Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
2
Jak przetrwać w stresie
Jacek Santorski
Copyright © Jacek Santorski 1992
Autor okładki: Jacek Pałka
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
3
Spis treści
Jacy jesteśmy
Samotni w stresie
Bez innych
Histeria
Skąd się biorą psychopaci
Mały człowiek
Narcyzm
Fragmentacje
Stres przewlekły
Rezygnacja, walka czy troska?
W rodzinie
Z dziećmi bez przemocy
Mały tyran
Miara szczęśliwego dzieciństwa
Tchnienie życia
Sztuka świadomego kochania
Noworoczne postanowienie
Dobre rozstania
Uwaga!
Jak sobie pomóc
Dekalog zen
Wolność od gniewu
Nieoperacyjne leczenie duszy
Relaks bez wędki
Mówić wprost
Pełne szacunku NIE
Szczęście w samotności
Wyprawa w głąb siebie – reportaż Jacka Szmidta
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
4
Od autora
Jedno z naszych największych nieszczęść polega na tym, że tak wiele zewnętrznych
okoliczności, z przeszłości i aktualnych, uwarunkowuje nasze stresy. Trudno jest bowiem wziąć
odpowiedzialność za swoje życie z pozycji oskarżyciela lub ofiary. Tymczasem jedyną drogą, jaką
widzę zarówno dla osoby w jej życiu intymnym i rodzinnym jak i w skali społecznej, jest
rozpoznanie i uznanie stereotypów, którym podlegamy i przekraczanie ich poprzez uważne życie.
Współczesna psychoterapia i medytacja mogą nam w tym pomóc i dlatego odwołuję się do tych
ź
ródeł.
Przedstawione w tym zbiorku artykuły powstały między marcem 1991 a wrześniem 1992 i
były – w większości – pod hasłem „jakość życia” zamieszczone w weekendowej Gazecie
Wyborczej. Dzięki stałej współpracy z kierującą „Weekendem” Elżbietą Smoleńską mogłem swoje
lektury i doświadczenia ująć w – mam nadzieję – odpowiedniej dla szerokiego odbiorcy formie.
Będę wdzięczny za sygnały, co z tej lektury wynieśliście.
Listopad 1992, Jacek Santorski
Od redaktora
Wiele lat temu miałam taką grupę przyjaciół: jeździliśmy razem na treningi
psychoterapeutyczne, chodziliśmy na psychologiczne wykłady, czytaliśmy psychologiczne książki.
I rozmawialiśmy ciągle o tym, co udało nam się wygrzebać z podświadomości i co tam jeszcze
może tkwić. Planowaliśmy kolejne treningi, kolejne odczyty...
Pamiętam jak przekonywałam swojego znajomego, że też powinien spróbować. Popatrzył
na mnie lekceważąco i powiedział: „To takie głupoty dla czubków”. A ja pomyślałam, że to
prymitywny człowiek. Potem wiele rzeczy się zmieniło, ale we mnie pozostało przeświadczenie –
potwierdzone wieloma rozmowami i obserwacjami – że ludzie dzielą się na stałych bywalców
treningów i na tych, którzy uważają, że to jest „grzebanie w bebechach”, „dzielenie włosa a
czworo”, „wycofywanie się z życia”.
Kiedy pracowałam nad kolejnymi tekstami jacka Santorskiego, coraz wyraźniejsze stawało
się dla mnie ich przesłanie: konieczność przełamania barier wobec siebie samych, wobec innych,
wobec świata, uczenie się życia w trosce o siebie i innych.
Elżbieta Smoleńska
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
5
Jacy jesteśmy
Samotni w stresie
Dean Ornish, znany amerykański kardiochirurg, specjalista od by passu (wszczep dodatkowego
naczynia zasilającego serce) powiedział kiedyś, że po latach obserwacji swoich pacjentów doszedł
do przekonania, iż wszystkim chorym na serce potrzebny jest by pass emocjonalny, pomost
pomocny w przekroczeniu izolacji od innych ludzi, od siebie samych i jakkolwiek pojmowanej siły
wyższej.
Trzyletni program terapeutyczny nastawiony na rzucenie palenia, zmianę diety i przede
wszystkim przekroczenie emocjonalnej izolacji przyniósł rewelacyjne rezultaty. U kilkuset
uczestników treningu stwierdzono cofnięcie zmian miażdżycowych w naczyniach wieńcowych,
czego nie sposób osiągnąć leczeniem farmakologicznym.
Zgłosili się do mnie dwaj mężczyźni z zaburzeniami rytmu serca. Pierwszy z nich pracuje a
administracyjnym stanowisku w placówce naukowej, której budżet jest na wyczerpaniu. Jest
przerażony wizją utraty pracy i przedwczesną emeryturą. Co na to żona? – pytam. „Opowiada mi o
znajomych i krewnych, którzy zdobyli się na odwagę i robią interesy” – odpowiedział.
Drugi jest prywatnym przedsiębiorcą od dwóch lat. Firma zaczęła już dobrze prosperować,
ale w tym roku sprzedaż utknęła. Zadłużenie spędza mu sen z powiek. Co na to żona? „Trzeba było
siedzieć na posadzie. Jaka była, taka była, ale miałeś stałe zabezpieczenie. Zawsze mówiłam, że
zbankrutujesz...” Zaprosiłem żony. Obie powiedziały prawie to samo. „On jest nieobecny,
pogrążony w swoich sprawach. W ogóle nie wie, co przeżywam... Coraz trudniej jest prowadzić
dom na tym samym poziomie. Tylko ja jedna wiem, ile mnie kosztuje trzymanie twarzy przed
gośćmi, gdy przychodzą w sobotę na brydża”.
Tendencja do izolowania się w stresie, udawanie, że wszystko jest w porządku lub
oskarżanie całego świata w miejsce przyznania się do porażki, może wypływać ze skłonności
charakterologicznych człowieka. Ale w dużym stopniu to najbliżsi skazują nas na samotność, a my
– ich.
W trudnych czasach, w jakich przyszło nam żyć, to niezwykle istotna sprawa. A tak trudno
przyznać się do porażki, słabości, poczucia bezradności, uznać trudną sytuację bliskiej osoby nie
oceniając jej, nie pouczając, nie upokarzając. Przez wiele lat życia w ubezwłasnowolniającym
systemie przyzwyczailiśmy się dawać sobie oparcie poprzez wspólne narzekanie. Dziś ten stereotyp
przestaje się sprawdzać. ONI, odpowiedzialni za całą naszą biedę, zostali odesłani. MY zostaliśmy,
pełni niepokoju o przyszłość. Oczywiście osoba rozgoryczona i oskarżająca poczuje chwilową ulgę,
gdy usłyszy od kogoś: „Jestem po twojej stronie”. Ale nie rozwiązuje to problemu.
Mamy też nawyk natychmiastowego szukania rozwiązania, doradzania, gdy ktoś czuje się
bezradny. Tylko że często nie ma dobrego rozwiązania. To, co możemy zrobić dla drugiej osoby, to
zatrzymać się razem z nią, uznać jej poczucie bezradności, być z nią w tym, odpuszczając sobie grę,
w której zasypujemy ją pomysłami rozwiązań, a ona na każdy odpowie „Tak, ale...”
Aby wyjść naprzeciw drugiej osobie, aby przyjąć ją prawdziwie, potrzebne jest
przekroczenie izolacji z samym sobą. Pomostem do siebie jest otwarcie się na duchowość ciała,
kontakt z własnym organizmem i płynącymi z niego odczuciami, a przede wszystkim odczuwanie
swojego oddechu, niepokoju w klatce piersiowej, gdy dopada nas lęk, trudności w luźnym
wydechu, gdy jesteśmy wściekli.
Zalecam często pacjentom proste ćwiczenia. Faza pierwsza: zamknij oczy i skup się a
swoim oddychaniu. Staraj się doprowadzić swój oddech do dołu brzucha. Faza druga: otwórz oczy i
spróbuj nawiązać kontakt z osobą, która jest w pobliżu. Faza trzecia: spróbuj jednocześnie czuć
siebie (brzuszny oddech) i widzieć drugą osobę (1ub inne elementy otoczenia). Poczucie jedności,
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
6
które się z tego ćwiczenia wyłania, pomogło mi przetrwać niejeden trudny moment.
Bez innych
Są osoby, którym działanie przychodzi z trudem, bo mają problemy z mobilizacją energii życiowej.
Ale są też takie, które potrafią się zmobilizować, czasami kumulują wielkie ilości energii, ale nie
mają odwagi na jej wymianę z otoczeniem. Impuls lub potrzeba naturalnie adresowana do innych
ludzi realizowana jest wobec siebie samego, we własnym polu energetycznym. Psychoterapeuci
Gestalt nazywają ten mechanizm retrofleksją.
Tak więc na przykład złość i chęć destrukcji przejawiają się w postaci autoagresji. Zamiast
złościć się na kogoś, złościmy się na siebie. Próba samobójstwa jest nie tylko rozpaczliwym aktem
zwrócenia na siebie uwagi. Niektórzy ludzie radzą sobie w ten sposób ze swoimi destrukcyjnymi
impulsami, które z jakichś powodów łatwiej im skierować przeciw sobie niż ku otoczeniu.
Wielu z nas poddaje się mniej lub bardziej jawnej destrukcji (jej wyrazem może być
przemęczanie się, palenie, niedojadanie, zaciąganie długów, podatność na infekcje, u której podłoża
leży zwykle nie rozładowana złość do innych, choć zazwyczaj nie zdajemy sobie z niej sprawy).
Innym przejawem tego zjawiska jest pasywna agresja wobec innych. Bardzo uciążliwe bywają
kontakty z takimi pozornie łagodnymi i życzliwymi osobami, które mają talent w doprowadzaniu
nas do złości i poczucia winy. A przy tym nie bardzo wiadomo, o co chodzi – to przecież taki miły
człowiek, cierpi (albo poświęca się), a jednak wywołuje w tobie gniew. Niechcący nadeptuje ci na
nogę, jękniesz nieopacznie z bólu, a on zacznie się uniżenie usprawiedliwiać, próbuje wytrzeć twój
but, niechcący wybrudzi ci płaszcz. Obieca coś, ale potem zachoruje i nawali, a ty masz wyrzuty
sumienia, że on przez ciebie ma taki kłopot.
Pasywna agresja rozwija się jako jedyny sposób radzenia sobie ze złością u osób, które
trzymane pod kloszem przez pierwsze lata życia doświadczyły potem upokorzeń i ograniczenia
wolności. Źródłem tych upokorzeń mógł być ojciec alkoholik, albo częściej mama, która bardzo
kochała dziecko, ale tylko wtedy, kiedy było grzeczne. Wszelkie próby przejawienia własnej woli, a
zwłaszcza „nie”, były „miękko” pacyfikowane: „przecież nie zrobisz tego mamie”, „przez ciebie
babcię boli serduszko, „to wstyd złościć się przy ludziach”, „mamusia tak się o ciebie martwi”...
W efekcie takich doświadczeń w późniejszym życiu nie tylko złość może podlegać implozji.
Często dzieje się tak z popędem seksualnym. Osoba samotnie onanizująca się, zamiast sprawić
przyjemność partnerowi i przyjąć przyjemność z zewnątrz, sprawia ją sobie sama. Podobny los
spotkać może wszelkie nasze impulsy. Bardzo często wpadasz na dobry pomysł, jesteś świadom
swoich pragnień, a nawet masz energię do działania. I cóż w tym momencie robisz? Włączasz
telewizor albo idziesz na trwające godzinami posiedzenie.
Hamujemy przepływ energii z obawy przed niepowodzeniem, może przed śmiesznością,
może przed rozczarowaniem samym sobą. Niektórzy z nas nawet nie zdają sobie sprawy, jak są
„naładowani” i nie mogą zrozumieć, skąd to nadciśnienie, zaburzenia rytmu serca, bóle w plecach
czy duszności. W ten sposób utalentowani, nierzadko inteligentni ludzie grzęzną we własnej
niemożności zapadając na różne choroby.
Opisane problemy napotykam często pracując z osobami o masywnej budowie ciała,
sprawiającymi wrażenie „spęczniałych” lub „zgęstniałych”. Wyglądają, jakby potrzebny im był
fizyczny rezerwuar dla wielkich pokładów energii, której nie ujawniają. Ich sposób myślenia o
innych i o sobie jest pełen negatywnych ocen, nierzadko oskarżeń i perfekcjonistycznych wymagań.
Niektórzy sprawiają wrażenie zahipnotyzowanych pesymizmem i negatywizmem.
Wielu psychoterapeutów wierzy, że zmiana takich negatywnych schematów na pozytywne
pomoże w odblokowaniu się i ruszeniu do przodu. Modne, zwłaszcza w USA, pozytywne myślenie
(tak zwane afirmacje), może działać jak łańcuchy nałożone na koła samochodu, który mimo
wielkiego napędu, nie posuwa się do przodu, buksuje na oblodzonej drodze. Innym rozwiązaniem
jest odpuszczenie sobie zmieniania siebie za wszelką cenę połączone z próbami życia i działania
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
7
pomimo tego, że mamy problemy, które rozpoznajemy i uznajemy. To jest możliwe, zwłaszcza jeśli
na mniej lub bardziej oblodzonej drodze spotkamy też innych ludzi, którzy szukają równowagi.
Histeria
Jesteśmy aktywni, działamy, żywo reagujemy, widać nas i słychać. Tylko że nie mamy w tym
czasie kontaktu psychicznego z otoczeniem albo też tak bardzo stapiamy się z otoczeniem, że
tracimy kontakt ze sobą. Tak każdy może działać w szoku, w warunkach zagrożenia, skrajnego
stresu. Niektórzy z nas utrwalili jednak takie reakcje we wczesnym dzieciństwie jako sposób bycia
w świecie. Mamy wtedy do czynienia z tzw. stylem histerycznym.
Osoba działająca „histerycznie” zwykle mówi dużo i głośno, często przesadza, jest
egzaltowana, ale tak naprawdę pomimo ekspresyjności, zdolności do złoszczenia się i płaczu,
rzadko doświadcza prawdziwego rozładowania i ulgi. Często zmienia nastroje. Może też mieć
trudności w skupieniu się przez dłuższy czas na jednej sprawie. jest zwykle rozproszona i
roztargniona. Je nie czując smaku potrawy. W sferze przeżyć erotycznych doświadcza tylko lekkich
sensacji, choć uchodzi za bardzo seksualną. Histeryk, jeśli biegnie, nie zdaje sobie sprawy z pracy
mięśni, jeśli gra w tenisa, bez rozgrzewki zaczyna uderzać z całych sił nie obserwując piłki. Może
długo opowiadać jakieś historie nie zwracając uwagi, czy jest słuchany.
Tego rodzaju ograniczenia kontaktu ze sobą i otoczeniem składają się na poczucie
nierealności, czasem wręcz fizycznie doświadczanego, jako dręczące uczucie pustki w klatce
piersiowej lub brzuchu.
Braki te są często rekompensowane przez nadaktywność seksualną, towarzyską, zawodową
czy społeczną, przez objadanie się czy zażywanie narkotyków. Również objawy
psychosomatyczne, jak zaburzenia rytmu serca czy duszności, drętwienia kończyn, mogą stać się
„sposobem” na zapełnienie pustki i czasem trudno je odróżnić od rzeczywistych objawów choroby
układu krążenia.
Osoba histeryczna, jeśli nie spotka partnera odpornego psychicznie, kochającego,
doceniającego jej mocne strony, może zamienić życie rodzime w piekło, choć niezaprzeczalnie
wnosi wiele energii i ożywienia do swojego środowiska („nie jest nudno”).
Psychoterapia osób z histerycznym stylem życia jest zwykle żmudnym i długotrwałym
procesem. Jego istotą jest zakotwiczenie pacjenta w rzeczywistości jego uczuć i świata
zewnętrznego – w odpowiednich proporcjach i granicach; uczenie wyczuwania innych ludzi bez
zatracenia siebie i uczenie kontaktu ze sobą bez izolacji od otoczenia.
Ale problem nierealności i utraty kontaktu z rzeczywistością wydaje mi się bardziej
generalny. Wystarczy rozejrzeć się dookoła. Popatrzmy, jak automatycznie i bezosobowo
rozmawiamy z dziećmi, jak usiłujemy jednocześnie jeść, rozmawiać i oglądać telewizję, jak
bezmyślnie dotykamy naszych bliskich nie zdając sobie sprawy z tego co czują, w jakim są
nastroju, czego potrzebują i jak nas odbierają. Proponuję więc mały trening pomagający w
nawiązaniu kontaktu z sobą i innymi w codziennych, zwykłych sytuacjach.
Wyłącz telewizor, odłóż gazetę. Poproś dzieci i razem nakryjcie do stołu. Już samo to może
być bardzo miłym zajęciem. Gdy usiądziesz za stołem, zrób jeden świadomy, powolny oddech.
Wdychając powietrze myśl: „uspakajam swoje ciało”, wydychając: „rozluźniam się”. Teraz
rozejrzyj się, popatrz na siedzące przy stole osoby w trakcie kolejnego, łagodnego, wydłużonego
wdechu i wydechu przez nos. W ten sposób nawiązujesz jednocześnie kontakt z sobą i otoczeniem.
Przy trzecim świadomym oddechu spójrz na stół, poczuj zapach potraw. Nikt nie musi wiedzieć o
tych trzech intencjonalnych oddechach. A w czasie posiłku dbaj, by się nie rozgadać na tematy
utrudniające trawienie. Raczej słuchaj, smakuj i patrz.
Dodam jeszcze, że w proponowanych ćwiczeniach wdech powinien „wypełnić” brzuch, a
wydech może być nieco dłuższy niż wdech. Oddychaj delikatnie przez nos. Można to robić na
spacerze odmierzając krokami czas trwania każdego wdechu i wydechu. Ta umiejętność przyda się
w chwilach przeciążenia, wzburzenia, oderwania od rzeczywistości.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
8
Skąd się biorą psychopaci
„Gdy pojawi się przed tobą psychopata, rozpoznasz go łatwo: wzbudzi w tobie niepokój – pisze
niemiecki psychoterapeuta Martin Sims. – Zobaczysz kowboja z ważną miną, nadętą piersią i
wyciągniętym koltem. jego ciało powie ci: Masz się mnie bać, jestem silniejszy. Taki kowboj ma
nadmiernie rozbudowaną górną część ciała, nogi zaś słabsze, sztywne, zdradzające lęk ukryty pod
chęcią imponowania. jest to ciągle obecny strach przed poniżeniem i ośmieszeniem.”
Ten uproszczony opis dotyczy cielesnych aspektów tak zwanego typu psychopaty. Opisano
jeszcze inny schemat – osoby psychopatycznej uwodzącej. Jej ciało jest bardziej harmonijne, ze
szczególnie giętkimi plecami, a spojrzenie niepokojąco zapraszające. Psychopata skoncentrowany
jest na władzy i kontroli. Kto kogo kontroluje, kto ma nad kim przewagę – to główne pytania, jakie
sobie stawia. Życiowe motto takiej osoby mogłoby brzmieć: „Nie pozwolę, by inni mną
manipulowali, wykorzystywali i poniżali, JA będę manipulował ludźmi i kontrolował ich”. Osoba
psychopatyczna bezwzględnie walczy o dominację, nie zna poczucia winy, potrafi uwierzyć w
każde wymyślone przez siebie kłamstwo. Trudno jej nawiązać partnerskie kontakty, nie dopuszcza
do bliskości nikogo, chyba że ma nad nim poczucie absolutnej władzy.
Zrąb psychopatycznych cech charakteru powstaje przypuszczalnie we wczesnym
dzieciństwie, ich źródłem są z reguły nadmierna kontrola i manipulacja, ograniczenie osobistej
wolności dziecka, dziwna mieszanina pobłażliwości i pogardy ze strony albo niezrównoważonych,
albo bardzo różnych od siebie rodziców. W efekcie dziecko uczy się nienawiści, uczy się unikać
intymności, broni się przed zawładnięciem lub upokarzającymi karami albo poprzez walkę i próby
zdobycia przewagi wszelkimi sposobami, albo przez szantaż, uwodzenie, zastraszenie. W rozwoju
dziecka wielkiego znaczenia nabiera sprawność fizyczna i atrakcyjność zewnętrzna. Wielu
psychopatycznych mężczyzn było na przykład poniżanych z powodu małego wzrostu lub
ośmieszanych z powodu fizycznej niezdarności.
Jeżeli osoba z takimi urazami wychowuje się w przestępczej lub szowinistycznej
subkulturze, aprobującej przemoc i cynizm, psychopatyczne cechy osobowości zostają utrwalone.
