Balogh Mary
Zataoczymy
Rozdział pierwszy Uzdrowisko Bath w lecie było przepiękne, byd może nawet najpiękniejsze w całej
Anglii. Szlachetnie urodzony Frederick Sullivan zgadzał się z owym stwierdzeniem w zupełnoci, a
jednak podczas spędzonego tu tygodnia wiele razy miał wrażenie, że wolałby byd gdziekolwiek
indziej, byle tylko nie w Bath. Była w tym oczywicie pewna przesada, ponieważ dobrze wiedział, że
bez trudu mógłby na poczekaniu wymylid przynajmniej kilkanacie różnych miejsc, w których czułby
się o wiele gorzej. Tak czy owak, Frederick generalnie nie był zadowolony z pobyt. Zajechał do hotelu
York, co było zresztš dod ekstrawagancki posunięciem, złożył uszanowanie mistrzowi ceremonii,
opłacił wpis do księgi subskrybcyjnej, który upoważniał go do udziału we wszystkich akcjach i
imprezac towarzyskich w uzdrowisku oraz dawał wolny wstęp do ogrodów i czytelni, a także z
satysfakcjš odnotował pojawienie się anonsu w Kronice Bath", oznajmiajšcego o jego przybyciu.
Odwiedził dom zdrojowy, pijalnie i sale koncertowe, przespacerował się po Sydney Gardens i wokó
Royal Crescent, przeczytał gazety w jednej z czytelni - krótko mówišc zrobił wszystko, co powinno się
robid w Bath. I nudził się. Mógł oczywicie pojechad do Primrose Park w Gloucestershir na lub
kuzyna, hrabiego Beaconswood, z Juliš Maynard. O dziwo, został zaproszony. Może zresztš nie było to
takie dziwne, jeli wzišd pod uwagę fakt, że rodzina zawsze utrzymywała cisłe kontakty i ani Dan, ani
Jule nie chcieliby wprowadzid w rodzinnym gronie zamieszani, ostentacyjnie pomijajšc go na licie
goci. Ale Frederick i tak zaproszenia nie przyjšł. Przed opuszczenie Primrose Park skrelił parę słów
usprawiedliwienia i był więcie przekonany, że czytajšc ten list po jego wyjedzie, para młodych
odetchnęła z takš samš ulgš jak on. Za żadne skarby nie chciał uczestniczyd w tym lubie. Mógł też
pojechad do Londynu, chod spędzanie tam lata nie było ostatnio w dobrym gucie. Mógłby też się
wybrad do Brighton. To było w dobrym gucie i pewnie tam włanie by się znajdował, gdyby miał
możnod wyboru. W Brighton spotkałby całš masę przyjaciół, zawarł mnóstw interesujšcych
znajomoci, nie mówišc już o wielu dostępnych tam rozrywkach i przyjemnociach. Ale nie mógł
pojechad do Brighton. Tuż przed wyjazdem, przed tygodniem z okładem, w Primrose Park odnaleli
go wierzyciele. O ileż łatwiej zdołaliby go dopad i nękad, gdyby pojechał włanie do Brighton! Ale
skoro tego nie zrobił, to jakie kroki ma teraz podjšd, by zdobyd pienišdze na spłacenie długów? W
każdy razie tych najpilniejszych - nikt nie oczekuje przecież, by dżentelmen nie miał długów w ogóle,
w takim przypadku przypuszczalnie uznano by go za niespełna rozumu. Cóż, w Bath można zdobyd
majštek w jeden tylko sposób. Próbował grad, i wyglšdało nawet na to, że szczęcie mu sprzyja, ale
wygrane raczej go jeszcze bardziej frustrowały, niż pocieszały. W Bath gra o wyso- kie stawki była
surowo zakazana, ponieważ z założenia miała dostarczad grajšcym tylko przyjemnej rozrywki, a nie
przysparzad zmartwieo. Tak więc nawet wszystkie jego wygrane razem wzięte nie pokryłyby ułamka
najmniejszeg z długów. Nie, do Bath zdecydowanie nie przyjeżdża się po to, by odzyskad majštek
przy stoliku do gry. Do Bath przyjeżdża się, by znaled bogatš żonę. Rzecz jasna, najlepszym do tego
miejscem jest Londyn po otwarciu sezonu. Wielkie Targowisko Panien na Wydani, na którym -
wydawałoby się - Frederick powinien wybierad i przebierad. Istniały jednak dwa szczególne powody,
dla których nie mógł tak postšpid. Po pierwsze, nie mógł sobie pozwolid na czekanie aż do następnej
wiosny. Do tego czasu zapewne wylšduje w więzieniu za długi, chyba że spłaci je za niego ojciec. Na
samš myl o tym przeszły go ciarki. Po drugie, żaden ojciec lub opiekun dbajšcy o dobro córki ani
przez chwilę nie wzišłb pod uwagę możliwoci wydania jej za szlachetnie urodzonego Fredericka
Sullivana. Pozostawało jedynie żywid nadzieję, że w Bath reputacj jeszcze go nie dogoniła. A zresztš,
jeli nawet tak się stało, to kogo tu można znaled? Opowieci o przyjeżdżajšcyc do Bath
zgrzybiałych starcach i ukrywajšcej swe nędzne położenie biedocie wcale nie wyglšdały na mocno
przesadzone. Wszystkie młode kobiety z najmniejszymi bodaj ladami urody, jakie zauważył po
przyjedzie, z całš pewnociš nie miały pieniędzy. W cišgu tygodnia dokonał selekcji negatywnej i
zawęził swe matrymonialne perspektyw do trzech panien, z których żadna nie była szczególni
pocišgajšca. No, ale w koocu nie liczył w tym zwišzku na miłod czy szczęcie. Pomylał o Julii
Maynard oraz o tym, jak zmusił jš do małżeostwa w Primrose Park, i poczuł wstrzšsajšcy nim dreszcz.
Nie, lepiej o tym nie myled. Tak więc w Bath były trzy możliwoci. Pierwsza to Hortensja Pugh,
najmłodsza z tej trójki, siedemnastolatka, pulchna i ładniutka, jednak wyjštkowo nieinteresujšca. Była
córkš fabrykanta kapeluszy, który - dod znacznie się wzbogaciwszy - zaczšł myled o zajęciu wyższej
pozycji w hierarchii społecznej dzięki wydaniu jedynaczki za kogo z beau mondu. Zarówno ojciec, jak
i córka zabiegali o Fredericka całkiem otwarcie i mogłoby się wydawad, że z wdzięcznociš powinien
skorzystad z nadarzajšce się okazji. O to mu przecież chodziło! Nie mógł się jednak pozbyd
uporczywej myli, że nawet więzienie za długi byłoby lepsze niż zwišzanie się na resztę życia z tš
wulgarnš, pustogłowš szczebiotkš. Jej głównym temate konwersacji był aktualny stan garderoby oraz
zawartod kasetki z biżuteriš. Lady Waggoner była już w lepszym gucie. Atrakcyjna hoża wdówka, o
jakie siedem czy osiem lat od niego starsza, dysponujšca niezgorszš fortunkš. A do tego miała na
niego chrapkę! Znał się na kobietach wystarczajšco dobrze, by wiedzied, że do łóżka wdówki może się
wlizgnšd w każdej chwili. Była to dod ponętna perspektyw. Ale czy lady Waggoner zechciałaby
wyjd za niego? No włanie, to zasadnicze pytanie. Podejrzewał, że to taka sama specjalistka w
dziedzinie flirtu jak on i że równie zręcznie potrafi wymigiwad się od małżeostwa. W ten sposób
mógłby zmarnowad całe lato na romansik, który byd może okazałby się satysfakcjonujšcy pod
względe fizycznym, ale, niestety, pod żadnym innym. Nie, nie stad go na takie ryzyko. Zostaje więc
panna Klara Danford - najmniej kuszšca perspektywa. I przypuszczalnie najbardziej intratna. Jej ojciec,
dżentelmen, dorobił się w Kompanii Wschodnioin-dyjskiej fortuny powszechnie uznawanej za
bajecznš i po mierci zostawił wszystko córce. Frederick oceniał Klarę na jakie dwadziecia kilka lat,
w każdym razie chyba nie na więcej niż dwadziecia szed, a więc nie była od niego starsza. Podczas
spotkania, jakie Frederick zaaranżował którego popołudnia w sali koncertowej, była dla niego
bardzo uprzejma, a potem codziennie rano w pijalni dosyd chętnie powięcała kilka minut na
konwersację. Nakłonieni jej do małżeostwa mogłoby się zatem okazad niezbyt trudne. Już od
pierwszego spotkania wysilał cały swój wdzięk, by oczarowad tę pannę. A mimo to, na myl o
polubieniu Klary Danford oblewał go zimny pot. Pewnego ranka zjawił się w pijalni - o właciwej pod
względem towarzyskim porze - i konwersujš z nowo poznanymi znajomymi, z rozbawieniem
obserwował skrzywienie i niesmak na twarzach kuracjusz, unoszšcych do ust szklanki z wodš
mineralnš. Obser również pannę Danford, która rozmawiała w drugi koocu sali ze swš wiernš damš
do towarzystwa, młodš i licznš, chod nieprzyzwoicie biednš pannš Harriet Pope, oraz z pułkownikiem
i paniš Ruttlege. Pomylał, że powinien podejd i porozmawiad z niš, nie ma przecież czasu na
długotrwałe zabiegi i zaloty. Powinien zapomnied o niechęci do małżeostwa i zaczšd działad. Klara
była najmniej pocišgajšcš kobietš, jakš kiedykolwiek widział. Była chuda, prawdopodobnie na skutek
kalectwa, za każdym razem bowiem gdy jš spotkał, siedziała na wózku inwalidzkim. Miała cienkie
ramiona, a jej nogi, odznaczajšce się pod lekkš wełnianš sukniš dziennš, wcale nie wyglšdały na
grubsze. Jej twarz była chuda, wšska i nienaturalnie blada. Z tego co słyszał, panna Danford spędziła z
ojcem kilka lat w Indiach i tam włanie nabawiła się choroby, która uczyniła z niej inwalidk. Miała za
dużo włosów. Pewnie na każdej innej kobiecie wyglšdałyby jak wieoczšca urodę korona: grube,
lnišce i bardzo ciemne sploty. Ale dla niej były za ciężkie. A oczy miała zbyt ciemne do tak jasnej
twarzy. W pierwsze chwili pomylał, że sš czarne, ale w rzeczywistoci były ciemnoszare. Byłyby
piękne, ale w jakiej innej twarzy. A zresztš, może naprawdę były piękne. Może tylko był im
niechętny, ponieważ za każdym razem gdy się odzywał, spoglšdały wprost i tak głęboko w jego oczy,
że miał wrażenie, iż zdzierajš z niego starannie dobranš maskę i widzš całš prawdę. Zdecydowanie nie
była łakomym kšskiem dla żadnego mężczyzny - chyba że się wzięło pod uwagę jej olbrzymi majštek.
Frederick przeprosił towarzystwo i ruszył powoli ku niej, rozdajšc po drodze ukłony i umiechy
nowym znajomym. W Bath znalazł trzy możliwoci zawarcia małżeostwa. A teraz bez dłuższych
przemyleo zawęził je do jednej -i wstrzymał oddech czujšc przypływ paniki. Panna Klara Danford.
Zbliżajšc się patrzył na niš wzrokiem, który stopiłby jak wosk dziewięd z dziesięciu, lub nawet
dziewięddziesiš dziewięd na sto kobiecych serc, a jego półumieszek przyprawiłby owe serca o
przyspieszone bicie. Ona za spojrzała na niego tymi wszystkowidzš-cymi oczami i umiechnęła się.
Włanie nadchodzi - powiedziała Harriet Pope, kiedy pułkownik z paniš Ruttledge wyruszyli na
promenadę wokół pijalni, a Frederick Sullivan niemal w tej samej chwili porzucił swe towarzystwo w
drugim koocu sali i zbliżał się do nich powoli. - Tak - potwierdziła Klara Danford. - Dokładnie tak, jak
przewidywała, Harriet. A ja się z tobš nie spierałam, prawda? Musisz jednak przyznad, że to
najprzystojniejszy mężczyzna w tej sali. A właciwie w całym Bath. - Nigdy temu nie zaprzeczałam -
odpowiedziała Harriet. - To prawda. - Klara umiechnęła się leciutko i popatrzył na przyjaciółkę. -
Twoje zastrzeżenia dotyczyły jedynie tego, że jest to również najbardziej pozbawiony zasad
mężczyzna w Bath. Cóż, temu także nie zaprzeczyła. - A mimo to uparła się, by dad mu szansę. -
Jest bardzo przystojny - podkreliła Klara. - I doskonale zdaje sobie z tego sprawę - zauważyła Harriet
z dezaprobatš. - Zgadza się. - Klara ponownie się do niej umiechnęł. Rozmawiały o nim już
wczeniej. Dokładnie rzecz bioršc, wczorajszego wieczoru, po tym jak przysiadł się do nich na herbatę
w sali wypoczynkowej, spędziwszy chwilę z pannš Hortensjš Pugh. - To łowca posagów - powiedziała
wtedy Harriet z lekceważeniem. - Klaro, on szuka bogatej żony. Panny Pugh albo ciebie. Klara
przyznała jej rację. Zdawała sobie sprawę, że nawet gdyby nie była inwalidkš, to chod z daleka nie
przypomina kobiety, która byłaby atrakcyjna dla tak piękni wyglšdajšcego dżentelmena jak pan
Sullivan. Gdyby miał zostad rażony afektem, to jego wzrok z pewnociš skierowałby się ku Harriet,
będšcej niezaprzeczalnš pięknciš o jasnozłotych włosach i różanej karnacji. Mimo to, od czasu gdy
zostali sobie przedstawieni, Sullivan ledwo spojrzał na Harriet. Rzecz jasna, że poluje na posag. Klara
spotkała już kilku mu podobnych, zwłaszcza po mierci ojca. Dopiero niedawno zrzuciła żałobę rocznš
po nim. - Wydaje mi się, Harriet, że małżeostwa z rozsšdku i dla zdobycia majštku sš dozwolone -
odpowiedziała przyjaciółce. - Mężczyzna albo kobieta, którzy tak postępuj, niekoniecznie muszš byd
niegodziwcami. - Ale on jest - upierała się Harriet. - Klaro, te oczy, ten umiech... i cały ten wdzięk.
Istotnie, oczy Fredericka były ciemne i spoglšdały na wiat spod ciężkich powiek. Umiech odsłaniał
bardzo Mary Balogh białe i mocne zęby. A wdzięk był niemal oszałamiajšcy. Jeszcze bardziej od
wdzięku zniewalał urok całej postaci. Wysoki, mocno zbudowany, z długimi nogami, wšskimi
biodrami i tališ, potężnš klatkš piersiowš i ramionami, stanowił niemal uosobienie ideału. Oraz
zdrowia i siły. - On jest piękny - powtórzyła. - Piękny?! - Harriet spojrzała na niš z zaskoczeniem, po
czym się rozemiała. - Tak się mówi o kobietach. Ale włanie to okrelenie najlepiej pasowało do
pana Sullivana. Aczkolwiek nawet z daleka nie dało się w nim zauważyd nic kobiecego. - Musisz mu
okazad nieprzychylnod - powiedziała Harriet. - Klaro, musisz mu powiedzied wprost, że się na nim
poznała i wiesz, kim jest. Musisz go zniechęcid. Niech się zwróci do panny Pugh. Oboje sš siebie
warci. - Czasami, Harriet - odparła Klara umiechajšc się -potrafisz byd bardzo złoliwa. Biedna panna
Pugh próbuje dopiero zaistnied na tym wiecie, natomiast pan Sullivan usiłuje zapewnid sobie
majštek. Dlaczego nie mój? I tak nie mam go na co wydawad. A w zamian zyskam cały ten urok i
powab. Rozemiała się na widok przerażenia malujšcego się na twarzy Harriet i rzuciła jaki następny
żart na ten temat. Ale gdy póniej o tym mylała, wcale nie miała pewnoci, czy były to żarty.
Większod życia spędzała w domu na szezlongu lub na wózku inwalidzkim poza domem. Do
towarzystwa miała Harriet i kilkoro innych przyjaciół, przeważnie małżeostw i przeważnie starszych
od niej. Skooczyła już dwadziecia szed lat i widoki na zawarcie małżeostwa były coraz bardziej
mizerne. Perspektywa małżeostwa z miłoci lub nawet z afektu była całkowicie nierealna. Mógł się
niš zainteresowad jedynie taki mężczyzn, który miał na uwadze jej majštek. Klara była samotna.
Straszliwie samotna. Natomiast jej potrzeby w niczym nie różniły się od potrzeb innych kobiet,
chociaż nie była piękna i nie mogła chodzid. Odczuwała także pożšdanie. Czasami, mimo towarzystwa
Harriet oraz obecnoci innych przyjaciół, Klara czuła się tak samotna, że ogarniała jš rozpacz. A
przecież może mied Fredericka Sullivana. Zrozumiała to już podczas pierwszego spotkania. Jeli on
zamierza się do niej zalecad nienagannie i cierpliwie, to tylko traci czas. Od razu przecież wiedziała,
dlaczego zależało mu, by zostad jej przedstawionym, i dlaczego każdego ranka przychodz do pijalni
po jej codziennych kšpielach mineralnyc w Queen's Bath. Po prostu chce się z niš ożenid. Chce
przejšd kontrolę nad jej majštkiem. Do tej pory od łowców posagów odwracała się plecami. Innymi
słowy, odwracała się plecami od każdego starajšceg się, jakiego mogła oczekiwad. Frederick Sullivan
był pierwszym mężczyznš, któremu okazała jakie względy, chod wiedziała, że wcale jej nie kocha,
pewnie nawet nie lubi i w ogóle nie ma o niej pochlebnego zdania. Możliw, że nawet się jej obawia.
Cóż, takie sš fakty i trzeba będzie o nich pamiętad, jeli okaże się na tyle szalona, by rozważad
możliwod wyjcia za niego. Byd może on nigdy nie będzie żywił do niej żadnych cieplejszych uczud.
To nie byłoby dobre małżeostwo. Nigdy nie stałoby się takim, o jakim marzyła, tak jak każda inna
kobieta. Ale czy lepiej byłoby w ogóle nie wychodzid za mšż? To pytanie nurtowało jš przez całš noc.
Teraz, gdy zbliżał się do niej przechodzšc przez pijalnię i przywołujšc specjalnie na tę okazję cały swój
urok, pomylała, że nie jest w nim zakochana. W żadnym wypadku nie mogłaby się zakochad w
mężczynie, który nie jest sobš i odgrywa jakš rolę i który interesuje się niš wyłšcznie z powodu jej
majštku. Ale Frederick jest piękny, silny i zdrowy, a Klara była ciekawa, czy ta kombinacja okaże się
nieodparta. Podejrzewał, że tak będzie. j - On jest taki piękny - zdšżyła jeszcze szepnšd do Harriet,
zanim się umiechnęła na jego powitanie. Był już zbyt blisko, by Harriet zdšżyła odpowiedzied.
Witam, panno Danford. - Ujšł jej chudš i zimnš dłoo nie unoszšc jej do ust, ale przytrzymujšc w obu
dłoniach odrobinę dłużej, niż to było konieczne. - Spodziewam się, że wczoraj nie przemarzła pani
zbytnio po drodze do sali koncertowej? - W taki ciepły dzieo? Nie, proszę pana. Dziękuję za troskę.
Wyprostował się, opucił jej dłoo i ukłonił się pannie Pope. Gdyby te dwie kobiety można było
zamienid ze sobš miejscami! Gdyby to panna Pope a była włacicielkš takie fortuny, nawet jeliby to
ona siedziała na wózku! Ale panna Pope, jak się dyskretnie wywiedział, była córkš zubożałej wdowy, z
którš panna Danford poznała się i zaprzyjaniła podczas pobytu z ojcem w Bath przed kilku laty. - Ze
swej strony - rzekł zwracajšc się ponownie do panny Danford - uważam zwyczaj picia herbaty w
salach koncertowych za czarujšcy. Bath bez wštpienia jest jedny z najbardziej uroczych miejsc na
wiecie i trzeba z tego korzystad, na ile tylko to możliwe. - Całkowicie się z panem zgadzam - odparła.
- Herbat jest jeszcze większš przyjemnociš, gdy spożywa się jš w stosownym towarzystwie. Klara
zwróciła się ku dżentelmenowi, który podszedł, by przywitad się z obiema damami i wymienid parę
uprzejmoci przed zaproszeniem panny Pope do odbycia rundki wokół pijalni. - Ależ naturalnie -
przyzwoliła, gdy Harriet spojrzała na niš wyczekujšco. - Sprawi ci to przyjemnod, Harriet. Panna Pope
popatrzyła z powštpiewaniem na Frederi-cka. - Do pani powrotu dotrzymam towarzystwa pannie
Danford - zapewnił Sullivan. - Jeli dostanę pozwolenie - dodał. Panna Danford umiechnęła się do
niego. - Będę panu wdzięczna, sir - odpowiedziała. - Wdzięczna? - Skierował na niš całš uwagę. - To
ja powinienem żywid to uczucie, madame. Podziwiam pani odwagę. Jest pani tak promienna i
radosna pomimo tej wyranej i nieszczęsnej niedomogi. - Z trudem się powstrzyma przed
przykucnięciem obok niej. Wyglšdało na to, że Klara domyliła się, w czym rzecz. - Jedynš niewygodš
wiecznego siedzenia w fotelu jest to, że bardzo często muszę zadzierad głowę, by spojrzed na kogo
stojšcego obok mnie. Czy zechciałby pan przysunš mój fotel bliżej tej ławki i spoczšd na niej? To było
zachęcajšce. Najwyraniej miała ochotę na rozmowę. Uczynił zadod jej probie i po chwili mogli już
rozmawiad bez wspomnianego utrudnienia i bez zwyczajneg dotšd towarzystwa osób trzecich.
Doszedł do wniosk, że Klara ma jednak wspaniałe oczy, chod czuł, że wolałby nie byd wystawiony na
ich bardzo badawcze spojrzenie z tak niewielkiego dystansu. - Jak pani znajduje tutejsze wody, czy sš
skuteczne? -zapytał. - Działajš na mnie odprężajšco - odparła. - Zażywam kšpieli, ale wód nie piję. Na
szczęcie nie cierpię na chorobę, którš można by leczyd tym sposobem. Przypuszcza, że musiałabym
byd doprawdy bardzo, bardzo chora, by się codziennie nimi raczyd. A pan ich próbował? - Raz -
odparł patrzšc jej w oczy z umiechem. - Raz jeden. A właciwie dwa razy, pierwszy i ostatni. Ale
cieszę się, że kšpiele pani pomagajš. Czy jest pani zadowolona z pobytu w Bath? - Jak słusznie pan
zauważył, jest tu bardzo pięknie, a do tego zawarłam kilka sympatycznych znajomoci. Kiedy jeszcze
żył mój ojciec, przyjeżdżalimy tu razem kilkakrotnie. - Przykro mi z powodu jego mierci. Musiała to
byd dla pani wielka strata. - Tak. A czy panu się tutaj podoba, panie Sullivan? - O wiele bardziej, niż
się mogłem spodziewad -pospieszył z zapewnieniem. - Zamierzałem spędzid tu zaledwie kilka dni,
pomylałem, że obejrzę sobie uzdrowisk, skoro już bawię w tej częci kraju. Ale obecnie mam
ochotę zabawid tu dłużej. - Istotnie? - Spojrzała mu prosto w oczy. - Czyżby było tu ładniej, niż pan
oczekiwał? -. Tak, sšdzę, że tak - potwierdził. - Ale to ludzie nadajš charakter miejscom, mylę, że
zgodzi się pani ze mnš? Sš tu ludzie, ze względu na których nie mam ochoty wyjeżdżad. - Na moment
powędrował wzrokiem ku jej ustom, po czym ponownie spojrzał w oczy. - Właciwie mógłbym nawet
powiedzied, że to jedna osoba. - Ooo? - Zamierzała jeszcze co dodad, ale się powstrzymał. -
Poruszyła mnie pani cicha cierpliwod, urok i zdrowy rozsšdek - kontynuował. - Od kilku lat obracam
się w towarzystwie młodych dam przybywajšcych tłumnie na sezon do Londynu. Stałem się niemal
odporny na ich wdzięki. Jak dotšd, nie spotkałem nikogo takiego jak pani, madame. Czy nie jestem
zbytnim impertynentem? Czy nie pozwalam sobie na zbyt wiele? Patrzył jej prosto w oczy,
obserwujšc jednak kštem oka zbliżajšcš się do nich pannę Pope i jej towarzysza. Usilnie pragnšł, by
zrobili drugš rundkę po pijalni, i jego życzeni się spełniło, chod odniósł wrażenie, że panna Pope
przechodzšc obok nich bardzo dokładnie mu się przyglšdał. - Nie - odparła panna Danford bardzo
cicho, niemal szeptem. Delikatnie musnšł dłoniš jej palce spoczywajšce na oparciu fotela na kółkach. -
Mylałem już, że jestem zmęczony i odporny na wdzięki kobiet - zwierzył się. - Nie byłem
przygotowany na to, że tak silnie zareaguję na znajomod z paniš, madame. - Poznalimy się niecały
tydzieo temu, panie Sullivan - zaoponowała delikatnie. Jej ciemne oczy pałały w jasny obliczu. - A
jednak .czuję się tak, jakby to było przed wiecznociš. Nie przypuszczałem, że w cišgu jednego
tygodnia tak wiele może się wydarzyd. To znaczy tak wiele, jeli chodzi o czyje serce. - Ja nie mogę
chodzid - powiedziała Klara. - Nie mogę przebywad poza domem tak wiele, jak bym pragnęła. -
Głęboko patrzyła mu w oczy. - Trudno byłoby uznad mnie za urodziwš. To była sprawa, którš musiał
rozegrad bardzo ostrożnie. - Czy to włanie kto pani powiedział? - zapytał. -Czy to włanie
podpowiada pani lusterko? Czasami, gdy patrzymy w lustro, czynimy to zupełnie bezosobowo, widzšc
tylko to, co jest na powierzchni. Czasami prawdziw piękno niewiele ma wspólnego z tym, co jest
widoczne gołym okiem. Znam kobiety powszechnie uznawane za pięknoci, a jednak kompletnie
niepocišgajšce, ponieważ pod tš urodš nie kryje się charakter. Pani nie jest piękna w ten sposób,
panno Danford. Pani uroda jest we wnętrzu. Widad jš w pani oczach. - Ach tak. - Lekko rozchyliła
wargi i na moment powędrowała wzrokiem ku jego ustom, po czym ponownie spojrzała mu w oczy. -
Czy wprawiłem paniš w zakłopotanie? - zapytał. -Czy w jakikolwiek sposób uraziłem? Za nic w wiecie
nie chciałbym tego uczynid. Byd może nie wierzy pani w moje słowa, gdy mówię o pani urodzie czy o
mych uczuciach do pani, panno Danford. Jeszcze przed tygodniem sam bym sobie nie uwierzył.
Mylałem, że nie jestem zdolny do zakochania się. - Zakochania? - zdziwiła się. - Sšdzę, że to
właciwe okrelenie - potwierdził. Umiechnšł się powoli, z rozmysłem. - Okrelenie, z któreg dotšd
zawsze sobie drwiłem. - Zakochad się - powtórzyła. - To dobre dla młodych ludzi, panie Sullivan. Ja
mam już dwadziecia szed lat. - Ja tyle samo - powiedział. - Czy pani się czuje tak, jakby młodod
miała już za sobš? Bo ja przez cały ostatni tydzieo czułem się jak młody chłopiec. Byłem pełen
entuzjazmu, niepewnoci, niezręczny i, tak włanie, zakochan. Klara otworzyła usta chcšc co na to
odpowiedzied, ale zaraz zamknęła je z powrotem. - Jako trudno mi w to uwierzyd - wyszeptała po
dłuższej chwili. Frederick pomylał nagle, że panna Danford pędzi zapewne bardzo smutne i samotne
życie. Z pewnociš musiała mied do czynienia z wieloma łowcami posagów, ale z bardzo nielicznymi
prawdziwymi konkurentami, jeli w ogóle jacy się pojawiali. Czy marzyła o miłoci? O kochani?
Och, na tym polega jego kłopot, że za dużo myli. Tak włanie było z Jule, aczkolwiek w tym wypadku
trudno by mu było przyznad, że żałuje, iż przestał myled. I tak czuł się wystarczajšco winny. Czy i
teraz powinien się czud winny? Czy oferuje jej marzenie, którego w gruncie rzeczy nie będzie mógł
urzeczywistnid? Ale właciwie dlaczego nie? Jeli jš polubi, będzie jš dobrze traktowad i okazywad
względy. Powięci jej częd swego czasu i zainteresowania. Przecież nie ma zamiaru jej wcišgad w
jaki okropny zwišzek, w którym by jš całkowicie zaniedbywał. - Proszę uwierzyd - powiedział po
chwili, pochylajšc się i spoglšdajšc jej w oczy z dużo większym współczucie, niż sam mógł się tego po
sobie spodziewad. -Jestemy tu na oczach wszystkich, więc ani to miejsce, ani pora na formalne
deklaracje. Ale jeli udzieli mi pani przyzwolenia, to znajdę i miejsce, i stosownš porę. Jak najprędzej.
Czy nie był zbyt porywczy? Przychodzšc dzisiejszego ranka do pijalni nie zamierzał się posunšd aż tak
daleko. Ale okazja, jakš stworzył dżentelmen, który odcišgnšł od nich pannę Pope, nawinęła się sama,
a panna Danford sprawiała wrażenie podatnej na jego zaloty. - Ma pan moje przyzwolenie, panie
Sullivan. Z poczštku pomylał, że się przesłyszał, tak cicho wyszeptała te słowa. Kiedy jednak
zrozumiał, że naprawdę tak powiedziała, poczuł przypływ uniesienia i... paniki! Miał wrażenie, jakby
uczynił jaki nieodwracalny krok. Odpowied Klary sugerowała, że dobrze go zrozumiała, że jest
przygotowana na wysłuchanie formalnych owiadczy i przypuszczalnie je zaakceptuje. Dlaczego
zgadzałab się na rozmowę, gdyby nie miała zamiaru przyjšd owiadczyn? Po raz drugi się od niej
odsunšł. Zbliżała się ku nim panna Pope wraz ze swym towarzyszem. Prawdopodobnie nie zdecydujš
się już na trzeciš rundkę wokół pijalni. - Jutro? - zapytał. Odrzucił myl o spotkaniu jeszcze tego
samego dnia. Musi mied trochę czasu na uporzšdkowani myli, chod między Bogiem a prawdš nic tu
nie było do uporzšdkowania. Musi się jak najszybciej bogato ożenid i teraz nadarzyła się okazja, jakiej
się nie spodziewa w najmielszych marzeniach. - Czy mogę odwiedzid paniš jutro po południu,
madame? Zastanawiała się przez moment. - Dzieo póniej, jeli pan łaskaw - powiedziała po chwili. -
Jutro spodziewam się gocia z Londynu. - A więc pojutrze - potwierdził wstajšc, po czym odwrócił jej
wózek w ten sposób, by Klara mogła widzied całš salę i nadchodzšcš przyjaciółkę. - Tej chwili będę
oczekiwał pełen niepokoju. Powiedział szczerš prawdę. Przypuszczał, że jego owiadczyny zostanš
przyjęte. Prawdopodobnie nie wszystko potoczyła się idealnie gładko, a do tego dochodził jeszcze
ogarniajšca go panika. Spojrzał w dół na drobnš, chudš postad na wózku inwalidzkim, na bladš twarz i
zbyt obfitš masę włosów pod pięknym czepecz-kiem. Perspektywa, że zostanie jego żonš, zaczęła
przybiera realne kształty. Już na całe życie przywišże się do niej tylko dlatego, że narobił długów,
które przy dobrej passie mógłby zlikwidowad w jeden wieczór przy karciany stoliku. Całe życie wobec
jednego wieczoru. Uniosła ku niemu oczy i jeszcze przed nadejciem przyjaciółki zdšżyła się
umiechnšd. - Będę czekała, panie Sullivan. Rozdział drugi Następnego dnia Klara istotnie miała
gocia. Wmasze-rował do bawialni wynajętego przez niš domu, depczšc pokojówce po piętach. -
Klaro, kochana! - zawołał i przemierzył cały salon z rękami wycišgniętymi na powitanie. -
Przyjechałem natychmiast po otrzymaniu wiadomoci dostarczonej przez twego posłaoca. - Pochylił
się i pocałował jš w policze. - Witam, panie Whitehead. - Umiechnęła się serdeczni i odwzajemniła
ucisk ršk. - Wiedziałam, że pan przyjedzie. Mam jedynie nadzieję, że nie była to zbytnia ucišżliwod.
Nie mogli jednak kontynuowad rozmowy, dopóki nie pożegnali panien Grover, bliniaczek w bliżej nie
sprecyzowany wieku, oraz pułkownika z paniš Rutledge, składajšcyc popołudniowš wizytę. Klara
przedstawiła nowo przybyłego gocia z Londynu, bliskiego przyjaciela jej zmarłego ojca. Harriet
odprowadziła goci do wyjcia. Przed drzwiami pokoju popatrzyła na Klarę. - Gdyby mnie
potrzebowała, Klaro, to będę u siebie. Mam nadzieję, że panu Whiteheadowi uda się nakład ci
trochę oleju do głowy. - Dod gronie to zabrzmiało - powiedział Whitehead, kiedy Harriet zamknęła
za sobš drzwi. Usadowił się na fotelu obok Klary i umiechnšł się. - O co chodzi, moja droga? Masz
jakie kłopoty? - Przykro mi, że zmusiłam pana do tej podróży tak nagle - przeprosiła. - Nie zabrał
pan ze sobš pani Whitehead? Whitehead rozemiał się. - Miriam potrzebuje co najmniej tygodnia na
przygotowani się nawet do nagłej i niespodziewanej podróży. Jest teraz zajęta przygotowaniami do
zamknięcia domu na resztę lata, ponieważ przenosimy się do Brighton. Jeszcze tydzieo, a twój
posłaniec by mnie nie zastał. W czym problem, Klaro? - Och, mój Boże - westchnęła. - Nie jestem
pewna, czy to w ogóle problem. Byd może, że jednak tak. Rozważa propozycję zawarcia małżeostwa.
Whitehead uniósł brwi i ujšł szczupłš dłoo Klary. - Ależ to wspaniała wiadomod - powiedział. -
Miriam będzie bardzo żałowała, że nie mogła tu ze mnš przyjecha. Kto jest tym szczęliwym
wybrankiem? - Jeszcze się nie owiadczył, chod odnoszę wrażenie, że ma taki zamiar. Problem
polega na tym, że to łowca posagów. Sšdzę, że brak mu rodków do życia. Pan Whitehead cišgnšł
krzaczaste brwi. - Klaro, o co właciwie chodzi? Zakochała się w tym mężczynie? - zapytał. - Nie -
odparła. - Ale mylę, że wyjdę za niego, jeli mnie o to rzeczywicie poprosi. Harriet bardzo się na
mnie złoci, co chyba zresztš sam pan zauważył. Pan Whitehead wypucił jej dłoo z ucisku i oparł się
wygodnie w fotelu. - Chyba lepiej będzie, jeli mi o wszystkim opowiesz. Wnioskuję, że po to włanie
mnie tu wezwała. - Wezwałam pana, ponieważ od mierci taty uważam pana niemal za drugiego
ojca - odpowiedziała z umieche. - Tak jak pan sobie tego życzył. Cóż, w gruncie rzeczy najbardziej mi
zależy na poradzie finansowej. Czy kiedy wyjdę za mšż, to cały mój majštek oraz pienišdze przypadnš
memu mężowi? - W normalnym postępowaniu, tak - potwierdził. -Ale, aby stało się inaczej, można
zawrzed przedmałżeoski kontrakt. - Aha. To włanie chciałam wiedzied. Będzie pan musiał mi to
wytłumaczyd, jeli się pan zgodzi. Pomógł mi pan w załatwianiu wszystkich spraw po mierci taty,
sama nie wiem, jak bym sobie bez pana poradziła. Pan zajšł się stronš praktycznš, a paoska żona i
Harriet otoczył mnie opiekš, jakiej potrzebowałam. Pan pomógł mi mšdrze zainwestowad pienišdze.
Rzecz w tym, że mam do pana absolutne zaufanie. - Tak powinno byd, Klaro. Twój ojciec był moim
wspólnikiem w Indiach, a w dodatku bardzo bliskim przyjacielem. No więc, kim jest ten człowiek? Czy
ja go znam? - To pan Frederick Sullivan - odpowiedziała. - Starszy syn lorda Bellamy. Zna go pan? -
Sullivan? - Whitehead zesztywniał. - Chyba nie mam powodu uważad, że nie mówisz poważnie, Klaro?
Nie cišgałaby mnie z Londynu, gdyby tak było. Co ty o nim wiesz? - Że jest nieprzyzwoicie
przystojny - odparła z lekkim umiechem. - czarujšcy. Ach, i jeszcze co. Odczuwa do mnie
niepohamowanš namiętnod. - Tak uważasz? - Whitehead wstał z fotela, stanšł przed Klarš i
popatrzył na niš z namysłem. - A to łajdak. Umiech zgasł na jej ustach. - Czy istotnie tak trudno w to
uwierzyd? - zapytała smutno, ale zaraz uniosła rękę i dodała: - Nie musi pan odpowiadad. Oczywicie,
że to niemożliwe. Nawet prze chwilę się nie łudziłam, że może byd inaczej. - A mimo to poważnie
rozważasz możliwod polubieni tego oszusta, Klaro? - zapytał. - To do ciebie całkiem niepodobne.
Czyżby istniało co, o czym nie wiem? - Owszem, całkiem sporo. A więc uważa go pan za łajdaka,
panie Whitehead? Co pan o nim wie? - Bellamy, ogólnie rzecz bioršc, jest dod bogaty -odparł
Whitehead. - do tego całkiem hojny. Ałe Sullivan jest ekstrawagancki, Klaro. Do tego kompletnie
nieodpowiedzialn i lekkomylny. Hazardzista i, trzeba to powiedzie, kobieciarz. Jak mniemam, nadal
jest przyjmowany w dobrym towarzystwie, ale doszły mnie słuchy, że ojcowi córek na wydaniu,
zwłaszcza stanowišcych dobrš partię, trzymajš je od niego z daleka. Teraz uznaję ich postępowanie za
nader rozsšdne. - A więc jest tak, jak mylałam. Nie powiedział mi pan nic, czego bym się sama nie
domylała. Jest zatem oczywiste, że przed lubem muszę mied bardzo starannie sporzšdzonš
intercyzę. - Klaro - zaczšł Whitehead, po czym zamilkł i przyglšda się jej przez dłuższš chwilę bez
słowa, aż wreszcie ponownie usiadł w fotelu. - Przecież znajšc już całš prawdę, z pewnociš nie
możesz dalej poważnie myled o tych planach! Sama zrozumiała, że dowody jego afektu wobec
ciebie sš nieszczere, a poza tym przyznała, że nie jeste w nim zakochana. A może to nie była
prawda? Czy w grę wchodzš twoje uczucia? - W żadnym wypadku - zapewniła go. - Nie jestem lepa,
dostrzegam wszystkie szczegóły, które mogłyby mnie doprowadzid do fałszywych wniosków i
oczekiwao. Nie będę więc rozczarowana, ponieważ niewiele się spodziewa i niewiele oczekuję. Ale
nie zmieniłam zamiaru. Whitehead przyglšdał się jej w milczeniu. - Widzi pan, w swych rozważaniach
pominšł pan jeden aspekt, a mianowicie czynnik ludzki - kontynuowała Klar. - Wcišż jestem dosyd
młoda i z całš pewnociš dosyd bogata, by stad się dla męża atrakcyjnš. Nie mogę oczekiwa, że jaki
mężczyzna mnie pokocha, przeciw temu przemawia zbyt wiele czynników. Nie, proszę nie próbowa
zaprzeczad, jest pan dla mnie bardzo uprzejmy, ale ja znam prawdę. Męża mogę tylko kupid za swój
majštek. Bez względu na to, jak nieprzyjemnie i okrutnie zabrzmi dla pana moja zgoda na takie
traktowanie, proszę jednak wzišd pod uwagę włanie ów czynnik ludzki. Pragnę mied męża. Pragnę
zawrzed zwišzek małżeoski. - Ale nie taki, w którym brak uczud - zaoponował, ponownie ujmujšc jej
dłoo. - Nie taki, w którym nie ma racjonalnych perspektyw, że takie uczucia się rozwinš, Klaro. Nie rób
nic, czego żałowałaby do kooca życia. A tego by pożałowała, kochanie. - Może tak. A może nie. Lub
nie tak bardzo, jak się pan obawia. W każdym razie uważam, że jeli nadal będę żyła tak jak dotšd, w
koocu stanie się to dla mnie nie do zniesienia. - Hm... Klaro. - Poklepał jš po dłoni. - Zamieszkaj z
nami, z Miriam i ze mnš. Będziesz dla nas córkš, a do tego towarzyszkš Miriam. Po mierci ojca
odmówiła nam, ale zgód się teraz. Nie musisz żyd sama. Nie musisz byd samotna. - Ależ ja nie
jestem ani sama, ani samotna - zaprotestował. - A przynajmniej nie w ten sposób, który ma pan na
myli. Harriet jest mojš ukochanš przyjaciółkš, a oprócz niej mam jeszcze innych znajomych. I chociaż
uwielbiam wychodzid z domu tak często, jak to tylko możliwe, to nie czynię tego z powodu potrzeby
towarzystw. Dzisiejsi gocie u mnie nie byli niczym wyjštkowy. Ale jeli jutro on mi się owiadczy, a
zapowiedział oficjalnš wizytę na popołudnie, to zostanie przyjęty. - Ale, Klaro, dlaczego włanie
Sullivan? - zapytał. - Możemy ci znaled dużo lepszego męża niż on. Kogo, kto byd może będzie
zainteresowany twym majštkiem, ale jednoczenie będzie człowiekiem właciwie przygotowany do
tego, by cię dobrze traktowad. Sullivan to darmozja. - Bardzo przystojny darmozjad - odparowała. -
Byd może mam ochotę kupid sobie trochę piękna, panie Whitehea. Tak bardzo mało go w moim
życiu. Whitehead pucił jej dłoo. - Chciałbym, żeby Miriam była tu z nami. - Westchnš. - Nigdy nie
miałem talentu do udzielania rad osobistych, Klaro, ograniczałem się jedynie do finansowyc. Ale
mam wrażenie, że przez ciebie przemawia kto zupełnie obcy. Ty przecież zawsze była taka
rozsšdna. - Proszę się o mnie nie martwid - odpowiedziała z umiechem. - Ja potrzebuję od pana rady
z paoskiej specjalnoci. Otóż musi mi pan powiedzied, jeli łaska, jak mam się zabezpieczyd, by mój
piękny darmozjad nie uczynił ze mnie żebraczki. Ostatecznie rozmowa zeszła na konkretne kwestie
zwišzan ze sporzšdzeniem przedmałżeoskiej intercyzy, która zostanie przedstawiona panu
Sullivanowi, jeli istotnie w dniu następnym złoży przewidywane owiadczyny. Klar zawsze miała
zaufanie do umiejętnoci i przebiegłoci pana Whiteheada w dziedzinie finansów, w tej mierze
polegała na nim bardziej niż na własnym nieżyjšcym już ojcu, tak więc i w tym wypadku zdała się na
niego. Z jednym wszakże wyjštkiem. Uparła się, że jej wiano musi byd na tyle wysokie, by całkowicie
pokryd długi pana Sullivana. W koocu nie ulega wštpliwoci, że włanie w tym celu ma zamiar jš
polubid. Rzecz jasna, że nie wiadomo, jak wielkie sš te długi, ale Klara odmówiła zarówno zwrócenia
się z tym pytaniem do pana Sullivana, jak i zasięgnięcia informacji z innych ródeł. - Nie wyjdę za
człowieka, którego już przed lubem zdšżyłam upokorzyd lub zaczęłam go szpiegowad. - Ależ Klaro,
nie ma innego sposobu, by się o tym dowiedzied - nalegał pan Whitehead. - Czy możemy przypucid,
że jego długi nie przewyższaj sumy dziesięciu tysięcy funtów? - zapytała. - Miejmy nadzieję, że tak -
odparł Whitehead z kwan minš. - Nawet jak nš takiego człowieka to chyba za wiele. - A więc mój
posag wyniesie dwadziecia tysięcy funtów - zakomunikowała Klara i nie dała się odwied od tej
decyzji pomimo wielokrotnych zapewnieo pana Whiteheada, że to nierozsšdna, wręcz graniczšca z
szaleostwe rozrzutnod. Pan Whitehead zgodził się wystšpid w charakterze doradc finansowego
Klary i przedyskutowad intercyzę z panem Sullivanem. Wyjanił, że trudno by mu było odgrywad rolę
jej opiekuna, ponieważ już kilka lat temu doszła do pełnoletnci, ale miało może odegrad rolę
powiernika majštku jej ojca, zaznaczajšc, że Klara nie może nim dowolnie dysponowad wedle swego
życzenia. W małżeostwo wnosi bardzo hojny posag, natomiast reszta majštku będzie zapisan na jej
nazwisko i zarzšdzana w jej imieniu. Klara zastanawiała się nad tym kłamstwem. Nie chciała, by jej
małżeostwo już od samego poczštku opierało się na oszustwie, aczkolwiek u przyszłego męża można
by się dopatrzed bardzo wielu oszustw. Do tego jeszcze nie chciała rozpoczynad nowego życia przy
boku męża, który czułby się upokorzony wiedzšc, że nie zaufano mu w sprawi generalnej opieki nad
majštkiem, jak się zazwyczaj czyni. Nie chciała, by znał prawdę. A więc trzeba kłamad. Za radš pana
Whiteheada, jej spadkobierczyniš, przynajmnie na razie, miała zostad daleka kuzynka. Pan
Whitehead w koocu wstał i zaczšł się zbierad do wyjcia. Pochylił się nad Klarš i ucałował jš w
policzek. - Spotkam się z tym ladaco, jak tylko owiadczyny zostanš złożone i przyjęte - powiedział. -
Zastanów się dobrze, moje dziecko, i słuchaj rad panny Pope, która jest rozsšdnš młodš damš. Nie
czyo nic, czego miałaby póniej żałowad przez całe życie. - Nie mam takiego zamiaru - owiadczyła z
umieche. - Dziękuję, że zechciał pan przejechad taki kawał drogi, mimo iż wezwałam pana w
ostatniej chwili. Nigdy nie zdołam wyrazid panu swej wdzięcznoci oraz podziękowa za to, że czuję
się o wiele lepiej przygotowana do stawienia czoła jutrzejszym wydarzeniom. Pan Whitehead smutno
pokiwał głowš i po zapewnieni, że wróci wieczorem, by towarzyszyd obu damom przy kolacji,
wyszedł z pokoju. Po jego wyjciu Klara długo wpatrywała się w zamknięt drzwi. Jeli pan Sullivan po
tym wszystkim odstšpi od zamiaru złożenia jej wizyty lub jeli owa wizyta będzie miała charakter
czysto towarzyski, to zanosi się na bardzo niemiłe rozczarowanie. Dzisiaj się nie widzieli, bo chociaż
jak zwykle zażywała kšpieli wczesnym rankiem, to póniej nie odwiedziła pijalni. Poszła do powozu i
odjechał prosto do domu. Teraz jego wizyta wydawała się Klarze prawie niemożliw. Trudno jej było
uwierzyd, że ujrzy go znowu. I czy wyjdzie to jej na dobre, jeli rzeczywicie już go nie zobaczy? Cóż,
Harriet i pan Whitehead zapewne tak sšdzš. I jej zdrowy rozsšdek również tak podpowiadał. Ale Klara
wiedziała, że byłaby bardzo rozczarowana. Gorzko zawiedzion. Ponieważ już podjęła decyzję, a wraz
z postanowienie w pełni uwiadomiła sobie, jak puste i samotne było jej dotychczasowe życie,
zwłaszcza po mierci ojca. Wszystko to wypłynęło teraz gwałtownie na powierzchnię, jakby puciły
wszelkie tamy. Pragnęła go. Pragnęła Fredericka Sullivana. Pragnęła, by wszystko, co uosabia -
zdrowie, siła i uroda - należało do niej. W ten sposób te przymioty stawały się w jakim sensie także
jej udziałem! Jakby mogła się zmienid poprze polubienie go. Zdrowy rozsšdek podpowiadał jej, że te
pragnienia sš szalone, ale serce i tak się do nich rwało. A serce bardzo trudno uciszyd, gdy się ma
dwadzicia szed lat, jest się kalekš i osobš przez nikogo nie kochanš. Kiedy życie jest puste.
Absolutnie wyprane /. wszelkich uniesieo. Miała nadzieję, że pan Sullivan przyjdzie. Nie do kooca w to
wierzyła, ale miała nadzieję. Frederick ubierał się z nerwowš starannociš, odrzuca-išc jednš krawatkę
za drugš, gdy kunsztowny węzeł nie odpowiadał jego oczekiwaniom, aż ostatecznie wezwał lokaja,
aby go wyręczył w tej czynnoci. Nie jest przecież dandysem i nigdy nim nie był. Gardził dandysami.
Tylko dandys wišże krawatkę w przemylny sposób, bo zwykły węzeł mu nie wystarcza. Pragnšłby
czud się trochę bardziej rzeko. Przejrzał się uważnie w lustrze. Czy istotnie ma takie czerwone i
spuchnięt oczy, czy tylko tak się czuje? Wczorajszy wieczór i częd nocy spędził przy stoliku do kart,
chod w Bath nie było to dobrze widziane, i znowu wygrał nędznš sumkę. Póniej za odprowadził do
domu lady Waggoner, wyczuwajš wczeniej, że zezwoli mu na to i na co więcej. Nietrudno wyczud
co takiego, gdy człowiek ma dowiadczeni ze sztuczkami, jakimi posługiwała się owa dama. Uznał,
że nie ma powodu wyrzekad się chwili lekkomylnoci, jako że nikogo nie skrzywdzi ostatnie
wytchnienie przed niemal pewnym przeznaczeniem. Skorzystał więc z nie wypowiedzianego
zaproszenia i spędził wyczerpujšc, prawdziwie bezsennš noc w łóżku owej damy. W rzecz samej,
byłaby to w pełni satysfakcjonujšca noc, gdyby następnego dnia nie był zobligowany do złożenia
owiadczy innej damie. Pora rozpoczęcia owego romansu była zaiste niefortunna. A na romansie się
zaczęło i tylko na nim by się skooczyło. Kiedy wspomniał bowiem, jakby żartem, o małżeostwie, lady
Waggoner wsparła na nim swe obfite kształty i wydajšc senny pomruk satysfakcji całkowicie rozwiała
jego nadzieje. - Małżeostwo nie jest dla takich jak ty i ja, Freddie -powiedziała. - Po dwóch
tygodniach doprowadziłabym nas oboje do szaleostwa. Mojemu zgasłemu małżonkowi byłam wierna
akurat jakie dwa tygodnie. Wcale nie był ze mnie zadowolony. - Masz absolutnš rację - zgodził się,
leniwie całujšc jš, gdy układali się do jednej z króciutkich drzemek, jakie ucinali sobie w nielicznych
antraktach. - Dla ludzi naszeg pokroju o wiele lepsze sš krótkie namiętne zwišzki. - Uhmm.
Wyczuwam w tobie, Freddie, bratniš duszę. Reasumujšc, opucił jš rankiem o wiele za póno, by się
pojawid w pijalni, chociaż pewnie wyszło mu to na dobre. Teraz jednak był pišcy i jednoczenie
niecierpliwi wyglšdał nadejcia nocy. I w żadnym wypadku nie miał takiego nastroju, jaki powinien
mied mężczyzna, który włanie zamierza się owiadczyd. Cóż, należy to traktowad jak interes; po
prostu trzeba go załatwid. I cały czas o tym pamiętad. Bo w koocu te , owiadczyny nie sš niczym
innym jak interesem, chod nie należy tego tak sformułowad wobec panny Danford. Jej pienišdze za
jego nazwisko i opiekę. Ona stanie się kobietš zamężnš. Taki status ma dla kobiety duże znaczenie.
Oprócz tego pewnego dnia będzie mógł jej ofiarowad tytuł baronessy, chod, broo Boże, nie życzy ojcu
żadnej chorob. Bardzo go lubi. Nawet za bardzo. Ech, czasami byłoby lepiej, gdyby rodzina w ogóle
nie istniała. Po raz ostatni obejrzał się w lustrze. Błękitny żakiet od Westona, najlepsza biała koszula,
piaskowe wšskie spodni, a do tego lnišce wysokie buty z białymi chwacika-mi. Oczu nie miał
zaczerwienionych. Włożył cylinder, nacišgnšł rękawiczki i zabrał laskę. Pora id. Panna Dan-ford
będzie go oczekiwała. Kierujšc się ku jej domowi pomylał, że przecież, na litod boskš, ma dopiero
dwadziecia szed lat! Nie zamierza myled o małżeostwie przynajmniej przez najbliższ parę lat. I
zawsze gdy przychodziła mu na myl przyszła narzeczona, wyobrażał sobie młodš dziewczynę,
nadzwyczaj czarujšcš, która będzie ozdobš jego życia i domu. Żadna miłod. Nie wierzył w miłod,
dopuszczał jedynie pożšdanie i przyjao. Ale z owš narzeczonš na pewno łšczyłyby go przyjacielskie
stosunki. Z Jule zawsze byli przyjaciółmi. Ale teraz zdecydowanie odsunšł od siebie myli o nowej
hrabinie Beaconswood. Za to z niesmakiem pomylał o pannie Klarze Danford, kiedy ujmował
mosiężnš kołatkę na drzwiach. Jest kalekš. Zastanowił się, czy to oznacza, że nie będzie zdolna do...?
Był absolutnie przygotowany na to, że włanie tak jest. Bo przecież przy swojej wštłej budowie i
delikatnym zdrowiu nie będzie w stanie podoład wysiłkom małżeoskieg łoża. Miał nadzieję, że
sprawy tak włanie wyglš, chociaż nie czuł do niej niechęci. Zamierzał traktowa jš po lubie z całš
uprzejmociš. Ale nie to, nic z tych rzeczy. Nigdy w życiu nie zmusiłby się do pójcia do łóżka z
kobietš, która wydaje mu się odpychajšca. Nie skonsumowan małżeostwo będzie mu bardzo
odpowiadało. Ale nie jest to najwłaciwszy moment na tego typu rozważania. Drzwi się otwarły i
Sullivan wszedł do rodka. Harriet z uporem poruszała temat pogody i opowiadała o ludziach, których
spotkała w trakcie porannej wyprawy po zakupy na Milsom Street, dopóki najpierw Klara nie
popatrzyła na niš poważnym wzrokiem, a po niej Frederic, również z pełnš determinacjš patrzšc jej
prosto w oczy, nie zapytał, czy mógłby zamienid z pannš Danfor kilka słów na osobnoci. Harriet
opuciła ich z bardzo wyranš niechęciš. Na Fredericka, który otworzył jej drzwi, popatrzyła z góry,
mocno zaciskajšc usta. - Obawiam się, że uraziłem pani towarzyszkę - powiedzia cicho, zamykajšc
drzwi i wracajšc do pokoju. - Harriet uważa, że potrzebna mi przyzwoitka - wytłumaczył mu. Przez
chwilę stał i patrzył na niš, zanim zasiadł na krzele na wprost Klary. - Zależy jej na pani szczęciu -
powiedział. - Mogę jš za to tylko cenid. Czy myli pani, że poczułaby się lepiej, gdyby wiedziała, iż
podzielam jej troskę? Klara się nie odezwała. - Wyglšda pani dzisiaj czarujšco, madame - dodał po
chwili. Jej bardzo ciemne włosy bez czepka wyglšdały na jeszcze bardziej gęste i cięższe. Były bardzo
starannie uczesane w węzeł na czubku głowy, drobne loczki zdobiły kark i szyję, a faliste kosmyki
okalały twarz. Jasnobłękit-na suknia była starannie dobrana do bladej karnacji, dzięki czemu cera
Klary nie sprawiała wrażenia ziemistej. - Dziękuję panu. Taki komplement był rażšcym
pochlebstwem, zupełnie nie na miejscu. Mogłaby się mu zrewanżowad takim samym, w tym wypadku
absolutnie szczerym, ale w kooc nikt nie prawi takich komplementów dżentelmenom. - Nie
spotkałem pani dzi rano - kontynuował rozmow. - Przykro mi, że interesy zatrzymały mnie z dala od
pijalni wód. - Mnie tam również dzisiaj nie było - odpowiedziała. - Zmęczyłam się kšpielš, więc zaraz
po niej wróciłam do domu. - Mam nadzieję, że nie czuje się pani gorzej? - spytał z wyranym
zaniepokojeniem. - Nie - odparła kręcšc głowš. Pomylała, że to będzie niemożliwe. Różnica między
nimi była tak wielka, że aż mieszna. Trzeba więc będzie znaled odpowiednie, uprzejme słowa na
osłodzenie mu odmowy. Siedzšc w jej bawialni wyglšdał jeszcze bardziej męsko i urodziwie niż w
pijalni. - Pani z pewnociš się domyla, dlaczego poprosiłem o przyzwolenie złożenia tu wizyty -
zagaił ponownie, wstajšc z fotela z nagłym zdenerwowaniem. Z prawdziwym czy udawanym? -
zastanawiała się Klara. - Musi pani wiedzied, że przez cały ubiegły tydzieo mój podziw dla pani i
uwielbienie narastały, aż wreszcie mogłem nazwad moje uczucia miłociš do pani, madame. Kocham
paniš. Czy uważa pani moje wyznanie za obraliwe? - Popatrzył na niš uważnie tymi ciemnymi
oczyma, które niechybnie już od lat łamały niewiecie serca. Ale teraz czaiła się w nich obawa. - Nie,
proszę pana - odparła kręcšc głowš. Pochylił się ku niej i ujšł jš za rękę. Jego dłoo wyglšdał na bardzo
dużš i bardzo ciemnš. I była bardzo ciepła. Klara spojrzała na niš i na swój wšski biały nadgarstek. -
Czy mogę mied nadzieję - kontynuował - że żywi pani do mnie jakie cieplejsze uczucia, madame?
Chod wiem, że wcale na nie nie zasługuję. Klara pragnęła spojrzed mu prosto w oczy, powiedzied, że
wszystko rozumie, i wytłumaczyd, że mogš się pobrad na uczciwych warunkach, każde z własnych,
innych powodó. Ale nie mogła. Należało zachowad konwenanse. - Nie jestem obojętna, panie
Sullivan. Chociaż moje uczucia nie sš tak gwałtowne jak te, które pan opisał. - Nie mogłem oczekiwad,
że takie będš - powiedział przyklękajšc na jedno kolano. Klarze przyszło do głowy, że klęczšcy
mężczyzna podczas owiadczyn wcale nie wyglšda tak miesznie, jak zawsze sobie wyobrażała. W
rzeczywistoci wyglšdał nad wyraz pocišgajšco. / - Przecież pani jest damš, madame - cišgnšł. -
Nawet pani nie podejrzewa, jak uradowało mnie pani wyznanie, że nie jestem jej obojętny.
Przyglšdała się, jak unosi jej dłoo do ust i przytrzymuje jš dłuższš chwilę. Usta miał ciepłe, cieplejsze
od jej ręki. Poczuła na skórze ciepło jego oddechu. Odruchowo przełknęł linę. - Panno Danford -
zaczšł Sullivan. - Czy uczyni mnie pani najszczęliwszym z ludzi? Czy wyjdzie pani za mnie? - Tak -
odpowiedziała. Ta chwila wydała się jej dziwni nierealna. Czuła się niemal tak, jakby stała z boku i
obserwowała całš scenę. Miała wrażenie, że to kto inny wypowiedział za niš to słowo. A więc, stało
się. Owiadczy się, a ona go przyjęła. Sullivan spoglšdał w górę na jej twarz. - Tak? - zapytał. -
Powiedziała pani: tak? Ledwo miałem mied nadzieję. Nawet teraz trudno mi uwierzyd własnym
uszom. Proszę, niech pani zechce powiedzied to jeszcze raz. - Tak - posłusznie powtórzyła. - Wyjdę za
pana. Dziękuję. Wtedy zaczšł się umiechad, powoli, najpierw umiech zagocił w jego oczach,
przeszedł na usta, aż wreszcie objšł całš twarz. Klara bez trudu mogła sobie wyobrazid, że kobiecie
majšcej więcej powodów, by wierzyd w jego szczerod, w takiej chwili zaparłoby dech w piersiach.
