background image

 

1

Artur Schopenhauer 

 
 

D i a l e k t y k a   E r y s t y c z n a 

Czyli  

Sztuka Prowadzenia Sporów

 

 

 

     Już  w  starożytności  słów  „logika"  i  „dialektyka"  używano  jako  synonimów  mimo,  iż  pierwotnie  ,Logika", 
oznaczająca  zastanawianie  się,  obliczanie  lub  przemyśliwanie  czegoś,  zasadniczo  różniła  się  znaczeniem  od 
„dialektyki",  używanej  na  określenie  czynności  rozmawiania.  „Dialektykę"  (postępowanie  dialektyczne, 
człowiek dialektyczny) po raz pierwszy zastosował w swych pismach Platon, rozumiejąc pod tym terminem stałe 
posługiwanie się i doskonalenie rozumu (Fajdros, Sofista, Państwo). Podobnie Arystoteles, choć miał on zrazu 
używać  terminu  „logika"  i  mówił  o  „trudnościach,  manowcach  lub  przesłankach  logicznych".  Wynika  stąd,  iż 
„dialektyka" byłaby nazwą starszą od ,Logiki". U Cycerona i Kwintyliana oba wyrazy występują zamiennie (...). 
Również  w  Średniowieczu i  czasach  nowożytnych aż po  nam  współczesne utrzymała  się równoznaczność obu 
terminów, z tym, iż u Kanta „dialektyka" otrzymuje zabarwienie negatywne jako „sofistyczna sztuka dyskusji" 
—  stąd  częściej  posługiwano  się  słowem  „logika"  jako  mniej  obciążonym.  Ciągle  jednak  oba  wyrazy  są 
synonimami i w naturalny sposób oznaczają to samo. 
Osobiście ubolewam, iż ,,dialektyka" i „logika" traktowane są od tak dawna jako równoznaczniki. Toteż, mając 
chęć  dokonania  ich  rozróżnienia,  nie  w  pełni  jestem  do  tego  uprawnionym.  Wszelako  powiedziałbym,  iż 
„logika" (od przemyśliwania i obliczania, ale także od pojęć „słowo" i „rozum") to ,,nauka o zasadach myślenia, 
czyli  metodach  funkcjonowania  rozsądku",  podczas  gdy  „dialektykę"  (od  czynności  rozmawiania,  czyli 
komunikowania  sobie  wzajem  faktów  lub  poglądów  —  stąd  jej  charakter  historyczny  lub  komunikatywny) 
ująłbym  jako  „sztukę  dyskutowania"  w  znaczeniu  nowoczesnym.  Wówczas  logika  za  swój  przedmiot  będzie 
miała  prawa  myślenia  i  działanie  rozsądku,  co  da  się  określić  a  priori bez  odwoływania  się  do doświadczenia. 
Proces ów zachodzi podczas pozostawania rozsądku w oderwaniu od przeszkód istniejących poza nim, czyli w 
trakcie  samotnego  myślenia  istoty  rozsądnej,  która  nie  zostaje  wprowadzona  w  błąd.  Natomiast  dialektyka 
obejmowałaby jednoczesne współmyślenie dwu istot rozsądnych; brak zgody między nimi prowokuje dyskusję, 
tj. ścieranie się umysłów. Gdyby rzecz tyczyła tylko czystego rozumu obie istoty zgadzałyby się nieuchronnie. 
Ale  różnice  wynikają  z  indywidualizacji  każdej  z  istot,  zatem  opierają  się  na  empirii.  Logika,  tj.  nauka  o 
myśleniu, czyli działaniu czystego rozumu, pozwala na konstrukcję zupełnie aprioryczną. Natomiast dialektyka 
jest  z  natury  aposterioryczna,  uwzględniająca  znajomość  zaburzeń  czystego  rozumu  poprzez  zróżnicowanie 
myślenia  dyskutujących  ze  sobą  istot  rozsądnych  lub  środków,  jakimi  posługują  się  dla  przedstawienia  swego 
indywidualnego  myślenia  jako  w  pełni  poprawnego  i  obiektywnego.  'Taka  jest  bowiem  natura  ludzka,  że 
podczas  wspólnego  myślenia,  rozumianego  jako  wymiana  zdań  (przy  wykluczeniu  aspektu  historycznego)  A 
dostrzega, że myślenie B różni się od jego własnych myśli w danym przedmiocie; wówczas A nie zmienia swych 
myśli  o  owym  przedmiocie,  ani  nie  szuka  w  nich  błędu,  ale  zaczyna  szukać  błędu  w  myśleniu  przeciwnika. 
Oznacza to, iż człowiek z natury swojej dąży do posiadania racji, a co z tego wynika zawarte jest w nauce, którą 
chciałbym  nazwać  „dialektyka".  Dla  uniknięcia  nieporozumień  użyję  terminu  „dialektyka  erystyczna"  na 
oznaczenie nauki o przyrodzonym człowiekowi pragnieniu, by zawsze mieć rację. 

Dialektyka  erystyczna  —  to  sztuka  dyskutowania  w  sposób,  który  pozwala  zachować  pozory  racji,  czyli 

wszelkimi dozwolonymi lub niedozwolonymi sposobami (per fas et nefas). Albowiem tak bywa, iż człowiek — 
obiektywnie rzecz ujmując — posiada słuszność, lecz w jego otoczeniu i w nim samym rodzi się wrażenie, iż jej 
nie  ma. Następuje to  wtedy,  gdy przeciwnik podważył dowód, co odczytano jako obalenie całego twierdzenia, 
choć  mogą  istnieć  jeszcze  inne  dowody  na  jego  prawdziwość.  Oczywiście,  w  tej  sytuacji  pozycja  przeciwnika 
jest dokładnie odwrotna; ulega wrażeniu, że to on ma słuszność, podczas gdy obiektywnie rzecz ujmując jej nie 
posiada.  Toteż  obiektywna  prawda  jakiegoś  twierdzenia  a  przekonanie  o  jego  słuszności  dyskutantów  i 
słuchaczy — są to bardzo odmienne sprawy. (Dialektyka zajmuje się właśnie tą drugą rzeczą). 

Skąd  się  to  bierze?  —  Stąd,  iż  człowiek  jest  zły  z  natury.  Gdyby  było  inaczej,  gdybyśmy  byli  z  gruntu 

uczciwi, wówczas w każdej dyskusji zabiegalibyśmy tylko o osiągnięcie prawdy, bez względu na jej zgodność z 
naszym  wcześniejszym  poglądem,  czy  też  poglądem  przeciwnika;  nie  miałyby  one  znaczenia  lub  byłyby 
całkowicie  drugoplanowe.  Ale  tak  właśnie  jest,  że  to  zawsze  kwestia  zasadnicza,  a  wrodzona  próżność, 
osobliwie czuła względem własnej umysłowej sposobności nie pozwala, by nasze wyjściowe twierdzenie miało 
być  fałszywe,  zaś  przeciwnika  —  słuszne.  Zdawać  by  się  mogło,  iż  dlatego  każdy  powinien  unikać  twierdzeń 
niesłusznych,  najpierw  myśląc,  a  potem  mówiąc.  Większość  ludzi  wszakże  wrodzoną  im  próżność  podkreśla 
gadatliwością i nieuczciwością. Ludzie, nim pomyślą — już plotą; a gdy widzą, że się pomylili i nie mają racji, 

background image

 

2

pragną,  by  choć  we  wrażeniu  mieć  odrobinę  słuszności.  Osiąganie  prawdy,  które  motywowało  wysuwanie 
choćby i niesłusznego twierdzenia zostaje zastąpione przez próżność; to, co słuszne winno zdawać się fałszem i 
na odwrót. 

Wszelako to nadużycie, objawiające się walkąo twierdzenie, które sami skłonni jesteśmy podejrzewać o fałsz, 

jest  ostatecznie  do  usprawiedliwienia.  Bowiem  z  początku  sporu  nasze  przekonanie  o  słuszności  jest  szczere, 
dopiero później odnosimy wrażenie, iż argument prze-ciwnikaje obalił: jeśli zatem wycofamy się właśnie teraz, 
to  istnieje  prawdopodobieństwo,  że  uczynimy  to  za  wcześnie;  może  dowodziliśmy  błędnie,  ale  istniał  inny, 
słuszny dowód, a ów trafny argument nie przyszedł nam na myśl. Dlatego walczymy z sądem przeciwnym nawet 
wówczas, gdy i nam zdaje się on trafny, w przeświadczeniu, że to stan chwilowy, a dyskusja ostatecznie pozwoli 
na  zastosowanie  właściwszego  argumentu,  który  zniweczy  rację  przeciwnika  lub  dokaże  naszą  w  odmienny 
sposób.  Toteż  niemal  zmuszeni  jesteśmy  w  dyskusji  zachowywać  się  nieuczciwie,  a  na  pewno  ulegamy  tej 
skłonności. Tak oto niemoc rozumu i perfidia woli podpierają się wzajem. Stąd wniosek, iż dyskutując nie tyle 
walczymy  o  prawdę,  ile  o  przewagę  naszego  sądu,  niczym  w  obronie  ojczyzny  i  domu  (pro  ara  et  focis), 
postępując  na  wszelki  dozwolony  i  niedozwolony  sposób  (per  fas  et  nefas);  dowiedliśmy  zatem,  iż  odmienne 
postępowanie jest z natury trudne. 

Nic dziwnego, że każdy usiłuje przeforsować swą rację nawet wówczas, gdy sam wątpi w nią w danej chwili. 

[Machiavelli  rekomenduje  władcy  skorzystanie  z  byle  słabości  sąsiada  dla  zaatakowania  go,  w  przeciwnym 
bowiem  przypadku  może  on  wykorzystać  w  przyszłości  taką  chwilę  słabości  u  władcy.  Odmiennie  można  by 
postępować, gdyby w życiu panowała uczciwość i rzetelność; wszakże, gdy tak nie jest, to i samemu nie ma co 
się  na  nie  oglądać,  albowiem  zapłata  za  nie  będzie  kiepska.  —  Podobnie  w  dyskusji;  nawet  gdybym 
zaakceptował  argumenty  przeciwnika  sądząc,  że  ma  właśnie  rację,  trudno  spodziewać  się,  że  on  postąpi  tak 
samo  w  sytuacji  odwrotnej.  Raczej  będzie  działał  wszelkimi  dozwolonymi  i  niedozwolonymi  sposobami  (per 
nefas),  dlatego  i  ja  jestem  zmuszony  działać  podobnie.  Klarowną  jest  konstatacja,  że  prawda  winna  zajmować 
miejsce  główne  i  wobec  niej nie  należy  faworyzować  żadnego,  w  tym  i  własnego  twierdzenia.  Ale  nie  sposób 
zakładać,  że  tak  samo  myśli  przeciwnik.  Poza  tym,  skoro  już  obmyśliłem  własne  twierdzenie,  to  czemuż 
miałbym odrzucać je dla chwilowego wrażenia, wywołanego argumentacją przeciwnika, zwłaszcza, że mógłbym 
wówczas odrzucić prawdę na rzecz fałszu?]. 
    Zatem niezbędnych środków użycza każdemu po części jego własna przebiegłość i złe skłonności, co wyraża 
się w codziennej praktyce. Tak więc każdy z nas dysponuje wrodzoną dialektyką, podobnie jak wrodzoną logiką, 
tyle,  że  pierwsza  wpływa  na  nas  mniej  pewnie  od  drugiej.  Niełatwo  jest  bowiem  myśleć  i  rozumować  w 
sprzeczności  z  prawami  logiki:  błędne  sądy  są  nader  częste,  natomiast  błędne  wnioski  pojawiają  się  rzadko. 
Najczęściej występuje u nas niedostatek wrodzonej dialektyki, bardziej niż logiki. To z natury nierówny podział, 
podobnie jak z właściwością wydawania sądów w zestawieniu z rozumem, którym wszyscy obdarzeni jesteśmy 
w  stopniu  mniej  więcej  jednakowym.  Nierzadko  pozorna  argumentacja  powoduje  nasze  ustąpienie  w  sporze 
mimo, iż posiadamy słuszność albo odwrotnie; bowiem zwycięstwo  zawdzięczamy nie duszności rozumowania 
przy prezentacji twierdzenia, lecz chytrości i zręczności w jego obronie. Najdoskonalej sprawdzają się przy tym 
cechy  wrodzone  („nauka  rozwija  moc  wrodzoną"  —  Horacy,  Pieśni),  wszakże  umiejętność  oraz  dobra 
znajomość  metod,  dzięki  którym  my  zyskujemy  przewagę  lub  nasz  przeciwnik  osiąga  ją  nad  naszą 
argumentacją, wydatnie wzmacniają szansę. Zatem nawet jeśli logice daleko do praktycznej korzyści, to jednak 
dialektyka pozwala ją osiągnąć. Można sądzić, iż właśnie Arystoteles swą analitykę, tj. logikę właściwą ukazał 
jako  podstawę  dialektyki,  która  też  znaczyła  dla  niego  najwięcej.  Za  przedmiot  logiki  uznaje  się  formę 
twierdzeń, za przedmiot dialektyki ich substancję, tj. treść; toteż najpierw należy zajmować się formą ogólną, by 
następnie przyjrzeć się treści jako czemuś szczególnemu. 
     Arystoteles  pojmuje  cel  dialektyki  nie  tak  jednoznacznie,  jak  w  moim  ujęciu;  i  dla  niego  dyskutowanie 
stanowi  cel  najważniejszy  obok  odnajdywanie  prawdy.  Dalej  mówi:  twierdzenia  traktowane  wedle  prawdy 
posiadają wymiar filozoficzny, natomiast wedle wrażenia lub aprobującego osądu — dialektyczny. Oddziela on 
twierdzenia  niosące  prawdę  obiektywną  od  tych,  których  zadaniem  jest  osiągnięcie  uznania  lub  aprobaty, 
wszakże czyni to nieostro, co nie pozwala przypisać tych ostatnich zadań wyłącznie dialektyce. Toteż uważam, 
iż  Arystoteles  nie  w  pełni  rozwiązał  tę  kwestię,  bowiem  winno  się  zawsze  precyzyjnie  oddzielać  przedmiot 
jednej dyscypliny od drugiej. Arystoteles w sposób właściwy swej metodzie naukowej, wielce systematycznie i 
metodycznie  podważył  w  pracy  O  wybiegach  sofistycmych  samo  rozumienie  dalektyki;  wzbudza  to  wielki 
podziw, choć efektu praktycznego autor  w pełni  nie osiągnął. Po rozbiorze  w części analitycznej (Analińcis) z 
punktu  widzenia  czystej  formy  pojęć  wniosków  i  sądów,  zajmuje  się  on  dalej  treścią,  chociaż  rozpatruje  już 
wyłącznie pojęcia, zawierające treść. Twierdzenia i  wnioski ze swej istoty to jedynie forma:  natomiast pojęcia 
tworzą  ich  treść.  Rozumuje  natępująco:  w  każdej  dyskusji  występuje  teza  albo  problem  (odróżniające  się 
wyłącznie formą) tudzież twierdzenia służące ich rozwiązywaniu. Rzecz zasadzą się niezmiennie na wzajemnym 
stosunku  pojęć  względem  siebie.  Nade  wszystko  funkcjonują  cztery  przejawy  takich  stosunków.  Aby  określić 
pojęcie  szukamy  albo  l)  definicji  dla  niego  lub  2)  jego  rodzaju,  czy  też  gatunku  (genus)  3)  jego  szczególnie 
istotnej właściwości, cechy (propńum) oraz 4) jego cechy przypadkowej (accidens), tj. bez zwracania uwagi na 
swoistość i wyłączność, byle był to jakiś orzecznik. W każdej dyskusji odnajdziemy trzon oparty na wzajemnym 