Wzmacnia je również uczestniczenie w opartych na przemocy i zakłamaniu organizacjach.
Jednak psychopatyczna struktura charakteru nie jest zarezerwowana tylko dla
przysłowiowego żula spod budki z piwem. W tej nawet tak pobieżnie naszkicowanej fizycznej i
psychicznej charakterystyce łatwo odnajdziemy słynnych dyktatorów, postacie znane z historii czy
z aktualnego życia publicznego, liderów partii X lub Y, by nie wspomnieć o setkach szefów-
despotów i rodzinnych tyranach.
Czy możemy zatem podzielić ludzi na wilki i owce, na psychopatów i ich ofiary? Sprawa
wydaje się bardziej skomplikowana. Po pierwsze, naiwność, z jaką ludzie raz po raz poddają się
mniej lub bardziej charyzmatycznym psychopatom, nie zwalnia ich psychologicznie z
odpowiedzialności (podjął to już Erich Fromm analizując faszyzm w książce pod znamiennym
tytułem „Ucieczka od wolności”). Po drugie, łatwiej jest rozpoznać psychopatę w kimś niż w sobie.
Zajmując się od 18 lat psychoterapią wielokrotnie uczestniczyłem w tak zwanej superwizji.
Jest to sytuacja, w której psychoterapeuci poddają między innymi analizie własne stereotypy
emocjonalne utrudniające pracę z ludźmi. Otóż niejednokrotnie ja sam i wielu innych
psychoterapeutów odkrywało w sobie skłonności do składania obietnic bez pokrycia, do demagogii,
manipulowania, nadużywania psychicznej przewagi, jaką daje rola terapeuty, a także ukryte za tym
wszystkim poczucie małej wartości, lęk przed bezradnością i wykorzystaniem emocjonalnym,
nieufność. Rozpoznanie w sobie i uznanie psychopatycznych pierwiastków jest podstawą dla ich
kontroli, ta zaś – warunkiem dla działania z serca. Bez tego trudno mówić o skutecznej
psychoterapii.
Na podstawie doświadczeń wyniesionych z ośrodków pomagania w kraju i za granicą
ś
miem twierdzić, że podobne problemy mają nasi „koledzy po fachu” – nauczyciele, lekarze,
księża, reformatorzy społeczni, politycy. Czy oni mają swoje formy superwizji?
Nie dajmy się zwariować polowaniem na psychopatię w sobie i wokół nas, ale i nie
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
9
ignorujmy tego zjawiska oraz jego źródeł: braku szacunku dla naszych dzieci, innych ludzi i siebie
samych.
Mały człowiek
Podział ludzi na dobrych i złych, porządnych i nieporządnych wydaje się bardzo względny. Weźcie
do ręki książkę Andrzeja Stasiuka „Mury Hebronu”. Ten wstrząsający dokument z podziemnego
ż
ycia bliżej nie określonego, ale na pewno polskiego, współczesnego zakładu karnego daje impuls
do rozmyślań nad ludzką kondycją i naturą, do refleksji nad sobą. Czy okrucieństwo, przemoc i
perwersja to atrybuty szczególnie wypaczonych osobowości, czy część ludzkiej natury? A może
jest jeszcze inaczej?
Uważał tak Wilhelm Reich, oryginalny psychiatra i psychoterapeuta, którego poglądy z
trudem tolerowane były przez mieszczańskie i klerykalne elity Europy Zachodniej i Ameryki. Reich
twierdził, że człowiek rodzi się z natury dobry, z impulsem do rozwoju i ekspansji ku miłości. Ale
gdy naturalne odruchy dziecka – chęć poruszania się, śmiechu, radość manipulowania
przedmiotami – zostają stłumione, pojawia się obrona: z genetycznego programu wypływa odruch
walki, złości, przeciwstawienia się. Jeśli teraz prymitywni rodzice, poprzez fizyczną przemoc,
upokarzanie, wykorzystywanie usiłują zdławić te odruchy ochrony własnej wolności, dziecko
zatrzymuje swój rozwój na etapie walki.
Obronne odruchy dziecka mogą być zdławione w inny sposób: przez wmawianie mu, że jest
grzeczne, przez subtelne zawstydzanie, urabianie na obraz i podobieństwo idealnych wzorców
usankcjonowanej przez Kościoły mieszczańskiej subkultury. Traktowane w ten sposób dziecko
wytłumia nie tylko swoje impulsy „ku dobru”, ale również agresję, która miała być ochroną przed
zabraniem mu wolności. Naturalne, erotyczne odruchy zamienia w perwersję, złość – w nienawiść i
zgorzknienie, a na to wszystko nakłada pancerz i przywdziewa maskę kulturalnego człowieka.
Stłumiony „cień” ujawnia się w skrajnym stresie, ale nie tylko.
Analizując życie tzw. przeciętnego porządnego człowieka lub wręcz rzecznika wyższych
wartości etycznych czy religijnych, uważny obserwator dostrzeże w nim osobę dominującą,
apodyktyczną, poniżającą innych, czasem perwersyjną. Reich nazwał takiego „porządnego”,
zakutego w pancerz wyobrażeń na swój temat człowieka, ofiarę wychowania za cenę wolności –
„małym człowiekiem”.
Współcześni (lata 40. i 50.) bardzo go za to nie lubili. Niewielu psychiatrów odważyło się
podążyć jego drogą. Dziś ma setki zwolenników. Co ciekawsze, zwłaszcza w Niemczech i
Skandynawii.
Psychoterapeuci kontynuujący odkrycia Reicha zajmują się przede wszystkim badaniem, jak
człowiek tłumi swoje spontaniczne odruchy poprzez napinanie ciała, jak usztywnia się, aby
utrzymać wytworzony w dzieciństwie obraz JA. Metody Reichowskiej psychoterapii nastawione są
na przywracanie spontaniczności, kontaktu z naturalnymi impulsami, wśród których może pojawić
się lęk lub złość, ale też radość życia, współczucie i miłość. Książka „Przepływy życia” Davida
Boadelli jest pierwszą w Polsce prezentacją Reichowskiej psychoterapii.
Zastanawiałem się kiedyś (również publicznie) nad osobowością Grzegorza Piotrowskiego,
tego, który kierując się nienawiścią usankcjonowaną oddaniem zwierzchniej władzy, zamordował
miłującego wolność księdza. Posługując się teorią Reicha odkryłem, że oprawca nieświadomie
kochał swoją ofiarę i głęboko się z nią identyfikował. Jerzy Popiełuszko był symbolem pierwotnej
natury Piotrowskiego – miłującego wolność spontanicznego JA, które ten nieszczęsny człowiek
zabił w sobie, pewnie jeszcze jako dziecko. Musiał to zrobić jeszcze raz, zbyt się czuł z księdzem
związany. Dziś odsiaduje za murami Hebronu. Podobno z telewizorem i komputerem. Ciekaw
jestem, czy ma lustro.
Dlaczego dziś właśnie sobie to wszystko przypomniałem? Spróbujcie odgadnąć.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
10
Polski narcyzm
Mityczny Narcyz nie był w stanie kochać nikogo poza swoim lustrzanym odbiciem. Psychologowie
nazywają narcyzmem nadmierne zaangażowanie w kreację i podtrzymywanie obrazu własnej
osoby, zwykle wyidealizowanego. Mechanizm ten zabezpiecza przed doświadczeniem wewnętrznej
pustki, niepewności i małej wartości. Syndrom narcystycznego zaburzenia charakteru obejmuje
tendencję do idealizowania jednych, a dyskryminowania innych ludzi i zjawisk, poczucie bycia
kimś szczególnym, całkowity brak tolerancji na krytykę, łatwość obrażania się i oskarżania innych,
trudność w przepraszaniu i przyznawaniu się do błędów.
Osoby narcystyczne mają kłopoty z utrzymaniem swoich psychicznych granic (na przykład
lgną do tych, którym przypisują szczególną moc) i szanowaniem granic innych (inwazyjność,
arogancja lub nadopiekuńczość). Generalnie innych ludzi rozpatrują przede wszystkim w
kategoriach przydatności dla swoich celów i, choć lubią to deklarować, rzadko kierują się w życiu
współczuciem. Z robionych na świecie badań wynika, że opisane tu zaburzenia są dziś bardziej
rozpowszechnione niż typowe lękowe nerwice. W krajach anglosaskich setki tysięcy ludzi cierpi na
depresje, trudności życia intymnego i choroby psychosomatyczne, u podłoża których leży
wyczerpanie nadmiernym zaangażowaniem w ochronę narcystycznego „ja” i niemożność bycia
sobą.
Podczas gdy w społeczeństwach dobrze zorganizowanych narcystyczne zaburzenia dotykają
przede wszystkim sfer życia intymnego i zdrowia, u nas infekują społeczne i zawodowe
funkcjonowanie ludzi, życie polityczne. Jednocześnie polski narcyzm przybiera przeróżne formy,
których na próżno szukalibyśmy w amerykańskich podręcznikach psychiatrii.
Bezrobotny inteligent, który nie jest w stanie zniżyć się, aby podjąć nowy rodzaj pracy,
podlega podobnym mechanizmom co rzutki trzydziestolatek, który nie może oprzeć się pokusie
ignorowania wszelkich norm, żeby potwierdzić image przedsiębiorczości. Każdy z nich ma tylko
inny ideał ego, z którym nie jest w stanie się rozstać. Innym typowym przejawem narcystycznego
syndromu jest ustalanie sobie własnych, szczególnych praw przez wszelkiej maści grupy i mafie.
Narcystyczne poczucie misji motywuje zarówno zakochanego w swoich wizjach gospodarczych
lidera kolejnej partii, jak pasywnego urzędnika, który przetrwał na swoim stołku i blokuje co się da
„dla dobra kraju”. Obydwu cechuje zazwyczaj poczucie nieomylności i bycia niezastąpionym,
charakterystyczne dla osoby narcystycznej.
Typową konsekwencją narcyzmu jest paranoidalność. Podtrzymując idealny obraz własnej
osoby (grupy, partii, organizacji...) przypisujemy całą swą ukrytą wrogość tym, których „nie
włączamy w obszar ja”. Potem zaczynamy być podejrzliwi nawet wobec dotychczasowych
sojuszników i już oni zaczynają być NIMI. (Wbrew pozorom jednak podejrzliwym narcyzem łatwo
jest manipulować, jeśli tylko wyczuwamy, co wzmocni, a co druzgocze jego kruche ego, gdy
wiemy, jak głodny jest uwagi).
Jako społeczeństwo, w maniakalno-depresyjnej narcystycznej dynamice mamy różne cykle.
Dziś większość jest wzburzona lub obrażona, że trzeba płacić jakąś cenę za sprawne państwo,
którego na dodatek jeszcze nie ma, a przecież nam się należy. Inni popadają w apatię, głęboko
rozczarowani wobec wyraźnej perspektywy, że już nikt z zewnątrz nas nie zbawi. Z kolei większość
z tych, którzy są aktywni, oskarża się wzajemnie, inwestując energię w utrwalanie swojej pozycji i
wzmacnianie władzy, a interes całości – o którym wszyscy mówią – gdzieś się gubi.
Leczenie
narcyzmu jest trudne. Wymaga od lekarza, aby umiał przekroczyć własny
egocentryzm, a od pacjenta – uznania diagnozy (tak jak w terapii alkoholika). W trakcie
psychoterapii pacjent musi zetknąć się ze swoim lękiem przed upokorzeniem, poczuciem małej
wartości i dziecięcą wściekłością. Uznanie swojego „cienia” nie może być czczą deklaracją. To
musi boleć
. Od tego momentu można uczyć się brać odpowiedzialność za swoje zachowanie.
Współcześni psychoanalitycy twierdzą, że u podłoża narcystycznej struktury charakteru leży
uraz z dzieciństwa uniemożliwiający ukształtowanie spójnego poczucia siebie i własnej wartości.
Jego esencją jest doświadczenie nieakceptacji i upokorzeń oraz bycia kimś szczególnym dla
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
11
opiekunów. Źródłem takich doświadczeń może być psychopatyczna rodzina, w której rodzic płci tej
samej poniża, a odmiennej – uwodzi własne dziecko, ale nie tylko. Nadopiekuńcza, zaborcza,
pozbawiająca dziecko własnej tożsamości i woli „dobra” matka, zachłanna na osiągnięcia dziecka i
spełnianie przez nie jej pragnień, to także jeden z prototypów opisywanego syndromu.
Wynikłe z takiej huśtawki zaburzenia tożsamości wytwarzają podatny grunt dla
identyfikowania się z przeróżnymi stereotypami i mitami. Konstytuują one „fałszywe ja”, którego
ochrona staje się ważniejsza niż wartości, potrzeby innych lub miłość.
Co w nas utrwala te mechanizmy? Co powoduje, że Matka Polka wychowała narcystyczne
dzieci?
Nieudolni księża, którzy na przemian rzucają wiernych na kolana i wynoszą ich – jeśli będą
grzeczni – jako wybrańców Madonny? Pełna zakłamania i niedowartościowanych nauczycieli
szkoła? A może to komuna, która – jak psychopatyczna, zła macocha – uwiodła kiedyś i oszukała
naiwnych, wykastrowała większość z tych, którzy jej podlegali, a tych, co się jej sprzedali,
zdradziła i upokorzyła? Może Historia, która nie oszczędzala naszych granic, traktując nas a
przemian jako naród wyjątkowy i totalnie porzucając w obliczu zewnętrznych inwazji?
Nie wiem.
Jest dla mnie jedynie oczywiste, że każdy może zbadać swoje życie i zachowanie i jeśli to
potrzebne – próbować odbudować swoją tożsamość poprzez samoobserwację i uwagę w
codziennym życiu z innymi.
Fragmentacja
Psychologiczne nauki Wschodu często porównują zagubionego w życiu człowieka do domu bez
właściciela i bez zarządcy, w którym służący zapomnieli o swoich obowiązkach i nikt nie robi tego,
co do niego należy. Każdy, chociaż na chwilę, chce być panem. Oczywiste jest, że nad takim
domem wisi poważne niebezpieczeństwo. Jedyna szansa ratunku leży w rękach bardziej wrażliwych
służących. Mogą oni razem wybrać tymczasowego zarządcę, który pośle każdego na swoje miejsce:
woźnica wróci do stajni, kucharz do kuchni, ogrodnik do ogrodu itd. W ten sposób dom można
przygotować na przyjazd prawdziwego zarządcy, który z kolei przygotuje wszystko na przyjazd
pana – pisze Piotr Demianowicz Uspieński w swojej książce „Fragmenty nieznanego nauczania”.
W życiu dojrzałego człowieka pojawia się moment, w którym uzyskuje on panowanie nad
sprzecznymi impulsami, przyzwyczajeniami, ambicjami. Coraz więcej osób popada jednak w
przeciwny stan, zwany przez psychoterapeutów fragmentacją. Polega on na nagłej utracie kontroli
nad sobą, a utracie „poczucia siebie”. Są to momenty, w których reagujemy niewspółmiernie do
sytuacji, robimy głupstwa, wybuchamy, gubimy lub zapominamy coś ważnego. I najczęściej
ż
ałujemy swojego zachowania, ze zdziwieniem wspominając po chwili, co się stało
Utrata pracy zmusiła mojego znajomego do założenia własnej firmy usługowej.
Skrupulatnie przygotował wszystkie dokumenty i udał się do urzędu. Gdy po spędzeniu ponad
godziny w kolejce znalazł się w odpowiednim pokoju, okazało się, że należy jeszcze raz wypełnić
zgłoszenie, zmieniły się bowiem formularze. Urzędniczka była miła i uprzejma. Zaproponowała, by
usiadł obok i od razu napisał właściwe zgłoszenie. On jednak zerwał się z krzesła, rzucił na biurko
swoje podanie i wybiegł z pokoju.
Już idąc korytarzem zrozumiał, że zachował się nieracjonalnie, ale wstydził się wrócić. Był
zdziwiony swoją reakcją, przyszedł więc do mnie z prośbą o jej wyjaśnienie.
W głębszej, bardziej psychoterapeutycznej rozmowie ustaliliśmy, że urzędniczka w jakimś
stopniu przypominała mu swoim zachowaniem – a zwłaszcza sposobem patrzenia – matkę. 30-letni
mężczyzna, wskutek ogólnego napięcia, poczucia zagrożenia i małej wartości (po utracie pracy),
poczuł się jak mały chłopiec. Z równowagi nie tyle wyprowadziło go uzasadnione żądanie
urzędniczki, co fakt, iż ona jako kobieta – symboliczna matka, nie udzieliła mu natychmiastowej
aprobaty, nie przyjęła go bez zastrzeżeń. Oczywiście w tamtej chwili nie zdawał sobie z tego
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
12
sprawy.
Wielu osobom zdarzają się takie sytuacje. Trudno jest skierować każdego na psychoterapię,
dlatego ukryte mechanizmy urazów z dzieciństwa, które uruchamiają się w takich chwilach,
pozostają zazwyczaj nieznane.
Dzięki samoobserwacji można jednak łatwo ustalić, jakie sytuacje czy osoby najłatwiej
wyprowadzają nas z równowagi i próbować ich unikać lub być szczególnie uważnym.
Drugą sprawą, bardzo tu istotną, jest nauczenie się „wracania do siebie”, jeśli doświadczenie
fragmentacji nam się przydarzy. Największym błędem jest próba aktywnego działania w tym stanie.
Pewien młody człowiek usłyszał od swojej dziewczyny jakiś komentarz w chwili
poprzedzającej akt seksualny. Z tego co pamiętał, powiedziała: „ale jesteś pozer” . Jak sam to
określił, „wszystko mu odeszło w jednej chwili”. Wyszedł i postanowił zająć się swoim
motocyklem. Zaczął wyjmować świecę, ale nie puszczała. Próbował szczypcami, użył imadła i
złamał ją. Starał się więc ją wydłubać, potem rozwiercić, wreszcie przebił ściankę cylindra niszcząc
całkowicie silnik.
Po niepowodzeniu z dziewczyną ten młody człowiek znalazł się w stanie fragmentacji.
Gdyby zdał sobie z tego sprawę, udałby się do miejsca albo osoby, dających mu poczucie
bezpieczeństwa. Zamiast podejmować nawet proste działania, powinien był się zatrzymać,
odczekać, aż pokawałkowane „ja” pozbiera się. Zwykle taki powrót do siebie przychodzi sam,
możemy mu tylko pomóc odłączając się od źródła stresu i skupiając na zmysłowych doznaniach Tu
i Teraz
: po prostu widzieć, słyszeć, odczuć swój oddech i tą drogą wrócić do rzeczywistości.
Jednostkowy organizm i złożone organizacje działają w pewnym stopniu na tych samych
zasadach. Jeśli nasz kraj jest w stanie fragmentacji, jakiej dobrej rady mogliby udzielić mu
psychologowie?
Stres przewlekły
Zetknęliście się Państwo zapewne z przytaczaną często listą wydarzeń wywołujących stres. Są na
niej uwzględnione zarówno sytuacje tragiczne – śmierć bliskiej osoby, choroba, utrata pracy – jak i
pozytywne – ślub, zmiana miejsca zamieszkania, podróż. Wszelkie zmiany życiowe zmuszają nas
do zwiększonej mobilizacji energii i dostosowania się do nowych warunków. Gdy to nastąpi, stan
równowagi zostaje przywrócony i... czekamy na następny stres, a wielu z nas wręcz go szuka!
Problemy zaczynają się dopiero wtedy, gdy z jakichś powodów adaptacja do nowej sytuacji
przedłuża się ponad to, co możemy znieść. Tocząca się latami sprawa rozwodowa, trudny do
rozwiązania problem w pracy (odejdę – źle, zostanę – też źle), brak środków do życia i nadziei na
ich zdobycie, to przykłady takich sytuacji. Jeśli świadomie i nieświadomie wciąż dokonujemy
wysiłku, aby przywrócić równowagę, a ta nie nadchodzi, pojawia się wyczerpanie organizmu,
objawiające się na różne sposoby.
Oto lista typowych objawów (i konsekwencji) pozostawania w przewlekłym stresie.
●
Zmiany fizjologiczne: zaburzenia rytmu i przyspieszenie akcji serca, nadmierne pocenie się,
zaburzenia apetytu (brak lub nadmierne łaknienie), biegunki, trudności z trawieniem, suchość w
ustach, bezsenność.
●
Zmiany psychologiczne: trudności w koncentracji, zapominanie i pomyłki, tendencja do
skrajnych ocen i przesadnych wypowiedzi.