Ogarnšł jš nagły smutek, że nie może nagle stad się piękna młodziutkš i zwinnš dziewczynš. Ale
postanowiła dłużc nad tym nie deliberowad. Trzeba się pogodzid z czekajšc, jš rzeczywistociš. -
Zrobiła to pani! - zawołał i rozemiał się, wzmacniajš ucisk dłoni na jej ręce. - Uczyniła mnie pani
najszczęliwszym człowiekiem pod słoocem. Jakże... jakż jestem szczęliwy! Klara również się
umiechała. Tak, on chyba rzeczywi- nie jest szczęliwy. Ona również. Dobry Boże, ona również! - Ja
także, panie Sullivan - powiedziała. - Sullivan - powtórzył ze miechem. - Na imię mam Frederick,
madame. Freddie dla rodziny i przyjaciół. A pan będzie jednym i drugim. Freddie. A więc będzie
członkiem jego rodziny i jego przyjaciółkš. Tym pierwszym z pewnociš, byd może także tym drugim.
Przecież w koocu nie ma powodu, dla którego nie mogliby zostad przyjaciółmi. Pragnęłabym zostad
zarówno jednym, jak i drugim. Jestem Klara. - Ponownie się umiechnęła. - Dla mojej rodziny i
przyjaciół. A teraz, gdy pierwsza i największa przeszkoda zosta-ła już pokonana, zaczynam się
niecierpliwid - powiedział. Kiedy pani... Klaro, kiedy zostaniesz mojš żonš? Czy wkrótce? Nie mogę
nawet znied myli, że muszę czekad mi zapowiedzi. Pojadę do Londynu po specjalne zezwoleni.
Dobrze? Jutro? Tylko nie mów: nie! Zgadzam się na specjalne zezwolenie, Freddie -odpowiedziała. -
Ale nie jutro. Do Bath przyjechał mój doradca finansowy. Pojawił się u mnie już wczoraj, ale żadne z
nas nie przypuszczało, jak korzystny i potrzebny będzie jego przyjazd. Ten człowiek jest również
powiernikie majštku mego ojca i z pewnociš będzie chciał / lobš porozmawiad o intercyzie
przedmałżeoskiej. Byd może lekki błysk, który dojrzała w głębi oczu Iredericka, był jedynie tworem jej
wyobrani, ponieważ lego włanie w nich poszukiwała. Jeli jednak istotaie się pojawił, to został
znakomicie opanowany. Frederick rozemiał się. - Intercyza przedmałżeoska - powtórzył. - Jak to
zasadniczo brzmi. Czy to konieczne? Przypuszczam, że luk, ale w tej chwili mogę myled tylko o tobie,
Klaro, o tobie jako pannie młodej. Czy zamierzasz pełnid w na- Mary Balogh szym małżeostwie rolę
głosu rozsšdku? A więc, niech tak będzie, mogę odczekad jeszcze jeden dzieo i porozmawiad z tym
wilkołakiem, który będzie mnie wypytywał, w jaki sposób mam zamiar cię utrzymywad. Zapewniam
cię, że mój ojciec okaże się hojny. Nie będziemy biedowad, ukochana. Ukochana! Nawet nie
przypuszczała, jak bardzo jej serce było spragnione takich słów, dopóki Freddie ich nie wypowiedział,
chociaż wcale tak nie mylał. Tak bardzo chciała byd ukochanš jakiego mężczyzny. Ale nie należy
myled o gołšbku na dachu, gdy się ma wróbla w garci. Tego przecież także nie oczekiwała.
Wychodzi za mšż za najpiękniejszego mężczyznę, jakiego w życiu spotkała. Powinna się z tego cieszyd.
- Nie, oczywicie, że nie - potwierdziła. - Mam olbrzymi majštek, Freddie, a pan Whitehead nie jest
skšp. Ale muszę cię ostrzec, że on bardzo dba o moje dobro i korzyci. Prawdopodobnie potraktuje
cię jak łowcę posag, którego jedynym motywem małżeostwa jest pozbawieni mnie fortuny. - Już go
polubiłem - zapewnił jš Sullivan. - Cieszę się, że masz kogo, kto cię chroni od czasu mierci twego
ojca, Klaro, i będzie to czynił nadal nawet po naszych zaręczynach i lubie. Już niebawem przekona
się, że jedynym skarbem, jakiego pragnę dzięki naszemu małżeostwu, jest ten, na który włanie w tej
chwili spoglšda. - Dziękuję ci, Freddie - odpowiedziała wysuwajšc ręce z jego ucisku, zanim
zapomni, że to wszystko gra, zanim zapomni, że Freddie spędzi pełnš trwogi, bezsennš noc,
zastanawiajšc się, czy przypadkiem nie wpadł w pułapkę niepotrzebnego małżeostwa, i deliberujšc
nad jakim honorowy wyjciem z tej sytuacji. - Dołożę starao, by stad się dla ciebie prawdziwym
skarbem. Wstał i z umiechem popatrzył na niš z góry. - Byłem tak zdenerwowany, że prawie nie
spałem wczorajszej nocy - powiedział. - Gdyby zechciał pocišgnšd za dzwonek za twymi plecami, to
Harriet zaraz się pojawi - poprosiła go Klara. Uważam, Freddie, że powinnimy się z niš podzielid
naszš tajemnicš. - Ależ oczywicie - rzekł odwracajšc się szybko. - Nie powinienem cię zbyt długo
zostawiad samej, kochanie. -Pocišgnšł za tamę i ponownie odwrócił się ku Klarze. -Ona nie przepada
za mnš, prawda? Podejrzewa mnie o niecne motywy. Już niedługo się przekona, jak jest naprawdę.
Kocham cię, Klaro. Rozdział trzeci Frederick nie wybiegał mylami w przyszłod. Jeli już mylał o
lubie, to tylko o tym, że powinien jak najszybcie wybrad się do Londynu po specjalne zezwolenie i
szybko mied to za sobš. Pomylał też, że w celu zachowani całej sprawy w sekrecie oprócz młodej
pary w ceremoni powinni uczestniczyd jedynie wiadkowie. Nie wszystko ułożyło się po jego myli.
Głównie dlatego że pojawił się ten piekielny Whitehead, który okazał się tak całkowicie pozbawiony
poczucia humoru, jak Frederick się tego spodziewał, i tak bardzo oddany Klarze i jej interesom, jak
sama go ostrzegała. Mężczyni spędzili razem trzy godziny następnego ranka po owiadczynach -
teoretycznie na niadaniu w hotelu White Heart, gdzie stanšł Whitehead, i na konwersacji o
wszystkich ważnych tematach zwišzanych z interesami, ale praktycznie na wzajemnej obserwacji,
chłodnej ocenie, próbach zorientowania się, czy przypadli sobie do gustu i czy mogš sobie ufad.
Próbowali się nawzajem wybadad, na ile każdy z nich lubi i szanuje Klarę i ma na sercu jej dobro. Z
jednego tylko powodu Frederick poczuł ulgę. Ogro- mnš wręcz ulgę. Chociaż miał otrzymad jedynie
wian narzeczonej, to przekraczało ono znacznie sumę, jakš sobie wyobrażał podczas przyjemnej, lecz
wyczerpujšce drugiej nocy z lady Waggoner. Dwadziecia tysięc funtów! Wystarczy na pokrycie
wszystkich długów i jeszcze trochę zostanie. Kusiło go z poczštku, by ustali listę najpilniejszych
długów, wymagajšcych natych spłaty, oraz takich, o których można zapomnie, dopóki nie stanš się
tymi z pierwszej katego. Ale oparł się pokusie. Spłaci wszystkie, co do jedneg. Będzie to całkiem
nowe uczucie, pozostad bez dłu! Równie nowym uczuciem będzie stan małżeoski, pomlał wchodzšc
w koocu na wzgórze, gdzie stał jego hotel. Nadal mylšc o lubie odczuwał co na kształt paniki. Ale
te sprawy należy rozważad chłodno i rozsšdni. Teraz nie ma już wyjcia. Trzeba się będzie
ustatkowa. Postanowił, że koniec z hazardem, no, przynajmniej z grš o wysokie stawki. Dostał już
nauczkę. I koniec ze spódniczkami, a w każdym razie nie będzie tak dokazywa, jak przez ostatnie
kilka lat. Powinien znaled sobie kochankę, czego do tej pory nie czynił, i mied tylko jednš. Będzie to
także o wiele zdrowsze niż chodzenie na dziwki. Po ostatniej nocy z lady Waggoner nie umawiał się
już na następne, nie jest to odpowiednia pora na dłuższy romans, chod nie wiadomo, jak przyjemna
byłaby jego kontynuacj. Wchodzšc do hotelu i kłaniajšc się pełnišcemu służbę personelowi pomylał
ze zdumieniem, że chod jeszcze nie jest żonaty, to już planuje całkowite przeobrażenie własneg stylu
życia! Czy to możliwe? Czy to w ogóle możliwe? Na sofie w bawialni jego apartamentu siedziała
matka, a przy oknie stał ojciec Fredericka. Kto im, do diabła, powiedział? - zastanawiał się idiotycznie
w pierwszej chwili zaskoczenia. Matka wstała; uciskał jš i ucałował w policzek, po czym wycišgnšł
rękę do ojca. - A cóż to ma znaczyd? - zapytał ze miechem. - Wracalimy do domu z Primrose Park -
wyjaniła lady Bellamy - i postanowilimy wpad po drodze do ciebie z wizytš, Freddie. - Cóż. Jestem
zachwycony. A gdzie Less? - Twój brat pojechał do Londynu - poinformował go lord Bellamy. - Ma
bzika na punkcie podróżowania. Pragnie spędzid zimę we Włoszech. Wyglšda na to, że Julia mu
wmówiła, że zawsze chciał podróżowad. Jule. Czyżby nie było ucieczki przed winš? - Zastanawialimy
się, dlaczego nie zostałe na lubie, Freddie, tylko niemal bez słowa wyjechałe w takim popiechu -
wtršciła się matka. Umiechnšł się do niej. - Znasz mnie przecież, mamo. Zawsze był ze mnie
niespokojny duch. Zawsze podšżajšcy za nowš przygodš. Ojciec cicho odchrzšknšł. - Mylelimy, że
mogło to mied co wspólnego z Juliš - powiedział. Dobry Boże, czyżby co słyszeli? - Mylelimy, że
może sam się jej owiadczyłe i dotknęł cię jej odmowa - odezwała się matka. - Wiedzielmy,
Freddie, że zawsze bardzo jš lubiłe. A więc nie słyszeli. Znowu się umiechnšł, tym razem ; z ulgš, -
Wuj postšpił złoliwie, zapisujšc Primrose Park temu z bratanków, którego Julia zgodzi się polubid -
zauważył. - Rzecz jasna, że przez pewien czas byłem tym zainteresowan, mamo. To bardzo
atrakcyjna posiadłod, a ja bardzo lubię Jule. I nawet się jej owiadczyłem. Ale nie miało to nic
wspólnego z moimi uczuciami. Życzę jej, żeby była szczęliwa z Danem. Czy lub się udał? I czy reszta
rodziny została, by wzišd w nim udział? Wszyscy, oprócz ciebie - poinformował go ojciec. Frederick
wzruszył ramionami. Obawiałem się, że moja obecnod będzie dla nich kłopotliwa. Bioršc pod uwagę,
że się jej owiadczałem i tak dalej, a Dan o tym wiedział... Sam byłbym mocno zakłopotany. -
Postanowił brnšd dalej, póki odwaga go nie opuci. - Mam pewne ważne nowiny. - Pomylał, że
będzie to owiadczenie dziesięciolecia. Oboje spojrzeli na niego z uwagš. Wczoraj się zaręczyłem. W
cišgu tygodnia wezmę lub. Matka nagle usiadła, a ojciec zesztywniał. Frederick rozemiał się. -
Nawet mi nie pogratulujecie? - zapytał. - Nie macie zaumiaru spytad, kim ona jest? - Kim ona jest? -
zapytała matka. - Zaskakujesz mnie, Freddie - powiedział ojciec. - Czy to kto, kim już wczeniej
byłe zainteresowany? I dowiedział się, że ta dama przebywa w Bath? I dlatego tak szybko
wyjechałe, nie zostajšc na lubie? - Kim ona jest? - spytała ponownie matka, tym razem z lekkim
zniecierpliwieniem w głosie. - Panna Klara Danford - oznajmił. - Z Ebury Court w Kencie. Jej ojcem był
sir Douglas Danford. - Ale dlaczego nie powiedziałe nam o niej wczeniej, Freddie? - nalegała
matka. - Jak długo się znacie? - Od tygodnia, mamo - odparł. - Poznałem jš tutaj i natychmiast się w
niej zakochałem. Przyznaję, że brzmi to niedorzecznie. Mnie to również zaskoczyło. Matka Fredericka
wzniosła oczy do nieba i złożyła dłonie na podołku. - Danford? - powtórzył lord Bellamy marszczšc
brwi. - Powiedz mi, Freddie, czy to ten Danford z Kompanii Wschodnioindyjskiej? Był bogaty jak
sułtan, prawda? - Mylę, że tak. - Frederick wzruszył ramionami. - Mary Balogh Bioršc pod uwagę to,
co Klara wczoraj powiedziała, kiedy się jej owiadczałem, i co powiedział mi jej doradca finansowy, to
owszem. - Czy ona wszystko odziedziczyła? - dopytywał się ojciec. - Wydaje mi się, że tak. To dod
nieprzyjemne w grunci rzeczy, ponieważ jest bogatsza ode mnie. Mężczyzna lubi mied wrażenie, że
żona jest od niego zależna pod każdym względem. Ale my nie pozwolimy, by taka sprawa zepsuła
nasz zwišzek. Ojciec przypatrywał mu się bacznie i przenikliwie. - Musimy póniej odbyd męskš
rozmowę w cztery oczy, Freddie - odezwał się po chwili. - Teraz jednak nadeszła pora na lunch. -
Kiedy poznamy twojš narzeczonš, Freddie? - zapytał matka. - Och, Raymondzie, czyż to nie brzmi tak
dziwnie i wspaniale? Czy ona ma na imię Klara? To rozsšdne imię. Czy jest ładna? O, z pewnociš tak.
Co za głupie pytanie. Nikt nie jest większym znawcš kobiecej urody niż ty. Mam tylko nadzieję, że jest
również rozsšdn. Och, no i proszę, okazało się, że to taki wspaniały dzieo! Włanie zaczynam sobie
uwiadamiad, o czym nas właciwie poinformowałe, Freddie. - Rozemiała się. -A więc będzie
następny lub. Tym razem naszego własneg syna. Będziemy mieli synowš. A może nawet i wnuk za
rok. - Lunch, Eunice - powtórzył zdecydowanym tonem lord Bellamy bioršc żonę pod rękę. Krawat
Fredericka nagle stał się trochę za mocno zawišzany. - No więc kiedy będziemy mogli jš spotkad,
Freddie? - zapytała matka po raz drugi. Gdy wczesnym popołudniem dostarczono z hotelu York list z
pytaniem, czy pan Sullivan będzie mógł póniej złożyd wizytę wraz z rodzicami, lordem i lady Bellamy,
aby przedstawid ich swej narzeczonej, Klara była wstrzšnięt. - Harriet - zwróciła się do przyjaciółki,
jeszcze bledsza niż zwykle - nie spodziewałam się, że tak wczenie poznam jego rodzinę. To chyba
oznacza, że oni się wszystkiego dowiedzš, prawda? Wystarczy, że na mnie popatrzš, a od razu się
domyla, że wykorzystałam okazję zamażpójcia kosztem ich syna. - Byd może domyla się również,
że on wykorzystał okazję wzbogacenia się twoim kosztem - dodała gniewny tonem Harriet. -
Ciekawa jestem, co on im o mnie powiedział -zastanawiała się głono Klara. - Mylisz, Harriet, że
wiedzš wszystko? Chyba nie mogę ich nie przyjšd, prawd? Czy mogłabym udad nagłš chorobę? Na
przykład ospę? A może tyfus? - Wybuchnęła miechem. - W co ja się ubiorę? Znowu na niebiesko? I
co zrobię z włosami? Tak trudno je ułożyd. Tego się naprawdę nie spodziewała. Wyobrażała sobie
cichy lub we własnej bawialni, w obecnoci pastora oraz Harriet i ewentualnie pana Whiteheada w
charakterze wiadków - nikogo więcej! Rzecz jasna, zdawała sobie sprawę z koniecznoci poznania
rodziny Fredericka, ale ponieważ miało to według niej nastšpid w jakiej bliżej nie sprecyzowanej
przyszłoci, wolała o tym nie myled. Nawet nie wiedziała, jak wielka jest ta rodzina. Trzeba się także
liczyd z tym, że na lub przybędzie pani Whitehead. Jej mšż podczas krótkiej wizyty przed lunchem,
majšcej na celu poinformowanie jej o przebiegajšcyc w niemal przyjaznej atmosferze ustaleniach z
Frederickiem, zapewnił Klarę, że pani Whitehead za nic w wiecie nie darowałaby sobie, gdyby nie
była obecna na tej ceremonii. Nagle cała prawda stanęła jej przed oczami. Uwiado- MARY BALOGH
miła sobie, do czego doprowadziła w cišgu ostatnich kilku dni. Harriet była bardzo niezadowolona. -
Och, Klaro - powiedziała, gdy tylko zamknęły się drzwi za Frederickiem. - Co ty zrobiła? Czy dobrze
się nad tym zastanowiła? Co on ma na myli nazywajšc cię swojš ukochanš i patrzšc na ciebie tym
uwodzicielskim spojrzeniem? - Pragnie stworzyd wrażenie, że jest we mnie zakochan - odparła Klara.
- Och, Klaro. - Harriet była bardzo zasmucona. -Wylij go na scenę, gdzie jego miejsce. Po raz
pierwszy w życiu omal się nie pokłóciły. - Nie wolno ci więcej powtarzad takich opinii, Harriet -
upomniała jš cicho Klara. - To mój narzeczony. Wkrótce zostanie rtioim mężem. Nie życzę sobie, aby
ktokolwiek go obrażał. W oczach Harriet zabłysły łzy. Przygryzła dolnš wargę. - Przepraszam. Bardzo
cię przepraszam, Klaro. A więc mimo wszystko zależy ci na nim? - To nie jest istotne, Harriet. Ważne
jest to, że zostanie moim mężem. Od tego momentu nie spodziewaj się, że będę z tobš omawiała mój
zwišzek z Frederickiem. - Muszę więc poszukad sobie innego zajęcia. W Bath nie powinno to
nastręczad większych trudnoci - powiedział Harriet. - A poza tym jest tu moja mama, zamieszka ze
mnš przez ten czas, kiedy będę czego szukała. Mogę byd jedynie wdzięczna, że przez ponad dwa lata
moja pracodawczyni była dla mnie przyjaciółkš. Klara pomylała nagle, że to włanie Harriet powinna
wyjd za mšż. To ona jest pięknociš. Fakt, że nie posiada majštku, jest doprawdy godny pożałowania.
To Harriet powinna wyjd za Freddiego. Oboje bardzo pasowaliby do siebie. On byd może nawet
mógłby się zakochad w kim takim jak Harriet. - Nie odchod ode mnie, Harriet. Proszę. Zostao przy-
najmniej tak długo, dopóki nie dojdziesz do wniosku, że sytuacja staje się dla ciebie nie do
zaakceptowania. Po lubie będę cię potrzebowała tak samo jak do tej pory. Mój mšż będzie miał
własne życie, tak jak wszyscy inni dżentelmeni, a ja nie podołam trudom towarzyszenia mu przy tak
wielu różnych okazjach jak inne żony. Będę z nim dzielid zaledwie czšstkę jego życia. Będzie mi
potrzebne twoje towarzystwo i przyjao. Zostao ze mnš. Tak więc ostatecznie obie sobie trochę
popłakały, zapewniajš się przy tym wzajemnie, że więzy ich przyjani sn. zbyt mocne, by komu tak
łatwo udało się je rozerwad. Harriet zapewniła przyjaciółkę, że zostanie. Że zostałaby chodby ze
względu na przyjao, nawet gdyby nie miała otrzymywad wynagrodzenia. I że współczuje Klarze, że
chod za niecały tydzieo zostanie mężatkš, to może mied nadzieję na zajęcie zaledwie czšstki życia
przyszłego męża. Klara jednak nie żałowała niczego. Osišgnęła więcej, niż tydzieo temu mogła sobie
zamarzyd. Samotnod stawał się już nie do zniesienia, a małżeostwo stawiało jej tamę. Przecież nie
kocha Fredericka, więc nie będzie to takie straszne. Zależy jej tylko na tym, by żyd w taki sposób, jaki
inni ludzie uważajš za naturalny. A jednak czuła zdenerwowanie na myl o spotkaniu jego rodziców.
Lord i lady Bellamy. Sš przecież jedynie baronem i baronowš. A jej ojciec był baronetem! A więc nie
stojš o wiele wyżej od niej. Mimo to czuła pewien respekt wobec ich tytułów. Spodziewali się pewnie
dla syna lepszej partii. Zastanawiała się, co Freddie im o niej opowiedział. Okazało się, że niewiele.
Kiedy wszyscy wkroczyli do jej salonu, a Harriet wstała, by okazad im szacunek, nastšpiła ogromnie
kłopotliwa chwila. Baronowa, fałszywi odczytujšc ten gest, umiechnęła się do niej promienni i
wycišgnęła dłoo na powitanie. Gdy po chwili oboje, < baron i baronowa, dowiedzieli się, że to Klara
jest właciw osobš, obrzucili jš zdziwionym spojrzeniem nie rozu, dlaczego nie wstała na powitanie.
To pełne zakłopotani spojrzenie Klara wyranie wyczuła swym pełnym obaw sercem. Byli głęboko
wstrzšnięci. Absurdalnie pożałowała, że nie ma na sobie ponownie tej niebieskiej sukni, lecz różowš.
Tak jakby suknia mogła cokolwiek zmienid. - Klara nie może chodzid - wytłumaczył Frederick.
Podszedł do jej fotela umiechajšc się serdecznie, ujšł dłoo Klary i uniósł do ust. - Jak się czujesz, moja
kochana? Była zbyt spięta obecnociš jego rodziców, by zdobyd się na co więcej poza sztywnym
umiechem. - Proszę mi wybaczyd, że przyjmuję paostwa w ten sposób - odezwała się wysuwajšc
dłoo z ręki Fredericka i wycišgajšc jš do jego matki. - Moja droga - lady Bellamy ujęła dłoo Klary i
pochylił się nad niš z zatroskanš twarzš - czy to był wypadek, czy choroba? Nie, nie próbuj się ruszad.
Przysišdę koło ciebie i pogawędzimy sobie przyjemnie. - To skutek choroby, madame - odpowiedziała
Klara. - Jako dziecko długo chorowałam w Indiach. Była to jedna z tych tajemniczych chorób
tropikalnych. Lekarze właciwie nigdy do kooca jej nie rozpoznali. Klara pomylała z ulgš, że
baronowa jest bardzo miła; musiała przeżyd wstrzšs. Baron zaledwie skinšł głowš i zasiadł w fotelu
wskazanym przez Harriet. Przyglšdał się jednak badawczo przyszłej synowej. Frederick usiadł obok
Klary i ponownie wzišł jš za rękę. - Czy widzšc czarujšcš cierpliwod Klary możesz się dziwid, mamo, że
się w niej bez pamięci zakochałem? -spytał. No tak. Klara uzmysłowiła sobie, że Freddie musi byd tak
samo przestraszony tym spotkaniem jak ona. To oczywiste, że nie powiedział im całej prawdy, że
próbuje ich oszukad tak samo jak jš. Ale oni lepiej go znajš. Oni lepiej i prędzej niż ona zorientujš się,
jak niewiarygodne sš jego wyznania. Jakże by mogli uwierzyd w miłod Freddiego, widzšc Klarę na
własne oczy? - Harriet, bšd tak miła i zadzwoo, żeby przyniesiono herbatę, dobrze? - poprosiła
przyjaciółkę. Pomylała w koocu, że może i dobrze, że tak się stało. Zajęła się zabawianiem goci,
czujšc na dłoni ciepło i siłę ręki narzeczonego. Byd może spotkanie baronostwa po cichym i sekretnym
lubie byłoby jeszcze gorszym prze- żyeiem. W cišgu czterech następnych dni nie doszło do lubu.
Frederick uznał, że nie ma potrzeby tak się spieszyd. (idyby którykolwiek z wierzycieli wytropił go w
Bath, to przecież nie okaże się natarczywy wiedzšc, że Frederick się żeni, a zwłaszcza - z kim się żeni.
Był więc bezpieczn. Nie pojechał nawet do Londynu, tak jak zaplanował następnego dnia po
spotkaniu z panem Whiteheadem. Ojciec Fredericka zjadł z nim wczesne niadanie, zostawiajš lady
Bellamy w pokoju. To spotkanie nie było przyjemne dla Fredericka. Baron zażšdał wyjawienia prawdy.
- I nie opowiadaj mi farmazonów o zakochaniu się w pannie Danford, Freddie - ostrzegł syna. - Miej,
proszę, trochę więcej szacunku dla mej inteligencji. Nie chcę urazid tej damy, ale daleko jej do miana
pięknoci. Ile wynoszš twoje długi? Frederick został zmuszony do wyjawienia mniej więcej połowy
wysokoci długów. Przyjšł ojcowskš reprymendę oraz pouczenie i szczerze obiecał poprawę na
przyszłod. Była to przemowa i obietnice powtarzajšce się z bolesnš regularnociš od paru lat. - Ale
tym razem, Freddie, masz większy problem -powiedział w koocu ojciec. - Teraz już nie chodzi tylko| o
ciebie, będziesz miał żonę. Moim zdaniem, ta kobieta już swoje wycierpiała i nie życzę sobie, by mój
syn przysporzył jej dodatkowych cierpieo. Frederick ponownie złożył obietnicę, tym
razem zjesz-cze większš gorliwociš. Czynił to całkiem szczerze -wierzył więcie w każde
wypowiadane słowo. Ale tak było zawsze. Za każdym razem, gdy ojciec wycišgał go za uszy z jakiej
gronej pułapki, obiecywał sobie zmianę, rozpo- czecie nowego życia. Ale czy to w ogóle możliwe?
Gdyby znalazł się kto, kto by mu udowodnił, że to się zdarza, byd może zawitałaby mu odrobina
nadziei. - Ale ja jš kocham, ojcze - owiadczył na koniec, czujšc potrzebę chodby częciowej zmiany
swego wize-runku. Ten bezgranicznie cierpliwy i niezmiennie kochajšc ojciec w jaki sposób
sprawiał, że Frederick czuł się przy nim jak niegrzeczny chłopczyk. - Kocham jš ponad życie.
Polubiłbym jš, nawet gdyby była żebraczkš. Ojciec zmierzył go wzrokiem. Frederick nie cierpiał tego;
wolałby nawet burzę gniewu niż to mšdre, wszystkowiedzšc i niezadowolone spojrzenie. - Nie
posuwaj się za daleko, Freddie - powiedział ojciec. - Słowa niewiele znaczš. Okaż jej, że jš kochasz
ponad życie. Spraw, abym stał się z ciebie dumny, mój chłopcze. Mój Boże, to wystarczyło, by łzy
zapiekły go pod powiekami. Jeszcze tego brakowało, żeby się ostatecznie upokorzył przed ojcem,
płaczšc jak dziecko. W tej chwili niczego tak nie pragnšł jak tego, by ojciec naprawdę był z niego
dumny. Było to dod mieszne uczucie jak na dwudziestoszeciolatka, nawet w jego przypadku. Po
południu nastšpiło ponowne spotkanie z panem Whiteheadem, który finalizował z baronem kontrakt
przedmałżeoski przy niemal milczšcej obecnoci Frederi- cka jako trzeciego uczestnika spotkania.
Ustalono, że po lubie wzronie jego roczny dochód - zwany odtšd włanie dochodem, a nie pensjš
rodzicielskš - oraz omówiono koniecznod zakupienia domu w miecie. Pokoje kawalerski nie będš
się już nadawały dla żonatego mężczyzny, nawet jeli wydaje się mało prawdopodobne, że Klara
zechce się z nim wybrad do Londynu. Natomiast na wiejskš rezydencję młodych małżonków wybrano
Ebury Court. Frederick pomylał, że to zabawne, jak po owiadczynac lub przestaje byd jego
prywatnš sprawš. Matka większš częd dnia spędziła w domu Klary, omawiajšc z niš takie sprawy jak
kwiaty i proszone niadanie weseln. Z Klarš zobaczył się tylko przełomie, kiedy przyszedł po matkę,
by zabrad jš na kolację do hotelu. Ostatecznie dopiero następnego dnia wybrał się do Londynu po
specjalne zezwolenie. Tam za musiał odnald brata, by mu przekazad nowiny. Wtedy się okazało, że
Lesley również koniecznie pragnie przyjechad do Bath na lub. Tłumaczył, że Włochy przecież mogš
zaczekad dzieo czy dwa, a on chce dzielid ze starszym bratem chwile zbliżajšcego się szczęcia. W
słowniku Lesleya lub i szczęcie były synonimami. Tak więc minšł jeszcze jeden dzieo, zanim Lesley,
nie wiedzšc dokładnie, w co się powinien ubrad - czy to samo ubranie, które miał na sobie na lubie
Dana i Jule, będzie wystarczajšce? - zapakował do dwóch wielkich kufrów prawie wszystko, co miał, i
dopiero po usilnych perswazjac Fredericka dał się namówid do zmniejszenia bagażu przynajmniej o
połowę. Po czym przypomniał sobie, że u Westona czeka na niego nowo uszyty żakiet. Frederick co
chwila wznosił oczy do nieba i miał się w kułak, co zdarzało mu się prawie zawsze, gdy przebywał z
Lesem. Ale ostatecznie znaleli się w Bath. Podczas nieobecnoci Fredericka wszystko zostało
pozałatwiane. Ze względu na stan zdrowia Klary lub miał się odbyd w jej salonie, a nie w kociele.
Baronowa omówiła wszystkie szczegóły. Na uroczystoci oprócz paostwa młodych i pastora będš
obecni rodzice pana młodego z jego bratem, towarzyszka panny młodej, Harriet Pope, oraz
zaprzyjanieni z Klarš paostwo Whiteheadowie, pułkownik z paniš Ruttledge i panny Grover.
Frederick zastanawiał się, w jaki sposób cały ten tłum zmieci się w salonie, ale musiał przyznad, że w
gruncie rzeczy to wcale nie tak wiele osób. Po prostu więcej, niż oczekiwał. Po niadaniu weselnym
panna Pope przeprowadzi się na tydzieo do panien Grover, po czym przyjedzie do Ebury Court, dokšd
nowo polubieni baronostwo wybiorš się od razu, dzieo po lubie. Tak więc Frederick przekonał się,
że miodowy miesišc, chod skrócony, spędzi z żonš samotni. O tym wczeniej nie pomylał. Nadal w
gruncie rzeczy nie wiedział, czy istnieje możliwod, by to małżeostw było normalne. Tej nocy, gdy
wrócił z Londynu, położył się do łóżka z głowš pełnš kłębišcych się uczud i myli, na pół rzeczywistyc,
na pół nierealnych. Miał wrażenie, że matka opowiadała mu o wydarzeniu, które dotyczy kogo
obceg, o czym, z czym on nie ma nic wspólnego. A do tego - dobry Boże - jutro o tej samej porze
będzie żonaty! Żałował poniewczasie, że zjadł tak obfitš kolację. Tej samej nocy Klara tak długo
wpatrywała się w baldachi nad łóżkiem, że kiedy zamknęła oczy, wcišż widziała fałdy draperii.
Wszystko to zaczęło byd naprawdę przerażajšce. Dopók ten lub dotyczył tylko jej i Freddiego,
wydawał się całkiem rozsšdnym posunięciem. Każde z nich chciało go zawrzed z własnych
konkretnych powodów, oboje chcieli co dzięki niemu uzyskad. Mogło się udad. Ale teraz, gdy zostali
w to wmieszani inni ludzie, Klarę zaczęła ogarniad panika i uczucie, że zapoczštkowała co, co nabrało
realnego kształtu i zaczęło żyd własnym, niezależny życiem, wymykajšcym się spod kontroli. Nie ze
znajomych dowiedzieli się o zaręczynach i odwiedzal jš z umiechami, pocałunkami, gratulacjami
oraz opiniami o urodzie i wdzięku pana Sullivana. Najbliżsi znajomi złożyli jej wizytę podczas
obecnoci lady Bellamy i natychmiast zostali zaproszeni na lub. Lady Bellamy była ogromnie miła i
dokładała wszelkic starao, aby ten lub stał się wydarzeniem godnym zapamiętania. Klara miała
wrażenie, że matka Fredericka jest rozczarowana faktem, że lub nie będzie huczny i gromadny. Ale i
w tej sytuacji robiła, co mogła. Klara dowiedziała się, że wszędzie muszš byd kwiaty - nawet we
włosach panny młodej - i że po lubie należy zaprosid goci na uroczyste niadanie weselne. Musiała
natychmiast wezwad i zapędzid do roboty szwaczki, ponieważ potrzebował nowej sukni do lubu i
nowej sukni podróżnej, w której nazajutrz po lubie pojedzie z Freddiem do Ebury Court. Szkoda
tylko, że nie wystarczało czasu na przygotowani całej nowej garderoby dla panny młodej. Lady
Bellamy załatwiła miejsce pobytu dla Harriet na dzieo lubu i pierwszy tydzieo miesišca miodowego.
Słyszšc o tym nowym, nieoczekiwanym pomyle, Klara była raczej przestraszona niż zakłopotana.
Zastanawiała się, jak Freddie będzie się zachowywał w pierwszych dniach po lubie. Włanie o tym
mylała zamykajšc oczy. Mieli byd sami przez tydzieo. A więc będzie go miała, chociaż tak krótko.
Freddie z pewnociš zostanie z niš w Ebury Court do chwili przyjazdu rodziców; zjawiš się tam pod
koniec tygodnia i przywiozš ze sobš Harriet. A więc w wieku dwudziestu szeciu lat Klara jutrzejszej
nocy wreszcie odkryje, co to naprawdę znaczy byd kobietš. Odkryje to w ramionach silnego i
wspaniałego mężczyzny. Była to podniecajšca myl. I przerażajšca. I absolutnie nie pozwalała zasnšd.
A przecież trzeba spad. Jeli nie zanie, jutro rano będzie jeszcze bledsza niż zazwyczaj. A pod oczami
pojawiš się cienie. I bez tych dodatkowych efektów będzie biała jak nieg. Bardzo chciała zasnšd.
Kręciło jej się w głowie i czuła lekkie mdłoci. Była straszliwie podekscytowana. Rozdział czwarty Ta
przeklęta krawatka znowu stawiała opór. Ponowne wezwanie lokaja, żeby sobie z niš poradził, wcale
nie poprawiło złego humoru Fredericka. Na szczęcie matka nie kręciła się po domu, ponieważ
powięciła się własnym przygotowaniom. Ale z Lesleyem była inna para kaloszy właził pod nogi,
chichotał jak kretyn i opowiadał takie głupstwa, jakich można się było po nim spodziewad. Paplał o
tym, że lubi Klarę, chod widział jš tylko raz, i to krótko - wczoraj po południu - a także o tym, jak
bardzo mu się podoba fakt, że będzie miał bratowš. Cholerny Les. Frederick musiał jednak w duchu
przyznad, że Les w niczym nie zawinił. I że nazywanie brata kretynem -chodby tylko w mylach - jest
niesprawiedliwe. Les jest powolny, ale jeli daje mu się dosyd czasu, to zwykle osišga zamierzony cel.
A przy tym ma nadzwyczaj dobre i łagodne usposobienie. Nie, to wszystko jego wina. Sam jest
kretynem. Żeby skazywad się na całe życie z powodu kilku marnych długów! Jedwabne spodnie do
kolan z samego rana, o Boż! Przyglšdał się im z niesmakiem, po czym obrzucił wzrokiem białe
jedwabne pooczochy i skórzane pantofle do taoca. Warknšł pod nosem, kiedy usłyszał pukanie do
drzwi. Przy pierwszym spojrzeniu na gocia jęknšł w duchu, mylšc, że salon Klary chyba pęknie! Czy
naprawdę wszyscy postanowili byd obecni na tym lubie? Widzšc minę przyjaciela umiechnšł się do
niego. - Archie! - zawołał. - W życiu nie spodziewałbym się zobaczyd cię w Bath! Lord Archibald
Vinney przeniósł wzrok z Fredericka na Lesleya i z powrotem. - To dziwne miejsce - zauważył
pocišgajšc tasiemkę przy monoklu, lecz nie przykładajšc szkła do oka. -Zostałem wyznaczony przez
rodzinę jako wysłannik z życzeniami dla ciotki, która lada dzieo skooczy osiemdziesištk. A może
dziewięddziesištkę? W każdym ra co koło tego. Starsza dama zacišgnęła mnie o jakie
niechrzecijaoskiej rannej godzinie do pijalni wód, gdzie przypadkowo usłyszałem, że szlachetnie
urodzony Frederick Sullivan bawi w Bath. Żeby tylko bawił, całe miasto o tobie mówi, Freddie.
Pomylałem, że to jaka pomyłka, sam wiesz, jak plotki zmieniajš prawdę. Ale co ja widzę, spodnie do
kolan o tej porze dnia? I u Lesa także? - Dzisiaj mój lub - odparł Frederick z krzywym \ umiechem.
- A cóż to, u diaska? - zdziwił się przyjaciel unoszšc monokl do oka. - Byłem przekonany, że razem się
pomie- jemy z tych plotek, ale jak widzę, to wszysto szczera prawda. Freddie, mój chłopcze, kimże
ona jest? Nazwisko, które przy mnie wspomniano, nic mi nie mówi. Teraz nawet nie mogę go sobie
przypomnied. Czy jest to jaka znana mi pięknod? - Nie - odpowiedział krótko Frederick. - Poznałem
jš tutaj przed tygodniem. Słuchaj, Archie, dobrze będzie, jeli przyjdziesz na lub. Potrzebne mi teraz
każde wsparcie moralne. Lord Archibald cicho zagwizdał. Cóż za błyskawiczne zaloty! To zupełnie nie
w two-im stylu, Freddie. Nie mówišc już o małżeostwie. To znaczy, że niele wpadłe, prawda? Panna
musi byd bardzo bogata, mam rację? A ty wykorzystujšc swój znany wdzięk przekonałe tę dzierlatkę
i jej ojca, że szalejesz z miłoci. Jej ojciec nie żyje - sprostował poirytowany Frederic. - A ona nie jest
żadnš dzierlatkš, ma dwadziecia szed lat. Potrzebowałem wyłšcznie jej zgody. Archie zagwizdał
ponownie. - Dwadziecia szed lat, powiadasz? Ty stary diable. A więc to antidotum, czyż nie?
Przyjmij wyrazy współczuci, mój stary. - Mówisz o mojej przyszłej żonie - powiedział Frederic
zaciskajšc pięci. Lord Archibald uniósł ręce w gecie poddania. - Ja jš lubię - wtršcił się Lesley z
umiechem kiwajš głowš i ratujšc tym samym sytuację grożšcš wybuche. Zresztš i tak już dłużej nie
dało się rozmawiad. Do drzwi zapukała następna osoba. Okazało się, że baron i baronowa byli gotowi,
baronowa już ponod nerwowo kršżyła po pokoju w obawie, że sš spónieni. W każdy razie baron
oznajmił to Frederickowi powstrzymujšc chichot, po czym powięcił uwagę nowo przybyłemu
gociowi. Frederick wzniósł oczy do nieba. - Ach, te matki! Do lubu jeszcze prawie godzina, a czeka
nas zaledwie dziesięciominutowa przejażdżka -zauważył. - Mimo to, Freddie, lepiej już wyruszajmy -
odparł ojciec. - Matki dostatecznie cierpiš wydajšc synów na wiat. Zwykła uprzejmod synów i
mężów wymaga? by czynili co w ich mocy, aby to cierpienie na co się zdało. Ale do Fredericka słowa
te nie dotarły. Słyszał jedyni echo własnych: do lubu jeszcze prawie godzina! Prawie godzina.
Dziękował Bogu, ogromnie dziękował, że rano nie mógł zjed niadania. Na sam widok opychajšcego
się Lesa żołšdek wywracał się mu na drugš stronę. Siedziała w wózku inwalidzkim. Wydawało się to
wygodniejsz z powodu sporej liczby goci oraz koniecznoci przemieszczania się z miejsca na
miejsce. Czułaby się okropnie, gdyby na oczach wszystkich przenoszono jšł z fotela na fotel. Była
ubrana w nowš białš suknię z mulinu, przy której uparła się lady Bellamy, i musiała przyznad, że jest
piękna i że dobrze się w niej czuje. Krótkie rękawki i dekolt były ozdobione lamówkš z haftowanym
błękitnymi kwiatkami. Jedwabna szarfa pod biustem i pantofelki również miały kolor niebieski.
Włosy, zaczesane wyżej niż zwykle, były przyozdobione naturalnym kwiatami. - Czy nie wyglšdam
trochę głupio? - zapytała przyjaciółk, gdy pierwsi gocie zaczęli się schodzid. Siedziała w "jadalni
czekajšc na swe wielkie wejcie, jak każda panna młoda. - Kwiaty we włosach to domena młodych
dziewczšt, nieprawdaż? Gdy Harriet nachyliła się nad policzkiem
przyjaciółki, jej oczy podejrzanie błyszczały wilgociš. - Wyglšdasz przepięknie - powiedziała. - Jeste
piękna. - Dziękuję ci, Harriet - odparła Klara ze miechem. -Podoba mi się jego rodzina, a tobie?
Muszš byd straszliwie rozczarowani, ale cały czas byli bardzo mili i uprzejmi. A czy pan Lesley Sullivan
nie jest uroczy? - Owszem - zgodziła się Harriet. - On mi się spodobał. \ lady Bellamy to prawdziwa
dama. Przynajmniej z teciami i szwagrem będziesz szczęliwa, Klaro. Klara umiechnęła się. Ale nie z
mężem. Harriet nie musiała mówid tego głono. I nie zrobiła tego. Klara była nieugięta pod względem
nieuznawania żadnej krytyki pod adresem Freddiego. Wreszcie do pokoju weszła gospodyni i
oznajmiła, że pan Sullivan włanie przybył, a wszyscy oczekiwani gocie zgromadzili się w salonie.
Pastor także już czeka. Do rozpoczęcia ceremonii pozostało zaledwie dziesięd minut. - A więc możemy
rozpoczynad - rzekła Klara, powoli i głęboko zaczerpujšc tchu. - Czy zechciałaby pani poprosi tu pana
Whiteheada? - Pan Whitehead zgodził się przejšd rolę ojca panny młodej w tej ceremonii. A więc
stało się. Harriet raz jeszcze pochyliła się, by ucałowad przyjaciółkę, po jej policzku spływała łza.
Potem szybko wyszła i zajęła swoje miejsce w salonie. Pan Whitehead zjawił się w jadalni, ujšł obie
dłonie Klary w mocnym ucisku i także się pochylił, by jš ucałowad, po czym popchnšł fotel do salonu.
Klara zdobyła się na umiech. Salon był przepełniony; w powietrzu unosił się zapach kwiatów.
Pomieszczenie wyglšdało obco, ale Klara właciwie go nie widziała, nie widziała również dokładnie
ludzi. Było tu mnóstwo obcych, nie znanych jej osób, zamiast rodziny i przyjaciół. Nikogo chyba nie
znała. Freddie stał przed kominkiem, tuż przy pastorze, i wyglšda tak niewiarygodnie pięknie, ubrany
jak na dworski bal, że zaparło jej dech. Patrzył na niš uważnie, a jego spojrzeni było tak ogniste, że
nietrudno było uwierzyd, iż znaczy dokładnie to, co wyraża. Pan Whitehead ustawił fotel Klary przy
boku pana młodego i uroczystod się rozpoczęła. Była to krótka ceremonia, bez żadnych
dodatkowych atrakcji. Bez muzy- ki. Tak krótka, że zanim Klara zdšżyła uporzšdkowad myli na tyle,
by się skoncentrowad, już było po wszystki. Freddie włożył jej na palec złotš obršczkę, która
błyszczała nowociš i dod dziwnie wyglšdała na dłoni Klary. Potem pochylił się i złożył na jej ustach
mocny pocałunek. - Moja ukochana - wymruczał, z umiechem patrzšc jej w oczy. Pomylała nagle,
że nie powinna tego zrobid. Pan Whitehead miał rację. Mogła sobie znaled innego męża, bardziej do
niej pasujšcego. Freddie jest tak upajajšco piękny, jakby pochodził nie z tego wiata. Harriet także
miała rację. Nigdy nie będzie im dane zaznad wspólnego szczęcia, Klarze i jej mężowi. Mężowi! -
Freddie - szepnęła w odpowiedzi. Miała nadzieję, że na jej twarzy nadal goci umiech. Wyglšdało na
to, że chwila ta na dłuższy czas pozostani ostatniš, jakš spędzajš wspólnie. Wokół rozległ się szum,
który po chwili przeszedł w wyrane głosy; odezwał się sporadyczne wyrazy aprobaty oraz miech. ,
A potem Klara znalazła się w wirze objęd, ucisków, j pocałunków i łez - otoczona przez Harriet, lady
Bellamy i paniš Whitehead. - Klaro, córko moja kochana - zawołała
lady Bellamy, - Tyle lat marzyłam, by móc kiedy wypowiedzied te słowa!
- Witaj w naszej rodzinie, moja miła - powiedział lord Bellamy, ciskajšc jej dłoo niemal do bólu. -
Dumni jestemy, że została jej członkiem. - Klaro! - Harriet chwyciła jš w objęcia i
długo trzymał. - Życzę ci szczęcia. Tak bardzo życzę ci szczęci!
- Siostro. - Lesley Sullivan pochylił się i ujšł jej dłonie. - Zawsze chciałem mied siostrę. Lubię cię, Klaro.
Poczuła, jak łzy napływajš jej do oczu. - Dziękuję ci, Lesley - odparła. - Ja także cię lubię. I zawsze
marzyłam o tym, by mied brata. Teraz już masz - zapewnił jš. - Mój brat jest szczęciarzem. Przyszła
jej do głowy zwariowana myl, że to włanie Lesleya powinna polubid. Jest miły, uprzejmy i
prawdomówn, a przy tym tak mało podobny do Freddiego, jak to tylko możliwe. Ma jasne włosy,
przyjemnš powierzchownd, chod trudno powiedzied, by był przystojny, zwłaszcza że nie jest zbyt
wysoki. - Nadchodzi Archie, żeby cię poznad - uprzedził jš Lesley i gdy popatrzyła w górę, ujrzała
wysokiego blondyn o arystokratycznym wyglšdzie. - To lord Archibald Vinney, Klaro. - Pani Sullivan -
odezwał się nieznajomy unoszšc jej dłoo do ust. - Czy mogę pani złożyd serdeczne życzenia, madame?
Jestem przyjacielem pani męża, wieżo i przypadkow przybyłym do Bath. Mam nadzieję, że nie ma
pani nic przeciw temu, że Freddie zaprosił mnie na wasz lub, nie pytajšc uprzednio o pani zdanie w
tym względzi. - Jest pan szczerze witanym i pożšdanym gociem, milordzie - odpowiedziała Klara.
Pani Sullivan! Tak> to ona. Klara Sullivan. Jak to dziwnie brzmi. Ale nie pora teraz rozwodzid się nad
nowym nazwiskiem i pozycjš. Włanie panny Grover przeciskajš się, by złożyd jej życzenia i ucałowad.
Przypomniała sobie z niejakim zdziwienie, że to przecież jej lub i wesele! Tak, to dzieo jej wesela. -
Les, mój drogi - zagaił lord Archibald, kiedy odsunšwsz się od panny młodej zerknšł na swego
biednego przyjaciela, wcišż jeszcze zajętego odbieraniem życzeo i ucisków - bšd tak dobry i
przedstaw mnie tej smakowite małej blondynce w zielonej sukni. Mary Balogh Gocie zaczęli
opuszczad dom wczesnym popołudnie. Panny Grover zabrały ze sobš zasmuconš i pełnš lęku Harriet.
Paostwo Whitehead zostali trochę dłużej, a gdy nadchodziła pora kolacji, baronostwo wraz z
młodszy synem wcišż jeszcze przebywali w domu Klary. Frederick zaczšł mied wielkš nadzieję, iż
zamierzajš zostad. Ale gdy Klara ich zaprosiła, wstali z foteli, by się pożegnad. Nagle opustoszały dom
zrobił się bardzo cichy. O Boże, pomylał Frederick wracajšc do salonu po odprowadzeniu rodziny.
Twarz go bolała od sztucznego umiechu, który przybierał niemal przez cały dzieo. I nawe teraz nie
mógł się go pozbyd! W dalszym cišgu należy odgrywad przedstawienie. - Cóż, ukochana - zaczšł
wchodzšc do pokoju i umiechajš się do młodej żony, która spoczywała z wycišgnię nogami na
szezlongu, gdzie umiecił jš pan Whitehea po weselnym niadaniu. Nareszcie możemy odpo. Były
to najbardziej zakłamane słowa, jakie wypowiedzia w cišgu całego tygodnia. Podczas lubu i
niadania zamienił z Klarš zaledwie parę słów, powięcajšc się całkowicie rozmowom z godmi, i
wyglšdało na to, że Klara robiła to samo. Pozwoliło mu to na jakie takie odprężenie. Teraz jednak był
napięty jak struna. - Tak - zgodziła się. - To bardzo miło, Freddie, że przyszło aż tyle osób.
Wyobrażałam sobie ten lub w obecnci jedynie dwojga wiadków. Było bardzo przyjemnie. -
Naprawdę? - zapytał przechodzšc przez cały salon do kominka, gdzie ustawił się plecami do ognia. -
Czy nie było to dla ciebie zbyt wyczerpujšce, Klaro? Mówišc do niej uwiadomił sobie, że trudno mu
uwierzy, iż zwraca się do własnej żony. Ta blada i chuda, obca kobieta w pięknej sukni lubnej i z
kwiatami w zbyt obfityc włosach to jego żona. Na resztę życia. Nie - odparła. - Ja nie jestem chora,
Freddie. Popatrzył na niš. Ten temat powinien byd omówiony przed nadejciem nocy. Teraz nadeszła
odpowiednia pora, chod już kiedy o tym mówili. O Boże, sš już mężem i żonš! Dzisiaj jest dzieo ich
wesela i noc polubna zbliżała się w zastraszajšcym tempie. Co ci się właciwie stało? - zapytał. - I do
jakiego stopnia zaszkodziło to twemu zdrowiu? - Oderwał się od kominka i podszedł do niej. Przysunšł
sobie krzesło i usiadł. - Przez wiele miesięcy byłam bardzo chora. Moja matka również. Po czterech
miesišcach choroby umarła, ta za przez cały czas pobytu z ojcem w Indiach byłam słaba i złożona
chorobš połšczonš z nawrotami goršczki. Po przyjedzie do Anglii powróciłam do zdrowia. - Ale siły
nie odzyskała - zauważył. - Nie. Tato bardzo się obawiał, że mnie utraci. Byłam wszystkim, co mu
pozostało. Wiem, że uwielbiał mojš matkę i był do niej bardzo przywišzany, chod sama pamięta jšjak
przez mgłę. Zrobił wszystko, żebym nigdy nie przebywała w miejscach, gdzie mogłabym się nabawid
jakiejkolwiek infekcji. Było to dod dziwne uczucie, gdy na jego oczach obca osoba zmieniała się w
kogo bliższego. Miała smutne dzieciostwo. Kto kochał jš bezgranicznie. Ta pozbawiona urody,
chuda kobieta, którš polubił nie liczšc się z jej przeżyciami, dla swego ojca była niegdy największym
skarbem na wiecie. - Czy jeste sparaliżowana? - zapytał. Przebiegajšc wzrokiem po jej twarzy
zauważył, że ma wysokie i delikatni uformowane koci policzkowe. Mogłaby nawet byd urocza,
gdyby miała trochę więcej ciała i odrobinę rumieocó. Klara pokręciła głowš. - Nie. Tylko całkowicie
pozbawiona sił - odparła. - Mary Balogh Ojciec nigdy nie pozwalał mi na żaden wysiłek ani na dłuższe
przebywanie na wieżym powietrzu. Obawiał się, że może nastšpid nawrót choroby. Ale ja uważam,
że to klimat w Indiach mi nie służył. O Boże! I co dalej? - I nic cię nie boli? - zapytał. - Nie. Miewam
czasami dolegliwoci, gdy zbyt długo siedzę lub leżę w jednej pozycji. Twoja żona, Freddie, nie jest
chora. Jest tylko inna od ludzi, których ciało pracuje tak, jak sobie tego życzš. - Umiechnęła się do
niego. O Boże. A więc uzyskał odpowied. Sięgnšł po jej rękę, przytrzymał chwilę w dłoniach, po czym
uniósł i przycisnš do policzka. - Tak się cieszę, kochanie - zapewnił, patrzšc znaczšco w jej oczy. -
Gdyby musiała cierpied, cierpiałbym razem z tobš. Wyglšdasz dzisiaj przepięknie. Nie zdšżyłem ci
jeszcze tego powiedzied, prawda? - Ty także wyglšdasz wspaniale, Freddie. Do salonu weszła
gospodyni z wiadomociš, że kolacja gotowa. Do Klary podszedł krzepki sługa. - Robin zawsze zanosi
mnie do jadalni - wytłumaczyła jego obecnod Klara. Frederick wstał. - Dziękuję, Robin. Jeste już
wolny. Dzi wieczorem ja zaniosę paniš Sullivan. - Kiedy para służšcych opuciła salon, Freddie
zwrócił się do Klary z umiechem: -Niewielu mężów ma okazję tak bardzo zbliżyd się do żony poza
prywatnymi apartamentami. Wzišł jš na ręce. Klara objęła go za szyję. Ważyła tyle co nic. Boże, jest
tak krucha jak delikatna porcelana. Nie ma się co dziwid, że człowiek, który tak bardzo jš kochał, bez
przerwy drżał ze strachu o jej zdrowie i życie! Zaniós jš do jadalni i posadził z boku stołu, tuż u
szczytu, na krzele, które wskazała mu Klara. Jemu za poleciła zajšd to samo miejsce u szczytu stołu,
co podczas wesel- nego niadania. Ona siedziała wówczas po przeciwnej stronie. - Czy to zawsze
było twoje miejsce? - zapytał. - Zajmował je mój ojciec, dopóki nie umarł. Teraz należy do ciebie.
Podczas posiłku czarował jš, jak tylko potrafił. Opowiedzia jej o Londynie, którego w ogóle nie znała,
a tak parę zabawnych historyjek ze swej przeszłoci - oczywcie tylko te odpowiednie dla ucha
dobrze wychowanej kobiety. Obydwoje miali się i dobrze bawili. Zastanawiał się, czy Klara jest w
nim zakochana. W dniu owiadczyn wyznała, że nie jest jej obojętny, ale nic więcej. Zdawało mu się,
że to było przed wiekami. Miał nadzieję, że go nie kocha, ponieważ za nic w wiecie nie chciał jej
skrzywdzid. Przeciwnie, pragnšł okazywad jej względy tak dalece, na ile tylko będzie to możliwe. W
gruncie rzeczy okazała mu wielkš pomoc. Kiedy minie już to dziwne napięcie dnia lubu i nocy
polubnej, ogarni go wielka ulga, gdy wreszcie uwiadomi sobie, że nie ma już żadnych długów. To
będzie tak, jakby kto zdjšł mu z pleców ogromny ciężar. A uczucie to będzie zawdzięcza Klarze.
Będzie dla niej dobry, ponieważ chce byd dobry. Poniewa jest jej to winien. Byd może to także w
jaki sposób uspokoi jego sumienie, ostatnio niemiłosiernie sponiewieran całš tš sprawš z Jule oraz
oszukiwaniem Klary. I musi byd dla niej dobry. Rodzice wyranie tego oczekujš. I musi udowodnid tej
małej, zimnej jak lód panience z zaciniętymi ustami, że nie jest wilkołakiem. A do tego jeszcze ten
Archie! Oczywicie, nie powiedział ani słowa, ale wyraz jego oczu po lubie - na pół rozbawiony, na
pół współczujšcy - dał mu do zrozumienia, że Archie wszystko pojšł w lot! Współczucie! Nie
potrzebuj niczyjego współczucia. Współczucie dla niego oznacz zniewagę dla Klary. Nikomu nie
pozwoli znieważyd Klary. To jego żona. Udowodni wszystkim, że potrafi dbad o żonę, nawet tak
nieciekawš i chorš. - Czy mam wezwad Robina, by zaniósł mnie z powrote do bawialni? - zapytała,
gdy skooczyli kolację. - Tatę zazwyczaj zostawiałam samego, by mógł rozkoszowad się kieliszkiem
porto. - Nie dzisiaj - odparł kładšc ręce na jej dłoniach i ciskajšc palce. - Dzisiaj jest dzieo naszego
lubu. Sam zaniósł Klarę do salonu i usiadł obok niej na sofie. Trzymał jš za ręce i opowiadał różne
historyjki, o które się dopraszała, dopóki pauzy pomiędzy nimi nie stały się coraz dłuższe i dopóki nie
wyczuł atmosfery napięcia. Wcišż było jeszcze dod wczenie, ale przeżywanie męczarn jeszcze przez
godzinę czy dwie nie miało żadnego sensu. Chciał to już mied za sobš. Noc polubna powinna byd
żarliwie wyczekiwana, zgoda, zwłaszcza gdy chodzi o kobietę, której jeszcze nie posiadł. Ale w tym
przypadku nie chodziło o normalnš noc polubnš. - Czy chcesz, kochanie, bym cię zaniósł do twego
pokoju? - zapytał delikatnie, gdy nie zareagowała na jednš z najmieszniejszych opowiastek.
Gwałtownie odwróciła głowę i popatrzyła mu w oczy, ale się nie odezwała. - Gdy już tam będziemy,
przywołam pokojówkę, aby ci usłużyła - kontynuował. - Czy tak zazwyczaj to przebiega? - Tak -
powiedziała. - Klaro.... - Uniósł jej dłoo do ust. - Muszę to wiedzied. Czy pragniesz, aby to było
normalne małżeostw, moja miła, czy też wyłšcznie formalne? Będzie tak, jak sobie zażyczysz. Nie
chcę ci przysparzad żadnych zmartwieo. Chociaż raz rumieoce zagociły na jej policzkach. Cała stanęła
w pšsach. - Jestem twojš żonš, Freddie. Poszukał wzrokiem jej oczu i pokiwał głowš. A więc chciała
tego. Nie polubiła go wyłšcznie dla osišgnięcia statusu mężatki. A miał nadzieję... O Boże, miał
nadzieję, że się w nim nie zakochała. Poczuł się większym łajdakie niż kiedykolwiek, jeli w ogóle
było to możliwe. - A więc tej nocy zostaniesz w pełni mojš żonš, kochana Klaro - zapewnił patrzšc jej
w oczy, po czym wstał, by ponownie wzišd jš na ręce. W żaden sposób nie mógł sobie wyobrazid
czułej nocy z tš kruchš i wiotkš istotš. - Wreszcie nadszedł ten moment. Przez kilka ostatnich dni
mylałem, że czas specjalnie się wlecze jak limak tylko po to, by mnie zamęczyd. Klara zarzuciła mu
ręce na szyję i rozemiała się. Kiedy pokojówka wyszła, leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit,
próbujšc oddychad równo i powoli. Zastanawiał się, jak długo będzie czekała. Kiedy Frederick usadził
jš na krzele w jej gotowalni i wezwał pokojówkę, powiedział, że pół godziny. Pół godziny. Chyba tyle
już włanie upłynęło. Pomylała, że nie powinna rozpuszczad włosów, ale zostawid je zaplecione.
Było ich o wiele za dużo na poduszce, na ramionach i plecach. Ojciec nigdy nie pozwoli ich obcišd.
Byd może uważał, że tak jak u biblij Samsona, resztka sił Klary tkwi we włosach. Umiechnęł się na tę
myl. Powinna zostawid zaplecione war, chociaż wyglšdałyby bardzo młodzieoczo i dziewicz.
Dziewiczo. Poczuła falę goršca na policzkach. To będzie dziwne, gocid mężczyznę w tej sypialni. W
tym łóżku. Była to jej sypialnia od czasu, gdy ojciec zaczšł jš przywozid do Bath po powrocie z Indii.
Dzisiejszy dzieo był cudowny. Nie spodziewała się, że cały dzieo będzie tak cudowny, a nie jedynie
sam moment lubu. A jednak było wspaniale. Wszyscy byli tacy ser-deczni i mili. Wszyscy sprawiali
wrażenie autentycznie szczęliwych z jej powodu. Lord Bellamy przywitał jš w swej rodzinie.