background image

 

3

usytuowaniu  jednego  z  tych  stosunków.  W  Wybiegach...  Arystoteles  poucza  o  wzajemnych  relacjach  między 
pojęciami, aby jedno względem drugiego stanowiło jego właściwość, jego cechę przypadkową, jego rodzaj lub 
definicję dla niego; wskazuje jakie błędy łatwo popełnia się w takich relacjach oraz na co trzeba zważać, ilekroć 
samemu  tworzy  się  taki  stosunek,  a  wreszcie  jak  można  go  przewalczyć,  gdy  podaje  go  przeciwnik.  Na 
określenie każdej z tych reguł, czy też ogólnych zależności występujących między kategoriami pojęć Arystoteles 
używa nazwy „Topica". 
     „Topos"  (z  gr.  miejsce,  okolica)  nie  stanowi  niczego  materialnego,  a  jedynie  określa  wzajemną  relację 
zespołów  pojęć,  możliwą  dla  bardzo  wielu  tychże  zespołów,  gdy  analizować  je  z  punktu  widzenia  czterech 
wyżej  wymienionych  przejawów,  które  zdarzają  się  w  każdym  sporze.  Tym  czterem  przejawom  przyporząd-
kowane są dalsze kategorie. Rozważane są nadal w pewnym sensie formalnie, choć już nie w tym stopniu co 
w  logice  (...).  Niemal  wszystko,  co  mówi  o  tym  Arystoteles  wynika  w  naturalny  sposób  z  relacji  pomiędzy 
pojęciami i jest samo przez się oczywiste, a zdrowy rozum sam to odkrywa. 
 

Przykłady: 

     Gdy rozpoznajemy rodzaj (genus) jakiejś rzeczy, to istnieje przyporządkowany mu gatunek (species); jeśli tak 
nie  jest,  twierdzenie  okazuje  się  błędne.  Oto  mówią,  iż  dusza  podobno  znajduje  się  w  ruchu;  a  zatem  trzeba 
mówić  o  jakimś  określonym  gatunku  tego  ruchu  jak  lot,  chód,  wyrastanie,  zanikanie  itd.  Gdy  tego  brak, 
wówczas dusza  nie pozostaje  w ruchu.  Zatem gdy coś nie  jest przypisane do konkretnego gatunku, to również 
nie należy do konkretnego rodzaju. Tę zależność Arystoteles określa mianem „topos". „Topos" służy tak do po-
stawienia  argumentu  jak  i  do  jego  przewalczenia.  I  na  odwrót:  gdy  coś  nie  ma  rodzaju,  nie  ma  też  gatunku. 
Powiadają, że ktoś tam mówił o kimś, że wyrażał się źle o kimś innym, ale wystarczy udowodnić, że w ogóle nic 
nie mówił, a cały zarzut upada. 
     W  kwestii  swoistej  właściwości  (proprium)  Arystoteles  twierdzi:  Dla  obalenia  argumentu,  gdy  przeciwnik 
wysuwa  argument  oparty  na  postrzeganiu  zmysłowym  można  go  przewalczyć,  albowiem  co  zmysłowe  jest 
niepewne,  zwłaszcza,  gdy  zwracamy  się  ku  innej  płaszczyźnie  poznawania.  Na  przykład  przeciwnik  nasz 
utrzymuje,  iż  właściwością  słońca  jest  to,  że  świeci  najjaśniej  z  gwiazd  przesuwających  się  nad  ziemią.  Ta 
wypowiedź traci wartość po zachodzie słońca, albowiem wtedy uchodzi już ono z granic naszych zmysłów. Dla 
wysunięcia argumentu właściwość o tyle jest słuszna, o ile nie przyswajamy jej zmysłami lub istnieje niezależnie 
od  nich,  np.:  przedstawiając  właściwość  jakiejś  powierzchni  stwierdzamy,  że  uprzednio  ją  ufarbowano. 
Właściwość ta, choć zmysłowa, jest słuszna, gdyż wiemy, że istnieje. 

To  wszystko,  gdy  chodzi  o  dialektykę  w  ujęciu  Arystotelesa.  Ponieważ  mniemam,  iż  nie  osiąga  on  celu, 

postarałem się wykonać rzecz odmiennie. (...) 

A  zatem  bez  względu  na  prawdę  obiektywną  (będącą  przedmiotem  logiki),  dla  właściwego  umocnienia  dia-

lektyki  należy  rozumieć  ją  jak  sztukę,  w  zastosowaniu  której  opieramy  się  zawsze  na  posiadaniu  racji,  co 
oczywiście  zda  się  łatwiejszym,  gdy  zawiera  ona  prawdę.  Dialektyka  sama  w  sobie  jedynie  naucza,  w  jaki 
sposób  bronić  się  przed  napaścią  wszelkiego  rodzaju,  zwłaszcza  przed  nieuczciwą,  lecz  również  jak  obalać 
twierdzenia  innych  bez  obalania  lub  konfliktowania  się  z  własnymi  i  jak  bronić  ich  przed  przeciwnikiem. 
Wyraziście  trzeba  oddzielić  odnajdywanie  obiektywnej  prawdy  od  sztuki  przewalczania  swych  racji  jako 
słusznych; ta pierwsza czynność zamyka się w rozeznaniu, przemyśleniu i doświadczeniu, i żadna sztuka nie jest 
w niej pomocna; 
czynność  druga  to  właśnie  przedmiot  dialektyki.  Sformułowano  ją  jako  grę  pozorów,  co  jest  nietrafne,  gdyż 
służyłaby  wówczas  tylko  obronie  fałszywych  racji;  jednak  i  ten,  kto  ma  słuszność  znajdzie  w  dialektyce 
skuteczny  środek  dla  obrony;  należy  poznać  nieuczciwe  chwyty,  aby  się  im  przeciwstawić,  wręcz  samemu 
stosować  je,  by  zwalczyć  przeciwnika  jego  własnym  orężem.  Z  tego  wniosek,  iż  prawda  obiektywna  w  dia-
lektyce  zajmuje  miejsce  mniej  istotne  lub  zgoła  przypadkowe,  a  cała  energia  skupia  się  na  obronie  swojego  i 
obaleniu twierdzenia przeciwnika. Zasady dialektyki nie uwzględniają prawdy obiektywnej, bowiem zazwyczaj 
nie  wiadomo,  gdzie  ona  jest  (bywa,  że  dyskutanci  kłócą  się  zażarcie,  po  czym  idą  do  domów  przyswoiwszy 
sobie poglądy przeciwnika; naturalnie zamienili się poglądami). 

Zazwyczaj  nie  potrafimy  określić,  czy  nasze  twierdzenia  są  prawdziwe;  bywa,  że  tak  wierzymy,  choć  to 

nieprawda, czasem  wierzą  w  to obaj uczestnicy  sporu.  Albowiem  „prawda ukryta jest  głęboko". Gdy rodzi się 
spór, na ogół każdy sądzi, że to on wyraża prawdę; podczas sporu obie strony zaczynają w to powątpiewać; lecz 
dopiero finał ma określić prawdę i ją umocować. Zatem tymi aspektami dialektyka zajmować się nie powinna, 
tak  jak  fechmistrza  nie  interesuje  zagadnienie  słuszności,  które  zapoczątkowało  pojedynek,  a  tylko  celne 
trafienia  i  obrona.  Dialektyka  również  sprowadza  się  do  umysłowej  szermierki  i  tylko  wtedy  zyskuje  miano 
nauki. Wyłącznie obiektywna prawda przynależy logice; jeśli natomiast zamierzamy udowodnić błędność sądu, 
paramy  się  sofistyką.  W  obu  sytuacjach  należałoby  wiedzieć  gdzie  jest,  a  gdzie  nie  ma  prawdy  obiektywnej, 
czego  nigdy  z  góry  nie  wiadomo.  Toteż  najtrafniejszym  rozumieniem  dialektyki  jest,  jak  powiedziano  wyżej, 
szermierka umysłowa, stosowana dla  wykazania swojej racji  w sporze. Najwłaściwszą  wszakże  nazwą byłaby, 

background image

 

4

moim zdaniem „erystyka" (gr. eris — kłótnia, spór), a jeszcze lepiej „dialektyka ery-styczna". Pożytek z niej nie 
ulega wątpliwości; tym gorzej, iż została tak bardzo zarzucona. 
     W  takim  rozumieniu  dialektyka  to  ledwie  określony  system  reguł,  mających  na  celu  prezentację  sposobów, 
którymi posługują się wszyscy spierający się ludzie w momencie, gdy chcąc osiągnąć zwycięstwo wiedzą już, że 
nie  ma  ono  nic  wspólnego  z  tym,  czy  prawda  jest,  czy  też  nie  jest  po  ich  stronie.  Toteż  dialektyka  w  ujęciu 
naukowym  nie  rozstrzyga,  ani  nie  szuka  prawdy,  albowiem  nie  o  nią  chodzi  w  pierwotnej  i  wrodzonej 
dialektyce, skupionej wyłącznie na posiadaniu przewagi w dyskusji. Cel nadrzędny dialektyki naukowej polega 
na  ukazywaniu  i  badaniu  nieuczciwych  sposobów,  mających  umożliwić  praktyczny  cel,  aby  w  rzeczywistych 
sporach natychmiast je rozpoznać i udaremnić. Toteż, rozumiejąc naukową dialektykę tak właśnie, przyznajemy, 
iż nadrzędnym jej celem jest tylko racja pozorna, nie zaś prawda obiektywna. 

Nie znam nic, choć patrzyłem wszędzie, co napisano by na tym polu*, może poza zaginioną pracą Teofrasta, 

wspominającą o naszym problemie. Toteż należy przede wszystkim czerpać z doświadczenia i obserwacji, aby 
stwierdzić,  jaki  rodzaj  sztuczek  stosują  ludzie  w  sporach.  Powtarzane  wybiegi  i  chwyty  wy-magąjądalej 
uogólnienia, a z nich powstaje znajomość „fortelów w walce" (stratagemata), służących do przeciwstawienia się 
adwersarzowi tak we własnej praktyce, jak i w sytuacji, gdy stosuje je przeciwnik. 

 
 

Podstawy każdej dialektyki 

Najpierw,  przed  wszystkim  innym,  trzeba  zrozumieć  istotę  każdej  dyskusji,  czyli  jak  ona  przebiega  i  co 

podczas niej zachodzi. 

