020 Linz Cathie Zbyt smodzielna na zone

background image

Cathie Linz

Zbyt samodzielna na

ż

on

ę

Too Smart for Marriage

background image

PROLOG

- Uwielbiam wesela - powiedziała Hattie Goodie. Jej delikatne jak pajęczyna skrzydła
drżały z przejęcia.
- No, no, trzeba przyznać, że urządzili niezłą ucztę. - Betty, najstarsza z trojaczków
Goodie, potoczyła wzrokiem po stołach zastawionych rozmaitymi pysznościami, od
zimnych przystawek z owoców morza po truskawki w czekoladowej polewie i fondue
z białej czekolady. Jej krótka zawadiacka fryzura pasowała jak ulał do krnąbrnego
charakteru.
- Całe szczęście, że jako dobre wróżki nie musimy przejmować się kaloriami - rzuciła
Muriel, najtrzeźwiej z całej trójki patrząca na życie. Siedziała na stosie prezentów
ułożonym na bocznym stole pod ścianą sali balowej.
Betty, niczym generał na polu bitwy, przechadzała się tam i z powrotem wzdłuż
brzegu stołu, a Hattie, która uwielbiała górować nad wszystkimi, przysiadła na
największym prezencie.
- Nie pojmuję, jak mogłyście się ubrać w codzienne stroje na tak uroczystą okazję -
narzekała, wystrojona w lawendową suknię i kapelusz z szerokim rondem. Specjalnie
na ten wieczór przefarbowała pantofle i torebkę, żeby pasowały do reszty kreacji. -
Betty, bawełniany podkoszulek naprawdę nie nadaje się na weselne przyjęcie.
- Nie chciałam przyćmić panny młodej - odparowała Betty, wygładzając jeden ze
swoich ulubionych T-shirtów.
- Przeczytaj to. - Wskazała palcem napis: „Dobre wróżki latają, bo lekki stosunek do
siebie mają". - A poza tym, do stu petunii, przecież jesteśmy niewidzialne!
- Trzeba jednak zachowywać pozory - powiedziała Hattie afektowanym głosem.
Betty prychnęła głośno, w sposób, jaki nie przystoi ani damom, ani dobrym wróżkom.
Hattie zaś, przeczuwając, że tej potyczki nie wygra, zwróciła swój gniew przeciwko
Muriel.
- I ty, w tej swojej kamizelce fotograficznej. Nigdy nawet nie trzymałaś w ręku
aparatu.
- Po prostu lubię mieć dużo kieszeni. - Muriel wzruszyła ramionami.
Przypomniawszy sobie ich kłótnię sprzed kilku tygodni, Hattie postanowiła nie
wywoływać wilka z lasu i zostawić w spokoju beznadziejnie niemodne siostry,
skupiając swoją uwagę na otoczeniu.
- Przynajmniej sala jest pięknie udekorowana, w przeciwieństwie do was - nie
darowała sobie jednak złośliwości.
Rozświetlona sala bankietowa „Karuzela", ze śnieżnobiałymi obrusami,
lawendowymi serwetkami i morzem kwiatów, wyglądała doprawdy imponująco. W
drugim jej końcu panna młoda, w sukni z atłasu i staromodnych koronek, karmiła
swojego oblubieńca weselnym tortem.
- Tak się cieszę, że Jason i Heather w końcu się pobrali.
- Hattie otarła oczy haftowaną batystową chusteczką. - Bałam się, że ten dzień nigdy
nie nadejdzie.
- Ryan i Courtney mądrze zrobili, że wzięli ślub po cichu - pochwaliła Muriel swoich
podopiecznych.
- Jason sądził, że Ryan jak zwykle żartuje – powiedziała Betty - kiedy oświadczył mu,
ż

e został przeniesiony do Chicago i wraca jako żonaty mężczyzna.

- Jason wkurzył się po prostu na Ryana, że go wyprzedził - nie omieszkała wyjaśnić
Muriel.
- Już nie wygląda na wkurzonego - zauważyła Betty. - Jest szczęśliwy.
- Ryan też.
- Czyli zostaje nam ich siostra, Anastazja.

background image

Jak na zawołanie, wszystkie trzy dobre wróżki spojrzały na ciemnowłosą kobietę w
lśniącej lawendowej sukni druhny. Zdążyła już zamienić wytworne szpilki na
wygodne sportowe buty.
- No dobrze... - westchnęła Betty. - Tym razem zabierzemy się do tego trochę inaczej.
Z Jasonem i Ryanem działałyśmy raczej na wyczucie...
- Jakie tam raczej - przerwała jej Muriel. - Z całą pewnością działałyśmy na wyczucie.
Betty zmarszczyła gniewnie czoło. Nie znosiła, kiedy ktoś jej przerywał.
- Od dnia, w którym rozpoczęłyśmy pracę w tym fachu, kiedy w czasie chrztu
trojaczków Knight przez nieuwagę wysypałyśmy na dzieci zbyt wiele
czarodziejskiego pyłu, ponosimy konsekwencje tamtego błędu. Swatałyśmy potem
wiele innych trojaczków i nie miałyśmy z nimi większych kłopotów. Ale ta trójka od
początku jest wyjątkowa. Prawdopodobnie dlatego, że obdarzyłyśmy Jasona
nadmiernym rozsądkiem i seksapilem, a Ryana przesadnym uporem i poczuciem
humoru.
- Nie zapominaj o Anastazji. Za dużo inteligencji i zbyt żywiołowy temperament.
Chociaż dobrze jej z tym, prawda? - powiedziała z dumą w głosie Hattie.
- Jej ze wszystkim i we wszystkim jest dobrze - przyznała Muriel.
Siostry zauważyły, że goście zaczęli tańczyć. Ze sprzętu nagłaśniającego
dostarczonego przez stację radiową WMAX, w której pracowała Heather, popłynęła
muzyka. Pierwszą piosenką była „The One" Eltona Johna, zajmująca szczególne miej-
sce w sercach Jasona i Heather. Młoda para wyglądała na nieprzytomnie szczęśliwą.
Tak samo jak Ryan i Courtney.
Anastazja sprawiała wrażenie znacznie mniej zadowolonej. Tańczyła z krępym
mężczyzną, który był już bardziej niż podchmielony. Kiedy facet nieopatrznie zsunął
rękę na jej pośladek, z całej siły nadepnęła mu na nogę.
- No właśnie... - Betty pokręciła głową. – Nadmiar zapalczywości.
- Została ordynarnie sprowokowana. - Hattie natychmiast stanęła w obronie swojej
podopiecznej. - Ten pijany łobuz zachował się jak ostatni prostak!
- Będziemy miały z nią dużo kłopotów - powiedziała Muriel. - Czy wiemy już, kto
jest jej przeznaczony?
- Oczywiście, że wiemy. Na tym polega nasza praca - oświadczyła z wyższością
Betty.
- David Sullivan, trudny typ, taki, który nie wierzy w marzenia - gorliwie wyjaśniła
Hattie.
- Dlatego właśnie powinnyśmy opracować dla Anastazji specjalny plan.
- Zawsze sobie mówimy, że mamy jakiś plan, a potem rzadko coś z niego wychodzi.
- Fakt, że zdarzają nam się wpadki...
- Nie da się ukryć - wtrąciła się Muriel - ale czy zauważyłaś, że nam zdarzają się
częściej niż innym?
- I dlatego musimy wezwać posiłki - oświadczyła Berty.
- Anioła stróża? - Hattie wymówiła te słowa z namaszczeniem.
- Nie, babcię.
- Babcię?
- Właśnie. śeby wyswatać tych dwoje, musimy skorzystać z ludzkiej pomocy. Kogoś,
kto będzie trzymał rękę na pulsie. W końcu mamy też innych podopiecznych.
- A co ja i ty mamy z tym wspólnego? - spytała Muriel. - Wydawało mi się, że to
zadanie Hattie, a my jesteśmy tu tylko po to, żeby służyć jej radą. W każdym razie tak
mi powiedziałaś, kiedy zajmowałam się Ryanem. Przecież to zasługa Hattie, że
Anastazja wyrosła na kobietę w gorącej wodzie kąpaną i nieprzeciętnie inteligentną.
- Daj spokój - przerwała jej Berty. - Pamiętasz chyba naszą zasadę: jedna za
wszystkie, wszystkie za jedną.

background image

- To zawołanie Trzech Muszkieterów.
- No i dobrze, im się sprawdzało i sprawdza się nam. Na czym to ja skończyłam?
- Wspomniałaś, że masz znaleźć wśród ludzi kogoś do pomocy - przypomniała Hattie.
- Jakąś babcię.
- Słusznie. Zwerbowałam babcię Davida Sullivana.
- Czy to jest dozwolone? - spytała niepewnie Hattie.
- Jeśli nie będziesz o tym trąbić... - Betty wzruszyła ramionami - to ja też nie.
- Dlaczego David i Anastazja nie mogą się po prostu spotkać i zakochać od
pierwszego wejrzenia? - westchnęła Hattie.
- Bo to by było zbyt łatwe.
- A widziałabyś w tym coś złego? - Muriel najwyraźniej nie widziała. - To dobrze,
jeśli coś idzie jak z płatka.
- Być może, ale nie taka nasza dola. A zresztą co się z wami dzieje? Nie lubicie
przygód? Każde trio dobrych wróżek poradzi sobie z łatwą sprawą. Ale żeby stawić
czoło prawdziwym wyzwaniom, potrzeba odwagi i pomysłowości takich specjalistek
jak my.
- A co jest właściwie naszą specjalnością? - spytała niewinnie Hattie.
- Kłopoty - odparła bez zastanowienia Muriel.
- Stwarzamy je czy zaradzamy im?
- Jedno i drugie, niestety. Ale wkrótce przełamiemy złą passę. Claire Sullivan marzy o
tym, żeby jej jedyny wnuczek się ustatkował. Wychowywała go jak matka, odkąd jego
rodzice zginęli w wypadku. Miał wtedy dziesięć lat. David słucha rad swojej babci,
więc jeśli będziemy mieć w niej oparcie, pójdzie nam z płatka.
Gdy tylko Betty dokończyła zdanie, wybuchła głośna utarczka przy stole z weselnym
tortem. Anastazję rozzłościły w końcu na dobre końskie zaloty przysadzistego
partnera, który zachowywał się, jakby całkiem nie pojmował, dlaczego nadepnęła mu
na nogę. Tym razem odepchnęła go z całej siły. Zbyt pijany, żeby utrzymać
równowagę, zachwiał się i zatoczył do tyłu, następnie wymachując rękami,
znieruchomiał na chwilę, po czym runął jak kłoda w sam środek tortu.

- Pójdzie nam jak z płatka - powiedziała z przekąsem Muriel. - Już to

widzę.ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Denton dalej pchał się z tymi łapami, więc w końcu go odepchnęłam, wcale nie tak
mocno... - opowiadała Anastazja swojej przyjaciółce Claire Sullivan, kiedy jechały
prowadzącą na północ Chicago trasą Lakę Shore. - Ale on był pijany, stracił
równowagę i wylądował na torcie weselnym mojego brata.
Anastazja siedziała za kierownicą swojego czerwonego triumpha. Dach kabrioletu był
opuszczony, związała więc włosy w koński ogon, żeby nie rozwiewał ich wiatr. Był
gorący sierpniowy dzień, ale chłodna bryza od jeziora łagodziła upał.
Claire, z obawy o fryzurę, wcisnęła na czoło czapkę baseballową drużyny Chicago
Cubs. Zupełnie nie wyglądała na swoje siedemdziesiąt lat z okładem, a w szafirowym
dresie do uprawiania joggingu było jej szczególnie do twarzy.
- Coś podobnego... - Spojrzała na Anastazję z troską w oczach. - Czy bardzo był zły?
- Kto? Denton czy Jason? - Zanim doczekała się odpowiedzi, wyprzedziła z wprawą
kilka samochodów. Anastazja prowadziła auto tak, jak żyła: pewnie i z odrobiną
szaleństwa.
- Denton dostał to, na co zasłużył. Miałam na myśli Jasona.
- Nie wyglądał na rozbawionego, ale Heather zachowała się fantastycznie. Najpierw
wszystkich rozśmieszyła, a potem zebrała nas wokół siebie, rzuciła w tłum ślubny
bukiet, i było po sprawie.
- A kto go złapał?

background image

- No więc, wyobraź sobie, druhną Heather była producentka jej audycji radiowej, Nita
Weiskopf. Do nieśmiałych to ona nie należy. Stanęła w pierwszym rzędzie, gotowa na
wszystko, byle pochwycić ten bukiet. Ja stałam z tyłu.
- Bo ty należysz do nieśmiałych... - Claire uśmiechnęła się przewrotnie.
- Jasne. - Anastazja odwzajemniła uśmiech. - Wszystko można o mnie powiedzieć,
tylko nie to, że jestem nieśmiała. Stanęłam jak najdalej, bo po prostu nie chciałam
złapać tego bukietu. Zupełnie mi się nie marzyła rola następnej panny młodej.
- Masz coś przeciwko pannom młodym?
- Oczywiście, że nie. Dopóki nie jestem jedną z nich. Zbyt wysoko cenię sobie
wolność. W każdym razie Heather rzuciła bukiet prosto w Nitę. A potem zdarzyło się
coś dziwnego... - Anastazja zamilkła na chwilę. - Mimo moich najszczerszych
wysiłków, żeby trzymać się jak najdalej od tych przeklętych kwiatów, nagle bukiet
skręcił, jakby zdalnie sterowany, i zaczął lądować tuż nade mną. Mogłam go albo
chwycić, albo dostać nim po głowie.
- Miałaś szczęście!
- Nie nazwałabym tego szczęściem. To, że poznałam w bibliotece ciebie - o, to było
prawdziwe szczęście! - Anastazja od pierwszej chwili poczuła sympatię do Claire, a
przez cały ostatni rok stawały się sobie coraz bliższe.
- Dla mnie to też był wyjątkowy dzień. Tak jak dzisiejszy. Pomyśl tylko: ja - kobietą
interesu. Wciąż jeszcze nie mogę w to uwierzyć.
- Będziesz wspaniała.
- Od dawna chciałam otworzyć własną cukierenkę z lodami, ale to było tylko
marzenie i nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek się spełni.
- To był rzeczywiście łut szczęścia, że właściciele domu, w którym mieszkam,
zdecydowali się akurat teraz go sprzedać. A sklep na parterze ma tę cudowną
marmurową ladę, w sam raz dla twojej cukierenki. To miejsce aż się prosiło o remont.
Trudno uwierzyć, że od zamknięcia polskich delikatesów stało puste. - Anastazja
uśmiechnęła się do Claire. - Wiesz, że jestem dobrą lokatorką, więc kiedy wynajmiesz
mi mieszkanie na drugim piętrze, będziesz miała następne źródło regularnych
dochodów.
- Wiem. I nie mogę się doczekać rozpoczęcia remontu. Mam nadzieję, że uda mi
ruszyć z tym biznesem za półtora miesiąca.
Kwadrans później Anastazja zaparkowała przed swoim domem. Ledwie zgasł silnik,
Claire wysiadła z samochodu i pędem ruszyła do drzwi wejściowych.
- Boże, jestem tak zdenerwowana, że nie potrafię poradzić sobie z zamkiem. - Starsza
kobieta ścisnęła dłoń Anastazji. - Jeszcze raz dziękuję, że zechciałaś pojechać ze mną
na ten przetarg. Twoja obecność naprawdę dodawała mi otuchy.
- Po to ma się przyjaciół. - Anastazja przytuliła Claire.
- Miałam nadzieję, że mój wnuk wróci z konferencji w Nowym Jorku i będzie mi
towarzyszył... ale widocznie coś go zatrzymało.
Anastazję korciło, żeby przemówić mu do rozumu. Nie znała tego faceta, a już go nie
lubiła. Z tego, co o nim słyszała, musiał być zwariowanym pracoholikiem, któremu
brakowało czasu na to, żeby w pełni docenić swoją babcię. A ona była tak niezwykłą
kobietą.
Miała błękitne żywe oczy, a na jej kasztanowych włosach nie widać było śladu
siwizny. Zawdzięczała to swoim rytualnym wizytom w salonie piękności „Paula's
Powder Puff", którego, jak przyznała, była wierną klientką od czasów prezydentury
Eisenhowera w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Poza tym Claire miała wielkie
serce. Zasługiwała na coś lepszego niż na wnuka, który nie potrafi znaleźć dla niej
czasu, gdy ona naprawdę go potrzebuje.
- Zapomnij o Davidzie. Proszę... - Anastazja przekręciła klucz w zamku i z uroczystą

background image

miną otworzyła drzwi. - Witamy w... Wymyśliłaś już nazwę dla swojej lodziarni?
- Jeszcze nie. - Claire wpadła do opuszczonego sklepu. Stanęła na samym środku
podłogi z kafelków ułożonych we wzór płatków śniegu, zakręciła się w tanecznym
piruecie i krzyknęła: - Moje! To wszystko moje!
Anastazja roześmiała się. Podobnie jak Claire, dostrzegła otwierające się przed
przyjaciółką perspektywy, choć puste pomieszczenie nie wyglądało teraz najlepiej.
Poprzedni właściciel budynku zmarł w zeszłym roku, a jego spadkobiercy długo
spierali się między sobą, aż w końcu zdecydowali się sprzedać nieruchomość.
Sklep wymagał gruntownego remontu, ale dwa mieszkania na górze były w dobrym
stanie. Wybudowany w latach dwudziestych dom z czerwonej cegły znajdował się w
Evanston, na północnym przedmieściu Chicago, o rzut kamieniem od granic miasta.
Lokalizacja u zbiegu dwóch ulic niemal gwarantowała popularność, a do tego łatwo
było tu zaparkować samochód. Poza tym niedaleko mieścił się campus Uniwersytetu
Northwestern, można więc było liczyć na studentów.
Jednym słowem, było to znakomite miejsce na urzeczywistnienie marzeń Claire. A
Anastazja gotowa była zrobić wszystko, co tylko możliwe, żeby jej w tym pomóc.
- Co tu, u diabła, się dzieje? - spytał wściekłym tonem stojący w progu mężczyzna. W
oczach miał dziką furię, co nie przeszkodziło Anastazji zauważyć, że jest wyjątkowo
przystojny.
- Cofnij się! - rozkazała stanowczym, ostrym tonem, tak jak ją uczył instruktor
samoobrony. Nie odwracając wzroku, sięgnęła do torebki po pojemnik z pieprzem w
sprayu i wycelowała go w potencjalnego napastnika. Wedle zasady „przezorny
ubezpieczony". - Z drogi!
- Bo co? - Intruz rzucił jej kpiące spojrzenie, w którym nie było nawet cienia strachu.
- Udusisz mnie kremem do golenia?
- David, co za niespodzianka! - krzyknęła Claire i podeszła, żeby go uściskać. -
Myślałam, że siedzisz jeszcze na tej konferencji w Buffalo.
- Właśnie wróciłem i odsłuchałem na sekretarce twoją dziwną wiadomość. Niewiele z
tego zrozumiałem. Coś o kupnie domu, o jakiejś cukierence z lodami...
- Zostawiłam ci adres, ale nie sądziłam, że będziesz jechał taki kawał drogi, żeby
zobaczyć to miejsce na własne oczy. Kochany z ciebie chłopiec.
Chłopiec? Anastazja nie wierzyła własnym uszom. Nie mogła się w nim dopatrzyć
niczego chłopięcego. Wyglądał bardzo męsko i pociągająco: miał czarne włosy i brwi
oraz niewiarygodnie niebieskie oczy w oprawie gęstych rzęs. Była dopiero trzecia po
południu, a jego kanciastą brodę pokrywał już cień świeżego zarostu. Widać było, że
wrócił z bardzo uciążliwej podróży.
Ubrany był w znoszone dżinsy i płócienną koszulę uwydatniającą jego szerokie barki.
Podwinięte rękawy odsłaniały opalone przedramiona. Był wysoki i dobrze
zbudowany, ale szczupły. Typem muskulatury nie zaimponowałby nawet po-
czątkującemu kulturyście.
- Co tu się dzieje? - spytał ponownie.
- To... - Claire zamaszystym gestem dłoni zakreśliła w powietrzu półkole - … jest
moja przyszłość.
- Nieprawda. Twoją przyszłością jest kapitał odłożony w banku.
- Już nie. Zainwestowałam go w to.
- Co zrobiłaś?! - David pobladł.
- Nie musisz krzyczeć, kochanie - powiedziała z łagodną reprymendą w głosie. - Mam
tę swoją siedemdziesiątkę z okładem, ale to nie znaczy, że jestem głucha.
- Nie mogę uwierzyć, że zrobiłaś coś takiego, nie prosząc mnie nawet o radę.
- Byłeś ostatnio bardzo zajęty, więc nie chciałam zawracać ci głowy.
Anastazja zastanawiała się, czy to, co przemknęło przez jego twarz, było cieniem

background image

zażenowania, czy tylko złudzeniem optycznym. Nie miała pewności, bo teraz jego
mina wyrażała niczym niezmącony gniew.
- Nie powinnaś była tego robić. Ale może powiesz mi wreszcie, co dokładnie
zrobiłaś?
- Kupiłam tę kamienicę. - Claire czule poklepała ścianę. David sprawiał wrażenie,
jakby dostał po głowie grubą deską.
- Kupiłaś - powtórzył ostrożnie. - To znaczy zapłaciłaś za nią?
- Tak. I obciążyłam jej hipotekę.
- Co cię, na miłość boską, opętało?
- Mam zamiar otworzyć cukierenkę z lodami.
- Lodziarnię. Dopadł cię jakiś wygadany pośrednik i podstępem wyłudził pieniądze?
- Oczywiście, że nie. Moja lodziarnia będzie jak ze starych dobrych czasów, kiedy
sprzedawano lody domowej roboty - oświadczyła dumnie.
- Nie wydaje ci się, że to trochę za późno, żeby ruszać z takim pomysłem? Dzisiaj
prowadzenie własnego interesu przynosi więcej kłopotów niż korzyści. Na emeryturze
powinnaś korzystać z życia, cieszyć się wolnością od obowiązków, a nie skazywać na
ciężką całodzienną harówkę. - David przemawiał do swojej babci jak do niesfornego
dziecka, doprowadzając tym do furii Anastazję.
Ależ ma tupet ten wielki gamoń! Anastazja była zbyt wściekła, żeby się odezwać. Na
szczęście Claire zachowała spokój, ufna, że zdoła przekonać Davida do swojej
decyzji. Anastazja uważała to za stratę czasu. Ten facet miał zakuty łeb i klapki na
oczach. Ba, żeby choć klapki! Bielmo byłoby właściwszym słowem.
- Dwa mieszkania na górze są w dobrym stanie - tłumaczyła Claire - ale sklep
wymaga odrobiny pracy.
- Odrobiny pracy? - powtórzył z niedowierzaniem David, rozglądając się dokoła. - Tu
przydałby się cud!
- Miałam cichą nadzieję, że pomożesz nam w remoncie... Właśnie zaczynasz urlop,
prawda?
- Tak, ale...
- Zaplanowałam uroczyste otwarcie na pierwszego października, za sześć tygodni.
- O ile wiem, do tego czasu skończy się sezon największego popytu na lody.
- Na lody zawsze jest popyt - odezwała się w końcu Anastazja. - Poza tym nieczęsto
się zdarza okazja nabycia nieruchomości w tak dobrym punkcie, więc Claire nie
mogła z tym czekać do następnego lata.
- A pani jest... - David spojrzał wściekle na Anastazję.
- Och, wybaczcie mi złe maniery... - Claire przycisnęła dłonie do zarumienionych
policzków, a potem skierowała je do wnuczka. - Davidzie, to jest Anastazja Knight,
moja przyjaciółka. Opowiadałam ci o niej, pamiętasz?
- Nie opowiadałaś. Podobnie jak nie wspomniałaś mi o tym miejscu.
- Na pewno mówiłam ci o Anastazji, nie mam przecież zbyt wielu przyjaciółek.
- Jedyna przyjaciółka, o której mi opowiadałaś, to jakaś szara myszka z biblioteki dla
dzieci.
- Szara myszka? - Claire zmarszczyła brwi.
- Nie pamiętam, jak dokładnie ją opisałaś - David wzruszył arogancko ramionami -
ale wszystkie bibliotekarki są takie same. W każdym razie to wspaniale, że znalazłaś
jakąś starszą panią, z którą możesz sobie do woli plotkować... - Zamilkł wreszcie, gdy
zdał sobie sprawę z wiszącego w powietrzu napięcia i wrogości. Może nie był
najbardziej złotoustym facetem w okolicy, a i poczucie taktu nie należało do jego
najsilniejszych stron. Poza tym miał za sobą okropną podróż z Buffalo. Spróbował
odzyskać stracony teren. -Chciałem powiedzieć, że to wspaniale, iż poznałaś starszą
panią, która... uff, zaprzyjaźniła się z tobą.

background image

Jego łagodna z natury babcia kręciła głową, wyraźnie zirytowana. Czyżby obraziła się
za to, że nazwał bibliotekarkę starszą kobietą? A jakie określenie byłoby tu
politycznie poprawne?
- Dobrze, że znalazłaś kumpelkę w wieku przedemerytalnym - czy to brzmi lepiej? -
spytał z nadzieją w głosie.
Dwie pary oczu przeszywających go iskrzącym wzrokiem uświadomiły Davidowi, że
trafił jak kulą w płot.
- Nigdy nie mówiłam, że moja przyjaciółka jest stara, starsza czy w wieku
przedemerytalnym - oświadczyła stanowczo Claire. - Ani też nigdy w rozmowie nie
pojawiło się słowo „szara myszka".
Davida ogarnęło złe przeczucie.
- Pozwól, że zgadnę...
- To ja jestem tą szarą myszką z biblioteki - Anastazja potwierdziła jego najgorsze
przypuszczenia.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Z całą pewnością nie przypominała żadnej z bibliotekarek, które widział w swoim
ż

yciu David. Choć, prawdę mówiąc, niezbyt często zaglądał do bibliotek. Nigdy nie

miał na to dość czasu ani chęci.
Przez kilka ostatnich lat praca inspektora analizującego przyczyny pożarów
pochłaniała go bez reszty. Badanie kataklizmów, które często całe rodziny odzierały z
ich marzeń, a nawet pozbawiały życia, należało do takich doświadczeń, które
zmieniały w cynika każdego optymistę czy marzyciela. David zaś nigdy - a
przynajmniej od śmierci rodziców w wypadku samochodowym - optymistą ani
marzycielem nie był.
Marzycielami byli jego rodzice. Ojciec wycofał pieniądze z polisy ubezpieczeniowej
na życie i zainwestował je w piramidę finansową, nie zostawiając po sobie niczego
prócz długów. David zdawał sobie sprawę, że dziadkowie, wychowując go, borykali
się z wieloma poważnymi kłopotami, a jednak nigdy nie dali mu do zrozumienia, że
jest dla nich ciężarem.
Od dziecka był pracowity i trzeźwo myślący. Wyśmiewał górnolotne marzenia innych
dzieci, które chciały być gwiazdami koszykówki albo rocka. Kiedyś w szkole, w dniu
prezentacji różnych zawodów, wysłuchał pogadanki dowódcy straży pożarnej i odtąd
nie miał już wątpliwości, kim chciałby zostać. Po college'u rozpoczął pracę jako
strażak, wspinał się po kolejnych szczeblach kariery, aż przeniesiono do wydziału
rozpoznawania przyczyn pożarów.
Z każdym rokiem pracy potęgowała się doza cynizmu w jego spojrzeniu na świat. Jaki
sens mają marzenia, jeśli w każdej chwili mogą pójść z dymem? Jeśli potrafią czło-
wieka zaślepić, całkowicie przesłaniając realny świat, tak jak zaślepiły jego ojca,
który zostawił rodzinę z niczym, poza spopielonymi resztkami swoich złudzeń. Zbyt
wiele złych rzeczy przydarzyło się dobrym ludziom na oczach Davida, żeby potrafił
jeszcze w coś wierzyć.
Urlop wziął na żądanie szefa. Miał wykorzystać wszystkie wolne dni, które uzbierały
się przez ostatnie osiem lat, żeby spojrzeć na sprawy z dystansu.
Problem polegał na tym, że na samą myśl o bezczynności miał ochotę gryźć ścianę.
Nie należał do ludzi, którzy potrafią lenić się całymi dniami, kontemplując własny
pępek i zastanawiając się, dlaczego Cubsi nigdy nie wygrywają.
Postanowił spędzić trochę czasu z babcią i sprawdzić, czy dobrze jej się wiedzie na
emeryturze. Była jedyną bliską mu osobą, miał więc wyrzuty sumienia, że ostatnio tak
rzadko się z nią widywał, ale teraz tu był i nie miał zamiaru pozwolić, żeby ktoś
wykorzystywał jej życzliwe do granic naiwności usposobienie. Instynkt mu
podpowiadał, że Anastazja ma fatalny wpływ na jego babcię - kobietę, która od
dziesięcioleci nie zmieniła banku ani fryzjera. Kupienie walącego się domu i obłędny
pomysł otworzenia w nim lodziarni absolutnie nie były w jej stylu.
Ale coś podobnego na pewno mogło urodzić się w głowie tej szalonej kobiety, która
groziła mu kremem do golenia.
Miał więcej niż przeczucie, że to ona skłoniła babcię do wydania lekką ręką
oszczędności całego życia.
Spojrzał na bibliotekarkę, tym razem jak mężczyzna na kobietę. Obnosiła się z tą
swoją pewnością siebie jak z pucharem mistrzowskim. Tylko bardzo odważna kobieta
mogłaby się ubrać w ten sposób. Jej żółta sukienka bez rękawów była tak długa, że
opierała się na pomarańczowych trampkach, ale na niej wyglądała seksownie. Nie
wiadomo dlaczego, ta sukienka przywiodła mu na myśl parne letnie noce, zimną
lemoniadę i ukradkowe pocałunki.
Miała długie kasztanowe włosy związane w koński ogon i robiące niezwykłe wrażenie

background image

złote oczy. Była zdecydowanie wysoka, musiała mieć ponad metr siedemdziesiąt
wzrostu, bo czubkiem głowy sięgała jego brody. Nie, nie miał ochoty sprawdzić tego
dokładnie, nic z tych rzeczy. Była piękna, ale zdecydowanie nie w jego typie. A poza
tym nie ufał jej.
- A więc, Anastazjo... - David starał się mówić jak najmniej podejrzliwym tonem -
...jeśli dobrze zrozumiałem, przyjechałaś tu z moją babcią, żeby pomóc jej
doprowadzić to miejsce do stanu używalności.
- Mieszkam tutaj. Oczywiście nie w sklepie, tylko w jednym z mieszkań na górze.
- Świetnie się składa - zauważył drwiąco. - Śmiem przypuszczać, że to ty poradziłaś
mojej babci kupno tej... - chciał powiedzieć „rudery", ale na wszelki wypadek
zrezygnował z otwartego ataku - ...tego starego domu.
- Kiedy Anastazja powiedziała, że znalazła wspaniałe miejsce na moją lodziarnię,
wprost nie mogłam w to uwierzyć - odpowiedziała za Anastazję Claire.
- Nie mam o to do ciebie pretensji - mruknął David, postanawiając sobie w duchu, że
nie uwierzy w ani jedno słowo Anastazji, dopóki sam wszystkiego nie sprawdzi. Pra-
wdopodobnie ta spryciara namówiła babcię na kupno domu, w którym sama mieszka,
z bardzo prostego powodu. Wygodnie jest mieć za gospodarza bliską przyjaciółkę,
kogoś, kto nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli spóźnimy się z uiszczeniem
opłaty za czynsz, a nawet wcale go nie zapłacimy. - Co jeszcze zrobiłaś dla mojej
babci, Anastazjo?
- Zawiozłam ją dziś rano do notariusza.
David zaklął pod nosem. A więc umowa została podpisana zaledwie kilka godzin
temu. Niech to szlag! Gdyby z powodu złej pogody nie odwołano lotu, na który miał
zarezerwowany bilet, zdążyłby odwieść babcię od tego strasznego głupstwa.
- Posłuchaj, babciu, prowadzenie własnego interesu może wydawać się zabawne, ale
w rzeczywistości to ciężka praca, zatrudnianie pracowników, księgi rachunkowe,
podatki i mnóstwo różnych kłopotów. To naprawdę nie jest rozsądny pomysł.
- Jest bardzo rozsądny. Potrzeba tylko odrobiny wyobraźni, żeby spojrzeć na to z innej
strony.
Te gorące słowa wyrwały się oczywiście nie jego babci, lecz Anastazji. Złoty snop
ś

wiatła przedzierający się przez okienne żaluzje tworzył aureolę wokół

rozwichrzonych kosmyków jej włosów. Ale w jej wyglądzie nie było nic anielskiego.
Biła z niej pasja i jakaś dziwna energia. Wyglądała na kobietę, której równie łatwo
udaje się zburzyć spokój ducha mężczyzny, jak wbić do głowy starszej pani
najgłupszy pomysł na świecie.
- Jak poznałaś moją babcię? - zapytał uprzejmie.
- Poznałyśmy się w bibliotece, w której pracuję razem z innymi szarymi jak myszy
starymi bibliotekarkami - dodała jednym tchem.
David skrzywił się. Najwyraźniej nie miała zamiaru mu darować. Tym lepiej dla
niego. Ona też nie wzbudziła w nim szczególnej sympatii.
- Twoja babcia wybawiła mnie z opresji. Oczywiście doszedł do wniosku, że babcia
pożyczyła jej pieniądze. Może nie wiedział zbyt wiele o bibliotekarkach, ale słyszał
przecież, że kiepsko im płacą.
- Proszę cię, moja droga, nie opowiadaj mu tej historii - zaprotestowała Claire.
Strzał w dziesiątkę, pomyślał David. Zależy im, żeby o czymś nie wiedział, jest więc
coś, czego dowiedzieć się musi.
- Dlaczego nie, babciu? Z przyjemnością posłucham, jak wybawiłaś ją z opresji.
- Dobrze, ale to trochę krępujące. - Claire nerwowo zachichotała. - Widzisz,
bibliotekarki cienko przędą, zwłaszcza po ostatnich cięciach w budżecie. Anastazja
często żartuje, że zostać bibliotekarką, to jakby złożyć śluby ubóstwa.
Chyba że znajdzie się bogatą starą przyjaciółkę i namówi ją podstępnie na kupno

background image

walącego się domu, w którym wynajmuje się mieszkanie, pomyślał cynicznie David.
Niewykluczone, że ta oszustka była w zmowie z poprzednimi właścicielami. I na
pewno trzyma w zanadrzu kilka następnych pomysłów na wyprowadzenie w pole jego
babci.
- No więc zgłosiłam się jako wolontariuszka do opowiadania dzieciom bajek -
ciągnęła Claire. - Wtedy właśnie spotkałyśmy się po raz pierwszy.
- A w jaki sposób wybawiło cię to z opresji? - David zwrócił się do Anastazji.
- Podejrzewam, że nigdy nie próbowałeś czytać bajek grupie dwudziestu pięciu
przedszkolaków.
Na samą myśl o tym Davida przeszył dreszcz. Nie miał żadnego doświadczenia w
obcowaniu z małymi dziećmi. Owszem, pracował ze starszymi, dostatecznie dużymi,
ż

eby grać w małej lidze baseballu, którą pomagał prowadzić.

