Lisa McMann Koniec 2

background image

LISA MCMANN

background image

KONIEC

Tytu orygina u Gone

ł

ł

Wszystkim, kt rzy maj w domu k opoty.

ó

ą

ł

Nie jeste cie sami.

ś

background image

Czerwiec 2006

Czerwiec 2006

24 czerwca 2006

Czuje, e nie mo e z apa tchu, niewa ne jak bardzo si stara.

ż

ż ł

ć

ż

ę

Jakby wszystko wok zacz o j przyt acza , przy

ół

ęł ą

ł

ć

gniata . Zagra a .

ć

ż ć

Przes uchanie. Ujawnienie prawdy. Odtworzenie im

ł

prezy u Durbina przed s dzi i

ę ą

tymi trzema draniami, kt rzy nie spuszczali z niej wzroku. Kamery, kt re nie opuszcza y jej

ó

ó

ł

na krok, jak tylko wysz a z sali s dowej. Wyda o si , e by a tajnym agentem do spraw

ł

ą

ł

ę ż

ł

narkotyk w. Ca e Fieldridge o tym m wi.

ó

ł

ó

O niej.

Przez kilka tygodni m wi o tym we wszystkich lo

ó ą

kalnych wiadomo ciach. Ludzie

ś

plotkuj w sklepach, na mie cie. Pokazuj j palcem, szepcz , dziwnie na ni patrz .

ą

ś

ą ą

ą

ą

ą

Czasami podchodz i zadaj pytania. Obcy ludzie, byli koledzy i kole anki z klasy nachylaj

ą

ą

ż

ą

si , szepcz , jakby byli jej powiernikami. „Powiedz, co ci tak naprawd zrobili?”

ę

ą

ę

Janie si do tego nie nadaje - jest typem samotnika. Dzia a w ukryciu. Nie mia a

ę

ł

ł

nawet czasu, by pomy le o innych sprawach - tych prawdziwych, najwa niej

ś ć

ż

szych. O tym,

jak zmieni o si jej ycie. O tym, co by o w zielonym notesie.

ł

ę

ż

ł

O tym, e straci wzrok. I w adz w r kach.

ż

ł

ę

ę

Ci nienie jest niesamowite.

ś

Dusi si .

ę

Chce tylko uciec.

Ukry si .

ć ę

background image

Po prostu by .ć

background image

Lipiec 2006

Lipiec 2006

Pi wa nych minut

ęć

ż

Siedzi naprzeciwko. Miejsce obok niej jest puste.

- Nic ju nie wiem - m wi. - Po prostu nie wiem.

ż

ó

Uciska skronie. Ma nadziej , e g owa jej nie eksplo

ę ż ł

duje.

- To twoja decyzja - m wi kobieta. To ich tajemnica.

ó

background image

A potem

A potem

Wtorek, 1 sierpnia 2006, godzina 7.25

- Nie mog oddycha - szepcze.

ę

ć

Czuje, jak jego gor ce palce dotykaj jej eber i prze

ą

ą

ż

nikaj przez sk r do

ą

ó ę

zamarzni tych p uc. Przytula j . Ca uje. Oddycha za ni . Przez ni .

ę

ł

ą

ł

ą

ą

Pozwala zapomnie .ć

Potem m wi:

ó

- Jedziemy. Teraz. Chod .ź

Idzie.

Podczas trzygodzinnej podr y Janie mru y oczy i patrzy na swoje rozmazane palce

óż

ż

na kolanach. Udaje, e pi. Nie wie czemu. Ch onie cisz .

ż ś

ł

ę

I gdzie g boko w rodku jednak wie.

ś łę

ś

Wie, e on

ż

i to, nie rozwi

jej problem w.

ążą

ó

Zaczyna rozumie , co mo e jej pom c.

ć

ż

ó

background image

Pierwszy czwartek

Pierwszy czwartek

3 sierpnia 2006, godzina 1.15

W tej cz ci stanu nie ma dociekliwych rozm wc w. Tutaj, w domku letniskowym

ęś

ó ó

Charliego i Megan nad jeziorem Fremont, nikt jej nie zna. Dni up ywaj spokoj

ł

ą

nie, ale

noce... Noce w male kim pokoju s straszne. Sny nie robi sobie wolnego.

ń

ą

ą

Zawsze co si musi dzia , prawda? Zawsze co . Ja

ś ę

ć

ś nie nigdy nie ma spokoju. Nigdy,

przenigdy nie ma spokoju.

To tak jak z samochodem. Lekarz m wi , eby nie prowadzi a. A jednak marzy o tym.

ó ł ż

ł

Pragnie tego, czego nie mo e mie . Nie zadowala j to, co nieuchwytne. I kiedy zaczyna si

ż

ć

ą

ę

kolejny koszmar, naprawd o tym my li.

ę

ś

Godzina 1.23

Janie trz sie si na kanapie. Obok niej na rozk adanym le aku le y Cabe. pi.

ę

ę

ł

ż

ż

Ś

ni o niej.

Ś

Janie przygl da si . Czasami tak robi, gdy jego sny s przyjemne. Gromadzi

ą

ę

ą

wspomnienia. Na p niej. Ale to...

óź

Graj w paintball, gdzie na dworze, z gromad anonimowych ludzi. Jak w grze

ą

ś

ą

komputerowej. Cabe i Janie omijaj przeszkody i strzelaj do siebie. mie

ą

ą

Ś

j si , robi uniki,

ą ę

ą

chowaj . Cabel zakrada si z ty u i oddaje w jej kierunku dwa strza y. Dwie czerwone

ą

ę

ł

ł

plamy.

Prosto w oczy.

Po policzkach sp ywa jej czerwona farba, oczodo y s puste.

ł

ł ą

Nie przestaje do niej strzela , celuje w r ce i w nogi, a wszystko pokrywa czerwona

ć

ę

ż

farba.

background image

P acze. Pe en alu kl ka obok niej na ziemi, a po

ł

ł

ż

ę

tem podnosi j i sadza na w zku

ą

ó

inwalidzkim. Zawozi j w kierunku opustosza ej cz ci pola i zrzuca na t traw .

ą

ł

ęś

żół ą

ę

Janie si wycofuje. Wie, e nie powinna marnowa sn w. Ale nie mo e si

ę

ż

ć

ó

ż

ę

powstrzyma . Nie mo e odwr

ć

ż

óci oczu.

ć

Kiedy odzyskuje wzrok, spogl da na ciemny sufit, a Cabel przewraca si z boku na

ą

ę

bok. Zakrywa r k oczy, pr buje zapomnie . Od dw ch miesi cy udaje, e nic si nie

ę ą

ó

ć

ó

ę

ż

ę

dzieje. Jakby mia a zbyt ma o problem w na g owie.

ł

ł

ó

ł

- Prosz , przesta - szepcze. - Prosz .

ę

ń

ę

Godzina 4.23

On znowu ni, a Janie si budzi.

ś

ę

Trzyma si za g ow .

ę

ł ę

Janie i Cabel s w ogrodzie, siedz na trawie. R ce Janie ko cz si na okciach.

ą

ą

ę

ń ą ę

ł

Oczy ma zaszyte, a z policzk w zwisaj ig y i kawa ki nici. Czarne zy.

ó

ą ł

ł

ł

Cabel jest zrozpaczony. Wyci ga z papierowej tor

ą

by kolb kukurydzy i obrywa

ę

li cie. Przyczepia kuku

ś

rydz do jej okcia. Wyci ga z torby dwa kamienie. Du e, br zowe

ę

ł

ą

ż

ą

tygrysie oczy. Pr buje wcisn je pod zaszyte powieki Janie, ale one nie daj si wepchn .

ó

ąć

ą ę

ąć

Janie przewraca si jak szmaciana lalka. Nie ma si czym podeprze . Kukurydza odlepia si

ę

ę

ć

ę

od jej okcia i spada na traw . Cabe ciska kamienie w d oniach.

ł

ę

ś

ł

Janie jest odr twia a, nie chce dalej patrze . Nie pr

ę

ł

ć

óbuje tego zmieni . Bo to sen o

ć

niej i o tym, jak Cabel sobie z tym radzi. Nie mo e nim manipulowa . To nie by oby w

ż

ć

ł

porz dku. Ma tylko nadziej , e nigdy nie po

ą

ę ż

prosi jej o pomoc.

background image

Nie chce, eby tak ni . Koniec i kropka. Prostuje no

ż

ś ł

g . Dotyka go. Wszystko robi si

ę

ę

czarne.

- Przepraszam - mruczy Cabel. I znowu zapada w sen.

Od jakiego czasu tak jest.

ś

Jakby w snach pojawia o si to, czego nie mo e powiedzie .

ł

ę

ż

ć

Godzina 9.20

Porusza si i przestaje ni . Co za ulga. Janie le y na kanapie pogr ona w p nie. Pr buje

ę

ś ć

ż

ąż

ółś

ó

wr ci do ycia. Do normalno ci. Przybiera oboj tny wyraz twarzy.

ó ć

ż

ś

ę

Dop ki nie wymy li, co zrobi .

ó

ś

ć

Z yciem.

ż

Z nim.

Godzina 9.33

S yszy trzeszczenie le aka i po chwili czuje, jak Cabel przytula si do niej na kanapie.

ł

ż

ę

Sztywnieje. Nabiera powietrza. Cabel wsuwa ciep e palce pod jej koszulk i dotyka jej

ł

ę

brzucha. Janie uspokaja si i u miecha. Ma zamkni te oczy.

ę ś

ę

- Wp dzisz nas w k opoty - wzdycha. - Pami tasz, co m wi tw j brat.

ę

ł

ę

ó ł ó

- Przecie le na kocu, a ty pod nim. Nie mieliby nic przeciwko temu. Poza tym nic

ż żę

nie robi . - Pie ci jej sk r , ca uje ramiona. Wsuwa palce pod jej spo

ę

ś

ó ę

ł

denki.

- Hej, kole . - Janie przytrzymuje jego d o . - Nic z tego - krzyczy, na wypadek

ś

ł ń

gdyby Charlie i Megan pods uchiwali. - Nie tutaj - mruczy. - Ty robisz nia

ł

ś danie, tak?

- Zgadza si . Rozpalam w g owie ogie i sma be

ę

ł

ń

żę

kon na moich mrocznych,

pikantnych my lach. I ty my

ś

lisz, e masz jakie wyj tkowe zdolno ci, panienko?

ś

ż

ś

ą

ś

Janie mieje si , ale jej miech nie brzmi naturalnie.

ś

ę

ś

- Dobrze spa e ?

ł ś

- Tak. - Cabel drapie j brod po ramieniu. - W mia

ą

ą

r . O ile mo na si wyspa na

ę

ż

ę

ć

background image

paskach w knistego plastiku i wbijaj cym si w ty ek metalowym pr cie. - Muska jej uszy i

łó

ą

ę

ł

ę

dodaje:

- Mia em jakie koszmary? Kiedy o to pytasz, za

ł

ś

wsze si denerwuj .

ę

ę

- Ciii - syczy Janie. - Zr b mi niadanie.

ó

ś

Cabel przez chwil milczy. W ko cu wstaje i wk ada d insy.

ę

ń

ł

ż

- Okej.

Godzina 9.58

Robi to, co robi si na wakacjach. Przesiaduj z Charliem i Megan, popijaj kaw , robi

ą

ę

ą

ą

ę

ą

niadanie przy ogni

ś

sku. Odpoczywaj . Pr buj si lepiej pozna .

ą

ó ą ę

ć

Janie jest zdenerwowana.

Na wszystko dok adnie zwraca uwag . Boi si , e mog aby czego nie zauwa y , co

ł

ę

ę ż

ł

ś

ż ć

ś

pomin , zanim b

ąć

ędzie za p no.

óź

Naprawd nie wie, jak zachowywa si na waka

ę

ć ę

cjach.

Poza tym s sprawy, od kt rych nie mo na uciec.

ą

ó

ż

Ale trzyma si dzielnie. Chocia w rodku jest wy

ę

ż ś

ko czona.

ń

To by y trudne miesi ce.

ł

ą

Konfrontacja z doktorkiem, szcz ciarzem i dup

ęś

kiem by a trudniejsza, ni s dzi a.

ł

ż ą ł

Musia a na nowo prze y wszystkie k amstwa. Ca intryg . Napasto

ł

ż ć

ł

łą

ę

wanie. Wszystko, co

zrobili ci nauczyciele. To by o okropne.

ł

Ale to ju przesz o . Szum usta , chocia nadal jest ci ko. Trudno wr ci do

ż

ł ść

ł

ż

ęż

ó ć

normalnego ycia, nie my l c o tym, e straci si wzrok i zostanie kalek . Trudno te mie

ż

ś ą

ż

ę

ą

ż

ć

matk alkoholiczk . Ci ko my le o college'u pe nym pi cych ludzi... I o ch opaku, kt ry

ę

ę

ęż

ś ć

ł

ś ą

ł

ó

dopiero w snach daje upust swym emocjom. ycie w og le... Wszystko jest.

Ż

ó

background image

Naprawd .

ę

Cholernie.

Trudne.

Janie i Cabel zmywaj naczynia. To znaczy on zmy

ą

wa, a ona wyciera. To takie

przyjemne. Janie mocno trzyma talerze i wyciera je cierk . My li.

ś

ą

ś

Zastanawia si , czy Cabe powie jej o swoim strachu.

ę

I nag e wypala:

ł

- Zastanawiasz si nad tym, jak to b dzie? Kiedy strac wzrok i b d wszystko

ę

ę

ę

ę ę

rozbija . - Odk ada ta

ć

ł

lerz do szafki.

Cabel pryska na ni wod . U miecha si .

ą

ą ś

ę

- Jasne. My l nawet, e jestem szcz ciarzem. Za

ś ę

ż

ęś

o si , e seks niewidomych jest

ł żę ę ż

fantastyczny. Mog nawet zak ada na oczy opask , eby by o sprawied

ę

ł

ć

ę ż

ł

liwie. - Tr ca j

ą

ą

lekko biodrem. Janie si nie mieje. Uspokaja si , chwyta stalow patelni i zaczyna j wy

ę

ś

ę

ą

ę

ą

-

ciera . Patrzy na swoje rozmazane odbicie.

ć

- Hej - m wi Cabel. Wyciera r ce o szorty i g aszcze j po policzku. - Tylko

ó

ę

ł

ą

artowa em.

ż

ł

- Wiem. - Janie wzdycha. Odk ada patelni i rzuca cierk na blat. - Chod . Zr bmy

ł

ę

ś

ę

ź

ó

co fajnego.

ś

Godzina 13.12

Koncentruje si .

ę

Woda jest zimna, ale jej twarz i w osy ogrzewa ciep e, popo udniowe s o ce.

ł

ł

ł

ł ń

Janie kiwa si w miejscu. Kolana ma zgi te, ramiona wyprostowane, pr buje

ę

ę

ó

utrzyma r wnowag . Kami

ć ó

ę

zelka ratunkowa obija si o jej uszy. Umi nione ramio

ę

ęś

na

stercz jak dwa patyki. Okulary zostawi a w odzi, wi c wszystko wydaje si rozmazane.

ą

ł

ł

ę

ę

background image

Jakby patrzy a przez cian deszczu.

ł

ś

ę

Bierze g boki wdech.

łę

- Dalej! - krzyczy i nagle co ci gnie j do przodu. Kolana obijaj si o siebie, r ce

ś ą

ą

ą ę

ę

si trz s . Mocniej ci

ę

ę ą

ś ska lin , a bielej jej kostki. Od dw ch dni bol j mi nie. Odchyl

ę ż

ą

ó

ą ą

ęś

si do tylu, przypomina sobie. Niech d ci poci gnie. Odchyla si .

ę

łó ź ę

ą

ę

Pr buje si wyprostowa .

ó

ę

ć

Chwieje si i apie r wnowag .

ę ł

ó

ę

Wie, e ty ek jej wystaje. Ale nic nie mo e na to po

ż

ł

ż

radzi . Ale si tym nie przejmuje.

ć

ę

mieje si , a woda ochlapuje jej twarz.

Ś

ę

Uda o si , stoi.

ł

ę

- Hura! - krzyczy.

Megan spokojnie prowadzi, stoj c za sterem ma ej zielonej motor wki. Obserwuje

ą

ł

ó

Janie w lusterku, jak matka, kt ra patrzy na swoje dziecko. Na jej czole wi

ó

da trosk , ale

ć

ę

kiwa g ow i si u miecha.

ł ą

ę ś

Cabe siedzi z ty u dki, zwr cony twarz do Ja

ł łó

ó

ą

nie. Ca y czas si u miecha, jak to on.

ł

ę ś

Jego bia e z by l ni na tle opalonej sk ry, a wiatr rozwiewa br zowe w osy z

ł

ę

ś ą

ó

ą

ł

rozja nionymi s o cem pasemkami. Na brzu

ś

ł ń

chu i klatce piersiowej l ni szorstkie blizny po

ś ą

oparzeniach.

Ale dla Janie, oddalonej o jakie dwadzie cia metr w, oboje wydaj si tylko

ś

ś

ó

ą ę

rozmazanymi plamami. Cabel krzyczy co entuzjastycznie, ale ryk silnika i plusk wo

ś

dy

zag uszaj jego s owa.

ł

ą

ł

Jej r ce i nogi dr z zimna. Wiatr je osusza, a woda ponownie moczy. Czuje, jak

ę

żą

sk ra pulsuje.

ó

Megan trzyma si blisko poro ni tego wierzbami brzegu. Kiedy zbli aj si do

ę

ś ę

ż ą ę

pla y miejskiej i pola na

ż

miotowego, robi k ko i kieruje d w drug stron . Ja

ół

łó ź

ą

ę nie skupia

background image

si przy zakr cie, ale to tylko agodny skok nad kilwaterem. Kiedy znowu s na prostej,

ę

ę

ł

ą

oblizuje usta i zdeterminowana, pokazuje Megan wyci gni ty do g ry kciuk.

ą

ę

ó

Szybciej.

Megan przyspiesza i rusza w stron przystani po o

ę

ł onej obok ma ego czerwono -

ż

ł

br zowego domku, jed

ą

nego z sze ciu budynk w znajduj cych si w o rodku

ś

ó

ą

ę

ś

wypoczynkowym Rustic Logs. P ynie dalej. Na nowe terytoria.

ł

Jestem do niczego, my li Janie. Mru y oczy i, s ysz c doping z odzi, pr buje

ś

ż

ł ą

ł

ó

pokona kolejny kilwater. Uda

ć

je si .

ę

Zanim Janie orientuje si co si dzieje, jest ju za p no.

ę

ę

ż

óź

Jaka kobieta opala si na trampolinie. Jej sk ra l ni od olejku i potu. Janie nie wie,

ś

ę

ó

ś

gdzie si znajduje, ale doskonale rozpoznaje sygna y ostrzegawcze. Czuje, jak kurczy jej si

ę

ł

ę

o dek.

ż łą

Przelatuje obok kobiety i ogarnia j ciemno . Trzysekundowy sen i ju jest po

ą

ść

ż

wszystkim. Jest poza zasi giem. Ale to wystarcza, by straci a r wnowa

ę

ł ó

g . Kolana si pod ni

ę

ę

ą

uginaj , narty pl cz i robi fi

ą

ą ą

ko ka do przodu. Woda wlewa si do gard a i nosa. Ma

ł

ę

ł

wra enie, e zalewa jej m zg. Jedna z nart ude

ż

ż

ó

rza j w g ow i wpycha z powrotem pod

ą

ł ę

wod . Nie zwalnia.

ę

Je li spadniesz, pu lin , przypomina sobie.

ś

ść

ę

Jasne.

Janie wyp ywa na powierzchni . Kaszle i wypluwa wod . G owa pulsuje. Nie mo e

ł

ę

ę ł

ż

uwierzy , e wci ma na sobie za du kamizelk ratunkow . Wypi a chyba po ow wody

ć ż

ąż

żą

ę

ą

ł

ł ę

z jeziora i robi jej si niedobrze. Przeciera piek ce oczy i pr buje przenikn wzrokiem

ę

ą

ó

ąć

background image

rozmazany obraz. Jest zdezorientowana. a uje, e nie za o y a okular w. Uszy ma zatkane.

Ż ł

ż

ł ż ł

ó

Kiedy wodorosty zaczynaj askota j w stopy, wzdryga si z obrzydzeniem i pr buje nie

ą ł

ć ą

ę

ó

my le o wielkich, topomara czowych karpiach... I ich odchodach.

ś ć

żół

ń

Fuj. Wcale mi si to nie podoba, my li.

ę

ś

W oddali s ycha warkot dek.

ł

ć

łó

Ale chyba adna nie p ynie jej na ratunek.

ż

ł

W ko cu s yszy przyt umiony warkot silnika. Kiedy milknie, Janie krzyczy:

ń

ł

ł

- Cabe?

To wci jest jedyne imi , kt re wydaje jej si bez

ąż

ę ó

ę

pieczne.

Godzina 13.29

W odzi Cabel okrywa j du ym r cznikiem. Podaje okulary.

ł

ą ż

ę

- Na pewno wszystko w porz dku? - Mru y oczy i pr buje powstrzyma si od

ą

ż

ó

ć ę

miechu.

ś

- Tak - j czy Janie, dzwoni c z bami. Megan spraw

ę

ą ę

dza guza, kt rego Janie ma na

ó

g owie, i wci ga lin ho

ł

ą

ę lownicz .

ą

Cabel chrz ka i zaciska usta.

ą

- Da a dzi niez y popis, Hannagan.

ł ś

ś

ł

- Masz czelno si ze mnie mia ? - Janie wycie

ść ę

ś

ć

ra w osy. - O ma y w os nie

ł

ł

ł

umar am. Poza tym m j umys jest teraz zainfekowany planktonem i rybim g wnem, wi c

ł

ó

ł

ó

ę

lepiej uwa aj, bo zaraz czym w ciebie strzel .

ż

ś

ę

- Ja... To obrzydliwe. - Cabe si mieje. - Ale powa

ę ś

żnie, a uj, e siebie nie widzia a .

ż ł ż

ł ś

Prawda Megan? Kurcz , szkoda e nie wzi li my kamery.

ę

ż

ę ś

- Bez dw ch zda - m wi Megan. Odpala silnik i za

ó

ń

ó

wraca w stron przystani.

ę

Po raz drugi tego dnia Janie wcale nie chce si mia .

ę ś

ć

background image

Cabe m wi dalej, przekrzykuj c warkot silnika.

ó

ą

- Ten fiko ek by niez y, ale potem wszystko wy

ł

ł

ł

mkn o ci si spod kontroli. Nogi

ęł

ę

fruwa y w powietrzu. Pami tasz, jak brzmi zasada numer jeden w nartach wodnych?

ł

ę

- Tak. Chryste. Kiedy spadniesz, pu lin . Wiem o tym. Ale trudno to poj , gdy si

ść

ę

ąć

ę

jest w samym rodku.

ś

Cabel prycha.

- Tak, cholernie tego du o. - D ugo si mieje, wy

ż

ł

ę ś

ciera oczy i pr buje si opanowa .

ó

ę

ć

- Ale czy zasada „pu lin , gdy zaczynasz ton ” nie powinna zadzia

ść

ę

ąć

a automatycznie?

ł ć

Czy to nie podstawowa technika przetrwania?

ż

Janie przeszywa go wzrokiem.

Cabel przestaje si mia i patrzy na ni niewinnie.

ę ś

ć

ą

- No dobra. Przepraszam - m wi.

ó

- Odwal si - syczy Janie. Odwraca si i mru y oczy. Dostrzega pi c na

ę

ę

ż

ś ą ą

trampolinie kobiet , kt ra teraz wydaje si jedynie male k wysepk . Ca y czas nic nie

ę

ó

ę

ń ą

ą

ł

rozumiesz? My li.

ś

I pewnie nigdy nie zrozumie.

- Daj spok j, Hannagan. - Janie mruczy pod nosem. - Jeste na wakacjach. Masz

ó

ś

odpoczywa i dobrze si bawi . - M wi bez przekonania.

ć

ę

ć

ó

- Co tam zrz dzisz, kochanie? - Cabel siada obok niej na awce.

ę

ł

- Pewnie mieli cie niez y ubaw, co? - Janie wbija wzrok w ch opaka.

ś

ł

ł

Cabel wyciera jej z brody kropl wody. U miecha si . Dotyka swoich ust i oblizuje

ę

ś

ę

palec.

- Mhm - m wi i ca uje j delikatnie w szyj . - Rybie g wno.

ó

ł

ą

ę

ó

Godzina 13.53

Cabe zasypia na kocu w cieniu d bu.

ę

background image

Janie siada, opiera brod na kolanach i patrzy na pal

ę

ce u st p. Ws uchuje si w rytm

ó

ł

ę

fal bij cych o brzeg. Po chwili wstaje.

ą

- Id si przej - szepcze. Cabel si nie rusza.

ę ę

ść

ę

Wk ada na kostium bluzk , wsuwa klapki i bierze ko

ł

ę

m rk . Obchodzi domek, mija

ó ę

parking i wychodzi na g wn drog . Po przeciwnej stronie szosy wida pole i tory

łó ą

ę

ć

kolejowe, kt re l ni w popo udniowym s o cu. Janie idzie po torach pogr ona w

ó

ś ą

ł

ł ń

ąż

my lach. Jest zadowolona, e wok niej panuje cisza. W ko cu nie s yszy cudzych sn w.

ś

ż

ół

ń

ł

ó

Po chwili si zatrzymuje. Siada na torach. Czuje pod udami rozgrzany metal.

ę

Wyci ga telefon i wybiera dw jk .

ą

ó ę

- Janie, co si dzieje? Wszystko w porz dku?

ę

ą

Janie odgania r k pszczo .

ę ą

łę

- Cze . Tak. Wiesz, du o my la am o tym, o czym rozmawia y my. Na wakacjach

ść

ż

ś ł

ł ś

ma si du o czasu. - mieje si nerwowo.

ę ż

Ś

ę

- I?

- I... Na pewno nie b dziesz mie nic przeciwko mo

ę

ć

jej decyzji?

- Oczywi cie. Wiesz o tym. Podj a ju decyzj ?

ś

ęł ś ż

ę

- Niezupe nie. Wci si zastanawiam.

ł

ąż ę

- Rozmawia a ju z Cabe'em?

ł ś ż

Janie si krzywi.

ę

- Nie, jeszcze nie.

- C , nie dziwi si . Chcesz dok adnie rozwa y wszystkie mo liwo ci.

óż

ę ę

ł

ż ć

ż

ś

Janie czuje, e co ciska j w gardle.

ż

ś ś

ą

- Dzi kuj .

ę ę

- Wiesz, jaka jest procedura. Mo esz do mnie za

ż

dzwoni o ka dej porze. Daj mi

ć

ż

zna , na

ć

co si zdecy

ę

dowa a .

ł ś

background image

- Tak zrobi . - Janie zamyka klapk i gapi si na te

ę

ę

ę

lefon.

Nie ma ju nic do dodania.

ż

W drodze powrotnej podnosi z tor w sp aszczon monet i zastanawia si , czy

ó

ł

ą

ę

ę

zostawi j kt ry z ur

ł ą ó ś

lopowicz w. Mo e wr ci po ni jaki podekscytowany dzieciak.

ó

ż

ó

ą

ś

K adzie monet na torach, tak e atwo j za

ł

ę

ż ł

ą uwa y .

ż ć

Powoli wraca do domku kempingowego, eby zosta

ż

wi rzeczy. A potem wychodzi na

ć

zewn trz i wraca pod drzewo.

ą

Patrzy, jak Cabel pi. P niej sama zapada w drzem

ś

óź

k , usi uj c omin sny

ę

ł ą

ąć

ch opaka i ma ego dziecka, kt re le y w domku obok.

ł

ł

ó

ż

Nawet tutaj nie mo e od tego uciec.

ż

Nie ma dla niej ucieczki.

Godzina 17.49

S ycha gwizd przeje d aj cego obok poci gu. Ka dy, kto spa , budzi si .

ł

ć

ż ż ą

ą

ż

ł

ę

- Kolejny ci ki dzie nad jeziorem - mruczy Cabe. - Burczy mi w brzuchu.

ęż

ń

Przekr ca si na kocu. Janie nie mo e si oprze . Przytula si do jego ciep ego cia a.

ę

ę

ż ę

ć

ę

ł

ł

- W a nie s ysz - m wi. - Wyczuwam zapach gril

ł ś

ł ę

ó

la.

- Powinni my ju wsta .

ś

ż

ć

- Wiem.

Nie ruszaj si . Janie k adzie g ow na jego klatce piersiowej. Znad jeziora wieje

ą ę

ł

ł ę

przyjemny wiatr. Zamyka oczy i mocno go przytula, wdychaj c jego zapach i czuj c na

ą

ą

policzku ciep o jego cia a. Kocha go.

ł

ł

I znowu co w niej p ka.

ś

ę

Godzina 18.25

Janie s yszy, jak otwieraj si drzwi od domku. Po chwili podchodzi do nich Megan i Janie

ł

ą ę

background image

podnosi si z min winowajczyni.

ę

ą

- Przepraszam bardzo, Megan, powinni my ci po

ś

m c z obiadem.

ó

- Daj spok j - u miecha si Megan. - Po tym, co dzi prze y a , potrzebowa a

ó

ś

ę

ś

ż ł ś

ł ś

drzemki. Ale tw j telefon ca

ó

y czas dzwoni. Nie wiem, co z nim zrobi .

ł

ć

- Dzi ki. Zaraz to sprawdz .

ę

ę

Cabe te siada.

ż

- Wszystko w porz dku? Gdzie jest Charlie?

ą

- Pojecha do miasta po zakupy. Wszystko w po

ł

rz dku, uspok j si - prosi Megan. -

ą

ó ę

M wi powa

ó ę

żnie. Oboje du o przeszli cie, nale y wam si odpo

ż

ś

ż

ę

czynek.