●
Zmiany emocjonalne: irytacja, depresja (niechęć do życia, apatia), wybuchy emocjonalne.
●
Problemy zdrowotne: utrata odporności, problemy wieńcowe, owrzodzenia żołądka, bóle krzyża.
Jeśli znajdujesz w sobie wiele z opisanych tu objawów, może warto potraktować je jako
ważny sygnał i zapytać: W jakiej tkwię pułapce? Co jest źródłem przewlekłego stresu w moim
ż
yciu?
Odpowiedź może być oczywista. Ale zdarza się, że ktoś „normalnie” żyjący, mający
rodzinę, pracujący, spotykający się z ludźmi, mimo wszystko znajduje w sobie objawy
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
13
przewlekłego stresu. To może świadczyć o tym, że stresowa sytuacja z przeszłości, często z
wczesnego dzieciństwa, jest w nas zakodowana i działając z ukrycia przenika w codzienne życie.
Myślę, że dopiero taki stres, którego źródła nie można zidentyfikować, stan, w którym reakcja
naszej psychiki i ciała wydaje się niewspółmiernie silna wobec obiektywnych trudności, powinien
skłonić do szukania pomocy psychoterapeuty.
Czy istnieje lekarstwo na stres? Zwłaszcza ten przewlekły? Pierwszym krokiem jest
oczywiście zdanie sobie sprawy z tego, w jakiej pułapce ugrzęźliśmy, potem – szukanie twórczego
wyjścia. Czasem źródło stresu jest ewidentne – jeśli się pali, musimy ugasić pożar lub przynajmniej
wydostać się z niego. Czasem – jak wspomniałem – ukryte. Wtedy pomocne mogą być lektury,
kontakt z psychoterapeutą. W obu przypadkach kontakt z innymi ludźmi, umiejętność szukania
pomocy jest kluczową sprawą. Nie ugasisz pożaru sam. Również w samotności trudno uwolnić się
od bólu po stracie, poczucia krzywdy czy poczucia winy.
Szczególnie doskwierający może być stres, którego źródła tkwią w naszych przeszłych
decyzjach i zachowaniach, błędach, które nieświadomie lub z braku przytomności umysłu
popełniliśmy. Zadręczanie się myślami „co by było gdyby”, rozpaczliwe pragnienie, aby cofnąć
czas, może pochłaniać większość energii, tak potrzebnej do twórczego rozwiązywania problemów
teraźniejszości i przyszłości. I tu też kontakt z ludźmi może być zbawienny.
Zetknąłem się ostatnio ze stowarzyszeniem rodziców, których dzieci są lub były
narkomanami. Ludzie ci zrozumieli, że drogą radzenia sobie z rozpaczą, bezradnością i poczuciem
winy za wychowawcze błędy i zaniedbania może być pomaganie innym rodzicom, którzy znaleźli
się w podobnie dramatycznej sytuacji. „Pomogła mi chińska bajka o wieśniaku, któremu utonął w
sadzawce syn – powiedziała jedna z matek. – Wieśniak usiadł nad brzegiem wody pogrążony w
rozpaczy i poczuciu winy, a w tym czasie utonął drugi syn. Niewiele daje zadręczanie się.
Działanie, nawet jeśli nie naprawi błędów i strat z przeszłości, pomoże powstrzymać cykl
stresotwórczych sytuacji.”
A więc kontakt z sobą – rozpoznanie bólu, rozpaczy, lęku. A potem – kontakt z innymi i
działanie. Łatwiej jest działać, gdy się w coś lub komuś wierzy. Ale nawet ci, którzy stracili wiarę,
mogą odnaleźć w sobie jej pragnienie.
Rezygnacja, walka czy troska?
- nasza reakcja na stres
Poniższy test został opracowany przez profesora H. Eysencka, znanego psychologa, którego książka
”Zmierz swoją inteligencję” zyskała ostatnio dużą popularność w Polsce.
Tym razem nie chodzi o inteligencję lecz o stereotypy emocjonalnej reakcji na stres. Od
tego, jak reagujemy w trudnych sytuacjach, zależeć może nasze zdrowie, a nawet życie.
Oto opisy różnych zachowań w sytuacjach, które można umownie określić jako stratę
(śmierć bliskiej osoby, wyjazd, rozstanie, niemożność nawiązania kontaktu z pozornie bliską osobą)
lub przeszkody (zakazy, brak umiejętności lub możliwości realizacji celów, psychiczna inwazja lub
nadmierna kontrola ze strony innych osób). Zastanów się, na ile przykłady te opisują twoje życie w
ciągu ostatnich dziesięciu lat
. Zaznacz to w odpowiednim miejscu 10-punktowej skali. 1 oznacza,
ż
e opis w ogóle cię nie dotyczy, 10 – dotyczy cię w 100 procentach. Nie chodzi tu oczywiście o
idealną zgodność realiów, podobieństwo do twojej sytuacji życiowej lecz o rodzaj twojej reakcji.
Np. niepracująca matka, od lat wychowująca dzieci odniesie te przykłady raczej do swoich
kontaktów z mężem, teściową lub przyjaciółmi (jeżeli się z nimi spotyka), a samotny, zapracowany
menadżer raczej do szefa czy współpracowników.
1. Ostatnie 10 lat było fatalne, straciłeś to, co było dla ciebie najważniejsze. Bliskie ci osoby
albo wyjeżdżały, albo z innych powodów musiałeś się z nimi rozstać. (Nie udało ci się osiągnąć
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
14
ważnych celów). Dlatego czułeś się często załamany, bliski depresji. Brak ci miłości, bliskości
drugiej osoby, czułeś się nierozumiany i niedoceniany.
W skali od 1 do 10: …......
2. To naprawdę trudno znieść: tyle lat wysiłków, żeby osiągnąć sukces zawodowy, tyle
starań, by małżeństwo było udane, by ułożyć dobre stosunki z rodzicami. już myślałeś, że wszystko
się jakoś ułoży, a tu kolejny problem. (Często masz wrażenie, że szef robi ci po prostu na złość.
Trzeba być aniołem, żeby wytrzymać z kimś takim jak twój współmałżonek).
W skali od 1 do 10: …......
3. Pomyśl o osobach, z którymi jesteś szczególnie związany, które budzą w tobie żywe
uczucia, zarówno pozytywne jak i negatywne. A teraz zastanów się, który opis najbardziej pasuje
do waszych relacji.
A. Od lat czuję się bardzo osamotniony. Chciałbym mieć koło siebie kogoś bliskiego.
(Najbliższy przyjaciel wyjechał / kochana osoba zmarła / w moim małżeństwie nie ma
prawdziwego uczucia ani zrozumienia).
W skali od 1 do 10: …......
B. Mam dość tego, że od lat wszyscy wtrącają się w moje sprawy, chcą mną kierować.
Próbowałem to zmienić, ale się nie udało. (Nie mogę przeciwstawić się rodzicom, bo jestem na ich
utrzymaniu / nie rozwiodę się, bo zniszczą mnie alimenty, pensja nie wystarczy na utrzymanie /
powiedziałbym szefowi, co naprawdę o nim myślę, ale co będzie, jak stracę pracę)
W skali od 1 do 10: …......
C. Moje małżeństwo (związek z rodzicami, kontakty z szefem) to ciągła huśtawka. Raz
ulegam, potem się buntuję, kochamy się, by wkrótce się pokłócić. Rozstajemy się i znów do siebie
wracamy. Trudno mnie doprowadzić do tego, by okresy dobrych stosunków trwały dłużej.
W skali od 1 do 10: …......
D. Chyba umiem ułożyć sobie stosunki z innymi ludźmi. Kiedy chcą mi wejść na głowę,
narzucić mi swoją wolę, potrafię się temu przeciwstawić albo po prostu ograniczam kontakty.
Umiem utrzymywać bliskie, zadowalające kontakty z ludźmi, z którymi czuję się dobrze.
W skali od 1 do 10: …......
4. Kiedy czuję się zmęczony lub napięty, umiem sobie znaleźć coś, co mnie zrelaksuje, da
mi trochę radości. (Biegam po parku / pracuję w ogródku / mamy z żoną wieczór tylko dla siebie /
zajmuję się pracą, która daje mi satysfakcję). To dla mnie prawdziwa przyjemność i odpoczynek.
[Pamiętaj – ma to opisywać ostatnie 10 lat twojego życia].
TAK NIE
Jeśli odpowiedziałeś NIE, zastanów się dlaczego:
A. Kiedyś miałem takie dające radość zajęcie, ale to się skończyło. (Przyjaciel, z którym
zawsze biegałem, przeniósł się do innego miasta / żona nie ma już dla mnie czasu, jest zbyt zajęta
swoim doktoratem / mój nowy szef uważa, że moje pomysły są do niczego)
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
15
W skali od 1 do 10: …......
B. Nie mogłam nic takiego robić, bo ciągle ktoś (lub coś) mi przeszkadza, a ja tego nie
umiem zmienić. (Rodzice nie dają mi pieniędzy na tenisa, bo ich zdaniem szkoda na to czasu / nie
mogę być z mężem sama, bo teściowa siedzi w naszym pokoju do końca programu telewizyjnego)
W skali od 1 do 10: …......
C. Nawet gdy miałem okazję do miłego wypoczynku (zajęć dających satysfakcję), to inni
psuli mi całą przyjemność. (Kiedy chciałem spędzić wieczór z przyjaciółmi, mama miała do mnie
ż
al, że skazuję ją na samotne oglądanie telewizji / moja żona miewa swoje humory. Gdy przynoszę
jej kwiaty, potrafi zrobić awanturę z powodu cieknącego kranu. Mój partner tenisowy notorycznie
nawala)
W skali od 1 do 10: …......
5. Od lat nic mi nie wychodzi. Cokolwiek zrobię – jest źle. Starałem się, ale skutek był
odwrotny od zamierzonego. (Nieudane związki z ludźmi / brak sukcesów zawodowych)
W skali od 1 do 10: …......
6. Często odczuwam lęk, w różnych sytuacjach. Bardzo mi to przeszkadza. (Czuję niepokój,
właściwie bez konkretnej przyczyny / boję się, że ktoś mi podłoży w pracy świnię / jeżeli będą
zmiany w moim zakładzie pracy, to na pewno mnie zwolnią w pierwszej kolejności / boję się, że źle
wychowam dzieci / kiedy załatwiam coś w urzędzie, ogarnia mnie jakiś dziwny lęk)
W skali od 1 do 10: …......
A teraz odkrywamy karty: Dodaj wyniki odpowiedzi na pytanie 1 i 3A. Jeśli odpowiedź na
pytanie 4 brzmi „NIE”, a powodem jest A – dodaj jeszcze 10 punktów. Dodaj wyniki odpowiedzi
na pytanie 5 i 6. Podsumuj całość.
Wysoki wynik – powyżej 40 pkt. – oznacza, że jesteś pasywny wobec stresu. Nie dajesz
sobie prawa, by stawiać innym wymagania i wyrażać wprost swoje życzenia, łatwo ulegasz
naciskom, łatwo rezygnujesz w obliczu odmowy. Poddanie bitwy nie do wygrania czy
odpuszczenie dyskusji, która do niczego nie prowadzi, jest wyrazem zdrowia i emocjonalnej
dojrzałości. Ale pod warunkiem, że jest to autentyczny, świadomy wybór. Osoba, która oszukuje
się, lub udaje przed innymi, że jest pogodzona z losem, może być w głębi swojego organizmu
ustawicznie napięta. To życie w stresie płynącym z rezygnacji może mieć poważne konsekwencje,
np. osłabienie układu immunologicznego. Szczególnie groźne dla zdrowia jest tłumienie rozpaczy,
złości i bólu po stracie ukochanej osoby, satysfakcjonującej pracy czy wręcz nadziei na zmianę w
ż
yciu. Osoba, która nie pozwala sobie przeżyć „żałoby” po stracie, tkwi w poczucie rezygnacji i
depresji. Ronald-Grossarth Maticek – pracujący w Heilderbergu jugosłowiański psycholog ogłosił
w ubiegłym roku wyniki badań, które obiegły cały świat. Wykazał on, że osoby z tendencją do
rezygnacji wobec przeszkody lub utraty, ludzie którzy spędzają życie pasywnie, „jak wycieraczki
do butów dla innych” (sformułowanie Maticka) są obarczeni wielokrotnie głębszym ryzykiem
zachorowania na raka, niż osoby aktywnie reagujące na przeciwności losu, są narażeni na raka płuc
bardziej niż nałogowi palacze!
Tak więc w trosce o własne życie, powinniśmy walczyć. Ale nie za wszelką cenę i nie a
wszystkie sposoby... Ukazuje to druga skala: dodaj wyniki odpowiedzi na pytania 2 i 3B. Jeśli
odpowiedź na pytanie 4 brzmi „NIE”, a powodem jest B – dodaj 10 punktów. Dodaj wyniki
odpowiedzi na pytania 5 i 6. Podsumuj całość.
Ta skala ukazuje natężenie twojej skłonności do walki za wszelką cenę. Być może
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
16
wyszukujesz sobie problemy, jesteś wręcz nałogowo przywiązany do swojej wizji życia jako
nieskończonej serii problemów do rozwiązania. Być może jesteś zanadto podejrzliwy wobec
innych, agresywny, przypisujesz ludziom niskie pobudki (”Wszyscy są nieuczciwi, a w najlepszym
razie – nieudolni”).
W odróżnieniu od predysponującej do raka postawy depresyjnej i rezygnacyjnej, opisywana
tu postawa paranoidalna, obciąża serce i układ krążenia. Osoby podejrzliwe, cyniczne i wrogie mają
największe szanse na zawał...
Jeśli chcesz uniknąć załamania systemu odpornościowego, powinieneś przede wszystkim
uczyć się wyrażać swoje emocje, zwłaszcza złość, ból i niepokój. Zwróć uwagę na „czarne myśli”,
przy pomocy których wprowadzasz się w stan poczucia beznadziejności. Z kolei osoby, które chcą
uchronić swoje serca, zachęcam do uczenia się serdeczności, odpuszczania niepotrzebnych bitew,
rozpoznania tych swoich myśli, które pogłębiają nastrój podejrzliwości i smętności. Z mojego
doświadczenia wynika, że osoby depresyjne pomagają sobie ucząc się głębokiego oddychania i
pozwalania sobie na wdech (wypełniając się wzmacniają(!) swoje JA), natomiast osobom
agresywnym i nadaktywnym pomaga łagodny wydech przez nos, ”wypuszczenie powietrza”,
wycofanie z nadmiernego zaangażowania swego ambitnego Ja w walkę ze światem.
Osoby rejestrujące wysokie wyniki – powyżej 40 pkt – w obu skalach (co jest niestety
możliwe) powinny zadbać i o pełny wdech i łagodny wydech. Przywrócenie rytmu życia przez
odzyskanie rytmu oddychania, wzmacnia nasze zdrowie i witalność.
Oblicz i przeanalizuj teraz swój wynik w trzeciej skali. Dodaj wyniki wszystkich części
pytania 3. Jeśli odpowiedź na pyt. 4 brzmi „NIE”, a powodem jest C, dodaj 10 punktów więcej.
Dodaj wyniki odpowiedzi na pyt. 5 i 6. Podsumuj całość.
Wysoki wynik – powyżej 45 pkt – świadczy o tym, że jesteś być może osobą
niekonwencjonalną lub zwariowaną, może czasem ciężką dla otoczenia, ale ogólnie zdrową. Nie
pozostaje ci nic innego, jak zadbać o innych...
I wreszcie czwarta możliwość. Jeśli twój całkowity wynik odpowiedzi na pytania 1,2 i 3 był
mniejszy niż 15 – zapisz sobie 10 punktów. Dodaj liczbę punktów uzyskanych w odpowiedzi 3D.
Jeśli odpowiedź na pyt. 4 brzmiała „TAK”, dodaj następne 10 punktów. Za każdy wynik powyżej 5
pkt w pytaniach 5 i 6 dolicz sobie 10 punktów. Podlicz całość.
Tak jak wysokie wyniki skali I pokazały skłonność do nowotworów, w skali II do zawału,
wysoki wynik tej skali – powyżej 45 pkt – ukazuje skłonność do zdrowia. Gratuluję! Postaraj się jej
nie stracić. Istotą takiego nastawienia do życia są: asertywność, autentyczna troska o siebie, (nie
mylić z troską o własną reputację!) oraz zdolność do zarówno relaksowania się jak i do aktywnego
działania; utrzymanie dobrych relacji z ludźmi, skłonność do pomagania innym i zdolność do
proszenia o pomoc w trudnej sytuacji. Tym wszystkim, którzy mają niższe wyniki, życzę, aby
poprzez pracę nad sobą w codziennym życiu, poprawili swój rezultat. To jest możliwe. Twoje
zdrowie, w twoich rękach.
P.S. Dziękuję doktorowi Mariuszowi Wirdze z Fundacji ”ALTERNA” za inspirację i
udostępnienie materiałów do tego ważnego artykułu.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
17
W rodzinie
Z dziećmi bez przemocy
Najczęstszymi przejawami agresji rodziców wobec dzieci okazały się ”klapsy” (82 proc.) oraz
„bicie ręką” (67 proc.). Jedna czwarta rodziców przyznała, że robi to dość często, pięć procent – że
notorycznie i to nawet wobec starszych dzieci. Repertuar kar fizycznych nie kończy się jednak a
klapsach. 39 procent rodziców przyznało, że zdarza się im stosować „solidne lanie”, a
przysłowiowy pas bywa w użyciu prawie w co drugiej rodzinie.
Skąd te liczby? To wyniki badań, jakie przeprowadziła niedawno Anna Piekarska,
psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego i University of Queensland w Australii. Badania objęły
100 rodzin z dość ekskluzywnego, położonego w centrum Warszawy osiedla. Wyniki swoich badań
autorka porównuje z analogiczną grupą niemiecką.
częste klapsy:
POLACY – 85% matek, 79% ojców
NIEMCY – 68% matek, 49% ojców
bicie pasem lub innym przedmiotem:
POLACY – 41% matek, 48% ojców
NIEMCY – 10% matek, 8% ojców
Dodam jeszcze, że niszczenie przedmiotów należących do dziecka, rzucanie w dziecko
przedmiotami, bicie na oślep, bicie pięściami, obezwładnianie czy kopniaki stwierdzono w
kilkunastu procentach rodzin. Autorka zwraca uwagę, że badano ludzi wykształconych, z tzw.
dobrej dzielnicy, w której nie ma problemu pijaństwa, prostytucji czy przestępczości.
Dzieci rzeczywiście potrzebują, abyśmy czasami byli wobec nich wymagający, a nawet
surowi. Ale nie muszą być przy tym upokarzane.
Wielkie religie świata, zwłaszcza chrześcijaństwo i buddyzm, zachęcają nas do wyrzekania
się pogardy i przemocy nawet wobec wrogów. Powołując się na przykład Chrystusa, biskupi polscy
wybaczyli – i prosili o wybaczenie – Niemcom. Cały świat patrzy z szacunkiem na dalajlamę, który
– jak kiedyś Gandhi – cierpliwie, wyrzekając się walki, zabiega o wolność dla swojego narodu.
A ja, proszę Państwa, proszę o wyrzeczenie się przemocy wobec własnych dzieci. Na
początek np. z okazji urodzin, a potem może jeden dzień w tygodniu? Ale jak to zrobić?
Agresja bywa często nawykiem, ale jej bardziej skrajne formy mają wspólne źródło:
poczucie niższości, lęk i bezradność. Dwa pierwsze zjawiska to nasz generalny problem, który
warto sobie uświadomić, przyznać się do niego. Poczucie bezradności zaś wynika często z
nieumiejętności i niewiedzy. „Rodziców się obwinia, choć nie byli szkoleni” – pisze Thomas
Gordon w rewelacyjnej książce „Wychowanie bez porażek” wydanej w 1991 roku przez PAX.
Lektura właśnie tej książki może nam pomóc, bo gdy będziemy mieli do wyboru kilka sposobów
postępowania w trudnej sytuacji, to mniejsze będzie niebezpieczeństwo bezmyślnego,
impulsywnego zachowania.
W przekroczeniu samotności rodzica wobec tzw. trudnego dziecka pomocny może być
psycholog. Poradnie zdrowia psychicznego i poradnie wychowawczo-zawodowe przeznaczone są
nie dla tych, którzy „mają coś z głową”, ale dla każdego z nas. Sam będąc doświadczonym
psychoterapeutą, korzystałem nieraz z pomocy kolegów psychologów, by rozwiązać problemy,
jakie miałem z własnymi dziećmi. Nauczyłem się wówczas między innymi tego, że tym mniej
matka ma okazji do krzyku i bicia swojego dziecka, im więcej ojciec ma dla niego czasu.