- Miałam w grupie dwie pary wyjątkowo nieznośnych bliźniaków - opowiadała
Anastazja z uśmiechem, który zdradzał i wesołość, i trwogę. - Zachowywali się jak
małe dzikusy, a ja bez dziesięciu par dodatkowych rąk nie miałam szansy panować
nad sytuacją. Przedtem miałam asystentkę do pomocy, ale kiedy odeszła, nie przyjęli
nikogo na jej miejsce. Nazywa się to redukcją etatów - albo strategią na wyczerpanie
przeciwnika. Ja to nazywam krótkowzroczną, piramidalną głupotą, ale dajmy temu
spokój. Lepiej, żebym nie zaczęła rozprawiać o polityce podatkowej.
- Słusznie. - David wątpił, żeby mogli mieć podobne poglądy na temat
odpowiedzialności finansowej.
- W każdym razie twoja babcia, anioł nie człowiek, powstrzymała tego małego
potwora Terry'ego, jednego z bliźniaków, przed obcięciem mi włosów. Do dzisiaj nie
wiem, jak on znalazł te nożyce. Claire ma genialne podejście do dzieci. I opowiada im
najpiękniejsze bajki.
- Nie umywają się nawet do bajek Anastazji. - Claire uśmiechnęła się promiennie. -
Czy wiesz, że ona je sama wymyśla?
Jasne, nie tylko bajki dla dzieci, pomyślał David.
- O trójce dobrych wróżek. Niektóre nawet ilustruje. Radziłam jej, żeby zgłosiła się z
nimi do jakiegoś wydawcy, bo według mnie są tak dobre, że nadają się do publikacji.
- Naprawdę chcesz zostać pisarką, Anastazjo?
- Nie. Tak naprawdę chciałabym być na tyle bogata, żeby móc sobie pozwolić na
bycie pisarką - odpowiedziała z impertynenckim uśmiechem.
Pewnie, że byś chciała. David już miał powiedzieć Anastazji, że ma szansę wzbogacić
się kosztem jego babci, gdy Claire chwyciła go za rękę i zaciągnęła na drugą stronę
sklepu.
- Davidzie, spójrz tylko na tę marmurową ladę... - przeciągnęła po niej dłonią - i na te
kafelki na podłodze, z wzorem płatków śniegu. Czyż nie są piękne? To miejsce
można naprawdę wspaniale urządzić. Najpierw usuniemy te dziwaczne ścianki
działowe, żeby było więcej przestrzeni. Z tyłu chciałabym urządzić kuchnię.
- Kuchnię? Po co ci kuchnia?
- śeby robić w niej lody.
- Robić? Myślałem, że chcesz je sprzedawać.
- Przecież ci mówiłam, że moje lody będą domowej roboty. Pracuję właśnie nad
kilkoma specjalnymi przepisami. W rzeczach twojego dziadka znalazłam starą
książkę o prowadzeniu sklepu z wodą sodową, lemoniadą i lodami. Jest w niej kilka
klasycznych receptur.
- Najbardziej mi smakowały „Nastrojone Delicje" - wtrąciła się Anastazja. - Lody w
kształcie staromodnego radia. „Deser Trzeciego Stopnia" też jest ciekawy, ale bardziej
wodnisty.
David najchętniej urządziłby jej przesłuchanie trzeciego stopnia, żeby dowiedzieć się,

background image

w jaki sposób udało jej się tak skutecznie wkraść w łaski jego babci. Zadała sobie
trud, żeby przeczytać podręcznik zawodowy jego dziadka! A on nie miał nawet
pojęcia, że taka książka jest w domu. Zdawał sobie co prawda sprawę, że babci
bardzo brakuje męża, ale nigdy by się nie spodziewał, że samotność przywiedzie ją do
popełnienia tak rozpaczliwych głupstw.
- Dlaczego nie porozmawiałaś ze mną o tym domu? - zapytał po raz kolejny. - Czy nie
mogłaś trochę poczekać?
- Tłumaczyłam ci... - Claire poklepała go po dłoni. - Nie chciałam zawracać ci głowy,
wiedziałam, że jesteś bardzo zajęty. Jak się udała konferencja?
- Konferencja jak konferencja, a ja nigdy nie jestem aż tak zajęty, żeby nie
porozmawiać o czymś bardzo ważnym.
- David bada przyczyny pożarów.
- Wiem, już mi to mówiłaś. - W przeciwieństwie do Davida, Anastazja uważnie
słuchała Claire, co wypomniała mu znaczącym spojrzeniem.
- Już samo kupno nieruchomości - David nie zamierzał odchodzić od tematu - wiąże
się z wielkim ryzykiem, nie mówiąc o prowadzeniu interesu. Czy wiesz, ile firm
upada w pierwszym roku działalności? Większość. I dlaczego akurat cukierenka z
lodami?
- Dlatego, że w takiej cukierence poznałam twojego dziadka. Nie masz pojęcia... -
rysy Claire złagodniały - z jaką gracją potrafił wrzucić przez ramię kulkę lodów do
miseczki, która stała na ladzie. Miał wspaniałe ruchy.
David spoglądał przez ramię na ruchy Anastazji, która szła w ich kierunku, łagodnie
kołysząc biodrami.
- Każdy ma prawo do marzeń - powiedziała zaczepnie.
- Czyżby? A co myślisz o odpowiedzialności, bezpieczeństwie finansowym?
- Twoja babcia opracowała szczegółowy plan przedsięwzięcia, obliczyła, ile kapitału
musi w nie zainwestować i tak dalej. Jest inteligentną kobietą. Czy nie rozumiesz, że
robi coś, co ją uszczęśliwia? Coś, co ma dla niej głębokie osobiste znaczenie, bo
przywołuje wspomnienie młodości, pierwszych dni spędzonych z dziadkiem? To jest
właśnie marzenie Claire.
Davida boleśnie ukłuły słowa Anastazji, bo wynikało z nich, że zna jego babcię lepiej
niż on.
- Ciekawe, jak wyglądałby ten świat, gdyby wszyscy gonili za każdym szalonym
marzeniem.
- Lepiej - odpowiedziała cierpko. - Pomyśl o tym, a ja skoczę na górę i przebiorę się w
jakieś robocze ciuchy.

* * *

- No cóż, poszło zupełnie dobrze - stwierdziła Hattie, unosząc się w powietrzu. W
całym pomieszczeniu nie było ani jednego czystego miejsca, na którym mogłaby
przysiąść w swojej wytwornej sukni.
- Dobrze? - Muriel, siedząca na zakurzonej marmurowej ladzie, wepchnęła z pasją
obie ręce do głębokich kieszeni kamizelki. - Dobrze, bo nie polała się krew?
- Ty zawsze musisz się czepiać. Nudziara!
- I kto to mówi? Największa pleciuga w rodzinie.
- Dziewczyny! - Betty spojrzała na siostry wymownym wzrokiem. Przechadzała się po
ladzie w luźnym podkoszulku z napisem „Wrzeszczę, bo mam powód", co oznaczało,
ż

e nie jest w nastroju do wysłuchiwania bzdur. - Zdaje się, że mamy problem z

Davidem. On nie wierzy w marzenia, a poza tym jest przekonany, ze Anastazja czyha
na pieniądze jego babci.
- Wątpię, żeby wierzył w istnienie dobrych wróżek - wtrąciła Muriel.

background image

- To dopiero początek. Wpadłyśmy tu, by zobaczyć ich pierwsze spotkanie i upewnić
się, czy Claire jest skłonna zagrać rolę swatki. Uważam, że nie ma powodu do obaw,
wszystko ułoży się jak trzeba.
- Jesteś pewna, że zwerbowanie Claire do pomocy jest dobrym pomysłem? - spytała
niepewnie Hattie.
- A czym to może grozić? - Betty wzruszyła ramionami.
- Tylko zachwianiem ogólnej równowagi w kosmosie - odpowiedziała ponuro Muriel.

* * *

- Musisz być dzielna. Musisz zebrać się na odwagę - przemawiała Anastazja do
skulonej pod fotelem himalajskiej kotki. - Pamiętaj, kim jesteś. To małe zwierzątko
jest słabsze od ciebie. Dziś rano włożyłam kawałek sera do humanitarnej pułapki,
takiej, która nie zrobi myszy krzywdy. Nie bój się, jestem pewna, że zaraz złapie
przynętę i przestanie cię dręczyć. Uspokój się, Xeno, ona tylko biega sobie w kółko,
ż

eby ci dokuczyć. Naprawdę nie powinnaś pozwalać tak się traktować.

Anastazja liczyła na to, że nadając kotce imię wojowniczej księżniczki, pomoże jej
przezwyciężyć słabości charakteru, ale jak dotychczas bez powodzenia. Właścicielką
tego zwierzęcia stała się z konieczności. Dał go jej - a właściwie podrzucił - Trevor,
jeden z jej byłych chłopaków, mówiąc, że nie ma czasu na zajmowanie się
neurotycznymi kotkami. Dwa dni później Anastazja rzuciła Trevora, ale zatrzymała
Xenę.
- Ta mysz nie ma prawa cię gnębić - tłumaczyła cierpliwie. - Musisz w siebie
uwierzyć, nie możesz przed nią uciekać.
To samo mogłaby powiedzieć o Davidzie. Ten twardogłowy pracoholik nie miał
prawa zastraszać Claire, pozbawiać jej marzeń. Sam sobie był winien, że babcia nie
wciągnęła go w swoje plany. Na pewno zdawała sobie podświadomie sprawę, że
starałby się ją zniechęcić. Ta podejrzliwość w oczach.... Swoją drogą
niewiarygodnych, w kolorze czystego intensywnego błękitu. Szkoda, że marnują się u
tak zatwardziałego frajera.
Skąd więc u niej ta nagła iskierka zainteresowania?
- Może to apetyt seksualny, a nie zainteresowanie - mruknęła, zrzucając buty w
drodze do sypialni. Potem ściągnęła przez głowę sukienkę, włożyła pomarańczową
bluzkę bez rękawów i białe ogrodniczki. Lubiła kolorowe stroje. Lubiła też kolorowe
otoczenie, dlatego w pokoju nie było niczego neutralnego, szarego ani białego. Ściany
były żółte, a ręcznie tkany indiański dywan niebieski, ze złotymi gwiazdami i
księżycami. Równie wyraźny akcent kolorystyczny stanowiła witrażowa lampa na
komódce oraz reprodukcja Van Gogha nad łóżkiem.
Kiedy nałożyła na ramiona szelki spodni, do jej myśli powrócił David. Wyraźnie mu
się nie spodobała i od pierwszej chwili był podejrzliwy. Ten typ już taki jest. Po
prostu nie potrafi uwierzyć w bezinteresowną życzliwość. Gdyby na przykład jadący
przed nim kierowca zapłacił za niego wjazd na autostradę, na wszelki wypadek
pojechałby za nim, żeby zdemaskować ukryte motywy takiego gestu.
Co spowodowało, że jest w nim tyle nieufności? Praca polegająca na tropieniu
podpalaczy? Czy może wczesna utrata rodziców?
Dlaczego ją to obchodzi?
Przez te jego przeklęte błękitne oczy. Gdyby choć nie szła z nimi w parze ta uroda
ś

niadego Irlandczyka. Zawsze lgnęła do takich mężczyzn.

Ale prawie wszyscy faceci w jej życiu byli na luzie. Mieli wielkie marzenia i nie
dzielili włosa na czworo, zastanawiając się, czy kiedykolwiek się spełnią. Zgoda, byli
przez to trochę niedojrzali i nieodpowiedzialni, ale na tym, między innymi, polegał
ich urok. Na początku.

background image

Dorastanie z dwoma despotycznymi braćmi skutecznie ją zniechęciło do władczych,
trzeźwo myślących typów. Takich jak David.
Może nie będzie się tu za często kręcił. Może właśnie w tej chwili Claire przemawia
mu do rozsądku.

* * *

- Tak się cieszę, że pomożesz mi w tym remoncie! - Claire promieniała ze szczęścia. -
Nie mam pojęcia, czym się różnią ściany nośne od innych, sama niewiele bym tu
zdziałała. Jesteś taki mądry, mój drogi. No, ale w końcu przepracowałeś na budowach
niejedne wakacje.
- Dawne czasy, babciu - przypomniał jej David.
- Ale z tym jest na pewno jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina. A teraz jesteś
na urlopie, prawda? Jeśli dobrze pamiętam, sześciotygodniowym?
David skinął głową.
- Świetnie się składa. Przez te sześć tygodni możemy wiele zdziałać.
Wystarczy, pomyślał, żeby się dowiedzieć, o co naprawdę chodzi Anastazji.
- A co z twoim mieszkaniem? Mówiłeś, że niedługo będziesz musiał się
przeprowadzić. Znalazłeś już coś? Jeśli nie, mieszkanie na drugim piętrze jest puste,
możesz z niego korzystać tak długo, jak zechcesz.
- Kto wie?
- Och, byłoby wspaniale! Nie bałabym się zostawić sklepu na noc, bo przecież
wszystkiego byś dopilnował.
- No tak, krem do golenia nie jest najskuteczniejszą bronią przeciwko włamywaczom.
- Och, przestań dokuczać Anastazji. Ona po prostu stara mi się pomóc.
- Dobrze wiem, co stara się zrobić.
Wiedział też, co on musi zrobić, żeby pokrzyżować jej plany. Wprowadzić się tutaj i
zadbać o interesy babci.

* * *

- Nie ma go? - spytała Anastazja, zastawszy Claire samą w sklepie.
- Na razie. Przepraszam cię za Davida, za tę szarą myszkę.
- Daj spokój, pamiętam gorsze przezwiska. A twój wnuczek przekona się wkrótce, jak
bardzo się pomylił. Co do wielu rzeczy.
- Kocham go nad życie, ale czasami jest taki...
- Despotyczny, twardogłowy, niemożliwy?
- Chciałam powiedzieć: strasznie poważny.
- To też miałam na końcu języka. - Anastazja uśmiechnęła się.
- On potrzebuje kogoś, kto by go trochę rozluźnił, pomógł zrozumieć, że ludzie mają
prawo do marzeń. Nawet znam kobietę, która świetnie by się do tego nadawała. -
Claire spojrzała na Anastazję pełnym nadziei wzrokiem.
- Ja? O, nie, mylisz się...
- Na pewno potrafiłabyś go nauczyć marzyć... i czerpać z życia trochę radości. Nigdy
nie spotkałam nikogo, kto cieszyłby się życiem tak jak ty.
- A wiesz, dlaczego nie straciłam jeszcze tego daru? Bo unikam jak ognia takich
ponurych facetów jak David, którzy odbierają życiu całą radość. - Na widok
przygnębionej miny Claire natychmiast się zreflektowała. - Przepraszam, wiem, że
jest twoim wnukiem i że bardzo go kochasz, ale...
- Pewnie masz rację, moja droga. Zresztą wątpię, żeby komukolwiek, nawet tobie,
udało się zmienić Davida. Jesteś zdolna, ale nie aż tak.
- Chwileczkę. - Anastazji nie spodobały się te słowa. - Z całą pewnością jestem
wystarczająco zdolna. Mogłabym go trochę natchnąć i...

background image

- Stałby się trochę znośniejszy - Claire przerwała jej w pół zdania. - Nie chcesz chyba,
ż

eby przygadywał nam bez przerwy, kiedy będzie pomagał urządzić to miejsce. Czy

nie byłoby łatwiej, gdybyś spróbowała go przekonać do naszego sposobu myślenia?
- Zaraz, zaraz, o co chodzi z tą jego pomocą?
- David zgodził się wykonać kilka prac remontowych, żeby ograniczyć moje wydatki.
I wprowadza się do wolnego mieszkania na drugim piętrze.
- A więc będzie się tu plątał przez jakiś czas... W takim razie w naszym własnym
interesie musimy go nawrócić na nasz sposób myślenia. Poza tym, to niezupełnie jest
tak, że nie miałam żadnego doświadczenia z podobnymi typami. Mój brat Jason był
butnym ważniakiem. Znaczną część tej buty zdążyłam mu wybić z głowy. Ale twój
wnuk jest o wiele... - Nie potrafiła znaleźć właściwego określenia. Twardszy? Mniej
ogładzony? Jason jest bardzo przystojny. Dostał nawet tytuł Najbardziej Seksownego
Kawalera Chicago. Ale David jest więcej niż przystojny. Bije z niego surowa, dzika
męskość, tak jak z rozpalonego pieca bije żar.
- Jest o wiele co, moja droga?
- Jest o wiele trudniejszy - znalazła słowo zastępcze. - Ale mnie pociągają trudne
zadania. Powiedz mi, co David robi dla przyjemności, kiedy chce się rozerwać?
- Pracuje.
- Tego się właśnie obawiałam - westchnęła Anastazja. - No więc dobrze, umowa stoi.
Postaram się przerobić Davida po twojej myśli.

* * *

Łubudu! Przeraźliwy łomot wyrwał Anastazję z głębokiego snu. Usiadła na łóżku i
zamglonym wzrokiem spojrzała na budzik. Była druga nad ranem, a hałas zdawał się
dochodzić tuż zza jej drzwi.
Doszła do wniosku, że z dwojga złego lepiej bać się hałasu wiadomego pochodzenia,
wyśliznęła się więc z łóżka, podeszła na palcach do drzwi wejściowych i zerknęła
przez wizjer.
Zobaczyła tylną część dżinsowych spodni - na bez wątpienia męskich pośladkach.
Wyjątkowo zgrabnych.
Po chwili jej oczom ukazała się reszta mężczyzny, kiedy wyprostował się i rzucił
przez ramię spojrzenie na jej drzwi. To był David.
Od dwóch dni zastanawiała się, kiedy wreszcie zacznie znosić swoje graty.
Podejrzewała nawet, że wycofał się z umowy z babcią, ale oto zjawił się: z wielkim
hukiem i wiązanką pomysłowych przekleństw na ustach.
Nie mogąc zaprzepaścić takiej okazji, otworzyła drzwi, gestem filmowej amantki
oparła dłoń o biodro i powiedziała przeciągle:
- Witamy w sąsiedztwie, ważniaku.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

David zaklął i upuścił pudło ze sprzętem gimnastycznym, o mało nie przygniatając
sobie nim stopy.
- Co jest, bawisz się w komitet powitalny? - warknął wściekle.
- Na to wygląda - odpowiedziała bez cienia skruchy. - A tobie co odbiło, żeby
zakradać się do domu w środku nocy?
- Wcale się nie zakradam.
- Nie? - Uniosła z niedowierzaniem brwi. - W takim razie przyjmuję sprzeciw.
Anastazja stała w progu w prostej białej koszuli, która zakrywała ją od szyi po same
kostki. Ale padające z tyłu światło przenikało kusząco cienką bawełnę, odsłaniając
zarys jej figury. David nie należał do tych, którzy zaglądają darowanemu koniowi w
zęby, stał więc w milczeniu i rozkoszował się widokiem.
- Chyba zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? - zapytała sennym, lekko ochrypłym
głosem. Chwilę później usunęła się z kręgu niedyskretnego światła, podeszła bliżej,
ż

eby zerknąć do otwartego pudła. - Hantle... - mruknęła. - Jakżeby inaczej.

- Co ma znaczyć ta dowcipna uwaga?
- Nic. Długo jeszcze będziesz tłukł się po tym korytarzu? Pytam, bo muszę wstać o
siódmej.
Był podniecony jak diabli i wcale go ta zdradziecka reakcja własnego ciała nie
ucieszyła. Sprowadził się tutaj, żeby patrzeć Anastazji na ręce i chronić przed nią
babcię, a nie gapić się na nią jak nastolatek. Swoją drogą, ona też zerkała na niego
ukradkiem. Te jej bystre złote oczy prześlizgiwały się po nim jak ciepły miód.
- Już prawie skończyłem - odpowiedział chropawym głosem, schylając się po pudło.
- Co za ulga. Baw się więc dobrze. - Machnęła ręką na pożegnanie, ale na moment
zatrzymała się w progu i pobłażliwie uśmiechnęła. - Jeśli będziesz potrzebował
pomocy, po prostu zagwiżdż. Potrafisz gwizdać, prawda? Trzeba ściągnąć wargi i
dmuchnąć.
Kiedy patrzył, jak Anastazja kołysze biodrami, wycofując się do mieszkania, wargi
miał już tak spierzchnięte, że cholernie trudno byłoby mu przyzwoicie zagwizdać.
Jednak spoglądając na to z jaśniejszej strony, przynajmniej nie dostał ślinotoku.
Następnego dnia w pracy od rozmyślania o Davidzie uchroniła Anastazję niezliczona
ilość spraw, które musiała załatwić. Najpierw oprowadzała po bibliotece grupę dzieci
z ośrodka opieki dziennej, potem miała trzygodzinny dyżur w punkcie informacji, a
pod koniec dnia zebranie personelu.
Przerwę na lunch spędziła w świetlicy dla pracowników. Zdążyła zjeść połowę
sałatki, kiedy ktoś zawołał ją do telefonu. Podniosła słuchawkę i z radością usłyszała
głos mamy.
- Przepraszam, że przeszkadzam ci w pracy, kochanie, ale twój telefon w domu od
rana jest bez przerwy zajęty.
- Xena musiała strącić słuchawkę w łazience. Myślałam nawet o tym, żeby kupić
aparat do powieszenia na ścianie.
- Skoro już o tym mówimy, może postarałabyś się o lepszego kota. Takiego, który
zarobi na swoje utrzymanie polowaniem na myszy.
- Mamo, ale ja nie chcę, żeby Xena żywiła się myszami. Nie zamierzam mieć na
sumieniu ani jednej martwej myszki.
- Przecież ojciec mógłby do ciebie wpaść i...
- Nie, dziękuję, panuję nad sytuacją - przerwała szybko, doskonale wiedząc, co
zrobiłby jej ojciec. Zawsze miał skłonność do przesady i pewnie zdemolowałby jej
mieszkanie, byle tylko złapać tę mysz. Kiedyś uparł się, że zmieni żarówkę w kuchni,
i skończyło się przepaleniem korków w całym budynku.

background image

- Dobrze więc, dzwonię, żeby zaprosić cię na kolację w tę sobotę. Przyjechał syn pani
Sanduski i pomyślałam, że powinnaś go poznać.
- Mamo, znowu chcesz mnie w coś wpakować? Pamiętasz, co stało się ostatnim
razem?
- Skąd mogłam wiedzieć, że Denton tak się upije na weselu Jasona? Sprawiał
wrażenie miłego młodego człowieka. Od trzech lat zajmuje się naszymi podatkami.
- Nie mówmy o tym - powiedziała stanowczym tonem Anastazja. Tylko tak mogła
sobie poradzić ze swatającą ją mamą. Czasami odnosiła wrażenie, że jest otoczona
przez samych swatów i swatki. - Wszystkie terminy towarzyskie mam już zajęte.
- Och? Poznałaś kogoś? - Pani Knight zadała to pytanie z nie tajoną nadzieją w głosie.
- Przez kilka najbliższych tygodni będę bardzo zajęta, bo pomagam Claire urządzić
cukierenkę.
- Dlaczego nie wynajęła fachowca?
- Zrobiła to, poza tym pomaga jej wnuk...
- Ile ma lat?
- Trzydzieści parę.
- Naprawdę? I jest kawalerem?
- Wolałabym, żebyś zostawiła moje życie miłosne w spokoju.
- Kochanie, ja po prostu nie chcę, żebyś była sama.
- Mówisz jak Claire.
- Próbuje cię swatać z wnukiem?
- Nie.
A może jednak? Przecież to Claire ją prosiła, żeby pomogła Davidowi rozluźnić się,
ż

eby nauczyła go cieszyć się życiem. Zaproponowała Davidowi mieszkanie na drugim

piętrze, namówiła, żeby zajął się remontem... Wprowadził się dopiero wczoraj, a już
w całym domu czuje się jego obecność.
- Słuchaj, mamo, muszę wracać do pracy. Uściskaj ode mnie tatę, dobrze? I pamiętaj,
koniec tego swatania!

* * *

- Hattie, czy ty wpłynęłaś jakoś na mamę Anastazji? Zachęcałaś ją do wtrącania się w
miłosne życie córki? - spytała Betty, mierząc siostrę pełnym nagany wzrokiem i nie
zwracając najmniejszej uwagi na kręcące się po bibliotece dzieci.
Hattie, która siedziała obok na półce, zaczęła dłubać nerwowo przy swoim misternie
ozdobionym słomianym kapeluszu.
- Nie, naprawdę nie. No, może trochę. Ale do niczego nie namawiałam Dentona. Nie
mam nic wspólnego z jego zachowaniem na weselu. To był jego własny pomysł.
Zresztą okropny.
- Bredzi - stwierdziła Muriel. - Najlepszy dowód, że narozrabiała.
- Tylko trochę - broniła się Hattie. - Przecież to ty, Betty, powiedziałaś, że
potrzebujemy pomocy ludzi. Pomyślałam sobie, że jeśli babcia się nadaje, to mama
będzie jeszcze lepsza.
- Błąd - powiedziała krótko Betty. - Anastazja zaprze się obiema nogami, jeśli będzie
miała na karku dwie kobiety poganiające ją do małżeństwa.
- Nawet nie użyłam do tego za wiele magii. Pani Knight chce, żeby jej córka wyszła
za mąż. Nie musiałam jej specjalnie przekonywać. A pamiętacie, jak źle znosiła
randki Anastazji w szkole średniej? Wypytywała ją na wszystkie sposoby,
zamęczała...
- Przy niej hiszpańska inkwizycja wydawała się fraszką - potwierdziła Betty.
- Więc naprawdę niewiele tu mogłam narozrabiać. Może nawet moja magiczna
różdżka nie miała na to wpływu. Wiecie przecież, że takie rzeczy się zdarzają.

background image

- Już dobrze, tylko nie rób tego więcej - przykazała jej Betty. - Nie próbuj działać na
własną rękę i niczego sama nie wymyślaj. Po prostu trzymaj się planu gry, a swoje
ciągoty twórcze ogranicz do własnych kapeluszy.
- Ludzie wszystko komplikują - dodała Muriel.
- A my sobie poradzimy bez ich pomocy - zgodziła się Hattie.

