Linz Cathie Zbyt samodzielna na żonę

background image

Cathie Linz

Zbyt samodzielna na

żonę

Too Smart for Marriage

background image

PROLOG

- Uwielbiam wesela - powiedziała Hattie Goodie. Jej delikatne jak

pajęczyna skrzydła drżały z przejęcia.

- No, no, trzeba przyznać, że urządzili niezłą ucztę. - Betty,

najstarsza z trojaczków Goodie, potoczyła wzrokiem po stołach
zastawionych rozmaitymi pysznościami, od zimnych przystawek z
owoców morza po truskawki w czekoladowej polewie i fondue z
białej czekolady. Jej krótka zawadiacka fryzura pasowała jak ulał do
krnąbrnego charakteru.

- Całe szczęście, że jako dobre wróżki nie musimy przejmować się

kaloriami - rzuciła Muriel, najtrzeźwiej z całej trójki patrząca na
życie. Siedziała na stosie prezentów ułożonym na bocznym stole pod
ścianą sali balowej.

Betty, niczym generał na polu bitwy, przechadzała się tam i z

powrotem wzdłuż brzegu stołu, a Hattie, która uwielbiała górować
nad wszystkimi, przysiadła na największym prezencie.

- Nie pojmuję, jak mogłyście się ubrać w codzienne stroje na tak

uroczystą okazję - narzekała, wystrojona w lawendową suknię i
kapelusz z szerokim rondem. Specjalnie na ten wieczór
przefarbowała pantofle i torebkę, żeby pasowały do reszty kreacji. -
Betty, bawełniany podkoszulek naprawdę nie nadaje się na weselne
przyjęcie.

- Nie chciałam przyćmić panny młodej - odparowała Betty,

wygładzając jeden ze swoich ulubionych T-shirtów.

- Przeczytaj to. - Wskazała palcem napis: „Dobre wróżki latają, bo

lekki stosunek do siebie mają". - A poza tym, do stu petunii, przecież
jesteśmy niewidzialne!

- Trzeba jednak zachowywać pozory - powiedziała Hattie

afektowanym głosem.

Betty prychnęła głośno, w sposób, jaki nie przystoi ani damom, ani

dobrym wróżkom. Hattie zaś, przeczuwając, że tej potyczki nie
wygra, zwróciła swój gniew przeciwko Muriel.

- I ty, w tej swojej kamizelce fotograficznej. Nigdy nawet nie

trzymałaś w ręku aparatu.

- Po prostu lubię mieć dużo kieszeni. - Muriel wzruszyła

ramionami.

background image

Przypomniawszy sobie ich kłótnię sprzed kilku tygodni, Hattie

postanowiła nie wywoływać wilka z lasu i zostawić w spokoju
beznadziejnie niemodne siostry, skupiając swoją uwagę na
otoczeniu.

- Przynajmniej sala jest pięknie udekorowana, w przeciwieństwie

do was - nie darowała sobie jednak złośliwości.

Rozświetlona sala bankietowa „Karuzela", ze śnieżnobiałymi

obrusami, lawendowymi serwetkami i morzem kwiatów, wyglądała
doprawdy imponująco. W drugim jej końcu panna młoda, w sukni z
atłasu i staromodnych koronek, karmiła swojego oblubieńca
weselnym tortem.

- Tak się cieszę, że Jason i Heather w końcu się pobrali.
- Hattie otarła oczy haftowaną batystową chusteczką. - Bałam się,

że ten dzień nigdy nie nadejdzie.

- Ryan i Courtney mądrze zrobili, że wzięli ślub po cichu -

pochwaliła Muriel swoich podopiecznych.

- Jason sądził, że Ryan jak zwykle żartuje – powiedziała Betty -

kiedy oświadczył mu, że został przeniesiony do Chicago i wraca jako
żonaty mężczyzna.

- Jason wkurzył się po prostu na Ryana, że go wyprzedził - nie

omieszkała wyjaśnić Muriel.

- Już nie wygląda na wkurzonego - zauważyła Betty. - Jest

szczęśliwy.

- Ryan też.
- Czyli zostaje nam ich siostra, Anastazja.
Jak na zawołanie, wszystkie trzy dobre wróżki spojrzały na

ciemnowłosą kobietę w lśniącej lawendowej sukni druhny. Zdążyła
już zamienić wytworne szpilki na wygodne sportowe buty.

- No dobrze... - westchnęła Betty. - Tym razem zabierzemy się do

tego trochę inaczej. Z Jasonem i Ryanem działałyśmy raczej na
wyczucie...

- Jakie tam raczej - przerwała jej Muriel. - Z całą pewnością

działałyśmy na wyczucie.

Betty zmarszczyła gniewnie czoło. Nie znosiła, kiedy ktoś jej

przerywał.

- Od dnia, w którym rozpoczęłyśmy pracę w tym fachu, kiedy w

background image

czasie chrztu trojaczków Knight przez nieuwagę wysypałyśmy na
dzieci zbyt wiele czarodziejskiego pyłu, ponosimy konsekwencje
tamtego błędu. Swatałyśmy potem wiele innych trojaczków i nie
miałyśmy z nimi większych kłopotów. Ale ta trójka od początku jest
wyjątkowa. Prawdopodobnie dlatego, że obdarzyłyśmy Jasona
nadmiernym rozsądkiem i seksapilem, a Ryana przesadnym uporem i
poczuciem humoru.

- Nie zapominaj o Anastazji. Za dużo inteligencji i zbyt żywiołowy

temperament. Chociaż dobrze jej z tym, prawda? - powiedziała z
dumą w głosie Hattie.

- Jej ze wszystkim i we wszystkim jest dobrze - przyznała Muriel.
Siostry zauważyły, że goście zaczęli tańczyć. Ze sprzętu

nagłaśniającego dostarczonego przez stację radiową WMAX, w
której pracowała Heather, popłynęła muzyka. Pierwszą piosenką była
„The One" Eltona Johna, zajmująca szczególne miejsce w sercach
Jasona i Heather. Młoda para wyglądała na nieprzytomnie
szczęśliwą. Tak samo jak Ryan i Courtney.

Anastazja sprawiała wrażenie znacznie mniej zadowolonej.

Tańczyła z krępym mężczyzną, który był już bardziej niż
podchmielony. Kiedy facet nieopatrznie zsunął rękę na jej pośladek,
z całej siły nadepnęła mu na nogę.

- No właśnie... - Betty pokręciła głową. – Nadmiar zapalczywości.
- Została ordynarnie sprowokowana. - Hattie natychmiast stanęła w

obronie swojej podopiecznej. - Ten pijany łobuz zachował się jak
ostatni prostak!

- Będziemy miały z nią dużo kłopotów - powiedziała Muriel. - Czy

wiemy już, kto jest jej przeznaczony?

- Oczywiście, że wiemy. Na tym polega nasza praca - oświadczyła

z wyższością Betty.

- David Sullivan, trudny typ, taki, który nie wierzy w marzenia -

gorliwie wyjaśniła Hattie.

- Dlatego właśnie powinnyśmy opracować dla Anastazji specjalny

plan.

- Zawsze sobie mówimy, że mamy jakiś plan, a potem rzadko coś z

niego wychodzi.

- Fakt, że zdarzają nam się wpadki...

background image

- Nie da się ukryć - wtrąciła się Muriel - ale czy zauważyłaś, że

nam zdarzają się częściej niż innym?

- I dlatego musimy wezwać posiłki - oświadczyła Berty.
- Anioła stróża? - Hattie wymówiła te słowa z namaszczeniem.
- Nie, babcię.
- Babcię?
- Właśnie. Żeby wyswatać tych dwoje, musimy skorzystać z

ludzkiej pomocy. Kogoś, kto będzie trzymał rękę na pulsie. W końcu
mamy też innych podopiecznych.

- A co ja i ty mamy z tym wspólnego? - spytała Muriel. -

Wydawało mi się, że to zadanie Hattie, a my jesteśmy tu tylko po to,
żeby służyć jej radą. W każdym razie tak mi powiedziałaś, kiedy
zajmowałam się Ryanem. Przecież to zasługa Hattie, że Anastazja
wyrosła na kobietę w gorącej wodzie kąpaną i nieprzeciętnie
inteligentną.

- Daj spokój - przerwała jej Berty. - Pamiętasz chyba naszą zasadę:

jedna za wszystkie, wszystkie za jedną.

- To zawołanie Trzech Muszkieterów.
- No i dobrze, im się sprawdzało i sprawdza się nam. Na czym to ja

skończyłam?

- Wspomniałaś, że masz znaleźć wśród ludzi kogoś do pomocy -

przypomniała Hattie. - Jakąś babcię.

- Słusznie. Zwerbowałam babcię Davida Sullivana.
- Czy to jest dozwolone? - spytała niepewnie Hattie.
- Jeśli nie będziesz o tym trąbić... - Betty wzruszyła ramionami - to

ja też nie.

- Dlaczego David i Anastazja nie mogą się po prostu spotkać i

zakochać od pierwszego wejrzenia? - westchnęła Hattie.

- Bo to by było zbyt łatwe.
- A widziałabyś w tym coś złego? - Muriel najwyraźniej nie

widziała. - To dobrze, jeśli coś idzie jak z płatka.

- Być może, ale nie taka nasza dola. A zresztą co się z wami dzieje?

Nie lubicie przygód? Każde trio dobrych wróżek poradzi sobie z
łatwą sprawą. Ale żeby stawić czoło prawdziwym wyzwaniom,
potrzeba odwagi i pomysłowości takich specjalistek jak my.

- A co jest właściwie naszą specjalnością? - spytała niewinnie

background image

Hattie.

- Kłopoty - odparła bez zastanowienia Muriel.
- Stwarzamy je czy zaradzamy im?
- Jedno i drugie, niestety. Ale wkrótce przełamiemy złą passę.

Claire Sullivan marzy o tym, żeby jej jedyny wnuczek się
ustatkował. Wychowywała go jak matka, odkąd jego rodzice zginęli
w wypadku. Miał wtedy dziesięć lat. David słucha rad swojej babci,
więc jeśli będziemy mieć w niej oparcie, pójdzie nam z płatka.

Gdy tylko Betty dokończyła zdanie, wybuchła głośna utarczka przy

stole z weselnym tortem. Anastazję rozzłościły w końcu na dobre
końskie zaloty przysadzistego partnera, który zachowywał się, jakby
całkiem nie pojmował, dlaczego nadepnęła mu na nogę. Tym razem
odepchnęła go z całej siły. Zbyt pijany, żeby utrzymać równowagę,
zachwiał się i zatoczył do tyłu, następnie wymachując rękami,
znieruchomiał na chwilę, po czym runął jak kłoda w sam środek
tortu.

- Pójdzie nam jak z płatka - powiedziała z przekąsem Muriel. - Już

to

widzę.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Denton dalej pchał się z tymi łapami, więc w końcu go

odepchnęłam, wcale nie tak mocno... - opowiadała Anastazja swojej
przyjaciółce Claire Sullivan, kiedy jechały prowadzącą na północ
Chicago trasą Lakę Shore. - Ale on był pijany, stracił równowagę i
wylądował na torcie weselnym mojego brata.

Anastazja siedziała za kierownicą swojego czerwonego triumpha.

Dach kabrioletu był opuszczony, związała więc włosy w koński
ogon, żeby nie rozwiewał ich wiatr. Był gorący sierpniowy dzień, ale
chłodna bryza od jeziora łagodziła upał.

Claire, z obawy o fryzurę, wcisnęła na czoło czapkę baseballową

drużyny Chicago Cubs. Zupełnie nie wyglądała na swoje
siedemdziesiąt lat z okładem, a w szafirowym dresie do uprawiania
joggingu było jej szczególnie do twarzy.

- Coś podobnego... - Spojrzała na Anastazję z troską w oczach. -

Czy bardzo był zły?

- Kto? Denton czy Jason? - Zanim doczekała się odpowiedzi,

wyprzedziła z wprawą kilka samochodów. Anastazja prowadziła
auto tak, jak żyła: pewnie i z odrobiną szaleństwa.

- Denton dostał to, na co zasłużył. Miałam na myśli Jasona.
- Nie wyglądał na rozbawionego, ale Heather zachowała się

fantastycznie. Najpierw wszystkich rozśmieszyła, a potem zebrała
nas wokół siebie, rzuciła w tłum ślubny bukiet, i było po sprawie.

- A kto go złapał?
- No więc, wyobraź sobie, druhną Heather była producentka jej

audycji radiowej, Nita Weiskopf. Do nieśmiałych to ona nie należy.
Stanęła w pierwszym rzędzie, gotowa na wszystko, byle pochwycić
ten bukiet. Ja stałam z tyłu.

- Bo ty należysz do nieśmiałych... - Claire uśmiechnęła się

przewrotnie.

- Jasne. - Anastazja odwzajemniła uśmiech. - Wszystko można o

mnie powiedzieć, tylko nie to, że jestem nieśmiała. Stanęłam jak
najdalej, bo po prostu nie chciałam złapać tego bukietu. Zupełnie mi
się nie marzyła rola następnej panny młodej.

- Masz coś przeciwko pannom młodym?
- Oczywiście, że nie. Dopóki nie jestem jedną z nich. Zbyt wysoko

background image

cenię sobie wolność. W każdym razie Heather rzuciła bukiet prosto
w Nitę. A potem zdarzyło się coś dziwnego... - Anastazja zamilkła na
chwilę. - Mimo moich najszczerszych wysiłków, żeby trzymać się
jak najdalej od tych przeklętych kwiatów, nagle bukiet skręcił, jakby
zdalnie sterowany, i zaczął lądować tuż nade mną. Mogłam go albo
chwycić, albo dostać nim po głowie.

- Miałaś szczęście!
- Nie nazwałabym tego szczęściem. To, że poznałam w bibliotece

ciebie - o, to było prawdziwe szczęście! - Anastazja od pierwszej
chwili poczuła sympatię do Claire, a przez cały ostatni rok stawały
się sobie coraz bliższe.

- Dla mnie to też był wyjątkowy dzień. Tak jak dzisiejszy. Pomyśl

tylko: ja - kobietą interesu. Wciąż jeszcze nie mogę w to uwierzyć.

- Będziesz wspaniała.
- Od dawna chciałam otworzyć własną cukierenkę z lodami, ale to

było tylko marzenie i nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek się
spełni.

- To był rzeczywiście łut szczęścia, że właściciele domu, w którym

mieszkam, zdecydowali się akurat teraz go sprzedać. A sklep na
parterze ma tę cudowną marmurową ladę, w sam raz dla twojej
cukierenki. To miejsce aż się prosiło o remont. Trudno uwierzyć, że
od zamknięcia polskich delikatesów stało puste. - Anastazja
uśmiechnęła się do Claire. - Wiesz, że jestem dobrą lokatorką, więc
kiedy wynajmiesz mi mieszkanie na drugim piętrze, będziesz miała
następne źródło regularnych dochodów.

- Wiem. I nie mogę się doczekać rozpoczęcia remontu. Mam

nadzieję, że uda mi ruszyć z tym biznesem za półtora miesiąca.

Kwadrans później Anastazja zaparkowała przed swoim domem.

Ledwie zgasł silnik, Claire wysiadła z samochodu i pędem ruszyła do
drzwi wejściowych.

- Boże, jestem tak zdenerwowana, że nie potrafię poradzić sobie z

zamkiem. - Starsza kobieta ścisnęła dłoń Anastazji. - Jeszcze raz
dziękuję, że zechciałaś pojechać ze mną na ten przetarg. Twoja
obecność naprawdę dodawała mi otuchy.

- Po to ma się przyjaciół. - Anastazja przytuliła Claire.
- Miałam nadzieję, że mój wnuk wróci z konferencji w Nowym

background image

Jorku i będzie mi towarzyszył... ale widocznie coś go zatrzymało.

Anastazję korciło, żeby przemówić mu do rozumu. Nie znała tego

faceta, a już go nie lubiła. Z tego, co o nim słyszała, musiał być
zwariowanym pracoholikiem, któremu brakowało czasu na to, żeby
w pełni docenić swoją babcię. A ona była tak niezwykłą kobietą.

Miała błękitne żywe oczy, a na jej kasztanowych włosach nie widać

było śladu siwizny. Zawdzięczała to swoim rytualnym wizytom w
salonie piękności „Paula's Powder Puff", którego, jak przyznała, była
wierną klientką od czasów prezydentury Eisenhowera w pierwszej
połowie lat pięćdziesiątych. Poza tym Claire miała wielkie serce.
Zasługiwała na coś lepszego niż na wnuka, który nie potrafi znaleźć
dla niej czasu, gdy ona naprawdę go potrzebuje.

- Zapomnij o Davidzie. Proszę... - Anastazja przekręciła klucz w

zamku i z uroczystą miną otworzyła drzwi. - Witamy w...
Wymyśliłaś już nazwę dla swojej lodziarni?

- Jeszcze nie. - Claire wpadła do opuszczonego sklepu. Stanęła na

samym środku podłogi z kafelków ułożonych we wzór płatków
śniegu, zakręciła się w tanecznym piruecie i krzyknęła: - Moje! To
wszystko moje!

Anastazja roześmiała się. Podobnie jak Claire, dostrzegła

otwierające się przed przyjaciółką perspektywy, choć puste
pomieszczenie nie wyglądało teraz najlepiej. Poprzedni właściciel
budynku zmarł w zeszłym roku, a jego spadkobiercy długo spierali
się między sobą, aż w końcu zdecydowali się sprzedać
nieruchomość.

Sklep wymagał gruntownego remontu, ale dwa mieszkania na

górze były w dobrym stanie. Wybudowany w latach dwudziestych
dom z czerwonej cegły znajdował się w Evanston, na północnym
przedmieściu Chicago, o rzut kamieniem od granic miasta.
Lokalizacja u zbiegu dwóch ulic niemal gwarantowała popularność,
a do tego łatwo było tu zaparkować samochód. Poza tym niedaleko
mieścił się campus Uniwersytetu Northwestern, można więc było
liczyć na studentów.

Jednym słowem, było to znakomite miejsce na urzeczywistnienie

marzeń Claire. A Anastazja gotowa była zrobić wszystko, co tylko
możliwe, żeby jej w tym pomóc.

background image

- Co tu, u diabła, się dzieje? - spytał wściekłym tonem stojący w

progu mężczyzna. W oczach miał dziką furię, co nie przeszkodziło
Anastazji zauważyć, że jest wyjątkowo przystojny.

- Cofnij się! - rozkazała stanowczym, ostrym tonem, tak jak ją

uczył instruktor samoobrony. Nie odwracając wzroku, sięgnęła do
torebki po pojemnik z pieprzem w sprayu i wycelowała go w
potencjalnego napastnika. Wedle zasady „przezorny ubezpieczony".
- Z drogi!

- Bo co? - Intruz rzucił jej kpiące spojrzenie, w którym nie było

nawet cienia strachu. - Udusisz mnie kremem do golenia?

- David, co za niespodzianka! - krzyknęła Claire i podeszła, żeby

go uściskać. - Myślałam, że siedzisz jeszcze na tej konferencji w
Buffalo.

- Właśnie wróciłem i odsłuchałem na sekretarce twoją dziwną

wiadomość. Niewiele z tego zrozumiałem. Coś o kupnie domu, o
jakiejś cukierence z lodami...

- Zostawiłam ci adres, ale nie sądziłam, że będziesz jechał taki

kawał drogi, żeby zobaczyć to miejsce na własne oczy. Kochany z
ciebie chłopiec.

Chłopiec? Anastazja nie wierzyła własnym uszom. Nie mogła się w

nim dopatrzyć niczego chłopięcego. Wyglądał bardzo męsko i
pociągająco: miał czarne włosy i brwi oraz niewiarygodnie
niebieskie oczy w oprawie gęstych rzęs. Była dopiero trzecia po
południu, a jego kanciastą brodę pokrywał już cień świeżego zarostu.
Widać było, że wrócił z bardzo uciążliwej podróży.

Ubrany był w znoszone dżinsy i płócienną koszulę uwydatniającą

jego szerokie barki. Podwinięte rękawy odsłaniały opalone
przedramiona. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale szczupły. Typem
muskulatury nie zaimponowałby nawet początkującemu kulturyście.

- Co tu się dzieje? - spytał ponownie.
- To... - Claire zamaszystym gestem dłoni zakreśliła w powietrzu

półkole - … jest moja przyszłość.

- Nieprawda. Twoją przyszłością jest kapitał odłożony w banku.
- Już nie. Zainwestowałam go w to.
- Co zrobiłaś?! - David pobladł.
- Nie musisz krzyczeć, kochanie - powiedziała z łagodną

background image

reprymendą w głosie. - Mam tę swoją siedemdziesiątkę z okładem,
ale to nie znaczy, że jestem głucha.

- Nie mogę uwierzyć, że zrobiłaś coś takiego, nie prosząc mnie

nawet o radę.

- Byłeś ostatnio bardzo zajęty, więc nie chciałam zawracać ci

głowy.

Anastazja zastanawiała się, czy to, co przemknęło przez jego twarz,

było cieniem zażenowania, czy tylko złudzeniem optycznym. Nie
miała pewności, bo teraz jego mina wyrażała niczym niezmącony
gniew.

- Nie powinnaś była tego robić. Ale może powiesz mi wreszcie, co

dokładnie zrobiłaś?

- Kupiłam tę kamienicę. - Claire czule poklepała ścianę. David

sprawiał wrażenie, jakby dostał po głowie grubą deską.

- Kupiłaś - powtórzył ostrożnie. - To znaczy zapłaciłaś za nią?
- Tak. I obciążyłam jej hipotekę.
- Co cię, na miłość boską, opętało?
- Mam zamiar otworzyć cukierenkę z lodami.
- Lodziarnię. Dopadł cię jakiś wygadany pośrednik i podstępem

wyłudził pieniądze?

- Oczywiście, że nie. Moja lodziarnia będzie jak ze starych dobrych

czasów, kiedy sprzedawano lody domowej roboty - oświadczyła
dumnie.

- Nie wydaje ci się, że to trochę za późno, żeby ruszać z takim

pomysłem? Dzisiaj prowadzenie własnego interesu przynosi więcej
kłopotów niż korzyści. Na emeryturze powinnaś korzystać z życia,
cieszyć się wolnością od obowiązków, a nie skazywać na ciężką
całodzienną harówkę. - David przemawiał do swojej babci jak do
niesfornego dziecka, doprowadzając tym do furii Anastazję.

Ależ ma tupet ten wielki gamoń! Anastazja była zbyt wściekła,

żeby się odezwać. Na szczęście Claire zachowała spokój, ufna, że
zdoła przekonać Davida do swojej decyzji. Anastazja uważała to za
stratę czasu. Ten facet miał zakuty łeb i klapki na oczach. Ba, żeby
choć klapki! Bielmo byłoby właściwszym słowem.

- Dwa mieszkania na górze są w dobrym stanie - tłumaczyła Claire

- ale sklep wymaga odrobiny pracy.

background image

- Odrobiny pracy? - powtórzył z niedowierzaniem David,

rozglądając się dokoła. - Tu przydałby się cud!

- Miałam cichą nadzieję, że pomożesz nam w remoncie... Właśnie

zaczynasz urlop, prawda?

- Tak, ale...
- Zaplanowałam uroczyste otwarcie na pierwszego października, za

sześć tygodni.

- O ile wiem, do tego czasu skończy się sezon największego popytu

na lody.

- Na lody zawsze jest popyt - odezwała się w końcu Anastazja. -

Poza tym nieczęsto się zdarza okazja nabycia nieruchomości w tak
dobrym punkcie, więc Claire nie mogła z tym czekać do następnego
lata.

- A pani jest... - David spojrzał wściekle na Anastazję.
- Och, wybaczcie mi złe maniery... - Claire przycisnęła dłonie do

zarumienionych policzków, a potem skierowała je do wnuczka. -
Davidzie, to jest Anastazja Knight, moja przyjaciółka. Opowiadałam
ci o niej, pamiętasz?

- Nie opowiadałaś. Podobnie jak nie wspomniałaś mi o tym

miejscu.

- Na pewno mówiłam ci o Anastazji, nie mam przecież zbyt wielu

przyjaciółek.

- Jedyna przyjaciółka, o której mi opowiadałaś, to jakaś szara

myszka z biblioteki dla dzieci.

- Szara myszka? - Claire zmarszczyła brwi.
- Nie pamiętam, jak dokładnie ją opisałaś - David wzruszył

arogancko ramionami - ale wszystkie bibliotekarki są takie same. W
każdym razie to wspaniale, że znalazłaś jakąś starszą panią, z którą
możesz sobie do woli plotkować... - Zamilkł wreszcie, gdy zdał sobie
sprawę z wiszącego w powietrzu napięcia i wrogości. Może nie był
najbardziej złotoustym facetem w okolicy, a i poczucie taktu nie
należało do jego najsilniejszych stron. Poza tym miał za sobą
okropną podróż z Buffalo. Spróbował odzyskać stracony teren. -
Chciałem powiedzieć, że to wspaniale, iż poznałaś starszą panią,
która... uff, zaprzyjaźniła się z tobą.

Jego łagodna z natury babcia kręciła głową, wyraźnie zirytowana.

background image

Czyżby obraziła się za to, że nazwał bibliotekarkę starszą kobietą? A
jakie określenie byłoby tu politycznie poprawne?

- Dobrze, że znalazłaś kumpelkę w wieku przedemerytalnym - czy

to brzmi lepiej? - spytał z nadzieją w głosie.

Dwie pary oczu przeszywających go iskrzącym wzrokiem

uświadomiły Davidowi, że trafił jak kulą w płot.

- Nigdy nie mówiłam, że moja przyjaciółka jest stara, starsza czy w

wieku przedemerytalnym - oświadczyła stanowczo Claire. - Ani też
nigdy w rozmowie nie pojawiło się słowo „szara myszka".

Davida ogarnęło złe przeczucie.
- Pozwól, że zgadnę...
- To ja jestem tą szarą myszką z biblioteki - Anastazja potwierdziła

jego najgorsze przypuszczenia.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Z całą pewnością nie przypominała żadnej z bibliotekarek, które

widział w swoim życiu David. Choć, prawdę mówiąc, niezbyt często
zaglądał do bibliotek. Nigdy nie miał na to dość czasu ani chęci.

Przez kilka ostatnich lat praca inspektora analizującego przyczyny

pożarów pochłaniała go bez reszty. Badanie kataklizmów, które
często całe rodziny odzierały z ich marzeń, a nawet pozbawiały
życia, należało do takich doświadczeń, które zmieniały w cynika
każdego optymistę czy marzyciela. David zaś nigdy - a przynajmniej
od śmierci rodziców w wypadku samochodowym - optymistą ani
marzycielem nie był.

Marzycielami byli jego rodzice. Ojciec wycofał pieniądze z polisy

ubezpieczeniowej na życie i zainwestował je w piramidę finansową,
nie zostawiając po sobie niczego prócz długów. David zdawał sobie
sprawę, że dziadkowie, wychowując go, borykali się z wieloma
poważnymi kłopotami, a jednak nigdy nie dali mu do zrozumienia,
że jest dla nich ciężarem.

Od dziecka był pracowity i trzeźwo myślący. Wyśmiewał

górnolotne marzenia innych dzieci, które chciały być gwiazdami
koszykówki albo rocka. Kiedyś w szkole, w dniu prezentacji różnych
zawodów, wysłuchał pogadanki dowódcy straży pożarnej i odtąd nie
miał już wątpliwości, kim chciałby zostać. Po college'u rozpoczął
pracę jako strażak, wspinał się po kolejnych szczeblach kariery, aż
przeniesiono do wydziału rozpoznawania przyczyn pożarów.

Z każdym rokiem pracy potęgowała się doza cynizmu w jego

spojrzeniu na świat. Jaki sens mają marzenia, jeśli w każdej chwili
mogą pójść z dymem? Jeśli potrafią człowieka zaślepić, całkowicie
przesłaniając realny świat, tak jak zaślepiły jego ojca, który zostawił
rodzinę z niczym, poza spopielonymi resztkami swoich złudzeń.
Zbyt wiele złych rzeczy przydarzyło się dobrym ludziom na oczach
Davida, żeby potrafił jeszcze w coś wierzyć.

Urlop wziął na żądanie szefa. Miał wykorzystać wszystkie wolne

dni, które uzbierały się przez ostatnie osiem lat, żeby spojrzeć na
sprawy z dystansu.

Problem polegał na tym, że na samą myśl o bezczynności miał

ochotę gryźć ścianę. Nie należał do ludzi, którzy potrafią lenić się

background image

całymi dniami, kontemplując własny pępek i zastanawiając się,
dlaczego Cubsi nigdy nie wygrywają.

Postanowił spędzić trochę czasu z babcią i sprawdzić, czy dobrze

jej się wiedzie na emeryturze. Była jedyną bliską mu osobą, miał
więc wyrzuty sumienia, że ostatnio tak rzadko się z nią widywał, ale
teraz tu był i nie miał zamiaru pozwolić, żeby ktoś wykorzystywał jej
życzliwe do granic naiwności usposobienie. Instynkt mu
podpowiadał, że Anastazja ma fatalny wpływ na jego babcię -
kobietę, która od dziesięcioleci nie zmieniła banku ani fryzjera.
Kupienie walącego się domu i obłędny pomysł otworzenia w nim
lodziarni absolutnie nie były w jej stylu.

Ale coś podobnego na pewno mogło urodzić się w głowie tej

szalonej kobiety, która groziła mu kremem do golenia.

Miał więcej niż przeczucie, że to ona skłoniła babcię do wydania

lekką ręką oszczędności całego życia.

Spojrzał na bibliotekarkę, tym razem jak mężczyzna na kobietę.

Obnosiła się z tą swoją pewnością siebie jak z pucharem
mistrzowskim. Tylko bardzo odważna kobieta mogłaby się ubrać w
ten sposób. Jej żółta sukienka bez rękawów była tak długa, że
opierała się na pomarańczowych trampkach, ale na niej wyglądała
seksownie. Nie wiadomo dlaczego, ta sukienka przywiodła mu na
myśl parne letnie noce, zimną lemoniadę i ukradkowe pocałunki.

Miała długie kasztanowe włosy związane w koński ogon i robiące

niezwykłe wrażenie złote oczy. Była zdecydowanie wysoka, musiała
mieć ponad metr siedemdziesiąt wzrostu, bo czubkiem głowy sięgała
jego brody. Nie, nie miał ochoty sprawdzić tego dokładnie, nic z tych
rzeczy. Była piękna, ale zdecydowanie nie w jego typie. A poza tym
nie ufał jej.

- A więc, Anastazjo... - David starał się mówić jak najmniej

podejrzliwym tonem - ...jeśli dobrze zrozumiałem, przyjechałaś tu z
moją babcią, żeby pomóc jej doprowadzić to miejsce do stanu
używalności.

- Mieszkam tutaj. Oczywiście nie w sklepie, tylko w jednym z

mieszkań na górze.

- Świetnie się składa - zauważył drwiąco. - Śmiem przypuszczać, że

to ty poradziłaś mojej babci kupno tej... - chciał powiedzieć „rudery",

background image

ale na wszelki wypadek zrezygnował z otwartego ataku - ...tego
starego domu.

- Kiedy Anastazja powiedziała, że znalazła wspaniałe miejsce na

moją lodziarnię, wprost nie mogłam w to uwierzyć - odpowiedziała
za Anastazję Claire.

- Nie mam o to do ciebie pretensji - mruknął David, postanawiając

sobie w duchu, że nie uwierzy w ani jedno słowo Anastazji, dopóki
sam wszystkiego nie sprawdzi. Prawdopodobnie ta spryciara
namówiła babcię na kupno domu, w którym sama mieszka, z bardzo
prostego powodu. Wygodnie jest mieć za gospodarza bliską
przyjaciółkę, kogoś, kto nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli
spóźnimy się z uiszczeniem opłaty za czynsz, a nawet wcale go nie
zapłacimy. - Co jeszcze zrobiłaś dla mojej babci, Anastazjo?

- Zawiozłam ją dziś rano do notariusza.
David zaklął pod nosem. A więc umowa została podpisana

zaledwie kilka godzin temu. Niech to szlag! Gdyby z powodu złej
pogody nie odwołano lotu, na który miał zarezerwowany bilet,
zdążyłby odwieść babcię od tego strasznego głupstwa.