Powiedział, że sš dumni, iż stała się jej członkiem. Uwierzyła mu. A Lesley - kochany Lesley -
powiedział, że jš lubi. Nazwał jš siostrš. Freddie był czarujšcy. Nawet wtedy gdy ceremonia się
skooczyła i wszyscy gocie opucili dom, on, chod mógł, nie zrzucił maski i nie zakooczył całego tego
udawania. Bardzo dobrze bawiła się podczas kolacji, mimo chwili paniki, która jš ogarnęła, kiedy jego
rodzice odmówili za- proszenia i odeszli. Freddie był czarujšcy, zabawny i intere-sujšcy. Lubiła, gdy się
miał. Był to radosny, zabawny miech. Zastanawiała się, jak długo jeszcze Freddie będzie taki
czarujšcy. Może do rana? Gdy małżeostwo zostanie już skonsumowane? Poczuła dziwny skurcz
żołšdka. Dał jej szansę uniknięcia tego wszystkiego. Byd może uważał, że stan jej zdrowia wyklucza
możliwod normal- nego życia małżeoskiego. Byd może było mu to na rękę. Byd może wcale sobie
tego nie życzył. Ale ona nie zdołała oprzed się pokusie. Przecież dlatego za niego wyszła. Trudno jej się
do tego przyznad nawet przed własnym sercem. Z pewnociš żadna dama nie przyznałaby się do
tego. Ale ona nie wyszła za Freddiego tylko po to, by móc się nazwad mężatkš. Polubiła go, ponieważ
go pragnęła. Ponieważ pragnęła mężczyzny. Silnego i męskiego. Szczodrze zapłaciła za Freddiego.
Dwadziecia tysięcy funtów, a może w przyszłoci nawet więcej. Byd może Freddie przepuci nawet
większod jej majštku, jeli nie będzie umiała mu odmówid. Ale wiedziała, za co płaci. Włanie o to
chodzi. O to, co stanie się za chwilę. To samo czyni mężczyzna, gdy płaci fortunę za nadzwyczaj pięknš
kurtyzanę. Nie może oczekiwad, że Freddie stale będzie wobec niej taki czarujšcy ani że będzie nadal
utrzymywał pozory, nazywajšc jš ukochanš. Nie oczekuje po nim przyjani ani tego, że będzie jej
zawsze dotrzymywał towarzystwa. Tylko od czasu do czasu. Tak, to wyznanie jest żenujšce. Ale taka
jest prawda, a Klara zbyt długo była zdana na przebywanie tylko we własnym towarzystwie, by nie
wiedzied, że tylko szczerd wobec siebie pozwoli jej żyd w komforcie psychiczny. Kupiła sobie urodę,
siłę i męskod Freddiego. Usłyszała pukanie do drzwi; wszedł, zanim Klara zdšżył się na tyle
pozbierad, by zaprosid go do rodka. Rozdział pišty Czuł się tak, jakby czekało go całkiem nowe
przeżycie. Bo to było nowe przeżycie. Wydawało mu się niemal, że jest prawiczkiem, który nie wie,
jak się zbliżyd do kobiety, co jej powiedzied, co z niš robid. Nie wiedział dokładnie, czego Klara pragnie
poza dopełnieniem aktu małżeostwa. Nigdy w życiu nie był z kobietš w okolicznociach, które chod
trochę przypominałyby obecne. Umiechnšł się podchodzšc do łóżka. - Kiedy wyszedłem od ciebie,
omal nie zgubiłem drogi do swego pokoju - powiedział. - Wszystkie drzwi wyglšdaj tak samo. - Och! -
Rozemiała się. Kiedy się miała, wyglšdała o wiele młodziej. Młodszy wyglšd nadawały jej również
rozpuszczone włosy. Były gęste, lnišce i zdrowe. Frederick przysiadł na skraju łóżka i okręcił sobie
jeden splot wokół palców. - Powinnam je zostawid zaplecione. - Nie - zaoponował. - Wyglšdajš
pięknie, gdy sš rozpuszczone. Bo istotnie wyglšdały czarujšco. O wiele lepiej niż upięte na głowie.
Patrzyła na niego uważnym, pytajšcym wzrokiem, a on uwiadomił sobie, że żadne z minionych
przeżyd nie przygotowało go do tej chwili. Wszystko było dla niego nowe: zbliżenie z kobietš, którš
uważał za nieatrakcyjnš. A do tego był jej winien uprzejmod i troskliwd. Czego ona oczekuje?
Bardzo chciałby to wiedzie. Pochylił się i pocałował jš. Była ciepła i pozornie rozluniona. Jej
zamknięte usta zadrżały lekko pod jego wargami, gdy wzmocnił siłę pocałunku. Och, zaczęła
odpowiadad na nie wypowiedziane pytania. Delikatnie odgarnšł jej włosy z policzka, a palcami drugiej
ręki obwiódł zarys brody, przesunšł po ustach i nosie. - Kochana moja - szepnšł, ponownie składajšc
pocałune na jej wargach. - Jeli zadam ci ból albo zrobię co, co będzie dla ciebie nieprzyjemne,
musisz mi natychmiast o tym powiedzied, dobrze? Ale ona znowu przycisnęła wargi do jego ust i
położyła mu dłonie na ramionach, po czym objęła go za szyję. Poczuł palce Klary we włosach. A więc
chce tego! Nie czyni tak z obowišzku ani z chęci uprawomocnienia małżeostw, tylko naprawdę tego
pragnie! W jej objęciu czuło się niespodziewanš i wstrzymywanš żšdzę. A więc niech się tak stanie. Da
jej to, czego pragnie. Jest jej to winien. Wstał, zdjšł brokatowy szlafrok i obserwował jej wzrok,
wędrujšcy po ciele okrytym jedynie nocnš koszul. O Boże, w tych oczach czaiło się pożšdanie. Pło. Z
niejakš ulgš poczuł oznaki podniecenia. Sytuacj, gdy on był tak pożšdany, a sam nie pożšdał, miała w
sobie co lekko erotycznego. Odsunšł kołdrę, zdmuchnš jedynš wiecę stojšcš na stoliku nocnym i
położył się obok Klary. - Kochana - szepnšł gładzšc jš jednš rękš i nachylajš się, by ponownie jš
ucałowad. Rozchylił wargi, zastanawiajšc się, jak zareaguje. Klara niemal natych- miast również
rozchyliła usta pod naporem pocałunku. Były ciepłe i wilgotne. Miały wspaniały smak i cudowny
zapach. Skóra i włosy Klary pachniały czystociš i dobry mydłem. Czuł jej palce błšdzšce po
ramionach i karku. - Freddie - szepnęła, gdy się przesunšł, by ucałowad jej oczy, skronie i szyję. Głos
miała niski i lekko gardłow. A więc mimo wszystko kochanie się z niš nie będzi trudne. Była
niedowiadczona, ale nie niemiała czy wstydliwa. Miał jedynie nadzieję, że nie wyrzšdzi jej żadnej
krzywdy, kiedy już się na niej położy. Przesunš lekko dłoniš wzdłuż jej boku, wsunšł pod plecy. Jaka
ona szczupła! Przewrócił jš na bok, twarzš do siebie. Szczupła, ciepła i zaskakujšco jędrna. I o wiele
zgrabniejsza, niż przypuszczał. To dziwne, że nie zauważy tego wczeniej. Byd może dlatego, że tak
naprawdę nigdy nie patrzył na niš jak na kobietę, jak na obiekt pożšdania. Sprawdził dłoomi, czy nie
zmyliło go pierwsze wra- żenię; piersi Klary nie były duże, ale jędrne i foremne. Piecił je przez
delikatnš bawełnianš materię koszuli nocnej i przycisnšł kciuk do twardniejšcego czubka. - Mmmm...
- westchnšł, szukajšc wargami jej ust; tym razem miała je rozchylone. Delikatnie przesunšł koniusz-
kiem języka po górnej wardze, smakujšc jš od wewnštrz. - Pięknie! - Był już bardzo podniecony.
Okazało się, że to wcale nie było niemożliwe. Nawet nie trudne. Ogarnęła go niewymowna
wdzięcznod. Usta Klary, jej ręce i ciało mówiły mu, że dziewczyna go pragnie. Cieszył się, że będzie w
stanie dad jej rozkosz. Wyprostował rękę, uchwycił brzeg koszuli nocnej i podcišgnšł jš do góry.
Zamierzał podnied jš tylko do bioder, ale Klara nie stawiała żadnego oporu, nie krygował się wcale.
Podcišgnšł więc tkaninę do talii, potem do biustu, a wtedy ona podniosła ręce; cišgnšł więc z niej
koszulę całkowicie i odrzucił na bok za łóżko. I nagle, ku wielkiemu zaskoczeniu - całkiem
przyjemnemu - poczuł, jak Klara cišga jego koszulę. Pomógł jej i odrzucił zbędne odzienie na
podłogę. Nogi miała tak samo szczupłe jak ręce i całe ciało. Wyczuwał żebra pod błšdzšcš po jej ciele
dłoniš, ale skóra była ciepła i jedwabista, a piersi nabrzmiałe od pożšdania. Usta domagały się
pocałunków, więc spełniał to pragnieni, błšdzšc pó wargach, mocniej przywierajšc, wsuwajšc język
do rodka. Klara jednš rękš pieciła pier, drugš przesuwała po plecach Freddiego. Pomylał, że już
czas. Była gotowa, a i on w pewien sposób się do niej przekonał i zaczšł jej pragnšd. Byd może było to
zwišzane ze współczuciem i wdzięcznociš za to, co niewiadomie dla niego uczyniła. Zresztš
obojętni, jaki był po temu powód, nie zmieniał faktu, że on także był gotów. Gotów, by dad jej
rozkosz. I pełen lęku, by jej nie skrzywdzid. Sprawiała wrażenie tak kruchej i tak bardzo wiotkiej, kiedy
odwrócił jš na plecy i się na niš wsunšł. - Kochana - wymruczał w trakcie pocałunku. - Nie chcę cię
skrzywdzid. Ale obawiam się, że będę musiał. Przez chwilkę będzie bolało, ale bardzo króciutko.
Zaledwi chwilkę. Czy nie jestem dla ciebie za ciężki? - Mógłby jš ułożyd na sobie, ale nie utrzymałaby
się nad nim na kolanach. - Nie - szepnęła. - Nie, Freddie. - Po czym jęknęła cicho. Mała. Ciepła.
Dziewicza. Nie zbadana cieżka. Nagle bariera. Nie można jej skrzywdzid! Tršcał jš delikatnie, chod
instynkt nakazywał mu pchnšd mocno. I nagle barier ustšpiła. Klara wydała w tym momencie prawie
niesły jęk, a on zagłębił się cały w jej goršcym i wilgotny wnętrzu. W kobiecie. Z niejakim
zaskoczeniem skonstatował, że Klara jest takš samš kobietš, jak najbardzie lubieżna ze znanych mu
kurtyzan. Obawiał się, że jest dla niej zbyt ciężki. Obawiał się, że będzie odczuwała ból w nogach,
które tak szeroko rozwierał udami. Uniósł się na łokciach i popatrzył na niš. Leżała z zamkniętymi
oczami, usta miała lekko rozchylo-ne. O Boże, jej to sprawia przyjemnod! Wyglšda tak, jakby za
chwilę miała przeżyd moment ekstazy! Poczuł nagły i niespodziewany przypływ czułoci. Klara
otworzył oczy. W półmroku sprawiały wrażenie ogromnych i za-mglonych. - Czy sprawiam ci ból,
kochanie? - zapytał. Pokręciła głowš i przycišgnęła go do siebie. Rozpoczšł więc powolnš
wędrówkę, wsuwajšc się i wysuwajšc na przemian, dopóki nie nabrał pewnoci, że nie sprawia jej
bólu, po czym poruszał się w szybszym, równym rytmie. Czynił co, czego nie robił nigdy przedte. Od
wielu lat, od czasu gdy nabrał pewnej praktyki, szczycił się zarówno czerpaniem przyjemnoci, jak i
dawanie jej kobiecie. Ale nigdy nie koncentrował się bardziej na dawaniu niż braniu. Teraz było
inaczej - nie dbał o własnš przyjemnod, którš osišgnšłby przecież jak najszybciej uwalniajšc nasienie,
czym udokumentowałby spełnienie małżeostwa. Pracował nad sprawieniem przyjemnoci żonie,
pieszczš jš, dopóki się całkowicie nie rozluniła i dostosowała do jego rytmu, powoli zwiększajšc
szybkod i głębokod pchnięd; wykorzystywał dowiadczenie pozwalajšce mu doprowadzid jš do
szczytu rozkoszy, przyciskajšc jej poladki i trzymajšc mocno, póki ostatecznie nie zagłębił się w niej
głęboko, raz, drugi i trzeci, aż wreszcie wezbran napięcie wstrzšsnęło niš i opuciło wraz z długim,
przecišgłym jękiem rozkoszy. Został w niej, dopóki się nie rozluniła, szybko sam osišgnšł szczyt, po
czym zsunšł się z niej i położył obok. Klara odwróciła głowę i przytuliła policzek do jego ramienia.
Zobaczył, że oczy ma zamknięte, a na ustach leciutki umieszek. Umiech zaspokojonej kobiety.
Widywał taki umiech na obliczach kurtyzan i dziwe, które brał do łóżka. W owym umiechu na tej
włani twarzy było co dziwnie wzruszajšcego. Na twarzy jego żony. Znowu pomylał, że taka sama z
niej kobieta jak one. To nie jej wina, że wyglšda mniej ponętnie. A przecież pod kołdrš okazywała nie
mniejsze pożšdani od tamtych, a jej pragnienie na swój sposób mu schlebiało. - Cóż - powiedział w
koocu cicho, tuż przy jej uchu. Pocałował delikatnie jej usta i policzek. - Teraz, Klaro, już pod każdym
względem jeste paniš Frederickowš Sullivan. Na całe życie. Żałujesz? Klara szybko otworzyła oczy. -
Nie, Freddie - zapewniła go. - Wcale. A ty? Znowu jš pocałował. - Kocham cię, moja miła. - Chciał,
żeby to była prawda. Tak bardzo próbował w to uwierzyd, jak tylko było to możliwe. Pragnšł, by była
szczęliwa. Uczynienie jej szczęliwš stało się jednym z głównych celów jego życia. Klara przymknęła
oczy, westchnęła i zapadła w sen. Uwiadomił sobie, że nie odpowiedziała na jego wyznani.
Frederick nie wrócił do swego pokoju. To była jej pierwsza myl po przebudzeniu. Obawiała się w
duchu, że jš opuci. O ile się orientowała, to większod mężów i żon sypia w oddzielnych sypialniach.
Ale Frederick nadal leżał obok. Co prawda nie obejmował jej, ale policzek Klary był przycinięty do
jego ramienia; czuła wspaniałe męskie ciało. Naga męskod. Nagle przypomniała sobie, jak rozbierali
się wzajemnie, swój wstrzšs i zaciekawienie. O dziwo, nie czuła ani strachu, ani zakłopotania. Jedynie
poryw unie- sieniš i zachwytu nad umięnionymi ramionami Freddiego i niemal obezwładniajšce
pożšdanie oraz pragnienie, by jš posiadł. W tym momencie niemal uwierzyła, że go kocha, że
pożšdanie, pragnienie, jakie budzi jego dotyk, obejmuje całego Freddiego, nie tylko jego ciało. Kilka
razy nawet wyszeptała jego imię. I naprawdę - mylała teraz próbujšc się usprawiedliwid - to, co
czuła, nie ograniczało się wyłšcznie do wrażeo zmysłowych. Nie miała wštpliwoci, że to
oszałamiajšce uczucie rozkoszy zawdzięcza Freddie-mu. Nie jakiemu tam mężczynie, ale włanie
Freddiemu. Cudownemu ciału Freddiego. A więc nie Freddiemu, tylko jego ciału? Odwróciła głowę,
by dotknšd jego ramienia ustami. Pachniał przy- jemnie, mieszaninš mydła i potu. Ale w zapachu jego
potu nie było nic nieprzyjemnego, był przesycony męskociš i seksem. Przywodził na myl chwile, w
których powstawał. Rzecz jasna, że w uwielbianiu męskiego
ciała, a nie tkwišcego w nim mężczyzny jest co niestosownego. Tak' chyba czujš się mężczyni z
dziwkami. Czy doprawdy nie ma nic więcej w jej uczuciach do męża? Gardziła nim, gardziła jego
decyzjš o polubieniu jej dla pieniędzy i udawaniu, że istniejš inne motywy. Wolałaby, by nie nazywał
jej ukochanš czy najdroższš. Wolałaby, żeby nie mówił, że jš kocha. A
jednak tak naprawdę nie pogardza nim. Była mu wdzięczna; budził w niej rodzaj czułoci. Mimo braku
dowiadczenia wiedziała, że mogło byd inaczej. Zdawała sobie sprawę, że postanowił sprawid, jej
rozkosz i w tym celu wykorzystał całe swoje dowiadczenie i umiejętnoci. A przecież nie musiał. W
gruncie rzeczy nawet się tego po nim nie spodziewała. Podejrzewała, że będzie zmuszo- na do
łapczywego poszukiwania i wychwytywania wszelkic możliwych momentów rozkoszy. Ale on sam jej
to dał. Byd może było to co w rodzaju prezentu lubnego. Wspaniałego prezentu. Podejrzewała, że
samo dotykanie nagiego ciała Freddiego sprawi jej rozkosz. Posiadanie tego piękna i siły, na sobie, w
sobie, było ukoronowaniem wszystkich wspaniałoci. Nie przypuszczał, że rozkosz zrodzi się w niej,
że poruszy jej ciało do głębi, sprawiajšc ból, pulsowanie i żarliwe pragnienie. Nie przypuszczała, że
odczucia te zostanš na koniec uwieoczone cudownym przypływem fali ukojenia i czysteg szczęcia.
No, nie na sam koniec. Prawie. To jeszcze jeden plus dla niego. Kiedy już się po wszystkim
zrelaksował, niemal zatopiona w szczęciu, poczuła w sobie ciepły strumieo jego nasienia. Zapytał jš,
czy nie żałuje. Nie żałowała. Boże dopomó, ale dla takiego uczucia mogłaby oddad życie. Czuła się jak
prawdziwa kobieta - ciepła, pożšdana i piękna. Co za głupia myl. Z pewnociš zresztš nie ostatnia.
Nawet dla tak niedowiadczonej kobiety jak ona umiejętnoci i praktyka Freddiego w tym względzie
były oczywiste. I nie ulega wštpliwoci, że Frederickowi nie wystarczy tylko to do kooca życia.
Zdecydowanie nie dopuszczała do siebie myli, że to, co między nimi zaszło, mógł uznad za zgoła
nieprzyjemne. Cóż, z pewnociš będzie musiała się nim dzielid z innymi kobietami. Wielom innymi
kobietami. Nie może pozwolid, by ta myl zaczęła jej sprawiad ból. Przecież w koocu nie jest w nim
zakochana. Nie, niczego nie żałuje. Jeli czekajš jš od czasu do czasu takie noce jak ta, to w gruncie
rzeczy będzie zadowolona z życia, tak jak była do tej pory. Teraz już za póno na marzenia o miłoci.
Zawsze było za póno. Nigdy nie należała do tego typu kobiet, które wzbudzajš miłod u mężczyzn, a
okolicznoci i wydarzenia w jej życiu udaremniały nadzieje na znalezienie chodby zadowalajšceg
zwišzku. Ten jest zadowalajšcy. I to jej wystarczy. - Nie możesz spad, kochanie? - Przestraszyła się
słyszš jego głos. Nie zdawała sobie sprawy, że Frederick się obudził. - Czy będzie ci wygodniej, jeli
wrócę do swego pokoju? Chyba zasnšłem. - Włanie się obudziłam - odpowiedziała. - I bardzo mi
wygodnie. Dziękuję, Freddie. Przewrócił się na bok i wsunšł ramię pod jej głowę. Pocałował jš. Klara
do tej pory nie miała pojęcia o całowani się, ale te intymne pocałunki bardzo jej się spodobał. - Boli
cię? - zapytał Frederick. Natychmiast zrozumiała, o co jš zapytał. Tak, bolało. Bolało przyjemnie, i
teraz, w reakcji na jego pytanie, poczuła pulsowanie w obolałym miejscu. - Nie -
odpowiedziała. I nagle poczuła tam jego dłoo. Na moment zesztyw- niała,
ale on ponownie przykrył jej usta pocałunkiem i delikatnie piecił jš dłoniš, zataczajšc delikatne kręgi
wokół wrażliwej okolicy, masujšc jš i gładzšc. Łagodnie wsunšł w niš palec, potem drugi. Poczuła, jak
pulsujš jej skronie. - Przyjemnie ci, kochanie? - zapytał szeptem. - Tak. - Znowu napłynęło to
omdlewajšce uczucie. - Nie czujesz bólu? Tam, gdzie jej dotykał, czuła
pulsujšcy ból. Czuła go także w piersiach i w gardle. Oraz na ustach. - Nie. - Przesunęła
dłoniš po jego ręce, od nadgarstka do barku. Była twarda jak skała i pokryta delikatnymi włoskami.
- Freddie! Nie spodziewała się, że będzie to chciał zrobid jeszcze raz. Nawet o tym nie marzyła. Ale on
znowu był na niej i znowu w niej. Była naprawdę obolała. Bardzo obolała. i
Sprawiał jej taki ból, że musiała zagryzad wargi. Jednak wewnętrzne napięcie było silniejsze od bólu,
pulsujšce, wstrzšsajšce całym ciałem, ogłuszajšce. Ulga nadeszła niemal natychmiast. I tak jak
poprzednio, Frederick odczeka, aż minie jej drżenie, i zrobił to samo co przedtem - wsuwał się
głęboko, częciowo wysuwał i znowu wsuwa do rodka. Klara leżała spokojnie i rozkoszowała się
tym mimo narastajšcego bólu. To włanie Freddie, powtarzała sobie w duchu, gdy nadal się z niš
kochał. Otoczyła go ramionami i serdecznie przytuliła. To ten czarujšcy, przystojny oszust, którego
rozszyfrowała od pierwszego wejrzenia, gdy został jej przedstawiony w sali koncertowej pokojów
wypoczynkowyc. To on teraz kocha się z niš w zamian za posag w wysokoci dwudziestu tysięcy
funtów. Zastanawiała się, czy Freddie już pożałował swej decyzji bšd czy jej pożałuje, gdy sobie
uwiadomi, że perspektywa spędzenia z niš całego życia staje się nie do zniesienia. A jednak nic go
przecież nie zmuszało do pozostania z niš w łóżku po skonsumowaniu małżeostwa. Nie był także
zmuszony do zrobienia tego jeszcze raz. Kiedy głęboko westchnšł i przestał się poruszad, przytulił
policzek do jego ramienia. Byd może zdołajš się polubid, jeli będzie im na tym zależało? W każdym
razie najważniejsze jest, żeby się nie czuł złapany w bezwzględn pułapkę, do której zagnały go nie
spłacone długi. I żeby ona, pragnšc mied dla siebie urodę, zdrowie i siłę Fred-diego, nie miała
wyrzutów sumienia z powodu swej lu-bieżnoci i egocentryzmu. Frederick uniósł się i położył u boku
Klary, ale w dalszy cišgu obejmował jš jednš rękš. Pocałował jš, przysunš do siebie i ułożył wygodnie,
po czym okrył kołdrš jej nagie ramiona. Tym razem nic nie powiedział i prawie natychmiast pogršżył
się we nie. Była szczęliwa, że nie wyznał jej znowu miłoci. ' Była szczęliwa, że w dalszym cišgu nie
miał zamiaru wracad do swego pokoju. Cicho westchnęła z sennš satysfakcjš. Lord i lady
Bellamy zjawili się nazajutrz wczenie, jeszcze przed niadaniem, żeby pożegnad się z synem i nowš
synowš przed ich podróżš do Kentu. Zasiedli wspólnie do niadania, tak więc młoda para nie miała
okazji do prywatnej rozmowy. Freddie uznał, że żona ma dobry gust. Znalazło się co, co mógł uznad
za zaletę. Jej jasnoniebieska suknia podróżna wyróżniała się elegancjš i była bardzo twarzowa.
Podczas niadania matka Freddiego przyglšdała się młodej parze z zaciekawieniem. Podejrzewał, że
próbował odgadnšd, czy małżeoski obowišzek został spełniony. Popatrzył na Klarę. Czy da się to w
jaki sposób odczytad? Czyżby na jej policzkach pojawił się rumieniec, czy też jest to tylko odblask
ozdabiajšcych stół kwiatów, które zostały z wczorajszej uroczystoci? Czy w jej oczach pojawił się
blask, czy też jest on wyłšcznie tworem jego wyobrani? Klara opowiadała o Ebury Court, posiadłoci
zakupionej przez jej ojca po powrocie z Indii, i o domu zbudowanym tam przez niego na miejscu
dworu w stylu Tudorów, który poprzedni właciciele doprowadzili do ruiny. A może to w jego twarzy
było co, co pozwalało matce wycišgnšd odpowiednie wnioski? Wydawało się to mało
prawdopodobne, bioršc pod uwagę fakt, że od jakich siedmiu, omiu lat dod regularnie sypiał z
kobietami. A do tego wszystkiego matka jeszcze wpadła na pomysł, by go poprosid o chwilę rozmowy
po niadaniu. Wykorzystał moment, gdy ojciec wypytywał Klarę o jej pobyt w Indiach. - Freddie -
zaczęła baronowa bioršc syna pod rękę i przyciskajšc mocno do boku. - Wszystko się dobrze
?\ ułoży. Od razu tak powiedziałam tacie, gdy tylko obwieciłe nam tę radosnš nowinę. Nie
interesuje mnie, jaka jest prawda o tych idiotycznych długach; chod mam nadziej, mój drogi, że tym
razem dostałe nauczkę. Nie dbam także o to, że Klara nie należy do skooczonych pięknoci, chod
takiego wyboru mogłabym się po tobie spodziewad, ani o to, że nie może chodzid. Dzisiaj rano
zobaczyłam, że jestecie sobie bliscy, i to jest w tym wszystkim najważniejsze. Ona jest ci bliska,
prawda, Freddie? Frederick poklepał jš po dłoni. - Ja jš kocham, mamo - zapewnił. Matka westchnęła.
- W każdym razie cieszę się, że nie ożeniłe się z Juliš. Wiem, że zawsze się lubilicie, ale uważałam,
że jest to uczucie bardziej braterskie niż innego rodzaju. Nie byłe rozczarowany, gdy wybrała
Daniela, a nie ciebie, skarbie? - Nawet gdybym był, mamo, to szybko bym się z tego otrzšsnšł. A
gdybym się ożenił z Juliš, to nigdy bym nie poznał Klary i nie zakochał się w niej, prawda? -
Najprawdziwsza prawda. A Julia sprawia wrażenie nadzwyczaj szczęliwej z Danielem. On zresztš
także, chod mało kto mógłby się tego spodziewad. Nigdy nie przejawiał szczególnego zainteresowania
Juliš, więc owiadczenie o ich zaręczynach bardzo nas zaskoczyło. Chod właciwie to on nas
powiadomił, bo kochana Julia tak to wymruczała, że nikt nie usłyszał i nie zrozumiał, co powiedziała.
Frederick pomylał, że jest chyba jedynš osobš, która nie została zaskoczona tym owiadczeniem.
Widział już wczeniej, na co się zanosi, i dlatego zrobił to, co zrobił. Ale nie chciał teraz o tym myled.
Ojciec Fredericka nie dał się tak łatwo zbyd jak matka. - Cóż, Freddie - zaczšł wycišgajšc rękę do syna,
gdy baronowa żegnała się z Klarš. - Poczekamy i zobaczymy, co poczniesz z tym małżeostwem.
Inwalidztwo twojej żony utrudni ci życie i uwiadomi w pełni skutki tej decyzji. A jest to rozsšdna
kobieta i ma klasę. Sšdzę, że zasługuje na więcej, niż otrzymuje. Chyba że się mylę. Mam nadzieję, że
mnie zaskoczysz, synu. Frederick ujšł ojca za rękę i popatrzył mu w oczy. - Kocham jš, tato -
powiedział i prawie uwierzył we własne słowa. Klara pragnęła go tej nocy, dwukrotnie, a jego
ogarnęła dziwna tkliwod i czułod wobec tego oddania. To jego żona. Będzie o niš dbał. Fredericka
irytowało nawet powštpiewanie w jego dobre chęci. -Będę dbał o to, by w pełni na niš zasługiwad,
ojcze. Przekonasz się. Ojciec serdecznie potrzšsnšł jego dłoniš. - Najwyższy czas, by ty także zaczšł
się zbierad do drogi - poradził mu. - Twoja matka przepłakałaby cały dzieo z twojš żonš, gdyby na to
pozwolił. - Umiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Frederick zaniósł żonę do czekajšcego
powozu, po czym ruszyli w drogę wyprzedzajšc drugi powóz, którym jechała pokojówka, służšcy, lokaj
Fredericka oraz cały bagaż. Klara ze łzami w oczach machała na pożegnanie teciowej; baronowej łzy
otwarcie spływały po policzkac. - Oni sš tacy mili. - Klara umiechnęła się w koocu do męża. - Wiesz,
Freddie, czuję się tak, jakbym znowu miała rodziców. - Bo ich masz - odparł bioršc jš za rękę. - Oboje
sš zdania, że spotkało mnie wielkie szczęcie. Większe, niż zasługuję. Czy bardzo brak ci twoich
rodziców, kochani? - Zwłaszcza wczoraj mi ich brakowało. I może trochę dzi rano. Chciałam, żeby
tato był z nami. - Opowiedz mi o nim - poprosił. Rozmawiali przez całš drogę do Kentu. Było to co,
co zaskoczyło Fredericka, który właciwie nigdy dotšd nie rozmawiał poważnie z kobietami. Były dla
niego jedynie celem samym w sobie, nie majšcym nic wspólnego z konwersacj. Z całš pewnociš nie
podejrzewał się o zdolnod do długich rozmów z tš cichš, godnš szacunku i z pewnciš nudnš pannš
Klarš Danford. Paniš Klarš Sullivan, poprawił się w duchu. Ale nie ulegało wštpliwoci, że lubiła i
umiała opowiadad o swoim ojcu oraz o ich życiu w Indiach i w Anglii. I z przyjemnociš słuchała
opowieci o jego rodzinie - o ciotkach, wujach i kuzynach, którzy zawsze zjeżdżali się na lato do
Primrose Park, domu wuja Freddiego, hrabiego Beaconswood. Zmarłego hrabieg. Dan przed paroma
miesišcami odziedziczył tytuł. Frederick nie spodziewał się, że żona będzie rozumiała i podzielała jego
poczucie humoru. A jednak okazała to wczorajszego wieczoru, tak samo jak podczas tej podróży.
Chichotała i niejednokrotnie wybuchała głonym mieche, słuchajšc jego opowiastek o psotach z
dzieciostwa - zazwyczaj popełnianych wraz z Danem. - Nie wiedziałam, że posiadasz aż tak licznš
rodzinę -powiedziała. - Sšdziłam, że oprócz ciebie i rodziców jest jeszcze tylko Lesley. To musi byd
cudowne, czud się członkiem tak dużej, zżytej ze sobš rodziny. - Jej głos był pełen tęsknego smutku. -
Teraz to także twoja rodzina, kochanie - zapewnił, unoszšc jej dłoo do ust. - Wemiesz udział w
następnym zjedzie rodzinnym. Był ciekaw, czy Dan i Jule będš kontynuowali zwyczaj zapraszania
całej rodziny na lato. Primrose Park w zasadzi należy do Jule; Dan ofiarował go jej w prezencie
lubnym, o czym Frederick dowiedział się od matki. Ale jeli nawet tak będzie, Freddie nie będzie
mógł się do nich przyłšczyd. Jeżeli kiedykolwiek zdecyduje się spojrzed Mary Balogh tym dwojgu w
oczy, to na pewno nie tak prędko. Szkoda, naprawdę szkoda. Jednym aktem rozpaczliwej głupoty
odcišł się od własnej przeszłoci i od dwojga najmilszych przyjaciół. - Co się stało? - spytała Klara
zaglšdajšc mu w oczy. - Nic. Przypomniałem sobie mierd wuja przed kilkom miesišcami. Trzeba ci
wiedzied, że był to człowiek trochę ekscentryczny. W testamencie nakazał, abymy natychmias
zrezygnowali z żałoby. - Noszenie czarnej garderoby przez cały rok jest dod ucišżliwe - zauważyła. -
Wolałabym opłakiwad i wspomina tatę w mylach niż byd zmuszonš pamiętad o nim w tak smutny
sposób. Nie cierpię czerni. Miałe szczęcie w tym względzie, Freddie. Nagle przechylił się i pocałował
Klarę w usta, co wprawił jš w zdumienie nie mniej niż jego. Miał szczęcie; mógł teraz jechad z zimnš
i kwanš, obcš kobietš. - Kocham cię - powiedział. Klara leciutko się umiechnęła i odwróciła do
okna. Była to przyjemna podróż, nudę rozpraszała konwersacj. Podczas okazjonalnych postojów
Frederick wynosił żonę z powozu, odrzucajšc pomoc służšcego. Klara była lekka jak piórko. - A poza
tym - mruknšł jej do ucha za pierwszym razem, gdy odesłał sługę - daje mi to okazję do obejmowani
cię w miejscu publicznym, Klaro. W takich miejscac większod mężczyzn nie ważyłaby się na więcej
niż munięcie koocami palców łokcia damy, nawet gdy chodzi o własnš żonę. Klara spojrzała mu w
oczy obejmujšc go za szyję i wybuchnęła miechem. - Jakie głupstwa mówisz czasami, Freddie. Czy ty
nigdy nie bywasz poważny? - Czasami - odparł patrzšc jej w oczy tym swoim uwodzicielskim
spojrzeniem, rozmiękczajšcym kobiece serca. - Zwłaszcza gdy jestem zajęty sprawami, które nie
wymagajš słów. W oczach Klary zabłysło zrozumienie, a na policzkach zakwitł rumieniec. - Posad
mnie - poprosiła. - Stoisz przed tym fotelem już od dwóch minut, Freddie. Posad mnie. Frederick
rozemiał się i jeszcze chwilę przytrzymał jš na rękach, po czym umiecił na fotelu i kazał
włacicielow gospody przynied herbatę. Rozdział szósty Z radociš obserwowała jego twarz, kiedy
zbliżali się do Ebury Court. Pofalowane łški, rozpocierajšce się na długoci trzech mil po obu
stronach krętej drogi dojazdowe, urozmaicały rozrzucone tu i tam drzewa. Klara zawsz mylała, że
jazda konno przez te trzy mile, kiedy pod sobš czuje się szybkod i siłę, a na twarzy powiew wiatru,
musi byd kwintesencjš radoci i poczucia wolnoci. Sama jednak nigdy tak nie jechała. Ucieszyła jš
reakcja Fredericka na widok klasyczne symetrii domu, wraz z jego kolumnowym portalem i
marmurowymi schodami. Ojciec miał dobry gust i nie wykorzystał swego wielkiego bogactwa z
trywialnš ostentacjš. Było to piękne i stateczne domostwo, chociaż nie stare. - Właciwie - odezwał
się Frederick - wyobrażałem sobie dworek skromnych rozmiarów umieszczony na kilku akrach. To jest
wspaniałe, Klaro. - Uwielbiam tę posiadłod ponad wszystko. I po tylu latach spędzonych w Indiach,
była dla mnie uosobietneiem go, co angielskie. Często siadywałam w oknie i napawała się widokiem
zielonej trawy i drzew. Zawsze byłam egoistycznie zadowolona, że ojciec nie ma synów, więc to
wszystko będzie należało do mnie. Muszę jednak przyzna, że cena była wysoka. Chciałabym rosnšd w
towa braci i sióstr. Przeniósł jš po marmurowych schodach do wielkieg hallu, gdzie panowało
zamieszanie oraz trochę mie, gdy próbowano jš umiecid na wózku inwalidzki, a ona wolała zostad z
Frederickiem podczas witania służby. Klara chciała także osobicie pokazad mu wielki salon z
pozłacanymi fryzami i plafonem, na którym namalowan sceny z mitologii. Chciała mu pokazad
olbrzymi jadalnię i sale bankietowe. Sama dod rzadko je widywała; większod życia spędziła w
salonach na piętrze lub we własnych pokojach na drugim piętrze. Tak bardzo chciałaby chodzid razem
z Freddiem, trzymajšc go pod rękę! Po podróży oboje byli zmęczeni, więc krótko zabawili na parterze,
jednak Klara zdołała się nacieszyd podziwem, jaki Frederick okazał swemu nowemu domowi. To
bardzo wiele dla niej znaczyło. - Jeli pogoda się utrzyma, spędzimy jutro dzieo na dworze -
powiedział, gdy popijali w bawialni herbatę. -Pokażesz mi dokładnie cały park, kochanie. Rozemiała
się miękko, ale przemówiła poważniejszym i smutniejszym tonem. - Mogę ci pokazad tylko to, co
widad z tarasu, Freddie. Zapomniałe już, że nie mogę chodzid? - A więc wemiemy bryczkę. I
zobaczymy to, co widad ze cieżek. - Nie mamy tu bryczki - poinformowała go. - Tato zawsze się bał,
że się przeziębię. Frederick popatrzył na niš uważnie. - Nawet w lecie? - zdziwił się. - Po pobycie w
Indiach tutaj zawsze wydawało się, że jest chłodno - wytłumaczyła. - Ojciec wcišż się obawiał, że
znowu zachoruję. Czasami udawało mi się go przekona, by pozwolił Harriet poprowadzid mój wózek
wzdłuż tarasu, ale tylko wtedy, gdy było ciepło i nic nie zapowiadał najlżejszego nawet wiatru. I tylko
wtedy, gdy miałam kolana okryte kocem, a wokół ramion owinięty szal. Nadal przyglšdał się jej
uważnie i bez słowa. - Czasami życie musiało byd dla ciebie nie do zniesieni - powiedział w koocu. -
Nigdy się nie buntowała? Wyłšcznie ronišc w zaciszu sypialni goršce łzy. - Kochałam ojca. I
szanowałam jego opinie i poleceni. Freddie, w stajni mamy konie. Jutro rano możesz pojechad konno
i sam wszystko obejrzed. A potem, gdy wrócisz, możesz mi wszystko opowiedzied. Jestem żarliwš
słuchaczkš. - Czy majš w stajni damskie siodła? - zapytał. - Tak. Czasami jedzi Harriet oraz różne
goszczšce tu damy. - A więc ty także jutro pojedziesz - zawyrokował. -Z pewnociš znajdzie się jeden
lub dwa konie na tyle mocne, by unied nas oboje. Ty przecież prawie nic nie ważysz. Umieszczę cię
na damskim siodle, a sam sišdę tuż za tobš. Obejrzysz sobie ten zakštek, który tak bardzo kochasz. -
Freddie! - Wpatrywała się w niego i miała w głos. Zatęskniła w duszy za tym szalonym,
niedorzecznym wyskokiem. - Ja nie mogę jedzid konno. Spadłabym. To zwariowany pomysł! -
Powinna o tym porozmawiad z moimi kuzynami. Nigdy mi nie zbywało na zwariowanych pomysłach,
a większod z nich wcielałem w życie. - Umiechnšł się do niej. - Jeste podszyta tchórzem, Klaro?
Boisz się zaryzykowad? Wiesz przecież, że nie pozwolę ci upad. Masz na to moje słowo. Bała się. Była
przerażona! Serce waliło jej ze strachu - i z podniecenia! Nie, to niemożliwe. To wręcz niewyob-
rażalne. Ojciec nigdy nie pozwalał jej jedzid, nawet w otwartym powozie. Ale oczy Freddiego
umiechały się do niej, omielały. - Może przecież padad - zaoponowała. Frederick rozemiał się. -
Ale jeli nie będzie, to pojedziesz? - zapytał. Nie miała stroju do konnej jazdy. - Nie mam się w co
ubrad - powiedziała. - Suknia podróżna będzie w sam raz - zapewnił jš. -Kochanie, oszczęd sobie
wymówek na resztę wieczoru. Na każdš znajdę odpowied. Mam płodny umysł. Dlaczego tak się
upierał? Dlaczego w ogóle o niej pomylał? Czy nie była mu miła myl o spędzeniu kilku godzin bez
jej towarzystwa? Nie spodziewała się przecież, że Freddie będzie spędzał z niš większod czasu,
nawet podczas ich miodowego miesišca. Jej własny ojciec, który kochał jš ponad życie, jak jej się
zdawało, nigdy tego nie czynił. Spędzanie wielu godzin z kalekš było nudne i przygnębiajšce. Klara
bardzo często współczuła Harriet i wymylała dla niej preteksty do uwolnienia się od tego obowišzku.
- O czym mylisz? - zapytał Frederick odstawiajšc na stolik filiżankę i talerzyk, po czym przysunšł się
do Klary, by dotknšd jej dłoni. - Przecież chcesz pojechad, prawda? - Och, Freddie, pragnę tego nade
wszystko. - Przygryzł wargę czujšc gwałtowny napływ łez. Byd może to wcale nie taki dobry pomysł,
by wnied trochę życia w jej szarš egzystencję. To mogłoby się jej spodobad, a wtedy pragnęłab coraz
więcej i więcej i nigdy już nie byłaby zadowolona ani pogodzona z tym, co ma, i z tym, kim jest. Ale z
drugiej strony, właciwie nigdy nie była szczęliw. Uczyła się cierpliwoci, ale nigdy nie była
szczęliwa. Nigdy. - No to pojedziesz, kochanie - postanowił Frederick. - I będziesz miała dla siebie
otwarty powozik, będziesz przesiadywad na wieżym powietrzu, ile tylko zechcesz, nawet na wietrze.
A gdy tylko się przeziębisz albo ja zachoruję, to cóż, wezwiemy wtedy lekarza, i już. - Och, Freddie! -
zawołała ze miechem. - To takie niedbałe podejcie do życia. Bardzo mi się to podoba! Frederick
wstał, pochylił się i pocałował jš. - Kocham cię - powiedział. - Dojrzała już do pójcia do
łóżka? Mam cię zanied do twego pokoju? - Tak, Freddie, proszę. - Kiwnęła głowš, ale wolałab, aby
Frederick nie psuł przyjaznego nastroju skła fałszywych wyznao. To było zupełnie niepotrzebn. - Czy
będę mógł cię póniej odwiedzid? - Patrzył na niš tymi swoimi oczami w taki sposób, że miała
pewnod, iż większoci kobiet w takiej chwili ugięłyby się kolana. Nawet jej zabrakło tchu w piersi. -
Czy może chcesz zostad sama po tak długiej i męczšcej podróży? Zadrżała na samš myl o tym, co
może się zdarzyd między nimi za chwilę; pogłaskała męża po policzku. - Wolałabym nie zostawad
sama, Freddie - odparła. Umiechnšł się patrzšc jej głęboko w oczy. - Czuję dokładnie to
samo - zapewnił jš pochylajšc się, by wzišd jš na ręce. Objęła go za szyję i oparła policzek na ramieniu.
Zastanawiała się, jak bardzo Frederick liczył na innš odpowied. A przecież patrzył na niš tak
uwodzicielsko! I wczoraj został z niš przez całš noc i kochał się z niš drugi raz! Pomylała, że w gruncie
rzeczy niełatwo go zrozumied. Spodziewała się, że nie będzie to wcale takie trudne, a jednak stało się
inaczej. I dlaczego Frederick chce jš zabrad jutro na przejażdżkę? Robinowi nigdy się nie udało wnied
jej po schodach tak szybko. Frederick sam nie był całkiem pewien, dlaczego namó- wił żonę na
przejażdżkę. Nie będzie to dla niej łatwe zadanie. Byd może przysporzy jej bólu. I z całš pewnociš
byłoby mu o wiele wygodniej jechad samemu, aby swobodni zwiedzid park oraz przyległš okolicę.
Przypuszczał, że po prostu zrobiło mu się jej żal. Zaczšł coraz lepiej poznawad jej dotychczasowe życie,
tak nieznnie ograniczone zakazami, nudne i samotne. Nado-piekuoczod ojca jeszcze bardziej
wszystko utrudniła i pogorszyła. A miłod i szacunek do ojca powstrzymywał Klarę przed.buntem lub
dochodzeniem swoich praw nawet po jego mierci. Wypracowała więc w sobie cichš i cierpliwš
samodyscyplinę, chronišcš jš jak tarcza przed uczuciami. W jej życie trzeba wnied trochę szczęcia.
Trochę przygody. wieżego powietrza. Teraz rozumiał, dlaczego Klara zawsze jest taka blada.
Przynajmniej tyle może dla niej uczynid - od czasu do czasu wyjd z niš z domu i umożliwid jej robienie
tego, na co zawsze miała ochotę. A poza tym musi przecież co udowodnid rodzicom. Oraz sobie
samemu. Zawsze był przekonany, że będzie w stanie porzucid swój nieokiełznany tryb życia i
ustatkowa się, gdy tylko zechce. Wyglšda na to, że nadeszła właciwa pora -. przynajmniej do
pewnego stopnia. Byd może Klara nie jest żonš, jakš by sobie wybrał, gdyby miał możliwod wyboru,
ale stało się i trzeba wszystko przyjšd za dobrš monetę. I w rzeczy samej - Klara okazała się nie tylko
wyborem z koniecznoci, jak się tego spodziewał po pierwszym spotkaniu, a nawet po
owiadczynach. Była interesujšcš a nawet zabawnš towarzyszkš. I niespodziewanie satysfakcjonujšc
partnerkš w łóżku. Ponownie spędził z niš całš noc i znowu wzišł jš dwukrotnie. Byd może jej
nieruchom, a mimo to reagujšce na pieszczoty ciało było dla niego podniecajšco nowym
dowiadczeniem. Większod kobiet, z którymi się kochał, reagowała wybuchowo, często udajš
seksualnš ekstazę. ' W gruncie rzeczy był zadowolony z pierwszych dwu ;
nocy z żonš. Przy pomocy głównego stajennego wybrał mocnego czarnego rumaka i sam go osiodłał,
po czym podprowadził konia pod marmurowe schody tarasu. Zdawał sobie spraw, że Klara jest
zdenerwowana. Przy niadaniu próbował jeszcze znaled nowš wymówkę - twierdziła, że skoro
sšsiedzi dowiedzieli się o jej przyjedzie, to zacznš składa wizyty. Zapytał więc, czy jest pewna, że
uczyniš to rankiem, na co nie zdołała już wymylid odpowiedzi. Zostawił konia przy schodach i wbiegł
na górę po żonę. Umiecili Klarę na koniu we dwóch - służšcy Robin trzymał jš na rękach, a Frederick
usadowił się na grzbiecie konia tuż za siodłem, pochylił się, wzišł Klarę od Robina i posadził jš przed
sobš. Mocno objšł jš w pasie i umiechnšł się na widok przerażenia w jej oczach. - Nie pozwolę ci
upad, kochanie - zapewnił jš po odprawieniu Robina. - Cały czas będę cię mocno trzymał. W każdej
chwili możesz się o mnie wygodnie oprzed. - Ale stšd tak daleko do ziemi - poskarżyła się. Frederick
uchwycił wodze i ponaglił konia cinięciem kolan. Wyczuwał napięcie Klary. - Rozlunij się. I zacznij
się cieszyd przejażdżkš. -Skręcił konia ku alejce parkowej. - Och! - jęknęła Klara. - Och! Przez kilka
następnych minut podchodził do tego jak do uczenia dziecka. Na poczštku Klara siedziała sztywno i
nieruchomo, nie odzywajšc się ani słowem. Bała się nawet odwrócid głowę. Potem stopniowo się
odprężała, zaczęła się rozglšdad - te trawniki i drzewa widziała dotšd jedynie z tarasu, okien domu lub
zamkniętego powozu na drodze dojazdowej. Freddie czuł i słyszał, jak głęboko oddycha wieżym
powietrzem. Kiedy zbliżyli się do jed- nego z drzew, wycišgnęła do góry rękę i przeczesała licie
palcami, ale szybko jš cofnęła obawiajšc się utracid równowagę. A potem zdał sobie sprawę, że Klara
płacze. Bez słowa odwróciła od niego twarz, ale dojrzał strugę łez płynšcš po policzku. Nie odezwał
się; czekał, aż sama dojdzie do ładu z naporem emocji. Sięgnęła do kieszeni po małš chusteczkę i po
kilku minutach wyczyciła nos. Mój Boże, pomylał przyciskajšc jš i udajšc, że nie zauważył tych łez, ta
kobieta znajduje upust dla swych skrzętnie skrywanych uczud. To jest człowiek. Kto, kogo polubił z
niegodziwych powodów. Przejechali przez prawie cały park. Bardzo powoli. Koo przez cały czas szedł
stępa, ani razu nie przeszedł nawet w krótki kłus. - Zmęczyła się, kochanie? - zapytał nachylajšc się
ku niej. - Zaraz cię zawiozę z powrotem. - Och, Freddie! - Klara odwróciła się do męża. Jej oczy, lekko
zaczerwienione, błyszczały. - W ogóle nie chcę wracad. Chciałabym, aby ta przejażdżka trwała
wiecznie. Pewnie mylisz, że jestem głupiutka. Dla ciebie to chyba najnudniejsze zajęcie na wiecie,
prawda? A poza tym musisz mied wrażenie, że poruszamy się w limaczym tempie. - Pojedziemy
jeszcze raz - zapewnił jš. - A potem jeszcze raz i jeszcze raz, Klaro. Nie będziesz już dłużej uwišzana w
domu. Będziesz wychodzid na dwór i oddycha wieżym powietrzem. To rozkaz. A ja będę od ciebie
wymagał posłuszeostwa. Przez krótkš chwilę, zanim spuciła wzrok i popatrzyła w drugš stronę,
widział w jej oczach cieo smutku. - Spodziewam się, że nigdy nie będę ci nieposłuszna, Freddie -
odpowiedziała po chwili. - Wobec taty też nigdy nie byłam. Frederick zawrócił konia i ruszył z
powrotem do domu. Mary Balogh Miał nadzieję, że Klara się w nim nie zakochała. O Boże, tylko nie
to. Owszem, miał zamiar byd dla niej miły i uprzejmy, chciał także wnied w jej życie trochę szczęci i
rozrywki. Ale nie wierzył, by mógł sprostad oczekiwane wzajemnoci w uczuciach. A właciwie nie
tylko nie wierzył, ale był wręcz tego pewien. Klara była zmęczona, chod nie chciała się do tego
przyznad. Po kilku minutach odchyliła się i oparła ramienie o jego pier. Kiedy przycisnšł jš do siebie,
odwišzała wstšżki przytrzymujšce czepek i zdjęła go, by wygodniej ułożyd głowę na jego ramieniu. -
wiat jest cudowny - rzekła. - Ciekawa jestem, czy ludzie, którzy zawsze cieszš się dobrym zdrowiem,
w pełn zdajš sobie z tego sprawę. - Prawdopodobnie nie - odparł opierajšc policzek o czubek jej
głowy. - Na pewno nie. Nagle poczuł, że jest szczęliwy. Dzieo był piękny, okolica urzekajšca, a dom
wspaniały. To jego dom, a kobiet w jego ramionach, taka cicha i zauroczona cudami natury, jest jego
żonš. Byd może więc - mimo wszystko - jako to się ułoży. Byd może w koocu zdoła uwierzyd, że w
życiu zdarzajš się cuda i że niemożliwe staje się możliwe. W cišgu następnego tygodnia Klara dod
często przyłapywał się na pragnieniu, by przyjazd lorda i lady Bellamy wraz z Harriet nie nastšpił tak
szybko. Równie często odczuwała na tę myl wyrzuty sumienia. Harriet niejednokrotnie udowodniła,
że jest dobrš i troskliwš przyjaciółkš, a nie tylko damš do towarzystwa i opiekunk, a i teciowie Klary
byli w Bath bardzo dobrzy i mili. Powinna więc cieszyd się z ich przyjazdu. If naprawdę się cieszyła! Ale
jednoczenie pragnęła, by jej miesišc miodowy trwał nadal, a wiedziała dobrze, że wraz z ich
przyjazdem wszystko skooczy się jak nożem ucišł. To przecież nie może długo trwad. Było zbyt piękne
i doskonałe. Mšż spędzał z niš każdy dzieo i każdš chwilę. Gocił wraz z niš rozlicznych sšsiadów,
którzy na wied o ich przyjedzie, a zwłaszcza o najnowszej nowinie, czyli jej małżeostwie, zjeżdżali
się tłumnie. Klara zawsze utrzymywał przyjazne stosunki z sšsiadami, jako że była to jedna z
nielicznych dostępnych jej przyjemnoci. Freddie ani razu nie okazał znudzenia, przeciwnie, był
układny wobec panów i czarujšcy dla dam. Wygrał więc z nimi na całej linii. Było wyranie widad, jak
na poczštku robiła na nich wrażenie uroda Fredericka, po krótkiej chwili cieszyło ich jego
zainteresowanie, a pod koniec byli zachwyceni wdziękiem. Którego dnia Freddie zabrał jš na wizyty;
zaniósł Klarę do powozu i udali się do trzech okolicznych domów, po czym bez mrugnięcia powiekš
odbył trzy ceremonie picia herbaty. Było to popołudnie, które sprawiło jej nadzwyczajn radod,
ponieważ do tej pory była przyzwyczajona do przyjmowania, a nie składania wizyt. W gruncie rzeczy
bardzo rzadko u kogo bywała. Ale Freddie obiecał jej, że wkrótce pojadš do Londynu i kupiš otwarty
powozik. Do tego czasu będš jedzid z szeroko otwartymi oknami powozu, co i tak stanowiło istotne
novum. Ojciec osłaniał jš zawsze przed każdym możliwym przecišgiem. Jeszcze raz pojechali na konnš
przejażdżkę. Mało tego, Freddie zabrał jš nawet w niedzielę do kocioła, gdzie z radociš powitali ich
znajomi, którzy zdšżyli już złożyd im wizytę, a także pastor z żonš, zapowiadajšcy odwiedziny w cišgu
kilku najbliższych dni. - Chyba byłem w kociele po raz pierwszy od ostatnich wišt Bożego
Narodzenia - powiedział Frederick w drodze powrotnej do domu. - Czy mylisz, Klaro, że znowu
uratowałem swš duszę? - Och, Freddie, przestao opowiadad takie głupstwa. Przynajmniej nie
przespałe całego kazania jak pan Soame. Widziałe, jak pani Soames dzgała go łokciem, gdy głono
chrapał? - To dziwne, że nie wrzasnšł. Ona ma bardzo spiczasty łokied. Wybuchnęli miechem.
Wyglšdało na to, że spędzili naprawdę wspaniały tydzieo. W niedzielę po południu Frederick zabrał
żonę w fotelu na taras i wręcz zabronił jej wzišd ze sobš ciepły szal, ostrzegajšc, że jeli się nim okryje,
to po chwili roztopi się w tym upale. Klara wzdychała z zadowolenia, kiedy woził jš po tarasie,
odwracajšc twarzš do słooca. - Lada dzieo nadejdzie jesieo - zauważyła. - Można powiedzied, że
mielimy dużo szczęcia trafiajšc tu na tak piękne lato w sierpniu, prawda, Freddie? - Wiesz co? Ten
letni domek, który widzielimy podcza konnej przejażdżki, jest niedaleko stšd. Pojedmy tam -
zaproponował. Klara wiedziała, że w pobliżu znajduje się letni dome. Już wczeniej kto jej go opisał,
ale sama po raz pierwszy zobaczyła go podczas drugiej przejażdżki z Freddiem. Była to przykryta
kopułš kamienna budowl o podstawie omiokšta, z wielkimi szklanymi oknami na każdej z omiu
cian. W słoneczne dni ojciec Klary lubił tam oddawad się lekturze, nawet gdy było bardzo chłodno.
Tłumaczył jej, że szklane tafle wychwytujš ciepło słooca. - Mój wózek nie pojedzie po trawie -
powiedziała z odcieniem zawodu w głosie. - Ale ty id, Freddie. Ja tu posiedzę i odpocznę. Albo jeli
chcesz, to przed pójciem zawie mnie do domu. Będę sobie mogła poczytad. Ale Freddie umiechnšł
się i pochylił, by wzišd jš na ręce. - Moje nogi pójdš po trawie - zapewnił jš ruszajšc ku drzewom,
które zasłaniały widok na letni domek. - Ale to za daleko - zaoponowała. - Jestem za ciężka. - Jeste
lżejsza niż piórko - zapewnił jš. - Chociaż zauważyłem, Klaro, że ostatnio zaczęła więcej jadad.
Wystarczyłoby dla ciebie i dla konia. - O zgrozo! - zawołała. - Wydaje mi się, Freddie, że apetyt wzrósł
mi z powodu przebywania na wieżym powietrzu. Jestem za chuda, prawda? - Nie było to
kokieteryjne domaganie się komplementu. Klara zawsze zdawała sobie sprawę z braku urody.
Czasami tylko marzył, by uchodzid za możliwš do przyjęcia. Zwłaszcza teraz. Dla niego chciałaby byd
piękna. Cóż za głupie marzenie! - Jeste, jaka jeste - powiedział. - Dla mnie piękna, kochanie. Ale
cieszę się widzšc, że masz dobry apetyt, i nie będę się krzywił, jeli przybędzie ci parę kilogramów.
Chociaż mogę dyszed i słabnšd noszšc je do letniego domku albo jeszcze Bóg wie gdzie. - Jeli stracisz
oddech, to tylko z własnej winy -zapewniła go. - Nie prosiłam, by mnie niósł na rękach. W letnim
domku było goršco jak w piecu. Popatrzyli na siebie i wybuchnęli miechem, po czym Freddie
usadowi jš na ławeczce biegnšcej wokół cian domku. - Na kolację życzy pani sobie duszone mięso?
-zapytał. - Czy to pani ulubiona potrawa? - Nieszczególnie. Mój wcišż rosnšcy apetyt jeszcze tak
daleko nie sięga. Frederick wyniósł jš z domku, posadził na trawie i sam usiadł obok. Klara odkryła, że
trawa może byd cudowna, miękka, chłodna i słodko pachnšca. - Tata nigdy by mi nie pozwolił
siedzied na trawie -powiedziała kładšc się na plecach. Zamknęła oczy i wycišgnęł ręce wzdłuż ciała,
dotykajšc trawy i delikatnie jš przeczesujšc palcami. - Obawiał się wilgoci. - Nie padało już od wielu
dni - stwierdził Frederick, opierajšc się na łokciu i patrzšc na leżšcš Klarę. - A może Mary Balogh nawet
tygodni? W każdym razie doktor Frederick Sullivan przepisuje ci mnóstwo trawy, wieżego powietrza,
słooca i jedzenia. To wyjdzie ci tylko na dobre. Stawiam na to całš swš reputację doktora medycyny.
Klara wybuchnęła miechem i po chwili znowu się rozemiała, gdy krzywišc nos otworzyła oczy i
zobaczyła, że łaskotanie wywołało dbło trawy w dłoni Freddiego. - Jest cudownie. - Westchnęła. -
Cudownie. - Leżšc w milczeniu słuchała piewu ptaków. Owady bzyczały, a niewyczuwalny wietrzyk
poruszał gałęziami drzew. Na twarzy czuła promienie słooca. Wcišgnęła głęboko zapach trawy. To
wszystko żyje! Dlatego włanie poza domem, na wieżym powietrzu, jest tak inaczej. Wszystko żyje,
nawet ta trawa pod niš. Otaczało jš życie. I ona żyje. Oddycha życiem, czuje je w płucach i we krwi.
