Kultura Internetowa


Kultura Internetowa, Listopad 1997, No 01
ISSN 1480-3542
KULTURA ELEKTRONICZNA
Roman Antoszewski
Była epoka kamienia łupanego, epoka brązu, jeszcze wiele innych epok ze
swoimi specyficznymi kulturami, mięliśmy wiek pary i elektryczności.
Koniec obecnego stulecia przebiega pod hasłem globalnej wsi,
komputerów, wszechogarniającej elektroniki, a przede wszystkim
światowej sieci informacyjnej opanowywujacej coraz bardziej wszystkie
dziedziny życia.
Nie ulega wątpliwości, że jesteśmy świadkami i uczestnikami tworzenia się
nowej kultury o światowym zasięgu, kultury elektronicznej czy internetowej.
W tej globalnej kulturze, jak w każdej innej, wyróżnić można tzw.
subkultury, i na wzór subkultury więziennej, klasztornej, wygnańczej,
sztubackiej, akademickiej, żebraczej, czy jakiej tam jeszcze wyróżniłbym
dosyć szczególna subkulturę - mianowicie subkulturę dyskusyjnych list
elektronicznych i dziedzin życia z tym związanych.
Dla zwięzłości w dalszych rozważaniach będę posługiwał się określeniem
'subkultura elektroniczna' mając na myśli cały kompleks zjawisk, nowy
etos, etos internetowych list dyskusyjnych.
Mam nadzieje, ze inne sprawy związane z kultura elektroniczna będą
stanowiły przedmiot rozważań w tym periodyku.
Subkultura, zakładam, to najogólniej zachowania i rytuał panujący i
obowiązujący w środowiskach w jakiś sposób wyróżnialnych i
odznaczających się pewna spójnością - uczestnicy subkultury więziennej
siedzą w kiciu, sztubacy studiują lub udają ze studiują, wygnańcy zostali
wypędzeni skądś i to wypędzenie było dla nich czymś życiowo ważnym,
itp. itd.
Uczestników subkultury elektronicznej wyróżnia:
1
1. Dostęp i korzystanie z najszybszego, jak dotąd, przekazu informacji
typu 'osoba do osoby' oraz 'osoba do grupy subkulturowej' bazujący
na elektronicznym zapisie informacji i przekazie przy pomocy
światowej sieci Internetu.
2. Duży stopień anonimowości wystąpień. Nawet kiedy dyskutant
używa jak najbardziej autentycznego nazwiska i adresu, dla
odbiorcy przekazu gdzieś tam w Patagonii, będzie on tylko zbitka
liter i zespołem poglądów, które wywnioskować można z jego
wypowiedzi. Anonimowość ta odnosi się do prawie wszystkich
istotnych cech członka elektronicznej subkultury - jego wieku,
statusu społecznego, miejsca zamieszkania (wiele elektronicznych
adresów jest zupełnie 'patriotycznych'), wykształcenia, statusu
rodzinnego itp. Tylko używany język i poziom inteligencji, jaka
wynika z wypowiedzi zdradza status obywatela kosmopolitycznego
światka elektronicznej subkultury. Zauważmy, ze jest tu olbrzymie
pole dla uprawiania fikcyjności, i na to nie ma rady.
3.
Nurzając się w tej subkulturze nie mamy wyboru, musimy się z tym
pogodzić. Uczestnicząc w życiu internetowym wyzbywamy się
swojej osobowości codziennej - stajemy się 'imejlem' wyróżnialnym
tylko przy pomocy kilkunastu literek emaliowego adresu. Na
dodatek bez trudności możemy rozmnażać swoja 'imejlowa'
osobowość po prostu przez przyjęcie drugiego, trzeciego, itd., alias.
Genialna to 'wyszalnia' dla paranoików, ludzi kochających działać
na czyjś rachunek, itp., a równosześnie najprostszy chyba sposób
klonowania, klonowania intelektualnego.
4. Olbrzymi stopień bezkarności. W zasadzie, jak dotąd, na forum
elektronicznym powiedzieć można wszystko, co tylko ślina na
klawiaturę podrzuci. Można nie liczyć się zupełnie z godnością
adresata, z godnością własna, czy innych członków elektronicznego
światka. Właściwość ta, tak szokująca i nowa dla Polaków
wychowywanych przez dziesięciolecia pod czujnym okiem cenzury,
jest szalenie często nadużywana. W społecznościach kryminalnych
za 'aspołeczne' zachowania dostaje się nożem w plecy, w
klasztorze dostaje się pokutę, wygnaniec będzie jeszcze bardziej
wygnany.. W subkulturze elektronicznej nic z tych rzeczy - tam
gdzie cenzury nie ma (nie ma moderatora, czy jak to tam nazwać),
bezkarność jest absolutna. Owszem, szczególnie ciężko
2
poszkodowani potrząsają straszakiem sadu, inni mordobicia, inni
uciekają się wreszcie do samosądu, o czym osobno, ale
skuteczność tego pospraszania jest praktycznie zerowa.