Jak spędzić czas z dziećmi? Nie musimy nawet się z nimi jakoś specjalnie bawić. One chcą
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
18
po prostu naszego towarzystwa. Chcą naszej obecności i uwagi. Kluczem jest hasło: tu i teraz.
Techniczną wskazówką dla każdego, kto chce być obecny, kto chce opanować agresywne
impulsy, żyć w pokoju i bez lęku, jest świadome oddychanie. Codzienna obserwacja oddechu – gdy
leżysz, siedzisz, spacerujesz – przyniesie rezultaty już po kilkunastu dniach. Z każdym oddechem
odzyskując siebie – masz więcej do zaoferowania swojemu dziecku.
Mały tyran
Dwuletnia Kasia odmówiła jedzenia. Nie chciała nawet jednej łyżeczki ani od mamy, ani od taty,
ani od babci. Trzeciego dnia wieczorem, gdy ojciec podawał mamie talerz z milupą ponad płotkiem
w drzwiach jej pokoju – otworzyła buzię. Rodzina odetchnęła. Kasia pozwoliła tacie nakarmić się
przez płotek, lecz następnego dnia znów nie chciała jeść. Nie pomógł płotek. Dopiero gdy wrócił z
pracy ojciec, przyjęła jedzenie od niego, w tym samym miejscu. Odtąd musiał specjalnie zwalniać
się wcześniej z pracy, aby nakarmić córeczkę. Któregoś dnia spóźnił się, wszedł do domu w
pośpiechu i nie zdjął czapki. Przy następnym posiłku Kasia znów odmówiła, ale gdy tata założył
czapkę – zjadła. Od tego dnia przyjmowała posiłki tylko przez płotek, tylko od taty, tylko wtedy,
gdy miał czapkę na głowie...
Trzyletni Jarek stosuje bardziej radykalne formy tyranii. W trakcie posiłku wchodzi na stół.
Drze się i wierzga nie bacząc na kubki i talerze, gdy matka (samotna) próbuje go ściągnąć. Posiłek
przyjmuje tylko stojąc na stole. Gdy jego warunki nie są spełnione – nie je lub pluje naokoło.
Aż ręka świerzbi... ale lanie nie pomogło. Odkąd dostał w skórę, pluje demonstracyjnie, gdy
ktokolwiek je w jego otoczeniu. Poza sytuacjami karmienia jest pogodnym i aktywnym dzieckiem.
Tylko że to on dyktuje warunki. Wchodzi na kolana komu chce i kiedy zechce, ale nie daje się
nawet pogłaskać. Najbardziej lubi jazgoczący, zdalnie sterowany samochód. Nikt inny jednak nie
może nim kierować. Gdy spróbuje – malec rzuci się na podłogę i będzie wył tak długo, aż odda mu
się sterownik.
Psychologowie stwierdzają, że liczba takich dzieci rośnie. Coraz więcej rodzin jest areną
walki o władzę z małym tyranem. Pediatrzy nie znajdują na to zjawisko skutecznej recepty, mówiąc
jedynie rodzicom, że to oni sami „rozpuścili” dzieci, albo że to „geny”.
Być może problem polega na tym, że brak nam konsekwencji w wymaganiu i serca w
kochaniu
. Przez pół roku niemowlę potrzebuje prawie nieprzerwanej bliskości matki. Jej
obecności, fizycznego kontaktu i uwagi. Potem nadal chce ją mieć obok siebie, ale staje się
mocniejsze, gdy zostaje co jakiś czas samo i znajduje pocieszenie w pieluszce czy misiaczku. A
potem przychodzi dramatyczny drugi rok życia, kiedy zafascynowane światem poznaje jego
walory, ale... i ograniczenia.
Z moich obserwacji wynika, że małymi tyranami zostają albo dzieci przedwcześnie
opuszczone przez zapracowane lub nie mające dość serca matki, albo poddane drugiej skrajności –
nadopiekuńczo chronione i kontrolowane, będące oczkiem w głowie całego otoczenia, ale niezbyt
wolne... jakże trudno jest równocześnie kochać i wymagać...
Zważywszy, że w pierwszych latach kształtują się zręby charakteru na całą resztę życia,
powinniśmy trochę więcej wiedzieć o prawidłowościach tego okresu. jeśli nie nadrobimy tych
braków, nasze dzieci będą jeszcze bardziej kapryśne niż współcześni politycy...
Miłość i wymagania są nierozłączną parą. Każde z nich w izolacji od drugiego może być
groźne. Wymagania bez miłości zamieniają się w bezduszną musztrę. Miłość bez wymagań – w
pobłażliwość i dezorganizację.
W swojej książce o znamiennym tytule „Toksyczni rodzice”, Susan Forward wskazuje, że
szczególnie niebezpieczni są dla dziecka rodzice, którzy „zawsze wiedzą lepiej” i od których nie
wiadomo, czego się spodziewać: dziś uchylają zakaz, który wczoraj wprowadzili, karzą za to, za co
nagradzali.
Inne zagrożenie płynie ze strony rodziców „nieadekwatnych”, czyli matek płaczących przy
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
19
dzieciach i poszukujących ich opieki, ojców tłukących impulsywnie na oślep, a za chwilę tulących i
przepraszających...
Spróbujmy wytworzyć spójny system praw, powinności i ograniczeń dziecka. Niech
uwzględnia on – rosnący z wiekiem – zakres jego wolności i odpowiedzialności. Zakazując lub
karząc, dajmy odczuć swoją siłę, ale dbajmy przede wszystkim o to, by nasz mały partner nie czuł
się poniżony i upokorzony. Wystarczy, że i tak musi z nami przegrywać niektóre bitwy.
Miara szczęśliwego dzieciństwa
Co to znaczy dobrze wychować dziecko? W potocznym rozumieniu dobre wychowanie to kultura i
kindersztuba, umiejętność społecznego współżycia i szacunek dla innych. Dobrze wychować to
również zadbać o rozwój intelektualny dziecka i harmonijny rozwój fizyczny. Ale nie tylko. Istnieje
sfera oddziaływania emocjonalnego, wymykająca się spod obserwacji, o której wiemy zbyt mało.
Chodzi tu mianowicie o to, czy i jak jesteśmy z dziećmi, co przekazujemy im w sensie
emocjonalnym, wręcz energetycznym, w najwcześniejszej fazie, ale a całą resztę życia. Warunkiem
harmonijnego rozwoju osobowości człowieka jest respektowanie jego praw. Te, które tu
przedstawię, obejmują okres od chwili poczęcia do czwartego roku życia, okres bardzo istotny,
wręcz decydujący o tym, z jakim bagażem człowiek wkracza w swoją dorosłość.
Pierwsze to prawo do istnienia. Istotą tego prawa jest doświadczenie akceptacji istnienia.
Ma to swój wymiar energetyczny i fizyczny. W życiu płodowym doświadczanie akceptacji oznacza
niezakłócony komfort łożyskowy płodu. Stałe psychiczne napięcie matki wynikające z lęków przed
ciążą, przed macierzyństwem, wewnętrznej nieakceptacji faktu posiadania dziecka przyczynić się
mogą do znacznego zmniejszenia owego komfortu łożyskowego. Prawo do istnienia obejmuje
również prawo do narodzin bez gwałtu. Nie będziemy się tym tu zajmować – bo na szczęście –
coraz więcej się o tym pisze i mówi.
Prawo do istnienia ważne jest także w okresie pierwszych miesięcy życia dziecka i
doświadczane jest na poziomie komórkowym energetycznie, fizycznie i duchowo równocześnie. Z
obserwacji klinicznych wynika, że rozerwanie podstawowej, symbiotycznej więzi matki z
niemowlęciem w tym czasie jest dla rozwoju osobowości człowieka brzemienne skutki. Dla
niemowlęcia matka jest całym światem, jest jego zastępczym „Ja”. Jeżeli nie ma jej przy sobie, jego
istnienie jest w znaczny sposób podważone.
W jakich przypadkach dojść może do zakłócenia jedności matki i dziecka? Może to być np.
hospitalizacja trwająca dłużej niż kilka dni. Trudno ściśle określić bezwzględną granicę czasu, bo to
trochę sprawa indywidualna. Wiadomo jednak, że im krótszy jest okres separacji, tym łagodniejsze
jej skutki. Może się również zdarzyć, że z jakichś względów matka nagle pozostawia niemowlę pod
opieką np. dziadków i wyjeżdża do innego miasta. Więź zostaje więc gwałtownie przerwana, a
doświadczanie akceptacji poważnie zakłócone.
Bywają również przypadki – i to nie odosobnione – w których nie następuje fizyczne
oddalenie matki od dziecka, a mimo to dochodzi do zakłócenia jego prawa do istnienia. Dzieje się
tak w warunkach, w których matka jest obojętna psychicznie (zazwyczaj wówczas, gdy głęboko
lęka się macierzyństwa, gdy przeżywa depresję poporodową) lub jest do niego nastawiona wrogo.
We wszystkich przypadkach z jej serca nie płynie energia zasilająca dziecko emocjonalnie. Poprzez
jakość dotyku jej rąk – zbyt chłodnych, zbyt mechanicznie działających, poprzez jakość spojrzenia i
tembr głosu, poprzez natarczywe działania powstrzymujące i wyciszające naturalne reakcje dziecka
(krzyk, płacz, śmiech, ruch) doświadcza ono braku akceptacji swego istnienia.
Stopień zaspokojenia potrzeb wynikających z prawa do istnienia pozostawia ślad nie tylko
na psychice człowieka, ale również w formie bardziej zewnętrznej – odciska jakby piętno w jego
ciele. I tak np. skóra kochana w niemowlęctwie, „doinwestowana” poprzez bezpośredni kontakt z
matką, jest gładsza, bardziej barwna i w dorosłym życiu również jakby zapraszająca do dotyku.
Dziecko, przynajmniej do szóstego miesiąca życia, powinno nieustannie czuć aprobującą obecność
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
20
matki, jej oddech, dotyk, spojrzenia i głos. Jeśli np. matka karmi je butelką, powinna to czasem
robić rozebrana, aby dziecko mogło czuć bliskość jej ciała. Warto również – o ile to tylko możliwe
– tak zorganizować życie rodzinne i domowe, aby matka mogła przez jakiś czas sypiać blisko
dziecka. Ważne jest, na ile mama „przejmuje” lęk i ból dziecka, gdy ono cierpi, nie zarażając go
własnym niepokojem.
Okres prenatalny i pierwsze miesiące życia mają dla przyszłości człowieka ogromne
znaczenie. Dla uważnej matki nastawionej na wyczuwanie i obserwację siebie i dziecka, cieszącej
się nim, nagrodą będzie jego psychiczna integracja i radość życia.
Tak się składa, że zanim dziecko zacznie samo jeść, jest zdane na matkę i najbliższe
otoczenie również w sferze „dokarmiania emocjonalnego”. Czy, w jakim stopniu i jak matka
„dożywia” dziecko, to obok obecności i aprobaty istnienia kluczowa sprawa w niemowlęctwie. Jeśli
matka jest w zbyt dużym stresie, jeśli na sygnały głodu i potrzeby kontaktu (w postaci płaczu,
wyciągania rączek itp.) reaguje z rozdrażnieniem, agresją, w dziecku może pozostać na resztę życia
ś
lad „niedokarmienia”, czyniąc z niego trudną do nasycenia osobę.
Gdy matka – z własnego lęku do wewnętrznej pustki – działa z przesadną opiekuńczością,
dziecko zacznie się czuć „pożerane”, „wysysane”, może stać się agresywne lub zgorzkniałe i
zamknąć się na przyjmowanie ciepła i miłości. Z kolei jeśli matka jest zbyt niedostępna lub nieczuła
na potrzeby dziecka, pozostaje ono w stanie „emocjonalnego zagłodzenia”, często manifestującym
się fizycznie w postaci zapadniętej klatki piersiowej.
Z tego, co zostało powiedziane, nie wynika, że trzeba natychmiast zaspokajać wszystkie
zachcianki dziecka. Dla jego zdrowego rozwoju jest jednak niezbędna obecność matki, która przede
wszystkim wczuwa się w jego potrzeby.
W wieku około półtora roku życia, czasem nawet wcześniej, dziecko wchodzi w krytyczny
dla siebie i szczególnie trudny dla opiekunów okres. Otóż jest ono nadal zależne, głodne miłości,
czułości, bliskości z najbliższą opiekunką, z drugiej zaś strony dobrze są już rozwinięte tak zwane
odruchy „separacyjne”. Dziecko zaczyna manifestować swoje prawo do autonomii. Zafascynowane
wszystkim, co je otacza oraz własnymi możliwościami poruszania się i manipulowania
przedmiotami, może oddalać się coraz bardziej od mamy wracając tylko co jakiś czas, by się
„doładować”. Jeśli nie ma do kogo wracać lub matka jest psychicznie niedostępna, dziecko
doświadczy frustracji i lęku i „poradzi” sobie z tym, stając się przedwcześnie samodzielne, a nawet
„opiekuńcze” (ku uciesze otoczenia, które nie czuje, że czyni to za cenę własnej autonomii).
Innym zagrożeniem jest mama nadopiekuńcza, która ogranicza odruchy separacyjne
dziecka, manipulując jego uczuciami (Jasio nie chce teraz wspinać się po meblach, grzebać przy
kontakcie, czy rozrzucać gazety, Jasio jest kochany, przytuli się do swojej mamy, zje ciasteczko
albo dostanie smoczka...). Często nie zdajemy sobie sprawy jak – na dłuższą metę ograniczamy
autonomię dziecka i uwodzimy je tak, aby zaspokajało raczej nasze niż swoje potrzeby.
Respektowanie prawa do autonomii emocjonalnej polega na tym, że matka nie „wciska”
dziecku jej własnych odczuć i nie dokonuje natrętnej penetracji jego umysłu, aby poznać wszystkie
jego myśli i uczucia.
Jest wielką sztuką dostrzegać autonomię niespełna dwulatka, a jednocześnie pomagać mu
przejść pewne nieuchronne frustrację, w swoim „poczuciu wszechmocy” jest on bowiem gotów
wszędzie wejść, wszystkiego żądać nie respektując autonomii innych.
Tak więc jeśli matka nie wyczuwa rytmu zbliżania się i oddalania dziecka, rytmu
zaspokajania i frustrowania jego potrzeb, jeśli dziecko jest traktowane zbyt pobłażliwe lub
odwrotnie – totalnie przegrywa w nierównej walce, kwestie prawa do własnej autonomii oraz
szanowania autonomii innych ludzi mogą stać się w przyszłości centralnym źródłem problemów we
współżyciu z ludźmi, trudności w związkach, skłonności do manipulowania innymi bądź władczego
kontrolowania.
Z punktu widzenia rozwoju osobowości bardzo ważne jest, aby między drugim i trzecim
rokiem życia dziecko wykształciło w sobie spójny obraz własnej osoby. Dzięki pozytywnym
domowym doświadczeniom w kontaktach z matką odkryje ono, iż ta sama osoba może być źródłem
granic, dyscypliny, wymagań, ale jednocześnie miłości, poparcia, nagradzania.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
21
Trzyletnie dziecko, którego trzy pierwsze prawa rozwojowe były respektowane, jest w
stanie mieć pełne poczucie własnej tożsamości, wewnętrznej stabilizacji, oparcia w sobie,
odrębności. Jest to moment, kiedy może iść do przedszkola, o ile uhonorowane zostanie prawo do
wolności dążeń.
Jego okres krytyczny przypada na wiek od półtora roku do lat czterech. jest ściśle związany
z nauką odróżniania emocji od zachowań. Mówimy dziecku: masz prawo do wszelkich uczuć i
pragnień, natomiast istnieją pewne ograniczenia i twoich zachowań. Staramy się nie wymierzać
kary i za zachowanie, i za uczucia. Dziecko, które w furii rozrzuca klocki, powinno dostać karę nie
za odczuwanie złości, a za zrobienie nieporządku. Trzeba mu to wyraźnie powiedzieć,
wytłumaczyć.
Uznanie prawa dziecka do protestu, respektowanie jego „nie”, które przez pewien czas staje
się najważniejszym słowem – to przyznanie mu prawa do wolności dążeń.
Ważne jest, aby nie zmuszać dziecka do zrobienia czegoś, przeciwko czemu protestuje, przy
okazji łamiąc jego godność, upokarzając je, stawiając sprawy na ostrzu noża, pacyfikując
negatywizm. Wszystkie te działania wywołują agresję dziecka. Ta z kolei, tłumiona przez
kontragresję (np. lanie) lub wzbudzanie poczucia winy (np. jak mogłeś zrobić mamusi taką
przykrość, mamusię przez to rozbolała głowa), wywoła nie lada zamęt w psychice dziecka.
Agresja. dziecka, która nie ma możliwości wyrażenia się wprost, zamienia się w tzw.
pasywną agresję (nie mogę mamie okazać złości, więc spadnę z drzewa, aby miała kłopot, zrobię
coś, do czego mama mnie zmusza, ale tak, aby to zepsuć). Warto pamiętać, iż dziecko łamane i
upokarzane przez matkę, uczy się upokarzać i może robić to niesłychanie zręcznie i skutecznie.
Osoba, u której dominują urazy związane z tymi doświadczeniami, może stać się pozornie
łagodnym, poświęcającym się człowiekiem, w głębi duszy pogardzającym innymi.
I wreszcie prawo do miłości i seksualności. Dotyczy ono dziecka w wieku trzech, czterech
lat. Jest to moment, kiedy pojawia się seksualność i zainteresowanie seksualne rodzicem płci
przeciwnej.
Rodzice mogą nieświadomie przekazać dziecku dwa rodzaje skrajnych informacji. Albo że
miłość, bliskość opiera się na seksualności i erotyczności, albo też że miłość i bliskość to coś
czystego, pięknego, w czym nie ma w ogóle miejsca na erotyzm, cielesność, fascynacje płcią.
Respektowanie prawa do miłości i seksualności to przekazanie dziecku innej niż opisane
informacji, to utwierdzenie go w przekonaniu, że jest akceptowane zarówno w swej miłości,
czystości uczuć, jak i w swojej seksualności – odrębności płci. Miłość do dziecka musi być
wyrażana nie tylko fizycznie poprzez dotyk, przytulanie, pieszczoty, siłowanie się w zabawie – ale
również w słowach. O miłości trzeba mówić, dziecko musi słyszeć, że jest kochane.
Swój obraz świata kształtuje obserwując relacje i zachowania rodziców. Czy traktują oni
nagość jako tabu, czy też przejawiają nadmiar ekscytacji w tym względzie? Tak skrajne postawy
rodziców prowadzą do nierespektowania prawa dziecka do miłości i seksualności, a powstałe w ten
sposób zakłócenia mogą być przyczyną niepowodzeń w dorosłym życiu, trudności w nawiązywaniu
trwałych związków emocjonalnych, licznych rozczarowań. Dotyczy to zarówno tych, których
pruderyjni rodzice „wyposażyli” w tzw. sztywną strukturę charakteru, ze skłonnością do idealizacji
uczucia miłości, jak i tych, których nauczono w dzieciństwie, że seksualność i miłość to tylko
zmysły i ciało.
Cechy charakterologiczne składające się na osobowość człowieka kształtują się od chwili
jego poczęcia poprzez kolejne lata dzieciństwa. W zależności od nabytych w tym okresie
doświadczeń, człowiek żyje mniej lub bardziej szczęśliwie.
Ze wskazówek, o których była mowa, nie należy wyciągać wniosków, iż dziecko musi mieć
idealnych rodziców. Nie wpadajmy w panikę w obawie przed swą niedoskonałością. Warto również
wiedzieć, że tolerancja organizmu ludzkiego (nawet tego najmłodszego) na różnego rodzaju
frustracje i zaburzenia jest w gruncie rzeczy bardzo wielka.
Chodzi natomiast o to, aby znajomość oraz świadomość emocjonalnych potrzeb dziecka i
sposobów ich zaspokajania towarzyszyła i pomagała rodzicom w wychowywaniu, by byli oni
wystarczająco dobrzy
.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
22
Tchnienie życia
„Nasza dwuletnia córeczka jest dobrym, miłym i łagodnym dzieckiem, ale potrafi być niegrzeczna i
nieposłuszna. Gdy karcimy ją, przestaje oddychać. Boimy się, że pewnego razu może stracić
przytomność...” napisali troskliwi rodzice do jednego z miesięczników. W odpowiedzi redakcyjny
psycholog łagodnie perswaduje, aby opiekunowie, w miarę możliwości, unikali sytuacji
konfliktowych, w których karcenie może być niezbędne. Ja zaś, jako psychoterapeuta studiujący od
wielu lat język ciała i jako ojciec trojga dzieci, wstrzymuję oddech, ilekroć myślę o tym liście. Jak
bezbrzeżne i głębokie jest morze ludzkiej ignorancji!
