Sheldon Sidney Nic nie trwa wiecznie

background image

sidney sheldon

Nic nie trwa wiecznie

Przekład

BARBARA ORŁOWSKA

Czego nie wyleczą medykamenty, to traktuje się nożem;

kiedy i nóż nie pomoże, przypalamy żelazem. A jeśli i to nie poskutkuje,

wtedy chorobę należy uznać za nieuleczalną.

Hipokrates, około 480 roku p.n.e.

Są trzy rodzaje ludzkich istot: mężczyźni, kobiety oraz lekarki.

William Osler

Prolog

San Francisco Wiosna 1995

C

arl Andrews, dziekan Izby Adwokackiej, był wściekły. - Co tutaj się, do diabła, dzieje?! -
wrzeszczał. - Mamy trzy lekarki, które mieszkają razem i pracują w tym samym szpitalu.
Jedna z nich niemal doprowadziła do zamknięcia całego szpitala, druga za milion dolarów
zabiła pacjenta, a trzecia została zamordowana. Andrews przerwał, by wziąć głęboki oddech.

1 to w dodatku kobiety! Trzy cholerne lekarki! Media obchodzą się z nimi jak z jajkiem.

Wszyscy o nich trąbią. Program Sześćdziesiąt minut poświęcił im całą audycję. Barbara
Walters także się nimi zajęła. Nie można wziąć do ręki gazety lub czasopisma, żeby nie
natknąć się na ich zdjęcia albo artykuł na ich temat. Założę się, że w Hollywood nakręcą o
nich film i zrobią z tych dziwek prawdziwe bohaterki! I wcale się nie zdziwię, jeśli wydadzą
znaczki pocztowe z ich wizerunkami, tak jak z Presleyem. Do diabła z nimi! - krzyknął i
uderzył pięściąw fotografię kobiety widniejącą na okładce „Time'a". Podpis głosił: Doktor
Paige Taylor - anioł miłosierdzia czy uczennica diabła?

Doktor Paige Taylor - Andrews powtórzył te słowa tonem pełnym obrzydzenia. Potem

zwrócił się do Gusa Venable'a, swojego współpracownika. -Powierzam ci tę sprawę, Gus.
Chcę najwyższego wymiaru kary.

Spokojna głowa - odparł Gus Venable. - Dopilnuję tego.

Siedząc w sali sądowej i przyglądając się doktor Paige Taylor, Gus Venable pomyślał: ta

kobieta wzbudza zaufanie. Potem uśmiechnął się do siebie i dodał w duchu: Ale to jeszcze
nic nie znaczy. Doktor Taylor była wysoka i szczupła, w jej bladej twarzy piwne oczy
wydawały się jeszcze ciemniejsze. Postronny obserwator uznałby japo prostu za atrakcyjną

background image

kobietę. Ktoś bardziej dociekliwy dostrzegłby coś więcej - to, że jest to ktoś o bogatej
osobowości. Promieniowała z niej młodzieńcza ekscytacja z domieszką rezerwy, kobiecej
przenikliwości i doświadczenia. Biła od niej prawość. Tak powinna wyglądać dziewczyna,
pomyślał cynicznie Gus Venable, którą mężczyzna z dumą przyprowadziłby do domu, by
przedstawić ją swojej matce. Jeśli oczywiście matka gustowałaby w morderczyniach
zabijających z zimną krwią.

Spojrzenie doktor Paige Taylor było jakby nieobecne. Pogrążona we własnych myślach

błądziła wyobraźnią gdzieś daleko od chłodnej, bezosobowej sali sądowej, w której się teraz
znalazła.

Rozprawa odbywała się w szacownym, starym gmachu sądu w San Francisco przy Bryant

Street. Budynek, w którym mieściły się Sąd Najwyższy oraz więzienie stanowe, był ponurą
wysoką sześciopiętrową budowlą z szarego kamienia. Ludzie wchodzący do środka dla
zapewnienia bezpieczeństwa przechodzili przez bramkę wyposażoną w elektroniczne
czujniki. Na drugim piętrze znajdował się Sąd Najwyższy. W sali numer 121, gdzie odby-
wały się rozprawy dotyczące morderstw, ława sędziowska stała pod ścianą a za nią widniała
amerykańska flaga. Po lewej stronie stała ława przysięgłych, pośrodku dwa stoły oddzielone
od siebie przejściem, jeden dla oskarżyciela, drugi dla obrońcy.

Salę wypełniali dziennikarze oraz widzowie, których przyciągały rozprawy dotyczące

nieszczęśliwych wypadków i zbrodni. Ten proces zdawał się szczególnie spektakularny. Gus
Venable, prokurator, przyciągał uwagę swoim wyglądem. Był postawny i wyniosły. Miał
gęste siwe włosy, kozią bródkę i wytworne maniery właściciela plantacji z Południa. W
rzeczywistości nigdy nawet nie był na Południu. Sprawiał wrażenie człowieka nieco
roztargnionego, lecz jego ścisły umysł pracował jak komputer. Zarówno w lecie, jak i w
zimie nosił biały garnitur i koszulę ze sztywnym, staroświeckim kołnierzykiem.

Adwokat Paige Taylor, Alan Penn, stanowił całkowite przeciwieństwo Venable'a: był

krzepkim, energicznym mężczyzną. Osiągnął pozycję, wygrywając kilka spraw, które
wydawały się całkiem beznadziejne.

Spotykali się nie po raz pierwszy. Ich stosunki opierały się na wymuszonym szacunku i

całkowitym braku zaufania. Ku zaskoczeniu Venable'a Alan Penn odwiedził go na tydzień
przed rozpoczęciem procesu.

- Przyszedłem, żeby wyświadczyć ci pewną przysługę.

Gus pomyślał, że trzeba się strzec obrońców przynoszących dary. Co masz na myśli, Alan?
- spytał.

Nie rozmawiałem jeszcze o tym z moją klientką, ale być może, jak przypuszczam, uda

mi się ją namówić, by przyznała się do winy: w ten sposób otrzyma niższy wymiar kary i
oszczędzi stanowi kosztów rozprawy.

A więc chodzi o przyznanie się do winy i niższy wymiar kary?

Tak.

Gus Venable rozejrzał się po biurku, szukając czegoś.

Nie mogę znaleźć tego cholernego kalendarza. Czy wiesz, który dziś jest?

Pierwszy czerwca. Czemu pytasz?

Przed chwilą pomyślałem, że może to już Boże Narodzenie, skoro prosisz o taki prezent.

Gus...

Venable pochylił się na krześle.

Wiesz, Alan, w normalnych warunkach byłbym skłonny iść ci na rękę. Prawdę mówiąc,

najchętniej łowiłbym teraz ryby na Alasce. Jednak moja odpowiedź brzmi: nie. Bronisz
morderczyni, która z zimną krwią, dla pieniędzy zabiła bezbronnego pacjenta. Będę domagał
się kary śmierci.

Uważam, że ona jest niewinna i zamierzam... - Venable wybuchnął śmiechem.

Nie uda ci się. Ani tobie, ani nikomu innemu. To sprawa już przesądzona. Twoja

klientka jest winna.

Będzie winna dopiero wtedy, gdy stwierdzi to ława przysięgłych.

Zrobi to z pewnością - odparł Gus.

background image

Po wyjściu Alana Penna Venable stał przez chwilę na środku gabinetu, rozmyślając nad

tym, co przed chwilą usłyszał. Penn przyszedł do niego, co było zapewne oznaką słabości
adwokata. Obrońca zdawał sobie sprawę, że nie ma szans na wygraną. Gus Venable pomyślał
o niezbitych dowodach, jakie posiadał, o świadkach, których zamierzał powołać, i poczuł się
pewnie.

Doktor Paige Taylor zostanie skazana na śmierć przez zagazowanie. Nie było co do tego

wątpliwości.

Wybranie przysięgłych nie było łatwe. Sprawa morderstwa przyciągała uwagę mediów od

wielu miesięcy. Sposób, w jaki dokonano zabójstwa, wywołał falę agresji.

Sędzią przewodniczącym była Vanessa Young, nieustępliwa, znakomita czarnoskóra

prawniczka, o której chodziły słuchy, że zostanie powołana do Sądu Najwyższego Stanów
Zjednoczonych. Nie miała cierpliwości do adwokatów i odznaczała się porywczym
temperamentem. Wśród prawników San Francisco krążyło powiedzenie: „Jeśli twój klient
jest winny, a ty chcesz, by ktoś się nad nim zlitował, trzymaj się z daleka od sędzi Young".

Dzień przed rozpoczęciem rozprawy pani Young wezwała obrońcę i prokuratora do

swojego gabinetu.

Panowie, ze względu na poważny charakter tego procesu musimy ustalić pewne

podstawowe zasady. Chcę ustalić reguły, aby mieć pewność, że obrońca prowadzi grę
uczciwą. Jednak przestrzegam was obu przed próbą wykorzystania tego. Czy to jasne?

Oczywiście, Wysoki Sądzie.

Oczywiście, Wysoki Sądzie.

Gus Venable kończył swoje pierwsze wystąpienie.

- A więc, panie i panowie ławnicy, udowodnimy, ponad wszelką wątpliwość, że doktor

Paige Taylor zabiła pacjenta, Johna Cronina. 1 nie tylko popełniła morderstwo, ale zrobiła to
dla pieniędzy... dużych pieniędzy. Zabiła Johna Cronina za milion dolarów. Zapewniam was,
ż

e kiedy zapoznacie się ze wszystkimi dowodami, bez trudu przekonacie się o winie doktor

Paige Taylor, która popełniła morderstwo pierwszego stopnia. To wszystko, co chciałem
powiedzieć, dziękuję.

Ławnicy siedzieli w milczeniu, nieruchomo, lecz pełni oczekiwania. Gus Venable zwrócił
się do sędzi:

- Jeśli można, Wysoki Sądzie, chciałbym powołać pierwszego świadka oskarżenia,

Gary'ego Williamsa.

Kiedy świadek został zaprzysiężony, Gus Venable zadał pytanie:

Czy jest pan sanitariuszem w szpitalu okręgowym Embarcadero?

Zgadza się.

Czy pracował pan w zeszłym roku na oddziale trzecim, kiedy przywieziono tam Johna

Cronina?

Tak.

Czy może nam pan powiedzieć, kto się nim zajmował?

Doktor Taylor.

Jak określiłby pan stosunki panujące między doktor Taylor a Johnem Croninem?

Sprzeciw! -Alan Penn wstał. - Prokurator domaga się od świadka wyciągnięcia wniosku.

Podtrzymuję sprzeciw - odparła sędzia.

W takim razie wyrażę to w inny sposób. Czy słyszał pan rozmowę doktor Taylor z

Johnem Croninem?

Oczywiście. Nic na to nie mogłem poradzić. Pracowałem cały czas na tym oddziale.

Czy określiłby pan te pogawędki jako przyjacielskie?

Nie, proszę pana.

Naprawdę? Dlaczego?

Pamiętam dzień, kiedy przywieziono pana Cronina i doktor Taylor zaczęła go badać.

Powiedział jej wtedy... - mężczyzna się zawahał. - Nie wiem, czy mogę powtórzyć takie
słowa.

Oczywiście, panie Williams. Nie sądzę, żeby w sali znajdowali się nieletni.

background image

No więc, powiedział, żeby trzymała swoje pieprzone ręce z dala od niego.

Powiedział coś takiego do doktor Taylor?

Tak, proszę pana.

Byłby pan uprzejmy powiedzieć sądowi, co jeszcze pan widział lub słyszał?

John Cronin zawsze mówił o doktor: „Ta suka". Nie chciał, żeby się do niego zbliżała.

Za każdym razem, gdy wchodziła do jego pokoju, mówił: „Znowu idzie ta suka! albo
Powiedz tej dziwce, żeby zostawiła mnie w spokoju" lub też: „Czemu nie dadzą mi
prawdziwego lekarza?"

Gus Venable spojrzał wymownie na doktor Taylor. Oczy przysięgłych podążyły za jego

wzrokiem. Venable pokiwał głową, nagle jakby posmutniał, po czym zwrócił się do świadka:

- Czy pan Cronin wyglądał na człowieka, który chciałby dać pani Taylor milion dolarów?

Alan Penn wstał z miejsca.

Sprzeciw! To jest jeszcze raz pytanie o opinię.

Uchylam sprzeciw - rzekła sędzia Young. - Świadek może odpowiedzieć na pytanie.

Alan Penn spojrzał na Paige Taylor i usiadł z powrotem na krześle. -Ależ skąd. On jej

szczerze nienawidził - odparł Williams.

Do miejsca dla świadków podszedł doktor Arthur Kane. Gus Venable spytał
go:

Doktorze Kane, miał pan dyżur, kiedy odkryto, że John Cronin został zamordo... -

Venable urwał w pół słowa i zerknął na sędzię - ...zabity przez wprowadzenie insuliny do
krwiobiegu.

Tak.

I później zorientował się pan, że zrobiła to doktor Taylor?

Zgadza się.

Doktorze Kane, pokażę panu oficjalne, lekarskie świadectwo zgonu podpisane przez

doktor Taylor. - Venable wyciągnął kartkę i wręczył ją Kane'owi. - Czy mógłby pan
przeczytać to głośno?

Kane zaczął czytać:

John Cronin. Przyczyna śmierci: ustanie oddychania, zatrzymanie akcji serca

spowodowane zatorem płuc.

A jak to brzmi w zwykłym języku?

Chodzi o to, że pacjent zmarł na atak serca.

I ten dokument został podpisany przez doktor Taylor?

Tak.

Panie Kane, czy to była prawdziwa przyczyna śmierci Johna Cronina?

Nie. Śmierć spowodowało wstrzyknięcie insuliny.

A więc doktor Taylor podała śmiertelną dawkę insuliny, a potem napisała nieprawdziwy

raport?

Tak.

I doniósł pan o tym administratorowi szpitala, doktorowi Wallace'owi, który z kolei

powiadomił władze?

Owszem. To był mój obowiązek - odparł Kane z godnością. - Jestem lekarzem. Uważam,

ż

e nie powinno się odbierać życia żadnej ludzkiej istocie bez względu na okoliczności.

Kolejnym świadkiem była wdowa po Johnie Croninie. Hazel Cronin miała prawie

czterdziestkę, błyszczące rude włosy i kształtną figurę, którą podkreślał krój prostej czarnej
sukienki.

- Wiem, jak bolesne jest to dla pani - rzekł Gus Venable - ale muszę

prosić panią o opisanie ławie przysięgłych swoich stosunków ze zmarłym
mężem.

Wdowa otarła oczy wielką koronkową chusteczką.

- Nasze małżeństwo było udane. John był wspaniałym człowiekiem. Czę

sto mi powtarzał, że tylko dzięki mnie jest naprawdę szczęśliwy.

Jak długo była pani żoną Johna Cronina?

background image

Dwa lata, lecz John zawsze mówił, że były to dwa lata spędzone w raju.

Pani Cronin, czy mąż kiedykolwiek rozmawiał z panią o doktor Taylor? Czy mówił, że

jest wspaniałą lekarką, że bardzo mu pomagała lub też że bardzo ją lubi?

Nigdy mi o niej nie wspominał.

Nigdy?

Nie, nigdy.

A czy John kiedykolwiek rozważał możliwość pominięcia pani i pani braci w

testamencie?

Nie, nigdy. Był najbardziej szczodrym człowiekiem pod słońcem. Zawsze mi powtarzał,

ż

e mogę mieć wszystko, a kiedy on umrze... -jej głos się załamał - ...kiedy umrze, zostanę

bogatą kobietą i... - Nie mogła już dalej mówić.

Piętnaście minut przerwy - zarządziła sędzia Young.

Jasona Curtisa, siedzącego w tylnych rzędach, zalewała złość. Nie mógł uwierzyć w to, co

ś

wiadkowie mówili o Paige. To kobieta, którą kocham -pomyślał. Kobieta, z którą mam się

ożenić.

Zaraz po aresztowaniu Paige Jason Curtis odwiedził ją w celi.

- Wygramy tę sprawę - zapewniał ją. - Załatwię ci najlepszego adwokata

w kraju.

Jason od razu pomyślał o Alanie Pennie i złożył mu wizytę.

Ś

ledziłem tę sprawę w gazetach - rzekł adwokat. - Prasa już uznała panią Taylor za

winną zamordowana Johna Cronina dla pieniędzy. Co więcej, ona sama się do tego
przyznaje.

Znam ją - odparł Jason Curtis. - Proszę mi wierzyć, to niemożliwe, żeby Paige zrobiła

coś takiego.

Skoro sama przyznaje, że go zabiła - rzekł Penn - mamy do czynienia z eutanazją.

Zabójstwo z litości jest niezgodne z prawem panującym w Kalifornii i w wielu innych
stanach, ale wywołuje sprzeczne uczucia. Oczywiście mógłbym zrobić z pani Taylor
współczującą Florence Nightingale słuchającą podszeptów z nieba i tak dalej, problem
jednak w tym, że pańska ukochana zabiła pacjenta, który zapisał jej w testamencie milion
dolarów. Co było pierwsze, jajko czy kura? Czy dowiedziała się o tych pieniądzach, zanim go
zabiła, czy później?

- Paige nic nie wiedziała o milionie dolarów - rzekł Jason z przekonaniem.
Penn odparł wymijająco:

W porządku. Był to więc szczęśliwy zbieg okoliczności. Prokurator oskarżył ją o

popełnienie morderstwa pierwszego stopnia i domaga się dla niej kary śmierci.

Czy zajmie się pan tą sprawą?

Penn się zawahał. Było oczywiste, że Jason Curtis wierzy w doktor Taylor. Tak jak

Samson wierzył w Dalilę, pomyślał Penn i spojrzał na Jasona. -Zastanawiam się, czy ten
facet też maczał w tym palce.

Jason czekał na odpowiedź.

- Wezmę tę sprawę, ale musi pan wiedzieć, że nie będzie łatwa. Wątpię,

czy ją wygramy.

Stwierdzenie Alana Penna nie brzmiało zbyt optymistycznie.

Gdy następnego ranka wznowiono rozprawę, Gus Venable powołał kilku kolejnych
ś

wiadków. Przesłuchiwano właśnie pielęgniarkę.

- Słyszałam, jak John Cronin mówił: „Wiem, że umrę na stole operacyjnym. Zabijesz

mnie. Mam nadzieję, że oskarżacie o morderstwo".

Następnie zeznawał adwokat, Roderick Pelham. Gus Venable spytał go:

Kiedy powiedział pan pani Taylor o milionie dolarów zapisanym przez Johna Cronina,

jak wtedy zareagowała?

Powiedziała coś takiego: To nieetyczne. On był moim pacjentem.

Przyznała, że było to nieetyczne?

background image

Tak.

Ale zgodziła się wziąć pieniądze?

O tak, jak najbardziej.

Ś

wiadka przesłuchiwał teraz Alan Penn.

Panie Pelham, czy doktor Taylor spodziewała się pańskiej wizyty?

Nie, to znaczy...

Czy wcześniej zadzwonił pan do niej i oznajmił, że John Cronin zostawił jej milion

dolarów?

Nie.

A więc poinformował ją pan o tym bezpośrednio?

Tak.

I widział pan jej reakcję?

Owszem.

Jak się zachowała, kiedy powiedział pan jej o pieniądzach?

No więc... wydawała się zdziwiona, ale...

Dziękuję, panie Pelham. To wszystko.

Rozprawa trwała już cztery tygodnie. Widzowie i reporterzy z zainteresowaniem

obserwowali prokuratora i obrońcę. Gus Venable ubierał się na biało, a Alan Penn na czarno.
Obaj poruszali się po sali rozpraw jak gracze w żywych szachach: Paige Taylor zaś była
pionkiem do stracenia.

Gus Venable energicznie zatarł ręce.

- Jeśli Wysoki Sąd pozwoli, chciałbym wezwać na świadka Almę Rogers.

Gdy świadek został zaprzysiężony, Venable spytał:

Pani Rogers, czym się pani zajmuje?

Jestem panną Rogers.

Och, przepraszam.

Pracuję w agencji turystycznej Corniche.

Czy pani agencja organizuje wycieczki do różnych krajów, rezerwuje miejsca w

hotelach i pełni inne tego typu usługi dla klientów?

Tak, proszę pana.

Chciałbym, żeby przyjrzała się pani oskarżonej. Czy widziała ją pani wcześniej?

O tak. Przyszła do naszego biura dwa lub trzy lata temu.

W jakiej sprawie?

Powiedziała, że interesuje ją podróż do Londynu i Paryża i, jak mi się wydaje, do

Wenecji.

Czy pytała o zwykłą wycieczkę zbiorową?

O nie. Chciała, żeby wszystko było najwyższej klasy, samoloty i hotele. Pamiętam też,

ż

e wspominała o wynajęciu jachtu.

Po sali przebiegł szmer. Gus Venable podszedł do swojego stolika i wziął stamtąd kilka

folderów.

- Policja znalazła te broszury w mieszkaniu doktor Taylor. Są to programy wycieczek do

Paryża Londynu i Wenecji proponujące drogie hotele i linie lotnicze. Mamy tutaj także
podane ceny wynajęcia prywatnych jachtów.

W sali rozległy się głośne pomruki. Prokurator otworzył
jedną z broszur.

- Oto lista jachtów do wynajęcia - przeczytał głośno: - „Christina"...

dwadzieścia sześć tysięcy dolarów za tydzień plus paliwo i inne potrzebne rzeczy...
„Resolute Time"... dwadzieścia cztery i pół tysiąca dolarów za tydzień... - Yenable zawiesił
na chwilę głos i uniósł wzrok. - Przy jachcie „Lucky Dream" widnieje znaczek. Paige Taylor
wybrała i zaznaczyła jacht za dwadzieścia siedem tysięcy trzysta. Choć jeszcze wtedy nie
wybrała ofiary. A więc mamy pierwszy dowód rzeczowy - stwierdził i odwrócił się do Alana
Penna z uśmiechem. Penn spojrzał na Paige. Z pobladłą twarzą spoglądała na stół. - Świadek

background image

jest do pana dyspozycji - rzekł Venable. Penn wstał, zastanawiając się gorączkowo nad
pytaniem.

Jak idą obecnie interesy w agencji, panno Rogers?

Przepraszam, nie rozumiem.

Pytałem, jak idą interesy. Czy agencja turystyczna Corniche jest duża?

O tak, całkiem spora.

Pewnie sporo klientów przychodzi pytać o wycieczki?

Owszem.

Ilu? Pięć, sześć osób na dzień?

O nie! - odparła oburzonym głosem. - Około pięćdziesięciu osób dziennie.

Pięćdziesiąt osób dziennie?! - zawołał ze zdumieniem Penn. - A rozmowa, o której

mówiliśmy, miała miejsce dwa albo trzy lata temu. Jeśli pomnoży pani pięćdziesiąt przez
dziewięćset, da to liczbę czterdziestu pięciu tysięcy osób.

Pewnie tak.

1 ze wszystkich tych osób pamięta pani doktor Taylor? Jak to możliwe?

Ona i jej dwie przyjaciółki były tak bardzo podekscytowane podróżą do Europy.

Pomyślałam, że to wspaniałe. Wyglądały jak nastolatki. O tak, zapamiętałam je bardzo
dobrze, zwłaszcza dlatego, że nie wyglądały na osoby, które mogą pozwolić sobie na
wynajęcie jachtu.

Rozumiem. Czy każdy, kto przychodzi i prosi o foldery, wybiera się w podróż?

Oczywiście, że nie, ale...

Doktor Taylor nie zarezerwowała żadnego miejsca zgadza się?

Tak. W każdym razie nie u nas...

Ani nigdzie indziej. Chciała tylko przejrzeć parę broszur.

No tak. Ona...

To nie to samo co prawdziwa podróż do Paryża czy Londynu, prawda?

Owszem, ale...

Dziękuję. Jest pani wolna.

Venable zwrócił się do sędzi Young:

- Chciałbym wezwać na świadka doktora Benjamina Wallace'a...

Doktorze Wallace, kieruje pan administracją okręgowego szpitala Embarcadero?

Tak.

A więc zna pan doktor Taylor?

Oczywiście.

Czy był pan zdziwiony, że doktor Taylor została oskarżona o morderstwo?

Penn wstał.

Sprzeciw, Wysoki Sądzie. Odpowiedź pana Wallace'a nie będzie miała nic wspólnego z

tematem rozprawy.

Chciałbym wyjaśnić - przerwał Venable - że może okazać się to istotne, jeżeli pozwoli

mi pan...

Zobaczmy, co z tego wyniknie - rzekła sędzia Young. - Ale proszę do rzeczy, panie

Venable.

Spróbuję zadać to pytanie w inny sposób - ciągnął Venable. - Doktorze Wallace, każdy

lekarz zobowiązany jest złożyć przysięgę Hipokratesa, czy tak?

Owszem.

A fragment tej przysięgi brzmi - prokurator zaczął czytać z kartki trzymanej w ręce: -

Będę powstrzymywał się od oszustwa i korupcji... Zgadza się?

Tak.

Czy doktor Taylor zrobiła w przeszłości coś takiego, co wskazywałoby, że może złamać

przysięgę Hipokratesa?

Sprzeciw.

Oddalam sprzeciw.

Tak, zdarzyło się coś takiego.

background image

Proszę nam o tym opowiedzieć.

Doktor Taylor zdecydowała, że pewien pacjent potrzebuje transfuzji krwi. Jego rodzina

nie zgadzała się na to.

I co się stało?

Doktor Taylor mimo wszystko przetoczyła mu krew.

Czy było to legalne?

Najzupełniej nielegalne. W każdym razie nie bez zezwolenia sądu.

Zatem jak doktor Taylor to zrobiła?

Uzyskała później pozwolenie i zmieniła na nim datę.

A więc uczyniła coś niezgodnego z prawem i sfałszowała dokumenty, by to ukryć?

Tak.

Alan Penn spojrzał ze złością na Paige. Zastanawiał się: Co jeszcze ta kobieta przede mną

ukryła?

Jeśli widzowie spodziewali się, że dostrzegana twarzy Paige Taylor jakikolwiek wyraz

zdradzający jej uczucia, z pewnością się rozczarowali.

Ta kobieta jest zimna jak lód, pomyślał jeden z przysięgłych, starszy mężczyzna.

Gus Venable odwrócił się w stronę ławy sędziowskiej.

- Wysoki Sądzie, jak Wysoki Sąd wie, jednym ze świadków, których chciałem powołać,

jest doktor Lawrence Barker. Niestety, wciąż nie czuje się dobrze i nie mógł stawić się w
sądzie. Zamiast niego chciałbym teraz przesłuchać kilku pracowników szpitala, którzy
pracowali z doktorem Barkerem.

Penn wstał.

Protestuję. Nie widzę związku. Doktor Barker nie przyszedł, więc...

Wysoki Sądzie - przerwał mu Venable - zapewniam, że pytania jakie mam do

wspomnianych świadków, sąjak najbardziej związane z zeznaniami, które usłyszeliśmy
wcześniej. Nawiązują także do kompetencji oskarżonej jako lekarza.

Sędzia Young odparła sceptycznie:

Zobaczymy. Może pan przywołać swoich świadków.

Dziękuję.

Gus Venable zwrócił się do pomocnika:

- Chciałbym wezwać na świadka doktora Matthew Petersona.

Do miejsca dla świadków zbliżył się elegancki, starszy mężczyzna. Złożył przysięgę i usiadł.
Gus Venable spytał go:

Doktorze Peterson, od jak dawna pracuje pan w szpitalu Embarcadero?

Od ośmiu lat.

A jaka jest pana specjalność?

Kardiochirurgia.

Czy podczas lat spędzonych w owym szpitalu miał pan okazję pracować z doktorem

Lawrence'em Barkerem?

O tak. Wiele razy.

Jaką ma pan o nim opinię?

Taką samą jak wszyscy. Doktor Barker jest najlepszym kardiochirurgiem na świecie,

oprócz może DeBakeya i Cooleya.

Czy był pan obecny w sali operacyjnej tego ranka, gdy doktor Taylor operowała

pacjenta nazwiskiem... - Venable udawał, że przegląda papiery ...Lance Kelly?

Ton głosu świadka się zmienił.

Tak, byłem tam - odparł.

Czy mógłby opisać pan, co tam się wtedy działo? Doktor Peterson

odrzekł z ociąganiem:

Mieliśmy problemy. Obawialiśmy się, że pacjent nie przeżyje.

Co dokładnie się wydarzyło?

Praca serca ustała. Próbowaliśmy go reanimować i...

Czy posłano po doktora Barkera?

background image

Tak.

Czy przyszedł do sali operacyjnej, gdy operacja jeszcze trwała?

Tak. Jednak było już za późno, by cokolwiek zrobić. Nie udało nam się uratować

pacjenta.

Czy doktor Barker powiedział coś wtedy do pani Taylor?

Wszyscy byliśmy bardzo zdenerwowani i...

Pytałem, czy doktor Barker powiedział coś doktor Taylor?

Owszem.

Co to było takiego?

Zapadła cisza. Na zewnątrz rozległ się grzmot, jak głos z nieba. Chwilę później rozpętała

się burza. Krople deszczu zaczęły bębnić o dach.

- Doktor Barker powiedział: „Zabiłaś go".

W sali zawrzało. Sędzia Young uderzyła młotkiem w stół.

- Cisza! Osoby obecne proszone są o spokój. Jeśli jeszcze raz powtórzą się takie hałasy,

wszyscy zostaną zmuszeni do opuszczenia sali.

Gus Venable czekał, aż wrzawa ucichnie. Gdy wszyscy zamilkli, spytał:

Czy jest pan pewien, że doktor Barker powiedział coś takiego do pani Taylor?

Tak.

Stwierdził pan wcześniej, że doktor Barker to wielki autorytet w sprawach medycznych?

Jak najbardziej.

Dziękuję. To wszystko, doktorze. - Venable zwrócił się do Penna. -Świadek jest do

pańskiej dyspozycji.

Penn wstał i podszedł bliżej.

Doktorze Peterson, nigdy nie przyglądałem się operacji, ale przypuszczam, że wywołuje

ogromne napięcie, zwłaszcza jeśli jest to coś tak poważnego jak operacja serca.

To prawda.

Ile osób znajduje się wtedy w sali? Trzy czy cztery?

Och, nie. Co najmniej sześć lub więcej.

Naprawdę?

Tak. Zwykle jest dwóch chirurgów, jeden asystent, czasami dwóch anestezjologów,

jedna instrumentariuszka oraz pielęgniarka obsługująca aparaturę.

Rozumiem. Zatem panuje tam hałas i podniecenie. Ludzie wydają sobie polecenia i tak

dalej.

Tak.

Słyszałem, że często włącza się podczas operacji muzykę.

Owszem, dosyć często.

Kiedy wszedł doktor Barker i zobaczył, że Lance Kelly umiera, prawdopodobnie

powstało jeszcze większe zamieszanie?

Wszyscy byli bardzo zajęci, próbując uratować pacjenta.

I robili wiele hałasu?

Zgadza się.

I podczas całej tej wrzawy i grającej muzyki mógł usłyszeć pan, jak doktor Barker

mówił do pani Taylor, że zabiła pacjenta? W całym tym zamieszaniu mógł pan przecież się
pomylić, nieprawdaż?

Niestety nie, proszę pana. Nie mogłem się pomylić.

Dlaczego jest pan tego taki pewien? Doktor Peterson

westchnął.

Ponieważ stałem tuż przy doktorze Barkerze, kiedy to mówił. Penn musiał dać za

wygraną.

Nie mam więcej pytań - powiedział.

Sprawa zaczynała się komplikować, a on nic nie mógł na to poradzić. W dodatku

wyglądało na to, że może być jeszcze gorzej.

Do miejsca dla świadków podeszła Denise Berty.

background image

Jest pani pielęgniarką w okręgowym szpitalu Embarcadero?

Tak.

Jak długo tam pani pracuje?

Pięć lat.

Czy słyszała pani kiedykolwiek rozmowę doktor Taylor z doktorem Barkerem?

Pewnie. Wiele razy.

Czy może pani przytoczyć parę przykładów? Pielęgniarka spojrzała na

doktor Taylor i się zawahała.

Doktor Barker potrafił używać bardzo ostrych słów...

- Nie pytałem o to, pani Berry. Prosiłem, żeby powtórzyła nam pani coś

szczególnego, co doktor Barker mówił do pani Taylor.

Pielęgniarka milczała przez dłuższą chwilę.

- Raz powiedział, że ona jest niekompetentna i...
Gus Venable udawał wielce zaskoczonego.

Słyszała pani, jak doktor Barker mówił, że pani Taylor jest niekompetentna?

Tak, proszę pana. Ale on zawsze...

Jakie jeszcze inne jego uwagi pani słyszała? Denise Berry

ociągała się z odpowiedzią.

Naprawdę, nie pamiętam.

Panno Berry, zeznaje pani pod przysięgą.

No... raz słyszałam, jak powiedział... - tu pielęgniarka wymamrotała coś niezrozumiale.

Nie dosłyszeliśmy. Proszę głośniej.

Powiedział... że nie pozwoliłby doktor Taylor operować swojego psa. Zebranych aż

zatkało.

Ale jestem pewna, że miał tylko na myśli...

Przypuszczam, że doktor Barker miał na myśli to, co powiedział. Oczy wszystkich

skierowały się na Paige Taylor.

Wyglądało na to, że prokurator zatriumfował. Jednakże Alan Penn cieszył się reputacją

prawdziwego cudotwórcy. Teraz nadeszła jego kolej na zadawanie pytań. Czy i tym razem
znowu uda mu się wyczarować królika z cylindra?

Paige Taylor stanęła na miejscu dla świadków i odpowiadała na pytania Alana Penna.

Wszyscy czekali na tę chwilę.

John Cronin był pani pacjentem, prawda?

Tak.

Co pani czuła wobec niego?

Lubiłam go. Wiedział, że jest bardzo chory, ale dzielnie się trzymał. Miał operację z

powodu guza serca.

Pani wykonywała tę operację?

Tak.

I co się okazało w trakcie operacji?

Kiedy otworzyliśmy jego klatkę piersiową, okazało się, że ma przerzuty.

Innymi słowy, nowotwór rozprzestrzenił się po całym ciele.

Zgadza się. Przerzuty nastąpiły przez węzły chłonne.

To znaczy, że nie było dla niego żadnej nadziei? śadne cuda nie przywróciłyby mu już

zdrowia?

ś

adne.

Johnowi Croninowi została podłączona kroplówka.

Tak jest.

Doktor Taylor, czy rozmyślnie, za pomocą silnej dawki insuliny, pozbawiła pani życia

Johna Cronina?

-Tak.

background image

Na sali rozległ się nagle szum.
Ona jest naprawdę twarda, pomyślał Gus Venable. Powiedziała to takim tonem, jakby

chodziło o podanie filiżanki herbaty.

Czy zechciałaby pani powiedzieć sądowi, dlaczego pozbawiła pani życia Johna Cronina?

Bo prosił mnie o to. Błagał mnie. Wezwał mnie w środku nocy, gdyż straszliwe cierpiał.

Lekarstwa, jakie mu podawaliśmy, przestały działać -odpowiadała pewnym głosem. -
Powiedział, że nie chce się już dłużej męczyć. 1 tak umarłby za kilka dni. Błagał mnie, żeby
stało się to wcześniej. 1 spełniłam jego życzenie.

Pani doktor, czy nie wahała się pani tego uczynić? Czy nie dręczy panią poczucie winy?

Paige Taylor pokręciła przecząco głową.

- Nie. Gdyby pan go widział... Po prostu nie było sensu, by dalej tak cierpiał.

W jaki sposób podała mu pani insulinę?

Wprowadziłam ją do krwiobiegu.

Czy nie spowodowało to dodatkowego bólu?

Nie. Zwyczajnie zasnął.

Gus Venable zerwał się na równe nogi.
- Sprzeciw! To jest subiektywny opis zdarzenia!
Sędzia Young zastukała młotkiem.
- Panie Venable, proszę nie przeszkadzać. Miał pan już okazję zadać swoje

pytania. Proszę usiąść.

Oskarżyciel zerknął na ławę przysięgłych, pokręcił głową i usiadł.

Doktor Taylor, czy kiedy podawała pani insulinę Johnowi Croninowi, była pani

ś

wiadoma, że zapisał pani w testamencie milion dolarów?

Nie. Byłam zaskoczona, kiedy się o tym dowiedziałam.

Kłamie jak najęta, pomyślał Gus Venable.

- Czy rozmawiała pani przy jakiejś okazji z Johnem Croninem na temat

pieniędzy albo podarunków? Lub czy prosiła go pani o cokolwiek?

Na policzki Paige Taylor wystąpił nagły rumieniec.

Nigdy!

Ale była z nim pani w przyjaznych stosunkach?

Tak. Gdy pacjent jest śmiertelnie chory, to relacja pomiędzy nim a lekarzem się

zmienia. Rozmawialiśmy na temat jego problemów rodzinnych i osobistych.

Jednak nie miała pani powodu oczekiwać od niego czegokolwiek?

Nie.

Zostawił pani pieniądze, ponieważ nabrał do pani zaufania i szacunku. Dziękuję pani,

doktor Taylor - rzekł Perm i zwrócił się do Venable'a. - Świadek jest do pana dyspozycji.

Gdy Penn powrócił na swoje miejsce, Paige Taylor omiotła wzrokiem salę. Zobaczyła

Jasona wyraźnie nadrabiającego miną. Obok niego ujrzała Ho-ney. Ktoś obcy siedział koło
niej, na miejscu, które pewnie zajmowałaby Kat, gdyby jeszcze żyła... Ale nie ma już jej
wśród nas, pomyślała Paige. Do jej śmierci także się przyczyniłam.

Gus Venable wstał i z wolna podszedł do doktor Taylor. Rzucił okiem na sektor dla

dziennikarzy. Nie można tam było wcisnąć szpilki, wszyscy reporterzy pilnie notowali. Zaraz
będziecie mieli o czym pisać, pomyślał Ve-nable.

Stał przed oskarżoną dłuższą chwilę i wpatrywał się w Paige Taylor. Następnie odezwał

się spokojnym głosem:

- Doktor Taylor... czy John Cronin był pierwszym pacjentem, którego

zamordowała pani w szpitalu okręgowym Embarcadero?

Alan Penn z wściekłością zerwał się z krzesła.

- Wysoki Sądzie, ja...!

Jednak sędzia Young miała już w ręku młotek.

- Proszę o ciszę! - zawołała, uderzając w stół. - Nastąpi teraz piętnasto minutowa przerwa.

Chcę z obydwoma panami porozmawiać w mojej kancelarii.

Gdy obrońca i oskarżyciel znaleźli się w pokoju, sędzia Young rzekła do Gusa Venable'a:

background image

Ma pan wykształcenie prawnicze, nieprawdaż, Gus?

Przepraszam. Ja...

Czy widzi pan tu gdzieś namiot?

Słucham?

Jej głos był teraz nasycony złośliwością:

Sąd to nie cyrk i nie zamierzam dopuścić, by kiedykolwiek w cyrk się zamienił.

Dlaczego zadał pan tak oburzające pytanie?

Proszę mi wybaczyć. Sformułuję to pytanie jeszcze raz, bardziej oględnie...

Zrobi pan znacznie więcej! - warknęła sędzia Young. - Zmieni pan swoje nastawienie.

Ostrzegam pana. Jeszcze jedno takie zagranie i odsunę pana od tej sprawy.

Tak jest, rozumiem.

Kiedy wrócili na salę rozpraw, sędzia Young zwróciła się do przysięgłych:

- Uchylam ostatnie pytanie oskarżyciela. - Następnie przemówiła do prokuratora: - Może

pan kontynuować.

Gus Venable podszedł do miejsca, z którego zeznawali świadkowie.

- Doktor Taylor, zapewne była pani bardzo zaskoczona, gdy dowiedziała się, że człowiek,

którego pani zamordowała, zostawił pani milion dolarów.

Alan Penn się poderwał.

Sprzeciw!

Podtrzymany - stwierdziła sędzia Young i zwróciła się do Venable'a. -Wystawia pan na

próbę moją cierpliwość.

Przepraszam, Wysoki Sądzie - rzekł Venable, odwracając się plecami do świadka.

Potem z powrotem zwrócił się do Paige: - Zapewne była pani na bardzo przyjacielskiej stopie
z pacjentem. Chyba rzadko się zdarza, by obcy człowiek zapisał komuś w spadku milion
dolarów, prawda?

Paige Taylor spąsowiała.

To były stosunki, które zwykle łączą lekarza z pacjentem.

A nie coś więcej? Mężczyzna z własnej woli zapomina o ukochanej żonie i rodzinie i

przekazuje własny majątek obcej kobiecie... Wspominała pani o jakichś rozmowach na
tematy osobiste...

Sędzia nachyliła się i rzekła ostrzegawczym tonem:

- Panie Venable...

Prokurator uniósł dłonie w geście rezygnacji. Zwrócił się do oskarżonej:

A więc pani i John Cronin po prostu ucinaliście sobie przyjacielskie pogawędki. On

zwierzał się z problemów osobistych, polubił panią i nabrał do pani zaufania. Czy tak było,
pani doktor?

Owszem.

- 1 tylko za to dał pani milion dolarów?

Paige rozejrzała się po sali. Nie odpowiedziała. Po prostu milczała. Venable ruszył w

kierunku swojego stolika, a potem nagle znowu odwrócił się do oskarżonej.

Doktor Taylor, zeznała pani wcześniej, że nie wiedziała, iż John Cronin zamierza

zostawić pani jakiekolwiek pieniądze czy też wykluczyć swoją rodzinę z testamentu.

To prawda.

Ile przeciętnie zarabia lekarz w takim szpitalu jak Embarcadero? Alan Penn

powstał.

Sprzeciw! Nie wydaje mi się...

To właściwe pytanie. Oskarżona może odpowiedzieć.

Trzydzieści osiem tysięcy dolarów rocznie. Venable rzekł z

ubolewaniem:

To niezbyt dużo jak na dzisiejsze czasy, nieprawdaż? Z tego potrąca się jeszcze podatki.

Dużą część stanowią koszty utrzymania, wydatki na ubezpieczenia. Nie zostaje
wystarczająco dużo, by pozwolić sobie na luksusowe wakacje, na przykład podróż do
Londynu, Paryża czy Wenecji, czyż nie?

background image

Przypuszczam, że ma pan rację.

Nie planowałaby więc pani takiej wycieczki, wiedząc, że nie może sobie na nią

pozwolić.

Zgadza się.

Wysoki Sądzie... - wtrącił się Alan Penn.

Do czego pan zmierza, panie Venable? - zwróciła się do oskarżyciela sędzia Young.

Chcę jedynie wykazać, że oskarżona nie mogłaby planować drogiej wycieczki, gdyby

nie wiedziała, że dostanie od kogoś pieniądze.

Jej odpowiedź zawiera wyjaśnienia w tej kwestii.

Alan Penn zdawał sobie sprawę, że musi coś zrobić. Nie miał zbytnio serca do tej sprawy,

ale podszedł do miejsca dla świadków pełen otuchy, jak człowiek, który wygrał właśnie na
loterii.

Doktor Taylor, czy pamięta pani dzień, kiedy udała się pani do agencji turystycznej po

broszury?

Tak.

Czy zamierzała pani pojechać do Europy lub wynająć jacht?

Oczywiście, że nie. To była tylko taka zabawa, marzenia niemożliwe do zrealizowania.

Pomyślałam razem z moimi przyjaciółkami, że poprawi

nam to humor. Byłyśmy bardzo zmęczone... Wpadłyśmy na pomysł, żeby odwiedzić agencję
turystyczną... - Paige zamilkła.

Alan Penn spojrzał ukradkiem na przysięgłych. Ich twarze wyrażały niedowierzanie.

Gus Venable ponownie zadawał pytania oskarżonej.

- Doktor Taylor, czy zna pani doktora Lawrence'a Barkera?

Paige ogarnęły nagle wspomnienia. „Zabiję Lawrence'a Barkera. Zrobię to powoli.

Najpierw każę mu cierpieć... a potem go zabiję".

Owszem, znam go.

Jak dobrze?

W ciągu ostatnich dwóch lat często razem pracowaliśmy.

Czy pani zdaniem jest on kompetentnym lekarzem? Alan Penn zerwał się

z miejsca.

Sprzeciwiam się, Wysoki Sądzie. Oskarżona...

Jednak nim zdążył dokończyć, sędzia Young pozwoliła Paige odpowiedzieć.

- Więcej niż kompetentnym. Jest doskonałym lekarzem.

Penn spoczął z powrotem na krześle, zbyt wstrząśnięty, by mówić.

- Czy mogłaby pani coś jeszcze o nim powiedzieć?

Doktor Barker jest jednym z najsławniejszych kardiochirurgów na świecie. Ma

prywatną praktykę, i mimo to poświęca trzy dni w tygodniu na pracę w szpitalu okręgowym.

A więc wysoko sobie pani ceni jego opinie w sprawach medycznych?

Tak.

- Czy uważa pani, że byłby w stanie ocenić kompetencje innego lekarza?
Penn miał nadzieję, że Paige odpowie: Nie wiem.
Zawahała się.
- Tak - odrzekła w końcu.

Gus Venable odwrócił się w stronę przysięgłych.

- Usłyszeliście państwo zeznanie oskarżonej, która ceni sobie opinie doktora Barkera na

tematy medyczne. Mam nadzieję, że wzięła sobie do serca jego zdanie o własnych
kompetencjach zawodowych... lub ich braku.

Wściekły Alan Penn zerwał się na równe nogi.

Sprzeciw!

Podtrzymany.

Było jednak już za późno. Nie mógł odwrócić tego, co już się stało.

Podczas następnej przerwy Alan Penn zaciągnął Jasona do toalety.

background image

- W co wy mnie, do diabła, wpakowaliście? - syknął wściekle. – John Cronin jej

nienawidził, Barker też. Wymagam od swoich klientów, aby mówili mi prawdę, całą prawdę.
Tylko w taki sposób mogę komukolwiek pomóc. Ale dla niej nic nie potrafię zrobić. Pana
przyjaciółka sama wszystko psuje. Za każdym razem, gdy otwiera usta, wbija sobie gwóźdź
do trumny.
Ta cała pieprzona sprawa zaczyna się gmatwać...

Tego popołudnia Jason Curtis poszedł odwiedzić Paige.

Doktor Taylor, ma pani gościa. Jason wszedł do celi.

Paige...

Odwróciła się do niego, próbując powstrzymać łzy.

Sprawa wygląda fatalnie, prawda? - powiedziała. Jason uśmiechnął

się z wysiłkiem.

Znasz powiedzenie: Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni?

Jason, nie wierzysz w to, że zabiłam Johna Curtisa dla pieniędzy, prawda? Chciałam

tylko mu pomóc.

Wierzę ci - odparł Jason spokojnie. - Kocham cię.

Wziął ją w ramiona. Nie chcę jej stracić, pomyślał. Tak bardzo mi na niej zależy.

- Wszystko będzie w porządku. Obiecywałem, że nigdy cię nie opuszczę.

Paige przytuliła się do niego mocniej i pomyślała: Nic nie trwa wiecznie. Nic. Jak to się

wszystko mogło stać... jak...?

Rozdział 1

San Francisco Lipiec 1990

K

ate Hunter. - Obecna.

Betty Lou Taft.

Jestem.

Paige Taylor.

Obecna.

Grupę nowych lekarzy rozpoczynających pierwszy rok pracy stanowiły prawie same

kobiety. Wszyscy zebrali się w olbrzymiej, ponurej sali okręgowego szpitala Embarcadero.

Był to najstarszy szpital w San Francisco, jeden z najstarszych w kraju. Podczas trzęsienia

ziemi w 1989 roku Bóg zrobił dowcip mieszkańcom San Francisco i ocalił szpital przed
zburzeniem. Kompleks brzydkich budynków zajmujących trzy kwadratowe działki składał się
z gmachów zbudowanych z cegły i kamienia, poszarzałych z upływem lat.

W środku głównego gmachu, przy wejściu, znajdowała się przestronna poczekalnia z

twardymi, drewnianymi ławkami dla pacjentów i odwiedzających. Ściany łuszczyły się od
zbyt wielu warstw farby, podłogi w korytarzach były zniszczone i nierówne. Zbyt wielu
bowiem przejechało po nich pacjentów na wózkach, zbyt wielu przeszło ludzi
podpierających się kulami.

Szpital okręgowy Embarcadero stanowił miasto w mieście. Pracowało tu ponad dziewięć

tysięcy ludzi, w tym czterystu lekarzy zatrudnionych na stałe, stu pięćdziesięciu na pół etatu,
ośmiuset lekarzy zakładowych, trzy tysiące

pielęgniarek oraz salowe, laboranci i personel techniczny. Na wyższych piętrach znajdowało
się dwanaście sal operacyjnych, magazyn, bank narządów, biuro centralnego zarządzania,
trzy oddziały intensywnej terapii, oddział dla chorych na AIDS i ponad dwa tysiące łóżek.

Tego dnia w lipcu, gdy przybyli nowi pracownicy, doktor Benjamin Wal-lace, dyrektor

background image

szpitala, powstał, by ich powitać. Był świetnym dyplomatą. Wysoki, imponujący mężczyzna
o niewielkich zdolnościach, lecz dysponujący szczególnym urokiem, który zapewnił mu
obecną pozycję.

- Chciałbym powitać wszystkich nowych lekarzy. Przez pierwsze dwa lata studiów

medycznych uczyliście się na ludzkich szczątkach. Podczas dwóch ostatnich lat pod
nadzorem bardziej doświadczonych lekarzy leczyliście chorych w szpitalu. Teraz sami
będziecie troszczyć się o swoich pacjentów. To ogromna odpowiedzialność, wymagająca
poświęcenia i wiedzy.

Obrzucił wzrokiem audytorium.

- Niektórzy z was zamierzają poświęcić się chirurgii. Inni chcą zostać internistami.

Każdej z grup zostanie przydzielony jeden ze starszych stażem lekarzy, który objaśni
dzienny rozkład zajęć. Od tej chwili wszystko, co będziecie robić, stanie się sprawą życia i
ś

mierci.

Słuchacze wytężali uwagę, chłonęli każde słowo.

- Embarcadero jest szpitalem okręgowym. Oznacza to, że przyjmujemy każdego, kto

zapuka do naszych drzwi. Większość pacjentów to ludzie ubodzy. Przychodzą do nas,
ponieważ nie mogą pozwolić sobie na prywatny szpital. Sale na oddziale intensywnej terapii
zajęte są dwadzieścia cztery godziny na dobę. Będziecie pracować ponad siły i dostaniecie
niezbyt duże wynagrodzenie. W prywatnym szpitalu w pierwszym roku pracy
wykonywalibyście tylko rutynowe badania. Podczas drugiego roku pozwolono by wam
podawać skalpel chirurgowi, a w trzecim roku moglibyście pod jego nadzorem wykonywać
jakieś niezbyt trudne operacje. Tutaj nic takiego się nie zdarzy. Nasze motto brzmi: Miej
oczy otwarte, pracuj i ucz się. Bardzo brakuje nam ludzi, a więc im szybciej nauczycie się
operować, tym lepiej. Czy są jakieś pytania?

W głowach młodych lekarzy kłębiły się tysiące pytań.

- Nie ma żadnych? W porządku. Wasz pierwszy dzień oficjalnie zaczyna się jutro. Macie

stawić się przy głównej recepcji rano o piątej trzydzieści.
ś

yczę powodzenia!

Odprawa dobiegła końca. Grupa osób ruszyła tłumnie w kierunku drzwi. Rozległ się szum

podekscytowanych rozmów. W pewnej chwili trzy nie-znające się nawzajem młode lekarki
znalazły się blisko siebie.

- Bardzo tu dużo kobiet.

To prawda.

Prawie cała akademia medyczna. Mam wrażenie, że to miejsce przeniesione prosto ze

ś

redniowiecza.

Osoba, która to powiedziała, była piękną czarnoskórą kobietą, mającą prawie metr

osiemdziesiąt wzrostu, a mimo to pełną wdzięku. Wszystko w niej - sposób poruszania się,
postawa, chłodne, zdziwione spojrzenie -wyrażało rezerwę.

Nazywam się Kate Hunter. Mówią na mnie Kat - powiedziała.

Jestem Paige Taylor - rzekła młoda, pewna siebie i sympatyczna kobieta o inteligentnej

twarzy.

Obie zwróciły się do trzeciej.

Betty Lou Taft. Możecie mówić do mnie Honey - powiedziała z miękkim południowym

akcentem. Miała szczerą twarz, łagodne szare oczy i ciepły uśmiech.

Skąd jesteś? - spytała Kat.

Z Memphis w stanie Tennessee.

Spojrzały na Paige. Odparła, nie czekając na pytanie:

- A ja z Bostonu.

- Ja z Minneapolis - dorzuciła Kat.
Paige rzekła:

Wygląda na to, że wszystkie znalazłyśmy się z dala od domu. Gdzie się zatrzymałyście?

Wynajęłam pokój w dosyć marnym hotelu - odparła Kat. - Nie miałam jeszcze czasu

rozejrzeć się za mieszkaniem.

- Ani ja - wtrąciła Honey.

background image

Paige się rozpromieniła.
- Oglądałam dziś rano kilka mieszkań. Jedno z nich było wspaniałe, ale nie mogłam sobie

na nie pozwolić. Miało trzy sypialnie.

Spojrzały jedna na drugą.

- Gdybyśmy się zrzuciły... - zaczęła Kat.

Apartament znajdował się w dzielnicy Marina, przy Filbert Street. Miał trzy sypialnie,

dwie łazienki, dostęp do pralni i parkingu oraz inne wygody. Był w pełni umeblowany,
schludnie utrzymany i czysty.

Podczas oględzin Honey zawołała:

- Ślicznie tutaj!

Ja też tak myślę - przyznała Kat. Spojrzały na Paige.

No to bierzemy to mieszkanie - powiedziała.

Wprowadziły się jeszcze tego samego popołudnia. Dozorca pomógł im wnosić bagaże na

górę.

- A więc panie będą pracować w szpitalu - powiedział. - Pewnie jako

pielęgniarki?

Lekarki - poprawiła go Kat. Popatrzył na nią

sceptycznie.

Lekarki? Prawdziwe?

Jak najbardziej - odparła Paige.

Prawdę mówiąc, gdybym zachorował - burknął - wolałbym, żeby nie badała mnie

kobieta.

Będziemy o tym pamiętać.

Gdzie jest telewizor? - spytała Kat. - Nie mogę go znaleźć.

Jeśli potrzebujecie telewizora, będziecie musiały sobie kupić. śyczę paniom

powodzenia... paniom lekarkom - rzekł dozorca i zachichotał.

Patrzyły za nim, jak wychodził. Kat zaczęła
naśladować jego głos:

- Pielęgniarki, co? - parsknęła. - Męski szowinista. No, a teraz wybierzmy sobie sypialnie.
- Mnie odpowiada każda - powiedziała spokojnie Honey.
Obejrzały wszystkie trzy, jedna z sypialni była większa od pozostałych.
- Paige, może ty ją weźmiesz? - zaproponowała Kat. - Znalazłaś przecież to miejsce.

Paige skinęła głową.

- Dobrze.

Potem udały się do swoich pokojów i zaczęły się rozpakowywać. Paige ostrożnie

wyciągnęła z walizki oprawioną w ramkę fotografię około trzydziestoletniego mężczyzny.
Był przystojny. Miał na nosie okulary w czarnej oprawie, co nadawało mu uczony wygląd.
Paige postawiła zdjęcie na nocnej szafce obok pliku listów.

Do jej sypialni weszły Kat i Honey.

Może wyjdziemy gdzieś na kolację?

Chętnie - odparła Paige. Kat zerknęła na

zdjęcie.

Kto to jest

Paige się uśmiechnęła.

- To facet, którego zamierzam poślubić. Pracuje jako lekarz w Światowej Organizacji

Zdrowia. Nazywa się Alfred Turner. Teraz jest w Afryce, ale przyjedzie niedługo do San
Francisco, żebyśmy mogli być razem.

Masz szczęście - powiedziała z rozmarzeniem Honey. - Przystojny facet. Paige spojrzała

na nią.

Jesteś z kimś związana?

Nie. Chyba nie mam szczęścia do mężczyzn. Do rozmowy

wtrąciła się Kat:

Może wszystko się zmieni tutaj, w Embarcadero.

background image

Poszły na kolację do Tarantino, restauracji znajdującej się niedaleko domu, w którym

wynajęły mieszkanie. Podczas posiłku opowiadały sobie, skąd pochodzą i co robiły do tej
pory, lecz zachowywały się raczej powściągliwie. Poznały się niedawno, zrozumiałe więc, że
zachowywały rezerwę.

Honey mówiła niewiele. Jest nieśmiała, pomyślała Paige. Wrażliwa. Pewnie jakiś facet z

Memphis złamał jej serce.

Potem Paige spojrzała na Kat. Pewna siebie, wyniosła. Podoba mi się sposób, w jaki

mówi. Pewnie pochodzi z dobrej rodziny.

W tym samym czasie Kat przyglądała się Paige. To z pewnością bogata dziewczyna, taka

która nigdy w życiu nie musiała pracować - doszła do wniosku. Wszystko zawdzięcza
urodzie.

Honey patrzyła na obie koleżanki. Są takie pewne siebie. Uważają że sprawy potoczą się

gładko, myślała.

Wszystkie trzy bardzo się myliły.

Kiedy wróciły do mieszkania, Paige czuła się zbyt podekscytowana, by zasnąć. Leżała w

łóżku, zastanawiając się nad przyszłością. W pewnej chwili za oknem rozległ się trzask
zderzających się ze sobą samochodów, a potem czyjeś krzyki. Te odgłosy przywiodły na
myśl Paige zawodzących i śpiewających swoje pieśni tubylców, strzały z pistoletów. W
wyobraźni przeniosła się do małej wioski ukrytej w dżungli we wschodniej Afryce, gdzie
rozgrywały się krwawe walki plemienne. Paige była wtedy przerażona.

- Zabiją nas! - wołała.
Pamiętała, jak ojciec ją objął.

- Nie zrobią nam nic złego, kochanie. Przybyliśmy tutaj, żeby im pomóc.

Wiedzą że jesteśmy przyjaciółmi.

I wtedy, bez żadnego ostrzeżenia, wódz jednego z plemion wpadł do ich chaty...

Honey leżała w łóżku, rozmyślając: Daleko stąd do Memphis w Tennessee, Betty Lou.

Chyba nigdy nie będziesz mogła tam wrócić. Nigdy więcej.

Wciąż rozbrzmiewały w jej uszach słowa szeryfa: Ze względu na szacunek dla rodziny
zaliczymy śmierć wielebnego Douglasa Liptona do samobójstw z nieznanych powodów, ale
tobie radzę, żebyś wyniosła się z tego miasta jak najszybciej i trzymaj się z daleka...

Kat spoglądała przez okno swojej sypialni, wsłuchując się w odgłosy miasta. Miała

wrażenie, że krople deszczu szepczą do niej: Zrobiłaś to... zrobiłaś... Pokazałaś im, że
wszyscy się mylili. Ty chcesz zostać lekarzem? Czarna kobieta lekarzem? Tak właśnie
mówili. Następowały kolejne odmowy ze szkół medycznych:

„Dziękujemy za przysłanie podania. Niestety, nie mamy w tej chwili wolnych miejsc".
„Z uwagi na pani pochodzenie wydaje mam się, że lepiej by pani było na jakimś

mniejszym uniwersytecie".

Kat miała najlepsze wyniki w nauce, ale starała się o przyjęcie w dwudziestu pięciu

szkołach, zanim osiągnęła cel. Dziekan powiedział: To miło w obecnych czasach widzieć
kogoś, kto ma za sobą normalną, przyzwoitą przeszłość.

Gdyby tylko znał prawdę.

Rozdział 2

N

astępnego ranka o piątej trzydzieści, kiedy nowi pracownicy podpisali się na liście

background image

obecności, członkowie starej kadry zjawili się, by zaznajomić ich z najróżniejszymi
obowiązkami. Mimo tak wczesnej pory w szpitalu panował ożywiony ruch.

Pacjenci napływali przez całą noc, przywożeni karetkami i samochodami policyjnymi.

Przychodzili też o własnych siłach. Pracownicy szpitala mówili o nich: wraki i rozbitkowie.
Ci nieszczęśnicy, połamani i krwawiący, płynęli strumieniem przez izbę przyjęć; ofiary
strzelaniny, rozpraw na noże, wypadków samochodowych, poranieni, często nieprzytomni,
bezdomni i niechciani, wyrzutki społeczeństwa, zalegający w rynsztokach każdego wielkiego
miasta.

W szpitalu panowały gorączkowa krzątanina i zamęt, zewsząd dobiegały przenikliwe

dźwięki, co chwilę wydarzała się jakaś niespodziewana sytuacja wymagająca
natychmiastowej interwencji.

Młodzi lekarze zbili się w ciasną grupkę, próbując dostroić się do nowego otoczenia,

nasłuchując nieznanych dźwięków rozlegających się wokoło.

Paige, Kat i Honey czekały na korytarzu, kiedy podszedł do nich jeden ze

-

starszych

lekarzy.

Która z was nazywa się Taft? Honey uniosła

głowę i odparła:

Ja.

Lekarz uśmiechnął się i wyciągnął rękę.

- To zaszczyt panią poznać. Poproszono mnie, żebym panią znalazł. Kierownik działu

kadr twierdzi, że uzyskała pani najlepsze wyniki w szkole medycznej, jakie kiedykolwiek
widziano w tym szpitalu. Bardzo się cieszymy, że będzie pani z nami.

Honey uśmiechnęła się zażenowana.

- Dziękuję.

Kat i Paige spojrzały na nią zdziwione. Nie wpadłabym na to, że ona jest taka genialna,

pomyślała Paige.

Czy zamierza poświęcić się pani leczeniu chorób wewnętrznych?

Owszem.

Lekarz zwrócił się teraz do Kat:

Doktor Hunter?

Zgadza się.

Zdaje się, że panią interesuje neurochirurgia?

Tak.

Mężczyzna spojrzał na listę.

Została pani przydzielona do doktora Lewisa. A pani zapewne nazywa się Taylor? -

spytał, spoglądając na Paige.

Tak, to ja.

Chce pani doskonalić się w kardiochirurgii?

Taki miałam zamiar.

Ś

wietnie. Przydzielimy panią i doktor Hunter na chirurgię. Może się pani zgłosić w

biurze przełożonej pielęgniarek, Margaret Spencer. Prosto tym korytarzem.

Dziękuję.

Paige spojrzała na koleżanki i wzięła głęboki oddech.

- A więc idę! Powodzenia!

Przełożona pielęgniarek, Margaret Spencer, przypominała bardziej okręt wojenny niż

kobietę; przysadzista, o srogim spojrzeniu i szorstkich manierach. Szukała czegoś w biurku,
gdy podeszła do niej Paige.

- Przepraszam...

Siostra Spencer podniosła wzrok.

Tak?

Powiedziano mi, że mam się tutaj zgłosić. Nazywam się Taylor. Pielęgniarka

spojrzała na kartkę.

Proszę chwilę poczekać.

background image

Wyszła i po minucie wróciła, niosąc kilka fartuchów i białych kitli.

To dla pani. Fartuch zakłada się podczas operacji. W czasie obchodu narzuca się biały

kitel.

Dziękuję.

Och, jeszcze to. - Margaret Spencer wręczyła Paige metalowy identyfikator z napisem:

Lekarz medycyny Paige Taylor.

Paige wzięła go i długo mu się przyglądała. Czuła się tak, jakby dostała medal za odwagę,

najwyższe amerykańskie odznaczenie wojskowe. Wszystkie lata ciężkich studiów
podsumowano tymi krótkimi słowami: lekarz medycyny Paige Taylor.

Siostra Spencer przyjrzała się jej uważnie.

Czy dobrze się pani czuje?

Tak, tak - uśmiechnęła się Paige. - Wszystko w porządku. Dziękuję. Gdzie mam...?

Szatnia dla lekarzy jest na końcu korytarza po lewej stronie. Idzie pani na obchód, a

więc musi się pani przebrać.

Tak, dziękuję.

Paige ruszyła korytarzem zdumiona ruchem panującym dookoła. Po drodze mijała lekarzy,

pielęgniarki, salowe oraz pacjentów spieszących w różnych kierunkach. Ponad zgiełkiem
rozbrzmiewały informacje płynące z głośników:

Doktor Keenan proszony na salę operacyjną numer trzy... Doktor Keenan... na salę

numer trzy.

Doktor Talbot... na salę intensywnej terapii numer jeden... Doktor Talbot...

Doktor Engel proszony do pokoju dwieście dwanaście...

Paige podeszła do drzwi z napisem Szatnia dla lekarzy i otworzyła je. W środku zastała

kilkunastu przebierających się mężczyzn. Dwóch było zupełnie nagich. Odwrócili się, gdy
Paige wetknęła głowę do środka.

- Och! Przepraszam... - wyszeptała i szybko zamknęła drzwi. Stała niepewnie na

korytarzu, nie wiedząc, co robić. Kilka metrów dalej zobaczyła tabliczkę głoszącą: Szatnia
dla pielęgniarek. Podeszła i otworzyła drzwi.
Wewnątrz kilka kobiet zapinało białe fartuchy.

Jedna z nich spojrzała na Paige.

Cześć. Jesteś nową pielęgniarką?

Nie - odparła Paige zduszonym głosem.

Zamknęła drzwi i wróciła do poprzednich. Stała tam przez chwilę, potem wzięła głęboki

oddech i weszła do środka. Rozmowy umilkły.

- Przepraszam, kochana - odezwał się po chwili jeden z mężczyzn. – To pokój dla lekarzy.

Jestem lekarzem - odparła Paige. Mężczyźni spojrzeli

po sobie.

Tak? Och, w takim razie... proszę wejść.

Dziękuję.

Paige wahała się przez moment, a potem podeszła do pustej szafki. Lekarze patrzyli, jak

wkłada swój kitel do schowka. Spojrzała na nich i zaczęła rozpinać bluzkę.

Stali nie wiedząc, co robić. Jeden z nich powiedział:

Panowie, może powinniśmy... zostawić naszą damę na chwilę samą. Naszą damę! -

powtórzyła w myślach Paige.

Dziękuję - odparła.

Czekała, aż skończą zmieniać ubranie i wyjdą z szatni. Czy będę musiała przechodzić

przez to każdego dnia? - zastanawiała się.

Obchody szpitalne zawsze przebiegały w taki sam sposób. Prowadziło je dwóch

doświadczonych lekarzy, za którymi podążali stażyści i jeden lub dwóch studentów. Paige
została przydzielona do grupy doktora Williama Radnora. Razem z pięcioma innymi osobami
czekała na niego na korytarzu.

W grupie znajdował się pewien młody Chińczyk. Wyciągnął rękę do Paige i powiedział:

- Nazywam się Tom Chang. Mam nadzieję, że denerwujesz się tak samo jak ja.

background image

Paige poczuła do niego sympatię.
Do oczekujących zbliżył się jakiś mężczyzna.

- Dzień dobry. Jestem doktor Radnor - powiedział spokojnym, łagodnym głosem. Miał

błyszczące, niebieskie oczy.

Nowi lekarze przedstawili mu się po kolei.

- To wasz pierwszy dzień w pracy. Chciałbym, żebyście zwracali baczną uwagę na

wszystko, co zobaczycie i usłyszycie, ale jednocześnie powinniście czuć się swobodnie.

Paige wbiła sobie do głowy: wytężać uwagę i udawać, że się jest na luzie.

- Jeśli pacjenci zobaczą, że jesteście spięci, sami zaczną się denerwować i pewnie

pomyślą, że umierają na jakąś chorobę, co chcecie przed nimi zataić.

Nie wprowadzać pacjentów w stan napięcia, zanotowała sobie w myślach Paige.

- Zapamiętajcie, że od tej chwili stajecie się odpowiedzialni za życie innych ludzkich

istot.

Od tej chwili jesteśmy odpowiedzialni za życie innych, powtórzyła sobie Paige. O mój

Boże!

Im dłużej doktor Radnor mówił, tym bardziej Paige się denerwowała, a kiedy skończył,

straciła zupełnie pewność siebie. Nie jestem do tego przygotowana! - pomyślała. Nie wiem,
co robię. Czy kiedykolwiek ktoś powiedział, że nadaję się na lekarza? A co będzie, jeśli
przyczynię się do czyjejś śmierci?

Doktor Radnor podjął:

Oczekuję od was dokładnych notatek na temat każdego z waszych pacjentów... wyników

badań laboratoryjnych, testów, prześwietleń i tak dalej. Czy to jasne?

Tak, doktorze - mruknęli pod nosem.

Na oddziale chirurgicznym mamy przeważnie trzydziestu lub czterdziestu chorych. Do

was należy właściwe zorganizowanie sobie pracy. Teraz rozpoczniemy poranny obchód. Po
południu znów się spotkamy.

W akademii medycznej wszystko wydawało się takie łatwe. Paige myślała o czterech

latach, które tam spędziła. Na stu pięćdziesięciu studentów przypadało tylko piętnaście
kobiet. Paige nigdy nie zapomni pierwszego dnia wykładów z anatomii. Weszli wtedy do
wielkiej, wyłożonej białymi kafelkami sali, gdzie stało w rzędach dwadzieścia stołów
przykrytych żółtymi prześcieradłami. Przy każdym ze stolików usiadło pięć osób.

Profesor powiedział:
- A teraz ściągnijcie prześcieradła.
I wtedy Paige po raz pierwszy zobaczyła z bliska trupa. Bała się, że zemdleje albo zrobi

się jej niedobrze, ale czuła się dziwnie spokojna. Martwe ciało było zakonserwowane, co w
jakiś sposób sprawiało, że wyglądało mniej przerażająco.

Na samym początku studenci zachowywali się w prosektorium cicho i z szacunkiem.

Jednak po tygodniu, ku zaskoczeniu Paige, podczas sekcji jedli kanapki i robili głupie
dowcipy. Była to pewna forma samoobrony, ukrywanie własnej wrażliwości. Nadawali
zwłokom imiona i traktowali nieboszczyków jak starych przyjaciół. Paige zmuszała się, by
zachowywać się tak obojętnie jak inni, lecz przychodziło jej to z trudem. Spoglądała na
nieboszczyka, który leżał przed nią i myślała: Ten człowiek miał dom i rodzinę. Chodził
każdego dnia do pracy i raz do roku wyjeżdżał na wakacje z żoną i dziećmi. Pewnie lubił
imprezy sportowe, kino i teatr. Śmiał się i płakał. Patrzył, jak rosną jego dzieci i dzielił z
nimi ich radości i smutki. Snuł też wspaniałe marzenia. Mam nadzieję, że wszystkie się
spełniły... Paige ogarniał przejmujący smutek, ponieważ tamten człowiek był martwy, a ona
cieszyła się życiem.

Jednak po jakimś czasie nawet dla Paige sekcje zwłok stały się rutyną. Otwierała klatkę

piersiową przeglądała żebra, płuca, osierdzie i serce, żyły, tętnice i nerwy.

Prawie całe dwa pierwsze lata nauki w akademii medycznej studenci spędzali na

zapamiętywaniu długiej listy nazw najróżniejszych narządów i części ludzkiego ciała. Na
początku były nerwy czaszkowe: węchowy, wzrokowy, okoruchowy, bloczkowy, trójdzielny,
odwodzący, twarzowy, słuchowy, językowo-gardłowy, błędny, rdzeniowy i podjęzykowy.

background image

Studenci posługiwali się metodami mnemotechnicznymi, aby pomóc sobie w przyswajaniu

nowych terminów. Układali różne wierszyki łatwe do zapamiętania, czysto zabawne lub
sprośne.

Dwa ostatnie lata szkoły były bardziej interesujące. Studiowali choroby wewnętrzne,

chirurgię, pediatrię, położnictwo i mieli praktyki w miejscowym szpitalu. Pamiętam te
czasy... - wspominała Paige.

Doktor Taylor... - usłyszała głos lekarza. Oprzytomniała. Reszta grupy

podążała korytarzem.

Już idę - odparła pospiesznie.

Na początku zatrzymali się w dużej, prostokątnej sali, gdzie pod ścianami stały dwa rzędy

łóżek, a przy każdym posłaniu mała szafka. Paige spodziewała się, że chorych będą
przedzielały parawany, lecz tutaj nie zapewniono im nawet takiego poczucia prywatności.

Pierwszym pacjentem był starszy mężczyzna o żółtawej cerze. Wyglądał, jakby spał,

oddychał ciężko. Doktor Radnor przystanął w nogach łóżka, przejrzał wiszącą tam kartę, a
potem podszedł do chorego i delikatnie dotknął jego ramienia.

Panie Potter? Mężczyzna otworzył oczy.

Tak?

Dzień dobry. Jestem doktor Radnor. Chciałem tylko zobaczyć, jak się pan czuje. Czy

miał pan spokojną noc?

Owszem.

A czy teraz coś panu dolega?

Tak. Czuję ból w piersi.

Chciałbym pana zbadać.

Kiedy Radnor skończył osłuchiwać serce, powiedział:

Wszystko w porządku. Powiem siostrze, żeby przyniosła panu jakiś środek

przeciwbólowy.

Dziękuję, doktorze.