5.
Faktycznych, proporcjonalnych powiedziałbym, skutków
'aspołecznego' zachowania się 'przestępca' nie ponosi a ofiara
żadnej satysfakcji nie otrzymuje. Najwyższym wymiarem kary jest
wykluczenie z grupy moderowanej, zresztą rzadko stosowane i
iluzoryczne, bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by
'wykluczenie' po prostu brał udział w działalności grupy pod
zmienionym nazwiskiem, jeśli uczestniczenie w 'życiu
elektronicznym' jest dlań ważne, o czym niżej.
Dodać jednak trzeba, ze wykluczenie z grupy traktowane bywa
przez jej uczestników wyjątkowo poważnie, co tez należy uznać za
pewna specyficzna cechę tej społeczności związana w sposób
oczywisty z psychika członków grupy. Bywa, ze postraszony przez
'właściciela listy' wyrzuceniem zmienia nagle styl, łasi się wręcz,
podlizuje, tak nieznośna jest mu myśl o utracie tego kontaktu ze
światem. Niektórzy ukarani czy skrzywdzeni, przekonani o swojej
niewinności, uciekają się do wielodniowych, megabitowych
'pyskówek', wreszcie do terroru, wymierzając karę przeciwnikom,
zasypują ich listami na prywatne adresy. Bywały przypadki
zatykania list 'bombami' informacyjnymi, przypadki zastraszania itp.
Jak w każdej subkulturze tak i na listach dyskusyjnych, terror jest
desperackim sposobem dochodzenia sprawiedliwości..
6. Racje, dla których członek subkultury elektronicznej bierze udział w
jej życiu.
7.
Wydaje się, ze najczęstsza racja przynależności do jakiejś grupy
dyskusyjnej jest po prostu nieopanowana, przemożna chęć
wypowiedzenia się, chęć wykazania, ze się istnieje, ze się jest
czymś, ze jest się w stanie czegoś dokonać, jednym słowem, ze się
jest (gadam, wiec jestem.., żeby sparafrazować kartezjuszowska
myśl o istnieniu).
Ta konieczność utwierdzania się w swoim istnieniu jest motywem
ludzkiego postępowania od czasów niepamiętnych (od podpalania
Akropolu, uszkadzania 'Pięty' czy dziel Leonarda da Vinci, do rycia
serca przebitego strzała na pomnikach przyrody, czy wreszcie
3
uwieczniania się przy pomocy grafitti).
Związane jest to niewątpliwie z osamotnieniem człowieka w
społeczeństwie.
Wbrew pozorom 'latarnictwo', samotność jednostki w tłumie, jest we
współczesnym świecie częstsze, niz. byśmy to byli skłonni uznać.
Ta dokuczliwa samotność, to zagubienie, poczucie nicości, to
'latarnictwo' pośród tłumów, szczególnie powszechne i dokuczliwe
jest właśnie wśród emigrantów rożnej maści.
Nasuwa się tez smutne spostrzeżenie, poparte licznymi, często
wręcz wzruszającymi wypowiedziami na listach dyskusyjnych, jak to
polscy emigranci, nawet w ośrodkach o licznej Polonii są
'latarnikami'. Polacy na emigracji, w odróżnieniu od niektórych
innych narodowości, nie lubią się z bliska. Aktywny udział w
elektronicznych dyskusjach, kłótniach czy pyskówkach daje te
namiastkę ucieczki od 'latarnictwa'. Motywacja uczestniczenia w
listach profesjonalnych jest zupełnie inna i dlatego chyba ton
dyskusji na tych listach nie posiada cech 'elektronicznej subkultury',
jest raczej przedłużeniem kontaktów zawodowych czy pewnego
rodzaju turystyka zza biurka.
Te racje połączone z faktyczna bezkarnością wypowiedzi
przyciągają do elektronicznego światka osoby najróżniejszego
autoramentu. Są tu ludzie spragnieni wymiany myśli, rzeczowej
konfrontacji poglądów, potrzebujący porad, ludzie, którym 'się chce
do człowieka', ale jest tez światek wygłupów, psikusów, sztubackich
żartów, przytułek dla rożnego rodzaju przygłupów i głupoli, oraz
półświatek prostactwa, chamstwa, umysłowego i obyczajowego
prymitywizmu, no i zwykłego wariactwa, psychopatologii czy
opętania.
