Zeznania Randolpha Cartera H P Lovecraft

background image

Zeznania Randolpha Cartera
(The Statement of Randolph Carter)

Powtarzam wam, panowie,

ż

e kontynuowanie waszego

ś

ledztwa nie

ma wi

ę

kszego sensu. Ska

ż

cie mnie na do

ż

ywocie je

ż

eli chcecie,

zamknijcie w wi

ę

zieniu lub zabijcie, je

ś

li potrzebujecie kozła

ofiarnego dla iluzji, któr

ą

zwiecie sprawiedliwo

ś

ci

ą

; ja jednak, nie

mog

ę

powiedzie

ć

nic wi

ę

cej, nadto, co zeznałem dotychczas.

Wszystko co pami

ę

tam, wyznałem wam, z idealn

ą

szczero

ś

ci

ą

. Nic

nie zostało przeoczone czy zatajone, a je

ż

eli co

ś

wydaje si

ę

niejasne, to jedynie z powodu mrocznej chmury jaka przy

ć

miła mój

umysł oraz pora

ż

aj

ą

cej natury koszmaru jakiego do

ś

wiadczyłem.

Raz jeszcze powtarzam, nie wiem co si

ę

stało z Marley'em

Warrenem, cho

ć

s

ą

dz

ę

- ba, nawet mam nadziej

ę

-

ż

e pogr

ąż

ył si

ę

w

błogim zapomnieniu; je

ż

eli naturalnie w ogóle mo

ż

na mie

ć

nadziej

ę

,

ż

e

istnieje co

ś

takiego. To fakt, od pi

ę

ciu lat byłem jego najbli

ż

szym

przyjacielem, i w pewnym sensie brałem z nim udział w przera

ż

aj

ą

cej

wyprawie badawczej w gł

ą

b nieznanego. Mi

ę

zaprzeczam, cho

ć

moja

pami

ęć

jest mglista i niespójna,

ż

e, jak twierdzi wasz

ś

wiadek, mógł

widzie

ć

nas razem na Qainsville Pike, zmierzaj

ą

cych ku Wielkim

Cyprysowym Moczarom, o wpół do dwunastej owej potwornej nocy. Mog

ę

nawet potwierdzi

ć

,

ż

e mieli

ś

my latarnie, łopaty i spory zwój drutów z

przył

ą

czonymi aparatami. Ka

ż

dy z tych przedmiotów odegrał swoj

ą

rol

ę

w jednej upiornej scenie, której wspomnienie wryło mi si

ę

ę

boko w

pami

ęć

.

Jednak co si

ę

tyczy pó

ź

niejszych wydarze

ń

i powodu, z jakiego

nast

ę

pnego ranka odnaleziono mnie samego, w stanie gł

ę

bokiego szoku,

na skraju trz

ę

sawiska, stanowczo o

ś

wiadczam, i

ż

nie wiem nic, za

wyj

ą

tkiem tego, co musiałem wam zeznawa

ć

, raz po raz, praktycznie bez

ko

ń

ca. Twierdzicie, ze tam na bagnach, ani nigdzie w pobli

ż

u nie ma

nic. co potwierdzałoby moj

ą

upiorn

ą

opowie

ść

. Powtarzam: nie wiem

nic, ponadto, co widziałem. Mo

ż

e była to wizja lub koszmar - dalibóg,

pragn

ą

łbym, aby tak było - ba, mam tak

ą

cich

ą

nadziej

ę

- jednak nie

potrafi

ę

zapomnie

ć

o tym, co wydarzyło si

ę

w ci

ą

gu tych szokuj

ą

cych

godzin, kiedy we dwóch udali

ś

my si

ę

na trz

ę

sawisko. A je

ż

eli chodzi o

to dlaczego Harley Warren nie wrócił, chyba jedynie on, jego cie

ń

,

lub jaka

ś

bezimienna istota, której nie jestem w stanie opisa

ć

,

mogliby odpowiedzie

ć

na to pytanie.