- Przyjdziemy do pana jeszcze raz po lunchu.
Odeszli na bok i lekarz zwrócił się do stażystów:
- Zawsze starajcie się zadawać takie pytania, by można było odpowiedzieć na nie po

prostu: tak lub nie. Nie należy niepotrzebnie męczyć pacjenta. I zapewnijcie go o postępach
w leczeniu. Chciałbym, żebyście przestudiowali kartę pana Pottera i zrobili notatki. Wrócimy
tutaj po południu i zobaczymy, jak on się czuje. Zwracajcie uwagę na główne dolegliwości
każdego z pacjentów, choroby, jakie przebył, niedomagania występujące w jego rodzinie i
warunki bytowe. Musicie wiedzieć, czy ktoś pije, pali i tak
dalej. Przy następnym obchodzie będę wymagał od was znajomości przebiegu choroby
każdego z naszych podopiecznych.

Podeszli do następnego łóżka, w którym leżał mężczyzna w średnim wieku.

Dzień dobry, panie Rawlings.

Dzień dobry, doktorze.

Czy dzisiaj czuje się pan lepiej?

Nie za bardzo. W nocy prawie nie mogłem spać. Bolał mnie żołądek. Doktor Radnor

zwrócił się do swojego asystenta:

Co wykazują wyniki wziernikowania odbytnicy?

Wszystko w normie.

- Proszę zrobić choremu lewatywę i badanie górnego odcinka przewodu pokarmowego,

stat.

Lekarz zapisał polecenie.
Stażysta stojący obok Paige szepnął jej do ucha:

- Pewnie wiesz, co znaczy „stat". Spieprzaj ty apatyczny tłuściochu.
Doktor Radnor usłyszał tę uwagę.

- Stat jest skrótem od łacińskiego wyrazu statim i znaczy natychmiast.
W przyszłości Paige miała często słyszeć to słowo.

background image

W następnym łóżku spoczywała starsza kobieta, która przebyła operację okrężnicy.

Witam, pani Turkel.

Jak długo macie zamiar mnie tu trzymać?

- Jeszcze tylko trochę. Wyniki badań są w porządku. Wkrótce pójdzie pani do domu.
Podeszli do kolejnego pacjenta.
Wciąż powtarzały się te same pytania i ranek minął szybko. Odwiedzili trzydziestu

chorych. Przy każdym łóżku lekarz pomagający doktorowi Radnorowi robił pospieszne
notatki, modląc się, żeby można je było potem odczytać.

Jedna z pacjentek zdziwiła Paige. Wydawała się zupełnie zdrowa.
Kiedy oddalili się od niej, Paige spytała:
- Co jej dolega, doktorze?
Radnor westchnął.
- Nic. Jest zwykłą hipochondryczką. Pewnie na studiach słyszeliście wiele o takich

przypadkach. Hipochondrycy uwielbiają źle się czuć bez powodu.
Mają takie hobby. W zeszłym roku sześć razy przyjmowano tę kobietę do szpitala.

Zbliżyli się do ostatniej pacjentki, pogrążonej w śpiączce staruszki z respiratorem na

twarzy.

- Miała rozległy zawał serca - wyjaśnił doktor Radnor. - Jest nieprzytomna od sześciu

tygodni. Bez sztucznego podtrzymywania jej funkcje życiowe zamierają. Nic już dla niej nie
możemy zrobić. Odłączamy ją dzisiaj od przyrządów utrzymujących oddychanie i krążenie
krwi.

Paige spojrzała na niego wstrząśnięta.

- Odłączacie ją?
Radnor odparł łagodnie:
- Dziś rano szpitalny komitet etyczny podjął taką decyzję. Ta kobieta tylko wegetuje. Ma

osiemdziesiąt siedem lat i jej mózg nie pracuje. To okrucieństwo trzymać ją przy życiu. Poza
tym to rujnuje finansowo jej rodzinę...
Zobaczymy się wszyscy po południu.
Patrzyli, jak odchodził. Paige odwróciła, żeby jeszcze raz spojrzeć na chorą. Kobieta wciąż
ż

yła. Za kilka godzin będzie martwa. Odłączają. Przecież to morderstwo! - pomyślała Paige.

Rozdział 3

T

ego popołudnia po zakończeniu obchodu nowi lekarze zebrali się w małej świetlicy na górze.

W pomieszczeniu znajdowało się osiem stolików, stary czarno-biały telewizor i dwa

automaty z kanapkami i gorzką kawą. Rozmowy odbywające się przy każdym ze stołów

brzmiały niemal identycznie. Jeden ze stażystów powiedział:

Spójrzcie na moje gardło. Czy nie jest zaczerwienione?

Wydaje mi się, że mam gorączkę. Czuję się parszywie - twierdził ktoś inny.

Boli mnie brzuch. Chyba przyplątało mi się zapalenie wyrostka robaczkowego.

Tak bardzo uciska mnie coś w piersi. Mam nadzieję, że nie dostałem ataku serca!

Kat siedziała przy stoliku razem z Paige i Honey.

- Jak wam poszło? - spytała.
- Chyba dobrze.
Obie spojrzały na Paige.

Byłam spięta, ale starałam się wyglądać na odprężoną. Denerwowałam się i

jednocześnie udawałam spokojną- westchnęła. - To był ciężki dzień. Chętnie odpoczęłabym
dzisiaj i poszła się gdzieś zabawić.

Ja też - przyznała Kat. - Może zjemy kolację i pójdziemy do kina?

Doskonale.

background image

Do stolika podszedł dyżurny.

Doktor Taylor? Paige uniosła głowę.

Tak, to ja.

Doktor Wallace chciałby zobaczyć się z panią w swoim gabinecie. Dyrektor

szpitala! Co ja takiego zrobiłam? - zastanawiała się Paige. Dyżurny czekał.

Doktor Taylor...

Już idę - odetchnęła głęboko i wstała. - Zobaczymy się później.

Proszę tędy.

Paige poszła za dyżurnym do windy, którą wjechali na czwarte piętro, gdzie mieścił się

gabinet doktora Wallace'a.

Benjamin Wallace siedział za biurkiem. Spojrzał na Paige, gdy weszła do środka.

Witam, doktor Taylor.

Dzień dobry. Wallace odchrząknął.

No tak, to pani pierwszy dzień w pracy, a już wszyscy panią znają. Paige odparła

zaskoczona:

Nie rozumiem...

Słyszałem, że rano miała pani mały problem w szatni.

Och, o to chodzi. Wallace się uśmiechnął.

- Wydaje mi się, że będę musiał przygotować jakieś inne pomieszczenie dla pani i innych

kobiet.

Jakich kobiet? - chciała spytać Paige, lecz powiedziała:

Będziemy panu wdzięczne.

Na razie, jeśli nie chce się pani przebierać razem z pielęgniarkami...

Nie jestem pielęgniarką- odparła stanowczo Paige. - Jestem lekarzem.

Ależ oczywiście. Znajdziemy dla pani jakieś miejsce.

Dziękuję.

Doktor podał Paige jakąś kartkę.

- A przy okazji, oto pani rozkład zajęć. Ma pani dzisiaj dwudziestoczterogodzinny dyżur,

który zaczyna się o szóstej - zerknął na zegarek. - To za pół godziny.

Paige spojrzała na niego zdziwiona. Zaczęła pracę rano o piątej trzydzieści. I jeszcze miała

zostać tutaj całą dobę?

- W rzeczywistości będzie to trzydzieści sześć godzin, ponieważ potem

znowu idzie pani na obchód.

Trzydzieści sześć godzin! Nie wiem, czy to wytrzymam, pomyślała. Wkrótce miała się o
tym przekonać.

Paige poszła poszukać Kat i Honey.

- Chyba muszę zapomnieć o kinie i kolacji - powiedziała. - Mam dyżur.
Kat pokiwała głową.

My właśnie też otrzymałyśmy złe wieści. Mnie przydzielono dyżur jutro, a Honey w

ś

rodę.

Nie będzie tak źle - rzekła Paige pogodnie. - Dowiedziałam się, że jest jeden pokój, w

którym można się przespać. Zamierzam to wykorzystać.

Niestety, myliła się.

Dyżurny prowadził Paige długim korytarzem.

- Doktor Wallace oznajmił mi, że mam teraz pełnić swoje obowiązki przez trzydzieści

sześć godzin - powiedziała. - Czy wszyscy świeżo upieczeni lekarze muszą zostawać tak
długo na dyżurze?

Tylko przez pierwsze trzy lata - odparł mężczyzna w białym kitlu. O Boże! -jęknęła w

duchu Paige.

Ale będzie miała pani wiele okazji do odpoczynku.

Naprawdę?

Tutaj, w tym pokoju.

background image

Otworzył drzwi i Paige weszła do środka. Pomieszczenie przypominało celę mnicha w

jakimś ubogim klasztorze. Znajdowały się tam jedynie podniszczona kozetka, stara miska do
mycia i nocna szafka z telefonem.

Może pani spać tutaj w przerwach między wezwaniami.

Dziękuję.

Po raz pierwszy wezwano Paige, gdy siedziała w bufecie i zabierała się do kolacji.

Doktor Taylor... proszona na salę nagłych przypadków numer trzy... Doktor Taylor...

Mamy pacjenta ze złamanymi żebrami...

Pan Henegan skarży się na ból w piersi...

Jeden chory na oddziale drugim ma migrenę. Czy można podać mu paracetamol...?

Około północy Paige udało się w końcu zasnąć, jednak wkrótce obudził ją telefon.
Przywieziono pacjenta z raną zadaną nożem. Gdy skończyła się nim zajmować, dochodziła

pierwsza trzydzieści. O drugiej piętnaście znowu zadzwonił telefon.

Doktor Taylor... prosimy do gabinetu zabiegowego numer dwa. To bardzo pilne.

Już idę - odparła Paige słabym głosem.

Zmusiła się, by wstać i powlokła się korytarzem. W gabinecie siedział człowiek ze

złamaną nogą i wył z bólu.

- Proszę zrobić prześwietlenie i podać demerol, pięćdziesiąt miligramów - poleciła Paige i

zwróciła się do pacjenta. - Wszystko będzie dobrze. Niech pan spróbuje się odprężyć.

Z głośnika dobiegły metaliczne dźwięki:

- Doktor Taylor... pilnie proszona na oddział trzeci.

Paige spojrzała na jęczącego pacjenta. Nie chciała go zostawiać.

Głos odezwał się znowu.

Doktor Taylor... na oddział trzeci.

Idę - mruknęła Paige pod nosem. Wybiegła z gabinetu i szybko ruszyła korytarzem.

Okazało się, że pacjent, który wymiotował, zakrztusił się.

Nie może oddychać - oświadczyła pielęgniarka.

Proszę spróbować go odessać - poleciła Paige.

Kiedy chory zaczął łapać oddech, znowu usłyszała swoje nazwisko przez megafon.

- Doktor Taylor... oddział czwarty.

Paige potrząsnęła głową i pobiegła na inną salę, gdzie czekał na nią pacjent ze skurczami

brzucha. Paige zbadała go pospiesznie.

- To mogą być zaburzenia czynności jelit. Trzeba zrobić ultrasonografię - powiedziała.

Wróciła do pacjenta ze złamaną nogą. Środki przeciwbólowe zaczęły działać. Kazała

położyć mężczyznę na stole i złożyła pękniętą kość. Gdy skończyła, wezwano ją do
kolejnego przypadku.

Doktor Taylor proszona natychmiast na oddział intensywnej terapii. Po chwili:

Na oddziale czwartym pacjent z wrzodami żołądka ma ostre bóle... O trzeciej

trzydzieści:

Doktor Taylor, chory z pokoju trzysta dziesięć dostał krwotoku...

Na innym oddziale ktoś miał atak serca i kiedy Paige z niepokojem badała jego puls,

usłyszała ponownie:

- Doktor Taylor... proszona na salę przypadków nagłych numer dwa...

Doktor Taylor...

Nie mogę wpadać w panikę, pomyślała. Muszę być opanowana i spokojna. Jednak

ogarniało ją coraz większe zdenerwowanie. Nie wiedziała, kto jest ważniejszy: pacjent,
którego właśnie badała, czy następny.

- Zaraz wrócę - powiedziała bezmyślnie.
Gdy biegła na kolejną salę, znowu usłyszała, jak ją wzywają.
- Doktor Taylor... Doktor Taylor...
O mój Boże! - złapała się za głowę.
Miała wrażenie, jakby została uwięziona w jakimś niekończącym się koszmarnym śnie.

background image

Przez resztę nocy Paige musiała jeszcze zająć się pacjentami z zatruciem pokarmowym,

złamaną ręką, przepukliną i pękniętymi żebrami. Gdy wreszcie dotarła z powrotem do
dyżurki, była tak wykończona, że z trudem się

poruszała. Opadła na kozetkę i właśnie zaczynała drzemać, kiedy rozległ się znowu dzwonek
telefonu.

Podniosła słuchawkę, nie otwierając oczu.

Halo...

Czekamy na panią, doktor Taylor.

Słucham?

Leżała, próbując sobie przypomnieć, gdzie się znajduje.

Zaczynamy obchód.

Obchód?

To chyba jakiś kiepski żart, pomyślała. To nieludzkie. Nie można pracować w ten sposób.

Wiedziała jednak, że na nią czekają.

Dziesięć minut później na wpół śpiąca Paige była już z powrotem wśród chorych.

Potknęła się o doktora Radnora.

Przepraszam - wyszeptała - ale przez całą noc nie zmrużyłam oka. Współczująco

poklepał ją po ramieniu.

Przywyknie pani do tego.

Kiedy w końcu Paige zeszła z dyżuru, spała przez czternaście godzin bez przerwy.

Niektórzy z młodych lekarzy nie wytrzymali napięcia i morderczej pracy i po prostu

odeszli ze szpitala. Ja nie zrobię czegoś takiego, przyrzekała sobie Paige.

Natłok zajęć był ogromny. Po jednym z kolejnych, trwających trzydzieści sześć godzin

dyżurów była tak wyczerpana, że nie wiedziała, gdzie się znajduje. Powlokła się do windy i
stała tam, patrząc tępo przed siebie.

Na korytarzu podszedł do niej Tom Chang.

Dobrze się czujesz? - spytał.

Tak - wymamrotała Paige. Uśmiechnął się.

Wyglądasz okropnie.

Dziękuję. Dlaczego każą nam tak pracować? Chang wzruszył

ramionami.
- Podobno to pozwala utrzymać bliski kontakt z pacjentami. Gdybyśmy poszli do domu i

zostawili ich, nie wiedzielibyśmy, co się z nimi dzieje.

Paige pokiwała głową.

- To brzmi logicznie - odparła i pomyślała: Ale nie ma żadnego sensu. - Jak możemy się

nimi opiekować, kiedy zasypiamy na stojąco?

Chang znowu wzruszył ramionami.

- Nie ja ustalam reguły. W taki sposób działają wszystkie szpitale. - Przyjrzał się Paige

uważnie. - Dasz radę dojechać do domu?

Paige spojrzała na niego i odrzekła dumnie:

Oczywiście.

Uważaj na siebie - rzucił Chang i oddalił się korytarzem.

Paige czekała na windę. Gdy ta wreszcie przyjechała, doktor Taylor drzemała oparta o

ś

cianę.

Dwa dni później Paige jadła śniadanie z Kat.

- Muszę wyznać ci coś strasznego - powiedziała Paige. - Czasami, kiedy budzą mnie o

czwartej nad ranem, żebym dała komuś aspirynę, idę na wpół świadoma korytarzem, mijając
pokoje, w których chorzy śpią sobie spokojnie, i mam ochotę walić pięściami w drzwi i
krzyczeć: Obudźcie się!

Kat wyciągnęła rękę.

- Witamy w klubie.

background image

Do szpitala trafiali najróżniejsi pacjenci, w różnym wieku, biali i kolorowi. Niektórzy byli

przerażeni, inni odważni, uprzejmi lub nieśmiali, a jeszcze inni aroganccy i wymagający.
Wszyscy zaś cierpiący.

W większości lekarze pracowali z poświęceniem. Tak jak w przypadku każdego innego

zawodu - jedni byli prawdziwymi profesjonalistami, inni nie. Młodzi i starzy, niezdarni i
biegli w swojej sztuce, o przyjemnym usposobieniu lub odpychający. Kilku z nich od czasu
do czasu czyniło Paige jakieś seksualne propozycje. Niektórzy robili to delikatnie, inni
niemal wulgarnie.

- Pewnie czujesz się w nocy samotna. Wiem, że tak jest. Zastanawiałem się... - usłyszała

kiedyś.

Innym razem:

- Taka praca wykańcza człowieka, prawda? Wiesz, co dodaje mi energii?

Udany seks. Czemu nie mielibyśmy...?

Kiedy indziej zaś:

- Moja żona wyjechała na kilka dni. Mam wiejski domek blisko Carmel.

Moglibyśmy w weekend...

Na podobne pomysły wpadali też pacjenci.

Jesteś moją lekarką, no nie? Wiesz, co by mnie wyleczyło...?

Podejdź bliżej łóżka, mała. Chcę się przekonać, czy to wszystko dzieje się naprawdę...

Paige zaciskała zęby i ignorowała te uwagi. Kiedy wyjdę za Alfreda, przestaną mnie

zaczepiać, myślała. Sama myśl o narzeczonym dodawała jej otuchy. Wkrótce miał wrócić z
Afryki.

Pewnego ranka po obchodzie Paige i Kat rozmawiały przy śniadaniu o dwuznacznych

propozycjach, jakie otrzymywały.

- Większość lekarzy zachowuje się jak prawdziwi dżentelmeni, ale kilku myśli, że

jesteśmy samicami, które weszły na ich terytorium po to, żeby im służyć - powiedziała Kat. -
Nie minął tydzień, odkąd tu się zjawiłam, kiedy pewien doktor przyszedł na mnie i
zaproponował: „Może wpadniesz do mnie na drinka? Mam parę świetnych kompaktów".
Albo pewnego razu w Sali operacyjnej, gdy asystowałam chirurgowi, ten wciąż ocierał się o
moje piersi. A kiedyś jeden kretyn powiedział do mnie: „Wiesz, kiedy zamawiam kur~!czaka
w restauracji, zawsze wybieram najciemniejsze mięso".

Paige westchnęła.

Myślą, że pochlebiają nam, widząc w nas obiekty seksualne. Wolałabym jednak, żeby

traktowali nas jak lekarki.

Niektórzy z nich nawet nie życzą sobie, żebyśmy z nimi pracowały. Chcą nas pieprzyć

albo wypieprzyć stąd. Wiesz, to nie w porządku. Kobiety osądza się jako mniej warte,
dopóki nie udowodnią, że coś znaczą, a mężczyzn uważa się za coś wyższego, póki nie
dowiodą jakimi są durniami.

Takie są układy - odparła Paige. - Gdyby nas, kobiet, było tu więcej, ustaliłybyśmy inne

reguły.

Paige już przedtem słyszała o Arthurze Kanie. Był w szpitalu przedmiotem ciągłych

plotek. Nazywano go Doktorem 007 - maszyną do zabijania. Każde schorzenie próbował
leczyć za pomocą operacji. Miał na koncie więcej zleceń do zabiegów chirurgicznych niż
jakikolwiek inny lekarz w szpitalu. Jednocześnie, nie wiedząc czemu, ceniono jego zasady
etyczne.

Był to łysy, niewysoki mężczyzna ze sporą nadwagą haczykowatym nosem i żółtymi od

tytoniu zębami. Mimo takiego wyglądu uważał siebie za podrywacza. Lubił określać nowe
pielęgniarki lub lekarki jako „świeże mięso".

Paige Taylor stanowiła smaczny kąsek. Zobaczył ją w bufecie i nie pytając o pozwolenie,

przysiadł się do jej stolika.

Już od dawna mam na ciebie oko - oznajmił. Paige spojrzała na

background image

niego zdziwiona.

Słucham?

Nazywam się Kane. Przyjaciele mówią do mnie Arthur.

Łypnął na nią pożądliwie.
Paige zastanawiała się, ilu ten człowiek ma przyjaciół.

Jak ci się tutaj podoba? Pytanie trochę zbiło Paige z

tropu.

Całkiem... w porządku. Pochylił się w jej

stronę.

To duży szpital. Łatwo się tutaj zgubić. Wiesz, co mam na myśli? Paige odparła

ostrożnie:

Nie bardzo.

- Jesteś zbyt ładna, by po prostu zagubić się w tłumie. Jeśli chcesz do czegoś dojść,

potrzebujesz kogoś, kto ci pomoże. Kogoś, kto wskaże ci drogę.

Z każdą minutą rozmowa stawała się bardziej nieprzyjemna.

I pan chce mi pomóc?

No właśnie - uśmiechnął się, obnażając żółte uzębienie. - Może podyskutujemy o tym

przy kolacji?

- Nie ma o czym rozmawiać - odrzekła Paige. - To mnie nie interesuje.
Arthur Kane zawiedziony patrzył, jak Paige wstaje i odchodzi.

Przez pierwszy rok młodzi lekarze specjalizujący się w chirurgii spędzali po dwa miesiące

na każdym oddziale, najpierw na położniczym, potem na ortopedycznym, urologicznym i w
końcu na chirurgicznym.

Paige przekonała się, jak niebezpiecznie jest trafić do szpitala z jakąś poważną chorobą w

ś

rodku lata. Większość lekarzy wyjeżdża wtedy na wakacje i pacjenci zdani są na łaskę

niedoświadczonych stażystów.

Niemal wszyscy chirurdzy lubili słuchać muzyki podczas operacji. Jednego z nich

przezywano Mozart, a innego Axl Rosę ze względu na ich upodobania.

Z jakichś powodów podczas zabiegów chirurgicznych wszyscy robili się głodni. Wciąż

rozmawiali o jedzeniu. Lekarz usuwający woreczek żółciowy z kamieniami mówił:

- Jadłem wczoraj wspaniałą kolację u Bardellego. Najlepsze włoskie dania w całym San

Francisco.

Albo:

Próbowałeś potrawkę z krabów w Cypress Club...?

Jeśli lubisz dobrą wołowinę, wybierz się do House of Prime Rib niedaleko Van Ness.

I w tym samym czasie pielęgniarka zmywała krew ze skóry pacjenta. Gdy nie rozmawiali o
jedzeniu, dyskutowali o baseballu i wynikach rozgrywek futbolowych.

- Czy widziałeś mecz w zeszłą niedzielę? Widać, że brakuje im Joego Montany. Zawsze

rozstrzygał wynik na korzyść swojej drużyny w ostatnich dwóch minutach gry.
Po takiej uwadze następowało usunięcie wyrostka robaczkowego. Kafce by się to podobało -
doszła do wniosku Paige, przypominając sobie czytane niegdyś książki tego pisarza.

O trzeciej w nocy, kiedy Paige spała w dyżurce, obudził ją telefon. Chrapliwy głos
powiedział:

- Doktor Taylor... pokój czterysta dziewiętnaście... pacjent dostał ataku serca. Musi pani

się pospieszyć! - Po czym w słuchawce zaległa cisza.

Paige usiadła na brzegu łóżka, próbując otrząsnąć się ze snu, a potem wstała. Trzeba się

spieszyć, przypomniała sobie. Wyszła na korytarz. Nie miała jednak czasu, by czekać na
windę, ruszyła więc schodami i wbiegła na trzecie piętro. Pospiesznie otworzyła drzwi do
pokoju czterysta dziewiętnaście i przystanęła zaskoczona.

W pomieszczeniu mieścił się magazyn.

Kat Hunter robiła obchód z doktorem Richardem Huttonem. Miał czterdziestkę na karku,

background image

był szorstki w obejściu i wciąż się spieszył. Spędzał nie więcej niż dwie, trzy minuty przy
każdym z pacjentów, rzucając okiem na ich karty, a potem wydając zalecenia z szybkością
karabinu maszynowego:

Proszę zbadać poziom hemoglobiny i przygotować chorą na jutro do operacji...

Uważnie obserwować wykres temperatury...

Podać krew...

Trzeba usunąć te szwy...

Zrobić prześwietlenie klatki piersiowej...

Kat i inni młodzi lekarze zawzięcie robili notatki, próbując nadążyć za słowami doktora

Huttona.

W pewnej chwili zbliżyli się do chorego, który zjawił się w szpitalu tydzień wcześniej z

wysoką gorączką. Wykonano wszelkie możliwe badania, ale bez żadnych rezultatów.

Gdy wyszli na korytarz, Kat spytała:

Co mu jest?

Bóg raczy wiedzieć - odparł lekarz. - Zrobiliśmy mu kilka prześwietleń, testy krwi,

USG, punkcję kręgosłupa i biopsję wątroby. I nie mamy pojęcia, co mu jest.

Znaleźli się w sali, gdzie leżał młody pacjent po operacji. Miał zabandażowaną głowę i

spał. Kiedy doktor Hutton zaczął zdejmować opatrunek, chory obudził się wystraszony.

Co... co się dzieje? - spytał.

Usiądź - powiedział doktor szorstko. Młody człowiek drżał na całym ciele.

Nigdy nie będę traktować chorych w ten sposób, przyrzekła sobie Kat. Następny pacjent,
staruszek koło siedemdziesiątki, wyglądał całkiem zdrowo. Kiedy tylko doktor Hutton
podszedł do jego łóżka, mężczyzna zawołał:

Gonzol Podam cię do sądu, ty parszywy sukinsynu!

A teraz panie Sparolini...

ś

aden ze mnie pan Sparolini! Zrobiłeś ze mnie cholernego eunucha. Coś podobnego,

pomyślała Kat.

Panie Sparolini, zgodził się pan na wycięcie nasieniowodu i...

- To był pomysł mojej żony. Przeklęta dziwka! Niech ja tylko wrócę do domu.

Zostawili go przeklinającego pod nosem.

Co mu dolega? - spytał jeden ze stażystów.

Był wiecznie napalonym, starym ogierem. Jego młoda żona ma już szóstkę dzieci i nie

chce więcej rodzić.

Następną pacjentką była dziesięcioletnia dziewczynka. Doktor Hutton spojrzał na jej kartę.

Damy ci zastrzyk, żeby pozbyć się tych okropnych robaków. Pielęgniarka napełniła

strzykawkę i zbliżyła się do dziecka.

Nie! - krzyknęła mała. - Boję się igły!

To nie będzie bolało, kochanie - zapewniła ją siostra.

Słowa te wciąż rozbrzmiewały w uszach Kat.

Nie będzie bolało, kochanie... Tak szeptał jej kiedyś do ucha ojczym w ciemnym,

przerażającym pokoju.

- Będzie ci przyjemnie. Rozłóż nogi. No już, ty mała dziwko!
Rozchylił jej uda, wszedł w nią siłą, przykrywając jej usta dłonią, żeby nie krzyczała z
bólu. Kat miała wtedy trzynaście lat. Po tamtym wydarzeniu jego nocne wizyty stały się
rutyną.
- Masz szczęście, że znalazł się taki mężczyzna jak ja, który nauczy cię, jak się pieprzyć -

mówił jej. - Czy wiesz, co znaczy Kat? To taki mały, puszysty kotek. Chcę go trochę
podotykać.

Wtedy zwalał się na nią i ani błagania, ani płacz nie były w stanie go powstrzymać.
Kat nigdy nie poznała swojego ojca. Jej matka była sprzątaczką i pracowała nocami w

biurowcu blisko ich niewielkiego mieszkania w Gary, w stanie Indiana. Ojczym Kat, wielki,
postawny mężczyzna, został ranny w wypadku w fabryce i większość czasu spędzał w domu,

background image

pijąc. W nocy, kiedy matka Kat wychodziła do pracy, przychodził do pokoju dziewczynki.

- Jeśli piśniesz słówko matce albo bratu, zabiję go - oznajmił Kat.
Nie mogę pozwolić, żeby Mike'owi stało się coś złego, pomyślała wtedy Kat. Brat był pięć

lat od niej młodszy i Kat bardzo go kochała. Opiekowała się nim i chroniła go. Jedynie Mikę
dodawał trochę blasku jej życiu.

Pewnego ranka przerażona groźbami ojczyma dziewczynka postanowiła powiedzieć matce

o tym, co się wydarzyło. Sądziła, że matka położy temu kres i ją obroni.

- Mamo, twój mąż przychodzi w nocy do mojego łóżka, kiedy ciebie nie ma, i kładzie się

na mnie.

Matka spoglądała na Kat przez chwilę, a potem uderzyła ją mocno w twarz.

- Jak śmiesz kłamać, ty mała flądro!

Kat nigdy więcej nie poruszała już tego tematu. Pozostała w domu jedynie ze względu na

Mike'a. Byłby zgubiony beze mnie, pomyślała. Jednak tego dnia, kiedy dowiedziała się, że
jest w ciąży, uciekła z domu i zamieszkała u ciotki w Minneapolis.

Gdy tylko Kat opuściła dom, jej życie zmieniło się zupełnie.

Nie musisz mi mówić, co się stało - powiedziała ciotka Sophie. - Ale od teraz

przestaniesz uciekać. Znasz tę piosenkę z Ulicy Sezamkowej"? Niełatwo być zielonym. No
więc, kochanie, niezbyt łatwo też jest mieć czarną skórę. Istnieją dwie drogi. Możesz dalej
uciekać i chować się, winiąc świat za swoje problemy, lub też stanąć na własnych nogach i
postanowić zostać kimś ważnym.

W jaki sposób mogę dojść do czegoś takiego?

Musisz uwierzyć, że jesteś wartościowym człowiekiem. Najpierw stwórz sobie obraz

osoby, jaką chciałabyś się stać, a potem zacznij nad tym pracować.

Nie chcę urodzić tego dziecka, zdecydowała na początku Kat. Poddam się aborcji.

Sprawa została załatwiona po cichu w ciągu tygodnia przez położną znajomą ciotki

Sophie. Kiedy było po wszystkim, Kat powzięła stanowczą de-
cyzję: Nigdy już nie pozwolę, żeby dotknął mnie jakiś mężczyzna. Nigdy więcej!

W oczach Kat Minneapolis wyglądało jak kraina z bajki. W obrębie kilku przecznic

większość domów stała tutaj nad jakimś jeziorem, rzeką lub strumieniem. A wokół
znajdował się rozległy, obejmujący ponad osiem tysięcy akrów park krajobrazowy. Kat
często żeglowała po jeziorach i pływała łódką po Missisipi.

Chodziła z ciotką Sophie do wielkiego zoo, a niedziele spędzała w lunaparku. Jeździła na

kopie siana w Cedar Greek Farm i obserwowała rycerzy w zbrojach walczących na
turniejach na festiwalu Shakopee Renaissance.

Ciotka Sophie obserwowała Kat i myślała: Ta dziewczyna nigdy nie miała prawdziwego

dzieciństwa.

Kat nauczyła się bawić, lecz ciotka czuła, że jej siostrzenica, próbując uchronić się przed

kolejnym zranieniem, gdzieś głęboko w sobie wzniosła barierę, której nikt nie potrafił
sforsować.

Dziewczynka miała w szkole wiele koleżanek, lecz nigdy nie przyjaźniła się z chłopcami.

Jej rówieśniczki chodziły na randki, a Kat wciąż była sama, zbyt dumna, by komukolwiek
powiedzieć dlaczego. Bardzo szanowała i kochała swoją ciotkę.

Przedtem Kat niezbyt chętnie się uczyła i czytała, jednak pobyt w domu Sophie zmienił to.

W domu ciotki było bardzo dużo książek, zainteresowania Sophie powoli udzieliły się także
Kat.

- Z książek można się wiele nauczyć - mówiła dziewczynce. - Czytaj, a dowiesz się, skąd

pochodzisz i dokąd zmierzasz. Mam wrażenie, kochanie, że pewnego dnia staniesz się
sławna. Ale najpierw musisz otrzymać odpowiednie wykształcenie. Mieszkamy w Ameryce.
Możesz zostać, kim tylko zapragniesz. Można mieć ciemny kolor skóry i żyć w biedzie, ale
czarne kobiety pracują też w Kongresie, występują w filmach, zostają naukowcami i
sportowcami. Pewnego dnia jakaś Murzynka zostanie prezydentem. Możesz wyrosnąć, na
kogo tylko chcesz. To zależy tylko od ciebie.

background image

I tak to się wszystko zaczęło.

Kat miała najlepsze wyniki w całej klasie. Pochłaniała książki jedna za drugą. Pewnego

razu wypożyczyła ze szkolnej biblioteki Arrowsmith Sinclaira Lewisa. Opowieść o pełnej
poświęcenia młodej lekarce niezmiernie ją zafascynowała. Dziewczynka przeczytała także
Promises to Keep Agnes Cooper i Woman Surgeon, powieść napisaną przez doktor Elsę Roe.
Czuła się, jakby odkryła nowy świat. Dowiedziała się, że na świecie istnieją ludzie,
którzy poświęcili się pomaganiu innym i ratowaniu ich życia. Pewnego razu Kat wróciła ze
szkoły i powiedziała ciotce: - Zostanę lekarką. I to sławną.

Rozdział 4

W

poniedziałek rano karty trzech pacjentów zapodziały się gdzieś i winą obciążono Paige.

W środę obudziła się w dyżurce o czwartej nad ranem. Sennym ruchem sięgnęła po

dzwoniący telefon.

Doktor Taylor - przedstawiła się. Odpowiedziała jej cisza.

Halo... halo.

Usłyszała czyjś oddech po drugiej stronie, a potem ktoś odłożył słuchawkę. Paige leżała,
nie śpiąc przez resztę nocy. Rano wyznała Kat:

Mam jakieś paranoiczne przywidzenia albo ktoś mnie usiłuje nastraszyć. -1

opowiedziała, co jej się przydarzyło.

Czasami pacjenci żywią urazę do lekarzy - odparła Kat. - Czy znasz kogoś, kto...?

Paige westchnęła.

- Niejednego.
- Pewnie nie ma się czym martwić.
Paige bardzo chciała w to uwierzyć.

Pod koniec lata przyszedł telegram. Czekał na Paige w domu, gdy wróciła późnym

wieczorem ze szpitala. Przeczytała: Przylatuję do San Francisco w niedzielę w południe. Nie
mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę. Ucałowania. Alfred.

Nareszcie wracał do niej! Paige przeczytała telegram kilkakrotnie, a za każdym razem jej

podniecenie wzrastało. Alfred! Jego imię wywołało falę niezatartych wspomnień...

Paige i Alfred dorastali razem. Ich ojcowie należeli do Światowej Organizacji Zdrowia i

podróżowali po krajach Trzeciego Świata, lecząc tropikalne i zakaźne choroby. Paige razem
z matką towarzyszyła doktorowi Taylorowi, który przewodził całej grupie lekarzy.

Córka doktora Taylora i Alfred mieli fantastyczne dzieciństwo. W Indiach Paige uczyła się

mówić w hindi. W wieku dwóch lat wiedziała, że bambusowa chata, w której mieszkali,
nazywała się basha. Jej ojciec był garasahibem, białym człowiekiem, a na nią samą wołano
nani, mała siostrzyczka. Do taty Paige zwracano się: abadhan, co oznaczało przywódcę lub
baba, ojciec.

Kiedy rodziców Paige nie było w pobliżu, dziewczynka popijała bhanga, odurzający napój

zrobiony z liści haszyszu, i jadła czapati z ghi.

Z Indii pojechali do Afryki. Tam czekały ich kolejne przygody.
Paige i Alfred przywykli do kąpania się w rzekach zamieszkiwanych przez krokodyle i

hipopotamy. Ich ulubieńcami były małe zebry, gepardy i węże. Dorastali w okrągłej,
pozbawionej okien chacie, zrobionej z wikliny umocnionej gliną gdzie podłogę zastępowało
brudne klepisko, a stożkowy dach pokrywały palmowe liście. Któregoś dnia Paige przyrzekła
sobie: Kiedyś będę mieszkać w prawdziwym domu, pięknej wiejskiej chacie z zielonym
trawnikiem dookoła i drewnianym płotem pomalowanym na biało.

Dla lekarzy i pielęgniarek życie w buszu było trudne i pełne wyrzeczeń. Jednak

background image

przebywanie w kraju lwów, żyraf i słoni stanowiło dla dwojga dzieci nieustające pasmo
przygód. Chodzili do prymitywnych, wiejskich szkół, a kiedy w okolicy nie było żadnej,
mieli prywatnych nauczycieli.

Paige była bystrym dzieckiem i chłonęła wszystko jak gąbka. Alfred uwielbiał swoją

towarzyszkę zabaw.

Pewnego dnia ożenię się z tobą Paige - powiedział, kiedy dziewczynka skończyła

dwanaście lat, a on czternaście.

A ja chętnie wyjdę za ciebie, Alfredzie.

Sprawiali wrażenie dwojga poważnych nastolatków, którzy postanowili spędzić razem

resztę życia.

Lekarze ze Światowej Organizacji Zdrowia byli pozbawionymi egoizmu, pełnymi oddania

ludźmi, którzy poświęcili życie pracy dla innych. Często wykonywali swój zawód w
niezwykle trudnych warunkach. W Afryce musieli konkurować z wogesha - miejscowymi
znachorami, których znajomość prymitywnych sposobów leczenia przechodziła z ojca na
syna i często wywoływała tragiczne rezultaty. U Masajów tradycyjnym sposobem na otwarte
rany było przykładanie olkilorite, mieszaniny bydlęcej krwi, surowego mięsa i wyciągu z
jakichś tajemniczych korzeni.

Kikujowie wypędzali z dzieci ospę, tłukąc je kijami.

Musicie przestać - mówił im doktor Taylor. - To przecież wcale nie pomaga.

Lepsze to niż wasze igły, które wbijacie nam w skórę - odpowiadali.

Punkty pomocy medycznej mieściły się przy stołach ustawionych pod drzewami. Lekarze

przyjmowali setki pacjentów dziennie. Zawsze ustawiała się długa kolejka trędowatych,
chorych na gruźlicę, zanoszących się kaszlem, tubylców dotkniętych ospą czy cierpiących na
dyzenterię.

Paige i Alfred prawie się nie rozstawali. Kiedy trochę dorośli, chodzili razem do sklepu po

zakupy do wioski oddalonej o kilka kilometrów. Po drodze często snuli plany na przyszłość.

Z medycyną Paige zetknęła się już we wczesnych łatach swojego życia. Nauczyła się

opiekować chorymi, robić zastrzyki, sporządzać lekarstwa i cieszyła się, że może pomóc
swojemu ojcu.

Paige kochała go całym sercem. Curt Taylor był najlepszym opiekunem, najwspanialszym

człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znała. Naprawdę lubił ludzi. Poświęcił swoje życie tym,
którzy go potrzebowali, i wzbudził podobne dążenia w córce. Mimo nawału pracy potrafił
znaleźć czas dla dziewczynki. Z niezwykłą pogodą ducha znosił niewygody ich
prymitywnego życia.

Związek Paige z matką wyglądał zupełnie inaczej. Piękna żona doktora pochodziła z

bogatej rodziny. Jej chłodna powściągliwość odpychała Paige, która odnosiła się do matki z
rezerwą. Poślubienie lekarza zamierzającego pracować gdzieś daleko w egzotycznych
krajach wydawało się początkowo bardzo romantyczne, ale trudy codziennego życia wkrótce
dały się matce Paige we znaki. Szybko stała się zgorzkniała. Przestała być ciepłą, kochającą
kobietą i zaczęła narzekać.

Curt, dlaczego zawsze musimy jeździć do tak odludnych miejsc?

Ludzie żyją tutaj jak zwierzęta. Pomożemy im zwalczyć którąś z tych okropnych

chorób.

Czy nie mógłbyś pracować w Stanach Zjednoczonych i zarabiać pieniądze jak inni

lekarze?

Takie rozmowy toczyły się coraz częściej.

Im bardziej matka krytykowała ojca, tym bardziej Paige go podziwiała. Kiedy dziewczynka
skończyła piętnaście lat, matka zniknęła z właścicielem dużej plantacji drzew kakaowych z
Brazylii.

Ona już nie wróci, prawda? - dopytywała się Paige.

Nie, kochanie. Przykro mi.

To dobrze!

Naprawdę wcale tak nie myślała. Czuła się zraniona tym, że matka nie dbała o nią i ojca i

opuściła ich.

background image

To doświadczenie sprawiło, że Alfred Turner stał się jej jeszcze bliższy. Bawili się razem,

wybierali na wspólne wycieczki i dzielili się swoimi marzeniami.

Ja także chciałbym zostać lekarzem, kiedy dorosnę - wyznał Alfred. -Pobierzemy się i

będziemy razem pracować.

I będziemy mieć mnóstwo dzieci!

Pewnie. Jeśli tylko chcesz.

W dniu szesnastych urodzin Paige ich związek stał się bardziej intymny. Mieszkali wtedy

w małej osadzie we wschodniej Afryce i pewnego razu z powodu epidemii wezwano lekarzy
do innej wioski. W obozie zostali tylko Alfred, Paige i kucharz.

Alfred i Paige zjedli kolację i poszli do swoich łóżek. Jednak w środku nocy dziewczynę

obudził odległy odgłos galopujących zwierząt. Leżała w ciemności, nasłuchując. Tętent
kopyt przybliżał się z każdą chwilą i jej przerażenie rosło. Oddychała szybko. Nie wiedziała,
kiedy wróci ojciec i inni lekarze.

Wstała. Namiot Alfreda znajdował się zaledwie kilka metrów dalej. Wystraszona Paige

pobiegła do niego.

Chłopak spał.

Alfredzie! - zawołała. Obudził się natychmiast i usiadł.

Paige? Czy coś się stało?

Przestraszyłam się. Czy mogę poleżeć z tobą przez chwilę?

Pewnie.

Leżeli obok siebie, słuchając, jak stado zwierząt przedziera się przez busz. Po kilku
minutach odgłosy zaczęły się oddalać.
Alfred coraz bardziej stawał się świadomy obecności Paige, dotyku jej ciepłego ciała.

- Wiesz, może lepiej wróć do swojego namiotu - powiedział.
Paige wyczuła na udzie jego twardą męskość.

Wszystkie ich pragnienia, które dotąd trzymali w ukryciu, wydostały się teraz na

powierzchnię.

Alfred.

Tak? - spytał ochrypłym głosem.

Weźmiemy ślub, prawda?

Oczywiście.

W takim razie wszystko w porządku.

Wokół w dżungli zaległa cisza, a oni zaczęli odkrywać świat do tej pory im nieznany. Byli

pierwszymi kochankami na świecie i zdawało im się, jakby znaleźli się w krainie cudów.

O świcie, kiedy Paige przemykała do swojego namiotu, pomyślała: Teraz już jestem

prawdziwą kobietą.

Od czasu do czasu Curt Taylor sugerował córce, żeby wróciła do Stanów Zjednoczonych i

zamieszkała z jego bratem w pięknym domu w Deerfield, na północ od Chicago.

Po co mam tam jechać? - spytała Paige.

ś

ebyś wyrosła na prawdziwą młodą damę.

Ależ tu niczego mi nie brakuje.

Dobrze wychowane panny nie ganiają za małpami i nie próbują dosiadać małych zebr.

Paige zawsze odpowiadała tak samo:

- Bez ciebie nigdzie się nie ruszę.

Gdy Paige miała siedemnaście lat, grupa lekarzy ze Światowej Organizacji Zdrowia udała

się do Afryki Południowej do wioski położonej w dżungli, gdzie rozpętała się epidemia
tyfusu. Sytuacja stała się jeszcze bardziej niebezpieczna, gdy zaraz po przybyciu lekarzy
dwa lokalne plemiona wypowiedziały sobie wojnę. Doktor Taylor otrzymał ostrzeżenie i
poradzono mu, aby wyjechał.

- Nie mogę, na miłość boską! Mam pacjentów, którzy umrą jeśli ich opuszczę.

Cztery dni później zaatakowano wioskę. Paige z ojcem schronili się w chacie i

nasłuchiwali krzyków i strzałów dobiegających z zewnątrz. Paige trzęsła się ze strachu.

- Zabiją nas! - wołała.

background image

Ojciec objął ją ramieniem.
- Nie zrobią nam nic złego, kochanie. Przybyliśmy tutaj po to, by im pomóc. Wiedzą że

jesteśmy przyjaciółmi.

Miał rację.

Wódz jednego z plemion wpadł do chaty z kilkoma wojownikami.

- Nie martwcie się - powiedział. - Obronimy was.
Rzeczywiście tak zrobili.

Walka trwała długo. Strzały w końcu ucichły, jednak rano Curt Taylor powziął decyzję.

Wysłał wiadomo

ść

do swojego brata: Paige przyleci nast

ę

pnym

samolotem. Otrzymasz telegram ze szczegółami. Prosz

ę

wyjd

ź

po ni

ą

na

lotnisko.

Paige wpadła we wściekłość, gdy dowiedziała się o planach ojca. Zawieziono ją łkającą

rozpaczliwie, na pokryte kurzem lotnisko, gdzie czekała na nią awionetką by zabrać ją do
miasta skąd mogła złapać samolot do Johannesburga.

- Każesz mi stąd wyjechać, ponieważ chcesz się mnie pozbyć! - krzyczała.

Ojciec przytulił ją mocno.

Kocham cię bardziej niż kogokolwiek na świecie, córeczko. Będę za tobą tęsknił. Wrócę

niedługo do Stanów i znowu się zobaczymy.

Obiecujesz?

Tak.

Alfred przyszedł się pożegnać.

- Nie przejmuj się - powiedział. - Przyjadę do ciebie tak szybko, jak tylko się da. Będziesz

na mnie czekać?

Po tylu spędzonych razem latach to pytanie wydało się Paige niemądre.

- Oczywiście, że tak - odparła.

Trzy dni później, kiedy samolot wylądował na lotnisku 0'Hare w Chicago, wuj Richard

przywitał Paige. Dziewczyna nie widziała go nigdy wcześniej. Wiedziała tylko, że był dobrze
prosperującym biznesmenem, którego żona zmarła już jakiś czas temu.

- Powodzi mu się najlepiej z całej rodziny - powtarzał zawsze ojciec Paige.
Pierwsze słowa wuja wstrząsnęły Paige.
- Przykro mi to mówić - rzekł - ale właśnie otrzymałem wiadomość, że twój ojciec został

zabity przez tubylców.

Cały świat Paige w jednej chwili rozpadł się na kawałki. Ogarnęła ją silna, prawie

niemożliwa do zniesienia rozpacz. Nie mogę pozwolić, żeby wuj zobaczył, jak płaczę,
powiedziała sobie. Nie powinnam była stamtąd wyjeżdżać. Chcę tam wrócić.

Kiedy jechali z lotniska do domu, Paige spoglądała przez okno na zatłoczone ulice.

Nie znoszę Chicago.

Dlaczego?

To dżungla.

Richard nie pozwolił Paige jechać do Afryki na pogrzeb ojca, i to spowodowało, że ogarnęła
ją wściekłość. Próbował przemówić jej do rozsądku:

- Paige, oni już pochowali twojego ojca. Nie ma sensu tam wracać.
Jednak istniał pewien powód. W Afryce nadal pozostawał Alfred.

Kilka dni po przyjeździe Paige wuj postanowił porozmawiać z dziewczyną na temat jej

przyszłości.

- Nie ma o czym dyskutować - odparła. - Zamierzam zostać lekarką.
W wieku dwudziestu jeden lat Paige skończyła college i złożyła papiery do dziesięciu

szkół medycznych. Została zaakceptowana przez wszystkie i w końcu wybrała tę w
Bostonie.

Dwa dni zajęło jej telefoniczne skontaktowanie się z Alfredem, który pracował na pół

background image

etatu w placówce Światowej Organizacji Zdrowia w Zairze.

Gdy Paige przekazała mu nowe wieści, powiedział:

- Wspaniale, kochanie. Ja już prawie kończę swoje kursy medyczne. Zostanę tutaj

jeszcze trochę, ale za kilka lat będziemy pracować razem.

„Razem" - to słowo działało na Paige jak zaklęcie.

Tak bardzo chciałbym cię zobaczyć, Paige. Przyjechałabyś spotkać się ze mną na

Hawajach, gdyby udało mi się załatwić parę wolnych dni?

Oczywiście - odparła bez najmniejszego wahania.

Udało się. Dopiero później Paige zdała sobie sprawę, jak trudno było Alfredowi przebyć

długą drogę z Afryki na Hawaje, ale on sam nigdy o tym nie wspomniał.

Spędzili trzy cudowne dni w małym hoteliku Sunny Cove i zdawało im się, jakby nigdy

się nie rozstawali. Paige chciała poprosić Alfreda, żeby pojechał z nią do Bostonu, ale
zdawała sobie sprawę, że to egoistyczne pragnienie. Praca Alfreda była o wiele ważniejsza.

Ostatniego dnia spędzonego razem, kiedy się ubierali, Paige spytała:

Dokąd wyślą cię później?

Do Gambii albo do Bangladeszu.

Aby ratować życie innych, pomagać tym, którzy rozpaczliwie potrzebują opieki,

pomyślała Paige. Objęła Alfreda czule i zamknęła oczy. Nie chciała, żeby ją opuszczał.

Jakby czytając w jej myślach, powiedział:

- Nigdy cię nie opuszczę.

Paige zaczęła chodzić do szkoły medycznej i korespondowała z Alfredem regularnie.

Niezależnie od tego, w jakiej części świata się akurat znajdował, zawsze dzwonił, żeby
złożyć jej życzenia na urodziny czy Boże Narodzenie. Zatelefonował pewnego razu na parę
dni przed Nowym Rokiem.

Paige?

To ty, kochanie! Gdzie jesteś?

W Senegalu. Pomyślałem, że to tylko jakieś dziesięć tysięcy kilometrów od hotelu

Sunny Cove.

Paige zrozumiała dopiero po chwili.

- Chcesz powiedzieć, że...?

Czy mogłabyś przyjechać na Hawaje na Nowy Rok?

Ależ oczywiście!

Alfred przebył niemal połowę kuli ziemskiej, aby spotkać się z nią, i pociąg, jaki do siebie

odczuwali, był jeszcze bardziej intensywny. Mieli wrażenie, jakby czas się dla nich
zatrzymał.

- W przyszłym roku będę kierował własnym oddziałem lekarzy - oznajmił Alfred. -

Chciałbym, żebyśmy się pobrali, kiedy skończysz szkołę...

Spotkali się jeszcze tylko raz, a gdy nie mogli się widywać, pisali do siebie listy, które

przemierzały cały świat.

Przez wszystkie te lata Alfred pracował jako lekarz w krajach Trzeciego Świata, podobnie

jak kiedyś ojciec Paige. A teraz w końcu Alfred miał przyjechać do niej do Stanów.

Paige przeczytała telegram po raz piąty. Nareszcie zobaczymy się w San Francisco,

pomyślała.

Kat i Honey już spały. Paige poszła je obudzić.

Alfred przyjeżdża! - zawołała. - Naprawdę! Będzie tutaj w niedzielę!

To dobrze - wymamrotała Kat. - Mogłaś obudzić mnie w niedzielę. Niedawno się

położyłam.

Honey zareagowała z większym przejęciem. Usiadła i powiedziała:

Wspaniale! Bardzo chciałabym go poznać. Jak długo go nie widziałaś?

Dwa lata - odparła Paige - ale cały czas byliśmy w kontakcie.

Szczęśliwa z ciebie dziewczyna - westchnęła Kat i dodała: - Skoro żadna z nas nie śpi,

pójdę nastawić kawę.

background image

Usiadły we trójkę przy kuchennym stole.

Może wydamy przyjęcie na jego cześć? - zaproponowała Honey. - Coś w rodzaju kolacji

powitalnej.

Ś

wietny pomysł - przyznała Kat.

Urządzimy prawdziwą uroczystość... z ciastkami i balonami... Będzie wesoło. Możemy

też coś ugotować.

Kat pokręciła głową.

- Próbowałam tego, co przyrządzasz, Honey. Może lepiej zamówmy jedzenie w

restauracji.

Do niedzieli zostały jeszcze cztery dni. Przez cały czas dziewczyny rozprawiały o

przyjeździe Alfreda. Jakimś cudem żadna z nich nie miała w niedzielę dyżuru.

W sobotę Paige wybrała się do salonu kosmetycznego. Potem zajrzała do paru sklepów i

kupiła sobie nową sukienkę.

Jak wyglądam? - spytała koleżanek, wróciwszy do domu. - Myślicie, że mu się

spodoba?

Wyglądasz doskonale! - zapewniła ją Honey. - Mam nadzieję, że on jest ciebie wart.

Paige się uśmiechnęła.

- Mam nadzieję, że zasłużyłam na niego. Polubicie go. Jest naprawdę fantastyczny!

W niedzielę na stole w salonie obok butelki mrożonego szampana stały w półmiskach

wytworne dania przyniesione z restauracji. Kobiety krzątały się wokół nerwowo, czekając na
przyjazd Alfreda.

O drugiej rozległ się dzwonek do drzwi i Paige pobiegła otworzyć. Ujrzała Alfreda, nieco

zmęczonego i szczuplejszego niż dawnej. Jednak był to ten sam Alfred. Obok niego stała
około trzydziestoletnia brunetka.

- Paige! - zawołał.

Zarzuciła mu ramiona na szyję, a potem odwróciła się do Honey i Kat i rzekła z dumą:

Przedstawiam wam Alfreda Turnera. A to moje współlokatorki, Honey Taft i Kat

Hunter.

Bardzo mi miło - odparł Alfred i odwrócił się do kobiety stojącej u jego boku. -

Poznajcie proszę Karen Turner, moją żonę.

Wszystkie trzy zamarły.

Twoją żonę? - powiedziała wolno Paige.

Tak. -Alfred zmarszczył czoło. - Czy nie otrzymałaś mojego listu?

Jakiego listu?

Wysłałem go kilka tygodni temu.

Nie, nie dostałam...

Och... W takim razie bardzo przepraszam. Wszystko wyjaśniłem w liście... ale

oczywiście, jeśli nie dotarł do ciebie... - Zamilkł na chwilę. -Naprawdę bardzo mi przykro,
Paige. Tak długo się nie widzieliśmy, że... w końcu spotkałem Karen... Wiesz, jak to jest.

Tak- odparła Paige bezbarwnym głosem. Odwróciła się do Karen i zmusiła się do

uśmiechu. - Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.

- Dziękuję - odparła brunetka.
Nastała niezręczna cisza.

W końcu odezwała się Karen:

Myślę, że lepiej będzie, jeśli już pójdziemy, kochanie.

Tak, to chyba dobry pomysł - odparła Kat.

Alfred przesunął palcami po włosach.

Naprawdę mi przykro, Paige... Do widzenia.

Do widzenia, Alfredzie.

Dziewczyny stały nieruchomo, patrząc, jak świeżo poślubiona para zamyka za sobą drzwi.

- A to drań! - wykrzyknęła Kat. - Jak mógł tak parszywie postąpić?
Oczy Paige zaszły łzami.
- On... nic mi nie powiedział... To znaczy... pewnie wszystko wyjaśnił w tamtym liście.

background image

Honey położyła rękę na jej ramieniu.

Facetów powinno się kastrować.

Chyba napiję się czegoś mocniejszego - stwierdziła Kat.

- Wybaczcie mi - rzekła Paige. Pobiegła do sypialni i zamknęła drzwi.
Nie wychodziła stamtąd przez resztę dnia.

Rozdział 5

P

rzez następnych parę miesięcy Paige niezbyt często widywała się z Kat i Honey. Szybko
zjadały razem śniadanie w kafeterii i od czasu do czasu mijały się na korytarzach.
Komunikowały się głównie za pomocą karteczek, które zostawiały sobie w mieszkaniu.

Kolacja jest w lodówce.
Zepsuła się kuchenka mikrofalowa.
Przepraszam, nie zdążyłam posprzątać.
Może zjemy razem kolację w sobotę wieczorem?
Wszyscy stażyści nadal musieli zostawać na długich dyżurach. Mieli wrażenie, jakby

sprawdzano w ten sposób ich wytrzymałość.

Paige cieszyła się, że ma tyle pracy. Nie było czasu myśleć o Alfredzie i o ich planach

dotyczących wspólnej przyszłości. Jednak nie mogła o nim zupełnie zapomnieć. To, co
zrobił, sprawiło jej wielki ból, którego nie była w stanie się pozbyć. Zadręczała się ciągłym
myśleniem, co zdarzyłoby się, gdyby...

Gdyby została z Alfredem w Afryce...
Gdyby przyjechał z nią do Chicago...
Gdyby nie spotkał Karen...

A co by się stało, jeśli...

W piątek, kiedy Paige weszła do szatni, aby przebrać się w swój biały fartuch, zobaczyła

na nim słowo „dziwka" napisane czarnym flamastrem.

Następnego dnia Paige nie mogła nigdzie znaleźć swojego notesu. Wszystkie jej zapiski

zniknęły. Może zostawiłam go gdzieś indziej? - zastanawiała się.

Jednak wydawało się jej to mało prawdopodobne.

Paige czuła, jakby cały świat poza szpitalem przestał istnieć. Dochodziły do niej wieści o

Kuwejcie zaatakowanym przez Irak, ale ważniejsze były dla niej potrzeby piętnastoletniego
pacjenta, który umierał na białaczkę. W dniu, kiedy wschodnie i zachodnie Niemcy się
zjednoczyły, Paige walczyła o życie człowieka chorego na cukrzycę. Margaret Thatcher
ustąpiła ze stanowiska premiera Wielkiej Brytanii, ale Paige myślała wtedy tylko o pacjencie
z pokoju dwieście czternaście, który na zawsze stracił władzę w nogach.

Lekarze pracujący z Paige podtrzymywali ją na duchu. Prawie wszyscy poświęcali się

całym sercem leczeniu innych, uwalnianiu ich od bólu i ratowaniu życia. Każdego dnia Paige
obserwowała ich wspaniałą postawę i napawało ją dumą, że pracuje z takimi ludźmi.

Najbardziej przygnębiało ją przyjmowanie ofiar nagłych wypadków. Ambulatorium stale

wypełniali ludzie zwijający się z bólu.

Długie godziny pracy oraz ciągły pośpiech wywoływały u lekarzy i pielęgniarek ogromne

napięcie. Rozwody wśród medyków zdarzały się wyjątkowo często, a liczne romanse nikogo
nie dziwiły.

Tom Chang też miał małżeńskie problemy. Wyznał kiedyś Paige przy kawie:

Jakoś sobie daję radę z tym nawałem pracy, ale moja żona tego nie wytrzymuje. Skarży

się, że prawie mnie nie widuje, a nasza mała córeczka ledwo mnie rozpoznaje. To wszystko

background image

prawda. Zupełnie nie wiem, co robić.

Czy twoja żona była kiedyś w szpitalu?

Nie.

Zaproś ją na lunch, Tom. Pokaż jej, co tutaj robisz i jak bardzo jest to ważne.

Chang cały aż się rozpromienił.

To dobry pomysł. Dzięki, Paige. Zrobię tak, jak powiedziałaś! Chciałbym, żebyś poznała

moją żonę. Czy zjesz z nami lunch?

Z przyjemnością.

ś

ona Changa, Sye, okazała się śliczną młodą kobietą o klasycznej urodzie. Chang

oprowadził ją po szpitalu, a potem razem z Paige zjedli lunch w kafeterii.

Chang wspominał kiedyś, że Sye urodziła się w Hongkongu.

- Czy podoba się pani San Francisco? - spytała Paige.
Nastała krótka cisza.

To interesujące miasto - odparła Sye uprzejmie - ale czuję się tutaj trochę obco. Zbyt

wiele tu ruchu i hałasu.

Ale Hongkong także jest duży i hałaśliwy.

Prawdę mówiąc, pochodzę z małej wioski oddalonej o godzinę drogi od tego miasta.

Tam panuje cisza, samochody przejeżdżają rzadko, a wszyscy sąsiedzi się znają- odparła i
spojrzała na męża. - Tom i ja, i nasza córeczka czuliśmy się tam bardzo szczęśliwi. Tak
pięknie było na wyspie Llama. Otaczały ją białe plaże, w głębi lądu mieściły się małe
gospodarstwa, a na wybrzeżu wioska rybacką Sak Kwu Wan. Wszędzie czuło się taki spokój.
- W głosie Sye brzmiał smutek. - Spędzaliśmy wtedy z mężem dużo czasu razem, tak jak to
powinno być w prawdziwej rodzinie. Tutaj prawie go nie widuję.

Pani Chang - odezwała się Paige - wiem, że teraz jest pani trudno, ale za kilka lat Tom

założy prywatny gabinet i poświęci pani więcej czasu.

Doktor Chang wziął żonę za rękę.

Zobaczysz, wszystko dobrze się ułoży, Sye. Musisz tylko zachować cierpliwość.

Rozumiem - odparła bez przekonania.

Kiedy rozmawiali, jakiś mężczyzna wszedł do kafeterii i stanął przy drzwiach. Paige

widziała tylko tył jego głowy. Serce zabiło jej mocniej. Po chwili mężczyzna odwrócił się i
zobaczyła, że to ktoś zupełnie obcy.

Chang spoglądał na Paige.

Dobrze się czujesz? - spytał.

Tak - skłamała.

Muszę wreszcie o nim zapomnieć. Przecież wszystko skończone, pomyślała. Wspomnienia

cudownych lat spędzonych z Alfredem, wspólnych zabaw i czułości wciąż nie dawały jej
jednak spokoju. Jak zdołam wymazać to wszystko z pamięci? - zastanawiała się. Może
namówię któregoś z lekarzy, żeby zrobił mi lobotomię.

Paige wpadła na Honey na korytarzu. Honey z trudem łapała oddech i wyglądała na

zaniepokojoną.

- Czy wszystko w porządku? - spytała Paige.

Honey uśmiechnęła się z trudem.

- Tak - odparła i pobiegła dalej.

Jakiś czas wcześniej przydzielono ją do pomocy lekarzowi o nazwisku Charles Isler, który
znany był na terenie szpitala z trudnego usposobienia. Pierwszego dnia pracy, na obchodzie,
powiedział do Honey:

Bardzo chętnie przyjmę panią do współpracy. Doktor Wallace mówił mi o pani

wspaniałych wynikach w nauce. Słyszałem, że zamierza pani zająć się interną.

Owszem.

- Świetnie. Tak więc przez trzy lata będzie pani tutaj pracować.
Po tej rozmowie poszli na obchód.

Pierwszym pacjentem okazał się młody Meksykanin. Doktor Isler zignorował innych

stażystów i zwrócił się do Honey:

background image

- Myślę, że ten przypadek wyda się pani interesujący. Pacjent ma wszystkie typowe

objawy: anoreksję, utratę wagi, metaliczny smak w ustach, zmęczenie, anemię, drażliwość i
utratę koordynacji ruchów. Jaką postawiłaby pani diagnozę? - spytał i uśmiechnął się
wyczekująco.

Honey spoglądała na niego przez chwilę.

To może oznaczać kilka różnych chorób, czyż nie? Doktor Isler

spojrzał zdumiony.

Przecież to typowy przypadek...

Zatrucia ołowiem - wtrącił jeden z młodych lekarzy.

No właśnie - zgodził się Isler. Honey się

uśmiechnęła.

Oczywiście, to ołowica.

Doktor Isler znowu zwrócił się do Honey:

Jak postąpiłaby pani w przypadku takiej choroby?

Istnieje kilka różnych sposobów - odparła Honey wymijająco.

- Jeśli pacjent otrzymał dużą dawkę ołowiu, powinno się go potraktować jako przypadek

encefalopatii.

Isler pokiwał głową.

- Dobrze. Właśnie tak zrobiliśmy. Próbujemy powstrzymać odwodnienie

organizmu i podajemy mu związki chelatowe.

Spojrzał na Honey. Ta przytaknęła.

Następnym pacjentem był osiemdziesięcioletni staruszek. Miał czerwone oczy i

opuchnięte powieki.

Zaraz zajmiemy się pana oczami - powiedział Isler. - Jak się pan czuje?

Och, nie tak źle jak na swój wiek.

Doktor odsunął kołdrę, by obejrzeć spuchnięte kolana i kostki. Na stopach też były jakieś
zmiany chorobowe. Isler powiedział do stażystów:

- Artretyzm spowodował opuchliznę. - A potem zwrócił się do Honey: - Biorąc pod

uwagę plamy na skórze i zapalenie spojówek, pewnie postawi pani właściwą diagnozę.

Honey cedziła słowa:

No... to mogłoby być... wie pan, doktorze...

To zespół Reitera - rzucił znowu jeden z lekarzy. - Przyczyny są nieznane. Towarzyszy

temu przeważnie niewysoka gorączka.

Zgadza się - przyznał Isler. - Jakie są rokowania? - spytał Honey.

Rokowania? - powtórzyła.

Niejasne - ponownie odezwał się stażysta stojący obok Honey. - W każdym razie należy

podawać choremu leki przeciwzapalne.

Bardzo dobrze - pochwalił doktor Isler.

Odwiedzili jeszcze kilkunastu pacjentów, a kiedy skończyli obchód, Honey rzekła do

Islera:

- Czy mogłabym porozmawiać z panem chwilę na osobności?

Tak. Chodźmy do mojego gabinetu. Gdy usiedli, Honey

powiedziała:

Wiem, że pana rozczarowałam.

Muszę przyznać, że trochę mnie zdziwiło, iż pani...

- Wiem, doktorze Isler - przerwała mu - ale ostatniej nocy nie zmruży

łam oka. Mówiąc prawdę, czułam się tak podekscytowana pracą z panem, że... nie mogłam
spać.

Popatrzył na nią ze zdziwioną miną.

- Rozumiem. Wiedziałem, że musi istnieć jakiś powód, że... To znaczy...

pani wyniki ze szkoły medycznej są fantastyczne. Dlaczego zdecydowała się pani zostać
lekarzem?

Honey spuściła na chwilę wzrok, a potem odparła cicho:

background image

- Miałam młodszego brata, który został ranny w wypadku. Lekarze robili, co mogli, żeby

go uratować, ale im się nie udało... Widziałam, jak mój brat umierał. To trwało długo i
czułam się wtedy taka bezradna. Postanowiłam spędzić życie na pomaganiu innym. - Oczy
Honey wypełniły się łzami.

Ona jest taka wrażliwa, przyszło do głowy Islerowi.

- Cieszę się, że mogliśmy porozmawiać - powiedział.
Honey popatrzyła na niego i pomyślała: Uwierzył mi.

Rozdział 6

W

innej części miasta reporterzy i ludzie z ekipy telewizyjnej czekali na ulicy na Lou Dinetto,
kiedy wychodził z gmachu sądu, uśmiechając się i pozdrawiając wszystkich królewskim
gestem. Towarzyszyli mu dwaj ochroniarze, wysoki, szczupły mężczyzna znany jako
Shadow i masywny facet, na którego wołano Rhino. Lou Dinetto był, jak zwykle, ubrany ele-
gancko, tym razem w jedwabny szary garnitur, białą koszulę, niebieski krawat i buty ze
skóry aligatora. Jego strój uszyto bardzo starannie, aby dobrze się w nim prezentował,
Dinetto był bowiem niski, otyły i miał krzywe nogi. Zawsze się uśmiechał i żartował, a
dziennikarze uwielbiali zadawać mu pytania. Trzykrotnie stawiano Lou Dinetto w stan
oskarżenia - za podpalenie, oszustwo i morderstwo - lecz za każdym razem udało mu się
uniknąć kary. Teraz, kiedy wyszedł z sądu, jeden z reporterów zawołał:

- Czy wiedział pan, że zostanie pan uniewinniony?
Dinetto się roześmiał.
- Oczywiście, że tak. Jestem spokojnym, niewadzącym nikomu biznesmenem. Nie mieli

nic lepszego do roboty, więc wnieśli oskarżenie. To dlatego płacimy takie wysokie podatki.

Kamera telewizyjna skierowała się prosto na niego. Dinetto przystanął i uśmiechnął się do

obiektywu.

Panie Dinetto, czy mógłby pan wyjaśnić, dlaczego dwaj świadkowie, którzy mieli

zeznawać przeciwko panu w sprawie o morderstwo, nie zjawili się na rozprawie?

Oczywiście, że potrafię to wytłumaczyć - odparł Dinetto. - Okazali się uczciwymi

obywatelami, którzy postanowili nie dopuszczać się krzywoprzysięstwa.

Niektórzy sądzą że jest pan szefem mafii z Zachodniego Wybrzeża i że to pan postarał

się, aby...

Jedyna sprawa, o którą się staram - wtrącił Dinetto - to, żeby ludzie przychodzący do

mojej restauracji byli zadowoleni.

Uśmiechnął się promiennie do tłumu dziennikarzy.

- A przy okazji, zapraszam was wszystkich dziś wieczorem na darmową kolację i

szampana.

Ruszył chodnikiem do czekającej na niego czarnej limuzyny.

Panie Dinetto... panie Dinetto! - wołali za nim reporterzy.

Moi drodzy, zobaczymy się wieczorem w mojej restauracji. Wszyscy wiecie, gdzie to

jest.

Lou Dinetto wsiadł do samochodu i śmiejąc się, pomachał ręką. Rhino zamknął za nim

drzwi i zajął miejsce z przodu. Shadow usadowił się za kierownicą.

To było wspaniałe, szefie! - rzekł Rhino. - Wiesz, jak sobie z nimi radzić.

Dokąd jedziemy? - spytał Shadow.

- Do domu. Mam ochotę na gorącą kąpiel i dobry stek.
Samochód ruszył.
- Nie podobały mi się te pytania na temat świadków - powiedział Dinetto. - Jesteście

pewni, że oni nigdy nie...

Pod wodą nie da się mówić, szefie. Dinetto pokiwał

głową.

background image

Jasne.

Jechali szybko przez Fillmore Street.
- Czy widzieliście minę tamtego adwokata, kiedy sędzia go odprawił...?

- powiedział Dinetto.

Nagle, nie wiadomo skąd tuż przed samochodem pojawił się jakiś pies. Shadow

błyskawicznie skręcił kierownicą, by na niego nie najechać, i nacisnął na hamulec. Wóz
podskoczył na krawężniku i uderzył w latarnię. Rhino uderzył głową w przednią szybę.

Co ty, do diabła, robisz? - wrzasnął Dinetto. - Chcesz mnie zabić? Shadow zaczął się

trząść.

Przepraszam, szefie. Pies wybiegł na drogę...

-

I uznałeś, że jego życie jest ważniejsze od mojego? Ty durniu!

Rhino jęczał. Odwrócił się do tyłu i Dinetto ujrzał na jego czole krwawiącą ranę.

Na Boga! - zawołał Dinetto do kierowcy. - Zobacz, co zrobiłeś!

Nic mi nie jest - wymamrotał Rhino.

- Ty głupcze! - ryknął Dinetto na Shadowa. - Zawieź go do szpitala.
Shadow zjechał z chodnika.

Szpital Embarcadero znajduje się kilka przecznic dalej. Pojedziemy tam na ostry dyżur.

Tak jest, szefie.

Dinetto rozparł się na siedzeniu.

- Pies! - mruknął pod nosem ze złością. - Coś podobnego!

Kat była na oddziale wypadków nagłych, kiedy zjawił się tam Dinetto, Shadow i mocno

krwawiący Rhino.

Hej, ty! - zawołał Dinetto do Kat. Uniosła głowę.

Czy pan do mnie mówi?

A myślisz, że do kogo? Ten facet krwawi. Załóż mu natychmiast opatrunek.

Przed nim mamy jeszcze kilku pacjentów - powiedziała spokojnie Kat.

- Będzie musiał poczekać na swoją kolej.
-

Na nic nie będzie czekał - odparł Dinetto. - Zajmiesz się nim teraz.

Kat podeszła do Rhino i przyjrzała się ranie. Wzięła kawałek gazy i przyłożyła mu do czoła.

- Proszę tak trzymać. Niedługo wrócę.
- Powiedziałem, że zajmiesz się nim teraz - warknął Dinetto.
Kat odwróciła się do niego.
- Na tym oddziale przyjmuje się ofiary wypadków, a ja akurat mam tutaj dyżur. Więc albo

siedźcie cicho, albo wynoście się stąd.

Odezwał się Shadow:

Młoda damo, pani nie wie, z kim ma do czynienia. Lepiej niech pani zrobi to, o co ten

człowiek prosił. To pan Lou Dinetto.

A teraz, skoro już zostałem przedstawiony - rzekł Dinetto niecierpliwie - proszę opatrzyć

rannego.

Chyba ma pan kłopoty ze słuchem - odparła Kat. - Powtarzam raz jeszcze: Siedźcie

cicho albo zjeżdżajcie. Muszę zająć się innymi.

Nie może pani tak zwracać się do... - zaczął Rhino.

Zamknij się! - przerwał mu Dinetto. Znowu spojrzał na Kat i zmienił ton. - Będę

wdzięczny, jeśli zajmie się pani nim tak szybko, jak to możliwe.

Zrobię wszystko, co w mojej mocy - odparła Kat i posadziła Rhino na kozetce. - Proszę

się położyć. Wrócę za kilka minut - spojrzała na Dinetto.

- Tam za rogiem na korytarzu stoi kilka krzeseł.

Dinetto i Shadow patrzyli, jak Kat odchodzi na drugi koniec sali do czekających tam

pacjentów.

O rany - powiedział Shadow - ona nie ma pojęcia, kim pan jest.

Nie sądzę, żeby jato obchodziło. To baba z jajami.

