto, szamotały i kotłowały. W końcu oderwały się od
siebie i ciężko dysząc, usiadły koło pnia.
- A Piaskowa i Popielata Łapa też idą? - wyspał Szara Łapa.
- Nie! - rudzielec nie mógł ukryć nutki triumfu w głosie. - Muszą zostać i pilnować Obozu.
- Och, pozwól mi im o tym powiedzieć! - błagał go przyjaciel. - Nie mogę się doczekać, żeby
zobaczyć ich miny!
- Ja też! - przyznał Ognista Łapa. - Aż trudno uwierzyć, że idziemy zamiast nich! Zwłaszcza
po tym, jak Tygrysi Pazur nakrył mnie dzisiaj z Kleksem!
- Zwykły pech. - stwierdził Szara Łapa. - Wszyscy trzej dużo upolowaliśmy. To musiało
zadecydować.
- Ciekaw jestem, jak będzie na Zgromadzeniu. - miauknął Kruczy.
- Fantastycznie. - odparł z przekonaniem szarak. - Pojawią się wszyscy wielcy Wojownicy!
Pokiereszowana Mordka, Kamienne Futro...
Ale Ognista Łapa już nie słuchał. Przyłapał się na tym, że myśli o Tygrysim Pazurze i
Kleksie. Uczeń Lwiego Serca miał rację - to był prawdziwy pech, że srogi Wojownik
obserwował go własnie w czasie spotkania ze starym przyjacielem. Czemu nie mógł wtedy
śledzić Szarej albo Kruczej Łapy? Rzeczywiście, pechem było, że w ogóle Tygrysi Pazur
kazał mu polować tak blisko Siedliska Dwunogów.
Nagle kocurkowi zaświtała ponura myśl: Dlaczego Tygrysi Pazur posłał go w okolice
dawnego domu? Czy to możliwe, że nie uwierzył w jego lojalność wobec Klanu?













background image

Rozdział XII

Ognista Łapa zerknął przez krawędź porośniętego krzakami zbocza. Przyjaciele przycupnęli
tuż obok. Grupa Starszyzny, matek i Wojowników z Klanu Gromu czekała w zaroślach na
sygnał Błękitnej Gwiazdy.
Rudy Terminator nie odwiedzał tego miejsca od czasu swojej pierwszej wyprawy z Lwim
Sercem i Tygrysim Pazurem. Teraz kotlina o urwistych stokach wyglądała zupełnie inaczej.
Bogatą zieleń lasu wybielił zimny blask pełni księżyca, a liście na drzewach lśniły
srebrzyście. Na dnie wznosiły się olbrzymie dęby wyznaczające punkt, gdzie stykały się
terytoria czterech Klanów. Powietrze było aż gęste od ciepłych kocich zapachów. W blasku
nocy Ognista Łapa mógł całkiem wyraźnie dojrzeć postacie na polanie pomiędzy czterema
drzewami. Na środku, niczym złamany ząb, sterczała wyszczerbiona skała.
- Popatrz, ile kotów! - syknął szeptem Krucza Łapa.
- O, jest Krzywa Gwiazda! - odszepnął Szara Łapa. - Przywódca Klanu Rzeki.
- Gdzie? - miauknął Ognisty, niecierpliwie szturchając go nosem.
- Ten jasnobury, koło Wielkiej Skały.
Uczeń powiódł wzrokiem za ruchem głowy towarzysza i zobaczył siedzącego na samym
środku polany ogromnego kocura, większego niż Lwie Serce. Pręgowana sierść błyszczała
mu blado w księżycowej poświacie. Nawet z tej odległości na starej mordce widać było ślady
surowego życia. Krzywy pyszczek zapewne został kiedyś zraniony w walce i źle się wygoił.
- Hej! - zamiauczał szarak. - Widzieliście, jak Piaskowa Łapa prychnęła, kiedy wyraziłem
nadzieję, że spędzi w domu miły wieczór?
- Mowa! - miauknął zielonooki Terminator.
Czarny zaś przerwał im stłumionym pomrukiem.
- Patrzcie! Złamana Gwiazda... Przywódca Klanu Cienia.
Ognista Łapa spojrzał w dół na ciemnobrązowego, pręgowanego samca. Miał niezwykle
długie futro i szeroką, spłaszczoną mordkę. W siedzącej pozie, jaką przybrał i rozglądał się
dookoła, wymalował kamienny spokój, który sprawiał, że kocurka przeszły ciarki.
- Wygląda naprawdę podle. - wymamrotał.
- Bo taki jest. - zgodził się Szara Łapa. - Zdobył sobie wśród wszystkich Klanów reputację
takiego, co to nie ścierpi głupców. Od niedawna jest Przywódcą. Coś ze cztery księżyce,
odkąd umarł jego ojciec, Postrzępiona Gwiazda.
- A jak wygląda Przywódca Klanu Wichru? - zapytał Gromowicz.
- Wysoka Gwiazda? Nigdy go nie spotkałem, ale wiem, że jest biało-czarny, z bardzo długim
ogonem.
- Widzisz go tam teraz? - zainteresował się Krucza Łapa.
Szary zerknął do dołu, przeszukując wzrokiem koci tłum w kotlinie.
- Nie!
- A czujesz zapach jakichś kotów z Klanu Wichru? - dodał pytająco Ognisty.
Tuż koło nich rozległo się ciche miauknięcie Lwiego Serca:
- Może koty z Klanu Wichru się spóźnią.
- A co będzie, jeśli nie przyjdą w ogóle?
- Ciii...! Musimy zachować cierpliwość. To trudne czasy. Teraz bądźcie już cicho. Wkrótce
Błękitna Gwiazda da sygnał do zejścia. - uspokoił ich starszy Wojownik.
Rzeczywiście, Przywódczyni wstała i trzepnęła z boku na bok wysoko uniesionym ogonem.
Ognistej Łapie na moment zamarło serce, kiedy członkowie Klanu Gromu podniosły się jak

background image

jeden mąż i popędziły przez krzaki w dół, prosto na miejsce spotkań. Gnał razem z nimi,
czując, jak wiatr świszcze mu w uszach.
Grom zatrzymał się na skraju kotliny, poza granicą dębów. Błękitna Gwiazda przez chwilę
węszyła. Potem skinęła głową i cała gromada wkroczyła na polanę. Rudzielca przeszedł
zimny powiew. Koty kręcące się koło Wielkiej Skały z bliska robiły jeszcze większe wrażenie.
Wielkimi krokami minął ich olbrzymi biały Wojownik, toteż Ognista i Krucza Łapa popatrzyli
na niego ze zgrozą.
- Spójrz na te łapska! - wymamrotał czarny Terminator.
Kiedy opuścił wzrok, spostrzegł, że ogromne łapy wielkiego kocura są czarne jak węgiel.
- To musi być Czarna Stopa. - miauknął szarak. - Nowy Zastępca w Klanie Cienia.
Czarna Stopa faktycznie podszedł majestatycznie do Złamanej Gwiazdy i usiadł tuż obok.
Przywódca Klanu Cienia powitał go drgnieniem ucha, lecz milczał.
- Kiedy zaczyna się spotkanie? - zawołał Krucza Łapa do Białej Burzy.
- Cierpliwości, Krucza Łapo. - odparł zapytany. - Dzisiejszej nocy niebo jest czyste, więc
mamy mnóstwo czasu.
Lwie Serce pochył się ku nim i dodał:
- My, Wojownicy, lubimy przez jakiś czas chełpić się naszymi zwycięstwami, podczas gdy
Starszyzna snuje opowieści o dawnych dniach, zanim pojawiły się tu Dwunogi. - trzej
Terminatorzy spojrzeli na swego nauczyciela i dostrzegli, jak figlarnie drgają mu wąsiki.
Nakrapiany Ogon, Jednooka i Małe Ucho skierowali się wprost ku grupie starszych kotów,
które rozsiadły się pod jednym z dębów. Natomiast Biała Burza i Lwie Serce podeszli do
dwójki Wojowników, których Ognista Łapa nie znał, ale wywęszył, że są z Klanu Rzeki.
Nagle za plecami uczniów rozległ się głos Błękitnej Gwiazdy.
- Dzisiejszej nocy nie powinniście marnować czasu. - uprzedziła. - To dobra sposobność,
żeby poznać wrogów. Słuchajcie ich. Zapamiętajcie, jak wyglądają i jak się zachowują. Z
tych spotkań można wiele wynieść.
- I mało mówcie. - ostrzegł Tygrysi Pazur. - Nie zdradźcie niczego, co mogłoby zostać użyte
przeciwko nam, kiedy tylko księżyca zacznie ubywać.
- Nie martw się, niczego nie zdradzimy! - obiecał pospiesznie rudzielec, spoglądając
Tygrysiemu Pazurowi w oczy. Nadal nie mógł pozbyć się uczucia, że srogi Wojownik mu nie
ufa.
Przywódczyni i ciemnobrązowy kocur skinęli głowami, po czym odeszli. Terminatorzy zostali
sami.
- Co teraz robimy? - spytał Ognisty.
- To co powiedzieli. - odparł Krucza Łapa. - Posłuchajmy.
- I nie mówmy za dużo. - dodał szarak.
Rudy skinął ponuro głową.
- Mam zamiar sprawdzić, dokąd poszedł Tygrysi Pazur. - miauknął.
- Dobra, a ja rozejrzę się za Lwim Sercem. - mruknął Szara Łapa. - Idziesz, Kruczy?
- Nie, dzięki. Poszukam innych Terminatorów.
- Zobaczymy się później. - rzekł Ognista Łapa i pobiegł truchtem w stronę, w którą przedtem
skierował się Gromowicz.
Łatwo go wywęszył i odnalazł siedzącego za Wysoką Skałą, pośrodku grupki wielkich
Wojowników. Tygrysi Pazur akurat przemawiał. Była to opowieść, którą Terminator
wielokrotnie słyszał już w Obozie. Otóż pręgowany opisywał swoje ostatnie starcie z grupą
myśliwych Klanu Rzeki.

background image

- Walczyłem jak kot z Klanu Lwa. Trzech Wojowników próbowało mnie zatrzymać, ale
pokonałem ich. Biłem się z nimi, aż dwaj padli powaleni, a trzeci uciekł w las niczym kociątko
płaczące za matką.
Tym razem Tygrysi Pazur nie wspomniał jednak o zabiciu Dębowego Serca w odwecie za
śmierć Czerwonego Ogona. Może nie chce obrazić Wojowników Klanu Rzeki, uznał Ognista
Łapa. Słuchał opowieści, ale znajoma woń przez cały czas rozpraszała jego uwagę. Kiedy
tylko kocur skończył mówić, uczeń odwrócił się i odpełznął w kierunku słodkiego zapachu,
który dobiegał od pobliskiej grupy kotów.
Znalazł tam Szarą Łapę, aczkolwiek to nie tym śladem podążał. Naprzeciw szarego
Terminatora, pomiędzy dwiema Rzeczniaczkami, siedziała Cętkowany Listek. Ognista Łapa
spojrzał na nią nieśmiało i zajął miejsce koło przyjaciela.
- Nadal ani śladu Klanu Wichru. - miauknął.
- Spotkanie się nie zaczęło. Jeszcze mogą przyjść. - odparł szarak. - Popatrz, to Cieknący
Nos. Najwyraźniej jest nowym Medykiem w Klanie Cienia.
Chwilę potem skinął głową w stronę małego szaro-białego kocura zajmującego środek
grupki.
- Doskonale rozumiem, dlaczego nazywają go Cieknący Nos. - zauważył rudy.
Rzeczywiście, nos Medyka był wilgotny na czubku i obklejony wokół brzegów.
- No. - mruknął pogardliwie Szara Łapa. - Nie mogę tylko pojąć, dlaczego go wybrali, skoro
nie umie wyleczyć nawet własnego kataru!
Cieknący Nos właśnie opowiadał kotom o ziole, którego Medycy używali w dawnych
czasach do leczenia kaszlu u kociąt.
- Odkąd przybyły tu Dwunogi i zapełniły miejsce twardą ziemią albo dziwnymi kwiatami... -
żalił się piskliwym głosem. - ...zioło zniknęło i w zimną pogodę kocięta umierają.
- To nigdy nie zdarzyłoby się w czasach wielkich Klanów. - warknęła czarna kocica z Klanu
Rzeki.
- Właśnie! - odburknęła srebrzysto-bura. - Wielkie koty zabiłyby każdego Dwunoga, który
ośmieliłby się wtargnąć na ich terytorium. Gdyby Tygrysi Klan nadal wędrował po tych
lasach, Dwunogi nie zabrnęłyby tak daleko na nasze ziemie!
Ognista Łapa dosłyszał, jak Cętkowany Listek mruczy po cichu:
- Gdyby Tygrysi Klan nadal wędrował po tych lasach, my również nie moglibyśmy tu
mieszkać.
- Co to jest Tygrysi Klan? - miauknął cichy głosik za nimi. Rudzielec zauważył koło siebie
małego, pręgowanego Terminatora.
- Tygrysi Klan to jeden z Klanów wielkich kotów, które kiedyś wędrowały po tych lasach. -
wyjaśnił Szara Łapa. - To koty nocy, ogromne jak konie, całe w czarne pręgi. Jest też Lwi
Klan. Ci są... - uczeń zawahał się, marszcząc czoło, jakby próbował sobie przypomnieć.
- Och! Słyszałem o nich! - pisnął kotek. - Byli wielkości kotów z Tygrysiego Klanu, ale z
żółtym futrem i złocistymi grzywami jak promienie słońca.
Szarak potakująco kiwnął głową.
- I jeszcze jeden, Cętkowany Klan czy coś w tym rodzaju...
- Podejrzewam, że masz na myśli Lamparci Klan, młodzieńcze. - rozległ się za nimi czyjś
głos.
- Lwie Serce! - Terminator powitał swego Mistrza, czule szturchając go nosem.
Wspomniany Wojownik potrząsnął łbem z żartobliwą rozpaczą.
- Nie znacie, dzieciaki, waszej historii? Lamparci Klan to najszybsze koty, olbrzymie i
złociste, cętkowane w czarne odciski łap. Możecie im podziękować za prędkość i sprawność
łowiecką, którą teraz posiadacie.

background image

- Podziękować im? Dlaczego? - zapytał pręgowany malec.
Lwie Serce spojrzał nań z góry i odparł:
- W każdym z nas pozostał ślad wszystkich wielkich kotów. Nie bylibyśmy nocnymi
myśliwymi bez naszych przodków z Tygrysiego Klanu. A nasze upodobanie do słonecznego
ciepła pochodzi od Lwiego Klanu. - wówczas zamilkł. - Jesteś Terminatorem z Klanu Cienia,
prawda? Ile minęło ci już księżyców?
Drobny kotek z zakłopotaniem wlepił wzrok w ziemię.
- Sze... sześć. - zająknął się, unikając wzroku Gromowicza.
- Raczej mały jak na sześć księżyców. - mruknął Lwie Serce. Ton jego głosu był łagodny,
lecz spojrzenie badawcze i poważne.
- Moja matka też jest mała. - odparł nerwowo Cienisty.
Momentalnie pochylił głowę i zaczął się wycofywać, po czym, z machnięciem
jasnobrązowego ogona, zniknął w tłumie. Wojownik odwrócił spojrzenie do swoich
podopiecznych.
- Cóż, jest mały, ale dobrze, że ciekawy świata. Gdybyście tylko wy dwaj przejawiali tyle
zainteresowania dla historii, które opowiadają starsi!
- Przepraszamy. - miauknęli Ognista i Szara Łapa, wymieniając niezdecydowane zerknięcia.
Lwie Serce chrząknął dobrodusznie.
- Zmykajcie! Mam nadzieję, że następnym razem Błękitna Gwiazda zdecyduje się zabrać
tych Terminatorów, którzy doceniając to, co słyszą. - i z udawanym warknięciem odgonił ich
od kociej grupy.
- Chodź. - zamruczał szarak, kiedy dali susa w tył. - Zobaczmy, gdzie się podział Krucza
Łapa.
Ich czarny przyjaciel siedział pośrodku grupy rówieśników, którzy hałaśliwie namawiali go,
żeby opowiedział o bitwie z Klanem Rzeki.
- Dalej, opowiedz nam, jak to było! - zawołała ładna, czarno-biała koteczka.
Kruczy nieśmiało zaszurał łapkami i potrząsną głową.
- No, mów! - nalegali pozostali.
Gromowicz rozejrzał się dookoła, kiedy na skraju tłumu dostrzegł znajome sylwetki. Ognista
Łapa skinął pyszczkiem, chcąc dodać mu odwagi, a ten w odpowiedzi trzepnął ogonem i
zaczął swoją historię. Z początku trochę się jąkał, ale w miarę jak opowiadał, drżenie znikało
z jego głosu, zaś słuchacze coraz szerzej rozwierali oczy.
- Futro fruwało wszędzie. Krew obryzgała liście krzaków jeżyn, jasnoczerwona na tle zieleni.
Właśnie pokonałem ogromnego Wojownika i posłałem go skowyczącego w zarośla, kiedy
zatrzęsła się ziemia i usłyszałem straszliwy krzyk. To był Dębowe Serce! Czerwony Ogon
przemknął koło mnie. Z pyszczka kapała mu krew, futro miał poszarpane. "Dębowe Serce
nie żyje", zawył. Potem ruszył na pomoc Tygrysiemu Pazurowi, który walczył z innym
Rzeczniakiem.
- Kto by pomyślał, że Krucza Łapa potrafi tak dobrze opowiadać. - mruknął szary.
Jednak rudzielec rozmyślał o czymś innym. Co tak właściwie powiedział czarny Terminator?
Że Czerwony Ogon zabił Dębowe Serce? Ale według Tygrysiego Pazura to Dębowe Serce
pokonał Czerwonego Ogona, a on sam, Tygrysi Pazur, w odwecie zabił minionego Zastępcę
Klanu Rzeki.
- Skoro Czerwony Ogon zabił Dębowe Serce, to kto zabił Czerwonego Ogona? - syknął do
Szarej Łapy.
- Jeśli kto co zrobił? - powtórzył z roztargnieniem przyjaciel, wcześniej słuchając pytania
jednym uchem.

background image

Ognisty potrząsnął głową, żeby trochę rozjaśnić dotychczasowe spostrzeżenia. Krucza Łapa
musiał się pomylić. Na pewno miał na myśli Tygrysiego Pazura. Tymczasem on dochodził
już do końca swojej opowieści.
- Wreszcie Czerwony Ogon odciągnął wyjącego kota i z siłą całego Tygrysiego Klanu cisnął
nim w krzaki.
Gromowicz dostrzegł kątem oka jakiś ruch. Rozejrzał się i zobaczył w niedalekiej odległości
Tygrysiego Pazura. Wojownik mierzył opowiadającego Terminatora twardym spojrzeniem.
Tymczasem nieświadomy obecności swego Mistrza, czarny kocurek nadal odpowiadał na
pytania rozentuzjazmowanych słuchaczy.
- Jakie były ostatnie słowa Dębowego Serca przed śmiercią?
- Czy to prawda, że Dębowe Serce nigdy przedtem nie przegrał bitwy?
Krucza Łapa mówił bez wahania, wysokim, czystym głosem, z błyszczącymi oczami. Ognisty
obejrzał się na Tygrysiego Pazura i dostrzegł na jego obliczu wyraz przerażenia i
wściekłości. Najwyraźniej opowieść Terminatora nie przypadła do gustu samemu
nauczycielowi.
Nagle donośny wrzask dał sygnał wszystkim kotom, żeby się uciszyły. Rudzielec nie mógł
opanować uczucia ulgi, kiedy w końcu przyjaciel umilkł, a Tygrysi Pazur odwrócił się.
Podniósł wzrok, chcąc sprawdzić, skąd dochodzi krzyk. W księżycowej poświacie na tle
nieba wyraźnie rysowały się sylwetki trzech obejmujących szczyt Wysokiej Skały kotów. Byli
to Błękitna Gwiazda, Złamana Gwiazda i Krzywa Gwiazda. Ci trzej Przywódcy chcieli już
rozpocząć spotkanie. Ale gdzie zapodział się wódz Klanu Wichru?
- Chyba nie zaczną bez Wysokiej Gwiazdy? - syknął cichutko Ognista Łapa.
- Nie wiem. - mruknął jego szary towarzysz.
- Zauważyliście? Nie ma ani jednego kota z Klanu Wichru. - szepnął siedzący po drugiej
stronie Terminator z Klanu Rzeki.
Gromowicz domyślał się, że podobne rozmowy prowadzą wszyscy dookoła. Z gardeł kotów
siadających pod Wysoką Skałą dobywały się pomruki zaniepokojenia. Jakiś głos rozbrzmiał
ponad gwar tłumu:
- Nie możemy jeszcze zaczynać! Gdzie są przedstawiciele Klanu Wichru? Musimy
poczekać, aż wszystkie Klany będą obecne!
Na szczycie skały Błękitna Gwiazda postąpiła krok do przodu. Jej szare futro lśniło niemal
biało w świetle księżyca.
- Koty wszystkich Klanów, witajcie! - zamiauczała uroczystym głosem. - To prawda, że Klan
Wichru nie jest obecny, ale Złamana Gwiazda mimo to życzy sobie przemówić.
Ciemnobrązowy kocur podszedł bezszelestnie i stanął obok gromowej Przywódczyni. Przez
kilka chwil mierzył tłum skupionym wzrokiem, aż zapłonęły mu pomarańczowe oczy. Potem
wziął głęboki oddech i zaczął:
- Przyjaciele, przybyłem, by dzisiejszej nocy powiedzieć wam o potrzebach Klanu Cienia...
Jednak raptem przerwały mu podniesione, niecierpliwe głosy.
- Gdzie jest Wysoka Gwiazda!? - wykrzyknął jeden z nich.
- Gdzie Wojownicy Klanu Wichru!? - wrzasnął inny.
Złamana Gwiazda wyprostował całą swoją wysokość i chlasnął ogonem na boki.
- Jako Przywódca Klanu Cienia mam prawo do was przemówić! - zawarczał tonem, w
którym pobrzmiewała pogróżka.
Wśród tłumu zaległa pełna napięcia cisza. Wszędzie wokół Ognista Łapa mógł wyczuć
cierpki zapach strachu, zaś pręgowany lider znowu mówił:
- Wszyscy wiemy, że w trudnej Porze Opadających, a potem Młodych Liści na naszych
terenach mało jest zwierzyny. Ale wiemy również, że Klany Wichru, Rzeki i Gromu utraciły

background image

wiele kociąt podczas mrozów, które tym razem nadeszły późno. Cień nie stracił żadnych
młodych, gdyż jesteśmy odporni na zimny północny wiatr. Nasze kocięta od chwili narodzin
są silniejsze niż wasze. Dlatego zostaliśmy teraz z wieloma pyszczkami do nakarmienia i
zbyt małą ilością zdobyczy.
Koty, nadal milcząc, słuchały z rosnącym niepokojem.
- Potrzeby Klanu Cienia są proste. Aby przetrwać, musimy powiększyć nasze terytoria
łowieckie. Własnie dlatego nalegam, abyście pozwolili nam polować na waszych ziemiach.
Głuchy pomruk przeszedł falą przez wzburzony tłum.
- Mamy podzielić się NASZYMI terenami łowieckimi?! - rozległ się oburzony głos Tygrysiego
Pazura.
- To niesłychane! - wykrzyknęła szylkretowa Rzeczniaczka. - Klany nigdy nie miały
wspólnych praw do polowania!
- Czy Klan Cienia powinien być karany, ponieważ nasze kocięta są dorodne i zdrowe? -
żachnął z Wysokiej Skały srogi Przywódca. - Chcecie, żebyśmy spokojnie patrzyli, jak nasze
młode umierają z głodu? Musicie się z nami podzielić.
- Musimy!? - parsknął wściekle gdzieś z tyłu Małe Ucho.
- Musicie. - powtórzył Złamana Gwiazda. - Klan Wichru nie wykazał zrozumienia i koniec
końców byliśmy zmuszeni ich przegnać.
W tłumie wybuchły pełne oburzenia powarkiwania, ale miauczenie ciemnobrązowego samca
zabrzmiało donośnie ponad nimi:
- I jeśli będziemy musieli, przegnamy was wszystkich, żeby nakarmić nasze głodne dzieci!
Nagle zapadła cisza. Ognista Łapa dosłyszał, jak po drugiej stronie polany Terminator Klanu
Rzeki zaczął coś mruczeć, ale został szybko uspokojony przez kogoś ze Starszyzny.
Zadowolony, że przykuł uwagę wszystkich kotów, Złamana Gwiazda kontynuował:
- Co roku Dwunogi niszczą coraz więcej naszych terenów. Jeśli mamy przetrwać,
przynajmniej jeden Klan musi pozostać silny. Cień kwitnie, podczas gdy wy wszyscy
słabniecie. I może nadejść czas, kiedy będziecie potrzebowali nas do zwykłej ochrony.
- Powątpiewasz w naszą siłę? - wysyczał Tygrysi Pazur.
Jego blade oczy piorunowały groźnie lidera Klanu Cienia, drżały również napięte mięśnie
potężnych barków.
- Nie proszę teraz o odpowiedź. - Złamana Gwiazda zignorował to wyzwanie. - Odejdźcie i
rozważcie moje słowa. Ale zastanówcie się: wolicie podzielić zdobycz, czy zostać przegnani,
bez domu oraz wyżywienia?
Wojownicy, Starszyzna i Terminatorzy spoglądali z niedowierzaniem jeden na drugiego.
Podczas pełnej niepokoju chwili milczenia, jaka miała wtenczas miejsce, naprzód wkroczył
Krzywa Gwiazda.
- Ja już zgodziłem się odstąpić Klanowi Cienia prawa do połowów w rzece, która płynie
przez nasze terytorium. - miauknął cicho, spoglądając z góry ku swoim pobratymcom.
Na te słowa fala grozy i upokorzenia przebiegła wśród członków Klanu Rzeki.
- Nikt nie pytał nas o zdanie! - krzyknął siwy kocur.
- Uważam, że to najlepsze wyjście dla naszego Klanu. Dla wszystkich Klanów. - wyjaśnił
bury Przywódca z ponurą rezygnacją w głosie. - Rzeka pełna jest ryb. Lepiej podzielić się
jedzeniem, niż w walce o nie przelewać krew.
- A co na to Klan Gromu? - zachrypiał Małe Ucho. - Błękitna Gwiazdo? Ty też zgadzasz się
na te oburzające żądania?
Liderka z niezachwianym spokojem odpowiedziała na spojrzenie starego kota.
- Nie zawarłam ze Złamaną Gwiazdą żadnej umowy, oprócz zapewnienia, że po
zakończeniu Zgromadzenia przedyskutuję ze swoim Klanem jego propozycję.

background image

- No, to już coś. - mruknął Szara Łapa przyjacielowi do ucha. - Przynajmniej nie jesteśmy
takimi mięczakami jak te tchórze z Rzeki.
Teraz ponownie zagrzmiał Złamana Gwiazda. Po kapitulacji Przywódcy Rzeki jego chrapliwy
ton brzmiał bardziej arogancko i pewnie.
- Przynoszę również wieści ważne dla bezpieczeństwa waszych młodych. Pewna kocica z
Klanu Cienia wzgardziła Kodeksem Wojownika i stała się przestępczynią. Wygnaliśmy ją z
naszego Obozu, ale nie wiemy, gdzie teraz przebywa. Wyglądała na wynędzniałą staruchę,
choć potrafi gryźć jak Klan Tygrysa!
Ognistą Łapę przeszły ciarki. Czy to możliwe, żeby Złamany mówił o... Żółtym Kle!? Nastawił
uszu.
- Jest niebezpieczna. Ostrzegam was, nie proponujcie jej schronienia. I... - tu
ciemnobrązowy kocur uczynił dramatyczną pauzę. - ...dopóki nie zostanie złapana oraz
zabita, uprzedzam, miejsce oko na swoje kocięta.
Nerwowy pomruk, który wydobył się z gardeł kotów Klanu Gromu, uświadomił rudzielcowi,
że wszyscy inni również pomyśleli o tej zuchwałej kocicy. Żółty Kieł nie zrobiła niczego dla
pozyskania sympatii gospodarzy, więc Terminator zgadywał, iż strasznie niewiele trzeba, by
rozpalić przeciwko niej nienawiść. Nawet słowa pogardzanego wroga, takiego jak Złamana
Gwiazda, mogły wystarczyć.
Wojownicy Klanu Cienia zaczęli wycofywać się z kociej ciżby. Ich Przywódca dał susa ze
skały, natychmiast otoczony i powiedziony spod Czterech Dębów na własne terytorium.
Pozostali współbratymcy, łącznie z buraskiem, którego wiekowi dziwił się Lwie Serce,
pospieszyły za nimi. Jednak wśród swoich braci - Terminatorów - kotek nie sprawiał już
wrażenia tak wyjątkowo małego. Wszyscy z nich mieli drobniutkie sylwetki o oznakach
niedożywienia. Bardziej przypominali maluchy w wieku trzech, czterech księżycy niż
kandydatów do rangi Wojownika.
- Co o tym wszystkim myślisz? - miauknął Szara Łapa ściszonym głosem.
Zanim Ognisty zdążył cokolwiek powiedzieć, do odpowiedzi wyrwał się trzeci z przyjaciół.
- I co teraz będzie!? - zaczął zawodzić. Futerko jeżyło mu się z trwogi.
Rudy uczeń milczał. Starszyzna Klanu Gromu właśnie stanęła w pobliżu, więc natężał słuch.
- To musi być Żółty Kieł, ta kocica, o której wspomniał. - wymruczał burkliwie Małe Ucho.
- Tak, wtedy warknęła na najmłodszego kociaka Złotego Kwiatu. - mamrotała ponuro
Nakrapiany Ogon. Była najstarszą z matek, niezmiernie opiekuńczą wobec wszystkich
dzieci.
- A my zostawiliśmy ją w faktycznie niestrzeżonym Obozie! - jęknęła Jednooka, która nagle
najwyraźniej przestała mieć kłopoty ze słuchem.
- Usiłowałem wam powiedzieć, że stanowi dla nas zagrożenie. - syknął Ciemnopręgi. - Teraz
Błękitna Gwiazda musi posłuchać głosu rozsądku i pozbyć się jej, zanim skrzywdzi któreś z
naszych młodych!
Wielkimi krokami do grupy dołączył Tygrysi Pazur.
- Musimy natychmiast wracać do Obozu i rozprawić się z tą włóczęgą! - dodał ryknięciem.
Ognista Łapa nie czekał, żeby usłyszeć więcej. Kręciło mu się w głowie. Mimo lojalności
wobec Klanu, po prostu nie mógł uwierzyć, że Żółty Kieł jest zagrożeniem dla kociąt. W
strachu o staruszkę, dręczony pytaniami, na które tylko ona mogła odpowiedzieć, bez słowa
zostawił przyjaciół i pognał przed siebie. Wdarł się po zboczu na szczyt pagórka i popędził
przez las. A jeśli mylił się co do Żółtego Kła? Czy ostrzegając ją przed grożącym
niebezpieczeństwem, zaryzykuje swoją pozycję w Klanie Gromu? Jednak bez względu na
konsekwencje, musiał wydobyć od dezerterki prawdę, nim pozostali wrócą do Obozu.