Przeciwnik stawia określoną tezę (albo jest ona naszego autorstwa, co wszystko jedno). Istnieją dwie metody i 

dwie drogi, aby ja przewalczyć. 

l. Metody: 

a) odwołująca się do rzeczy (modus ad rem) 
b)  odwołująca  się  do  człowieka  (modus  ad  hominem)  lub  do  twierdzeń,  czy  mniemań  przeciwnika  (ex  con-

sensis). tzn. albo dowodzimy, iż: 
a) twierdzenie jest sprzeczne z naturą rzeczy, z obiektywną i absolutną prawdą, lub 
b)  pozostaje  sprzeczne  z  innymi  twierdzeniami  przeciwnika  lub  jego  wcześniejszymi  mniemaniami,  które 
zaaprobował, czyli z subiektywną, względną prawdą; 
w  tym  przypadku  brak  jakichkolwiek  związków  z  prawdą  obiektywną  i  całość  konstrukcji  ma  charakter 
względny. 

2. Drogi: 

a) bezpośrednie przewalczenie twierdzenia 
b)  pośrednie  przewalczenie  twierdzenia.  Na  drodze  bezpośredniej  podważamy  tezę  u  jej  przyczyn,  a  na 

pośredniej — u jej skutków.  W bezpośrednim przewalczeniu dowodzimy, iż teza nie jest słuszna,  natomiast  w 
pośrednim — że słuszną nigdy być nie mogła.  

 

l)  Na  drodze  bezpośredniej  dysponujemy  parą  możliwości.  Pierwsza  to  ukazanie  przeciwnikowi,  że  myli  się 
podając  błędne  przesłanki,  czyli  przez  negację  przesłanki  większej  lub  mniejszej  (nego  majorem;  minorem). 
Druga polega na zaakceptowaniu przesłanek i udowodnieniu, iż dane twierdzenia z nich nie wynika; 
podważyliśmy tu zatem konsekwencję (nego conse-quentiam), samą formę wnioskowania. 

2) Na drodze pośredniej wykorzystujemy: 

a) apagogę, czyli niemożność przeciwstawienia twierdzenia przeciwnego, 
b) instancję, czyli przykład przeciwieństwa. 

a)Apagoga 

Gdy  uznajemy  słuszność  twierdzenia  przeciwnika  wiążemy  je  z  innym,  powszechnie  traktowanym  jako 

prawdziwe.  Zważywszy,  że  z  obu  tych  twierdzeń  —  służących  nam  za  przesłanki  w  dalszym  rozumowaniu  — 
możemy  uzyskać  konkluzję  jawnie  błędną,  sprzeczną  albo  z  naturą  rzeczy  aż  do  absurdalności  (ad  absurdum), 
albo  z  głoszonymi  wcześniej  twierdzeniami  przeciwnika,  czyli  niesłuszną  co  do  rzeczy  (ad  rem)  i  co  do 
człowieka  (ad  hominem),  wykazujemy  tym  samym,  iż  wyjściowe  twierdzenie  przeciwnika  także  jest  błędne. 
Bowiem słuszne przesłanki leżą u podstaw zawsze słusznego twierdzenia, wszakże z błędnych niekiedy wynika 
twierdzenie prawdziwe. 

b) Instancja 
— przykładem zastosowania przeciwieństwa (exemplum in contrarium) jest przewalczenie twierdzenia ogólnego 
przy  pomocy  bezpośredniego  udowodnienia  pojedynczych  przypadków  objętych  zakresem  tego  twierdzenia. 

background image

 

5

Gdy  wykażemy,  iż  to  twierdzenie  w  tych  przypadkach  nie  jest  słuszne,  wówczas  i  jego  ogólna  postać  zostaje 
zakwestionowana. 

Oto  szkielet  i  rusztowanie  każdej  z  dyskusji,  czyli  jej  osteologia.  Do  tego  sprowadza  się  w  zasadzie  każdy 

spór. Może on jednak  mieć rzeczywisty lub pozorny przedmiot, toczyć  się przy użyciu  prawdziwych albo nie-
prawdziwych  argumentów.  I  dlatego  właśnie,  iż  niełatwym  jest  ustalenie  stanu  faktycznego,  dyskusje  są  tak 
długotrwale i zawzięte. Nawet podając reguły ogólne  niemożliwym jest oddzielenie prawdy od pozorów, gdyż 
zrazu sami uczestnicy sporu tego nie wiedzą. W tym celu podaję wybiegi i chwyty do zastosowania bez względu 
na obiektywną prawdę; zwłaszcza, że taką świadomością  na ogol nie dysponujemy, a  nabywamy ją dopiero  w 
efekcie przeprowadzonej dyskusji. 
Ponadto  każda  dyskusja  i  każda  argumentacja  prowadzi  do  uzgodnienia  choćby  jednej  rzeczy,  która  służy  za 
podstawę danej kwestii: Z kimś, kto zaprzecza zasadom nie należy prowadzić sporu.  
 
 

Sposób l 

—  polega  na  uogólnieniu.  Należy  rozszerzać  argumentację  przeciwnika  poza  założone  przez  niego  lub 

naturalne  granice,  dokonywać  jej  bardzo  ogólnej  interpretacji,  przerysowywać  i  wyjaskrawiać,  akceptując 
zarazem  w  bardzo  poszerzonym  i  rozmytym  sensie.  Natomiast  swoją  wypowiedź  utrzymać  w  precyzyjnych 
ramach,  w  wąskim i określonym znaczeniu. Bowiem: im ogólniejsze twierdzenie, tym bardziej podatne jest na 
zarzuty. Sposobem jest nie budzące wątpliwości określenie tego, o co się spieramy (status controversiae). 
 

Przykład l: 

Oświadczyłem,  iż  Anglicy  przodują  w  dziedzinie  dramatu.  Przeciwnik,  wykorzystując  metodę  instancji 

odpowiada, iż ogólnie wiadomym jest brak sukcesów Anglików w muzyce, więc i w muzyce operowej. Kontruję 
uwagą,  że  muzyka  nie  wchodzi  w  zakres  pojęcia  sztuki  dramatycznej,  gdyż  ta  odnosi  się  tylko  to  komedii  i 
tragedii.  Przeciwnik  wiedział  o  tym  doskonale,  lecz  próbował  dokonać  takiego  uogólnienia  mojej  myśli,  aby 
dotyczyła wszelkich form teatralnych, to jest i oper, a także muzyki — w ten sposób chciał mnie pokonać. 

Odwrotnie, uratować się można zacieśniając znaczenie swej wypowiedzi, nawet w stosunku do wyjściowego 

zamiaru, o ile tylko wyraz, którego użyliśmy na taki zabieg pozwala. 

Przykład 2: 
A  rzecze:  Pokój  z  1814  r.  przywrócił  niezależność  wszystkim  niemieckim  hanzealyckim  miastom.  B  wyko-
rzystuje instancję przez przeciwieństwo (instantia in dontrarium) i dowodzi, że pokój ten odebrał Gdańskowi 
niezależność  przyznaną  przez  Napoelona.  Wówczas  A  kontrargumentuje  w  sposób  następujący:  Mówiłem  o 
wszystkich niemieckich hanzeatyckich miastach, natomiast Gdańsk to polskie miasto hanzeatyckie. 

Wybieg ten występuje już uArystotelesa (O wybiegach sofistycznych). 

Przykład 3: 

Lamarck  (Philosophie  wologigue)  utrzymuje,  iż  polipy  nie  czują,  gdyż  brak  im  tkanki  nerwowej.  Wszelako 

jest dowiedzionym, iż polipy kierują się ku światłu, zatem postrzegają, nie mając żadnych osobnych narządów 
zmysłowych.  Sądzono,  iż  zmysły  są  równomiernie  rozłożone  we  wszystkich  częściach  ich  dała.  To  obala  tezę 
Lamarcka, który kontrargumentuje: Gdyby we wszystkich częściach ciała polipów rozmieszczone były receptory 
zmysłów, polipy nie tylko czułyby, ale mogłyby się poruszać, wykazywać odruchy woli, a nawet myśleć. W ten 
sposób polip byłby najdoskonalej wyposażony w każdym punkcie swego ciała, kto wie, czy nie doskonalej niż 
człowiek,  gdyż  każda  jego  cząstka  wykazywałaby  zdolności,  które  człowiek  posiada  jako  całość.  Czemuż  by 
zresztą  nie  objąć  tym  twierdzeniem  najprymitywniejszej  formy  zwierzęcej  —  monady  lub  nawet  roślin,  które 
także żyją? 
Od zdania: całe ciało polipów jest unerwione, gdyż reagują one na światło, Lamarck przechodzi do zdania: 
całe ich ciało myśli. Stosując tę sztuczkę autor zdradza, iż wie o swoim błędzie.  
 
 

Sposób 2 

—  polega  na  zastosowaniu  dwuznaczności  (homonimia),  aby  spożytkować  pojęcie,  które  poza  tym,  iż 

określane  jest  tym  samym  wyrazem,  ma  niewiele  lub  nic  wspólnego  z  przedmiotem  dyskusji;  potem  należy  tę 
wypowiedź  obalić  stwarzając  wrażenie,  jak  gdybyśmy  obalili  także  argumentację  związaną  z  samym 
twierdzeniem.  (...)  Przykłady  homonimów  (tj.  wyrazów  jednakowo  brzmiących,  choć  znaczących  co  innego): 
ostry, głęboki, wysoki — w odniesieniu do rzeczy oraz, w drugim przypadku, w odniesieniu do dźwięków. 

background image

 

6

Przykład 1: 

A: Nie zdobył pan jeszcze wtajemniczenia w nristerie filozofii Kanta. 

B: Och, mislerie! Nie życzę sobie o tym słyszeć.(...) 

Przykład 2: 

A: Ależ temu człowiekowi przypadło odgrywać bardzo niewdzięczną rolę! 
B: I czemu się dziwić? Tak kończą wszyscy niewdzięcznicy!]  
 
 

Sposób 3 

—  polega  na  zinterpretowaniu  twierdzenia  przeciwnika  tak,  jak  gdyby  zamiast  w  sensie  względnym 

przedstawił je jako prawdę ogólną i bezwzględną (absolute); lub po prostu należy nadać mu zupełnie inny sens i 
z tego punktu widzenia je obalać. 

Przykład z Arystotelesa: Murzyn jest czarny, lecz gdy idzie o jego zęby — biały. Zatem jest czarny i zarazem 

nie jest czarny. (...) 

Powyższe  trzy  sposoby  mają  wiele  wspólnego, a zwłaszcza to, że przeciwnik  nie tyle  mówi o istocie sporu, 

lecz o czymś innym; zatem doświadczamy zgubienia wątku (ignoratio elenchi) o ile na taką praktykę zezwolimy. 
Gdyż wszystko, co mówi przeciwnik w tychże trzech sposobach jest prawdą, a tylko pozornie przeczy tezie; my 
zaś  jedynie  podważamy  konsekwencję  wniosku  przeciwnika,  sprzeciwiamy  się  zatem  wnioskowaniu,  które 
wiedzie  od  słuszności  twierdzenia  przeciwnika  do  niesłuszności  naszego  twierdzenia.  Dokonujemy  takiego 
bezpośredniego przewalczenia poprzez zaprzeczenie tego, co wynika (per negationem consequentiae). 

Nie  wolno  akceptować  nawet  słusznych  przesłanek,  gdy  prowadzą  do  niekorzystnych  dla  nas  konsekwencji. 

Zapobiega temu stosowanie dwu poniższych sposobów — 4 i 5. 

 
 

Sposób 4 

Skoro dążymy do określonego wniosku należy uczynić wszystko, by przeciwnik zawczasu nie odgadł naszego 

zamiaru,  a  przeciwnie,  poprzez  skłonienie  go  do  mimowolnego  przyjęcia  naszych  rozproszonych  przesłanek 
pozbawiamy  go  możliwości  zastosowania  wszelkiego  rodzaju  utrudnień.  Gdy  zaś  istnieje  uzasadniona 
wątpliwość, co do zgody przeciwnika na lansowany przez nas wniosek staramy się przedstawić przesłanki tych 
przesłanek,  wykorzystując  sylogizmy  składowe  (częściowe)  wchodzące  w  skład  łańcucha  sylogizmów, 
tworzącego nasze rozumowanie (tzw. prosylogizmy); i czynimy wszystko, by przeciwnik akceptował choć kilka 
z nich, przedstawionych bez jakiegokolwiek porządku. W ten sposób maskujemy się, aż do chwili, gdy zostanie 
przyjęte wszystko, co niezbędne dla końcowego wniosku. Zmierzamy zatem do celu okrężną drogą. (Arystoteles 
wybiegach sofistycznych) 

[Przykład: 

A  usiłuje  zdobyć  akceptację  B  dla  twierdzenia,  iż  ludzie  są  z  natury  dobrzy,  choć  się  z  tym  nie  zdradza, 

przedstawiając  się  jako  nie  uprzedzony  obserwator.  B  jest  zwolennikiem  tezy,  iż  ludzie  są  z  natury  źli.  A 
rozważa naturę ludzką, podając przykłady: 
— papieża i jego nieomylności (gdyby był z natury zły 
oznaczałoby, iż Kościół przyjmuje jego zło jako dogmat do zastosowania w życiu duchownym i świeckim); 
—  wielokrotnego  mordercy,  który  na  ławie  oskarżonych  domaga  się  następnych  ofiar  i  szczyci  się  swoimi 
zbrodniami (był zły i zły pozostał); 
— Adama w raju, który do chwili spożycia jabłka był niewinny (gdzie leży początek natury ludzkiej?; a może 
przykład i doświadczenie sprowadzają człowieka na manowce); 
—  co  to  jest  natura  człowieka?;  jak  pogodzić  ją  z  twierdzeniami  o  „nie  zapisanej  karcie"  (tabula  rasa);  czy 
współczesna nauka przesądza o istnieniu genetycznej pamięci, mogącej zapisywać dobro lub zło? 
—  co  to  jest  dobro?;  przecież  przyroda  rządzi  się  prawami,  które  w  społecznym  życiu  człowieka  oznaczałyby 
niesprawiedliwość, bezwzględność, obojętność; a może natury nie wolno wartościować, zwłaszcza negatywnie?; 
— czy brak dobra jest złem?; i na odwrót — czy nieobecność zła oznacza dobro?; 
—przykład wielokrotnego mordercy, który się nawrócił i zginął w obronie „słabych i uciśnionych"; 
—czy w takim razie człowiek jest bardziej zły niż dobry i czy jest to cecha absolutna i powszechna?; 
— a może niektórzy są bardziej dobrzy niż źli?; 

background image

 

7

— skoro niektórzy (A przyjmuje sformułowanie B) potrafią zwalczyć w sobie zło, to czy nie zmienia się także 
ich  natura?;  w przeciwnym razie ludzie postępujący szlachetnie byliby  w  sensie ontologicznym równie ohydni 
jak wyrodki; 
—co to jest sumienie i jak się ono ma do dobra lub zła płynących z natury ludzkiej? 