Piętnaście minut później Kat wróciła do Rhino i zbadała go dokładnie.

background image

- Nie było wstrząsu mózgu - oznajmiła. - Miał pan szczęście. Rana wygląda dosyć

paskudnie.

Dinetto stał i przyglądał się, jak Kat zręcznie zakłada szwy na czole Rhino. Skończywszy,
powiedziała:

- To powinno się szybko zagoić. Proszę pokazać się za pięć dni. Zdejmę panu szwy.
Dinetto zbliżył się i popatrzył na ranę Rhino.

Dobra robota - przyznał.

Dziękuję - odparła Kat. -A teraz proszę mi wybaczyć, ale...

Chwileczkę! - zawołał Dinetto i zwrócił się do Shadowa. - Daj jej stówę. Shadow

wyciągnął z kieszeni banknot studolarowy.

Proszę.

Kasa szpitala znajduje się na zewnątrz - rzekła Kat.

To dla pani.

Nie, dziękuję.

Dinetto obserwował Kat zmierzającą do kolejnego pacjenta.

- Może uznała, że to za mało, szefie - powiedział Shadow.
Dinetto potrząsnął głową.

Nie. Ta kobieta ma swoje zasady. Podoba mi się to - rzekł i zamilkł na chwilę. - Doktor

Evans odszedł na emeryturę, prawda?

Zgadza się.

Chcę, żebyś dowiedział się wszystkiego o tej lekarce.

Po co?

Myślę, że może nam się przydać.

Rozdział 7

S

zpitalami przeważnie rządzą pielęgniarki. Margaret Spencer, przełożona sióstr, pracowała w
Embarcadero od dwudziestu lat i wiedziała wszystko o wszystkich. Pani Spencer w
rzeczywistości zarządzała szpitalem i lekarze, którzy nie brali tego pod uwagę, mieli kłopoty.
Orientowała się, kto bierze narkotyki lub nadużywa alkoholu, którzy lekarze są
niekompetentni, a którzy zasługująna jej poparcie. Kierowała uczennicami szkoły pielęgniar-
skiej odbywającymi praktykę i zatrudnionymi w szpitalu pielęgniarkami. Margaret Spencer
decydowała o tym, kogo przydzielić do pomocy przy operacjach, a że wśród sióstr zdarzały
się zarówno osoby niezastąpione, jak i zupełnie niedouczone, doktorzy starali się żyć w
zgodzie z przełożoną. Mogła przydzielić niedoświadczoną dziewczynę do asystowania przy
skomplikowanym usuwaniu nerki lub, jeśli siostra przełożona lubiła jakiegoś lekarza, dawała
mu swoją najlepszą pielęgniarkę do pomocy przy prostym

wycięciu migdałków. Margaret Spencer miała wiele uprzedzeń. Między innymi nie darzyła
sympatią kobiet lekarzy i czarnych. Kat Hunter była zaś czarnoskórą lekarką.

Przeżywała właśnie nie najlepszy okres. Właśnie niby nic się nie działo, ale Kat zaczęła

zauważać jakieś dziwne koincydencje zdarzeń. Pielęgniarki, których akurat potrzebowała,
zapodziewały się gdzieś. Te, z którymi przychodziło jej pracować, okazywały się całkowicie
niekompetentne. Kat nagle zdała sobie sprawę, że regularnie posyłano ją do kliniki dla
mężczyzn zarażonych chorobami wenerycznymi, aby przeprowadzała tam badania. Kilka
pierwszych przypadków przyjęła zupełnie zwyczajnie, ale kiedy dostała paru takich
pacjentów w ciągu dnia, zrodziły się w niej podejrzenia.

Podczas przerwy na lunch powiedziała do Paige:

Czy trafia ci się wielu mężczyzn z chorobami wenerycznymi? Paige zastanawiała

background image

się przez chwilę.

Przeciętnie jeden na tydzień.

Będę musiała coś z tym zrobić, postanowiła Kat.

Siostra Spencer zamierzała pozbyć się doktor Hunter. Postanowiła na każdym kroku

utrudniać jej życie i zmusić do tego, by Kat sama zrezygnowała z pracy. Nie zdawała sobie
jednak sprawy z talentów młodej lekarki. Z każdym dniem Kat zdobywała sobie sympatię
ludzi, z którymi pracowała. Miała naturalną umiejętność pozyskiwania sobie lekarzy i
pacjentów. Pewnego dnia wydarzyła się historia, którą później opowiadali sobie wszyscy w
szpitalu.

Kat wybrała się na poranny obchód z doktorem Dundasem. Znaleźli się przy łóżku

pacjenta pogrążonego w śpiączce.

Pan Levy miał wypadek samochodowy - poinformował Dundas młodszych lekarzy. -

Stracił bardzo dużo krwi i potrzebuje natychmiastowej transfuzji. W szpitalu obecnie brakuje
krwi. Ten człowiek ma rodzinę, która nie zgadza się pełnić roli dawcy. To okropne.

Gdzie oni są? - spytała Kat.

Czekają na korytarzu - odparł doktor Dundas.

Czy mogłabym z nimi porozmawiać?

To nic nie da. Już z nimi dyskutowałem. Nie sądzę, aby zmienili decyzję.

Kiedy obchód dobiegł końca, Kat udała się do poczekalni. Siedziała tam żona ofiary

wypadku, dorosły syn i córka. Chłopak miał na sobie tradycyjny strój, a na głowie kipę.

Pani Levy? - spytała Kat. Kobieta wstała.

Jak się czuje mój mąż? Czy lekarz będzie go operował?

Tak - odparła Kat.

Tylko niech pani nie prosi nas o krew. To obecnie zbyt niebezpieczne. Można zarazić

się AIDS lub czymś innym.

Pani Levy - rzekła Kat - nie ma sposobu, by zarazić się wirusem AIDS, oddając krew.

To niemożliwe...

- Nie wierzę w to. Czytam gazety. Wiem, co się dzieje.
Kat przyglądała się jej przez chwilę.

No dobrze, pani Levy. W szpitalu zabrakło akurat krwi, ale jakoś rozwiążemy ten

problem.

Ś

wietnie.

Podamy pani mężowi świńską krew. Matka i syn wlepili w

Kat przerażone oczy.

Co?

- Krew ze świni - powtórzyła Kat pogodnie. - Prawdopodobnie mu nie zaszkodzi. -

Odwróciła się, jakby chcąc odejść.

Proszę zaczekać! - zawołała pani Levy. Kat się zatrzymała.

Tak?

Proszę... dać nam chwilę na zastanowienie, dobrze?

Oczywiście.

Piętnaście minut później Kat podeszła do doktora Dundasa.

- Nie musi się już pan złościć na rodzinę pana Levy'ego - powiedziała. - Wszyscy chętnie

oddadzą krew.

Historia ta obiegła cały szpital. Lekarze i pielęgniarki, którzy wcześniej nie zwracali na

Kat uwagi, teraz wciąż o niej rozprawiali.

Kilka dni później Kat weszła do prywatnego pokoju Toma Leonarda, chorego na wrzody

ż

ołądka. Jadł właśnie obiad, który przyniesiono mu z pobliskiej restauracji.

Kat zbliżyła się do łóżka.

- Co pan robi?

Mężczyzna podniósł głowę znad tacy i się uśmiechnął.

- Postanowiłem dla odmiany zjeść przyzwoity lunch. Chce pani się poczęstować? To

background image

bardzo duża porcja.

Kat zadzwoniła po pielęgniarkę.

Słucham, pani doktor?

Proszę zabrać stąd to jedzenie. Pan Leonard jest na ścisłej diecie. Czy nie czytała pani

karty?

Owszem, przejrzałam ją, ale chory nalegał, żeby...

Proszę to wynieść.

Ej! Chwileczkę! - zaprotestował chory. -Nie mogę wciąż jeść tej szpitalnej papki, którą

mi dajecie!

Będzie pan ją jadł, jeśli chce się pan pozbyć wrzodów - odparła Kat i jeszcze raz

spojrzała na pielęgniarkę. - No już, niech ta taca stąd zniknie.

Trzydzieści minut później wezwano Kat do biura administratora szpitala.

Chciał się pan ze mną widzieć, panie Wallace?

Tak. Proszę usiąść. Tom Leonard jest jednym z pani pacjentów, prawda?

Zgadza się. Zastałam go dzisiaj jedzącego pikantną kanapkę z piklami, sałatkę

ziemniaczaną z bardzo ostrymi przyprawami i...

I zabrała mu to pani.

Oczywiście.

Wallace pochylił się na krześle.

- Prawdopodobnie nie zdaje sobie pani sprawy, że Tom Leonard jest szczególnym

pacjentem. Chcemy, żeby czuł się u nas dobrze. Czy rozumie pani, o co mi chodzi?

Kat spojrzała na niego i rzekła z uporem:

- Nie, proszę pana.

Wallace szybko zamrugał powiekami.

Co?

Wydaje mi się, że Tom Leonard tylko wtedy poczuje się lepiej, kiedy go wyleczymy. A

nigdy się to nie stanie, jeśli będzie tak katował swój żołądek.

Benjamin Wallace uśmiechnął się z przymusem.

- Czemu nie pozwolimy, aby sam podejmował takie decyzje?
Kat wstała.
- Ponieważ jestem jego lekarzem. Czy chciał pan powiedzieć coś jeszcze?
- Ja... och... nie. To wszystko.
Wyszła z gabinetu.
Benjamin Wallace siedział nieruchomo, oszołomiony. Ach, te kobiety, pomyślał.

Pewnego razu na nocnym dyżurze Kat otrzymała wiadomość przez telefon:

Doktor Hunter, dobrze by było, gdyby przyszła pani do pokoju trzysta dwadzieścia.

Już idę - odparła.

W sali leżała pani Molloy, osiemdziesięcioletnia staruszka chora na zaawansowanego raka.

Gdy Kat zbliżyła się do drzwi, usłyszała wewnątrz wzburzone głosy. Weszła do środka.

Pani Molloy leżała na łóżku, oszołomiona środkami przeciwbólowymi, lecz wciąż

przytomna. Syn i dwie córki siedzieli obok niej.

Mężczyzna mówił:

Powiedziałem, że podzielimy majątek na trzy części.

Nie! - sprzeciwiła się jedna z córek. - Laurie i ja opiekowałyśmy się mamą. Kto jej

sprzątał i gotował? My! To nam należą się pieniądze, a nie...

- Jestem jej dzieckiem tak samo jak wy! - krzyknął mężczyzna.
Pani Molloy leżała w łóżku bezradnie i słuchała.
Kat wpadła w furię.

Przepraszam... - wtrąciła. Jedna z kobiet zerknęła na

nią.

Niech siostra przyjdzie później - powiedziała. - Teraz jesteśmy zajęci.

- To moja pacjentka - odparła Kat. - Daję wam dziesięć sekund na opuszczenie tego

pokoju. Możecie iść do poczekalni dla odwiedzających. Wynoście się stąd, zanim wezwę

background image

wartowników, żeby was stąd wyrzucili.

Syn chorej chciał coś powiedzieć, ale Kat spojrzała na niego tak, że zamilkł. Odwrócił się

więc do sióstr i wzruszył ramionami.

- Możemy porozmawiać na zewnątrz.

Kat patrzyła, jak wszyscy troje opuszczają pokój. Podeszła do pani Molloy i dotknęła jej

pomarszczonej dłoni.

- Oni nie chcieli powiedzieć nic złego - rzekła łagodnie.

Siedziała przy łóżku, trzymając staruszkę za rękę i patrząc, jak chora zasypia.
Wszyscy umrzemy, pomyślała Kat. Pamiętaj o tym, co mówił Dylan Thomas. Prawdziwa

sztuka polega na tym, żeby pogrążyć się w tej wiecznej nocy spokojnie.

Kat badała właśnie jednego z pacjentów, kiedy na oddziale zjawił się dyżurny.

- Ktoś dzwoni do pani w pilnej sprawie.
Kat zmarszczyła czoło.
- Dziękuję - odparła i zwróciła się do obandażowanego pacjenta z nogą na wyciągu. -

Zaraz wrócę.

Przeszła przez korytarz do pokoju zabiegowego i podniosła słuchawkę leżącą na biurku.

Halo?

Cześć, siostrzyczko - usłyszała.

Mikę! - ucieszyła się, rozpoznając brata, lecz jej radość szybko zastąpił niepokój. -

Mówiłam ci, żebyś nie dzwonił do mnie tutaj. Masz mój domowy numer...

- Przepraszam, ale ta sprawa nie mogła czekać. Mam mały problem.
Kat wiedziała, co teraz nastąpi.
- Pożyczyłem trochę pieniędzy od jednego gościa, żeby rozkręcić pewien biznes...

Kat nie zadała sobie trudu, by zapytać, o jaki interes chodzi.

I nic ci z tego nie wyszło.

No tak. A teraz on chce, żeby zwrócić mu forsę.

Ile?

Gdybyś mogła przysłać mi pięć tysięcy...

Co?

Pielęgniarka siedząca przy biurku spojrzała na Kat z zaciekawieniem. Pięć tysięcy

dolarów, powtórzyła w myślach Kat.

Nie mam takiej sumy - odparła ściszonym głosem. - Mogę wysłać ci połowę, a resztę za

parę tygodni. Pasuje ci?

Pewnie tak. Nie lubię zawracać ci głowy, siostrzyczko, ale wiesz, jak to jest.

Kat rzeczywiście zdawała sobie sprawę z trudnej sytuacji Mikę'a. Miał dwadzieścia dwa

lata i bez przerwy wplątywał się w jakieś tajemnicze sprawy. Zadawał się z podejrzanymi
ludźmi i Bóg tylko wie, co się z nim działo. Kat jednak czuła się za brata odpowiedzialna. To
wszystko moja wina, myślała. Gdybym nie uciekła z domu i nie zostawiła Mikę'a...

Uważaj na siebie, braciszku. Całuję cię.

Ja ciebie też, Kat.

Jakoś zdobędę dla niego te pieniądze, postanowiła. Mikę to jedyna bliska mi osoba na

ś

wiecie.

Doktor Isler cieszył się nadal, że będzie mógł pracować z Honey Taft. Wybaczył jej

poprzednie zachowanie i w rzeczywistości pochlebiało mu, że Honey tak się go bała. Jednak
na kolejnym obchodzie Honey znowu chowała się za innymi stażystami i nigdy dobrowolnie
nie zgłaszała się do odpowiedzi.

Pół godziny po obchodzie doktor Isler zjawił się w gabinecie Benjamina Wallace'a.

O co chodzi? - spytał Wallace.

O doktor Taft.

Wallace spojrzał na niego szczerze zdumiony.

Doktor Taft? Ma najlepsze rekomendacje, jakie kiedykolwiek widziałem.

To właśnie mnie dziwi - odparł Isler. - Otrzymałem także uwagi od innych lekarzy.

background image

Doktor Taft stawia niewłaściwe diagnozy i popełnia poważne błędy. Chciałbym wiedzieć, co
się, do diabła, za tym wszystkim kryje?

Nie rozumiem. Przecież ona chodziła do jednej z najlepszych szkół medycznych.

Może skontaktowałby się pan z dziekanem - zasugerował Isler.

Jest nim Jim Pearson. Znam go. To sympatyczny człowiek. Zaraz do niego zadzwonię.

Kilka minut później Wallace rozmawiał przez telefon z Jimem Pearsonem. Gdy wymienili

powitalne uprzejmości, Wallace rzekł:

Dzwonię do ciebie w sprawie Betty Lou Taft. Nastąpiła krótka cisza.

Tak?

Chyba mam z nią mały problem, Jim. Zgłosiła się do nas ze wspaniałymi

rekomendacjami od ciebie.

Zgadza się.

Mam właśnie przed sobą jej papiery. Podobno była twoją najlepszą studentką.

Owszem.

A więc powinna sobie dobrze radzić w szpitalu.

No tak.

Czy miałeś kiedykolwiek jakieś wątpliwości na temat...?

ś

adnych - odparł stanowczo doktor Pearson. - Absolutnie żadnych. Honey Taft jest

prawdopodobnie trochę nerwowa. To wrażliwa dziewczyna, ale jeśli dacie jej szansę, jestem
pewien, że sobie poradzi.

Dobrze, że mi o tym powiedziałeś. Z pewnością damy jej szansę. Dziękuję.

Nie ma za co.

Jim Pearson odłożył słuchawkę. Nienawidził siebie za to, co zrobił. Ale przede wszystkim

liczą się moje dzieci i żona, pomyślał.

Rozdział 8

H

oney Taft miała nieszczęście urodzić się w rodzinie, której członkom wszystko przychodziło
zbyt łatwo. Jej przystojny ojciec był założycielem i dyrektorem dużej firmy komputerowej w
Memphis, w stanie Tennessee, a urodziwa matka Honey zajmowała się badaniami
genetycznymi. Starsze siostry bliźniaczki, atrakcyjne i inteligentne, miały duże ambicje,
podobnie jak rodzice. Taftów uważano w Memphis za jedną z najlepiej prosperujących
rodzin.

Honey nieoczekiwanie przyszła na świat, kiedy jej siostry miały po sześć lat.

- Wpadliśmy - mówiła matka przyjaciółkom. - Chciałam poddać się aborcji, ale Fred się

sprzeciwił. Teraz jest mu głupio.

Siostry Honey były wyjątkowo urodziwe, ona zaś nie prezentowała się najlepiej. Siostry

błyszczały inteligencją ona zaś była raczej przeciętna. Bliźniaczki zaczęły mówić, gdy miały
dziewięć miesięcy, a Honey wypowiedziała pierwsze słowo dopiero w wieku dwóch lat.

- Nazwiemy ją głuptaskiem - żartował ojciec. - Honey to brzydkie kaczątko rodziny

Taftów. Nie wiem tylko, czy zdoła przemienić się w łabędzia.

Honey może nie była brzydka, ale trzeba przyznać, że nie błyszczała urodą. Wyglądała po

prostu zwyczajnie. Miała szczupłą twarz, mysie włosy i niezbyt zgrabną figurę. Starała się
być słodka i pogodna, lecz rodzina, zajęta zdobywaniem coraz wyższych stopni naukowych,
nie ceniła takiego zachowania.

Od najmłodszych lat Honey robiła wszystko, co mogła by zadowolić rodziców oraz siostry

i sprawić, aby ją kochali. Ojciec i matką pochłonięci własnymi karierami, nie mieli czasu dla
dziewczynki, a siostry interesowały się tylko szkołą i wygrywaniem konkursów piękności,
Honey znajdowała więc się w nieciekawej sytuacji i na dodatek była wyjątkowo nieśmiała.

background image

Ś

wiadomie lub nieświadomie rodzina wpoiła jej głębokie poczucie niższości.

Na zabawach w szkole średniej Honey wciąż podpierała ściany. Chodziła na potańcówki z

własnej woli. Uśmiechała się i starała się nie okazywać, jak paskudnie się czuje, ponieważ
nie chciała popsuć nikomu zabawy. Patrzyła, jak po jej siostry przyjeżdżają najbardziej
atrakcyjni chłopcy ze szkoły, a potem zamykała się samotnie w pokoju i próbowała odrabiać
lekcje.

I nie płakać.
W weekendy i podczas letnich wakacji Honey trochę zarabiała, pilnując dzieci. To zajęcie

sprawiało jej przyjemność, a maluchy za nią przepadały.

Gdy nie pracowała, spacerowała sama po Memphis. Odwiedziła Grace-land, gdzie

mieszkał Elvis Presley, i włóczyła się po Beale Street, gdzie narodził się blues. Często
odwiedzała Pink Palące Museum i Planetarium i długo przyglądała się dinozaurom. Lubiła
także wielkie akwarium.

Zawsze sama.
Nie zdawała sobie sprawy, że któregoś dnia jej życie drastycznie się zmieni.

Honey wiedziała, że wielu rówieśników z jej klasy rozpoczęło już życie seksualne. Bez

przerwy o tym rozprawiali.

Czy poszłaś już do łóżka z Rickiem? Jest świetny...

Joe myśli tylko o orgazmie...

Umówiłam się wczoraj wieczorem z Tonym. Co za zwierzak! Okropnie mnie wymęczył.

Dzisiaj także mam się z nim spotkać...

Honey przysłuchiwała się tym wszystkim dyskusjom i ogarniała ją zawiść. Czuła, że nigdy

nie dowie się, na czym polega seks. Kto by mnie chciał? - zastanawiała się.

Pewnego piątkowego wieczoru w szkole urządzono bal. Honey nie miała zamiaru iść, lecz

jej ojciec rzekł:

- Wiesz co, martwię się o ciebie. Twoje siostry powiedziały mi, że wciąż podpierasz

ś

ciany i nie chcesz pójść na zabawę, ponieważ nie masz chłopaka.

Honey oblała się rumieńcem.

- To nieprawda - odparła. - Mam z kimś iść i właśnie się wybieram.
Tylko nie pytaj mnie, kto to jest, modliła się w duchu.
Ojciec nie zadawał więcej pytań.

Honey znalazła się na balu. Jak zwykle usiadła w kącie, obserwowała tańczących i
zazdrościła im, że tak wesoło się bawią. I wtedy zdarzył się cud.

Roger Merton, kapitan drużyny futbolowej i najpopularniejszy chłopak w szkole, zaczął na

parkiecie sprzeczać się ze swoją dziewczyną. Był pijany.

Ty egoistyczny draniu! - zawołała.

Głupia dziwka!

Możesz pieprzyć się sam ze sobą.

- Nie mam najmniejszego zamiaru, Sally. Znajdę sobie kogoś. Wszystkie

na mnie polecą.

- No to już! - Sally zbiegła z parkietu.

Honey nic nie mogła poradzić, że akurat była świadkiem tej sceny. Merton zobaczył,
ż

e dziewczyna mu się przygląda.

Na co się gapisz, do diabła? - warknął.

Na nic - odparła.

Pokażę tej dziwce! Myślisz, że nie?

Ja... wcale tak nie myślę.

Masz rację. Chodź, napijemy się.

Honey się zawahała. Merton był najwyraźniej pijany.

Nie wiem, czy... - zaczęła.

No rusz się. Mam butelkę w samochodzie.

background image

Naprawdę nie wydaje mi się...

Chłopak chwycił Honey za ramię i wyprowadził z sali. Nie opierała się, ponieważ nie

chciała robić sceny i przysparzać mu kłopotu. Gdy znaleźli się na zewnątrz, próbowała mu
się wyrwać.

Roger, to chyba nie jest dobry pomysł...

No co, u diabła, boisz się?

Nie, ja...

A więc chodź.

Zaprowadził ją do samochodu i otworzył drzwi. Honey stała przez chwilę nieruchomo.

Wskakuj.

Zostanę tylko na moment.

Wsiadła do wozu, ponieważ nie chciała denerwować Rogera. Usadowił się obok niej.

- Pokażemy tej głupiej dziwce, no nie? - Wyciągnął butelkę burbona. - Napij się.

Honey tylko raz próbowała wcześniej alkoholu i bardzo jej nie smakował. Jednak nie

chciała ranić uczuć Rogera. Spojrzała na niego i niechętnie wypiła łyk.

Fajna z ciebie dziewczyna - powiedział. - Jesteś nowa w szkole, co? Honey miała już z

nim kilka razy zajęcia w jednej klasie.

Nie - odparła. - Ja...

Pochylił się nad nią i zaczął dotykać piersi. Honey odepchnęła go
przestraszona.

- Ej! Co robisz? - powiedział. - Czy nie chcesz być dla mnie miła?

To zdanie podziałało na Honey jak zaklęcie. Zawsze pragnęła wszystkich zadowalać, a

więc skoro w ten sposób mogła to zrobić...

Na niewygodnym tylnym siedzeniu w samochodzie Mertona Honey po raz pierwszy

dowiedziała się, na czym polega seks, i to otworzyło przed nią nowy świat. Seks niezbyt się
jej spodobał, ale to nie było ważne. Sprawił Mertonowi przyjemność, i to się liczyło. W
rzeczywistości Roger znalazł w kochaniu się z nią tak wiele rozkoszy, że aż Honey nie mogła
się nadziwić. Wpadł niemal w ekstazę. Nigdy nie widziała nikogo, kto by coś takiego
przeżywał. A więc w taki sposób można zadowolić mężczyznę, doszła do wniosku Honey.

W jej życiu nastąpił przełom.

Nie mogła zapomnieć o tym, co się stało. Wieczorami leżała w łóżku, przypominając sobie

Mertona i jego twardą męskość wchodzącą w jej ciało; poruszającego się coraz szybciej i
szybciej i jęczącego: O tak, tak... Jezu, jesteś fantastyczna, Honey...

Honey nigdy nawet o czymś takim nie marzyła. Zadowoliła kapitana drużyny futbolowej!

Najbardziej popularnego chłopaka w szkole! I prawie nie wiedziałam, co robię, myślała.
Gdybym tak naprawdę nauczyła się, jak sprawiać przyjemność mężczyznom...

I wtedy Honey doznała kolejnego olśnienia.

Następnego ranka wybrała się do Pleasure Chest, księgarni pornograficznej, i kupiła kilka

książek. Przemyciła je po cichu do domu i czytała w samotności. Była wstrząśnięta tym,
czego się z nich dowiedziała.

Błyskawicznie pochłonęła Perfumowany ogród, Kamasutrę, Tybetańską sztukę miłości,

Alchemię ekstazy i wróciła do księgarni po kolejne tomy. Rozczytywała się w pracach Gedun
Chopel i Kanchinathy.

Studiowała podniecające fotografie i liczne pozycje seksualne. Dowiedziała się, co

oznaczają takie nazwy jak: płatek lotosu, ubijanie masła czy dosiadanie rumaka.

Honey stała się ekspertem w sprawach miłości. Znała osiem rodzajów seksu oralnego,

szesnaście sposobów potęgowania przyjemności. Wiedziała, jak doprowadzać mężczyzn do
ekstazy. W każdym razie teoretycznie.

W końcu poczuła się gotowa do zastosowania zdobytej wiedzy w praktyce.
W Kamasutrze znalazła kilka rozdziałów na temat afrodyzjaków dla mężczyzn. Nie

wiedziała jednak, gdzie można kupić hedysarum gangeticum, ziele kshiriki czy
xanthochymus pictorius, wymyśliła więc własne środki.

background image

Kiedy tydzień później zobaczyła w szkole Rogera, podeszła do niego i powiedziała:

- Bardzo podobał mi się tamten wieczór. Może spotkamy się jeszcze raz?
Merton przez dłuższą chwilę zastanawiał się, kim ona jest.
- Jasne. Czemu nie? - odparł w końcu. - Moi starzy wychodzą dziś na przyjęcie. Może

wpadniesz do mnie około ósmej?

Gdy tego wieczoru Honey zjawiła się w domu Rogera, miała ze sobą mały słoiczek syropu

klonowego.

Po co ci to? - spytał.

Zaraz ci pokażę - odparła. No i pokazała.

Następnego dnia Merton opowiedział o Honey wszystkim swoim kolegom ze szkoły.
- Ta mała jest niesamowita - mówił. - Nie uwierzylibyście, co można zrobić z odrobiną

ciepłego syropu.

Tego popołudnia pół tuzina chłopaków poprosiło Honey o spotkanie. Zaczęła wychodzić z

domu każdego wieczoru. Ci, z którymi się spotykała, byli zadowoleni, więc ona także czuła
się szczęśliwa.

Rodzice Honey cieszyli się z nieoczekiwanego powodzenia córki.

- Zabrało jej trochę czasu, aby rozwinąć skrzydła - powiedział z dumą ojciec - ale teraz na

pewno nie przyniesie nam wstydu.

Honey zawsze miała kłopoty z matematyką i dobrze wiedziała, że na końcowych testach z

pewnością powinie jej się noga. Nauczyciel matematyki, pan Janson, był kawalerem i
mieszkał niedaleko szkoły. Pewnego wieczoru Honey złożyła mu wizytę. Otworzył drzwi i
spojrzał na nią zdziwiony.

Honey! Co ty tu robisz?

Potrzebuję pańskiej pomocy - oznajmiła. - Ojciec powiedział, że mnie zabije, jeśli nie

zdam testów. Przyniosłam kilka zadań z matematyki i chciałam się zapytać, czy nie miałby
pan nic przeciwko temu, by przejrzeć je ze mną.

Wahał się przez chwilę.

- To nie należy do moich obowiązków, ale... skoro nalegasz.

Janson lubił Honey. Wydawała się inna niż reszta dziewcząt z jej klasy, krzykliwych i

cynicznych. Honey była wrażliwa i miła, zawsze skora do tego, by się komuś przypodobać.
Janson żałował tylko, że nie miała zdolności do nauk ścisłych.

Usiadł na kanapie obok Honey i zaczął wyjaśniać jej zawiłości logarytmów.

Honey zbytnio się nimi nie interesowała. Kiedy nauczyciel mówił, przysuwała się do

niego coraz bliżej. Zbliżyła usta do jego ucha i, zanim zorientował się, co się dzieje,
rozsunęła suwak jego spodni.

Spojrzał na Honey zaskoczony.

Co robisz?

Pragnę cię od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłam - powiedziała Honey. Otworzyła

torebkę i wyciągnęła stamtąd mały pojemniczek z bitą śmietaną.

Co to jest?

Pozwól, że ci pokażę...

I w ten sposób otrzymała najlepszy stopień z matematyki.

Do powodzenia Honey przyczyniły się nie tylko różne, używane przez nią akcesoria, lecz

także wiedza, jaką czerpała ze znanych, starych ksiąg poświęconych erotyce. Zaskakiwała
swoich partnerów znajomością technik, o których nigdy nie śnili, technik mających
tysiącletnią tradycję i dawno już zapomnianych. Honey potrafiła wprowadzać mężczyzn w
prawdziwą ekstazę.

Jej stopnie zaczęły poprawiać się w zaskakującym tempie i Honey stała się w szkole nawet

bardziej popularna niż jej siostry. Zapraszano ją na kolacje do restauracji Private Eyes i do
Bombay Bicycle Club, chodziła także do Ice Capades i Memphis Mali. Chłopcy zabierali ją
na narty do Cedar Cliff i na pokazy samolotów na lotnisku Landis.

Honey po raz pierwszy, odkąd znalazła się w college'u, zaczęła odnosić sukcesy

background image

towarzyskie. Pewnego wieczoru przy kolacji ojciec powiedział:

- Niedługo skończysz szkołę. Czas, abyś pomyślała o przyszłości. Czy

zdecydowałaś już, jaki wybierzesz zawód?

Odparła natychmiast:

Chciałabym zostać pielęgniarką. Twarz ojca

poczerwieniała.

Chyba chciałaś powiedzieć - lekarką?

Nie, ojcze, ja...

Należysz do rodziny Taftów. Jeśli zamierzasz poświęcić się medycynie, powinnaś

zostać prawdziwym lekarzem. Czy to jasne?

Tak, ojcze.

W głębi duszy Honey wolałaby pracować jako pielęgniarka. Lubiła opiekować się ludźmi,

pomagać im i ich karmić. Przerażała ją perspektywa zostania lekarzem. Bała się
odpowiedzialności za życie innych. Wiedziała jednak, że nie może rozczarować ojca. Nosiła
przecież nazwisko Taft.

Wyniki, jakie Honey uzyskała w college'u, nie były wystarczająco dobre, by dostała się do

szkoły medycznej, ale ojciec użył swoich wpływów. Już od jakiegoś czasu wspierał
finansowo szkołę w Knoxville w Tennessee. Spotkał się z dziekanem, doktorem Jimem
Pearsonem.

- Prosi pan o wielką przysługę - odparł Pearson - powiem więc panu, co mogę zrobić.

Przyjmę Honey na próbę. Jeśli po sześciu miesiącach okaże się, że dziewczyna nie daje
sobie rady, będzie musiała odejść.

- Na pewno wystarczy jej czasu, by nabrał pan do niej przekonania.
Ojciec Honey, niestety, miał rację.

Honey zamieszkała w Knoxville u kuzyna ojca, wielebnego Douglasa Lip-tona.

Sześćdziesięcioletni Lipton był pastorem kościoła baptystów i miał żonę starszą od siebie

o dziesięć lat.

Bardzo ucieszył się, że Honey zatrzyma się w ich domu.

- To będzie jak powiew świeżego powietrza - oznajmił żonie.
Nigdy wcześniej nie spotkał nikogo tak miłego jak Honey.

Honey radziła sobie całkiem nieźle w szkole medycznej, ale brakowało jej zaangażowania.

Była tam tylko ze względu na ojca.

Nauczyciele darzyli Honey sympatią. Dziewczyna miała w sobie coś ujmującego, co

oczywiście sprawiało, że profesorowie pragnęli, by się jej powiodło.

Niestety, najgorzej radziła sobie z anatomią. Po dwóch miesiącach zajęć wykładowca

wezwał ją do siebie.

- Obawiam się, że muszę wystawić ci ocenę niedostateczną z tego przedmiotu -

powiedział ze smutkiem.
Nie mogę do tego dopuścić, pomyślała Honey. Nie mogę zawieść swojego ojca. Co w takiej
sytuacji poradziłby Boccaccio? Honey zbliżyła się do profesora.

- Przyszłam do tej szkoły z uwagi na pana - wyznała. - Tyle o panu słyszałam. -

Przysunęła się jeszcze bliżej. - Chciałabym być taka jak pan -
wyznała i pochyliła się ku niemu. - Tak bardzo zależy mi na tym, żeby zostać lekarzem.
Proszę, niech mi pan pomoże.

Godzinę później, kiedy Honey wychodziła z gabinetu nauczyciela anatomii, miała w

kieszeni pozwolenie na przystąpienie do następnych egzaminów.

Zanim skończyła szkołę medyczną, uwiodła jeszcze kilku profesorów. Czarowała ich

swoją bezradnością, nie byli w stanie się jej oprzeć. W dodatku wszystkim wydawało się, że
to oni sprowadzili Honey na złą drogę i mieli wyrzuty sumienia, iż wykorzystali jej
niewinność.

Doktor Jim Pearson uległ Honey jako ostatni. Intrygowały go wszelkie informacje na jej

temat. W szkole krążyły plotki ojej niezwykłych umiejętnościach w dziedzinie seksu.

background image

Pewnego dnia wezwał do siebie dziewczynę, by porozmawiać ojej wynikach w nauce.
Przyniosła ze sobą małe pudełeczko cukru pudru i zanim zapadł zmrok, doktor Pearson stał
się jej fanem podobnie jak wszyscy inni. Honey sprawiła, że znowu poczuł się młody, roz-
budziła w nim nienasyconą żądzę. Miał wrażenie, jakby był władcą, który posiadł Honey i
uczynił ją swoją niewolnicą.

Próbował rtie myśleć o swojej żonie i dzieciach.

Honey wyjątkowo lubiła wielebnego Douglasa Liptona i drażniło ją że jego żona jest taką

oziębłą, nieprzystępną kobietą która bez przerwy go krytykuje. Honey współczuła pastorowi.
Nie zasłużył na takie traktowanie, myślała. Potrzebuje pocieszenia.

Pewnego razu, kiedy pani Lipton wyjechała z miasta, aby odwiedzić siostrę, Honey w

ś

rodku nocy weszła do sypialni pastora. Była naga.

Douglas... Otworzył oczy.

Honey? Dobrze się czujesz?

Nie - odparła. - Czy mogę z tobą porozmawiać?

Oczywiście - odparł i wyciągnął rękę, aby włączyć lampę.

Nie zapalaj światła.

Wśliznęła się do łóżka i położyła się obok niego.

O co chodzi? Czy coś ci się stało?

Martwię się.

O co?

O ciebie. Zasłużyłeś na miłość. Chciałabym się z tobą kochać. Otworzył szeroko

oczy.

Na Boga! - zawołał. - Jesteś jeszcze zbyt młoda. Nie mówisz chyba poważnie.

Ależ tak. Twoja żona cię nie kocha...

Honey, twoja prośba jest niemożliwa do spełnienia! Lepiej będzie, jak wrócisz do

swojego pokoju i...

Poczuł przy sobie jej nagie ciało.

- Honey, nie możemy tego zrobić. Nie...

Dotknęła ustami jego warg i położyła się na nim. Poczuł się całkowicie zniewolony.

Spędziła w jego łóżku całą noc.

O szóstej rano drzwi sypialni otworzyły się i do środka weszła pani Lip-ton. Przystanęła,

widząc ich oboje razem, i wyszła bez słowa.

Dwie godziny później wielebny Douglas Lipton popełnił w garażu samobójstwo.
Honey była zdruzgotana. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało.
Do domu przyjechał szeryf i długo rozmawiał z panią Lipton.
Potem poszedł do pokoju Honey.

- Z uwagi na szacunek dla rodziny potraktujemy śmierć wielebnego Douglasa Liptona

jako samobójstwo z nieznanych powodów, ale tobie radziłbym, żebyś spływała z tego miasta
i trzymała się z daleka.
Honey pojechała do okręgowego szpitala Embarcadero w San Francisco. Oczywiście miała
przy sobie wspaniałe rekomendacje od doktora Jima Pearsona.

Rozdział 9

C

zas stracił dla Paige znaczenie. Nie było początku ani końca, dni zmieniały się w noce, a
noce w dni w trudnym do uchwycenia rytmie. Całe życie Paige skoncentrowało się na
szpitalu. Zewnętrzny świat wydawał się obcy, daleki.

Minęły święta Bożego Narodzenia i zbliżał się Nowy Rok. Oddziały armii amerykańskiej

background image

uwolniły Kuwejt od najeźdźców z Iraku.

Alfred się nie odzywał. Przekona się, że popełnił błąd, myślała Paige. Jeszcze kiedyś do

mnie wróci.

Poranne dowcipy telefoniczne ustały równie nagle, jak się zaczęły. Paige poczuła ulgę. Nie

musiała już głowić się nad rozwiązywaniem tajemniczych zagadek. Miała wrażenie, że
przyśnił jej się tylko zły sen... Wiedziała jednak, że się łudzi.

Lekarze nadal pracowali w wielkim pośpiechu. Nie mieli czasu, by lepiej poznać

pacjentów. Widzieli w nich jedynie chore wątroby i woreczki żółciowe, złamane kości
udowe czy żebra.

Szpital przypominał dżunglę wypełnioną mechanicznymi potworami -respiratorami,

monitorami, na których odczytywano rytm pracy serca, przyrządami do prześwietleń i
ultrasonografu. A każdy z tych przedmiotów wydawał własny osobliwy dźwięk. Były to
popiskiwania lub jakieś szumy, które mieszały się z bezustanną paplaniną płynącą z
głośników, tworząc hałaśliwą, obłędną kakofonię.

Drugi rok pracy w szpitalu stanowił właściwą inicjację. Młodzi lekarze otrzymali

obowiązki wymagające większej odpowiedzialności i patrzyli na nowo przybyłych
absolwentów akademii medycznych z mieszaniną pogardy i lekceważenia.

Biedacy - zwróciła się Kat do Paige. - Nie mają pojęcia, w co wdepnęli.

Szybko się o tym przekonają.

Paige i Honey zaczęły martwić się o Kat. Schudła i zdawało się, że wpadła w depresję.

Niekiedy w środku rozmowy spoglądała nieobecnym wzrokiem w przestrzeń i często
sprawiała wrażenie zamyślonej. Od czasu do czasu otrzymywała tajemnicze telefony, a po
jednej z rozmów jakby jeszcze bardziej posmutniała i nie odzywała się do współlokatorek
przez kilka godzin.

Pewnego razu Paige i Honey usiadły przy stole obok Kat.

Czy wszystko w porządku? - spytała Paige. - Wiesz, jak bardzo cię lubimy. Jeśli masz

jakiś problem, spróbujemy ci pomóc.

Dzięki. Doceniam to, ale w tej sprawie nic nie możecie poradzić. Chodzi o pieniądze.

Honey spojrzała na nią zdumiona.

Na co potrzebujesz forsy? Prawie nigdzie nie chodzimy. Nawet nie mamy czasu wybrać

się do sklepu. Nie...

To mój brat potrzebuje pieniędzy, nie ja.

Kat nigdy wcześniej nie wspominała o swoim bracie.

- Nie wiedziałam, że masz rodzeństwo - rzekła Paige.

Czy on mieszka w San Francisco? - zapytała Honey. Kat zawahała się

chwilę, po czym odparła.

Nie. Przebywa najczęściej na wschodzie, w Detroit. Poznacie go kiedyś.

Z przyjemnością. Czym się zajmuje?

- Jest kimś w rodzaju pośrednika - odparła Kat wymijająco. – Chwilowo niezbyt dobrze

mu się wiedzie, ale na pewno stanie na nogi. Mike zawsze miał szczęście.

Mam nadzieję, że to prawda, pomyślała Kat.
Harry Bowman przeniósł się ze szpitala w Iowa. Ten pogodny, obdarzonym poczuciem

humoru człowiek starał się być miły i uprzejmy dla wszystkich.

Pewnego dnia zwrócił się do Paige:

- Wydaję dziś wieczorem małe przyjęcie. Jeśli macie czas, może wpadniecie do mnie?

Ty, doktor Hunter i doktor Taft? Będzie dobra zabawa.

Z przyjemnością- zgodziła się Paige. - Co mamy ze sobą przynieść? Bowman się

roześmiał.

Nie bierzcie niczego.

Jesteś pewien? - spytała Paige. - Może butelkę wina lub...

Daj spokój! W moim mieszkanku zawsze się coś znajdzie. Mieszkanko Bowmana

okazało się dziesięciopokojowym apartamentem

background image

wybudowanym na dachu wieżowca, umeblowanym antykami.

- Mój Boże! - zawołała z podziwem Kat. - Skąd to wszystko masz?
- Szczęśliwy los obdarzył mnie mądrym i bogatym ojcem - odparł Bowman. - Tatuś

zostawił mi wszystkie pieniądze.

Więc po co pracujesz? - zainteresowała się Kat. Bowman uśmiechnął

się i odparł:

Lubię swoją pracę.

Na suto zastawionym stole znalazł się rosyjski kawior, wiejski pasztet, wędzony szkocki

łosoś, ostrygi w połówkach muszelek, sałatka z krabów, surówki z sosem winegret i mrożony
szampan.

Bowman miał rację. Wszystkie trzy przyjaciółki bawiły się wspaniale.

Nie wiem, jak ci dziękować - powiedziała Paige Bowmanowi, gdy wychodziły.

Czy jesteście wolne w sobotę? - spytał.

Tak.

Mam małą motorówkę. Zabiorę was na przejażdżkę.

Ś

wietnie.

O czwartej nad ranem Kat obudziła z głębokiego snu wiadomość podana przez megafon:

- Doktor Hunter proszona na oddział nagłych wypadków, sala numer trzy...

Doktor Hunter...

Kat zwlokła się z łóżka, próbując opanować senność. Przetarła zaspane oczy, niemal po
omacku dotarła do windy i zjechała na parter. Sanitariusz przywitał ją przy drzwiach.

- Pacjent leży na wózku, tam w rogu. Cierpi na okropne bóle.

Kat zbliżyła się do chorego.

Jestem doktor Hunter - powiedziała sennym głosem.

O Jezu, pani doktor, niech pani coś zrobi. Ten ból w plecach mnie wykończy.

Kat stłumiła ziewnięcie.

Od jak dawna to trwa?

Od jakichś dwóch tygodni. Otworzyła oczy ze

zdziwienia.

Od dwóch tygodni? Dlaczego nie przyjechał pan tutaj wcześniej? Chory spróbował

się poruszyć i jęknął.

Prawdę mówiąc, nienawidzę szpitali.

Więc czemu przyjechał pan teraz? Mężczyzna rozpromienił

się na moment.
- Zbliża się wielki turniej golfa i jeśli nie wyleczy pani moich pleców, nie będę mógł w

nim uczestniczyć.

Kat wzięła głęboki oddech.
- Gra pan w golfa?

- Tak-odparł.
Próbowała zachować spokój.
- Coś panu powiem. Niech pan jedzie do domu i weź mnie dwie aspiryny.

Jeśli do rana nie poczuje się pan lepiej, proszę do mnie zadzwonić. - Odwróciła się i wyszła z
pokoju, zostawiając mężczyznę z otwartymi ze zdumienia ustami.

„Mała" motorówka Harry'ego Bowmana była piękną, piętnastometrową łodzią motorową.

Witam na pokładzie! - zawołał, widząc Paige, Kat i Honey. Honey przyjrzała

się łodzi z uznaniem.

Jest cudowna - zachwycała się Paige.

Pływali po zatoce przez trzy godziny, ciesząc się ciepłym, słonecznym dniem. Po raz

pierwszy od wielu tygodni dziewczęta wreszcie odpoczęły.

Kiedy rzucili kotwicę przy Wyspie Aniołów i zeszli na ląd, aby zjeść pyszny lunch, Kat

powiedziała:

To jest życie. Nie wracajmy do miasta.

background image

Gdybyśmy tylko mogły - odparła Honey. Naprawdę czuły się jak

w raju.
- Aż trudno wyrazić, jak bardzo mi się tutaj podoba - oznajmiła Paige, gdy wrócili na

pokład.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł Bowman, klepiąc ją po ramieniu. -

Wybierzemy się jeszcze nieraz. Kiedy tylko zapragniecie. Zapraszam was serdecznie.

Co za sympatyczny facet, pomyślała Paige.

Honey lubiła pracować na oddziale położniczym. Tam, w radosnej, pełnej oczekiwania

atmosferze rodziło się nowe życie i nadzieja na przyszłość.

Kobiety, które miały zostać matkami po raz pierwszy, kipiały energią, lecz trudno było im

zachowywać spokój. Wieloródki nie mogły się doczekać, kiedy będzie po wszystkim.

Jedna z przyszłych matek powiedziała do Honey tuż przed porodem:

- Dzięki Bogu! Znów będę w stanie zobaczyć swoje palce u nóg.

Gdyby Paige prowadziła dziennik, podkreśliłaby piętnasty dzień sierpnia na czerwono.

Wtedy bowiem w jej życiu pojawił się Jimmy Ford.

Jimmy był sanitariuszem. Miał najbardziej promienny uśmiech i najradośniejsze

usposobienie, z jakim kiedykolwiek Paige się spotkała. Ten niewysoki, szczupły chłopiec
wyglądał na siedemnaście lat. W rzeczywistości miał dwadzieścia pięć. Przemykał
szpitalnymi korytarzami jak tornado. Nic nie było dla niego zbyt trudne.

Bezustannie wypełniał czyjeś polecenia. Zupełnie nie zwracał uwagi na status

pracowników. Lekarzy, pielęgniarki i salowe traktował tak samo.

Jimmy Ford uwielbiał opowiadać dowcipy.

- Czy słyszałeś historię o pewnym pacjencie, którego zapakowano w gips od stóp do

głowy? Chory leżący obok spytał go, w jaki sposób zarabiał na życie. Facet odparł: - „Myłem
okna w Empire State Building". „A kiedy rzuciłeś pracę?" - spytał sąsiad. „W połowie drogi
w dół" - brzmiała odpowiedź.

Jimmy wciąż się uśmiechał i chętnie wszystkim pomagał. Uwielbiał Paige.

- Pewnego dnia zostanę lekarzem - powiedział jej. - Chciałbym być podobny do ciebie.

Przynosił jej drobne prezenty - baloniki, pluszowe maskotki. A przy okazji sypał żartami

jak z rękawa.

- W Houston jakiś człowiek zaczepił nieznajomego na ulicy i spytał: „Jak najłatwiej trafić

do szpitala?" Zapytany odpowiedział: „Powiedz coś złego o Teksasie, a znajdziesz się w
szpitalu natychmiast".

Niektóre dowcipy były okropne, ale Jimmy opowiadał je naprawdę śmiesznie.

Zjawiał się w szpitalu w tym samym czasie co Paige. Kiedyś zajechał jej drogę

motocyklem i powiedział:

- Pacjent pyta: „Doktorze, czy ta operacja będzie niebezpieczna?" A chirurg

odpowiedział: „Nie. Nie można poddać się niebezpiecznej operacji za dwieście dolarów".

Jimmy uśmiechnął się i pojechał dalej.

Gdy Paige, Kat i Honey miały wolne tego samego dnia, wybierały się na spacery po San

Francisco. Zwiedziły holenderski młyn, japoński ogród herbaciany, rybackie nabrzeże.
Przejechały się słynnym tramwajem stanowiącym atrakcję turystyczną. Poszły na
przedstawienie do Curran Theather i na kolację do restauracji Maharani przy Post Street.
Pracowali tam wyłącznie hinduscy kelnerzy, do których, ku zdziwieniu Kat i Honey, Paige
zwracała się w języku hindi.

Hum Hindustani baht bahut ocho boita hi - powiedziała i od tej chwili cała restauracja

należała do trzech przyjaciółek.

Co to za język? Gdzie się go nauczyłaś? - spytała Honey.

To hindi - odparła Paige. Zamilkła na moment, a potem dodała: - Mieszkaliśmy w

Indiach przez jakiś czas.

Wspomnienia znowu ożyły. Przypomniała sobie, jak pojechała z Alfredem do Agry. Długo

background image

przyglądali się Tadż Mahal. Szachdżehan zbudował to mauzoleum dla swojej żony. „Zajęło
mu to dwadzieścia lat" - powiedziała wtedy do Alfreda.

„Ja także wybuduję dla ciebie Tadż Mahal" - odparł. - „Nieważne, ile zabierze mi to

czasu".

„To jest Karen Turner, moja żona".
Te słowa prześladowały ją od dnia, w którym je usłyszała.

Paige... - Kat przyglądała się jej z niepokojem. - Dobrze się czujesz?

Tak. Nic mi nie jest.

W szpitalu nie brakowało pracy. Minął kolejny rok, potem jeszcze jeden i nic się nie

zmieniało. Zewnętrzny świat wydawał się nierealny. Wojny, klęski głodu i katastrofy w
odległych krajach bladły w porównaniu z codzienną walką o życie pacjentów i pracą
dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Kiedy Kat spotykała Paige na korytarzu, uśmiechała się i pytała:

Jak się masz?

Nie najgorzej. A ty, kiedy ostatni raz się wyspałaś?

- Kto to pamięta? - wzdychała Kat.

Dniami i nocami walczyły ze zmęczeniem, próbując wytrzymać nieustanne napięcie i

natłok zajęć, pospiesznie zjadały kanapki i popijały zimną kawą z papierowych kubków.

Kat wciąż otrzymywała seksualne propozycje. Nie tylko lekarze, ale także pacjenci

próbowali zaciągnąć ją do łóżka. Wszyscy otrzymywali taką samą odpowiedź. Kat była
nieugięta. Nie istnieje na świecie taki mężczyzna, któremu pozwoliłabym się dotknąć,
postanowiła już dawno temu.

I naprawdę w to wierzyła.

Pewnego ranka, gdy Kat jak zwykle była bardzo zajęta, znowu zadzwonił Mikę.

- Cześć, siostrzyczko.

Kat wiedziała, co teraz nastąpi. Wysłała mu już wszystkie pieniądze, jakie zdołała

zaoszczędzić, ale w głębi duszy zdawała sobie sprawę, że Mikę zawsze będzie prosił o
więcej.

Nie znoszę zawracać ci głowy, Kat, naprawdę, ale wpadłem w małe kłopoty. - Jego głos

zdradzał napięcie.

Mikę... czy nic ci się nie stało?

Och, nie. To nic poważnego. Jestem tylko komuś coś winien i ten facet właśnie teraz

potrzebuje pieniędzy, pomyślałem więc...

Zobaczę, co będę mogła zrobić - odparła Kat ze znużeniem.

Dzięki. Zawsze mogę na ciebie liczyć, prawda, siostrzyczko? Kocham cię.

Ja też cię kocham, Mikę.

Pewnego dnia Kat rzekła do Paige i Honey:

Wiecie, czego wszystkie potrzebujemy?

Miesiąca snu?

Wakacji. Powinnyśmy pojechać na urlop, pospacerować sobie po Polach Elizejskich,

pooglądać wystawy eleganckich sklepów.

Racja. Wszędzie będziemy jeździć pierwszą klasą! - zachichotała Paige. - Będziemy

spać przez cały dzień i bawić się w nocy.

Honey się roześmiała.

To brzmi zachęcająco.

Za kilka miesięcy będziemy miały urlop - zauważyła Paige. - Możemy zaplanować jakąś

ciekawą wycieczkę.

- Wspaniały pomysł - ucieszyła się Kat. - Wybierzmy się w sobotę do

agencji turystycznej.

Przez trzy następne dni były tak podekscytowane, że wciąż wymyślały coś nowego.

background image

Oddałabym wszystko, żeby pojechać do Londynu. Może spotkałybyśmy na ulicy

królową.

A ja chciałabym zobaczyć Paryż. To podobno najbardziej romantyczne miejsce na

ś

wiecie.

- Mnie się marzy przejażdżka gondolą po Wenecji w świetle księżyca.
„Paige, może pojedziemy do Wenecji na miesiąc miodowy" – powiedział kiedyś Alfred. -
„Chciałabyś?"

„O tak!" - odparła wtedy.

Zastanawiała się teraz, czy Alfred zabrał Karen po ślubie do Włoch.

W sobotę rano zatrzymały się obok Corniche Travel Agency przy Powell Street.
Kobieta za biurkiem była bardzo uprzejma.

Jaka wycieczka panie interesuje? - spytała.

Chciałybyśmy jechać do Europy... do Londynu, Paryża i Wenecji...

Ś

wietnie. Mamy kilka tanich, zbiorowych wycieczek, które...

Nie, nie - przerwała Paige i uśmiechnęła się do Honey. - Chodzi nam o pierwszą klasę.

Tak, najlepsze miejsca w samolocie - rzuciła Kat.

I hotele pierwszej klasy - dodała Honey.

Mogę paniom polecić hotel Ritz w Londynie, Grillon w Paryżu, Cipria-ni w Wenecji i...

Może pokaże nam pani kilka prospektów. Przejrzymy je i się zastanowimy.

Oczywiście - odparła pracowniczka agencji. Paige wzięła jeden z

folderów.

Organizujecie także wycieczki na jachtach, czyż nie?

Owszem.

Znakomicie. Może wynajmiemy jacht.

- Wspaniale - rzekła kobieta i przyniosła Paige stertę broszur. – Kiedy panie się zdecydują

proszę dać mi znać. Chętnie załatwię wszystkie potrzebne rezerwacje.

Skontaktujemy się z panią- obiecała Honey. Kiedy wyszły na ulicę,

Kat roześmiała się i rzekła:

To tylko piękne marzenia.

- Nie załamuj się - pocieszyła ją Paige. - Któregoś dnia naprawdę wybierzemy się w taką

podróż.

Rozdział 10

S

eymour Wilson, ordynator okręgowego szpitala Embarcadero, był sfrustrowanym
człowiekiem wykonującym niezwykle trudną pracę. Miał zbyt wielu pacjentów, za mało
lekarzy i pielęgniarek, a dzień wydawał mu się zbyt krótki. Czuł się jak kapitan tonącego
okrętu, na próżno biegający dookoła i starający się zatkać dziury, przez które wlewa się
woda.

Do licznych trosk doktora Wilsona doszła w pewnej chwili sprawa Honey Taft. Niektórzy

bardzo ją lubili, inni zaś, zwłaszcza doświadczeni lekarze i pielęgniarki, uważali, że doktor
Taft jest niekompetentna i nie powinna pracować w swoim zawodzie.

W końcu Wilson poszedł do Bena Wallace'a.

- Chcę pozbyć się jednej z nowych lekarek - powiedział. - Słyszałem, że ma braki w

wykształceniu.

Wallace dobrze pamiętał Honey. Miała wyjątkowo wysokie oceny i wspaniałe

rekomendacje.

Nic z tego nie rozumiem. To pewnie jakaś pomyłka - odparł i zamyślił się na chwilę. -

background image

Wiem, co zrobimy, Seymour. Kto jest największym sukinsynem z całej kadry?

Ted Allison.

Ś

wietnie. Jutro rano wyślemy go na obchód z Honey Taft. Powiemy mu o niej. Jeśli

Allison stwierdzi, że jest niekompetentna, zwolnimy ją z pracy.

Dobry pomysł - rzekł doktor Wilson. - Dzięki, Ben.

Podczas lunchu Honey powiedziała Paige, że następnego ranka ma iść na obchód z

doktorem Allisonem.

Znam go - odparła Paige. - Ma paskudną reputację.

Ja także o tym słyszałam - rzekła Honey zamyślona.

W tej samej chwili w innej części szpitala Seymour Wilson rozmawiał z Tedem

Allisonem. Allison, stary wyga, pracował jako lekarz od dwudziestu pięciu lat. Służył kiedyś
jako oficer w marynarce wojennej i nabrał tam szorstkich manier.

Seymour Wilson powiedział:

Chciałbym, żebyś przyjrzał się doktor Taft i sprawdził jej umiejętności. Jeśli nie zda

egzaminu, wylejemy ją z pracy. Rozumiesz?

Jasne.

Ted Allison z niecierpliwością czekał na spotkanie z Honey Taft. Podobnie jak Seymour

Wilson gardził niekompetentnymi lekarzami. W dodatku stanowczo twierdził, że kobiety
powinny być pielęgniarkami, a nie lekarzami. Skoro Florence Nightingale odnosiła takie
sukcesy w tej profesji, inne niewiasty z powodzeniem mogą iść w jej ślady.

Następnego ranka o szóstej lekarze zebrali się w korytarzu, aby wybrać się na obchód. W

skład grupy wchodzili: doktor Allison, Tom Benson, główny asystent, pięciu młodych
lekarzy oraz Honey Taft.

Allison spojrzał na Honey i pomyślał: No, mała, teraz zobaczymy, co potrafisz. Odwrócił

się do reszty grupy.

- Idziemy - powiedział.

Pierwszą pacjentką na oddziale była kilkunastoletnia dziewczynka leżąca w łóżku

przykrytym kilkoma grubymi kocami. Spała, gdy lekarze do niej podeszli.

- Przejrzyjcie wszyscy jej kartę - polecił doktor Allison.

Młodzi lekarze zaczęli studiować tabliczkę z zapiskami wiszącą w nogach łóżka. Allison

zwrócił się do Honey:

- Pacjentka ma gorączkę, dreszcze, jest ogólnie osłabiona i nie chce jeść.

Ma także kaszel i zapalenie płuc. Doktor Taft, jaką postawiłaby pani diagnozę?

Honey stała w milczeniu, ściągając brwi.

No więc?

Wydaje mi się - powiedziała Honey w zamyśleniu - że to prawdopodobnie papuzica...

gorączka papuzia.

Allison popatrzył na nią zdumiony.

Co... co każe pani tak sądzić?

Objawy są typowe dla tej choroby. Zauważyłam też, że pacjentka pracowała na pół etatu

w sklepie ze zwierzętami, a gorączkę papuzią przenoszą zarażone papugi.

Doktor Allison wolno pokiwał głową.

Bardzo dobrze... Czy wie pani, jak postępuje się w takich przypadkach?

Tak. Podaje się tetracyklinę przez dziesięć dni i dużo płynów. Chory nie powinien także

wstawać z łóżka.

Allison zwrócił się do grupy:

- Czy wszyscy słyszeliście? Doktor Taft ma absolutną rację.
Podeszli do następnego pacjenta.

Chory ma guzy mezotelialne, wewnętrzne wylewy krwi i czuje się bardzo zmęczony.

Jaka waszym zdaniem jest diagnoza?

To wygląda trochę na pewien rodzaj zapalenia płuc - odparł niepewnie jeden z lekarzy.

Inny dodał:

background image

- To może być rak.
- A jak pani uważa? - Allison zwrócił się do Honey.
Wyglądała na zamyśloną.
- Na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że to zwłóknienie spowodowane pylicą płuc,

choroba wywołana zatruciem azbestem. Z karty dowiedziałam się, że chory pracuje w
fabryce dywanów.

Ted Allison nie mógł ukryć podziwu.

Doskonale! Czy wie pani też, jak się to leczy?

Niestety, nie wymyślono jeszcze skutecznej terapii.

Ta odpowiedź Honey wywarła na doktorze jeszcze większe wrażenie niż poprzednie. W

ciągu następnych dwóch godzin Honey rozpoznała rzadki przypadek zespołu Reitera,
chorobę kości i malarię.

Kiedy obchód dobiegł końca, Allison uścisnął rękę doktor Taft.

- Rzadko wpadam w zachwyt, ale muszę przyznać, że widzę przed panią

wspaniałą przyszłość!

Honey oblała się rumieńcem.

Dziękuję, doktorze Allison.

Zamierzam powiadomić o tym Bena Wallace'a - powiedział na koniec i odszedł.

Tom Benson, starszy asystent Allisona, spojrzał na Honey z uśmiechem.

- Spotkamy się za pół godziny, mała.

Paige starała się trzymać z daleka Arthura Kane'a, którego nazywano Doktorem 007.

Jednak przy każdej nadarzającej się okazji Kane prosił Paige, by asystowała mu przy
operacji. I za każdym razem stawał się coraz bardziej natrętny.

- Dlaczego nie chcesz się ze mną umówić? Pewnie masz kogoś innego...

- narzekał.

Albo:
-Być może mam jakieś braki, ale nie w każdym miejscu. Chyba wiesz, co mam na myśli?

Gdy tylko nadchodził dzień, kiedy miała z nim pracować, wpadała w panikę. Parę razy

zauważyła, że Kane dokonuje operacji, które wcale nie były potrzebne, i wycina pacjentom
zdrowe organy.

Pewnego dnia, kiedy szła z Kane'em w stronę sali operacyjnej, spytała:

Co zamierza pan dziś operować, doktorze?

Jego portfel! - odparł, a gdy zobaczył wyraz twarzy Paige, dodał szybko: - To tylko żart,

moja mała.

Ten drań powinien pracować w rzeźni - powiedziała później zdenerwowana Paige do

Kat. - Nie ma prawa operować ludzi.

Po pewnej, zbędnej operacji wątroby Kane odwrócił się do Paige i pokręcił głową.

- Ten facet jest w kiepskim stanie. Nie wiem, czy przeżyje.

Tego Paige już nie mogła znieść. Postanowiła porozmawiać z Tomem Changiem.

Trzeba komuś o tym powiedzieć. On morduje pacjentów!

Nie przejmuj się tym tak bardzo.

Nie mogę! To nie w porządku, żeby tacy ludzie pracowali w szpitalu. Ten facet to

kryminalista. Powinien zostać postawiony przed komisją.

Co to da? Musiałabyś znać jeszcze jednego lekarza który zgodziłby się zeznawać

przeciwko niemu, a nie sądzę, żeby ktoś taki się znalazł. To zamknięta społeczność. Musimy
wszyscy jakoś ze sobą żyć. Niemożliwe, by jeden lekarz występował przeciw drugiemu.
Jesteśmy skazani na wzajemną pomoc. Uspokój się. Chodź, pójdziemy na lunch.

Paige westchnęła.

No dobrze, ale ta sprawa wygląda paskudnie. W kafeterii spytała

Changa:

Jak ci się układa z Sye? Odpowiedział dopiero po

chwili:

Mamy spore problemy. Moja praca rujnuje nasze małżeństwo. Nie wiem, co robić.

background image

Na pewno wszystko wróci do normy - rzekła Paige.

Dobrze by było - odparł Chang. - Zabiłbym się, gdyby Sye ode mnie odeszła.

Następnego ranka Arthur Kane miał przeprowadzać operację nerek. Szef chirurgów

zwrócił się do Paige:

- Doktor Kane prosi panią do sali operacyjnej numer cztery.

Paige poczuła nagle suchość w gardle. Nie znosiła towarzystwa Kane'a.

Czy nie mógłby pan wysłać kogoś innego...?

Doktor czeka na panią. Paige westchnęła.

No dobrze.

Gdy przebrała się w odpowiedni kitel i umyła ręce, operacja już trwała.

- Chodź, pomożesz mi tutaj, kochana - powiedział Kane do Paige.

Brzuch pacjenta zdezynfekowano jodyną, a nacięcia dokonano w wyższej partii, tuż pod

ż

ebrami. Na razie wszystko w porządku, pomyślała Paige.

- Skalpel!

Pielęgniarka podała chirurgowi narzędzie. Spojrzał na nią.

- Proszę włączyć jakąś muzykę.

Chwilę później rozległy się melodyjne dźwięki z głośnika. Kane ciął dalej.

- Dajcie coś żywszego - rzekł i zwrócił się do Paige: - Zacznij przyżega-

nie, moja kochana.

Paige zagryzła zęby i sięgnęła po przyrząd do elektrokauteryzacji. Zaczęła przyżegać

tętnice, aby zmniejszyć ilość krwi spływającej do jamy brzusznej. Operacja szła całkiem
sprawnie.

Dzięki Bogu, pomyślała Paige.

- Poproszę gazik.
Pielęgniarka spełniła polecenie.
- Teraz weźmiemy się za to, co trzeba - rzekł Kane i przejechał skalpelem wokół nerki. -

Tu cię mamy.

Chwycił nerkę szczypcami i wyciągnął.

- W porządku. Teraz go zeszyjemy.

Po raz pierwszy Paige wydawało się, że wszystko przebiega normalnie. Coś jednak ją

zaniepokoiło. Przyjrzała się uważniej wyciętej nerce. Narząd wyglądał całkiem zdrowo.
Zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czy...

Kiedy doktor Kane zakładał choremu szwy, Paige podeszła pospiesznie do ramki służącej

do oglądania zdjęć rentgenowskich i zapaliła światło. Przyglądała się bacznie fotografii, a
potem jęknęła cicho:

- O mój Boże!

Zdjęcie rentgenowskie zostało odwrócone. Doktor Kane wyciął pacjentowi niewłaściwą

nerkę.

Pół godziny później Paige znalazła się w gabinecie Bena Wallace'a.
- Doktor Kane usunął zdrową nerkę i zostawił chorą! - powiedziała drżącym głosem. -

Powinno się wsadzić tego człowieka do więzienia!

Benjamin Wallace rzekł uspokajająco:

Paige, zgadzam się z tobą że to godne pożałowania. Jednak Kane z pewnością nie zrobił

tego umyślnie. Popełnił błąd i...

Błąd? Ten pacjent przez resztę życia będzie uzależniony od dializy. Ktoś powinien

chyba za to ponieść karę!

Wierz mi, zbadamy dokładnie tę sprawę.

Paige wiedziała, co to oznacza: grupa lekarzy po cichu zbada, co się stało. śadne

informacje nie przedostaną się na zewnątrz. O zdarzeniu nie dowie się żaden z pacjentów.

Doktorze Wallace...

Należysz do kadry, Paige. Musisz się zachowywać jak lojalny członek grupy.

Kane nie powinien pracować w tym szpitalu. Ani w żadnym innym.

background image

Spróbuj wziąć wszystko pod uwagę. Jeśli go wyrzucimy, zaczną o tym pisać i cały

szpital będzie miał fatalną reputację.

A co z pacjentami?

Będziemy mieć oko na doktora Kane'a - obiecał Wallace i pochylił się na krześle. - Dam

ci pewną radę, Paige. Kiedy zaczniesz prywatną praktykę, będziesz potrzebować referencji
od innych lekarzy. Bez tego do niczego nie dojdziesz. A jeśli zyskasz opinię kogoś, kto
donosi na swoich współpracowników, nie dostaniesz dobrych referencji. Przekonasz się, że
mówię prawdę.

Paige wstała.

A więc nie zamierza pan nic zrobić?

Powiedziałem ci, że zbadamy tę sprawę.

I to wszystko?

Tak.

To nie w porządku - powiedziała Paige. Siedziała w kafeterii przy lunchu z Kat i Honey.

Kat pokręciła głową.

Nikt nie mówi, że życie jest sprawiedliwe. Paige rozejrzała się po sali

pomalowanej na biało.

Szpitalna atmosfera mnie przygnębia. Wszyscy tutaj są chorzy.

Bo to szpital - zauważyła Kat.

Może urządzimy przyjęcie? - zaproponowała nagle Honey.

Przyjęcie? O czym ty mówisz?

Zamówimy dobre jedzenie i alkohol. - W głosie Honey nieoczekiwanie zabrzmiał

entuzjazm. - Ubierzemy się w najlepsze ciuchy! Powinnyśmy się trochę rozerwać.

Paige zastanawiała się parę sekund.

Wiesz - stwierdziła - to niegłupi pomysł. Zabawmy się!

Umowa stoi. Ja wszystko zorganizuję - powiedziała Honey. - A więc jutro wieczorem

po obchodzie.

Wieść o zbliżającym się przyjęciu szybko się rozeszła. Na poczęstunek zrzuciło się wielu

pracowników szpitala. Honey zamówiła wspaniałe dania u Erniego, a z pobliskiego sklepu
przyniesiono trunki. Impreza miała się odbyć w świetlicy przeznaczonej dla lekarzy.
Początek wyznaczono na piątą. Jedzenie i alkohol dostarczono o czwartej trzydzieści.
Zapowiadała się prawdziwa uczta. Na talerzach piętrzyły się homary, krewetki, różnego
rodzaju pasztety, skandynawskie klopsiki, gorący makaron, owoce i desery. Kiedy Paige, Kat
i Honey weszły do sali piętnaście po piątej, zastały tam ożywiony tłum lekarzy i pielęgniarek
zajętych kosztowaniem potraw i rozmawiających wesoło.

To był naprawdę świetny pomysł! - rzekła Paige do Honey, która uśmiechnęła się z

zadowoleniem.

Dziękuję - odparła.

Z głośników rozległo się nagle:

- Doktor Finley i doktor Ketler proszeni pilnie na salę reanimacyjną.
Dwaj lekarze zajadający właśnie sałatkę z krewetek spojrzeli po sobie, westchnęli i
wybiegli z sali. Do Paige podszedł Tam Chang.

Powinniśmy co tydzień robić takie spotkanie - powiedział.

Pewnie. To...

Kolejne ogłoszenie dobiegające z megafonu przerwało Paige w pół słowa:

- Doktor Chang proszony do sali numer siedem... Doktor Chang... do sali numer siedem.

A minutę później:

- Doktor Smythe... drugi oddział wypadków nagłych... Doktor Smythe...

Megafon nie milkł ani na chwilę. W ciągu trzydziestu minut wezwano niemal wszystkich

lekarzy i pielęgniarki do jakichś pilnych spraw. Honey także usłyszała swoje nazwisko,
potem zawołano Paige i w końcu Kat.

- Aż trudno w to uwierzyć - rzekła Kat. - Niektórzy mają przy boku anioła stróża. A mnie

background image

się wydaje, że nas strzeże diabeł.

Jej słowa okazały się prorocze.

Następnego ranka, w poniedziałek, kiedy Paige zeszła z dyżuru i zmierzała w stronę

swojego samochodu, zauważyła, że ktoś przebił jej dwie opony. Patrzyła z niedowierzaniem.
Ktoś chce dać mi do zrozumienia, abym siedziała cicho, pomyślała sobie.

Wróciła do mieszkania i powiedziała Kat i Honey:

- Uważajcie na Arthura Kane'a. To wariat.

Rozdział 11

K

at obudził dzwonek telefonu. Nie otwierając oczu, wyciągnęła rękę i podniosła słuchawkę.

Halo?

Kat? Tu Mikę.

Usiadła, czując, że serce zaczyna jej walić jak oszalałe.

- Mikę, czy wszystko w porządku?
Usłyszała, jak się roześmiał.

Nie mogło być lepiej, siostrzyczko. Dziękuję tobie i twojemu przyjacielowi.

Jakiemu przyjacielowi?

Panu Dinetto.

Komu? - Kat próbowała się skoncentrować i otrząsnąć ze snu.

Pan Dinetto uratował mi życie.

Kat nie miała najmniejszego pojęcia, o kim brat mówi.

Mikę...

Pamiętasz tych facetów, którym byłem winien pieniądze? Pan Dinetto sprawił, że dali mi

spokój. To dżentelmen. I tak miło się o tobie wyraża, Kat.

Kat dawno już zapomniała o Dinetto, ale teraz nagle zaczęła sobie przypominać: „Nie wie

pani, z kim pani rozmawia. Niech pani lepiej zrobi to, o co prosi ten człowiek. To pan Lou
Dinetto".

Mikę mówił dalej:
- Wysyłam ci trochę gotówki, Kat. Twój przyjaciel załatwił mi pracę. Płacą mi całkiem

nieźle.

Kat zaniepokoiła się nagle.

- Mikę, posłuchaj. Uważaj na siebie.
Znowu usłyszała w słuchawce śmiech.
- Nie martw się o mnie. Czy nie mówiłem ci, że wszystko dobrze się skończy? Miałem

rację.

- Bądź ostrożny, Mikę. Nie...
Połączenie zostało przerwane.

Kat nie mogła z powrotem zasnąć. Skąd Dinetto dowiedział się o Mike'u i dlaczego mu

pomaga? - zastanawiała się.

Kiedy następnego dnia wieczorem wychodziła ze szpitala, na ulicy czekała na nią czarna

limuzyna. Shadow i Rhino stali obok.

Kat chciała ich ominąć, lecz drogę zastąpił jej Rhino.

- Proszę wsiadać, pani doktor. Pan Dinetto chce się z panią widzieć.
Przyglądała się chwilę mężczyźnie. Rhino wyglądał groźnie, ale gorsze

wrażenie wywierał na Kat Shadow. Coś złowieszczego było w jego nieruchomej sylwetce.
W innych okolicznościach Kat nigdy nie wsiadłaby z nimi do samochodu, ale ostatnia
rozmowa telefoniczna z Mikiem zdziwiła ją i zaniepokoiła.

background image

Zawieziono ją do niewielkiego mieszkania na przedmieściach, Dinetto już tam na nią

czekał.