Cabe pos usznie k adzie si z powrotem na kocu, a Janie wstaje.

ł

ł

ę

- Zaraz wracam - m wi. - Mam nadziej , e to nie Kapitan z kolejnym zadaniem, bo

ó

ę ż

naprawd zrezyg

ę

nuj .

ę

- Akurat. - mieje si Cabe.

Ś

ę

Godzina 18.29

Poczta g osowa.

ł

To Carrie. Pi wiadomo ci.

ęć

ś

Wszystkie z e.

ł

Janie s ucha z niedowierzaniem. Zdumiona, s ucha jeszcze raz.

ł

ł

- Hej Janers. Gdzie do diab a jeste ? Zadzwo do mnie. Klik.

ł

ś

ń

- Janie, m wi powa nie. Co si dzieje z twoj mat

ó ę

ż

ś ę

ą

k . Zadzwo do mnie. Klik.

ą

ń

- Janie, powa nie! Twoja matka azi po ogrodzie i wo a ci . Nie powiedzia a jej, e

ż

ł

ł

ę

ł ś

ż

jedziesz do Fremont? Jest kompletnie pijana, Janie, wyje i... O kurcz . Wysz a na ulic . Klik.

ę

ł

ę

- S uchaj, zabieram j do szpitala. Jak mi zwy

ł

ą

miotuje w Ethel, nie yjesz. Chryste. Co

ż

to? Bateria w telefonie mi wysiada! Dzwo lepiej do szpitala al

ń

bo gdzie ... Nie wiem, co

ś

jeszcze mam ci powiedzie . Spr buj p niej zadzwoni , jak tylko b d mog a. Klik.

ć

ó ę óź

ć

ę ę

ł

background image

- Bo e. - Janie gapi si na telefon niewidz cym wzro

ż

ę

ą

kiem. Dzwoni do Carrie.

W cza si poczta g osowa.

łą

ę

ł

- Carrie! Co si sta o? Mam ju przy sobie telefon. Przepraszam, zdrzemn am si . -

ę

ł

ż

ęł

ę

Gdy wypowiada to na g os, czuje, e jej s owa brzmi g upio. Beztrosko. Nawet niepowa nie.

ł

ż

ł

ą ł

ż

O czym ja, do diab a, my la am, zostawiaj c matk na tydzie sam ? - Bo e. Zadzwo do

ł

ś ł

ą

ę

ń

ą

ż

ń

mnie.

Janie stoi w miejscu, jakby usz o z niej ca e powie

ł

ł

trze, a zast pi je strach. A je li sta o

ą ł

ś

ł

si co naprawd z ego? My li.

ę ś

ę ł

ś

Potem czuje z o .

ł ść

Dop ki ta kobieta yje, nie b d mia a w asnego ycia.

ó

ż

ę ę

ł

ł

ż

Zamyka oczy i natychmiast to odwo uje.

ł

Nie mo e uwierzy , e jest a tak okrutna.

ż

ć ż

ż

Charlie wchodzi do male kiej kuchni z torb pe

ń

ą

łn zakup w, ale widz c wyraz

ą

ó

ą

twarzy Janie, staje w miejscu.

- Wszystko w porz dku? - pyta.

ą

Janie mruga niepewnie.

- Nie, chyba nie - m wi cicho. - Chyba, musz ... wyjecha .

ó

ę

ć

Charlie stawia torb z zakupami na szafce.

ę

- Cabe! - Krzyczy przez drzwi. - Chod tutaj.

ź

Janie odk ada telefon i wyci ga z szafy walizk . Za

ł

ą

ę

czyna wrzuca do niej rzeczy.

ć

Patrzy w lustro na swoje odbicie i przeje d a r k po spl tanych ciemnoblond w osach.

ż ż ę ą

ą

ł

- Bo e - m wi do siebie. - Co si sta o z moj mat

ż

ó

ę

ł

ą

k ?

ą

A potem to do niej dociera.

A je li matka naprawd umiera? Albo ju umar a?

ś

ę

ż

ł

background image

To j fascynuje, ale tez i przera a. Wyobra a sobie t scen .

ą

ż

ż

ę

ę

- O co chodzi? - pyta Cabel, wchodz c do rodka. - Co si dzieje?

ą

ś

ę

- Masz. - Janie wstukuje numer poczty g osowej i podaje mu telefon. - Pos uchaj.

ł

ł

Cabel s ucha, a Janie nie przestaje si pakowa .

ł

ę

ć

Kiedy ju wszystkie rzeczy s w rodku, zdaje sobie spraw , e musi si przebra .

ż

ą

ś

ę ż

ę

ć

Nie mo e jecha do Fieldridge w kostiumie k pielowym.

ż

ć

ą

Wcale nie mo e jecha .

ż

ć

Taki drobny szczeg .

ół

- Do diab a - mruczy pod nosem. Obserwuje Cabela, kt ry s ucha wiadomo ci.

ł

ó

ł

ś

Patrzy na wyraz jego twarzy.

- Jasna cholera - m wi Cabel. Spogl da na Janie. - Jak mog ci pom c?

ó

ą

ę

ó

Janie kryje twarz na jego szerokiej piersi. Pr buje nie my le .

ó

ś ć

Bez ko ca.

ń

Godzina 19.03

Czeka ich trzygodzinna podr do domu. Cabel siedzi za kierownic beemera, kt ry

óż

ą

ó

po yczy a mu Kapitan Komisky. W radiu DJ opowiada stary dowcip i puszcza

ż

ł

Bleecker

Street Danny'ego Reyesa. Janie gapi si na telefon, jakby chcia a zmusi Carrie, by do niej

ę

ł

ć

zadzwoni a. Ale telefon milczy.

ł

Janie dzwoni do szpitala. Nie maj nikogo o nazwi

ą

sku Dorothea Hannagan.

- Mo e poczu a si lepiej i wr ci a do domu - m wi Cabel.

ż

ł

ę

ó ł

ó

- A mo e jest ju w kostnicy.

ż

ż

- Na pewno by do ciebie zadzwonili.

Janie nic nie m wi. Zastanawia si , dlaczego nikt nie dzwoni ze szpitala.

ó

ę

background image

- Mo emy zadzwoni do Kapitana - proponuje Cabel.

ż

ć

- Po co?

- A po co dzwoni si do szefa policji? Ona wydob

ę

ędzie informacje od ka dego.

ż

- To ca kowita prawda. Ale... - Janie wzdycha. - Nie chc ... Moja matka... Niewa ne.

ł

ę

ż

Nie chc do niej dzwoni .

ę

ć

- Dlaczego? Przynajmniej b dziesz spokojna.

ę

- Cabe...

- Janie, m wi powa nie. Powinna do niej zadzwo

ó ę

ż

ś

ni , czego si dowiedzie . Nie

ć

ś ę

ć

b j si , nie b dziesz si narzuca . Ona ci pomo e.

ó ę

ę

ę

ć

ż

- Nie, dzi kuj .

ę ę

- Chcesz, ebym ja do niej zadzwoni ? - Nie. Okej? Nie chc , eby o tym wiedzia a.

ż

ł

ę ż

ł

Cabel wzdycha, jest poirytowany.

- Nie rozumiem.

Janie zaciska z by. Wygl da przez okno. Czuje, jak p on jej policzki, czuje piek ce

ę

ą

ł ą

ą

zy. Co za wstyd. M

ł

ówi cicho:

- Wstydz si , nie rozumiesz? Moja matka jest pie

ę ę

przon alkoholiczk . azi po

ą

ą Ł

ogrodzie i wrzeszczy? Bo e. Nie chc , eby Kapitan o tym wiedzia a. O tej cz ci mojego

ż

ę ż

ł

ęś

ycia. To s moje prywatne sprawy. S rzeczy, o kt rych z ni rozmawiam, i takie, kt re s

ż

ą

ą

ó

ą

ó

ą

zbyt osobiste. Daj ju spok j.

ż

ó

Cabel milczy. Po kilku minutach s uchania radia w

ł

łącza swojego iPoda. Rozlega się

Feels Like Rain Josha Schickersa. Kiedy piosenka si ko czy i zaczyna na

ę ń

st pna, sztywnieje i

ę

szybko j wy cza. Wie, co jest da

ą

łą

lej.

Good mothers, don't leave!

Mija kolejna godzina. Jad w kierunku Michigan, zostawiaj c za sob

ą

ą

ą

pomara czowy zach d s o ca. Nie ma du ego ruchu. Janie opiera g ow o szyb i

ń

ó

ł ń

ż

ł ę

ę

przygl da si ciemnozielonym trawom i tym po

ą

ę

żół

lom. Robi si ciemno, w oddali widzi

ę

background image

sarn . A mo e to tylko ten wypalony pie , na kt ry nabiera si za ka dym razem.

ę

ż

ń

ó

ę

ż

Zastanawia si , ile razy b dzie jeszcze ogl da po

ę

ę

ą ć

dobne widoki. Pr buje wszystko

ó

zapami ta , na p

ę ć

óźniej. Kiedy zostan jej tylko ciemno i sny.

ą

ść

Znowu dzwoni do szpitala. Nadal nie maj adnej osoby o nazwisku Dorothea

ą ż

Hannagan. To dobry znak, my li Janie... Tylko e Carrie wci nie daje znaku ycia.

ś

ż

ąż

ż

- Gdzie ona jest? - Janie uderza g ow o twardy za

ł ą

g wek.

łó

Cabel zerka na ni .

ą

- Carrie? A nie m wi a, e telefon jej pada?

ó ł ż

- Tak, ale s przecie inne telefony...

ą

ż

Cabel stuka palcami o brod .

ę

- Zna tw j numer czy ma go w kom rce?

ó

ó

- Aha. Masz racj .

ę

- Dlatego jeszcze nie zadzwoni a. Nie zna twojego numeru, ma go w telefonie i nie

ł

mo e si do niego do

ż ę

sta .ć

Janie si u miecha. Wypuszcza powietrze.

ę ś

- Tak... Pewnie masz racj .

ę

- A pr bowa a zadzwoni do domu, eby spraw

ó

ł ś

ć

ż

dzi , czy twoja matka tam jest?

ć

- Tak. Nie odbiera.

- A dzwoni a do Stu? Albo do Carrie do domu?

ł ś

- Dzwoni am pod jej domowy numer, ale nie odbie

ł

ra. Nie mam numeru do Stu.

Powinnam go mie . Za

ć

wsze mia am zamiar...

ł

- A do Melindy?

- Tak, jasne. - Janie prycha. - Tylko tego brakuje, e

ż by wszyscy w Hill zacz li o tym

ę

gada . - Odwraca si do okna. - Przepraszam, e by am niemi a. Wtedy... Wcze niej.

ć

ę

ż

ł

ł

ś

Cabel u miecha si w ciemno ci.

ś

ę

ś

background image

- Nie ma sprawy. - Bierze j za r k . Wplata pa ce w jej d o . - Nie pomy la em. -

ą

ę ę

ł

ł ń

ś ł

Kr tka chwila wahania.

ó

- Pos uchaj, nikt ci nie obwinia za to, co robi twoja matka.

ł

ę

- Nikt? - Janie marszczy brwi. - Jasne. Ka dy ma w asne zdanie na temat sprawy

ż

ł

Durbina.

- Nikt, kto si liczy.

ę

Janie przechyla g ow .

ł ę

- Wiesz co, Cabe? A mo e to, co my l s siedzi i ca e miasteczko Fieldridge... Mo e

ż

ś ą ą

ł

ż

to ma dla mnie znaczenie? To znaczy... Bo e. Zapomnij o tym. Mam ju tego wszystkiego

ż

ż

do . Chryste, co dalej?

ść

Po chwili wahania Cabel m wi:

ó

- To co, jedziemy prosto do szpitala?

- Chyba tak. To najlepsze, co mo emy zrobi . Mo e matka tam siedzi i czeka na

ż

ć

ż

ostrym dy urze. Najpierw tam sprawdzimy, co?

ż

- Jasne.

Godzina 21.57

Janie i Cabel s na ostrym dy urze, nie bardzo wiedz , co robi . W r d chorych i rannych

ą

ż

ą

ć

ś ó

nie ma ani Carrie, ani matki Janie. W rejestracji te nic nie wiedz .

ż

ą

Cabel stuka palcami w usta. My li.

ś

- Czy Hannagan to nazwisko po m u?

ęż

Janie zaciska mocno oczy i wzdycha.

- Nie. - Nigdy nie m wi a mu zbyt wiele o matce, a on nie pyta . I to jej odpowiada o.

ó ł

ł

ł

A do teraz.

ż

- No wi c...? - zaczyna Cabel. - Jak by to powie

ę

dzie ? OK. Czy twoja matka nosi a

ć

ł

kiedy jakie inne nazwisko?

ś

ś

background image

- Nie. Nazywa si Dorothea Hannagan i nigdy nie nazywa a si inaczej. Jestem po

ę

ł

ę

prostu b kartem, w po

ę

rz dku?

ą

- Janie, a kogo to obchodzi?

- C , mnie. Ty przynajmniej wiesz, kim byli twoi rodzice.

óż

Cabel patrzy na ni .

ą

- Niewiele mi z tego przysz o.

ł

- O rany, Cabe. - Janie si krzywi. - Przepraszam. Jestem zdenerwowana, nie wiem

ę

co m wi .

ó ę

Cabel patrzy na ni tak, jakby chcia co doda , ale powstrzymuje si . Rozgl da si

ą

ł ś

ć

ę

ą

ę

bez celu wok .

ół

- Chod my. - Chwyta j za r k . - Idziemy do win

ź

ą

ę ę

dy. Rozejrzymy si , sprawdzimy

ę

poczekalnie. G ra dziesi minut i je eli nie znajdziemy Carrie, wraca

ó

ęć

ż

my do domu i

czekamy. Nie wiem, co jeszcze mo emy zrobi .

ż

ć

Janie czuje, jak przeszywa j dreszcz. Jej matka, alkoholiczka, zagin a.

ą

ęł

Godzina 22.02

Poczekalnia na trzecim pi trze.

ę

OIOM.

okcie oparte na kolanach, twarz ukryta w d oniach, palce zapl tane w d ugie

Ł

ł

ą

ł

ciemne w osy. Pochyla si do przodu. Jakby w ka dej chwili chcia a skoczy na r w

ł

ę

ż

ł

ć

ó ne nogi i

uciec.

- Carrie! - krzyczy Janie.

Dziewczyna podskakuje.

- Jak dobrze, przeczyta a moj wiadomo .

ł ś

ą

ść

- Gdzie... jest moja matka?

- Jest z nim w pokoju.

background image

- Co? Z kim?

- Nie przeczyta a mojej kartki?

ł ś

- Jakiej kartki? Ods ucha am wiadomo ci na poczcie g osowej.

ł

ł

ś

ł

- Zostawi am ci kartk w Ethel, na parkingu. Pomy

ł

ę

la am, e skoro teraz jeste

ś ł

ż

ś

detektywem czy kim ta

ś kim... My la am, e zajrzysz do mojego samochodu. Niewa ne. Jak

ś ł

ż

ż

mnie w takim razie znalaz a ? Wszystko jedno. Twojej mamie nic nie jest. To znaczy wci

ł ś

ąż

jest pijana, ale chyba zaczyna trze wie . Ca y czas p acze i si trz sie. Ale...

ź

ć

ł

ł

ę

ę

- Carrie - m wi twardo Janie. - Skup si . Co si dzieje z moj matk i gdzie ona

ó

ę

ę

ą

ą

jest?

Carrie wzdycha. Wygl da na zm czon .

ą

ę

ą

- Nic jej nie jest. Jest po prostu pijana.

Janie nerwowo zerka na korytarz, przez kt ry prze

ó

chodzi piel gniarka. M wi

ę

ó

cichym, bardzo spi tym g osem:

ę

ł

- Dobra, rozumiem, e jest pijana. Zawsze jest pija

ż

na. Mo esz ju nie krzycze ?

ż

ż

ć

Je eli nic jej nie jest, to co my tu wszyscy robimy?

ż

- O rany - m wi Carrie. Potrz sa g ow . - Od czego mam zacz ?

ó

ą

ł ą

ąć

Cabel prowadzi je w stron krzese i ca a tr jka sia

ę

ł

ł

ó

da.

- Z kim ona jest? - pyta agodnie.

ł

Janie kiwa g ow i powtarza pytanie.

ł ą

Ale ju wie.

ż

Mo e chodzi tylko o jednego cz owieka. Nikt inny nie spowodowa by takiej reakcji

ż

ć

ł

ł

u jej matki. Nikt inny nie pojawia si w jej snach.

ę

Carrie patrzy na Janie. Jej rozbiegane oczy wygl daj na zm czone.

ą ą

ę

- To chyba tw j ojciec, Janers. Jest naprawd bardzo chory.

ó

ę

Janie patrzy na Carrie.

background image

- M j ojciec?

ó

- M wi , e z tego nie wyjdzie.

ó ą ż

Godzina 22.06

Janie opada na krzes o. Jest odr twia a. Nie ma poj cia, co powinna czu . adnego. Poj cia.

ł

ę

ł

ę

ć Ż

ę

Cabel unosi do g ry r k i przerywa rozmow . Przez chwil ca a tr jka siedzi w

ó

ę ę

ę

ę ł

ó

milczeniu. Janie ma pusty wyraz twarzy. Carrie uje gum , a Cabel zamkn oczy i lekko

ż

ę

ął

potrz sa g ow .

ą

ł ą

- Zacznij od pocz tku - proponuje.

ą

Carrie kiwa g ow . My li.

ł ą

ś

- No wi c tak, po po udniu us ysza am na ulicy jakie wrzaski. Ola am je, bo u nas

ę

ł

ł

ł

ś

ł

zawsze kto si wydziera, no nie? Sk adam dalej pranie i nagle patrz przez okno i widz

ś ę

ł

ę

ę

matk Janie. Pomy la am sobie, e to dziwne, bo ona nigdy nie wychodzi, chyba e idzie na

ę

ś ł

ż

ż

stacj po alkohol, no nie? Ale widz , e biega po ogrodzie w sa

ę

ę ż

mej koszuli nocnej...

Janie oblewa si rumie cem i zakrywa twarz.

ę

ń

- Bo e - m wi.

ż

ó

- I wola: „Janie! Janie!” Potem potyka si , a ja bieg

ę

n zobaczy , co si sta o. Dorothea

ę

ć

ę

ł

p acze i w k ko m wi: „Telefon! Musz jecha do szpitala”. Jakie dwa

ł

ół

ó

ę

ć

ś

dzie cia razy. Wi c

ś

ę

zadzwoni am do ciebie i zostawi

ł

am ci te wszystkie wiadomo ci. W ko cu zawioz am j do

ł

ś

ń

ł

ą

szpitala, bo nie wiedzia am, co mam robi . Jak godzin sp dzi y my na ostrym dy urze,

ł

ć

ąś

ę ę ł ś

ż

rozmawiaj c z piel gniark , wreszcie Dorothea si uspokoi a i wy

ą

ę

ą

ę

ł

t umaczy a, e nie jest

ł

ł ż

chora. Kto do niej zadzwoni i musi zobaczy si z Henrym.

ś

ł

ć ę

Janie patrzy na ni .

ą

- Henrym?

- Tak. Henry Feingold. Tak si nazywa ten go .

ę

ść

- Henry Feingold - powtarza Janie. Nazwisko brzmi obco. Nic jej nie m wi. Inaczej

ó

background image

wyobra a a sobie imi i nazwisko ojca. - Sk d mia abym wiedzie , e to on? Dorothea -

ż ł

ę

ą

ł

ć ż

akcentuje ka d sylab - nigdy mi o nim nie m wi a.

ż ą

ę

ó ł

Carrie kiwa g ow . Ona wie.

ł ą

Po chwili.

Janie zaczyna rozumie i powstrzymuje zy.

ć

ł

- Musi mieszka w pobli u, skoro go tu przywie li. Najwyra niej nigdy nie chcia

ć

ż

ź

ź

ł

mnie pozna .ć

- Tak mi przykro, skarbie. - Carrie wbija wzrok w pod og .

ł ę

Janie gwa townie wstaje i patrzy na Cabela i Carrie.

ł

- Nie mog uwierzy , e zepsu a nam wakacje. Bar

ę

ć ż

ł

dzo mi przykro, e zmarnowa a

ż

ł ś

ca y dzie i wiecz r. Jeste prawdziw przyjaci k , a teraz id ju do domu czy do Stu, czy

ł

ń

ó

ś

ą

ół ą

ź ż

gdziekolwiek chcesz.

Odwraca si do Cabela.

ę

- Cabe, dam sobie rad . Zabior matk i pojedziemy do domu autobusem. Prosz

ę

ę

ę

ę

was. Id cie ju , odpocz

ź

ż

nijcie. - Kieruje si w stron drzwi, w nadziei, e p j

ę

ę

ż

ó d za ni i

ą

ą

b dzie mog a wypchn ich na zewn trz, by w samotno ci upora si ze swoim wstydem.

ę

ł

ąć

ą

ś

ć ę

Usta jej dr . Bo e, to wszystko jest tak popieprzone.

żą

ż

Cabel wstaje. Carrie r wnie .

ó

ż

- Wi c - zaczyna Cabel, gdy id za Janie. - Co mu jest? Wiesz co ?

ę

ą

ś

- Uraz m zgu czy co takiego. Nie wiem za du o. S ysza am, jak lekarz m wi , e

ó

ś

ż

ł

ł

ó ł ż

facet zadzwoni pod 911 i dop ki go tu nie przywie li, by przytomny. Ale teraz jest w

ł

ó

ź

ł

pi czce. Jakie p godziny temu pozwo

ś ą

ś ół

lili jej wej . Pos uchaj Janers - m wi Carrie. - To

ść

ł

ó

a

ż den problem. Gdyby moja matka potrzebowa a pomo

ł

cy, zrobi aby to samo, prawda?

ł

ś

Janie czuje, e co ciska j w gardle. Mruga, by po

ż

ś ś

ą

wstrzyma zy. Mo e kiwa tylko

ć ł

ż

ć

g ow . Carrie przytu

ł ą

la j , a Janie pr buje zd awi p acz.

ą

ó

ł

ć ł

background image

- Dzi ki - szepcze jej do ucha.

ę

Carrie odwraca si do wyj cia.

ę

ś

- Zadzwo do mnie.

ń

Janie kiwa g ow i patrzy, jak przyjaci ka kieruje si do windy. Potem spogl da na

ł ą

ół

ę

ą

Cabela.

- Id - m wi.

ź

ó

- Nie.

Janie wzdycha. To super, e jest taki kochany, ale ca a ta sytuacja jest cholernie

ż

ł

dziwna. I nie ma poj cia, cze

ę

go mo e si spodziewa .

ż ę

ć

Czasami atwiej jest zrobi co samemu.

ł

ć ś

Wok panuje cisza, wiat a s przygaszone. Janie i Cabel otwieraj podw jne drzwi

ół

ś

ł ą

ą

ó

i wchodz na kory

ą

tarz OIOM - u. Janie czuje zapowied czyjego snu, ale natychmiast z

ź

ś

tym walczy. Mija sal winowajcy i prze

ę

klina go w duchu. Jest w ciek a, e nie potrafi uciec

ś

ł ż

od cudzych majak w sennych, nawet wtedy, gdy jej umys zaj ty jest czym innym.

ó

ł

ę

ś

Podchodz do stolika piel gniarek. Janie chrz ka de

ą

ę

ą

likatnie.

- Henry, eh, Fein... stei...

- Feingold - podpowiada Cabel.

- Jeste cie z rodziny? - pyta piel gniarka, patrz c na nich podejrzliwym wzrokiem.

ś

ę

ą

- Ja, eee... - zaczyna Janie. - Tak. Zdaje si , e to m j ojciec...

ę ż

ó

Piel gniarka przechyla g ow .

ę

ł ę

- eby wej do pokoju chorego, trzeba przynaj

Ż

ść

mniej k ama w spos b

ł

ć

ó

przekonuj cy - m wi. - Nic z tego.

ą

ó

- Nie zamierzam nigdzie wchodzi . Prosz tylko powiedzie mojej matce, e jestem,

ć

ę

ć

ż

dobrze? Ona jest teraz z nim. B d w poczekalni. - Janie odwraca si na pi cie.

ę ę

ę

ę

background image

Cabel wzrusza ramionami i idzie za ni . Przechodz przez podw jne drzwi i

ą

ą

ó

wracaj do poczekalni. Piel g

ą

ę niarka patrzy na nich zdziwionym wzrokiem. Janie mruczy

co pod nosem i opada na krzes o.

ś

ł

- Feingold. Harvey Feingold.

Cabe zerka na ni .

ą

- Henry.

- Jasne. Kurcz . Kto by pomy la , e pracuj dla gli

ę

ś ł ż

ę

niarzy.

- Dlatego jeste tak dobrym tajniakiem. - Cabel si u miecha.

ś

ę ś

Janie automatycznie tr ca go okciem.

ą

ł

- Ju nie. Nie zapominaj, e rozmawiasz z agentem do spraw narkotyk w. -

ż

ż

ó

Odwraca si w jego stron i chwyta go za r k . B aga. - Cabe, powiniene ju i . Prze pij

ę

ę

ę ę ł

ś ż ść

ś

si . Wracaj do Fremont i ciesz si reszt tygo

ę

ę

ą

dnia. Nic mi nie jest. Poradz sobie.

ę

Cabel patrzy na Janie i wzdycha.

- Wiem, e sobie poradzisz, Janie. Jeste pieprzon m czennic . To robi si nudne.

ż

ś

ą ę

ą

ę

Za ka dym razem, gdy wpadasz w tarapaty, m wisz to samo. Odpu sobie, nigdzie nie id .

ż

ó

ść

ę

- U miecha si dyplomatycznie.

ś

ę

Szcz ka jej opada.

ę

- M czennic !

ę

ą

- Tak jakby.

- Prosz ci . Nie mo na by tak jakby m czenni

ę ę

ż

ć

ę

kiem. Albo si nim jest, albo nie. To

ę

co zupe nie wy

ś

ł

j tkowego.

ą

Cabel mieje si , a w k cikach jego oczu pojawiaj si drobne zmarszczki. A potem

ś

ę

ą

ą ę

przygl da si jej z tym krzywym u mieszkiem na twarzy, kt ry Janie pami ta jeszcze z

ą

ę

ś

ó

ę

czas w, gdy je dzi na deskorolce.

ó

ź ł

Ale w tej chwili nie jest jej do miechu.

ś

background image

- A je li chodzi o t ma przygod - zaczyna - to na

ś

ę

łą

ę

prawd okropne, Cabe.

ę

Potwornie mi wstyd. Ale mam teraz wiele na g owie. I nie mog znie tego, e jeste dla

ł

ę

ść

ż

ś

mnie taki mi y. Nie chc marnowa twojego czasu. Wystarczy, e marnuj sw j. Naprawd ,

ł

ę

ć

ż

ę

ó

ę

prosz ci . Le

ę ę

piej bym si czu a, gdyby , no wiesz... - Patrzy na nie

ę

ł

ś

go bezradnie.

Cabel mruga.

Marszczy czo o i odwzajemnia jej spojrzenie.

ł

- Aha - m wi. - Naprawd chcesz, ebym sobie po

ó

ę

ż

szed . Wstydzisz si , bo o

ł

ę

wszystkim wiem?

Janie patrzy w pod og . To jej odpowied .

ł ę

ź

- Och. - Cabel ostro nie dobiera s owa. Jest zasko

ż

ł

czony. - Przepraszam, Janers. Nie

za apa em. Szybko wstaje i podchodzi do drzwi. Janie idzie za nim na ko

ł

ł

rytarz prowadz cy

ą

do windy.

- No to... do zobaczenia - rzuca Cabel. - Zadzwo do mnie, jak b dziesz mog a.

ń

ę

ł

- Zadzwoni . - Janie patrzy na olbrzymi napis na cianie: „Prosimy o wy czenie

ę

ś

łą

telefon w kom rko

ó

ó

wych”. - Napisz SMS. Wol si z tym upora sama, okej? Kocham ci .

ę

ę ę

ć

ę

- Jasne. Te ci kocham. - Cabel kiwa si w miejscu i niepewnie macha r k na

ż ę

ę

ę ą

po egnanie. Zerka na ni przez rami . - Pami tasz, e autobusy nie je d mi

ż

ą

ę

ę

ż

ż żą ędzy drug a

ą

pi t rano?

ą ą

Janie si u miecha.

ę ś

- Pami tam.

ę

- Nie daj si wci gn w aden sen.

ę

ą ąć ż

- Dobra. Cicho - m wi Janie. Ma nadziej , e nikt nie s ysza .

ó

ę ż

ł

ł

Zanim Cabel zd y cokolwiek doda , Janie w lizguje si z powrotem do poczekalni,

ąż

ć

ś

ę

eby posiedzie i pomy

ż

ć

le .

ś ć

W samotno ci.

ś

background image

Godzina 1.12

Drzemie na krze le w poczekalni.

ś

Nagle czuje na sobie czyj wzrok. Siada prosto, w pe

ś

łni rozbudzona.

Matka przynajmniej ma na sobie jakie ciuchy, a nie nocn koszul , o kt rej

ś

ą

ę

ó

wspomina a Carrie.

ł

- Cze - m wi Janie. Wstaje i podchodzi do matki. Zatrzymuje si . Dziwnie si

ść

ó

ę

ę

czuje i nie bardzo wie, co zrobi . Powinna j u ciska ? Tak jak to robi w telewi

ć

ą ś

ć

ą

zji. To

wszystko jest bardzo dziwne.

Dorothea Hannagan jest spocona i si trz sie. Janie nie chce jej dotyka . Ca a ta

ę

ę

ć

ł

sytuacja jest dla niej obca, jakby z innego wiata.