* * *

Wróciwszy z biblioteki, Anastazja zauważyła przez szybę wystawy sklepowej, że
Claire przegląda katalogi tapet ściennych. Zamiast wejść na klatkę schodową
prowadzącą do jej mieszkania, zatrzymała się i zastukała w okno.
- Właśnie ciebie potrzebowałam! - krzyknęła na powitanie Claire i pociągnęła
Anastazję do karcianego stolika ustawionego na środku pomieszczenia.
- O co chodzi?
- O tapety.
- Gdzie jest David? - Rozejrzała się wkoło. Jedynym śladem jego obecności był
oparty na dwóch kozłach wielki arkusz sklejki, a na nim mnóstwo narzędzi.
- Zdziera starą tapetę na zapleczu.
- Naprawdę? Więc w czym mogę ci pomóc?
- W wyborze tapety. Nie mogę się zdecydować między tą... - pokazała jej próbkę w
różowo-białe paski - ...a tą. - Wyjęła następną, której deseń tworzyły rożki z lodami.
- Jeśli chodzi o tapetę w różowe paski, to nie potrafię być obiektywna, od czasu kiedy
piłam czekoladę z mlekiem, pomagając tacie tapetować moją sypialnię. Miałam wtedy
dziesięć lat.
- Nie rozumiem, jaki to ma związek....
- Mój brat Ryan opowiedział mi fantastyczny dowcip, a ja parsknęłam śmiechem i
wyplułam napój prosto na nową tapetę. Widok był straszny. Od tamtej pory nie
przepadam za różowymi ścianami ani za mlekiem z czekoladą. Poza tym nie piję
niczego, kiedy Ryan jest w zasięgu mojego wzroku.
- To ten, który pracuje w Urzędzie Szeryfa Federalnego?
- Tak. Po kilkuletnim pobycie w Oregonie przenieśli go z powrotem do Chicago. Jak
to on, musiał nas czymś zaskoczyć i wrócił jako żonaty mężczyzna. Swoją drogą,
zawsze lubiłam Courtney.
- Czyli małżeństwo jest dobrą rzeczą dla twoich braci, ale nie dla ciebie?
- Moim braciom potrzebne są bystre kobiety, które potrafią utrzymać ich w karbach -
powiedziała wyniośle. - A ja nie potrzebuję nikogo, kto by mnie trzymał w karbach,
dziękuję bardzo.
- A ty nie chciałabyś trzymać w karbach jakiegoś mężczyzny?
- Mówiłam ci, że unikam jak zarazy sztywnych ważniaków. Faceci, z którymi się
zadaję, są na tyle wyluzowani, że nie potrzebują nikogo, kto by ich ustawiał. Ale dość
o mnie. Co z nazwą dla twojej lodziarni? Masz jakieś nowe pomysły?
- Zastanówmy się. - Claire sięgnęła po listę, którą zawsze miała pod ręką. - Na razie
mamy „Czarodziejski Rożek" i „Ogród Smaków", ale to brzmi jakoś pretensjonalnie.
- Musimy jeszcze pomyśleć. Posłuchaj, idziemy dzisiaj na tę aukcję?
- Jasne.
- Jaką aukcję? - David wyłonił się z zaplecza, wycierając dłonie w ścierkę. Miał na
sobie zakurzone dżinsy i biały podkoszulek.
Dlaczego nawet lśniący pot dobrze na nim wygląda? Anastazja starała się zachować
zimną krew.
- Wybieramy się z twoją babcią na aukcję antyków, żeby kupić jakieś meble do
cukierenki.
- Na pewno nie beze mnie - oświadczył David.

background image

- Cieszę się - odpowiedziała z uśmiechem. I naprawdę się ucieszyła.
Niestety, poszedł z nimi jak owca na rzeź, bezwolnie wlokąc się u ich boku. Zmienił
robocze ubranie na czarne spodnie i niebieską koszulę. Do diabła, nałożył nawet
krawat, no i siedział teraz jak manekin na składanym krześle obok babci i Anastazji,
pośród tłumu artystycznej gawiedzi, gapiącej się nie wiadomo na co. I pomyśleć, że
stracił przez to mecz Cubsów.
- Jak długo to jeszcze potrwa? - szepnął Anastazji prosto do ucha, wdychając
cytrusowy zapach jej perfum.
- Aż skończy się aukcja.
- A kiedy to będzie?
- Jeżeli ci się nudzi, to bardzo proszę, możesz złapać taksówkę i wracać do domu.
- I zostawić cię samą z babcią? - Rzucił jej kpiące spojrzenie. - Ani mi się śni.
- Pewnie, że nie. Ty przecież nie wierzysz w sny ani w marzenia, prawda? Ciekawe
dlaczego.
- Bo jestem praktyczny. I powiem ci, że żaden praktyczny człowiek nie zapłaciłby
takich pieniędzy za graty, które można kupić na garażowej wyprzedaży.
- To nie są graty, tylko dzieła sztuki z najlepszych kolekcji.
- Jasne. Te zapleśniałe kanapy, stoły i lampy to dzieła sztuki? - Wskazał palcem
monstrualny stół z rzeźbionymi nogami w kształcie smoków.
- Z całą pewnością.
- A te rupiecie za szkłem?
- To jest wystawa porcelany i biżuterii, a nie rupiecie.
- Moim zdaniem, przynajmniej co minutę musi rodzić się głupiec.
- Najwidoczniej - odparowała słodkim głosem. - Właśnie siedzę obok kogoś takiego.
- Moja babcia nie jest głupcem.
- Oczywiście, że nie. Ale jej wnuk owszem, przynajmniej wszystko na to wskazuje.
Może gdybyś siedział tu z otwartą głową, to udałoby ci się czegoś nauczyć. Kto wie,
może nawet dobrze byś się bawił.
- Bawię się zupełnie dobrze - mruknął.
Nie skłamał. Bawił go wściekły błysk w oczach Anastazji. W ogóle z przyjemnością
na nią patrzył, i na tym koniec. Reszta tego cyrku nie bardzo go interesowała.
Prowadzący aukcję przeszedł do następnej licytacji, a mówił tak szybko, jakby był
pod wpływem o wiele za dużej dawki kofeiny.
- Dwa tysiące, dwa sto, dwa dwieście po raz pierwszy. Kto da dwa pięćset? -
Wszystko to w niecałe pięć sekund. Człowiekowi zdrowemu na umyśle nie
wytrzymałyby płuca. Rozległo się głośne uderzenie młotka i jakieś następne bez-
wartościowe starocie powędrowało na biurko licytującego. Wszystko zaczęło się od
nowa.
David skrzyżował ręce na piersiach i odchylił się do tyłu, z półprzymkniętymi oczami,
jak zwykł to robić na zebraniach służbowych. Niewiele spał ostatniej nocy. Nie mógł
się uwolnić od widoku Anastazji w podświetlonej od tyłu nocnej koszuli. Ten obraz
wciąż tkwił w jego pamięci. Teraz też go widział. Zmarszczył brwi i podniósł rękę,
ż

eby podrapać się po nosie.

Usłyszał huknięcie młotka.
- Sprzedano za osiemdziesiąt dolarów panu w krawacie.
- Gratuluję - powiedziała Anastazja z uśmiechem, który nie wzbudził w nim zaufania.
- Przebiłeś resztę chętnych.
- O czym ty mówisz? Podrapałem się tylko po nosie.
- To niebezpieczne w czasie aukcji.
- Wiesz przynajmniej, co kupiłem?
- Erotyczną netsuke.

background image

Zakrztusił się. Anastazja uderzyła go w plecy z przesadną gorliwością.
Odchylając się do tyłu, David spiorunował ją wzrokiem. Nie bardzo wiedział, co to
takiego netsuke, ale z definicją erotyzmu nie miał najmniejszych kłopotów.
- To przez ciebie wylicytowałem jakiś nieprzyzwoity gadżet. Netsuke! Może mi
powiesz, co to jest?
- Mała orientalna rzeźba. Bardzo poszukiwana przez kolekcjonerów. Masz niezłe oko
jak na kogoś, kto uważa dzieła sztuki za rupiecie - nie powstrzymała się od
złośliwości.
David nie wyglądał na rozbawionego. Gdyby nie obawiał się, że Anastazja namówi
babcię do kupna jakiegoś obrzydlistwa, w ogóle by tu nie przyszedł. Ale babcia
wylicytowała tylko stolik z kutego żelaza z parą krzeseł, co prowadzący aukcję opisał
jako oryginalne wyposażenie bistra. Za to on kupił coś idiotycznego.
- Czy zacząłeś się już dobrze bawić? - spytała Anastazja, trzepocząc niewinnie
rzęsami.
- Nie.
- Więc pojedź ze mną w sobotę na piknik.
- Po co? - zapytał nieufnie.
- śebym mogła włożyć ci parę cementowych butów i wrzucić cię do rzeki -
odpowiedziała zaciągającym akcentem gangstera z lat dwudziestych, a potem
wybuchnęła śmiechem. - Jezu, co za podejrzliwość. W mojej propozycji nie ma
ż

adnego ryzyka. Ani żadnych warunków. Chodzi o zwykłą zabawę.

- Fantastycznie. A więc sobota. Piknik. - Na ostatnim był ze dwadzieścia lat temu, ale
to przecież nic nadzwyczajnego. Bierze się kilka hamburgerów i zjada je przy składa-
nym stoliku. Do diabła, jego zwykły lunch w pracy też można by nazwać piknikiem...
wtedy, gdy wcina hamburgera na dworze... wśród zgliszcz wypalonych budynków.
Ale pojedzie na ten piknik. Będzie miał okazję odkryć, o co naprawdę chodzi tej
nieznośnej kobiecie.
- Fajnie. - Uśmiechnęła się pogodnie. - Wszystko przygotuję. Spotkajmy się u mnie o
szóstej.
- Zgoda. - Nie śmiał skinąć głową z obawy, że stanie się w ten sposób właścicielem
jeszcze jednego dzieła sztuki.

* * *

- Pierwszy krok zrobiony - orzekła Betty ze szczytu witryny osłaniającej kolekcję
porcelany ze Staffordshire. - Wszystko przebiega według planu. Mówiłam wam, że
pomoc Claire ułatwi sprawę.
- Nie do wiary... - westchnęła Hattie, sadowiąc się na gablocie z biżuterią. -
Widziałyście, jak sprytnie wmanewrowała Anastazję w oswajanie tego sztywniaka
Davida?
- To wcale nie znaczy, że on tak łatwo da się oswoić. Wciąż jej nie ufa. - Sceptyczna
jak zwykle Muriel otrzepała z kurzu kamizelkę i wyjęła z kieszeni swój ulubiony
baton z bakaliami.
- Nie słuchaj jej. - Betty niecierpliwym gestem odsunęła z czoła grzywkę. - Tym
razem wszystko potoczy się gładko.
- Może powinnaś odstukać w nie malowane - zaproponowała Hattie. - Tak na wszelki
wypadek.
- Dobre wróżki nie powinny być przesądne - upomniała ją Muriel. - Popatrz, tu jest to
napisane czarno na białym.
- Wyjęła spod pazuchy grubą księgę, prawie tak wielką jak ona sama, za pomocą
magicznej różdżki przekartkowała setki bogato zdobionych stronic, aż wreszcie
znalazła to, czego szukała. - Zasada 1359.

background image

- Już kilka zasad z tej księgi nagięłyśmy dla naszych potrzeb - zauważyła Hattie.
- Nagięłyśmy? - zadrwiła Betty. - Do stu petunii, niektóre z nich powyginałyśmy tak
bardzo, że przypominają precelki.
- Czy to dobrze? - zaniepokoiła się Hattie.
- Przecież ciągle tu jesteśmy, prawda?
- W porządku. - Hattie dotknęła swoich srebrnych loków, jakby upewniając się, czy
siostra powiedziała prawdę.
- A skoro już tu jesteśmy, wypadałoby się przyjrzeć z bliska tym wiktoriańskim
szpilkom do kapeluszy. Zawsze o takiej marzyłam.

* * *

W soboty Anastazja lubiła wysypiać się do dziesiątej. Była to jedna z jej nielicznych
słabości i z upodobaniem sobie na ten luksus pozwalała. Lecz tego ranka nieznośny
huk obudził ją przed świtem.
Zmrużyła oczy, starając się odczytać na budziku godzinę. Piąta. Znowu to samo. Czy
ten facet nigdy nie śpi? Co on tam może robić? A może nie jest sam?
Na tę myśl opadła z powrotem na poduszkę. Chyba nie powinna jednak biec od razu
na górę. Niestety, nie miała numeru jego telefonu. Sięgnęła po słuchawkę i wybrała
numer informacji. Nic z tego, nie było go w spisie, pewnie po to, żeby sąsiedzi nie
suszyli mu głowy za te nocne hałasy.
Łup, łup, łup, łubudu. Przycisnęła do głowy poduszkę. Nie pomogło. Musi przecież
jeszcze trochę pospać. To nieludzkie. To sadyzm. On to robi celowo. Łup, łup, łup,
łubudu.
Wyskoczyła z łóżka, nie będąc w stanie znieść dłużej hałasu. Włożyła bluzę i
pierwsze z brzegu spodnie od dresów. Nic ją nie obchodziło, jak wygląda. Nie
wybierała się na górę, żeby uwodzić Davida. Zamierzała go skutecznie uciszyć. Bo
nie tylko obudził ją, ale przestraszył też Xenę.
- Nie martw się, dziecinko - próbowała uspokoić kotkę, która zanurkowała pod
pościel. - Zaraz się tym zajmę.
Kilka minut później stała przed drzwiami Davida na drugim piętrze. W pierwszej
chwili nikt nie zareagował na jej pukanie. W końcu usłyszała odgłos otwieranego
zamka. Omal nie padła z wrażenia, kiedy David stanął w progu z przepraszającym
uśmiechem, nie mając na sobie niczego oprócz granatowych gimnastycznych
spodenek.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Obudziłem cię? - spytał, mrugając swoimi olśniewająco błękitnymi oczami.
- Jak na to wpadłeś? - Za wszelką cenę usiłowała zachować dystans. - Podsunął ci tę
myśl fakt, że mamy piątą rano? Bo taka jest naga prawda. - Słowo „naga" bardzo
pasowało do sytuacji. Patrzyła na jego nagi, rozbudowany tors, na którym połyskiwały
kropelki potu. - Narobiłeś tyle hałasu, że umarłego byś obudził.
- Ćwiczyłem.
- Sam?
- Tak, sam. Dlaczego pytasz?
- Miałam wrażenie, jakby galopowało stado koni. Co robiłeś?
- śabki.
To pewnie nawyk wyniesiony ze służby strażackiej, pomyślała. śabki robią tylko
mężczyźni w mundurach.
- Spróbuj tai chi. Będzie dużo ciszej.
- Tai co?
- Tai chi. Starożytny chiński sposób ćwiczenia ducha i ciała. - Widząc jego głupią
minę, machnęła ręką. - Nieważne. Bądź uprzejmy pamiętać, że śpię dokładnie pod
tobą.
Poniewczasie zdała sobie sprawę, że sformułowanie było nie najszczęśliwsze.
Dostrzegła gwałtowną zmianę jego rysów twarzy, podejrzewając, że wyobraził sobie
to samo - jak śpi pod nim, ich splątane nogi, jego ciało otulające ją niczym kołdra.
Patrzył na nią wzrokiem, który zdawał się przenikać jej ubranie, parzył skórę i
przyprawiał ją o palpitację serca.
Zaskoczona, cofnęła się o krok, omal nie potykając się o zbyt długie nogawki dresów.
Podciągnęła je, co może nie było najwytworniejszym gestem, ale pomogło wrócić do
rzeczywistości.
- Koniec z tym skakaniem albo poskarżę się naszej gospodyni.
- Znam dłużej swoją babcię niż ty. Sądzisz, że co mi zrobi? Wyrzuci z mieszkania?
- Nie, myślę, że spojrzy na ciebie tym swoim wymownym wzrokiem, bez jednego
słowa, i to ci wystarczy.
Ku jej zdumieniu, David uśmiechnął się. I wcale nie było mu z tym nie do twarzy.
Tak naprawdę wyglądał cholernie dobrze. O wiele za dobrze. Ale nie zawrócił jej tym
uśmiechem w głowie, bez przesady, była za mądra, żeby sobie na to pozwolić.
- Hej, czy naprawdę widziałam te dołeczki? - spytała zaczepnie. - Nie, to chyba
jednak halucynacja.
W odpowiedzi wycelował w nią swoim białym ręcznikiem.
- Uważaj, chłopczyku! - Pogroziła mu palcem. - Jestem mistrzynią w walce na
ręczniki. Chyba nie chcesz się ze mną mierzyć. Wychowałam się z dwoma braćmi i
tata nauczył mnie, jak należy się bronić.
- Kremem do golenia i strzelaniem z ręcznika?
- Między innymi. - Ziewnęła mimowolnie, co przypomniało jej o celu tej
niekonwencjonalnej wizyty. Miała go uciszyć, a nie podziwiać jego męski urok.
- Muszę się wyspać, więc zrób mi tę przyjemność i uprawiaj swoje męskie ćwiczenia
w stosownych godzinach, między południem a północą. - Ziewnęła jeszcze raz i
warknęła jak Arnold Schwarzenegger: - Hasta la vista, baby.
Kiedy schodziła po schodach, David nie mógł oderwać od niej oczu. Nigdy nie
spotkał podobnej kobiety. Była nieobliczalna. Zdawało mu się, że już ją rozgryzł i
przytarł rogów, gdy ona nagle odbija piłeczkę i to podkręconą.
Kumpel z policji sprawdził w kartotece jej konto. Cztery lata temu została zatrzymana
razem z dwudziestoma innymi demonstrantami, którzy uniemożliwiali rozbiórkę

background image

zabytkowej kamienicy. Nic więcej, co wcale nie dowodzi, że potem była uosobieniem
niewinności. Może po prostu jest zbyt sprytna, żeby dać się złapać. Do czasu.
David zerknął na zegarek, żeby upewnić się, czy jest dokładnie szósta. Była. Podniósł
rękę, żeby zapukać do drzwi Anastazji, ale zanim ich dotknął, otworzyły się
gwałtownie i na korytarz wybiegła ona sama. Z obłędem w oczach, omal go nie
przewróciwszy, pognała schodami w dół.
- Hej! - Zaniepokojony, ruszył za nią. - Nic ci nie jest? Stało się coś?
Nie odpowiedziała. Dogonił ją dopiero na żwirowej alejce za domem, przy kępie
krzaków. Zachowywała się więcej niż dziwnie. Kręciła się w kółko, chyba
najszybciej, jak mogła, chwilami tracąc równowagę.
- To właśnie tai chi, o którym mówiłaś? Próbujesz przebłagać boga pikniku czy co?
- Próbuję oszołomić mysz - odpowiedziała, z trudem łapiąc oddech.
No jasne, ta kobieta jest obłąkana, pomyślał.
- Obserwuje cię z tych krzaków?
- Nie, jest tutaj.
Gdy wyciągnęła w jego kierunku pułapkę na myszy, cofnął się odruchowo i skrzywił.
W pracy wszyscy znali jego awersję do myszy i szczurów. Na sam ich widok ciarki
przechodziły mu po plecach.
- Masz w domu myszy? - spytał ochrypłym głosem, chowając za plecami wilgotne od
potu ręce.
- Nie, właśnie próbuję się jej pozbyć. Kręcę się w kółko, żeby straciła orientację, bo
inaczej od razu wróci do domu. - Zakręciła jeszcze jeden piruet i w końcu otworzyła
pułapkę, pozwalając oszołomionej myszy wygramolić się na wolność.
- Dlaczego jej po prostu nie zabijesz?
- Mój brat Ryan trzymał w domu białą myszkę, więc nie potrafię zabić myszy, bo
przypomina mi się Pescado.
- Pescado? Przecież to po hiszpańsku ryba, a nie mysz.
- Wiem, i Ryan też to wiedział, ale to w jego stylu. Jest przewrotny.
- Jeżeli nie potrafisz zabić myszy, weź sobie kota i niech on się zajmie brudną robotą.
- Mam kota. Ma na imię Xena i boi się myszy.
- Co to za kot, który boi się myszy?
- Mój kot - powiedziała urażonym tonem.
- Pasuje do ciebie.
- Co chciałeś przez to powiedzieć?
- Niczego nie robisz normalnie.
- Normalnie robię mnóstwo rzeczy.
Teraz on się naburmuszył. Nie bardzo mu się podobało, że odbija piłeczkę w
gramatycznej grze słów.
- Wiesz, o co mi chodziło.
- Jeżeli to miał być komplement doceniający moją niezwykłość, dziękuję bardzo -
odpowiedziała z wyniosłą miną, która już po chwili rozpłynęła się w zaczepnym
uśmiechu. - A jeśli coś innego, to ostrzegam, że wieczór może okazać się dla ciebie
niezbyt przyjemny. Pamiętaj, że to ja mam przygotowywać posiłki, a chyba nie chcesz
denerwować kucharza.
- Ty gotujesz?
- Tak, gotuję. Przestań się krzywić. Nie rozumiem, co cię tak dziwi. Jestem zupełnie
dobrą kucharką. - Zerknęła na zegarek. - Powinniśmy się zbierać, nie chciałabym się
spóźnić.
Spóźnić? Na piknik? Nic z tego nie rozumiał. Anastazja pobiegła na górę, a on za nią.
Nie miał szansy nie zauważyć, w jaki sposób jej kwiecista sukienka na ramiączkach
przylega do ciała w najwłaściwszych miejscach. Narzuciła na nią białą koszulę i

background image

zawiązała ją w talii na węzeł.
Nie była przesadnie szczupła, kojarzyła mu się raczej z Marilyn Monroe, zwłaszcza
gdy klosz sukienki owijał się wokół jej wspaniałych nóg, kiedy z imponującą
szybkością pokonywała zakręt na schodach.
Czekała już na niego, kiedy przekraczał próg jej mieszkania. Rozejrzał się dookoła,
ale zdążył tylko zauważyć, że ma niewiele mebli. Dwa krzesła z obiciem w kwiaty
zastępowały kanapę, a na środku stał bardzo dziwny i bardzo kolorowy stół. Jego
uwagę przykuł stos rzeczy na podłodze.
- Co to jest? - spytał podejrzliwie. - To ma być piknik, a nie miesięczna wyprawa w
dżunglę.
- Zaufaj mi, to wszystko nam się przyda. - Poklepała go po ramieniu, tak jak to często
robiła Claire.
I z tym był kłopot. Nie potrafił jej zaufać, a jednocześnie nie przestawał o niej myśleć.
Słyszał oczywiście, że najgenialniejsi naciągacze i oszuści roztaczają wokół siebie
nieodparty urok. A co z seksualnym powabem? Tego też jej nie brakowało. Do czego
ona zmierza?
- Dokąd się wybieramy? - spytał, podnosząc dwa składane krzesła i ogromną
turystyczną lodówkę.
- Do Ravinii. - Wepchnęła mu pod pachę długą, wąską torbę. - Byłeś tam kiedyś?
- Czy to nie tam grają muzykę albo coś w tym rodzaju?
- Coś w tym rodzaju. To letnia siedziba Chicagowskiej Orkiestry Symfonicznej.
- To raczej nie ma co liczyć na koncert jakiegoś Davida Bowie?
- Odpręż się. - Jeszcze raz go poklepała, tym razem po plecach. - Będziemy się
wspaniale bawili.
- Dlaczego tak się o mnie martwisz, kiedy wspominasz o zabawie?
- Bo uważam, że bawisz się zbyt rzadko. Możemy pojechać twoim blazerem? Więcej
się w nim mieści niż w moim małym triumphie.
Więc to piękne sportowe auto należy do niej? Bibliotekarka jeździ takim
samochodem? Zanim ją poznał, sądził, że wszystkie bibliotekarki używają siatek na
włosy, noszą buty ortopedyczne i prowadzą sedany. Patrząc na jej seksowne
purpurowe sandały, zdał sobie sprawę, że musi się jeszcze wiele dowiedzieć o
bibliotekarkach, a o Anastazji w szczególności. Poczuł się jak rażony gromem, kiedy
wreszcie dotarło do jego świadomości, że naprawdę mu na tym zależy.
Podróż do pobliskiego przedmieścia Highland Park, siedziby Festiwalu Muzycznego
w Ravinii, okazała się krótka. Davida zdumiało, że aż tylu ludzi zaparkowało swoje
samochody przed nimi. Niektórzy transportowali do parku swój bagaż na wózkach
albo w dziecięcych pojazdach. Anastazja długo szukała dobrego miejsca, w końcu
wybrała trawnik pod dębami, wystarczająco blisko krytego pawilonu, żeby widzieć
orkiestrę.
Davidowi zdecydowanie bardziej zależało na tym, żeby zobaczyć przed sobą coś do
jedzenia. Umierał z głodu. Anastazja natomiast zupełnie przestała się spieszyć.
Pomógł jej rozłożyć plastikową płachtę, a na niej koc. Potem ustawiła krzesła i
wręczyła mu długą torbę.
- Co to jest?
- Stół.
- Przykro mi, ale ktoś musiał go zepsuć. Ma przykrótkie nogi - odkrył po kilku
minutach.
- Właśnie takie mają być. - Rozłożyła na stole kolorowy obrus i ustawiła na nim
turkusowe świece w szklanych świecznikach.
- Trochę dziwny sposób urządzania pikniku - mruknął.
- Widzę, że jesteś też ekspertem od pikników.

background image

- Mam o nich wystarczająco dobre pojęcie. - Otworzył lodówkę i zajrzał do środka. -
Umieram z głodu. Gdzie jest smażony kurczak?
- Kurczak? Czy wiesz, jak smażone mięso działa na układ krążenia?
- Wiem, jak działa na moje kubeczki smakowe. Lubię smażone kurczaki. A jeśli już
rozmawiamy o krążeniu, to lody też nie są najzdrowsze.
- Wolę jednak lody od smażonych kurczaków.
- Co to za piknik: karłowaty stół, świeczki, a nie ma pieczonych kurczaków?
- Spokojnie. Mam mnóstwo pysznych rzeczy. Proszę, na początek drobne zakąski.
Uporał się z nimi w kilka minut.
- Przepraszam, że jem jak świnka. - Uśmiechnął się do niej przepraszająco, oblizując
z palca resztkę topionego sera. - To dlatego, że przez cały dzień nie miałem nic w
ustach.
- Masz, tu są krakersy. Jeszcze minutka i skończę. - Z jednego z plecaków wyjęła
szklany wazon, nalała do niego wody z butelki i włożyła kilka świeżych kwiatów,
które miała w oddzielnej torbie.
- Jak na piknik to chyba przesada.
- Tutaj, w Ravinii, jest taka tradycja.
David rozejrzał się wkoło i musiał przyznać jej rację.
- No więc tak, na pierwsze danie jest chłodnik z awokado, potem sałatka z kartofli i
buraków, surówka z marchwi i... - Wyciągnęła z plecaka termos. - Voila! Gorące
pieczone kurczaki. A na deser pistacjowe lody twojej babci.
Kiedy o ósmej zaczynał się koncert, David był już w znacznie pogodniejszym
nastroju. Jedzenie było wspaniałe - istna uczta dla mężczyzny przywykłego
przegryzać w biegu byle co.
Większość przybyłych zapaliła świeczki. Muzyka była rzewna i głośna, nie nadawała
się do tańca, ale też nie grała mu na nerwach. Po jakimś czasie zaczął jej nawet
słuchać z przyjemnością.
Zauważył, jak wygodnie poukładały się pary na sąsiednich kocach - kobiety oparły
głowy na ramionach swoich towarzyszy. Chciał już zaproponować Anastazji, żeby
przenieśli się na koc, kiedy stuknęła go w plecy i skinęła głową przez ramię.
Odwrócił się i zobaczył gasnącą karmazynowa poświatę zachodzącego słońca. I setki
ś

wieczek migoczących aż po najdalsze krańce parku.

- Ładnie, co? - wyszeptała.
- Rzeczywiście, ładnie.
Anastazja miała nadzieję, że David czuje się na tyle dobrze, że przynajmniej nie
będzie żałował spędzonego z nią czasu. Na początku miała wątpliwości, ale teraz
wyglądał na zadowolonego.
Zwykle o tej porze wyciągała się na kocu i owijała nim, gdy wieczorny chłód zaczynał
zbytnio dokuczać. David jednak wyglądał na faceta, który używa na piknikach krzeseł
i składanego stołu. Choć z drugiej strony, dżinsy i płócienna koszula świadczyły
chyba o tym, że dba o wygodę jak większość ludzi. Może źle go oceniała, sądząc, że
nie potrafi się relaksować.
Bez słowa przeniosła się na koc, mile zdziwiona, gdy David natychmiast zrobił to
samo. Położył się tak blisko, że wyczuwała ciepło jego ciała.
Nagle poczuła się niezręcznie, nie wiedząc, co począć z rękoma. Musiała się jednak
uśmiechnąć, gdy mruknął coś w rodzaju „przestań się wiercić" i przyciągnął ją bliżej.
Teraz jej ciało przylegało do boku Davida, głowę oparła na jego ramieniu, a on objął
ręką jej plecy. Ogarnęło ją oszałamiające uczucie błogości.
I niemal w tej samej chwili spadły pierwsze krople deszczu. Chmury, dzięki którym
oglądali tak nadzwyczajny zachód słońca, płynęły teraz dokładnie nad ich głowami.
Kilka osób spośród publiczności pospiesznie zebrało swoje rzeczy i uciekło, ale

background image

większość po prostu wyjęła parasole.
Anastazja zrobiłaby to samo, gdyby nie zapomniała zabrać go z domu.
- Nie przejmuj się - pocieszała Davida, wyciągając spod niego koc z nieprzemakalną
płachtą. - Nie jestem tu nowicjuszką. Wiem, co trzeba zrobić.
- Wracamy? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie. - Usiadła na składanym krześle i zaprosiła go na drugie. Gdy David usiadł,
wręczyła mu jeden z rogów plastikowej płachty. - To stara zasłona z prysznica. -
Trzymając nad głową prowizoryczny parasol, drugą ręką rozpostarła koc na kolanach.
- Możemy dalej spokojnie słuchać muzyki. Dobrze, że nie padało przed przerwą.
Uwielbiam następny kawałek. „Szeherezada" Rimskiego-Korsakowa. - Zaczęła czytać
z programu: - Sułtan Szahriar, przekonany o dwulicowości i niewierności wszystkich
kobiet, męska szowinistyczna świnia...
- Tam jest tak napisane? - David rzucił okiem przez jej ramię.
- Nie, fragment ze świnią sama dodałam. W każdym razie ślubował, że zabije każdą
ze swoich żon po spędzeniu z nią pierwszej nocy. Szeherezada ocaliła głowę,
opowiadając sułtanowi cykl baśni - przez tysiąc i jedną noc. Trawiony ciekawością
sułtan z dnia na dzień odraczał egzekucję, żeby usłyszeć dalszy ciąg opowieści,
wreszcie darował małżonce życie. - David nie sądził, żeby uwielbienie Anastazji dla
Szeherezady było tylko zbiegiem okoliczności. Dwie bąjarki. Nawet jeśli nie miała
jeszcze nic złego na sumieniu, to zaraziła jego babcię marzycielskimi wizjami,
wystawiając na ryzyko jej zabezpieczenie emerytalne. To przecież jasne, że gdyby nie
wpływ Anastazji, babcia nie stałaby się wielbicielką Bruce'a Springsteena i nie
podrygiwała jak nastolatka, słuchając „Born in the USA". To ta szalona kobieta
natchnęła ją swoimi zwariowanymi pomysłami.
A jego... czym natchnęła? Jak mógłby nazwać to uczucie? Zainteresowanie? Fizyczny
pociąg? Irytacja? Wolał się skupić na ostatnim.
Dla tego pikniku musiał zrezygnować z meczu Cubsów. I choć te kilka minut, kiedy
dotykał bujnego ciała Anastazji, było warte takiego poświęcenia, wolałby jednak,
ż

eby to doświadczenie trwało dłużej.