Dziękuję, że zgodziła się pani przyjechać, doktor Hunter - powiedział. - Doceniam to.

Jeden z moich przyjaciół miał mały wypadek. Chciałbym, żeby pani go obejrzała.

Czego chcecie od Mikę'a? - dopytywała się Kat.

Niczego - odparł niewinnie. - Słyszałem, że miał małe kłopoty, i pomogłem mu się ich

pozbyć.

- Skąd dowiedzieliście się o nim... skąd wiecie, że to mój brat i...
Dinetto się uśmiechnął.

W moim interesie wszyscy jesteśmy przyjaciółmi. Pomagamy sobie nawzajem. Mikę

wpadł w złe towarzystwo, a więc podałem mu pomocną dłoń. Powinna być pani wdzięczna.

Jestem - odparła. - Naprawdę.

Ś

wietnie! Zna pani powiedzenie: ręka rękę myje? Kat pokręciła

głową.

Nie zrobię nic niezgodnego z prawem.

- Kto tu mówi o prawie? - rzekł Dinetto. Wydawał się urażony. – Nie prosiłbym pani o

coś takiego. Chodzi o to, że mój przyjaciel, który miał wypadek, nie znosi szpitali. Czy
zechciałaby pani go zobaczyć?

W co ja się pakuję? - zastanawiała się Kat.

Skoro pan nalega - odparła.

To tutaj, w sypialni.

Znajomy pana Dinetto był okropnie pobity. Leżał nieprzytomny na łóżku.

Co mu się stało? - spytała Kat. Dinetto spojrzał na nią i

odrzekł:

Spadł ze schodów.

Powinien trafić do szpitala.

- Już pani mówiłem... On nie lubi szpitali. Mogę sprowadzić pani tutaj cały sprzęt

medyczny, jaki tylko będzie potrzebny. Miałem lekarza, który dbał o moich przyjaciół, ale
on, niestety, także miał wypadek.

Kat przeszył dreszcz. Pragnęła uciec z tego miejsca, pojechać do domu i nigdy już nie

słyszeć o Dinetto, ale w życiu nie wszystko układa się po myśli. Quid pro quo. Kat zdjęła
płaszcz i zabrała się do roboty.

Rozdział 12

P

rzez pierwsze trzy lata pracy Paige asystowała przy setkach operacji. Nauczyła się w tym
czasie bardzo wiele. Wiedziała, w jaki sposób usuwa się woreczek żółciowy, śledzionę czy
wyrostek robaczkowy, a także, co ją najbardziej interesowało, jak przeprowadza się operację
na otwartym sercu. Paige jednak czuła się sfrustrowana, ponieważ nie wykonywała zabiegów
chirurgicznych samodzielnie. Zawsze ktoś wydawał je polecenia: zrób to, zrób tamto, naucz
się tego i tak dalej.

Pewnego dnia wezwał ją do siebie George Englund, naczelny chirurg.

- Paige, na jutro, na siódmą trzydzieści rano wyznaczono operację prze

pukliny.

Zapisała w notesie.

Kto będzie ją przeprowadzał? - spytała.

Ty - brzmiała odpowiedź.

Jak to...? - Słowa uwięzły jej w gardle. - Ja?

Tak, Czy to dla ciebie jakiś problem?

background image

Ależ skąd. Dziękuję!

Wydaje mi się, że jesteś gotowa, by rozpocząć samodzielne operacje. Pacjent, którego ci

wyznaczyłem, powinien się cieszyć, że się nim zajmiesz. Nazywa się Walter Herzog. Leży w
sali trzysta czternaście.

Herzog. Trzysta czternaście - powtórzyła Paige i wyszła.

Jeszcze nigdy nie była tak podekscytowana. Nareszcie zrobię sama pierwszą operację! -

myślała. Ludzkie życie znajdzie się w moich rękach. A jeśli nie dam sobie rady? Jeśli
popełnię jakiś błąd? Czasami coś się nie udaje. To prawo Murphy'ego. Tak rozmyślając, w
końcu wpadła w panikę.

Poszła do kafeterii i usiadła przy stoliku z filiżanką czarnej kawy. Wszystko będzie dobrze,

powtarzała sobie. Asystowałam przy dziesiątkach operacji przepukliny. Wcale nie są trudne.
Ten chory ma szczęście, że trafił na mnie. Gdy dopijała kawę, poczuła się na tyle spokojna,
by móc spotkać się z pacjentem twarzą w twarz.

Walter Herzog miał około sześćdziesiątki. Był szczupły, łysy i bardzo nerwowy. Leżał w

łóżku i trzymał się za brzuch, kiedy do sali weszła Paige z bukietem kwiatów. Mężczyzna
uniósł głowę.

Siostro... - wydusił. - Chciałbym się widzieć z lekarzem. Paige podeszła do

łóżka i wręczyła choremu kwiaty.

Ja jestem lekarzem. Będę pana operować. Spojrzał na bukiet,

a potem na nią.

Co takiego?

- Proszę się nie przejmować - rzekła uspokajająco. - Jest pan w dobrych rękach.

Wzięła kartę wiszącą w nogach łóżka i przejrzała ją uważnie.

- Co tam ciekawego napisali? - spytał z niepokojem, myśląc: Dlaczego ona przyniosła mi

kwiaty?

Wygląda na to, że wszystko będzie w porządku. Przełknął z trudem

ś

linę.

Czy naprawdę zamierza mnie pani operować?

Tak.

Pani wygląda tak strasznie... tak strasznie młodo. Paige poklepała go

po ramieniu.
- Wszyscy moi pacjenci szybko wracają do zdrowia - odparła i rozejrzała się po pokoju. -

Czy dobrze się pan tu czuje? Może przynieść panu coś do czytania? Jakąś książkę albo
czasopisma?

Przysłuchiwał się jej coraz bardziej zdenerwowany.

- Nie, dziękuję.

Dlaczego jest dla mnie taka miła? - zastanawiał się. - Może coś przede mną ukrywa?

- Zatem do zobaczenia jutro rano - rzekła Paige pogodnie. Napisała coś na skrawku

papieru i wręczyła choremu. - To mój domowy numer. Proszę zadzwonić, gdyby pan mnie
potrzebował. Będę na miejscu.

Gdy Paige opuściła salę, Walter Herzog zaczął się trząść ze strachu.

Kilka minut później Jimmy znalazł Paige w bufecie. Podszedł do niej i uśmiechnął się

szeroko.

Gratulacje! Słyszałem, że czeka cię wielki dzień. Plotki rozchodzą się

tak szybko, pomyślała Paige.

Tak-odparła.

- Nie wiem, na kogo padł szczęśliwy los, ale z pewnością ten ktoś nie będzie narzekał -

rzekł Jimmy. - Gdyby kiedykolwiek coś mi się stało, tylko tobie pozwoliłbym się operować.

- To miło z twojej strony, Jimmy.
Chłopak, jak zwykle, opowiedział jej dowcip.
- Czy słyszałaś kawał o człowieku, który miał dziwne bóle w kostkach?

background image

Był zbyt biedny, żeby iść do lekarza, więc kiedy usłyszał, że jego znajomy ma podobne
dolegliwości, rzekł do niego: „Lepiej idź szybko do doktora, a potem powiedz mi dokładnie,
co mówił". Następnego dnia mężczyzna dowiedział się, że jego kumpel nie żyje. Poszedł do
szpitala i kazał sobie zrobić badania warte pięć tysięcy dolarów. Wyniki nie wykazały nic
złego. Za
dzwonił więc do wdowy po przyjacielu i spytał: „Czy Chester długo cierpiał, zanim umarł?"
Nie - odparła kobieta. Nie widział nawet ciężarówki, która go potrąciła!

Jimmy roześmiał się i już go nie było.

Paige była tak podniecona, że nie mogła jeść kolacji. Spędziła wieczór, ćwicząc zakładanie

szwów chirurgicznych na lnianym obrusie. Muszę się dobrze wyspać - postanowiła - żebym
rano była przytomna i miała dobry humor.

Przez prawie całą noc nie zmrużyła oka, rozmyślając wciąż o operacji.
Istniały trzy typy przepukliny: nieodprowadzalna, która umożliwiała umieszczenie jąder z

powrotem na swoim miejscu; nieodprowadzalna kiedy to zrosty nie pozwalały na taki zabieg;
oraz najbardziej niebezpieczna, przepuklina
uwięźnięta z zatrzymaniem krążenia i zgorzelą, która mogła doprowadzić do uszkodzenia
jelit. Walter Herzog miał przepuklinę pierwszego typu.

O szóstej Paige zajechała na plac przed szpitalem. Tuż obok jej miejsca do parkowania

stał nowy czerwony ferrari. Paige przez chwilę zastanawiała się, do kogo należy ten
samochód. W każdym razie ktokolwiek jest jego właścicielem - pomyślała - musi mieć kupę
forsy.

O siódmej Paige pomogła Herzogowi przebrać się z piżamy w niebieski szpitalny szlafrok.

Kiedy czekali na wózek, który miał zawieźć chorego na salę operacyjną, pielęgniarka dała
pacjentowi środek uspokajający.

- To moja pierwsza operacja - wyznał Herzog.
Moja też - dodała w myśli Paige.

Przyprowadzono w końcu wózek i zabrano chorego na salę numer trzy, Paige podążała tuż

obok. Serce biło jej mocno. Bała się, żeby ktoś tego nie usłyszał.

Sala numer trzy była jedną z największych sal operacyjnych. Mieścił się tam monitor

ukazujący pracę serca, przyrząd do sztucznego oddychania i mnóstwo innej aparatury. Kiedy
Paige weszła do pokoju, reszta zespołu przygotowywała się już do zabiegu. Byli tam już
lekarz, który miał asystować Paige, anestezjolog, dwóch stażystów, instrumentariuszka i
dwie pielęgniarki do pomocy.

Wszyscy spoglądali na Paige w napięciu ciekawi, jak poradzi sobie podczas swojej

pierwszej, samodzielnej operacji.

Paige podeszła do stołu. Herzog miał ogolone włosy łonowe i całą dolną partię brzucha

umytą i posmarowaną środkiem dezynfekującym. Ciało wokół tego miejsca przykryto
sterylną gazą.

Herzog spojrzał na Paige i rzekł sennym głosem:

Nie pozwoli mi pani umrzeć, prawda? Paige się uśmiechnęła.

Co takiego? Miałabym sobie zepsuć statystykę?

Zerknęła na anestezjologa, który założył pacjentowi maskę i zaczął podawać narkozę. Paige
wzięła głęboki oddech i pokiwała głową. Operacja się rozpoczęła.

- Skalpel.

Gdy Paige zabierała się do wykonania pierwszego ciecia na skórze, pielęgniarka coś do

niej powiedziała.

- Słucham? - Nie dosłyszała Paige.

Czy życzy sobie pani, żeby włączyć muzykę? Po raz pierwszy

zadano jej to pytanie.

Tak - odparła. - Może Jimmy'ego Buffeta.

background image

Z chwilą gdy Paige wykonała pierwsze nacięcie, zupełnie przestała się denerwować. Czuła

się tak, jakby przez całe życie nie robiła nic innego prócz operacji. Zręcznie przecięła
warstwę tłuszczu i mięśni i dostała się do miejsca, gdzie była przepuklina. Przez cały czas w
sali rozbrzmiewały znajome polecenia.

Potrzebne waciki...

Proszę podać przyrząd do kauteryzacji...

A więc to tu...

Wygląda na to, że zdążyliśmy na czas...

Szczypce...

Ssanie proszę...

Paige była całkowicie pochłonięta tym, co robiła. Zlokalizowała przepuklinę... Włożyła z

powrotem to, co wypadło z jamy brzusznej... Połączyła brzegi worka brzusznego... Odcięła
niepotrzebne resztki... Obejrzała pierścień pachwinowy... Zszyła...

Po godzinie i dwudziestu minutach od wykonania pierwszego cięcia operacja dobiegła

końca.

Paige spodziewała się, że będzie wykończona, ale zamiast tego czuła się ożywiona i pełna

energii.

Kiedy założono choremu ostatnie szwy, jedna z pielęgniarek zwróciła się do Paige:

Doktor Taylor...

Tak...

To była wspaniała operacja - odparła z uśmiechem.

W niedzielę Paige, Kat i Honey miały wolny dzień.

- Co będziemy robić? - spytała Kat.
Paige wpadła na pomysł.

Jest taki ładny dzień. Może pojedziemy do parku? Weźmiemy ze sobą lunch i zjemy na

ś

wieżym powietrzu.

Cudownie - ucieszyła się Honey.

Ś

wietnie! - przyznała Kat.

Zadzwonił telefon. Wszystkie trzy w jednej chwili zerwały się z miejsca.
- O rany! - zawołała nagle Kat. - Nie odbierajmy. Mamy przecież wolny dzień.

Nigdy nie mamy wolnych dni - przypomniała jej Paige. Kat podeszła do

telefonu i podniosła słuchawkę.

Halo, tu doktor Hunter - powiedziała.

Słuchała przez chwilę, a potem zwróciła się do Paige:

To do ciebie.

Wiedziałam - odparła Paige z rezygnacją i zbliżyła się do telefonu.

- Halo... Och, to ty, Tom... Co mówisz?... Nie, właśnie miałam wyjść...

Rozumiem... W porządku. Będę za piętnaście minut.

Odłożyła słuchawkę. No i nici z pikniku, pomyślała.

Musisz jechać? - spytała Honey.

Tak. Jeden z naszych pacjentów jest bliski śmierci. Postaram się wrócić na kolację.

Kiedy Paige przybyła do szpitala, wjechała na parking dla lekarzy i zostawiła samochód

koło błyszczącego czerwonego ferrari. Ciekawe, ile właściciel tego cacka musiał wykonać
drogich operacji, żeby kupić sobie coś takiego? - zastanawiała się.

Dwadzieścia minut później weszła do poczekalni. Na krześle siedział mężczyzna w

ciemnym garniturze i patrzył w okno.

- Pan Newton?

Wstał na dźwięk swojego nazwiska.

Jestem doktor Taylor. Widziałam pańskiego synka. Przywieziono go tutaj z bólami

ż

ołądka.

Tak. Chciałem właśnie zabrać go do domu.

Obawiam się, że to niemożliwe. Peter ma pękniętą śledzionę. Potrzebuje

background image

natychmiastowej transfuzji krwi. Musimy mu zrobić operację, inaczej umrze.

Pan Newton pokręcił głową.

Jesteśmy świadkami Jehowy. Bóg go uratuje, a ja nie pozwolę, by przetoczono mu

czyjąś krew. To moja żona go tutaj przywiozła. Zostanie za to ukarana.

Panie Newton, nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, że sytuacja naprawdę wygląda

poważnie. Jeśli natychmiast nie przeprowadzimy operacji, pański syn umrze.

Paige była wściekła.

- Może nie znam się na sposobach działania Boga, ale wiem, czym grozi pęknięcie

ś

ledziony - powiedziała i wyciągnęła kawałek papieru. - Chłopiec jest nieletni, pan musi więc

wyrazić zgodę na operację i transfuzję.

A jeśli tego nie podpiszę?

Wtedy nie będziemy mogli przystąpić do zabiegu. Pokiwał głową.

Czy wydaje wam się, że macie większą moc niż Bóg? Paige długo

przyglądała się mężczyźnie.

Nie zamierza pan tego podpisać?

Nie. Mojemu synowi pomoże potęga silniejsza od was. Zobaczycie. Kiedy Paige wróciła

na oddział, sześcioletni Peter stracił przytomność.

- Nie przeżyje tego - powiedział Chang. - Stracił zbyt wiele krwi. Co chcesz zrobić?

Paige podjęła decyzję.

Weźmy go na salę operacyjną. Szybko. Chang spojrzał na nią

zdziwiony.

Czyżby jego ojciec zmienił zdanie?

Tak - odparła Paige. - Pospieszmy się.

Jak zdołałaś go przekonać? Rozmawiałem z nim godzinę i wciąż pozostawał

niewzruszony. Twierdził, że Bóg się tym zajmie.

No właśnie. Miał rację - odparła Paige.

Dwie godziny później, po przetoczeniu pół litra krwi, operacja zakończyła się sukcesem.
Chłopiec szybko odzyskiwał siły. Paige pogładziła go delikatnie po czole.

- Wyzdrowieje - powiedziała.

W tej samej chwili do sali operacyjnej wpadł dyżurny.

- Doktor Taylor? Pan Wallace prosi panią natychmiast do siebie.

Benjamin Wallace był tak wściekły, że aż głos mu się załamywał.

- Jak mogłaś zrobić coś tak oburzającego? Wykonałaś operację i transfuzję krwi bez

pozwolenia! Złamałaś prawo!

Uratowałam życie temu chłopcu! Wallace odetchnął

głęboko.

Powinnaś uzyskać pozwolenie sądu.

- Mieliśmy mało czasu - wyjaśniła Paige. - Jeszcze dziesięć minut, a chłopiec by nie żył.

Bóg nad nim czuwał.

Wallace chodził po pokoju tam i z powrotem.

Co teraz zrobimy?

Postaramy się o pozwolenie sądu.

Po co? Przecież już zrobiłaś operację.

- Zmienię datę na dokumencie o jeden dzień. Nikt tego nie zauważy.
Wallace popatrzył na nią i zaczął ciężko oddychać.
- O Jezu! -jęknął i otarł czoło. - Stracę przez ciebie pracę. - Paige przyglądała mu się

długą chwilę. Potem odwróciła się i ruszyła do drzwi.

Paige...? Przystanęła.

Tak?

Nie rób już nigdy więcej czegoś takiego, dobrze?

Dobrze. Tylko wtedy, kiedy będę musiała - odparła.

background image

Rozdział 13

W

szystkie szpitale borykają się z problemem kradzieży środków odurzających. Zgodnie z
prawem na każdy narkotyk pobierany z apteki należy wypisać receptę. Jednak mimo licznych
kontroli uzależnieni od narkotyków zawsze znajdowali sposób, by się do nich dobrać.

Okręgowy szpital Embarcadero miał z takimi osobami wielkie kłopoty. Pewnego dnia

Margaret Spencer udała się do pana Wallace'a.

Już nie wiem, co robić, doktorze. Fentanyl wciąż znika. Był to silnie

uzależniający środek znieczulający.

Ile ubyło?

Mnóstwo. Gdyby to było tylko kilka butelek, znaleźlibyśmy jakieś niewinne

wytłumaczenie, ale ktoś podbiera je regularnie/Znika kilkanaście butelek na tydzień.

Czy podejrzewa pani kogoś?

Nie, proszę pana. Rozmawiałam z wartownikami. Nic nie wiedzą.

Kto ma dostęp do apteki?

W tym właśnie problem. Mogą tam wchodzić anestezjolodzy oraz większość

pielęgniarek i chirurgów.

Wallace zamyślił się na moment.

Dobrze, że pani do mnie przyszła. Zajmiemy się tą sprawą.

Dziękuję, doktorze - odparła siostra Spencer i wyszła.

Dość mamy już problemów, pomyślał ze złością Wallace. Zbliżało się zebranie

kierownictwa szpitala, a i tak mieli już mnóstwo spraw do omówienia. Doktor Wallace
ś

wietnie znał statystyki. Ponad dziesięć procent lekarzy w Stanach Zjednoczonych było

uzależnionych od alkoholu lub narkotyków.
Łatwy dostęp do środków odurzających stwarzał dla niektórych pokusę nie do odparcia.
Lekarz mógł bez najmniejszego problemu otworzyć szafkę, wyciągnąć z niej to, czego chciał,
i zaaplikować sobie za pomocą opaski uciskającej i strzykawki. Silnie uzależnione osoby
musiały brać kolejne dawki nawet co dwie godziny.

A teraz takie historie działy się w szpitalu Wallace'a. Musiał coś z tym zrobić przed

zebraniem zarządu. Przecież jestem za to odpowiedzialny, pomyślał.

Nie bardzo wiedział, komu zaufać i kto mógłby mu pomóc w znalezieniu winnych. Musiał

zachować ostrożność. Był pewien, że ani na doktor Taylor, ani na Kat Hunter nie pada cień
oskarżenia i po głębokim namyśle postanowił zwrócić się do nich.

- Chciałbym was prosić o przysługę - powiedział, gdy zjawiły się u niego i opowiedział o

znikaniu fentanylu z apteki. - Miejcie oczy otwarte. Dajcie mi znać, jeśli zobaczycie, że
któryś z lekarzy, z którymi pracujecie, wychodzi na chwilę z sali podczas operacji lub
wykazuje jakiekolwiek objawy uzależnienia. Zwracajcie uwagę na zmiany osobowości,
depresję lub wahania nastroju, opieszałość i roztargnienie. Byłbym też wdzięczny, gdybyście
zatrzymały w tajemnicy to, co powiedziałem.

Gdy wyszły z gabinetu, Kat rzekła:

To wielki szpital. Przydałby się tutaj Sherlock Holmes.

Niekoniecznie - odparła ponuro Paige. - Wiem, kto podbiera narkotyki.

Mitch Campbell był jednym z ulubionych lekarzy Paige. Sympatyczny siwowłosy

mężczyzna około pięćdziesiątki, zawsze w dobrym humorze. Uważano go za jednego z
najlepszych chirurgów w szpitalu. Paige zauważyła ostatnio, że Campbell spóźnia się zawsze
parę minut na operację i coraz bardziej trzęsą mu się ręce. Paige asystowała mu podczas
zabiegów, wyręczając go w trudniejszych czynnościach. W połowie operacji jego dłonie

background image

ogarniało straszliwe drżenie i wtedy przekazywał jej skalpel.

- Jestem w kiepskiej formie - mówił niewyraźnie. - Poprowadzisz za mnie...?

I wychodził z sali zabiegowej.
Paige od dawna zastanawiała się, co się z nim dzieje. Teraz wiedziała. Zastanawiała się,

jak rozwiązać problem. Była świadoma, że jeśli opowie o wszystkim Wallace'owi, to doktor
Campbell straci pracę i, co gorsza, widoki na przyszłość. Z drugiej strony, gdyby nie zrobiła
nic, naraziłaby w ten
sposób zdrowie i życie pacjentów. Chyba powinnam z nim porozmawiać, pomyślała Paige.
Trzeba jego samego przekonać do podjęcia leczenia. Powiedziała o tym Kat.

To rzeczywiście problem - przyznała Kat. - Mitch jest miłym facetem i dobrym

lekarzem. Jak się wygadasz, to z nim koniec, a jak nie, to jeszcze gorzej. Posłuchaj, a może
byś tak porozmawiała z nim w cztery oczy?

Pewnie zaprzeczy wszystkiemu, Kat. Tak się zwykle dzieje.

Tak. To będzie trudna rozmowa.

Następnego dnia Paige miała asystować doktorowi Campbellowi przy operacji. Mam

nadzieję, że się mylę, myślała. Tak bardzo bym chciała, żeby Mitch się nie spóźnił, żeby nie
wyszedł w czasie zabiegu.

Campbell zjawił się piętnaście minut po czasie, a w połowie operacji powiedział:

- Paige, zajmij się resztą, dobrze? Zaraz wrócę.
Muszę koniecznie z nim porozmawiać, postanowiła. Nie mogę, pozwolić, żeby zniszczył

swoje życie.

Dzień później Paige i Honey zajechały na parking przed szpitalem. Obok Harry Bowman

zaparkował swoje czerwone ferrari.

- Piękny samochód - stwierdziła Honey. - Ile takie cacko może kosztować?

Bowman się roześmiał.

- Widzę, że chciałabyś mieć sportowy wóz.

Paige nie słuchała ich rozmowy. Patrzyła na samochód Bowmana i myślała o

wielopokojowym apartamencie na szczycie wieżowca, o wytwornych przyjęciach i łodzi
motorowej. Bowman wspominał kiedyś o bogatym ojcu, który zostawił mu cały majątek.
Dlaczego więc Bowman wciąż pracował w szpitalu? Po co mu to było potrzebne?

Parę minut później Paige znalazła się w dziale kadr.

Wyświadczysz mi przysługę, Karen? - zwróciła się do sekretarki. - Tylko proszę, żeby to

zostało między nami. Harry Bowman zaprosił mnie na kolację, wyobraź sobie, a ja mam
przeczucie, że on jest żonaty. Czy pozwoliłabyś mi rzucić okiem na jego akta personalne?

Pewnie. Ci napaleni faceci nigdy nie mają dość. Masz rację. Trzeba sprawdzić jego

papiery.

Sekretarka podeszła do szafy i wyciągnęła stamtąd teczkę z aktami. Podała Paige kilka

kartek.

Paige przejrzała je szybko. Z papierów Harry'ego Bowmana dowiedziała się, że ukończył

jakiś mało znany uniwersytet na Środkowym Zachodzie i szkołę medyczną, po której został
specjalistą anestezjologiem.

Jego ojciec był fryzjerem.

Honey Taft stanowiła zagadkę dla większości lekarzy w szpitalu Embarcadero. Podczas

porannych obchodów zawsze była niepewna siebie. Jednak kiedy odwiedzali pacjentów po
południu, wydawała się zupełnie inną osobą. Zaskakiwała wszystkich swoją wiedzą na temat
każdego chorego i stawiała wyjątkowo trafne diagnozy.

Jeden z lekarzy rozmawiał kiedyś o niej z kolegami.
- Niech mnie diabli, jeśli zrozumiem, o co tu chodzi - powiedział. – Rano wciąż wszyscy

skarżą się na doktor Taft. Stale popełnia błędy. A przy okazji, czy słyszeliście dowcip o
pielęgniarce, która wszystko przekręcała? Lekarz kazał jej dać trzy pigułki pacjentowi z
pokoju numer cztery, a ona dała cztery tabletki choremu z trójki.

background image

Koledzy wybuchnęli śmiechem.

- To cała doktor Taft. Ale po lunchu staje się bystra jak mało kto. Trafnie rozpoznaje

choroby, wybiera odpowiednie sposoby leczenia i błyszczy intelektem. Może bierze jakieś
cudowne pigułki, które działają tylko po południu - rzekł i podrapał się w głowę. - Nie mam
pojęcia, na czym to polega.

Doktor Nathan Ritter był wyjątkowym pedantem, pracował i żył ściśle według planu. Nie

odznaczał się przesadną bystrością, miał jednak odpowiednie wykształcenie i pracował z
poświęceniem. Podobnych cech wymagał także od ludzi, którzy z nim współdziałali.

Honey miała pecha znaleźć się w jego zespole.
Pewnego razu, gdy wybrali się na obchód na oddział liczący kilkunastu pacjentów,

zatrzymali się przy chorym, który właśnie kończył śniadanie. Ritter zerknął na kartę wiszącą
w nogach łóżka.

Doktor Taft, wydaje mi się, że to pani pacjent.

Tak - skinęła głową Honey.

Chory ma mieć dzisiaj wziernikowanie oskrzeli.

Zgadza się - odparła.

I pozwala mu pani jeść? - spytał oburzony Ritter. - Przed bronchoskopią?

- Ten biedny człowiek nie jadł od... - zaczęła Honey.
Ritter odwrócił się do swojego asystenta.
- Proszę odwołać zabieg - polecił. Miał ochotę wygarnąć Honey, ale powstrzymał się w

ostatniej chwili. - Chodźmy dalej.

Następnym pacjentem był Portorykańczyk, który mocno kaszlał. Doktor Ritter go zbadał.
- Czyj to pacjent? - spytał.
- Mój - odparła Honey.
Ritter zmarszczył czoło.

Ta infekcja już dawno powinna się cofnąć - rzekł i spojrzał na kartę. -Przepisała mu pani

pięćdziesiąt miligramów ampicyliny cztery razy dziennie?

Owszem.

Jak tak można! Przecież powinien dostawać dawkę pięciuset miligramów cztery razy na

dzień. Nie wiedziała pani o tym?

Nie... to znaczy... Przepraszam, ja tylko...

Nic dziwnego, że stan pacjenta ani trochę się nie poprawił! Proszę dać mu natychmiast

odpowiednią dawkę leku.

Tak jest, panie doktorze.

Kiedy podeszli do kolejnego chorego, którym opiekowała się Honey, Ritter rzekł

zniecierpliwiony:

Zalecono mu wziernikowanie okrężnicy. Gdzie są wyniki badań radiologicznych?

Och, chyba zapomniałam wysłać go na prześwietlenia.

Ritter popatrzył na Honey wymownie. W jego oczach była nagana. Następny pacjent,
do którego podeszli, jęczał żałośnie.

- Tak mnie boli - żalił się. - Co mi jest?

Nie wiemy - odparła Honey. Ritter spiorunował ją

wzrokiem.

Doktor Taft, czy możemy na chwilę wyjść? - spytał. Gdy znaleźli się na

korytarzu, powiedział:

Niech pani nigdy, absolutnie nigdy nie mówi pacjentowi, że nie wiemy, na co choruje.

Ludzie zwracają się do nas o pomoc! Jeśli nie znamy odpowiedzi, musimy ją wymyślić. Czy
pani rozumie?

Wydaje mi się, że to nie w porządku wobec...

- Nie pytam o to, co pani się wydaje. Proszę robić tak, jak powiedziałem.
Obejrzeli jeszcze przypadek przepukliny przełyku, choroby Alzheimera,

pacjenta z żółtaczką i kilkunastu innych. Zaraz po zakończeniu obchodu doktor Ritter udał
się do biura Wallace'a.

background image

Mamy problem - oznajmił.

Co takiego się dzieje, Nathanie?

Chodzi o jedną z nowych lekarek. Honey Taft.

Znowu! -jęknął Wallace. - Co zrobiła tym razem?

Nie nadaje się zupełnie do pracy w szpitalu.

Ale miała takie wspaniałe rekomendacje.

Ben, lepiej pozbądź się jej, zanim zrobi coś naprawdę strasznego i zepsuje nam opinię,

zabije kogoś albo coś podobnego.

Wallace zastanawiał się przez chwilę i w końcu podjął decyzję.

- W porządku. Zwolnimy ją.

Przez większą część poranka Paige miała mnóstwo pracy na oddziale chirurgicznym. Gdy

tylko znalazła wolną chwilę, poszła do doktora Wallace'a, by powiedzieć mu o swoich
podejrzeniach na temat Harry'ego Bowmana.

Bowman? Jesteś pewna? To znaczy... nie wydaje mi się, żeby wykazywał jakiekolwiek

objawy uzależnienia.

Nie zażywa tego, co kradnie - wyjaśniła Paige - lecz sprzedaje. śyje jak milioner za

zwykłą lekarską pensję. To trochę dziwne.

Wallace pokiwał głową.

- No tak. Sprawdzę go. Dziękuję ci, Paige.

Kiedy wyszła, Wallace posłał po Bruce'a Andersona, szefa ochrony szpitala.

Może uda nam się nakryć złodzieja narkotyków - powiedział mu. - Chciałbym, żebyście

mieli oko na doktora Bowmana.

Na Bowmana? -Anderson próbował ukryć zdziwienie.

Bowman zawsze dawał strażnikom kubańskie cygara i inne drobne prezenty. Wszyscy

darzyli go sympatią.

Jeśli zjawi się w aptece albo w magazynie, przeszukajcie go, gdy będzie wychodził.

Tak jest, proszę pana.

Pewnego razu Bowman wybrał się do apteki. Miał mnóstwo zamówień do zrealizowania.

A wszystko zaczęło się przez przypadek. Pracował kiedyś w małym szpitalu w Arnes, w
stanie Iowa, i z trudem utrzymywał się za lekarską pensję. Lubił szampana i wytworne dania,
na które nie starczało mu pieniędzy. W końcu los się do niego uśmiechnął.

Jeden z pacjentów Bowmana, który wyszedł jakiś czas wcześniej ze szpitala, zadzwonił

pewnego ranka do swojego byłego lekarza.

Doktorze, mam okropne bóle. Niech pan mi coś przepisze.

Czy chce pan wrócić do szpitala?

Wolałbym zostać u siebie. Czy mógłby pan przywieźć mi coś tutaj? Bowman pomyślał

chwilę.

Dobrze. Wpadnę do pana w drodze do domu.

Gdy zjawił się u pacjenta, miał przy sobie butelkę fentanylu. Mężczyzna chwycił
ją drżącymi rękami.

- Wspaniale! - ucieszył się i wyciągnął plik banknotów. - Proszę, to dla pana.

Bowman spojrzał na niego zdziwiony.

Nie musi mi pan za to płacić.

Pan żartuje? Ten płyn ma wartość złota. Mam mnóstwo znajomych, którzy zapłaciliby

fortunę za coś takiego.

I tak to się wszystko zaczęło. W ciągu dwóch miesięcy Bowman zarobił więcej pieniędzy,

niż kiedykolwiek marzył. Niestety, dyrektor szpitala zorientował się, co się dzieje. Bojąc się
skandalu, powiedział Bowmanowi, że jeśli ten postara się zniknąć po cichu, nie zostanie
oskarżony o kradzież.

Bardzo dobrze, że stamtąd uciekłem, pomyślał Harry. W San Francisco jest więcej

chętnych na takie używki.

Doszedł do magazynu leków. Kiwnął głową stojącemu obok drzwi Andersenowi.

background image

Cześć, Bruce.

Witam, panie Bowman.

Gdy parę minut później Bowman wychodził z pomieszczenia, Anderson zwrócił się do

niego:

Przepraszam, ale muszę pana zrewidować. Harry wlepił w

strażnika zdziwione oczy.

Zrewidować? Mnie? O czym ty mówisz, Bruce?

- Proszę mi wybaczyć, doktorze. Dostaliśmy polecenie, aby przeszukiwać każdego, kto

wychodzi do magazynu - skłamał Anderson.

Bowman poczuł się oburzony.

Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Absolutnie odmawiam.

W takim razie będę zmuszony pana poprosić, aby udał się pan ze mną do biura doktora

Wallace'a.

- Dobrze. Wpadnie w furię, kiedy dowie się o tym, co tu wyczyniacie.
Bowman wpadł do gabinetu Wallace'a jak burza.

Co tu się dzieje, Ben? - spytał. - Ten człowiek chce mnie zrewidować! Na miłość boską!

A ty się na to nie zgadzasz?

Oczywiście.

- W porządku - odparł Wallace i sięgnął po słuchawkę. - Zadzwonię na policję, jeśli

wolisz.

Zaczął wykręcać numer. Bowman wpadł w
panikę.

- Poczekaj chwilę! To nie będzie konieczne - powiedział. Jego twarz nagle się

rozpromieniła. - Och! Już wiem, o co chodzi! - Włożył rękę do kieszeni i wyciągnął stamtąd
butelkę fentanylu. - Wziąłem to, ponieważ potrzebowaliśmy tego do operacji i...

Wyjmij wszystko z kieszeni - powiedział cicho Wallace. Twarz Bowmana

wyrażała desperację.

Nie ma powodu, żeby... - zaczął.

Opróżnij kieszenie.

Dwie godziny później ludzie z wydziału narkotykowego policji San Francisco mieli

nazwiska ludzi, którym Bowman sprzedawał środki odurzające.

Kiedy Paige usłyszała o całej sprawie, poszła do Mitcha Campbella. Siedział w gabinecie i
odpoczywał. Zauważyła, że ręce, które opierał na biurku, drżały. Campbell szybko opuścił
dłonie na kolana.

Witaj, Paige - powiedział. - Jak się masz?

Ś

wietnie, Mitch. Chciałabym z tobą pogadać. Usiadła naprzeciw

niego na krześle.

Od jak dawna masz parkinsona? Campbell zrobił się

blady.

Co takiego?

- Przecież masz chorobę Parkinsona, prawda? Próbowałeś to ukryć. Zapadła niezręczna

cisza.

Ja... ja... no tak. Ale nie mogę przestać pracować. To całe moje życie. Paige pochyliła się

i rzekła z naciskiem:

Nie musisz porzucać pracy, ale nie powinieneś operować. Campbell jakby

nagle się postarzał.

Wiem. Miałem dać sobie z tym spokój w zeszłym roku - odparł i uśmiechnął się słabo. -

A teraz chyba nadszedł czas, by naprawdę się wycofać. Zamierzasz iść do doktora Wallace'a?

Nie - odrzekła Paige spokojnie. - Sam mu o tym powiesz.

Paige jadła lunch w kafeterii, gdy dołączył do niej Tom Chang.

- Słyszałem o Bowmanie - powiedział. - Coś podobnego! Kto by się spodziewał. Zrobiłaś

dobrą robotę.

background image

Pokręciła głową.

Omal nie wskazałam na niewłaściwego człowieka. Chang siedział, nie

odzywając się.

Czy wszystko w porządku, Tom?

Chcesz, żebym odparł jak zwykle: tak, świetnie mi się układa, czy też mam powiedzieć

prawdę?

Jesteśmy przecież przyjaciółmi. Możesz spokojnie wyznać, co cię gryzie.

Moje małżeństwo się rozpadło - odparł, a jego oczy nagle wypełniły się łzami. - Sye

mnie opuściła. Wróciła do domu.

Tak mi przykro.

To nie jej wina. Nie byliśmy już prawdziwym małżeństwem. Powiedziała, że

poślubiłem swój szpital, i miała rację. Spędzam tutaj całe dnie, opiekując się obcymi,
zamiast przebywać z ludźmi, których kocham.

Ona wróci. Jeszcze się dogadacie - rzekła Paige pocieszająco.

Nie. Nie tym razem.

Czy myślałeś o tym, żeby zwrócić się o pomoc lub...

Sye nie chciała.

Tak mi przykro, Tom. Gdybym tylko mogła... - przerwała, słysząc swoje nazwisko przez

megafon.

Doktor Taylor proszona do pokoju czterysta dziesięć... Paige poczuła

nagły niepokój.

Muszę lecieć - powiedziała.

W pokoju, do którego ją wezwano, leżał Sam Bernstein. Był jednym z jej ulubionych

pacjentów. Tego spokojnego, siedemdziesięcioletniego staruszka przywieziono do szpitala z
nieuleczalnym rakiem żołądka. Wielu chorych w szpitalu stale się na coś skarżyło, Bernstein
jednak należał do wyjątków. Paige podziwiała jego odwagę i godność. Mężczyzna miał żonę
i dwóch dorosłych synów, którzy odwiedzali go regularnie. Rodzina Sama także wydawała
się Paige wyjątkowo sympatyczna.

Bernstein był podłączony do urządzeń podtrzymujących życie, a na jego karcie

chorobowej widniała notatka: Nie reanimować w razie ustania

pracy serca.

Gdy Paige weszła do jego pokoju, zastała przy łóżku pielęgniarkę.

Umarł - oznajmiła siostra. -Nie rozpoczynałam reanimacji, ponieważ... -jej głos nagle

zamilkł.

Miała pani rację - rzekła Paige powoli. - Dziękuję.

Czy mam teraz coś zrobić? - spytała pielęgniarka.

- Nie. Sama zajmę się wszystkim.

Paige stała przy łóżku i spoglądała na ciało, które tak niedawno było żywą ludzką istotą,

człowiekiem, który potrafił się śmiać, miał rodzinę, przyjaciół, całe życie ciężko pracował i dbał o
swoich bliskich. A teraz...

Podeszła do szuflady, gdzie zmarły trzymał swoje rzeczy. Znalazła tam tani zegarek, pęk kluczy,

piętnaście dolarów w gotówce, sztuczną szczękę i list do żony. To wszystko, co po Samie pozostało.

Paige nie mogła otrząsnąć się z depresji.

To był taki miły człowiek. Dlaczego...?

Paige, nie możesz tak emocjonalnie podchodzić do swoich pacjentów -rzekła Kat. - To cię

wykończy.

Wiem. Masz świętą rację, Kat. Tylko że to... stało się tak szybko. Jeszcze rano z nim

rozmawiałam. A jutro już pogrzeb.

Mam nadzieję, że nie zamierzasz w nim uczestniczyć?

Nie - odparła krótko.

Jednak Paige wybrała się na pogrzeb, który miał odbyć się na cmentarzu Wzgórza Wieczności.
Religia żydowska zaleca, by ciało po śmierci pogrzebano najszybciej, jak to możliwe. Ceremonia

zwykle ma miejsce następnego dnia.

background image

Ciało Sama Bernsteina ubrano w takhrikhim, białą szatę i zawinięto w ta-lit. Nad grobem zebrała się

rodzina zmarłego. Rabin zaintonował:

- Hamakom y 'nathaim etkhem b 'tokh sh 'ar availai tziyon veeyerushalayim.

Stojący obok Paige mężczyzna, widząc jej zdziwioną minę, przetłumaczył:

- „Niech Pan pocieszy ciebie i wszystkich żałobników z Syjonu i Jerozolimy".

Ku zaskoczeniu Paige członkowie rodziny zaczęli szarpać na sobie ubranie, śpiewając:

Boruch ata adonai elohainu melech haolam dayan haemet.

Co to znaczy? - spytała cicho Paige.

To modlitwa - szepnął mężczyzna. - „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, ale twoja dusza

powróci do Boga Stwórcy".

Ceremonia dobiegła końca.

Następnego dnia Kat wpadła na Honey na korytarzu. Honey wyglądała na zdenerwowaną.

Coś się stało? - spytała Kat.

Doktor Wallace wezwał mnie do siebie. Poprosił, żebym zjawiła się w jego biurze o

drugiej.

Wiesz po co?

Pewnego dnia trochę podpadłam Ritterowi na obchodzie. To straszny facet.

Pewnie tak - odparła Kat. - Ale pewnie wszystko dobrze się ułoży.

Mam nadzieję, chociaż dręczą mnie złe przeczucia.

Dokładnie o drugiej do gabinetu Benjamina Wallace'a weszła Honey z małym słoiczkiem

miodu w torebce. Sekretarka administratora udała się właśnie na lunch. Drzwi do gabinetu
były otwarte.

Proszę wejść, doktor Taft! - zawołał Wallace. Honey wkroczyła

do środka.

Niech pani zamknie drzwi. Spełniła polecenie.

Proszę usiąść.

Usiadła naprzeciwko niego. Czuła, że drży.
Wallace spojrzał na Honey i pomyślał: To prawie dziecko. Ale nie ma się co patyczkować.

Trzeba zrobić to, co postanowione.

- Niestety, mam dla pani złe wiadomości - oznajmił.

Godzinę później Kat spotkała Honey w solarium. Uśmiechnięta Honey opadła na krzesło.

Widziałaś się z Wallace'em? - spytała Kat

Och, tak. Długo z nim rozmawiałam. Czy wiesz, że we wrześniu opuściła go żona? śyli

ze sobą piętnaście lat, Wallace ma dwoje dorosłych dzieci z poprzedniego małżeństwa, ale
prawie ich nie widuje. Biedny facet, jest taki samotny.

Rozdział 14

N

adszedł kolejny rok, 1994. Paige, Kat i Honey nadal pracowały w szpitalu okręgowym
Embarcadero. Wydawało się im, że nic w ich życiu się nie zmieniało z wyjątkiem nazwisk
pacjentów.

Idąc przez parking, Paige przypomniała sobie Harry'ego Bowmana i jego czerwone ferrari.

Ilu ludzi zmarnowało swoje życie, zażywając truciznę sprzedawaną przez Bowmana? -
zastanawiała się. Naroktykom trudno się oprzeć, kiedy spróbuje się ich pierwszy raz. A w
końcu okazują się zabójcze.

background image

Pewnego dnia Jimmy podszedł do Paige i wręczył jej bukiet kwiatów.

Z jakiej to okazji? - spytała. Chłopak oblał się

rumieńcem.

Po prostu chciałem ci je dać. Słyszałaś, że się żenię?

Nie! To wspaniale. Kim jest ta szczęśliwa dziewczyna?

- Ma na imię Betsy. Pracuje w sklepie z odzieżą. Chcemy mieć całą gromadkę dzieci.

Pierwszą córkę nazwiemy Paige. Chyba nie masz nic przeciwko.

- Ależ oczywiście, że nie. Pochlebia mi to.
Jimmy wydawał się nieco zażenowany.
- Czy słyszałaś dowcip o lekarzu, który dawał pacjentowi dwa tygodnie życia? „Nie mogę

zapłacić panu teraz" - powiedział chory. „W porządku" - odparł doktor - „w takim razie daję
panu jeszcze dwa tygodnie".

Chłopak uśmiechnął się i pomknął korytarzem.

Paige martwiła się o Toma Changa. Popadał w skrajne nastroje, od euforii po głęboką
depresję. Pewnego ranka podczas rozmowy z Paige powiedział:

- Czy zdajesz sobie sprawę, że większość chorych w tym szpitalu umarłaby, gdybyśmy

nie udzielili im pomocy? Potrafimy uleczyć ich ciała i sprawić, że znowu będą cieszyć się
ż

yciem.

Następnego dnia wyznał ze zbolałą miną:
- Paige, wszyscy się oszukujemy. Nasi pacjenci mogą wyzdrowieć bez nas. Jesteśmy

hipokrytami, wydaje się nam, że znamy odpowiedź na każde pytanie. Przecież to nieprawda.

Paige przyglądała mu się uważnie przez chwilę.

Dostałeś jakąś wiadomość od Sye?

Rozmawiałem z nią wczoraj. Nie wróci tu. Będzie się starać o rozwód. Paige położyła

mu rękę na ramieniu.

- Tak mi przykro, Tom.
Wzruszył ramionami.
- Nie ma powodu. Wcale nie czuję się zmartwiony. Znajdę sobie inną kobietę - zapewnił,

uśmiechając się. -1 będę miał z nią dziecko. Zobaczysz.

Rozmowy z Tomem stawały się coraz bardziej dziwaczne. Wieczorem Paige
zwróciła się do Kat:

Niepokoję się o Toma. Rozmawiałaś z nim ostatnio?

Tak.

Czy uważasz, że jest normalny?

ś

aden mężczyzna nie wydaje mi się normalny - odparła Kat. Paige wciąż nie

mogła się uspokoić.

Zaprośmy go jutro wieczorem na kolację.

Dobrze.

Rano, kiedy Paige dotarła do szpitala dowiedziała się, że portier znalazł ciało Toma w

magazynie w piwnicy. Chang zmarł wskutek przedawkowania tabletek nasennych.

Paige była bliska histerii.

Mogłam go uratować - płakała. - Przecież on cały czas błagał o pomoc, a ja tego nie

dostrzegałam.

Nie byłabyś w stanie mu pomóc, Paige - rzekła stanowczo Kat. - Tom miał problemy, z

którymi sam musiał sobie radzić. Nie chciał żyć bez żony i dziecka. Dlatego to zrobił.

Paige otarła z oczu łzy.

Cholerny szpital! - rzuciła. - Gdyby nie te mordercze dyżury, żona Toma nigdy by go

nie porzuciła.

Ale to zrobiła - powiedziała Kat spokojnie. - Niczego nie zmienimy.

Paige nigdy wcześniej nie była na chińskim pogrzebie. Przypominał barwne widowisko.

Rozpoczął się wczesnym rankiem w domu pogrzebowym przy Green Street w Chinatown. Na
ulicy przed budynkiem zgromadził się tłum. Na czele procesji stała wielka orkiestra dęta.

background image

Kilku żałobników niosło wielką fotografię Toma Changa.

Orkiestra zaczęła głośno grać i procesja ruszyła ulicami San Francisco. Z tyłu podążał

karawan. Większość uczestników szła na piechotę, jednak część starszych osób jechała
samochodami.

Paige zdawało się, że procesja snuje się po mieście bez żadnego celu. Nie wiedziała, co o

tym myśleć.

- Dokąd zmierzamy? - spytała jednego z żałobników.
Ukłonił się lekko i odparł:

To taki nasz zwyczaj, by oprowadzać zmarłego po wszystkich miejscach, które miały

dla niego jakieś znaczenie... na przykład po restauracjach, w których jadał, sklepach, do
których chodził, i innych odwiedzanych przez niego miejscach...

Rozumiem.

Procesja doszła w końcu do szpitala Embarcadero.

- Tutaj Tom pracował - wyjaśnił Paige mężczyzna idący obok. - Tu znalazł swoje

szczęście.

Nic podobnego, pomyślała Paige. Tutaj właśnie je stracił.

Pewnego ranka, idąc po Market Street, Paige zobaczyła Alfreda Turnera. Serce zaczęło jej

walić jak oszalałe. Do tej pory nie zdołała o nim zapomnieć. Gdy światła się zmieniły, zaczął
przechodzić przez ulicę. Paige ruszyła biegiem, lecz gdy dotarła do krawężnika, zapalił się
czerwony sygnał. Nie zwracając uwagi, przebiegła przez skrzyżowanie, niepomna odgłosów
klaksonów i krzyków rozwścieczonych kierowców.

Znalazła się po drugiej stronie, dogoniła mężczyznę i złapała go za rękaw.

Alfred... Człowiek się odwrócił.

Och, przepraszam... Był to ktoś obcy.

Paige i Kat, które pracowały w szpitalu już od czterech lat, zaczęły regularnie

przeprowadzać samodzielne operacje.

Kat specjalizowała się w neurochirurgii. Nigdy nie przestawał jej zdumiewać sposób

funkcjonowania mózgu, zbudowanego z milionów komórek, wielkiego, skomplikowanego
komputera znajdującego się w ludzkiej czaszce. Praca niezmiernie ją ekscytowała.

Kat żywiła ogromny szacunek do większości lekarzy, z którymi pracowała. Byli

doskonałymi, zręcznymi chirurgami. Jednak kilku doktorów nieco utrudniało jej życie.
Próbowali ją uwieść, a im bardziej stanowczo Kat odmawiała, tym większe stanowiła dla
nich wyzwanie.

Kiedyś usłyszała, jak jeden z nich powiedział o niej:

- Oto nadchodzi nasz pas cnoty.

Pewnego razu asystowała doktorowi Kiblerowi przy operacji mózgu. Zrobił małe nacięcie

kory mózgowej, wsunął gumową rurkę do lewej komory bocznej mózgu. Kat rozwierała
brzegi nacięcia małym retraktorem. Była całkowicie skoncentrowana na tym, co robi.

Kibler spojrzał na nią i zagadnął:
- Czy słyszałaś o pijaku, który zataczając się, wszedł do baru i powiedział: „Dajcie mi

drinka, szybko". „Nie mogę tego zrobić - odparł barman - Już jest pan wstawiony".

Narzędzie zagłębiało się w mózgu.
- „Jeśli nie dasz mi się napić, zabiję się" - oświadczył pijak.
Płyn mózgowy wyciekał przez rurkę tkwiącą w komorze bocznej.
Kibler mówił dalej:
- „Powiem coś panu - rzekł barman. - Jeśli zrobi pan dla mnie trzy rzeczy, dam panu

butelkę".

Kiedy Kibler tak opowiadał, wstrzyknął do komory piętnaście miligramów powietrza i

zrobił prześwietlenie z przodu, z tyłu i z boku.

- „Widzisz tego piłkarza siedzącego w rogu? Nie mogę się go pozbyć.

Chciałbym, żebyś go stąd wyrzucił. To pierwsza sprawa. Druga: hoduję w biurze krokodyla,
któremu popsuł się ząb. Niestety, zwierzak jest taki niegrzeczny, że żaden weterynarz nie
chce się do niego zbliżyć. No i ostatnia sprawa:

background image

pewna pani doktor z Departamentu Zdrowia zamierza zamknąć moją knajpę. Dobierz się do
tej damy, a dostaniesz butelkę".

Pielęgniarka zebrała spływającą krew przyrządem do odsysania.

- Pijak wyrzucił z baru piłkarza i udał się do biura, do krokodyla. Wyszedł piętnaście

minut później, cały we krwi, w potarganym ubraniu i spytał:
„Gdzie jest ta lekarka z zepsutym zębem?"

Kibler ryknął śmiechem.
- Łapiesz, o co chodzi? Pieprzył się z krokodylem zamiast z lekarką.

Wiedział, co lepsze.

Wściekła Kat stała obok i miała ochotę uderzyć Kiblera w twarz.

Kiedy operacja dobiegła końca, Kat poszła do dyżurki i próbowała się uspokoić. Nie

pozwolę na to, żeby ten drań mnie upokarzał, postanowiła. Nie mam zamiaru tego dłużej
znosić.

Od czasu do czasu Paige umawiała się z lekarzami ze szpitala, ale nie chciała się wiązać z

ż

adnym z nich. Alfred zranił ją zbyt głęboko i nie miała ochoty przeżywać ponownie takiego

doświadczenia.

Większość dni i nocy spędzała w szpitalu. Praca wyczerpywała ją, lecz Paige mogła już

sama przeprowadzać zabiegi chirurgiczne i to dawało jej wiele satysfakcji.

Pewnego dnia wezwał ją do siebie George Englund, szef chirurgów.

- W tym roku zaczniesz się specjalizować w kardiochirurgii, tak jak chciałaś - powiedział.

Skinęła głową.

- Bardzo się cieszę.

Mam dla ciebie niespodziankę. Czy słyszałaś o doktorze Barkerze? Na twarzy Paige

pojawiło się zdziwienie.

Masz na myśli Lawrence'a Barkera?

Tak.

Oczywiście.

Wszyscy o nim słyszeli. Był jednym z najsławniejszych kardiochirurgów na świecie.

Wrócił w zeszłym tygodniu z Arabii Saudyjskiej, gdzie operował króla. Doktor Barker

to mój stary przyjaciel. Zgodził się przychodzić do nas trzy razy w tygodniu.

To fantastycznie! - wykrzyknęła Paige.

Przydzielę cię do jego zespołu. Paige zaniemówiła.

Nie wiem, co powiedzieć... Jestem taka wdzięczna.

To dla ciebie wielka okazja. Możesz się od niego dużo nauczyć.

Z pewnością. Dziękuję, George. Naprawdę to doceniam.

Spotkasz się z nim jutro na obchodzie o szóstej rano.

Nie mogę się doczekać.

Paige ogarnęło podniecenie. Już od dawna marzyła, aby pracować z kimś takim jak

Lawrence Barker. Z kimś takim? O nie, pomyślała, przecież nie ma takiego drugiego jak on.

Nigdy nie widziała Barkera na fotografii, ale potrafiła wyobrazić sobie, jak wyglądał.

Pewnie był wysoki i przystojny, miał srebrzystoszare włosy i szczupłe, delikatne ręce.
Sądziła, że Barker okaże się serdecznym i miłym człowiekiem. Będziemy razem pracować,
pomyślała Paige. Muszę się bardzo starać, żeby go nie zawieść. Ciekawe, czy jest żonaty?

Owej nocy Paige miała sen erotyczny z doktorem Barkerem w roli głównej.

Przeprowadzali wspólnie operację całkowicie rozebrani. W środku zabiegu Barker
powiedział: „Pragnę cię". Pielęgniarka zabrała pacjenta, a Barker położył Paige na stole
operacyjnym i zaczął się z nią kochać.

Kiedy Paige obudziła się, zobaczyła, że leży obok łóżka.

Dzień później o szóstej przejęta Paige czekała na pierwszym piętrze, razem z Joelem

Philipsem, pracującym w szpitalu od dawna, oraz pięcioma młodymi lekarzami. Wreszcie w
końcu korytarza pojawił się doktor Barker - niewysoki mężczyzna o skwaszonej minie. Idąc
szybkim krokiem, pochylał się do przodu, jakby pod naporem silnego wiatru.

background image

Podszedł do czekającej na niego grupy.

- Do diabła, po co tutaj stoicie? Chodźmy!

Paige dopiero po dłuższej chwili odzyskała równowagę. Przyspieszyła, aby dogonić resztę

grupy. Gdy podążali korytarzem, Barker oznajmił:

- Będziecie mieć około trzydziestu, trzydziestu pięciu pacjentów dziennie. Chciałbym,

ż

ebyście robili dokładne notatki na temat każdego z nich.

Czy to jasne?

Rozległ się szmer głosów:

- Tak jest, proszę pana.

Weszli na pierwszy oddział i stanęli obok pacjenta leżącego niedaleko drzwi, mężczyzny

około czterdziestki. Barker, który do tej pory zachowywał się szorstko i nieprzyjemnie,
zmienił się natychmiast. Delikatnie dotknął ramienia chorego i uśmiechnął się pogodnie.

Dzień dobry panu - powiedział. - Nazywam się Barker.

Witam, doktorze.

Jak się pan dzisiaj czuje?

Mam bóle w piersi.

Barker przejrzał jego kartę i zwrócił się do doktora Philipsa:
- Co wykazują zdjęcia rentgenowskie?

Stan niemal prawidłowy. Pacjent szybko wraca do zdrowia.

Proszę zrobić badanie krwi. Philips zapisał polecenie w notesie.

Uśmiechając się, Barker poklepał chorego po plecach.
- Wygląda na to, żejuż za tydzień pana wypiszemy. Ma pan dobre wyniki

- powiedział dobrotliwie, a potem zwrócił się ostro do asystenta: - Idziemy!
Czeka na nas jeszcze wielu pacjentów.

Mój Boże, pomyślała Paige, przecież to istny doktor Jekyll i mister Hyde! Następną
pacjentką była otyła kobieta, której umieszczono w sercu rozrusznik. Barker przestudiował
jej kartę.

Miły mamy dziś dzień, pani Shelby - powiedział.

Jak długo zamierzacie mnie tu trzymać? - spytała.

Jest pani tak czarująca, że chciałbym, by została pani tutaj na zawsze, ale, niestety, mam

ż

onę - zażartował.

Pani Shelby nie mogła powstrzymać śmiechu.

- Szczęśliwa kobieta.

Barker znowu rzucił okiem na kartę.

Wydaje mi się, że niedługo wróci pani do domu.

Wspaniale.

Zajrzę do pani jeszcze dziś po południu. Barker zwrócił się

oschłym głosem do lekarzy:

Ruszajmy dalej!

Posłusznie podreptali za nim do mniejszego pokoju, gdzie leżał chłopiec z Gwatemali

otoczony zaniepokojoną rodziną.

Dzień dobry - rzekł ciepło Barker i sięgnął po kartę chorego. - Jak się dzisiaj czujesz,

mój mały?

Dobrze, proszę pana.

Czy są jakieś zmiany w elektrolitach? - Barker zwrócił się do Philipsa.

Nie, doktorze.

To świetnie - odparł i poklepał chłopca po ramieniu. - Tak trzymaj, Juan.

Czy mój syn wyzdrowieje? - spytała niespokojnie matka. Barker się

uśmiechnął.

Zrobimy wszystko, co w naszej mocy.

Dziękuję, doktorze.

Barker wyszedł na korytarz, a za nim cała grupa lekarzy.

- Chłopiec ma kardiomiopatię, od czasu do czasu gorączkę z dreszczami,

bóle głowy i obrzęki. Czy ktoś z was, geniusze, powie mi, jaka może być tego przyczyna?

background image

Zapadła cisza. Po chwili Paige odezwała się z wahaniem:

- Wydaje mi się, że to choroba wrodzona... dziedziczna.
Barker spojrzał na nią i pokiwał zachęcająco głową.
Zadowolona Paige mówiła dalej:
- Pojawia się... - przerwała na chwilę, usiłując sobie przypomnieć. - Pojawia się co

drugim pokoleniu i jest przekazywana z genami matki - zakończyła dumna z siebie.

Barker przez moment nie odrywał od niej wzroku.

- Co za bzdura! - wykrzyknął nagle. - Przecież to choroba Chagasa.

Dotyka jedynie mieszkańców krajów latynoamerykańskich - rzekł i obrzucił Paige
niechętnym spojrzeniem. - O Boże! I pani uważa się za lekarza?

Kontynuowali obchód, lecz do Paige wszystko docierało jak przez mgłę. Odwiedzili

jeszcze dwudziestu czterech pacjentów i wydawało się jej, że Barker usiłuje upokorzyć ją na
każdym kroku. Do niej zwracał swoje pytania, sprawdzał ją i obserwował. Kiedy
odpowiadała prawidłowo, nigdy jej nie chwalił. Gdy nie miała racji, wydzierał się na nią. W
pewnej chwili, kiedy powiedziała coś nie tak, ryknął:

- Nie pozwoliłbym pani operować nawet swojego psa!
Gdy wreszcie skończyli obchód, doktor Philips oznajmił:
- Spotykamy się o drugiej. Weźcie zeszyty i zróbcie notatki o każdym z pacjentów.

Postarajcie się niczego nie pominąć.

Spojrzał na Paige z politowaniem, a potem odwrócił się i podążył za Bar-kerem.

Nie mam najmniejszej ochoty widzieć więcej tego drania, pomyślała Paige.

Następnej nocy Paige miała dyżur. Biegała od jednego nagłego przypadku do drugiego,

gorączkowo próbując się uporać z opatrywaniem przywiezionych z najróżniejszych
wypadków rannych, którzy przepływali przez ambulatorium.

O pierwszej w nocy poszła wreszcie spać. Nie słyszała syreny dobiegającej z ambulansu,

który zatrzymał się przed szpitalem. Dwaj sanitariusze otworzyli drzwi karetki, wyciągnęli
stamtąd nieprzytomnego człowieka i ułożyli na wózku. Niemal biegiem zawieźli go do
wnętrza budynku.

Był to młody człowiek, zakrwawiony tak, że trudno go było rozpoznać.
Pielęgniarka zaczęła wielkimi nożycami rozcinać ubranie pacjenta.

Chyba jest cały połamany.

Krwawi jak zarzynany prosiak.

Nie mogę wyczuć pulsu.

Kto ma dzisiaj dyżur?

Doktor Taylor.

Zawołajcie ją. Może go uratuje, jeśli się pospieszy. Paige obudził

dzwoniący telefon.

Halo... - odezwała się zaspanym głosem.

- Pani doktor, potrzebujemy natychmiastowej pomocy. Pacjent jest w okropnym stanie.

Prosimy do gabinetu zabiegowego numer jeden.

Paige usiadła.
- Już idę.
Zerknęła na zegarek. Pierwsza trzydzieści. Wygrzebała się z łóżka i pobiegła do windy.

Minutę później weszła do gabinetu. Pośrodku pokoju, na stole leżał zakrwawiony

mężczyzna.

Co się stało? - spytała Paige.

Wypadek na motorze. Wpadł pod samochód. Motocyklista nie miał na głowie kasku.

Paige zbliżyła się do nieprzytomnego człowieka i zanim zobaczyła jego twarz, wiedziała, kim
jest. Oprzytomniała od razu.

- Proszę podać mu tlen - poleciła. - I ustalić natychmiast grupę krwi.

Musimy jak najszybciej zrobić transfuzję.

Pielęgniarka przyjrzała się jej zdziwiona.

Pani go zna?

background image

Tak - wydusiła Paige. Słowa ledwo wychodziły z jej gardła. - To Jim-my Ford.

Przesunęła palcami po jego czaszce.

Ma silny obrzęk. Proszę natychmiast zrobić prześwietlenie głowy. Musimy koniecznie

go uratować.

Tak jest, pani doktor.

Przez następne dwie godziny Paige nie odstępowała Jimmy'ego na krok. Pilnowała, by

wykonano mu wszystkie potrzebne badania. Zdjęcia rentgenowskie pokazały, że chłopak ma
pękniętą czaszkę, stłuczony mózg, złamaną kość ramienia i liczne skaleczenia. Jednak
wszystko musiało poczekać, póki stan chłopca się nie poprawi.

O trzeciej trzydzieści Paige doszła do wniosku, że na razie nic więcej nie może zrobić.

Jimmy oddychał bardziej regularnie, a jego puls był lepiej wyczuwalny. Paige ze smutkiem
spoglądała na nieprzytomnego chłopca.

„Będziemy mieć mnóstwo dzieci - przypomniała sobie jego słowa. - Pierwszą córkę
nazwiemy Paige. Chyba nie masz nic przeciwko temu".

Proszę mnie zawołać, jeśli nastąpi jakaś zmiana - poprosiła Paige.

Oczywiście, pani doktor - odparła jedna z pielęgniarek. - Niech pani się nie martwi.

Zaopiekujemy się nim.

Paige wróciła do dyżurki. Była bardzo zmęczona, ale zbyt niepokoiła się o Jimmy'ego, by

zasnąć.

Po jakimś czasie znowu odezwał się telefon. Ledwo wystarczyło jej sił, aby podnieść

słuchawkę.

Słucham - powiedziała.

Doktor Taylor, proszę przyjść szybko na drugie piętro. Wydaje mi się, że jedna z

pacjentek doktora Barkera ma atak serca.

Zaraz tam będę - odparła.

Jedna z pacjentek doktora Barkera, powtórzyła w myśli i westchnęła głęboko. Wyskoczyła z
łóżka, obmyła twarz zimną wodą i pobiegła na górę. Na korytarzu przed jednoosobowym
pokojem czekała pielęgniarka.

- To pani Hearns. Wygląda na to, że ma kolejny zawał serca.
Paige weszła do pokoju.
Na łóżku leżała kobieta około pięćdziesiątki. Na jej twarzy pozostały resztki urody, lecz

jej ciało było ciężkie i otyłe. Trzymała rękę na piersi i jęczała.

- Umieram - wydusiła. - Nie mogę oddychać.

Wszystko będzie dobrze - odparła Paige pocieszająco i zwróciła się do siostry: - Czy

zrobiła pani EKG?

Chora nie pozwoliła mi się dotknąć. Powiedziała, że jest zbyt zdenerwowana.

Musimy zrobić EKG - rzekła Paige do pacjentki.

- Nie! Nie chcę umrzeć. Niech pani mnie ratuje...
Paige odwróciła się do pielęgniarki.
- Proszę zadzwonić do doktora Barkera i poprosić, żeby natychmiast przyjechał.

Siostra wybiegła z pokoju.
Paige wzięła stetoskop i zaczęła osłuchiwać klatkę piersiową pani Hearns. Bicie serca

wydawało się zupełnie normalne, ale chora wciąż narzekała na ból.

Doktor Barker będzie tutaj za parę minut - oznajmiła Paige. - Proszę spróbować się

odprężyć.

Nigdy nie czułam się tak źle. Czuję taki ucisk w piersi. Proszę nie zostawiać mnie

samej.

- Nie zamierzam wychodzić - obiecała Paige.

Czekając na doktora Barkera, zadzwoniła na oddział intensywnej terapii. Stan Jimmy'ego

nie uległ zmianie. Chłopiec wciąż był nieprzytomny.

Pół godziny później zjawił się Barker. Wyglądał tak, jakby ubierał się w wielkim

pośpiechu.

Co się dzieje? - spytał.

background image

Pani Hearns ma chyba kolejny atak serca - odparła Paige. Barker podszedł do

łóżka.

Czy zrobiła pani EKG?

Chora nie pozwoliła na badanie.

Jaki ma puls?

Normalny. Temperatura też w normie.

Doktor przyłożył stetoskop do pleców pani Hearns.

Proszę wziąć głęboki oddech. Posłusznie

wykonała polecenie.

Jeszcze raz.

Chorej głośno się odbiło.

Przepraszam - powiedziała z uśmiechem. - Och, teraz mi lepiej. Barker przyglądał

się jej uważnie przez moment.

Co pani jadła na kolację? - zapytał.

Hamburgera.

Tylko? Jednego?

Dwa.

Coś jeszcze?

No... cebulę, frytki.

A co pani piła?

Mleczny koktajl czekoladowy. Lekarz spojrzał na

pacjentkę.
- Pani serce jest w porządku. Powinniśmy się raczej martwić pani nad miernym apetytem -

rzekł i zwrócił się do Paige: - Chora po prostu ma zgagę. Chciałbym porozmawiać z panią na
korytarzu.

Kiedy wyszli na zewnątrz, ryknął:

Do cholery, czego panią uczyli na studiach?! Czy naprawdę nie potrafi pani odróżnić

zgagi od ataku serca?

Myślałam, że...

Problem w tym, że w ogóle nie potrafi pani ruszyć głową Jeśli jeszcze raz obudzi mnie

pani w nocy z tak głupiego powodu, wyleci pani stąd. Czy to jasne?

Paige stała nieruchomo ze ściągniętą twarzą.
- Proszę dać jej jakiś środek zobojętniający kwasy żołądkowe - powiedział ironicznie - a

zobaczy pani, że chora zaraz poczuje się lepiej. Zobaczymy się o szóstej na obchodzie.

Paige patrzyła, jak Barker pospiesznie odchodzi.
Kiedy z powrotem znalazła się w łóżku w dyżurce, pomyślała: Zabiję tego drania. Zrobię

to powoli. Będzie bardzo cierpiał. Jeszcze poprosi mnie o łaskę, ale nie okażę mu litości.
Pozwolę mu zwijać się z bólu, a gdy poczuje się lepiej... zabiję go.

Rozdział 15

P

aige odbywała poranny obchód z Bestią, jak w duchu nazywała doktora Barkera. Do tej pory
asystowała mu w kilku przeszczepach serca i mimo niechęci, jaką czuła do Barkera, nie
mogła nie docenić jego niewiarygodnych umiejętności. Obserwowała z przejęciem, jak
otwierał klatkę piersiową, zręcznie wyjmował chory organ i na jego miejsce umieszczał serce
dawcy, a potem zakładał pacjentowi szwy. Operacja trwała przeważnie nie dłużej niż pięć
godzin.

Po paru tygodniach, myślała Paige, człowiek z przeszczepionym sercem będzie mógł

wrócić do normalnego życia. Nic dziwnego, że kardiochirurdzy myślą, że są bogami.

background image

Przywracają zdrowie ludziom, którzy bez nich z pewnością by umarli.

Już kilka razy Paige widziała, jak serce przestawało bić i zamieniało się w nieruchomy

kawał mięsa. A potem następował cud i martwy organ zaczynał znowu pulsować i pompować
krew przez ciało, które otarło się o śmierć.

Pewnego ranka jednemu z pacjentów Barker miał umieścić w aorcie pęcherzyk z

powietrzem. Paige dostała polecenie, by asystować przy operacji. Barker już zabierał się do
pracy, przerwał jednak nagle i powiedział:

- Zrób to sama!

Paige podniosła na niego wzrok.

Słucham?

To prosta sprawa. Dasz sobie radę? - spytał. W jego głosie brzmiała pogarda.

Tak - odparła Paige przez zaciśnięte usta.

- No to bierz się do pracy!
Barker był rozwścieczony.
Patrzył, jak Paige umiejętnie wkłada cienką rurkę do tętnicy pacjenta i przesuwa ją w

kierunku serca. Zrobiła to bez żadnych trudności. Barker stał obok, nie mówiąc ani słowa.

Do diabła z nim, myślała Paige. Nigdy nie będzie zadowolony z tego, co robię.
Paige wstrzyknęła do rurki płyn nieprzepuszczalny dla promieni rentgenowskich.

Obserwowali na monitorze, jak przepływał przez tętnice wieńcowe. Obraz pojawił się na
ekranie przeznaczonym do fluoroskopii i ukazywał miejsca zablokowania arterii, podczas
gdy automatyczny aparat robił zdjęcia rentgenowskie.

Jeden ze starszych lekarzy znajdujących się w sali uśmiechnął się i spojrzał na Paige.

Dobra robota - powiedział z uznaniem.

Dziękuję - odparła i odwróciła się do Barkera.

Tylko cholernie powolna - mruknął i wyszedł.

Paige mogła odetchnąć w te dni, kiedy Barker nie przychodził do szpitala i pracował w

swoim prywatnym gabinecie. Pewnego razu powiedziała do Kat:

Gdy nie widzę go chociaż przez jeden dzień, czuję się tak, jakbym spędziła tydzień na

wsi.

Chyba naprawdę go nie znosisz?

Jest wspaniałym lekarzem, ale jednocześnie wyjątkowo nieprzyjemnym człowiekiem.

Czy zauważyłaś, jak niektórzy ludzie bardzo upodobniają się do zwierząt? Jeśli Barker nie
przestanie warczeć na ludzi jak pies, wszyscy zaczną go unikać.

Tak. Czasami mam do czynienia z podobnymi facetami - odparła Kat i zaśmiała się

nerwowo. - Czy świat nie byłby piękniejszy bez mężczyzn?

Paige spojrzała na nią lecz nic nie powiedziała.

Poszły razem zobaczyć, w jakim stanie znajduje się Jimmy. Nadal nie odzyskał

przytomności. Nie mogły nic na to poradzić. Kat westchnęła.

Cholera! Dlaczego to przydarza się takim miłym chłopcom?

Sama chciałabym wiedzieć.

Myślisz, że wyjdzie z tego? Paige po chwili

wahania odparła:

Zrobiliśmy wszystko, co możliwe. Teraz możemy liczyć tylko na łaskę Boga.

Zabawne. Wydawało mi się, że to zależy od nas.

Dzień później, kiedy Paige miała dyżur po południu i właśnie wybierała się na obchód,

zatrzymał ją na korytarzu Kapłan, jeden z lekarzy pracujących w szpitalu od dawna.

Czeka cię niespodzianka - powiedział i ukazał zęby w uśmiechu. -Dostaniesz dziś pod

opiekę nowego studenta ze szkoły medycznej.

Naprawdę?

O tak. Młodego przygłupa.

Kogo?

ś

ona doktora Wallace'a ma kuzyna, któremu zachciało się zostać lekarzem. Wyrzucili

background image

go już z dwóch szkół medycznych. Wszyscy mieliśmy go na głowie. Dzisiaj twoja kolej.

Paige jęknęła.