ś

A potem.

Szale stwo.

ń

- Gdzie by a ? - Matka Janie za amuje si i zaczyna p aka . Wrzeszczy na ca y g os. -

ł ś

ł

ę

ł

ć

ł ł

Nigdy nie m wisz, gdzie jeste , po prostu znikasz. Ta dziwna dziewczy

ó

ś

na, kt ra mieszka

ó

obok, musia a mnie tu przywie ... - R ce jej dr . Patrzy rozbieganym, oskar ycielskim

ł

źć

ę

żą

ż

wzrokiem to na pod og , to na Janie. - Ju ci nie ob

ł ę

ż ę

chodz . Latasz tylko za tym

ę

ch opakiem.

ł

Janie robi krok do ty u. Jest zdumiona, nie tyle poto

ł

kiem s w, kt re wyp ywaj z ust

łó

ó

ł

ą

matki, co jej tonem.

- O Bo e.

ż

- Nie wa si pyskowa . - Dorothea otwiera star torebk i zaczyna w niej szpera ,

ż ę

ć

ą

ę

ć

wyrzucaj c na krzes o chusteczki i papierki. Nagle zdaje sobie spraw , e nie znajdzie tego,

ą

ł

ę ż

czego szuka. Poddaje si i opada na krzes o.

ę

ł

Janie stoi obok. Przygl da si .

ą

ę

Jest roztrz siona.

ę

background image

Zastanawia si , co powinna zrobi . I dlaczego. Ma o mam na g owie? Pyta

ę

ć

ł

ł

niewiadomo kogo. Mo e Boga. Sama nie wie. Ale jednego jest pewna. Nie mo e si

ż

ż

ę

doczeka , eby wreszcie wydosta si z tego bagna.

ć ż

ć ę

Janie podnosi z pod ogi porozrzucane rzeczy, wpycha je do torebki i bierze matk

ł

ę

pod r k .

ę ę

- Chod . Masz co w domu, tak?

ź

ś

Podnosi Dorothe na nogi.

ę

- Powiedzia am chod . Musimy z apa autobus.

ł

ź

ł

ć

- A co z twoim samochodem? - pyta. - Ta dziewczyna nim jecha a.

ł

Janie mruga i patrzy na matk , ci gn c j do windy.

ę ą ą ą

- Tak, mamo. Sprzeda am go par miesi cy temu, nie pami tasz?

ł

ę

ę

ę

- Nigdy nic mi nie m wisz...

ó

- Po prostu... - Janie czuje, e zaraz wybuchnie. Przecie ci gle jeste pijana, my li.

ż

ż ą

ś

ś

Bierze g boki wdech i powoli wypuszcza powietrze. - Chod ju . Tyl

łę

ź ż

ko nie zr b mi

ó

wstydu.

- Ty te nie.

ż

- Jak sobie chcesz.

Janie zerka przez rami i patrzy na korytarz. Gdzie tam le y jej ojciec. ywy albo

ę

ś

ż

Ż

martwy. Janie nie wie.

I wcale j to nie obchodzi.

ą

Ma tylko nadziej , e szybko umrze i nie b dzie mu

ę ż

ę

sia a o nim my le . Bo rodzice to

ł

ś ć

same k opoty.

ł

Godzina 2.10

Przez ca drog do domu Dorothea wierci si , jakby by a narkomank . Janie broni si

łą

ę

ę

ł

ą

ę

zaciekle przed snem jakiego bezdomnego pasa era. Na szcz cie podr trwa kr tko.

ś

ż

ęś

óż

ó

background image

Kiedy docieraj do domu, dziewczyna dostrzega na schodach swoj walizk .

ą

ą

ę

- Do diab a, Cabel - mruczy pod nosem. - Dlaczego ty zawsze musisz o wszystkim

ł

pomy le ?

ś ć

Matka idzie zygzakiem do kuchni, wyci ga spod zle

ą

wu butelk w dki i bez s owa

ę ó

ł

znika w swojej sypialni. Janie jej nie zatrzymuje. Jutro b dzie mia a du o czasu, eby

ę

ł

ż

ż

dowiedzie si , o co chodzi z tym go ciem o imie

ć ę

ś

niu Henry. Kiedy Dorothea b dzie ju

ę

ż

wystarczaj co wstawiona, ale te przytomna.

ą

ż

Janie wysy a Cabelowi wiadomo .

ł

ść

Jestem w domu.

Pomimo p nej pory, Cabe od razu odpowiada.

óź

Dzi ki, kotku. Kocham. Zobaczymy si jutro?

ę

ę

Janie wy cza kom rk .

łą

ó ę

- W a nie, jeszcze to... - szepcze. Wzdycha i k adzie telefon na szafce, obok stawia

ł ś

ł

walizk i rzuca si na ko.

ę

ę

łóż

Godzina 4.24

Janie ni.

ś

Ca a pod oga w jej pokoju pokryta jest kamieniami, a na ku le y walizka. Na

ł

ł

łóż

ż

ka dym kamieniu jest ja

ż

ki napis. Janie mo e go odczyta dopiero wtedy, gdy we mie

ś

ż

ć

ź

kamie do r ki.

ń

ę

Podnosi jeden do g ry. „Pom mi”. Na drugim „Cabe”.

ó

óż

„Dorothea. Kaleka. Sekret. lepa”.

Ś

Kiedy odk ada je z powrotem, powi kszaj si i sta

ł

ę

ą ę

j si ci sze. Wie, e nied ugo na

ą ę ęż

ż

ł

background image

pod odze zabrak

ł

nie miejsca, ale nie mo e przesta ich czyta . I tak si dzieje. Janie nie mo e

ż

ć

ć

ę

ż

oddycha . To one wysysaj z pokoju ca e powietrze.

ć

ą

ł

W ko cu wk ada jeden z kamieni do walizki. A ten kurczy si do rozmiar w ma ego

ń

ł

ę

ó

ł

kamyczka.

Powoli, metodycznie, podnosi wszystkie i wk ada je do walizki. Ma wra enie, e

ł

ż

ż

nigdy nie sko czy. W ko cu podnosi ostatni. IZOLACJA. K adzie go obok pozosta ych.

ń

ń

ł

ł

Kamie robi si malutki, a wszystkie inne znikaj .

ń

ę

ą

Janie gapi si na walizk . Wie, co powinna zrobi .

ę

ę

ć

Zamyka walizk .

ę

Podnosi j .

ą

I wychodzi.

background image

Pi tek

ą

Pi tek

ą

4 sierpnia 2006, godzina 9.15

Janie le y na ku, gapi c si w sufit. Rozmy la o wszystkim. O tej nowej sprawie te . O

ż

łóż

ą

ę

ś

ż

zielonym notesie, przes uchaniu, plotkach, college'u, o matce i Henrym. Co dalej? To dla niej

ł

za du o. Czuje, e ogarnia j fala pa

ż

ż

ą

niki. Co ciska jej klatk piersiow . Mocno. Janie ap

ś ś

ę

ą

ł -

czywie chwyta powietrze. Nie mo e oddycha . Prze

ż

ć

kr ca si na bok i zwija w k bek.

ę

ę

łę

- Uspok j si - sapie. - Uspok j si , do jasnej cho

ó ę

ó ę

iny.

To dla niej za du o.

ż

Zakrywa r k usta i nos. Oddycha, wci ga i wypusz

ę ą

ą

cza powietrze, a w ko cu udaje

ż

ń

jej si wzi porz dny oddech. Przestaje my le .

ę

ąć

ą

ś ć

Oddycha.

Po prostu oddycha.

Godzina 9.29

Drzwi do pokoju matki s ca y czas zamkni te.

ą ł

ę

Janie b ka si bez celu po domu, zastanawiaj c si , co ma zrobi z Henrym. Zjada

łą

ę

ą

ę

ć

batonik. Czuje, e si spoci a. Jest bardzo gor co. W cza w du ym pokoju wiatrak i otwiera

ż ę

ł

ą

łą

ż

drzwi wej ciowe, marz c o przeci gu. Opada na kanap .

ś

ą

ą

ę

Przez porwan siatk w drzwiach widzi, jak Cabel parkuje na podje dzie. Serce jej

ą

ę

ź

zamiera. Ch opak wy

ł

skakuje z samochodu i d ugimi, lekkimi krokami zmie

ł

rza do drzwi. Jak

zwykle sam sobie otwiera. Zatrzymuje si i patrzy.

ę

Posy a jej krzywy u miech.

ł

ś

- Cze - m wi.

ść

ó

background image

Janie klepie r k le c obok poduszk .

ę ą żą ą

ę

- Nie my am jeszcze z b w - uprzedza, gdy Cabel nachyla si nad ni . - Sk ra ci

ł

ę ó

ę

ą

ó

schodzi na nosie.

- Niewa ne. Niewa ne. - Cabel ca uje j . Potem siada na kanapie. - Nie masz nic

ż

ż

ł

ą

przeciwko, e tu je

ż

stem... I w og le? - pyta.

ó

- Nie. - Janie k adzie mu r k na udzie. - Wczoraj wieczorem po prostu nie

ł

ę ę

wiedzia am, czego mog si spodziewa . Nie by am pewna, co z matk , rozumiesz? Nie

ł

ę ę

ć

ł

ą

wiedzia am, co zrobi.

ł

- A co zrobi a? - Cabel nerwowo rozgl da si wo

ł

ą

ę

k .

ół

- Nic takiego. By a okropna. Ale nie niemo liwa. I ani s owem nie wspomnia a o

ł

ż

ł

ł

Henrym, a ja nie mia am odwagi zapyta . Bo e, ona nie jest w stanie wy

ł

ć

ż

trzyma nawet

ć

dwunastu godzin bez picia. A jak nie pije, robi si z o liwa. - Janie spuszcza g ow . - Tak mi

ę ł ś

ł ę

wstyd, rozumiesz?

- M j ojciec te taki by . Tylko e jemu nie robi o r nicy, czy pi , czy nie.

ó

ż

ł

ż

ł

óż

ł

Przynajmniej by konsekwen

ł

tny. - Cabel u miecha si cierpko.

ś

ę

Janie prycha.

- Tak, chyba mam szcz cie. - Zerka na Cabela.

ęś

Zastanawia si .

ę

W ko cu pyta:

ń

- Wyobra a e sobie kiedy , e nie yje? To zna

ż ł ś

ś ż

ż

czy, jeszcze zanim ci skrzywdzi ?

ę

ł

e nie chcesz mie z nim do czynienia?

Ż

ć

Cabel mru y oczy.

ż

- Ka dego. Cholernego. Dnia.

ż

Janie zagryza wargi.

- Wi c cieszysz si , e zmar w wi zieniu?

ę

ę ż

ł

ę

background image

Cabel d ugo nie odpowiada. Potem wzrusza ramiona

ł

mi. Kiedy wreszcie si odzywa,

ę

jego g os jest wywa o

ł

ż ny, jakby rozmawia z psychiatr .

ł

ą

- To by o najlepsze wyj cie, bior c pod uwag oko

ł

ś

ą

ę

liczno ci.

ś

Nagle czuje podmuch ch odnego powietrza na sk rze mokrej od potu. Dr y. My li o

ł

ó

ż

ś

Henrym Feingoldzie, obcym cz owieku, kt ry prawdopodobnie jest jej ojcem. I w a nie

ł

ó

ł ś

umiera. Po raz trzeci w ci gu ostatnich dwu

ą

dziestu czterech godzin a uje, e to nie kto

ż ł

ż

ś

inny.

Opiera g ow na ramieniu Cabela i obejmuje go. Ch opak odwraca si , i mocno j

ł ę

ł

ę

ą

przytula.

Bo nie ma nikogo innego.

Janie nie wie, co robi .ć

Wyobra a sobie ycie bez ludzi. Bez niego. Z amane serce, samotno , ale zachowuje

ż

ż

ł

ść

wzrok. Czuje. yje. Ma spok j. Nie musi co chwil zerka przez rami , cze

Ż

ó

ę

ć

ę

kaj c na kolejny

ą

sen.

I ycie z nim. Jest lepa, ale kochana... Przynajmniej dop ki wszystko idzie dobrze.

ż

ś

ó

Ale przez ca y czas ma wiadomo , z czym on walczy w swoich snach. Czy przez te

ł

ś

ść

wszystkie lata naprawd chce to ogl da ? I by ci arem dla tak niesamowitego faceta?

ę

ą ć

ć ęż

Wci nie wie, kt ry scenariusz jest lepszy.

ąż

ó

Ale my li.

ś

Mo e z amane serce goi si atwiej ni po amane r ce i zepsuty wzrok.

ż ł

ę ł

ż ł

ę

Godzina 9.41

Od tego siedzenia robi si gor co.

ę

ą

Cabe si przeci ga.

ę

ą

background image

- Obudzisz j i pojedziemy do szpitala?

ą

- Bo e, mam nadziej , e nie.

ż

ę ż

- Janie.

- Tak, wiem.

- Tam przynajmniej jest klimatyzacja.

- W twoim samochodzie te . Mo e pobaraszkujemy?

ż

ż

Cabel si mieje.

ę ś

- Mo e jak zrobi si ciemno. Jak tylko zrobi si ciem

ż

ę

ę

no - poprawia si . - Ale

ę

powa nie, Janie. Chyba po

ż

winna pogada z matk .

ś

ć

ą

Janie wzdycha i przewraca oczami.

- Pewnie tak.

Godzina 9.49

Delikatnie puka do sypialni matki.

Zerka na Cabela.

Dla Janie ten pok j nie jest cz ci jej domu. To jak drzwi do innego wiata. Wrota

ó

ęś ą

ś

do krainy smutku, z kt rej czasami wy ania si Dorothea. Janie rzadko ma okazj zajrze do

ó

ł

ę

ę

ć

rodka, chyba e matka akurat wy

ś

ż

chodzi.

Czeka. Wchodzi do rodka, przygotowana na sen. Ale matka nie ni. Janie

ś

ś

wypuszcza powietrze i rozgl da si po pokoju.

ą

ę

Przez podarte zas ony wpadaj do rodka promienie s o ca. Prawie nie ma tu mebli,

ł

ą

ś

ł ń

ale i tak wsz dzie pa

ę

nuje ba agan. Na pod odze przy ku walaj si papie

ł

ł

łóż

ą ę

rowe talerze,

butelki i szklanki. Jest gor co i duszno. Powietrze jest st ch e.

ą

ę ł

Matka Janie le y na plecach, pi. Jej ko ciste cia o okrywa cienka koszula nocna.

ż

ś

ś

ł

- Mamo - szepcze Janie.

Matka nie odpowiada.

background image

Dziewczyna czuje si nieswojo. Kiwa si na pi tach. S yszy, jak skrzypi pod oga.

ę

ę

ę

ł

ł

- Mamo - m wi, tym razem g o niej.

ó

ł ś

Matka mruczy i patrzy na ni , mru c oczy. Z wysi

ą

żą

łkiem podnosi si na okciu.

ę

ł

- Kto dzwoni? - be kocze.

ś

ł

- Nie, ja... Jest ju prawie dziesi ta i zastanawia am si , czy...

ż

ą

ł

ę

- Nie masz dzi szko y?

ś

ł

Janie stoi oniemia a. Chyba artujesz, my li. Bierze g boki wdech. Zastanawia si ,

ł

ż

ś

łę

ę

czy nie nawrzeszcze na matk i nie przypomnie jej, e zako czenie roku, na kt re zreszt

ć

ę

ć

ż

ń

ó

ą

nie przysz a, ju dawno si odby o, a teraz s wakacje. Ale dochodzi do wniosku, e nie jest

ł

ż

ę

ł

ą

ż

to najlepszy moment.

- Nie, dzisiaj nie mam szko y - rzuca szybko, zanim Dorothea b dzie mog a jej

ł

ę

ł

przerwa . - Zastanawiam si , o co chodzi z tym Henrym. Jedziesz do szpitala? Nie chc ...

ć

ę

ę

Matka g o no wci ga powietrze.

ł ś

ą

- O Bo e - wzdycha, jakby dopiero teraz sobie o wszystkim przypomnia a. Przekr ca

ż

ł

ę

si na bok i z trudem si podnosi. Idzie do azienki. Janie wlecze si za ni .

ę

ę

ł

ę

ą

- Mamo? - j czy Janie, kiedy id do kuchni. Po dro

ę

ą

dze rzuca Cabelowi bezradne

spojrzenie i wzrusza ramionami. - Mamo.

Dorothea wyci ga z lod wki sok pomara czowy, l d i w dk . To jej niadanie.

ą

ó

ń

ó

ó ę

ś

- Co? - pyta matka, poci gaj c nosem.

ą ą

- Czy Henry jest moim ojcem?

- Oczywi cie, e jest twoim ojcem. Nie jestem dziwk .

ś

ż

ą

Z drugiego pokoju s ycha jaki przyt umiony d wi k. To Cabel.

ł

ć

ś

ł

ź ę

- Czy on umiera?

Matka Janie bierze d ugi yk.

ł

ł

- Tak m wi .

ó ą

background image

- Mia jaki wypadek czy to jaka choroba, o co cho

ł

ś

ś

dzi?

Dorothea wzrusza ramionami i macha r k .

ę ą

- Jego m zg eksplodowa . To chyba guz. Czy co ta

ó

ł

ś kiego.

Janie wzdycha.

- Pojecha z tob znowu do szpitala?

ć

ą

Po raz pierwszy matka patrzy jej prosto w oczy.

- Znowu? A wczoraj mnie tam zawioz a ?

ł ś

- Mamo przyjecha am tak szybko, jak mog am.

ł

ł

Matka wypija drinka i si wzdryga. Stoi przy blacie. W jednej r ce trzyma pust

ę

ę

ą

szklank , a w drugiej butelk taniej w dki. Odstawia szklank i butelk na blat i zamyka

ę

ę

ó

ę

ę

oczy. Po policzku p ynie jej za.

ł

ł

Janie przewraca oczami.

- Jedziesz do szpitala czy nie? Ja... - zdobywa si na odwag - nie b d tu ca y dzie

ę

ę

ę ę

ł

ń

stercze .ć

- R b, co chcesz, ma a latawico, jak zawsze - m wi Dorothea. - Ja tam ju nie

ó

ł

ó

ż

wracam. - Chwiejnym krokiem przechodzi obok Janie i wchodzi do swojego pokoju,

zamykaj c za sob drzwi.

ą

ą

Janie wypuszcza powietrze i wraca do du ego poko

ż

ju. Cabel, kt ry by wiadkiem

ó

ł ś

ca ego zaj cia, siedzi na kanapie.

ł

ś

- Okej - m wi do niego. - Co teraz?

ó

Cabel jest w ciek y. Potrz sa g ow .

ś

ł

ą

ł ą

- A jak my lisz, co powinna zrobi ?

ś

ś

ć

- Nie mam zamiaru tam jecha , eby go zobaczy , je li o to ci chodzi.

ć ż

ć ś

- Mnie? To jest wy cznie twoja sprawa, czy chcesz go zobaczy , czy nie.

łą

ć

- Tak. Dobrze.

background image

- Prawda, jest beznadziejnym ojcem. Nigdy nic dla ciebie nie zrobi . Kto wie, mo e

ł

ż

ma drug rodzin ? Pomy l, jak by si czu a, gdyby si tam nagle zjawi a, a oni wszyscy

ą

ę

ś

ś ę

ł

ś ę

ł

by tam byli... - Cabel urywa.

- Rany, nawet o tym nie pomy la am.

ś ł

- Zastanawiam si , czy w Fieldridge High byli jacy Feingoldowie. Mo e masz

ę

ś

ż

przybrane rodze stwo?

ń

- By taki jeden kole , Josh. Ten, kt ry gra w kosza w szkolnej reprezentacji - m wi

ł

ś

ó

ł

ó

Janie.

- To by Feinstein.

ł

- No tak.

Chwila ciszy. Cabel czeka na Janie.

- Feingold. To chyba ydowskie nazwisko, co? - py

ż

ta Janie.

- Czy to co zmienia?

ś

- Nie. To znaczy... To ciekawe. Nigdy nie zastanawia am si , jakie mam korzenie,

ł

ę

wiesz? Przesz o . Przodkowie. - Janie pogr a si w my lach.

ł ść

ąż

ę

ś

Cabel kiwa g ow .

ł ą

- C , wygl da na to, e nigdy si nie dowiesz.

óż

ą

ż

ę

Janie zamiera i patrzy na ch opaka.

ł

Wali go w rami .

ę

Mocno.

- Wredota - krzyczy.

Cabel mieje si , rozcieraj c rami .

ś

ę

ą

ę

- Rany, co znowu zrobi em?

ł

Janie udaje oburzon . Potrz sa g ow .

ą

ą

ł ą

- Przez ciebie zacz am o nim my le .

ęł

ś ć

background image

- Daj spok j - m wi. - Nie zastanawia a si nigdy, kim by tw j ojciec?

ó

ó

ł ś ę

ł ó

Janie przypomina sobie powtarzaj cy si sen matki. Ten, kt ry przypomina

ą

ę

ó

kalejdoskop, gdzie Dorothea trzyma za r k jakiego hipisa i oboje unosz si do g ry.

ę ę

ś

ą ę

ó

Nieraz zastanawia a si , kim by jej ojciec. Czy Henry jest tym facetem ze snu.

ł

ę

ł

- To pewnie jaki garniak z dw jk dzieci, psem i do

ś

ó ą

mem z ogr dkiem. - Janie

ó

rozgl da si po swoim g w

ą

ę

ó nianym domu. Ca e jej ycie jest takie. Musi nia czy star

ł

ż

ń

ć

ą

alkoholiczk . Wie, e bez zasi ku Dorothei i jej w asnych zarobk w ju dawno znalaz yby

ę

ż

ł

ł

ó

ż

ł

si na ulicy. Ale nie chce o tym my le .

ę

ś ć

Bierze g boki wdech i powoli wypuszcza powietrze.

łę

- Dobra. Wezm prysznic i pojad do szpitala. Chcesz ze mn jecha ?

ę

ę

ą

ć

Cabel si u miecha.

ę ś

- Oczywi cie. W ko cu jestem twoim kierowc , no nie?

ś

ń

ą

Godzina 11.29

Cabel i Janie wchodz po schodach na trzecie pi tro. Kieruj si w stron podw jnych

ą

ę

ą ę

ę

ó

drzwi, kt re prowa

ó

dz na oddzia . Janie zwalnia, a w ko cu staje. Od

ą

ł

ż

ń

wraca si i wraca do

ę

poczekalni.

- Nie mog - m wi.

ę

ó

- Nie musisz. Ale jak tego nie zrobisz, b dziesz na siebie w ciek a.

ę

ś

ł

- A jak kto u niego jest?

ś

- Jasne.

- A je li... A je li on si obudzi ? Je li mnie zoba

ś

ś

ę

ł

ś

czy?

Cabel zaciska usta.

- Po tym, co m wi a twoja matka, szczerze w to w t

ó ł

ą pi .

ę

Janie lekko wzdycha i podchodzi do drzwi. Cabel idzie za ni .

ą

- Okej. - Otwiera je i odruchowo zerka, czy kt ry z pokoi jest otwarty, tak jak robi a

ó ś

ł

background image

to w Heather Home. Na szcz cie wi kszo sal jest pozamykana, a Janie nie wyczuwa

ęś

ę

ść

adnych sn w.

ż

ó

Pewnym krokiem podchodzi do stolika.

- Ja do Henry'ego Feingolda.

- Wpuszczamy tylko cz onk w rodziny. - Piel gniarz odpowiada automatycznie. Na

ł

ó

ę

tabliczce z imieniem ma napisane Miguel.

- Jestem jego c rk .

ó ą

- Hej - m wi piel gniarz, przygl daj c si jej z uwa

ó

ę

ą ą

ę

g . - Nie jeste przypadkiem t

ą

ś

ą

dziewczyn od afery z narkotykami?

ą

- Tak. - Janie pr buje sta spokojnie.

ó

ć

- Widzia em ci w wiadomo ciach. Dobra robota.

ł

ę

ś

Janie si u miecha.

ę ś

- Dzi ki. Wi c... kt ry to pok j?

ę

ę

ó

ó

- Trzysta dwana cie. Na ko cu korytarza, po prawej stronie. - Miguel wskazuje na

ś

ń

Cabela. - A ty?

- On... - zaczyna Janie. - On i ja. Jeste my razem.

ś

Piel gniarz patrzy na ni uwa nie.

ę

ą

ż

- Rozumiem. Jest twoim bratem?

Janie wypuszcza powietrze i u miecha si z wdzi cz

ś

ę

ę no ci .

ś ą

- Tak.

Cabel kiwa g ow i nie odpowiada, jakby chcia udo

ł ą

ł

wodni Miguelowi, e b dzie

ć

ż

ę

grzeczny.

- Mo e mi pan powiedzie , w jakim on jest stanie?

ż

ć

- Jest nieprzytomny, skarbie. Doktor Ming wszystko ci powie. - Miguel patrzy na

Janie ze wsp czuciem. I dodaje: - Nie jest z nim najlepiej.

ół

background image

- Dzi kuj - mruczy Janie.

ę ę

Idzie wzd u korytarza. Cabel drepcze tu za ni . A kiedy otwiera drzwi...

ł ż

ż

ą

Trzaski. Jak zak cenia w czonego na ca y regu

łó

łą

ł

lator radia. Janie upada na kolana,

zakrywaj c uszy, chocia wie, e to nic nie pomo e. Wok niej wiruj jaskrawe kolory,

ą

ż

ż

ż

ół

ą

wielkie czerwone i purpurowe plamy. Nagle zalewa j ta fala, tak jaskrawa, e parzy j

ą żół

ż

ą

w oczy. Pr buje co powiedzie , ale nie mo e.

ó

ś

ć

ż

Wok nie ma nikogo. Jest tylko szum i o lepiaj ce wiat o. To wszystko jest bardzo

ół

ś

ą ś

ł

bolesne, pozbawione jakichkolwiek uczu i emocji. Janie nigdy wcze niej czego takiego nie

ć

ś

ś

widzia a.

ł

Zdobywa si na ogromny wysi ek i pr buje si skon

ę

ł

ó

ę

centrowa . Ju ma si wydosta ,

ć ż

ę

ć

gdy nagle obraz robi si wyra niejszy. Przez u amek sekundy widzi kobiet stoj c na

ę

ź

ł

ę

ą ą

rodku wielkiego ciemnego pomieszczenia i m czyzn siedz cego na krze le w rogu. Gdy

ś

ęż

ę

ą

ś

Janie zamyka drzwi do koszmaru, oboje znikaj .

ą

Janie z trudem apie powietrze. Po chwili odzyskuje wzrok i czucie w r kach. Kl czy

ł

ę

ę

przy samych drzwiach. Cabel stoi obok niej, mrucz c co pod nosem, ale ona nie zwraca na

ą

ś

niego uwagi. Gapi si na pod og , zasta

ę

ł ę

nawiaj c si , czy ten sen, ten chaos, czy tak w a nie

ą

ę

ł ś

wygl da piek o.

ą

ł

- Nic mi nie jest - m wi do ch opaka. Powoli pod

ó

ł

nosi si na nogi, strzepuj c z kolan

ę

ą

niewidzialne cząsteczki brudu.

Potem prostuje si i odwraca.

ę

Patrzy na r d o koszmaru i wtedy po raz pierwszy go widzi.

ź ó ł

M czyzn , kt ry jest jej ojcem. Kt rego DNA nosi w sobie.

ęż

ę ó

ó

Janie wci ga powietrze. Powoli zakrywa r k usta i robi krok do ty u. Jej oczy robi

ą

ę ą

ł

ą

background image

si szerokie ze stra

ę

chu.

- Dobry Bo e - szepcze. - Co to, do diab a, znaczy?

ż

ł

background image

Co to, do diab a, znaczy

ł

Co to, do diab a, znaczy

ł

Wci pi tek, 4 sierpnia 2006, godzina 11.40

ąż ą

Cabel obejmuje Janie. Nie jest pewna, czy chce j wes

ą

prze , czy powstrzyma przed

ć

ć

ucieczk . Nie obchodzi j to. Jest zbyt przera ona, by si ruszy .

ą

ą

ż

ę

ć

- Wygl da jak skrzy owanie Kapitana Jaskiniowca i Unabombera - szepcze Janie.

ą

ż

Cabel kiwa g ow .

ł ą

- Ma niez y fryz, co w stylu Alice Cooper. - Odwra

ł

ś

ca si i patrzy na ni . Po chwili

ę

ą

dodaje agodnym g o

ł

ł sem: - O czym by ten sen?

ł

Janie nie mo e oderwa oczu od szczup ego, ow osio

ż

ć

ł

ł

nego m czyzny le cego na

ęż

żą

ku. Wok niego stoj r ne urz dzenia, ale adne nie jest w czone. Nie ma gipsu,

łóż

ół

ą óż

ą

ż

łą

banda y. adnej gazy ani ta my.

ż Ż

ś

Na jego twarzy maluje si ogromne cierpienie.

ę

Janie zerka na Cabela i odpowiada na jego pytanie.

- To by o dziwne - m wi. - Nawet nie wiem, czy to na pewno by sen. Tak jak...

ł

ó

ł

Wiesz, gdy ogl dasz te

ą

lewizj i nagle wyci gniesz kabel. S ycha wtedy taki g o ny szum.

ę

ą

ł

ć

ł ś

- Dziwne. Widzia a te czarno - bia e kropki?

ł ś ż

ł

- Nie, r ne kolory. Ogromne wi zki jaskrawych ko

óż

ą

lor w - purpurowe, czerwone,

ó

te. Ruchome, tr jwy

żół

ó

miarowe, kolorowe ciany, kt re zacz y tworzy wo

ś

ó

ęł

ć

k mnie

ół

pude ko, jakby chcia y zamkn mnie w rod

ł

ł

ąć

ś

ku. By y tak jaskrawe, e nie mog am tego

ł

ż

ł

wytrzyma . To by o okropne.