background image


Rozdział XIII

Przystanął na skraju parowu i popatrzył w dół na Obóz. Ciężko dyszał, a łapki miał śliskie od
rosy. Powęszył. Był sam. Miał więc jeszcze czas na rozmowę z Żółtym Kłem, zanim
pozostali wrócą ze Zgromadzenia. Bezgłośnie zeskoczył ze skalistego zbocza i przez nikogo
niezauważony prześlizgnął się janowcowym tunelem.
W Obozie panowała cisza, koty spały. Ognista Łapa szybko przekradł się brzegiem polany
do gniazda Żółtego Kła. Stara kocica leżała zwinięta w kłębek na posłaniu z mchu.
- Żółty Kle! - syknął przynaglająco. - Żółty Kle! Obudź się, to bardzo ważne!
Para pomarańczowych oczu rozchyliła powieki i błysnęła w świetle księżyca.
- Nie spałam. - miauknęła cicho dawna Medyczka. Jej głos był opanowany i czujny. -
Przybiegłeś do mnie prosto ze Zgromadzenia? To musi znaczyć, że słyszałeś. - powoli
zamrugała i odwróciła wzrok. - A więc Złamana Gwiazda dotrzymał obietnicy...
- Jakiej obietnicy? - Terminator poczuł się całkiem zbity z tropu. Wyglądało na to, iż Żółty Kieł
wie więcej o tym, co się stało, niż on sam.
- Ten szlachetny Przywódca uprzedzał, że przepędzi mnie z terytorium każdego Klanu. -
odparła sucho staruszka. - Co o mnie mówił?
- Ostrzegał o zagrożeniu naszych kociąt, dopóki dajemy schronienie włóczędze z Cienia. Nie
wymienił twojego imienia, ale Klan Gromu odgadł, o kim mowa. Musisz uciekać, zanim oni
wrócą. Grozi ci niebezpieczeństwo!
- Chcesz powiedzieć, że uwierzyli Złamanej Gwieździe? - stuliła uszy i gniewnie trzepnęła
ogonem.
- Tak! - miauknął pospiesznie Ognista Łapa. - Ciemnopręgi twierdzi, że to ty jesteś
zagrożeniem. Pozostali są przerażeni tym, co mogłabyś zrobić. Tygrysi Pazur planuje...
nawet sam nie wiem... powinnaś odejść, nim się pojawią!
Z oddali dobiegły ich krzyki rozwścieczonych kotów. Żółty Kieł stanęła ciężko na nogi. Uczeń
poszturchiwał ją nosem, żeby pomóc wstać. W głowie wciąż wirowało mu od pytań.
- Co Złamana Gwiazda miał na myśli, kiedy ostrzegał nas, abyśmy mieli oko na nasze
kociaki? Naprawdę zrobiłabyś coś takiego?
- Co bym zrobiła?
- Skrzywdziłabyś nasze kocięta?
Dezerterka rozdęła nozdrza i popatrzyła na niego twardym spojrzeniem.
- Ty też tak myślisz?
Ognista Łapa przyjął jej pytanie bez mrugnięcia.
- Nie. Nie wierzę, że kiedykolwiek skrzywdziłabyś dziecko. Ale dlaczego Złamana Gwiazda
opowiada takie rzeczy?
Koci gwar zbliżał się coraz bardziej, a wraz z nim zapach agresji i gniewu. Żółty Kieł wodziła
z boku na bok dzikim wzrokiem.
- Uciekaj! - popędził ją rudzielec.
Bezpieczeństwo starej kocicy było ważniejsze niż zaspokojenie jego ciekawości. Jednak
samica nie ruszyła się z miejsca, tylko wlepiła w niego źrenice. Nagle do jej rozszerzonych
oczu powrócił wyraz spokoju.
- Ognista Łapo, wierzysz w moją niewinność i jestem ci za to wdzięczna. Skoro ty mi
wierzysz, inni też mogą. I wiem, że Błękitna Gwiazda mnie wysłucha. Nie mogę w
nieskończoność uciekać, jestem na to za stara. Zostanę tu i stawię czoła temu, co twój Klan
w mojej sprawie zadecyduje. - westchnęła.

background image

- Ale Tygrysi Pazur... co będzie, jeśli on...
- Jest nieprzejednany i zna swoją władzę w Gromie. Panicznie się go boją. Jednak nawet on
będzie posłuszny Błękitnej Gwieździe.
Szelest w zaroślach tuż za granicami Obozu świadczył, że koty są już niemal u wejścia.
- Zmykaj, Ognisty. - syknęła Żółty Kieł, szczerząc do niego sczerniałe zęby. - Nie ściągaj na
siebie kłopotów. Nic więcej nie możesz dla mnie zrobić. Miej ufność w waszą Przywódczynię
i pozwól jej przesądzić o moim losie.
Terminator zrozumiał, że staruszka podjęła już decyzję. Dotknął nosem jej ciemnego futra,
po czym odpełznął bezgłośnie w cień, by obserwować, co będzie dalej.
Spośród kolczastych krzaków janowca wyszły koty - pierwsza Błękitna Gwiazda, której
towarzyszył Lwie Serce. Mroźne Futerko i Wierzbowa Skórka biegły tuż za nimi. Biała matka
natychmiast oddaliła się od grupy i pomknęła do kociarni ze zjeżonym ostrzegawczo
ogonem. Tygrysi Pazur i Ciemnopręgi ramię w ramie wkroczyli na polanę. Wyglądali na
nieubłaganych. Za nimi szli pozostali, Krucza Łapa i Szara Łapa dopiero na samym końcu.
Ujrzawszy przyjaciół, rudy natychmiast ruszył do nich truchtem.
- Pobiegłeś ostrzec Żółty Kieł, prawda? - szepnął szarak, kiedy zielonooki znalazł się u jego
boku.
- Tak. - przyznał Ognista Łapa. - Ale ona nie chce uciekać. Wierzy, że Błękitna Gwiazda
potraktuje ją sprawiedliwie. Ktoś zauważył, że mnie nie ma?
- Tylko my. - odparł Kruczy.
W całym Obozie zaczynały budzić się koty, które pozostały w domu. Musiały wywąchać
zapach agresji i dosłyszeć napięcie w głosach powracających towarzyszy, bo wszystkie wnet
przybiegły na polanę z wysoko uniesionymi ogonami.
- Co się stało? - zawołał bury Wojownik, Mknący Wiatr.
- Złamana Gwiazda zażądał dla Klanu Cienia praw do polowania na naszym terytorium! -
odparł Długi Ogon wystarczająco głośno, żeby wszyscy mogli to usłyszeć.
- I ostrzegł nas przed włóczęgą, która skrzywdzi nasze kocięta! - dodała Wierzbowa Skórka.
- Na pewno chodzi o Żółty Kieł!
W tłumie rozległy się pomiaukiwania gniewu i rozpaczy.
- Cisza! - rozkazała Błękitna Gwiazda, dając susa na Wysoką Skałę. Koty rozsiadły się
naprzeciwko niej.
Głośny pisk sprawił, że wszyscy odwrócili głowy w kierunku zwalonego drzewa, gdzie
sypiała Starszyzna. Tygrysi Pazur i Ciemnopręgi brutalnie wywlekali Żółty Kieł z jej gniazda.
Wrzeszczała wściekle, kiedy ciągnęli ją na polanę i rzucili u stóp skały przemówień. Ognista
Łapa poczuł, jak każdy mięsień w jego ciele tężeje. Nie zastanawiając się, co robi, przypadł
nisko do ziemi, gotów skoczyć na prześladowców starej kocicy.
- Zaczekaj. - warknął mu na ucho Szary. - Pozwól Błękitnej Gwieździe to załatwić.
- Co to ma znaczyć?! - zażądała odpowiedzi Błękitna Gwiazda, zeskakując z Wysokiej Skały
i piorunując wzrokiem Wojowników. - Nie dawałam rozkazu, żeby zaatakować naszego
więźnia.
Tygrysi Pazur i Ciemnopręgi natychmiast odsunęli się od Żółtego Kła. Staruszka
przycupnęła w piachu, sycząc i fukając. Wtedy z kociarni wyłoniła się Mroźne Futerko i
przedarła przez zgromadzony Klan.
- Wróciliśmy na czas! - miauknęła, posapując. - Kocięta są całe i zdrowe!
- Oczywiście, że są! - ucięła Przywódczyni.
Śnieżnobiała matka wyglądała na zbitą z tropu.
- Ale... masz zamiar przegonić stąd Żółty Kieł, prawda? - rzekła z szeroko rozwartymi
niebieskimi oczami.

background image

- Przegonić? - parsknął Ciemnopręgi, wysuwając pazury. - Powinniśmy ją zabić, i to teraz!
Błękitna Gwiazda wbiła świdrujące spojrzenia swoich oczu w rozwścieczone oblicze
Gromowicza.
- A co ona takiego zrobiła? - zapytała z lodowatym spokojem.
Ognista Łapa wstrzymał oddech.
- Byłaś na Zgromadzeniu! Złamana Gwiazda powiedział, że ona... - zaczął pręgowany kocur.
- Złamana Gwiazda powiedział jedynie, że gdzieś w lasach żyje włóczęga. - miauknęła
Błękitna Gwiazda niebezpiecznie opanowanym głosem. - Nie wymienił imienia Żółtego Kła.
Kocięta są całe i zdrowe. Zatem dopóki Żółty Kieł przebywa w moim Klanie, nie spotka jej
żadna krzywda.
Słowom liderki odpowiedziało milczenie. Rudzielec odetchnął wreszcie z ulgą. Sama
Cienista dezerterka spojrzała w górę na niebieskoszarą kocicę i z szacunkiem zmrużyła
oczy.
- Jeśli sobie tego życzysz, odejdę natychmiast.
- Nie ma takiej potrzeby. - odparła Błękitna Gwiazda. - Nie zrobiłaś nic złego. Będziesz tutaj
bezpieczna. - Przywódczyni Klanu Gromu przeniosła wzrok na koci tłum, który otaczał Żółty
Kieł, i dodała: - Najwyższy czas, żeby pomówić o prawdziwym zagrożeniu dla naszego
Klanu: o Złamanej Gwieździe. Rozpoczęliśmy już przygotowania na atak Klanu Cienia.
Będziemy je nadal prowadzić i częściej patrolować nasze granice. Klan Wichru odszedł.
Rzeka udzieliła prawa do polowania na swoim terenie. Klan Gromu pozostaje samotnie
przeciw Cienistym!
Buntowniczy pomruk przeszedł falą pomiędzy kotami i Ognista Łapa poczuł, jak futro
świerzbi go w oczekiwaniu tego, co nastąpi.
- Więc nie zamierzamy godzić się na żądania Złamanej Gwiazdy? - zamiauczał Tygrysi
Pazur.
- Klany nigdy dotąd nie dzieliły się swoimi prawami łowieckimi. - odparła Przywódczyni. -
Zawsze dawały sobie radę z zaopatrywaniem się w żywność na własnym terytorium. Nie ma
powodu, dla którego miałoby to ulec zmianie.
Ciemnobrązowy kocur aprobująco skinął głową.
- Ale czy potrafimy obronić się przed atakiem Klanu Cienia? - spytał Małe Ucho drżącym
głosem. - Klan Wichru nie zdołał! A Klan Rzeki nawet nie spróbował!
Błękitna Gwiazda popatrzyła w jego stare oczy z niezłomnym wyrazem pyszczka.
- My musimy próbować. Nie oddamy naszej ziemi bez walki.
Wszyscy Wojownicy na polanie, jak zauważył Ognista Łapa, skinęli głowami na znak zgody.
- Jutro udam się do Księżycowego Kamienia. - dodała po chwili liderka. - Gwiezdny Klan da
mi moc, której potrzebuję, żeby poprowadzić Klan Gromu przez ten ponury czas. Wy
musicie trochę odpocząć. Mamy zbyt wiele do zrobienia, kiedy zabłyśnie światło dnia. A
teraz chcę porozmawiać z Lwim Sercem. - nie rzekłszy ani słowa więcej, odwróciła się i
odeszła do swego legowiska.
Kiedy Błękitna Gwiazda wspomniała o Księżycowym Kamieniu, Terminator zauważył w
niektórych oczach wyraz zaciekawienia. Teraz koty pospiesznie gromadziły się w grupach,
miaucząc cicho, lecz z podnieceniem.
- Co to jest Księżycowy Kamień? - spytał przyjaciela.
- To taka skała głęboko pod ziemią. Świeci w ciemności. - odszepnął Szara Łapa. Głos aż
zachrypł mu ze strachu. - Wszyscy Przywódcy Klanów muszą spędzić noc przy
Księżycowym Kamieniu, kiedy po raz pierwszy zostają wybrani. Tam duchy Gwiezdnych
dzielą się z nimi.
- Dzielą się czym?

background image

Szarak zmarszczył czoło.
- Nie wiem. - przyznał. - Wiem tylko, że nowi Przywódcy muszą spać koło kamienia i kiedy
tam śpią, mają specjalne sny. Potem dostają dar dziewięciu żywotów i przybierają imię
Gwiazdy.
Ognista Łapa obserwował, jak Żółty Kieł kuśtyka z powrotem do swojego zacienionego
gniazda. Została brutalnie potraktowana przez Tygrysiego Pazura i pewnie odnowiły jej się
rany. Wróciwszy truchtem do legowiska terminatorów, uczeń postanowił, że rano poprosi
Cętkowany Listek o więcej ziaren maku.
- Więc co się stało? - zamiauczał ochoczo Popielata Łapa, wysuwając głowę z legowiska.
Ożywiony chęcią słuchania relacji ze Zgromadzenia, najwyraźniej zapomniał, jak bardzo nie
lubi nowego współklanowicza.
- Było tak, jak powiedział Długi Ogon. Złamana Gwiazda zażądał praw do polowania... -
zaczął Szary.
Piaskowa i Popielata Łapa słuchali, a tymczasem rudzielec obserwował Obóz. Widział
Błękitną Gwiazdę i Lwie Serce siedzących blisko siebie przed grotą Przywódczyni i
pogrążonych w rozmowie.
Potem zauważył przy legowisku wojowników Tygrysiego Pazura. Mówił coś do Kruczej Łapy,
który tulił uszy, jakby chciał się uchylić przed srogimi słowami swego nauczyciela. Ponury
Wojownik dwukrotnie górował wzrostem nad młodym kotkiem, zaś oczy i zęby błyskały mu w
świetle księżyca. Ognista Łapa już miał podpełznąć bliżej i podsłuchać, kiedy czarny
Terminator cofnął się, odwrócił i biegiem popędził przez polanę.
Powitał przyjaciela, gdy tylko dopadł zakątka uczniów, ale Krucza Łapa zdawał się go nie
dostrzec i bez słowa odszedł do swojego gniazda. Rudy wstał powoli na nogi, żeby za nim
podążyć, kiedy zobaczył, iż nadchodzi Lwie Serce.
- No, Terminatorzy. - miauknął Zastępca, krocząc w ich stronę. - Wygląda na to, że Ognista,
Szara i Krucza Łapa niedługo przejdą na następny ważny stopień szkolenia.
- Jaki? - zapytał Szara Łapa. Sprawiał wrażenie bardzo podekscytowanego.
- Błękitna Gwiazda życzy sobie, żebyście wszyscy trzej towarzyszyli jej w wyprawie do
Księżycowego Kamienia! - Lwiemu Sercu nie umknął wyraz rozczarowania, który malował
się na pyszczkach Popielatej i Piaskowej Łapy. - A wy dwoje... - dodał. - ...nie martwcie się.
Odbędziecie tę drogę całkiem niedługo. Teraz Klan Gromu potrzebuje waszych sił i
umiejętności w Obozie. Ja też tu zostanę.
Ognista Łapa śledził wzrokiem Przywódczynię. Chodziła od jednej grupy Wojowników do
drugiej, przekazując każdemu instrukcje. Dlaczego wybrała własnie nas? - zastanawiał się.
- Teraz macie wypocząć. - ciągnął starszy Wojownik. - Ale najpierw idźcie do Cętkowanego
Listka i weźcie zioła, które przydadzą wam się podczas wyprawy. To długa droga. Będziecie
potrzebowali czegoś, co da wam siły i stłumi apetyt, gdyż nie ma macie czasu na polowanie.
Szarak skinął głową. Jego rudy przyjaciel oderwał oczy od Błękitnej Gwiazdy i również
przytaknął.
- A gdzie jest Krucza Łapa?
- Już w swoim gnieździe. - odparł Ognisty.
- Dobrze. Dajcie mu spać. Możecie wziąć zioła dla niego i dobrze zregenerujcie siły.
Ruszacie o świcie. - Lwie Serce trzepnął ogonem, następnie oddalił się w stronę legowiska
wodza Gromu.
- No dobra. - mruknęła Piaskowa Łapa. - Idźcie do Cętkowanego Listka.
Rudzielec próbował dosłuchać się cierpkiej nuty w jej głosie, ale bez rezultatu. Teraz nie było
już czasu na zazdrość. Wszyscy Gromowicze zostali zjednoczeni wobec realnego
zagrożenia.

background image

Dwaj przyjaciele ruszyli szybko w stronę lecznicy Medyka. W tunelu z paproci panowały
ciemności, bowiem nawet księżyc ogarnięty pełnią nie zdołał przedrzeć się przez gęste
sklepienie z liści. Kiedy wyłonili się na zalaną białym blaskiem polankę, Cętkowany Listek już
na nich czekała.
- Przyszliście po zioła podróżne? - miauknęła pogodnym głosem.
- Tak, poprosimy. - odparł Ognista Łapa. - I myślę, że Żółty Kieł potrzebuje więcej ziaren
maku. Rany najwyraźniej znowu dają się jej we znaki.
- Zaniosę, kiedy wyruszycie. Wasze porcje są już gotowe. - kotka wskazała stertę starannie
opakowanych w liście zawiniątek. - Wystarczy dla was trzech. Ciemnozielone zioła
pohamują podczas wędrówki męki głodu. Pozostałe dodadzą sił. Zjedzcie jedne i drugie
przed samym wyruszeniem w drogę. Nie są tak dobre jak świeża zdobycz, ale ich smak nie
pozostaje w pyszczku na długo.
- Dziękujemy, Cętkowany Listku. - miauknął rudy uczeń.
Pochylił się i podniósł jedną z paczuszek. Kiedy opuścił głowę, szylkretowa Medyczka
delikatnie potarła noskiem jego policzek. Terminator wciągnął jej słodki, ciepły zapach i
znowu wymamrotał słowa podziękowania. Tymczasem Szara Łapa zabrał dwa pozostałe
zawiniątka i przyjaciele ruszyli z powrotem przez tunel.
- Powodzenia! - zawołała za nimi Cętkowany Listek. - Bezpiecznej podróży!

Dotarli do swego legowiska i wypuścili z pyszczków liście.
- Cóż, mam nadzieję, że te zioła nie smakują zbyt obrzydliwie! - sapnął Szara Łapa.
- Do Księżycowego Kamienia musi być daleka droga. Nigdy przedtem nie dawano nam ziół.
Wiesz, gdzie on leży?
- Poza terenami Klanów, w miejscu zwanym Wysokie Skały. Znajduje się głęboko pod
ziemią, pośród groty, na którą mówimy Matczyny Pyszczek.
- Zabrali cię tam już kiedyś? - Ognista Łapa był pod wrażeniem, że przyjaciel wie tak dużo o
tajemniczym miejscu.
- Nie, ale wszyscy Terminatorzy muszą się tam udać, zanim zostaną Wojownikami.
Myśl o otrzymaniu nowej rangi sprawiła, że oczy rudzielca zalśniły z podniecenia. Nie mógł
się powstrzymać, by nie zadrzeć dumnie głowy.
- Nie rób sobie zbyt wielkich nadziei. I tak musimy pierw skończyć treningi! - ostrzegł
towarzysz, zupełnie jakby czytał w jego myślach.
Terminator popatrzył przez baldachim z liści na gwiazdy. Księżyc minął już najwyższy punkt
nieba.
- Powinniśmy się trochę przespać. - miauknął.
Jednak nie potrafił wyobrazić sobie, że może zasnąć, kiedy w głowie kłębiły mu się myśli o
jutrzejszej przygodzie. Udział w Zgromadzeniu, podróż do Księżycowego Kamienia - jakże
odległe pozostało wówczas życie domowego kotka!









background image

Rozdział XIV

Chłód był przejmujący. Ognistą Łapę otuliła ciemność, a nozdrza wypełnił mu stęchły zapach
wilgotnej ziemi. Nagle nie wiadomo skąd rozbłysła przed nim wspaniała świetlna kula. Schylił
głowę, mrużąc oczy przed oślepiającym blaskiem. Światło płonęło zimno niczym gwiazda,
potem zamrugało i znikło równie szybko, jak się pojawiło. Mrok zanikł i Terminator znalazł się
w lesie, gdzie znajome wonie dodawały otuchy. Wciągał wilgotny zapach zieleni, a po ciele
płynęło mu uczucie spokoju.
Niespodziewanie między drzewami rozbrzmiał straszliwy hałas, od którego zjeżył płomienne
futro. Był to pisk przerażonych kotów, pędzących z zarośli wprost przed siebie. Kiedy
pierzchały koło niego, Ognista Łapa rozpoznał futerka swoich braci z Klanu Gromu. Stał jak
wrośnięty w ziemię, niezdolny wykonać najmniejszego ruchu. Potem pojawiły się wielkie
koty, ogromni ciemni Wojownicy z okrutnie błyszczącymi oczami. Ryczały na niego, waląc w
ziemię olbrzymimi łapskami z obnażonymi pazurami. I skądś z mroku dobiegł wysoki,
rozpaczliwy krzyk, pełen żalu i wściekłości. Szara Łapa!
Rudy kot ocknął się, przerażony. Sen zniknął. Zostały po nim tylko brzęczenie w uszach i
zjeżona sierść. Otworzywszy oczy, uczeń ujrzał Tygrysiego Pazura, który zaglądał do ich
legowiska. Kocurek wstał na równe nogi.
- Coś nie w porządku, Ognista Łapo? - zapytał Tygrysi Pazur.
- Tylko sen. - wymamrotał Terminator.
Pręgowany Wojownik posłał mu zaciekawione spojrzenie, po czym warknął:
- Obudź pozostałych. Niedługo ruszamy.
Nad legowiskiem niebo rozjaśniał świt. Rosa iskrzyła się na liściach paproci. Nadchodził
ciepły dzień, kiedy słońce wzejdzie wysoko, ale na razie poranna wilgoć przypominała, że
Pora Opadających Liści nie jest tak odległa. Trzej przyjaciele szybko przełknęli zioła, które
dała im Cętkowany Listek. Tygrysi Pazur i Błękitna Gwiazda byli już gotowi do drogi. Reszta
kotów w Obozie jeszcze spała.
- Fuj! - poskarżył się Szara Łapa. - Wiedziałem, że będą gorzkie. Dlaczego zamiast nich nie
możemy przekąsić tłustej, soczystej myszki?
- Te zioła powstrzymają wasz głód na dłużej. - odparła Przywódczyni. - I uczynią was
silnymi. Przed nami daleka wędrówka.
- A ty już swoje zjadłaś? - zapytał Ognista Łapa.
- Nie mogę jeść, jeżeli dzisiejszej nocy mam dzielić sny z Gwiezdnym Klanem przy
Księżycowym Kamieniu.
Słysząc to, rudy poczuł, jak mrowią go łapki. Bardzo chciał już wyruszyć. W blasku świtu
prędko opuściło go przerażenie wywołane snem. Zostało po nim tylko wspomnienie
wspaniałego światła.
Pięć kotów ruszyło przez tunel z krzaków janowca i opuściło Obóz.
- Szczęśliwej drogi! - miauknął Lwie Serce, który właśnie powracał z patrolu.
Błękitna Gwiazda skinęła mu głową.
- Wiem, że mogę powierzyć ci bezpieczeństwo Obozu. - powiedziała.
Zastępca popatrzył na Szarą Łapę i pochylił głowę.
- Jesteś już prawie Wojownikiem. Nie zapomnij, czego cię uczyłem.
- Nigdy nie zapomnę. - odparł Terminator, pocierając głową szeroki złocisty bok kocura.

Jeszcze raz przemierzyli trasę do Czterech Dębów. Była to najkrótsza droga, by przedostać
się na terytorium Klanu Wichru. Wysokie Skały leżały tuż za jego granicami.

background image

Sadząc susami w dół jaru, ku Wielkiej Skale, Ognista Łapa ciągle mógł wyczuć zapachy
nocnego Zgromadzenia. Podążał za pozostałymi kotami przez trawiastą polanę i w górę, po
przeciwległym stoku. W miarę jak się wspinali, porośnięte krzakami zbocze było coraz
bardziej kamieniste, aż wreszcie musieli skakać z głazu na głaz po stromej ścianie skalnej.
Kiedy dotarli na szczyt, Ognista Łapa przystanął. Przed nimi teren wyrównywał się i
przechodził w rozległy płaskowyż. Wiatr dął gwałtownymi podmuchami, pod którymi falowały
trawy i uginały drzewa. Gleba była kamienista, a tu i tam sterczały nagie skały. W powietrzu
nadal uniosła się woń Klanu Wichru, ale już wyraźnie zestarzała. Znacznie świeższe i o
wiele bardziej alarmujące były cierpkie zapachy Cienistych.
- Wszystkie Klany mają zagwarantowaną bezpieczną przeprawę do Księżycowego
Kamienia, ale Klan Cienia najwyraźniej odrzucił Kodeks Wojownika, więc bądźcie czujni. -
ostrzegła Błękitna Gwiazda. - Nam nie wolno polować poza naszymi ziemiami. Będziemy
postępować zgodnie z prawem, nawet jeśli Cień je łamie.
Słońce stało wysoko na niebie, kiedy ruszyli przez płaskowyż ścieżkami wśród wrzosów.
Ognista Łapa przywykł do życia pod baldachimem drzew. Pozbawione cienia, jego rude futro
wydawało się ciężkie i gorące. Grzbiet palił. Terminator dziękował w duchu za silny wiatr,
który dmuchał z tyłu, od strony lasu.
Nagle Tygrysi Pazur zamarł.
- Uwaga! - syknął. - Czuję patrol Klanu Cienia!
Ognisty i jego towarzysze unieśli nosy. Nie było więcej wątpliwości - podmuchy wiatru niosły
zapach wroga.
- Wiatr nam sprzyja. Nie zauważą, że tu jesteśmy, o ile będziemy stale iść naprzód. -
miauknęła Błękitna Gwiazda. - Ale jeśli znajdą się z przodu, wyczują nas. Granica Klanu
Wichru jest już niedaleko.
Ruszyli szybko, skacząc przez skałki i torując sobie drogę wśród wrzosu. Co parę kroków
uczeń węszył i zerkał do tyłu. Miał się na baczności przed patrolem Klanu Cienia. Jednak
stopniowo koci odór słabł coraz bardziej. Patrol musiał zawrócić. - pomyślał Terminator z
ulgą. W końcu dotarli do skraju podgórskiej wyżyny. Krajobraz zmienił się gwałtownie,
przekształcony nie do poznania przez dwunożnych intruzów. Szerokie ziemne drogi
przecinały zielone i złociste łąki. Teren znaczyły małe zagajniki, a pośród pól rozsiano
gniazda Dwunogów. W oddali Ognista Łapa dojrzał znajomą, szeroką szarą ścieżkę. Wraz z
podmuchem wiatru napłynął kwaśny smród.
- To Grzmiąca Ścieżka? - zapytał.
- Tak. - odparł Szara Łapa. - Biegnie pod górę z terytorium Klanu Cienia. Widzisz tam dalej
za nią Wysokie Skały?
Rudy popatrzył na daleką linię horyzontu. Teren wznosił się ostro, skalisty i jałowy.
- Musimy więc przez nią przejść?
- Tak. - miauknął szarak. W obliczu trudnej przeprawy jego głos mimo wszystko brzmiał
mocno i pewnie, niemal wesoło.
- Chodźcie! - zarządziła Błękitna Gwiazda i dała susa do przodu. - Jeśli utrzymamy tempo,
możemy tam być przed wschodem księżyca.
Ognista Łapa wraz z pozostałymi podążyli jej śladem - w dół pagórka i dalej z ponurych
terenów łowieckich Klanu Wichru na ziemie Dwunogów. Koty wędrowały przed siebie,
trzymając blisko ogrodzeń. Niekiedy rudzielec wyczuwał w krzakach zapach małych
zwierzątek, ale dzięki ziołom Cętkowanego Listka nie był głodny. Słońce nadal grzało mu
grzbiet, nawet w cieniu żywopłotów. Okrążyli gniazdo Dwunogów. Stało na rozległym polu
wyłożonym białymi kamieniami, z mniejszymi gniazdami po brzegach. Przycupnąwszy blisko

background image

ziemi, Gromowicze skradali się za płotem, który otaczał tę białą przestrzeń. Nagłe
szczekanie sprawiło, że gwałtownie zawrócili.
Psy! Ognistej Łapie zamarło serce. Wygiął grzbiet w łuk, a futro stanęło mu dęba od nosa po
czubek ogona. Dopiero Tygrysi Pazur zerknął przez belki.
- Wszystko w porządku. Są przywiązane! - syknął.
Terminator popatrzył na dwa psy, które drapały kamień w odległości zaledwie dziesięciu
długości ogona. W niczym nie przypominały rozpieszczonych piesków mieszkających w
ogrodach Dwunogów. Wlepiały w niego dzikie oczy zabójców. Prężyły się na uwięzi i
wspinały na tylne łapy. Warczały i szczekały, odsuwając wargi, żeby obnażyć wielkie
zębiska, aż wreszcie uciszył je okrzyk niewidocznego Dwunoga. Potem koty ruszyły dalej.
Zanim dotarli do Grzmiącej Ścieżki, słońce zaczęło już zachodzić. Błękitna Gwiazda dała im
znak, żeby zatrzymali się i zaczekali pod żywopłotem. Z gardłem oraz oczami piekącymi od
gryzących oparów, Ognista Łapa obserwował, jak wielkie potwory migają przed nim to w tę,
to w tamtą stronę.
- Będziemy przechodzić pojedynczo. - zamiauczał Tygrysi Pazur. - Krucza Łapo, ty
zaczynasz.
- Nie, Tygrysi Pazurze. - przerwała mu Błękitna Gwiazda. - Ja pójdę przodem. Nie
zapominaj, że Terminatorzy idą tędy pierwszy raz. Pozwól im zobaczyć, jak się to robi.
Rudzielec lustrował Przywódczynię, kiedy zbliżała się do skraju Grzmiącej Ścieżki,
spoglądając zarówno w górę, jak i dół. Czekała spokojnie, kiedy potwory przelatywały koło
niej, rozwiewając niebieskoszare futro. Gdy rozdzierający uszy ryk ucichł na krótką chwilę,
popędziła w kierunku drugiego pobocza.
- Ruszaj, Krucza Łapo. Teraz wiesz już, jak to się robi. - rozkazał Wojownik.
Ognista Łapa ujrzał przerażenie w oczach przyjaciela. Wiedział, co właśnie przeżywa. Bez
trudu mógł wywęszyć także zapach własnego strachu. Czarny kotek podpełznął do skraju
drogi. Było cicho, ale i tak ogarnęło go wahanie.
- Już! - syknął spod żywopłotu Tygrysi Pazur.
Rudy widział, jak towarzysz napina mięśnie, szykując do biegu. A potem ziemia zaczęła
drżeć mu pod łapkami. Z oddali nadleciał potwór i przemknął tuż obok. Kotek na moment
cofnął się i zaraz pognał co sił w nogach do Błękitnej Gwiazdy. Zbliżający się z drugiej strony
potwór wzbił tuman kurzu obok miejsca, gdzie mgnienie oka wcześniej mknął czarny
Terminator. Ognisty poczuł, jak cały dygoce.
Szara Łapa miał szczęście. Długa chwila ciszy pozwoliła mu bezpiecznie przekroczyć drogę.
Teraz nadeszła kolej trzeciego ucznia.
- No, idź! - warknął Tygrysi Pazur.
Ognista Łapa wyszedł spod żywopłotu. Przystanął na poboczu, tak jak zrobiła to uprzednio
Błękitna Gwiazda. Potwór właśnie pędził w jego kierunku. Po tym. - pomyślał kocurek i
czekał.
Nagle serce podeszło mu do gardła. Potwór zboczył z Grzmiącej Ścieżki i zaturkotał po
trawie. Prosto na niego! Jakiś Dwunóg śmiał się złośliwie przez otwór w boku monstrum.
Ognista Łapa odskoczył do tyłu z wysuniętymi pazurami, sponiewierany gwałtownym
wichrem, który zerwał się, kiedy potwór z rykiem minął go dosłownie o koci wąs. Rudzielec,
dygocząc, przycupnął w kurzu. Widział, że jego prześladowca skręca z powrotem na drogę i
znika w oddali. Poprzez dudnienie krwi w uszach dotarło do niego, że na Grzmiącej Ścieżce
znowu panuje spokój. Rzucił się pędem na drugą stronę, biegnąc co sił w nogach.
- Już myślałem, że po tobie! - krzyknął Szara Łapa, kiedy przyjaciel wpadł na niego, o mało
go nie przewracając.