—jeśli  naturę,  o  której  mowa,  rozumieć  jak  absolut  na  który  człowiek  nie  ma  żadnego  wpływu,  to  (w 

przypadku gdy B jest chrześcijaninem) jak pogodzić ów stan z pojęciem wolnej woli człowieka? — czy zatem 
człowiek nie powinien być bardziej dobry niż zły, gdyż jest dziełem istoty najdoskonalszej i najszlachetniejszej 
— Boga; czy Bóg tworząc człowieka na swój obraz i podobieństwo mógł uczynić go z natury złym?; itd.] 

 
 

Sposób 5 

Dowodzić własnej tezy można także poprzez błędne przesłanki, choćby wówczas, gdy przeciwnik nie zgadza 

się  z  prawdziwymi,  czy  też  nie  uznaje  ich  słuszności  lub  natychmiast  dostrzega  wynikającą  z  nich  tezę,  którą 
staramy  się  przeforsować.  Toteż  wystarczy  posłużyć  się  w  takiej  sytuacji  twierdzeniami  obiektywnie  niesłusz-
nymi, za to słusznymi jako argument odnoszący się do człowieka (ad hominem) i dowodzić, przyjmując punkt 
widzenia  przeciwnika,  zgodnie  z  tym,  na  co  zgadza  się  przeciwnik  (ex  concessis).  Albowiem  prawdę  można 
wyprowadzić także z fałszywych przesłanek, choć prawdziwe zawsze prowadzą do prawdziwej tezy. Podobnie 
błędne  twierdzenie  przeciwnika  można  zdezawuować  przy  pomocy  błędnych  twierdzeń,  skoro  on  uważa  je  za 
prawdziwe.  Na  tym  polega  wykorzystanie  sposobu  myślenia  przeciwnika  w  prowadzeniu  sporu. 
Gdyrekrutujesięonzjakiejśsekty,  choćby  nam  niemiłej,  wówczas  stosujemy  wobec  niego  tezy  tej  właśnie  sekty 
jako twierdzenia podstawowe (principia). (Arystoteles O wybiegach sofisty cwych). 

[Przykład: 

A  nie  jest  antysemitą,  wie  jednak,  iż  B  nim  jest.  B  twierdzi,  iż  krajowi  przydałyby  się  paroletnie  rządy 

bankierów.  To  by  ich  (tj.  rządzonych  i  dotychczas  rządzących)  nauczyło  rozumu  —  mówi  B.  —  No  tak  — 
ripostuje A — lecz bankierzy to głównie Żydzi i tylko oni na tym zyskają!] 

 
 

Sposób 6 

 

Wykorzystujemy metodę ukrytego przedstawiania tezy, którą chcemy dowieść jako przesłanki dowodu (petitio 

principii), czyli: albo l) podmieniamy nazwę, np. zamiast „honor" mówimy „dobre imię", zamiast „dziewictwo" 
—  „cnota";  podobnie  postępujemy  w  odniesieniu  do  pojęć  pokrewnych;  zamiast  „zwierzęta  czerwonokrwiste" 
używamy  określenia  „kręgowce",  albo  2)  kontrowersyjny  szczegół  przyjmujemy  jako  generalizację,  co  jest 
łatwiejsze  do  zaakceptowania,  np.  niepewność  nauk  medycznych  zastępujemy  niepewnością  całej  ludzkiej 
wiedzy.  3)  Jeśli  odwrotnie  (vice  versa)  dwie  rzeczy  wynikają  z  siebie  wzajemnie  i  drugą  można  dowieść, 
postulujemy  tę  drugą.  4)  Mając  dowieść  coś  ogólnego  przeprowadzamy  przyjęcie  każdego  szczegółu  po  kolei 
(zatem przeciwnie niż w punkcie 2). (Arystoteles O wybiegach sofistycyiych). 

 
 

Sposób 7 

Gdy dyskusja ma przebieg nader precyzyjny i for-malistyczny i gdy pragniemy pojmować siebie wzajem jak 

najdokładniej,  wówczas  stawiający  tezę  stosuje  wobec  strony  przeciwnej  metodę  zapytań;  a  następnie 
odpowiedzi  służą  mu  do  udowodnienia  prawdziwości  własnego  twierdzenia.  Popularność  tej  metody,  zwanej 
erotematyczną  (tj.  polegającą  na  zapytaniach)  stwierdzamy  w  czasach  antycznych  (zwana  jest  też  metodą 
sokratejską) (Arystoteles O wybiegach sofistycznych). Ten i kilka dalszych sposobów czerpie z tej metody. 

Pytać  obficie,  wielokrotnie,  ukrywając,  co  jest  dla  nas  cenne  w  odpowiedziach  przeciwnika,  natomiast 

argumentować  na  podstawie  tychże  odpowiedzi  bardzo  szybko;  aby  przeciwnik,  mający  trudności  z  równie 
szybką orientacją nie spostrzegł ewentualnych błędów i braków dowodzenia i opuścił część rozumowania. 

[Przykład: 

Tezą A jest, że Bóg nie istnieje; B twierdzi przeciwnie. A pyta: 

— 1\vierdzisz, że z pojęcia Boga (Bóg jako pierwsza przyczyna wszystkiego) można wnosić o jego istnieniu? 
B potwierdza. 

— Czy możesz opisać jak wygląda Bóg? B zaprzecza. 
— Czy go kiedykolwiek widziałeś? B zaprzecza. 

 

Czy mówił z tobą? B zaprzecza. 

 

background image

 

8

—Nie wiesz jak on wygląda, nigdy go nie widziałeś, ani z nim nie rozmawiałeś. To tak, jakbyś utrzymywał, że 
Pegaz  istnieje  tylko  dlatego,  że  istnieje  pojecie  Pegaza.  Ja  nie  wiem,  czy  on  istnieje,  czy  nie,  ale  z  pojęcia 
wyciągam tylko wniosek o możliwości jego istnienia, nie zaś o samym istnieniu. Zatem Bóg może również nie 
istnieć, skoro istnieje pojęcie o nim.] 
 
 

Sposób  8 

 

Uczynić, aby przeciwnik wpadł w złość, gdyż wtedy nie potrafi myśleć prawidłowo, ani należycie śledzić na-
szego  rozumowania.  Doprowadzić  do  złości  łatwo,  dzięki  jaskrawo  niesprawiedliwemu  traktowaniu  lub  też 
szykanom oraz poprzez ogólną bezczelność. 
 
 

Sposób 9 

Zadawać pytania zupełnie nie po kolei, w niezgodzie 

z  porządkiem  wnioskowania  i  wykorzystywać  wszelkie  możliwie  przesunięcia.  Wówczas  przeciwnik  traci 
orientację czemu to służy i jaki jest ostateczny cel, a zatem nie znajduje sposobów przeciwdziałania. Ponadto 
zawsze można zastosować jego odpowiedzi do różnych wniosków, nawet przeciwstawnych, korzystając z ich 
nieuporządkowania. Sposób ten podobny jest do sposobu 4, gdzie ukrywamy swoje zamierzenia. 
 
 

Sposób 10 

 

Gdy zauważymy umyślną skłonność przeciwnika do negatywnego odpowiadania na nasze pytania w sytuacji, 
gdy  ich  potwierdzenie  prowadziłoby  do  udowodnienia  naszej  tezy,  wówczas  należy  go  pytać  o  jej  prze-
ciwieństwo, wywołując wrażenie, iż także chcemy potwierdzenia; a przynajmniej przedstawić przeciwnikowi 
oba przeciwstawne pytania, by nie domyślił się, które jest dla nas ważne. 
 
 

Sposób 11 

 

Gdy  stosujemy  wnioskowanie  od  szczegółów  do  ogólności  (tj.  indukcję)  i  przeciwnik  zgadza  się  z  jego 
składnikami, nie należy uzyskiwać od niego zgody dla prawdy ogólnej, która jest wynikiem tego rozumowa-
nia, lecz trzeba podać ją później w sposób nie podlegający dyskusji, jakby była w oczywisty sposób ustalona; 
bywa, że przeciwnik wierzy, iż sam ją aprobował i tak też wydaje się słuchaczom. Zapamiętali bowiem liczne 
pytania szczegółowe, które powinny były doprowadzić do tej ogólnej prawdy. 
 
 

Sposób 12 

Gdy dyskusja wykorzystuje ogólne pojecie pozbawione własnej nazwy, a tylko definiowane przez porównanie, 

wówczas należy wybrać najkorzystniejsze porównanie dla naszego twierdzenia. Np. w Hiszpanii dla dwu partii 
politycznych — słuwiców (seryiles) i liberałów (liberales) nazwę ustalała niewątpliwie ta druga. 

Protestanci  bezspornie  sami  się  nazwali,  również  ewangelicy;  ale  termin  kacerz.  jest  tworem  katolików. 

Podobnie  z  nazwami  związanymi  ściślej  z  określonym  pojęciem:  np.  zmiana  w  ustach  przeciwnika  dla  nas 
będzie nowinką, gdyż brzmi to złośliwiej. Na odwrót, jeśli sami coś proponujemy. Bezstronny mówi o kulcie lub 
powszechnej  nauce  religii,  zwolennik  zaś  o  pobożności  lub  bogobojności,  przeciwnik  natomiast  o  bigotem  lub 
religijnej  ciemnocie.  To  finezyjne  użycie  tezy,  którą  mamy  udowodnić,  jako  przesłanki  dowodu  (petitio 
principii),  albowiem  cel  naszego  dowodu  definiujemy  od  razu  poprzez  termin,  z  którego  powinien  wyniknąć 
drogą  analitycznego  wnioskowania.  To,  co  dla  jednego  jest  ochroną  lub  prewencyjnym  zatrzymaniem  jakiejś 
osoby,  przeciwnik  określi  jako  uwięzienie.  Dyskutant  często  odsłania  swój  zamiar  poprzez  wybór  takiej  a  nie 
innej nazwy dla danego pojęcia. Ktoś mówi klecha, inny zaś duchowny. Jest to najczęściej stosowany sposób i 
najbardziej instynktownie. 

Przykłady:  gorąca  wiara  —  fanatyzm;  flirt  —  zdrada  małżeńska;  dwuznacznik  —  obscenizm;  kryzys 
finansowy — bankructwo; poprzez kontakty i wpływy —poprzez łapówki i nepotyzm; szczere odwdzięczenie 
się — intratna zaplata. 
 
 

background image

 

9

Sposób 13 

 

Pragnąc  osiągnąć,  by  przeciwnik  zgodził  się  z  nami,  oprócz  aprobowanej  przez  nas  tezy  prezentujemy 
antytezę  umożliwiając  mu  wybór  między  nimi;  lecz  antyteza  jest  tak  wyjaskrawiona,  że  przeciwnik,  chcąc 
uniknąć  paradoksu  aprobuje  nasz  sąd,  który  wydaje  się  w  tym  zestawieniu  racjonalniejszy.  Np.  przeciwnik 
winien  zgodzić  się  z  tezą,  iż  każdy  musi  wykonać  to,  co  mu  kazał  jego  ojciec.  Zadajemy  wówczas  pytanie: 
Czy  należy  być  posłusznym  rodzicom  we  wszystkich  sprawach,  czy  też  nie?  Lub,  gdy  mowa  o  rzeczy,  wy-
stępującej  często,  pytamy,  czy  wyraz  „często"  oznacza  mało  czy  dużo  przypadków.  Gdy  przeciwnik  nasz 
odpowie,  że  „dużo",  osiągamy  efekt,  jak  gdyby  szare  leżało  obok  czarnego  i  wówczas  można  je  nazywać 
białym; a gdy leży obok białego zasługuje na mimo czarnego. 
 