ć

ł

- Ciesz si , e uda o ci si wydosta .

ę ę ż

ł

ę

ć

Janie kiwa g ow .

ł ą

- Potem ciany znikn y i przez u amek sekundy wi

ś

ęł

ł

dzia am w oddali jak kobiet .

ł

ąś

ę

A p niej ona znikn

óź

ę a. Pr bowa am si wydosta . Chyba straci am okazj , eby zobaczy

ł

ó

ł

ę

ć

ł

ę ż

ć

background image

kawa ek prawdziwego snu.

ł

- Mo esz tam wr ci ?

ż

ó ć

- Nie wiem. Nigdy tego nie robi am - odpowiada. - Mo e jak wyjd z pokoju,

ł

ż

ę

zamkn drzwi i wr c . Ale chyba tego nie chc , rozumiesz?

ę

ó ę

ę

Cabel kiwa g ow i podchodzi do m czyzny. Si ga bo zawieszon przy ku kart .

ł ą

ęż

ę

ą

łóż

ę

Przez chwil przygl

ę

ąda si jej uwa nie i zerka na kolejn stron . Podaje j Janie.

ę

ż

ą

ę

ą

- Nic z tego nie rozumiem. Chcesz si czego dowie

ę

ś

dzie ?

ć

Janie bierze od niego kart . Czuje si tak, jakby wkra

ę

ę

cza a w ycie obcego cz owieka.

ł

ż

ł

Pr buje rozszyfrowa skomplikowan terminologi . Ale nawet jej do wiad

ó

ć

ą

ę

ś

czenie z Heather

Home na wiele si nie przydaje.

ę

- Hm. Wygl da na to, e zauwa yli umiarkowan prac m zgu.

ą

ż

ż

ą

ę ó

- Umiarkowan ? Czy to dobrze? - Cabel wydaje si zmartwiony.

ą

ę

- Chyba nie - zaprzecza Janie. Odk ada kart .

ł

ę

- Czy on nas s yszy? - szepcze ch opak.

ł

ł

Przez chwil Janie nie odpowiada. Potem te zaczyna m wi szeptem.

ę

ż

ó ć

- Mo liwe. W Heather Home zawsze rozmawiali my z pacjentami w pi czce, tak

ż

ś

ś ą

jakby nas s yszeli. Rodzi

ł

ny te o to prosili my. Tak na wszelki wypadek.

ż

ś

Cabel g o no prze yka lin i patrzy na Janie. Nie wie, co powiedzie . Szturcha j

ł ś

ł

ś ę

ć

ą

okciem i kiwa g ow w stron ka.

ł

ł ą

ę łóż

Janie marszczy brwi.

- Nie ponaglaj mnie - szepcze.

Przygl da si m czy nie i robi krok do przodu. Wzdryga si i zatrzymuje tu

ą

ę ęż

ź

ę

ż

przed kiem, na kt

łóż

órym le y jej ojciec. A mo e on tylko udaje i zaraz si na mnie rzuci?

ż

ż

ę

My li. Znowu si wzdryga.

ś

ę

Bierze g boki wdech i przez chwil , czuje si tak, jakby znowu mia a do wykonania

łę

ę

ę

ł

background image

tajn misj . Wpatru

ą

ę

je si w zbola twarz m czyzny. Pod d ugimi czar

ę

łą

ęż

ł

nymi w osami

ł

wida szorstk , pokryt bliznami sk r . Janie zastanawia si , czy to jemu zawdzi cza

ć

ą

ą

ó ę

ę

ę

pryszcze, kt re czasami wyskakuj jej na twarzy. Miejscami w o

ó

ą

ł sy m czyzny s mocno

ęż

ą

przerzedzone, jakby kto je powyrywa . Wida nawet czaszk pokryt czerwonymi ladami

ś

ł

ć

ę

ą

ś

po zadrapaniach.

Patrzy na jego d onie. Paznokcie s czyste, ale po

ł

ą

obgryzane, a sk rki pokryte

ó

strupami. Wystaj ce spod szpitalnej koszuli w osy na klatce piersiowej r wnie s mocno

ą

ł

ó

ż ą

przerzedzone, ale bardziej siwe ni te na g owie. Jego cera ma szarawy odcie , jakby nie

ż

ł

ń

przebywa du o na s o cu, chocia ramiona ma lekko opa

ł ż

ł ń

ż

lone.

- Co ci si sta o? - pyta szeptem, bardziej sam sie

ę

ł

ą

bie.

M czyzna si nie rusza. Cierpienie na jego twarzy jest niepokoj ce. Janie

ęż

ę

ą

zastanawia si , czy on s yszy w g owie te trzaski.

ę

ł

ł

- To musi by bolesne - mruczy pod nosem.

ć

Nagle odwraca si i patrzy na Cabela.

ę

- To wszystko jest cholernie dziwne - szepcze. Wskazuje na drzwi. Cabel kiwa g ow

ł ą

i wychodz , zamyka

ą

j c za sob drzwi.

ą

ą

- Zbyt dziwne - m wi g o no Janie. To wi cej ni jest w stanie znie . - Chod my

ó

ł ś

ę

ż

ść

ź

ju . Zr bmy co , nie wiem, chod my po wiczy , powyg upia si albo co zje ,

ż

ó

ś

ź

ć

ć

ł

ć ę

ś

ść

cokolwiek. Musz zapomnie o tym facecie.

ę

ć

Godzina 12.30

Id do baru Franka i w drzwiach wpadaj na jakie p tuzina policjant w.

ą

ą

ś ół

ó

- Co, ju wr cili cie z wakacji? Tak si za nami st sknili cie? - mieje si Jason

ż

ó ś

ę

ę

ś

ś

ę

Baker.

Janie go lubi.

- Chcia by . Sprawa rodzinna, musieli my wr ci troch wcze niej. Ale ju

ł ś

ś

ó ć

ę

ś

ż

background image

wszystko w porz dku. - Ja

ą

nie lekko wzdycha.

Cabel i Janie siadaj przy barze i zjadaj szybki lunch. Janie dostaje darmowego

ą

ą

szejka za akcj z narkoty

ę

kami.

Nie jest tak le.

ź

Godzina 1.41

Janie zarzuca nog na ow osion nog Cabela.

ę

ł

ą

ę

Ich stopy si stykaj . Oboje pracuj w jego piwnicy.

ę

ą

ą

Janie przegl da strony medyczne. Szuka informacji na temat chor b i uraz w

ą

ó

ó

m zgu, ale nie znajduje ni

ó

czego konkretnego. Jest ich zbyt wiele.

Cabel szuka informacji o jej ojcu.

- No c - m wi. - Niczego nie znalaz em o Henrym Feingoldzie z Fieldrigde, w

óż

ó

ł

stanie Michigan. Jest jaki pisarz o tym nazwisku, ale to chyba nie on. Nie wiado

ś

mo, czym

tw j ojciec si zajmowa lub zajmuje.

ó

ę

ł

Janie zamyka laptopa. Wzdycha.

- Nie mog go rozgry . Zastanawiam si , dlaczego w szpitalu nic nie robi ?

ę

źć

ę

ą

- Mo e nie jest ubezpieczony - m wi cicho Cabel. - Nie chc go os dza po

ż

ó

ę

ą

ć

wygl dzie, ale raczej nie wy

ą

gl da na dyrektora w jakiej korporacji.

ą

ś

- Tak, pewnie o to chodzi. - Janie zamyka oczy. Opiera g ow na ramieniu ch opaka.

ł ę

ł

My li o dwojgu spokrewnionych z ni ludziach. Mat

ś

ą

ka - chuda alkoholiczka z

wiecznie t ustymi w osami, wygl daj ca staro i krucho w wieku zaledwie trzydzie

ł

ł

ą ą

stu paru

lat. Ojciec - dziwne skrzy owanie Ruperta z

ż

Ocalonego i Hagrida.

- My lisz czasami o tym, jak b d wygl da a za pi t

ś

ę ę

ą ł

ę na cie lat? W dodatku lepa,

ś

ś

Cabe? S odki Bo e, moja rodzina to prawdziwy cyrk dziwade .

ł

ż

ł

- Czemu przejmujesz si swoim wygl dem? - G asz

ę

ą

ł cze j po udzie. - Dla mnie

ą

zawsze b dziesz pi kna. - Stara si powiedzie to lekko, ale Janie s yszy, e nie przychodzi

ę

ę

ę

ć

ł

ż

background image

mu to atwo.

ł

- Tak czy siak, oboje s dziwakami.

ą

Cabel si u miecha. Odk ada laptopa na pod og i to samo robi z komputerem Janie.

ę ś

ł

ł ę

Powoli j popycha do ty u. Janie chichocze. Cabel k adzie si na niej i mocno przytula,

ą

ł

ł

ę

przygniataj c j swoim cia em. Janie zarzuca mu r ce na szyj i przyci ga do siebie.

ą ą

ł

ę

ę

ą

- Kocham ci , dziwaku - szepcze Cabel.

ę

Jego s owa prawie j zabola y.

ł

ą

ł

- Te ci kocham, wielki, chropowaty potworze - m wi Janie.

ż ę

ó

To bola o jeszcze bardziej.

ł

A potem si ca uj .

ę ł ą

Powoli, delikatnie.

Bo je li ma si u boku odpowiedni osob , poca unki mog leczy .

ś

ę

ą

ę

ł

ą

ć

Ale Janie ca y czas my li o czym innym. Zastana

ł

ś

ś

wia si , czy warto traci wzrok,

ę

ć

kiedy istnieje inne wyj cie.

ś

Poza tym mo e Cabel nigdy nie powie jej o swoim strachu?

ż

To wszystko jest cholernie przera aj ce.

ż ą

To tak jakby Cabe by lepy.

ł ś

Przestaj si ca owa , a Cabel chowa twarz w zag

ą ę

ł

ć

łębieniu jej szyi i pie ci jej

ś

zarumienion sk r .

ą ó ę

- O czym my lisz? - pyta.

ś

- Poza tob ?

ą

- Sprytne - mieje si Cabel. Jego usta askocz jej sk r . Gryzie j . - Tak, poza mn .

ś

ę

ł

ą

ó ę

ą

ą

Je eli jest to w og le mo liwe.

ż

ó

ż

- Och - wzdycha Janie. - Gdybym ju mia a my le o czym innym, to chyba o tym,

ż

ł

ś ć

ś

background image

czy powinnam pogada z matk . - Z roztargnieniem odgarnia mu w osy z twarzy. - I

ć

ą

ł

dowiedzie si , co si mi dzy nimi sta o, i ze mn . I co niby mamy teraz zrobi z tym

ć ę

ę

ę

ł

ą

ć

pustelnikiem.

Cabel siada i kiwa g ow . A potem z j kiem podnosi si do g ry. Pomaga Janie wsta .

ł ą

ę

ę

ó

ć

- Chcesz, ebym poszed z tob ?

ż

ł

ą

- Chyba b dzie lepiej, jak sama si tym zajm . Ale dzi ki.

ę

ę

ę

ę

- Tak my la em. Zadzwo do mnie, dobrze?

ś ł

ń

W tym momencie dzwoni kom rka Janie.

ó

- To Carrie telefonuje, musz odebra . - Janie posy

ę

ć

a mu ca usa i wchodzi po

ł

ł

schodach. Odbiera telefon. - Carrie!

- Cze laska. Jak tam wasza rodzinna opera mydla

ść

na? Dobrze si czujesz?

ę

- To wszystko jest cholernie dziwne i pogmatwane, ale nic mi nie jest. Jeszcze raz

dzi ki, e zaj a si mo

ę ż

ęł ś ę

j matk . Jeste najlepsza.

ą

ą

ś

- Nie ma problemu. Kto musi pilnowa porz dku w okolicy, no nie?

ś

ć

ą

- Chryste. Carrie! - Ale Janie chichocze.

- S uchaj, wiesz gdzie mnie szuka , jakby czego potrzebowa a - odpowiada. - Hej?

ł

ć

ś

ś

ł

- Co?

- Zar czy am si .

ę

ł

ę

- Co takiego?

- Wczoraj wieczorem Stu poprosi mnie o r k .

ł

ę ę

- Do diab a! - krzyczy Janie. - Zgodzi a si ?

ł

ł ś ę

- Oczywi cie, przecie dopiero co powiedzia am, e si zar czy am.

ś

ż

ł

ż ę

ę

ł

- Carrie. Jeste ... pewna? Szcz liwa?

ś

ęś

- Jasne. To znaczy, oczywi cie, e tak! Wiem, e Stu jest facetem, z kt rym chc by .

ś

ż

ż

ó

ę ć

- Ale?

background image

- Ale nie spodziewa am si tego ju teraz.

ł

ę

ż

Janie, kt ra zd y a ju dotrze do swojego domu, idzie prosto do Carrie.

ó

ąż ł

ż

ć

- Jeste w domu?

ś

- Tak.

- Mog wpa ?

ę

ść

- Kochanie - m wi z ulg Carrie. - Jasne, e tak. Czekam w moim pokoju.

ó

ą

ż

- Na razie. - Janie odk ada telefon i wchodzi do rodka. Idzie prosto do pokoju

ł

ś

kole anki i rzuca si na ko. Carrie siedzi przed lustrem przy toaletce i pro

ż

ę

łóż

stuje w osy.

ł

- Wi c - zaczyna Janie - masz pier cionek?

ę

ś

Carrie u miecha si i pokazuje jej r k .

ś

ę

ę ę

- Dziwnie si czuj . To troch kr puj ce, wiesz?

ę

ę

ę ę

ą

- Co na to twoja mama?

- Powiedzia a, e znacznie lepiej, ebym nie by a w ci y.

ł ż

ż

ł

ąż

Janie prycha.

- Co si dzieje z naszymi rodzicami? Chwileczk ... Chyba nie jeste , co?

ę

ę

ś

- Oczywi cie, e nie! Chryste, Janers! Mo e i nie mia am w szkole najlepszych

ś

ż

ż

ł

stopni, ale nie jestem g u

ł pia. Wiesz przecie , e bior pigu ki. Poza tym jego wacek nie mo e

ż ż

ę

ł

ż

si do mnie zbli y bez p aszczyka przeciwdeszczowego, kapujesz? Nic nie przebije si

ę

ż ć

ł

ę

przez moj fortec !

ą

ę

- To dobrze. - Janie ponownie wybucha miechem. - Ale odnios am wra enie, e nie

ś

ł

ż

ż

jeste do ko ca prze

ś

ń

konana.

Carrie odk ada prostownic i wzdycha.

ł

ę

- Chc wyj za Stu. Naprawd . Nie ma nikogo in

ę

ść

ę

nego, a on nie naciska. Ale zaczął

ju ustala dat . W przysz e wakacje, ebym mog a najpierw zaliczy rok w szkole dla

ż

ć

ę

ł

ż

ł

ć

kosmetyczek... Sama nie wiem. To powa na sprawa. Nie chc tego zepsu .

ż

ę

ć

background image

Janie milczy i pozwala jej wszystko z siebie wyrzuci . Dziwnie si czuje, plotkuj c z

ć

ę

ą

Carrie.

Nie mia aby nic przeciwko temu, eby zamieni si z ni problemami.

ł

ż

ć ę

ą

- To tyle, je li o mnie chodzi. A co u ciebie? - Carrie nak ada na proste ju w osy

ś

ł

ż ł

jaki klej cy, b yszcz cy p yn.

ś

ą

ł

ą

ł

- Musz i do domu i dowiedzie si , co jest mi

ę ść

ć ę

ędzy moj matk i tym ca ym

ą

ą

ł

Henrym. Musz z ni po

ę

ą gada .ć

Carrie patrzy na odbicie Janie w lustrze i kr ci lekko g ow .

ę

ł ą

- To ycz szcz cia. Rozmowa z twoj matk to jak gadanie z tym go ciem o

ż

ę

ęś

ą

ą

ś

imieniu Godot.

Janie si mieje. Uwielbia Carrie.

ę ś

- Mo e powinnam si upi i wyzwa j na poje

ż

ę

ć

ć ą

dynek.

- Zadzwo do mnie, jak to si stanie. Chcia abym to zobaczy .

ń

ę

ł

ć

Janie u miecha si i ciska Carrie.

ś

ę ś

- Jasna sprawa.

W drodze do domu, my li, e to wcale nie jest taki g upi pomys .

ś ż

ł

ł

background image

Rozmowa

Rozmowa

Godzina 16.01

Janie bierze kilka g bokich wdech w i pr buje nabra pewno ci siebie. Musi jej to

łę

ó

ó

ć

ś

wystarczy . Wyci ga z lo

ć

ą

d wki puszk piwa, otwiera j i poci ga yk gorzkiego napoju. Od

ó

ę

ą

ą ł

czasu imprezy u Durbina nie mia a w ustach alkoholu i dziwnie si czuje.

ł

ę

Czeka na kanapie, maj c nadziej , e matka sama si zjawi.

ą

ę ż

ę

Godzina 16.46

Ca y czas czeka. Piwa ju nie ma.

ł

ż

Wyci ga kolejn puszk . W cza telewizor i ogl da

ą

ą

ę

łą

ą

S dzi Judy.

ę ę

Prze cza na teleturniej - s dziowie przywo uj zbyt wiele bolesnych wspomnie .

łą

ę

ł ą

ń

Godzina 17.39

Gdzie ona do diab a jest? Wie, e musi do niej i .

ł

ż

ść

Ale najpierw musi do azienki.

ł

Godzina 17.43

Janie otwiera drzwi do pokoju matki, trzymaj c w r

ą

ęku dwie puszki piwa. Jedna to prezent.

Albo ap wka. Ale w tym momencie zostaje wessana w sen. Upuszcza puszki i upada na

ł ó

pod og . S yszy pykni cie i syk. Wie, e jedna z puszek si otworzy a.

ł ę ł

ę

ż

ę

ł

Ale i to nie wystarcza, by obudzi Dorothe z jej pi

ć

ę

jackiego snu. Do diab a, my li

ł

ś

Janie. Sny i alkohol nie wr

nic dobrego.

óżą

Pr buje si wydosta , ale czuje, e kr ci jej si w g o

ó

ę

ć

ż

ę

ę

ł wie. Nie udaje si .

ę

Stoj w kolejce przed jakim budynkiem. Dorothea trzyma na r kach p acz ce

ą

ś

ę

ł

ą

niemowl . Janie wie, e to ona, bo kt by inny? Powoli posuwaj si do przo

ę

ż

óż

ą ę

du, ale

background image

budynek coraz bardziej si oddala. To jakie schronisko albo jad odajnia. Janie stoi na ulicy,

ę

ś

ł

obserwuj c matk . Pr buje przyku jej uwag . Mo e tym razem uda jej si co zmieni .

ą

ę

ó

ć

ę

ż

ę ś

ć

Popatrz na mnie, my li Janie, pr buj c si skoncentrowa . Popatrz na mnie.

ś

ó ą

ę

ć

Ale nie ma w sobie do si . Dorothea zerka na ni odruchowo i odwraca wzrok.

ść ł

ą

Robi si coraz bardziej niecierpliwa. W ko cu Janie patrzy na budynek. S tam dwa okna.

ę

ń

ą

A nad nimi olbrzymi napis.

„Jedzenie za dzieci”.

Tak jest napisane.

Janie widzi, jak w jednym okienku ludzie oddaj swoje dzieci, a w drugim odbieraj

ą

ą

karton z jedzeniem.

Janie z ca ej si y pr buje krzykn , ale nie mo e. Zbiera w sobie resztk si i lepo

ł

ł

ó

ąć

ż

ę ł ś

pe znie po pod odze w stron ka. Uderza w nie g ow i zarzuca odr

ł

ł

ę łóż

ł ą

ętwia e r ce na

ł ę

materac. Nie jest nawet pewna, czy trafia w matk . Pr buje j obudzi i wydosta si z tego

ę

ó

ą

ć

ć ę

koszmaru.

W ko cu wszystko wok robi si czarne.

ń

ół

ę

W tym samym momencie s yszy:

ł

- Co si z tob dzieje?

ę

ą

Janie nie odzyska a jeszcze wzroku. Czuje, e ca a jest mokra od piwa, kt re

ł

ż

ł

ó

wybuch o. Dorothea odpy

ł

cha j .

ą

- Co tu robisz?

background image

Janie udaje, e widzi. W ko cu ma otwarte oczy.

ż

ń

- Potkn am si .

ęł

ę

- Wyno si st d ty...

ś ę ą

- Przesta ! - Janie jest pijana, sko owana i o lepio

ń

ł

ś

na. Ale ma ju tego do . - Nie

ż

ść

m w do mnie w ten spos b! Nigdy wi cej nie wa si tak m wi . Gdyby nie ja, ju dawno

ó

ó

ę

ż ę

ó ć

ż

wyl dowa aby na ulicy i dobrze o tym wiesz, wi c si zamknij do cholery!

ą

ł

ś

ę

ę

Matka jest zaskoczona.

Janie jest zszokowana swoimi s owami.

ł

Dlatego obie milcz .

ą

Janie powoli odzyskuje wzrok i czuje, e mo e si ju rusza . Podnosi si i zabiera

ż

ż

ę ż

ć

ę

puszk .

ę

- Co za bajzel - mruczy. - Wychodzi.

Po chwili wraca ze szmat i zaczyna wyciera .

ą

ć

- Wiesz co? Korona by ci z g owy nie spad a, gdyby mi pomog a.

ł

ł

ś

ł

Po chwili matka podchodzi do niej.

- Pi a ? - burczy Dorothea.

ł ś

- I co z tego? Co ci to obchodzi? - Janie wci jest wkurzona i troch przestraszona

ę

ąż

ę

tym snem. - Dlaczego mnie nienawidzisz?

Matka pochyla si nad pod og , by zetrze mokr plam . Kiedy si odzywa, jej g os

ę

ł ą

ć

ą

ę

ę

ł

brzmi agodniej.

ł

- Nie nienawidz ci .

ę ę

Janie jest w ciek a.

ś

ł

- Mamo? Co jest mi dzy tob i Henrym? Chyba po

ę

ą

winnam wiedzie .ć

Dorothea odwraca wzrok. Wzrusza ramionami.

- To tw j ojciec.

ó

background image

- Tak, ju to m wi a . Mam zadawa bardziej szcze

ż

ó ł ś

ć

g owe pytania? Chryste!

ół

Dorothea marszczy czo o.

ł

- Nazywa si Henry Feingold. Poznali my si w Chi

ę

ś

ę

cago podczas wakacji, kiedy

mia am szesna cie lat. By studentem na Uniwersytecie Michigan. Pracowa w pizzerii Lou

ł

ś

ł

ł

Malnatiego w Lincolnwood. By am tam kelnerk .

ł

ą

Janie pr buje wyobrazi sobie matk wykonuj c ja

ó

ć

ę

ą ą k kolwiek prac .

ą

ę

- I co? Zasz a w ci

, a on ci zostawi ? Jest dup

ł ś

ążę

ę

ł

kiem? W jaki spos b

ó

wyl dowa a w Fieldridge?

ą

ł ś

- Zapomnij o tym. Nie chc o tym gada .

ę

ć

- Daj spok j, mamo. Gdzie on mieszka?

ó

- Nie mam poj cia. Pewnie gdzie w okolicy. Rzuci

ę

ś

am szko i pojecha am za nim.

ł

łę

ł

Przez jaki czas mieszkali my razem, a potem on odszed i nigdy wi cej go nie

ś

ś

ł

ę

widzia am.

ł

Tyle. Zadowolona?

- Wiedzia , e by a w ci y?

ł ż

ł ś

ąż

- Nie. To nie by a jego sprawa.

ł

- Ale... sk d wiedzia a , e jest w szpitalu?

ą

ł ś ż

Matka patrzy na ni nieobecnym wzrokiem.

ą

- Mia przy sobie jakie papiery, kt re da sanitariu

ł

ś

ó

ł

szom. By o tam moje nazwisko

ł

jako osoby, z kt r na

ó ą

le y si skontaktowa . Podpisa r wnie dokument, e nie chce by

ż

ę

ć

ł ó

ż

ż

ć

podtrzymywany przy yciu. Tak m wi a piel gniarka.

ż

ó ł

ę

Janie milczy.

Dorothea m wi dalej, agodnie.

ó

ł

- Powinnam si postara o co takiego. eby nie musia a cierpie , kiedy wysi dzie

ę

ć

ś

Ż

ś

ł

ć

ą

mi w troba.

ą

Janie odwraca wzrok i wzdycha.

background image

Powinna chyba zaprotestowa .ć

Ale kogo ona chce oszuka ?

ć

- Tak - m wi. - Mo e i powinna .

ó

ż

ś

Dorothea ponownie k adzie si na ku. Odwraca si do ciany.

ł

ę

łóż

ę

ś

- Nie chc ju o tym rozmawia . Nigdy wi cej.

ę ż

ć

ę

Po chwili Janie wstaje i chwiejnym krokiem idzie do azienki. Zwraca kilka puszek

ł

taniego piwa i jeszcze co .ś

- Nigdy wi cej - powtarza.

ę

Na czworakach pe znie do swojego pokoju, zamyka drzwi, wczo guje si na ko i

ł

ł

ę

łóż

zasypia.

Godzina 00.12

Janie biegnie. I biegnie.

Ca noc.

łą

Ale nigdy nie dociera na miejsce.

background image

Sobota

Sobota

5 sierpnia 2006, godzina 8.32

- S ucham? - Janie odbiera telefon zachrypni tym g o

ł

ę

ł sem. - Co? - Wci jest

ąż

pogr ona w p nie.

ąż

ółś

- Wszystko w porz dku?

ą

Janie milczy. Ma wra enie, zna ten g os, ale nie wie sk d.

ż

ł

ą

- Janie? M wi Kapitan. Jeste tam?

ó

ś

- Och! - krzyczy Janie. - Bo e, przepraszam. Ja...

ż

- Przepraszam, e ci obudzi am. Nie dzwoni a

ż

ę

ł

ł bym, ale Baker m wi , e masz jakie

ó ł ż

ś

problemy rodzinne i jeste ju w mie cie. Chcia am si tylko zapy

ś ż

ś

ł

ę

ta , czy wszystko w

ć

porz dku. I dowiedzie si czego wi cej.

ą

ć ę

ś ę

- Ja... To jest troch skomplikowane - chrypi Janie. K adzie si na plecach. Usta ma

ę

ł

ę

tak wysuszone, jak by ca buzi wypcha a papierem toaletowym. - Ale wszystko w

łą

ę

ł

porz dku. To znaczy.,. To d uga historia. Rany.

ą

ł

- Mam czas.

- Mog oddzwoni p niej? Mam drugi telefon.

ę

ę óź

- Poczekam.

Pomimo b lu g owy Janie u miecha si i odbiera dru

ó

ł

ś

ę

gie po czenie.

łą

To Cabe.

- Cze skarbie, wszystko w porz dku? Co si wczo

ść

ą

ę

raj dzia o?

ł

- Tak, zadzwoni za chwil .

ę

ę

- Dobra. - Roz cza si .

łą

ę

Janie wraca do Kapitana.

- Ju jestem - m wi.

ż

ó

background image

- wietnie.

Ś

- Ale wola abym nie wchodzi w szczeg y. Wi c... - Janie czuje, e zaczyna

ł

ć

ół

ę

ż

nabiera odwagi.

ć

Przez chwil Kapitan nie odpowiada.

ę

- Jasne, rozumiem. W razie czego wiesz, gdzie mnie szuka .ć

- Oczywi cie. Dzi kuj .

ś

ę ę

- Widzimy si w poniedzia ek. Uwa aj na siebie, Ja

ę

ł

ż

nie. - Kapitan si roz cza.

ę

łą

Janie zamyka klapk telefonu i j czy.

ę

ę

- Czemu, do cholery, wszyscy dzwoni do mnie o s

ą

ó mej trzydzie ci rano?

ś

Godzina 9.24

Po prysznicu, niadaniu i umyciu z b w Janie czuje si nieco lepiej. Wzi a ibuprom i

ś

ę ó

ę

ęł

wypi a trzy szklanki wody.

ł

- Nigdy wi cej - mruczy do lustra. Dzwoni do Cabela.

ę

- Przepraszam, e tak p no. - Janie wyja nia mu, co zasz o zesz ego wieczoru.

ż

óź

ś

ł

ł

Przechodzi przez podw rka i wchodzi do jego domu.

ó

- Hej - m wi, roz czaj c si .

ó

łą

ą

ę

Cabel u miecha si i odk ada telefon.

ś

ę

ł

- Jad a niadanie?

ł ś ś

- Tak.

- Chcesz si przejecha ?

ę

ć

- Mo e do szpitala?

ż

Cabel kiwa g ow .

ł ą

- Jasne.

- Nie ebym czu a si jako zobowi zana. Bo tak nic jest.

ż

ł

ę

ś

ą

- No i dobrze.

background image

Janie jest pogr ona w my lach. Duma o tym, co ze

ąż

ś

sz ej nocy m wi a matka, chocia

ł

ó ł

ż

nie pami ta wszyst

ę

kiego zbyt wyra nie.

ź

- My l - zaczyna powoli - e on nie jest dobrym cz owiekiem.

ś ę

ż

ł

- Co?

- Takie mam przeczucie. Niewa ne. Chod my ju .

ż

ź

ż

- Jeste pewna, e chcesz tam jecha , je li facet jest z ym cz owiekiem?

ś

ż

ć ś

ł

ł

- Tak, to znaczy, chc si dowiedzie . Po prostu mu

ę ę

ć

sz wiedzie , czy jest z y.

ę

ć

ł

Cabel wzrusza lekko ramionami, ale doskonale rozumie. Jad .