Z tymi to racjami leżącymi u podstaw przynależenia do internetowej
społeczności wiążą się bardzo istotne sprawy. Bardzo często, zbyt
często, dyskutanci rożnych list wyżywają się, by wygłaszać
poglądy, które na żadnym innym forum wymiany myśli nie zostałyby
zaakceptowane 'do druku', a w przypadku wygłaszania, autor by po
prostu został wypchnięty ze sceny czy z podium za obsceniczny
język, obrazliwe zwroty itp. Na Internecie może sobie gadać ile
chce i co chce. Wielu dyskutantów traktuje wiec listy dyskusyjne
jako swojego rodzaju wyszalnie, lub cos jak wychodek, latrynę
publiczna, w której można załatwić potrzeby fizjologiczne, puścić
smrodliwego baka, zrobić głupia minę do lustra, zajrzeć przez
wydłubana dziurkę w ścianie, co robi sąsiad... Wszystko to ze
słusznym przeświadczeniem o absolutnej anonimowości i
bezkarności. Stad tez widzimy na niektórych listach przerażająca
liczbę 'nawiedzonych', maniaków, naprawiaczy świata z pozycji
4
faktycznych lub potencjalnych pacjentów domu wariatów, fanatyków
głoszących najbardziej bzdurne, aspołeczne, rasistowskie,
faszystowskie i jakie tam jeszcze poglądy.
8. Subkultura elektroniczna odznacza się tez specyficznym stylem,
językiem, żargonem, kształtują się w niej pewne nowe cechy, nowa
składnia wypowiedzi, jednym słowem jest to nowa forma nie tylko
obyczajowa, ale i literacka. Zwraca uwagę np. zanikanie pewnych
tradycyjnych, polskich zwrotów grzecznościowych. Coraz częściej
zastępuje się polskie 'pan', - 'tykaniem'. Jest to chyba pewnym
nietrafnym naśladowaniem angielskiego 'you', które przecież wcale
nie tłumaczy się na polskie 'ty'. Angielskie 'you', niemieckie 'Sie', a
nawet rosyjskie 'Wy' wcale nie oznacza utraty dystansu miedzy
dyskutantami, co sugeruje polskie 'ty'. We wielu przypadkach
dystans miedzy uczestnikami jest niezbędny i pożyteczny, bardzo
przydaje się dla utrzymania właściwej formy dyskusji, trudniej na
'pan' przechodzić do wulgarnej pyskówki, choć i od tego sa
specjaliści. Uderza tez niezwykła liczba stosowanych skrótów
fachowych (komputerowych) i pseudofachowych, wymyślanych 'ad
och', z chęci skrócenie kłopotliwej procedury wystukiwania tekstu, a
czasem dla podkreślenia swojego światowego obycia
internetowego.
9.
Z innych cech specyficznych wymienić warto łatwość
'odszczekiwania się', łatwość prowadzenia konwersacji w stylu
kargulowych konfrontacji pod płotem. Szczególna cecha listowych
wypowiedzi jest łatwość cytowania, często tendencyjnego
wybranych zdań czy pojedynczych słow. dyskutanta. Stanowi to
idealne narzędzie dla uprawiania tasiemcowych pyskówek o słowo,
o wyrażenie, wreszcie o cos co nie pozostaje w żadnym związku z
meritum sprawy.
POLSZCZYZNA, STYL. I PATOLOGIA.
Kilkanaście miesięcy temu zainteresowałem się polskimi listami
dyskusyjnymi z myślą o oczytaniu się we współczesnym polskim języku
pisanym. Wiedza ta jest Polakom potrzebna, szczególnie przebywającym
na emigracji przez dłuższy czas i tym, którzy maja przekazywać postawy
języka polskiego studentom czy familiantom.
5
Bardzo szybko okazało się jednak, ze zamierzenie to nie jest do
zrealizowania przy pomocy śledzenia list dyskusyjnych. I to nie tyle ze
względu na marna często polszczyznę (marna polszczyzna, jeśli
powszechna, jest tez współczesna polszczyzna!), ale ze względu na ten
specyficzny dobór dyskutantów i panująca atmosferę dyskusji. Ucząc się
języka polskiego, czy nauczając języka polskiego, nie sposób pominąć
treści czytanych tekstów i ignorować atmosferę samej wymiany poglądów.
Trudno uczyć się języka na przykładach mowy karczemnej. W zasadzie
nie przypominam sobie tematu poruszonego na obserwowanych przeze
mnie listach, choćby nie wiem jak poważnego, który by prędzej czy pózniej
nie przekształcił się w pyskówkę czy karczemna awanturę. Mamy tutaj do
czynienia z czymś w rodzaju degeneracji treści i formy przekazu
informacyjnego.
Powiem więcej, im temat jest poważniejszy, tym większa szansa
szybkiego przekształcenia się 'dyskusji' w pyskówkę. Gładko przechodzą
tylko banalne uwagi o pogodzie, o kuchni, o chlaniu, w czym jedna z list
się wręcz specjalizuje, czy o sprawach zupełnie obojętnych.
