W obronie Świętej Inkwizycji
Roman Konik
Tytul
W obronie Świętej Inkwizycji
Autor
Roman Konik
Miejsce wydania
Warszawa
Wydano w roku
2002
ISBN
83-87770-91-4
Wydawnictwo
Wydawnictwo Te Deum
Adres wydawnictwa
04-886 Warszawa
ul.Garncarska 32
Tel: (022) 615-28-60
Fax: (022) 615-52-09
Adres wydawnictwa w internecie
Elektroniczna wersja ksiazki
Fragmenty książki
WSTĘP
Każda książka ma swoją historię; uważam, że Czytelnik ma prawo ją znać. Powodów do napisania
tej książki było wiele: podstawowym była chęć zadośćuczynienia prawdzie. Każdy z nas
niejednokrotnie słyszał o Inkwizycji. Podejrzewam także, że słysząc termin Inkwizycja nie miał
dobrych skojarzeń. Będąc katolikiem, niejednokrotnie zadawałem sobie pytanie: czy rzeczywiście
instytucja stworzona przez Kościół mogła dopuścić się tylu okrucieństw, o które współcześnie się
ją oskarża? Pierwszą próbą odpowiedzi na to pytanie było sięgnięcie do źródeł, czyli historii
Kościoła i dokumentacji przedstawiającej czasy, gdy Inkwizycja w Europie starała się spełniać swe
zadania. Im głębiej sięgałem do materiałów źródłowych, tym większy czułem dysonans
pomiędzy tym, co na temat Świętej Inkwizycji wiedziałem do tej pory z mass-mediów, a tym,
co odnajdywałem często w suchych faktach dokumentacji historycznej. Pamiętam, że jako
młody człowiek wychowany w tradycyjnej katolickiej rodzinie spotykałem się często z
apodyktycznymi zapędami swych adwersarzy, którzy twierdzili, że znajomość przeszłości Kościoła
katolickiego przeszkadza im wierzyć w jedną z podstawowych prawd wiary, mówiącą, że Kościół
katolicki jest kontynuacją zbawczej misji Chrystusa. Ilekroć powoływano się na haniebną
przeszłość Kościoła katolickiego, tylekroć padał nieodzownie termin Inkwizycja. Większość
katolików w tym momencie zaczyna się wstydzić historii Kościoła, wstyd ten pogłębił się
szczególnie teraz, gdy kończące się milenium skłoniło najwyższych hierarchów Kościoła do serii
aktów ekspiacyjnych. Wstydzenie się historii Kościoła w dużej mierze wpłynąć może na utratę
wiary, dlatego też książka ta ma przestrzec szczególnie tych, którzy będąc członkami Kościoła
powielają medialną kalkę o "czarnej legendzie Kościoła katolickiego", w którą wpisuje się Święta
Inkwizycja, i biją się w piersi przy każdej nadarzającej się okazji. Musimy pamiętać, że
współczesna tendencja dechrystianizacji Europy wykorzystuje często wahania i niepewność
katolików. W efekcie tego jest coraz mniej katolików, którzy dumni są z tego, że należą do
Kościoła. Jak słusznie zauważa Vittorio Messori, "problem dechrystianizacji nie polega na utracie
wiary, lecz na utracie rozsądku". Ten brak rozsądku powoduje, że wierzymy bezkrytycznie w
świat, jaki kreują media masowe. Jednym z zabiegów taktycznych propagatorów dechrystianizacji
Europy jest zdecydowane przeciwstawienie dwóch struktur: wiary i rozumu, wiary i wolności
umysłu, wiary i nauki, wiary i rozsądku. Obsesyjnie powiela się tezę, że po instytucji Inkwizycji
utrzymywanie wiary w kontynuację misji zbawczej Chrystusa w Kościele katolickim jest
samobójstwem rozumu. Absurdem jest zatem określać Kościół słowami św. Augustyna jako ex
maculatis immaculata (wewnętrznie święty). Przed taką tezą broni nas znajomość historii Kościoła.
Czy aby na pewno? By rzetelnie zanalizować instytucję Świętej Inkwizycji, należy uwzględnić
wielowątkowość zagadnienia. Należy pamiętać w pracy badawczej, że nie brak w tym temacie
zarówno "czarnych legend", jak i prób tuszowania wypaczeń, jakich rzeczywiście dopuścili się
inkwizytorzy. By być w pełni obiektywnym należy uwzględnić zarówno obszar kulturowy i
historyczny, w jakim działała Inkwizycja, jak również aspekty filozoficzno-teologiczne. Zanim
zajmiemy się analizą tak złożonego problemu, jakim jest Święta Inkwizycja, musimy uwolnić się
od nawyku stronniczości towarzyszącemu zazwyczaj tego rodzaju analizom. Bez wątpienia trzeba
wskazać i potępić błędy, jakich dopuścili się egzekutorzy Świętego Oficjum, wskazać trzeba też na
nadużycia władzy inkwizycyjnej. Dopiero uwzględnienie tych elementów da nam pewność, że
zachowamy przynajmniej minimum intelektualnej prawości i zbliżymy się do prawdy. Zadanie to
nie jest łatwe, bo musimy sobie zdać sprawę z tego, że po drugiej stronie ideologicznej barykady
stoją media masowe z arbitralnymi sądami, deformacjami, legendami wspieranymi przez liczne
sugestywne filmy, książki, publikacje czy świat masowej rozrywki. Nie podejmując działań
mających na celu zmianę stanu świadomości wielu katolików zezwalamy, by bezdyskusyjnie dać
się obarczać pomówieniami i kłamstwami. Już niebawem nie będzie pewnie w historii takiego
miejsca, naznaczonego cierpieniem, błędem i okrucieństwem, za które nie będzie ponosił
odpowiedzialności Kościół katolicki. Deklaracje hierarchów Kościoła przyczyniają się jeszcze
bardziej do takiego stanu rzeczy; od pontyfikatu Jana XXIII po dzień dzisiejszy Kościół przeprasza
za takie "grzechy Kościoła", jak: winy katolików w stosunku do protestantów (1963),
prześladowanie Galileusza (1979), obojętność Kościoła wobec mafii (1983), winy Kościoła wobec
zborów zreformowanych (1984), przyzwolenie Kościoła na handel niewolnikami (1985), za
antysemityzm (1986), za rasizm (1989), za fanatyzm i przemoc w stosunku do Husa (1990), za
udział katolików w kolonizacji i wprowadzaniu niewolnictwa (1992), za wygnanie Żydów z
Hiszpanii (1992), za obojętność Kościoła wobec nierówności społecznych (1994), za zbrodnie
Inkwizycji (1994), za wyprawy krzyżowe (1995), za udział Kościoła w dyskryminacji kobiet
(1995), za udział katolików w doprowadzeniu do powstania drugiej wojny światowej (1995), za
krzywdy wyrządzone niekatolikom (1995), za zerwanie dialogu z Lutrem (1996) oraz za winy
popełnione w służbie prawdy, za naruszanie jedności Ciała Chrystusowego, za grzech przeciwko
ludowi przymierza, za grzechy przeciwko godności kultur i religii i grzechy w dziedzinie
podstawowych praw człowieka (2000). W tym ekspiacyjnym klimacie coraz częściej przedstawia
się nam historię Kościoła katolickiego jako istne zbiorowisko wad. Już teraz efektem tego
swoistego oblężenia jest stanowisko wielu katolików, którzy nie próbując zmienić tego stanu
rzeczy utwierdzają się w przekonaniu, że historia Kościoła katolickiego naznaczona jest krwią,
kłamstwem i okrucieństwem. Trwa nieustanna propaganda usiłująca wmówić, głównie katolikom,
że oto Kościół nie ma prawa nikogo pouczać, bowiem również na jego koncie jest krwawa plama
Inkwizycji, za którą katolicy są odpowiedzialni i za którą powinni przepraszać i nie zapominać o
swej haniebnej przeszłości. Najbardziej jednak smuci zachowanie się niektórych duchownych,
którzy kokietowani przez media masowe krytykują "prawdy", o których słyszeli jedynie z plotek i
legend wpisując się (mam nadzieję, że nieświadomie) w nurt Kościoła, który bije się w piersi za
swą krótkowzroczność i reakcyjność. Książka ta jest dedykowana przede wszystkim dla nich. Nie
możemy zapominać podstawowego faktu, że chrześcijaństwo w rozliczeniu XX wieków
historii jest światłem tej historii, a Święta Inkwizycja jedną z najbardziej humanitarnych
instytucji średniowiecza. Książki tej nie należy też traktować jako szczegółowego wykładu
historycznego o Inkwizycji. Została ona napisana z zamiarem przedstawienia jej pozytywnych
aspektów oraz obalenia jednej z tzw. czarnych legend Kościoła. Ilekroć podejmujemy problem
Inkwizycji, musimy pamiętać o dwojakim charakterze zagadnienia: metafizycznym i historyczno-
ideologicznym. W analizach historycznych zwyczajowo poruszany jest tylko drugi aspekt. Należy
jednak pamiętać, że podstawowym celem Inkwizycji było ratowanie zagubionych dusz ludzkich,
była to zatem walka o najistotniejszą wartość, o życie wieczne. Najczęściej pomija się wskazanie
na fakt, że wartość duszy ludzkiej stoi tu ponad ideologią, historią, czy ustrojem. Zatrucie dusz
ludzkich błędem herezji powodowało i powoduje katastrofalne skutki. O tymże aspekcie nie można
zapominać w tego rodzaju analizach. Badając działalność Trybunałów Inkwizycyjnych należy
przede wszystkim sięgnąć w pracy badawczej do bogatych archiwów, jakie się zachowały po
procesach inkwizycyjnych a dopiero potem po ich opracowania czy reinterpretacje. Wtedy to, jak
pisał Józef Tyszkiewicz, "każdy historyk bezstronnie badający historię Kościoła musi powtórzyć
słowa, którymi de Tocqueville kończy swe dzieło: Rozpocząłem badania pełen uprzedzeń
przeciwko papieżom - skończyłem je pełen szacunku i podziwu dla Kościoła! (...)