- Posłuchaj, babciu, prowadzenie własnego interesu może wydawać

się zabawne, ale w rzeczywistości to ciężka praca, zatrudnianie
pracowników, księgi rachunkowe, podatki i mnóstwo różnych
kłopotów. To naprawdę nie jest rozsądny pomysł.

- Jest bardzo rozsądny. Potrzeba tylko odrobiny wyobraźni, żeby

spojrzeć na to z innej strony.

Te gorące słowa wyrwały się oczywiście nie jego babci, lecz

Anastazji. Złoty snop światła przedzierający się przez okienne
żaluzje tworzył aureolę wokół rozwichrzonych kosmyków jej
włosów. Ale w jej wyglądzie nie było nic anielskiego. Biła z niej
pasja i jakaś dziwna energia. Wyglądała na kobietę, której równie
łatwo udaje się zburzyć spokój ducha mężczyzny, jak wbić do głowy
starszej pani najgłupszy pomysł na świecie.

- Jak poznałaś moją babcię? - zapytał uprzejmie.
- Poznałyśmy się w bibliotece, w której pracuję razem z innymi

szarymi jak myszy starymi bibliotekarkami - dodała jednym tchem.

David skrzywił się. Najwyraźniej nie miała zamiaru mu darować.

Tym lepiej dla niego. Ona też nie wzbudziła w nim szczególnej

background image

sympatii.

- Twoja babcia wybawiła mnie z opresji. Oczywiście doszedł do

wniosku, że babcia pożyczyła jej pieniądze. Może nie wiedział zbyt
wiele o bibliotekarkach, ale słyszał przecież, że kiepsko im płacą.

- Proszę cię, moja droga, nie opowiadaj mu tej historii -

zaprotestowała Claire.

Strzał w dziesiątkę, pomyślał David. Zależy im, żeby o czymś nie

wiedział, jest więc coś, czego dowiedzieć się musi.

- Dlaczego nie, babciu? Z przyjemnością posłucham, jak wybawiłaś

ją z opresji.

- Dobrze, ale to trochę krępujące. - Claire nerwowo zachichotała. -

Widzisz, bibliotekarki cienko przędą, zwłaszcza po ostatnich
cięciach w budżecie. Anastazja często żartuje, że zostać
bibliotekarką, to jakby złożyć śluby ubóstwa.

Chyba że znajdzie się bogatą starą przyjaciółkę i namówi ją

podstępnie na kupno walącego się domu, w którym wynajmuje się
mieszkanie, pomyślał cynicznie David. Niewykluczone, że ta
oszustka była w zmowie z poprzednimi właścicielami. I na pewno
trzyma w zanadrzu kilka następnych pomysłów na wyprowadzenie w
pole jego babci.

- No więc zgłosiłam się jako wolontariuszka do opowiadania

dzieciom bajek - ciągnęła Claire. - Wtedy właśnie spotkałyśmy się
po raz pierwszy.

- A w jaki sposób wybawiło cię to z opresji? - David zwrócił się do

Anastazji.

- Podejrzewam, że nigdy nie próbowałeś czytać bajek grupie

dwudziestu pięciu przedszkolaków.

Na samą myśl o tym Davida przeszył dreszcz. Nie miał żadnego

doświadczenia w obcowaniu z małymi dziećmi. Owszem, pracował
ze starszymi, dostatecznie dużymi, żeby grać w małej lidze
baseballu, którą pomagał prowadzić.

- Miałam w grupie dwie pary wyjątkowo nieznośnych bliźniaków -

opowiadała Anastazja z uśmiechem, który zdradzał i wesołość, i
trwogę. - Zachowywali się jak małe dzikusy, a ja bez dziesięciu par
dodatkowych rąk nie miałam szansy panować nad sytuacją. Przedtem
miałam asystentkę do pomocy, ale kiedy odeszła, nie przyjęli nikogo

background image

na jej miejsce. Nazywa się to redukcją etatów - albo strategią na
wyczerpanie przeciwnika. Ja to nazywam krótkowzroczną,
piramidalną głupotą, ale dajmy temu spokój. Lepiej, żebym nie
zaczęła rozprawiać o polityce podatkowej.

- Słusznie. - David wątpił, żeby mogli mieć podobne poglądy na

temat odpowiedzialności finansowej.

- W każdym razie twoja babcia, anioł nie człowiek, powstrzymała

tego małego potwora Terry'ego, jednego z bliźniaków, przed
obcięciem mi włosów. Do dzisiaj nie wiem, jak on znalazł te nożyce.
Claire ma genialne podejście do dzieci. I opowiada im najpiękniejsze
bajki.

- Nie umywają się nawet do bajek Anastazji. - Claire uśmiechnęła

się promiennie. - Czy wiesz, że ona je sama wymyśla?

Jasne, nie tylko bajki dla dzieci, pomyślał David.
- O trójce dobrych wróżek. Niektóre nawet ilustruje. Radziłam jej,

żeby zgłosiła się z nimi do jakiegoś wydawcy, bo według mnie są tak
dobre, że nadają się do publikacji.

- Naprawdę chcesz zostać pisarką, Anastazjo?
- Nie. Tak naprawdę chciałabym być na tyle bogata, żeby móc

sobie pozwolić na bycie pisarką - odpowiedziała z impertynenckim
uśmiechem.

Pewnie, że byś chciała. David już miał powiedzieć Anastazji, że ma

szansę wzbogacić się kosztem jego babci, gdy Claire chwyciła go za
rękę i zaciągnęła na drugą stronę sklepu.

- Davidzie, spójrz tylko na tę marmurową ladę... - przeciągnęła po

niej dłonią - i na te kafelki na podłodze, z wzorem płatków śniegu.
Czyż nie są piękne? To miejsce można naprawdę wspaniale urządzić.
Najpierw usuniemy te dziwaczne ścianki działowe, żeby było więcej
przestrzeni. Z tyłu chciałabym urządzić kuchnię.

- Kuchnię? Po co ci kuchnia?
- Żeby robić w niej lody.
- Robić? Myślałem, że chcesz je sprzedawać.
- Przecież ci mówiłam, że moje lody będą domowej roboty. Pracuję

właśnie nad kilkoma specjalnymi przepisami. W rzeczach twojego
dziadka znalazłam starą książkę o prowadzeniu sklepu z wodą
sodową, lemoniadą i lodami. Jest w niej kilka klasycznych receptur.

background image

- Najbardziej mi smakowały „Nastrojone Delicje" - wtrąciła się

Anastazja. - Lody w kształcie staromodnego radia. „Deser Trzeciego
Stopnia" też jest ciekawy, ale bardziej wodnisty.

David najchętniej urządziłby jej przesłuchanie trzeciego stopnia

1

,

żeby dowiedzieć się, w jaki sposób udało jej się tak skutecznie
wkraść w łaski jego babci. Zadała sobie trud, żeby przeczytać
podręcznik zawodowy jego dziadka! A on nie miał nawet pojęcia, że
taka książka jest w domu. Zdawał sobie co prawda sprawę, że babci
bardzo brakuje męża, ale nigdy by się nie spodziewał, że samotność
przywiedzie ją do popełnienia tak rozpaczliwych głupstw.

- Dlaczego nie porozmawiałaś ze mną o tym domu? - zapytał po raz

kolejny. - Czy nie mogłaś trochę poczekać?

- Tłumaczyłam ci... - Claire poklepała go po dłoni. - Nie chciałam

zawracać ci głowy, wiedziałam, że jesteś bardzo zajęty. Jak się udała
konferencja?

- Konferencja jak konferencja, a ja nigdy nie jestem aż tak zajęty,

żeby nie porozmawiać o czymś bardzo ważnym.

- David bada przyczyny pożarów.
- Wiem, już mi to mówiłaś. - W przeciwieństwie do Davida,

Anastazja uważnie słuchała Claire, co wypomniała mu znaczącym
spojrzeniem.

- Już samo kupno nieruchomości - David nie zamierzał odchodzić

od tematu - wiąże się z wielkim ryzykiem, nie mówiąc o
prowadzeniu interesu. Czy wiesz, ile firm upada w pierwszym roku
działalności? Większość. I dlaczego akurat cukierenka z lodami?

- Dlatego, że w takiej cukierence poznałam twojego dziadka. Nie

masz pojęcia... - rysy Claire złagodniały - z jaką gracją potrafił
wrzucić przez ramię kulkę lodów do miseczki, która stała na ladzie.
Miał wspaniałe ruchy.

David spoglądał przez ramię na ruchy Anastazji, która szła w ich

kierunku, łagodnie kołysząc biodrami.

- Każdy ma prawo do marzeń - powiedziała zaczepnie.
- Czyżby? A co myślisz o odpowiedzialności, bezpieczeństwie

finansowym?

1

third degree - wymuszenie zeznań za pomocą tortur (przyp. tłum.)

background image

- Twoja babcia opracowała szczegółowy plan przedsięwzięcia,

obliczyła, ile kapitału musi w nie zainwestować i tak dalej. Jest
inteligentną kobietą. Czy nie rozumiesz, że robi coś, co ją
uszczęśliwia? Coś, co ma dla niej głębokie osobiste znaczenie, bo
przywołuje wspomnienie młodości, pierwszych dni spędzonych z
dziadkiem? To jest właśnie marzenie Claire.

Davida boleśnie ukłuły słowa Anastazji, bo wynikało z nich, że zna

jego babcię lepiej niż on.

- Ciekawe, jak wyglądałby ten świat, gdyby wszyscy gonili za

każdym szalonym marzeniem.

- Lepiej - odpowiedziała cierpko. - Pomyśl o tym, a ja skoczę na

górę i przebiorę się w jakieś robocze ciuchy.

* * *

- No cóż, poszło zupełnie dobrze - stwierdziła Hattie, unosząc się w

powietrzu. W całym pomieszczeniu nie było ani jednego czystego
miejsca, na którym mogłaby przysiąść w swojej wytwornej sukni.

- Dobrze? - Muriel, siedząca na zakurzonej marmurowej ladzie,

wepchnęła z pasją obie ręce do głębokich kieszeni kamizelki. -
Dobrze, bo nie polała się krew?

- Ty zawsze musisz się czepiać. Nudziara!
- I kto to mówi? Największa pleciuga w rodzinie.
- Dziewczyny! - Betty spojrzała na siostry wymownym wzrokiem.

Przechadzała się po ladzie w luźnym podkoszulku z napisem
„Wrzeszczę, bo mam powód", co oznaczało, że nie jest w nastroju do
wysłuchiwania bzdur. - Zdaje się, że mamy problem z Davidem. On
nie wierzy w marzenia, a poza tym jest przekonany, ze Anastazja
czyha na pieniądze jego babci.

- Wątpię, żeby wierzył w istnienie dobrych wróżek - wtrąciła

Muriel.

- To dopiero początek. Wpadłyśmy tu, by zobaczyć ich pierwsze

spotkanie i upewnić się, czy Claire jest skłonna zagrać rolę swatki.
Uważam, że nie ma powodu do obaw, wszystko ułoży się jak trzeba.

- Jesteś pewna, że zwerbowanie Claire do pomocy jest dobrym

pomysłem? - spytała niepewnie Hattie.

- A czym to może grozić? - Betty wzruszyła ramionami.
- Tylko zachwianiem ogólnej równowagi w kosmosie -

background image

odpowiedziała ponuro Muriel.

* * *

- Musisz być dzielna. Musisz zebrać się na odwagę - przemawiała

Anastazja do skulonej pod fotelem himalajskiej kotki. - Pamiętaj,
kim jesteś. To małe zwierzątko jest słabsze od ciebie. Dziś rano
włożyłam kawałek sera do humanitarnej pułapki, takiej, która nie
zrobi myszy krzywdy. Nie bój się, jestem pewna, że zaraz złapie
przynętę i przestanie cię dręczyć. Uspokój się, Xeno, ona tylko biega
sobie w kółko, żeby ci dokuczyć. Naprawdę nie powinnaś pozwalać
tak się traktować.

Anastazja liczyła na to, że nadając kotce imię wojowniczej

księżniczki, pomoże jej przezwyciężyć słabości charakteru, ale jak
dotychczas bez powodzenia. Właścicielką tego zwierzęcia stała się z
konieczności. Dał go jej - a właściwie podrzucił - Trevor, jeden z jej
byłych chłopaków, mówiąc, że nie ma czasu na zajmowanie się
neurotycznymi kotkami. Dwa dni później Anastazja rzuciła Trevora,
ale zatrzymała Xenę.

- Ta mysz nie ma prawa cię gnębić - tłumaczyła cierpliwie. -

Musisz w siebie uwierzyć, nie możesz przed nią uciekać.

To samo mogłaby powiedzieć o Davidzie. Ten twardogłowy

pracoholik nie miał prawa zastraszać Claire, pozbawiać jej marzeń.
Sam sobie był winien, że babcia nie wciągnęła go w swoje plany. Na
pewno zdawała sobie podświadomie sprawę, że starałby się ją
zniechęcić. Ta podejrzliwość w oczach.... Swoją drogą
niewiarygodnych, w kolorze czystego intensywnego błękitu. Szkoda,
że marnują się u tak zatwardziałego frajera.

Skąd więc u niej ta nagła iskierka zainteresowania?
- Może to apetyt seksualny, a nie zainteresowanie - mruknęła,

zrzucając buty w drodze do sypialni. Potem ściągnęła przez głowę
sukienkę, włożyła pomarańczową bluzkę bez rękawów i białe
ogrodniczki. Lubiła kolorowe stroje. Lubiła też kolorowe otoczenie,
dlatego w pokoju nie było niczego neutralnego, szarego ani białego.
Ściany były żółte, a ręcznie tkany indiański dywan niebieski, ze
złotymi gwiazdami i księżycami. Równie wyraźny akcent
kolorystyczny stanowiła witrażowa lampa na komódce oraz
reprodukcja Van Gogha nad łóżkiem.

background image

Kiedy nałożyła na ramiona szelki spodni, do jej myśli powrócił

David. Wyraźnie mu się nie spodobała i od pierwszej chwili był
podejrzliwy. Ten typ już taki jest. Po prostu nie potrafi uwierzyć w
bezinteresowną życzliwość. Gdyby na przykład jadący przed nim
kierowca zapłacił za niego wjazd na autostradę, na wszelki wypadek
pojechałby za nim, żeby zdemaskować ukryte motywy takiego gestu.

Co spowodowało, że jest w nim tyle nieufności? Praca polegająca

na tropieniu podpalaczy? Czy może wczesna utrata rodziców?

Dlaczego ją to obchodzi?
Przez te jego przeklęte błękitne oczy. Gdyby choć nie szła z nimi w

parze ta uroda śniadego Irlandczyka. Zawsze lgnęła do takich
mężczyzn.

Ale prawie wszyscy faceci w jej życiu byli na luzie. Mieli wielkie

marzenia i nie dzielili włosa na czworo, zastanawiając się, czy
kiedykolwiek się spełnią. Zgoda, byli przez to trochę niedojrzali i
nieodpowiedzialni, ale na tym, między innymi, polegał ich urok. Na
początku.

Dorastanie z dwoma despotycznymi braćmi skutecznie ją

zniechęciło do władczych, trzeźwo myślących typów. Takich jak
David.

Może nie będzie się tu za często kręcił. Może właśnie w tej chwili

Claire przemawia mu do rozsądku.

* * *

- Tak się cieszę, że pomożesz mi w tym remoncie! - Claire

promieniała ze szczęścia. - Nie mam pojęcia, czym się różnią ściany
nośne od innych, sama niewiele bym tu zdziałała. Jesteś taki mądry,
mój drogi. No, ale w końcu przepracowałeś na budowach niejedne
wakacje.

- Dawne czasy, babciu - przypomniał jej David.
- Ale z tym jest na pewno jak z jazdą na rowerze, tego się nie

zapomina. A teraz jesteś na urlopie, prawda? Jeśli dobrze pamiętam,
sześciotygodniowym?

David skinął głową.
- Świetnie się składa. Przez te sześć tygodni możemy wiele

zdziałać.

Wystarczy, pomyślał, żeby się dowiedzieć, o co naprawdę chodzi

background image

Anastazji.

- A co z twoim mieszkaniem? Mówiłeś, że niedługo będziesz

musiał się przeprowadzić. Znalazłeś już coś? Jeśli nie, mieszkanie na
drugim piętrze jest puste, możesz z niego korzystać tak długo, jak
zechcesz.

- Kto wie?
- Och, byłoby wspaniale! Nie bałabym się zostawić sklepu na noc,

bo przecież wszystkiego byś dopilnował.

- No tak, krem do golenia nie jest najskuteczniejszą bronią

przeciwko włamywaczom.

- Och, przestań dokuczać Anastazji. Ona po prostu stara mi się

pomóc.

- Dobrze wiem, co stara się zrobić.
Wiedział też, co on musi zrobić, żeby pokrzyżować jej plany.

Wprowadzić się tutaj i zadbać o interesy babci.

* * *

- Nie ma go? - spytała Anastazja, zastawszy Claire samą w sklepie.
- Na razie. Przepraszam cię za Davida, za tę szarą myszkę.
- Daj spokój, pamiętam gorsze przezwiska. A twój wnuczek

przekona się wkrótce, jak bardzo się pomylił. Co do wielu rzeczy.

- Kocham go nad życie, ale czasami jest taki...
- Despotyczny, twardogłowy, niemożliwy?
- Chciałam powiedzieć: strasznie poważny.
- To też miałam na końcu języka. - Anastazja uśmiechnęła się.
- On potrzebuje kogoś, kto by go trochę rozluźnił, pomógł

zrozumieć, że ludzie mają prawo do marzeń. Nawet znam kobietę,
która świetnie by się do tego nadawała. - Claire spojrzała na
Anastazję pełnym nadziei wzrokiem.

- Ja? O, nie, mylisz się...
- Na pewno potrafiłabyś go nauczyć marzyć... i czerpać z życia

trochę radości. Nigdy nie spotkałam nikogo, kto cieszyłby się życiem
tak jak ty.

- A wiesz, dlaczego nie straciłam jeszcze tego daru? Bo unikam jak

ognia takich ponurych facetów jak David, którzy odbierają życiu całą
radość. - Na widok przygnębionej miny Claire natychmiast się
zreflektowała. - Przepraszam, wiem, że jest twoim wnukiem i że

background image

bardzo go kochasz, ale...

- Pewnie masz rację, moja droga. Zresztą wątpię, żeby

komukolwiek, nawet tobie, udało się zmienić Davida. Jesteś zdolna,
ale nie aż tak.

- Chwileczkę. - Anastazji nie spodobały się te słowa. - Z całą

pewnością jestem wystarczająco zdolna. Mogłabym go trochę
natchnąć i...

- Stałby się trochę znośniejszy - Claire przerwała jej w pół zdania. -

Nie chcesz chyba, żeby przygadywał nam bez przerwy, kiedy będzie
pomagał urządzić to miejsce. Czy nie byłoby łatwiej, gdybyś
spróbowała go przekonać do naszego sposobu myślenia?

- Zaraz, zaraz, o co chodzi z tą jego pomocą?
- David zgodził się wykonać kilka prac remontowych, żeby

ograniczyć moje wydatki. I wprowadza się do wolnego mieszkania
na drugim piętrze.

- A więc będzie się tu plątał przez jakiś czas... W takim razie w

naszym własnym interesie musimy go nawrócić na nasz sposób
myślenia. Poza tym, to niezupełnie jest tak, że nie miałam żadnego
doświadczenia z podobnymi typami. Mój brat Jason był butnym
ważniakiem. Znaczną część tej buty zdążyłam mu wybić z głowy.
Ale twój wnuk jest o wiele... - Nie potrafiła znaleźć właściwego
określenia. Twardszy? Mniej ogładzony? Jason jest bardzo
przystojny. Dostał nawet tytuł Najbardziej Seksownego Kawalera
Chicago. Ale David jest więcej niż przystojny. Bije z niego surowa,
dzika męskość, tak jak z rozpalonego pieca bije żar.

- Jest o wiele co, moja droga?
- Jest o wiele trudniejszy - znalazła słowo zastępcze. - Ale mnie

pociągają trudne zadania. Powiedz mi, co David robi dla
przyjemności, kiedy chce się rozerwać?

- Pracuje.
- Tego się właśnie obawiałam - westchnęła Anastazja. - No więc

dobrze, umowa stoi. Postaram się przerobić Davida po twojej myśli.

* * *

Łubudu! Przeraźliwy łomot wyrwał Anastazję z głębokiego snu.

Usiadła na łóżku i zamglonym wzrokiem spojrzała na budzik. Była
druga nad ranem, a hałas zdawał się dochodzić tuż zza jej drzwi.

background image

Doszła do wniosku, że z dwojga złego lepiej bać się hałasu

wiadomego pochodzenia, wyśliznęła się więc z łóżka, podeszła na
palcach do drzwi wejściowych i zerknęła przez wizjer.

Zobaczyła tylną część dżinsowych spodni - na bez wątpienia

męskich pośladkach. Wyjątkowo zgrabnych.

Po chwili jej oczom ukazała się reszta mężczyzny, kiedy

wyprostował się i rzucił przez ramię spojrzenie na jej drzwi. To był
David.

Od dwóch dni zastanawiała się, kiedy wreszcie zacznie znosić

swoje graty. Podejrzewała nawet, że wycofał się z umowy z babcią,
ale oto zjawił się: z wielkim hukiem i wiązanką pomysłowych
przekleństw na ustach.

Nie mogąc zaprzepaścić takiej okazji, otworzyła drzwi, gestem

filmowej amantki oparła dłoń o biodro i powiedziała przeciągle:

- Witamy w sąsiedztwie, ważniaku.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

David zaklął i upuścił pudło ze sprzętem gimnastycznym, o mało

nie przygniatając sobie nim stopy.

- Co jest, bawisz się w komitet powitalny? - warknął wściekle.
- Na to wygląda - odpowiedziała bez cienia skruchy. - A tobie co

odbiło, żeby zakradać się do domu w środku nocy?

- Wcale się nie zakradam.
- Nie? - Uniosła z niedowierzaniem brwi. - W takim razie

przyjmuję sprzeciw.

Anastazja stała w progu w prostej białej koszuli, która zakrywała ją

od szyi po same kostki. Ale padające z tyłu światło przenikało
kusząco cienką bawełnę, odsłaniając zarys jej figury. David nie
należał do tych, którzy zaglądają darowanemu koniowi w zęby, stał
więc w milczeniu i rozkoszował się widokiem.

- Chyba zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? - zapytała

sennym, lekko ochrypłym głosem. Chwilę później usunęła się z
kręgu niedyskretnego światła, podeszła bliżej, żeby zerknąć do
otwartego pudła. - Hantle... - mruknęła. - Jakżeby inaczej.

- Co ma znaczyć ta dowcipna uwaga?
- Nic. Długo jeszcze będziesz tłukł się po tym korytarzu? Pytam, bo

muszę wstać o siódmej.

Był podniecony jak diabli i wcale go ta zdradziecka reakcja

własnego ciała nie ucieszyła. Sprowadził się tutaj, żeby patrzeć
Anastazji na ręce i chronić przed nią babcię, a nie gapić się na nią jak
nastolatek. Swoją drogą, ona też zerkała na niego ukradkiem. Te jej
bystre złote oczy prześlizgiwały się po nim jak ciepły miód.

- Już prawie skończyłem - odpowiedział chropawym głosem,

schylając się po pudło.

- Co za ulga. Baw się więc dobrze. - Machnęła ręką na pożegnanie,

ale na moment zatrzymała się w progu i pobłażliwie uśmiechnęła. -
Jeśli będziesz potrzebował pomocy, po prostu zagwiżdż. Potrafisz
gwizdać, prawda? Trzeba ściągnąć wargi i dmuchnąć.

Kiedy patrzył, jak Anastazja kołysze biodrami, wycofując się do

mieszkania, wargi miał już tak spierzchnięte, że cholernie trudno
byłoby mu przyzwoicie zagwizdać. Jednak spoglądając na to z
jaśniejszej strony, przynajmniej nie dostał ślinotoku.

background image

Następnego dnia w pracy od rozmyślania o Davidzie uchroniła

Anastazję niezliczona ilość spraw, które musiała załatwić. Najpierw
oprowadzała po bibliotece grupę dzieci z ośrodka opieki dziennej,
potem miała trzygodzinny dyżur w punkcie informacji, a pod koniec
dnia zebranie personelu.

Przerwę na lunch spędziła w świetlicy dla pracowników. Zdążyła

zjeść połowę sałatki, kiedy ktoś zawołał ją do telefonu. Podniosła
słuchawkę i z radością usłyszała głos mamy.

- Przepraszam, że przeszkadzam ci w pracy, kochanie, ale twój

telefon w domu od rana jest bez przerwy zajęty.

- Xena musiała strącić słuchawkę w łazience. Myślałam nawet o

tym, żeby kupić aparat do powieszenia na ścianie.

- Skoro już o tym mówimy, może postarałabyś się o lepszego kota.

Takiego, który zarobi na swoje utrzymanie polowaniem na myszy.

- Mamo, ale ja nie chcę, żeby Xena żywiła się myszami. Nie

zamierzam mieć na sumieniu ani jednej martwej myszki.

- Przecież ojciec mógłby do ciebie wpaść i...
- Nie, dziękuję, panuję nad sytuacją - przerwała szybko, doskonale

wiedząc, co zrobiłby jej ojciec. Zawsze miał skłonność do przesady i
pewnie zdemolowałby jej mieszkanie, byle tylko złapać tę mysz.
Kiedyś uparł się, że zmieni żarówkę w kuchni, i skończyło się
przepaleniem korków w całym budynku.

- Dobrze więc, dzwonię, żeby zaprosić cię na kolację w tę sobotę.

Przyjechał syn pani Sanduski i pomyślałam, że powinnaś go poznać.

- Mamo, znowu chcesz mnie w coś wpakować? Pamiętasz, co stało

się ostatnim razem?

- Skąd mogłam wiedzieć, że Denton tak się upije na weselu Jasona?

Sprawiał wrażenie miłego młodego człowieka. Od trzech lat zajmuje
się naszymi podatkami.

- Nie mówmy o tym - powiedziała stanowczym tonem Anastazja.

Tylko tak mogła sobie poradzić ze swatającą ją mamą. Czasami
odnosiła wrażenie, że jest otoczona przez samych swatów i swatki. -
Wszystkie terminy towarzyskie mam już zajęte.

- Och? Poznałaś kogoś? - Pani Knight zadała to pytanie z nie tajoną

nadzieją w głosie.

- Przez kilka najbliższych tygodni będę bardzo zajęta, bo pomagam

background image

Claire urządzić cukierenkę.

- Dlaczego nie wynajęła fachowca?
- Zrobiła to, poza tym pomaga jej wnuk...
- Ile ma lat?
- Trzydzieści parę.
- Naprawdę? I jest kawalerem?
- Wolałabym, żebyś zostawiła moje życie miłosne w spokoju.
- Kochanie, ja po prostu nie chcę, żebyś była sama.
- Mówisz jak Claire.
- Próbuje cię swatać z wnukiem?
- Nie.
A może jednak? Przecież to Claire ją prosiła, żeby pomogła

Davidowi rozluźnić się, żeby nauczyła go cieszyć się życiem.
Zaproponowała Davidowi mieszkanie na drugim piętrze, namówiła,
żeby zajął się remontem... Wprowadził się dopiero wczoraj, a już w
całym domu czuje się jego obecność.

- Słuchaj, mamo, muszę wracać do pracy. Uściskaj ode mnie tatę,

dobrze? I pamiętaj, koniec tego swatania!

* * *

- Hattie, czy ty wpłynęłaś jakoś na mamę Anastazji? Zachęcałaś ją

do wtrącania się w miłosne życie córki? - spytała Betty, mierząc
siostrę pełnym nagany wzrokiem i nie zwracając najmniejszej uwagi
na kręcące się po bibliotece dzieci.

Hattie, która siedziała obok na półce, zaczęła dłubać nerwowo przy

swoim misternie ozdobionym słomianym kapeluszu.

- Nie, naprawdę nie. No, może trochę. Ale do niczego nie

namawiałam Dentona. Nie mam nic wspólnego z jego zachowaniem
na weselu. To był jego własny pomysł. Zresztą okropny.

- Bredzi - stwierdziła Muriel. - Najlepszy dowód, że narozrabiała.
- Tylko trochę - broniła się Hattie. - Przecież to ty, Betty,

powiedziałaś, że potrzebujemy pomocy ludzi. Pomyślałam sobie, że
jeśli babcia się nadaje, to mama będzie jeszcze lepsza.

- Błąd - powiedziała krótko Betty. - Anastazja zaprze się obiema

nogami, jeśli będzie miała na karku dwie kobiety poganiające ją do
małżeństwa.

- Nawet nie użyłam do tego za wiele magii. Pani Knight chce, żeby

background image

jej córka wyszła za mąż. Nie musiałam jej specjalnie przekonywać.
A pamiętacie, jak źle znosiła randki Anastazji w szkole średniej?
Wypytywała ją na wszystkie sposoby, zamęczała...

- Przy niej hiszpańska inkwizycja wydawała się fraszką -

potwierdziła Betty.

- Więc naprawdę niewiele tu mogłam narozrabiać. Może nawet

moja magiczna różdżka nie miała na to wpływu. Wiecie przecież, że
takie rzeczy się zdarzają.

- Już dobrze, tylko nie rób tego więcej - przykazała jej Betty. - Nie

próbuj działać na własną rękę i niczego sama nie wymyślaj. Po
prostu trzymaj się planu gry, a swoje ciągoty twórcze ogranicz do
własnych kapeluszy.

- Ludzie wszystko komplikują - dodała Muriel.
- A my sobie poradzimy bez ich pomocy - zgodziła się Hattie.

* * *

Wróciwszy z biblioteki, Anastazja zauważyła przez szybę wystawy

sklepowej, że Claire przegląda katalogi tapet ściennych. Zamiast
wejść na klatkę schodową prowadzącą do jej mieszkania, zatrzymała
się i zastukała w okno.

- Właśnie ciebie potrzebowałam! - krzyknęła na powitanie Claire i

pociągnęła Anastazję do karcianego stolika ustawionego na środku
pomieszczenia.

- O co chodzi?
- O tapety.
- Gdzie jest David? - Rozejrzała się wkoło. Jedynym śladem jego

obecności był oparty na dwóch kozłach wielki arkusz sklejki, a na
nim mnóstwo narzędzi.

- Zdziera starą tapetę na zapleczu.
- Naprawdę? Więc w czym mogę ci pomóc?
- W wyborze tapety. Nie mogę się zdecydować między tą... -

pokazała jej próbkę w różowo-białe paski - ...a tą. - Wyjęła następną,
której deseń tworzyły rożki z lodami.

- Jeśli chodzi o tapetę w różowe paski, to nie potrafię być

obiektywna, od czasu kiedy piłam czekoladę z mlekiem, pomagając
tacie tapetować moją sypialnię. Miałam wtedy dziesięć lat.

- Nie rozumiem, jaki to ma związek....

background image

- Mój brat Ryan opowiedział mi fantastyczny dowcip, a ja

parsknęłam śmiechem i wyplułam napój prosto na nową tapetę.
Widok był straszny. Od tamtej pory nie przepadam za różowymi
ścianami ani za mlekiem z czekoladą. Poza tym nie piję niczego,
kiedy Ryan jest w zasięgu mojego wzroku.

- To ten, który pracuje w Urzędzie Szeryfa Federalnego?
- Tak. Po kilkuletnim pobycie w Oregonie przenieśli go z

powrotem do Chicago. Jak to on, musiał nas czymś zaskoczyć i
wrócił jako żonaty mężczyzna. Swoją drogą, zawsze lubiłam
Courtney.

- Czyli małżeństwo jest dobrą rzeczą dla twoich braci, ale nie dla

ciebie?

- Moim braciom potrzebne są bystre kobiety, które potrafią

utrzymać ich w karbach - powiedziała wyniośle. - A ja nie potrzebuję
nikogo, kto by mnie trzymał w karbach, dziękuję bardzo.

- A ty nie chciałabyś trzymać w karbach jakiegoś mężczyzny?
- Mówiłam ci, że unikam jak zarazy sztywnych ważniaków. Faceci,

z którymi się zadaję, są na tyle wyluzowani, że nie potrzebują
nikogo, kto by ich ustawiał. Ale dość o mnie. Co z nazwą dla twojej
lodziarni? Masz jakieś nowe pomysły?