Istnieje pewien schemat stopniowego zwyradniania się tematów
dyskusyjnych. Najpierw znajduje się adwersarz podważający nie meritum,
ale intencje inicjatora dyskusji. Inicjator zaczyna się bronić podważając
intencje oponenta. Do sprawy wkrótce mieszają się inni, często nie ze
względu na meritum rzeczy, ale żeby przy okazji komuś dołożyć, kogoś
zbesztać i zgnoić, a czasem tez wyłożyć swoje racje. Po kilku wymianach
listów ('postingow', jak to przyjęło się nazywać) okazuje się, ze dyskutanci
po obu stronach barykady to chamy i ignoranci, komuchy lub lewki,
niewolnicy zakrystii, w najlepszym zaś razie to zwykli zdrajcy ojczyzny. Na
jednej z list dyskusyjnych przeprowadziłem przekomiczny i wielce
pouczający eksperyment socjologiczny. Otóż jednemu z najzagorzalszych
dyskutantów, takiemu co to wszystko wie bez namysłu, pisze po dziesięć i
więcej 'postingow' dziennie i bez czytania wie na przykład, ze adwersarz
jest 'lewusiem' czy imbecylem, itp., podetknąłem 'psychologiczne lusterko'
- po prostu odpowiadałem mu w kilku kolejnych 'postingach' dokładnie jego
własnym językiem, jego własnymi, czasem po prostu kopiowanymi
argumentami. Doszło do niewiarygodnej w swej prostocie ilustracji
sposobu, w jaki degeneruje się przekaz informacji na listach dyskusyjnych.
Rzecz te zamieszczę w 'Antologii', o której za chwile.
Na szczęście, dzięki odległości oddzielających uczestników pyskówek, no i
naturalnemu sprzężeniu zwrotnemu obowiązującemu w tego rodzaju
zjawiskach społecznych, kłótnie zacichaja, bez żadnych wniosków, ale za
to z duża liczba uraz. Uczestnicy wynoszą jednak osobotwórcze korzyści,
6
wynoszą przeświadczenie, ze cos znaczą, ze komuś przyłożyli, ze kogoś
zgnoili, ze wykazali dokumentnie, ze tamci to zdrajcy, idioci i chamy, itp.
Jednym słowem wykazali, ze istnieją (vide - gadam wiec jestem, gęgam
wiec jestem..) Jest to przebieg wydarzeń prawdziwy prawie we wszystkich
obserwowanych przeze mnie przypadkach długotrwałych dyskusji w
'pyskowkowym' stylu na kilku polskich listach.
Dlaczego wiec tyle osób bierze udział w dyskusjach, kruszy kopie, rozpala
się do czerwoności, drży ze strachu, żeby ich z listy nie wyrzucono... No
cóż, jest to nic, czasem jedyna, wiążąca 'latarnika' z innym człowiekiem, z
grupa społeczna jego pokroju i mentalności. Po wielu ostracyzmach,
jeszcze jedno odrzucenie wydaje się nie do zniesienia. Ot, po prostu
jeszcze jeden przejaw 'latarniczej' psychiki.
Trzeba dodać, ze dla niektórych uczestnictwo w życiu grup dyskusyjnych
to prawie pełno etatowe zajęcie. Są osoby piszące kilkadziesiąt 'postingow'
dziennie, czasem ponad dziesięć na jedna i te sama listę. Niektóre listy, w
ramach samoregulacji wprowadziły ograniczenia liczby wypowiedzi
przyjmowanych na dobę.
Jednym słowem aktywne 'listowe' życie to odruch psychologicznej
samoobrony - ucieczka, desperacka czasem, przed 'latarnictwem' wśród
tłumów.
WLASCICIELE.
Szczegolna role odgrywaja w tej subkulturze tak zwani 'wlasciciele listy'.
Dlugo nie moglem pojac, co to wlasciwie jest. Okazuje sie, ze to osoby
najczesciej szczerze oddane sprawie - chca cos zrobic, gotowi ofiarowac
swoj czas i pieniadze czy swoje stosunki na uczelniach po to, by takie listy
finansowac i prowadzic. W niektorych przypadkach wlascicielami kieruja
motywy polityczne, ale raczej rzadko.
Wlasciwie znam tylko jeden taki przypadek. Czesto sa to motywy religijne
czy spolecznikowskie, ale najczesciej, zwyczajnie jest to przemozna
potrzeba bycia czyms czy kims. Wlasciciel listy ma w swoich rekach 'rzad
dusz', i to mu potrzebne jest do istnienia.
No coz, chwala im za to. Swoim poswieceniem zaspakajaja potrzeby
swoje i innych - co jest dostatecznym uzasadnieniem i usprawiedliwieniem
ich dzialania. O wlascicielach list mozna by mowic wiele, ale boje sie, ze
jak zaczne gadac, to mnie wyleja z listy...
7
A tak na powaznie, to w ramach moich zainteresowan przeplywem
informacji w systemach biologicznych i spolecznych zamierzam rozpisac
ankiete skierowana do wlascicieli list polskich i anglojezycznych. O
wynikach powiadomie.
'PATRIOTYZM LISTOWY' I CHLOPCY DO BICIA.