DZIAŁANIE TRYBUNAŁÓW INKWIZYCYJNYCH
Niejednokrotnie w środkach masowego przekazu można usłyszeć albo przeczytać opinie, że
procesy inkwizycyjne były zapowiedzią procesów stalinowskich czy hitlerowskich. Wielokrotnie
powtarzane schematy utrwaliły się w masowej świadomości do tego stopnia, że niejednokrotnie
wiele osób, zupełnie jak w znanym wierszu Majakowskiego, myśli "tępienie wolności myśli", a
mówi - "Inkwizycja". Do takiego stanu rzeczy przyczyniły się podobno sądy inkwizycyjne, "wyraz
hipokryzji chrześcijańskiej Europy wieków średnich". Warto się przyjrzeć bliżej dokumentom z
procesów inkwizycyjnych, by wyrobić sobie prawdziwe zdanie na ich temat. Proces inkwizycyjny
rozpoczynał się od przeczytania oskarżonemu zarzutów, jakie były mu stawiane. Oskarżony miał
prawo zabrania głosu w przypadku niezrozumienia aktu oskarżenia, a wówczas przewodniczący
Trybunału miał obowiązek wyjaśniania aktu oskarżenia aż do momentu, gdy oskarżony zrozumiał
treść całego dokumentu. Jeżeli podejrzany uważał, że któryś z sędziów jest mu nieprzychylny i
wrogo do niego nastawiony, miał prawo odwołania się na tej podstawie do Stolicy Apostolskiej,
prosząc jednocześnie o zmianę członków Trybunału. Średniowieczny przywilej veta oskarżonego
wobec członków Trybunału nie był fikcją, jest jednak niestety zazwyczaj pomijany w pracach
dotyczących Inkwizycji, chociaż nie można zaprzeczyć, że "w razie, gdy który z sędziów był
osobistym jego wrogiem [oskarżonego] lub gdy się pragnął podsądny użalić na jego postępowanie,
mógł tego sędziego odrzucić i apelować do Stolicy Apostolskiej, a dowodzą przykłady, ze prawo to
nie było czysto teoretyczne. W pierwszych latach Inkwizycji hiszpańskiej nic nie wywołało
większego niezadowolenia Ferdynanda i Izabeli, jak nieustanne odwoływanie się ze strony
oskarżonych do Stolicy Apostolskiej". Ponadto Trybunał Inkwizycyjny nie poprzestawał tylko i
wyłącznie na zeznaniach świadków, miał bowiem obowiązek wysłuchania i ustosunkowania się do
zarzutów stawianych przez oskarżonego, dlatego twierdzenie, jakoby oskarżony w sądach
inkwizycyjnych nie miał prawa głosu, jest wierutną bzdurą. Ilekroć w mediach pada słowo
"Inkwizycja", tylekroć większość odbiorców myśli automatycznie o Stolicy Apostolskiej,
powszechnie bowiem uważa się, że działalność sądów inkwizycyjnych inspirowana i wspierana
była przez kolejnych papieży. Nie jest to do końca zgodne z prawdą. "Papieże robili wszystko co
mogli, by utrzymać Inkwizycję w granicach właściwych. Sam Llorente przytacza liczne wypadki, w
których papieże kazali tajemnie absolwować heretyków i nie nakładali im żadnej kary świeckiej.
Szczególnie Leon X, ten rozumny i uczony papież, nie wahał się rozpocząć walki z inkwizytorami
Toledo (1519), którzy uporczywie ścigali Hiszpanów odwołujących się do papieża; ekskomuniki nie
szczędziły także inkwizytorów. Tenże papież przedsięwziął zupełną reformę Trybunałów
Inkwizycyjnych hiszpańskich, ale opór Karola V przeszkodził w urzeczywistnieniu tego zamiaru.
Gdy poruszono myśl wprowadzenia Inkwizycji hiszpańskiej do Neapolu, Paweł III połączył swe
protesty z protestami Neapolitańczyków, i zamiary cesarza spełzły na niczym. Pius IV i Karol
Boromeusz bardzo skutecznie oparli się wprowadzeniu Inkwizycji do Mediolanu. Gdy zaś
Inkwizycja w roku 1695 wciągnęła na Indeks czternaście tomów zbioru Bollandystów, najuczeńsi
kardynałowie: Noris, Albani, Aguirre, Sfondrati i in. zaprotestowali przeciw temu dekretowi, a
wobec powszechnego niezadowolenia, jakie ten dekret wzbudził między uczonymi, wielki
inkwizytor zmuszony był go cofnąć." Niejednokrotnie słyszy się z ust historyków zarzut, jakoby
instytucja Inkwizycji była najbardziej krwawą organizacją wieków średnich, co więcej -
Inkwizycja miała rzekomo dać bodziec późniejszym sądom do bezkarnego traktowania sądzonych.
Zarzut ten jest o tyle chybiony, że nawet po pobieżnym zapoznaniu się z duchem epoki wieków
średnich nie sposób nie zauważyć, że ówczesne państwowe prawo karne było daleko bardziej
surowe, aniżeli prawo inkwizycyjne. Insynuacja, jakoby stosowanie kary śmierci w stosunku do
zatwardziałych heretyków był stosowany tylko przez Kościół katolicki, jest również nieprawdziwa.
Kara śmierci wykonywana na odstępcach religijnych wykonywana była w większości krajów i
wśród wszystkich wyznań (szczególnie u protestantów). W Kościele Rzymskim wprowadzenie
kary śmierci dla heretyków należy wiązać z rokiem 1198, kiedy papież Innocenty III zaostrzył
sankcje wobec heretyków. W ciągu kilku następnych lat nastąpiła całkowita zmiana polityki w
stosunku do kacerzy - od napominania i walki na argumenty Stolica Apostolska przeszła do
wytoczenia im zdecydowanej wojny, łącznie z żądaniem najwyższej kary dla heretyków. Czytając
XIX-wieczne rzetelne analizy sądów inkwizycyjnych można się przekonać, że "łagodniejsze i
oględniejsze było postępowanie sądowe Inkwizycji, aniżeli innych sądów ówczesnych, że więzienia
inkwizycyjne nie były znów takie straszliwe lochy i podziemia, za jakie je podają wrogowie ale
daleko bardziej ludzkie i milsze, aniżeli w innych krajach, że tortury w sądach inkwizycyjnych raz
tylko mogły być prawnie stosowane, a nie powtarzane często jak to się działo w sądach
państwowych." Zarzuty podważające historyczną prawdę o Świętej Inkwizycji zdarzają się
nagminnie, szczególnie podczas omawiania historii Kościoła w wiekach średnich, jednakże należy
zwrócić także uwagę na tendencje przeciwne, starające się wybielić postępowanie sądów
inkwizycyjnych. Można się nawet spotkać ze stwierdzeniem, że Święte Oficjum zawsze było
przeciwne karze śmierci i nigdy takową w stosunku do kacerzy nie szafowało, ani nawet nie
popierało. Jest to twierdzenie tak samo mylne jak to, które utrzymuje, że Kościół katolicki
wprowadził stosowanie stosów jako kary dla innowierców. Kościół zawsze był za utrzymaniem
kary śmierci w prawodawstwie świeckim. Jak głosi Katechizm Soboru Trydenckiego, obowiązek
miłości nakazuje wiernemu przebaczyć nawet zabójcy jego najbliższych krewnych, podstawowym
zaś obowiązkiem państwa w służbie miłości jest zabezpieczać porządek publiczny, bronić dóbr
materialnych i duchowych obywateli. Jeśli kara śmierci jest konieczna dla zapewnienia
bezpieczeństwa publicznego, państwo może się do niej uciekać (33, § l). Katechizm Kościoła
Katolickiego, zatwierdzony przez Jana Pawła II w artykule 2266 potwierdza także możliwość jej
stosowania. Papież Grzegorz IX wydał w 1231 r. rozporządzenie, aby heretycy potępieni przez
Kościół wydawani byli władzy świeckiej, która wymierzy im stosowną karę (animadversio
dobita}. Karą tą mogła być także kara śmierci. Motywacja takiej surowości tłumaczona była przez
dostojników kościelnych przy pomocy porównania majestatu ziemskiego z majestatem Boskim:
jeżeli uważa się za słuszne stosowanie kary śmierci za obrazę majestatu ziemskiego, aby zachować
proporcję prawną o wiele bardziej należy karać tych, którzy dopuszczają się obrazy i bluźnierstwa
wobec majestatu Bożego. Taką argumentację podtrzymywał największy autorytet ówczesnych
czasów, św. Tomasz z Akwinu. W 11 zagadnieniu swej Sumy teologicznej w paragrafie
poświęconym heretykom Akwinata pisze tak: "Heretycy popełniają grzech, którym zasługują sobie
nie tylko na karę klątwy, czyli wyłączenia z Kościoła, lecz także na karę śmierci. O wiele bowiem
cięższą zbrodnią jest psuć wiarę, która stanowi o (nadprzyrodzonym) życiu duszy niż, np. fałszować
pieniądze, które śluzą życiu doczesnemu (...). Ze strony zaś Kościoła jest miłosierdzie troszczące się
o nawrócenie błądzących stosownie do nauki apostoła (2 Tym 2, 24) nie potępia się ich od razu,
lecz dopiero po pierwszym i drugim. upomnieniu; po tym zaś skoro heretyk nadal trwa w uporze,
straciwszy nadzieję w jego nawrócenie, mając na uwadze zbawienie innych, Kościół karą klątwy
wyklucza go ze swojego tona i następnie zostawia go sądownictwu świeckiemu, by przezeń byt