background image

- Ja też! - wysapał Ognisty. Starał się powstrzymać drżenie. Odwrócił głowę, by popatrzeć,
jak Tygrysi Pazur gna do nich przez asfalt.
- Dwunogi! - parsknął Wojownik, kiedy przystanął już po ich stronie.
- Chcesz odpocząć, zanim ruszymy dalej? - zapytała swojego ucznia Błękitna Gwiazda.
Rudy spojrzał w górę. Słońce znajdowało się już bardzo nisko na niebie.
- Nie. - odparł. - Nic mi nie jest.
Chociaż oddalał się od uczęszczanej przez potwory drogi tak gwałtownymi skokami, że czuł,
jak pękają mu pazury.
Przywódczyni powiodła koty dalej. Po tej stronie Grzmiącej Ścieżki ziemia była ciemniejsza,
a trawa pod opuszkami łap sprawiała wrażenie bardziej szorstkiej. Kiedy dotarli do podnóża
Wysokich Skał, trawa ustąpiła nagim skałom upstrzonym kępami wrzosu. Teraz teren
wznosił się ku niebu, gdzie szczyt płonął pomarańczowo w słońcu.
Błękitna Gwiazda jeszcze raz przystanęła. Wybrała nagrzany słońcem płaski kamień
wystarczająco szeroki, żeby wszystkich pięć kotów mogło na nim usiąść.
- Popatrzcie. - zamiauczała, wskazując nosem ciemne zbocze przed nimi. - Matczyny
Pyszczek.
Ognista Łapa zerknął w górę. Blask zachodzącego słońca oślepił go, ale stok pochłaniał już
cień. Gromowicze oczekiwali w milczeniu. Stopniowo, gdy słońce osuwało się za Wysokie
Skały, Terminator zaczął rozróżniać wejście do groty, kwadratową czarną dziurę, która
zionęła ciemnością pod kamiennym łukiem.
- Zaczekamy tu, dopóki księżyc nie wzejdzie wyżej. - zamiauczała liderka. - Zapolujcie, jeśli
jesteście głodni, a potem możecie trochę odpocząć.
Ognista Łapa był zadowolony, że ma szansę poszukać czegoś do jedzenia. Aktualnie
umierał z głodu! Szary przyjaciel najwidoczniej odczuwał to samo, bo dał susa w kępę
wrzosów po śladzie zapachu zwierzyny, od którego powietrze aż gęstniało. Rudy i czarny
podążyli za nim. Tygrysi Pazur natomiast oddalił się w przeciwnym kierunku. Błękitna
Gwiazda została sama, spokojna i milcząca, wpatrzona nieruchomymi oczyma ku
Matczynemu Pyszczkowi.
Trzej Terminatorzy zgromadzili pełno zapasów. Wraz z Tygrysim Pazurem przycupnęli na
kamienistym zboczu i ucztowali. Jednak mimo udanych łowów, nikt nie mówił zbyt wiele,
ponadto dawało się wyczuć napięcie i oczekiwanie. Później koty wypoczywały obok swojej
Przywódczyni, dopóki ciepło nie wysączyło się ze skały, na której leżały. Dopiero wtedy
Błękitna Gwiazda zawołała:
- Chodźcie! Już czas.













background image

Rozdział XV

Przywódczyni podniosła się i ruszyła w stronę Matczynego Pyszczka. Tygrysi Pazur szedł
obok, towarzysząc jej krok w krok.
- Chodź, Krucza Łapo! - zawołał szary Terminator.
Czarny kotek ciągle jeszcze siedział na kamieniu, wpatrując się w skały. Dopiero na to
wezwanie powoli wstał i podążył śladem pozostałych. Ognisty nagle zdał sobie sprawę, że
przez całą drogę przyjaciel prawie się nie odezwał. Tak bardzo dręczy go strach przed
Klanem Cienia, czy może coś innego? - napotkał pytające myśli.
Potrzeba było kilku chwil, żeby dotrzeć do Matczynego Pyszczka. Ognista Łapa stanął na
progu i zerknął w głąb jaskini. Ciemność pod kamiennym łukiem była czarniejsza niż w
najbardziej pochmurną noc. Zmrużył oczy, próbując dostrzec, dokąd prowadzi tunel, ale nic
nie zobaczył. Tuż obok, Szara i Krucza Łapa nerwowo wyciągali szyje. Nawet Tygrysiego
Pazura najwyraźniej zaniepokoiła mroczna dziura, która rozwierała się przed nimi.
- Jak znajdziemy drogę w takich ciemnościach? - zapytał.
- Ja ją znam. - odparła Błękitna Gwiazda. - Idźcie za moim zapachem. Krucza i Szara Łapo,
wy dwaj zostaniecie na zewnątrz jako warta. Ognista Łapo, ty będziesz towarzyszył mi i
Tygrysiemu Pazurowi do Księżycowego Kamienia.
Rudzielec poczuł, jak przeszywa go dreszcz. Co za zaszczyt! Zerknął na Tygrysiego Pazura.
Wojownik siedział z zuchwale podniesionym podbródkiem, ale Ognista Łapa mógł od niego
wyczuć ledwie uchwytny zapach strachu, który stał się wyraźniejszy, kiedy Błękitna Gwiazda
wkroczyła do ciemności. Wojownik potrząsnął wielką głową i ruszył za Przywódczynią.
Ognisty podążył ich śladem, pożegnawszy krótkim skinieniem pozostałych Terminatorów.
W jaskini nadal niczego nie widział. Całkowity i absolutny mrok sprawiał dziwne wrażenie,
ale uczeń stwierdził ze zdumieniem, że się nie boi. Pragnienie, aby odkryć, co czyha dalej,
oddziaływało silniej. Lodowata wilgoć przenikała mu przez gęste futro aż do kości,
usztywniwszy mięśnie. Nawet najzimniejsze noce nie miały w sobie tyle chłodu. Tu nigdy nie
dochodzą promienie słoneczne. - pomyślał rudy, czując pod łapkami skałę gładką jak lód.
Mroźne powietrze wypełniało mu płuca przy każdym oddechu, aż dostał zawrotów głowy.
Podążał za Błękitną Gwiazdą i Tygrysim Pazurem, kierując się jedynie zapachem i dotykiem.
Wędrowali tunelem, który schodził coraz bardziej w dół, wijąc się to w tę, to w tamtą stronę.
Wąsiki Ognistej Łapy szorowały po ścianie korytarzy, informując, dokąd iść i gdzie zakręcić.
Nos podpowiadał mu, że Gromowicze kroczą zaledwie o długość ogona przed nim.
Szli i szli. Jak daleko dotarliśmy? - rozmyślał. Nagle poczuł mrowienie w wąsach. Tutejsze
powietrze wydawało się jego nozdrzom świeższe niż przedtem. Znowu powęszył z ulgą,
czując zapach znajomego świata. Torf i zwierzyna, oraz woń wrzosu. Gdzieś w sklepieniu
tunelu musiała być dziura.
- Gdzie jesteśmy? - zamiauczał w ciemność.
- Weszliśmy do groty Księżycowego Kamienia. - dobiegła go cicha odpowiedź Błękitnej
Gwiazdy. - Zaczekajmy tutaj. Niedługo księżyc stanie u szczytu nieba.
Rudy Terminator przycupnął na zimnej kamiennej podłodze. Czekał. Słyszał spokojny
oddech liderki i gwałtowniejsze, pachnące strachem posapywanie Tygrysiego Pazura.
Nagle wnętrze jaskini oświetlił blask, oślepiający bardziej niż łuna zachodzącego słońca. Po
panujących w tunelu ciemnościach oczy Ognistej Łapy były szeroko otwarte. Zamknął je
szybko, broniąc się przed zimnym, białym światłem. Potem powoli uchylił powieki.
Ujrzał błyszczącą skałę, która płonęła iskrami, jakby zrobiono ją z niezliczonych kropelek
rosy. Księżycowy Kamień! Ognista Łapa rozejrzał się dookoła. Błękitna Gwiazda patrzyła w

background image

górę. Jej futro bielało w blasku mistycznego głazu. Nawet ciemna sierść Tygrysiego Pazura
świeciła srebrzyście. Rudzielec powiódł wzrokiem za spojrzeniem swojej Przywódczyni.
Przez otwór wysoko w sklepieniu widać było wąski trójkąt nocnego nieba. Księżyc rzucał
snop światła, sprawiając, że Księżycowy Kamień skrzył się jak gwiazda.
Uczeń czuł od Wojownika coraz silniejszy zapach strachu, aż woń ta stała się wręcz
przytłaczająca. Czyżby srogi kocur widział tu coś więcej niż on, coś... niebezpiecznego?
Nagle dostrzegł jakiś ruch oraz poczuł, jak z tyłu coś nerwowo się przepycha, nim usłyszał
wyraźnie pierzchające kroki. To Tygrysi Pazur pędził do wyjścia.
- Ognista Łapo... - głos Błękitnej Gwiazdy był cichy i spokojny.
- Jestem tutaj. - odparł gorączkowo rudy Terminator. Co tak przeraziło walecznego kota? -
Błękitna Gwiazdo! - miauknął znowu, bo nie usłyszał odpowiedzi. Serce mu łomotało, krew
huczała w uszach.
- Wszystko w porządku, młody Wojowniku. Niczego się nie obawiaj. - zamruczała
Przywódczyni. Jej opanowany głos trochę go uspokoił. - Myślę, że Tygrysiego Pazura
zaskoczyła moc Księżycowego Kamienia. W świecie na górze jest nieustraszonym,
potężnym Wojownikiem, ale tu na dole, gdzie przemawiają duchy Gwiezdnego Klanu, każdy
kot potrzebuje innego rodzaju siły. Co czujesz?
Ognista Łapa głęboko wciągnął powietrze.
- Tylko ciekawość. - przyznał.
- To dobrze. - odparła Błękitna Gwiazda.
Kocurek zerknął ponownie na Księżycowy Kamień. Oczy przywykły mu do światła; już go nie
oślepiało. Wręcz przeciwnie, działało kojąco. Z drganiem ogona przypomniał sobie swój sen.
To jest ta lśniąca kula, którą wtedy widział!
Przywódczyni podeszła do kamienia, położyła się, wyciągnęła głowę i dotknęła go nosem.
Niebieskie oczy zaiskrzył przez moment odbity blask, zanim je przymknęła. Teraz
odpoczywała z głową opartą na łapach, które od czasu do czasu przebiegał dreszcz. Co
parę uderzeń serca drgały jej powieki. Spała? Ognista Łapa przypomniał sobie słowa
przyjaciela: "Nowi Przywódcy muszą przespać się koło kamienia i kiedy tam śpią, mają
specjalne sny."
Czekał. Tutaj zimno nie było tak przejmujące, lecz mimo wszystko drżał. Nie miał pojęcia, ile
czasu minęła, gdy skała raptem przestała świecić. Grota znowu pogrążyła się w
ciemnościach. Ognista Łapa podniósł wzrok na otwór w sklepieniu. Księżyc przesunął się i
zniknął z pola widzenia. Zostały tylko maleńkie, migoczące w ciemnościach gwiazdy. Rudy
Terminator również widział w mroku jasne futro liderki nadal spoczywającej koło
Księżycowego Kamienia. Chciał ją zawołać, ale nie miał odwagi.
Po wielu ciągnących się w nieskończoność chwilach Błękitna Gwiazda wreszcie przemówiła:
- Jesteś tu jeszcze? - jej głos wydawał się odległy i pełen wzruszenia.
- Tak, Błękitna Gwiazdo.
Usłyszał zbliżające się kroki kocicy.
- Chodźmy. - syknęła. Poczuł, że musnęła go w przelocie. - Musimy wracać do Obozu.
Popędził za nią, zdumiony szybkością, z jaką biegła w mroku. Na oślep podążał w ślad jej
zapachu, coraz wyżej, w górę kamiennym tunelem, aż na świat zewnętrzny.
Tygrysi Pazur czekał blisko Terminatorów. Minę miał zimną, futro nieco zwichrzone,
jednakże siedział bez ruchu, w pozie pełnej godności. Błękitna Gwiazda powitała go, słowem
nie wspominając jego ucieczki z podziemnej groty. Wojownik nieco odprężył ramiona.
- Czego się dowiedziałaś?
- Musimy natychmiast wracać do Obozu. - miauknęła krótko.

background image

Tym razem w jej oczach Ognista Łapa dojrzał wyraz rozpaczy. Powróciła cała groza snu:
pierzchające koty, wielcy, mroczni Wojownicy, przeszywający uszy lament. Próbując
zignorować lodowaty, ścinający mięśnie strach, pobiegł za Błękitną Gwiazdą, która gnała w
dół po ciemnym zboczu, byle dalej od jaskini. Czyżby koszmar ze snu miał się spełnić?
Rozdział XVI

Wracali drogą, którą przyszli. Księżyc zniknął za chmurami. Było ciemno, lecz na Grzmiącej
Ścieżce panował większy spokój. Jedyny potwór, którego dosłyszeli, znajdował się całkiem
daleko. Koty razem przebiegły drogę i przemknęły przez żywopłot na drugą stronę. Kiedy tak
spieszyli przed siebie, Ognista Łapa czuł, jak ze zmęczenie coraz bardziej sztywnieją mu
mięśnie. Błękitna Gwiazda, z nosem wysuniętym do przodu i wysoko podniesionym ogonem,
utrzymywała niezwykle szybkie tempo. Tygrysi Pazur sadził susami u jej boku. Terminatorzy,
rudy i szary, podążali o kilka kroków za nimi, ale czarny kompletnie tracił siły.
- Prędzej, Krucza Łapo! - warknął przez ramię Tygrysi Pazur.
Kocurek wzdrygnął się i popędził naprzód, aż dorównał przyjaciołom.
- Dobrze się czujesz? - spytał Ognista Łapa.
- Tak. - wysapał Kruczy, nie patrząc mu jednak w oczy. - Tylko jestem trochę zmęczony.
Zgramolili się na dno głębokiego rowu, a potem po drugiej stronie wdrapali na górę.
- Co powiedział Tygrysi Pazur, kiedy wyszedł z groty? - miauknął rudzielec, uważając, by w
jego głosie nie zabrzmiała zbytnia ciekawość.
- Chciał sprawdzić, czy nadal pilnujemy wejścia. - odparł Szara Łapa. - A dlaczego pytasz?
Ognista Łapa zawahał się.
- Wyczuliście od niego coś dziwnego? - zapytał.
- Tylko wilgotną jaskinię. - uczeń sprawiał wrażenie zdziwionego.
- Wyglądał na trochę zdenerwowanego. - zaryzykował Krucza Łapa.
- Nie on jeden! - miauknął szarak, zerkając na czarnego Terminatora.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Tylko tyle, że w ostatnich dniach futro jeży ci się na karku za każdym razem, kiedy go
widzisz. Jak wypadł z jaskini, o mało nie wyskoczyłeś z własnej skóry!
- Zaskoczył mnie, nic poza tym. - zaprotestował Kruczy. - Musisz przyznać, że przy
Matczynym Pyszczku było trochę strasznie.
- Też tak myślę. - przyznał szary.
Koty prześlizgiwały się pod płotem na posrebrzone księżycową poświatą pole i podążyły
jego skrajem wzdłuż bruzdy.
- No, a jak było tam w środku? - zapytał Szara Łapa. - Widziałeś Księżycowy Kamień?
- O tak, widziałem. Coś zdumiewającego! - Ognisty poczuł, jak na samo wspomnienie
świerzbi go futerko.
Przyjaciel obrzucił go pełnym podziwu spojrzeniem.
- Więc to prawda? Ta skała naprawdę świeci pod ziemią?
Ognista Łapa nie odpowiedział. Na moment zamknął oczy, delektując się wspomnieniem
Księżycowego Kamienia, który oślepiająco jaśniał mu w pamięci. Aż nagle w jego głowie
zaczęły tłoczyć się obrazy z tamtego koszmarnego snu, więc gwałtownie rozwarł powieki.
Błękitna Gwiazda miała rację - powinni jak najszybciej wracać do Obozu.
Z przodu Tygrysi Pazur i Przywódczyni dali susa przez płot. Terminatorzy poszli w ich ślady,
przeciskając się pod ogrodzeniem na drogę. Była to ścieżka, która wiodła koło gniazda
Dwunogów i psów. Uczeń widział Błękitną Gwiazdę i jej Wojownika, niestudzenie

background image

biegnących ramię w ramię. Ich sylwetki były ciemne na tle czerwieniejącego już nieba.
Wkrótce miało wzejść słońce.
- Popatrzcie! - zawołał do Szarej i Kruczej Łapy.
Jakiś nieznajomy kot wyskoczył przed parę Wojowników.
- Samotnik! - syknął szarak. Przyspieszyli kroku.
Obcy okazał się silnym, czarno-białym kocurem, niższym od Klanowiczów, acz dobrze
umięśnionym.
- To Jęczmień. - wyjaśniła Błękitna Gwiazda, kiedy Terminatorzy się z nią zrównali. - Mieszka
w pobliżu tego gniazda Dwunogów.
- Cześć! - miauknął kocur. - Już od kilku księżyców nie widziałem nikogo z waszego Klanu.
Jak się miewasz, Błękitna Gwiazdo?
- Dobrze, dziękuję. A ty, Jęczmieniu? Masz dużo zwierzyny?
- Wystarczy. - odparł czarno-biały z sympatycznym błyskiem w oku. - W pobliżu Dwunogów
zawsze znajdziesz masę szczurów. - posłał im uśmiech, po czym ciągnął dalej: - Wygląda,
jakbyście spieszyli się bardziej niż zwykle. Wszystko w porządku?
Tygrysi Pazur warknął z głębi piersi. Ognista Łapa mógł wyczuć, że Wojownik nieufnie
przyjął ciekawość intruza.
- Nie lubię nazbyt długo opuszczać Klanu. - odparła gładko Przywódczyni.
- Błękitna Gwiazda jak zawsze przywiązana do swego Klanu niczym kotka do małych. -
stwierdził Jęczmień życzliwie.
- Czego ty właściwie chcesz? - zawarczał do niego Tygrysi Pazur.
Samotnik posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie.
- Chciałem was tylko ostrzec, że są tu teraz dwa psy. Bezpieczniej będzie, jeśli wrócicie na
pole, zamiast przebiegać w pobliżu podwórza.
- Wiemy o psach. Już je widzieliśmy. - prychnął niecierpliwie pręgowany kocur.
- Jesteśmy wdzięczni za ostrzeżenie. - przerwała mu Błękitna Gwiazda. - Dziękuję,
Jęczmieniu. Do następnego razu...
Czarno-biały strzepnął ogonem.
- Szczęśliwej drogi! - miauknął i oddalił się susami.
- Idziemy. - zarządziła liderka, zbaczając z drogi.
Ruszyła przez trawę pomiędzy ścieżką i ogrodzeniem, z powrotem na pole. Terminatorzy
podążyli za nią, ale Tygrysi Pazur jeszcze się wahał.
- Ufasz słowu samotnika?
Przywódczyni zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
- Wolałbyś stawić czoła psom?
- Kiedy przedtem je mijaliśmy, były uwiązane. - przypomniał jej Wojownik.
- A teraz mogą być spuszczone z uwięzi. Idziemy tędy. - odparła sucho Błękitna Gwiazda.
Wnet dała nura pod ogrodzeniem. Rudy prześlizgnął się za nią. Szary, czarny, a na końcu
Tygrysi Pazur poszli w jego ślady. Do tej pory słońce zdążyło już unieść głowę nad
horyzontem. Na żywopłotach połyskiwała rosa, obiecując kolejny ciepły dzień. Koty
wędrowały brzegiem głębokiego rowu. Ognista Łapa zerknął w dół na jego spadziste ściany,
porośnięte pokrzywami. Wyczuł zdobycz. Było coś znajomego w tym gorzkim zapachu, ale
tej woni rudy Terminator nie wąchał od długiego czasu.
Przeszywające wrzaski sprawiły, że błyskawicznie się odwrócił. Krucza Łapa walczył,
wczepiając pazury w ziemię. Coś trzymało go za nogę i ciągnęło w dół, do rowu.
- Szczury! - ryknął Tygrysi Pazur. - Jęczmień posłał nas w pułapkę!
Zanim zdążyli zareagować, cała piątka została otoczona. Olbrzymie brązowe szczury
wyłoniły się z rowu, piszcząc przenikliwie. Ognista Łapa wyraźnie widział ich ostre siekacze

background image

błyskające w świetle wczesnego poranka. Nagle jeden skoczył mu na bark. Rudzielca
przeszył palący ból, kiedy szczur zatopił zęby w jego ciało. Drugi zacisnął mu na nodze
mocne szczęki.
Terminator rzucił się na trawę i wił jak szalony, próbując strząsnąć z siebie napastników.
Wiedział, że szczury są od niego słabsze, ale tyle ich tu było! Wrzaski, syki i parsknięcia
świadczyły o zaatakowaniu także pozostałych towarzyszy.
Rudy ciął energicznie pazurami, chcąc oderwać szczura, który przywarł mu do nogi. Pozbył
się go, jednak następny już dopadł jego ogona. Szybki jak błyskawica, czerpiąc energię z
bólu i wściekłości, Ognista Łapa tłukł i gryzł. Odwróciwszy głowę, wbił kły we wczepione na
barku zwierzę. Poczuł, jak zachrzęściły kości, a ciało prześladowcy sflaczało, zanim spadło
na ścieżkę. Sapnął z bólu, bo kolejny napastnik skoczył mu na plecy, zatapiając w nie zęby.
Niespodziewanie kątem oka uczeń dostrzegł błysk białego futra. Przez moment został
kompletnie zbity z tropu. Nagle poczuł, że coś odrywa od niego szczura. Obrócił się i ujrzał
Jęczmienia ciskającego martwe ciało gryzonia do rowu.
Czarno-biały samotnik bez chwili zwłoki skoczył na pomoc Błękitnej Gwieździe. Kocica, cała
pokryta szczurami, wiła się po ścieżce. Nie minęła sekunda, a już Jęczmień trzymał
szczękami jednego z nich za grzbiet. Wypluł martwego na ziemię, po czym chwycił w pysk
następnego napastnika. Rudy pobiegł do Szarej Łapy, którego atakowały dwa mniejsze
szkodniki. Skoczył ku najbliższemu, zabijając go jednym uderzeniem. Wówczas szarak
zdołał przyszpilić drugiego pazurami. Chwycił go w mordkę i z całej siły cisnął do rowu.
Szczur już się więcej nie pokazał.
- Uciekają! - zawył Tygrysi Pazur.
Rzeczywiście, pozostałe szczury pierzchały do bezpiecznego schronienia na dnie. Słychać
było szuranie małych łapek, kiedy znikały wśród pokrzyw. Ognista Łapa ostrożnie polizał
swe futerko, wilgotne i posklejane od krwi. Jej ostra woń mieszała się ze smrodem gryzoni.
Szara Łapa stał u kresu gąszczu pokrzyw i pomiaukiwał zachęcająco, podczas gdy Krucza
Łapa, cały w błocie i ranach, wypełzał z rowu. Wczepiony w koci ogon dyndał jeszcze młody
szczur. Rudzielec skoczył naprzód i szybko z nim skończył, a tymczasem Szary pomógł
przyjacielowi wgramolić się na samą górę.
Terminator poszukał wzrokiem Błękitnej Gwiazdy. Najpierw dostrzegł Jęczmienia. Samotnik
pilnie obserwował głębię rowu, chcąc wypatrzyć kolejne gryzonie. W pobliżu na ścieżce
leżała Błękitna Gwiazda. Ognisty pełen trwogi rzucił się ku Przywódczyni. Gęste futro na jej
karku przesiąknęło krwią.
Miauknął, ale nie odpowiedziała. Wtedy rozległ się wściekły wrzask. To Tygrysi Pazur
skoczył na Jęczmienia i przygwoździł go do ziemi.
- Posłałeś nas prosto w pułapkę! - warknął.
- Nie widziałem, że tu są szczury! - parsknął Jęczmień.
Drapał pazurami piach, walcząc, żeby się podnieść.
- Dlaczego posłałeś nas tą drogą? - wysyczał Tygrysi Pazur.
- Psy!
- Psy były uwiązane, kiedy poprzednio je mijaliśmy!
- Dwunogi spuszczają je na noc. Psy pilnują ich gniazda. - wysapał czarno-biały kocur,
charcząc pod ciężarem przeciwnika.
- Tygrysi Pazurze! Błękitna Gwiazda jest ranna! - krzyknął rudy Terminator.
Wojownik od razu puścił swoją ofiarę. Jęczmień wstał na równe nogi i strzepnął kurz z
sierści, natomiast Gromowicz dał susa do kocicy i zaczął obwąchiwać jej rany.
- Czy możemy coś zrobić? - zapytał drżąco Ognista Łapa.

background image

- Teraz znajduje się już we władzy Gwiezdnego Klanu. - zamiauczał uroczyście Tygrysi
Pazur, odstępując od ciała.
Rudzielec był wstrząśnięty. Błękitna Gwiazda nie żyje? Przeszły go ciarki, gdy spojrzał na
swoją Mistrzynię. Czy przed tym ostrzegały ją duchy przy Księżycowym Kamieniu?
Podeszli Szara i Krucza Łapa, a następnie stanęli koło martwej kotki, skamieniali ze zgrozy.
Jęczmień trzymał się z tyłu i tylko wyciągnął szyję, aby obserwować zdarzenie.
Oczy Błękitnej Gwiazdy były otwarte, ale mętne. Leżała nieruchomo. Chyba nie oddychała.
- Umarła? - wyszeptał Kruczy.
- Nie wiem. Musimy poczekać i zobaczymy. - odparł jego Mistrz.
Pięć kotów czekało w milczeniu, a tymczasem słońce zaczęło wspinaczkę po niebie. Ognista
Łapa nagle uświadomił sobie, że niemo błaga Przodków, by oddali im Błękitną Gwiazdę.
Nagle kocica drgnęła. Poruszyła koniuszkiem ogona, chwilę potem uniosła słabo głowę.
- Wszystko w porządku. - zachrypiała. - Nadal tu jestem. Straciłam życie, ale jeszcze nie
dziewiąte.
Rudego kocurka zalała radość. Spojrzał na Tygrysiego Pazura, spodziewając się ujrzeć na
pręgowanym pyszczku ulgę, lecz oblicze mrocznego Wojownika pozostawało
nieprzeniknione.
- No dobrze. - zamiauczał rozkazująco. - Krucza Łapo, przynieś pajęczynę na rany Błękitnej
Gwiazdy. A ty, Szara Łapo, znajdź nagietek albo skrzyp. - dwaj Terminatorzy oddalili się
biegiem. - Jęczmieniu, teraz nas opuścisz.
Ognista Łapa popatrzył na samotnika, który walczył dzielnie, aby im pomóc. Chciał mu
podziękować, jednak z pewnością nie uczyni tego pod srogim spojrzeniem Tygrysiego
Pazura, więc tylko leciutko skinął głową. Wydawało mu się, że Jęczmień zrozumiał, bo
odwzajemnił mu ukłon i odszedł bez słowa.
Błękitna Gwiazda nadal leżała na ścieżce.
- Wszyscy żyją? - zapytała chrapliwie.
Gromowicz twierdząco pokiwał głową.
Trochę później Krucza Łapa wrócił pędem z lewą przednią łapką owiniętą grubym kłębem
pajęczyny.
- Proszę. - miauknął.
- Czy mogę ją opatrzyć? - zapytał Ognisty. - Żółty Kieł pokazała mi, jak to robić.
- Doskonale. - wyraził zgodę Tygrysi Pazur. Odszedł i zaczął badać wzrokiem rów,
nadstawiając uszu, czy aby nie usłyszy szczurów.
Rudzielec wziął od przyjaciela kłębuszek pajęczyny i przycisnął go mocno do jednej z ran
Błękitnej Gwiazdy. Pod jego dotknięciem kotka zadrżała.
- Gdyby nie Tygrysi Pazur, pożarłyby mnie żywcem. - mruknęła głosem pełnym bólu.
- To nie Tygrysi Pazur cię uratował, tylko Jęczmień. - szepnął Terminator, biorąc jeszcze
trochę sieci od czarnego kotka.
- Jęczmień? - powtórzyła Przywódczyni ze zdumieniem. - Jest tutaj?
- Tygrysi Pazur go przepędził. - odparł cicho rudy. - Uważa, że to Jęczmień posłał nas w
pułapkę.
- A co ty myślisz?
Uczeń nie podniósł wzroku, tylko skupił się na wciśnięciu ostatniego skrawka pajęczyny do
odpowiedniego miejsca przy ranie.
- Jęczmień jest samotnikiem. Co mógłby zyskać, posyłając nas w pułapkę tylko po to, żeby
nas z niej uratować? - miauknął wreszcie.

background image

Liderka położyła głowę na ziemi i znowu zamknęła oczy. Właśnie wtedy Szara Łapa wrócił
ze skrzypem. Rudzielec przeżuł listki i wypluł sok na okaleczenia Błękitnej Gwiazdy. Żałował,
że nie ma przy nim Cętkowanego Listka, tak mądrej i doświadczonej w sztuce uzdrawiania.
- Odpocznijmy tu, aż Błękitna Gwiazda dojdzie do siebie. - oznajmił Tygrysi Pazur.
- Nie. - zaprotestowała Przywódczyni. - Musimy wracać do Obozu. - mrużąc oczy z bólu,
dźwignęła się na nogi. - Chodźmy.
Pokuśtykała skrajem pola. Tygrysi Pazur szedł u jej boku, z obliczem ponurym od
rozmyślań, których nikt nie mógł poznać. Terminatorzy wymienili zaniepokojone spojrzenia i
pospieszyli za parą Wojowników.
Ognista Łapa dosłyszał wkrótce cichy szept pręgowanego samca:
- Minęło sporo czasu, odkąd ostatni raz widziałem, jak tracisz życie. Ile ci jeszcze zostało?
Rudy mimo woli poczuł zdziwienie tak otwarcie wyrażoną ciekawością.
- To było piąte. - wyjaśniła spokojnie Błękitna Gwiazda.
Nastawił uszu, lecz Tygrysi Pazur nic nie odpowiedział, zatopiony we własnych myślach.

