EWA PIASECKA
jabłko od
jabłoni
CO MÓWIĄ DZIECI O SWOICH SŁAWNYCH RODZICACH
WYDAWNICTWO ŁÓDZKIE
Projekt okładki i stron tytułowych Ewa Laśkiewicz-Albińska
Redaktor Witold Jabłoński
"W tekście wykorzystano zdjęcia: Zofii Nasierowskiej (s. 9), Rena Pajchel (s. 32), Michała
Nowickiego (ss. 5, 36, 61, 70, 86, 118, 122] Edwarda Smolińskiego (ss. 17, 21, 25, 40, 43, 47,
52, 56, 65, 77, 9І 95, 98, 102, 106, 113, 126, 141, 146, 151, 155), Andrzeja Krawczyk| (s.
136) oraz ze zbiorów rodzinnych.
KAROLINA BEATA WAJDA
2%°)
' аЗк\Л
©Copyright by Wydawnictwo Łódzkie 1990 ISBN 83-218-0904-Х
Akc.J.§£ І9М
■
Imiona, nazwisko: — Karolina Beata Wajda Wiek: — 23 lata
Rodzice: — Beata Tyszkiewicz, aktorka, Andrzej Wajda, reżyser. Rodzeństwo: — Wiktoria
(11 lat), przyrodnia siostra z trzeciego ałżeństwa matki.
Wykształcenie: — Studiuję na wydziale prawa UW (II rok), ale to e znaczy, że wiem, co
chciałabym robić w przyszłości. Na tym kierunku
|st po prostu wiele przedmiotów, których znajomość przydaje się każ-mu (np. historia) — stąd
jego wybór. O roli w czechosłowackim filmie: — Zdałam maturę i postanowiłam,
I... nie będę się dalej uczyć. Miałam dość: konfliktów z nauczycielami,
pębienia, zbytniego interesowania się moim życiem prywatnym. Wła-ie wtedy dostałam
propozycję zagrania w czechosłowackim filmie nama także). Zdecydowałam się. To było,
niestety, przykre doświad-enie. Nocne zdjęcia, sceny wymagające kąpania się przy zerowej
tem-
Jraturze, a efekt końcowy — fatalny. Reżyser był debiutantem, a ja
jedynie pięć swetrów firmy Stefanell.
Czy chciałabyś być gwiazdą? - Jeśli już, to nie na skalę film czeskiego. I poza tym nie dla
sławy a dla pieniędzy. Moją mamę cies popularność, ona potrzebuje akceptacji, poczucia, że
wszyscy ją lubi Jest otwarta do ludzi. Ja nie lubiłam, gdy np. w czasie spacerów kt ją
zaczepiał: „Czy to naprawdę pani...?". Drażniło mnie, że popul ność łamie dystans, który
sobie cenię. Nie cierpię, gdy ktoś się spoufa Odwrotnie niż mama nie oczekuję wsparcia, nie
potrzeba mi akcepta-innych. Jestem zresztą nieufna. Jeśli więc chciałabym być gwiazdą nie
dla popularności. Tylko sympatia widzów — to byłoby dla mn za mało.
młoda żeby stworzyć rolę. W dodatku za ciężką pracę kupiłam sob|nnie. Nic jest mi potrzebna
akceptacja innych, ale naprawdę źle Ą ' y
"żuję, ё^У mama jest ze mnie niezadowolona. Wiem wtedy, że już na-
rawdę jest niedobrze!
Twój ojciec... — Jest fantastyczny! Nie jest to ktoś taki, kto nosi ziecko na barana, ale pękam
z dumy! Gdy zdarza się, że np. w moim owodzie czytają nazwisko Wajda i pytają: „To ktoś z
rodziny?", przy-jeram obojętną minę i „od niechcenia" mówię: „To mój ojciec..."
Dzieło ojca, które cenisz najbardziej... — Ziemia obiecana. Film lepszy d książki. Wspaniały
scenariusz. Pszoniak, Seweryn, Olbrychski grają к anioły. Wspaniały film z rzędu tych, które
ogląda się czując wręcz apach.
Rola mamy, którą cenisz najbardziej? — Dziwne, ale patrzę na film, szasta§v którym
występuję i... widzę moją mamę.
To pytanie wydaje
sława nie ma nic do tego. Wiele osób sądzi, że jesteśmy że żyjemy w puchu. To prawda, że
Pieniądze... — Przydałyby mi się bardzo, ale nie żeby nimi u ■ j ■ i-
, ŁJ-,
ale móc zamknąć się w swoim świecie. Nie lubię hucznych zabaw, b| Czy dobrze byc
dzieckiem sławnych rodziców? wania w restauracjach. Wolę usmażyć kiełbasę w ognisku.
Lato spęd; ™ się bez sensu. Przec.ez i с sławni rodz.ce,. с anonimowi, mogą być łam koło
Radzymina, w domu, który był domem mego dzieciństwa. 1 dobrzy, i zli ■ wakacje
mogłabym przedłużyć. Chciałabym, żeby było mnie stać ■ vychowywan. jakoś szczególnie
utrzymanie koma mieć samochód. Kawior nie jest konieczny do szczę ostałam wychowana w
dobrobycie, ale bez przesady. Co prawda doda Chciałabym mieć pieniądze, żeby opłacić
ludzi, którzy załatwialil tałam na 17 urodziny samochód, tyle że był to dziewięcioletni
polonez, za mnie różne sprawy - dokładniej prosiliby (u nas wszystkich o wszyfano ше chclał
zapalać i trzeba było go pchać. Gdy niedawno mój sa ko trzeba
"ЬУ2іасГ-"}ГіГро'рго8іи kocham! Jeżdżęna nich od dzieck|ie rozpuszcza mnie finansowo
celowo. W każdym razie nie jestem
■ - i ■ • a 4„k„ mA^ \P ntrwmań fmrznie 200 sJozrzutna, a pieniądze trzymają się
mnie. Staram się mieć tyle pieniędzy, zęby moc je utrzymać (rocznie l\jm, jw г t
j jh y
dolarów). Zarabiam je jak handlowiec: kupuję konie, które są „okazją
ujeżdżam i korzystnie sprzedaję. Przeraziłam się, gdy we francuskf
żne sprawy — dokładniej prosiliby (u nas wszystKicn o wszya —•...........■ —К— . ..«..«.
UJ.« 6~ Fv.,av. ^y ...^awuu ...UJ zaprosić- mechanika żeby naprawił samochód, ekspedientkę
J "°chod został ukradziony sprzed domu, zatelefonowałam do ojca, a on Ы obsłużyć klienta) -
ja tego nie cierpię! «wiedział: „Przykro mi...". I tyle. Wierzę w jego
mądrość i myślę, że
gazecie przeczytałam o sobie: „Córka litewskiej hrabianki trzyma ogieH wyglądało, jakbym
miała stajnię co najmniej ze 100 ogierami i 60 тая Teraz mam dwa konie i kuca, chodzę koło
nich sama
Czy jesteś ładna? — Potrafię dobrze wyglądać, jak się ładnie ubiorę umaluję.
Interesujesz się... — Filmem. Potrafię obejrzeć kilka filmów w ciągu nia. Reaguję
emocjonalnie. Gdy zdarza się, że mam łzy w oczach, tłu-haczę sobie: to tylko fikcja...
Interesuje mnie także strona warsztatowa,
Baranem, a więc osobą upartą, apodyktyczną. Lubię *?«о oglądam jakieś ujęcia parę razy
talerzami. Jesteś. minować. Muszę mieć, co chcę. Mam poza tym parszywe przekonani że
wszystko co robię, robię lepiej od innych. Mam trudny charakter zwłaszcza że nie trafiłam na
nikogo, kto choćby trochę mnie utemperf°^ęjeg°f|lmy, bo stale wymyśla cos, co otwiera w
kinematografii
wał. Jak ja potrafię się zacietrzewić!
Twoja matka... — Podziwiam jej mądrość. Umiała tak ze mną postl pować, że chociaż zdarza
mi się być w konflikcie z całym światem, z nią
Aprobowała mnie zawsze w stu procentach doprowadziło do mojego rozhukania, odwrotnie
Jaki film chciałabyś obejrzeć ponownie? — Nie lubię oglądać filmu fugi raz. Wolę coś
nowego. Zamiast znanego mi filmu Spielberga (bar-
|°wą epokę) zabrałabym na bezludną wyspę jego samego, mając nadzie-że coś jeszcze
stworzy. Spielberg i Kubrick to moi ulubieni reżyserzy. Cenisz w ludziach... — Delikatność i
dobre wychowanie. Nie lubisz?... — Ludzi zbyt szczerych. Takich, którzy na pytanie:
nigdy. Ma wszystkie dobre cechy i żadnej złej, której bym nie chciał ь
'to było wspaniałe — rf C1 sie podobają te schody? (wiadomo, ze zostały w moim domu
zobowiązywaledawno wybudowane, a pytanie zadaję ot, tak) odpowiadają: „Okrop-
ne". Jeszcze gorsi są ci, którzy wypowiadają swe sądy w sprawaj które mnie dotyczą, wcale o
to nie proszeni.
Najmilszy prezent, który dostałaś: — Z tych ostatnich — krój Giovanni (okazał się zresztą
być samicą). Artur kupił go na targu. I
Artur„. — Mój chłopak. Kocha mnie, wiem, że zawsze stanie po rrJ jej stronie. Jestem taka
stała w uczuciach, że gdy rozstałam się z poprJ dnim chłopakiem (byliśmy razem 4,5 roku),
nikt nie próbował mij nawet podrywać.
Polityka... — Jestem kompletnie apolityczna.
Twoje marzenia? — Dom pełen zwierząt, które akurat przyszłyby do głowy. To byłoby
wspaniale, bo każde zwierzę jest niezwykle zabayl (pod warunkiem, że nie trzyma się go w
klatce).
Czy czujesz się po trosze hrabianką? — Historia tytułów w пай rodzinie kończy się na bracie
mamy, który ma dwie córki. Zresztą w ( szych warunkach przywiązanie do tytułów to coś
bezsensownego.
Trzy życzenia do złotej rybki: — Mogę je odstąpić komuś inne Mam piękny dom i żyję tak,
jak chcę żyć.
(wrzesień'89)
rai
PAWEŁ FRANCISZEK MAJEWSKI
Imiona, nazwisko: — Paweł Franciszek Majewski Wiek: — 22 lata
Rodzice: — Zofia Nasierowska, artysta fotografik, Janusz Majewski, eżyser filmowy.
Rodzeństwo: — Anna (25 lat) plastyk — fotografik.
Wykształcenie: — Po maturze zdałem na SGPiS. Zbyt wiele było tam :dnak zbędnych
przedmiotów — to uczelnia nie tylko handlowa, ale i po-ityczna. Nic mi nie dawały, a
zabierały dużo czasu. To był dla mnie rtelki minus, ponieważ po pierwsze lubię mieć czas dla
siebie, a po drugie -iż wtedy starałem się zarabiać. Zdecydowałem się na prawo (III rok) —
rzydatniejsze w życiu i umożliwiające wygospodarowanie wolnego zasu.
Plany: — Chciałbym być doradcą prawnym w jakiejś liczącej się Jrmie zagranicznej
(najlepiej w tej, w której pracuję już od pół roku. ™ jakiej nie powiem, bo po co informować
Urząd Skarbowy).
Sam o sobie: — Wysoki (191 cm). Patentowany leń, któremu trudno
zabrać się do czegoś (chyba że jest tym szczególnie zainteresowań^ Otwarty. Łatwo
nawiązuje kontakt z innymi. Spokojny, trudno wypJ wadzić go z równowagi. Wesoły (czasem
nawet za bardzo). W szkol średniej był klasowym wesołkiem. Lubi się bawić
Podobają ci się ludzie... — Z klasą, kulturą, obyciem, umiejący zJ chować się w każdej
sytuacji. Nie cierpię prostaków!
Interesujesz się... — Pięknymi samochodami i szybkimi kobietaiJ Poważniej — interesuje
mnie świat: życie, ludzie, kultura innych ki jów — wszystko. Sporo ich zwiedziłem. W
Europie zostało chyba jeszcl tylko pięć, w których nie byłem.
'
Ty i muzyka: — Moja muzyka to soul. Interesują mnie Sade с Al Jarreau i coś w tym typie —
muzyka, którą we krwi mają Czar Spokojna, choć bez przesady.
Twój rodzinny dom... — Duży, wygodny, przestronny... Dobra atnj sfera, poczucie
bezpieczeństwa. Wypada dodać: wkrótce... wynoszę od rodziców. Przychodzi czas, że
zderzenie dwu pokoleń nie przyn nic dobrego. Coraz częściej dochodziło ostatnio do scysji i
pora przerwać. Na szczęście po siostrze, która zamieszkała z mężem w RF przypadło mi w
udziale mieszkanie.
Co odziedziczyłeś po rodzicach? — Obycie, kulturę, umiejętność zip lezienia się w każdym
towarzystwie, łatwość kontaktów. Nie odziedzicz łem pracowitości, ale to nie znaczy, że o
tym marzę. Trochę by mi jej przydało. Nie chciałbym jednak, by całe moje życie to była pra
Rodzice są bardzo pracowici, zwłaszcza ojciec — tytan pracy (nie tyl kręci filmy, ale działa w
Stowarzyszeniu Filmowców i wykła w PWSFTviT w Łodzi). Moje nieróbstwo go drażni.
Czy krytykujesz rodziców? — Tak. Najczęściej za to, że nie wykorri stali własnych
rozległych kontaktów i nie podjęli jakiejś działalnośl
na własny rachunek. Zdaję sobie sprawę, że nie są wyjątkiem — staf ° 0Г2У S1? r°k
1968...? na ogół trudno przystosowują się do nowej sytuacji.
Co sądzisz o fotografiach autorstwa mamy? — Podobają mi się, ald Mama na nich... oszukuje
— wszystkie kobiety są rewelacyjne. Zetknl
Co zabrałbyś na bezludną wyspę? — Towarzyszkę. Gdyby nie było
. __ wind surfing (to moja pasja, a poza tym może udałoby mi
• wydostać?). Ale gdybym wiedział, że przyjdzie mi samemu spędzić , życie, strzeliłbym
sobie w łeb (ale czym?) — bez towarzystwa nie
wytrzymuję.
Pieniądze... — Nie umiem ich oszczędzać. Dużo wydaję — głównie na benzynę i „szaleństwa
wieczorową porą".
Twoja dziewczyną? — Właśnie myślę, jak się z nią rozstać... Zakochany byłem raz, chociaż
sporo dziewcząt już przewinęło się przez moje życie. Ideał znaleźć niełatwo, zwłaszcza, że od
dziewczyny ,,na życie" wymaga się właściwie rzeczy nie do pogodzenia: ma czarować
pięknością, inteligencją, a do tego być kurą domową. Bardzo często dziewczęta starają się
dominować nad swym partnerem. Albo im całkowicie ulegają. To chyba częsta przyczyna
moich rozstań.
Co sądzisz o wyjazdach na „saksy"? — Kiedyś jeździłem zarabiać za granicę. Teraz tak mało
płacą Polakom, że stało się to upokarzające i obrażające godność.
Nasz kraj... — To zapuszczona prowincja. Nam, Polakom, wydaje się jednak, że to Bóg wie,
co. Sądzimy, że jesteśmy pępkiem świata, że wszyscy się nami interesują.
Czy wyjechałbyś z Polski na stałe? — Nie. Zabrzmi patetycznie, ale to przecież Ojczyzna.
Zresztą i u nas można dobrze zarobić i dobrze się urządzić. Dziwię się tym, którzy tego nie
potrafią, i mordują się za sto ^ysięcy na państwowej posadce.
Czy interesujesz się polityką? — Tak. To przecież nasza polska specjalność.
Ostatnie zmiany polityczne... — To coś niesamowitego. Jeszcze kilka hiiesięcy temu
powiedzielibyśmy, że to niemożliwe. Czy jednak nie
cie z oryginałem, który zna się tylko ze zdjęć, może przynieść rozcfl rowanie
Najwspanialsze dzieło twojego ojca... — Ja sam. Z filmów — Zaklę rewiry. To nie znaczy, że
mam coś przeciwko produkcji bardziej korne cyjnej, np. CK Dezerterom. Sam namawiałem
ojca do zrobienia filii dla szerokiej publiczności. Bądź co bądź przyjemnie, gdy publiczno
stanowią miliony, a nie kilka osób.
10
Co sądzisz o wyborze Tadeusza Mazowieckiego na premiera? — Na bewno lepiej nadaje się
do tej roli niż Wałęsa. Będzie można coś powie-pzieć więcej, gdy zobaczymy, co uda się mu
zrobić.
Reprywatyzacja... — To obok zagranicznego kapitału szansa naszej ospodarki. Jak się nie
pracuje dla siebie — nie chce się pracować.
Kapitalizm... — Nie mam nic przeciwko. Wątpię jedynie, żeby udało fię go u nas
wprowadzić.
Ideał polityka... — Był już idealny polityk, który zamordował 20 mi-lonów ludzi...
11
Czy należysz do jakiejś organizacji? — Nie ( to chyba rodzinne). IrJ teresuję się polityką, ale
nie odpowiada mi ani „Solidarność", ar| strona przeciwna.
„Solidarność"... — Zrobiła dobrą robotę. Dzięki niej mamy szalonj zmiany. Myślę, że będą
związki zawodowe „Solidarność", ale wyksztaf ci się też partia polityczna.
Trzy życzenia do złotej rybki... — Chciałbym znać 10 języków obcyc| (poza trzema, które
opanowałem: angielski — dobrze, niemiecki trochę, rosyjski — nieźle). Poza tym chciałbym
mieć dużo pieniędz (każdy chce je mieć, ale nie każdy się do tego przyznaje) i dużo zdrowi
żeby móc w pełni cieszyć się z ich posiadania.
AGATA MARIA PASSENT
(wrzesień'89)
Imiona, nazwisko: — Agata Maria Passent
Wiek: —16 lat
Rodzice: —Daniel Passent, dziennikarz, Agnieszka Osiecka, poetka, autorka tekstów
piosenek.
Rodzeństwo: — brat przyrodni, Łukasz (12 lat), ze strony ojca.
Uczy się: — w LO im. Zamoyskiego. Zdała do III klasy. Sama ocenia siebie na 3+.
Należy do: — Klubu Legia Warszawa.
Twój największy sukces: — Powołanie do kadry narodowej w tenisie ziemnym. Złożyły się
na to moje wyniki w ubiegłym sezonie — byłam druga na mistrzostwach Polski do lat 18, a
poza tym grałam w zespole, który zdobył mistrzostwo młodzików do lat 15. Niedawno
wzięłam udział w mistrzostwach Europy do lat 16.
Czym jest dla ciebie tenis? — Do zeszłego roku był jedynie przyjemnością. Pozwalał mi
oderwać się od obowiązków szkolnych, a ja traktowałam go jako rozrywkę. Teraz stał się
ważniejszy, jest tuż za szkołą.
Zimą grało mi się źle i nawet myślałam: już dosyć... koniec... Ali słusznie powtarza tatuś, że
sukces rodzi sukces. Wygrałam turniej w Pcl znaniu i wszystko się zmieniło, zmobilizowałam
się bardzo. Tenis wieli mnie nauczył. Umiem np. „spiąć się", gdy potrzeba. Opuszczałam
sporJ lekcji, ale nauczyłam się nadrabiać zaległości. Tak było z geografią.
O Fibaku: — Gościł tatę i mnie u siebie w domu (Tatuś pisał o під książkę. Myślę, że to
będzie bestseller). Jest miły i otwarty dla młj dzieży — to plus. Bardzo skoncentrowany na
sobie i swoich interesach -I to podobało mi się mniej, ale człowiek o takich sukcesach musi
uważaj żeby nie powinęła mu się noga. Podobało mi się, że kolekcjonuje obrl zy — rzadko
się zdarza, żeby sportowcy interesowali się kulturą.
Sama o sobie: — Agata to dziewczyna z temperamentem. Egoistkami Gorsza dla rodziny niż
dla obcych. Nerwus, ale na korcie opanowuje sil Źle znosi krytykę. Skłonna do wykłócania
się. Za bardzo przejmuje się błahymi sprawami.
Twój tata... — Jest wzorowym ojcem. Robi, co może, żeby ułatwić mi pogodzenie sportu z
nauką. O wszystko dba — nawet za bardzo -I ogranicza tym samym moją samodzielność.
Wozi mnie wszędzie, żebyil nie traciła niepotrzebnie czasu. Wypytuje mnie... Gdy godzinami
rozmai wiam przez telefon włącza się: „Kończymy...", a gdy siedzę i patra w okno, pyta:
„Lekcje odrabiasz?". Denerwuję się wtedy, a że obol jesteśmy nerwowi, szybko sytuacja robi
się napięta i tata mnie „wychcl wuje". Tak w ogóle jest jednak świetny! Nauczył mnie dobrej
organizacl czasu i obowiązkowości. On jest niezwykle obowiązkowy, wszystko ml
zaplanowane, ułożone. Rzadko ogląda telewizję i tego też się nauczyłani Tatuś mówi: „Lepiej
poczytaj..." Powtarza też: „Patrz najpierw nj siebie, a dopiero potem krytykuj innych".
Dodam, że jest despotą. Przjl pominą nam, kto jest w domu najważniejszy: on — król. Ale to
dobrze -I gdy jest król, jest porządek.
Czego nie odziedziczyłaś po tacie? — Na pewno zainteresowania polityką. Tata zresztą
twierdzi, że to nie jest zajęcie dla kobiet. Poza tym nie jestem tak przywiązana do domu jak
tatuś. On kocha dom, tęskni za nim bardzo, gdy wyjeżdża. Ja tego tak mocno nie odczuwam i
w tyj stopniu nie pielęgnuję ciepła rodzinnego. To chyba po mamie. Rodzin^ to w ogóle coś
przeciwnego jej naturze.
Twoja mama... — Jest świetną kobietą, ale nie najlepszą matką. Czaj sami zapomina, że ma
córkę... Jest w niej sporo szaleństwa, więc potraw wszystko cisnąć, bo chce akurat iść na łąkę,
rzucać patyki, napić się.l Wszystkie plany wtedy się rozpadają. Mama jest bardzo dobra. Te
14
Itruistka. Kocha ludzi, chętnie nawiązuje nowe znajomości, przyjaźnie. Odwrotnie niż ojciec,
który lubi spotykać się z grupą stałych przyjaciół. Nic dziwnego, że rodzice się rozstali — są
zupełnie różni, łączą ich jedynie zy Cechy: dowcip, inteligencja, mądrość.
Czy dobrze być dzieckiem sławnych rodziców? — Takich jak moi — na pewno. Obojgu
zawdzięczam kontakt z wieloma ciekawymi, znanymi osobami. Wiele skorzystałam z
wyjazdów za granicę na wakacje. Gdy tatuś był na stypendium w Ameryce, opanowałam
angielski (chodziłam tam do szkoły). Najwięcej jednak korzystam, gdy przebywam z moimi
rodzicami. Bardziej wartościowa jest np. rozmowa z mamą niż siedem lekcji w szkole. Oboje
podrzucają mi dobre lektury, zwracają na nie uwagę. Nie jestem fanatyczką czytania i zwykle
zabieram się do niego niechętnie, ale potem się wciągam i zawsze jestem zadowolona.
Lektury do polecenia: — Dar Humboldta Bellowa — niesamowity opis przeżyć
wewnętrznych (przy tym akcja nie jest nudna). Poza tym są świetne portrety — to
interesujące jak mężczyzna patrzy na kobiety. Dziewczętom polecam szczególnie Rzymiankę
Moravii.
Gdyby w twoim życiu nie było tenisa... — Trudno odpowiedzieć mi na to pytanie.
Przyzwyczaiłam się, że on jest.
W wolnym czasie... — Wieczorem słucham muzyki (ulubione zespoły: „Pink Floyd" i „The
Doors"). Moja mania to pisanie długich listów (także do osób, które mieszkają niedaleko
mnie). Spotykam się też z przyjaciółmi: Kacprem i Michałem. Są o siebie zazdrośni, a ja nie
chciałabym stracić żadnego.
Twój chłopak: — To Michał. Jest rok ode mnie starszy. Gra na gitarze. Chce być lekarzem.
Jest więcej niż szczupły (to mi się podoba). Poza tym mało mówi i nic, co wymyślę, nie jest w
stanie wytrącić go z równowagi. Nie interesuje się tenisem, ale gdy opowiadam o treningu,
słucha „zaaferowany". Ubóstwia szybką jazdę samochodem. Jeździł nim potajemnie jeszcze
przed otrzymaniem prawa jazdy. Mój chłopak nie musi być piękny, ale musi być inteligentny.
Jeśli gadałby bzdury, to oznaczałoby koniec.
O chłopcach: — Można na nich polegać o wiele bardziej niż na dziewczętach. Nie obgadują,
są szczerzy w tym, co mówią.
Chciałabyś... — Być lubiana. Trochę jestem zarozumiała i chętnie bym się pozbyła tej cechy.
Chciałabym, żeby moje stosunki ze wszystkimi były dobre i żeby się nie zdarzało, że
Passentówna przyszła, a oni się odwracają. Właściwie nie zauważyłam nic takiego, ale mam
przeświad-
15
czenie, że każdy rozmawia o mnie za moimi plecami. Chciałabym, żebJ nie myśleli, że jestem
kimś innym niż oni.
Co siedzi w tobie z diabła? — Ciągnie mnie na wagary. W tym roki też miałam dużo godzin
nie usprawiedliwionych i to nie ze względu naj treningi czy wyjazdy (te są
usprawiedliwione). Kiedyś, gdy chodziłarj jeszcze do szkoły przy Cytadeli, razem z kolegami
brałam udział w „bonj bardowaniu" wojskowego samochodu czym się dało (tam jest
jednostka wojskowa). Wartownik zaczął strzelać ślepymi nabojami, a potem odl stawił nas
przed oblicze Ważnej Osoby. Uratowało mnie wtedy nazwiJ sko — Passent. Nie jestem tylko
aniołem...
W co najchętniej się ubierasz? — W spodnie i bluzy. Dbam, żeby toi było dobrane i fajne, ale
nie lubię szpanować. Nie cierpię ostrych, „fos! foryzujących" kolorów, najbardziej:
różowego. Unikam granatowegJ (to nie „mój" kolor), tak często wymaganego przez szkołę.
Uwielbiam —| czarny.
Nie lubisz: — Gotować (nawet nie próbowałam). To chyba po marniej
Zaskoczyło cię... — śe w Nowym Jorku ludzie wystawiają na uliq (jako niepotrzebne)
całkiem dobre pralki, bardzo ładne krzesła. Gd] przestaje padać deszcz, wyrzucają piękne,
dopiero co kupione parasolki] Miałam zawsze chęć zabrać to wszystko do domu. Zwłaszcza
parasolki Mam na ich punkcie bzika.
Marzenia: — Skupiam się nie na marzeniach a na tym, co robiJ teraz. To bezpieczniejsze. Co
przyszłoby mi np. z takich marzeń: wygrani Wimbledon w wieku lat 20... Jeślibym nie
wygrała, byłoby mi głupio! To nie znaczy, że niczego nie planuję. Mam np. zamiar nauczyć
się hiszl pańskiego. Po angielskim, niemieckim (chodzę do szkoły z rozszerzonynj
programem nauczania tego języka) i rosyjskim — to byłby czwarty język, który bym
opanowała. Tak jak tatuś.
(sierpień'89)
TOMASZ JANUSZ OLEJNICZAK
Imiona, nazwisko: — Tomasz Janusz Olejniczak Wiek: — 11,5 roku
Rodzice: — Sławomira Łozińska, aktorka, Janusz Olejniczak, pianista.
Rodzeństwo: — Paweł (6 lat).
Uczysz się w... — Szkole muzycznej. Jestem w klasie wiolonczeli (V), u prof. Liebiga.
Wybrałeś wiolonczelę, bo... — Tak naprawdę za wiele nie miałem do gadania. Tata przyszedł
kiedyś po mnie do przedszkola i powiedział: ..Będziesz grał na wiolonczeli...". Miały być
skrzypce, ale pani Jakowicz powiedziała, że szkoda mojej ręki —jest wspaniała do
wiolonczeli. Zacząłem się uczyć. Profesor mówił: „Zagraj cztery razy g", a to nie
wychodziło... Teraz w ciągu tygodnia przygotowałem Pieśń wiosenną Golter-manna, a wtedy
mordowałem się z Czterema kurkami. I myślałem: „wolałbym fortepian"... Ale okazało się, że
dobrze to wymyśliliśmy z tatą — wiele instrumentów: harfa, klarnet, fortepian, skrzypce,
17
perkusja; słucham ich i wiem, że wybrałbym wiolonczelę. Tacie pewni też o to chodziło,
żebyśmy wszyscy grali na różnych instrumentach J on na fortepianie, ja na wiolonczeli, a
Paweł na skrzypcach (będzie sl już uczył).
Najgorszy stopień Tomka O. z przedmiotu ,, Wiolonczela": 4+
Muzyka... — Nie pamiętam, kiedy ją usłyszałem pierwszy raz — to musiało być bardzo
dawno. Mama stawiała torbę, w której byłem ja, m fortepianie (potem Pawła też)... Jak
podrosłem, tata brał mnie ze sobi na koncerty do różnych miast. Teraz to już niestety
niemożliwe, bo chodzę do szkoły.
Czy chciałbyś w przyszłości być wiolonczelistą? — To jest tak: jak gram na wiolonczeli,
chciałbym być wiolonczelistą, jak nie gram, chciał bym być lekarzem. Kiedyś myślałem o
interniście, bo to lekarz od wszysł kiego, ale teraz wolałbym być lekarzem, który ratuje życie,
więc albl kardiochirurgiem, albo neurochirurgiem. Kardiochirurg przynosi гам пек sercu —
najważniejszemu organowi człowieka, a neurochirurl ratuje nas precyzją — są bardzo ważni...
Gdybym teraz musiał wybier» kim będę, martwiłbym się, bo nie mógłbym swobodnie myśleć
— le« karze bardzo mało zarabiają. Wiolonczelista ma lepiej... Może jeździł po świecie... Ale
mam 15 lat czasu. Tak jak jest teraz, przecież nie możl zawsze być...
Czy sądzisz, że w Polsce zmieni się na lepsze? — Tak. Słyszałem, że przed wojną był ktoś,
kto bardzo szybko poprawił sytuację. Teraz też przyjechał Sachs z Zachodu do pomocy.
Bardzo dobrze, bo my z moim kolegą Jasiem obliczyliśmy, że teraz za samo trzaśniecie
drzwiami tak4 sówki, gdy się do niej wsiada, trzeba płacić 3 tysiące. Jeśliby wszystko tak
drożało jak dotąd, to za 10 lat trzaskałoby się za 3 miliony...
Polska powinna przypominać... — Najlepiej Szwajcarię. Byłem tam w zimie z mamą. Tam są
śliczne miasteczka, piękne góry i świetnie się żyje.
My, Polacy, powinniśmy... — Nauczyć się pracować. Rozkopią tory i palą papierosy... Tak
nie można...
Czy wyjechałbyś z Polski? — Na stałe — nie.
Tomek Olejniczak jest... — Leniwy. I spóźnia się. Najczęściej we wtorki i czwartki, na
pierwszą lekcję — biologię. Zupełnie nie wieł dlaczego. To chyba są feralne dni. Jestem
spokojny, przynajmniej sta*s ram się. Wybucham, gdy ktoś mnie ostro zdenerwuje. Czasem
to robi mój braciszek. Skacze na mnie i woła: „Bijemy się!". To trudno wytrzymać. Myślę, że
jestem dobrym kolegą — można na mnie polegać:
■Щ
18 -7
U Em
Nie lubisz ludzi... — Ponurych. Ja jestem wesoły. Nie lubię też, jak
ś sję fatalnie wyraża — dużo osób tak brzydko mówi. Bardzo dużo ■ st surowych nauczycieli
— powiedzą raz i uważają, że każdy powinien o/umieć i umieć... Też ich nie lubię.
Czy robisz innym przykrości?— Raczej nie. Mam kolegów, którzy nie czują, że komuś jest
przykro.
Sprawki, które masz na sumieniu... — Podłożyłem koledze pod siedzenie pinezkę. Kogoś
podciąłem... Dużo tego... Wtedy dorośli mówią, ze nic dobrego ze mnie nie będzie... Może i
nie?
Udało ci się... — Zrobić ciekawe doświadczenie chemiczne. Krystalizowałem sól i robiłem
elektrolizę — chciałem, żeby „wywiązał się" wodór. W tych ćwiczeniach przeszkadza mi, że
jestem niecierpliwy. Coś zacznę i jak trzeba czekać, to nie wytrzymuję. Zajmuję się więc
czymś innym...
Twój tata... — Jest bardzo spokojny, ale nam z Pawłem udaje się czasem wyprowadzić go z
równowagi. Jak się zdenerwuje, trudno mu z powrotem wrócić do poprzedniego stanu.
Charakter mam po nim. To bardzo dobry pianista. Są inni dobrzy — Piotr Paleczny, Krystian
Zi-merman — każdy ma inny sposób grania... Ja najlepiej lubię ten taty.
W wykonaniu taty lubisz słuchać najbardziej... — Koncertu Paderewskiego i Sonaty
księżycowej Beethovena. Ja najbardziej lubię III część, bo jest szybka. (Ta melodia była w
Smurfach).
Mama... — Nie jest taka spokojna jak tata, ale gdy się pokłócimy, to burza szybko
przechodzi. Jestem dumny, że jest aktorką. Chociaż często nie ma jej wieczorem, a ostatnio
nawet w niedzielę (kręcą Labirynt, a ona w nim gra), nie chciałbym, żeby była kimś innym.
Twój dom rodzinny... — Zawsze razem jemy śniadanie i obiad, chyba że mama albo tata
wyjechali. Jak ich nie ma, jedziemy do babci albo zostajemy sami. Oni bardzo się starają,
żeby to było rzadko. Chciałbym mieć kiedyś podobny dom...
Kto jest najważniejszy w domu? — Raz mama, raz tata.
Kto ci ostatnio zaimponował? — Kolega, który przez okno wyskoczył z pierwszego piętra
(drzwi były zamknięte).
Twój wzór, ideał, człowiek, którego cenisz? — Wałęsa.
„Solidarność"... — Jestem za. Nie lubię PZPR-u i komunizmu (może tego nie pisać?). Po
pierwsze jestem wierzący, a oni — nie. Po drugie oni chcą wspólnej własności wszystkiego, a
to jest bez sensu i nie sprawdziło się.
Lubisz jeść? — Tak. Najbardziej schabowego, a na deser lody. Albo budyń.
19
i
Jak jest ciepło... — Wychodzę na dwór. Na wakacjach pływa (w lecie).
Czy masz ulubione książki? — Tak. Przygody Marka Piegusa, ParM Samochodziku,
Robinsona Crusoe, Sposób na Alcybiadesa.
Wideo... — Nie oglądam stale. Lubię filmy Disneya.
Czy słuchasz tylko muzyki poważnej? — Nie. Lubię muzykę rozrye kową. Poza heavy
metalem. Chętnie słucham np. Michaela Jacksona.!
„Hity" muzyki poważnej: — Lekka kawaleria Suppego, Sonata ksiM życowa Beethovena,
koncerty Chopina e-moll i f-moll, Taniec z szablamA
Najłatwiej przychodzi ci... — Spanie.
Czy dobrze być dzieckiem sławnych ludzi? — Często nie ma iJ w domu — to jest minus. Ale
dobrze jest dostawać prezenty — ostatni tata przywiózł mi z Francji tor wyścigowy. Na
wakacje pojechaliśmj wszyscy do Maroka, bo tam tata koncertował. Było wspaniale — ciepl
morze, palmy, przy domach baseny... W szkole muzycznej nie тан żadnych ulg z tego
powodu, że jestem synem sławnego pianisty — ra lekcjach fortepianu to chyba nawet
odwrotnie. Pani od rytmiki od гая zapamiętała, że jestem Olejniczak, ale potem mówiła do
mnie... Janusi
Trzy życzenia do złotej rybki: — Pierwsze, żebym był wiolonczelisł albo lekarzem. Drugie —
żeby podarowała mi wiolonczelę Stradivariu« i Biblię Gutenberga. A trzecie — chciałbym
mieć laboratorium che miczne.
(luty'90)
•
ь
MAGDA I KASIA FRONCZEWSKIE
Imiona, wiek: — Magda Basia, 11 lat
— Kasia Bogna, 14,5 roku Stopień pokrewieństwa: — Siostry
Rodzice: — Ewa Fronczewska, (nie pracuje zawodowo), Piotr Fronczewski, aktor.
Szkoła: Kasia: — Kojarzy mi się z moją cudowną, ósmą klasą. Niedługo, niestety,
rozstaniemy się. Szczególnie mocne więzy łączą nas, dziewczęta. Do ich wytworzenia
przyczyniły się wycieczki szkolne. To zasługa pani wychowawczyni.
Magda: — Chodzę do tej samej szkoły co Kasia, ale do piątej klasy. Nie jestem uczennicą aż
tak bardzo dobrą jak ona, ale też dobrą. Za to Podobnie lubię biologię (kocham zwierzęta).
Lubię też polski.
Wzajemnie o sobie: M.: — Kasia ma same plusy, a do tego jest skromna ' nie chwali się.
K.: — Magda ma minus — jest kłótliwa. Jest jednak przy tym dobra, serdeczna, kochana. I
zawsze wesoła. Za to ją bardzo kocham.
21
Cecha, której chętnie byś się pozby{a: K • _ Łakomstwo. Jestem I okropnym łakomczuchem i
objadam się słodyczami. Nic dziwnego, że musiałam się odchudzić. Nje jad}am słodyczy>
gimnastykowałam się. Wytrzymałam dwa tygodnia Rezu, a,e nie wiem> jak długo
będą (163 cm, 49 kg). y
M.: — Nie wiem...
Czy masz przyjaciółkę? K, __ Tak od niedawna. To 0lga. Jest inna mz wszystkie moje
koleżanki _ drugi • takiej jak ona nie ma! chciała-bym, zęby nigdy nie zawiodk m '
.
Ы t t іл ■ • mojego zaufania.
M.:- iak.ManaimięAbetaisiedzim y wjednej ławce .Są dziewczę -
ta, z którymi nie można żartc\ - u . u- • • ; o,„ui
, ... „ ^wac, bo wszystko biorą poważnie i szybko
obrażają się. Ona — nie! Za\, ■ ♦ ■ ■ u •* _, 7 . „ aWsze jest
uśmiechnięta.
Twoja pasja? K.: — Мак, -. j ■ ,„ lm-
T ,, . Л , lvlamy wspólną, rodzinną pasję — to konie.
Jeździmy na mch w Łobzie koło Szczecina _ mama5 ja ; Magda
Nasz ukochany pies Punk (c*ulej pancio) bl£ga m nami Jest wspaniale,
M -Ja tez kocham koniki Bardzo , ^ jezdzlć na nich ; bie -
w Łobzie do stajni.
Gu(y myślisz: tata.. K-, 7 t • , • j
T . . , „' ^ śałuję, ze tak często nie ma go w domu.
Jest kochany... Nigdy nie krz^czy, gdy zrobię CQŚ fle_ T}umaczy mi, dla.
czego trzeba postępować inac^ej № d ^ Ш£ ładowuje na nas złości. ;
Chciałabym wchłonąć to co ■ • , , >■ ■ --
c„ . , • ,: . 4 ' си W nim jest wspaniałe: mądrość, uczciwość,
spokój. Przy tacie czuję się tąk bezpiecznie
M.: - Kochany... Jest baro>0 dob człowiekiem. Można z nim po_ rozmawiać poważnie 1
bardzęs, weso{Q
Gdy myślisz: mama... M, ^_ Mama to mama-kochana. ..Mabardzo dobre^ serce. Zawsze jest,
gdy potrzeba pomQcy
• • gę się jej zwierzyć jak najiepszej przyjaciółce. Jest spokojna,
ale po raf, nakrzyczeć. Ciągle uś JchPniętJaP
Tata najbardziej podoba c,,- „• w roU R _ Pana domu, bo nie
jest tyranem, odwrotnie — dtx ■ , • a
_ . H awie na wszystko pozwala, a jednocześnie
ma autorytet. A poza domena podobał mj sj w ft ^^ w w
dach (ostatnio powtarzała ie "S™ • , , ™ ■ T • - 1 • ■ ■
\л ■ ™ л ™iai<-dld Jc TV) 1 w kabarecie Olgi Lipińskiej.
M.. — W domu. Jest taki mi;., v .
ш, , -ły... Kocha nas...
W twoim domuiest... К ■ -, ™, • , f n
лл . ..., . -J ^— Wspaniała atmosfera. Humor.
M.. — Miło 1 wesoło. Jest miiłość
teleSf ^^ ^C*/em dawnego ojca? M, - Źle, bo ciągle dzwon.
Krymki wB^;^ '" ** "* ^ Ш™У <ote ^ "J
K- — Źle, b° ciągle tatv nie ™ > - •
te у чіс ma prZyjemnle spotykać się z sympatycz-
22
nymi dowodami popularności, gdy ktoś prosi tatę o autograf, mówi coś sympatycznego... —
wtedy wypinamy wątłe piersi.
Występy z Majką Jeżowską... K.: — Majkę poznałyśmy pięć lat temu na „Batorym" (tata tam
występował i zabrał nas ze sobą). Jest cudowna! Bawiła się z nami, razem śpiewałyśmy
piosenki. Po powrocie zatelefonowała: „Zaśpiewacie razem ze mną?" To była piosenka „A ja
wolę moją mamę, co ma włosy jak atrament". Tak się zaczęło. Magda śpiewała też dwie
piosenki sama: Myszkę i Z Donaldem w kieszeni. Nasze występy to zabawa.
M.: — Śpiewamy piosenki, ale i tańczymy. Bardzo to lubię. K.: — Magda jest świetną
tancerką. Do każdej piosenki obmyślamy z Majką choreografię — potem ćwiczymy
trudniejsze kroki.
Czy chciałybyście być piosenkarkami? K.: — Ja nie. W ogóle nie wiem, kim chciałabym być.
Nawet się tym rnartwię, bo przecież w ósmej klasie trzeba zdecydować, co dalej. M.: — Nie.
Czy występy przysporzyły ci sławy? K.: — Na szczęście nie słyszałam żadnych docinków.
M.: — Wszyscy traktują mnie jak gdyby nigdy nic.
Twój ulubiony piosenkarz — piosenkarka: K.: — Michael Jackson. Geniusz! Nikt tak nie
zatańczy i nie zaśpiewa. Nie przeszkadza mi, że zrobił sobie tyle operacji plastycznych i że
wygląda jak kobieta. Pisze teksty, muzykę — jest rewelacyjny! Na drugim miejscu Whitney
Houston — jest delikatna i wrażliwa jak laleczka, a ma tak wspaniały mocny głos! M.: —
Michael Jackson! Wspaniale tańczy!
Czego bardzo nie lubisz? K.: — Nieuczciwości. Bardzo zawiodła mnie ostatnia przyjaciółka.
Narozpowiadała to, co mówiłam jej w sekrecie. Nie mogłam się pogodzić z zawodem, jaki mi
sprawiła. M.: — Kłamstwa. Jak ktoś nie przyznaje się, że coś zrobił... Nie cierpię szpinaku.
Brrr. K.: — A ja wewnętrznych narządów, np. ozorków, wątróbek!
Czy dużo czytasz książek? K.: — Brakuje mi czasu. Sporo zabierają go lekcje, odrobienie ich,
poza tym uczę się od 8 lat angielskiego. I chodzę na religię. Najchętniej czytam pełne humoru
książki Chmielewskiej i w ogóle książki młodzieżowe, np. Musierowicz.
M.: — Ja też od pięciu lat uczę się angielskiego i też chodzę na religię. Czytam najchętniej
takie książki, które wciągają mnie od pierwszej strony.
23
Cecha, której chętnie byś się pozbyła: K.: — Łakomstwo. Jestem okropnym łakomczuchem i
objadam się słodyczami. Nic dziwnego, że musiałam się odchudzić. Nie jadłam słodyczy,
gimnastykowałam się. Wytrzymałam dwa tygodnie. Rezultaty są, ale nie wiem, jak długo
będą (163 cm, 49 kg). M.: — Nie wiem...
Czy masz przyjaciółkę? K.: — Tak, od niedawna. To Olga. Jest inna niż wszystkie moje
koleżanki — drugiej takiej jak ona nie ma! Chciałabym, żeby nigdy nie zawiodła mojego
zaufania.
M.: — Tak. Ma na imię Aneta i siedzimy w jednej ławce. Są dziewczęta, z którymi nie można
żartować, bo wszystko biorą poważnie i szybko obrażają się. Ona — nie! Zawsze jest
uśmiechnięta.
Twoja pasja? K.: — Mamy wspólną, rodzinną pasję — to konie. Jeździmy na nich w Łobzie
koło Szczecina — tata, mama, ja i Magda. Nasz ukochany pies Punk (czulej Pańcio) biega za
nami. Jest wspaniale! M.: — Ja też kocham koniki. Bardzo lubię jeździć na nich i biegać w
Łobzie do stajni.
Gdy myślisz: tata... K.: — śałuję, że tak często nie ma go w domu. Jest kochany... Nigdy nie
krzyczy, gdy zrobię coś źle. Tłumaczy mi, dlaczego trzeba postępować inaczej. Nigdy też nie
wyładowuje na nas złości. Chciałabym wchłonąć to, co w nim jest wspaniałe: mądrość,
uczciwość, spokój. Przy tacie czuję się tak bezpiecznie...
M.: — Kochany... Jest bardzo dobrym człowiekiem. Można z nim porozmawiać poważnie i
bardzo wesoło.
Gdy myślisz: mama... M.: —Mama to mama — kochana... Ma bardzo dobre serce. Zawsze
jest, gdy potrzeba pomocy.