usunięty ze świata karą śmierci." Argumentacja dotycząca stosowania kary śmierci na heretykach
użyta w Sumie teologicznej św. Tomasza z Akwinu pochodzi od papieża Innocentego III i była
powszechnie stosowana w średniowieczu. Aby uzyskać pełny obraz należy jeszcze dodać, że w
historii działania Trybunałów Inkwizycyjnych nigdy nie zdarzyło się, by Inkwizycja wydała
sądzonych heretyków w ręce władzy świeckiej, jeśli ci uznali swe błędy i zapragnęli powrócić na
łono Kościoła. Chcąc przyjrzeć się dokładnie przebiegom procesów inkwizycyjnych należy sięgnąć
do źródeł opisujących bezpośrednio tzw. "wzorcowe" procesy. Najbardziej miarodajnymi pracami
są tu Practica officii inquisitionis haereticae pravitatis Bernarda Gui (wydana ponownie w Paryżu
w 1886 roku; w Polsce ukazała się w tym roku) oraz dzieło Mikołaja Eymerica z 1376 roku,
zatytułowane Directorum inquisitorum (ponownie wydane w "Nouvelle Revue historique de droit
francais" w r. 1883 na stronach 669-678). Prace te dają prawdziwy obraz sądów inkwizycyjnych, a
także inkwizytorów i wymaganych cech, jakie powinni posiadać. Tymczasem poprzez oszczercze
książki w rodzaju Imienia róży Humberta Eco utrwala się mit inkwizytora - lubieżnego sadysty,
który nie cofnie się przed żadnym okrucieństwem, by tylko móc pastwić się nad biednymi,
niewinnymi ludźmi... Wystarczy sięgnąć do prac wspomnianych inkwizytorów i relacji naocznych
świadków, aby przekonać się, że prawda była zupełnie inna, niż to usiłują wmówić czytelnikom Le
Goff i Eco, utrzymujący, że "najbardziej krwawy" inkwizytor Gui palił heretyków i podejrzanych o
herezję przy każdej nadarzającej się okazji. Tego rodzaju antykatolicka propaganda funkcjonowała
już niestety znacznie wcześniej - przykładowo, jak podaje Podręczna encyklopedia kościelna z
1909 roku, "Brial, prawdziwy uczony, chyba tylko przez nieuwagę w XIX tomie Recueil des
Historie de Gaules (s. XXIII) mówi, ze za Bernarda Gui (od 1308 do 1323) spalono na stosie 637
heretyków, gdy wiadomo, że z grona tych osób tylko 40 na śmierć skazano." Właśnie tak: na
nieszczęście wszystkich tych "wybitnych mediewistów" działalność inkwizycyjna Bernarda Gui
jest doskonale udokumentowana, a z dokumentów wynika jasno, że ów "najbardziej krwawy"
inkwizytor w ciągu szesnastu lat sprawowania funkcji przewodniczącego Trybunału
Inkwizycyjnego orzekł winę w stosunku do 913 oskarżonych, spośród których tylko 42 osoby
zostały przekazane ramieniu świeckiemu (co - trzeba to jasno zaznaczyć - nie było jednoznaczne z
wyrokiem śmierci!), na resztę zaś osób nałożono kary kanoniczne lub więzienie, tzw. murus
largus, czyli odosobnienie w klasztorze, lub murus strictus, polegające na zamknięciu w celi
klasztornej. Zarówno w przypadku murus largus, jak i murus strictus dopuszczalne byty
odwiedziny współmałżonka, była to bowiem bardziej praktyka pokutna niż kara kryminalna. Z
reguły skazani podlegali wielokrotnym amnestiom, skracającym wyroki lub zamieniającym je
na
inną pokutę, np. odmawiania codziennie psalmów pokutnych czy pielgrzymkę do miejsc kultu.
Ilekroć mówi się o fanatycznych inkwizytorach, którzy w każdym sprzeciwie władzy katolickiej
węszyli zapach siarki, próbując wykorzenić go jedyną znaną sobie metodą - stosem, zapomina się o
faktach, zastępując je propagandą. Omawiany przykład Bernarda Gui nie jest odosobniony - oto
oświeceniowi komentatorzy Inkwizycji przywołują często obok niego postać Jakuba Fourniera,
działającego w Montaillou, jednego z najbardziej pracowitych inkwizytorów. Potrafił on
przeprowadzić w ciągu roku 578 przesłuchań. Jednak komentatorzy nie dodają już, uznając to za
informację nieistotną, że z 418 osób, uznanych przez inkwizytora za winne, tylko pięć (!) zostało
przekazanych ramieniu świeckiemu w celu wymierzenia stosowanej kary. Na pozostałych
oskarżonych (tzn. 413 osób) nałożono kary kanoniczne, takich jak pielgrzymka, odmawianie
psalmów pokutnych, regularna spowiedź, czy noszenie szaty pokutnej. Potwierdzeniem tej tezy są
liczne dowody zachowane w archiwach, skrywających skrupulatną dokumentację z przebiegu
procesów inkwizycyjnych, jak też ich liczbę i wyroki. Należą do nich m. in. archiwa sądów
inkwizycyjnych z Tuluzy, jasno dowodzące, że orzekanie kary śmierci w przypadku zatwardziałych
heretyków, a raczej herezjarchów, stanowiło niecały l % wszystkich orzeczeń Trybunałów
Inkwizycyjnych (a trzeba też pamiętać o tym, że dane te nie uwzględniają odwołań od wyroków
śmierci do Stolicy Apostolskiej)! Kto mógł zostać inkwizytorem? Dekret Soboru w Vienne
postanawiał, że mógł to być jedynie duchowny, który ukończył 40 lat; zabroniono mu jednocześnie
noszenia broni. Dekretem Soboru (par. 28) inkwizytor, dobierając sobie współpracowników, musiał
ograniczyć ich liczbę jedynie do grona niezbędnych pomocników. Pierwszym krokiem każdego bez
wyjątku Trybunału Inkwizycyjnego było ogłoszenie tak zwanego czasu łaski, dającym szansę
heretykom na dobrowolne stawienie się przed Trybunałem i odwołanie błędów. Jak podaje
Tyszkiewicz: "Czas łaski byt okresem namysłu, rozwagi - trwał nie mniej jak dni trzydzieści, ale
zazwyczaj dwa i trzy miesiące, a poświęconym byt szeregowi misji, publicznych konferencji i
dysput 'najlepszych teologów o prawdach wiary i biedach herezji." Jeżeli heretycy odwołali swe
błędy, byli automatycznie uwalniani od jakiejkolwiek kary. Ks. Michał Nadworski w Encyklopedii
kościelnej pisze, że "wiele osób lekko podejrzanych uwalniała Inkwizycja od kar nawet
kościelnych, nakładając na nich tylko obowiązek noszenia sanbenito (sacco benedito dosł. "wór
błogosławiony" ;- przyp. aut.), szaty pokutnej podobnej do habitu zakonnego, lub sutanny księżej,
koloru żółtego, bo taki kolor od wieków używany byt w Hiszpanii na szatę pokutną, tak jak gdzie
indziej szary lub czarny. Przekonani o herezję nosili jeszcze na tej szacie znak krzyża: kto jednak
dobrowolnie się stawił z swoim wyznaniem, zazwyczaj był uwalniany od noszenia sanbenito."
Częstym zarzutem, stawianym tego rodzaju praktykom, jest wskazanie na ogromne piętno, jakiemu
poprzez noszenie szaty pokutnej poddawani byli nawróceni. Niektórzy autorzy twierdzą (a czyni to
nawet Paul Johnson w Historii chrześcijaństwa), że szata pokutna wiązała się z niemożliwością
znalezienia pracy i wyrzuceniem poza obręb społeczeństwa; miałaby być tak zwanym wilczym
biletem lub też być traktowana jak oznaka trądu. Jednak znów zapomina się tu o duchu epoki.
Pokuta publiczna (np. liczne procesje biczowników), publiczne wyrzeczenie się dotychczasowego
życia czy przywdziewanie szat pokutnych były na porządku dziennym, można to nawet nazwać
swoistą modą epoki. Dość przyjrzeć się ilustracjom strojów średniowiecznych, by dostrzec silne
inspiracje strojami zakonnymi, dlatego noszenie sanbenito było czymś normalnym i nie wiązało się
ze społecznym ostracyzmem. Jak pisze ks. Nadworski, "noszenie zwykłego sanbenito nie było
zniesławiające, bo uważane było za rzecz pokuty i zbudowania; znakomitsi ludzie z pobożności
przywdziewali dawniej takie szaty: to co dzisiaj razi, wówczas było w obyczaju życia
chrześcijańskiego; Llorente sam przywodzi przykłady, ze osoby które odbywały pokutę, naznaczoną
przez Inkwizycję, wchodziły w związki małżeńskie z najwyższymi rodzinami, a nawet z członkami
rodziny królewskiej."
Rzetelność w przedstawianiu Inkwizycji wymaga jednak dodania, że zdarzały się też nadużycia.
Haniebnym przykładem sprzeniewierzenia się Inkwizycji i Kościołowi jest tu przykład inkwizytora
Konrada z Marburga (1180-1233), inkwizytora niemieckiego, zabitego w końcu 20 lipca 1233 roku
przez krewnych jednej ze swych licznych ofiar. Zasłynął on z tego, że prowadził procesy
inkwizycyjne z pogwałceniem nałożonych na nie ograniczeń i rygorów, nie dawał oskarżonym
prawa obrony, a na wszelkie stawiane zarzuty nakazywał odpowiadać jedynie "tak" lub "nie".