Nie mam czasu na takie historie. Sama chciałabym...

Nie masz wyjścia. Bądź grzeczną dziewczynką, a dostaniesz od doktora Wallace'a medal

wzorowego harcerza.

Kapłan roześmiał się i ruszył dalej.
Paige westchnęła. Podeszła do grupy stażystów czekających na rozpoczęcie obchodu. No i

gdzie jest ten nowy koleżka? - zastanawiała się, spoglądając na zegarek. Spóźnia się już trzy
minuty. Dam mu jeszcze sześćdziesiąt sekund, postanowiła, jeśli nie przyjdzie, mam go
gdzieś. Naraz zobaczyła wysokiego, smukłego mężczyznę idącego szybkim krokiem w ich
stronę.

Zdyszany zbliżył się do Paige i z trudem łapiąc oddech, wydusił:

Przepraszam. Doktor Wallace prosił mnie, żebym...

Spóźnił się pan - przerwała mu ostro Paige.

Wiem. Przepraszam. Zatrzymało mnie...

Nieważne co. Jak się pan nazywa?

Jason. Jason Curtis.

Chłopak miał na sobie sportową marynarkę.

A gdzie kitel?

Co takiego?

Czy nikt nie powiedział panu, że na obchody wkłada się biały fartuch? Wyglądało na to,

ż

e Jason stracił głowę.

Nie. Obawiam się, że...

Proszę iść do gabinetu przełożonej pielęgniarek i powiedzieć, żeby dała panu kitel.

Chyba także nie ma pan notesu - rzekła Paige zirytowanym głosem.

No... nie.

Rzeczywiście ten chłopak nie jest zbytnio rozgarnięty, pomyślała.

Potem niech pan dołączy do nas. Będziemy na oddziale pierwszym.

Czy jest pani pewna? Ja przecież...

Proszę zrobić to, co powiedziałam!

Paige razem z grupą młodych lekarzy ruszyła korytarzem, zostawiając Jasona z otwartymi
ustami. Byli już przy trzecim pacjencie, gdy zjawił się Curtis w białym fartuchu.

- ...guz w sercu pojawia się głównie w wyniku przerzutów – dokończyła Paige i zwróciła

się do Curtisa: - Czy mógłby pan wymienić trzy typy nowotworów?

Wlepił w nią przerażone spojrzenie.

- Obawiam się, że... nie.

Tego się bałam, pomyślała Paige.

Mamy nowotwór tkanki nabłonkowej, łącznej i nerwowej - powiedziała.

To bardzo interesujące - odparł Curtis z uśmiechem.

Mój Boże! - westchnęła w duchu Paige. Wszystko jedno czy to kuzyn Wallace'a, czy nie,

ale muszę się go pozbyć. I to szybko.

Zbadała kolejnego chorego, a potem wyprowadziła całą grupę na korytarz.

- Mamy tutaj do czynienia z przełomem tarczycowym z gorączką i częstoskurczem.

Objawy wystąpiły po operacji - powiedziała i zwróciła się do
Jasona: - Jak by pan potraktował takiego pacjenta?

Curtis głowił się przez dłuższą chwilę, a potem odrzekł:

- Delikatnie.

Paige z trudem nad sobą panowała.

- Nie jest pan jego matką, lecz lekarzem! Należałoby podać mu kroplówkę, by zapobiec

odwodnieniu, oraz leki przeciwtarczycowe i uspokajające, aby zmniejszyć drgawki.

Jason pokiwał głową.

- Całkiem rozsądnie - przyznał.

Przez cały obchód Curtis dawał wyłącznie dowody swojej ignorancji. Gdy skończyli,

Paige poprosiła go na stronę.

background image

Czy mogę być z panem szczera?

Ależ oczywiście - zgodził się. - To miło z pani strony.

Niech pan wybierze sobie inny zawód. Zmarszczył czoło.

Myśli pani, że sobie nie poradzę?

- Mówiąc uczciwie... tak właśnie mi się wydaje. Niezbyt pana bawi to zajęcie, prawda?

Rzeczywiście ma pani rację.

Czemu więc uparł się pan, żeby zostać lekarzem?

Prawdę mówiąc, zostałem do tego zmuszony.

Proszę powiedzieć doktorowi Wallace'owi, że popełnił błąd, przyprowadzając pana

tutaj. Wydaje mi się, że powinien pan znaleźć sobie inny sposób na życie.

Naprawdę doceniam, że mi to pani powiedziała - rzekł Curtis z przekonaniem. - Czy

moglibyśmy porozmawiać o tym przy kolacji? Ma pani dzisiaj wolny wieczór?

Nie mamy o czym dyskutować - odparła Paige szorstko. - Niech pan opowie o

wszystkim swojemu wujowi.

W tym momencie na korytarzu pojawił się doktor Wallace.

- Jason! - zawołał. - Właśnie cię szukałem. Widzę, że już się poznaliście.

Spojrzał wymownie na Paige.

Tak - odparła ponuro.

Ś

wietnie. Jason jest nowo zatrudnionym architektem i będzie nadzorował budowę

nowego skrzydła szpitala.

Paige znieruchomiała.

Co takiego?

No tak. Nie mówił ci o tym?

Poczuła, że piekąją policzki. Przypomniała sobie swoje słowa: „Czy nikt panu nie

powiedział, że na obchody wkłada się biały fartuch?" Czemu się pan uparł, żeby zostać
lekarzem? A potem jego odpowiedź: „Prawdę mówiąc, zostałem zmuszony".

I to przez kogo? Przeze mnie, pomyślała.
Paige miała ochotę zapaść się pod ziemię. Zrobiła z siebie kompletną idiotkę. Zwróciła się

do Jasona:

Dlaczego nie powiedział mi pan, kim jest? Patrzył na nią

rozbawiony.

Nie dała mi pani szansy.

Na co? - zainteresował się Wallace.

Proszę mi wybaczyć... - rzekła Paige, szykując się do odejścia.

A co z kolacją?

Nie będę nic jeść. Jestem zbyt zajęta - odparła i ruszyła korytarzem. Jason patrzył na nią

z podziwem.

Co za kobieta! - powiedział.

To prawda - zgodził się Wallace. - Czy możemy iść do mojego gabinetu pogadać o

projekcie?

Jasne - odparł Jason, wciąż myśląc o Paige.

Nastał lipiec, miesiąc, w którym co roku we wszystkich szpitalach Stanów Zjednoczonych

odbywa się przyjmowanie stażystów - absolwentów szkół medycznych. Rozpoczynali pracę,
która miała uczynić z nich prawdziwych lekarzy.

Pielęgniarki niecierpliwie wyczekiwały nowych pracowników, licząc na to, że znajdą

wśród nich przyszłych kochanków czy też mężów. Tego lipcowego dnia, kiedy do szpitala
przybyli lekarze, oczy niemal wszystkich kobiet skupiły się na Kenie Mallorym.

Nikt nie wiedział, dlaczego doktor Mallory został przeniesiony z drogiego, prywatnego

szpitala w Waszyngtonie do okręgowego szpitala w San Francisco. Miał pięcioletni staż
pracy i specjalizował się w chirurgii ogólnej. Krążyły plotki, że musiał szybko opuścić
Waszyngton, ponieważ miał romans z żoną pewnego senatora. Rozeszły się także pogłoski,

background image

ż

e musiał wyjechać, ponieważ jakaś pielęgniarka popełniła samobójstwo z jego powodu.

Były to jednak tylko przypuszczenia. Pielęgniarki, które ujrzały Kena, mogły bez wątpienia
powiedzieć jedynie to, że jest wyjątkowo przystojnym mężczyzną. Wysoki, atletycznej
budowy, z falującymi jasnymi włosami i twarzą, jakiej nie powstydziłby się żaden gwiazdor
filmowy.

Mallory natychmiast przystosował się do nowych obowiązków i sprawiał wrażenie, jakby

pracował tu od dawna. Był niezwykle czarujący i pielęgniarki niemal od samego początku
zaczęły walczyć o jego względy. Lekarze widzieli, jak co noc Mallory zamyka się w dyżurce
z inną pielęgniarką. Szybko zyskał opinię podrywacza, a po szpitalu krążyły legendy o jego
podbojach.

Pewnego dnia Kat rozmawiała o nim z Honey.

- Czy wiesz, że za Kenem latają wszystkie pielęgniarki? - rzekła Kat

i się roześmiała. - Walczą o to, by zaszczycił je uwagą chociaż przez tydzień!

Ale musisz przyznać, że jest przystojny - zauważyła Honey. Kat pokręciła

głową.

Wcale tak nie uważam.

Pewnego ranka kilku lekarzy przebierało się w szatni, gdy do środka wszedł Mallory.

- Właśnie o tobie rozmawialiśmy - powiedział jeden z doktorów. - Pewnie jesteś

wykończony.

Mallory wyszczerzył zęby.

- Nie narzekam - odparł.

Wszyscy wiedzieli, że spędził noc z dwiema pielęgniarkami kolejno. Grundy, jeden z
internistów, powiedział:

- Ken, robisz z nasz wszystkich eunuchów. Czy jest w szpitalu jakaś ko

bieta, która by ci się oparła?

Mallory się roześmiał.

- Wątpię.

Grundy zastanawiał się przez chwilę.

Wydaje mi się, że znam kogoś takiego.

Naprawdę? Kto to taki?

- Jedna lekarka. Nazywa się Kat Hunter.
Mallory pokiwał głową.

Ta czarna laleczka. Widziałem ją. Bardzo ładna. Dlaczego uważasz, że nie uda mi się

zaciągnąć jej do łóżka?

Ponieważ wszystkim do tej pory dawała kosza. Chyba nie przepada za mężczyznami.

A może nie spotkała dotychczas właściwego - stwierdził Ken.

Jak chcesz, to spróbuj z nią- odparł Grundy - ale wydaje mi się, że nie masz szans.

To zabrzmiało jak wyzwanie.

- Dowiodę ci, że się mylisz.

Do rozmowy wtrącił się inny kolega.

Chcesz się założyć?

Pewnie - zgodził się Mallory z uśmiechem. - Czemu nie?

W porządku. Stawiam pięćset dolarów, że nie uda ci się jej uwieść. Wokół Mallory'ego

zebrała się grupka ciekawskich.

Ja stawiam trzy stówy - odezwał się któryś z lekarzy.

A ja sześć - dodał inny.

Na koniec stawka wyniosła pięć tysięcy dolarów.
- Ile dajecie mi czasu? - spytał Mallory.

No... powiedzmy miesiąc - rzekł Grundy po dłuższym namyśle. - Pasuje ci?

Oczywiście. Chociaż nie sądzę, żebym potrzebował aż tyle.

Ale ona będzie musiała przyznać - wtrącił Grundy - że poszła z tobą do łóżka.

- Nie ma problemu - odparł. Rozejrzał się po wszystkich i dodał: - Palanty!

background image

Piętnaście minut później Grundy znalazł się w kafeterii, gdzie Kat jadła śniadanie z Paige i

Honey. Podszedł do stolika.

Czy mogę się do was na chwilę przysiąść? Paige uniosła wzrok.

Jasne.

Grundy usiadł. Popatrzył na Kat i rzekł przepraszającym głosem:

- Przykro mi, że muszę ci to powiedzieć, ale naprawdę czuję, że powinie

nem cię ostrzec...

Kat spojrzała na niego pytająco.

Przed czym? Grundy westchnął.

Chodzi o tego nowego lekarza... Kena Mallory'ego.

Tak. No i co?

- O rany... to nieco żenująca sprawa. Założył się z kilkoma lekarzami

o pięć tysięcy dolarów, że w ciągu miesiąca prześpi się z tobą.

Twarz Kat sposępniała.

Naprawdę to zrobił?

Tak. Nie zdziwię się, jeśli się wściekniesz. Mnie samemu bardzo się to nie spodobało.

Chciałem tylko cię ostrzec, Ken pewnie będzie chciał się z tobą umówić. Dobrze, żebyś
wiedziała dlaczego to robi.

Dzięki - odparła Kat. - Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś.

Przynajmniej to mogłem zrobić. Grundy wstał i wyszedł

z kafeterii. Na korytarzu czekali na niego koledzy.

Jak poszło? - spytali.

- Świetnie - odparł. - Rozzłościła się nie na żarty. Ten sukinsyn dostanie po uszach.

- To straszne - powiedziała Honey do przyjaciółek siedzących przy stoliku.
Kat pokiwała głową.
- Ktoś powinien go wykastrować. Stopnieją lody na Antarktydzie, zanim pójdę do łóżka z

tym draniem.

Paige rozmyślała.
- Wiesz co, Kat? - odezwała się po chwili - A może byś się tak z nim spotkała?

- Co? - spytała Kat, wlepiając w Paige zaskoczone spojrzenie.
W oczach Paige zabłysły iskierki.
- Dlaczego by nie? Jeśli lubi takie gierki, to proszę bardzo. Tylko niech gra tak, jak ty mu

każesz.

Kat pochyliła się do przodu.

Mów dalej - powiedziała.

Ma trzydzieści dni, no nie? Kiedy poprosi cię o randkę, zgódź się i zachowuj się tak,

jakbyś była w siódmym niebie. Udawaj, że szalejesz za nim. Zwódź go, jak tylko możesz.
Tylko nie idź z nim do łóżka. Damy mu niezłą lekcję za pięć tysięcy dolców.

Kat pomyślała o ojczymie. Poczuła, że znalazła sposób na rewanż.

To mi się podoba - przyznała.

To znaczy, że się zgadzasz? - spytała Honey.

Jasne.

Kat nie wiedziała, że w ten sposób podpisała na siebie wyrok śmierci.

Rozdział 16

J

ason nie potrafił zapomnieć o Paige. Zadzwonił do sekretarki swojego wuja.

background image

Dzień dobry, mówi Jason Curtis. Czy mogłaby pani podać mi domowy numer do doktor

Taylor?

Oczywiście, panie Curtis. Proszę chwileczkę poczekać.

Gdy zatelefonował do mieszkania Paige, w słuchawce odezwała się Ho-ney.

Honey Taft, słucham.

Tu Jason Curtis. Czy zastałem doktor Taylor?

Nie, nie ma jej tutaj. Jest na dyżurze w szpitalu.

Och, to niedobrze.

Honey usłyszała nutę rozczarowania w jego głosie.

Jeśli to coś pilnego, mogę...

Nie, nie - zaprzeczył.

Mogę przekazać jej wiadomość i powiedzieć, żeby zadzwoniła do pana.

To byłoby świetnie - ucieszył się Jason i podał numer swojego telefonu.

Przekażę jej - obiecała Honey.

- Dziękuję.

Kiedy Paige wróciła do domu, Honey oznajmiła jej na progu:

Dzwonił do ciebie jakiś Jason Curtis. Całkiem miły facet. Zostawił swój numer.

Możesz go wyrzucić.

Nie zamierzasz do niego zadzwonić?

Nie.

Wciąż myślisz o Alfredzie, prawda?

Oczywiście, że nie.

To wszystko, co udało się Honey tego wieczoru wyciągnąć z Paige.

Jason odezwał się dopiero po dwóch dniach. Tym razem telefon
odebrała Paige.

Paige Taylor, słucham.

Dzień dobry! - ucieszył się Jason. - Mówi doktor Curtis.

Doktor...?

Może mnie pani nie pamięta - rzekł pogodnie. - Byliśmy pewnego dnia razem na

obchodzie. Zapraszałem panią potem na kolację. Odmówiła mi pani...

Powiedziałam tylko, że mam dużo pracy. I nadal jestem bardzo zajęta. Do widzenia,

panie Curtis - rzekła i z trzaskiem odłożyła słuchawkę.

O co mu chodziło? - spytała Honey.

O nic.

Następnego dnia o szóstej, kiedy grupa młodych lekarzy zebrała się przed gabinetem, by

razem z Paige wyruszyć na obchód, na korytarzu pojawił się Jason. Miał na sobie biały kitel.

- Chyba się nie spóźniłem - powiedział z czarującym uśmiechem. - Szukałem fartucha.

Wiem, że zdenerwowałaby się pani, gdybym go nie włożył.

Rozdrażniona Paige westchnęła głęboko.

Proszę ze mną - powiedziała i wprowadziła Jasona do pustej przebieralni. - Co pan tutaj

robi? - spytała, gdy znaleźli się w środku.

Prawdę mówiąc, martwiłem się o pewnego pacjenta, którego widzieliśmy tamtego dnia -

rzekł poważnie. - Chciałbym zobaczyć, jak się czuje.

Jason wyraźnie działał Paige na nerwy.

Miał pan podobno coś tutaj budować? Popatrzył na nią i odparł

cichym głosem:

Tak. Właśnie próbuję.

Wyciągnął z kieszeni plik biletów.

- Nie wiedziałem, co pani najbardziej lubi, kupiłem więc bilety do teatru,

do opery, na koncert i na mecz. Proszę wybrać, co pani odpowiada.

Ten facet jest nieznośny, pomyślała Paige.

Czy zawsze wyrzuca pan w ten sposób pieniądze?

background image

Tylko wtedy, kiedy jestem zakochany - odparł Jason.

Muszę się chwilę zastanowić... Wyciągnął bilety w

jej stronę.

Proszę bardzo.

Paige chwyciła nagle wszystkie.

- Dziękuję - odparła słodko. - Dam je moim byłym pacjentom. Większości z nich nie stać

na chodzenie do teatru czy opery.

Na twarzy Jasona pojawił się uśmiech.

Wspaniale! Mam nadzieję, że będzie im się podobać. Czy wybierze się pani ze mną na

kolację?

Nie.

Trzeba przecież coś jeść. Może zmieni pani zdanie?

Paige zrobiło się trochę głupio, że zabrała Jasonowi wszystkie bilety.

- Obawiam się, że nie byłabym dzisiaj dobrym kompanem. Ostatnią noc spędziłam na

dyżurze i...

Mogę odwieźć panią wcześnie do domu. Słowo harcerza. Westchnęła.

No dobrze, ale...

Wspaniale! Gdzie po panią przyjechać?

Skończę pracę o siódmej.

- Zatem spotkamy się tutaj - powiedział i ziewnął. - A teraz muszę wrócić do domu i

położyć się z powrotem do łóżka. To okropne wstawać tak wcześnie. Jak pani to
wytrzymuje?

Patrząc, jak odchodzi, Paige uśmiechnęła się mimowolnie.

O siódmej wieczorem, kiedy Jason przyjechał do szpitala po Paige, pielęgniarka, którą

zaczepił na korytarzu, powiedziała mu:

Myślę, że znajdzie pan doktor Taylor w dyżurce.

Dziękuję.

Jason ruszył dalej korytarzem. Drzwi wskazanego pokoju były zamknięte. Zapukał. Nie

usłyszał jednak żadnej odpowiedzi. Zastukał znowu, a potem otworzył drzwi i wszedł do
ś

rodka. Na kozetce, pogrążona w głębokim śnie, leżała Paige. Jason podszedł bliżej,

przystanął i spoglądał na nią długą
chwilę. Ożenię się z tobą, moja mała, pomyślał. Wyszedł na palcach z pokoju i cichutko
zamknął za sobą drzwi.

Następnego dnia Jason był właśnie na zebraniu, gdy do gabinetu weszła sekretarka z

bukietem kwiatów i bilecikiem, na którym przeczytał: Przepraszam. Paige. Roześmiał się i w
czasie przerwy na lunch zadzwonił do Paige do szpitala.

Przepraszam za ostatni wieczór - powiedziała. - Tak mi głupio.

Nic się nie stało. Ale mam jedno pytanie.

Tak?

Czy mogę zwracać się do pani po imieniu?

Oczywiście - odparła z uśmiechem.

Może w takim razie spróbujemy jeszcze raz i wybierzemy się na kolację dzisiaj?

Wyraźnie się zawahała. Nie chcę się z nikim wiązać, pomyślała. Ale muszę w końcu

kiedyś zapomnieć o Alfredzie.

Halo, jesteś tam? - zaniepokoił się Jason.

Tak - odparła i nagle postanowiła. - Możemy się spotkać.

Cudownie.

Kiedy Paige ubierała się wieczorem, zagadnęła ją Kat:

Wygląda na to, że wybierasz się na randkę. Kto to taki?

Architekt, który udawał doktora - odparła Paige.

Co?

background image

Paige opowiedziała jej całą historię.

Zabawne. Interesuje cię ten facet?

Nie bardzo.

Spotkanie okazało się całkiem przyjemne. Paige czuła się z Jasonem swobodnie.

Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Zdawało się, że czas zatrzymał się w miejscu.

Opowiedz mi o sobie - zaproponował Jason. - Gdzie spędziłaś dzieciństwo?

Nie uwierzysz.

Obiecuję, że tak.

No dobrze, powiem ci... W Kongo, Indiach, Birmie, Nigerii, Kenii...

Rzeczywiście, nie wierzę.

Ale to prawda. Mój ojciec pracował w Światowej Organizacji Zdrowia.

Czym się zajmował?

Był lekarzem i leczył choroby tropikalne. Spędziłam dzieciństwo, podróżując z nim po

krajach Trzeciego Świata.

To musiało być dla ciebie uciążliwe.

Raczej ekscytujące. Miało jednak też swoje złe strony. Nigdzie nie zatrzymywałam się

wystarczająco długo, by się z kimś zaprzyjaźnić.

„Nie potrzebujemy nikogo, przypomniała sobie nagle słowa Alfreda". „Mamy siebie na

zawsze..." „To moja żona, Karen". Potrząsnęła głową, by odepchnąć od siebie wspomnienia.

- Nauczyłam się kilku obcych języków i poznałam różne dziwne obyczaje.
- Jakie na przykład?
Zastanawiała się przez chwilę.

W Indiach wierzą w życie po śmierci oraz że następne wcielenie zależy od tego, w jaki

sposób postępowało się w poprzednim. Jeśli ktoś był zły, mógł odrodzić się jako zwierzę.
Pamiętam psa z pewnej wioski. Zastanawiałam się, kim był wcześniej i co złego zrobił.

Może szczekał nie na tych, na których powinien.

Byłam także świadkiem gherao. - Paige się roześmiała.

Co to takiego?

Bardzo osobliwa forma kary. Tłum otacza winnego... - przerwała nagle.

lco?

I nic. Ludzie po prostu stoją. Nic nie mówią i nic nie robią. Ale ten człowiek w środku

nie może się poruszyć ani uciec. Trzymają go tak długo, aż zgodzi się zrobić to, co chcą.
Czasami trwa to wiele godzin. Ludzie w kręgu mogą się wymieniać. Widziałam kiedyś, jak
pewien człowiek, którego złapali, próbował uciec. Dopadli go i zatłukli na śmierć.

Na to wspomnienie Paige zadrżała. Przypomniała sobie ludzi, przyjaznych na co dzień,

którzy zamienili się w rozszalałe, wrzeszczące stado. „Uciekajmy stąd!" - krzyknął wtedy
Alfred. Wziął ją za rękę i zaprowadził w bezpieczne miejsce.

To straszne - przyznał Jason.

Wyjechaliśmy z ojcem następnego dnia.

Szkoda, że nie poznałem twojego ojca.

Był wspaniałym lekarzem. Mógł otworzyć prywatną klinikę przy Park Avenue, ale nie

interesowały go pieniądze. Chciał tylko pomagać ludziom.

Tak jak Alfred, pomyślała.
- Co się z nim stało?

Został zabity podczas walk plemiennych.

Tak mi przykro.

Ojciec bardzo kochał swoją pracę. Na początku tubylcy zwracali się przeciwko niemu.

Byli bardzo podejrzliwi. W pewnej odległej hinduskiej wiosce wszyscy stawiali sobie
horoskopy u miejscowego astrologa i ściśle się ich trzymali - rzekła Paige, a na jej ustach
pojawił się uśmiech. - Ja także miałam swój horoskop. Bardzo mi się podobał.

Czy powiedziano w nim, że wyjdziesz za przystojnego, młodego architekta?

Paige spojrzała na Jasona i odparła stanowczo:

- Nie.

background image

Rozmowa stawała się zbyt osobista.

- Jesteś architektem, więc może mnie zrozumiesz. Dorastałam w chatach zrobionych z

trzciny oblepionej gliną gdzie podłogę stanowiło zwykłe klepisko, a w dachu pokrytym słomą
gnieździły się myszy i szczury. Mieszkałam też w tukulsach pozbawionych okien. Na
dachach tych domostw rosła trawa. Zawsze marzyłam o wygodnym, piętrowym domu z
werandą otoczonym zielonym trawnikiem i płotem z palików pomalowanych na biało, i... -
Paige przerwała nagle. - Przepraszam, nie chciałam ci o tym opowiadać, ale sam mnie
sprowokowałeś.

Dobrze zrobiłem - odparł Jason. Paige spojrzała na

zegarek.

Nie wiedziałam, że jest tak późno.

Spotkamy się jeszcze?

Nie powinnam mu robić żadnych nadziei, pomyślała Paige i przypomniała sobie, co

powiedziała jej kiedyś Kat: „Marzysz o rzeczach nierealnych. Daj sobie z tym spokój". Paige
spojrzała na Jasona i odparła:

- Tak.

Wcześnie rano następnego dnia przybył posłaniec z paczką. Paige otworzyła mu drzwi.

Mam coś dla doktor Taylor - powiedział.

To ja.

Posłaniec popatrzył na nią zaskoczony.

Pani jest lekarzem?

Tak - odrzekła Paige cierpliwie. - Coś panu nie odpowiada? Wzruszył ramionami.

Ależ skąd. Czy mogłaby pani tu podpisać?

Paczka była zadziwiająco ciężka. Zaintrygowana Paige zaniosła ją do salonu, postawiła na

stole i rozpakowała. W środku znajdował się miniaturowy model pięknego, jednopiętrowego
domu z werandą. Otaczał go trawnik i ogród ogrodzone białym płotem. Jason robił to pewnie
przez całą noc, pomyślała Paige. Znalazła liścik i przeczytała:

Taki b

ę

dzie mój dom - [ ]

Taki b

ę

dzie nasz dom - [ ]

Prosz

ę

, wstaw krzy

ż

yk tam, gdzie chcesz.

Siedziała przy stole i długo patrzyła na prezent. Dom bardzo jej się podobał, ale czuła, że

mężczyzna, który go przysłał, nie jest tym, o którego jej chodziło.

Co się ze mną dzieje? - zastanawiała się Paige. Przecież Jason to inteligentny, przystojny i

czarujący facet. Jednak dobrze wiedziała, o co chodzi. Jason po prostu nie był Alfredem.

Z zamyślenia wyrwał ją telefon.
- Czy dostałaś swój dom? - spytała Jason.
-,- Tak. Piękny! - odparła Paige. - Bardzo ci dziękuję.

Chętnie zbudowałbym dla ciebie prawdziwy. Czy wypełniłaś już zamówienie?

Jeszcze nie.

Nie szkodzi. Jestem cierpliwy. Masz dziś wolny wieczór, by wybrać się na kolację?

Tak, ale muszę cię ostrzec. Przez cały dzień będę operować i po pracy mogę być

zmęczona.

Wybierzemy się niezbyt późno. A przy okazji, tym razem kolacja będzie w domu moich

rodziców.

Paige zamilkła na chwilę.

- Opowiadałem im o tobie.

Czuła, że wszystko dzieje się zbyt szybko. To wprawiało ją w zakłopotanie.
Gdy odłożyła słuchawkę, pomyślała: Nie powinnam się umawiać. Wieczorem będę tak

wykończona, że będę marzyć jedynie o tym, by położyć się do łóżka. Miała ochotę
zadzwonić do Jasona i odwołać spotkanie. Jest już za późno, pomyślała jednak. Mam
nadzieję, że uda mi się nie zasnąć nad talerzem.

Kiedy Paige szykowała się wieczorem do wyjścia, Kat zauważyła:

background image

Wyglądasz na zmęczoną.

Bo jestem wykończona.

W takim razie czemu wychodzisz? Powinnaś iść do łóżka. No, chyba że to coś ważnego.

Czy ja wiem.

Znowu masz spotkać się z Jasonem?

Tak. Zabiera mnie do swoich rodziców.

Coś podobnego! - zawołała Kat i pokręciła głową.

To jeszcze nic nie znaczy - odparła Paige i dodała w duchu: Zupełnie nic.

Rodzice Jasona mieszkali w pięknym, starym domu w dzielnicy Pacific Heights. Ojciec,

około siedemdziesięcioletni mężczyzna, wyglądał jak arystokrata. Matka zaś była serdeczna i
szczera. Paige poczuła się u nich jak w domu.

Jason dużo nam o pani opowiadał - rzekła pani Curtis. - Nie powiedział nam tylko, że

pani jest tak piękna.

Dziękuję.

Weszli do biblioteki wypełnionej miniaturowymi modelami budynków zaprojektowanych

przez Jasona i jego ojca.

- W San Francisco wybudowano wiele domów według projektów Jasona, jego sławnego

dziadka i moich - rzekł ojciec. - Mój syn to geniusz.

Właśnie cały czas usiłuję przekonać o tym Paige - odparł Jason. Paige się

roześmiała.

Już ci wierzę.

Powieki jej ciążyły i cały czas walczyła z sennością. Jason przyglądał się
jej z troską.
- Siadajmy do kolacji - zaproponował.
Przeszli do dużej, wyłożonej dębową boazerią jadalni, w której stały piękne antyczne

meble. Na ścianach wisiały portrety. Pokojówka zaczęła podawać do stołu.

- Na tamtym obrazie jest dziadek Jasona - rzekł ojciec, wskazując dłonią. - Wszystkie

budynki, które zaprojektował, zostały zniszczone podczas trzęsienia ziemi w 1906 roku.
Szkoda, że tak się stało. Były wyjątkowo udane. Potem pokażę pani kilka fotografii...

Po chwili głowa Paige opadła na stół. Dziewczyna zasnęła.
- Dobrze, że nie podałam jeszcze zupy - powiedziała matka Jasona.

Ken Mallory miał problem. Kiedy historia o zakładzie, że prześpi się z Kat, rozeszła się po

szpitalu, suma szybko wzrosła do dziesięciu tysięcy dolarów.
Mallory był tak pewny, że wygra, iż założył się o wiele więcej, niż sam mógłby zapłacić.

Jeśli przegram, pomyślał, znajdę się w poważnych tarapatach. Ale nie zamierzam na to

pozwolić. Pokażę im, co potrafię.

Kat jadła lunch z Paige i Honey w kafeterii, gdy Mallory podszedł do ich stolika.

- Nie macie nic przeciwko, że się przysiądę? - spytał czarującym głosom.

Sprytny facet, pomyślała cynicznie Kat.

Ależ skąd - odparła. - Proszę siadać. Paige i Honey

wymieniły spojrzenia.

Muszę już iść - oznajmiła Paige.

Ja też - wtrąciła Honey. - Zobaczymy się później. Mallory patrzył, jak

odchodziły.

Dużo masz dziś pracy? - spytał Kat takim tonem, jakby naprawdę go to interesowało.

Tyle co zwykle - odparła i obdarzyła go słodkim, obiecującym uśmiechem.

Mallory starannie zaplanował swoją strategię. Dam jej do zrozumienia, że interesuje mnie

jako człowiek, a nie tylko jako kobieta. One nie lubią, kiedy traktuje się je jedynie jako
obiekty seksualne. Porozmawiam z nią o medycynie. Będę działał powoli i ostrożnie. Mam
cały miesiąc, by zastawić na nią sidła.

- Czy słyszałaś o wyniku sekcji zwłok pani Turnball? - zaczął Mallory. - Podobno miała

w żołądku butelkę po coca-coli! Wyobrażasz sobie jak...

background image

Kat pochyliła się nieco do przodu.

Ken - przerwała mu w pół zdania - co robisz w sobotę wieczorem? Mallory poczuł się

zupełnie zbity z tropu.

Słucham?

Prawie oblał się rumieńcem. Mój Boże! - pomyślał. To prawdziwa kobieta, nie żadna

lesbijka. Chłopcy tak o niej mówili, ponieważ nie mogli jej uwieść. Mnie na pewno to się
uda. Ta mała sama się do mnie dobierze! Próbował przypomnieć sobie, z kim umówił się na
sobotę. Była to Sally, pielęgniarka. Może poczekać, stwierdził.

Nic ważnego - odparł. - Chętnie wybiorę się z tobą na kolację. Kat położyła mu rękę na

dłoni.

Wspaniale - rzekła miękko. - Nie będę mogła się doczekać. Mallory uśmiechnął

się ukosem.

- Ja także.
Nawet nie wiesz, jak bardzo, mała, dodał w duchu. Mogę przecież wygrać dziesięć tysięcy

dolców!

Po południu Kat opowiedziała wszystko Paige i Honey.

- Szczęka mu opadła! Szkoda, że nie widziałyście wyrazu jego twarzy!

Wyglądał jak kot, który połknął kanarka.

Paige przypomniała jej:

Pamiętaj, Kat, to ty jesteś kotem, a on kanarkiem.

Co zamierzasz robić w sobotę wieczorem? - spytała Honey.

Macie jakieś pomysły? - zainteresowała się Kat.

Ja mam - odparła Paige. - Posłuchajcie...

W sobotę wieczorem Kat i Ken Mallory jedli kolację w restauracji Emilio nad zatoką. Kat

specjalnie na tę okazję ubrała się elegancko, zrobiła się na bóstwo. Miała na sobie białą
bawełnianą sukienkę, która odsłaniała jej kształtne ramiona.

- Wyglądasz fantastycznie - powiedział Mallory. Starannie dobierał komplementy.

Postanowił wyrażać swoje uznanie, lecz w taki sposób, by nie wydawać się nachalny. Chciał
okazać się czarujący, lecz nie było to potrzebne. Szybko przekonał się, że Kat sama stara się
go oczarować.

Gdy popijali wino, rzekła:

Wiesz, Ken, wszyscy mówią, że jesteś wspaniałym lekarzem.

No tak - odparł skromnie Mallory. - Mam sporo doświadczenia i staram się dbać o

swoich pacjentów. To dla mnie bardzo ważne.

Ton jego głosu był szczery. Kat położyła rękę na jego
dłoni.

- Wierzę ci. Powiedz mi, skąd pochodzisz. Chciałabym wszystko o tobie wiedzieć.

O rany! - pomyślał Mallory. Właśnie o to mu chodziło. Nie przypuszczał, że sprawy

potoczą się tak gładko. Znał się na kobietach. Zawsze odbierał sygnały, które nadawały.
Swoje przyzwolenie potrafiły wyrazić spojrzeniem, uśmiechem, a nawet tonem głosu. Kat
robiła wszystko naraz.

Przysunęła się do Kena i rzekła uwodzicielsko:

- Opowiedz mi o sobie.

Mówił bez przerwy niemal przez cały wieczór, a kiedy tylko chciał zmienić temat i

dowiedzieć się czegoś o Kat, dziewczyna natychmiast oponowała:

- Nie, nie. Opowiedz mi jeszcze coś. Twoje życie jest takie fascynujące!

Oszalała na moim punkcie, doszedł do wniosku Mallory. śałował teraz, że nie założył się

o większą sumę. Gdybym chciał, mógłbym wygrać już dzisiaj, pomyślał. Gdy pili kawę, Kat
spytała nagle:

- Czy miałbyś ochotę wpaść do mnie na drinka?

Strzał w dziesiątkę, stwierdził w duchu Mallory i odparł cicho:

- Z wielką przyjemnością.

background image

Chłopakom coś się pomyliło, pomyślał. Przecież to najbardziej napalona panienka, jaką

kiedykolwiek spotkałem. Miał niemal wrażenie, że zaraz zostanie zgwałcony.

Pół godziny później znaleźli się w mieszkaniu Kat.

Miło tutaj - powiedział Mallory, rozglądając się dookoła. - Naprawdę. Mieszkasz sama?

Nie. Razem z Paige i Honey.

Ach tak.

Kat usłyszała nutę rozczarowania w jego głosie.

Ale wrócą dzisiaj późno - odparła i uśmiechnęła się przymilnie.

Ś

wietnie - ucieszył się Mallory.

Napijesz się czegoś?

Chętnie.

Patrzył, jak Kat podchodzi do małego barku i napełnia kieliszki. Niezła laseczka, pomyślał.

Całkiem zgrabna i w dodatku dostanę dziesięć tysięcy za to, że się z nią prześpię. Roześmiał
się na głos. Kat się odwróciła.

Z czego się śmiejesz?

Z niczego. Właśnie myślałem, jak bardzo jestem szczęśliwy, będąc tu z tobą sam na sam.

Ja czuję się jak w siódmym niebie - odparła Kat słodko, podając mu kieliszek.

Mallory już miał wznieść toast, gdy Kat go uprzedziła:

Za nas!

Za nasze spotkanie! - rzekł, wznosząc kieliszek.

Chciał właśnie zaproponować, by włączyła gramofon, gdy powiedziała:

Może posłuchamy jakiejś muzyki?

Czytasz w moich myślach.

Włączyła płytę ze starymi przebojami Cole'a Portera. Ukradkiem spojrzała na zegarek, a

potem zwróciła się do Kena:

Lubisz tańczyć? Zbliżył się do niej.

Zależy z kim. Z tobą zatańczę bardzo chętnie.

Objęli się i zaczęli się lekko kołysać, sunąc wolno po podłodze w rytm sentymentalnej

melodii. Mallory czuł, jak Kat zmysłowo przytula się do niego, i stwierdził, że ma erekcję.
Przyciągnął ją bliżej, a ona uśmiechnęła się do niego.

No, chyba już czas na prawdziwe amory, pomyślał.
- Wiesz, jesteś cudowna - powiedział pożądliwie. - Pragnę cię, odkąd ujrzałem cię

pierwszy raz.

Kat spojrzała mu w oczy.

Czuję do ciebie dokładnie to samo, Ken. Zbliżył usta do jej warg i

pocałował ją namiętnie.

Chodźmy do łóżka - powiedział niecierpliwie.

Och tak!

Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę sypialni. W tym samym momencie otworzyły się

drzwi do mieszkania i do środka weszły Paige oraz Honey.

Cześć! - zawołała Paige i spojrzała zdziwiona na Kena. - Och, doktor Mallory! Nie

spodziewałam się pana tutaj!

No tak... ja tylko...

Byliśmy razem na kolacji - rzekła Kat. Mallory z trudem tłumił złość.

Zwrócił się do Kat:

Powinienem już iść. Jest późno, a jutro czeka mnie dużo pracy.

Szkoda, że wychodzisz - stwierdziła Kat i spojrzała na niego tęsknym wzrokiem.

Może spotkamy się jutro wieczorem? - zaproponował Mallory.

Chętnie...

To wspaniale!

...ale nie mogę.

W takim razie może w piątek? Kat ściągnęła brwi.

Och, niestety, obawiam się, że w piątek także nie mam czasu. Mallory zaczął się

denerwować.

background image

A w sobotę?

Kat wreszcie się uśmiechnęła.

- W sobotę byłoby świetnie.
Skinął głową i jakby odetchnął z ulgą.
- Dobrze. Zatem spotkamy się za tydzień. Dobranoc - powiedział do Paige i Honey.

Kat odprowadziła go do drzwi.

- śyczę ci słodkich snów - szepnęła. - Będę śnić o tobie.

Mallory uścisnął jej rękę.

Wierzę, że sny się spełniają. Przekonamy się o tym w sobotę.

Nie mogę się doczekać.

Tej nocy Kat leżała w łóżku, myśląc o Kenie. Nienawidziła go. Jednak wieczór się jej

podobał, i to jąbardzo zdziwiło. W dodatku nie miała wątpliwości, że Mallory także się
dobrze bawił, mimo że nie do końca był z nią szczery. Gdyby to nie była gra, myślała, gdyby
wszystko działo się naprawdę... Nie wiedziała, w jak bardzo niebezpieczną sytuację się
wplątała.

Rozdział 17

M

ożliwe, że wszystko przez tę pogodę, pomyślała znużona Paige. Na dworze było zimno i
ponuro, a ulewny deszcz wprawiał ją w przygnębienie. Zaczęła dzień o szóstej i od rana
napotykała same problemy. Zdawało się, że wszyscy pacjenci zaczęli skarżyć się w jednej
chwili. Pielęgniarki miały kiepski humor i niedbale wykonywały swoje obowiązki. Pobierały
krew nie tym chorym, co trzeba, gubiły zdjęcia rentgenowskie, które akurat były pilnie
potrzebne, i odburkiwały pacjentom. W dodatku brakowało ludzi do pracy, ponieważ
panowała właśnie epidemia grypy. Taki to był dzień. Jedynie na krótką chwilę Paige
poprawił humor telefon od Jasona Curtisa.

Witaj - powiedział pogodnie. - Pomyślałem, że zadzwonię i dowiem się, jak mają się

nasi chorzy.

Wspaniale - odparła.

- Czy jest jakaś szansa, żebyśmy zjedli razem lunch?
Paige się roześmiała.

ś

artujesz chyba. Będę szczęśliwą jeśli do czwartej uda mi się przegryźć jakąś kanapkę.

Mamy dzisiaj prawdziwe urwanie głowy.

W porządku. Nie będę cię więc zatrzymywał. Czy mogę zadzwonić później?

Pewnie.

No to na razie.

Paige pracowała do północy bez chwili przerwy, a kiedy wreszcie skończyła dyżur, była

zbyt zmęczona, by się ruszać. Rozważała, czy zostać w szpitalu i przespać się na kozetce w
dyżurce, ale myśl o ciepłym, przytulnym

łóżku w domu okazała się zbyt kusząca. Paige zmieniła ubranie i powlokła się do windy.
Natknęła się na doktora Petersona.

Mój Boże! - powiedział. - Co się stało? Paige uśmiechnęła

się z trudem.

Czy wyglądam aż tak źle?

Prawdę mówiąc, nie najlepiej - odparł. - Wybierasz się do domu? Paige skinęła głową.

Masz szczęście. Ja właśnie zaczynam.

Przyjechała winda. Paige weszła do niej niemal po omacku. Peterson zawołał:

background image

- Paige!

Potrząsnęła głową, walcząc z sennością.

- Będziesz w stanie dojechać do domu?
- Pewnie - wymamrotała. -A kiedy wreszcie tam się znajdę, będę spać

bez przerwy przez dwadzieścia cztery godziny.

Dotarła na parking i wsiadła do samochodu. Zastygła nad kierownicą, zbyt wykończona,

by uruchomić silnik. Nie mogę przecież tutaj zasnąć, pomyślała, muszę dotrzeć do domu.

Wyjechała z parkingu i skierowała się w stronę ulicy wiodącej w okolicę, w której

mieszkała. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak prowadzi, dopóki nie usłyszała wrzasku
jakiegoś kierowcy:

- Hej tam, zjeżdżaj z drogi, ty pijaku!
Z całych sił próbowała się skoncentrować. Nie mogę zasnąć... muszę jeszcze trochę

wytrzymać, powtarzała sobie. Włączyła radio i przekręciła potencjometr do oporu. Kiedy
dotarła do domu, siedziała jeszcze dosyć długo w samochodzie, zanim zebrała siły, by
wysiąść i wspiąć się po schodach.

Kat i Honey smacznie spały w swoich łóżkach. Paige spojrzała na budzik stojący na

nocnej szafce. Wskazywał pierwszą. Zaczęła się rozbierać, ale nie starczyło jej sił. Padła na
łóżko w ubraniu i natychmiast zasnęła.

Obudził ją dzwonek telefonu, który zdawał się dobiegać z odległej planety. Paige nie

miała najmniejszej ochoty się podnosić, ale natarczywy dźwięk sprawiał, że czułą jakby ktoś
wbijał jej w głowę igły. Usiadła, chwiejąc się i sięgnęła po słuchawkę.

Halo.

Doktor Taylor?

Tak - odparła zachrypniętym, ledwie słyszalnym głosem.

- Doktor Barker chciałby, żeby asystowała mu pani przy operacji, w sali numer cztery. To

pilne.

Paige odchrząknęła.

To chyba jakaś pomyłka - wymamrotała. - Właśnie zeszłam z dyżuru.

Doktor czeka w sali operacyjnej numer cztery - powtórzył ktoś i w słuchawce zapadła

cisza.

Paige usiadła na brzegu łóżka nieprzytomna i zaspana. Na zegarku była czwarta piętnaście.

Zastanawiała się, dlaczego doktor Barker wzywał ją w środku nocy. Znalazła tylko jedną
odpowiedź: coś się stało któremuś z jej pacjentów.

Potykając się dotarła do łazienki i opłukała twarz zimną wodą. Spojrzała w lustro i

pomyślała: Mój Boże! Wyglądam jak własna matka. Nie. Mama nigdy nie wyglądała tak źle.

Dziesięć minut później Paige jechała z powrotem do szpitala. Była na wpół przytomna,

gdy wchodziła do windy, by dostać się na czwarte piętro. Poszła do szatni i przebrała się, a
potem powlokła się do sali operacyjnej.

Zastała tam, oprócz Barkera, trzy pielęgniarki i asystenta.
Barker spojrzał na wchodzącą Paige i zawołał:

- Na miłość boską ma pani na sobie szpitalny szlafrok! Czy nie wie pani, jakie ubranie

wkłada się do operacji?

Paige przystanęła oszołomiona, drgnęła i otworzyła szeroko błyszczące oczy.

Proszę posłuchać - powiedziała wściekle. - Mój dyżur już się skończył. Przyszłam tutaj

tylko po to, żeby wam oddać przysługę. Nie zamierzam...

Niech pani nie dyskutuje - wtrącił szorstko Barker - tylko podejdzie tutaj i poda mi

retraktor.

Paige zbliżyła się do stołu operacyjnego. Leżał tam jakiś obcy człowiek, który nie był jej

pacjentem. Barker nie miał prawa mnie wzywać, pomyślała. Pewnie próbuje mnie zmusić,
ż

ebym odeszła ze szpitala. Niech mnie diabli, jeśli to zrobię! Spiorunowała go wzrokiem,

wzięła retraktor i zabrała się do roboty.

Przeprowadzano niecierpiącązwłoki operację przeszczepu fragmentu tętnicy wieńcowej.

Nacięcie na skórze biegło od środka klatki piersiowej aż do mostka, który przecięto
elektryczną piłą. Umożliwiło to dostęp do serca i głównych naczyń krwionośnych.

background image

Paige umieściła metalowy retraktor w rozciętym mostku i rozchyliła jego brzegi.

Przyglądała się, jak doktor Barker zręcznie otwiera worek osierdziowy i dostaje się do serca.

Wskazał na tętnice wieńcowe.

- A oto i nasz problem - powiedział.

Wcześniej wyciął długi kawałek żyły z nogi pacjenta. Wszył fragment do głównej tętnicy

wychodzącej z serca. Drugi koniec przymocował do jednej w tętnic wieńcowych tak, że krew
omijała chore naczynie i przepływała przez wszczepioną żyłę.

Paige podziwiała mistrzostwo Barkera. Gdyby ten facet nie był takim draniem, myślała.
Operacja trwała trzy godziny. Gdy dobiegła końca, Paige była ledwo przytomna. Barker

założył ostatnie szwy, odwrócił się do asystujących mu osób i powiedział:

- Chciałbym wam wszystkim podziękować.
Starał się nie patrzeć na Paige.

Paige, słaniając się na nogach, wyszła z sali bez słowa i udała się na górę do gabinetu
Benjamina Wallace'a. Wallace właśnie przyszedł.

Wyglądasz na zmęczoną- zauważył. - Powinnaś trochę odpocząć. Paige odetchnęła

głęboko, by opanować złość.

Chciałabym się przenieść na inny oddział chirurgiczny - oznajmiła. Wallace przyglądał

się jej uważnie przez chwilę.

Zostałaś przydzielona do doktora Barkera, czy tak?

Zgadza się.

I w czym problem?

Proszę zapytać samego doktora. Wydaje mi się, że on mnie nienawidzi. Pewnie z

radością by się mnie pozbył. Chętnie przeniosę się do grupy prowadzonej przez kogoś
innego. Przez kogokolwiek.

Porozmawiam z Barkerem - obiecał Wallace.

Dziękuję.

Paige odwróciła się i wyszła z pokoju. Lepiej niech trzymają mnie od niego z daleka,

pomyślała. Zabiję tego drania, jeśli znowu go zobaczę.

Paige dotarła wreszcie do domu i zasnęła na dwanaście godzin. Obudziła się z uczuciem,

ż

e stało się coś cudownego, a potem przypomniała sobie, co się wydarzyło. Nie będę już

musiała oglądać tego potwora, cieszyła się. Jechała do szpitala, pogwizdując.

Gdy kroczyła korytarzem, podszedł do niej dyżurny.

Doktor Taylor...?

Tak?

Pan Wallace chciałby się z panią widzieć.

Dziękuję - odparła.

Zastanawiała się, z jakim chirurgiem przyjdzie jej teraz pracować. Każdy będzie lepszy od

Barkera. Skierowała kroki do biura Wallace'a.

No, Paige, teraz wyglądasz o wiele lepiej.

Dzięki. Także czuję się znacznie lepiej.

Mówiła prawdę. Ogarniało ją rozkoszne uczucie ulgi.

Rozmawiałem z doktorem Barkerem. Paige się

uśmiechnęła.

To świetnie. Jestem panu bardzo wdzięczna.

Nie pozwoli pani odejść. Uśmiech Paige

zamarł.

Co takiego?

- Powiedział, że została pani przydzielona do jego grupy i zostanie pani tam.
Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
- Ale czemu? - spytała.

Wiedziała dlaczego. Ten cholerny sadysta potrzebował kogoś, nad kim mógłby się znęcać.

- Nie zamierzam się na to zgodzić.
Wallace odparł ponuro:

background image

- Obawiam się, że nie masz wyboru. Chyba, że chcesz opuścić szpital.

Myślałaś już o tym?

Paige nie musiała się długo zastanawiać.

Nie - odparła. Wiedziała, że Barker nie zmusi jej do zrezygnowania z pracy, a pewnie

taki miał plan. - Nie odejdę stąd.

W porządku.

W każdym razie nie tak szybko, dodała w duchu. Jeszcze znajdę sposób, żeby odpłacić się

Bakerowi pięknym za nadobne.

Ken Mallory przebierał się w szatni, przygotowując się do obchodu. Do środka wszedł

Grundy i paru innych lekarzy.

- Tutaj jesteś! - rzekł Grundy. - Jak ci leci, Ken?
- Świetnie - odparł Mallory.
Grundy odwrócił się do kolegów.
- Wcale nie wygląda, jakby właśnie przeleciał jakąś panienkę, prawda? - powiedział, a

potem znowu zwrócił się do Kena. - Mam nadzieję, że szykujesz dla nas forsę. Zamierzam
zapłacić ratę za samochód.

A ja chyba kupię sobie parę nowych ubrań - dorzucił ktoś inny. Mallory pokiwał

głową z politowaniem.

Na waszym miejscu nie liczyłbym na to. Lepiej przygotujcie forsę dla mnie! Grundy

popatrzył na Kena uważnie.

Jak to?

- Jeśli ona jest lesbijką, to mnie możecie nazwać eunuchem. To najbardziej napalona

babka, jaką kiedykolwiek spotkałem. Zeszłej nocy prawie rzuciła się na mnie!

Zaniepokojeni lekarze spojrzeli po sobie.

Ale nie poszła z tobą do łóżka?

Tylko dlatego, moi przyjaciele, że ktoś przeszkodził nam, gdy udawaliśmy się do

sypialni. Ale umówiłem się z Kat na sobotę wieczór i myślę, że wtedy wszystko się uda -
oznajmił Mallory, kończąc się ubierać. - A teraz jeśli pozwolicie, panowie...

Godzinę później Grundy spotkał Kat na korytarzu.

Właśnie cię szukałem - powiedział. Był wściekły.

Czy coś się stało?

Chodzi o tego drania, Mallory'ego. Jest strasznie pewny siebie. Opowiada wszystkim, że

w sobotę wieczorem zaciągnie cię do łóżka.

Nie martw się - odparła Kat ponuro. - Nigdy mu się to nie uda.

Kiedy Ken przyjechał po Kat w sobotę, dziewczyna miała na sobie krótką, obcisłą

sukienkę, która doskonale uwydatniała jej kuszącą figurę.

Wyglądasz fantastycznie - rzekł Mallory z podziwem. Objęła go

ramionami.

Chciałam ci się podobać - odparła i przytuliła się do niego mocno.

O Boże, ona naprawdę ma na mnie ochotę! - pomyślał Mallory. Kiedy się odezwał, jego

głos zabrzmiał trochę ochryple.

- Wiesz, Kat, mam pewien pomysł. Może wpadniemy do ciebie, zanim pójdziemy na

kolację i...

Kat pogłaskała go po twarzy.

Och, kochanie, bardzo bym chciała, ale Paige akurat jest w domu. -W rzeczywistości

Paige miała właśnie dyżur w szpitalu.

Och, rozumiem.

Ale po kolacji... - Kat kokieteryjnie zawiesiła głos.

Tak?

Możemy pojechać do ciebie.

Mallory położył jej ręce na ramionach i pocałował w usta.

background image

- To cudownie! - powiedział.

Potem zabrał Kat do restauracji Iron Horse na wspaniałą kolację. Kat bawiła się

doskonale. Mallory był czarujący, zabawny i wyjątkowo pociągający. Wydawało się, że
naprawdę interesuje się Kat. Wiedziała, że schlebia jej z wyrachowania, ale jego
komplementy brzmiały przekonywająco.

Gdybym nie wiedziała, dlaczego to robi... - pomyślała Kat.
Mallory ledwie skosztował jedzenia. Wciąż tylko myślał: za dwie godziny wygram

dziesięć tysięcy dolców... Za godzinę... Za trzydzieści minut...

Skończyli pić kawę.

- Idziemy? - spytał Mallory.
Kat ujęła jego dłoń.
- Tak. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym znaleźć się już w twojej sypialni.

Chodźmy.

Wzięli taksówkę i pojechali do mieszkania Mallory'ego.

- Szaleję za tobą- szepnął Kat do ucha. - Nigdy nie znałem takiej kobiety jak ty.

Kat przypomniała sobie słowa Grundy'ego: „Ken jest taki pewny siebie. Opowiada

wszystkim, że w sobotę zaciągnie cię do łóżka".

Kiedy podjechali pod dom, Mallory zapłacił taksówkarzowi i poprowadził Kat do windy.

Wydawało mu się, że nigdy nie dotrą na miejsce. Wreszcie otworzył drzwi do mieszkania.

- To tutaj.

Kat weszła do środka.
Ujrzała zwykłą małą kawalerkę, której wyraźnie brakowało kobiecej ręki.

Jak tu ładnie - pochwaliła i odwróciła się do Kena. Uśmiechnął się.

Pokażę ci pokój - rzekł. -1 włączę jakąś muzykę.

Gdy Mallory podszedł do magnetofonu, Kat spojrzała na zegarek. W pokoju rozległ się
melodyjny głos Barbry Streisand. Ken wziął Kat za rękę.

Chodź do mnie, moja mała.

Poczekaj chwilę - odparła łagodnie. Spojrzał na nią

zdziwiony.

Na co?

Tak miło siedzieć tu razem z tobą zanim...

Możemy posiedzieć w sypialni...

Chętnie bym się czegoś napiła.

Ach, oczywiście - odparł, z trudem ukrywając zniecierpliwienie. - Czego sobie życzysz?

Poproszę wódkę, z tonikiem.

Już się robi.

Podszedł do barku i pospiesznie napełnił dwa kieliszki. Kat znowu
ukradkiem zerknęła na zegarek. Mallory wrócił na kanapę i wręczył jej
drinka.

Nasze zdrowie, kochanie - powiedział, wznosząc kieliszek. - Za nas oboje.

Za nas - powtórzyła Kat i skosztowała trunku. - Och, mój Boże! -parsknęła.

Spojrzał na nią wystraszony.

Co się stało?

To wódka!

Przecież sama chciałaś.

Naprawdę? Przepraszam, musiało mi się coś pomylić. Nienawidzę wódki! - odparła i

pogładziła Kena po policzku. - Czy możesz dać mi szkockiej z wodą sodową?

Jasne.

Rozdrażniony Mallory przełknął ślinę i podszedł do barku, żeby przygotować następnego

drinka.

Kat znowu rzuciła okiem na zegarek. Mallory wrócił po chwili i
podał jej szklankę.

- Dziękuję, kochanie.

Gdy Kat się napiła, wziął od niej szklaneczkę i postawił na stole. Objął Kat i przyciągnął

background image

do siebie tak blisko, że poczuła, jak bardzo jest już gotowy.

- A teraz - rzekł miękko Ken - zajmijmy się wreszcie sobą.

- Och, tak - szepnęła Kat namiętnie i pozwoliła zaprowadzić się do sypialni.
Udało się! - cieszył się w duchu Mallory. Nareszcie się udało. Runęły mury Jerycha!
- Zrzućmy ubranie, maleńka - zaproponował.

Zrób to pierwszy, Ken. Chcę widzieć, jak się rozbierasz. Tak bardzo mnie to podnieca.

Och, pewnie.

Kat stała, patrząc, jak Mallory powoli odpina guziki. Najpierw zdjął marynarkę, potem

krawat i koszulę, buty i skarpetki, a na końcu ściągnął spodnie. Miał wspaniałą atletyczną
sylwetkę.

- Jak ci się podobam, kochanie?
- Bardzo. A teraz zdejmij slipy.
Mallory spełnił polecenie i zrzucił bieliznę na podłogę. Miał erekcję.

Pięknie wyglądasz - rzekła Kat z podziwem.

A teraz kolej na ciebie.

Zgoda.

W tym momencie odezwał się pager, który Kat miała w torebce. Mallory się
przestraszył.

Co u diabła...?

Wzywają mnie - odparła Kat. - Czy mogę skorzystać z telefonu?

Teraz?

Tak. Powinnam się zgłosić.

Nie możesz poczekać?

Kochanie, wiesz przecież, jakie są zasady.

No tak, ale...

Mallory patrzył, jak Kat podchodzi do telefonu i wykręca numer.

Mówi Hunter - powiedziała i słuchała przez chwilę. - Naprawdę? Oczywiście, zaraz tam

będę.

Co się stało? - spytał Mallory, spoglądając na Kat z głupim wyrazem twarzy.

Muszę jechać do szpitala.

Już teraz?

Niestety tak. Jeden z moich pacjentów umiera.

Nie mógł poczekać, aż...?

Przepraszam. Spotkamy się niedługo.

Oszołomiony Ken stał nago i patrzył, jak Kat wychodzi z mieszkania. Gdy zamknęła za

sobą drzwi, wziął szklankę, z której piła, i rzucił o ścianę.

- Co za dziwka! - zaklął pod nosem.

Kat wróciła do swojego mieszkania. Paige i Honey czekały na nią zniecierpliwione.

Jak poszło? - spytała Paige. - Zdążyłyśmy na czas? Kat wybuchnęła

ś

miechem.

Trafiłyście doskonale.

Opisała wydarzenia wieczoru. Kiedy doszła do momentu, w którym Ken stał nagi w

sypialni z widoczną erekcją zaczęły się tak śmiać, że aż łzy płynęły im z oczu.

Kat kusiło, aby opowiedzieć przyjaciółkom, jaki miły jest Ken, ale poczuła się głupio.

Przecież spotykał się z nią po to tylko, by wygrać zakład.

Paige jednak wyczuła nastawienie Kat.

- Uważaj na niego, Kat - powiedziała.
Na twarzy Kat pojawił się uśmiech.

Nie martw się o mnie. Muszę jednak przyznać, że gdybym nie wiedziała o tym

zakładzie... Ken to drań, ale potrafi być sympatyczny.

Kiedy znowu zamierzasz się z nim spotkać? - spytała Honey.

Dam mu tydzień na ochłonięcie. Paige spojrzała na

nią uważnie.

background image

Jemu czy sobie?

Czarna limuzyna Dinetto czekała na Kat przed szpitalem. Tym razem Sha-dow był sam.

Kat żałowała, że nie ma z nim Rhino. Shadow w jakiś dziwny sposób ją przerażał. Nigdy się
nie uśmiechał i rzadko odzywał. Jednak wyglądał dziwnie złowieszczo.

- Proszę wsiadać - powiedział, kiedy Kat podeszła do samochodu.

Posłuchaj - odparła oburzona Kat - powiedz panu Dinetto, że nie może mi rozkazywać.

Nie pracuję dla niego. Raz wyświadczyłam mu tylko przysługę...

Sama może mu to pani powiedzieć. Proszę wsiadać.

Kat się zawahała. Miała ochotę odejść i nie dać się wciągać w żadne podejrzane historie.

Nie wiedziała tylko, jaki będzie miało to wpływ na Mike'a. Po namyśle wsiadła do wozu.

Tym razem ofiara, którą miała się zająć, była pobita łańcuchem do nieprzytomności. Lou
Dinetto czuwał przy skatowanym człowieku. Kat rzuciła okiem na pobitego i powiedziała:

Musicie natychmiast zawieźć go do szpitala.

Kat - rzekł Dinetto - zajmij się nim tutaj.

Dlaczego? - spytała.

Znała jednak odpowiedź i nie dawało jej to spokoju.

Rozdział 18

B

ył to jeden z tych pięknych, rześkich dni w San Francisco, kiedy powietrze zdaje się lśnić. W
nocy wiatr rozegnał deszczowe chmury, a potem nastał słoneczny niedzielny poranek.

Jason miał przyjechać po Paige pod dom. Kiedy się zjawił, Paige ze zdumieniem

stwierdziła, że bardzo ucieszyła się ze spotkania.

Dzień dobry - powiedział Jason. - Wyglądasz pięknie.

Dziękuję.

Na co masz dzisiaj ochotę?

To twoje rodzinne miasto. Wymyśl coś sam.

Dobrze.

I jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym na chwilę wpaść do szpitala.

Myślałem, że masz wolny dzień.

To prawda, ale martwię się o jednego pacjenta.

No więc zgoda. Nie ma problemu - odparł Jason i zawiózł Paige do szpitala.

Nie zabawię długo - obiecała, wysiadając z samochodu.

Zaczekam na ciebie tutaj.

Paige wjechała windą na drugie piętro i poszła do pokoju Jimmy'ego Forda. Nadal

pogrążony był w śpiączce. Podłączono go do najróżniejszych urządzeń i karmiono dożylnie.

Przy łóżku stała pielęgniarka. Spojrzała na wchodzącą Paige.

Dzień dobry, doktor Taylor.

Dzień dobry - odparła Paige i zbliżyła się do leżącego chłopca. - Są jakieś zmiany?

Niestety, nie.

Paige zbadała puls Jimmy'ego i osłuchała serce.

To trwa już parę tygodni - rzekła pielęgniarka. - Sytuacja nie wygląda najlepiej, prawda?

Wyjdzie z tego - odparła stanowczo Paige.

Spojrzała na nieruchomą postać w łóżku i powiedziała głośno:

- Słyszysz mnie, Jimmy? Wyzdrowiejesz!
ś

adnej reakcji.

Paige zamknęła na chwilę oczy, jakby modliła się w duchu.

background image

Proszę dać mi znać natychmiast, gdyby się obudził.

Tak jest, pani doktor.

On nie umrze, myślała Paige. Nie pozwolę mu umrzeć...

Jason wysiadł z samochodu, gdy zobaczył zbliżającą się Paige.

Wszystko w porządku?

Tak - odparła Paige, nie chcąc obarczać go swoimi problemami.

- Zabawimy się dzisiaj w prawdziwych turystów - powiedział. – Prawo stanowe mówi,

ż

eby wszystkie wycieczki zaczynać w Fisherman's Wharf.

Paige się uśmiechnęła.

- Nie powinniśmy więc łamać prawa.

W Fisherman's Wharf trwał karnawał. Wielu ulicznych artystów pokazywało swoje

sztuczki. Byli tam mimowie, klowni, tancerze i muzycy. Kramarze sprzedawali dymiące
potrawy z krabów oraz ryb i wieprzowiny ze świeżym chlebem.

- Nie ma takiego drugiego miejsca na świecie - powiedział Jason ciepłym głosem.

Paige udzielił się jego entuzjazm. Już wcześniej widziała Fisherman's Wharf oraz inne

atrakcje turystyczne San Francisco, ale nie chciała psuć Jasonowi zabawy.

Jechałaś już tramwajem?-spytał.

Nie - odparła i dodała w duchu: W każdym razie nie w zeszłym tygodniu.

No to chodźmy!

Doszli do Powell Street i wsiedli do wagoniku. Kiedy ruszyli, Jason powiedział:

Nazwali to „szaleństwem Hallidie'ego". Zbudował tramwaj w 1873 roku.

Pewnie wszyscy myśleli, że jego dzieło nie przetrwa do naszych czasów.

Jason się roześmiał.

To prawda. Kiedy chodziłem do liceum, pracowałem tutaj podczas weekendów jako

przewodnik wycieczek.

Na pewno nieźle ci szło.

Jasne. Czy chcesz posłuchać któregoś z moich przemówień?

Chętnie.

Jason zaczął mówić nosowym, monotonnym głosem:

- Panie i panowie, najstarszą ulicą w San Francisco jest Grant Avenue, a najdłuższą

Mission Street - ma około dwunastu kilometrów długości. Naj
szersza, Van Ness Avenue, liczy sobie czterdzieści metrów i pewnie zdziwicie się państwo,
ż

e najwęższa, DeForest Street, ma tylko półtora metra. Tak jest, panie i panowie, zaledwie

metr i pół. Za najbardziej stromą uważamy Filbert Street. Pochyłość wynosi 31,5 stopnia.

Spojrzał z uśmiechem na Paige.

- Dziwię się, że wciąż to wszystko pamiętam.

Gdy wysiedli z tramwaju, rozpromieniona Paige spytała:

Co dalej?

Teraz wybierzemy się na przejażdżkę powozem.

Dziesięć minut później siedzieli w zaprzężonej do koni karecie, którą przejechali z

Fisherman's Wharf do placu Ghirardellego. Po drodze Jason pokazywał Paige ciekawsze
miejsca i Paige ze zdumieniem stwierdziła, że bawi się znakomicie.

Potem udali się na wieżę Coita, aby popatrzeć na miasto z góry. Gdy weszli na szczyt,

Jason spytał:

- Jesteś głodna?

Cały dzień spędzony na świeżym powietrzu sprawił, że Paige umierała z głodu.

Bardzo - odparła.

Ś

wietnie. Zabiorę cię do najlepszej na świecie chińskiej restauracji Tom-my'ego Toya.

Paige słyszała już wcześniej, jak pracownicy szpitala zachwalali to miejsce.

To była prawdziwa uczta. Na początku zjedli homara w sosie chili i gorącą zupę rybną.

Potem potrawkę z kurczaka z groszkiem i orzeszkami, cielęcinę w sosie syczuańskim i

background image

smażony ryż z przyprawami. Na deser zamówili mus brzoskwiniowy. Jedzenie smakowało
wybornie.

Często tutaj przychodzisz? - spytała Paige.

Kiedy tylko mogę.

W Jasonie było coś bardzo chłopięcego, co niezwykle podobało się Paige.

Powiedz mi - poprosiła - czy od samego początku chciałeś zostać architektem?

Nie miałem wyboru - odparł z uśmiechem. - Pierwszą zabawką, jaką dostałem, był

„Mały konstruktor". To bardzo ekscytujące wymyślić jakiś projekt, a potem sprawić, by
zamienił się w prawdziwy budynek z cegły i cementu i stał się częścią miasta, w którym
ż

yjemy.

„Zbuduję dla ciebie Tadż Mahal. Nieważne jak długo będzie to trwało", Paige

przypomniała sobie słowa Alfreda.

- Jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy robiąto, co naprawdę lubią.

Ktoś kiedyś powiedział, że większość ludzi nie może się pogodzić z tym, co robi.

Na przykład wielu z moich pacjentów, pomyślała Paige.
- Nie chciałbym zajmować się niczym innym - mówił dalej Jason. - Podoba mi się także

miejsce, w którym żyję. To fantastyczne miasto. – Jego głos brzmiał ciepło i radośnie. -
Niczego mu nie brakuje. Nigdy mi się nie znudzi. Paige przyglądała mu się przez chwilę,
napawając się jego entuzjazmem.

Byłeś kiedyś żonaty? - spytała. Wzruszył

ramionami.

Tak, ale oboje byliśmy zbyt młodzi i nic z tego nie wyszło.

Przykro mi.

- Nie ma się czym martwić. Ona poślubiła potem bardzo bogatego kulturystę. A co z tobą

wychodziłaś za mąż?

W głowie Paige zabrzmiały znowu słowa Alfreda: „Ja także zostanę lekarzem, gdy

dorosnę. Pobierzemy się i będziemy razem pracować".

- Nie-odparła.

Wybrali się potem na przejażdżkę statkiem po zatoce. Przepłynęli pod mostami Golden

Gate i Bay Bridge. Jason znowu zaczaj się bawić w przewodnika.

A tam, panie i panowie, mamy słynny Alcatraz, miejsce gdzie znalazło schronienie

wielu sławnych na całym świecie kryminalistów... „Machinę Guń" Kelly, Al Capone, Robert
Stroud zwany „Ptasznikiem". Alcatraz w języku hiszpańskim oznacza pelikana. Na początku
miejsce to nazwano Ma de los Alcatraces, ponieważ mieszkały tam tylko ptaki. Czy wiesz,
dlaczego więźniowie musieli codziennie brać gorący prysznic?

Nie.

ś

eby nie mogli wytrzymać w zimnej wodzie w zatoce, gdyby próbowali ucieczki.

Czy to prawda?

A czy kiedyś cię okłamałem?

Nastał już wieczór, gdy Jason rzekł:

Byłaś kiedyś w Dolinie Noe? Paige pokręciła

głową.

Nie.

- Chciałbym ci ją pokazać. Kiedyś mieściły się tam farmy. Teraz stoją tam jasne,

wiktoriańskie domy otoczone bujnymi ogrodami. Budynki są bardzo stare, ponieważ
trzęsienie ziemi w 1906 roku ominęło tamte tereny.

To musi być naprawdę ładne miejsce. Jason wahał się chwilę.

Wreszcie powiedział:

Mam tam dom. Chciałabyś go zobaczyć?

Czekał na reakcję Paige.

Wiesz, Paige, zakochałem się w tobie.

Przecież prawie się nie znamy - odparła. - Jak mogłeś...?

background image

Poczułem coś do ciebie już w chwili, gdy nakrzyczałaś na mnie, że nie włożyłem

białego fartucha na obchód. Już wtedy cię pokochałem.

Jason...

Wierzę święcie w miłość od pierwszego wejrzenia. Mój dziadek zobaczył babcię, jak

jechała na rowerze przez park, ruszył za nią i trzy miesiące później wzięli ślub. Przeżyli ze
sobą pięćdziesiąt lat, aż do śmierci dziadka. Z kolei ojciec ujrzał moją matkę przechodzącą
przez ulicę i od razu wiedział, że zostanie jego żoną. Są ze sobąjuż czterdzieści pięć lat. Jak
widzisz, to rodzinne. Uwierz mi, naprawdę chcę się z tobą ożenić.

Była to chwila prawdy.

Paige spojrzała na Jasona i pomyślała: To pierwszy mężczyzna po Alfredzie, który mi się

spodobał. Jest miły, inteligentny i szczery. Ma w sobie wszystko, czego kobieta mogłaby
oczekiwać od mężczyzny. Więc co się ze mną dzieje? Dlaczego nie potrafię zapomnieć o
przeszłości? Gdzieś w głębi duszy Paige czuła, że pewnego dnia Alfred do niej wróci.

Popatrzyła na Jasona i podjęła decyzję.

- Jason...

W tym momencie rozległ się sygnał pagera. Zabrzmiał natarczywie i złowieszczo.

Paige...

Muszę dostać się do jakiegoś telefonu.

Dwie minuty później rozmawiała z dyżurnym w szpitalu. Jason spostrzegł,
jak twarz Paige pobladła. Krzyknęła do słuchawki:

Nie! Absolutnie się nie zgadzam. Powiedz im, że zaraz przyjadę.

Co się stało? - spytał Jason.

Odwróciła się do niego, a jej oczy zaszły łzami.

- Chodzi o Jimmy'ego Forda, mojego pacjenta. Zamierzają odłączyć go od respiratora.

Chcą pozwolić mu umrzeć.

Kiedy Paige dotarła do pokoju Jimmy'ego, przy łóżku nieprzytomnego chłopca stały trzy

osoby: George Englund, Wallace i prawnik Silvester Da-mone.

- Co się tutaj dzieje? - zapytała Paige.
Wallace odparł:

Na porannym spotkaniu szpitalnego komitetu etycznego stwierdzono, że sytuacja

Jimmy'ego Forda jest beznadziejna. Postanowiliśmy odłączyć...

Nie! - zawołała Paige. -Nie możecie tego zrobić! Ja jestem jego lekarzem. I uważam, że

chłopiec ma szansę wyjść z tego. Nie możemy pozwolić mu umrzeć.

To nie do pani należy podejmowanie takich decyzji - odezwał się Damone.

Paige spojrzała na niego wyzywająco.

Kim pan jest?

Adwokatem prowadzącym sprawy rodziny Fordów - odparł, wyciągnął jakiś dokument i

wręczył Paige. - To jest wola wyrażona za życia przez Jimmy'ego Forda. śyczył sobie,
między innymi, żeby nie utrzymywano go sztucznie przy życiu, jeśli ulegnie jakiemuś
wypadkowi i wpadnie w śpiączkę.