K.: — Mogę się jej zwierzyć jak najlepszej przyjaciółce. Jest spokojna, ale potrafi
nakrzyczeć. Ciągle uśmiechnięta.
Tata najbardziej podoba ci się w roli... K.: — Pana domu, bo nie jest tyranem, odwrotnie —
prawie na wszystko pozwala, a jednocześnie ma autorytet. A poza domem? Podobał mi się w
Panu Kleksie, w Paradach (ostatnio powtarzała je TV) i w kabarecie Olgi Lipińskiej. M.: —
W domu. Jest taki miły... Kocha nas...
W twoim domu jest... K.: — Wspaniała atmosfera. Humor. M.: — Miło i wesoło. Jest miłość.
Czy dobrze być dzieckiem sławnego ojca? M.: — Źle, bo ciągle dzwoni telefon... Przyjemnie
jeździć z tatą na plan filmowy (ohie byłyśmy na Krymie i w Bułgarii). K.: — Źle, bo ciągle
taty nie ma. Przyjemnie spotykać się z sympatycz-
22
nymi dowodami popularności, gdy ktoś prosi tatę o autograf, mówi coś sympatycznego... —
wtedy wypinamy wątłe piersi.
Występy z Majką Jeżowską... K.: — Majkę poznałyśmy pięć lat temu na „Batorym" (tata tam
występował i zabrał nas ze sobą). Jest cudowna! Bawiła się z nami, razem śpiewałyśmy
piosenki. Po powrocie zatelefonowała: „Zaśpiewacie razem ze mną?" To była piosenka „A ja
wolę moją mamę, co ma włosy jak atrament". Tak się zaczęło. Magda śpiewała też dwie
piosenki sama: Myszkę i Z Donaldem w kieszeni. Nasze występy to zabawa.
M.: — Śpiewamy piosenki, ale i tańczymy. Bardzo to lubię. K.: — Magda jest świetną
tancerką. Do każdej piosenki obmyślamy z Majką choreografię — potem ćwiczymy
trudniejsze kroki.
Czy chciałybyście być piosenkarkami? K.: — Ja nie. W ogóle nie wiem, kim chciałabym być.
Nawet się tym rpartwię, bo przecież w ósmej klasie trzeba zdecydować, co dalej. M.: — Nie.
Czy występy przysporzyły ci sławy? K.: — Na szczęście nie słyszałam żadnych docinków.
M.: — Wszyscy traktują mnie jak gdyby nigdy nic.
Twój ulubiony piosenkarz — piosenkarka: K.: — Michael Jackson. Geniusz! Nikt tak nie
zatańczy i nie zaśpiewa. Nie przeszkadza mi, że zrobił sobie tyle operacji plastycznych i że
wygląda jak kobieta. Pisze teksty, muzykę — jest rewelacyjny! Na drugim miejscu Whitney
Houston — jest delikatna i wrażliwa jak laleczka, a ma tak wspaniały mocny głos! M.: —
Michael Jackson! Wspaniale tańczy!
Czego bardzo nie lubisz? K.: — Nieuczciwości. Bardzo zawiodła mnie ostatnia przyjaciółka.
Narozpowiadała to, co mówiłam jej w sekrecie. Nie mogłam się pogodzić z zawodem, jaki mi
sprawiła. M.: — Kłamstwa. Jak ktoś nie przyznaje się, że coś zrobił... Nie cierpię szpinaku.
Brrr. K.: — A ja wewnętrznych narządów, np. ozorków, wątróbek!
Czy dużo czytasz książek? K.: — Brakuje mi czasu. Sporo zabierają go lekcje, odrobienie ich,
poza tym uczę się od 8 lat angielskiego. I chodzę na religię. Najchętniej czytam pełne humoru
książki Chmielewskiej i w ogóle książki młodzieżowe, np. Musierowicz.
M.: — Ja też od pięciu lat uczę się angielskiego i też chodzę na religię. Czytam najchętniej
takie książki, które wciągają mnie od pierwszej strony.
23
кІл
tfDRZEJ
OLE
a, nazwisko: - Rafał Andrzej O k: - 19 lat
e: - Monika Dzienisiewicz, t : filmowej w Łodzi, Daniel Olbryi
teństwo: — Przyrodnie (ze strony Kler, lat 2. Poznałem go niedawn Otwiera buzię i... mówi
po niemie |matką jest niemiecka aktorki Щіет szoku. Chyba trzeba 1 I isiał na pewno. I К —
Chętnie bym ten te I ■• Przede wszystkim z głu I m ich powodem była n | iiiowym. Utknąłem
w II aocznie, albo eksternistyc pniej szkole muzycznej n i nazwy mnie nie <
Film, który poleciłabyś innym: K.: — Obie lubimy komedie i... horrory. Oglądamy je, a
potem boimy się... Uhu, hu... Przepadamy za nimi. Poleciłabym więc Kobietę w czerwieni
(zabawna komedia) i Nocne mary z Am Street. M.: — Podpisuję się pod tym!
O chłopcach: M.: — Gorzej się zachowują niż dziewczęta. Są niegrzeczni nie tylko w
stosunku do nas, ale nawet nauczycieli. Oczywiście, są wyjątki. K.: — Na razie nie odgrywają
żadnej roli w moim życiu.
Lubisz się ubierać... M.: — Tak, jak chcę, a nie tak, jak jest modnie. Wygodnie.
K.: — Wygodnie. Zwykle noszę spodnie. Sukienki, spódnice — raczej na wyjątkowe okazje.
Co zmieniłabyś w Polsce?: K.: — Posprzątałabym. Brudy, odpadające tynki są okropne!
M.: — Zrobiłabym coś z cenami. śeby wszystkie dzieci mogły sobie kupić czekoladę i
zabawki.
Czy interesuje cię polityka?: K.: — Nie. Raczej denerwuje. Nie rozumiem, dlaczego jest tyle
zamieszania i tyle partii. Rząd co chwilę się zmienia... Ceny rosną i rosną... M.: — Nie.
Co zabrałabyś na bezludną wyspę?: K.: — Gumę do żucia! Jak najwięcej. Gdyby można to
jeszcze magnetofon z nagraniami Jacksona i ukochanego (chociaż wielorasowego) Pańcia,
żeby towarzyszył mi w wyprawach w głąb wyspy! M.: — A ja wzięłabym Kasię, bo
zabrałaby to, co i ja lubię!
Trzy życzenia do złotej rybki: K.: — 1. śeby w Polsce zmieniło się na lepsze; 2. Urosnąć do
170 cm; 3. Zobaczyć dużo na świecie. M.: — 1. Mieć konia (najlepiej takiego, żeby mówił...);
2. śebym była wysoka; 3. śeby wszyscy byli szczęśliwi.
O kim lub o czym chciałabyś jeszcze powiedzieć?: K.: — O babci! Jest wspaniała! Wiele się
od niej nauczyłam, m.in. cierpliwości i opanowania. M.: — O tak. Nie ma słów, jaka jest
nasza babcia!
(październik'89)
RAFAŁ ANDRZEJ OLBRYCHSKI
Imiona, nazwisko: — Rafał Andrzej Olbrychski Wiek: — 19 lat
Rodzice: — Monika Dzienisiewicz, była aktorką, teraz wykłada w szkole filmowej w Łodzi,
Daniel Olbrychski, aktor.
Rodzeństwo: — Przyrodnie (ze strony ojca): Weronika lat 9, Wiktor Aleksander, lat 2.
Poznałem go niedawno. Jest podobny do ojca (i do mnie). Otwiera buzię i... mówi po
niemiecku. Właściwie to nic dziwnego — jego matką jest niemiecka aktorka Barbara Sukova,
ale po raz pierwszy doznałem szoku. Chyba trzeba będzie nauczyć się tego języka, ojciec
będzie musiał na pewno.
Wykształcenie: — Chętnie bym ten temat pominął — zawsze miałem kłopoty z nauką. Przede
wszystkim z głupoty, ale też i słabego zdrowia. Później głównym ich powodem była muzyka.
Były klasówki, a ja... w studio nagraniowym. Utknąłem w II klasie liceum. Będę próbował
zrobić maturę zaocznie, albo eksternistycznie. Na razie chciałbym jednak uczyć się w średniej
szkole muzycznej na wydziale piosenkarsko-aktor-skim. Ten drugi człon nazwy mnie nie
dotyczy — będę kształcił głos.
25
O muzycznej drodze: — Muzyka zainteresowała mnie, gdy miałem 12 lat. Słuchałem jej, a
wreszcie zapragnąłem sam ją robić. Zacząłem grać na gitarze jako piętnastolatek. Na
szczęście spotkałem ludzi, którzy pomogli mi w muzycznym rozwoju (i nie tylko —
zwłaszcza Adam Romanowski, wówczas z zespołu „Mono" później „De Mono" — ważna
osoba w moim życiu). Pracowałem z różnymi zespołami, od dwóch lat jestem związany z
zespołem „Reds". Niedawno ukazała się nasza pierwsza płyta (3/4 utworów — to moje
kompozycje). Gram na gitarze akustycznej, śpiewam, komponuję.
Bardziej pociąga cię gitara czy śpiew? — Nie mam aspiracji, żeby być wirtuozem gitary —
instrument służy mi do realizacji pomysłów muzycznych. W śpiewie interesuje mnie to, co
wiąże się z melodyką — tekst jest dla mnie czymś pobocznym (choć oczywiście
odzwierciedla moją wrażliwość na świat, który nas otacza).
Śpiewasz w języku angielskim... — ...dotyka mnie więc walka z angielszczyzną. Nie
rozumiem — to chyba relikt lat pięćdziesiątych z hasłem: polska młodzież śpiewa polskie
piosenki.
Plany: — Od połowy marca zaczynamy grać koncerty promocyjne w kraju. Na wiosnę
wyjeżdżamy na trasę do RFN-u, później do Holandii. Zacząłem współpracować z agencją w
Hamburgu, materiały i płyty poszły do agencji we Francji. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Chciałbym oczywiście wyjść ze swoją muzyką w świat... Przede wszystkim — żeby to, co
robię, stało się moim zawodem.
Czy będziesz grał i śpiewał rocka?— Tak, nawet ostrzejszy. Chciałbym jednak dojść do tego,
żeby z równą łatwością śpiewać rocka, jak soul, jazz, bluesa. Ale nie tak, jak to robią
niektórzy wykonawcy, np. bardzo utalentowany Szczęśniak, który skupia się na ozdobnikach
i ślizga po powierzchni muzyki, a nie dociera do jej korzeni.
Sam o sobie... — Dużo bym nie chciał mówić. Na pewno jestem zbyt leniwy i zbyt słabo
zorganizowany. Gdybym maksymalnie wykorzystywał czas, zrobiłbym pięć razy więcej...
Rockmani palą trawkę, piją... — •••a przy okazji grają. Czasami wpadam w taki rodzaj życia,
ale nie lubię tego. Staram się żyć normalnie — wstawać rano, nie pić, nie palić.
Co zawdzięczasz muzycznej pasji? — Udało mi się uwolnić od przeróżnych kompleksów,
uwierzyć w siebie, w swoją wartość (nie mylić z uderzeniem wody sodowej do głowy),
udowodniłem sobie i innym, że mogą grać i śpiewać. Musiałem oczywiście sam organizować
sobie życie, wszystko wytyczać — to bardzo trudne... Miałem wpadki...
26
Najczęściej zawodzisz... — Spóźniam się notorycznie — to mój problem. Staram się tego
oduczyć. Jestem to winny kolegom — muzykom. Ich czas jest zbyt cenny.
Twoje plusy: — Nie mam wyjątkowych. Po ojcu — upór w dążeniu do celu, który sobie
wytyczam. Plusem jest chyba i to, że poprzeczkę ustawiam sobie zawsze dużo, dużo wyżej
niż ten wyznaczony cel. Dzięki temu, nawet gdy trafiam niżej niż ona, też go osiągam.
Twój charakter: — Spokojny... Nie jestem szybki... Energię raz mam, raz nie... Lubię spędzać
czas samotnie: słucham muzyki, komponuję.
Najbardziej denerwuje cię... — Gdy ktoś mnie utożsamia z ojcem i sądzi, że on mnie
sponsoruje (chodzą plotki, że ojciec opłaca studio, podkupuje muzyków itp.). Ojciec kupił mi
gitarę i wzmacniacz — to wszystko. Pomaga mi w innym zakresie: mam mieszkanie i
pieniądze na życie (ale nie tyle, żeby je wydawać na coś innego — na to muszę zarabiać sam).
Czy masz kompleks ojca? — Miałem. Trudno nie mieć jak ojciec jest tak silną osobowością i
tak sławny. Ale znalazłem coś, co stało się formą obrony — muzyka. Sam ją robiłem i
wykazałem, że dam sobie radę. Dlatego tak ważna była dla mnie płyta.
Jakich ludzi lubisz? — W ogóle nie lubię ludzi. Ale część ich nie lubi mnie, jesteśmy więc
kwita. Pewno psycholog by to jakoś wyjaśnił: byłem jedynakiem, wychowywała mnie babcia,
potem mama... Bawiłem się sam, nie nudziłem się, nie potrzebowałem towarzystwa... I taki
zostałem. Zmieniłem się w tym zakresie, który dotyczy spraw zawodowych — „spinam" się,
współpracuję z ludźmi, staram się, żeby atmosfera pracy była jak najlepsza. To nie znaczy, że
po pracy ze wszystkimi obcuję. Trochę izolacji pozwala mi zachować własną osobowość,
własny styl życia, spojrzenie na świat. Jestem mniej podatny na wpływy. Zresztą trudno
chyba dotrzeć do mnie, do głębi. Trudno mnie zmienić — to prawie niemożliwe. Nie mam
kogoś, kto byłby dla mnie takim autorytetem.
Gdy myślisz: ojciec... — Tytan pracy. Podziwiam go przede wszystkim za to, jak pracuje. Nie
widziałem takiej drugiej osoby — on czuje się w pracy jak ryba w wodzie. Mógłby pracować
non stop!
Relacja: ojciec — syn: — Udało sieją ochronić. To na pewno zasługa ojca. Kiedy miałem 10
lat, zaczął intensywniej mną się zajmować —jak bogaty wujek: zabierał mnie na wakacje,
pokazywał świat. To wyszło na dobre... Teraz nasze stosunki są już raczej partnerskie, ale
oczywiście ojciec usiłuje jeszcze coś mi pokazać, wtłoczyć we mnie jakieś prawdy,
27
przestrzec. Chce, żebym jak najszybciej usamodzielnił się od niego finansowo — uważam, że
słusznie i wierzę, że to mi się uda (o ile poprawi się sytuacja w kraju). Ojciec zbyt krytycznie
podchodzi do mnie, do mojej osobowości. „Jesteśmy kość z kości, krew z krwi... Jeśli ja
mogę coś zrobić — ty także. Jeżdżę konno — dlaczego ty nie? Jeśli ja mogę zrobić 500
pompek... Jeśli ja mogę w nocy nauczyć się tekstu..." A przecież ludzie są różni i to
szczęście... Ostatnio ojciec zobaczył efekty mojej pracy, to mu się spodobało, i z kolei zaczął
podchodzić bezkrytycznie do tej mojej działalności.
Co odziedziczyłeś po ojcu? — Upór. Pewne cechy charakteru, ale one ujawniają się w innym
stopniu niż w nim. Ojciec np. koncentruje się na celu, który chce osiągnąć i idzie przez życie
jak torpeda. Ja idąc do celu pozwalam sobie na „odpryski" na tej drodze. Siłę przebicia mam
mniejszą, ale chyba szerzej odbieram życie. W szerszym wymiarze. Mam nadzieję...
Co denerwuje cię w ojcu? — Właśnie te klapki na oczy, gdy dąży do celu. I przyrównywanie
wszystkich do siebie, do swoich możliwości.
Najbardziej podziwiasz go... — Za zawziętość w pracy i za postępowanie zgodnie z
przyjętym kodeksem moralnym. Bardzo rzadko od niego odchodził.
Olbrychski — aktor: — Zaczęło się od spontanu i energii... Nie przepadam za aktorstwem
ojca, chociaż sporo ról mi się podobało. Był na przykład świetny jako szef czeskiej bezpieki
w amerykańskim filmie — adaptacji Nieznośnej lekkości bytu Kundery (chociaż na ekranie
pojawił się przez chwilę). Z tego, co widziałem, najbliższy wydał mi się w Krajobrazie po
bitwie.
Być synem sławnego ojca... — Mam do wyboru dwie sytuacje: idę z nim do restauracji,
kelner widzi: Olbrychski, dostaje amoku, a my — danie, jakiego w ogóle nie ma w karcie.
Druga: Kelner myśli: „Olbrychski, ten aktorzyna... uważa pewno, że jest lepszy ode mnie..."
Kotleta — nie ma. Przysięgam: ta druga sytuacja jest równie częsta jak pierwsza! W całym
moim życiu tak było: jedni nauczyciele mnie faworyzowali, inni — przeciwnie. Wychodziło
na jedno, ale można było się nabawić nerwicy. Co drugą lekcję biłem się: i za rude włosy, i za
nazwisko. Częściej za... nazwisko. Plusy były i są, ale minusów znacznie więcej.
Mama... — Wzięła na swoje barki trud wychowywania mnie i mordowania się ze wszystkimi
związanymi z tym problemami — oboje mamy charaktery z piekła rodem... Jest impulsywna i
nerwowa, ale jej nerwowość potrafi działać na mnie ożywiające Najwięcej jej zawdzięczam
—
28
podejście do świata i coś, co nazwałbym godnością osobistą. Zaszczepiła we mnie zasadę,
którą tak bym ujął w uproszczeniu: zawsze lepiej wyjść z konfliktowych sytuacji z klasą niż z
zyskiem (nigdy nie dawała się wciągnąć w intrygi, towarzyskie „bójki" — była ponadto).
Przejąłem tę zasadę — w rezultacie tracę materialnie, ale... dobrze się czuję. Mama ma
kłopoty z dogadywaniem się z ludźmi — to też przejąłem. To nie znaczy, że jest osobą
kostyczną —jest dość towarzyska, uwielbia... bale. Źle wybrała zawód, na szczęście ostatnio
odnalazła się. Widzę ją kwitnącą, szczęśliwą, pogodzoną ze światem... Bardzo się z tego
cieszę...
Twoje zainteresowania pozamuzyczne? — Filmy. Potrafią działać na mnie niezwykle silnie.
Niektóre sceny stają się inspiracją moich kompozycji. Przykładem może być // diabolo —
utwór z naszej płyty. Powstał pod wrażeniem sceny z Imienia róży (przyszły zakonnik
wchodzi do pokoju pełnego trupich czaszek...).
Jak ubierasz się najchętniej? — Do tej pory miałem jedną zasadę: ubierać się umiarkowanie
elegancko. Ideałem jest dla mnie Gorgio Armani, ale nie stać mnie na stroje, które projektuje.
Ubieram się więc w rzeczy tańsze, ale podobne, przy czym zawsze z odrobiną luzu (to może
być akcent, np. dziwny pasek). Lubię zakładać kaszmirowe koszule we wzorki i dżinsy. Do
tej pory koncerty grałem w stroju, który był moim codziennym ubiorem. Teraz chcę
popracować nad swoim image, dopasować go do oprawy scenograficznej, świetlnej, układu
choreograficznego i oczywiście muzyki, którą będę grał. Jeśli rock — mogę mieć na głowie
chustę i dzwonić pierścieniami. Jeśli soul — nie. Ja lubię być kameleonem. Ścinać włosy i
znów zapuszczać, ubierać się w marynarki, a innym razem w skórę.
Gdzie lubisz spędzać wakacje? — W Dębkach nad morzem. (Lubię pod koniec lata, w nocy...
Zapaść się w suchych trawach, oddychać i czuć całą ziemię...) Niedługo niestety stanie obok
elektrownia atomowa, a wspaniała rzeka Piaśnica będzie miała taką temperaturę i stopień
napromieniowania, że będą tam mogły żyć fruwające żaby, a nie ludzie. Lubię Posejnele —
kaczki startujące w górę z wody... łódki... Najbardziej — południe Francji. Nie zapomnę, jak
jechałem z ojcem w nocy samochodem i obudziłem się rano wśród palm...
Polska z oddali... — Widziałem wiele krajów (ojciec zapraszał mnie na wakacje tam, gdzie
kręcił filmy). Uważam, że największe bogactwo, jakie dają podróże, to możliwość spojrzenia
z daleka na nas, na nasze cechy. Niestety cała historia, poczynając od krzyżaków, a kończąc
na Jałcie, uczyła nas przetrwania, a nie normalnego życia, a więc np. szmu-
29
glowania, rozpychania się łokciami itp. Pora żebyśmy nauczyli się żyć jak inni. Czasy się
zmieniły i jestem dobrej myśli, chociaż mam świadomość, że nie będzie to łatwe —
najwspanialszy odłam społeczeństwa zginął w powstaniu, a potem reszty dokonał komunizm i
wódka pocieszy-cielka. Zostało dużo „fusów" i one rozpanoszyły się. (Dodam, że nie roszczę
sobie prawa do elity społeczeństwa, bo linia ojca to wiejska inteligencja, mamy — bogate
mieszczaństwo). Chciałbym, żeby dużo w naszym kraju się zmieniło, ale w przeciwieństwie
do ojca nie będę o to walczył. Ja chciałbym stać się obywatelem Europy, a może nawet
świata, dzięki temu, co robię.
Polityka... — Stronię od niej, brzydzę się nią... Bardzo bolą mnie jednak dwie sprawy:
rosyjska i niemiecka. W naszym kraju ciągle żywe i nie rozwiązane.
Zjednoczenie Niemiec... — Lepiej spojrzeć prawdzie w oczy i zabezpieczyć się póki czas...
Jako kraj zyskalibyśmy, odcinając się od Niemców i współpracując z dalej położonymi
krajami, jak np. Francją, czy Włochy — chociaż ze względów ekonomicznych i politycznych
to trudniejsze. Obawiam się, że po zjednoczeniu Niemiec, landy podzielą strefy wpływów i
zysków w Polsce i będzie to przypominało sytuację w Indiach skolonizowanych przez Anglię.
Podoba mi się pomysł wykupienia Kaszub przez bogatych Polaków. Lepiej ewentualnie
Niemcom wydzierżawiać niż sprzedać...
Czy lubisz jeść? — Bardzo (jak i ojciec), choć nie wyglądam na takiego — jestem
makabrycznie chudy. Moją ulubioną kuchnią jest kuchnia orientalna, zwłaszcza chińska.
Lubię też japońskie fondue — cieniutkie plastry polędwicy wrzuca się do kociołka z zupą
(pałeczkami), potem macza się w sosie z jajka, soi, przypraw... Wspaniałe! Chętnie sam
gotuję. Makaron sojowy, przyprawy przywożę z zagranicy.
Szable, konie... — Wręcz przeciwnie... Ale lubię pływać. Na nartach jeździłem od 5 roku
życia... Byłem nawet na ostrym obozie szkoleniowym w Alpach. Niedawno odkryłem szachy
— to wspaniałe!
Dziewczyny... — Te, które stają się moimi partnerkami muszą wyraźnie różnić się ode mnie
charakterem, upodobaniami itp. Nie wytrzymałbym długo z kimś zbyt do mnie podobnym. Im
bardziej różny — tym lepiej. To pomaga i w najprostszych sprawach, i tych
„metafizycznych".
Twoja dziewczyna... — Jestem na zakręcie... Pierwszy raz w życiu. Dotąd mnie dziewczyny
porzucały, udawało mi się więc nikogo nie krzywdzić. Teraz sytuacja się zmieniła. Mam
wielkiego kaca moralnego.
30
śałuję tego, co się stało, ale już przepadło. Jest ktoś inny i może to będzie początek czegoś...
Trzy życzenia do złotej rybki: — Przeczytałem właśnie opowiadanie science fiction. Tam
była złota kula. Bohater chciał, żeby dała szczęście. Wszystkim. Za darmo i ile wlezie. Może
to?
(marzec'90)
KATARZYNA MARIA JASIŃSKA
Imiona, nazwisko: — Katarzyna Maria Jasińska
Wiek: — 8 lat
Rodzice: — Maryla Rodowicz, piosenkarka, Krzysztof Jasińki, reżyser, aktor, dyrektor Teatru
STU.
Rodzeństwo: — Jasiek (10 lat) i Jędrek, mój brat przyrodni (bardzo mały).
Szkoła: — Chodzę do pierwszej klasy. Bardzo lubię się uczyć. Na półrocze dostałam
„Wzorowego ucznia" i mama podwyższyła mi kieszonkowe*.
Jaka jesteś? — Zdolna.
Czy nie jesteś samochwałą? — Nie. Jestem zdolna do tańca i do ćwiczeń (takich z tańcem).
Śpiew też mi dobrze idzie — mam to po mamie. Powiedziałam, że chcę tańczyć i szukałyśmy
klubu. Poszłyśmy do Pałacu Kultury, do „Gawędy". Przyjmowali dziewczynki z czwartej
klasy, ale
32
mnie też przyjęli — druh zrobił wyjątek. Tam chodzę w każdy wtorek j czwartek (wtedy
obiad jem dopiero o szóstej). W domu też ćwiczę. Nastawiam np. Beatlesów, tańczę i
śpiewam. Nie znałam kroku rock and rolla, ale sama go odkryłam. Mama mi w tym nie
pomaga.
Masz charakter diabełka czy aniołka? — Tak w ogóle to chyba jestem grzeczna, ale Jasiek
mnie rozwściecza i wtedy wychodzi, że mam minusy, gaz wieczorem złapał mnie za włosy.
No to krzyknęłam. Mama nakrzy-czała na mnie (Jędruś spał), a Jaśka przytuliła... Nie lubię
brata.
Twoja mama... — Jest wolna... Robi wszystko, jak chce... Nie spieszy się.-- Często nie
zwraca na nas uwagi. Na przykład: ktoś przychodzi i ona z nim rozmawia, nawet jak już
skończy, a ja ją o coś pytam, to mama nie odpowiada i jeszcze raz coś mówi do tej osoby.
Uczy nas. że nie jesteśmy najważniejsi...
Piosenkarka Maryla Rodowicz jest... — Na drugim miejscu na liście radia (jakaś piosenkarka,
nie pamiętam która, jest na pierwszym), ale na mojej — mama jest pierwsza. Najbardziej
podoba mi się piosenka „Kąpiel poranna czeka już wanna...". Mama jest najlepsza, chociaż
wszystko musi przygotować sama — nie ma ludzi, którzy by jej pomogli. Jak ich znajdzie, to
oni potrafią się upić na dwa dni przed koncertem i musi szukać nowych.
Czy przyjemnie mieć sławną mamę?... — Tak. Wszyscy się oglądają na ulicy. Zawsze jak jest
w telewizji, moje koleżanki mówią, że świetnie wypadła. Na urodzinach jedna dziewczyna
powiedziała przy mnie. że woli Tinę Turner od Rodowicz — bardzo to mi się nie podobało.
Wszyscy chcą mieć autograf mojej mamy — codziennie dźwigam do domu torby z płytami,
potem znów niosę je do szkoły... To już mnie męczy...
Tata... — Jest w Krakowie, bo rodzice rozstali się jak miałam dwa i pół roku (mama
zaprzyjaźniła się z Andrzejem, wyszła za niego za mąż i urodziła Jędrka). Ja jeżdżę do taty na
ferie (po świętach) i czasami tata przyjeżdża do nas (jak mamy czas). On bardzo lubi się z
nami spotykać... Jest szybki, głośny...
Jakie cechy odziedziczyłaś po tacie? — Przytulanie do zwierząt, to znaczy ja bardzo lubię
wszystkie zwierzęta. Ale najbardziej — konie. W Ochodzy koło Krakowa (tam Teatr
odbudowuje dworek i tam jeździmy z Jaśkiem) jest koń Munkir. Bardzo lubię na nim jeździć.
Najpierw się bałam, a teraz już nie... Tata obiecał, że kupi mi kucyka...
3 — Jabłko od julbiini
33
■4&
o. m ш
w t* з -o i
>r S' J B S Z
3 S" ™ - * 3 ° -•
■'N N- 3 =
5 3 3
(О Ш
~ ш °
•< _ 3" 2 u
sr :! о о с
N- $ ^
Ф (О Ш ф
" Ш 0) -•
< T (6 (O
dtft
KATARZYNA MARIA JASIŃSKA
і
Imiona, nazwisko: — Katarzyna Maria Jasińska
Wiek: — 8 lat
Rodzice: — Maryla Rodowicz, piosenkarka, Krzysztof Jasińki, reżyser, aktor, dyrektor Teatru
STU.
Rodzeństwo: — Jasiek (10 lat) i Jędrek, mój brat przyrodni (bardzo mały).
Szkoła: — Chodzę do pierwszej klasy. Bardzo lubię się uczyć. Na półrocze dostałam
„Wzorowego ucznia" i mama podwyższyła mi kieszonkowe*.
Jaka jesteś? — Zdolna.
Czy nie jesteś samochwałą? — Nie. Jestem zdolna do tańca i do ćwiczeń (takich z tańcem).
Śpiew też mi dobrze idzie — mam to po mamie. Powiedziałam, że chcę tańczyć i szukałyśmy
klubu. Poszłyśmy do Pałacu Kultury, do „Gawędy". Przyjmowali dziewczynki z czwartej
klasy, ale
32
mnie też przyjęli — druh zrobił wyjątek. Tam chodzę w każdy wtorek j czwartek (wtedy
obiad jem dopiero o szóstej). W domu też ćwiczę. Nastawiam np. Beatlesów, tańczę i
śpiewam. Nie znałam kroku rock and rolla, ale sama go odkryłam. Mama mi w tym nie
pomaga.
Masz charakter diabełka czy aniołka? — Tak w ogóle to chyba jestem grzeczna, ale Jasiek
mnie rozwściecza i wtedy wychodzi, że mam minusy. Raz wieczorem złapał mnie za włosy.
No to krzyknęłam. Mama nakrzy-czala na mnie (Jędruś spał), a Jaśka przytuliła... Nie lubię
brata.
Twoja mama... — Jest wolna... Robi wszystko, jak chce... Nie spieszy się... Często nie zwraca
na nas uwagi. Na przykład: ktoś przychodzi i ona 7 nim rozmawia, nawet jak już skończy, a ja
ją o coś pytam, to mama nie odpowiada i jeszcze raz coś mówi do tej osoby. Uczy nas. że nie
jesteśmy najważniejsi...
Piosenkarka Maryla Rodowicz jest... — Na drugim miejscu na liście radia (jakaś piosenkarka,
nie pamiętam która, jest na pierwszym), ale na mojej — mama jest pierwsza. Najbardziej
podoba mi się piosenka ..Kąpiel poranna czeka już wanna...". Mama jest najlepsza, chociaż
wszystko musi przygotować sama — nie ma ludzi, którzy by jej pomogli. Jak ich znajdzie, to
oni potrafią się upić na dwa dni przed koncertem i musi szukać nowych.
Czy przyjemnie mieć sławną mamę?... — Tak. Wszyscy się oglądają na ulicy. Zawsze jak jest
w telewizji, moje koleżanki mówią, że świetnie wypadła. Na urodzinach jedna dziewczyna
powiedziała przy mnie, że woli Tinę Turner od Rodowicz — bardzo to mi się nie podobało.
Wszyscy chcą mieć autograf mojej mamy — codziennie dźwigam do domu torby z płytami,
potem znów niosę je do szkoły... To już mnie męczy...
Tata... — Jest w Krakowie, bo rodzice rozstali się jak miałam dwa i pół roku (mama
zaprzyjaźniła się z Andrzejem, wyszła za niego za mąż i urodziła Jędrka).4Ja jeżdżę do taty
na ferie (po świętach) i czasami tata przyjeżdża do nas (jak mamy czas). On bardzo lubi się z
nami spotykać... Jest szybki, głośny...
Jakie cechy odziedziczyłaś po tacie? — Przytulanie do zwierząt, to znaczy ja bardzo lubię
wszystkie zwierzęta. Ale najbardziej — konie. W Ochodzy koło Krakowa (tam Teatr
odbudowuje dworek i tam jeździmy z Jaśkiem) jest koń Munkir. Bardzo lubię na nim jeździć.
Najpierw się bałam, a teraz już nie... Tata obiecał, że kupi mi kucyka...
3 — Jabłko «u jalboni
33
Czy widziałaś jakieś przedstawienie taty? — Tak. Wariat i zakonnica. To się działo w szpitalu
dla wariatów i było bardzo śmieszne.
Jak jest w twojej rodzinie? — Wesoło. Czasem Andrzej się denerwuje i wtedy mama też się
denerwuje i jest złośliwie.
Kto jest najważniejszy w domu? — Andrzej. Tak powinno być: lew, dzieci, matka. To
widziałam w filmie: lew, co zdobędzie, to kładzie i najpierw je on, potem dzieci, potem
matka. U nas jest inaczej z jedzeniem, ale w innych sprawach Andrzej jest na pierwszym
miejscu. Jest inżynierem (robi formy)... Ma w sobie dużo ruchu (tata jest leniwy) i zarabia
pieniądze na dom. Daje mi codziennie kieszonkowe i kupuje dużo zabawek... Ja bym chciała
mieć takiego męża... Bardzo rano wyjeżdża z domu, a wieczorem musi w dobrych
restauracjach spotykać się z panami dla których robi formy (oni są czasem nie z Polski).
Mama idzie, bo żona musi się angażować...
Kim chciałabyś być w przyszłości? — Piosenkarką. Taką jak mama, ale ja będę się dużo
ruszać.
Czy chciałabyś być sławna? — Tak. Jak miałam cztery lata, to powiedziałam, że ja też
nagram kasetę. Razem z Jaśkiem nagraliśmy całą rodzinę — wszyscy występowali, my też.
Jasiek zapowiadał, mama śpiewała, ja opowiadałam kawały. Chcieliśmy pokazać, że my też
jesteśmy dobrzy i chcemy być sławni. Ja się zaraziłam sławą (Jasiek już nie chce być sławny
— on chce być rzeźbiarzem. I on nie chce już rozmawiać z prasą, bo ci w telewizji wszystko
poprzekręcali co myśmy mówili).
Co daje sława? — Pieniądze i wygodne życie. Można mieć willę i dobry samochód. Teraz
mamy mercedesa. Mama by nie zarobiła tyle pieniędzy — to Andrzej.
Kto ci się podoba? — Miss Polonia (ale uroda to nie wszystko — trzeba być ładnym
wewnątrz, mieć dobry charakter). Różni piosenkarze. Michael Jackson i jego siostra, bo oni
mają świetne ruchy. Michael jest taki naprężony... Cenię Elvisa Presleya i Sandrę.
Lubisz jeść... — Pizzę. Z ketchupem i grzybami.
Wideo... — Nie oglądam dużo, bo nie mam czasu. Lubię takie filmy jak Indiana Jones.
Czy wiesz, kto to jest Wałęsa? — Tak, ale mnie nie interesuje polityka. Ja chcę tylko, żeby
było tanio.
Co to jest sukces? — Sukces jest jak w grze Nagi miecz — dochodzi
34
się do korony władzy. Jak się wyrzuci kostką „3", to można złych ludzi zaczarować.
Kogo byś zaczarowała? — Chciwych ludzi, co chcą wszystko zagarnąć i nikomu nic nie dać.
O co poprosiłabyś złotą rybkę? — O zaczarowany ołówek. I do niego pajaca z temperówką.
Wtedy ciągle mogłabym o coś prosić.
Pierwsze życzenie do zaczarowanego ołówka Kasi J. ? — Pieniądze.
* DEMENTI Maryli Rodowicz: „Co prawda Kasia jest bardzo dobrą uczennicą, ale odznaki
«Wzorowego ucznia» nie mogła dostać — ma obniżony stopień ze sprawowania."
(styczeń'90)
ŁUKASZ PAWEŁ BLIKLE
Imiona, nazwisko: — Łukasz Paweł Blikle
Wiek: — 24 lata
Rodzeństwo: — Jedynak (podobnie jak rodzice).
Rodzice: — Małgorzata Blikle — absolwentka Wydziału Malarstwa ASP. do stanu
wojennego scenograf TVP, Andrzej Blikle (dla przyjaciół Jacek) — profesor w Instytucie
Podstaw Informatyki PAN, a także mistrz cukierniczy, współwłaściciel firmy cukierniczej „A.
Blikle".
Wykształcenie: — Student III roku prawa UW. (Dwa razy nie dostałem się na nie. Tylko i
wyłącznie z mojej winy!).
Plany: — Jestem rozdarty między chęcią prowadzenia firmy Blikle i zajęcia się wyłącznie
nią, a planami utworzenia firmy prawniczej. (Obsługiwałaby cudzoziemców, którzy chcą
założyć w Polsce przedsiębiorstwo. Wystarczyłoby pełnomocnictwo i — jak na Zachodzie —
klient miałby wszystko z głowy). Jeszcze nie wiem, na co się zdecyduję.
Firma Blikle w twojej pamięci... — Nie pamiętam pierwszej wizyty w firmie. Pamiętam za to
obchody z okazji jej stulecia. Miałem wtedy
36
cZtery lata. Szum, masa gości... Wtedy zrozumiałem, że firma to coś bardzo ważnego w
mojej rodzinie. Kolejne lata umacniały mnie w tym przekonaniu. Słuchałem ciągłych
rozmów, których tematem była właśnie ona, opowieści dziadka, jak po wojnie walczył z
władzami o firmę i jej interesy (chodziło m.in. o sprawy podatkowe, bezsensowne wymagania
dotyczące buchalterii itp.). Byłem dumny, że się nie ugiął, że wygrał... Przeczytałem książkę
o historii firmy, której był autorem... I tak dojrzałem do przekonania: nie wolno zaprzepaścić
trudu dziadka i jego poprzedników.
Czy lubisz słodkie wypieki? — Tak i to wyłącznie firmy Blikle. Naprawdę jestem
wielbicielem jej wyrobów! Być może dlatego, że po prostu zostałem na określonych smakach
wychowany. Lubię np. „ciężki mak". Ten wyrób to pomysł dziadka. Zawsze wydłubywał ze
strucli mak, który najbardziej mu smakował, a resztę zostawiał. Gdy dorósł, wymyślił coś, z
czego już nie trzeba maku wydłubywać, ponieważ jest go najwięcej.
Czy dobrze być potomkiem sławnej rodziny?— Gdybym na to pytanie odpowiedział w
dzieciństwie, powiedziałbym: nie. Dzieci zazdrościły mi, były zawistne. Właściwie nie wolno
mi było niczego i nikogo krytykować. Wszyscy mogli, ale nie ja, bo wtedy słyszałem: ,,W
głowie mu się przewraca... Jaki zarozumiały!". Satysfakcja przyszła dopiero wtedy, gdy już
byłem wprowadzony w życie firmy, a zwłaszcza, gdy mogłem ją reprezentować. Doceniłem
też tradycję związków firmy ze środowiskiem artystycznym (datuje się ona jeszcze sprzed I
wojny światowej).
Znana osoba, na której cześć powstał wspaniały wypiek? — Było ich wiele. Ja przepadam za
..Tortem generalskim". Po raz pierwszy został zrobiony dla generała de Gaulle'a. gdy w 1967
r. bawił w Polsce. Nasze wyroby już znał — w latach dwudziestych był członkiem francuskiej
misji wojskowej w Polsce.
Czy jesteś zarozumiały? — Nie. nie... Ale niektórzy tak sądzą, ponieważ nie jestem zbyt
otwarty (chociaż towarzyski). Mam swój świat, swoje spojrzenie na różne sprawy... Wolę o
tym nie mówić.
Czy zmieniłeś się? — O tak. W liceum byłem trochę jak nietoperz, który odbija się od ściany
do ściany. Teraz okrzepłem, ale przydałaby się większa siła przebicia.
Umiesz... — Poznawać się na ludziach. Intuicyjnie.
Jakiej osoby nie cierpisz? — śadnej. Wyznaję filozofię, że nie warto i nie powinno się złych
myśli wysyłać do nikogo. To nie znaczy, że nie należy mieć o każdym wyrobionego zdania.
Twoi rodzice... — Niezwykle się uzupełniają. Ojciec ma ścisłe wy-
37
kształcenie i umysł logiczny, ale nie jest pozbawiony fantazji (w teorel tycznych pracach
matematycznych potrzebna jest wyobraźnia!). Mama] jest naturą „artystyczną", z założenia
bardziej rozwichrzoną, ale jednak poszukującą w życiu ładu i odpowiedzialności — stąd m.in.
wybór mojego ojca na partnera. Oboje są dla mnie wzorem postępowania -I naprawdę!
Co w nich szczególnie cenisz? — Odpowiedzialność. Wiem, że mogę na nich polegać, że
mnie nie zawiodą.
Do własnego domu przeniósłbyś... — Wspaniałe, szczere stosunki.
Zainteresowania... — Historia Polski, zwłaszcza najnowsza. Historia to była pasja ojca mojej
matki. Zaraził mnie nią.
Tym, którzy interesują się historią, poleciłbyś... — Narodziny systemu władzy Krystyny
Kerstenowej. Wydało tę książkę francuskie wydawnictwo „Libella", ale chyba wkrótce ukaże
się ona i u nas. Obejmuje okres! od 1942 roku do powstania PZPR-u. Jest przekrojem przez
działal-j ność różnych sił i ugrupowań, pokazuje też grę wielkich mocarstw. Daje
wszechstronny obraz całego okresu, przy czym nie upraszcza problemów, odwrotnie —
ukazuje złożoność spraw, relacji, decyzji.
Czy należysz do jakiejś organizacji? — Tak. Do NZS-u. Byłem w grud-pie członków
założycieli na naszym wydziale.
Mazowiecki... — Wspaniały człowiek, osobowość.
Rakowski... — Postać, która — mam nadzieję — należy do przeszłości.
Wałęsa... — Powiedział ostatnio, że się usunie, bo minął czas.amato-rów, a przychodzi czas
fachowców. Nie widzę lepszego fachowca...
Niezabitowska... — Przyjemny kontrast z poprzednikiem.
Czy nucisz przy goleniu? — Nie, bo niesamowicie fałszuję.
Lubisz... — Zycie towarzyskie (prowadzę bardzo bogate), taniec, przyjęcia.
Pieniądze... — Nigdy nie dostawałem kieszonkowego ot, tak, za nic. śeby je dostać,
musiałem wykonać jakąś pracę. Teraz uczestniczę już w pracach firmy, m.in. wykonuję
„płachty" kalkulacyjne. Robię to przy pomocy komputera. (Oczywiście obsługi nauczył mnie
ojciec). Pieniądze dają pewne możliwości — należy je wykorzystywać nie tylko na cele
konsumpcyjne, ale inwestować w siebie. Satysfakcja jest wtedy pełniejsza.
Jak wykorzystałeś zagraniczne wyjazdy? — W 1975 roku chodziłem do kanadyjskiej szkoły
(ojciec wykładał tam na uniwersytecie), potem szlifowałem język w trakcie kolejnych
wyjazdów do Anglii i Stanów. Ta
38
był poziom towarzyski. Teraz posunąłem się dalej. Niedawno ukończyłem profesjonalny kurs
języka angielskiego.
Czy wyjechałbyś na stałe z kraju? — Nigdy!
Co uważasz za swój sukces? — Sukcesy kojarzą się mi z wielkimi osiągnięciami, które
zdarzają się parę razy w życiu. Mój moment jeszcze nie nadszedł.
Nie lubisz... — Zwariowanych filmów przygodowych, pełnych tricków (wyjątek James
Bond), komedii, nawet Spielberga. Od filmu oczekuję, aby mną potrząsnął. Lubię znajdować
w nim coś innego niż to, co najłatwiej dostrzec. Blue Velvet można np. odebrać jako brutalny
film kryminalny. Dla mnie to film o tym, jak w sumie dziwne jest życie...
Czy uprawiasz sport? — Tak. Zimą jeżdżę na nartach (od 4 roku życia), latem moją pasją jest
wind surfing. Zaczynałem, gdy jeszcze nie był u nas modny, na prymitywnym sprzęcie.
Chętnie wyjeżdżam ze znajomymi na Mazury, żeby pożeglować. Mam stopień żeglarza.
Zdobyłem go w ośrodku morskim w Trzebieży.
Twoja dziewczyna... — Parę lat temu zakochałem się poważnie. Trzy lata byłem z tą
dziewczyną. Niestety, wszystko się rozpadło. Obecnie nie jestem z nikim blisko związany.
Cechy, których wymagasz od partnerki na życie? — Wierność i inteligencja. To
najważniejsze.
Na bezludną wyspę zabrałbyś... — Piękną kobietę. I nic więcej!
Trzy życzenia do złotej rybki... — Poprosiłbym ją tylko o siłę, dzięki której mógłbym
wszystko zrealizować. Zapewne będę miał więcej życzeń niż trzy...
(listopad'89)
MARIA LUDWIKA SEWERYN
Imiona, nazwisko: — Maria Ludwika Seweryn
Wiek: — 14 lat
Rodzice: — Krystyna Janda, aktorka, Andrzej Seweryn, aktor.
Rodzeństwo: — Dwóch przyrodnich braci. Janek, z którym bardzo si<| lubimy, ma 7 lat,
Maksymilian — kilka miesięcy. To synowie mojegci ojca. Wkrótce będę miała trzeciego
braciszka, którego urodzi mamal Bardzo się cieszę!