Konrad z Marburga nie stosował się też do zasady nakazującej, by w Trybunale Inkwizycyjnym
zasiadał miejscowy biskup. Inkwizytor wspierany przez dwu fanatycznych pomocników: Konrada
Dorso i Jana, zwanego Jednookim, pozbawiony kontroli skazał wielu heretyków na stos. Papież
Grzegorz IX po zbadaniu sprawy odwołał krnąbrnego inkwizytora i zganił miejscowych biskupów,
że tak długo zwlekali z denuncjacją. Odwołując krnąbrnego inkwizytora papież zrozumiał, jak
dalece urząd ten może być wykorzystywany do celów innych niż tylko dbanie o ortodoksję. Dwie
jego bulle z roku 1233 IIle humani generis oraz Licet ad capiendos wprowadziły istotne zmiany w
organizacji pracy inkwizytorów (bulle te powołały specjalnych legatów papieskich, których
zadaniem było sprawowanie pieczy nad działalnością inkwizycyjną; legaci papiescy, rekrutujący
się przeważnie spośród dominikanów, gwarantować mieli uczciwość, rzetelność, łagodność,
sprawiedliwość i całkowitą kontrolę nad Trybunałami do spraw wiary). Konrad z Marburga nie był,
niestety, jedynym wiarołomnym inkwizytorem - podobnych nadużyć dopuszczał się m. in. Robert
le Bourge, ex-katar działający w Kampanii; został w końcu zawieszony w urzędzie inkwizytora i
skazany przez papieża na więzienie. Podobne nadużycia miały miejsce również we Florencji, gdzie
Trybunał Inkwizycyjny aż siedem razy (sic!) poddał torturom Savonarolę. Było to wbrew
wszelkim regułom działalności sądów inkwizycyjnych, bowiem po spełnieniu odpowiednich
warunków można było torturować heretyka jedynie raz i to nie dłużej niż godzinę. Średniowieczna
"opinia publiczna" z jednej strony opłakiwała męczeńską śmierć sumiennych inkwizytorów (takich
jak wspomniany już św. Piotr z Werony), domagając się wręcz od Stolicy Apostolskiej wyniesienia
ich na ołtarze, z drugiej gwałtownie piętnowała wszelkie nadużycia sędziów Trybunałów
Inkwizycyjnych. W momencie doniesienia o jakichkolwiek nadużyciach inkwizytor zostawał
zawieszony w prawach, jak to miało miejsce w przypadku wspomnianego Konrada z Marburga;
papież Grzegorz IX w 1237 r. zawiesił nawet wszystkich inkwizytorów z terytorium Tuluzy.
Kolejnym przykładem dbałości Kościoła o rzetelną pracę inkwizytorów jest postanowienie Soboru
w Vienne (oznaczone numerami 26 i 27), które "pod świętym posłuszeństwem i pod groźbą
wiecznego potępienia nakazujemy biskupom, inkwizytorom oraz ich pełnomocnikom, aby
dyskretnie i z gotowością postępowali wobec wszystkich podejrzanych o herezję, ale także aby
złośliwie nie wmawiali tak ohydnej zbrodni ludziom niewinnym, ani ich nie oskarżali. Jeśli
powodowani nienawiścią, dobrodziejstwami, uczuciem, chęcią zdobycia pieniędzy lub ziemskiego
znaczenia, sprzeniewierzą się w swym postępowaniu, sprawiedliwości i osądowi sumienia,
podlegają karze (zarówno biskup, jak i inkwizytor) suspensy na okres trzech lat." Nie będzie
przesadą stwierdzeniem, że Kościół uważał niegodnych inkwizytorów za groźbę dla wiary na
równi z heretykami. Przytoczone przykłady nadużyć w działalności Trybunałów Inkwizycyjnych
nie uprawniają jednak do wniosku, że tego rodzaju praktyki były nagminne. Przeciwnie - zdarzały
się marginalnie i były z całą surowością potępiane przez Stolicę Apostolską. Po wtóre należy
zwrócić uwagę na fakt, że wszelkie nadużycia władzy przez Trybunały były sprzeniewierzeniem
się idei sądów inkwizycyjnych i nie upoważnia to absolutnie do wysuwania tezy, jakoby winna
tych okrucieństw była sama instytucja Inkwizycji - to raczej sprzeniewierzenie się jej zasadom
prowadziło niewinnych na tortury czy na stosy. Pewne jest natomiast, że jeżeli inkwizytor był
uczciwy i rzetelnie wypełniał swe posłannictwo, oskarżony miał gwarancję autentycznie
sprawiedliwego procesu, bardziej sprawiedliwego niż w przypadku sądów świeckim tamtych
czasów. Za przykład niech posłuży casus zakonu templariuszy, oskarżonych o herezję przez króla
francuskiego Filipa Pięknego, dybiącego na ich pokaźny majątek. Wielki Mistrz Zakonu
Templariuszy Jakub de Molay w 1307 roku sam zwrócił się do papieża Klemensa V, by zastąpić
procedury sądu świeckiego sądem Trybunału Inkwizycyjnego, licząc tym samym na sprawiedliwy
wyrok i tak też się stało: w wielu zakątkach Europy templariusze zostali uwolnieni od zarzutu
herezji (w 1309 r. przez sądy kościelne w Anglii [Londyn i York], w 1311 r. w Irlandii i Szkocji,
podobnie w Hiszpanii [Tarragona i Salamanka] oraz Niemczech). Wobec powyższych faktów na
Soborze w Vienne papież Klemens V 3 kwietnia 1312 r. w obecności króla Francji, oskarżającego
templariuszy o nieprawowierność, pod karą ekskomuniki zakazał dalszych dochodzeń,
uniewinniając podejrzanych. Zniesławienie zakonu było jednak tak wielkie (pomimo korzystnego
dekretu papieskiego), że rekrutacja do zakonu malała z miesiąca na miesiąc, w efekcie czego
papież rozwiązał zakon, stwierdzając jednocześnie brak winy ze strony templariuszy. Te deklaracje
papieskie nie powstrzymały jednak Filipa Pięknego, który 18 marca 1314 roku spalił na stosie
Wielkiego Mistrza templariuszy i jego 53 współbraci, uzyskując poparcie ze strony Rady
Królewskiej. (...)
INKWIZYCJA HISZPAŃSKA
Ilekroć mowa jest o Inkwizycji, należy precyzyjnie określić, o którą Inkwizycję chodzi. Inkwizycja
średniowieczna na terenie Francji, Włoch, Aragonii i w Niemczech działała sprawnie i efektywnie
jedynie w XIII wieku. Był to zarówno okres jej formowania, stabilizacji, jak i obumierania. Po
uporaniu się z problemami albigensów (w drugiej połowie XIII wieku), wiek XIV przyniósł
schyłek Inkwizycji średniowiecznej. Czym innym była natomiast Inkwizycja hiszpańska,
zorganizowana z woli Izabeli i Ferdynanda, określana często jako Inkwizycja świecka; podobnie
zupełnie inny charakter posiadała Inkwizycja rzymska, która powstała jako odpowiedź na falę
reformacji w wieku XVI. Wiele było powodów, dla których powstała Inkwizycja hiszpańska. W
VIII wieku przez Półwysep Iberyjski przebiegała granica pomiędzy światem islamu i
chrześcijaństwa. Grupą łączącą te dwa światy stanowili Żydzi, traktowani w Hiszpanii do XII
wieku przyjaźnie. Wiek XIV przyniósł załamanie się tej względnej równowagi. Obok
ideologiczno-religijnej konfrontacji doszło także do konfrontacji militarnej. Pierwszym krokiem,
jaki uczyniono w tym kierunku, był dekret biskupów kastylijskich obradujących na synodzie w
Zamorze w 1313 roku, nawołujący do zachowania pewnej równowagi przy obsadzaniu stanowisk
państwowych i publicznych. Zdarzało się bowiem, że chrześcijanie byli dyskryminowani w świecie
finansów, prawie całkowicie podporządkowanemu Żydom. Józef Tyszkiewicz wprost wskazuje na
pewny aspekt: "W kraju wyczerpanym wiekowymi walkami, doszło wreszcie do tego, że w krótkim
czasie Żydzi zawładnęli wszystkimi źródłami dochodów państwa, opanowali wszystkie wybitne
stanowiska rządowe, i to począwszy, jak zazwyczaj, od dostojników armii, bankierów, kupców,
lekarzy i prawników, a kończąc na ministrach, radzie koronnej, a nawet... mitrach biskupich!".
Preferencje przy obsadzaniu stanowisk przyczyniły się do wydania dekretu zakazującego
katolikom uczestniczenia w życiu publicznym i rozrywkowym Żydów i muzułmanów. Kolejnym
krokiem był dekret synodu w Salamance z 1335 roku, zabraniający katolikom korzystania z usług
lekarzy żydowskich i muzułmańskich. Synod w Walencji w roku 1338 zabraniał pod groźbą
ekskomuniki handlu w niedzielę, co oczywiście uderzało przede wszystkim w handlowców
pochodzenia żydowskiego. Tego rodzaju dekrety były podyktowane przede wszystkim walką z
przywilejami, krytykowanymi przez chrześcijan; przywileje te funkcjonowały od lat w
społeczeństwie hiszpańskim (np. wszystkie sprawy kryminalne popełniane przez Żydów wyjęte
były spod jurysdykcji sądów powszechnych, a podlegały jedynie osądowi rabina). Często
pomijanym faktem był udział samych Żydów w tworzeniu praw przeciw swym współwyznawcom.