ą

Godzina 9.39

W szpitalu Janie jak zwykle bardzo ostro nie idzie przez korytarz, uwa aj c na otwarte

ż

ż ą

drzwi. Zostaje wci gni ta w jaki lekki sen, ale tylko na kr tk chwil , nie musi nawet

ą

ę

ś

ó ą

ę

zwalnia kroku. Zatrzymuj si pod drzwiami Henry'ego. Janie zaciska d o na klamce.

ć

ą ę

ł ń

Trzaski i jaskrawe kolory. Janie prawie pada na kolana, ale tym razem jest

przygotowana. Posuwa si na o lep do ka. Cabel pomaga jej si po o y na pod odze.

ę

ś

łóż

ę

ł ż ć

ł

G owa dr y od ha asu. Jest g o niej ni zwykle.

ł

ż

ł

ł ś

ż

Janie czuje, e za chwil eksploduj jej b benki. Nagle ha as ustaje, a obraz si

ż

ę

ą

ę

ł

ę

zmienia.

Znowu widzi stoj c w ciemno ci posta . To ta sama kobieta. Janie jest tego pewna,

ą ą

ś

ć

ale nie widzi adnych znak w szczeg lnych. A potem dostrzega m czy

ż

ó

ó

ęż

zn . To oczywi cie

ę

ś

Henry. To jego sen. Jest w cieniu, siedzi na krze le i patrzy na kobiet . Nagle odwraca si i

ś

ę

ę

spogl da na Janie. Jego oczy robi si okr g e. Siada prosto na krze le. „Pom mi!" - b aga.

ą

ą ę

ą ł

ś

óż

ł

Wtedy, jak w urwanym filmie, obraz znika i znowu s ycha trzaski, g o niejsze ni

ł

ć

ł ś

ż

wcze niej, jakby kto krzycza jej do ucha. Janie walczy, wali g ow o pod og . Pr buje

ś

ś

ł

ł ą

ł ę

ó

wydosta si ze snu, ale nie mo e si skupi . Ten d wi k nie pozwala jej si skoncen

ć ę

ż

ę

ć

ź ę

ę

-

background image

trowa .ć

Rzuca si po pod odze. Pr buje.

ę

ł

ó

Domy la si , e Cabel jest gdzie przy niej, trzyma j w ramionach, ale nic nie czuje.

ś

ę ż

ś

ą

Jaskrawe kolory wdzieraj si pod jej powieki, w jej umys , cia o. Trzaski s jak ma e

ą ę

ł

ł

ą

ł

igie ki, kt re k uj ka dy milimetr jej sk ry.

ł

ó

ł ą ż

ó

Jest w pu apce.

ł

Uwi ziona w koszmarze cz owieka, kt ry nie mo e j si obudzi .

ę

ł

ó

ż

ę

ć

Janie znowu walczy, czuje, e zaczyna si dusi . Wie, e je li si nie wydostanie,

ż

ę

ć

ż

ś

ę

umrze. Cabe! - krzyczy w my lach. Zabierz mnie st d!

ś

ą

Ale on jej nie s yszy.

ł

Zbiera w sobie resztki si i pr buje si wydosta , Wydaje z siebie j k, kt ry bole nie

ł

ó

ę

ć

ę

ó

ś

przeszywa ca e jej cia o. Kiedy koszmar znowu przybiera posta kobiety, Janie ledwo udaje

ł

ł

ć

si wyrwa z jego p t.

ę

ć

ę

Z trudem apie powietrze.

ł

- Janie? - Cabel odzywa si agodnym, ale niecierp

ę ł

liwym g osem.

ł

Dotyka jej sk ry, od czo a po policzki. Chwyta j za ramiona i zanosi na krzes o.

ó

ł

ą

ł

- Wszystko w porz dku?

ą

Janie nie jest w stanie m wi . Nic nie widzi. Jej cia o jest odr twia e. Mo e jedynie

ó ć

ł

ę

ł

ż

kiwa g ow .

ć ł ą

Po chwili, w drugiej cz ci pokoju s ysz jaki d wi k.

ęś

ł ą

ś ź ę

To na pewno nie Henry.

Janie s yszy, jak Cabel przeklina pod nosem.

ł

- Dzie dobry - m wi m czyzna. - Nazywam si doktor Ming.

ń

ó

ęż

ę

Janie prostuje si na krze le, na tyle, na ile mo e. Ma nadziej , e Cabel stoi przed

ę

ś

ż

ę ż

background image

ni .

ą

- Cze - odpowiada Cabe. - My... Ja... Jak on si dzisiaj czuje? Dopiero co

ść

ę

przyszli my.

ś

Doktor Ming nie odpowiada od razu, a Janie czuje, e zaczyna si poci . Bo e, on si

ż

ę

ć

ż

ę

na mnie gapi, my li.

ś

- Czy wy?

- Jeste my jego dzie mi.

ś

ć

- A ta m oda dama dobrze si czuje?

ł

ę

- Jasne. To jest... - Cabel wzdycha i g os mu si ury

ł

ę

wa. - To jest dla nas naprawdę

ci ki okres.

ęż

Janie wie, e kr ci, by da jej troch czasu.

ż

ę

ć

ę

- Oczywi cie - m wi doktor. - C .

ś

ó

óż

Janie powoli odzyskuje wzrok i spostrzega, e doktor Ming patrzy na kart .

ż

ę

- To si mo e sta w ka dej chwili, ale r wnie dobrze mo e jeszcze troch potrwa .

ę

ż

ć

ż

ó

ż

ę

ć

Trudno powiedzie .ć

Janie chrz ka i przechyla si na krze le, eby zoba

ą

ę

ś ż

czy co wi cej.

ć ś ę

- Czy jego m zg umar ?

ó

ł

- Hm? Nie, obserwujemy jeszcze jak aktywno .

ąś

ść

- Co mu dok adnie jest?

ł

- Tak naprawd nie wiemy. To m g by guz, mo e seria udar w. Ale bez operacji,

ę

ó ł ć

ż

ó

nigdy si tego nie do

ę

wiemy. A ojciec wyra nie zaznaczy , e nie yczy sobie adnych akcji

ź

ł ż

ż

ż

ratowniczych. A najbli sza krewna, za

ż

pewne wasza matka, nie podpisa a zgody na operacj .

ł

ę

- M wi to tak lito ciwym tonem, e Janie od razu za

ó

ś

ż

czyna go nienawidzi .ć

- Jest ubezpieczony? - przerywa mu Janie.

Doktor sprawdza co w papierach.

ś

background image

- Najwyra niej nie.

ź

- A jakie s szanse, e operacja mu pomo e? B dzie normalnie funkcjonowa ?

ą

ż

ż

ę

ć

Doktor Ming zerka na Henry'ego, jakby chcia oceni jego szanse.

ł

ć

- Nie wiem. Na pewno nie b dzie ju sam miesz

ę

ż

ka . O ile w og le prze yje operacj .

ć

ó

ż

ę

- Znowu zerka na kart .

ę

Janie powoli kiwa g ow . To dlatego. Dlatego tu le

ł ą

y. I jeszcze te papiery. Dlatego nic

ż

nie robi . Pr buje zachowa spok j, ale w jej g osie s ycha zdenerwo

ą ó

ć

ó

ł

ł

ć

wanie.

- To ile kosztuje oczekiwanie na mier ?

ś

ć

Doktor kr ci g ow .

ę

ł ą

- Nie wiem, to ju pytanie do dzia u ksi gowego - Zerka na zegarek. Odk ada kart .

ż

ł

ę

ł

ę

- Dobrze, to ju wszystko.

ż

Szybko wychodzi z pokoju, zamykaj c za sob drzwi.

ą

ą

Po jego wyj ciu Janie patrzy na Cabela gniewnym wzrokiem.

ś

- Nigdy wi cej nie pozw l, by do tego dosz o! Nie widzia e , e wpad am w

ę

ó

ł

ł ś ż

ł

pu apk ? Nie mog am si wy

ł

ę

ł

ę

dosta . My la am, e umr .

ć

ś ł

ż

ę

Cabel otwiera usta. Jest zaskoczony i ura ony.

ż

- Widzia em, e walczysz, ale nie by em pewien, czy nie b dziesz na mnie w ciek a,

ł

ż

ł

ę

ś

ł

je li ci przerw . Poza tym co niby mia em zrobi ? Ci gn ci po korytarzu? Jeste my w

ś

ę

ł

ć

ą ąć ę

ś

pieprzonym szpitalu, Hannagan. Gdyby kto zobaczy ci w takim stanie, w pi sekund

ś

ł ę

ęć

znalaz aby si na w zku i utkn liby my tu na ca y dzie , nie wspominaj c ju o rachunku

ł

ś ę

ó

ę

ś

ł

ń

ą

ż

za t przyjemno .

ę

ść

- Lepsze to ni kraina wiecznego szumu. Nic dziw

ż

nego, ze facet oszala . Ja ledwo

ł

yj , a sp dzi am tam zaledwie kilka minut. Poza tym - Janie dodaje ch odno, wskazuj c na

ż ę

ę ł

ł

ą

drzwi od azienki - a to co?

ł

Cabel przewraca oczami.

background image

- Nie pomy la em, w porz dku? Nie zamierzam sku

ś ł

ą

pia si tylko na twoich g upich

ć ę

ł

problemach. Jest więcej...

Zaciska usta.

Janie nieruchomieje.

- O rany. - Cabel podchodzi do niej i spogl da na ni przepraszaj cym wzrokiem.

ą

ą

ą

Janie si cofa.

ę

Kr ci g ow i patrzy gdzie w bok. Zakrywa usta, a w jej oczach zbieraj si zy.

ę

ł ą

ś

ą ę ł

- Janie, nie. Nie chcia em tego powiedzie .

ł

ć

Janie zamyka oczy i g o no prze yka lin .

ł ś

ł

ś ę

- Nie - m wi powoli Janie. Wie, e to prawda. - Masz racj . Przepraszam. - mieje

ó

ż

ę

Ś

si ponuro. - Dobrze, e o tym m wisz.

ę

ż

ó

- Daj spok j - j ka si Cabel. - Chod do mnie. - Po

ó

ą

ę

ź

nownie si do niej zbli a i tym

ę

ż

razem Janie podchodzi bli ej. Cabel przeje d a palcami po jej w osach i przy

ż

ż ż

ł

tula j . Ca uje

ą

ł

j w czo o. - Ja te przepraszam. I wcale tak nie jest. Nie to chcia em powiedzie .

ą

ł

ż

ł

ć

- Czy by? Chcesz powiedzie , e nie obchodzi ci to, co si ze mn stanie? I jak to

ż

ć ż

ę

ę

ą

wp ynie na twoje y

ł

ż cie?

- Janie... - Cabel patrzy na ni bezradnym wzro

ą

kiem.

- Co?

- Co chcesz us ysze ?

ł

ć

- Chc , eby powiedzia prawd . Nie martwisz si ? Ani troch ?

ę ż

ś

ł

ę

ę

ę

- Janie - zaczyna znowu Cabel. - Nie r b tego. Cze

ó

mu to robisz?

Nie odpowiada na pytanie.

Dla Janie wszystko jest jasne. Zamyka oczy.

- Jestem troch zdenerwowana - szepcze po chwili, u potem potrz sa g ow .

ę

ą

ł ą

Przynajmniej teraz ju wie. - Mam sporo na g owie.

ż

ł

background image

- Naprawd ? - Cabel mieje si lekko.

ę

ś

ę

- Niez e wakacje, co?

ł

Cabel prycha.

- Taa. Kiedy wygrzewali my si w s o cu?

ś

ę

ł ń

Janie my li o matce, ojcu i o tym wszystkim. O Cabelu i g upich problemach, jak

ś

ł

m wi Cabel. Poza tym kto zap aci za szpital? Oby tylko Henry mia pieni dze, ale wygl da

ó

ł

ł

ą

ą

na bezdomnego.

- Nie ma ubezpieczenia - j czy na g os. Wali g ow w piersi Cabela.

ę

ł

ł ą

- To nie tw j problem.

ó

Janie wzdycha.

- To dlaczego czuj si odpowiedzialna?

ę ę

Cabel milczy.

Janie patrzy na niego.

- Co? - pyta.

- Chcesz analizy?

mieje si .

Ś

ę

- Jasne.

- Pewnie b d tego a owa , ale wygl da to tak. Przy

ę ę

ż ł

ł

ą

zwyczai a si do tego, e jeste

ł ś ę

ż

ś

odpowiedzialna za matk . Teraz widzisz tego go cia. Kto ci powiedzia .

ę

ś

ś

ł

Ile to tw j ojciec i instynkt od razu ci podpowiada, eby i za niego wzi

ó

ż

ąć

odpowiedzialno , bo wygl da jeszcze gorzej ni twoja matka. A my leli my, e to nie

ść

ą

ż

ś ś

ż

-

mo liwe.

ż

Janie wzdycha.

- Pr buj tylko przez to wszystko przej , rozu

ó ę

ść

miesz? Staram si z tym wszystkim

ę

upora po kolei, w nadziei e to ju koniec. A potem patrz i widz , e nic z tego. Zaraz

ć

ż

ż

ę

ę ż

background image

pojawia si co nowego. Chc si wreszcie od tego uwolni . - Janie patrzy na Henry'ego i

ę ś

ę ę

ć

podchodzi do ka. - Ale nigdy tak nie b dzie - m

łóż

ę

ówi. D ugo patrzy na ojca.

ł

My li.

ś

My li.

ś

Mo e czas na zmiany.

ż

Czas zaj si tylko jedn osob .

ąć ę

ą

ą

- Chod my - m wi w ko cu. - Chyba nic nie mo e

ź

ó

ń

ż my dla niego zrobi . Poczekamy,

ć

a zadzwoni do mo

ż

ą

jej matki, jak on... Gdy b dzie po wszystkim.

ę

- Dobrze, skarbie. - Cabel idzie za Janie i wychodz z pokoju.

ą

Kiwa g ow do Miguela, a on u miecha si do nich ze wsp czuciem.

ł ą

ś

ę

ół

- Co teraz? - pyta Cabel, chwytaj c Janie za r k , gdy id do samochodu. - Idziemy

ą

ę ę

ą

co zje ?

ś

ść

- Wola abym, eby zawi z mnie do domu, dobrze? Potrzebuj troch czasu.

ł

ż

ś

ó ł

ę

ę

Musz te sprawdzi , co z matk .

ę ż

ć

ą

- Dobrze. - Cabel nie wydaje si zachwycony - Wie

ę

czorem?

- Tak... - Janie jest rozkojarzona. - Dobry pomys .ł

Godzina 13 15

Janie rzuca si na ko i chowa twarz w poduszk . Wiatrak chodzi na pe nych obrotach,

ę

łóż

ę

ł

okno jest zamkni te, a zas ony zaci gni te, by powstrzyma na

ę

ł

ą

ę

ć p yw gor cego powietrza. W

ł

ą

domu jest gor co, ale Ja

ą

nie to nie przeszkadza. Nie dosz a jeszcze do siebie po wczorajszej

ł

nocy. Zapada w popo udniow drzemk . Jej sny s popl tane i przypadkowe. Najpierw

ł

ą

ę

ą

ą

pojawia si podejrzany, ow osiony facet, kt ry j goni, po

ę

ł

ó

ą

tem pijana matka, b kaj ca si

łą ą

ę

nago po ogrodzie. Pan Durbin, kt ry grozi, e j zabije. A na koniec parada wszystkich ludzi

ó

ż ą

background image

z Hill. Wytykaj j palcami i miej lic z niej, tajnej agentki.

ą ą

ś

ą

Potem ma okropny sen, w kt rym umiera pani Stubin, i chocia wie, e ona ju nie

ó

ż

ż

ż

yje, wci j to boli. Janie p acze przez sen. Kiedy si budzi, ma wilgotne Oczy.

ż

ąż ą

ł

ę

Ca a jest mokra. Spoci a si . Nawet po ciel jest wil

ł

ł

ę

ś

gotna.

Czuje si tak, jakby kto nie le jej przy o y .

ę

ś

ź

ł ż ł

Nienawidzi takich drzemek.

Godzina 16.22

Wk ada buty do biegania, rozci ga si i wychodzi, trzy

ł

ą

ę

maj c w r ku butelk wody. Mo e

ą

ę

ę

ż

tego w a nie potrze

ł ś

buje. Nie wiczy a ca y tydzie .

ć

ł

ł

ń

Idzie po podje dzie, chrz szcz c butami po wirze i zaczyna biec. Biegnie po

ź

ę

ą

ż

pokrytym smo chodniku, zostawiaj c dziury na czarnej, mi kkiej od s o ca po

łą

ą

ę

ł ń

wierzchni.

Kropelki potu sp ywaj jej po plecach i pier

ł

ą

siach. Jest zm czona, ale biegnie dalej, czekaj c

ę

ą

na fal gor ca. Biegnie a do Heather Home, nie zdaj c sobie nawet sprawy, dok d zmierza.

ę

ą

ż

ą

ą

Rytmiczne kroki, r w

ó ny oddech wypieraj z jej umys u z e my li i wspom

ą

ł ł

ś

nienia.

Ale nie do ko ca jej si to udaje.

ń

ę

Wbiega na pokryty cementem parking. Zatrzymuje si . Stoi na jednym z miejsc

ę

postojowych, kt rego linie ju dawno si wytar y. Spogl da w g r ponad ogrom

ó

ż

ę

ł

ą

ó ę

nymi

klonami, przypominaj c sobie letni wiecz r sprzed kilku lat, kiedy siedzia a tu z trzema

ą

ó

ł

pensjonariuszkami Heather Home, ogl daj c pokaz sztucznych ogni z okazji Czwartego

ą ą

Lipca. Zachwytom nie by o ko ca, chocia jedna z kobiet by a lepa.

ł

ń

ż

ł ś

lepa jak w przysz o ci Janie.

Ś

ł ś

Och, pani Stubin.

Janie z trudem apie oddech i k adzie si na rozgrza

ł

ł

ę

nym cemencie. Z jej oczu p yn

ł ą

zy. Ma osiemna cie lat i zakocha a si w ch opaku, kt ry nie chce rozmawia o tym, co si

ł

ś

ł

ę

ł

ó

ć

ę

background image

z ni dzieje. Czuje ci ar, e nie mo

ą

ęż

ż

e prowadzi normalnego ycia nastolatki Nie po raz

ż

ć

ż

pierwszy zastanawia si , czemu to wszystko spotka o w a nie j . My li o tym, e

ę

ł

ł ś

ą

ś

ż

przyjmuj c propozycj Kapitana, pope ni a ogromny b d. Zastanawia si , co by by o, gdyby

ą

ę

ł ł

łą

ę

ł

nie przeczyta a tego cholernego zielonego notesu i gdyby w wieku o miu lat nie wsiad a do

ł

ś

ł

poci gu, od kt rego wszystko si zacz o. Gdyby cho raz mog a naprawd przej

ą

ó

ę

ęł

ć

ł

ę

ąć

kontrol nad w asnym y

ę

ł

ż ciem.

Zastanawia si , czy powinna zrobi to, czego ca y czas si obawia.

ę

ć

ł

ę

Uratowa siebie i chrzani pozosta ych.

ć

ć

ł

- Dajcie mi wreszcie spok j! - krzyczy w kierunku dawno wygas ych sztucznych

ó

ł

ogni. - Co mam do cholery zrobi , eby wreszcie normalnie y ? Czym sobie na to wszystko

ć ż

ż ć

zas u y am? Dlaczego? - P acze. - Dla

ł ż ł

ł

czego?

I jak zwykle,

nie ma adnej odpowiedzi.

ż

Godzina 17.35

Janie si podnosi.

ę

Otrzepuje szorty.

Biegnie do domu.

Godzina 18.09

Tylnym wej ciem w lizguje si do Cabela. Jest wyczer

ś

ś

ę

pana i czuje si pusta.

ę

Ch opak zerka na ni z kuchni, gdzie przygotowuje sobie kanapk . Mruga.

ł

ą

ę

- Cze - m wi Janie. Stoi w miejscu. Policzki ma brudne od ez, ulicznego kurzu i

ść

ó

ł

potu.

Cabel marszczy nos.

- Pachniesz okropnie - krzywi si . - Chod .

ę

ź

background image

Prowadzi j do azienki i odkr ca wod . Kl ka, by zdj jej buty i skarpetki. Janie

ą

ł

ę

ę

ę

ąć

odk ada na p k oku

ł

ół ę

lary i rozpuszcza w osy. Cabel pomaga jej zdj brudne ubranie.

ł

ąć

Odchyla zas on .

ł ę

- Wchod - m wi.

ź

ó

Janie wchodzi.

Cabel przygl da si jej, podziwiaj c zaokr glone kszta ty. Odwraca si niech tnie.

ą

ę

ą

ą

ł

ę

ę

Zatrzymuje si .

ę

My li, e mo e przyda jej si odrobina pieszczot.

ś ż

ż

ę

Zsuwa koszulk i szorty. I bokserki. I do cza do niej.

ę

łą

Godzina 18.42

- Cabe? - m wi Janie, wycieraj c w osy. Czuje si od

ó

ą

ł

ę

wie ona. U miecha si od ucha do

ś

ż

ś

ę

ucha. Odsuwa na bok wszystkie my li. - Jak chcesz, mo emy na o y na twojego wacka

ś

ż

ł ż ć

p aszczyk przeciwdeszczowy i zaj si tob ?

ł

ąć ę

ą

Cabel patrzy na ni .

ą

Odwraca g ow i mru y oczy.

ł ę

ż

- Kim, do diab a, jest wacek?

ł

Godzina 23.21

S w ch odnej, ciemnej piwnicy, Janie szepcze:

ą

ł

- Chyba nie nazywasz go Ralph, co?

Cabel przez chwil nic nie odpowiada, jakby si nad czym zastanawia .

ę

ę

ś

ł

- Jak ten z

Forever? Nie.

- Czyta e

ł ś

Forever? - Janie nie mo e uwierzy .

ż

ć

- W szpitalnej bibliotece nie by o w czym wybiera , a

ł

ć

Deenie ca y czas by a

ł

ł

wypo yczona. - Cabel m wi z

ż

ó

sarkazmem.

- Podoba o ci si ? Cabel mieje si lekko.

ł

ę

ś

ę

background image

- C , nie by a to chyba najlepsza ksi ka dla czter

óż

ł

ąż

nastoletniego go cia ze wie ym

ś

ś

ż

przeszczepem sk ry w dolnych partiach cia a, je li wiesz, co mam na my li.

ó

ł

ś

ś

Janie powstrzymuje miech i chowa twarz w jego ko

ś

szulce. Mocno go przytula. Po

paru minutach pyta:

- No wi c jak? Pete? Clyde?

ę

Cabel odwraca si na drugi bok, udaje e pi.

ę

ż ś

- Fred prawda?

- Janie. Daj spok j.

ó

- Nazwa e go Janie? - chichocze.

ł ś

Cabel wdycha.

- Id spa .

ź

ć

Godzina 23.41

pi. Jest cudownie.

Ś

Przez chwil .

ę

Godzina 3.03

Cabel ni.

ś

S u niego w domu, oboje. Przytulaj si na kanapie, graj w halo, jedz pizz .

ą

ą ę

ą

ą

ę

Dobrze si bawi . W tle s y

ę

ą

ł cha jakie przyt umione d wi ki. Kto jest w kuchni i wo a o

ć

ś

ł

ź ę

ś

ł

pomoc. Ignoruj go, zbyt dobrze si bawi .

ą

ę

ą

Wo anie robi si coraz g o niejsze.

ł

ę

ł ś

- Cicho! - krzyczy Cabel. Ale krzyk si wzmaga. Cabel znowu wrzeszczy, ale nic si

ę

ę

nie zmieni. W ko cu idzie do kuchni. Janie drepcze za nim.

ń

Cabel krzyczy: „Zamknij si , nie mog ju s ucha o twoich g upich problemach.

ę

ę ż ł

ć

ł

D u ej tego nie wytrzy

ł ż

mam!"

background image

Na rodku kuchni, na bia ym szpitalnym ku le y kobieta.

ś

ł

łóż

ż

Jej cia o jest poskr cane, kalekie.

ł

ę

Jest lepa i wychudzona.

ś

Okropna.

To Janie, gdy b dzie stara.

ę

M odej Janie, tej siedz cej na kanapie, ju nie ma. Cabel odwraca si do niej we nie.

ł

ą

ż

ę

ś

- Pom mi - prosi.

óż

Janie patrzy na niego. Lekko kr ci g ow , chocia bardzo chce mu pom c.

ę

ł ą

ż

ó

- Nie mog .

ę

- Prosz . Pom mi.

ę

óż

Patrzy na niego. Nie mo e wykrztusi s owa. Wzdryga si i wstrzymuje zy.

ż

ć ł

ę

ł

- Mo e powiniene si po prostu po egna - szep

ż

ś ę

ż

ć

cze.

Cabel przygl da si jej. A potem odwraca wzrok i patrzy na star Janie. Wyci ga do

ą

ę

ą

ą

niej palce.

Zamyka oczy.

Janie walczy i wydostaje si ze snu.

ę

Zastyga bez ruchu.

Dyszy.

Czuje, e ca y wiat zamyka si wok niej. Pr buje si ruszy . Oddycha .

ż

ł ś

ę

ół

ó

ę

ć

ć

Kiedy wreszcie mo e si ruszy , idzie na palcach przez piwnic Cabela, wchodzi po

ż

ę

ć

ę

schodach i wychodzi na zewn trz. Wraca do swojego ma ego, dusznego wi zienia.

ą

ł

ę

Le y na boku, licz c ka dy oddech. Powoli nabiera i wpuszcza powietrze. Wpatruje

ż

ą

ż

si w cian .

ę ś

ę

background image

Zastanawia si , jak d ugo jeszcze zdo a to wszystko ukry .

ę

ł

ł

ć

background image

Niedziela

Niedziela

6 sierpnia 2006, godzina 10.10

Janie wpatruje si w cian .

ę ś

ę

Po chwili podnosi si z ka, by zmierzy si z ko

ę łóż

ć ę

lejnym dniem.

Spotyka w kuchni Dorothe , kt ra przygotowuje po

ę ó

ranny koktajl. Janie nie widzia ał

jej od czasu ich ostatniej rozmowy.

- Cze - m wi Janie.

ść

ó

Matka burczy co pod nosem.

ś

Jakby nic si nie wydarzy o.

ę

ł

- Wiesz co o Henrym?

ś

- Nie.

- Wszystko w porz dku?

ą

Matka zatrzymuje si i patrzy na ni spod opuchni tych powiek. Na jej twarzy

ę

ą

ę

pojawia si fa szywy u miech.

ę ł

ś

- Jak najlepiej.

Janie znowu pr buje.

ó

- Pami tasz, e obok kalendarza wisi m j numer telefonu, gdyby mnie kiedy

ę

ż

ó

ś

ś

potrzebowa a? I Cabela. On ci zawsze pomo e, gdyby mnie nie by o. Wiesz o tym?

ł

ż

ł

- To ten hipis?

- Tak, mamo. - Janie przewraca oczami. Cabel obci w osy jakie par miesi cy

ął ł

ś

ę

ę

temu.

- Cabel... Co to w og le za imi ?

ó

ę

Janie j ignoruje. a uje, e w og le si odezwa a.

ą

Ż ł

ż

ó

ę

ł

- Lepiej, eby nie zaliczy a wpadki. Dziecko zruj

ż

ś

ł

nuje ci ycie. - Matka powoli

ż

background image

wraca do sypialni.

Janie patrzy na ni , kr c c g ow .

ą

ę ą ł ą

- Hej, wielkie dzi ki - krzyczy za ni . Wyci ga telefon. Czyta wiadomo od Cabela.

ę

ą

ą

ść

„Nie s ysza em, jak wychodzi a . Gdzie znikn a ?

ł

ł

ł ś

ęł ś

Wszystko w porz dku?"

ą

Janie wzdycha. Odpisuje. „Obudzi am si wcze nie. Musia am co zrobi ".

ł

ę

ś

ł

ś

ć

Cabel odpowiada. „Zostawi a buty. Chcesz, ebym je przyni s ?"

ł ś

ż

ó ł

Janie waha si . „Okej. Dzi ki".

ę

ę

Godzina 11.30

Cabel jest przy drzwiach.

- Mo e wybierzemy si na przeja d k ?

ż

ę

ż ż ę

Janie mru y oczy.

ż

- Dok d?

ą

- Zobaczysz.

Janie niech tnie idzie za nim do samochodu.

ę

Cabel wyje d a z miasta i jedzie drog , kt ra prze

ż ż

ą

ó

cina pola kukurydzy, a potem

wje d a w las. Zwal

ż ż

nia i uwa nie przygl da si nielicznym zardzewia ym skrzynkom na

ż

ą

ę

ł

listy.

- Co ty robisz? - pyta Janie.

- Szukam numeru 23888.

Janie siada prosto i wygl da przez okno.

ą

- Kto mieszka na tym zadupiu? - Jest podejrzliwa.

background image

Cabel znowu mru y oczy. Gdy mijaj numer 23766, jeszcze bardziej zwalnia. Zerka

ż

ą

w tylne lusterko. Po chwili mija ich jaki samoch d.

ś

ó

- Henry Feingold.

- Co takiego? Sk d wiesz?

ą

- Sprawdzi em w ksi ce telefonicznej.

ł

ąż

- Aha. Bystry jeste - m wi Janie. Nie jest pewna, czy powinna by w ciek a, czy

ś

ó

ć ś

ł

podekscytowana.

A mo e raczej zawstydzona, e sama na to nie wpad a.

ż

ż

ł

Kilometr dalej Cabel skr ca w zaro ni t gruntow drog . Ga zie drzew uderzaj

ę

ś ę ą

ą

ę

łę

ą

drzwi samochodu. Podskakuj na wybojach. Ch opak przeklina pod nosem.