Wykształcenie: — Chodzę w Warszawie do szkoły francuskiej, zacznJ III klasę college'u
(odpowiednik naszej klasy ósmej). Po francusku mówitj jak po polsku. Jestem w nim
naprawdę bardzo dobra, za to w biologii — niej
Jaka jesteś? — Nie myślałam o tym. Wujek (Edward Kłosiński, mążj mamy, jedyny człowiek,
który naprawdę wszystko wie) mówi, że jestem cwana i ma na myśli spryt. „Gdyby zepsuł ci
się rower, na pewno zaproj siłabyś kolegę i..." Mamusia martwi się, że tak mało mam
konkretnych] zainteresowań. Nie gram na pianinie, nie pochłaniam książek itp. OstaH tnio
nauczyłam się jeździć konno — to obok wyników w nauce mój
40
powód do dumy. Wkrótce wyjadę z grupą studentów w Bieszczady na konny obóz. To też
sukces, bo nie lubię opuszczać domu. Nie jestem zbyt otwarta (nawet swojej przyjaciółce nie
zwierzam się ze wszystkiego), ale wychodzę ludziom naprzeciw. Nie siedzę w kącie,
uśmiecham się. Mam masę przyjaciół — całą szkołę. I nie dlatego, że jestem córką znanych
rodziców. Lubią mnie, bo nie zwieszam nosa i nie psuję humoru swoimi kłopotami.
Czy dobrze być dzieckiem sławnych rodziców? — I tak, i nie. Znam dużo sławnych ludzi —
to dobrze, ale gdy mama wyjeżdża daleko kręcić film za granicą — to źle. Za to przyjemnie,
gdy można do niej przyjechać. Byłam np. w Los Angeles. W grudniu 40° ciepła, można się
kąpać w oceanie, a na szczytach gór widać śnieg. Wspaniale! Gdyby nie sławna mama, nie
chodziłabym do francuskiej szkoły i nie mogłabym wyjechać do Hastings w Anglii na
wakacje. Mieszkałam w angielskiej rodzinie wybranej przez tamtejszą szkołę (sama
dojechałam!), poznałam całą masę koleżanek i kolegów z różnych krajów — od Izraelczyków
do Amerykanów. Bardzo podciągnęłam się w angielskim, teraz dostaję masę listów, co
ubóstwiam! Z kolei dzięki tacie wyjeżdżam do Francji...
Gdy myślisz: mama... — Ja ją uwielbiam... Podziwiam za energię. Za to, że jednakową
emocję, pasję wkłada i w gotowanie, i w występ na scenie! Niezwykle dba o moją naukę —
potrafiła dzwonić z końca świata, żeby dowiedzieć się, czy mam potrzebny zeszyt! Ale moja
mama i babcia są większymi przyjaciółkami niż my obie. Ubóstwiam oglądać przedstawienia
i filmy, w których występuje mama. Najbardziej podobała mi się w Edukacji Rity i w Medei.
a w filmie — w Kochankach mojej mamy (tyle tam było ciepła!).
Gdy myślisz: ojciec... — Od razu widzę palec, którym tatuś mi wygrażał, gdy coś
przeskrobałam... Janek też mówi o tym palcu i pewno będzie mówił Maksymilian. Czasem
myślę, że tata jest za daleko. Podziwiam — za pracowitość i odwagę. Pojechał do obcego
kraju, perfekt opanował francuski i zdobył wielkie uznanie — będzie występował w Comedie
Francaise. Bardzo podobał mi się w dziwnej sztuce o Hindusach, półbogach. Nazywało się to
Mahabharata, a reżyserował sam Peter Brook (ja widziałam ją w Avignon). Teraz występuje
w roli Robespierre'a i pewno objedzie znów cały świat.
Jakie cechy odziedziczyłaś po rodzicach? — Najwięcej mam po... sobie... Chociaż może po
mamie ambicję, a po tacie pracowitość? Oczywiście, z zastrzeżeniem: tak w ogóle jestem
leniwa, chyba że postanowię, że coś zrobię...
41
Z czym przede wszystkim kojarzy ci się sława? — Z wielką pracą. Z powiedzialnością, ze
stresami. (Na marginesie: na pewno nie będę aktorką. Pewno nie będę reżyserem. Może —
jeśli podciągnę się w bio-l logii — będę lekarzem?)
My a reszta świata: — Obserwuję innych i myślę, że za dużo robimy ze wszystkiego
problemów. Najbardziej podobają mi się Amerykanie. Oni są na zupełnym luzie!
Polityka: — Jestem w innej sytuacji niż moi rówieśnicy. Chodzę do francuskiej szkoły. Tam
jest bardzo mało Polaków, a więc siłą rzeczyl nasze problemy nie są interesujące dla
pozostałych i mało się o nich] mówi.
Od koleżanek i kolegów wymagam... — Poczucia humoru. I nie mogą być hipokrytami.
Podobają mi się ci, którzy czymś się wyróżniają.
Moją przyjaciółkę cenię przede wszystkim: — Za szczerość. Gdy inni mówią mi: „jak pięknie
wyglądasz", Natalia potrafi się zdobyć, by po-; wiedzieć: „Wyglądasz w tej bluzce jak w
piżamie..."
Czy masz chłopca? — Mam wielu świetnych kolegów... Wolę przebywać w ich towarzystwie
niż w towarzystwie koleżanek, bo nie żądają-intymnych zwierzeń, których nie lubię.
Chętnie... — Spisywałabym moje myśli. Ale jestem zbyt leniwa!
Poleciłabym na wakacje: — Przeminęło z wiatrem. To wspaniała powieść. Nie czytałam za
dużo, ale to bardzo mnie wciągnęło...
Co zaintrygowało cię ostatnio? — Opowieść pewnej pani, która* twierdziła, że podczas snu
wszystkich opuszcza podświadomość. Niei chce się ona oderwać tylko od lunatyka.
Nadstawiam ucha, gdy mowa! o dziwach tego rodzaju.
Lubię: — Beatlesów i Presleya.
O modzie: — Każdy powinien ubierać się jak chce. Ja lubię to, cci wygodne. Najczęściej
chodzę ubrana w dżinsy, bawełniane bluzki, te-j nisówki.
Marzę: — śeby studiować we Francji. Chciałabym też bardzo, bardzo dobrze nauczyć się
jeździć konno.
(lipiec'89)
JAKUB EDWARD WENDE
Imiona, nazwisko: — Jakub Edward Wende
Wiek: — 21 lat
Rodzeństwo: — Małgosia (18 lat), w tym roku robi maturę.
Rodzice: — Ewa, romanistka, Edward, adwokat.
Wykształcenie, plany: — Student prawa UW (III rok). Gdy zaczynałem studia, myślałem, że
zostanę adwokatem. Jeśli jest się synem tak świetnego adwokata jak mój ojciec i planuje się
wykonywanie tego samego zawodu, to wiadomo, że będzie to ułatwieniem, ale też i
obciążeniem. Wypadałoby być przecież tak samo dobrym. Na szczęście moje plany uległy
zmianie — chciałbym zajmować się prawem międzynarodowym. Nie ukrywam, że mojemu
zainteresowaniu tą dziedziną towarzyszy marzenie o zagranicznych wyjazdach. Jako mały
chłopiec chciałem być dyplomatą, ale później przy moich poglądach politycznych nie
Mogłem myśleć o realizacji moich marzeń. Teraz byłoby to już możliwe, ale decyzje zapadły
i nie mam zamiaru zmieniać kierunku studiów. Prawo międzynarodowe przybliża mnie do
spełnienia dawnych marzeń.
43
Twój ojciec... — Mam dużo szczęścia. Mogę go szanować nie tyle za to że jest moim ojcem i
nie tylko za to, że jest świetnym adwokatem! profesjonalistą w każdym calu (wszyscy stale to
podkreślają). Jest wspJ niałym człowiekiem! Od 1978 roku zaczął zajmować się sprawami рЛ
litycznymi i brać udział w procesach politycznych. Przyszedł rok 80, poj tern stan wojenny i
ciężkie lata dla opozycji i ludzi, którzy myśleli jak ощі Ojcu groziło więzienie, internowanie
(w 1981 roku był zatrzymany), ald nie tylko się nie zmienił, lecz angażował bardziej i walczył
nadal.
Czy zawsze zgadzasz się z nim? — Ojciec to silna osobowość, czło-l wiek który dominuje —
ja podobnie. Musi więc dochodzić do spięć. Obaj obstajemy przy swoim, niechętnie
wycofujemy się. Spinamy się jednali głównie w błahych sprawach. Ostatnio na temat, czy
dżinsy gniotą
się czy nie.
Gdy myślisz: mama... — Jest bardzo mądra. Zaskakuje wręcz wiedzą... Gdy mówię:
„Przeczytałem nieznany utwór...", zwykle okazują się że mama należy do nielicznych, którzy
go czytali. Poza tym nil ma jak to mama... Była bardzo opiekuńcza. Ojciec zawsze traktowa
mnie jak partnera, mama —jak dziecko. Przekazała mi też coś, czegl ojciec przekazać nie
mógł — pewną sferę wrażliwości.
Z rodzinnego domu przeniósłbyś... — Zasadę, że rodzina musi spotkać się przynajmniej raz w
ciągu dnia. Tak było i jest u nas. Spotykamy się przy posiłkach niezależnie od zajęć i
obowiązków.
Sam o sobie... — Zawsze wolałem się nie zgadzać niż zgadzać... TakJ trochę na nie...
Koledzy mówili, że jestem szalony. Pewno dlatego, że kiedyś lubiłem zaskakiwać, np.
zachowaniem. Prowokowałem, żeby... zatuszować własną nieśmiałość. To już przeszłość.
Zostało natomiast lenistwo, z którym walczę.
Co odziedziczyłeś po rodzicach? — Trudno mi odpowiedzieć na tfl pytanie — sądzę, że
jestem wyraźnie zarysowaną osobowością. Ale) rzeczywiście nie jest tak, żebym niczego nie
przejął. Masę drobnycM cech.-- To, co ważne — to siła, którą przejąłem od ojca. Objawia sil
jako umiejętność przezwyciężania trudności. Jak każdy młody człowiel^j miałem przeróżne
niepowodzenia, stresy. Dzięki niej jakoś je przechodził łem. Od obojga rodziców wziąłem ten
pierwszy bodziec, który spowol dował- że myślę w ten a nie inny sposób, пр. о systemie
władzy.
Jaki system polityczny byłby dobry dla Polski? — Demokratyczny! Może to być demokracja
parlamentarna (chyba najlepsza), ale może tel być inna. Myślę, że w Polsce powstanie nowy
system. Taki, który uwzglęij dni doświadczenia, historię, system, który panował do tej pory i
zmiany|
44
które on spowodował, np. w świadomości ludzi, postawach itp.
Socjalizm... — To teoria oderwana od życia. Zawsze, gdy dochodzi do jej zastosowania,
okazuje się, że nie ma sensu. Dzieje się tak dlatego, że zakłada uczciwość ludzką i to nie
wymuszoną. To utopia.
Komunizm... — Mieliśmy w kraju przez 45 lat. Nie twierdzę, że w tym czasie nic dobrego się
nie stało, ale na pewno nie za sprawą komunizmu.
Czy należysz do jakiejś organizacji? — Tak, do NZS-u. Jeśli myśli się tak a tak, to z tymi
myślami nie można siedzieć w domu.
Jaką przyszłość wróżysz innym młodzieżowym organizacjom politycznym? — Jeśli
„Solidarność" nie zaprzepaści szansy, którą ma, przejmie władzę w 100% i partia przejdzie do
opozycji, to i ZSMP, i ZSP (to też organizacja polityczna), będą miały rację bytu, bo staną się
opozycją...
Znajomi rodziców, których szanujesz... — Jest ich cała masa, ale do tych, których nie tylko
szanuję, ale ubóstwiam, należą trzy osoby: mecenas de Virion — wspaniały człowiek i chyba
jeden z ostatnich prawdziwych dżentelmenów, Zbyszek Bujak i Jacek Kuroń — to bardzo
mądrzy ludzie. Oczywiście niezwykle różnią się: Kuroń jest bardzo dynamiczny, Zbyszek —
bardziej przytłumiony, spokojny. Cenię ich też za odwagę. To bardzo dobrze, że tacy ludzie
zajmują się teraz naszym krajem.
Jacy są Polacy w porównaniu z innymi? — Różni, podobnie jak np. Francuzi. Wspaniali i
obrzydliwi, mądrzy i głupi. Przyznam jednak, że zdarzyło mi się wstydzić, że jestem
Polakiem. To było we francuskim metrze. Polacy handlowali i można by to jeszcze znieść, ale
byli przy tym obrzydliwie natrętni.
Czy wyjechałbyś na stałe z Polski? — Teraz nie.
Interesujesz się... — To zależy od dnia. Nie mam czegoś, co można by nazwać pasją.
Słucham płyt, czytam, jeżdżę na nartach wodnych, prowadzę samochód.
Lubisz... — Bawić się. Tych, którzy w tym momencie myślą o bananowej młodzieży,
wyprowadzam z błędu, to wcale nie jest związane z możliwościami finansowymi. Ojciec
dawał mi zawsze tylko tyle pieniędzy, ile było konieczne, żebym sobie poradził, np. na
wakacjach. Nauczył mnie szacunku dla pieniędzy. Zwłaszcza nie swoich.
Nie lubisz... — Nudzić się. W związku z tym staram się zawsze następny dzień zaplanować.
Może być tylko kawa z przyjaciółmi, ale zaplanowana.
Uwielbiasz... — Podróże. Niekoniecznie za granicę.
Czego się wstydzisz? — Kilka razy byłem nie w porządku w stosunku
45
do dziewcząt. Gdy je teraz spotykam, staram się zmazać winy i jestem wobec nich
uprzedzająco grzeczny.
Twoja dziewczyna? — Kiedyś mogłem na przemian umawiać się raz z jedną, raz z drugą. Z
Kasią nie przyszłoby mi to w ogóle do głowy. Jest mądra, mogę się od niej wiele nauczyć.
Sprzeczamy się, ale to nieważne.
Ideał urody: — Kim Basinger. Męskiej — Robert Redford, z młodszych — Mickey Rourke.
Czy przywiązujesz wagę do ubioru? — Tak. Cenię umiejętność ubrania (także u mężczyzn).
Ubolewam, że żyjemy w kraju, w którym ludzie są szarzy i wyglądają mało oryginalnie.
Książki i nagrania, które zabrałbyś na bezludną wyspę? — Władcę much i Niewidzialną
ciemność Goldinga, a jakby było można to jeszcze Kubusia Puchatka, którego ubóstwiam od
dzieciństwa. Z nagrań — Claptona i Dylana (teraz do nich wracam). Na dodatek —
Czajkowskiego (to mój idol z muzyki klasycznej).
Trzy życzenia do złotej rybki: — A po co mi złota rybka? Dobrze jest jak jest, a do
wszystkiego muszę dojść sam.
(wrzesień'89)
PAWEŁ WAWRZYNIEC MACIĄG нииннн
І8ІІ ' іііяЛ "'.'■-' %■;'■■}■
А Щд
'■ 4: І " ■ ■;
; A-''•''''■'/'. ■■ '4-і'"' ■■■
.4' -':-' ' ■ -■
'■ .-iiii-r; riiii■■:
j|f4i>-4:''
Imiona, nazwisko: — Paweł Wawrzyniec Maciąg Wiek: — 22 lata
Rodzice: — Barbara Wrzesińska, aktorka, Stefan Maciąg, artysta plastyk.
Rodzeństwo: — Przyrodnie. Ze strony matki: Borys (16 lat). Ze strony ojca cztery siostry —
starsza ode mnie Agnieszka i młodsze: Anna, Magda, Katarzyna. Jesteśmy zaprzyjaźnieni.
Wykształcenie, plany: — Dwa lata studiowałem na wydziale historii UW. Gdy poznałem
metody badań i nauczyłem się wiązać przeróżne fakty historyczne, uznałem, że to mi
wystarczy. Przeniosłem się na archeologię, ponieważ fascynuje mnie dogrzebywanie się do
historii, zwłaszcza do początków naszej cywilizacji. Wkrótce chyba jednak rzucę i te studia.
śeby móc po nich prowadzić badania, trzeba mieć dużo pieniędzy. Albo szczęścia. Ale nawet
wtedy ta profesja nie może być źródłem utrzymania. Postanowiłem więc zdać na ASP.
Interesuje mnie wzornictwo przemysłowe (specjalność ojca). Kreowanie otoczenia,
poczynając
47
o J młynka do kawy to ciekawe... Co w przyszłości: może będę projektował jakieś sprzęty?
Może —jak wiele osób po tych studiach — malował, rysował? Jak znam siebie — będę robił
wszystko na raz.
Czy twoje plastyczne uzdolnienia ujawniły się dopiero teraz? — Nie. po maturze
przymierzałem się do zdawania na ASP. Zdecydowałem się jednak na historię, ponieważ
sądziłem, że mam większe szanse na egzaminie — bałem się ryzyka (wojsko). Lubiłem i
lubię rysować. Tuszem (patykiem albo palcem), ołówkiem. Mój ulubiony temat — róże.
Ojciec najbardziej chwalił mnie za rysunek... wieńca pogrzebowego.
Jakim byłeś uczniem w liceum? — Krnąbrnym. Nie lubię podporządkowania i ludzi —
powiedzmy delikatnie — nie najmądrzejszych, a tacy właśnie najczęściej chcieli mnie
podporządkować w szkole. Dochodziło więc do konfliktów. Czasem kończyły się one dla
mnie koniecznością zrtiiany liceum. Powody były różne. W „Rejtanie" np. znalazłem się
wśród tych, którzy na znak protestu (rok szkolny 1980/81) urządzali lzw. przerwy milczenia,
ubierali się na czarno itp. A że nie byłem najlepszym uczniem, można się było do mnie łatwo
przyczepić. Wicedyrektor-k^i do spraw młodzieży, czyli jej „ukrócenia", powiedziała mojej
matce: albo — albo. Po innych przejściach znalazłem się na banicji w Skarżysku Kamiennej
(tam mieszka moja ciotka) i walczyłem m.in. o prawo do... (jjugich włosów. Gdy kazali mi je
ściąć, ostrzygłem się... „na zero".
,,Dzieci sławnych artystów to rozwydrzone bachory..." — Sformułowanie niezbyt eleganckie,
ale to prawda, że większość dzieci osób związanych ze sztuką (bo nie tylko aktorów)
wyróżnia się sposobem bycia, zaskakującymi pomysłami, sposobem ubierania. I większość,
zwłaszcza w szkole, ma przeróżne kłopoty przez tą swoją odrębność. Są one tym
poważniejsze, że nasza „inność" nie wynika z arogancji, tupetu, poczu-cjił, że nam wszystko
wolno, bo mamy sławnych rodziców. My jesteśmy jnrti, ponieważ inni są nasi rodzice. To
ludzie nietuzinkowi, dzięki uprawianiu artystycznych zawodów mniej skrępowani, ich cechą
jest luz, njekonwencjonalność. W sposobie bycia, reakcjach, ubieraniu. My to wchłaniamy.
Też stajemy się nie ugłaskani, niespokojni, bardziej swobodni. I nasi rodzice to aprobują. Jeśli
włożyłbym na przyjęcie wytarte dżinsy, frak i jeszcze do tego jakąś czapę z piór. a po
powrocie powiedział matce, że ktoś z tego powodu nazwał mnie idiotą, ona zareagowałaby
tak: „To można powiedzieć o tym kimś"'.
Lubisz zwracać na siebie uwagę? — Czasami. Często zwracam ją ja^y mimochodem. Lubię
luz. swobodę, robię to na co mam ochotę. Mam np. kurtkę, którą sam zrobiłem, która mi się
podoba, którą lubię:
48
dżinsowa, z wstawkami ze skórek, futerek, pstrokata. Więc ją noszę. Ludzie się oglądają,
patrzą... Mnie to nie obchodzi, nie przejmuję się... Zresztą jestem modelem w „Modzie
Polskiej".
Prezenterem zostałeś bo... — Chciałem usamodzielnić się finansowo. Za prezentowanie
kolekcji dostaję mniej niż wynosi średnia krajowa. To tylko dwa razy w roku, ale... Są
reklamówki, koncerty...
Co w tym zajęciu podoba ci się najbardziej? — Sama moda (może kiedyś zajmę się
projektowaniem). Poza tym kontakt ze wspaniałymi projektantami i osobowościami, jak pan
Antkowiak, panie Ignar i Wasyl-kowska.
Gdy wychodzisz na podium... — Kiedyś to było przede wszystkim paraliżujące uczucie, że
wszyscy się gapią... A ci, którzy wiedzą, że jestem synem Wrzesińskiej, uporczywiej szukają
moich braków... Teraz staram się po prostu jak najlepiej robić to, co robię.
Kto ostanio cię chwalił? — Przedstawiciel włoskiej agencji. Po pokazie powiedział, że mam
zdolności aktorskie i powinienem być aktorem. Myślałem kiedyś o szkole teatralnej, ale
mama stanowczo zaprotesto-wła: „To nie jest zawód dla mężczyzny... Jeden wariat w
rodzinie wystarczy...".
Kolekcja, którą najchętniej prezentowałeś... — Zatytułowana „College": swetry, szorty, getry
— wszystko w stylu Cambridge. Bawiliśmy się przy tym wspaniale...
Na co dzień nosisz się... — Sportowo. Bardzo lubię dżinsy. Także na wieczór (reszta stroju
oczywiście odpowiednio dobrana).
Jak byłeś ubrany na Sylwestra? — W czarną marynarkę, czarny podkoszulek, czarne
bryczesy, czarne buty do konnej jazdy. I filcowy kapelusz. Oczywiście czarny.
A twoja dziewczyna? — W czarne mini, na czarny podkoszulek srebrna koszula, czarne
szpilki.
Kto o kogo jest zazdrosny? — Nikt. Ona jest modelką, ja modelem. Dużo wyjeżdżamy.
Jedynym wyjściem jest wzajemne zaufanie.
Szukasz u niej akceptacji? — Tak, ale nie absolutnej. Z zaprzeczeń rodzi się wiele dobrego.
Czy zdarza się, że radzisz się matki w sprawach damsko-męskich? — Raczej rzadko mówię
na ten temat, a mama jest dyskretna i stara się nie ingerować w moje sprawy.
Twoja mama... — Wspaniała, inteligentna kobieta i wspaniała inteligentna matka: kochająca,
u której zawsze mogę znaleźć uczucie i opiekę. Mamy do siebie zaufanie i wiemy, że jedno
może na drugim polegać.
49
4 — Jabłko oil jałbiini
Rozwody (z ojcem Borysa też się rozwiodła) nie wpływały negatywnie ani na relacje synów z
matką, ani na ich relacje z ojcami, ani też wzajemne stosunki samych synów — to jej zasługa.
Z matką kłócę się czasami — to tylko zwykłe scysje. Jest nerwowa, ale złość bardzo szybko
jej przechodzi. Poza tym — świetna aktorka, także dramatyczna (wspaniała rola w Balkonie
Geneta!). śałuję, że większość utożsamia B.W. z panną Basieńką z kabareciku Lipińskiej.
Ojciec... — Potrafi być surowy, ale wie też, kiedy z tej surowości zrezygnować i podać rękę
— prawdziwy ojciec. Ma wielką wiedzę życiową, umie ostrzec przed grożącymi mi
niebezpieczeństwami. Gdy wybieram inny wariant postępowania niż radzi, nie ma pretensji
(mama też) — zrobisz błąd, twoja sprawa... Bardzo go szanuję i cenię. Także jako plastyka.
Twój znak zodiaku? — Rak. Stąd taka wielka potrzeba niezależności. Poza tym: duża
uczuciowość, wrażliwość. Łatwo mnie zranić i wtedy chowam się w skorupę. Ugodzisz mnie
— długo nie zapomnę. A gdy ty zapomnisz — zaatakuję. W walce jestem przebiegły i
potrafię uzyskać to, co chciał zdobyć... przeciwnik. Ale tak w ogóle — do rany przyłóż. Od
Raka różnię się tym, że nie da się ze mną wszystkiego zrobić (tego nauczył mnie ojciec).
Czy jesteś tolerancyjny? — Tak. Jeśli wiem, że głoszone poglądy czy zachowania to coś
autentycznego, wynik przekonań. Miałem kolegę zafascynowanego komunizmem.
Prowadziliśmy długie „pozytywne" kłótnie... W „Modzie" zetknąłem się z
homoseksualistami. Jeśli ktoś nie afiszuje się z tym, nie wpływa to na jego pracę i poglądy, to
mnie to nie przeszkadza — nie obchodzi.
W wolnym czasie... — To, co łączy się ze sztuką: teatr, film, wernisaż...
Lubisz... — Bawić się... Jeździć samochodem. Parówki z... miodem...
Największe wrażenie... — Wywarł na mnie wernisaż Artura Tural-skiego (dziwny, ostry
człowiek, który maluje dziwne, ostre rzeczy). Wśród jego obrazów, na jego obrazach i pod
nimi były wystawiane żywe sceny. Byłem jedną z uczestniczących w nich osób —
manekinów. Wielkie wrażenie zrobił też na mnie koncert pianisty Keitha Jarreta na Jazz
Jamboree.
Podziwiasz... — Ludzi niestereotypowych, niekonwencjonalnych.
śałujesz... — śe premierem nie został pan Kuroń. Sądzę, że po tylu latach na czele rządu
powinien stać ktoś ostrzejszy, zdolny do zdecydowanych, zaskakujących działań.
Czy masz zaufanie do rządu? — Wierzę w ten rząd. Zwłaszcza, że —
50
poza nim — mamy wspaniałego Wałęsę.
Czy wytrzymamy? — Polak potrafi, wyliże się, wytrzyma. Nie jesteśmy narodem wybranym,
ale najinteligentniejszym. To wynika z badań, które przeprowadzili Anglicy.
(styczeń'90)
MAŁGORZATA KATARZYNA BARANOWSKA
Imiona, nazwisko: — Małgorzata Katarzyna Baranowska
Wiek: — 20 lat
Rodzice: — Krzysztof, najbardziej znany z żeglarstwa, ale także dziennikarz, autor książek. Z
wykształcenia — elektronik. Ewa — biolog, ale również dobra polonistka i... filozof. Uprawia
zawód dziennikarza radiowego.
Rodzeństwo: — Jan, Andrzej, w domu — Jaś. Lat 26 (chyba). Stu-j diuje weterynarię.
Wykształcenie: — Na razie tylko średnie. W tym roku zdawałam na historię, niestety, bez
powodzenia. Trochę za sprawą pobytu w Stanach. Miałam tam uczyć się nie tylko języka,
ale... Będę zdawać ponownie, j
Chciałabyś być... — Dziennikarzem. Może radiowcem... Studia na historii to dla mnie jedynie
środek, a nie cel. Uważam, że studiowania na tym wydziale rozwija myślenie, stąd mój
wybór. Poza tym nigdy-dobrze nie umiałam... historii. A chciałabym. Interesuję się też
biologiąJ ale jej łatwiej nauczyć się samodzielnie.
52
Sama o sobie... — Wydaje mi się, że po rodzicach odziedziczyłam przede wszystkim to. co
negatywne. Jestem bałaganiarą, podobnie jak ojciec, a niestety, nie mam jego umiejętności
organizacyjnych i przywódczych (może odwagę?). Po mamie odziedziczyłam skłonność do
kontemplacji i przemyśleń, ale nie mogę się z nią równać wiedzą. Za mało się uczę, zbyt
wolno czytam. Nie jestem też tak niesamowicie bystra jak ona. śałuję tego, co już było i
skończyło się, a zbyt mało uwagi zwracam na to, co właśnie jest. Miewam humory, takie
babskie — znoszą je najbliżsi. Poza tym jestem egoistką i do tego jeszcze osobą złośliwą.
Pocieszam się, że na każdą z cech można spojrzeć od strony dobrej. Ludzie złośliwi są np.
wspaniałymi obserwatorami innych. Ich docinki zainteresowani mogą wykorzystać do
poprawy własnego charakteru...
Gdy tata opłynął świat... — Miałam cztery lata i nie zdawałam sobie sprawy z rangi jego
wyczynu. O wiele bardziej przeżyłam rejs żaglowcem ..Pogoria" w strefę podbiegunową.
Niepokoiłam się wtedy o ojca. Na ogół jestem wolna od tego uczucia — mam święte
przekonanie, że jemu nic się nie stanie.
Czy żeglarstwo jest twoją pasją? — Nie. Lubię jedynie od czasu do czasu popływać ze
znajomymi. Mam stopień żeglarza.
Kompleksy z racji bycia córką sławnego żeglarza... — Nigdy ich nie miałam. Może dlatego,
że już w I klasie podstawówki zaistniałam jako ja, Małgosia Baranowska. Wróciłam wtedy z
rodzinnego rejsu, w którym uczestniczyłam. Razem z Jasiem i mamą dopłynęliśmy statkiem
do taty, który brał udział w operacji „śagiel". Załoga wróciła do kraju, a my, na „Polonezie",
popłynęliśmy razem przez wielkie jeziora w dół Missi-ssippi, do Zatoki Meksykańskiej, na
Florydę, Wyspy Bahama i dalej... Aż do Polski.
Wrażenia z tej podróży... — Mijaliśmy wszystkie strefy klimatyczne i to było wspaniałe.
Wbrew pozorom nie pamiętam jednak zbyt wiele — byłam mała, a do tego mam krótką
pamięć. Ciekawe, że na morzu człowiek stara się sobie ułożyć życie jak... na lądzie. Nieźle to
mi się udawało... Gdy dobijaliśmy do lądu, szukałam kontaktów z rówieśnikami i mimo
nieznajomości angielskiego całkiem dobrze radziłam sobie (na migi). Na morzu robiłam to,
co dzieci w moim wieku — bawiłam się i... uczyłam (nauczycielami byli rodzice).
Rysowałam, prowadziłam pamiętnik. Pisałam w nim głupotki w rodzaju: „Na maszcie
siedziałam, dużo wody widziałam..." Do moich stałych obowiązków należało zmywanie —
tak zresztą zostało do dzisiaj.
W czasie sztormów... — Leżałam pod budką ortalionową i jadłam
53
suchy chleb z marchewką (wydawało mi się, że to pomaga na morską chorobę).
O domu... — Teraz mama pracuje zawodowo, a my z Jaśkiem jesteśmy już na wylocie, więc
życie rodzinne zamiera. Przez długie lata jednak kwitło, jak chyba u mało kogo. Telewizja w
naszym domu nie istniała. Czytaliśmy razem książki np. Pana Tadeusza, albo pamiętnik
mojego pradziadka. Wystawialiśmy przedstawienia. Pamiętam Czerwonego Kapturka, w
którym grałam tytułową rolę, a czapkę — rekwizyt — długo nosiłam na co dzień. Były
teatrzyki cieni, lalek... Tata grał na gitarze, śpiewaliśmy...
Ojca cenisz najbardziej za... — Sportowego ducha. Nas, dzieci, zahartował „ofiarowując"
narty, żeglarstwo, trudne warunki.
A mamę? — Imponuje mi jej wiedza, życiowa mądrość. Bardzo lubię z nią dyskutować... Jest
właściwie silniejszym człowiekiem niż ojciec. On wygrał jedną bitwę, a ona tysiące
codziennych. Wytrzymała wieczną troskę, zniosła kłopoty wynikające z jego szalonych
pomysłów. Jest nerwowa, nawet trochę histeryczna, ale kto by nie był?
Czy rodzice są dobrze dobraną parą? — Są różni. Tata spokojny — aż za bardzo, mama z
olbrzymim temperamentem. Przez to stosunki, które ich łączą, nie mogły być nigdy „letnie".
Ich związek, należy do bardzo mocnych i pięknych, ale — trudnych. Oboje są silnymi
indywidualnościami, chociaż mama pozostawała długo w cieniu ojca, mimo że tak naprawdę
jest jego muzą i doradcą.
Największe dzieło Małgosi В.? — Może nie największe, ale takie, które dało mi najwięcej
zadowolenia — piosenki mojego autorstwa. Wykonuję je przy akompaniamencie gitary.
Gdybyś urodziła się drugi raz... — Zajęłabym się poważnie tańcem. Skończyłabym szkołę
baletową, a potem wybrała modern dance albo modern jazz. Taniec to jedna z niewielu
umiejętności, o których mogę powiedzieć: „Dobrze to robię..." Świetnie tańczy mi się z tatą.
Marzę... — śeby mieć partnera do tańca. Chciałabym startować z nim w turniejach tańca
towarzyskiego.
Jazda na nartach... — To kolejne hobby, które łączy mnie z tatą. Sporo czasu poświęcam na
siłowni, żeby poprawić kondycję fizyczną — chcę zdobyć stopień instruktora narciarskiego.
Partner na życie: — Ci dotychczasowi denerwowali mnie po 3 tygodniach. Wyczytałam o
jednej z książkowych bohaterek: „Wytrzyma z kimś, kogo nie będzie pewna i kogo będzie się
bała". Może ja też...
54
Czy interesujesz się polityką? — Na świat patrzę oczami sceptycznego biologa — może być
tak i tak, a zawsze będzie w granicach natury. Polityką interesuję się więc tylko dlatego, że
tak wypada.
Co sądzisz o Wałęsie? — Wielki, choć nie kształcony umysł.
A o przyszłości Polski? — My, Polacy, zdobywamy się na wielkie zrywy, a potem wszystko
marnujemy. Tym bardziej podziwiam mamę — ona wygrywa stale.
(listopad'89)
OLAF LUBASZENKO
Imię, nazwisko: — Olaf Lubaszenko
Wiek: — 22 lata
Rodzice: — Asja Łamtiugina, aktorka, Edward Lubaszenko, aktor, j
Rodzeństwo: — Beata (4,5 roku), siostra przyrodnia (ze strony ojca).
Wykształcenie: — Pełne średnie. I dwa rozpoczęte fakultety. Socjo-j logię przerwałem po pół
roku, teraz jestem na teologii prawosławnej! i chyba na tych studiach też nie wytrwam do
końca. Prześladuje mniej „magiczna" bariera — pierwszy rok, poza który nie wychodzę. Po-i
ważnie — szybko zmieniają się moje zainteresowania. W przypadku teologii jest jeszcze
jeden powód: jej skończenie nie gwarantuje możliwości utrzymania jednej osoby, a co mówić
o zapewnieniu przyszłości rodzinie.: Upływa czas, muszę już myśleć poważniej o wszystkim,
a więc i o tym —, teologia nie jest niestety dziedziną praktyczną w tak trudnej sytuacjh
ekonomicznej. To być może cyniczne, ale teraźniejszość nie sprzyja sentymentom.
Dlaczego teologia i dlaczego prawosławna? — Teologia, bo to piękny
56
dział myśli ludzkiej. Prawosławna, bo zostałem ochrzczony w kościele prawosławnym
(urodziłem się we Wrocławiu, ale rodzice pochodzą ze wschodnich terenów). Prawosławie
uważam za fascynujące połączenie kultury europejskiej i azjatyckiej. Ciągnie nas na Zachód,
ale Wschód jest kierunkiem, w którym powinniśmy się, moim zdaniem, zwracać.
Wiara... — Jestem człowiekiem wierzącym, ale obnoszenie się z wiarą budzi moje
podejrzenia o fałsz i kunktatorstwo. Wiele dzieł literatury świtowej świadczy o tym, że nie
tylko ja je miewam. Uważam, że prawdziwa modlitwa w M-2 jest bliższa Bogu niż publiczne
leżenie krzyżem przed ołtarzem.
Po raz pierwszy wystąpiłeś w filmie... — W wieku dwunastu lat: w filmie Grzegorza
Warchoła śycie Kamila Kuranta. Trzy lata później były Trzy młyny według Iwaszkiewicza
(reż. J. Domaradzki), a jeszcze przed maturą rola w Sonacie marymonckiej (J. Ridan).
Zacząłem więc wcześnie, ale zapewniam: bardziej niż film pasjonowała mnie wtedy piłka
nożna. Grałem jako junior w „Legii" u trenera Lucjana Brychczego i marzyłem, żeby zostać...
piłkarzem. W życiu to się nie spełniło — w filmie, tak (Piłkarski poker J. Zaorskiego).
Do filmu trafiłeś dzięki protekcji ojca... — Kiedyś dostawałem szału, gdy słyszałem coś
podobnego. Teraz mogę spokojnie wyjaśniać: zdecydował o tym (tylko i wyłącznie) mój
udział w konkursie recytatorskim — ojciec nic o sprawie nie wiedział. Jak to się zwykle
zdarza, ktoś z filmu przyszedł do szkoły, potem były próbne zdjęcia. Tak zaczęła się
wspaniała przygoda, ponieważ... przez rok nie chodziłem do szkoły. Znacznie później
zrozumiałem, że reżyser świetnie mną kierowali każde zadanie było dla mnie ciekawym
doświadczeniem. Grzegorz Warchoł stworzył też doskonałą atmosferę. Pewno dlatego był
następny „raz"...
Dlaczego nie jesteś studentem szkoły teatralnej? — Bo być może chciałbym poznać i zająć
się czymś innym niż aktorstwo — szukam różnych możliwości spełnienia, realizacji.
Dlaczego miałbym zamykać się w jednej dziedzinie? W szkole uczono mnie całe życie
szacunku dla renesansu, wpajano podziw dla różnorodności zainteresowań ludzi tej epoki...
Czy zdarza ci się myśleć czasem o tej decyzji: „Moja słabość..."? — Wszystko ma dwa
końce. To, że nie studiuję w szkole teatralnej także, a więc to z jednej strony siła, z drugiej —
słabość. Siła, bo mogę robić wiele rzeczy, których — choćby z braku czasu — nie robiłbym,
gdybym był w tej szkole. Słabość — bo czegoś bym się w niej nauczył.
Lenistwo... — Bywam leniwy, ale nie należy tej mojej cechy odnosić do sprawy szkoły
teatralnej. Moja decyzja nie ułatwiła mi przecież ni-
57
czego — życie nie stało się łatwiejsze. Nie przeceniam jej zresztą — jestem deterministą.
Uważam, że trzeba wierzyć w los i jego mądrość.
Sam o sobie... — ...Nie lubię mówić... No dobrze: sentymentalny...
Należysz do ludzi otwartych czy zamkniętych? — Nie cierpię kategoryzacji: białe — czarne.
Człowiek zamknięty też otwiera się dwa czy trzy razy w roku, ponurak staje się
„rozrywkowy". Ale jeśli już to: tak, jestem introwertykiem.
Łatwo wyprowadzić cię z równowagi? — Łatwo, ale tego nie widać.
Najbardziej denerwuje cię? — Chamstwo.
Najbardziej cieszy? — Każdy rodzaj elegancji, wytworności. Zewnętrznej i wewnętrznej.
Ojciec... — Bardzo silna indywidualność. Jestem dumny, że przyjaźnimy się i że tę przyjaźń
udało ochronić się w naszej sytuacji rodzinnej. Szanuję go — przede wszystkim za
uczciwość.
Cecha ojca, która denerwuje cię najbardziej? — Uczciwość.
Chciałbyś po nim odziedziczyć... — Uczciwość i poczucie humoru. Ma wybitne.
Jako aktor podobał ci się najbardziej... — W roli Eddie Carbone {Widok z mostu H. Millera)
Czy masz kompleks ojca? — Nie. A dlaczego miałbym mieć?
Mama... — Ciepła, wspaniała i mądra... Kojarzy mi się z Brahmsem, którego bardzo lubi.
Jego muzyki słuchałem więc w dzieciństwie stale i w każdej postaci. O dziwo — bardzo go
ciągle lubię.
Dom rodzinny... — Z racji rozwodu rodziców był „połowiczny", jak mówią w redakcji
sportowej TV. Zawsze były dwa domy. Tęskniłem za jednym.
Dom rodzinny, jaki być powinien... — Wyręczę się tym, co napisał Andrzej Mleczko: „W
domu czuję się jak w pracy, w pracy czuję się jak w knajpie, w knajpie czuję się jak w domu".
Dom powinien być miejscem do którego chce się wracać. To baza, z której codziennie
wychodzi się w świat... Coś najważniejszego...
Sukces... — Moim zdaniem o sukcesie może mówić ktoś, kto dzięki swoim dokonaniom
może spokojnie myśleć o przyszłości i zajmować się jedynie doskonaleniem siebie. W Polsce
chyba mniej niż 10 osób... Ci, którzy myślą, jakby zarobić więcej pieniędzy, żeby utrzymać
rodzinę, kupić zapasowe koło do samochodu itp. — nie odnieśli sukcesu. On kojarzy się z
wypiętą piersią a nie z zażenowaniem. Ja należę oczywiście do tej drugiej grupy.
Jak odbierasz własną popularność? — U nas nie ma Hollywoodu__
58
jest wytwórnia na Chełmskiej. Film nie jest wielką fetą, tylko ciężką pracą. Najczęstszymi
przejawami popularności są agresywność i zawiść ludzi. A to że miła pani w kasie na dworcu
znajdzie bilet, mimo że komuś przede mną powiedziała: „Nie ma..."? To nie jest powód do
radości... (Oczywiście poza radością z miejsca w pociągu).
Rola, która przyniosła ci najwięcej satysfkacji? — O nie, ani słowa nikt ze mnie na ten temat
nie wyciągnie. Wyznaję zasadę: nie należy mówić o własnych dokonaniach.
Dekalog... — To chyba najważniejszy mój fakultet. Duże przeżycie, wspaniałe doświadczenie
zawodowe i po prostu — ludzkie.
Dekalog... — Gdybyśmy wszyscy budząc się rano przypominali sobie dziesięcioro przykazań
to świat byłby inny — być może lepszy...
Lubisz grać z... — Henrykiem Bista. Ciepły, niezwykły człowiek, wspaniały aktor. Grać obok
niego to znaczy czuć się i przyjemnie i bezpiecznie. Bardzo szanuję też pana Jana
Nowickiego. Wyróżniam tę dwójkę...
Grać z ojcem... — Jeżeli ojciec nie ma nic przeciwko temu... Z przyjemnością!
Teatr... — Zamierzam spróbować. Może okaże się tym, co tygrysy lubią najbardziej?
Przedstawienie teatralne, które zrobiło na tobie największe wrażenie?— Wyzwolenie
Swinarskiego. Sześć razy byłem na zwariowanej komedii Michaela Fraine'a Czego nie widać.
Reżyserował Jifi Mencel (w Czechosłowacji, w „Ćinohernim Klubie".)
Te wspaniale aktorki... — Rita Hayworth. Kim Basinger jako ideał urody. I... Woody Allen
(mój idol).
Uwielbiasz: — Chandlera i filmy gangsterskie (najlepiej Dawno temu w Ameryce).
Dziewczyny... — Lubimy...
Moja dziewczyna... — Też lubimy...
Czy masz przyjaciół? — Ponieważ prawdziwych poznaje się w biedzie, więc wkrótce
odpowiem na to pytanie.
Poza Brahmsem... — „Dire Straits", Chris Rea, Sting, Sade, „Fleet-wood Mac".
Lubisz tańczyć? — Nie. Nie umiem.
Jeśli jeść to... — Wołowinę. Dobrą wołowinę.
Jeśli pić... — Drink „Mercedes" (kawiarnia „Telimena" w Warszawie — polecam).
Marzy ci się... — śeby było w tym kraju normalnie (nie lubię jak
59
dziennik w telewizji rozpoczyna się od mszy). śeby mogły powstać najróżniejsze filmy:
kryminalne, erotyczne, psychologiczne. Komedie i dramaty. Długie i krótkie. Ale pieniędzy
nie ma na jakiekolwiek filmy, więc chyba to marzenie jest nietaktem.
Czy interesujesz się polityką? — Nie przejmuję się nią i nie wzruszam. Politykom nie wierzę,
bo wiem, że wszystko jest z góry ukartowane. Gdzieś przy zielonym stoliku...
Oscylujesz ku orientacji... — Zdroworozsądkowej, czyli w praktyce nie odpowiada mi żadna
partia, bo one kierują się nie zdrowym rozsądkiem a ideologią. Lubię ludzi bezpartyjnych...
Tak się składało, że zawsze ci wspaniali, których poznawałem, byli bezpartyjni.
Polska z oddali... — Tylko z kawałka oddali, nie byłem daleko. Miejsce do którego chce się
wracać.
Wyjechałbyś na stałe z kraju? — Może, ale prędzej czy później bym się złamał...
Trzy życzenia do złotej rybki: — Zamiast — dowcip: Podpływa złota rybka do trzech
Murzynów. „Co chcecie?" Pierwszy: „śebym był biały..." Proszę bardzo — biały. Drugi:
„śebym był biały..." Proszę bardzo — biały. Trzeci: „śebyś tamtych zrobiła znów czarnych".
Plany na przyszłość... — Mam jeden: plan Balcerowicza.
(luty'90)
I
JAN EMIL MŁYNARSKI
Imiona, nazwisko: — Jan Emil Młynarski Wiek: — 10 lat
Rodzeństwo: — Agata (26 lat). Paulina (19 lat) Rodzice: — Adrianna Godlewska, aktorka.
Wojciech Młynarski, autor, reżyser, aktor.
O siostrach: — Paulina rozpoczęła występowanie w filmie od Kroniki wypadków miłosnych.
Teraz jest we Francji. Ma agencję, kontrakty *... Kręci filmy, jest modelką. W tym roku chce
zdać maturę (był już jej termin, ale wtedy wyjechała do Francji). Nie patrzę okiem profesora,
ale jest zdolna. Agata ukończyła polonistykę. Trochę miała przerwy. bo urodziła Stasia. On
ma teraz 4 i pół roku, a Jasio 8 miesięcy. Ja jestem ich wujkiem. (Nie będę surowy, bo tego
doświadczyłem w szkole i wiem. jak to źle).
Wykształcenie: — Jestem uczniem IV klasy szkoły podstawowej, "ostawiłbym sobie czwórkę
z minusem. Minus za drugą i trzecią klasę, "'tedy nauka mi nie wychodziła. Nie chciało mi się
uczyć. Interesowała
61
mnie zabawa. Swój stosunek do nauki już zmieniłem, ale nie do szkoły. Nie lubię jej...
Podobałaby mi się, gdyby była jak we Francji...
Co zmieniłbyś w swojej szkole? — Nauczycieli. Na początku sami czytają kodeks ucznia, a
na drugi dzień już go nie przestrzegają. Tam jest napisane: nauczyciel nie ma prawa zbić
ucznia, a ja miałem czerwo-: ną rękę od linijki. Powiem coś do kolegi, a nauczyciel wali z
całej siły ręką. Oni bardzo nie lubią uczniów...