Rabin Burgos Salomon Ha-Levi, dochodząc do godności kanclerza Kastylii, a potem legata
papieskiego w Kastylii (przyjmując chrzest i zmieniając nazwisko na Paweł de Santa Maria) stał
się twórca traktatu Scrutinium scriptuarum, sive dialogis Sauli et Pauli contra Iudaeos z 1432
roku, nawołującego wprost do pogromów gett żydowskich. Podobnym przykładem jest traktat
wymierzony w religię swych przodków, napisany przez ex-rabina Jehoshua Ha-Lorqui (znanego
jako Hieronim de Santa Fe). Atmosferę antysemityzmu podsycali także tacy ex-żydzi, jak Piotr de
la Caballeria, Alfons de Espina (mówiący o narodzie żydowskim jako zdrajcach, bluźniercach,
złodziejach, dzieciobójcach, homoseksualistach, morderczych lekarzach, trucicielach etc.).
Najbardziej zdumiewać może zaś fakt, że w rodzinie Henriquezów, fundatorów późniejszej
Inkwizycji hiszpańskiej (do których należał Ferdynand II) płynęła także żydowska krew.
Ferdynand i Izabela, reformując zjednoczone przez siebie królestwo, pragnęli także rozwiązać
narastający konflikt pomiędzy ścierającymi się grupami wyznaniowymi: katolikami, żydami i
maurami. Do stworzenia Inkwizycji państwowej przyczynili się bezpośrednio Alfons de Horeja
(którego kazań słuchała Izabela w Sewilli w 1477 roku), a także biskup Sewilli don Pedro
Gonzałes de Mendoza oraz osobisty spowiednik monarchów - Tomasz de Torquemada (w którego
żyłach także płynęła żydowska krew). Wszyscy oni opowiedzieli się za radykalnymi środkami w
walce o czystość wiary na półwyspie iberyjskim. Te radykalne rozwiązania w postaci powołania
Inkwizycji państwowej budziły sprzeciw nie tylko hierarchii kościelnej (wprowadzenie Inkwizycji
państwowej było utajnione przed synodem biskupów w Sewilli w 1478 roku, którzy zdecydowanie
sprzeciwiali się siłowym rozwiązaniom kwestii innowierców w Hiszpanii). W efekcie nacisku
Izabeli i Ferdynanda papież Sykstus IV dnia l XI 1478 roku bullą Exigit sincerae devotionis
affectus przyznał królom Hiszpanii prawo mianowania inkwizytorów wyposażonych w władzę
ścigania i osądzania heretyków na terenie całej Hiszpanii. Prawo to dotyczyło jednak tylko
ochrzczonych, czyli tych, którzy formalnie należeli do Kościoła katolickiego. Papież, chcąc
posiadać kontrolę nad Inkwizycją hiszpańską, mianował siebie jej formalnym zwierzchnikiem,
jednak w praktyce władza tworzenia Trybunałów Wiary w całości powierzona została Koronie
Hiszpańskiej, co stało się źródłem bardzo poważnych rozbieżności i konfliktów w późniejszych
latach działania Trybunałów. Jednym z pierwszych zatargów pomiędzy Koroną Hiszpańską a
Rzymem była sprawa beatyfikacji "katolickiego męczennika La Guardia". Chłopiec o tym imieniu
został rzekomo porwany i ukrzyżowany przez Żydów, których złapano i w trakcie procesu
udowodniono im winę. Proces ten prowadzony przez generalnego inkwizytora Hiszpańskiego
Tomasza Torquemadę był tak zwanym procesem pokazowym. Stolica Apostolska po zapoznaniu
się z materiałami dowodowymi uznała, że cała sprawa została spreparowana, by wzbudzić u
katolików hiszpańskich niechęć do Żydów i tym samym odmówiła wszczęcia procesu
beatyfikacyjnego. Wielokrotnie Stolica Apostolska przywoływała hiszpańskie Trybunały Wiary do
współdziałania z odpowiednimi władzami diecezji na terenie których działały sądy. Ten sam
papież, który bullą Exigit sincerae devotionis affectus przyczynił się do powstania inkwizycji
państwowej, zalecał oskarżanym przez sądy inkwizycyjne w Hiszpanii w sprawach wątpliwych
zwracać się bezpośrednio do prawników Stolicy Apostolskiej (niejednokrotnie umarzali oni
sprawę, co nie było jednoznaczne z uniewinnieniem na terenie Hiszpanii). Protesty Stolicy
Apostolskiej skierowane pod adresem Inkwizycji hiszpańskiej nie były sporadyczne. Jak pisał
Józef Tyszkiewicz, "Papieże wciąż ponawiali swe protesty, wciąż kasowali wyroki Trybunałów
hiszpańskich, więc np. Innocenty VIII skasował do 200- tu wyroków w ciągu jednego roku.
Aleksander VI 250 tylko w r. 1498, Paweł III, Pius V, Grzegorz XIII, Innocenty XII bezustannie
zajmowali oporną, wobec roszczeń rządu hiszpańskiego, pozycję. Różnica zdań była tak wielka, iż
doprowadziła do ostrego sporu i w Hiszpanii rząd ośmielił się zapowiedzieć cenzurę, nie ogłaszał
brew papieskich, posunął się tak daleko, iż groził śmiercią tym wszystkim, którzy pomocy Rzymu
wzywali". Sykstus IV przypominał inkwizytorom hiszpańskim o przywilejach oskarżanych
heretyków, takich jak prawo do posiadania adwokata (często łamane w sądach inkwizycji
państwowej). (...) Ilekroć czyta się opracowania dotyczące Inkwizycji hiszpańskiej, trzeba mieć na
uwadze, że najbardziej znane dzieła dotyczące jej dziejów wyszły spod piór Anglików, Niemców i
Holendrów. Opracowania te są często bardzo tendencyjne, a nawet kłamliwie. Tego rodzaju
pamflety determinują po dzień dzisiejszy myślenie o hiszpańskiej Inkwizycji jako katolickich
komandach śmierci. Okres Oświecenia pogłębił jeszcze tę wizję, opisując działalność Inkwizycji
jako hamulec myśli, terror przekonań religijnych i fanatyzm w najbardziej zbrodniczym wydaniu.
Wiek XIX przyniósł nieco prawdy w tej kwestii, dzięki badaczom archiwów Inkwizycji takim jak
Józef de Maistre, Amador de los Rios czy Menendez Pelayo. XIX wiek skłonił wielu historyków
do apologii Trybunałów Wiary. Najskuteczniejszą metodą wydawało się tu odczytanie na nowo
ogromnej i skrupulatnie prowadzonej dokumentacji z procesów jakie prowadzone były przed
Świętym Oficjum. Jednak szczegółowe badanie (mimo oczywistości faktów) nie potrafiły po dzień
dzisiejszy zmienić nastawienia do Inkwizycji. Trudno jest bowiem walczyć z masowo powielaną
czarną legendą hiszpańskiej Inkwizycji za pomocą suchych faktów historycznych. Ludzie bardziej
wierzą filmom, powieściom, sztuce niż dokumentacji historycznej. Ilekroć atakuje się "krwawe
Trybunały Wiary" i w Hiszpanii, nie przyjmuje się do wiadomości informacji o tym, że z rozkazu
Zwingliego w makabryczny sposób tracono anabaptystów (opiekając ich żywcem, dusząc sznurami
przez wiele godzin i karmiąc nimi ryby), z rozkazu Kalwina w gminie genewskiej skazywano
opornych na banicję, chłostę, pozbawienie majątku i śmierć bez wyroku jakiegokolwiek sądu
(między innymi odkrywcę krążenia krwi, Michała Serveta), a w Anglii za Henryka VIII
zakonnikom i księżom publicznie wyrywano wnętrzności i ćwiartowano, stosowano tam też tortury
w stosunku do świadków. Za Elżbiety I katolicyzm uważany był za zdradę stanu i karany z
wszystkimi tego konsekwencjami. Trudno przyjąć do wiadomości, że to właśnie w Anglii w 1553 r.
powstał pierwszy indeks ksiąg zakazanych, na podstawie którego bezpowrotnie zniszczono wiele
dzieł naukowych (a stało się to w stolicy nauki - w Oksfordzie). W 1572 roku protestanci
zakopywali żywych katolickich zakonników, zostawiając na powierzchni głowy służące do gry w
kule; księży zamykano w dzwonnicach, skazując ich na śmierć głodową, a katolickie dzieci były
obiektem polowań protestanckich żołnierzy. Tego rodzaju fakty historyczne nie są powszechnie
znane, gdyż całe zło w historii religii przypisywane jest tylko Kościołowi katolickiemu. Ile ofiar
pociągnęła za sobą działalność Inkwizycji hiszpańskiej? Jak pisze Józef Tyszkiewicz, "znajdujemy
zaledwie 216 (wyraźnie: dwustu szesnastu!) faktycznie straconych, w ciągu całych trzech wieków
trwania Inkwizycji w Hiszpanii!.,, Mniej niż jeden na rok! Porównajmy te cyfry z innymi, - mniej
popularnymi w naszych demokratycznych czasach; rewolucja francuska w ciągu trzech lat (a tam
są trzy wieki!) zamordowała na mocy wyroków trybunatów rewolucyjnych trzysta tysięcy ludzi,
rewolucja rosyjska również w ciągu lat trzech i również na "mocy wyroków sądu", zamordowała
prawie dwa miliony ludzi! (...) O tych 216 straconych herezjarchach i burzycielach ładu
społecznego, od przeszło stu pięćdziesięciu lat, piszą tomy za tomami, przedstawiając w
najstraszniejszych barwach grozę wiejącą Z postaci okrutnych mnichów, ale o mordercach i
łotrach noszących nazwisko Robespierrów, Dantonów i Maratów od lat stu trzydziestu, pieją ciż
sami pisarze hymny pochwalne!" Ilekroć zarzuca się Inkwizycji hiszpańskiej makabryczną liczbę
mordów czy pogromów, w wyniku których zginęły "setki tysięcy" niewinnych ludzi, jakoś zawsze
zapomina się, że w tej samej Hiszpanii w latach 1936-39 zgładzono ponad 60 000 osób za takie
zbrodnie, jak arystokratyczne pochodzenie, zbyt duży majątek, wysokie wykształcenie lub śluby
zakonne.