Całkowite powstrzymanie oddechu przez dwuletnie dziecko mówi mi, że na poziomie
biologicznym to niewinne, zagubione zwierzątko (choć być może mały terrorysta dla nieporadnych
opiekunów) jest w stanie skrajnego lęku i zagubienia. Zdrowszą reakcją na karę byłby krzyk, płacz,
próba ucieczki, tupanie. Oddech byłby wtedy przyspieszony i chaotyczny, ale biologiczny proces
łączności z życiem – zachowany.
Rozejrzyjmy się, jak wiele dzieci (a potem dorosłych) ma stale uniesione ramiona. Osoby
takie co jakiś czas wybuchają złością lub zapadają w depresję, na co dzień funkcjonując pasywnie,
z małą ilością radości życia, spontaniczności, gracji. Unoszenie ramion służy powstrzymaniu
oddechu, stłumieniu impulsu do odpychania lub sięgania po coś rękami, powstrzymywaniu złości i
bezradności. Są to schematy wytworzone we wczesnym dzieciństwie. I stwierdzam je nie u tych 50-
latków, którzy jako malutkie dzieci przetrwali jakimś cudem piekło okupacji, ale u osób
wychowanych wprawdzie w dobrych warunkach, ale nadmiernie krytykowanych, karanych
fizycznie, szantażowanych, izolowanych, zakrzyczanych i w inny jeszcze sposób poddanych
przemocy przez nie umiejących kochać (i oddychać) rodziców.
Nie przypadkiem piszę tyle o oddychaniu, bowiem ten biologiczny proces spektakularnie
odbija stan ducha i poziom emocjonalnego stresu. Mimo wielu badań, mało o tym wiedzą nawet
psychologowie i lekarze.
„Prawo do bycia sobą realizuje się od naszego pierwszego oddechu – pisze Alexander
Lowen w najnowszej swojej książce („Duchowość ciała”). – Gdybyśmy wszyscy oddychali równie
naturalnie jak zwierzęta, poziom naszej energii byłby wysoki i rzadko cierpielibyśmy na chroniczne
zmęczenie i depresję.” Dlaczego nasza wiedza o roli oddychania jest znikoma? Czuję w tym piętno
oderwanej od natury, zachodniej cywilizacji, zbyt jednostronnie skupionej na umyśle, zmysłach i
sprawach społecznych.
Przejrzałem kilkanaście dostępnych na naszym rynku książek o seksie szukając w nich
informacji o związku oddychania z życiem intymnym, który dla mnie – psychoterapeuty – jest
kluczowy w rozumieniu i leczeniu większości zaburzeń seksualnych. Znalazłem je tylko w dwóch:
„Tao miłości i seksu” Changa i „Tantra, sztuka świadomego kochania” Muirów. Są to podręczniki
bazujące na ezoterycznej psychologii Wschodu.
Czy zatem ludzie Zachodu przestali oddychać, nawet gdy się kochają? Pełni lęku
wstrzymaliśmy oddech, wyczekując katastrofy, którą przeczuwamy?
Aleksander Lowen należy do nielicznych psychiatrów, którzy obudzili się z tego
zamrożenia. „Swobodne oddychanie jest darem Boga, który tchnął życie w nasze ciała. Jest to
tragiczne, że tak niewielu ludzi oddycha swobodnie” – pisze we wspomnianej książce. Proponuje w
niej także ćwiczenia. Oto jedno z nich:
W pozycji siedzącej, najlepiej na twardym krześle, próbuj (przy kolejnych wydechach)
wydobyć ciągły dźwięk „aaa”, patrząc na sekundnik swojego zegarka. Jeśli nie jesteś w stanie
utrzymać dźwięku przez co najmniej 20 sekund, znaczy to, że masz jakieś trudności z oddychaniem
(a więc i trudności emocjonalne). Aby poprawić swój oddech, powtarzaj to ćwiczenie regularnie,
starając się wydłużyć czas trwania dźwięku. Być może zareagujesz zadyszką – organizm będzie
próbował uzupełnić poziom tlenu we krwi. Takie intensywne oddychanie uruchomi napięte mięśnie
klatki piersiowej, pozwalając im się rozluźnić. Osoby wrażliwe, wykonując to ćwiczenie, mogą
wyzwolić tkwiący gdzieś w głębi płacz. Płacz nie jest sam w sobie niczym złym, zwykle potem
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
23
przychodzi ulga, oddech staje się lekki, miarowy, spokojny...
Sztuka świadomego kochania
„Wyprawiono im huczne wesele i żyli odtąd szczęśliwie do końca swych dni” – czytamy w
bajkach. A w życiu? Statystyki wskazują, że ponad połowa małżeństw rozpada się, a wiele par nie
rozchodzi się bynajmniej nie z powodu kwitnącego szczęścia, lecz z obawy przed samotnością, dla
uniknięcia niewygód związanych z podziałem mienia, ze wstydu przed znajomymi i rodziną, „ze
względu na dzieci” i z wielu innych, dalekich od miłości powodów.
Zbyt wielu z nas uwierzyło w bajki i zakłada, że miłość, gdy raz przyszła, trwać będzie
wiecznie niezależnie od tego co robimy, a ślubna przysięga zagwarantuje trwałość związku.
Tymczasem związek partnerski wymaga stałego zasilania energią seksualną i ciągłej pielęgnacji
kontaktu. A ilu z nas tak naprawdę wie, jak dbać o swoje małżeństwo? Myślę, że odwołanie się do
sposobów wypracowanych w innej kulturze może być tu inspirujące. Od ponad pięciu tysięcy lat
istnieje w jodze nurt zwany Tantrą, w której środkiem do jedności i duchowego zespolenia ze
ś
wiatem jest doskonalenie zespolenia w akcie miłosnym.
Amerykańscy psychoterapeuci Charles i Caroline Muir, po wieloletnich studiach w Indiach,
stworzyli system dostosowany do naszej kultury, przeznaczony dla par, które chcą pielęgnować
uczucie miłości. Na kursach i w książkach państwa Muir wiele uwagi poświęca się technikom
seksualnego współżycia, dzięki którym zwiększa się intensywność, czas trwania i zakres doznań
miłosnych, w miarę jak para poznaje się i dojrzewa. Jednak nie ten aspekt wydaje mi się jedynym
wkładem ezoterycznej Tantry w naszą codzienność. Pary zwykle zaczynają szukać pomocy, gdy
powstają konflikty i napięcia. Wówczas trudno mówić o pielęgnacji uczucia, najpierw trzeba
przywrócić zerwany kontakt. Służy temu trzystopniowa metoda odbudowania harmonii związku.
Na początek jeden z partnerów musi zdobyć się na wysiłek i zrobić coś, co zwykle jest
trudne z uwagi na ambicje, zacietrzewienie, poczucie krzywdy. Powinien nie dopuścić do kolejnej
kłótni, przeprosić i powiedzieć coś w tym rodzaju: „Nie możemy się jakoś dogadać, nie sądzę, aby
dalsza kłótnia mogła coś wnieść w tej chwili. Spróbujmy ją skończyć później, gdy nie będziemy tak
rozstrojeni...”
Krok drugi polega na odbyciu (właśnie w trudnym momencie!) tak zwanej medytacji
zasilającej, wcześniej wypraktykowanej w dobrych chwilach lub w trakcie małżeńskiej terapii.
Polega ona na tym, że partnerzy kładą się na boku, jedno drugie „otula” i próbują w milczeniu
zsynchronizować swoje oddechy. Wiele par naturalnie tak się układa przed zaśnięciem... Dopiero
potem możliwy jest trzeci krok, polegający na rozmowie przy pomocy komunikacji nieoskarżającej.
Ta rozmowa jest nieco zrytualizowana, polega na wyrażaniu uczuć bez oskarżeń i ocen. Partnerzy
wyrażają żal, każdy za swój udział w nieporozumieniu, potwierdzają swoją miłość oraz chęć
odbudowania harmonii. Następnie każdy z partnerów przebacza drugiemu jego udział w wywołaniu
niezgody.
I jeszcze jedna ważna rzecz. Tantrycy często składają sobie podarunki, które są
namacalnym, materialnym dowodem miłości. Idealnym podarunkiem są kwiaty – symbol życia i
piękna. Podarek czasem może być bardzo cenny, a może nim być życzliwe zdanie: „cudownie w
tym wyglądasz”, „świetnie to zrobiłaś”. Najważniejsze, by sprawiał obdarowanemu radość.
Największym prezentem miłosnym są zaś, według Tantry, szacunek i uwaga dla kochanej osoby.
Idę o zakład, że siedem osób ma dziesięć uzna to wszystko za nienaturalne, pretensjonalne,
nierealne. Ale jednocześnie siedem par na dziesięć ma mniej lub bardziej nieudane pożycie.
Może są jakieś inne, bliższe naszej tradycji sposoby okazywania szacunku, rozładowania
napięć, podtrzymywania miłości. Nie musimy chwytać się koniecznie ezoterycznych rozwiązań.
Warto jednak pamiętać, że – jak piszą Charles i Caroline Muir – „związek dwojga osób jest jak
ogród. Jeśli nie będzie pielęgnowany i podlewany, strzyżony i nawożony, ucierpią jego plony. Nie
doglądany – podupada.”
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
24
Noworoczne postanowienia
Kilka lat temu zwrócił się do mnie o pomoc 30-letni mężczyzna skarżąc się na problemy w
małżeństwie: ciągłe sprzeczki z żoną, zanik intymnych kontaktów. W rozmowie wyznał
mimochodem, że odkąd wyprowadził się sześć lat temu z domu, co niedziela składa wizytę mamie.
Każde takie spotkanie ma podobny scenariusz. Jedzą razem obiad, mama wypytuje go o
szczegóły życia zawodowego i rodzinnego. Pod koniec drugiego dania, kiedy pada kolejna jej
uwaga czy ocena, jest już zdenerwowany. Dochodzi do kłótni, w której jest wobec mamy
agresywny i niesprawiedliwy. Przy deserze on milczy, a matka cicho płacze. Po obiedzie oglądają
razem w milczeniu telewizję. Gdy wychodzi, matka sięga do lodówki po uprzednio przygotowaną
torbę produktów spożywczych i „półfabrykatów” obiadowych. Biorąc torbę bez słowa (jako coś
oczywistego), całuje mamę i wychodzi.
Ów mężczyzna był nieco zdziwiony, gdy zamiast analizować jego kontakty z żoną,
skoncentrowałem się na obiedzie u mamy. Zaproponowałem mu, aby na pierwszą niedzielę w
nowym roku młodzi małżonkowie zaprosili mamę na obiad do siebie. Przebieg tej wizyty został
precyzyjnie zaplanowany, a wiele jej elementów ćwiczyliśmy wielokrotnie odgrywając scenki w
moim gabinecie.
Mama była zaskoczona samym zaproszeniem, ale po upewnieniu się, że „nikogo więcej u
nich nie będzie”, przyszła. W czasie posiłku małżonkowie na przemian inicjowali rozmowę kierując
ją na JEJ sprawy – zdrowia, nie kończącego się remontu domu, pracy itp. Gdy mama próbowała
wypytywać o ich sprawy, nie zagłębiali się w szczegóły i szybko zmieniali temat („cieszę się
mamo, że troszczysz się, jak Ela się odżywia, ale wracając do twojego remontu, to chciałem
powiedzieć, że...”).
Na deser synowa podała ulubione ciasto mamy. Połowa ciasta czekała zapakowana dla
mamy do domu. Może atmosfera spotkania była trochę nienaturalna, ale nie doszło do krzyków i
łez. Podczas pożegnania mama popatrzyła na syna znacząco: – To w przyszłą niedzielę o
pierwszej...
– Dziękuję Ci bardzo – odpowiedział obejmując żonę – jedziemy na przyszły weekend do
przyjaciół. Ale za dwa tygodnie jesteś mile widziana u nas. Tym razem Ela zrobi szarlotkę. Zresztą
uzgodnimy to w tygodniu, wpadnę do ciebie, bo chcę w końcu opróżnić te szuflady, gdzie ciągle
jeszcze zalegają moje notatki ze studiów...
Oczywiście problem z mamą nie został natychmiast rozwiązany. Następnego dnia
zadzwoniła, żeby syn natychmiast przyjechał, bo zachorowała na żołądek (coś jej zaszkodziło!).
Ale on już wiedział.
Ale co to ma wspólnego z noworocznymi postanowieniami? Są sprawy, które trzeba
zakończyć, aby móc zacząć inne. (Dojrzewający mężczyzna musi pożegnać się z rolą synka swojej
mamy. Rozwiedzeni małżonkowie – zamieszkać oddzielnie, rozdzielić rzeczy i majątek, czego
często unikają „dla dobra dzieci” lub „z powodów ekonomicznych”. Można się wykończyć siedząc
10 lat nad rozgrzebanym doktoratem, właśnie zakomunikowałem mojemu promotorowi, że
zdecydowanie rezygnuję).
To bywa trudne. jesteśmy często jak zagubione dwuletnie dziecko, które nie słucha się, chce
robić swoje, ale płacze, gdy mama wychodzi z pokoju. Znam ludzi, którzy są specjalistami w
kolekcjonowaniu nie dokończonych spraw.
Zakończenie roku sprzyjać może osobistym remanentom. Zrób listę swoich nie
dokończonych spraw. Ustal nieprzekraczalne, realistyczne terminy załatwienia ich w przyszłym
roku. Kiedyś trzeba powiedzieć nie. Kiedyś trzeba powiedzieć prawdę. Kiedyś trzeba odpuścić
bitwę, która jest nie do wygrania. Przychodzi pora wybaczenia noszonej w sercu urazy. Trzeba
kiedyś w końcu spłacić lub wyegzekwować długi.
Pozostaje jeszcze jedna sprawa. Jak trafnie rozpoznać swoje niedokończone sprawy?
Usiądź na krześle, nie opieraj się. Próbuj liczyć kolejne wydechy seriami, od pierwszego do
piątego. Po kilku minutach zorientujesz się, że łatwo jest się zgubić. Umysł odpływa w różne myśli,
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
25
obrazy, wyobrażenia i wspomnienia. To jest naturalne. W chwilach uświadomienia sobie utraty
kontaktu z oddychaniem wystarczy powrócić do liczenia. A to, co przepływa przez umysł, warte
jest obserwacji. Właśnie gdy się zatrzymamy w takiej medytacji, z nieświadomości wypływają nie
załatwione sprawy! Po prostu obserwuj swój umysł, a dowiesz się, co trzeba rozwiązać!
Dobre rozstania
Większość wydawanych przeze mnie książek poświęcona jest temu jak rozwiązywać problemy
małżeńskie i jak przetrwać w rodzinie. W tym miejscu chciałbym się zająć rzadziej poruszanym
tematem: Jak się rozstać i jak żyć dobrze samemu. Wiem, że i na tę wiedzę jest wielkie
zapotrzebowanie. Wkrótce wyjdzie książka na ten temat „Dobre życie w pojedynkę”, S. Johnsona.
W większości przypadków rozstanie szykuje się przez dłuższy czas. Na ogół rozwód
poprzedzony jest latami cierpień i wahań. Niektóre pary próbują naprawić i uratować związek ale są
i takie, które pogrążają się coraz głębiej żywiąc nieracjonalną nadzieję, że coś ich wybawi.
Ostateczną decyzję o rozstaniu ludzie podejmują zazwyczaj z trzech powodów. Po pierwsze,
gdy stracą wszelką nadzieję, że związek da się kiedykolwiek naprawić. Bywa to bardzo bolesna
decyzja, bo często ciągle kochamy osobę, z którą nie jesteśmy w stanie żyć. Dzieje się tak a
przykład w przypadku żon alkoholików, zatwardziałych w swoim nałogu.
Drugim powodem jest wyjałowienie związku, wygaśnięcie współżycia, którego nie dało się
w żaden sposób wskrzesić. Zdarza się czasem, że partner, znużony jałowym związkiem, nie dawał
znać, że cierpi, i decyzja o rozstaniu jest szokiem dla drugiej strony, źródłem poczucia krzywdy lub
wściekłości.
Bywa wreszcie, że partnerzy wspólnie dochodzą do wniosku, że coraz mniej ich łączy, a
coraz więcej dzieli i podejmują dojrzałą decyzję o rozstaniu, zanim stracą dla siebie szacunek.
Ważne jest aby naprawdę zdać sobie sprawę, z jakich naprawdę powodów zostaliśmy opuszczeni
lub móc wyjaśnić, dlaczego decydujemy się rozstać. Trzeba to powiedzieć sobie nawzajem i
najbliższemu otoczeniu.
Skłóceni małżonkowie mogą jednak z wielu powodów odraczać samo rozstanie. Oprócz
przywiązania działać tu może zwykły strach przed tym, co ich czeka, gdy zaczną żyć samotnie.
Partner, który jest opuszczany, może żywić ciągle nadzieję że drugiej stronie coś się odmieni.
Wreszcie ten z partnerów któremu zależy na rozstaniu, może bać się całej odpowiedzialności za ten
krok. Łudzi się więc, że druga strona, wyczerpana przedłużającym się kryzysem, zdecyduje sama o
rozwodzie.
Uważam, że gdy jeden z partnerów podejmuje poważną decyzję o zerwaniu, pozostaje tylko
jedno rozsądne wyjście: rozdzielić się możliwie jak najszybciej, najpełniej i najżyczliwiej. I to
bywa najtrudniejsze. Świadomie i nieświadomie, rozstające się pary komplikują proces rozdzielania
się, wymyślając różne preteksty do kontaktu. Może być to spotykanie się w sądzie, negocjacje w
sprawie dzieci, „wpadanie” po rzeczy, których nie zabrało się od razu itp. Ludzie po prostu nie
zdają sobie sprawy, że oprócz tego, co ich podzieliło, ciągle działa przywiązanie. Jeśli więzów tych
nie przerwie się definitywnie – rany nigdy się nie zabliźnią, a to utrudnia dalsze życie.
Przypomina mi się tu jedna z moich pacjentek. Skarżyła się na skurcz i ucisk gdzieś w
okolicach żołądka. Rano nie mogła nic zjeść, wieczorem czuła niepokój i miała kłopoty z
zaśnięciem. Gdy przeanalizowaliśmy dokładnie jej sytuację, okazało się, że przyczyną tego skurczu
w dołku są stłumiony żal i ból. Ona nie pożegnała się ze swoim byłym mężem do końca. Walki o
prawa do dziecka, afery majątkowe, ciągnąca się sprawa zmuszały ją do kontaktów z nim, a to z
kolei wywoływało irytację i złość.
Z psychologicznego punktu widzenia, aby uwolnić się od związku z osobą, którą się kiedyś
kochało, trzeba znaleźć w sobie miejsce na żal i ból. W przypadku tej kobiety zostały one
wyzwolone dopiero w psychoterapeutycznym gabinecie. Trudno jest zacząć nowy etap w życiu,
gdy nie rozliczymy się do końca z przeszłością.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
26
Podkreślając, że rozstający się partnerzy powinni przeciąć wszelkie więzy, nie twierdzę, że
ma to oznaczać zupełne zerwanie kontaktów. Współpraca i porozumienie konieczne są np. ze
względu na dzieci. Poza tym (co wiem z autopsji) byli małżonkowie mogą konstruktywnie
wykorzystywać pozytywne aspekty swego związku rozwijając głęboką i trwałą przyjaźń. Trzeba
jednak nauczyć się niezależności w zaspokajaniu podstawowych potrzeb życiowych:
bezpieczeństwa, bliskości, seksu, samowystarczalności materialnej i zawodowej, oraz ustalić jasne
reguły utrzymywania i ograniczania kontaktu. Warunkiem zbudowania przyjaźni, różniącej się od
poprzedniego toksycznego związku, jest odbycie kwarantanny. Może ona trwać nawet lata, jeśli
któraś ze stron pełna jest poczucia krzywdy i żalu, za które nie chce wziąć odpowiedzialności.
Uwaga!