Jest jeszcze jedna cecha list, pewna prawidlowosc, na ktora warto zwrocic
uwage. Otoz po jakims czasie, o ile 'wlasciciel' sprawnie rzadzi swoimi
duszyczkami, pojawia sie cos w rodzaju 'listowego patriotyzmu'
charakteryzujacego sie postawa - wara od naszej listy! Kazda wypowiedz,
jesli nie po 'linii', jesli nosi w sobie cos z listowej nieprawomyslnosci, budzi
solidarny odruch obronny. Szczegolnie podejrzanie traktowane sa osoby
postronne, a nie daj Boze osoby z innych list, o innym profilu. Zaraz
wychodzi 'spiskowa' natura wtretow - naslano go by nas zniszczyc, psuje
nam opinie, dziala na nasza szkode itp. itd. Ciezkie zycie maja wlasciciele
jednych list wystepujacy rownoczesnie na innych listach. Od razu posadza
sie ich o wredna robote werbunkowa, o pelnienie funkcji obcej wtyczki w
zdrowym organizmie listy, dochodzi nieraz do okropnych scysji, pelnych
patosu i komizmu..
Najczesciej jest to przejaw elektronicznej paranoi. Okazuje sie najczesciej,
ze 'cudze' listy dyskusyjne sa i tak zbyt malo zorganizowane aby uprawiac
dywersje i sabotaz, ale atmosfera zagrozenia podnosi spoistosc grupy, a o
to przeciez chodzi w kazdym patriotyzmie, chocby tak miniaturowym. W
istocie, to raczej osobnicy, o nadmiernej potrzebie samopotwierdzenia sie,
dzialaja 'w imieniu slusznej sprawy', 'w imie patriotyzmu', w imie
'rozumienia prawdziwej prawdy', itp.
Prawie kazda obserwowana przez mnie lista ma tez swoich 'chlopcow do
bicia', zwykle zreszta podtykajacych z wlasnej woli swoje tylki do tego
zabiegu. Bywa, ze jest to jedna i ta sama osoba na kilku listach, bywa, ze
obsada personalna sie zmienia, ale regula pozostaje regula. W jednym
znanym mi dobrze przypadku, kiedy pewien homoseksualista juz nie budzil
sensacji obwolywaniem sie pedalem, stwierdzil, ze homoseksualista byl
tez Sw. Maksymilian Kolbe. Wzbudzil tym wyzwaniem jeszcze troche
obrzydzenia, a potem przeniosl sie na inna liste, gdzie ja skutecznie
ozywil. Inny psychopata nawolywal do kazirodztwa na wszystkich
mozliwych listach. Nie bylo sposobu sie go pozbyc. Na szczescie jakos
ucichl, chyba zwariowal z kretesem. Innym polem, na ktorym postacie tego
typu sie wyzywaja, to rozne pseudoreligie, ekoterroryzm, prosemityzm,
antysemityzm, itp, itd.
8
Taki 'chlopiec do bicia' odznacza sie niewatpliwymi cechami
psychopatycznymi, jest w nim cos z masochisty i ekshibicjonisty
rownoczesnie. Najczesciej nie odznacza sie spojnoscia pogladow, ale
obdarzony bywa misja, wewnetrznym przymusem podtykania sie. Nazywa
sie ich slusznie 'nawiedzonymi'. Gotowi walczyc o sprawe wszystkimi
metodami, przy tym nie jest istotne, ze sprawa nie zawsze jest dla nich
jasna, ale kazdy adwersarz musi byc chamem i nalezy go zgnoic. I tak
rozpoczynaja sie i kontynuowane sa olbrzymim nakladem czasu i
psychicznej energii wielkie bitwy elektronowe prowadzone przez malych,
podstarzalych, zagubionych w zyciu michalkow, bitwy na kapiszony czy
prowadzone przy pomocy proc zrobionych z gumek wyciagnietych z
majteczek mamus, zon, corek czy wnuczek.. Trzeba jednak tym
wojownikom oddac sprawiedliwosc. To oni utrzymuja wiele list przy zyciu.
W przypadku list umierajacych pelnia role robakow ozywiajacych
nieboszczyka - wszedzie sie wkreca, wszedzie sa zywi, a nieboszczyk jest
martwy, no bo jest martwy.. Z ich braku listy martwieja, dlatego
podtrzymuje sie i kultywuje to listowe robactwo - stwarza ono szanse
przetrwania wielu listom.
A swoja droga interesujace, ze jakos nie slychac o listach, ktore by sie
same zamykaly. Sa martwe, ale sa. Liste latwiej stworzyc, niz zamknac. Z
listami dyskusyjnymi to bywa tak troche jak z dziecmi, ktore przeciez
latwiej urodzic, niz. im 'leb ukrecic'...