Czuje się niemal tak, jakby mogła wstad i id, a nawet biec, gdyby się tylko postarała! Próbowała
poruszyd nogš w kostce. Przecież jej nogi nie sš bezwładne, sš tylko słabe. Ale kostka nie poddała się
sile woli. Klara otworzyła oczy i popatrzyła w niebo, po którym przepływało kilka chmurek. - Kociak -
powiedziała. - Popatrz, Freddie. Popatrz na tę chmurkę. Frederick spojrzał w górę przygryzajšc dbło
trawy. - Kociak? - powtórzył. - Nie. To okręt. - Nie, nie ta. Ta obok. I ta druga, popatrz! - zawołała. -
Zaraz za niš płynie rozwinięty kwiat róży. - To koo, który stanšł dęba. Klara ponownie zaniknęła oczy i
umiechnęła się. - Bawi cię droczenie się ze mnš - zauważyła. Nagle jaki cieo przesłonił słooce. Usta
Fredericka dotknęły jej warg. - Chmury przedstawiajš zawsze to, co chcemy zobaczy, kochanie -
powiedział. - Na tym polega ich urok. - Nigdy im się nie przyglšdałam - wyznała, otwierajšc oczy. - Jaki
wielki i wspaniały jest wiat, Freddie. A my jestemy jego częciš. Pomyl, że Ziemia pod nami
wiruje. - Kręci mi się w głowie - mruknšł i znowu jš pocałowa, wsuwajšc język w jej wargi. - Będziesz
musiała mnie mocno przytrzymad, Klaro. - Och, głuptasie - odparła, ale objęła go. Przez kilka minut
oddawali się ciepłym i rozleniwionym pocałunkom. Była to jedna z gier Freddiego, którš podczas tego
tygodni przyjmowała z wdzięcznociš. Zastanawiała się, dlaczeg mšż w dalszym cišgu utrzymuje
pozory. Dlaczego przyniósł jš tutaj, skoro mógł przyjd sam albo pojechad gdzie indziej? Dlaczego od
dnia lubu spędza każdš noc w jej łóżku, kochajšc się z niš po dwa razy przez wszystki te noce? Klara
zaczęła się obawiad, że uzależni się od codziennej obecnoci Freddiego przy swym boku. Obawiała
się, że stanie się zależna od kochania się z nim. Nie mogła go co prawda z nikim porównad, ale i tak
wiedziała, że Freddie jest ekspertem w sprawach miłoci i że w trakcie ich miłosnych uniesieo
wykorzystuje całš swš wiedzę i umiejętnci. Uwielbiała się z nim kochad, bardziej niż kiedykolwie
mogła przypuszczad. Byd może nie byłoby to takie wspaniałe z innym mężczyznš. Nie potrafiła nawet
wyobrazid sobie, że mogłaby robid co tak intymnego z innym człowiekiem. - Jeli zaniesz, Klaro -
odezwał się, znów łaskoczšc jš po nosie trawkš - to obudzisz się z twarzš jak rak. I z nosem jak
skwarek. Będę musiał jak najszybciej zabrad cię w cieo. Klara westchnęła. Była zbyt rozespana, by się
odezwad. - Kto, jest twoim lekarzem? - zapytał. - Czy twój ojciec konsultował się z innymi lekarzami
oprócz niego? - Nazywał ich wszystkich głupcami i szarlatanami. Rzecz jasna, nigdy nie spotkał
doktora Fredericka Sulli- Mary Balogh vana. Co mi się jednak wydaje, że nie pochwalałby twoich
metod, Freddie. - Ale był jaki konkretny lekarz? - wypytywał Freddie. - Doktor Graham. Był
przyjacielem ojca. Ale kiedy przybył tu przed kilku laty, żeby mnie zobaczyd, miał z ojcem poważnš
sprzeczkę. Nigdy potem go nie widzielmy. - Czego dotyczyła ta sprzeczka? - zapytał. Klara pokręciła
głowš. - Nie wiem - odparła po chwili. - Tato mi nie powiedział. Zapowiedział jedynie, że nikt mu nie
zabierze jego małej dziewczynki tak jak jej mamy i nikt jej nie skrzywdzi ani nie zada jej bólu. Dla taty
zawsze byłam jego małš dziewczynkš. To mieszne, prawda? - Nie - zaprzeczył. - Utrata żony musi
byd bardzo bolesnym przeżyciem, a jeszcze trudniej jest opiekowad się na wpół osieroconym
dzieckiem, które było niemal skazane na mierd. Klara otworzyła oczy i umiechnęła się. Czyżby to
oznaczało, że Freddie może sobie wyobrazid, czym jest miłod ojcowska? Znowu pomylała o tym, o
czym mylała od samego poczštku - czy byłaby zdolna urodzid jego dziecko. Pragnęłaby tego ponad
wszystko. Ale nie powinna robid sobie zbyt wielkiej nadziei. Życie jš nauczył, by nigdy nie spodziewad
się za wiele. Ale mimo to była za bardzo szczęliwa. I za bardzo martwiła się nadchodzšcym koocem
miodowego miesišca. Pocieszała się tylko mylš, że jeden krótki tydzieo szczęci w życiu to lepiej niż
nic. A może gorzej niż nic? Może to tylko krótki i zwodniczy obraz tego, jak piękne może . byd życie?
Znowu poczuła na ustach jego wargi. - Chodmy - powiedział. - Czas wracad, zanim wpadni mi do
głowy pomysł, by kochad się z tobš tu, na tej trawie. Ogrodnicy nie pracujš w niedzielę, prawda? - Nie.
- Rozemiała się i wycišgnęła ramiona, by objšd go za szyję, kiedy uklškł przed niš, by wzišd jš na ręce.
- Ale widziałyby nas ptaki i owady. Swojš drogš, byłoby to cudowne przeżycie, pomylała, gdy cieżkš
poród drzew ruszyli z powrotem na taras. Kochad się na trawie. Na wieżym powietrzu. Poród
wszystkiego, co żyje. Nagle z całš jasnociš uprzytomniła sobie, że musi byd bardzo ostrożna. Nie
może się zakochad! Może mimo wszystko przyjazd Harriet i teciów okaże się wskazany? Tak czy tak,
nie da się zatrzymad czasu. Chodby nie wiadomo jak chciała. A tak bardzo chciała! Rozdział siódmy Ku
swemu sporemu zaskoczeniu Frederick skonstatowa, że niemal żałuje, iż miesišc miodowy chyli się
ku koocowi. Postanowił powięcid ten tydzieo na to, by sprawid żonie trochę przyjemnoci i
ofiarowad odrobinę szczęcia, i odkrył, że przy okazji sam go niemało zakosztowa. Uznał, że w
zwišzku seksualnym, a jednoczenie partnerskim z jednš kobietš jest co odprężajšcego, przyjemneg
i w pewnej mierze wygodnego. Miał bowiem mnóstwo zwišzków miłosnych, z których jednak prawie
żaden nie był zarazem przyjacielski. Byd może z wyjštkie Jule, chod żadne nie zwierzało się drugiemu
ze swych myli ani tajemnic. Z Klarš także nie odbywali szczerych rozmów, ale byd może z czasem do
tego dojdzie. Okazało się, że rozmowa nie sprawia im trudnoci, a oboje interesujš się życiem
partnera. Jeli nie do kooca odkrył się przed niš podczas tego tygodnia, to tylko dlatego, że nie
uważał się za szczególnie interesujšcego osobnika. A w dodatku nie był pewien, czy naprawdę zna
sam siebie. Czego oczekiwał od życia? Zaledwie przed tygodniem odparłby bez chwili wahania, że
przede wszystkim przy- jemnoci. Pragnšł mied spłacone długi, by bez obaw pokazad się w miecie i
wkroczyd w wir życia w tym samym miejscu, w którym z niego wypadł. Kluby, wycig, gry i kobiety -
zawsze to wszystko uwielbiał. Nadal uwielbia. Ale czy już do kooca życia? Czy te przyjemnoci nigdy
mu się nie znudzš? A może już się znudziły? Czy oczekuje od życia czego więcej? Może na przykład
własnej rodziny? Domu, gdzie spędzi większod swych dni? Żony, która zastšpi wszystkie inne kobiety
i stanie się towarzyszkš i przyjaciółkš? Czy tego włanie pragnie? Wzdrygnšł się na tę myl i
momentalnie przeleciały mu przez głowę wszystkie stereotypow okrelenia, którymi od dawna się
posługiwał -kajdany, pułapka, niewola i tak dalej. Nie miał ochoty brad na siebie obowišzków i
odpowiedzialnoci ani też tracid wolnoci osobistej. Ale pojawiła się Klara i w chwili, kiedy została
jego żonš, automatycznie spadła na niego odpowiedzialnod i stracił sporš dozę wolnoci. Po kilku
dniach zaczšł się nawet zastanawiad, czy byłaby w stanie rodzid dzieci, i właciwie nie widział
powodów, by tak nie mogło byd! Gdyby Klara miała zastrzeżenia, z pewnociš by się o nich
dowiedział. Dziecko! Na samš myl o tym niemal ogarniała go panika, ale jednoczenie odczuwał
całkiem przyjemnš ciekawod, jakie to uczucie byd ojcem. Ojciec. Tato. Chciał uciec. Chciał wrócid do
Londynu, znaled się w znajomych miejscach i oddad się ulubionym zajęciom. Chciał byd bezpieczny.
A mimo to nie mógł się pogodzid z nieuchronnie nadchodzšcym koocem tygodnia z Klarš, który był
niezwykle przyjemnym interludium w jego życi. Po omiu dniach zjawili się rodzice Fredericka i
przywili ze sobš Harriet Pope. Była cała masa ucisków, pocałunków, objęd i łez - głównie u lady
Bellamy, która stwierdziła, że oboje wspaniale wyglšdajš. I że Ebury " Court to wspaniałe miejsce i
piękny dom. Skrócony miesišc miodowy się skooczył. Następne dwa dni Frederick spędził głównie z
ojcem - jedzili konno, spacerowali, zwiedzali stajnie i grali w bilard. Damy przesiadywał w salonie,
rozmawiały, haftowały i zabawiały odwiedzajšcych je sšsiadów. Którego dnia po obiedzie wyjechały
powozem z wizytš do Soamesów. Nowożeocy byli sami ze sobš właciwie jedynie w nocy. Frederick
poczuł lekkš nostalgię na myl o minionym tygodniu. Matka była zachwycona postawš syna i
powiedziała mu o tym od razu pierwszego wieczoru, gdy spacerowali po tarasie po kolacji. - Musiałe
byd nadzwyczajny, Freddie - powiedziała. - Kochana Klara jest zupełnie odmieniona. Ta uwaga
zatrwożyła go i zaintrygowała. Gdy weszli z matkš do salonu, popatrzył bacznie na żonę. Czy istotnie
się zmieniła? Próbował porównad jej obecny wyglšd z tym, który utkwił mu w pamięci po pierwszym
spotkani. Czy jest inna? Nie, oczywicie, że nie. Może jedynie z wyjštkiem twarzy, na której pojawiły
się lekkie rumieoce, prawdopodobni spowodowane przebywaniem na wieżym powietrz, na co
nalegał codziennie od przyjazdu do Ebury Court. Miał też niejasne wrażenie, że twarz Klary nie jest
tak bardzo wychudzona, ale był to chyba przejaw jego wybujałej wyobrani, bo chociaż poprawił się
jej apetyt, to przecież nie mogła jeszcze przybrad na wadze. Oczy miała wielkie i lnišce, ale przecież
od samego poczštku uważał, że włanie oczy sš jej największš zaletš. Oczywicie, że wcale się nie
zmieniła. Nadal była niezbyt urodziwš chudš kobietš o której względy posta- ; nowił się ubiegad ze
sporym ocišganiem. Po prostu znał jš od pewnego czasu i nie mógł już patrzed na niš i obiektywnie.
Patrzył na Klarę - i widział Klarę. Swojš żonę. Kobietę, którš zaczšł poznawad podczas ubiegłego
tygodnia. Kobietę, która go przyjemnie zaskoczyła. Partnerk seksualnš. Jej chudod, brak urody i
ogrom ciężkich włosów już mu nie przeszkadzały. Były po prostu częciš Klary. Byd może Harriet
również dostrzegła zmianę u swej pani, bo jej zacinięte w chwili przyjazdu usta pod wieczór się lekko
rozluniły. Mimo to nadal unikała męża przyjaciółk. Freddie pomylał z niejakim rozbawieniem, że
pewnie się obawia, że gdy dojrzy jš w jakim ciemnym kšcie, to się na niš rzuci. W innych
okolicznociach bez wštpienia zaczšłby z niš flirtowad, bo panna była urodziw jak rzadko. Ale jego
nigdy nie bawiło uwodzenie niewiništek. Ze zniecierpliwieniem odrzucił od siebie myl o Jule. - Masz
zamiar spędzid tu jesieo, Freddie? - zapytał go ojciec z wystudiowanš obojętnociš, kiedy grali w
bilard. - Matka chciałaby, żebycie przyjechali do nas na Boże Narodzenie. Czy Klara da radę
podróżowad? Jeli będziesz mógł, to koniecznie przyjed. Les postanowił wyjechad za miesišc do
Włoch, a matka będzie się czuła bez was samotna. - Przyjedziemy - zapewnił go Frederick. - Co do
jesieni, to jeszcze nic nie zdecydowałem. Możliwe, że zostanę tutaj. I w tej chwili postanowił, że tak
uczyni. Właciwie nie ma po co wracad do Londynu. Jeli tam pojedzie, to znowu zacznie grad, a po
ostatnim kryzysie przysišgł sobie, że kooczy z hazardem. A poza tym interesujšca wydała mu się praca
nad własnym małżeostwem i oczekiwanie, co z tego wyniknie. Musiał przyznad, że bardzo polubił
Klarę. Byd może nawet trochę się w niej zakochał, chod po rozsšdnym przemyleniu pomysł ten wydał
mu się absurdalny. Lubi jš. Zostanie z niš przynajmniej na trochg i zobaczy, jak się sprawy potoczš. Ale
już po kilku dniach jego plany gwałtownie się odmieniły. Rodzice wyjechali, ale Harriet została.
Spędzał każdš chwilę z jego żonš, stawiajšc go w niewygodnej sytuacji. Mimo to nie chciał
zaproponowad Klarze, by się pozbyli tej dziewczyny. Harriet była przyjaciółkš Klary, do tego zubożałš i
samotnš, gdyby więc została zwolnion, nie miałaby się gdzie podziad. A poza tym może się okazad
przydatna, gdy on postanowi wyjechad do miasta na kilka tygodni lub miesięcy. Frederick musiał
wynajdywad sposoby, by znaled się z żonš sam na sam. Pewnego pochmurnego i chłodnego
popołudnia zabrał jš na przejażdżkę. Nie było to mšdre posunięcie, chod ta rozrywka sprawiała obojgu
przyjemnod. Po drodze zaczęło kropid i nie zdšżyliby wrócid do stajni przed ulewš. Frederick
skierował konia do letniego domku, szybko zsadził z niego Klarę, klepnšł wierzchowca po zadzie i
posłał galopem do domu, a sam wbiegł do rodka. Oboje miali się do rozpuku. - W taki dzieo jak ten
tato nie pozwoliłby mi nawet otworzyd okna - zauważyła Klara. - Zaczynam zdawad sobie sprawę, że
pod pewnym względem twój tato był mšdrym człowiekiem - powie- dział siadajšc na ławie i bioršc
Klarę na kolana. - Masz mokre ubranie - poinformowała go strzšsajšc krople deszczu z jego ramienia,
po czym oparła na nim policzek. - Mylałam, że spadniemy z konia. Jechalimy bardzo szybko. Nie
miej się, Freddie. Frederick rzeczywicie popędzał konia w obawie przed deszczem. Pocałował jš. -
Tu przynajmniej jest ciepło - zauważył. - Nagrzało się podczas słonecznego ranka. - Aha. Bardzo tu
przytulnie. Kilka minut upłynęło im na ciepłych, leniwych pocš- łunkach. - Tęskniłem za tobš podczas
pobytu rodziców - powiedzia. - A teraz cały czas kręci się tu Harriet. - Nie musisz teraz spędzad ze
mnš tyle czasu. Będziesz miał więcej swobody. - A kto powiedział, że mi na tym zależy? Klara nie
odpowiedziała. Znowu jš pocałował. - Jeste szczęliwa, kochanie? - spytał po kilku minutac. - Uhm.
- Rozumiem, że mogę tę odpowied zinterpretowad wedle swego uznania - rzekł ze miechem. - Cóż,
ja jestem szczęliwy. - To była cudowna przejażdżka - zapewniła go. -Pomimo ulewy. - Dzięki ulewie
- poprawił jš. - Gdyby nie deszcz, nie wpadłoby mi do głowy, żeby cię tu przynied i posiedzied sobie z
tobš. - Przygryzał lekko koniuszek jej ucha i szepnšł: - Czy ty też cieszysz się, że pada? Poczuł, że
przełknęła linę. - Tak, Freddie. - Ty też za mnš tęskniła? Klara odpowiedziała dopiero po dłuższej
chwili. - Tak. - Tym razem tak, a nie tylko uhm? - Popatrzył w jej przepełnione umiechem oczy. -
Wydaje mi się, że jestemy bliscy złożenia sobie pewnych wyznao, kochani. - Nie, Freddie -
zaprzeczyła. - Co, nie? - Dotknšł czołem jej czoła i pocałował jš w czubek nosa. - Chciałbym usłyszed
od ciebie te słowa. Ja mogę je wypowiedzied. Kocham cię. Proszę. To całkiem łatwo powiedzied. O
wiele łatwiej, niż można się było spodziewad. Kocham cię, Klaro. - Nie rób tego. - Klara odwróciła
twarz i wtuliła jš Mary Balogh w szyję męża. - To zupełnie niepotrzebne. Nie psuj wszystkiego.
Frederick zesztywniał. Położył dłoo na jej głowie. - Psuję? - zapytał zdumiony. - Mówišc własnej
żonie, że jš kocham? Nie chcesz, bym cię kochał, Klaro? Czy też chodzi ci o to, że nie możesz
odwzajemnid moich uczud? W takim razie w porzšdku. Mogę zaczekad. Klara uniosła głowę i wtedy
dostrzegł, że jest zasmucon i rozgniewana. - Nie ma potrzeby utrzymywania pozorów, Freddie -
powiedziała. - Uważam, że i tak było nam razem zaskakujšc dobrze. Czy nie możemy się tym
zadowolid? Czy potrzebne nam te wszystkie kłamstwa? - Kłamstwa? - Wyglšdało na to, że ciepło
wyparowało z letniego domku. Frederick poczuł chłód. - To wyznanie, że mnie kochasz - wyjaniła. -
Nazywani mnie ukochanš, a czasami nawet twym najdroższy skarbem. Nie musisz tego mówid,
Freddie. Czy uważasz, że skoro jestem kalekš, to muszę od razu byd głupia? Mylisz, że nie wiem, jak
jest naprawdę, i że od samego poczštku tego nie wiedziałam? Nie wiedziałam tylko jednego, nie
znałam wysokoci twych długów. Czy posag je pokrył? Gdyby mogła chodzid, zostawiłby jš tutaj i
wybiegł na deszcz. Nie chciał patrzed jej w oczy. Ale byłby nikczemnikie, gdyby teraz opucił wzrok. -
Tak - potwierdził. - Ale skoro wiedziała, Klaro, to dlaczego za mnie wyszła? - Mam dwadziecia
szed lat. Do tego jestem wstrętna i kaleka. Czy trzeba mówid więcej? - Nie jeste
wstrętna. - Miał wrażenie, że mówi nie swoim głosem. - Czy
uprzejmiej będzie powiedzied pozbawiona urod"? - zapytała. - A więc dobrze, jestem pozbawiona
urody. Oboje pobralimy się z tego powodu, że chcielimy j zaspokoid swoje potrzeby, Freddie. I jak
dotšd, nie było to takie straszne, prawda? Pozwól nam się tym cieszyd. Nie potrzebuję słuchad twych
zapewnieo o miłoci wiedzš, że sš kłamstwem. Nie jestem dzieckiem. - Proszę o wybaczenie,
madame. Popatrzyła na niego uważnie i westchnęła. Gniew zniknš z jej twarzy. - Popełniłam włanie
niewybaczalne głupstwo -stwierdziła. - To z powodu drobnej irytacji. Powinna w dalszym cišgu
milczed na ten temat. Tak byłoby chyba lepiej. Niepotrzebnie wprowadziłam cię w zakłopotani. -
Przeciwnie - zaprzeczył. - Zawsze jest lepiej dla dwojga ludzi, gdy rozmawiajš ze sobš otwarcie. Tak,
moje długi zostały spłacone, madame. I więcej ich nie będzie, więc nic nie zagraża twemu majštkowi.
Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, po czym ponownie westchnęła i z powrotem ułożyła
głowę na jego ramieniu. - Jestem głupia - powiedziała w koocu. - Wybacz mi. - Nie ma tu nic do
wybaczania. Trzymał jš na kolanach nieruchomo i w całkowitej ciszy ponad pół godziny, dopóki deszcz
nie ustał, po czym wzišł jš na ręce i milczšc zaniósł do domu, stšpajšc po mokrej od deszczu trawie.
Uwiadomił sobie, że doznane upokorzenie i zakłopotanie sš dla niego cięższym brzemienie niż
kobieta, którš niesie na rękach. A więc znała prawdę. Oczywicie, że znała. Nigdy właciwie nie sšdził,
że jest inaczej. Musiała przecież mied dowiadczenia z łowcami posagów. Ale z chwilš gdy przyjęła
owiadczyn, przyzwoitod nakazywała obojgu utrzymywanie gry pozorów. Byd może słowa, które
wypowiedział, były fałszywe. Ale postępował zgodnie z nimi. Wszystko, co z niš robił i co dla niej
czynił, miało służyd temu, by okazad jej miłod, którš nie w pełni odczuwał. Próbował okazad żonie
serce i wdzięcznod. Zaniósł Klarę do domu, prosto do jej pokoju. Kiedy posadził jš na fotelu,
pocišgnšł za sznur dzwonka. - Polecę, by przygotowano ci goršcš kšpiel - powiedzia. - Nie chcę, by
się przeziębiła. Potem musisz wypid co goršcego i przynajmniej godzinę spędzid w łóżku. Klara
próbowała się umiechnšd i przybrad lekki ton. - Czy to rozkaz, sir? - zapytała. Ale było już za póno
na kontynuowanie gry. - Tak, to jest rozkaz, madame - potwierdził, po czym wydał polecenia
pokojówce, która skwapliwie pospieszyła na wezwanie. Po wysłaniu jej do kuchni po goršcš wodę
wyszedł z pokoju żony nie oglšdajšc się za siebie. Nie wrócił już ani do tego pokoju, ani do sypialni
Klary przed wyjazdem do Londynu następnego ranka. Pożegnał się oficjalnie po niadaniu - z Klarš
była jej towarzyszka - i zapowiedział, że nie będzie go przez miesišc. W głębi duszy przekonany był, że
potrwa to jednak o wiele dłużej. Klara cišgle płakała i chociaż robiła to w samotnoci, nie zdołała
ukryd ladów wielu przepłakanych godzin. Przynajmniej nie przed najbliższš przyjaciółkš. Harriet z
poczštku milczała z mocno zaciniętymi ustami. - Zabroniła mi mówid cokolwiek przeciw niemu -
wyrzuciła wreszcie z siebie kilka dni po wyjedzie Frede-ricka. - Ale ja już dłużej tego nie wytrzymam,
Klaro. Nienawidzę patrzed na to, jaka jeste nieszczęliwa. Nienawidz go za to. - To wyłšcznie moja
wina - zapewniła jš Klara. - Nie winię za to Freddiego, Harriet. - I słowa te dały upust zwierzeniom,
podczas których cała spowied popłynęła jak rzeka. Klara wyznała, że już od kilku dni zamierzała co
mu powiedzied. Co rozsšdnego i rozważnego. Mylał, że już na tyle się poznali i polubili, by móc
powiedzied sobie prawdę i zrezygnowad z pozorów. Mogliby się wted skoncentrowad na budowaniu
przyjani. - Bo była możliwod zawarcia przyjani - zapewniła nastawionš sceptycznie przyjaciółkę. -
Przez cały tydzieo po lubie bez przerwy ze sobš rozmawialimy, Harriet. I mialimy się. Nigdy się
tyle nie miałam. Chciałam się pozbyd skrępowania. To, że się nie kochamy, wydawało mi się bez
znaczenia. Mylałam, że jestemy co do tego zgodni. Ale popełniłam błšd. - Temu człowiekowi nie
spodobało się, że przejrzała jego grę - stwierdziła gorzko Harriet. - Byd może - zgodziła się Klara ze
smutkiem. - Ale sposób, w jaki to powiedziałam, zniszczył wszystko do kooca. Byłam zirytowana,
ponieważ schronilimy się w letnim domku przed deszczem i było nam tak wygodni, tak miło i tak
cudownie. Ale on wszystko zepsuł powtarzaniem tych bzdur. Nie mogłam z nim rozsšdnie
porozmawiad, jak wczeniej zaplanowałam. Byłam zła i mówiłam niemšdrze. - Było nam tak
cudownie - powtórzyła Harriet patrzšc na niš uważnie. - Dlaczego była zła, Klaro? Bo okłamywa cię
nadal, chod to nie było konieczne? Czy dlatego, że została skrzywdzona? - Skrzywdzona? - Klara
popatrzyła pustym wzrokiem na przyjaciółkę. Zapragnęła ukryd twarz w dłoniach. Przeczuwał, co
Harriet powie, ale nie chciała tego słyszed. - Ponieważ on nie czuł tego, co mówił - wyjaniła Harriet.
- Czy poczuła się skrzywdzona, ponieważ on cię nie kocha, a tylko tak mówi? Klara powoli
zaczerpnęła tchu. - Nie wyszłam za niego z miłoci. Dobrze o tym wiesz, Harriet. I dostałam wszystko,
czego chciałam. Szacune i... szacunek. Ale w samotnoci nadal płakała. Wyglšdało na to, że nie może
pozbierad się na tyle, by powrócid do trybu życia, Mary Balogh jaki prowadziła od dawna. Zwyczajne
życie zostało prze-; rwane tylko na krótkš chwilę. Przecież i tak wiedziała, że miesišc miodowy nie
będzie trwał wiecznie. Przyjmujšc owiadczyny Freddiego, nawet nie marzyła o tym wspólny
tygodniu. Aż tyle nie oczekiwała. Nie ustawała w oskarżaniu się o wszystko. Nawet jeli Frederick
kłamał mówišc, że jš kocha, to przecież był dla niej dobry. Te dwa tygodnie były niewyobrażalnie
cudown. Bolenie tęskniła za brzmieniem głosu męża, za jego miechem i spojrzeniem. W nocy
brakowało jej dotyku jego ciała i ciepła warg na ustach. Upokorzyła go. Dobrze o tym wiedziała.
Gniew sprawi, że chciała go tak zranid, jak sama czuła się zraniona. O, tak, Harriet miała rację. Klara z
bólem musiała to przyznad. Poczuła się skrzywdzona jego wyznaniem, z gruntu fałszywym, więc sama
też chciała go skrzywdzid. Nie tylko powiedziała mu, że zna całš prawdę, ale jeszcze celowo
wspomniała o długach i zapytała, czy posag wystarczy na ich pokrycie. Jak mogła mu to zrobid?
Widziała wstyd w jego oczach, a póniej sztywnš maskę na twarzy. Sztywnš, nieprzejrzyst maskę,
którš przybrał na resztę dnia oraz następny ranek, gdy przyszedł się z niš pożegnad. Po tym, co
powiedziała, ani razu nie nazwał jej po imieniu. Zwracał się do niej oficjalnie, używajšc słowa
madame. Nie spał z niš ostatniej nocy przed wyjazdem do Londynu, chociaż Klara prawie cały czas
czuwała, czekajšc na niego i wiedzš, że nie przyjdzie. Opłakiwała swój postępek. Jakże głupie było z
jej strony oczekiwanie, że osišgnie satysfakcję z polubienia mężczyzny dla jego urody, siły i
męskoci. Była wobec siebie tak samo nieuczciwa, jak Freddie wobec niej. Przecież musiała wiedzied,
że nie będzie potrafiła posišd tych wszystkich skarbów i nacieszyd się nimi, nie pragnšc niczego
więcej. Chciała więcej. Chciała Freddiego. Nie jego miłoci wprawdzie; zbyt się między sobš różnili, by
kiedykolwiek się pokochad. Ale podczas tych kilku dni małżeostwa co się między nimi zrodziło. Na
pewno. Była o tym przekonan. Przyjao. A nawet więcej. Czułod. Tak, czułod, jeli nawet nie
miłod. To było to. I mogłob tak zostad, gdyby nie była tak uparcie i beznadziej głupia i nie odrzuciła
tego wszystkiego w jednej chwil. Po tygodniu nadszedł od niego list. Krótka, formalna wiadomod,
którš otworzyła drżšcymi palcami i czytała ze strachem w oczach. Frederick miał nadzieję, że Klara
czuje się dobrze. Sam zamierza zatrzymad się na trochę w miecie. Ma pewne sprawy do
pozałatwiania. Przebiegła wzrokiem drugi, zarazem ostami akapit i przeczytała go ponownie. -
Otwarty powóz zostanie dostarczony za dzieo lub dwa - poinformowała potem przyjaciółkę. - Mam
nim jedzid codziennie, jeli pogoda pozwoli. Mam ci polecid, aby mnie wystawiała na taras
codziennie, jeżeli nie będzie padad. Codziennie mam przynajmniej pół godziny spędzad na wieżym
powietrzu i słoocu. - No, chod raz co sensownego - zauważyła zgryliwie Harriet. - Z całym należnym
ci szacunkiem, Klaro, pragnę zauważyd, że twój ojciec przesadzał z tym dbaniem o ciebi i byd może
nawet w ten sposób zaszkodził twemu zdrowiu, które tak bardzo chciał zachowad. Czy będziesz się
stosowad do rad pana Sullivana? - Tak - odparła Klara składajšc list i ciskajšc go w dłoni. - Od tej
chwili. Stęskniłam się już za wieżym powietrzem. Przez tydzieo nie wychodziłam na dwór. Od
czasu... Od chwili gdy zmokłam na deszczu. Klara nie powiedziała przyjaciółce, co Freddie napisał w
dwóch ostatnich zdaniach listu. Poddanie się jego polecenio i tak nie ulegało wštpliwoci. Owszem,
madame Mary Balogh - napisał - to jest polecenie. Spodziewam się posłuszeostw w tym względzie."
Będzie mu posłuszna, tak jak była posłuszna ojcu. A ojca słuchała dlatego, że go kochała, szanowała i
chciał go zadowolid. Freddiemu będzie posłuszna, ponieważ... ponieważ jest jej mężem. W cišgu
następnego tygodnia jej łzy obeschły i życie potoczyło się utartymi koleinami, oprócz kilku zmian.
Wychodziła na dwór i pilnie baczyła, by każdy pobyt na wieżym powietrzu nie był krótszy niż pół
godziny. Przeciwni, wielekrod, z wyjštkiem szczególnie chłodnych dni jesiennych, z własnej woli
sporo przekraczała zalecany czas pobytu na dworze. Pewnego dnia poleciła Robinowi, by jš zaniósł do
letniego domku, gdzie Harriet przesiedział z niš całš godzinę. Klara jednak nie powtórzyła już tego
eksperymentu. Gdy tylko wróciła do domu i znalazła się sama, łzy popłynęły jej ze zdwojonš siłš.
Zaczęła składad wizyty niemal tak często, jak je przyjmował, uczestniczyła nawet w kilku wieczornych
przy oraz jednym koncercie. Z zaciekawieniem i pewny smutkiem przyglšdała się taocom. Po dwóch
tygodniach od wyjazdu męża apetyt Klary wyranie znowu się poprawił. Kiedy pewnej nocy stanęła
przed lustrem i dokonała krytycznej lustracji, doszła do wniosku, że zmiany w jej wyglšdzie nie sš
wyłšcznie tworem wyobrani. Policzki wyranie się wypełniły, a twarz była o wiele mniej blada niż
zwykle. Uwiadomiła sobie, że wyglšda już na niebrzydkš, a nie zdecydowanie brzydkš, i umiechnęła
się do odbicia w lustrze. Jej życie składało się głównie z czekania na listy od Freddiego. Raczej krótkie
notki niż listy w większoci zawierały zdawkowe pytania o zdrowie i zalecenia. Klara zawsze
odpowiadała na te listy - tak samo oficjalnie i prawie tak samo krótko - zapewniajšc męża o swym
dobrym zdrowiu i wyrażajšc przekonanie, iż on także jest zdrów, oraz zdajšc mu sprawozdanie ze
wszystkich wypra w cišgu tygodnia. Zapewniła go, że powozik jest jednym z najwspanialszych
prezentów, jakie kiedykolwiek otrzymała. Czuła przy tym leciutkie wyrzuty sumienia, mylšc o
wszystkich drogocennych klejnotach, które podarowa jej ojciec. Ale to, co wyznała Freddiemu, było
prawdš. Niemal dwa miesišce po wyjedzie Freddiego nadszedł - jak co tydzieo - list. Klara jak zwykle
przeczytała go zachłannie, po czym przeczytała ponownie, a potem jeszcz raz. Zaczekała na powrót
Harriet z krótkiej przejażdżk. - Jedziemy do Londynu! - zawołała, gdy przyjaciółka weszła do
bawialni. Harriet w niemym zdziwieniu uniosła brwi. - Freddie przyjeżdża do domu w przyszłym
tygodniu - wyjaniła Klara. - Tylko na jednš noc. Następnego dnia zabiera nas do Londynu. - Do
Londynu? - Harriet na moment przymknęła oczy, ale zaraz oprzytomniała i usiadła. - Ty pojedziesz,
Klaro. Jeli będziesz z panem Sullivanem, to ja nie będę ci potrzebna. Zostanę tutaj lub jeli wolisz,
odwiedzę matkę. - Nie - zaprotestowała Klara. - Ty też musisz pojecha. Proszę! Nie chcę byd sama. A
prawdopodobnie będę tam jeszcze bardziej samotna niż tutaj. Nikogo tam nie znam. Z wyjštkiem
Freddiego, oczywicie. Ale on ma tam własne zajęcia. - No cóż, w takim razie zgoda - odpowiedziała
cicho Harriet. Klara doszła do wniosku, że ta wiadomod bardzo podnieciła jej młodš przyjaciółkę.
Biedna Harriet. Taka młodziutka i taka liczna, a zmuszona do życia w smutku i ubóstwie. Byd może...
Chciałaby... Ale nie potrafiła znaled sposobu zainteresowania kogo tš dziewczynš. Nie znała nikogo
takiego. % Mary Balogh - Dziękuję. - Umiechnęła się do Harriet. Tej nocy leżała w łóżku patrzšc w
sufit; otwarty list przyciskała do piersi. Nie chciała, by Freddie przyjeżdżał do domu. Nie chciała także
jechad do Londynu. Jeli on przyjedzie, to potem znowu odjedzie. Jeli ona pojedzie do Londynu, to
potem znowu sama wróci do domu. Poniewczasie uwiadomiła sobie, że nie jest stworzona do życia
pełnego zmian i niespodzianek. Była stworzona do nudy i monotonii. Nie chciała, by jej uczucia znowu
się rozbudziły. Nie chciała znowu go zobaczyd. I czujšc ucisk w gardle i swędzenie oczu postanowiła
nie płakad. Za nic w wiecie nie będzie płakad. Dlaczego więc płacze? Gardziła sobš z całego serca.
Rozdział ósmy Frederick natychmiast po przyjedzie do miasta pogršży się w wirze rozrywek i
przyjemnoci, wkraczajšc w swój stary styl życia tak gładko, jakby nigdy go nie porzucał. Jedynym
wyjštkiem było to, że ten wiat utracił jakby nieco ze swego blasku. Czego mu brakowało, chod
trudno mu to było sprecyzowad. Byd może sprawił to wielki dom, zamiast użytkowanych dotšd
kawalerskich pokoi. Ale przecież dom mógł jedynie poprawid komfort. Więc może był to fakt, że
póne lato nie jest odpowiedniš porš na przebywanie w miecie. Ale przecież zawsze większod czasu
spędzał w Londynie, nie baczšc na porę roku. Przedtem nie robiło mu to nigdy żadnej różnicy. Stał się
entuzjastycznym uczestnikiem zakładów i gier w klubach, tak jak poprzednio. Brał udział we
wszystkich interesujšcych grach w karty, zarówno w klubach, jak i domach prywatnych. Interesujšca
gra dla Fredericka oznaczała takš, w której stawki były bardzo wysokie. Do tego spędził kilka nocy z
kobietami z towarzystwa oraz o wiele więcej z chętnymi kurtyzanami. Oprócz tego parę razy w
tygodniu odwiedzał luksusowy burdel. Odrzucił jednak myl o utrzymaniu stałej kochanki, gdy pewna
? szczególnie uwodzicielska kurtyzana po drugiej spędzonej z nim nocy zapragnęła rozmowy. Jakby
druga noc dała jej prawo do poznania jego duszy. Kobieta była mu potrzebna do wszystkiego, ale na
pewno nie do rozmowy. Urok gry gdzie wywietrzał i nie udało się go odnaled, mimo że
Frederick goršczkowo gonił od jednej rozrywki do drugiej. Przegrał też zarówno w zakładach, jak i
przy stoliku, chod nie bardzo wysoko. Czasami wygrywał, czasami przegrywał, czego można się zresztš
spodziewad po dowiadczonym graczu. Ale przegrane były zawsze wyższe i trochę częstsze niż
wygrane. Po kilku tygodniach zdał sobie sprawę, że jest już winien całkiem pokanš sumkę. Nie było
to co, z czym nie mógłby sobie poradzid. Jego przychody całkowicie wystarczały na pokrycie prze-
granych. Aby zagłuszyd nudę i pustkę upływajšcych dni i nocy, zaczšł pid. Nigdy za dużo, znał bowiem
granicę swych możliwoci i się jej trzymał. Robił tak zawsze od czasu pijackiej orgii, w której
uczestniczył jako osiemnastolatek, a którš tak ciężko odchorowywał przez kilka dni, że pragnšł
umrzed, byle tylko się to skooczyło. Dostał wtedy nauczkę. Nigdy potem nie wypijał więcej niż dwa
drinki przy jednej okazji. O dziwo, bioršc pod uwagę jego inne wybryki, tego postanowienia stale
dotrzymywał - aż do tej pory. Teraz wypijał trzy, potem cztery drinki, wystarczajšc ilod, by mied
dobry nastrój, lecz za mało, by się upid. Ale rankiem budził się często w cudzym łóżku, z
przyprawiajšcym o mdłoci zapachem perfum, z bólem głowy i niesmakiem w ustach. Nieustannie
mylał o Klarze. Postšpił niegodnie, a ona o tym wiedziała i wyznała mu to w chwili, gdy robił z siebie
idiotę, mówišc jej, że jš kocha, i nawet niemal w to wierzšc. Znienawidził jš. Z całego serca żałował tej
głupiej decyzji o polubieniu Klary. Więzienie dla dłużni- ków byłoby lepszym rozwišzaniem. Ojciec z
pewnociš nie pozwoliłby mu tam długo przebywad. Ale więzienie dla dłużników byłoby także lepsze
niż smutek i rozgoryczeni ojca. Nigdy więcej nie chciał widzied żony. Będzie się przed tym bronił tak
długo, jak tylko będzie to możliwe. Będzie musiał wymylid jakie wymówki, kiedy odwiedzi matkę na
więta Bożego Narodzenia. Nie ma zamiaru patrzed Klarze w oczy i widzied w nich wzgardę. Ma
lusterko, które równie dobrze może mu posłużyd do tego celu. A mimo to martwił się o niš. Współczuł
żonie, rozumiejš jej smutne i samotne życie, i odczuwał niemal wieży, palšcy gniew na myl o ojcu
Klary, który zadusił jš niemal swš miłociš i uczynił jej życie ciężarem prawie nie do zniesienia. Klara
cieszyła się ich przejażdżkami konnymi bardziej, niż inna kobieta cieszyłaby się z podróż po
najweselszych europejskich stolicach. Siedzšc i leżš na trawie przed letnim domkiem była
szczęliwsza, niż gdyby jš obdarował bezcennymi klejnotami. Napisała mu, że otwarty powozik był
najwspanialszym prezentem, jaki kiedykolwiek otrzymała. Klara potrzebuje wieżego powietrza,
słooca i towarzystw. Do towarzystwa ma Harriet Pope i wielu zaprzyjanionych sšsiadów. A czytajšc
jej cotygodniowe listy z satysfakcjš odnotowywał, że jest mu posłuszna. Posłuszn! Kto taki jak Klara
był posłuszny takiemu komu jak on? No tak, jest jej mężem. Ojcu też zawsze była posłuszna, a ten
człowiek nakazywał jej spędzanie życia w cieplarnianej atmosferze. Listy żony były krótkie i oficjaln.
Próbował znaled w nich co osobistego, ale bezskuteczni, poza jedynš wzmiankš o powoziku.
Próbował o niej nie myled. Każde z nich ma własne życie. On ma pienišdze, których tak rozpaczliwie
potrzebowa, a ona ma godnš szacunku pozycję, którš chciała osišgnšd. Teraz oboje już nic nie sš
sobie dłużni. Pod koniec wrzenia zjechał do Londynu lord Archibald Vinney i następnego dnia złożył
wizytę przyjacielowi. - A więc wróciłe między ludzi, Freddie, mój chłopcze - powitał go apatycznym,
ospałym tonem, który lubił czasami przybierad. Rozejrzał się po salonie przykładajšc monokl do oka. -
Widzę, że warto polubid bogatš kobietę. - Dom jest prezentem lubnym od mojego ojca -
wytłumaczył Frederick. Lord Archibald rozemiał się i pełnym gracji ruchem opadł na fotel. - A jak
tam szczęliwy pan młody? - zapytał. - Żyje sam, bez swej ukochanej panny młodej? Czyżby życie
małżeoskie okazało się zbyt słodkie? - Miałem w miecie sprawy do załatwienia. A dla Klary
wygodniejsze jest życie na wsi. Przyjaciel Fredericka odchylił głowę do tyłu i wybuchnš miechem. -
Sprawy! - zawołał. - Załatwiałe pienišdze, prawda? - Miałem trochę szczęcia - potwierdził
Frederick. Zauważył, że błyszczšcy monokl lorda Archibalda skierowa się wprost na niego. - Takie
słowa zawsze oznaczajš, że towarzyszyło temu także sporo niepowodzenia - powiedział lord
Archibald. - Co innego, gdy ma się pod rękš bogatš żonę. Zazdroszcz ci, Freddie. Lord Archibald, nie
dod że był bogaty jak Krezus, to miał odziedziczyd spory spadek. Kršżyły plotki, że jego dziadek od
roku lub dłużej walczy ze mierciš. Frederick nalał przyjacielowi brandy, a sobie szklankę wody. -
Aha, milczysz. - Lord Archibald uniósł kieliszek na wysokod oczu, zanim się z niego napił. - Czyżby
moje uwagi były nie na miejscu, mój chłopcze? Czy uważasz się za żonatego mężczyznę? - Ja jestem
żonatym mężczyznš - poprawił go Frederic. - A więc me usta na zawsze pozostanš zamknięte w tym
względzie. A czy miałe tę smakowitš panienkę do towarzystwa? - Czyjš miałem? Pannę Pope?! -
Frederick zesztywnia. - Oczywicie, że nie, Archie. Za kogo ty mnie uważasz? Błyszczšcy monokl
ponownie skierował się ku niemu. - Tylko mi tego nie mów. Żonaty mężczyzna. Nie próbuj mi
wmówid, Freddie, że od czasu powrotu do Londynu żyjesz w celibacie. Sama ta myl jest przerażajšc.
- Wzruszył ramionami. Frederick umiechnšł się po raz pierwszy podczas tej wizyty. - Niezupełnie -
powiedział. - Próbowałe tych dziewczš u Anette, Archie? Sš nadzwyczajne. - Musisz mi doradzid
najładniejszš i najlepszš- odparł lord Archibald - a ja po wypróbowaniu jej wdzięków powiem ci, czy
się z tobš zgadzam. Panowie zadzierzgnęli więc na nowo więzy przyjani, a lord Archibald dotrzymał
słowa - nie wracał już więcej do tematu małżeostwa. Ale Frederick był lekko zirytowan. Wyglšdało na
to, że przyjaciel jest przekonany, iż w małżeostwie Fredericka nie ma nic, co mogłoby go zatrzymad w
domu. Była to zawoalowana i byd może nie zamierzona zniewaga wobec Klary. Frederickowi to się nie
podobało - nie lubił byd obrażany ani porednio, ani wprost. Klara zasługuje na lepszš opinię.
Dziesięciokrotnie lepszš. Pewnej nocy, gdy szczęcie w kartach mu sprzyjało, wypił o wiele za dużo,
ponieważ nawet satysfakcja z wygrane nie dała mu oczekiwanej radoci. Ostatecznie upił się tak
bardzo, że trzeba go było odnied do domu. Dopiero następnego dnia zorientował się, że przegrał
całš wygranš Mary Balogh i jeszcze więcej. Tak bardzo le się czuł przez cały dzieo, że wieczorem upił
się znowu. To samo powtórzyło się następnego dnia. Wydawało mu się, że kontynuowanie picia jest
jedynym sposobem, by jako tako utrzymad się w formie. Wreszcie nadszedł taki dzieo, gdy się upił do
nieprzytomnoci. Po trzech dniach piekła i tortur nadeszła depresja tak głęboka, że nie miał ochoty
nawet podnied się z łóżka. Sama myl o trunkach, kartach czy kobietach przyprawiała go o mdłoci.
Wszystkie przyjemnoci życia wydały mu się nic niewarte. Pewnego chłodnego i pochmurnego ranka,
będšcego idealnym odbiciem nastroju Fredericka, lord Archibald wycišgnšł go na przejażdżkę do
parku. W zasięgu wzroku nie było prawie nikogo. - Wszyscy mieli dod rozumu, by w taki dzieo zosta
w domu przy kominku - mruknšł przez zęby Fredde-rick. - Kłopoty w małżeostwie, Freddie? - zapytał
jego przyjaciel po kilku minutach ciszy, tonem przepojonym niezwykłym u niego współczuciem. -
Żałujesz tego? Frederick zamiał się krótko. - Przecież nie możesz udawad, że to małżeostwo nie
istnieje - dršżył lord Archibald. - Bo istnieje. Ostrzegam cię, Archie, ani słowa o mojej żonie. Jestem w
takim nastroju, że odpowiedzi mogę udzielid jedynie pięciš. - Hmm... istnieje, ale nie istnieje. I jeli
nie da się go zignorowad, drogi chłopcze, to trzeba mu stawid czoło. To chyba w ogóle jedyna
możliwod, nie sšdzisz? - Od kiedy to z ciebie taki mędrzec i doradca? -zdziwił się złoliwie Frederick.
Jego przyjaciel uniósł monokl do oka i przyjrzał się dokładnie dobrze zbudowanej i pewnej siebie
pokojówce, która przechodziła obok nich prowadzšc psa na smyczy. Wydšł usta z uznaniem, a kiedy
na niego zerknęła, dotknšł ronda kapelusza. - Odkšd poczułem chęd ponownego ujrzenia tej małej
złotowłosej dziewczyny do towarzystwa - wyznał. - Jeli zdecydujesz się na wyjazd do Kentu, Freddie,
to pojadę z tobš. Jako moralne wsparcie. - Tego mi tylko brakuje - zauważył Frederick. -Lubieżny i
rozwišzły arystokrata uwodzšcy damę do towarzystw mojej żony tuż pod moim nosem. Jeli tego
dotšd nie zauważyłe, to informuję cię, Archie, że to cnotliwa dziewczyna, która w dodatku nie ma
najlepszej opinii o ludziach z naszej sfery. - Dobrze się składa - powiedział lord Archibald. -Sypianie z
chętnymi dziewuchami może się czasem sprzykrzy, Freddie. Nie znaczy to oczywicie, że należy
sypiad z tymi niechętnymi, ale w zmiękczeniu cnotliwego oporu istnieje pewne wyzwanie. A więc, czy
zamierzasz pojecha do Kentu? - Nie. - Szkoda. - Lord Archibald westchnšł i zwrócił swe
zainteresowanie oraz monokl na zbliżajšcš się ku nim amazonkę, za którš jechał w odpowiedniej
odległoci chłopiec stajenny. - Jak mylisz, czy to pięknod, czy zwykłe szkaradzieostwo? Stawiam
pięd funtów na to, że jest piękna. - Stoi - zgodził się Frederick. - Moje pięd funtów na to, że jest
paskudna. Kto będzie sędziš? - Honor - odparł przyjaciel. - Nie będę udawał, że widzę pięknod, jeli
ty nie będziesz udawał, że ujrzałe szkaradzieostwo. Frederick stracił pięd funtów, natomiast lord
Archibald uzyskał ponure spojrzenie starszego stajennego za przytknięci palców do kapelusza i zbyt
długie patrzenie w oczy młodej damy. Frederick pomylał, że za nic nie wróci do Ebury Court. Nie ma
powodu, by tam wracad. Nie chce jej więcej widzied. A ona z pewnociš też nie chce go oglšdad. A
gdyby pojechał, to jak powinien się zachowad? Jak autokratyczny małżonek? Skruszony mšż? Skrzywił
się na tę myl. Czarujšcy mšż? Klara przejrzy go na wylot, drugi raz się nie uda. Nie, nie ma sensu
wracad. A jednak przez kilka następnych dni wiele razy przypomina sobie słowa
przyjaciela. Wyglšdało na to, że nie da się ignorowad faktu, iż ma żonę. Czy istotnie jedynym
wyjciem było stawienie czoła temu wszystkiemu? Co jeszcze chodziło mu po głowie od pewnego
czasu. Nazwi- sko. Doktor Graham. Zaprzyjaniony z Douglasem Dan-fordem lekarz, który został
wezwany do Ebury Court, by zbadad Klarę, i wyjechał stamtšd po głonej sprzeczce. Frederick nigdy
nie słyszał tego nazwiska, ale też rzadko zasięgał porad lekarskich. Po zaczerpnięciu kilku informacji
szybko się zorientował, że doktor Henry Graha jest jednym z najbardziej znanych i najdroższych
lekarzy w Londynie. Cóż, należało się spodziewad, że dla sir Douglasa Danforda tylko najlepszy będzie
wystarcza- jšco dobry. Frederick zamówił wizytę w gabinecie le- karzš. Doktor Graham z poczštku
niechętnie odniósł się do rozmowy o byłej pacjentce z obcym i nie zwišzanym z niš człowiekiem.
- Powinienem to wyjanid od razu - usprawiedliwił się Frederick. - Panna Danford jest teraz paniš
Sullivan. Mojš żonš. Ten fakt oczywicie wszystko zmieniał. Frederickowi zaproponowano zajęcie
miejsca w fotelu oraz drinka. Pierwsze przyjšł, za drugie podziękował. - Nie słyszałem o tym, że
wyszła za mšż - powiedział doktor Graham. - Bardzo się cieszę - zapewnił, chod w jego oczach,
taksujšcych gocia, dało się wyczud cieo niepewnoci co do wypowiedzianych słów. -
Badał pan kiedy mojš żonę w Ebury Court - przypomnia mu Frederick. - Interesuje mnie, co pan
wtedy stwierdził. - To było dawno temu - zauważył doktor. - Jeli nawet, to chciałbym wiedzied. Na
czym właciwi polega jej choroba? Doktor zacisnšł usta czujšc nawrót gniewu. - Pan nie znał
Danforda? - zapytał. - Był upartym głupcem, panie Sullivan, chod zaliczałem go niegdy do grona
przyjaciół. Bardzo mi było żal jego córki, tej nieszczęsnej dziewczyny. - Dlaczego? - Blada, chuda i
wštła. Czy wcišż jest taka? Danford oddychałby nawet za niš, gdyby tylko mógł. Poza tym robił za niš i
dla niej wszystko. - Z jej słów odniosłem wrażenie, że jš kochał -zauważył Frederick. - Jest taki rodzaj
miłoci, mój panie, który zabija. To zdumiewajšce, że pani Sullivan jeszcze jest wród żywyc. Musi
mied wybitnie silny organizm. - Czy chce mi pan powiedzied, że właciwie nic jej nie jest? - zapytał
zdumiony Frederick. - Nie widziałem jej już kilka lat - powiedział doktor Graham. - Niewštpliwie
chorowała podczas pobytu w Indiac. I to ciężko chorowała. Miesišce, a nawet lata, które musiała
spędzid w łóżku, bardzo jš osłabiły. Po powrocie do Anglii można jš było z powrotem postawid na
nogi, chod kosztowałoby to wiele czasu, wysiłku, niewygód, a nawet bólu. To zbrodnia, że nie została
odesłana do Anglii dużo wczeniej, ale zorientowałem się, że Danford nie zniósłby rozłški z córkš. - A
więc mogła znowu chodzid? - zapytał Frederick. Doktor wzruszył ramionami. - Gdyby chciała - odparł
po chwili. - Gdyby miała motywację i dostatecznie silnš wolę. To nie jest paraliż, Mary Balogh panie
Sullivan. Wyłšcznie osłabienie na skutek trwajšcej latami, wycieoczajšcej choroby. - A teraz? -
Frederick wpatrywał się w lekarza. - Czy może chodzid? - Straciła następne lata, przez co jest jeszcze
słabsza. Poza tym zbliża się już chyba do trzydziestki. - Ma dwadziecia szed lat - poprawił doktora
Frederick. - Kto to może wiedzied? - zastanawiał się doktor Graham. - Nie mogę postawid diagnozy
pacjentce, której nie widziałem od wielu lat. - Czy zbada jš pan? - zapytał Frederick. - W Ebury
Court? - Doktor Graham zmarszczył brwi. - Panie Sullivan, jestem zajętym człowiekiem, a poza tym
nie wyniosłem stamtšd miłych wspomnieo. Zostałem znieważon. Usłyszałem, że chcę zabid córkę
przyjaciela, że chcę jej zadad zbyteczny ból i cierpienie. Lekarz nierad słyszy takie słowami -
Przywiozę jš do miasta - zapewnił Frederick. - Czy przyjmie jš pan, doktorze? Doktor znowu wzruszył
ramionami. - Jeli pan sobie życzy. Nie jestem tylko pewny, czy pan sam wie, co chciałby ode mnie
usłyszed. Panie Sullivan, ja jestem już miertelnie zmęczony ulegajšcymi modzie pacjentkami, które
pragnš usłyszed, że majš tak modnie słabe zdrowie. Sš to zwłaszcza damy, które szukaj pretekstu do
spędzania całych dni na sofie i chcš budzid współczucie swym delikatnym wyglšdem. - Chcę, żeby mi
pan powiedział, doktorze, że moja żona może znowu chodzid - powiedział Frederick. -Przyjmę do
wiadomoci wszystko, co pan powie. Jeli nie będzie mogła chodzid, to trudno. Ona już się nauczyła
żyd cierpliwie i odważnie ze swym kalectwem. - O, tak - zgodził się doktor. - Pamiętam. Mylałem
wtedy, jaka to wielka szkoda, że w tej biednej dziewczynie nie ma ladu buntu. - I nadal nie ma -
powiedział Frederick. - Była posłusznš córkš i jest posłusznš żonš, doktorze. Czy pan jš zbada? Doktor
Graham wstał z fotela i wycišgnšł rękę. - Proszę mnie poinformowad, kiedy żona będzie w miecie.
Muszę przyznad, że satysfakcjš napawa mnie fakt, iż ma ona męża, który wydaje się bardziej
zatroskany stanem jej zdrowia niż własnš wygodš. Frederick nie był szczególnie zachwycony tym
komplemente. Czasami miał wrażenie, że jego życie jest jednym wielkim oszustwem. Oszukiwał
nawet wtedy, gdy próbowa tego nie czynid. Jeszcze tego samego dnia napisał do żony list, w któ
zapowiedział swój przyjazd do Ebury Court w następny tygodniu oraz zabranie jej wraz z pannš do
towarzystw do Londynu dzieo póniej. Frederick wyglšdał wspaniale, był nieziemsko przystojny i
męski. Rzecz jasna, dobrze pamiętała, że jest przystojny. Mylała, że idealnie go pamięta. A jednak
przeżyła lekki wstrzšs na ponowny widok ciemnej głębi jego oczu, ciemneg loku opadajšcego na
czoło, szerokich ramion i klatki piersiowej oraz długich nóg. Zaparło jej dech w piersiach na myl, że z
tym mężczyznš przeżywała tak intymne chwile, zarówno na jawie, jak i w marzeniach. Twarz miał
poważnš, nie umiechał się, był oschły, acz uprzejmy. Czarujšco i oficjalnie uprzejmy w każdym gecie
- gdy pochylił się i uniósł jej dłoo do ust, ukłonił się Harriet, zajšł miejsce w fotelu i przyjšł filiżankę
herbaty. Opowiadał o Londynie i panujšcej tam ponurej pogodzie jesiennej. Mówił o swojej podróży i
o wypadku po drodz, gdy wywracajšcy się wóz wieniaka wprowadził stangreta w paroksyzm gniewu
i rozdrażnienia. To dod zabawne opowiadanie rozmieszyło zarówno Klarę, jak i Harriet. Mary
Balogh Kochany, czarujšcy Freddie. Ale tym razem nie usiłowa wywrzed dobrego wrażenia, a jedynie
wypełnid panujšc ciszę. Ani razu nie popatrzył jej w oczy. Nawet na Harriet spoglšdał częciej niż na
niš. A więc nadal się gniewa. Albo wcišż jest zawstydzony i zakłopotany. Gdy z okna salonu
obserwowały jego przyjazd, żałował poniewczasie, że nie odesłała Harriet. Byd może gdyby zostali
sami, sprawy ułożyłyby się poręczniej. Albo i nie. Nie mogła jednak znied myli o znalezieniu się z
nim sam na sam i błagała Harriet o pozostanie. - Miałymy szczęcie dzi rano i zdšżyłymy się
przejecha powozikiem, zanim zaczęło padad - powiedziała. - Byłymy na dworze prawie całš godzinę.
Prawda, Harriet? Harriet skwapliwie powiadczyła jej słowa.
- Miło mi to słyszed, madame - powiedział. A więc jeszcze jej nie przebaczył. Nie wrócił do
domu z potrzeby serca. W takim razie dlaczego przyjechał? - Dobrze wyglšdasz - zauważył. - Tak.
Czuję się wietnie. - Zastanawiała się, czy zauważył, że jej twarz się zaokršgliła, a bladod ustšpiła. Czy
wydaje mu się mniej brzydka niż przedtem? Jak gdyby to miało jakie znaczenie. - Zabieram cię do
miasta na konsultację lekarskš - poinformował. - Do doktora Grahama. - Doktora
Grahama? - powtórzyła ze zdziwieniem. - Ale ja się dobrze czuję, Freddie. A on ostatnio powiedział
tacie tylko to, że mam żyd spokojnie, unikad chłodu i wysiłków. Nie chcę, by powtórzył ci to samo.
Codzienne spacery sprawiajš mi wielkš przyjemnod. - Mimo to - kontynuował - odwiedzisz go,
madame. Tak szybko, jak to tylko możliwe. Czy jeste przygotowana na jutrzejszy wyjazd?
- Tak, oczywicie - potwierdziła. - Napisałe mi, że tak ma byd. -
Byd może wolałby pan, abym ja nie jechała, sir -odezwała się Harriet. Klara wiedziała, że jej
przyjaciółka ponad wszystko pragnie pojechad do Londynu. - Przeciwnie, panno Pope - zaprzeczył. -
Moja żona będzie potrzebowała w miecie pani towarzystwa, tak samo jak tutaj. Harriet skinęła
głowš w niemej zgodzie. Klara rozważał nowy pomysł, który włanie wpadł jej do głowy. No tak,
oczywicie. Frederick chce, by doktor Graham jš zbadał i orzekł, czy będzie mogła urodzid dziecko. Bo
przecież pewnego dnia Freddie będzie baronem i zechce mied syna, który zostanie jego dziedzicem. A
ona prawdopodobni nie będzie mogła mu go dad. Chod nie zdawała sobie sprawy, że miała jakš
nadzieję, to jednak poczuła gorzkie rozczarowanie, gdy się zorientowała, że po niemal dwóch
tygodniach pożycia małżeoskiego nie zaszła w cišżę. Nie była pewna, czy zdoła znied chłodny
werdykt lekarza, że nigdy nie będzie przy nadziei. Jeszcze bardziej cišżyłaby jej myl, że Freddie
będzie o tym wiedział. - Harriet - odezwała się - bšd tak dobra i pocišgnij za dzwonek, dobrze? Chcę,
żeby Robin zaniósł mnie do pokoju. Już pora przebrad się do kolacji, chyba że chcesz jeszcze
posiedzied z pół godziny, Freddie? - Nie - odparł wstajšc z fotela. - Proszę nie dzwonid, panno Pope. -
Pochylił się nad Klarš i wzišł jš na ręce. Nie spodziewała się tego, chociaż podczas jego pobytu w Ebury
Court sam jš przenosił z miejsca na miejsce. Była zaskoczona i nie zdołała obronid się przed wrażenie,
jakie wywołał dotyk jego ciała. Objęła go za szyję. Włosy miał teraz znacznie dłuższe. Wyglšdał z nimi
jeszcz atrakcyjniej. Frederick nie powiedział ani słowa i nie spojrzał na żonę, kiedy niósł jš na górę
schodami tak szybko jak zawsze. Chciała oprzed mu policzek na ramieniu, jaki zwykła była to czynid,
ale nie zrobiła tego. Trzymała głowę odchylonš, jak wtedy, gdy niósł jš Robin. Frederick posadził Klarę
na krzele w gotowalni i pocišgnš za sznur dzwonka wzywajšcego pokojówkę. Zawaha się, jakby
wyczuwajšc, że wyjcie z pokoju bez słowa będzie zbyt obcesowe. - Freddie - zaczęła. Witaj w domu,
chciała powiedzie. Cieszę się, że cię widzę. Przebacz mi. Nie przeba mi jeszcze, prawda? Chciała, by
zapanowała międz nimi harmonia, chciała zawrzed pokój. Ale nie mogła znaled właciwych słów.