- A więc? - spytała radośnie. - Dobrze się bawisz?
- Jasne.
Czy mogło być dużo gorzej?
A jednak mogło. Zaczęło go swędzić, kiedy wracali do samochodu, stojącego w
najdalszym kącie parkingu. David kilka razy musiał przystanąć, żeby podrapać się po
ramionach i karku.
- Czy w tym parku rośnie trujący bluszcz? - zapytał.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Może w jedzeniu coś było?
- Nic podejrzanego.
- Jakieś krewetki?
- Rzeczywiście, w niektórych kanapkach były siekane krewetki.
- No to wszystko jasne. Dostaję po nich pokrzywki.
- Tak mi przykro! Nie mogłeś mi powiedzieć? Czy to jakaś niebezpieczna alergia?
Nie powinieneś wziąć lekarstwa? Może powinniśmy jechać do szpitala?
- Nie, muszę tylko zażyć antyhistaminę.
- Chciałam, żeby ten wieczór okazał się dla ciebie niezapomniany, ale nie to miałam
na myśli - powiedziała skruszonym tonem.
- Mnie też nie o to chodziło.
- Więc może powinniśmy to niedługo powtórzyć, co?
- Może powinniśmy. Ale tym razem będzie to moja wersja dobrej zabawy.
- To znaczy?

background image

- Baseball.
Tak oto już następnego popołudnia Anastazja znalazła się na stadionie Wrigley Field.
- Masz szczęście, że w ostatniej chwili udało mi się kupić dwa bilety.
- Jasne. Mam szczęście. Ludzie stoją przecież w kolejkach, żeby obejrzeć zespół,
który nie zwyciężył w swojej lidze od 1908 roku.
- Mówiłaś, że nic nie wiesz o baseballu. - Podał jej rękę i pomógł zejść po
betonowych schodach do właściwego sektora.
- Jestem bibliotekarką. Zdobywanie informacji to moja specjalność.
Natomiast specjalnością Davida zaczęło być wprawianie jej serca w łomot. Polubiła
też jego głos, jedyny w swoim rodzaju, aksamitny i szorstki zarazem. Szkoda, że nie
spodobało jej się to, co mówił w czasie jazdy. Uraczył ją wykładem o przewadze
odpowiedzialności nad lekkomyślnym marzycielstwem.
- Co, tak naprawdę, masz przeciwko marzeniom? - spytała, posuwając się za nim
wąskim przejściem.
- Skąd to pytanie?
- To dalszy ciąg naszej rozmowy w samochodzie. No, powiedz mi wreszcie.
- Marzenia to zwykła strata czasu. A niektóre bywają po prostu niebezpieczne.
Potrafią człowieka zaślepić, oderwać od rzeczywistości i narazić na niepewną
przyszłość.
- Chodzi ci o twoją babcię? Wiem, że martwisz się o jej sytuację finansową, ale...
- Mówię o swoich rodzicach. Mój ojciec postawił wszystko na jedną kartę, żeby się
szybko wzbogacić. To nie marzyciele płacą za swoje marzenia, płaci reszta ich
rodziny - powiedział z ponurą miną, a potem wzruszył ramionami.
- Powiedzmy, że jestem praktycznym facetem. Nie wierzę w wielkanocne zajączki ani
w garnek złota na końcu tęczy. I możesz mnie za to potępiać.
- A w co ty wierzysz?
- W ciężką pracę i w baseball. Jak to się stało, że wychowywałaś się z dwoma braćmi
i nigdy nie byłaś na meczu baseballowym?
- Miałam szczęście. Więc to z powodu taty uważasz marzenia za niebezpieczne?
- I dlatego, że zbyt często widziałem, jak marzenia idą z dymem. W moim zawodzie
nie znalazłabyś wielu marzycieli.
- To mogę zrozumieć. - Dostrzegła ostrzegawczy błysk w jego oczach i wolała nie
naciskać dalej. - A jeśli chodzi o twoje pytanie, dlaczego nie chodziłam na mecze, to
mój tata jest wprawdzie kibicem Cubsów, ale ogląda ich w telewizji, a moi bracia
wolą koszykówkę i Bullsów.
- A ty co wolisz?
- Balet. - Zajęła miejsce i wciągnęła nosem powietrze. Dzień był słoneczny, a rześka
bryza od jeziora przypominała, że zbliża się wrzesień. - A wiesz, myślałam, że mecz
baseballowy pachnie inaczej.
- Co? - Spojrzał na nią jak na osobę, która postradała rozum.
- Wyobrażałam sobie mniej świeżego powietrza, a więcej zapachu hot dogów i
musztardy.
- Ten zapach znajdziesz przy kioskach. Poza tym tutejsi sprzedawcy hot dogów nie
zawracają sobie głowy żadną musztardą. Ich hot dogi są zawsze zimne, a piwo ciepłe.
- Mniam - skrzywiła się ze wstrętem.
- Mam torebkę ziemnych orzeszków. Chcesz trochę? - Nasypał jej orzeszków na dłoń.
Uniosła wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Podobało jej się, że nosi czapkę
baseballową na odwrót, bo daszek nie zasłaniał mu oczu. Powinna przywyknąć już do
ich niesamowitego koloru, ale ciągle ją fascynowały. Nie mogła oderwać od nich
wzroku.
Dopiero hasło do odśpiewania hymnu wyrwało ją z odurzenia. Westchnęła z ulgą. Od

background image

tego momentu wszystko potoczyło się bardzo szybko, choć może powinna raczej
powiedzieć: powoli. Straszliwie powoli. Nudziła się beznadziejnie.
Za to David nie okazywał żadnych objawów znudzenia.
- Ten facet rzuca podkręcane piłki. - Pochylił się ku Anastazji mniej więcej godzinę
później.
- Który facet?
- Rzucający.
- Ten, który stoi na małej górce, tak?
- To się nazywa pole rzucającego.
Nagle przysadzisty mężczyzna siedzący obok skoczył na równe nogi, wytrącając z
dłoni Anastazji orzeszki. Wylądowały na głowach ludzi siedzących dwa rzędy niżej.
Obsypana gradem złych spojrzeń, Anastazja skuliła się na ławce, ale wcale nie
poczuła się lepiej. Leżenie na trawie w Ravinii było o wiele przyjemniejsze.
- Masz. - David wręczył jej całą torbę orzeszków. - Będziesz miała co robić podczas
przerw w grze.
- Z tego, co widzę, ta gra polega głównie na przerwach.
- To dopiero czwarta rozgrywka. Jeszcze nic nie widziałaś.
- Mów tak do mnie.
Znowu wszyscy podskoczyli do góry. Wszyscy oprócz Anastazji obarczonej
orzeszkami. Gdy odłożyła je na bok, kibicujący tłum zdążył usiąść z powrotem.
Następnym razem była lepiej przygotowana, a przy siódmej rozgrywce wpadła już we
właściwy rytm.
- Wiesz, co jest najlepsze w tej grze? - zapytała Davida.
- To, że przegrywamy tylko o parę.
- Jaką parę?
- Wynik jest dwa do czterech.
- Wiem. Ale najbardziej mi się podoba, jak w siedemnastej rozgrywce śpiewają „Weź
mnie na mecz baseballu". Och, i jeszcze to, że w czasie gry można sobie pokrzyczeć,
co tylko ślina na język przyniesie.
- Nie rozumiem.
- Można wstać i powiedzieć cokolwiek, a i tak nikt tego nie usłyszy. Zobacz... -
Wstała z resztą widowni i zaczęła wrzeszczeć: - Rzepy to durne jarzyny!
- Przestań! - Szarpnął ją, ściągając z powrotem na ławkę.
- Dlaczego? Nikt na to nie zwraca uwagi. Następnym razem, zrywając się do góry,
wrzasnęła:
- Pieprzony fiskus!
- Fiskus to ich gracz między drugą a trzecią bazą, tak? - zapytał łysy gość z górnego
rzędu, kiedy usiadła.
- Teraz naprawdę dobrze się bawię! - stwierdziła Anastazja, uśmiechając się do
Davida.

background image

ROZDZIAŁ PI

Ą

TY

- Myślisz, że zdążymy na czas z uroczystym otwarciem? - spytała Claire, kiedy David
zrobił sobie krótką przerwę. W połowie drugiego tygodnia remontu w całym
pomieszczeniu panował nieopisany rozgardiasz. Zapach sklejki i smarów
hydraulicznych mieszał się z aromatem kawy i świeżych pączków.
- Sądzę, że tak. Hydraulicy i elektrycy pracują według planu. Powinni skończyć na
początku przyszłego tygodnia, potem wejdą ludzie od ogrzewania.
- Jest tu teraz dużo przestronniej, prawda?
David skinął tylko głową, zajęty odkryciem, którego dokonał, usuwając ściany
działowe. Coś tu nie grało. Występując o pozwolenie na remont, dostał plany
budynku, wiedział więc, gdzie te ściany powinny stać. Problem polegał na tym, że
między wymiarami piwnicy a resztą budynku istniała metrowa niezgodność.
Sprawdził też historię hipoteki nieruchomości, żeby upewnić się, czy transakcja
została przeprowadzona uczciwie. Okazało się, że jednym z poprzednich właścicieli
był Chester „Chesty" Ferguson, prowadzący w czasach prohibicji wiele nielegalnych,
doskonale prosperujących szynków.
David od dziecka interesował się tą barwną erą w historii Chicago, z wypiekami na
twarzy śledził przygody Elliota Nessa w „Niedotykalnych". Gdyby nie to, może
uznałby tę różnicę między planami a rzeczywistą powierzchnią piwnicy za błąd
kreślarza. Ale to miejsce było kiedyś nielegalną knajpą gangstera, nie mógł więc
powstrzymać się od podejrzeń, że gdzieś na dole znajdował się ukryty magazyn.
Na razie, z braku czasu, tylko pobieżnie obejrzał piwnicę. Było mnóstwo pracy, a
babci bardzo zależało, żeby pierwszego października odbyło się uroczyste otwarcie
cukierenki.
- Nie żałujesz, że zgodziłeś mi się pomóc? - spytała z troską w głosie Claire. - Nie
wiem, czy do końca zdawałeś sobie sprawę, co cię czeka.
- Dobrze wiedziałem, do czego się zabieram. I niczego nie żałuję, choć było mi
przykro, że kupiłaś ten dom w tajemnicy przede mną.
- Byłam pewna, że się nie zgodzisz, że nie spojrzysz na to miejsce moimi oczami. Ale
chyba powoli się przekonujesz, prawda?
David wymruczał jakąś wymijającą odpowiedź. Chociaż musiał przyznać, że sklep
zaczynał wyglądać obiecująco. Usunął warstwa po warstwie starą farbę i nagle
dębowa boazeria ujawniła swoje naturalne piękno. Marmurowa lada była przykryta
grubą narzutą, a babcia dwa razy dziennie sprawdzała, czy nie stało jej się nic złego.
Spędzała w sklepie całe popołudnia, żeby nad wszystkim czuwać.
- Zdecydowałaś już, jak nazwiesz to miejsce?
- Jeszcze nie. A przy okazji... bardzo się cieszę, że dogadaliście się z Anastazją.
Chyba nawet lubicie być razem.
- Zabrzmiało to tak, jakbyśmy byli parą dwunastolatków bawiących się na podwórku.
- Nonsens, mój drogi. - Babcia poklepała go po ramieniu. - Zapewniam cię, że
znakomicie sobie zdaję sprawę, że oboje jesteście dorośli i że czas szybko płynie
naprzód.
On też zdawał sobie sprawę z upływu czasu. Minęło pięć dni, odkąd zabrał Anastazję
na mecz. Potem widywał ją tylko przelotnie, gdy wpadała po pracy doradzać babci -
we wszystkim, od wzoru tapet po wybór szklanek do wody sodowej. Niechętnie, ale
musiał przyznać się w duchu, że coraz bardziej mu jej brakowało.
Ledwie o tym pomyślał, usłyszał za plecami głos Anastazji.
- Sullivan, znowu bujasz w obłokach w czasie pracy? - zażartowała.
- Jak ci się udaje tak cicho podkradać w ciężkich wojskowych butach?
- Co, nie podoba ci się moje obuwie? - Podniosła prawą stopę i obróciła nią, żeby

background image

mógł się dobrze przyjrzeć. - Nie miałam pojęcia, że jesteś takim niewolnikiem mody -
dodała kpiąco, zerkając na jego znoszone dżinsy i zakurzony biały podkoszulek.
- Jasne. - Mimowolny uśmiech rozjaśnił mu twarz.
- Znowu próbujesz mnie rozpraszać tymi seksownymi dołeczkami, ale nic z tego.
Przyszłam powiedzieć Claire, że znalazłam rzemieślnika, który robi na zamówienie
lady chłodnicze z pojemnikami do lodów i saturatorami. - Odwróciła się do Claire. -
Jego dane były w książce o historii lodów, zrobiłam ci kserokopię tej strony.
- Historia lodów? - powtórzył David.
- Owszem. Jeżeli będziesz grzeczny, któregoś dnia opowiem ci o tym.
- Nie mogę się doczekać.
Anastazja doskonale rozpoznawała tę ironiczną nutę w jego głosie. Równie dobrze
zdawała sobie sprawę, że wciąż jej do końca nie ufa. Musiała mu jednak przyznać, że
stara się być miły. Nie wypominał jej krewetek w Ravinii ani wygłupów na meczu
baseballowym. I choć nie przestał marudzić o tym, jak nierozsądne jest porywanie się
na tak niepewny interes jak cukierenka z lodami, jego opór zdawał się tracić na sile.
Gdyby tylko udało jej się przekonać tego sceptyka i malkontenta, że życie bez marzeń
nie ma sensu, jej misja byłaby spełniona.

* * *

- Jakim cudem chcesz doprowadzić tych dwoje do ołtarza, jeżeli do dziś nawet się nie
pocałowali? - Betty maszerowała tam i z powrotem po zakurzonej marmurowej
ladzie.
- Budują nastrój - odpowiedziała jej Hattie spod sufitu, trzepocząc z gracją
delikatnymi jak sieć pajęcza skrzydełkami.
- Zgadzam się z Betty. - Muriel potrząsnęła głową. Niesforny kogut na jej głowie
wydawał się bardziej sterczący niż zwykle. - Na tym etapie Jason i Ryan już dawno
byli po pierwszym pocałunku.
- Anastazja działa we własnym tempie, powinnyście o tym wiedzieć. - Hattie zrobiła
urażoną minę.
- Myślałam, że pomoc Claire przyspieszy bieg wydarzeń.
- Nie przypominam sobie, żeby Betty mówiła o przyspieszaniu czegokolwiek.
Twierdziła, jeśli dobrze pamiętam, że zwerbowanie Claire pozwoli nam poświęcić
więcej czasu innym podopiecznym, a z tą parą pójdzie nam jak z płatka.
Oczywiście gdy tylko to powiedziała, Anastazja wepchnęła tego nieokrzesanego
dzikusa w tort weselny.
- I to powinno mnie ostrzec, że nie pójdzie wcale tak łatwo... - mruknęła pod nosem
Betty.
- Nigdy nie idzie łatwo. Powiedziałaś, że im trudniej, tym większą potem mamy
satysfakcję.
- Kłamałam.
- Daj spokój! - uniosła się Hattie. - Moim zdaniem, obie niepotrzebnie się martwicie.
Wszystko idzie jak trzeba. David jest coraz mniej podejrzliwy. Może czuje się
zakłopotany tym, że Anastazja mu się podoba, ale zachowuje się przyzwoicie. A i
Anastazja zaczyna wierzyć, że uda jej się coś wskórać. David ją najzwyczajniej w
ś

wiecie pociąga. Zauważyłyście, jak go kokietowała, proponując, że opowie mu

historię lodów?
- Jak można flirtować, rozmawiając o historii lodów? - Muriel wzruszyła ramionami. -
Wszyscy wiedzą, że lody wymyśliły dobre wróżki, dawno temu.
- Ale ludzie w swoich historycznych książkach piszą, że pochodzenie lodów spowite
jest głęboką tajemnicą.
- Właśnie w ten sposób sugerują, że stworzyły je dobre wróżki - wyjaśniła Muriel.

background image

- Może to chce powiedzieć Davidowi Anastazja?
- Jasne - zadrwiła Betty. - Jeśli naprawdę w to wierzysz, mam pod ręką most do
sprzedania.
- Nie, dziękuję - odparła wyniośle Hattie. - Nie interesują mnie mosty.
Ostatnie słowo jak zwykle należało do Muriel.
- O mostach wiem tylko tyle, że lepiej ich za sobą nie palić.

* * *

- Jesteś pewna, że chcesz to robić? - spytał David Anastazję tydzień później.
- Absolutnie. Daj mi w końcu ten wałek. - Wyrwała mu go z ręki. - Mamy do
pomalowania mnóstwo ścian.
- Na pewno chcesz w ten sposób spędzić wolny dzień?
- Na pewno. - Poprawiła szelki swojego roboczego kombinezonu. - Boisz się, że
okażę się lepszym malarzem od ciebie?
- Umieram ze strachu.
- Dobrze, panie majster. Łap swój wałek i bierz się do roboty.
Kiedy skończyła pokrywać farbą ścianę, chwyciła za pędzel, żeby pomalować
krawędzie i zakamarki. Z magnetofonu Davida płynęła głośna muzyka - przeboje lat
osiemdziesiątych Kenny Logginsa, Davida Bowie, Cyndii Lauper. Podrygując przy
jednym ze skoczniej szych kawałków, Anastazja, całkiem niechcący, prysnęła farbą ze
swojego pędzla. Prosto w kierunku Davida.
- O p... - Zakryła dłonią usta.
- Op nie załatwia sprawy - warknął z udawaną złością. - To był mój ostatni czysty
podkoszulek. Zaraz pokażę ci op. - Podszedł do niej z miną nie wróżącą niczego do-
brego.
- Spokojnie... Zastanów się, zanim zrobisz coś, czego będziesz żałował.
- Nie wydaje mi się, żebym mógł czegoś żałować. Ale ty na pewno.
- Zrobiłam to niechcący, przysięgam. - Położyła dłoń na piersi. - Gdybym naprawdę
chciała cię ochlapać farbą, zrobiłabym to znacznie lepiej.
- Tak czy jeszcze lepiej? - Odchylił karczek jej kombinezonu i chlapnął farbą na
pomarańczową koszulkę.
- Hej, kolego, jak się bawić, to we dwoje! - Tym razem on rzucił się do ucieczki.
- Zdaje się, że jesteśmy kwita.
- To tobie się tak zdaje. - Posłużyła się pędzlem jak rapierem, a lewą rękę wyrzuciła w
powietrze. - Broń się!
Tak go rozśmieszyła, że nie zdołał uniknąć ciosu w nagie ramię.
- Doigrałaś się.
Chwycił ją w ramiona, zanim zdążyła pomyśleć o odwrocie. Śmiech zamarł jej w
krtani, gdy próbując się uwolnić, musnęła wargami jego policzek.
David pochylił się i zamknął jej usta długim, żarliwym pocałunkiem.
Namiętność, jaką w niej rozpalił, oszołomiła ją. Przeraziła. Czy domyślał się tego?
Czy z nim działo się to samo?
Tak, pod dłonią wyczuwała łomot jego serca, ale ich pocałunek skończył się równie
gwałtownie, jak zaczął. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak niespodziewanie
odepchnął ją od siebie, kiedy zdała sobie sprawę, że nie są sami. Fachowcy od
ogrzewania skończyli właśnie przerwę na lunch i przez drzwi na zapleczu zeszli do
piwnicy.
Starając się zachować choćby pozory opanowania, Anastazja spojrzała na Davida z
czarującym uśmiechem.
- Miły sposób na rozpraszanie mnie, ale i tak jestem lepszym malarzem.
- Całujesz też nieźle.

background image

- Dzięki - odpowiedziała drżącym głosem. Ten pocałunek sprawił, że zobaczyła w
nim innego mężczyznę. I osłabił jej kontrolę nad sytuacją. Zakłopotana, podniosła
pędzel i wróciła do malowania, nie powstrzymując się jednak od nonszalanckiej
riposty: - Pochlebstwa zaprowadzą cię donikąd.
Czuła, że ma nogi jak z waty. A to oznaczało, że David może być dla niej wielkim
kłopotem. Wiedziała to. I obawiała się, że teraz i on zdaje sobie z tego sprawę.
Nie miał pojęcia, co go podkusiło, żeby wpaść do biblioteki, w której pracowała
Anastazja. Ale przez cały dzień miał wrażenie, że nie jest sobą. Wczorajszy
pocałunek kompletnie go zaskoczył. Skąd mógł przypuszczać, że ona potrafi tak
całować? I czy w ten sposób zamierza zawrócić mu na tyle w głowie, żeby nie
dowiedział się, o co naprawdę jej chodzi?
A jeśli o nic nie chodzi? Jeśli nie ma żadnych złych zamiarów? Może ta kobieta jest
po prostu naiwna, zwariowana i nierozsądna? Może wcale nie nabiera jego babci? Ale
i to nie oznaczałoby, że jest kobietą dla niego. Stop. Skąd takie myśli lęgną mu się w
głowie? On i Anastazja? Zbyt wiele ich różni.
Bez kłopotów odnalazł ją w sekcji dziecięcej biblioteki publicznej. Siedziała otoczona
grupą dwudziestu pięciu przedszkolaków, z włosami związanymi w jeden gruby war-
kocz. Czytała dzieciom zabawną książkę o żabie, która pocałowana przez księcia
zamieniła się w piękną bibliotekarkę.
Oczywiście natychmiast przypomniało mu to o ich pocałunku, więc przez dobre pięć
minut z trudem powracał na ziemię. Tymczasem Anastazja przeszła do następnej
opowieści. Trzymała w dłoniach cykl laminowanych rysunków ilustrujących
historyjkę o trzech dobrych wróżkach, które marzyły o większych skrzydłach.
- Henrietta, Betina i Maria uwielbiały się śmiać. A wy potraficie się śmiać? - spytała
dzieciaki.
Roześmiały się wszystkie, choć z nierównym entuzjazmem.
- One przepadały też za lodami. A wy lubicie lody? Większość wrzasnęła, że tak, z
wyjątkiem jednej małej dziewczynki, która powiedziała przejętym głosem, że lody
tuczą.
- Dobrym wróżkom to nie grozi, Mitsy. Ale dziś dobre wróżki mają coś ważnego do
zrobienia. Muszą pomóc księżniczce Sarze odnaleźć jej zagubionego kotka.
Znajdziecie kotka na tym obrazku?
Kilkoro dzieci pokazało go od razu.
- Kociaki drapią ludzi i kanapy - znowu odezwała się Mitsy.
- Ponieważ dobre wróżki potrafią latać - ciągnęła Anastazja - przeszukały najpierw
czubki drzew. Może kociak wspiął się na drzewo. Potraficie pokazać drzewo na tym
obrazku?
- W drzewach jest dużo robaków - zabrzmiał po raz kolejny głos Mitsy.
Davida korciło, żeby rozweselić jakoś dziewczynkę, ale Anastazja zdawała się
przyzwyczajona do jej ponurych komentarzy.
- Dobre wróżki zaczęły się martwić. Jak wyglądacie, kiedy jesteście zmartwione?
Cała grupa zaczęła stroić miny, marszczyć czoła i nosy. Mała maruda nie musiała
niczego udawać, jej zwykła mina była dostatecznie skrzywiona.
Kiedy Anastazja uśmiechnęła się do jakiegoś dziecka, David przylgnął wzrokiem do
jej warg, znowu przypominając sobie o ich pocałunku. Gdzie ona się nauczyła tak
całować? Na pewno nie wyczytała instrukcji w żadnej z książek. A to znaczy...? śe
ma bardzo duże doświadczenie? A może po prostu wrodzony talent?
Starał się skoncentrować na jej słowach i zapomnieć o ustach.
- Potem użyły swych magicznych różdżek, by kilkoma podmuchami wiatru rozwiać
liście i odsłonić konary drzew.
- Liście tylko śmiecą - prychnęła Mitsy.

background image

- I wiecie co? Na najwyższym drzewie ukryta wśród liści siedziała kotka Psotka, która
bała się zejść z drzewa. Domyślacie się, co zrobiły dobre wróżki?
- Strzeliły do niej? - zapytał z morderczym błyskiem w oku rudowłosy chłopczyk.
- Nie, oczywiście, że nie! - Anastazja spojrzała na niego ze zgrozą. - Mogłyby zranić
kotkę, a przecież nie wolno ranić kotków ani do niczego strzelać.
- Użyły czarów - podpowiedział chłopczyk, który przez cały czas trzymał kciuk w
ustach.
- Racja, Bobby! Użyły czarodziejskich różdżek, żeby zdjąć kotkę z drzewa i oddać ją
księżniczce Sarze. Dobre wróżki, które tak głupio się czuły ze swoimi maleńkimi
skrzydełkami, teraz mogły być dumne. A księżniczka z wdzięczności obdarowała je...
wiecie czym?
- Kupą forsy?
- Dała im dzień urlopu - podpowiedział David, wyłaniając się zza regału.
Anastazja spojrzała na niego zdumiona, ale nie przerwała opowieści.
- Ofiarowała im dar śmiechu i pewności siebie.
- Jeżeli śmiała się tak jak ty, to nie był zły prezent - oświadczył tubalnym głosem
David.
- O rany, zaraz się będą całować! - krzyknął rudzielec.
- Nie, nie będziemy - zaprzeczyła Anastazja rzeczowym tonem. - Za minutę będę
wolna, Davidzie. - Zakończyła swoją bajkę z pomocą kukiełki o imieniu Panna
Myszka, a gdy przedszkolaki wróciły do swoich rodziców, zajęła się Davidem.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Wpadłem zobaczyć, jak zarabiasz na życie. A więc śpiewasz i opowiadasz bajki.
Niezły fach.
- Fach jest dobry, ale zajmuję się nie tylko tym. Mam dyżury w punkcie
informacyjnym, gdzie polecam dzieciom lektury, odpowiadam na najróżniejsze
pytania - na przykład jakie zwierzęta żyją w Ameryce Południowej. Do tego praca
administracyjna, opracowuję też nowe programy edukacyjne i konkretne projekty. W
tej pracy trzeba naprawdę lubić dzieci - skończyła smętnym tonem - a tego nie można
się nauczyć.
Zaczął się zastanawiać, jaką byłaby matką. Przestań natychmiast, ostrzegł go
wewnętrzny głos zatwardziałego kawalera. To niebezpieczny teren.
- Więc jakie zwierzęta żyją w Ameryce Południowej?
- Kapucynki, wyjce i inne małpy, wigonie i węże anakonda. Wiem, bo wczoraj
dostałam siedem pytań z rzędu na ten temat. Dopadł mnie też czwartoklasista, który
zażyczył sobie fotografii dinozaura i był bardzo zły, kiedy mu wytłumaczyłam, że to
niemożliwe.
- Trzeba go było skontaktować ze Spielbergiem.
- Dobry pomysł. - Wyrównała stos rysunków w formacie plakatu ulicznego.
- Z jakiej to książki?
- Sama robiłam te ilustracje.
- Niezłe - stwierdził zaskoczony. - Ale nie jestem ekspertem w tej dziedzinie.
- Wielkie dzięki.
Chwilę później Anastazja musiała pomóc jakiejś matce, która szukała dobrej książki
dla syna. Dopiero kiedy wróciła i usiadła przy komputerze, zdumienie Davida
dosięgło zenitu. Czasami używał komputera, ale daleko mu było do jej szybkości i
wprawy.
Tutaj, w bibliotece, wcale nie sprawiała wrażenia szalonej ani ekscentrycznej, ani razu
nie wyprowadziła go z równowagi tym swoim kuszącym uśmieszkiem albo
zaraźliwym śmiechem. Wyglądała na mądrą, ambitną kobietę. A on kobiet tego typu
unikał kiedyś jak ognia.

background image

Skłonny był przyznać, że podejrzewając Anastazję o niecne zamiary wobec babci,
trafił jak kulą w płot. Nie zmieniało to jednak faktu, że ona była bibliotekarką z klasą,
a on wypalonym wewnętrznie analitykiem pożarów, przechodzącym ciężki kryzys
tożsamości.
- Zauważyłaś, jak niewiele mamy ze sobą wspólnego? - zapytał, kiedy oderwała się od
pracy.
- Skąd to pytanie? - Wyglądała na zaskoczoną.
- Ty jesteś bibliotekarką z klasą, miłośniczką muzyki symfonicznej i baletu, a ja
sztywnym pedantem z zasadami, który lubi baseball i seriale komiczne w stylu
„Trzech Fagasów".
- Wolisz Shempa czy Curliego?
- Curliego.
- Mowwa - powiedziała, naśladując akcent komika. - A powiedz, ilu tak naprawdę
komików występuje w „Trzech Fagasach"?
- Sześciu. A jak ma na nazwisko Larry?
- Fine. Larry Fine.
- Zgadza się. - Spojrzał na nią z szacunkiem. - Dobra jesteś.
- Właśnie to, nie od dzisiaj, próbuję ci włożyć do głowy - odparowała z zawadiackim
uśmiechem.
- Nigdy nie spotkałem kobiety, która lubiłaby „Trzech Fagasów".
- To znaczy, że nigdy nie spotkałeś kobiety podobnej do mnie.
- Chyba masz rację.
- Ja zawsze mam rację.

- Anastazjo, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, żeby David poszedł z
nami na pchli targ? - spytała Claire następnego popołudnia.
- Oczywiście, że nie.
- Miło mi to słyszeć. Czy zauważyłaś, jak on się zmienił? Przestał być taki poważny,
zachowuje się całkiem normalnie! To twoja zasługa.
Anastazja skinęła głową. Zauważyła u Davida wiele rzeczy. Choćby to, że wspaniale
rozumie się z babcią. I nigdy nie rzuca słów na wiatr. Jeżeli powie, że coś zrobi, zrobi
na pewno.
Faceci, z którymi się zadawała, byli zabawni, na luzie, ale nieodpowiedzialni. Może
jednak jest coś, co przemawia za mężczyzną, który zawsze dotrzymuje danego słowa,
całuje, jakby nie istniało jutro, a oczy majak błękitne niebo.
Pchli targ odbywał się na terenach targowych Kane County. Przed bramami
wejściowymi farmerzy z Wisconsin i Michigan sprzedawali świeżo zebrane jabłka i
cydr. Wewnątrz można było kupić dosłownie wszystko, od pochodzących prosto z
fabryki kołder po witrażowe okna.
Stoiska zadaszone falistą blachą miały stare tabliczki, na przykład „Owce 1965" albo
„Świnie 1960", ponieważ umieszczono je w dawnych boksach dla zwierząt. Teraz
sprzedawano w nich porcelanę, bele materiału, bożonarodzeniową galanterię. Jeszcze
inni kupcy oferowali starą biżuterię i bogaty asortyment mebli.
- Słyszałam, że jest tu gdzieś handlarz, u którego można dostać półki barowe z
lustrzaną ścianą. - Anastazja pełniła rolę przewodniczki. - Coś takiego świetnie by
pasowało do marmurowej lady.
Po drodze często się zatrzymywali. Anastazja nie potrafiła oprzeć się pokusie
zjedzenia placka prosto z gorącej blachy, posypanego cukrem pudrem. David patrzył
na nią głodnym wzrokiem, wyobrażając sobie smak tego cukru na jej ustach.
Zadowolił się jednak kupnem plakatu z „Trzema Fagasami".
- Większość kobiet kompletnie nie chwyta ich dowcipów.

background image

- Przemawia przez ciebie męski szowinizm. Mój brat Ryan przekonał mnie do
„Fagasów", kiedy jeszcze byliśmy dziećmi, ale Jason nic z tego nie łapał. Dziś też nie
łapie.
- Jest od ciebie starszy?
- Tylko o kilka minut, ale od dziecka udawał ważniaka i próbował nami rządzić.
Wszyscy troje urodziliśmy się w tym samym roku i tego samego dnia.
- To znaczy, że...
- Jesteśmy trojaczkami.
- Trojaczkami? - powtórzył, jakby nie rozumiał znaczenia tego słowa.
Sprawdzając kartotekę Anastazji, David doszukał się oczywiście dwóch braci, nie
zwrócił jednak uwagi na daty ich urodzenia. Dowiedział się, że jeden pracuje w biurze
prokuratora okręgowego w Chicago, a drugi jest zastępcą szeryfa federalnego, co
pozwalało sądzić, że oszustwa finansowe nie są specjalnością rodziny Knightów.
Przestał też podejrzewać Anastazję. Była zbyt bezpośrednia i bezceremonialna, żeby
kogokolwiek oszukać. Co wcale nie oznaczało, że ma dobry wpływ na jego babcię.
Była marzycielką, a on na własnej skórze przekonał się, czym może grozić bujanie w
obłokach. I nie miał pojęcia, z jakim następnym szalonym pomysłem wyskoczy lada
chwila.
Kiedy znaleźli budkę, której szukali, David zauważył, że Anastazja czeka, aż babcia
sama zdecyduje się na ten bar z lustrami, czy jak mu tam. Był ogromny, mógł nie
zmieścić się do jego samochodu, ale sprzedawca zaoferował dostawę na miejsce.
David przyjrzał się wiktoriańskiemu meblowi i doszedł do wniosku, że istotnie będzie
bardzo pasował do ściany za marmurowym kontuarem. A robota była mistrzowska.
Nikt już teraz nie robi takich rzeczy. Potem utargował dobrą cenę, w której mieściła
się darmowa dostawa.
Dopiero gdy sprzedawca podpisał zamówienie, David zauważył zdziwione miny
Claire i Anastazji.
- No co? Jeżeli chcecie brać się do interesów, nauczcie się liczyć każdy grosz.
Pieniądze nie rosną na drzewach, to chyba wiecie?
- Wiem - przyznała mu rację Anastazja, z uśmiechem i nutą szacunku w głosie. - Nie
przypuszczałam po prostu, że możesz się tak ożywić na widok antycznego
wyposażenia cukierenki z lodami.
- Nie obiecuj sobie po tym zbyt wiele - burknął pod nosem.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Nie obiecuj sobie po tym zbyt wiele. Słowa Davida tłukły się echem w jej głowie z
ogłuszającą siłą. Problem polegał na tym, że już sobie zaczęła obiecywać.
Przyzwyczaiła się do jego obecności, do przekomarzania się z nim, do całowania go.
To wszystko daleko wybiegało poza przyjacielskie lekcje, jakich miała mu udzielać
na prośbę Claire. Jak mogła do tego dopuścić? Czuła, że ogarnia ją panika.
- Nic ci nie jest? - spytał David, gdy zatrzymała się nagle w miejscu. - Wyglądasz
zabawnie.
- Wszystko w porządku - skłamała, wachlując się dłonią. - Strasznie tu gorąco. Wyjdę
złapać trochę świeżego powietrza. Może napiję się zimnej lemoniady...
Niepotrzebnie na niego patrzyła, bo zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco. Miał na
sobie tę samą płócienną koszulę, w której zjawił się tu po raz pierwszy. I tak jak
wtedy podciągnął rękawy, odsłaniając opalone przedramiona. Fizyczna praca przy
remoncie sklepu sprawiła, że zarys mięśni stał się nieco bardziej wyrazisty, ale tylko
bystre oko mogło to zauważyć.
We wszystkim, co dotyczyło Davida, Anastazja miała bystre oko, i to ją martwiło.
Miała nauczyć go dystansu do życia, pokazać, jak można się bawić, przekonać do
marzeń. I chociaż ich wycieczka do Ravinii nie odbyła się po jej myśli, zdawało się,
ż

e David rozchmurzył się trochę i zaczął coś rozumieć. Nie uskarżał się już na głupotę

swojej babci, która kupiła ruinę, nie dom, nie truł o statystyce bankructw ani o
podobnych bzdurach.
I z pewnością nie całował jak facet, który jest nieuleczalnym tępakiem!
- Jesteś taka rozpalona - zauważyła z niepokojem Claire. - Mam nadzieję, że nie
rozłoży cię jakieś choróbsko.
- Też mam taką nadzieję. - Miała nadzieję, że znajdzie w sobie odporność na urok
Davida, choćby dlatego, że ten facet wciąż jej do końca nie akceptował ani jej nie
ufał.
- Słabo ci? - Objął ją w talii, jakby obawiał się, że zemdleje.
- Potrzebuję tylko zimnej lemoniady.
- A nie lodów? - spytał z żartobliwym błyskiem w oku.
- Gdzie tym wszystkim lodom do lodów Claire. Ona mnie całkiem rozpuściła.
- To jej specjalność.
Spojrzała mu w oczy. Miało to być przelotne zerknięcie, ale przerodziło się w coś
niebezpiecznego. Jego tęczówki mieniły się różnymi odcieniami błękitu. Spojrzenie
było również pełne znaczeń - najpierw iskierka humoru, potem zamyślenie i jeszcze...
czyżby to było pożądanie?
Anastazja nie miała pojęcia, jak długo gapili się tak na siebie, jak dwoje chorych z
miłości głupców. A kiedy głos Claire sprowadził ich na ziemię, modliła się, żeby to
była tylko sekunda albo dwie, a nie dziesięć minut.
- Patrzcie, idzie ten przemiły pan Rozenkrantz. Może zechciałby się z nami napić
lemoniady?
- Kto to jest Rozenkrantz? - spytał David, kiedy babcia popędziła alejką za starszym
mężczyzną.
- To właściciel antykwariatu z sąsiedniego domu. Na pewno go zauważyłeś. Ma szyld
„Jaskinia Starożytności".
- Nie zauważyłem. Co ta babcia wyprawia?
- Rzeczywiście, trudno się domyślić - zakpiła Anastazja. - Rozmawia z panem
Rozenkrantzem.
- To nie jest zwykła rozmowa. Zobacz, jak się wdzięczy. Ona... ona z nim flirtuje! -
David był oburzony.