- Zastanówmy się. - Claire sięgnęła po listę, którą zawsze miała pod

ręką. - Na razie mamy „Czarodziejski Rożek" i „Ogród Smaków",
ale to brzmi jakoś pretensjonalnie.

- Musimy jeszcze pomyśleć. Posłuchaj, idziemy dzisiaj na tę

aukcję?

- Jasne.
- Jaką aukcję? - David wyłonił się z zaplecza, wycierając dłonie w

ścierkę. Miał na sobie zakurzone dżinsy i biały podkoszulek.

Dlaczego nawet lśniący pot dobrze na nim wygląda? Anastazja

starała się zachować zimną krew.

- Wybieramy się z twoją babcią na aukcję antyków, żeby kupić

jakieś meble do cukierenki.

- Na pewno nie beze mnie - oświadczył David.
- Cieszę się - odpowiedziała z uśmiechem. I naprawdę się

ucieszyła.

Niestety, poszedł z nimi jak owca na rzeź, bezwolnie wlokąc się u

background image

ich boku. Zmienił robocze ubranie na czarne spodnie i niebieską
koszulę. Do diabła, nałożył nawet krawat, no i siedział teraz jak
manekin na składanym krześle obok babci i Anastazji, pośród tłumu
artystycznej gawiedzi, gapiącej się nie wiadomo na co. I pomyśleć,
że stracił przez to mecz Cubsów.

- Jak długo to jeszcze potrwa? - szepnął Anastazji prosto do ucha,

wdychając cytrusowy zapach jej perfum.

- Aż skończy się aukcja.
- A kiedy to będzie?
- Jeżeli ci się nudzi, to bardzo proszę, możesz złapać taksówkę i

wracać do domu.

- I zostawić cię samą z babcią? - Rzucił jej kpiące spojrzenie. - Ani

mi się śni.

- Pewnie, że nie. Ty przecież nie wierzysz w sny ani w marzenia,

prawda? Ciekawe dlaczego.

- Bo jestem praktyczny. I powiem ci, że żaden praktyczny człowiek

nie zapłaciłby takich pieniędzy za graty, które można kupić na
garażowej wyprzedaży.

- To nie są graty, tylko dzieła sztuki z najlepszych kolekcji.
- Jasne. Te zapleśniałe kanapy, stoły i lampy to dzieła sztuki? -

Wskazał palcem monstrualny stół z rzeźbionymi nogami w kształcie
smoków.

- Z całą pewnością.
- A te rupiecie za szkłem?
- To jest wystawa porcelany i biżuterii, a nie rupiecie.
- Moim zdaniem, przynajmniej co minutę musi rodzić się głupiec.
- Najwidoczniej - odparowała słodkim głosem. - Właśnie siedzę

obok kogoś takiego.

- Moja babcia nie jest głupcem.
- Oczywiście, że nie. Ale jej wnuk owszem, przynajmniej wszystko

na to wskazuje. Może gdybyś siedział tu z otwartą głową, to udałoby
ci się czegoś nauczyć. Kto wie, może nawet dobrze byś się bawił.

- Bawię się zupełnie dobrze - mruknął.
Nie skłamał. Bawił go wściekły błysk w oczach Anastazji. W ogóle

z przyjemnością na nią patrzył, i na tym koniec. Reszta tego cyrku
nie bardzo go interesowała.

background image

Prowadzący aukcję przeszedł do następnej licytacji, a mówił tak

szybko, jakby był pod wpływem o wiele za dużej dawki kofeiny.

- Dwa tysiące, dwa sto, dwa dwieście po raz pierwszy. Kto da dwa

pięćset? - Wszystko to w niecałe pięć sekund. Człowiekowi
zdrowemu na umyśle nie wytrzymałyby płuca. Rozległo się głośne
uderzenie młotka i jakieś następne bezwartościowe starocie
powędrowało na biurko licytującego. Wszystko zaczęło się od nowa.

David skrzyżował ręce na piersiach i odchylił się do tyłu, z

półprzymkniętymi oczami, jak zwykł to robić na zebraniach
służbowych. Niewiele spał ostatniej nocy. Nie mógł się uwolnić od
widoku Anastazji w podświetlonej od tyłu nocnej koszuli. Ten obraz
wciąż tkwił w jego pamięci. Teraz też go widział. Zmarszczył brwi i
podniósł rękę, żeby podrapać się po nosie.

Usłyszał huknięcie młotka.
- Sprzedano za osiemdziesiąt dolarów panu w krawacie.
- Gratuluję - powiedziała Anastazja z uśmiechem, który nie

wzbudził w nim zaufania. - Przebiłeś resztę chętnych.

- O czym ty mówisz? Podrapałem się tylko po nosie.
- To niebezpieczne w czasie aukcji.
- Wiesz przynajmniej, co kupiłem?
- Erotyczną netsuke.
Zakrztusił się. Anastazja uderzyła go w plecy z przesadną

gorliwością.

Odchylając się do tyłu, David spiorunował ją wzrokiem. Nie bardzo

wiedział, co to takiego netsuke, ale z definicją erotyzmu nie miał
najmniejszych kłopotów.

- To przez ciebie wylicytowałem jakiś nieprzyzwoity gadżet.

Netsuke! Może mi powiesz, co to jest?

- Mała orientalna rzeźba. Bardzo poszukiwana przez ko-

lekcjonerów. Masz niezłe oko jak na kogoś, kto uważa dzieła sztuki
za rupiecie - nie powstrzymała się od złośliwości.

David nie wyglądał na rozbawionego. Gdyby nie obawiał się, że

Anastazja namówi babcię do kupna jakiegoś obrzydlistwa, w ogóle
by tu nie przyszedł. Ale babcia wylicytowała tylko stolik z kutego
żelaza z parą krzeseł, co prowadzący aukcję opisał jako oryginalne
wyposażenie bistra. Za to on kupił coś idiotycznego.

background image

- Czy zacząłeś się już dobrze bawić? - spytała Anastazja,

trzepocząc niewinnie rzęsami.

- Nie.
- Więc pojedź ze mną w sobotę na piknik.
- Po co? - zapytał nieufnie.
- Żebym mogła włożyć ci parę cementowych butów i wrzucić cię

do rzeki - odpowiedziała zaciągającym akcentem gangstera z lat
dwudziestych, a potem wybuchnęła śmiechem. - Jezu, co za
podejrzliwość. W mojej propozycji nie ma żadnego ryzyka. Ani
żadnych warunków. Chodzi o zwykłą zabawę.

- Fantastycznie. A więc sobota. Piknik. - Na ostatnim był ze

dwadzieścia lat temu, ale to przecież nic nadzwyczajnego. Bierze się
kilka hamburgerów i zjada je przy składanym stoliku. Do diabła,
jego zwykły lunch w pracy też można by nazwać piknikiem... wtedy,
gdy wcina hamburgera na dworze... wśród zgliszcz wypalonych
budynków.

Ale pojedzie na ten piknik. Będzie miał okazję odkryć, o co

naprawdę chodzi tej nieznośnej kobiecie.

- Fajnie. - Uśmiechnęła się pogodnie. - Wszystko przygotuję.

Spotkajmy się u mnie o szóstej.

- Zgoda. - Nie śmiał skinąć głową z obawy, że stanie się w ten

sposób właścicielem jeszcze jednego dzieła sztuki.

* * *

- Pierwszy krok zrobiony - orzekła Betty ze szczytu witryny

osłaniającej kolekcję porcelany ze Staffordshire. - Wszystko
przebiega według planu. Mówiłam wam, że pomoc Claire ułatwi
sprawę.

- Nie do wiary... - westchnęła Hattie, sadowiąc się na gablocie z

biżuterią. - Widziałyście, jak sprytnie wmanewrowała Anastazję w
oswajanie tego sztywniaka Davida?

- To wcale nie znaczy, że on tak łatwo da się oswoić. Wciąż jej nie

ufa. - Sceptyczna jak zwykle Muriel otrzepała z kurzu kamizelkę i
wyjęła z kieszeni swój ulubiony baton z bakaliami.

- Nie słuchaj jej. - Betty niecierpliwym gestem odsunęła z czoła

grzywkę. - Tym razem wszystko potoczy się gładko.

- Może powinnaś odstukać w nie malowane - zaproponowała

background image

Hattie. - Tak na wszelki wypadek.

- Dobre wróżki nie powinny być przesądne - upomniała ją Muriel. -

Popatrz, tu jest to napisane czarno na białym.

- Wyjęła spod pazuchy grubą księgę, prawie tak wielką jak ona

sama, za pomocą magicznej różdżki przekartkowała setki bogato
zdobionych stronic, aż wreszcie znalazła to, czego szukała. - Zasada
1359.

- Już kilka zasad z tej księgi nagięłyśmy dla naszych potrzeb -

zauważyła Hattie.

- Nagięłyśmy? - zadrwiła Betty. - Do stu petunii, niektóre z nich

powyginałyśmy tak bardzo, że przypominają precelki.

- Czy to dobrze? - zaniepokoiła się Hattie.
- Przecież ciągle tu jesteśmy, prawda?
- W porządku. - Hattie dotknęła swoich srebrnych loków, jakby

upewniając się, czy siostra powiedziała prawdę.

- A skoro już tu jesteśmy, wypadałoby się przyjrzeć z bliska tym

wiktoriańskim szpilkom do kapeluszy. Zawsze o takiej marzyłam.

* * *

W soboty Anastazja lubiła wysypiać się do dziesiątej. Była to jedna

z jej nielicznych słabości i z upodobaniem sobie na ten luksus
pozwalała. Lecz tego ranka nieznośny huk obudził ją przed świtem.

Zmrużyła oczy, starając się odczytać na budziku godzinę. Piąta.

Znowu to samo. Czy ten facet nigdy nie śpi? Co on tam może robić?
A może nie jest sam?

Na tę myśl opadła z powrotem na poduszkę. Chyba nie powinna

jednak biec od razu na górę. Niestety, nie miała numeru jego
telefonu. Sięgnęła po słuchawkę i wybrała numer informacji. Nic z
tego, nie było go w spisie, pewnie po to, żeby sąsiedzi nie suszyli mu
głowy za te nocne hałasy.

Łup, łup, łup, łubudu. Przycisnęła do głowy poduszkę. Nie

pomogło. Musi przecież jeszcze trochę pospać. To nieludzkie. To
sadyzm. On to robi celowo. Łup, łup, łup, łubudu.

Wyskoczyła z łóżka, nie będąc w stanie znieść dłużej hałasu.

Włożyła bluzę i pierwsze z brzegu spodnie od dresów. Nic ją nie
obchodziło, jak wygląda. Nie wybierała się na górę, żeby uwodzić
Davida. Zamierzała go skutecznie uciszyć. Bo nie tylko obudził ją,

background image

ale przestraszył też Xenę.

- Nie martw się, dziecinko - próbowała uspokoić kotkę, która

zanurkowała pod pościel. - Zaraz się tym zajmę.

Kilka minut później stała przed drzwiami Davida na drugim piętrze.

W pierwszej chwili nikt nie zareagował na jej pukanie. W końcu
usłyszała odgłos otwieranego zamka. Omal nie padła z wrażenia,
kiedy David stanął w progu z przepraszającym uśmiechem, nie
mając na sobie niczego oprócz granatowych gimnastycznych
spodenek.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Obudziłem cię? - spytał, mrugając swoimi olśniewająco

błękitnymi oczami.

- Jak na to wpadłeś? - Za wszelką cenę usiłowała zachować

dystans. - Podsunął ci tę myśl fakt, że mamy piątą rano? Bo taka jest
naga prawda. - Słowo „naga" bardzo pasowało do sytuacji. Patrzyła
na jego nagi, rozbudowany tors, na którym połyskiwały kropelki
potu. - Narobiłeś tyle hałasu, że umarłego byś obudził.

- Ćwiczyłem.
- Sam?
- Tak, sam. Dlaczego pytasz?
- Miałam wrażenie, jakby galopowało stado koni. Co robiłeś?
- Żabki.
To pewnie nawyk wyniesiony ze służby strażackiej, pomyślała.

Żabki robią tylko mężczyźni w mundurach.

- Spróbuj tai chi. Będzie dużo ciszej.
- Tai co?
- Tai chi. Starożytny chiński sposób ćwiczenia ducha i ciała. -

Widząc jego głupią minę, machnęła ręką. - Nieważne. Bądź
uprzejmy pamiętać, że śpię dokładnie pod tobą.

Poniewczasie zdała sobie sprawę, że sformułowanie było nie

najszczęśliwsze. Dostrzegła gwałtowną zmianę jego rysów twarzy,
podejrzewając, że wyobraził sobie to samo - jak śpi pod nim, ich
splątane nogi, jego ciało otulające ją niczym kołdra. Patrzył na nią
wzrokiem, który zdawał się przenikać jej ubranie, parzył skórę i
przyprawiał ją o palpitację serca.

Zaskoczona, cofnęła się o krok, omal nie potykając się o zbyt

długie nogawki dresów. Podciągnęła je, co może nie było
najwytworniejszym gestem, ale pomogło wrócić do rzeczywistości.

- Koniec z tym skakaniem albo poskarżę się naszej gospodyni.
- Znam dłużej swoją babcię niż ty. Sądzisz, że co mi zrobi?

Wyrzuci z mieszkania?

- Nie, myślę, że spojrzy na ciebie tym swoim wymownym

wzrokiem, bez jednego słowa, i to ci wystarczy.

Ku jej zdumieniu, David uśmiechnął się. I wcale nie było mu z tym

nie do twarzy. Tak naprawdę wyglądał cholernie dobrze. O wiele za

background image

dobrze. Ale nie zawrócił jej tym uśmiechem w głowie, bez przesady,
była za mądra, żeby sobie na to pozwolić.

- Hej, czy naprawdę widziałam te dołeczki? - spytała zaczepnie. -

Nie, to chyba jednak halucynacja.

W odpowiedzi wycelował w nią swoim białym ręcznikiem.
- Uważaj, chłopczyku! - Pogroziła mu palcem. - Jestem mistrzynią

w walce na ręczniki. Chyba nie chcesz się ze mną mierzyć.
Wychowałam się z dwoma braćmi i tata nauczył mnie, jak należy się
bronić.

- Kremem do golenia i strzelaniem z ręcznika?
- Między innymi. - Ziewnęła mimowolnie, co przypomniało jej o

celu tej niekonwencjonalnej wizyty. Miała go uciszyć, a nie
podziwiać jego męski urok.

- Muszę się wyspać, więc zrób mi tę przyjemność i uprawiaj swoje

męskie ćwiczenia w stosownych godzinach, między południem a
północą. - Ziewnęła jeszcze raz i warknęła jak Arnold
Schwarzenegger: - Hasta la vista, baby.

Kiedy schodziła po schodach, David nie mógł oderwać od niej

oczu. Nigdy nie spotkał podobnej kobiety. Była nieobliczalna.
Zdawało mu się, że już ją rozgryzł i przytarł rogów, gdy ona nagle
odbija piłeczkę i to podkręconą.

Kumpel z policji sprawdził w kartotece jej konto. Cztery lata temu

została zatrzymana razem z dwudziestoma innymi demonstrantami,
którzy uniemożliwiali rozbiórkę zabytkowej kamienicy. Nic więcej,
co wcale nie dowodzi, że potem była uosobieniem niewinności.
Może po prostu jest zbyt sprytna, żeby dać się złapać. Do czasu.

David zerknął na zegarek, żeby upewnić się, czy jest dokładnie

szósta. Była. Podniósł rękę, żeby zapukać do drzwi Anastazji, ale
zanim ich dotknął, otworzyły się gwałtownie i na korytarz wybiegła
ona sama. Z obłędem w oczach, omal go nie przewróciwszy, pognała
schodami w dół.

- Hej! - Zaniepokojony, ruszył za nią. - Nic ci nie jest? Stało się

coś?

Nie odpowiedziała. Dogonił ją dopiero na żwirowej alejce za

domem, przy kępie krzaków. Zachowywała się więcej niż dziwnie.
Kręciła się w kółko, chyba najszybciej, jak mogła, chwilami tracąc

background image

równowagę.

- To właśnie tai chi, o którym mówiłaś? Próbujesz przebłagać boga

pikniku czy co?

- Próbuję oszołomić mysz - odpowiedziała, z trudem łapiąc oddech.
No jasne, ta kobieta jest obłąkana, pomyślał.
- Obserwuje cię z tych krzaków?
- Nie, jest tutaj.
Gdy wyciągnęła w jego kierunku pułapkę na myszy, cofnął się

odruchowo i skrzywił. W pracy wszyscy znali jego awersję do myszy
i szczurów. Na sam ich widok ciarki przechodziły mu po plecach.

- Masz w domu myszy? - spytał ochrypłym głosem, chowając za

plecami wilgotne od potu ręce.

- Nie, właśnie próbuję się jej pozbyć. Kręcę się w kółko, żeby

straciła orientację, bo inaczej od razu wróci do domu. - Zakręciła
jeszcze jeden piruet i w końcu otworzyła pułapkę, pozwalając
oszołomionej myszy wygramolić się na wolność.

- Dlaczego jej po prostu nie zabijesz?
- Mój brat Ryan trzymał w domu białą myszkę, więc nie potrafię

zabić myszy, bo przypomina mi się Pescado.

- Pescado? Przecież to po hiszpańsku ryba, a nie mysz.
- Wiem, i Ryan też to wiedział, ale to w jego stylu. Jest przewrotny.
- Jeżeli nie potrafisz zabić myszy, weź sobie kota i niech on się

zajmie brudną robotą.

- Mam kota. Ma na imię Xena i boi się myszy.
- Co to za kot, który boi się myszy?
- Mój kot - powiedziała urażonym tonem.
- Pasuje do ciebie.
- Co chciałeś przez to powiedzieć?
- Niczego nie robisz normalnie.
- Normalnie robię mnóstwo rzeczy.
Teraz on się naburmuszył. Nie bardzo mu się podobało, że odbija

piłeczkę w gramatycznej grze słów.

- Wiesz, o co mi chodziło.
- Jeżeli to miał być komplement doceniający moją niezwykłość,

dziękuję bardzo - odpowiedziała z wyniosłą miną, która już po chwili
rozpłynęła się w zaczepnym uśmiechu. - A jeśli coś innego, to

background image

ostrzegam, że wieczór może okazać się dla ciebie niezbyt przyjemny.
Pamiętaj, że to ja mam przygotowywać posiłki, a chyba nie chcesz
denerwować kucharza.

- Ty gotujesz?
- Tak, gotuję. Przestań się krzywić. Nie rozumiem, co cię tak dziwi.

Jestem zupełnie dobrą kucharką. - Zerknęła na zegarek. -
Powinniśmy się zbierać, nie chciałabym się spóźnić.

Spóźnić? Na piknik? Nic z tego nie rozumiał. Anastazja pobiegła

na górę, a on za nią. Nie miał szansy nie zauważyć, w jaki sposób jej
kwiecista sukienka na ramiączkach przylega do ciała w
najwłaściwszych miejscach. Narzuciła na nią białą koszulę i
zawiązała ją w talii na węzeł.

Nie była przesadnie szczupła, kojarzyła mu się raczej z Marilyn

Monroe, zwłaszcza gdy klosz sukienki owijał się wokół jej
wspaniałych nóg, kiedy z imponującą szybkością pokonywała zakręt
na schodach.

Czekała już na niego, kiedy przekraczał próg jej mieszkania.

Rozejrzał się dookoła, ale zdążył tylko zauważyć, że ma niewiele
mebli. Dwa krzesła z obiciem w kwiaty zastępowały kanapę, a na
środku stał bardzo dziwny i bardzo kolorowy stół. Jego uwagę
przykuł stos rzeczy na podłodze.

- Co to jest? - spytał podejrzliwie. - To ma być piknik, a nie

miesięczna wyprawa w dżunglę.

- Zaufaj mi, to wszystko nam się przyda. - Poklepała go po

ramieniu, tak jak to często robiła Claire.

I z tym był kłopot. Nie potrafił jej zaufać, a jednocześnie nie

przestawał o niej myśleć. Słyszał oczywiście, że najgenialniejsi
naciągacze i oszuści roztaczają wokół siebie nieodparty urok. A co z
seksualnym powabem? Tego też jej nie brakowało. Do czego ona
zmierza?

- Dokąd się wybieramy? - spytał, podnosząc dwa składane krzesła i

ogromną turystyczną lodówkę.

- Do Ravinii. - Wepchnęła mu pod pachę długą, wąską torbę. -

Byłeś tam kiedyś?

- Czy to nie tam grają muzykę albo coś w tym rodzaju?
- Coś w tym rodzaju. To letnia siedziba Chicagowskiej Orkiestry

background image

Symfonicznej.

- To raczej nie ma co liczyć na koncert jakiegoś Davida Bowie?
- Odpręż się. - Jeszcze raz go poklepała, tym razem po plecach. -

Będziemy się wspaniale bawili.

- Dlaczego tak się o mnie martwisz, kiedy wspominasz o zabawie?
- Bo uważam, że bawisz się zbyt rzadko. Możemy pojechać twoim

blazerem? Więcej się w nim mieści niż w moim małym triumphie.

Więc to piękne sportowe auto należy do niej? Bibliotekarka jeździ

takim samochodem? Zanim ją poznał, sądził, że wszystkie
bibliotekarki używają siatek na włosy, noszą buty ortopedyczne i
prowadzą sedany. Patrząc na jej seksowne purpurowe sandały, zdał
sobie sprawę, że musi się jeszcze wiele dowiedzieć o
bibliotekarkach, a o Anastazji w szczególności. Poczuł się jak rażony
gromem, kiedy wreszcie dotarło do jego świadomości, że naprawdę
mu na tym zależy.

Podróż do pobliskiego przedmieścia Highland Park, siedziby

Festiwalu Muzycznego w Ravinii, okazała się krótka. Davida
zdumiało, że aż tylu ludzi zaparkowało swoje samochody przed nimi.
Niektórzy transportowali do parku swój bagaż na wózkach albo w
dziecięcych pojazdach. Anastazja długo szukała dobrego miejsca, w
końcu wybrała trawnik pod dębami, wystarczająco blisko krytego
pawilonu, żeby widzieć orkiestrę.

Davidowi zdecydowanie bardziej zależało na tym, żeby zobaczyć

przed sobą coś do jedzenia. Umierał z głodu. Anastazja natomiast
zupełnie przestała się spieszyć. Pomógł jej rozłożyć plastikową
płachtę, a na niej koc. Potem ustawiła krzesła i wręczyła mu długą
torbę.

- Co to jest?
- Stół.
- Przykro mi, ale ktoś musiał go zepsuć. Ma przykrótkie nogi -

odkrył po kilku minutach.

- Właśnie takie mają być. - Rozłożyła na stole kolorowy obrus i

ustawiła na nim turkusowe świece w szklanych świecznikach.

- Trochę dziwny sposób urządzania pikniku - mruknął.
- Widzę, że jesteś też ekspertem od pikników.
- Mam o nich wystarczająco dobre pojęcie. - Otworzył lodówkę i

background image

zajrzał do środka. - Umieram z głodu. Gdzie jest smażony kurczak?

- Kurczak? Czy wiesz, jak smażone mięso działa na układ

krążenia?

- Wiem, jak działa na moje kubeczki smakowe. Lubię smażone

kurczaki. A jeśli już rozmawiamy o krążeniu, to lody też nie są
najzdrowsze.

- Wolę jednak lody od smażonych kurczaków.
- Co to za piknik: karłowaty stół, świeczki, a nie ma pieczonych

kurczaków?

- Spokojnie. Mam mnóstwo pysznych rzeczy. Proszę, na początek

drobne zakąski.

Uporał się z nimi w kilka minut.
- Przepraszam, że jem jak świnka. - Uśmiechnął się do niej

przepraszająco, oblizując z palca resztkę topionego sera. - To
dlatego, że przez cały dzień nie miałem nic w ustach.

- Masz, tu są krakersy. Jeszcze minutka i skończę. - Z jednego z

plecaków wyjęła szklany wazon, nalała do niego wody z butelki i
włożyła kilka świeżych kwiatów, które miała w oddzielnej torbie.

- Jak na piknik to chyba przesada.
- Tutaj, w Ravinii, jest taka tradycja.
David rozejrzał się wkoło i musiał przyznać jej rację.
- No więc tak, na pierwsze danie jest chłodnik z awokado, potem

sałatka z kartofli i buraków, surówka z marchwi i... - Wyciągnęła z
plecaka termos. - Voila! Gorące pieczone kurczaki. A na deser
pistacjowe lody twojej babci.

Kiedy o ósmej zaczynał się koncert, David był już w znacznie

pogodniejszym nastroju. Jedzenie było wspaniałe - istna uczta dla
mężczyzny przywykłego przegryzać w biegu byle co.

Większość przybyłych zapaliła świeczki. Muzyka była rzewna i

głośna, nie nadawała się do tańca, ale też nie grała mu na nerwach.
Po jakimś czasie zaczął jej nawet słuchać z przyjemnością.

Zauważył, jak wygodnie poukładały się pary na sąsiednich kocach -

kobiety oparły głowy na ramionach swoich towarzyszy. Chciał już
zaproponować Anastazji, żeby przenieśli się na koc, kiedy stuknęła
go w plecy i skinęła głową przez ramię.

Odwrócił się i zobaczył gasnącą karmazynowa poświatę

background image

zachodzącego słońca. I setki świeczek migoczących aż po najdalsze
krańce parku.

- Ładnie, co? - wyszeptała.
- Rzeczywiście, ładnie.
Anastazja miała nadzieję, że David czuje się na tyle dobrze, że

przynajmniej nie będzie żałował spędzonego z nią czasu. Na
początku miała wątpliwości, ale teraz wyglądał na zadowolonego.

Zwykle o tej porze wyciągała się na kocu i owijała nim, gdy

wieczorny chłód zaczynał zbytnio dokuczać. David jednak wyglądał
na faceta, który używa na piknikach krzeseł i składanego stołu. Choć
z drugiej strony, dżinsy i płócienna koszula świadczyły chyba o tym,
że dba o wygodę jak większość ludzi. Może źle go oceniała, sądząc,
że nie potrafi się relaksować.

Bez słowa przeniosła się na koc, mile zdziwiona, gdy David

natychmiast zrobił to samo. Położył się tak blisko, że wyczuwała
ciepło jego ciała.

Nagle poczuła się niezręcznie, nie wiedząc, co począć z rękoma.

Musiała się jednak uśmiechnąć, gdy mruknął coś w rodzaju
„przestań się wiercić" i przyciągnął ją bliżej. Teraz jej ciało
przylegało do boku Davida, głowę oparła na jego ramieniu, a on
objął ręką jej plecy. Ogarnęło ją oszałamiające uczucie błogości.

I niemal w tej samej chwili spadły pierwsze krople deszczu.

Chmury, dzięki którym oglądali tak nadzwyczajny zachód słońca,
płynęły teraz dokładnie nad ich głowami. Kilka osób spośród
publiczności pospiesznie zebrało swoje rzeczy i uciekło, ale
większość po prostu wyjęła parasole.

Anastazja zrobiłaby to samo, gdyby nie zapomniała zabrać go z

domu.

- Nie przejmuj się - pocieszała Davida, wyciągając spod niego koc

z nieprzemakalną płachtą. - Nie jestem tu nowicjuszką. Wiem, co
trzeba zrobić.

- Wracamy? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie. - Usiadła na składanym krześle i zaprosiła go na drugie. Gdy

David usiadł, wręczyła mu jeden z rogów plastikowej płachty. - To
stara zasłona z prysznica. - Trzymając nad głową prowizoryczny
parasol, drugą ręką rozpostarła koc na kolanach. - Możemy dalej

background image

spokojnie słuchać muzyki. Dobrze, że nie padało przed przerwą.
Uwielbiam

następny

kawałek.

„Szeherezada"

Rimskiego-

Korsakowa. - Zaczęła czytać z programu: - Sułtan Szahriar,
przekonany o dwulicowości i niewierności wszystkich kobiet, męska
szowinistyczna świnia...

- Tam jest tak napisane? - David rzucił okiem przez jej ramię.
- Nie, fragment ze świnią sama dodałam. W każdym razie

ślubował, że zabije każdą ze swoich żon po spędzeniu z nią
pierwszej nocy. Szeherezada ocaliła głowę, opowiadając sułtanowi
cykl baśni - przez tysiąc i jedną noc. Trawiony ciekawością sułtan z
dnia na dzień odraczał egzekucję, żeby usłyszeć dalszy ciąg
opowieści, wreszcie darował małżonce życie. - David nie sądził,
żeby uwielbienie Anastazji dla Szeherezady było tylko zbiegiem
okoliczności. Dwie bąjarki. Nawet jeśli nie miała jeszcze nic złego
na sumieniu, to zaraziła jego babcię marzycielskimi wizjami,
wystawiając na ryzyko jej zabezpieczenie emerytalne. To przecież
jasne, że gdyby nie wpływ Anastazji, babcia nie stałaby się
wielbicielką Bruce'a Springsteena i nie podrygiwała jak nastolatka,
słuchając „Born in the USA". To ta szalona kobieta natchnęła ją
swoimi zwariowanymi pomysłami.

A jego... czym natchnęła? Jak mógłby nazwać to uczucie?

Zainteresowanie? Fizyczny pociąg? Irytacja? Wolał się skupić na
ostatnim.

Dla tego pikniku musiał zrezygnować z meczu Cubsów. I choć te

kilka minut, kiedy dotykał bujnego ciała Anastazji, było warte
takiego poświęcenia, wolałby jednak, żeby to doświadczenie trwało
dłużej.

- A więc? - spytała radośnie. - Dobrze się bawisz?
- Jasne.
Czy mogło być dużo gorzej?
A jednak mogło. Zaczęło go swędzić, kiedy wracali do samochodu,

stojącego w najdalszym kącie parkingu. David kilka razy musiał
przystanąć, żeby podrapać się po ramionach i karku.

- Czy w tym parku rośnie trujący bluszcz? - zapytał.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Może w jedzeniu coś było?

background image

- Nic podejrzanego.
- Jakieś krewetki?
- Rzeczywiście, w niektórych kanapkach były siekane krewetki.
- No to wszystko jasne. Dostaję po nich pokrzywki.
- Tak mi przykro! Nie mogłeś mi powiedzieć? Czy to jakaś

niebezpieczna alergia? Nie powinieneś wziąć lekarstwa? Może
powinniśmy jechać do szpitala?

- Nie, muszę tylko zażyć antyhistaminę.
- Chciałam, żeby ten wieczór okazał się dla ciebie niezapomniany,

ale nie to miałam na myśli - powiedziała skruszonym tonem.

- Mnie też nie o to chodziło.
- Więc może powinniśmy to niedługo powtórzyć, co?
- Może powinniśmy. Ale tym razem będzie to moja wersja dobrej

zabawy.

- To znaczy?
- Baseball.
Tak oto już następnego popołudnia Anastazja znalazła się na

stadionie Wrigley Field.

- Masz szczęście, że w ostatniej chwili udało mi się kupić dwa

bilety.

- Jasne. Mam szczęście. Ludzie stoją przecież w kolejkach, żeby

obejrzeć zespół, który nie zwyciężył w swojej lidze od 1908 roku.

- Mówiłaś, że nic nie wiesz o baseballu. - Podał jej rękę i pomógł

zejść po betonowych schodach do właściwego sektora.

- Jestem bibliotekarką. Zdobywanie informacji to moja specjalność.
Natomiast specjalnością Davida zaczęło być wprawianie jej serca w

łomot. Polubiła też jego głos, jedyny w swoim rodzaju, aksamitny i
szorstki zarazem. Szkoda, że nie spodobało jej się to, co mówił w
czasie jazdy. Uraczył ją wykładem o przewadze odpowiedzialności
nad lekkomyślnym marzycielstwem.

- Co, tak naprawdę, masz przeciwko marzeniom? - spytała,

posuwając się za nim wąskim przejściem.

- Skąd to pytanie?
- To dalszy ciąg naszej rozmowy w samochodzie. No, powiedz mi

wreszcie.

- Marzenia to zwykła strata czasu. A niektóre bywają po prostu

background image

niebezpieczne.

Potrafią

człowieka

zaślepić,

oderwać

od

rzeczywistości i narazić na niepewną przyszłość.