Człowiek uważny dostrzeże drugiego, nie przeoczy wyjątkowej możliwości, w porę ominie
przeszkodę, uniknie niebezpieczeństwa. Koncentracja uwagi to niezbędny warunek efektywności
wszelkiej pracy i edukacji. Z kolei zdolność objęcia uwagą własnego umysłu uznawana jest przez
mistyków za warunek transcendencji, oderwania się od samolubnego „małego ja” na rzecz
nieegocentrycznej „jaźni”. Jest to esencja medytacji.
Wydawać by się mogło, że na temat zjawiska uwagi wszystko już zostało powiedziane.
Jednakże jeden z aspektów tego zagadnienia wydaje mi się wciąż wart podejmowania. Jest nim
nasza potrzeba uwagi.
12-letnia Monika, dziewczynka z dostatniej rodziny, zaczęła kraść w szkole. Matka,
przestraszona trzema kolejnymi aferami, które wynikły w klasie po wykryciu – dosyć zresztą
niewinnych – przestępstw, zwróciła się o pomoc do psychologa. Po przeanalizowaniu sytuacji
domowej stwierdzono zbieżność w czasie tych nieoczekiwanych kradzieży z urodzeniem się długo
oczekiwanego braciszka Moniki. Psycholog zalecił rodzicom poświęcenie Monice szczególnie
wiele uwagi. Kradzieże już się więcej nie powtórzyły.
Rozpatrując historię swojego życia, a także obserwując innych ludzi w różnym wieku,
stwierdzam, że motorem wielu działań aspołecznych, bezmyślnych, agresywnych, czy
ekstrawaganckich jest potrzeba zwrócenia na siebie uwagi. Dziecko, które z jakichś powodów jest
ignorowane przez rodziców, woli dostać lanie niż pozostać niezauważone. Inne – uczy się
otrzymywania uwagi za szczególny rodzaj zachowania.
Zachodni psychologowie opisali ostatnio typ ludzi, których nazwano self-monitoring
poeple
. Ci ludzie posiadają szczególną zdolność ściągania i utrzymywania uwagi innych. Potrafią
wychwytywać niemal niezauważalne sygnały świadczące o znudzeniu słuchaczy lub zmniejszeniu
zainteresowania i automatycznie zmieniają swoje zachowanie, tak, aby odzyskać i podtrzymać
uwagę otoczenia. Zdolność tę posiada większość adwokatów, polityków, charyzmatycznych
duchownych i artystów estradowych. Myślę, że na każdym zebraniu czy spotkaniu towarzyskim
łatwo odkryć takie osoby.
Czynnik uwagi jest jednym z podstawowych kluczy do zrozumienia zachowania ludzi.
Załatwiamy jakieś sprawy, pracujemy, uczymy się i nauczamy, modlimy się, walczymy, kochamy,
bawimy – ale u podłoża większości tych rozmaitych działań leżą te same procesy: poszukiwania
uwagi, otrzymywania uwagi, okazywania uwagi, wymiany uwagi. Trudny czasem do zrozumienia
rozwój wypadków między ludźmi może stać się zupełnie jasny, gdy popatrzymy na siebie i innych
jako głodnych uwagi. Albo gotowych do obdarzania czegoś lub kogoś uwagą – po części by
oderwać się od własnej pustki, po części w nadziei na pozyskanie uwagi w zamian za nasze
zainteresowanie. A więc – uwaga:
1. Jeżeli ktoś nie zdaje sobie sprawy z motywów własnego postępowania – a zwłaszcza z
tego, że domaga się uwagi, zwraca na siebie uwagę, gdy uczy się, naucza, kupuje, sprzedaje,
kieruje, informuje, leczy – będzie mniej efektywny w działaniu i mniej zdolny do sterowania swoim
działaniem, będzie robił błędy emocjonalne i intelektualne.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
27
2. Jeśli ktoś jest zgłodniały uwagi, łatwo ulegnie wpływom osób lub organizacji, które okażą
mu zainteresowanie. Szczególnie podatni na indoktrynację są ludzie nie zdający sobie sprawy z
tego, że potrzebują uwagi innych.
3. Okazywanie uwagi prawie zawsze pobudza ludzi. Jest to jeden z powodów, dla których
wielu z nas woli spotykać nowych przyjaciół niż starych. Dlatego uważny kierownik ma lepsze
efekty w pracy.
4. Pragnienie uwagi ujawnia się we wczesnym dzieciństwie, jest ono wtedy związane z
potrzebą pożywienia i bezpieczeństwa. Rodzice uczą dziecko radzić sobie w bardziej dojrzały
sposób z trudnościami w zaspakajaniu pewnych potrzeb emocjonalnych, ekonomicznych i
społecznych, ale nikt prawie nie zajmuje się bezpośrednio potrzebą uwagi. W rezultacie dorosły
człowiek pozostaje w tym zakresie naiwny jak dziecko. Dlatego tak łatwo jest manipulować ludźmi
i wytrącać ich z równowagi.
Istotną dla większości z nas przestrzenią okazywania uwagi jest rodzina. Niezaspokojona
potrzeba uwagi w rodzinie rodzi negatywne uczucia, zarówno u dorosłych jej członków, jak i u
dzieci.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
28
Jak sobie pomóc
Dekalog Zen
Coraz częściej dowiaduję się od swoich pacjentów, że poruszeni są głęboko przelewem krwi w
Jugosławii, Abchazji i innych miejscach bezsensownych wojen. Szczególnie reagujemy na los
umierających i cierpiących dzieci. Troska o innych jest wyrazem dojrzałości, pod warunkiem, że
nie towarzyszy jej totalne poczucie bezradności i bezsilności. Ale jak im nie ulegać?
Szczerze mówiąc, nie znajduję odpowiedzi na to pytanie w obszarze psychoterapii. Ważnym
ź
ródłem są dla mnie książki wietnamskiego nauczyciela zen, Thich Nhat Hanha, które już
niejednokrotnie w tej książce cytowałem. Jego głównym przesłaniem jest teza, że o pokój możemy
dbać wszędzie i w każdej chwili, nie tylko tam, gdzie toczą się wojny i panuje bezprawie. Bowiem
ź
ródła cierpienia i przemocy znaleźć możemy w sobie i najbliższym otoczeniu. Należą do nich:
doktrynerstwo, nadmierne przywiązanie do prestiżu i posiadania, brak uwagi, brak
odpowiedzialności za słowa, niewłaściwy seksualizm. W życiu codziennym pomocne mogą być
zasady, które Thich Nhat Hanh nazwał wskazaniami ładu i współistnienia. Oto niektóre z nich:
1. Nie przywiązuj się bałwochwalczo do żadnej doktryny, teorii czy ideologii. Wszystkie
systemy teoretyczne są jedynie drogowskazem; żaden nie objawia prawdy absolutnej. Unikaj
ciasnego myślenia. Ucz się nie przywiązywać do aktualnie wyznawanych poglądów, abyś mógł
zachować otwartość wobec cudzego punktu widzenia. Prawda tkwi w życiu, nie w doktrynach.
Bądź gotów uczyć się przez całe życie, stale obserwując rzeczywistość w sobie i otaczającym cię
ś
wiecie.
2. Nie zmuszaj nikogo – także dzieci – do wyznawania twoich poglądów. Nie posługuj się w
tym celu groźbą, pieniędzmi, propagandą ani wychowawczym autorytetem. Poprzez współczujący
dialog pomagaj innym odrzucić fanatyzm i ciasnotę poglądów.
3. Nie unikaj kontaktu z cierpieniem. Niech nie opuszcza cię świadomość, jak wiele
cierpienia istnieje na świecie. Staraj się docierać do cierpiących na wszelkie możliwe sposoby:
poprzez kontakty osobiste, odwiedziny, działania na rzecz innych. Nie trzeba daleko szukać...
4. Nie gromadź bogactw ponad miarę, gdy miliony głodują. Nie rób ze sławy, zysku,
zamożności czy przyjemności zmysłowych głównego celu twojego życia. Żyj prosto, dzieląc czas,
energię i dobra materialne z tymi, którzy są w potrzebie.
5. Nie podsycaj gniewu i nienawiści. Naucz się wykrywać i zmieniać złe uczucia, póki są
tylko ziarnem w twojej świadomości, zanim wykiełkują. Gdy czujesz pierwsze oznaki nienawiści
lub złości, skupiaj uwagę na oddechu, aby pojąć naturę tych uczuć oraz motywacje osób, które je
wywołały.
6. Nie rozpraszaj się. Obserwuj uważnie swoje oddychanie, aby stale powracać do tego, co
się dzieje w chwili obecnej. Bądź w kontakcie ze wszystkim, co jest cudowne, odradzające i
uzdrawiające w tobie samym i wokół ciebie. Zasiewaj w sobie ziarno radości, pokoju i zrozumienia,
które sprzyja zachodzącym w głębi twojej świadomości procesom transformacji.
7. Nie mów rzeczy niezgodnych z prawdą ani dla osobistych korzyści, ani po to, by
wywrzeć wrażenie na słuchaczach. Nie wypowiadaj słów, które wywołują konflikty i nienawiść.
Nie rozpowszechniaj nie sprawdzonych wiadomości. Zawsze wypowiadaj się uczciwie i
konstruktywnie. Miej odwagę zabrać głos, gdy dostrzegasz niesprawiedliwość, nawet wtedy, gdy
może się to dla ciebie okazać niebezpieczne.
8. Nie wykonuj takiego zawodu, którego efekty są szkodliwe dla ludzkości bądź przyrody.
Nie inwestuj w towarzystwa i spółki pozbawiające innych szansy na życie. Wybierz sobie zajęcie,
które pomoże ci wyrazić troskę o innych.
9. Nie przywłaszczaj sobie rzeczy, które powinny należeć do kogoś innego. Szanuj cudzą
własność, jednak nie dopuszczaj, by inni bogacili się na ludzkim cierpieniu czy cierpieniu
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
29
jakichkolwiek istot.
10. Szanuj własne ciało i obchodź się z nim jak najlepiej. Gromadź energię życiową dla
realizacji swoich ideałów. Nie podejmuj życia płciowego bez miłości i płynących z niej
zobowiązań. Wkraczając w związki seksualne, bądź świadom przyszłych cierpień, jakie możesz
spowodować. Bądź w pełni świadom odpowiedzialności związanej z powołaniem nowego istnienia.
Medytuj nad kształtem świata, do którego powołujesz nowe życie.
Ludzie wrażliwi mogą zrobić użytek z tego dekalogu. Pod warunkiem, że przyjmując go, nie
zapomną o przesłaniu zawartym w punkcie pierwszym.
Wolność od gniewu
„Gniew nie należy do przyjemnych uczuć. Nagły wybuch jego ognia przepala samokontrolę
i sprawia, że mówimy i robimy rzeczy, których później żałujemy. Kiedy ktoś jest wściekły, widać
jak na dłoni, że przeżywa piekło. Złość i nienawiść to dwa materiały, którymi jest ono
wybrukowane. Umysł wolny od gniewu jest jasny, świeży i zdrowy. U podstaw prawdziwego
szczęścia i miłości leży wolność od gniewu” – pisze Thich Nhat Hanh.
Naukowcy stwierdzili, że nie rozładowana złość powoduje przewlekłą irytację, która jest
stanem groźnym dla zdrowia. Osoby wykazujące w testach wysoki poziom wrogości częściej
zapadają na zawał. Ci, którzy głębiej chowają złość w sobie, mają z kolei skłonność do depresji,
nowotworów, obniżenia bariery immunologicznej. Obiegowa mądrość nakazuje „wyładować się”
lub „opanować”. Te postulaty mają swój sens, ale i ograniczenia.
Wyładowanie się
może przynieść ulgę, jest jednak rozwiązaniem na krótką metę. Złość
znów wzbiera, znów wymaga wyładowania – i można tak w nieskończoność. Opanowanie się z
kolei pochłania wiele energii. Osoby nadmiernie opanowane stają się sztywne (również fizycznie!),
dogmatyczne, często, zaprzeczając swej złości, przypisują wrogie intencje innym, stają się
podejrzliwe, paranoidalne. Czasem też wybuchają z niewspółmierną do sytuacji siłą.
Prawdziwe uwolnienie się od gniewu staje się możliwe dopiero wtedy, gdy zbadamy, co za
nim stoi.
Złość jest odruchem „ochronnym” dla – trudniejszych do rozpoznania i uznania uczuć
związanych z najwrażliwszymi pokładami naszego JA: poczuciem własnej wartości, potrzebą
aprobaty, bezpieczeństwa i autonomii. Reagujemy złością głęboko dotknięci w któreś z tych miejsc.
Agresja ma nas uchronić przed poczuciem małej wartości, bezradnością lub lękiem, wyniesionymi
nierzadko z wczesnego dzieciństwa. Dziecko upokorzone, opuszczone lub pozbawione wolności
staje się agresywne.
Osoba, która chce być wolna od złości, musi rozpoznać i uznać te uczucia. Musi zatroszczyć
się o to zranione dziecko w sobie, które potrzebuje przestrzeni, oparcia, ciepła i aprobaty.
Skąd jednak czerpać siłę na taką daleką wędrówkę w głąb siebie?
Ja znalazłem odpowiedź na to pytanie poza psychologią i psychoterapią – w praktyce zen.
Esencją medytacji jest koncentracja na oddychaniu w dole brzucha. Osoba, która przez
codzienne ćwiczenie nauczy się utrzymywać uwagę na oddychaniu i „jednoczyć” z nim, zyskuje
siłę do obserwacji siebie i twórczego przekształcania destrukcyjnych uczuć. Codzienna praktyka
może polegać na odmierzaniu czasu trwania wdechu („do brzucha”) i powolnego, łagodnego
wydechu. Już po kilku, kilkunastu dniach treningu można w chwili uniesienia wypróbować
ć
wiczenie przywracające równowagę (jej centrum jest w dole brzucha!) zalecone przez Thich Nhat
Hanha, wietnamskiego nauczyciela zen.
Gdy ogarnie cię złość, wyjdź choćby na parę minut na świeże powietrze. Odmierzaj krokami
każdy wdech i wydech próbując go wydłużać. Spróbuj mówić w myślach do siebie:
Robię wdech – i wiem, że jest we mnie złość
Robię wydech – i wiem, że ta złość jest mną
Robię wdech – i wiem, że złość jest przykra
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
30
Robię wydech – i wiem, że ten stan minie
Robię wdech – i staję się spokojny
Robię wydech – i mam dość siły, by zatroszczyć się o siebie
Spacerując i skupiając się na oddychaniu i kontakcie stóp z podłożem, recytuję ten wiersz i
czekam, aż uspokoję się na tyle, by móc przyjrzeć się wprost źródłom swojej złości. Kto mnie
zranił? Jakie czułe miejsce zostało poruszone? Co mogę zrobić z poczuciem krzywdy i poczuciem
winy, które dochodzą do głosu? Następnie próbuję ukoić się, skupiając na krajobrazie – jeśli temu
sprzyja – lub miłej mi myśli.
Przyjęcie opisywanej tu perspektywy pomaga również reagować na agresję płynącą z
zewnątrz.
„Proces uwalniania od gniewu rozpoczyna się, gdy zaczynamy dostrzegać i rozumieć jego
przyczyny – pisze Thich Nhat Hanh. – Nie twierdzę wcale, że nie należy odpierać złośliwych
napaści. Jednak najistotniejsze jest, aby zająć się ziarnem negatywizmu w nas samych. A wtedy to,
czy zdecydujemy się komuś agresywnemu pomóc,czy go ukarać, wypłynie ze współczucia, a nie
złości czy chęci zemsty. Gdy szczerze usiłujemy zrozumieć cierpienia drugiej osoby, większa jest
szansa, że postąpimy w sposób, który pomoże jej, z korzyścią dla obu stron, wydostać się z zamętu
i cierpienia”.
Nieoperacyjne leczenie duszy
Jak się pozbyć tremy? Iak zwalczyć palenie? Jak wyrzucić z siebie urazy z przeszłości? jak pokonać
zazdrość? Takie pytania słyszę często. I przyznam, że mam z tymi pytaniami kłopot. Wydaje mi się,
ż
e formułując w ten sposób swoje problemy popełniamy groźny błąd.
Jego źródłem jest zbyt medyczne podejście do problemów psychologicznych. Zachodnia
medycyna łatwo ucieka się do zabiegów chirurgicznych. Lekarze przede wszystkim eliminują
objawy choroby nie zawsze zgłębiając jej przyczyny. Podobnie zaczęli postępować niektórzy
pedagodzy. Nastawiają się na wyeliminowanie negatywnych cech i utrwalenie tego, co w dziecku
wartościowe. Problem w tym, że po takich zabiegach może nie pozostać zbyt wiele. Usiłując
pozbyć się wszystkiego, co niedobre albo na co nie mamy ochoty, możemy utracić sporą część
samych siebie.
Psychoedukacja polega na rozpoznaniu swoich słabych stron, uznaniu ich i uczeniu się, jak z
nimi żyć, by nie przysparzać zbędnego cierpienia sobie i innym. Zamiast pozbywać się części
siebie, możemy opanować sztukę transformacji. Możemy nauczyć się przekształcać gniew,
depresję, lęk, niepokój a nawet zazdrość – w dojrzałe zrozumienie siebie i świata. Nie potrzebujemy
chwytać za skalpel, żeby pozbyć się gniewu. Gdy gniewasz się na swój gniew, masz już dwa
gniewy. Bardziej się więc opłaca przyjrzeć przykremu uczuciu uważnie i z troską. Zawieramy
wtedy pokój z samym sobą i jesteśmy silniejsi wobec zewnętrznego zagrożenia, odkrywając, że jest
ono pozorne.
Korzystam w takiej pracy z doświadczeń nauczycieli zen. Wcześniej pisałem, jak Thich
Nhat Hanh radzi pracować ze swoim gniewem, dziś opiszę strategię pracy z lękiem. Zakładam, że
dysponujemy choćby minimalnymi zasobami uwagi, którą ćwiczymy codziennie obserwując swoje
myśli i utożsamiając się z oddechem np. podczas spaceru.
Krok pierwszy – rozpoznanie.
Gdy ogarnia nas lęk, kierujemy uwagę w stronę brzusznego oddychania i po jednym
zaczerpnięciu i wypuszczeniu powietrza (bezgłośnie i przez nos) przyglądamy się przykremu
uczuciu. Zdajemy sobie sprawę, że uwaga, dzięki której obserwujemy siebie jak i lęk, który
ogarniamy uwagą, wypływają z jednej i tej samej osoby. A więc ja sam jestem źródłem lęku i
ź
ródłem uwagi, która go obejmuje. Lęk i uważność istnieją we mnie, nie prowadzą wojny, lecz
troszczą się o siebie nawzajem.
Krok drugi – utożsamianie się z uczuciem.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
31
Zamiast mówić: „Jak się opanować? Jak natychmiast zwalczyć lęk?”, mówię sobie w
myślach (przy kolejnym świadomym oddechu do brzucha): „Witaj lęku. Jak się dzisiaj miewasz?”
Zaproś teraz te dwie siły swojej osoby, uwagę i lęk, by wymieniły przyjazny uścisk dłoni i stały się
jednym.
„Wygląda to trochę niebezpiecznie – pisze Thich Nhat Hanh – ale nie ma powodu do obaw.
Jesteś przecież czymś więcej niż samym tylko lękiem. Dopóki jest obecna uwaga, jest ktoś, kto
zatroszczy się o lęk. Najważniejsze jest zasilanie uwagi świadomym oddychaniem”.
Krok trzeci – wyciszenie uczucia.
Wyobraź sobie dwuletnie dziecko, które odbiegło z płaczem od telewizora. Tulisz je i
mówisz: „Nic się nie stało, po prostu przestraszyłeś się, bo myślałeś, że ten niedźwiedź jest
prawdziwy i cię zje. Jego tam nie ma. Zaś ja jestem z tobą i jesteś bezpieczny”.
Robiąc łagodny, głęboki wdech, mówisz sobie: „Uspokajam czynności ciała i umysłu.”
Uspokajasz lęk samą swoją obecnością. Dziecko, gdy wyczuwa czułość obejmującej je matki,
przestaje zazwyczaj płakać. Tą matką jest twoja własna uwaga wypływająca z głębi świadomości –
koi teraz twój ból.
Matka i tulące się do niej dziecko to jedno. Jeśli matka będzie myśleć o czymś innym,
dziecko nie uspokoi się. Ona musi odłożyć wszystko na bok i po prostu je przytulić. Nie unikaj
więc własnych uczuć. Zbliż się do nich i bądź z nimi. Możesz pomyśleć: „Robiąc ten wydech,
uspokajam lęk.”
Czwarty krok – uwolnienie uczucia.