background image

Anastazja wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
- I co w tym takiego śmiesznego?
- Ty... - nie zdążyła wyjaśnić, bo przyłączyła się do nich Claire, ciągnąc za sobą
uśmiechniętego pana Rozenkrantza.
- Ira, chciałabym ci przedstawić mojego wnuka, Davida. A to moja przyjaciółka,
Anastazja.
- Znam Anastazję, wpada czasami do mojego antykwariatu. Jak się spisuje ten ręcznie
tkany dywan? - spytał Ira swoim tubalnym głosem. - Davidzie... - Ira wyciągnął do
niego dłoń - bardzo mi miło. Twoja babcia zawsze wychwala cię po niebiosa.
- W jakich okolicznościach?
- Kiedy wpada do mnie do sklepu na popołudniową herbatkę.
- Od dawna? - David był coraz bardziej naburmuszony.
- Patrz... - Anastazja musiała wkroczyć do akcji. - W tamtej budce wisi siodło na
wielbłąda. Zawsze o takim marzyłam. - Chwyciła Davida pod ramię. - Chodź, pomo-
ż

esz mi utargować najlepszą cenę. - Ciągnęła go za sobą tak długo, aż znaleźli się

poza zasięgiem słuchu babci i jej przyjaciela.
- Po diabła ci siodło na wielbłąda?
- Nie potrzebuję żadnego siodła, choć byłby z niego wygodny podnóżek. Nie
chciałam, żebyś dalej robił z siebie głupca.
- Ja?!
- Jakbym słyszała wściekłego strażnika z powieści Jane Austen. - Spojrzała na niego
spode łba i zaczęła przedrzeźniać. - Od dawna? W jakich okolicznościach? Daj
spokój, twoja babcia jest dorosła. Może chodzić na herbatkę do przyjaciela, kiedy ma
na to ochotę.
- To twoja robota, prawda?
- Jej przyjaźń z Irą? Jasne, a dlaczego by nie?
- Dlatego, że ona jest moją babcią. Właśnie dlatego.
- I z tego powodu ma nie mieć prywatnego życia?
- Ona dawno skończyła siedemdziesiąt lat.
- Ira też. I co z tego?
- Ciekawe, o co mu chodzi. - David nie spuszczał wzroku z Iry Rozenkrantza.
- Dlaczego podejrzewasz, że o coś mu chodzi? - David zaczął doprowadzać ją do
szału.
- Wszystkim o coś chodzi.
- Więc o co chodzi tobie?
- Staram się chronić babcię.
- Przed czym albo przed kim?
- Przed każdym, kto mógłby ją zranić. I wykorzystać.
- O mnie też pomyślałeś, że chcę ją wykorzystać?
- Wątpię, czy masz na nią dobry wpływ.
- A ty masz?
- Oczywiście, że tak - odpowiedział dopiero po chwili, wyraźnie zbity z tropu
pytaniem Anastazji. - Chcę dla niej jak najlepiej.
- Pod warunkiem, że ty decydujesz, co jest dla niej najlepsze. - Miała wrażenie, że
wrócili do punktu wyjścia. David był tym samym tępym facetem, którego poznała
kilka tygodni temu. - Gdyby to zależało od ciebie, ona musiałaby zapomnieć o swoich
marzeniach.
- Nie poświęciłaby dla marzeń zabezpieczenia finansowego na resztę życia.
- Czy naprawdę tak słabo znasz swoją babcię? To przecież mądra kobieta. Dobrze
wie, co robi.
- O, tak, na przykład teraz flirtuje z tym facetem z antykwariatu. Spójrz tylko, wziął ją

background image

pod rękę.
- A to rozpustnik!
- To wcale nie jest śmieszne!
- Oczywiście, że jest.
- Bo masz spaczone poczucie humoru.
- To lepsze niż nie mieć go w ogóle. - Uśmiechnęła się z wyższością.
- Nie będę się z tobą kłócić - odburknął ze złością.
- Oczywiście, że nie będziesz. Ale tylko dlatego, że do kłótni trzeba dwojga. A to ja
nie mam zamiaru ciągnąć tego rodzaju dyskusji.
- Jakiej dyskusji?
- Takiej, w której byś przegrał. - Odwróciła się na pięcie i dołączyła z powrotem do
Iry i Claire, zostawiając Davida z jego zmartwieniami.
- Ira, jak długo prowadzisz ten interes? - zapytał znienacka David, przyłączywszy się
do nich w kolejce po lemoniadę. - O co chodzi? - zwrócił się do wyraźnie oburzonej
babci i sztyletującej go wzrokiem Anastazji.
- Pozwoliłbyś chociaż człowiekowi usiąść i wypić lemoniadę, zanim zaczniesz swoje
przesłuchanie - pouczyła go Anastazja i pobłażliwym tonem wyjaśniła Irze: - David
jest inspektorem dochodzeniowym straży pożarnej, bada przyczyny pożarów i tropi
podpalaczy. Wścibstwo i podejrzliwość leży w jego naturze, nie bierz więc tego do
siebie.
- Nie biorę - zapewnił ją Ira, a w jego piwnych oczach pojawił się błysk rozbawienia.
Mimo mocno już przerzedzonych siwych włosów, nadal był uwodzicielsko
przystojny. - Biznesem zajmuję się od dwóch lat, Davidzie.
- Niezbyt długo. Zawsze pracowałeś w branży antykwarycznej?
- Nie, imałem się w życiu przeróżnych zajęć.
- Tak myślałem.
Claire rzuciła Davidowi piorunujące spojrzenie i szybko zmieniła temat.
- Wyobraź sobie, Ira, kupiłam tu przepiękny bar, z lustrem na tylnej ścianie i
witrażowymi lampami... Już widzę, jak będą wyglądać na półkach moje kielichy w
kształcie tulipanów... To prawdziwy klejnot.
- Tak jak ty - szepnął Ira z galanterią.
- Byłeś kiedyś żonaty? - zapytał David z delikatnością słonia w składzie porcelany.
- Parę razy.
Wspaniale. Więc ten facet to zwykły kobieciarz. David czuł przez skórę, że jest w nim
coś podejrzanego.
- Może powinieneś zdjąć Irze odciski palców i mieć to z głowy? - zaproponowała
Anastazja.
David spojrzał na nią okrągłymi oczami. Czy ona jest ślepa? Nie widzi, że ten Ira to
jakiś ciemny typ?
- Podtrzymuję tylko rozmowę, nic więcej.
- Jasne - mruknęła z zaciętą miną.
David szybko się zorientował, że w obecności Claire i Anastazji niczego więcej od Iry
nie wyciągnie. Postanowił poczekać na właściwy moment. Przysłuchiwał się, jak
babcia gawędzi z przyjacielem o modelach łyżek do lodów, o wystroju cukierenki, i o
tysiącu innych spraw. Udawał, że nie zwraca na nich uwagi, ale kiedy chwilę później
podsłuchał, że wybierają się razem na kolację, już wiedział, co musi zrobić.
Anastazja spojrzała w lustro po raz piąty w ciągu pięciu minut. Wyglądała nieźle.
Zdecydowała się na czarną sukienkę z lat czterdziestych, z atłasową górą i bolerkiem
z siatki. Natrafiła na nią w sklepie z używanymi rzeczami i wprost nie mogła
uwierzyć we własne szczęście. Zawsze, kiedy ją miała na sobie, czuła się jak Lauren
Bacall.

background image

Jaskrawoczerwona szminka również pasowała do stylu lat czterdziestych. Podobnie
jak kolczyki i bransolety z gagatów, które wyszperała po południu na pchlim targu.
Kiedy David zaprosił ją na kolację, w pierwszej chwili chciała odmówić, bo zachował
się wobec Iry jak natrętny nudziarz. Ale gdy spojrzał na nią przepraszająco, tymi
swoimi czarodziejskimi oczami, jej początkowy opór rozmył się niczym zamek z
piasku oblany morską falą.
Stanął w progu dokładnie o umówionej porze. Z obezwładniającym uśmiechem na
twarzy wręczył jej czerwoną różę.
- Wyglądasz olśniewająco. Myślałem, że przejdziemy się na piechotę, jest piękna
pogoda. To niedaleko... - Spojrzał na jej pantofle na wysokich obcasach.
- Dobrze wyglądają, ale to nie znaczy, że są niewygodne - odpowiedziała, kiedy
wreszcie odzyskała oddech. Miał na sobie czarny garnitur, niebiesko-czarną koszulę i
ś

wietnie dobrany krawat. - Z przyjemnością się przespaceruję.

Przeszli trzy przecznice do restauracji „Pod Różą", którą wybrał David. Anastazja
dobrzeją znała, słynęła z najlepszej włoskiej kuchni w okolicy. Czy wiedział, ze to
jedno z jej ulubionych miejsc? Na myśl o tym, że zależało mu, żeby ten wieczór był
specjalny, zawirowało jej w głowie. Przyniósł różę. Wybrał restaurację, którą lubiła.
Kiedy jednak weszli do środka, natychmiast spadła na ziemię.
Jedno spojrzenie na Irę i Claire, którzy rozkoszowali się romantyczną kolacją we
dwoje, wystarczyło, żeby domyślić się, o co tu naprawdę chodzi. Wpadła w furię.
- Ty podły szpiegu! Nie zostanę tu w roli twojej wspólniczki! Było jednak za późno.
Claire i Ira już ich zauważyli.
- Hej, siadajcie z nami - zawołał Ira.
- Nie możemy... - Anastazja potrząsnęła głową.
- To się nazywa szczęście... - przerwał jej David. - Co za przypadek.
- Co za farsa - wycedziła przez zęby Anastazja. Mogła wyjść, ale nie chciała
denerwować Claire. Poza tym zdecydowana była bronić jej przyjaciela przed jej
wrednym wnukiem. Usiadła więc, gotując się w środku ze złości.
Kelner przyniósł dwa dodatkowe krzesła i nakrycia. Podnieśli karty z menu.
- Co zamówisz?
- Poradę adwokata - odpowiedziała z pasją.
- Nie widzę tego w menu - David odparł jej atak z ostrzegawczym błyskiem w oku.
- Kłócicie się? - spytała zmartwiona Claire.
- Jeszcze nie - odpowiedziała Anastazja. - Ale w każdej chwili...
- Co ty zrobiłeś? - Claire surowym wzrokiem spojrzała na Davida.
- Ja? Dlaczego podejrzewasz, że coś zrobiłem?
- Bo dobrze cię zna - odpowiedziała za nią Anastazja.
- Tak, tak, dobrze cię znam. - Claire poklepała Davida po dłoni, a Anastazji zdawało
się, że przez jego twarz przemknął grymas gniewu. - A teraz, mój drogi, zachowuj się.
Anastazja uśmiechnęła się. Claire, Panie, chwała jej za to, pokazała Davidowi, gdzie
jest jego miejsce. Wątpliwe, żeby taki tuman wziął sobie to na dłużej do serca, ale
sprawy nie potoczyły się po jego myśli. Mogła z przyjemnością zabrać się do
jedzenia.

* * *

- Cóż ta Claire wyrabia? - Osowiała Hattie przysiadła na łopatce jednego z
wentylatorów w restauracji „Pod Różą". - Miała zająć się swataniem Anastazji i
Davida, a ona umawia się na randki. Po co ona to robi?
- Bo jest człowiekiem, a ty nie.
- Jasne, a ty ciągle musisz mi to przypominać.
- Przestań marudzić. - Muriel rzuciła w nią grzanką. Nie trafiła tylko dlatego, że

background image

Hattie w ostatniej chwili zdążyła przykucnąć. Poprawiła kapelusz przyozdobiony
kwiatami moreli i przejrzała się w maleńkim lusterku zatkniętym na czubku
czarodziejskiej różdżki.
- Chciałam tylko powiedzieć, że na pchlim targu wszystko przebiegało wspaniale,
dopóki nie zjawił się ten Ira i Claire nie zaczęła z nim flirtować. Teraz David martwi
się o babcię, a Anastazja jest na niego wściekła.
- A więc na autostradzie życia doszło do małej stłuczki. - Muriel wzruszyła tylko
ramionami.
- Znowu buszowałaś w Internecie, co? - Betty zmierzyła siostrę karcącym wzrokiem. -
Ostrzegałam cię przed wizytami w tym gnieździe plotkarzy.
- Używam go tylko dla pogłębienia swojej wiedzy. O ludzkim zachowaniu i tym
podobnych sprawach.
- Hm, hm... - Hattie głośno chrząknęła. - Może byśmy wróciły do Anastazji i Davida.
Co teraz zrobimy?
- Gdybym była tobą, zeszłabym z tego śmigła - odpowiedziała Betty.
- Niby dlaczego?
- Bo właśnie ktoś włączył wentylator.
Ułamek sekundy później wirujące śmigło wyrzuciło Hattie w powietrze. Wylądowała
w drugim końcu sali, na półce za barem obok butelki Jacka Danielsa. Kapelusz zakrył
jej pół twarzy, a suknia owinęła się wokół talii, odsłaniając kolorowe majtki. Siła
uderzenia przewróciła otwartą butelkę gazowanej wody, która polała się ciurkiem na
zadarty nos Hattie.
- Pierwsza zasada działania dobrych wróżek - zacytowała Muriel. - Nigdy nie pokazuj
po sobie, że się pocisz.

* * *

- No więc dobrze - zaczął David pojednawczym tonem, kiedy znaleźli się przed
domem. - Przyznaję, że wplątywanie cię w mój plan było nie fair...
Anastazja, idąc dziesięć kroków przed nim, odwróciła się i przez chwilę milczała,
patrząc na niego z pogardą i ogniem w oczach.
- Mogę ci powiedzieć, co jest nie fair. To, że ty... Uff! - Bezradnym gestem wyrzuciła
w górę ręce. - Jestem zbyt wściekła, żeby z tobą rozmawiać.
- To znaczy, że nie dostanę buzi na dobranoc? - spytał z kwaśną miną.
- Och, Davidzie, Davidzie... - Ku jego zdumieniu nie rozzłościła się jeszcze bardziej,
tylko pokręciła głową. - Jak mało mnie znasz.
Sam nie był pewien, czy spodobało mu się to, co usłyszał.
- Nie tylko cię nie pocałuję, tak jak teraz... - przyciągnęła go do siebie i na samym
ś

rodku chodnika uraczyła ognistym pocałunkiem - ale w dodatku sprawię, że będziesz

za tym tęsknił. - Przy drugim pocałunku przylgnęła do niego tak namiętnie, że
odruchowo wyciągnął ręce, żeby ją objąć. Ale jej już nie było. Przebiegła kilka
kroków do drzwi, a potem z hukiem je zatrzasnęła.
Popijał u siebie w mieszkaniu drugie piwo, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył
ostrożnie, z cichą nadzieją, że to Anastazja.
- Zdaje się, że spodziewałeś się kogoś innego? - Claire właściwie odczytała jego
minę.
- Przepraszam, babciu, wejdź, proszę. Pewnie przyszłaś mnie zbesztać. - Umościł się
z powrotem na wielkiej skórzanej kanapie.
- Oczywiście, że nie. - Usiadła obok, poklepała go po dłoni, a potem sięgnęła po
puszkę piwa i otworzyła ją z taką wprawą, że David ze zdumienia otworzył usta.
Nigdy przedtem nie widział babci pijącej piwo.
- Podać ci szklankę?

background image

- Nie, dziękuję. Wiem, że troszczysz się o mnie i stąd to twoje zachowanie w
restauracji. Doceniam twoją troskę, ale naprawdę nie masz się o co martwić. Nigdy
nie marzyłam, żeby powtórnie wyjść za mąż.
Uspokojony, wypił następny łyk piwa.
- Jeśli się ma stałą rentę, o wiele rozsądniej jest po prostu mieszkać we dwoje -
powiedziała wesoło. - Z finansowego punktu widzenia formalne małżeństwo jest
niekorzystne w naszej sytuacji.
David tak się zakrztusił, że Claire musiała uderzyć go w plecy.
- Och, mój drogi, widzę, że cię zaszokowałam.
- śebyś wiedziała! - warknął wściekle.
- Trudno, po prostu będziesz musiał się z tym pogodzić - powiedziała bez cienia
skruchy. - I przestań się o mnie martwić. Raczej zajmij się Anastazją. To twoja
przyszłość.
Raczej mój upadek, to bardziej prawdopodobne, pomyślał ponuro.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- To musi być gdzieś tutaj - mruknął do siebie David, wpatrując się w plany budynku.
Oświetlenie w piwnicy nie było najlepsze, ale wystarczyło, żeby odnaleźć znaki na
ś

cianach. Sprawdził już, z czego są zbudowane, a najtrudniejsze zostawił na koniec.

Wschodnia ściana była zasłonięta przez urządzenia ogrzewcze i klimatyzacyjne.
Jeżeli rzeczywiście na dole znajdowało się jakieś ukryte pomieszczenie, to Chester
dobrze je zakamuflował. A jeśli tak, to nielegalny szynk był równie dobrze
zamaskowany i pewnie nigdy nie stał się obiektem policyjnego nalotu. David
przewertował kilka książek o prohibicji w Chicago i znalazł w nich trochę informacji
o „Chesty" Fergusonie, ale były to najwyżej dwuzdaniowe wzmianki, pozostające w
cieniu opowieści o najsławniejszym gangsterze tamtych czasów, Alu Capone.
Jeszcze raz pochylił się nad planami, kiedy usłyszał nad sobą przeraźliwy hałas, jakby
do cukierenki na parterze wpadła banda ludzi. Była niedziela i nie spodziewał się żad-
nych robotników.
Na górze zastał kompletny chaos. A w jego centrum Anastazję, wydającą rozkazy
swoim żołnierzom.
- Okay, Ryan i Jason pomalują sufit. Courtney i Heather przyłożą tapety do ściany.
Musimy w końcu wybrać jedną z tych dwóch i zacząć je przyklejać. Mama i tata
pójdą ze mną do kuchni pomóc Claire.
Wylewając z siebie nieprzerwany potok słów, Anastazja cofała się powoli, aż w
końcu wpadła prosto na Davida.
- Przepraszam... - Spojrzała na niego przez ramię, wyraźnie zaskoczona. - Nie
wiedziałam, że dzisiaj tu przyjdziesz. Wspominałeś coś o wolnym dniu.
O co jej chodzi, co ona knuje? Ma minę, jakby czuła się winna. A może to zwykła
konsternacja? Przez ostatni tydzień celowo go unikała. Tęsknił za nią. I to bardzo.
- Co tu się dzieje? - zapytał w końcu.
- Nic, czym musiałbyś się martwić. Wracaj do piwnicy i rób swoje. Na nas w ogóle
nie zwracaj uwagi.
- Nie ma mowy - zapewnił ją skwaszonym tonem.
- Nie zamierzasz nas przedstawić? - zapytała przytomnie Shirley Knight, matka
Anastazji.
- Oczywiście. Mamo, to jest David Sullivan, wnuk Claire, ale nie może teraz z nami
porozmawiać, bo ma coś bardzo ważnego do zrobienia na dole - wyrzuciła z siebie
jednym tchem.
- Czy jest żonaty? - spytała Shirley, która nie zwykła niczego owijać w bawełnę.
- Mamo!
Davidowi spodobało się zakłopotanie Anastazji. Wyczytała to z jego uśmiechu i
poczuła, że się czerwieni. Nienawidziła tego. Do diabła, była przecież dorosła. Już
dawno powinna przywyknąć do zagrywek mamy. Problem w tym, że nie przywykła
do Davida, i do tego, jak na nią działa.
- Nie jestem żonaty - odpowiedział uprzejmie.
- Jak to miło. - Shirley rozpromieniła się.
Anastazja odetchnęła z ulgą, kiedy przyłączył się do nich tata, choć ograniczył się do
jednej kpiącej rady:
- A teraz biegnij, synu, póki jeszcze masz szansę. Jestem ojcem Anastazji. Bob
Knight.
Jego ostatnie słowa zagłuszyły dźwięki „Everybody Loves Somebody" Deana
Martina.
- Tato, prosiłem cię, żebyś zostawił swoje płyty w domu! - krzyknął Jason.
- I zostawiłem. To jest kaseta. - Bob wskazał nie bez dumy głośnik magnetofonu, po

background image

czym pogrążył się w dyskusji z synami, z których żaden nie podzielał jego miłości do
Deana.
- Kochanie - upomniała go żona - nie bądź taki irytujący, wiesz przecież, jak to
wszystkich drażni.
Na szczęście oddaliła się tuż za nim.
- Chyba powinnam cię wcześniej ostrzec, że przyjdzie moja rodzina, żeby pomóc
Claire, ale pomyślałam, że to będzie dla ciebie niełatwe przeżycie.
- Dlaczego tak pomyślałaś?
- Nikt zdrowy na umyśle nie zniesie łatwo spotkania z całą moją rodziną. Mówiąc
oględnie, potrafimy być kłopotliwi.
- Sądzisz, że nie umiem sobie radzić w trudnych sytuacjach?
Zauważyła w jego oczach szatańskie błyski i trochę ją to poruszyło. Czyżby flirtował
z nią? Na oczach jej rodziny?
Kiedy się znienacka pojawił, serce podeszło jej do gardła. Tylko dlatego, że dobrze
znała swoją mamę i wiedziała, jak zareaguje. Zawsze tak się zachowywała, kiedy
widziała swoją jedyną córkę w towarzystwie mężczyzny przed sześćdziesiatką. No,
może nie zawsze. Zaczęło się, tak naprawdę, kiedy Jason i Ryan szczęśliwie się
pożenili. Przedtem była całkiem zrównoważona.
Owszem, zdarzył się jeden wyskok, kiedy miała dość ojca i wyrzuciła go na kilka dni
do Jasona. Ale potem państwo Knight znowu byli parą zakochanych gołąbków, może
nawet bardziej niż kiedykolwiek. Dramat zaczął się po ślubie Jasona w zeszłym
miesiącu. Mama zwariowała na punkcie Anastazji i jej stabilizacji.
Widząc, co się dzieje, jej bracia z miejsca zaczęli wtrącać swoje trzy grosze, świetnie
się przy tym bawiąc. Właśnie dlatego postanowiła chronić Davida przed wyskokami
swojej rodziny.
Znając jego przewrotność, nie powinna się jednak dziwić, że czując pismo nosem,
tym bardziej uparł się zostać.
- Proszę bardzo, zostań tu, jeśli chcesz. Tylko mi potem nie mów, że cię nie
ostrzegałam.
- Obiecuję.
Jakby na potwierdzenie tego, co myślała o swoich braciach, przyłączył się do nich
Jason.
- Jeżeli wyprowadzisz z równowagi moją siostrę, natychmiast jesteś moim
przyjacielem. Jason Knight.
- Brat ważniak - nie omieszkała dodać Anastazja.
- A ja jestem jego żoną, Heather Grayson-Knight - przedstawiła się kobieta, która
stanęła u boku Jasona.
- Gwiazda radiowa, prowadzi „Miłość w opałach" - uzupełniła Anastazja.
- Nieczęsto słucham radia - przyznał ze skruchą David.
- David jest absolwentem Wydziału Tępienia Zabawy. W przeciwieństwie do mojego
brata Ryana, który ma ogromne poczucie humoru. Uważaj, nie pij przy nim czekolady
z mlekiem.
- Lepiej nie pytaj - poradził Jason, widząc skonsternowaną minę Davida.
- Hej, wszystko słyszałem. - Podszedł do nich Ryan. -Ten wypadek z tapetą
przydarzył się wieki temu.
- Pewnych rzeczy nigdy się nie zapomina - stwierdziła poważnie Anastazja.
- I niektórych ludzi. - Ryan spojrzał czule na kobietę, która objęła go w pasie.
- Ryan ma na myśli swoją żonę. Był tak głupi, że pozwolił jej kiedyś odejść. Ale teraz,
starszy i mądrzejszy, naprawił swój błąd.
- Ryan nigdy nie przyznaje się do błędów. Cześć, jestem Courtney, jego lepsza
połowa.

background image

- I tu masz rację - zgodził się Ryan.
- Anastazjo, moim zdaniem to genialny pomysł z tą cukierenką z lodami -
powiedziała Heather. - Powiem coś o tym w swojej audycji.
- Już wiesz, dlaczego te dwie dziewczyny tak się lubią - oświecił Davida Jason.
- Ja też uważam, że to dobry pomysł - wtrąciła się Courtney.
- Słusznie, nie dwie, tylko trzy - poprawił się Jason. - Dobrały się jak w korcu maku.
David zauważył, jak bardzo te trzy kobiety różnią się urodą. Wysoka i szczupła
Courtney była jasną blondynką, niższa od niej Heather miała kasztanoworude włosy
do ramion. Anastazja miała w sobie coś wyjątkowego, jakąś niezwykłą energię, jakby
była samoistnym żywiołem natury. Jej złote oczy hipnotyzowały go, a bujne
kasztanowe włosy budziły pokusę, żeby zanurzyć w nich palce.
- Dosyć tego - upomniała braci. - Nie zaprosiłam was tutaj na pogaduszki.
- Wcale nas nie zapraszałaś - zaprotestował Ryan. - Ty nam rozkazałaś tu przyjść, o
ile mnie pamięć nie myli.
- Jesteście moimi braćmi. Moją rolą jest trzymać was w karbach.
- Myślałem, że po to mamy żony. Au! - Dostał kuksańca od Courtney. - Co ja takiego
powiedziałem? Lepiej już sobie pójdę.
- Dlaczego zagoniłaś swoją rodzinę do roboty? - spytał David, kiedy został sam na
sam z Anastazją.
- Nie słuchaj Ryana, oni naprawdę chcieli pomóc. Doszłam do wniosku, że przydadzą
nam się dodatkowe ręce do pracy. Do otwarcia zostały tylko dwa tygodnie, a my jeste-
ś

my w lesie. Mimo że urabiasz sobie ręce po łokcie.