Stale kontrolowałam jego stan - upierała się Paige. - Wydaje mi się, że poprawił się w

ciągu tych paru tygodni. Jimmy może się obudzić w każdej chwili.

Czy jest to pani w stanie zagwarantować? - spytał Damone.

Nie, ale...

W takim razie musi się pani zastosować do poleceń. Paige spojrzała na

Jimmy'ego.

Nie! To wy musicie jeszcze trochę poczekać. Prawnik odparł

łagodnie:

Pani doktor, wiem, że trzymanie tutaj pacjentów tak długo, jak to możliwe, przynosi

szpitalowi korzyści, ale rodzina Jimmy'ego nie może już sobie pozwolić na większe wydatki.
Rozkazuję więc pani, by odłączyła go pani od urządzeń.

Proszę, poczekajmy jeszcze jeden lub dwa dni - błagała Paige rozpaczliwie. -Jestem

pewna, że...

background image

Nie - odrzekł stanowczo Damone. - Trzeba to zrobić dzisiaj... Do Paige zwrócił się

George Englund:

Przykro mi, ale chyba nie mamy wyboru.

- Dziękuję, doktorze - powiedział prawnik. - Zostawiam sprawę w pańskich rękach.

Zawiadomię rodzinę, że jej wola zostanie spełniona możliwie najszybciej i że można już
zacząć przygotowania do pogrzebu. - Po tych słowach zwrócił się do Benjamina Wallace'a: -
Dziękuję panu za pomoc.
Do widzenia.

Patrzyli, jak adwokat opuszcza pokój.

Nie możemy Jimmy'emu tego zrobić! - oświadczyła Paige. Doktor Wallace

odchrząknął.

Paige...

A może byśmy zabrali go stąd i ukryli w jakimś innym pokoju? Musi być jakiś sposób,

na który do tej pory nie wpadliśmy. Coś...

To nie była prośba, lecz rozkaz - odparł Wallace i zwrócił się do Englunda: - Czy

zechciałby pan...?

Nie! - sprzeciwiła się Paige. - Ja... ja to zrobię.

Proszę bardzo.

Jeśli nie macie nic przeciwko, chciałabym zostać z nim sama. Doktor Englund

uścisnął jej ramię.

Tak mi przykro, Paige.

Wiem.

Obaj mężczyźni wyszli z pokoju.
Paige zbliżyła się do nieprzytomnego chłopca. Spojrzała na respirator, który utrzymywał

go przy życiu, i rurki podawające mu dożylnie środki odżywcze. Tak łatwo było odłączyć
urządzenie, pozwolić, by zgasło czyjeś życie. Ale Jimmy miał przecież tyle wspaniałych
planów i nadziei na przyszłość.

„Pewnego dnia zostanę lekarzem - mówił. - Chcę być taki jak ty".
„Czy wiesz, że się żenię?... Ona ma na imię Betsy... Będziemy mieć całą gromadkę dzieci.

Pierwszą córkę nazwiemy Paige".

Jimmy miał wiele powodów, by żyć.
Paige stała, patrząc na niego przez łzy.

- Cholera! - powiedziała. - Zawsze sobie żartowałeś! Co stanie się teraz z twoimi

marzeniami? Myślałam, że chcesz zostać lekarzem - mówiła, szlochając. - Odezwij się! Czy
mnie słyszysz? Otwórz oczy!

Spoglądała na bladą twarz chłopca. Nie reagował.

Przepraszam - wydusiła i pochyliła się, by pocałować go w policzek. Gdy prostowała się

powoli, zobaczyła, jak nieprzytomny pacjent otwiera oczy.

Jimmy! Jimmy!

Zamrugał kilka razy i znowu przymknął powieki. Paige ścisnęła go za rękę. Zbliżyła usta

do jego ucha i powiedziała, tłumiąc łkanie:

- Jimmy, czy słyszałeś dowcip o pacjencie, którego żywiono dożylnie?

Pewnego dnia poprosił lekarza o dodatkową butelkę. Zaprosił gościa na lunch.

Rozdział 19

H

oney czuła się szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Z pacjentami łączyły ją serdeczne stosunki,
którymi niewielu lekarzy mogło się pochwalić. Troskliwie opiekowała się chorymi.
Pracowała na oddziałach geriatrycznym, dziecięcym i wielu innych, a doktor Wallace zadbał

background image

o to, by dostawała zadania, z którymi mogła sobie poradzić. Chciał zatrzymać Honey w
szpitalu i mieć ją zawsze pod ręką.

Honey zazdrościła pielęgniarkom. Mogły spokojnie karmić pacjentów, nie martwiąc się o

podejmowanie trudnych decyzji dotyczących ich leczenia. Nigdy nie chciałam być lekarzem,
myślała Honey. Zawsze pragnęłam zostać pielęgniarką.

Jednak rodzina jej na to nie pozwoliła.

Po południu, gdy Honey wychodziła ze szpitala, udawała się często na zakupy do Bay

Company lub Streetlight Records i kupowała drobne prezenty dla małych pacjentów z
oddziału dziecięcego.

Bardzo lubię dzieci - powiedziała kiedyś do Kat.

Chciałabyś mieć dużą rodzinę?

Może kiedyś - odparła z zadumą. - Najpierw muszę znaleźć odpowiedniego kandydata

na ojca.

Jednym z ulubionych pacjentów Honey na oddziale geriatrycznym był Daniel McGuire,

sympatyczny dziewięćdziesięcioletni staruszek, który cierpiał na niewydolność wątroby. W
młodości z lubością oddawał się grom hazardowym i często lubił zakładać się z Honey.

Założę się o pięćdziesiąt centów, że spóźnią się dzisiaj z moim śniadaniem - mówił.

Daję dolara, że po południu będzie padać.

- Założę się, że ten mecz wygrają Giganci.
Honey zawsze przyjmowała jego zakłady.

Założę się z tobą dziesięć do jednego, że wyzdrowieję - powiedział kiedyś.

Tym razem się nie zakładam - odparła Honey. - Jestem po twojej stronie.

Wziął ją za rękę.

Wiem o tym - rzekł pogodnie. - Gdybym tylko był młodszy...

Nie martw się - odparła ze śmiechem. - Lubię starszych mężczyzn.

Pewnego dnia przyszedł do niego list na adres szpitala. Honey zaniosła kopertę do pokoju

pana Daniela.

Czy mogłabyś przeczytać? - poprosił. Od dawna jego wzrok

był osłabiony.

Oczywiście - zgodziła się Honey.

Otworzyła kopertę, przez chwilę patrzyła na kartkę i w końcu wykrzyknęła:

- Wygrałeś na loterii! Pięćdziesiąt tysięcy dolarów! Gratuluję!
- Nareszcie! -zawołał. -Zawsze wiedziałem, że kiedyś wygram! Daj się uściskać!

Honey pochyliła się i przytuliła staruszka.

- Wiesz co, Honey? Jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
Kiedy po południu Honey przyszła go znowu odwiedzić, okazało się, że umarł.

Pewnego razu Honey siedziała w świetlicy dla lekarzy, gdy do środka wszedł doktor

Stevens.

Czy jest tu jakaś Panna? - spytał. Jeden z lekarzy się

roześmiał.

Jeśli chodzi ci o dziewicę, to wątpię.

Nie, szukam kogoś spod znaku Panny.

Ja urodziłam się we wrześniu - odparła Honey. - Jaki masz problem? Stevens podszedł

do niej.
- Dostałem pod opiekę jakąś cholerną maniaczkę. Powiedziała, że pozwoli się dotknąć

tylko Pannie.

Honey wstała.

Pójdę ją zobaczyć.

Dzięki. Nazywa się Frances Gordon.

Frances Gordon miała jakieś kłopoty ze stawem biodrowym. Kiedy Honey weszła do

background image

pokoju, kobieta uniosła głowę i spytała:

Jesteś spod znaku Panny? Urodziłaś się pod koniec sierpnia albo we wrześniu, czy tak?

Zgadza się - odparła Honey z uśmiechem.

Lwy i Wodniki nie mająpojęcia o tym, co robią. Traktują pacjentów jak mięso.

W tym szpitalu pracuje wielu dobrych lekarzy - zaprotestowała Honey. -Są...

- Ha! Większość z nich leczy ludzi tylko dla pieniędzy - odparła kobieta i przyjrzała się

Honey uważniej. - Ty jesteś inna.

Honey rzuciła okiem na kartę wiszącą w nogach łóżka. Na jej twarzy odmalował się wyraz

zdumienia.

Co się stało? - spytała kobieta. - Co zobaczyłaś? Honey zamrugała

powiekami.

Przeczytałam, że pani jest z zawodu wróżką. Frances Gordon

pokiwała głową.

To prawda. Nie wierzysz w takie sprawy, co?

Niestety nie - odparła Honey.

To niedobrze. Usiądź tu na chwilę, proszę. Honey przysunęła

krzesło.

Podaj mi rękę. Honey pokręciła głową.

Ja naprawdę nie...

Proszę, podaj mi rękę.

Honey niechętnie wyciągnęła dłoń.
Frances Gordon przytrzymała jąna moment i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła,

powiedziała:

- Twoje życie nie było usłane różami, prawda?

Każdy majakieś problemy, pomyślała Honey. Teraz pewnie mi powie, że wybiorę się w

morską podróż.

Miałaś wielu mężczyzn. Chyba się nie mylę? Honey poczuła, że

jej ciało sztywnieje.

Teraz coś się w tobie zmieniło... całkiem niedawno, prawda?

Miała ochotę wybiec z pokoju. Kobieta wprawiała jąw zakłopotanie. Honey chciała

wyrwać rękę.

Zakochasz się niedługo.

Chyba muszę już iść... - zaczęła.

W artyście.

Nie znam żadnego artysty.

To poznasz - odparła Frances Gordon i puściła jej dłoń. - Wróć szybko i zajmij się mną -

poleciła.

Dobrze.

Honey szybko wyszła z pokoju.

Zatrzymała się przy jednej z sal, by odwiedzić przywiezioną niedawno panią Owens,

szczupłą kobietę, która wyglądała na czterdzieści parę lat. Na
jej karcie było napisane, że ma dwadzieścia osiem. Miała złamany nos, podbite oczy, a całą
twarz zapuchniętą i posiniaczoną. Honey podeszła do łóżka.

- Jestem doktor Taft - przedstawiła się.

Kobieta spojrzała na nią znużonym, obojętnym wzrokiem i nadal milczała.

Co się pani stało?

Spadłam ze schodów.

Gdy pani Owens otworzyła usta, Honey zobaczyła dziury po dwóch wybitych zębach.

Tutaj jest napisane - rzekła Honey, wskazując na kartę - że ma pani dwa złamane żebra i

pękniętą miednicę.

Tak. Upadłam z dosyć wysoka.

Jak to się stało, że ma pani podbite oczy?

Musiałam uderzyć w coś głową.

background image

Czy jest pani mężatką?

Tak.

Ma pani dzieci?

Dwoje.

Co robi pani mąż?

Mój mąż nie ma z tym nic wspólnego.

Nie jestem pewna - odparła Honey. - Czy to on tak panią pobił?

Nikt mnie nie pobił.

Będę musiała złożyć raport policji. Pani Owens wpadła

nagle w panikę.

Nie! Proszę, niech pani tego nie robi!

Dlaczego?

On mnie zabije! Pani go nie zna!

Czy wcześniej także panią bił?

- Tak, ale... nie robił tego specjalnie. Upijał się i po prostu tracił panowanie nad sobą.

Dlaczego pani od niego nie odejdzie? Kobieta wzruszyła

ramionami i jęknęła z bólu.

Nie miałabym gdzie się podziać z dziećmi.

Honey słuchała i z każdą chwilą wzbierała w niej złość.

- Nie musi pani znosić takiego traktowania. Istnieją różne domy opieki i instytucje, które

pomogą pani i dzieciom.

Zrozpaczona kobieta pokręciła głową.

- Nie mam pieniędzy. Pracowałam jako sekretarka, ale straciłam posadę, kiedy on zaczął

mnie... - Nie mogła dokończyć.

Honey uścisnęła jej rękę.
- Wszystko będzie dobrze. Dopilnuję, żeby się panią zaopiekowano.
Pięć minut później Honey wkroczyła do gabinetu Wallace'a. Ucieszył się,

widząc ją. Zastanawiał się, co przyniosła ze sobą tym razem. Do tej pory zdążyła już użyć
ciepłego miodu, gorącej wody, roztopionej czekolady i -jego ulubionego - syropu
klonowego. Jej pomysłowość wydawała się nie mieć końca.

- Zamknij drzwi, dziecinko - powiedział.

Nie mogę zostać, Ben. Muszę zaraz wracać - odparła i opowiedziała mu o pobitej przez

męża kobiecie.

Powinnaś zawiadomić policję - rzekł Wallace. - Takie są zalecenia.

Ale do tej pory policja wcale jej nie pomogła. Posłuchaj, ona chce tylko uciec od

swojego męża. Pracowała kiedyś jako sekretarka. Czy nie mówiłeś przypadkiem, że
potrzebujesz nowej maszynistki?

No tak, ale... pomyślę o tym.

Dzięki - odparła Honey. - Postawimy ją na nogi, znajdziemy jej jakieś mieszkanie i

zapewnimy pracę.

Wallace westchnął.

Zobaczę, co da się zrobić.

Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.

Następnego ranka Honey poszła odwiedzić panią Owens.

Jak się pani dzisiaj czuje? - spytała.

Dziękuję, lepiej. Kiedy będę mogła wrócić do domu? Mój mąż nie lubi, kiedy...

Pani mąż już nigdy więcej nie będzie pani dręczył - odparła Honey z przekonaniem. -

Zostanie pani tutaj, dopóki nie znajdziemy jakiegoś mieszkania dla pani i dzieci, a kiedy
dojdzie pani do siebie, zatrudnimy panią tutaj, w szpitalu.

Kobieta popatrzyła na Honey z niedowierzaniem.

Czy pani... to mówi naprawdę?

Oczywiście. Zamieszka pani z dziećmi. Nie będzie pani musiała przeżywać już tego

koszmaru i dostanie pani przyzwoitą pracę.

background image

Pani Owens chwyciła Honey za rękę.

- Nie wiem, jak pani dziękować - rzekła przez łzy. - Nie wyobraża sobie

pani, jak straszne było moje życie.

- Zdaję sobie sprawę - odparła Honey. - Wszystko dobrze się ułoży.
Kobieta skinęła głową, zbyt przejęta, by się odezwać.

Kiedy dzień później Honey zjawiła się w pokoju pani Owens, zastała puste łóżko.

- Gdzie ona jest? - spytała.
- Och - odparła pielęgniarka - wyszła ze szpitala dziś rano. Mąż po nią przyszedł.

Honey znowu usłyszała przez megafon swoje nazwisko:

Doktor Taft... pokój dwieście piętnaście... Doktor Taft... Na korytarzu

wpadła na Kat.

Jak ci leci? - spytała przyjaciółka.

Nie uwierzyłabyś! - odparła Honey i pobiegła dalej.

W pokoju dwieście piętnaście czekał na nią doktor Ritter. W łóżku leżał

dwudziestoparoletni Hindus.

Czy to pani pacjent? - spytał Ritter.

Owszem.

Tutaj jest napisane, że nie mówi po angielsku, czy tak?

Zgadza się.

Podsunął jej pod nos kartę chorego.

To pani pismo? „Wymioty, skurcze, odwodnienie..."

Tak, moje - odrzekła Honey.

„...Nieobecność pulsu obwodowego..."

To ja pisałam.

I jaka jest pani diagnoza?

Katar żołądka.

Czy kazała pani wykonać badanie kału?

Nie. A po co?

- Ponieważ ten pacjent ma cholerę, do diabła! - wrzasnął Ritter. - Będziemy musieli

zamknąć ten pieprzony szpital!

Rozdział 20

D

o diabła! Chcesz powiedzieć, że w szpitalu mamy pacjenta chorego na cholerę?! - krzyknął

Wallace.

Niestety, tak.

Jesteś absolutnie pewny?

Nie mam żadnych wątpliwości - odparł Ritter. - W jego kale roi się od przecinkowców.

Ma niewielkie stężenie jonów wodorowych w tętnicach, niskie ciśnienie, częstoskurcz i
sinicę.

Zgodnie z prawem wszystkie przypadki cholery i innych chorób zakaźnych powinno się

natychmiast zgłaszać do Ośrodka Zwalczania Chorób Zakaźnych w Atlancie.

Będziemy musieli to zgłosić, Ben.

Zamkną nam szpital! - rzekł Wallace podniesionym głosem. Wstał i zaczął się

przechadzać po pokoju. - Nie możemy na to pozwolić. Niech mnie diabli, jeśli zgodzę się,
ż

eby każdego pacjenta z tego szpitala poddawano kwarantannie - dodał i zatrzymał się na

chwilę. - Czy ten człowiek wie, na co choruje?

background image

Nie. To Hindus. Nie mówi po angielsku.

Kto się z nim kontaktował?

Dwie pielęgniarki i doktor Taft.

I to doktor Taft stwierdziła u niego katar żołądka?

Tak. Chyba będziemy musieli ją zwolnić.

Niekoniecznie - odparł Wallace. - Każdy może popełnić błąd. Nie róbmy zbyt

pochopnych kroków. Czy na karcie pacjenta jest napisane, że ma katar żołądka?

Tak.

Wallace podjął decyzję.

- Zostawmy to tak. A teraz posłuchaj, co chciałbym, żebyś zrobił. Zacznij podawać mu

dożylnie płyny. Daj mu także tetracyklinę. Jeśli szybko nam się uda go nawodnić i poprawić
stan krwi, za parę godzin facet może dojść do siebie.

I nie zgłosimy tego przypadku? - spytał Ritter. Wallace spojrzał mu

prosto w oczy.

Mamy zgłosić przypadek kataru żołądka?

A co z pielęgniarkami i doktor Taft?

Im także daj tetracyklinę. Jak nazywa się ten chory?

Pandit Jawah.

- Zamknijcie go w izolatce na czterdzieści osiem godzin. W tym czasie albo zacznie

zdrowieć, albo umrze.

Honey wpadła w panikę. Poszła poszukać Paige.

- Potrzebuję twojej pomocy - powiedziała.

- Co się stało?

Honey opowiedziała jej o wszystkim.

Chciałabym, żebyś z nim porozmawiała. On nie mówi po angielsku, a ty znasz hinduski.

Chciałaś powiedzieć: hindi.

Wszystko jedno. Pogadasz z nim?

Pewnie.

Kwadrans później Paige siedziała koło Pandita Jawaha.

Aap ki tabyat kaisi hai?

Karab hai.

Aapjald acha ko hum kardenge.

Bhagwan aap ki soney ga.

Aap ka ilaj humjalb shuroo kardenge.

Shukria.

Dost kiss liay hain?

Paige wyprowadziła Honey na korytarz.

I co powiedział?

ś

e czuje się okropnie. Zapewniłam go, że wydobrzeje. Nie chciał uwierzyć.

Powiedziałam mu też, że natychmiast przystąpimy do leczenia. Odparł, że jest mi wdzięczny.

Ja też.

Od czego są przyjaciele?

Cholera to choroba, która w ciągu dwudziestu czterech godzin może spowodować śmierć z
odwodnienia lub też może zostać wyleczona w parę godzin. Pół dnia po podaniu leków
Pandit Jawah czuł się już prawie dobrze.

Paige weszła do pokoju Jimmy'ego.

Na jej widok twarz chłopca się rozpromieniła.

Cześć - głos miał jeszcze słaby, ale szybko odzyskiwał siły.

Jak się czujesz? - zapytała Paige.

Ś

wietnie. Czy słyszałaś kawał o doktorze, który powiedział do swojego pacjenta:

background image

„Najlepszą rzeczą, jaką może pan zrobić, to rzucić palenie, przestać pić i powściągnąć nieco
swoje zapędy seksualne"? Pacjent odparł: „Nie zasłużyłem na to, co najlepsze. Co innego
może mi pan zaproponować?"

Paige przekonała się, że Jimmy naprawdę wraca do zdrowia.
Ken Mallory zszedł z dyżuru i wybierał się właśnie na spotkanie z Kat, kiedy usłyszał

brzęczyk pagera. Zastanawiał się, czy po prostu nie zignorować wezwania i nie wymknąć się
po cichu ze szpitala. Sygnał jednak odezwał się znowu. Ken niechętnie poszukał telefonu i
zadzwonił do dyżurki.

Mówi Mallory.

Doktorze, czy mógłby pan przyjść do sali wypadków nagłych numer dwa? Bardzo

proszę. Mamy tutaj pacjenta, który...

Przykro mi - odparł Mallory - właśnie skończyłem dyżur. Znajdźcie kogoś innego.

Akurat nie ma nikogo pod ręką. Choremu pękł wrzód. Sytuacja jest krytyczna. Boję się,

ż

e go nie uratujemy, jeśli...

Cholera! - zaklął w duchu Mallory.

- Dobrze. Zaraz tam przyjdę.

Muszę zadzwonić do Kat i powiedzieć jej, że się spóźnię, pomyślał.
Pacjentem okazał się sześćdziesięcioletni mężczyzna. Był na wpół przytomny, trupio

blady, obficie się pocił i ciężko oddychał. Najwyraźniej doskwierał mu ból nie do zniesienia.
Mallory rzucił na niego okiem i rzekł:

- Proszę zawieźć go natychmiast na salę operacyjną!

Piętnaście minut później Mallory pochylał się nad pacjentem leżącym na stole.

Anestezjolog sprawdzał ciśnienie chorego.

Szybko spada - oznajmił.

Podajcie mu więcej krwi.

Mallory rozpoczął operację, ścigając się z czasem. Tylko chwilę zabrało mu przecięcie

skóry, warstwy tłuszczu, powięzi, mięśni, gładkiej, przezroczystej otrzewnej i dostanie się do
wnętrza żołądka. Krew lała się obficie.

- Przynieście z banku krwi cztery jednostki - polecił Mallory i zaczął

przyżegać krwawiące naczynia.

Zabieg trwał cztery godziny, a kiedy dobiegł końca, Ken był zupełnie wykończony.

Spojrzał na pacjenta i powiedział:

- Będzie żył.

Jedna z pielęgniarek uśmiechnęła się ciepło.

- Jak dobrze, że pan się tutaj znalazł, doktorze Mallory.

Obrzucił ją spojrzeniem. Była młoda i ładna i najwyraźniej miała na niego ochotę.

Spotkamy się później, mała, pomyślał i zwrócił się do asystenta:

- Proszę założyć szwy i zabrać pacjenta na salę pooperacyjną. Zajrzę do

niego jutro rano.

Zastanawiał się, czy zadzwonić do Kat, ale była już północ. Kazał posłać jej dwadzieścia

pięć róż.

O szóstej rano Mallory podbił kartę obecności i poszedł odwiedzić chorego leżącego w

sali pooperacyjnej.

Właśnie się obudził - poinformowała go pielęgniarka. Ken zbliżył się do

łóżka.

Nazywam się Mallory. Jak się pan czuje?

Całkiem nieźle w porównaniu z tym, co działo się wczoraj - odparł mężczyzna słabym

głosem. - Słyszałem, że uratował mi pan życie. To było straszne. Jechałem akurat z
przyjaciółmi na przyjęcie, kiedy dopadł mnie ten piekielny ból. Chyba straciłem
przytomność. Na szczęście byliśmy niedaleko szpitala i znajomi natychmiast mnie tutaj
przywieźli.

Miał pan szczęście. Stracił pan wiele krwi.

Powiedziano mi, że jeszcze dziesięć minut, a już bym nie żył. Dziękuję panu, doktorze.

background image

Mallory wzruszył ramionami.

Wykonywałem po prostu swoją pracę. Mężczyzna przyjrzał

mu się uważnie.

Nazywam się Alex Harrison.

To nazwisko nic Kenowi nie mówiło.

Miło mi, panie Harrison - odparł, sprawdzając choremu puls. - Czy teraz coś pana boli?

Tylko troszeczkę, ale pewnie jestem pod wpływem niezłej dawki środków

przeciwbólowych.

Narkotyki niedługo przestaną działać - rzekł Ken. - Nie powinien pan jednak czuć

dużego bólu. Dojdzie pan do siebie.

Jak długo będę musiał zostać w szpitalu?

Powinniśmy wypisać pana za parę dni.

Do pokoju wszedł urzędnik ze szpitalnego biura, niosąc ze sobą kilka formularzy.

Panie Harrison - powiedział - chciałbym się dowiedzieć, czy ma pan ubezpieczenie na

leczenie.

Innymi słowy interesuje pana, czy stać mnie na zapłacenie rachunku.

Nie chciałem ujmować sprawy w ten sposób.

Może więc pan to sprawdzić w Banku Fidelity - odparł oschle pan Harrison. - Jestem

jego właścicielem.

Po południu, kiedy Mallory wpadł odwiedzić Aleksa Harrisona, zastał u niego atrakcyjną

blondynkę. Wyglądała na trzydzieści parę lat. Była starannie i elegancko ubrana. Miała na
sobie sukienkę, która kosztowała pewnie więcej, niż wynosiła miesięczna pensja Kena.

A oto i nasz bohater! - rzekł Harrison. - Ma pan na nazwisko Mallory, prawda?

Tak. Jestem Ken Mallory.

Doktorze, to moja córka, Lauren.

Kobieta wyciągnęła szczupłą, wypielęgnowaną dłoń.

Ojciec mówił mi, że uratował mu pan życie. Ken się uśmiechnął.

Po to są lekarze.

Lauren spojrzała na niego z uznaniem.

- Nie wszyscy.

Mallory był przekonany, że Harrison znalazł się w szpitalu okręgowym przypadkowo.

- Pański stan się poprawia - powiedział - ale może poczułby się pan lepiej, gdyby wezwał

pan własnego lekarza.

Harrison pokręcił głową.

- Nie ma potrzeby. To nie on uratował mnie od śmierci, lecz pan. Podoba się panu tutaj?

Pytanie zdziwiło Kena.

- Owszem. Czemu to pana interesuje?
Harrison usiadł na łóżku.

Tak się tylko zastanawiam. Przystojny mężczyzna o takich umiejętnościach jak pańskie

powinien mieć przed sobą wspaniałą przyszłość. Nie sądzę, żeby praca tutaj dawała takie
możliwości.

No, niby tak...

- Może to nie przypadek przywiódł mnie tutaj.
Do rozmowy wtrąciła się Lauren:

Wydaje mi się, że ojciec chciałby w jakiś sposób wyrazić swoją wdzięczność.

Lauren ma rację. Kiedy stąd wyjdę, powinniśmy poważnie porozmawiać. Chciałbym,

ż

eby wpadł pan do nas na obiad.

Mallory spojrzał na Lauren i odparł powoli:

- Z przyjemnością.

To wydarzenie zmieniło całe jego życie.

Kenowi jakoś nie udawało się spotkać z Kat. Denerwowało go to coraz bardziej.

Kat, może umówimy się na poniedziałek wieczorem?

Wspaniale.

Ś

wietnie. Przyjadę po ciebie o...

background image

Chwileczkę! Właśnie sobie przypomniałam. Akurat przyjeżdża do mnie kuzynka z

Nowego Jorku.

W takim razie, co myślisz o wtorku?

We wtorek mam dyżur.

A w środę?

Obiecałam Paige i Honey, że wybierzemy się gdzieś razem. Mallory'ego ogarniała

rozpacz. Wkrótce dobiegał termin zakładu.

Zatem, co robisz w czwartek?

Czwartek mi pasuje.

Doskonale. Czy mam po ciebie przyjechać?

Nie. Spotkajmy się w Chez Panisse.

Dobrze. O ósmej.

Zgoda.

Mallory czekał w restauracji do dziewiątej, a potem zadzwonił do Kat. W mieszkaniu nikt

nie odpowiadał. Poczekał więc jeszcze pół godziny. Może coś jej się pomyliło, pomyślał.
Niemożliwe, żeby umyślnie nie zjawiła się na spotkanie.

Następnego dnia zobaczył Kat w szpitalu. Wpadła na niego na korytarzu.
- Och, Ken, bardzo cię przepraszam! Tak głupio wyszło. Postanowiłam zdrzemnąć się

trochę przed naszym spotkaniem i zasnęłam jak kamień, a kiedy się obudziłam, był już
ś

rodek nocy. Tak mi przykro. Długo na mnie czekałeś?

Nie, nie. Nic się nie stało - odparł i pomyślał: co za głupia kobieta! Zrobił krok w jej

stronę.

Chciałbym skończyć to, co zaczęliśmy, maleńka. Szaleję za tobą.

Ja także nie mogę przestać o tobie myśleć - odparła Kat. - Nie mogę się doczekać, kiedy

będziemy tylko we dwoje.

Może w takim razie w następny weekend...

- Och, kochanie. W sobotę i niedzielę jestem akurat zajęta.
I tak się to toczyło, a czas mijał.

Kat opowiadała akurat Paige o wodzeniu Kena za nos, gdy rozległ się sygnał pagera.

- Przepraszam - rzekła Kat, podeszła do telefonu i wybrała numer. – Mówi Hunter.

Słuchała przez chwilę.

- Dziękuję. Zaraz tam będę - rzekła i odłożyła słuchawkę. - Muszę iść.

Jakaś pilna sprawa.

Paige westchnęła.

- Jak zwykle.

Kat ruszyła korytarzem i zjechała windą do ambulatorium. Wszystkie łóżka na oddziale

nagłych wypadków były zajęte. Dzień i noc przywożono ofiary wypadków drogowych, ludzi
z ranami od noży i broni palnej lub połamanymi kończynami. Istny kalejdoskop ludzkiego
cierpienia. Oddział przypominał Kat piekło.

Podbiegła do niej dyżurna.

Doktor Hunter...

Co się stało? - spytała.

Ruszyły w stronę łóżka znajdującego się w odległym końcu sali.

Jest nieprzytomny. Chyba ktoś go pobił. Ma zmasakrowaną twarz i głowę, złamany nos,

pękniętą łopatkę z przemieszczeniem, przynajmniej dwa złamania w prawym ramieniu i...

Dlaczego mnie wezwaliście?

Ma zranioną głowę i prawdopodobnie doznał urazu mózgu.

Zbliżyły się do łóżka, w którym leżał nieprzytomny. Spuchniętą i posiniaczoną twarz

pokrywała zaschnięta krew. Człowiek miał na sobie buty ze skóry aligatora i... serce Kat
zabiło szybciej. Pochyliła się i przyjrzała się pacjentowi dokładniej. Był to Lou Dinetto.

Kat delikatnie obmacała jego czaszkę i spojrzała w oczy. Miał silny wstrząs mózgu.
Pospieszyła do telefonu i wykręciła numer.

background image

- Tu Hunter. Proszę natychmiast przysłać wózek. Mamy tu pacjenta ze wstrząsem mózgu.

Nazywa się Lou Dinetto. Musimy szybko zrobić prześwietlenie i...
- Kat odłożyła słuchawkę i wróciła do chorego. Powiedziała do dyżurnej: - Proszę z nim
zostać. Kiedy przyjedzie wózek, zabierzcie pacjenta na drugie piętro. Będę tam czekać.

Pół godziny później w pokoju na drugim piętrze Kat przeglądała wyniki badań, które

kazała zrobić.

- Ma wylew wewnątrz czaszki, wysoką gorączkę i jest w szoku. Zostawimy go na

dwadzieścia cztery godziny, żeby jego stan się ustabilizował. Potem zdecyduję, kiedy
będziemy operować.

Kat zastanawiała się, czy to, co stało się z Dinetto, może wpłynąć na Mikę'a. I w jaki sposób.

Paige poszła zobaczyć Jimmy'ego. Czuł się już o wiele lepiej.

- Czy słyszałaś dowcip o zboczeńcu, który grasował w eleganckiej dzielnicy? Podszedł do

wytwornej staruszki i rozchylił swój płaszcz, pod którym był zupełnie nagi. Kobieta
przyglądała mu się przez chwilę i rzekła: „I to ma być podszewka?"

Kat jadła kolację z Kenem w zacisznej, małej restauracji niedaleko zatoki. Siedząc

naprzeciwko Mallory'ego i przyglądając mu się, nagle poczuła wyrzuty sumienia. Nigdy
sama bym tego nie zaczęła, pomyślała. Wiem, jaki on jest, a mimo to świetnie się z nim
czuję. Do diabła z nim! Nie mogę przecież wycofać się z gry.

Dopili kawę.
Kat pochyliła się w stronę Kena.

Czy możemy pojechać do ciebie?

Pewnie!

Nareszcie - ucieszył się Mallory.
Kat nagle zesztywniała, pokręciła się niespokojnie na krześle i zmarszczyła czoło. Jęknęła.

Coś się stało? - spytał Mallory.

Nie wiem. Czy mogę cię na chwilę przeprosić?

Oczywiście.

Patrzył, jak Kat wstaje i idzie w stronę łazienki. Kiedy wróciła,
rzekła:

- Niestety, wybraliśmy nieodpowiedni czas, kochanie. Tak mi przykro.

Lepiej zawieź mnie do domu.

Ken wlepił w nią oczy, próbując ukryć rozdrażnienie. Wszystko sprzysięgło się przeciwko

niemu.

- Dobrze - odparł grzecznie, choć pękał ze złości.

Wyglądało na to, że nie uda mu się wykorzystać ostatnich pięciu dni.

Parę minut po powrocie Kat do domu rozległ się dzwonek do drzwi. Kat uśmiechnęła się

do siebie. Pomyślała, że to pewnie Mallory znalazł jakąś wymówkę, żeby wrócić, i
nienawidziła siebie za to, co robiła. Podeszła do drzwi i otworzyła je.

- Ken... - zaczęła.

Ujrzała jednak nie Kena, lecz Rhino i Shadowa. Ogarnęła jąnagła panika. Mężczyźni

wtargnęli do mieszkania.

Czy to ty będziesz robiła operację panu Dinetto? - spytał Rhino. Kat poczuła

suchość w gardle.

Tak-odparła.

Nie chcemy, żeby mu się coś stało.

Ani ja- rzekła Kat. -A teraz proszę mi wybaczyć... Jestem zmęczona i...

Czy istnieje jakieś ryzyko, że on umrze? - wtrącił Shadow. Kat się zawahała.

Przy operacjach mózgu zawsze jest ryzyko, że...

Lepiej, żeby to się nie stało.

Proszę mi uwierzyć, ja...

- Nie możesz pozwolić mu umrzeć - rzekł Shadow i zwrócił się do Rhino: - Chodźmy.

background image

Kat patrzyła, jak zbierają się do wyjścia.
Przy drzwiach Shadow odwrócił się i powiedział:

Pozdrów od nas Mike'a. Kat nagle

znieruchomiała.

Czy to... jakaś groźba?

- My nie straszymy ludzi, paniusiu. Ale jeśli pan Dinetto umrze, dobierzemy się do ciebie

i twojej cholernej rodzinki.

Rozdział 21

K

ilku lekarzy czekało w szatni na Kena Mallory'ego. Gdy się pojawił, Grundy

rzekł:

- Witaj, bohaterze! Chcemy dowiedzieć się wszystkiego z najbardziej pikantnymi

szczegółami.

Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Ale chcemy usłyszeć je od niej, stary - dodał.

Na razie miałem pecha - odparł Mallory niespeszony. -Ale jeszcze nie wszystko

stracone.

Kat i Paige przebierały się w białe fartuchy.

- Czy zdarzyło ci się kiedyś kurować jakiegoś lekarza? - spytała Kat.

Nie.

Miałaś szczęście. To najtrudniejsi pacjenci na świecie. Za dużo wiedzą.

Kogo dzisiaj operujesz?

Doktora Franklina.

W takim razie życzę ci powodzenia.

Dziękuję.

Doktor Mervyn Franklin był mężczyzną koło sześćdziesiątki, szczupłym, łysym, o
wybuchowym usposobieniu. Kiedy Kat weszła do jego pokoju, warknął:

Jest pani nareszcie. Czy sąjuż te cholerne wyniki badania elektrolitów?

Tak - odparła Kat. - Wszystko jest w normie.

Akurat! Nie wierzę tym ludziom z laboratorium. Czasami nie wiedzą, co robią. Proszę

zadbać o to, żeby podali mi właściwą krew.

Dobrze - odparła Kat cierpliwie.

Kto będzie mnie operował?

Doktor Jurgenson i ja. Zapewniam pana, że nie ma powodu do niepokoju.

Czyj mózg będzie operowany, mój czy pani? Wszystkie zabiegi chirurgiczne niosą ze

sobą ryzyko. I wie pani dlaczego? Ponieważ połowa tych cholernych chirurgów wybrała
niewłaściwy zawód. Powinni raczej zostać rzeźnikami.

Doktor Jurgenson jest bardzo utalentowany.

Wiem, inaczej nie pozwoliłbym mu się dotknąć. Który z anestezjologów będzie przy

operacji?

Chyba doktor Miller.

Ten szarlatan? Nie chcę go. Znajdźcie mi kogoś innego.

Doktorze Franklin...

Powiedziałem. Może Haliburton jest akurat pod ręką.

Dobrze, poszukam go.

I proszę mi podać nazwiska pielęgniarek. Chcę wiedzieć, co to za jedne.

Kat spojrzała mu prosto w oczy.

background image

A może woli pan sam przeprowadzić operację?

Co?

Gapił się na nią przez chwilę, a potem uśmiechnął się z wysiłkiem i dodał:

Chyba nie.

Czemu więc nie chce pan nam zaufać?

No dobrze. Wie pani co? Lubię panią.

Ja pana także. Czy pielęgniarka dała panu środek na uspokojenie?

Tak.

W porządku. Będziemy gotowi za parę minut. Czy coś jeszcze mogę dla pana zrobić?

Tak. Niech pani powie tej głupiej pielęgniarce, którędy przebiegają naczynia

krwionośne.

Operacja mózgu Mervyna Franklina przebiegała bez zakłóceń. Gdy wieziono go na salę

operacyjną, bez przerwy wydawał komuś jakieś polecenia.

Proszę pamiętać, jak najmniej środków znieczulających. Mózg nie czuje bólu. Problem

tylko w tym, by się do niego dostać.

Zdaję sobie z tego sprawę - odparła spokojnie Kat.

I uważajcie, żeby temperatura nie przekroczyła czterdziestu stopni.

Dobrze.

Włączcie do operacji jakąś rytmiczną muzykę, żebyście nie pozasypiali.

Zrobimy tak.

Czy instrumentariuszka zna się na swojej pracy?

- Oczywiście.
Franklin gadał bez końca.

Kiedy wreszcie otwarto czaszkę, Kat powiedziała:

- Widzę ten skrzep. Wcale nie wygląda tak źle.
I zabrała się do roboty.

Trzy godziny później, gdy zaczęli zakładać szwy, szef chirurgów, George Englund, wszedł

do sali i zbliżył się do Kat.

Czy kończysz już tutaj, Kat? - spytał.

Prawie - odparła.

Zostaw więc resztę doktorowi Jurgensonowi. Pilnie cię potrzebujemy. Kat skinęła

głową.

Już idę - rzekła i zwróciła się do Jurgensona. - Poradzisz sobie beze mnie?

Jasne. Nie ma problemu.

Kat wyszła na korytarz z Englundem.

Co się stało? - spytała.

Miałaś mieć następną operację później, ale twój pacjent dostał krwotoku. Zabrali go do

sali operacyjnej numer trzy. Nie wygląda na to, żeby miał duże szanse. Musisz natychmiast
zacząć zabieg.

Kto to jest?

Jakiś Dinetto.

Kat spojrzała na George'a skonsternowana.
Dinetto? - pomyślała i przypomniała sobie groźbę jego ochroniarzy, jeśli pan Dinetto

umrze, dobierzemy się do ciebie i twojej cholernej rodzinki.

Kat pobiegła korytarzem prowadzącym na salę numer trzy. Zobaczyła nagle Rhino i

Shadowa.

- Co się stało? - dopytywał się Rhino.

Usta Kat były tak wyschnięte, że z trudem mówiła.

Pan Dinetto dostał krwotoku. Musimy go natychmiast operować. Shadow chwycił

ją za ramię.

Więc róbcie to! Ale pamiętaj, co ci mówiliśmy. On nie może umrzeć. Kat wyrwała mu

rękę i wbiegła do pokoju.

background image

Z uwagi na zmianę planów operację z Kat miał przeprowadzać doktor Vance, chirurg

znany ze swoich umiejętności. Kat zaczęła myć ręce. Pół minuty jedną i przez następne
trzydzieści sekund drugą. Powtórzyła tę czynność, a potem starannie wyczyściła paznokcie.

Doktor Vance stanął obok niej i odkręcił kran.

Jak się czujesz? - spytał.

Dobrze - skłamała Kat.

Lou Dinetto przywieziono do sali operacyjnej na wózku, na wpół przytomnego, i ostrożnie

przeniesiono go na stół. Umyto jego ogoloną głowę i posmarowano jasnopomarańczowym
płynem dezynfekującym tak, że lśniła jasno w reflektorach. Twarz Dinetto zaś była blada jak
u trupa.

Wszyscy zajęli swoje miejsca: doktor Vance, jego pomocnik, anestezjolog, dwie

pielęgniarki do podawania narzędzi i jedna obsługująca urządzenia. Kat upewniła się, czy
wszystko j est gotowe. Zerknęła na monitory. Sprawdziła, czy działa przyrząd podający tlen,
czy włączono stymulator mięśni, elektrokardiograf oraz inne urządzenia badające pracę serca
i automat mierzący ciśnienie krwi. Wszystko było w porządku.

Anestezjolog założył opaskę do mierzenia ciśnienia na prawym ramieniu Dinetto, a potem

założył mu na twarz gumową maskę.

- W porządku. Proszę głęboko oddychać. Wziąć trzy głębokie oddechy.
Dinetto zasnął, zanim zdołał odetchnąć trzy razy.

Operacja się rozpoczęła.

Kat mówiła głośno:
- Część mózgu została uszkodzona. Prawdopodobnie przez skrzep, który oderwał się od

zastawki aorty. Blokuje on naczynie krwionośne po prawej stronie mózgu.

Przyjrzała się jeszcze dokładniej.

- Jest na niższej krawędzi wodociągu mózgu. Skalpel.
Elektrycznym świdrem zrobiono w czaszce otwór wielkości dziesięciocentówki, aby dostać
się do opony twardej. Następnie Kat wykonała cięcie przez oponę, by dotrzeć do fragmentu
kory mózgu znajdującej się poniżej.
- Szczypce!

Pielęgniarka podała jej elektryczne kleszcze.

Rozchylono nacięcie małym retraktorem i zostawiono go tam.

- Okropnie krwawi - zauważył Vance.

Kat wzięła przyrząd do kauteryzacji i zaczęła przyżegać krwawiące naczynia.

- Damy sobie z tym radę.

Doktor Vance rozpoczął odsysanie za pomocą miękkich bawełnianych tamponów, które

umieszczał na oponie twardej mózgu. Zlokalizował przeciekające naczynia na powierzchni
opony i sprawił, że zakrzepły.

- W porządku - rzekł. - Ma szansę z tego wyjść.
Kat odetchnęła z ulgą.

W tej samej chwili Lou Dinetto zesztywniał, a jego ciałem wstrząsnęły konwulsje.

Anestezjolog krzyknął:

Spada ciśnienie!

Podajcie mu więcej krwi! - poleciła Kat.

Wszyscy spojrzeli na monitor. Amplituda drgań na ekranie zmniejszała się. Nastąpiły dwa

szybkie uderzenia serca, a po nich migotanie komór.

- Masaż serca, natychmiast! - rzuciła Kat.

Błyskawicznie przyłożyła elektryczny przyrząd do ciała pacjenta i nacisnęła przycisk. Klatka
piersiowa Dinetto podskoczyła i opadła.

Podajcie mu szybko adrenalinę!

Ustała praca serca! - zawołał chwilę później anestezjolog. Kat spróbowała

jeszcze raz, zwiększając moc prądu. Potem znowu. Przez ciało pacjenta przebiegł
krótki wstrząs.

background image

- Serce zupełnie przestało bić! - krzyknął ponownie anestezjolog. - Wykres pokazuje

prostą.

Zrozpaczona Kat ostatni raz ponowiła próbę. Ciało podskoczyło wyżej niż dotychczas i
opadło na dobre. Nie poruszyło się więcej. - Nie żyje - oznajmił doktor Vance.

Rozdział 22

C

zerwony sygnał, nazywany inaczej czerwonym alarmem, wzywał wszystkich pracowników
medycznych, którzy byli w pobliżu, do ratowania życia umierającego pacjenta. Kiedy serce
Lou Dinetto zatrzymało się nagle podczas operacji, posłano po pomoc. Kat usłyszała przez
megafon:

- Ogłaszamy czerwony alarm na sali operacyjnej numer trzy...
Czerwony kolor zawsze kojarzył się Kat ze śmiercią.
Teraz Kat ogarnęła panika. Ponownie zastosowała elektryczny masaż serca. Czuła, że

próbuje ratować życie nie tylko pana Dinetto, lecz także Mike'a i swoje. Ciało Dinetto
podskoczyło i znowu bezwładnie opadło na stół.

- Spróbuj jeszcze raz! - powiedział gorączkowo Vance.

„My nie straszymy ludzi, paniusiu. Ale pamiętaj, jeśli pan Dinetto umrze, dobierzemy się

do ciebie i twojej rodzinki. Kat wciąż miała w głowie te słowa".

Odwróciła się i znowu przyłożyła diody do piersi Dinetto. Ponowiła próbę.

- Jeszcze raz! - zawołał Vance.

To nie może się stać, myślała Kat rozpaczliwie. Ja umrę razem z nim. Sala operacyjna
wypełniła się nagle lekarzami i pielęgniarkami.

- Na co czekasz?! - ktoś nagle zawołał.

Kat wzięła głęboki oddech i znowu przyłożyła przyrząd do elektrycznego masażu serca do

nieruchomego ciała pacjenta. Przez chwilę nic się nie działo. A potem na monitorze pojawił
się słaby sygnał. Zanikł na moment i w parę sekund później pojawił się znowu. Znikał i
pojawiał się kilka razy, coraz wyraźniejszy, aż wpadł w miarowy, stały rytm.

Kat patrzyła na ekran z niedowierzaniem.
Po zatłoczonym pokoju przebiegł szmer.

Przeżyje! -zawołał ktoś.

O Boże, a był już tak bliski śmierci! - dodał inny głos.

Nawet nie mają pojęcia jak bardzo, pomyślała Kat.
Dwie godziny później przeniesiono Lou Dinetto ze stołu operacyjnego na wózek i

zawieziono na salę intensywnej terapii. Kat szła obok. Na korytarzu czekali Rhino i Shadow.

- Operacja zakończyła się sukcesem - oznajmiła Kat. - Pan Dinetto dojdzie do siebie.

Ken Mallory wpadł w wielkie kłopoty. Nadszedł ostatni dzień zakładu. Ken nie mógł

pojąć, jak to się stało, że dotąd go nie wygrał. Niemal od pierwszego spotkania z Kat był
pewien, że nie będzie miał żadnych trudności, by zaciągnąć ją do łóżka. Nie przewidywał
ż

adnych kłopotów. Przecież leciała na mnie od samego początku, myślał. Teraz, gdy termin

dobiegał końca, Mallory przestraszył się nie na żarty.

Przypomniał sobie wszystkie zdarzenia, jakie przeszkodziły mu w osiągnięciu celu -

powrót współlokatorek Kat do domu w chwili, gdy szli do sypialni, wszystkie trudności w
umówieniu się z Kat na spotkanie, wezwanie Kat przez pager, kiedy to zostawiła go nagiego
na środku pokoju, niespodziewany przyjazd kuzynki, dzień, w którym Kat zaspała i nie
przyszła na randkę i potem, kiedy nagle dostała okres. Mallory nagle zaczął się zastanawiać:
chwileczkę! Czy za każdym razem naprawdę to był tylko zwykły zbieg okoliczności? Nie!
Kat robiła to wszystko specjalnie! W jakiś sposób dowiedziała się o zakładzie i postanowiła

background image

utrzeć Kenowi nosa, zrobić z niego głupca. Ta zabawa miała go kosztować dziesięć tysięcy
dolarów, których nie miał. Co za dziwka z tej Kat! Ken wcale nie był bliżej wygranej niż na
początku. Kat wodziła go za nos. Jak mogłem do tego dopuścić? - zastanawiał się. Teraz
wiedział już, że nie miał żadnych szans na wygranie.

Kiedy zjawił się w szatni dla lekarzy, wszyscy już tam na niego czekali.

- Przyszedł dzień zapłaty! - zaśpiewał Grundy.
Mallory uśmiechnął się z przymusem.

Mam jeszcze czas do północy, prawda? Wierzcie mi, koledzy, ta mała jest gotowa.

Pewnie - odparł ironicznie Grundy. - Uwierzymy w to, jeśli potwierdzi to twoja dama.

Przygotuj lepiej na jutro gotówkę.

Mallory się roześmiał.

- Lepiej wy szykujcie forsę!

Wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nagle znalazł sposób wyjścia z opresji.

Znalazł Kat w bufecie i usiadł naprzeciw niej.

Słyszałem, że uratowałaś życie jakiemuś pacjentowi.

I przy okazji własne.

Co takiego?

Och, nic.

Czy wiesz, jak możesz uratować moje życie? Kat spojrzała na

niego pytająco.

Wybierz się ze mną dziś na kolację.

Jestem zbyt wykończona, Ken.

Rzeczywiście zmęczyła ją już ta gra. Mam już dosyć, myślała. Nadeszła pora, by dać sobie

z tym spokój. Wpadłam we własne sidła. Kat żałowała, że Ken nie jest innym człowiekiem.
Gdyby tylko był wobec niej szczery. Naprawdę zależałoby mi na nim - doszła do wniosku.

Jednak Mallory nie dawał za wygraną.

- Odwiozę cię wcześnie do domu - obiecał. - Przecież musisz gdzieś zjeść kolację. No i

jak, zgadzasz się?

Kat niechętnie skinęła głową. Wiedziała, że godzi się na spotkanie ostatni raz. Zamierzała

powiedzieć Kenowi, że wiedziała o zakładzie. Chciała skończyć tę grę.

- Tak - odparła.

Honey skończyła pracę o czwartej po południu. Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że ma

wystarczająco dużo czasu, by zrobić zakupy. Kupiła kilka ozdobnych świec do mieszkania,
potem poszła do San Francisco Tea & Coffee Company poszukać jakiegoś nadającego się do
picia gatunku kawy na śniadanie. A w drodze do domu wpadła do sklepu Chrisa Kelly'ego
obejrzeć obrusy.

Obładowana pakunkami ruszyła w stronę mieszkania. Przyrządzę sobie kolację w domu,

postanowiła. Wiedziała, że Kat ma spotkanie z Kenem, a Paige jest na dyżurze.

Przekładając torby z ręki, do ręki weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Włączyła

ś

wiatło. Wielki czarny mężczyzna wychodził właśnie z łazienki, zostawiając ślady krwi na

dywanie. Skierował na Honey pistolet.

- Piśnij słówko, a rozwalę ci łeb!
Honey wrzasnęła.

Rozdział 23

M

allory siedział naprzeciw Kat w restauracji Schroedera przy Front Street. Minuty płynęły
nieubłaganie. Ken zastanawiał się, co się stanie, jeśli nie będzie mógł zapłacić dziesięciu

tysięcy dolarów. Po szpitalu wieść o tym szybko się rozniesie i Ken stanie się znany jako

background image

kanciarz i niepoważny gość. Kat paplała coś o jednym ze swoich pacjentów. Mallory patrzył

jej w oczy, ale nie słuchał. Miał ważniejsze sprawy na głowie.

Kolacja prawie dobiegała końca i kelner przyniósł kawę. Kat zerknęła na zegarek.

- Jutro wcześnie zaczynam dyżur - powiedziała. - Lepiej już chodźmy.
Ken nie poruszył się. Siedział we wzrokiem wbitym w stół.

Wiesz, Kat... - odezwał się w końcu i spojrzał na nią. - Muszę ci coś powiedzieć.

Tak?

To poważne wyznanie - odparł i odetchnął głęboko. - Nie jest mi łatwo. Przyglądała mu

się zaskoczona.

Co to takiego?

- Głupio mi to powiedzieć - zaczął i umilkł na chwilę. - Założyłem się z kilkoma

lekarzami, że... się z tobą prześpię.

Kat nie spuszczała z niego oka.

Ty...

Proszę, nic nie mów. Bardzo się wstydzę tego, co zrobiłem. To miał być zwykły żart, a

to ja w końcu wyszedłem na głupca. Stało się coś, czego nie przewidziałem. Zakochałem się
w tobie.

Ken...

Nigdy wcześniej nikogo nie kochałem, Kat. Znałem wiele kobiet, ale nic do nich nie

czułem. A o tobie nie mogę przestać myśleć - rzekł i westchnął głęboko. - Chciałbym się z
tobą ożenić.

Kat zakręciło się w głowie. Cały świat nagle stanął do góry nogami.

Nie wiem... co powiedzieć...

Jesteś jedyną kobietą której to zaproponowałem. Proszę, zgódź się. Wyjdziesz za mnie,

Kat?

A więc wszystkie czułe słówka, które jej szeptał do ucha, były prawdziwe! Serce Kat

zabiło mocniej. Miała wrażenie, jakby cudowny sen stał się nagle rzeczywistością. Przecież
chciała jedynie, by Ken był wobec niej uczciwy. A teraz tak się stało. Cały czas miał wyrzuty
sumienia. Nie był taki jak inni mężczyźni. Okazał się szczery i wrażliwy.

Kat spojrzała na niego rozpromieniona.

- Tak, Ken. O tak!
Na ustach Kena pojawił się uśmiech.
- Kat... - rzekł, pochylił się i pocałował ją w policzek. - Przepraszam cię za ten idiotyczny

zakład - dodał i skruszony pochylił głowę. - Dziesięć ty
sięcy dolarów. Moglibyśmy przeznaczyć te pieniądze na podróż poślubną.
Ale warto je stracić, by zyskać ciebie.

Dziesięć tysięcy dolarów - zastanawiała się Kat.

Byłem takim głupcem.

Kiedy upływa termin?

Dziś o północy, ale to nieważne. Tylko ty się liczysz, i to, że się pobierzemy. Nie...

Ken?

Tak, kochanie?

Jedźmy do ciebie - zaproponowała z figlarnym błyskiem w oku. - Jeszcze wciąż możesz

wygrać zakład.

Kat zachowywała się w łóżku jak tygrysica.
Mój Boże! - pomyślał Mallory. Warto było czekać. Wszystkie uczucia, jakie Kat skry wała

przez lata, nagle eksplodowały. Była najbardziej namiętną kobietą, jaką Mallory
kiedykolwiek spotkał. Po dwóch godzinach poczuł się wykończony. Przytulił Kat do siebie.

Jesteś niezwykła - powiedział. Podparła się na łokciach i

spojrzała na niego.

Ty także, kochanie. Czuję się taka szczęśliwa. Mallory

wyszczerzył zęby.

Ja też.

background image

Mam dziesięć tysięcy dolców w kieszeni, pomyślał, i za sobą udaną noc.

- Obiecaj mi, że zawsze będzie tak jak teraz, Ken.
- Przyrzekam - odparł z największym przekonaniem, na jakie było go stać.

Kat zerknęła na zegarek.

Chyba się już ubiorę.

Nie możesz zostać u mnie na noc?

Nie. Rano jadę z Paige do szpitala - odparła i pocałowała go czule. -Nie martw się.

Mamy przed sobą całe życie.

Ken patrzył, jak Kat się ubiera.

- Nie mogę się doczekać, kiedy dostaniemy pieniądze. Spędzimy za nie wspaniały

miesiąc miodowy - powiedział i nagle zmarszczył czoło. -Ale co będzie, jeśli chłopcy mi nie
uwierzą? Nie mogą polegać tylko na moim słowie.

Kat zastanawiała się przez chwilę. Wreszcie rzekła:

Spokojna głowa. Sama im powiem. Mallory się

uśmiechnął.

Chodź do mnie do łóżka.

Rozdział 24

C

zarny mężczyzna, trzymając pistolet wycelowany w Honey, krzyknął: - Mówiłem ci, żebyś

siedziała cicho!

Ja... przepraszam - oparła Honey i zaczęła się trząść. - Czego chcesz? Przycisnął dłoń do

boku, próbując zatamować płynącą krew.

Szukam swojej siostry.

Honey spojrzała na niego zdumiona. Facet był najwyraźniej nienormalny.

Siostry?

Kat - odparł, a jego głos stał się słabszy.

Och, mój Boże! To ty jesteś Mikę!

Tak.

Broń wypadła Mike'owi z ręki, a on sam osunął się na podłogę. Honey podbiegła do niego.

Z rany wyglądającej na postrzałową ciekła krew.

- Leż spokojnie - powiedziała Honey.

Pospieszyła do łazienki, wzięła trochę wody utlenionej, duży, kąpielowy ręcznik i wróciła

do Mikę'a.

- To będzie trochę bolało - ostrzegła.
Mężczyzna leżał, zbyt słaby, by się poruszać.

Honey przemyła ranę wodą utlenioną i przycisnęła do niej ręcznik. Mikę zatkał sobie

dłonią usta, by nie krzyczeć.

- Zadzwonię po karetkę i zabiorą cię do szpitala - oznajmiła Honey.
Chwycił ją za ramię.

Nie! śadnych szpitali i żadnej policji - rzekł słabnącym głosem. - Gdzie jest Kat?

Nie wiem - odparła bezradnie Honey.

Wiedziała, że Kat umówiła się z Kenem, ale nie miała pojęcia, dokąd poszli.

Pozwól, że zadzwonię do przyjaciółki.

Do Paige? - spytał. Honey skinęła głową.

Tak - odparła i pomyślała: A więc Kat opowiadała mu o nas. Dopiero po dziesięciu

minutach udało jej się złapać Paige.

Czy mogłabyś wrócić do domu? - spytała.

background image

Ależ Honey, przecież jestem na dyżurze. Właśnie robię...

Brat Kat jest tutaj.

Więc powiedz mu...

Ktoś go postrzelił.

Co takiego?

Ma paskudną ranę.

Wyślę do was sanitariuszy i...

Mikę powiedział, że nie chce żadnych szpitali ani policji. Nie wiem, co robić.

Czy to zranienie jest bardzo poważne?

Chyba tak.

Tu nastąpiła krótka chwila milczenia.

Poszukam kogoś, żeby mnie zastąpił. Przyjadę za pół godziny. Honey odłożyła

słuchawkę i wróciła do Mike'a.

Paige zaraz przyjedzie - oznajmiła.

Dwie godziny później Kat wracała do domu w doskonałym nastroju. Wcześniej nawet

myśl o seksie wprawiała ją w niepokój. Kat bała się, że powrócą koszmarne doświadczenia z
dzieciństwa. Jednak Ken Mallory okazał się tak wspaniały, że wszystkie obawy Kat zniknęły
natychmiast. Rozbudził w niej emocje, o których istnieniu nie miała dotąd pojęcia.

Uśmiechając się do siebie na myśl o tym, jak w ostatniej chwili przechytrzyli lekarzy i

wygrali zakład, Kat otworzyła drzwi do mieszkania i stanęła jak wryta. Paige i Honey
klęczały obok Mike'a. On zaś leżał na podłodze z poduszką pod głową, w ubraniu
przesiąkniętym krwią i ręcznikiem przyciśniętym do boku.

Paige i Honey spojrzały na wchodzącą Kat.

- Mikę! O mój Boże! - zawołała, podbiegła do brata i uklękła obok. – Co się stało?

Cześć, siostrzyczko - wyszeptał z trudem.

Został postrzelony - wyjaśniła Paige. - Ma krwotok.

Zawieźmy go do szpitala - rzekła zdenerwowana Kat. Mike pokręcił

głową.

Nie - wydusił. - Ty jesteś lekarką. Sama możesz mi pomóc. Kat spojrzała na

Paige.

Zatamowałam krwotok, jak tylko się dało - rzekła Paige - ale kula ciągle tkwi w

wewnątrz. Nie mamy tutaj odpowiednich narzędzi, żeby...

On wciąż traci krew - odparła Kat i włożyła mu dłoń pod głowę. -Posłuchaj, Mike. Jeśli

nie otrzymasz pomocy, ryzykujesz życie.

Ale... nie możesz... o tym donieść... Nie chcę, żeby... mieszała się w to policja.

Kat spytała cicho:

W co ty się wplątałeś, Mike?

W nic takiego. Miałem rozmowę w interesach... jeden facet się wściekł... no i strzelił do

mnie.

Kat słyszała takie historie od lat. Same kłamstwa. Wiedziała, że brat nie mówi jej prawdy,

ale chyba sama wolała jej nie znać. Mike wyciągnął rękę.

Pomożesz mi, siostrzyczko?

Tak Mike - odparła Kat.

Pochyliła się i pocałowała go w policzek. Potem wstała i podeszła do telefonu. Podniosła

słuchawkę i wykręciła numer szpitalnego pogotowia.

- Mówi Hunter - powiedziała drżącym głosem. - Potrzebuję natychmiast karetki...

W szpitalu Kat poprosiła, by Paige usunęła kulę z ciała Mike'a.

- Stracił dużo krwi - powiedziała Paige i zwróciła się do asystującego chirurga: - Proszę

mu podać jeszcze jeden pojemnik z krwią.

Ś

witało, gdy operacja dobiegła końca. Kulę udało się usunąć. Paige odciągnęła

background image

Kat na bok.

Co mam napisać w papierach? - spytała. - Mogłabym oświadczyć, że był to wypadek

lub...

Nie - odparła Kat zbolałym głosem. - Już zbyt długo go kryłam. Napisz, że ktoś go

postrzelił.

Mallory czekał na Kat przed salą operacyjną.

- Kat, słyszałem o twoim bracie i...

Westchnęła ciężko.

Tak mi przykro. Czy wyjdzie z tego? - spytał. Kat spojrzała na

Kena i odparła:

Tak. W końcu będzie musiał się z tego wygrzebać raz na zawsze. Mallory uścisnął

rękę Kat.

Chciałbym, żebyś wiedziała, jak bardzo podobała mi się nasza wspólna noc. Byłaś

fantastyczna. Och, przypomniało mi się. Lekarze, z którymi się założyłem, czekają w
bufecie, ale pewnie po tym, co się stało z twoim bratem, nie masz ochoty na...

Czemu nie? - przerwała.

Wzięła Kena pod rękę i ruszyli korytarzem w stronę bufetu. Lekarze ujrzeli ich

wchodzących razem do środka.

Cześć, Kat - powiedział Grundy. - Chcielibyśmy coś od ciebie usłyszeć. Doktor Mallory

twierdzi, że spędziliście razem noc i było wspaniale.

Bardziej niż wspaniale - odparła Kat. - Fantastycznie! - Pocałowała Kena w policzek i

dodała: - Zobaczymy się później, kochanie.

Uśmiechnęła się i wyszła, zostawiając mężczyzn z otwartymi ze zdumienia ustami.

W szatni Kat powiedziała do Paige i Honey:

W całym tym zamieszaniu nie miałam okazji przekazać wam nowiny.

Jakiej? - zainteresowała się Paige.

Ken poprosił mnie o rękę.

Na twarzach przyjaciółek pojawił się wyraz niedowierzania.

ś

artujesz! - stwierdziła Paige.

Nie. Zaproponował mi małżeństwo zeszłej nocy. A ja się zgodziłam.

Nie możesz przecież wyjść za niego! - zawołała Honey. - Wiesz, jaki on jest. Próbował

zaciągnąć cię do łóżka, dlatego że się założył!

No i udało mu się - odparła Kat z uśmiechem. Paige spojrzała na

nią i rzekła:

Coś mi się w tym nie podoba.

- Myliłyśmy się co do niego - odparła Kat. - Całkowicie. Ken sam powiedział mi o tym

zakładzie. Cały czas miał wyrzuty sumienia. Nie rozumiecie, co się stało? Spotykałam się z
nim, żeby utrzeć mu nosa, a on umawiał się ze mną żeby wygrać forsę, i w końcu
zakochaliśmy się w sobie. Nie wiecie nawet, jak bardzo jestem szczęśliwa!

Honey i Paige spojrzały po sobie.

Kiedy bierzecie ślub? - spytała Honey.

Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale na pewno stanie się to wkrótce. Chciałabym,

ż

ebyście zostały moimi druhnami.

Możesz na nas liczyć - odparła Paige.

Jednak gdzieś na granicy jej świadomości pojawił się dziwny niepokój. Ziewnęła.

To była długa noc - powiedziała. - Jadę do domu się przespać.

Ja zostanę tutaj z Mikiem - oznajmiła Kat. - Kiedy się obudzi, policja będzie chciała go

przesłuchać.

Wzięła przyjaciółki za ręce.

- Dziękuję wam za pomoc.

background image

W drodze do domu Paige myślała o tym, co się wydarzyło. Wiedziała, jak bardzo Kat

kocha swojego brata. Kat musiała się wreszcie zdobyć na odwagę i zawiadomić policję.
Powinnam była zrobić to już wcześniej - powiedziała do Paige.

Kiedy Paige wchodziła do mieszkania, zadzwonił telefon. Podbiegła do aparatu i

podniosła słuchawkę.

Telefonował Jason.

- Cześć! Chciałem tylko powiedzieć, jak bardzo zatobątęsknię. Co u ciebie słychać?

Paige miała ochotę opowiedzieć mu, co się stało, ale przecież były to osobiste sprawy Kat.

Nic ciekawego - odparła. - A poza tym wszystko w porządku.

Ś

wietnie. Wybrałabyś się dziś ze mną na kolację?

Paige wiedziała, że było to zaproszenie nie tylko na kolację. Jeśli jeszcze raz się z nim

spotkam, nasz związek przerodzi się w coś poważniejszego, pomyślała. Wiedziała, że stanęła
oko w oko z najważniejszą decyzją w swoim życiu.

Wzięła głęboki oddech.

- Jason... - zaczęła.

W tym samym momencie usłyszała dzwonek do drzwi.

- Poczekaj chwilę, dobrze?

Odłożyła słuchawkę i poszła otworzyć drzwi. W progu stał Alfred
Turner.

Rozdział 25

P

aige przystanęła jak wryta w ziemię. Alfred uśmiechnął się i

spytał:

Czy mogę wejść?

Oczywiście - wyjąkała oszołomiona. - Przepraszam, że od razu nie zaprosiłam cię do

ś

rodka.

Patrzyła, jak Alfred wchodzi do pokoju, i ogarnęły ją sprzeczne emocje. Była szczęśliwa i

podekscytowana, a jednocześnie zła. Dlaczego? - zastanawiała się. Pewnie wpadł, żeby
zwyczajnie mnie odwiedzić.

- Odszedłem od Karen - oznajmił.
Te słowa wstrząsnęły Paige.
Alfred zbliżył się do niej.

Popełniłem wielki błąd, Paige. Nie powinienem pozwolić ci wtedy wyjechać.

Alfred... - zaczęła Paige i nagle przypomniała sobie o Jasonie czekającym przy

słuchawce. - Przepraszam na chwilę.

Pobiegła do telefonu, który znajdował się w innym pokoju.

Jason?

Tak, Paige. I co z wieczorem? Wpadło mi do głowy, żeby...

Nie... nie mogę się z tobą zobaczyć.

Och. Jeśli dzisiaj ci nie pasuje, to może jutro?

Jeszcze nie wiem. Wyczuł napięcie w jej

głosie.

Czy coś się stało? - spytał.

Nie. Wszystko w porządku. Zadzwonię do ciebie jutro i wyjaśnię.

Dobrze - odparł nieco zaskoczony. Paige odłożyła

słuchawkę.
- Tęskniłem za tobą, Paige - powiedział Alfred. - Czy ty też o mnie myślałaś?

background image

Nie - odparła w duchu Paige - tylko ganiałam za obcymi mężczyznami na ulicach myśląc,

ż

e to ty.

Tak - przyznała głośno.

To świetnie. Wiesz, wydaje mi się, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Zawsze byliśmy.

Czyżby? - pomyślała Paige. To dlatego ożeniłeś się z Karen. Czy sądzisz, że możesz
przychodzić do mnie i odchodzić, kiedy ci się tylko podoba? Alfred zrobił jeszcze jeden krok
w jej stronę.

Zgadzasz się z tym? - dodał.

Nie wiem - odparła Paige, patrząc mu w oczy. - Zjawiłeś się tak nagle. Ujął jej rękę.

Powiedz, że tak.

Co się stało z Karen? Alfred wzruszył

ramionami.
- Popełniłem błąd, żeniąc się z nią. Wciąż myślałem o tobie i o wspólnie spędzonych

latach. Zawsze byliśmy dla siebie tacy bliscy.

Przyglądała mu się bacznie.

Alfred...

Przyszedłem, by zostać z tobą, Paige. To znaczy niekoniecznie tutaj. Chciałbym,

ż

ebyśmy pojechali do Nowego Jorku.

Do Nowego Jorku?

Tak. Opowiem ci wszystko. Czy mógłbym dostać filiżankę kawy?

Oczywiście. Zaparzę świeżej. To zajmie parę minut.

Alfred poszedł za niądo kuchni. Nastawiając ekspres do kawy, Paige próbowała

uporządkować myśli. Wcześniej tak rozpaczliwie chciała, by Alfred do niej powrócił, a teraz,
gdy zjawił się tutaj...

Wiele się nauczyłem przez ostatnie lata - rzekł Alfred. - Wydoroślałem.

Tak?

Pewnie. Wiesz, że wiele łat pracowałem w Światowej Organizacji Zdrowia?

Tak, wiem.

W tamtych krajach niewiele się zmieniło od czasu, kiedy byliśmy dziećmi. W

rzeczywistości w niektórych rejonach jest jeszcze gorzej. Więcej chorób i nędzy...

Ale byłeś tam i niosłeś ludziom pomoc - rzekła Paige.

Tak, ale nagle przyjrzałem na oczy.

Przejrzałeś na oczy?

Uświadomiłem sobie, że marnuję swoje życie. śyłem w biedzie, pracowałem

dwadzieścia cztery godziny na dobę, pomagałem tym głupim dzikusom, podczas gdy mogłem
tutaj zarobić kupę forsy.

Paige słuchała z niedowierzaniem.

- Poznałem lekarza, który ma prywatny gabinet przy Park Avenue w Nowym Jorku. Czy

wiesz, ile rocznie zarabia? Ponad pięćset tysięcy dolarów!
Rozumiesz? Pół miliona na rok!

Teraz Paige patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.

- Pomyślałem sobie: gdzie indziej mogę zarobić taką forsę? Ten lekarz zaproponował mi,

ż

ebym został jego współpracownikiem - oznajmił Alfred dumnie - i zgodziłem się. Dlatego

chciałbym, żebyśmy pojechali do Nowego Jorku.

Paige nie wierzyła własnym uszom. Wprost zaniemówiła.
- Będzie mnie stać na luksusowy apartament, eleganckie stroje dla ciebie, i to wszystko,

co zawsze ci obiecywałem - rzekł z uśmiechem. – Pewnie jesteś zaskoczona?

Paige zwilżyła językiem wyschnięte wargi.

- Nie wiem, co powiedzieć, Alfred.
Roześmiał się.

To zrozumiałe. Pięćset tysięcy dolców na rok każdego przyprawiłoby o zawrót głowy.

Nie chodzi mi o pieniądze - odparła powoli Paige.

Więc o co?

Patrzyła na niego, jakby zobaczyła go po raz pierwszy.

background image

- Alfred, kiedy pracowałeś w Światowej Organizacji Zdrowia, miałeś uczucie, że

pomagasz ludziom?

Wzruszył ramionami.

- Nic nie może im pomóc. I kogo to, do diabła, naprawdę obchodzi? Czy uwierzysz, że

Karen namawiała mnie, żebyśmy osiedlili się w Bangladeszu?
Powiedziałem jej, że nie ma mowy, więc pojechała tam sama - rzekł, ujmując dłoń Paige. - A
więc jestem tutaj. Wyglądasz, jakbyś była trochę speszona. Pewnie jesteś pod wrażeniem
tego wszystkiego, prawda?

Paige pomyślała o swoim ojcu: Mógł zrobić wielką karierę, prowadząc prywatną praktykę

przy Park Avenue, ale nie interesowały go pieniądze. Wolał pomagać ludziom.

- Rozwiodłem się już z Karen, a więc możemy od razu wziąć ślub - oznajmił, klepiąc japo

dłoni. - Co myślisz o zamieszkaniu w Nowym Jorku?

Paige wzięła głęboki oddech.

- Alfred...

Pełen oczekiwania uśmiech pojawił się na jego twarzy.

- Tak?

Wynoś się stąd. Kąciki ust Alfreda opadły.

Co? Paige wstała.

Chcę, żebyś sobie stąd poszedł.

Dokąd mam iść? - spytał zakłopotany.

Nie powiem ci - odparła Paige. - Mogłoby to zranić twoje uczucia.

Kiedy Alfred wyszedł, Paige usiadła i pogrążyła się w myślach. Kat miała rację, mówiąc

kiedyś, że Paige uległa złudzeniom. Miałem pomagać tym głupim dzikusom, kiedy mogłem
zarobić tutaj kupę forsy...? - przypomniała sobie słowa Alfreda. Pięćset tysięcy dolarów na
rok!