 

Sposób 14 

 

Czymś  bezczelnym  jest  takie  postępowanie:  powiedzmy,  że  kilka  odpowiedzi  przeciwnika  sprzeciwiało  się 
zamierzonemu  przez  nas  wnioskowi.  Ale  dalej  utrzymujemy,  iż  bezspornie  go  dowiedliśmy  i  zwycięsko 
głosimy. W przypadku głupoty lub nieśmiałości przeciwnika, a naszego tupetu i hałaśliwości możemy osiąg-
nąć  wyśmienity  rezultat.  Sposób  ten  mieści  się  w  regule  potraktowania  czegoś,  co  nie  jest  przyczyną,  jako 
przyczyny (fallacia non causae ut causae). 
 
 

Sposób 15 

Gdy  sprawia  nam  trudność  udowodnienie  paradoksalnego  twierdzenia,  które  wygłosiliśmy,  wówczas  do 

wyboru prezentujemy przeciwnikowi jakiekolwiek słuszne, choć nie oczywiste twierdzenie tak, jak gdybyśmy z 
niego chcieli wyprowadzić nasz dowód. Gdy przeciwnik je podejrzliwie oddala, wówczas doprowadzamy je do 
absurdu (ad absurdum) i zwyciężamy. A jeśli je uznaje, to okazuje się, że powiedzieliśmy coś rozsądnego i teraz 
oczekujemy na dalszy bieg dyskusji. Możemy także wykorzystać chwyt wspomniany uprzednio utrzymując, że 
oto  w  len  sposób  dowiedliśmy  naszego  paradoksu.  Owo  postępowanie  wymaga  skrajnej  bezczelności;  lecz 
doświadczenie uczy, że takie przypadki mają miejsce i są ludzie, którzy instynktownie postępują w ten sposób. 

[Przykład: 

A utrzymuje, że nie trzeba wiedzy medycznej, aby uleczyć pacjenta. Pyta więc B: 
— Czy radosna wiadomość nie polepsza zdrowia umierającego? 
B  podejrzliwie  odrzuca  taką  ewentualność  twierdząc,  że  można  tu  mówić  nie  o  leczeniu  pacjenta,  a  tylko  o 

krótkotrwałej poprawie jego samopoczucia. 

A: — Czym jest medycyna, jeśli nie zbiorem sposobów na krótkotrwałą poprawę samopoczucia? 
B zgadza się ostatecznie z takim postawieniem sprawy i A wychodzi zwycięsko ze sporu.] 
 
 

Sposób 16 

— to sposób odwołujący się do człowieka (argumentum ad hominem). Każde twierdzenie przeciwnika winno 

zostać  przestudiowane,  aby  znaleźć  w  nim  sprzeczność  z  czymś,  co  już  wcześniej  wypowiedział  lub  mniemał 
albo  też  niezgodność  ze  szkołą  lub  regułą,  którą  aprobuje  lub  też  z  postępowaniem  członków  tejże  sekty  — 
nawet  jeśli  fałszywych  i  pozornych  —  lub  też  z  jego  własnym  sposobem  prowadzenia  się.  Jeśli  np.  broni 
samobójstwa, wołamy natychmiast: „Więc czemu sam się nie powiesisz?" A gdy utrzymuje, że przebywanie w 
Berlinie jest nieprzyjemne, zaraz odparowujemy: „Więc czemu nie wyjeżdżasz najbliższą pocztą?" 
Albowiem jakąś szykanę zawsze można wyszukać. [W sposobie tym zawarta jest metoda wykorzystująca to, co 
twierdzi przeciwnik (na mocy tego, na co przystaje przeciwnik). Wypada zauważyć, iż prawda, z której czerpane 
są  wnioski,  gdy  jest  obiektywną  i  posiada  ważność  ogólną,  staje  się  podstawą  dla  dowodu  wedle  prawdy 
(secundum  veritatem).  Tylko  on  ma  rzeczywistą  wartość  i  znaczenie.  Jednakże  bywa,  iż  prawda,  stanowiąca 
podstawę wnioskowania posiada znaczenie tylko dla tej osoby, której usiłujemy coś dowieść i która jest naszym 
przeciwnikiem  w  dyskusji.  Gdy  więc  formułuje  ona  twierdzenie  zbyt  pochopne  albo  też  będące  wyrazem  jej 
przesądów  —  wówczas  z  tego  twierdzenia  wyprowadzamy  nasz  dowód,  wybitnie  erystyczny  i  ad  hominem. 
Skłaniamy  przeciwnika  do  zgody  na  nasze  twierdzenie,  lecz  nie  przedstawiamy  żadnej  prawdy  obiektywnej; 
nasze  dowodzenie  skierowane  jest  wyłącznie  dla  przekonania  tego,  a  nie  innego  przeciwnika  i  nikogo  więcej. 
Jeśli np. jest on miłośnikiem Kanta, a ja wyprowadzam dowód z jakiejś myśli Kanta, wówczas ów dowód jako 
taki jest ad hominem. Gdy mam do czynienia z muzułmaninem to mogę skorzystać z wersetu koranicznego, co 
już  go  dostatecznie  przekona  w  ramach  ad  hominem.  Przykładem  tego  rodzaju  dowodzenia  jest  fragment  listu 

background image

 

10

Epikura  do  Menoikosa  w  10  księdze  Diogenesa  Laertosa.  Epikur,  polemizując  ze  sławnym  epigramem 
Theognisa, o treści: 
„Największą korzyścią ziemian byłoby na świat nie przychodzić lnie wypatrywać stolica rozjarzonych blasków, 
A pojawiwszy się, szybko przekroczyć wrota Hadesu
 I ciało złożyć w uścisku ziemi olbrzymiej." — odpowiada: 
„Jeżeli  powiedział  to  w  przekonaniu,  to  czemu  nie  zabija  się?  Byłoby  to  proste  dla  kogoś,  kto  poważnie  chce 
tego. Ale on tylko żartuje, mami pustymi słowami w sprawie, która domaga się decyzji."] 

 
 

Sposób 17 

Zaatakowani  przez  przeciwnika  kontrargumentem  możemy  uciec  się  do  finezyjnego  rozróżnienia  jako 

ratunku; zwłaszcza, gdy rzecz posiada znaczenie podwójne albo też pozwala na dwojakie ujęcie. 

[Przykład: 

A wywodzi, że śmierć jest dla człowieka końcem wszystkiego. 
B atakuje: — Ty, oczywiście, nie wierzysz w życie wieczne, więc uwzględnij chociaż gnicie ciała. To przecież 

twoja ulubiona materia. 

A ripostuje: — Istotnie, nie przyjmuję metafizycznej pociechy, ale twój chwyt jest bardzo niesmaczny. Dobrze 
wiesz,  że  dla  mnie  człowiek  to  najpierw  umysł  i  myśl,  zatem  w  tym  sensie  śmierć  jest  prawdziwym  i 
ostatecznym końcem wszystkiego.] 
 
 

Sposób 18 

Gdy zorientowaliśmy się, iż przeciwnik stosuje argumentację, która niezawodnie nas pobije należy uczynić 

wszystko,  by  nie  doprowadził  jej  do  końca;  toteż  należy  przerwać  dyskusję,  uciec  od  tematu  albo  odciągnąć 
odeń  uwagę  i  zająć  się  innymi  twierdzeniami,  czyli  zastosować  zmianę  przedmiotu  sporu  (mutatio 
controversiae). 

[Przykład: 

A przegrywa w sporze o wyższość demokracji nad systemem rządów jednostki. Nieopatrznie zgodził się, że 

tyranem może zostać człowiek uczciwy i sprawiedliwy, który włada nie dla osobistej korzyści. 

— Jakaż to wyższość rządów większości — tryumfuje B — gdy głos jednego głupca zdolny jest przeważyć 

zdanie mędrców! 

 

Właściwie o co my się spieramy? — ratuje się A. — Sposób rządzenia jest tylko formą, a mnie chodzi o 
rządy sprawiedliwe. Z tego punktu widzenia demokracja zapewnia lepsze szansę na sprawiedliwszy bieg 
spraw, niż despotyczna jednostka, którą bywa niekiedy także degenerat!] 

 
 

Sposób 19 

Gdy nasz przeciwnik domaga się, abyśmy przeciwstawili określonemu szczegółowi jego twierdzenia wyraźny 

kontrargument,  a  nie  stać  nas  na  przywołanie  niczego  konkretnego,  wówczas  powinniśmy  zasłonić  się 
ogólnikami,  a  następnie  ostro  je  zdezawuować.  Należy  jasno  dowieść,  czemu  nie  wolno  zawierzać  jakiejś 
określonej,  fizycznej  hipotezie;  wypada  przywołać  wtedy  argument  o  zawodności  ludzkiej  wiedzy  i  podeprzeć 
go wieloma przykładami. 

[Przykład: 

B domaga się kontrargumentu dla swojego dowodu na bezprawne powoływanie się Kościoła, a zwłaszcza jego 

hieractiii, na ideały ewangeliczne, podczas gdy rzezie innowierców, prześladowania Żydów, wojny papieskie, to 
tylko drobna część przykładów fałyzeizmu rzekomych następców Chrystusa!. 

A odpiera ten zarzut ogólnikiem: 

- ffierachowie to także tylko ludzie, a ludzie są niedoskonali, błądzą, grzeszą, przyjmują pozorne wartości, dają 
ponosić się zaślepieniu i pysze. Lecz czy wolno ich sądzić aż tak surowo? Czy my sami jesteśmy dużo od nich 
lepsi,  by  ferować  wyroki?  Czyż  Kościół  nie  przechodził  tej  samej  drogi,  co  my  wszyscy?  Czyż  jego  historia 
niczego  go  nie  nauczyła?  Przeciwnie!  Jeśli  jesteśmy,  jako  cywilizacja,  bogatsi  w  gorzkie  doświadczenia  i 
umiemy (lub nie) odnieść z tego korzyści na drodze postępu i prawdy, tak samo i Kościół: jest o tyle lepszy o ile 
my, jego wierni i jego wrogowie, na to pozwalamy.] 
 
 

background image

 

11

Sposób 20 

Gdy  już  poznaliśmy  przesłanki  przeciwnika,  nie  należy  pozwalać  mu  na  wnioski,  lecz  uczynić  to  samemu 

nawet,  gdy  dla  pewności  brakuje  jednej  czy  dwu  przesłanek;  wszakże  uznając  je  za  przyjęte  przedstawiamy 
własny  wniosek.  Jest  to  .zgodne  z  potraktowaniem  czegoś,  co  nie  jest  przyczyną  jako  przyczyny  (fallacia  non 
cause ut causae). 

[Przykład: 

A poznał już argumentyBdotycząceniłodościi starości, a zwłaszcza: 

— młodość nie jest obarczona grzechem zaniechania; 
— starość gromadzi doświadczenie, którego nigdy nie zdoła w pełni przekazać młodym (gdyż uczymy się tylko 
na własnych błędach); 
— dobre rady starców wynikają głównie z tego, iż nie są oni już zdolni do dawania złych przykładów; 
— młodość nie odbiera złudzeń, jest przyszłością, a więc biegnie w naturalnym dla istnienia człowieka w czasie 
kierunku; 
—  młodość  pozwala  na  bezinteresowną  odwagę  (nawet,  gdy  jest  ona  szaleństwem),  starość  preferuje  wyra-
chowanie. 

Nie ulega wątpliwości, iż B chciałby uzasadnić wyższość młodości nad starością. A przerywa mu i konkluduje: 

 

Skoro młodość i starość mają swoje zalety i wady to bardzo trudno rozstrzygnąć, która z nich jest stanem 
doskonalszym.  Wszak  wiedza  wymaga  czasu,  a  z  kolei  czas  niszczy  fizyczność  człowieka.  Więc  co 
ważniejsze? 

 
Myślę,  że  nie  rozstrzygniemy  tego  sporu,  gdyż  został  on  już  rozstrzygnięty  przez  samą  naturę:  młodzi  nie-
uchronnie  starzeją  się.  A  ponadto,  czyż  nie  znasz  starców  młodych  duchem  i  młodzieńców  o  duszy  starców? 
Wynika stąd, iż A stawia młodość i starość na równi.] 
 
 

Sposób 21 

Gdy przeciwnik posługuje się argumentem,  który oceniliśmy jako dwuznaczny lub pozorny,  to  wypada  nam 

tylko wykazać ową dwuznaczność i pozomość; 
ale  znacznie  lepiej  jest  przeciwstawić  mu  inny,  równie  dwuznaczny  i  pozorny  argument,  tyle,  że  bardziej 
przekonujący.  Albowiem  nie  chodzi  tu  o  prawdę,  lecz  o  zwycięstwo  w  sporze.  Jeśli  przeciwnik  posługuje  się 
argumentum  ad  hominem,  my  także  odpowiadamy  w  ten  sposób.  Skrócimy  spór,  gdy  zamiast  dyskutować  o 
istocie sprawy uciekniemy się do tej erystycznej metody odpowiedniej dla sposobu jaki stosuje przeciwnik. 