O szkole we Francji... — Chodziłem tam 4 miesiące do szkoły. P0 prostu nie ma porównania
z naszą! Nauczyciel nie śmie wyższym tonem-przemówić do ucznia. Uczniowie są w szkole
od 8.00 do 6.00 wieczorem, ale wcale nie chcą iść do domu, bo jest super. Lekcje były
przyjemne —. mało pisania, dużo miłej rozmowy. Bardzo mało stawiają złych stopni, bo nie
chcą zniechęcać uczniów do szkoły. Dużo jest wycieczek, dzieci nie czują się skrępowane...
Obiady też są inne. U nas siedzi baba z łyżką i rzuca coś na talerz. Tam nie trzeba stać w
kolejce. Do stolika podchodzi pięknie ubrana pani, jak w restauracji, i podaje wszystko z tacy.
Można też było sobie kupić na przerwie picie, słodycze...
Twoja mama... — To bardzo dobra i uczciwa kobieta. Stara się dla wszystkich. Nie
pamiętam, żeby komuś sprawiła przykrość. Wcale nie, ma minusów. Byłem z mamą na
tournee (z teatrem „Rozmaitości"). Mama występowała, śpiewała, tańczyła — podobała mi
się.
Twój tata... — Też jest dobry, ale czasami strasznie surowy. Ma fioła na punkcie biurka, które
ma 120 lat — taki antyk. Jak ktoś jej dotknie bez pytania, to dostaje szału. Byłem na
Hemarze. Tata zreżyse*| rował też Wysockiego i Brela. Przetłumaczył też. Myślę, że jest
bardzo] dobry.
Co byś przeniósł w przyszłości do swojego domu? — Serdeczność, i
Twój kabaret... — Zaczęło się od tego, że jeden kolega wyniósł паї podwórko koc. Ja
postanowiłem: zrobimy teatrzyk. Najpierw bawiliśnrw się w TV. Był spiker, zapowiadał, a
my przedstawialiśmy. Wymyśliłem,і że zrobimy sztukę Jak dwóch łysych szuka grzebienia.
Ułożyłem do niej] scenariusz i jeszcze wstawiliśmy skecze (mam taką książkę). Wyszedł nam
fajny kabarecik. Oglądały nas dzieci od dwóch lat do dziewięciu! i różni rodzice. Przez
okna... Wszystkim się podobało. Było pięć występów. Ostatni trzy tygodnie temu.
Skecz z waszego kabaretu, który najbardziej się podobał... — Szeregowy Jasio. Ja grałem
Jasia. To było tak. Stało trzech żołnierzy. Jasio trzeci. Dowódca mówi: „Baczność, spocznij,
kolejno odlicz..." śołnierze] na to: „Raz, dwa". Jasio: „koniec". Więc dowódca przestawił
Jasia
62
do środka. „Raz, środek, trzy". Więc dowódca przestawił Jasia na początek; „Początek, dwa,
trzy". Więc dowódca mówi: „Jasiu, to ty bądź dowódcą a ja stanę w szeregu". Jasio: „Kolejno
odlicz..." śołnierze: Raz, dwa..." Nim dowódca powiedział: „trzy", Jasio: „Padnij..." I do
żołnierzy: „A my chłopcy idziemy.na piwo..."
Czy jesteś lepszy jako aktor czy literat? — Jako aktor.
Twoje plany na przyszłość... — Zdać na polonistykę, a jak by mi się nie powiodło (nie
zawsze z polskim mi wychodzi), to teatrologia albo wydział aktorski.
Czy dobrze być dzieckiem sławnych rodziców? — Nie bardzo. Wszyscy zazdroszczą, no i
albo są złośliwi, albo biją. Ja na to nie zwracam uwagi, ale czasami to mi się nie udaje.
Co odziedziczyłeś po rodzicach? — Talent. I „Solidarność". 4 czerwca rozklejałem plakaty na
Mokotowie. Byłem łącznikiem informacji w punkcie Komitetu Obywatelskiego na
Puławskiej. Nagrałem 3 audycje w radiu, mam 2 wywiady i 2 dyplomy (za radio i za plakaty).
Czy byłeś za granicą? — Tak. We Francji, w Belgii, nad Balatonem.
Jaka wydała ci się Polska po powrocie? — Szara, brudna, dużo chamstwa. Bez wolności jak
we Francji... Nie umiem o tym mówić... Tam każdy czuje się swobodny...
Kogo za to winisz? — Komunę, ubecję. Takich ludzi, którzy mówili będzie pięknie, będzie
super, a kłamali, bo mieli tylko swoje ambicje. Nie cierpię Rakowskiego, Jaruzelskiego...
Gdybyś był prezydentem... — Doprowadziłbym kraj do ładu. U nas jest okropny syf, tzn.
brud i nieład. Dlaczego? Dlaczego we Francji czy w Anglii może być super? A gdybym był
ministrem finansów, to nie dopuściłbym do tak wysokich cen. Wszyscy mówią, że jestem za
mały, żeby o tym mówić, ale ja to naprawdę bardzo dobrze rozumiem.
Gdyby Amerykanin zapytał cię, kto to jest Wałęsa... — Ojej, przecież to wszyscy wiedzą.
Czy wyjechałbyś z Polski na stałe? — Czasami tak myślę, gdy bardzo się zdenerwuję. Na
przykład w szkole. Denerwuje mnie chamstwo i bezmyślność. Nie cierpię złośliwości.
Jaki jesteś? — Myślę, że nie jestem najgorszy i nie najlepszy. Nie Jestem mistrzem w szkole.
Ale jestem jak trzeba. We wszystkim daję sobie radę.
W domu cię rozpuszczali? — Może, trochę... Jak się urodziłem byłem w inkubatorze, a potem
miałem operację, bo nie miałem podniebienia. %łem w domu najmłodszy... Fajnie być
najmłodszym, ale nie dla cu-
63
kiereczków... Ja lubię przyjemności, ale w pewnym sensie nie dawałem się rozpuszczać: lubię
być samodzielny.
Twoi rówieśnicy... — Są różni... Z niektórych wyrosną pijacy i narkomani. Będą chamscy...
Dziewczynki są miłe...
Lubisz... — Czytać, rysować. Jeździć na motorynce. Bardzo szybko. Ile tylko da się
wycisnąć. Kolega uczył mnie jeździć. Nacisnąłem przez pomyłkę gaz do dechy i motorynka
stanęła dęba. Ale dałem sobie radę... To jak z ujeżdżaniem konia... po 21 minutach już
jeździłem. Umiem się skoncentrować. Nie boję się...
Ulubiona zabawka z dzieciństwa... — Dźwig. Uważam, że rodzice nie powinni kupować
dzieciom karabinów.
Prezent, z którego najbardziej cieszyłeś się w tym roku... — Narty.
Poleciłbyś innym książkę... — Tym mądrzejszym Dywizjon 303 Fied-j lera. Pani w bibliotece
nawet się dziwiła, że ja tę książkę wypożyczam! ale ja już czytałem to dwa razy. Wojna nie
interesuje mnie. Tak w ogóle] najbardziej lubię książki przygodowe, np. Winnetou. Tomka
Sawy er м książki Szklarskiego.
Filmy, które najchętniej oglądasz... — Westerny, kryminały, horrory (na wideo). Kupiłem
sobie w papierniku szczękę wampira. Na wakacjachl na Mazurach wymalowaliśmy się z
kolegami na czerwono, założyliśmy peruki i ja szczękę, i poszliśmy do jednej dziewczynki. O
Jezu! Co się! działo...
Czy lubisz zwierzęta? — Tak. A najbardziej swojego jamniczka Pe4 cika (nazwa od
angielskiego słówka Pet — ulubieniec). Za granicą sa specjalne sklepy dla zwierząt — „Pet
shops". Tam kupiłem Pecikowl koszulkę, marynarkę i jesionkę, bo on bardzo nie lubi zimna.
Za tq lubi pieszczoty. śeby przyszedł na kolana, trzeba go pocałować w czółka i powiedzieć
jakieś czułe słówko.
Co trzeba powiedzieć, żeby Jasio M. był mity? — Ja niczego nie wymagam. Ja lubię być
miły.
* Oryginalny język Jasia
(październik'89)
PAULINA MAGDALENA MŁYNARSKA
Imiona, nazwisko: — Paulina Magdalena Młynarska Wiek: — 19 lat
Rodzice: — Adrianna Godlewska, aktorka, Wojciech Młynarski, aktor, reżyser, autor.
Rodzeństwo: Jaś (10 lat), Agata (25 lat), polonistka, rozpoczęła pracę w TV.
Wykształcenie: — Nie mam matury — tak się zdarzyło... W wieku niespełna 15 lat zagrałam
jedną z głównych ról w Kronice wypadków miłosnych Wajdy. Po tym powrót do szkoły był
dla mnie strasznie trudny. Zbyt długo przebywałam w środowisku dorosłych (i to tak
specyficznym — aktorskim), a poza tym byłam już pewna, że film to coś, czym chciałabym
się zająć. Wiele osób traktuje szkołę jak aspirynę, którą trzeba połknąć. Ze mną było gorzej.
Wróciłam co prawda do szkoły, a e buntowałam się: stwierdziłam, że tracę czas, w którym
mogłabym czyć się stepowania albo ustawiać głos. Starałam się jednak wytrzymać. wa lata
miotałam się po różnych szkołach... Gdy byłam w II klasie
~ Jabtko с
65
liceum, pod koniec roku szkolnego, do Warszawy przyjechała ekipa Wajdy (miała kręcić
Biesy). Potrzebny był ktoś do towarzystwa, włóczyłam się z tymi ludźmi. Ktoś powiedział: —
Kronika wypadków miłosnych jest teraz na afiszach Francji, masz doskonałe recenzje... Co ty
tu robisz? To świetny moment, żeby „wkręcić się" tam do filmu... Krótko mówiąc po paru
miesiącach znalazłam się na lotnisku Orły. Z walizką w ręku i ze stu dolarami w kieszeni.
Miałam wtedy 16 lat.
Co osiągnęłaś we Francji? — Wydaje mi się, że mało, ale znajomi powtarzają: „Francuz
potrzebuje na «wkręcenie się» do filmu 1 rok, cudzoziemiec — 2, 3 lata. 99% aktorów
francuskich jest bezrobotnych — konkurencja olbrzymia (nie ma dyplomów aktorskich, więc
codziennie rano tysiąc osób stwierdza przed lustrem: «Jestem aktorem»). A tobie mimo to
udało się przez trzy lata ubrać i wyżywić głównie z tego zawodu..." Mówią — sukces!
Wystąpiłam we Francji w filmie Mania — to kryminał, klasa B, ale zagrałam z dobrymi
aktorami, m.in. obok] Boba Ginty (znany u nas z Beverly Hills i Miami Vice). Film
Podróżnicy, w którym grałam, ukazał się na dobrym kanale telewizyjnym w Stanach i we
Francji... Zagrałam też w komedii reżyserowanej przez cenionego we Francji belgijskiego
reżysera Harry Kummela i jeszcze w kilku filmach. Czy to sukces? Nie wiem. Może w
pewnym sensie — mam 19lat.
Pierwsza modelka Paulina... — To mnie śmieszy... Uczestniczyłam w kilku pokazach, ale
nigdy nie traktowałam tego poważnie. Dla mnie to kretyńskie zajęcie... Przychodziły do mnie
listy, w których roiło się od bzdur: „Pierwsza modelka... Gwiazda..." Tak właśnie jest: ktoś
zrobi na Zachodzie 2, 3 zdjęcia i szum... Zagra rólkę — super star... Bzdura!
Na Zachodzie nauczyłaś się... — Języka. (Wyjechałam nie znając francuskiego,
porozumiewałam się po angielsku). Najważniejsze, że dałam sobie radę — nauczyłam się
gotować, płacić rachunki, pracować. I szacunku dla pracy. Szanuję nawet te zajęcia, które
wydają się nie-; ważne — dwa dni zajęć albo nawet jeden. Epizody dają chleb... Oczywiście
to nie przeszkadza, żebym — jak każda ambitna aktorka — czekała na wielką, wspaniałą rolę.
Dom rodzinny... — Kojarzy mi się z opoką, z oparciem, z czymś co trwało i trwa mimo burz,
które zdarzają się w każdym domu, a więc i u nas... Kojarzy mi się z ciepłem, serdecznością
(ale bez wylewności i obściskiwania). Ze wspaniałym luzem — u nas nigdy nie było takr
wyjazd w góry —już marsz na narty, jesteśmy nad morzem —już obowiązkowa wyprawa na
plażę... Dom kojarzy mi się też ze starannym wychowaniem, edukacją. Długie poważne
rozmowy, podrzucanie nam, dziel
66
nota, lektury, teatr, kino do którego stale zabierali nas rodzice — to było naturalne,
zwyczajne. Jak i udział w próbach spektakli, które reżyserował ojciec... Potem jeszcze
dyskusje w domu, jak kto--zagrał, co m0żna zmienić... To była moja szkoła... Dlatego nie
żałowałam tej oficjalnej". W Paryżu okazało się, że sporo wiem, że nie tylko pamiętam, „je
mam we krwi pewne zasady, przestrogi: „Po sukcesie nie można wpadać w zachwyt i
samouwielbienie...", „Im prościej, tym lepiej...", itp- To pomogło mi. Także stosunek do
pieniędzy. Ich brak nie był dla mnie problemem — to się zdarzało i nikt się tym zbytnio nie
przejmo-wał. Pieniądze nie są najważniejsze. Stroje — także. Są ciekawsze i pożyteczniejsze
rzeczy — pojechać gdzieś, opłacić sobie lekcje tańca czy śpiewu. Tego też nauczyłam się w
domu.
Być dzieckiem sławnych rodziców... — To okropne, że dla wielu ludzi byłam jedynie
córeczką sławnego taty i że to przeszkadzało w obiektywnej ocenie mojej osoby, (np. w
szkole zawsze obrywałam za to, co innym przechodziło „na sucho"). Bardzo chciałam wyjść
ze skóry córeczki... Taką szansą stał się dla mnie Paryż... Kocham to miasto i chcę w nim być
nie tylko dlatego, że tu mogę spotkać reżyserów z całego świata, co w Polsce jest niemożliwe,
ale przede wszystkim dlatego, że na zawsze pozostanie on dla mnie synonimem
samodzielności. W nim nauczyłam się sama poruszać. I uwolniłam się. We Francji nikt mnie
nie znał... To było cudowne — być nikim! Wszystko zależało nareszcie tylko ode mnie!
Wszystko robiłam na własny rachunek!
Ty... — Na pewno nerwowa... śyję w okropnych stresach, które sama sobie stwarzam. Ich
powodem jestem ja sama — ciągle podnoszę sobie poprzeczkę. Na siłę, za wysoko... Ambicja
i fantazja — to dwie moje ważne cechy, które się łączą. Z ambicji wynikała np. chęć
usamodzielnienia się, ale zamiar zrealizowałam dzięki fantazji — wyjechałam do Paryża.
Lubię dominować, przewodzić w grupie, w swoim środowisku. Z tą cechą staram się walczyć,
ale bezskutecznie. Na szczęście dla znajomych łatwo przechodzę z jednego nastroju w drugi,
a więc ten zły można przeczekać. Mam zresztą miękkie serce — długo nie potrafię się na
nikogo gniewać (to nie znaczy, że nie pamiętam — jestem Skorpionem!).
Chwali ci się... — śeby działać, nie potrzebuję żadnego pejcza w rodzaju: zatrudnienie,
szkoła, praca... Więcej, tego właśnie nie wytrzymuję— do pracy mobilizuję się sama. Ranne
wstawanie i inne konieczne czynności nie są dla mnie wtedy najmniejszym problemem. I
jeszcze coś: Mam sposób na problemy ,,love story" i inne z rodzaju tych, o któ-
67
rych wiadomo, że za dzień, dwa, czy za trzy tygodnie przestaną byd ważne — przyjdzie inny
humor, inaczej zaświeci słońce. Ja je „za-J pracowuję"!
Co masz w sobie z potwora? — Dużo. Jestem zdecydowana tylko w sprawach zasadniczych,
wtedy podejmuję pryncypialne decyzje. W pozostałych — odwrotnie: ulegam namowom (np.
gdy ktoś chce wyciągnąć] mnie z domu, a ja jestem potwornie zmęczona i planowałam
nareszcie się wyspać). Potem wszystkim psuję humor. Poza tym: jestem roztrze-"! pana, nie
trzymają mi się zupełnie pieniądze, jestem też mistrzem w xoA bieniu bałaganu. Teoria mojej
mamy jest taka: wchodzę goła do pustegoj pokoju, wychodzę i zostawiam... bałagan. A
najgorsze chyba, że nie przyzwyczajam się do ludzi i do rzeczy. Zauważyłam np. ostatnio w
hol telu w Łomży, w którym mieszkałam z osobami występującymi w filmie, że wszyscy,
m.in. moja mama, próbowali swoje pokoje „udomowić"} ja — nie. Nigdzie się nie
wprowadzam na stałe, nie zagrzewam miejsca —i nie jestem w stanie się przywiązać. To dla
mnie nieważne, gdzie Ш stem. A ludzie żądają przywiązania...
O ojcu... — Wbrew pozorom jest tradycjonalny w poglądach i sposobie bycia. Przywiązany
do rodzinno — literacko — zakopiańskiej tra-tj dycji. Gdy wyjeżdżałam do Francji, byliśmy
na etapie pokoleniowego konfliktu, ojciec nie chciał przyjąć do wiadomości mojej decyzji.
Teraj pogodził się z nią i weszliśmy w inną relację — nie ojca i córki, a tę, która łączy
przyjaciół: piszemy do siebie listy na zawodowe tematy, gd^ przyjeżdżam też dużo
rozmawiamy o pracy. Ona jego i mnie opętuje ■ to też nas łączy. Zauważyłam, że
odziedziczyłam wiele reakcji ojca, пей wowość w pracy, krytycyzm w stosunku do tego, co
się robi. I spojrzenie na sztukę, po prostu — gust. Pewno powinnam powiedzieć, jaki ojciec
jest w kapciach? Wydaje mi się, że on nie ma kapci.
Mama... — Prawdziwa, kochana mama. Z typowymi plusami i minusami. Trudno jej np.
przyjąć do wiadomości, że my z Agatą jesteśmy dc4 rosłe i niektórych rzeczy nie tylko nie
należy za nas wykonywać, al$ wręcz tego nie chcemy. Szalenie do nas przywiązana, zawsze
ciepła; serdeczna. Dom do którego każdy z nas chce przyjść, gdy czuje się sal motny, to jej
zasługa. Jest otwarta w stosunku do ludzi, chętnie podaje im rękę — chyba to po niej
odziedziczyłam. I... nogi.
Czy lubisz śpiewać? — Bardzo. Ostatnio zafascynowana jestem piosenkami Borisa Viana.
Śpiewam je z Frankiem Fontaniere, młodyfl francuskim aktorem. Premiera odbyła się w
Instytucie Francuskim w Warszawie.
68
W wolnym czasie... — Nie mam go prawie.
Lubisz: — Joannę Szczepkowską, piosenki mojego ojca, filmy Hitchcocka.
Najbardziej... — Lubię spać.
Marzysz o: — Wakacjach na Gwadelupie... I oczywiście — o wielkiej, wspaniałej roli.
Książki, które byś poleciła: — Sto lat samotności Marqueza, Mistrza i Małgorzatę
Bułhakowa, śycie jest gdzie indziej i Walca pożegnalnego Kundery.
Muzyka... — Przede wszystkim jazz,
Jeśli jeść to... — ...ryby. Spaghetii.
Chłopak... — Wymagam inteligencji, poczucia humoru, pogodzenia się z pierwszym
miejscem, jakie zajmuje w moim życiu praca! Znalazłam takiego.
Hit polityczny: — Upadek komunizmu.
Polska z oddali... — Szara, brudna. Jednocześnie cudownie kolorowa — do wzięcia w
ramiona...
Polacy Francuzi... — Francuzi powinni wziąć od nas humor, my od nich — stosunek do
pracy.
(styczeń'90)
SEBASTIAN SEWERYN KRAJEWSKI
Imiona, nazwisko: — Sebastian, Seweryn Krajewski Wiek: — 14 lat
Rodzice: — Seweryn Krajewski, kompozytor, piosenkarz, Elżbieta Krajewska, ekonomistka.
Rodzeństwo: — Brat Makuś, lat — prawie sześć.
Wykształcenie: — Zdałem do ósmej klasy szkoły muzycznej w Warszawie przy ul.
Krasińskiego. To bardzo dobra szkoła muzyczna, być może najlepsza w Polsce. Jedyny
minus, że z Michalina, gdzie mieszkam, trzeba do niej jechać pociągiem i autobusem ok. 1,5
godziny. Zwykle muszę więc wstawać o 6 rano.
Ulubione przedmioty w szkole: — Historia i nauka o muzyce. Interesują mnie wszystkie
okresy historyczne, ale najbardziej historia II wojny światowej i czasy ostatnie, zwłaszcza
„białe plamy", np. okres stalinowski. (Ciekaw jestem, czy w tym roku na lekcjach historii
będziemy mówić o wszelkich zbrodniach bez osłonek. Jeśliby tak nie było, zabrałbym na ten
temat głos). Historia interesuje mnie bardzo, ale przyszły
70
zawód chciałbym związać z muzyką. Sądzę, że będę kompozytorem.
Co najbardziej lubisz robić? — Komponować i pisać opowiadania. Moje fortepianowe
kompozycje są trudne do określenia gatunkowego — bliższe muzyce poważnej, ale też
związane z muzyką rozrywkową. Nie chcę się chwalić, ale jedna czy dwie podobały się
mojemu tacie (tylko jemu je pokazałem). Bardzo lubię też pisać opowiadania czy mikroopo-
wieści w stylu fantasy. Próbowałem pisać powieść, ale zauważyłem, że ze względu na brak
czasu i pisanie jej w krótkich odcinkach, moje „dzieło" stawało się zlepkiem różnych stylów
— zależnie od nastroju, w którym się akurat znajdowałem.
Nie lubisz... — Wzorować się na innych. Chociaż mój ulubiony pisarz to Tolkien, staram się
bardzo pisać inaczej niż on. To wcale niełatwe. W moim wieku zwykle przecież naśladuje się
tych, którzy są wzorem. Gdy po raz pierwszy przeczytałem Władcę pierścieni, byłem tą
książką zafascynowany (zwłaszcza nieograniczoną wyobraźnią autora), ale walczyłem ze
sobą. Staram się stworzyć coś innego.
Twoje lektury: — Nietrudno się domyśleć, że głównie fantastyka, książki z gatunku fantasy i
science fiction. Tym, którzy ich jeszcze nie czytali, polecam klasyków: przede wszystkim
mojego ulubionego Tolkiena, a poza tym Сіагке'а, Andersona, Asimowa, a z naszych pisarzy
— Lema i Zajdla.
Jaki jesteś? — Niezbyt otwarty i niezbyt odważny. Trudno nawiązuję znajomości. Jestem też
chytry — nie lubię niczego pożyczać (drżę, że coś się zepsuje). Moja babcia mówi, że mam
dobre serce i to chyba prawda. Trudno mi skrzywdzić nawet pająka czy muchę. Ponieważ
jednak ich nie cierpię, wyrzucam je za okno. Jedna z koleżanek z kolei powiedziała mi, że
jestem kulturalniejszy, „szlachetniejszy" niż wielu chłopców i mam „klasę". Oni tylko kopią
piłkę — dodała.
Co odziedziczyłeś po rodzicach? — Po tacie uzdolnienia muzyczne. Poza tym coraz częściej
widzę, że wykonuję wiele takich samych gestów jak on. Po mamie — pomysłowość i może
trochę zdolności do pisania.
Twój dom... — To przede wszystkim dobrzy rodzice, na których mogę liczyć i którzy zawsze
mi pomagają — każdy w czym innym. Tata w sprawach muzycznych — np. gdy mam
kłopoty z interpretacją utworu, który właśnie gram, włącza mi nagranie w wykonaniu kogoś
sławnego. Mama radzi mi, jak rozwiązać różne szkolne kłopoty. Makuś na razie głównie mi
przeszkadza, ale mam nadzieję, że gdy dorośnie, połączy nas prawdziwa, braterska miłość i
będziemy się wzajemnie wspomagać.
Czy podobają ci się kompozycje taty? — To krępujące pytanie, ale
71
zgodnie z prawdą odpowiadam — tak. To dobry, lekki pop. Najchętniej słucham piosenki taty
ze słowami Jacka Cygana, w której refrenie poJ wtarzają się słowa: „mój głos" (tytułu nie
pamiętam).
Czy dobrze być dzieckiem sławnych rodziców? — Na pewno dobrze mieć ojca, który ma
trochę pieniędzy. Przyjemnie, gdy się wie, że jest] sławny i wszyscy go znają, ale gorzej
chodzić z nim po ulicy — wszyscjl się wtedy wpatrują, oglądają itp. Ja tego nie cierpię.
Twoi ulubieni kompozytorzy? — Z muzyki poważnej: Mozart, Bachj Haydn, Beethoven,
Chopin, Grieg. Z rozrywkowej — Sting. Poza tyj lubię słuchać Phila Collinsa, Paula Mac
Cartneya, Stevie Wonderal Z zespołów wyróżniam: „Dire Straits" i „Rolling Stones".
Ojczyzna... — Mnie kojarzy się przede wszystkim z dumą i odwagą. Z bohaterskimi
wojnami, wspaniałą przeszłością pełną świetności, król lów... Teraz Polska jest, niestety,
zacofanym krajem, odległym od cyl wilizacji. To widać wyraźnie, gdy jest się na Zachodzie.
Byłem w KanaJ dzie i życzyłbym takiego ustroju i takiej organizacji mojemu krajowiJ On już
się rozsypał i trudno będzie go złożyć.
Co myślisz o politycznych zmianach? — Nie jestem pewien, czy u nas! dojdą do głosu ci,
którzy potrafią zmienić coś na lepsze. Wydaje mi się, że mimo wszystko komuniści utrzymają
się ze względu na dużą chęa do rządzenia. Właściwie nie wierzę, żeby było lepiej.
Czy wyjechałbyś na stale z Polski? — Gdyby było tak jak teraz? Tak. Gdyby było tak jak na
Zachodzie — na pewno nie.
Osoba publiczna, którą szanujesz: — Wałęsa. Nie dlatego, że jest z „Solidarności". To
człowiek wartościowy. Jest wierny ideałom.
Czy należysz do jakiejś organizacji? — Broń Boże... Kiedyś ciekawą organizacją było
harcerstwo, aleje zmarnowano...
O kolegach... — Moim najlepszym kolegą jest Bartłomiej. Mogę na nim polegać, ma podobne
jak ja zainteresowania. Natomiast inni, jak to ludzie, są różni, a ja zwykle przystosowuję się
do nich. Większość to, niestety, wideomani, którzy przez stałe ślęczenie przed ekranem
marnują zdrowie i... wyobraźnię.
Chciałbyś... — Z zachcianek do szybkiego zrealizowania — pograć w jedną z gier
planszowych firmy „Encore". To świetne gry, związane z fantastyką — gorąco je polecam. Z
poważniejszych marzeń — być dobrym w tym, co będę robił.
Czy zawsze jesteś poważny? — Śmiać lubię się także, ale nie lubię wiecznych wesołków. Na
wszystko jest czas i miejsce.
(lipiec'89)
KATARZYNA ALINA ZABŁOCKA
Imiona, nazwisko: — Katarzyna Alina Zabłocka
Wiek: — 21 lat
Rodzice: — Alina Janowska (aktorka), Wojciech Zabłocki (architekt, wielokrotny
reprezentant Polski w szabli, m.in. mistrz świata juniorów w 1953 г., srebrny medalista na
Olimpiadzie w Melbourne).
Rodzeństwo: Michał (25 lat, studiuje reżyserię), przyrodnie: Agata (32 lata, dr med.), Marcin
(33 lata, architekt).
Wykształcenie, plany: — Studiuję filologię włoską na UW (II rok). Zawsze miałam
zamiłowanie do języków obcych. We Włoszech byłam jeszcze przed studiami i bardzo mi się
podobały — stąd wybór tej właśnie filologii. Kim będę w przyszłości, jeszcze nie wiem...
Czy sprawdziłaś swoje postępy w nauce włoskiego? — Niestety, nie miałam okazji, by
ponownie wyjechać do Włoch. Byłam natomiast w Kanadzie (u rodziny) i pomyślnie wypadł
praktyczny sprawdzian z angielskiego, którego też uczę się na studiach.
Gdy myślisz: mama... — Widzę częstą scenę z mojego dzieciństwa: mama wyjeżdża, a niania
albo ktoś inny tłumaczy mi, że to tylko na
73
dzień... Mijało zwykle ich więcej, czasem nawet miesiące... Dla mniej dziecka, nieobecność
mamy była bardzo przykra i nie znajdowałam nJ nią usprawiedliwień. Mama jest szybka,
energiczna — jak bohaterka! którą stworzyła w filmie Moralność pani Dulskiej. Świetnie
organizuje! sobie czas i uwielbia — mimo oporów — organizować go innym. Mniej także.
Stale powtarza: „Co masz zrobić jutro, zrób — dzisiaj..."
Tata... — W przeciwieństwie do mamy był na co dzień — to ważne. (Ostatnio sytuacja
zmieniła się — częściej była w domu mama, natomiast tata wyjechał na 5 lat do Syrii —
wygrał konkurs na budowę Centrum Igrzysk Śródziemnomorskich w Latakii). Jaki jest tato?
Bardziej spokojny i mniej napięty niż mama, chociaż też ma wiele pracy. Nas, dzieci,
usiłował zarazić pasją sportową. Już w wieku czterech czy pięciu lat wyjeżdżałam na narty.
Tata organizował dla nas coś w rodzaju obozów sportowych — nie tylko jeździliśmy na
nartach, ale biegaliśmy, wspinaliśmy się, gimnastykowaliśmy. Mama zresztą też chciała
zaszczepić we mnie sportowego ducha i zapisywała mnie na „damskie" dyscypliny, np.
gimnastykę artystyczną czy łyżwiarstwo figurowe. Po jakimś czasie, gdy zaczynałam lubić te
zajęcia, tata... wypisywał mnie, twierdząc, że ten rodzaj sportu mi się nie przyda. Wreszcie
zrealizował plan — gdy miałam 12 lat zaprowadził mnie na salę szermierczą. Zaczęłam
trenować w klubie „Marymont" i szło mi coraz lepiej. A gdy ten sport już naprawdę zaczął mi
się podobać... niestety, odniosłam kontuzję. Tata miał pecha — mój brat, który w szabli miał
na swym koncie wiele znaczących sukcesów (także międzynarodowych), też musiał
zrezygnować z kariery sportowej, ponieważ... uległ kontuzji.
Czy teraz uprawiasz sport? — Jeśli tylko mogę, wyjeżdżam w góry i jeżdżę na nartach.
Bardzo to lubię. Pływam, jeżdżę konno, od czasu do czasu gram w tenisa-
Jaka jesteś? — Nie jestem tak przebojowa jak mama. Zdarza mi się np. czerwienić w
zaskakujących i niepożądanych momentach. Chociażby dlatego nie mogłabym być aktorką.
Nie odziedziczyłam też zdolności po tacie. Brat usiłował uczyć mnie rysunku, ale wspólnie
stwierdziliśmy, że lepiej będzie dać spokój... W ogóle jestem inna —jabłko daleko padło od
jabłoni... Mam znacznie więcej wewnętrznego luzu niż rodzice (na tym tle dochodzi nawet
między nami do spięć). Staram się zbytnio niczym nie przejmować — to moja zasada, tak
podchodzę do życia. Chyba moja recepta na życie sprawdza się (a może mam fart?).
Świadczy o tym wiele faktów, m.in. egzaminy na wyższą uczelnię. Podeszłam do niech na
luzie, a wypadłam dobrze i zdałam, mimo, że egzaminy, zwłaszcza
74
z angielskiego, były bardzo trudne. Oczywiście jest zawsze moment, w którym się mobilizuję
(tak było po egzaminach pisemnych, gdy okazało się, że przeszłam do ustnych), ale
generalnie: do niczego nie podchodzę na siłę. Nie chciałabym osiągać niczego za cenę
stresów i napięć. Czy afiszowałaś się sławnymi rodzicami? — Nie. Jako dziecko marzyłam,
że moja mama uprawia jakiś inny zawód, z którym nie wiązałyby się jej ciągłe wyjazdy. W
moich marzeniach najczęściej była... fryzjerką. Nie chwaliłam się więc, że jest aktorką. Ale
oczywiście w tysiącach momentów byłam dumna z rodziców. Na koncertach mamy i np. w
Latakii, na otwarciu Igrzysk. Siedziałam wtedy obok taty i byłam chyba jeszcze bardziej
dumna niż on sam.
Co przeniosłabyś z domu rodziców do własnego domu? — Atmosferę. Wszystko dzieje się u
nas w dzikim pędzie, ale gdy się spotykamy (obiad był i jest o tej samej porze), wszystkim
udziela się dobry nastrój — jest miło i wesoło. Nie wiem, czy utrzymałabym i wytrzymała aż
z trójką dzieci, ale teoretycznie — jestem „za". To przyjemne mieć rodzeństwo (siostra jest
moją najlepszą przyjaciółką!). Rodzice wychowali mnie w duchu katolickim — to też bym
oczywiście przeniosła do swojego domu.
Czy cała rodzina wyjechała kiedyś razem na wakacje? — Tak, raz. W szóstkę pojechaliśmy
do Bułgarii.
W wolnym czasie lubisz... — Oglądać filmy... tańczyć (po swojemu, „swoim" stylem...)
Partner do tańca... — I nie tylko, czyli — mój chłopak: studiuje chemię na Politechnice
Warszawskiej. Jego trzy główne cechy: inteligencja, dobroć, uczynność.
Ulubiony reżyser: — Włoski — Antonioni.
Ulubiony aktor: — Jakżeby inaczej — włoski: Mastroianni.
Jak się ubierasz? — Swobodnie, wygodnie. Stała ozdoba — kolczyki.
Me lubisz ludzi... — Zarozumiałych, bufonów.
Cenisz ich szczególnie za... — Rzetelność, słowność. Mam na tym punkcie fioła.
Co lubisz najbardziej jeść? — Czekoladę... Spaghetti...
Umiesz gotować? — Nie, nie było potrzeby. Pierwszą poważniejszą próbę podjęłam w czasie
odwiedzin u taty w Syrii. Tata przeżył.
Co zrobiło na tobie największe wrażenie? — Właśnie Syria. Sympatyczni ludzie, mało
turystów a masa zabytków (wspaniała stara architektura Damaszku!), cudowne, ciepłe
morze...
Polacy... — Ustrój, który mieliśmy przez czterdzieści parę lat, wszyst-
75
kich właściwie zdemoralizował. Mało kto pracuje tak, jak powinien. śebyśmy się zmienili,
musi upłynąć dużo czasu.
Kiedy będziemy żyć w normalnym kraju? — W całkiem normalnym, porównywalnym z
Zachodem, będą żyć dopiero moje dzieci. A może wnuki?
Kto z nowej ekipy rządowej wzbudza twoją szczególną sympatię? — Małgorzata
Niezabitowska. Pamiętam, jak wielkie wrażenie wywarła na mnie, gdy pierwszy raz
zobaczyłam ją w telewizji. Akurat wróciłam po czteromiesięcznym pobycie w Kanadzie i
jeszcze niezupełnie oswoiłam się ze wszystkimi zmianami. Po Urbanie to był szok...
Wałęsa... — Wiele dla nas zrobił... Bardzo go cenię...
Mazowiecki... — Poczekajmy na efekty jego działalności...
Rakowski... — Oj, nie...
Czy należysz do NZS-u? — Nie jestem szalejącą bojowniczką. Na wszystko patrzę z
dystansu. Na luzie.
(styczeń'90)
GRZEGORZ DOBIESŁAW DAMIĘCKI
•
Imiona, nazwisko: — Grzegorz Dobiesław Damięcki Wiek: — 22 lata
Rodzice: — Barbara Borys-Damięcka, reżyser, Damian Damięcki aktor.
Rodzeństwo: — Jedynak.
Wykształcenie: — Jestem na III roku w Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie.
Od dziecka marzyłeś, żeby być aktorem... — Ależ skąd! Myślałem — nigdy! Napatrzyłem się
przecież na ojca, gdy zmęczony wracał z teatru... Widziałem, jakie stresy przeżywał... W tym
zawodzie nie można nigdy być w pełni zadowolonym z siebie i nigdy nie można też
zadowolić wszystkich widzów. Do aktorstwa mnie zresztą wcale nie ciągnęło — nie
występowałem na akademiach, nie brałem udziału w konkursach recytatorskich. Nawiasem
mówiąc, byłem chyba jednym z najgorszych uczniów — kiedy moi koledzy uczyli się, ja
czytałem nie te książki, które trzeba. Potem w głowie zawróciła mi... gitara. Grałem w punk
rockowym
77
zespole i... powtarzałem klasę. Ciekawe, że profesorowie mimo to lubili mnie, a i ja do dziś
odwiedzam także tych, którzy stawiali mi dwóje. Ojciec widział mnie w przyszłości jako
lekarza albo architekta (szlachetne zawody, mniej stresujące niż aktorstwo), matka — jako
operatora filmowego (sporo fotografowałem), albo plastyka (rysowałem i malowałem). Ja
zrobiłem tak, jak robię często — na przekór innym i sobie samemu: złożyłem papiery na ASP
i... do szkoły teatralnej. Gdy okazało się, że egzaminy wypadają w tym samym czasie i trzeba
wybrać — wybrałem szkołę teatralną. Było 360 kandydatów — 26 miejsc, a ja zdałem i na
pewno nie dlatego, że nazywam się Damięcki. W tej szkole nie ma mowy o protekcji, nie
działa żadne nazwisko, nie skutkują koligacje — wszyscy wiedzą, że delikwent musi później
dać sobie radę na scenie. Byłem dumny, ale co działo się w domu szkoda mówić... Matka nie
rozmawiała ze mną przez tydzień...
Czy jesteś zadowolony z wyboru szkoły? — Bardzo. Wreszcie zacząłem się uczyć, czym
zresztą zaskoczyłem swoich dawnych nauczycieli, zwłaszcza, że jestem w szkole niemal
klasztornej: 60 godzin tygodniowo i ponad 20 różnych przedmiotów! A ja uczę się i to z
przyjemnością. W dużym stopniu dzieje się to za sprawą wspaniałych profesorów. Nie bez
znaczenia jest też świadomość, że to, czego się uczę, wkrótce będzie mi potrzebne i przyda
się w praktyce.
Grzegorz Damięcki jest studentem... — Pierwszy raz w życiu dostaję stypendium naukowe.
To wielka przyjemność pojawiać się co miesiąc w sekretariacie: „Damięcki... Czy mogę
prosić o stypendium?".
Co mówią rodzice na temat twoich umiejętności aktorskich? — Nie wiem nawet, czy któreś z
nich widziało mnie na szkolnej scenie... Ja nie mówię nawet w domu do czego się
przygotowuję, nie zapraszam ich. Nie wykorzystuję też w najmniejszym stopniu tego, że mam
w domu aktora i to bardzo dobrego — nie pytam o nic, nie radzę się w sprawach
warsztatowych. Może to naiwne, ale ewentualne sukcesy (jeśli Bóg by na nie pozwolił),
chciałbym budować na swoich doświadczeniach. Tak więc rodzice nie mówią nic. Pewno
czekają, co wykluje się z tego jaja...
Marzysz o rolach... — Czarnych charakterów. Tym, którzy myśląc o moich warunkach
fizycznych, mówią: „Czarny charakter z niewinnymi, niebieskimi oczami to
niedorzeczność...", odpowiadam — a życie tak właśnie często nas oszukuje... Interesuje mnie
też komedia — niezwykle trudny gatunek, jeśli nie chce się popaść w przesadę, rozbawiać
tanimi dowcipami itp. Niedoścignionym ideałem jest dla mnie Kazimierz Rudzki, który umiał
śmieszyć z kamienną twarzą.
78
Gdy myślisz; ojciec... — Widzę... szable. Ojciec posiada imponujący zbiór białej broni — z
różnych krajów i epok. Zna się na tym, jest członkiem Towarzystwa Miłośników Dawnych
Militariów. Śmieszne, ale cały arsenał trzyma — z braku miejsca do ekspozycji — w...
tapczanie. Wraca z teatru, zakłada stare portki i... czyści swą ukochaną broń. Zazdroszczą mu
jej muzea i prywatni kolekcjonerzy. Ja zazdroszczę ojcu umiejętności wspaniałej organizacji
czasu — zdąża wszystko zrobić. Nawet znajduje czas na majsterkowanie. Szafy, półki — to
wszystko robi. Poza tym jest cudownym ojcem rodziny...
Czy chciałbyś wystąpić razem z ojcem na scenie? — W tej chwili to nie byłoby możliwe.
Ojciec jest jedyną osobą, przy której paraliżuje mnie trema. Ścina z nóg...
Mama... — Kojarzy mi się z ciepłymi skarpetkami i witaminami. Zawsze pyta, czy jestem
ciepło ubrany... czy coś jadłem... czy... Takie powinny być matki. Prowadzi ciekawe, radosne,
burzliwe życie — ma dar „wynajdywania" przygód życiowych, wyciskania z życia jak
najwięcej. I zaskakiwania. Jest ostatnią osobą, którą podejrzewałbym o chęć spędzenia
wakacji pod namiotem — widziałbym ją raczej w ekskluzywnym hotelu o wysokim
standardzie, a właśnie ostatnie wakacje spędziła w spartańskich warunkach. Odziedziczyłem
chyba po niej te dwie cechy. Dom Damięckich... — Zwariowany. Każdy zajęty, więc rzadko
się spotykamy. Ojca nie widzę czasami tydzień... Ale jak jesteśmy razem, jest naprawdę
miło...
Jesteś... — Bardzo wobec siebie wymagający. Zgadzam się z prof. Komorowską, że siebie
trzeba lubić, ale w praktyce jest inaczej — patrzę zbyt krytycznie. Wymagam od siebie więcej
niż to, na co naprawdę w tym momencie mnie stać. Ta cecha mobilizuje mnie do pracy, a
więc nie jest najgorsza. Stałe podnoszenie poprzeczki jest zresztą wpisane w mój przyszły
zawód — mniej wymaga się od świeżo upieczonego adepta niż od mistrza. Gorzej, że tak
wiele wymagam też od siebie — człowieka. Nieustannie wyrzucam sobie przede wszystkim
złą organizację czasu. Mam kłopoty z koncentracją, o wielu rzeczach zapominam, jestem
roztrzepany — za to też mam żal do siebie. Co mi się w sobie podoba? Nie chciałbym być
nieskromny — chyba młodzieńcza naiwność, której brak wielu osobom: wierzę w ludzi, w to,
że więcej jest uczciwych niż nieuczciwych. Jestem przekonany, że człowiek naprawdę zdolny
przebije się przez układy — uczciwi też się popierają... Wiele osób wzrusza ramionami:
„Pożyjesz, zobaczysz..."
Być synem sławnych ludzi... — To ból głowy, że na przykład przyjdzie
79
mi pracować razem z matką, a złośliwi powiedzą: „No tak... Najmłodszy Damięcki:
słabiutki... Ale wiadomo...". Zdaję sobie też sprawę, że' istotnie nazwisko może mi ułatwić
sceniczne początki (widz zechce zobaczyć latorośl), ale z kolei ono może też wpływać na
zawyżenie kryterium ocen, zwłaszcza wystawianych przez profesjonalistów. Kogoś, kto
pochodzi ze środowiska aktorskiego, trudno tak samo oceniać jak samorodki — talenty, które
rodzą się na kamieniu... — powiedzą.
Lubisz? — Wyjeżdżać w Bieszczady. Samotnie. Nie chodzę po oznakowanych szlakach (to
naganne, nie polecam). Z tej racji mam masę przeróżnych przygód. Kiedyś np. rozbiłem
namiot na — jak się okazało — drodze dzikiej zwierzyny do wodopoju. Rano miałem
możliwość przestudiowania koło namiotu ślady przeróżnych drapieżników.
Ulubione zwierzęta? — Poza psami — jaszczurki i żmije. Cóż za wspaniałe skręty ciała przy
poruszaniu...
W wolnym czasie... — Nie lubię siedzieć sam w domu. Jestem towarzyski, mam duże grono
znajomych, z którymi się spotykam (teraz niestety rzadziej). Słuchamy muzyki, idziemy na
winko, rozmawiamy. Tematów nie brakuje — moi znajomi to ludzie, którzy w przyszłości
wykonywać będą inne zawody niż ja. Mają różne zainteresowania, pasje. Różnorodne
znajomości wspaniale mnie relaksują i wiele uczą. ważam, że aktor nie powinien zamykać się
we własnym środowisku.
Chętnie... — Gotuję (ojciec także). Ostatni sukces: zupa jarzynowa.
Lubisz słuchać... — Gdyjestem w pozycji horyzontalnej — Vivaldiego, Beethovena,
Wagnera, Mozarta. Amerykański jazz z lat 40-tych, przy którym można stepować — to także
to, co lubią tygrysy.
Filmy... — Lubię. Zwłaszcza takie jak Kabaret i Skrzypek na dachu.
Czy uprawiasz sport? — W szkole mam go aż nadto — od szermierki po stepowanie.
Twój gust literacki? — Pierwszą książką, która wywarła na mnie wrażenie był Kubuś
Puchatek (samodzielnie przeczytałem go w wieku 5 lat). Tearz połykam wszystko, co wyjdzie
spod pióra Tadeusza Konwickiego — to mój ulubiony pisarz. Polecam znajomym Ptaśka
Whortona (książka lepsza niż film) i powieść Tato, która niedawno się u nas ukazała.