JORDAN BRUNO, GALILEUSZ, JOANNA D'ARC
(...) Ilekroć wspominany jest Galileusz, włoski uczony, odkrywca i astronom, tylekroć pojawia się
kwestia osądzenia go i skazania przez Trybunał Inkwizycyjny. Przykład Galileusza jest dla
przeciwników Kościoła katolickiego sztandarowym przykładem restrykcyjnego charakteru
katolicyzmu, hamującego wszelki postęp nauki i wolności myśli. Jednakże w momencie, gdy
dociera się do materiałów źródłowych można dostrzec, że Galileusza nie torturowano, nie spalono
na stosie i, co więcej, był on w pewien sposób chroniony przez Stolicę Apostolską! Przykład
Galileusza jest bardzo jaskrawym dowodem, w jaki sposób propaganda antykatolicka potrafiła w
finezyjny sposób stworzyć ciąg skojarzeń: Galileusz - tortury i stos; Kościół katolicki - hamowanie
nauki. Faktem niezaprzeczalnym jest, że ten "męczennik prawdy i nauki" został skazany
przez Święte Oficjum, ale na... czytanie raz na tydzień siedmiu psalmów (pokutę tę i tak
pozwolono odprawiać za Galileusza pewnej siostrze zakonnej!). Tak opisuje kłopoty włoskiego
astronoma z Inkwizycją Józef Tyszkiewicz: prawdą jest zupełnie odmiennej natury fakt, oto
Kopernik byt wierzącym katolikiem, a Galileusz humanistą-liberałem i do swej pracy o obrocie
ziemi, wmieszał rozmaite wnioski teologiczne, typowym modernizmem zarażone komentarze Pisma
świętego, najzupełniej mylne, fantazyjne, które dziś również są potępione! - Natomiast po
ogłoszeniu dzieła, wezwany przez władze duchowne do wytłumaczenia się, odwołał swój błąd i
obiecał go nadal nie rozpowszechniać. Niestety, chęć dysputy filozoficznej, w tych bujnych czasach
odrodzenia, zbyt była nęcącą i Galileusz w drugim dzielą swego wydaniu znowu te same
teologiczne rozważania umieścił. Dopiero wtedy wezwany został jako heretyk przed Trybunat św.
Inkwizycji, długo dysputował i upierał się, lecz wreszcie przekonany, publicznie, te właśnie
teologiczne błędy odwołał. Nigdy nie był ani więzionym ani, tym bardziej, katowanym, a mieszkał
spokojnie do końca życia, w pałacu swego przyjaciela, kardynała Piccolominiego i tez dożywotnio
pobierał dużą pensję od papieża. By zrozumieć decyzję Świętego Oficjum w przypadku
Galileusza, należy spojrzeć na całe zagadnienie z punktu widzenia epoki, w jakiej wyrok wydano.
Spróbujmy sobie wyobrazić współczesnego poważnego uczonego, który występuje z tezą równie
rewolucyjną co heliocentryzm i zarazem nie podaje żadnych uzasadnień swych badań... A tak
właśnie wyglądało wystąpienie Galileusza. Wszyscy ci, którzy nastają na Kościół katolicki,
pomijają skrzętnie fakt, że przeciwko tezie Galileusza opowiadali się uczeni tej miary, co
Kartezjusz czy Roger Bacon, którym - analogicznie jak Kościołowi - należałoby przypiąć łatkę
hamulcowych rozwoju nauki... Na taką konsekwencję nikt z krytyków nie chce się jednak zgodzić.
Trudno jest bowiem pogodzić zarzut okropnych represji kościelnych, jakie rzekomo nałożono na
Galileusza, z faktami. Galileusz przez Stolicę Apostolską traktowany był z pewną otwartością
(papież Urban VIII spotykał się z nim, dyskutował, w końcu na jego cześć napisał wiersz; papież
Paweł V udzielił mu na czas zamieszkiwania w Wiecznym Mieście swojej rezydencji). Jedynym
zarzutem pod adresem Galileusza - i to zarzutem ogromnego kalibru - była niemożność
udowodnienia postawionych przez niego tez. Galileusz nie potrafił ich dowieść, co świadczyć
mogło (ale nie musiało!) o pewnym intuicyjnym wyczuciu prawdy, ale z nauką nie miało nic
wspólnego (warunkiem rzetelności naukowej było wtedy - podobnie jak dzisiaj - dowodzenie
stawianych tez). Kwestią poboczną, aczkolwiek konieczną do zrozumienia pewnego klimatu
panującego w Rzymie, jest postawa Galileusza. W jednym ze swoich dzieł wprost sprowadza
zarzuty papieża Urbana VIII ad absurdum, posuwa się nawet dalej, ostrze swej krytyki kierując ad
personom i nazywając papieża nieukiem i prostakiem... Jak widać, "krwawy" wyrok
inkwizytorów, skazujący astronoma na czytanie psalmów, miał zupełnie inne podłoże niż to, które
próbuje się dzisiaj przypisywać inkwizytorom. Skoro zaś "krwiożercza Inkwizycja" inwigilowała
każdy przejaw wolnej myśli, to jakim trafem zarówno Galileusz, jak i Bruno mogli przez wiele lat,
mową i pismem, głosić swoje poglądy? Zupełnie inny kontekst historyczny posiada sprawa Joanny
d'Arc. W 1321 roku została ona schwytana i uwięziona przez Anglików; postawiona przed
trybunałem, któremu przewodniczył biskup Beauvais, Piotr Cauchon, została skazana na karę
śmierci. Proces pod kierunkiem biskupa posiadał jednak tylko pozory procesu kanonicznego,
odsunięto bowiem od udziału w nim - wbrew dekretom Stolicy Apostolskiej! - legata papieskiego
Jana le Moine, będącego zarazem przedstawicielem Inkwizycji na północną Francję. Trudno jest
więc utrzymać zarzut, mówiący o bezpośrednim związku Inkwizycji ze śmiercią świętej. Całkiem
możliwe, że gdyby pozwolono na rzetelny proces inkwizycyjny, nie wplątany w sieć uzależnień
politycznych, Joanna d'Arc uniknęłaby jakichkolwiek represji. (Prawdziwego procesu
kanonicznego Dziewica Orleańska dostąpiła pośmiertnie po wielu latach: w roku 1456 Stolica
Apostolska doprowadziła do jej rehabilitacji, i to właśnie ten ponowny proces przyniósł informacje
o życiu i działalności św. Joanny d'Arc.)
INKWIZYCJA W LICZBACH - PODSUMOWANIE
Współczesne mass-media, pisząc o Inkwizycji, niejednokrotnie podają "dokładną" liczbę ofiar,
jakie za sobą rzekomo pociągnęła ta "zbrodnicza i okrutna instytucja kościelna". Na wstępie już
podejrzenie budzi fakt, że te "dokładne dane historyczne"... diametralnie różnią się między sobą.
Każdy "specjalista" czy "ekspert" podaje zupełnie różne liczby rzekomych ofiar. Podawane są
często absurdalne liczby od setek milionów począwszy (sic!), po "zaledwie" setki tysięcy
niewinnie spalonych na stosach przez przedstawicieli Kościoła katolickiego. Podstawowy błąd
polega tu na tym, że mówiąc o płonących stosach nie wspomina się o protestantach czy o
chorobliwych antysemitach luterańskich, nienawidzących i tępiących Żydów: liczba stosów
niekatolickich znacznie przewyższa ofiary Świętego Oficjum. Błąd drugi polega na pewnym
uproszczeniu i niedbalstwie intelektualnym historyków, którzy niejednokrotnie uznawali, że wyrok
skazujący oznaczał niechybnie stos, a wszak w wielu przypadkach była to przecież tylko kara
kanoniczna (np. cztery psalmy pokutne do odmówienia codziennie przez skazanego). W wieku
XIX wielu historyków (również polskich - np. L. Rogalski) pisząc o Inkwizycji powoływało się na
rozpowszechnioną wówczas protestancką encyklopedię kościelną Herzoga. Encyklopedia ta
podawała liczby ofiar procesów inkwizycyjnych "po dokładnym obliczeniu" na 341 021 osób.
Podobne liczby (prawdopodobnie wzorujące się na innych, równie "dokładnych obliczeniach"
protestantów lub znanej wówczas książce J. A. Llorente zatytułowanej Histoire critique de
l'inquisition d'Espagne) podaje Nussbaum w swej książce Historia Żydów. Nierzetelność tych
danych jest wieloraka. Podstawowym błędem jest wyżej wspomniany błąd utożsamiania kar
kanonicznych ze śmiercią (przykład procesu z Toledo z 12 lutego 1486 roku, gdzie źródła
protestanckie piszą o 750 osobach skazanych na stos w jednym tylko procesie inkwizycyjnym;
owszem, byli oni skazani, ale na kary kanoniczne, które nie miały nic wspólnego z karami
cielesnymi, a tym bardziej ze śmiercią!). Te badania historyczne rażą wręcz nieścisłością i licznymi
uproszczeniami (podaje się np. dokładne liczby ofiar, miejsca, daty i nazwiska inkwizytorów,
którzy wydawali wyroki śmierci, tymczasem po bliższym zbadaniu okazuje się, że w tym czasie
owi inkwizytorzy jeszcze nie działali w trybunałach, a nawet czasem... jeszcze się nie narodzili).