Ich oczy na sekundę się spotkały. Potem Frederick pochylił głowę, pocałował jš chłodno i krótko, nie
rozchylajš nawet warg. Wyszedł z pokoju, zanim pojawiła się pokojówka. Obiad i następujšce po nim
dwie godziny upłynęły o wiele przyjemniej, niż się spodziewała. Frederick postanowi byd zabawny i
czarujšcy i wspaniale mu się to udało. Nawet Harriet była pod wrażeniem. A mimo to cała atmosfera
była bardzo bezosobowa. Klara z pewnš nostalgi wróciła mylami do tygodnia po lubie, kiedy to
Freddie rozbawiał jš w ten sam sposób, ale trzymał jš przy tym za rękę lub obejmował ramieniem. Nie
mówišc już o umiechach, pocałunkach i czułych słówkach, które tak jš irytowały. Gdyby tylko
zdołała wtedy przełknšd irytację i nic nie powiedzied! Ale prawdopodobnie i tak nic by to nie dało.
tak zmęczyłby się po kilku tygodniach tym udawaniem i wyjechał do Londynu. Możliwe, że trochę
póniej. Ale ta chwila by niewštpliwie nadeszła. Nic by się nie zmienił. Może jedynie patrzyłby jej w
oczy i zwracał się po imieniu. Gdy nadeszła pora spoczynku, zaniósł jš do sypialni i wezwał pokojówkę.
Słowem nie wspomniał, czy wróci do niej póniej. Ale Klara nie spała czekajšc na niego z nadziejš, że
przyjdzie, i zarazem wštpišc w to. Pragnęła go aż do bólu. Chciała go czud przy sobie. Chciała czud jego
ciało, ciepło warg, pragnęła głębokiego intymnego zespolenia. Po kilku długich i samotnych godzinach
w koocu zapadł w sen. Frederick ponad godzinę chodził tam i z powrotem po swej sypialni, zanim
położył się do łóżka i przeleżał bezsennie dalszš godzinę lub dwie. Klara jest jego żonš. Miał pełne
prawo pójd do niej i jš posišd. Nigdy nie okazała mu niechęci w tym względzi. Przeciwnie, nawet w
noc polubnš była pełna pożšdani i chętna. Po tej nocy jej radod i chęd kochania się tylko wzrastała.
Zawsze osišgała pełne zaspokojenie, nawe budził jš w rodku nocy, żeby się po raz drugi kochad.
Nietrudno było jš zadowolid, ponieważ wychodziła naprzód oczekiwaniom i zawsze okazywała jedynie
zachwy, niezależnie od tego, gdzie znalazły się jego usta lub ręka. Była całkowicie pozbawiona
zahamowao, czego mógł po niej oczekiwad, tak jak po każdej damie, którš wybrałby na żonę. Nic go
nie powstrzymywało przed pójciem do Klary. Pragnšł jej, pragnšł niespodziewanie mocno. Nawet
myl o owych dowiadczonych kobietach, z którymi sypiał przez ostatnie dwa miesišce, nie zadmiła
faktu, że tej nocy pożšdał własnej żony. Wspomnienie tych wszystkich dziewczšt i kobiet, z którymi
oddawał się miłosnym igraszkom z takim entuzjazme, zmusiło go do zastanowienia się nad swym
postępowaniem. Na szczęcie nie jest chory. Wybierał sobie kobiety z daleko posuniętš ostrożnociš,
aby uniknš ryzyka. Ale mimo to miał do zaoferowania żonie jedynie swe zbrukane ciało. Tę jego
częd, którš dawał innej kobiecie przed dwoma dniami. I jeszcze poprzedniej nocy. I przez wszystkie
noce w cišgu ostatnich dwóch miesięcy. Klara zasługuje na co lepszego. Pomijajšc fakt, że nim
gardzi. Rozpoznała w nim łowcę posagu i oszusta, którym był w istocie. Musi go nienawi-; dzid,
chociaż potraktowała go z łagodnš uprzejmociš. Od | chwili powrotu dowiadczał jej łagodnoci i
pozbawionej ciepła uprzejmoci. Mimo że bez dyskusji wykonywała wszystkie jego polecenia. Tak,
musi go nienawidzid. Jakże mogłoby byd inaczej? Bóg jeden wie, jak bardzo sam siebie nienawidzi.
Walczył z pożšdaniem, chod trudno mu to przychodził, jako że nie był do tego przyzwyczajony.
Walczył i wygrał. Kosztem paru godzin snu. Rozdział dziewišty Klara kilkakrotnie przejeżdżała przez
Londyn, ale nigd nie zatrzymywała się tu na dłużej. Zawsze marzyła, by poznad to miasto, którego
nigdy tak naprawdę nie widziała. A może tęskniła za stylem życia, którego nigdy nie było dane jej
zaznad? Takie myli przychodziły jej do głowy, kiedy powóz jechał ulicami miasta ku ich domowi.
Wokół tętniło życie, panował nieustanny ruch i hałas. - Och, jakie to cudowne! - zawołała wycišgajšc
szyję, by zobaczyd wszystko, co dało się zobaczyd z okna. -Popatrz, Harriet. Czy widziała kiedy co
takiego? - Nie - odparła Harriet cicho, chod Klara wiedziała, że przyjaciółka jest tak samo
podekscytowana. - Zawsze mi się wydawało, że Bath jest zatłoczone i ruchliwe, ale w żaden sposób
nie da się tego porównad. - Żadna z pao nie była wczeniej w Londynie? -zapytał Frederick. - Jedynie
przejazdem - odparła Klara. - Wiele lat temu, kiedy włanie powrócilimy z Indii, a ja wcišż byłam
chora. Natomiast Harriet nie była tu w ogóle. - Muszę więc dopilnowad, abycie zobaczyły wszystk,
co jest warte obejrzenia. Mary Balogh Po raz pierwszy w jego głosie zabrzmiała przyjazna nuta.
Czyżby ta wypowied oznaczała, że zostanš w Londyni dłużej niż dzieo lub dwa? Więc nie będzie to
tylko krótka wizyta u doktora Grahama? Będzie jakie zwiedzani? Co w rodzaju wakacji? Klara
spojrzała na męża i umiechnęła się z wahaniem. - Wszystko? - zapytała. - Nic nie zostanie
pominięte, Freddie? - Absolutnie nic. - Na moment, zanim zdšżył odwróci wzrok, dostrzegła w jego
oczach zapowied umiech. Zastanawiała się, co robił w tym miecie przez dwa miesišce. Ale nie
miała zamiaru dłużej o tym rozmylad. Jej ojciec także tu przyjeżdżał od czasu do czasu na parę
tygodni w interesach. Domylała się, co to za interesy, podobnie jak nawet jako dziecko wiedziała,
dlaczego piękna młoda Hinduska, pełnišca w ich domu nieokrelon funkcję służšcej, przyjechała z
nimi do Anglii. Nie miała zamiaru myled o Freddiem i innych kobietac. Od samego poczštku
wiedziała, że nie będzie jej wierny, i podchodziła do tego chłodno i spokojnie. Teraz, gdy jest jego
żonš i zdšżyła go dobrze poznad, stało się to trochę trudniejsze. Myl, że robi to z innš kobietš,
sprawiała jej przykrod. Z innymi kobietami. - Czy dom jest ładny? - zapytała go. - Za chwilę sama
zobaczysz - odpowiedział. - Będzie ci się wydawał dużo mniejszy niż Ebury Court, ale mnie się podoba.
Trzypiętrowy dom stał przy ładnym, cichym placyku. Frederick wniósł żonę do wysokiego hallu, z
którego na piętro wiodły dębowe schody. Gdy przedstawiał jej gospodyni, ta dygnęła z umiechem;
lokaj sztywno skłonił się w pas. - Czy chcesz obejrzed pokoje na parterze? - zapytał Frederick. - Mój
fotel jest w powozie bagażowym - odparła. -Jestem za ciężka, by mnie nosid, Freddie. Nie zważajšc na
te słowa zaniósł jš do pierwszego pokoju po lewej, poleciwszy uprzednio gospodyni, by wskazad
pannie Pope jej pokój. - Salon przyjęd - poinformował Klarę. - Matka wybrał umeblowanie do
wszystkich pomieszczeo. Jeli zechces cokolwiek zmienid, Klaro, zrób to bez wahania. Ale ona nie
będzie tu przecież mieszkad. Umeblowanie nie ma żadnego znaczenia. A może? Czyżby sugerował, że
będzie tu przez pewien czas przebywała? Mieszkała w Londynie? Będzie mogła pojechad do teatru i
na koncert? Jakież by to było cudowne! - O czym mylisz? - zapytał. - Nie podoba ci się? - Ależ
bardzo - odparła. - Mylę o tym, że jestem dla ciebie za ciężka, Freddie. - Ważysz tyle co piórko -
zapewnił jš. - No, może półtora piórka. Trochę przybrała na wadze. - Przebywanie na wieżym
powietrzu zaostrzyło mi apetyt - wytłumaczyła. - Teraz będę musiała uważad, żeby nie zostad
grubasem. - Do tego niebezpieczeostwa jeszcze bardzo długa droga przed tobš - uspokoił jš. -
Wyglšdasz wietnie. Ten komplement rozgrzał jej krew w żyłach. Dwa miesišc temu powiedział jej,
że wyglšda pięknie i że jš kocha. I tamte słowa wcale jej nie poruszyły. Tym razem pochwała z jego ust
brzmiała o wiele bardziej szczerze. - A na policzkach masz rumieoce - dodał po chwili. - Nigdy jeszcze
nie czułam się tak zdrowo. Freddie, czy jeste pewien, że musimy zawracad głowę doktorowi
Grahamowi? To całe oglšdanie, osłuchiwanie i opukiwani uważam za kłopotliwe i zawstydzajšce. -
Mimo to pójdziesz do niego na wizytę, Klaro. Wyszed z salonu i ruszył w stronę gabinetu i biblioteki.
Mówił do niej po imieniu! MARY BALOGH Gabinet był urzšdzony w męskim stylu, chod komfortow -
na pierwszy rzut oka wydawało się, że jest tam tylko samo drewno i skóra. I znikoma liczba ksišżek. -
Biblioteka - powiedziała - prawie bez ksišżek. Frederick umiechnšł się pod wšsem. - Ksišżki nie sš
mojš mocnš stronš. Będziesz musiała zapełnid te półki, Klaro. Jeste zagorzałš czytelniczkš, w dodatku
obdarzonš dobrym smakiem. No tak, ale jeli ma kupid ksišżki, a potem je przeczyta, to przecież musi
przez pewien czas tu pomieszkad. Frederick pokazał żonie jadalnię, w koocu posadził jš w fotelu w
bawialni. Klara rozejrzała się. Pokój był urzšdzon w tonacji zielonej i złotej. - A teraz napijemy się
herbaty - zakomunikował Frederic. - Potem zaniosę cię do twojego pokoju, gdzie będziesz mogła
odpoczšd. Harriet nie zeszła na dół, siedzieli więc sami i to spoglšdal na siebie, to odwracali wzrok.
Rozmawiali o tym pokoju, o całym domu, o smaku i jakoci herbaty i smaku ciasta porzeczkowego. -
Freddie - odezwała się w koocu Klara zdobywajšc się na spojrzenie mu prosto w oczy - przebaczyłe
mi? - Czy przebaczyłem? - Miał absolutnie puste spojrzeni. - Nie mam ci czego wybaczad. W koocu
powiedziemy sobie prawdę. Prawda zawsze jest lepsza od fałszywyc pozorów. Klara kiwnęła głowš i
ponownie zatopiła wzrok w filiżanc. - Wyjechałe. Mylałam, że jeste zły i rozgniewany. - Nasze
małżeostwo, Klaro, niczym się nie różni od tysišca innych - powiedział. - Jest to małżeostwo z
rozsšdk, odpowiadajšce nam obojgu. Nie musimy jednak byd wrogami tylko dlatego, że nie łšczy nas
miłod. Wymuszona bliskod mogłaby doprowadzid do wzajemnej wrogoci, a byłoby szkoda, gdyby
tak się stało. Każde z nas potrzebuje okrelonej swobody, by żyd własnym życiem. Miesišc miodowy
nigdy nie trwa wiecznie. Bylimy niemšdrzy oczekujšc, że tak będzie. Były to chłodne i rozsšdne słowa.
Nie pasowały do uwodzicielskiego Freddiego. Powiedział dokładnie to, o czym Klara mylała przed
lubem. Dlatego, że nie łšczy nas miłod. Te słowa nie powinny ranid. W żadnym wypadku, byłaby to
bowiem najwyższa głupota. Te słowa po prostu wyrażajš prawdę. Miłod ich nie łšczy. Muszš mied
swobodę, by żyd własnym życiem, ona w Ebury Gourt, on w Londynie. Tak, tego włanie oczekiwała
od samego poczštku. Przecież powtarzała sobie, że będzie zadowolona, jeli będzie go miała dla
siebie od czasu do czasu. Nic się więc nie zmieniło. Ale czy aby na pewno? - Nie zgadzasz się ze mnš?
- zapytał. - Uważasz, że jestem zbyt niegodziwy nawet na partnera w formalnym małżeostwie? - Nie.
- Ponownie spojrzała na niego. - Jeste moim mężem, Freddie. A poza tym zgadzam się z tobš.
Owszem, tego włanie oczekiwałam po naszym małżeostwi. Nie pragnęłam tego, o czym
prawdopodobnie mylisz. - No cóż, w takim razie w porzšdku. - Odstawił filiżank ze spodeczkiem i
wstał. - Sprawa ta została wyjanion ku naszemu obopólnemu zadowoleniu. Uważam, że równie
dobrze możemy rozwišzad następnš. Czy nadal będzie to prawdziwe małżeostwo, gdy od czasu do
czasu będziemy wspólnie przebywad pod jednym dachem? Czy też nie? Jakie masz zdanie na ten
temat? - To jest małżeostwo, Freddie - odparła. - Jestem twojš żonš. Pochylił się, by wzišd jš na ręce. -
wietnie - stwierdził. - Ja również jestem tego zdania. Klara objęła męża za szyję i zamknęła oczy.
Czuła się jednoczenie szczęliwa i spięta. A więc stanęło na tym, że to małżeostwo będzie dokładnie
takie, jak je sobie wyobrażała i jakiego pragnęła. Będš spędzali trochę czas i to w ten sposób, w jaki
powinien żyd mšż z żonš. Będš również takie chwile, straszliwie się dłużšce, które ona i Freddie spędzš
oddzielnie, kiedy będš nadal komunikowa się za pomocš krótkich, cotygodniowych listów. I to
powinno wystarczyd. To będzie musiało wystarczyd. - Jeste zmęczona? - zapytał. - Uhm...
Troszeczkę - przyznała otwierajšc oczy. - W takim razie musisz trochę odpoczšd. - Otworzył drzwi do
sypialni Klary, przytulnego pokoju urzšdzonego w różnych odcieniach niebieskiego. Frederick położył
żon na łóżku, cišgnšł pantofelki i wsunšł poduszkę pod jej plecy. - Wydam polecenia, by nie
niepokojono cię przez najbliższš godzinę. - W takim razie spónię się na kolację - zauważyła
umiechajšc się. - Kolacja może zaczekad - zapewnił jš. Klara nagle uwiadomiła sobie, że bardzo go
lubi. I że tęskniła za nim o wiele bardziej, niż była skłonna przyzna; brakowało jej towarzystwa
Freddiego i jego troski ojej wygodę. Dobrze było znowu byd z nim. Miała tylko nadzieję, że potrwa to
dłużej niż dzieo lub dwa. Wycišgnęł do niego rękę. - Dziękuję ci, Freddie. Uniósł jej rękę do ust,
ucałował wnętrze dłoni i zacisnšł na niej palce gestem, który był szczególnie serdeczny. Potem okrył
żonę watowanš kapš aż po brodę. - pij dobrze, moja ko... - Urwał i umiechnšł się smutno. - pij
dobrze, Klaro - powtórzył. Gdy wychodził, umiechała się; potem zamknęła oczy czujšc, jak co ciska
jš w gardle. Doktor Graham przyszedł następnego dnia po południu, o wiele szybciej niż Frederick
mógłby się spodziewad po tak uznanej sławie w dziedzinie medycyny. W zwišzku z tym posłał do lorda
Archibalda posłaoca z wiadomociš, że nie będzie mógł odbyd z nim zaplanowanej popołudniowe
przejażdżki. Frederick wiedział, że Klara jest zaniepokojona koniecznciš poddania się badaniu, chod
niewiele o tym mówiła. Przypuszczał, że kobieta tak skromna z trudnciš zezwala na dotykanie jej i
oglšdanie przez lekarz. Do czasu nadejcia doktora dotrzymywał żonie towarzystwa, opowiadajšc jej
i pannie Pope o miejscach i budynkach londyoskich, które zamierza im pokazad w cišgu najbliższych
dni. Ale Klara rzadko się umiechał; podejrzewał, że niewiele do niej dotarło z tego, co opowiadał.
Kiedy oznajmiono przybycie doktora, Frederick zaniósł żonę do sypialni i tam jš zostawił, pełnš
napięcia i nieszczliwš, pod opiekš przyjaciółki. - Będę na dole w bibliotece - powiedział przed
odeciem, pochylajšc się nad niš z umiechem. - Przynajmnie nie stracę wiele czasu na wybieranie
ksišżki. Klara umiechnęła się słabiutko i z obawš w oczach spojrzała na doktora Grahama, który
otwierał włanie ustawionš na stoliku obok łóżka wielkš torbę z czarnej skóry. Frederickowi bardzo
było żal Klary, kiedy usiadł za biurkiem w bibliotece, nawet nie próbujšc sięgnšd po jakš ksišżkę. Była
przed chwilš taka blada jak dawniej. Frederic był zaskakujšco zadowolony z tego, że znów sš razem.
Przecież ani trochę nie wyładniała; nawet kilka dodatkowych kilogramów i lekki rumieniec na
policzkach nie uczyniły z niej nagle pięknoci. Przez ostatnie dwa dni próbował patrzed na niš
obiektywnie i tak włanie jš postrzegał. Nie było też w Klarze pod dostatkiem wital- MARY BALOGH
noci, mogšcej zatuszowad brak urody. Jedynie cichy rozsšdek i spokojna łagodnod. Sam nie
wiedział, dlaczego jest mu z niš dobrze. Nawet w łóżku poprzedniej nocy było mu z niš dobrze, chod
także nie wiedział dlaczego. Dod niechętnie poczyni pewne porównania z najbardziej
satysfakcjonujš- cymi partnerkami z ubiegłych dwóch miesięcy. Powolne, ostrożne kochanie się z
Klarš powinno byd o wiele gorsze i nudniejsze, ale nie było. Byd może dlatego, że z niš zawsze się
starał, by dad jej maksimum zadowolenia, podczas gdy z innymi kobietami zazwyczaj koncentrował
się na własnej przyjemnoci. Czyżby z natury nie był samolubem? Zamiał się w duchu ze swego
niezwykłego i nieprawdziwego wizerunk. Nie, to nie w tym rzecz. Prawdopodobnie próbował jedynie
zagłuszyd w sobie poczucie winy. Zadowolid żonę w łóżku i postarad się, by zapomniała o
niesprawiedliwoci i krzywdzie, jakš jej wyrzšdził. Cóż, wypadało się tylko cieszyd, że udało im się
porozmawiad, wyjanid pewne sprawy i zawrzed ponownie pokój, chod nie całkowit. W gruncie
rzeczy wszystko ułożyło się pomylnie. Przez większod czasu będš żyd osobno, a ich krótkie
spotkania stanš się przyjemnym interludium. Czegóż więce mógłby chcied od zwišzku małżeoskiego?
To konkretne interludium zamierzał trochę przedłużyd. Pokazanie Londynu żonie sprawi mu sporš
radod, a wspólne wyprawy wniosš trochę życia w nudę, jakiej dowiadczał od dwóch miesięcy.
Zmarszczył czoło, uwiadamiajš sobie, o czym włanie pomylał. Nuda? Jego ulubiony styl życia? No,
w każdym razie na pewno będzie się dobrze bawił obwożšc Klarę po miecie i pokazujšc jej wszystko,
co warto zobaczyd. I z radociš będzie ponownie z niš dzielił łoże przez pewien czas. Obce pokoje,
silne perfumy i wyszukane akty seksualne mogš człowieka miertelnie zmęczyd. W skromnej
niewinnoci i braku dowiadczenia jest co pocišgajšcego i podniecajšceg. Przypuszczał, że zostanie
wezwany na górę natychmiast po zakooczeniu badania, i zaskoczył go widok doktora w bibliotece.
Frederick wstał z fotela i zdziwiony uniósł brwi. - Wyglšda na to, że pani Sullivan nie jest wielkš
zwolenniczkš lekarzy - powiedział doktor Graham. -Odniosłem wyrane wrażenie, że chciała mnie
posład do wszystkich diabłów. Większod modnych dam wprost mnie uwielbia, zwłaszcza gdy
znajduję u nich ciężkie dolegliwoci i przepisuję im lekarstwa o dwięcznych i skomplikowanych
nazwach. - Czy podobnš diagnozę może pan postawid mojej żonie? - zapytał Frederick. - W żadnym
wypadku - odparł doktor sadowišc się w drugim fotelu i przyjmujšc proponowanego drinka. Frederic
sobie nalał czystš wodę. - Nie widzę żadnego pogorszenia od czasu, gdy widziałem japo raz ostatni.
Jak już panu wspomniałem, paoska żona musi mied niespożyte siły. Wyglšda na to, że całkowicie
wyleczyła się z tej dziecięcej choroby, która zabiłaby większod kobiet lub na zawsze zaważyła na ich
zdrowiu. I w istocie, ta choroba zabiła jej matkę. Frederickowi nagle zabrakło tchu. - A jej nogi? -
zapytał. - Czy istnieje możliwod, że kiedykolwiek będzie mogła chodzid? - Ależ oczywicie - zapewnił
go doktor Graham. -Chod po tylu latach będzie to długi i powolny proces. I przypuszczalnie bolesny. Z
pewnociš też dokuczliwy. Ale krótko mówišc, panie Sullivan, jeli paoska żona będzie chciała
chodzid, to nic nie jest w stanie jej w tym przeszkodzid. - Jak ona zareagowała na tę wiadomod? -
spytał Frederick. Doktor zmarszczył brwi. - Nic jej nie powiedziałem. Decyzja o tym, co należy jej
powiedzied, należy do pana. Czy powinna usłyszed, że ma delikatne zdrowie, tak jak postanowił jej
ojciec? Czy też powinna wiedzied, że jeli chce, to może zaczšd walkę o całkowity powrót do
normalnego życia? - I ja mam podjšd decyzję? - zapytał zdumiony Frederic zatrzymujšc w połowie
drogi do ust szklankę z wod. - A niech to diabli! Czy to możliwe, że mamy takš władzę nad
kobietami? - Krótko mówišc, tak - odrzekł doktor Graham. -Danford wybrał swojš metodę i w
konsekwencji jego córka stała się taka, jaka jest. - Byd może należałoby dad kobietom trochę więcej
możliwoci wpływania na ich losy. Albo przynajmniej kobiecie, która jest pod mojš całkowitš kontrolš.
Powiem żonie dokładnie słowo w słowo to, co pan mi zakomuni- kował, doktorze.
Doktor Graham dopił drinka i wstał z fotela. - Panie Sullivan, gdyby było więcej mężczyzn
podobnyc do pana, byd może kobiety zaczęłyby uważad, że słabowite zdrowie nie jest tak modne, i
byd może mężczyni tacy jak ja mogliby powięcid swój czas i zdolnci tym, którzy sš naprawdę
chorzy. Muszę jednak przyznad, że nie znam nikogo, kto byłby ekspertem od nauki chodzenia dla
osoby, która nie chodziła od dziecka. Obawiam się, że jeli paoska małżonka postanowi podjšd ten
trud, to jedynie zdrowy rozsšdek i determinacja zdołaj jej w tym dopomóc.
Frederick pokiwał głowš i odprowadził doktora do| drzwi. -
Jestem wdzięczny, że zechciał się pan pofatygowad - powiedział. - Zwłaszcza że pacjentka cieszy się
znako-mitym zdrowiem. Mam nadzieję, że już nigdy nie będę zmuszony pana do niej wzywad,
doktorze. Doktor Graham ucisnšł mu dłoo i umiechnšł się. - W taki sposób nigdy bym
nie zarobił na chleb. Frederick odpowiedział mu umiechem. Klara lekko drżšcš dłoniš chwyciła
podanš jej przez Harriet szklankę wody. - Bogu dzięki, że już po wszystkim. - Westchnęła. -Cóż to za
dziwny, milczšcy człowiek. Pamiętałam, że był taki sam, kiedy ojciec krzyczał na niego w Ebury Court.
Ciekawe, czy to badanie wystarczy Freddiemu. I w ogóle zastanawia mnie, dlaczego właciwie wpadł
na taki pomys? Ta myl dręczyła jš już od kilku dni. Czyżby mylał, że jest ciężko chora, ponieważ nie
może chodzid? A może uważał, że wcale nie jest chora, tylko udaje? Ostatecznie odrzuciła
przekonanie, że Freddie chciałby się dowiedzied, czy jest zdolna urodzid mu dziedzica; doktor w ogóle
nie zbadał jej pod tym kštem. Czy Freddie wstydzi się tego, że ona nie może chodzid? Czy wstydzi się
żony kaleki? Nie, to idiotyczny pomysł. I tak nie ma w niej nic, co mogłoby napawad go dumš więc nie
ma dla niego znaczenia, czy może chodzid, czy nie. Doktor nic nie powiedział, a ona o nic nie zapytała.
- Mylisz, że co nie jest ze mnš w porzšdku? - spytała Harriet. - To znaczy, poza tym wszystkim, co
jest oczywist. - Doktor Graham przybierze poważnš minę, zakomunikuj panu Sullivanowi to, o czym
od dawna dobrze wiesz, i odbierze swe słone honorarium - odpowiedziała Harriet. - Nie powinna się
przejmowad takimi głupstwam, Klaro. - Cóż ja bym poczęła bez twego zdrowego rozsšdku, Harriet! -
zawołała Klara ze miechem. W rym momencie otworzyły się drzwi i umiech zgasł Mary Balogh na
jej ustach, ustępujšc miejsca obawie. Freddie miał bardzo poważnš minę. - Panno Pope, jeli pani ma
ochotę, to proszę już zejd na dół na herbatę i odprężyd się - powiedział. - Niedługo przyłšczymy się
do pani. Po wyjciu Harriet Klara z jeszcze większš obawš obserwowała męża niespokojnym
wzrokiem. Freddie usiadł na brzegu łóżka i ujšł jej dłoo w obie ręce. - Co mi jest? - zapytała. - Czy to
jakie pozostałoci po tej dziecięcej chorobie, Freddie? Czy to jej nawrót? Ale ja przecież czuję się tak
dobrze. - I nie ma się co dziwid - odparł ciskajšc jej dłoo. -Doktor Graham stwierdził, że jeste
absolutnie zdrowa, Klaro. - Mogłam ci to samo powiedzied za darmo, gdyby mnie tylko zapytał. -
Powiedziałem: absolutnie - powtórzył. - Masz bardz słabe nogi, Klaro, ponieważ nie używała ich od
dziecka. I nie ma żadnego innego powodu, dla którego nie mogłabyd znowu chodzid. Och, nie. Już
dawno temu nakazała sobie porzucenie wszelkich nadziei. Nauczyła się żyd z tym kalectwem,
zaakceptował je i się przystosowała. Ta wiadomod nie jest jej potrzebna. Nie od Freddiego, który
nie wie nic o niej, nic o jej marzeniach i nadziejach, których musiała się pozbyd w obawie o utratę
zmysłów i zdrowego rozsšdku. - Przestao - szepnęła. - Możesz chodzid. - Mocniej cisnšł jej dłoo. -
Będzie to długi, powolny i trudny proces, ale możesz to osišgnšd. Jeli tylko będziesz tego chcied. -
Tatu mówił, że nigdy nie powinnam się męczyd -powiedziała. - Twierdził, że jeli będę podejmowad
wysiłe, to osłabnę i nastšpi nawrót choroby. Doktor Graham to włanie wtedy powiedział, Freddie.
Dlaczego teraz zmienił zdanie? ^\ ', Frederick zastanawiał się przez chwilę,
zanim jej odpowiedzia. - To było kilka lat temu. Doktor stwierdził, że od tamtej pory twoje zdrowie
polepszyło się do tego stopnia, że nie grozi ci żadne niebezpieczeostwo. Możesz chodzid, jeli
będziesz tego chciała. Chodzid. Klara zamknęła oczy. I taoczyd. Była to pierwsza idiotyczna myl, jaka
jej przyszła do głowy. Kilka tygodni temu na wieczorze towarzyskim przypatrywał się taoczšcym
znajomym z sšsiedztwa i goršco zapragnęł chod chwilę wyjd ze swej cielesnej powłoki, opucid mdłe
ciało i zataoczyd wraz z nimi. Taniec jest chyba czym najcudowniejszym na wiecie. - Nie płacz -
poprosił jš cicho. Czyżby płakała? Kiedy otworzyła oczy, były wilgotne. - Nie mogę, Freddie. Nie mogę
nawet poruszyd nogam. - Trzeba na to trochę czasu - uspokoił jš. - I wysiłku. - I przypuszczalnie
wszystko będzie na próżno -stwierdziła z goryczš. - Czy dlatego mnie tu przywiozłe, Freddie? Czy to
włanie miałe nadzieję usłyszed? - Tak - potwierdził. - Ale dlaczego? - zapytała. - Jakie to ma dla
ciebie znaczenie, czy ja chodzę, czy też nie? - Słuchała swych stów z pewnym zaskoczeniem. Dlaczego
po prostu nie powiedziała, że mu dziękuje? Przecież powinna mu byd wdzięczna. Bez niego mogłaby
się nigdy nie dowiedzied, że stan jej zdrowia uległ poprawie od tamtych czasów. - Jeste mojš żonš -
odparł. Na dodatek ułomnš. Niepełnym człowiekiem. Obrazš dla jego urody i siły. Piękny i bestia.
Wiedziała, że jest niesprawiedliwa, ale wpadła w panikę. - Czy to po to, by uratowad swe sumienie? -
zapytała. - Czujesz się lepiej wyrzšdzajšc mi przysługę, która może się w koocu okazad niedwiedziš
przysługš? Mary Balogh Miała ochotę odgryd sobie język. Słyszała jeszcze echo własnych słów w
ciszy pokoju. Dlaczego to powiedziała? Przecież wcale tak nie myli. Wyglšdało na to, że
wypowiedział słowa, zanim zdšżyła się nad nimi zastanowid. Czy mogła mu to zrobid po raz drugi i w
dodatku tym razem bez cienia jego winy? Frederick wstał. - Decyzja należy do ciebie, madame -
powiedział. -Doktor niezbicie twierdzi, że możesz to uzyskad jedyni dzięki sile woli. Twojej woli, nie
mojej. Tego akura nie mogę ci polecid ani nakazad. Wszystko zależy jedynie od ciebie. Mnie to nie
dotyczy. Niezależnie od tego, czy będziesz chodzid, czy nie, moje życie nie ulegnie zmianie. Dobrze. A
więc odpłacił jej pięknym za nadobne. Sš kwita. Chciała mu podziękowad za troskę i zorganizowani
wizyty doktora, ale nie mogła wydobyd z siebie słowa. - Pora już zejd na herbatę. - Fredderick
pochylił się nad niš. - Jestem trochę zmęczona - odparła. - Chyba zostanę w łóżku, Freddie. Ale mšż
wzišł jš na ręce. - Decyzja o tym, czy będziesz chodzid, należy do ciebie, madame. Ale o tym, czy
będziesz zdrowa, czy nie, ja będę decydował. Nie pozwolę, by została całkowitš inwalidkš.
Obejmujšc go za szyję pomylała, że zabrzmiało to jak wypowiedzenie wojny. Czy kiedykolwiek stanie
na nogac? Czy to naprawdę możliwe? Czy pewnego dnia będzie mogła id obok niego? Jechad konno
obok niego? Zataoczyd z nim? Pokusa, by w to uwierzyd, była niemal nieodparta. Westchnęła
obserwujšc mocno zacinięte w upartym grymasie usta męża. Byd może pewnego dnia nauczy się
również trzymad na wodzy swš skłonnod do agresji wobec innych, kiedy czuje się zagrożona,
skrzywdzona lub przestraszona. Nie podejrzewała się o takš reakcję, chod może jš usprawiedliwi
działaniem w samoobronie. A poza tym jak dotšd zachowywała się w ten sposób jedynie wobec
Freddiego. Może dlatego, że czuje się mniej od niego warta? Kiedy Freddie otworzył drzwi do salonu,
ponownie głęboko westchnęła, po czym na widok gocia zmusiła się do umiechu. Rozdział dziesišty
Kiedy zaanonsowano przybycie gocia, Harriet samotni siedziała w salonie i zastanawiała się, jakiej
odpo należy udzielid czekajšcemu lokajowi. Nie wiedział przecież, jak długo pan Sullivan będzie
przeby z Klarš na górze, zanim zniesie jš do salonu. Z drugie jednak strony dod często sama
przyjmowała goci, zarówno w Bath, jak i w Ebury Court. A poza tym znała już lorda Archibalda
Vinneya. Był obecny na lubi Klary - wysoki dżentelmen o arystokratycznym wy, bez żenady
używajšcy monokla w celu oniemielenia oglšdanej osoby i przypatrujšcy się Harriet w chwili, gdy pan
Lesley Sullivan dokonywał ich wzajemne prezentacji. Było to przenikliwe, ostre spojrze, które
przewiercało jš na wylot. Spojrzenie srebrneg, dużego oka. Mogłaby przysišc, że miał srebrne oczy. -
Proszę wprowadzid jego lordowskš mod - poleciła lokajowi, po czym wstała dokładajšc wszelkich
starao, by wyglšdad tak majestatycznie, jak mogła wyglšdad młoda dziewczyna ze zubożałej rodziny,
utrzymujšca się z posad damy do towarzystwa. Przypomniała sobie również, że lord Archibald jest
niezwykle atrakcyjnym mężczyznš. Zapamiętała także okazywane jej przez niego zainteresowanie. Ale
Harriet była osobš mocno stojšcš na ziemi i bardzo dobrze rozumiał powody owego zainteresowania.
Gdyby była pannš Pope z dziesięcioma tysišcami dochodu rocznie i z tytułe arystokratycznym, byd
może sprawy wyglšdałyby inaczej. Ale nie była. Lord Archibald wkroczył do salonu przybierajšc pozę
wystudiowanego zaskoczenia i bawišc się monoklem, po czym złożył jej elegancki ukłon. - Ooo,
panna Pope - powiedział. - Cóż za nieoczekiwan przyjemnod. Harriet dygnęła. O tak, niewštpliwie
nie myliła się, zapamiętujšc go jako atrakcyjnego mężczyznę. Nie jest tak uderzajšco przystojny jak
pan Sullivan, ale co najmniej dziesięd razy bardziej atrakcyjny. Przynajmniej w jej oczach. Był ubrany
modnie i elegancko - miał na sobie zielony żakiet, bufiaste spodnie i lnišce buty do kolan z białymi
czubkami; sprawiał wrażenie człowieka nie przywišzujšcego specjalnej wagi do wyglšdu, jakby
dobiera ubrania na chybił trafił, a one jedynie przez przypade wspaniale na nim leżały i znakomicie
ze sobš harmonizowały. - Pan i pani Sullivan lada chwila się tu pojawiš, milordzie - poinformowała go
Harriet. - Co ich zatrzymał w pokojach na górze. -? Doprawdy? - zapytał wznoszšc brwi i
przykładajšc monokl do oka. - Jakież to czarujšce. Zaczynam niemal zazdrocid memu przyjacielowi. -
Czy zechce pan spoczšd, milordzie? - Harriet wskazał fotel. Dopiero gdy usiadła i spojrzała mu w oczy,
przygotowana do uprzejmej konwersacji, dotarło do niej, co miał na myli. Poczuła palšcy rumieniec
na policzkach i przez chwilę nie mogła sobie przypomnied, , jaka właciwie jest pogoda, by móc jš
skomentowad w rozmowie. Lord Archibald ponownie przyłożył
monokl do oka. - Jak uroczo się pani rumieni, panno Pope - zauwa- żył. - Niektórym damom nie udaje
się zaczerwienid tak, by nie mied równoczenie czerwonych plam na szyi i, ehm, dekolcie. Pani się
jednak do nich nie zalicza, Gratuluję. W ostatniej chwili ugryzła się w język, by nie powiedzie:
dziękuję. - Jaki dzi ładny dzieo mamy, nieprawdaż, milordzie? - zagaiła. - Powietrze jest wieże i
orzewiajšce. - Wiatr jest dod chłodny. - Owszem, zgadza się, ale słooce mocno wieci. -
Tylko wtedy, gdy nie skrywa się za chmurami. ?- Tak - zgodziła się. - W takim razie jest to ładny; dzieo.
Harriet oderwała wzrok od krawata lorda Archibalda i przeniosła go na jego twarz. Przekonała się
wtedy, że znowu tak się jej przyglšda, jakby przez jej twarz widział włosy z tyłu głowy. O Boże, jak
łatwo wpadła w pułapkę! On sobie z niej żartuje. Z małej prowincjonalnej gšski. Wyprostowała plecy.
* - Spodziewam się, że znalazł pan ciotkę w dobrym zdrowiu w Bath, milordzie? - spytała. - Ona ma
zbyt zły charakter, by zachorowad - odparł. - I jest za bardzo uparta, by umrzed, chod ma już
osiemdziesištk. A może nawet dziewięcdziesištkę? Nigdy nie jestem pewien. Przeżyje całš swojš i
mojš generację, panno Pope, a w dodatku uprzykrzy życie dalszemu po- . koleniu. - Ooo - mruknęła
Harriet. Takie wypowiedzi o ciotc wydały się jej pozbawione szacunku. Zupełnie nie wiedziała, co ma
powiedzied. - Cieszę się, że jest zdrowa. W jego widrujšcym spojrzeniu dostrzegła cieo rozbawieni.
A więc on się z niej naigrawa! Bawi się niš jak zabawkš. Dumnie uniosła podbródek. - Wyczerpalimy
już temat pogody - powiedział lord Archibald. - A także poruszylimy temat zdrowia. Co więc nam
jeszcze zostało, panno Pope? Moda? - Obawiam się, że niewiele wiem na ten temat -odparła. - Całe
życie spędzałam daleko od miasta. - Nie mówišc o tym, że nigdy nie miała dosyd pieniędzy, by móc
sobie pozwolid na modny strój. Obrzucił jš od stóp do głów badawczym spojrzeniem, chod, co
stwierdziła z niejakš ulgš, tym razem nie przyłoży monokla. - Uważam za bezsporny fakt, panno
Pope, że uroda jest ważniejsza od mody. Niektóre damy w ogóle nie muszš byd modne. Harriet
ponownie oblała się rumieocem. Chod komplemen nie był bezporedni, to jednak jego wzrok
zarówno się namiewał, jak i podziwiał jš. Nagle przyszło jej do głowy, że potrzebuje przyzwoitkk Nie
powinna była go przyjšd mimo przekonania, że Klara i pan Sullivan niebawe pokażš się w salonie. Ale
przecież była tylko damš do towarzystwa, a one nie potrzebujš obecnoci przy-zwoitki. - A więc
odgrywa tu pani dziwnš rolę wobec par, która kontynuuje swój miesišc miodowy - orzekł lord
Archibald. - Niefortunna trzecia osoba w pas de deux. - Nie jestem nikim w tym rodzaju, milordzie -
odparła z oburzeniem. - Moim zadaniem jest dotrzymywanie towarzystw pani Sullivan, gdy tylko
tego zapragnie. - Ale akurat w tej chwili nie pragnie - zauważył -skoro jest... ehm, zajęta z mężem na
górze. Cóż, ma raczej zły gust, panno Pope. Pani jest o wiele ładniejsza od Freddiego. Niektóre
komentarze nie nadajš się do konwersacji, ponieważ nie da się na nie odpowiedzied. Harriet nie
odpowiedziała. - Czwórka jest o wiele szczęliwszš liczbš - cišgnšł. - Oferuję więc mojš osobę w
charakterze czwartego, panno Pope, aby wyzwolid paniš od haniebnej pozycji tej trzeciej". Chwilami
trudno jej było zrozumied, o czym właciwie on mówi. Czy proponuje jej swe towarzystwo w
Londyni? Ten pomysł wydał się Harriet niezwykle pocišgajšcy, nawet jeli nie odpowiadał jej sposób,
w jaki lord się z niej naigrawał i wywoływał w niej poczucie, że jest prowin-cjuszkš. Ale marzyła o tym,
by zobaczyd Londyn, by zakosztowad modnego stylu życia, o którym do tej pory mogła jedynie nid. A
móc tego dowiadczyd w takim towarzystwie... Samego lorda. Spadkobiercy ksišżęcego tytułu.
Harriet uniosła się z fotela. - Zadzwonię po herbatę, milordzie. Czy życzy pan sobie, bym poszła na
górę i poinformowała pana Sullivana o paoskiej wizycie? - Ruszyła do drzwi. Lord Archibald wstał
również i podniósł monokl do! oka. - Byd może powinna pani. Trzeba pani wiedzied, że cieszę się
reputacjš pożeracza nie pilnowanych kobiet w cišgu dziesięciu minut spędzonych z nimi sam na sam.
A szczególnie pięknych kobiet. Cóż to za dziwny człowiek! Harriet znowu spiekła raka. Niewštpliwie
zasługuje na reputację człowieka dopro-wadzajšcego nie pilnowane przez nikogo kobiety do czer-
wienienia się w regularnych pięciominutowych odstępach.\ Właciwie nie należy do idealnych
dżentelmenów. Ponów-nie odwróciła się do drzwi i poczuła niezmiernš ulgę, gdy otworzyły się z
drugiej strony i jej chlebodawcy zjawili; się w pokoju. Gdy dokonywano uprzejmoci powitalnych,
Harriet zadzwoniła po herbatę i usiadła, tym razem jak najdalej od lorda Archibalda. Po herbacie
Frederick wyszedł z domu wraz z przyjaciele. Zjedli kolację u White'a w towarzystwie kilku
znajomych, po czym przesiedzieli wspólnie kilka godzin rozmawiajšc i pijšc - Frederick pił wyłšcznie
wodę i kaw. Męskie towarzystwo oraz znajomš atmosferę powitał z pewnym ukontentowaniem.
Czasami towarzystwo kobie może byd przytłaczajšce. Uwiadomił sobie, że spędził z żonš zaledwie
dwa dni. Popełnił błšd. Trzeba było zostawid sprawy ich własnem biegowi. Widocznie Klara czuła się
szczęliwa pędzšc pozornie nudne życie w Ebury Court, a on cieszył się swym kawalerskim stylem
życia, który zawsze mu odpowiadał. Błędem okazała się myl, że byd może wyrzšdz jej przysługę i
uprzejmod. Ona nie pragnie takiej dobroci. Zrobił to z poczucia winy. To jej słowa, które
doprowadziły go do szewskiej pasji. Frederick wcale tak nie uważał, ale skšd może mied pewnod?
Byd może Klara ma rację? A niech to wszystko szlag trafi, pomylał przyłšczajšc się do ogólnego
wybuchu miechu, wywołanego jakim nieprzyzwoitym dowcipem którego z kolegów, i sam
opowiedział inny. Niech to wszystko szlag trafi, cokolwiek owo to" oznacza, i do diabła z niš. Póniej
zabrał lorda Archibalda do Anette. - Jeste w ponurym nastroju, Freddie - zauważył w drodze lord
Archibald. - Przez cały wieczór byłe zachmurzony. - A co mam robid według ciebie? zapytał
Frederick z irytacjš. - Bez przerwy przybierad błogi i głupi umiech? Lord Archibald wybuchnšł
miechem. - Wyglšda na to, że konfrontacja okazała się porażkš. Jak długo zamierzasz jš tu trzymad,
Freddie? Mam nadziej, że wystarczajšco długo, bym zdšżył zawrzed bliższš znajomod z tš pannš do
towarzystwa. Ona się tak cudowni czerwieni, co sprawia mi niesamowitš przyjemnod. Mylisz, że
dojrzała do zerwania, Freddie? - Po moim trupie - odparł Frederick. Lord Archibald obracał w palcach
monokl, ale nie przyłożył go do oka. - Sam jeste zainteresowany, mój stary? - zapytał. Frederick
zatrzymał się nagle. - Słuchaj, Archie - zaczšł. - Jeli masz ochotę zarobid w nos, to jeste na
najlepszej drodze. Wydaje mi się, że tę sprawę omówilimy już dostatecznie jasno. - Cóż, ale czasami
można zmienid zdanie - powiedzia lord Archibald. - Jeli chcesz znad moje zdanie, mój chłopie, chod
jestem pewien, że nie chcesz, to musz stwierdzid, że wbrew twej woli zrodziły się w tobi pewne
uczucia do pani Sullivan. Mam wrażenie, że my, szczęliwi kawalerowie, niedługo stracimy kompan. -
Masz słusznod - przerwał mu szorstko Frederick. -Nie interesuje mnie twoje zdanie. Kiedy
przyjdziemy do lokalu Anette, popro o Karolinę, jest najlepsza. Chod właciwie wszystkie sš niezłe.
Starannie dobrane i bardzo dobrze wyszkolone. - Najlepszš powięcisz dla mnie? - zdziwił się lord
Archibald. - Doprawdy, prawdziwy z ciebie przyjaciel, Freddie. Szczerze mówišc Frederick nie był w
nastroju do odwiedzi w burdelu, nawet z tak wyszkolonymi dziewczętam jak u Anette. Ale nie
chciało mu się także wracad do domu tylko po to, by spacerowad tam i z powrotem po pokoju i
zastanawiad się, czy resztę nocy ma spędzid u żony. W egzekwowaniu małżeoskich praw u żony, która
gardzi mężem, jest co wyranie upokarzajšcego. Nawet jeli sprawia jej to radod. Pojawia się jaka
nieprzyjemna myl o żigolakach. Karolina miała włanie wolnš godzinkę i oddaliła się z lordem
Archibaldem. Lizzie również była wolna. Frederic prowadzšc jš do gabinetu na górze pomylał, że
jest pod każdym względem dobrze wyposażona. Za pięd lat, jeli nie będzie uważad albo jeli Anette
jej nie przypilnuje, Lizzie będzie gruba. Frederick często prosił o niš, poniewa była znakomita w
swoim fachu. Usiadł z ponurš minš w nogach łóżka; Lizzie przyglšdał mu się trochę niepewnie,
oczekujšc dyspozycji, które nie nadchodziły, po czym zaczęła się rozbierad, odrzucajšc kolejne częci
garderoby. Frederick jeszcze bardziej się zachmurzył. Gdy doszła w koocu do ostatniej częci ubrania,
przezroczystej koszulki, wreszcie się odezwa. - Lepiej ubierz się z powrotem, Lizzie. Mam wrażenie,
że co złapałem, i nie chciałbym cię zarazid. Lizzie ubrała się znacznie szybciej, niż się rozbierał, po
czym usiadła obok niego i pogłaskała go po włosac. - Nic nie szkodzi, mój kochany - uspokoiła go. -
Doktor wyleczy cię raz dwa i znowu możesz wrócid. Frederick pomylał ponuro, że w tym zakładzie
już spalił za sobš mosty. Lizzie sumiennie przekaże tę szczególn wiadomod patronce, która bardzo
grzecznie, acz stanowczo, raz na zawsze zabroni mu korzystad z jej interesu. Westchnšł. Lizzie
pocałowała go w policzek. - Szkoda. Miałam nadzieję na godzinkę dobrej zabawy. Jeste moim
ulubieocem. - Cóż, Liz. Przecież nie mógłbym ci tego zrobid, prawda? Straciłaby tu pracę i popadła w
tarapaty. - Jeste prawdziwym dżentelmenem - powiedział, znowu całujšc go w policzek. -
Zapłaciłe za usługę, więc powiedz, czy mogę cię zadowolid w jaki inny sposób? - Porozmawiaj ze
mnš - poprosił. Została co najmniej godzina, zanim Archie opuci przybytek Karoliny. - Opowied mi o
sobie i twojej rodzinie, Liz. W jaki sposób zaczęło się to twoje aktualne życie? - Ojej - szepnęła. - To
jest zabronione. Frederick odwrócił głowę, pocałował dziewczynę w usta i patrzył na niš uważnie
spod na wpół przymkniętyc powiek. To spojrzenie zawsze skutkowało. - Ale dla mnie złamiesz
przepisy, Liz. W ten sposób spędził swš ostatniš godzinę w lokalu Anette, słuchajšc i dowiadujšc się,
że dziwka także może byd człowiekiem, że miała własne dzieciostwo i młodod, pełnš nadziei i
marzeo, tak samo jak każdy. Była to interesujšca i na swój sposób nieprzyjemna lekcja. Łatwiej
bowiem myled o nich jak o samych ciałach, których jedynym zadaniem jest zapewnienie mężczynie
przyjemnci. Był to dla Fredericka dzieo klęski. Dawno już nie czuł takiego przygnębienia. A
ukoronowaniem tego wszystkieg był błogi i głupi umiech na twarzy Archiego, gdy ten zszedł na dół.
- Boska - powiedział lord, kiedy wychodzili z burdelu. - Pozostawienie jej dla mnie było
nadzwyczajnym powięcenie, dalece przekraczajšcym obowišzki przyjani, Freddie. Moje
najserdeczniejsze dzięki, chłopie. - Lizzie jest lepsza - odparł wciekłym tonem Frederic. Lord
Archibald dojrzał do pójcia do domu; Frederick pomylał z irytacjš, że godzinka spędzona u Anette
może człowieka wykooczyd. Sam nie był jeszcze gotów do powrotu w domowe pielesze. Postanowił,
że zajrzy do którego z klubów i sprawdzi, czy odbywa się tam jaka interesujšca gra, chod nie miał
zamiaru wzišd w niej udziału. Poprzysišgł sobie nie siadad do kart po ostatniej wpadce i serii długów,
na szczęcie bardziej umiarkowanyc niż te, które zmusiły go do Zawarcia małżeostwa. Popatrzy sobie
tylko, aby jako przetrwad te kilka godzin nocy. Oby jak najszybciej upłynęła. Przyglšdał się przez
godzinę i grał przez dwie, a wyruszy do domu dopiero wtedy, gdy wszyscy pozostali postanowili
zakooczyd grę. Co prawda wychodzšc z klub kieszeo miał troszkę bardziej wypchanš niż wczeniej,
ale humor nie poprawił mu się ani na jotę. Przecież postanowił, że nie będzie grad. Ľ gdyby tak
wysoko przegrał? Czasami odnosił wrażenie, że nie potrafi w pełni kontrolowa swoich poczynao.
Zupełnie tak, jakby jego umysł i wola działały odrębnie od ciała. Rzecz jasna, że to idiotyczna myl.
Kiedy skooczy się tygodniowy pobyt Klary w Londynie, podczas którego, zgodnie z obietnicš, pokaże
jej wszystko co należy, odwiezie jš do Ebury Court, gdzie znowu będzie szczęliwa, a on powróci do
kawalerskiego trybu życia i odzyska czyste sumienie. Próbował byd dla niej miły. Pokazał jej drogę do
lepszego życia i większej swobody, a ona jš odrzuciła. Niech więc tak będzie. Doktor powiedział, że
wszystko zależy od niej, a on jej to wytłumaczył. Jeli Klara życzy sobie pogršżad się nadal w niedoli i
cierpieniu, proszę bardzo, niech się pogršża. On jej nie będzie przeszkadzał. Niech jš diabli porwš.
Położył się do łóżka, gdy brzask różowił się za oknami sypialni. I tak włanie sprawy wyglšdajš -
powiedziała Klara, -Dasz wiarę, Harriet? Przez wszystkie te lata w Anglii mogłam chodzid, zamiast bez
ustanku siedzied na wózku i kazad się wozid z miejsca na miejsce. Przez resztę życia mogę chodzid. -
Siedziały w saloniku Klary. Mary Balogh - Ależ to cudowna nowina! - zawołała Harriet klaszczš z
radoci w ręce. - Klaro!? Przecież to wspaniałe! - Tak, tylko że ja w to nie wierzę. Nie mogę. Kiedy
dzi rano spadłam z łóżka... - Na szczęcie w gotowalni była pokojówka, która przyniosła dzban z
goršcš wodš do mycia i na odgłos upadku pospieszyła z pomocš. Klara, chod mocno potłuczona i
przestraszona, udawała, że włanie się budzi ze snu. - Ja nie spadłam z łóżka. Próbowałam wstad. Ale
moje nogi okazały się całkowicie bezsilne. - Ależ to oczywiste - rzekła Harriet. - Mój Boże, mogła się
bardzo gronie poranid. Nie możesz przecież oczekiwad, że tak zwyczajnie sobie wstaniesz i będziesz
chodzid tylko dlatego, że ci powiedziano, że jeste w stani to uczynid, Klaro. Nie chodziła przecież
przez wiele lat. - Równo dwadziecia - poprawiła jš Klara.
Harriet prychnęła ze zniecierpliwieniem. - I postanowiła wstad z łóżka i zejd na niadanie! Cóż za
nierozwaga! - Tak, to było raczej niemšdre. - Klara czuła się głupio. - Aczkolwiek nie sšdzę, że byłam
tak do kooca pozba- wionš rozsšdku, Harriet. Byłabym ogromnie szczęliwa, gdybym mogła postad
chod przez kilka chwil. : - Czyż nie powiedziała mi przed chwilš, że pan Sullivan uprzedzał
cię, iż będzie to powolny i ucišżliwy proces? - zapytała Harriet. - Owszem - potwierdziła Klara z
westchnieniem. -Jestem jednak znana z nieludzkiej wręcz cierpliwoci. Ludzie zawsze mi mówiš, że
jestem niezwykle cierpliwa. Ale teraz nie mam pewnoci, czy tak jest naprawdę. Chcę chodzid, już,
teraz. Wczoraj chciałam biegad. Przedwczora taoczyd. Mylę, że temu nie podołam. Jakże mogę
teraz żywid nadzieję, skoro rozwinęłam w sobie tę legendarnš cierpliwod, a mimo to w pewnej chwili
okaże się, że moje nadzieje sš płonne? To już lepiej w ogóle nie żywid nadziei. - Ale włanie to robisz,
Klaro - powiedziała Harriet. - A ja znam cię na tyle, by mied pewnod, że nie zdołasz odrzucid tej
szansy. Klara znowu westchnęła. Oczywicie, Harriet ma rację. Zeszłej nocy leżšc w łóżku próbowała
poruszad palcami u nóg. I czuła je. Czuła nawet, że się ruszajš, chod wštpiła, czy ich ruchy sš widoczne
gołym okiem. Były takie słabe i tak bardzo oddalone od jej mózgu, że zdawało się, iż polecenia, które
im wydawała, nie mogły do nich dotrzed. Ogarnęła jš wtedy głęboka frustracja i długo w nocy płakała.
Skoro palce nóg nie sš posłuszne jej woli, to w jaki sposób będzie mogła zapanowad nad całymi
nogami? - Jak to trzeba zrobid, Harriet? - zapytała. - Wiedzied, że to możliwe, to jedna sprawa, ale w
jaki sposób tego dokonad, to całkiem co innego. Jeli nie potrafię wstad i chodzid, to co mam uczynid?
Harriet usiadła, złożyła ręce na podołku i zastanawiał się. - Dwiczyd - powiedziała po chwili namysłu.
- Musimy wymylid dwiczenia dla każdego odcinka nóg i stóp, aby je wzmocnid i nauczyd poruszania
się. To trzeba zrobid najpierw, zanim spróbujesz opierad na nich ciężar. Mylę, że zaczniemy od
palców nóg. Potem wemiemy się za kostki, a następnie za kolana. - Wyglšda mi to na bardzo,
bardzo długi proces -zauważyła Klara. - Palce do chwili, gdy będę miała trzydzieci lat; kostki, gdy
czterdzieci, kolana do pięddziesištk, stad będę po szeddziesištce, a chodzid, gdy będę miała
siedemdziesišt lat. Zataoczę za na swych osiemdziesištych urodzinach. Zamiała się gorzko, ale kiedy
po chwili Harriet także zaczęła się miad, obie dostały ataku nie kontrolowanej wesołoci. - Dobrze
że chociaż potrafimy w tym wszystkim dostrze zabawnš stronę - wydusiła w koocu z siebie Harrie. -
Och, Boże! - Klara otarła łzy chusteczkš. - Czy w tym w ogóle jest jaka mieszna strona, Harriet? Czy
mylisz, że powinnam od razu zaczšd dwiczenie palców? Dwie godziny dziennie? Zamiast haftowania?
Ponownie wybuchnęły miechem, ale w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi i Frederick je
otworzył. Klara momentalnie ochłonęła. Wyglšdało na to, że jej wczorajsza reakcja na jego słowa
oznaczała ponowne wykopanie topora wojennego. Zaraz po herbacie wyszedł z domu razem z
lordem Archibaldem i nie wrócił na kolację, chod kazała jš podad o pół godziny póniej. Nie wrócił
również na noc. Klara nie zasnęła aż do witu, lecz nie słyszała kroków na schodach ani szczęku drzwi
do jego sypialni. Leżała w ciemnociach i marzyła o nim, wyobrażajšc sobie wszystkie możliwe
miejsca jego pobyt, a jednoczenie pogardzała sobš za typowe reakcje zazdrosnej żony. Nigdy
przecież nie oczekiwała, że Frederic będzie oddanym i wiernym mężem. Próbowała sobie wyobrazid
wyglšd tej kobiety, typ urody, jaki mu najbardziej odpowiada. Zastanawiała się, czy chodzi tu o
przypadkowš znajomod, czy też o stałš kochankę. Byd może gdzie w tym miecie jej mšż ma inny
dom, innš kobietę i rodzinę. - Obie panie sprawiajš wrażenie bardzo wesołych -powiedział Frederick
składajšc ukłon. - Co bycie powiedział na przejażdżkę do opactwa Westminster i byd może także
katedry więtego Pawła? Klara uznała, że jeli nawet wrócił po nocy rozpusty, to tego po nim nie
widad. Jak zwykle był ubrany z nadzwycza dobrym smakiem i wyglšdał wręcz niezwykle przystojnie.
Postanowiła, że zaakceptuje ich wzajemne stosunki na dowolnej płaszczynie, jak to zresztš zamie-
I rzała uczynid na samym poczštku małżeostwa. Kiedy Frederick zostanie w Londynie, ona będzie żyd
po swojem i korzystad z życia tyle, ile się da. Może nawet zacznie się uczyd chodzenia? - To
wspaniały pomysł, Freddie - powiedziała umiechajš się do męża. - Ja zostanę w domu - odezwała
się Harriet. - Będzie mi tu bardzo dobrze. - Nie sšdzę, by lord Archibald Vinney był zadowolony z
popołudnia spędzonego w towarzystwie moim i mojej żony - powiedział Frederick. - Powinna pani
pojechad z nami, panno Pope, aby było do pary. Klara zauważyła z zaciekawieniem i jednoczenie
pewnym zaniepokojeniem, że Harriet spiekła raka. Chod dziewczyna pochodziła z dobrej rodziny, to
jednak zubożałe i nie liczšcej się w towarzystwie. Jej atutami wobec dziedzica tytułu ksišżęcego były
jedynie uroda i dobry charakter. Trudno to brad pod uwagę, zwłaszcza człowiekow tak
wyrafinowanemu i wiatowemu, jak lord Archibal Vinney. - W takim razie zgoda - cicho odparła
Harriet. -Dziękuję panu. Wszyscy zjedli wczesny lunch, po czym zaczęli się szykowad do wycieczki.