- Chodzi ci o twoją babcię? Wiem, że martwisz się o jej sytuację

finansową, ale...

- Mówię o swoich rodzicach. Mój ojciec postawił wszystko na

jedną kartę, żeby się szybko wzbogacić. To nie marzyciele płacą za
swoje marzenia, płaci reszta ich rodziny - powiedział z ponurą miną,
a potem wzruszył ramionami.

- Powiedzmy, że jestem praktycznym facetem. Nie wierzę w

wielkanocne zajączki ani w garnek złota na końcu tęczy. I możesz
mnie za to potępiać.

- A w co ty wierzysz?
- W ciężką pracę i w baseball. Jak to się stało, że wychowywałaś

się z dwoma braćmi i nigdy nie byłaś na meczu baseballowym?

- Miałam szczęście. Więc to z powodu taty uważasz marzenia za

niebezpieczne?

- I dlatego, że zbyt często widziałem, jak marzenia idą z dymem. W

moim zawodzie nie znalazłabyś wielu marzycieli.

- To mogę zrozumieć. - Dostrzegła ostrzegawczy błysk w jego

oczach i wolała nie naciskać dalej. - A jeśli chodzi o twoje pytanie,
dlaczego nie chodziłam na mecze, to mój tata jest wprawdzie
kibicem Cubsów, ale ogląda ich w telewizji, a moi bracia wolą
koszykówkę i Bullsów.

- A ty co wolisz?
- Balet. - Zajęła miejsce i wciągnęła nosem powietrze. Dzień był

słoneczny, a rześka bryza od jeziora przypominała, że zbliża się
wrzesień. - A wiesz, myślałam, że mecz baseballowy pachnie
inaczej.

- Co? - Spojrzał na nią jak na osobę, która postradała rozum.
- Wyobrażałam sobie mniej świeżego powietrza, a więcej zapachu

hot dogów i musztardy.

- Ten zapach znajdziesz przy kioskach. Poza tym tutejsi

sprzedawcy hot dogów nie zawracają sobie głowy żadną musztardą.
Ich hot dogi są zawsze zimne, a piwo ciepłe.

- Mniam - skrzywiła się ze wstrętem.
- Mam torebkę ziemnych orzeszków. Chcesz trochę? - Nasypał jej

background image

orzeszków na dłoń.

Uniosła wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Podobało jej się, że

nosi czapkę baseballową na odwrót, bo daszek nie zasłaniał mu oczu.
Powinna przywyknąć już do ich niesamowitego koloru, ale ciągle ją
fascynowały. Nie mogła oderwać od nich wzroku.

Dopiero hasło do odśpiewania hymnu wyrwało ją z odurzenia.

Westchnęła z ulgą. Od tego momentu wszystko potoczyło się bardzo
szybko, choć może powinna raczej powiedzieć: powoli. Straszliwie
powoli. Nudziła się beznadziejnie.

Za to David nie okazywał żadnych objawów znudzenia.
- Ten facet rzuca podkręcane piłki. - Pochylił się ku Anastazji mniej

więcej godzinę później.

- Który facet?
- Rzucający.
- Ten, który stoi na małej górce, tak?
- To się nazywa pole rzucającego.
Nagle przysadzisty mężczyzna siedzący obok skoczył na równe

nogi, wytrącając z dłoni Anastazji orzeszki. Wylądowały na głowach
ludzi siedzących dwa rzędy niżej. Obsypana gradem złych spojrzeń,
Anastazja skuliła się na ławce, ale wcale nie poczuła się lepiej.
Leżenie na trawie w Ravinii było o wiele przyjemniejsze.

- Masz. - David wręczył jej całą torbę orzeszków. - Będziesz miała

co robić podczas przerw w grze.

- Z tego, co widzę, ta gra polega głównie na przerwach.
- To dopiero czwarta rozgrywka. Jeszcze nic nie widziałaś.
- Mów tak do mnie.
Znowu wszyscy podskoczyli do góry. Wszyscy oprócz Anastazji

obarczonej orzeszkami. Gdy odłożyła je na bok, kibicujący tłum
zdążył usiąść z powrotem. Następnym razem była lepiej
przygotowana, a przy siódmej rozgrywce wpadła już we właściwy
rytm.

- Wiesz, co jest najlepsze w tej grze? - zapytała Davida.
- To, że przegrywamy tylko o parę.
- Jaką parę?
- Wynik jest dwa do czterech.
- Wiem. Ale najbardziej mi się podoba, jak w siedemnastej

background image

rozgrywce śpiewają „Weź mnie na mecz baseballu". Och, i jeszcze
to, że w czasie gry można sobie pokrzyczeć, co tylko ślina na język
przyniesie.

- Nie rozumiem.
- Można wstać i powiedzieć cokolwiek, a i tak nikt tego nie

usłyszy. Zobacz... - Wstała z resztą widowni i zaczęła wrzeszczeć: -
Rzepy to durne jarzyny!

- Przestań! - Szarpnął ją, ściągając z powrotem na ławkę.
- Dlaczego? Nikt na to nie zwraca uwagi. Następnym razem,

zrywając się do góry, wrzasnęła:

- Pieprzony fiskus!
- Fiskus to ich gracz między drugą a trzecią bazą, tak? - zapytał

łysy gość z górnego rzędu, kiedy usiadła.

- Teraz naprawdę dobrze się bawię! - stwierdziła Anastazja,

uśmiechając się do Davida.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Myślisz, że zdążymy na czas z uroczystym otwarciem? - spytała

Claire, kiedy David zrobił sobie krótką przerwę. W połowie drugiego
tygodnia remontu w całym pomieszczeniu panował nieopisany
rozgardiasz. Zapach sklejki i smarów hydraulicznych mieszał się z
aromatem kawy i świeżych pączków.

- Sądzę, że tak. Hydraulicy i elektrycy pracują według planu.

Powinni skończyć na początku przyszłego tygodnia, potem wejdą
ludzie od ogrzewania.

- Jest tu teraz dużo przestronniej, prawda?
David skinął tylko głową, zajęty odkryciem, którego dokonał,

usuwając ściany działowe. Coś tu nie grało. Występując o
pozwolenie na remont, dostał plany budynku, wiedział więc, gdzie te
ściany powinny stać. Problem polegał na tym, że między wymiarami
piwnicy a resztą budynku istniała metrowa niezgodność.

Sprawdził też historię hipoteki nieruchomości, żeby upewnić się,

czy transakcja została przeprowadzona uczciwie. Okazało się, że
jednym z poprzednich właścicieli był Chester „Chesty" Ferguson,
prowadzący w czasach prohibicji wiele nielegalnych, doskonale
prosperujących szynków.

David od dziecka interesował się tą barwną erą w historii Chicago,

z wypiekami na twarzy śledził przygody Elliota Nessa w
„Niedotykalnych". Gdyby nie to, może uznałby tę różnicę między
planami a rzeczywistą powierzchnią piwnicy za błąd kreślarza. Ale
to miejsce było kiedyś nielegalną knajpą gangstera, nie mógł więc
powstrzymać się od podejrzeń, że gdzieś na dole znajdował się
ukryty magazyn.

Na razie, z braku czasu, tylko pobieżnie obejrzał piwnicę. Było

mnóstwo pracy, a babci bardzo zależało, żeby pierwszego
października odbyło się uroczyste otwarcie cukierenki.

- Nie żałujesz, że zgodziłeś mi się pomóc? - spytała z troską w

głosie Claire. - Nie wiem, czy do końca zdawałeś sobie sprawę, co
cię czeka.

- Dobrze wiedziałem, do czego się zabieram. I niczego nie żałuję,

choć było mi przykro, że kupiłaś ten dom w tajemnicy przede mną.

- Byłam pewna, że się nie zgodzisz, że nie spojrzysz na to miejsce

background image

moimi oczami. Ale chyba powoli się przekonujesz, prawda?

David wymruczał jakąś wymijającą odpowiedź. Chociaż musiał

przyznać, że sklep zaczynał wyglądać obiecująco. Usunął warstwa
po warstwie starą farbę i nagle dębowa boazeria ujawniła swoje
naturalne piękno. Marmurowa lada była przykryta grubą narzutą, a
babcia dwa razy dziennie sprawdzała, czy nie stało jej się nic złego.
Spędzała w sklepie całe popołudnia, żeby nad wszystkim czuwać.

- Zdecydowałaś już, jak nazwiesz to miejsce?
- Jeszcze nie. A przy okazji... bardzo się cieszę, że dogadaliście się

z Anastazją. Chyba nawet lubicie być razem.

- Zabrzmiało to tak, jakbyśmy byli parą dwunastolatków bawiących

się na podwórku.

- Nonsens, mój drogi. - Babcia poklepała go po ramieniu. -

Zapewniam cię, że znakomicie sobie zdaję sprawę, że oboje jesteście
dorośli i że czas szybko płynie naprzód.

On też zdawał sobie sprawę z upływu czasu. Minęło pięć dni,

odkąd zabrał Anastazję na mecz. Potem widywał ją tylko przelotnie,
gdy wpadała po pracy doradzać babci - we wszystkim, od wzoru
tapet po wybór szklanek do wody sodowej. Niechętnie, ale musiał
przyznać się w duchu, że coraz bardziej mu jej brakowało.

Ledwie o tym pomyślał, usłyszał za plecami głos Anastazji.
- Sullivan, znowu bujasz w obłokach w czasie pracy? - zażartowała.
- Jak ci się udaje tak cicho podkradać w ciężkich wojskowych

butach?

- Co, nie podoba ci się moje obuwie? - Podniosła prawą stopę i

obróciła nią, żeby mógł się dobrze przyjrzeć. - Nie miałam pojęcia,
że jesteś takim niewolnikiem mody - dodała kpiąco, zerkając na jego
znoszone dżinsy i zakurzony biały podkoszulek.

- Jasne. - Mimowolny uśmiech rozjaśnił mu twarz.
- Znowu próbujesz mnie rozpraszać tymi seksownymi dołeczkami,

ale nic z tego. Przyszłam powiedzieć Claire, że znalazłam
rzemieślnika, który robi na zamówienie lady chłodnicze z
pojemnikami do lodów i saturatorami. - Odwróciła się do Claire. -
Jego dane były w książce o historii lodów, zrobiłam ci kserokopię tej
strony.

- Historia lodów? - powtórzył David.

background image

- Owszem. Jeżeli będziesz grzeczny, któregoś dnia opowiem ci o

tym.

- Nie mogę się doczekać.
Anastazja doskonale rozpoznawała tę ironiczną nutę w jego głosie.

Równie dobrze zdawała sobie sprawę, że wciąż jej do końca nie ufa.
Musiała mu jednak przyznać, że stara się być miły. Nie wypominał
jej krewetek w Ravinii ani wygłupów na meczu baseballowym. I
choć nie przestał marudzić o tym, jak nierozsądne jest porywanie się
na tak niepewny interes jak cukierenka z lodami, jego opór zdawał
się tracić na sile. Gdyby tylko udało jej się przekonać tego sceptyka i
malkontenta, że życie bez marzeń nie ma sensu, jej misja byłaby
spełniona.

* * *

- Jakim cudem chcesz doprowadzić tych dwoje do ołtarza, jeżeli do

dziś nawet się nie pocałowali? - Betty maszerowała tam i z
powrotem po zakurzonej marmurowej ladzie.

- Budują nastrój - odpowiedziała jej Hattie spod sufitu, trzepocząc z

gracją delikatnymi jak sieć pajęcza skrzydełkami.

- Zgadzam się z Betty. - Muriel potrząsnęła głową. Niesforny kogut

na jej głowie wydawał się bardziej sterczący niż zwykle. - Na tym
etapie Jason i Ryan już dawno byli po pierwszym pocałunku.

- Anastazja działa we własnym tempie, powinnyście o tym

wiedzieć. - Hattie zrobiła urażoną minę.

- Myślałam, że pomoc Claire przyspieszy bieg wydarzeń.
- Nie przypominam sobie, żeby Betty mówiła o przyspieszaniu

czegokolwiek. Twierdziła, jeśli dobrze pamiętam, że zwerbowanie
Claire pozwoli nam poświęcić więcej czasu innym podopiecznym, a
z tą parą pójdzie nam jak z płatka.

Oczywiście gdy tylko to powiedziała, Anastazja wepchnęła tego

nieokrzesanego dzikusa w tort weselny.

- I to powinno mnie ostrzec, że nie pójdzie wcale tak łatwo... -

mruknęła pod nosem Betty.

- Nigdy nie idzie łatwo. Powiedziałaś, że im trudniej, tym większą

potem mamy satysfakcję.

- Kłamałam.
- Daj spokój! - uniosła się Hattie. - Moim zdaniem, obie

background image

niepotrzebnie się martwicie. Wszystko idzie jak trzeba. David jest
coraz mniej podejrzliwy. Może czuje się zakłopotany tym, że
Anastazja mu się podoba, ale zachowuje się przyzwoicie. A i
Anastazja zaczyna wierzyć, że uda jej się coś wskórać. David ją
najzwyczajniej w świecie pociąga. Zauważyłyście, jak go
kokietowała, proponując, że opowie mu historię lodów?

- Jak można flirtować, rozmawiając o historii lodów? - Muriel

wzruszyła ramionami. - Wszyscy wiedzą, że lody wymyśliły dobre
wróżki, dawno temu.

- Ale ludzie w swoich historycznych książkach piszą, że

pochodzenie lodów spowite jest głęboką tajemnicą.

- Właśnie w ten sposób sugerują, że stworzyły je dobre wróżki -

wyjaśniła Muriel.

- Może to chce powiedzieć Davidowi Anastazja?
- Jasne - zadrwiła Betty. - Jeśli naprawdę w to wierzysz, mam pod

ręką most do sprzedania.

- Nie, dziękuję - odparła wyniośle Hattie. - Nie interesują mnie

mosty.

Ostatnie słowo jak zwykle należało do Muriel.
- O mostach wiem tylko tyle, że lepiej ich za sobą nie palić.

* * *

- Jesteś pewna, że chcesz to robić? - spytał David Anastazję tydzień

później.

- Absolutnie. Daj mi w końcu ten wałek. - Wyrwała mu go z ręki. -

Mamy do pomalowania mnóstwo ścian.

- Na pewno chcesz w ten sposób spędzić wolny dzień?
- Na pewno. - Poprawiła szelki swojego roboczego kombinezonu. -

Boisz się, że okażę się lepszym malarzem od ciebie?

- Umieram ze strachu.
- Dobrze, panie majster. Łap swój wałek i bierz się do roboty.
Kiedy skończyła pokrywać farbą ścianę, chwyciła za pędzel, żeby

pomalować krawędzie i zakamarki. Z magnetofonu Davida płynęła
głośna muzyka - przeboje lat osiemdziesiątych Kenny Logginsa,
Davida Bowie, Cyndii Lauper. Podrygując przy jednym ze skoczniej
szych kawałków, Anastazja, całkiem niechcący, prysnęła farbą ze
swojego pędzla. Prosto w kierunku Davida.

background image

- O p... - Zakryła dłonią usta.
- Op nie załatwia sprawy - warknął z udawaną złością. - To był mój

ostatni czysty podkoszulek. Zaraz pokażę ci op. - Podszedł do niej z
miną nie wróżącą niczego dobrego.

- Spokojnie... Zastanów się, zanim zrobisz coś, czego będziesz

żałował.

- Nie wydaje mi się, żebym mógł czegoś żałować. Ale ty na pewno.
- Zrobiłam to niechcący, przysięgam. - Położyła dłoń na piersi. -

Gdybym naprawdę chciała cię ochlapać farbą, zrobiłabym to
znacznie lepiej.

- Tak czy jeszcze lepiej? - Odchylił karczek jej kombinezonu i

chlapnął farbą na pomarańczową koszulkę.

- Hej, kolego, jak się bawić, to we dwoje! - Tym razem on rzucił się

do ucieczki.

- Zdaje się, że jesteśmy kwita.
- To tobie się tak zdaje. - Posłużyła się pędzlem jak rapierem, a

lewą rękę wyrzuciła w powietrze. - Broń się!

Tak go rozśmieszyła, że nie zdołał uniknąć ciosu w nagie ramię.
- Doigrałaś się.
Chwycił ją w ramiona, zanim zdążyła pomyśleć o odwrocie.

Śmiech zamarł jej w krtani, gdy próbując się uwolnić, musnęła
wargami jego policzek.

David pochylił się i zamknął jej usta długim, żarliwym

pocałunkiem.

Namiętność, jaką w niej rozpalił, oszołomiła ją. Przeraziła. Czy

domyślał się tego? Czy z nim działo się to samo?

Tak, pod dłonią wyczuwała łomot jego serca, ale ich pocałunek

skończył się równie gwałtownie, jak zaczął. Zaczęła się zastanawiać,
dlaczego tak niespodziewanie odepchnął ją od siebie, kiedy zdała
sobie sprawę, że nie są sami. Fachowcy od ogrzewania skończyli
właśnie przerwę na lunch i przez drzwi na zapleczu zeszli do
piwnicy.

Starając się zachować choćby pozory opanowania, Anastazja

spojrzała na Davida z czarującym uśmiechem.

- Miły sposób na rozpraszanie mnie, ale i tak jestem lepszym

malarzem.

background image

- Całujesz też nieźle.
- Dzięki - odpowiedziała drżącym głosem. Ten pocałunek sprawił,

że zobaczyła w nim innego mężczyznę. I osłabił jej kontrolę nad
sytuacją. Zakłopotana, podniosła pędzel i wróciła do malowania, nie
powstrzymując się jednak od nonszalanckiej riposty: - Pochlebstwa
zaprowadzą cię donikąd.

Czuła, że ma nogi jak z waty. A to oznaczało, że David może być

dla niej wielkim kłopotem. Wiedziała to. I obawiała się, że teraz i on
zdaje sobie z tego sprawę.

Nie miał pojęcia, co go podkusiło, żeby wpaść do biblioteki, w

której pracowała Anastazja. Ale przez cały dzień miał wrażenie, że
nie jest sobą. Wczorajszy pocałunek kompletnie go zaskoczył. Skąd
mógł przypuszczać, że ona potrafi tak całować? I czy w ten sposób
zamierza zawrócić mu na tyle w głowie, żeby nie dowiedział się, o
co naprawdę jej chodzi?

A jeśli o nic nie chodzi? Jeśli nie ma żadnych złych zamiarów?

Może ta kobieta jest po prostu naiwna, zwariowana i nierozsądna?
Może wcale nie nabiera jego babci? Ale i to nie oznaczałoby, że jest
kobietą dla niego. Stop. Skąd takie myśli lęgną mu się w głowie? On
i Anastazja? Zbyt wiele ich różni.

Bez kłopotów odnalazł ją w sekcji dziecięcej biblioteki publicznej.

Siedziała otoczona grupą dwudziestu pięciu przedszkolaków, z
włosami związanymi w jeden gruby warkocz. Czytała dzieciom
zabawną książkę o żabie, która pocałowana przez księcia zamieniła
się w piękną bibliotekarkę.

Oczywiście natychmiast przypomniało mu to o ich pocałunku, więc

przez dobre pięć minut z trudem powracał na ziemię. Tymczasem
Anastazja przeszła do następnej opowieści. Trzymała w dłoniach
cykl laminowanych rysunków ilustrujących historyjkę o trzech
dobrych wróżkach, które marzyły o większych skrzydłach.

- Henrietta, Betina i Maria uwielbiały się śmiać. A wy potraficie się

śmiać? - spytała dzieciaki.

Roześmiały się wszystkie, choć z nierównym entuzjazmem.
- One przepadały też za lodami. A wy lubicie lody? Większość

wrzasnęła, że tak, z wyjątkiem jednej małej dziewczynki, która
powiedziała przejętym głosem, że lody tuczą.

background image

- Dobrym wróżkom to nie grozi, Mitsy. Ale dziś dobre wróżki mają

coś ważnego do zrobienia. Muszą pomóc księżniczce Sarze odnaleźć
jej zagubionego kotka. Znajdziecie kotka na tym obrazku?

Kilkoro dzieci pokazało go od razu.
- Kociaki drapią ludzi i kanapy - znowu odezwała się Mitsy.
- Ponieważ dobre wróżki potrafią latać - ciągnęła Anastazja -

przeszukały najpierw czubki drzew. Może kociak wspiął się na
drzewo. Potraficie pokazać drzewo na tym obrazku?

- W drzewach jest dużo robaków - zabrzmiał po raz kolejny głos

Mitsy.

Davida korciło, żeby rozweselić jakoś dziewczynkę, ale Anastazja

zdawała się przyzwyczajona do jej ponurych komentarzy.

- Dobre wróżki zaczęły się martwić. Jak wyglądacie, kiedy jesteście

zmartwione?

Cała grupa zaczęła stroić miny, marszczyć czoła i nosy. Mała

maruda nie musiała niczego udawać, jej zwykła mina była
dostatecznie skrzywiona.

Kiedy Anastazja uśmiechnęła się do jakiegoś dziecka, David

przylgnął wzrokiem do jej warg, znowu przypominając sobie o ich
pocałunku. Gdzie ona się nauczyła tak całować? Na pewno nie
wyczytała instrukcji w żadnej z książek. A to znaczy...? Że ma
bardzo duże doświadczenie? A może po prostu wrodzony talent?

Starał się skoncentrować na jej słowach i zapomnieć o ustach.
- Potem użyły swych magicznych różdżek, by kilkoma

podmuchami wiatru rozwiać liście i odsłonić konary drzew.

- Liście tylko śmiecą - prychnęła Mitsy.
- I wiecie co? Na najwyższym drzewie ukryta wśród liści siedziała

kotka Psotka, która bała się zejść z drzewa. Domyślacie się, co
zrobiły dobre wróżki?

- Strzeliły do niej? - zapytał z morderczym błyskiem w oku

rudowłosy chłopczyk.

- Nie, oczywiście, że nie! - Anastazja spojrzała na niego ze zgrozą.

- Mogłyby zranić kotkę, a przecież nie wolno ranić kotków ani do
niczego strzelać.

- Użyły czarów - podpowiedział chłopczyk, który przez cały czas

trzymał kciuk w ustach.

background image

- Racja, Bobby! Użyły czarodziejskich różdżek, żeby zdjąć kotkę z

drzewa i oddać ją księżniczce Sarze. Dobre wróżki, które tak głupio
się czuły ze swoimi maleńkimi skrzydełkami, teraz mogły być
dumne. A księżniczka z wdzięczności obdarowała je... wiecie czym?

- Kupą forsy?
- Dała im dzień urlopu - podpowiedział David, wyłaniając się zza

regału.

Anastazja spojrzała na niego zdumiona, ale nie przerwała

opowieści.

- Ofiarowała im dar śmiechu i pewności siebie.
- Jeżeli śmiała się tak jak ty, to nie był zły prezent - oświadczył

tubalnym głosem David.

- O rany, zaraz się będą całować! - krzyknął rudzielec.
- Nie, nie będziemy - zaprzeczyła Anastazja rzeczowym tonem. -

Za minutę będę wolna, Davidzie. - Zakończyła swoją bajkę z
pomocą kukiełki o imieniu Panna Myszka, a gdy przedszkolaki
wróciły do swoich rodziców, zajęła się Davidem.

- Skąd się tu wziąłeś?
- Wpadłem zobaczyć, jak zarabiasz na życie. A więc śpiewasz i

opowiadasz bajki. Niezły fach.

- Fach jest dobry, ale zajmuję się nie tylko tym. Mam dyżury w

punkcie informacyjnym, gdzie polecam dzieciom lektury,
odpowiadam na najróżniejsze pytania - na przykład jakie zwierzęta
żyją w Ameryce Południowej. Do tego praca administracyjna,
opracowuję też nowe programy edukacyjne i konkretne projekty. W
tej pracy trzeba naprawdę lubić dzieci - skończyła smętnym tonem -
a tego nie można się nauczyć.

Zaczął się zastanawiać, jaką byłaby matką. Przestań natychmiast,

ostrzegł go wewnętrzny głos zatwardziałego kawalera. To
niebezpieczny teren.

- Więc jakie zwierzęta żyją w Ameryce Południowej?
- Kapucynki, wyjce i inne małpy, wigonie i węże anakonda. Wiem,

bo wczoraj dostałam siedem pytań z rzędu na ten temat. Dopadł mnie
też czwartoklasista, który zażyczył sobie fotografii dinozaura i był
bardzo zły, kiedy mu wytłumaczyłam, że to niemożliwe.

- Trzeba go było skontaktować ze Spielbergiem.

background image

- Dobry pomysł. - Wyrównała stos rysunków w formacie plakatu

ulicznego.

- Z jakiej to książki?
- Sama robiłam te ilustracje.
- Niezłe - stwierdził zaskoczony. - Ale nie jestem ekspertem w tej

dziedzinie.

- Wielkie dzięki.
Chwilę później Anastazja musiała pomóc jakiejś matce, która

szukała dobrej książki dla syna. Dopiero kiedy wróciła i usiadła przy
komputerze, zdumienie Davida dosięgło zenitu. Czasami używał
komputera, ale daleko mu było do jej szybkości i wprawy.

Tutaj, w bibliotece, wcale nie sprawiała wrażenia szalonej ani

ekscentrycznej, ani razu nie wyprowadziła go z równowagi tym
swoim kuszącym uśmieszkiem albo zaraźliwym śmiechem.
Wyglądała na mądrą, ambitną kobietę. A on kobiet tego typu unikał
kiedyś jak ognia.

Skłonny był przyznać, że podejrzewając Anastazję o niecne

zamiary wobec babci, trafił jak kulą w płot. Nie zmieniało to jednak
faktu, że ona była bibliotekarką z klasą, a on wypalonym
wewnętrznie analitykiem pożarów, przechodzącym ciężki kryzys
tożsamości.

- Zauważyłaś, jak niewiele mamy ze sobą wspólnego? - zapytał,

kiedy oderwała się od pracy.

- Skąd to pytanie? - Wyglądała na zaskoczoną.
- Ty jesteś bibliotekarką z klasą, miłośniczką muzyki symfonicznej

i baletu, a ja sztywnym pedantem z zasadami, który lubi baseball i
seriale komiczne w stylu „Trzech Fagasów".

- Wolisz Shempa czy Curliego?
- Curliego.
- Mowwa - powiedziała, naśladując akcent komika. - A powiedz,

ilu tak naprawdę komików występuje w „Trzech Fagasach"?

- Sześciu. A jak ma na nazwisko Larry?
- Fine. Larry Fine.
- Zgadza się. - Spojrzał na nią z szacunkiem. - Dobra jesteś.
- Właśnie to, nie od dzisiaj, próbuję ci włożyć do głowy -

odparowała z zawadiackim uśmiechem.

background image

- Nigdy nie spotkałem kobiety, która lubiłaby „Trzech Fagasów".
- To znaczy, że nigdy nie spotkałeś kobiety podobnej do mnie.
- Chyba masz rację.
- Ja zawsze mam rację.
- Anastazjo, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, żeby

David poszedł z nami na pchli targ? - spytała Claire następnego
popołudnia.

- Oczywiście, że nie.
- Miło mi to słyszeć. Czy zauważyłaś, jak on się zmienił? Przestał

być taki poważny, zachowuje się całkiem normalnie! To twoja
zasługa.

Anastazja skinęła głową. Zauważyła u Davida wiele rzeczy.

Choćby to, że wspaniale rozumie się z babcią. I nigdy nie rzuca słów
na wiatr. Jeżeli powie, że coś zrobi, zrobi na pewno.

Faceci, z którymi się zadawała, byli zabawni, na luzie, ale

nieodpowiedzialni. Może jednak jest coś, co przemawia za
mężczyzną, który zawsze dotrzymuje danego słowa, całuje, jakby nie
istniało jutro, a oczy majak błękitne niebo.

Pchli targ odbywał się na terenach targowych Kane County. Przed

bramami wejściowymi farmerzy z Wisconsin i Michigan sprzedawali
świeżo zebrane jabłka i cydr. Wewnątrz można było kupić dosłownie
wszystko, od pochodzących prosto z fabryki kołder po witrażowe
okna.

Stoiska zadaszone falistą blachą miały stare tabliczki, na przykład

„Owce 1965" albo „Świnie 1960", ponieważ umieszczono je w
dawnych boksach dla zwierząt. Teraz sprzedawano w nich porcelanę,
bele materiału, bożonarodzeniową galanterię. Jeszcze inni kupcy
oferowali starą biżuterię i bogaty asortyment mebli.

- Słyszałam, że jest tu gdzieś handlarz, u którego można dostać

półki barowe z lustrzaną ścianą. - Anastazja pełniła rolę
przewodniczki. - Coś takiego świetnie by pasowało do marmurowej
lady.

Po drodze często się zatrzymywali. Anastazja nie potrafiła oprzeć

się pokusie zjedzenia placka prosto z gorącej blachy, posypanego
cukrem pudrem. David patrzył na nią głodnym wzrokiem,
wyobrażając sobie smak tego cukru na jej ustach. Zadowolił się

background image

jednak kupnem plakatu z „Trzema Fagasami".

- Większość kobiet kompletnie nie chwyta ich dowcipów.
- Przemawia przez ciebie męski szowinizm. Mój brat Ryan

przekonał mnie do „Fagasów", kiedy jeszcze byliśmy dziećmi, ale
Jason nic z tego nie łapał. Dziś też nie łapie.

- Jest od ciebie starszy?
- Tylko o kilka minut, ale od dziecka udawał ważniaka i próbował

nami rządzić. Wszyscy troje urodziliśmy się w tym samym roku i
tego samego dnia.

- To znaczy, że...
- Jesteśmy trojaczkami.
- Trojaczkami? - powtórzył, jakby nie rozumiał znaczenia tego

słowa.

Sprawdzając kartotekę Anastazji, David doszukał się oczywiście

dwóch braci, nie zwrócił jednak uwagi na daty ich urodzenia.
Dowiedział się, że jeden pracuje w biurze prokuratora okręgowego w
Chicago, a drugi jest zastępcą szeryfa federalnego, co pozwalało
sądzić, że oszustwa finansowe nie są specjalnością rodziny
Knightów. Przestał też podejrzewać Anastazję. Była zbyt
bezpośrednia i bezceremonialna, żeby kogokolwiek oszukać. Co
wcale nie oznaczało, że ma dobry wpływ na jego babcię.

Była marzycielką, a on na własnej skórze przekonał się, czym może

grozić bujanie w obłokach. I nie miał pojęcia, z jakim następnym
szalonym pomysłem wyskoczy lada chwila.

Kiedy znaleźli budkę, której szukali, David zauważył, że Anastazja

czeka, aż babcia sama zdecyduje się na ten bar z lustrami, czy jak mu
tam. Był ogromny, mógł nie zmieścić się do jego samochodu, ale
sprzedawca zaoferował dostawę na miejsce.

David przyjrzał się wiktoriańskiemu meblowi i doszedł do

wniosku, że istotnie będzie bardzo pasował do ściany za
marmurowym kontuarem. A robota była mistrzowska. Nikt już teraz
nie robi takich rzeczy. Potem utargował dobrą cenę, w której
mieściła się darmowa dostawa.

Dopiero gdy sprzedawca podpisał zamówienie, David zauważył

zdziwione miny Claire i Anastazji.

- No co? Jeżeli chcecie brać się do interesów, nauczcie się liczyć

background image

każdy grosz. Pieniądze nie rosną na drzewach, to chyba wiecie?

- Wiem - przyznała mu rację Anastazja, z uśmiechem i nutą

szacunku w głosie. - Nie przypuszczałam po prostu, że możesz się
tak ożywić na widok antycznego wyposażenia cukierenki z lodami.

- Nie obiecuj sobie po tym zbyt wiele - burknął pod nosem.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Nie obiecuj sobie po tym zbyt wiele. Słowa Davida tłukły się

echem w jej głowie z ogłuszającą siłą. Problem polegał na tym, że
już sobie zaczęła obiecywać. Przyzwyczaiła się do jego obecności,
do przekomarzania się z nim, do całowania go. To wszystko daleko
wybiegało poza przyjacielskie lekcje, jakich miała mu udzielać na
prośbę Claire. Jak mogła do tego dopuścić? Czuła, że ogarnia ją
panika.

- Nic ci nie jest? - spytał David, gdy zatrzymała się nagle w

miejscu. - Wyglądasz zabawnie.