Częstym zarzutem stawianym Trybunałom Inkwizycyjnym jest zarzut natury personalnej, jakoby
inkwizytorzy byli ludźmi o skłonnościach sadystycznych i pałających żądzą władzy. W wyobraźni
zbiorowej wpisał się na stałe obraz inkwizytorów jako ponurych starców, grzejących się
wieczorami przy stosach palonych heretyków i czarownic (najlepszym przykładem jest
skarykaturowana postać Bernarda Gui, inkwizytora Toledo, którego opisał w swej powieści Imię
róży znany włoski pisarz Humbert Eco). Ta współczesna tendencja pokazywania inkwizytorów
jako sadystycznych sędziów wspaniale wpisuje się w nurt kreowania Inkwizycji jako najbardziej
krwawej instytucji wszechczasów. To nie takie postacie jak Konrad z Magdeburga, Robert le
Bougre, Henryk Kramer czy Józef Sprenger ukształtowały w wyobraźni zbiorowej ciemną stronę
Inkwizycji, lecz literatura i sztuka. Jak pisze Waldemar Łysiak w Malarstwie białego człowieka, to
właśnie Inkwizycję "zmitologizowała jako symbol bestialstwa wroga katolicyzmowi reformacja
tudzież historiografia protestancka bądź historiografia ślepo powielająca kłamstwa protestantów.
"Współczesne badania źródłowe dowodzą, ze Inkwizycja była dużo bardziej humanitarna od sądów
cywilnych, (gminnych, miejskich, państwowych), ze tortury stosowała nader rzadko i w formie
nader ograniczonej, a więźniowie cywilnych lochów z premedytacją rzucali bluźnierstwa, aby dać
sobie szansę przenosin do jurysdykcji inkwizycyjnej. Kliniczny przykład manipulacji, to płótno w
muzeum Narodowym Budapesztu, długo tytułowane (katalogi, przewodniki, albumy itp.):
"Inkwizycja", mimo, że obraz ukazuje ewidentnie scenę torturowania przez sądy świeckie! Dopiero
ostatnio zmieniono tytuł na: "Izba tortur". Pierwszymi zwiastunami karykaturalnej wizji
średniowiecznej Inkwizycji w literaturze były zarzuty Diderota i Woltera, a później
Dostojewskiego. Jego Wielki Inkwizytor z Braci Karamazow bardziej niż źródła historyczne
ukształtował w umyśle przeciętnego człowieka upiorną wizję Inkwizycji. Właśnie pióro czy pędzel
najbardziej przyczyniły się do tego rodzaju skojarzeń. Wszelkiego rodzaju okrucieństwa Kościoła
katolickiego czynione oczywiście ad maiorem Dei gloriam były i są nadal jednym z ulubionych
tematów literackich. Obok takich pozycji jak Imię róży Eco należy dodać też niechlubny wkład
literatury polskiej. Pozycja J.Andrzejewskiego Ciemności kryją ziemię jest podobno powieścią
wzorowaną na hiszpańskiej kronice z 1485 roku, a w rzeczywistości - przejawem chorobliwej
nienawiści autora do Kościoła katolickiego. Drugą niechlubną pozycją jest książka pióra
lewicowego guru, nieświętej pamięci Andrzeja Szczypiorskiego, zatytułowana Msza za miasto
Arras. Powieść ta bazuje "na prawdzie historycznej" XV wiecznego miasta Arras, gdzie miało
miejsce "na niespotykaną dotąd skalę" prześladowanie Żydów, heretyków i czarownic. Obie te
książki łączy pewna wspólna konstrukcja: oto grupa podstarzałych zakonników o skłonnościach
sadystycznych ciemięży i piętnuje przejaw wolnej myśli u najbardziej postępowych przedstawicieli
społeczeństwa. Inną niechlubną kartą są tu prace polskich "historyków" w rodzaju E.Potkowskiego
(Heretycy i inkwizytorzy), w których aż roi się cytatów w rodzaju: "z reguły jednak Trybunałami
Inkwizycyjnymi kierowali dominikanie i franciszkanie. Jacy to byli ludzie? Zwykle fanatycy,
niekiedy chorzy psychicznie". Żaden z autorów tzw. powieści historycznych nie zadał sobie trudu,
by sprawdzić, że działanie sądów inkwizycyjnych wyróżniało się in plus na tle sądów świeckich.
W ten nurt "literatury historyczno-moralnej" wpisali się mistrzowie pióra tacy jak Orwell czy
Lawrance. Zjawisko to jest w porównaniu z oświeceniowym wizerunkiem Inkwizycji nie jest
czymś zupełnie nowym. A wystarczy przyjrzeć się XIX-wiecznym opisom nawet niechętnych
katolicyzmowi historyków by dostrzec, że było zupełnie inaczej. "Co zaś do (...) okrucieństwa
Inkwizycji, tj. co do krwiożerczości charakteru inkwizytorów, pokrótce zauważymy ze znakomitym i
przez akatolików Zachodu wysoko cenionym (...) historykiem Hergenrotherem, ze inkwizytorowie
byli to przeważnie mężowie nieskazitelni i obowiązkom swym wierni. Nawet najzawziętsi
nieprzyjaciele Inkwizycji z uznaniem odzywają się o wielkiej czystości zamiarów i
nieposzlakowanym życiu inkwizytorów (...). Buckle, w tym razie wcale nie podejrzany świadek oraz
Llorente, historyk Inkwizycji i najzagorzalszy jej nieprzyjaciel, jako były jej sekretarz, mający
przystęp do jej archiwów, stwierdzają niezłomną i nieposzlakowaną uczciwość inkwizytorów.
Nawet Towsend, duchowny anglikańskiego wyznania, nie może się zdobyć na potępienie
inkwizytorów i owszem nawet mówiąc o Inkwizycji w Barcelonie, wyznaje, ze wszyscy jej
członkowie byli ludźmi czci i najwyższego poważania godnymi, a w swej większości byli mężami,
pełnymi wyjątkowej miłości bliźniego. Obraz Inkwizycji, propagowany przez "literackich mistrzów
pióra", rzekomo oparty jest na faktach historycznych, przeobraża się w pewien łatwo kojarzony
schemat. Słowo "inkwizycja", w dużej mierze dzięki literaturze, stało się hasłem, który skupia w
sobie wszelkie zło w Kościele, a nawet więcej jest symbolem nietolerancji i ograniczania wolności,
nie tylko religijnej. To właśnie literatura przyczyniła się do tego, że na bazie rzekomej historii
powstała legenda, utwierdzona i wzmocniona piórem. Mit Inkwizycji ma swoją historię, w małym
stopniu zbieżną z prawdziwą historią Inkwizycji. Trudno nam dzisiaj w świetle medialnej wiedzy
zaakceptować tezę, że Inkwizycja w średniowieczu stanowiła swoiście rozumiany postęp. Postęp,
który polegał na przeszkodzeniu odruchowym, emocjonalnym mordowaniu heretyków zarówno
przez samosądy w wielu miejscach Europy, jak i przez władze świeckie, które stosując sądy
państwowe dalekie były od rzetelności w ocenie i osądzaniu kacerzy. Postęp ten polegał też na tym,
że w momencie wprowadzenia Inkwizycji zmalała drastycznie liczba skazywanych na śmierć za
herezję.
ZNIESIENIE INKWIZYCJI
Instytucja Inkwizycji po stłumieniu głównych ruchów heretyckich średniowiecza była stopniowo
kasowana; najprędzej nastąpiło to we Francji. Warto zwrócić uwagę na liczby skazanych i czas
działania sądów inkwizycyjnych, by zaobserwować jaskrawe kłamstwo, jakie zarzuca się
Trybunałom. We Francji (gdzie wielu historyków twierdzi, że działania Inkwizycji były podobnie
krwawe, co rewolucji francuskiej) ostatniego heretyka spalono na stosie w roku 1635, a działalność
sądów inkwizycyjnych skasowano w roku 1772. Przez 137 lat francuskie Trybunały
Inkwizycyjne nie wydały ani jednego wyroku skazującego! Co więcej, jak pisze Józef de
Maistre, dłuższe utrzymanie Trybunałów Inkwizycyjnych we Francji zabezpieczyłoby ten kraj
przed krwawą rewolucją. (...)