ą

ł

Janie wygl da przez przedni szyb . Przez ga zie drzew przebijaj si promienie

ą

ą

ę

łę

ą ę

s o ca, tworz c na dro

ł ń

ą

dze jasne pasy. Jakie czterysta metr w dalej, na pola

ś

ó

nie, dostrzega

niewyra ny kszta t.

ź

ł

- Czy to dom?

- Tak.

Po paru minutach bardzo wolnej jazdy, zatrzymuj si przed niewielkim,

ą

ę

zaniedbanym parterowym budynkiem.

Wysiadaj z samochodu. Na pokrytym wirem pod

ą

ż

je dzie stoi stare, zardzewia e

ź

ł

kombi z drewnianym wyko czeniem. Na masce samochodu stoi pojemnik z herbat

ń

ą

s oneczn .

ł

ą

Janie si rozgl da.

ę

ą

Dooko a ma ego domku rosn krzewy. R e pn si na gnij cej kratce. Kilka

ł

ł

ą

óż

ą ę

ą

tygrysich lilii otworzy o w s o

ł

ł ńcu swoje p atki. Poza tym wok rosn same chwasty. Przed

ł

ół

ą

drzwiami stoi kilka kartonowych pude ek.

ł

Cabel ostro nie przechodzi przez k uj ce krzaki i pod

ż

ł ą

chodzi do brudnego okna.

background image

Zagl da do rodka, pr buj c dojrze co przez lekko rozchylone zas ony.

ą

ś

ó ą

ć ś

ł

- Chyba nikogo tu nie ma.

- Nie powiniene tego robi - m wi Janie. Czuje si le. Jest gor co, a w powietrzu

ś

ć

ó

ę ź

ą

unosi si r j brz cz

ę ó

ę ących owad w. Ponadto w a nie naruszyli czyj pry

ó

ł ś

ąś

watno . - Boj

ść

ę

si tego miejsca.

ę

Cabel przygl da si pude kom ustawionym przed drzwiami. Patrzy na adresy

ą

ę

ł

zwrotne. Podnosi jedno do g ry i potrz sa nim. Odstawia je na miejsce, rozgl da

ó

ą

ą j c si .

ą

ę

- Chcesz si w ama do rodka? - pyta z szelmow

ę ł

ć

ś

skim u miechem.

ś

- Nie. To nie by oby w porz dku. Mogliby nas aresz

ł

ą

towa !

ć

- Co ty, kto b dzie o tym wiedzia ?

ś

ę

ł

- Gdyby Kapitan si o tym dowiedzia a, wywali aby nas na zbity pysk. Na pewno by

ę

ł

ł

nam tego nie darowa a. - Janie idzie w kierunku samochodu. - Chod my. M wi powa nie.

ł

ź

ó ę

ż

Cabel niech tnie wraca do samochodu.

ę

- Nie rozumiem. Nie chcesz si niczego dowiedzie ? W ko cu facet jest twoim

ę

ć

ń

ojcem. Nie jeste ciekawa?

ś

Janie wygl da przez okno. Cabel zawraca.

ą

- Pr buj nie by .

ó ę

ć

- Dlatego e on umiera?

ż

Janie jest pogr ona w my lach.

ąż

ś

- Tak. - Je li nie b dzie o nim my le , uda jej si za

ś

ę

ś ć

ę pomnie , gdy m czyzna umrze.

ć

ęż

Pozostanie dla niej facetem, kt rego nekrolog uka e si w gazecie. Nie jej ojcem. - Nie

ó

ż

ę

potrzebuj kolejnych problem w.

ę

ó

Cabel wje d a na drog , a Janie po raz ostatni zerka przez rami . Ale widzi tylko

ż ż

ę

ę

drzewa.

- Mam nadziej , e te paczki nie zmokn , jak b dzie pada - m wi.

ę ż

ą

ę

ć

ó

background image

- Naprawd ci to obchodzi?

ę ę

Przez kilka minut jad w ciszy. A potem Cabel pyta:

ą

- Dowiedzia a si czego z jego snu? Po naszym ostatnim nieporozumieniu ba em

ł ś ę

ś

ł

si pyta .

ę

ć

Janie odwraca si i patrzy, jak Cabel prowadzi.

ę

- By o podobnie jak za pierwszym razem. Trzaski. Kolory. Jaka kobieta, a potem

ł

ś

zobaczy am Henry'ego. Ca y czas siedzia na krze le i patrzy na t kobiet .

ł

ł

ł

ś

ł

ę

ę

- A co ona robi a?

ł

- Nic, sta a na rodku s abo o wietlonego pokoju. Pomieszczenie wygl da o jak sala

ł

ś

ł

ś

ą ł

gimnastyczna. Nie widzia am jej twarzy.

ł

- A on tylko na ni patrzy ? Rany, czuj , e dostaj g siej sk rki.

ą

ł

ę ż

ę ę

ó

- Tak - m wi Janie. Spogl da na migaj ce za oknem rz dy kukurydzy. - Ale wcale

ó

ą

ą

ę

nie wydawa o mi si to straszne. Czu am, e jest samotny. A potem... - Janie milknie.

ł

ę

ł

ż

- Co?

- Odwr ci si i spojrza na mnie. By chyba nieco zaskoczony, e tam jestem. Prosi ,

ó ł ę

ł

ł

ż

ł

bym mu pomog a.

ł

- Inni ludzie te ci widz w swoich snach, prawda? Rozmawiaj z tob ?

ż ę

ą

ą

ą

- Tak. Ale... Sama nie wiem. Tym razem by o inaczej. Jakby... - Janie pr buje

ł

ó

przypomnie sobie wszystkie te przypadki, kt re prze y a. - Najcz ciej znajduj si po

ć

ó

ż ł

ęś

ę ę

prostu w czyim nie, a ludzie to akceptuj i rozma

ś ś

ą

wiaj ze mn , jakbym by a jedynie

ą

ą

ł

rekwizytem. Nie ma prawdziwego porozumienia. Patrz na mnie, ale mnie nie widz .

ą

ą

Cabel drapie si po zaro ni tym policzku i odrucho

ę

ś ę

wo przeje d a r k po w osach.

ż ż ę ą

ł

- Nie rozumiem, co to za r nica.

óż

Janie wzdycha.

- Ja chyba te nie. Ale tym razem by o inaczej.

ż

ł

background image

- Tak jak tego dnia, kiedy po raz pierwszy ujrza em ci na przystanku? By a jedyn

ł

ę

ł ś

ą

osob , kt ra na mnie patrzy a - artuje Cabel. Ale nie do ko ca.

ą ó

ł

ż

ń

- Mo e. Chocia bardziej, gdy by am we nie pani Stubin, kiedy jeszcze mieszka a w

ż

ż

ł

ś

ł

domu opieki. Zapyla a mnie wtedy o co . Jakby wiedzia a, e te jestem owc sn w.

ł

ś

ł ż

ż

ł

ą ó

Cabel zerka na Janie, a potem znowu na drog . Mar

ę

szczy czo o i przechyla g ow .

ł

ł ę

- Chwileczk - m wi. - Czekaj, czekaj. - Naciska na hamulec i patrzy w jej stron . -

ę

ó

ę

M wisz powa nie?

ó

ż

Janie przygl da si ch opakowi i kiwa g ow . Te si nad tym zastanawia a.

ą

ę ł

ł ą

ż ę

ł

- Janie, my lisz, e ta ca a sprawa z owieniem sn w mo e by dziedziczna? -

ś

ż

ł

ł

ó

ż

ć

Samoch d zwalnia i zatrzy

ó

muje si na rodku polnej drogi.

ę

ś

- Nie wiem - m wi Janie. Nerwowo zerka przez ra

ó

mi . - Cabe, co ty wyprawiasz?

ę

- Zawracam - m wi. Naciska peda gazu. - To wa ne. Mo e on co o tym wie.

ó

ł

ż

ż

ś

Mo emy nie mie ju dru

ż

ć ż

giej szansy.

Godzina 12.03

Cabel stoi przed drzwiami do domu Henry'ego i wyciąga z portfela prawo jazdy. Wk ada je

ł

w szczelin drzwi obok klamki i zaczyna majstrowa przy zamku. Zaci

ę

ć

skaj c usta, pr buje

ą

ó

poruszy bolec, by mogli wej do rodka.

ć

ść

ś

Janie obserwuje go przez kilka chwil. W ko cu wy

ń

ci ga r k i chwyta za klamk .

ą

ę ę

ę

Drzwi si otwieraj .

ę

ą

Cabel si prostuje.

ę

- No prosz . Kto w obecnych czasach nie zamyka drzwi?

ę

- Mo e kto , komu w a nie eksplodowa m zg? Kto , kto mieszka na odludziu i nie

ż

ś

ł ś

ł ó

ś

ma niczego, co mo na by ukra ? Jaki wariat? Mo e powiedzia sanitariuszom, eby nie

ż

ść

ś

ż

ł

ż

zamykali, bo nie mia kluczy. - Janie wchodzi do male kiego domku, a Cabel idzie tu za

ł

ń

ż

ni .

ą

background image

- Widzisz? - m wi, wskazuj c na wisz cy na cianie haczyk z kluczami.

ó

ą

ą

ś

W rodku jest duszno. W jednym pomieszczeniu znaj duje si kuchnia, du y pok j i

ś

ę

ż

ó

ko. W rogu s drzwi, prawdopodobnie prowadz do azienki. Na p ce s oi radio, a na

łóż

ą

ą

ł

ół

ł

kuchennym blacie telewizor. Przez otwarte okno, pokryte siatk na komary, wpada do

ą

rodka fala gor cego powietrza. Cienka, ta zas onka powiewu na wietrze. Pod oknem

ś

ą

żół

ł

znajduje si stolik ze starym komputerem. Obok kubek i miska. Najwyra niej stolik s u y

ę

ź

ł ż

r wnie do jedzenia. Pod nim stoi szafka z trzema szufladami, kt ra kiedy by a pewnie

ó

ż

ó

ś

ł

cz ci praw

ęś ą

dziwego biurka. Na pod odze le porozrzucane kartki papieru.

ł

żą

Pod cian , obok tylnych drzwi, znajduj si posk a

ś

ą

ą ę

ł dane kartony.

ko jest

Łóż

roz o one. Na prowizorycz

ł ż

nej nocnej szafce, zrobionej z pude ka, stoi niemal pu

ł

sta szklanka

wody.

- C - m wi Janie. - Nie mam co liczy na jaki nag y spadek. Wygl da na to, e

óż

ó

ć

ś

ł

ą

ż

go jest biedniejszy od nas.

ść

- To chyba niemo liwe. - Cabel rozgl da si wok . Podchodzi do biurka. - Chyba e

ż

ą

ę

ół

ż

dom do niego nale y. Mo e by co wart. - Przegl da le ce na biurku ra

ż

ż

ć ś

ą

żą

chunki. - Lub...

Nie. Znalaz em czek, na kt rym jest napisane „czynsz”.

ł

ó

- Cholera. - Janie niech tnie do cza do ch opaka. - Dziwnie si czuj , Cabe. Nie

ę

łą

ł

ę

ę

powinni my tego robi .

ś

ć

- Je eli chcesz czeka , a umrze, to nigdy niczego si nie dowiesz. Pa stwo przejmie

ż

ć ż

ę

ń

jego rzeczy, a w a ci

ł ś ciel b dzie potrzebowa lokatora, kt ry zap aci czynsz. Wszystko to

ę

ł

ó

ł

usun albo sprzedadz , eby zap aci za szpital, i tyle.

ą

ą ż

ł ć

- Kurcz , sporo wiesz. - Janie si rozgl da.

ę

ę

ą

- O dziwnych, ale po ytecznych rzeczach?

ż

- Chyba tak. - Janie przechadza si po ma ym do

ę

ł

mku. Na telewizorze le rodki

żą ś

przeciwb lowe. W lod wce jest sporo jedzenia. wiartka mleka, p bochen

ó

ó

Ć

ół

ka ciemnego

background image

chleba, puszka mielonki. Na jednej p ce le fasola, kukurydza, pomidory i maliny. Janie

ół

żą

zerka przez okno i dostrzega male ki ogr dek, a po drugiej stronie dziko rosn ce krzewy z

ń

ó

ą

czerwonymi kulkami.

Szafki s prawie puste, nie licz c kilku niepasuj cych do siebie talerzy i szklanek.

ą

ą

ą

P ki pokrywa cien

ół

ka warstwa kurzu, ale og lnie jest czysto. W du ym pokoju stoi stary,

ó

ż

wys u ony fotel, stolik z drewniani) lampk i du a, prowizoryczna szafka zape niona kar

ł ż

ą

ż

ł

-

tonami. Dalej rega z ksi kami. Janie wyobra a sobie Henry'ego, jak siedzi wieczorem w

ł

ąż

ż

fotelu, czyta ksi k albo ogl da telewizj w swoim niemal e przy

ąż ę

ą

ę

ż

tulnym domu.

Zastanawia si , jak wygl da o jego y

ę

ą ł

ż cie. Podchodzi do rega u z ksi kami, na kt rym stoj

ł

ąż

ó

ą

zniszczone tomy Szekspira, Dickensa, Kerouca, Hemingwaya i Steinbecka. S te ksi ki

ą ż

ąż

napisane dziwnym alfabetem, chyba hebrajskim. Ksi ki naukowe Janie wyci ga jedn z

ąż

ą

ą

nich i zagl da do rodka. Widzi odr czne pismo, prawdopodobnie jej ojca, pod list

ą

ś

ę

ą

skre lonych nazwisk.

ś

„Henry David Feingold

Uniwersytet Michigan”

Kuca i zaczyna przegl da ksi k , czytaj c uwagi zapisane na marginesie.

ą ć

ąż ę

ą

Zastanawia si , czy to jego notatki, czy mo e kogo innego. Ok adka ksi ki jest zniszczona

ę

ż

ś

ł

ąż

i wypadaj z niej kartki, wi c odk ada j na p k .

ą

ę

ł

ą

ół ę

Cabel przegl da papiery na biurku.

ą

- Faktury - m wi. - Za r ne dziwne rzeczy. Ubran

ó

óż

iu dzieci ce. Gry wideo.

ę

Bi uteri . Nawet nie ne ku

ż

ę

ś ż

le, na mi o bosk . Ciekawe gdzie to wszystko trzyma. Troch

ł ść

ą

ę

to dziwne.

Janie wstaje i podchodzi do ch opaka. Podnosi notat

ł

nik i zagl da do rodka. Widzi

ą

ś

background image

starannie zapisan list transakcji. Ka da jest inna. Janie zastanawia si i podchodzi do

ą

ę

ż

ę

drzwi. Wci ga do rodka paczki i zerka na adresy zwrotne. Por wnuje je z adresami z

ą

ś

ó

notatnika.

Odgarnia do ty u w osy.

ł

ł

- Wiesz co, Cabe, wydaje mi si , e prowadzi jaki sklep internetowy. Kupuje tanie

ę ż

ś

rzeczy i z niewielkim zyskiem sprzedaje w swoim sklepie internetowym. A tam ma chyba

dzia wysy ek. - Wskazuje na du y rega .

ł

ł

ż

ł

- Mo e towar kupuje na wyprzeda ach.

ż

ż

Janie kiwa g ow .

ł ą

- To dziwne. Studiowa nauki cis e, a sko czy z czym takim. Mo e go wyrzucili?

ł

ś ł

ń

ł

ś

ż

- Bior c pod uwag gospodark stanu Michigan i stale rosn ce bezrobocie, to

ą

ę

ę

ą

ca kiem mo liwe.

ł

ż

Janie si u miecha.

ę ś

- Rany, ale z ciebie kujon. Kocham ci . Naprawd . Twarz mu si rozja nia.

ę

ę

ę

ś

- Dzi kuj .

ę ę

- C ... - Janie odk ada notatnik i bierze do r ki wy

óż

ł

ę

s u ony egzemplarz

ł ż

Paragrafu

22. Przegl da ksi k , zapominaj c o czym my la a. Dostrzega wyrwan kart

ą

ąż ę

ą

ś ł

ą

k , kt ra

ę

ó

s u y za zak adk . Co jest na niej napisane.

ł ż

ł

ę

ś

„Morton's Fork”.

Tak jest napisane.

Janie zamyka ksi k i odk ada j na biurko.

ąż ę

ł

ą

- Co teraz?

- Nie widz tu niczego, co by wskazywa o, e jest owc sn w, a ty?

ę

ł ż

ł

ą ó

background image

- Nie. A w moim domu co by znalaz ?

ś ś

ł

Cabel si mieje.

ę ś

- Zielony notes, notatki o snach le ce na twojej szafce nocnej...

żą

- Szafka nocna - m wi Janie, skubi c doln warg Podchodzi do ka Henry'ego,

ó

ą

ą

ę

łóż

ale nic nie znajduje Jest tylko szklanka. Przesuwa nawet materac i wsuwa pod sp d r k ,

ó ę ę

szukaj c pami tnika albo dziennika. - Nic tu nie ma, Cabe. Powinni my ju i .

ą

ę

ś

ż ść

- A komputer?

- Nie, nie b dziemy tam zagl da . Naprawd , chod

ę

ą ć

ę

źmy ju . Poza tym widzia e go,

ż

ł ś

nie jest kaleki ani lepy.

ś

- Sk d wiesz, e nie jest lepy? Tego nie wiemy.

ą

ż

ś

- Tak, masz racj - m wi Janie. - Ale r ce mia zdrowe.

ę

ó

ę

ł

- A co pisa a pani Stubin w swoim zielonym notesie? e to si dzieje oko o

ł

Ż

ę

ł

trzydziestego pi tego roku y

ą

ż cia, tak? On ma najwy ej czterdzie ci. Mo e jeszcze si u

ż

ś

ż

ę

niego nie zacz o.

ęł

Janie wzdycha. Nie chce o tym my le ani o zielo

ś ć

nym notesie. Podchodzi do drzwi i

lekko uderza w nie g ow . Potem wychodzi na zewn trz i czeka na Cabela w rozgrzanym

ł ą

ą

samochodzie.

- Do szpitala? - pyta Cabel z nadziej w g osie, skr

ą

ł

ęcaj c na drog .

ą

ę

- Nie. - G os Janie brzmi stanowczo. - Koniec z tym. Mo e sobie nawet by kr lem

ł

ż

ć ó

owc w sn w. Ale pew

ł

ó

ó

nie nie jest. To zwyk y facet, kt ry pewnie by oszala , gdyby si

ł

ó

ł

ę

dowiedzia , e kr cimy si po jego domu. - Jest zm czona.

ł ż

ę

ę

ę

Cabe kiwa g ow .

ł ą

- Okej, okej. Ju milcz . Obiecuj .

ż

ę

ę

background image

Godzina 19.07

Oboje wicz w domu Cabela. Janie wie, e musi by silna. W poniedzia ek maj

ć

ą

ż

ć

ł

ą

spotkanie z Kapitanem, to oznacza, e pewnie czeka na nich kolejne zadanie, e po raz

ż

ż

pierwszy Janie nie czuje podekscytowania.

- Nie wiesz, co Kapitan dla nas szykuje? - Podnosi sztang .

ę

- Z ni nigdy nic nie wiadomo. - Cabel g o no oddycha, unosz c do g ry ci arki. -

ą

ł ś

ą

ó

ęż

Mam nadziej , e co twego.

ę ż

ś

- Ja te - m wi Janie.

ż

ó

- Wkr tce si dowiemy. - Cabel odk ada sztang na pod og . - Nie mog przesta

ó

ę

ł

ę

ł ę

ę

ć

my le o Henrym. To wszystko jest jakie dziwne.

ś ć

ś

Janie siada.

- Mia e o tym nie m wi - przypomina. Dra ni si z nim. Ale ciekawo bierze

ł ś

ó ć

ż

ę

ść

g r . - Czemu tak m

ó ę

ówisz?

- M wi a , e nawi za a z nim jaki kontakt, tak jak z pani Stubin, tak? Nie daje

ó ł ś ż

ą ł ś

ś

ą

mi to spokoju. Go prowadzi do dziwne ycie. Jak jaki odludek. Ma wprawdzie to stare

ść

ść

ż

ś

kombi, wi c pewnie gdzie je dzi, ale...

ę

ś ź

Janie patrzy na niego bystrym wzrokiem.

- Hm... - mruczy.

- Mo e to tylko zbieg okoliczno ci - m wi Cabel.

ż

ś

ó

- Pewnie tak - odzywa si Janie. - Po prostu jest od

ę

ludkiem.

- Ale...

Godzina 22.20

- Dobranoc, skarbie. - Cabel szepcze Janie do ucha. Stoj pod jego drzwiami. Janie nie chce

ą

u niego nocowa . To zbyt trudne. Ci ko by oby utrzyma to wszyst

ć

ęż

ł

ć

ko w tajemnicy.

- Kocham ci . - Janie m wi ze smutkiem. I tak my

ę

ó

li. Naprawd .

ś

ę

background image

- Te ci kochani.

ż ę

Janie si odwraca. Wyci ga r ce z jego d oni Nie

ę

ą

ę

ł

ch tnie je opuszcza i powoli idzie

ę

przez podw rka do domu.

ó

Le y na plecach, nie pi. A jej my li dryfuj od Cabe'a do wydarze z ca ego dnia. Do

ż

ś

ś

ą

ń

ł

Henry'ego.

Godzina 00.39

Nie mo e przesta o nim my le .

ż

ć

ś ć

Bo je li on...

ś

I jak ma si tego dowiedzie , chyba e...

ę

ć

ż

Janie wysuwa si z ka i ubiera. Bierze kom rk , klucze i co do jedzenia. W

ę łóż

ó ę

ś

autobusie jest tylko kierowca.

Na szcz cie nie pi.

ęś

ś

Godzina 00.58

Na szpitalnym korytarzu panuje absolutna cisza. S yłcha jedynie delikatny stukot klapek

ć

Janie. Jaki sanitariusz z pustym w zkiem kiwa na ni g ow , gdy wy

ś

ó

ą ł ą

siada z windy. Bez

wahania otwiera drzwi na OIOM. wiat o jest przygaszone i wok panuje cisza. Po dro

Ś

ł

ół

dze

Janie walczy z jakim snem i ponownie analizuje tw j plan.

ś

ó

Oddycha g boko i otwiera drzwi. Wok robi si ciemno, a po chwili znowu

łę

ół

ę

otaczaj j jaskrawe kolory i niewiarygodny ha as.

ą ą

ł

Si a snu jest tak pot na, e Janie l duje na kola

ł

ęż

ż

ą

nach. Atak na jej zmys y powoduje,

ł

e si a przyci

ż

ł

ągania wydaje si dziesi razy silniejsza ni zwykle. Janie chwieje si na

ę

ęć

ż

ę

nogach, jakby chcia a unikn zderzenia z ogromnymi, jaskrawymi, tr jwymiarowy

ł

ąć

ó

mi

cianami, kt re zmierzaj w jej kierunku. Wok panuje ogromy ha as i trudno jej us ysze

ś

ó

ą

ół

ł

ł

ć

w asne my

ł

li. Czuje si tak, jakby znalaz a si w samym epicen

ś

ę

ł

ę

trum ha asu.

ł

background image

Po chwili czuje, e dr twiej jej d onie i stopy. Od

ż

ę

ą

ł

wraca si na o lep i czo ga do

ę

ś

ł

azienki, eby w razie potrzeby schowa si w rodku. Gdy w jej stron zbli

ł

ż

ć ę

ś

ę

a si

ż

ę

jaskrawo ta bry a, Janie rzuca si do przo

żół

ł

ę

du, by unikn zderzenia i uderza w szpitaln

ąć

ą

cian . Skup si ! - krzyczy do siebie. Ale ha as jest przyt a

ś

ę

ę

ł

ł czaj cy. Mo e jedynie pe zn do

ą

ż

ł ąć

przodu, wdzi czna za to, e w og le si jeszcze porusza. Czeka na jaki przeb ysk,

ę

ż

ó

ę

ś

ł

cokolwiek, co mog oby wyja ni tajemni

ł

ś ć

c Henry'ego.

ę

Nie wie, ile dok adnie czasu up yn o. Nie mo e si ruszy .

ł

ł ęł

ż ę

ć

Nie jest w stanie dalej walczy . Nie potrafi odna

ć

le azienki i zerwa po czenia.

źć ł

ć łą

Czuje si tak, jakby wpad a do lodowatej wody. Jej cia o i umys nic nie czuj . Nawet

ę

ł

ł

ł

ą

kolory i trzaski wydaj si przyt umione.

ą ę

ł

Nic si nie liczy.

ę

Nie jest wiadoma, e rzuca si po pod odze.

ś

ż

ę

ł

Nie wie, e traci przytomno .

ż

ść

Nic jej to nie obchodzi. Chce si tylko podda . Chce, by ten koszmar wreszcie j

ę

ć

ą

ogarn , i wype ni jej umys i cia o nieko cz cym si ha asem i jaskrawym wiat

ął

ł ł

ł

ł

ń ą

ę ł

ś

em.

ł

I tak si dzieje.

ę

Po chwili wok robi si ciemno.

ół

ę

A p niej.

óź

Z ciemno ci wy ania si obraz szalonego, ow osionego, wrzeszcz cego m czyzny,

ś

ł

ę

ł

ą

ęż

kt ry jest jej oj

ó

cem.

background image

Wyci ga do niej r ce. Jego palce s czarne i za

ą

ę

ą

krwawione, a wzrok ob dny,

łę

niewzruszony. Janie jest sparali owana. Ojciec zaciska na jej szyi lodowa - | te d onie, a w

ż

ł

ż

ko cu Janie nie mo e z apa tchu. Nie mo e si ruszy , nie mo e my le . Musi pozwoli

ń

ż ł

ć

ż

ę

ć

ż

ś ć

ć

ojcu, by j zabi . M czyzna coraz mocniej zaciska r ce, a jego twarz przybiera alabastrowy

ą

ł

ęż

ę

odcie . Zaczyna si trz

.

ń

ę

ąść

Janie umiera.

Nie ma ju si , by walczy .

ż ł

ć

Ju po wszystkim.

ż

Poddaje si , a blada twarz ojca zamienia si w szk o i rozsypuje na drobne kawa ki.

ę

ę

ł

ł

Zwalnia u cisk. Jego cia o znika.

ś

ł

Janie opada na ziemi , tu obok rozsypanych ka

ę

ż

wa k w szk a i pr buje z apa

ł ó

ł

ó

ł

ć

oddech. Przygl da si im, wci gaj c powietrze. Wreszcie mo e si ruszy .

ą

ę

ą ą

ż ę

ć

Podnosi si .

ę

Ale w szklanych od amkach nie widzi twarzy ojca.

ł

Widzi w asne przera one odbicie.

ł

ż

Znowu s ycha trzaski.

ł

ć

Trwa to bardzo.

Bardzo.

D ugo.

ł

Janie zdaje sobie spraw , e mo e tu utkn na za

ę ż

ż

ąć

wsze. Na zawsze.

Godzina 2.19

A p niej. Iskierka ycia.

óź

ż

background image

Kobieca sylwetka w ciemnej sali, portret m czyzny na krze le...

ęż

ś

I jaki g os.

ś ł

Odleg y. Ale wyra ny.

ł

ź

Znajomy.

G os nadziei w ciemnym wiecie.

ł

ś

- Wracaj - m wi kobieta. Ma uroczy, m odo brzmi cy g os.

ó

ł

ą

ł

Odwraca si do Janie i wkracza w kr g wiat a.

ę

ą ś

ł

Mocno stoi na nogach, a jej spojrzenie jest jasne i b yszcz ce. Jej palce nie s s kate,

ł

ą

ą ę

ale d ugie i pi k

ł

ę ne.

- Janie - m wi powa nym g osem. - Janie, kocha

ó

ż

ł

nie, wracaj.

Janie nie wie, jak wr ci .

ó ć

Jest wyczerpana. Znikn a. Odesz a z tego wiata i znajduje si w miejscu, w kt rym

ęł

ł

ś

ę

ó

nie ma adnej in

ż

nej ludzkiej istoty.

Z wyj tkiem Henry'ego.

ą

Nagle przed jej oczami pojawia si nowy obraz. Jest spokojnie i cicho. M czyzna

ę

ęż

siedz cy na krze le i kobieta stoj ca w blasku wiat a, b agaj j , by wr ci

ą

ś

ą

ś

ł

ł

ą ą

ó a. Kobieta

ł

podchodzi do Henry'ego i staje obok niego. Henry odwraca si i przygl da si Janie. Mruga.

ę

ą

ę

- Pom mi - m wi. - Prosz , Janie. Pom mi.

óż

ó

ę

óż

Janie jest przera ona. Ale nie ma wyj cia. Musi mu pom c.

ż

ś

ó

To jej dar.

Jej przekle stwo.

ń

background image

Nie potrafi odm wi .

ó ć

Janie pr buje si skupi i odzyska pe n wiado

ó

ę

ć

ć ł ą ś

mo . Boi si , e w ka dej chwili

ść

ę ż

ż

mo e wr ci ten okropny ha as i jaskrawe kolory. Boi si podej do m czyzny, kt ry

ż

ó ć

ł

ę

ść

ęż

ó

mo e okaza si szalony i zacz j dusi . Chcia aby zebra w sobie tyle si , by wydosta si

ż

ć ę

ąć ą

ć

ł

ć

ł

ć ę

z tego koszmaru, p ki jest jeszcze czas. Ale nie zrobi tego.

ó

Janie z trudem wstaje. Podchodzi bli ej, a wok s ycha jedynie echo jej krok w. Nie

ż

ół ł

ć

ó

ma poj cia, co mo e dla Henry'ego zrobi . Nie wie, jak mu pom c. Tak naprawd chcia aby

ę

ż

ć

ó

ę

ł

go zwi za , albo nawet zabi , eby nie m g jej ju skrzywdzi .