Jak ju

ż

wcze

ś

niej mówiłem, dobrze wiedziałem o dziwnych

zainteresowaniach Marley'a Warrena i w pewnym sensie je podzielałem.
Spo

ś

ród ogromnej kolekcji dziwacznych. starych ksi

ą

g dotycz

ą

cych

rzeczy zakazanych, przeczytałem wszystkie, stworzone w znanych mi
j

ę

zykach. Stanowi

ą

one wszak

ż

e drobny ułamek w porównaniu z tymi,

których ze wzgl

ę

du na nieznajomo

ść

j

ę

zyka, nie byłem w stanie

przetłumaczy

ć

. Wi

ę

kszo

ść

z nich jest, jak s

ą

dz

ę

, napisana po arabsku,

za

ś

ksi

ę

ga któr

ą

miał ze sob

ą

Warren tamtej nocy - Ksi

ę

ga traktuj

ą

ca

o Złu, któr

ą

zabrał ze sob

ą

w kieszeni schodz

ą

c z tego

ś

wiata -

zapisana była pismem, którego nigdy dot

ą

d nie widziałem. Warren za

ś

nigdy nie mówił mi o tre

ś

ci tej ksi

ąż

ki. Co si

ę

tyczy natury naszych

bada

ń

- czy mam powtórzy

ć

,

ż

e nie w pełni j

ą

teraz pojmuj

ę

?

Fakt ów zda si

ę

by

ć

dla mnie łaskawo

ś

ci

ą

, gdy

ż

były to potworne

nauki, które zgł

ę

białem bardziej wskutek pełnej waha

ń

fascynacji,

ni

ź

li dzi

ę

ki memu nastawieniu. Warren zawsze nade mn

ą

dominował i

czasami - swoj

ą

wiedz

ą

- przera

ż

ał mnie. Pami

ę

tam jak przeszedł mnie

dreszcz, na widok jego wyrazu twarzy, w noc przed upiornym
zdarzeniem, kiedy z niezwykłym przej

ę

ciem mówił o swojej teorii,

dlaczego niektóre zwłoki nigdy nie ulegaj

ą

rozkładowi, lecz

spoczywaj

ą

przez tysi

ą

c lat nie zmienione i tłuste w swoich

grobowcach. Teraz jednak ju

ż

si

ę

go nie obawiam, gdy

ż

podejrzewam,

ż

e

poznał zgroz

ę

przekraczaj

ą

c

ą

moje zdolno

ś

ci pojmowania. Obecnie boj

ę

si

ę

o niego.

Powtarzam, nie wiem co konkretnie było naszym celem owej nocy. Z cał

ą

pewno

ś

ci

ą

miało to wiele wspólnego z tre

ś

ci

ą

ksi

ę

gi, któr

ą

Warren

zabrał ze sob

ą

; z ow

ą

prastar

ą

ksi

ę

g

ą

w niemo

ż

liwym do odczytania

background image

j

ę

zyku, któr

ą

otrzymał z Indii miesi

ą

c wcze

ś

niej, ale mog

ę

przysi

ą

c,

ż

e nie wiem co mieli

ś

my tam znale

źć

. Wasz

ś

wiadek mówi,

ż

e widział

nas o wpół do dwunastej w nocy na Qainesville Pik

ę

, jak szli

ś

my w

kierunku Wielkich Cyprysowych Moczarów. Jest to zapewne zgodne z
prawd

ą

, ale szczerze mówi

ą

c, nie pami

ę

tam. Przed oczami mam jeden

tylko obraz, a musiało by

ć

wtedy sporo po północy -bo wysoko na

spowitym oparami niebie wisiał bledn

ą

cy sierp ksi

ęż

yca.

Naszym celem był stary cmentarz, tak stary,

ż

e zadygotałem

widz

ą

c jak czas okazał si

ę

dla

ń

bezlitosny. Poło

ż

ony był on w

ę

bokiej, podmokłej kotlinie, zarosłej bujnymi trawami, mchem oraz

dziwacznymi pn

ą

cymi chwastami i wypełnionej słabym acz wyczuwalnym

smrodem, który nie wiedzie

ć

czemu skojarzył mi si

ę

, absurdalnie, z

gnij

ą

cymi kamieniami. Z ka

ż

dej strony wida

ć

było

ś

lady zaniedbania i

upadku, i pami

ę

tam,

ż

e odniosłem niepokoj

ą

ce wra

ż

enie i

ż

Warren i ja

byli

ś

my pierwszymi

ż

ywymi istotami, które od stuleci o

ś

mieliły si

ę

nawiedzi

ć

to spowite grobow

ą

cisz

ą

miejsce.