Dopiero teraz, gdy czujesz się dość silny, bo wiesz, że jesteś w stanie zaopiekować się
lękiem, stres staje się łagodniejszy i mniej dokuczliwy. „Uśmiechnij się i pomóż mu odejść, proszę
cię jednak, nie poprzestań na tym etapie. Uspokajanie i uwalnianie to dopiero leczenie objawowe.
Dopiero teraz masz szansę popracować głębiej nad transformacją źródła lęku” – pisze Thich Nhat
Hanh.
Piąty krok polega na starannej inspekcji.
„Przyglądasz się uważnie twojemu dziecku – lękowi, aby ustalić, co mu się stało. Robisz to,
mimo że dziecko przestało już płakać, mimo że lęk cię opuścił. Nie możesz niańczyć dziecka przez
cały czas, musisz więc odnaleźć przyczynę płaczu. Na pewno odkryjesz skuteczny sposób a
transformację uczuć dziecka. Zlokalizujesz przyczynę jego cierpienia – w ciele lub w otoczeniu.
Poznając przyczynę płaczu, będziesz wiedział, co robić lub czego zaniechać, aby lęk nie zaskoczył
cię w przyszłości”.
Relaks bez wędki
W „Gazecie Wyborczej” doskwierało mi sąsiedztwo moich felietonów z kącikiem wędkarskim.
Ochrona wszelkiego życia jest bardzo drogą mi wartością i polowanie dla rozrywki odczuwam jako
jawne pogwałcenie praw przyrody.
Rzecznicy wędkarstwa argumentują, że jest to wspaniały relaks. Nie wierzę w skuteczność
dyskusji z nimi, ale chcę powiedzieć, że znam inne relaksujące rozrywki, czemu dałem wyraz w
książce „Organizm i orgazm”.
Opisuję tam między innymi następującą technikę głębokiej, progresywnej relaksacji:
Wyobraź sobie każdy mięsień jako wahadło. Aby rozhuśtać wahadło w pożądaną stronę,
musisz najpierw wychylić je w drugą. Głęboka relaksacja jest prostą, a jednocześnie skuteczną
metodą opartą na tym zjawisku. Mięsień rozluźni się najbardziej, gdy najpierw go napniesz.
Połóż się na plecach z zamkniętymi oczyma. Ułóż się wygodnie i staraj się leżeć bez ruchu.
Zacznij od wdechu, napnij mięśnie prawej nogi i unieś ją kilka centymetrów w górę... utrzymuj ją w
tej pozycji przez kilka sekund... po czym opuść, równocześnie wydychając powietrze. Powtórz to
samo ćwiczenie z lewą nogą.
Następnie weź głęboki wdech i ściągnij mięśnie prawej ręki, równocześnie unosząc ją kilka
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
32
centymetrów nad ziemię. Utrzymuj ją w górze przez pięć sekund i opuść wraz z wydechem.
Powtórz ćwiczenie z lewą ręką.
Teraz weź głęboki wdech i napnij mięśnie pośladków, jednocześnie unosząc miednicę kilka
centymetrów nad podłogę. Utrzymuj ją tak przez pięć sekund i opuść.
Wciągnij głęboko powietrze napinając brzuch jak balon, powstrzymaj oddech przez pięć
sekund ściągając jednocześnie mięśnie brzucha i podciągnij barki w stronę uszu. Następnie ściągnij
je w stronę klatki piersiowej i puść do dołu. Odpręż się.
Łagodnie przetocz głowę z boku na bok i rozluźnij szyję. Weź wdech i napnij wszystkie
mięśnie twarzy włączając w to szczękę, usta, oczy i czoło. Odpręż się.
Na koniec, poprzez samo działanie umysłu, rozluźnij całe ciało jeszcze głębiej.
Głęboką relaksację odczuwa się czasami jako gruntownie leczącą na wielu poziomach.
Możesz na przykład jaśniej doświadczać procesów zachodzących w ciele. Ukryte przedtem myśli i
uczucia mogą wyjść na jaw i można je zintegrować w świadomości. Na jeszcze głębszym poziomie
możesz doświadczyć poczucia bycia częścią większej całości, jak w doznaniu organicznym.
Gdy ciało zaczyna się uspokajać i uciszać, obserwuj, co zachodzi w twoim umyśle. Bądź po
prostu świadomy pojawiających się myśli i uczuć, ale pozwól im przepływać bez osądzania,
tłumienia czy kontrolowania. W ten sposób relaks łączyć się może z medytacją.
Następnie skoncentruj się na oddychaniu. Nie próbuj kontrolować swojego oddechu. Po
prostu śledź go i odczuwaj łagodny przepływ powietrza, gdy wchodzi i wychodzi przez nos.
Po kilku minutach lub, jak ci wygodnie, stopniowo, wraz z każdym oddechem, pozwól, by
wdechy pogłębiały się. Wyobraź sobie, że wdychasz światło, leczącą energię oraz tlen, który
odnawia, ponownie ładuje ciało i umysł. Powoli zacznij ruszać palcami dłoni i stóp, a następnie
całymi dłońmi i stopami. Łagodnie obróć ręce i nogi w tę i z powrotem. Gdy jesteś gotowy,
przewróć się naprawy bok, a po chwili usiądź.
Po kilkakrotnym ćwiczeniu głębokiej relaksacji będziesz mógł osiągnąć ten stan bez
napinania i rozluźniania każdej grupy mięśni po kolei. Gdy masz na przykład mało czasu, po prostu
połóż się, weź głęboki wdech i napnij wszystkie mięśnie jednocześnie. Wytrzymaj tak przez kilka
sekund, wraz z wydechem rozluźnij się i odpręż całkowicie.
Mówić wprost
Wyobraźmy sobie, że czytając gazetę znajdujemy takie sprostowanie: „We fragmencie
przemówienia ministra X, zamieszczonym we wczorajszej gazecie, nastąpiło zniekształcenie”. I
mogłoby się wydawać, że sprawa jest załatwiona. Minister i czytelnik mogliby jednak zadać kilka
pytań: kto przeprasza, za jakie zniekształcenie, z czego wynikłe.
Jak bronić się przed demagogią? Jak nie pozwolić się zbyć? Jak doprowadzić do tego, by
partner, kolega z pracy, przełożony powiedzieli naprawdę, o co im chodzi? Otóż warto umieć
rozpoznawać pewne typowe zniekształcenia w pisanych lub wypowiadanych przez ludzi zdaniach i
umieć zadać odpowiednie pytanie, które zmierza do rozwikłania niejasności.
Stwierdzenia w których brakuje części informacji, mogą być niewłaściwie interpretowane.
Zdarza się, że za zasłoną niejasności ukrywają opinię mówiącego. To jest źle zrobione.
Pytanie: – Przez kogo? Co nie jest w porządku? Wedle jakich kryteriów? W jakim stopniu?
Innym częstym zjawiskiem jest pomijanie niezbędnych szczegółów. I tu też pomocne mogą
być konkretne pytania: Nikt nie rozumie mojego stanowiska.
– Co w twoim stanowisku jest szczególnie nierozumiane, przez kogo? To jest trudne do
wykonania
.
– Dlaczego? Na czym polega trudność? Kto ma z tym problemy?
Pułapka, którą często zastawiamy na siebie i innych jest nadużywanie sformułowań
„muszę”, „jest konieczne”, „nie mogę”. Nie mogę tego zrobić w terminie.
– Dlaczego co (kto) ci nie pozwala?
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
33
Muszę to zrobić natychmiast.
– Co się stanie, jeśli tego nie zrobisz zaraz?
Pytania takie mobilizują mówiącego do ujawnienia ukrytych założeń, które ograniczają jego
wolność, lub dzięki którym uchyla się od odpowiedzialności za siebie. Ktoś powiedział, że musimy
tylko kiedyś umrzeć, reszta jest naszym wyborem.
Kolejne zjawisko językowe, odbijające się na jakości porozumiewania, to nadużywanie
takich słów, jak „wszyscy”, „wszystko”, „zawsze”, „nigdy”, „każdy”, „nikt”. Nawet trafne
spostrzeżenie czy adekwatne uczucie może zostać zgeneralizowane (ty zawsze jesteś taka,
wszystkim mężczyznom chodzi o jedno). Możemy zwrócić na to uwagę mówiącego przez
podkreślenie newralgicznego słowa odpowiednią intonacją lub przez powtórzenie uogólnienia, aby
mówiąc usłyszał je z zewnątrz. Np. słysząc: „Oni nigdy nie dostarczają sprawozdań w terminie”,
powinniśmy zapytać: „Absolutnie nigdy nie byli punktualni?”.
Często osoby występujące z pozycji autorytetu (ale nie tylko one) oceniają zjawiska lub inne
osoby wyłącznie z własnego punktu widzenia, np.:
Ten projekt nie jest zbyt wartościowy.
– Dla kogo, z jakiego punktu widzenia?
Powinno być oczywiste, że musimy zwiększyć produkcję.
– Dla kogo, twoim zdaniem, powinno to być oczywiste?
Konsekwentnie zadając takie pytania osobie apodyktycznej możemy próbować
przyzwyczaić ją do tego, że nie ma ona monopolu na prawdę.
Brzemienne w skutki zniekształcenia komunikacji nie wynikają ze słabej znajomości języka
lub niskiego poziomu intelektualnego. Są one najczęściej nawykami, których źródła tkwią w
cechach osobowościowych lub w emocjach.
Metoda wychwytywania niejasności wypowiedzi i dyskontowania ich odpowiednimi
pytaniami wywodzi się z nowej dyscypliny z pogranicza lingwistyki i psychologii, zwanej
neurolingwistycznym programowaniem (NLP). Urzędnicy, politycy, osoby na kierowniczych
stanowiskach stosują często niejasne komunikaty z premedytacją lub mają już taki nawyk.
Bardziej dramatyczna wydaje mi się sytuacja w rodzinie (np. między małżonkami), gdy
ludzie mijają się, pozornie rozmawiając ze sobą; są rozgoryczeni, że partner ich nie rozumie. Tutaj
przyczyną nie muszą być złe intencje, ale lęk przed konfrontacja, ujawnieniem pewnych emocji,
podjęciem psychologicznej odpowiedzialności za siebie.
Dlatego uważam, że warto podjąć trening komunikacji NLP, aby sprawdzić, jak jasno sami
się wypowiadamy i nauczyć się odkrywania manipulacji stosowanych przez naszych bliskich.
Mam nadzieję, że podejmując próby wyjaśnienia komunikacji, nie będziecie Państwo zbyt
natarczywi, agresywni i wymagający wobec rozmówców. Trudno bowiem, nawet przy najlepszych
chęciach, zmienić nawyki z dnia na dzień.
Pełne szacunku NIE
Pewien bogaty Amerykanin, który przyjechał niedawno do Warszawy, stwierdził ze zdziwieniem,
ż
e ludzie tu nie proszą i nie odmawiają wprost. Wiele osób opowiadało mu o swojej trudnej
sytuacji, jakby na coś czekając, ale żadna nie zwróciła się o pomoc. Z kolei gdy sam o coś prosił,
słyszał raczej „nie mogę” i długie opowieści, niż „nie chcę”.
Wyobraź sobie następującą sytuację: Twój kolega z pracy ma sympatię w innym mieście i
stale do niej dzwoni z automatu. Od dwóch miesięcy kilka razy w tygodniu pożycza od ciebie
ż
etony i nigdy ich nie zwraca. Właśnie podszedł do ciebie i mówi: „Może masz żeton?”. Masz już
dość. Pragniesz odmówić... Wybierz teraz typową dla siebie reakcję:
1. Czując, że jest to silniejsze od ciebie, sięgasz mimo wszystko do portfela. Gdy kolega
wychodzi, czujesz złość na siebie i na niego.
2. Wręczasz mu żeton wzdychając ciężko lub z jakąś zgryźliwą uwagą.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
34
3. „Bardzo cię przepraszam, rozmawiałem dziś z żoną i kolegą, nie mam już żetonów”
(Odmawiając, tłumaczysz się w taki lub inny sposób).
4. „Dlaczego nie kupisz sobie żetonów? Są na poczcie za rogiem.” (Nie mówisz ani tak, ani
nie)
5. „Nie mam żetonów.” (Mówisz przez zęby lub podniesionym głosem).
6. Nie wytrzymujesz i wybuchasz: „Ile razy będziesz wyłudzał ode mnie te żetony?! To
kosztuje! Daj mi spokój!”.
7. „Nie pożyczę ci – mówisz spokojnie, patrząc mu w oczy – bo przekonałam się, że nie
oddajesz.”
Zachowania bliskie opisanym w punktach 1, 2 i 3 świadczą o tendencji do zaspakajania
potrzeb innych kosztem swojego ja. Odpowiedzi 4, 5 i 6 związane są z ochroną swojego ja, ale
kosztem drugiej osoby. Reakcja siódma – powiedzenie po prostu NIE z krótkim uzasadnieniem, bez
ż
adnego grymasu lub gestu dezaprobaty, jest ochroną swojego interesu bez zbędnego dotykania
drugiej osoby. Zachowania, w których skutecznie zaspakajamy potrzeby czy chronimy swoje prawa
raczej informując niż oskarżając, szantażując czy złośliwie raniąc drugą osobę, nazwano
asertywnymi.
Mogę powiedzieć ci NIE – bez poczucia winy. I ty możesz powiedzieć mi NIE – nie raniąc
mnie. Mam prawo do robienia tego, co chcę, dopóki nie rani to kogoś drugiego. Dla ochrony swojej
godności dopuszczam nawet sposób, który kogoś dotyka, dopóki nie kieruję się złością, żądzą
zemsty czy zazdrością. Dopóki uznaję, że druga osoba ma możliwość odmowy, nie ograniczam się
w wyrażaniu swoich próśb. Sytuację trudną próbuję przedyskutować, stawiając sprawy jasno, ale z
szacunkiem dla siebie i partnera. Te zadania określają istotę asertywności. Może wprowadzimy to
pojęcie do naszych słowników?
Asertywności można się uczyć. Dla osób nieśmiałych, które nie umieją bronić swoich praw,
odmawiać bez poczucia winy, prosić wprost, które mają problemy z autorytetami, przeznaczony
jest trening asertywności. W Polsce zajmuje się nim Maria Król-Fijewska. Także Laboratorium
Psychoedukacji w Warszawie prowadzi tego rodzaju treningi połączone z pracą z ciałem.
W treningu asertywności są specjalne ćwiczenia dla terrorystów emocjonalnych i osób
szczególnie złośliwych, takie jednak rzadko same z siebie zgłaszają się na zajęcia treningowe. W
każdym razie lepiej nie liczyć, że się zmienią. Zabezpieczmy się więc sami. Gdy chcesz odmówić,
wyprostuj się nieco, weź głębszy oddech, popatrz rozmówcy w oczy i w trakcie wydechu powiedz
łagodnie, ale stanowczo NIE. Poinformuj o powodach, ale nie tłumacz się. Idę o zakład, że potem
łatwiej będzie ci przeżyć radość z mówienia TAK.
Osoba uległa wydaje się szanować innych swoim kosztem. Agresywna – walczy o szacunek
dla siebie kosztem innych. Ale tak naprawdę prawdziwy szacunek pojawia się dopiero, gdy
skierowany jest w równym stopniu wobec innych i siebie samego. Asertywność to praktyczny
wymiar takiej filozofii życia.
Szczęście w samotności
Z badań socjologicznych wynika, że rodzina jest najważniejszą sprawą dla większości ludzi w
Polsce. Ale wydaje się też największym źródłem stresów. Rosną statystyki rozwodów, a tysiące
osób dusi się w związkach, z których z powodu wstydu, presji rodziny lub sytuacji ekonomicznej
nie może się wyswobodzić. Coraz częściej spotykam osoby (kobiety i mężczyzn), które chcą się
uwolnić z rodzinnego stereotypu i żyć dobrze inaczej. Bywa to bardzo trudne. Przypuszczam, że
wszyscy boimy się nieco nietypowych rozwiązań w życiu osobistym. A przede wszystkim brakuje
pozytywnego modelu dla dobrego życia w pojedynkę.
Patrząc na rozwiedzionych przyjaciół czy krewnych widzimy, że samotne życie staje się dla
nich doskwierającą pułapką, pasmem cierpień, od których chciałoby się uciec. Ten klimat sprzyja
podejmowaniu nie przemyślanych do końca rozwiązań, wchodzenia w związki, które nie dają
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
35
szczęścia. A przecież życie bez rodziny nie musi być jedynie stacją przesiadkową między życiem z
rodzicami a małżeństwem albo jednym małżeństwem a następnym. Ten okres może nieść w sobie
nieporównywalną z niczym szansę rozwoju osobistego.
Podstawą dobrego życia w pojedynkę jest opanowanie kwestii związanych z prowadzeniem
domu i załatwianiem codziennych spraw oraz odtworzenie takich układów z przyjaciółmi, rodziną,
kolegami w pracy, z sąsiadami, aby mieć realną grupę wsparcia. Jeśli o to nie zadbasz, codzienne
frustracje będą wytrącać cię raz po raz z równowagi i nie starczy ci czasu ani energii na twórcze
ż
ycie, rozwój, przyjemności i kontakty intymne. Osoba żyjąca samotnie musi się po prostu
pewnych rzeczy nauczyć. Na to nie ma rady. Prawdziwa autonomia polega na tym, że robiąc wiele
rzeczy samemu i na własne konto umiem (i mam kogo) poprosić wprost o pomoc. Być może
kobietom łatwiej jest żyć samotnie (co wynika z amerykańskich badań), bo bardziej naturalne
wydaje im się zwracanie do innych o pomoc.
Kolejny krok to odpowiedź na trzy zasadnicze pytania: czym jest prawdziwa, głęboka
troska? Co to znaczy dla mnie „zatroszczyć się o siebie”. Czy odczuwam potrzebę troszczenia się o
kogoś innego i co z tym mogę zrobić żyjąc sam?
Określenie „egoista” czy „egocentryk” ma w potocznym rozumieniu znaczenie pejoratywne,
ale większość z nas i tak jest na sobie skoncentrowana. Pytanie tylko w jaki sposób. Anna, jedna z
moich samotnie żyjących pacjentek, świetnie dba o swoją karierę, o reputację, o to jak się
prezentuje sama i jej firma. Ale od kilku miesięcy nie ma czasu na wizytę u dentysty, nie wzięła w
tym roku urlopu, a z bardzo bliską osobą, przy której prawdziwie wypoczywała, nie spotkała się od
dawna, tak się bowiem składało, że nie miała do niej żadnych „interesów”. Uświadomiła to sobie
dobitnie, gdy poszła na wykład Twith Nhat Hanha. Powiedział on do zebranych: spróbuj, podczas
kolejnego wydechu objąć uwagą swój umysł i swoje ciało, tak jakbyś obejmował najdroższą osobę.
„Zrobiłam to i poczułam, jak jestem zmęczona codziennym życiem. Potem poszłam na chwilę do
parku i uświadomiłam sobie jak unikam „intymnego kontaktu ze sobą” – powiedziała mi Anna
następnego dnia.
Drugą sprawą jest troska o kogoś lub o coś. Osoba samotna może uznać, że właśnie wolność
od troszczenia się o kogokolwiek jest najmocniejszą stroną jej sytuacji. Może to być pułapka. Wielu
mądrych tego świata twierdzi, że troska porządkuje zajęcia i cele człowieka. „Człowiek znajduje
sens życia opiekując się wybranymi osobami lub angażując się w ogólne sprawy. Jeżeli można o
kimkolwiek powiedzieć, że jest pogodzony ze światem, to nie będzie to osoba, która realizuje się
troszcząc o kogoś i będąc obiektem troski” (Milton Meyeroff). Osoba żyjąca w pojedynkę musi
przekroczyć mit o tym, że dawać i brać można tylko w tradycyjnej rodzinie.
Jak wspomniałem, samotne życie może być doskonałą okazją do rozwoju, edukacji,
zaspokajania potrzeb duchowych, na co rzadko kiedy można sobie pozwolić odpowiedzialnie
funkcjonując w rodzinie. Trudność realizacji tego potencjału tkwić może w braku zewnętrznej
stymulacji. Osoba, która chce być szczęśliwa żyjąc sama, musi wypracować zdrową
samodyscyplinę. Jeśli na przykład chcesz nauczyć się gotować, musisz najpierw zrobić plan, a
potem go konsekwentnie realizować. Pomocne może być robienie notatek, wypisywanie kolejnych
zadań na kartkach i ich wywieszanie (np. etap I – opanuję kilka prostych dań na wypadek choroby,
II – opanuję jedno danie, aby móc przyjąć gości). Czy będzie III etap – zależy tylko od ciebie, ty
zdecydujesz, czy będziesz jadać na mieście, czy przygotowywać wykwintne dania dla siebie i
przyjaciół. W życiu samemu chodzi o to, by być umieć zaspokoić swoje potrzeby, ale w miarę chęci
i możliwości.