Prawda była taka, że ten remont sprawiał Davidowi ogromną satysfakcję. Każdego
dnia rano ledwie otworzył oko, zrywał się z łóżka. Przypomniał sobie po wielu latach,
jaką przyjemnością może być fizyczna praca.
- Jesteś zły, że poprosiłam ich o pomoc?
- Nie, oczywiście, że nie. Miałaś rację, przydadzą nam się dodatkowe ręce do pracy.
Uraczyła go jednym ze swoich profesjonalnych uśmiechów bibliotekarki i niemal w
tym samym momencie jęknęła na dźwięk „Welcome to my World" Deana Martina.
- Tato! Nie tak głośno!
- Może powinnaś namówić moją babcię, żeby włączyła taśmę z Bruce'em
Springsteenem?
- Ooo? Zauważyłeś...?
- Trudno było nie zauważyć, skoro jej muzyczne gusty ograniczały się dotąd do
piosenek z lat pięćdziesiątych - odpowiedział z przekąsem.
- Puściłam kiedyś kasetę z Bruce'em w samochodzie, i to wszystko. Spodobała jej się.
- Powiedziała mi to. Powiedziała też, żebym pilnował swoich spraw i odczepił się od
niej i od Iry.
- Ja też ci to mówiłam.
- Tak, ale jej posłuchałem.
- Dobra, punkt dla ciebie.
- Więc nie jesteś już na mnie wściekła?
- Czy ty nie próbujesz przypadkiem przeciągnąć mnie na swoją stronę? Po to, żeby
skutecznie zaatakować Claire? - Patrzyła na niego podejrzliwie.
- Klnę się na życie, że nic takiego nie przyszło mi do głowy - przysiągł najzupełniej
poważnie.
Przypomniała sobie, że kiedyś już tak na nią patrzył - uwodząc męskim czarem i
wyrzutami sumienia. Tym razem jednak przysięgał tak żarliwie, że postanowiła mu
zaufać.
- Dajmy temu spokój, ale jeśli jeszcze raz nabruździsz, masz u mnie przechlapane.
- Jak na bibliotekarkę, ciekawie dobierasz słowa.

background image

- To skutek oglądania „Trzech Fagasów".
- Anastazjo - zawołała Claire - mam zamiar wykorzystać twoich rodziców do pomocy
w kuchni.
- Śmiało! - odpowiedziała ze śmiechem, a potem wyjaśniła Davidowi: - Mama będzie
ubijała lody, a tata ma je degustować. Twoja babcia ciągle eksperymentuje, szuka ory-
ginalnych smaków.
- Wiem, wiem - zaśmiał się rozbawiony. - Unikaj brzoskwiniowo-miętowo-
orzechowych.
- To jeszcze nic. W dawnych czasach robili lody o smaku zupy z ostryg albo
szparagów. Delmonico z Nowego Jorku miał w swoim repertuarze pumpemiklowe z
ryżowego ciasta!
- Moim zdaniem, ważniejsza od nowych smaków jest dobra nazwa dla tej cukierenki.
- Wszystko słyszałam! - Claire pojawiła się z łyżką lodów. - Masz, spróbuj.
- Co to jest? - David przyglądał się im nieufnie.
- Lody.
- Jaki smaa... - nie zdążył skończyć, bo babcia wepchnęła mu łyżkę do ust.
- Rozpływają się w ustach. Bob uważa, że są smaczne, prawda, Bob? - zapytała,
odwracając się przez ramię do ojca Anastazji.
- Pyszne. Chyba będę musiał popuścić trochę pasa, zanim stąd wyjdę.
- Rzeczywiście, ciekawe - przyznał David. - Co to za smak?
- śurawiny.
- Nie lubię żurawin - skrzywił się jak kapryśne dziecko.
- A jak nazywa się twoja cukierenka? - Bob zwrócił się do Claire.
- Nie ma jeszcze nazwy.
- Co byście powiedzieli na „MacRożek"? - Ryan oderwał się na chwilę od malowania
i rzucił swój pomysł.
- A „Cafe Ambrozja"? - zaproponowała Heather znad stołu, przy którym rozwijały z
Courtney rolki tapet.
- Albo „Retro pod Sułtańskim Pucharkiem" - dorzucił swoje Jason.
- To jest to! - krzyknęła z entuzjazmem Claire, wymachując rękami. - To jest nazwa, o
jaką mi chodziło. Retro... wspaniale, sprawa załatwiona.
- Najwyższa pora - zauważył David. - Do uroczystego otwarcia pozostały dwa
tygodnie.
- Zaraz zadzwonię do szyldziarza. „Retro pod Sułtańskim Pucharkiem" - powtórzyła. -
Tak, to brzmi dobrze.
Kiedy rodzina Anastazji wychodziła, było już prawie ciemno.
- Doprawdy nie znajduję słów, żeby podziękować wam za pomoc - rozpływała się w
uprzejmościach Claire.
- Po to ma się rodzinę i przyjaciół.
- Nie mam lepszych przyjaciół od ciebie. - Uścisnęła mocno Anastazję. - Dzięki
rodzinie Knightow „Retro" ma już nazwę i tapety na ścianach. - A gdzie jest David?
- Jakąś godzinę temu poszedł na dół - odpowiedziała Anastazja, przypominając sobie
z ulgą, że czmychnął nie zauważony przed drugą rundą inkwizycyjnych pytań mamy.
- Ten biedny chłopak nigdy nie odpoczywa.
- Kiedy któregoś dnia zapytałam go, w co wierzy, odpowiedział, że w ciężką pracę i w
baseball. Nie w marzenia. Mówił, że jego tata zaryzykował wszystko dla jakiegoś głu-
piego pomysłu, a reszta rodziny musiała za to płacić.
- Coś takiego! - Wstrząśnięta Claire przyłożyła dłoń do ust. - Nie miałam pojęcia, że
patrzy na to w ten sposób. To prawda, że mój syn był marzycielem i niezbyt dobrze
planował swoje finansowe poczynania, ale przecież w żaden sposób nie mógł
przewidzieć, że zginie razem z żoną w czołowym zderzeniu. To nie on spowodował

background image

ten wypadek.
- Czy David wie o tym?
- Tak, wiele razy mu to powtarzałam, ale on potrafi być potwornie uparty, jeśli wbije
sobie coś do głowy.
- To nie to... - mruknęła posępnie Anastazja. - Powiedział mi, że wśród analityków
pożarów nie ma zbyt wielu marzycieli. Sądzę, że to praca tak na niego działa.
- Może masz rację. Mam nadzieję, że ten urlop dobrze mu zrobi, że trochę odetchnie,
ale przecież nie odpoczął za bardzo, pracując tutaj całymi dniami. A teraz jeszcze
zszedł do piwnicy.
- Jakieś poprawki?
- Nie, coś tam sobie dłubie dla zabawy.
- Nigdy nie widziałam, żeby się bawił... Chyba musiał tam coś odkryć, coś, co go
zainteresowało. - Sama nie pozbawiona wyobraźni, zaczęła się zastanawiać, co to
może być. - Chodźmy tam.
Znalazły go w odległym kącie piwnicy. Obstukiwał jedną ze ścian i w ogóle
zachowywał się podejrzanie. Miał rozpalony wzrok i nie zauważał ich obecności. To
nie był człowiek zajęty poprawkami remontowymi, to był facet z misją - a misje nie
tak wiele dzieli od marzeń.
- Czy właśnie w ten sposób się bawisz? - spytała wesoło Anastazja. - A jeśli tak, to
czy możemy się przyłączyć?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

David aż podskoczył. Potem powoli się do nich odwrócił.
- Ho, ho - przekomarzała się Anastazja. - Spójrz tylko na ten wyraz winy w jego
oczach, Claire. Chyba przyłapałyśmy go na poszukiwaniu skarbów.
- Kiedy był małym chłopcem, uwielbiał ich szukać - powiedziała z czułością w głosie
Claire.
- Naprawdę? Nigdy bym nie pomyślała. A jakiego skarbu szukasz w tej piwnicy,
Davidzie? - Anastazja podeszła do planów.
- Nie szukam skarbu.
- A powinieneś - stwierdziła Claire. - Ten dom ma pasjonującą historię.
- Słyszałaś o tym? - Zdziwiony spojrzał na babcię.
- Krążą plotki, że w tej kamienicy mieścił się kiedyś nielegalny szynk.
- Nie żartujcie! - wykrzyknęła Anastazja. - Dlaczego żadne z was nic mi nie
powiedziało?
- Babcia nie życzyła sobie, żebyś obstukiwała każdą ścianę w poszukiwaniu ukrytych
pomieszczeń - wyjaśnił z przekąsem David.
- Dlaczego miałabym to robić?
- A więc tym się zajmujesz się w piwnicy... - Claire westchnęła z ulgą.
- Co miałaś na myśli? - Anastazja zerkała to na Claire, to na Davida.
- David coś odkrył - odpowiedziała Claire. – Powiedz jej.
- Nic specjalnego. Odkryłem tylko metrową różnicę między wymiarami na planach a
rzeczywistym obrysem piwnicy. Prawdopodobnie to zwykła pomyłka.
- I dlatego opukujesz ściany? - spytała Anastazja.
- Szuka tajnego magazynu. - Claire broniła Davida.
- A może sprawdzam, czy nie ma tu termitów.
- To dom z cegły, a kontrola sanitarna wykluczyła jakiekolwiek robactwo.
- No więc dobrze, szukam tajnego magazynu.
- Nie musisz o tym opowiadać, jakbyś popełnił jakąś zbrodnię - powiedziała łagodnie
Anastazja. - To jest w porządku. To jest bardzo podniecające. To...
- Prawdopodobnie wielkie nic. - Postanowił sprowadzić ją na ziemię. - Przypomnij
sobie, jaka wpadka przydarzyła się Geraldo Rerze, kiedy w telewizyjnym programie
na żywo otworzył sejf Ala Capone. W środku nie znalazł niczego interesującego.
Nawet wtedy, gdy David to mówił, Anastazja widziała błysk w jego oczach i
wiedziała - nieważne, czy chciał się do tego przyznać, czy nie - że porwało go coś, co
nie było niczym innym niż marzeniem poszukiwacza skarbów.
Nie potrafiła się powstrzymać. Podeszła i uścisnęła go.
- Jestem z ciebie dumna - szepnęła mu do ucha. Spojrzał na nią zakłopotany, a potem
dodał z typową dla siebie ostrożnością:
- Nie ma sensu, żebyś robiła sobie zbyt wielką nadzieję.
- Chłodny rozsądek nigdy nie był moją specjalnością.
- Uśmiechnęła się zalotnie.
Nie miała stuprocentowej pewności, ale mogłaby przysiąc, że mruknął do siebie: „I
dzięki Bogu".

* * *

- Zaczyna się łamać. - Betty dosłownie cmoknęła z zadowolenia. - Mówiłam wam, że
pokusa tajemnego magazynu przywróci w nim wiarę w marzenia.
- Ciągle nie mogę dopatrzyć się związku... - wyznała Hattie ze szczytu zawile
rzeźbionej kolumienki baru.
- On szuka skarbu - wyjaśniła Betty. - Dokładnie tak, jak robił to w dzieciństwie.

background image

- Przecież nasze zadanie polega na połączeniu Anastazji z przeznaczonym jej
mężczyzną, a nie na skłonieniu Davida, żeby uwierzył w marzenia - upierała się
Hattie.
- śeby udało się to pierwsze, musimy dokonać drugiego.
- To zaczyna być strasznie skomplikowane. - Hattie potarła czoło magiczną różdżką. -
Wiecie, co myślę o komplikacjach. Nie lubię ich.
- Nie lubisz też koloru khaki - przypomniała jej Muriel - ale to nie zmienia ogólnej
postaci rzeczy. Prawda jest taka, że David musi uwierzyć w marzenia, zanim połączy
się z Anastazją w szczęśliwym życiu aż do grobowej deski.
- Założę się, że aniołowie stróże nie muszą wplątywać się w takie sytuacje. Na pewno
mają od nas lżejsze życie. Bez porównania... - westchnęła rozmarzona. - Z tymi
pięknymi, eleganckimi skrzydłami. Nie takimi, jak nasze małe skrzydełka, krótkie i
niezgrabne.
- Mówiłam ci, że nasze skrzydła są równie aerodynamiczne jak skrzydła anielskie -
tłumaczyła jej Muriel. – Poza tym nie masz na co narzekać. Nie tylko ty chorujesz na
uszy i przez to masz trudności z lataniem. Ja też bez przerwy tracę równowagę.
- Założę się - Hattie wymachiwała różdżką, uradowana z myśli, która właśnie wpadła
jej do głowy - że dokładnie z tego powodu wysypałam na Anastazję zbyt wiele pyłu
odpowiedzialnego za inteligencję i żywiołowy charakter. Musiałam chorować na
zapalenie ucha!
- Zręczna wymówka, ale wysypałaś ten pył, bo, jak zwykle, popisywałaś się jak na
scenie. Paradowałaś z tą śmieszną aksamitną poduszką, która...
- Ona wcale nie jest śmieszna! - zaprotestowała Hattie. - To aksamit w kolorze
królewskiej purpury, z falbaną z przezroczystego szyfonu, przetykanego złotymi i
purpurowymi nitkami.... A na środku przepiękne złocone naczynie z cherubinami.
- Właśnie - zakpiła Muriel. - Dokładnie tak, jak mówiłam. Śmieszna ostentacja. To
nie twój brak równowagi zawinił, tylko ta poduszka. Oczywiście na koniec występu
rzuciłaś w naszą stronę triumfalne spojrzenia, jakże by inaczej, i ta krótka chwila
dekoncentracji wystarczyła, żeby poduszka z naczyniem przechyliła się...
- Co za bzdury! - krzyknęła Hattie. - Tak, jakbyś mogła pamiętać to wszystko, z
najdrobniejszymi szczegółami, po trzydziestu trzech latach.
- Dla dobrych wróżek to jak mgnienie oka.
- Hej, dość tego! - warknęła Betty. - Może byśmy wróciły do Anastazji i Davida? Tak
jak przypuszczałam, jego babcia okazała się niezwykle przydatna. Widziałyście, jak
złagodniała twarz Anastazji, gdy Claire wspomniała, że jej wnuk szukał w
dzieciństwie skarbów?
Hattie i Muriel zgodnie skinęły głowami.
- To dobrze. A więc trzymamy się naszego planu, pamiętając, że zgranie w czasie jest
wszystkim. Jeżeli David odkryje ten magazyn za wcześnie albo za późno, nie
osiągniemy tego, co chcemy. Zrozumiano?
- Hm, a skąd będziemy wiedziały, kiedy nastąpi ta właściwa chwila? - spytała Hattie.
- Twoim zadaniem jest to wiedzieć.
- Czyli moje zadanie polega na robieniu rzeczy, których nie potrafię robić.
- Kiedy nadejdzie ta chwila, rozjarzy się twoja magiczna różdżka - pocieszyła ją
Betty.
- Zakładasz, że ona to zauważy - zadrwiła Muriel. - Pamiętaj, że to ona nie włożyła
okularów i dlatego poprowadziła nas przez niebo złą drogą.
- A ty byś potrafiła zrobić to lepiej - oburzyła się Hattie. - Myślałby kto!
- Potrafiłabym.
- A jednak też ci się nie udało, więc może byś się zamknęła! - Hattie sfrunęła do
Muriel na marmurową ladę i podwinęła rękawy swojej złotej szyfonowej sukni. -

background image

Mam już dość wałkowania tego tematu! Wara ode mnie!
Ku zdumieniu Hattie, Muriel uśmiechnęła się i czule ją przytuliła.
- To mi się podoba! Wreszcie nauczyłaś się bronić swojego zdania i walczyć jak
przystało dobrej wróżce. Moje gratulacje! Teraz wiem, że jesteś moją siostrą.
- I moją. - Betty przyłączyła się do wzajemnych uścisków.
- Uważajcie na mój kapelusz! Jeśli macie taki dobry nastrój, to pozwólcie mi zmienić
wystrój tego wnętrza. Tylko trochę. Spójrzcie, wszystko jest czerwone, białe albo
niebieskie. Czuję się jak na planie filmowym „Przeklętych Jankesów". Tu potrzeba
więcej lawendowego i różowego.
Jednym machnięciem czarodziejskiej różdżki Hattie podarowała ścianom lawendowo-
różowe pasy.
- Daj spokój - powiedziała Betty, przywracając poprzednie kolory. - Do stu petunii,
jesteś dobrą wróżką, a nie zwariowaną malarką. Oszczędzaj magię na poważniejsze
sprawy.

* * *

- Wiesz przynajmniej, skąd wracam? - Anastazja siedziała na swoim
najwygodniejszym krześle, z kotem zwiniętym na kolanach, wlepiającym w nią
niebieskie oczy. - Wcale nie bronię myszy, która cię dręczy. Po prostu mój brat miał
kiedyś w domu myszkę, więc nie mogę jej tak zwyczajnie zabić. - Przerwała, żeby
podrapać uszy Xeny, co kotka uznawała za najczulszą pieszczotę. - Nie zrozum mnie
ź

le, denerwuje mnie ta mysz tak samo jak ciebie. Aż trudno uwierzyć, że miała

czelność znowu się tu pokazać. Kiedy następnym razem wpadnie do pułapki,
wywiozę ją gdzieś daleko. No, może nie za daleko, bo kiedy jest uwięziona, dostaje
szału, a nie chcę, żeby zrobiła sobie coś złego.
Kotka zamruczała, Anastazja mówiła więc dalej.
- Nie myśl sobie, że tylko ty jesteś tu rozstrojona. Wejdź w moją skórę. David
doprowadza mnie do obłędu. Najpierw myślałam, że jest niemożliwy, potem, że budzi
jakieś nadzieje, a w końcu dochodzę do wniosku, że jest czarujący i seksowny. Co się
ze mną dzieje?
Anastazja rozglądała się po pokoju, jakby szukała odpowiedzi na to pytanie w jakimś
kącie. Celowo zostawiła w salonie dużo wolnej przestrzeni, żeby te nieliczne meble
mówiły same za siebie. Kolorowy marokański stół powinien gryźć się z obitymi
kwiecistym perkalem krzesłami, ale się nie gryzł. Podobnie jak „Milczenie jest
złotem", drewniana rzeźba Balinese'a przedstawiająca maskę z palcem przytkniętym
do ust, współgrała z plakatami i reprodukcjami ilustracji z jej ulubionych książek dla
dzieci.
Niestety nie znalazła odpowiedzi nigdzie w pokoju, podsumowała więc swój
monolog.
- Wiesz, że David mnie pocałował, a potem pozostawił w zawieszeniu. No tak, tego
wieczora, kiedy zabrał mnie do restauracji, to ja go pocałowałam i pozostawiłam w
zawieszeniu. Czyli wyszło na remis. Coś mi jednak mówi, że to do mnie należy
następne posunięcie. Powinnam coś zrobić, prawda? A nie siedzieć tu i marudzić. No
dobrze, dzwonię do niego.
- Jesteś zajęty? - spytała, ledwie dając mu szansę na powiedzenie „halo".
- To zależy, dlaczego pytasz? - odpowiedział ostrożnie.
- Spotkaj się ze mną za pół godziny w cukierence, to się dowiesz. - Jej niski głos
zdawał się wiele obiecywać.
Zderzyła się z nim na schodach prowadzących do piwnicy. Przed wyjściem z domu
przebrała się w wygodną sukienkę ze sztucznego jedwabiu w bursztynowym kolorze.
Jej miękkie sandały skrzypiały cichutko, gdy balansowała na stopniu, starając się

background image

odzyskać równowagę.
David objął ją ramionami, żeby nie upadła, ale zaraz potem usłyszała jego wyniosły
głos.
- Za szybko chodzisz.
- Zauważyłeś, że masz zadatki na despotę? - Cofnęła się o krok, żeby otworzyć drzwi
do „Retro" kluczem, który dostała od Claire. David też miał klucz, ale ona była przy
drzwiach pierwsza.
- Ja? - zdziwił się David, wchodząc za nią do środka. - A co powiesz o sobie? To ty
lubisz wszystkim rozkazywać.
- Nieprawda.
- Pamiętasz, jak ustawiałaś swoich braci?
- Bracia się nie liczą. - Włączyła witrażowe lampy za barem, które rozproszyły mrok
ciepłym światłem. - W dzieciństwie to oni bez przerwy mi rozkazywali. Szczególnie
Jason. Właśnie dlatego przyrzekłam sobie, że kiedy dorosnę, nikt nie będzie mi
mówił, co mam robić. Nie wyobrażasz sobie, co to znaczy wychowywać się z
przemądrzałymi braćmi.
- Rzeczywiście, nie wyobrażam sobie.
- Przepraszam, twoje dzieciństwo bardzo różniło się od mojego. - Anastazja
uświadomiła sobie, że David dorastał nie tylko bez żadnego rodzeństwa, ale i bez
rodziców.
- Miałem szczęście, że dziadek i babcia byli tacy wspaniali. Dziadek zmarł na zawał
parę dni po tym, jak skończyłem college. Nie miałem najmniejszego pojęcia, że był
kiedyś sprzedawcą lodów i wody sodowej, i że poznali się z babcią w cukierence z
lodami. Dowiedziałaś się o tym wcześniej niż ja.
Zrozumiała, że trafiła na jego czuły punkt, i postanowiła go rozweselić.
- Tak, czasami bywam trochę wścibska.
- Umiesz słuchać.
- Mogę cię tego nauczyć. Zaczniemy dziś wieczorem. Potrzebne będą lody i
wyobraźnia. Ale stawiam jeden warunek - że będziesz trzymał ręce przy sobie.
Uważasz, że ci się uda? To będzie test na silną wolę.
- Jestem znany z silnej woli.
- Tak też myślałam. Więc coś takiego... - uraczyła go serią delikatnych pocałunków w
brodę - wcale cię nie bierze, prawda?
- Nie. - Jego głęboki głos wydał jej się bardziej ochrypły niż zazwyczaj. I jeszcze
bardziej podniecający.
Anastazja uśmiechnęła się tajemniczo. Właśnie na to czekała. Mógł sobie mówić na
schodach, że jest za szybka, ale nie przewidywała, żeby dziś wieczorem uskarżał się
na jej śmiałość.
- Więc na czym ma polegać ta wielka niespodzianka? - zapytał David.
- Stań za ladą, to zobaczysz. No, może nie do końca zobaczysz, bo muszę zasłonić ci
oczy.
- Czy w planie jest też jedwabna pościel i kajdanki? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie. A liczyłeś na to?
- Może...
- Niedobrze. Musisz wytężyć wyobraźnię. - Nachyliła się i przewiązała mu oczy
jedwabną chustką, którą zdjęła z szyi. - Nie podglądaj!
- Nie masz chyba zamiaru robić niczego, czego nie powinny oglądać niepowołane
oczy? - zapytał niespokojnie, ale i z tonem nadziei w głosie.
- Na przykład rozbierać się, to miałeś na myśli?
- Tak, coś w tym rodzaju...
- Oczywiście, że nie.

background image

- Szkoda.
- Dobrze, zaczniemy od krótkiej lekcji biologii - zaśmiała się.
- Brzmi obiecująco.
- Czy wiesz, że na twoim języku znajduje się dziewięć tysięcy kubeczków
smakowych, a każdy z tych maleńkich kubeczków zawiera od dziesięciu do piętnastu
receptorów, które mówią mózgowi, czy coś jest słone, kwaśne czy słodkie?
Zaprzeczył ruchem głowy. Wiedział tylko, że rozmowa o języku budzi w nim
szczególny rodzaj głodu. Wyobraził sobie, jak zlizuje z jej nagiego ciała roztapiające
się lody. I na tym prawdopodobnie polega jej plan. Chce doprowadzić go do
szaleństwa. Dobrze, we dwoje można w to grać.
Wyciągnął po omacku ręce. Miał szczęście, chwycił jej dłoń. Podniósł ją do ust i
polizał między palcami.
- Mmm, słodkie i słonawe. Wszystkie dziewięć tysięcy kubeczków smakowych mówi
mi to samo.
Rozłożył jej palce i dotarł do wewnętrznej strony dłoni. Prześliznął się językiem po
całej powierzchni, licząc na to, że Anastazji zmiękną kolana.
Musiała odetchnąć kilka razy, zanim zdołała cokolwiek powiedzieć.
- Jesteś gotowy, żeby spróbować tych smakołyków?
- Bardziej niż gotowy - zachrypiał.
- Otwórz usta.
Rozchylił wargi, gotów przyjąć jej usta w gorącym pocałunku. Ale ona wsunęła mu
do ust małą plastikową łyżeczkę z czymś zimnym i smacznym.
- Nikt na świecie nie ma stuprocentowej pewności, gdzie i kiedy ukręcono pierwsze
lody - opowiadała - ale istnieje wiele ciekawych historii o ich pochodzeniu. Mówi się,
ż

e w pierwszym wieku naszej ery cesarz Neron tak za nimi przepadał, że kazał sobie

sprowadzać śnieg z Alp.
David zaczynał rozumieć, na czym polega uzależnienie. Stawał się coraz bardziej
uzależniony od jej głosu. Ta baśniowa Szeherezada musiała mieć głos podobny do
głosu Anastazji.
- Cały miesiąc trwał transport śniegu do Rzymu. Neron jadał go z sokami owocowymi
i z miodem. To, czego teraz próbujesz, to wiśniowy sorbet.
Smak wiśni i wyobraźnia kazały mu myśleć o jej wargach i o tym, jak by smakowały
po zimnym sorbecie. Nim zdążył pogrążyć się w erotycznych fantazjach, włożyła mu
do ust następną porcję.
- Legenda głosi, że Marco Polo powrócił z Chin z przepisem na mrożoną śmietanę.
Stała się znana jako gelati, czyli lody. To, czego teraz próbujesz, to aromatyczna
francuska wanilia. Kiedy Katarzyna Medycejska przyjechała do Francji, żeby poślubić
króla, przywiozła ze sobą własnego szefa kuchni, który potrafił przyrządzić gelati, i
odtąd Francuzi mogli raczyć się tymi pysznościami.
David przysiągłby, że celowo użyła tych słów. Raczyć się. Pyszności. Był cały
rozpalony. Dręczyły go myśli o ciele Anastazji, a nie o przeklętych lodach.
- Słuchasz mnie? - spytała. - To miało być ćwiczenie na koncentrację.
- Och, jestem skoncentrowany - wychrypiał, ale nie powiedział, na czym.
- W XVII wieku król Anglii Karol I ściągnął na dwór francuskiego szefa kuchni, który
przywiózł ze sobą przepis na lody. Król zalecił kucharzowi, żeby przepis pozostał
królewską tajemnicą, ale gdy króla ścięto, tajemnica wyrobu lodów rozprzestrzeniła
się po całym świecie. Zajadał się nimi George Washington, latem wydawał na lody
dwieście dolarów. W tamtych czasach to była mała fortuna. Ale któż potrafi oprzeć
się smakowi grzesznej rozkoszy? - Wsunęła mu do ust kolejną porcję smakołyku.
Grzeszna, z całą pewnością. Lody były dobre, myślał udręczony, ale ona jeszcze
lepsza. Prowadzi rozmowę w sposób, w jaki rozpala się ognisko. Zawsze pozostawia

background image

wystarczającą ilość żaru, żeby podtrzymać płomienie.
- Amerykanie wymyślili rożki lodowe i lody z wodą sodową, potem jeszcze lody z
bitą śmietaną, sokiem owocowym i orzechami. Mniam.... Niewiarygodna kombinacja.
- Znam jeszcze lepsze kombinacje - warknął, gdy jego siła woli spopieliła się do
reszty. Chwycił dłoń, która go karmiła, i przyciągnął Anastazję do siebie. Instynkt i
pragnienie pokierowały jego ustami. Całował ją gwałtownie, żarliwie, czule.
Kiedy jego wargi pochłaniały jej usta, Anastazja doszła do wniosku, że smakują lepiej
niż jakiekolwiek lody na tej planecie.
Zsunęła Davidowi przepaskę z oczu. Ich wyraz przyprawił ją o dreszcze. Potem
zacisnęła powieki, żeby skoncentrować się tylko na tym, co czuje. David drażnił jej
wargi językiem, kusząc, by je rozchyliła, a potem wynagrodził ją stokrotnie.
Czuła smak czekolady i tę niewiarygodną esencję, która była samym Davidem.
Pocałunek łączył się z następnym pocałunkiem, aż płomień namiętności wymknął się
spod ich kontroli. Jakimś cudem znaleźli się na wyściełanej ławce przy zapleczu
cukierenki.
David drżącymi palcami obrysował dekolt jej sukienki. Anastazja wyprężyła się i z
cichym pomrukiem zadowolenia położyła jego dłonie na swoich piersiach. Nie chciał
się spieszyć. Rozpinał jeden guzik, powracał do jej rozpalonych ust, a potem
rozpoczął nowy szlak pocałunków, żeby rozpiąć następny.
Dopiero po dłuższej chwili, odzyskawszy na moment jasność umysłu, Anastazja
odwzajemniła się, rozpinając guziki jego koszuli. Kiedy położyła rękę na nagim torsie
Davida, zastygła nieruchomo, rozkoszując się możliwością dotykania go.
Chciała więcej. Chciała pozbyć się ubrania, być całkiem naga i kochać się z nim.
Teraz. On chciał tego samego. Mówiły to jego zachłanne dłonie zamknięte na jej
piersiach, każdy pocałunek, każdy ruch jego bioder. Właśnie miał ściągnąć jej z
ramion sukienkę, kiedy zalało ich ostre światło.
- Co, do diabła?... - David usiadł raptownie, zasłaniając sobą Anastazję.
- Coś takiego! - zdołała krzyknąć Claire, nim zamieniła się w słup soli.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWI

Ą

TY

- Nie miałam zamiaru przeszkadzać... - tłumaczyła się zakłopotana Claire. - Nie
wiedziałam, że ktoś tu będzie tak późno. Zobaczyłam zapalone światło i pomyślałam,
ż

e zapomniałam je zgasić... choć zdawało mi się, że jednak zgasiłam. .. Więc może

powinnam była domyślić się, że to wy, ale przecież skąd miałam wiedzieć, to
znaczy... to nie mój interes... Co ja tu bełkoczę...
- Nic się nie stało - Anastazja gorliwie zapewniła Claire, kiedy już zapięła sukienkę.
Jej serce biło jak oszalałe. - To twój lokal i masz prawo do niego wchodzić, kiedy
tylko ci się podoba, a poza tym, skąd mogłaś wiedzieć... Teraz to ja bełkoczę. David,
powiedz coś... - poprosiła zdenerwowana.
- Dlaczego ja? - spytał rozbawionym głosem. - Zbyt dobrze się bawię, słuchając, jak
się obie jąkacie. Swoją drogą, ja nie umiem tak bełkotać.
- Ty mu przyłożysz, Claire, czy ja mam to zrobić? - spytała Anastazja.
- Słucham? A co ja takiego powiedziałem?
- Mój drogi, zdarza ci się pleść coś bez sensu. Ale i tak cię kocham. - Claire poklepała
go po ramieniu.
- Skąd się tu wzięłaś o tej porze? - zapytał David. - Myślałem, że jesteś zmęczona i
położysz się wcześnie spać.
- Próbowałam zasnąć, ale obudził mnie przedziwny sen o dobrej wróżce, która
uwielbiała szalone kapelusze. - Zmieszana Claire pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Potem zaczęłam się martwić o uroczyste otwarcie lodziarni i postanowiłam wpaść
tutaj, żeby sprawdzić parę rzeczy w kuchni. Do głowy mi nie przyszło, że wpadnę na
was dwoje...
Anastazja czuła, jak pąsowieje jej twarz, po raz drugi w tym roku - i po raz drugi z
powodu Davida. Musi się stąd wynieść, zanim zrobi z siebie idiotkę, a raczej
kompletną idiotkę.
Bo w końcu wyszło jednak na to, że zakochała się w Davidzie, a przecież długo się
przed tym broniła. śarty i dobra zabawa to jedno. Ale zdawała sobie sprawę, że
zakochanie się w kimś takim jak on, zupełnie niepodobnym do facetów, z którymi się
zadawała do tej pory, może okazać się bardzo ryzykowne. Pora się opanować.
- Lepiej wrócę do siebie na górę - postanowiła znienacka. - David niech zostanie i
pomoże ci... w tym, co powinnaś jeszcze zrobić przed otwarciem. Jutro muszę iść do
pracy. Na cały dzień. Muszę poćwiczyć nową palcówkę, potem prowadzę zajęcia z
pierwszoklasistami, a po południu mam jakieś spotkanie... Znowu zaczynam bełkotać.
A przecież nigdy mi się to nie zdarza. Lecę.
- Nie ma potrzeby, moja droga - zaczęła Claire, ale Anastazja już uciekła.

* * *

- Po co ci pager, jeśli nigdy nie odpowiadasz na wezwania? - Betty skarciła Hattie,
która spóźniła się dziesięć sekund na nadzwyczajne spotkanie w mieszkaniu
Anastazji.
- Ach, to dlatego moja magiczna różdżka tak migocze! Najpierw pomyślałam, że
nadszedł czas, żeby David odkrył tajemny magazyn w piwnicy, potem przypomniałam
sobie, że mówiłaś, iż różdżka powinna jarzyć się, a nie migotać. Więc zaczęłam się
zastanawiać, czy przypadkiem nie trzeba wymienić baterii.
- Różdżki nie potrzebują baterii, wystarczy im energia słoneczna, powinnaś o tym
wiedzieć - wtrąciła się Muriel, ale uwagę Hattie przykuł właśnie stos ilustracji, nad
którymi pracowała ostatnio Anastazja.
- Pamiętacie, kiedy Anastazja była małą dziewczynką, wydawało się, że naprawdę nas
widzi i słyszy? - spytała ciepłym, czułym głosem.

background image

- Właśnie dlatego opowiada takie cudowne historie o dobrych wróżkach - dodała
Betty.
- Ale ja jestem o wiele ładniejsza niż na rysunku Anastazji. Do tego ubrała mnie na
zielono. - Hattie z żalem kręciła głową. - Nie lubię tego koloru, wyglądam w nim,
jakbym chorowała na żółtaczkę.
- Och, daj sobie spokój! - krzyknęła Muriel. - Mamy o wiele poważniejsze problemy
niż twoja uroda.
- Jakie problemy? Gdzie jest Anastazja?
- Śpi w drugim pokoju.
- Więc w czym problem? Po co to nagłe spotkanie? Moim zdaniem idzie im zupełnie
dobrze. A to, że Claire wkroczyła w najbardziej niestosownym momencie, to wina
Betty.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytała zaskoczona Betty.
- To ty wpadłaś na pomysł, żeby zwerbować pomocników spośród ludzi.
- Wrzuciłam tylko do głowy Claire pomysł, że David i Anastazja mogliby stać się
parą - broniła się Betty.
- No to powinnaś w ten sam sposób zatrzymać ją w domu - upierała się Hattie.
- Każdemu może się zdarzyć drobna wpadka. - Betty była coraz bardziej zirytowana. -
A co z tym snem Claire o dobrej wróżce w szalonych kapeluszach? Maczałaś w tym
palce, Hattie?
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała wyniośle. - Nie mam ani jednego szalonego
kapelusza. Z czego się śmiejecie?
Betty i Muriel jednocześnie pokazały palcem okazały egzemplarz, który Hattie miała
na głowie, z płaskim rondem udekorowanym mnóstwem pomarańczowych i żółtych
chryzantem, wśród których świergotała żółta papużka.
- Sądzicie, że ta kokarda to przesada? - spytała, miętosząc w palcach zawiązaną na
szyi złotą wstążkę.
Jej pytanie wywołało następny wybuch śmiechu, aż w końcu siostry nie wytrzymały i
zaczęły wykręcać zwariowane salta w powietrzu.
Hattie tupnęła nogą w obite perkalem krzesło, omal nie gubiąc przy okazji
pozłacanego pantofelka.
- Nie mam najmniejszego zamiaru sterczeć tutaj i pozwalać, żebyście się ze mnie
wyśmiewały! Anastazja jest moją podopieczną i powtarzam wam, że radzi sobie
znakomicie.
- Więc ona mówi, że nie ma żadnych szalonych kapeluszy - zwróciła się kwaśnym
tonem Muriel do Betty, gdy Hattie zniknęła w purpurowym obłoczku świętego
oburzenia. - I jak tu polegać na jej zdaniu?
- No tak, przed nami jeszcze wiele trudności - westchnęła Betty. - Ile dni zostało nam
do przejścia w stan spoczynku?
- Zbyt wiele - ponuro odpowiedziała jej Muriel.