Klara wyglšdajšc przez okno zauważyła promienie słooca; był to piękny dzieo, chod przypuszczalnie
trochę chłodny. Uwielbiała ostre powietrz jesieni, którego tak bardzo rzadko dowiadczała w ży,
ponieważ o tej porze roku nie wolno jej było opuszcza domu. Miała nadzieję, że do Westminsteru
pojadš odkrytym powozem. - Jestem podniecona jak małe dziecko - przyznała się przyjaciółce, gdy
Frederick wyszedł z pokoju. - To chyba strasznie niepoważne z mojej strony, prawda? - Ja bym
skakała do góry z radoci, gdyby to nie było tak niestosowne - zapewniła jš Harriet. - - zapytała Klara i
obie raz jeszcze wybuchnęły miechem. Klara pomylała, że zachowujš się jak dwie wygłodniał
dziewczynki, którym podsunięto pod nos misę łakoc. Rozdział jedenasty Opactwo Westminster
pierwszego popołudnia, katedra więtego Pawła następnego, zamek Tower trzeciego, odwiedzin
gabinetu Madame Tussaud i wizyty w licznych galeriach, kilka przejażdżek po Hyde Parku - i cišgle
pozostawało wiele miejsc, które należało jeszcze odwiedzi. Czasami Klara i Frederick jechali sami,
lecz częciej w towarzystwie Harriet. Od czasu do czasu wybierał się z nimi również lord Archibald.
Frederick zauważył, że żona i Harriet zachwycajš się wszystkim z nie ukrywanym entuzjazmem,
dlatego serce nie pozwalało mu na skrócenie ich wizyty w Londynie. Poza tym jemu także sprawiało
to radod i oglšdał stolicę całkiem innymi oczami. Na każdš wyprawę zamawiał otwarty powóz, nawet
gdy dni były chłodne i wietrzne. Jedynie w deszczowš pogodę wyruszali na miasto zamkniętš karetš.
Nie wiedział jedna, jak pozostali znoszš te spartaoskie warunki, ponieważ nikt się nie skarżył. Archie
sprawiał nawet wrażenie zadowolonego. - Czy zauważyłe, Freddie, jak rumieoce na kobiecych
policzkach mogš rozpalad ogieo w zupełnie odmiennej Mary Balogh częci męskiej anatomii? -
zapytał lord Archibald przyjaciel, gdy którego dnia zostali sami. Mówił oczywicie o pannie Pope.
Ale Frederick lubił widok zaróżowionych policzków żony, a nawet jej zaczerwienion nos i błyszczšce
oczy. Postanowił traktowad swe małżeostwo tak, jak leci, z dnia na dzieo, nie spodziewajšc się po nim
za wiele i nie odrzucajšc tego, co daje. Na razie wyglšdało na to, że oboje sš rozsšdnie i ostrożnie
usatysfakcjonowani wspólnym życiem. Frederick nie wspomniał już ani słowe na temat chodzenia, a
Klara także nie wracała do tego tematu. Trudno, niech tak zostanie. On jej powiedział o wszystkim i
dokładnie wyjanił, natomiast decyzja należał do niej. Teraz będzie szanował tę decyzję. Albo jej
brak. Był trochę rozczarowany, że Klara nie ma tak silnego charakteru, jakiego się po niej spodziewał.
Ale z drugiej strony, trudno mu przecież postawid się na jej miejscu. W ogóle nie był w stanie sobie
wyobrazid, jak to jest. Spędzał z żonš wiele czasu i często zabierał jš do miasta. Czasami także spędzał
z niš noc. Ale nie każdš. Zdarzało się, że nie wracał na noc, bywało, że i dnie spędzał poza domem.
Dwiczył i toczył walki sparringowe w Salonie Bokserskim Jacksona; spotykał się z kolegami w klubach.
Grał, czasami wygrywał, czasami przegrywał. Gdy wygrywał, uspokajał sumienie mówišc sobie, że nic
złego się nie stało, natomiast przegrane pogršżały go w głębokiej depresji, chod zawsze przekonywał
się, że w każdej chwili może z tym skooczyd, tak jak to zrobił z piciem i kobietami. Klara była jedynš
kobietš, z którš sypiał w owym czasie. Nigdy nie wychodził z niš z domu wieczorami; nie zadał sobie
trudu wprowadzenia Klary do towarzystwa. Jesieo nie była odpowiedniš porš. A jednak sezon już się
zaczynał - coraz więcej ludzi zjeżdżało do Londynu i zaczynały się wieczorne spotkania, przyjęcia i
imprezy kulturalne. - Czy chciałaby którego wieczoru pójd dó teatru? -zapytał żonę pewnego
wczesnego poranka, gdy akurat skooczyli się kochad i leżeli wtuleni w siebie, ospali, lecz nie pišcy. -
Och, Freddie. - Klara odwróciła głowę, i nawet w ciemnoci mógł dostrzec blask jej oczu. -
Moglibymy? Naprawdę możemy? Tato nigdy nie pozwalał mi wychodzid wieczorami, aczkolwiek
kilkakrotnie zdarzył mi się bywad, gdy wyjechałe z Ebury Court i było ciepło i pogodnie. Tato zawsze
obawiał się chłodów wieczoru. - Ubierzemy cię ciepło i chłód nie będzie miał do ciebie dostępu. -
Teatr... Czy to jest wspaniałe, Freddie? Och, tak, z pewnociš. - Nagle jej ton się zmienił. - Ale ja nie
mam się w co ubrad! Mam tylko te suknie, w które ubieram się wieczorem do kolacji. - Ten problem
da się bez trudu rozwišzad - zapewnił jš. - Jutro każę wezwad do domu krawcowš. Musisz mied nowš
garderobę, Klaro. Teraz, wraz z nadejciem zimy, wszyscy wracajš do miasta i zacznš się wieczorne
spotkani, na które będziemy zapraszani. Klara przez chwilę milczała. - A więc zostanę tu trochę
dłużej? - zapytała po chwili. Czy zostanie? Poczštkowo zamierzał zatrzymad jš przy sobie przez tydzieo
lub dwa, zanim odele jš do domu, a sam zacznie żyd po swojemu i używad swobody. Tymczase
upłynęły już dwa tygodnie z okładem. - Zobaczymy, jak się sprawy ułożš, dobrze? Skinęła głowš i
przytuliła policzek do jego ramieni, a on ułożył się do snu. Ale Klara znowu się odezwał. Mary Balogh
- Freddie - szepnęła - kiedy pójdziemy do teatru? Już wkrótce? Frederick odwrócił się na bok, wsunšł
jej rękę pod głowę, po czym pocałował w usta. - Niedługo - potwierdził. - Albo jeszcze prędzej.
Zadowolona? Klara rozemiała się cichutko. - Musimy jednak poczekad, aż moje suknie będš gotow.
No i jak ja mam teraz zasnšd? - Zamknij oczy i odpręż się - poradził. O Boże, jakaż ona była
podekscytowana! Zbyt podniecon, by zasnšd. Tylko dlatego, że zaproponował jej pójcie do teatru.
Poczuł, że w dziwny sposób zachciał mu się płakad. Odwrócił Klarę na bok, przycisnšł do siebie i
pogłaskał kojšco po plecach. Jeszcze raz jš pocałowa. Westchnęła bardzo cichutko. Mogła zgišd palce
u nóg. - Co jest wierutnš blagš, kiedy porównam to z mojš zaciniętš pięciš. Po prostu nie mam siły
w palcach u nóg. - Z wielkim wysiłkiem i maksymalnš koncentracjš udawało jej się poruszad stopami
na boki. - Niemal wystarczajšco, by dostrzegło to ludzkie oko - powiedziała. Mogła nawet zgišd stopę
do góry o centymetr czy dwa, chod trudno by to nazwad ruchem. Natomiast kolana były zupełnie
nieposłuszne jej woli. - Czyja mówiłam, że palce dopiero około trzydziestki? - spytała przyjaciółkę
pewnego poranka, opadajšc z wyczerpani na poduszki. - Sšdzę, że byłam zbyt optymistyczni
nastawiona. To się nigdy nie stanie, Harriet. Jakże mogę mied nadzieję, że będę chodzid? - Byd może
powinnam zaczšd masowad ci nogi? Krew wtedy zacznie kršżyd żywiej, a to pomoże im nabrad sił.
Kiedy masowałam mamie barki i plecy, ponieważ cier- piała na reumatyzm. Zawsze mówiła, że mam
cudowne ręce. Były istotnie mocne i tarły oraz masowały z siłš, która sprawiała zarówno ból, jak i
ukojenie. - Och! - jęknęła Klara, pragnšc w pewnej chwili wyrwad nogę z żelaznych dłoni Harriet. -
Przynajmniej teraz wiemy, że mam w nich czucie. Jakież to musi byd dla ciebie nieprzyjemne zadanie.
Mam nogi jak patyki. Jak mogłam kiedykolwiek myled, że zdołam na nich chodzid? Jej słowa
rozmieszyły Harriet i obie znowu wybuch-nęły miechem. Od chwili gdy Klara rozpoczęła
dwiczeni", sporo się miały i chichotały. Klara doszła do wnio, że miech jest lepszy od mylenia o
bólu, od zniechęceni, a czasami nawet rozpaczy. A Harriet pewnie uznała, że jest lepszy od
współczucia, którego zapewne dowiadczała. Klara nadal płakała w samotnoci. Przede wszystkim ze
względu na szacunek dla siebie. Płakała w te noce, gdy Frederick nie wracał do domu. Upokarzajšce
łzy, wylewane z żalu nad sobš. Tak długo, jak była przekonan, że nie będzie mogła chodzid,
akceptowała kalectwo z wystudiowanš łagodnociš i pogodš ducha. Teraz, gdy na horyzoncie
pojawiła się szansa, Klarę ogarnęła rozpac. Postępy były tak minimalne, że prawie niezauważaln. To
się nigdy nie zmieni. Niezależnie od tego, jak ciężko będzie pracowad, nic się nie zmieni. A przecież
kosztuje jš to tyle wysiłku, koncentracji i bólu! A rezultat sš nieosišgalne! Nic nie powiedziała
Freddiemu, pracowała w tajemnicy przed nim. Jeli się nie uda, mšż nie dowie się nawet, że
próbowała. A jeli się powiedzie - chod czasami mylała, że nigdy - no, cóż, wtedy zrobi mu
niespodziankę. Czasami marzyła sobie, że pewnego dnia, gdy Freddie będzie siedział przy biurku w
bibliotece, wejdzie tam powoli i będzie obserwowad, jak mšż nosi głowę, a potem rozlega się zgrzyt
odsuwanego krzesła, gdy gwałtownie wstaje, okršża biurko, by chwycid jš w ramiona. Cóż to za
mieszne marzenie, pomylała czyszczšc nos i ocierajšc zapłakane oczy. Chciało jej się z siebie miad.
Tak jakby to miało dla Freddiego jakiekolwiek znaczenie. Przecież jeli nawet zacznie chodzid, to i tak
pozostanie chuda i brzydka. Nienawidziła swej brzydoty, uwielbiała piękno. Dla niej tylko czero nocy,
księżyc i gwiazdy. Nie należy porywad się z motykš na słooce, trzeba się zadowoli tym, co się ma.
Wyczyciła nos. Nie, nie zadowoli się! Chce mied słooce! I nagle doznała olnienia, jakby spojrzała w
samo serce słooca. O Boże! O dobry Boże. O Boże. Ale powtarzana inwokacj do niebios nie mogła
zagłuszyd myli, która nie wymagała sformułowania. Pragnęła miłoci! Całej, pełnej, prawdziwej
miłoci. A dlaczego? Bo kocha Freddiego, oczywicie! Szalona, głupia, mieszna kobieta. To jest
prawda tak oczywista, że nie ma sensu się nad niš dłużej zastanawiad. On nie wróci już tej nocy.
Znowu spędzi jš z tamtš. Jeli to w ogóle była jaka tamta, a nie inna za każdym razem. Tak czy tak,
wolał byd z innš niż z własnš żonš. Rozmylała o tym, co ci dwoje robiš, nawet nie próbujšc odpędzid
od siebie tej myli, jak to czyniła do tej pory. piš? Czy... Nie, nie powie mu, że próbuje uczyd się
chodzid. Jeli jej się uda, zyska większš swobodę i będzie bardziej niezależna od swego niewiernego
męża. W którym się włanie zakochała. W każdym razie bliskod słooca może olepid. Do takich
spraw należy podchodzid filozoficznie. Czasami Klara rozmawiała z Harriet o Londynie, o tym, co już
widziały i co jeszcze je czeka. Na ten temat mogły rozmawiad bez kooca, wiecznie z takš samš
radociš. - Freddie niedługo zabierze nas do teatru - powiedziała Klara tego ranka, gdy Frederick jš o
tym powiadomił. Harriet, która włanie masowała jej nogi, spojrzała na Klarę rozmarzonymi,
tęsknymi oczami. - Pojedziecie we dwoje? - spytała. - Jak to cudownie, Klaro. Będziesz mi potem
musiała dokładnie o wszystkim opowiedzied. - Nie, głupia gšsko. Powiedziałam nas", prawda?
Freddie ma zamiar zaprosid również lorda Archibalda. - Och, Klaro. - Harriet przerwała masaż. - To by
było zbyt cudowne. Ale ja nie mam odpowiedniej sukni. Klara rozemiała się głono. - Ja również
miałam takie obiekcje - zapewniła przyjaciółk. - Dzi po południu, przed naszym wyjciem, przyjdzie
krawcowa, którš Freddie kazał wezwad. Chce, żeby mi uszyła kilka sukien. Uszyje jednš dla ciebie. -
Harriet chciała co powiedzied, lecz Klara jej nie pozwolił. - W podziękowaniu za wszystko, co dla
mnie uczy przez ostatnie dwa tygodnie. Nie, Harriet, nie odmawia. To będzie dla mnie wielka
przyjemnod. - Dziękuję - szepnęła Harriet, opuszczajšc głowę, by z powrotem podjšd masaż, ale nie
na tyle szybko, by Klara nie zauważyła łez, błyszczšcych w jej oczach. - Czy ty lubisz lorda Archibalda?
- zapytała Klara. Nie rozmawiały o nim dotychczas, chod często im towarzyszy. - On lubi sobie ze
mnie pożartowad. Lubi, gdy się czerwienię. Traktuje mnie jak zabawne dziecko. - Nie sšdzę. - Klara
spoważniała. - Czy zachował się wobec ciebie niewłaciwie, Harriet? - Ależ skšd! - Dziewczyna
spojrzała na niš zaniepokojon. - Czy sšdzisz, że bym mu na to pozwoliła? - Nie. Ale uważam, że to
niebezpieczny mężczyzna. Przypuszczam, że postępuje według własnych zasad. Sšdz, że jest tobš
zainteresowany. Mary Balogh Harriet zaczerwieniła się. - Cóż to za nonsens. - Harriet, jeste bardzo
rozsšdna. O wiele bardziej niż ja. Ale nie mogę sobie odmówid jednej jedynej matczynej rady. Bšd
ostrożna, dobrze? - Nie mam pewnoci co do mojego rozsšdku, ale jestem realistkš - powiedziała
Harriet. - Wiem, że dla lorda Archibalda Vinneya jestem jedynie zabawnym przerywnikie. A teraz
uważaj, jeli popchnę ci stopę do przodu, to czy zdołasz jš popchnšd z powrotem w mojš stronę i
odepchnšd mojš rękę? Prawdopodobnie powinnmy spróbowad najpierw tego, ponieważ nie robisz
wielkich postępów w zginaniu stawów. Możemy spróbowa? - Poganiacz niewolników - jęknęła Klara.
- No, dobrz, w takim razie próbujmy. Podczas ogromnego wysiłku każdego kawałeczka ciała i woli w
cišgu następnej godziny Klara pocieszała się na duchu myleniem o teatrach i nowych sukniach, które
przemieniajš w olniewajšcš pięknod. Jak na tę porę roku, teatr był nieoczekiwanie zapełnion. Kiedy
Frederick przywiózł żonę do prywatnej loży lorda Archibalda i rozejrzał się po widowni, zanim
przeniós Klarę na fotel, było tam prawie pełno. W ich stronę skierowała się wielka liczba monokli i
sporo par lorgnon. Pomylał, że prawdopodobnie wiele osób nie słyszało jeszcze, że się ożenił oraz że
jego żona nie chodzi. Sadowišc jš na fotelu umiechnšł się pokrzepiajšco. W nowej niebieskiej sukni
było jej bardzo do twarzy, jak powiedział wczeniej, w gotowalni, kiedy wręczył jej złoty łaocuszek z
wisiorkiem z szafiru, który teraz miała na szyi - kupiony za wygranš z ubiegłej nocy. Ale dojrzał, że
Klara nie potrzebuje pokrzepienia ducha. Podobnie jak panna Pope, jego żona rozglšdała się wokół z
zaciekawie- nieniem i zachwytem, zupełnie nie zdajšc sobie sprawy z faktu, że stała się orodkiem
powszechnego zainteresowani. - Tutaj będzie również sztuka do oglšdania, wiesz? -Usiadł obok żony
i umiechnš się do niej. - Zachowaj trochę podziwu i dla niej, Klaro. - Cieszę się każdš chwilš tego
wieczoru. Nie żartuj sobie ze mnie, bo czuję się jak mała dziewczynka. Wzišł jš za rękę, ucisnšł dłoo i
jej nie wypucił. Ponownie ogarnęło go uczucie, którego dowiadczał pod koniec miodowego
miesišca, tuż przed pierwszš kłótniš małżeoskš. Uczucie sugerujšce, że mógłby się w niej zakochad.
Chciał jej sprawiad przyjemnod. Cišgle łapał się na tym, że obmyla nowe sposoby. Lubił jš
uszczęliwia. - Szczęliwa? - zapytał. - Głupie pytanie - odparła. - Czy można tu byd i nie byd
szczęliwym? No, proszę, Freddie, miej się ze mnie. Rozemiał się. Kštem oka zauważył, że lord
Archibald powiedział pannie Pope co takiego, co wywołało jej rumieniec. Nie było w tym nic
szczególnego. Archie zapytał go, czy po sztuce mógłby odwlec moment zaniesieni Klary do powozu
do chwili, gdy wszyscy już wyjdš z teatru. - I zostawid cię samego z pannš Pope? - zapytał Frederick. -
Mowy nie ma, Archie. - Chociaż na dziesięd minut - poprosił lord Archibald. - Czasami działam
popiesznie i przez to pozbawiam się całej masy przyjemnoci, mój chłopcze, ale nie sšdzę, by
dziesięd minut wystarczyło na nawet minimalnie satysfakcjonujšc gwałt. Czy nie mam racji? Nie
byłoby to warte wysiłku i energii. Chcę jedynie porozmawiad z mojš małš zarumienionš licznotkš. -
Jedynie porozmawiad? - Frederick uniósł brwi. - Cóż, prawie jedynie - poprawił się jego przyjaciel
Mary Balogh umiechajšc się. - Ty, mój drogi, oraz pani Sullivan zazwyczaj stanowicie dod ucišżliwe
towarzystwo w postac dwóch przyzwoitek. - No, dobrze, zobaczę, co się da zrobid, Archie. Ale nie
życzę sobie, by dziewczyna została przestraszona lub skompromitowana. - Freddie, mówisz jak
dziadek, który wychował piętncie córek, a teraz wzišł się do wychowywania wnucze. To w
najwyższym stopniu niepokojšce. Frederick miał nadzieję, że nie przystał na co, co mogłoby sprawid
towarzyszce żony jakiekolwiek kłopoty lub ból. Cholerny Archie. Dlaczego nie kieruje zainteresowani
ku bardziej dostępnym kobietom, albo przynajmnie ku tym, które znajš się na grze flirtu? Panna
Pope jest jak pijane dziecko we mgle. Klara chwyciła go za rękę w chwili rozpoczęcia przedstawieni;
patrzyła na scenę z zachwytem, nie odrywajšc od niej wzroku aż do przerwy. Frederick pomylał z
pewny rozbawieniem, że gdyby teatr zaczšł się palid, wcale by tego nie zauważyła. Przez większod
czasu przyglšdał się żonie, a nie temu, co działo się na scenie. Nigdy zresztš nie był specjalnym
miłonikiem sztuki dramatycznej. Zazwycza odwiedzał teatr po to, by zasišd w towarzystwie innych
wolnych mężczyzn na parterze i strzelad oczami w stronę dam. Dzi jednak zerkał jedynie na żonę,
chod nie czynił tego ostentacyjnie; raczej się jej przyglšdał i obserwował. Zauważył, że oczy Klary
błyszczš wewnętrzny pięknem. Lord Archibald namówił Harriet do wyjcia do foyer podczas
antraktu, by zaczerpnšd trochę powietrza i rozprostowa koci, okazało się jednak, że korytarz jest tak
zatłoczony, że ledwo mogli się ruszyd. Frederick został w loży, by dotrzymad towarzystwa żonie, cały
czas trzyma jš za rękę i słuchał z umiechem jej pełnej entuzjazmu analizy przedstawienia i gry
aktorów. - Zgadzasz się? - zapytała przerywajšc w koocu swš tyradę. - Zgadzam się, moja ko...
Zgadzam się. Wszystko, co powiedziała, było mšdre i masz rację, Klaro. Popatrzyła na niego
podejrzliwiej - miejesz się ze mnie - zauważyła. - Podejrzewam, że okazywanie takiego entuzjazmu
w teatrze nie jest w modzie, prawda? Ale ja zupełnie nie dbam o modę. - A jednak, Klaro, włożyła
suknię odpowiadajšcš wymogom najnowszej mody. - Tylko dlatego, że doradziła mi jš krawcowa -
wyjniła. - Gdyby to była suknia według mody obowiš dziesięd lat temu, to nawet bym tego nie
zauważył. Frederick rozemiał się i odwrócił, by dojrzed, kto otwiera drzwi i wchodzi do ich loży, po
czym zerwał się na równe nogi. - Freddie! - zawołała jego kuzynka Kamilla Wilkes, wycišgajšc ku
niemu obie ręce i nadstawiajšc policzek do ucałowania. - Można by pomyled, że całkowicie olepłe.
Kłanialimy się, machalimy i robilimy wszystko, by przycišgnšd twš uwagę, oprócz oczywicie
wejcia na fotele i machania rękami nad głowš. Wszystko na próżno. Czyż nie mam racji, Malcolmie?
Malcolm Stacey, powinowaty Fredericka i narzeczony Kamilli, wysoki szczupły blondyn, stał obok niej
i umiecha się. - Witaj Freddie. - Wycišgnšł rękę. - Nie wiedzielimy, że jeste w miecie. My
przyjechalimy w zeszłym tygodni. - Nasz lub odbędzie się tuż przed więtami Bożego Narodzenia -
owiadczyła Kamilla. - U więtego Jerzego. Dasz wiarę, Freddie? Malcolm i ja należymy do ludzi
unikajšcych wielkiego rozgłosu i nic nie odpowiadałoby nam bardziej niż cichy lub na wsi. Ale rodziny
bywajš Mary Balogh w takich wypadkach straszliwie uparte. Gdy chodzi o lub, to okazuje się, że
najmniej ważnymi osobami ze wszystkich sš paostwo młodzi. Frederick poczuł, że ogarnia go fala
wstydu. Odszukali go i sš tak bardzo przyjacielscy, a przecież dobrze wiedzš, co zdarzyło się w
Primrose Park wczesnym latem. Oni, Dan i Jule oraz, rzecz jasna, on. Tylko pięd osób. - Proszę,
poznajcie mojš żonę - powiedział. - Czy wiedzielicie o tym, że się ożeniłem? Kamilla spłonęła
rumieocem. - Tak, Freddie, słyszelimy - odparła przytłumionym głosem. Natychmiast zrozumiał,
jaka opinia panuje w rodzini na temat jego małżeostwa. Klara umiechała się spokojnie podczas
wzajemnej prezentacji. - Proszę wybaczyd mi, że nie wstaję - powiedziała. -Nie mogę chodzid. Z
wyrazu twarzy krewnych Freddiego nie dało się odgadnšd, czy o tym także wiedzš. Kamilla ujęła
dłonie Klary i usiadła obok niej. Malcolm stojšc z rękami złożonym na plecach przyglšdał się im z
poważnš minš. Frederick uwiadomił sobie z niejakš ulgš, że cokolwiek o nim mylš, to wobec jego
żony zachowujš się uprzejmi. - Dużo o was słyszałam - rzekła Klara z umiechem radoci na twarzy. -
Jestecie kuzynami Freddiego i zawsz spędzacie lato w Primrose Park z resztš rodziny. Opowiadał mi
o waszych grach i zabawach i o wszystkic figlach, jakie tam płatalicie. - Z nim w roli czarnego
charakteru - odparła Kamilla ze miechem. - Jeli tylko była do odegrania rola pirata, rozbójnika lub
bandyty, Freddie zawsze pierwszy zgłaszał się na ochotnika. Następny zjazd rodzinny odbędzie się
przy okazji naszego lubu. Ty i Freddie, oczywicie, będzieci tam również. Poznasz resztę rodziny.
Frederick czuł się coraz bardziej niezręcznie. - Jeli mi wybaczycie, to pójdę po drinka dla Klary.
Wrócę za kilka minut. Do diabła, pomylał idšc spiesznie wzdłuż korytarza na poszukiwanie drinka.
Cóż za potworny pech! lub w rodzini - znowu - i to w Londynie. Będzie musiał zniknšd. Będzie musiał
wrócid z Klarš do Ebury Court i wymylid jakš wymówkę. Niech to wszyscy diabli, Dan jest przecie
bratem Kamilli, a Jule jej bratowš. W wielkim popiechu przedzierał się przez tłum. Wpadł na trzy
osoby i za każdym razem musiał się zatrzymywad, by wymruczed przeprosiny. Za trzecim razem słowa
uwię-zły mu w gardle. Również dama, którš szturchnšł w rami, była oszołomiona. - Jule - powiedział
w koocu chrapliwym głosem. O, dobry Boże, oczywicie, przecież mógł się spodziewad, że oni także
będš w teatrze razem z Kamillš i Malcolmem. Ale niewštpliwie odmówili sobie przyjemnoci złożenia
mu wizyty w loży. - Witaj, Freddie - pozdrowiła go Julia Wilkes, hrabina Beaconswood. Jej ładna
zazwyczaj, pogodna twarz była pozbawiona umiechu. Frederick odchrzšknšł ujrzawszy towarzysza
Julii. - Dan? - powiedział skinšwszy głowš. - Witaj, Freddie. Czy Kamilla i Malcolm odwiedzili cię w
loży? Przez cały wieczór próbowali przycišgnšd twš uwagę. - Rozmawiajš włanie z mojš żonš.
Wiedzielicie, że się ożeniłem? - Tak - odparł hrabia. Jego żona jakby straciła mowę, co w jej
przypadku było więcej niż niezwykłe. - Cóż... - Frederick umiechnšł się i próbował przybra
serdeczny wyraz twarzy. - Nie miałem jeszcze okazji, by złożyd wam życzenia. Przykro mi, że nie
Mary^alogh mogłem byd obecny na waszym lubie. Byłem bardzo zajęty. Kštem oka dostrzegł, że
hrabina wbiła wzrok w podłog. - Rozumiemy to - odparł hrabia obejmujšc Jule w pasi, jakby w
obawie, że kuzyn mu jš uprowadzi. - Czy mogę wam przedstawid mojš żonę? - zapytał Frederick.
Hrabia się wahał. Tym razem odpowiedziała hrabina. - Tak, Freddie, prosimy. - Mówišc to
wpatrywała się w węzeł na jego krawacie; wreszcie wzięła męża pod rękę. - Pójdziemy, Danielu? Tak
więc Frederick został obarczony trudnym i bolesny zadaniem zaprowadzenia krewnych do swojej
loży i dokonania prezentacji. Dan oficjalnie ukłonił się Klarze, ale Julia zaskoczyła go, ujmujšc obie
dłonie Klary i pochylajš się, by ucałowad jš w policzek. - Freddie już wszystko opowiedział o nas
Klarze -rzekła Kamilla ze miechem. - Ona zna wszystkie nasze grzeszki. Czyż to nie jest
niebezpieczne? Klara rozemiała się i spojrzała na hrabinę. - Czy twój mšż także ci o
wszystkim opowiedział? zapytała. - Mieli cudowne dzieciostwo. Zazdroszczę imf tak bardzo, że nie
potrafię tego wyrazid. - Ależ ja byłam jednš z nich - odparła hrabina miejš się. - I pod wieloma
względami najgorszš z całej paczki. Zapytaj Daniela. Przez całe dzieciostwo zżymał się na mnie i
powtarzał, że dziadek powinien mi sprawiad lanie. - Współczuję ci. - Klara sprawiała wrażenie
rozbawione, ale Frederick marzył, by znaled jaki powód do opuszczenia loży. - Ale nie wydaje mi
się, by Freddie mówił mi o tobie. Julia? Nie, nie przypominam sobie tego imienia. Czy ty zawsze tam
była? - Tak - cicho odpowiedziała hrabina. Frederick zauwa- żył, że lekko przygryza dolnš wargę. -
Od pištego roku życia. cile mówišc, nie byłam członkiem rodziny, jedyni pasierbicš córki byłego
lorda. Był to raczej luny zwišzek. - Czy podobała się wam sztuka? - zapytała z umieche Klara. -
Uważam, że jest cudowna, chod Freddie miał się z moich zachwytów. Prawdę mówišc, to moja
pierwsza w życiu wizyta w teatrze, a więc nietrudno mnie zadowolid. Przez kilka minut konwersacja
dotyczyła bezpiecznych tematów, po czym nadeszła pora, by gocie pożegnali się i powócili na
miejsca; jednoczenie w loży pojawili się lord Archibald i Harriet. Klara odwróciła się i umiechnęła
do męża. - Jak to cudownie, że częd twojej rodziny jest w miecie - ucieszyła się. - Teraz nareszcie
mogłam zobaczyd, jak wyglšdajš twoi kuzyni, o których mi tyle opowiadał. Frederick umiechnšł się
do żony i znów wzišł jš za rękę. - Freddie - odezwała się Klara po chwili. Czy popełniłam
niewybaczalny błšd? Zapomniałam o Julii? Kiedy powiedziała, że zawsze była z wami w Primrose Park,
poczułam się okropnie głupio. Ona nawet tam mieszkała. Ale nie przypominam sobie, aby
kiedykolwiek o niej wspominał. - Bo nigdy tego nie zrobiłem, Klaro - rzekł cicho. Oderwał wzrok od
ich splecionych dłoni i spojrzał prosto w rozszerzone ze zdziwienia oczy żony. Zawahał się. -Byłem w
Primrose Park tego lata, zanim przyjechałem do Bath. Poprosiłem jš, aby wyszła za mnie, ale ona
wybrała Dana. - Och. Ale w tym momencie rozpoczšł się drugi akt przedstawieni, nie było więc już
czasu na dalszš rozmowę. Nie Mary Balogh da się ukryd, że dokładnie spartaczył całš tę sprawę. Jak
Klara przyjmie to wyjanienie? Ale przecież nie mógł jej opowiedzied całej historii. Nienawistna była
mu nawet myl o tej sprawie. Z twarzy jego żony zniknšł wyraz zachwytu, chod przez całš resztę
przedstawienia uparcie wpatrywała się w scenę. Zastanawiał się, czy tak samo jak on niewiele na niej
widziała. Rozdział dwunasty Gdy lord Archibald Vinney natychmiast po opadnięciu kurtyny wstał i
poprowadził Harriet do oczekujšcego ich powozu, dziewczyna była przekonana, że jej chlebodawcy
podšżajš tuż za nimi. A jednak długo nie pojawiali się w powozie. - Jestem pewny, że drogi Freddie
zauważył ten cisk - powiedział lord Archibald zamykajšc drzwiczki - i doszed do wniosku, że mšdrzej
będzie zaczekad, dopóki tłum się nie przerzedzi. - Może powinnam wrócid na górę? Zastanawiała się
Harriet. - Może Klara mnie potrzebuje? Ale lord Archibald położył wypielęgnowanš dłoo na jej
ramieniu. - Pływanie pod pršd bywa szalenie wyczerpujšce -zauważył. - Oni tu będš za kilka minut,
panno Pope. Uważam, że mam za mało czasu przed ich nadejciem, by paniš pożred. Chod muszę
przyznad, że wyglšda dzi pani dod smakowicie. Harriet poczuła, że się rumieni. Nigdy jeszcze nie
miała na sobie sukni tak frywolnej i tak wspaniełej jak ta, którš Klara ofiarowała jej w prezencie. Mary
Balogh - Teraz, gdy pani chlebodawczyni wyszła za mšż, niewštpliwie obowišzki damy do
towarzystwa stały się dla pani mniej ucišżliwe, nieprawdaż? - zapytał. - Moje obowišzki nigdy nie były
takimi, milordzie -odparła. - Aha. - Umiechnšł się. - Oto słowa sumiennej i lojalnej pracownicy. W
pięknym stroju pani do twarzy, a bywanie w wielkim wiecie" ożywia paniš. Harriet milczała.
Zastanawiała się, czy powinna cofnšd swoje ramię, na którym wcišż spoczywała ręka lorda Archibalda.
- Byd może nadeszła pora, by na co dzieo zaczšd w ten sposób żyd - zasugerował. - A nie tylko od
czasu do czasu zaglšdad do tego wiata, resztę życia spędzajšc w koszmarne nudzie. Harriet zerknęła
na lorda i zauważyła, że jego srebrne oczy leniwie się jej przyglšdajš. Leniwie, ale uważnie. Mimo
wrodzonego zdrowego rozsšdku i zdolnoci do stania obiema nogami na ziemi poczuła dreszczyk
podnieceni. Czy to możliwe? Czy bajka o Kopciuszku czasami się sprawdza? - Znam kogo -
kontynuował lord Archibald - kto może zaoferowad pani życie na o wiele lepszym poziomie,
wygodniejsze i o wiele bogatsze. Będzie pani miała własn dom, powóz i służbę. Będzie pani mogła
bywad i wychodzi, kiedy tylko pani zechce, i w gruncie rzeczy sama decydowad o własnym życiu.
Serce waliło jej w gardle. - Taka praca nie istnieje - powiedziała zduszonym głosem. Ale w
rzeczywistoci wcale nie o pracy mylała. Znowu spojrzała mu prosto w oczy. - Kim jest osoba
proponujšca mi takie warunki, milordzie? - Ależ ja, oczywicie. - Ujšł dłoo Harriet i uniósł jš do ust. -
Możesz mied to wszystko, a nawet więcej. Suknie, klejnoty, podróże. Uczyniła mnie swym nie-
wolnikiem. - Jego oczy łagodnie się do niej umiecha- ły. - Och - odrzekła. Serce omal wyskoczyło jej
z piersi. Chciało się jej skakad i krzyczed z radoci, ale nie pozwolił jej na to poczucie godnoci. Nagle
lord Archibald pochylił się i pocałował jš w usta, lekko, lecz z rozchylonymi wargami. Harriet nigdy
jeszcze nie całowała się z mężczyznš. Po przezwyciężeniu szoku odrzuciła głowę do tyłu, a jednak fala
podniecenia ogarnęł jš od stóp po czubek głowy. - Dopóki będziemy ze sobš, będziesz miała
wszystko, czego zapragniesz - powiedział. - A ja jeszcze przedtem uczynię odpowiedni zapis dla ciebie
i wszystkich dzieci, które się zrodzš z naszego zwišzku, tak aby była zabezpieczon. A teraz pocałuj
mnie, moja mała czarujšca różyczko, zanim nam przeszkodzš. Jutro będziemy kontynuowa rozmowę.
Nigdy w życiu Harriet nie stała tak mocno obiema nogam na ziemi, jak w tej chwili. A jej serce także
spłynęło do stóp. , - Nie - odparła. - I to dotyczy wszystkiego, milordzie. Mam już pracę, którš lubię i
która daje mi zabezpieczenie, dziękuję panu. - Ach. - Srebrne oczy miały się z niej. - Czarujšca
sztywna osóbka. Harriet, obiecuję ci, że będziesz zadowolon. Wierz mi, że mam reputację człowieka
znajšcego się na kobietach. Ty jeste stworzona do lepszego życia i większych przyjemnoci niż te,
których doznajesz jako osoba towarzyszšca damie. - Wolę towarzyszyd damie niż dżentelmenowi,
dziękuj, milordzie - zripostowała. Mylała, że jest odporna na szaleostwa. Cóż, stało się, wpadła, i to
bolenie. Ale człowiek uczy się na własnych błędach, a ona dostała dobrš nauczkę. Jej ojciec zawsze
powtarzał, żecierpienie bardziej uczy niż szczęcie. Na poczštku była przekonana, że słucha
owiadczyn. Jakie to mieszne. Byd może już jutro zdoła się miad z własnej naiwnoci. Lord
Archibald przyglšdał się jej w milczeniu przez dłuższš chwilę. - Zastanów się nad tym - powiedział. -
Byd może perspektywa zostania mojš kochankš nie wyda ci się tak przerażajšca, kiedy to przemylisz.
Będziesz mogła żyd jak hrabina, Harriet. Wtedy, gdy będziemy razem, i pote. Odsunęła się, kiedy
wycišgnšł rękę, by pogładzid jš po policzku, i zaczerpnęła tchu, żeby co powiedzied. Ale w tej włanie
chwili drzwiczki powozu otworzyły się, więc zamknęła usta. Klara jeszcze zanim usiadła naprzeciwko
Harriet, zaczęł z wielkim entuzjazmem mówid o przedstawieniu i przez całš drogę do domu
rozpływała się w zachwytach. Jednak Harriet, która dobrze znała przyjaciółkę, wyczuła w jej głosie
jakš fałszywš wesołod, a w wygłaszanych opiniach brak typowej dla niej inteligencji. Poza tym Klara
nie lubiła paplad. A jednak nikt z pozostałych nie przerwał jej monolog. Nikt nie miał ochoty na
podjęcie konwersacji. Harriet zastanawiała się, co zaszło między Klarš a pane Sullivanem.
Skoncentrowała się na tym pytaniu, starajšc się ignorowad milczšcego mężczyznę u jej bok i próbujšc
nie myled o jego propozycji. Starała się także ze wszystkich sił nie pokazad po sobie, że została
wystawiona na pokuszenie. Straszliwe, grzeszne pokuszeni. Przygniatał jš całym ciałem i wchodził w
niš głęboko, poruszał się wolnym rytmem. Klara dostosowała się do niego, obejmowała go ciasno w
talii, wtuliła twarz w za- | głębienie ramienia, próbujšc skoncentrowad się na rozkosz, powoli
ogarniajšcej całe ciało, tak jak zawsze. Usiło- | i wała odwlec jak najdłużej
moment spełnienia, a gdy nadszedł, najpierw niemal bolenie, póniej rozkosznie wstrzšsnšł jej
wnętrzem. To się zawsze udawało; Freddie był dla niej cudowny w łóżku. Tej nocy wszedł w niš bez
wstępnych pocałunków i pieszczot, za to dłużej i wolniej się z niš kochał. Było jej dobrze. Bardzo
dobrze. Czasami marzyła, by to trwało i trwało, by móc się tym delektowad, tak żeby sam koniec, a
wraz z nim największa przyjemnod, wcišż był jeszcze przed niš. Czasami odnosiła wrażenie, że
większš rozkosz niż samo spełnienie daje jej bliskod Fredericka, to ich szczególne wzajemne
połšczenie. Nie, chyba nie większš. Takš samš, lecz w inny sposób. Jednak tej nocy jej umysł nie
odprężył się, by dad ciału możnod oddania się jedynie rozkoszy. Tej nocy nie mogła przestad myled.
Zamknęła oczy i próbowała skoncentrowa się na tym, co odczuwa ciało. Julia jest piękna. Szczupła,
gibka i bardzo, bardzo ładna. I zakochana we Freddiem. Było to widoczne na pierwszy rzut oka ze
sposobu, w jaki unikała patrzenia na niego, i niemal można było wyczud panujšce między nimi
napięcie. Klara nie wiedziała, dlaczego Julia polubiła hrabiego Beaconswood. Może włanie dlatego,
że jest hrabiš i oprócz tytułu mógł jej ofiarowad dostatek i bezpieczeostw. Musi więc dobrze znad
Freddiego. Doskonale pewni zdawała sobie sprawę, że na wiosnę Freddie był po uszy pogršżony w
długach. Wiedziała zapewne, że to nałogowy hazardzista i kobieciarz. I zrobiła to, co wydało jej się
rozsšdne. Ale kochała Freddiego. A on kochał jš. To prawda niemal biła po oczach. Poprosiłem jš,
aby wyszła za mnie, ale ona wybrała Dana." Klara gwałtownie odwróciła głowę i wydała z siebie
zduszony jęk, który brzmiał jak szloch. Mary Balogh Frederick uniósł głowę i popatrzył na Klarę
rozmarzony wzrokiem spod na wpół przymkniętych powiek. - Zadałem ci ból? - zapytał. Klara
pokręciła głowš. - Jestem za ciężki? Ponownie zaprzeczyła. Frederick pocałował jš w usta. Powoli,
długo. - Czy dobrze ci, kochana? - zapytał szeptem. - Tak. - O, Boże, znowu jš tak nazwał! Ciekawa
była, czy tak samo mocno jak ona próbował przestad myled o wydarzeniach dzisiejszego wieczoru.
Ciekawa była, czy wyobrażał sobie, że zamiast niej kocha się z Juliš. Podczas miodowego miesišca
opowiadał jej o wszystkic swoich kuzynach, kuzynkach, wujach i ciotkach. Wydawało jej się niemal,
że ich wszystkich znała. Ale o Julii nawet nie wspomniał, chod przecież każde lato spędzała wraz z całš
rodzinš w Primrose Park. Mieszkała tam ze starym hrabiš, jej przyszywanym dziadkiem. Ale w żadnej
opowieci ani słowem nie wspomniał o Julii. Ponieważ jš kochał. Ponieważ poprosił jš o rękę, a ona
go odrzuciła i polubiła jego kuzyna. Ponieważ opowiadani o niej sprawiłoby mu ból. - Hmmm -
mruknšł Frederick; splótł palce z dłoomi żony i przeniósł je ponad głowę Klary. Zaczšł jš całowad,
przygotowujšc jš do ponownego zbliżenia. Przyjechał do Bath z Primrose Park zaraz po
tym, jak dostał kosza. Tam jš zobaczył, dowiedział się, że jest! bogata, i rozpoczšł zaloty z większym
cynizmem, niż" podejrzewała. Polubił jš, chod miał obolałe serce, gdyż utracił kobietę, którš kochał.
Która jego kochała. Ciało Klary aż płonęło z pragnienia. Zacisnęła dłonie w pięci i ponownie ukryła
twarz w ramieniu męża. Byd może w łóżku zawsze była dla niego Juliš. Zastępstwem. Ale dla niej on
zawsze, zawsze był tylko sobš. ~ Ach! - zawołała i na błogosławionš chwilę utraciła zdolnod
mylenia. Całe napięcie ciała i cała miłod serca dygotały wokół niego, podczas gdy on szeptał jej co
kojšcego do ucha, a ona wykrzykiwała jego imię. Frederick obrócił Klarę, przytulił mocno do siebie i
okrył kocem, po czym zanurzył palce w jej włosach i bawił się nimi. Wiedział, że jest nieszczęliwa, że
myli o Jule i zastanawia się, dlaczego starannie omijał jej imię we wszystkich opowieciach o
Primrose Park. Poprosiłe jš, aby za mnie wyszła, ale ona wybrała Da." Czy naprawdę wypowiedział
te słowa? Było to chyb najgorsze możliwe wytłumaczenie, chod prawdziwe. Ale niecała prawda bywa
czasami gorsza od kłamstw. Jeden Bóg raczy wiedzied, jak Klara zinterpretował sobie to zdanie. A
cały problem w tym, że nie może jej niczego więcej wyjanid, nie pogarszajšc jednoczenie sprawy.
Pocałował jš delikatnie. Próbował kochad się z niš bardzo czule, już na samym poczštku odrzucił myl,
by wyjd z domu zaraz po odprowadzeniu jej z teatru. Boże jedyny, gdyby znała całš prawdę,
odwróciłaby się od niego z pogardš i obrzydzeniem, jeszcze większym niż pod koniec miodowego
miesišca, gdy odkryła mu prawdę o jego oszustwie. A przecież pocišgała go i żywił do niej serdeczne
uczucia. Nie chodzi o to, że się w niej zakochał, ale że poznał jš lepiej i polubił. Zrodziła się w nim
potrzeba chronienia Klary. Zależało mu na niej. Kiedy niecierpliwie poruszyła głowš, palce zaplštały
mu się w gęstwinie jej włosów. - Nienawidzę moich włosów! - powiedziała z gwałtownciš, która go
zaskoczyła. Mylał, że Klara już zasy. - Sš tak potwornie wstrętne! Tak jak ja cała. Nienawidz ich. -
Klaro? - Odsunšł się od niej na tyle, by dojrzed w mroku jej twarz. - Nie sš wstrętne. Sš gęste, lnišce i
zdrowe. A ty też nie jeste wstrętna. - Sš straszne. - Głos jej drżał z emocji. - Wyglšdajš jak czarny,
wstrętny turban. Inne kobiety majš piękne włosy. - Krótkie fryzury sš teraz bardzo modne -
powiedział. - Twoje włosy sš z natury kręcone, jak sšdzę, może więc spróbujesz je obcišd? - Krótkie
też będš wyglšdały wstrętnie - odparła. Mówiła tonem rozdrażnionego dziecka, ale on się nie
umiechnšł. Wyranie było widad, że jest rozżalona, i to nie tylko z powodu włosów. - Uważam, że
wyglšdałyby licznie - zaoponował. - Tylko tak mówisz. Szkoda że w ogóle o tym wspomniała. Nie
wiem, dlaczego zaczęłam o tym mówid. Wcale nie chciałam. - Jutro każę wezwad kogo do domu,
żeby ci obcišł włosy według najnowszej mody - zapewnił jš. Wyglšdało na to, że fala gniewu już jš
opuciła. - Tato nigdy mi nie pozwolił obcinad włosów - mruknęł. Gdyby spotkał jej ojca chod raz, to
z pewnociš ruszyłb na niego ze szpadš. Oczywicie, zaraz po tym, jak I podbiłby mu oko i wybił zęby.
- Twój mšż mówi ci, że możesz je obcišd,-jeli tylko chcesz. Zrobisz to? - Tak - zgodziła się. - Tak,
Freddie, proszę, możesz to zorganizowad? - Jutro, z samego rana - zapewnił jš i mocno do siebie
przytulił. - A może nawet jeszcze wczeniej. Rozemiała się. - Postaraj się zasnšd - poradził jej. - Chcę,
żeby moja liczna odpoczęła. - Dobrze, Freddie - odpowiedziała skwapliwie. Frederick pomylał, że
gdyby ożenił się z Jule, nigdy nie spotkałby Klary. Ominęłoby go co bardzo cennego. Klara miała
pracowity ranek. Chciała byd zajęta, żeby nie myled. Mylenie o tym wszystkim nie miało sensu. Od
samego poczštku wiedziała, czego się po tym małżeostwie powinna spodziewad, a czego nie. Z
pewnociš nie było gorzej, niż mogła przypuszczad. Przeciwnie, pod wieloma względami było nawet
lepiej. Naprawdę, nie spodziewała się, że Freddie będzie dla niej taki dobry. Niemal zrezygnowała z
codziennych dwiczeo, poniewa przed lunchem miał kto przyjd, by zajšd się jej włosami, a poza tym
była zmęczona wczorajszš wizytš w teatrze. Nie mówišc już o tym, że ich nienawidziła, ponieważ jš
wyczerpywały i często sprawiały ból, a w dodatk codziennie napawały rozpaczš. Jeli jednak nie
wypełni czym tych kilku godzin, to pogršży się w mylach, na co zupełnie nie miała ochoty.
Przeprowadziły więc zwykłš porcję dwiczeo, a także wykonały kilka nowych. Harriet zginała jej nogę w
kolanie w ten sposób, że stopa zostawała oparta na materacu, a Klara próbowała ułożyd jš z
powrotem prosto na łóżku. Próbowała unied nawet biodra w górę, co okazało się absolutnie
niewykonalne, jednak materac wygišł się nieznaczni pod naciskiem jej stóp. - Może powinnam
przerzucid nogi za łóżko - powiedział Klara - i pucid się biegiem. Może wtedy podziałam na nie przez
zaskoczenie i poniosš mnie truchtem wokół pokoju. Była to jedna z codziennie wygłaszanych
głupiutkich uwag, które zazwyczaj doprowadzały je do wybuchów miechu i stanowiły miłš przerwę
w bolesnych dwiczeniac. Ale nie dzi. - Tak - powiedziała Harriet. Klara przyjrzała się jej uważnie,
który już raz z kole. - Co się zdarzyło wczoraj wieczorem? - zapytała. -Przez chwilę była sama z
lordem Archibaldem, ponieważ Freddie bał się wynied mnie w tym tłoku. Czy lord zrobił co
niewłaciwego, Harriet? - Złożył mi propozycję - odparła Harriet. - Harriet! - Zaproponował, bym
została jego kochankš. Obiecywa mi dom, powóz, suknie, klejnoty, podróże, słowem wszystko, czego
zapragnę. Była to bardzo nęcšca propozycj. - Harriet!! - Klara zesztywniała ze zgrozy. - Zabronię mu
tu przychodzid! Powiem Freddiemu, że lord nie ma wstępu do naszego domu. - To była bardzo
atrakcyjna propozycja. - Harriet umiechała się słabo. - Czułam wielkš pokusę. Całš noc nie spałam i
odczuwałam pokusę. - Harriet! - zawołała ponownie Klara. - Och, nie obawiaj się - uspokoiła jš
przyjaciółka. -Jestem nieodrodnš córkš swego ojca i umiem walczyd z pokusami. Ale prawdopodobnie
za jakie dwadziecia, trzydzieci lat będę to wspominad i żałowad, że się nie zgodziłam. Lord jest
niezwykle atrakcyjnym mężczyznš. - Harriet była blada jak ciana. - Nigdy już nie będziesz narażona
na cierpienie i ból na jego widok - zapewniła jš Klara. - Przerwiemy tę znajomod. - Nie -
zaoponowała Harriet. - To bez znaczenia. On nie był niegrzeczny. I była to w istocie propozycja.
Jestem pewna, że nie zamierzał okazad mi braku szacunku. Poza tym widocznie należę do kobiet,
które sš odpowiednim materiałem na kochanki. Lord nie zachował się nieprzyjemni, kiedy mu
odmówiłam. - Wolałabym, żeby Freddie zerwał z nim przyjao! - zawołała gniewnie Klara. -
Chciałabym, żeby go wyzwał na pojedynek! Wstrętny, obrzydliwy mężczyzna! Harriet umiechnęła
się, po czym rozemiała niewesoł. - A może postawimy twoje nogi na podłodze - zaproponował - a
ty pobiegniesz do niego i na sam twój widok padnie trupem ze zdumienia. - Do tego jeszcze z nie
obciętymi włosami, powiewajšcym za mnš jak chmura gradowa - dodała Klara. - Z zaciniętymi
pięciami - uzupełniła Harriet. - I z wałkiem do ciasta w ręce. Obie zwijały się ze miechu. Gdy
ochłonęły, Harriet szybko otarła łzy, które napłynęły jej w koocu do oczu, ze miechu i z żalu nad
sobš. Nadszedł czas, by zakooczyd dwiczenia i przygotowad się do obcięcia włosów. - Tak się tym
denerwuję, jakbym planowała obcięcie głowy - wyznała przyjaciółce. - Mylisz, że nagle przeistocz
się w pięknod? Nic takiego nie nastšpiło, jak stwierdziła godzinę póniej, gdy monsieur Paul pozwolił
jej wreszcie spojrzed w lustro. Nic nie jest w stanie zmienid jej w pięknod. Twarz miała za chudš, rysy
zbyt brzydkie. Ale mimo to przyglšdała się sobie oszołomiona. - Och - powiedziała unoszšc drżšcš
rękę i dotykajšc opadajšcych na kark falistych loczków. Reszta włosów okalała głowę delikatnymi,
krótkimi lokami i zwisała na czole oraz skroniach. - Madame jest zadowolona? - zapytał monsieur
Paul, wywijajšc elegancko grzebieniem i palcami kilka centymetró od jej głowy. - Tak. - Oderwała
spojrzenie od lustra spoglšdajšc na fryzjera. - Och, tak. Dziękuję panu. - Trudno było jej uwierzyd, że
to naprawdę ona. Nie była piękna, ale wyglšdała... normalnie. Jak normalna kobieta. Mary Balogh -
Monsieur Sullivan będzie chciał paniš obejrzed, madam - powiedział monsieur Paul ruszajšc do drzwi
jej goto walni. Freddie? Nie wiedziała, że jest w domu. Co pomyli? Czy nie uzna, że w tej fryzurze
wyglšda jeszcze koszmar-niej? Niespokojnie zerkała na odbicie drzwi za jej plecam. Frederick stał
przez chwilę w drzwiach i przyglšdał się. Następnie podszedł bliżej i oparłszy ręce na ramionach żony
poszukał jej wzroku w lusterku. Czekała na jego opinię, próbujšc sobie wmówid, że tak naprawdę nie
ma ona żadnego znaczenia. Frederick okršżył jš i stanšł z przodu, wzišł za ręce i przykucnšł obok. Jego
ciemne oczy umiechały się do niej, po czym umiech stopniowo zakwitał mu także na ustach. Klara
bezwiednie odpowiedział mu umiechem. - No i co? - zapytał. - Jestem łysa - odpowiedziała. -
Jeste piękna. - Uniósł jej dłoo do ust. To było pochlebstwo. I to wysoce nieprawdziwe. Jedna
rozgrzało jš od koniuszków palców u nóg aż do nowych, króciutkich loczków na głowie. Rozemiała
się, a on pochylił się i pocałował jš w usta, po czym wstał i zaczšł rozmowę z monsieur Paulem. Po
południu Frederick spędził kilka godzin na przejażdżc konnej w Hyde Parku w towarzystwie lorda
Archi-balda. Był pogršżony w mylach. Doszedł do wniosku, że nie użył właciwego słowa, chod nie
było to jedynie czcze pochlebstwo. Nazwał jš pięknš. Nie jest piękna. Nie jest nawet ładna. Ale gdy
usunięto nadmierny ciężar masy włosów i pozostały wdzięczne loczki, twarz Klary w ich obramowaniu
nabrała wyrazu; uwydatniły się jej klasyczne rysy i owal tak zdrowo teraz zaróżowionego oblicza.
Także oczy nabrały blasku i jakby się powiększyły. - Ach, te zimowe futra - powiedział lord Archibal
skinšwszy głowš ku nadjeżdżajšcemu powozowi, w którym obok starszej kobiety siedziała młoda
dama, szczelnie opatulona w futro. - Sam powiedz, Freddie, czy nie psujš całego widoku? No więc jak,
nadaje się do łóżka czy nie? - Nie - odparł Frederick. - Ten smok nie da ci się do niej zbliżyd nawet na
kilometr, Archie. - Och, ale ja do perfekcji opanowałem sztukę obłaskawiani smoków - zapewnił go
lord Archibald, ilustrujšc tę wypowied zdjęciem kapelusza i złożeniem głębokiego ukłonu w stronę
przejeżdżajšcego obok powozu. Przez dłuższš chwilę patrzył niemal poddaoczo w oczy starszej damy;
ta w odpowiedzi sztywno skinęła głowš. - A jednak nadaje się, Freddie. Zdecydowanie się nadaje, jeli
twarz może byd jakš wskazówkš. Słodka i najwyżej osiemnastk, jak sšdzę. Ani o dzieo starsza. - Nie
wiedziałem, że lubisz dzieci - zauważył Frederic. Lord Archibald wybuchnšł miechem. - Bo też i nie
lubię - odrzekł. - Chętnie się im tylko przyglšdam i zawstydzam je. Lubię, gdy się czerwieniš. To urocze
dziecko spiekło przeze mnie raka. Ona dobrze wiedziała, że patrzšc na smoka widziałem tylko jš.
Freddi, mój chłopcze, stajesz się trochę nudny. Jeszcze nie tak dawno stanšłby ze mnš w zawody.
Musiałem szlifowad wszystkie umiejętnoci, by sprostad urokowi twoich oczu. Widziałem, jak kobiety
całymi tuzinami padajš na ich widok. Frederick w odpowiedzi jedynie się umiechnšł. Park był prawie
pusty, nie było żadnego ruchu powozów i bardz mało spacerowiczów, więc pucili się cwałem. -
Oglšdasz dzi w mojej osobie człowieka ze złamany sercem - powiedział lord Archibald, gdy
wstrzymali konie i ponownie jechali stępa. - Wczorajszej nocy roz- ważałem nawet możliwod
przyłożenia sobie pistoletu do skroni i przestrzelenia mózgu. Ale na samš myl o tym, że ten cholerny
spadek przypadnie temu pompatycznem głupkowi, który jest moim kuzynem, postanowiłem się
powięcid i żyd dalej. Wyobra sobie, mój chłopcze, że wczorajszego wieczoru dostałem kosza. Czy po
powroci do domu musiałe walczyd z ogólnie panujšcš histeriš? - Kosza? - Frederick przyjrzał się
uważnie przyjacielow. - Przez pannę Pope? Owiadczyłe się jej, Archie? - Owiadczyłem? - Lord
Archibald uniósł brwi i sięgnš po monokl, który schował w kieszeni. - Czy ty istotnie masz na myli
małżeostwo, Freddie? Ożenię się dopiero wtedy, gdy konieczne się stanie urzšdzanie pokoju
dziecinneg. I zanim się zacznie ten horror, mam przed sobš jeszcze trzy albo cztery lata przyjemnego
życia. A gdy nadejdzie stosowna pora, to bez wštpienia wybiorę jakš młódkę, w której żyłach obok
lodu płynie bardzo, ale to bardzo błękitna krew. Dostałem kosza jako kochanek, mój chłopcze, i to
pięknie oprawionego w nie, dziękuję, milordzi". - Mogłem ci z góry powiedzied, co od niej usłyszysz
- powiedział Frederick. - Panna Pope ma dużo zdrowego rozsšdku. - Rozsšdku? - powtórzył lord
Archibald. - Wybierajšc życie pełne ponuractwa i niewdzięcznej harówki, nie urażajš twej żony, mój
stary, zamiast przygód, luksusu i zabezpieczenia? - I codzienne oraz conocne ujeżdżanie bez
błogosławieostw kocioła? - uzupełnił Frederick. - Nie, Archie, istnieje pewien typ kobiet, które
uważajš, że to za wysoka cena. Jego przyjaciel parsknšł miechem. - Minšłe się z powołaniem,
Freddie. Powiniene zosta przedstawicielem wzmiankowanego kocioła. Czy tym włanie jest dla
ciebie małżeostwo? Na samš myl można dostad gęsiej skórki. No, dobrze, co dalej? Kolacja u
White'a? A póniej wizyta u Anette? A jeszcze póniej może jaka mała gra? Jeli dziewczynki u
Anette nie okażš się zbytnio wyczerpujšce. Propozycja była kuszšca. Zwłaszcza kolacja u White'a. Oraz
myl, by nie wracad do domu i nie stanšd twarzš w twarz ze wspomnieniami, tajemnicami i
poczuciem utraty godnoci. Ale jeli pójdzie z Archiem na kolację, to będzie także zobligowany
towarzyszyd mu u Anette, a siedzeni w salonie i czekanie na niego będzie zbyt kłopotliw i
zawstydzajšce. Chyba że Lizzie już powiedziała o wszystkim i Anette wykopie go za drzwi. Jeli za tak
się nie stało, to może wylšdowad na górze z którš dziewczynkš i zrobid z niš to, co wczoraj w nocy z
dużš czułociš robił z żonš. Wówczas niesmak i obrzydzenie do samego siebie zagnajš go do klubu i
zmuszš do gry o wysokš stawkę do samego rana. Jeli wygra, to czy kupi Klarze następny klejnot, by
uspokoid sumienie? A co będzie, gdy przegra? - Zabieram Klarę na wieże powietrze o pištej -
powiedzia. - Wybierzemy się kiedy indziej, Archie. Nie zapraszam cię do nas, bo panna Pope chyba
nie byłaby zachwycona. - Nie byłbym tego taki pewien - odparł lord Archibal z umiechem. - Poza
zwykłym nie, dziękuję" wynie słyszałem słowa i chciałabym mied na tyle odwag, by powiedzied
tak, i zrobię to, jeli będzie pan nalegał, milordzie". Ale dzisiaj z tobš nie pójdę, Freddie. Dajmy tej
małej zarumienionej licznotce kilka dni odpoczynk, niech zatęskni i upewni się, że przyjšłem
odmow. - Na twoim miejscu, Archie, skłaniałbym się raczej do pogodzenia się z mylš, że u tej panny
nie uzyskasz niczego poza koszem - powiedział Frederick. Mary Balogh - Załóżmy się - zaproponował
rozpromieniony lord Archibald. - Stawiam pięddziesišt gwinei, że jeszcze przed Bożym Narodzeniem
będzie moja, drogi Freddie. A nawet więcej, sto. Nie tylko się zgodzi, ale zostanie już skonsumowan.