[Przykład: 

B utrzymuje, iż demokracja angielska nie jest pełna z powodu utrzymania monarchii. 
— To tak — mówi A — jakbyś zakładał, że monarcha angielski nie jest obywatelem swojego kraju! 
B ripostuje, iż A  niejednokrotnie  wysuwał argument, że podstawą demokracji jest równość  wobec prawa.  A 

czyż obywatel jest równy wobec króla, skoro jeszcze nie tak dawno poddanego w trakcie audiencji obowiązywał 
nakaz spuszczania wzroku? 
A odpowiada, że B, jak zwykle, posługuje się drugorzędnymi argumentami, bowiem z dworskiego ceremoniału 
obarczonego martwą tradycją nie sposób wyciągnąć wniosków o rzeczywistej równości lub nierówności wobec 
prawa.] 
 
 
 

Sposób 22 

Gdy przeciwnik domaga się od nas zgody na twierdzenie, z którego bezpośrednio wynika spór, to odmawiamy 

pod pretekstem, iż mamy do czynienia z błędem, polegającym na przyjmowaniu tezy, która ma być dowiedziona 
za  jedną  z  przesłanek  dowodu  (petitio  principii).  Zarówno  przeciwnik  jak  i  słuchacze  skłonni  są  uznać 
twierdzenie  spokrewnione  z  problemem  za  identyczne  z  nim.  W  taki  oto  sposób  wytrącamy  przeciwnikowi  z 
ręki najlepszy argument. 

[Przykład: 

 

background image

 

12

B  żąda  zaakceptowania  twierdzenia,  iż  twórczość  Byrona  prześciga  wszystko,  co  dotychczas  napisano.  A  nie 
zgadza się, wskazując, iż w ten sposób B chciałby uzyskać potwierdzenie, iż Byron jest największym twórcą w 
historii  literatury,  a  to  należy  dopiero  udowodnić.  Albowiem  wielkość  nie  polega  jedynie  na  wybitności  dziel, 
ale  także  na  nieskazitelności  życia.  Czy  zatem  Byron,  hulaka  i  rozpustnik  bezkrytycznie  zasługuje  na  tak 
szczytne miano?] 
 
 

Sposób 23 

Przesada jest wynikiem sprzeczania się i oporu. Toteż możemy irytować przeciwnika swoim oporem po to, by 

swoje — skądinąd nawet słuszne — twierdzenie  wyjaskrawił aż poza granice słuszności; teraz odpierając jego 
przesadną wypowiedź wywołujemy wrażenie, iż obalamy całość dowodu. Ale i sami powinniśmy się strzec, by 
sprzeciw strony drugiej nie skłonił nas do przesady lub do poszerzenia przedkładanego twierdzenia. Albowiem 
często nasz przeciwnik uczyni wszystko, byśmy lak postąpili; musimy zatem wyraźnie powrócić do pierwotnego 
zakresu naszej wypowiedzi, na przykład stwierdzając: Powiedziałem tylko tyle i nic więcej ponad to. 

[Przykład: 

 
Gdy  B,  dowodzący,  że  mężczyźni  są  niewierni,  dochodzi  do  takiego  punktu  zacietrzewienia,  iż  zgadza  się  z 
podstępną lezą A, że wszyscy mężczyźni są niewierni, gdyż inaczej nie byliby męscy, wówczas A dezawuuje to 
twierdzenie,  podając  niezliczone  przykłady  wierności  i  oddania.  Wtedy  B,  uzmysławiając  sobie  swą  przesadę 
stwierdza,  iż  miał  na  myśli  wyłącznie  niewierność  potencjalną,  płynącą  z  samej  natury,  a  nie  niewierność  w 
ogóle,  którą  to  skłonność  można  poprzez  wychowanie,  poczucie  obowiązku  i  uczucia  wyższe  skutecznie 
opanować, a nawet uczynić jej przeciwieństwem. To i tylko to chciałem powiedzieć" — kończy B, pozbawiając 
A argumentów.] 
 
 

Sposób 24 

— który możemy nazwać fabrykowaniem konsekwencji. Z wypowiedzi przeciwnika wydobywa się sztucznie 

przez  fałszywe  wnioskowanie  i  przeinaczanie  pojęć  twierdzenia  zupełnie  w  niej  nieobecne,  ani  też  nie 
zamierzone,  które  są  natomiast  absurdalne  i  niebezpieczne;  stworzywszy  wrażenie,  iż  płyną  one  właśnie  z 
wypowiedzi przeciwnika i są sprzeczne  między sobą oraz z ogólnie przyjętymi prawdami, osiągamy pośrednie 
zakwestionowanie  twierdzenia  przeciwnika  poprzez  niemożność  twierdzenia  przeciwnego  (apagoge).  Jest  to 
zatemznów potraktowanie czegoś, co nie jest przyczyną jako przyczyny (fallacia non cause ul causae). 

[Przykład: 

B udowadnia konieczność wejścia kraju do sojuszu 
wojskowego, który miałby charakter obronny. A wypacza argumenty B utrzymując, że B dąży w ten sposób do 
agresji  na  sąsiedni,  lecz  nie  objęty  sojuszem  kraj.  Tak, jakby  B  powiedział,  iż  alians  jest  zwrócony  przeciwko 
temu krajowi, co jest sprzeczne i z interesem własnego państwa i z jego realnymi możliwościami.] 
 
 

Sposób 25 

 
     Sposób  ten  opiera  się  na  przykładzie  przeciwieństwa  (exemplum  in  contrarium)  i  jest  apagogą  poprzez 
instancję.  Wnioskowanie  od  szczegółów  do  ogólności  wymaga  przywołania  wielu  przypadków  dla  oparcia  na 
nich  swych  twierdzeń;  przy  dowodzie  apagogicznym  tj.  opartym  na  niemożliwości  twierdzenia  przeciwnego 
wystarcza przywołanie tylko jednego przypadku, który będąc w niezgodzie z nim, twierdzenie to obala. Ten za-
bieg  zwany  jest  instancją  (exemplum  in  contrarium,  instantia).  Na  przykład  twierdzenie:  Rogale  są  wszystkie 
przeżuwacze, obala jeden jedyny przykład wielbłądów. Instancja ma miejsce wtedy, gdy stosujemy twierdzenie 
ogólne  do  przypadku,  który  winien  wchodzić  w  jego  zakres,  a  jest  w  niezgodzie  z  prawdą,  co  powoduje 
całkowite  obalenie  tego  twierdzenia.  W  związku  z  tym  zdarzają  się  pomyłki,  toteż  przy  stosowaniu  przez 
przeciwnika instancji, musimy szczególnie uważać: 1) czy przykład przez niego podany rzeczywiście zaistniał, 
są bowiem problemy, które rozwiązać można jedynie poprzez ich nieprawdziwość Jak np. szereg cudów, historie 
o  duchach,  itd.;  2)  czy  ów  przykład  istotnie  objęty  jest  przez  zakres  samego  twierdzenia,  co  często  bywa 
zwodnicze;  należy  więc  precyzyjnie  rozgraniczyć  zakresy;  3)  czy  przykład  istotnie  zaprzecza  samemu 
twierdzeniu, co także często jest ledwie pozorne. 
 
 

background image

 

13

Sposób 26 

 
Nader błyskotliwym  chwytem jest odwrócenie kierunku argumentu (retorsio argumenti), polegające na tym, iż 
argument  zastosowany  przez  przeciwnika  z  myślą  o  własnej  korzyści  wykorzystujemy  przeciwko  niemu  dla 
naszej  korzyści.  Np.,  gdy  przeciwnik  mówi:  To  jest  jeszcze  dziecko,  trzeba  być  dlań  pobłażliwym,  stosujemy 
takie  oto  retorsio:  Właśnie  z  tego  powodu,  że  to  jeszcze  dziecko,  należy  mu  się  kara,  by  jego  złe  nawyki  nie 
zakorzeniły się. 
 
 

Sposób 27 

Argument,  który  szczególnie  złości  przeciwnika  winien  być  przez  nas  natychmiast  wykorzystany  i  wzmo-

cniony;  nie  tylko  z  powodu  dogodności  takiego  stanu,  w  którym  przeciwnik  wpada  w  gniew,  ale  również  dla-
tego, że najwidoczniej został ugodzony w słaby punkt swego rozumowania i że, co prawdopodobne, można mu 
je zepsuć w stopniu daleko większym, niż to jest na razie widoczne. 

 

[Przykład: 

 
A i B spierają się o to, czy w małżeństwie różnica wieku odgrywa istotną rolę. A utrzymuje, że dużo starszy mąż 
to  prawdziwe  nieszczęście  dla  związku,  co  szczególnie  irytuje  B  (który  ożenił  się  z  kobietą  trzydzieści  lat  od 
siebie  młodszą).  W  tej  sytuacji  A  przytacza  wszelkie  znane  przykłady,  świadczące  o  niewierności  małżeńskiej 
młodej żony, co dodatkowo rozwściecza B i każe mu wygadywać głupstwa. A dobija go argumentem, iż „nawet 
wśród znajomych może wskazać kilka przykładów mężów-rogaczy".] 
 
 

Sposób 28 

Jest  on  możliwy  do  zastosowaniu  głównie  wtedy,  gdy  dyskutanci  są  wykształceni  i  toczą  spór  przed  nie-

wykształconym  audytorium.  Jeśli  zbraknie  dowodu  odwołującego  się  do  rzeczy  (ad  rem)  i  nawet  sposobu 
odwołującego się do człowieka (argumentum ad hominem), wówczas należy zastosować sposób odwołujący się 
do  słuchaczy  (argumentum  ad  auditores),  czyli  wysunąć  zarzut  niesłuszny,  którego  błędność  rozpozna  tylko 
uczony przeciwnik, nie zaś audytorium. W mniemaniu słuchaczy został on pobity, zwłaszcza, gdy ów argument 
dodatkowo  ośmiesza  jego  twierdzenie;  bowiem  ludzie  zawsze  chętnie  śmieją  się,  a  tych,  którzy  się  śmieją 
pozyskujemy  dla  naszej  sprawy.  Aby  dowieść  niesłuszności  zarzutu  przeciwnik  musiałby  długo  i  zawile 
argumentować, zbyt uczenie i nużąco dla niewykształconych słuchaczy, 
Przykład:  Argument  przeciwnika  jest  ten,  że  „przy  powstawaniu  gór  pierwotnych  masa,  z  której  potem 
wykrystalizowały się granit i inne górotwory charakteryzowała się temperaturą co najmniej 200 stopni Reamura, 
zatem  była  ciekła,  czyli  stopiona,  a  krystalizowała  się  pod  powierzchnią  ówczesnego  panoceanu".  — 
Zastosujemy  argument  zwrócony  do  słuchaczy  (argumentum  ad  auditories)  twierdząc,  że  taka  temperatura,  a 
nawet znacznie niższa, bo już 80 stopni Reamura spowodowałaby wyparowanie morza i przybrałoby ono postać 
wyłącznie pary wodnej. Słuchacze są rozbawieni oczywistością takiej tezy. By przeciwnik wykazał jej błędność 
musiałby  dowieść,  że  temperatura  wrzenia  uzależniona  jest  nie  tylko  od  temperatury,  ale  także  od  ciśnienia 
atmosferycznego;  gdyby  polowa  wody  nasyciła  powietrze  w  postaci  pary  wodnej  ciśnienie  wzrosłoby  do  tego 
stopnia,  że  nawet  200  stopni  Reamura  nie  wystarczyłoby  dla  osiągnięcia  wrzenia.  —Ale  taki  wykład  jest  zbyt 
trudny dla niefizyków, zatem nie będzie miał miejsca. (Mitscherlich, Abhdig. d. Bert. Akad.1822). 
 
 

Sposób 29 

Gdy  spostrzeżemy,  iż  klęska  blisko,  możemy  stosować  dywersję,  czyli  mówienie  na  zupełnie  inny  temat, 
rzekomo  należący  do  sprawy  i  tu  przedstawiany  jako  argument  przeciwny.  Można  uczynić  to  w  granicach 
przyzwoitości,  o  ile  dywersja  choć  trochę  przynależy  do  tematu  sporu  (thema  quaestionis)  lub  z  pełną  bez-
czelnością, gdy ze sprawą nic go już nie łączy. 

Oto przykład: zaakcentowałem z podziwem, iż Chiny pozbawione są rodowej szlachty, a urzędy otrzymuje się 

tylko dzięki egzaminom. Zdaniem mego przeciwnika wiedza równie nie daje prawa do urzędów co i szlachetne 
pochodzenie (które skądinąd  wysoko ocenia). — Więc gdy z kolei zauważył, iż jego argumentacja przegrywa, 
błyskawicznie podjął dywersję i stwierdził, że w Chinach wszystkie stany objęte są karą bastonady (bicia kijem), 

background image

 

14

co połączył z częstym piciem herbaty i to wszystko zarzucał Chińczykom. Gdybym zajął się tym twierdzeniem 
pogubiłbym się niechybnie i stracił zwycięstwo w sporze. 