* * *

W poniedziałek Anastazja miała w pracy takie urwanie głowy, że nie znalazła ani
chwili na to, żeby martwić się Davidem. Dopiero kiedy późnym popołudniem
wsiadała do samochodu, znowu zawładnął jej myślami. Zamiast uciekać przed
faktem, że jest w nim zakochana, postanowiła tym razem stawić czoło rzeczywistości.
I cóż w tym złego, że go kocha? Fakt, że David jest trudny i ma skłonność do
kontrolowania wszystkiego dookoła, nie wspominając o jego okropnej podejrzliwości.
Właściwie łączy ich tylko miłość do Claire i upodobanie do humoru „Trzech
Fagasów".
A teraz plusy. To, jak na nią działa. To, jak się do niej uśmiecha. I jak dba o nią i o

background image

Claire, nawet jeśli przesadza ze swoim poczuciem odpowiedzialności. Zabrał się do
szukania skarbu, co świadczy chyba o tym, że mimo całej tej czczej gadaniny o
wyższości zdrowego rozsądku nad marzeniami jest wrażliwym człowiekiem. I
prawdopodobnie, tak jak ona, nie umie sobie poradzić z rodzącym się między nimi
uczuciem.
Kiedy przekroczyła próg swojego mieszkania, zmartwienia związane z Davidem
musiały zejść na dalszy plan, bo na pierwszy powróciła uwięziona w pułapce mysz.
Polowała na nią od wielu dni i wreszcie przynęta z masła orzechowego okazała się
skuteczna.
Anastazja trzymała w jednej dłoni kluczyki do samochodu, na drugą włożyła grubą
kuchenną rękawicę z jednym palcem, żeby chwycić pułapkę. Zbiegła ze schodów i
rzuciła się do samochodu. Już miała ruszać, gdy z „Retro pod Suł-tańskim
Pucharkiem" niespodziewanie wyłonił się David.
- Musimy porozmawiać - powiedział rzeczowym tonem.
- Wsiadaj. - Nie miała czasu na wyjaśnienia. Musiała jak najszybciej wywieźć mysz
do parku, żeby zwierzątko nie doznało w czasie drogi jakiegoś wstrząsu. Przykryła
pułapkę rękawicą, sądząc, że będzie lepiej dla myszy, jeśli nie będzie widziała, co się
dzieje.
- Twoja kuchenna rękawica się porusza - zauważył David, gdy zjeżdżali z
krawężnika.
- W środku jest mysz.
W tej samej chwili z jego ust wydobył się zduszony okrzyk.
- Spokojnie. - Zdjęła rękę z kierownicy i poklepała go po udzie. - Mysz jest w
pułapce.
David położył jej dłoń z powrotem na kierownicy. Nie wiedział, co przeraziło go
bardziej - mysz czy szalona jazda Anastazji.
- Z jakiej okazji zafundowałaś tej myszy przejażdżkę? - Próbował ukryć zmieszanie
pod maską sarkazmu. - Znudziło ją nasze sąsiedztwo czy co?
- Ciągle do mnie wraca.
- Skąd wiesz, że to ta sama mysz?
- Po prostu wiem - odpowiedziała, zatrzymując się przed czerwonym światłem.
- A może w twoim mieszkaniu buszują całe tabuny myszy?
- Jeśli miałabym w domu całe tabuny myszy, to Xena w ogóle by nie spała. I nie dała
spać mnie. Nie, to na pewno ta sama mysz. Ona z nas się zwyczajnie naigrawa, ze
mnie i z Xeny.
- Więc zabij ją w końcu.
- Nie mogę tego zrobić...
- Z powodu Pescado. Rozumiem. Więc dokąd zabierasz pana myszkę?
- Do parku przy uniwersytecie.
- I będzie teraz terroryzowała jakąś śliczną studentkę z akademika?
Anastazja skrzywiła się. To akurat nie przyszło jej do głowy.
- Masz jakiś lepszy pomysł? Oprócz egzekucji, oczywiście?
- Nie mam.
- W takim razie niech śliczne studentki same dbają o siebie. Zostaje park i już.
- Zakładając, że dożyjemy... - Chwycił się klamki u drzwi, gdy Anastazja z piskiem
opon omijała samochód nieprzepisowo zaparkowany na zakręcie.
- Spokojnie, jestem dobrym kierowcą. O czym chciałeś rozmawiać?
David nie przewidział, że będzie prowadził tę rozmowę w towarzystwie myszy
uwięzionej w pułapce.
- O tym, co zdarzyło się ubiegłej nocy.
- Tak?

background image

- Nie planowałem tego.
- Wiem. Ja też nie. Kiedy zapraszałam cię na dół, chodziło mi o to, żebyśmy się
trochę zbliżyli, ale nie miałam pojęcia, że... że wszystko potoczy się tak szybko i że
wymknie nam się z rąk. Nie chciałam cię prowokować, nic w tym stylu... - Wrzuciła
niższy bieg przed następnym zakrętem i zerknęła ukradkiem na Davida.
Czy jedno spojrzenie jego błękitnych oczu mogło teraz o wszystkim zdecydować?
Czy mogło zepchnąć ją z krawędzi przepaści i przypieczętować jej miłość? Na
szczęście David patrzył na uwięzioną mysz. Ale i tak poczuła dziwny ucisk w sercu.
Doznała magicznego olśnienia, czegoś, co zdarza się w baśniach, które opowiada się
dzieciom, a nie w realnym życia.
Przyspieszyła, żeby zająć ostatnie wolne miejsce parkingowe przed wejściem do
parku. Kiedy zgasiła wreszcie silnik, usłyszała, jak David oddycha z ulgą.
Za wcześnie. Mało brakowało, a szarpiąca się w pułapce mysz wylądowałaby na jego
kolanach. Podskoczył jak oparzony i wysiadł z samochodu szybciej, niż pozwalała na
to męska godność.
- Chyba rzeczywiście nie lubisz myszy?
- Poza tobą nie znam wielu ludzi, którzy je lubią.
- Powtarzałam to już Xenie, że wcale nie lubię myszy, po prostu...
- Nie chcesz ich zabijać. Wiem, wiem... - David wepchnął dłonie do tylnych kieszeni
dżinsów, jakby chciał trzymać je jak najdalej od gryzonia. - Wypuść ją wreszcie. Bo
jeszcze okaże się, że jakieś miejskie zarządzenie zabrania wypuszczać myszy w
parku.
- Mam nadzieję, że nie. Na pewno nie.
Kiedy wyjęła już pułapkę z samochodu, nie mogła nie dostrzec piękna parku
położonego nad jeziorem Michigan. Niebo było zachmurzone, jakby nie mogło się
zdecydować, czy lunąć deszczem, czy nie. Na kilku drzewach liście przybrały już
jesienne kolory. Wyobraziła sobie, jak cudownie będą wyglądały klony i dęby w
październiku.
Teraz jednak musiała skoncentrować się na myszy, która nie bardzo chciała wyjść z
pułapki, choć Anastazja dawno ją uwolniła.
- Po prostu wytrząśnij ją stamtąd. - David był coraz bardziej zniecierpliwiony.
Kiedy znaleźli się w samym środku parku, zrobiła to, ale może zbyt energicznie.
Mysz poleciała wysoko w powietrze i omal nie wylądowała na ramieniu Davida.
Uratował go szybki unik. Ale nie uratował Anastazji, bo przerażony David wpadł na
nią i powalił na ziemię. W ostatniej chwili zdążył jeszcze wsunąć się pod nią,
chroniąc ją przed bolesnym upadkiem.
Wszystko stało się tak szybko, że Anastazja nie mogła wprost uwierzyć, że leży jak
kłoda na piersi jęczącego Davida. Przypomniała sobie, że przytyła kilka kilogramów,
odkąd zaczęła degustować przysmaki Claire, i natychmiast sturlała się na ziemię.
- Nic ci nie jest? - spytała, przyciskając ucho do jego piersi. Zrobiła to dla czystej
przyjemności, a nie z obawy o jego zdrowie.
Skinął brodą, ale ona nie mogła tego widzieć. Uniósł więc jej głowę, wplatając palce
we włosy. Były jak jedwab. A ona pachniała niewiarygodnie.
Przycisnął ją mocniej do siebie i pocałował. Jej rozchylone wargi smakowały jak
szlachetne wino. Może nie był wielkim znawcą win, ale, do licha, Anastazja
podniecała go do szaleństwa i żadne porównanie nie oddałoby tego, co czuł.
To była jego ostatnia myśl, a potem zatracił się w namiętnym pocałunku.
- Hej, wy tam! - wrzasnął jakiś męski głos. - Nie obściskiwać się w parku!
David skrzywił się mimowolnie, kiedy Anastazja oderwała się od jego zbolałego z
podniecenia ciała. Cholera, ona go wpędzi go do grobu!
- To policjant - szepnęła ze zgrozą w oczach.

background image

- Słyszeliście? Róbcie to sobie gdzieś indziej. - Policjant podszedł bliżej. - Dorośli
ludzie żeby się tak zachowywali... - Przy ostatnim słowie zawiesił głos. - Hej,
Sullivan, to ty?
David jęknął. Ze wszystkich policjantów pracujących na przedmieściach musiał trafić
akurat na Abe'a Cravera.
- Słyszałem, że wziąłeś urlop, ale w życiu bym nie przypuszczał, że stać cię na takie
numery. - Abe walnął Davida w plecy z przesadnym męskim wigorem, typowym dla
glin i sportowców. - Musisz mieć ciężkie życie.
- Pewnie - odpowiedział David z fałszywym uśmiechem na ustach. - Właśnie
mieliśmy wracać.
- Muszę ci powiedzieć, że zanim cię poznałam, nigdy nie miałam powodu, żeby
czerwienić się ze wstydu - zwierzyła mu się Anastazja, kiedy wsiedli do samochodu.
- Ty? A co powiesz o mnie?
- Zaczerwieniłeś się? - Przyjrzała mu się uważnie, jakby szukała śladu rumieńca.
- Nie należę do facetów, których przyłapuje się na obściskiwaniu kobiet w miejscach
publicznych - odpowiedział wyniośle.
- Chcesz powiedzieć, że ja... ? Słuchaj... - Odwróciła się i dźgnęła go wskazującym
palcem w pierś. - Może bywam niezbyt konwencjonalna, ale... Lubię twoje pocałunki.
- Położyła dłoń na ustach, jakby chciała cofnąć ostatnie słowa, ale było za późno,
dodała więc zmieszana: - Wyrwało mi się. Zapomnij o tym.
Tak, jakby mógł zapomnieć cokolwiek, co dotyczy Anastazji. Szczerze w to wątpił.
Kilka dni, które pozostało do uroczystego otwarcia cukierenki, spędzili na
gorączkowych przygotowaniach. W kulminacyjnym momencie przecięcia wstęgi Ira
wręczył Claire trzy tuziny żółtych róż i pocałował ją. „Retro pod Sułtańskim
Pucharkiem" zostało oficjalnie otwarte. Czterodniowe uroczystości okazały się
opłacalne, częściowo dzięki Heather, która wspomniała o „Retro" w swojej audycji.
Wielu pierwszych klientów było fanami „Miłości w opałach".
Z wdzięczności Claire przemianowała lody „Leśna polana" na „Miłość w opałach". W
godzinę zostały wyprzedane.
W sobotę panował taki ruch, że David musiał stanąć za ladą. Zaczął od sprzątania
stolików, ale Anastazja postawiła go za marmurowym kontuarem w miejsce
Barry'ego, studenta, którego w ostatniej chwili wynajęła Claire.
- Dlaczego ja, a nie Barry? - protestował David, kiedy Anastazja zaciągnęła go za
ladę.
- Bo Claire jeszcze go nie wyszkoliła.
- Mnie też nie wyszkoliła.
- Zafundowałam ci przecież szybki kurs historii lodów.
- Zapewniam cię, że doceniam twoje niezapomniane lekcje. - David uśmiechnął się
czarująco i przyjął zamówienie od następnego klienta.
Mimo że przepracował całą sobotę, zszedł jednak do piwnicy, żeby zająć się tym, co
babcia z Anastazją nazywały poszukiwaniem skarbów. Może dałby już za wygraną,
ale do przeszukania został już tylko kawałek jednej ściany.
- David, jesteś na dole? - krzyknęła ze schodów Anastazja.
Przerwał na chwilę poszukiwania i z radością zauważył, że przebrała się w tę samą
sukienkę, którą miała na sobie podczas pamiętnej lekcji historii lodów.
- Jakieś sukcesy?
- Poddaję się. Tutaj nic nie ma - mruknął bardziej do siebie niż do niej.
- Na pewno jest, czuję to. - Anastazja podeszła bliżej i pocieszającym gestem ścisnęła
go za ramię.
- Więc pokaż mi, gdzie.
- Bardzo bym chciała, ale niestety nie jestem różdżkarką. - Zerknęła na plan i po

background image

chwili coś wyszukała. - Spójrz tutaj, ten kąt w rzeczywistości wygląda zupełnie
inaczej, prawda? Na szkicu jest kąt prosty, a tu mamy rozwarty. Dzięki temu w
piwnicy jest więcej miejsca.
- I właśnie dlatego tak zbudowali te ściany.
- Ale w ten sposób można było ukryć właśnie w tym kącie tajny magazyn.
- Chyba trafiłaś w sedno... - David jeszcze raz spojrzał na projekt i dokładnie
przebadał podejrzany kąt. - Nie, sprawdzałem już to miejsce. Mówię ci, tam naprawdę
nic nie ma. - Uderzył w betonową ścianę piwnicy, żeby dowieść swojej racji. I nagle,
ku zdumieniu obojga, tynk ustąpił, wpadając gdzieś do środka.
Anastazja uśmiechnęła się na widok osłupiałej miny Davida i powiedziała tylko jedno
słowo:
- Bingo!

background image

ROZDZIAŁ DZIESI

Ą

TY

- Co tam jest? - spytała drżącym z podniecenia głosem.
- Widzisz coś?
- Oczywiście, że nie, świecisz mi latarką prosto w oczy.
- Przepraszam. - Anastazja skierowała snop światła w otwór. - Tak lepiej? Tam na
pewno jest pełno kurzu. - Ledwie zdążyła to powiedzieć, głośno kichnęła. - Kto by
pomyślał, że Chesty był na tyle sprytny, żeby wbudować w ścianę ukryte drzwi.
Wiesz, to mi wygląda na miniaturową piwnicę na wino.
- Nie rozumiem - mruczał David. - Sprawdzałem wcześniej każdy centymetr tej
ś

ciany i niczego nie znalazłem.

- Więc co tam jest? - spytała z zapartym tchem.
- Półki są puste. Mówiłem ci, że może być tak samo, jak z pustym sejfem Ala Capone,
który odkrył Geraldo Rivera.
- Zgoda, ale w tamtym przypadku za plecami Geraldo stał urząd podatkowy, gotowy
skonfiskować dosłownie wszystko na poczet tych setek tysięcy dolarów, z jakimi za-
legał Al Capone, nie płacąc podatków.
- Tak, a morał jest taki, że poza śmiercią i podatkami nie ma niczego pewnego.
- Zaraz... Chyba widzę coś na najwyższej półce, zobacz.
- Anastazja skierowała tam światło latarki.
- Rzeczywiście. - W głosie Davida odżył entuzjazm. - Nie mogę dosięgnąć. Muszę
przynieść taboret.
Zamiast taboretu posłużył się drewnianą skrzynką.
- Chyba mam... - jęknął podniecony, wspinając się na palce... i spadł z chybotliwej
skrzynki prosto w ramiona Anastazji. Oboje wylądowali na podłodze. - Nic ci nie
jest? - Wcale nie spieszył się wstawać.
A ona nie wiedziała, co powiedzieć. Przytulona do niego, z dłońmi opartymi na jego
podkoszulku, z udami wciśniętymi pomiędzy jego nogi, czuła, jak topnieje z
pożądania.
- Powinniśmy unikać takich bliskich spotkań. Ostatnim razem przyłapała nas policja.
- Pamiętam.
Tak łatwo byłoby nie ruszać się z miejsca i po prostu wtulić się w niego mocniej. I
przestać myśleć. Postanowiła jednak powściągnąć pokusę i zachować się jak dojrzała
osoba.
- Sądzę, że następnym razem powinieneś posłużyć się taboretem.
- Pierwszy raz odezwałaś się do mnie tonem bibliotekarki. I wiesz co? Podoba mi się.
Anastazja lubiła jego uśmiech i to, że ostatnio często mogła go oglądać. Kiedy
przypominała sobie tego ponurego mężczyznę, którego spotkała sześć tygodni temu,
zmiana, jaka w nim zaszła, napawała ją i radością, i lękiem.
Urlop Davida dobiegał końca i zastanawiała się, jak wpłynie na niego powrót do
pracy. Nigdy o niej nie opowiadał.
- Dlaczego tak się na mnie gapisz? - zapytał. - O co chodzi? Pobrudziłem sobie twarz
czy co?
- Czy co... - szepnęła łagodnie.
Ich oczy się spotkały i natychmiast zaczęła działać znajoma magia. Anastazja
rozpoznawała kolejne stadia - oczekiwanie, czysta przyjemność i poczucie
wdzięczności. Mogłaby się wpatrywać w jego zamglone błękitne oczy bez końca. A
on chyba nie miał nic przeciwko temu. Nie odwracał wzroku. Widziała, jak powoli w
tych oczach pojawiają się wesołe iskierki, a w kącikach wynurzają się na
powierzchnię delikatne zmarszczki.
- Zdajesz sobie sprawę, że ciągle jeszcze nie wiemy, co jest w tym zamaskowanym

background image

magazynie? - zapytał miękkim, lekko drżącym głosem. Z rozbawienia czy z
pożądania? Czy on jej pragnie?
Przecież tylko ty tu jesteś, powtarzała sobie w myślach. W pobliżu nie widać żadnej
innej kobiety.
- Ukryty magazyn. No właśnie - powiedziała energicznym tonem. - Wracamy do
pracy.
David wstał bez słowa i przyniósł taboret.
- Aha! Coś znalazłem. - Chwycił przedmiot stojący na półce i wyciągnął go na
zewnątrz. - To jest... zakurzona butelka wina. - Na jego twarzy pojawiło się rozczaro-
wanie.
- Może być coś warta. Czytałam gdzieś o bardzo drogich starych winach.
- Wątpię, żeby trzymali takie wina w nielegalnym szynku Chestera. Może dodawał
wina do kąpieli.
- Do tego używał dżinu. - Odebrała mu butelkę i ostrożnie starła z niej trochę kurzu. -
Mało wiem o winach, ale zdaje się, że to jeden z najlepszych francuskich roczników.
Chodź. - Chwyciła go za rękę.
- Dokąd idziemy?
- Do mnie - odpowiedziała, ciągnąc go za sobą po schodach z zakurzoną butelką w
dłoni.
- Po co?
- śeby poszperać w Internecie, może znajdziemy coś w światowej sieci.
Nie na taką odpowiedź liczył David. Kiedy chwilę wcześniej trzymał Anastazję w
ramionach, miał ochotę zerwać z niej ubranie i kochać się z nią, choćby przy
piwnicznej ścianie.
Kiedy wbiegała po schodach dwa kroki przed nim, nie odrywał wzroku od jej
bursztynowej sukienki, która tak prowokująco opinała zgrabne pośladki. O mało nie
wyciągnął ręki, żeby ich dotknąć, kiedy nagle Anastazja odwróciła się i rzuciła mu
przez ramię impertynenckie spojrzenie.
- Wiem, o czym myślisz.
- Mam szczerą nadzieję - wychrypiał przed progiem jej mieszkania.
- Zastanawiasz się, co światowa sieć Internetu może mieć wspólnego z winami.
- Pudło.
- Odpowiedź brzmi: Internet jest źródłem wszelkich informacji.
- A ja myślałem, że to światowa sieć porno gawędziarzy.
- I na to można się natknąć, ale przy ponad ośmiu milionach adresów w sieci masz
duży wybór. A teraz spróbuję znaleźć coś ciekawego o markowych winach..
- Znowu ten ton bibliotekarki. - David usiadł na wolnym krześle i postawił przed sobą
podłodze butelkę wina.
- Hm, lista obejmuje dwieście siedemnaście tysięcy adresów zawierających słowo
„wino". Chyba będę musiała zadać bardziej szczegółowe pytanie... - Palce Anastazji
biegały po klawiaturze laptopa. - Hm, tak, dobrze... - mruczała pod nosem. - Poślę list
e-mailem, tu... i jeszcze tam. Gotowe. - Zamaszystym kliknięciem wyłączyła zasilanie
laptopa. - Rano powinnam dostać odpowiedź.
- Teraz chyba należałoby wznieść toast.
- Zapomnij o tym. - Anastazja wyrwała Davidowi z dłoni butelkę i znalazła dla niej
bezpieczne schronienie w kuchni. Wracając do pokoju, włączyła stereo, które
automatycznie zaczęło odtwarzać płytę z baśniami Szeherezady. Potem stanęła przed
krzesłem, na którym wyciągnął się David. - Mówię ci, to wino może być coś warte.
- To ja ci powiem, co tu jest więcej warte. - Ty! Błyskawicznym ruchem posadził ją
na kolanach. Potem zamknął swoje usta na jej rozchylonych ze zdumienia wargach.
Przyjęła zaproszenie, odpowiadając pieszczotą na pieszczotę. David przesunął

background image

kciukiem po jej policzku, i to wystarczyło. Ten jeden dotyk rozpalił w niej pożądanie,
przed którym nie chciała się bronić.
Owinęła ręce wokół ramion Davida i przytuliła się. Mimo warstwy ubrań czuła bijące
od niego ciepło. Ale chciała być jeszcze bliżej.
David znaczył pocałunkami szlak od jej ust do dekoltu, jego zręczne palce rozpinały
guzik za guzikiem, tak jak poprzednim razem. Teraz był bardziej niecierpliwy.
Sukienka w mgnieniu oka osunęła się z jej ramion. Kiedy Anastazja zdarła z niego
podkoszulek, pochylił się i skubnął zębami koronkowy brzeg jej halki.
Wpiła palce w jego nagie ramiona, kiedy wsunął dłoń pod jedwabną tkaninę, a gdy
musnął kciukiem napięty koniuszek jej piersi, zdrętwiała z rozkoszy.
Przywarła do niego, chciała być jak najbliżej - i nagle jej namiętność rozwiała się jak
dym na wietrze, kiedy David chwycił się za łokieć, którym uderzył w sam róg stołu.
- Co my wyprawiamy? - spytała roztrzęsionym głosem, zeskakując jak oparzona z
jego kolan.
David jęknął. Nie teraz. Chyba nie zamierza teraz zrezygnować. On nie przeżyje tego.
Pragnie jej tak bardzo, że odchodzi od zmysłów.
Był tak pochłonięty swoimi myślami i rozpalony pożądaniem, że dopiero po dwóch
czy trzech sekundach zaczęły docierać do niego jej następne słowa.
- Powinniśmy to robić w sypialni - wymruczała z uwodzicielskim uśmiechem na
ustach.
- Amen. - Usłyszała jego ciężki, długo wstrzymywany oddech.
Sypialnia Anastazji była tak kolorowa jak ona sama, ale Davida nie zainteresowały jej
dekoratorskie umiejętności. Zanim położyli się na łóżku, zdjął z niej sukienkę, a ona
rozpięła suwak jego dżinsów.
Musiał zwolnić tempo. Przeczesując palcami jej włosy, wpatrywał się w nią głodnym,
stęsknionym wzrokiem, jak gdyby byli parą kochanków, którzy spotkali się po latach
rozstania.
- Pamiętasz, jak przyłapała nas babcia?
- Jak mogłabym zapomnieć? Zarumieniłam się wtedy po raz drugi w tym roku.
- Powiedziałaś, że musisz ćwiczyć nową palcówkę. Co miałaś na myśli?
- Idzie rak nieborak, takie tam wierszyki. Dlaczego pytasz?
- Bo dręczyły mnie seksualne fantazje na temat twoich palcówek.
Przesunął palcami po jej udzie, wyżej, coraz wyżej, w sam środek wilgotnego żaru.
- Wiesz, jak lubię szukać skarbów... Nie wyobrażam sobie większego skarbu niż to...
Wyprężyła się jak struna i wyszeptała jego imię jak magiczne zaklęcie. Ręce Davida
tak dokładnie wszystko wiedziały. Wystarczyło kilka ruchów, kilka dotknięć, i
poczuła, jak przelewa się przez nią fala rozkoszy.
Anastazja leżała oszołomiona i bezbronna, a tymczasem David odszedł na chwilę, bo
przypomniał sobie o zabezpieczeniu. Kiedy do niej wrócił, muzyka w salonie
potężniała w ogłuszającym crescendo. Anastazja przyciągnęła go do siebie i
poprowadziła do celu. Powitanie było wspaniałe.
David poruszał się miarowym, niezachwianym rytmem, jak niewolnik żądzy, każdym
pchnięciem przybliżając ją do szczytu. I nagle dopełniło się. Gdy Anastazja zamarła w
ekstazie, on też się poddał, wykrzykując jej imię.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

- Mm, niewiarygodne! - mruknęła Anastazja, siedząc pośród skotłowanej pościeli z
Davidem u boku.
- Chodzi ci o nasze miłosne igraszki, czy o ten puchar orzechowych lodów z syropem
klonowym?
- O jedno i o drugie - odpowiedziała, wylizując łyżeczkę do ostatniej kropli. - Twoje
już się roztopiły.
- Pracuję nad nowym przepisem, potrzebuję jednak twojej pomocy.
- Chcesz, żebym spróbowała, jak skończysz?
- Nie, to ja będę próbował. Ty tylko wygodnie się połóż...
- Wyjął jej z dłoni pusty pucharek, postawił go na nocnym stoliku i poczekał, aż
Anastazja wyciągnie się na łóżku. - Dobrze, o to właśnie chodziło. Mam już nazwę
dla tego przepisu
- „Anastazja z sokiem owocowym i bitą śmietaną". - Uśmiechał się diabelsko,
rozpinając jej szlafrok. - Zaczynamy od roztopionych lodów, czekoladowe z
czekoladą będą zupełnie dobre. - Skropił swoimi lodami jej nagie piersi.
- Zimne! - wrzasnęła zaskoczona.
- Nic się nie martw. Zaraz coś z tym zrobię. - Pochylił się i zaczął zlizywać lody z jej
skóry. Zimny płyn skurczył jej sutki, ale David zamknął na nich gorące usta.
Anastazja wyprężyła się jak kotka.
- To pieg czy okruszek czekolady? - pytał, nie odrywając warg od jej skóry. - Mm,
pycha.
- Nie sądziłam, że jesteś tak pomysłowy... - szeptała czule, przeczesując palcami jego
czarne, jedwabiste włosy.
- Bierzesz ze mnie wszystko, co najlepsze. - Wylał na nią resztkę roztopionych lodów.
Drżała, gdy zimny płyn rozlewał się po jej skórze, i jęczała z rozkoszy, kiedy usta i
język Davida rozpalały w niej ogień.
David nie wiedział do tej pory, że lubi, jak ktoś mu liże duży palec u nogi. Przekonał
się o tym dopiero następnego ranka. Minęło kilka sekund, nim zdał sobie sprawę, że
to kot Anastazji.
Cofnął szybko stopę, ale kot skoczył za nią, jak za myszą. I wtedy przypomniał sobie,
ż

e to kotka, która boi się myszy.