I ja tęskniłam za takim człowiekiem? - pomyślała z zadumą Paige. Przypuszczała, że

wpadnie w depresję, ale zamiast tego ogarnęła ją radość. Nagle poczuła się wolna. Teraz
wiedziała już, czego chce.

Podeszła do telefonu i wykręciła numer do Jasona.

Halo - usłyszała.

Jason, tu Paige. Pamiętasz, jak opowiadałeś mi o swoim domu w Dolinie Noe?

Tak...

Chętnie go zobaczę. Czy masz czas dziś wieczorem? Jason odparł cicho:

Czy powiesz mi, co się stało, Paige? Trochę się niepokoiłem.

Ja też. Wydawało mi się, że kocham mężczyznę, którego znałam bardzo dawno temu,

ale okazało się, że nie jest już tym samym człowiekiem co kiedyś. Teraz już wiem, czego
chcę.

Powiedz.

Chcę zobaczyć twój dom.

Dolina Noe należała jakby do innego świata. Wyglądała jak kolorowa oaza w środku

jednego z największych miast na świecie.

Dom Jasona przypominał swojego właściciela - był elegancki i czarujący. Jason

oprowadził Paige po pokojach.

To salon... tutaj kuchnia, a tu łazienka dla gości, dalej znajduje się moja pracownia... -

rzekł i spojrzał na Paige. - Sypialnia jest na górze. Chcesz ją zobaczyć?

Bardzo - odparła cicho Paige.

Weszli schodami na piętro. Serce Paige waliło dziko. To, co się działo, zdawało się

nieuchronne. Powinnam była wiedzieć o tym od początku, pomyślała.

Paige nie zdawała sobie sprawy, kto zrobił pierwszy ruch, ale nagle padli sobie w ramiona

i usta Jasona dotknęły jej warg. Wydawało się to najbardziej naturalne na świecie. Zaczęli
ś

ciągać z siebie nawzajem ubrania, coraz bardziej gorączkowo i niecierpliwie. A potem

poszli do łóżka i długo się kochali.

background image

Uwielbiam cię - wyszeptał Jason.

Wiem - zażartowała Paige - od chwili, gdy kazałam ci włożyć biały fartuch.

Kiedy potem zmęczeni leżeli obok siebie, Paige powiedziała:

Chciałabym spędzić tutaj całą noc.

Nie powiesz mi rano, że nie możesz na mnie patrzeć? - spytał Jason i się uśmiechnął.

Obiecuję, że nie.

Całą noc rozmawiali, kochali się, a potem znowu rozmawiali. Rano Paige przygotowała dla
Jasona śniadanie. Jason rzekł, przyglądając się jej:

Nie wiem, czym zasłużyłem sobie na takie szczęście, ale dziękuję ci za to.

To mnie spotkało wielkie szczęście - odparła Paige.

Wiesz co? Nie dostałem jeszcze odpowiedzi na swoją propozycję.

Dam ci ją jeszcze dziś.

Po południu do biura Jasona przybył posłaniec z kopertą. W środku znajdowała się kartka,
którą Jason przysłał Paige wraz z modelem domu. Widniało na niej: Taki będzie mój dom -
[ ] Taki będzie nasz dom
- [x] Proszę wstaw krzyżyk tam, gdzie chcesz.

Rozdział 26

L

ou Dinetto opuszczał szpital. Kat przyszła do jego pokoju, by się pożegnać. Zastała tam

Rhino i Shadowa. Gdy weszła do środka, Dinetto odwrócił się do nich i powiedział:
- Zmykajcie.
Kat patrzyła, jak wychodzą z pokoju.

Jestem ci coś winien - rzekł Dinetto, spoglądając na Kat.

Nic podobnego.

Czy chcesz przez to powiedzieć, że moje życie jest niewiele warte? Słyszałem, że

wychodzisz za mąż.

Tak.

Za lekarza.

Owszem.

W takim razie powiedz mu, żeby dobrze dbał o ciebie, bo inaczej będzie miał ze mną do

czynienia.

Dobrze, powiem mu. Nastąpiła krótka cisza.

Przepraszam za Mikę'a.

Wszystko będzie z nim w porządku - odparła Kat. - Długo z nim rozmawiałam. Dojdzie

do siebie.

Ś

wietnie - rzekł Dinetto i wyciągnął grubą kopertę. -A to mały prezent ślubny dla ciebie.

Kat pokręciła głową.

Nie, dziękuję.

Ale...

Niech pan dba o siebie.

Ty też na siebie uważaj. Wiesz co? Naprawdę równa z ciebie babka. Powiem ci coś i

chcę, żebyś to zapamiętała. Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy, obojętnie w czym,
przyjdź do mnie. Rozumiesz?

Oczywiście.

Miała świadomość, że Dinetto mówi to szczerze, ale wiedziała także, że sama nigdy nie

zwróci się do niego o pomoc.

Podczas następnych tygodni Paige i Jason rozmawiali przez telefon trzy lub cztery razy

background image

dziennie i spotykali się zawsze, gdy tylko Paige nie miała nocnego dyżuru.

W szpitalu jak zwykle panował ruch. Paige od trzydziestu sześciu godzin była na dyżurze i

bez przerwy wzywano ją w jakiejś pilnej sprawie. Zasnęła akurat na moment w dyżurce,
kiedy obudził ją świdrujący dzwonek telefonu.

Ospałym gestem przytknęła słuchawkę do ucha.

Halo?

Doktor Taylor, czy mogłaby pani przyjść szybko do pokoju czterysta dwadzieścia dwa?

Paige próbowała zebrać myśli. W pokoju czterysta dwadzieścia dwa leżał jeden z

pacjentów doktora Barkera, Lance Kelly. Przeszczepiono mu niedawno zastawkę. Coś złego
musiało się stać, pomyślała Paige. Wyskoczyła z łóżka i ruszyła pustym korytarzem.
Postanowiła nie czekać na windę
i wbiegła na schody. Może to tylko jakaś nerwowa pielęgniarka, zastanawiała się po drodze.
Ale jeśli to coś poważnego, zadzwonię po Barkera, zdecydowała.

Podeszła do pokoju czterysta dwadzieścia dwa, stanęła w drzwiach, widząc jęczącego

pacjenta, który z trudem łapał oddech. Na widok Paige pielęgniarka odetchnęła z wyraźną
ulgą.

Nie wiem, co robić, pani doktor. Paige podbiegła do

łóżka.

Wszystko będzie dobrze - powiedziała pocieszająco.

Ujęła nadgarstek chorego i wyczuła niezwykle szybki puls. Zastawka, którą

przeszczepiono, najwyraźniej zaczęła źle funkcjonować.

- Proszę podać mu środek uspokajający - poleciła.

Pielęgniarka przygotowała strzykawkę i podała ją Paige, która zręcznie zrobiła zastrzyk

dożylny, a potem znowu zwróciła się siostry:

- Proszę powiedzieć dyżurnej pielęgniarce, żeby szybko przygotowała

zespół do operacji. I niech pani zawiadomi doktora Barkera!

Piętnaście minut później Kelly znalazł się na stole operacyjnym. Do zabiegu oprócz Paige

przygotowywały się trzy siostry i dwóch lekarzy. Monitor stojący w rogu sali wydawał
szybkie dźwięki ukazujące rytm pracy serca pacjenta.

Do sali wszedł anestezjolog i Paige omal nie zaklęła. Większość anestezjologów

pracujących w szpitalu było zdolnymi lekarzami, lecz Herman Koch należał do wyjątków.
Paige zetknęła się już z nim wcześniej i próbowała go unikać, jak tylko się dało. Nie ufała
mu. Ale teraz nie miała wyboru.

Patrzyła, jak Koch umieszcza maskę na twarzy pacjenta, podczas gdy ona rozwijała na

klatce piersiowej chorego papierowe serwety z dziurą wyciętą w środku.

Proszę podać narkozę - poleciła Paige. Koch skinął głową.

Już się robi. Jeden z lekarzy spytał:

Z czym mamy problem?

- Doktor Barker wczoraj przeszczepił pacjentowi zastawkę. Wydaje mi się, że pękła -

wyjaśniła Paige i zwróciła się do Kocha: - Czy on już zasnął?

Tak. Śpi, jakby leżał w łóżku u siebie w domu. Chciałabym, żeby

naprawdę tak było, pomyślała Paige.

Co pan mu podał?

Propofol.

- Dobrze - odparła.

Spojrzała na ciało KelIy'ego podłączone do urządzenia wspomagającego pracę płuc.

Można było zastosować krążenie pozaustrojowe. Przez chwilę Paige spoglądała na monitory.
Puls sto czterdzieści, nasycenie krwi tlenem -dziewięćdziesiąt dwa procent... ciśnienie:
osiemdziesiąt na sześćdziesiąt.

- Zaczynamy - powiedziała Paige.
Jeden z lekarzy włączył muzykę.

Paige stanęła przy stole operacyjnym oświetlonym jasno gorącymi żarówkami, mającymi

razem tysiąc sto wat, i powiedziała do pielęgniarki:

background image

- Skalpel, proszę.
Operacja się rozpoczęła.

Paige usunęła druty chirurgiczne z mostka założone poprzedniego dnia. Potem wykonała

nacięcie od podstawy szyi do niższej części mostka, a w tym samym czasie jeden z
asystujących lekarzy ścierał krew gazikami.

Paige ostrożnie przecięła warstwę tłuszczu oraz mięśni i po chwili ukazało się przed nią

serce bijące szybko i nierówno.

- Wiadomo już, o co chodzi - powiedziała. - Przedsionek jest przedziurawiony. Krew

zbiera się wokół serca i uciska je.

Paige zerkęła na monitor. Ciśnienie krwi niebezpiecznie spadło.

- Proszę podać więcej krwi - poleciła.

Drzwi do sali operacyjnej otworzyły się i do środka wszedł Lawrence Barker. Stanął z

boku i obserwował.

- Doktorze Barker - rzekła Paige. - Chciałby pan...?

Nie. To twoja operacja. Paige rzuciła okiem na

Kocha.

Uważaj. Przedawkujesz narkozę, do cholery! Podawaj wolniej!

Aleja...

Ciśnienie spada!

Co chcesz, żebym zrobił? - spytał bezradnie Koch. Sam powinieneś

wiedzieć, pomyślała ze złością Paige.

Daj mu lidokainę i adrenalinę! Natychmiast! - wrzasnęła.

Dobrze.

Paige patrzyła, jak Koch naciąga strzykawkę i wkłuwa się w żyłę pacjenta. Jeden z
pomagających przy operacji lekarzy rzucił okiem na monitor i zawołał:

- Spada ciśnienie!

Paige próbowała gorączkowo zatamować krew. Spojrzała na Kocha.

- Za szybko podawałeś narkozę! Mówiłam ci...

Rytm serca na monitorze siał się nagle nierówny.

Mój Boże! Coś jest nie tak!

Dajcie mi defibrylator! - krzyknęła Paige.

Pielęgniarka wzięła z podręcznego stolika urządzenie, rozłożyła je i podłączyła do prądu.

Przekręciła przycisk i parę sekund później wręczyła przyrząd Paige.

Paige przyłożyła sterylne poduszeczki defibrylatora bezpośrednio do serca Kelly'ego. Jego

ciało podskoczyło i po chwili opadło z powrotem na stół.

Spróbowała jeszcze raz. Bardzo pragnęła przywrócić go do życia, sprawić, by znowu

oddychał. Jednak nic się nie zmieniło. Serce stało się nieruchomym, martwym,
bezużytecznym organem.

Paige wpadła w furię. Swoją część operacji wykonała prawidłowo, jednak Koch podał

pacjentowi zbyt dużą dawkę narkozy.

Kiedy Paige po raz trzeci daremnie przykładała defibrylator do piersi Kelly'ego, do stołu

podszedł Barker i rzekł Paige prosto w twarz:

- Zabiłaś go.

Rozdział 27

J

ason prowadził właśnie zebranie poświęcone projektowi nowego skrzydła szpitala, gdy do

gabinetu weszła sekretarka.

Dzwoni do pana doktor Taylor - oznajmiła. - Czy mam jej powiedzieć, że zatelefonuje

background image

pan do niej później?

Nie, nie trzeba - odparł Jason i podszedł do telefonu. - Paige?

Jason... Potrzebuję cię! - rzekła przez łzy.

Co się stało?

Czy mógłbyś do mnie przyjechać?

Oczywiście. Zaraz będę.

Wszedł z powrotem do gabinetu i oznajmił:

- Zebranie skończone. Spotkamy się jutro rano.

Pół godziny później zapukał do mieszkania Paige. Otworzyła drzwi i rzuciła się Jasonowi

na szyję. Oczy miała czerwone od płaczu.

Co się stało? - zapytał.

Coś strasznego! Doktor Barker powiedział mi, że... zabiłam pacjenta, a to naprawdę...

nie... nie była moja wina! - Głos jej się załamywał. - Nie zniosę już dłużej jego uwag...

- Paige - powiedział Jason spokojnie - mówiłaś mi, że Barker zawsze był nieprzyjemnym

facetem. Pewnie taki już ma charakter.

Paige pokręciła głową.

To jeszcze nie wszystko - odparła. - Od pierwszego dnia, kiedy zaczęłam z nim

pracować, próbował się mnie pozbyć. Gdyby był kiepskim lekarzem i uważał, że ja się do
niczego nie nadaję, nie przejmowałabym się tym tak bardzo, ale to przecież doskonały
chirurg. Muszę liczyć się z jego opinią. Widocznie naprawdę nie jestem dobra w tym, co
robię.

Nonsens - odparł stanowczo Jason. - Oczywiście, że jesteś. Wszyscy, z którymi

rozmawiałem, uważają cię za wspaniałego lekarza.

Ale nie Barker.

Zapomnij o nim.

Podjęłam decyzję - odparła. - Odchodzę ze szpitala. Jason objął ją czule.

Paige, wiem, że zbyt mocno kochasz swoją pracę, by ją porzucić.

- Nie chcę rozstawać się ze swoim zawodem, nie mam tylko ochoty widzieć już więcej

tego szpitala.

Jason wyciągnął chusteczkę i otarł twarz Paige.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę tym wszystkim - powiedziała.
- Przecież od tego są mężowie, prawda?
Zmusiła się do uśmiechu.

Miło, że to mówisz. No dobrze - rzekła i westchnęła głęboko. - Już czuję się lepiej.

Dziękuję, że mogłam z tobą porozmawiać. Zadzwoniłam do doktora Wallace'a i
powiedziałam mu, że odchodzę. Muszę jechać teraz do szpitala i zobaczyć się z nim.

Spotkamy się wieczorem na kolacji.

Paige mijała korytarze szpitala, wiedząc, że widzi je po raz ostatni. Wokół rozlegały się

dobrze znane dźwięki, mijała co chwila znajome twarze. Szpital stał się jej tak bliski jak
dom. Do tej pory nie zdawała sobie z tego sprawy. Pomyślała o Jimmym i Changu, i o
wszystkich wspaniałych lekarzach, z którymi pracowała. Przypomniał się jej Jason w białym
kitlu na obchodzie. Przeszła obok kafeterii, gdzie tyle razy jadła śniadanie z Ho-ney i Kat.
Minęła świetlicę, w której kiedyś próbowały urządzić przyjęcie. Korytarze i sale pełne były
wspomnień. Będę tęsknić za tym wszystkim, pomyślała Paige, ale nie chcę pracować pod tym
samym dachem co ten potwór.

Weszła do gabinetu doktora Wallace'a. Czekał tam na nią.

Muszę przyznać, Paige, że twój telefon mnie zaskoczył! Czy podjęłaś już ostateczną

decyzję?

Tak.

Wal lace westchnął.

No dobrze. Zanim odejdziesz, doktor Barker chciałby się z tobą zobaczyć.

Dobrze.

W Paige wrzała złość.

background image

Jest w laboratorium. Idź tam do niego... i powodzenia.

Dziękuję - odparła Paige i ruszyła do wyjścia.

Doktor Barker oglądał pod mikroskopem jakieś preparaty, kiedy Paige weszła do pokoju.

Podniósł głowę i spojrzał na nią.

Słyszałem, że chcesz odejść ze szpitala.

Tak. Spełniły się w końcu pańskie życzenia.

A jakie były? - spytał.

Chciał pan pozbyć się mnie stąd od chwili, gdy zobaczył mnie pan pierwszy raz. No

więc wygrał pan. Nie mam siły już dłużej z panem walczyć. Kiedy powiedział mi pan, że
zabiłam pańskiego pacjenta... - głos Paige załamał się - pomyślałam, że jest pan
sadystycznym, nieczułym sukinsynem i znienawidziłam pana do reszty.

Proszę usiąść - rzekł Barker.

Nie. Nie mam nic więcej do powiedzenia.

Ale ja mam. Kim myślisz, że, do diabła... - zaczął, lecz nagle przerwał i zaczął ciężko

oddychać.

Przerażona Paige patrzyła, jak złapał się za serce i osunął na krześle, a jego twarz wykrzywił
dziwny grymas. Paige natychmiast znalazła się przy nim.

- Doktorze Barker!

Chwyciła za telefon, szybko wykręciła numer i krzyknęła:

Ogłaszam czerwony alarm. Proszę natychmiast przysłać kogoś do laboratorium.

Miał wylew - oznajmił doktor Peterson. - Nie jesteśmy jeszcze w stanie powiedzieć, czy

wyjdzie z tego.

To moja wina, pomyślała Paige. śyczyłam mu śmierci. Czuła się fatalnie. Poszła z
powrotem do Wallace'a.

- Przykro mi z powodu tego, co się stało - rzekła. - Barker był takim

dobrym lekarzem.

- Tak. Mnie też go żal. Bardzo... - zaczął Wallace, lecz nie dokończył, tylko przyjrzał się

Paige uważnie. -A jeśli doktor Barker nie będzie już tutaj pracował, zgodzisz się zostać?

Paige wahała się chwilę.

- Tak. Oczywiście.

Rozdział 28

P

aige przeczytała na karcie chorego: John Cronin, mężczyzna rasy białej, 70 lat, rozpoznanie -
guz serca.
Jeszcze nie widziała Johna Cronina, któremu miała operować serce. Weszła do
jego pokoju razem z pielęgniarką i jednym z lekarzy. Uśmiechnęła się ciepło i powiedziała:

- Dzień dobry, panie Cronin.

Właśnie usunięto mu rurkę z tchawicy i wokół ust miał jeszcze ślady plastra. W lewym
ramieniu tkwiła igła, przez którą podawano kroplówkę. Cronin spojrzał na Paige.

Kim, u diabła, pani jest?

Doktor Taylor. Chciałabym pana zbadać i...

Akurat jest pani lekarzem! Niech pani trzyma swoje cholerne ręce z daleka ode mnie.

Czemu nie przysłali mi prawdziwego doktora?

Uśmiech na twarzy Paige przygasł.

Jestem kardiochirurgiem. Zrobię wszystko, co możliwe, żeby pan wyzdrowiał.

Ma pani zamiar mnie operować?

Zgadza się.

background image

Cronin spojrzał na asystującego lekarza i spytał:

Na miłość boską czy ten szpital nie ma nic lepszego do zaoferowania?

Zapewniam pana, że doktor Taylor jest kwalifikowanym chirurgiem -odparł lekarz.

Prędzej kaktus mi na dłoni wyrośnie. Paige rzekła,

przybierając ton oficjalny:

Czy ma pan ochotę przyprowadzić tutaj własnego chirurga?

- Nie znam żadnego. Nie stać mnie na tych drogich szarlatanów. Wszyscy jesteście tacy

sami. Tylko pieniądze was interesują. Ludzie nic was nie obchodzą. Jesteśmy dla was tylko
kupą mięsa.

Paige starała się panować nad emocjami.

Wiem, że jest pan trochę wytrącony z równowagi, ale...

Wytrącony z równowagi?! Dlatego, że macie mi wyciąć serce?! -wrzasnął. - Ja po

prostu wiem, że umrę na stole operacyjnym. Pani chce mnie zabić. Mam nadzieję, że oskarżą
panią o morderstwo.

- Wystarczy już tego! - rzekła Paige.
Uśmiechnął się złośliwie.

- Popsuję pani statystykę, jeśli umrę, prawda, doktorko? Może więc pozwolę się pani

operować.

Paige zdała sobie sprawę, że oddycha coraz szybciej. Zwróciła się do pielęgniarki:

- Proszę zrobić EKG i badanie krwi.

Jeszcze raz rzuciła okiem na Cronina, odwróciła się i wyszła z pokoju. Kiedy wróciła
godzinę później z wynikami badań, Cronin przywitał ją słowami:

- O, znowu przyszła ta dziwka.

Paige operowała Cronina o szóstej rano następnego dnia.
W chwili, gdy zobaczyła jego serce, wiedziała, że nie ma żadnej nadziei. Główny problem

wcale nie stanowiło serce. Organy wewnętrzne Cronina wykazywały oznaki czerniaka.

Jeden z lekarzy asystujących zawołał:

O mój Boże! Co zrobimy?

Będziemy się modlić, żeby nie męczył się zbyt długo.

Kiedy Paige wyszła z sali operacyjnej na korytarz, zastała tam kobietę i dwóch mężczyzn.

Kobieta wyglądała na trzydzieści parę lat. Miała jasno-rude włosy, zbyt ostry makijaż i
pachniała ciężkimi, tanimi perfumami. Jej kształtną figurę uwypuklała obcisła sukienka.
Mężczyźni byli w średnim wieku i obaj mieli rude włosy. Wszyscy razem wyglądali jak
trupa cyrkowa.

To pani jest doktor Taylor? - spytała kobieta.

Tak.

Jestem żoną Johna Cronina, a to moi bracia. Jak czuje się mój mąż? Paige zawahała się,

a potem odparła ostrożnie:

Operacja przebiegła zgodnie z planem.

- Och, dzięki Bogu! - rzekła pani Cronin melodramatycznie, ocierając oczy koronkową

chusteczką. - Umarłabym, gdyby coś złego stało się Johnowi!

Paige miała wrażenie, że ogląda marną aktorkę w kiepskim przedstawieniu.

Czy mogę zobaczyć teraz mojego ukochanego?

Jeszcze nie. Pani mąż znajduje się obecnie na sali pooperacyjnej. Proponuję, żeby

przyszła pani jutro.

Wszyscy przyjdziemy - odparła kobieta i zwróciła się do braci: - Chodźmy.

Paige patrzyła, jak odchodzą. Biedny ten John Cronin, pomyślała.

Następnego ranka Paige otrzymała wyniki. Cronin miał nowotwór z przerzutami. Było już
zbyt późno na naświetlania. Onkolog powiedział:

Nic już nie możemy zrobić, jedynie zapewnić mu spokój. Będzie straszliwie cierpiał.

Ile czasu mu jeszcze zostało?

background image

Najwyżej tydzień lub dwa.

Paige poszła odwiedzić Cronina leżącego na oddziale intensywnej terapii. Mężczyzna nie

był już zgorzkniałym, złośliwym człowiekiem, lecz biedną ludzką istotą walczącą o życie.
Podłączono go do respiratora i żywiono dożylnie. Paige usiadła przy łóżku i patrzyła na
Cronina. Wyglądał na zabiedzonego i pokonanego. Nie miał szczęścia, pomyślała. Mimo
tych wszystkich cudów nowoczesnej medycyny nic nie możemy zrobić, żeby go uratować.
Pogłaskała delikatnie jego ramię i po chwili wyszła.

Później, po południu znowu zjawiła się w jego pokoju. Respirator już odłączono. Kiedy

Cronin otworzył oczy i zobaczył Paige, rzekł sennie:

Operacja skończona, prawda? Paige uśmiechnęła się

pocieszająco.

Tak. Przyszłam tutaj zobaczyć, czy wszystko w porządku.

W porządku? - powtórzył szyderczo. - Co to ciebie, do cholery, obchodzi? - spytał nagłe,

zwracając się do Paige bezpośrednio.

Proszę, niech pan się nie denerwuje - rzekła.

Cronin leżał przez chwilę w milczeniu i przyglądał się Paige.

Lekarze mówili mi, że zrobiłaś dobrą robotę. Paige nic nie

odparła.

Mam raka, prawda?

Tak.

Bardzo groźnego?

Pytanie spowodowało, że Paige stanęła przed dylematem, z jakim wcześniej czy później

spotykać się musi każdy chirurg.

Raczej tak - odparła. Nastąpiła długa cisza.

Może pomogą na to naświetlania lub chemioterapia?

Niestety, nie. Przykro mi. Tylko poczułby się pan gorzej i nic by to nie pomogło.

Rozumiem... Miałem udane życie.

Cieszę się.

Może nie uwierzysz, patrząc na mnie, ale miałem w życiu wiele kobiet.

Wierzę.

Tak. Kobiety... grube steki... dobre cygara... Jesteś mężatką?

Nie.

Powinnaś wyjść za mąż. Każdy powinien. Ja byłem żonaty. Dwa razy. Z pierwszą żoną

przeżyłem trzydzieści pięć lat. Była wspaniałą kobietą. Zmarła na atak serca.

Przykro mi.

Wszystko w porządku - odparł i westchnął. -A potem wpadłem w ręce tej wiedźmy i jej

dwóch braciszków. To pewnie moja wina, że byłem taki pies na baby. Zauroczyły mnie jej
rude włosy i zgrabny tyłek.

Jestem pewna, że ona...

Nieważne. Wiesz, dlaczego znalazłem się w tym szpitalu? To właśnie moja żona

umieściła mnie tutaj. Nie chciała tracić pieniędzy na prywatne kliniki. W ten sposób więcej
forsy zostanie dla niej i jej braci - oznajmił i spojrzał na Paige. - Ile czasu mi jeszcze zostało?

Chce pan wiedzieć dokładnie?

Nie... to znaczy tak.

Tydzień lub dwa.

O Jezu! Ból jeszcze się będzie nasilał, prawda?

Spróbujemy uśmierzyć ból tak bardzo, jak tylko się da, panie Cronin.

Mów do mnie John.

Dobrze.

ś

ycie jest parszywe, prawda?

Powiedziałeś, że podobało ci się to, co przeżyłeś.

Tak. To śmiesznie wiedzieć, że wszystko się już kończy. Jak myślisz, co się z nami

background image

stanie po śmierci?

- Nie wiem.
Uśmiechnął się z trudem.

Powiem ci, kiedy się dowiem.

Niedługo dostaniesz zastrzyk. Czy mogę jeszcze coś zrobić, żebyś poczuł się lepiej?

Tak. Przyjdź do mnie wieczorem i porozmawiaj ze mną.

Paige miała za sobą długi dyżur i była bardzo zmęczona, odparła jednak:

- Przyjdę na pewno.

Kiedy wieczorem zajrzała do Johna, leżał na łóżku z otwartymi oczami.

- Jak się czujesz?
Skrzywił się.

Okropnie. Nigdy nie byłem odporny na ból. Chyba jestem za bardzo wrażliwy.

Rozumiem.

Poznałaś Hazel, prawda?

Hazel?

Mojążonę. Tę dziwkę. Odwiedziła mnie ze swoimi braćmi. Mówiła, że z tobą

rozmawiali.

Atak.

Ale babka, co? Wpakowałem się przez nią w niezłe tarapaty. Pewnie ona i jej bracia nie

mogą się doczekać, kiedy odwalę kitę.

Nie mów tak.

Ale to prawda. Hazel wyszła za mnie tylko dla pieniędzy. Prawdę mówiąc, nie miałem

nic przeciwko temu. Naprawdę było mi z nią dobrze w łóżku, ale po jakimś czasie ona i jej
bracia zrobili się bardzo pazerni na forsę. Wciąż żądali więcej.

Gdy zapadło milczenie, siedzieli, nie czując skrępowania i spoglądali na siebie.

Czy już ci mówiłem, że wiele podróżowałem?

Nie.

Odwiedziłem Szwecję... Danię... Niemcy. Byłaś kiedyś w Europie?

Paige przypomniał się dzień, kiedy poszły do agencji turystycznej. „Jedźmy do Wenecji!

Nie, do Paryża! A może do Londynu?" - wykrzykiwały wtedy jedna przez drugą.

Nie, nigdy.

Powinnaś kiedyś pojechać.

Może pewnego dnia.

Pewnie nie masz zbyt wiele pieniędzy, jeśli pracujesz w tym szpitalu, co nie?

- Na życie mi wystarcza.
Pokiwał głową.
- Tak. Musisz pojechać do Europy. Zrób to dla mnie. Jedź do Paryża, zatrzymaj się w

hotelu Crillon, idź na obiad do Maxima, zamów gruby stek i bu
telkę szampana. A kiedy będziesz jeść i pić, pomyśl o mnie. Zrobisz to?

Paige odparła powoli:

- Kiedyś na pewno.

John przyglądał się jej uważnie.

- Dobrze. Jestem teraz zmęczony. Przyjdziesz do mnie jutro i porozmawiasz jeszcze ze

mną?

- Oczywiście - odparła.
Usłyszawszy to, zasnął.

Rozdział 29

background image

K

en Mallory wierzył zawsze, że szczęście mu sprzyja, a kiedy spotkał Harrisonów, pomyślał,
ż

e los znowu się do niego uśmiechnął. To, że człowieka tak bogatego jak Alex Harrison

przywieziono do szpitala okręgowego, było naprawdę wyjątkowym przypadkiem. A w
dodatku właśnie ja uratowałem mu życie, a teraz on chce mi się odwdzięczyć, pomyślał
uradowany Mallory.

Spytał jednego ze swoich przyjaciół o Harrisonów.

To nie jest zwykły milioner - odparł znajomy. - Ma forsy dosłownie jak lodu. I w

dodatku piękną córkę. Wychodziła już za mąż trzy lub cztery razy. Ostatnim razem za
jakiegoś hrabiego.

Znasz Harrisonów?

Nie. Oni nie zadają się ze zwykłymi ludźmi.

W sobotę rano, kiedy Alex Harrison wychodził ze szpitala, spytał:

- Ken, czy myślisz, że będę na siłach, żeby za tydzień wydać przyjęcie na twoją cześć?

Mallory przytaknął.

Jeśli nie będzie się pan przemęczać, nie widzę przeszkód.

Ś

wietnie - ucieszył się Harrison. - Zapraszam cię jako honorowego gościa.

Mallory aż zadrżał i stwierdził w duchu: Ten staruszek naprawdę mówi to, co myśli.

Bardzo dziękuję - odparł.

Lauren i ja oczekujemy cię więc w następną sobotę o siódmej trzydzieści - rzekł Alex i

dał Kenowi swój adres na Nob Hill.

- Przyjdę na pewno - przyrzekł Mallory.
Jakżebym mógł przepuścić taką okazję, pomyślał.
Co prawda obiecał Kat, że tego wieczoru wybierze się z nią do kina, ale przecież z

łatwością mógł to odwołać. Wygrał już zakład i dostał pieniądze. Od czasu do czasu spędzał
z Kat miłe chwile na osobności. Kilka razy w tygodniu udawało im się znaleźć jakąś pustą
dyżurkę lub inny pokój w szpitalu, a czasami jeździli do jej lub jego mieszkania. Seks z Kat
bardzo się Kenowi podobał. Doszedł do wniosku, że pewnie długo nie miała żadnego faceta,
dlatego jest taka nienasycona. No, ale kiedyś przyjdzie czas, żeby się pożegnać.

Tego dnia, kiedy miało się odbyć przyjęcie u Harrisonów, Mallory zadzwonił do Kat.

Mam złe wieści, maleńka.

Co się stało, kochanie?

- Jeden z lekarzy jest chory i poprosili mnie, żebym go zastąpił. Niestety, nie będę mógł

przyjść na spotkanie.
Nie chciała mu pokazać, jak bardzo poczuła się zawiedziona i jak niezmiernie pragnęła się z
nim zobaczyć. Odparła pogodnie:

Tak już jest z tą naszą pracą, prawda?

No właśnie. Wynagrodzę ci to.

Nie musisz mi niczego wynagradzać - odparła ciepło. - Kocham cię.

Ja też cię kocham.

Ken, kiedy porozmawiamy o naszych planach?

Co masz na myśli? - spytał.

Wiedział jednak dokładnie, o co jej chodziło. O zalegalizowanie ich związku. Wszystkie

kobiety zawsze chciały tego samego. Używały swoich zgrabnych tyłków jako przynęty,
mając nadzieję złapać kogoś i zmusić go, by spędził z nimi całe życie. Ale Ken był na to za
sprytny. Gdy nadchodził czas, żegnał się bez żalu; robił to już dziesiątki razy.

Czy nie sądzisz, Ken, że powinniśmy ustalić datę ślubu? Muszę załatwić mnóstwo

spraw.

Och, pewnie. Pogadamy o tym.

Może czerwiec byłby dobry. Co o tym myślisz?

Lepiej, żebyś nie wiedziała co myślę, rzekł w duchu. Jeśli mi się uda, wezmę ślub, ale nie

background image

z tobą.

- Jeszcze porozmawiamy na ten temat, kochanie. A teraz naprawdę muszę już iść.

Dom Harrisonów okazał się wspaniałą rezydencją stojącą w rozległym, starannie

utrzymanym parku. Zaproszono dwadzieścia parę osób, w przestronnym salonie grał mały
zespół muzyczny. Gdy Mallory wszedł do środka, Lauren podeszła, by go przywitać. Miała
na sobie jedwabną, obcisłą suknię wieczorową. Uścisnęła dłoń Kena.

Witam honorowego gościa - powiedziała. - Tak się cieszę, że pan przyszedł.

Ja także. Jak czuje się pani ojciec?

Doskonale, dzięki panu. W tym domu uważa się pana za bohatera. Mallory uśmiechnął

się skromnie.

Wykonywałem tylko swoją pracę.

Bóg pewnie mówi to samo każdego dnia.

Lauren wzięła Kena za rękę i zaczęła przedstawiać go innym gościom.
Harrisonowie zaprosili same ważne osobistości. Był tam gubernator Kalifornii, francuski

ambasador, sędzia Sądu Najwyższego i wielu innych znanych polityków, artystów i
biznesmenów. Mallory zdawał sobie sprawę, jak wielką władzę mająci ludzie, i niezmiernie
go to podniecało. W takim towarzystwie powinienem się obracać, pomyślał. Tutaj jest moje
miejsce.

Elegancko podana kolacja smakowała wybornie. Gdy przyjęcie dobiegało końca i goście

powoli zaczynali się rozchodzić, Harrison rzekł do Mallory'ego:

Nie spiesz się, Ken. Chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać.

Dobrze.

Razem z Lauren usiedli we troje w bibliotece. Harrison rozparł się w fotelu obok córki.

Kiedy powiedziałem ci w szpitalu, że masz przed sobą wspaniałą przyszłość, naprawdę

wierzyłem w to, co mówię.

Doceniam pańską szczerość.

- Powinieneś otworzyć prywatny gabinet.
Mallory się uśmiechnął.

Obawiam się, że to nie takie łatwe, panie Harrison. Trzeba czasu, by wyrobić sobie

opinię, zyskać pacjentów i...

Masz rację. Przeważnie tak się dzieje, ale ty nie jesteś zwyczajnym człowiekiem.

Nie rozumiem.

- Gdyby zgodził się pan zrezygnować ze swojego etatu, ojciec pomógłby

panu założyć prywatny gabinet - wyjaśniła Lauren.

Mallory zaniemówił. To było zbyt łatwe. Wydało mu się, że śni.

Naprawdę... nie wiem, co powiedzieć.

Mam wielu wpływowych przyjaciół. Z kilkoma z nich już o tobie rozmawiałem.

Obiecuję ci, że będziesz miał wielu klientów, kiedy tylko założysz swoją togę.

Tatusiu, to prawnicy zakładają togi - wtrąciła Lauren.

Wszystko jedno. W każdym razie chcę ci pomóc finansowo. Czy interesuje cię to?

Mallory oddychał z trudem.

Bardzo, ale... nie wiem, kiedy będę w stanie panu spłacić dług.

Nie rozumiesz. To ja chcę ci się odwdzięczyć. Nic nie będziesz mi winien.

Lauren spojrzała na Mallory'ego i uśmiechnęła się zachęcająco.

Proszę, niech pan się zgodzi.

Byłbym niemądry, gdybym tego nie zrobił, prawda?

Racja - odparła miękko Lauren. - Jestem pewna, że ma pan głowę na karku.

Ken wracał do domu w euforii. Nie spodziewałem się czegoś takiego, myślał. Okazało się, że
sprawy wyglądały jeszcze lepiej, niż przypuszczał. Lauren zadzwoniła do niego następnego
dnia.

- Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu, by łączyć interesy z przyjemnościami.

Uśmiechnął się pod nosem.

background image

- Ależ oczywiście, że nie. Czy ma pani jakieś propozycje?

W następną sobotę jest bal dobroczynny. Wybrałby się pan ze mną? O niczym innym

nie marzę, pomyślał i odparł:

Z wielką przyjemnością.

W sobotę wieczorem przypadał mu dyżur, ale zadzwonił do szpitala z wiadomością że

zachorował i żeby znaleźli kogoś na zastępstwo.

Mallory zawsze snuł wielkie plany, ale to, co się teraz działo, przekraczało jego

najśmielsze marzenia.

W ciągu następnych kilku tygodni Lauren poznała go ze swoimi przyjaciółmi i życie

zaczęło się kręcić w zawrotnym tempie. Wieczorami wychodził z Lauren, by tańczyć przez
pół nocy, a w ciągu dnia zasypiał w pracy.
Wszyscy zaczęli się na niego skarżyć, ale on nie dbał o to zupełnie. I tak wkrótce stąd odejdę
- stwierdził.

Myśl o opuszczeniu ponurego szpitala okręgowego i rozpoczęciu prywatnej praktyki

dodawała mu energii, a Lauren uważał za prezent od opatrzności świadczący o tym, jak
bardzo los mu sprzyja.

Kat stała się dla niego przeszkodą. Musiał wymyślać coraz to nowe preteksty, by wykręcić

się od spotkań z nią. Kiedy nalegała, mówił:

- Kochanie, szaleję za tobą... Oczywiście, że chcę się z tobą ożenić, ale

teraz akurat... -1 tu następowała cała lista wykrętów.

Lauren zaproponowała, aby spędzili razem weekend w rodzinnej posiadłości w Big Sur.

Mallory zgodził się chętnie. Wszystko idzie jak po maśle, pomyślał. Cały świat będzie do
mnie należał.

Dom znajdował na wzgórzach porośniętych sosnami. Zbudowano go z drewna i kamieni i

pokryto dachówką. Rozpościerał się z niego wspaniały widok na Pacyfik. W środku mieściły
się jedna wielka sypialnia i osiem mniejszych dla gości, przestronny salon z kamiennym
kominkiem, basen i okrągła wanna przeznaczona na gorące kąpiele. Widać było, że w
budowę i wyposażenie domu włożono kupę forsy.

Kiedy weszli do holu, Lauren odwróciła się do Kena i powiedziała:

- Dałam służącym wolne na weekend.
Mallory nie mógł powstrzymać uśmiechu.

Miałaś świetny pomysł - rzekł, wziął ją w ramiona i dodał cicho: -Szaleję za tobą.

Pokaż mi, jak bardzo - odparła.

Spędzili w łóżku cały dzień. Lauren była prawie tak samo nienasycona jak Kat.

Wyciśniesz ze mnie ostatnie siły! - zawołał ze śmiechem.

To dobrze. Nie chcę, żeby starczyło ci energii na kochanie się z kimś innym - odparła i

usiadła na łóżku. - Nie ma żadnej innej kobiety w twoim życiu, prawda, Ken?

Oczywiście, że nie - odparł Mallory z przekonaniem. - Na całym świecie istniejesz dla

mnie tylko ty. Zakochałem się w tobie do szaleństwa, Lauren.

Nadszedł czas, by zapewnić sobie przyszłość, pomyślał Ken. Będę miał prywatny gabinet

przynoszący niezłe dochody i zostanę zięciem Aleksa Har-risona.

- Wyszłabyś za mnie? - spytał.

Wstrzymał oddech i czekał na odpowiedź.

- O tak, kochanie - odparła Lauren. - Z największą przyjemnością.

Kat bezskutecznie próbowała dodzwonić się do Kena do domu. W końcu zatelefonowała

do szpitala.

Przykro mi, pani Hunter, ale doktora Mallory'ego nie ma na dyżurze. Nie odpowiada też

na wezwania pagerem.

Czy zostawił wiadomość, gdzie go można znaleźć?

Niestety, nie.

Kat odłożyła słuchawkę i zwróciła się do Paige:

background image

Coś mu się stało. Czuję to. Inaczej by do mnie zadzwonił.

Kat, może być wiele powodów, dla których Ken nie odzywa się do ciebie. Może musiał

wyjechać nagle z miasta albo...

Masz rację. Pewnie miał jakąś sprawę do załatwienia.

Kat znowu wlepiła oczy w telefon i modliła się, żeby zadzwonił.

Kiedy Mallory wrócił do San Francisco, zatelefonował do Kat do szpitala.

Doktor Hunter skończyła dyżur - oznajmiła mu recepcjonistka.

Dziękuję.

Wykręcił więc numer do mieszkania Kat i zastał ją tam.

Cześć, dziecinko!

Ken! Gdzie byłeś? Martwiłam się o ciebie. Wszędzie próbowałam cię złapać...

Wezwały mnie pilne sprawy rodzinne - powiedział bez zająknięcia. -Przepraszam, że nie

dałem ci znać. Nie starczyło mi czasu. Musiałem wyjechać z miasta. Czy mogę wpaść?

Pewnie. Tak się cieszę, że nic ci się nie stało.

Będę za pół godziny - rzekł.

Odłożył słuchawkę i pomyślał z radością: Nadeszła pora. Zabawa była świetna, ale czas

już odejść.

Kiedy Mallory się zjawił, Kat zarzuciła mu ręce na szyję.

- Tęskniłam za tobą!

Nie mogła mu powiedzieć, jak bardzo się o niego martwiła. Mężczyźni nie znoszą

sentymentów. Zrobiła krok do tyłu.

- Kochanie, wyglądasz na zupełnie wykończonego.

- Całą dobę nie spałem. - Mallory westchnął.
Na razie jeszcze mówię prawdę, pomyślał.
Kat przytuliła się do niego.

Biedactwo. Przygotować ci coś do jedzenia?

Nie, nie trzeba. Muszę tylko w nocy dobrze się wyspać. Usiądź, Kat. Musimy

porozmawiać.

Spoczął na kanapie obok Kat.

Czy stało się coś złego? - spytała. Mallory odetchnął

głęboko.

Kat, dużo ostatnio o nas myślałem. Uśmiechnęła się.

Ja także. Mam dla ciebie nowiny. Ja...

- Nie, poczekaj. Daj mi skończyć. Wydaje mi się, że za bardzo się spieszymy... to znaczy,

chyba oświadczyłem ci się zbyt pochopnie.

Zbladła.

Co... co powiedziałeś?

Sądzę, że powinniśmy na razie to odłożyć.

Kat poczuła się tak, jakby naraz zwaliły się na nią ściany. Nie mogła oddychać.

- Ken, nie możemy niczego odwołać. Jestem w ciąży.

Rozdział 30

P

aige dotarła do domu o północy całkowicie wyzuta z sił. Dzień był bardzo wyczerpujący. Nie
miała czasu na lunch, a jej kolacja składała się z jednej kanapki, którą połknęła między jedną
a drugą operacją. Padła na łóżko i natychmiast zasnęła. Obudził ją dzwonek telefonu.
Nieprzytomnym ruchem sięgnęła po słuchawkę i w tej samej chwili zerknęła na budzik stoją-

background image

cy obok aparatu. Była trzecia w nocy.

Halo?

Doktor Taylor? Przepraszam, że przeszkadzam, ale jeden z pacjentów chce się

natychmiast z panią widzieć.

Paige miała tak wyschnięte gardło, że ledwo mówiła.

Nie jestem na dyżurze - wymamrotała. - Czy moglibyście znaleźć kogoś innego?

Ten chory nie chce rozmawiać z nikim innym, tylko z panią.

Jak się nazywa?

John Cronin.

Paige się wyprostowała.

Co się stało?

Nie wiem. Odmawia porozumiewania się z kimkolwiek oprócz pani.

Dobrze - odparła Paige ze znużeniem. - Zaraz przyjadę. Trzydzieści minut później

przybyła do szpitala. Skierowała się prosto do

pokoju Johna Cronina. Leżał na łóżku, nie śpiąc. Z jego nozdrzy wychodziły plastikowe
rurki, a do żyły w zgięciu ręki miał podłączoną kroplówkę.

- Dzięki, że przyszłaś - rzekł słabym, zachrypniętym głosem.
Paige usiadła na krześle obok łóżka i się uśmiechnęła.
- Wszystko w porządku, John. 1 tak nie miałam nic do roboty, mogłam tylko spać. Co

takiego mogę dla ciebie zrobić, czego nikt w tym wielkim szpitalu nie potrafi?

Chcę, żebyś ze mną porozmawiała. Paige jęknęła.

O tej godzinie? Myślałam, że to jakaś wyjątkowo pilna sprawa.

Bo tak jest. Chcę już stąd odejść. Pokręciła głową.

To niemożliwe. Nie możesz teraz iść do domu. Nikt nie zapewni ci tam odpowiedniej

opieki...

Wcale nie zamierzam udawać się do domu - przerwał jej. - Chcę odejść z tego świata.

Popatrzyła na niego i rzekła powoli:

Co powiedziałeś?

Dobrze słyszałaś. Lekarstwa już przestały działać. Nie mogę dłużej znieść bólu. Mam

dosyć.

Paige pochyliła się i wzięła go za rękę.

John, nie mogę tego zrobić. Dam ci trochę...

Nie. Jestem już zmęczony, Paige. Pragnę znaleźć się tam, dokąd wzywa mnie

przeznaczenie. Nie chcę tak cierpieć. Już wystarczy.

John...

Ile czasu mi jeszcze zostało? Kilka dni? Mówiłem ci, nie jestem odporny na ból. Leżę

tutaj jak zwierzę schwytane w pułapkę, podłączony do tych wszystkich cholernych urządzeń.
Moje ciało coś zżera od środka. To nie jest życie... to umieranie. Pomóż mi, na miłość boską!

Jego twarz wykrzywił paroksyzm bólu. Gdy znowu zaczął mówić, jego głos brzmiał

jeszcze słabiej.

- Pomóż mi... proszę...

Paige wiedziała, co powinna zrobić. Zgłosić prośbę Johna do Benjamina Wallace'a. On

przekazałby ją komisji. Wtedy zebrałaby się grupa lekarzy,
która oceniłaby stan pacjenta i dopiero potem podjęła decyzję. Z kolei ich postanowienie
musiałoby zostać zaakceptowane przez...

Paige... to moje życie. Pozwól mi robić z nim, co mi się podoba. Paige spojrzała na

bezradną postać skurczoną z bólu.

Błagam cię... - wyszeptał.

Ujęła jego rękę i długo trzymała w swoich dłoniach. Wreszcie powiedziała:

- Dobrze, John. Zrobię to dla ciebie.

Na jego twarzy pojawił się ślad uśmiechu.

Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Paige pochyliła się i

pocałowała go w czoło.

Zamknij oczy i zaśnij.

background image

Dobranoc, Paige.

Dobranoc, John.

John westchnął i przymknął powieki. Jego twarz jakby się rozpromieniła.

Paige siedziała, patrząc na niego i myśląc o tym, o co ją prosił. Przypomniała sobie, jak

była przerażona na pierwszym obchodzie z doktorem Rad-norem, gdy zobaczyła kobietę
pogrążoną w śpiączce od sześciu tygodni, podłączoną do urządzeń podtrzymujących życie.
„Oznaki jej życia zanikają. Już nic więcej nie możemy dla niej zrobić. Odłączamy ją dziś po
południu" - powiedział wtedy lekarz. „Co jest złego w uwolnieniu człowieka od cier-
pienia?" - zastanawiała się Paige.

Wstała powoli tak, jakby poruszała się w wodzie, i podeszła do szafki w rogu pokoju,

gdzie na wszelki wypadek trzymano insulinę. Wyciągnęła butelkę i przystanęła, spoglądając
na nią. Potem wyjęła korek. Napełniła strzykawkę insuliną i wróciła do Johna. Wciąż jeszcze
mogła zrezygnować ze swojego zamiaru. Przypomniała sobie jego słowa: „Leżę tutaj jak
zwierzę schwytane w pułapkę... To nie jest życie - to umieranie. Pomóż mi, na miłość boską".

Pochyliła się i powoli wstrzyknęła insulinę do przewodu podającego kroplówkę.

- Śpij dobrze - wyszeptała.
Nie zdawała sobie sprawy, że łzy ciekną jej po twarzy.

Pojechała do domu i przez resztę nocy nie spała, myśląc o tym, co zrobiła.
O szóstej rano zadzwonił ze szpitala jeden z lekarzy.

- Przykro mi, doktor Taylor, ale mam dla pani złe wiadomości. Pani pacjent John Cronin

zmarł dziś rano z powodu zatrzymania pracy serca.

Lekarzem, który miał dyżur tego ranka, był Arthur Kane.

Rozdział 31

D

awniej, gdy Kenowi Mallory'emu zdarzyło się pójść do opery, natychmiast zapadał w
drzemkę. Tego wieczoru oglądał Rigoletta w Operze San Francisco i rozkoszował się każdą
minutą. Siedział w loży z Lauren Harrison i jej ojcem. Gdy wyszli na korytarz w czasie
przerwy, Alex Harri-son przedstawił Kena wielu swoim znajomym.

- To mój przyszły zięć i znakomity lekarz, Ken Mallory.
Wystarczy, że będę zięciem Harrisona, a wszyscy dojdą do wniosku, że jestem doskonałym
lekarzem, pomyślał Ken.

Po przedstawieniu Harrisonowie i Mallory poszli do hotelu Fairmont na kolację do

eleganckiej restauracji. Mallory'emu spodobał się pełen szacunku ukłon kelnera skierowany
do Aleksa Harrisona. Mężczyzna w czarnym fraku z dumą zaprowadził ich do najlepszego
stolika. Od tej pory wszyscy będą schylać przede mną głowy, pomyślał Mallory. Ludzie będą
wiedzieć, kim jestem.

Kiedy już złożyli zamówienia Lauren powiedziała:

Kochanie, wydaje mi się, że powinniśmy wydać przyjęcie i ogłosić nasze zaręczyny.

To dobry pomysł - przyznał ojciec. - Urządzimy wielką uroczystość. Co o tym myślisz,

Ken?

Nagle w głowie Mallory'ego zapaliło się czerwone światełko. Wieść o przyjęciu

zaręczynowym rozejdzie się szeroko. Najpierw będę musiał pogadać z Kat, postanowił. Mała
sumka powinna załatwić sprawę. Mallory przeklinał idiotyczny zakład, w jaki dał się
wciągnąć. Skusił się na marne dziesięć tysięcy dolarów i teraz obawiał się o swoją
przyszłość. Wyobrażał sobie, co by się stało, gdyby spróbował opowiedzieć o Kat
Harrisonom:

A tak przy okazji, zapomniałem wam powiedzieć, że jestem zaręczony z jedną lekarką ze

szpitala. Jest czarna...

background image

Albo:
Czy chcecie usłyszeć coś śmiesznego? Założyłem się z chłopakami z pracy o dziesięć

tysięcy dolarów, że przelecę taką jedną Murzynkę...

Czy też:
Mam już w planie jedno małżeństwo...

Nie, pomyślał, muszę wymyślić jakiś sposób, aby pozbyć się Kat.

Harrisonowie spoglądali na Kena wyczekująco.

- Przyjęcie zaręczynowe to doskonały pomysł - odparł z uśmiechem.
Lauren rzekła entuzjastycznie:

- Świetnie! Każę wszystko przygotować. Wy, mężczyźni nie macie pojęcia, ile wysiłku

wymaga urządzenie przyjęcia.

Harrison zwrócił się do Mallory'ego:

Zacząłem już rozglądać się w twojej sprawie, Ken.

Tak?

Gary Gitlin, ordynator szpitala North Shore, to mój stary znajomy, z którym grywam w

golfa. Rozmawiałem z nim o tobie. Stwierdził, że nie widzi żadnego problemu, żeby przyjąć
cię do swojego szpitala. Jak wiesz, to bardzo prestiżowa klinika. Po pewnym czasie będziesz
mógł rozpocząć prywatną praktykę.

Mallory słuchał Harrisona w euforii.

To wspaniale!

Oczywiście zajmie ci parę lat, aby uczynić z tego prawdziwie zyskowny interes, ale

myślę, że w pierwszym roku uda ci się zarobić około dwustu lub trzystu tysięcy dolarów.

Dwieście lub trzysta tysięcy na rok! - pomyślał Mallory. O mój Boże! I Harrison

powiedział to tak, jakby to było nic.

- Bardzo się cieszę, proszę pana - odparł.
Harrison ukazał zęby w uśmiechu.

Ken, skoro mam zostać twoim teściem, może damy sobie spokój z tymi formalnościami.

Mów mi po imieniu.

Dobrze, Alex.

Wiesz, jeszcze nigdy nie brałam ślubu w czerwcu - powiedziała Lauren. - Czy ten termin

ci odpowiada, kochanie?
Mallory przypomniał sobie słowa Kat: „Czy nie sądzisz, że powinniśmy ustalić datę ślubu?
Może na czerwiec". Mallory ujął Lauren za rękę.

- Bardzo.
Będę miał mnóstwo czasu, aby poradzić sobie z Kat, pomyślał i uśmiechnął się do siebie.

Zaoferuję jej część pieniędzy, które wygrałem za to, że zaciągnąłem ją do łóżka.

- Mamy jacht na południu Francji - oznajmił Alex. - Czy mielibyście

ochotę spędzić miodowy miesiąc na Riwierze Francuskiej? Moglibyście pożeglować trochę
po Atlantyku.

Jacht, francuskie wybrzeże - Kenowi aż zakręciło się w głowie. Oto jego najbardziej

fantastyczne marzenia stawały się prawdą. Spojrzał na Lauren.

- Na miesiąc miodowy z Lauren mogę jechać nawet na koniec świata - rzekł.
Harrison pokiwał głową.

Wygląda na to, że wszystko postanowione - powiedział i uśmiechnął się do córki. - Będę

za tobą tęsknił, córeczko!

Przecież nie tracisz mnie, ojcze. Zyskujesz tylko lekarza w rodzinie!

Tak, tak - przytaknął Alex. -1 to cholernie dobrego. Ken, chyba nigdy nie będę mógł

wystarczająco ci się odwdzięczyć za to, że uratowałeś mi życie.

Lauren pogłaskała Mallory'ego po ręce.

Podziękuję mu za ciebie.

Ken, może zjemy razem lunch w przyszłym tygodniu? - spytał Harrison. - Rozejrzymy

się też za jakimś ładnym miejscem na twój gabinet. Może w Post Building? I umówię cię z
Garym Gitlinem. Wielu moich znajomych także bardzo chciałoby cię poznać.

Opowiadałam o tobie moim przyjaciółkom - wtrąciła Lauren. - One także pragnęłyby cię

background image

zobaczyć, tylko że ja im nie pozwolę. Nie chcę, żeby ktoś mi ciebie odebrał.

Nonsens - odparł Mallory ciepło. - Tylko ty mnie obchodzisz, kochanie.

Kiedy znaleźli się przy rolls-roysie kierowanym przez szofera, Lauren spytała Kena:

Dokąd cię podwieźć, kochanie?

Do szpitala. Muszę jeszcze zajrzeć do paru pacjentów - odparł. Nie miał jednak

najmniejszego zamiaru odwiedzać chorych. Chciał spotkać się z Kat, która miała akurat
dyżur.

Lauren czule pogładziła Kena po policzku.

Moje biedactwo. Za dużo pracujesz. Mallory westchnął.

To nie ma znaczenia. Liczy się to, że pomagam ludziom.

Znalazł Kat na oddziale geriatrycznym.

- Cześć - powiedział.
Był w bojowym nastroju.

Umówiliśmy się na wczoraj wieczór, Ken - przypomniała mu z wyrzutem.

Wiem. Przepraszam. Nie mogłem przyjść i...

- To już trzeci raz. Powiedz mi, co jest grane?
Kat wydała się Kenowi nudna i zrzędliwa.

Muszę z tobą porozmawiać. Czy jest tutaj jakiś pusty pokój? Zastanawiała się

chwilę.

Zwolniono pacjenta z trzysta piętnastego. Chodźmy tam. Ruszyli korytarzem.

Dogoniła ich pielęgniarka.

Och, doktorze Mallory! Doktor Peterson szukał pana. Chciał...

- Proszę mu powiedzieć, że jestem zajęty - odparł, wziął Kat pod rękę i poprowadził w

stronę windy.

Kiedy dotarli na drugie piętro, przeszli cicho przez korytarz do pokoju trzysta piętnaście.

Mallory zamknął drzwi. Oddychał szybko. Cała jego wspaniała przyszłość zależała od tego,
co stanie się w ciągu najbliższych paru minut.

Wziął rękę Kat w swoje dłonie. Nadeszła pora szczerości.

Kat, wiesz, że szaleję za tobą. Do nikogo nie czułem czegoś takiego jak do ciebie. Ale

pomysł, żebyśmy mieli teraz dziecko... no wiesz... nie jest najbardziej udany. Oboje
pracujemy dzień i noc, nie mamy wystarczająco pieniędzy, żeby...

Damy sobie radę - upierała się Kat. - Kocham cię, Ken, i ty...

Posłuchaj, proszę tylko, żebyśmy odłożyli wszystko na później. Chciałbym najpierw

popracować w szpitalu do końca umowy, a potem rozpocząć gdzieś prywatną praktykę. Może
pojechalibyśmy na Wschodnie Wybrzeże. Za kilka lat będziemy mogli się pobrać i mieć
dziecko.

Za kilka lat? Ale mówiłam ci... jestem w ciąży.

Wiem, kochanie, ale to chyba dopiero drugi miesiąc... Masz mnóstwo czasu na zabieg.

Kat spojrzała na niego wstrząśnięta.

- Nie! Nie chcę się pozbywać tego dziecka. Chcę, żebyśmy natychmiast wzięli ślub. Już

teraz.

„Mamy jacht na południu Francji. Czy chcielibyście spędzić miesiąc miodowy na Riwierze

Francuskiej? Moglibyście pożeglować trochę po Atlantyku", w głowie Kena zabrzmiały
słowa Harrisona.

- Mówiłam już Paige i Honey, że wychodzę za ciebie. One miały być moimi druhnami. I

powiedziałam im o dziecku.

Mallory poczuł zimny dreszcz na plecach. Sprawa wymykała mu się spod kontroli. Gdyby

Harrison dowiedział się o wszystkim, Ken byłby skończony w jego oczach.

Nie powinnaś była tego robić.

Dlaczego?

Mallory uśmiechnął się z przymusem.

- Chcę, żeby nasze prywatne sprawy pozostały między nami.

background image

„Pomogę ci założyć prywatny gabinet... W pierwszym roku powinieneś zarobić dwieście
lub trzysta tysięcy dolarów", nie mógł zapomnieć słów Aleksa.

Kat, proszę cię o to po raz ostatni. Poddasz się aborcji? - Tak bardzo chciał, żeby się

zgodziła, że powiedział to niemal z rozpaczą.

Nie - odparła.

Kat...

Nie mogę, Ken. Mówiłam ci, jakim wstrząsem była dla mnie aborcja, kiedy miałam

kilkanaście lat. Przyrzekłam sobie wtedy, że nigdy czegoś takiego nie zrobię. Nie proś mnie
więcej.

I w tym momencie Mallory uświadomił sobie, że nie uda mu się przekonać Kat. Nie miał

wyboru. Musiał ją zabić.

Rozdział 32

H

oney każdego dnia niecierpliwie czekała na chwilę, w której szła odwiedzić pacjenta z
pokoju trzysta sześć. Nazywał się Sean Reilly i był przystojnym czarnowłosym
Irlandczykiem z ciemnymi, błyszczącymi oczami. Honey przypuszczała, że ma około
czterdziestki.

Kiedy po raz pierwszy zobaczyła go na obchodzie, spojrzała na jego kartę i rzekła:

Widzę, że jest pan tutaj z powodu cholecystektomii.

Myślałem, że majami usunąć woreczek żółciowy.

To przecież to samo - odparła Honey i się uśmiechnęła. Sean utkwił w niej swe

czarne oczy.

Mogą mi wycinać, co chcą, z wyjątkiem serca. Ono należy do ciebie. Roześmiała się.

Komplementami można wiele zyskać.

Mam nadzieję, kochana.

Kiedy tylko Honey miała trochę wolnego czasu, wpadała do Seana na pogawędkę. Był

czarujący i dowcipny.

Warto być operowanym chociażby tylko po to, by mieć cię w pobliżu, moja mała.

Nie denerwujesz się przed operacją, prawda? - spytała.

Nie, jeśli to ty będziesz przeprowadzać zabieg.

-

Nie jestem chirurgiem, tylko internistą.

-

A czy interniści mogą umawiać- się na kolacje ze swoimi pacjentami?

-

Nie. Zabrania tego regulamin.

-

Czy zdarza się, że lekarze go nie przestrzegają?

-

Nie, nigdy - odparła Honey ze śmiechem.

-

Jesteś urocza - rzekł Sean.

Nigdy wcześniej nikt tego Honey nie powiedział. Poczuła, że się czerwieni.

Dziękuję.

Jesteś jak świeża poranna rosa na polach Killarney.

Byłeś kiedyś w Irlandii? - spytała. Roześmiał się.

Nie, ale obiecuję, że pewnego dnia pojedziemy tam razem. Zobaczysz. Honey

przypuszczała że to wszystko żarty, chociaż...

Tego popołudnia znowu poszła odwiedzić Seana.

- Jak się czujesz? - spytała.

Lepiej, gdy tylko cię zobaczyłem. Czy myślałaś o tym, żeby wybrać się ze mną na

kolację?

Nie - skłamała Honey.

Mam nadzieję, że po operacji będę mógł gdzieś cię zabrać. Nie jesteś chyba zaręczona,

background image

zamężna lub coś w rym rodzaju, prawda?

Na szczęście nie - odparła z uśmiechem.

- Świetnie! Ja także nie. Kto by mnie chciał?
Wiele kobiet, pomyślała Honey.

Jeśli lubisz domowe jedzenie, to tak się akurat składa, że jestem doskonałym kucharzem.

Jeszcze się okaże.

Gdy następnego ranka Honey przyszła do pokoju Seana, oznajmił jej:

- Mam dla ciebie mały prezent.

Wręczył jej arkusz brystolu, na którym widniał nieco wyidealizowany portret Honey.

- Bardzo mi się podoba! - zawołała. - Jesteś prawdziwym artystą!

W tej samej chwili przypomniała sobie słowa wróżki: „Zakochasz się w artyście".

Popatrzyła dziwnym wzrokiem na Seana.

Czy coś się stało? - spytał.

Nie, nie - odparła zamyślona.

Pięć minut później Honey weszła do pokoju Frances Gordon.

- O, idzie nasza Panna!

Czy pamięta pani, jak powiedziała mi pani, że zakocham się w kimś... w jakimś

artyście?

Tak.

Wydaje mi się, że... właśnie niedawno go poznałam. Frances uśmiechnęła

się ciepło.

Widzisz? Gwiazdy nigdy nie kłamią.

Czy... czy mogłaby mi pani jeszcze coś o nim powiedzieć? O naszej wspólnej

przyszłości?

W tamtej szufladzie są karty do tarota. Czy mogłabyś mi je podać? Wręczając Frances

pudełko, Honey pomyślała: To śmieszne! Przecież ja w to nie wierzę!

Pani Gordon zaczęła rozkładać karty. Kiwała przy tym głową i uśmiechała się do siebie.

Nagle zamarła. Jej twarz pobladła.

Och, mój Boże! - zawołała i spojrzała na Honey.

Co... co się stało?

To artysta i powiedziałaś, że już go poznałaś?

Tak mi się wydaje.

Biedny człowiek - rzekła Frances nagle posmutniałym głosem i popatrzyła na Honey. -

Tak mi przykro... Tak mi przykro.

Sean Reilly miał mieć operację następnego ranka.

Ósma piętnaście rano. Doktor William Radnor przygotowywał się do zabiegu w sali

operacyjnej numer dwa.

Ósma dwadzieścia pięć. Furgonetka zawierająca cotygodniową dostawę krwi zatrzymała

się przy izbie przyjęć okręgowego szpitala Embarcadero. Kierowca zaniósł pakunki do banku
krwi znajdującego się na dolnej kondygnacji. Dyżur pełnił tam Erie Foster, który pił właśnie
kawę z uroczą, młodą pielęgniarką, Andreą.

Gdzie mam to postawić? - spytał kierowca.

Może być tam - odparł Foster, wskazując na róg pokoju.

Dobrze - rzekł kierowca i postawił pojemniki z krwią pod ścianą. -Musi pan

poświadczyć odbiór.

Nie ma problemu - odparł Foster i złożył swój podpis na podsuniętej kartce.

- Dziękuję - odparł kierowca i wyszedł.
Foster zwrócił się do Andrei:

O czym to rozmawialiśmy?

O tym, jak ci się podobam.

background image

No właśnie. Gdybyś nie była mężatką, chętnie bym się z tobą ożenił - stwierdził Foster.

- Zdradziłaś kiedyś męża?

Nie. Mój mąż jest bokserem.

Och! A masz może siostrę?

Prawdę mówiąc, mam.

Jest taka ładna jak ty?

Nawet ładniejsza.

Jak ma na imię?

Marilyn.

Może umówilibyśmy się we trójkę któregoś dnia?

Gdy tak sobie rozmawiali, faks zaczął drukować jakąś wiadomość. Foster zignorował ją.

Ósma czterdzieści pięć. Doktor Radnor zaczął operować Seana Reilly. Na początku

wszystko szło gładko. Cały zespół lekarzy i pielęgniarek pracował jak dobrze naoliwiona
maszyna.

Dziewiąta pięć. Doktor Radnor dostał się do przewodu pęcherzykowego. Operacja

wydawała się bajecznie prosta. Jednak gdy lekarz zaczął wycinać woreczek żółciowy, jego
ręka osunęła się i skalpel naruszył tętnicę, z której popłynęła krew.

O Jezu! - zawołał, próbując zatamować krwotok.

Ciśnienie krwi spadło do dziewięćdziesięciu pięciu! - krzyknął anestezjolog. - Zaraz

chory dostanie wstrząsu.

Radnor zwrócił się do pielęgniarki narzędziowej:

Proszę natychmiast posłać po krew!

Już się robi, doktorze.

Dziewiąta sześć. W banku krwi zadzwonił telefon.

- Nie odchodź - powiedział Foster do Andrei.

Wstał, przeszedł obok faksu, który przestał już drukować, i podniósł słuchawkę.

Halo?

Potrzebujemy pilnie cztery jednostki krwi grupy zero do sali operacyjnej numer dwa.

Dobrze - odparł Foster i odłożył słuchawkę.

Podszedł do rogu pokoju, gdzie stały pojemniki z krwią. Wyciągnął cztery butelki i

umieścił je na górnej półce metalowego wózka służącego do przewożenia krwi w nagłych
przypadkach. Sprawdził dokładnie napisy na nalepkach.

Grupa zero - powiedział głośno i zadzwonił po dyżurnego.

Co się dzieje? - spytała Andrea.

Foster zerknął na leżący przed nim plan operacji na cały dzień.

- Wygląda na to, że jeden z pacjentów narobił kłopotów doktorowi Radnorowi.

Dziewiąta dziesięć. W banku krwi zjawił się dyżurny.

O co chodzi? - spytał.

Zanieś to do sali operacyjnej numer dwa. Tylko się pośpiesz.

Foster popatrzył, jak dyżurny odjeżdża z wózkiem, a potem wrócił do Andrei.

Opowiedz mi o swojej siostrze.

Ona także ma męża.

Och...

Ale czasami go zdradza - odparła Andrea ze śmiechem.

Naprawdę?

Ja tylko żartuję. Muszę wracać do pracy, Erie. Dziękuję za kawę i ciasteczka.

Nie ma za co.

Patrząc, jak dziewczyna wychodzi, pomyślał: Co za ciało!

Dziewiąta dwanaście. Dyżurny czekał na windę, aby dostać się na pierwsze piętro.

background image

Dziewiąta trzynaście. Doktor Radnor robił wszystko, co mógł, żeby nie doprowadzić do

katastrofy.

- Gdzie jest tak cholerna krew? - niecierpliwił się.

Dziewiąta piętnaście. Dyżurny pchnął drzwi do sali operacyjnej. Podeszła do niego

pielęgniarka.

Dziękuję - rzekła, odbierając pojemniki z krwią i zwróciła się do Rad-nora: - Już je

mamy, doktorze.

Zacznijcie natychmiast podawać!

Erie Foster dopił kawę, myśląc o Andrei. Wszystkie ślicznotki są zamężne, jaka szkoda.
Idąc do biurka zatrzymał się przy faksie i przeczytał nadesłaną wiadomość:

Ostrze

ż

enie #687, 25 czerwca: czerwone ciałka krwi,

ś

wie

ż

o

zamro

ż

ona plazma, jednostki CB83711, CB800007. Centralny Bank Krwi

Kalifornii, Arizony, Waszyngtonu i Ore-gonu. We krwi wykryto

przeciwciała wirusa HIV typu I.

Foster patrzył przez chwilę na kartkę, potem podszedł do biurka i wziął kopię faktury,

która, niedawno podpisał. Zerknął na numery. Były identyczne z tymi nadesłanymi faksem.

- O mój Boże! - zawołał i chwycił za słuchawkę. - Proszę połączyć mnie

natychmiast z salą operacyjną numer dwa.

W sali telefon odebrała pielęgniarka.

Mówi Foster z banku krwi. Wysłałem wam niedawno cztery jednostki krwi grupy zero.

Nie używajcie jej! Przyślę zaraz następne.

Niestety, już za późno. Przykro mi - odparła pielęgniarka.

Doktor Radnor przyniósł Seanowi Reilly'emu złe wiadomości.

To była pomyłka. Okropna pomyłka. Nie mogłem tego przewidzieć. Sean wpatrywał się

w niego wstrząśnięty.

Mój Boże! A więc umrę.

Zrobimy panu badania na obecność wirusa. Ale nawet jeśli się okaże pozytywny, to

wcale nie oznacza, że zachoruje pan na AIDS. Zrobimy dla pana wszystko, co tylko się da.

Co, do cholery, możecie dla mnie zrobić, czego do tej pory wam się nie udało? - rzekł

gorzko Sean. - Jestem już martwy.

Honey, usłyszawszy o tym wydarzeniu, była zdruzgotana. Przypomniała sobie słowa

Frances Gordon: „Biedny człowiek".

Sean spał, kiedy Honey weszła do jego pokoju. Usiadła przy łóżku i długo patrzyła na

ś

piącego.

W końcu Sean otworzył oczy i ujrzał Honey.

Ś

niło mi się, że śnię o tym, że wcale nie umrę.

Sean...

Czy przyszłaś odwiedzić nieboszczyka?

Proszę, nie mów tak.

Jak to się mogło stać? - zapytał rozżalony.

Ktoś popełnił błąd.

O Boże, nie chcę umierać na AIDS!

Są ludzie, którzy mają wirusa i nigdy nie zachorują. Irlandczycy na ogół mają szczęście.

Chciałbym w to wierzyć. Wzięła jego rękę z

swoje dłonie.

Będziesz musiał.

Nigdy się nie modliłem - odparł Sean - ale czuję, że teraz zacznę.

Ja będę modlić się za ciebie - przyrzekła Honey. Uśmiechnął się z

trudem.

background image

Chyba musimy zapomnieć o tej kolacji, no nie?

Ależ skąd. Nie wykręcisz się tak łatwo. Chętnie się z tobą umówię. Przyglądał się jej

przez chwilę.

Mówisz poważnie?

- Pewnie. Nie dbam o to, co się stało. I pamiętaj, obiecałeś zabrać mnie do Irlandii.

Rozdział 33

D

obrze się czujesz, Ken? - spytała Lauren. - Wyglądasz tak, jakby coś cię dręczyło. Siedzieli

we dwoje w wielkiej bibliotece Harrisona. Wcześniej zjedli sześ-ciodaniowy obiad podany

przez pokojówkę i lokaja. Podczas posiłku Harri-son, który kazał Kenowi zwracać się do

siebie po imieniu, rozprawiał o wspaniale zapowiadającej się przyszłości narzeczonego córki.

- Czemu jesteś taki spięty? - dopytywała się Lauren.

Ponieważ ta ciężarna czarna dziwka chce, żebym się z nią ożenił, odparł jej w duchu

Mallory. A także dlatego, że wkrótce wieść się rozniesie, że się z tobą zaręczyłem, ona dowie
się o tym i dopiero wtedy się zacznie. Nic nie wyjdzie z moich wspaniałych planów na
przyszłość.

Ujął twarz Lauren w swoje dłonie.

- Chyba za dużo pracuję. Moi pacjenci są dla mnie czymś więcej niż tylko zwykłymi

pacjentami. Ci ludzie bardzo cierpią i martwię się o nich.

Pogłaskała go po policzku.

Jesteś taki opiekuńczy. Właśnie to lubię w tobie najbardziej.

Chyba po prostu zostałem tak wychowany.