Pamiętam, że przez pięć lat samotnego życia miałem na tablicy z notatkami napis „NIE
SPIESZĘ SIĘ”. Miało to dla mnie wielorakie znaczenie. Od spokojnego zjedzenia śniadania po
powściągliwość w szukaniu swojej „drugiej połowy”. Moja pacjentka powiesiła sobie nad biurkiem
następującą listę postanowień:
1. Spotykać się z nowymi ludźmi
2. Pojechać na trening uczyć się nawiązywać nowe znajomości i dowiedzieć się co ludzie
we mnie lubią, a czego nie
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
36
3. Częściej spotykać się ze starymi znajomymi
4. Częściej zapraszać gości
5. Próbować zmienić się tak, by ludzie bardziej mnie lubili
6. Codziennie pytać siebie – co to znaczy troszczyć się o siebie i o kogoś innego?
Przyjdą zapewne takie chwile, w których poczujesz się osamotniony lub porzucony. Ale
nawet osoby szczęśliwe w rodzinie czują się czasem uwięzione, przytłoczone, ograniczone. Każdy
człowiek jest samotny wobec kosmosu, czasu, a nawet społeczeństwa. A ty możesz sobie po prostu
powiedzieć, że podczas gdy inni uciekają przed samotnością w daleko posunięte kompromisy
mieszczańskiego rodzinnego życia, ty wybierasz inne życie.
Sam, to nie znaczy samotny lub osamotniony. Jeśli nauczysz się żyć w pojedynkę, to
któregoś dnia, zauważysz, że jesteś zdolny do wejścia w zadowalający intymny związek. Być może
pomyślisz o założeniu rodziny. Ale może być tak, że pozostaniecie w związku nietypowym. Coraz
więcej par decyduje się być razem – nie mieszkając ze sobą. Są typy osobowości, które duszą się w
trwałym układzie pod wspólnym dachem, choćby partner był idealny a miłość głęboka. Nie widzę
powodów, by za wszelką cenę dostosowywać się do rozpowszechnionego modelu, jeśli można
wypracować taki, w którym jest większa szansa na wzajemną troskę, szczęście i szacunek. Bo w
końcu o cóż nam więcej chodzi?
Kiedy publikowałem swoje teksty w „Gazecie Wyborczej”, otrzymywałem od Czytelników bardzo wiele listów. Teraz
mam chyba jedyną okazję aby za nie podziękować. Czasem byłem wręcz zaskoczony tym, jak niewielki impuls
wystarczy aby ktoś zrewidował sposób myślenia czy odkrył stereotypy rządzące jego życiem. Z drugiej strony wielu
Czytelników pytało: co dalej? Czy mogą zrobić coś więcej dla siebie i innych?
Jest wiele dróg pracy nad sobą, mamy też w Polsce coraz więcej ośrodków pomocy i osobistego rozwoju.
Osoby poszukujące inspiracji w praktykach medytacji zapraszam do miejsc praktyki zen (informacje: Małgorzata
Braunek, ul. Husarii 32, 02-951 Warszawa).
Zainteresowanych indywidualnym i grupowym treningiem zachęcam zaś do udziału w działaniach
warszawskiego Laboratorium Psychoedukacji, w którym pracuję od kilkunastu lat. (tel. 26 39 74).
Jacek Szmidt, młody utalentowany dziennikarz pojechał na nasz trening aby zrobić reportaż. Był tam nie tylko
jako obserwator, ale również – a może przede wszystkim – aktywny uczestnik. Dzięki temu powstał ten niezwykły
tekst.
Jacek Santorski
Wyprawa w głąb siebie
autor: Jacek Szmidt
Trening grupowy. Przeżycie owiane mitem, strzeżone regułą dyskrecji. Dostępne dla tych, którym
wystarczy wyobraźni i odwagi. Czy da się coś zrobić z problemami, które na co dzień odpycham,
przeczekuję z zaciśniętymi zębami? Czy zburzenie namiastki spokoju, którą sobie wypracowałem,
nie uczyni mojego życia jeszcze bardziej nieznośnym? Czy grupa obcych ludzi może mi
towarzyszyć w moim spotkaniu ze sobą? Czy zechcę się przed nimi otworzyć? Czy... Z bagażem
takich „czy” wyruszyłem na trening prowadzony przez terapeutów Laboratorium Psychoedukacji.
A do tego pięć bawełnianych koszulek do przepocenia i rozkład jazdy pociągów między Pilawą, a
Warszawą, gdyby próba okazała się dla mnie za trudna.
Niedziela.
Obcy ludzie w autobusie. Jestem „obok”. Chcę jak najszybciej pozbyć się uczucia
osamotnienia, ale jak zwykle trudno mi zrobić pierwszy krok. Nie, tym razem nic na siłę! Niech się
dzieje samo.
Dojeżdżamy do starego dworu na zapadłej wsi. Ani kiosku z gazetami, ani telefonu.
Siadamy na podłodze dużej sali. Badawcze spojrzenia. Różni jesteśmy. Długoswetrowe
ekscentryczki, matki-Polki, inżynierowie, którym najtrudniej jest powiedzieć fryzjerowi, jak chcą
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
37
się ostrzyc. Od tej chwili jesteśmy na „ty”. Przedstawiamy się i przyjmujemy reguły bycia ze sobą.
Bez alkoholu, bez mięsa i bez plotek. Cokolwiek się tu zdarzy, zapewniamy sobie anonimowość.
Od jutra wstajemy o szóstej. Dzień zacznie medytacja i gimnastyka inspirowana jogą. Później
półgodzinny bieg po lesie. A potem... to każdy sobie wyobraża inaczej.
Poniedziałek.
Na granicy snu i przebudzenia. Półmrok sali. Nieruchome postaci na prostokątach koców.
Łagodny głos prowadzącego: „Usiądź na skrzyżowanych nogach. Porusz się, pokołysz, poczuj
podłoże. Rozluźnij mięśnie. Wypuść swobodnie brzuch. Teraz, poniżej pępka, znajdź swój punkt
energetyczny. Rozmasuj go. Oprzyj w tym miejscu złożone dłonie. Połącz kciuki. Wyobraź sobie,
ż
e podczas każdego wdechu przez twoje dłonie wpływa strumień energii. Przy wydechu, wypływa.
Skoncentruj się na tym zjawisku: wdech..., wydech..., wdech... W tym czasie będą się pojawiały
różne myśli, emocje, uczucia. Nie rób z nimi nic. Niech cię opływają swobodnie.” Budzę się. Czuję
powolny przypływ energii. Jestem.
Inaczej niż na co dzień. Bez budzika, radia, kawy. Teraz bieg „transowy” po lesie. Nie
wyścig, nie wyczyn. „Jeśli masz w życiu tendencję, żeby zawsze być pierwszym, dziś pobiegnij
ostatni” – proponuje trener. Rozciągnięty, kolorowy wąż biegnących. Stopy ciężko człapią o
ziemię, ręce wiszą luźno, brzuchy wysunięte ku przodowi, wzrok błądzi po ścieżce. Przestaję
myśleć o wysiłku. Pojawia się rytm, jakaś wewnętrzna melodia wyrównująca oddech i kroki. Samo
się biegnie. „Podczas ruchu może się pojawić energia, zrób z nią coś, możesz sobie krzyknąć” – jak
echo wraca instrukcja trenera. jeszcze chwila wahania, jakiś wewnętrzny hamulec... wreszcie:
„Heeeej!!!”
Agnieszka, Marta, Beata, Zbyszek.... Czternaście imion do zapamiętania, do skojarzenia z
twarzami. Ale co mnie oni właściwie obchodzą? Dlaczego mam im mówić rzeczy, które skrywam
nawet przed samym sobą?
Barbara: „Byłam kochaną żoną, nauczycielką-zapaleńcem, chciałam mieć dzieci. Teraz
jestem złą żoną, złą matką, złą nauczycielką. Wszystko, czego dotknę, rozpada się...”
Agnieszka: „Jestem tłumaczem. Bardzo dobrym tłumaczem. Dużo podróżuję, dużo
zarabiam. Mam męża, przystojnego, wykształconego. Mam mądrą córkę. Właściwie wszystko jest
w porządku...”
Zbyszek: „Przez całe życie buduję wokół siebie mur. Bramy w nim są zamknięte. Tak mi
dobrze, bezpiecznie. Na ludzi patrzę przez strzelnice, ale mnie przez nie nie widać...”
Kim jestem? Jaki jestem? Kto, jeśli nie ja, może odpowiedzieć na to pytanie? „Nie sądźcie,
ż
e ktokolwiek z nas jest lepszym ekspertem od waszego ja niż wy sami” – mówi Anna, terapeutka
prowadząca grupę. – „To, co możecie zrobić, to pozwolić sobie wsłuchać się w siebie, zrozumieć,
co się w was dzieje, może polubić to coś. Nie uciekać od tego. W tym możemy sobie wspólnie
pomóc.”
„Co czujesz teraz?” – tym pytaniem Anna zaczyna nasze spotkania. Cisza. Tak trudno
wyłowić ze strumienia uczuć konkretne, uchwytne wrażenie... Jestem radosny – sprawił to bieg po
lesie. Jestem pobudzony – ciekawi mnie, co stanie się za chwilę. Jestem niespokojny – niepokoi
mnie ta sytuacja.
„Jak to odczuwasz?”... Moje emocje i moje ciało. Nie istnieją osobno, tylko ja czasem
traktuję je, jakby były sobie obce. Czuję zdenerwowanie więc serce bije mi szybciej, drżą mi
dłonie, odczuwam lekki ucisk w gardle.
„Co mógłbyś zrobić, żeby pozbyć się tego uczucia?”... Kilkanaście wpatrzonych we mnie
par oczu. Obcych, badawczych. Może chciałbym, żeby się ktoś do mnie uśmiechnął?
„Ktoś?” No...na przykład Marta. „Czy mógłbyś jej to powiedzieć?” Pewnie mógłbym, ale
chyba jeszcze nigdy nie powiedziałem tego obcej osobie: „Marto, uśmiechnij się do mnie”.
Wtorek.
„Zamknij oczy. Wstań. Ogarnij myślą tę salę. Wyznacz w niej drogę, którą chcesz pójść. A
teraz ruszaj. Na drodze będziesz spotykać innych ludzi. Możesz ich unikać. Możesz odepchnąć.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
38
Albo zatrzymać się, dotknąć ich, poznać. To zależy od ciebie”.
Niepewność. Kilka ostrożnych kroków. Ocieram się o kogoś. Z kimś innym zderzam się.
Ciepło oddechu. Wyciągam dłoń, poznaję miękkość włosów, rysy twarzy. Otwieram oczy. Dorota.
Już bliższa, przyjaźniejsza niż pięć minut temu, a swoim materacu, schowana za szkła okularów.
„Co jest w tobie?” – pytanie Anny ciąży. Cisza z minuty na minutę niepokoi coraz bardziej.
Ktoś pyta, trzeba odpowiedzieć. Ale w chwilę potem przychodzi spokój. Jestem wśród nich. Czuję
się bezpiecznie. Smakuję swoje myśli. Nie muszę mowić...
„Mam chaos w głowie, boję się” – zaczyna Marta. „Czego?” „Że się rozpadnę, że zacznę
płakać, że będę wyglądała nieładnie”.
„Czy chcesz, żebyśmy ci poświęcili czas?” – pyta Anna. „Nie... – w głosie Marty wyczuwa
się wahanie – jeszcze nie!”
Czas. Strumień, którego nie zdołam zatrzymać, ale z którego mogę czerpać. Jeśli rzucę się
budować tamę, porwie mnie. Jeżeli stojąc nad brzegiem, nagarnę trochę dla siebie, będzie mój.
„Brać czas dla siebie” – to oznacza w języku grupy być gotowym do podzielenia się swoim
problemem, zyskać do siedzących wokoło ludzi tyle zaufania, żeby zdjąć przed nimi swoją maskę.
To narasta, zaczyna cisnąć od środka, wreszcie wylewa się.
Dorota. Nigdy nie była „Dorotką”. Z dzieciństwa utkwił jej w pamięci pewien wieczór. Była
już w łóżeczku. Obudził ją zgrzyt przekręcanego klucza. To matka, zmuszona wyjść z domu,
zamykała drzwi. Dorota wstała, wzięła poduszkę i misia. Otworzyła drzwi i poszła do sąsiadki. Tam
dostała kakao i została położona spać. Po powrocie matka wpadła w złość. Skrzyczała córkę za
„histerie”. Od tej pory Dorota, jako najstarsza z rodzeństwa, zawsze musiała być silna, zaradna,
odpowiedzialna. Nie wolno jej było pieścić się, pokazywać słabości. Zagłuszała w sobie takie
uczucia. Karała się za nie. A pomiędzy nią, a matką rósł mur. Nigdy przez trzydzieści kilka lat nie
powiedziała matce, jaka jest i co czuje naprawdę.
„A czy teraz mogłabyś jej to powiedzieć? Czy ktoś z nas mógłby przez chwilę być
symbolem twojej matki?” – pyta Anna.
Dwie kobiety klęczące naprzeciw siebie na materacu. Metafora, która nagle zaczyna żyć:
„Mamo, ja jestem słaba. Tak często nie daję sobie rady i nie mam komu o tym powiedzieć.
Chciałabym się do ciebie przytulić i rozpłakać, ale boję się, że mnie odrzucisz. Mamo dlaczego
jesteś taka zimna, taka obca?!” „Dorotko, jesteś moją córką, kocham cię. I zawsze będę cię kochała
taką jaka jesteś naprawdę.” Po policzkach Doroty płyną dwie duże łzy. Oczy ma półprzymknięte,
jakby nie chciała jeszcze przez chwilę wracać do sali z materacami, do realnego świata. „Wyobraź
sobie dwie drogi, które łączą się na horyzoncie – mówi łagodnym głosem Anna – jedną drogą
idziesz ty, mała dziewczynka, drugą ty, dorosła kobieta. Spotykacie się u zbiegu dróg. Co się teraz
się stało?” „ Wzięłyśmy się za ręce” – odpowiada Dorota. „Więc idźcie tak dalej. Nie musisz
wypędzać tej małej dziewczynki, która jest w tobie”.
Środa.
„Wyjdź do parku. Znajdź sobie drzewo, które ci się podoba. Pobądź przez chwilę z tym
drzewem. Zobacz, jak się rozwija, jak pachnie. Wyobraź sobie, że sam jesteś drzewem. Jakie to
drzewo? Gdzie rośnie? Co się wokół niego dzieje?”
Grażyna. Drobna, dwudziestokilkuletnia blondynka. Od paru dni tkwi nieruchomo a
materacu, z kolanami pod brodą. Mówi cichym, bezbarwnym głosem: ,Jestem świerkiem. Rosnę na
piachu więc nie jest mi łatwo żyć. Kiedyś ktoś obciął mi czubek więc teraz nie umiem wystrzelić do
góry, tylko rozrastam się chaotycznie. Nie jestem ładnym drzewem.”
Była jeszcze dzieckiem, kiedy życie w ich domu stało się koszmarem. Ojciec szukał sensu
ż
ycia w butelce. Kiedy nie mógł znaleźć, w złości znęcał się nad matką. Mieszkali w starym domu
podzielonym na jednopokojowe klitki. Nie było nawet dokąd uciekać. Podczas jednej z awantur
matka wymknęła się do mieszkania sąsiadki. Ojciec wpadł w szał. Wołał, żeby wróciła.
„Jak nie wrócisz, to ją zaduszę!” – ryczał, zbliżając się w pijackim szale do stołu, pod
którym kuliła się pięcioletnia Grażynka. W rękach miał skórzany pasek, jakby chciał go zarzucić
dziecku na szyję. W ostatniej chwili Grażynka wyrwała się. Dobiegła do drzwi sąsiadki, ale były
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl
39
zamknięte. Oszalały ojciec był tuż. Nie miała siły walić w te drzwi. Nie mogła złapać tchu. Ze
ś
ciśniętego gardła nie mógł wydobyć się żaden dźwięk...
Ten skurcz gardła zna do dziś. Pojawia się zawsze w momencie zdenerwowania. Wraca
tamten koszmar. Paniczny strach, bezradność. Mając prawie 30 lat, Grażyna jest bezbronną istotą,
nie umiejącą nawet krzyknąć „Nie!”.
Wehikuł czasu. Powrót do tamtej chwili. Wbrew pragnieniu, by raz na zawsze zapomnieć.
Jeśli się czegoś boisz, jeśli coś ci przeszkadza żyć, nie wystarczy nie myśleć o tym, wypchnąć do
podświadomości. To COŚ utkwi tam jak zadra, będzie bolało.
Grażyna na materacu pod ścianą. Obok niej Anna. Krzysztof, drugi terapeuta, z kawałkiem
sznura w rękach. Przeistacza się w ojca: „Zaduszę gówniarza, dość mam już was! Wszystkich
poduszę!” – odżywa koszmar sprzed dwudziestu paru lat. I, tak jak wtedy, Grażyna kuli się, drży.
„Oddychaj – mówi Anna – oddychaj głęboko”. „Ojciec” zbliża się. Wykrzywiona twarz. Złe oczy.
Sznurek. Jeszcze tylko chwila... „Krzycz – mówi dobitnie Anna – Nabierz powietrza, użyj swego
głosu, krzycz: „Nie!” Grażyna jest bezsilna. Nieruchome, przerażone oczy, zaciśnięte usta. „Masz
głos, masz silny głos. Krzycz!” – powtarza Anna nieustannie. Nagle twarz Grażyny ożywa.
Kilkoma łapczywymi haustami łapie powietrze... „Nieee! Nieeee!” Tak krzyczy śmiertelnie
przerażony człowiek.
„Masz w sobie siłę. Masz dużo siły. Wyrzuć go stąd” – przekonuje głos Anny. Psychodrama
trwa. Wybuch emocji zagłuszył w Grażynie lęk. Może się wycofać. Ma w zanadrzu magiczne
słowo stop, które natychmiast zatrzymuje wydarzenia. Nie używa go... jeszcze przed chwilą
zwinięta w drżący kłębek, wstaje. Rzuca się na „ojca”. Odpycha go, łka, krzyczy, okłada pięściami.
Ktoś podaje poduszkę, żeby osłonić Krzysztofa przed ciosami. Wreszcie zły ojciec zostaje
wypchnięty za drzwi. Teraz pojawia się druga męska postać. To ojciec „dobry”, ten którego kocha,
do którego chce się przytulić, w którego objęciach powoli wróci do rzeczywistości. „Jesteś silna.
Jesteś bardzo dzielna. Dumny jestem z ciebie!”
„Co czujesz?” – znów to pytanie. Ale jakby łatwiejsze niż trzy dni temu. „Grażynko, byłaś
mi tak bliska. Nie mogłam wytrzymać. Chciałam się rzucić, pomóc ci go pokonać”. Marta
podchodzi do Grażyny, obejmuje ją, otulają się wspólnie kocem. Zbliżając się do siebie, zbliżasz się
też do innych. Już łatwiej mi uwierzyć, że moje sprawy są dość ważne, abym „wziął” trochę
naszego wspólnego czasu. Teraz, jutro, kiedyś?
Czwartek.
Medytacja. Bieg po lesie. Sala. Siadamy parami na materacach, po kolei, każdy z każdym.
Dobrze znane twarze. Spokój. Bezpieczeństwo. Przyjazne słowa. Potem Artur, zapalony rzeźbiarz,
przynosi dla wszystkich bryłę gliny. Ugniatamy po kawałku szarej masy, próbując nadać jej trochę
sensu. Grażyna lepi dwie dłonie, wyciągnięte w proszącym geście. W dłoniach leży mała, szara
kulka...
Ostatnie spotkanie. Ludzie wyciszeni, łagodni. Jacek, lider ośrodka, wpuszcza między nas
promień realizmu: „Wyśpijcie się teraz, weźcie chłodny prysznic i... nie zmieniajcie nic ważnego w
swoim życiu przed upływem trzech dni. Pamiętajcie też, że bliscy, do których wracacie nie mieli
takich doświadczeń jak wy. Przecież byliście w LABORATORIUM.”
Jacek Szmidt
Zgodnie z wymogiem dyskrecji imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: winyl@onet.pl