Ponad kraw

ę

dzi

ą

kotliny gasn

ą

cy ksi

ęż

yc wyjrzał spo

ś

ród zasłony

cuchn

ą

cych oparów, które zdawały si

ę

bezgło

ś

nie wypływa

ć

z gł

ę

bi

grobowców, i w jego słabym

ś

wietle ujrzałem odra

ż

aj

ą

c

ą

, chaotyczn

ą

mozaik

ę

antycznych płyt nagrobnych, urn, kenot i fasat mauzoleów.

Wszystkie były zmurszałe, poro

ś

ni

ę

te mchem i pokryte plamami wilgoci,

po cz

ęś

ci za

ś

nikły w

ś

ród bujnej acz zgoła niezdrowej ro

ś

linno

ś

ci.

Pierwszym wyra

ź

nym wspomnieniem z mojej wizyty w tej potwornej

nekropolii jest scena, kiedy zatrzymałem si

ę

wraz z Warrenem przed

pewnym na wpół zniszczonym grobowcem i poło

ż

yłem na ziemi cz

ęść

naszych rzeczy. Dopiero teraz zauwa

ż

yłem,

ż

e niosłem latarni

ę

i dwie

łopaty, za

ś

mój towarzysz oprócz latarni, d

ź

wigał przeno

ś

ny telefon,

nie zamienili

ś

my słowa, zupełnie jakby

ś

my obaj doskonale znali cel

tej nocnej wycieczki. Bezzwłocznie chwycili

ś

my za łopaty i zacz

ę

li

ś

my

oczyszcza

ć

płaski, archaiczny grobowiec z pokrywaj

ą

cego go mchu,

traw, chwastów i naniesionej ziemi.
Po odsłoni

ę

ciu całej powierzchni, na któr

ą

składały si

ę

trzy wielkie,

granitowe płyty, cofn

ę

li

ś

my si

ę

nieznacznie by móc si

ę

lepiej

przyjrze

ć

staremu grobowcowi. Warren zdawał si

ę

oblicza

ć

co

ś

w

my

ś

lach, po czym ponownie podszedł do grobu i u

ż

ywaj

ą

c łopaty jak

d

ź

wigni, próbował podnie

ść

jedn

ą

z płyt znajduj

ą

cych si

ę

najbli

ż

ej

sterty gruzów, która niegdy

ś

mogła by

ć

pomnikiem.

Nie udało mu si

ę

to i skin

ą

ł na mnie, abym mu pomógł. W ko

ń

cu,

wspólnymi siłami zdołali

ś

my obluzowa

ć

kamie

ń

, podnie

ś

li

ś

my go i

zwalili

ś

my na bok.

Oczom naszym ukazała si

ę

mroczna czelu

ść

, z której buchn

ą

ł kł

ą

b

miazmatycznych gazów, tak dusz

ą

cy,

ż

e cofn

ę

li

ś

my si

ę

jak pora

ż

eni.

Jednak

ż

e, chwil

ę

ź

niej, po ponownym zbli

ż

eniu si

ę

do otworu,

stwierdzili

ś

my,

ż

e wyziewy nie s

ą

ju

ż

tak dokuczliwe.

Blask latarni ukazał stopnie kamiennych schodów, ociekaj

ą

cych jak

ąś

ohydn

ą

posok

ą

wypływaj

ą

c

ą

z trzewi ziemi i okolonych wilgotnymi,

omszałymi

ś

cianami. I wła

ś

nie teraz, moja pami

ęć

rejestruje pierwsz

ą

wymian

ę

zda

ń

. słowa Warrena skierowane do mnie i wypowiedziane jego

mi

ę

kkim, melodyjnym głosem, w którym nie pobrzmiewał nawet cie

ń

zaniepokojenia, jakie mogło wywoływa

ć

przera

ż

aj

ą

ce otoczenie.

- Przykro mi,

ż

e musz

ę

ci

ę

poprosi

ć

, aby

ś

pozostał na

powierzchni - rzekł - ale byłoby zbrodni

ą

pozwolenie komu

ś

o tak

słabych nerwach jak ty, zej

ść

w gł

ą

b tych katakumb. Mi

ę

jeste

ś

sobie

w stanie wyobrazi

ć

, nawet po tym co czytałe

ś

i o czym ci opowiadałem,

co przyjdzie mi wytrzyma

ć

i uczyni

ć

, tam, na dole. To dzieło Złego,

Carter, i w

ą

tpi

ę

czy jakikolwiek człowiek, nie maj

ą

cy stalowych

nerwów, byłby w stanie zobaczy

ć

to wszystko i powróci

ć

na

powierzchni

ę

ż

ywy i przy zdrowych zmysłach. Mi

ę

ż

yw do mnie urazy.