Ci wspaniali aktorzy... — Bończak, Pszoniak, Benoit, Łomnicki, Peszek. Panie podobają mi
się tylko w poszczególnych rolach. Pewno się narażam...
Ty i dziewczyny... — Aktualny stan — wolny strzelec. Rozglądam się i coraz częściej myślę
o... małżeństwie. Ideał: wysoka blondynka.
80
Inteligentna, ale bez przesady — wyznaję pogląd, że mężczyzna powinien być
przewodnikiem stada. Nie wyobrażam sobie, żeby moją żoną mogła być aktorka — nie
chciałbym w domu rozmawiać o teatrze. Zważywszy na fakt, że większość czasu spędzam w
szkole, możliwości znalezienia takiej partnerki mam znikome. Wbrew pozorom, fakt, że
jestem studentem szkoły teatralnej też nie pomaga w nawiązywaniu znajomości. ;,Ci aktorzy,
to..." — myślą dziewczyny.
Boisz się... — Samotności. Czasami siebie i swoich pomysłów. Cieszą mnie, jak większość
ludzi w naszym kraju, zmiany, które w nim zaszły i zachodzą, ale niepokoi los aktorów —
teatry mają być zamykane, zespoły zmniejszane. Najciężej będzie właśnie mojemu pokoleniu,
które przyjmie pierwszy cios, a dopiero zaczęło się uczyć co to jest komercja, bezrobocie...
Chciałbyś... — śeby mniej było (przepraszam za słowo) chamstwa — strasznie go dużo. I
żeby moje studiowanie nie poszło na marne — obym nie został bez angażu.
Ostatnio ucieszył cię... — Pogrzeb PZPR-u — nareszcie umarł trup, który tyle lat — o dziwo
— ... trzymał się. Mam nadzieję, że umarł...
Gdyby trzeba było poszedłbyś za... — Wałęsą. Tylko za nim. To najbardziej wolny człowiek
spośród wszystkich, którzy deklarują swoją wolność. Mówi tylko to, co chce. Tylko prawdę.
Czego brakuje nam, Polakom? — śyczliwości wobec innych. I cierpliwości. Dlatego trudno
nam dochodzić do celu.
W przyszłość patrzysz... — Tak w ogóle jestem optymistą.
(luty'90)
— Jabłko od jalboni
DOMINIKA I PATRYCJA WOY- WOJCIECHOWSKIE
І
Imiona, nazwisko: — Dominika Ewa (14 lat) i Patrycja Anna Maria (16 lat) Woy-
Wojciechowskie.
Rodzice: — Jerzy, doktor nauk medycznych, specjalność — medycyna nuklearna,
kompozytor ponad 2 tys. piosenek, m.in. do magazynu 60 minut na godzinę i słynnych
Kormoranów, Alicja — z zawodu filolog, autorka tekstów piosenek dla dorosłych i dla dzieci,
m.in. Kołysanki dla ITI.
Szkoła, plany... — Patrycja: — Jestem w II klasie Prywatnego Liceum Nazaretanek przy ul.
Czerniakowskiej. I klasę skończyłam w Liceum im. Królowej Jadwigi, ale przeniosłam się ze
względu na bardzo ambitne zamierzenia — aż boję się powiedzieć: reżyseria... W „Królówce"
jest świetne towarzystwo, ale u Sióstr — wyższy poziom. Poza tym jest wspaniała, „domowa"
atmosfera... I przedmioty, których gdzie indziej nie j ma, np. kultura gestu. Znany choreograf,
pani Cholewianka, uczy nas elementów tańca (także dyskotekowego), ale też i tego, jak
poruszać
82
się z gracją, a nawet... siadać. To mi się przyda. Nauka szycia także.
Dominika: — W tym roku skończę szkołę podstawową i szkołę muzyczną I stopnia
(fortepian). Chętnie uczyłabym się dalej w średniej szkole muzycznej, ale .większe szanse
mają ci, którzy chodzili do szkoły muzycznej (takiej razem z podstawówką). Kocham
muzykę, taniec... Lubię aerobic, pływanie... Mam wiele zainteresowań, ale żadnej pasji... Nie
wiem, co będę robić w przyszłości. Najchętniej związałabym swój zawód z muzyką.
Jakie jesteście? — Obie: — Leniwe.
Dominika o Patrycji: — Ona ma wielki talent aktorski! Wszyscy to przyznają! W szkolnym
przedstawieniu teatralnym gra błogosławioną. Franciszkę — wspaniale. Bardzo lubię też
abstrakcyjne malarstwo Patki i fotografie, które robi. Ma wszystkie zdolności, które powinien
mieć reżyser. Jeszcze jedno: uważa, że jest najmądrzejsza na świecie. (Patrycja: — Tak,
przyznaję. Mam swoje zdanie. Staram się postawić na swoim i wcale się z tym nie kryję.)
Patrycja o Dominice: — W zeszłym roku Isia wyjechała na Florydę do rodziny mamy. Przez
10 miesięcy chodziła do siódmej klasy w amerykańskiej szkole. Pod koniec roku była
najlepsza w testach z języka... angielskiego. Aż trudno uwierzyć, że pojechała tam nie znając
języka! Jedyna z całej klasy dostała 115% (bezbłędnie wykonała zadanie dodatkowe).
Dominika: — To dzięki wspaniałej nauczycielce, która pomogła mi opanować język. 300 kg
żywej wagi, a nikt nie ośmieliłby się narysować jej karykatury... I nie dlatego, że tam, w
Ameryce, są same anioły — to nieprawda! Ona była po prostu wspaniała. Gdyby u nas byli
tacy nauczyciele! Uchodziłam też tam za geniusza z matematyki, a to dlatego, że umiałam
wiele rzeczy, których nikt tam ich nie uczy. Zresztą słusznie, bo i po co? My wkuwamy wiele
niepotrzebnych mądrości np. jak rozmnaża się pantofelek czy inny pierwotniak, a nie wiemy,
jakie drzewo szumi za oknem. Mama włączyła „problem pantofelka" do swojej piosenki...
Wasza mama... — Patrycja: — Idzie na wywiadówkę, a tam ktoś narzeka, że nie możemy się
uczyć, bo ciągle w rurach kuje hydraulik i potem jest to wszystko w... piosence mamy. Na
szczęście dla nas mama nie tylko pisze świetne teksty, ale wspaniale gotuje (i poświęca temu
sporo czasu). Gdy przychodzimy ze szkoły, często czekają na nas niezwykłe potrawy, np. z
kuchni chińskiej albo włoskiej. Na przyjęciach błyskawicznie znika u nas mamy dzieło,
sałatka: twarożek plus
83
czosnek, ogórki kiszone, orzechy włoskie i uwaga — rodzynki! Do tego jeszcze trochę sera
żółtego (wszystko pokrojone w kostkę) i sól, pieprz do smaku. Palce lizać! Dominika: —
Mama jest także wspaniałym doradcą we wszystkich sprawach (Patka mniej mamie mówi i na
tym traci). Mama radzi też tacie — oni wzajemnie się wspomagają!
Wasz tata... — Dominika: — Ma piękny charakter! To człowiek — serce! Wszystkich stara
się usprawiedliwić... Jaki jest cierpliwy... Gdy ktoś zatelefonuje z ważną dla niego sprawą, ale
błahą w porównaniu z tymi, które tatuś ma na głowie, nie okazuje zniecierpliwienia, słucha
uważnie, radzi, pociesza. Nawet w nocy (u nas jak w pogotowiu). A dl*a nas to jest taki
dobry, że aż to nie mieści się w głowie... Patrycja: — Wie, że ubóstwiamy czekoladę i nie
możemy poskromić własnego łakomstwa, więc dając nam ją, mówi: — „Trzeba jeść, bo w
czekoladzie jest magnez...". Ubóstwia lody — to „lodołamacz". Nie przejdzie koło budki z
lodami, żeby nie kupić ich sobie i — nam. Ma wspaniałe poczucie humoru! Nawet
najnudniejsze przyjęcie robi się dzięki niemu zabawne... I tak pięknie improwizuje na
fortepianie...
Dom państwa Woy-Wojciechowskich... — Patrycja: — Trochę wariacki, bo często rodziców
nie ma, a jak są, to ktoś do nich przychodzi. Za to zawsze jest wspaniała atmosfera... Piszemy
np. do siebie takie śmieszne karteczki, Isia wykaligrafowała: „Mamusi Alusi dobrego spanka
życzy Franka". Mama często tak pisze: „Dlaczego tak późno wróciłaś?", a tata: „Szef kuchni
poleca ziemniaki na niebieskiej misce. Na deser czekoladka w lodówce". Niestety, nie mogę
zacytować najciekawszych (one są zrozumiałe tylko dla nas). Dominika: — Jakie wspaniałe
są uroczystości w naszym domu... Tyle osób! Na imieninach taty chyba więcej niż 100:
wujcio Chudy (T. Ross), wujcio Gołas, Adrianna Biedrzyńska, Irena Santor i wiele, wiele
innych... Lubię też nasze „dziecięce" uroczystości. Nigdy nie mogło się na nich obejść bez
„Jedzie pociąg z daleka". Tata grał i „dojeżdżał" do ciągle innego kraju. Gdy do Japonii —
ruszaliśmy się i tańczyliśmy jak Japończycy, gdy do Krakowa — tańczyliśmy krakowiaka.
Chciałybyście... — Patrycja: — Być mniej leniwa i wchłaniać wiedzę jak gąbka. Dominika:
— Gdybym miała powiedzieć to wszystko, co chciałabym w sobie zmienić, nie starczyłoby
miejsca...
Co zmieniłabyś w Polsce: — Patrycja: — Namalowałam na swoim obrazie kolorowe kule,
które otacza szarość i czerń. To ludzie — wchłania ich i omotuje obrzydliwa szarość,
przygnębiająca codzienność. Tak jest... Gdy przed świętami przygotowałyśmy w szkole
happening i potem
84
przebrane za Mikołaja rozdawałyśmy na ulicy cukierki, ludzie byn w pierwszym momencie
zaszokowani... Nie jesteśmy przyzwyczajeni do radości... Do zabawy... Chciałabym, żeby
było inaczej. Dominika: — W Stanach starsze panie ubierają się nie na czarno, ale na
pastelowo. Chodzą na aerobic, są uśmiechnięte. U nas — czarne, smutne —jakby czekały na
najgorsze... I ludzie tacy niechętni wobec innych. Uśmiechnęłam się do jednej pani w
autobusie i wolę nie mówić co powiedziała... Ale wszystko zaczyna się zmieniać, np.
reklamy. Kiedyś była w telewizji tylko ta o prusakolepie. Teraz są już inne. Może będzie tak
jak na Zachodzie?
Czy wyjechałybyście na stałe zagranicę? — Dominika: — Nie. W Ameryce witało mnie co
dzień słońce i weseli ludzie, ale... tęskniłam. I chociaż jest u nas pod wieloma względami źle,
byłam dumna, bo wszyscy mówili o Polsce z takim szacunkiem... Wałęsa był w książce do
nabożeństwa jako przykład wspaniałego człowieka, papież — w książce do geografii
(wspaniały Polak)... Patrycja: — Pamiętam jak kiedyś mama zerwała różę i dała ją Wałęsie.
Byłam dzieckiem i to znaczyło dla mnie — to człowiek godny szacunku. „Solidarność" — to
to, co dobre. Dlaczego — to zrozumiałam znacznie później. I podobnie było z Ojczyzną.
Rodzice wpoili nam miłość do niej od małego. Ubóstwiam podróże, ale nie wyjechałabym z
Polski na stałe...
Marzenia... — Patrycja: — Uroczystość wręczenia Oscarów... Ja odbieram Oscara za swój
film, Mikołaj Korzyński (syn tego znanego Korzyńskiego) — za muzykę do mojego filmu.
On już ją napisał! (naprawdę). Dominika: — Wreszcie kupujemy tacie wspaniały prezent. Na
razie ograniczyłyśmy się do czarodziejskiego napoju i karteczek z zaklęciami w rodzaju:
„Isia. Patka to wariatka". Gdyby czary nie poskutkowały na wszelki wypadek dołączyłyśmy
telefon — fortepian, który zamiast tarczy ma klawisze. Ale lepsze byłoby różowe auto...
(listopad'89)
KAMIL JERZY KORCZ
Imiona, nazwisko: — Kamil Jerzy Korcz Wiek: — 18,5 roku
Rodzice: — Elżbieta Starostecka, aktorka i Włodzimierz Korcz, kompozytor.
Rodzeństwo: — Anna Maria 7 lat
Uzupełnienie: — Czasem wołają na mnie „Starostecki".
Wykształcenie: — Ukończyłem podstawową szkołę muzyczną (klasa fortepianu). Zdaniem
niektórych nieźle się nawet zapowiadałem. Nie wytrzymałem jednak codziennej, coraz
większej porcji ćwiczeń (nawet w wakacje). Teraz jestem w IV klasie LO im. Lelewela. Boję
się matury (gdyby nikt z profesorów tego nie przeczytał, powiedziałbym, że wszystkich
egzaminów).
Plany: — Matematyka na Politechnice Warszawskiej (to chyba też zadziwi panią profesor od
matematyki).
O szkole: — W moim LO jest wielu nauczycieli, do których młodzież ma zaufanie,
wybitnych w swoim fachu. Niestety, każdy z nich uważa,
86
że jego przedmiot jest najważniejszy! Od półrocza będziemy mieli zajęcia tylko z
przedmiotów maturalnych — szkoda, że wcześniej nie obcięli trochę przedmiotów...
Sam o sobie: — Leniwy... leniwy... Za to zawsze wesoły. Szczery. Lubiany. Zdaniem
niektórych — dziecinny. Czuły na wszelką krzywdę. Sentymentalny.
Zainteresowania: — Mam ich wiele, niestety, żadnej pasji.
W wolnym czasie... — Najczęściej zajmuje mnie komputer, pianino i ciemnia, czyli
fotografia. Na komputerze staram się programować, to świetna zabawa. Gdy tatuś nie słyszy,
podgrywam sobie często na jego syntezatorze Yamaha. Zainteresowanie fotografią
odziedziczyłem (wraz z ciemnią) po dziadku. Najbardziej zajmuje mnie reportaż, mniej
fotografia artystyczna (może dlatego, że jestem najprawdziwszym daltonistą). Brzdąkam też
sobie na pianinie. Na wszystko jednak brakuje mi czasu, bo jestem osobą bardzo
niezorganizowaną.
Muzyka... — Lubię ją jako tło w każdych okolicznościach i samą w sobie.
Twój gust muzyczny... — Nie lubię muzyki disco: łup, łup... Najchętniej słucham tzw.
muzyki progresywnej — „Marillion" i jemu podobnych: „Genesis", Stinga, „The Police",
„Pink Floyd", „Manhattan Transfer" (nie wszyscy wiedzą, że ten zespół świetnie wykonuje
standardy jazzowe, na ostatniej płycie śpiewają melodie brazylijskie — ale jak!). Bach i
Beethoven przejedli mi się w szkole muzycznej. Chętnie słucham natomiast nagrań
orkiestrowych pod dobrą dyrekcją np. Glenna Millera czy Bernsteina (ale gdy dyryguje nie
muzyką klasyczną a np. West Side Story).
Co sądzisz o teledyskach? — Jeśli takie jak Fragile Stinga — jestem za. Lubię też teledyski z
fantazją, jak np. The Flames of Paradise z Eltonem Johnem i Jennifer Rush. Nie cierpię
śpiewania „biustem" i innymi częściami ciała.
Czy lubisz filmy? — Tak. Najchętniej oglądam dobre kryminały, ale nie w typie Rambo,
Komando a w rodzaju Szklanej pułapki albo Podejrzanego (z Cher!).
Twoi rodzice... — Są stale w rozjazdach i niezmiennie się kochają. Opowieści kolegów o
rozwodach rodziców, złych układach w domu itp. były dla mnie zupełnym zaskoczeniem — u
nas panuje idylla.
Gdy myślisz: mama... — Jest delikatna i subtelna. I niezwykle młoda — to się nie zmienia...
Pamiętam zabawne zdarzenie ze szkoły: mama przyszła po mnie, a koledzy sądzili, że to
moja... starsza siostra.
87
Nie zazdroszczę jej kłopotów, które sprawiam (a to nie chciało mi się uczyć, a to byłem nie
bardzo grzeczny w stosunku do nauczycieli...).
Film lub sztuka, w której mama podobała ci się najbardziej? — Mama zawsze podoba mi się
najbardziej.
Gdy myślisz: tata... — Ma jeden nałóg: pracę. Bardzo nas kocha... Zawsze znajduje czas dla
rodziny. Ma inny niż ja charakter (nie jestem przecież pracusiem), inne zainteresowania, ale
jest dla mnie ideałem.
Czy sławny ojciec nie zrodził w tobie kompleksów? — Tak, był okres, w którym je miałem.
Chodziłem przecież do szkoły muzycznej, grałem na fortepianie, a on się na tym znał... Teraz
zmieniły się moje zainteresowania i nie muszę go doganiać, ale... Odczuwam coś w rodzaju
wewnętrznej presji: musisz być w czymś dobry.
Kto jest najlepszym wykonawcą piosenek twojego taty? — Bardzo podoba mi się Danuta
Błażejczyk, zwłaszcza gdy śpiewa: Taki cud i miód.
Korcz — Majewska... — To niezwykle zgrana para — kompozytor i wykonawczyni.
Dochodziły mnie nawet słuchy, że to moja mama. Dementuję!
Piosenka taty, którą lubisz najbardziej? — Musiałbym wymienić chyba ze 150 piosenek. Tata
pisze w pracowni, na dole, dźwięki docierają do mnie na górę (tam jest mój pokój) —
uczestniczę w cyklu tworzenia. Tym bardziej jestem ze wszystkimi kompozycjami taty
związany.
Sygnał muzyczny studia „Solidarność"... — Jestem dumny, że to dzieło taty! Pod względem
artystycznym bardziej jednak cenię piosenkę śeby Polska była Polską, która stała się jakby
drugim hymnem narodowym. Szkoda, że wiele osób łączy ją jedynie z nazwiskiem Pietrzaka,
który napisał do niej słowa, a zapomina, czy nawet nie wie, że melodię skomponował Korcz.
Czy interesuje cię polityka? — Do niedawna nie, teraz zaczynam się wciągać.
Prognoza na przyszłość... — Upragnione i tak długo oczekiwane zmiany dały nam szanse.
Pozostaje pytanie: kiedy? Kiedy się poprawi? Nie sądzę, żeby można było odpowiedzieć:
szybko. Za kilka... kilkanaście... kilkadziesiąt... Wszystko jest zrujnowane. Nie tylko
przemysł — także i ludzie wymagają odnowy.
Jacy jesteśmy? — Polacy są tacy, jak warunki, w których przyszło im żyć. W programie
Bliżej świata pokazano rezultaty pewnego eksperymentu. Polegał on na tym, że pan profesor
zamknął zwykłych, kulturalnych ludzi w pozorowanym więzieniu. Po 6 dniach trzeba było
przerwać eksperyment, ponieważ ci, którzy pełnili rolę strażników, zaczęli
88
być sadystami, a więźniowie — zamiast tworzyć zintegrowaną społeczność — stali się
zbiorowiskiem jednostek, które starały się urządzić kosztem innych.
Świat z oglądu makro... — Wszechświat powstał w wyniku eksplozji jakiej uległa „drobinka"
o niewyobrażalnej masie. Taki był początek naszego świata, ale nie wiemy, czy takich
początków nie było wiele. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej umacniam się w przekonaniu,
że nauka dawno już wyprzedziła wyobraźnię. (Polecam lekturę Dittfurtha!).
Twoje przyjaźnie... — Są zawsze interesowne; tak dobieram przyjaciół, żeby byli ode mnie w
czymś mądrzejsi i ż;bym mógł się czegoś od nich nauczyć (myślę o tobie Jachniczku, o tobie
Krzysiu i oczywiście o tobie, Marcinie).
Co zabrałbyś na bezludną wyspę? — To „coś" to byłaby Ewa — moja dziewczyna.
(listopad'89)
BOGDAN BOLESŁAW WAŁĘSA
Imiona, nazwisko: — Bogdan Bolesław Wałęsa
Wiek: — 19 lat
Rodzice: — Danuta Wałęsa, pracuje w domu, Lech Wałęsa, elektromechanik,
przewodniczący NSZZ „Solidarność".
Rodzeństwo: — Sławek (17), Przemek (16), Jarek (14), Magda (11), Ania (10), Marysia-
Wiktoria (7), Brygidka (4). Sławek i Przemek chodzą do Technikum Mechanicznego, Magda
do szkoły baletowej, Ania i Marysia do szkoły podstawowej.
Wykształcenie: — Studiuję na ekonomice transportu morskiego na Uniwersytecie Gdańskim
(I rok). Konkretnych planów na przyszłość jeszcze nie mam. Na pewno jednak nie chciałbym
siedzieć przy biurku. Marzy mi się posada, która będzie wymagać aktywności, działania.
Mógłbym na przykład być maklerem giełdowym. Po tych studiach to możliwe — m.in.
dlatego się na nie zdecydowałem (nie bez znaczenia był też fakt, że na tym kierunku nie ma
wiele nauki). Organizowanie transportu za granicą też byłoby interesujące.
90
W szkole średniej... — ...Byłem przeciętnym uczniem. Ogólnie — na trzy plus. W żadnym
przedmiocie się nie wyróżniałem, byłem niezbyt utalentowany. Na szczęście i niezbyt leniwy.
O sobie... — Spokojny — trudno wyprowadzić mnie z równowagi. Jeśli się denerwuję to
najczęściej na siebie. Zwłaszcza wtedy, gdy potknie mi się noga i przepadło — nie można
wejść na właściwy tor. Bardzo łatwo tracę wiarę w siebie — wystarczy drobiazg. Dlatego tak
ważne jest, żebym mógł się na kimś oprzeć.
Czy należysz do osób zamkniętych? — Otwieram się, gdy ktoś do mnie odpowiednio
podejdzie... Lubię ludzi otwartych, szczerych — im to się udaje.
Twoje główne cechy... — Niczym szczególnym się nie wyróżniam... Jestem właściwie
nieciekawy... Szary...
Kiedy zdałeś sobie sprawę, że nie jesteś synem tuzinkowego człowieka, ale wielkiego
Polaka? — Tak naprawdę uprzytomniłem to sobie dopiero w 1983 roku, gdy pojechałem z
mamą odebrać przyznaną tacie nagrodę Nobla. Uprzytomniłem sobie wtedy, że Wałęsa jest
kimś dla świata. Zobaczyłem jak reagują ważne osobistości, jak zachowywali się wszyscy,
gdy padły słowa: nagrodę Nobla przyznano... Byłem bardzo dumny...
Twój ojciec kojarzy ci się... — Z atmosferą w domu. Sztywną, twardą, żadnych wybryków. Z
rygorem. Na wszystko wydzielony czas, śniadanie, obiad, kolacja razem, nie wolno za późno
wracać do domu (21—22.00), za nieposłuszeństwo kara (zakaz oglądania telewizji,
wychodzenia z domu. Najważniejsza — nauka). Gdy byłem młodszy uważałem, że za mało
było w naszym domu pobłażania dzieciom, teraz odwrotnie — sądzę, że „wentylów" było i
tak za dużo. Wystarczało poprosić i... Mama i tata machali ręką... Dobry jest i rygor, i
pobłażliwość, ale trzeba starać się, żeby nie przesadzić w jednym i w drugim. Inaczej dzieci
albo rozpieszcza się, albo wpędza w kompleksy — wszystkiego w życiu się boją.
Cecha ojca, którą lubisz najbardziej? — Pewność. Niestety jej nie odziedziczyłem.
Czy słyszałeś o nim coś, co sprawiło ci przykrość? — Tak, że ma dużo pieniędzy, dom,
samochód, a Polacy biedują... To prawda, że finansowo powodzi się nam od pewnego czasu
dobrze, ale myślę, że jeśli ktoś na to zasługuje, nie powinno się tego żałować i zazdrościć (to
niestety cecha Polaków). Ojciec przyczynił się do budowy narodowego porozumienia — to
wielka zasługa i moim zdaniem ma prawo
91
do wynagrodzenia. Ono nie jest tak ogromne, jak niektórzy sądzą.
Gdybyś pisał scenariusz filmu o Wałęsie... — Chciałbym wydobyć •o, że jest inny w domu
niż na telewizyjnym ekranie — wesoły, lubi żartować i rozmawiać. Z nami, dziećmi, także.
Ale zawsze utrzymywał dystans — on — ojciec, my — dzieci. Granicy szacunku należnego
ojcu nie można było przekraczać... Teraz, gdy jestem starszy, traktuje mnie bardziej
partnersko. Pyta, co myślę o jego wystąpieniach, co na ten temat mówią inni itp. — to od
niedawna. Ale nigdy do końca nie ujawnia swoich poglądów — w domu także.
Największe osiągnięcie Wałęsy to... — Końcowy efekt, do którego doszliśmy w Polsce,
zmiany, które się dokonały i dokonują. One są efektem poszczególnych kroków — tego, co
zaczęło się w Stoczni, co wydarzyło się później. I one są najważniejsze.
Mama... — Wielki człowiek — superman. Rano wstaje, robi nam śniadanie i potem ciągle
pracuje... Stale — nasza rodzina jest przecież taka liczna... Pracuje nawet jak jest chora i
nigdy nikomu nie mówi: zrób to albo tamto. Trzeba ją wręcz zmuszać, żeby pozwoliła się
wyręczyć w czymkolwiek — uważa, że sama zrobi jakąś pracę dobrze i do końca, a z nami —
nie wiadomo. Bardzo dużo od siebie wymaga — pewno dlatego, że my nie dajemy z siebie
tyle, ile powinniśmy i właściwie nie ma z kogo, i z czego, wybierać. Najważniejsze, że
zawsze znajduje czas, żeby porozmawiać z ojcem, poradzić mu, żeby podtrzymać, bodaj
rozmową na jakiś temat. (Rodzice są bardzo dobrym małżeństwem, mogą wzajemnie na
siebie liczyć).
Najważniejsza cecha mamy... — Wiara w lepsze jutro, nadzieja. Nie widziałem jej nigdy
załamanej. Ona zawsze wierzy, że musi znaleźć się jakieś wyjście...
Co odziedziczyłeś po rodzicach? — Więcej po mamie: skromność, nieśmiałość. Ale mało —
ja jestem jak kamień, na którym nic się nie uwypukla — nie ma na nim charakterystycznych
rys. Jestem inny niż oni. Ojciec jest pewny w działaniu — ja nie. On — uparty, nieugięty, ja
— ulegam wpływom. Jestem niezbyt pewny siebie...
Najwspanialszy moment w domu Wałęsów... — Gdy wszyscy siadają do stołu — dużo nas i
dużo ciepła rodzinnego, które wtedy się czuje szczególnie.
Czy chciałbyś w przyszłości mieć dużą rodzinę? — Dzieci najwyżej dwójkę, maksimum —
trójkę. To wielka odpowiedzialność i straszna praca.
Wakacje... — Lubiłem, gdy wyjeżdżaliśmy wszyscy do domku nad
92
jeziorem. Materace kładło się na ziemi... Teraz dzieciaki korzystają z prywatnych zaproszeń i
wyjeżdżają za granicę.
Polityka w domu Wałęsów? — Ona nie była dla dzieci. Do 18 roku życia ojciec mówił:
nauka, nauka, nauka... Interesuję się nią, ale raczej powierzchownie. Taki zresztą w ogóle
jestem — nie lubię wnikać w nic głęboko — odwrotnie niż ojciec. Jeśli on czymś się
zainteresuje — to dogłębnie. Moja dziewczyna często się dziwi, że nie przeglądam jakichś
papierów ojca, że to mnie nie obchodzi tak bardzo. To pewno dziwiłoby wszystkie osoby z
zewnątrz. Dla nich interesujące jest wszystko, co łączy się z działalnością Wałęsy — osoby
społecznej, polityka. Dla mnie Wałęsa najważniejszy jest w roli ojca.
Wałęsa polityk... — Ma przywódcze cechy, a więc jest świetny w roli przywódcy, zwłaszcza,
że jeśli wyznaczy sobie cel, to dotąd do niego dąży, aż go osiągnie. Nieprawda, że nie
korzysta z podpowiedzi innych ludzi, z konsultacji. Korzysta, ale decyzje podejmuje sam —
po dokonaniu wnikliwej analizy. Wtedy wytycza kierunek działania.
Inni politycy, których cenisz... — Człowiekiem dobrym w tym fachu jest — moim zdaniem
— Michnik. Może to kogoś zaskoczy, ale podoba mi się też Gorbaczow. Uważam, że to
dobry strateg. Ciekawe, jak sobie poradzi dalej...
Być synem Wałęsy... — W szkole podstawowej i jeszcze w średniej byłem po prostu dla
wszystkich Bogdanem. Teraz, na studiach zauważyłem, że dla niektórych najważniejszy nie
jestem ja, tylko to, że jestem synem Wałęsy. śe to robi wrażenie... Ojciec, nazwisko,
pieniądze. I poczułem się nieswojo... Muszę przyznać, że był taki moment, kiedy uderzyło mi
to do głowy i trochę się zmieniłem, zacząłem zadzierać nosa — starzy znajomi dali mi to do
zrozumienia. Przestraszyłem się i próbuję odkręcać to, co się ze mną stało — staram się być
sobą. Gdy poznaję nowych ludzi, niechętnie się przedstawiam. Oczywiście nie dlatego,
żebym nie był dumny z ojca, czy wstydził się jego — ja „tuszuję" nazwisko. Nie chciałbym,
żeby ktoś akceptował mnie z innych powodów niż ja sam.
Pieniądze... — Traktuję je jako coś, co pozwala podnieść standard życia — jeśli coś można
mieć, dlaczego by nie? Zwłaszcza gdy to ułatwia życie. Ale to, że ktoś ma pieniądze czy
samochód, nic jeszcze nie mówi o człowieku. Nie uważam więc, żeby się można chwalić tym,
co się ma — po co? Jeśli zdarza mi się mówić, że mam to a to, to dlatego, że chcę podzielić
się informacją, że coś takiego istnieje, że zrobili to na świecie...
93
W wolnym czasie... — Spotykam się ze swoją dziewczyną, Agnieszką (studiuje psychologię).
Spacerujemy, robimy zakupy, chodzimy do kina, potańczyć.
Twoja dziewczyna... — Szczera, otwarta... Prowadzi mnie, pomaga — jestem przecież
średniaczkiem: potrzebny mi ktoś, kto pomoże wyznaczyć cel i dzięki komu lepiej i pełniej
siebie zrealizuję. Próbuję się odwzajemnić — gdy ma jakieś problemy pomagam je rozwiązać
w praktyce. Łączy nas prawdziwa przyjaźń...
Ideał urody: — Wysoka blondynka, która ma coś w sobie (czyli Agnieszka).
Lubisz filmy: — Science fiction. Ale oglądam i te, które lubi moja dziewczyna, czyli dramaty
i różne „love story".
Muzyka... — Dyskotekowa. Mój gust jest zmienny. Ostatnio — podoba mi się Madonna w
nowym przeboju.
Najchętniej... — Jeżdżę samochodem. Prawo jazdy mam od października, samochód
(Daihatsu) też. Na ogół jeżdżę 80—90, ale największą przyjemność sprawia mi szybsza jazda
— 140 km. Lubię prędkość.
Czy należysz do NZS-u? — Nie. Jakbym się czuł, gdyby kiedyś np. krytykowali mojego
ojca?
Czy byłeś za granicą? — Tak. We Francji i w Norwegii.
Co cię tam zaskoczyło? — Można powiedzieć przesyt towarów i... biedacy, a nawet żebracy.
Co stamtąd przeniósłbyś do nas? — Poza pełnymi półkami, chęć do pracy tak potrzebną
zwłaszcza teraz. My udajemy, że pracujemy, ba, chcemy za to pieniądze.
Czy będzie lepiej? — Tak. Ja w to wierzę. Wiara jest podstawą życia.
Trzy życzenia do złotej rybki... — Ja bym ją przepędził. Innym bardziej potrzebna złota
rybka.
(luty'90)
■
MAGDA MARIA WAŁĘSA
Imiona, nazwisko: — Magda Maria Wałęsa Wiek: — 11 lat
Rodzice: — Danuta Wałęsa, pracuje w domu, Lech Wałęsa, przewodniczący NSZZ
„Solidarność".
Rodzeństwo: — Bogdan (najstarszy), Sławek, Przemek, Jarek, ja, Ania, Brygida — dobrze
nie wiem, ile kto ma lat.
Szkoła: — Najpierw chodziłam do zwykłej szkoły podstawowej. Potem przyszła pani i
powiedziała, że szuka dzieci do szkoły sportowej. W tej szkole byłam od drugiej klasy do
czwartej. Zobaczyłam w telewizji, że przyjmują dzieci do szkoły baletowej i... zaczęłam
mamie wiercić dziurę: chciałam tam. I jestem — pierwszy rok w szkole baletowej w Alei
Legionów (to była ulica Dzierżyńskiego, ale zmienili). Zwykle mam 2 godziny ćwiczeń
baletowych, a czasem pięć. Ćwiczenia najpierw sprawiały mi kłopot, ale teraz jest coraz lepiej
— na szczęście mam „rozciągnięcie ciała" (to się tak nazywa). Pewno pomogła mi też szkoła
sportowa (Jarek też był w takiej, ale już nie jest).
95
Tam skakaliśmy, biegaliśmy... Mnie najlepiej wychodził skok przez konia.
Nie żal ci szkoły sportowej? — Dobrze jak się zmienia. Tam było fajnie i tu — też. Bardzo
lubiłam wyjeżdżać na obozy sportowe. Łapałyśmy do słoików żaby i je hodowałyśmy... Było
wesoło.
Jaka figura baletowa udaje ci się najlepiej? — Nie wiem. One mają francuskie nazwy...
Przedmiot ogólny, który lubisz najbardziej? — Język polski. Pani jest bardzo miła, a na
lekcjach zawsze dużo śmiechu. Najlepsza była lekcja setna. Przygotowaliśmy wtedy program
z wierszyków, dowcipów. Ja wystąpiłam w przestawieniu Baba ze wsi, baba z miasta. Byłam
— ze wsi. Zamiast szminką malowałam się burakiem i mówiłam: „To lepsze...".
Jaka jesteś? — Kłócę się tylko wtedy, jak ktoś mnie zdenerwuje. Raczej jestem wesoła.
Pomagam koleżankom. Tak je sobie wybieram, żeby nie były ponure i nie myślały tylko o
sobie.
Twój tata... — Jest uczciwy... Wesoły... Jak przyniosę piątkę — rozjaśnia się. Często pyta
mnie, czy nie muszę jeszcze poćwiczyć (chodzi o ćwiczenia baletowe). Najczęściej mogę mu
odpowiedzieć: „Już ćwiczyłam...". Jak się dziecko nie słucha, tata krzyczy — u nas dzieci
muszą słuchać rodziców. Jak nie, to są kary, na przykład nie można oglądać telewizji. Ja
byłam ostatnio grzeczna...
Twoje plusy? — Pomagam mamie, chodzę po zakupy, robię sałatkę (z zielonej sałaty, ze
śmietaną), nakrywam do stołu.
Twoje minusy? — Czasami nie chce mi się nic robić i zamiast pomagać mamie — brzdąkam
na pianinie. Bardzo to lubię — nauczyła mnie koleżanka, ale będę też miała taki przedmiot w
szkole. W przyszłym roku.
Czy dobrze być córką sławnego człowieka? — Nie ma w tym nic dobrego. Mówią różne
nieprawdziwe rzeczy... Na pewno nie śmieszne — przykre... Takie, że nie chcę powtórzyć.
Dlaczego Lech Wałęsa jest sławny? — Nie wiem, jakie ma zasługi. Jest przewodniczącym
„Solidarności".
Czy tata ma nieprzyjaciół? — Zdarzają się.
Znasz ich nazwiska? — Nie...
Co czujesz, gdy włączasz telewizor, a tam... tata? — To już normalne. Nic nadzwyczajnego.
Kiedy spotyka się cała rodzina? — W sobotę. Wtedy tata przekłada zajęcia — takie mniej
ważne. Stara się być jak najwięcej w domu...
96
Co w twoim domu jest najlepszego? — Dobroć.
Mama... — Ma dużo pracy. Jest dobra... Raczej spokojna... Kochana... To ona pilnuje
porządku i odrabiania lekcji (najczęściej). Każdy stara się mamie pomagać, ale nie mamy
stałych obowiązków. Często Przemek i Sławek wyrzucają śmieci... I robią też zakupy...
Podobało ci się bardzo... — Przedstawienie Dziadek do orzechów w Operze Bałtyckiej.
Uczennica z drugiej klasy szkoły baletowej tańczyła małą dziewczynkę, a potem dorosłą
osobę (dziewczynce śniło się, że jest dorosła). Występowała w pięknej białej sukni z tiulu...
Chciałabym bardzo też zatańczyć w tej roli. I żeby na widowni była cała moja rodzina.
W wolnym czasie najchętniej... — Brzdąkam sobie na pianinie. Słucham muzyki, czytam
książki.
Jaką muzykę lubisz? — Różną. Na lekcji pani gra na fortepianie muzykę klasyczną i coraz
chętniej słucham tej muzyki.
Ulubione książki... — Musi dużo się dziać...
W telewizji lubisz oglądać... — Pana Ciekawskiego.
Czy byłaś za granicą? — Tak. W Saint Rafael i w Monaco. Najpierw mieszkałam u państwa
Fiszów. Nie znałam francuskiego, więc dlatego nie było dobrze, ale potem byłam gdzie
indziej.
Jaka wydała ci się Polska po powrocie? — Szara. Najgorsze — puste sklepy.
A Polacy? — Dobrze.
Czy będzie kiedyś u nas lepiej? — Tak, ale może trochę gorzej jak we Francji...
Do kogo chciałabyś być podobna? — Do nikogo. Do siebie.
Czy masz przyjaciółkę? — Tak. Jeszcze ze szkoły sportowej. Cieszę się, bo teraz zdała do
baletowej...
Co myślisz o chłopcach? — Często podstawiają nogi...
Twoja ulubiona zabawka? — Lalka Przyszła w paczce z Francji...
Czy nazwałaś ją? — Nie.
Jaki prezent chciałabyś dostać? — Lalkę, której można robić makijaż.
(luty'90)
7 — Jabłko od jałboni
PIOTR BRONISŁAW KAWALEROWICZ
Imiona, nazwisko: — Piotr Bronisław Kawalerowicz Wiek: — 18 lat
Rodzice: — Jerzy Kawalerowicz, reżyser filmowy, Lucyna Winnicka, aktorka, dziennikarka.
Rodzeństwo: — Agata, lat dwadzieścia (i trochę), skończyła psychologię, ale jest tłumaczką.
Szkoła, plany: — IV klasa liceum ogólnokształcącego. Profil matematyczno-fizyczny
wybrałem za namową matki — ona twierdzi, że nauki ścisłe rozwijają myślenie logiczne.
Brak zdecydowania to jedna z moich cech, ale kłopoty z wyborem profilu mają i inni. Na tę
decyzję jest po prostu jeszcze za wcześnie. To samo dotyczy studiów — zwłaszcza, że trzeba
wybrać nie tylko kierunek, ale i specjalność. W moim przypadku kłopot był tym większy, że
nie mam wyraźnej pasji, natomiast — może to zabrzmi nieskromnie, ale albo szczerość albo
skromność — na ogół radzę sobie ze wszystkim, za co się biorę. Jestem przeciwnikiem
wąskiego ukierunkowywania — wybrałem więc
98
architekturę. To studia, które dają różnorodne możliwości po ich skończeniu, również
artystyczne, a przy tym — konkretny fach.
Czy masz zdolności plastyczne? — Dużą przyjemność sprawia mi rzeźbienie. Zaczęło się od
tego, że moja siostra interesowała się ceramiką, a ja podbierałem jej glinę na... groty dla
moich rybek. To było takie przyjemne — stwarzać im świat od początku. Po grotach przyszła
kolej na inne drobiazgi. Nie wiem, czy mają wartość artystyczną... Na pewno są wynikiem
określonego stanu emocjonalnego.
A zdolności matematyczne? — Nie mam. Mam natomiast bezczelną nadzieję, że nie będę z
ołówkiem w ręku liczył: tu taka belka, tu taka... Wyręczy mnie komputer. Obliczenia nie są
najważniejsze — w tym w coraz większym stopniu pomagać będzie technika. Najważniejsza
jest wizja. Komputer pomoże zresztą „poobracać ją", udoskonalić. Krótko mówiąc mam
nadzieję, że uda mi się wejść w życie, robiąc to, co daje radość i satysfakcję. Na razie ćwiczę
swoje szare komórki... Myślę...
Gdybyś nie wybrał architektury... — To może zająłbym się tym, czym teraz zajmuje się moja
matka — ekologią oraz wpływem sił psychicznych człowieka na jego życie. Interesują mnie
możliwości człowieka. Dlaczego niektórzy potrafią w ułamku sekundy dodawać, mnożyć,
potęgować bez żadnych przyrządów? Kilka lat temu widziałem, jak ktoś z zasłoniętymi
oczami bezbłędnie odpowiadał na pytanie, co znajduje się pod szkłem. Były tam
różnokolorowe figury geometryczne, które „widział" placami. Jest to tzw. wrażliwość dermo-
optyczna. Istnieją umiejętności, których dotąd nauka nie wytłumaczyła — te chciałbym
poznać, zrozumieć. Zaciekawiło mnie, że tylko niewielka część mózgu człowieka jest
wykorzystana. Dlaczego by nie uruchomić w sobie odrobinę więcej? Bardziej interesujące od
tego, co ludzie wiedzą, jest dla mnie to, co nieznane.
Twoja mama... — Ta rozmowa uprzytamnia mi, jak wielką rolę odgrywa w moim życiu... Jest
dla mnie wzorem myślenia. Ma zupełnie nieskrępowaną wyobraźnię. Nie widzi ograniczeń.
Najbardziej nierealny pomysł jest dla niej realny. I... urzeczywistnia go. Dzieje się coś
dziwnego — od momentu powstania pomysłu, los zaczyna ją jakby wspierać, pomagać jej.
Mówi: „Mam już dość tego wszystkiego, domu, zakupów, krzątaniny, muszę gdzieś
wyjechać" i... przychodzi zaproszenie na konferencję w Japonii. Tak było np. ostatnio.
Wszystko, co dzieje się w naszym życiu rodzinnym, to także właściwie realizacja pomysłów
mamy. Jej zawdzięczam m.in. wspaniałe podróże
99
po Europie. Nie mogłaby długo zajmować się czymś jednym (ja także). Dlatego rzuciła
aktorstwo. Nie zniechęca się mimo trudności. Gdy kilkanaście lat temu zaczęła pisać dla
prasy materiały o parapsychologii, wschodnich metodach leczenia itp. często odrzucano je, bo
wtedy wydawało się, że to o czym informowała, to szarlataneria. Nie zniechęciła się,
wytrwała. Dziś nikogo nie dziwi leczenie przez dotyk, a „Akademią życia", którą założyła,
interesuje się masa osób.
Co po niej odziedziczyłeś? — Ciotki mówią, że uśmiech... Trudno powiedzieć. Jeśli nie
można ustawić się na zewnątrz... Mama robi wszystko „z biegu" i ja też.
Ojciec... — Musi się zawsze przygotować. Reżyser wszystko ustawia — każda chwila w
życiu jest więc także ujęciem. Nie ma mowy, żeby robić coś „z biegu". Na planie reżyser jest
dyktatorem — to naturalne. Ojciec jest do tego, co podkreślają krytycy, perfekcjonistą
szczegółu. Nie trudno się domyśleć, że w życiu prywatnym wszystko musi być po jego myśli,
a nie zawsze ma dobry scenariusz... Zaczynam zauważać tę cechę w sobie. A jak stykają się
dwie osobowości różniące się tym, że jedna jest sławna, a druga — nie, to...
Być dzieckiem sławnych rodziców... — Sława nie przychodzi sama, wymaga wielkiej pracy.
A przepracowani są zmęczeni i mało radośni — to się udziela. Rzadko są w domu —
„Akademia życia" to dla mnie nieobecność mamy w każdy wtorek i czwartek. Od 17.00 do
22.00. Inny minus to goście, dawniej od rana do nocy. Dla dziecka to oznacza masę
niezrozumiałych rozmów. Ale z ciągłych kontaktów z przeróżnymi, znanymi osobami wynika
plus — swoboda bycia, którą zyskuje się bez wysiłku i najmniejszych starań. Gdy w dodatku
ma się matkę, która nadzwyczajnie wręcz umie dostosować się do osób, warunków, sytuacji...
Może to wynik jej aktorskich umiejętności?
Czy mógłbyś być aktorem? — Mam pewne zadatki. Lubiłem na przykład naśladować głos
Fronczewskiego i pana Waldorffa. To ciekawe wcielać się w postać innych, ale to dla mnie —
tylko zabawa.
Czego nie odziedziczyłeś po rodzicach? — Pracowitości. Nie mógłbym pracować tyle godzin.
A reżyserem? — Teoretycznie, chyba tak, ale to mnie nie pociąga.. To zbyt ciężki zawód i z
coraz mniejszymi perspektywami.
Ostatni film Kawalerowicza... — Są dwa rodzaje filmów godnych obejrzenia: te na których
nie muszę myśleć, a są interesujące, bo tyle się w nich dzieje (np. Miami Vice) i takie po
których nie sposób nie myśleć (np. Misja). Jeniec Europy należy do tych drugich.
100
Czasami zarzucają ci... — śe jestem negatywnie ustosunkowany jo cudzych opinii i
poglądów.
Nie lubisz... — Ujawniać własnych uczuć. Dostosowywać się. Kiedyś był w szkole kolega,
którego inni nie lubili. Polubiłem go. Gdy inni przekonali się do niego, już nie czułem
potrzeby kontaktów. Nie lubię naśladować, powtarzać...