- Wszystko w porządku - skłamała, wachlując się dłonią. - Strasznie

tu gorąco. Wyjdę złapać trochę świeżego powietrza. Może napiję się
zimnej lemoniady...

Niepotrzebnie na niego patrzyła, bo zrobiło jej się jeszcze bardziej

gorąco. Miał na sobie tę samą płócienną koszulę, w której zjawił się
tu po raz pierwszy. I tak jak wtedy podciągnął rękawy, odsłaniając
opalone przedramiona. Fizyczna praca przy remoncie sklepu
sprawiła, że zarys mięśni stał się nieco bardziej wyrazisty, ale tylko
bystre oko mogło to zauważyć.

We wszystkim, co dotyczyło Davida, Anastazja miała bystre oko, i

to ją martwiło. Miała nauczyć go dystansu do życia, pokazać, jak
można się bawić, przekonać do marzeń. I chociaż ich wycieczka do
Ravinii nie odbyła się po jej myśli, zdawało się, że David
rozchmurzył się trochę i zaczął coś rozumieć. Nie uskarżał się już na
głupotę swojej babci, która kupiła ruinę, nie dom, nie truł o
statystyce bankructw ani o podobnych bzdurach.

I z pewnością nie całował jak facet, który jest nieuleczalnym

tępakiem!

- Jesteś taka rozpalona - zauważyła z niepokojem Claire. - Mam

nadzieję, że nie rozłoży cię jakieś choróbsko.

- Też mam taką nadzieję. - Miała nadzieję, że znajdzie w sobie

odporność na urok Davida, choćby dlatego, że ten facet wciąż jej do
końca nie akceptował ani jej nie ufał.

- Słabo ci? - Objął ją w talii, jakby obawiał się, że zemdleje.
- Potrzebuję tylko zimnej lemoniady.
- A nie lodów? - spytał z żartobliwym błyskiem w oku.

background image

- Gdzie tym wszystkim lodom do lodów Claire. Ona mnie całkiem

rozpuściła.

- To jej specjalność.
Spojrzała mu w oczy. Miało to być przelotne zerknięcie, ale

przerodziło się w coś niebezpiecznego. Jego tęczówki mieniły się
różnymi odcieniami błękitu. Spojrzenie było również pełne znaczeń -
najpierw iskierka humoru, potem zamyślenie i jeszcze... czyżby to
było pożądanie?

Anastazja nie miała pojęcia, jak długo gapili się tak na siebie, jak

dwoje chorych z miłości głupców. A kiedy głos Claire sprowadził
ich na ziemię, modliła się, żeby to była tylko sekunda albo dwie, a
nie dziesięć minut.

- Patrzcie, idzie ten przemiły pan Rozenkrantz. Może zechciałby się

z nami napić lemoniady?

- Kto to jest Rozenkrantz? - spytał David, kiedy babcia popędziła

alejką za starszym mężczyzną.

- To właściciel antykwariatu z sąsiedniego domu. Na pewno go

zauważyłeś. Ma szyld „Jaskinia Starożytności".

- Nie zauważyłem. Co ta babcia wyprawia?
- Rzeczywiście, trudno się domyślić - zakpiła Anastazja. -

Rozmawia z panem Rozenkrantzem.

- To nie jest zwykła rozmowa. Zobacz, jak się wdzięczy. Ona... ona

z nim flirtuje! - David był oburzony.

Anastazja wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
- I co w tym takiego śmiesznego?
- Ty... - nie zdążyła wyjaśnić, bo przyłączyła się do nich Claire,

ciągnąc za sobą uśmiechniętego pana Rozenkrantza.

- Ira, chciałabym ci przedstawić mojego wnuka, Davida. A to moja

przyjaciółka, Anastazja.

- Znam Anastazję, wpada czasami do mojego antykwariatu. Jak się

spisuje ten ręcznie tkany dywan? - spytał Ira swoim tubalnym
głosem. - Davidzie... - Ira wyciągnął do niego dłoń - bardzo mi miło.
Twoja babcia zawsze wychwala cię po niebiosa.

- W jakich okolicznościach?
- Kiedy wpada do mnie do sklepu na popołudniową herbatkę.
- Od dawna? - David był coraz bardziej naburmuszony.

background image

- Patrz... - Anastazja musiała wkroczyć do akcji. - W tamtej budce

wisi siodło na wielbłąda. Zawsze o takim marzyłam. - Chwyciła
Davida pod ramię. - Chodź, pomożesz mi utargować najlepszą cenę.
- Ciągnęła go za sobą tak długo, aż znaleźli się poza zasięgiem
słuchu babci i jej przyjaciela.

- Po diabła ci siodło na wielbłąda?
- Nie potrzebuję żadnego siodła, choć byłby z niego wygodny

podnóżek. Nie chciałam, żebyś dalej robił z siebie głupca.

- Ja?!
- Jakbym słyszała wściekłego strażnika z powieści Jane Austen. -

Spojrzała na niego spode łba i zaczęła przedrzeźniać. - Od dawna? W
jakich okolicznościach? Daj spokój, twoja babcia jest dorosła. Może
chodzić na herbatkę do przyjaciela, kiedy ma na to ochotę.

- To twoja robota, prawda?
- Jej przyjaźń z Irą? Jasne, a dlaczego by nie?
- Dlatego, że ona jest moją babcią. Właśnie dlatego.
- I z tego powodu ma nie mieć prywatnego życia?
- Ona dawno skończyła siedemdziesiąt lat.
- Ira też. I co z tego?
- Ciekawe, o co mu chodzi. - David nie spuszczał wzroku z Iry

Rozenkrantza.

- Dlaczego podejrzewasz, że o coś mu chodzi? - David zaczął

doprowadzać ją do szału.

- Wszystkim o coś chodzi.
- Więc o co chodzi tobie?
- Staram się chronić babcię.
- Przed czym albo przed kim?
- Przed każdym, kto mógłby ją zranić. I wykorzystać.
- O mnie też pomyślałeś, że chcę ją wykorzystać?
- Wątpię, czy masz na nią dobry wpływ.
- A ty masz?
- Oczywiście, że tak - odpowiedział dopiero po chwili, wyraźnie

zbity z tropu pytaniem Anastazji. - Chcę dla niej jak najlepiej.

- Pod warunkiem, że ty decydujesz, co jest dla niej najlepsze. -

Miała wrażenie, że wrócili do punktu wyjścia. David był tym samym
tępym facetem, którego poznała kilka tygodni temu. - Gdyby to

background image

zależało od ciebie, ona musiałaby zapomnieć o swoich marzeniach.

- Nie poświęciłaby dla marzeń zabezpieczenia finansowego na

resztę życia.

- Czy naprawdę tak słabo znasz swoją babcię? To przecież mądra

kobieta. Dobrze wie, co robi.

- O, tak, na przykład teraz flirtuje z tym facetem z antykwariatu.

Spójrz tylko, wziął ją pod rękę.

- A to rozpustnik!
- To wcale nie jest śmieszne!
- Oczywiście, że jest.
- Bo masz spaczone poczucie humoru.
- To lepsze niż nie mieć go w ogóle. - Uśmiechnęła się z

wyższością.

- Nie będę się z tobą kłócić - odburknął ze złością.
- Oczywiście, że nie będziesz. Ale tylko dlatego, że do kłótni trzeba

dwojga. A to ja nie mam zamiaru ciągnąć tego rodzaju dyskusji.

- Jakiej dyskusji?
- Takiej, w której byś przegrał. - Odwróciła się na pięcie i dołączyła

z powrotem do Iry i Claire, zostawiając Davida z jego
zmartwieniami.

- Ira, jak długo prowadzisz ten interes? - zapytał znienacka David,

przyłączywszy się do nich w kolejce po lemoniadę. - O co chodzi? -
zwrócił się do wyraźnie oburzonej babci i sztyletującej go wzrokiem
Anastazji.

- Pozwoliłbyś chociaż człowiekowi usiąść i wypić lemoniadę,

zanim zaczniesz swoje przesłuchanie - pouczyła go Anastazja i
pobłażliwym tonem wyjaśniła Irze: - David jest inspektorem
dochodzeniowym straży pożarnej, bada przyczyny pożarów i tropi
podpalaczy. Wścibstwo i podejrzliwość leży w jego naturze, nie
bierz więc tego do siebie.

- Nie biorę - zapewnił ją Ira, a w jego piwnych oczach pojawił się

błysk rozbawienia. Mimo mocno już przerzedzonych siwych
włosów, nadal był uwodzicielsko przystojny. - Biznesem zajmuję się
od dwóch lat, Davidzie.

- Niezbyt długo. Zawsze pracowałeś w branży antykwarycznej?
- Nie, imałem się w życiu przeróżnych zajęć.

background image

- Tak myślałem.
Claire rzuciła Davidowi piorunujące spojrzenie i szybko zmieniła

temat.

- Wyobraź sobie, Ira, kupiłam tu przepiękny bar, z lustrem na tylnej

ścianie i witrażowymi lampami... Już widzę, jak będą wyglądać na
półkach moje kielichy w kształcie tulipanów... To prawdziwy
klejnot.

- Tak jak ty - szepnął Ira z galanterią.
- Byłeś kiedyś żonaty? - zapytał David z delikatnością słonia w

składzie porcelany.

- Parę razy.
Wspaniale. Więc ten facet to zwykły kobieciarz. David czuł przez

skórę, że jest w nim coś podejrzanego.

- Może powinieneś zdjąć Irze odciski palców i mieć to z głowy? -

zaproponowała Anastazja.

David spojrzał na nią okrągłymi oczami. Czy ona jest ślepa? Nie

widzi, że ten Ira to jakiś ciemny typ?

- Podtrzymuję tylko rozmowę, nic więcej.
- Jasne - mruknęła z zaciętą miną.
David szybko się zorientował, że w obecności Claire i Anastazji

niczego więcej od Iry nie wyciągnie. Postanowił poczekać na
właściwy moment. Przysłuchiwał się, jak babcia gawędzi z
przyjacielem o modelach łyżek do lodów, o wystroju cukierenki, i o
tysiącu innych spraw. Udawał, że nie zwraca na nich uwagi, ale
kiedy chwilę później podsłuchał, że wybierają się razem na kolację,
już wiedział, co musi zrobić.

Anastazja spojrzała w lustro po raz piąty w ciągu pięciu minut.

Wyglądała nieźle. Zdecydowała się na czarną sukienkę z lat
czterdziestych, z atłasową górą i bolerkiem z siatki. Natrafiła na nią
w sklepie z używanymi rzeczami i wprost nie mogła uwierzyć we
własne szczęście. Zawsze, kiedy ją miała na sobie, czuła się jak
Lauren Bacall.

Jaskrawoczerwona szminka również pasowała do stylu lat

czterdziestych. Podobnie jak kolczyki i bransolety z gagatów, które
wyszperała po południu na pchlim targu.

Kiedy David zaprosił ją na kolację, w pierwszej chwili chciała

background image

odmówić, bo zachował się wobec Iry jak natrętny nudziarz. Ale gdy
spojrzał na nią przepraszająco, tymi swoimi czarodziejskimi oczami,
jej początkowy opór rozmył się niczym zamek z piasku oblany
morską falą.

Stanął w progu dokładnie o umówionej porze. Z obezwładniającym

uśmiechem na twarzy wręczył jej czerwoną różę.

- Wyglądasz olśniewająco. Myślałem, że przejdziemy się na

piechotę, jest piękna pogoda. To niedaleko... - Spojrzał na jej
pantofle na wysokich obcasach.

- Dobrze wyglądają, ale to nie znaczy, że są niewygodne -

odpowiedziała, kiedy wreszcie odzyskała oddech. Miał na sobie
czarny garnitur, niebiesko-czarną koszulę i świetnie dobrany krawat.
- Z przyjemnością się przespaceruję.

Przeszli trzy przecznice do restauracji „Pod Różą", którą wybrał

David. Anastazja dobrzeją znała, słynęła z najlepszej włoskiej kuchni
w okolicy. Czy wiedział, ze to jedno z jej ulubionych miejsc? Na
myśl o tym, że zależało mu, żeby ten wieczór był specjalny,
zawirowało jej w głowie. Przyniósł różę. Wybrał restaurację, którą
lubiła. Kiedy jednak weszli do środka, natychmiast spadła na ziemię.

Jedno spojrzenie na Irę i Claire, którzy rozkoszowali się

romantyczną kolacją we dwoje, wystarczyło, żeby domyślić się, o co
tu naprawdę chodzi. Wpadła w furię.

- Ty podły szpiegu! Nie zostanę tu w roli twojej wspólniczki! Było

jednak za późno. Claire i Ira już ich zauważyli.

- Hej, siadajcie z nami - zawołał Ira.
- Nie możemy... - Anastazja potrząsnęła głową.
- To się nazywa szczęście... - przerwał jej David. - Co za

przypadek.

- Co za farsa - wycedziła przez zęby Anastazja. Mogła wyjść, ale

nie chciała denerwować Claire. Poza tym zdecydowana była bronić
jej przyjaciela przed jej wrednym wnukiem. Usiadła więc, gotując się
w środku ze złości.

Kelner przyniósł dwa dodatkowe krzesła i nakrycia. Podnieśli karty

z menu.

- Co zamówisz?
- Poradę adwokata - odpowiedziała z pasją.

background image

- Nie widzę tego w menu - David odparł jej atak z ostrzegawczym

błyskiem w oku.

- Kłócicie się? - spytała zmartwiona Claire.
- Jeszcze nie - odpowiedziała Anastazja. - Ale w każdej chwili...
- Co ty zrobiłeś? - Claire surowym wzrokiem spojrzała na Davida.
- Ja? Dlaczego podejrzewasz, że coś zrobiłem?
- Bo dobrze cię zna - odpowiedziała za nią Anastazja.
- Tak, tak, dobrze cię znam. - Claire poklepała Davida po dłoni, a

Anastazji zdawało się, że przez jego twarz przemknął grymas
gniewu. - A teraz, mój drogi, zachowuj się.

Anastazja uśmiechnęła się. Claire, Panie, chwała jej za to, pokazała

Davidowi, gdzie jest jego miejsce. Wątpliwe, żeby taki tuman wziął
sobie to na dłużej do serca, ale sprawy nie potoczyły się po jego
myśli. Mogła z przyjemnością zabrać się do jedzenia.

* * *

- Cóż ta Claire wyrabia? - Osowiała Hattie przysiadła na łopatce

jednego z wentylatorów w restauracji „Pod Różą". - Miała zająć się
swataniem Anastazji i Davida, a ona umawia się na randki. Po co ona
to robi?

- Bo jest człowiekiem, a ty nie.
- Jasne, a ty ciągle musisz mi to przypominać.
- Przestań marudzić. - Muriel rzuciła w nią grzanką. Nie trafiła

tylko dlatego, że Hattie w ostatniej chwili zdążyła przykucnąć.
Poprawiła kapelusz przyozdobiony kwiatami moreli i przejrzała się
w maleńkim lusterku zatkniętym na czubku czarodziejskiej różdżki.

- Chciałam tylko powiedzieć, że na pchlim targu wszystko

przebiegało wspaniale, dopóki nie zjawił się ten Ira i Claire nie
zaczęła z nim flirtować. Teraz David martwi się o babcię, a
Anastazja jest na niego wściekła.

- A więc na autostradzie życia doszło do małej stłuczki. - Muriel

wzruszyła tylko ramionami.

- Znowu buszowałaś w Internecie, co? - Betty zmierzyła siostrę

karcącym wzrokiem. - Ostrzegałam cię przed wizytami w tym
gnieździe plotkarzy.

- Używam go tylko dla pogłębienia swojej wiedzy. O ludzkim

zachowaniu i tym podobnych sprawach.

background image

- Hm, hm... - Hattie głośno chrząknęła. - Może byśmy wróciły do

Anastazji i Davida. Co teraz zrobimy?

- Gdybym była tobą, zeszłabym z tego śmigła - odpowiedziała

Betty.

- Niby dlaczego?
- Bo właśnie ktoś włączył wentylator.
Ułamek sekundy później wirujące śmigło wyrzuciło Hattie w

powietrze. Wylądowała w drugim końcu sali, na półce za barem
obok butelki Jacka Danielsa. Kapelusz zakrył jej pół twarzy, a suknia
owinęła się wokół talii, odsłaniając kolorowe majtki. Siła uderzenia
przewróciła otwartą butelkę gazowanej wody, która polała się
ciurkiem na zadarty nos Hattie.

- Pierwsza zasada działania dobrych wróżek - zacytowała Muriel. -

Nigdy nie pokazuj po sobie, że się pocisz.

* * *

- No więc dobrze - zaczął David pojednawczym tonem, kiedy

znaleźli się przed domem. - Przyznaję, że wplątywanie cię w mój
plan było nie fair...

Anastazja, idąc dziesięć kroków przed nim, odwróciła się i przez

chwilę milczała, patrząc na niego z pogardą i ogniem w oczach.

- Mogę ci powiedzieć, co jest nie fair. To, że ty... Uff! - Bezradnym

gestem wyrzuciła w górę ręce. - Jestem zbyt wściekła, żeby z tobą
rozmawiać.

- To znaczy, że nie dostanę buzi na dobranoc? - spytał z kwaśną

miną.

- Och, Davidzie, Davidzie... - Ku jego zdumieniu nie rozzłościła się

jeszcze bardziej, tylko pokręciła głową. - Jak mało mnie znasz.

Sam nie był pewien, czy spodobało mu się to, co usłyszał.
- Nie tylko cię nie pocałuję, tak jak teraz... - przyciągnęła go do

siebie i na samym środku chodnika uraczyła ognistym pocałunkiem -
ale w dodatku sprawię, że będziesz za tym tęsknił. - Przy drugim
pocałunku przylgnęła do niego tak namiętnie, że odruchowo
wyciągnął ręce, żeby ją objąć. Ale jej już nie było. Przebiegła kilka
kroków do drzwi, a potem z hukiem je zatrzasnęła.

Popijał u siebie w mieszkaniu drugie piwo, kiedy usłyszał pukanie

do drzwi. Otworzył ostrożnie, z cichą nadzieją, że to Anastazja.

background image

- Zdaje się, że spodziewałeś się kogoś innego? - Claire właściwie

odczytała jego minę.

- Przepraszam, babciu, wejdź, proszę. Pewnie przyszłaś mnie

zbesztać. - Umościł się z powrotem na wielkiej skórzanej kanapie.

- Oczywiście, że nie. - Usiadła obok, poklepała go po dłoni, a

potem sięgnęła po puszkę piwa i otworzyła ją z taką wprawą, że
David ze zdumienia otworzył usta. Nigdy przedtem nie widział babci
pijącej piwo.

- Podać ci szklankę?
- Nie, dziękuję. Wiem, że troszczysz się o mnie i stąd to twoje

zachowanie w restauracji. Doceniam twoją troskę, ale naprawdę nie
masz się o co martwić. Nigdy nie marzyłam, żeby powtórnie wyjść
za mąż.

Uspokojony, wypił następny łyk piwa.
- Jeśli się ma stałą rentę, o wiele rozsądniej jest po prostu mieszkać

we dwoje - powiedziała wesoło. - Z finansowego punktu widzenia
formalne małżeństwo jest niekorzystne w naszej sytuacji.

David tak się zakrztusił, że Claire musiała uderzyć go w plecy.
- Och, mój drogi, widzę, że cię zaszokowałam.
- Żebyś wiedziała! - warknął wściekle.
- Trudno, po prostu będziesz musiał się z tym pogodzić -

powiedziała bez cienia skruchy. - I przestań się o mnie martwić.
Raczej zajmij się Anastazją. To twoja przyszłość.

Raczej mój upadek, to bardziej prawdopodobne, pomyślał ponuro.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- To musi być gdzieś tutaj - mruknął do siebie David, wpatrując się

w plany budynku. Oświetlenie w piwnicy nie było najlepsze, ale
wystarczyło, żeby odnaleźć znaki na ścianach. Sprawdził już, z
czego są zbudowane, a najtrudniejsze zostawił na koniec. Wschodnia
ściana była zasłonięta przez urządzenia ogrzewcze i klimatyzacyjne.

Jeżeli rzeczywiście na dole znajdowało się jakieś ukryte

pomieszczenie, to Chester dobrze je zakamuflował. A jeśli tak, to
nielegalny szynk był równie dobrze zamaskowany i pewnie nigdy nie
stał się obiektem policyjnego nalotu. David przewertował kilka
książek o prohibicji w Chicago i znalazł w nich trochę informacji o
„Chesty" Fergusonie, ale były to najwyżej dwuzdaniowe wzmianki,
pozostające w cieniu opowieści o najsławniejszym gangsterze
tamtych czasów, Alu Capone.

Jeszcze raz pochylił się nad planami, kiedy usłyszał nad sobą

przeraźliwy hałas, jakby do cukierenki na parterze wpadła banda
ludzi. Była niedziela i nie spodziewał się żadnych robotników.

Na górze zastał kompletny chaos. A w jego centrum Anastazję,

wydającą rozkazy swoim żołnierzom.

- Okay, Ryan i Jason pomalują sufit. Courtney i Heather przyłożą

tapety do ściany. Musimy w końcu wybrać jedną z tych dwóch i
zacząć je przyklejać. Mama i tata pójdą ze mną do kuchni pomóc
Claire.

Wylewając z siebie nieprzerwany potok słów, Anastazja cofała się

powoli, aż w końcu wpadła prosto na Davida.

- Przepraszam... - Spojrzała na niego przez ramię, wyraźnie

zaskoczona. - Nie wiedziałam, że dzisiaj tu przyjdziesz.
Wspominałeś coś o wolnym dniu.

O co jej chodzi, co ona knuje? Ma minę, jakby czuła się winna. A

może to zwykła konsternacja? Przez ostatni tydzień celowo go
unikała. Tęsknił za nią. I to bardzo.

- Co tu się dzieje? - zapytał w końcu.
- Nic, czym musiałbyś się martwić. Wracaj do piwnicy i rób swoje.

Na nas w ogóle nie zwracaj uwagi.

- Nie ma mowy - zapewnił ją skwaszonym tonem.
- Nie zamierzasz nas przedstawić? - zapytała przytomnie Shirley

background image

Knight, matka Anastazji.

- Oczywiście. Mamo, to jest David Sullivan, wnuk Claire, ale nie

może teraz z nami porozmawiać, bo ma coś bardzo ważnego do
zrobienia na dole - wyrzuciła z siebie jednym tchem.

- Czy jest żonaty? - spytała Shirley, która nie zwykła niczego

owijać w bawełnę.

- Mamo!
Davidowi spodobało się zakłopotanie Anastazji. Wyczytała to z

jego uśmiechu i poczuła, że się czerwieni. Nienawidziła tego. Do
diabła, była przecież dorosła. Już dawno powinna przywyknąć do
zagrywek mamy. Problem w tym, że nie przywykła do Davida, i do
tego, jak na nią działa.

- Nie jestem żonaty - odpowiedział uprzejmie.
- Jak to miło. - Shirley rozpromieniła się.
Anastazja odetchnęła z ulgą, kiedy przyłączył się do nich tata, choć

ograniczył się do jednej kpiącej rady:

- A teraz biegnij, synu, póki jeszcze masz szansę. Jestem ojcem

Anastazji. Bob Knight.

Jego ostatnie słowa zagłuszyły dźwięki „Everybody Loves

Somebody" Deana Martina.

- Tato, prosiłem cię, żebyś zostawił swoje płyty w domu! - krzyknął

Jason.

- I zostawiłem. To jest kaseta. - Bob wskazał nie bez dumy głośnik

magnetofonu, po czym pogrążył się w dyskusji z synami, z których
żaden nie podzielał jego miłości do Deana.

- Kochanie - upomniała go żona - nie bądź taki irytujący, wiesz

przecież, jak to wszystkich drażni.

Na szczęście oddaliła się tuż za nim.
- Chyba powinnam cię wcześniej ostrzec, że przyjdzie moja

rodzina, żeby pomóc Claire, ale pomyślałam, że to będzie dla ciebie
niełatwe przeżycie.

- Dlaczego tak pomyślałaś?
- Nikt zdrowy na umyśle nie zniesie łatwo spotkania z całą moją

rodziną. Mówiąc oględnie, potrafimy być kłopotliwi.

- Sądzisz, że nie umiem sobie radzić w trudnych sytuacjach?
Zauważyła w jego oczach szatańskie błyski i trochę ją to poruszyło.

background image

Czyżby flirtował z nią? Na oczach jej rodziny?

Kiedy się znienacka pojawił, serce podeszło jej do gardła. Tylko

dlatego, że dobrze znała swoją mamę i wiedziała, jak zareaguje.
Zawsze tak się zachowywała, kiedy widziała swoją jedyną córkę w
towarzystwie mężczyzny przed sześćdziesiatką. No, może nie
zawsze. Zaczęło się, tak naprawdę, kiedy Jason i Ryan szczęśliwie
się pożenili. Przedtem była całkiem zrównoważona.

Owszem, zdarzył się jeden wyskok, kiedy miała dość ojca i

wyrzuciła go na kilka dni do Jasona. Ale potem państwo Knight
znowu byli parą zakochanych gołąbków, może nawet bardziej niż
kiedykolwiek. Dramat zaczął się po ślubie Jasona w zeszłym
miesiącu. Mama zwariowała na punkcie Anastazji i jej stabilizacji.

Widząc, co się dzieje, jej bracia z miejsca zaczęli wtrącać swoje

trzy grosze, świetnie się przy tym bawiąc. Właśnie dlatego
postanowiła chronić Davida przed wyskokami swojej rodziny.

Znając jego przewrotność, nie powinna się jednak dziwić, że czując

pismo nosem, tym bardziej uparł się zostać.

- Proszę bardzo, zostań tu, jeśli chcesz. Tylko mi potem nie mów,

że cię nie ostrzegałam.

- Obiecuję.
Jakby na potwierdzenie tego, co myślała o swoich braciach,

przyłączył się do nich Jason.

- Jeżeli wyprowadzisz z równowagi moją siostrę, natychmiast jesteś

moim przyjacielem. Jason Knight.

- Brat ważniak - nie omieszkała dodać Anastazja.
- A ja jestem jego żoną, Heather Grayson-Knight - przedstawiła się

kobieta, która stanęła u boku Jasona.

- Gwiazda radiowa, prowadzi „Miłość w opałach" - uzupełniła

Anastazja.

- Nieczęsto słucham radia - przyznał ze skruchą David.
- David jest absolwentem Wydziału Tępienia Zabawy. W

przeciwieństwie do mojego brata Ryana, który ma ogromne poczucie
humoru. Uważaj, nie pij przy nim czekolady z mlekiem.

- Lepiej nie pytaj - poradził Jason, widząc skonsternowaną minę

Davida.

- Hej, wszystko słyszałem. - Podszedł do nich Ryan. -Ten wypadek

background image

z tapetą przydarzył się wieki temu.

- Pewnych rzeczy nigdy się nie zapomina - stwierdziła poważnie

Anastazja.

- I niektórych ludzi. - Ryan spojrzał czule na kobietę, która objęła

go w pasie.

- Ryan ma na myśli swoją żonę. Był tak głupi, że pozwolił jej

kiedyś odejść. Ale teraz, starszy i mądrzejszy, naprawił swój błąd.

- Ryan nigdy nie przyznaje się do błędów. Cześć, jestem Courtney,

jego lepsza połowa.

- I tu masz rację - zgodził się Ryan.
- Anastazjo, moim zdaniem to genialny pomysł z tą cukierenką z

lodami - powiedziała Heather. - Powiem coś o tym w swojej audycji.

- Już wiesz, dlaczego te dwie dziewczyny tak się lubią - oświecił

Davida Jason.

- Ja też uważam, że to dobry pomysł - wtrąciła się Courtney.
- Słusznie, nie dwie, tylko trzy - poprawił się Jason. - Dobrały się

jak w korcu maku.

David zauważył, jak bardzo te trzy kobiety różnią się urodą.

Wysoka i szczupła Courtney była jasną blondynką, niższa od niej
Heather miała kasztanoworude włosy do ramion. Anastazja miała w
sobie coś wyjątkowego, jakąś niezwykłą energię, jakby była
samoistnym żywiołem natury. Jej złote oczy hipnotyzowały go, a
bujne kasztanowe włosy budziły pokusę, żeby zanurzyć w nich
palce.

- Dosyć tego - upomniała braci. - Nie zaprosiłam was tutaj na

pogaduszki.

- Wcale nas nie zapraszałaś - zaprotestował Ryan. - Ty nam

rozkazałaś tu przyjść, o ile mnie pamięć nie myli.

- Jesteście moimi braćmi. Moją rolą jest trzymać was w karbach.
- Myślałem, że po to mamy żony. Au! - Dostał kuksańca od

Courtney. - Co ja takiego powiedziałem? Lepiej już sobie pójdę.

- Dlaczego zagoniłaś swoją rodzinę do roboty? - spytał David,

kiedy został sam na sam z Anastazją.

- Nie słuchaj Ryana, oni naprawdę chcieli pomóc. Doszłam do

wniosku, że przydadzą nam się dodatkowe ręce do pracy. Do
otwarcia zostały tylko dwa tygodnie, a my jesteśmy w lesie. Mimo że

background image

urabiasz sobie ręce po łokcie.

Prawda była taka, że ten remont sprawiał Davidowi ogromną

satysfakcję. Każdego dnia rano ledwie otworzył oko, zrywał się z
łóżka. Przypomniał sobie po wielu latach, jaką przyjemnością może
być fizyczna praca.

- Jesteś zły, że poprosiłam ich o pomoc?
- Nie, oczywiście, że nie. Miałaś rację, przydadzą nam się

dodatkowe ręce do pracy.

Uraczyła go jednym ze swoich profesjonalnych uśmiechów

bibliotekarki i niemal w tym samym momencie jęknęła na dźwięk
„Welcome to my World" Deana Martina.

- Tato! Nie tak głośno!
- Może powinnaś namówić moją babcię, żeby włączyła taśmę z

Bruce'em Springsteenem?

- Ooo? Zauważyłeś...?
- Trudno było nie zauważyć, skoro jej muzyczne gusty ograniczały

się dotąd do piosenek z lat pięćdziesiątych - odpowiedział z
przekąsem.

- Puściłam kiedyś kasetę z Bruce'em w samochodzie, i to wszystko.

Spodobała jej się.

- Powiedziała mi to. Powiedziała też, żebym pilnował swoich spraw

i odczepił się od niej i od Iry.

- Ja też ci to mówiłam.
- Tak, ale jej posłuchałem.
- Dobra, punkt dla ciebie.
- Więc nie jesteś już na mnie wściekła?
- Czy ty nie próbujesz przypadkiem przeciągnąć mnie na swoją

stronę? Po to, żeby skutecznie zaatakować Claire? - Patrzyła na
niego podejrzliwie.

- Klnę się na życie, że nic takiego nie przyszło mi do głowy -

przysiągł najzupełniej poważnie.

Przypomniała sobie, że kiedyś już tak na nią patrzył - uwodząc

męskim czarem i wyrzutami sumienia. Tym razem jednak przysięgał
tak żarliwie, że postanowiła mu zaufać.

- Dajmy temu spokój, ale jeśli jeszcze raz nabruździsz, masz u mnie

przechlapane.

background image

- Jak na bibliotekarkę, ciekawie dobierasz słowa.
- To skutek oglądania „Trzech Fagasów".
- Anastazjo - zawołała Claire - mam zamiar wykorzystać twoich

rodziców do pomocy w kuchni.

- Śmiało! - odpowiedziała ze śmiechem, a potem wyjaśniła

Davidowi: - Mama będzie ubijała lody, a tata ma je degustować.
Twoja babcia ciągle eksperymentuje, szuka oryginalnych smaków.

- Wiem, wiem - zaśmiał się rozbawiony. - Unikaj brzoskwiniowo-

miętowo-orzechowych.

- To jeszcze nic. W dawnych czasach robili lody o smaku zupy z

ostryg albo szparagów. Delmonico z Nowego Jorku miał w swoim
repertuarze pumpemiklowe z ryżowego ciasta!

- Moim zdaniem, ważniejsza od nowych smaków jest dobra nazwa

dla tej cukierenki.

- Wszystko słyszałam! - Claire pojawiła się z łyżką lodów. - Masz,

spróbuj.