Bóg mi

ś

wiadkiem,

ż

e bardzo chciałbym, aby

ś

wszedł tam ze mn

ą

-jednak

w pewnym stopniu spoczywa na mnie odpowiedzialno

ść

, i nie mógłbym

ci

ą

gn

ąć

ze sob

ą

takiego kł

ę

bka nerwów w otchła

ń

ku prawdopodobnej

ś

mierci i szale

ń

stwu. Powiadam ci, nie wyobra

ż

asz sobie, co si

ę

tam

znajduje! Jednak

ż

e obiecuj

ę

,

ż

e o wszystkim b

ę

d

ę

informował ci

ę

przez

telefon - jak widzisz mam dostatecznie du

ż

o drutu, aby dotrze

ć

z nim

background image

do samego

ś

rodka ziemi i z powrotem.

Wci

ąż

brzmi

ą

w mej pami

ę

ci te wypowiadane spokojnie słowa i

nadal pami

ę

tam gorej

ą

cy we mnie płomie

ń

sprzeciwu. Tak bardzo

pragn

ą

łem towarzyszy

ć

memu przyjacielowi w w

ę

drówce w gł

ą

b prastarego

grobowca, ale on okazał si

ę

nieugi

ę

ty. W pewnej chwili zagroził,

ż

e

przerwie cał

ą

wypraw

ę

, je

ż

eli nadal b

ę

d

ę

si

ę

upierał. I gro

ź

ba

okazała si

ę

skuteczna, jako

ż

e to on dzier

ż

ył klucz do wszystkiego.

Pami

ę

tam to wszystko, ale nie przypominam sobie co konkretnie było

naszym celem, czego szukali

ś

my. Uzyskawszy, aczkolwiek z wahaniem,

moj

ą

zgod

ę

na przyj

ę

cie jego koncepcji Warren podniósł z ziemi zwój

drutu i podł

ą

czył przyrz

ą

dy. Kiedy skin

ą

ł głow

ą

wzi

ą

łem do r

ę

ki

aparat i usiadłem na starym, wypranym z kolorów kamieniu płyty
nagrobnej opodal niedawno przez nas otwartego zej

ś

cia do katakumb.

Nast

ę

pnie podał mi r

ę

k

ę

, zarzucił zwój drutu na rami

ę

i znikł w gł

ę

bi

owej niemo

ż

liwej do opisania kostnicy. Jeszcze przez pewien czas

widziałem blask jego latarni i słyszałem szelest ci

ą

gn

ą

cego si

ę

za

nim po ziemi przewodu; jednak po

ś

wiata znikła nieoczekiwanie, jakby

przyjaciel mój ni st

ą

d, ni zow

ą

d natrafił na załom korytarza. D

ź

wi

ę

k

ucichł równie gwałtownie. Byłem sam, a jednak poł

ą

czony z nieznan

ą

czelu

ś

ci

ą

owymi magicznymi przewodami, których izolowana powierzchnia

połyskiwała zielonkawo w słabym

ś

wietle nikn

ą

cego sierpa ksi

ęż

yca.

Raz po raz spogl

ą

dałem na zegarek, przy

ś

wiecaj

ą

c sobie latarni

ą

i z

narastaj

ą

cym niepokojem wsłuchiwałem si

ę

w słuchawk

ę

telefonu -

jednak przez ponad kwadrans panowała w niej gł

ę

boka cisza. Nagle

usłyszałem cichy trzask i zawołałem mego przyjaciela.

Pomimo napi

ę

cia, absolutnie nie byłem przygotowany na słowa

jakie doszły mnie z gł

ę

bi tych mrocznych i niesamowitych katakumb i

jeszcze nigdy nie słyszałem w głosie Marleya Warrena równie silnego
zdenerwowania i dr

ż

enia. Ten, który jeszcze nie tak dawno, odchodz

ą

c,

starał si

ę

mnie uspokoi

ć

, zwracał si

ę

teraz do mnie z wn

ę

trza

grobowca dr

żą

cym szeptem, który brzmiał bardziej złowrogo ni

ż

najgło

ś

niejszy krzyk!

- Bo

ż

e, gdyby

ś

mógł widzie

ć

to co ja.