ą ć

ć ż

ó ł

ż

ć

Zatrzymuje si par krok w przed nim. Przygl da si stoj cej obok kobiecie. Nie

ę

ę

ó

ą

ę

ą

mo e uwierzy w as

ż

ć ł nym oczom.

- To pani - m wi. Czuje olbrzymi ulg . Usta jej dr . - Och, pani Stubin.

ó

ą

ę

żą

Pani Stubin wyci ga do niej r ce. Janie oszo omio

ą

ę

ł

na tym, e znowu j widzi, wpada

ż

ą

w jej ramiona. U cisk jest mocny i bezpieczny. Przywraca jej si y, Czuj c ciep o i mi o

ś

ł

ą

ł

ł ść

kobiety, Janie zalewa fala emocji.

- Ju dobrze - uspokaja j .

ż

ą

- Pani... - m wi Janie. - Pani jest... My la am, e ju wi cej pani nie zobacz .

ó

ś ł

ż

ż ę

ę

Pani Stubin si u miecha.

ę ś

- Od czasu, gdy ci ostatnio widzia am, sp dzi am du o czasu z Earlem. Dobrze jest

ę

ł

ę ł

ż

by znowu w jed

ć

nym kawa ku. - Milknie, a oczy jej b yszcz , odbi

ł

ł

ą

jaj c przyt umione

ą

ł

promienie s o ca, kt re wpadaj do rodka przez male kie okna na g rze sali. A po

ł ń

ó

ą

ś

ń

ó

tem

patrzy na milcz cego Henry'ego. - Chyba jestem tu ze wzgl du na niego... eby zabra go

ą

ę

Ż

ć

do domu. Czasami sama nie wiem, dlaczego zostaj wezwana do snu innego owcy.

ę

ł

Oczy Janie robi si okr g e.

ą ę

ą ł

- Wi c to prawda. On naprawd jest owc sn w.

ę

ę

ł

ą ó

background image

- Na to wygl da.

ą

Patrz na Henry'ego, a potem na siebie. Milcz , my

ą

ą

l . owcy sn w, razem, w

ś ą Ł

ó

jednym miejscu.

- Kurcz - mruczy Janie. Odwraca si do pani Stu

ę

ę

bin. - Dlaczego pani o nim nie

wspomnia a? W zie

ł

lonym notesie nie by o adnych notatek o yj cych owcach sn w.

ł ż

ż ą

ł

ó

- Nie wiedzia am o nim. - Pani Stubin si u miecha. - Wydaje mi si , e zanim

ł

ę ś

ę ż

p jdzie ze mn , b dzie po

ó

ą ę

trzebowa twojej pomocy. Ciesz si , e jeste .

ł

ę ę ż

ś

- To nie by o atwe - m wi Janie. - Jego sny s ok

ł ł

ó

ą ropne.

- Niewiele mu ich zosta o - odpowiada pani Stubin.

ł

Janie bierze g boki wdech.

łę

- To m j ojciec. Wiedzia a pani o tym?

ó

ł

Kobieta kr ci g ow .

ę

ł ą

- Nie wiedzia am. Wi c to dziedziczne. Cz sto si nad tym zastanawia am. Dlatego

ł

ę

ę

ę

ł

nigdy nie mia am dzieci.

ł

- Czy pani? - Janie nagle przychodzi do g owy pewna my l. - Nie jeste my

ł

ś

ś

spokrewnieni? To znaczy my wszyscy?

Pani Stubin u miecha si ciep o.

ś

ę

ł

- Nie, kochanie. To by dopiero by o, co?

ł

Janie mieje si , wyobra aj c sobie to szale stwo.

ś

ę

ż ą

ń

- Czy my li pani, e gdzie s jeszcze inni? Poza mn ?

ś

ż

ś ą

ą

Kobieta chwyta Janie za r ce i mocno je ciska.

ę

ś

- Teraz kiedy ju wiem o Henrym, mam cich na

ż

ą

dziej , e jest nas wi cej. Ale

ę ż

ę

owc w sn w bardzo trudno znale . - Chichocze. - Chyba najlepszym sposobem, by ich

ł

ó

ó

źć

odnale , to zasn w jakim pub

źć

ąć

ś

licznym miejscu.

Janie przytakuje. Zerka na Henry'ego.

background image

- Jak mam mu pom c?

ó

Pani Stubin unosi do gry brwi.

- Nie wiem. Ale ty powinna wiedzie . Prosi ci ju o pomoc.

ś

ć

ł ę ż

- Ja nie rozumiem... A on nic nie m wi. - Janie roz

ó

gl da si po niemal pustej sali,

ą

ę

szukaj c wskaz wek i pr buj c si domy li , co mog aby zrobi . Nie chce si zbli a do

ą

ó

ó ą

ę

ś ć

ł

ć

ę

ż ć

Henry'ego.

W ko cu odwraca si w jego stron i bierze g boki wdech, zerkaj c na pani

ń

ę

ę

łę

ą

ą

Stubin, jakby szuka a u niej wsparcia.

ł

- Cze - zaczyna dr cym g osem. Jest zdenerwo

ść

żą

ł

wana, przestraszona i nie ma

poj cia, co za chwil si wydarzy. - Jak mog ci pom c?

ę

ę ę

ę

ó

Henry patrzy na ni pustym wzrokiem.

ą

- Pom mi - j czy.

óż

ę

- Ja... Nie wiem jak, ale ty mo esz mi powiedzie .

ż

ć

- Pom mi. - Powtarza Henry. - Pom mi. Po

óż

óż

m mi. Pom mi. Pom mi.

óż

óż

óż

Pom mi. Pom mi! Pom mi!! - M czyzna zaczyna krzycze . Janie cofa si ,

óż

óż

óż

ęż

ć

ę

przygotowana na najgorsze, ale on nie rusza si z miejsca. Chwyta si za g ow , wrzeszcz c

ę

ę

ł ę

ą

i wyrywaj c sobie k py w os w. Wytrzeszcza oczy, a ca e cia o wije si w agonii. - Pom

ą

ę

ł ó

ł

ł

ę

óż

mi!

Krzyki nie ustaj . Janie nie mo e ruszy si z miejsca, jest zszokowana i przera ona.

ą

ż

ć ę

ż

- Nie wiem, co mam robi ! - krzyczy, ale jego wrzaski zag uszaj jej s owa.

ć

ł

ą

ł

Przera ona, patrzy na pani Stubin, kt ra uwa nie wszystkiemu si przygl da. Wydaje si

ż

ą

ó

ż

ę

ą

ę

przestraszona.

A potem.

Kobieta wyci ga r ce.

ą

ę

Dotyka ramienia Henry'ego.

background image

Powoli jego krzyk ustaje, a oddech si uspokaja.

ę

Pani Stubin patrzy na Henry'ego, pr buje si skon

ó

ę

centrowa . Skupi . W ko cu

ć

ć

ń

m czyzna odwraca si w jej stron i milknie.

ęż

ę

ę

Janie si przygl da.

ę

ą

- Henry - m wi pani Stubin agodnym g osem. - To jest twoja c rka, Janie.

ó

ł

ł

ó

Henry nie reaguje. A potem jego twarz wykrzywia grymas.

Obraz natychmiast si za amuje. Pomieszczenie za

ę

ł

czyna si rozpada na drobne

ę

ć

kawa ki jak pot uczone lustro. Przez szczeliny przebija si do rodka jaskrawe wiat o. Serce

ł

ł

ę

ś

ś

ł

Janie zaczyna wali jak oszala e. Rzuca przera one spojrzenie w kierunku pani Stubin i ojca,

ć

ł

ż

Chce wiedzie , czy on rozumie, ale znowu trzyma si za g ow .

ć

ę

ł ę

- Nie mog tu zosta - krzyczy Janie. Zbiera w so

ę

ć

bie resztki si i wydostaje si z

ł

ę

koszmaru, zanim znowu ogarn j ha as i o lepiaj ce kolory.

ą ą ł

ś

ą

Godzina 2.20

Wok panuje cisza. Janie s yszy jedynie brz czeniu w uszach.

ół

ł

ę

Mijaj kolejne minuty. Twarz dotyka lepkiej szpital

ą

ą

nej pod ogi. Nie rusza si , nic

ł

ę

nie widzi. Boli j g owa. Kiedy pr buje si ruszy , mi nie odmawiaj jej pos u

ą ł

ó

ę

ć

ęś

ą

ł sze stwa.

ń

Godzina 2.36

W ko cu Janie odzyskuje wzrok, ale wszystko wyda

ń

je si rozmazane. J czy, ale za kt rym

ę

ę

ó

ś

razem udaje lej si podnie . Opiera si o cian i wyciera usta. Na r ce ma krew. Porusza

ę

ść

ę ś

ę

ę

wolno j zykiem i wyczuwa wewn trz skaleczenie. Musia a w trakcie koszmaru ugry si

ę

ą

ł

źć ę

w policzek. Ostro nie dotyka szyi. o dek podchodzi jej do gard a, kiedy prze yka g st od

ż

Ż łą

ł

ł

ę ą

krwi lin . Wpatruje si w zegarek. Nie mo e uwierzy , e min o tyle czasu.

ś ę

ę

ż

ć ż

ęł

Potem odwraca si w stron Henry'ego. Przeje d a palcami po swoich potarganych

ę

ę

ż ż

w osach i przygl da si um czonej twarzy ojca, kt ra ma taki sam wyraz jak we nie, kiedy

ł

ą

ę

ę

ó

ś

nie m g przesta krzycze .

ó ł

ć

ć

background image

- Co ci jest? - pyta. Jej g os przypomina szum z kosz

ł

maru.

Zagryza doln warg i znowu przygl da si m czy

ą

ę

ą

ę ęż

źnie Ca y czas ma w pami ci

ł

ę

obraz Henry'ego szale ca,

ń

jest nieprzytomny, nie mo e mi nic zrobi , my li.

ż

ć

ś

Nie wierzy w to, wi c powtarza to samo na g os.

ę

ł

- Nic mi nie zrobisz. Troch to pomaga.

ę

Podchodzi bli ej.

ż

Staje ko o ka.

ł łóż

Unosi palce nad jego d oni . Wyobra a sobie, e m czyzna nagle gwa townie

ł ą

ż

ż

ęż

ł

podskakuje i chwyta j w swym lodowatym, miertelnym u cisku. Rozdziera jej gard o.

ą

ś

ś

ł

Dusi. Ale powoli opuszcza r k i k adzie j na d oni Henry'ego.

ę ę ł

ą

ł

M czyzna si nie rusza.

ęż

ę

Jego d onie s ciep e i szorstkie.

ł

ą

ł

Takie powinny by r ce ojca.

ć ę

Godzina 2.43

Ju za p no na autobus.

ż

óź

Kiedy odzyskuje si y, lawiruje po szpitalnych korytarzach i wychodzi na ulic .

ł

ę

Powoli ku tyka do domu.

ś

background image

Poniedzia ek

ł

Poniedzia ek

ł

7 sierpnia 2006, godzina 10.35

owca sn w. Jej ojciec. Tak jak ona.

Ł

ó

Niewiarygodne.

Janie wk ada sportowe ciuchy i idzie na przystanek. Doje d a do ostatniego

ł

ż ż

przystanku, kt ry znajduje si na samym ko cu miasta. Reszt drogi przebiega.

ó

ę

ń

ę

Na wsi czas toczy si wolniej ni w mie cie. Janie biegnie, mocno uderzaj c butami

ę

ż

ś

ą

o drog . Wydaje si , jakby wiat stan w miejscu. Kolejne rz dy kukurydzy chyl si pod

ę

ę

ś

ął

ę

ą ę

ci arem dojrzalszych kolb. Janie biegnie. Widzi br zowe rozmazane odygi.

ęż

ą

ł

Okulary zsuwaj jej si na nos. Przypomina sobie, e powinna ch on wszystko

ą

ę

ż

ł ąć

wok , p ki jeszcze mo e. Na sam my l, e kiedy to wszystko straci, robi jej si niedobrze.

ół ó

ż

ą

ś ż

ś

ę

Pr buje wi c wszystko zapami ta , krok po kroku, a w ko cu jej umys zaczyna dryfowa .

ó

ę

ę ć

ż

ń

ł

ć

S yszy rechotanie ab drzewnych i przypomina sobie, e kiedy by a ma

ł

ż

ż

ł

łą

dziewczynk my la a, e ten d wi k wydaj nie zwierz ta, a wibruj ce energi kable elek

ą

ś ł ż

ź ę

ą

ę

ą

ą

-

tryczne. Kiedy dowiedzia a si , e to aby, nie mog a w to uwierzy .

ł

ę ż

ż

ł

ć

Wci nie wierzy.

ąż

W ko cu nigdy adnej nie widzia a.

ń

ż

ł

G boko wdycha nieruchome, wilgotne powietrze i czuje lekki zapach krowiego

łę

nawozu. W powietrzu unosi si te md awa, s odka wo dzikich kwiat w i ostry zapach

ę ż

ł

ł

ń

ó

wie o po o onego asfaltu.

ś

ż

ł ż

Gdy dociera do d ugiego, zaro ni tego podjazdu przed domem Henry'ego, czuje, e

ł

ś ę

ż

umys jej si rozja

ł

ę

śni . Zwalnia i pr buje si uspokoi .

ł

ó

ę

ć

background image

Nagle s yszy dzwonek telefonu. Ignoruje go. To pew

ł

nie Cabel. Musi pomy le . Sama.

ś ć

Otwiera drzwi i wchodzi do rodka.

ś

Ogarnia j dziwne uczucie. Zaczyna si trz

, kr ci jej si w g owie i czuje, e robi

ą

ę

ąść

ę

ę

ł

ż

jej si niedobrze. To samo odczuwa cz owiek, kt ry znalaz si w cichym, za

ę

ł

ó

ł ę

kazanym

miejscu. Janie jest zm czona i mocno dyszy, przerywaj c panuj c wok cisz .

ę

ą

ą ą

ół

ę

- Porozmawiaj ze mn Henry, ty m j ma y dusicielu - m wi cicho Janie. - Poka mi,

ą

ó

ł

ó

ż

w jaki spos b mam ci pom c.

ó

ó

Idzie do kuchni, ociera papierowym r cznikiem spo

ę

cone czo o i si ga do szafki po

ł

ę

szklank . Odkr ca kran. Woda zaczyna bulgota . Najpierw pojawia si rdzawy strumie ,

ę

ę

ć

ę

ń

kt ry jednak po chwili przybiera normalny odcie . Janie powili nape nia szklank . Pije.

ó

ń

ł

ę

Letnia woda jest nieco brudna, ale jej to nie przeszkadza.

Postanawia zaj si komputerem. Uruchamia sprz t i odkrywa, e pod czony jest

ąć ę

ę

ż

łą

do modemu. Nic dziwnego, bior c pod uwag , e znajduj si na zupe nym odludziu, ale i

ą

ę ż

ą ę

ł

tak j to wkurza.

ą

- Porozmawiaj ze mn - mruczy ponownie. Nie

ą

cierpliwie stuka palcami o st .

ół

Najpierw przegl da zak adki. Od razu znajduje stro

ą

ł

n ze sklepem internetowym

ę

Henry'ego i loguje si . Nazwa u ytkownika i has o s ju wpisane i nie ma cudnego

ę

ż

ł

ą ż

zabezpieczenia. Janie myszkuje po wirtualnym sklepie o nazwie U Dottie. Znajduje

zbieranin zupe nie r nych przedmiot w, w tym ubranka dla dzieci i niemowl t, drobny

ę

ł

óż

ó

ą

sprz t elektroniczny, ksi ki i szklane figurki. Klika na zdj cie dzieci cego kom

ę

ąż

ę

ę

binezonu i

czyta opis produktu. Wczytuje si w s owa, kt re wybra Henry i dostrzega jego inteligencj ,

ę

ł

ó

ł

ę

zdolno ci marketingowe i y k do interes w.

ś

ż ł ę

ó

Kilka aukcji jest nadal w czonych, a kilka zako czy

łą

ń

o si w czasie, gdy Henry trafi

ł

ę

ł

do szpitala.

background image

A potem dostrzega list komentarzy. Dziewi dziesi t dziewi i osiem dziesi tych

ę

ęć

ą

ęć

ą

procenta pozytywnych.

Janie nie potrafi okre li uczucia, kt re j ogarnia.

ś ć

ó

ą

Oczy zachodz jej zami.

ą

ł

Wie tylko, e Henry Feingold ma niemal perfekcyjn statystyk .

ż

ą

ę

Nie pozwoli, by co j zepsu o.

ś ą

ł

Janie wy cza aukcje. Znajduje przedmioty, kt re si sprzeda y i szuka ich na

łą

ó

ę

ł

p kach z towarem. Pakuje rzeczy, a w szufladzie znajduje druczki UPS. Wype nia je.

ół

ł

Zastanawia si , czy powinna zadzwoni po kuriera i znajduje odpowiedni link w

ę

ć

ulubionych zak adkach Henry'ego. Zamawia odbi r przesy ki przed godzin siedemnast .

ł

ó

ł

ą

ą

Paczki wystawia na zewn trz, eby nie zapomnie .

ą

ż

ć

Wraca do komputera i przegl da pozosta e zak adki. Forum o polityce, strona o

ą

ł

ł

gotowaniu, kilka odno ni

ś k w do stron marketingowych. ydowska strona o wa

ó

Ż

kacjach.

Ogrodnictwo.

Sny.

I odno nik do Wikipedii o Wide kach Mortona.

ś

ł

Janie klika.

Czyta.

Odkrywa, e nie chodzi o prawdziwe wide ki, ale o pewnego rodzaju dylemat.

ż

ł

Podsumowuj c: wyb r po mi dzy dwoma r wnie g wnianymi rozwi zaniami.

ą

ó

ę

ó

ó

ą

Janie czyta i dostrzega podobie stwo z

ń

Paragrafem 22. Zerka na le c na stole

żą ą

ksi k o tym samym tytule. Marszczy brwi.

ąż ę

- W porz dku, panie dziwaku - mruczy. Szybko stu

ą

ka w klawiatur , szukaj c

ę

ą

kluczowych s w. - O co w tym chodzi? Jakiego wyboru musia e dokona ?

łó

ł ś

ć

background image

I nagle w po owie s owa przestaje stuka .

ł

ł

ć

Opada na krzes o, przypominaj c sobie, kiedy ostat

ł

ą

ni raz czyta a o sytuacji podobnej

ł

do tej opisanej w

Paragrafie 22. Zaledwie par miesi cy temu, w zielonym notesie.

ę

ę

Oczywi cie.

ś

Ju wie, co Henry wybra wiele lat temu.

ż

ł

Nie mia do pomocy pani Stubin. Nikt go nie na

ł

uczy .ł

Nie mia nikogo.

ł

Godzina 12.50

Rozmy lania przerywa warkot nadje d aj cej furgo

ś

ż ż ą

netki, od kt rego dr y ca y dom. Janie

ó

ż

ł

dostrzega samoch d przez okno i czuje, e serce zaczyna jej szybciej bi . Wie, e nie

ó

ż

ć

ż

powinno jej tu by . Kierowca puka do drzwi i wo a przyja nie:

ć

ł

ź

- Hej, Henry, musisz to podpisa ! Jeste z ty u?

ć

ś

ł

Janie waha si i w ko cu otwiera drzwi.

ę

ń

- Cze .

ść

Kobieta kurier przygl da si jej, trzymaj c w d oni przygotowane urz dzenie do

ą

ę

ą

ł

ą

podpisu. Po opalonych policzkach sp ywaj jej kropelki potu, a pod pachami ma mokre

ł

ą

plamy. Ubrana jest w firmowe br zowe szor

ą

ty, a jej opalone nogi pokrywaj siniaki i lady

ą

ś

po ukąszeniach. Przez chwil wygl da na zaskoczon i zmie

ę

ą

ą

szan , a potem m wi:

ą

ó

- Cze , sko czy a osiemna cie lat? Mo esz si podpisa .

ść

ń

ł ś

ś

ż

ę

ć

- Ja... Tak.

- Gdzie jest Henry? Na jakiej wyprzeda y? Chy

ś

ż

ba nie, bo jest jego samoch d... C ,

ó

óż

mo esz mu powiedzie , e widzia am og oszenie o du ej wyprzeda y u luteran w. W

ż

ć ż

ł

ł

ż

ż

ó

Washtenaw, w pi tek i sobot . - Wyda

ą

ę

je si zdenerwowana.

ę

- Henry... nie b dzie m g tam pojecha . Jest... cho

ę

ó ł

ć

ry. - Janie czuje, e co ciska j

ż

ś ś

ą

background image

w gardle. - Jest w szpitalu, mo e ju z tego nie wyjdzie.

ż

ż

Kobieta wygl da na zaskoczon . Chwyta za framug drzwi.

ą

ą

ę

- Do diab a. Nie m wisz chyba powa nie? Czy ty.., Kim jeste ? - Uderza si pi ci

ł

ó

ż

ś

ę ęś ą

w biodro, usi uje si uspokoi . - Je li mog spyta , to w ko cu nie moja sprawa. Ale Henry

ł

ę

ć

ś

ę

ć

ń

od lat jest moim klientem. Jeste my przyjaci mi. - Odwraca si gwa townie i patrzy w

ś

ół

ę

ł

stron lasu, zagryzaj c usta.

ę

ą

- Mam na imi Janie. Jestem jego c rk . - Dziwnie to brzmi.

ę

ó ą

- C rk ? Nigdy nie wspomina , e ma c rk .

ó ą

ł ż

ó ę

- Chyba o mnie nie wiedzia .ł

Kobieta wzdycha.

- Tak mi przykro. Mo esz mu powiedzie , e ycz mu powrotu do zdrowia?

ż

ć ż ż

ę

- Jasne. On... jest w pi czce, ale powiem mu. A mo e mi pani co o nim

ś ą

ż

ś

opowiedzie ? To znaczy, dowiedzia

ć

am si , e jest moim ojcem, kiedy znalaz si w szpitalu,

ł

ę ż

ł ę

wi c nic o nim nie wiem... - Janie g o no prze yka lin .

ę

ł ś

ł

ś ę

- Chce pani wody?

- Nie, dzi ki. Mam picie w furgonetce. - Odrucho

ę

wo odp dza od siebie komara,

ę

wyra nie w szoku po tym, co us ysza a. - Henry Feingold to dobry cz owiek. Nikomu nie

ź

ł

ł

ł

przeszkadza. Mo e wygl da troch dziw

ż

ą

ę

nie, ale ma z ote serce. Zajmuje si swoimi

ł

ę

sprawami i mieszka tu zupe nie sam. Ale m wi, e tak jest lepiej. Du o pracuje przy

ł

ó

ż

ż

komputerze, szuka rzeczy do swojego sklepu, chyba kiedy robi jaki kurs koresponden

ś

ł

ś

-

cyjny. Nie wiem co, ale zawsze ma co ciekawego do powiedzenia.

ś

- Czy w ostatnim tygodniu m wi mo e, e le si czuje?

ó ł

ż ż ź

ę

- Nie, ale jak zwykle bola a go g owa. Czasami do

ł

ł

kucza mu migrena. Nigdy nie

poszed z tym do lekarza, Chocia m wi am mu, e powinien. Zawsze odpowiada , e nie

ł

ż ó ł

ż

ł ż

ma ubezpieczenia.

background image

- Wi c cierpia na b le g owy?

ę

ł

ó

ł

- Od czasu do czasu. Czy to... - Kobieta nie ko czy, tylko kiwa g ow .

ń

ł ą

- Tak. Mia co na m zgu. Prawdopodobnie to guz. Chyba sami do ko ca nie wiedz .

ł ś

ó

ń

ą

Kobieta spuszcza wzrok i patrzy na ziemi .

ę

- Strasznie mi przykro. Trzymaj si . Ja... Napraw

ę

d mi przykro. - Podnosi

ę

przygotowane przez Janie paczki.

- Dzi ki - m wi Janie.

ę

ó

- Gdyby co si sta o, no wiesz, mog aby zostawi mi wiadomo na drzwiach?

ś ę

ł

ł

ś

ć

ść

Cz sto tu zagl da am, czasami nawet dwa razy dziennie, kiedy by a popo u

ę

ą ł

ł

ł dniowa wysy ka.

ł

B d wdzi czna. Mam na imi Cathy, przez C.

ę ę

ę

ę

Janie kiwa g ow .

ł ą

- Postaram si . Hej, Cathy?

ę

- Tak?

Janie si wierci.

ę

- Nie jest przypadkiem niewidomy? Cathy patrzy na ni ze zdziwieniem.

ą

- Nie - odpowiada. - Nawet nie nosi okular w.

ó

Godzina 13.15

Janie siedzi w starym fotelu i my li.

ś

Izolacja.

Mieszka tu sam, ma prawie czterdzie ci lat i nie jest lepy ani kaleki.

ś

ś

- O rany - m wi Janie. G owa opada jej na oparcie krzes a. - Co ja wyprawiam. To

ó

ł

ł

przecie logiczne. Je

ż

sieni sko czon idiotk .

ń

ą

ą

Jej telefon nie przestaje dzwoni .ć

- Cze - burczy.

ść

- Cze . - Cabe m wi przyt umionym g osem. - Co si dzieje?

ść

ó

ł

ł

ś ę

background image

- Musia am na troch uciec - m wi Janie. - A co? Co si takiego sta o, e nie mog

ł

ę

ó

ę

ł ż

ę

nawet znikn na trzy godziny, bo zaraz wszyscy mnie cigaj ? - Jej s owa brzmi ostrzej,

ąć

ś

ą

ł

ą

ni zamierza a. Ale w a nie zaczyna a delektowa si cisz .

ż

ł

ł ś

ł

ć ę

ą

Cabel milczy, a Janie si krzywi.

ę

- Przepraszam ci bardzo. Nie to chcia am powie

ę

ł

dzie .ć

- W porz dku - odpowiada Cabel. Jego g os nadal brzmi szorstko. - Dzwoni , eby

ą

ł

ę ż

zapyta , o kt rej mam po ciebie przyjecha przed spotkaniem z Kapitanem. Jest o drugiej.

ć

ó

ć

Janie siada prosto.

- O kurcz ! - Sprawdza godzin . - Cholera, zapo

ę

ę

mnia am. - Rozgl da si po pokoju,

ł

ą

ę

by upewni si , e wszystko le y na swoim miejscu i wychodzi, nie zamykaj c drzwi, tak

ć ę ż

ż

ą

jak Henry. - Wysz am... pobiega . Musz jak najszybciej wr ci do domu i wzi prysznic.

ł

ć

ę

ó ć

ąć

Mo e by za pi druga?

ż

ć

ęć

- Troch p no. Sp nimy si . Mo e podjad po ciebie teraz i zawioz ci do

ę óź

óź

ę

ż

ę

ę ę

domu?

Janie zaczyna biec wzd u drogi. Czuje, e mi nie jej zdr twia y.

ł ż

ż

ęś

ę

ł

- Nie - m wi. - Mo emy si spotka na miejscu.

ó

ż

ę

ć

- Chcesz jecha autobusem? Kapitan b dzie w cie

ć

ę

ś k a, mia em ci zawie . Wiesz o

ł

ł

ę

źć

tym. Janie, daj spok j.

ó

- Cabel wydaje si wkurzony.

ę

Janie biegnie, a g os jej si rwie. Stara si oddycha przez usta, eby unikn kolki,

ł

ę

ę

ć

ż

ąć

kt ra powoli daje jej si we znaki.

ó

ę

- Wiem - m wi. - Wiem.

ó

- Gdzie jeste ?

ś

Janie zwalnia i zaczyna maszerowa .ć

- Wiesz co, Cabe, my l , e mo e... Id beze mnie - m wi. - Dobrze?

ś ę ż

ż

ź

ó

background image

- Co takiego? Janie! Daj spok j. Nie r b tego. Przyjad po ciebie przed drug .

ó

ó

ę

ą

Zd ymy.

ąż

Janie si nie zatrzymuje.

ę

- Nie - m wi stanowczo. - Musz co zrobi . Za dzwoni do niej i wszystko

ó

ę

ś

ć

ę

wyja ni . Id sam.

ś ę ź

- Ale... - Cabel wzdycha.

Janie milczy.

- Jak sobie chcesz. - Roz cza si bez po egnania. Janie zamyka klapk telefonu i

łą

ę

ż

ę

wsuwa go do kieszeni.

- Bo e - wzdycha. - Nie wiem, czy dam rad .

ż

ę

W drodze do domu dzwoni do Kapitana.

- Wszystko w porz dku Hannagan?

ą

- Niezupe nie. - G os Janie dr y. - Nie przyjd dzi , przepraszam.

ł

ł

ż

ę

ś

Cisza.

Janie si zatrzymuje.

ę

- Nie dam rady przyj na spotkanie. Chyba... pod

ść

j am ju decyzj .

ęł

ż

ę

W s uchawce s ycha skrzypienie krzes a i ciche wes

ł

ł

ć

ł

tchnienie.

- W porz dku. C . - Chwila przerwy. - Cabe?

ą

óż

Janie kuca i zamyka oczy. Gryzie palce. Nabiera g boko powietrza, by opanowa

łę

ć

dr enie g osu.

ż

ł

- Jeszcze nie - m wi. - Wkr tce. Potrzebuj jeszcze kilku dni, eby pomy le , co

ó

ó

ę

ż

ś ć

robi dalej.

ć

- Och, Janie - wzdycha Kapitan.

background image

Godzina 13.34

Janie stoi na rodku drogi, nie wiedz c, w kt r stron ma p j . Do domu, czy z

ś

ą

ó ą

ę

ó ść

powrotem do Henry'ego? Rozum podpowiada jej, co powinna zrobi .ć

Ale kiedy zaczyna jej burcze w brzuchu, zna ju od

ć

ż powied .ź

Nie mog aby zje niczego z domu ojcu. To nie by oby w porz dku. Powoli idzie na

ł

ść

ł

ą

przystanek. Ca y czas my li.