- Co to jest? - David przyglądał się im nieufnie.
- Lody.
- Jaki smaa... - nie zdążył skończyć, bo babcia wepchnęła mu łyżkę

do ust.

- Rozpływają się w ustach. Bob uważa, że są smaczne, prawda,

Bob? - zapytała, odwracając się przez ramię do ojca Anastazji.

- Pyszne. Chyba będę musiał popuścić trochę pasa, zanim stąd

wyjdę.

- Rzeczywiście, ciekawe - przyznał David. - Co to za smak?
- Żurawiny.
- Nie lubię żurawin - skrzywił się jak kapryśne dziecko.
- A jak nazywa się twoja cukierenka? - Bob zwrócił się do Claire.
- Nie ma jeszcze nazwy.
- Co byście powiedzieli na „MacRożek"? - Ryan oderwał się na

chwilę od malowania i rzucił swój pomysł.

- A „Cafe Ambrozja"? - zaproponowała Heather znad stołu, przy

którym rozwijały z Courtney rolki tapet.

- Albo „Retro pod Sułtańskim Pucharkiem" - dorzucił swoje Jason.
- To jest to! - krzyknęła z entuzjazmem Claire, wymachując rękami.

- To jest nazwa, o jaką mi chodziło. Retro... wspaniale, sprawa

background image

załatwiona.

- Najwyższa pora - zauważył David. - Do uroczystego otwarcia

pozostały dwa tygodnie.

- Zaraz zadzwonię do szyldziarza. „Retro pod Sułtańskim

Pucharkiem" - powtórzyła. - Tak, to brzmi dobrze.

Kiedy rodzina Anastazji wychodziła, było już prawie ciemno.
- Doprawdy nie znajduję słów, żeby podziękować wam za pomoc -

rozpływała się w uprzejmościach Claire.

- Po to ma się rodzinę i przyjaciół.
- Nie mam lepszych przyjaciół od ciebie. - Uścisnęła mocno

Anastazję. - Dzięki rodzinie Knightow „Retro" ma już nazwę i tapety
na ścianach. - A gdzie jest David?

- Jakąś godzinę temu poszedł na dół - odpowiedziała Anastazja,

przypominając sobie z ulgą, że czmychnął nie zauważony przed
drugą rundą inkwizycyjnych pytań mamy.

- Ten biedny chłopak nigdy nie odpoczywa.
- Kiedy któregoś dnia zapytałam go, w co wierzy, odpowiedział, że

w ciężką pracę i w baseball. Nie w marzenia. Mówił, że jego tata
zaryzykował wszystko dla jakiegoś głupiego pomysłu, a reszta
rodziny musiała za to płacić.

- Coś takiego! - Wstrząśnięta Claire przyłożyła dłoń do ust. - Nie

miałam pojęcia, że patrzy na to w ten sposób. To prawda, że mój syn
był marzycielem i niezbyt dobrze planował swoje finansowe
poczynania, ale przecież w żaden sposób nie mógł przewidzieć, że
zginie razem z żoną w czołowym zderzeniu. To nie on spowodował
ten wypadek.

- Czy David wie o tym?
- Tak, wiele razy mu to powtarzałam, ale on potrafi być potwornie

uparty, jeśli wbije sobie coś do głowy.

- To nie to... - mruknęła posępnie Anastazja. - Powiedział mi, że

wśród analityków pożarów nie ma zbyt wielu marzycieli. Sądzę, że
to praca tak na niego działa.

- Może masz rację. Mam nadzieję, że ten urlop dobrze mu zrobi, że

trochę odetchnie, ale przecież nie odpoczął za bardzo, pracując tutaj
całymi dniami. A teraz jeszcze zszedł do piwnicy.

- Jakieś poprawki?

background image

- Nie, coś tam sobie dłubie dla zabawy.
- Nigdy nie widziałam, żeby się bawił... Chyba musiał tam coś

odkryć, coś, co go zainteresowało. - Sama nie pozbawiona
wyobraźni, zaczęła się zastanawiać, co to może być. - Chodźmy tam.

Znalazły go w odległym kącie piwnicy. Obstukiwał jedną ze ścian i

w ogóle zachowywał się podejrzanie. Miał rozpalony wzrok i nie
zauważał ich obecności. To nie był człowiek zajęty poprawkami
remontowymi, to był facet z misją - a misje nie tak wiele dzieli od
marzeń.

- Czy właśnie w ten sposób się bawisz? - spytała wesoło Anastazja.

- A jeśli tak, to czy możemy się przyłączyć?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

David aż podskoczył. Potem powoli się do nich odwrócił.
- Ho, ho - przekomarzała się Anastazja. - Spójrz tylko na ten wyraz

winy w jego oczach, Claire. Chyba przyłapałyśmy go na
poszukiwaniu skarbów.

- Kiedy był małym chłopcem, uwielbiał ich szukać - powiedziała z

czułością w głosie Claire.

- Naprawdę? Nigdy bym nie pomyślała. A jakiego skarbu szukasz

w tej piwnicy, Davidzie? - Anastazja podeszła do planów.

- Nie szukam skarbu.
- A powinieneś - stwierdziła Claire. - Ten dom ma pasjonującą

historię.

- Słyszałaś o tym? - Zdziwiony spojrzał na babcię.
- Krążą plotki, że w tej kamienicy mieścił się kiedyś nielegalny

szynk.

- Nie żartujcie! - wykrzyknęła Anastazja. - Dlaczego żadne z was

nic mi nie powiedziało?

- Babcia nie życzyła sobie, żebyś obstukiwała każdą ścianę w

poszukiwaniu ukrytych pomieszczeń - wyjaśnił z przekąsem David.

- Dlaczego miałabym to robić?
- A więc tym się zajmujesz się w piwnicy... - Claire westchnęła z

ulgą.

- Co miałaś na myśli? - Anastazja zerkała to na Claire, to na

Davida.

- David coś odkrył - odpowiedziała Claire. – Powiedz jej.
- Nic specjalnego. Odkryłem tylko metrową różnicę między

wymiarami na planach a rzeczywistym obrysem piwnicy.
Prawdopodobnie to zwykła pomyłka.

- I dlatego opukujesz ściany? - spytała Anastazja.
- Szuka tajnego magazynu. - Claire broniła Davida.
- A może sprawdzam, czy nie ma tu termitów.
- To dom z cegły, a kontrola sanitarna wykluczyła jakiekolwiek

robactwo.

- No więc dobrze, szukam tajnego magazynu.
- Nie musisz o tym opowiadać, jakbyś popełnił jakąś zbrodnię -

powiedziała łagodnie Anastazja. - To jest w porządku. To jest bardzo

background image

podniecające. To...

- Prawdopodobnie wielkie nic. - Postanowił sprowadzić ją na

ziemię. - Przypomnij sobie, jaka wpadka przydarzyła się Geraldo
Rerze, kiedy w telewizyjnym programie na żywo otworzył sejf Ala
Capone. W środku nie znalazł niczego interesującego.

Nawet wtedy, gdy David to mówił, Anastazja widziała błysk w jego

oczach i wiedziała - nieważne, czy chciał się do tego przyznać, czy
nie - że porwało go coś, co nie było niczym innym niż marzeniem
poszukiwacza skarbów.

Nie potrafiła się powstrzymać. Podeszła i uścisnęła go.
- Jestem z ciebie dumna - szepnęła mu do ucha. Spojrzał na nią

zakłopotany, a potem dodał z typową dla siebie ostrożnością:

- Nie ma sensu, żebyś robiła sobie zbyt wielką nadzieję.
- Chłodny rozsądek nigdy nie był moją specjalnością.
- Uśmiechnęła się zalotnie.
Nie miała stuprocentowej pewności, ale mogłaby przysiąc, że

mruknął do siebie: „I dzięki Bogu".

* * *

- Zaczyna się łamać. - Betty dosłownie cmoknęła z zadowolenia. -

Mówiłam wam, że pokusa tajemnego magazynu przywróci w nim
wiarę w marzenia.

- Ciągle nie mogę dopatrzyć się związku... - wyznała Hattie ze

szczytu zawile rzeźbionej kolumienki baru.

- On szuka skarbu - wyjaśniła Betty. - Dokładnie tak, jak robił to w

dzieciństwie.

- Przecież nasze zadanie polega na połączeniu Anastazji z

przeznaczonym jej mężczyzną, a nie na skłonieniu Davida, żeby
uwierzył w marzenia - upierała się Hattie.

- Żeby udało się to pierwsze, musimy dokonać drugiego.
- To zaczyna być strasznie skomplikowane. - Hattie potarła czoło

magiczną różdżką. - Wiecie, co myślę o komplikacjach. Nie lubię
ich.

- Nie lubisz też koloru khaki - przypomniała jej Muriel - ale to nie

zmienia ogólnej postaci rzeczy. Prawda jest taka, że David musi
uwierzyć w marzenia, zanim połączy się z Anastazją w szczęśliwym
życiu aż do grobowej deski.

background image

- Założę się, że aniołowie stróże nie muszą wplątywać się w takie

sytuacje. Na pewno mają od nas lżejsze życie. Bez porównania... -
westchnęła rozmarzona. - Z tymi pięknymi, eleganckimi skrzydłami.
Nie takimi, jak nasze małe skrzydełka, krótkie i niezgrabne.

- Mówiłam ci, że nasze skrzydła są równie aerodynamiczne jak

skrzydła anielskie - tłumaczyła jej Muriel. – Poza tym nie masz na co
narzekać. Nie tylko ty chorujesz na uszy i przez to masz trudności z
lataniem. Ja też bez przerwy tracę równowagę.

- Założę się - Hattie wymachiwała różdżką, uradowana z myśli,

która właśnie wpadła jej do głowy - że dokładnie z tego powodu
wysypałam na Anastazję zbyt wiele pyłu odpowiedzialnego za
inteligencję i żywiołowy charakter. Musiałam chorować na zapalenie
ucha!

- Zręczna wymówka, ale wysypałaś ten pył, bo, jak zwykle,

popisywałaś się jak na scenie. Paradowałaś z tą śmieszną aksamitną
poduszką, która...

- Ona wcale nie jest śmieszna! - zaprotestowała Hattie. - To aksamit

w kolorze królewskiej purpury, z falbaną z przezroczystego szyfonu,
przetykanego złotymi i purpurowymi nitkami.... A na środku
przepiękne złocone naczynie z cherubinami.

- Właśnie - zakpiła Muriel. - Dokładnie tak, jak mówiłam.

Śmieszna ostentacja. To nie twój brak równowagi zawinił, tylko ta
poduszka. Oczywiście na koniec występu rzuciłaś w naszą stronę
triumfalne spojrzenia, jakże by inaczej, i ta krótka chwila
dekoncentracji wystarczyła, żeby poduszka z naczyniem przechyliła
się...

- Co za bzdury! - krzyknęła Hattie. - Tak, jakbyś mogła pamiętać to

wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami, po trzydziestu trzech
latach.

- Dla dobrych wróżek to jak mgnienie oka.
- Hej, dość tego! - warknęła Betty. - Może byśmy wróciły do

Anastazji i Davida? Tak jak przypuszczałam, jego babcia okazała się
niezwykle przydatna. Widziałyście, jak złagodniała twarz Anastazji,
gdy Claire wspomniała, że jej wnuk szukał w dzieciństwie skarbów?

Hattie i Muriel zgodnie skinęły głowami.
- To dobrze. A więc trzymamy się naszego planu, pamiętając, że

background image

zgranie w czasie jest wszystkim. Jeżeli David odkryje ten magazyn
za wcześnie albo za późno, nie osiągniemy tego, co chcemy.
Zrozumiano?

- Hm, a skąd będziemy wiedziały, kiedy nastąpi ta właściwa

chwila? - spytała Hattie.

- Twoim zadaniem jest to wiedzieć.
- Czyli moje zadanie polega na robieniu rzeczy, których nie potrafię

robić.

- Kiedy nadejdzie ta chwila, rozjarzy się twoja magiczna różdżka -

pocieszyła ją Betty.

- Zakładasz, że ona to zauważy - zadrwiła Muriel. - Pamiętaj, że to

ona nie włożyła okularów i dlatego poprowadziła nas przez niebo złą
drogą.

- A ty byś potrafiła zrobić to lepiej - oburzyła się Hattie. - Myślałby

kto!

- Potrafiłabym.
- A jednak też ci się nie udało, więc może byś się zamknęła! -

Hattie sfrunęła do Muriel na marmurową ladę i podwinęła rękawy
swojej złotej szyfonowej sukni. - Mam już dość wałkowania tego
tematu! Wara ode mnie!

Ku zdumieniu Hattie, Muriel uśmiechnęła się i czule ją przytuliła.
- To mi się podoba! Wreszcie nauczyłaś się bronić swojego zdania i

walczyć jak przystało dobrej wróżce. Moje gratulacje! Teraz wiem,
że jesteś moją siostrą.

- I moją. - Betty przyłączyła się do wzajemnych uścisków.
- Uważajcie na mój kapelusz! Jeśli macie taki dobry nastrój, to

pozwólcie mi zmienić wystrój tego wnętrza. Tylko trochę. Spójrzcie,
wszystko jest czerwone, białe albo niebieskie. Czuję się jak na planie
filmowym

„Przeklętych

Jankesów". Tu

potrzeba

więcej

lawendowego i różowego.

Jednym machnięciem czarodziejskiej różdżki Hattie podarowała

ścianom lawendowo-różowe pasy.

- Daj spokój - powiedziała Betty, przywracając poprzednie kolory. -

Do stu petunii, jesteś dobrą wróżką, a nie zwariowaną malarką.
Oszczędzaj magię na poważniejsze sprawy.

* * *

background image

- Wiesz przynajmniej, skąd wracam? - Anastazja siedziała na

swoim najwygodniejszym krześle, z kotem zwiniętym na kolanach,
wlepiającym w nią niebieskie oczy. - Wcale nie bronię myszy, która
cię dręczy. Po prostu mój brat miał kiedyś w domu myszkę, więc nie
mogę jej tak zwyczajnie zabić. - Przerwała, żeby podrapać uszy
Xeny, co kotka uznawała za najczulszą pieszczotę. - Nie zrozum
mnie źle, denerwuje mnie ta mysz tak samo jak ciebie. Aż trudno
uwierzyć, że miała czelność znowu się tu pokazać. Kiedy następnym
razem wpadnie do pułapki, wywiozę ją gdzieś daleko. No, może nie
za daleko, bo kiedy jest uwięziona, dostaje szału, a nie chcę, żeby
zrobiła sobie coś złego.

Kotka zamruczała, Anastazja mówiła więc dalej.
- Nie myśl sobie, że tylko ty jesteś tu rozstrojona. Wejdź w moją

skórę. David doprowadza mnie do obłędu. Najpierw myślałam, że
jest niemożliwy, potem, że budzi jakieś nadzieje, a w końcu
dochodzę do wniosku, że jest czarujący i seksowny. Co się ze mną
dzieje?

Anastazja rozglądała się po pokoju, jakby szukała odpowiedzi na to

pytanie w jakimś kącie. Celowo zostawiła w salonie dużo wolnej
przestrzeni, żeby te nieliczne meble mówiły same za siebie.
Kolorowy marokański stół powinien gryźć się z obitymi kwiecistym
perkalem krzesłami, ale się nie gryzł. Podobnie jak „Milczenie jest
złotem", drewniana rzeźba Balinese'a przedstawiająca maskę z
palcem przytkniętym do ust, współgrała z plakatami i reprodukcjami
ilustracji z jej ulubionych książek dla dzieci.

Niestety nie znalazła odpowiedzi nigdzie w pokoju, podsumowała

więc swój monolog.

- Wiesz, że David mnie pocałował, a potem pozostawił w

zawieszeniu. No tak, tego wieczora, kiedy zabrał mnie do restauracji,
to ja go pocałowałam i pozostawiłam w zawieszeniu. Czyli wyszło
na remis. Coś mi jednak mówi, że to do mnie należy następne
posunięcie. Powinnam coś zrobić, prawda? A nie siedzieć tu i
marudzić. No dobrze, dzwonię do niego.

- Jesteś zajęty? - spytała, ledwie dając mu szansę na powiedzenie

„halo".

- To zależy, dlaczego pytasz? - odpowiedział ostrożnie.

background image

- Spotkaj się ze mną za pół godziny w cukierence, to się dowiesz. -

Jej niski głos zdawał się wiele obiecywać.

Zderzyła się z nim na schodach prowadzących do piwnicy. Przed

wyjściem z domu przebrała się w wygodną sukienkę ze sztucznego
jedwabiu w bursztynowym kolorze. Jej miękkie sandały skrzypiały
cichutko, gdy balansowała na stopniu, starając się odzyskać
równowagę.

David objął ją ramionami, żeby nie upadła, ale zaraz potem

usłyszała jego wyniosły głos.

- Za szybko chodzisz.
- Zauważyłeś, że masz zadatki na despotę? - Cofnęła się o krok,

żeby otworzyć drzwi do „Retro" kluczem, który dostała od Claire.
David też miał klucz, ale ona była przy drzwiach pierwsza.

- Ja? - zdziwił się David, wchodząc za nią do środka. - A co

powiesz o sobie? To ty lubisz wszystkim rozkazywać.

- Nieprawda.
- Pamiętasz, jak ustawiałaś swoich braci?
- Bracia się nie liczą. - Włączyła witrażowe lampy za barem, które

rozproszyły mrok ciepłym światłem. - W dzieciństwie to oni bez
przerwy mi rozkazywali. Szczególnie Jason. Właśnie dlatego
przyrzekłam sobie, że kiedy dorosnę, nikt nie będzie mi mówił, co
mam robić. Nie wyobrażasz sobie, co to znaczy wychowywać się z
przemądrzałymi braćmi.

- Rzeczywiście, nie wyobrażam sobie.
- Przepraszam, twoje dzieciństwo bardzo różniło się od mojego. -

Anastazja uświadomiła sobie, że David dorastał nie tylko bez
żadnego rodzeństwa, ale i bez rodziców.

- Miałem szczęście, że dziadek i babcia byli tacy wspaniali.

Dziadek zmarł na zawał parę dni po tym, jak skończyłem college.
Nie miałem najmniejszego pojęcia, że był kiedyś sprzedawcą lodów i
wody sodowej, i że poznali się z babcią w cukierence z lodami.
Dowiedziałaś się o tym wcześniej niż ja.

Zrozumiała, że trafiła na jego czuły punkt, i postanowiła go

rozweselić.

- Tak, czasami bywam trochę wścibska.
- Umiesz słuchać.

background image

- Mogę cię tego nauczyć. Zaczniemy dziś wieczorem. Potrzebne

będą lody i wyobraźnia. Ale stawiam jeden warunek - że będziesz
trzymał ręce przy sobie. Uważasz, że ci się uda? To będzie test na
silną wolę.

- Jestem znany z silnej woli.
- Tak też myślałam. Więc coś takiego... - uraczyła go serią

delikatnych pocałunków w brodę - wcale cię nie bierze, prawda?

- Nie. - Jego głęboki głos wydał jej się bardziej ochrypły niż

zazwyczaj. I jeszcze bardziej podniecający.

Anastazja uśmiechnęła się tajemniczo. Właśnie na to czekała. Mógł

sobie mówić na schodach, że jest za szybka, ale nie przewidywała,
żeby dziś wieczorem uskarżał się na jej śmiałość.

- Więc na czym ma polegać ta wielka niespodzianka? - zapytał

David.

- Stań za ladą, to zobaczysz. No, może nie do końca zobaczysz, bo

muszę zasłonić ci oczy.

- Czy w planie jest też jedwabna pościel i kajdanki? - spytał z

nadzieją w głosie.

- Nie. A liczyłeś na to?
- Może...
- Niedobrze. Musisz wytężyć wyobraźnię. - Nachyliła się i

przewiązała mu oczy jedwabną chustką, którą zdjęła z szyi. - Nie
podglądaj!

- Nie masz chyba zamiaru robić niczego, czego nie powinny

oglądać niepowołane oczy? - zapytał niespokojnie, ale i z tonem
nadziei w głosie.

- Na przykład rozbierać się, to miałeś na myśli?
- Tak, coś w tym rodzaju...
- Oczywiście, że nie.
- Szkoda.
- Dobrze, zaczniemy od krótkiej lekcji biologii - zaśmiała się.
- Brzmi obiecująco.
- Czy wiesz, że na twoim języku znajduje się dziewięć tysięcy

kubeczków smakowych, a każdy z tych maleńkich kubeczków
zawiera od dziesięciu do piętnastu receptorów, które mówią
mózgowi, czy coś jest słone, kwaśne czy słodkie?

background image

Zaprzeczył ruchem głowy. Wiedział tylko, że rozmowa o języku

budzi w nim szczególny rodzaj głodu. Wyobraził sobie, jak zlizuje z
jej nagiego ciała roztapiające się lody. I na tym prawdopodobnie
polega jej plan. Chce doprowadzić go do szaleństwa. Dobrze, we
dwoje można w to grać.

Wyciągnął po omacku ręce. Miał szczęście, chwycił jej dłoń.

Podniósł ją do ust i polizał między palcami.

- Mmm, słodkie i słonawe. Wszystkie dziewięć tysięcy kubeczków

smakowych mówi mi to samo.

Rozłożył jej palce i dotarł do wewnętrznej strony dłoni. Prześliznął

się językiem po całej powierzchni, licząc na to, że Anastazji zmiękną
kolana.

Musiała odetchnąć kilka razy, zanim zdołała cokolwiek

powiedzieć.

- Jesteś gotowy, żeby spróbować tych smakołyków?
- Bardziej niż gotowy - zachrypiał.
- Otwórz usta.
Rozchylił wargi, gotów przyjąć jej usta w gorącym pocałunku. Ale

ona wsunęła mu do ust małą plastikową łyżeczkę z czymś zimnym i
smacznym.

- Nikt na świecie nie ma stuprocentowej pewności, gdzie i kiedy

ukręcono pierwsze lody - opowiadała - ale istnieje wiele ciekawych
historii o ich pochodzeniu. Mówi się, że w pierwszym wieku naszej
ery cesarz Neron tak za nimi przepadał, że kazał sobie sprowadzać
śnieg z Alp.

David zaczynał rozumieć, na czym polega uzależnienie. Stawał się

coraz bardziej uzależniony od jej głosu. Ta baśniowa Szeherezada
musiała mieć głos podobny do głosu Anastazji.

- Cały miesiąc trwał transport śniegu do Rzymu. Neron jadał go z

sokami owocowymi i z miodem. To, czego teraz próbujesz, to
wiśniowy sorbet.

Smak wiśni i wyobraźnia kazały mu myśleć o jej wargach i o tym,

jak by smakowały po zimnym sorbecie. Nim zdążył pogrążyć się w
erotycznych fantazjach, włożyła mu do ust następną porcję.

- Legenda głosi, że Marco Polo powrócił z Chin z przepisem na

mrożoną śmietanę. Stała się znana jako gelati, czyli lody. To, czego

background image

teraz próbujesz, to aromatyczna francuska wanilia. Kiedy Katarzyna
Medycejska przyjechała do Francji, żeby poślubić króla, przywiozła
ze sobą własnego szefa kuchni, który potrafił przyrządzić gelati, i
odtąd Francuzi mogli raczyć się tymi pysznościami.

David przysiągłby, że celowo użyła tych słów. Raczyć się.

Pyszności. Był cały rozpalony. Dręczyły go myśli o ciele Anastazji, a
nie o przeklętych lodach.

- Słuchasz mnie? - spytała. - To miało być ćwiczenie na

koncentrację.

- Och, jestem skoncentrowany - wychrypiał, ale nie powiedział, na

czym.

- W XVII wieku król Anglii Karol I ściągnął na dwór francuskiego

szefa kuchni, który przywiózł ze sobą przepis na lody. Król zalecił
kucharzowi, żeby przepis pozostał królewską tajemnicą, ale gdy
króla ścięto, tajemnica wyrobu lodów rozprzestrzeniła się po całym
świecie. Zajadał się nimi George Washington, latem wydawał na
lody dwieście dolarów. W tamtych czasach to była mała fortuna. Ale
któż potrafi oprzeć się smakowi grzesznej rozkoszy? - Wsunęła mu
do ust kolejną porcję smakołyku.

Grzeszna, z całą pewnością. Lody były dobre, myślał udręczony,

ale ona jeszcze lepsza. Prowadzi rozmowę w sposób, w jaki rozpala
się ognisko. Zawsze pozostawia wystarczającą ilość żaru, żeby
podtrzymać płomienie.

- Amerykanie wymyślili rożki lodowe i lody z wodą sodową, potem

jeszcze lody z bitą śmietaną, sokiem owocowym i orzechami.
Mniam.... Niewiarygodna kombinacja.

- Znam jeszcze lepsze kombinacje - warknął, gdy jego siła woli

spopieliła się do reszty. Chwycił dłoń, która go karmiła, i przyciągnął
Anastazję do siebie. Instynkt i pragnienie pokierowały jego ustami.
Całował ją gwałtownie, żarliwie, czule.

Kiedy jego wargi pochłaniały jej usta, Anastazja doszła do

wniosku, że smakują lepiej niż jakiekolwiek lody na tej planecie.

Zsunęła Davidowi przepaskę z oczu. Ich wyraz przyprawił ją o

dreszcze. Potem zacisnęła powieki, żeby skoncentrować się tylko na
tym, co czuje. David drażnił jej wargi językiem, kusząc, by je
rozchyliła, a potem wynagrodził ją stokrotnie.

background image

Czuła smak czekolady i tę niewiarygodną esencję, która była

samym Davidem.

Pocałunek łączył się z następnym pocałunkiem, aż płomień

namiętności wymknął się spod ich kontroli. Jakimś cudem znaleźli
się na wyściełanej ławce przy zapleczu cukierenki.

David drżącymi palcami obrysował dekolt jej sukienki. Anastazja

wyprężyła się i z cichym pomrukiem zadowolenia położyła jego
dłonie na swoich piersiach. Nie chciał się spieszyć. Rozpinał jeden
guzik, powracał do jej rozpalonych ust, a potem rozpoczął nowy
szlak pocałunków, żeby rozpiąć następny.

Dopiero po dłuższej chwili, odzyskawszy na moment jasność

umysłu, Anastazja odwzajemniła się, rozpinając guziki jego koszuli.
Kiedy położyła rękę na nagim torsie Davida, zastygła nieruchomo,
rozkoszując się możliwością dotykania go.

Chciała więcej. Chciała pozbyć się ubrania, być całkiem naga i

kochać się z nim. Teraz. On chciał tego samego. Mówiły to jego
zachłanne dłonie zamknięte na jej piersiach, każdy pocałunek, każdy
ruch jego bioder. Właśnie miał ściągnąć jej z ramion sukienkę, kiedy
zalało ich ostre światło.

- Co, do diabła?... - David usiadł raptownie, zasłaniając sobą

Anastazję.

- Coś takiego! - zdołała krzyknąć Claire, nim zamieniła się w słup

soli.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Nie miałam zamiaru przeszkadzać... - tłumaczyła się zakłopotana

Claire. - Nie wiedziałam, że ktoś tu będzie tak późno. Zobaczyłam
zapalone światło i pomyślałam, że zapomniałam je zgasić... choć
zdawało mi się, że jednak zgasiłam. .. Więc może powinnam była
domyślić się, że to wy, ale przecież skąd miałam wiedzieć, to
znaczy... to nie mój interes... Co ja tu bełkoczę...

- Nic się nie stało - Anastazja gorliwie zapewniła Claire, kiedy już

zapięła sukienkę. Jej serce biło jak oszalałe. - To twój lokal i masz
prawo do niego wchodzić, kiedy tylko ci się podoba, a poza tym,
skąd mogłaś wiedzieć... Teraz to ja bełkoczę. David, powiedz coś... -
poprosiła zdenerwowana.

- Dlaczego ja? - spytał rozbawionym głosem. - Zbyt dobrze się

bawię, słuchając, jak się obie jąkacie. Swoją drogą, ja nie umiem tak
bełkotać.

- Ty mu przyłożysz, Claire, czy ja mam to zrobić? - spytała

Anastazja.

- Słucham? A co ja takiego powiedziałem?
- Mój drogi, zdarza ci się pleść coś bez sensu. Ale i tak cię kocham.

- Claire poklepała go po ramieniu.

- Skąd się tu wzięłaś o tej porze? - zapytał David. - Myślałem, że

jesteś zmęczona i położysz się wcześnie spać.

- Próbowałam zasnąć, ale obudził mnie przedziwny sen o dobrej

wróżce, która uwielbiała szalone kapelusze. - Zmieszana Claire
pokręciła z niedowierzaniem głową. - Potem zaczęłam się martwić o
uroczyste otwarcie lodziarni i postanowiłam wpaść tutaj, żeby
sprawdzić parę rzeczy w kuchni. Do głowy mi nie przyszło, że
wpadnę na was dwoje...

Anastazja czuła, jak pąsowieje jej twarz, po raz drugi w tym roku -

i po raz drugi z powodu Davida. Musi się stąd wynieść, zanim zrobi
z siebie idiotkę, a raczej kompletną idiotkę.

Bo w końcu wyszło jednak na to, że zakochała się w Davidzie, a

przecież długo się przed tym broniła. Żarty i dobra zabawa to jedno.
Ale zdawała sobie sprawę, że zakochanie się w kimś takim jak on,
zupełnie niepodobnym do facetów, z którymi się zadawała do tej
pory, może okazać się bardzo ryzykowne. Pora się opanować.

background image

- Lepiej wrócę do siebie na górę - postanowiła znienacka. - David

niech zostanie i pomoże ci... w tym, co powinnaś jeszcze zrobić
przed otwarciem. Jutro muszę iść do pracy. Na cały dzień. Muszę
poćwiczyć nową palcówkę, potem prowadzę zajęcia z
pierwszoklasistami, a po południu mam jakieś spotkanie... Znowu
zaczynam bełkotać. A przecież nigdy mi się to nie zdarza. Lecę.

- Nie ma potrzeby, moja droga - zaczęła Claire, ale Anastazja już

uciekła.

* * *

- Po co ci pager, jeśli nigdy nie odpowiadasz na wezwania? - Betty

skarciła Hattie, która spóźniła się dziesięć sekund na nadzwyczajne
spotkanie w mieszkaniu Anastazji.

- Ach, to dlatego moja magiczna różdżka tak migocze! Najpierw

pomyślałam, że nadszedł czas, żeby David odkrył tajemny magazyn
w piwnicy, potem przypomniałam sobie, że mówiłaś, iż różdżka
powinna jarzyć się, a nie migotać. Więc zaczęłam się zastanawiać,
czy przypadkiem nie trzeba wymienić baterii.

- Różdżki nie potrzebują baterii, wystarczy im energia słoneczna,

powinnaś o tym wiedzieć - wtrąciła się Muriel, ale uwagę Hattie
przykuł właśnie stos ilustracji, nad którymi pracowała ostatnio
Anastazja.

- Pamiętacie, kiedy Anastazja była małą dziewczynką, wydawało

się, że naprawdę nas widzi i słyszy? - spytała ciepłym, czułym
głosem.

- Właśnie dlatego opowiada takie cudowne historie o dobrych

wróżkach - dodała Betty.

- Ale ja jestem o wiele ładniejsza niż na rysunku Anastazji. Do tego

ubrała mnie na zielono. - Hattie z żalem kręciła głową. - Nie lubię
tego koloru, wyglądam w nim, jakbym chorowała na żółtaczkę.

- Och, daj sobie spokój! - krzyknęła Muriel. - Mamy o wiele

poważniejsze problemy niż twoja uroda.

- Jakie problemy? Gdzie jest Anastazja?
- Śpi w drugim pokoju.
- Więc w czym problem? Po co to nagłe spotkanie? Moim zdaniem

idzie im zupełnie dobrze. A to, że Claire wkroczyła w najbardziej
niestosownym momencie, to wina Betty.

background image

- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytała zaskoczona Betty.
- To ty wpadłaś na pomysł, żeby zwerbować pomocników spośród

ludzi.

- Wrzuciłam tylko do głowy Claire pomysł, że David i Anastazja

mogliby stać się parą - broniła się Betty.

- No to powinnaś w ten sam sposób zatrzymać ją w domu - upierała

się Hattie.

- Każdemu może się zdarzyć drobna wpadka. - Betty była coraz

bardziej zirytowana. - A co z tym snem Claire o dobrej wróżce w
szalonych kapeluszach? Maczałaś w tym palce, Hattie?