Nie mogłem odpowiedzie

ć

. Odj

ę

ło mi mow

ę

i mogłem jedynie

słucha

ć

. Po chwili znów doszedł mnie ten sam, przesycony napi

ę

ciem,

szept
- Carter, to przera

ż

aj

ą

ce - potworne - niewiarygodne. Tym razem głos

mnie nie zawiódł i zalałem słuchawk

ę

potokiem pełnych ekscytacji

pyta

ń

. Przera

ż

ony, raz po raz powtarzałem:

- Warren, co tam jest? Co tam jest?
Ponownie usłyszałem głos mego przyjaciela, w dalszym ci

ą

gu ochrypły

od strachu, teraz jednak wyra

ź

nie podbarwiony rozpacz

ą

.

- Mi

ę

mog

ę

ci powiedzie

ć

, Carter! To po prostu nie do pomy

ś

lenia -

nie odwa

żę

si

ę

tego powiedzie

ć

...

ż

aden człowiek nie mógłby o tym

wiedzie

ć

i pozosta

ć

przy

ż

yciu! Bo

ż

e...! Nigdy co

ś

takiego nawet mi

si

ę

nie

ś

niło!

l znów cisza, je

ż

eli nie liczy

ć

bezładnego potoku zadawanych przeze

mnie pyta

ń

. A potem głos Warrena, bardziej, o ile to mo

ż

liwe,

przera

ż

ony i przepełniony konsternacj

ą

.

- Carter, na miło

ść

bosk

ą

, połó

ż

płyt

ę

z powrotem i je

ś

li tylko

mo

ż

esz, uciekaj! Szybko - rzu

ć

wszystko i uciekaj, to twoja jedyna

szansa! Zrób co mówi

ę

i o nic nie pytaj! nie ka

ż

mi niczego

wyja

ś

nia

ć

!

Usłyszałem to, ale mogłem jedynie powtarza

ć

moje gor

ą

czkowe pytania.

Wokół mnie były grobowce, mrok i cienie; poni

ż

ej za

ś

jakie

ś

zagro

ż

enie, przekraczaj

ą

ce wszelkie ludzkie wyobra

ż

enia. Jednak mój

przyjaciel był w wi

ę

kszym niebezpiecze

ń

stwie ni

ż

ja, i pomimo i

ż

bardzo si

ę

bałem, poczułem si

ę

nieco ura

ż

ony,

ż

e w tej sytuacji mógł

żą

da

ć

bym pozostawił go samego. Rozległ si

ę

kolejny trzask i, po

krótkiej chwili, zatrwa

ż

aj

ą

ce ponaglenia Warrena:

- Spływaj! Pia lito

ść

bosk

ą

, połó

ż

płyt

ę

na miejsce i spływaj

stamt

ą

d, Carter!

Co

ś

w młodzie

ń

czym slangu mojego przera

ż

onego towarzysza odblokowało

moj

ą

zdolno

ść

my

ś

lenia. Zebrałem si

ę

w sobie i zawołałem:

background image

- Warren, trzymaj si

ę

! Schodz

ę

do ciebie! Jednak na te słowa, Marley

odkrzykn

ą

ł w nieskrywanej rozpaczy.

- Mi

ę

! Nie rozumiesz! Ju

ż

jest za pó

ź

no - i to moja wina. Połó

ż

płyt

ę

na miejsce i wiej - nic innego nie mo

ż

esz zrobi

ć

ani ty, ani nikt

inny!
Ton znów si

ę

zmienił - tym razem jednak nieco złagodniał, jakby w

wyrazie beznadziejnej rezygnacji. Ja jednak, przez swój strach
wyra

ź

nie wyczuwałem w nim napi

ę

cie.

- Szybko - zanim b

ę

dzie za pó

ź

no.

Próbowałem nie zwraca

ć

na niego uwagi; usiłowałem przełama

ć

parali

ż

jaki mnie ogarn

ą

ł i spełniaj

ą

c swoj

ą

obietnic

ę

, czym pr

ę

dzej ruszy

ć

mu z pomoc

ą

. Jednak gdy rozległ si

ę

kolejny szept wci

ąż

jeszcze

trwałem w kompletnym bezruchu, sp

ę

tany niewidzialnymi okowami

niewypowiedzianej zgrozy.
- Carter - po

ś

piesz si

ę

! To nic nie da; musisz odej

ść

... lepiej

ż

eby

jeden, ni

ż

dwóch... płyta...