ł

ś

Wie, e musi po egna si z Cabelem.

ż

ż

ć ę

Na zawsze.

Ale nie mo e sobie tego wyobrazi .

ż

ć

Godzina 14.31

W domu Janie przygotowuje trzy kanapki. Jedn zja

ą

da, a pozosta e dwie zawija w foli i

ł

ę

wsuwa do plecaka. Pojawia si Dorothea i zaczyna myszkowa w lo

ę

ć

d wce.

ó

- Przygotowa ci co , mamo? - pyta Janie, chocia tak naprawd wcale nie chce. -

ć

ś

ż

ę

Mog to zrobi .

ę

ć

Dorothea zbywa propozycj niedba ym machni ciem r ki. Mruczy co pod nosem i

ę

ł

ę

ę

ś

bierze puszk piwa. Po

ę

woli wraca do swojego pokoju.

A potem otwieraj si drzwi wej ciowe.

ą ę

ś

- Hej, Janers? Jeste w domu? To ja, Carrie.

ś

Janie j czy w duchu. Chce jak najszybciej wr ci doi domu Henry'ego.

ę

ó ć

- Hej, laska. Co s ycha ?

ł

ć

- Nic szczeg lnego. - Carrie wparowuje do kuchni i siada na blacie. Macha nogami.

ó

Ma na sobie klapki. - Popatrz na m j pedikiur. Powiedz, nie skr ca ci z za

ó

ę

ę

zdro ci?

ś

Janie skupia wzrok na stopach Carrie.

- Jeszcze jak! Naprawd nie le. - Nalewa do butelki wod z kranu i wrzuca j do

ę

ź

ę

ą

background image

plecaka.

- Wybierasz si gdzie ? - Carrie wygl da na rozcza

ę

ś

ą

rowan .

ą

- Tak - odpowiada Janie.

- Do Cabe'a?

- Nie. - Janie wzdycha. W trakcie roku szkolnego, kiedy mia a do wykonania

ł

zadanie, musia a ok amy

ł

ł

wa Carrie. Teraz nie chce tego robi . - Potrafisz za

ć

ć

chować

tajemnic ?

ę

- No wiesz.

Janie si u miecha.

ę ś

- Znalaz am dom Henry'ego. Chc tam wr ci i cze

ł

ę

ó ć

go si o nim dowiedzie .

ś ę

ć

- Skarbie! - Carrie zeskakuje z blatu. - Mog z tob jecha ? Zawioz ci .

ę

ą

ć

ę ę

- Ech... - zaczyna Janie. Chce by sama, ale po dzi

ć

siejszej wyprawie do domu

Henry'ego, propozycja podwiezienia tam i z powrotem brzmi zbyt kusz co. - Jasne. A

ą

mo esz jecha ju teraz?

ż

ć ż

- Zawsze jestem gotowa. P jd rozrusza nasz pa

ó ę

ć

ą

nienk i spotkamy si przed

ę

ę

domem.

Godzina 14.50

- S uchaj. - Janie siedzi w fotelu pasa era samochodu marki Nova, rocznik 77. - Nie

ł

ż

masz na wiecz r adnych plan w ze Stu?

ó ż

ó

- Nie. - Carrie marszczy czo o. Wyje d a z miasta, s uchaj c wskaz wek Janie. -

ł

ż ż

ł

ą

ó

Dlaczego ka dy mnie o to pyta, za ka dym razem, gdy pojawiam si gdzie bez niego?

ż

ż

ę

ś

- Bo zawsze jeste z nim?

ś

- No i co z tego. Jestem te zupe nie odr bn oso

ż

ł

ę ą

b . Czy nie ma ju ciekawszych

ą

ż

temat w do rozmowy? Tylko ca y czas, gdzie jest Stu?

ó

ł

Janie wychyla g ow przez okno, wystawiaj c twarz na wiatr. Ma nadziej , e w

ł ę

ą

ę ż

background image

pobli u nie ma adnych pioch w.

ż

ż

ś

ó

- Pok cili cie si ?

łó ś

ę

- Nie - m wi Carrie.

ó

- Okej. To... kiedy zaczynasz szko ?

łę

Carrie si rozchmurza.

ę

- Zaraz po wi cie Pracy. B dzie czad. Wreszcie! B d si uczy tego, czego

Ś ę

ę

ę ę ę

ć

naprawd chc .

ę

ę

- B dziesz najlepsza w klasie, Carrie. Masz wyj tko

ę

ą wy talent do czesania w os w.

ł ó

- Prawda? - m wi. - Dzi kuj . - Na chwil odwraca wzrok od szosy i patrzy na

ó

ę ę

ę

Janie. Oczy jej l ni . Mo e to od wiatru. A mo e nie.

ś ą

ż

ż

Janie si u miecha. Zarzuca przyjaci ce r ce na szy

ę ś

ół

ę

j i przytula j . Zapomina, e

ę

ą

ż

przyjaci ka wcale nie ma l ej ni ona.

ół

ż

ż

Carrie wje d a na wyboist gruntow drog . Ethel protestuje i j czy, ale jad dalej.

ż ż

ą

ą

ę

ę

ą

- Mieszka na jakim cholernym zadupiu. To choler

ś

ne Saskatchewan. - Carrie

chichocze.

Janie nie ma si y wyprowadza jej z b du. Najbli

ł

ć

łę

ższa kanadyjska prowincja to

Ontario. Poza tym nie jad nawet na po udnie.

ą

ł

Kiedy doje d aj , Janie natychmiast idzie w stron domu, a Carrie rozgl da si

ż ż ą

ę

ą

ę

wok . Zaro ni te krzaki, ma y zniszczony domek, otwarte drzwi.

ół

ś ę

ł

- Go ciu nawet nie zamyka drzwi?

ś

- Nie, przynajmniej nie ostatnim razem.

- W a ciwie to nic dziwnego. Nie mieszka w ko cu w centrum miasta, no nie? Kto tu

ł ś

ń

w og le zagl da? W takich miejscach ludzie albo od razu wyci gaj bro , albo zapraszaj

ó

ą

ą ą

ń

ą

ci na obiad.

ę

background image

Carrie nie przestaje m wi .

ó ć

Janie j ignoruje.

ą

Tak jest dobrze.

Godzina 15.23

Janie od razu podchodzi do komputera. W tym czasie Carrie buszuje po kuchni, podjadaj c

ą

z lod wki mali

ó

ny, ale Janie nie zwraca na ni uwagi. Wysz a w takim po piechu, e nie

ą

ł

ś

ż

zd y a wy czy komputera, kt ry i tak budzi si do ycia ca wieczno , a potem bardzo

ąż ł

łą

ć

ó

ę

ż

łą

ść

powoli czy si z sieci .

łą

ę

ą

S ysz c d wi k po czenia, Carrie zagl da Jannie przez rami .

ł ą ź ę

łą

ą

ę

- Co ty robisz z jego komputerem, Janers? To chyba nie jest w porz dku, co? -

ą

Dziewczyna stoi w kuchni. Otwiera szafki, podnosi r ne przedmioty i odk ada je na

óż

ł

miejsce.

- Nie - k amie Janie. - Jest moim ojcem. Wolno mi.

ł

Carrie wzrusza ramionami i otwiera kolejn szafk .

ą

ę

Janie zastanawia si nad nazw sklepu Henry'ego.

ę

ą

- S uchaj, „Dottie” to chyba skr t od Dorothea, no nie?

ł

ó

- Sk d mam wiedzie ? - m wi Carrie. - Ale chyba tak. Przynajmniej atwiej si to

ą

ć

ó

ł

ę

wymawia.

- Tak - m wi Janie i otwiera kolejne okienko. Spraw

ó

dza w Google. - Tak, zgadza si .

ę

- Co? - Carrie siedzi na kuchennej pod odze. S ycha brz k garnk w.

ł

ł

ć

ę

ó

- Nic - odpowiada z roztargnieniem Janie. - Przesta , cokolwiek robisz. Przez ciebie

ń

si denerwuj .

ę

ę

- Co? - krzyczy Carrie.

Janie wzdycha. Trzyma myszk i nie mo e si zde

ę

ż

ę

cydowa . W ko cu opuszcza palec

ć

ń

background image

i otwiera maile do klient w.

ó

Teraz naprawd czuje, e zaczyna w szy .

ę

ż

ę ć

Ale nie mo e si powstrzyma .

ż ę

ć

Janie u miecha si , czytaj c serdeczn koresponden

ś

ę

ą

ą

cj Henry'ego z klientami.

ę

Pr buje go sobie wyobrazi . a uje, e nie mia a okazji o tym pogada .

ó

ć Ż ł

ż

ł

ć

O jego yciu.

ż

Z kuchni dochodzi ha as. Janie podskakuje do g ry. Jest w ciek a.

ł

ó

ś

ł

- Co ty robisz? M wi powa nie, lepiej ju chod

ó ę

ż

ż

źmy. Jezu, nigdzie nie mog ci

ę ę

zabra ! - Janie chce si tylko delektowa jego s owami. Ale te ha asy doprowa

ć

ę

ć

ł

ł

dzaj j do

ą ą

szale stwa.

ń

Carrie stoi na kuchennym blacie, wisz c na drzwiach. Wszystkie szafki s

ą

ą

pootwierane. Zerka przez rami i niewinnym wzrokiem spogl da na Janie, kt ra

ę

ą

ó

wpatrowuje do kuchni, eby oceni szkody.

ż

ć

- Uwielbiam, kiedy tak mnie nazywasz.

Janie zaciska usta, powstrzymuj c miech. Wci jest w ciek a.

ą ś

ąż

ś

ł

Kuchnia ocala a.

ł

Na pod odze le y kilka pustych puszek.

ł

ż

- Zobacz, co znalaz am - m wi Carrie, ci gaj c z p ki pude ko po butach.

ł

ó

ś ą ą

ół

ł

Zeskakuje. - S tam r ne karteczki i inne rzeczy! To jak szkatu ka wspomnie .

ą

óż

ł

ń

- Przesta ! To nie jest w porz dku. - Janie nerwo

ń

ą

wo wygl da przez okno, jakby z

ą

powodu ha asu, kt rego narobi y puszki, mia y si pojawi wozy policyjne. - I tak

ł

ó

ł

ł

ę

ć

powinny my si ju wynie .

ś

ę ż

ść

- Ale... - zaczyna Carrie. - S uchaj, musisz to zobaczy . To wskaz wki do twojej

ł

ć

ó

przesz o ci. Historia twojego ojca. Nie jeste ciekawa? - Wpatruje si w Ja

ł ś

ś

ę

nie. - Daj spok j,

ó

Janers! Co z ciebie za detektyw? Powinno ci na tym zale e . S tu jeszcze jakie szpilki,

ż ć ą

ś

background image

monety i pier cionek! Ale s te listy...

ś

ą ż

Janie jest w ciek a, ale zerka do pude ka.

ś

ł

ł

- Nie, to zbyt osobiste. To nie... - G os jej si amie.

ł

ę ł

- Janers, daj spok j - szepcze Carrie. Oczy jej l ni .

ó

ś ą

Janie nachyla si . Dotyka kilku rzeczy.

ę

- Nie. - Prostuje si . - Przesta ju w szy .

ę

ń ż ę ć

- Co za nuda.

- Wiesz, tak naprawd to amiemy prawo.

ę ł

- Przecie m wi a , e...

ż ó ł ś ż

- Wiem, wiem. K ama am.

ł

ł

- Chcesz powiedzie , e mogliby nas aresztowa ? wietnie. Nie pami tasz, e ju

ć ż

ć Ś

ę

ż

ż

raz to przerabia am i nie mam zamiaru znowu wyl dowa w kiciu, szczeg lnie z tob ! Kto

ł

ą

ć

ó

ą

by zap aci za nas kaucj ? - Carrie podnosi puszki i wpycha je z powrotem do szafki. - Ro

ł ł

ę

-

dzice by mnie zabili. Stu te . Chryste, Janie.

ż

- Przepraszam. Pos uchaj, nikt nas nie z apie. Nikt nic nie wie. Poza tym jestem jego

ł

ł

c rk . To by nam na pewno pomog o. Nie eby my mia y jakie k opoty. - Janie stawia

ó ą

ł

ż

ś

ł

ś ł

pude ko z pami tkami na blacie i podaje Carrie pozosta e przedmioty.

ł

ą

ł

Jest w ciek a. a uje, e w og le j tu przyprowadzi a. Potrzebuje poby sama, eby

ś

ł Ż ł

ż

ó ą

ł

ć

ż

skupi si i wszystko przemy le . Ale doskonale wie, e czas si powoli ko czy. Musi

ć ę

ś ć

ż

ę

ń

znale spos b, eby pom c Henry'emu, zanim on umrze. A w tym pude ku mo e by jaka

źć

ó ż

ó

ł

ż

ć

ś

wskaz wka.

ó

Janie nie jest z odziejk . Przynajmniej gdy chodzi o rzeczy materialne.

ł

ą

Wzdycha zrezygnowana.

- Chod my ju , Carrie.

ź

ż

background image

Wychodz .

ą

Przez chwil Janie przytrzymuje klamk .

ę

ę

Godzina 18.00

Janie powoli zmierza w kierunku domu przy Waverley.

Mija beemera.

- Cze .

ść

Cabel zerka w jej stron . Siedzi na odwr conym wia

ę

ó

drze i maluje framug drzwi.

ę

Wyciera spocone czo o o r kaw koszulki.

ł

ę

- Hej - m wi ch odnym g osem.

ó

ł

ł

- Nie zadzwoni e przez ca e popo udnie.

ł ś

ł

ł

- I tak nie odbierasz moich telefon w, to po co mam si

ó

ę

wysila ?

ć

Janie kiwa g ow , przyznaj c, e zachowa a si jak idiotka.

ł ą

ą ż

ł

ę

- Jak spotkanie?

Patrzy na ni . Te oczy. Skrzywdzi a go.

ą

ł

Wie, co powinna powiedzie .ć

- Przepraszam, Cabe. - Naprawd jej przykro. Tak bardzo przykro.

ę

Wstaje.

- W porz dku. Dzi ki - wzdycha. - Powiesz mi wreszcie, co si z tob dzieje?

ą

ę

ę

ą

Janie g o no prze yka lin . Przeje d a palcami po w osach i patrzy na niego.

ł ś

ł

ś ę

ż ż

ł

Przechyla g ow i mocno za

ł ę

ciska dr ce usta.

żą

Nie mo e tego zrobi .

ż

ć

Nie mo e mu powiedzie .

ż

ć

Nie mo e. Nie mo e powiedzie : „Odchodz ”.

ż

ż

ć

ę

Wi c k amie.

ę ł

background image

- To przez t ca histori z Henrym. I z moj matk . Nie daj ju rady. Potrzebuj

ę łą

ę

ą

ą

ę ż

ę

troch czasu, eby sobie to wszystko pouk ada . - Wzrok ucieka jej w drug | stron .

ę

ż

ł

ć

ą

ę

Zastanawia si , czy on si domy la.

ę

ę

ś

Przez chwil Cabel milczy, ale uwa nie j obser

ę

ż

ą

wuje.

- W porz dku - m wi ostro nie. - Rozumiem. Mog ci jako pom c? - Nachyla si

ą

ó

ż

ę

ś

ó

ę

i odk ada p dzel. Schodzi do niej po schodach. Wyci ga r k i odgarnia z jej twarzy

ł

ę

ą

ę ę

kosmyk w os w.

ł ó

- Potrzebuj wi cej czasu i... przestrzeni. Na jaki czas. Przynajmniej do chwili, a

ę

ę

ś

ż

co si wyja ni z Henrym. - Unosi do g ry twarz. Znowu patrzy mu w oczy. Stoj

ś ę

ś

ó

ą

naprzeciwko siebie, twarz w twarz, i uwa nie si obserwuj .

ą

ż

ę

ą

Po chwili Janie zbli a si i obejmuje go w pasie. Jego koszulka jest mokra od potu.

ż

ę

- Okej? - pyta ponownie.

Cabel j przytula.

ą

Ca uje j w czubek g owy i wzdycha.

ł

ą

ł

Godzina 19.48

Janie siedzi na pod odze, oparta o ko. My li.

ł

łóż

ś

Mog aby po o y si wcze nie spa .

ł

ł ż ć ę

ś

ć

To brzmi kusz co.

ą

Nie.

Godzina 20.01

W autobusie Janie zjada kanapk . Popija wod . Ostat

ę

ą

nie trzy kilometry, kt re dziel j od

ó

ą ą

domu Henry'ego przechodzi na piechot . Przynajmniej nie jest ju tak gor co. I ca y czas

ę

ż

ą

ł

jest widno.

Wieczorem w lesie jest g o niej ni w ci gu dnia. Ko

ł ś

ż

ą

lo ucha przelatuje jej komar. Po

drodze ca y czas ude

ł

rza d oni o nogi i r ce. Gdy dociera na miejsce, jest ca

ł ą

ę

a pogryziona.

ł

background image

Szczeg lnie po przeprawie przez d ugi, zaro ni ty podjazd.

ó

ł

ś ę

W rodku jest zdecydowanie ch odniej ni wcze niej. Wieje przyjemny wiatr, a

ś

ł

ż

ś

otoczony drzewami dom od kilku godzin znajduje si w cieniu.

ę

- Ach - wzdycha Janie, zamykaj c za sob drzwi. Wreszcie spok j. Ma y domek,

ą

ą

ó

ł

tylko dla niej. Janie rozgl da si wok i wyobra a sobie, jakby by o, gdyby tu zamieszka a i

ą

ę

ół

ż

ł

ł

nie musia a obawia si cudzych sn w.

ł

ć ę

ó

Henry ca kiem nie le to sobie wymy li . Ma y sklepik internetowy, wi ty spok j, a

ł

ź

ś ł

ł

ś ę

ó

wok ywej duszy, z wy

ół ż

j tkiem Cathy z UPS... A kobieta nigdy nie zapada a przy nim w sen.

ą

ł

My li o pieni dzach, kt re przez lata zd y a za

ś

ą

ó

ąż ł

oszcz dzi i tych pi ciu kawa kach

ę ć

ę

ł

od pani Stubin. O stypendium. Straci je, jak rzuci prac i zdecyduje si na izolacj . Ale czy

ę

ę

ę

nie warto po wi ci stypendium, by ratowa wzrok?

ś ę ć

ć

Zastanawia si , czy da aby sobie rad , gdyby mia a na przyk ad ma y sklepik

ę

ł

ę

ł

ł

ł

internetowy?

Albo.

Mo e po prostu go odziedziczy?

ż

Czuje, e dostaje g siej sk rki.

ż

ę

ó

A gdyby tak przej a wszystko po Henrym?

ęł

Rozgl da si wok , a my li wiruj jej w g owie. Do diab a, przecie maj c tak

ą

ę

ół

ś

ą

ł

ł

ż

ą

beznadziejn matk , w a

ą

ę ł ściwie sama prowadzi dom. Wie, jak to si robi. Trzeba zap aci

ę

ł ć

czynsz, zrobi zakupy. Czy ktokolwiek by w og le zauwa y , gdyby tu zamieszka a?

ć

ó

ż ł

ł

- Czemu nie? - szepcze.

Janie poci ga z butelki yk wody i siada w starym, zniszczonym fotelu, otoczona

ą

ł

d wi kami nocy. Jest pogr ona w my lach. Nagle opcja izolacji opisana w zielonym

ź ę

ąż

ś

notesie pani Stubin nie wydaje jej si ta

ę ka z a.

ł

background image

- Mog abym si do tego przyzwyczai - m wi cicho. Wok nie ma ywej duszy. -

ł

ę

ć

ó

ół

ż

Ju nigdy nie zosta abym wessana w aden sen. - U miecha si , bo to brzmi wspaniale.

ż

ł

ż

ś

ę

Ale po chwili przestaje.

- Mo e nawet mog abym nadal widywa si z Cabelem - szepcze.

ż

ł

ć ę

Wyobra a sobie kolacje przy wiecach, albo wsp lne obiady, gdyby uda o mu si

ż

ś

ó

ł

ę

urwa z zaj . Sp dzaliby razem kilka godzin dziennie. Byle nie w nocy.

ć

ęć

ę

To brzmi nie le.

ź

Przez jakie pi minut.

ś ęć

A potem my li o kolejnych latach.

ś

Za nic w wiecie nie mogliby razem mieszka .

ś

ć

Nie by oby dzieci, rodziny, nigdy. Janie nie mog aby ryzykowa , gdyby chcia a

ł

ł

ć

ł

zachowa wzrok. pi ce dziecko by j wyko czy o. Poza tym nie mia a zamiaru

ć

Ś ą

ą

ń

ł

ł

przekazywa nikomu swoich przekl tych umiej tno ci.

ć

ę

ę

ś

Ju si z tym pogodzi a.

ż ę

ł

Ale co na to Cabe?

Jego przysz o w pigu ce:

ł ść

ł

• mieszka gdzie indziej

• par godzin dziennie sp dza w ma ym domku

ę

ę

ł

• nigdy si nie eni

ę

ż

• nigdy nie ma dzieci

• nigdy nie sp dza nocy z kobiet , kt r kocha.

ę

ą ó ą

background image

Wyobra a sobie ich wsp lne chwile, jakby to by o, dzie za dniem. Staliby w miejscu.

ż

ó

ł

ń

Cabel przychodziłby na dwie godziny dziennie, pr buj c pogodzi obo

ó ą

ć

wi zki w szkole,

ą

domu i w pracy.

I musia by patrze , jak jej stan si pogarsza. Musia

ł

ć

ę

łby przez to przej . Janie wie, e

ść

ż

to by oby dla niego piek o.

ł

ł

Jak godziny odwiedzin w Heather Home.

Wkr tce zacz liby rozmawia o krzy wkach i po

ó

ę

ć

żó

godzie.

Ale on by si na to zdecydowa . Zosta by z ni . Chocia zniszczy oby mu to ycie.

ę

ł

ł

ą

ż

ł

ż

Taki ju jest.

ż

Janie uderza pi ci w fotel.

ęś ą

G owa opada jej do ty u.

ł

ł

Szepcze do pustego pokoju:

- Nie mog tego zrobi .

ę

ć

Godzina 21.30

Janie przegl da rzeczy Henry'ego. Papiery firmowe, li ciki, listy zakup w. Ulotki o migrenie.

ą

ś

ó

W Internecie znajduje mn stwo zak adek ze stronami medycznymi i radzeniu sobie z

ó

ł

b lem.

ó

Zastanawia si , czy gdyby by ubezpieczony i gdyby uda o im si wcze niej wykry

ę

ł

ł

ę

ś

ć

tego guza, czy t tniaka, czy cokolwiek to by o... Czy nadal by y ?

ę

ł

ż ł

Ale wtedy by go nie pozna a.

ł

Przypomina sobie, jak rwa w osy i trzyma si za g o

ł

ł

ł ę

ł w . Pami ta ten wyraz

ę

ę

cierpienia na jego twarzy. Zastanawia si , czy le c bezradnie w miejscowym szpi

ę

żą

talu,

wci odczuwa ten okropny b l. My li o tym, jak b aga j o pomoc. Wpatruje si w s owa

ąż

ó

ś

ł

ł ą

ę

ł

background image

widoczne na ekranie i m wi:

ó

- Chcia abym ci jako pom c Henry. Mam nadziej , e wkr tce odejdziesz i

ł

ś

ó

ę ż

ó

przestaniesz cierpie .ć

Janie odkleja rozgrzane uda od plastikowego kuchennego krzes a i rozgl da si po

ł

ą

ę

ma ym salonie. Wy

ł

obra a sobie ojca yj cego w tym ma ym przytulnym domku, z dala od

ż

ż ą

ł

ha asu i ludzi.

ł

Idzie do kuchni. Na blacie wci le y pude ko, kt re znalaz a Carrie. Janie czuje

ąż ż

ł

ó

ł

pokus , by zajrze do rod

ę

ć

ś

ka i przejrze listy. Przez otwarte okno wieje wiatr. Ale.

ć

S dwie sprawy.

ą

Nie chce czyta intymnych list w mi osnych napisa

ć

ó

ł

nych przez jej, po al si Bo e,

ż

ę

ż

matk alkoholiczk .

ę

ę

I nie chce jeszcze bardziej litowa si nad Henrym.

ć ę

Czuje, e ma ju do zmartwie . Do k opot w Do tego, e zawsze gdy poznaje

ż

ż ść

ń

ść ł

ó

ść

ż

kogo , kto jest w sta

ś

nie j zrozumie , on zaraz odchodzi.

ą

ć

Z przyjemno ci przejmie obowi zki ojca. Ale nie b dzie go kocha . Jest ju za

ś ą

ą

ę

ć

ż

p no. I tak w a ciwie ju odszed . Poza tym i tak ma wystarczaj co du o zmar

óź

ł ś

ż

ł

ą

ż

twie .

ń

Janie bierze g boki wdech i kr ci g ow . Chowa pu

łę

ę

ł ą

de ko do szafki, z kt rej wyj a

ł

ó

ęł

go Carrie.

Sprz ta dom. Chce, by wygl da dok adnie tak jak wtedy, gdy by a tu po raz

ą

ą ł

ł

ł

pierwszy. Wy cza komputer, gasi lamp i przez chwil stoi w ciemno ci, ws uchuj c si w

łą

ę

ę

ś

ł

ą

ę

cisz . Tego w a nie pragnie. By w jej yciu panu wa taki spok j. I wie, e po mierci

ę

ł ś

ż

ł

ó

ż

ś

Henry'ego b dzie to mo liwe. Tutaj nie musi si pilnowa . Mo e y bel obawy, e zostanie

ę

ż

ę

ć

ż ż ć

ż

wessana w czyj sen.

ś

Marzy tylko o tym, bardziej ni o czymkolwiek in

ż

nym. Bardziej ni o Cabie.

ż

background image

Mo e to jest w a nie spos b na przetrwanie.

ż

ł ś

ó

A mo e jest po prostu typem samotnika. Tak prze

ż

cie by o, dop ki nie pozna a

ż

ł

ó

ł

Cabe'a. Zawsze b dzie samotnikiem.

ę

Na to wygl da.

ą

Ponownie siada w starym fotelu, otoczona ciemności . Czuje si jak w sanktuarium.

ą

ę

Zastanawia si , jak b dzie wygl da o jej ycie. Jak b dzie opiekowa si matk i dlaczego

ę

ę

ą ł

ż

ę

ć ę

ą

w og le musi o tym my le . Mo e czas najwy szy, by Dorothea sama zacz a si o siebie

ó

ś ć

ż

ż

ęł

ę

troszczy . Mo e w ten spos b Janie u atwi jej spraw .

ć

ż

ó

ł

ę

Mog aby wie spokojne ycie i zachowa wzrok. Spogl da na swoje palce, kt re

ł

ść

ż

ć

ą

ó

rzucaj d ugie cienie w wietle gwiazd. Porusza nimi, a cienie zaczynaj ta

ą ł

ś

ą ńczy .ć

U miecha si .

ś

ę

Chocia Kapitan poczuje si rozczarowana i cofnie jej stypendium, Janie wie, e

ż

ę

ż

nigdy nie b dzie obwi

ę

nia jej za to, e chcia a wie normalne ycie. G boko w rodku

ć

ż

ł

ść

ż

łę

ś

wie, e wszystko si u o y.

ż

ę ł ż

B dzie jej brakowa o Kapitana i koleg w. To pewne.

ę

ł

ó

- C - m wi cicho, prostuj c i zginaj c palce. - Pod

óż

ó

ą

ą

j am ju decyzj . Izolacja.

ęł

ż

ę

Taki jest m j wyb r.

ó

ó

Bo e, jak cudownie jest powiedzie to na g os.

ż

ć

ł

Chocia to troch przera aj ce.

ż

ę

ż ą

Pozosta jeszcze jeden szczeg , kt ry Janie musi wyja ni , zanim ca kowicie

ł

ół

ó

ś ć

ł

zrezygnuje z cudzych sn w. Ostatnia zagadka do rozwi zania.

ó

ą

Taki powinien by koniec. Chocia b dzie to pewnie najgorszy koszmar, jaki

ć

ż ę

prze y a w yciu.

ż ł

ż

Janie g boko oddycha i wypuszcza powietrze. Boi si i do szpitala o wiele bardziej

łę

ę ść

background image

ni wtedy, gdy wy

ż

biera a si na imprez do Durbina. Bardziej ni wtedy, gdy ten dziwny

ł

ę

ę

ż

ch opak o imieniu Cabel po raz pierwszy zasn w szkolnej bibliotece i ni o potworze z

ł

ął

ś ł

no ami zamiast palc w.

ż

ó

Ale.

Ale.

Ale to ostatnia szansa, by na zawsze po egna sie z pani Stubin.

ż

ć

ą

I zamkn za sob drzwi. Chocia to cholernie bo

ąć

ą

ż

lesne.

Ale Janie doprowadzi spraw do ko ca. Znajdzie spos b, by pom c Henry'emu i to

ę

ń

ó

ó

szybko, nawet je eli mia aby umrze .

ż

ł

ć

Eee...

No mo e niekoniecznie umrze . To by wszystko ze

ż

ć

psu o. Tak.

ł


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lisa McMann Koniec
Lisa McMann Koniec
Lisa McMann Koniec
LISA MCMANN Sen 03 Koniec
Lisa McMann Sen
Lisa McMann Mgła
LISA McMANN Sen 02 Mgła
McMann Lisa Sen 03 Koniec
McMann Lisa Sen (03 Koniec)
McMann Lisa Sen 02 Mgła [159 168]
McMann Lisa Mgła
McMann Lisa Sen 01 Sen
McMann Lisa Sen 02 Mgła [138 145]
McMann Lisa 02 Mgła
McMann Lisa Sen #1

więcej podobnych podstron