Czy lubisz ludzi? — Zależy jakich. Aroganckich, niemiłych w kontaktach — nie. Ogólnie tak
— trudno bez nich żyć.
Lubisz... — Chodzić po górach. To niesamowite uczucie, gdy idzie - się, ogląda zmieniające
krajobrazy, wpada w stały rytm, poznaje własne możliwości... Lubię też żeglarstwo. Mam
patent sternika.
Czy masz poczucie humoru? — Często śmieję się, gdy inni się nie śmieją. I odwrotnie.
Polityka... — Nie pasjonuje mnie, ale wiem, że ma wpływ na moje życie, z tego więc
względu obserwuję, co się dzieje. Według mnie nie zapowiada się, żeby było dobrze.
Mazowiecki... — Kojarzy mi się z kimś, kto strasznie cierpi. Nie widzę w nim człowieka,
który z radością wprowadza nowy ład. Trudno się zresztą temu dziwić.
Wałęsa... — Nie mam własnej opinii. Przychylam się do zdania tych, którzy twierdzą, że
Wałęsa to „potrzeba czasu". Padło na niego, ale równie dobrze mógłby być ktoś inny.
Czy nie lubisz go? — Lubię, bo chce dobrze.
Chciałbyś... — Zabrzmi może pompatycznie, ale to prawda: chciałbym poprawić świat,
zwłaszcza stosunki między ludźmi.
Czy masz dziewczynę? — Mam. Nasz związek scharakteryzował-> bym tak: ona jest teatrem,
w którym ja jestem aktorem, a chciałbym być... reżyserem.
(styczeń'90)
GABRIELA KULKA I AGATA KULKA
Imiona: — Gabriela Konstancja (10 lat) i Agata Magdalena (12 lat) Rodzice: — Konstanty
Andrzej Kulka, skrzypek wirtuoz, Julita Kulka, skrzypaczka Filharmonii Narodowej.
Szkoła: — Agata: — Chodzimy do Szkoły Muzycznej na Miodowej. Ja do klasy szóstej,
Gabrysia — do piątej (do szkoły poszła rok wcześniej). Obie gramy na skrzypcach i
zaczęłyśmy już grać duety, bo nasz poziom prawie się wyrównał.
Czy jesteście tak utalentowane jak tata? — Gabriela: — Chciałybyśmy... Agata: — Tatuś
chyba cierpi słysząc nasze „produkcje"... Czasem, gdy gram, a tatuś jest w sąsiednim pokoju
zajęty przy komputerze, nagle woła: „Wyżej... Niżej... Cis... Fis...".
Kto zajmuje się waszą edukacją muzyczną w domu? — Agata: — Mama. Ma więcej czasu i
cierpliwości. Ćwiczymy pod jej okiem. Mama nawet obawia się, czy wkrótce nie uznamy jej
za „kata". Tak nie będzie! My ją bardzo kochamy!
Ocena, którą wystawiłybyście sobie same za grę na skrzypcach: —
102
Gabriela: — Piątka z małym minusem. Agata: — Czwórka z plusem.
Utwór z którego wykonania byłyście zadowolone: __ Agata: __
l Fantazja Telemanna. Gabriela: — Koncert Riedinga. Jest melodyjny i bardzo mi się
podobał, a zawsze tak bywa, że to co mi się podoba, gram lepiej.
Co tata mówi o waszym graniu? — Gabriela: — Zbytnio nas nie rozpieszcza. Zawsze
znajdzie coś, co można udoskonalić, poprawić.
Pierwszy koncert na którym byłyście? — Gabriela: — To było w Łańcucie. Miałam dwa i pół
roku i zasnęłam na rękach mamy już po pierwszym akordzie. Mama bardzo się bała, żebym
się nagle nie obudziła i nie zaczęła płakać — koncert transmitowało Radio i TV. Na szczęście
spałam smacznie do końca. To oczywiście wiem z opowiadań. Pamiętam natomiast inny
koncert, gdy miałam już cztery lata. Tatuś grał Cztery pory roku. Bardzo to mi się podobało...
Na ogół wtedy koncerty jednak mi się dłużyły. Agata: — Mnie też... Ja trafiłam na trudny
koncert Pendereckiego w wieku niespełna trzech lat. Mama twierdzi, że nie drgnęłam jednak
przez cały czas. Koncert w Szwajcarii zapamiętałam nie tyle z powodu występowania w nim i
mamy, i taty, ale przede wszystkim dlatego, że na przyjęciu wydanym później przez mera
miasta, zostawiłam swoją ukochaną ciężarówkę...
śycie artysty to... — Gabriela: — Przenikające się pasmo przyjemności i nieprzyjemności.
Agata: — Wspaniałe podróże trzeba opłacić ciężką pracą...
Czy będziecie w przyszłości skrzypaczkami? — Gabriela: — Czasem myślę, że wolałabym
być aktorką... To takie pociągające, udawać kogoś innego niż się jest... Agata: — Lubię grać
na skrzypcach, ale może będę śpiewaczką? Po obowiązkowych lekcjach przygotowujących do
śpiewania w chórze pani zaproponowała mi przejście do tzw. małego chóru. Śpiewają w nim
uczniowie, którzy robią to lepiej niż pozostali.
Wasz tata... — Gabriela: — Kochany... Nie wiem, co byśmy bez niego zrobiły! Najbardziej
podoba mi się, że jest otwarty, niczego nie ukrywa i zawsze wiadomo, o co chodzi. Agata: —
Bardzo lubi się śmiać. Jest dobrym kucharzem (jego specjalność to jajecznica).
W wykonaniu K. Kulki najbardziej podoba wam się... — Gabriela: — Ja lubię Cztery pory
roku Vivaldiego i Kaprys Bacewiczówny. Agata: — I jeszcze Scherzo Tarantella
Wieniawskiego.
Co chciałybyście odziedziczyć po tacie? — Agata i Gabriela: —
103
M
Talent. Agata: — Na razie wiadomo, że odziedziczyłam po tacie łal komstwo — lubię jeść jak
i on.
A po mamie? — Gabriela: — Chciałabym odziedziczyć stanowczość! i dar przekonywania. I
wielkie szczęście. Agata: —: Ja chciałabym też wrażliwość.
Wasz dom... — Agata i Gabriela: — Jest pięknie urządzony i panuje u nas wspaniała
atmosfera. Minusem jest to, że mieszkamy w bloku. Przemarzają w nim ściany i w zimie jest
tak dziwnie — jedna ściana w łazience zimna, a druga ciepła. Źle się oddycha... Na szczęście
nie* długo przeniesiemy się do własnego domu.
Czy dobrze być dzieckiem sławnych rodziców? — Gabriela: — I tak, i nie. Źle, bo ciągle
tatusia nie ma (teraz oprócz wyjazdów doszła jeszJ cze budowa domu). Dobrze, bo mamy
różne atrakcje, których inne dzieci nie mają... Agata: — Trzy lata temu mama i tata wyjechali
na tournee razem — z tym, że tata wrócił po miesiącu, a mama aż po dwóch (mama
wyjechała jako filharmonik, tata jako solista). Opiekowała się nami ciocia Ula i babcia.
Czy prezenty wynagradzają rozstanie? — Gabriela: — Troszeczkę.
Jaki był najmilszą niespodzianką? — Agata: — Trudno wymienić — każdy jest miły. Cała
rodzina cieszyła się z syntezatora. Ma 100 dźwięków, które można zestawiać i dodawać
podkład rytmiczny.
Same o sobie: — Gabriela: — Jestem bardzo podobna do taty. To miłe, ale martwię się, że
wszyscy, którzy widzą mnie pierwszy raz|j mylą mnie z chłopakiem. Nie chciałabym być
lalunią, ale... Moja obrzydliwa cecha to lenistwo — muszę popracować nad swoim cha-!
rakterem. Myślę, że za bardzo przejmuję się drobnymi sprawami i zbyt łatwo wpadam w
rozpacz... Jestem bałaganiarą... Agata: — I ja... A do tego łakomczuchem. Walczę z tą cechą
(mam pewne rezultaty).
Czy lubicie muzykę młodzieżową? — Gabriela: — Lubię Michaela Jacksona i zespół „Papa
Dance". Podziwiam Tinę Turner. Agata: — Ja też ją lubię. Kiedyś podobała mi się Madonna,
ale uważam, że teraz już nie jest taka dobra.
Hobby: — Agata: — Ja chętnie rysuję. Udają mi się zwłaszcza konie. Gabriela: — Ja lubię
tańczyć i... pisać wiersze. Chętnie oglądamy filmy na wideo. Najchętniej Gwiezdne wojny.
Książka do polecenia: — Agata: — Trzej muszkieterowie Dumasa. Gabriela: — Łowcy
wilków Curwooda i półkryminalne, pełne humoru książki Chmielewskiej.
Byłyście za granicą? — Agata: — Tak. W RFN, w Szwajcarii.
104
piałyśmy jechać z rodzicami do Wenezueli, ale akurat wypadł stan wojenny i nic z tego nie
wyszło.
Jaka wydała się wam z odległości Polska i Polacy? — Gabriela: — Oni we wszystkim mają
pomoc, a my nie, więc ludzie wyładowują się na sobie. Chciałabym, żeby byli mniej złośliwi,
a bardziej życzliwi... śeby nie kłamali... Nie warczeli... Agata: — Widziałam tam wiele
wspaniałych rzeczy, technikę, jakiej u nas nie ma, ale bardzo mi ulżyło, gdy znowu
zobaczyłam nasz krajobraz...
Czy może być u nas tak jak w najbardziej rozwiniętych krajach? — Agata: — Jak się
postaramy...
Co sądzicie o chłopcach? — Gabriela: — Są złośliwi, ale trafiają się i tacy, którzy dają się
wytrzymać... Agata: — Niektórzy są nawet dobrymi kolegami...
Ideał urody męskiej: — Agata: — Harrison Ford z Gwiezdnych wojen. Gabriela: — Gregory
Peck.
Ulubiona zabawka: — Gabriela: — śeby innych nie urazić, wymienię tylko tę, z którą nie
rozstałam się nawet w szpitalu: granatowy miś. Agata: — Jedną trudno wymienić: pluszowy
delfin i ortalionowy słonik.
Stosunki wzajemne między Gabrysia i Agatą: — Gabriela: — Tak w ogóle bardzo się
kochamy, ale czasami z naszego pokoju dobiega łupu-cupu.
(listopad'89)
ŁUKASZ PIOTR PAWEŁ NOWICKI
Imiona, nazwisko: — Łukasz Piotr Paweł Nowicki Wiek: — 16,5 roku
Rodzice: — Barbara Sobota, była sprinterka (m.in. podwójna złota medalistka mistrzostw
Europy w Sztokholmie), Jan Nowicki, aktor.
Rodzeństwo: — Być może dużo rozsianego po świecie. Na razie wiem, że mam siostrę w
Monachium (jej matka wyszła za mąż za Niemca). Spotkaliśmy się niedawno w Budapeszcie.
Bardzo ją kocham... Jest starsza ode mnie. Ma na imię Sajanka.
Wykształcenie: — Uczeń II klasy V LO w Krakowie.
Ulubiony przedmiot: — Historia. Jedyny, którego chce mi się uczyć. Wspaniałe bitwy i
królowie — a na fizyce: prawo Ohma. Nie można lubić i tego, i tego. Interesuje mnie
zwłaszcza II wojna światowa, szczególnie Daleki Wschód. Rok temu potrafiłem bezbłędnie
wymienić wszystkie okręty, które uczestniczyły w bitwach. Trzymam zawsze stronę
słabszych. Byłem więc za Japończykami — książki o Pearl Harbor kupowałem wszystkie, o
porażkach mam tylko jedną. Wraca-
106
jąc do tematu: chciałbym, żeby w liceum uczeń mógł wybierać przedmioty, których chce się
uczyć. Ja jestem w tzw. klasie francuskiej (poszerzony program) — dzisiaj miałem chemię
kwantową, patrzyłem na zegarek i myślałem o jednym: kiedy to się skończy. Z matematyki,
fizyki i chemii mam oceny ledwo dostateczne — nie wstydzę się tego, to mnie nie interesuje.
Zresztą i mama, i ojciec, nie mają o to do mnie pretensji. Ojca zresztą tak naprawdę szkoła nie
obchodzi. Gdy przyjeżdża do Krakowa (mniej więcej pół roku jest za granicą), pyta
oczywiście: „Jak tam w szkole?". I ledwo słucha. „No dobrze..." — mówi i zmienia temat.
Ale gdy na półrocze miałem gorsze niż zwykle oceny, wściekł się — wojna domowa,
awantura. Po chwili — przeszło mu... Wiem, że wolałby to wszystko przemilczeć. To go nie
interesuje. Nie zna nawet przedmiotów. Niedawno, na wywiadówce, pytał się matki mojej
koleżanki, co to jest WT i PO.
Ojca widzisz przede wszystkim jako... — ...Podrywacza. Teraz, gdy zapuścił brodę, jest
jeszcze bardziej przystojny niż zwykle (koleżanki też to potwierdzają). Bardzo elegancki
mężczyzna... I widzę też go jako konesera sztuki. Uwielbia obrazy, zbiera je (także ikony) od
pewnego czasu. Ostatnio podarował mi grafikę. Powiedział: „Wartościowa, jeden z
najlepszych grafików w Polsce...". Nie sądzę — takiej by mi nie dał. Hania (siostra ojca),
Marta Meszaros — wspaniała kobieta z którą jest związany od 10 lat i u której spędza w
Budapeszcie rokrocznie mniej więcej pół roku i Łukasz (czyli ja) — ojciec twierdzi, że taka
jest kolejność osób, które kocha. Nieprawda — mnie kocha najbardziej. Trudno powiedzieć,
jaki jest. W jednej chwili rzuca mi się na szyję i mówi: „Bardzo cię kocham synku...", innym
razem przyjeżdża po pół roku, mówi: „Cześć Łukaszku..." i to wszystko — zajmuje się czymś
innym. Przy każdym spotkaniu mówi: „Nie pal... nie pal... Nie pij... nie pij...". I ...nalewa mi
drinka. Wspomina też o narkotykach. Czasem odgrywa poważnego ojca. To wtedy, gdy
spotyka kogoś, kto ma syna w moim wieku — wchodzi w taką właśnie rolę. Wtedy
problemem jest mój powrót o 22.00, innym razem i o 24.00 jest w porządku. On tak wiele
gra, że nie może się już przestawić — gra też w życiu.
Aktor Jan Nowicki... — Aktorzy to nienormalni ludzie, a ojciec jest jednym z
najnienormalniejszych — a przy tym wspaniałych, urzekających, wręcz niebywałych. Zagrał
w około 100 filmach — różne role w różnych gatunkach. Nie gra w takich kasowych filmach
jak Seksmisja, ale te, w których występuje przejdą na pewno do historii
107
filmu. Bardzo dużo występuje za granicą. Grałby jeszcze więcej, gdyby znał języki — dlatego
przy każdej okazji wtłacza mi do głowy, żebym uczył się angielskiego i francuskiego. Ojca
nauka języków nie interesuje. Marta Meszaros nauczyła się polskiego, ojciec w ogóle nie zn*
węgierskiego.
Najbardziej podobał ci się... — w Wielkim Szu (będzie druga część z jego udziałem i w jego
reżyserii). Wspaniały był w roli starca w Magnacie.
W rolach teatralnych podobał ci się... — Teatr to już dla młodzieży coś zbyt statycznego i
powolnego w porównaniu z filmem. Nie ma tricków, rewelacyjnej techniki... śeby zachwycić
potrzeba wyjątkowego aktorstwa i świetnej sztuki. W Platonowie ojciec grał świetnie, ale
całość nie porwała mnie, za to Kolacja na cztery ręce Schaeffera to coś niesamowitego.
Wspaniała gra (obok ojca Binczycki, Peszek), wspaniała sztuka, świetne pomysły. Fortepian
otwiera się i... co za kolorystyka: szparagi, małże... (Wszystko prawdziwe — to sztuka o
jedzeniu). Patrzyłem kątem oka na widzów: naprawdę ciekła im ślina! Na końcu —
niezwykłe owacje...
Inni aktorzy, których lubisz? — Robert de Niro. Najbardziej podobał mi się w Łowcy jeleni.
Jak on potrafi zagrać! Nie przepadam za takimi aktorami jak Stallone albo Schwarzenegger,
ale kasowe filmy też muszą być!
O sobie... — Albo zupełnie cichy, albo gadam za dużo — rzadko tyle, ile trzeba. Dużo się
śmieję. Mówią, że mam poczucie humoru. Zdaniem niektórych (dziewcząt) jestem uroczy.
Chwalą mnie za dobre podejście do nich, umiejętność rozmowy itp. Czasami lubię się
wywyższać, rozkazywać. Na szczęście mój przyjaciel Sebastian ma tę wadę także, więc
toleruje ją u mnie. Nie potrafię udawać — co myślę, to mówię, niestety nie jestem dyplomatą,
co (na przykład w szkole) przydałoby się dla mojego dobra. Nauczyciele uważają, że powinno
się do nich przemawiać na klęczkach, zwłaszcza, gdy robi to uczeń zły z przedmiotu, którego
uczą. A ja — nie: rozmawiam na luzie, czyli ich zdaniem niezbyt dobrze się do nich odnoszę
(na szczęście mam wspaniałą wychowawczynię...). Czasem odzywa się we mnie dusza
dziecka. Wtedy — ustawiam sobie żołnierzyki. Ja to także... kawiarnia SPAF-u — bez niej
nie wyobrażam sobie życia. Tam spotyka się zawsze nasza paczka — (moja dziewczyna
Kasia też do niej należy), ludzie z kilku liceów, wspaniali... Zaprzyjaźnieni jesteśmy z panią
kierowniczką... Jest cudownie!
108
Czy masz talent aktorski? — Ojciec twierdzi, że tak i bardzo chciał, żebym wreszcie
spróbował zagrać w filmie. Najmniej wierzę w tej sprawie jemu — może być nieobiektywny.
W każdym razie, zagrałem wreszcie w filmie Marty Meszaros (III część słynnych
Dzienników, gram młodego rewolucjonistę węgierskiego), chyba najgorzej to nie wypadło.
Udział w tym filmie był cudownym przeżyciem i teraz żałuję, że wcześniej odmówiłem
udziału we wcześniejszym filmie Marty (nowa wersja Czerwonego kapturka).
Co zaskoczyło cię na planie? — śe ojcu w ogóle nie potrzeba czasu na przeistoczenie się w
graną postać. Piliśmy drinka, ojca poprosili na plan, odchodził i... grał. Ja tak nie potrafię,
długo się przestawiam, potrzebuję wskazówek.
Czy będziesz aktorem? — Nie wiem. Wydaje mi się, że mógłbym jedynie zagrać w filmie co
jakiś czas. Ale ojciec mówi zawsze: „Ja wiem, że i tak będziesz aktorem...". Mama delikatnie
sugeruje AWF... Tak naprawdę w ogóle nie chce mi się studiować, ale wtedy pojawia się
widmo wojska. Na razie najbardziej interesuje mnie muzyka — każdy rodzaj poza poważną.
Od pół roku zbieram dyskografię Міке'а Oldfielda. Lubię też Jeana Michela Jarre'a i filmową
muzykę Ennio Morricone. Ciekawe, że odwracam się od tego, co modne. Nie słucham
lambady (i nie kupiłem sobie marmurkowych dżinsów, gdy były modne). Mam wiele kaset,
grałem na gitarze i podgrywałem na instrumentach klawiszowych (do niedawna miałem
komputer Commodo-re 64 C, który może być też syntezatorem), niektórzy mówią, że ładnie
śpiewam. To wszystko za mało, żeby zostać zawodowym muzykiem. Na razie zajmę się
zupełnie czym innym — razem z kolegą będziemy instalować alarmy samochodowe. Może
więc skończy się na samochodowym warsztacie? Jeszcze mam trochę czasu do
zastanowienia...
Mama... — Jest dla mnie wszystkim — wychowuje mnie, znosi mój trudny charakter (po
ojcu). Staram się hamować, ale czasami wrzasnę, a i ona też czasami powie coś takiego, że
głupio mi się robi, ale to normalne, gdy jest się razem dzień w dzień. Na ogół uśmiechnięta,
otwarta w stosunku do ludzi, chętnie im pomaga, uwielbiają ją znajomi... A wady: pochodzi z
Poznania, więc ciągle coś zbiera i odkłada — może się przyda (z samolotu zabiera sól w
pojemniczku). Trzy lata temu otworzyła kawiarenkę na Sławkowskiej — zawsze marzyła,
żeby spotykać się z ludźmi. Świetnie gotuje (wszystkie kobiety z którymi wiązał się ojciec
musiały dobrze gotować), a ponieważ wiele razy była we Włoszech, mam w domu dużo
kuchni włoskiej.
109
Perfect mówi po włosku (i raz w roku jedziemy do Poznania na Targi — pracuje w jednej z
firm). Dodam, że rekord mamy na 100 i 200 metrów jest dotąd nie pobity w okręgu
krakowskim, chociaż padł ponad 20 lat temu. To miłe, chociaż fatalnie świadczy o stanie
polskiej lekkoatletyki.
Co odziedziczyłeś po rodzicach? — Prawie wszystko po ojcu, np. nie mam zdolności
manualnych, ale ze mną jest lepiej w tym względzie jak z nim! Zresztą on nie próbuje nawet
nauczyć się obsługi wielu rzecze, np. magnetowidu czy automatycznej sekretarki. To go nie
interesuje. Dzwoni i ciągle pyta, co robić, żeby... włączyć magnetowid. Od mamy przejąłem
— otwartość do ludzi.
A zainteresowanie sportem? — Oboje mnie do uprawiania go zachęcali (Ojciec wspaniale gra
w tenisa, był mistrzem Teatru Starego). Trenowałem piłkę nożną w krakowskiej „Wiśle",
potem w szkolnym SKS-ie grałem w siatkówkę, potem przyszła kolej na tenisa stołowego (w
„Koronie") na tenis ziemny i teraz — na akido. To ładniejszy sport niż karate — dla
dżentelmenów. Walczy się delikatnie, siłę przeciwnika wykorzystuje się, żeby go... pokonać.
Są dziewczęta, do których można się uśmiechać! W każdej dyscyplinie mógłbym sporo
osiągnąć, ale jestem leniwy. Nie mogę wstawać o 7.00, jeść tego, co należy, systematycznie
trenować. Mam słomiany zapał, który szybko gaśnie. Pamiętam jak zaczęła się era tenisa
stołowego. Ojciec kupił mi zaraz rakietkę Butterfly, wspaniałe buty, spodenki... Teraz to leży
i kurzy się... Ale w tenisa ziemnego gram regularnie na Olszy. (Także prowadzę swoją
klasyfikację tenisistów — też dziecinada! Prowadzi... Connors!).
Być synem stawnych rodziców... — Ja nigdy się tym nie chwalę, bo wtedy wszyscy od razu
inaczej na mnie patrzą. To przysparza czasem wrogów — nieważne co powiem: ja się
chwalę... W szkole podstawowej, gdy rozmawiałem na lekcji, nauczycielka mówiła: „Ty
myślisz, Nowicki, że tobie wszystko wolno?! —" (a gadali prawie wszyscy). Plusy:
wspaniali- ludzie, których poznaję dzięki ojcu, mogę zobaczyć sporo świata, no i mam luz
finansowy. Ale ogólnie — plusów wynikających z tego, że jestem synem znanego aktora jest
o wiele mniej niż minusów.
Dom rodzinny... — Pewno w takiej sytuacji jak moja, większość osób odpowiedziałaby: los
mnie ciężko doświadczył... Oczywiście lepiej byłoby, gdybym miał zwyczajną rodzinę, ale
jest całkiem dobrze: kocham ojca, on kocha mnie, spotykamy się, pogadamy — w porządku.
Mama jest wspaniałą kobietą z luzem. Jeśli mi czegoś brakuje to
110
czasami mocnej męskiej ręki — za dużo sobie pozwalam w stosunku do mamy. Ale gdyby
teraz ojciec wszedł z walizkami... O, Boże!
Marta Meszaros... — Ojciec ją bardzo kocha. Synowie reagują zwykle na kobiety kochane
przez ojców alergią. Ja nie, zwłaszcza, że Marta jest wspaniała. To jedna z
najdelikatniejszych, najuczciwszych, najciekawszych kobiet — nie dlatego, że robi filmy
wybitne. Z nią można rozmawiać bez końca i temat nigdy się nie wyczerpuje. Nie jest piękna,
ale jest oszałamiająca. Mogłaby urzec Mistera Świata. Z jej klasą nie musiałaby zresztą nic
robić — to on strzelałby za nią oczami.
Chciałbyś móc... — Polecieć w Kosmos i stanąć na innej planecie. I zostać kierowcą formuły
pierwszej — to taki męski sport...
Czy masz prawo jazdy? — To mi wkrótce grozi. Grozi, bo obawiam się, że wtedy jeszcze
więcej czasu niż teraz będę musiał poświęcić na zaopatrywanie kawiarenki mamy. Na razie
przynoszę colę z Delikatesów i dobrze na tym zarabiam.
Nie mógłbyś... — włączyć z własnej woli kasety „Modern Talking" (dostałbym alergii). Upić
się. Palić papierosów, zwłaszcza polskich (jak mógłbym pocałować potem swoją
dziewczynę?).
Nie cierpisz... — Facetów, którzy mają szerokie spodnie, skarpetki frotte, seledynową
kurteczkę, koszulkę z napisem „Papa dance", włoski na żel i bucik z frędzelkami.
Lubisz się ubierać... — Elegancko. Pół elegancko. Marynarka, krawat, buty, ale dżinsy. Nie
chcę uchodzić za sztywnego faceta z krawatem, pachnącego na dwadzieścia metrów...
Samochody... — Razem z ojcem kupiliśmy w RFN-ie na jesieni pięknego grafitowego Saaba
Turbo. Zaraz potem... zniknął sprzed mieszkania w Budapeszcie. Teraz ojciec kupi okazyjnie
mercedesa. On się cieszy, to i ja się cieszę. Ale ja nie lubię wielkoludów. Wolę takie zgrabne
samochody jak Fiat Uno i Peugeot 205 (405 już za duży). Peugeot to moja ulubiona marka.
Za granicą... — Bywam często. I równie często wstydzę się, że jestem Polakiem. Męty
wszędzie — na Węgrzech handlują na dworcu, w sklepach kupują po 500 kremów Nivea... Ta
fala się rozchodzi, sięga już Austrii, dochodzi do Francji. Coraz mniej lubię Polaków.
Wstydzę się i... mówię po angielsku.
Czy wyjechałbyś na stałe? — Tylko, żeby zarobić. Potem wróciłbym. Nie do Polski — do
Krakowa.
Co sądzisz o zmianach, które zaszły w Polsce? — Wszędzie już
111
komunizm upadł, albo dogorywa, a u nas prezydentem jest osoba, która komunizm
podtrzymywała. Jestem przeciwko temu. Kiszczaka też bym zdymisjonował.
Kiedy się poprawi? — Gdy zmieni się mentalność ludzi, czyli za 20, 30 lat. Wielu ludzi nic za
komunizmu nie robiło, a miało pieniądze. To oni piszą na murach: „Komuno wróć".
Zjednoczenie Niemiec... — Przed 45 laty popełniony został błąd historii. Nie wyobrażam
sobie, jak mogłaby być podzielona w ten sposób Polska. Ale co robić teraz? To jednak
agresywna nacja... (Dowody od wieków).
Trzy życzenia do złotej rubryki: — Wystarczą dwa: żeby na zawsze zostawiła mi moją
wspaniałą, piękną, delikatną, subtelną dziewczynę i przyjaciół ze SPAF-u. śeby nic się
między nami nie zmieniło.
(luty'90)
EWA ALICJA MLECZKO
Imiona, nazwisko: — Ewa Alicja Mleczko
Wiek: 15 lat
Rodzice: — Elżbieta Mleczko, ekonomistka, Andrzej Mleczko,
artysta plastyk.
Rodzeństwo: — Jedynaczka
Uczennica: — Klasy ósmej. Tak ogólnie — na czwórkę. Najbardziej lubię biologię i
angielski. Najmniej — rosyjski.
O szkole: — Instytucja tak okropna jak więzienie — zaraz po nim. Zmieniłabym w niej
wszystko, ale przede wszystkim ludzi.
Plany: — Wielkie. Chciałabym być zoologiem, a jednocześnie świetnie nauczyć się
angielskiego. I być plastykiem. Geografia też mnie interesuje... Pierwsze miejsce przyznaję
jednak zoologii — dokładniej: weterynarii. Chciałabym pomagać zwierzętom. Ale... Nie —
robić zastrzyki i to jednemu zwierzakowi. Ja chciałabym podejmować akcje. Wielkie!
Przyczyniać się, na przykład, do ochrony ginących gatunków. Jednym słowem — druga
Bardotka!
8— Jabłko od jałboni
1 ' *
- - теш
Plany na ,,teraz": — Usłyszałam, że w schronisku dla psów na dzienną rację przeznacza się...
5 złotych! Nie sądzę, żeby one mogły wyżyć... Co wymyśliłam: w sklepach mięsnych zostaje
wiele odpadków (wiem, bo biorę je dla swoich psów). Masarze chętnie je oddają —
pozbywają się kłopotu. Chcę zabrać, zapakować do wora i dostarczyć do schroniska — na
przykład przy pomocy taty i jego samochodu. (Obawiam się tylko, czy to nie jest dziecinny
pomysł).
Jaka jesteś? — Często pytam o to moją przyjaciółkę. Mówi: dzika... nieoswojona... nieufna...
Dzika, bo parę razy się nacięłam, ale jednocześnie... otwarta do ludzi. Jestem tysiącem
zgrzytów. Więc nieufna, ale moje podejście do ludzi jest akceptujące. Radosne... Gdy kogoś
poznaję i on jest miły, ja — też. Zachowuję jednak dystans. Otwarta jestem wobec tych,
których już przetestowałam: są fajni, dogadujemy się. Jeśli kogoś zaakceptuję to mówię mu
wszystko i... dałabym się zaj niego zabić.
Czasem zachowujesz się... — Nienaturalnie, dziwnie. Do takiego zachowania prowokują
mnie pewne osoby — przy nich staję się spięta i w rezultacie nienaturalna.
Twój znak zodiaku: — Panna. One są grzeczne, mądre, uporządkowane — ja jestem
przeciwieństwem tego znaku. Nie potrafię utrzymać porządku nawet w swoim pokoju. Nie
jestem obowiązkowa — w ogóle nie mam dyscypliny we krwi — mam „olewactwo". Ono
dotyczy tego, co mnie nie interesuje (nie jestem mróweczką, która zrobi wszystko co należy i
kiedy należy).
Masz skłonności do... — Dzielenia włosa na czworo (po tatusiu).
Czy akceptujesz siebie samą? — Tak, lubię się. Nawet swoją nieufność.
Cecha, którą chciałabyś mieć? — Mądrość.
Twoje minusy? — Jestem niekonsekwentna i mam słomiany zapał. Często mogłabym i
chciałabym kogoś zagiąć, ale... nie chce mi się. Tym samym nic z ambicji (jestem ambitna).
Gdy myślisz: tata... — Nie mogę powiedzieć, bo stałby się zarozumiały. Ograniczę się do
dwóch obrazków, których jest bohaterem. Pierwszy: tata w kuchni, czyli w swoim żywiole...
Nie, nie... On nie gotuje — on je! (umie zrobić tylko najprostsze dania w rodzaju jajecznicy).
W trakcie jedzenia jest najwspanialszy! Na jego twarzy maluje się zadowolenie... Chleb
smaruje do połowy — nie może dłużej czekać — już je! Wszystko robi wtedy do połowy —
jajecznicy nie dosmaża... Je piętrowe kanapki: chleb, masło, wędlina, ogórek — aż
114
dziwne, że to się trzyma... Drugi obrazek: na nim siedzący, zadumany ojciec z papierosem,
przed telewizorem... To wszystko co mogę o tacie powiedzieć. Ma oczywiście parę
nienajlepszych cech, ale gdybym je wymieniła, pozbyłby się ich i zaczął... mnie
wychowywać! Tego nie chcę!
Córeczka tatusia? — Nie, tatuś córeczki!
Czy tata cię rozpieszcza? — Srogi bywa tylko przez chwilę.
Co po nim odziedziczyłaś? — Może to, że lubię rysować (ale rysowanie nie jest moim
trwałym zainteresowaniem — po prostu czasami strzela mi do głowy, żeby porysować).
Odziedziczyłam poczucie humoru.
Cecha, której nie chciałabyś odziedziczyć? — Tata jest bardzo krytyczny w stosunku do ludzi
i ich nie lubi. Gdy przechodzimy koło kościoła, często mówi coś w rodzaju: „Odklepią
pacierze i myślą, że wystarczy..." Uważa, że w ludziach jest dużo złego, że większość to
hołota i chamstwo. (W wywiadach nie przyznaje się do tego — wie, że to bardzo ostry sąd).
Jego spojrzenie na świat jest ponure — to urodzony pesymista. Ja odwrotnie. Nie mam tej
cechy — jestem optymistką. Absolutną.
Co myślisz o jego rysunkach? — Nie powiem (chcę trochę jeszcz pożyć na tym świecie...).
Rysunki, które podobają ci się najbardziej? — Nie te, z których słynie. Podobają mi się
widoczki, pejzaże. Bardzo — akty: są wspaniałe!
Seks na rysunkach A. Mleczki... — Tatuś twierdzi, że to najśmieszniejszy temat z którego
można „robić sobie jaja". Ubóstwia go, bo potrafi się nabijać!
Mama... — Nie mogę się z nią dogadać... Może z tego wyrosnę... j
Odziedziczyłaś po niej: — Nogi. Nie najgorsze.
Dom rodzinny... — Moi rodzice się rozwodzą — i bardzo dobrze!
Co przeniosłabyś w przyszłości do swojego domu? — Nic z tego, co mam teraz.
Dobre i złe strony bycia córką sławnego ojca: — „Córka Mleczki... Tego Mleczki..." To już
od dawna nie robi na mnie wrażenia. „Ten" Mleczko to po prostu ojciec. Ale przez „tego"
Mleczkę spotykały mnie często złośliwości nauczycieli. Pan od plastyki tępił mnie na
przykład z systematycznością. Dobra strona sławy — mogę wejść „od tyłu" na różne imprezy
kulturalne. Wiem, że nie muszę martwić się o bilety i dobre miejsce. Poznałam też wiele
wspaniałych, sławnych osób. Teraz ze względu na sytuację domową mało ludzi u nas bywa,
ale było inaczej. Z tych bywających u nas najbardziej lubię pana Zbyszka Wo-
115
deckiego — sympatyczny i ze wspaniałym poczuciem humoru (przyjaciel taty).
Rówieśnicy... — Trudno się mi z nimi dogadać — wolę starszych, rt
Pieniądze... — Dzięki tacie wiem, co to luz finansowy, ale to problem. Mój problem. Gdy
mam coś drogiego, to mnie krępuje. Jestem wtedy spięta i próbuję rozładować sytuację, która
wcale tego nie wył maga. W rezultacie, to ja ją właśnie komplikuję. Często pomniejszam fakt
posiadania czegoś, próbuję zmniejszyć wartość, jakiejś rzeczy a nawet czegoś, co chciałabym
mieć, nie kupuję. (To wtedy, gdy sądzę, że cieszyłoby mnie, gdybym mogła dzielić radość, że
ją mam, z drugą osobą).
Lubisz: — Tłum, gwar, „imprezy". Jak inni na mnie patrzą... (Ubieram się wtedy w mini).
Lubię też kiczowate obrazy — paskudne i... śliczne.
Uczysz się angielskiego, bo... — Kiedyś wyjadę z tatą, będę jego tłumaczką i... będę miała go
w ręku (on zna tylko rosyjski).
Chciałabyś: — Należeć do „Green Peace". Drzemie we mnie ekolog. Zawsze mnie rusza, gdy
w telewizji pokazują, jak gdzieś na morzu rozchodzi się olbrzymia plama ropy...
Filmy... — Jestem kinomanką! Co tydzień chodzę do kina. Poleciłabym film Rain man z
Dustinem Hoffmanem i Tomem Cruise. Ciekawe, że zaraz po obejrzeniu go nie byłam nim
zafascynowana. Upływał czas i... film zaczął działać, niezwykły nastrój powracał jak fala.
Wystarczyło, że ktoś wspomniał o tym filmie.
Chętnie słuchasz muzyki? — Tak. Ostatnio odkryłam uroki country. Lubię słuchać bluesa
(razem z tatą). Nienawidzę łupanej muzyki dyskotekowej. I metalu. Muzykę poważną
dobieram do swojego nastroju. Jeśli jestem w sentymentalnym, słucham Czajkowskiego. Jeśli
w bojowym — Beethovena. Dostałam niedawno kasetę z kompozycjami pana Kurylewicza,
innymi niż te najbardziej znane — to muzyka poważna. Bardzo mi się to podoba.
Ulubione zwierzęta: — Dolar i Sprocky. Dolar jest wbrew nazwie zwykłym kundlem (nie
planowanym), Sprocky to jamnik szorstkowłosy (planowany, nazwa z Fragglesów).
Strój panny Ewy: — Na co dzień najchętniej dżinsy i męskie koszule. Na „imprezy" — mini.
Chłopcy... — W wieku 15, 16 lat są mniej dojrzali niż my, dziewczęta. Wyróżniam tych z
poczuciem humoru, z luzem. Naturalnych.
116
Twoja przyjaciółka... — Ma wspaniałe poczucie humoru i rozsądek (ja rozsądku, niestety, nie
mam).
Co zabrałabyś na bezludną wyspę? — Grupę przyjaciół, moje zwierzęta i wieżę.
Chciałabyś o coś zapytać? — Czy inni odpowiadali dziecinnie. Boję się, że to będzie szkolne
wypracowanie.
(luty'90)
DANIEL DYZMA KOZAKIEWICZ
Imiona, nazwisko: — Daniel Dyzma Kozakiewicz Wiek: — 19 lat
Rodzice: — Weronika Kozakiewicz, plastyk, Mikołaj Kozakiewicz, socjolog.
Rodzeństwo: — Dominika (23 lata), studentka Wydziału Biologii UW.
Wykształcenie: — Po podstawówce było technikum elektroniczne — pomyłka! I dlatego, gdy
nie zdałem do II klasy, nie martwiłem się zbytnio i szybko przeszedłem do liceum Batorego.
Teraz zdałem do IV klasy.
Uzupełnienie: — Nauka nigdy nie sprawiała mi kłopotów, ale miałem je ze szkołą,
nauczycielami (oni twierdzą, że mieli je ze mną). Bierze się to stąd, że sens chodzenia do
szkoły to dla mnie przede wszystkim zdobywanie doświadczeń, poznawanie ludzi,
charakterów (np. nauczycieli). Wkuwanie niepotrzebnych informacji i systematyczne
odrabianie lekcji nie jest najważniejsze. Moje kłopoty byłyby mniejsze, gdyby nie film,
któremu poświęciłem wiele czasu (główna rola
118
w przygodowym serialu dla dzieci Siedem życzeń i sporo epizodów).
Przynależność organizacyjna: — Nie ciągnęło mnie do zrzeszania. Może dlatego, że nie
widziałem przykładów potwierdzających sens należenia do organizacji. Jestem
indywidualistą, nie lubię podpisywać się pod jedną naczelną zasadą. Nie lubię też tłumu. Tak
mnie jednak wkurzył projekt ustawy o przerywaniu ciąży, że chodziłem z innymi na
demonstracje.
Plany na przyszłość: — Jak się uda, reżyseria w szkole filmowej w Łodzi. Jeśli nie —
psychologia (też mnie interesuje). Aktorem być nie chcę — wolę być twórcą niż odtwórcą.
Jaki jesteś? — Jak przystało na Bliźniaka — zmienny. Rzadziej zmieniam poglądy, częściej
nastrój i humor. Nerwus, histeryk. Gdy mam zły nastrój, jestem wobec siebie zbyt krytyczny.
Czy inni cię akceptują? — Tak, lub nie. Nie mają do mnie letniego stosunku. Może dlatego,
że nie zostawiam niczego niedopowiedzianego, nie łagodzę sporów, żeby tylko z kimś nie
zadrzeć. Jeśli kogoś nie lubię, to daję mu do zrozumienia, że nie interesuje mnie. Czuję, że
jednak sporo osób mnie lubi. Chciałbym, żeby to było za moją spontaniczność i otwartość.
Dla mnie samego, a nie z powodu rodziny. Za to, że na nikogo nie pozuję i że jestem
tolerancyjny.
Jakie cechy odziedziczyłeś po rodzicach? — Po mamie, która jest duszą artystyczną,
„rozrywkowość", szaleńcze podejście do życia. Z pewnym dystansem, a zarazem histerią.
Ojciec uważa, że tego co ważne nie można traktować lekceważąco. Ja: to kwestia spojrzenia
— większość spraw, problemów, kłopotów można potraktować z ironią, na jaką zasługują.
Lekko. Wszystko to życie i trzeba je przeżyć jak najlepiej. Ale po ojcu staram się wszystko
robić w zgodzie z własnym sumieniem. W domu mimochodem nauczyłem się: wszystko
można robić gorzej lub lepiej, ale nie można niczego robić wbrew sobie. Optymistą jestem też
po ojcu (on zawsze wierzy, że osiągnie cel).
Gdy myślisz: ojciec... — Wspaniały człowiek... Bardzo go kocham. Zawsze starałem się być
w stosunku do niego w porządku. Zawodziłem go jednak, ale nigdy mi tego nie wypomniał.
Imponuje mi, że nie robił niczego dla osobistych korzyści, wygód, zaszczytów. Jego ambicją
było wykonywanie wszystkiego jak najlepiej. Walczył jedynie o sprawy, które uważał za
słuszne.
Gdy myślisz: dom, rodzina... — To najważniejsze. I miłość.
Metody wychowawcze twoich rodziców: — Oni nie wywierali na mnie nigdy presji, ale
starali się mnie przekonać. Gdy to się nie
119
■r «W
*
udawało, ojciec mówił: zrób, jak chcesz. Zobaczysz, że mieliśmy rację, przemyślisz...
Nabrałem wielkiego zaufania do nich. W domu mam zapewniony komfort psychiczny,
oparcie. Siostra była zawsze pierwszą uczennicą, ja nie traktowałem wyników w nauce jako
punktu honoru, zdarzały mi się dwójki, kłopoty. Nikt mi nigdy nie stawiał jej za
niedościgniony wzór. Mogłem zawsze powiedzieć o dwójkach, a rodzice dopingowali mnie
do pokonania trudności.
Wybory'89: — Zawiodłem się na naszym społeczeństwie. Ludzie dali sobie narzucić, jak
mają głosować. Głosowali na najsłynniejszych i najbardziej znanych, nie patrząc na to, czy
nadają się do Sejmu. Nie mam nic przeciwko aktorom i reżyserom, ale nie pamiętam żadnego
aktora z Sejmu poprzedniej kadencji. Lepsi są na scenie.
Za czym i za kim się opowiadasz? — Na pewno nie za organizacją, która zakłada, że jest
najlepsza i 100% jest za nią i nie za tymi, których zdaniem wszystko da się załatwić twardą
ręką. Jestem za mądrością i rozsądkiem.
Wałęsa to... — Szef ruchu robotniczego w latach wielkiego kryzysu, który walczył o sprawy
robotnicze i poprawę sytuacji gospodarczej. Wówczas mi imponował. W latach 80
powiedział, że żadna śrubka nie pójdzie na marne. Teraz, gdy ma władzę, pieniądze, nagrody,
nic już o pracy i solidności nie mówi. Zawiódł mnie, bo prawdą jest, że wielu działaczy
partyjnych jeździ państwowymi samochodami, buduje sobie wille itp., ale prawdą jest, że
robotnicy też okradają społeczeństwo. Widziałem to na praktykach robotniczych.
Jaruzelski to... — Człowiek, którego można podziwiać, że tyle lat wytrwał, niestety, zbyt
sztywny w swoich postanowieniach. Uważam, że powinien być bardziej liberalny. Można być
wiernym swojej ideologii, ale jednocześnie dostrzegać plusy w innej.
Czy polityka cię interesuje? — Z musu. Teraz interesują się nią wszyscy. Polityka jest dla
polityków.
Lubisz: — Spędzać popołudnia z kolegami (np. w „Źródełku", kawiarni przy szkole). Słuchać
muzyki i plotkować. Chodzić do „Akwarium", bo jazz też lubię (nigdy nie staram się
przypisać do jednego gatunku, słucham wszystkiego, co jest interesujące). Kiedy to wszystko
mi nie wystarcza siadam i rysuję. I tak nazbierało się sporo rysunków. Próbuję też pisać
opowiadania i notuję swoje myśli. Ostatnio chętnie robię biżuterię ze srebra.
Uwielbiasz: — Balangi. Szczegółów nie zdradzę, bądź co bądź jestem synem posła i jeszcze
uczniem.
120
O swojej dziewczynie: — Zbyt szybko odeszła, bym mógł coś powiedzieć. Może zawody
miłosne to moja specjalność. Mój tata stosuje w życiu zasadę złotego środka. Do miłości to
się nie nadaje.
Wakacje: — W Anglii, z kolegami z technikum. Będę pracował na farmie. Moi rodzice mogli
mi pewno ten wyjazd opłacić, ale nie chciałem.
Moja ambicja... — Chcę jak najwięcej zwiedzić, poznać ludzi. W tym też idę w ślady ojca,
który zobaczył kawał świata.
Pytanie, które sam sobie najchętniej byś zadał? — Kiedy następnym razem spotkam się z
kolegami. Powiedzmy przy piwie...
(czerwiec'89)
EWA BALAZS
Imię, nazwisko: — Ewa Balazs
Wiek: — 15 lat
Rodzice: — Jolanta (technik — rolnik, pracuje w gospodarstwie i w domu), Artur (minister
bez teki do spraw socjalnych i rozwoju cywilizacji wsi).