Zastanawia stosunkowo nikly udzial kobiet, pan, panienek, dziewic,
dziewczyn, itp., na polskich listach dyskusyjnych. Dyc zwyklo sie uwazac,
ze Bozia buzia obdarzyla je hojnie. Ale choc liczebnie stanowia
zdecydowana mniejszosc, bywa, ze potrafia dotrzymac placu w najbardziej
wyszukanych pyskowkach, co ma ilustrowac, m.in., moja 'Antologia'.
ANTOLOGIA.
Wszystko co powyzej napisalem opiera sie na przedziwnej antologii, jaka
zbieram od kilkunastu miesiecy. Poczatkowo chodzilo o ilustracje jezyka
polskiego, jak juz wspomnialem, ale szybko rzecz przeksztalcila sie w
niezmiernie interesujaca, miejscami pocieszna, miejscami ponura, a
miejscami obrzydliwa ilustracje tej nowej subkultury, jaka jest subkultura
elektroniczna czy internetowa.
O zbieraniu czegos w rodzaju 'antologii polskich wypowiedzi w sieci
internetu' informowalem w kilka miesiecy po podjeciu tej inicjatywy
9
ubieglego roku. Reakcje byly rozne, jedni pochwalali, niektorzy wrecz
zamawiali rzecz na pniu, inni oburzali sie, zabraniali, a nawet odgrazali sie
na rozne sposoby. Podwazano etycznosc takiej antologii, legalnosc,
uczciwosc, i co tam nie jeszcze.
Moje stanowisko w tej sprawie jest takie:
Listy, korespondentami ktorych moze byc kazdy zglaszajacy sie, oraz listy
ktorych archiwa dostepne sa powszechnie nawet osobom nie bedacym ich
subskrybentami, sa w pelni 'cytowalne'. Oczywiscie antologia, jak sama
nazwa wskazuje (z greki: anthos - kwiat, lego - zbieram), nie moze byc ani
kompletna, ani obiektywna. Zawiera kwiatki z niezmierzonej i rozrastajacej
sie laki czy dzungli elektronicznej subkultury.
Antologie swoja kompiluje z morza materialow docierajacych codziennie
na moj ekran. Wybieram co smakowitsze kaski z codziennej poczty
kierujac sie czasem tematyka, czasem nazwiskami. Z przykroscia
przyznaje, ze wiekszosci 'postingow' nie czytam ze wzgledow oczywistych.
A z 'postingow' przeczytanych wybieram tylko fragmenty frapujace zdajac
sobie w pelni sprawe, ze moga one skrzywiac intencje autora, moga byc
krzywdzace w wyborze, itp. Z tego to wzgledu najczesciej zasmarowywuje
nazwiska elektronicznym tuszem. Moga miec o to pretensje autorzy
najtrafniejszych wypowiedzi, ale wyobrazam sobie, co by bylo, gdybym
wszedzie autorow podawal, bez zadnego wyjatku.
W dokumentacji swojej trzymam, oczywiscie, dane zrodlowe i w
przypadkach szczegolnych moge sie do nich odwolac. Czesto podaje liste,
na ktorej rzecz sie pojawila, ale tez nie zawsze, z tych samych wzgledow
co wyzej. Nie chce urazac listowiczowych patriotow no i sam nie chce sie
narazac, oczywista!
Zbierajac te antologie ze zdumieniem zauwazylem, ze mysli glebokich,
wypowiedzi ktore zapadaja w pamiec, sklaniaja do przemyslen, jest na
listach dyskusyjnych niezmiernie malo, zastraszajaco czy zawstydzajaco
malo, jak na tony elektronow bijacych codziennie w moj ekran. Wiecej jest
wypowiedzi nic nie znaczacych, ale mnostwo wypowiedzi szokujacych, czy
to 'nawiedzeniem', czy brutalnoscia, prostactwem, czasem tez
niezamierzonym wcale humorem.
Bylo jednak kilkanascie wypowiedzi szczerych, glebokich, czasem
wzruszajacych i rozbrajajacych.
Najczesciej szybko zostaly jednak zagluszone jazgotem pyskowek i zmarly
w archiwach. Staram sie je wyluskiwac z pieczolowitoscia, choc miewam
tu wiele trudnosci. W tych przypadkach oczywiscie nie pomijam autorow.
Uderza szczegolnie fakt, ze wypowiedzi szczere, wzruszajace, sa czesto
pisane przez nowicjuszy na listach. Szybko jednak parza sie im palce,
uciekaja z list, a bywa, ze wybieraja anonimowosc jako sposob
wypowiedzi. Jakos inaczej znosi sie prostactwo adresowane na inne
10
nazwisko, jakos proscie wystepowac w karnawalowej masce. Wiedziano o
tym dawno, zanim wynaleziono nie tylko listy dyskusyjne, ale samo pismo..
Nie pomijam tez autorow w tych przypadkach, kiedy wypowiedzi ich
odznaczaja sie wyjatkowo obrazliwym prymitywizmem, wrecz chamstwem,
czy maja ahumanitarne czy zdecydowanie spolecznie szkodliwe podteksty.