Dywersja przeradza się  w bezczelność  w  sytuacji, gdy za  nic  się  ma temat sporu i zaczyna się  mniej  więcej 

podobnie: A niedawno i pan utrzymywał, że... Wtedy dywersja nosi charakter osobistego ataku, który to sposób 
omówimy  szerzej  na  końcu.  Precyzyjniej  rzecz  ujmując  jest  ona  czymś  pośrednim  między  argumentem  natury 
osobistej (ad personam) a argumentem zwróconym do człowieka (ad hominem). 
W  jakim  stopniu  ów  wybieg  jest  wrodzony  ludzkiej  naturze  łatwo  się  przekonać  słuchając  sporu  ludzi 
pospolitych;  otóż  najczęściej  jeden  drugiemu  czyni  zarzuty  osobiste,  które  nie  znajdują  innego  oparcia,  jak  w 
postaci takichże zarzutów zwróconych w drugą stronę. Można tedy odnieść wrażenie, iż obie strony zgadzają się 
z  zarzutami  przeciwnika!  To  niby  sposób  Scypiona,  który  Kartagińczyków  zaatakował  nie  w  Italii,  lecz  w 
Afryce. Co przydatne może być na wojnie, mato się sprawdza w sporze. Albowiem zarzuty raz postawione i nie 
odparte zapadają w pamięć słuchacza, który dowiaduje się wiele złego o obu stronach. Ten chwyt stosuje się w 
dyskusji z braku lepszego środka (z &. laute de mieux). 
 
 

Sposób 30 

Wykorzystuje  sposób  odnoszący  się  do  poważania  (argumentom  ad  yerecundiam);  zamiast  argumentów 

korzysta  się  tutaj  z  autorytetów  z  dziedzin  wykorzystywanych  przez  przeciwnika.  „Każdy  woli  wierzyć  niż 
wydawać własny sąd" (Unusquisque mavult credere quam judicare) — pisał Seneka. Zwyciężymy bez trudności 
o  ile  będziemy  mieli  za  sobą  jakiś  autorytet  darzony  szacunkiem  przez  przeciwnika;  a  ma  on  tym  więcej 
ważnych  autorytetów,  im  bardziej jego  wiedza  i  zdolności  są  ograniczone.  Gdy  jego  poziom  w  tej  mierze  jest 
bardzo wysoki, to liczba autorytetów jest znikoma lub wcale ich nie ma, ostatecznie tylko autorytet fachowców 
w  niewiele  mu  znanych  dziedzinach  nauki,  sztuki,  czy  rzemiosła,  traktowany  z  należytą  nieufnością. 
Niewykształceni ludzie natomiast żywią cześć wobec fachowców wszelkiej maści. Nie zdają oni sobie sprawy, 
ż

e kto z pewnej dziedziny uczynił zawód, ten nie tyle miłuje tę dziedzinę, ile osiągany w ten sposób zarobek; 

a kto wykłada z pewnej dziedziny — to najpewniej zna ją zbyt słabo, gdyż jeśli ją gruntownie studiuje, to brak 
mu  czasu  na  jej  nauczanie.  Skoro  więc  brak  autorytetu  faktycznego,  należy  uciec  się  do  pozornego  i  cytować, 
kto coś tam powiedział, choćby w zupełnie innych okolicznościach i innym znaczeniu. Najbardziej efektywnie 
oddziałowują autorytety, których sądy są zupełnie niezrozumiałe dla przeciwnika. I tak ludzie prości pokornieją 
wobec łacińskich lub greckich przywołań. Jeśli trzeba, wystarczy nie tylko przeinaczać cytaty, ale zwyczajnie je 
zafałszowywać  lub  wręcz  tworzyć  je  na  poczekaniu  wedle  własnego  pomysłu.  Najwdzięczniejszym  tego 
przykładem jest pewien pleban we Francji, który protestując przeciwko wybrukowaniu ulicy przed plebanią, do 
czego zmuszano i innych obywateli miał zacytować werset z Biblii: „Niech się trwożą inni, ja się nie zatrwożę!" 
(paveant  illi  ego  non  pavebo"  —  niedoskonały  cytat  z  Wulgaty  wykorzystujący  grę  st6wpaver—  brukować, 
pavere — trwożyć się).
 Przekonało to przełożonych jego gminy. Także utrwalone przesądy można zastosować w 
funkcji  autorytetów,  gdyż  większość  z  nas  myśli  niczym  Arystoteles  „uznając  domniemanie  powszechne". 
Zaiste, nie znajdziemy równie nonsensownego poglądu, którego by ludzie nie zaakceptowali jako własnego, jeśli 
tylko wmówiono im, że to pogląd przyjęty powszechnie. Z równie silną mocą działa na nich przykład jak czyny. 
Przypominają stado owiec biegnących za swym baranem; łatwiej umrą niż pomyślą. To osobliwe, że oto zdanie 
powszechne jest dla nich tak ważne, gdyż mogliby dostrzec choćby na swoim przykładzie, jaki jest mechanizm 
przyswajania sobie takiego zdania — bez rozumowania i wyłącznie wedle przykładu; ale brak im niezbędnego 
samokrytycyzmu.  Toteż  tylko  wybrani  głoszą  podobnie  jak  Platon:  „Szerokie  koła  rozmaitym  hołdują 
mniemaniom", czyli ogół wyznaje nader dziwne mniemania, a kto by się tym zajął, byłby wielce zapracowany. 
To  żaden  dowód,  że  coś  jest  przyjęte  powszechnie  i  nie  ma  w  tym  gwarancji  choćby  najmniejszej  słuszności. 
Ludzie  tak  właśnie  myślący  zapewne  opierają  się  na  przeświadczeniu,  iż  l)  upływ  czasu  osłabia  siłę  dowodu 
takich  mniemań,  albowiem  w  przeciwnym  przypadku  musieliby  uznać  mnóstwo  dawnych,  a  wielce 
powszechnych przekonań, uważanych  niegdyś za prawdziwe, jak choćby system Ptolemeusza, czy odnowienie 
katolicyzmu  w  krajach  obecnie  protestanckich:  —  2)  że  podobnie  oddziałowuje  oddalenie  w  przestrzeni,  gdyż 
inaczej  powszechność  mniemań  u  przedstawicieli  chrześcijaństwa,  buddyzmu  i  islamu  byłaby  dla  nich 
przyczyną niemałego ambarasu. 
     Zdanie ogółu to w rzeczywistości zdanie dwu lub trzech osób, co stwierdzilibyśmy śledząc narodziny takiego 
zjawiska.  Otóż  dwie  lub  trzy  osoby  przyjęły  to  zdanie  od  innych  lub  same  były  jego  autorami,  a  inni  z 
uprzejmości  zawierzyli  sądząc,  iż  rzecz  jest  wystarczająco  dobrze  przebadana.  Skoro  traktowano  tych 
pierwszych  jako  wystarczająco  kompetentnych,  ci,  którzy  się  do  nich  przyłączyli  stawali  się  autorytetami  dla 
następnych,  etc.  Tak  właśnie  lawinowo  narastała  liczba  tych  bezkrytycznych  zwolenników.  Bowiem  sama  ich 
wielkość była gwarancją dla następnych, co do słuszności owego zdania. A pozostali już tylko byli zmuszeni do 
akceptacji,  by  nie  traktowano  ich  jako  warchołów,  którzy  przeciwstawiają  się  ogólnie  przyjętym  poglądom  i 
udają  najmądrzejszych  w  świecie.  Tym  samym  głoszenie  tego  poglądu  stało  się  obowiązkiem.  Toteż  wybrani, 
którzy zachowali  własny sąd  teraz są przymuszani do  milczenia.  Ci zaś, którzy  mówią  — to zazwyczaj ludzie 

background image

 

15

pozbawieni  własnego  sądu  i  tożsamości,  powtarzający  cudze  myśli;  tym  są  gorliwsi  i  bardziej  fanatycznie 
występują  w  obronie  przejętego  poglądu.  Oni  nienawidzą  każdego,  kto  myśli  inaczej,  zwłaszcza  dla 
zuchwałości, nieodzownej dla wygłaszania takiego sądu, gdyż sami by się na to nie zdobyli — i wiedzą o tym. 
Najkrócej  ujmując:  „Niezwykle  nieliczni  ludzie  potrafią  myśleć,  lecz  każdy  pragnie  posiadać  jakiś  pogląd" 
(Berkeley: „Mało ludzi myśli, ale każdy chce mieć własne zdanie"). Najłatwiej przejąć gotowy sąd. I co oznacza 
tu  głos  stu  milionów  ludzi?  Tyle,  ile  np.  opinia  stu  historyków,  nim  się  udowodni,  że  przepisywali  jeden  od 
drugiego, a u podłoża istniała tylko jedna wypowiedź (wg Bayla Myśli różne o kometach IPense sur les comtesi, 
vol. I, p. 10): „Rzekę ja, rzeczesz ty, ostatecznie rzecze i tamten. Po tylu wypowiedziach. dostrzegam już jedynie 
same wypowiedzi." 

Lecz właśnie w dyskusji z ludźmi niewykształconymi można poglądy powszechne wykorzystywać w funkcji 

autorytetu.  W  ogóle  regułą  jest,  że  dwie  osoby  z  gminu  kłócąc  się,  najczęściej  wykorzystuj  ą  odwołania  do 
autorytetów,  którymi  szermują  wymieniając  ciosy.  Jeśli  zatem  z  takim  człowiekiem  dyskutuje  tęższa  od  niego 
głowa,  to  należy  wybierać  tę  broń,  najlepiej  godzącą  w  słabą  stronę  przeciwnika.  Gdyż  nacisk  zwykłych 
dowodów nie zrobi na nim takiego wrażenia; 
będzie niczym hipotetyczny Zygfryd, zrogowaciały w swej zbroi bezmyślności i nieoryginalności. 
Spór  w  urzędach  sądowych  opiera  się  głównie  na  przywoływaniu  autorytetów,  zwłaszcza  prawa,  które  jest 
określone;  w jego ramach rozumowanie ogranicza  się do ustalenia stosownej zasady prawnej, czyli autorytetu, 
znajdującego  w  danej  sprawie  zastosowanie.  Ale  dialektyka  ma  tu  szerokie  pole  manewru,  albowiem  w  razie 
potrzeby  sprawę  oraz  sprzeczną  z  nią  formułę  prawną  przeinacza  się  i  interpretuje  na  wiele  sposobów  w  za-
leżności od potrzeby i korzyści tak, że w końcu sprawę i formułę utożsamia się. Można także uczynić na odwrót. 
 
 

Sposób 31 

    Nie znajdując riposty dla przesłanek przeciwnika możemy z subtelną ironią zasłonić się niekompetencją: 
To, co pan powiedział przekracza moją wątłą percepcje; 
być może jest w tym sporo słuszności, lecz nie potrafię tego pojąć i dlatego wstrzymuję się od jakiegokolwiek 
opiniowania. —W taki sposób sugeruje się słuchaczom mającym dla nas szacunek, że to zwykły nonsens. Tak na 
przykład bardzo wielu profesorów dawnej szkoły eklektycznej ogłosiło po ukazaniu się Krytyki czystego rozumu 
(Kanta), iż tego nie pojmuje. I zdawało się im, że w ten sposób kończą sprawę. Jednak, gdy kilku zwolenników 
nowej  szkoły  dowiodło  niezbicie,  iż  nie  mylili  się,  bowiem  rzeczywiście  niczego  nie  zrozumieli,  wówczas 
mocno stracili humor. 
Sposób  ten  służy  nam  jedynie  pod  warunkiem,  iż  posiada  się  niezbędny  autorytet  u  słuchaczy,  większy  od 
przeciwnika;  na  przykład  w  przypadku  profesora,  który  występuje  przeciwko  studentowi.  Jest  to  jeszcze 
przynależne do poprzedniego sposobu, albowiem polega na zastąpieniu argumentów eksponowaniem  własnego 
autorytetu i to bardzo złośliwie. — Istnieje jednak wybieg dokładnie przeciwny: Pańska eksperiencja gwarantuje 
właściwe zrozumienie problemu, a  wina leży  włącznie po  mojej stronie, gdyż źle  ująłem sprawę, — następnie 
kładziemy  łopatą  do  głowy,  aż  zrozumie,  chcąc  nie  chcąc  (nolens  volens)  i  okaże  się,  że  wcześniej  nic  nie 
rozumiał. — Przewalczenie następowało tu zatem w takim porządku: przeciwnik insynuował nam „nonsens", a 
my dowiedliśmy mu „niedostatek rozumu" — ciągle bardzo grzecznie.  
 
 

Sposób 32 

Niewygodne  twierdzenie  przeciwnika  łatwo  jest  unieszkodliwić  lub  choćby  otoczyć  podejrzeniem  poprzez 

włączenie  go  do  jakiejś  znienawidzonej  przez  nas  grupy  pojęć,  nawet,  gdy  podobieństwo  jest  zgoła  słabe,  a 
powiązanie  bardzo  luźne.  (...)  Przyjmujemy  tu  dwa  założenia,  iż  1)  twierdzenie  przeciwnika  jest  naprawdę 
tożsame z tą grupą pojęć lub co najmniej jest nią objęte, i wówczas wołamy „słyszeliśmy już o tym!" — i 2) że 
cała ta grupa pojęć, jako już zdezawuowana, nie zawiera ani jednej prawdy (w rozumowaniu przeciwnika). 