Rodzeństwo: — Anna (13 lat), Maria Magdalena (14 miesięcy).
Przodkowie: — Mój pradziadek był węgierskim huzarem. Przed I wojną światową znalazł się
w Galicji, pod Lwowem. Tam poznał Polkę (to moja prababcia) i zakochał się po uszy.
Wyjechali na Węgry, ale po I wojnie wrócili do Polski i w 1922 roku przyjęli obywatelstwo
polskie. W spadku zostało trochę węgierskiej krwi i węgierska pisownia nazwiska.
Szkoła: —- Prywatne Liceum Ogólnokształcące sióstr Niepokala-nek w Szymanowie, klasa I,
profil ogólny.
Dlaczego wybrałaś tę szkołę? — O szkołach prowadzonych przez siostry słyszałam dużo
dobrego, m.in. od mamy. Chciałam dostać się
122
do liceum na wysokim poziomie, bo muszę się podciągnąć. W wiejskiej szkole, do której
chodziłam, miałam piątki, ale wiem, że to nie były takie piątki, jak w dobrej szkole. Bałam się
egzaminów wstępnych, na szczęście zdałam. Sądzę, że to był drobiazg w porównaniu z tym,
co przede mną. Czeka mnie wielka praca. Czy dam radę?...
Pierwsze kroki w liceum? — Piękna, wielka figura Matki Boskiej zaraz za drzwiami... Biel...
Wielkie przestrzenie... Wysokość sal... To wszystko onieśmiela. Tym przyjemniejszym
zaskoczeniem były koleżanki — niezwykle przyjazne dziewczyny. Wszystkie! Siostry
okazały się nie tylko dobrymi profesorkami, ale życzliwie nastawionymi osobami, które chcą
nam pomóc. Są takie ludzkie!
Co w nowym środowisku sprawia ci kłopot? — Jestem tak daleko od rodziców... We
wrześniu nie byłam wcale w domu... To ciężkie doświadczenie, bo bardzo kocham i
rodziców, i swoje siostry. Zdarzało się, że z Anią kłóciłyśmy się (nawet biłyśmy!), ale tyle
miałyśmy sobie do powiedzenia... Brak mi też małej siostrzyczki. Byłyśmy ciągle razem,
chodziłam z nią do lasu... Oddalenie jest minusem, ale mówię sobie: plusy będą w
przyszłości. Wtedy będę mogła powiedzieć: coś wiem i umiem.
Czy atmosfera w liceum nie jest zbyt bogobojna? — Ranna msza nie jest obowiązkowa...
Modlimy się przed lekcjami, posiłkami i po lekcjach. To prawda, że modlitwa staje się z
czasem wewnętrzną potrzebą i same coraz chętniej się modlimy, ale to przecież dobrze. Ona
wchodzi w każdą z nas... Piękna figura Pani Jazłowieckiej (dzieło Oskara Sosnowskiego)
przyczynia się do tego. To wszystko nie oznacza, że tę szkołę opuszczają dziewczyny
oderwane od życia. Wszyscy mówią, że są zaradne, towarzyskie... Raz w tygodniu uczymy
się tańczyć. Bez chłopców, ale to nie przeszkadza. Dziewczynki tańczą wspaniale! Zresztą na
wszystko przychodzi czas... W tej chwili jestem w szkole za murem, ale wcale nie odczuwam
potrzeby wychodzenia na zewnątrz, chyba, że do sklepu, żeby coś kupić... Mamy kort
tenisowy, wspaniały park...
Sama o sobie... — Nerwus... Podobno konfliktowa. Kłótliwa. Lubię robić na przekór — siedzi
we mnie coś takiego... Sprawiałam rodzicom wiele kłopotu... Zewnętrznie jestem podobna do
mamy.
Cecha, której chętnie byś się pozbyła... — Nie chciałabym być kłótliwt. Trudno mi jest się
otworzyć od razu — staram się, ale nie potrafię!
Nie oddałabyś... — Mimo wszystko — uporu. Mam nadzieję, że
123
dzięki n
0 'emu do czegoś dojdę. Temperamentu tez me...
j • barnie... — Zrezygnowała ze studiów, bo poświęciła się mnie wo- J ^ostrze. śadna kobieta
nie byłaby tak dzielna jak ona w stanie wet • \. Gdy tata był internowany, prowadziła
gospodarstwo, a na-MamaS\e dokupiła ziemi. Inna kobieta załamałaby się na 40 ha... się oka
ąła radę' chociaz pomagały tylko dwie osoby (sąsiad i — jak
O t \\o — mój przyszły wujek). W żniw^— — Gdy myśl? ° nim widzC-- brodC- !
spracowane ręce. wy .ak 4 nie zsiadał z ciągnika... Teraz stara się przyjechać z Warsza-
przekon Wo może- Jest szczery> prawy. Nigdy nie wyparł się swoich ich za t in podobnie jak
jego koledzy, np. pan Ślisz, Rokicki. Cenię
Inter: ■
Nie baTtf°wanie" — Miałam siedem lat i byłam w pierwszej klasie.
działam *° zdawałam sobie wtedy sprawę z tego, co się działo, ale wie-
nia polit^oś najważniejsze: mój tata został internowany za przekona-
rządzili Усгпе. Za „Solidarność". Miałam wielki żal do tych, którzy
z koleż'a^e traktowali mego ojca jak zbrodniarza. Pamiętam, jak jedna
samochó*1^ powiedziała: „Twój tata siedzi w więzieniu, bo ukradł
w domu ci-" Przeżyłam to bardzo... Takie przykre były rewizje
myślałarr, ■ Wszystkie rzeczy do góry nogami... „Jak oni mogą..." —
Wierzch ^ Jeździłam z mamą na widzenia do Goleniowa, potem do
rzyłam ^wa i Strzebielnika. Nie miałam do taty nigdy pretensji. Wie-
sama '\vN wszystko robi słusznie. Z czasem o tym przekonałam się
śe co i idziałam, że niczego nie można kupić, że ludzie są głodni...
zawsze к ^nego jest, a co innego pokazuje telewizja. Rodzice kładli
Jak rSw$ na 'aw?' w'cc n'e m°g*am pochwalać kłamstwa... niespocb>z.y./^fl-c' mianowanie
ojca na ministra? — To spadło na mnie jak się z jewanie... Usłyszałam o tym w telewizji...
Nie wiedziałam, ojca. On chować. Siostry powiedziały koleżankom, że chodzi o mojego go
barcKe bardzo się cieszyły. Dla mnie ojciec to ojciec... Kocham tutaj «o... A mianowanie
nie zmieniło niczego w mojej sytuacji
cywilizac sądzisz, że stanowisko ministra do spraw socjalnych i rozwoju miasto lejnego wsi
jest potrzebne? — Na pewno. W wielu sprawach miasto wieś dzieli przepaść. Ktoś musi
czuwać, żeby wieś goniła
Dziect dziej do-)f" wiejskie... — Mają trudniejsze warunki, ale są za to bar-
rozumieja§wiaclczone niz mieJslcie' Ро1га^4 s°bie poradzić i więcej
*\.
124
Gdy myślisz: dom... — Widzę mój rodzinny dom w Tuskowie. Zdałam sobie niedawno
sprawę, że gdyby rodzice przeprowadzili się Jo Warszywy (czasem o tym się mówi), to
byłoby dla mnie straszne. Jestem tak przywiązana do tego skromnego, parterowego domu...
Dom to także rodzina. My wszyscy jesteśmy bardzo sobie bliscy. Rozumiemy się...
Prawdziwa, dobra rodzina. Wspólne obiady i święta z dziadkami... Chciałabym, żeby tak było
kiedyś w moim domu.
Metody wychowawcze twoich rodziców... — U nas było prosto, bez kłamstwa. Rodzice byli
surowi. Nie mogłyśmy robić tego, co chciałyśmy, a jak coś powiedzieli, to było święte. Za
nieposłuszeństwo musiała być kara. Mama uczyła mnie i siostrę wszystkiego. Mówiła: „Może
tego nie będziesz musiała robić, ale musisz to umieć...". Sprzątałyśmy, chodziłyśmy do
chlewni. Nauczyłam się gotować (siostra też już gotuje).
Jak oceniasz te metody? — Były dobre, chociaż wydawały się nam surowe. Dziecko musi
szanować i słuchać rodziców. Powinno wykonywać ich polecenia nawet wtedy, gdy z nimi się
nie zgadza. Przyzwyczaiłam się do pracy (tu, w Szymanowie, nawet mi jej brakuje), sporo
umiem zrobić. Nie pochwalam kłamstwa, bo tego mnie rodzice nauczyli. Tak być powinno.
Największe wrażenie... — Wywarło na mnie ostatnie przedstawienie Zapiski więzienne w
teatrze „Ochoty". Dotąd nie miałam możliwości chodzić do teatru. Teraz będzie chyba
inaczej.
Zainteresowania... — Był czas, że zaczytywałam się książkami o historii Pomorza. Ale to
przeszło... Lubiłam biegać dla przyjemności, słuchać muzyki. Teraz jestem w dziwnym
momencie życia.. Tyle się zmieniło, ja się zmieniłam...
Jakiej muzyki słuchasz najchętniej? — Różnej, zależnie od nastroju. Moi ulubieni
wykonawcy to Madonna, Michael Jackson, a z zespołów „Sztywny Pal Azji", „Chłopcy z
Placu Broni" i duet „Dobre, Stare Małżeństwo". Większość moich koleżanek ma wspaniały
słuch i głos. Z przyjemnością słucham jak śpiewają (ostatnio w drodze na Zlot w
Niepokalanowie z udziałem kardynała Glempa).
Ulubiony strój... — Do tej pory to były spodnie. Tu wolno je nosić tylko na wycieczkach i do
parku. Przyjmuję to bez buntu — trzeba, trudno...
Chciałabyś... — Dojść do czegoś. I żeby wszystko było w życiu proste. Takie same od
początku do końca. Bez owijania w bawełnę.
Trzy życzenia do złotej rybki... — Wolę dojść do wszystkiego sama.
(listopad'89)
dzięki niemu do czegoś dojdę. Temperamentu też nie...
O mamie... — Zrezygnowała ze studiów, bo poświęciła się mnie i mojej siostrze. śadna
kobieta nie byłaby tak dzielna jak ona w stanie wojennym. Gdy tata był internowany,
prowadziła gospodarstwo, a nawet jeszcze dokupiła ziemi. Inna kobieta załamałaby się na 40
ha... Mama dała radę, chociaż pomagały tylko dwie osoby (sąsiad i — jak się okazało — mój
przyszły wujek).
O tacie... — Gdy myślę o nim widzę... brodę. I spracowane ręce. W żniwa nie zsiadał z
ciągnika... Teraz stara się przyjechać z Warszawy, jak tylko może... Jest szczery, prawy.
Nigdy nie wyparł się swoich przekonań podobnie jak jego koledzy, np. pan Slisz, Rokicki.
Cenię ich za to...
Internowanie... — Miałam siedem lat i byłam w pierwszej klasie. Nie bardzo zdawałam sobie
wtedy sprawę z tego, co się działo, ale wiedziałam coś najważniejsze: mój tata został
internowany za przekonania polityczne. Za „Solidarność". Miałam wielki żal do tych, którzy
rządzili, że traktowali mego ojca jak zbrodniarza. Pamiętam, jak jedna z koleżanek
powiedziała: „Twój tata siedzi w więzieniu, bo ukradł samochód..." Przeżyłam to bardzo...
Takie przykre były rewizje w domu... Wszystkie rzeczy do góry nogami... „Jak oni mogą..."
— myślałam. Jeździłam z mamą na widzenia do Goleniowa, potem do Wierzchowa i
Strzebielnika. Nie miałam do taty nigdy pretensji. Wierzyłam, że wszystko robi słusznie. Z
czasem o tym przekonałam się sama. Widziałam, że niczego nie można kupić, że ludzie są
głodni... śe co innego jest, a co innego pokazuje telewizja. Rodzice kładli zawsze kawę na
ławę, więc nie mogłam pochwalać kłamstwa...
Jak przyjęłaś mianowanie ojca na ministra? — To spadło na mnie niespodziewanie...
Usłyszałam o tym w telewizji... Nie wiedziałam, jak się zachować. Siostry powiedziały
koleżankom, że chodzi o mojego ojca. One bardzo się cieszyły. Dla mnie ojciec to ojciec...
Kocham go bardzo... A mianowanie nie zmieniło niczego w mojej sytuacji tutaj...
Czy sądzisz, że stanowisko ministra do spraw socjalnych i rozwoju cywilizacyjnego wsi jest
potrzebne? — Na pewno. W wielu sprawach miasto i wieś dzieli przepaść. Ktoś musi czuwać,
żeby wieś goniła miasto.
Dzieci wiejskie... — Mają trudniejsze warunki, ale są za to bardziej doświadczone niż
miejskie, potrafią sobie poradzić i więcej rozumieją.
124
Gdy myślisz: dom... — Widzę mój rodzinny dom w Łuskowie. Zdałam sobie niedawno
sprawę, że gdyby rodzice przeprowadzili się Jo Warszywy (czasem o tym się mówi), to
byłoby dla mnie straszne. Jestem tak przywiązana do tego skromnego, parterowego domu...
Dom to także rodzina. My wszyscy jesteśmy bardzo sobie bliscy. Rozumiemy się...
Prawdziwa, dobra rodzina. Wspólne obiady i święta г dziadkami... Chciałabym, żeby tak było
kiedyś w moim domu.
Metody wychowawcze twoich rodziców... — U nas było prosto, bez kłamstwa. Rodzice byli
surowi. Nie mogłyśmy robić tego, co chciałyśmy, a jak coś powiedzieli, to było święte. Za
nieposłuszeństwo musiała być kara. Mama uczyła mnie i siostrę wszystkiego. Mówiła: „Może
tego nie będziesz musiała robić, ale musisz to umieć...". Sprzątałyśmy, chodziłyśmy do
chlewni. Nauczyłam się gotować (siostra też już gotuje).
Jak oceniasz te metody? — Były dobre, chociaż wydawały się nam surowe. Dziecko musi
szanować i słuchać rodziców. Powinno wykonywać ich polecenia nawet wtedy, gdy z nimi się
nie zgadza. Przyzwyczaiłam się do pracy (tu, w Szymanowie, nawet mi jej brakuje), sporo
umiem zrobić. Nie pochwalam kłamstwa, bo tego mnie rodzice nauczyli. Tak być powinno.
Największe wrażenie... — Wywarło na mnie ostatnie przedstawienie Zapiski więzienne w
teatrze „Ochoty". Dotąd nie miałam możliwości chodzić do teatru. Teraz będzie chyba
inaczej.
Zainteresowania... — Był czas, że zaczytywałam się książkami o historii Pomorza. Ale to
przeszło... Lubiłam biegać dla przyjemności, słuchać muzyki. Teraz jestem w dziwnym
momencie życia. Tyle się zmieniło, ja się zmieniłam...
Jakiej muzyki słuchasz najchętniej? — Różnej, zależnie od nastroju. Moi ulubieni
wykonawcy to Madonna, Michael Jackson, a z zespołów „Sztywny Pal Azji", „Chłopcy z
Placu Broni" i duet „Dobre, Stare Małżeństwo". Większość moich koleżanek ma wspaniały
słuch i głos. Z przyjemnością słucham jak śpiewają (ostatnio w drodze na Zlot w
Niepokalanowie z udziałem kardynała Glempa).
Ulubiony strój... — Do tej pory to były spodnie. Tu wolno je nosić tylko na wycieczkach i do
parku. Przyjmuję to bez buntu — trzeba, trudno...
Chciałabyś... — Dojść do czegoś. I żeby wszystko było w życiu proste. Takie same od
początku do końca. Bez owijania w bawełnę.
Trzy życzenia do złotej rybki... — Wolę dojść do wszystkiego sama.
(listopad'89)
i
ŁUKASZ MACIEJ GRECHUTA
Imiona, nazwisko: Wiek: — 17 lat
Łukasz Maciej Grechuta
Rodzice: — Danuta Grechuta, nie pracuje zawodowo (geograf), Marek Grechuta,
kompozytor, poeta, piosenkarz (sądzę, że komponowanie sprawia ojcu większą przyjemność,
stąd postawiłem je na pierwszym miejscu).
Szkoła, plany... — III klasa Liceum Plastycznego w Krakowie. Moim marzeniem jest zdać na
Wydział Wzornictwa Przemysłowego ASP.
Kiedy zainteresowałeś się plastyką? — Rysowałem od dzieciństwa, ale oczywiście nie
myślałem, że zwiążę się z tą dziedziną. W siódmej klasie zdałem sobie sprawę, że to
najlepszy dla mnie wybór. Zacząłem wtedy więcej rysować, chodzić na wystawy, interesować
się sztuką. Kierunek, który wybrałem w Liceum, to wystawiennictwo (jest jeszcze
konserwacja rzeźby). Lubię rysunek i lubię malarstwo, ale przedmioty sprawiające mi
największą przyjemność to rysunek zawodowy i liternictwo. Z nich staram się być najlepszy.
W przyszłości chciałbym zająć się designem (projektowanie). Imponują mi tacy projektanci
jak Giugiaro i Bertone. Ich projekty karoserii samochodów są wspaniałe!
126
Lubię współczesną stylistykę. Sam dla własnej przyjemności też projektuję. Myślę, że w
dziedzinie projektowania samochodów sporo się w Polsce zmieni. Zawsze szczyciliśmy się
rozwiązaniami wybiegającymi w przyszłość, tyle że projekty szły do muzeum i nigdy nie były
realizowane. Mamy bardzo zdolnych projektantów — rozwój wzornictwa przemysłowego,
także samochodowego, uniemożliwiał nie brak talentów, a dotychczasowy system władzy.
Ulubiony samochód? — To może wyda się dziwne: fiat Tipo. Ojciec kupił go za moją
namową. Nie spotkałem dotąd samochodu, który miałby tyle przestrzeni wewnątrz i takie
ciekawe rozwiązania stylistyczne. Prasa pisze co prawda, że pod względem stylistyki Tipo to
samochód kontrowersyjny, ale moim zdaniem on właśnie zapoczątkował nową jakość w
stylistyce samochodowej. Został zresztą wybrany samochodem 1989 roku. W tym roku jego
miejsce zajął Citroen XM, inny pod względem stylistycznym, ale zdaniem fachowców fiat
Tipo stanie się samochodem lat 90 i ich symbolem. Na wszystkich rynkach wspaniale się
sprzedaje i zdobywa dużo laurów.
Technika a sztuka... — Doceniam technikę — jestem nią zafascynowany. Podziwiam ludzi,
którzy potrafią opracować na przykład compact disc. Na ilu płaszczyznach muszą myśleć, ile
wymagań uwzględnić: warunki eksploatacji, wymiary, połączenia... Jaką wyobraźnię i
fantazję muszą mieć poza wiedzą techniczną! Niektórzy zarzucają mi nawet, że przesadzam i
technikę stawiam wyżej niż sztukę — nieprawda. Natomiast większość ludzi wywyższa
sztukę, a nie docenia techniki i bez szacunku odnosi się do tych, którzy ją tworzą. Z
zachwytem natomiast patrzy, gdy ktoś bez talentu i wyobraźni rzuca farbę na płótno... Nie
wiem, jak można promować taką sztukę! Ja technikę i sztukę stawiam na równi. Sam
ukierunkowuję się na design — coś, co łączy jedno i drugie.
Ojciec... — Odbieram go jak każde dziecko... To, że jest znany, jest dla mnie czymś
zwyczajnym, koncertowanie — także. Na co dzień jego tryb życia jest taki jak wszystkich.
Przed koncertami ojciec staje się bardziej wybuchowy i drażliwy — to efekt tremy.
Najbardziej spokojny jest na wakacjach. Gdy rozpoczyna się kolejna tura występów, znów
zaczyna być nerwowy. Realia komunistyczne są takie, że niełatwo zarobić pieniądze. To, że
ojciec czegoś się dorobił, jest wynikiem ciężkiej pracy. Wydał 10 longplayów, dużo
koncertuje. Nie wszyscy zdają sobie sprawę ze stresów i napięć, jakie temu towarzyszą —
niejednokrotnie ciężej jest wyjść na estradę i zaśpiewać przed publicz-
127
nością zgromadzoną, na przykład, w sopockim amfiteatrze niż pracować przy maszynie czy
przy biurku.
Marek Grechuta — artysta: — Teraz ukaże się nowa jego płyta, która bardzo mi się podoba.
Alternatywa dotychczasowego stylu, ale już inna muzyka, bogatsza instrumentalnie, nie taka
kameralna.
Co po ojcu odziedziczyłeś? — Niektórzy twierdzą, że jestem do niego podobny. Nie wiem...
W każdym razie nie zależy mi na tym. Odziedziczyłem skłonność do muzyki — muzyka
bardzo wiele dla mnie znaczy. Słuchać jej zacząłem dopiero w liceum — najpierw jazz,
potem inną muzykę, teraz moim ulubionym wykonawcą jest gitarzysta Pat Metheny. Cały
czas jestem pod wrażeniem jego muzyki... Cenię też „Weather Report", Urszulę Dudziak i
innych, ale Metheny zajmuje pierwsze miejsce. Muzykę odbieram trochę inaczej niż plastykę.
W plastyce pociąga mnie projektowanie, a więc coś konkretnego, rzeczowego. Dzięki muzyce
przenoszę się w świat subtelnych, duchowych wrażeń. Lubię słuchać nagrań najwyższej klasy
— tylko one zapewniają możliwość uzyskania wrażeń, o których mówiłem. To nie snobizm
— ogólna zasada jest taka: im lepszy sprzęt, tym więcej się słyszy. Są ludzie, którzy nie mają
słuchu i im jest oczywiście obojętne, czy dźwięk jest matowy, czy nie, czy słychać basy, czy
będzie „góra" itp. Dla mnie to ma ogromne znaczenie. Chcę usłyszeć także niuanse. Dlatego
interesuję się sprzętem Hi-Fi, oglądam katalogi, śledzę postęp w tej dziedzinie, staram się
mieć sprzęt najwyższej klasy.
Czy grasz na jakimś instrumencie? — Nie. I żałuję. Rodzice uprzedzali mnie, że tak właśnie
będzie. Chcieli nauczyć mnie gry na fortepianie, ale ja nie cierpiałem tych lekcji i chciałem
jednego: żeby dali mi święty spokój. Teraz wiem, że zaprzepaściłem wielką szansę —
ubolewam nad tym. Pożyczyłem od kolegi gitarę, zacząłem brzdąkać, ale nie bardzo miałem
na to czas i zrezygnowałem.
Czy śpiewasz? — To pytanie zadaje wiele osób, a mnie strasznie ono denerwuje. Nie ma
powodu dla którego miałbym śpiewać. Bo ojciec śpiewa?
Masz kompleks sławnego ojca? — Nie. Przyzwyczaiłem się już, że ci, którzy dowiadują się,
że jestem synem Marka Grechuty, pytają: „Naprawdę...? To twój ojciec...?" Widzę, że bardzo
są tym podekscytowani... Ja przyjmuję już to bez zdziwienia, ale i bez zainteresowania. Tak
samo jak inni chodzę do szkoły, mam jak inni swoje problemy, jak wszyscy uczę się... A
ojciec jest dla mnie po prostu ojcem.
Ty... — Nie przyglądam się specjalnie sobie — obserwuję ludzi
128
j z tej obserwacji próbuję wyciągnąć wnioski dla siebie. Staram się być obiektywny w
stosunku do innych. Trudno mi oczywiście samemu ocenić w jakim stopniu to mi się udaje —
chyba nie najgorzej. Wydaje mi się, że jestem tolerancyjny (w przeciwnym razie z
większością byłbym skłócony). Gdy ktoś mówi mi coś niemiłego, jestem skłonny to
tolerować. Nie toleruję tylko tych, którzy są do mnie z gruntu źle nastawieni — przestaję
utrzymywać z nimi kontakty. Jaki jestem: lubię się lenić i to odbija się na moich ocenach.
Moje „rozchełstanie" nie pozwala mi zrealizować do końca własnych planów. Podobno
jestem wesoły. W każdym razie, gdy staję się markotny, wszyscy się niepokoją i pytają, co się
stało. To zaczyna mnie już denerwować. Chciałbym wyjść z tej szufladki, w którą mnie
wstawiono, zwłaszcza, że słyszałem, że ta cecha jest przez niektórych odbierana jako
infantylizm.
Jakich ludzi nie lubisz? — Takich, którzy są w stanie zmienić wspaniały nastrój w ciągu
minuty. śartują, a już w następnej chwili są niemili, nieuprzejmi. Nie lubię ludzi
nieinteligentnych. Denerwują mnie ci, którzy uważają, że moje zainteresowanie techniką jest
równoznaczne z brakiem zainteresowania sztuką i wręcz tę możliwość wyklucza. A
generalnie: wyznaję pogląd, że aby poznać człowieka, trzeba bardzo dużo czasu, zwłaszcza,
że komunikacja słowna jest czymś bardzo niedoskonałym. Ktoś słusznie napisał, że tak
naprawdę nie można opowiedzieć i odczuć wrażeń po wysłuchaniu jakiegoś utworu
muzycznego. Zgadzam się z tym i idę dalej — w bardzo prostych sprawach też nie zawsze
możemy przekazać i w pełni odebrać myśli, odczucia, sądy.
Bananowa młodzież... — Ja w każdym razie chyba nie zwariowałem... Nie jestem
opryskliwy, nie wywyższam się — nie lubię tego. Zauważyłem jednak, że nie można zbytnio
otwierać się przed ludźmi, bo wtedy oni zaczynają się wywyższać. Dobry jest złoty środek.
Czy jesteś lubiany? — Trudno mi to stwierdzić obiektywnie. Wydaje mi się, że tak, choć
czasami powątpiewam...
Mama... — Ojciec często wyjeżdżał na koncerty, więc to ona głównie wychowywała mnie i
kształtowała mój światopogląd. Wiele jej zawdzięczam i darzę ją wielkim szacunkiem.
Nauczyła mnie obiektywizmu w stosunku do ludzi, bycia sobą. Poza tym jak każda matka
chce mi ofiarować jak najwięcej (ale oczywiście nie daje sobie wchodzić na głowę).
Dom rodzinny... — Miejsce do którego chce się wracać. Ja mam їакі dom.
W wolnym czasie... — Nie mam go za wiele. Pierwsze trzy po-
— Jabłko od jałboni
129
południa w każdym tygodniu zajmuje mi fotografia i język angielski. Kiedy się da, słucham
jeszcze muzyki.
Najchętniej fotografujesz... — Przyrodę. Wolę fotografować krajobraz niż ludzi. Fotografia
jest wspaniałym środkiem do pokazywania świata. Na razie pracuję głównie nad jakością
zdjęć — jestem na poziomie podstawowym, ale opanowałem już cały proces — od zdjęcia do
zrobienia odbitki.
Czy fascynuje cię wideo? — Był czas, gdy mnie fascynowało, ale emocje opadły po pół roku.
Teraz czasem włączam je, żeby obejrzeć angielski film w wersji oryginalnej (jestem na
poziomie średnioza-awansowanych). Wolę słuchać muzyki. Doceniam oczywiście wynalazek
wideo — wspaniała jest zwłaszcza możliwość kręcenia filmów praktycznie przez każdego, a
nie tylko profesjonalistów. Oczywiście pod warunkiem, że ma się kamerę wideo (ja nie
mam).
W co najchętniej się ubierasz? — Najbardziej lubię ubiory armii amerykańskiej. To najlepszy
krój odzieży, jaki znam. Poza tym arniia amerykańska to dla mnie coś w rodzaju kwintesencji
walki z komunizmem. Czuję się więc w tym stroju najlepiej. To nie wszystkim się podoba,
ale mnie to zupełnie nie interesuje.
Co zrobiło na tobie największe wrażenie? — Fascynujące jest to, co stało się niedawno —
komunizm stracił wreszcie kontrolę i coraz więcej państw zmierza ku demokracji. Z
przykrością stwierdzam, że nie jest jeszcze tak, jak być powinno, ale pierwsze kroki zostały
zrobione. Cieszę się, że żyję w tych czasach...
Program polityczny, który ci najbardziej odpowiada? — To program KPN-u, ale przyznaję, że
jest zbyt radykalny. Dlatego doceniam „Solidarność", której działacze nie dali się ponieść i
która tak zręcznie pokierowała społeczeństwem. Uniknęliśmy rozlewu krwi jak w Rumunii, a
jednak wygraliśmy wybory' Odnoszę jednak wrażenie, że „Solidarność" traci popularność,
ponieważ zbyt powolnie działa i reaguje. Mam nadzieję, że zdaje sobie z tego sprawę i
świadomie tak postępuje w imię jakiegoś celu.
Polityk, którego szanujesz najbardziej? — Cała dawniejsza opozycja. Cieszę się, że nareszcie
mamy w rządzie inteligentnych ludzi, chociaż — moim zdaniem — nie zawsze są takimi
politykami, jakimi być powinni. Jeśli miałbym kogoś jednak wyróżnić z polityków — Janusz
Korwin Mikke.
Czy byłeś na Zachodzie? — Tak. We Włoszech, w Austrii i w Grecji.
130
Przeniósłbyś do nas: — Radość! Tam ludzie umieją cieszyć się po prostu życiem. Oczywiście
nie mają takich jak my problemów...
Sport... — Pływam, jeżdżę na rowerze.
Dziewczyny... — Nie lubię mówić na ten temat.
Twoja dziewczyna... — Nie mam.
Trzy życzenia do złotej rybki: — Chyba tylko to, żebym dostał się na wzornictwo.
(luty'90)
BERNARD WALDEMAR MARSZAŁEK
Imiona, nazwisko: — Bernard Waldemar Marszałek
Wiek: 15 lat
Rodzice: — Krystyna technik elektronik, obecnie zajmuje się domem; Waldemar, stypendysta
sportowy (sport motorowodny). Wielokrotny mistrz Polski i mistrz świata. Z zawodu
mechanik silników spalinowych.
Rodzeństwo: — Bartek, lat 6. To mój niepożądany wspólnik we wszystkim — gdy np.
odrabiam lekcje, usiłuje pisać razem ze mną (w zeszycie).
Uczysz się w... — W tym roku kończę podstawówkę.
Za naukę wystawiłbyś sobie... — Dobrą czwórkę. W ubiegłym roku byłaby to trójka.
Niezupełnie z mojej winy. Jestem alergikiem, mam astmę oskrzelową. Od czwartej do szóstej
klasy byłem zwolniony z zajęć w szkole i uczyłem się w domu. To była taka nauka, że jak
wreszcie lekarz pozwolił mi pójść do szkoły, okazało się, że muszę nadrobić braki.
„Nadrabiałem" przez całą siódmą klasę. Udało się'
132
Twoje plany? — Zdać do liceum, potem na studia. Chcę dostać się do liceum, w którym
byłby przedmiot: informatyka. Coraz bardziej zajmują mnie komputery. Od niedawna jestem
właścicielem profesjonalnego komputera Amiga 500 (wymarzony prezent od taty).
Próbowałem już programować wcześniej na gorszym komputerze, teraz mam większe
możliwości.
O sobie: — Dynamiczny. Wesoły. śyczliwy dla innych. Nerwowy (głównie za sprawą
Bartka). Chyba lubiany.
Twój tata... — Najbardziej podziwiam go za hart ducha, wolę walki, wytrwałość. Po wypadku
na Mistrzostwach Świata w Berlinie Zachodnim, w 1982 roku, leżał w szpitalu przez 2
miesiące. Znajdował się w stanie śmierci klinicznej... Miał złamaną nogę, urwaną piętę,
obojczyk, pękniętą podstawę czaszki... Po prawie rocznej rehabilitacji... wystartował. I to na
tym samym akwenie. I wygrał. Ostatnie mistrzostwa we włoskim Auronzo były wielkim
sukcesem taty, ale dla mnie zawody w 1983 roku były jeszcze większym.
Gdy są zawody z udziałem taty... — Czekamy na sukces i... żeby dobrze się skończyło.
Czy człowiek ma prawo igrać z własnym życiem? — Tak. To jego sprawa. W sportach
motorowodnych każdy podejmuje świadome ryzyko. Przy olbrzymich szybkościach
wystarczy wjechać np. na butelkę... Łódka to konstrukcja żebrowa i tylko sklejka... Ostatni
wypadek taty: wyprzedzał Amerykanina, a jemu zatarł się silnik. Przy 180 km na godzinę nie
ma możliwości wyhamowania... Uderzył, przejechał pod łódką, na szczęście wyleciał z niej.
Jakiś zawodnik przejechał przez niego. Cały hełm był rozcięty. Gdyby dalej...
Chciałbyś pójść w ślady taty? — Tak. Na pewno spróbuję. Jestem jego „podręcznym". Mam
już obiecaną swoją łódkę, swój silnik.
Co na to mama? — Mama jest wyrozumiała... Dla nas wszystkich. Do taty mówiła: „Ja, albo
łódki...". Tata śmiał się i zostawał. On i łódki.
Twój pierwszy ślizg? — Oczywiście byłem pasażerem. Miałem trochę więcej niż sześć lat.
Hełm spadał mi na oczy i... nic nie widziałem. Ale za drugim razem — tak. To było
niezwykłe wrażenie. Szybkość około dwustu, czyli trzeba to liczyć jak 600 na lądzie. Fale,
jest się pół metra od wody, na zakręcie łódka wyskakuje i leci gejzer wody... Było pięknie i...
strasznie. Bałem się i... chciałem jeszcze.
Jak jest się synem sportowca... — To choćbyś nie chciał, nasiąkasz Wszystkim —
zainteresowaniem, wiedzą... Nawet Bartek już wie, jakie
133
są klasy łodzi. Ja też wiedziałem w jego wieku. Wiem sporo o łódkach, silnikach... Gdybym
znalazł rozkręcony silnik, na pewno go bym złożył... Jeżdżę z tatą na krajowe zawody,
przysłuchuję się rozmowom —. np. ostatnio słuchałem, jak tata rozmawiał z panem
Rainholdem Klotzem o budowie łódki projektu taty. Wiem, kto robi silnik, kto łódki.
Łódki, sport i... — Moim hobby jest także wędkarstwo. Taty również. Razem jeździmy na
Mazury. Łapiemy na błysk. To bardziej czynne zajęcie niż gapienie się na spławik.
Największa złapana ryba? — Ta, która... urwała się. To był kilkunastokilogramowy szczupak.
Urwał się, bo my dajemy rybie szansę — nie stosujemy metalowych przepon. Udało jej się.
Lubisz jeść ryby? — Nie za bardzo. Tak naprawdę łapiemy ryby dla sportu.
Czy dobrze być synem sławnego ojca? — To właściwie złe pytanie. Co by znaczyła dla mnie
sława taty albo mamy, gdyby w moim domu nie było dobrze? To najważniejsze. Nie dobry
telewizor, magnetowid... Sława jest przyjemna, ale czasem złoszczę się, że ciągle taty nie ma
w domu.
Twój dom... — Mieszkamy w bloku, ale nasz dom już się buduje. A w innym sensie niż
zewnętrzny: w moim domu jest miła atmosfera. To przede wszystkim zasługa mamy.
Czy byłeś na Zachodzie? — Tak. W RFN.
Co cię zaskoczyło? — Poziom ich życia jest nieporównywalny z naszym. Czysto, ładnie...
Wszystko prywatne.
Jak powinno być u nas? — Właśnie tak. Premier Mazowiecki i Wałęsa nie mogą przecież
rozwiązywać najdrobniejszej nawet sprawy. Każdy powinien odpowiadać za to, co robi —
każdemu powinno zależeć, żeby wypadało jak najlepiej. Tak będzie, jak wszystko będzie
prywatne.
Czy szkoły powinny być też prywatne? — Tak. Wtedy nauczycielom zależałoby, żeby
uczniów nauczyć, no i mieć z nimi kontakt. Teraz tak nie jest. Czy to możliwe, gdy w klasie
jest 40 uczniów?
Wierzysz, że w Polsce się poprawi? — Tak. Jestem optymistą. Premier Mazowiecki ma serce
jak brama, a Lech Wałęsa jest popierany i w kraju, i na całym świecie. Ma dar
przekonywania... śeby tylko ludzie „wyrobili się" z cenami... Ale może jak ustabilizuje się
kurs dolara, a przez to wzmocni złotówka...
Czy masz sympatię? — Obecnie nie.
134
Idealna dziewczyna... — Ładna, inteligentna, subtelna. I wyrozumiała.
Czy należysz do jakiejś organizacji? — Nie mam czasu. Uczę się angielskiego, niemieckiego
—języki to okno na świat.
Trzy życzenia do złotej rybki: — śebym zdał egzaminy i żebym „wyrósł" z choroby
(zdaniem lekarzy ma ona przejść w okresie dojrzewania). Trzecie życzenie podarowałbym
rodzinie.
(grudzień'89)
MATEUSZ GABRIEL JACKOWSKI
Imiona, nazwisko: — Mateusz Gabriel Jackowski Wiek: 17 lat
Rodzice: — Kora, Marek Jackowski — muzycy. Rodzeństwo: — Szymon, 14 lat
Wykształcenie, plany: — III klasa liceum ogólnokształcącego. Profil biologiczno-chemiczny
— wybór chybiony. Przeczytałem Stulecie chirurgów Thorwalda i tak mi się ta książka
spodobała, że postanowiłem zostać chirurgiem. Przeszło mi po pięciu minutach, ale profilu
nauki już nie zmieniłem. Wróciłem natomiast do starych zainteresowań — od dziecka
rysowałem. To jest to, co lubię naprawdę. Chcę zdawać na grafikę w krakowskiej ASP i z
akademią wiążę największe nadzieje. Szkoła nie jest moją najmocniejszą stroną — trzeba ją
przejść...
Co najchętniej rysujesz? — To, co przykuwa moją uwagę. Tematem pierwszej poważniejszej
pracy był świerszcz, ale fascynuje mnie sama technika — poświęciłem jej dużo czasu.
Rysowałem rapitografem, teraz dostałem pióro artystyczne i trochę dobrych stalówek.
Postaram się opanować więcej technik, będę rysował akty.
130
#
Mistrzowie, inspiracje: — Moim mistrzem jest Jan Burnat, adiunkt krakowskiej ASP, który
przygotowuje mnie do egzaminów wstępnych. Zawsze interesował mnie Diirer, stare
malarstwo. Ale lubię wszystko, co dobre — może być i Goya, i Picasso.
Rembrandt, Cezanne, Picasso —gdybyś musiał wybrać jeden obraz... — Wybrałbym
Rembrandta.
Sam o sobie: — Dla wielu osób ja to przede wszystkim syn Kory. Na szczęście mam sporo
znajomych dla których to nie najważniejsze.
Jaka cecha przysparza ci przyjaciół? — Trudno samemu mówić na ten temat. Może to, że
jestem przychylny ludziom, nie robię im złośliwości, każdego staram się zobaczyć w dobrym
świetle. To moje nastawienie zbija zresztą z pantałyku nawet ludzi nieprzyjaźnie do mnie
nastawionych.
Twój znak zodiaku? — Jestem typowym Lwem. Ambitny, leniwy (ale gdy mnie coś
zainteresuje, potrafię poświęcić temu wiele czasu), najlepiej czuję się w centrum
zainteresowania. Lwa ciężko zdenerwować, ale jeśli — bywa niebezpieczny...
Cecha, którą cenisz najbardziej u innych? — Lojalność.
Mama... — wspaniała przyjaciółka na którą mogę liczyć w każdej sytuacji. Kochamy się
bardzo... Ilekroć przyjeżdżam z Krakowa do Warszawy wydaje mi się coraz piękniejsza i
młodsza. W filmie Brasil matka bohatera poddawała się ciągłym operacjom plastycznym, aż
wreszcie nie mógł jej poznać. Czuję, że ja (chociaż mama młodnieje w sposób naturalny) też
kiedyś zapytam: „To ty?".
Mama w Warszawie, ty w Krakowie... — Dlatego ta idylla? Nie... Mieszkamy oddzielnie, ale
gdy przyjeżdżam, kontakty są intensywniejsze. Poza tym codziennie telefonuję... Jestem w
Krakowie, bo to miasto w którym dobrze się czuję. Mieszkaliśmy kiedyś tam wszyscy, gdy
rodzice byli razem, mam więc tam swoich przyjaciół, pozostali też przyjaciele rodziców.
Warszawy nie lubię — jest jeszcze brzydkim, rozstrzelonym architektonicznie miastem.
Łączy mnie z nią jedynie rodzina: mama, Szymon, Kamil Sipowicz.
Jesteś na tyle dojrzały, żeby mieszkać sam? — Czasem „dryfuję", ale zejścia z kursu są
wyłapywane i prostowane (niekiedy burzliwie).
Kariera Kory z punktu widzenia syna: — Kiedy „Maanam" był na topie, czyli w okresie
najintensywniejszej kariery mamy, byłem dzieckiem (9—13 lat). Wiele wtedy
podróżowaliśmy i mimo, że to był szaleńczy czas, wspominam go bardzo miło. Niektóre
piosenki lubiłem, np. Derwisza, nie byłem jednak w stanie docenić w pełni walorów
137
muzyki „Maanamu". Dopiero teraz, gdy słucham po latach nagrań tego zespołu, zdaję sobie
sprawę, że był najlepszy, bezkonkurencyjny Potem przyszła fala uspokojenia. Nie wzbudziła
we mnie żalu za tym
co minęło, ponieważ przyniosła zmiany, życie rodzinne __ wszystko
wygląda inaczej. Nie zmienia się tylko jedno: Kora jest świetna! Z przyjemnością słucham
starych przebojów i oglądam w TV nowe, inne Mama stale mnie zadziwia... W telewizyjnym
„Piątku" przeprowadziła świetne wywiady z przyjaciółmi, pisze wspaniałe teksty...
Czy masz ulubiony wiersz autorstwa Kory? — Tak. Wisi u mnie w kuchni w Krakowie.
„Czuję się jak róża, która nie zaznała dobroci słońca. Przez deszcz czy łzy rdzewieją
wszystkie moje koniuszki..."
Czy osobowość mamy cię nie przytłacza? — Skąd! Mama jest dla mnie wzorem. To naturalne
— wychowywała mnie przede wszystkim ona. W pewnym momencie ojciec zniknął z
naszego życia. W tej chwili jestem już tak ukształtowany, że przebywanie z nim niewiele by
wniosło
Ojciec.,, — Świetny gitarzysta i kompozytor. Stworzył rewelacyjna (przynajmniej dla mnie)
muzykę „Maanamu". Zrobił karierę w kraju i życzę mu, żeby zrobił ją także na świecie. Stać
go na bardzo wiele.. To wszystko, co chciałbym powiedzieć.
Co odziedziczyłeś po rodzicach? — Jestem podobny z urody do mamy. Odziedziczyłem też
chyba po niej ambicję. Może artystyczne zamiłowania? Nie odziedziczyłem, niestety,
pracowitości.
Czy grasz na gitarze? — Nie umiem żadnego akordu. Przypuszczam, że mógłbym grać...
Bardzo lubię muzykę, mam słuch. Gdyby ojciec zajął się mną i uczył mnie, pewno bym grał.
Był na to czas. Ale nie zajął się. Nie ma co mówić „gdyby". Rysuję...
Muzyka... — Z nią jak z plastyką: mam jedno wymaganie__musi
być dobra. Może być awangardowa grapa „Divo" i może być Bach.
Polskie zespoły... — Nie słucham. Są wtórne. Szkoda bo wielu muzyków mamy wspaniałych.
Być dzieckiem sławnych rodziców... — Plusy to znajomości które mogę zawrzeć dzięki temu.
Znam sporo osób sławnych z wieloma utrzymuję bliskie kontakty, na przykład ze Staszkiem
Sojką. Nie chodzi jednak tylko o środowisko artystyczne — ludzie spoza niego też są ciekawi
mnie, chcą mnie poznać. Różnie co prawda bywa z tymi znajomościami, nie ze wszystkich
coś wynika, ale są i takie które okazują się interesujące i wytrzymuję próbę czasu. Inny plus
to ciekawe życie. Mało kto ma możliwość uczestniczenia w sesjach nagraniowych (nie tylko
„Maanamu", ostatnio byłem na przykład na sesji
138
Sojki). Niezwykła atmosfera, wspaniałe przeżycie! Podobnie zresztą jest z koncertami
oglądanymi „od tyłu". Spotyka się wielu przyjaciół... To jest zupełnie inny, wspaniały czas...
Czy łatwo wrócić do prozaicznej rzeczywistości? — Jackowski do tablicy! — to zgrzyt.
Minusy bycia synem sławnej matki? — Nie muszę zabiegać o kontakty z ludźmi, znajomości
— jadę na jej sławie. I to jest niebezpieczne: zubaża mnie. Na szczęście zdaję sobie sprawę z
tego i pilnuję, by „ułatwienia" nie uśpiły mnie. Staram się konstruować swój wizeru-/ nek,
plany — przyszłe życie, pracę. Chcę być kimś i zyskiwać akceptację dzięki sobie samemu.
Pieniądze...— Przybyszewski nie miał pieniędzy, a jaką był osobowością! To pierwsze, co
przyszło mi na myśl. Oczywiście jestem przyzwyczajony do pewnego poziomu życia,
chciałbym mieć piękny dom, finansowe możliwości, ale... Same pieniądze nie dałyby mi
satysfakcji. Chciałbym być kimś interesującym — wtedy one byłyby wspaniałym dodatkiem.
To środek, nie cel.
Komputer... — Jeśli wykorzystywać go profesjonalnie, jest czymś wartościowym. Ja zająłem
się głupimi grami i żałuję tego czynu. Odłożyłem książki, przestałem rysować. Zgroza! Na
szczęście to minęło. Wideo... — Też przeszedłem tę chorobę: czerwone oczy, filmy jeden
po drugim.