Rozdział XVII

Słońce doszło do szczytu nieba i minęło go, kiedy koty wędrowały przez dawne tereny Klanu
Wichru. Posępne milczenie świadczyło, że wszyscy nadal są obolali po walce ze szczurami.
Ognista Łapa na całym ciele czuł rany oraz potłuczenia. Widział, jak jego szary przyjaciel
kuleje, od czasu do czasu skacząc na trzech łapach, aby odciążyć zranioną tylną kończynę.
Ale najbardziej martwiła rudzielca Błękitna Gwiazda. Szła coraz wolniej, chociaż nie godziła
się na postój czy odpoczynek. Zawzięty wyraz jej pochmurnego z bólu pyszczka jasno
mówił, jak bardzo Przywódczyni chce dotrzeć do Obozu Gromu.
- Nie przejmuj się Wojownikami Klanu Cienia. - miauknęła przez zaciśnięte zęby, kiedy
Tygrysi Pazur przystanął, by zacząć węszyć. - Dzisiaj żadnego z nich tu nie znajdziesz.
Skąd mogła mieć tę pewność? - pomyślał zaintrygowany Terminator.
Ostrożnie zeszli po stromym, skalistym zboczu wzgórza, aż do doliny Czterech Drzew, i
wkroczyli na znajomy szlak, który wiódł prosto do domu. Było późne popołudnie, toteż
Ognista Łapa zaczął już tęsknie rozmyślać o swoim gnieździe i tłustym kęsku świeżej
zdobyczy.
- Wciąż czuć smród Klanu Cienia. - mruknął Szara Łapa, kiedy wędrowali przez własne
tereny łowieckie.
- Może nawiewa z terytorium Wichru. - podsunął Ognisty. Też wyczuwał ten zapach, przez
co drżały mu wąsiki.
Nagle Krucza Łapa stanął w miejscu.
- Słyszycie? - miauknął ściszonym głosem.
Rudy uczeń nastawił uszu. Z początku dobiegały go tylko znajome leśne dźwięki: szelest
liści, gruchotanie gołębia. Lecz nagłe przerażenie ścięło mu krew w żyłach. W oddali
rozbrzmiewały wściekłe wrzaski i przenikliwy pisk kociąt!
- Szybko! - zawyła Błękitna Gwiazda. - Gwiezdny Klan mnie ostrzegł. Nasz Obóz został
zaatakowany!

background image

Próbowała dać susa naprzód, ale potknęła się i upadła. Z trudem wstała ponownie na nogi i
pokuśtykała przed siebie. Tygrysi Pazur z Ognistą Łapą gnali bok przy boku. Dwaj pozostali
Terminatorzy biegli w ślad za nimi ze zjeżonymi ogonami. Rudzielec zapomniał o swoich
bolesnych obrażeniach. Nic się teraz nie liczyło, tylko obrona domu.
W miarę jak byli bliżej obozowego wejścia, odgłosy bitwy rozbrzmiewały coraz donośniej.
Smród Klanu Cienia wypełnił mu nozdrza. Przemknął przez tunel tuż za Wojownikiem i
wpadł na polanę.
Stanęli wśród samego centrum szaleństwa walki. Koty z Klanu Gromu podejmowały
zaciekłej obrony przeciw napastnikom. Kociąt nigdzie nie było widać. Ognista Łapa miał
nadzieję, że są bezpiecznie ukryte w kociarni. Przypuszczał także, iż najsłabsi staruszkowie
ukryli się wtenczas w wydrążonym pniu zwalonego drzewa.
W każdym kącie Obozu atakowali Wojownicy. Terminator mógł dojrzeć Mroźne Futerko i
Złoty Kwiat. Drapały i gryzły wielkiego szarego kocura. Walczyła nawet młodziutka
Cętkowana Mordka, chociaż niedługo miała wydać na świat potomstwo. Ciemnopręgi
szamotał się sczepiony z czarnym kocurem wrogiego Klanu. Troje starszych, Małe Ucho,
Łaciata Skórka i Jednooka, dzielnie podgryzało szylkretową kocicę, dużo szybszą i silniejszą
niż oni.
Nowo przybyłe koty natychmiast skoczyły w wir walki. Ognista Łapa doskoczył do burej
Wojowniczki i zatopił zęby w jej tylnej nodze. Kocica wrzasnęła z bólu, cięła pazurami na
prawo i lewo, po czym rzuciła mu się do gardła. Rudzielec wykonał unik, zdołał chwycić ją od
tyłu i powalić na ziemię. Silnymi zadnimi łapami zaczepił o jej grzbiet, aż zaskowyczała i
odepchnąwszy ucznia, popędziła w otaczające Obóz gęste zarośla.
Terminator znowu powiódł wokoło wzrokiem. Spostrzegł, że Błękitna Gwiazda już się
pojawiła. Mimo ciężkich ran, walczyła z pręgowanym kocurem. Rudzielec nigdy dotąd nie
widział swojej Mistrzyni w walce. Nawet ranna była groźnym przeciwnikiem. Jej ofiara
próbowała uciec, ale Przywódczyni trzymała mocno i drapała tak zawzięcie, że Ognista Łapa
był pewien, iż wróg będzie nosił blizny po tym starciu jeszcze przez wiele księżyców.
Nagle ujrzał, jak biały Wojownik z czarnymi niczym węgiel łapami wywleka z kociarni starą
samicę. Rudy dobrze pamiętał te niezwykłe ciemne skarpetki. Widział je na Zgromadzeniu.
To Czarna Stopa! Zastępca Przywódcy Klanu Cienia błyskawicznie uporał się ze staruszką,
która pilnowała kociąt, i potężnym łapskiem sięgnął do gniazda w krzakach jeżyn. Maluchy
piszczały i miauczały, teraz, kiedy ich matki toczyły walkę na polanie, zupełnie pozbawione
obrony.
Terminator szykował się do skoku w stronę kociarni, jednak właśnie skoczyła na niego
chuda, szylkretowa kocica. Padł z łoskotem na ziemię, choć jeszcze próbował krzyknąć do
Gromowiczów, że maluchy są w niebezpieczeństwie. Walcząc z całych sił, wykręcał głowę,
próbując dojrzeć gniazdo w krzakach jeżyn. Czarna Stopa wygarnął już z legowiska dwa
kociaki i właśnie sięgał po trzeciego.
Więcej Ognista Łapa już nie zobaczył, bo wroga Wojowniczka przejechała mu po brzuchu
pazurami. Przycupnął tuż przy ziemi, udając pokonanego. Ta sztuczka, która sprawdzała się
już przedtem, zadziałała i teraz. Kiedy ta ścisnęła go triumfalnie tylnymi łapami i zaczęła
zatapiać zęby w jego karku, podskoczył i zrzucił ją z grzbietu. Potem obrócił się wokół
własnej osi i w jednej chwili wylądował na oszołomionej przeciwniczce. Nie miał litości. Wbił
kły głęboko w bark kocicy, która z wyciem uciekła do zarośli.
Popędził prosto do kociarni. Wetknął głowę przez otwór wejściowy. Czarnej Stopy nigdzie
nie było widać. W gnieździe koło przerażonych kociaków siedziała skulona Żółty Kieł. Szare
futro miała pobryzgane krwią, a jedno z oczu boleśnie spuchnięte. Powitała Ognistą Łapę
dzikim syczeniem, ale poznawszy, że to on, krzyknęła:

background image

- Są całe i zdrowe! Będę je osłaniać.
Ognista Łapa patrzył, jak uspokaja bezbronne kocięta. W pamięci błysnęło mu straszne
ostrzeżenie Złamanej Gwiazdy. Jednak teraz nie miał czasu o tym rozmyślać. Musiał zaufać
staruszce. Odstąpił od jeżynowego wejścia.
Już tylko kilku Wojowników Klanu Cienia pozostało w Obozie. Krucza i Szara Łapa walczyli
ramię w ramię z jakimś czarnym kocurem, który po chwili z wrzaskiem umknął ku krzakom.
Biała Burza i Ciemnopręgi przegnali dwóch ostatnich intruzów, obdarzając ich na
pożegnanie jeszcze kilka dodatkowymi ciosami.
Rudzielec usiadł zmęczony i rozejrzał się dookoła. Obóz był kompletnie zrujnowany. Krew
oblała polanę, kłaki futra wzlatywały w tumanach pyłu. Obronny mur z zarośli był rozdarty na
oścież w miejscu, przez które dopadli ich najeźdźcy. Gromowicze gromadzili się pod Wysoką
Skałą. Podszedł do niego Szara Łapa. Robiąc ciężko bokami i krwawiąc z rozerwanego
ucha, siadł koło przyjaciela. Potem przyszedł Krucza Łapa i zaczął wylizywać poraniony
ogon. Matki pobiegły do kociarni sprawdzić, czy wszystko w porządku z małymi. Ognista
Łapa pełen napięcia czekał na ich powrót. Odczuł ulgę dopiero, słysząc radosne piski i
pomrukiwania dobiegające z gniazda. Mroźne Futerko nadbiegła z powrotem przez tłum. Za
nią kroczyła Żółty Kieł. Śnieżnobiała kotka wystąpiła naprzód i przemówiła do zebranych:
- Wszystkie nasze kocięta są całe i zdrowe. Dzięki Żółtemu Kłowi. Wojownik Klanu Cienia
zabił dzielną Różany Ogon i próbował wykraść je z gniazda, ale Żółty Kieł go odegnała!
- I to nie był zwyczajny Wojownik. - dodał Ognista Łapa. Chciał uświadomić swemu Klanowi,
ile zawdzięczają tej staruszce. - Widziałem go. To był Czarna Stopa.
- Zastępca Klanu Cienia! - miauknęła Cętkowana Mordka, która tak zawzięcie walczyła, by
uchronić nienarodzone kocięta w swoim nabrzmiałym brzuszku.
Na skraju grupy powstało poruszenie. Ku Terminatorom kuśtykała Błękitna Gwiazda. Ponury
wyraz jej pyszczka był wystarczająco wymowny, aby uczeń zrozumiał, że coś się stało.
- Cętkowany Listek została przy Lwim Sercu. - mruknęła. - Został ciężko ranny w bitwie. Jest
źle.
Odwróciła głowę w stronę zacienionego, najbardziej odległego zbocza Wysokiej Skały, gdzie
leżał Wojownik, niczym nieruchomy kłąb zakurzonego złocistego futra. Przenikliwy jęk
wyrwał się z gardła Szarej Łapy. Kocurek popędził do umierającego. Cętkowany Listek
odstąpiła do tyłu, by pozwolić młodemu kotu po raz ostatni dzielić języki ze swoim Mistrzem.
Kiedy żałobne wycie szarego buchnęło echem po polanie, Ognista Łapa poczuł, jak cierpnie
mu futro, a krew zamarza. To właśnie ten krzyk słyszał w swoim śnie! Przez chwilę wirowało
mu przed oczami, ale zaraz zdołał dojść do siebie. Dla dobra przyjaciela musiał zachować
spokój.
Spojrzał na Błękitną Gwiazdę. Kiwnęła głową, więc ruszył do Szarej Łapy. Na moment
przystanął obok Medyczki. Wyglądała na wyczerpaną i odrętwiałą z żalu.
- Nie mogę pomóc Lwiemu Sercu. - miauknęła mu cichutko. - On już jest w drodze do
Gwiezdnego Klanu.
Następnie przytuliła się do jego boku. Dotyk ciepłego, szylkretowego futra dodał rudzielcowi
trochę otuchy. Pozostałe koty patrzyły w milczeniu, jak słońce powoli znika za drzewami. W
końcu Szara Łapa usiadł i zawołał:
- ON ODSZEDŁ!
Potem legł znowu nieopodal ciała Lwiego Serca i oparł głowę na przednich łapach. Reszta
Klanu zbliżyła się w milczeniu, by odprawić własne rytuały na pożegnanie Wojownika.
Ognisty dołączył do żałobników. Polizał zmarłego po karku i wymruczał:
- Dziękuję ci za twoją mądrość. Wiele mnie nauczyłeś.

background image

Potem usiadł obok szaraka i zaczął delikatnie czyścić mu futerko na uszach. Przywódczyni
zaczekała, aż pozostałe koty się oddalą, i dopiero wtedy cicho podeszła. Szara Łapa wręcz
nie dostrzegł jej obecności. Rudy dyskretnie odwrócił wzrok, kiedy liderka żegnała starego
przyjaciela.
- Och, co ja bez ciebie pocznę, Lwie Serce? - szepnęła.
Potem pokuśtykała z powrotem do swego legowiska i przycupnęła przed wejściem, wbijając
skamieniały z żalu wzrok w dal. Nawet nie chciała doprowadzić do porządku
pokrwawionego, splątanego futra. Po raz pierwszy wyglądała na całkowicie pokonaną i
Ognista Łapa poczuł, jak przebiega go zimny dreszcz. Siedział z Szarą Łapą przy Lwim
Sercu, aż księżyc wyszedł wysoko. Potem dołączył do nich Kruczy, więc razem dotrzymywali
towarzystwa zbolałemu przyjacielowi. Niedługo nadszedł również Tygrysi Pazur i krótko
podzielił język ze zmarłym Wojownikiem. Rudzielec czekał, żeby usłyszeć, jakimi słowami go
pożegna, jednak ten polizał zmierzwione futro w całkowitym milczeniu. Ku strapieniu
Terminatora, ponury kocur patrzył na Kruczą Łapę, a nie na martwego Zastępcę.
Cętkowany Listek krążyła lekkim krokiem po Obozie, pielęgnując rany i kojąc zszarpane
nerwy. Ognista Łapa widział, jak dwukrotnie odwiedzała Błękitną Gwiazdę, ale za każdym
razem Przywódczyni odsyłała ją do pozostałych. Dopiero kiedy Medyczka zbadała już
wszystkie koty, liderka pozwoliła zająć się swoimi ranami.
Kiedy wreszcie szylkretka skończyła i powędrowała z powrotem do swego legowiska,
Błękitna Gwiazda wstała z ziemi i powoli wpełzła na Wysoką Skałę. Koty Klanu Gromu
zdawały się tylko na to czekać. Gdy kocica zajęła swoje tradycyjne miejsce, zaczęły
nadchodzić na polanę, niezwykle milczące i ponure. Terminatorzy, rudy i czarny, podnieśli
się na zesztywniałe nogi i dołączyli do reszty, zostawiając przyjaciela przy zwłokach Lwiego
Serca. Szarak nadal leżał z nosem wtulonym w stygnącą, złocistą sierść. To oczywiste, że
tym razem zostanie zwolniony z zebrania Klanu.
- Księżyc już prawie dochodzi do szczytu nieba. - zamiauczała Przywódczyni, kiedy Ognista
Łapa wślizgnął się na miejsce obok Kruczego. - I znowu moim obowiązkiem - o wiele, wiele
za szybko - jest wyznaczyć nowego Zastępcę! - głos łamał jej się z żalu.
Rudzielec zerkał od Wojownika do Wojownika. Wszyscy patrzyli wyczekująco na Tygrysiego
Pazura. Nawet Biała Burza odwrócił ku niemu żółte spojrzenie. Sądząc z zuchwałej miny i
sposobu, w jaki drgały mu wąsiki, pręgowany kocur również podzielał przewidywania Klanu.
Błękitna Gwiazda wzięła głęboki oddech i ciągnęła:
- Wypowiadam te słowa przed ciałem Lwiego Serca, by jako duch mógł je usłyszeć i poprzeć
mój wybór. - zawahała się. - Nie zapomniałam o tym, jak pewien kot pomścił śmierć
Czerwonego Ogona i odniósł nam jego ciało. Obecnie Klan Gromu, nawet bardziej niż
zwykle, potrzebuje mężnego serca i lojalności. - znowu przerwała, po czym głośno i
wyraźnie zamiauczała: - Naszym nowym Zastępcą Przywódcy Klanu Gromu będzie Tygrysi
Pazur!
Rozległy się wrzaski aprobaty, wśród którego najdonośniej brzmiały głosy Ciemnopręgiego i
Długiego Ogona. Biała Burza siedział spokojnie, z zamkniętymi oczami i schludnie
owiniętym wokół łap ogonem. Powoli, potakująco kiwnął głową.
Tygrysi Pazur uniósł dumnie podbródek i przymknął powieki, słuchając swego Klanu. Potem
majestatycznym krokiem przeszedł wśród tłumu, nieznacznym skinieniem głowy kwitując
wyrazy hołdu, następnie dał susa na Wysoką Skałę i stanął obok Błękitnej Gwiazdy.
- Klanie Gromu! - wykrzyknął. - Jestem zaszczycony, mogąc przyjąć stanowisko Zastępcy
naszej Przywódczyni. Nigdy nie spodziewałem się zyskać tak wysokiej rangi. Na ducha
Lwiego Serca, przysięgam dobrze wam służyć. - z powagą schylił głowę, świdrując tłum
szeroko roztwartymi bursztynowymi ślepiami, po czym zeskoczył z głazu przemówień.

background image

Ognista Łapa dosłyszał, jak tuż obok niego czarny Terminator cichutko jęknął:
- Och, nie!
Odwrócił się i popatrzył ze zdziwieniem. Krucza Łapa nisko zawiesił głowę.
- Za nic nie powinna była go wybierać! - mamrotał.
- Mówisz o Tygrysim Pazurze? - szepnął rudzielec.
- On od samego początku chciał być Zastępcą, już kiedy usunął Czerwonego Ogona... -
zaczął kocurek i przerwał gwałtownie.
- Usunął Czerwonego Ogona? - powtórzył Ognista Łapa.
Nagle w jego głowie zakłębiło się od pytań. Co właściwie wiedział jego przyjaciel? Czyżby
opowiadana na Zgromadzeniu relacja z przebiegu bitwy była prawdziwa? Czy Tygrysi Pazur
ponosił winę za śmierć Czerwonego Ogona?






















Rozdział XVIII

- Opowiadasz przyjacielowi, jak broniłem Czerwonego Ogona?
Ognista Łapa poczuł nagle, że zimny dreszcz stroszy mu futerko na karku. Kruczy odwrócił
się gwałtownie, z rozszerzonymi lękiem oczyma. Tygrysi Pazur, który przybył znienacka
obok Terminatorów, odciągnął wargi i groźnie zawarczał. Rudzielec skoczył na równe nogi.
- Właśnie mi mówi, jak żałuje, że nie było cię tutaj, by pomóc Lwiemu Sercu! - miauknął,
szybko zbierając myśli.
Wojownik powiódł wzrokiem od jednego do drugiego, po czym milcząc oddalił się
majestatycznym krokiem. Miodowe ślepia Kruczej Łapy przyćmiło przerażenie. Dygotał
całym ciałem. Z nisko opuszczoną głową czmychnął do Szarego i przycupnął, przytulając
swoje kościste boki do jego gęsto futra, jakby nagle odczuwał mocny chłód. Ognista Łapa
podszedł do nich i ulokował się tuż obok, gotów przesiedzieć tak całą noc.

background image

Księżyc zaszedł i pozostałe koty dołączyły do nocnego czuwania nad ciałem Lwiego Serca.
Ostatnia pojawiła się Błękitna Gwiazda, kiedy Obóz był już spokojny i cichy. Nie powiedziała
nic, tylko siadła niedaleko, wpatrując w martwego przyjaciela z wyrazem tak trudnego do
zniesienia żalu, że Ognista Łapa musiał odwrócić wzrok.
O świcie przybyła Starszyzna, aby zabrać ciało byłego Zastępcy. Szara Łapa podążył za
nimi, chcąc pomóc wykopać dół, w którym miał spocząć wielki Wojownik, jego Mistrz. Rudy
ziewnął, przeciągając się. Przemarzł do szpiku kości. Pora Opadających Liści coraz bliżej,
więc las otulała mgiełka, ale ponad konarami drzew dawało się dojrzeć różowiejące poranne
niebo. Uczeń przez chwilę obserwował, jak przyjaciel wraz ze starszymi kotami znika w
mokrych od rosy zaroślach. Potem, gdy Krucza Łapa poderwał się z ziemi i pospieszył do
legowiska terminatorów, wolno ruszył w ślad za nim. Kiedy dotarł na miejsce, czarny kocurek
leżał już zwinięty w kłębek, z nosem wetkniętym pod ogon, jakby spał. Ognisty był zbyt
zmęczony, żeby rozmawiać. Zrobił kółeczko na posłaniu z mchu, po czym umościł się
wygodnie do długiej drzemki.

- Pobudka! - wołał Popielata Łapa w wejściu do legowiska.
Rudy Terminator otworzył oczy. Czarny już się obudził. Siedział sztywno, jakby połknął kij, i
nastawił uszu. Obok niego leżał Szara Łapa. Ucznia ogarnęło zdziwienie, gdy go zobaczył.
Nie słyszał bowiem, kiedy przyjaciel wrócił po pogrzebie Lwiego Serca.
- Błękitna Gwiazda zwołała kolejne zebranie! - syknął do nich Popielaty, wynurzając spośród
paproci.
Przyjaciele wypełzli z ciepłego legowiska. Słońce minęło już najwyższy punkt na niebie, było
chłodno. Ognista Łapa dygotał, ponadto burczało mu w brzuchu. Nie mógł sobie
przypomnieć, kiedy po raz ostatni jadł i przez chwilę zastanawiał się, czy będzie miał szansę
dziś zapolować. Trzej Terminatorzy pospiesznie dołączyli do tłumu zgromadzonego u stóp
Wysokiej Skały. Z miejsca u boku Błękitnej Gwiazdy przemawiał właśnie Tygrysi Pazur.
- Nasza Przywódczyni utraciła w walce kolejne życie. Teraz pozostały jej już tylko cztery z
dziewięciu. Mam zamiar wyznaczyć osobistą ochronę, która będzie stale nad nią czuwać.
Żadnemu kotu nie wolno zbliżyć się do Błękitnej Gwiazdy pod nieobecności jej straży. -
bursztynowe ślepia zerknęły na Kruczą Łapę, po czym przesunęły się po reszcie
Gromowiczów. - Ciemnopręgi i ty, Długi Ogonie... - ciągnął Zastępca. - ...będziecie ochraniać
naszą Przywódczynię.
W tym momencie odezwała się Błękitna Gwiazda. Po rozkazujących wrzaskach
pręgowanego jej głos brzmiał łagodnie i uspokajająco.
- Dziękuję, Tygrysi Pazurze, za twoją lojalność. Ale Klan musi wiedzieć, że nadal jestem tu
dla nich. Żaden kot nie powinien się wahać, kiedy chce do mnie podejść. Będę szczęśliwa,
mogąc porozmawiać z każdym z was w obecności moich strażników lub bez nich. - rzuciła
szybkie, ostre spojrzenie w kierunku Tygrysiego Pazura. - Jak głosi Kodeks Wojownika,
bezpieczeństwo Klanu jest ważniejsze od bezpieczeństwa któregokolwiek z jego członków. -
przerwała i jej niebieski jak niebo wzrok spoczywał przez chwilę na Ognistej Łapie. - A teraz
chciałabym zaprosić Żółty Kieł do Klanu Gromu!
Niektórym Wojownikom wyrwały się pełne zdumienia pomiaukiwania. Liderka spojrzała na
Mroźne Futerko, która skinieniem głowy wyraziła zgodę. Pozostałe kocice obserwowały to w
milczeniu.
- Jej zachowanie ubiegłej nocy dowiodło, że jest mężna i lojalna. Jeśli tylko sobie tego życzy,
powitamy ją jako członkinie naszego Klanu!
Nie ruszając się ze swego miejsca na skraju tłumu, Żółty Kieł podniosła oczy na Błękitną
Gwiazdę i mruknęła:

background image

- Jestem zaszczycona. Przyjmuję twoją propozycję.
- Doskonale. - odparła Przywódczyni. W jej głosie brzmiało zdecydowanie, jakby sprawa
była już przesądzona.
Ognista Łapa sapnął z radości i szturchnął nosem szarego towarzysza. Sam był zdumiony,
kiedy uświadomił sobie, ile to dla niego znaczyło, że Błękitna Gwiazda publicznie okazała
zaufanie do dawnej Medyczki Cienia. Wkrótce Przywódczyni znowu zaczęła mówić:
- Ostatniej nocy udało nam się obronić przed Klanem Cienia, ale nadal nie jesteśmy
bezpieczni. Prace naprawcze, które rozpoczęliśmy dzisiejszego ranka, muszą być
kontynuowane. Będziemy stale patrolować nasze granice. Nie wolno nam uznać, że wojna
już się skończyła.
Tygrysi Pazur wstał z wysoko uniesionym ogonem i obrzucił piorunującym spojrzeniem
zgromadzone na dole koty.
- Klan Cienia zaatakował, kiedy znajdowaliśmy się poza Obozem. - warknął. - Wybrali
odpowiedni moment. Skąd wiedzieli, że jesteśmy kiepsko chronieni? Czyżby mieli wśród nas
szpiega?
Rudzielec zamarł ze zgrozy, kiedy ponury Wojownik wbił zimne jak lód źrenice w Kruczą
Łapę. Niektóry koty podążyły za jego wzrokiem i z zakłopotaniem gapiły się na czarnego
Terminatory, który patrzył w ziemię, nerwowo przebierając nogami. A Tygrysi Pazur mówił
dalej:
- Do zachodu słońca mamy jeszcze trochę czasu. Teraz musimy skupić się na odbudowie
Obozu. Tymczasem jeśli podejrzewacie coś albo kogoś, przyjdźcie mi o tym powiedzieć.
Możecie być pewni, że to zostanie między nami. - skinąwszy głową, odprawił Klan, po czym
odwrócił głowę i zaczął rozmawiać z Błękitną Gwiazdą.
Klanowicze porozdzielali się i zaczęły krążyć po Obozie, szacując zniszczenia i tworząc
grupy robocze.
- Krucza Łapo! - zawołał rudy Terminator, ciągle wstrząśnięty poważną sugestią Tygrysiego
Pazura, że jego własny uczeń mógłby zdradzić Klan.
Ale Kruczy już uciekł. Rudzielec widział go, jak proponuje pomoc Półogonkowi i Białej Burzy,
następnie rusza zbierać gałązki do łatania dziur w granicznym murze. Najwyraźniej nie
życzył sobie rozmowy.
- Chodźmy mu pomóc. - rzucił Szara Łapa. Głos miał bezbarwny, a oczy posępne.
- Ty idź. Ja przyjdę za chwilę. - odparł. - Najpierw chcę sprawdzić, jak się miewa Żółty Kieł i
czy wszystko z nią w porządku po potyczce z Czarną Stopą.