- Stoi - zgodził się Frederick. - Sto gwinei. Podali sobie ręce, po czym rozjechali się w przeciwnyc
kierunkach - jeden pojechał do White'a, drugi do domu. Zaraz po wejciu do domu Frederick wyczuł
obecnod goci, chod w hallu nie było żadnych ladów wskazujšcyc wizytę. - Mamy goci? - zapytał
kamerdynera. - Hrabina Beaconswood oraz szlachetnie urodzona panna Wilkes z wizytš do pani
Sullivan, proszę pana -odpowiedział kamerdyner z wyranym zadowoleniem, kłaniajšc się swemu
panu. Frederick skrzywił się. Rzecz jasna, zdawał sobie spraw, że na wczorajszym wieczorze się nie
zakooczyło. Hrabiowska para i kuzynostwo zostanš w Londynie aż do lubu podczas Bożego
Narodzenia. Wiedział również, że teraz, gdy wied o jego pobycie w Londynie się rozeszła, będzie
musiał złożyd kurtuazyjnš wizytę ciotce. Mimo to nie spodziewał się, że Jule i Kamilla przyjdš z wizytš
do jego żony. A przynajmniej nie tak prędko. Ponownie rozważył myl o wyjciu z domu. Mógł takż
po cichu wejd na górę, przechodzšc obok salonu na palcach. Ale robienie uników nie ma sensu.
Uprzytomnił sobie, że temu problemowi - cóż za eufemizm - prędzej czy póniej będzie musiał stawid
czoło. Poza tym oni wszyscy należš przecież do rodziny - on, Dan i Jule -i zawsze byli ze sobš bardzo
zżyci. Frederick głęboko zaczerpnšł tchu i przeszedł przez hall stanowczym krokie. - Ooo, cóż za
przyjemnod, witam was, Kamillo i Jule - powiedział wchodzšc do salonu. Ukłonił się Harriet i
podszedł do Klary. Oparł dłoo na jej ramieniu i lekk je ucisnšł. Dwoma palcami pogłaskał żonę po
policzk. - Witaj, kochana. Zauważył, że Julia obserwuje ruch jego ręki. Ramię Klary zesztywniało.
Frederick z całego serca zapragnšł, by stał się cud i udało się jako zmienid ostatnie wypowiedzian
przez niego słowo. Rozdział trzynasty Ponieważ Freddie nie wspominał nic o wspólnym wyj-ciu z
domu po południu, Klara zamierzała wybrad się: z Harriet na krótkš przejażdżkę. Jednak plany te
zostały zniweczone niespodziewanym przybyciem goci. Nieoczekiwany, ponieważ jedynymi ludmi,
którzy odwiedzili jš w Londynie, byli paostwo Whiteheadowie. Freddie nie przejawiał zamiaru
powiększenia grona jej znajomych, byd może uważajšc, że stan zdrowia żony utrudnia składanie i
przyjmowanie wizyt. Gdy się dowiedziała, kim sš gocie, była zaskoczona i odrobinę zaniepokojona.
Wczorajszego wieczoru zdšżył polubid Kamillę Wilkes, ale nie miała szczególnej ochoty na ponowne
oglšdanie hrabiny Beaconswood. Zbyt wiele cierpienia kosztował jš wczorajszy wieczór i cała noc. Ale
mimo to umiechnęła się czarujšco. Jednak trzeba będzie co ustalid na temat przyjmowania goci w
ogóle. Hrabina Beaconswood wyglšdała dzi jeszcze piękniej niż wczoraj; Klara zauważyła to z
bolesnym drgnieniem serca. Julia miała na sobie granatowš suknię podróżnš z aksamitu oraz peliskę.
Jej twarz nie tylko była ładna, lecz promieniała życiem. Włosy miała obcięte jeszcze krócej niż Klara. -
Wyglšdasz inaczej - powiedziała hrabina po wymiani powitao. Usiadła i z przechylonš głowš
przyglšdała się gospodyni. - Dzisiejszego ranka obcięłam włosy, milady - odpowiedział Klara z
wypiekami na twarzy. Wcišż jeszcze miała wrażenie, że jest łysa. Hrabina wybuchnęła salwš miechu.
- Omal się nie obejrzałam, by zobaczyd, kto za mnš stoi - wyznała. - Cišgle jeszcze nie jestem
przyzwyczajon, by mnie w ten sposób tytułowano. Mam wrażeni, że będę musiała zaczšd nosid
fioletowy turban z satyny i używad lorgnon. Klaro, proszę cię, mów mi po imieniu. Poza wszystkim,
dzięki twemu małżeostwu zostałymy kuzynkami. Twoje włosy wyglšdajš czarujšc. Bardzo ci dobrze
w tej fryzurze. Prawda, Kamill? Kamilla, na którš Klara prawie w ogóle nie zwracała uwagi,
umiechnęła się łagodnie. - Obcięcie tak długich włosów musiało byd straszliwy uczuciem -
zauważyła. - Tyle lat trzeba było czekad, aż tak urosnš. Ale zgadzam się, tak jest bardzo twarzowo. Czy
nie żałujesz pospiesznej decyzji, Klaro? - Nie - odparła Klara. - Ale czuję się niezręcznie, będšc
orodkiem zainteresowania. - Ach, w takim razie należy poruszyd temat pogody -odrzekła hrabina ze
miechem. - To obowišzkowy temat. Kto chce zaczšd? Klara niespodziewanie szybko rozluniła się.
Kuzynki Freddiego bardzo się od siebie różniły, ale obie były miłe i swobodne w zachowaniu. Odniosła
wrażenie, że traktujš jš raczej jak członka rodziny niż nowš znajomš. Kiwnęła głowš ku Harriet, by
zadzwoniła po herbatę. Tak, nawet Julia tak jš traktuje. Niezależnie od tego, co czuła do Mary Balogh
Freddiego, dokłada wszelkich wysiłków, by byd uprzejma dla jego żony. - Oczywicie przyjdziesz,
Klaro - powiedziała Kamilla gdy rozmowa nieuchronnie zeszła na temat jej zbliżajšceg się lubu. - Czy
wytłumaczysz Freddiemu, że powinie? Już najwyższy czas, by drobne nieporozumienia poszły w
niepamięd. Klara spojrzała na hrabinę. Ta wbiła wzrok w dłonie złożone na podołku; ożywienie na
krótko zniknęło z jej oblicza. Przestała się wpatrywad w dłonie i napotkała wzrok Klary. - Freddie nie
wspomniał ci o mnie - zagaiła. - Czy powiedział ci co wczorajszej nocy lub dzi rano? Cokolwie?
Klara zawahała się. - Tylko tyle, że poprosił cię o rękę, ale ty polubiła hrabiego - powiedziała. -
Ach. - Hrabina rozchyliła usta, próbujšc się umiechnš. Spojrzała na Kamillę. - Postanowiłymy, że ci
o wszystkim opowiemy, prawda, Kamillo? Obie podejrzewałmy, że wczoraj musiała zauważyd
lekko napiętš atmosferę, i uznałymy, że Frederick prawdopodobnie nie opowie ci całej historii. Ale
teraz, gdy jeste naszš kuzynk, chcemy, by została również przyjaciółkš. Prawda, Kamillo? - Jej głos
z każdš chwilš stawał się coraz bardziej pogodny. - Tak - potwierdziła Kamilla z umiechem. -
Pragniem, by została naszš przyjaciółkš, Klaro. Freddie zachowa się wstrętnie, żenišc się z tobš w
takiej tajemnicy i nie zapraszajšc nikogo z rodziny. - Na lubie był lord Bellamy z żonš - sprostowała
Klara. - A także Lesley. - Och, kochany Les. - Hrabina westchnęła. - Nawet cię nie zapytam, czy go
kochasz, Klaro. Nie ma nikogo, kto by nie kochał Lesa. Tak się cieszę, że pojechał do Włoch. To było
jego największe marzenie. No dobrze, ale odbiegamy od tematu. Mój dziadek umarł na wiosnę, Klaro,
i zabronił nam nosid po nim żałobę. Wyjaniam to na wypadek, gdyby się dziwiła, dlaczego nikt z nas
nie chodzi w czerni. Właciwie nie był moim naturalnym dziadkiem. Był ojcem mojej macochy, ale po
jej mierci i mierci mego ojca wzišł mnie do siebie. Jednak gdy sam umarł, znalazłam się w
kłopotliwym położeniu. Nie miała prawa do jego majštku. I chod w koocu się okazało, że bardzo
dobrze o mnie zadbał, wówczas wyglšdało na to, że będę pozbawiona rodków do życia. Wszyscy na
wyrywki oferowali mi swój dom i byli ogromnie dobrzy. Klara umiechnęła się. Przypomniała sobie
straszliwe uczucie samotnoci, które jš ogarnęło po mierci ojca. A przecież nie musiała się
dodatkowo martwid zagrażajšcš jej nędzš. - Przecież jeste naszš kuzynkš, Julio - powiedziała Kamilla.
- To zrozumiałe, że nie pozwolilibymy ci zginšd. Po twarzy hrabiny przemknšł umiech. - W każdym
razie - podjęła przerwany wštek, patrzšc na swe dłonie, zanim spojrzała Klarze prosto w oczy -moi
kuzyni płci męskiej ruszyli z propozycjami małżeostw. Czyż to nie najgłupsze i nie najmilsze zarazem?
Lesley poprosił mnie o rękę, i Gussie... nie poznała jeszcz Gussiego, prawda? Freddie. I Daniel,
oczywicie. To było nadzwyczaj uprzejme z ich strony. Aleja, rzecz jasna, mogłam polubid tylko
jednego. I wybrałam Daniela. Czy uwierzysz, że w lubnym prezencie ofiarował mi Primrose Park?
Klara znowu się umiechnęła. Julia polubiła najbogatszeg z nich wszystkich. Nietrudno to
zrozumied, wiedzš, że sama nie miała nic. Sięgnęła więc po największe zabezpieczenie. -
Rozumiemy, że Freddie był zakłopotany - powie- i Mary Balogh działa Kamilla. - Wyjechał z Primrose
Park natychmiast po ogłoszeniu zaręczyn i nie został jak my wszyscy na lubie. Mylę, że obecnod na
lubie kobiety, którš się prosiło o rękę, może byd bardzo krępujšca. Zgadzasz się ze mnš? - Tak -
odparła Klara. - Przypuszczam, że istotnie może byd niezręczna. A jednak Lesley i kuzyn Gussie
potrafili przezwyciężyd zakłopotanie i zostali. I właciwie dlaczego czyn, dokonany z uprzejmoci i
dobrego serca, ma byd kłopotliwy i krępujšcy? - Nie czuł się zraniony - powiedziała szybko hrabina.
Oczy jej błyszczały, a policzki zarumieniły się. - Nie wierzymy, że czuł się zraniony, Klaro. Żeby tak się
czud, musiałby mnie kochad lub żywid podobne uczucia, nieprawda? Tymczasem Freddie i ja zawsze
bylimy przy, wspólnikami w psotach i grzeszkach. Jako dziecia byłam strasznym łobuziakiem, zresztš
teraz czasami też mi się to zdarza. Wydaje mi się, że gdy jestemy w parku, to Daniel stale się obawia,
że nagle zacznę się wspinad na drzewo i obrzucad spacerowiczów żołędziami. - Rozemiała się
wesoło. Zbyt wesoło. Była zbyt rozpromienion. To była historia, jakš obie postanowiły jej
opowiedzied. Wyglšdało to niemal tak, jakby wczeniej zdšżyły jš sobie kilka razy przedwiczyd. Obie
się umiechały. Klara nagle uwiadomiła sobie, że to jš chcš ochronid przed bólem, i poczuła wielkš
wdzięcznod. Obawiały się, że wczorajszeg wieczoru usłyszała prawdę, i ogarnięte współczucie
odwiedziły jš. Kiedy jednak dowiedziały się, co Freddie jej powiedział, poczęstowały jš dod
wiarygodnie brzmišcš opowiastkš, przygotowanš na wypadek, gdyby mšż nie wyznał jej całej prawdy.
Musi więc teraz odegrad swš rolę, tak jak one to uczyniły. - Cieszę się, że wszystko skooczyło się
dobrze dla ciebie, Julio - powiedziała. - Przynależnod do tak zżytej i kochajšcej się rodziny musi byd
czym cudownym. -Również się umiechnęła. - Ooo, tak. - Sama się przekonasz - dodała Kamilla. -
Moja matka również pragnęła złożyd ci wizytę, ale my chciałymy wyjanid ci tę sprawę z Freddiem,
więc znalazłymy jakš wymówkę. Ale ty musisz nas odwiedzid. Czy sšdzisz, że będziesz mogła? -
Umiechnęła się do Harriet, która nalewała jej herbatę. - Dziękuję, Harriet. - Tam gdzie nie mogę się
dostad na fotelu inwalidzkim, Freddie zanosi mnie na rękach - odparła Klara. - Mam również
służšcego, który spełniał to zadanie przed moim zamšżpójciem. -A więc - hrabina upiła łyk herbaty -
poznała Freddiego w Bath, wyszła za niego po burzliwych zalotac i od tej pory żyjecie szczęliwie.
To brzmi szalenie romantycznie. Klara zrozumiała, że one wiedzš. Oczywicie, że wiedz. Obie znały
Freddiego od dziecka. Współczujš jej i przyszły zaproponowad swš przyjao. A przecież Julia musi
cierpied z zazdroci. Jej umiech był słabiutki i wymuszon. Ta wizyta jest dla niej pewnie bardzo
trudna, a mimo to Julia wykazuje tyle dobroci. Jak na to odpowiedzied? Kontynuowad grę pozorów,
którš wszyscy rozszyfrowali i uważajš za miesznš? Poda jakie wytłumaczenie, ocierajšce się o
prawdę? Nic nie mówid? Została jednak uratowana z kłopotu - jeli uznad to za właciwe okrelenie -
dzięki wejciu Freddiego do salonu. Wyglšdał tak samo promiennie jak jej gocie; przywitał się z nimi
i z Harriet, składajšc ukłony z wydwiczonš swobodš i wdziękiem. - Witaj, kochana - powiedział. Witaj
kochana." Serce zabolało Klarę. Gdyby chciała mied jeszcze jaki dowód, że opowied o tym, co się
wydarzyło między nim a Juliš, mija się z prawdš - chod wcale nie potrzebowała dodatkowych
dowodów - to zawierał się on w słowach Freddiego. - Witaj, Freddie - odparła. Zapragnęła schowad
twarz w jego dłoni i krzyczed z bólu. - Jak się udała przejażdżk? Freddie przyjšł od Harriet filiżankę
herbaty i następne dziesięd minut upłynęło im na przyjacielskiej pogawędce. Harriet była chyba
jedynš osobš, która pozwalała sobie na chwilowy brak umiechu na twarzy. Pod koniec wizyty Klara
mogłaby przysišc, że Julia i Freddie ani razu na siebie nie popatrzyli. Miała również wrażenie, że gdyby
mogła wstad i wzišd ostry nóż, to dałoby się przecišd nim powietrze między tymi dwojgiem - było aż
gęste od napięcia. I to tylko dlatego, że Freddie jako jeden z trzech kuzynów owiadczył się Julii, i tak
jak oni został odrzucon? Klara nie była aż tak naiwna, by w to uwierzyd. Damy w koocu wstały, by się
pożegnad; Freddie podniós się również. Obie pochyliły się nad Klarš, ucałowały jš w policzek i
błagały, żeby złożyła im wizytę. Freddie czekał, by odprowadzid je do drzwi, ale w ostatniej chwili
Kamilla się odwróciła. - A może wybierzesz się z nami na przejażdżkę któreg popołudnia, Klaro, jeli
będzie ładna pogoda? -zaproponowała. - Bardzo by mnie to ucieszyło i wiem, że mamę i Julię także.
Dołożę starao, by nie zmarzła w powozi i została ciepło okryta. - Nie jestem kalekš - odparła Klara
ze miechem. -Chociaż nie mogę chodzid. Freddie nalega, bym codzienni wyjeżdżała na wieże
powietrze w odkrytym powozie, oprócz tych dni, gdy pada deszcz. Ale tak, chętnie się z wami
wybiorę, Kamillo. Dziękuję. - Tak czy tak, najpierw musisz odwiedzid mamę -powiedziała Kamilla. -
Może za parę dni? Będziemy mogły wtedy wszystko omówid. Och, to takie ekscytujšce, mied nowš
kuzynkę. My wszyscy pożenilimy się między sobš, Daniel z Juliš, a ja z Malcolmem, chod kto może
uznad, że jest to niewłaciwe i niezdrowe. Ale tak naprawd nikogo z nas w tych małżeostwach nie
łšczš więzy krwi. Ale nie mam teraz zamiaru dłużej się nad tym rozwodzid. - Rozemiała się cicho.
Rozmawiały jeszcze przez minutę czy dwie, zanim Kamilla wyszła. Klara doskonale zdawała sobie
sprawę, że tamtych dwoje szło razem do drzwi, gdy Kamilla zawróciła. Umiechnęła się promiennie
do Harriet. Frederick uwiadomił sobie, że Kamilla nie towarzyszy im do drzwi, lecz wróciła do Klary,
by jej co jeszcze powiedzied; ogarnęła go panika. Po drodze Jule nie przyjęł jego ramienia, chod je
podał. - Powiedziałam ci wtedy, że nigdy ci nie wybaczę, Freddie - przypomniała cicho głosem
drżšcym od emocji. - Nie przebaczyłam i nie przebaczę. Nienawidzę cię. - Nie mam o to do ciebie
pretensji, Jule. Żałuję tylko, że musielimy tak wpad na siebie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by
zejd ci z drogi. Zabiorę Klarę z powrote do Ebury Court. . - O nie, nie zrobisz tego - odparła
gwałtownie. -Chcemy, by tu została do lubu Kamilli. Chcemy jšprzyjšd do rodziny. Freddie, jak
mogłe to zrobid? Biedna Klara. Frederick odchrzšknšł. - Nie sšdzę, by moje małżeostwo powinno cię
interesowa, Jule. Ale, oczywicie, ta wypowied nie zdołała powstrzyma Julii. - Jest bardzo bogata -
powiedziała. - Byd może jest najbogatszš kobietš w Anglii, tak przynajmniej twierdzi Daniel. Jest
również dobrš i miłš osobš. Człowiekiem. MarySalogh Czy kiedykolwiek zadałe sobie trochę trudu,
by to spostrze? - Tak - odparł Frederick. - Podejrzewam, że z pieniš na ustach pospieszyłe
pospłacad swe długi. A potem jeszcze szybciej i jeszcze radoniej zaczšłe robid nowe, i to jeszcze
wyższe. Przypuszcza, że tak było. Nie potrafisz się zmienid, chodby tego chciał, Freddie. Ale ja ci
tego nigdy nie wybaczę. Nigdy. I nie waż się zabierad jej z powrotem na wie. Słyszysz, co mówię?
Żeby mi się nie ważył! Stali zwróceni twarzami do siebie tuż przed drzwiami frontowymi. Julia
niemal syczała przez zęby. - Będę to musiał skonsultowad z żonš i zrobię to, czego sobie zażyczy -
powiedział. - Och. - Popatrzyła na niego z pogardš. - To miało wywrzed na mnie wrażenie, Freddie?
Od kiedy to bierzesz pod uwagę czyjekolwiek życzenia, prócz własnych? Lubię jš. I nie jest to jedynie
współczucie, ponieważ jest kalekš i nie jest tak piękna, jak można się było spodziewad po wybranej
przez ciebie żonie. Ani dlatego, że została podstępnie wmanewrowana w małżeostwo przez hulakę,
darmozjada i rozpustnika. Lubię jš za to, jaka jest, i chcę zostad jej przyjaciółkš. I będę jej przyjaciółkš.
I jeli zabierzesz jš na wie, to namówię Daniela, by mnie też tam zabrał. - Byłoby to bardzo
niezręczne dla nas trojga - zauważy. - Jule, posłuchaj mnie. Nie mogę zmienid przeszłoci, chod
bardzo bym chciał. I nie mogę uczynid nic ponadto, że przeproszę cię za to, co się stało. Chciałbym
móc. -Próbował się do niej umiechnšd. - Czy możemy wreszcie zawrzed rozejm? - Nie próbuj robid
do mnie tych słodkich oczu, Freddie. Odpowied brzmi: nie. Nienawidzę cię. Uciekłam od ciebie i
jestem z Danielem bardziej szczęliwa, niż mogłaby sobie wymarzyd. Ale Klara nie może uciec. Nigdy
ci nie wybaczę, że prosto ode mnie uciekłe do niej, chod spodziewałam się, że będzie ci przykro i
okażesz skruchę za to, co uczyniłe. I nie wybaczę ci, że natychmiast ci się powiodło z kim, kto cię
nie znał i nic o tobie nie wiedzia. Podejrzewam, że Klara zakochała się w tobie. Byłob dziwne, gdyby
tak się nie stało, skoro wszystkie inne kobiety ulegały twemu czarowi. Czy już jej złamałe serce? Czy
też potrwa trochę dłużej, nim nadzieja umrze, a serce pęknie? - Jule! - Fredericka zaczšł ogarniad
gniew. - Posuwasz się za daleko. Moje małżeostwo to nie twój interes. Julia z pewnociš
kontynuowałaby sprzeczkę i jak to zwykle ona wtršcałaby się w nie swoje sprawy, ostrzyła język i
wymachiwała pięciami, ale w drzwiach salonu pojawiła się Kamilla, która zbliżała się do nich z
umieche. Spokojnie i miło przeprosiła, że musieli na niš czekad. - Freddie - powiedziała chwytajšc
go za ręce i wspinajš się na palce, by pocałowad go w policzek. - Klara jest zachwycajšca. Bardzo
jestem szczęliwa, że tak ci się udało. Odwiedzi mamę pojutrze albo za trzy dni. Przyniesies jš? -
Muszę się zastanowid - odparł wymijajšco, ciskajšc jej ręce. Kamilla przynajmniej oferuje mu szansę.
-Dziękuję wam za wizytę. Wiem, że miała ona wielkie znaczenie dla Klary. Obie damy wyszły. Jule nie
zaszczyciła go już ani słowem, ani spojrzeniem. Wpatrywał się w zamknięte drzwi i rozmylał. Kłopot
w tym, że nie może nawet zapłonšd sprawiedliwym i słusznym gniewem. Miała racj, mówišc o nim w
ten sposób. We wszystkim. Oprócz tego, że nie wiedział, iż Klara jest urocza i delikatna. A jemu na
niej zależy. Nie zdołasz się zmienid, nawet gdyby chciał, Freddi." Zatrzymał się z jednš nogš na
stopniu. Skrzywił się bolenie. W tym także się myliła. Myliła się w wielu sprawach. Mylała, że go
zna, ale prawda wyglšda inaczej. Park był niemal pusty. Klara pomylała, że każdy, kto zobaczy ich w
otwartym powozie w taki zimny, wietrzny dzieo, uzna ich za szaleoców. Ale oboje byli ciepło ubrani, a
jej niewiele zależało, co sobie kto pomyli. Przez tyle lat była pozbawiona wieżego powietrza, że
teraz uwielbiał ten zimny powiew na twarzy, który sprawiał, że cerę miała tak czerwonš jak dojrzałe
jabłko. Zaczynała czud się zdrowo. Przepełniała jš energia. Pod okrywajšcš jej kolana ciepłš szubš
robiła dowiadczenia i poruszała stopami. Udało się jej unied je trochę i przesunš bliżej siedzenia.
Czuła się tak, jakby odniosła wielkie zwycięstwo. Frederick ujšł jej dłoo okrytš rękawiczkš. Byli sami,
ponieważ Harriet wymówiła się od tej pónej przejażdżki. Przez kilka minut jechali w milczeniu, jakby
uciekajšc -od trywialnej rozmowy. - Cóż, czy cieszysz się z poznania nowych kuzynek, Klaro? - zapytał
po chwili tonem zbyt obojętnym. - Tak. To bardzo przyjemne, zwłaszcza gdy nie ma się własnej
rodziny. Znała go na tyle dobrze, by rozpoznad napięcie w jego głosie. - Kamilla i Jule zjawiły się tuż
przed moim powrotem do domu? - zapytał. - Nie. Siedziały już przez dłuższš chwilę. - Ach. I co miały
ci do powiedzenia? - Podobała im się moja fryzura - powiedziała Klara ze miechem, modlšc się w
duchu, by rozmowa zawróciła z obranych torów. Z całej duszy pragnęła, by ta okropna tajemnica w
ogóle nie istniała. Chciałaby traktowad jš obojętnie. - Rozmawiałymy o pogodzie, o wczorajszym
przedstawieniu, o Bath i o lubie Kamilli. - Przerwała na chwilę. - I o tym, co zaszło w Primrose Park
na poczštku lata. - Aaa. Nie mogła mu pomóc. Czy Freddie opowie jej resztę? Czy ona chce jš
usłyszed? O, jakże chciałaby przestad o tym myled i zapomnied o całej tej sprawie. - Czy powiedziały
ci o wszystkim? - zapytał. - Tak. - Mmm. - Nastšpiła dalsza chwila ciszy. Frederick uniósł derkę,
wsunšł pod niš rękę Klary i starannie przykry. Teraz już w ogóle się nie dotykali. - Zawsze znała
mnie jako łajdaka, Klaro. A jeli miała jakiekolwiek wštpliwoci, to teraz możesz je skrelid. Musisz
straszliwie mnš pogardzad. Za odejcie od kobiety, którš kochał i oczarował, do małżeostwa z bogatš,
kalekš, wstrętnš i samotnš starš pannš? Nikt jej nie opowiedział całej historii, a ona nie miała zamiaru
wypytywad. Wcale nie była pewna, czy chce poznad prawdę. Czy Freddie i Julia byli kochankami?
Przypuszczała, że to możliwe, zważywszy na istniejšce między nimi napięcie. Ale Klara nie znała
prawdy. Byd może tylko mylnie zmterpretowała wszystko, co usłyszała i zaobserwowała. Możliwe, że
Julia i Kamilla powiedziały jej jednak prawdę. Ale szczerze w to wštpiła. Frederick rozemiał się
gorzko. - Nieuleczalnie uczciwa Klara - powiedział. - Nie chcesz kłamad, więc wolisz nic nie mówid. -
Jeste moim mężem, Freddie - odparła. - Potulna i posłuszna. W tym jeste dobra, nieprawda? Nie
zniweczysz swego wizerunku dobrej żony, jeli mi powiesz, że mnš gardzisz. Cóż, i tak o tym wiem.
Jeli nawet nie gardzisz teraz, to niedługo zaczniesz. Kto niedawno nazwał mnie rozpustnikiem i
hulakš. Oba te okrelenia sš tramę. Klara nie chciała tego słuchad. Nie chciała niszczyd Mary Balogh i
tak już kruchego porozumienia, jakie udało im się ostatni wypracowad. Miała przecież tak niewiele.
Jeli Freddie będzie rozwijad ten temat, między nimi powstanie mur nie do przebicia i utracš szansę
na utrzymanie w miarę normalneg zwišzku. - Freddie, jeste moim mężem. To jest dla mnie
najważniejsz. - Ale nie jestem na tyle godny zaufania, by powierzyd mi twój majštek, prawda? -
zauważył z przekšsem. -Zrozumiałem to dobrze już dawno temu, Klaro. Nie życzyła sobie po prostu,
by cały twój majštek był w moic rękach. Była bardzo mšdra, bo prawie cały twój hojny posag
utraciłem zgodnie z twymi oczekiwaniami. Moje własne dochody także czeka taki sam los. Ale nie
martw się, twój majštek nie wpadnie mi w ręce i nawet gdyby mi go ofiarowała, to nie wezmę ani
odrobiny. Zrobiłaby to, Klaro? Skoro jeste takš dobrš żonš? Przecież w koocu po to się z tobš
ożeniłem, prawda? Zawsze którego dnia możesz przyjd do mnie na widzenie w więzieniu dla
dłużników. Każesz się tam zanied Robinowi. - Freddie, proszę, przestao. - Ale już i tak było za póno.
Wszystko zostało zrujnowane. - Od chwili naszego lubu zdradziłem cię z kilkunastom kobietami -
powiedział. - A nawet było ich więcej. Ale przecież wiedziała o tym, Klaro, prawda? Kiedy
wychodziła za mnie, wiedziała, że jestem rozpustnikiem. I wiedziała, że kobieta nie zmieni
mężczyzny po lubie. Była na tyle mšdra, by nawet nie próbowad. Boże. O Boże. O Boże. O Boże!
Zagryzła wargi i wbił wzrok przed siebie. - Przypuszczam, że częciowo winisz za to samš siebie -
kontynuował. - Mylę, że uczciwe i cnotliwe kobiety często tak postępujš. Winisz siebie, ponieważ
jeste kalekš i ponieważ uważasz, że jeste brzydka. Wydaje ci się, że gdyby mogła chodzid i byłaby
piękna, to udałoby ci się zdobyd mojš miłod i wiernod oraz sprowadzid mnie na drogę cnoty. Zrób
co dla siebie, Klaro, i naucz się mnie nienawidzid. Na nic lepszego nie zasługuję. - Zawie mnie do
domu. - Archie i ja bardzo do siebie pasujemy, prawda? -zapytał. - Wiem, że wczorajszego wieczoru
złożył propozycj twej cnotliwej towarzyszce i został odrzucony. Ona ma więcej rozsšdku niż ty, Klaro.
- Jutro wracam do Ebury Court. - Szkoda, że nie możesz dostad rozwodu z powodu mojej
niewiernoci - powiedział. - Miałaby mnie z głow, Klaro. Zamknęła oczy i ze wszystkich sił pragnęła,
by jak najszybciej znaleli się z powrotem w domu. Przed kilkom minutami wyjechali z parku. - Z
pewnociš chciałaby otworzyd teraz oczy i znald się na powrót w Bath oraz by się okazało, że te
kilka ostatnich miesięcy było jedynie złym snem - powiedział Frederick. - Tak - potwierdziła Klara.
Rozemiał się. - Pewnie obwiniasz mnie za jeszcze jednš słabod charakteru - dodał. - Gdybym tylko
trochę bardziej naciskał, to Jule wyszłaby za mnie, a ty byłaby uratowan, Klaro. Nigdy by mnie nie
spotkała. Problem jednak w tym, że ja wcale nie naciskałem. Wycofałem się, a ona wyszła za Dana. O
Boże. O Boże! Powóz w koocu zatrzymał się przed domem. Frederick wyskoczył i wycišgnšł ręce po
Klarę. Na' twarzy miał cyniczny umieszek. Klara zobaczyła go i natychmiast z powrotem zapatrzyła
się przed siebie. - Chcę, żeby Robin wniósł mnie do rodka - powiedział. Frederick mruknšł co ze
zniecierpliwieniem, sięgnšł po niš niezbyt delikatnie i przesunšł jš po siedzeniu ku sobie,
przygotowujšc się do wzięcia jej na ręce. - Chcę, żeby Robin wniósł mnie do rodka - powtórzył
lodowatym tonem. Dopiero po chwili opucił ręce i bez słowa zniknšł za drzwiami. Po niecałej
minucie pojawił się Robin; zaniósł Klarę do jej prywatnych apartamentów. Nie zobaczyła już męża
przed wyjazdem do Ebury Court następnego ranka. *i Rozdział czternasty Poczucie odrazy do siebie
bywa czasami tak głębokie, że niebezpiecznie blisko graniczy z rozpaczš. Frederick mniej więcej to
włanie odczuwał nazajutrz po przejażdżc. Wracał do domu, wcišż w tym samym wieczorowym
stroju, czuł się brudny, niechlujny i zaronięty. Ale przede wszystkim brudny. Ostatecznie przyłšczył
się do Archiego u White'a i wypił morze wina do kolacji oraz mnóstwo porto po posiłku. Następnie
wieczór przebiegał według przewidywane kolejnoci. A raczej noc. Lizzie chyba nic nie powiedziała
Anette, ponieważ Frederick został przyjęty bez kłopotu i dostał nowš panienkę, młodziutkš i pracujšc
od niedawna. wiadomie korzystał z jej wdzięków, a panienka głono protestowała, gdy zadawał jej
ból. Przed wyjciem hojnie jš wynagrodził, chod wiedział, że dziewczęta majš absolutny zakaz
przyjmowania napiwkó. Mimo to cały czas czuł się tak, jakby zbrukał niewinnd. - Kłopoty w raju? -
zapytał lord Archibald. - Nie chce mi się o tym nawet myled, Arch, a co dopiero mówid. Nie
rozmawiali już więcej na ten temat. Potem zaczęły się karty i picie - woleli czynid to w prywatnym
domu, nie w klubach. Po czym obudził się, a raczej odzyskał przytomnod w łóżku, w tym samy
domu, kiedy już było jasno, z głowš jak dzwon i jeszcze cięższš duszš. Rozejrzał się ostrożnie.
Przynajmnie obok niego ani nigdzie indziej w pokoju nie było tym razem żadnej nagiej kobiety. Było
to pocieszajšc, chod jedynie do chwili, kiedy przypomniał sobie młodš dziewczynę u Anette. I dopóki
nie przypomniał sobie gry, w której stracił poważnš sumę. Oraz całego tego picia. Karty, alkohol,
kobiety - wszystkich tych wstrętnych nałogów mógłby się pozbyd w jednej chwili. Była to jedynie
kwestia silnej woli. Przysłonił ramieniem oczy przed blaskiem dnia, który wzmagał ból. Znużonym
krokiem, zbrukany, wracał do domu. Wiedzia, że nawet po goršcej kšpieli i goleniu nadal będzie się
czuł brudny. Wiedział, że prawdopodobnie nigdy nie poczuje się czysty. Albo nie stanie się czysty. Gdy
się obudził, a nawet trochę póniej, kiedy się ubrał i wyszedł z domu, gdzie nikt jeszcze nie wstał i nie
zauważył jego wyjcia, nie pamiętał o wydarzeniach poprzednieg dnia. Teraz wspomnienia uderzyły
go ze wszystkich sił i tłukły się w skroniach oraz w ciężkim sercu. Jule zemciła się na nim i
opowiedziała o wszystkim Klarze. A on, tak niby skooczenie szlachetny, przeobraził swe poczucie
winy, upokorzenie i rozpacz w cynicznš furię, którš wyładował na najcenniejszym skarbie, jaki
posiadał. Na żonie. Powiedział, że jš zdradzał. Klara prawdopodobnie i tak o tym wiedziała. Nie jest
głupia. Ale obowišzujšce w towarzystwi surowe konwenanse nakazujš chronid żonę przed poznaniem
prawdy, przed jawnym wyznaniem, że mšż nie dochowuje wiernoci. Tym samym złamał jedno z
najważniejszych przykazao dobrego wychowani. A co ważniejsze, i o wiele gorsze, niezmiernie jš
zranił. Jeli go nawet nie kocha i ma wiadomod, jak sprawy wyglšdajš, to tego rodzaju wyznanie
męża musiało byd dla niej bardzo bolesne i upokarzajšce. Przez niego poczuła się jeszcze bardziej
bezwartociowa, chod i tak nie miała wysokiego mniemania o własnej wartoci. Już chodby tylko za
to zasłużył na kulę w łeb. Przeprosi jš. Powzišł takš decyzję zbliżajšc się do domu i patrzšc w zasłonięte
okna. Chod przeprosiny będ żałonie niewspółmierne do przewinienia, to jedna musi to zrobid. I
złoży przysięgę, że się zmieni, jeli Klara znajdzie w sobie tyle dobrej woli, by przezwycięży odrazę,
jakš niewštpliwie musi do niego żywid. On może się zmienid i się zmieni. Była to wyłšcznie kwestia
woli. A on tego chce. Jest już chory od takieg życia. miertelnie chory. Sama myl o wczorajszej nocy
bardziej go mdliła niż nie ustępujšcy ani na jotę ból głowy. Po wejciu do domu poszedł prosto do
swoich poko, zażšdał goršcej wody na kšpiel i przyborów do golenia. Przed pójciem do Klary
przynajmniej zmyje z siebie zewnętrzny brud, chod chciał się do niej udad bezzwłocznie. Pragnšł
rozpoczšd nowe życie i chciał to uczynid już, zaraz, natychmiast, z żonš przy boku. Z niš musi mu się
udad. Ale pójcie do niej w tej chwili graniczyłoby z brakiem ogłady. Zaczeka, aż będzie czyst. Po
godzinie, zbyt zdenerwowany, by pójd samemu do jej bawialni, jak czynił to zazwyczaj, posłał lokaja
z zapytanie, czy może mied ten zaszczyt i złożyd jej wizytę. Takie formalnoci mogły się wydawad
przesadne wobec własnej żony, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że Klara może wcale nie chcied
go oglšdad. Może będzie musiał dwiczyd się w cierpliwoci, która byłaby mękš, i posyład | lokaja do
żony przez cały dzieo, dopóki nie skruszeje i nie pozwoli się zobaczyd. Lokaj wrócił po chwili. - Pani
Sullivan nie ma w domu, proszę pana. Frederick zmarszczył czoło. Wyszła? Tak wczenie? -
Dowiedziałe się, dokšd poszła? - zapytał. - Do Ebury Court, jak sšdzę, sir - odparł lokaj z kamienn
twarzš. Jutro wracam do Ebury Court." Przypomniał sobie, co powiedziała wczoraj w powozie.
Zapomniał o tym. A więc mówiła poważnie. - Kiedy wyjechała? - spytał. - Ponad pół godziny temu,
sir. Był już wtedy w domu. Moczył się w mydlanej wodzie. Próbował się dla niej oczycid. Byd może
wiedziała, że wrócił do domu. A może nie. Może w ogóle jej to nie interesowało. - Dziękuję, Jerret -
powiedział. - Możesz odejd. Przez pierwsze dwa tygodnie wydawało jej się, że nie ma po co żyd.
Absolutnie. Przerażajšca była myl o czekajšcym jš pustym, tak pozbawionym wszelkieg znaczenia
życiu. Nie warto było w ogóle wstawad z łóżka. Robiła to tylko po to, by utrzymywad pozor przed
Harriet i służbš. I dlatego, że sšsiedzi i przyjaciel, dowiedziawszy się o jej przyjedzie, zaczęli składad
wizyty. Niektórych goci należało także rewizytowa. Musiała żyd dalej, ponieważ nie była także
przygotowan na odebranie sobie życia. Była to jedyna rzecz, której nie mogła uczynid. Ale jej życie
ograniczało się do tego, że robiła tylko to, co musiała. Przestała wychodzid z dom, poza nielicznymi
wizytami i sporadycznymi wypra- wami do kocioła w zamkniętym powozie. Pogoda się zmieniła j
zamiast jesiennych chłodów nastała zimowa aura. Było za zimno na przejażdżki otwartym powozem i
przesiadywanie na tarasie. Poza tym nie miała ochoty na wysiłek, jakiego wymagało staranne i ciepłe
ubranie się, i nie chciała, by nosił jš Robin. Zastanawiała się, czy Freddie zacznie pisad listy, nakazujš
jej każdego dnia zażywanie wieżego powietrza. Gdyby tak się stało, to pewnie by go posłuchała.
Wcišż jest jej mężem i zawsze będzie, dopóki jedno z nich nie umrze. Ale listy nie nadchodziły.
Przestała też dwiczyd. Było to kłopotliwe zajęcie, zabierajšc wiele czasu, a do tego bolesne. I
daremne. Nigdy nie będzie mogła chodzid. Nie ma sensu nawet próbowad. Spędzała całe dnie w
domu, wyszywajšc, czytajšc, rozmawiajš z Harriet i sporadycznymi godmi - a czasami nie robiła w
ogóle nic. Minęły dwa tygodnie, podczas których próbowała sobie wytłumšczyd? że nie jest wcale
gorsza, niż była kilka miesięcy temu jako panna Klara Danford. Życie było takie samo jak wtedy, puste
i nudne, owszem, ale także wygodn i na pewnym poziomie. Tysišce biedaków z całej Anglii dałoby
sobie ucišd prawš rękę, żeby znaled się na jej miejscu. Gdyby tylko zdołała wymazad z pamięci kilka
ostatnich miesięcy - od momentu poznania Freddiego -zdołałaby się pozbierad. Ale życie nie jest takie
proste. Tych miesięcy nie da się wyrzucid z pamięci ani z serca. Nie da się także zapomnie Freddiego.
Po dwóch tygodniach spojrzała w lusterko i zobaczyła siebie. Naprawdę się zobaczyła. Wyglšdała
podobnie, chod z innš fryzurš. Chuda twarz, tak blada, że niemal żółtawa. Wielkie, smutne oczy.
Zastanawiała się, czy przez ten czas odżywiała się dobrze lub chociaż wystarczajšco, ale nie mogła
Sobie przypomnied. Mary Balogh - Jaki miałam ostatnio apetyt? .- zapytała przyjaciółk podczas
niadania. Kamerdyner nałożył jej dwie kiełbaski i dwa tosty. Kiedy popatrzyła na tę porcję,
perspektywa zjedzenia wszystkiego wydała jej się przerażajšc. Harriet przyglšdała się Klarze dod
dziwnie. - Słaby - odparła. - Jak zwykle. - Kiedy ostatni raz byłam z wizytš? - Dwa dni temu. U
Goughsów. - Pojechałam karocš - przypomniała sobie Klara. -A kiedy ostatni raz byłam na powietrzu?
Harriet zastanawiała się przez chwilę. - Wydaje mi się, że jeszcze w Londynie. Tego popołudnia, gdy
pojechała z Freddiem do park. Całš wiecznod temu. Spojrzała za okno. Cięż szare chmury. Drzewa
kołyszšce się na wietrze. Zimow krajobraz. Zimna, brzydka zima, nie majšca nic wspólnego z uroczš,
bajkowš sceneriš wišt Bożego Narodzeni. - Dzi po południu pojadę otwartym powozem na
półgodzinnš przejażdżkę - poinformowała przyjaciółkę. -Ty możesz zostad w domu, jeli chcesz,
Harriet. Jej przyjaciółka się umiechnęła. - Witaj z powrotem - powiedziała. Klara spojrzała na swój
talerz i z determinacjš wbił widelec w kawałek kiełbaski. Przez te dwa tygodnie obie kobiety były jak
najdalsze od uznania, że dzieje się co niedobrego. Harriet przypuszczalnie nie miała w ogól pojęcia,
co zadecydowało o ich nagłym powrocie na wie. Witaj z powrotem. Tak, wróciła, mylała ponuro,
odgryzajšc większy niż przystało na damę kawałek to-sta. Wróciła i zostanie. Może żałowad, że nie
jest już pannš Klarš Danford z Ebury Court. Może odczuwad ból na wspomnienie ostatnich kilku
miesięcy, które zmie- niły jš w paniš Frederickowš Sullivan. Ale czeka jš całe życie, które należy
porzšdnie przeżyd. Jedno dane od Boga życie; nie należy go marnowad na użalanie się nad sobš. -
Zastanawiam się, co Robin może wiedzied o uczeniu chodzenia - odezwała się. Robin był niegdy
bokserem z niezłymi widokami na wielkš karierę, dopóki jeden fatalny cios zadany przez czempiona
nie powalił go na deski. Po miesišcu spędzony w stanie pišczki lekarze zabronili mu ponownie
stawad na ringu, ale mógł się utrzymywad z uczenia i trenowania bokserów, wiedział więc sporo o
utrzymaniu formy i dwiczeniu ciała. Pomysł, aby dwiczył z niš mężczyzna, wydał jej się trochę
krępujšcy. Gdyby sšsiedzi się o tym dowiedzieli, uznaliby to za skandal, a ojciec chyba przewróciłby się
w grobie. Freddie prawdopodobnie wpadłby w szał. Harrie za była zaciekawiona. - Zawsze czułam
się przy tym taka bezradna - powiedział. - Tak bardzo chciałam ci pomóc, Klaro, ale nie wiedziałam,
jak się do tego zabrad. Cišgle robiłymy zbyt małe postępy. W swej bawialni Klara miała leżankę, którš
uznała za bardziej odpowiedniš do dwiczeo i mniej krępujšcš niż łóżko w sypialni. Do dwiczeo
starannie okrywała się od pasa w dół białym bawełnianym przecieradłem. W bawialn zawsze była
obecna Harriet, która szyjšc co lub robišc na drutach umiechała się dopingujšco, gdy uznawał, że
trzeba Klarze dodad otuchy. I w koocu okazało się, że te dwiczenia wcale nie sš krępujšce. Dotyk ršk
Robina był silny i bezosobowy. W rzeczy samej, do Klary docierały okruchy plotek z pomieszcze dla
służby, spowodowanych faktem, że Robin - taki młody, postawny, muskularny i dod przystojny
mimo złamanego kiedy nosa - sprawiał wrażenie abso- lutnie nie zainteresowanego żadnš z
pokojówek ani innych dziewczšt z sšsiedztwa. Ale Klara już dawno uznała, że jego preferencje
seksualne nie powinny jej interesowad. Przeciwnie, była zadowolona, że Robin nie reaguje na niš jak
mężczyzna. Bała się tych dwiczeo, które wyglšdały na niewykonaln, lecz ku jej zaskoczeniu okazały się
prawie bezbo. Skooczyło się delikatne zaciskanie palców i zginani nóg w kostkach, całe nogi były
zginane i prostowane, szybko i mocno, w pozycji na plecach i na brzuchu. Potem następował masaż, o
wiele mocniejszy i głębszy niż w wykonaniu Harriet - czasami Robin wsuwał ręce pod przecieradło
nie zdejmujšc go - dopóki nie czuła w nogach pulsujšcej krwi i napinajšcych się i rozluniajšcyc
mięni. Tylko czasami zagryzała wargi, powstrzymujš się od krzyku. I raz tylko płakała, głono i
niemal histerycznie. - Jak długo to potrwa, Robin? - zapytała go po tygodniu dwiczeo, gdy z
podnieceniem zauważyła spore postępy. - Według twojej opinii, jak długo? - Do Bożego Narodzenia,
pani Sullivan - odpowiedzia. - Jeli nie zabraknie pani odwagi i będzie się pani dobrze odżywiad.
Robin dał jej nawet instrukcje dotyczšce odżywiania się, zalecajšc zdrowe i odpowiednie,
wzmacniajšce organiz pokarmy. - Jeli stad mnie na przetrzymanie tych tortur, to z pewnociš będę
miała odwagę zaczšd chodzid, gdy tylko nadejdzie właciwa pora. Robin umiechnšł się; był to jeden z
rzadkich momentó, gdy tracił swój bezosobowy wyraz twarzy. - Na wiosnę będę musiał odejd, pani
Sullivan -owiadczył. Tego się nie spodziewała. Robin sumiennie wywišzywał się ze swych
obowišzków. - Co będziesz robił? - zapytała. - Otworzę klub pięciarski - odparł. - Zobaczę, może uda
mi się odcišgnšd trochę klientów od Jacksona. - Gdyby potrzebował referencji, skieruj swoich
klientó do mnie, Robinie. Zaczynała poruszad nogami siedzšc na wózku inwalidzki. Mogła je nawet
na chwilę odrywad od podłogi. Ale Robin, dokładny i sumienny specjalista, nie pozwolił jej próbowad
wstawad, ponieważ mogłaby upad i zrobid sobie krzywdę, co z pewnociš podziałałoby na niš
deprymujšc, i trzeba by znowu zaczynad wszystko od poczštk. Ale Klara czuła, że znowu żyje. Kiedy
budziła się rankiem, z podnieceniem mylała o tym, że czeka janowy dzieo. W tych dniach miała troje
nieoczekiwanych goci, ale Freddie się nie pojawił. Nie przysłał też listu. Powiedziała sobie, że może
tak nawet lepiej. Łatwiej budowad nowe życie nie oglšdajšc się za siebie. Wróciwszy pewnego
słonecznego popołudnia z przejażdżk Klara i Harriet ledwo zdšżyły usišd w salonie, gdy kamerdyner
zaanonsował przybycie goci. - Hrabia i hrabina Beaconswood, proszę pani - powiedzia uroczycie.
Klara szybko zerknęła na Harriet. - Wprowad - poleciła. Serce mocno jej biło. Lubiła Julię. Nadal jš
lubi, ale nie miała ochoty jej widzied. Chciała patrzed w przyszłd, a nie w przeszłod. Umiechnęła
się, gdy ponownie wkroczył kamerdyner i ukłonił się gociom wchodzšcy do salonu. - Klaro! -
zawołała hrabina niemal przebiegajšc przez salon z wycišgniętymi rękami. - Jak to cudownie znowu
cię zobaczyd! - Chwyciła obie dłonie Klary, ucisnęła je mocno i pochylajšc się ucałowała jš w policzek.
- Jak się masz, Harriet? - Witaj, Klaro - pozdrowił jš hrabia, trochę mniej spontanicznie, lecz niezwykle
uprzejmie. Ujšł prawš rękę Klary i uniósł do ust. Ukłonił się Harriet, gdy Klara dokonywała prezentacji.
- Przejeżdżalimy w pobliżu i postanowilimy złoży ci wizytę - wyjaniła radonie hrabina, po czym
rozemiała się perlicie i usadowiła się na sofie. - A właciwie przyjechalimy prosto do ciebie,
prawda, Daniel? - Tak - potwierdził. - Julia poczuła się ograbiona z towarzystwa swej nowej kuzynki,
Klaro, gdy wyjechała z miasta. A moja siostra jest przygnębiona mylšc, że byd może nie wrócisz na
jej lub za miesišc. Mimo to muszę przyznad, że jest to raczej długa podróż jak na wizytę na
popołudniowš herbatę. - Cieszę się, że poruszyłe ten temat, Danielu - powiedział hrabina, znowu
się miejšc. - Jestem straszliwie spragniona. Oraz głodna jak wilk, chod wiem, że mówienie o tym jest
niedelikatne i że patrzysz na mnie karcšco, gdy mylisz, że Klara i Harriet tego nie widzš. - Julio! -
napomniał jš surowo, kiedy Harriet wstała, by zadzwonid na służbę. - I tak miałymy zamiar wypid
herbatę - uspokoiła ich Klara z umiechem. - A to przecież wina Daniela, że jestem taka głodna -
rzekła hrabina. - Tylko jego. Nie moja. - Julio - powtórzył hrabia trochę ciszej. - Klara należy do
rodziny - odparła umiechajšc się do męża - a ty wiesz przecież, że mnie aż rozpiera, by powiedzied o
tym każdemu, komu mogę. Uważam się za niezwykle sprytnš i zdolnš, zupełnie jakbym była jedynš
kobietš na wiecie, zdolnš do takiego wspaniałeg wyczynu. A poza tym, Danielu, to niedługo już
będzie dla wszystkich widoczne gołym okiem. Chyba że zachowasz się jak redniowieczny magnat i
zamknies mnie na cztery spusty, by zaoszczędzid rumieocó tym młodym damom, które cišgle jeszcze
wierzš w bociany. Klaro, za pięd miesięcy będziemy mieli dzieck! Klara powstrzymała odruch
położenia dłoni na własnym brzuchu. - Jakże się cieszę - powiedziała. - Przestao mnie mierzyd
wzrokiem, Danielu. I usišd koło mnie. - Hrabina wycišgnęła do męża rękę. - Przecież sam niemal
pękasz z dumy. Nie musisz udawad, że jeste na mnie zły. - Zły? - powtórzył kręcšc głowš po czym
wzišł żonę za rękę i usiadł obok niej. - Czy nie zauważasz, Julio, że krępujšce jest dla mnie
obwieszczenie zagrażajšcego mi ojcostwa w obecnoci samych dam, oczywicie poza mnš? Hrabina
rozemiała się i popatrzyła na niego z czułociš. Z czułociš. A więc zaczęła żywid do niego cieplejsz
uczucia? Klara doszła do wniosku, że nie powinno jej to dziwid. Czasami po lubie budzš się uczucia,
których przedtem nie było. A lord Beaconswood jest bardzo przystojnym mężczyznš - prawie tak
przystojny jak Freddie. Klara przypuszczała, że musi uwielbiad Julię. Przy herbacie towarzystwo
prowadziło lekkš konwersacj, głównie zdominowanš przez hrabinę, chod hrabi dbał o to, by
poruszano różne tematy, i był na tyle uprzejmy, że wcišgał do rozmowy Harriet, która zazwycza w
takich sytuacjach starała się zostawad w cieni. - Panno Pope - zwrócił się do niej wstajšc po wypiciu
herbaty - mam wrażenie, że przyjeżdżajšc tu widziałem od zachodniej strony domu cieplarnię. Czy
jest tam wiele rolin? Zechciałaby pani może mi je pokazad? Klara spojrzała na niego z zaskoczeniem.
Harriet włani wstawała, natomiast hrabina wyglšdała tak, jakby się w ogóle nie przejmowała, i cały
czas umiechała się do Klary. - To było z góry zaplanowane - przyznała się po ich wyjciu. - Mam
nadzieję, że nie masz nic przeciw temu, iż Harriet przez pewien czas zostanie bez przyzwoitki. Daniel i
ja doszlimy do wniosku, że lepiej będzie, jeli porozmawiam z tobš na osobnoci. Klara patrzyła na
niš ostrożnie i wyczekujšco. - Wyjechała z Londynu następnego dnia po tym, jak z Kamillš
złożyłymy ci wizytę - kontynuowała hrabina. - Byd może oba te wydarzenia nie miały żadnego
zwišzku, a ty mi powiesz, żebym się w to nie wtršcała, jeli tak było istotnie. A jeli nawet nie, to też
możesz mnie uznad za impertynentkę, wciubiajšcš nos w nie swoje sprawy. Daniel powiedział mi w
zeszłym tygodniu, że twoje małżeostw rzeczywicie nie jest mojš sprawš. Ale ja mimo to wcišż czuję
się odpowiedzialna za to, że została tu zesłana. Jej twarz już w ogóle nie miała promiennego wyrazu;
patrzyła Klarze w oczy szczerze i smutno. - Zesłana? - powtórzyła ze zdumieniem Klara. - Freddi mnie
tu nie zesłał, Julio. Przyjechałam na wie z własne i nieprzymuszonej woli. - Ale pod wpływem
odruchowej decyzji. Przecież nie planowała tego, prawda? Bo z pewnociš by nam o tym
powiedziała. Nie obiecywałaby, że złożysz wizytę mej teciowej za dzieo lub dwa. Klara cisnęła
dłonie na podołku i spuciła wzrok. - Czasami działam impulsywnie - powiedziała. - Ale zachowałam
się bezmylnie, nie wysyłajšc wam wiadomoci. Przepraszam, Julio. To było takie miłe z twojej strony,
że mnie odwiedziła w miecie. Powinnam was zawiadomi podejmujšc decyzję o wyjedzie. -
Przypuszczam, że tak się stało na skutek tego, co powiedziałam, prawda? - Hrabina była wyranie
zasmucon. - I z powodu mojej kłótni z Freddiem przy drzwiach. Wrócił do salonu i pokłócił się z tobš,
czy tak? I tak cię zasmucił i unieszczęliwił, że wolała wyjechad. Jestem taka wscibska! Powinnam
zostawid sprawy ich własnemu biegowi. Nie powinnam była próbowad wytłumaczy pewnych spraw,
których nie było potrzeby tłumaczy. Należało to raczej zostawid Freddiemu, gdyby uznał to za
konieczne. - Julio, w niczym nie było twojej winy - zapewniła jš Klara. - I nic złego się nie stało.
Sprawy wyglšdajš tak, że ja po prostu wolę mieszkad tutaj, a Freddie w miecie. Odwiedziłam go
jedynie na kilka tygodni, po czym wróciła na wie. To wszystko. - I wrócisz do miasta na lub? -
zapytała Julia. Klara zawahała się z odpowiedziš. Hrabina zerwała się na równe nogi. - Mam
wrażenie, że strasznie to wszystko pogmatwałmy - powiedziała. - Chociaż rozmawiałam przed tym z
Kamillš, a ona zawsze jest rozsšdna, to jednak wszystko strasznie skomplikowałymy. Ty była
przekonana, że Freddie mnie kochał, prawda? I że dlatego mi się owiadczy. - To nie ma znaczenia -
odparła Klara. - Nie powinno mnie interesowad nic, co wydarzyło się przed moim lubem, Julio. -
Ach, ale to jest ważne! - Hrabinie łzy zakręciły się w oczach. - Bo gdyby mnie kochał, poprosił o rękę i
dostał kosza, a potem wyjechał do Bath i polubił ciebi, Klaro, to byłoby straszne! Straszne dla
ciebie. Ale to wyglšdało inaczej. On mnie nie kochał, był jedynie szarmancki. I ja go także nie
kochałam. A może mylisz, że kochałam, ale wyszłam za Daniela, dlatego że jest bogaty? Polubiłam
Daniela, ponieważ go kocham. Bo go uwielbiam. Nigdy nie było nikogo innego i nigdy nie będzie.
Klara z uwagš przyglšdała się swoim dłoniom. Nie chciała o nic pytad. Nie chciała nic więcej wiedzied.
Ale i tak zapytała. - W takim razie co zaszło między tobš a Freddiem? - Kłopotliwe nieporozumienie -
odparła szybko hrabin. - Nie. Ale zostawmy to tak, jak jest. Mylę, że nie chciałabym się dowiedzied.
Boję się dowiedzied. Za tym, co mi powiedziała, kryje się o wiele więcej, prawd? Hrabina z
powrotem usiadła i przez chwilę milczała. - Dlaczego tak nagle wyjechała? - zapytała. - Kamilla i ja
specjalnie przyszłymy do ciebie po to, by ci wszystko ułatwid. Ponieważ jeste naszš kuzynkš.
Ponieważ polubiłmy cię i chciałymy, by została naszš przyjaciółkš. Dlaczego wyjechała? -
Powiedziałam Freddiemu, że o wszystkim mi opowiedział - odparła Klara. - Ale tak nie było. Wydaje
mi się, że nie opowiedziała mi nawet ułamka tego, co naprawdę się zdarzyło. Ale wydaje mi się, że
Freddie mi uwierzył. Hrabina zamknęła oczy i pochyliła głowę. - Nic się nie wydarzyło, Klaro. Nic, co
miałoby jakiekolwie znaczenie. Och, ten Freddie. Co za idiota! Mogłaby go zabid. Ty go kochasz,
prawda? - Tak. - Podejrzewam, że sprawił, by się w nim zakochała już w pięd minut po waszym
spotkaniu - powiedziała gorzko hrabina. - W tych sprawach Freddie jest eksperte. Mogłabym go
zabid. - Nie - zaprzeczyła Klara. - Nie byłam takš niewinnš, głupiš gšskš, Julio. Nie musisz się obawiad,
że mnie oszukał i namówił do małżeostwa, czynišc mi miłosne wyznania. - Umiechnęła się słabo. -
Chod muszę przyzna, że próbował. Jednak wyszłam za niego z własnych powodów. Dopiero póniej
go pokochałam. Hrabina pochyliła się ku niej. - W takim razie zapomnij o tym, co się wydarzyło w
Primrose Park - powiedziała. - Cokolwiek to było, nie musisz o tym wiedzied. Był to jedynie typowy dla
Fred-diego przejaw największej głupoty i nierozwagi, który ostatecznie okazał się nieszkodliwy i bez
znaczenia. Zapomni o tym, Klaro, bšd szczęliwa i ciesz się tym, co masz. Freddie nie jest złym,
zdeprawowanym człowiekie, możesz mi wierzyd. Bywa nawet na swój sposób kochany. Zawsze go
kochałam, jako kuzyna i przyjaciela. Niemal jak brata. Zapomnij o tym wszystkim, Klaro, i wracaj do
Londynu. Zostao członkiem rodziny, wszyscy tego goršco pragniemy. - To miło z waszej strony -
odparła Klara z umieche. - Ale mylę, że Freddie nie zdoła zapomnied, Julio. Mylę, że jest
nieszczęliwy. Bo przecież cokolwiek zaszł, to jednak stało się to z jego winy, prawda? Uważam, że
on nie potrafi sam sobie przebaczyd. A ja nie mogę przebaczyd i dad mu tak potrzebnego
rozgrzeszenia. Nie mogę, bo ta sprawa mnie nie dotyczy. Hrabina zamknęła oczy. - Mylę, że tylko ty
zdołasz to uczynid - dodała smutno Klara. Chod w głębi duszy poczuła także radod. Cokolwiek wtedy
się stało, a musiało to byd co straszneg, to jednak nie to, o czym mylała. Mylnie odczytał
wszystkie wskazówki. Julia go nie kochała. Kochała i kocha męża. I jeli Julia ma rację, a wyglšda na
to, że jest absolutnie pewna, to Freddie także jej nie kochał. Nigdy nie kochał. Och, tak, ucieszyła jš ta
wiadomod. Jeli tak było, to cała reszta w ogóle nie ma znaczenia. - Powiedziałam mu wtedy -
odezwała się hrabina -po naszej wizycie u ciebie, że nigdy mu nie wybaczę. Nie chodziło o to, co mi
uczynił. Po pewnym czasie uwiadomiłam sobie bowiem, że to tylko pomogło mi i Danielowi zbliżyd
się do siebie. Ale powiedziałam tak z powodu tego, co wkrótce po tym zrobił tobie. Powiedziała mu
też, że go nienawidzę. Ale to było kłamstwo, wielkie kłamstwo. Jak w ogóle można nienawidzid Fred-
diego? - On mi nie zrobił nic złego - zapewniła jš Klara. -Ożenił się ze mnš i dał mi zaznad trochę
radoci w życiu. - I całej masy trosk - dodała hrabina. - Tak. - Och, ten Freddie - westchnęła hrabina.