[Przykład: 

 
Spór  toczy  się  o  zasługi  znakomitego  uczonego  Jeana  Bodina.  A  wskazuje  na  nowatorstwo  myśli  ustrojowej 
pisarza.  B  nie  odnosi  się  do  zasług  Bodina  jako  myśliciela,  lecz  zauważa,  że  jest  on  także  autorem 
Daemonomonii, głośnego dzieła o czarownicach i że hołdował on wszystkim przesądom związanym z procesami 
o czary. Tym samym przyczynił się do śmierci  wielu niewinnych ludzi i zatruł umysły licznych prostaczków i 
jednostek  światlejszych.  Jeszcze  jeden  inkwizytor!  —  woła  B,  tym  samym  obniżając  rangę  Bacona  i  wymowę 
argumentów A.] 
 

background image

 

16

 

Sposób 33 

 
Zapewne  to  się  broni  w  teorii,  lecz  w  praktyce  jest  fałszem  —  takim  sofizmatem  uznajemy  przyczynę,  a  za-
przeczamy  skutkowi.  Dokładnie  przeciwnie  do  reguły  mówiącej,  iż  wywód  następstwa  z  racji  jest  wywodem 
poprawnym (a ratione ad rationatum valet consequentia).  Tak twierdząc zakładamy rzecz niemożliwą,  gdyż co 
słuszne w teorii jest słuszne także w praktyce, a jeśli tak nie jest, to istnieje błąd w teorii; coś przeoczono i nie 
uwzględniono, i ów fałsz w teorii powoduje rzeczony brak zgodności. 
 
 

Sposób 34 

 
Gdy  przeciwnik  nie  odpowiada  bezpośrednio  lub  nie  udziela  informacji  po  zadaniu  mu  pytania  lub 
przedstawieniu argumentu, a wykręca się pytaniem, odpowiedzią pośrednią lub zupełnie nie związaną z tematem 
i  oddala  się  od  istoty  sporu,  wówczas  zdobywamy  pewność,  iż  znaleźliśmy  (bywa,  że  zupełnie  przypadkiem) 
jego  słaby  punkt,  albowiem  nasz  przeciwnik  jakby  „względnie  milknął".  Teraz  więc  i  w  tym  miejscu  trzeba 
przypuścić silny atak i nie pozwolić mu się wywinąć i to nawet wówczas, gdyśmy jeszcze nie rozgryźli, na czym 
owa słabość polega. 
 
 

Sposób 35 

Ten  sposób,  o  ile  tylko  udaje  się  go  wprowadzić  w  czyn  przebija  wszystkie  inne  i  powoduje  ich  zbędność: 

miast  argumentami  oddziaływać  na  rozum,  wystarczy  wpływać  za  pośrednictwem  motywów  na  wolę 
przeciwnika.  Wówczas  tak  on,  jak  i  słuchacze,  o  ile  spostrzegą  własną  korzyść,  niezwłocznie  podzielą  nasze 
zdanie, nawet zupełnie  wariackie. Łut  woli znaczy  więcej niż cetnar rozumu i przekonania. Sposób jest do za-
stosowania  tylko  w  warunkach  szczególnych,  zwłaszcza,  gdy  możemy  zasugerować  przeciwnikowi,  iż 
zwycięstwo jego zdania przysporzy mu wielkich kłopotów i strat. Wtedy odrzuca owo zdanie niczym rozpalone 
ż

elazo. 

Na przykład: Duchowny walczy o jakiś filozoficzny dogmat — wystarczy uprzytomnić mu, że w ten sposób 

narusza pośrednio jakiś dogmat kościoła, a zaraz się wycofa. 

Posiadacz  ziemski  zachwyca  się  mechanizacją  w  Anglii,  gdzie  jedna  maszyna  parowa  zastępuje  wysiłek 

gromady ludzi. Ale wystarczy powiedzieć mu, że gdy mechanizacja obejmie także transport, jego stadnina dozna 
uszczerbku, gdyż  spadną ceny  na konie. I to  wystarczy! Przy tej okoliczności  każdy reaguje  w  myśl  maksymy 
Horacego: Jakże pochopnie zgadzamy się z niesprawiedliwym prawem godzącym w nas samych! 
Podobnie  postępujemy  mając  za  słuchaczy  zwolenników  tej  samej  sekty  co  nasza,  cechu,  zawodu,  klubu,  itd., 
przeciwnik  zaś  odwrotnie.  Choćby  jego  teza  była  najsłuszniejsza,  gdy  napomkniemy  o  jej  sprzeczności  ze 
wspólnym  interesem, choćby  jakiegoś cechu,  natychmiast  nasi słuchacze  uznaj ą racje przeciwnika za  mgliste, 
wafle  i  do  niczego,  nasze  zaś,  choćby  zupełnie  wydumane,  za  w  pełni  słuszne  i  trafne;  dla  siebie  uzyskamy 
aprobatę słuchaczy, natomiast przeciwnik tylko anatemę, Słuchacze zazwyczaj są święcie przekonani, że głosują 
z szczerego przekonania,  gdyż to, co osobiście nam  nie sprzyja jest z natury dla intelektu absurdalne.(„Rozum 
ludzki nie charakteryzuje się trzeźwym spojrzeniem, lecz ulega wpływom woli i uczuć" — Franciszek Bacon). 
Sposób ów bywa nazywany „ujęciem drzewa za korzeń" i używa argumentu odwołującego się do użyteczności 
(argumentum ad utii).  
 
 

Sposób 36 

Można zaszokować i oszołomić przeciwnika słowotokiem zupełnych bezsensów. Istota w tym, że  

"Tak sądzi każdy, usłyszawszy stówa, ii mają przecie chociaż trochę sensu". 

(Goethe, Faust) 

 

Gdy  do  tego  przeciwnik  sam  przed  sobą  zdaje  sobie  sprawę  ze  swojej  słabości,  a  jeśli  jeszcze  nawykł  słyszeć 
rzeczy  dla  siebie  niezrozumiałe  i  zachowuje  się  tak,  jakby  je  dobrze  pojmował,  wówczas  możliwym  jest 
zaimponowanie  mu  bredzeniem  z  najpoważniejszą  miną  jakichś  uczonych  nonsensów,  bełtających  w  głowie. 
Prezentujemy je jako niepodważalny dowód naszej tezy. Ów wybieg, co nie tajne, zastosowali ostatnio niektórzy 
niemieccy filozofowie wobec publiczności niemieckiej i to z błyskotliwym sukcesem. (...) 
 

background image

 

17

Sposób 37 

Ten  powinien  być  jednym  z  pierwszych.  Gdy  przeciwnik  ma  rację,  ale  ku  naszej  radości  dowodzi  błędnymi 

argumentami, wówczas łatwo jego dowód przewalczyć. Następnie wywołujemy wrażenie, że oto obaliliśmy całą 
jego  tezę.  W  istocie  zasadza  się  to  na  przedstawieniu  argumentacji,  odnoszącej  się  do  człowieka  (tutaj: 
przeciwnika)  jako  argumentu  odnoszącego  się  do  rzeczy  (argumentum  ad  hominemjako  argumentum  ad  rem). 
Gdy ani on, ani słuchacze lepszego dowodu nie wynajdą — tośmy wygrali. 
Na  przykład:  Ktoś  przedstawia  ontologiczny  (dotyczący  bytu  lub  ogólnej  teorii)  dowód  istnienia  Boga  bardzo 
łatwy do odrzucenia. W ten sposób kiepski prawnik kładzie sprawę; usiłuje wygrać nieodpowiednio dobranym 
paragrafem, a właściwego po prostu nie znajduje. 
 

Sposób ostatni 

Gdy spostrzegamy, iż siły przeciwnika są prze-możniejsze i nasze racje nie będą górą, wtedy rozpoczyna się 

atak osobisty, wulgarny i obelżywy. Skoro sprawa i tak jest przegrana, pomijamy przedmiot sporu i atakujemy 
wprost osobę przeciwnika na każdy możliwy sposób, co można nazwać argumentem osobistym (argumentum ad 
personam),  w  odróżnieniu  od  argumentu  odwołującego  się  do  człowieka  (argumentum  ad  hominem).  Stosując 
ten ostatni rezygnujemy z przedmiotu sporu jako materii czysto obiektywnej i napadamy na to, co przeciwnik o 
nim powiedział lub  mniemał. Natomiast zaczepka osobista oznacza całkowite zerwanie  z przedmiotem  sporu i 
zaatakowanie przeciwnika zupełnie bez związku z istotą dyskusji; a więc zjadliwie, obelżywie i grubiańsko. To 
odrzucenie sił duchowych na rzecz cielesnych lub zgoła zwierzęcych. Chwyt ten cieszy się wzięciem, albowiem 
każdy może go używać; toteż jest nader częsty. Wypada obecnie zapytać, w jaki sposób winien postępować lak 
zaczepiony przeciwnik; gdy bowiem postąpi identycznie, to efektem jest bójka, pojedynek lub sąd o obrazę. 
Ogromnie  myli  się  ten,  kto  mniema,  iż  wystarczy,  że  sam  nie  użyje  osobistego  ataku.  Bowiem  spokojne 
wykazywanie braku racji i faktu, iż przeciwnik myśli i pojmuje błędnie —jak w każdej dialektycznej dyskusji — 
bardziej  go  jeszcze  rozdrażnia  niż  wszelkie  grubiaństwo  czy  chamstwo.  Czemu?  Ponieważ,  jak  rzekł  Hobbes: 
„Dobry  nastrój  człowieka  zasadza  się  na  tym,  by  sądzić  o  swych  zaletach  jak  najlepiej  porównując  je  z 
kimkolwiek  innym."  —  Człowiek  nie  dysponuje  niczym  cenniejszym  od  zaspokojenia  własnej  pychy  (stąd 
zwroty takie jak: „honor droższy niż życie", itp.). 
     Zaspokojenie  tej  próżności  odbywa  się  głównie  poprzez  porównywanie  siebie  z  każdego  punktu  widzenia, 
głównie  zaś  pod  względem  władz  umysłowych.  Ma  to  miejsce  faktycznie  (effectiye)  i  szczególnie  dobitnie  w 
dyskusji. Stąd płynie gorycz zwyciężonego mimo, że nie wyrządzono mu krzywdy; dlatego właśnie sięga on po 
ten  ostatni  sposób,  którego  —  nawet  przy  bardzo  grzecznym  zachowaniu  strony  przeciwnej  —  nie  da  się 
uniknąć.  Zimna  krew  i  tutaj  może  pomóc;  ataki  osobiste  przeciwnika  odparowujemy  bardzo  powściągliwie, 
wskazując,  że  nie  należą  one  do  tematu  sporu  i  sami  natychmiast  do  tematu  powracamy,  dalej  wykazując,  że 
przeciwnik nie ma racji; tym samym ignorujemy jego obelżywe postępki, podobnie jak Temislokles w rozmowie 
z Eurydyką: Bij, ale wysłuchaj! Wszelako nie każdemu dana jest taka umiejętność. 
     Najlepszym  wyjściem  jest  to,  które  proponuje  Arystoteles  w  ostatnim  rozdziale  O  wybiegach  sofistycwych: 
Nie  dyskutować  z  byle  kim,  a  tylko  z  takim,  którego  znamy  i  wiemy,  że  jest  dość  rozumny,  aby  nie  prawić 
absurdów, których sam się potem wstydzi. Trzeba prowadzić dyskusję poprzez argumenty, a nie apodyktyczne 
wypowiedzi, trzeba argumentów  słuchać i zgłębiać je. Wreszcie potrzebna jest dyskusja z ludźmi  szanującymi 
prawdę, którzy lubią słuszne argumenty nawet z ust przeciwnika i są na tyle sprawiedliwi, by uznać, że brak im 
racji, skoro prawdę głosi przeciwnik. Wniosek stąd taki: z setki ludzi może tylko jeden zasługuje na podjęcie z 
nim  dyskusji,  a  reszta  niech  gada  co  dusza  zapragnie,  gdyż  „prawem  ludzi  jest  głupota"  (desipere  est  juris 
gentium).  Nie  zapomnijmy  o  słowach  Woltera  (Poeme  sur  la  loi  naturelle):  „Spokój  wart  jest  jeszcze  więcej 
niźli prawda." Zaś pewne przysłowie arabskie głosi: „Drzewo milczenia wydaje swój owoc — pokój". 

W  rzeczy  samej  ćwiczenie  myśli  jaką  jest  dyskusja  pozwala  na  obopólną  korzyść,  przynosząc  sprawdzian 

własnego rozumowania oraz wykuwanie się nowych poglądów. Wszakże niezbędna jest względna równość obu 
dyskutantów tak pod względem erudycji jak i inteligencji. Gdy jeden pozbawiony jest erudycji, to wszystkiego 
nie  pojmie,  przeto  nie  będzie  na  poziomie.  Gdy  zaś  zbraknie  mu  inteligencji  rozgoryczy  się  tylko  i  sięgnie  po 
nieuczciwość, szalbierstwo i w końcu grubiaństwo.