Znalazł kocice w jej gnieździe koło zwalonego drzewa. Z zamyślonym wzrokiem
odpoczywała, rozciągnięta w cieniu.
- Cieszę się, że przyszedłeś. - zamruczała na jego widok.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku.
- Stare przyzwyczajenia trzymają się dłużej niż stare zapachy, co? - zażartowała staruszka.
- Też tak myślę. - przyznał rudzielec. - Jak się czujesz?
- Ta rana na nodze znowu się odzywa, ale nic mi nie będzie.
- W jaki sposób zdołałaś odeprzeć wtedy atak Czarnej Stopy? - zapytał z nutą podziwu w
głosie.
- Czarna Stopa jest silny, ale nie można go nazwać specjalnie rozgarniętym. Walka z tobą
była znacznie większym wyzwaniem.
Ognista Łapa szukał żartobliwego błysku w jej oczach, jednak wcale niczego nie odnalazł.
- Znam go od kociaka. - ciągnęła Żółty Kieł. - Nie zmienił się ani odrobinę. Tchórz pastwiący
nad słabszymi, a do tego głupi.

background image

Terminator usiadł obok niej.
- Wcale się nie dziwie, że Błękitna Gwiazda zaprosiła cię do naszego Klanu. - powiedział
uprzejmie. - Ostatniej nocy udowodniłaś swoją lojalność.
Dawna Medyczka trzepnęła ogonem.
- Może prawdziwie lojalny kot walczyłby po stronie Klanu, który go wychował...
- Ale wtedy ja walczyłbym dla moich Dwunogów! - wytknął jej Ognisty.
Żółty Kieł popatrzyła na niego pełnym podziwu wzrokiem.
- Dobrze powiedziane, młodzieńcze. Masz głowę nie od parady.
Smutek przeszył serce ucznia, kiedy przypomniał sobie, że były to również słowa Lwiego
Serca.
- Tęsknisz za Klanem Cienia? - zapytał.
Powoli zmrużyła oczy.
- Tęsknie za dawnym Klanem Cienia. - miauknęła w końcu. - Za tym, jaki kiedyś był.
- Zanim Złamana Gwiazda został Przywódcą? - Ognista Łapa nie mógł pohamować
ciekawości.
- Tak. - przyznała cicho. - On odmienił Klan. - chwilę potem zaśmiała się chrapliwie. -
Zawsze umiał wygłaszać dobre przemówienia. Potrafi ci wmówić, że mysz jest królikiem,
jeśli mu na tym zależy. Może dlatego byłam ślepa na jego wady...
Stara kocica spojrzała w dal, pogrążona we wspomnieniach.
- Nie zgadniesz, kto w Klanie Cienia jest nowym Medykiem. - zaczął wreszcie Ognisty,
raptem przypominając sobie, czego dowiedział się na Zgromadzeniu. Miał uczucie, jakby
było to już całe księżyce temu!
Jego słowa najwyraźniej przywróciły Żółty Kieł do rzeczywistości.
- Chyba nie Cieknący Nos? - miauknęła.
- Właśnie tak!
Szara potrząsnęła głową.
- Ależ on nie potrafi wyleczyć nawet własnego kataru!
- To samo powiedział Szara Łapa!
Przez chwilę mruczeli razem, ubawieni. W końcu Terminator podniósł się na nogi.
- Zostawię cię teraz, żebyś odpoczęła. Zawołaj mnie, jeśli będziesz dziś czegoś
potrzebowała.
Staruszka podniosła głowę.
- Zanim pójdziesz, Ognista Łapo... słyszałam, że walczyłeś ze szczurami. Pokaleczyły cię do
krwi?
- Już wszystko w porządku, Cętkowany Listek opatrzyła mi rany nagietkiem.
- Czasami nagietek nie wystarcza na szczurze ugryzienia. Idź poszukać kępy dzikiego
czosnku i się w nim wytarzaj. Rośnie taka niedaleko wejścia do Obozu. Dziki czosnek
wyciągnie wszystkie trucizny, które szczury mogły zostawić w twoim ciele. Chociaż... -
dodała sucho. - ...twoi współmieszkańcy mogą nie być mi wdzięczni za tę radę!
- Dobrze, zrobię, jak mówisz. Dzięki! - wymruczał uczeń.
- Uważaj na siebie, młodzieńcze. - przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Potem kocica oparła
podbródek na przednich łapach i zamknęła powieki.
Rudzielec w poszukiwaniu kępy dzikiego czosnku skierował się do janowcowego tunelu.
Słońce już zachodziło. Słyszał kocice matki układające na noc swoje kocięta.
- A ty dokąd? - warknął ktoś z półmroku. Był to Ciemnopręgi.
- Żółty Kieł kazała mi wyjść i...

background image

- Nie będziesz przyjmował poleceń od tej włóczęgi! - wysyczał jadowicie Wojownik. - Idź
pomóc przy naprawie muru. Dzisiejszego wieczoru żaden kot nie opuści tego Obozu! -
chlasnął ogonem z boku na bok.
- Tak, Ciemnopręgi. - miauknął Ognista Łapa, pokornie schylając głowę. Następnie odwrócił
się i mruknął cichutko: - ...Śmierdziopręgi! - po czym ruszył ku granicy Obozu, gdzie
dostrzegł przyjaciół pracowicie łatających wielką dziurę w ścianie zieleni.
- Jak się miewa Żółty Kieł? - zapytał szary, kiedy Terminator podszedł bliżej.
- Doskonale. Powiedziała, że dziki czosnek byłby dobry na moje szczurze pogryzienia.
Właśnie szedłem go szukać, ale Ciemnopręgi kazał mi zostać w Obozie.
- Dziki czosnek? - odmiauknął Szara Łapa. - Też chciałbym go wypróbować. Noga ciągle
mnie jeszcze piecze.
- Mógłbym się wymknąć i przynieść trochę. - zaproponował Ognista Łapa. Czuł się urażony
bezceremonialnym potraktowaniem przez Ciemnopręgiego i z zadowoleniem witał szansę,
by go okpić. - Nikt nie zauważy, jeśli wymknę się tą dziurą. To potrwa tyle, co kilka króliczych
kicnięć.
Kruczy spochmurniał, ale szarak ochoczo skinął głową.
- Będziemy cię kryć. - szepnął.
Uczeń z wdzięcznością szturchnął go nosem i wyskoczył przez rozdarcie w granicznym
murze. Ruszył do kępy dzikiego czosnku, kierując się zapachem. Na fiołkowym niebie
wschodził księżyc, a słońce znikało właśnie za horyzontem. Zimny wiatr rozwiewał Ognistej
Łapie futro. Nagle Terminator uchwycił niesiony podmuchem koci zapach. Zaczął ostrożnie
węszyć. Klan Cienia? A nie, to tylko Tygrysi Pazur i jakieś dwa koty. Rudzielec znowu
ciągnął powietrze. Ciemnopręgi i Długi Ogon! Co oni tu robią? Zaciekawiony, przypadł do
ziemi, jakby podchodził zwierzynę. Łapa za łapą, skradał się przez zarośla, cały czas pod
wiatr. Wojownicy stali w cieniu kępy paproci. Wkrótce kocurek przebywał wystarczająco
blisko, żeby dosłyszeć, o czym mówią.
- Gwiezdny Klan mi świadkiem, że mój uczeń od początku wydawał się mało obiecujący, ale
nigdy nie przypuszczałem, że stanie się zdrajcą! - warknął Tygrysi Pazur.
Ognista Łapa nie wierzył własnym oczom. Wyglądało na to, iż Zastępca nie zamierzał
poprzestać na aluzjach!
- Na jak długo Krucza Łapa przepadł po drodze do Matczynego Pyszczka? - zapytał
Ciemnopręgi.
- Wystarczająco długo, żeby pobiec do Obozu Klanu Cienia i z powrotem. - padła groźna
odpowiedź Tygrysiego Pazura.
Sierść na rudym ogonie zjeżyła się gniewnie. To niemożliwe! - pomyślał. - Przecież był z
nami cały czas! Teraz rozległ się piskliwy z podniecenia głos Długiego Ogona:
- Musiał im powiedzieć, że Przywódczyni Klanu Gromu i najpotężniejszy Wojownik opuścili
Obóz. Inaczej jakim cudem zaatakowaliby właśnie wtedy?
- Jesteśmy ostatnim Klanem, który stawia czoło Cieniowi. Musimy pozostać silni. -
zamruczał ciemnobrązowy kocur, aby w milczeniu oczekiwać reakcji.
Ciemnopręgi odezwał się pierwszy - gorliwie, jakby nadal posiadał rangę Terminatora
Tygrysiego Pazura i udzielał poprawnej odpowiedzi na pytanie o techniki polowania. Te
słowa sprawiły, że Ogniste Łapie ze strachu zaparło oddech.
- Klanowi byłoby lepiej bez zdrajcy.
- Muszę przyznać ci rację. - mruknął Zastępca. - Mimo że to mój uczeń... - urwał, sztucznie
zbyt przygnębiony, by powiedzieć coś więcej.
Rudzielec usłyszał już dosyć. Zupełnie zapomniawszy o dzikim czosnku, cicho i szybko
zawrócił w stronę Obozu. Postanowił nic nie mówić Kruczej Łapie. Przyjaciel byłby

background image

śmiertelnie przerażony. Jednak umysł Ognistej Łapy pracował na pełnych obrotach. Co
można zrobić? Tygrysi Pazur to teraz Zastępca Przywódczyni Klanu, wielki Wojownik,
popularny wśród kotów. Nikt nie zechce wysłuchać oskarżeń wysnuwanych przez jakiegoś
Terminatora. Ale Kruczemu groziło straszliwe niebezpieczeństwo! Kocurek otrząsnął się,
próbując zebrać myśli. Było tylko jedno rozwiązanie - musi powtórzyć to, co usłyszał,
Błękitnej Gwieździe i jakimś cudem przekonać ją, iż mówi prawdę!









































background image





Rozdział XIX

Szara Łapa wraz z Kruczą Łapą nadal łatali dziurę, kiedy powrócił ich rudy przyjaciel.
Zostawili mu otwór wystarczająco szeroki, żeby mógł się przecisnąć.
- Z czosnkiem nie wypaliło. - wysapał Ognista Łapa, gdy wpełznął do Obozu. - Tam na
zewnątrz grasuje Ciemnopręgi.
- Nie szkodzi. - miauknął szarak. - Jutro możemy sobie narwać.
- Przyniosę ci trochę ziarenek maku od Cętkowanego Listka. - zaoferował rudzielec.
Przestraszył go posępny wyraz oczu towarzysza i to, że jego mięśnie wydawały się aż
sztywne z bólu.
- Nie zawracaj sobie głowy. - odparł Terminator. - Nic mi nie będzie.
- To żaden problem. - rzekł Ognisty i pognał susem w stronę legowiska Medyka.

Młoda kotka, o oczach zasnutych zgryzotą, przemierzała właśnie tam i z powrotem swoją
małą polankę.
- Dobrze się czujesz? - zapytał przybyły uczeń.
- Duchy Gwiezdnego Klanu się niecierpliwą. Myślę, że próbują mi coś powiedzieć. - odparła,
trzepiąc niespokojnie ogonem. - W czym ci mogę pomóc?
- Sądzę, że Szara Łapa miałby ochotę na kilka ziarenek maku. Szczurze ugryzienia nadal
bardzo dają mu się we znaki.
- Ból po stracie Lwiego Serca pogorszył jego stan. Z czasem twój przyjaciel wróci do formy.
Ale masz rację, ziarenka maku na pewno mu pomogą. - Cętkowany Listek poszła do swego
składzika i przyniosła wysuszoną makówkę. Ostrożnie położyła ją na ziemi. - Wytrząśnij
jedno lub dwa ziarenka i podaj mu.
- Dzięki. Na pewno dobrze się czujesz?
- Zanieś to mu. - odparła Medyczka, unikając jego spojrzenia.
Ognista Łapa wziął zatem makówkę w zęby i ruszył z powrotem.
- Zaczekaj! - syknęła nagle Cętkowany Listek.
Rudy odwrócił się wyczekująco i napotkał jej płonące spojrzenie.
- Gwiezdny Klan przemówił do mnie całe księżyce temu, jeszcze zanim dołączyłeś do Klanu
Gromu. - wyszeptała. - Wyczuwam, że chcą, abym ci to teraz przekazała. Powiedzieli mi, że
tylko ogień może uratować nasz Klan.
Terminator, nic nie rozumiejąc, wpatrywał się niemo w szylkretkę. Dopiero po chwili dziwny,
pełen pasji wyraz zniknął z jej oczu.
- Uważaj na siebie. - miauknęła już swoim normalnym głosem i zawróciła.
- Do zobaczenia. - rzekł niepewnie.
Wszedł pomiędzy paprocie. Dziwne słowa Cętkowanego Listka powracały echem w
myślach, ale nie mógł odnaleźć w nich żadnego sensu. Dlaczego kotka podzieliła się tym
proroctwem właśnie z nim? Z pewnością ogień jest wrogiem wszystkiego, co żyje w lesie.
Rudzielec z niezadowoleniem potrząsnął głową i popędził do legowiska terminatorów.

- Szara Łapo! - syknął do ucha śpiącemu przyjacielowi.

background image

Większą część nocy przepracowali przy odbudowie Obozu, więc pozwolono im odpoczywać
przez cały ranek. Tygrysi Pazur rozkazał, by byli gotowi na trening, kiedy tylko słońce stanie
najwyżej na niebie. Sączące się do legowiska mocne, żółte światło dowodziło, że umówiona
pora właśnie nadchodzi. Rudy Terminator spędził niespokojną noc. Za każdym razem, kiedy
zdołał zasnąć, w głowie kłębiły mu się sny, chaotyczne i niewyraźne, równie groźne.
- Szara Łapo! - zasyczał znowu, lecz przyjaciel ani drgnął. Przed zaśnięciem zjadł dwa
ziarenka maku i teraz spał jak zabity.
- Wstałeś już? - zamiauczał ze swego gniazda Krucza Łapa.
Rudy fuknął cicho, pełen złości. Chciał porozmawiać z szarakiem zanim ich czarny
towarzysz się ocknie.
- Tak! - odparł.
Kruczy usiadł na swoim posłaniu z mchu i wrzosu, po czym zaczął toaletę szybkimi
pociągnięciami języka.
- Zamierzasz go obudzić? - spytał, wskazując głową szarego kota.
Nagle głęboki głos warknął koło ścian ich legowiska:
- Mam nadzieję! Zaraz zaczynamy trening.
Ognista i Krucza Łapa zerwali się na równe nogi.
- Pobudka! - samczyk trącił przyjaciela łapką. - Tygrysi Pazur czeka!
Uczeń uniósł głowę. Oczy nadal miał zamroczone snem.
- Już gotowi!? - zawołał Tygrysi Pazur.
Terminatorzy wpełzli z paproci, mrugając oślepieni słonecznym blaskiem. Zastępca siedział
koło ich ulubionego pnia.
- Ten trzeci idzie? - spytał.
- Tak. - odparł Ognista Łapa. - Dopiero co wstał...
- Trening dobrze mu zrobi. - warknął pręgowany. - Smucił się już wystarczająco długo.
Rudzielec wytrzymał groźny wzrok bursztynowych ślepi. Przez ułamek sekundy spojrzenia
Wojownika i ucznia dopadły siebie jak wrogowie. Wtedy z legowiska wygramolił się sennie
Szara Łapa.
- Błękitna Gwiazda będzie gotowa za chwilę, Ognista Łapo. - oznajmił Tygrysi Pazur.
Te słowa rozproszyły gniew Ognistej Łapy. To jego pierwszy trening z Przywódczynią!
Chociaż uważał, że ranna kotka będzie chciała jeszcze odpocząć.
- Szara Łapo... - ciągnął kocur. - ...ty możesz uczestniczyć w moim treningu. Sądzisz, że
dasz sobie radę, Krucza Łapo? - wówczas gniewnie zmierzył swojego podopiecznego. -
Porządnie poparzyły cię pokrzywy, kiedy pozostali walczyli ze szczurami.
Krucza Łapa nie odrywał oczu od ziemi.
- Nic mi nie jest. - miauknął.
Obydwaj uczniowie ruszyli za swoim Mistrzem do wyjścia. Czarny miał nisko zwieszoną
głowę, kiedy znikał w janowcowym tunelu. Zaś Ognista Łapa usiadł i czekał. Błękitna
Gwiazda nie trzymała go długo w niepewności. Wyszła ze swego legowiska i krzyżowała
polanę. Futro miała ciągle jeszcze w strąkach, tam gdzie znajdowały się świeże rany, ale jej
pewny, majestatyczny krok nie zdradzał bólu.
- Chodźmy! - zawołała dziarsko.
Rudzielec zauważył ze zdumieniem, że jest sama, a Ciemnopręgiego i Długiego Ogona
nigdzie nie było widać. Zaświtała mu pewna myśl i nagle w jego podniecenie wdarł się
niepokój - oto nadeszła sposobność, żeby opowiedzieć, co podsłuchał zeszłego wieczoru.
Dogonił Błękitną Gwiazdę, kiedy zmierzała ku janowcowemu tunelowi, i trzymał się na krok
za nią.
- Twoja straż do nas dołączy? - zapytał niepewnie.

background image

Przywódczyni, nie spojrzawszy nawet do tyłu, odparła:
- Kazałam Ciemnopręgiemu i Długiemu Ogonowi pomóc przy naprawach. Zabezpieczenie
Obozu Klanu Gromu jest dla nas najważniejsze.
Serce Terminatora zabiło szybciej. Jak tylko wyjdą poza pobliski teren, będzie mógł
opowiedzieć jej o Kruczej Łapie! Podążyli szlakiem wiodącym do szkoleniowe kotlinki.
Ścieżkę zasypały świeżo opadłe złociste liście, które szeleściły pod nogami. Umysł kocurka
pracował naprawdę szybko. Usiłował wszak znaleźć odpowiednie słowa. Co ma
powiedzieć? Że Tygrysi Pazur knuje, jak pozbyć się swojego ucznia? I co odpowie, kiedy
Błękitna Gwiazda zapyta dlaczego? Czy zdoła oświadczyć na głos, że podejrzewa Zastępcę
o zamordowanie Czerwonego Ogona? Mimo że nie ma na to żadnych dowodów oprócz
opowieści podekscytowanego Gromowicza podczas Zgromadzenia? Nawet nie miauknął, aż
dotarli do piaszczystej kotliny. Było tu zupełnie pusto.
- Poprosiłam Tygrysiego Pazura, żeby dzisiaj poprowadził trening w innej części lasu. -
wyjaśniła Błękitna Gwiazda. - Skoncentruję się na twoich umiejętnościach w sztuce walki i
chcę, żebyś ty także się na nich skupił. A to oznacza - żadnych rozrywek.
Muszę teraz zacząć! - myślał nerwowo Ognista Łapa. - Powinna wiedzieć, w jakim
niebezpieczeństwie znalazł się ten biedak. Nie będę miał już drugiej takiej szansy... Łapy
swędziały go z niepokoju. Nagle kątem oka uchwycił ruch. Coś szarego świsnęło mu przed
nosem i upadł na pyszczek, bowiem ktoś momentalnie podbił mu przednie łapy. Chwiejnie
stanął na nogi, odzyskał równowagę i ujrzał Przywódczynię siedzącą tuż obok.
- Teraz zechcesz poświęcić mi trochę uwagi? - warknęła.
- Tak, Błękitna Gwiazdo. Przepraszam! - odparł pospiesznie, patrząc w jej niebieskie oczy.
- To już lepiej. Jesteś z nami od wielu księżyców. Obserwowałam, jak walczysz. Ze
szczurami byłeś szybki; z Wojownikami Klanu Cienia byłeś zawzięty. Pierwszego dnia, kiedy
się spotkaliśmy, przechytrzyłeś Szarą Łapę i również dzięki sprytowi pokonałeś Żółty Kieł. -
umilkła, po czym zniżyła głos do przenikliwego syku. - Ale pewnego dnia trafisz na
przeciwnika, który będzie taki jak ty - szybki, zawzięty i inteligentny. Moim obowiązkiem jest
cię na ten dzień przygotować.
Ognista Łapa przytaknął, całkowicie porwany tymi słowami. Wszystkie zmysły miał w pełnym
pogotowiu. Myśli o Kruczej Łapie i Tygrysim Pazurze dosłownie wyfrunęły mu z głowy.
- Zobaczymy, jak walczysz. - rozkazała Błękitna Gwiazda. - Zaatakuj mnie.
Terminator przez chwilę ocenił jej rozmiary i zastanawiał się nad najlepszym sposobem
ataku. Kocica stała oddalona o mniej niż trzy królicze odległości. Była od niego dwa razy
większa, więc zaczynanie od zwyczajowych ciosów łapą i zapasów uznał za zbyteczny
wysiłek. Lecz gdyby mógł dać wystarczająco potężnego susa prosto na szary grzbiet, może
zdołałby wybić ją z równowagi. Przywódczyni ani na chwilę nie odrywała od niego
świdrujących niebieskich oczu.
Skoczył. Celował dokładnie w barki, ale ona była na to gotowa. Błyskawicznie przycupnęła i
gdy Ognista Łapa w nią trafił, przekoziołkowała na plecy. Zamiast wylądować wzdłuż ramion
przeciwniczki, zwalił się z łoskotem koło jej odwróconego do góry brzucha. Błękitna Gwiazda
chwyciła go wtedy wszystkimi czterema łapami i bez wysiłku cisnęła nim w powietrze.
Rudzielec miał wrażenie, że zbyła go jak natrętnego kociaka. Twardo grzmotnął o ziemię,
następnie przez kilka sekund leżał bez tchu, zanim zdołał wstać.
- Interesująca strategia, ale oczy zdradziły cię, gdzie celujesz. - warknęła samica, kiedy już
się podniosła i wytrzepała z kurzu gęste futro. - Spróbuj jeszcze raz.
Tym razem Terminator patrzył na jej barki, a mierzył w łapy. Dał susa, pełen zadowolenia z
siebie, ale rychło uczucie prysło, dając miejsce zakłopotaniu. Błękitna Gwiazda
niespodziewanie wyskoczyła w górę i pozwoliła mu walnąć ziemię tam, gdzie stała jeszcze

background image

sekundę wcześniej. Idealnie wyliczyła sobie czas. Kiedy uczeń wylądował, spadła na niego
jak piorun, wyduszając zeń resztki oddechu.
- A teraz spróbuj czegoś, czego się nie spodziewam. - syknęła mu do ucha. Zeszła z jego
grzbietu i wycofała, błyszcząc wyzywająco oczyma.
Potrząsnął futerkiem, rozzłoszczony. Nawet Żółty Kieł nie była taka podstępna. Zasyczał i
znowu skoczył. Kocica stanęła na zadnich łapach, zaś przednich użyła, by go gwałtownie
zawrócić. Ciężko padł na własny bok.
- Posłuchaj. - zamiauczała spokojnie Przywódczyni, kiedy znowu się pozbierał. - Jesteś silny
i prędki, ale żeby nie było mi tak łatwo zachwiać twojej równowagi, musisz ćwiczyć szybkość
i panować nad ciężarem ciała. Spróbuj jeszcze raz.
Ognista Łapa odstąpił dalej, zakurzony, z trudem łapiąc powietrze. Ogarnęła go wściekłość.
Tym razem za wszelką cenę musiał być lepszy od swojej Mistrzyni. Powoli przycupnął i
zaczął zakradać w stronę Błękitnej Gwiazdy, natomiast ona przywarła do ziemi, naśladując
jego postawę. Kiedy się zbliżył, zasyczała mu prosto w oczy. Rudzielec uniósł łapę i z
rozmachem walnął ją w lewe ucho. Odskoczyła, chcąc uniknąć ciosu, po czym stanęła dęba.
Kocurek natychmiast przywarł do gruntu grzbietem, wślizgnął pod nią i jednym szybkim
ruchem tylnych kończyn wymierzył kopniaka. Kocica poleciała do tyłu i runęła na ziemię.
Terminator błyskawicznie obrócił się i poderwał na równe nogi. Roznosiła go radość. Po
chwili jednak dostrzegł, że liderka leży w piachu, przypominając sobie o jej ranach. Czyżby
uległy otwarciu? Pomknął doń pędem. Ku jego uldze ślepia samicy lśniły dumą.
- Dużo lepiej. - sapnęła. Wstała i otrzepała się. - Teraz moja kolej.
Skoczyła, powalając go na ziemię, następnie cofnęła i pozwoliła mu się podnieść, zanim
znów dała susa i ponownie przewróciła go bez trudu.
- Jestem dużo większa. Nie próbuj się ze mną siłować. Użyj sprytu. Jeśli jesteś
wystarczająco szybki, żeby się przede mną uchylić, to się uchyl!
Rudy kocurek znowu wstał i przygotował na jej atak. Tym razem nie wpierał łap w miękkie
podłoże, acz stał lekko, na czubkach palców. Kiedy Błękitna Gwiazda rzuciła się w jego
kierunku, odskoczył zgrabnie z drogi, uniósł na tylne łapy, a przednimi ją popchnął.
Wylądowała z gracją.
- Wspaniale! Szybko się uczysz. - mruknęła. - Ale to było łatwe. Zobaczymy, jak sobie
poradzisz teraz...
Trenowali aż do zachodu słońca. Ognista Łapa odetchnął z ulgą, kiedy Przywódczyni
wreszcie miauknęła:
- Na dziś wystarczy.
Sprawiała wrażenie trochę zmęczonej i zesztywniałej, jednak mimo to lekko wyskoczyła z
piaszczystej kotlinki. Rudzielec wyszedł ociężale za nią. Mięśnie go bolały, w głowie kręciło
od wszystkiego, co pojął. Kiedy wędrowali z powrotem pośród drzew, nie mógł się już
doczekać, aż opowie przyjaciołom o swoim treningu. I dopiero gdy dotarli do granic Obozu,
zdał sobie sprawę, że zapomniał porozmawiać z Błękitną Gwiazdą o Kruczej Łapie.








background image










Rozdział XX

Obóz wyglądał trochę lepiej. Najwyraźniej kocie drużyny przez cały dzień nieustająco łatały i
reperowały. Mroźne Futerko i Złoty Kwiat ciągle jeszcze były zajęte przy umacnianiu ścian
kociarni, ale zewnętrzny mur znowu sprawiał solidne wrażenie.
Ognista Łapa przebiegł truchtem przez polanę, żeby sprawdzić, czy nie ma jakiejś świeżo
upolowanej zdobyczy. Minął Piaskową i Popielatą Łapę, którzy szykowali się właśnie do
wyjścia na patrol.
- Przykro nam. - miauknęła kąśliwie Piaskowa, kiedy z nadzieją węszył obok miejsca
posiłków. - Zjedliśmy dwie ostatnie myszki.
Wzruszył ramionami. Później coś sobie upoluje. Zawrócił do legowiska terminatorów, gdzie
oparty o pień drzewa szary kot wylizywał sobie przednią łapkę.
- Gdzie jest Krucza Łapa? - zapytał, siadając obok niego.
- Jeszcze nie wrócił. - odparł Szara Łapa. - Patrz! - wyciągnął kończynę, żeby przyjaciel
mógł ją uważnie obejrzeć. Poduszeczka była rozcięta i krwawiła. - Tygrysi Pazur posłał
mnie, żebym nałowił ryb, i nadepnąłem w strumieniu na ostry kamień.
- Rana jest głęboka. Powinieneś poprosić Cętkowany Listek, żeby rzuciła na to okiem. -
poradził Ognisty. - A tak przy okazji, dokąd Tygrysi Pazur kazał mu iść?
- Nie wiem, byłem po brzuch w zimnej wodzie! - mruknął szarak. Zaraz potem wstał i
pokuśtykał do Medyczki.
Rudzielec rozsiadł się z oczami wlepionymi w wejście do Obozu i czekał. Po tym, jak
poprzedniej nocy podsłuchał rozmowę Wojowników, nie mógł odeprzeć uczucia, że
przyjaciela może spotkać coś strasznego. Serce podeszło mu do gardła, kiedy zobaczył, jak
Zastępca wkracza sam przez janowcowy tunel.
Czekał dalej. Księżyc świecił już wysoko na niebie. Przecież do tej pory Krucza Łapa
powinien już wrócić! Uczeń zrozumiał, jak bardzo żałuje, że nie porozmawiał z Błękitną
Gwiazdą, kiedy miał na to szansę. Teraz widział Ciemnopręgiego i Długiego Ogona
pilnujących jej gniazda, a z pewnością nie chciał, by podsłuchali, co go niepokoi. Tygrysi
Pazur przyniósł świeżo upolowaną zdobycz, którą dzielił z Białą Burzą przed legowiskiem
wojowników. Ognista Łapa poczuł własny, silny głód. Rozważał, czy powinien wyjść i
zapolować. Może spotka Kruczą Łapę...
Nagle ujrzał przyjaciela truchtającego przez obozowe wejście. Bardzo się ucieszył, i to nie
tylko dlatego, że Kruczy trzymał w zębach apetyczną zwierzynę. Terminator podbiegł prosto
do rudego i upuścił na ziemię zapasy żywności, których miał pełny pyszczek.
- Wystarczy dla nas trzech! - zamiauczał dumnie. - Powinno smakować nadzwyczajnie, bo to
z terytorium Klanu Cienia.
Ognistą Łapę aż zatkało.
- Polowałeś na terytorium Klanu Cienia?

background image

- To było moje zadanie. - wyjaśnił czarny.
- Tygrysi Pazur posłał cię, żebyś polował na terenach wroga!? - kocurek nie mógł w to
uwierzyć. - Musimy powiedzieć o tym Błękitnej Gwieździe! To zbyt niebezpieczne!
Słysząc imię Przywódczyni, Krucza Łapa potrząsnął głową. Oczy miał zaszczute i
pociemniałe z lęku.
- Lepiej nic nie mów! - syknął. - Przetrwałem. Nawet co nieco upolowałem. Tylko to się liczy.
- A co będzie następnym razem? - parsknął rudzielec.
- Ciii! Tygrysi Pazur patrzy. Jedz i bądź cicho! - warknął przyjaciel.
Terminator spiął ramiona i sięgnął po kolację. Jego towarzysz jadł szybko, unikając kontaktu
wzrokowego.
- Zostawimy trochę dla Szarej Łapy? - zapytał chwilę później. - Gdzie on jest?
- Poszedł do Cętkowanego Listka. - wymamrotał z pełną mordką rudy uczeń. - Rozciął sobie
łapę. Nie wiem, kiedy wróci.
- Dobra, zostaw mu, co chcesz. - odparł czarny. Nagle wydał się kompletnie wykończony. -
Jestem padnięty. Idę spać.
Wstał i bezceremonialnie powędrował do legowiska. Ognista Łapa został na zewnątrz,
obserwując, jak Obóz szykuje się do nocy. Trzeba powiedzieć Kruczemu o tym, co
podsłuchał zeszłego wieczoru w lesie. Przyjaciel musi wiedzieć, w jakim stoi
niebezpieczeństwie. Aktualnie Tygrysi Pazur leżał koło Białej Burzy, dzieląc z nim języki, ale
jednym okiem zerkał na legowisko terminatorów. Rudzielec ziewnął szeroko, żeby pokazać,
jak bardzo jest zmęczony. Potem podniósł się i poszedł do gniazda.