- Oczywiście, że nie - odpowiedziała wyniośle. - Nie mam ani

jednego szalonego kapelusza. Z czego się śmiejecie?

Betty i Muriel jednocześnie pokazały palcem okazały egzemplarz,

który Hattie miała na głowie, z płaskim rondem udekorowanym
mnóstwem pomarańczowych i żółtych chryzantem, wśród których
świergotała żółta papużka.

- Sądzicie, że ta kokarda to przesada? - spytała, miętosząc w

palcach zawiązaną na szyi złotą wstążkę.

Jej pytanie wywołało następny wybuch śmiechu, aż w końcu siostry

nie wytrzymały i zaczęły wykręcać zwariowane salta w powietrzu.

Hattie tupnęła nogą w obite perkalem krzesło, omal nie gubiąc przy

okazji pozłacanego pantofelka.

- Nie mam najmniejszego zamiaru sterczeć tutaj i pozwalać,

żebyście się ze mnie wyśmiewały! Anastazja jest moją podopieczną i
powtarzam wam, że radzi sobie znakomicie.

- Więc ona mówi, że nie ma żadnych szalonych kapeluszy -

zwróciła się kwaśnym tonem Muriel do Betty, gdy Hattie zniknęła w
purpurowym obłoczku świętego oburzenia. - I jak tu polegać na jej
zdaniu?

- No tak, przed nami jeszcze wiele trudności - westchnęła Betty. -

Ile dni zostało nam do przejścia w stan spoczynku?

- Zbyt wiele - ponuro odpowiedziała jej Muriel.

* * *

W poniedziałek Anastazja miała w pracy takie urwanie głowy, że

nie znalazła ani chwili na to, żeby martwić się Davidem. Dopiero
kiedy późnym popołudniem wsiadała do samochodu, znowu

background image

zawładnął jej myślami. Zamiast uciekać przed faktem, że jest w nim
zakochana, postanowiła tym razem stawić czoło rzeczywistości.

I cóż w tym złego, że go kocha? Fakt, że David jest trudny i ma

skłonność do kontrolowania wszystkiego dookoła, nie wspominając
o jego okropnej podejrzliwości. Właściwie łączy ich tylko miłość do
Claire i upodobanie do humoru „Trzech Fagasów".

A teraz plusy. To, jak na nią działa. To, jak się do niej uśmiecha. I

jak dba o nią i o Claire, nawet jeśli przesadza ze swoim poczuciem
odpowiedzialności. Zabrał się do szukania skarbu, co świadczy
chyba o tym, że mimo całej tej czczej gadaniny o wyższości
zdrowego rozsądku nad marzeniami jest wrażliwym człowiekiem. I
prawdopodobnie, tak jak ona, nie umie sobie poradzić z rodzącym
się między nimi uczuciem.

Kiedy przekroczyła próg swojego mieszkania, zmartwienia

związane z Davidem musiały zejść na dalszy plan, bo na pierwszy
powróciła uwięziona w pułapce mysz. Polowała na nią od wielu dni i
wreszcie przynęta z masła orzechowego okazała się skuteczna.

Anastazja trzymała w jednej dłoni kluczyki do samochodu, na

drugą włożyła grubą kuchenną rękawicę z jednym palcem, żeby
chwycić pułapkę. Zbiegła ze schodów i rzuciła się do samochodu.
Już miała ruszać, gdy z „Retro pod Suł-tańskim Pucharkiem"
niespodziewanie wyłonił się David.

- Musimy porozmawiać - powiedział rzeczowym tonem.
- Wsiadaj. - Nie miała czasu na wyjaśnienia. Musiała jak

najszybciej wywieźć mysz do parku, żeby zwierzątko nie doznało w
czasie drogi jakiegoś wstrząsu. Przykryła pułapkę rękawicą, sądząc,
że będzie lepiej dla myszy, jeśli nie będzie widziała, co się dzieje.

- Twoja kuchenna rękawica się porusza - zauważył David, gdy

zjeżdżali z krawężnika.

- W środku jest mysz.
W tej samej chwili z jego ust wydobył się zduszony okrzyk.
- Spokojnie. - Zdjęła rękę z kierownicy i poklepała go po udzie. -

Mysz jest w pułapce.

David położył jej dłoń z powrotem na kierownicy. Nie wiedział, co

przeraziło go bardziej - mysz czy szalona jazda Anastazji.

- Z jakiej okazji zafundowałaś tej myszy przejażdżkę? - Próbował

background image

ukryć zmieszanie pod maską sarkazmu. - Znudziło ją nasze
sąsiedztwo czy co?

- Ciągle do mnie wraca.
- Skąd wiesz, że to ta sama mysz?
- Po prostu wiem - odpowiedziała, zatrzymując się przed

czerwonym światłem.

- A może w twoim mieszkaniu buszują całe tabuny myszy?
- Jeśli miałabym w domu całe tabuny myszy, to Xena w ogóle by

nie spała. I nie dała spać mnie. Nie, to na pewno ta sama mysz. Ona z
nas się zwyczajnie naigrawa, ze mnie i z Xeny.

- Więc zabij ją w końcu.
- Nie mogę tego zrobić...
- Z powodu Pescado. Rozumiem. Więc dokąd zabierasz pana

myszkę?

- Do parku przy uniwersytecie.
- I będzie teraz terroryzowała jakąś śliczną studentkę z akademika?
Anastazja skrzywiła się. To akurat nie przyszło jej do głowy.
- Masz jakiś lepszy pomysł? Oprócz egzekucji, oczywiście?
- Nie mam.
- W takim razie niech śliczne studentki same dbają o siebie. Zostaje

park i już.

- Zakładając, że dożyjemy... - Chwycił się klamki u drzwi, gdy

Anastazja z piskiem opon omijała samochód nieprzepisowo
zaparkowany na zakręcie.

- Spokojnie, jestem dobrym kierowcą. O czym chciałeś rozmawiać?
David nie przewidział, że będzie prowadził tę rozmowę w

towarzystwie myszy uwięzionej w pułapce.

- O tym, co zdarzyło się ubiegłej nocy.
- Tak?
- Nie planowałem tego.
- Wiem. Ja też nie. Kiedy zapraszałam cię na dół, chodziło mi o to,

żebyśmy się trochę zbliżyli, ale nie miałam pojęcia, że... że wszystko
potoczy się tak szybko i że wymknie nam się z rąk. Nie chciałam cię
prowokować, nic w tym stylu... - Wrzuciła niższy bieg przed
następnym zakrętem i zerknęła ukradkiem na Davida.

Czy jedno spojrzenie jego błękitnych oczu mogło teraz o

background image

wszystkim zdecydować? Czy mogło zepchnąć ją z krawędzi
przepaści i przypieczętować jej miłość? Na szczęście David patrzył
na uwięzioną mysz. Ale i tak poczuła dziwny ucisk w sercu. Doznała
magicznego olśnienia, czegoś, co zdarza się w baśniach, które
opowiada się dzieciom, a nie w realnym życia.

Przyspieszyła, żeby zająć ostatnie wolne miejsce parkingowe przed

wejściem do parku. Kiedy zgasiła wreszcie silnik, usłyszała, jak
David oddycha z ulgą.

Za wcześnie. Mało brakowało, a szarpiąca się w pułapce mysz

wylądowałaby na jego kolanach. Podskoczył jak oparzony i wysiadł
z samochodu szybciej, niż pozwalała na to męska godność.

- Chyba rzeczywiście nie lubisz myszy?
- Poza tobą nie znam wielu ludzi, którzy je lubią.
- Powtarzałam to już Xenie, że wcale nie lubię myszy, po prostu...
- Nie chcesz ich zabijać. Wiem, wiem... - David wepchnął dłonie do

tylnych kieszeni dżinsów, jakby chciał trzymać je jak najdalej od
gryzonia. - Wypuść ją wreszcie. Bo jeszcze okaże się, że jakieś
miejskie zarządzenie zabrania wypuszczać myszy w parku.

- Mam nadzieję, że nie. Na pewno nie.
Kiedy wyjęła już pułapkę z samochodu, nie mogła nie dostrzec

piękna parku położonego nad jeziorem Michigan. Niebo było
zachmurzone, jakby nie mogło się zdecydować, czy lunąć deszczem,
czy nie. Na kilku drzewach liście przybrały już jesienne kolory.
Wyobraziła sobie, jak cudownie będą wyglądały klony i dęby w
październiku.

Teraz jednak musiała skoncentrować się na myszy, która nie bardzo

chciała wyjść z pułapki, choć Anastazja dawno ją uwolniła.

- Po prostu wytrząśnij ją stamtąd. - David był coraz bardziej

zniecierpliwiony.

Kiedy znaleźli się w samym środku parku, zrobiła to, ale może zbyt

energicznie. Mysz poleciała wysoko w powietrze i omal nie
wylądowała na ramieniu Davida. Uratował go szybki unik. Ale nie
uratował Anastazji, bo przerażony David wpadł na nią i powalił na
ziemię. W ostatniej chwili zdążył jeszcze wsunąć się pod nią,
chroniąc ją przed bolesnym upadkiem.

Wszystko stało się tak szybko, że Anastazja nie mogła wprost

background image

uwierzyć, że leży jak kłoda na piersi jęczącego Davida.
Przypomniała sobie, że przytyła kilka kilogramów, odkąd zaczęła
degustować przysmaki Claire, i natychmiast sturlała się na ziemię.

- Nic ci nie jest? - spytała, przyciskając ucho do jego piersi. Zrobiła

to dla czystej przyjemności, a nie z obawy o jego zdrowie.

Skinął brodą, ale ona nie mogła tego widzieć. Uniósł więc jej

głowę, wplatając palce we włosy. Były jak jedwab. A ona pachniała
niewiarygodnie.

Przycisnął ją mocniej do siebie i pocałował. Jej rozchylone wargi

smakowały jak szlachetne wino. Może nie był wielkim znawcą win,
ale, do licha, Anastazja podniecała go do szaleństwa i żadne
porównanie nie oddałoby tego, co czuł.

To była jego ostatnia myśl, a potem zatracił się w namiętnym

pocałunku.

- Hej, wy tam! - wrzasnął jakiś męski głos. - Nie obściskiwać się w

parku!

David skrzywił się mimowolnie, kiedy Anastazja oderwała się od

jego zbolałego z podniecenia ciała. Cholera, ona go wpędzi go do
grobu!

- To policjant - szepnęła ze zgrozą w oczach.
- Słyszeliście? Róbcie to sobie gdzieś indziej. - Policjant podszedł

bliżej. - Dorośli ludzie żeby się tak zachowywali... - Przy ostatnim
słowie zawiesił głos. - Hej, Sullivan, to ty?

David jęknął. Ze wszystkich policjantów pracujących na

przedmieściach musiał trafić akurat na Abe'a Cravera.

- Słyszałem, że wziąłeś urlop, ale w życiu bym nie przypuszczał, że

stać cię na takie numery. - Abe walnął Davida w plecy z przesadnym
męskim wigorem, typowym dla glin i sportowców. - Musisz mieć
ciężkie życie.

- Pewnie - odpowiedział David z fałszywym uśmiechem na ustach.

- Właśnie mieliśmy wracać.

- Muszę ci powiedzieć, że zanim cię poznałam, nigdy nie miałam

powodu, żeby czerwienić się ze wstydu - zwierzyła mu się
Anastazja, kiedy wsiedli do samochodu.

- Ty? A co powiesz o mnie?
- Zaczerwieniłeś się? - Przyjrzała mu się uważnie, jakby szukała

background image

śladu rumieńca.

- Nie należę do facetów, których przyłapuje się na obściskiwaniu

kobiet w miejscach publicznych - odpowiedział wyniośle.

- Chcesz powiedzieć, że ja... ? Słuchaj... - Odwróciła się i dźgnęła

go wskazującym palcem w pierś. - Może bywam niezbyt
konwencjonalna, ale... Lubię twoje pocałunki. - Położyła dłoń na
ustach, jakby chciała cofnąć ostatnie słowa, ale było za późno,
dodała więc zmieszana: - Wyrwało mi się. Zapomnij o tym.

Tak, jakby mógł zapomnieć cokolwiek, co dotyczy Anastazji.

Szczerze w to wątpił.

Kilka dni, które pozostało do uroczystego otwarcia cukierenki,

spędzili na gorączkowych przygotowaniach. W kulminacyjnym
momencie przecięcia wstęgi Ira wręczył Claire trzy tuziny żółtych
róż i pocałował ją. „Retro pod Sułtańskim Pucharkiem" zostało
oficjalnie otwarte. Czterodniowe uroczystości okazały się opłacalne,
częściowo dzięki Heather, która wspomniała o „Retro" w swojej
audycji. Wielu pierwszych klientów było fanami „Miłości w
opałach".

Z wdzięczności Claire przemianowała lody „Leśna polana" na

„Miłość w opałach". W godzinę zostały wyprzedane.

W sobotę panował taki ruch, że David musiał stanąć za ladą. Zaczął

od sprzątania stolików, ale Anastazja postawiła go za marmurowym
kontuarem w miejsce Barry'ego, studenta, którego w ostatniej chwili
wynajęła Claire.

- Dlaczego ja, a nie Barry? - protestował David, kiedy Anastazja

zaciągnęła go za ladę.

- Bo Claire jeszcze go nie wyszkoliła.
- Mnie też nie wyszkoliła.
- Zafundowałam ci przecież szybki kurs historii lodów.
- Zapewniam cię, że doceniam twoje niezapomniane lekcje. - David

uśmiechnął się czarująco i przyjął zamówienie od następnego klienta.

Mimo że przepracował całą sobotę, zszedł jednak do piwnicy, żeby

zająć się tym, co babcia z Anastazją nazywały poszukiwaniem
skarbów. Może dałby już za wygraną, ale do przeszukania został już
tylko kawałek jednej ściany.

- David, jesteś na dole? - krzyknęła ze schodów Anastazja.

background image

Przerwał na chwilę poszukiwania i z radością zauważył, że

przebrała się w tę samą sukienkę, którą miała na sobie podczas
pamiętnej lekcji historii lodów.

- Jakieś sukcesy?
- Poddaję się. Tutaj nic nie ma - mruknął bardziej do siebie niż do

niej.

- Na pewno jest, czuję to. - Anastazja podeszła bliżej i

pocieszającym gestem ścisnęła go za ramię.

- Więc pokaż mi, gdzie.
- Bardzo bym chciała, ale niestety nie jestem różdżkarką. - Zerknęła

na plan i po chwili coś wyszukała. - Spójrz tutaj, ten kąt w
rzeczywistości wygląda zupełnie inaczej, prawda? Na szkicu jest kąt
prosty, a tu mamy rozwarty. Dzięki temu w piwnicy jest więcej
miejsca.

- I właśnie dlatego tak zbudowali te ściany.
- Ale w ten sposób można było ukryć właśnie w tym kącie tajny

magazyn.

- Chyba trafiłaś w sedno... - David jeszcze raz spojrzał na projekt i

dokładnie przebadał podejrzany kąt. - Nie, sprawdzałem już to
miejsce. Mówię ci, tam naprawdę nic nie ma. - Uderzył w betonową
ścianę piwnicy, żeby dowieść swojej racji. I nagle, ku zdumieniu
obojga, tynk ustąpił, wpadając gdzieś do środka.

Anastazja uśmiechnęła się na widok osłupiałej miny Davida i

powiedziała tylko jedno słowo:

- Bingo!

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Co tam jest? - spytała drżącym z podniecenia głosem.
- Widzisz coś?
- Oczywiście, że nie, świecisz mi latarką prosto w oczy.
- Przepraszam. - Anastazja skierowała snop światła w otwór. - Tak

lepiej? Tam na pewno jest pełno kurzu. - Ledwie zdążyła to
powiedzieć, głośno kichnęła. - Kto by pomyślał, że Chesty był na
tyle sprytny, żeby wbudować w ścianę ukryte drzwi. Wiesz, to mi
wygląda na miniaturową piwnicę na wino.

- Nie rozumiem - mruczał David. - Sprawdzałem wcześniej każdy

centymetr tej ściany i niczego nie znalazłem.

- Więc co tam jest? - spytała z zapartym tchem.
- Półki są puste. Mówiłem ci, że może być tak samo, jak z pustym

sejfem Ala Capone, który odkrył Geraldo Rivera.

- Zgoda, ale w tamtym przypadku za plecami Geraldo stał urząd

podatkowy, gotowy skonfiskować dosłownie wszystko na poczet
tych setek tysięcy dolarów, z jakimi zalegał Al Capone, nie płacąc
podatków.

- Tak, a morał jest taki, że poza śmiercią i podatkami nie ma

niczego pewnego.

- Zaraz... Chyba widzę coś na najwyższej półce, zobacz.
- Anastazja skierowała tam światło latarki.
- Rzeczywiście. - W głosie Davida odżył entuzjazm. - Nie mogę

dosięgnąć. Muszę przynieść taboret.

Zamiast taboretu posłużył się drewnianą skrzynką.
- Chyba mam... - jęknął podniecony, wspinając się na palce... i

spadł z chybotliwej skrzynki prosto w ramiona Anastazji. Oboje
wylądowali na podłodze. - Nic ci nie jest? - Wcale nie spieszył się
wstawać.

A ona nie wiedziała, co powiedzieć. Przytulona do niego, z dłońmi

opartymi na jego podkoszulku, z udami wciśniętymi pomiędzy jego
nogi, czuła, jak topnieje z pożądania.

- Powinniśmy unikać takich bliskich spotkań. Ostatnim razem

przyłapała nas policja.

- Pamiętam.
Tak łatwo byłoby nie ruszać się z miejsca i po prostu wtulić się w

background image

niego mocniej. I przestać myśleć. Postanowiła jednak powściągnąć
pokusę i zachować się jak dojrzała osoba.

- Sądzę, że następnym razem powinieneś posłużyć się taboretem.
- Pierwszy raz odezwałaś się do mnie tonem bibliotekarki. I wiesz

co? Podoba mi się.

Anastazja lubiła jego uśmiech i to, że ostatnio często mogła go

oglądać. Kiedy przypominała sobie tego ponurego mężczyznę,
którego spotkała sześć tygodni temu, zmiana, jaka w nim zaszła,
napawała ją i radością, i lękiem.

Urlop Davida dobiegał końca i zastanawiała się, jak wpłynie na

niego powrót do pracy. Nigdy o niej nie opowiadał.

- Dlaczego tak się na mnie gapisz? - zapytał. - O co chodzi?

Pobrudziłem sobie twarz czy co?

- Czy co... - szepnęła łagodnie.
Ich oczy się spotkały i natychmiast zaczęła działać znajoma magia.

Anastazja rozpoznawała kolejne stadia - oczekiwanie, czysta
przyjemność i poczucie wdzięczności. Mogłaby się wpatrywać w
jego zamglone błękitne oczy bez końca. A on chyba nie miał nic
przeciwko temu. Nie odwracał wzroku. Widziała, jak powoli w tych
oczach pojawiają się wesołe iskierki, a w kącikach wynurzają się na
powierzchnię delikatne zmarszczki.

- Zdajesz sobie sprawę, że ciągle jeszcze nie wiemy, co jest w tym

zamaskowanym magazynie? - zapytał miękkim, lekko drżącym
głosem. Z rozbawienia czy z pożądania? Czy on jej pragnie?

Przecież tylko ty tu jesteś, powtarzała sobie w myślach. W pobliżu

nie widać żadnej innej kobiety.

- Ukryty magazyn. No właśnie - powiedziała energicznym tonem. -

Wracamy do pracy.

David wstał bez słowa i przyniósł taboret.
- Aha! Coś znalazłem. - Chwycił przedmiot stojący na półce i

wyciągnął go na zewnątrz. - To jest... zakurzona butelka wina. - Na
jego twarzy pojawiło się rozczarowanie.

- Może być coś warta. Czytałam gdzieś o bardzo drogich starych

winach.

- Wątpię, żeby trzymali takie wina w nielegalnym szynku Chestera.

Może dodawał wina do kąpieli.

background image

- Do tego używał dżinu. - Odebrała mu butelkę i ostrożnie starła z

niej trochę kurzu. - Mało wiem o winach, ale zdaje się, że to jeden z
najlepszych francuskich roczników. Chodź. - Chwyciła go za rękę.

- Dokąd idziemy?
- Do mnie - odpowiedziała, ciągnąc go za sobą po schodach z

zakurzoną butelką w dłoni.

- Po co?
- Żeby poszperać w Internecie, może znajdziemy coś w światowej

sieci.

Nie na taką odpowiedź liczył David. Kiedy chwilę wcześniej

trzymał Anastazję w ramionach, miał ochotę zerwać z niej ubranie i
kochać się z nią, choćby przy piwnicznej ścianie.

Kiedy wbiegała po schodach dwa kroki przed nim, nie odrywał

wzroku od jej bursztynowej sukienki, która tak prowokująco opinała
zgrabne pośladki. O mało nie wyciągnął ręki, żeby ich dotknąć,
kiedy nagle Anastazja odwróciła się i rzuciła mu przez ramię
impertynenckie spojrzenie.

- Wiem, o czym myślisz.
- Mam szczerą nadzieję - wychrypiał przed progiem jej mieszkania.
- Zastanawiasz się, co światowa sieć Internetu może mieć

wspólnego z winami.

- Pudło.
- Odpowiedź brzmi: Internet jest źródłem wszelkich informacji.
- A ja myślałem, że to światowa sieć porno gawędziarzy.
- I na to można się natknąć, ale przy ponad ośmiu milionach

adresów w sieci masz duży wybór. A teraz spróbuję znaleźć coś
ciekawego o markowych winach..

- Znowu ten ton bibliotekarki. - David usiadł na wolnym krześle i

postawił przed sobą podłodze butelkę wina.

- Hm, lista obejmuje dwieście siedemnaście tysięcy adresów

zawierających słowo „wino". Chyba będę musiała zadać bardziej
szczegółowe pytanie... - Palce Anastazji biegały po klawiaturze
laptopa. - Hm, tak, dobrze... - mruczała pod nosem. - Poślę list e-
mailem, tu... i jeszcze tam. Gotowe. - Zamaszystym kliknięciem
wyłączyła zasilanie laptopa. - Rano powinnam dostać odpowiedź.

- Teraz chyba należałoby wznieść toast.

background image

- Zapomnij o tym. - Anastazja wyrwała Davidowi z dłoni butelkę i

znalazła dla niej bezpieczne schronienie w kuchni. Wracając do
pokoju, włączyła stereo, które automatycznie zaczęło odtwarzać
płytę z baśniami Szeherezady. Potem stanęła przed krzesłem, na
którym wyciągnął się David. - Mówię ci, to wino może być coś
warte.

- To ja ci powiem, co tu jest więcej warte. - Ty! Błyskawicznym

ruchem posadził ją na kolanach. Potem zamknął swoje usta na jej
rozchylonych ze zdumienia wargach. Przyjęła zaproszenie,
odpowiadając pieszczotą na pieszczotę. David przesunął kciukiem po
jej policzku, i to wystarczyło. Ten jeden dotyk rozpalił w niej
pożądanie, przed którym nie chciała się bronić.

Owinęła ręce wokół ramion Davida i przytuliła się. Mimo warstwy

ubrań czuła bijące od niego ciepło. Ale chciała być jeszcze bliżej.

David znaczył pocałunkami szlak od jej ust do dekoltu, jego

zręczne palce rozpinały guzik za guzikiem, tak jak poprzednim
razem. Teraz był bardziej niecierpliwy. Sukienka w mgnieniu oka
osunęła się z jej ramion. Kiedy Anastazja zdarła z niego podko-
szulek, pochylił się i skubnął zębami koronkowy brzeg jej halki.

Wpiła palce w jego nagie ramiona, kiedy wsunął dłoń pod

jedwabną tkaninę, a gdy musnął kciukiem napięty koniuszek jej
piersi, zdrętwiała z rozkoszy.

Przywarła do niego, chciała być jak najbliżej - i nagle jej

namiętność rozwiała się jak dym na wietrze, kiedy David chwycił się
za łokieć, którym uderzył w sam róg stołu.

- Co my wyprawiamy? - spytała roztrzęsionym głosem, zeskakując

jak oparzona z jego kolan.

David jęknął. Nie teraz. Chyba nie zamierza teraz zrezygnować. On

nie przeżyje tego. Pragnie jej tak bardzo, że odchodzi od zmysłów.

Był tak pochłonięty swoimi myślami i rozpalony pożądaniem, że

dopiero po dwóch czy trzech sekundach zaczęły docierać do niego
jej następne słowa.

- Powinniśmy to robić w sypialni - wymruczała z uwodzicielskim

uśmiechem na ustach.

- Amen. - Usłyszała jego ciężki, długo wstrzymywany oddech.
Sypialnia Anastazji była tak kolorowa jak ona sama, ale Davida nie

background image

zainteresowały jej dekoratorskie umiejętności. Zanim położyli się na
łóżku, zdjął z niej sukienkę, a ona rozpięła suwak jego dżinsów.

Musiał zwolnić tempo. Przeczesując palcami jej włosy, wpatrywał

się w nią głodnym, stęsknionym wzrokiem, jak gdyby byli parą
kochanków, którzy spotkali się po latach rozstania.

- Pamiętasz, jak przyłapała nas babcia?
- Jak mogłabym zapomnieć? Zarumieniłam się wtedy po raz drugi

w tym roku.

- Powiedziałaś, że musisz ćwiczyć nową palcówkę. Co miałaś na

myśli?

- Idzie rak nieborak, takie tam wierszyki. Dlaczego pytasz?
- Bo dręczyły mnie seksualne fantazje na temat twoich palcówek.
Przesunął palcami po jej udzie, wyżej, coraz wyżej, w sam środek

wilgotnego żaru.

- Wiesz, jak lubię szukać skarbów... Nie wyobrażam sobie

większego skarbu niż to...

Wyprężyła się jak struna i wyszeptała jego imię jak magiczne

zaklęcie. Ręce Davida tak dokładnie wszystko wiedziały.
Wystarczyło kilka ruchów, kilka dotknięć, i poczuła, jak przelewa się
przez nią fala rozkoszy.

Anastazja leżała oszołomiona i bezbronna, a tymczasem David

odszedł na chwilę, bo przypomniał sobie o zabezpieczeniu. Kiedy do
niej wrócił, muzyka w salonie potężniała w ogłuszającym crescendo.
Anastazja przyciągnęła go do siebie i poprowadziła do celu.
Powitanie było wspaniałe.

David poruszał się miarowym, niezachwianym rytmem, jak

niewolnik żądzy, każdym pchnięciem przybliżając ją do szczytu. I
nagle dopełniło się. Gdy Anastazja zamarła w ekstazie, on też się
poddał, wykrzykując jej imię.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

- Mm, niewiarygodne! - mruknęła Anastazja, siedząc pośród

skotłowanej pościeli z Davidem u boku.

- Chodzi ci o nasze miłosne igraszki, czy o ten puchar orzechowych

lodów z syropem klonowym?

- O jedno i o drugie - odpowiedziała, wylizując łyżeczkę do

ostatniej kropli. - Twoje już się roztopiły.

- Pracuję nad nowym przepisem, potrzebuję jednak twojej pomocy.
- Chcesz, żebym spróbowała, jak skończysz?
- Nie, to ja będę próbował. Ty tylko wygodnie się połóż...
- Wyjął jej z dłoni pusty pucharek, postawił go na nocnym stoliku i

poczekał, aż Anastazja wyciągnie się na łóżku. - Dobrze, o to
właśnie chodziło. Mam już nazwę dla tego przepisu

- „Anastazja z sokiem owocowym i bitą śmietaną". - Uśmiechał się

diabelsko, rozpinając jej szlafrok. - Zaczynamy od roztopionych
lodów, czekoladowe z czekoladą będą zupełnie dobre. - Skropił
swoimi lodami jej nagie piersi.

- Zimne! - wrzasnęła zaskoczona.
- Nic się nie martw. Zaraz coś z tym zrobię. - Pochylił się i zaczął

zlizywać lody z jej skóry. Zimny płyn skurczył jej sutki, ale David
zamknął na nich gorące usta. Anastazja wyprężyła się jak kotka.

- To pieg czy okruszek czekolady? - pytał, nie odrywając warg od

jej skóry. - Mm, pycha.

- Nie sądziłam, że jesteś tak pomysłowy... - szeptała czule,

przeczesując palcami jego czarne, jedwabiste włosy.

- Bierzesz ze mnie wszystko, co najlepsze. - Wylał na nią resztkę

roztopionych lodów.

Drżała, gdy zimny płyn rozlewał się po jej skórze, i jęczała z

rozkoszy, kiedy usta i język Davida rozpalały w niej ogień.

David nie wiedział do tej pory, że lubi, jak ktoś mu liże duży palec

u nogi. Przekonał się o tym dopiero następnego ranka. Minęło kilka
sekund, nim zdał sobie sprawę, że to kot Anastazji.

Cofnął szybko stopę, ale kot skoczył za nią, jak za myszą. I wtedy

przypomniał sobie, że to kotka, która boi się myszy.

W ostatniej chwili usunął stopę. Xena zeskoczyła z łóżka,

obrzuciwszy go pełnym wyrzutu spojrzeniem swoich niebieskich

background image

oczu.

- Przepraszam - usłyszał własny szept, kiedy wyciągnął rękę na

zgodę. Ku zdumieniu Davida, kotka wróciła i zaczęła obwąchiwać
jego palce. Potem otarła się o wyciągniętą dłoń, zapraszając do
pieszczot.

Zawsze lubił zwierzęta, oczywiście z wyjątkiem myszy i szczurów.

W dzieciństwie miał i psa, i kota. Babcia do dziś chowała parę
kotów, potomków Kłębuszka, pomarańczowej kotki, która była
towarzyszką jego chłopięcych lat.

Przez całe lata nie wspominał tego kota. Od kiedy zaczął służbę w

straży pożarnej, niemal wszystkie swoje myśli poświęcał
obowiązkom zawodowym. Poza baseballem nie miał żadnych innych
zainteresowań. Jego tożsamość kształtowała praca i tylko ona
naprawdę się liczyła.

Leżąc w kolorowym, ciepłym łóżku Anastazji, doszedł nagle do

wniosku, że pora przyjrzeć się własnemu życiu. Zmienił się, od kiedy
poznał tę niezwykłą kobietę i zdecydował się pomóc babci spełnić jej
marzenia. Świadomość tej zmiany nie spadła na niego jak grom z
jasnego nieba, już od jakiegoś czasu podświadomie przesiąkała do
jego umysłu. A odkrycie zamaskowanego pomieszczenia w piwnicy
przypomniało mu o przyjemności, jaką może sprawiać posiadanie
marzeń - nawet, jeśli jedynym łupem poszukiwań okazuje się butelka
starego wina.

Wrócił myślami do Anastazji. Spędzona z nią noc była czymś, o

czym nie ośmieliłby się nawet marzyć.

- Bardzo się zamyśliłeś - powiedziała sennym głosem.
- Zastanawiałem się, czy nie zastrzec sobie wyłączności przepisu na

lody „Anastazja".

- Mądra decyzja. - Położyła głowę na jego torsie, wędrując palcami

po płaskim brzuchu.

Chwycił jej dłoń i podniósł do ust.
- Pierwszy raz przyznałaś, że powiedziałem coś mądrego.
- Bo może po raz pierwszy ci się to zdarzyło. - Rzuciła mu

zuchwałe spojrzenie i pocałowała w czubek brody.

- A jak oceniasz moją propozycję, żeby na uroczyste otwarcie

przygotować lody z likierem jajecznym, zamiast bakaliowych? -

background image

zapytał, bawiąc się jej palcami. - To też było mądre posunięcie.
Sprzedaliśmy wszystko.

- I to mówi facet, którego ulubionym deserem były lody waniliowe.

- Uśmiechnęła się kpiąco.

- Skąd wiesz? Nigdy ci tego nie mówiłem.
- Nie musiałeś. Po prostu należysz do typu facetów, którzy kochają

lody waniliowe.

- Czyżby? A jacy są poza tym, że lubią smak wanilii?
- Konserwatywni, nudni, odpowiedzialni, despotyczni, rozsądni do

szaleństwa...

- Pochlebstwa zaprowadzą cię donikąd.
- Ty nie potrzebujesz żadnych pochlebstw. Masz wystarczająco

dobre mniemanie o sobie.