W ostatniej chwili usunął stopę. Xena zeskoczyła z łóżka, obrzuciwszy go pełnym
wyrzutu spojrzeniem swoich niebieskich oczu.
- Przepraszam - usłyszał własny szept, kiedy wyciągnął rękę na zgodę. Ku zdumieniu
Davida, kotka wróciła i zaczęła obwąchiwać jego palce. Potem otarła się o
wyciągniętą dłoń, zapraszając do pieszczot.
Zawsze lubił zwierzęta, oczywiście z wyjątkiem myszy i szczurów. W dzieciństwie
miał i psa, i kota. Babcia do dziś chowała parę kotów, potomków Kłębuszka,
pomarańczowej kotki, która była towarzyszką jego chłopięcych lat.
Przez całe lata nie wspominał tego kota. Od kiedy zaczął służbę w straży pożarnej,
niemal wszystkie swoje myśli poświęcał obowiązkom zawodowym. Poza baseballem
nie miał żadnych innych zainteresowań. Jego tożsamość kształtowała praca i tylko
ona naprawdę się liczyła.
Leżąc w kolorowym, ciepłym łóżku Anastazji, doszedł nagle do wniosku, że pora
przyjrzeć się własnemu życiu. Zmienił się, od kiedy poznał tę niezwykłą kobietę i
zdecydował się pomóc babci spełnić jej marzenia. Świadomość tej zmiany nie spadła
na niego jak grom z jasnego nieba, już od jakiegoś czasu podświadomie przesiąkała
do jego umysłu. A odkrycie zamaskowanego pomieszczenia w piwnicy przypomniało
mu o przyjemności, jaką może sprawiać posiadanie marzeń - nawet, jeśli jedynym

background image

łupem poszukiwań okazuje się butelka starego wina.
Wrócił myślami do Anastazji. Spędzona z nią noc była czymś, o czym nie ośmieliłby
się nawet marzyć.
- Bardzo się zamyśliłeś - powiedziała sennym głosem.
- Zastanawiałem się, czy nie zastrzec sobie wyłączności przepisu na lody „Anastazja".
- Mądra decyzja. - Położyła głowę na jego torsie, wędrując palcami po płaskim
brzuchu.
Chwycił jej dłoń i podniósł do ust.
- Pierwszy raz przyznałaś, że powiedziałem coś mądrego.
- Bo może po raz pierwszy ci się to zdarzyło. - Rzuciła mu zuchwałe spojrzenie i
pocałowała w czubek brody.
- A jak oceniasz moją propozycję, żeby na uroczyste otwarcie przygotować lody z
likierem jajecznym, zamiast bakaliowych? - zapytał, bawiąc się jej palcami. - To też
było mądre posunięcie. Sprzedaliśmy wszystko.
- I to mówi facet, którego ulubionym deserem były lody waniliowe. - Uśmiechnęła się
kpiąco.
- Skąd wiesz? Nigdy ci tego nie mówiłem.
- Nie musiałeś. Po prostu należysz do typu facetów, którzy kochają lody waniliowe.
- Czyżby? A jacy są poza tym, że lubią smak wanilii?
- Konserwatywni, nudni, odpowiedzialni, despotyczni, rozsądni do szaleństwa...
- Pochlebstwa zaprowadzą cię donikąd.
- Ty nie potrzebujesz żadnych pochlebstw. Masz wystarczająco dobre mniemanie o
sobie.
- Jak na całkiem wypalonego analityka przyczyn pożarów...
- O czym ty mówisz? - Anastazja spoważniała, wyraźnie zaskoczona jego słowami.
- Właśnie dlatego wziąłem długi urlop. śeby spojrzeć na sprawy z dystansu.
Dostrzegła ponury cień w jego błękitnych oczach. Wcale nie żartował. Naprawdę
mówił serio.
- Jest aż tak źle...?
- A jak sądzisz, dlaczego jestem na urlopie?
- Claire uwierzyła, że chciałeś wykorzystać wszystkie wolne dni, które uzbierały ci się
przez lata.
- To właśnie jej powiedziałem.
- I nic więcej?
- A o czym miałem opowiadać? śe jestem strażakiem, który ma dosyć swojej roboty?
- Zauważyłam, że nigdy nie wspominałeś o pracy... Co w przypadku takiego
pracoholika, jak ty, rzeczywiście powinno budzić podejrzenia, że coś jest nie tak.
- Jestem byłym pracoholikiem. Przez ostatnie kilka tygodni poprzestawiałem sobie
trochę w głowie.
- Więc teraz na pierwszym miejscu jest baseball?
- Nie, ty jesteś na pierwszym miejscu. - To wyznanie przyszło mu łatwiej, niż się
spodziewał. A kiedy już zaczął mówić, nie mógł przestać. W końcu oświadczył ze
zwykłą dla siebie bezceremonialnością: - Kocham cię i chciałbym się z tobą ożenić.
Jej mina wyrażała raczej zdumienie niż zachwyt. Bez słowa sięgnęła po szlafrok i
wyskoczyła z łóżka.
Nie sądził, żeby wróżyło to coś dobrego. Może nie oświadczał się zbyt wielu
kobietom, miał jednak świadomość, że normalne w takiej sytuacji byłyby jakieś
oznaki podniecenia z jej strony - powinna ucieszyć się, wzruszyć, krzyknąć: tak, tak,
tak! Coś w tym rodzaju.
No dobrze, Anastazja nigdy nie robiła niczego normalnie, zawsze reagowała w
nietypowy sposób. Ale wyskoczyć bez słowa z łóżka?

background image

- Czy słusznie odnoszę wrażenie, że nie jesteś szczególnie poruszona?
- Po prostu... nigdy nie marzyłam, że mi się kiedyś oświadczysz.
Odpowiedź Anastazji nie zadowoliła go. Poza tym był w wyraźnie niekorzystnym
położeniu, leżąc nago w jej łóżku, podczas gdy ona miotała się po pokoju w szlafroku.
Chwycił dżinsy i wciągnął je na siebie jednym ruchem.
- Dlaczego nie? Jestem wystarczająco dobry, żeby się ze mną przespać, ale nie żeby
wyjść za mnie za mąż?
- To nie tak. - Patrzyła mu prosto w oczy. - Nie przyszło mi do głowy, że możesz mi
się oświadczyć, bo zdawało mi się, że cenisz sobie niezależność, tak samo jak ja.
- Chcesz powiedzieć, że mnie nie kochasz?
- Nie, nic podobnego. Kocham cię. Od chwili gdy tak nerwowo przyglądałeś się
myszy w moim samochodzie. No dobrze. Zakochałam się w tobie wcześniej, ale
dotarło to do mnie kilka dni temu, wtedy w samochodzie. - Przesunęła dłonią po
swoich zmierzwionych długich włosach. - Problem polega na tym, że nie wyobrażam
sobie męża, który mówiłby mi bez przerwy, co mam robić. W ciągu trzydziestu trzech
lat zdążyłam przyzwyczaić się do swobody. David nie wierzył własnym uszom.
- Myślałem, że wszystkie kobiety marzą o zamążpójściu.
- Trudno o większą bzdurę! - syknęła Anastazja z błyskiem złości w oczach.
- To nie jest większa bzdura niż opowiadanie, że nie życzysz sobie męża, który będzie
ci mówił, co masz robić.
- To nie żadna bzdura - zaperzyła się Anastazja - ale byłam idiotką, wierząc, że
kiedykolwiek zrozumiesz, co czuję!

* * *

- Powiem wam, co tu jest idiotyczne! - wrzeszczała Hattie. - To, że tak się
napracowałam, żeby ich połączyć, żeby skłonić Davida do oświadczyn, a ona mówi:
nie! Nie do wiary!
- Fakt, że w ogóle nie brałyśmy pod uwagę takiej możliwości - przyznała Muriel.
- Nie żartuj sobie. - Hattie przeszyła ją nieufnym wzrokiem.
- Skupiłyśmy się na tym, żeby David uświadomił sobie, jak bardzo kocha Anastazję, i
ż

eby Anastazja zdała sobie sprawę, jak bardzo kocha jego - dodała Betty. - Któż by

przypuszczał, że Anastazję trzeba przekonywać nie tylko do miłości, ale i do
małżeństwa?
- Jesteś najstarsza i to ty powinnaś znać się najlepiej na tych sprawach. - Retoryczne
pytanie siostry wzburzyło Hattie jeszcze bardziej.
- Hej, to jest właściwie twoje zadanie - warknęła Berty. - Ja już poradziłam sobie z
Jasonem i Heather, Anastazja to twoje dziecię.
- Gdyby była moim dzieckiem, wzięłabym ją na kolana i porządnie sprała.
- Jasne - zakpiła Muriel. - I mówi to dobra wróżka, która nie skrzywdziłaby nawet
muchy.
- Ale ona go kocha! - jęczała Hattie. - Przecież to powiedziała.
- Powinnyśmy były przewidzieć, że nerwowo zareaguje na propozycję dzielenia z
kimś życia. Jest przeczulona na punkcie własnej wolności. Ona jest tak samodzielna i
ż

ywiołowa, że inni często usiłują powściągać jej temperament i ograniczać działania -

stwierdziła Muriel z grobową miną.
Na Hattie nie zrobiło to wrażenia. Coraz bardziej wzburzona wędrowała po krawędzi
klosza stojącej w sypialni lampy. Jej lawendowy kapelusz, ten sam, który włożyła na
wesele Jasona, przechylił się na bok, gdy z niedowierzaniem kręciła głową.
- Nie, to wprost niemożliwe... - mruczała pod nosem, tak mocno obracając w dłoni
różdżkę, że ta najpierw zapłonęła ognistą czerwienią, a potem buchnęła oślepiającym
płomieniem.

background image

- Pali się! - wrzasnęli jednym głosem wszyscy obecni w sypialni, dobre wróżki i
ludzie.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Sypialnię wypełniły kłęby dymu. Anastazja zdążyła zauważyć w kącie pokoju mały
ognisty punkt, przypominający erupcję miniaturowego wulkanu, potem jej oczy
zaczęły obficie łzawić.
- Musimy się stąd wynosić. - David objął ją wpół i podprowadził ją do drzwi
wyjściowych. - Gdzie trzymasz gaśnicę?
- Pod zlewozmywakiem.
Kiedy wybiegł do kuchni, serce podeszło jej do gardła, ale chwilę później usłyszała
syk gaśnicy i wołanie Davida.
- W porządku. Nie musisz dzwonić po straż pożarną. To było pewnie krótkie spięcie
w twojej lampie. Dużo dymu, ale nie zauważyłem większych szkód.
- Dzięki Bogu. - Te kilka sekund, kiedy David był sam w wypełnionej dymem
sypialni, wydało jej się wiecznością. Zatrzymała się w progu, jakby bojąc się widoku
zniszczeń, których mógł dokonać ogień. Niesamowite - nie było prawie żadnych
szkód.
- To najdziwniejszy pożar, jaki widziałem w życiu. Było tyle dymu, a nic się
nadpaliło, z wyjątkiem szczytu tej lampy. Kiedy się upewniłem, że ogień jest
ugaszony, i otworzyłem okno, cały ten dym błyskawicznie przez nie uleciał.

* * *

- Nieźle! - powiedziała Betty, gromiąc wzrokiem okopconą Hattie, która uczepiła się
kurczowo wezgłowia łóżka.
- Nie zrobiłam tego celowo... - Uniosła znad oczu przypalone rondo kapelusza. - To
był przypadek. Byłam okropnie zła.
- Myślisz, że my nie byłyśmy? Ale przecież z tego powodu nie wywołujemy pożaru!
- Skąd mogłam wiedzieć, że pocieranie różdżki może spowodować pożar? Powinnaś
była mnie o tym uprzedzić.
- Tylko nie próbuj zwalać winy na mnie. Spójrz tylko, co przez ciebie stało się z
moim podkoszulkiem. - Pokazała palcem czarne plamy na napisie: „Na co się gapisz".
- Zaraz to naprawię. - Hattie jednym machnięciem różdżki wyczarowała nowy
podkoszulek, tym razem w pastelowym kolorze lila. Widząc jednak furię w oczach
Betty, śmignęła jeszcze raz różdżką i przywróciła koszulce biały kolor.
- Jeżeli sądzisz, że to załatwia sprawę, grubo się mylisz. - Betty wcale nie wyglądała
na udobruchaną.
- Dobrze, że przynajmniej moja magiczna różdżka nie przestała działać. - Hattie z
wdzięcznością przytuliła ją do siebie.
- Po tym wszystkim, co dla nas zrobiła... - Betty oparła dłonie na swoich rozłożystych
biodrach i spojrzała z naganą na obie siostry. - Słuchajcie, czasami mogę być
pobłażliwa, ale to już naprawdę szczyt wszystkiego!
Hattie podniosła rondo kapelusza i spojrzała jej odważnie w oczy.
- To ty powtarzałaś, że moje zadanie to kaszka z mleczkiem.
- Uspokójcie się wreszcie - rozkazała im Muriel. - Anastazja i David zaczęli
rozmawiać.

* * *

- Muszę ci powiedzieć, że nie tak wyobrażałem sobie ten ranek. - David odłożył
gaśnicę. - Słyszałem, że w sypialni sprawy przybierają czasami gorący obrót, ale to
jest po prostu śmieszne.
- Tym razem masz rację. - Anastazja krztusiła się nerwowym chichotem. Ręce wciąż
jej drżały, włożyła je więc do kieszeni swojego błękitnego szlafroka, natrafiając na

background image

zabawkę Xeny. - Kot! Widziałeś gdzieś Xenę? - Ogarnęła ją panika.
- Widziałem, jak nurkowała pod ten dziwaczny stół. Anastazja rzuciła się do salonu,
uklękła i zajrzała pod stół.
Niebieskie oczy Xeny patrzyły na nią z wyrzutem.
- Przepraszam - mruczała Anastazja. - Wiem, że nienawidzisz katastrof. Ja też. O
mało nie zemdlałam.
- Prawdopodobnie dlatego, że cała krew odpłynęła ci do mózgu, kiedy wypięłaś pupę.
Nie zrozum mnie źle, wcale nie uważam, że nie jest ładna. - David przykucnął obok
Anastazji. - Siadaj. - Przytrzymał ją delikatnie, gdy zachwiała się, prostując plecy, w
końcu oparła się na jego piersi. - Muszę ci się przyznać, że te oświadczyny nie
wypadły tak, jak chciałem. Nie mam w takich sprawach wielkiego doświadczenia.
Pożary to co innego, na tym się znam. Potrafię przebadać pogorzelisko, znaleźć cenne
ś

lady wśród zwęglonych resztek, zanalizować informacje. Ale, zdaje się, że ciebie nie

potrafię rozgryźć.
- Często słyszę zarzut, że jestem skomplikowana - przyznała Anastazja cichym
głosem, wtulając się w jego objęcia.
- To akurat rozumiem.
- Ty też nie jesteś jakimś prostym kretynem.
- Zakładam, że to komplement... chociaż nie jestem pewien.
- Wiesz, co mam na myśli.
- Aż boję się powiedzieć: tak. Ale tak, wiem, co masz na myśli. Może nie zawsze
jestem w stanie cię zrozumieć, ale przez ostatnie kilka tygodni nauczyłem się
pojmować, o co ci chodzi. - Oparł brodę na czubku jej głowy. - Powiedziałaś, że
cenisz sobie niezależność i jesteś pewna, że ja również. No więc masz rację. Bardzo
sobie cenię niezależność. Możesz mi wierzyć na słowo, że nie oświadczam się każdej
kobiecie, z którą idę do łóżka.
- To pocieszające - odpowiedziała cierpko.
- Twoja ognista natura jest jedną z rzeczy, które w tobie kocham - powiedział z
uśmiechem.
- Inni faceci też mi to mówili, ale tylko po to, żeby chwilę później próbować mnie
przerobić na skromną, bojaźliwą panienkę.
- Wątpię, żeby nawet któraś z tych dobrych wróżek, które tak chętnie rysujesz, była
zdolna zmienić cię w skromną, bojaźliwą panienkę. To się nie uda nikomu.
- Z całą pewnością.
- Widzisz, co do tego się zgadzamy. - Pogładził czule jej długie włosy. - Z przykrością
muszę ci jednak uświadomić, że moja babcia nie pogodzi się z sytuacją, w której będę
ż

ył z tobą w grzechu. Mogłaby ci zagrozić strzelbą albo jakąś wielką łychą na lody i

zażądać, żebyś zrobiła ze mnie uczciwego człowieka. Ostrzegam cię lojalnie, dla
twojego własnego bezpieczeństwa.
Dopiero po kilku sekundach Anastazja uświadomiła sobie, że David wcale nie jest zły
na nią ani nie próbuje jej niczego narzucać, po prostu się z nią droczy.
- A więc oświadczyłeś mi się ze strachu przed twoją babcią, uzbrojoną w wielką łychę
do lodów, tak? - Anastazja podjęła grę.
- Głównie dlatego. - Uśmiech rozpalił wesołe iskierki w jego zamglonych błękitnych
oczach. - Gdybym miał wybór, byłbym bardzo szczęśliwy, mogąc uprawiać z tobą
dzikie miłosne harce, nie oglądając się na konwenanse. Muszę jednak liczyć się z
babcią. Ale... jeśli jest prawdą to, co mi powiedziała - że nie wyjdzie za mąż, a po
prostu będzie żyła z tym facetem na kocią łapę, bo tak jest korzystniej dla emerytów -
wtedy wytrąci mi z ręki i ten argument.
Anastazja nigdy nie kochała go mocniej, niż w tej chwili. I nagle zdała sobie sprawę,
ż

e ślub z Davidem wcale nie musi oznaczać rezygnacji z własnej niezależności.

background image

- Tak - powiedziała, biorąc głęboki oddech.
- Tak... Co tak?
- Chcę wyjść za ciebie.
- Uff... Dosyć długo to trwało - wysapał jak po ciężkiej pracy, a potem ją pocałował. -
Zaraz... - Odsunął się po chwili. - Właśnie sobie przypomniałem, że przewróciłem
wszystko do góry nogami.
- Mnie się to podoba.
- Chodzi mi o moje oświadczyny. Nie powiedziałem ci, co zdecydowałem w sprawie
pracy, to znaczy powrotu do niej. Wspomniałem ci tylko, że gdy cię spotkałem, byłem
kompletnie wypalony. Ale to już nieaktualne. Teraz znowu pamiętam, co na samym
początku tak bardzo podobało mi się w mojej pracy - szukanie śladów, jak ukrytych
skarbów. I to naładowało mnie energią.
- Powiedziałeś też, że byłeś pracoholikiem.
- Tak było, zanim się pojawiłaś, doprowadzając mnie do szaleństwa...
- Chcesz powiedzieć, że doprowadzam cię do szaleństwa?
- Nikt nie nadaje się do tego lepiej niż ty. - Wziął ją pod rękę. - Chodź.
- Dokąd idziemy? - Anastazja naprawdę była zmieszana. - Sypialnia jest z drugiej
strony.
- Po to wino, które znalazłem. Powinniśmy wznieść toast za nasze zaręczyny. -
Wszedł z nią do kuchni i sięgnął po omszałą butelkę.
- Poczekaj! Zanim ją otworzymy, pozwól mi sprawdzić, czy w mojej poczcie
elektronicznej nie ma jakiejś odpowiedzi na listy, które wysłałam wczoraj wieczorem.
- Przecież to tylko stara butelka sfermentowanego soku z winogron.
Anastazja wróciła do pokoju i rzuciła się do laptopa.
- Uhm... - mruczała nieprzytomnie, przeglądając pocztę. - Zdaje się, że ta stara
butelka sfermentowanego soku z winogron, jak ją nazwałeś, jest warta jakieś
pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
- Jasne, nie może być inaczej, bardzo zabawne - zaśmiał się David.
- Wcale nie żartuję - zapewniła go Anastazja. - Sam zobacz. Dostałam kilka
wiadomości o tym winie. Należy do najrzadszych francuskich roczników. Dwóch
dealerów złożyło mi ofertę kupna za pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
David o mało nie wypuścił butelki z dłoni. Oboje rzucili się jednocześnie, żeby ją
ratować. Potem ustawili cenną zdobycz na przenośnym stoliku i wpatrywali się w nią
z podziwem.
- Wygląda na to, że Chesty ukrywał jednak jakieś skarby - szepnęła.
Przerwało im ten seans pukanie do drzwi. To była Claire. W luźnych spodniach
koloru khaki i w bluzce z napisem „Retro pod Sułtańskim Pucharkiem" wyglądała
ładnie i całkiem młodo.
- Szukam Davida, nie wiesz... Ach, tu jesteś - powiedziała swobodnie, jakby widok
rozebranego do pasa wnuka w mieszkaniu Anastazji wcale jej nie zdziwił. - Zeszłam
do piwnicy i natknęłam się na te dziwne drzwi do ukrytego magazynu. Znalazłeś jakiś
skarb?
David wzruszył ramionami i celowo zniżył głos.
- Znaleźliśmy butelkę wina.
- Och... - westchnęła rozczarowana Claire.
- Wartą pięćdziesiąt tysięcy dolarów - dodał z uśmiechem.
- Och, moi kochani! - krzyknęła z zapartym tchem, chwytając się za serce.
- Pieniądze są twoje - oznajmił David.
- Nonsens. To ty znalazłeś ukryty magazyn i to wino. Pieniądze należą do ciebie.
- Nie ma mowy, to twój dom. Są twoje.
- Może powinniście się nimi podzielić - zaproponowała Anastazja.

background image

- Świetna myśl - zgodziła się Claire. - Od początku ci powtarzałam, Davidzie, że
Anastazja to bystra dziewczyna.
- Nie wątpiłem w to ani przez chwilę.
- Ale może nie jest bystra na tyle, żeby wiedzieć, co jest dla niej dobre, jeśli w grę
wchodzi małżeństwo.
- Zanim zaczniesz mnie gonić z wielką łychą do lodów, oświadczam, że planuję
uczynić z twojego wnuka uczciwego mężczyznę i wyjść za niego za mąż - zapewniła
przyjaciółkę Anastazja, uśmiechając się przekornie.
- On zawsze był uczciwym mężczyzną - odpowiedziała z dumą Claire, ocierając łzy z
policzków. - Ale ty go uczynisz mężczyzną szczęśliwym.
- Mówiłam ci, że znajdę na niego sposób - szepnęła Anastazja z czarującym
uśmiechem - a ja zawsze dotrzymuję obietnic.

background image

EPILOG

Rok później

- To wielka odpowiedzialność - oznajmiła poważnym tonem Muriel, a jej głos niósł
się echem po niebotycznie wysokich nawach kościoła.
- Zgadzam się - skinęła głową Betty, szarpiąc za rąbek bawełnianego podkoszulka z
napisem „Nie jęczeć".
- Czy ten kapelusz pasuje do sukienki? - Hattie poprawiała swoją turkusową kreację,
wygładzając wytworne fałdy sukni, a chwilę potem wychyliła się przez barierkę
kościelnego chóru. - Czy nie powinni już zaczynać?
- Trzymaj nerwy na wodzy - poradziła jej Betty. - I nie rób tu przypadkiem żadnych
przedstawień. Kapelusz, który wyczarowałaś, jest dostatecznie teatralny.
- Tak się cieszę, że ci się podoba. - Hattie dumnie wypięła pierś, podobnie jak biały
gołąbek na jej kapeluszu.
- Pasuje do ciebie - wycedziła Betty.
- Dziękuję, ale jestem tak zdenerwowana, że nie potrafię usiedzieć w miejscu. -
Zatrzepotała skrzydełkami i pofrunęła w górę tak szybko, że uderzyła w głowę
pozłacanego anioła wiszącego wysoko, tuż pod sklepieniem kościoła. - Och, znowu
wpadłam na anioła.
- Wychodzi z ciebie wrogość do aniołów stróżów, bo zazdrościsz im pięknych
skrzydeł - stwierdziła Muriel. Okulary do czytania na jej wydatnym nosie upodabniały
ją do Zygmunta Freuda.
- Co to za bzdury - żachnęła się Hattie. - Jestem po prostu bardzo zdenerwowana -
powtórzyła.
- Przyznam, że ja też - wyznała Betty. - Któż by przypuszczał, że Anastazja okaże się
najbardziej konserwatywna z trojga Knightów i zażyczy sobie rocznego
narzeczeństwa, a potem okazałego ślubu w kościele, w którym została ochrzczona?
- Wszystko zaczęło się właśnie tutaj... - Wzruszona Hattie otarła łzy koronkową
chusteczką.
- I kto by pomyślał, że tym wrzeszczącym trojaczkom tak dobrze się powiedzie -
ciągnęła tubalnym głosem Betty.
- Anastazja i David jeszcze się nie pobrali - ostrzegła Muriel.

* * *

- Jak możesz być tak spokojna? - pytała Heather Anastazję, która usiadła swobodnie
w kościelnej poczekalni dla nowożeńców. - Ja przed ślubem z Jasonem byłam
kłębkiem nerwów.
- Wcale się nie dziwię - uśmiechnęła się Anastazja. - Mój brat miał podejrzaną
reputację. Nie dość, że zadzierał nosa, to jeszcze się obnosił z tym wątpliwej sławy
tytułem Najseksowniejszego Kawalera Chicago. Dopóki go nie dopadłaś.
- W rzeczywistości to on mnie dopadł - wyjaśniła Heather. - Albo może zarzuciliśmy
sieci jednocześnie...
- Wyglądasz cudownie w tej ślubnej sukni, Anastazjo. Prawie zaczynam żałować, że
wzięłam cichy ślub. - Courtney po raz pierwszy włączyła się do rozmowy.
- Od początku powtarzałam Davidowi, że wezmę ślub w czerwonych aksamitnych
dresach i jaskraworóżowym podkoszulku, a na nogi włożę lakierowane
pomarańczowe pantofle albo wojskowe buciory. Nic nie wie o tej sukni. Naprawdę
uważacie, że dobrze w niej wyglądam? - Jeszcze raz spojrzała w lustro.
Biała ślubna suknia z welonem odsłaniała ramiona, a głęboki dekolt wieńczył
wysadzany perłami koronkowy stanik. Wcięta talia przechodziła w szeroką atłasową
spódnicę z romantycznym trenem.

background image

- Suknia jest wspaniała, ty także. - Claire dołączyła do nich z najnowszym raportem. -
Wszyscy goście już są, pora zaczynać.
- Jak trzyma się Ira?
- Ciągle marudzi, że jeszcze nigdy nie był drużbą, a ja mu powtarzam, że dla mnie na
zawsze pozostanie najlepszym druhem - odpowiedziała Claire z czułością w głosie.
- Kto by pomyślał, że tak dobrze dogadają się z Davidem? - Anastazję niezmiernie
cieszyło szczęście Claire i Iry. - Albo że David weźmie na drużbów moich braci.
Swoją drogą, nie jestem przekonana, czy to mądre posunięcie. - Anastazja kręciła
niepewnie głową. - Jeszcze nie zapomniałam, jak próbowali odwieść Davida od
małżeństwa ze mną.
- Jeszcze nie jest za późno - powtarzał Jason Davidowi w innym kościelnym
pomieszczeniu. - Ciągle możesz uciec.
- Jakoś cię wytłumaczymy - dodał Ryan. - Powiemy na przykład, że porwali cię
kosmici.
- Podobni do striptizerki, która zrzucała z siebie ten kosmiczny strój na moim
wieczorze kawalerskim? - spytał David. - To był oczywiście twój pomysł. A mówiłem
ci, że nie mam ochoty na żadne rozbieranki. - David poprawił muszkę. Nigdy
przedtem nie wkładał smokingu i dobrze wiedział, dlaczego. Ale Anastazja uparła się,
ż

e ma być smoking, a nie żaden normalny garnitur. Niech jej będzie. Modlił się tylko,

ż

eby nie pokazała się w jakimś odlotowym, komicznym stroju. Tak naprawdę modlił

się, żeby w ogóle się pokazała. Wiedział, że jest już w kościele. Jej tata wpadł na
chwilę, żeby mu to powiedzieć, ale nie chciał zdradzić, jak się ubrała.
- Myśleliśmy, że żartujesz, kiedy powiedziałeś, że nie życzysz sobie striptizerki -
tłumaczył się Ryan, któremu w smokingu było równie niewygodnie jak Davidowi.
Tylko Jason i Ira czuli się w tym stroju jak we własnej skórze.
- Przez tę waszą striptizerkę moi przyjaciele wynajęli striptizera na przyjęcie
Anastazji. - Uśmiechnął się, widząc, jak jego przyszłym szwagrom opadają szczęki. -
Wyglądacie na zdziwionych.
- Nie zrobili tego! - Jason i Ryan krzyknęli jednym głosem.
- Oczywiście, że tak. Powiem wam więcej. Anastazja świetnie się bawiła,
opowiadając mi ze szczegółami, jak facet przebrany za wielkiego, złego glinę
pozbywa się wszystkiego. No, może prawie wszystkiego.
Jason i Ryan skrzywili się jak na komendę.
- Obaj powinniście wiedzieć, co może wkurzyć waszą siostrę - upomniał ich ojciec. -
Niech to będzie dla was dobrą lekcją.
- Tak - odburknął Ryan. - Po tej lekcji wiem, że ani na chwilę nie wolno zostawiać
Anastazji, Heather i Courtney samych w jednym pokoju.
- Właśnie teraz są razem. - David spojrzał na nich z kpiącym błyskiem w oczach.
- Tak, ale jest z nimi twoja babcia - niepewnym głosem powiedział Jason.
- Jeszcze lepiej...
- Co masz na myśli? - spytał Ira, po raz pierwszy włączając się do rozmowy.
- Moja babcia jest właśnie tą osobą, która zamówiła męski striptiz.
- Dobrze się tam prowadzicie, dziewczyny? - spytał Ira przez drzwi. - David ma
prezent dla panny młodej.
- Nie może jej zobaczyć, póki nie zejdzie do nawy - odpowiedziała mu Claire,
uchylając tylko odrobinę drzwi. - Nie ma go tutaj, prawda?
- Nie, prosił, żebym jej to przekazał. Wyglądasz cudownie, Claire... - Ukłonił się z
galanterią, gdy otworzyła szerzej drzwi. - Ty też, Anastazjo.
- Tylko nie mów, w co jest ubrana. Chce mu zrobić niespodziankę - uprzedziła Claire.
- Już zapieczętowałem usta. Muszę przyznać, że wiktoriańska broszka z granatem i
perłowy naszyjnik, które David wybrał w moim sklepie, wyglądają przy tej sukni

background image

przepięknie.
Tymczasem Anastazja niecierpliwie zrywała elegancki papier z opakowania. Heather i
Courtney wisiały jej na ramieniu, ciekawe, co podarował jej David.
- To biżuteria. Założę się, że to znowu biżuteria - rzuciła Heather.
- To książka dla dzieci. - W głosie Courtney wyraźnie było słychać zakłopotanie.
Na wewnętrznej stronie okładki David napisał dedykację:
Dla mojej księżniczki zamienionej w żabę. Zakochałem się w Tobie, kiedy pierwszy
raz słyszałem, jak
i czytasz tę baśń dzieciom. Myślę, że przyszedł czas, żebyś miała
własny egzemplarz, po to, byśmy mogli kochać się zawsze. To dzięki tobie uwierzyłem,
ż

e czasami marzenia stają się rzeczywistością. i Twój przyszły mąż, David

- Płaczesz nad książką dla dzieci?! - krzyknęła zdumiona Heather.
- To nie jest byle jaka książka dla dzieci. To „Zaklęta księżniczka", moja ulubiona. O
ż

abie, która zamienia się w piękną młodą kobietę, która...

- Jest księżniczką - jednym głosem dopowiedziały i Heather z Courtney.
- Nie, bibliotekarką. - Przytulając książkę do piersi, wytarła łzy i odwróciła się do Iry
z promiennym uśmiechem.
- Powiedz Davidowi, że go kocham i że chyba powinniśmy już zacząć to
przedstawienie.
- Jeszcze wciąż nie jest za późno, żeby zagrać „Everybody Loves Somebody" -
szepnął ojciec Anastazji, biorąc ją pod rękę, żeby poprowadzić do ołtarza.
- Nic z tego - odszepnęła mu Anastazja. - Czy nie masz dla mnie żadnej rady, tatusiu?
- Nie nazwałaś mnie tak, odkąd skończyłaś dwanaście lat. A jeśli chodzi o rady, to
wcale ich nie potrzebujesz. Jesteś bystrą dziewczynką, po prostu pamiętaj, że dla mnie
zawsze pozostaniesz małą córeczką. Uff, zaczyna się.
Kiedy Anastazja szła do ołtarza oparta na ramieniu ojca, miała cudowną świadomość
właściwego wyboru. Bała się, że po tylu latach unikania małżeństwa w ostatniej
chwili może ogarnąć ją panika. Ale trwające cały rok, na jej prośbę, narzeczeństwo
przekonało ją, że to właśnie David jest tym jedynym mężczyzną, jej drugą połową,
człowiekiem, który naprawdę ją rozumie. A w tych rzadkich przypadkach, kiedy nie
rozumie, potrafi słuchać, kiedy ona mu tłumaczy.
Czekał na nią przy ołtarzu. Wyglądał seksownie, na tyle, na ile pozwalał ciemny
smoking. Widziała, jak na widok jej prawdziwej ślubnej sukni zaokrąglają mu się
błękitne oczy. Czuła w tym spojrzeniu jego miłość. A potem stała u jego boku, z
dłonią w jego dłoni.
Przebieg ceremonii zatarł się jej w pamięci, aż do momentu, w którym ksiądz zadał to
najważniejsze pytanie:
- Anastazjo, czy chcesz wziąć tego mężczyznę, Davida, za prawowitego małżonka,
ż

eby kochać go, szanować i opiekować się nim?

Przez krótką chwilę wszyscy w kościele wstrzymali oddech. Wychyliwszy się za
galerię chóru, trzy dobre wróżki wrzasnęły z całej siły:
- Chce! Chce!
Anastazja odwróciła głowę i spojrzała w ich kierunku, jakby naprawdę je słyszała.
A potem, z uśmiechem na ustach, odwróciła się do księdza, tego samego, którego tak
niestosownie uderzyła w nos w czasie chrztu, i odpowiedziała, odwracając się do
Davida:
- Chcę! Oczywiście, że chcę!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
20 Linz Cathie Zbyt smodzielna na żonę
Linz Cathie Zbyt smodzielna na zone 20
MU020 Linz Cathie Zbyt smodzielna na żone
Linz Cathie Zbyt smodzielna na żonę
20 Linz Cathie Zbyt samodzielna na żonę
Linz Cathie Zbyt samodzielna na żonę
Linz Cathie Zbyt seksowny na męża
16 Linz Cathie Zbyt seksowny na męża
018 Linz Cathie Zbyt uparty na meza
16 Linz Cathie Zbyt seksowny na męża
016 Linz Cathie Zbyt seksowny na meza
20 Linz Cathie Miłość i Uśmiech Zbyt samodzielna na zone
16 Linz Cathie Milosc i usmiech 16 Zbyt seksowny na meza
336 Linz Cathie Mąż na zawołanie
Linz Cathie Sposób na ťycie
296 Linz Cathie Łowca motyli Romans na koniec lata
04 Linz Cathie Namiętności 04 Sposób na życie
0200 Linz Cathie Pechowe zaręczyny

więcej podobnych podstron