Krucza Łapa już spał. Łapki i wąsiki mu drgały, popiskiwał. Niespodziewanie skoczył na
równe nogi z oczami rozszerzonymi przerażeniem. Futro miał zjeżone, grzbiet wygięty w łuk.
- Uspokój się! - miauknął zatrwożony uczeń. - To twoje legowisko. Tylko ja tu jestem!
Czarny kocurek powiódł dookoła dzikim wzrokiem i zamrugał. Rozpoznał przyjaciela i z
powrotem opadł na posłanie.
- Słuchaj. - zaczął poważnie Ognista Łapa. - Podsłuchałem coś wczoraj wieczorem, kiedy
wyszedłem szukać czosnku. - Kruczy odwracał spojrzenie, nadal dygocząc, ale rudy uparcie
ciągnął: - Tygrysi Pazur mówił Ciemnopręgiemu i Długiemu Ogonowi, że zdradziłeś Klan
Gromu. Powiedział, że podczas drogi do Matczynego Pyszczka ukradkiem wymknąłeś się i
zawiadomiłeś Cienistych o zostawieniu naszego Obozu bez obstawy.
Terminator gwałtownie odwrócił głowę niczym poparzony.
- Ja tego nie zrobiłem! - wykrzyknął ze zgrozą.
- Oczywiście. - przyznał mu rację. - Jednak Ciemnopręgi i Długi Ogon w to wierzą, a Tygrysi
Pazur przekonał ich, że powinni się ciebie pozbyć.
Kruczej Łapie odebrało mowę. Z trudem łapał powietrze.
- Dlaczego Tygrysi Pazur chce się ciebie pozbyć? - zapytał łagodnie. - Jest jednym z
najsilniejszych Wojowników Klanu, a wyraźnie się ciebie boi.
Sądził, że zna już odpowiedź, ale chciał usłyszeć prawdę z ust przyjaciela. Czekał, aż
kocurek wydusi z siebie te słowa. Wreszcie czarny podpełznął bliżej i wyszeptał mu
chrapliwie do ucha:
- Czerwonego Ogona nie zabił Zastępca Klanu Rzeki, tylko Tygrysi Pazur.
- Więc to nie Tygrysi Pazur pokonał Dębowe Serce. - nie mógł się powstrzymać od
wtrącenia swojej uwagi.
Uczeń potrząsnął głową.
- Nie, nie on! Kiedy Czerwony Ogon zabił Dębowe Serce, Tygrysi Pazur kazał mi wracać do
Obozu. Chciałem zostać. Wrzasnął na mnie, żebym uciekał, więc pobiegłem pomiędzy

background image

drzewa, ale przecież nie mogłem odejść, skoro oni jeszcze walczyli... Zawróciłem i
zakradłem się z powrotem, sprawdzić, czy Tygrysi Pazur nie potrzebuje pomocy. Kiedy
podszedłem, wszyscy Wojownicy Klanu Rzeki już pierzchli. Został tylko Tygrysi Pazur z
Czerwonym Ogonem. Czerwony Ogon patrzył na uciekających wrogów, a Tygrysi... - Krucza
Łapa urwał i przełknął opornie ślinę. - Tygrysi Pazur sko... skoczył na niego. Zatopił mu zęby
w kark i Czerwony Ogon padł na ziemię. Martwy. Wtedy uciekłem. Nie wiem, czy Tygrysi
Pazur mnie widział. Biegłem i biegłem aż do Obozu.
- Dlaczego nie powiedziałeś Błękitnej Gwieździe? - naciskał delikatnie Ognista Łapa.
- Uwierzyłaby mi? - Kruczy dziko potoczył oczami. - A ty mi wierzysz?
- Pewnie, że tak. - miauknął rudzielec. Polizał przyjaciela między uszami, próbując go
uspokoić i pocieszyć. Wiedział, iż musi znaleźć kolejną sposobność, aby opowiedzieć
Przywódczyni o zdradzie obecnego Zastępcy. - Nie martw się, coś wymyślę. - obiecał. - Na
razie pilnuj, żeby być blisko mnie albo Szarej Łapy.
- A Szara Łapa wie? O tym, że chcą się mnie pozbyć?
- Jeszcze nie. Ale będę mu musiał powiedzieć.
Czarny w milczeniu ułożył się na brzuchu i zapatrzył przed siebie.
- Wszystko będzie dobrze... - zamruczał rudy Terminator, dotykając nosem kościstego boku
przyjaciela. - Pomogę ci się z tego wygrzebać.

Szara Łapa przydreptał do legowiska dopiero o świcie. Piaskowa i Popielata Łapa chwilę
wcześniej wrócili z patrolu i spali w swoich gniazdach.
- Cześć! - miauknął Szary. Głos miał weselszy, niż bywało to w ciągu ostatnich dni.
Ognista Łapa od razu się obudził. Przyjaciel polizał go w ucho.
- Cętkowany Listek przyłożyła mi na skaleczenie coś lepkiego i kazała godzinami leżeć bez
ruchu. Musiałem zasnąć. A tak przy okazji, mam nadzieję, że ta zięba była dla mnie!
Umierałem z głodu!
- Owszem, była. Przyniósł ją wczoraj Krucza Łapa. Tygrysi Pazur posłał go...
- Zamknijcie się! - warknęła Piaskowa Łapa. - Niektórzy tutaj próbują spać!
Kocurek wywrócił oczami.
- Chodź. - zagadał. - Cętkowana Mordka urodziła kociaki. Odwiedzimy je.
Ognisty zamruczał radośnie. Wreszcie święto dla Klanu Gromu! Popatrzył na Kruczego,
który nadal leżał pogrążony w niespokojnym śnie, po czym wymknął spośród legowiska i
razem z szarym podążył truchtem przez polanę w kierunku kociarni. Wschodzące słońce
przyjemnie grzało mu skórę. Przeciągnął się, zadowolony, rozkoszując giętkością własnego
grzbietu i siłą łapek.
- Dość tych popisów! - zawołał przez ramię Szara Łapa.
Rudzielec przerwał gimnastykę i popędził w jego ślady. Przed kociarnią siedział Biała Burza,
pilnując wejścia.
- Przyszliście zobaczyć nowe kocięta? - zamiauczał, kiedy obaj Terminatorzy podeszli do
niego.
Ognista Łapa twierdząco pokiwał głową.
- Można wchodzić pojedynczo. I musicie zaczekać. Teraz jest u niej Błękitna Gwiazda. -
oznajmił jasny Wojownik.
- Możesz iść pierwszy. - zaproponował Ognista Łapa. - Ja tymczasem odwiedzę Żółty Kieł.
Z szacunkiem skłonił głowę przed Białą Burzą i ruszył do gniazda swojej byłej podopiecznej.
Stara kocica myła się właśnie za uszami. W skupieniu na wpół przymknęła oczy.
- Tylko mi nie mów, że wyczuwasz deszcz! - zażartował rudzielec.
Żółty Kieł podniosła wzrok.

background image

- Nasłuchałeś się bajania starszych. - odmiauknęła. - Jaki byłby sens w kocim myciu uszu,
gdyby od razu miały zmoknąć?
Wąsiki Ognistej Łapie zadrgały z rozbawienia.
- Chcesz zobaczyć potomstwo Cętkowanej Mordki? - zapytał.
Żółty Kieł zesztywniała i przecząco potrząsnęła głową.
- Nie sądzę, żebym była tam mile widziana. - warknęła.
- Ale przecież wszyscy wiedzą, że uratowałaś...
- Matka jest z reguły bardzo opiekuńcza wobec swoich małych, zwłaszcza jeśli to jej
pierwszy miot. Myślę, że lepiej, jak będę trzymała się z daleka. - odparła dawna Medyczka
takim tonem, który nie zachęcał do dalszej dyskusji.
- Jak sobie życzysz. Jednak ja mam zamiar je zobaczyć. To musi być dobry znak, kiedy w
Obozie są młode!
Staruszka wzruszyła ramionami.
- Czasami. - wymamrotała ponuro.
Uczeń potruchtał z powrotem do -ociarni. Chmury przesłoniły słońce, nastał dotkliwszy
chłód. Gwałtowny wiatr zaczął szarpać mu futerko i szeleścić po całej polanie. Przed
kociarnią siedziała Błękitna Gwiazda, a w wąskim wejściu znikał właśnie ogon Szarej Łapy.
- Przyszedłeś zobaczyć najnowszych Wojowników Klanu Gromu? - Przywódczyni sprawiała
wrażenie zmęczonej i smutnej.
Ognistą Łapę ogarnęło zdumienie. Przecież kocięta to dobra wiadomość do Klanu...?
- Jak już skończysz... - ciągnęła. - ...odwiedź mnie w moim legowisku. - i powoli odeszła.
Terminator poczuł, jak mrowi go skóra. Oto kolejna szansa, żeby porozmawiać z
Przywódczynią na osobności. Może mimo wszystko Gwiezdni mu sprzyjali. Akurat szarak
wypełznął z wnętrza kociarni.
- Są śliczne! - miauknął entuzjastycznie. - Ale ja już konam z głodu. Znikam poszukać jakiejś
świeżej zdobyczy. Zachowam trochę dla ciebie... o ile cokolwiek znajdę!
Zamrugał serdecznie do rudego i już go nie było. Kocurek spojrzał na Białą Burzą, a gdy
zobaczył zezwalające kiwnięcie głową, przecisnął się przez wąskie wejście.
Cztery maleńkie kociaki leżały cieplutko stłoczone w grubo wyściełanym gnieździe. Tak jak
ich matka, miały jasnoszare futerka z ciemniejszymi plamkami, tylko jeden był ciemnoszary.
Z mocno zaciśniętymi ślepkami pomiaukiwały i popiskiwały przy brzuchu Cętkowanej
Mordki.
- Jak się czujesz? - szepnął do niej Ognista Łapa.
- Trochę zmęczona. - odparła kocica. Z dumą spojrzała na swoje małe. - Ale wszystkie
kocięta są silne i zdrowe.
- To szczęśliwy dzień dla Klanu Gromu. - wymruczał Terminator. - Właśnie rozmawiałem o
nich z Żółtym Kłem.
Cętkowana Mordka nic nie odpowiedziała, ale rudzielec nie mógł nie zauważyć wyrazu
trwogi, który błysnął w jej oczach, kiedy przyciągnęła do siebie najdalej leżące maleństwo.
No tak. Błękitna Gwiazda przyjęła starą kocicę do Klanu, ale nie wszyscy Żółtemu Kłowi
ufali. Czule trącił szarą nosem w bok, po czym wydostał z powrotem na polanę.
Przywódczyni czekała na niego przy wejściu do swego legowiska. U jej boku siedział Długi
Ogon. Jasnofutry Wojownik wlepił twardy wzrok w nadchodzącego ucznia. Ognista Łapa
zignorował to spojrzenie i wyczekująco popatrzył na Błękitną Gwiazdę.
- Wejdź do środka. - miauknęła i odwróciwszy się, ruszyła pierwsza.
Długi Ogon natychmiast wstał, jakby miał pójść za nimi. Niebieskoszara samica zerknęła
przez ramię.
- Myślę, że z młodym Ognistą Łapą będę wystarczająco bezpieczna. - oświadczyła.

background image

Kocur przez chwilę spoglądał niepewnie, po czym znowu usiadł przed jej grotą. Nigdy dotąd
Terminator nie był w legowisku Błękitnej Gwiazdy. Wkroczył tam za nią przez zwisające
porosty, które osłaniały wejście.
- Kociaki Cętkowanej Mordki są urocze. - zamruczał.
Jednak liderka zachowywała poważną minę.
- Urocze może i są, ale oznaczają więcej pyszczków do wykarmienia, a lada moment
nadejdzie Pora Opadających Liści... - zerknęła na swojego podopiecznego, który nie potrafił
ukryć, jak bardzo dziwi go jej melancholijny ton. - Och, nie słuchaj mnie. - miauknęła,
potrząsając niecierpliwie głową. - Pierwsze zimne wiatry zawsze wytrącają mnie z
równowagi. Rozgość się.
Pochyliła głowę ku suchemu piaszczystemu podłożu. Rudy opadł na brzuch i wyciągnął
przed siebie łapki, kiedy Błękitna Gwiazda wolno zataczała koła na swoim posłaniu z mchu.
- Nadal jestem obolała po naszym wczorajszym treningu. - przyznała, gdy ostatecznie
usadowiła się i zawinęła ogon wokół kończyn. - Dobrze walczyłeś, młodzieńcze.
Tym razem Ognista Łapa nie poprzestał na pławieniu w minionych pochwałach. Serce waliło
mu mocno. Przybył idealny moment, aby powiedzieć Przywódczyni o obawach związanych z
Tygrysim Pazurem. Uniósł podbródek, gotów mówić.
Lecz ona zabrała głos pierwsza, wlepiając wzrok gdzieś obok niego, w odległą ścianę groty.
- Nadal czuję w Obozie zastarzały smród Klanu Cienia. - zaczęła. - Miałam nadzieję nigdy
nie doczekać dnia, w którym nasi wrogowie wedrą się do Obozu Klanu Gromu.
Ognista Łapa milcząco skinął głową. Wyczuwał, iż kocica chce powiedzieć coś więcej.
- I takie ponieśliśmy straty! - westchnęła. - Najpierw Czerwony Ogon, potem Lwie Serce.
Dziękuję Gwiezdnym, że chociaż Wojownicy, jacy nam pozostali, są równie silni i lojalni co
tamci. Przy Tygrysim Pazurze Grom ma jeszcze szansę się obronić.
Terminator poczuł ciężar na sercu i lodowaty dreszcz przeszył mu wnętrzności. Liderka
kontynuowała:
- Swego czasu, gdy Tygrysi Pazur był młody, przerażała mnie siła miotających nim uczuć.
Dla takiej energii trzeba znaleźć bezpieczne ujście. Ale teraz jestem dumna, widząc, jakim
szacunkiem darzy go Klan. Wiem, że Tygrysi Pazur jest ambitny, lecz te ambicje czynią z
niego jednego z najdzielniejszych kotów, u których boku miałam zaszczyt kiedykolwiek
walczyć.
Rudzielec zrozumiał, iż nie może powiedzieć Przywódczyni o swoich podejrzeniach. Nie
teraz, skoro Błękitna Gwiazda oczekiwała, że jej nowy Zastępca obroni Klan przed zagładą.
Wziął głęboki oddech, następnie zamrugał powoli. Kiedy kocica odwróciła się i spojrzała mu
prosto w oczy, nie znalazła w nich ani śladu rozczarowania. Kolejne słowa były ciche i pełne
niepokoju.
- Wiesz, że Złamana Gwiazda powróci. Na Zgromadzeniu dał nam jasno do zrozumienia -
chce mieć prawo do polowania na wszystkich terytoriach.
- Raz go odparliśmy, więc możemy to zrobić znowu. - powiedział z naciskiem.
- To prawda. - przyznała, przekrzywiając mordkę. - Gwiezdny Klan doceni twoją odwagę. -
Polizała gojącą się ranę w boku. - Powinieneś wiedzieć, że to życie, które straciłam w bitwie
ze szczurami, nie było moim piątym, ale siódmym.
Uczeń zesztywniał, a Przywódczyni mówiła dalej:
- Pozwalam wierzyć Klanowi, że to było piąte, bo nie chce, żeby bali się o moje
bezpieczeństwo. Lecz jeszcze tylko dwa życia i będę musiała was opuścić, aby dołączyć do
Przodków.
Myśli kłębiły się gorączkowo w głowie Ognistej Łapy. Dlaczego Błękitna Gwiazda mu to
powierza?

background image

- Dziękuję, że mi się z tego zwierzyłaś. - wymruczał pełen szacunku.
Kocica skinęła głową.
- Jestem zmęczona. - powiedziała chrapliwym głosem. - Idź już, ale... oczekuję, że nikomu
nie powtórzysz tej rozmowy.
- Oczywiście, Błękitna Gwiazdo. - odparł Terminator, przechodząc przez zasłonę z porostów.

Minął Długi Ogon, nadal siedzącego koło wejścia, i udał się prosto w stronę legowiska
terminatorów. Już sam nie wiedział, który fragment rozmowy z Przywódczynią wywołał w
jego głowie większy zamęt.
Nagle przykuł go do miejsca dobiegający z kociarni krzyk grozy. Na polanę wypadła Mroźne
Futerko. Ogon miała zjeżony, zaś oczy rozszerzone trwogą.
- MOJE KOCIĘTA! Ktoś zabrał moje kocięta!
Tygrysi Pazur popędził do niej susami i wzywał cały Klan:
- Szybko, przeszukać Obóz! Biała Burzo, zostań tam, gdzie jesteś. Wojownicy, patrolujcie
granice Obozu. Terminatorzy, sprawdźcie każde legowisko!
Ognista Łapa ruszył do najbliższego - gniazda wojowników. Wbiegł do środka, aczkolwiek
było puste. Przegrzebał łapami posłania. Kociąt ani widu, ani słychu.
Wybiegł na zewnątrz i skierował do własnego legowiska. Krucza i Szara Łapa już tam byli.
Odsuwając na bok swoje gniazda, obwąchiwali wszystkie kąty. Popielata i Piaskowa Łapa
przeszukiwali właśnie legowiska starszyzny. Rudzielec skakał od jednej do drugiej kępy
trawy i wpychał w nie pyszczek, nie zważając na pokrzywy, które parzyły mu nos. Nigdzie
nie było śladu kociaków. Rozejrzał się po granicach Obozu. Wojownicy przemierzali je tam i
z powrotem, intensywnie smakując powietrze.
Raptem dostrzegł w oddali Żółty Kieł. Przedzierała się przez niestrzeżoną część muru z
paproci. Musiała złapać trop! - pomyślał i pognał za nią, kiedy jej ogon znikał wśród zieleni.
Zanim dobiegł do paprociowej ściany, staruszki już tam nie było. Wciągnął woń w nozdrza.
Żadnego zapachu młodych, tylko gorzki odór strachu Żółtego Kła. Czego się tak
przestraszyła?
Wtem z krzaków za kociarnią rozbrzmiał ostry wrzask Tygrysiego Pazura. Wszystkie koty
popędziły ku niemu, z Mroźnym Futerkiem na czele. Przepychały się jeden przez drugiego,
żeby dostrzec coś przez gęste zarośla. Ognista Łapa przemknął do przodu i zobaczył, że
Zastępca stoi nad nieruchomym tobołkiem z szylkretowego futra.
Cętkowany Listek!
Wpatrywał się w martwe ciało z niedowierzaniem. Czuł, jak wściekłość narasta w nim jak
ciemna chmura. Krew huczała mu w uszach. Kto to zrobił!?
Błękitna Gwiazda przekroczyła tłum i pochyliła pyszczek nad kotką.
- Zginęła od ciosu Wojownika. - powiedziała cicho.
Rudzielec wyciągnął szyję i dostrzegł na karku Cętkowanego Listka tylko jedną ranę.
Zawirowało mu przed oczami i nagle nie mógł już niczego wyraźnie zobaczyć.
Dotarł do niego dopiero nasilający się na tyłach pomruk, z którego wezbrał samotny,
przeszywający krzyk:
- Żółty Kieł uciekła!





background image

Rozdział XXI

- Żółty Kieł zabiła Cętkowany Listek i porwała moje kocięta! - zachrypiała Mroźne Futerko.
Pozostałe matki próbowały ją uspokoić lizaniem i pieszczotami, ale odepchnęła przyjaciółki i
wypłakiwała swoją rozpacz ciemniejącym przestworzom. Jakby w odpowiedzi, niebo
zagrzmiało złowieszczo i zimny wiatr zmierzwił kotom sierść.
- Żółty Kieł! - wysyczał Tygrysi Pazur. - Zawsze mówiłem, że to zdrajczyni. Teraz już wiemy,
jakim cudem zdołała odeprzeć atak Czarnej Stopy. Wszystko było udawane, by mogła
podstępem dostać się do naszego Klanu!
Błyskawica z trzaskiem rozdarła niebo, podkreślając słowa Zastępcy jaskrawobiałym
światłem. Huk grzmotu przetoczył się po lesie.
Ognista Łapa nie wierzył własnym uszom. Oszołomiony żalem, nie potrafił zebrać myśli. Czy
Żółty Kieł naprawdę mogła zabić Cętkowany Listek? Ponad gwar rozbrzmiało głośnie
miauknięcie Ciemnopręgiego:
- Błękitna Gwiazdo! Co ty na to?
Koty umilkły, a Przywódczyni przesuwała spojrzenie po tłumie, aż w końcu zatrzymała je na
ciele Medyczki. Zaczęły spadać pierwsze krople deszczu i jak rosa zalśniły na ciągle jeszcze
gładkim, szylkretowym futerku. Kocica zmrużyła powieki. Wyraz rozpaczy powlekał chmurą
jej pyszczek. Przez chwilę Terminator obawiał się, że liderka upadnie pod ciężarem tej straty.
Jednak kiedy otworzyła oczy, błyszczały w nich zawziętość i determinacja, aby zemścić się
za ten okrutny czyn. Rzekła wreszcie:
- Jeżeli to Żółty Kieł zabiła Cętkowany Listek oraz porwała dzieci Mroźnego Futerka, będzie
ścigana bez litości i pojmana. - Gromowicze zamiauczeli z aprobatą. - Ale musimy zaczekać.
Nadchodzi burza, nie ryzykujmy. Skoro nasze kocięta są teraz w Cieniu, nie grozi im
krzywda. Podejrzewam, że Złamana Gwiazda chce je mieć jako nabytki dla własnego Klanu
albo zakładników, by wymusić zgodę do polowania na naszym terenie. Jak tylko minie
burza, patrol wyruszy w ślad za Żółtym Kłem i przyprowadzi młode.
- Nie możemy marnować czasu, bo deszcz zmyje tropy! - zaprotestował Tygrysi Pazur.
Błękitna Gwiazda niecierpliwie trzepnęła ogonem.
- Gdyby wysłać teraz pościg, nasze wysiłki i tak pójdą na marne. W taką pogodę zapach
zniknie, zanim będziemy gotowi wyruszyć. Natomiast jeśli zaczekamy, aż burza się skończy,
mamy znacznie większe szanse.
Wśród Gromu przeszły pomruki zgody. Mimo że zbliżała się pora, kiedy słońce stoi u szczytu
nieba, było coraz ciemniej. Zaniepokojone błyskawicami i grzmotami koty chętnie posłuchały
rady liderki. Ta spojrzała jeszcze na swego Zastępcę.
- Chciałabym omówić z tobą nasze plany, Tygrysi Pazurze.
Wojownik skinął głową i majestatycznym krokiem podążył w stronę jej legowiska, ale
Błękitną Gwiazdę wciąż ogarniało wahanie. Zerknęła na Ognistą Łapę, dając mu znak
ruchem ogona i drgnieniem wąsików, że chce porozmawiać z nim na osobności.
Pozostali gromadzili się wokół Cętkowanego Listka i zaczynali dzielić z nią języki. Lament
żałoby pokonał donośnie huk grzmotu. Przywódczyni przeszła przez tłum i ruszyła w
kierunku paprociowego tunelu, który prowadził do gniazda zmarłej Medyczki. Terminator
szybko okrążył rozpaczające koty i pobiegł w ślad za nią. Pod paprociami panował znacznie
większy mrok. Burza skryła słońce, więc wydawało się, że znowu zapadła noc. Ponadto lało
coraz mocniej. Krople deszczu hałaśliwie rozbryzgiwały się na liściach, ale przynajmniej ta
polanka została osłonięta przed ulewą.

background image

- Ognista Łapo. - zamiauczała nagląco Błękitna Gwiazda, kiedy uczeń podszedł do jej boku.
- Gdzie jest Żółty Kieł? Wiesz?
Prawie jej nie słyszał. Nie mógł powstrzymać się przed wspominaniem chwil, kiedy po raz
ostatni odwiedził to miejsce. Obraz wybiegającej ze swego legowiska kotki o roziskrzonej w
słońcu sierści wypalił ślad pośród jego pamięci. Zamknął oczy, żeby zachować go raz na
zawsze.
- Musisz odłożyć smutek na potem. - rzuciła ostro liderka.
Wtedy rudzielec otrząsnął się.
- Ja... ja widziałem Żółty Kieł. Przedzierała się przez granicę Obozu, już po tym, jak maluchy
zniknęły. Naprawdę myślisz, że to ona zabiła Cętkowany Listek i uprowadziła kociaki?
Błękitna Gwiazda patrzyła na niego z powagą.
- Nie wiem. - przyznała. - Chcę, żebyś ją znalazł i przyprowadził. Żywą. Muszę poznać
prawdę.
- Nie wyślesz Tygrysiego Pazura?
- Tygrysi Pazur jest wielkim Wojownikiem, ale w tym przypadku lojalność wobec Gromu
mogłaby zaćmić jego sądy. On chce zemsty, wszyscy tego pragną. Klan wierzy, że Żółty Kieł
nas zdradziła, i jeśli Tygrysi Pazur uważa, że może to uspokoić dając im martwe ciało
Żółtego Kła, na pewno tak uczyni.
Ognista Łapa skinął pyszczkiem. Mądra kocica miała rację. Tygrysi Pazur rozszarpałby tę
staruszkę, to nie ulega wątpliwości.
- Jeżeli stwierdzę, że Żółty Kieł jest zdrajczynią, sama ją zabiję. - dodała surowo. - Ale jeśli
nie jest... - jej niebieskie oczy zapłonęły. - ...nie pozwolę odebrać życia niewinnemu kotu.
- A co będzie, jak Żółty Kieł nie wróci? - miauknął zatroskany uczeń.
- Wróci, kiedy ty ją poprosisz.
Rudzielec był zaskoczony wiarą Błękitnej Gwiazdy w jego możliwości. Czy wystarczy mu
odwagi, aby wykonać takie zadanie?
- Biegnij od razu! - rozkazała. - Lecz bądź ostrożny. Jesteś zdany sam na siebie, a w pobliżu
mogą krążyć patrole wroga. Ta burza jeszcze na trochę zatrzyma naszych Wojowników.
Gdy Ognista Łapa pędem opuszczał polankę, nad jego głową przetoczył się grzmot. Deszcz
lał strumieniem, jakby tłukł w jego futro kamykami. Błyskawica oświetliła pyski
Ciemnopręgiego i Długiego Ogona, którzy obserwowali go z drugiego krańca polany.
Przemknął blisko kociarni. Nie mógł odejść bez pożegnania z Cętkowanym Listkiem. Koty
odbiegły w poszukiwaniu schronienia, pozostawiając ciało zmarłej na ulewie. Tłoczyły się
teraz pod ociekającymi paprociami, miaucząc o swoim strachu i stracie.
Ognista Łapa zanurzył nos w mokre futerko Cętkowanego Listka i po raz ostatni odetchnął
jej wonią.
- Do widzenia, Cętkowany Listku. - zamruczał.
Nastawił uszu. Dobiegły go pobliskie odgłosy rozmowy Mroźnego Futerka i Nakrapianego
Ogona. Zamarł, natężając słuch.
- Żółty Kieł musiała mieć pomocnika. - warknęła bura matka.
- Kogoś z naszego Klanu? - rozbrzmiał pełen trwogi głos Mroźnej.
- Słyszałaś, co Tygrysi Pazur mówił o swoim Terminatorze. Może to on maczał w tym łapy.
Nigdy nie czułam się dobrze w jego obecności.
Rudzielca przeszły ciarki po grzbiecie. Jeżeli Zastępca rozprzestrzeniał te złośliwe pogłoski
nawet w kociarni, Krucza Łapa nigdzie w Obozie nie będzie bezpieczny. Wówczas
uświadomił sobie, że musi działać błyskawicznie. Najpierw znajdzie Żółty Kieł, a potem
sprosta problemom przyjaciela.

background image

Pognał do miejsca, gdzie po raz ostatni widział starą kocicę. Tak dobrze znał jej zapach, iż
mógł wywąchać ją nawet wśród nasiąkniętych deszczem liści. Z otwartym pyszczkiem
zaczął przedzierać się przez krzaki, by wykryć, dokąd prowadzi jej ślad.
- Ognisty!
Uczeń aż podskoczył, acz odprężył się, rozpoznawszy sekundę później głos Szarej Łapy.
- Szukałem cię! - zamiauczał kocurek, truchtając ku niemu. Rudy ostrożnie wyszedł
spomiędzy paproci. - Dokąd idziesz? - przymrużył powieki, bo krople skapywały mu po
długim futrze do oczu.
- Poszukać Żółtego Kła. - odparł.
- Sam? - na szerokim szarym pyszczku widniał niepokój.
Terminator rozmyślał przez chwilę, nim zdecydował się powiedzieć przyjacielowi całą
prawdę.
- Błękitna Gwiazda prosiła, żebym sprowadził Żółty Kieł do Obozu. - wymiauczał.
- Co!? - Szara Łapa sprawiał wrażenie wstrząśniętego. - Dlaczego ty?
- Pewnie uważa, że znam starą kocicę najlepiej i dlatego łatwiej będzie mi ją znaleźć.
- Czy oddział Wojowników nie miałby większych szans? Tygrysi Pazur jest najlepszym
tropicielem w Klanie i jeśli ktokolwiek mógłby sprowadzić ją do Obozu, to właśnie on!
- Może Tygrysi Pazur wcale by jej nie sprowadził... - wymamrotał Ognisty.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Tygrysi Pazur chce się zemścić. Zabiłby ją na miejscu.
- Ale jeśli ona zamordowała Cętkowany Listek i uprowadziła kocięta...
- Naprawdę w to wierzysz?
Szary Terminator spojrzał na przyjaciela z wyrazem zakłopotania i potrząsnął głową.
- A ty sądzisz, że jest niewinna?
- Nie wiem. - przyznał uczeń. - I Błękitna Gwiazda też nie wie. Ona chce odkryć prawdę.
Dlatego wysłała mnie zamiast Tygrysiego Pazura.
- Gdyby rozkazała Zastępcy sprowadzić ją żywą... - słowa szaraka utonęły w ogłuszającym
huku pioruna. Błyskawica na moment rozjaśniła drzewa dookoła.
W oślepiającym świetle Ognista Łapa dostrzegł kątem oka, jak Mroźne Futerko wygania z
kociarni Kruczą Łapę. Pyszczek białej kocicy wykrzywiała wściekłość. Sycząc na
nieszczęsnego kotka, rzuciła się za nim i ostrzegawczo ugryzła go w tylną łapkę. Szary
odwrócił się.
- O co tu chodzi? - miauknął.
Rudzielec, któremu wpadła do głowy nowa myśl, wlepił w niego czujne spojrzenie.
Wyglądało na to, że czas czarnego Terminatora w Klanie Gromu dobiegł końca. Potrzebna
była pomoc Szarej Łapy. Ale czy przyjaciel mu uwierzy? Wiatr ryczał w koronach drzew i
Ognisty musiał podnieść głos.
- Kruczej Łapie grozi wielkie niebezpieczeństwo! - zaczął.
- Co?!
- Trzeba go zabrać z Klanu Gromu. Natychmiast, zanim coś mu się stanie!
Przyjaciel wyglądał na doszczętnie zdumionego.
- Dlaczego? A co z Żółtym Kłem?
- Nie ma czasu na wyjaśnienia! - zamiauczał nagląco Ognista Łapa. - Musisz mi zaufać. Na
pewno jest jakiś sposób, żebyśmy mogli go stąd zabrać. Błękitna Gwiazda ma zamiar
zatrzymać Wojowników w Obozie, dopóki nie skończy się burza. To nie daje nam zbyt wiele
czasu. - próbował wyobrazić sobie dogodne na kryjówkę leśne zakamarki poza terenami
Gromu. - Musimy zabrać go gdzieś, gdzie będzie mógł przetrwać bez Klanu i gdzie nie
znajdzie go Tygrysi Pazur.

background image

Szara Łapa gapił się na niego przez chwilę.
- A co powiesz o Jęczmieniu? - zapytał wreszcie.
- Jęczmień! - powtórzył rudy Terminator. - Myślisz, żeby zaprowadzić Kruczą Łapę do
Siedliska Dwunogów? - uszy drgnęły mu z podniecenia. - Tak, to może być najlepszy
pomysł!
- No to chodźmy! - rzekł szarak. - Na co czekamy?
Terminator odetchnął z ulgą. Powinien był wiedzieć, że przyjaciel na pewno mu pomoże.
Otrząsnął głowę z wilgoci i dotknął nosem futra Szarej Łapy.
- Dziękuję. - zamruczał. - A teraz zabierajmy stąd Kruczego!