Robie to w intencji sklonienia 'listowiczow' do wiekszej samokontroli, do
wiekszej odpowiedzialnosci za slowo pisane, chocby tylko elektronami na
szklanym ekranie..
Zaiste nieodpowiedzialnosc wypowiedzi na listach jest zaskakujaca.
Znacznie wieksza niz w knajpach czy przyslowiowych podworkowych
dyskusjach o d... Maryni. Chcialoby sie wolac rejtanowsko - ludzie!
czytajcie to, co sami piszecie!
'Jedzmy, nikt nie wola..'.
W szeregu wypowiedziach, szczegolnie tych na listach o 'patriotycznym
listowym kregoslupie' pojawia sie sprawa przenoszenia 'postingow' z
jednych list na inne. Osobiscie nie robie tego czesto, a scislej, zrobilem to
kilka razy w intencji przekazania konkretnej informacji, co raczej nie budzi
kontrowersji, a raz tylko zrobilem to ze wzgledow zasadniczych. A
mianowicie kiedy niejaki pan A. Brandt prostacko i obrazliwie wyrazal sie o
innych listach i emigrantach w tak prymitywny i politycznie szkodliwy, moim
zdaniem, sposob, ze nie zdzierzylem.
Ale w zasadzie w przenoszeniu 'postingow' nie widze nic zdroznego czy
szkodliwego. Jesli wypowiedz kogos warta jest tego zeby zapoznac z nia
innych wspoldyskutantow, to czemu mialbym tego nie zrobic? Taka jest
chyba intencja autora - autor chce, by jego poglady rozpowszechniac.
Jezeli tego by nie chcial, to przeciez by nie pisal na powszechnie
dostepnej liscie. Jesli natomiast na jakiejs liscie dzieja sie rzeczy
skandaliczne, obrazajace wartosci zasadnicze czy gloryfikujace spoleczne
zwyrodnienia, dlaczego nie maja wiedziec inni czlonkowie elektronicznej
spolecznosci ze gdzies smierdzi?
O intencjach takiego flancowania mozna dyskutowac tylko po fakcie. Nie
widze jednak nic zlego w tym, ze ktos z listy np. faszystow przeniesie na
inne listy wypowiedzi, ktore owych faszystow dyskryminuja czy
osmieszaja, nie widze tez problemu w tym, jesli moje wypowiedzi zostana
dokads przeniesione.
W takich jednak sytuacjach zachowana musi byc zasada przenoszenia
wypowiedzi w sposob uczciwy, zgodny z pryncypiami obowiazujacymi w
kulturalnej dyskusji. Komentarz powinien byc minimalny. Za swoje slowa
biore odpowiedzialnosc, za komentarz bierze odpowiedzialnosc
komentator. Wypada tez autora poinformowac o tym zabiegu, a takze o
ewentualnych reperkusjach, jakie to przeniesienie wywoluje.
11
Omawiana 'Antologia' grubieje, a zasoby odlozone 'na potem' mierza sie w
MB. Nie wiem w jaki sposob zostanie ona udostepniona i kiedy.
Prawdopodobnie bedzie to cala seria. Ale zapewniam - to naprawde
pouczajaca lektura. Takie zdanie wyrazali ci, ktorym ja prywatnie
udostepnilem w roboczej wersji, takiego zdania jestem ja sam. Nie trzeba
dodawac, ze kwiatki owe zbieram bez zadnych diabolicznych czy
dywersyjnych intencji.
Poza scisle intelektualna uciecha wynikajaca z czytania pyramidy bzdur,
intencja moja jest lepsze zrozumienie funkcjonowania kultury
elektronicznej jako nowego zjawiska spolecznego, a przy okazji, jesli
zachodzi taka okazja, osmieszanie nieopanowanego rozwolnienia 'kiszki
mozgowej', jakie to rozwolnienie panuje i terroryzuje w elektronicznej
wymianie pogladow i pyskowkach. Chcialbym tez, ma sie rozumiec,
przyczynic sie do podniesienia poczucia odpowiedzialnosci za slowo
wypowiadane i pisane, chocby tak ulotnie i latwo, jak to sie robi na
szklanym ekranie. Zauwazone przeze mnie wypowiedzi o glebszych
wartosciach zostana odpowiednio wyeksponowane, oczywista.
PERSPEKTYWY.
Nie jestem zbyt dobrej mysli o przyszlosci list dyskusyjnych.
Wprawdzie liczba ich rosnie, bo rosnie 'ukomputerowanie' spoleczenstwa,
ale poziom tych list, wedle moich obserwacji, nie wzrasta.