ZAKOŃCZENIE
(...) Propaganda antykościelna, w misterny sposób wspomagana środkami masowego przekazu,
tak ustawia interpretacje zarówno faktów historycznych, jak i legend, że z całego szeregu zbrodni
historycznych wybiera akurat Trybunały Inkwizycyjne jako najbardziej zbrodnicze zapowiedzi
późniejszych systemów totalitarnych, takich jak komunizm czy nazizm. Nie ma żadnych
logicznych podstaw, by wiązać zbrodnie XX-wiecznych fanatyków z działaniem Inkwizycji, a nie
np. ze zbrodniami rewolucji francuskiej! Jedynym wytłumaczeniem jest tu kryterium
subiektywności, które okrywa parasolem ochronnym zbrodnie dokonywane w imię "wolności,
równości i braterstwa". Stawianie w jednym szeregu zbrodni stalinowskich i hitlerowskich z
wyrokami sądów inkwizycyjnych świadczy o niesprawiedliwej tendencyjności i głupocie. Po
pierwsze: czymś zupełnie innym były motywy zbrodni hitlerowców (dbających o czystość rasy)
czy komunistów (walczących o równość klas społecznych, czy o władzę dla mas), a motywy
wyroków inkwizycyjnych, które oprócz dbałości o prawdę skazywały także za zwykłe rebelie,
sodomię czy bigamię. Po drugie: rozmiar "zbrodni" Trybunałów Inkwizycyjnych i systemów
totalitarnych jest nieporównywalny w żadnej skali. Nikt z historyków twierdzących, że Inkwizycja
jest w historii cywilizacji jedną z najsmutniejszych i okrutnych kart, nie chce wskazać na takie
hekatomby jak skutki aborcji XX wieku, znacznie przekraczające wszystkie ofiary zbrodniczych
systemów totalitarnych. Trudno bowiem wskazać na coś, co robi się właśnie w dbałości o
samostanowienie czy prawa kobiet - byłoby to strzelaniem gola do własnej bramki. W takim
selektywnym podejściu do interpretacji tkwi ogromny błąd - można bowiem się nie godzić na
średniowieczne koncepcje wolności, ale nie należy także obstawać przy współczesnych
tendencjach (o wiele bardziej okrutnych) jako powszechnie obowiązujących. Liczbę ofiar Świętej
Inkwizycji podawano w setkach tysięcy, a nawet milionach (sic!). Za czasów propagandy
socjalistycznej nie było możliwości korygowania tego rodzaju bredni. Czasy się zmieniły, lecz
antykatolicka propaganda ze swymi "wybitnymi historykami" powiela dalej absurdalną kalkę
oświeceniowej i protestanckiej propagandy. Ignorancja nadal święci tryumfy i dzisiaj. Nie będę tu
wymieniał artykułów z "Gazety Wyborczej", gdyż mają one niewiele wspólnego z prawdą, jednak
irytują publikacje w prasie, która w jakiejś mierze stara się być rzetelna. (...) Atakowanie Kościoła
za powołanie Świętej Inkwizycji jest często powodowane nienawiścią do katolicyzmu. Jak słusznie
zauważył Józef Tyszkiewicz: "Albo czyż dziś cały ten świat "cywilizowany" ten "świat kultury i
postępu" należnem mianem piętnuje bestialskich morderców, a zarazem kierowników tak zwanej
"wielkiej" rewolucji francuskiej? Czy w opinii publicznej ciąży na nich hańbiące piętno niewinnej
krwi tak szczodrze przelanej? Czy my sami wspominamy jeszcze te miliony ofiar wymordowanych
przez uczni Marksa i innych socjalistów? Któż nawołuje dzisiaj, by świat cały porozumiał się i
wysiał ekspedycję karną (bo byłby to jedyny racjonalny środek) dla zgniecenia podlej bandy
masońsko-liberalnej, wznawiającej męczeństwa z czasów Nerona w Meksyku?... Delikatna
ludzkość XX wieku, którą tak oburza sam wyraz Inkwizycja, zdaje się być ślepą i głuchą, gdy
mordowanymi i dręczonymi są katolicy! Podsumowując, trzeba pamiętać, że Inkwizycja była
pierwszą instytucją, która wprowadziła dla każdego oskarżonego obrońcę z urzędu. Kary w sądach
inkwizycyjnych były generalnie łagodniejsze od kar wydawanych przez sądy cywilne.
Wprowadzono też wiele innowacji prawnych, przyjętych w sądownictwie dopiero w XX wieku
(Inkwizycja stosowała np. skrócenie kary za dobre sprawowanie oraz zwolnienie za poręczeniem
proboszcza - całkowicie nie do pomyślenia w ówczesnych sądach świeckich). Ilekroć próbuje się
analizować i oceniać instytucje, które powstały w przeszłości, należy zachować intelektualną
rzetelność. Podstawową zasadą tej rzetelności jest sumienne zbadanie źródeł i kontekstów
historycznych, a przy próbie oceny -wskazanie na pozytywne i negatywne skutki analizowanego
zjawiska. Trudno jednak dostrzec we współczesnych próbach oceny instytucji Inkwizycji pewną
rzetelność intelektualną. Inkwizycję atakuje (często przy pomocy zwykłego fałszu i pomówienia)
współczesna propaganda laicka, która przejęła schedę po oświeceniowych "naukowych analizach
historycznych". Między innymi tej właśnie obłudnej propagandy efektem jest niestety
"rewolucja ekspiacyjna" Kościoła katolickiego. Rok Święty 2000 rozpoczął się od serii aktów
ekspiacyjnych za winy rzekomo obciążające historię Kościoła. Oczywiście rzeczą słuszną i dobrą
jest zadośćuczynienie i przeproszenie za winy wyrządzone w przeszłości, jednak musi to być akt
szczery i zasadny. Ilekroć przepraszamy za cokolwiek, musimy wskazać na konkretne naganne
przewinienia, jak i tych, którzy się ich dopuścili. Tego warunku nie spełniają jednak przeprosiny za
"grzech przeciwko godności kobiety i jedności rodzaju ludzkiego" czy "za obojętność Kościoła
wobec nierówności społecznych", albo za "grzechy w dziedzinie podstawowych praw człowieka"
(jakie grzechy i przez kogo popełnione?). W podobnym tonie wskazanie na instytucję Inkwizycji
jako tej, która nacechowana była nietolerancją prowadzić musi katolików do wniosku, że
powołanie Świętego Oficjum było błędem, za który należy przeprosić... Jakże zatem wytłumaczyć,
że ten sam Kościół w szeregi świętych zaliczył czterech wielkich inkwizytorów: Piotra
Męczennika, Jana Kapistrana (który zakazał w końcu stosowania jakichkolwiek tortur w procesach
inkwizycyjnych), Piotra d'Arbues i papieża Piusa V - inkwizytora Lombardii, Komisarza
Rzymskiej Inkwizycji? Do tych, którzy aktywnie uczestniczyli w tworzeniu Trybunałów Wiary,
zaliczani są dominikanie: bł. Wilhelm Arnaud z sześcioma towarzyszami (męczennik, który zginął
z rąk heretyków), bł. Guala z Bergamo, bł. Moneta - inkwizytor Lombardii oraz św. Dominik.
Kościół wyniósł także na ołtarze św. Rajmunda z Penafort - pierwszego twórcę kodeksu
inkwizycyjnego, oraz ogłosił błogosławionym Paganusa z Bergamo (inkwizytora z Lombardii
zabitego przez heretyków), Jana z Vercelli, inkwizytora z Wenecji, Piotra z Ruffi zamordowanego
przez heretyków inkwizytora Turynu, Gui Marramoldiego inkwizytora z Neapolu, Bartłomieja z
Cervere, inkwizytora z Piemontu, który zginął śmiercią męczeńską, czy zastępcę św. Bartłomieja
Aimona z Taparelli. Jeżeli szczerze podchodzi się do "teologii przeprosin", to należałoby
raczej mówić o grzechach hierarchów Kościoła, takich jak popieranie teologii wyzwolenia,
homoseksualizmu czy komunizmu, odstępstwo od dogmatów Wiary, niszczenie liturgii czy w
końcu uznawanie sekt heretyckich za pełnoprawne "Kościoły". Ten przedmiot przeprosin
można jasno określić, wskazując na tych, którzy będąc wewnątrz Kościoła głoszą swe
"nowatorskie" tezy, powodując tym samym jego osłabienie. Jednak w serii aktów
ekspiacyjnych tego rodzaju deklaracje niestety się nie znalazły... Największą wadą przeprosin
jest jednak przemilczenie nieutracalnej świętości Kościoła. Na oczach całego świata najwyżsi
dostojnicy kościelni wskazali na "grzechy" Kościoła ani razu nie wspominając, że Kościół jest
"bez skazy i zmarszczki" (Ef 5, 27). Brak rozróżnienia na grzesznych członków Kościoła,
dopuszczających się grzechów, i Kościoła jako instytucji wewnętrznie świętej i nieskalanej
spotęgował jeszcze bardziej opinię o Kościele, który podobnie jak organizacje charytatywne czy
rządowe błądzi i się myli, jest bowiem organizację czysto ludzką, a więc omylną i słabą. Te akty
wskazujące na "grzeszność Kościoła" drastycznie zmniejszyły dumę katolików z tego, że należą do
Kościoła Rzymskiego. Jak słusznie zauważył biskup Como, Aleksander Maggiolini: "Trzeba być
bardzo roztropnym w przepraszaniu za grzechy w przeszłości, bo w rezultacie stworzy się wrażenie,
ze nawracając się do katolicyzmu, przystępuje się do bandy opryszków, a nie do wspólnoty
świętych." Współczesne niezrozumienie idei Świętej Inkwizycji bierze się stąd, że wizja świata,
która legła u podstaw powołania Trybunałów Wiary, opierała się na zupełnie nieczytelnej dla wielu
współczesnych zasadzie, przyjmującej obiektywne istnienie prawdy i fałszu, pewności wiary i
pełni prawdy w Kościele Rzymskim oraz przekonaniu o realnej możliwości wiecznego potępienia.
Tymczasem obecnie praktycznie nie istnieje już pojęcie herezji, a żaden heretyk nie jest już
potępiany. Co więcej, wystąpienia współczesnych teologów wmawiających wiernym, że
"duchowość inkwizytorska w Kościele jest na szczęście znienawidzona" czy twierdzących, że
"inkwizytorzy byli grzesznikami, ludźmi bez miłości, pełnymi nietolerancji, głupoty i oskarżamy ich
przede wszystkim dlatego, ze osądzali ludzi bez badania" nie jest niczym innym, jak
przysłowiowym strzelaniem gola do własnej bramki. Na koniec trzeba też dodać, że cały
posoborowy ruch ekumeniczny jest sprzeniewierzeniem się wielowiekowej pracy inkwizytorów,
którzy w obronie czystości wiary niejednokrotnie oddawali życie