Znaleźli przyjaciela skulonego jak kupka nieszczęścia w ich legowisku. Piaskowa i Popielata
Łapa też leżeli na swoich posłaniach, obserwując z napięciem i strachem huczącą nad ich
głowami burzę.
- Krucza Łapo! - syknął Ognisty od wejścia.
Zawołany podniósł wzrok. Rudzielec zastrzygł uszami i czarny Terminator wyszedł za nim na
ulewę.
- Chodź. - szepnął rudy. - Zabieramy cię do Jęczmienia.
- Do Jęczmienia? - miauknął oszołomiony kocurek, mrużąc powieki przed zacinającym
deszczem. - Dlaczego?
- Bo tylko tam będziesz bezpieczny. - odparł uczeń, patrząc mu prosto w oczy.
- Widziałeś, co zrobiła Mroźne Futerko? - Kruczej Łapie zarżał głos. - Chciałem tylko
sprawdzić, jak się mają kocięta...
- Chodź. - przerwał mu Ognista Łapa. - Prędzej!
Oczy czarnego napotkały spojrzenie przyjaciela.
- Dziękuję ci. - wymruczał.
Popędzili do Szarej Łapy, a potem trzej Terminatorzy z sierścią przygładzoną przez wyjącą
wichurę ruszyli w stronę wyjścia z Obozu. Kiedy dotarli już do janowcowego tuneli, ktoś
zawołał za nimi:
- Hej, wy tam! A dokąd to?
Tygrysi Pazur!
Ognista Łapa odwrócił się gwałtownie, czując, jak serce podchodzi mu do gardła.
Rozpaczliwie zastanawiał się, co powiedzieć, kiedy nagle dostrzegł zmierzającą w ich stronę
Błękitną Gwiazdę. Na chwile zmarszczyła czoło, po czym je rozpogodziła.
- Dobra robota, Ognista Łapo. - miauknęła. - Widzę, że przekonałeś dwóch przyjaciół, żeby z
tobą poszli. Klan Gromu na dzielnych Terminatorów, Tygrysi Pazurze, skoro są chętni pobiec
na posyłki w taką pogodę.
- To nie jest odpowiedni czas, żeby biegać na posyłki! - sprzeciwił się Zastępca.
- Jedno z kociąt Cętkowanej Mordki kaszle. - głos Błękitnej Gwiazdy był lodowato spokojny. -
Ognista Łapa zaoferował przynieść trochę podbiału.
- I rzeczywiście musi zabierać ze sobą przyjaciół? - drążył ciemnobrązowy.
- W taką burzę na pewno jest szczęśliwy, że ma kogoś do towarzystwa! - odparła
Przywódczyni. Zajrzała Ognistej Łapie głęboko w oczy, a on nagle zdał sobie sprawę z
zaufania, które w nim pokładała. - Zmykajcie. - miauknęła pospiesznie.
Terminator odesłał jej pełne wdzięczności spojrzenie.
- Dziękuję. - wymruczał, pochylając głowę.

background image

Pomknęli znajomymi ścieżkami ku Czterem Drzewom. Wiatr huczał wśród gałęzi, drzewa się
kołysały, skrzypiały i trzaskały, jakby mogły w każdej chwili runąć. Deszcz lał, przeciekając
przez liście. Terminatorzy przemokli do suchej nitki.
Później dotarli nad strumień, ale kamienie, po których zwykle przeskakiwali na drugą stronę,
zniknęły bez śladu. Zatrzymali się na brzegu i speszeni spojrzeli w dół, na szeroką, mętną,
pełną wirów rzekę.
- Tędy. - miauknął Ognista Łapa. - Tam leży zwalone drzewo. Przejdziemy po nim.
Poprowadził przyjaciół w górę strumienia, do pnia leżącego zaledwie o koci krok nad
pędzącą wodą.
- Uważajcie, będzie ślisko! - ostrzegł, wskakując nań ostrożnie.
Kłoda była obdarta z kory. Pozostało tylko gładkie, mokre drewno, na którym musieli
utrzymać równowagę. Trzy koty ostrożnie przeszły zatem na drugi brzeg.
Tu drzewa były większe i dawały choć trochę osłony przed burzą.
- Powiedz wreszcie, dlaczego musimy ukryć Kruczą Łapę. - wysapał szary.
- Bo on wie, że to Tygrysi Pazur zabił Czerwonego Ogona. - odparł rudzielec.
- Tygrysi Pazur zabił Czerwonego Ogona!? - powtórzył z niedowierzaniem Szara Łapa,
stając jak wryty i gapiąc po kolei na obu towarzyszy.
- Podczas bitwy z Klanem Rzeki. - wydyszał Kruczy. - Wszystko widziałem...
- Ale dlaczego miałby to zrobić? - zaprotestował Terminator. Ruszyli w dół stoku, który wiódł
na polanę Czterech Drzew.
- Nie wiem. Może myślał, że Błękitna Gwiazda właśnie jego zrobi swoim nowym Zastępcą. -
zasugerował Ognisty, podnosząc głos, aby przekrzyczeć szum wiatru.
Szarak nic nie odpowiedział.
Koty zaczęły wchodzić stromym zboczem, prowadzącym na tereny Klanu Wichru. Skacząc
ze skały na skałę, rudy wołał do przyjaciela, który podążał za nim. Chciał, żeby przyjaciel
zrozumiał, jak niebezpiecznie było dla Kruczej Łapy pozostanie w Obozie.
- Podsłuchałem, co Tygrysi Pazur mówił Ciemnopręgiemu i Długiemu Ogonowi w tę noc,
kiedy zginął Lwie Serce! - krzyknął. - On chce pozbyć się Kruczego!
- Pozbyć się? Masz na myśli: zabić go? - Szara Łapa ciężko usiadł na skale.
Ognisty także przystanął. Spojrzał w dół na Gromowiczy. Czarny zatrzymał się niżej na
stoku. Boki falowały mu, opadając, kiedy łapał oddech. Z przemokniętą sierścią, lepiącą do
kościstego ciała, wyglądał na jeszcze mniejszego niż zwykle.
- Widziałeś, jak Mroźne Futerko zaatakowała dziś Kruczą Łapę? - rudy zagadnął znowu. -
Tygrysi Pazur wszystkim daje do zrozumienia, że jego Terminator jest zdrajcą. Ale obok
Jęczmienia Kruczy będzie bezpieczny. Chodźmy, musimy się spieszyć!
Na otwartych przestrzeniach Klanu Wichru nie sposób było rozmawiać. Wiatr wył dookoła, a
pioruny przetaczały nad ich głowami. Koty biegły w sam środek burzy.
Wreszcie dobrnęły do skraju równiny. Tu kończyło się terytorium łowieckie.
- Krucza Łapo, dalej nie możemy iść z tobą. - miauknął wśród zawieruchy rudzielec. -
Musimy wracać i odnaleźć Żółty Kieł, zanim minie burza.
Czarny popatrzył na nich zatrwożony przez zasłonę deszczu. Potem skinął głową.
- Dasz radę sam odnaleźć Jęczmienia? - zapytał ponownie Ognisty.
- Tak, pamiętam drogę.
- Uważaj na psy. - ostrzegł szarak.
Terminator znowu pokiwał głową.
- Będę uważał! - nagle zmarszczył czoło. - Ale skąd pewność, że Jęczmień serdecznie mnie
przyjmie?

background image

- Powiedz mu tylko, że kiedyś złapałeś żmiję! - odparł Szara Łapa, czule trącąc nosem
przemoknięte ramię przyjaciela.
- Idź. - ponaglał uczeń, świadomy, że zostało już niewiele czasu. Polizał Kruczą Łapę po
kościstej klatce piersiowej. - I nic się nie martw. Dopilnuję, żeby wszyscy dowiedzieli się, że
nigdy nie zdradziłeś Klanu Gromu.
- A co będzie, jeśli Tygrysi Pazur przyjdzie mnie szukać? - głos kocurka wydawał się cichutki
w porównaniu z hukiem burzy.
Rudy ze spokojną pewnością spojrzał mu w oczy.
- Nie przyjdzie. Powiem mu, że nie żyjesz.






































background image

Rozdział XXII

Zawrócili w kierunku terytorium Klanu Gromu. Obydwaj byli wykończeni i przemoknięci, ale
Ognista Łapa nie zwalniał kroku. Burza zaczynała się oddalać. Wkrótce gromowy patrol
ruszy śladem Żółtego Kła, a to oni muszą odnaleźć ją pierwsi.
Niebo nadal było ciemne, mimo że czarne burzowe chmury powoli odpływały w stronę linii
horyzontu. Terminator wiedział, iż zastała ich pora zachodu słońca.
- Dlaczego nie pójdziemy prosto na tereny Klanu Cienia? - zaproponował Szara Łapa, kiedy
zbiegli ze stromego zbocza do Czterech Drzew.
- Musimy najpierw złapać trop Żółtego Kła. - wyjaśnił rudzielec. - Mam nadzieję, że nie
zaprowadzi nas do Obozu Cienistych.
Szary zerknął na przyjaciela z ukosa, jednak nic nie odpowiedział. Przeprawili się z
powrotem przez strumień ku terenom Klanu Gromu. Brakowało im jakichkolwiek śladów,
dopóki nie dotarli do dębowego lasu w pobliżu Obozu. Teraz, kiedy wreszcie przestało
padać, powracały różne wonie. Ognista Łapa wierzył, że deszcz nie zmył całkowicie tropu
starej kocicy. Przystanął, musnął czubkiem nosa paprocie i wtem rozpoznał znajomy
zapach. W nozdrzach zakuł go odór strachu Żółtego Kła!
- Przeszła tędy! - miauknął.
Zaczął przeskakiwać mokre zarośla. Szarak ruszył za nim. Ulewa zelżała, grzmoty cichły w
oddali. Czasu było coraz mniej. Ognisty przyspieszył tempo.
Wkrótce, wraz ze wzrostem swego przerażenia zrozumiał, że ślad dawnej Medyczki
rzeczywiście prowadzi prosto na terytorium Klanu Cienia. Serce podeszło mu do gardła.
Czyż miało to oznaczać, iż oskarżenia Tygrysiego Pazura były słuszne? Chwytał się
ostatniej nadziei - może zapach skieruje ich w inną stronę, lecz trop biegł prosto jak strzelił.
Dotarli do skraju Grzmiącej Ścieżki i tu przystanęli. Kilka potworów przemknęło obok z
rykiem, wyrzucając w górę fontanny brudnej wody. Koty odczekały na przerwę w ruchu.
Wtedy przebiegły pędem ku drugiej stronie, stąpając po terytorium Cienia. Sygnały
zapachowe znaczące granicę sprawiły, że rudy uczeń poczuł, jak mrówki chodzą mu wzdłuż
łapek. Szary również przystanął i rozejrzał się dookoła.
- Zawsze myślałem, że będzie ze mną nieco więcej Wojowników, kiedy wtargnę na ziemie
wroga. - wyznał.
- Chyba się nie boisz? - zamruczał Ognista Łapa.
- A ty się nie boisz? Matka wiele razy ostrzegała mnie przed ich smrodem.
- Moja matka nigdy mnie czegoś takiego nie uczyła. - odparł rudy.
Aczkolwiek po raz pierwszy poczuł ulgę, że mokre futro przywarło mu lepko do ciała. Może
Szara Łapa nie zauważył wówczas, jak zjeżył grzbiet, ogarnięty prawdziwym lękiem.
Koty szły naprzód, czujnie wyłapując każdy ruch i dźwięk. Terminator miał się na baczności
przed patrolami Klanu Cienia, a jego przyjaciel przed Wojownikami Gromu, którzy, jak
wiedział, musieli niebawem przybyć. Trop Żółtego Kła wiódł niezmiennie w stronę centrum
myśliwskich terenów wroga. Las był tu ponury, zaś zarośla pełne pokrzyw i krzaków jeżyn.
- Nie mogę wywęszyć jej tropu. - rzekł szary. - Zbyt mokro.
- Jest, jest. - zapewnił go rudy.
- Chociaż... czuję to! - parsknął nagle towarzysz.
- Co? - syknął Ognisty, zaniepokojony.
- Zapach kociąt. Tu jest kocia krew!
Rudzielec zaczął węszyć za potomstwem gromowej kocicy.
- Też czuję. - przytaknął. - I jeszcze coś!

background image

Gwałtownie trzepnął ogonem, ostrzegając przyjaciela, aby był cicho, po czym bezszelestnie
dał znak wąsikami w stronę sczerniałego jesionu. Szara Łapa pytająco zastrzygł uszami, a
Terminator leciutko skinął głową. Za szerokim, rozdartym pniem siedziała Żółty Kieł.
Rozdzielili się i zbliżali do drzewa każdy z innej strony. Skradali po miękkim leśnym
poszyciu, wykorzystując sztuczki z zakresu podstawowego szkolenia, stąpając lekko, na
nisko ugiętych łapach.
A potem skoczyli.
Żółty Kieł wrzasnęła ze zdumienia, gdy oba koty wylądowały przy niej i przygwoździły ją do
ziemi. Usiłowała oswobodzić uścisk, plując i cofając do bezpiecznego zagłębienia u stóp
drzewa. Rudy i szary skoczyli naprzód, blokując jej drogę ucieczki.
- Wiedziałam, że Klan Gromu będzie mnie obwiniał! - wysyczała, a w pomarańczowych
oczach błysnęła dawna wrogość.
- Gdzie są kocięta? - zapytał rudzielec ostrym tonem.
- Czujemy zapach ich krwi! - parsknął szary. - Zrobiłaś im krzywdę!?
- Nie mam ich! - odwarknęła ze złością kocica. - Przyszłam je odszukać i odebrać.
Zatrzymałam się, bo też wywęszyłam krew. Ale tu ich nie ma!
Terminatorzy wymienili spojrzenia.
- Nie mam ich! - obstawiała przy swoim dezerterka.
- To dlaczego uciekłaś? Dlaczego zabiłaś Cętkowany Listek!? - Szara Łapa zadał pytania,
których jego przyjaciel nie był w stanie wypowiedzieć na głos.
- Cętkowany Listek nie żyje...? - staruszka była wstrząśnięta.
Ognista Łapa musiał poczuć ulgę.
- Nie wiedziałaś? - wychrypiał opornie.
- Skąd miałam wiedzieć? Uciekłam z Obozu, kiedy tylko usłyszałam, że zaginęły kociaki!
Szarak spojrzał nieufnie, ale rudy dosłyszał w jej głosie szczerość.
- Wiem, kto je uprowadził. - ciągnęła Żółty Kieł. - Wyczułam jego zapach koło kociarni.
- Kto to był?
- Pokiereszowana Mordka, jeden z Wojowników Złamanej Gwiazdy. Dopóki kocięta są z
Klanem Cienia, grozi im wielkie niebezpieczeństwo!
- Nawet Cień nie skrzywdziłby takich maluchów! - zaprotestował Ognista Łapa.
- Nie bądź tego taki pewny. - fuknęła kocica. - Złamana Gwiazda zamierza użyć ich jako
Wojowników!
- Przecież one mają zaledwie trzy księżyce! - sapnął uczeń.
- To go nie powstrzyma. Odkąd został Przywódcą, trenuje kocięta, które dopiero co
ukończyły trzy księżyce. W wieku pięciu posyła je już do bitwy!
- Byłyby za małe, żeby walczyć! - miauknął niedowierzająco rudzielec.
Ale nagle przypomniał sobie drobnych Terminatorów z Klanu Cienia, których widział na
Zgromadzeniu. Oni nie byli po prostu małego wzrostu; to były kociaki! Żółty Kieł syczała
dalej, pełna pogardy:
- Złamana Gwiazda nie dba o to. Ma wiele innych kociąt do rzucenia na ofiarę, a jeśli zginą,
może ukraść młode innym Klanom! W końcu mówimy o kocie, który zabijał potomstwo
własnej rodziny!
Uczniowie osłupieli.
- Jeżeli zabijał kociaki Klanu Cienia, dlaczego nie został ukarany!? - zapytał w końcu Ognista
Łapa.
- Bo skłamał. - warknęła niegdysiejsza Medyczka. Gorycz sprawiła, że jej głos zabrzmiał
zbyt twardo. - To mnie oskarżył o ich śmierć, a Cieniści mu uwierzyli!
Wtedy rudy kocurek zrozumiał.

background image

- Dlatego zostałaś wypędzona! Musisz z nami wrócić i opowiedzieć to wszystko Błękitnej
Gwieździe.
- Nie wcześniej niż uratuję wasze kocięta! - parsknęła.
Terminator uniósł głowę i węszył. Deszcz przestał padać, wiatr przycichł. Patrol Klanu
Gromu z pewnością ruszył w drogę. Nie byli tutaj bezpieczni. Jednak Szara Łapa nadal nie
potrafił uwierzyć w oskarżenia Żółtego Kła.
- Jak Przywódca mógł zabić dzieci z własnego Klanu?
- Złamana Gwiazda trenował je zbyt intensywnie i w zbyt młodym wieku. Zabrał dwoje, żeby
poćwiczyły walkę. - staruszka ze świstem wciągnęła powietrze. - Miały zaledwie po cztery
księżyce. Kiedy przyniósł je do mnie, były już martwe. Całe w ranach, jak prawdziwi
Wojownicy, a nie Terminatorzy. Musiał sam z nimi walczyć. Nie mogłam im pomóc. Kiedy
przyszła zobaczyć je matka, Złamany był jeszcze u mnie. Powiedział, że to mnie zastał nad
ich zwłokami. - głos szarej kocicy raptem się załamał.
- Dlaczego nie powiedziałaś jej, że to on? - zapytał z niedowierzaniem Ognista Łapa.
Staruszkę ogarnęło wahanie. Wreszcie przemówiła tonem pełnym żalu:
- Złamana Gwiazda jest Przywódcą Klanu Cienia, synem szlachetnego Postrzępionej
Gwiazdy. Jego słowo jest prawem.
Rudzielec odwrócił wzrok i trzy koty siedziały przez chwilę w milczeniu. Długo czekał, zanim
zamiauczał:
- Razem uratujemy kociaki. Dziś w nocy. Ale nie możemy tu zostać. Czuję, że nadchodzi
patrol Klanu Gromu. - przerwał. - Jeśli Tygrysi Pazur jest z nimi, nie masz szans. Zabije cię,
zanim zdołamy cokolwiek wyjaśnić.
- W pobliżu jest torfowisko. - Żółty Kieł była znowu czujna i zdecydowana. - Po deszczu
będzie wilgotne. Zamaskuje nasze zapachy.
Dała susa w kępę paproci, a rudy i szary szybko podążyli jej śladem. Teraz wyraźnie słyszeli
w oddali szelest zarośli. Nie był to wiatr, który poruszał krzewami, tylko zbliżający się patrol,
bez wątpienia żądny zemsty i rozpalony kłamstwami Tygrysiego Pazura.
Niesamowita cisza zaległa nad lasem. Rzadka mgła zaczęła otaczać pnia drzew. Ognista
Łapa otrząsnął z sierści kropelki wody, z głębi piersi wyrwał mu się niecierpliwy warkot.
Natomiast Żółty Kieł prowadziła ich dalej. Grunt był tu coraz mocniej rozmokły. Kocie
kończyny zaczynał dosłownie wchłaniać miękki torf. Stęchły zapach dławił w nosach, ale
przynajmniej ukrył ich ślady. Z tyłu za nimi narastał koci gwar.
- Prędko, tam! - ponagliła kocica, dając nura pod rozłożysty krzak.
Trzy koty przycupnęły, podciągając ogony. Rudzielec próbował nie zwracać uwagi na
cuchnącą wilgoć, wsiąkającą mu w futerko na brzuchu, i wsłuchiwał się w szelest kroków
patrolu Klanu Gromu, który brnął coraz bliżej.











background image



Rozdział XXIII

Mógł już stwierdzić, że w patrolu idzie kilka kotów. Przez bagienne odory nie był w stanie
rozpoznać poszczególnych zapachów, ale czuł wyraźnie Wojowników Klanu Gromu.
Wstrzymał oddech, gdy stąpanie rozpędzonych łap rozległo się tuż obok, a potem zaczęło
oddalać.
- Naprawdę będziemy próbowali sami uratować kocięta z Obozu Cienia? - wyszeptał Szara
Łapa.
Żółty Kieł odpowiedziała mu pierwsza:
- Mogłabym uzyskać dla was pewną pomoc. W Klanie Cienia nie wszystkie koty popierają
Złamaną Gwiazdę.
Ognisty nastawił uszu, a jego szary przyjaciel ze zdumieniem trzepnął ogonem.
- Kiedy Złamana Gwiazda został Przywódcą... - wyjaśniła kocica. - ...zmusił starszych do
opuszczenia bezpiecznego wnętrza Obozu. Muszą mieszkać na pograniczu i sami polować.
To koty, które zostały wychowane według Kodeksu Wojownika. Niektóre z nich mogłyby nam
pomóc.
Rudzielec wpatrywał się w jej oczy i rozmyślał intensywnie.
- A ja mógłbym przekonać patrol Gromu, żeby nam pomógł. - zamiauczał. - Gdybym zdołał z
nimi porozmawiać, zanim zobaczą Żółty Kieł, może uwierzyliby w jej historię. Szara Łapo,
poczekaj pod uschniętym jesionem, tam gdzie wywąchaliśmy krew kociaków, dopóki jedno z
nas nie wróci.
Szarak wyglądał na przestraszonego.
- Naprawdę wierzysz, że Żółty Kieł przyprowadzi pomoc? - mruknął do Ognistej Łapy.
- Musicie mi zaufać. - warknęła staruszka. - Wrócę.
Nie tracąc więcej słów, dała susa i zniknęła w krzakach.
- Myślisz, że dobrze postąpiliśmy? - zapytał Terminator.
- Nie wiem. - przyznał rudy. - Jeśli tak, będziemy bohaterami i kocięta zostaną uratowane. A
jeśli się pomyliliśmy, to już jesteśmy martwi.

Uczeń popędził biegiem za patrolem, wokół krzaków jeżyn, koło janowca i przez pokrzywy.
Ślad był łatwy do wytropienia. Rozgniewane koty z Klanu Gromu nawet nie próbowały
maskować swojej obecności na terenach wroga. Gruba warstwa chmur uległa już
rozproszeniu. Ponad wierzchołkami drzew Srebrna Skórka migotała na nocnym niebie.
Księżyc właśnie wschodził, ale jego zimne światło nie mogło przeniknąć mgiełki, która
przywarła do ciemnych zarośli.
Ognista Łapa skoncentrował się na dolatującym z przodu zapachu. Wyczuł Białą Burzę.
Znowu zaczął węszyć. Tygrysiego Pazura nie było z nimi. Przyspieszył, aby ich dogonić, i
wpadając w poślizg, zahamował tuż za gromadą kotów z Gromu. Wojownicy odwrócili głowy
i obrzucili go wściekłymi spojrzeniami. Sierść mieli zjeżoną, uszy stulone. Byli to
Ciemnopręgi, młoda Mysie Futerko i bury kocur, Mknący Wiatr. Mysie Futerko nie była
jednak jedyną kotką w patrolu. Wierzbowa Skórka także im towarzyszyła.
- Ognista Łapa! - warknął Biała Burza. - Co ty tutaj robisz?
Terminator z trudem łapał oddech.
- Błękitna Gwiazda mnie wysłała! - sapał ciężko. - Chciała, żebym odnalazł Żółty Kieł,
zanim...

background image

Biały przerwał mu w pół słowa.
- Aha! - miauknął. - Przywódczyni powiedziała mi, że być może spotkam tu przyjaciela. Teraz
już wiem, co miała na myśli.
- Czy Tygrysi Pazur jest gdzieś w pobliżu?
W oczach samca błysnęło zaciekawienie.
- Błękitna Gwiazda uparła się, żeby został w Obozie i w razie ataku strzegł pozostałych
kociąt.
Rudzielec z ulgą skinął głową i powiedział nagląco:
- Potrzebuję waszej pomocy. Mogę zaprowadzić was do kociaków. Szara Łapa czeka na
mnie. Planujemy dziś w nocy je uratować. Pójdziecie z nami?
- Oczywiście!
- Będzie to oznaczało napad na Obóz Klanu Cienia. - ostrzegł.
- Możesz nas tam zaprowadzić? - ochoczo spytał Mknący Wiatr.
- Ja nie, ale Żółty Kieł może. I obiecała nam pomoc swoich dawnych sprzymierzeńców.
Mysie Futerko spiorunowała go wzrokiem, po czym wściekle trzepnęła ogonem.
- Znalazłeś Żółty Kieł!? - syknęła.
- Nie rozumiem. - odmiauknął z zakłopotaniem Biała Burza. - Zdrajczyni ma zamiar pomóc
nam w ratowaniu kociąt, które ukradła?
Ognista Łapa wziął głęboki oddech, żeby opanować nerwy, następnie spokojnie popatrzył
Wojownikowi w oczy.
- Żółty Kieł ich nie uprowadziła. Ani nie zabiła Cętkowanego Listka. Ona chce nam pomóc.
Biała Burza długo milczał.
- Prowadź, Ognista Łapo. - rozkazał wreszcie.