Chyba dlatego tak sie dzieje, ze coraz nizsze, lepiej moze powiedziec,
jakosciowe gorsze warstwy inteligencji pseudointeligencji,
lumpeninteligencji i zwyklej cwierc-inteligencji maja do internetu dostep,
czesto darmowy, w miejscach pracy. Zdumiewajace, ze na znanych mi
polskich listach nie zauwazylem nazwiska zadnego liczacego sie pisarza
czy filozofa. Widocznie nie jest to miejsce, gdzie pisarze z prawdziwego
zdarzenia szukaliby natchnienia, a filozofowie widzieliby miejsce do
prawdziwej, glebokiej dyskusji i zadumy.
Wieksze, prawie nieograniczone perspektywy widze w zakresie
gromadzenia informacji, latwego do niej dostepu i formowania nowych
sposobow ekspozycji. Teksty naukowe i podreczniki pisane w formacie
HTML, ktorych jest coraz wiecej na sieci, to zupelnie nowa forma przekazu
naukowej informacji i nauczania. To samo dotyczy czasopismiennictwa.
Coraz wiecej najpowazniejszych periodykow naukowych ukazuje sie w
dwoch wersjach - 'papierowej' i 'elektronicznej'. Coraz wiecej jest tez
liczacych sie periodykow redagowanych wylacznie w wersji elektronicznej.
Przez jakis czas bedzie panowal ten dualizm. Taki dualizm panowal przy
przechodzeniu z zapisu na kamieniu na zapis papirusowy, z pergaminu na
papier, przy przechodzeniu z gesiego piora i inkaustu na maszynopisanie.
12
Wydaje sie jednak, ze wersja elektroniczna wygra na dluga mete..
Klopot jednak w tym, ze nadmiar informacji, latwosc emitowania
wszystkiego, co kazdemu slina na klawiature przynosi, oznacza w sumie
brak informacji, jest szumem informacyjnym. Ktos okreslil internet jako
najwieksza biblioteke swiata, w ktorej poszczegolne dziela porozrzucane
sa po wszystkich podlogach i katach.
Dodajmy, potrafia tez zmieniac miejsce lokaty 'bez dania racji' czy
zapowiedzi, a nawet znikac bez sladu. Przegladarki nie na wiele sie zdaja
w tym balaganie.
Na dodatek, co jest chyba najwiekszym szkopulem internetowego
przekazu, trudno okreslic, co jest wartosciowe, co zawiera prawdziwa
informacje, a co jest pisanina 'nawiedzonych', czy maniakow i
psychopatow. A tu przegladarki sa zupelnie na nic. Jestem przekonany, ze
po tej ilosciowej rewolucji informacyjnej nastapi rewolucja jakosciowa (ilosc
przechodzi w jakosc! Skad my to znamy?). Nie mam pojecia jaki bedzie
miala charakter ta rewolucja, ale jezeli nie nastapi, grozi nam zaduszenie
bzdura, nonsensem i informacyjna szmira.
Tymczasem starajmy sie nie zwariowac w wyniku coraz glosniejszego
informacyjnego szumu, w wyniku wymieszania wartosciowych materialow
w gigantycznym kogel-moglu z bzdura, szmira, grafomania, wreszcie
prostactwem i duractwem.
Starajmy sie tez 'nie wariowac' innych...
UWAGI KONCOWE.
Kultura elektroniczna i jej subkultury, jak subkultura list dyskusyjnych,
subkultura tzw 'stron domowych' (witryn, home pages) w internecie,
specyfika internetowej pedagogiki, internetowe muzealnictwo, subkultura i
etyka handlu internetowego, internetowy seks, internetowa religia (jest juz
cos takiego!), to zupelnie nowe i szalenie frapujace pola badawcze.
Niezmiernie interesujace wydaja sie byc tez problemy pokrewne -
psychologia 'listowicza', 'anatomia' wlascicieli list dyskusyjnych,
zagadnienia cenzury i moderowania, porownanie polskich list
dyskusyjnych z listami obcojezycznymi, i wiele, wiele innych.
Zachecam do podjecia tych tematow.
Uwazam ze periodyk 'Kultura Internetowa' moglby byc doskonalym forum
wymiany pogladow i mysli, a moze nawet osrodkiem zachecajacym do
podjecia studiow w tym zakresie i udostepniajacym wyniki badan.
Mysl te podsuwam Czytelnikom i Redakcji.
Roman Antoszewski
13
Auckland, Nowa Zelandia pazdziernik - listopad 1997.
http://homepages.ihug.co.nz/~antora
antora@xtra.co.nz
14


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Internet – śmietnik czy sezam kultury
MUZYKA POP NA TLE ZJAWISKA KULTURY MASOWEJ
Internet Pierwsza pomoc
Pedagogika kultury (1)
Optymalizacja serwisow internetowych Tajniki szybkosci, skutecznosci i wyszukiwarek
Internet to lukratywne źródło przychodów
Serczyk Kultura rosyjska XVIII wieku
Ślusarczyk Cz Rola Internetu w edukacji osób niepełnosprawnych

więcej podobnych podstron