Film, który byś polecił? — Interesowało mnie science fiction, więc coś z tego rodzaju: Blade
runner z Harrisonem Fordem i Sean Young (właściwie to historia o miłości). Dobre
aktorstwo, wspaniała muzyka Vangelisa, niezwykła atmosfera...
Co robisz najchętniej w wolnym czasie? — Spaceruję, spotykam się z przyjaciółmi. Lubię się
bawić, tańczyć... Miłe może być party...
Czy uprawiasz sport? — Uprawiam karate, ćwiczyłem kendo (walka na miecze).
Zrezygnowałem, bo rozdrabnianie się nie wpływa na mnie dobrze, a mój cel teraz to
Akademia. Myślę jednak, czy by do sportu
nie wrócić.
Lubisz jeść? — O tak! Mama świetnie gotuje! Ja też próbuję.
Czy przywiązujesz wagę do stroju? — Są okresy, że nie. Jeśli tak, to lubię styl spokojny,
elegancki.
Twoja dziewczyna... — Nie mam. Są przyjaciółki.
Dziewczęta mają u ciebie .dodatkowe punkty za... — ...Różne walory. Po prostu coś musi
mnie w nich pociągać.
139
Czy byłeś za granicą? - ■ Tak. We Włoszech, Grecji, RFN, niedawno w Danii.
Co dały ci te wyjazdy? — Nabrałem dystansu do wielu spraw, nauczyłem się patrzeć na
wszystko mniej prowincjonalnie.
Czy wyjechałbyś z Polski na stałe? — W Danii poznałem wielu młodych ludzi, którzy nie są
Duńczykami, ale tam żyją, mieszkają, pracują. Po prostu świetnie się czują w Danii. Na
weekendy jadą do rodzinnych krajów. Ta sytuacja nie jest dla nich niczym nadzwyczajnym.
My nauczyliśmy się traktować wyjazd z Polski jako jakiś radykalny, ostateczny krok, który
oznacza zamknięcie drzwi. To się na pewno zmieni. Odpowiem więc na pytanie tylko tak:
mój dom będzie w Polsce zawsze.
Polityka... — Przyjaciel z Londynu zauważył, że my, nawet przy jedzeniu, mówimy o
polityce. To prawda — trudno u nas nie polity-kować. Więc politykuję. Ale gdybym mieszkał
we Francji, albo w Meksyku? Nie sądzę.
(marzec'90)
JAN GUSTAW HOLOUBEK
i
H
Imiona, nazwisko: — Jan Gustaw Holoubek
Wiek: 12 lat
Rodzice: Magdalena Zawadzka, aktorka, Gustaw Holoubek, aktor.
Rodzeństwo: — Nie mam.
W której jesteś" klasie i jak się uczysz? — W piątej. Mam piątki i czwórki. W czwartej klasie
najlepszy byłem z historii (według siebie). Interesują mnie hrabiowie... rycerze... królowie...
Sobieski...
Czytasz książkf o historii? — Ja przeczytałem bardzo mało książek i wszyscy uważają, że
będę głupi. Może i jestem pod względem ortografii i nauki, ale «o świecie wiem więcej niż
przeciętna osoba w moim wieku. Wiadomości dostawałem od taty i mamy, a sam też widzę,
co się dzieje. Nie wiem na przykład dobrze, co to jest pluralizm, ale wiem więcej niż dzieci...
Jak objawia się twoje zainteresowanie historią? — Razem z moim przyjacielem ba wijmy się
w hrabiów... Odtwarzamy sławne wydarzenia. Mój hrabia nazywa się Monte Carlo, a Grześka
— Monte Christo.
141
On ma Nieborów, a ja Wilanów. Mamy pałace, muzeum, lasy, sklepy łaźnie, sauny,
obserwatoria gwiazd. Na przykład pałace — na stole, obserwatorium — na oknie, muzeum —
pod stolikiem, salon pod stołeczkiem. Nawet katakumby z nieboszczykami... Ludziki i
sprzęty są albo firmowe Play МоЬіІе'а albo polskie (ze sklepu), albo na przykład z korka
(krzesła). Mamy helikopter... Flotę... Statek kosmiczny... W ogóle wszystko: pistolety, czapki,
dwa mieszki złota... Nawet pieczenie i ciasta (robimy z bezy). Hrabiów jest więcej:
Baskerville, Mount Everest... Ale mój hrabia jest najoryginalniejszy, bo ma wąsy, a w świecie
hrabiów, tylko 3 osoby mają wąsy: mój hrabia, doradca hrabiego i woźnica. I wszyscy mi
tego hrabiego zazdroszczą...
Hrabia i statek kosmiczny? — No tak, to jest świat bajkowy, więc pomieszane epoki. U nas
jest tak: Niemcy atatkują (może być II wojna światowa, bo hrabiowie mają już jej
świadomość), a tu nadlatuje pojazd kosmiczny... Hrabiowie mają na przykład telefony i swoje
wydawnictwa (sprzedają „National Geographic", to znaczy takie małe gazety zrobione z
„National Geographic"). Robimy wojny, może być Wojna Trzynastoletnia, albo bale, na
przykład ostatnio były święta z okazji najdłuższej wojny w Wilanowie. Czasami wojna trwa
cały wieczór... Strzelamy, puszcza się sztuczne ognie (w pałacu na stole można w kominku
palić ogień!). Są najsławniejsi ludzie (Andrzej ma Chopina, a ja Mozarta)... Włączamy
magnetofon... Walczymy z Niemcami razem z G. I. Joe (to dobra Kobra)... Niedawno rakieta
wystartowała w celach badawczych (z pudełka po Złotym Wawrzynie taty)... W naszym
świecie są czarodziejskie kule i czarodziejskie krzyżyki. Krzyżyki, bo jestem katolikiem.
Gdybym był wyznania prawosławnego, to mój hrabia też byłby takiego wyznania. Jak ja
łamię nogę, to mój hrabia też ma gips (są takie specjalne plastikowe gipsy ze szpitala Play
МоЬіІе'а)... Więc mamy krzyżyki, ale najcenniejsza jest butelka ze specjalną wodą!
Niewiele osób ma taką wyobraźnię... — Nie chcę się chwalić, ale tak uważam. Nie bawię się
jak inni... Inni zresztą baliby się, żeby ktoś ich nie wyśmiał, że bawią się w głupstwa i do tego
mieszają epoki...
Kogo najczęściej naciągasz na kupno zabawek? — Proszę, żeby tata je kupował. Bardzo lubię
zabawki* ale nie jestem na nie chciwy...
Najczęściej bawisz się z... — Grześ i Andrzej to moi najlepsi koledzy. Bawię się z nimi
prawie codziennie.
Kim będziesz w przyszłości? — Całe lata myślałem, żeby zostać detektywem. Zebrałem
sprzęt: kajdanki, pistolet, krótkofalówki, akta,
142
odznaki, legitymację detektywa. Może i to # mnie zawod' ale teraz już wiem, że każde
dziecko chce być żołnief?em' policjantem.... Nie wiem, kim będę... Mam swój Ъ^пк, który
pr0^adzę na spółkę z prawdziwym Polakiem z Kanady (on ma bank naprawdę) — w nim
troche pieniędzy, dużo nieprawdziwych dolarów, ale w zabawie one si* Praw" dziwe, wielki
notes z wpłatami (tam są zapis^ne wpłaty mojej mamy, jednego pana, babci...). Mam taką
umowę z O'1" Panem: Jak skonczC studia i nauczę się angielskiego, wyjeżdżam do Kanady *
mo8e założyć bank! Na razie uczę się angielskiego.
Sam o sobie... — Nie wiem, jaki jestem... }fiama mówi, żebym jadł, bo inne dzieci głodują, a
ja marudzę... Tata narzeka> ze mam takie dobre warunki do nauki, że powinieniem ste
Jeszcze lePieJ uczyć... Babcia: że pyskuję (babcia ma inne spojrzenie, a Ja — inne...).
Kłócisz się z kolegami? — Czasami... Ja coś Powiem> ktoś powtórzy, tamten nagada na
mnie...
Czego zazdrościsz rówieśnikom? — Różr>ych cecn- ^а PrzYkład Andrzejowi, że chce mu się
odrabiać lekcje і с^Уїас ks^zki-
Co o tobie mówią? — Ci, którzy lubią moje§° tatę' mowiił ° mnie dobrze, a jak taty nie lubią
— ^e. Niektórzy тУ^Ч, że jestem super-milionerem. Tak by było, gdyby tata Dył w
j^Hywood.,. Ja oszukiwałem kolegę, że mam Mitsubishi j jeszcze mówiłem' że mama kupiła
połowę Łazienek i on w to uwierzył! I powt^rzył chłopakowi, który mnie nie lubi. Ten
chłopak powiedział: „Jak 1У się chwalisz!" Pytali mnie się, czy mam Porsche...
powiedziałem- »Tak> tak..." Czarne, płaskie? ,,Tak, tak..."
Twój tata... — Jest opanowany. Zawsze mowią do dzieci: „Dostaniesz od taty!" ...Mój tata,
tyk0 się złości -^~ moze nakrzyczeć, ale nigdy mnie nie bije. Mówi tylko; „Zastanów siC-"
To ° wiele lepsze niż bicie — dziecko nie robi się brutalne.
Czy tata jest poważny? — Tata słynie z ża^tow! Zawsze wszystkich rozśmiesza kawałami.
Mama... — Zwierzam jej się ze wszystkich łopotów! Jestem z niej bardzo dumny, że nie jest
taką brzydulą jak j^iektóre aktorki. (Dzieci czasem mówią, że ich mama jest piękna, ale Jak Ja
sP°Jrze-" Ufff...) Moja mama najbardziej mi się podoba jak rr*a umalowane oczy (jak nie ma,
to jest bez wyrazu). Bardzo ją kocha*"- Jest wesoła, ale jak nie zjem śniadania, mówi: „Niep0
to wstaję і го°іе c' śniadanie, żebyś to lekceważył". I następnym гагет robi mi ^a karc na
śniadanie to samo...
143
Niczego nie lubisz jeść? — Lubię. Rosół (z zagranicznej torebki) kotlet schabowy, barszcz.
Lubię jak odwiedza nas pan Stasio (pisze książki kucharskie) i robi przeróżne dania, na
przykład spaghetti i nie takie zwykłe kartofle a zmieszane z przyprawami. Najbardziej lubię
czekoladę, miśki do jedzenia i gumę do żucia (nie powinieniem, bo mam krzywy zgryz).
Co odziedziczyłeś po rodzicach? — Do mamy jestem podobny z oczu, a do taty — chyba z
uszu. A po mamie i po tacie odziedziczyłem chyba to, że ich nie oszukuję (bo oni nigdy nie
kłamią...). p0 prostu gryzie mnie sumienie... Nie robię nic takiego złego... Tylko jakieś
kawały ludziom... Nie chodzę nawet na wagary...
Czy masz talent aktorski? — Wszyscy mi to mówią. Rozśmieszam dzieciaki. Ale nie
chciałoby mi się uczyć tekstów...
Co sądzisz o swoich rodzicach jako aktorach? — Tata bardzo dobrze gra... Ja czuję się
dumny. Kiedyś chwaliłem się, że jestem synem Holoubka, ale teraz nie, już nie mówię, bo
ktoś kto jego nie lubi, to do niego nie podejdzie i tego jemu nie powie, tylko mnie... Tata gra
w trudnych sztukach, psychologicznych, dla ludzi, którzy myślą... Oglądałem Chłodną jesień
— to też taka sztuka. Jestem jeszcze mały — to mnie nudzi... Mama gra raczej w komediach,
w „Dudku", w programie z panią Basią ze Szwajcarii (tam były wierszyki dla pań). Jest
dobra...
Kto jest bardziej sławny: mama czy tata? — Wygląda na to, że tata. Czy są plusy bycia synem
sławnych aktorów? — Tak, dużo. W górach mogę dostać się bez kolejki na wyciąg i zjeżdżać
za darmo. Mogę z mamą wejść do jakiegoś biura w Marriottcie — byle kto tam nie wchodzi
— i z góry zobaczyć Warszawę — też nie każdy by mógł... Poznaję wielu ludzi, dostaję
prezenty (na przykład rakietkę od trenera Lendla).
A minusy? — Mówiłem — jak taty nie lubią, to mnie też nie. Kiedyś uwielbiałem chodzić z
tatą po ulicy, a teraz już nie — wszyscy się gapią i słyszę jak mówią: „O, Holoubek idzie..."
Inaczej ci, którzy go lubią, inaczej ci, którzy go nie lubią. A jak nie wiedzą, że jestem synem
Holoubka, to mówią na „Solidarność" (przeważnie dzieci partyjnych).
Co chciałbyś zachować w przyszłości ze swojego domu? — U nas w domu jak jeden
potrzebuje drugiego, to wszyscy są tam, gdzie trzeba — wszyscy się sobą opiekują...
Chciałbym, żeby moje dzieci kochały mnie tak, jak ja swoich rodziców. Dla swoich dzieci
przeniósłbym swoją wyobraźnię...
144
Co sądzisz na temat zmian, które zaszły w Polsce? — Ja nie chcę wyrażać swoich racji na ten
temat, chociaż dużo wiem. Wiem, kto co robił, co działo się w czasie wojny, ale nie mówię,
bo jestem mały, a starsze babcie nie lubią, jak dzieci wypowiadają swoje opinie. Nie chcę,
żeby szła taka plotka, że mówię o rzeczach, na których się nie znam. Ale gdyby w telewizji
kazali mi obowiązkowo powiedzieć, to powiedziałbym tyle, że ci przed telewizorami by się
zdumieli.
Byłeś za granicą? — Tak. W Szwecji, Norwegii, Szwajcarii, Grecji, Austrii, Jugosławii,
Francji (w Chamonix — tam były świetne bobsleje dla dzieci i można było zjeżdżać).
Jacy wydawali ci się z oddalenia Polacy? — To dumny i wspaniały naród, ale przez 45 lat
narobiło się dużo komunistów, którzy nie byli prawdziwymi komunistami. Rządzono
niesprawiedliwie! Najgorsi są pijacy. Przed wojną byli bardziej sympatyczni, teraz chodzą
straszni... Te kilka procent psuje opinię o Polsce. I ci, którzy rozkopali Warszawę, a nie
pracują. Jadę samochodem obok i słyszę, jak jeden mówi do drugiego: „Chodź, nie pracuj...
Napijemy się piwa..."
A co sądzisz o Polsce? — Tyle przeżyła wojen i strasznych rzeczy, że powinna być neutralna
jak Szwajcaria — odpocząć od tego wszystkiego...
Trudno się z Tobą spotkać. Masz dużo zajęć dodatkowych? — Tak. Kung-fu, lekcje tańca,
pianino, angielski. Chcę to wszystko umieć.
Lambadę umiesz tańczyć? — Jeszcze nie, miałem dopiero kilka lekcji tańca. Umiem różne
kroki. Kaśce się to spodobało i też chodzi na te lekcje.
Oglądasz filmy na video? — Tak. Najbardziej lubię Bonda.
Czy to prawda, że rysujesz komiksy? — Tak, na lekcjach, jak są nudne. Zrobiłem ich 2
tysiące. Mam różne serie: sensacja, horror, wojna, historia. Tak się wprawiłem, że koledzy
dziwią się, że rysuję nawet szczegóły (widać np. że ręka ludzka się zgina).
Trzy życzenia do złotej rybki: — śeby wszyscy byli zdrowi, żeby w Polsce było dobrze,
żebym dostał dom: hrabiego Play МоЬІІе'а (w nim starodawne meble, pianino — jak się
włączy, gra naprawdę)... Tata powiedział, że jak będę dobrze się uczył, to kupi mi ten dom w
Austrii... Ale na razie mam klasówkę z geografii, a jeszcze nic nie umiem...
(marzec'90)
10 — Jabłko od jałboni
GRZEGORZ ZBIGNIEW RELIGA
Imiona, nazwisko: — Grzegorz Zbigniew Religa
Wiek: — 23 lata
Rodzice: Zbigniew Religa, kardiochirurg, Anna Religa, z zawodu także lekarz, pracownik
naukowy Zakładu Fizjologii AM.
Rodzeństwo: — Małgośka (27 lat). Ukończyła sinologię i uczy polskiego w Chinach.
Wykształcenie: Student III roku AM w Warszawie.
„Czym skorupka za młodu nasiąknie..."? — Tak. Na początku wybrałem medycynę właśnie
„po linii" — raczej z przyzwyczajenia do myśli, że to zawód, który powinienem wybrać, niż z
wewnętrznego przekonania Ale... Nie dostałem się za pierwszym razem na medycynę, więc
zacząłem pracować w szpitalu. Nie zniechęciłem się, a przeciwnie — nabrałem pewności, że
chciałbym być lekarzem.
Plany: — Chirurgia miękka. Czy kardiochirurgia? Może. Jeszcze wszystkiego nie poznałem.
Lekarz powinien być: — Uczciwy, zainteresowany pacjentem. Po-
146
winien też chcieć stale się uczyć. Najtrudniej spotkać lekarza zbliżonego do ideału w naszych
przychodniach. Trudno pojąć, dlaczego ci, którzy w nich pracują, wybrali ten zawótl. Wśród
kolegów na studiach też zdarza się spotkać takich, dla których w przyszłości pacjenci będą
jedynie uciążliwą plagą, a praca — koszmarem. Zaznaczam, że student — obibok nie musi
być wcale złym lekarzem. Wiele osób (wśród nich ja) nie przykłada się do wszystkich zajęć,
ponieważ na wielu uczymy się tego, co nieprzydatne (przykład: zajęcia z mikrobiologii-Strata
czasu i społecznych pieniędzy).
Czy wierzysz, że nasza Służba Zdrowia nie będzie wkrótce ustępować tej na Zachodzie? —
Nie. Trzeba by dobrze opłacić lekarzy, żeby koncentrowali się na pracy, a nie na myśleniu
jakby dorobić do pensji, żeby nie pracowali dodatkowo, nie byli przemęczeni itp. — na to nie
ma pieniędzy. Zakłady pracy przestały dotować szpitale, chociaż na wszystko potrzeba
większych funduszy. Nie będzie więc dobrego personelu i dobrego wyposażenia.
Jesteś pesymistą? — Po prostu racjonalnie myślę. / chcesz być lekarzem? —- Tak. Mimo
wszystko. Czy asystowałeś już przy operacji? — Tak. Na praktykach pracowałem jako
instrumentariusz[ka]. Uważam, że to bardzo dobry rodzaj przeszkolenia dla chirurga. Oswaja
się z atmosferą sali operacyjnej, poznaje narzędzia, uczy przebiegu operacji. (Dobra
instrumen-tariuszka trzyma w ręku odpowiednie narzędzia jeszcze przed wydaniem
polecenia).
Pierwsze wrażenie? — Złagodzone tym, że widzi się nie człowieka, a „wycinek". To ułatwia
opanowanie emocji.
Gdy myślisz: ojciec... — Był okres, że mieliśmy ze sobą bardzo nikły kontaki. Ojciec
dokonywał w Zabrzu transplantacji i w domu w Warszawie był gościem — przyjeżdżał na
soboty, niedzielę, albo nie było go przez dwa, trzy tygodnie. Codziennie sprawy nie mogły
być przedmiotem rozmów, bo codzienność nie mogła nas łączyć z racji oddalenia, a
rozmawianie o sukcesach ojca ja, młody, gniewny uważałem za zbędne (przełom II i III klasy
liceum). Odnaleźliśmy się dopiero podczas ostatnich wakacji. Spędziłem je na Śląsku.
Pracowałem co prawda nie w Zabrzu, a w Katowicach, ale widziałem ojca przy pracy, a on
widział przy niej mnie. (Poza — także). Gdy teraz przyjeżdża do domu po dłuższej
nieobecności, nie czuję już przerwy. Ojciec mi imponuje. Tak było zresztą nawet w czasie
buntu. Podziwiałem i ojca, i matkę, tyle że za nic bym się wtedy do tego nie przyznał.
147
Мата... — Gdy nie było ojca musiała być wszystkim. I była. Jest silną osobowością i ma siłę,
by znosić wszystko. Nie wiem, czyja wytrzymałbym, mając na głowie cały dom i dzieci
sprawiające kłopoty (myślę oczywiście głównie o sobie).
Co odziedziczyłeś po rodzicach? — Dużo, ale trudno o konkretną odpowiedź. Jestem
cholerykiem i tę cechę mam na pewno po ojcu. (Mama jest osobą spokojną, opanowaną.)
Kłopoty, jakie sprawiałeś? — Do szkoły chodziłem przy „Remoncie", więc biegałem na różne
imprezy, a ponieważ opowiadałem o nich mamie, przyprawiałem ją o przyspieszone bicie
serca. Poza tym modny był wtedy punk, a ja się nim przejąłem i do szału doprowadzałem
rodziców swoim wyglądem.
Tolerancja rodziców w skali 1:10? — Prawie 10. Mama nie odwodziła mnie od chodzenia do
„Remontu", tolerowali moje kolorowe włosy i kolczyki w uszach. Co prawda, gdy poprosiłem
ojca, żeby przekłuł mi ucho (uważałem, że najlepiej jak zrobi to chirurg), wygłosił mi mowę
na temat powikłań, które ewentualnie mogą mnie czekać po tym zabiegu i... odmówił.
Dokonał go więc kolega, który przekłuł mi ucho i... zemdlał. Wracając do rodziców: byli
tolerancyjni. Rozumieli, że muszę się wyszaleć, że muszę mieć swoje — mądre lub głupie —
ideały. Ojca zbulwersowałem właściwie raz — gdy wystąpiłem z flagą angielską naszytą na
spodniach.
Lubisz ekstrawagancję? — Tak. Lubię prowokacje. Jako drugi z kolei uczeń nosiłem kolczyk.
Gdy znaleźli się naśladowcy — nosiłem dwa. Teraz moja ekstrawagancja objawia się tak, że
większość nosi podkoszulki, a ja częstp chodzę w garniturze i w krawacie.
Czy masz jakieś przezwisko? — W liceum wołali na mnie „kowboj" (na podkoszulce miałem
napis „cowboys"), teraz niektórzy mówią do mnie „docent" (bo ojciec docent).
Jaka jest młodzież? — Taka jak i społeczeństwo: niewychowana, więc i zbyt głośna,
wulgarna, straszna. Gdy jadę autobusem i słyszę, co i jak mówią młodzi ludzie, często ogarnia
mnie przerażenie...
Twoi koledzy... — Są w różnym wieku i mają różne charaktery. Przyjaźnię się z chłopakiem,
którego wiele osób nie lubi, ponieważ on mówi wszystko wprost, a że jest inteligentny potrafi
boleśnie dotknąć. Ja daję sobie z nim radę, bo z reguły umiem mu się „od-szczeknąć", albo po
prostu zostawiam go, gdy widzę, że jest w bardzo kiepskim humorze.
Czy jesteś lubiany? — W liceum miałem sporo wrogów — byłem
148
zbyt obcesowy. Część mnie lubiła, część nie cierpiała. Innych, „letnich" uczuć nie
wywoływałem. Teraz przyhamowałem szczerość i spontaniczność i chyba niewiele osób mnie
nie lubi.
Sława ojca... — Ja wiedziałem po co ojciec pojechał do Zabrza i że prędzej czy później zrobi
przeszczep serca, a więc byłem na to przygotowany i jego sukces był dla mnie czymś
naturalnym. Jeśli ktoś ma w rodzinie pisarza i on stale pisze książki — to pisze. Jeśli książka
staje się bestsellerem — staje się. Nic nadzwyczajnego. To już nie jest zaskoczenie. I nie
było. Tym gorzej odbierałem nagłe zainteresowanie moją osobą z chwilą, gdy ojciec zaczął
odnosić sukcesy. Teraz mam już większy spokój, bo minęła ekscytacja przeszczepami, ale
oczywiście, gdy na zajęciach po raz pierwszy wyczytywane jest moje nazwisko, zwykle pada
pytanie: „Czy jestem krewnym «tego» Religi?". Nie czuję się wtedy dobrze. Mam też
problem, gdy chcę sam załatwić sobie coś w szpitalu (na przykład pracę). Zastanawiam się
każdorazowo, czy przedstawić się, czy nie. Nigdy przecież nie wiadomo, czy jeśli powiem
„Religa", ktoś nie pomyśli, że ja to robię, żeby zaznaczyć, że nie tyle proszę, co żądam.
Co przeniósłbyś z domu? — Partnerski układ. Chciałbym mieć podobną rodzinę, ale nie
dopuszczam myśli o tym, by jedno mieszkało tu, drugie tam.
Twoje hobby? — Nie mam. Słucham muzyki, która akurat mi się podoba (był Bach, teraz jest
heavy metal), zmęczony czytam coś lekkiego (ostatnio MacLeana), albo wracam do Kubusia
Puchatka i Małego Księcia. Z przeciętną częstotliwością chodzę do kina.
Film, który ostatnio ci się podobał: — Bagdad Cafe. Uważam, że to najlepszy film na
ostatnich „Konfrontacjach".
Sport? — Bawię się (trudno powiedzieć, że gram) w siatkówkę — na uczelni.
Języki obce? — Nie mam takich zdolności językowych jak moja siostra, ale gdy muszę
porozumieć się po angielsku, ręce mnie nie bolą. Wkrótce pojadę do Anglii. Mam tam
załatwioną pracę w szpitalu, sądzę więc, że nauczę się języka medycznego.
Czy byłeś już za granicą? — Tak. W Stanach (brat mamy jest tam lekarzem) i w RFN (na
krótkim wypadzie turystycznym).
Co tam cię uderzyło? — Poza bogactwem wewnętrzny luz ludzi, także młodych. Tolerancja.
Nawet dziwolągi ubrane niezwykle cudacznie nie wywołują agresji, a na dyskotekach nie ma
animozji między rastamanami, punkami, dyskotekowcami. Wszyscy bawią się razem,
149
przy różnej muzyce. Jako przyszły lekarz ze zdumieniem zauważyłem w RFN mnóstwo
inwalidów — jakby cale społeczeństwo było chore. Z przykrością zdałem sobie sprawę, że u
nas jest nie mniejsza ilość takich osób, tylko po prostu są zamknięci w czterech ścianach, nie
z własnej woli.
Ty i polityka? — Z założenia jestem apolityczny. Nie deklaruję się też w żaden sposób. Mam
jedynie jedno marzenie: żyć w normalnym kraju. Obaliliśmy PZPR — w porządku. Bałem
szczęśliwy, że obyło się bez ofiar i dzięki dobrej woli obu stron nie zdarzyło się to, co w
Rumunii. Ale jeśli demokracja ma wyglądać tak, że wyrżniemy komunistów — to ja dziękuję.
Załamałem się, gdy ostatnio zobaczyłem ulotki NZS-u negujące możliwość istnienia
jakichkolwiek partii wyraźnie lewicowych. Z ostatniego programu „Piwnicy Pod Baranami",
wyszedłem, bo ten program, dobry pięć lat temu, teraz odebrałem jako kopanie leżącego.
Chciałbym prawdziwej demokracji!
Wygłaszasz niepopularne sądy... — No i dobrze. Zresztą dużo kolegów podziela moje zdanie.
(Sporo z nich działało dotąd aktywnie w NZS.)
A co „w temacie prezydent"? — Powiem szczerze. Wolę Jaruzelskiego jako prezydenta niż
Wałęsę. Jaruzelski jest co prawda obciążony przeszłością, ale bardziej nadaje się na głowę
państwa.
Czy masz dziewczynę? — Niedawno się „rozwiodłem". Wyjechała na stałe do Kanady.
Szukam: ładnej, miłej, inteligentnej.
Czy wyjechałbyś na stałe z Polski? — Bardzo niechętnie.
Trzy życzenia do złotej rybki: — Dużo pieniędzy; żebym to, co będę robił, robił dobrze; żeby
dookoła było normalnie.
(maj'90)
MIKOŁAJ ALEKSANDER KOMAR
Imiona, nazwisko: — Mikołaj, Aleksander Komar Wiek: — 13 lat
Rodzice: — Maria Komar, Władysław Komar. Oboje skończyli AWF. Tata zajmował się
sportem (do 1980 roku), potem został aktorem, piosenkarzem. Ma tyle zawodów, że trudno
wymienić. Mamie proponują na okrągło, żeby uczyła wuefu w mojej szkole. Ja nie chcę, żeby
pracowała — dobrze, jak jest zawsze w domu!
Rodzeństwo: — Nie mani.
Chodzisz do klasy? — Szóstej. Nie za bardzo chce mi się uczyć — nie umiem zmusić się,
żeby robić to, czego nie lubię.
A co lubisz? — Lubię grać w koszykówkę. I w tenisa. Lubię też pływać.
Czy będziesz sportowcem? — Chciałbym tak jak tatuś — być sportowcem, piosenkarzem,
aktorem. Chciałbym też prowadzić własną gazetę. Gdybym miał kserokopiarkę, mógłbym to
już robić teraz. W mojej gazecie byłoby najwięcej o muzyce. I o filmie. Tata mówi, że zrobi
151
wszystko, żebym nie był sportowcem — to straszna harówa. Mama chciałaby, żebym był
przedsiębiorcą, biznesmenem.
W koszykówkę już grasz. Co ze śpiewaniem? — Nie fałszuję i umiem zaśpiewać to, co
słyszę. Ale bałbym się publiczności i właściwie wolałbym śpiewać dla siebie. Bardzo
interesuję się muzyką pop. Sam dużo nagrywam — mam wieżę, kolumny. Zbieram plakaty,
informacje o piosenkarzach, muzykach. Prowadzę własną listę przebojów.
Kto jest na pierwszym miejscu? — Martika. Potem „Roxette" ze Szwecji i „Blue System".
Twój tata... — Najwspanialszy na świecie! Bardzo dobry, nie krzyczy, nigdy mnie nawet nie
tknął. Zawsze mogę na niego liczyć, zawsze mi pomoże... Gdy czegoś nie zrobię, mówi:
„Jakoś to będzie..." Jest słowny, punktualny. Jak sobie coś postanawia, to wypełnia.
Co po tacie chciałbyś odziedziczyć? — Tata może godzinami mówić na każdy temat (ja nie,
nie jestem dobry z polskiego). Przez pięć minut potrafi napisać wiersz. Kiedyś, gdy był poza
domem, napisał wiersz dla mamy i przeczytał go przez telefon. Sam napisał też słowa do
melodii ze Skrzypka na dachu i żartobliwe słowa do piosenki, którą śpiewał Fronczewski:
Bruce karate mistrz. Bardzo śmieszne. Te piosenki tata wykonuje w swoim programie
kabaretowym Praca za płacę.
Wrestling... — Tym zajmuje się tata teraz. Dwie drużyny biją się ze sobą — wszystkie
chwyty dozwolone, chociaż sędzia krzyczy, żeby na przykład nie ciągnąć za włosy. Oni
trochę biją się tak, jak wcześniej ustalono, a trochę naprawdę — żeby było ciekawe dla
publiczności. Tata jest trenerem i sędzią — dokładnie nie wiem, czym się zajmuje, ale ten
wrestling organizuje razem z Andrzejem Supronem. Za tym szaleją w Związku Radzieckim,
więc tata był tam w wielu miastach. Miasta, w których nie byli, obrażają się — takie jest to
tam popularne.
Sukcesy taty, z których jesteś najbardziej dumny? — To, że jest mistrzem olimpijskim w kuli.
Zdobył ten tytuł na Olimpiadzie w Monachium w 1972 roku. Ale podziwiam tatę i za to, że
nie skończył żadnej szkoły aktorskiej, a został aktorem. Zagrał w Piratach Polańskiego, a
oprócz tego w filmie angielskim i amerykańskim Póki skrzypki nie przestaną grać (tego
jeszcze nie było na ekranach). W tym filmie tata gra szefa Cyganów. Niemcy obiecują im
załatwić hotele za pomoc, ale oszukują ich i oni dostają się do Oświęcimia.
Byłeś na planie filmowym? — Tak. Na planie Piratów. To była wielka przygoda, bo sceny do
tego filmu były kręcone w Paryżu, w Tunezji, na Seszelach i na Malcie. Ja byłem w Tunezji i
w Paryżu. Jedy-
152
ne dziecko, któremu pan Polański pozwolił przebywać wśród ekipy! Mogłem wszędzie wejść
i nawet siedziałem za kamerą. Poznałem wielu wspaniałych aktorów, m.in. Waltera Mathou.
Nauczyłem się porozumiewać z Tunezyjczykami (z początku to mi nie szło). I codziennie
piłem wspaniały pomarańczowy sok!
Czy pływałeś w morzu? — Wolałem baseny (miałem ich sześć do wyboru). Od pływania w
morzu odstraszały mnie różne farfocle.
Roman Polański to... — Wspaniały pan. Porozumiewał się po angielsku (w razie potrzeby
amerykańską odmianą), po francusku, po włosku i po polsku. Odnosiłem wrażenie, że bardzo
mnie polubił.
Czy uczysz się jakiegoś języka obcego? — Angielskiego, ale nie za bardzo mi idzie. (Tata
musiał przed Piratami tak nauczyć się angielskiego, żeby przynajmniej się porozumieć.)
Chciałbyś zagrać w filmie? — Tak. Myślę, że bałbym się kamery. Nauczyłem się, że gdy
filmują trzeba się tak zachowywać, jakby jej nie było.
Mama... — Moja kochana... Zawsze mnie przypilnuje... Nie ma wad...
Cecha mamy, którą chciałbyś odziedziczyć: — Pracowitość (zawsze miała prawie same
piątki).
Czy chciałbyś być tak olbrzymi jak tata? — Wolałbym być średni. Czy tata dużo je? — Nie.
Kiedyś przez tydzień jadł tylko sałatę. A ty? — Zależy co jest. Kotlety mielone to trucizna.
Czym różni się twój dom od domów kolegów? — U nas nie jest ciągle tak samo: o siódmej
śniadanie, o trzeciej obiad, o którejś kolacja. Tata często wyjeżdża, a nawet jak jest, a mnie
akurat nie chce się jeść, to mogę zjeść później. Mama stara się robić to, co lubimy — dla
każdego coś innego. Wszyscy są bardzo mili. Tata ciągle żartuje... Jest wspaniale!
Być synem sławnego ojca... — Jestem z taty dumny, ale byłby dla mnie tak samo wspaniały,
gdyby nie był sławny. Niedawno byliśmy na Dworcu Centralnym. Tata odszedł na chwilę, a
jakiś pan zaczął się dopytywać „Czy to twój tata?... Naprawdę?... Jejku..." Tego nie lubię.
Czy jesteś lubiany? — Jedni koledzy mnie lubią, inni — nie. Mają pewno jakieś swoje
powody...
Lubisz tych, którzy... — Są koleżeńscy, nie kłamią, nie obgadują innych.
O koleżankach: — Hmmm...
153
W wolnym czasie najchętniej... — Wychodzę na podwórko, żeby pograć w koszykówkę. W
domu oglądam wideo i nagrywam na swoim sprzęcie.
Ulubione filmy? — Indiana Jones. Podobał mi się też Rain man z Dustinem Hoffmanem i
Tomem Cruise. W Batmanie — rola Nicholsona.
Aktorzy, których lubisz? — Harrison Ford, Chack Norris, Charles Bronson i Dustin Hoffman.
Czy lubisz się śmiać? — O, tak. Bardzo.
Co jeszcze lubisz? — Komiksy. Mam ich całą szafę. Najbardziej lubię Disneya, Hulka i
Tarzana.
Czy czytasz książki? — Wiem, że to potrzebne, ale nie chce mi się za bardzo. Czytam
lektury...
Masz psa? — Miałem. Mój tata ma bardzo dobre serce, więc jak kiedyś, na wyjeździe,
przyczepił się do niego pies, to tata jadł ziemniaki, a jemu dawał kotlety. Gdy przyszedł czas,
żeby odjeżdżać, a pies patrzył smutno, wziął go ze sobą. To był owczarek polski. Bardzo go
wszyscy polubiliśmy. Wyprowadzałem go na dwór, on sobie biegał i potem wracał. Ale raz
nie wrócił. Tata mówił o tym przez radio. Zatelefonował potem pan, który powiedział, że ma
naszego psa (pies zaczął szaleć, jak usłyszał głos taty), ale nie odda go, bo cała rodzina już za
bardzo się do niego przyzwyczaiła. Rozpaczałem i dotąd nie chciałem mieć drugiego psa.
Teraz może już mógłbym.
Pieniądze... — Dobrze je mieć. Ale ja nie oceniam nikogo po tym, czy ma pieniądze, czy nie.
Co myślisz na temat zmian, jakie zaszły w Polsce? — Taty siostra mówi, że Polakom brak
cierpliwości. Zaczynają coś i nie kończą. Ja się z tym zgadzam. Teraz wszyscy zastanawiają
się nad prezydentem. Lubię Wałęsę, ale moim zdaniem on nie powinien być prezydentem. To
musi być ktoś wykształcony.
Czy wyjechałbyś na stałe z Polski? — Nie. Tata też miał wiele okazji i nigdy tego nie zrobił.
Trzy życzenia do złotej rybki: — śeby dobrze przeszła mi nauka w szkołach. śeby tata i
mama długo, długo żyli. śebym dostał syntezator. Wtedy ustawiałbym sobie podkład i rytm, i
„wybuchy". A jakby jeszcze można było co zamówić, to dla mamy chciałbym małe
„Daihatsu" (teraz ma „fiacika"), a dla taty maszynkę do spełniania życzeń.
(kwiecień'90)
FILIP JAKUB FRĄCKOWIAK
Imiona, nazwisko: — Filip Jakub Frąckowiak
Wiek: 9,5 roku
Rodzice: — Halina Frąckowiak, piosenkarka, Józef Szaniawski,
historyk.
Szkoła: — Muzyczna. III klasa. Główny przedmiot — fortepian.
Co najchętniej grasz? — Sonatinę XI Gurlita. Ze słuchu ostatnio
Lambadę.
Czy będziesz wirtuozem? — Nie. Uczę się grać dla własnej przyjemności.
Kim chciałbyś być? — Jeszcze nie wiem.
Co cię interesuje? — Zagadki. Trójkąt Bermudzki, Ufo... Interesują mnie także takie sensacje
jak na przykład zamach na Papieża, uprowadzenie japońskiego samolotu. Z kolegami
zadajemy sobie wiele zagadkowych pytań (w szkole, w szatni jest bardzo zaciszne miejsce).
Dzisiaj wyjaśnialiśmy, dlaczego w kościele nagle zmieniła się twarz na obrazie, zegar wybił
dwunastą, chociaż wskazówki były już dalej
155
i szum dziwnie szumiał. Proszę jednak nie uważać, że ja jestem stuknięty...
Czy należysz do osób z dużą wyobraźnią? — Chyba tak. Byłem na filmie Młody Sherlock
Holmes czyli piramida strachu i potem w nocy zdawało mi się, że w moim pokoju dzieją się
różne dziwne rzeczy (boję się ciemności i pająków). Poszedłem do babci, ale babcia spała,
więc wziąłem z kuchni duży kij (mam siłę, bo ćwiczę) i stałem na warcie. Z godzinę — aż
usnąłem na stojąco.
Jesteś raczej leniuchem czy pracusiem? — Potrafię być pracowity, gdy chcę rozwiązać
zagadki (mówiłem o nich). Czasem tak się do tego przyłożę, że zanim zagadka zostanie przez
innych rozwiązana, to ja podejrzewam tak, jak potem się okazuje. Przykładam się też do
ćwiczeń fizycznych. Najwięcej ćwiczyłem, jak chodziłem do zerówki, ale teraz też
przeprowadzam różne testy, na przykład bez rękawic waliłem ręką w blachę.
Chciałbyś być... — Jak Schwarzenegger. I mieć takie karabiny. Robię ćwiczenia na refleks —
takie padnij, powstań. Wtedy na nic nie zważam — czy będę miał rozwaloną głowę.
Uprawiam jogging — albo sam, albo z tatą, gdy jadę do niego na Stare Miasto. (Mieszkam
tylko z mamą i z babcią. Mama powiedziała, że to wszystko wyjaśni mi się jak będę starszy).
Ostatnio tak byłem zajęty biegiem, że wpadłem na ścianę. Wyrósł mi duży guz, a ze ściany...
odpadł kawał tynku.
Za co lubią cię koledzy? — Chyba mogą mnie lubić za to, że pomagam im w różnych
sytuacjach, w których byli zakłopotani. Mój kolega jeździł na rowerze po osiedlu. Zatrzymali
go milicjanci i pytali, czy ma kartę rowerową (on nie ma). Ja podszedłem i powiedziałem, że
pan z komisariatu mówił nam, że po osiedlu można jeździć bez karty (jeśli nie wyjeżdża się
poza). Oni mi podziękowali...
Należysz do osób śmiałych? — Tak. Jeden z kolegów sprzeczał się ze mną, czy jakiś pan ma
aparat czy kamerę (zobaczyliśmy go na Starym Mieście). Podszedłem i zapytałem:
„Przepraszam pana, czy to jest aparat czy kamera?". Miałem rację, to był aparat. Trochę znam
się na takim sprzęcie.
..^fSfzym jeszcze się znasz? — Znam sporo samochodów. Match--Ькжу rozpanoszyły się po
całym domu...
Czy jesteś bogaty? — Nie, dlaczego?
Mama... — Jest bardzo dobra. Nie uważa, że najważniejsze są pieniądze i to, co się ma, ale
jak poproszę ją o samochodzik, stara się mi go kupić (ja zawsze pytam, czy może...). Mama
bardzo lubi ciszę (mnie
156
też czasami męczy hałas, aż muszę krzyknąć i кг jakby miała mniej lat... Teraz mama jest
w £±?'* ™ "* ^' kopolskm,, bo miała wypadek samochodowy" Zl ГГ ^ bardzo tęsknię. O
wypadku dowiedziałem s"e don t° """^
jechał do mamy do szpitala. Przedtem 1^T°' ^ ,""" P°'
na scenie... _ Jakbym widział koenś in™ • •
ciocię... *ogos innego, może jakąś
Czy lubisz gdy obcy rozpoznają mamę na ulicv? M. n nawet pokazuję Język. Kiedyś
nawet powiedztafet pTo T™
moją mamę me gapić". Okazało się, że ta pani bvTa t l T M
0 śpiewaniu mamy... - Interesuje mnie «7 Amerykanką...
lubięjak mama śpiew', С^і^^ТсГ "^ * chodzę do mamy łóżka i śpiewamy razem
Wleczorem, to przy-
^^ ^o Kup bilet powroZ^Ł^^ Pr2yk!3d Papier°Wy się wtedy dobrać głos. J
P Wam wysoko> ale staram
Może też chciałbyś występować? - Nie I „hi. - ■ -Układam melodie i czasami głośno
śpiewam І^Г™ ^ *"*
Jak a wychodzi śpiewanie? - Nie lubię się TZuć я, znać, ze w szkole podoba się.
-walić, ale muszę przy-
Czy lubisz się chwalić? — Nie lubię Niedv ' porcelanowych pudełeczek mamy. Babcia
кипГ ^ d° SZk°ły
pokazywałem go w szkole - po^ost^o^ z chtooT' * * wiamy się tylko, że przyniesiemy match-
Ьоху chłoPakam, uma-
Tata - Jest taki twardy... Nasze stosunki nie ukfaa ■ ■ lepiej. Lub. się ze mną sprzeczać.
Pyta- Jaki „ , m Щ "aj'
znam, więc mówię: „Wartburg", a ^^f; Ja * Audi Jest samochwałą, ale jesf mądry. Bardzo
doh ' ^
s.ę w historn. Pytam go często o różne wydarzeń °nentUJe
Co umiesz dobrze robić? — їріл^г „l"
* * ы. s,. P0Wielrm ига,е*і;аГ2гетг;ї;дгалкі; ак
Zdarzają ci się kraksy? - Owszem
Czy masz na swoim koncie jakiś sukces? - W moim ■ . я
udaje się coś os ągnąć ale и™»а„;і Wleku rzadko
157
działem kraj Smurfów. Pani reżyser kazała, żebym się dziwił, roz-j
glądał itp.
- Ktoś, kogo podziwiasz... — James Bond.
Co jeszcze oglądasz chętnie? — Na wideo, amerykańskie bajki z robotami i Oddział
specjalny G. I. Joe.
Lubisz jeść... — Raczej jestem niejadkiem... Fondue (kawałeczki mięsa smażone na oliwie) i
frytki.
Twój największy wygłup? — Biłem się z chłopakami, a potem schowałem się pani. Oni
zabrali mi piłeczkę ping-pongową. Powiedzieli, że ją wyrzucili i nie mają, a ja, że muszą
odkupić. Wtedy oni powiedzieli brzydki wyraz.
Książki... — Czasem lubię poczytać. Słońce Arizony, Biały mustang. Komiksy...
Czy byłeś za granicą? — Tak, z mamą pięć miesięcy w Ameryce (nawet spóźniłem się do
pierwszej klasy).
Umiesz porozumieć się po angielsku? — Tak. Dużo nauczyłem się jeszcze w przedszkolu,
potem uczyła mnie mama i dużo w Ameryce.
Co podobało ci się w Ameryce? — Przede wszystkim patrzyłem"na! samochody. Tam ludzie
są zwariowani na tym punkcie. Jeden pan| miał 8 samochodów: Toyotę, dwa Cadillaki,
Pontiaca Ferrari, Porschei i dwa Chevrolety.
Jacy są Polacy w porównaniu z Amerykanami? — Gorzej się zachowują i gorzej są ubrani.
Nie chodzą w białych garniturach...
Co myślisz o polityce? — Nie interesuję się polityką. Ale na pewno; nie popieram
Jaruzelskiego. Bardzo podoba mi się Wałęsa, ale chyb; lepiej, żeby prezydentem był pan
Mazowiecki.
Trzy życzenia do złotej rybki: — śeby w Polsce wszystkim się lepiej powodziło (wszystkim,
co do ostatniej mroweczki!). śeby mi rybka podarowała Pontiaca Fiero (ma kuloodporne
szyby i turbo do ładowania). śeby mama była już w domu.
(maj'90)
, fas