Szara Łapa czekał, krążąc niespokojnie wokół spróchniałego pnia. Na widok wyłaniającego
się z mgły patrolu przystanął i poruszył wąsikami na powitanie.
- Ani śladu Żółtego Kła? - zapytał Ognisty.
- Jeszcze nie. - odparł przyjaciel.
- Nie wiemy, jak daleko jest do Obozu Klanu Cienia. - rzucił szybko Terminator, czując, jak
Biała Burza sztywnieje u jego boku. - Pewnie jest już w drodze powrotnej.
- Albo cała szczęśliwa dzieli języki ze swymi Cienistymi kompanami, podczas gdy my
siedzimy tutaj jak głupcy, czekając, aż wciągnie nas w zasadzkę! - wyznał ciężko szarak.
Biały Wojownik nie spuszczał oka z obydwu uczniów. Uszy drgnęły mu niespokojnie.
- Ognista Łapo?
- Ona wróci. - zaklinał się rudzielec.
- Dobrze powiedziane, młodzieńcze. - Żółty Kieł dumnym krokiem wyszła raptem zza pnia
jesionu i usiadła. - Nie jesteś jedynym, który zna sztukę skradania. - miauknęła do kocurka. -
Pamiętasz dzień, kiedy się poznaliśmy? Wtedy też patrzyłeś w złym kierunku.
Trzy koty z Klanu Cienia wyłoniły się niespodziewanie obok drzewa i stanęły spokojnie.
Gromowicze najeżyli futra, czujni i podejrzliwi. Obcy Klanowicze w milczeniu mierzyli ich
wzrokiem. Ognista Łapa nie wiedział, co teraz robić. W końcu zabrał głos szary kocur z
Cienia, chudy, o sierści bez połysku.
- Przybyliśmy tu pomóc, a nie was krzywdzić. Przyszliście po wasze kocięta, więc
pomożemy wam je uratować.
- Co na tym zyskacie? - zapytał ostrożnie Biała Burza.
- Chcemy, żebyście pomogli nam uwolnić się od rządów Złamanej Gwiazdy. On łamie
Kodeks Wojownika, a Klan Cienia przez to cierpi!

background image

- Więc to takie łatwe, co? - warknął Mknący Wiatr. - Po prostu wpadniemy do waszego
Obozu, porwiemy kocięta, zabijemy Przywódcę i do domu!
- Nie napotkacie tak dużego oporu, jak myślicie. - mruknął szary kocur.
Żółty Kieł wstała.
- Pozwólcie, że przedstawię wam moich starych przyjaciół. - zamiauczała, klucząc wokół
kotów z Cienia. Otarła bok o szarego samca. - To jest Popielate Futro, jeden z klanowej
Starszyzny. A to Nocna Skórka, był najstarszym Wojownikiem, zanim Postrzępiona Gwiazda
został zabity. - okrążyła wyniszczonego czarnego kocura, który pozdrowił ich skinieniem
głowy. - A to jedna z naszych najstarszych matek, Świtająca Chmura. Dwoje z jej kociąt
zginęło przy przepędzaniu Klanu Wichru.
Świtająca Chmura, mała bura kocica, wymiauczała ciche pozdrowienie.
- Nie chcę więcej stracić żadnego z moich dzieci. - oznajmiła.
Biała Burza szybkim ruchem polizał własną klatkę piersiową, by przygładzić śnieżne futerko.
- Z pewnością jesteście dobrze wyszkolonymi Wojownikami, skoro zdołaliście nas tak
podejść. Ale czy jest was wystarczająco wielu? Musimy wiedzieć, czego oczekiwać, kiedy
napadniemy na Obóz Klanu Cienia.
- Starzy i chorzy w Cieniu powoli umierają z głodu. - zamiauczał Popielate Futro. - Umiera
też wiele kociąt, a tego nie możemy znieść.
- Skoro w Klanie Cienia panuje taki chaos... - wybuchł Ciemnopręgi. - ...jak to możliwe, że
ostatnio okazaliście się tacy silni!? I dlaczego Złamana Gwiazda nadal jest waszym
Przywódcą?
- Złamaną Gwiazdę otacza elitarna grupa Wojowników. - odparł szary staruszek. - To jedyni,
których trzeba się bać, bo bez wątpienia umrą dla niego. Pozostali są posłuszni jego
rozkazom, tylko dlatego, że otacza ich lęk. Walczą, gdyż sądzą, że wygra. Ale jeśli uznają, iż
mógłby przegrać...
- Staną przeciwko niemu, nie za nim! - dokończył Gromowicz. - Cóż to za lojalność?
Kotom z Cienia zaczynały stawać dęba włosy wzdłuż kręgosłupa.
- Nasz Klan nie zawsze taki był. - wtrąciła Żółty Kieł. - Kiedy Postrzępiona Gwiazda
przewodził Cieniem, budziliśmy strach naszą siłą! Ale w tamtych dniach brała się ona z
Kodeksu Wojownika i lojalności, nie z obaw i żądzy krwi. - stara kocica westchnęła. - Gdyby
tylko Postrzępiona Gwiazda pożył dłużej...
- W jaki sposób umarł? - spytał Biała Burza. - Na Zgromadzeniu krążyły różne pogłoski,
jednak nikt nie wie nic na pewno.
Oczy dezerterki zasnuł smutek.
- Został wciągnięty w zasadzkę przez patrol Wojowników z innego Klanu.
Kocur skinął głową, pogrążony zadumą.
- Tak, złe to czasy, kiedy Przywódcy są zabijani ukradkiem, zamiast w otwartej, honorowej
walce.
Ognista Łapa zmarszczył czoło. Myślał szybko, rozważając rozmaite warianty bitwy.
- Czy jest jakiś sposób, żeby uprowadzić kocięta bez postawienia w stan pogotowia całego
Klanu? - spytał.
- Są starannie pilnowane. - odpowiedziała Świtająca Chmura. - Złamana Gwiazda oczekuje,
że Grom będzie próbował je odebrać. Nie dacie rady ich wykraść. Waszą jedyną nadzieją
jest otwarty atak.
- Zatem musimy skoncentrować się na Złamanej Gwieździe i jego straży. - miauknął Biały.
Żółty Kieł natomiast od dawna posiadała plan:
- Wojownicy Klanu Cienia zaprowadzą mnie do Obozu. Powiedzą, że zostałam złapana.
Złamana Gwiazda i jego stronnicy wyjdą wtedy ze swoich legowisk, bo wiadomość o

background image

pojmaniu przyciągnie ich na polanę. Kiedy wszyscy znajdą się na otwartej przestrzeni, dam
wam sygnał do ataku.
Biała Burza milczał przez chwilę i z powagą skinął głową.
- Doskonale, Żółty Kle. - rzekł. - Poprowadź nas do Obozu Klanu Cienia.










































background image

Rozdział XXIV

Żółty Kieł zawróciła i zaczęła przedzierać się przez wielkie paprocie. Biała Burza wraz z
pozostałymi kotami podążył w ślad za nią. Ognistą Łapę przechodziły ciarki, jednak nie czuł
już wilgotnego chłodu. Ba, dawno zapomniał o swoim zmęczeniu. Staruszka zaprowadziła
ich do małej kotlinki otoczonej gęstymi zaroślami, po czym wskazała wejście do Obozu.
Splątany gąszcz jeżyn był kompletnie różny od schludnego jesionowego tunelu, który
prowadził do siedziby Klanu Gromu. Tutejsze granice pełne były dziur i wyrw. Wokół
dryfował smród gnijącego mięsa.
- Jadacie padlinę? - szepnął Szara Łapa, krzywiąc mordkę pogardliwie.
- Nasi Wojownicy mają walczyć, a nie polować. - odparł smutno Popielate Futro. - Jemy, co
tylko zdołamy znaleźć.
- Klanie Gromu, ukryjcie się w tej kępie paproci. - syknęła Żółty Kieł. - Pełno tam
muchomorów, które zamaskują wasz zapach. Poczekajcie, aż usłyszycie moje wołanie.
Dała krok w tył, aby przepuścić pozostałych Cienistych i weszła do samego środka grupy
niczym więzień. Cała czwórka ruszyła bezgłośnie ku Obozie. Gromowicze zaś, napięci i
czujni, rozłożyli sylwetki wśród grzybów. Rudzielec czuł, jak mrowi go skóra pod futerkiem.
Zerknął w tył. Szara Łapa miał zjeżoną sierść wzdłuż karku i posapywał z przytłumionego
podniecenia.
Nagle za kolczastą ścianą wybuchł przeraźliwy wrzask. Koty z Klanu Gromu bez wahania
wyskoczyły naprzód i pędem wpadły do Obozu. Na wydeptanej błotnistej polanie Żółty Kieł,
Popielate Futro, Świtająca Chmura i Nocna Skórka toczyli walkę z sześcioma Wojownikami.
Ognista Łapa wnet rozpoznał Złamaną Gwiazdę oraz jego Zastępcę. Sprawiali wrażenie
wygłodzonych i zabliźnionych, lecz silnych.
Na obrzeżach polany wychudzone koty gapiły się niepewnie na bijatykę. W ich posępnych
ślepiach widniało zmieszanie. Kątem oka Terminator dojrzał, jak Cieknący Nos ucieka i
skrywa pod krzakiem. Wtedy padł sygnał Białej Burzy, na który Gromowicze równo skoczyli
do walki.
Ognista Łapa mocno chwycił pazurami srebrzysto-burego kocura, ale został strząśnięty.
Upadł, a Wojownik rzucił się na niego, zaciskając szpony ostre jak kolce tarniny. Rudy
kocurek cudem zdołał wykonać unik. Zatopił zęby głęboko w ciało wroga. Dziki krzyk
poświadczył, że trafił na wrażliwe miejsce, więc ugryzł mocniej. Cienisty znowu zachrypiał,
następnie wyrwał i biegiem uciekł ku zaroślom.
Uczeń wstał. Właśnie wtedy młodziutki Terminator Klanu Cienia wyskoczył na niego z
samego krańca Obozu. Miękkie futerko kociaka było napuszone ze strachu. Rudzielec
schował pazury i bez trudu go odtrącił.
- Ta walka nie jest dla ciebie. - syknął.
Tymczasem Biała Burza już przygwoździł do ziemi Czarną Stopę. Ugryzł go straszliwie i
ranny Zastępca popędził galopem do obozowego wyjścia, by szukać schronienia w lesie.
- Ognista Łapo! - pisnęła Świtająca Chmura. - Uważaj! Pokiereszowany jest...
Gromowicz więcej już nie usłyszał. Potężnie zbudowany, brązowy kot runął ku niemu z
łoskotem. Pokiereszowana Mordka! Ognisty zarył pazurami w ziemię i gwałtownie obrócił,
gotowy walczyć. To przez niego zginęła Cętkowany Listek! Zalała go fala wściekłości,
zmuszając do skoku prosto we wroga.
Pchnął przeciwnika na ziemię i wcisnął mu łeb w błoto. Zaślepiony furią, chciał przegryźć
gardło swojej ofiary, acz Biała Burza odtrącił go na bok i sam chwycił Wojownika Klanu
Cienia.

background image

- Grom nie zabija bez potrzeby. - warknął Ognistej Łapie do ucha. - Musimy tylko dać im do
zrozumienia, żeby nigdy więcej się tu nie pokazywali!
Chwilę potem ukąsił Pokiereszowanego boleśnie i wrzeszczącego przepędził z Obozu.
Nadal kipiąc wściekłością, Terminator potoczył dookoła rozjuszonym wzrokiem. Poplecznicy
Złamanej Gwiazdy uciekali. Z tyłu, za Szarą Łapą, rozległ się poruszony chrypliwy pisk.
Szarak odskoczył na bok, a wówczas rudzielec ujrzał, jak Żółty Kieł ubłoconymi,
poplamionymi krwią łapami przytrzymuje wyrodnego Przywódcę. Ciało krwawiło mu z kilku
ran. Uszy miał stulone, wąsy ściągnięte. Przycupnięty, kulił się pod potężnym uściskiem
starej kocicy.
- Nigdy nie sądziłem, że będzie cię trudniej zabić niż mego ojca! - zawarczał nienawistnie.
Dawna Medyczka drgnęła, jakby użądliła ją pszczoła. Rozluźniła uścisk i natychmiast
Złamana Gwiazda jednym skrętem ciała odrzucił ją na bok.
- Więc to TY zabiłeś Postrzępioną Gwiazdę!? - jęknęła z niedowierzaniem.
Ciemnobrązowy przywódca zmierzył ją lodowatym wzrokiem.
- Przecież znalazłaś zwłoki. Czyżbyś nie rozpoznała mojego futra pomiędzy jego pazurami?
Był mięczakiem i głupcem. Zasłużył na śmierć.
- NIE! - syknęła staruszka z opuszczoną głową. Dopiero po chwili, wyginając grzbiet w łuk,
podniosła wzrok na zabójcę. - A kocięta Jasnego Kwiatu? One też zasłużyły na śmierć!?
Złamana Gwiazda warknął i rzucił się na kocicę, przewracając ją na szary brzuch. Nawet nie
próbowała wszcząć obrony. Zaniepokojony Ognista Łapa dostrzegł, że jej oczy są zaszklone
rozpaczą.
- Te kocięta były słabe. - wysyczał Cienisty lider, pochylając szeroki pysk do ucha Żółtego
Kła. - Mój Klan nie miałby z nich żadnego pożytku. Gdybym ja ich nie zabił, musiałby zrobić
to jakiś inny Wojownik.
Pewna czarno-biała Klanowiczka jęknęła głośno nieopodal, przepełniona trwogą, ale kocur
nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.
- Ciebie również powonieniem był zabić, kiedy miałem okazję. - parsknął nad dezerterką. -
Chyba mam w sobie coś ze słabości ojca. Byłem głupcem, pozwalając ci żywej opuścić Klan
Cienia!
Obnażył zęby, gotowy zatopić je śmiertelnie w karku kocicy.
Jednak Ognista Łapa był szybszy. Skoczył Złamanej Gwieździe na grzbiet, wbił pazury w
splątane, pręgowane futro i odciągnął oprawcę od wycieńczonej ofiary, ciskając nim na sam
skraj polany.
Przywódca obrócił się w powietrzu, wylądował na czterech łapach i fukając wściekle, wbił
spojrzenie na zielone oczy nowego przeciwnika.
- Nie trać czasu, Terminatorze! Dzieliłem sny z Gwiezdnymi! Będziesz musiał zabić mnie
dziewięć razy. Naprawdę sądzić, że jesteś na to wystarczająco silny? - ślepia płonęły mu
kpiną.
Rudzielec nie odwrócił wzroku. Czuł, jak tężeje mu brzuch. Złamana Gwiazda to wódz
Klanu! Jak, u licha, mógł myśleć, iż go zwycięży? Ale obserwujący walkę Cieniści zaczęli
powoli zbliżać się do pokonanego Przywódcy, warcząc i sycząc z gniewu. Były
sponiewierane i wygłodzone, ale otaczając ich półkolem miały przewagę liczebną. Złamana
Gwiazda najwyraźniej to sobie uświadomił. Nerwowo trzepiąc wykrzywionym ogonem,
przypadł do ziemi i wycofał w okoliczne krzaki. Oczy zalśniły mu groźne pośród mroku.
- To jeszcze nie koniec, Terminatorze. - wysyczał, następnie odwrócił i uciekł do lasu w ślad
za swymi poturbowanymi Wojownikami.
Ognista Łapa popatrzył na Białą Burzę.
- Nie powinniśmy go ścigać? - zamiauczał.

background image

Wojownik potrząsnął powoli głową.
- Dotarło do nich, że nie są tu mile widziani.
Nocna Skórka, starszy Klanu Cienia, skinął potakująco.
- Zostawcie ich. Jeśli ośmielą się znowu pokazać tu swoje pyski, Klan Cienia będzie miał
wystarczająco siły, żeby ich zgładzić.
Reszta kotów tłoczyła się bezładnie w ruinach Obozu, jakby sparaliżowała je świadomość
ucieczki Przywódcy. Trzeba wiele czasu, by odbudować ich wspólnotę, pomyślał uczeń.
- Kocięta! - w odległym zakątku polany rozbrzmiało miauczenie Szarej Łapy.
Rudy pognał biegiem do przyjaciela, a Mysie Futerko i Biała Burza deptali mu po piętach.
Kiedy się przybliżyli, usłyszeli żałosne pomiaukiwania kociąt dochodzące spod stosu liści i
gałązek. Szarak i Wojowniczka szybko przekopali listowie, wówczas na dnie małej jamy
odkryli zaginione potomstwo z Klanu Gromu.
- Nic im nie jest? - zapytał Biała Burza, trzepiąc z niepokoju ogonem.
- Są zdrowe. - odparł Szary. - Tylko ten mały burasek ma poranione ucho. Możesz na niego
zerknąć, Żółty Kle?
Staruszka akurat wylizywała własne rany, lecz słysząc wezwanie, przybiegła na skraj jamy,
gdzie Terminator ostrożnie ułożył rannego malca. W międzyczasie Ognista Łapa pomógł
towarzyszom wyciągnąć pozostałe kociaki. Ostatnie z nich było szare jak stygnące węgielki
po wygasłym ogniu. Pomiaukiwało i piszczało, kiedy postawił je na ziemi. Mysie Futerko
przygarnęła zatem wszystkie maluszki i zaczęła troskliwie pocieszać. Żółty Kieł dalej
uważnie badała poszarpane uszko potomka Mroźnego Futerka.
- Musimy powstrzymać krwawienie. - oświadczyła.
Wtedy z ukrycia wynurzył się Cieknący Nos. Wokół przedniej łapki miał owiniętą warstwę
pajęczyny, którą bez słowa podał jego poprzedniczce, zdegradowanej Medyczce. Skinęła
mu w podziękowaniu głową i zaczęła opatrywać szramę. Do reszty Gromowiczów podszedł
Nocna Skórka.
- Pomogliście Klanowi Cienia uwolnić się od okrutnego Przywódcy. Jesteśmy wam
niezmiernie wdzięczni. Jednak już czas, abyście opuścili nasz Obóz i powrócili do siebie.
Obiecuję, że nie będziemy nachodzić waszych terenów łowieckich, dopóki zdołamy wyżywić
nas na naszym terytorium.
Biała Burza zgodnie skinął głową.
- Polujcie w spokoju przez okres jednego księżyca, Nocna Skórko. Wiemy, że potrzebujecie
czasu, by odbudować swój Klan. - odwrócił raptem pyszczek do starej kocicy. - A ty, Żółty
Kle? - zapytał. - Chcesz wrócić z nami, czy wolisz zostać tutaj, z dawnymi przyjaciółmi?
Żółty Kieł podniosła na niego pomarańczowe oczy.
- Pójdę z wami. - właśnie dojrzała głębokie rozcięcie na tylnej łapie Białej Burzy. - Będziecie
potrzebowali Medyka dla siebie i dla kociaków.
- Dziękuję ci. - wymruczał wdzięcznie Wojownik.
Płynnym ruchem ogona dał sygnał Gromowiczom i wyprowadził ich zwycięsko z polany.
Mysie Futerko oraz Wierzbowa Skórka pomagały młodym, które wlokły się u ich boku,
wycieńczone i oszołomione. Dawna Cienista szła blisko rannego malca, podnosząc go za
kark, kiedy ulegał śliskiej nawierzchni i przewracał. Ognista i Szara Łapa podążali za nimi -
przez krzaki jeżyn, poza wyczuwalną węchem granicę Obozu i dalej, w głąb lasu.
Księżyc ciągle jeszcze wędrował po spokojnym niebie, kiedy gromada kotów rozpoczęła
długi, mozolny marsz do domu, a wokół nich deszcz brązowych liści z trzepotem spływał ku
leśnemu poszyciu.

background image

Rozdział XXV

Uskrzydleni radością, że znowu są w domu, dwaj przyjaciele na czele patrolu wpadli do
Obozu. Mroźne Futerko, która leżała smutna pośrodku polany, zaczęła intensywnie węszyć.
- Moje dzieci! - krzyknęła.
Zerwała się na równe nogi i wyminąwszy Terminatorów, popędziła spotkać resztę oddziału,
który właśnie wychodził z janowcowego tunelu. Kocięta podbiegły, trącając ją drobnymi
noskami w bok. Legła radośnie wokół nich, liżąc czule wszystkie po kolei, ani na chwilę nie
przestając mruczeć. Żółty Kieł zwlekała nieco w obozowym wejściu, przyglądając temu z
grobowym milczeniem.
Naprzeciw powracającego patrolu wyszła Błękitna Gwiazda. Zerknęła ckliwie na Mroźne
Futerko i jej potomstwo, po czym przeniosła spojrzenie w stronę Białej Burzy.
- Nic im nie jest? - zapytała.
- Są zdrowe. - miauknął Wojownik.
- Dobra robota, Biała Burzo. Klan Gromu cię wynagrodzi.
Jasny kocur pochylił głowę, przyjmując tę pochwałę, lecz rzekł spokojnym tonem:
- Odnaleźliśmy je tylko dzięki temu Terminatorowi.
Ognista Łapa uniósł dumnie głowę, nawet ogon, i właśnie miał coś powiedzieć, gdy z
drugiego końca polany wybuchło oskarżycielskie warczenie Tygrysiego Pazura.
- Po co przyprowadziliście tę zdrajczynię!? - ponury Zastępca przybył majestatycznym
krokiem, stanąwszy u boku swej Przywódczyni.
- Ona nie jest zdrajczynią. - oświadczył z naciskiem rudzielec.
Powiódł wzrokiem wzdłuż Obozu. Reszta Gromowiczy zgromadziła się na polanie, żeby
zobaczyć kocięta i pogratulować ich wybawicielom. Niektórzy zauważyli Żółty Kieł i mierzyli
spojrzeniami pełnymi czystej nienawiści.
- Przecież zabiła Cętkowany Listek! - fuknął Długi Ogon.
- Zajrzyj pomiędzy pazury Cętkowanego Listka. - poradził mu Szara Łapa. - Znajdziesz tam
brązowe futro Pokiereszowanego, a nie szare Żółtego Kła!
Błękitna Gwiazda skinęła na Mysie Futerko, która wyszła sponad tłumu i popędziła do
miejsca, gdzie leżało ciało szylkretowej kotki, czekając na pogrzeb o świcie. Klan oczekiwał.
- Szara Łapa ma rację. - wydyszała Wojowniczka, wracając biegiem przez polanę. -
Cętkowany Listek nie została zaatakowana przez szarego wroga!
Przez tłum przemknął szmer zdumienia.
- Co nie znaczy, że nie pomagała w porwaniu kociąt! - wysyczał znowu Tygrysi Pazur.
- Bez Żółtego Kła nigdy byśmy ich nie odzyskali! - parsknął Ognisty. Wyczerpanie sprawiło,
że łatwo popadał irytacji. - Wiedziała, że uprowadził je Wojownik z Klanu Cienia. Właśnie
była na jego tropie, kiedy ją odnalazłem. Wracając, ryzykowała własne życie. Obmyśliła
plan, który umożliwił nam wtargnięcie do Obozu wroga i dał szansę na pokonanie Złamanej
Gwiazdy!
Koty słuchały ze zdziwieniem.
- On ma rację. - przytaknął Biała Burza. - Żółty Kieł jest naszym przyjacielem.
- Cieszę się, że to słyszę. - zamruczała Błękitna Gwiazda.
Potem ponad tłum wybiło się niespokojne miauczenie Mroźnego Futerka:
- Czy Złamana Gwiazda nie żyje?
- Nie, uciekł. - odpowiedział jej śnieżnobiały Wojownik. - Ale już nigdy nie będzie dowodził
Klanem Cienia. - rzucił pełne szacunku spojrzenie wobec Przywódczyni. - Obiecałem

background image

Cienistym, że damy im spokój do następnej pełni księżyca. Rządy Złamanej Gwiazdy
doprowadziły jego Klan do zupełnego chaosu.
Niebieskoszara kocica skinęła pyszczkiem.
- To mądra i wielkoduszna decyzja. - dodała z aprobatą.
Wyminęła Białą Burzę i pozostałych członków patrolu, pochodząc blisko Żółtego Kła.
Staruszka spuściła oczy, kiedy Błękitna Gwiazda dotknęła nosem jej szorstkiego, szarego
futra.
- Żółty Kle, chciałabym, żebyś zajęła miejsce Cętkowanego Listka jako Medyk Klanu Gromu!
Przejmij proszę wszystkie zapasy, które po niej zostały.
Postacie zaczęły mruczeć między sobą, trzepiąc emocjonalnie ogonami. Cienista dezerterka
powiodła po nich niespokojnym wzrokiem, lecz nic nie odparła. Mroźne Futerko także
zerknęła na pozostałe matki, po czym odpowiedziała spojrzeniom Żółtego Kła i powoli
skinęła głową. Kocica z pokorą oddała jej ukłon, następnie zwróciła wobec liderki:
- Dziękuję, Błękitna Gwiazdo. Klan Cienia nie jest już Klanem który niegdyś znałam. Teraz
moim domem jest Obóz Klanu Gromu.
Rudy Terminator poczuł przepływ satysfakcji, że staruszka, którą zdążył pokochać całym
sercem, będzie odtąd Medykiem jego Klanu! A potem zwiesił smętnie ogon, kiedy zrozumiał,
że nigdy więcej na polance wśród paproci nie spotka Cętkowanego Listka z miękkim
futerkiem mieniącym słonecznym blaskiem, zwieńczonym lśniącymi oczyma barwy
bursztynu.
- Gdzie jest Krucza Łapa? - zamiauczała wtedy Błękitna Gwiazda, odrywając rudzielca od
tych słodko-gorzkich wspomnień.
- Właśnie. - wtrącił Tygrysi Pazur. - Gdzie jest mój Terminator? Dziwne, że zniknął w tym
samym czasie co Złamana Gwiazda.
Popatrzył wtedy znacząco po tłumie.
- Jeśli myślisz, że mógłby pomagać Złamanej Gwieździe... - miauknął zuchwale Ognista
Łapa. - ...to się mylisz!
Zastępca zesztywniał. Bursztynowe ślepia zabłysły mu groźnie.
- Krucza Łapa nie żyje. - ciągnął Terminator, opuściwszy głowę, jakby przygniatał go ciężar
smutku. - Znaleźliśmy jego ciało na terytorium Klanu Cienia. Sądząc z zapachów dookoła,
został zabity przez ich patrol. - popatrzył na Przywódczynię. - Później wszystko ci opowiem.
- obiecał.
Żółty Kieł obrzuciła rudzielca pytającym wzrokiem, a on przekazał jej niemą prośbę, by
trzymała język na wodzy. Leciutko poruszyła uszami na znak, że rozumie, i odwróciła
źrenice.
- Nigdy nie mówiłem, że Krucza Łapa jest zdrajcą. - wysyczał Tygrysi Pazur. Potem odwrócił
się i przemówił do Gromu: - Krucza Łapa mógł zostać świetnym Wojownikiem. Śmierć
zabrała go zbyt wcześnie, a jego strata będzie przez wielu z nas jeszcze długo i boleśnie
odczuwana.
Puste słowa! - pomyślał pełen goryczy Ognista Łapa. Ciekawe, co powiedziałby Tygrysi,
gdyby usłyszał, że czarny kocurek żyje sobie bezpiecznie, daleko za lasem, polując z
Jęczmieniem na szczury?
- Brakuje nam Kruczej Łapy, ale jego śmierć będziemy opłakiwać jutro. - powiedziała liderka
poważnym tonem. - Najpierw musimy odbyć inny rytuał. I jestem pewna, że Krucza Łapa
ucieszyłby się z niego. - odwróciła mordkę w stronę Ognistej i Szarej Łapy. - Czy dobrze
walczyli, Biała Burzo? - zapytała.
- Jak Wojownicy. - odparł uroczyście Biała Burza.

background image

Popatrzyła mu w żółte oczy i lekko skinęła głową. Potem uniosła srebrzysty podbródek i
wlepiła spojrzenie ku gwieździstym łanom Srebrnej Skórki. W cichym Obozie zabrzmiał
czysty, wyrafinowany głos:
- Ja, Błękitna Gwiazda, Przywódczyni Klanu Gromu, wzywam naszych Przodków, aby
spojrzeli z góry na tych dwóch Terminatorów. Pracowali ciężko, by pojąć zasady waszego
szlachetnego prawa. Teraz więc powierzam ich waszej opiece jako Wojowników. - opuściła
niebieskie oczy na stojące przed nią koty. - Ognista Łapo, Szara Łapo, czy przyrzekacie
przestrzegać Kodeksu Wojownika i bronić tego Klanu nawet kosztem własnego życia?
Rudzielec poczuł, że huczy mu w uszach. Nagle pojął, iż wszystko, co kiedykolwiek dotąd
zrobił dla Gromu - każda zdobycz, którą podchodził, każdy wróg, z którym walczył -
wszystko to działo się dla tej jednej chwili.
- Przyrzekam. - powiedział pewnie.
- Przyrzekam. - powtórzył za nim Szara Łapa ze zjeżonym podnieceniem futerkiem.
- Zatem z mocy Gwiezdnego Klanu nadaję wam imiona Wojowników! Szara Łapo, od tej
chwili będziesz zwał się Szaropręgim. Gwiezdny Klan uznaje twoją waleczność i siłę, a my
witamy cię jako Wojownika Klanu Gromu!
Przywódczyni postąpiła do przodu i oparła pyszczek na czubku pochylonej głowy
Szaropręgiego. On natomiast zgiął niżej szyję, żeby z szacunkiem polizać ją w ramię, po
czym odszedł do pozostałych Wojowników. Zanim Błękitna Gwiazda znowu przemówiła,
przez dłuższy moment uważnie obserwowała drugiego z uczniów.
- Ognista Łapo, od tej chwili będziesz zwał się Ognistym Sercem! Gwiezdny Klan uznaje
twoją waleczność i siłę, a my witamy cię jako Wojownika Klanu Gromu! - dotknęła mordką
jego głowy, mrucząc: - Ogniste Serce, jestem dumna, że mam takiego Wojownika. Dobrze
służ swojemu Klanowi, młodzieńcze.
Ognistemu Sercu tak dygotały mięśnie, iż ledwie zdołał się pochylić, by polizać kocicę w
ramię.
Wydukał chrapliwie podziękowanie i umknął zająć miejsce koło przyjaciela. Wtenczas z
tłumu zaczęły dobiegać gratulacyjne pomiaukiwania. W ciszy nocy okrzyki Klanu
przeistoczyły formę w monotonne wyśpiewywanie imion nowych Wojowników.
- Ogniste Serce! Szaropręgi! Ogniste Serce! Szaropręgi!
Rudzielec jeszcze raz powiódł spojrzeniem po okolicy. Wokół widział pyszczki, które w ciągu
kilku ostatnich księżyców stały mu się tak dobrze znane. Słuchał, jak skandowali jego nowe
imię, i czuł się nieco zakłopotany życzliwością z szacunkiem jaśniejącą w ich oczach.
- Księżyc doszedł już prawie do szczytu nieba. - zamiauczała Błękitna Gwiazda. - Zgodnie z
tradycją naszych Przodków Ogniste Serce i Szaropręgi muszą teraz czuwać w milczeniu aż
do świtu i samotnie strzec Obozu, podczas gdy my będziemy pogrążeni we śnie.
Dwaj uhonorowani nową rangą uroczyście skinęli głowami. Kiedy reszta kotów zaczęła już
znikać w swoich legowiskach, koło Ognistego Serca przepchnął się Tygrysi Pazur. Mijając
go, zwolnił kroku i wysyczał mu cicho do ucha:
- Nie myśl, domowy kociaczku, że zdołasz mnie okpić. Uważaj, co będziesz opowiadał
Błękitnej Gwieździe.
Kocurkowi wnet przebiegł po grzbiecie zimny dreszcz. Przywódczyni musi wreszcie poznać
prawdę o zdradzie swego Zastępcy! Gdy tylko bury samiec zniknął wewnątrz legowiska
wojowników, Ogniste Serce zostawił Szaropręgiego na polanie i popędził za liderką. Dogonił
ją przed grotą u stóp Wysokiej Skały.
- Błękitna Gwiazdo, wiem, że łamię przysięgę milczenia, ale muszę z tobą pomówić, nim
zacznę swoje czuwanie.
Kocica energicznie potrząsnęła głową.

background image

- To ważny rytuał. Możesz porozmawiać ze mną wyłącznie rano.
Ogniste Serce pochylił głowę, przyznając jej rację. W końcu zdrada Tygrysiego Pazura nie
należała do problemów, które można rozwiązać podczas jednej nocy. Wrócił do szarego
towarzysza. Przyjaciele wymienili spojrzenia, ale nie rzekli ani słowa.
Popatrzył w górę na księżyc. Oblana jego mroźnym światłem ruda sierść młodego
Wojownika lśniła srebrzyście. Wszędzie wokół krzewy i drzewa spowijała mgiełka, której
wilgoć delikatnie muskała mu futro. Przymknął powieki i przywołał wspomnienie snów z
dzieciństwa. Teraz świeże leśne zapachy w jego nozdrzach były rzeczywistością. Przed nim
życie Wojownika! Odczuł niepohamowaną radość rozlewającą się falą od łap po całym ciele.
Drgnął i otworzył oczy. Jakaś para ślepi złowrogo błyskała ku niemu z legowiska po drugiej
stronie polany.
Tygrysi Pazur!
Ogniste Serce odpowiedział mu nieruchomym spojrzeniem. Teraz też był Wojownikiem.
Zrobił sobie wroga z Zastępcy Przywódczyni Klanu, ale on także zrobił sobie wroga z niego.
Ogniste Serce nie był już tym samym naiwnym młodym kotkiem, który całe księżyce temu
przystał do Gromu. Urósł, nabrał sił, zmądrzał. Jeśli pisane mu jest przeciwstawić się
Tygrysiemu Pazurowi, niech tak będzie. Gotów był przyjąć wyzwanie.













Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Erin Hunter Wojownicy Tom 6 Czarna godzina
Erin Hunter Wojownicy Tom 2 Ogień i Lód
Wojownicy Tom 8 Nowa przepowiednia Wschód księżyca Hunter Erin
Wojownicy Tom 7 Nowa przepowiednia Północ Hunter Erin

więcej podobnych podstron