- Jak na całkiem wypalonego analityka przyczyn pożarów...
- O czym ty mówisz? - Anastazja spoważniała, wyraźnie

zaskoczona jego słowami.

- Właśnie dlatego wziąłem długi urlop. Żeby spojrzeć na sprawy z

dystansu.

Dostrzegła ponury cień w jego błękitnych oczach. Wcale nie

żartował. Naprawdę mówił serio.

- Jest aż tak źle...?
- A jak sądzisz, dlaczego jestem na urlopie?
- Claire uwierzyła, że chciałeś wykorzystać wszystkie wolne dni,

które uzbierały ci się przez lata.

- To właśnie jej powiedziałem.
- I nic więcej?
- A o czym miałem opowiadać? Że jestem strażakiem, który ma

dosyć swojej roboty?

- Zauważyłam, że nigdy nie wspominałeś o pracy... Co w

przypadku takiego pracoholika, jak ty, rzeczywiście powinno budzić
podejrzenia, że coś jest nie tak.

- Jestem byłym pracoholikiem. Przez ostatnie kilka tygodni

poprzestawiałem sobie trochę w głowie.

- Więc teraz na pierwszym miejscu jest baseball?
- Nie, ty jesteś na pierwszym miejscu. - To wyznanie przyszło mu

łatwiej, niż się spodziewał. A kiedy już zaczął mówić, nie mógł

background image

przestać. W końcu oświadczył ze zwykłą dla siebie
bezceremonialnością: - Kocham cię i chciałbym się z tobą ożenić.

Jej mina wyrażała raczej zdumienie niż zachwyt. Bez słowa

sięgnęła po szlafrok i wyskoczyła z łóżka.

Nie sądził, żeby wróżyło to coś dobrego. Może nie oświadczał się

zbyt wielu kobietom, miał jednak świadomość, że normalne w takiej
sytuacji byłyby jakieś oznaki podniecenia z jej strony - powinna
ucieszyć się, wzruszyć, krzyknąć: tak, tak, tak! Coś w tym rodzaju.

No dobrze, Anastazja nigdy nie robiła niczego normalnie, zawsze

reagowała w nietypowy sposób. Ale wyskoczyć bez słowa z łóżka?

- Czy słusznie odnoszę wrażenie, że nie jesteś szczególnie

poruszona?

- Po prostu... nigdy nie marzyłam, że mi się kiedyś oświadczysz.
Odpowiedź Anastazji nie zadowoliła go. Poza tym był w wyraźnie

niekorzystnym położeniu, leżąc nago w jej łóżku, podczas gdy ona
miotała się po pokoju w szlafroku. Chwycił dżinsy i wciągnął je na
siebie jednym ruchem.

- Dlaczego nie? Jestem wystarczająco dobry, żeby się ze mną

przespać, ale nie żeby wyjść za mnie za mąż?

- To nie tak. - Patrzyła mu prosto w oczy. - Nie przyszło mi do

głowy, że możesz mi się oświadczyć, bo zdawało mi się, że cenisz
sobie niezależność, tak samo jak ja.

- Chcesz powiedzieć, że mnie nie kochasz?
- Nie, nic podobnego. Kocham cię. Od chwili gdy tak nerwowo

przyglądałeś się myszy w moim samochodzie. No dobrze.
Zakochałam się w tobie wcześniej, ale dotarło to do mnie kilka dni
temu, wtedy w samochodzie. - Przesunęła dłonią po swoich
zmierzwionych długich włosach. - Problem polega na tym, że nie
wyobrażam sobie męża, który mówiłby mi bez przerwy, co mam
robić. W ciągu trzydziestu trzech lat zdążyłam przyzwyczaić się do
swobody. David nie wierzył własnym uszom.

- Myślałem, że wszystkie kobiety marzą o zamążpójściu.
- Trudno o większą bzdurę! - syknęła Anastazja z błyskiem złości

w oczach.

- To nie jest większa bzdura niż opowiadanie, że nie życzysz sobie

męża, który będzie ci mówił, co masz robić.

background image

- To nie żadna bzdura - zaperzyła się Anastazja - ale byłam idiotką,

wierząc, że kiedykolwiek zrozumiesz, co czuję!

* * *

- Powiem wam, co tu jest idiotyczne! - wrzeszczała Hattie. - To, że

tak się napracowałam, żeby ich połączyć, żeby skłonić Davida do
oświadczyn, a ona mówi: nie! Nie do wiary!

- Fakt, że w ogóle nie brałyśmy pod uwagę takiej możliwości -

przyznała Muriel.

- Nie żartuj sobie. - Hattie przeszyła ją nieufnym wzrokiem.
- Skupiłyśmy się na tym, żeby David uświadomił sobie, jak bardzo

kocha Anastazję, i żeby Anastazja zdała sobie sprawę, jak bardzo
kocha jego - dodała Betty. - Któż by przypuszczał, że Anastazję
trzeba przekonywać nie tylko do miłości, ale i do małżeństwa?

- Jesteś najstarsza i to ty powinnaś znać się najlepiej na tych

sprawach. - Retoryczne pytanie siostry wzburzyło Hattie jeszcze
bardziej.

- Hej, to jest właściwie twoje zadanie - warknęła Berty. - Ja już

poradziłam sobie z Jasonem i Heather, Anastazja to twoje dziecię.

- Gdyby była moim dzieckiem, wzięłabym ją na kolana i porządnie

sprała.

- Jasne - zakpiła Muriel. - I mówi to dobra wróżka, która nie

skrzywdziłaby nawet muchy.

- Ale ona go kocha! - jęczała Hattie. - Przecież to powiedziała.
- Powinnyśmy były przewidzieć, że nerwowo zareaguje na

propozycję dzielenia z kimś życia. Jest przeczulona na punkcie
własnej wolności. Ona jest tak samodzielna i żywiołowa, że inni
często usiłują powściągać jej temperament i ograniczać działania -
stwierdziła Muriel z grobową miną.

Na Hattie nie zrobiło to wrażenia. Coraz bardziej wzburzona

wędrowała po krawędzi klosza stojącej w sypialni lampy. Jej
lawendowy kapelusz, ten sam, który włożyła na wesele Jasona,
przechylił się na bok, gdy z niedowierzaniem kręciła głową.

- Nie, to wprost niemożliwe... - mruczała pod nosem, tak mocno

obracając w dłoni różdżkę, że ta najpierw zapłonęła ognistą
czerwienią, a potem buchnęła oślepiającym płomieniem.

- Pali się! - wrzasnęli jednym głosem wszyscy obecni w sypialni,

background image

dobre wróżki i ludzie.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Sypialnię wypełniły kłęby dymu. Anastazja zdążyła zauważyć w

kącie pokoju mały ognisty punkt, przypominający erupcję
miniaturowego wulkanu, potem jej oczy zaczęły obficie łzawić.

- Musimy się stąd wynosić. - David objął ją wpół i podprowadził ją

do drzwi wyjściowych. - Gdzie trzymasz gaśnicę?

- Pod zlewozmywakiem.
Kiedy wybiegł do kuchni, serce podeszło jej do gardła, ale chwilę

później usłyszała syk gaśnicy i wołanie Davida.

- W porządku. Nie musisz dzwonić po straż pożarną. To było

pewnie krótkie spięcie w twojej lampie. Dużo dymu, ale nie
zauważyłem większych szkód.

- Dzięki Bogu. - Te kilka sekund, kiedy David był sam w

wypełnionej dymem sypialni, wydało jej się wiecznością. Zatrzymała
się w progu, jakby bojąc się widoku zniszczeń, których mógł
dokonać ogień. Niesamowite - nie było prawie żadnych szkód.

- To najdziwniejszy pożar, jaki widziałem w życiu. Było tyle dymu,

a nic się nadpaliło, z wyjątkiem szczytu tej lampy. Kiedy się
upewniłem, że ogień jest ugaszony, i otworzyłem okno, cały ten dym
błyskawicznie przez nie uleciał.

* * *

- Nieźle! - powiedziała Betty, gromiąc wzrokiem okopconą Hattie,

która uczepiła się kurczowo wezgłowia łóżka.

- Nie zrobiłam tego celowo... - Uniosła znad oczu przypalone rondo

kapelusza. - To był przypadek. Byłam okropnie zła.

- Myślisz, że my nie byłyśmy? Ale przecież z tego powodu nie

wywołujemy pożaru!

- Skąd mogłam wiedzieć, że pocieranie różdżki może spowodować

pożar? Powinnaś była mnie o tym uprzedzić.

- Tylko nie próbuj zwalać winy na mnie. Spójrz tylko, co przez

ciebie stało się z moim podkoszulkiem. - Pokazała palcem czarne
plamy na napisie: „Na co się gapisz".

- Zaraz to naprawię. - Hattie jednym machnięciem różdżki

wyczarowała nowy podkoszulek, tym razem w pastelowym kolorze
lila. Widząc jednak furię w oczach Betty, śmignęła jeszcze raz

background image

różdżką i przywróciła koszulce biały kolor.

- Jeżeli sądzisz, że to załatwia sprawę, grubo się mylisz. - Betty

wcale nie wyglądała na udobruchaną.

- Dobrze, że przynajmniej moja magiczna różdżka nie przestała

działać. - Hattie z wdzięcznością przytuliła ją do siebie.

- Po tym wszystkim, co dla nas zrobiła... - Betty oparła dłonie na

swoich rozłożystych biodrach i spojrzała z naganą na obie siostry. -
Słuchajcie, czasami mogę być pobłażliwa, ale to już naprawdę szczyt
wszystkiego!

Hattie podniosła rondo kapelusza i spojrzała jej odważnie w oczy.
- To ty powtarzałaś, że moje zadanie to kaszka z mleczkiem.
- Uspokójcie się wreszcie - rozkazała im Muriel. - Anastazja i

David zaczęli rozmawiać.

* * *

- Muszę ci powiedzieć, że nie tak wyobrażałem sobie ten ranek. -

David odłożył gaśnicę. - Słyszałem, że w sypialni sprawy przybierają
czasami gorący obrót, ale to jest po prostu śmieszne.

- Tym razem masz rację. - Anastazja krztusiła się nerwowym

chichotem. Ręce wciąż jej drżały, włożyła je więc do kieszeni
swojego błękitnego szlafroka, natrafiając na zabawkę Xeny. - Kot!
Widziałeś gdzieś Xenę? - Ogarnęła ją panika.

- Widziałem, jak nurkowała pod ten dziwaczny stół. Anastazja

rzuciła się do salonu, uklękła i zajrzała pod stół.

Niebieskie oczy Xeny patrzyły na nią z wyrzutem.
- Przepraszam - mruczała Anastazja. - Wiem, że nienawidzisz

katastrof. Ja też. O mało nie zemdlałam.

- Prawdopodobnie dlatego, że cała krew odpłynęła ci do mózgu,

kiedy wypięłaś pupę. Nie zrozum mnie źle, wcale nie uważam, że nie
jest ładna. - David przykucnął obok Anastazji. - Siadaj. - Przytrzymał
ją delikatnie, gdy zachwiała się, prostując plecy, w końcu oparła się
na jego piersi. - Muszę ci się przyznać, że te oświadczyny nie
wypadły tak, jak chciałem. Nie mam w takich sprawach wielkiego
doświadczenia. Pożary to co innego, na tym się znam. Potrafię
przebadać pogorzelisko, znaleźć cenne ślady wśród zwęglonych
resztek, zanalizować informacje. Ale, zdaje się, że ciebie nie potrafię
rozgryźć.

background image

- Często słyszę zarzut, że jestem skomplikowana - przyznała

Anastazja cichym głosem, wtulając się w jego objęcia.

- To akurat rozumiem.
- Ty też nie jesteś jakimś prostym kretynem.
- Zakładam, że to komplement... chociaż nie jestem pewien.
- Wiesz, co mam na myśli.
- Aż boję się powiedzieć: tak. Ale tak, wiem, co masz na myśli.

Może nie zawsze jestem w stanie cię zrozumieć, ale przez ostatnie
kilka tygodni nauczyłem się pojmować, o co ci chodzi. - Oparł brodę
na czubku jej głowy. - Powiedziałaś, że cenisz sobie niezależność i
jesteś pewna, że ja również. No więc masz rację. Bardzo sobie cenię
niezależność. Możesz mi wierzyć na słowo, że nie oświadczam się
każdej kobiecie, z którą idę do łóżka.

- To pocieszające - odpowiedziała cierpko.
- Twoja ognista natura jest jedną z rzeczy, które w tobie kocham -

powiedział z uśmiechem.

- Inni faceci też mi to mówili, ale tylko po to, żeby chwilę później

próbować mnie przerobić na skromną, bojaźliwą panienkę.

- Wątpię, żeby nawet któraś z tych dobrych wróżek, które tak

chętnie rysujesz, była zdolna zmienić cię w skromną, bojaźliwą
panienkę. To się nie uda nikomu.

- Z całą pewnością.
- Widzisz, co do tego się zgadzamy. - Pogładził czule jej długie

włosy. - Z przykrością muszę ci jednak uświadomić, że moja babcia
nie pogodzi się z sytuacją, w której będę żył z tobą w grzechu.
Mogłaby ci zagrozić strzelbą albo jakąś wielką łychą na lody i
zażądać, żebyś zrobiła ze mnie uczciwego człowieka. Ostrzegam cię
lojalnie, dla twojego własnego bezpieczeństwa.

Dopiero po kilku sekundach Anastazja uświadomiła sobie, że

David wcale nie jest zły na nią ani nie próbuje jej niczego narzucać,
po prostu się z nią droczy.

- A więc oświadczyłeś mi się ze strachu przed twoją babcią,

uzbrojoną w wielką łychę do lodów, tak? - Anastazja podjęła grę.

- Głównie dlatego. - Uśmiech rozpalił wesołe iskierki w jego

zamglonych błękitnych oczach. - Gdybym miał wybór, byłbym
bardzo szczęśliwy, mogąc uprawiać z tobą dzikie miłosne harce, nie

background image

oglądając się na konwenanse. Muszę jednak liczyć się z babcią.
Ale... jeśli jest prawdą to, co mi powiedziała - że nie wyjdzie za mąż,
a po prostu będzie żyła z tym facetem na kocią łapę, bo tak jest
korzystniej dla emerytów - wtedy wytrąci mi z ręki i ten argument.

Anastazja nigdy nie kochała go mocniej, niż w tej chwili. I nagle

zdała sobie sprawę, że ślub z Davidem wcale nie musi oznaczać
rezygnacji z własnej niezależności.

- Tak - powiedziała, biorąc głęboki oddech.
- Tak... Co tak?
- Chcę wyjść za ciebie.
- Uff... Dosyć długo to trwało - wysapał jak po ciężkiej pracy, a

potem ją pocałował. - Zaraz... - Odsunął się po chwili. - Właśnie
sobie przypomniałem, że przewróciłem wszystko do góry nogami.

- Mnie się to podoba.
- Chodzi mi o moje oświadczyny. Nie powiedziałem ci, co

zdecydowałem w sprawie pracy, to znaczy powrotu do niej.
Wspomniałem ci tylko, że gdy cię spotkałem, byłem kompletnie
wypalony. Ale to już nieaktualne. Teraz znowu pamiętam, co na
samym początku tak bardzo podobało mi się w mojej pracy -
szukanie śladów, jak ukrytych skarbów. I to naładowało mnie
energią.

- Powiedziałeś też, że byłeś pracoholikiem.
- Tak było, zanim się pojawiłaś, doprowadzając mnie do

szaleństwa...

- Chcesz powiedzieć, że doprowadzam cię do szaleństwa?
- Nikt nie nadaje się do tego lepiej niż ty. - Wziął ją pod rękę. -

Chodź.

- Dokąd idziemy? - Anastazja naprawdę była zmieszana. -

Sypialnia jest z drugiej strony.

- Po to wino, które znalazłem. Powinniśmy wznieść toast za nasze

zaręczyny. - Wszedł z nią do kuchni i sięgnął po omszałą butelkę.

- Poczekaj! Zanim ją otworzymy, pozwól mi sprawdzić, czy w

mojej poczcie elektronicznej nie ma jakiejś odpowiedzi na listy,
które wysłałam wczoraj wieczorem.

- Przecież to tylko stara butelka sfermentowanego soku z winogron.
Anastazja wróciła do pokoju i rzuciła się do laptopa.

background image

- Uhm... - mruczała nieprzytomnie, przeglądając pocztę. - Zdaje się,

że ta stara butelka sfermentowanego soku z winogron, jak ją
nazwałeś, jest warta jakieś pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

- Jasne, nie może być inaczej, bardzo zabawne - zaśmiał się David.
- Wcale nie żartuję - zapewniła go Anastazja. - Sam zobacz.

Dostałam kilka wiadomości o tym winie. Należy do najrzadszych
francuskich roczników. Dwóch dealerów złożyło mi ofertę kupna za
pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

David o mało nie wypuścił butelki z dłoni. Oboje rzucili się

jednocześnie, żeby ją ratować. Potem ustawili cenną zdobycz na
przenośnym stoliku i wpatrywali się w nią z podziwem.

- Wygląda na to, że Chesty ukrywał jednak jakieś skarby -

szepnęła.

Przerwało im ten seans pukanie do drzwi. To była Claire. W

luźnych spodniach koloru khaki i w bluzce z napisem „Retro pod
Sułtańskim Pucharkiem" wyglądała ładnie i całkiem młodo.

- Szukam Davida, nie wiesz... Ach, tu jesteś - powiedziała

swobodnie, jakby widok rozebranego do pasa wnuka w mieszkaniu
Anastazji wcale jej nie zdziwił. - Zeszłam do piwnicy i natknęłam się
na te dziwne drzwi do ukrytego magazynu. Znalazłeś jakiś skarb?

David wzruszył ramionami i celowo zniżył głos.
- Znaleźliśmy butelkę wina.
- Och... - westchnęła rozczarowana Claire.
- Wartą pięćdziesiąt tysięcy dolarów - dodał z uśmiechem.
- Och, moi kochani! - krzyknęła z zapartym tchem, chwytając się za

serce.

- Pieniądze są twoje - oznajmił David.
- Nonsens. To ty znalazłeś ukryty magazyn i to wino. Pieniądze

należą do ciebie.

- Nie ma mowy, to twój dom. Są twoje.
- Może powinniście się nimi podzielić - zaproponowała Anastazja.
- Świetna myśl - zgodziła się Claire. - Od początku ci powtarzałam,

Davidzie, że Anastazja to bystra dziewczyna.

- Nie wątpiłem w to ani przez chwilę.
- Ale może nie jest bystra na tyle, żeby wiedzieć, co jest dla niej

dobre, jeśli w grę wchodzi małżeństwo.

background image

- Zanim zaczniesz mnie gonić z wielką łychą do lodów,

oświadczam, że planuję uczynić z twojego wnuka uczciwego
mężczyznę i wyjść za niego za mąż - zapewniła przyjaciółkę
Anastazja, uśmiechając się przekornie.

- On zawsze był uczciwym mężczyzną - odpowiedziała z dumą

Claire, ocierając łzy z policzków. - Ale ty go uczynisz mężczyzną
szczęśliwym.

- Mówiłam ci, że znajdę na niego sposób - szepnęła Anastazja z

czarującym uśmiechem - a ja zawsze dotrzymuję obietnic.

background image

EPILOG

Rok później
- To wielka odpowiedzialność - oznajmiła poważnym tonem

Muriel, a jej głos niósł się echem po niebotycznie wysokich nawach
kościoła.

- Zgadzam się - skinęła głową Betty, szarpiąc za rąbek

bawełnianego podkoszulka z napisem „Nie jęczeć".

- Czy ten kapelusz pasuje do sukienki? - Hattie poprawiała swoją

turkusową kreację, wygładzając wytworne fałdy sukni, a chwilę
potem wychyliła się przez barierkę kościelnego chóru. - Czy nie
powinni już zaczynać?

- Trzymaj nerwy na wodzy - poradziła jej Betty. - I nie rób tu

przypadkiem żadnych przedstawień. Kapelusz, który wyczarowałaś,
jest dostatecznie teatralny.

- Tak się cieszę, że ci się podoba. - Hattie dumnie wypięła pierś,

podobnie jak biały gołąbek na jej kapeluszu.

- Pasuje do ciebie - wycedziła Betty.
- Dziękuję, ale jestem tak zdenerwowana, że nie potrafię usiedzieć

w miejscu. - Zatrzepotała skrzydełkami i pofrunęła w górę tak
szybko, że uderzyła w głowę pozłacanego anioła wiszącego wysoko,
tuż pod sklepieniem kościoła. - Och, znowu wpadłam na anioła.

- Wychodzi z ciebie wrogość do aniołów stróżów, bo zazdrościsz

im pięknych skrzydeł - stwierdziła Muriel. Okulary do czytania na jej
wydatnym nosie upodabniały ją do Zygmunta Freuda.

- Co to za bzdury - żachnęła się Hattie. - Jestem po prostu bardzo

zdenerwowana - powtórzyła.

- Przyznam, że ja też - wyznała Betty. - Któż by przypuszczał, że

Anastazja okaże się najbardziej konserwatywna z trojga Knightów i
zażyczy sobie rocznego narzeczeństwa, a potem okazałego ślubu w
kościele, w którym została ochrzczona?

- Wszystko zaczęło się właśnie tutaj... - Wzruszona Hattie otarła łzy

koronkową chusteczką.

- I kto by pomyślał, że tym wrzeszczącym trojaczkom tak dobrze

się powiedzie - ciągnęła tubalnym głosem Betty.

- Anastazja i David jeszcze się nie pobrali - ostrzegła Muriel.

background image

* * *

- Jak możesz być tak spokojna? - pytała Heather Anastazję, która

usiadła swobodnie w kościelnej poczekalni dla nowożeńców. - Ja
przed ślubem z Jasonem byłam kłębkiem nerwów.

- Wcale się nie dziwię - uśmiechnęła się Anastazja. - Mój brat miał

podejrzaną reputację. Nie dość, że zadzierał nosa, to jeszcze się
obnosił z tym wątpliwej sławy tytułem Najseksowniejszego
Kawalera Chicago. Dopóki go nie dopadłaś.

- W rzeczywistości to on mnie dopadł - wyjaśniła Heather. - Albo

może zarzuciliśmy sieci jednocześnie...

- Wyglądasz cudownie w tej ślubnej sukni, Anastazjo. Prawie

zaczynam żałować, że wzięłam cichy ślub. - Courtney po raz
pierwszy włączyła się do rozmowy.

- Od początku powtarzałam Davidowi, że wezmę ślub w

czerwonych aksamitnych dresach i jaskraworóżowym podkoszulku,
a na nogi włożę lakierowane pomarańczowe pantofle albo wojskowe
buciory. Nic nie wie o tej sukni. Naprawdę uważacie, że dobrze w
niej wyglądam? - Jeszcze raz spojrzała w lustro.

Biała ślubna suknia z welonem odsłaniała ramiona, a głęboki dekolt

wieńczył wysadzany perłami koronkowy stanik. Wcięta talia
przechodziła w szeroką atłasową spódnicę z romantycznym trenem.

- Suknia jest wspaniała, ty także. - Claire dołączyła do nich z

najnowszym raportem. - Wszyscy goście już są, pora zaczynać.

- Jak trzyma się Ira?
- Ciągle marudzi, że jeszcze nigdy nie był drużbą, a ja mu

powtarzam, że dla mnie na zawsze pozostanie najlepszym druhem -
odpowiedziała Claire z czułością w głosie.

- Kto by pomyślał, że tak dobrze dogadają się z Davidem? -

Anastazję niezmiernie cieszyło szczęście Claire i Iry. - Albo że
David weźmie na drużbów moich braci. Swoją drogą, nie jestem
przekonana, czy to mądre posunięcie. - Anastazja kręciła niepewnie
głową. - Jeszcze nie zapomniałam, jak próbowali odwieść Davida od
małżeństwa ze mną.

- Jeszcze nie jest za późno - powtarzał Jason Davidowi w innym

kościelnym pomieszczeniu. - Ciągle możesz uciec.

- Jakoś cię wytłumaczymy - dodał Ryan. - Powiemy na przykład, że

background image

porwali cię kosmici.

- Podobni do striptizerki, która zrzucała z siebie ten kosmiczny strój

na moim wieczorze kawalerskim? - spytał David. - To był
oczywiście twój pomysł. A mówiłem ci, że nie mam ochoty na żadne
rozbieranki. - David poprawił muszkę. Nigdy przedtem nie wkładał
smokingu i dobrze wiedział, dlaczego. Ale Anastazja uparła się, że
ma być smoking, a nie żaden normalny garnitur. Niech jej będzie.
Modlił się tylko, żeby nie pokazała się w jakimś odlotowym,
komicznym stroju. Tak naprawdę modlił się, żeby w ogóle się
pokazała. Wiedział, że jest już w kościele. Jej tata wpadł na chwilę,
żeby mu to powiedzieć, ale nie chciał zdradzić, jak się ubrała.

- Myśleliśmy, że żartujesz, kiedy powiedziałeś, że nie życzysz

sobie striptizerki - tłumaczył się Ryan, któremu w smokingu było
równie niewygodnie jak Davidowi. Tylko Jason i Ira czuli się w tym
stroju jak we własnej skórze.

- Przez tę waszą striptizerkę moi przyjaciele wynajęli striptizera na

przyjęcie Anastazji. - Uśmiechnął się, widząc, jak jego przyszłym
szwagrom opadają szczęki. - Wyglądacie na zdziwionych.

- Nie zrobili tego! - Jason i Ryan krzyknęli jednym głosem.
- Oczywiście, że tak. Powiem wam więcej. Anastazja świetnie się

bawiła, opowiadając mi ze szczegółami, jak facet przebrany za
wielkiego, złego glinę pozbywa się wszystkiego. No, może prawie
wszystkiego.

Jason i Ryan skrzywili się jak na komendę.
- Obaj powinniście wiedzieć, co może wkurzyć waszą siostrę -

upomniał ich ojciec. - Niech to będzie dla was dobrą lekcją.

- Tak - odburknął Ryan. - Po tej lekcji wiem, że ani na chwilę nie

wolno zostawiać Anastazji, Heather i Courtney samych w jednym
pokoju.

- Właśnie teraz są razem. - David spojrzał na nich z kpiącym

błyskiem w oczach.

- Tak, ale jest z nimi twoja babcia - niepewnym głosem powiedział

Jason.

- Jeszcze lepiej...
- Co masz na myśli? - spytał Ira, po raz pierwszy włączając się do

rozmowy.

background image

- Moja babcia jest właśnie tą osobą, która zamówiła męski striptiz.
- Dobrze się tam prowadzicie, dziewczyny? - spytał Ira przez drzwi.

- David ma prezent dla panny młodej.

- Nie może jej zobaczyć, póki nie zejdzie do nawy - odpowiedziała

mu Claire, uchylając tylko odrobinę drzwi. - Nie ma go tutaj,
prawda?

- Nie, prosił, żebym jej to przekazał. Wyglądasz cudownie, Claire...

- Ukłonił się z galanterią, gdy otworzyła szerzej drzwi. - Ty też,
Anastazjo.

- Tylko nie mów, w co jest ubrana. Chce mu zrobić niespodziankę -

uprzedziła Claire.

- Już zapieczętowałem usta. Muszę przyznać, że wiktoriańska

broszka z granatem i perłowy naszyjnik, które David wybrał w moim
sklepie, wyglądają przy tej sukni przepięknie.

Tymczasem Anastazja niecierpliwie zrywała elegancki papier z

opakowania. Heather i Courtney wisiały jej na ramieniu, ciekawe, co
podarował jej David.

- To biżuteria. Założę się, że to znowu biżuteria - rzuciła Heather.
- To książka dla dzieci. - W głosie Courtney wyraźnie było słychać

zakłopotanie.

Na wewnętrznej stronie okładki David napisał dedykację:
Dla mojej księżniczki zamienionej w żabę. Zakochałem się w Tobie,

kiedy pierwszy raz słyszałem, jak i czytasz tę baśń dzieciom. Myślę,
że przyszedł czas, żebyś miała własny egzemplarz, po to, byśmy mogli
kochać się zawsze. To dzięki tobie uwierzyłem, że czasami marzenia
stają się rzeczywistością.
i Twój przyszły mąż, David

- Płaczesz nad książką dla dzieci?! - krzyknęła zdumiona Heather.
- To nie jest byle jaka książka dla dzieci. To „Zaklęta księżniczka",

moja ulubiona. O żabie, która zamienia się w piękną młodą kobietę,
która...

- Jest księżniczką - jednym głosem dopowiedziały i Heather z

Courtney.

- Nie, bibliotekarką. - Przytulając książkę do piersi, wytarła łzy i

odwróciła się do Iry z promiennym uśmiechem.

- Powiedz Davidowi, że go kocham i że chyba powinniśmy już

zacząć to przedstawienie.

background image

- Jeszcze wciąż nie jest za późno, żeby zagrać „Everybody Loves

Somebody" - szepnął ojciec Anastazji, biorąc ją pod rękę, żeby
poprowadzić do ołtarza.

- Nic z tego - odszepnęła mu Anastazja. - Czy nie masz dla mnie

żadnej rady, tatusiu?

- Nie nazwałaś mnie tak, odkąd skończyłaś dwanaście lat. A jeśli

chodzi o rady, to wcale ich nie potrzebujesz. Jesteś bystrą
dziewczynką, po prostu pamiętaj, że dla mnie zawsze pozostaniesz
małą córeczką. Uff, zaczyna się.

Kiedy Anastazja szła do ołtarza oparta na ramieniu ojca, miała

cudowną świadomość właściwego wyboru. Bała się, że po tylu latach
unikania małżeństwa w ostatniej chwili może ogarnąć ją panika. Ale
trwające cały rok, na jej prośbę, narzeczeństwo przekonało ją, że to
właśnie David jest tym jedynym mężczyzną, jej drugą połową,
człowiekiem, który naprawdę ją rozumie. A w tych rzadkich
przypadkach, kiedy nie rozumie, potrafi słuchać, kiedy ona mu
tłumaczy.

Czekał na nią przy ołtarzu. Wyglądał seksownie, na tyle, na ile

pozwalał ciemny smoking. Widziała, jak na widok jej prawdziwej
ślubnej sukni zaokrąglają mu się błękitne oczy. Czuła w tym
spojrzeniu jego miłość. A potem stała u jego boku, z dłonią w jego
dłoni.

Przebieg ceremonii zatarł się jej w pamięci, aż do momentu, w

którym ksiądz zadał to najważniejsze pytanie:

- Anastazjo, czy chcesz wziąć tego mężczyznę, Davida, za

prawowitego małżonka, żeby kochać go, szanować i opiekować się
nim?

Przez krótką chwilę wszyscy w kościele wstrzymali oddech.

Wychyliwszy się za galerię chóru, trzy dobre wróżki wrzasnęły z
całej siły:

- Chce! Chce!
Anastazja odwróciła głowę i spojrzała w ich kierunku, jakby

naprawdę je słyszała.

A potem, z uśmiechem na ustach, odwróciła się do księdza, tego

samego, którego tak niestosownie uderzyła w nos w czasie chrztu, i
odpowiedziała, odwracając się do Davida:

background image

- Chcę! Oczywiście, że chcę!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
20 Linz Cathie Zbyt samodzielna na żonę
20 Linz Cathie Zbyt smodzielna na żonę
020 Linz Cathie Zbyt smodzielna na zone
Linz Cathie Zbyt smodzielna na zone 20
MU020 Linz Cathie Zbyt smodzielna na żone
Linz Cathie Zbyt smodzielna na żonę
20 Linz Cathie Miłość i Uśmiech Zbyt samodzielna na zone
Linz Cathie Zbyt seksowny na męża
16 Linz Cathie Zbyt seksowny na męża
018 Linz Cathie Zbyt uparty na meza
16 Linz Cathie Zbyt seksowny na męża
016 Linz Cathie Zbyt seksowny na meza
16 Linz Cathie Milosc i usmiech 16 Zbyt seksowny na meza
336 Linz Cathie Mąż na zawołanie
Linz Cathie Sposób na ťycie
296 Linz Cathie Łowca motyli Romans na koniec lata
04 Linz Cathie Namiętności 04 Sposób na życie
0200 Linz Cathie Pechowe zaręczyny

więcej podobnych podstron