- Mogłabym go zabid. Klara tylko się umiechnęła. - Podejrzewam, że Daniel i Harriet do tej pory
dokładni już obejrzeli wszystkie listki każdej roliny w cieplarni - powiedziała hrabina. - Muszę zejd
na dół i wyratowad ich z opresji. A poza tym chyba już będziemy musieli ruszad w drogę. Gospoda, w
której zamówilimy nocleg, jest o co najmniej pięd mil stšd. - Ależ wy zostajecie tutaj! - zawołała
Klara. - To przecież zrozumiałe. Było to dla mnie tak oczywiste, że nawet nie pomylałam o
zaproponowaniu wam tego, gdy przyjechalicie. Wybacz mi, proszę. - Ale nie chcielibymy się w
żaden sposób narzuca. - Narzucad się? - Klara rozemiała się w głos. - Cišgle mi powtarzasz, że
jestemy rodzinš. Niech więc tak będzie. - Cudownie! - uradowała się hrabina, po czym wstała z sofy.
- Ale tak czy inaczej, muszę id im na ratunek. Zaraz wrócę. Czy to nie okropne uczucie, byd tak
przykuty do jednego miejsca? I czy nie zachowuję się grubiao- sko, wspominajšc o twej niedomodze?
Gdyby Daniel był tutaj, to zabiłby mnie wzrokiem. Klara znowu się rozemiała, a Julia nie czekajšc na
odpowied na żadne z pytao wybiegła z pokoju. Hrabina ze wszystkich sił starała się rozproszyd
ponurš atmosferę i udało sięjej tego dokonad. Pod pewnym względem Klara czuła się tak, jakby z jej
ramion spadł ogromny ciężar. Sama jednak nie rozumiała, dlaczego tak zareagowała. Właciwie
przecież nic się nie zmieniło. Zupełnie nic. Rozdział piętnasty Trzeci god pojawił się cztery dni
póniej. Harriet nie odwiedzało wielu goci, ale tym razem kamerdyner zaannsował wizytę włanie
do niej. - Lord Archibald Vinney do panny Pope, madame -zwrócił się do Klary stajšc w drzwiach jej
prywatnej bawialni. - Do mnie? - Harriet zerwała się na równe nogi z nietypowym dla niej
popiechem. - Lord Archibald? Och, nie. To musi byd jaka pomyłka. - Masz zamiar go przyjšd? -
spytała Klara ze cišgniętym ustami. - Jeli nie chcesz, to go odelę. Nie powinien się tu pojawid bez
zaproszenia i nawet bez zapowiedzenia wizyty. Harriet popatrzyła najpierw na Klarę, póniej na
wyczekujšceg kamerdynera. - Przyjmę go - powiedziała w koocu. - Proszę mu z łaski swojej wskazad
drogę do salonu, panie Bains. Po co przyszedł? Goršczkowo rozmylała o powodach wizyty lorda
biegnšc do swojego pokoju, by przynajmniej przejrzed się w lusterku, skoro nie było czasu na zmianę
sukni. A zresztš i tak nie ma ładniejszej. Zabrakło jej także czasu na zmianę fryzury. Uszczypnęła się
mocno w policzk, by nabrad rumieoców, i nagle wyprostowała się z zachmurzonš minš. Co ona robi?
Co ona robi?! Popada w histerię na wiadomod o wizycie lorda Archibalda Vinneya? Serce jej bije z
powodu mężczyzny, który chciał z niej uczynid kochankę? Harriet wyprostowała ramiona, głęboko
zaczerpnęł tchu i wyszła z pokoju. Stał oparty o gzyms kominka, w którym buzował ogieo, w pozie
pełnej wystudiowanej niedbałosci. Przypatrywał się jej z błyskiem rozbawienia w oku. - Ach, panna
Pope. Jak to miło, że uczyniła mi pani ten zaszczyt i przyjęła mš wizytę. Trochę się obawiałem, że
zostanę stšd wyprowadzony za ucho. Przyjechał do szanowanego domu, by złożyd jej wizytę.
Przejechał całš tę drogę z Londynu tylko po to. Dlaczego? Bo trudno się spodziewad, że męskie
intencje w tym względzie ulegajš zmianie. Ale Harriet znowu poczuła przypływ bolesnej nadziei. I jak
tu mówid o zdrowym rozsšdku? - Co mogę dla pana zrobid, milordzie? - Była dumna, że udało jej się
postawid pytanie spokojnym głosem. - Możesz tu podejd i dad mi buziaka, Harriet - odpowiedzia. -
Stęskniłem się za tobš. Została na miejscu, w drzwiach, złšczyła z przodu opuszczon ręce. - Czy
pomylała chod trochę o mojej propozycji, moja mała licznotko? - zapytał. Pomylała, i to nie tylko
trochę. - Otrzymał pan już mojš odpowied, milordzie. - Która się nie zmieniła i jest niezmienna -
powiedział. Wyprostował się i zrobił krok do przodu. - Nie będę ci proponował lepszych warunków
materialnych, bo zdaję sobie sprawę, że niewiele dla ciebie znaczš, prawda? Ale jeli zaoferuję ci
najgłębsze zainteresowanie, Harriet? Mary Balogh Mojš wiernod i niepodzielne zainteresowanie,
dopóki będziemy razem? Bylibymy wietnš parš moja droga. Bardzo dobrš. W to nie wštpiła. -
Mylę jedynie o tobie, Harriet. nisz mi się. Budzę się z mylš o tobie. Dobrze wiedziała, jak to jest. -
Harriet. - Łagodnod jego głosu działała jak pieszczot. - Przyznaj przynajmniej, że czujesz pokusę.
Spojrzała na niego. - Byłoby bardzo dziwne, gdybym nie czuła - odparła. - Oraz niewiarygodne. Ale to,
co pan proponuje, jest grzeszne, milordzie. - A mimo to czujesz pokusę. - Umiechnšł się. - W tym
nie ma nic grzesznego. Dopiero w uleganiu jej. A ja nie ulegnę, milordzie. Przez chwilę oboje milczeli.
- Nie ulegniesz. Widzę to. Przeliczyłem się, prawda? No cóż, Harriet, możesz sobie poczytywad za
honor, że okazała się mojš jedynš wpadkš. Ale też nigdy nie zdarzyło mi się wybierad sobie kochanki
sporód cnotliwyc kobiet. Serce pękało jej z bólu, gdy przyglšdała się swoim dłoniom. Zastanawiała
się, czy powinna wyjd z salonu, czy też poczekad, aż on wyjdzie. Nie miała dowiadczenia i nie
wiedziała, jak należy postšpid w takiej sytuacji. Lord Archibald podszedł bliżej, zatrzymał się tuż przed
niš i uniósł rękš jej podbródek. - Będziesz mogła opowiadad wnukom o łajdaku, który mógł cię
zniszczyd - powiedział - i porównywad go bardzo niekorzystnie z ich porzšdnym i odpowiedzialnym
dziadkiem. Ale byd może powiesz im także, a może wyznasz to tylko przed sobš, że temu łajdakowi
ofiarował kawalštek serca. - Nie ofiarowałam... - zaczęła bardzo dumnie, ale jego usta nie dały jej
dokooczyd zdania. Tym razem fakt, że całował jš otwartymi, rozchylonymi wargami, nie zaszokowa
jej tak jak za pierwszym razem. Były ciepłe, wilgotne i pożšdliwe, tak samo jak jego język, wdzierajšc
się głęboko w usta Harriet. A wtedy dostrzegła te srebrne oczy, które miały się do niej, ale ta radod
była zduszona odrobinš smutku. Albo Harriet widziała jedynie to, co chciała zobaczyd. - Masz moje
przyzwolenie, by opowiedzied im o tym, że on także ofiarował kawałek serca ich babci - rzekł. -Czy
teraz mogę cię prosid, by opuciła me sny, panno Harriet Pope? (
Oby tylko on zechciał opucid jej sny. - A więc żegnaj - powiedział. - Omielam się przypuszcza, że
spotkamy się jeszcze, jeli Freddie kiedy postanowi z powrotem przywied paniš Sullivan do miast.
Byd może czas nadweręży twojš niezłomnš opinię na temat grzechu. Ale nie dałbym za to głowy. -
Czas niczego nie zmieni, milordzie. Przed oderwaniem ręki od jej policzka delikatnie przesunš
kciukiem po wargach Harriet. - Do widzenia, mała różyczko. - Do widzenia, milordzie. Zamknšł za
sobš drzwi tak cicho, że przez chwilę nawet nie wiedziała, że wyszedł. Nie poruszyła się. Jeli powoli
policzy do dwudziestu - nie, lepiej do stu - bardzo powoli, jego już tu nie będzie. Odjedzie z tego
domu, będzie daleko na drodze, poza zasięgiem głosu. Jeli zdołałaby wytrzymad tak długo, liczšc
bardzo wolno, wtedy byd może udałoby się jej zwalczyd przemożnš chęd pobiegnięci za nim i
zawołania go. Ale jak miałaby zawoład? Nigdy przecież nie zwracała się do niego po imieniu, więc jak?
A jak by go nazywała, gdyby została jego kochankš? Jeden, dwa, trzy - liczyła w duchu, poruszajšc
nieznacznie wargami. Czuła w sobie dotyk jego ciała, od ramion aż po kolana. Rozgrzał jš jak Mary
Balogh ciepłe okrycie. Cztery, pięd, szed. Gdy wsuwał język w jej usta, kolana się pod niš ugięły. Czy
była to zaledwie próbka tego, co mężczyzna może zrobid z kochankš? Siedem, osiem. Kocha go. Ona
go kocha! Dziewięd, dziesięd. Nie. Nie, nie, nie. Zakryła dłoomi twarz, energiczni kręcšc głowš. To już
ostami moment. Już więcej go nie zobaczy. Nie powinna. Musi sobie uwiadomid, że nigdy go już nie
zobaczy. Nigdy jeszcze grzech nie wydawał się jej tak pocišgajšcy. Za każdym razem, gdy widziała
lorda, coraz bardziej pocišgajšcy. Siła woli ma także swoje granice, a to stawało się wręcz nie do
zniesienia. Musi mied pewnod, że już nigdy go nie zobaczy. Nie może już nigdy wrócid z Klarš do
Londynu. Widziała go ostatni raz. Ostatni raz w życiu. Tygodnie upływajšce po odjedzie Klary do
Ebury Court były okropne. Frederick w pierwszym odruchu chciał jechad za niš i prosid o
przebaczenie, którego tak rozpaczliwie potrzebował. Chciał spróbowad jej wytłumaczy... ale co?
Próbowad jej wmówid, że chce zaczšd nowe życie? Ale byłoby to tak banalne w jego ustach! Czy byłby
do tego zdolny? I czy chce naprawdę powięcid się wyłšczni Klarze? Zaczęło mu na niej coraz bardziej
zależed, zaczšł jš bardziej doceniad. Ale czy czuł do niej co więcej? Czy chce tego? Odczuwał lekki
strach na myl o całkowitym oddaniu i podporzšdkowaniu się. Postanowił, że jeszcze zaczeka.
Oczyci swe życie z brudów, odmieni je i dopiero wtedy spróbuje zebrad na powrót zerwane nici tego
małżeostwa. Koniec z piciem. To dod łatwe zadanie. Picie w zasadzie nigdy nie było poważnym
problemem. Było to co, czemu od czasu do czasu się poddawał, kiedy cała reszta le się układała.
Rzuci to w diabły. Kobiety także. Poza chwilowš zmysłow rozkoszš z partnerkami, po lubie nie
odczuwał pra- ktycznie żadnej innej przyjemnoci w zadawaniu się z kobietam. Czuł się po tym
zawsze zbrukany, nieprzyjemnie pusty i zmęczony. Oraz winny. Na pewien czas zrezygnuje więc z
kobiet całkowicie, a potem podejmie racjonalnš decyzję bšd o normalnej kontynuacji małżeostwa -
jeli Klara zechce go przyjšd - bšd o utrzymywaniu stałej kochanki. Ale koniec z uprawianiem seksu
na prawo i lewo. Zostaje otwarta sprawa hazardu. Ta jest najtrudniejsza. Gra w karty jest tak
przyjemnš, uznawanš w towarzystwie zabawš, a robienie zakładów i gra o wysokie stawki dajš wiele
radoci i rozrywki. Chociaż czasami wyglšda na to, że wstępuje w niego demon hazardu. Wystarczy,
że zaczyna grad, że zasiada do gry, a już nie może się od niej oderwad. Nie wie, kiedy przestad, kiedy
skooczyd przegrywad albo odejd z wygranš. W chwili gdy ogarnia go goršczka hazard, nie umie
racjonalnie ani ostrożnie myled. Jedynym wyjciem więc jest całkowite porzucenie tego nałogu. Po
wyjedzie żony poczuł się samotnie w pustym dom, gdy owa samotnod przygniotła go wraz z
poczuciem winy oraz wyrzutami sumienia. Zaczšł odczuwad do siebie odrazę za to, co uczynił ze
swoim życiem. Wszystko w cišgu jednego roku, a nawet mniej. Do wczesnej wiosny był szczęliwym
kawalerem, bez trosk pędzšcym życie w miecie poród kilkudziesięciu podobnych mu znajomyc. Żył
w ten sposób od lat i kochał to życie; miał zamiar żyd w ten sposób, dopóki nie nadejdzie czas -w
dalekiej, nieokrelonej przyszłoci - na ustatkowanie się, ożenek i założenie rodziny. Życie wydawało
się nieskomplikowan i bardzo przyjemne. A potem nagle, bez żadnego ostrzeżenia, znalazł się w
matni, a im większe podejmował wysiłki, by się z niej wyzwolid, tym bardziej się pogršżał. Kilkakrotnie
z kłopotliwyc sytuacji wyratował go ojciec. To było jeszcze bardziej kłopotliwe niż owe sytuacje. A
póniej umarł wuj i zaczęła się ta cała koszmarna sprawa z Jule. I paskudne oszustwo wobec Klary. I
nagle jego nałogi, które jeszcze tak niedawno wyglšdały na nieszkodliwe wybryki młodoci - bo młody
człowiek musi się przecież wyszumied -zaczęły bolenie dotykad innych ludzi. Krzywdzid ich. Jule.
Klarę. Jule po prostu uciekła od niego i jest szczęliwa z Da-nem. Ale Klara jest do niego przykuta.
Przypomniał sobie nagle, jak podczas tej okropnej przejażdżki po parku powiedział jej, że pewnie
chciałaby się obudzid i stwierdzi, że te kilka minionych miesięcy było jedynie złym snem.
Odpowiedziała twierdzšco. Klara. Zamknšł oczy. Przez całe życie ojciec krzywdził jš swš samolubnš,
nadopiekuocza miłociš. A teraz czyni to jej mšż, który w dodatku nie może się usprawiedliwid
miłociš. Klara. Trzeciego dnia po wyjedzie żony nie mógł już dłużej znied samotnoci. Kiedy jest
sam, zbyt wiele myli kłębi mu się w głowie. Musi przebywad wród ludzi, potrzebuje ich
towarzystwa. Najprociej było je znaled w jednym z klubów. Tam jednak czyha niebezpieczeostwo
wcišgnięci się w grę. Wstajšc postanowił, że użyje całej siły woli, żeby się nie dad wcišgnšd. Ale ani
chwili dłużej nie wytrzyma siedzenia w domu. Przez dwa dni nie wracał do domu w ogóle, a potem
pojawił się tylko po to, by się wykšpad, przespad i zmienid ubranie. Podczas następnych dni i tygodni
często zapomina nawet o tym, pogršżajšc się w szaleoczej orgii pijaostw, hazardu i odwiedzin we
wszystkich porzšdnych burdelach, a nawet tych gorszych. Jego towarzysze byli raczej gronem lunych
znajomych niż przyjaciół; jego styl życia stał się tak goršczkowy i dziki, że nawet najbliżsi przyjaciele,
nie wyłšczajšc lorda Archibalda Vinneya, nie zdołali dotrzymywad mu kroku. Jednak szaleostwo nie
przyniosło mu spokoju ducha. W różnych chwilach dopadały go myli i wspomnienia, odzywało się
sumienie, niezależnie od tego, czy się przed tym bronił, czy nie. Czasami przychodziło mu do głowy,
że nie potrafił sobie poradzid nawet z prostym zobowišzanie, chod przecież mógł, gdyby naprawdę
chciał. Kiedy indziej przypominało mu się, że jest żonatym mężczyznš. Jego żona mieszkała na wsi, nie
tak znowu daleko. Powinien do niej napisad. Powinien wydad jej instrukcje i polecenia, nakazad
dbanie o zdrowie i zażywani wieżego powietrza, gdy tylko pogoda pozwoli. Ale kimże on jest, by
wydawad jej takie polecenia? Kim jest, by w ogóle dawad jej jakie instrukcje? Z całš pewnociš
byłaby im posłuszna. Ale kim on jest, by wymagad posłuszeostwa? Nienawidził spad, bo nił o niej.
Budził się sięgajšc po niš, a znajdował jedynie puste przecieradło i łomocšcy w głowie ból lub, co
gorsza, obce nagie ciało. Wynajmowan dziwki poinstruował, że nie liczšc się z niczym, za wszelkš
cenę nie mogš pozwolid mu zasnšd. Stracił wszelkš rachubę dni i tygodni. Gdy zapowiedzian mu
wizytę hrabiostwa Beaconswood, nie miał pojęcia, ile czasu upłynęło od wyjazdu Klary. Odwiedzili go
wczesnym popołudniem, gdy istniało największe prawdopodobieostw zastania go w domu,
zanurzonego w goršcej wodzie podczas kšpieli. - Powiedz im, że nie ma mnie w domu - polecił
kamerdynerowi, któremu lokaj otworzył drzwi. - Powiedz im, że dzi w ogóle mnie nie będzie. -
Przesunšł dłoniš po kilkudniowym zarocie - sam już nie pamiętał, kiedy golił się po raz ostatni, i
zamknšł piekšce z niewyspania oczy. - Tak, sir - odpowiedział kamerdyner, a lokaj zaczšł zamykad
drzwi. - Zaczekaj! - zawołał Frederick. Boże, już dawno temu Mary Balogh powinien był odwiedzid
ciotkę! Z pewnociš niedługo zacznie się pojawiad reszta rodziny z powodu tego zbliżajšceg się
przeklętego lubu. Kiedy to właciwie ma byd? Boże, ależ to zaniedbał! Tak jak zresztš wszystko. -
Zaprowad ich do salonu, jeli zechcš zaczekad pół godzin, zanim będę gotowy. - Tak, sir - powtórzył
kamerdyner. Dziesięd minut póniej stał przed lustrem, jeszcze nie ubrany. Jakiż czarujšcy widok ujrzš
gocie w jego osobie. Włosy, które należało przystrzyc już ze dwa lub trzy tygodnie temu, oblicze tak
blade, jak niegdy u jego żony, oczy podkršżone i podbiegnięte krwiš. Nawet po goleniu, do którego
przystępował, ten obraz niewiele się poprawi. Wyglšdał tak, jakby potrzebował przynajmniej tygodnia
nieprzerwanego snu. Właciwie przedstawiał sobš obraz nędzy i rozpaczy. Czasami, pomylał gorzko
przerywajšc tę raczej bolesn kontemplację swego wizerunku, obraz nie kłamie. Wizyta owa nawet z
daleka nie przypominała tych, na których swobodnie plotkuje się i rozmawia o pogodzie, ale włanie
od tego zaczšł Frederick po przywitaniu goci z serdecznociš, od której aż skręciło go w rodku, i
momentalni pożałował, że nie może zaczšd powitania jeszcz raz od poczštku. Gocie odpowiedzieli
mu uprzejmie. Lordowskie mocie zgodziły się z opiniš, że istotnie, jest bardzo chłodno. Hrabina
dodała jednak, że takie powietrze dodaje animuszu. Wspaniała pogoda na spacery. - Freddie -
zaczęła w koocu tonem wskazujšcym, że już nie może wytrzymad z wyjawieniem powodu ich wizyty,
która nie miała podłoża towarzyskiego i nie była przypadkowa. - Freddie, już dłużej nie mogę tego
wytrzyma. Powiedziałam to Danielowi, a on zgodził się ze mnš i zaproponował, że mnie tu
przyprowadzi. Tak się nie robi. To jest po prostu nie do zniesienia. Frederick, który najpierw posadził
goci, po czym sam usiadł przed rozpoczęciem pogawędki o pogodzie, wstał i podszedł do okna. -
Mylę, Jule, że jestemy kwita - odpowiedział jej. -Wydawało mi się, że nic gorszego ponad to, co ci
uczyniłem, nie można zrobid, ale okazało się, że można. Mogę zrozumied twš żšdzę zemsty, zgadzam
się nawet, że zasłużyłem na większš karę, niż wówczas otrzymałem. Cios w szczękę od Dana trudno
nazwad karš. Ale twoja zemsta powinna byd wymierzona i skierowana na mnie, tylko na mnie. Nie na
niewinnš osobę, która więcej wycierpiała w życiu, niż ktokolwiek inny mógłby znied. Powiedziała
mi, Jule, że nigdy mi nie przebaczysz. Cóż, ja teraz mogę ci odpłacid tym samym. Nie mogę ci
wybaczyd, że zraniła Klarę. Tak więc wyrównalimy rachunki, a teraz poproszę was, bycie opucili
mój dom. - Freddie! - To był głos starej Jule, oburzonej, wciekłe i gotowej do walki. - O czym ty
mówisz, na litod boskš?! Danielu, o czym on mówi? Ależ tak, już wiem. Klara mi to wyjaniła przed
paroma dniami w Ebury Court. Ty mylisz, że ja jej o wszystkim opowiedziałam, prawda? Boże, ty
naprawdę uważałe, że byłabym do czego takiego zdolna! Chyba postradałe zmysły. Gdyby chciała
się na tobie zemcid, przyszłabym tutaj i trzasnęła cię w nos. Powiniene pamiętad, że zawsze tak
rozwišzywałam tego rodzaju sprawy. Tak, złoliwod nie leżała w naturze Jule. O tym wczenie nie
pomylał. - Wyznała mi, że opowiedziała jej o wszystkim, co wydarzyło się w Primrose Park -
stwierdził. - Ona tak myli - odparła zirytowanym tonem Julia. -Kamilla i ja wiedziałymy, że Klara
wyczuwała napiętš atmosferę między nami, wtedy w teatrze. Polubiłymy jš i chciałymy się z niš
zaprzyjanid. Wcale nie miałymy zamiaru jej zranid. Dlatego odwiedziłymy jš tutaj, żeby jej
powiedzied, że owiadczyłe mi się w rycerskim gecie, ponieważ mylałe, że po mierci dziadka
zostanę bez rodków do życia. Powiedziałymy jej też, że byłe zakłopotan i skrępowany, gdy
zamiast ciebie polubiłam Daniel, i dlatego pojechałe do Bath, obawiajšc się mnie zobaczyd. To
wszystko, co ona wie, Freddie. Frederick pochylił się tak głęboko, że oparł się czołem o zimnš szybę
okna. Zamknšł oczy. - Częciowa prawda może byd czasami gorsza od kłamstwa - zauważył hrabia. -
Wolałbym, aby Kamilla i Julia najpierw omówiły to ze mnš, Freddie, ale kiedy już co się stało,
nietrudno wyrokowad, co powinno byd powiedziane lub zrobione. Im się wydawało, że postępujš jak
najlepiej, i z pewnociš nie chciały doprowadzid do nieporozumienia między tobš a twojš żonš. Klara.
Wtedy w parku wylał na niš całš swš złod i obrzydzenie do siebie. - Wiedziałam, że co poszło nie
tak, kiedy Klara wyjechała na wie natychmiast po naszej wizycie - cišgnęł hrabina - mimo że
obiecała odwiedzid mamę Daniela. Przed kilkoma dniami pojechalimy tam, żeby się z niš zobaczyd,
Freddie. Tysišce pytao kłębiły mu się w głowie. Jak ona się czuje? Czy jest szczęliwa? Czy
nieszczęliwa? Cały czas miał zamknięte oczy. - Klara sama doszła do wniosku, że nie wie o wszystki
- kontynuowała hrabina. - Jednak nie uzupełnilimy tej opowieci i nic nie dodalimy, prócz
ponownego zapewnieni, że mnie nie kochałe. Wiem, że to włanie było jej największš troskš. -
Boże. O, dobry Boże, dlaczego oni sobie nie pójdš?! - Klara dobrze wyglšda, Freddie - dodał cicho
hrabia. To było przynajmniej co. A więc nie zniszczył jej doszczętnie. A jednak nawet teraz wykazał
przerażajšcy egoizm, mylšc, że byłby w jaki sposób usatysfakcjo- nowany, gdyby usłyszał, że jest
chuda i blada oraz pogršżon w nieszczęciu. - Freddie. - Hrabina dotknęła jego ramienia. - Przebac
mi, że stałam się przyczynš waszej sprzeczki. Frederick rozemiał się gorzko, nie zmieniajšc pozycji i
nie otwierajšc oczu. - Ty przepraszasz mnie, Jule? - zapytał. - Tak. I sama ci przebaczam. Mylę, że
tego potrzebujes, Freddie. Wszystko ci wybaczam. To chyba oczywiste. I tak byłe za mało
nikczemny, by zrealizowad swój plan. Włanie odwoziłe mnie do domu, jeli pamiętasz, gdy wpadł
na nas Daniel z Kamillš i Malcolmem. Właciwie nic złego się nie stało, a ty na swój sposób stałe się
rodkiem prowadzšcym do połšczenia mnie z Danielem, chod wczeniej czy póniej i tak by do tego
doszło. Przebaczyłam ci natychmiast, gdy tylko ochłonęłam, i powiedziałaby ci o tym, ty głupcze,
gdyby nie zniknšł tak nagle i po kryjomu. Nie przypuszczałam, Freddie, że uciekasz, by nie stawid
czoła konsekwencjom. Powiedziała przed kilkoma tygodniami, że ci nie przebaczę, bo chodziło mi o
to, że ożeniłe się z Klarš. Ale w gruncie rzeczy to nie moja sprawa, jak Daniel nie omieszkał mi
wytknšd. Przełknšł linę. Dwukrotnie. Boże, niech oni sobie wreszcie pójdš! Chciał sam się oskarżad i
upokorzyd, jeli oni tego nie uczyniš. - To był jeszcze jeden zwariowany wybryk w Primrose Park -
powiedziała hrabina. - Jeden z wielu, wprost niezliczonych przez te wszystkie lata. Zapomnijmy o tym,
Freddie. Zostaomy znowu przyjaciółmi. Och, ty głupi idioto, jak możemy się nie przyjanid, skoro całe
życie bylimy sobie najbliżsi? - Mylę, że powinnimy już pójd, Julio - odezwał się hrabia. -
Przyjdziemy kiedy indziej, Freddie. Albo jeszcze lepiej, przyjd zobaczyd mamę. Ona się zastanawia,
co się Mary Balogh właciwie dzieje. Przyjechała też ciotka Roberta z wujem Henrym i Stellš, by
wesprzed Malcolma przed zbliżajšcy się lubem. Chod, kochanie, idziemy. Ale zanim zdšżyła zrobid
chod krok, Frederick gwałtowni oderwał się od okna i objšł jš mocno, chowajšc twarz w jej włosach. -
Ty głupi idioto! - jęknęła; przyciskał jš tak mocno, że ledwie mogła oddychad. - Och, Freddie, jeste
taki głupi. Mogłabym cię zabid. - Mów dalej do mnie tak czule - powiedział niepewny głosem - a Dan
zrobi to za ciebie, Jule. - Lepiej nie ciskaj mnie tak mocno - zaprotestowała. - Między nami spoczywa
czteromiesięczne dziecko. Prawd, że jestemy sprytni, mój Daniel i ja? Czy to możliwe, że on się
rumieni? Naprawdę? - Podniosła umiechnięte oblicze, by spojrzed mu w twarz. - Lepiej by nam
pogratulował. Frederick pocałował jš w czoło. - Gratuluję, Jule. Zawsze wiedziałem, że jeste mšdrš
dziewczynkš. Moje gratulacje, Dan. - Popatrzył na stojšceg obok kuzyna, który obserwował go z
poważnš minš. Dan wycišgnšł do niego rękę. Frederick przyjšł jš i ucisnšł mocno, drugš rękš wcišż
obejmujšc Julię. - Okropnie wyglšdasz, Freddie - zauważyła Julia. -Kiedy spałe ostatni raz?
Podejrzewam, że byłe... - Ciii, kochanie - przerwał jej mšż. - Freddie, wychodzim już. Odwied
mamę, dobrze? I resztę rodziny. Ostatecznie to ja jestem teraz głowš rodziny i nie życzę sobie
żadnych zatargów. Przywieziesz Klarę na lub? - Zobaczę - odparł Frederick. - Przywie jš - poprosiła
Julia. Rozemiała się i pocałował go w policzek, po czym wzięła męża pod rękę. -Słyszałe, co
powiedział Daniel? To rozkaz. Kiedy przemawi do mnie w ten sposób, cała się trzęsę. Obaj mężczyni
umiechnęli się do siebie. - Tak jedynie gwoli jasnoci, Jule - powiedział Frederic, kiedy już
wychodzili i odprowadzał ich do drzwi. -Ja jš kocham. - Idiota - odparła umiechajšc się. - Nie musisz
mi mówid. Od chwili gdy tu przyszlimy, mówiłe to po tysišckrod, chod nie słowami, Freddie. O Boże,
pomóż mi, pomylał, gdy rozpacz opuciła go i odzyskał spokój ducha, otrzymawszy ich przebaczenie.
Boże, dopomóż, te słowa sš prawdziwe! Rozdział szesnasty Frederick dał sobie dwa dni na
regenerację, potrzebn do odzyskania ludzkiego wyglšdu, po czym wybrał się z wizytš do ciotki Sary,
wicehrabiny Yorke, matki hrabiego. Odwiedził również rodziców Malcolma. Ciotka Sylwia i wujek*
Paul lada dzieo mieli zjechad do miast wraz z Gussiem i Wiolš, a rodzice Fredericka napisa, że wrócš
do Londynu za tydzieo i przywiozš ciotk Millie. Cały klan zbierał się więc tak jak zwykłe każdego lata
w Primrose Park, odkšd Frederick sięgał pamięciš. Rzecz jasna, że każdy, ale to każdy przejawiał
wielkie zainteresowanie jego żonš i wszyscy pytali, kiedy będš mogli jš zobaczyd. Czyżby, ty
huncwocie, czekał na ostatni moment z przywiezieniem jej na lub? Tłumaczył, że żonie wygodniej
mieszka się na wsi, ze względu na jej kalectwo. Frederick żywi nadzieję, że uda mu się namówid żonę
na przyjazd do miasta, ale nie może mied pewnoci. Żona jest trochę wstydliwa i niemiała. Ostatnie
kłamstwo zostało wypowiedziane w obecnoci lorda oraz hrabiny i tym większe odczuwał z tego
powodu zakłopotanie i zawstydzeni. Frederick uwiadomił sobie, że jeli Klara nie pojawi się na
lubie, jego ojciec z pewnociš będzie się domagał wyjanieo. Kiedy mylał o tym, czuł znajome
łomotanie i zamieranie serca. Ostatnio jego serce zamiera co chwilę, właciwie bez przerwy, aż dziw,
że jeszcze w ogóle nie odmówiło mu posłuszeostwa. Ojciec znowu będzie z nieg niezadowolony i
rozczarowany. Frederick nie zdołał udowodnid, że stał się dorosły, że umie żyd jak człowiek, że potrafi
byd odpowiedzialny. Zawiódł, zawiódł ich wszystkich. Ale to prawda, że teraz może już zapomnied o
epizodzie z Jule. Przekonał się, że przebaczenie czyni cuda, zdejmuje ciężkie brzemię z sumienia. Ale
całe to zajcie okazało się w gruncie rzeczy mniejszym przewinieniem niż to, co uczynił Klarz. Zawiódł
i zniszczył ich małżeostwo. Tragicznie zawiód. Wyrzšdził krzywdę nie do naprawienia osobie, która
ostatecznie okazała się kim najważniejszym w jego życiu. Włanie to obezwładniajšce poczucie
porażki zaprowadził go pewnego wieczoru na prywatne przyjęcie, na którym, o czym bardzo dobrze
wiedział, będzie się grało w karty o wysokie stawki. Pomylał, że nie ma przecież sensu unikad gry, bo
jeli nawet tę opuci, to pójdzie następnego dnia lub dwa dni póniej. Nie ma po prostu dod silnej
woli, by zmienid swoje życie. Ani żadnej motywacji, żadnego celu. Byd może włanie ten fakt był
głównym powodem? Nic właciwie nie ma dla niego większego znaczenia. Postanowił, że
przynajmniej spróbuje nad sobš zapanowa. Ograniczy przegrane; kiedy przegra okrelonš sumę,
wróci do domu. Właciwie nie powinien sobie pozwolid na żadnš stratę. Od czasu zawarcia
małżeostwa przegrał pokanš sumę i jeli nie będzie ostrożny, bardzo ostrożny, to wkrótce znowu
znajdzie się w niebezpiecznej sytuacji i będzie musiał błagad ojca albo Klarę - chod wolałby Mary
Balogh umrzed niż to uczynid - lub stanie w obliczu więzienia dla dłużników. W trakcie wieczoru
pomylał, że jest w tym spora doza ironii, iż nie wyznaczył sobie granicy wygranej, z którš mógłby się
z czystym sumieniem udad do domu. Był to jeden z owych wspaniałych wieczorów, czuł to od samego
poczštku. Nie mogło pójd le. Nawet jeli próbowałby przegrad, to by mu się nie udało. Albo
przynajmniej takie miał wrażenie. Nie pił. Mógł się w pełni napawad swym triumfem. Jak długo
powinien grad? miał się w duchu na myl, że wygrał już chyba tyle, ile utracił od czasu lubu z Klarš.
A więc grad, póki szczęcie się nie odwróci, co jest nieuchronne? Wiedział dobrze, że co łatwo
przyszło, jeszcze łatwiej pójdzie. A mimo to przymus kontynuowani gry, gdy wygrywał, był tak samo
silny jak zawsze, gdy przegrywał. Jeszcze jedno rozdanie, powtarzał sobie, aby zobaczyd, czy nadal ma
szczęcie. Jeli nie, to przerwie grę. A gdy przegrywał, to czekał na jeszcze jedno rozdani, by
sprawdzid, czy los się odmieni. Gdy tak się działo, grał jeszcze raz. I tak w kółko. Za każdym razem koło
się zamykało, wpadał w otchłao, która nieuchronnie wcišgała go w wir. Wied o jego nadzwyczajnym
szczęciu obiegła pokoje graczy, co spowodowało, że Fredericka obstšpił milczšcy tłumek. Chciało mu
się miad z poczucia triumfu, ale okazywanie jakichkolwiek uczud przy stoliku karcianym należy do
złego tonu. Siedział więc na pozór obojętny i niewzruszony. Wszyscy się zgromadzili, by byd
wiadkam jego szczęcia w kartach. I wtedy lord Archibald Vinney dotknšł jego ramieni. Było to
jedno, bezosobowe dotknięcie, bez słów, a mimo to informacja została przekazana. I z oczu
Frederick opadły łuski. Ten tłum nie zebrał się tu po to, by sekundowad jego szczęciu. Czy tłum
kiedykolwiek się zbiera dlatego, że chce byd wiadkiem cudzego szczęcia? Nie, zawsze jest
odwrotnie. Nie byli tu z powodu dobrej passy Fredericka, ale po to, by oglšdad nieszczęcie
Hancocka. Sir Peter Hancock, przystojny i nierozważny młodzienie, tracił włanie swš umiarkowanš
fortunę. Nie, nie miał przed sobš żadnych widoków na przyszłod. Przegrał już włanie wszystkie
pienišdze i stawiał teraz weksle, w nadziei na przyszłe wygrane. Następny kandydat do więzienia za
długi. Jego ojciec zmarł przed dwoma laty, zostawiajšc go z matkš i trzema siostrami, które musiał
utrzymywad. Ta odpowiedzialnod okazała się zbyt ciężka na jego młode barki. Frederick zerknšł na
stawkę przeciwnika, popatrzył w dół na swoje karty, nie do pobicia, postawił wszystko co miał, słyszšc
niemal westchnienie współczucia dla Hancocka, przyjrzał się krytym kartom przeciwnika i... złożył
swoje koszulkami do góry, po czym wstał z wyraze niesmaku i niezadowolenia. - Wygrałe, Hancock
- powiedział ziewajšc na oczach zdumionych gapiów. Jego przeciwnik patrzył na niego z takim
wyrazem twarzy, jakby mu włanie zdjęto stryczek z szyi. - Spotkajmy się jeszcze na dole w hallu
przed moim wyjciem, drogi kolego - zaproponował. Gdy Frederick prowadził go do salonu na
parterze, który odnalazł przypadkiem, otwierajšc po kolei wszystki drzwi, sir Peter Hancock był
niemal pijany ze szczęci. Weszli do dużego pokoju, w którym krzesła i fotele były poustawiane pod
cianami, a w rodku było dużo wolnej przestrzeni. - Ile kobiet masz na utrzymaniu,
Hancock? - zapyta Frederick. Nie słyszał o zamšżpójciu żadnej z sióstr. - Cztery - odparł Hancock. -
Matkę i trzy siostry. Mary Balogh - I tylko od ciebie zależy, czy nie będš całkowicie pozbawione
rodków do życia? Hancock wzruszył ramionami. - Miałe pecha, Sullivan. Mam na myli fakt, że całš
wygranš postawiłe na jednš kartę. Dla mnie, oczywicie, było to pomylne. Nie zdšżył jeszcze
dokooczyd ostatniego słowa, gdy runšł na podłogę i przez chwilę patrzył zamroczony w sufi, zanim
uwiadomił sobie, że powalił go cios Fredericka. Ten za pochylił się nad nim, złapał go za klapy
surduta i postawił na nogi. - Ty i ja, Hancock, jestemy z jednej gliny - wycedził przez zęby. - Byd
może zgniatajšc ci gębę na miazgę ukarzę sam siebie. Możliwe także, że ty dostaniesz nauczk,
ocierajšc sobie pięci na mnie. A więc nadstawiaj je teraz, bo na miły Bóg, kiedy walczę, to muszę
mied godnego przeciwnika! Wciekły z upokorzenia Hancock momentalnie skoczył na niego z
pięciami. Przez kilka długich minut zajadle i wytrwale walczyli w milczeniu. W koocu Hancock
ponowni wylšdował na podłodze. Nie stracił przytomci, ale był wyczerpany, pobity i pokonany. Gdy
Frederic czekał nad nim z zaciniętymi pięciami, aż się podniesie i znowu zacznie bronid, przeciwnik
wycišgnšł do niego rękę. Frederick pochylił się, złapał go i pomógł mu wstad. - Całkiem dobrze ci to
idzie - powiedział wygładzajšc ubranie, po czym dotknšł czubkami palców obrzmiałego policzka. -
Dlaczego nigdy cię nie spotkałem u Jacksona, Hancock? Sir Peter zamiał się ponuro. - Dwa lata temu
obiecałem matce, że nigdy nie wplš-czę się w nic złego i niebezpiecznego - wyznał. - Biedn matka,
nigdy nie wiedziała, jak łatwo składa się obietnice. Zawsze bardziej dbała o moje bezpieczeo- stwo niż
o własne. Masz szczęcie, Sullivan. Gdybym wytrwale dwiczył, to ty by teraz leżał na dywanie i
widzia wirujšce gwiazdy. Powiedz mi, co naprawdę miałe w ręku? - Kompletne zero - odparł
Frederick. - Blefowałem liczšc na to, że ty jeszcze bardziej blefujesz. Idziesz w mojš stronę? Sir Peter
kiwnšł głowš, poprawił ubranie i opucił dom gospodarzy wraz z Frederickiem. - Nazywam to
diabłem, który we mnie siedzi -powiedział po drodze. - Na szczęcie nigdy nie podnosi łba wobec
przeciwnika o tak niesamowitym szczę. Zastanawiałem się, jak długo potrwa ta dobra pass. -
Skooczyła się dod widowiskowo - zauważył Frederic. - Było lepiej, gdy trwała. Diabeł, mówisz?
Owszem, trafne okrelenie. Można tylko mied nadzieję, że zastšpi go jaki anioł. - Anioł w duszy. -
Hancock rozemiał się. - Zapewne żeoskiego rodzaju? Frederick pomylał, że on wzgardził swoim
aniołem, jednoczenie wyrzšdzajšc mu wielkš krzywdę. I nie miał na tyle przyzwoitoci ani odwagi, by
popatrzed jej w twarz i prosid o wybaczenie. Albo spróbowad jš uwolnid. Anioły powinny mied
swobodę latania. Harriet pojechała na konnš przejażdżkę. Klara siedział w bawialni przed kominkiem;
nie czytała i nie wyszywał. Było to jedno z owych sennych popołudni, gdy nie chciało się jej nic robid,
ale nie miała również ochoty dzwonid na służbę i kazad się zanied do łóżka. Nieobecny spojrzeniem
wpatrywała się w ogieo buzujšcy w komink, trzymajšc jednš rękę na brzuchu, jak to często ostatnio
czyniła. Odbyła sesję wyczerpujšcych dwiczeo z Robinem, tak \ i) jak codziennie. Czuła, że nogi ma
silne i umięnione, chod było to zwodnicze wrażenie. Tego ranka Robin po raz drugi postawił jš na
nogach, obejmujšc jš ciasno wokół talii, dzięki czemu wzišł na siebie cały jej ciężar. Ostrzegł, że
jeszcze za wczenie, by sama próbowała tej sztuki. Może za tydzieo lub dwa. Nie chciał, by upadła i
przestraszył się. Niemniej, było to cudowne uczucie, wprost nie do opisania. Stała wyprostowana!
Czuła podłogę pod stopami, kostki i kolana podtrzymujšce jej ciało. Fantastyczne wrażeni, mimo
wiadomoci, że wcišż jeszcze sš bardzo słabe. - Chciałabym zataoczyd na Boże Narodzenie, Robin -
powiedziała. - Zataoczysz ze mnš? - Szkockiego skocznego, pani Sullivan? - zapytał. -Bo to jedyny
taniec, jaki znam. Oboje się rozemiali, chod Robin nie był skory do żartów czy miechu. Klara jednak
podejrzewała, że uczeni jej chodzenia oraz obserwowanie, jak czyni pewne postępy, daje mu chod
namiastkę poczucia sukcesu. Pożegnani się z marzeniami o karierze musiało )byd dla niego bardzo
ciężkim przeżyciem. Nie ulega wštpliwoci, że czekał na możliwod zwolnienia się u niej ze służby,
która w najlepszym razie musiała byd dla niego nudna. Umiechnęła się. Nie powinna byd taka
zachłann. Samo chodzenie będzie już cudowne. Możliwod przechodzenia z pokoju do pokoju, bez
wzywania czyje pomocy. Możliwod wyjcia na taras. Możliwod pójcia do letniego domku. Ach!
Letni domek. I będzie mogła jedzid konno po parku. Ale nie trzeba byd zachłann. Nawet nie
wiedziała, że usnęła, lecz po chwili ogarnęł jš nagłe wrażenie, że nie jest sama. Gdy powoli odwróciła
głowę, zobaczyła, że w otwartych drzwiach stoi Freddie, oparty ramieniem o framugę. Nie miała
pewnoci, czy ni, czy się obudziła. Podszedł do niej cicho, jak zawsze w snach. Zgięła palce dłoni,
którš trzymała na brzuchu. Powoli umiech pojawiał się na jej ustach. - Przyszedłem, by dad ci
wolnod - powiedział. Były to dziwne słowa, z gatunku tych, które często słyszy się w snach. Ale w tej
chwili uwiadomiła sobie, że wcale nie ni, a on naprawdę stoi w drzwiach. A więc wrócił do domu. -
Witaj, Freddie - powiedziała. - Niestety, nie można tego uczynid w pełnym znaczeni tego słowa -
kontynuował. - Jeste zwišzana ze mnš na całe życie. Ale zrobię co w mojej mocy. Zabiorę cię ze sobš
do Londynu na lub Kamilli i Malcolma. Poznasz mojš rodzinę, wszystkich bez wyjštku. To serdeczn i
mili ludzie, Klaro, stanš się także twojš rodzin. Przygarnš cię i nigdy nie opuszczš. Nie będziesz już
nigdy samotna. A po lubie wyjadę do Ameryki albo może do Kanady i nigdy już nie będziesz musiała
mnie oglšdad. - Nie możesz tego zrobid, Freddie - powiedziała wcišż umiechajšc się do niego, chod w
jej oczach krył się cieo smutku. - Będę miała dziecko. Oboje będziemy cię potrzebowal. Jeli
kiedykolwiek wyobrażała sobie, w jaki sposób oznajmi mu tę nowinę, to nigdy nie był on tak suchy i
rzeczowy. Obserwowała męża wcišż trzymajšc głowę opartš o fotel. Nie poruszył się. Ale zagryzał
wargę, a do oczu napłynęły mu łzy. Nagle podniósł głowę i patrzšc w sufit głono zaszlochał. - O mój
Boże, Klaro, cóż ja ci uczyniłem! Wybacz mi. Tak bardzo tego żałuję! - Czego? - spytała cicho ze
ciniętym z bólu i współczuci sercem. - Że będę miała twoje dziecko? Będę je nosid i dam mu życie.
Będę trzymad przy piersi mojego syna lub córkę. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się to
absolutnie niemożliwe, a teraz jest faktem. Dałe mi radod, Freddie. Nie żałuj. - Jakże ja mogę byd
ojcem dla tego dziecka? - zapytał. - Nie mam mu nic do zaoferowania. Nie ma we mnie nic, z czego
mogłoby brad przykład. Będzie lepiej, Klaro, jeli zniknę. Jeli wyjadę, jak zaplanowałem. - Freddie! -
Wycišgnęła ku niemu rękę, chod nie spodziewała się, że jš przyjmie. - Opowiedz mi o swoim
cierpieniu. Kiedy poznałam cię w Bath, byłe pełen życia i radoci, ale także miałe diabła za skórš.
Nie wyczuwała w tobie jednak nienawici do samego siebie. To rozwinęło się póniej. Opowiedz mi,
co się zdarzyło w Primrose Park. Rozemiał się gorzko i założył ręce. - Dlaczego nie? Równie dobrze
możesz poznad całš prawdę. Kiedy jš poznasz, sama mnie wylesz do Ameryk, Klaro. Mój wuj zapisał
w testamencie Primrose Park temu ze swych pięciu bratanków, któremu uda się zdobyd rękę Julii. A
Primrose Park to bardzo dochodowy majštek. - Ach - szepnęła cicho. - Aby jš zdobyd, użyłem
wszystkich swoich sztuczek i wdzięków - kontynuował. - Ale, rzecz jasna, Julia mnie za dobrze znała, a
poza tym zakochiwała się włanie w Danie, chod nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy. A on w niej.
Kiedy w koocu zrozumiałem, że Julia za mnie nie wyjdzie, uprowadziłem jš. Klara patrzyła na niego, w
milczeniu czekajšc na konie tej opowieci. - Chciałem jš zabrad do Gloucester, podstępnie zwa do
mego powozu, w którym byłem sam. Mylałe, że spędzenie dnia poza domem popsuje jej reputacj
na tyle, że uzyskam jej zgodę, ale Julia to uparta dziewczvna Mój ostateczny plan zakładał więc prze-
trzymaniejej przez noc poza domem, co już nie dałoby jej wyboru. Chociaż Jule i tale miałaby wtedy
jeszcze jaki wybór. Pozostawało mi już jedynie dokonanie Klara głęboko zaczerpnęła tchu. - Czy
Daniel zdšżył was przyłapad w samš porę? - -Tylko dlatego, że bylimy w drodze powrotnej do domu-
powiedział Frederick. - Bo jednak nie mogłem tego zrobid. Łajdak bez kręgosłupa. - Niedoszły łajdak z
sercem i sumieniem - poprawiła go Klara. Frederick znowu się rozemiał. - Gdyby nie
miał sumienia, Freddie, to by nie cier- piał. - Tak więc uciekłem do Bath, nie skażony, czysty jak
łza"wyszukałem tam bogate niezamężne kobiety, skoncen-trowałem się na tobie i przypuciłem
zdeterminowany szturm do twego serca, ponowi wykorzystujšc cały swój urok, Klaro. Istotnie,
człowiek obdarzony sercem i sumie- niem. - Ale ty mnie nie oszukałe, Freddie, już wczeniej ci to
powiedziałam. Wyszłam za ciebie z własneji woli bo sama tego chciałam. Podobnie jak ty, nie wzięłam
lubu z miłoci - powiedziała. - Nie kochałam cię, Freddie, kiedy wychodziłam za ciebie. - o nie ma
znaczenia. I tak wkrótce po tym odkryła- by pomyłkę. - Miłod narodziła się póniej - tłumaczyła
Klara. -Podczas tego tygodnia, który tu spędzilimy wspólnie, i mylę, że potem rosła z każdym
dniem. Jeste o wiele bardziej wart miłoci, niż ci się wydaje. - Mówiono mi, że jestem przystojny -
powiedział - Lusterko mówi mi, że wiara w to, co mi powtarzano, nie Mary Balogh jest z mej strony
zarozumiałociš. Zostałš więc oszukana wyglšdem, Klaro. Kochasz przystojne zero. - Podczas tego
tygodnia byłe dla mnie niezwykle dobry. Był to niewštpliwie najcudowniejszy tydzieo mojego życia. I
gdyby nic już potem mu nie dorównywa-ło, to dla tego tygodnia warto było żyd. Zrozumiałam, że
wreszcie wiem, czym jest szczęcie. Wiem Frieddie że udawałe miłod, której nie czułe, ale ty żyłe
wtedy tš udawanš miłociš. Byłe cały czas ze mnš. Dałe mi zaznad cudownej przyjemnoci, jakš
była jazda kon-na, i podarowałe mi owo wspaniałe popołudnie w let-nim domku. Cały czas
rozmawiałe ze mnš i umiechałe się do mnie. Przy tobie czułam się niemal piękna. I ko-chałe się
ze mnš. Nie potrafię opisad, jakie to było cudowne, że poznałam smak miłoci po tylu pustych latach.
. , . - Klaro - przerwał jej - nie rób ze mnie więtego. Porzuciłem cię. I kiedy ty tu została, ja wiodłem
w mie-cie koszmarnie rozpustne życie. - Ale pisałe do mnie listy - zaoponowała - bo
chciałe, bym była zdrowa. Poszedłe też do doktora Grahama i zabrałe mnie do miasta, by mógł
mnie zbadad. Chciałe dad mi szansę całkowitego powrotu do zdrowia, chciałe, bym znów mogła
chodzid. Bez ciebie, Frieddie, nigdy bym się nie dowiedziała, że to w ogole jest możliwe. Nie pozwolę
ci myled, że niszczyłe mi życie, skoro prawda jest dokładnie odwrotna. Byłe dla mnie wszyst-kim,
co najpiękniejsze i najlepsze. A co najważniejsze, sprawiłe, że poznałam smak miłoci. Nie tylko
fizycznej, ale prawdziwej miłoci. I co najlepsze ze wszystkiego, natchnšłe mnie życiem. Sprawiłe,
że poczułam się w peł-ni i pod każdym względem kobietš. Stał milczšc, nadal oparty o framugę; oczy
mu się szkliły. Nie udało jej się do niego dotrzec. - Wiem, że jestem tylko żałosnš istotš - powiedziała
- ale ty mi dałe szczęcie, Freddie. Nie uważaj się za kompletnego łajdaka i wykolejeoca. - Żałosnš
istotš! - zawołał. - Klaro, jeste jedynš pięknš częciš mojego życia. W moich oczach stała się piękna.
Gdyby ciebie nie było, to mylę, że do tej pory mógłbym się targnšd na swoje życie. Jej także łzy
napłynęły do oczu. - Och, Freddie. - Westchnęła. - Kocham cię. Potrzebuj cię. - Nie wyglšda na to, że
się zmienię. Nie wydaje mi się, że mógłbym tego dokonad samš siłš woli, Klaro. Szukałem możliwoci
zagrania w karty z jakim chorobliwy lękiem. Ganiałem za innymi kobietami, chociaż jedynš, której
pragnę, jest moja żona. Jakże mogę ci zaofiarowad siebie? Jak mogę się zobowišzad, że będę dobrym
mężem? - Ale czy chcesz tego, Freddie? - Tak - odparł. - Dlaczego? - Zamrugała, by usunšd łzy z oczu.
- Bo cię kocham - odparł. - W takim razie pozwól, że co ci powiem. Co, co właciwie wcale nie jest
ważne, ale wydaje mi się, że powiniene to usłyszed. Freddie, jeli kiedykolwiek postšpił ze mnš
le, to uważam, że zrobiłe to oszukujšc mnie na samym poczštku oraz zdradzajšc mnie bezustannie.
Owszem, skrzywdziłe mnie. Aleja ci przebaczam. I zawsz będę ci wybaczad, jeli mnie znowu
skrzywdzisz. Dlatego, że cię kocham i wiem, że zawsze będziesz żałowad, gdy zbłšdzisz. Nie możesz się
już dłużej karad. Karzšc siebie, mnie również karzesz. - Czy cokolwiek osišgnę próbujšc, próbujšc i
znowu próbujšc? Poddawad się i znowu próbowad? I tak w kółk? - zapytał. - Wydaje mi się, Freddie,
że nie ma łatwiejszej drogi - odparła. - Jedynie poprzez codzienny wysiłek. Chcę ci pokazad, że to
skutkuje. Obiecasz mi, że się nie poruszys? Oparła ręce na podłokietnikach fotela i mocno je
zacisnęł. Ustawiła lekko rozchylone stopy na podłodze i przesunęła się bliżej brzegu fotela.
Obserwowała podłog przed sobš i mocno się koncentrowała. Starała się zapomnied o tym, że oprócz
niej kto jeszcze jest w pokoj. Próbowała zapomnied, że tak bardzo ważny jest teraz fakt, żeby się jej
udało. Odepchnęła od siebie ostrzeżenia Robina. Uniosła się odrobinę do przodu, cały ciężar ciała
opierajšc na rękach. A potem, gdy ręce miała już maksymalnie wycišgnięte, musiała zmusid do pracy
mięnie nóg. I wreszcie stanęła. Prosto i spokojnie, nawet się nie chwiała. Odwróciła głowę, bardzo
powoli, żeby nie stracid równowagi, i promiennie umiechnęła się do Fre-dericka. - Nie mogę jeszcze
chodzid. Właciwie nie powinnam nawet jeszcze stad. Robin byłby bardzo rozgniewany, gdyby się
dowiedział. I w dodatku nie mam pojęcia, w jaki sposób mam z powrotem usišd. Freddie, proszę,
podejd teraz do mnie. Jeste mi potrzebny. Po raz pierwszy od chwili gdy się obudziła, Freddie się
poruszył. Lotem błyskawicy przemierzył pokój i chwycił jš w objęcia, zanim jeszcze skooczyła mówid.
ciskał jš tak mocno, że nie musiała się już podpierad. - Och, kochana moja - szeptał jej we włosy. -
Kochan, kochana, kochana! - To wszystko dzięki tobie - powiedziała ze miechem. - To, że sama
stoję, Freddie. I to, że jestem brzemienna. I kochana. Szczęliwa. To wszystko dzięki tobie. Powiedz to
jeszcze raz. Proszę, powtórz to. - Że cię kocham? - zapytał. - Tak, proszę cię, powtórz. - Odchyliła
głowę, by spojrzed w jego ciemne oczy. - Kocham cię. Czy te słowa cię uszczęliwiajš, Klaro? Czy tak
łatwo kogo uszczęliwid? - Powiedz mi, że jeste szczęliwy z powodu dziecka -poprosiła. Zarzuciła
mu ręce na szyję i przytuliła ze wszystkic sił. - Tak strasznie chcę ci dad syna. Albo córkę. Zdrowe
dziecko, Freddie. Powiedz mi, że jeste szczęliwy. - Na samš myl uginajš mi się kolana. Tak łatwo
robi się dziecko, prawda? - I całkiem przyjemnie - dodała ze miechem. Była niemal pijana ze
szczęcia. - Nie możesz mied miękkich kolan, Freddie, bo to jedyna jak dotšd stabilna para kolan, jakš
mamy. - Jeste wyższa, niż mylałem. - Uniósł jš, po czym usiadł na sofie i posadził jš sobie na
kolanach. - Klaro, kochana moja, tak bardzo chciałbym ofiarowad swe życie i oddanie tobie i naszemu
dziecku. Naszym dzieciom. Ale skšd mogę mied pewnod, że znowu nie ulegnę starym nałogom? -
Nie możesz mied pewnoci, Freddie. Ani ja nie mogę przysišc, że zawsze będę dla ciebie kochajšcš i
dobr żonš. Mylę, że nie zasługiwalibymy na szczęcie, gdybymy nie musieli stale nad nim
pracowad. Za każdym razem, gdy rozdzieli nas sprzeczka lub cokolwiek innego, zawsze potem będzie
radod godzenia się i kojšce działani przebaczenia. Ale nigdy nie pozwolę ci na to, by czuł się nic
niewart. Jeste dla mnie najwartociowszym skarbe na całym wiecie. Kiedy przytulił głowę Klary do
swego ramienia i cicho westchnšł, poczuła w koocu, że odzyskał spokój i zadowoleni. - A poza tym -
dodała - chcę zataoczyd na Gwiazdkę i muszę to zrobid z tobš, Freddie, bo Robin przyznał się, że umie
taoczyd tylko szkockiego skocznego. Nie sšdzę, bym była na ten taniec przygotowana, przynajmniej
nie do tych wišt. Rozemiali się, a potem całowali, długo, czule i namiętni. - Chcę także jedzid z
tobš konno - powiedziała. -Z tobš i obok ciebie, gdy już nabiorę więcej odwagi. I chcę leżed z tobš na
trawie koło letniego domku, gdy nadejdzie wiosna, w powodzi krokusów i przebiniegów. Do tej pory
będę już ogromna. Och, Freddie, o tak wielu sprawach marzyłam w samotnoci przez kilka ostatnich
miesięcy. - Możesz teraz marzyd przy mnie głono, ukochan - zapewnił jš. - A twoje marzenia stanš
się także moimi. - Chcę spędzad z tobš i obok ciebie całe i wszystkie noce. - Uhm. - Chcę, żeby był
tu ze mnš w domu, gdy nadejdzie rozwišzanie i urodzę nasze dziecko. I chcę, by natychmias po tym
wzišł go w ramiona. Chcę widzied twoje oczy, gdy ujrzysz go po raz pierwszy. - Albo jš - powiedział. -
Albo jš. Chcę pojechad z tobš do Londynu i poznad twojš rodzinę. Chcę pojechad na lub Kamilli. Chcę
pojechad do Primrose Park i obejrzed wszystkie miejsca, w których bawiłe się jako dziecko. Chcę
także, by nasze dzieci czasami się tam bawiły. Z dziedmi Daniela i Julii oraz Kamilli i Malcolma. - Klaro,
mam mokrš szyję. Czy ja się mylę, czy ty płaczesz? - Tak, Freddie, płaczę. Przez cały ten czas tłumiłam
w sobie wszystkie te marzenia. Teraz znalazły wreszcie ujcie. - Głupia gšska - powiedział czule. Ale
gdy uniosła głowę, by spojrzed na niego, w jego oczach także dostrzegła łzy. - Para głupich gęsi -
poprawiła go. - Pocałuj mnie jeszcze raz, proszę cię, Freddie. Ale najpierw powiedz to jeszcze raz. -
Kocham cię, głupia gšsko - powiedział. - I obiecuję ci, że w więta Bożego Narodzenia będziemy
taoczyd. Taoczyd i taoczyd, bez przerwy. Znowu jš pocałował. Koniec.