Przerwa - kolejne trzaski i słaby głos Warrena:
-To ju

ż

prawie koniec; nie utrudniaj sprawy, zakryj te cholerne

schody i wiej. je

ś

li ci

ż

ycie miłe. Tylko tracisz czas! Bywaj Carter

-ju

ż

si

ę

nie zobaczymy.

Jednocze

ś

nie szept Warrena przerodził si

ę

w krzyk; krzyk stopniowo

zmieniaj

ą

cy si

ę

we wrzask zawieraj

ą

cy w sobie cał

ą

zgroz

ę

wieków...

- Przeklinam te piekielne istoty... Legiony... Mój Bo

ż

e! Uciekaj!

Spływaj! Spływaj! Wiej!

Po tym zapadła cisza. Mi

ę

wiem ile niezmierzonych eonów

siedziałem, jak wro

ś

ni

ę

ty w ziemi

ę

, szepcz

ą

c, mamrocz

ą

c, wołaj

ą

c i

wrzeszcz

ą

c do słuchawki telefonu:

"Warren! Warren! Odpowiedz -jeste

ś

tam?"

I wtedy stało si

ę

najgorsze, był to istny koszmar - niewiarygodny,

niewyobra

ż

alny, rzekłbym nawet, niepowtarzalny, co

ś

czego nie sposób

opisa

ć

. Jak powiedziałem, wydawało mi si

ę

,

ż

e min

ę

ły całe eony odk

ą

d

Warren wykrzyczał do mnie swe ostatnie, rozpaczliwe ostrze

ż

enie, i

ż

e

obecnie jedynie moje własne krzyki przerywały okropn

ą

cisz

ę

. Jednak

po chwili usłyszałem w słuchawce kolejne szcz

ę

kni

ę

cie i wyt

ęż

yłem

słuch. Ponownie zawołałem: "Jeste

ś

tam, Warren?" A w odpowiedzi

usłyszałem co

ś

co sprawiło,

ż

e mroczna chmura spowiła mój umysł. Nie

staram si

ę

tłumaczy

ć

tego czego

ś

, tego głosu, ani te

ż

nie pokusz

ę

si

ę

o bli

ż

sz

ą

jego charakterystyk

ę

, jako

ż

e ju

ż

pierwsze słowa pozbawiły

mnie

ś

wiadomo

ś

ci i stworzyły mentaln

ą

kurtyn

ę

, która uniosła si

ę

dopiero, kiedy ockn

ą

łem si

ę

ju

ż

w szpitalu.

ż

mam powiedzie

ć

?

Czy mam stwierdzi

ć

,

ż

e ów głos był gł

ę

boki; płytki; galaretowaty;

odległy; nieziemski; nieludzki; bezcielesny?

ż

mam powiedzie

ć

?

To była ostatnia rzecz jak

ą

zarejestrowałem. Usłyszałem go i

nic poza tym nie wiem; usłyszałem go siedz

ą

c jak skamieniały na

nieznanym cmentarzysku w kotlinie, po

ś

ród potrzaskanych płyt i

obróconych w gruzy grobowców, maj

ą

c w nozdrzach wo

ń

gnij

ą

cej

ro

ś

linno

ś

ci i fetor miazmatycznych wyziewów. Usłyszałem ten głos,

płyn

ą

cy z najgł

ę

bszych czelu

ś

ci przekl

ę

tego, otwartego grobowca,

wpatruj

ą

c si

ę

w amorficzne widmowe cienie ta

ń

cz

ą

ce poni

ż

ej

przekl

ę

tego, bladego sierpa ksi

ęż

yca.

To co

ś

powiedziało:

- Ty głupcze, Warren NIE

Ż

YJE!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zeznania Randolpha Cartera, H. P. Lovecraft
Lovecraft H P Zeznania Randolpha Cartera
H P Lovecraft Zeznania Randolpha Cartera
Lovecraft H P Zeznania Randolpha Cartera
zeznania randolpha cartera
Zeznania Randolpha Cartera
Lovecraft, H P La declaracin de Randolph Carter
Zeznanie szalonego Araba H P Lovecraft
ZEZNANIA S GILA ZAMACH NA LENINA
ZEZNANIA FANI KAPLAN ZAMACH NA LENINA
Piekielna ilustracja, H. P. Lovecraft
Zeznania
H P Lovecraft Widmo nad Innsmouth
Lovecraft, HP En la Cripta
Grobowiec, H. P. Lovecraft
Ogar, H. P. Lovecraft

więcej podobnych podstron