- Och, zapomniałam ci powiedzieć. Reporter Kroniki towarzyskiej przyjdzie tutaj w

poniedziałek z fotografem, żeby zrobić wywiad.

Ken poczuł się tak, jakby ktoś zdzielił go pięścią w żołądek.

Czy to możliwe, żebyś był wtedy razem ze mną, kochanie? Oni chcieliby zrobić nam

zdjęcie.

Chętnie bym przyszedł, ale w poniedziałek mam dyżur w szpitalu -odparł. Zastanawiał

się gorączkowo. - Lauren, czy sądzisz, że to dobry pomysł z tym wywiadem? Może
powinniśmy jeszcze troszeczkę zaczekać, dopóki...

Lauren się roześmiała.

- Nie znasz dziennikarzy, kochanie. Są jak psy gończe. Lepiej już mieć ich z głowy.

A więc w poniedziałek! - pomyślał Mallory.

Następnego dnia Mallory znalazł Kat w gabinecie. Wyglądała na wymize-rowaną i

zmęczoną. Włosy miała w nieładzie i nie była umalowana. Lauren nigdy nie doprowadziłaby
się do takiego stanu, pomyślał.

- Cześć, kochanie! - rzekł.
Kat nie odpowiedziała.
Mallory wziął ją w ramiona.
- Dużo o nas myślałem, Kat. Zeszłej nocy w ogóle nie mogłem spać. Oprócz ciebie nic dla

mnie nie istnieje. To ty miałaś rację, a ja się myliłem. Te nowiny chyba trochę mną
wstrząsnęły. Chcę, żebyś urodziła nasze dziecko.

Zobaczył nagły błysk w oczach Kat.

- Naprawdę tak myślisz, Ken?
- Oczywiście.
Objęła go za szyję.
- Dzięki Bogu! Och, kochanie, tak się martwiłam. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

background image

- Już nie musisz się niepokoić. Teraz wszystko dobrze się ułoży.
Nigdy się nie dowiesz jak dobrze, pomyślał.

W niedzielę mam wolny wieczór. Miałabyś ochotę wybrać się gdzieś ze mną?

Jasne - odparła uradowana i chwyciła go za rękaw.

To wspaniale! Pójdziemy na kolację w jakieś zaciszne miejsce, a potem wpadniemy do

ciebie na drinka. Jak myślisz, czy mogłabyś pozbyć się jakoś Paige i Honey na ten wieczór?
Chciałbym, żebyśmy byli sami.

Kat błysnęła zębami w uśmiechu.

Nie ma problemu. Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa. Czy mówiłam ci kiedyś, jak

bardzo cię kocham?

Ja także cię uwielbiam. W niedzielę pokażę ci jak bardzo.

Mallory przemyślał wszystko dokładnie. Doszedł w końcu do wniosku, że jego plan nie

zawiera żadnych błędów. Ken starannie dopracował najdrobniejsze szczegóły. Nie było
sposobu, żeby ktokolwiek mógł winić go za śmierć Kat.

Nie chciał ryzykować i brać ze szpitalnej apteki tego, czego potrzebował, ponieważ po tej

historii z Bowmanem zwiększono kontrolę. W niedzielę rano udał się więc na poszukiwanie
apteki położonej z dala od miejsca, gdzie mieszkał. Większość aptek była w niedzielę
zamknięta, odwiedził więc kilka, zanim natrafił na otwartą.

Dzień dobry, czy mogę panu w czymś pomóc? - spytał aptekarz za kantorkiem.

Tak. Mam odwiedzić pacjenta w tej okolicy i chciałbym zrealizować dla niego receptę.

Wyciągnął bloczek z receptami i napisał coś. Aptekarz się
uśmiechnął.

- Niewielu lekarzy ma teraz wizyty domowe.
- Wiem. A szkoda, prawda? Czasy się zmieniły.
Mówiąc to, wręczył aptekarzowi receptę.

Ten spojrzał na nią i rzekł:

To zajmie tylko parę minut.

Dziękuję - odparł Mallory. Pierwszy krok miał już

za sobą.

Tego popołudnia Mallory wpadł do szpitala. Zabawił tam nie więcej niż dziesięć minut, a
kiedy wyszedł, niósł pod pachą mały pakunek. Zrobił drugi krok.

Umówił się z Kat na kolację w restauracji Tradera Vica. Był tam, gdy przyjechała. Patrzył,

jak Kat idzie w kierunku stolika i pomyślał: To nasza ostatnia kolacja, ty dziwko.

Wstał i obdarzył ją serdecznym uśmiechem.

- Witaj, laleczko. Wyglądasz wspaniale.

Musiał przyznać, że było tak rzeczywiście. Kat prezentowała się fantastycznie. Powinna

zostać modelką pomyślał. Jest też dobra w łóżku. Brakuje jej tylko jakichś dwudziestu
milionów dolarów.

Kat zauważyła, że inne kobiety w restauracji spoglądają na Kena, wyraźnie jej

zazdroszcząc. On jednak patrzył tylko na nią. Znowu był tym samym Kenem co dawniej,
miłym i serdecznym.

Jak ci minął dzień? - spytała. Westchnął.

Miałem dużo pracy. Trzy operacje rano, dwie po południu - odparł. Kat pochyliła się w

jego stronę.

Wiem, że to jeszcze zbyt wcześnie, ale przysięgłabym, że czułam, jak dziecko kopie,

kiedy się ubierałam.

Może chce się wydostać - odparł Mallory i się uśmiechnął.

Powinniśmy zrobić USG i zobaczyć czy to chłopiec, czy dziewczynka. Wtedy

mogłabym zaczął kupować odpowiednie ubranka.

Wspaniały pomysł.

Ken, czy możemy ustalić datę ślubu? Chciałabym, żeby było to tak szybko, jak się da.

background image

Nie ma problemu - odparł Mallory swobodnie. - Możemy załatwić wszystko w

przyszłym tygodniu.

Wspaniale! - ucieszyła się i nagle przyszła jej do głowy pewna myśl. -Weźmy parę dni

urlopu i pojedźmy w małą podróż poślubną. Gdzieś niedaleko... do Oregonu albo do
Waszyngtonu.

O nie, dziecinko, pomyślał Mallory, miodowy miesiąc urządzam w czerwcu, na jachcie we

Francji.

Czemu nie. Pogadam z Wallace'em. Kat uścisnęła dłoń

Kena.

Dziękuję - odparła ucieszona. - Będę najlepszą żoną na całym świecie.

- Jestem tego pewien - powiedział Mallory. -A teraz zjedz jeszcze trochę surówki. Nasze

dziecko musi być zdrowe, prawda?

Wyszli z restauracji o dziewiątej. Kiedy zbliżali się do mieszkania Kat, Mallory zapytał:

Jesteś pewna, że Paige i Honey nie ma w domu?

Tak - odparła Kat. - Paige pojechała do szpitala na dyżur, a Honey powiedziałam, że

chcielibyśmy zostać sami.

Cholera! - zaklął w duchu Mallory. Ujrzała wściekłość na
jego twarzy.

Czy coś się stało?

Nie, kochanie, ale mówiłem ci już, że nie chcę, żebyś rozmawiała z kimkolwiek o

naszych prywatnych sprawach.

Muszę być bardzo ostrożny, pomyślał. Bardzo.

- Pospieszmy się - rzekł.
Jego niecierpliwość rozczuliła Kat.

Gdy znaleźli się w mieszkaniu, Mallory powiedział:

Chodźmy do sypialni. Kat się rozpromieniła.

Ś

wietny pomysł.

Mallory patrzył, jak Kat się rozbiera, myśląc: Wciąż ma ładną figurę. Dziecko ją oszpeci.

Nie rozbierzesz się, Ken?

Oczywiście, że tak.

Przypomniał sobie, kiedy to Kat zostawiła go nagiego w sypialni i wyszła. Teraz mu za to

zapłaci.

Powoli zaczął zdejmować ubranie. Czy powinienem to robić? - zastanawiał się. Trząsł się

ze zdenerwowania. To wszystko jej wina - stwierdził -nie moja. Dałem jej szansę, żeby
mogła się wycofać, ale ona była zbyt głupia, by z niej skorzystać.

Wsunął się do łóżka i poczuł obok ciepłe ciało Kat. Zaczęli się pieścić i Ken po chwili był

gotowy do miłości. Wszedł w Kat, a ona jęknęła.

Och, kochanie... jesteś cudowny... Zaczął poruszać się

coraz szybciej.

Tak... tak... o mój Boże!... Nie przestawaj... - wołała.

Po chwili jej ciało zaczęło drżeć spazmatycznie, wtuliła się w ramiona Kena i

znieruchomiała.

Odwróciła niespokojnie głowę w jego stronę.

- Czy ty...?

Oczywiście - skłamał Mallory. Był zbyt spięty, by okazywać rozkosz. - Masz ochotę na

coś mocniejszego?

Chyba nie powinnam. Mogłoby to zaszkodzić dziecku...

Ale to nasz wielki dzień. Jeden kieliszek jeszcze nikomu nie zaszkodził.

Kat się zawahała.

No dobrze. Ale mały - odparła i zaczęła się ubierać. Mallory powstrzymał

ją.

Nie, nie. Zostań w łóżku, mamusiu. Ja będę cię obsługiwał.

background image

Kiedy Mallory wyszedł do saloniku, Kat pomyślała: Jestem najszczęśliwszą kobietą pod

słońcem.

Ken podszedł do barku i nalał szkockiej do dwóch szklanek. Zerknął w kierunku sypialni,

ż

eby się upewnić, że Kat go nie widzi, a potem zbliżył się kanapy, gdzie zostawił swoją

marynarkę. Wyciągnął z kieszeni małą butelkę i wlał jej zawartość do szklanki
przeznaczonej dla Kat. Wrócił do barku, zamieszał płyn i powąchał. Nie wyczuł żadnego
obcego zapachu. Zaniósł obie szklanki do sypialni i jedną podał Kat.

Za zdrowie naszego dziecka - rzekła Kat.

Racja. Za naszego dzidziusia.

Ken przyglądał się, jak Kat przełknęła nieco szkockiej.

- Znajdziemy gdzieś ładne mieszkanko - powiedziała rozmarzonym głosem. - Poszukam

też jakiegoś żłobka dla dziecka. Będziemy je rozpieszczać, prawda?

Pociągnęła jeszcze jeden łyk. Mallory pokiwał
głową.

Jasne - odparł i przyjrzał się Kat uważniej. - Jak się czujesz?

Wspaniale. Tak się martwiłam, co będzie z nami, kochanie, ale teraz już nie muszę.

- No pewnie - rzekł Mallory. - Nie ma się czym niepokoić.
Powieki Kat zaczęły ciążyć.
- Masz rację. Nie ma czym - powtórzyła sennie. - Ken, jakoś dziwnie się czuję - dodała i

zaczęła osuwać się na pościel.

Nie powinnaś była zachodzić w ciążę. Spojrzała na niego

tępym wzrokiem.

Co ty mówisz?

Wszystko zepsułaś, Kat.

Zepsułam?

Coraz trudniej się jej było skoncentrować.

Weszłaś mi w drogę.

Co?

Nikt nie może mi przeszkodzić.

Ken, kręci mi się w głowie. Stał, patrząc na nią.

Ken... pomóż mi, Ken... Głowa Kat opadła na

poduszkę.

Mallory spojrzał na zegarek. Miał mnóstwo czasu.

Rozdział 34

H

oney pierwsza wróciła do domu i natknęła się na ciało Kat spoczywające w łazience na
zimnych białych kafelkach w kałuży krwi. Obok leżała poplamiona krwią łyżka do
łyżeczkowania macicy. Kat krwawiła z pochwy. Honey przystanęła wstrząśnięta.

- Och, mój Boże! - wykrztusiła.

Przykucnęła obok ciała i drżącymi palcami dotknęła tętnicy szyjnej. Nie wyczuła pulsu.
Pobiegła do pokoju, chwyciła telefon i wystukała 911. Odezwał się męski głos:

- Dziewięć jeden jeden. Pogotowie. Słucham.

Honey stała sparaliżowana, nie mogąc wydusić z siebie słowa.

Pogotowie. Halo?

Pomocy! Chciałam... Tutaj jest... - zaczęła się jąkać Honey. - Ona nie żyje.

Kto nie żyje, proszę pani?

Kat.

Pani kot zdechł?

background image

Nie! - wrzasnęła Honey. - Kat nie żyje. Proszę natychmiast tu kogoś przysłać.

Proszę pani...

Honey rzuciła słuchawką. Drżącymi palcami nakręciła numer do szpitala.

Chcę rozmawiać z doktor Taylor - rzekła ledwo słyszalnym głosem.

Proszę chwilę zaczekać.

Honey, ściskając mocno słuchawkę, czekała minutę lub dwie, zanim usłyszała Paige.

Taylor, słucham.

Paige! Musisz natychmiast przyjechać do domu! -- Honey? Co się

stało?

Kat... nie żyje.

Co? - spytała Paige z niedowierzaniem. - Jak to się stało?

Wygląda tak, jakby sama próbowała usunąć ciążę.

O Boże! Przyjadę tak szybko, jak tylko będę mogła.

Kiedy Paige dotarła do mieszkania zastała tam dwóch policjantów, detektywa i lekarza.

Honey siedziała w sypialni mocno oszołomiona środkami uspokajającymi. Lekarz pochylał
się nad nagim ciałem Kat. Detektyw spojrzał na Paige, kiedy weszła do zakrwawionej
łazienki.

- Kim pani jest?

Paige nie odrywała wzroku od nieruchomego ciała. Twarz miała bladą jak papier.

Nazywam się Taylor. Jestem lekarką i mieszkam tutaj.

Inspektor Burns - przedstawił się detektyw. - Może pani będzie mogła mi pomóc.

Próbowałem rozmawiać z tą drugą panią, która tu mieszka, ale wpadła w histerię. Lekarz dał
jej tabletki na uspokojenie.

Paige odwróciła wreszcie wzrok od koszmarnej sceny.

Co... co chce pan wiedzieć?

Zmarła mieszkała tutaj?

Tak.

„Zamierzam urodzić dziecko Kena. Jak to dobrze, że ono we mnie żyje", Paige

przypomniała sobie wyznanie Kat.

- Wygląda na to, że ona próbowała pozbyć się dziecka i narobiła sobie kłopotów.

Paige stała bez ruchu. Myśli wirowały w jej głowie. W końcu przemówiła:

- Nie wierzę w to.

Inspektor Burns przyglądał się jej przez chwilę.

Dlaczego pani wydaje się to niemożliwe?

Ona chciała urodzić to dziecko - odparła Paige. Zaczynała powoli odzyskiwać jasność

myśli. - Tylko ojciec dziecka się temu sprzeciwiał.

Ojciec?

Doktor Ken Mallory. Pracuje w szpitalu okręgowym Embarcadero. Nie chciał się z nią

ożenić. Niech pan posłucha, Kat jest... Kat była lekarzem. -Paige z trudem wymówiła słowo
„była". Sprawiło jej to ból. - Gdyby pragnęła poddać się aborcji, nie robiłaby tego sama w
łazience - dodała i pokręciła głową. - Coś tu jest nie tak.

Lekarz badający Kat wstał z podłogi.

- Może próbowała zrobić to sama, bo nie chciała, żeby ktokolwiek dowiedział się o

dziecku - rzekł.

To nieprawda. Powiedziała nam o nim. Inspektor Burns znowu

przyglądał się Paige.

Czy ona była sama dzisiejszego wieczoru?

Nie. Umówiła się z doktorem Mallorym.

Ken leżał w łóżku i rozmyślał o wydarzeniach wieczoru. Analizował je krok po kroku, by

upewnić się, że nie popełnił żadnego błędu. Doszedł do wniosku, że nie będzie problemów.
Zastanawiał się, dlaczego nie zjawiła się jeszcze

u niego policja. Gdy tak myślał, rozległ się dzwonek do drzwi. Mallory odczekał chwilę,

background image

potem wstał, włożył szlafrok na piżamę i wyszedł do przedpokoju. Stanął przy drzwiach i
spytał sennie:

Kto tam?

Doktor Mallory? - zapytał jakiś głos.

Tak.

Tu inspektor Burns z policji.

Z policji? - powtórzył Mallory, udając szczere zdziwienie i otworzył drzwi.

Mężczyzna stojący za nimi pokazał swoją legitymację.

Czy mogę wejść?

Tak. O co chodzi?

Czy zna pan doktor Hunter?

Oczywiście - odparł Ken, a na jego twarzy pojawił się niepokój. - Czy coś złego jej się

przydarzyło?

Widział się pan z nią dzisiejszego wieczoru?

Tak. O Boże! Proszę mi powiedzieć, co się stało. Czy wszystko z nią w porządku?

Niestety, mam złe wieści. Doktor Hunter nie żyje.

Nie żyje? Nie mogę w to uwierzyć. Jak to się stało?

Najwyraźniej próbowała samodzielnie dokonać aborcji i nie udało jej się to.

Och, mój Boże! - zawołał Mallory i ciężko opadł na krzesło. - To moja wina.

Inspektor przyjrzał mu się bacznie.

Pańska wina?

Tak. Ja... Doktor Hunter i ja mieliśmy się pobrać. Powiedziałem jej, że to niezbyt dobry

pomysł, żebyśmy mieli teraz dziecko. Chciałem jeszcze trochę z tym poczekać, a ona
zgodziła się ze mną. Zasugerowałem jej, żeby poszła do szpitala na zabieg, ale ona widocznie
postanowiła... O Boże! Nie mogę w to uwierzyć.

O której godzinie rozstał się pan z doktor Hunter?

Chyba około dziesiątej. Podrzuciłem ją do domu i odjechałem.

Nie wchodził pan do mieszkania?

Nie.

Czy doktor Hunter mówiła o tym, co zamierza zrobić?

- Ma pan na myśli to, że...? Nie. Ani słowa.
Inspektor Burns wyciągnął wizytówkę.

Gdyby przypomniał pan sobie o czymś, doktorze, co mogłoby nam pomóc, byłbym

wdzięczny, gdyby pan do mnie zadzwonił.

Oczywiście. Nawet nie wie pan, jak mną to wszystko wstrząsnęło.

Paige i Honey były tak poruszone, że nie spały przez całą noc i rozmawiały o Kat,
zastanawiając się nad tym, co się wydarzyło, nie mogąc w to uwierzyć. O dziewiątej
przyszedł inspektor Burns.

Dzień dobry, rozmawiałem zeszłej nocy z doktorem Mallorym.

I co?

Twierdzi, że poszli razem na kolację, a potem podrzucił doktor Hunter do domu i

pojechał do siebie.

Skłamał - rzekła Paige i zastanawiała się chwilę. - Chwileczkę! Czy znaleźliście ślady

nasienia w ciele Kat?

Prawdę mówiąc, tak.

W takim razie - odparła podekscytowana Paige - to dowodzi, że Mal-lory kłamie.

Zaciągnął ją do łóżka i...

Byłem u niego dziś rano, żeby to wyjaśnić. Powiedział, że się kochali, zanim poszli na

kolację.

Och - Paige nie dawała za wygraną - jego odciski palców będą na łyżeczce, którą zabił

Kat - mówiła coraz bardziej rozgorączkowana. - Czy sprawdzaliście odciski palców?

Tak, proszę pani - odparł inspektor cierpliwie. - Należały do doktor Hunter.

To niemożliwe! Pewnie użył rękawiczek, a potem odcisnął jej palce na skrobaczce. Jak

background image

panu się wydaje?

Chyba ogląda pani zbyt dużo filmów kryminalnych.

Nie wierzy pan, że Kat została zamordowana, prawda?

Chyba nie.

Robiliście sekcję zwłok?

Tak.

I co wykazała?

Lekarz sądowy uważa, że śmierć nastąpiła przypadkowo. Doktor Mal-lory powiedział

mi, że pani Hunter zdecydowała się pozbyć dziecka, więc pewnie...

Poszła do łazienki i sama się wypatroszyła? - wtrąciła Paige. - Na Boga, inspektorze!

Ona była lekarzem, chirurgiem! To zupełnie niemożliwe, żeby próbowała robić to sama.

Inspektor Burns odparł w zamyśleniu:
- Sugeruje pani, że doktor Mallory namówił ją na aborcję, potem próbował jej pomóc w

wykonaniu zabiegu, a kiedy zabieg się nie powiódł, zostawił ją na pastwę losu?

Paige pokręciła głową.

Nie. To nie stało się w taki sposób. Kat nigdy nie zgodziłaby się na coś takiego. Sądzę,

ż

e on rozmyślnie ją zamordował - zastanawiała się na głos. - Kat była bardzo silną

osobowością. Musiała być nieprzytomna, kiedy... on jej to zrobił.

Sekcja zwłok nie wykazała żadnych śladów na ciele po uderzeniu czy krwiaków na

szyi...

Czy wykryliście jakieś ślady środków usypiających lub...?

Nie, żadnych - odparł i popatrzył na zaciętą twarz Paige. - Nie wygląda mi to na

morderstwo. Myślę, że doktor Hunter popełniła błąd i... Niezmiernie mi przykro.

Inspektor ruszył w stronę drzwi.

- Proszę poczekać! - zatrzymała go Paige. - Wydaje mi się, że znam motyw.

Burns się odwrócił.

Mallory twierdzi, że ona zgodziła się na aborcję. To wiele tłumaczy, prawda?

Ale nie wyjaśnia morderstwa - powiedziała uparcie Paige.

Proszę pani, nie mamy żadnych dowodów. Jedynie zeznania doktora Mallory'ego.

Naprawdę bardzo mi przykro.

Paige patrzyła, jak inspektor wychodzi.

Nie pozwolę, żeby Ken Mallory uniknął kary, myślała w rozpaczy Paige.

Jason wpadł do Paige w odwiedziny.

Słyszałem o tym, co się stało - powiedział. -Aż trudno w to uwierzyć! Jak ona mogła coś

takiego sobie zrobić?

To nie ona - odparła Paige. - Kat została zamordowana.

Paige opowiedziała Jasonowi o swojej rozmowie z inspektorem Burnsem.

Policja nie zamierza nic z tym zrobić. Myślą że to byl nieszczęśliwy wypadek. Jason, to

moja winą że Kat nie żyje.

Twoja wina?

To ja namówiłam ją żeby umówiła się pierwszy raz z Kenem Mallo-rym. Ona wcale

tego nie chciała. Zaczęło się od głupiego żartu, a potem ona... zakochała się w Kenie. Och,
Jason!

Nie możesz siebie za to winić - rzekł stanowczo. Paige rozejrzała się

wokoło z desperacją.

Nie mogę już dłużej tutaj mieszkać. Muszę się stąd wynieść. Jason objął ją

ramieniem.

Weźmy ślub od razu.

Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie mogę zapomnieć o Kat...

Wiem. Poczekamy tydzień albo dwa.

Dobrze.

Kocham cię, Paige.

- Ja także cię kocham. Czuję się winna, ponieważ obie, Kat i ja zakochałyśmy się, tylko

background image

ż

e ona nie żyje, a ja wciąż chodzę po tym świecie.

Fotografia pojawiła się we wtorek na pierwszej stronie Kroniki towarzyskiej San

Francisco. Widać było na niej uśmiechniętego Kena Mallory'ego, który obejmował Lauren
Harrison. Podpis głosił: Dziedziczka wielkiej fortuny wychodzi za lekarza.

Paige spoglądała na zdjęcie z niedowierzaniem. Kat nie żyła zaledwie od dwóch dni, a

Mallory ogłaszał swoje zaręczyny z inną kobietą! A więc przez cały czas, kiedy obiecywał
Kat małżeństwo, zamierzał poślubić inną. Dlatego zabił Kat, pomyślała Paige, żeby zeszła
mu z drogi.

Podniosła słuchawkę i wykręciła numer głównej komendy policji.

Chciałabym rozmawiać z inspektorem Burnsem. Chwilę później

usłyszała głos Burnsa.

Halo.

Mówi Paige Taylor.

A tak, pamiętam panią.

Czy widział pan zdjęcie na pierwszej stronie dzisiejszej Kromki towarzyskiej?

Tak.

A więc wreszcie ma pan motyw! - oznajmiła Paige. - Ken Mallory musiał zamknąć usta

Kat, zanim Lauren Harrison dowiedziałaby się o niej. Musi pan aresztować Mallory'ego. -
Paige niemal krzyczała do słuchawki.

Chwileczkę, niech pani się uspokoi. Możemy mieć motyw, ale, jak pani już mówiłem,

nie mamy żadnych dowodów. Sama pani powiedziała, że doktor Hunter musiała być
nieprzytomna, kiedy Mallory dokonywał aborcji. Po spotkaniu z panią rozmawiałem jeszcze
raz z pracownikami laboratorium. Nie znaleziono żadnych śladów na ciele doktor Hunter,
które świadczyłyby o tym, że została uderzona lub w jakiś inny sposób pozbawiona
przytomności.

- Pewnie Mallory zaaplikował jej jakieś środki nasenne lub uspokajające - rzekła Paige

upartym głosem. - Może wodzian chloralu? Działa szybko i...

Inspektor Burns odparł cierpliwie:

Pani doktor, w ciele zmarłej nie było śladu takiego środka. Przykro mi, naprawdę, ale

nie możemy aresztować człowieka za to, że się żeni. Czy ma pani coś jeszcze?

Nie - odparła Paige.

Z trzaskiem odłożyła słuchawkę i zamyśliła się, Mallory musiał podać Kat jakiś narkotyk.
Przecież bez trudu mógł coś wziąć ze szpitalnej apteki. Piętnaście minut później Paige była w
drodze do szpitala. Pete Samuels, kierownik apteki, stał za kantorkiem.

Dzień dobry, doktor Taylor - powiedział. - W czym mogę pani pomóc?

Doktor Mallory parę dni temu brał jakieś lekarstwa. Mówił mi ich nazwę, ale nie mogę

sobie przypomnieć, co to było.

Samuels zmarszczył czoło.

Nie przypominam sobie, żeby doktor Mallory przychodził tutaj w ostatnim miesiącu.

Jest pan pewien?

Oczywiście. Zapamiętałbym go. Zawsze rozmawiamy o futbolu.

Dziękuję - odparła Paige ze ściśniętym sercem.

W takim razie, pomyślała, Mallory musiał zrealizować receptę w jakiejś innej aptece.

Według obowiązujących przepisów wszystkie recepty na narkotyki powinny być
wypisywane w trzech egzemplarzach - jeden dla pacjenta, drugi dla aptekarza, a trzeci
należało wysłać do Biura Substancji Kontrolowanych.

Tak - stwierdziła w duchu Paige. - Ken Mallory wypisał receptę i udał się w jakieś inne

miejsce. W San Francisco było co najmniej dwieście lub trzysta aptek. Nie było sposobu, by
Paige sprawdziła je wszystkie. Wydawało jej się prawdopodobne, że Mallory poszedł
zrealizować receptę tuż przed zabiciem Kat. W sobotę albo w niedzielę. Gdyby to była
niedziela, może miałabym jakąś szansę, pomyślała Paige. Tylko kilka aptek jest otwartych w
niedziele. To ułatwia poszukiwania.

Poszła na górę, do biura, gdzie wisiał plan dyżurów. Doktor Mallory pracował całą sobotę,

background image

całkiem więc możliwe, że wykupił receptę w niedzielę. Ile aptek w San Francisco jest
otwartych w niedziele? - zastanawiała się Paige.

Podeszła do telefonu i zadzwoniła do stanowego biura farmaceutycznego.

- Mówi doktor Taylor - powiedziała. - W ostatnią niedzielę jedna z moich znajomych

zostawiła receptę w aptece. Prosiła mnie, żebym odebrała dla niej lekarstwo, ale nie mogę
sobie przypomnieć, która to była apteka. Czy pani mogłaby mi pomóc?

Nie wydaje mi się, proszę pani. Skoro nie zna pani...

Większość aptek jest zamknięta w niedzielę, prawda?

No tak...

Byłabym wdzięczna, gdyby podała mi pani listę tych, które są otwarte. Nastąpiła krótka

cisza.

Jeśli to takie ważne...

To bardzo ważne - zapewniła ją Paige.

No dobrze. Proszę chwileczkę poczekać.

Na liście znalazło się trzydzieści sześć aptek rozrzuconych po całym mieście. Sprawa

byłaby prosta, gdyby Paige mogła zwrócić się o pomoc do policji, ale przecież inspektor
Burns nie wierzył Paige. Załatwię to razem z Honey, postanowiła. Pojechała do domu i
opowiedziała Honey o swoim pomyśle.

To naprawdę długa lista, prawda? - stwierdziła Honey. - A nawet nie wiesz, czy on

rzeczywiście był w aptece w niedzielę.

Ale, jak na razie, to nasza jedyna szansa - odparła Paige. - Ja sprawdzę apteki w

Richmond, Marinie, North Beach, Upper Market, Mission i Porte-ro, a ty w rejonach
Excelsior, Ingleside, Lakę Merced, Western Addition i Sunset.

Dobrze.

Paige weszła do pierwszej apteki, pokazała swoją licencję lekarską i powiedziała:

- Mój znajomy, doktor Ken Mallory, zostawił tutaj w niedzielę receptę.

Musiał wyjechać z miasta i poprosił mnie, żebym ponowiła zamówienie, ale nie mogę sobie
przypomnieć, co to miało być. Czy mógłby pan sprawdzić,
bardzo proszę?

- Doktor Ken Mallory? Proszę chwilę poczekać.
Po paru minutach aptekarz wrócił.

Niestety, nie mieliśmy w niedzielę żadnej recepty od doktora Mallory'ego.

Dziękuję.

Taką samą odpowiedź otrzymała Paige w następnych czterech aptekach. Honey też nie
powiodło się lepiej.

- Mamy tutaj tysiące recept.

Wiem, ale to było w zeszłą niedzielę.

Niestety, nie mamy tutaj recepty wypisanej przez doktora Mallory'ego.

Obie, Paige i Honey, spędziły cały dzień, jeżdżąc od jednej apteki do drugiej. Czuły się

coraz bardziej zniechęcone. Było już późne popołudnie, zamykano sklepy, gdy Paige w
małej aptece w dzielnicy Portero znalazła to, czego szukała.

- Och, tak, mamy tutaj receptę od doktora Mallory'ego - rzekł aptekarz.

- Pamiętam go. Miał gdzieś tutaj w okolicy wizytę domową u jakiegoś pacjeta. Zaskoczyło
mnie to, ponieważ w obecnych czasach niewielu lekarzy odwiedza swoich chorych w
domach.

A już na pewno nie robią tego lekarze pracujący w szpitalu, pomyślała Paige.

Na co była ta recepta? - spytała Paige i wstrzymała oddech.

Na wodzian chloralu.

Paige niemal drżała z podniecenia.

Jest pan pewien?

Tak jest tutaj napisane.

A jak brzmi nazwisko pacjenta? Aptekarz przyjrzał

background image

się dokładniej.

Spyros Levathes.

Czy mógłby mi pan dać kopię tej recepty? - spytała Paige.

Oczywiście, pani doktor.

Godzinę później Paige znalazła się w gabinecie inspektora Burnsa. Położyła receptę na

biurku.

Oto dowód - rzekła. - W niedzielę doktor Mallory udał się do apteki oddalonej o

dobrych parę kilometrów od swojego mieszkania i zrealizował tam receptę na wodzian
chloralu. Potem wlał go do szklanki Kat, a kiedy straciła przytomność, okaleczył ją tak, by
wyglądało na wypadek.

Twierdzi pani, że dodał wodzianu chloralu do jej drinka, a potem ją zabił?

Tak.

Ale jest tylko jeden problem, doktor Taylor. Nie znaleźliśmy wodzianu chloralu w ciele

zmarłej.

Niemożliwe. Wasz patolog musiał popełnić błąd. Niech pan mu powie, żeby wykonał

badanie jeszcze raz.

Inspektor powoli tracił cierpliwość.

- Proszę pani...

Wiem, że mam rację.

Marnuje pani nasz cenny czas.

Paige usiadła naprzeciw inspektora i spojrzała mu prosto w oczy. Westchnął.

- No dobrze. Zrobimy powtórne badanie. Może rzeczywiście nasz lekarz się pomylił.

Jason przyjechał po Paige, żeby zabrać ją na kolację.
- Zjemy u mnie w domu - powiedział. - Chciałbym ci coś pokazać.
W czasie drogi Paige opowiedziała Jasonowi o tym, co się wydarzyło.

Zobaczysz, znajdą wodzian chloralu w ciele Kat. I Ken Mallory dostanie za swoje.

Paige, tak mi przykro z powodu wszystkiego tego, co się stało.

Wiem - odparła i pogładziła go po policzku. - Dzięki Bogu, że jesteś ze mną.

Jason zatrzymał samochód przed swoim domem.
Paige wyjrzała przez okno i aż zaparło jej dech. Wokół zielonego trawnika przed domem

stał nowy płot, pomalowany na biało.

Była sama w mieszkaniu. Ken Mallory otworzył drzwi kluczami, które zostawiła mu Kat, i

pobiegł szybko do sypialni. Paige słyszała, jak jego kroki zbliżają się w jej stronę, lecz zanim
zdążyła się poruszyć, Ken dopadł ją i zacisnął dłonie na jej szyi.

- Ty dziwko! Próbujesz mnie zniszczyć. Już nie będziesz więcej węszyć

- warknął i zaczął ją mocniej dusić. - Wszystkich was okpiłem. Nikt nie dowie się, że
zabiłem Kat.

Paige próbowała krzyczeć, ale nie mogła złapać tchu. Próbowała się uwolnić i nagle się

obudziła. Była w pokoju sama. Trzęsąc się z przerażenia, usiadła na łóżku.

Nie spała przez resztę nocy, czekając na telefon od inspektora Burnsa. Zadzwonił dopiero

o dziesiątej rano.

Doktor Taylor?

Tak - odparła i wstrzymała oddech.

Właśnie dostałem trzeci raport od lekarza sądowego.

I co? - spytała z bijącym sercem.

W ciele doktor Hunter nie wykryto żadnych śladów wodzianu chloralu ani innych

substancji usypiających.

To niemożliwe! - pomyślała Paige. Muszą być jakieś ślady. Kat nie została uderzona. Nie

znaleziono także żadnych śladów na szyi od próby uduszenia. To wszystko nie ma sensu. Kat
musiała być nieprzytomna, kiedy Mallo-ry ją zabił. Lekarz sądowy się myli.

background image

Paige postanowiła sama z nim porozmawiać.

Doktor Dolan był zirytowany.

Nie lubię, kiedy podważa się moje opinie - powiedział. - Robiłem badanie trzy razy.

Wyjaśniłem już inspektorowi Burnsowi za pierwszym razem, że nie ma żadnych śladów
wodzianu chloralu w jakimkolwiek organie zmarłej i taka jest prawda.

Ale...

Coś jeszcze?

Paige spojrzała na niego bezradnie. Znikła jej ostatnia nadzieja. Kenowi Mallory'emu

zbrodnia ujdzie bezkarnie.

- Chyba nie. Jeśli nie znalazł pan żadnych substancji chemicznych w jej ciele, to...

Nie twierdzę, że nie znalazłem żadnych substancji chemicznych. Paige spoglądała

na niego przez chwilę.

Znalazł pan coś?

Ś

lad trójchloroetylenu, chlorku etylu. Paige ściągnęła brwi.

Co to może spowodować?

Nic takiego. To zwykły środek przeciwbólowy. Nie jest w stanie kogokolwiek uśpić.

Rozumiem.

Przykro mi, że nie mogę pani pomóc. Paige skinęła głową.

Dziękuję.

Szła długim, wysprzątanym korytarzem kostnicy pogrążona w czarnych myślach. Nie

miała wątpliwości, że Kat została uśpiona za pomocą wodzianu chloralu.

Lekarz znalazł tylko ślady chlorku etylu, zastanawiała się. To nie mogłoby nikogo

pozbawić przytomności. Ale dlaczego akurat ten związek znalazł się w ciele Kat? Nie brała
przecież żadnych lekarstw. Paige zatrzymała się na chwilę na środku korytarza, myśli
wirowały w jej głowie jak na karuzeli.

Pojechała do szpitala i poszła prosto do biblioteki medycznej znajdującej się na czwartym

piętrze. W jednej z książek szybko znalazła hasło „trójchloroetylen, chlorek etylu".
Przeczytała: Bezbarwny, przezroczysty, lotny płyn o gęstości względnej 1.47 przy 59
stopniach Fahrenheita. Jest to chlorowany węglowodór, ma wzór chemiczny CCI CCI:CHCI.

W ostatniej linijce Paige znalazła to, czego szukała: Kiedy wodzian chloralu ulega

przemianie materii, produktem ubocznym tej reakcji jest chlorek etylu.

Rozdział 35

I

nspektorze, przyszła do pana doktor Taylor. - Znowu?

Zamierzał ją odprawić. Miała obsesję na punkcie swojej teoryjki. Burns musiał z tym

skończyć.

- Niech wejdzie.

Kiedy Paige zjawiła się w gabinecie, inspektor powiedział:

Proszę posłuchać, myślę, że pani przesadza. Doktor Dolan skarżył się na panią i...

Wiem, jak Ken Mallory to zrobił! - przerwała mu niecierpliwie. - W ciele Kat

znaleziono chlorek etylu.

Burns skinął głową.

Doktor Dolan powiedział mi o tym. Ale stwierdził też, że związek ten nie może nikogo

uśpić, więc...

Wodzian chloralu, ulegając przemianie materii, zamienia się w chlorek etylu! -

oznajmiła Paige triumfalnie. - Mallory skłamał, kiedy powiedział, że nie wszedł do

background image

mieszkania z Kat. Nalał wodzianu chloralu do jej drinka. Związek ten nie ma żadnego smaku,
kiedy miesza się go z alkoholem, i działa już po paru minutach. Gdy Kat straciła
przytomność, zabił ją i zrobił to tak, żeby wyglądało, że Kat próbowała sama dokonać aborcji
i wszystko spartaczyła.

Pani doktor, proszę mi wybaczyć, ale wygląda mi to na bajeczkę wyssaną z palca.

Tak nie jest. Mallory wypisał receptę dla pacjenta, który nazywa się Spyros Levathes,

ale nigdy mu jej nie dał.

Skąd pani wie?

Ponieważ nie mógłby tego zrobić. Sprawdziłam kartę Spyrosa Levathe-sa. Choruje na

porfirię wrodzoną.

Co to takiego?

To genetyczne schorzenie związane z metabolizmem. Powoduje nadwrażliwość na

ś

wiatło, organiczne zmiany chorobowe, częstoskurcz, a także parę innych, niezbyt

przyjemnych objawów. Pojawia się w wyniku uszkodzenia genów.

Nadal nic nie rozumiem.

Doktor Mallory nie dał temu pacjentowi wodzianu chloralu, ponieważ mogłoby to go

zabić! Wodzian chloralu jest przeciwwskazany w przypadku porfiru. Wywołuje
natychmiastowe konwulsje.

Po raz pierwszy słowa Paige wywarły wrażenie na inspektorze.

- Zrobiła pani dobrą robotę, muszę przyznać.
Paige napierała dalej.
- Po co Ken Mallory udawałby się do odległej apteki i wykupywał lekarstwo dla pacjenta,

skoro wiedział, że mu go nie da? Musi pan aresztować doktora Mallory'ego.

Burns bębnił palcami po biurku.

- To nie takie proste.
- Musi pan...
Inspektor podniósł rękę.
- W porządku. Powiem pani, co zrobię. Skontaktuję się z prokuratorem okręgowym i

dowiem się, co on na ten temat myśli i czy możemy wystawić
nakaz aresztowania.

Paige wiedziała, że osiągnęła cel.

Dziękuję panu, inspektorze.

Zadzwonię do pani później.

Po wyjściu Paige inspektor Burns siedział za biurkiem i rozmyślał o ich rozmowie. Nie

istniały mocne dowody przeciwko doktorowi Mallory'emu, jedynie podejrzenia tej upartej
kobiety. Burns zanalizował wszystkie fakty, które znał. Mallory był zaręczony z Kat Hunter.
Dwa dni po jej śmierci zaręczył się z córką Harrisona. Interesujące, ale przecież nie
wchodziło to w kolizję z prawem.

Mallory powiedział, że zostawił doktor Hunter pod domem i nie wchodził do mieszkania.

W ciele zmarłej znaleziono nasienie, ale Mallory miał na to możliwe do przyjęcia
wyjaśnienie.

Pozostawała sprawa wodzianu chloralu. Mallory wypisał receptę dla pacjenta, którego

ś

rodek ten mógł zabić. Czy doktor był winny morderstwa, czy nie?

Burns połączył się ze swoją sekretarką przez wewnętrzny telefon.

- Barbaro, umów mnie na popołudnie z prokuratorem okręgowym.

Kiedy Paige weszła do gabinetu, zastała tam czterech mężczyzn: prokuratora okręgowego,

jego asystenta, człowieka o nazwisku Warren i inspektora Burnsa.

- Dziękuję, że pani przyszłą doktor Taylor - rzekł prokurator. – Inspektor Burns mówił mi

o pani podejrzeniach co do okoliczności śmierci pani Hunter.
Wiem, że była ona pani współlokatorką i domaga się pani sprawiedliwości.

A więc w końcu aresztują Kena Mallory'ego! - pomyślała Paige.
- Tak - odparła. - Nie ma wątpliwości, że zabił ją doktor Mallory. Kiedy go aresztujecie,

background image

sam powie...

Obawiam się, że nie możemy tego zrobić. Paige spojrzała na

niego tępym wzrokiem.

Co takiego?

Nie możemy aresztować doktora Mallory'ego.

Ale dlaczego?

Nie mamy powodu.

Oczywiście, że mamy! - zawołała Paige. - Chlorek etylu dowodzi, że...

Pani doktor, w sądzie nie można się wymawiać nieznajomością prawa, ale można

wybaczyć błędy popełnione w dziedzinie medycyny.

Nie rozumiem.

To proste. Doktor Mallory mógłby utrzymywać, że popełnił błąd, że nie wiedział, jaki

wpływ miałby wodzian chloralu na pacjenta chorego na porfirię. Nikt nie mógłby mu
udowodnić, że kłamie. Można by wykazać, że kiepski z niego lekarz, ale nie że jest winny
morderstwa.

Paige popatrzyła na prokuratora zbita z tropu.

- A więc zamierzacie tak po prostu zostawić tę sprawę?
Prawnik przyglądał się jej przez chwilę.
- Powiem pani, co chciałbym zrobić. Rozmawiałem już o tym z inspektorem Burnsem.

Jeśli pani pozwoli, wyślemy kogoś do pani mieszkania, żeby obejrzał szklanki i kieliszki w
barku. Jeśli znajdziemy jakieś ślady wodzianu chloralu, podejmiemy kolejne kroki.

- A co będzie, jeśli Mallory je umył?
Inspektor Burns rzekł:
- Nie sądzę, żeby miał czas, by użyć jakichś detergentów. Jeśli tylko wypłukał szklankę w

wodzie, znajdziemy to, czego szukamy.

Dwie godziny później Burns zadzwonił do Paige.

Zrobiliśmy analizę chemiczną wszystkich szklanek z barku - rzekł. Paige zamarła w

oczekiwaniu.

Znaleźliśmy jedną ze śladami wodzianu chloralu. Zamknęła oczy,

dziękując Bogu.
- Są także na niej czyjeś odciski palców. Musimy teraz sprawdzić, czy należą one do

doktora Mallory'ego.

Paige poczuła nagły przypływ energii. Inspektor mówił
dalej:

Kiedy ją zabijał, jeśli rzeczywiście tak było, pewnie założył rękawiczki, żeby nie

zostawić odcisków palców na łyżeczce. Ale nie mógł podać jej drinka w rękawiczkach i
pewnie także nie miał ich na rękach, kiedy płukał szklankę, a potem chował ją do barku.

No tak - przyznała Paige.

Muszę przyznać, że na początku nie wierzyłem, że pani teoria zaprowadzi nas

dokądkolwiek. Teraz rzeczywiście wydaje mi się, że sprawcą mógł być doktor Mallory. Ale
dowiedzenie tego to inna sprawa - westchnął i dodał: - Prokurator okręgowy ma rację.
Ryzykownie byłoby wytoczyć Mallory'emu proces. Oskarżony mógłby twierdzić, że wypisał
receptę dla swojego pacjenta. Nie istnieje prawo zabraniające popełniania błędów
medycznych. Nie bardzo wiem jak...

Niech pan posłucha! - przerwała mu Paige gorączkowo. - Chyba już wiem jak!

Ken Mallory słuchał Lauren przez telefon.

- Znaleźliśmy z ojcem miejsce na gabinet, które na pewno ci się spodoba, kochanie! To

piękny apartament w Post Building. Zatrudnię dla ciebie recepcjonistkę, jakąś niezbyt ładną.

Mallory się roześmiał.

Nie musisz się o to martwić, maleńka. Na całym świecie istniejesz dla mnie tylko ty.

Tak bym chciała, żebyś już zobaczył to miejsce. Czy mógłbyś teraz przyjechać?

Skończę pracę za parę godzin.

Wspaniale! Wpadnij po mnie do domu.

background image

Dobrze.

Mallory odłożył słuchawkę. Nie mogło być lepiej, pomyślał. Bóg istnieje, a ona mnie

kocha.

Nagle usłyszał przez megafon swoje nazwisko:
- Doktor Mallory proszony do sali czterysta trzydzieści... Doktor Mallory...
Siedział, marząc na jawie, myśląc o wspaniałej przyszłości, jaka go czeka.

Piękny prywatny gabinet w Post Building, poczekalnia wypełniona bogatymi staruszkami,
gotowymi szastać pieniędzmi na prawo i lewo. Znowu wezwano go przez głośnik:

- Doktor Mallory... sala czterysta trzydzieści.

Westchnął i wstał niechętnie. Niedługo opuszczę ten cholerny dom wariatów, pomyślał i
skierował się w stronę pokoju czterysta trzydzieści. Jakiś lekarz czekał na niego na korytarzu.

- Obawiam się, że mamy tutaj poważny problem - powiedział. - To jeden z pacjentów

doktora Petersona, ale doktora dzisiaj nie ma, a ja nie mogę się dogadać z jednym z lekarzy.
Weszli do środka. W pokoju znajdowały się trzy osoby - chory leżący w łóżku, pielęgniarz i
jakiś doktor, którego Mallory nie znał. Lekarz, który wszedł z Kenem, przedstawił mu go:

- To doktor Edwards -1 dodał: - Potrzebujemy pańskiej rady.
- O co chodzi?
Lekarz wyjaśnił:

Ten pacjent cierpi na porfirię wrodzoną a doktor Edwards nalega by dać mu środek na

uspokojenie.

Nie widzę w tym żadnego problemu.

Dziękuję - odparł Edwards. - Chory nie spał od czterdziestu ośmiu godzin. Zapisałem

mu wodzian chloralu, żeby mógł trochę odpocząć...

Mallory spojrzał na niego zdumiony.

- Czy pan oszalał? Przecież to go zabije! Dostanie konwulsji, często skurczu i

prawdopodobnie umrze. Gdzie, do cholery, studiował pan medycynę?

Mężczyzna spojrzał na Kena.

- W ogóle nie studiowałem - rzekł cicho i wyciągnął odznakę policyjną.

- Jestem z wydziału zabójstw.

Potem zwrócił się do człowieka leżącego w łóżku:
- Masz to?

Tak - odparł mężczyzna i wyciągnął spod poduszki magnetofon. Skonsternowany

Mallory spoglądał to na jednego, to na drugiego.

Nie rozumiem. Co się tutaj dzieje?

- Doktorze Mallory, aresztuję pana za zamordowanie Kat Hunter-oświad

czył inspektor.

Rozdział 36

W

Kronice towarzyskiej San Francisco napisano wielkimi literami: UWIKŁANY W
MIŁOSNY TRÓJKĄT LEKARZ ARESZTOWANY ZA MORDERSTWO. Artykuł
zamieszczony poniżej obfitował w pikantne szczegóły. Mai lory przeczytał gazetę w areszcie,
a potem odrzucił ją ze złością. Jego towarzysz z celi rzekł:

Wygląda na to, że mają cię w ręku, co nie, stary?

Nie wierz w to - odparł pewnie Mallory. - Mam wpływowych przyjaciół, załatwiąmi

najlepszego adwokata na świecie. Wyjdę stąd w ciągu dwudziestu czterech godzin. Muszę
tylko do nich zadzwonić.

Harrisonowie przeczytali gazetę przy śniadaniu.
- Mój Boże! - wykrzyknęła Lauren. - Ken! Nie mogę w to uwierzyć!

background image

Do stołu podszedł lokaj.

Przepraszam, pani Harrison. Dzwoni do pani doktor Mallory. Chyba z aresztu.

Już idę - odparła Lauren, wstając z krzesła.

Zostaniesz tutaj i dokończysz śniadanie - rzekł stanowczo Harrison i zwrócił się do

lokaja. - Nie znamy żadnego doktora Mallory'ego.

Paige czytała Kroniką towarzyską, ubierając się. Mallory miał zostać ukarany za to, co

zrobił, ale Paige nie czuła się usatysfakcjonowana. Nic nie mogło przywrócić Kat życia.

Rozległ się dzwonek do drzwi i Paige poszła otworzyć. Ujrzała jakiegoś obcego człowieka.

Miał na sobie ciemny garnitur, a w ręku aktówkę.

Doktor Taylor? - spytał.

Tak...

Nazywam się Roderick Pelham. Jestem prawnikiem z biura Rothman & Rothman. Czy

mogę wejść?

Paige przyglądała mu się uważnie, zdziwiona.

- Tak-odparła.

Mężczyzna wszedł do mieszkania.

- Jaką ma pan do mnie sprawę?

Otworzył teczkę i wyciągnął z niej kilka kartek.

- Oczywiście wie pani, że jest pani główną spadkobierczynią w testamencie Johna

Cronina?

Paige spojrzała na niego zdziwiona.

O czym pan mówi? To chyba jakaś pomyłka.

Ależ skąd. Pan Cronin zostawił pani milion dolarów.

Paige opadła na krzesło i nagle przypomniała sobie słowa Johna: „Musisz jechać do

Europy. Zrób to dla mnie. Jedź do Paryża... zatrzymaj się w Cril-lon, zjedz obiad u Maxima,
zamów wielki stek i butelkę szampana, a kiedy będziesz jadła i piła, pomyśl o mnie".

Jeśli pani tutaj podpisze, zajmiemy się wszystkimi formalnościami. Paige podniosła

głowę.

Nie wiem, co powiedzieć... On miał rodzinę.

- Zgodnie z testamentem przypada im pozostała część majątku, niezbyt wielka.

Nie mogę tego przyjąć - rzekła Paige. Pelham spojrzał na

nią ze zdziwieniem.

Dlaczego?

Nie wiedziała, co odpowiedzieć. John chciał, żeby dostała te pieniądze.

Nie wiem. To... wydaje mi się w jakiś sposób nieetyczne. On był moim pacjentem.

Zostawię pani czek. Zastanowi się pani, co z tym zrobić. Proszę tylko tutaj podpisać.

Oszołomiona Paige złożyła swój podpis.

- Do widzenia, pani doktor.

Odprowadziła adwokata do drzwi, a potem usiadła i zaczęła rozmyślać o Johnie.

Wieści o spadku stały się w szpitalu przedmiotem plotek. Paige miała nadzieję, że wkrótce

wszyscy znajdą sobie inny temat do rozmów. Wciąż jeszcze nie zdecydowała, co zrobi z
pieniędzmi. Nie należą do mnie, myślała. John miał przecież rodzinę.

Paige nie czuła się gotowa, by wrócić do pracy, ale ktoś musiał zająć się pacjentami. Na

rano miała wyznaczoną operację. Gdy przyszła do sali, na korytarzu czekał na nią Arthur
Kane. Nie rozmawiali ze sobą od czasu, gdy Kane wyciął pacjentowi niewłaściwą nerkę.
Chociaż Paige nie miała dowodu na to, że to on odwrócił zdjęcie rentgenowskie, cała ta
historia wytrąciła jąz równowagi.

- Część, Paige - powiedział. - Puśćmy w niepamięć urazy. Co było, to było. Może teraz

zostaniemy przyjaciółmi?

Wzruszyła ramionami i odparła:

Dobrze.

background image

To straszne, co zrobił Ken Mallory, prawda?

O tak.

A przy okazji, gratuluję ci. Słyszałem, że zostałaś milionerką.

Nie widzę powodu, żeby...

Mam bilety do kina na dziś wieczór, Paige. Pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się we

dwoje.

Nie, dziękuję - odparła. - Jestem zaręczona.

W takim razie proponuję, żebyś zerwała zaręczyny. Spojrzała na niego

zdumiona.

Nie rozumiem.

Kane przysunął się bliżej.

Kazałem zrobić sekcję zwłok Johna Cronina. Paige poczuła, że jej

serce zaczyna bić szybciej.

I co?

- Wcale nie zmarł na atak serca. Ktoś podał mu zbyt dużą dawkę insuliny. Myślę, że ten

ktoś nie spodziewał się sekcji zwłok.

Usta Paige nagle stały się suche.

Byłaś przy nim, kiedy umarł, prawda? Zawahała się chwilę.

Tak.

- Tylko ja wiem o tym wszystkim i tylko ja mam zaświadczenie z sekcji - oznajmił i

poklepał japo ramieniu. - Jeśli trzeba, potrafię trzymać język za zębami. A więc co z tymi
biletami na wieczór...?

Paige odsunęła się od Kane'a.

- Nigdzie nie pójdę.

Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? Wzięła głęboki

oddech.

Tak. A teraz przepraszam...

Po tych słowach odeszła. Kane patrzył na jej oddalającą się sylwetkę, a na jego twarzy

pojawił się złośliwy uśmiech. Odwrócił się i ruszył prosto do biura Benjamina Wallace'a.

Telefon obudził Paige o dziesiątej rano.

- Znowu byłaś niegrzeczną dziewczynką - powiedział ktoś.

Był to ten sam chrapliwy głos, dla niepoznaki przechodzący w szept, który już kiedyś

słyszała w słuchawce. Jednak tym razem Paige rozpoznała, do kogo należał. O Boże,
pomyślała, słusznie się wtedy bałam.

Następnego ranka, kiedy Paige przyjechała do szpitala, czekało na nią dwóch mężczyzn.

Doktor Paige Taylor?

Tak.

Proszę iść z nami. Jest pani aresztowana pod zarzutem zamordowania Johna Cronina.

Rozdział 37

Nadszedł ostatni dzień rozprawy. Obrońca Alan Penn zwrócił się z prze-mówieniem

końcowym do ławy przysięgłych:

- Panie i panowie, usłyszeliście wiele zeznań na temat kompetencji lub niekompetencji

doktor Taylor. Sędzia Young słusznie zauważyła, że nie tego dotyczy rozprawa. Jestem
pewien, że na każdego zeznającego w sądzie lekarza, który podawał w wątpliwość
umiejętności doktor Taylor, znaleźlibyśmy dziesięciu takich, którzy cenili jej pracę. Ale nie o
to tutaj chodzi. Paige
Taylor została oskarżona o spowodowanie śmierci Johna Cronina. Sama przyznała, że
pomogła mu umrzeć. Zrobiła to, ponieważ pan Cronin bardzo cierpiał i sam poprosił ją by
przyspieszyła jego śmierć. To się nazywa eutanazja. Takiego rodzaju postępowanie akceptuje

background image

coraz więcej ludzi na świecie.
W zeszłym roku Sąd Najwyższy stanu Kalifornia potwierdził prawo dorosłego, zdrowego
na umyśle człowieka do odrzucenia metody leczenia. Istota ludzka może żyć lub umrzeć na
własne życzenie.

Penn popatrzył na twarze przysięgłych.
- Eutanazja to zbrodnia popełniana ze współczucia, litości i ośmielę sięstwierdzić, że w

tej czy innej formie występuje w szpitalach na całym świecie. Oskarżyciel domaga się kary
ś

mierci. Nie dopuśćcie do tego. Nigdy nie wydano wyroku śmierci za eutanazję.

Sześćdziesiąt trzy procent Amerykanów uważa że eutanazja powinna być legalna i w
osiemnastu stanach w tym kraju jest legalna. Pytanie brzmi: Czy mamy prawo zmuszać
bezradnych pacjentów do życia w bólu, do tego, by żyli i cierpieli? To pytanie stało się
jeszcze trudniejsze z powodu gwałtownego rozwoju techniki medycznej.
Powierzyliśmy opiekę nad chorymi najrozmaitszym urządzeniom. Maszyny nie znają litości.
Kiedy koń złamie nogę, skracamy jego cierpienia, zabijającgo. W przypadku ludzkiej istoty
skazujemy człowieka na wegetację, na życie w piekle. To nie doktor Taylor zdecydowała,
kiedy John Cronin ma umrzeć.
On sam wybrał czas swojej śmierci. Nie ma wątpliwości, że to, co zrobiła doktor Taylor,
było aktem miłosierdzia. Paige Taylor wzięła za swój uczynek pełną odpowiedzialność.
Możecie być pewni, że nic nie wiedziała o pieniądzach, które zostawił jej pan Cronin. To, co
zrobiła zrobiła ze współczucia. John Cronin miał chore serce i nieuleczalny nowotwór z
przerzutami. Właściwie już konał. Zadajcie sobie pytanie: Czy w takiej sytuacji nadal
chcielibyście żyć i cierpieć?... Dziękuję, to wszystko. Odwrócił się, podszedł do stolika i
usiadł obok Paige.

Gus Venable wstał i zbliżył się do ławy przysięgłych.

- Współczucie? Litość? - rzekł, kręcąc głową, spojrzał na Paige, a potem z powrotem

odwrócił się do przysięgłych. - Panie i panowie, prowadzę rozprawy sądowe od ponad
dwudziestu lat i muszę przyznać, że w tym czasie nigdy nie spotkałem się z bardziej
oczywistą sprawą dotyczącą umyślnego, z zimną krwią popełnionego morderstwa dla
korzyści materialnych.

Paige uważnie słuchała każdego słowa, napięta i blada.

- Obrońca mówił o eutanazji. Czy doktor Taylor popełniła swój czyn kierowana

współczuciem? Wątpię w to. Pani Taylor i inni lekarze zeznali, że pan Cronin miał przed
sobą tylko parę dni życia. Czemu więc nie pozwoliła mu przeżyć ich do końca? Może
obawiała się, że pani Cronin dowie się o zmianie testamentu i nie pozwoli na to. To
niezwykły zbieg okoliczności, że natychmiast po tym, kiedy pan Cronin zmienił testament i
zapisał doktor Taylor milion dolarów, ona podała mu zbyt dużą dawkę insuliny i zabiła go.
Obrońca powoływał się na słowa oskarżonej. Powiedziała, że przyjaźniła się z Johnem
Croninem, że ten lubił jąi szanował. Słyszeliście jednak zeznania świadka, który twierdził, że
pan Cronin jej nienawidził, że nazywał ją dziwką i mówił, żeby trzymała z daleka od niego
swoje cholerne łapy.

Gus Venable znów zerknął na adwokata. Na twarzy Paige pojawił się wyraz rozpaczy.

Oskarżyciel skierował wzrok na przysięgłych.

- Obrońca udowodnił, że kiedy doktor Taylor dowiedziała się o spadku, powiedziała: to

nieetyczne. On był moim pacjentem. Jednak przyjęła pieniądze. Potrzebowała ich. Miała w
domu szufladę pełną broszur turystycznych reklamujących wycieczki do Paryża, Londynu,
na Riwierę. I zwróćcie uwagę na to, że doktor Taylor nie udała się do agencji turystycznej po
otrzymaniu pieniędzy. O nie. Zrobiła to wcześniej. Już od dawna planowała te podróże.
Brakowało jej tylko pieniędzy. A John Cronin je miał. Ten bezradny, umierający staruszek,
znajdujący się całkowicie we władzy doktor Taylor.
Miała na swojej łasce człowieka, który, jak sama przyznała, cierpiał straszliwe katusze i
właściwie był już w agonii. Kiedy człowiek doświadcza tego rodzaju bólu, nie może jasno
myśleć. Nie wiemy, w jaki sposób udało się doktor Taylor namówić Johna Cronina do
zmiany testamentu, do tego, by pominął w nim rodzinę, którą kochał, i uczynił panią Taylor

background image

główną spadkobierczynią. Wiemy jedynie, że wezwał ją do siebie tej fatalnej nocy. O czym
rozmawiali? Czy zaoferował jej milion dolarów za położenie kresu mękom? Musimy
przyznać, że to możliwe. W innym przypadku byłoby to morderstwo popełnione z zimną
krwią. Panie i panowie, wiecie, kto podczas tego procesu złożył najbardziej obciążające
zeznania? - Venable zawiesił głos i wskazał palcem na Paige. - Sama oskarżona! Słyszeliśmy
opowieść któregoś ze świadków o tym, jak dokonała nielegalnej transfuzji krwi, a potem
sfałszowała pozwolenie. Doktor Taylor temu nie zaprzeczyła. Powiedziała, że nigdy nie
zabiła żadnego chorego z wyjątkiem Johna Cronina, ale słyszeliśmy oświadczenie, że doktor
Barker, ceniony na całym świecie chirurg, oskarżył jąo zabicie jego pacjenta. Niestety, panie
i panowie, Lawrence Barker zachorował i nie mógł przyjść dziś tutaj, by złożyć zeznanie
przeciwko oskarżonej. Ale pozwólcie mi przytoczyć opinię doktora Barkera na temat pani
Taylor. Mam tutaj zeznania doktora Petersona. Proszę posłuchać. Venable zaczął czytać z
kartki:

- „Czy doktor Barker przyszedł do sali w czasie operacji wykonywanej przez doktor

Taylor?" Odpowiedź brzmi: „Tak". „Czy coś wtedy powiedział?"
Pan Peterson odparł: „Zwrócił się do doktor Taylor i rzekł: »Zabiłaś go«". A oto fragmenty z
przesłuchania pielęgniarki Berry: „Proszę powiedzieć, co mówił doktor Barker o pani
Taylor?" Odpowiedź: „Powiedział, że jest nie kompetentna... a innym razem, że nie
pozwoliłby jej operować nawet swojego psa".

Gus Venable rozejrzał się po sali.

- Czy to jakaś zmowa, że wszyscy ci renomowani lekarze i pielęgniarki kłamią na temat

doktor Taylor, czy też ona sama nie mówi prawdy? Nie jest jednak zwykłą oszustką ale
wynaturzoną...

Tylne drzwi sali otworzyły się i do środka wszedł pospiesznie sekretarz oskarżyciela.

Zatrzymał się na chwilę, jakby nie wiedząc, co robić, a potem ruszył w stronę Gusa
Venable'a.

- Proszę pana...

Oskarżyciel odwrócił się wściekły.

- Czy nie widzi pan, że...
Przybyły szepnął mu coś do ucha.

Zaskoczony Gus Yenable wlepił w niego zdumione spojrzenie.

- Co takiego? To wspaniale!

Sędzia Young wychyliła się zza swego stołu i spytała dziwnie złowieszczo:

Przepraszam, że panom przerywam, ale o co tu chodzi?

Wysoki Sądzie, dowiedziałem się właśnie, że na korytarzu czeka doktor Lawrence

Barker - wyjaśnił Venable podnieconym głosem. - Jest na wózku, ale może zeznawać.
Chciałbym powołać go na świadka.

W sali rozległ się szum. Alan Penn zerwał się na
nogi.
- Sprzeciw! - zawołał. - Oskarżyciel wygłasza swojąostatniąmowę. Nie było takiego

precedensu, by powoływać nowego świadka w trakcie...

Sędzia Young uderzyła młotkiem w drewniany blat.

Czy oskarżyciel i obrońca mogą do mnie podejść? Obaj zbliżyli się do

stołu.

Wysoki Sądzie, to niezgodne z regulaminem. Składam sprzeciw...

- Ma pan rację, panie Penn, że to niezgodne z przepisami - rzekła sędzia Young - ale myli

się pan co do tego, że nie było takiego precedensu. Mogę przytoczyć dziesiątki procesów z
całego kraju, kiedy to pozwalano zeznawać kluczowym świadkom w szczególnych
okolicznościach. Jeśli interesują tak pana precedensy, może pan zajrzeć do akt sprawy, która
miała miejsce w tej sali pięć lat temu. Pełniłam wtedy rolę sędziego.

Alan Penn przełknął ślinę.

Czy to znaczy, że pozwoli mu pani zeznawać?

Skoro doktor Barker jest głównym świadkiem w tej sprawie - odrzekła sędzia Young - i

nie mógł zeznawać wcześniej z powodu choroby, pozwolę przesłuchać go teraz, ponieważ

background image

wydaje mi się to zgodne z interesem sprawiedliwości.

Mam pewne zastrzeżenie! Nie wiemy, czy świadek jest zdolny do składania zeznań.

Domagam się zaświadczenia od psychiatry...

Panie Penn, to jest sala sądową a nie cyrk - odparła i zwróciła się do Gusa Venable'a: -

Może pan powołać swojego świadka.

Alan Penn stał zrezygnowany, ramiona mu opadły. To koniec, pomyślał, przegraliśmy.
Oskarżyciel zwrócił się do swego sekretarza.

- Proszę zawołać doktora Barkera.

Drzwi otworzyły się powoli i Lawrence Barker wjechał na wózku do sali. Miał pochyloną

głowę, a jego twarz była lekko wykrzywiona w jedną stronę.

Wszyscy patrzyli na drobną sylwetkę spoczywającą na wózku. Kiedy Bar-ker przejeżdżał

obok Paige, uniósł głowę i spojrzał na oskarżoną.

W jego oczach nie było sympatii i Paige przypomniała sobie jego ostatnie słowa: „Kim

myślisz, że, do diabła...?"

Kiedy Barker znalazł się przed ławą, sędzia Young pochyliła się i rzekła cicho:

Doktorze Barker, czy czuje się pan na siłach dzisiaj zeznawać? Kiedy Barker odezwał

się, jego słowa zabrzmiały trochę niewyraźnie.

Tak, Wysoki Sądzie.

Czy jest pan w pełni świadomy tego, co się tutaj dzieje?

- Tak, Wysoki Sądzie - odparł Barker i popatrzył w stronę, gdzie siedziała Paige. - Tę

kobietę oskarżono o zamordowanie pacjenta.

Paige skrzywiła się, słysząc słowa: „Tę kobietę".
Sędzia Young podjęła decyzję. Zwróciła się do protokolanta:
- Czy mógłby pan zaprzysiąc świadka?
Gdy Barker złożył przysięgę, sędzia rzekła:

- Może pan zostać na wózku, doktorze Barker. Oskarżyciel będzie teraz zadawał pytania,

a potem poprosimy obrońcę.

Gus Venable się uśmiechnął.

- Dziękuję, Wysoki Sądzie - powiedział i podszedł do wózka. - Nie zajmiemy panu dużo

czasu, doktorze. Jesteśmy wdzięczni, że zgodził się pan zeznawać w tak trudnej dla pana
sytuacji. Czy znane są panu oświadczenia przedstawione w ciągu ostatniego miesiąca?

Barker skinął głową.

- Śledziłem relacje z procesu w telewizji i gazetach i robiło mi się niedobrze.
Paige ukryła twarz w dłoniach.
Gus Venable z trudem ukrywał rozpierające go poczucie triumfu. - Jestem pewien,

doktorze, że wielu z nas odbierało to w ten sam sposób - rzekł z fałszywą skromnością.

- Przyszedłem tutaj, ponieważ chcę, żeby sprawiedliwości stało się zadość.

-

Nam chodzi dokładnie o to samo - stwierdził z uśmiechem Venable.

Lawrence Barker wziął głęboki oddech, a kiedy przemówił, jego głos kipiał ze złości:

- W takim razie dlaczego, do cholery, postawiliście doktor Taylor przed sądem?

Venable myślał, że się przesłyszał.

Przepraszam, nie rozumiem.

Ten proces to farsa!

Paige i Alan Penn wymienili zdziwione spojrzenia. Gus Venable
pobladł.

Doktorze Barker...

Proszę mi nie przerywać - warknął Barker. - Wykorzystaliście zeznania wielu

uprzedzonych, zazdrosnych ludzi przeciwko doskonałej lekarce, która...

Chwileczkę! - przerwał zdenerwowany Venable. - Czy to nieprawda, że tak bardzo

krytykował pan umiejętności doktor Taylor, iż w końcu była gotowa opuścić szpital?

Tak.

Oskarżyciel poczuł się trochę lepiej.

W takim razie - rzekł pewniejszym tonem -jak może pan mówić, że Paige Taylor jest

doskonałą lekarką?

background image

Ponieważ to prawda - odparł Barker.

Odwrócił się, by spojrzeć na Paige, a kiedy zaczął mówić dalej, zwracał się do niej tak,

jakby byli na sali tylko we dwoje.

- Niektórzy ludzie rodzą się po to, by zostać lekarzami. Ty należysz do tych rzadkich

przypadków. Od samego początku zdawałem sobie sprawę z twoich zdolności. Byłem dla
ciebie surowy, może nawet za bardzo, ponie
waż naprawdę miałaś talent. Traktowałem cię ostro, bo chciałem, żebyś stawiała sobie duże
wymagania. Zależało mi na tym, żebyś stała się doskonała. W naszym zawodzie bowiem nie
ma miejsca na popełnianie błędów.

Paige wlepiła oczy w Barkera jak zahipnotyzowana, miała w głowie zamęt. Wszystko

działo się zbyt szybko. W sali zapanowała zupełna cisza.

- Wcale nie chciałem, żebyś zrezygnowała z pracy.

Gus Venable poczuł się zdruzgotany. Świadek, na którego najbardziej liczył, okazał się

niewypałem.

Doktorze Barker, słyszeliśmy oświadczenie, iż oskarżył pan doktor Taylor o to, że zabiła

jednego z pańskich pacjentów, Lance'a Kelly'ego. Jak...

Powiedziałem jej to, ponieważ prowadziła tamtą operację i na nią spadała ostateczna

odpowiedzialność. W rzeczywistości śmierć pana Kelly'ego spowodował anestezjolog.

W sali zawrzało.

Paige siedziała oszołomiona.
Doktor Barker mówił dalej powoli i z wysiłkiem:

- A co do tych pieniędzy, które zostawił John Cronin... Doktor Taylor nic o tym nie

wiedziała. Sam rozmawiałem o tej sprawie z panem Croninem. Powiedział mi, że zamierza
zapisać doktor Taylor te pieniądze, ponieważ

sam nienawidzi swojej rodziny. Wyznał mi

także, że chciałby poprosić Paige, by skróciła jego męki, a ja zgodziłem się na to.

Na widowni podniosła się wrzawa. Gus Venable stał nieruchomo i z niedowierzaniem

spoglądał na twarz Barkera.

Z krzesła wstał Alan Penn.
- Wysoki Sądzie, rezygnuję z prowadzenia tej sprawy.
Sędzia Young uderzyła młotkiem w stół.

- Cisza! - zawołała i zwróciła się do obu prawników: - Proszę obu panów do mojego

gabinetu.

Sędzia Young, Alan Penn i Gus Venable opuścili salę rozpraw. Oskarżyciel był
wstrząśnięty.

Nie wiem, co powiedzieć. To najwyraźniej chory człowiek, Wysoki Sądzie. Zaprzecza

sam sobie. Chciałbym poddać go badaniom psychiatrycznym i...

Niech pan nie przesadza, Gus. Wygląda na to, że pańska sprawa jest przegrana. Może

oszczędzimy sobie dalszych kłopotów, dobrze? Zamierzam oddalić zarzut popełnienia
morderstwa. Czy sąjakieś sprzeciwy?

Nastała długa cisza. W końcu odezwał się Venable:

Chyba nie.

Słuszna decyzja - przyznała sędzia Young. - Dam panu dobrą radę. Niech pan nigdy nie

powołuje świadka, dopóki nie dowie się pan, co zamierza powiedzieć.

Wznowiono przerwaną rozprawę.

- Panie i panowie przysięgli - rzekła sędzia - dziękuję wam za czas, jaki poświęciliście tej

sprawie, i za cierpliwość. Sąd postanowił oddalić oskarżenie. Doktor Taylor jest wolna.

Paige dłonią przesłała Jasonowi pocałunek, a potem podbiegła do Barkera. Przykucnęła i

objęła go.

Nie wiem, jak panu dziękować - wyszeptała.

To całe zamieszanie nie powinno się w ogóle wydarzyć - powiedział tonem zrzędy. -

Cholernie idiotyczna sprawa. Chodźmy stąd gdzieś, gdzie można spokojnie porozmawiać.

Sędzia Young usłyszała te słowa. Zbliżyła się i rzekła:

background image

- Możecie skorzystać z mojego gabinetu. Chociaż tyle możemy dla was zrobić.
Paige, Jason i doktor Barker znaleźli się w pokoju pani Young.
- Szkoda, że nie pozwolili mi przyjść tutaj wcześniej - rzekł Barker. - Wiesz, jacy są ci

cholerni lekarze.

Paige była bliska łez.

Trudno mi powiedzieć, jak bardzo...

A więc nie mów! - przerwał jej ostro.

Paige spojrzała na niego uważnie i nagle coś sobie przypomniała.

Kiedy rozmawiał pan z Johnem?

Co takiego?

Przecież pan słyszał. Kiedy rozmawiał pan z Johnem Croninem?

Kiedy?

Paige rzekła powoli:

Przecież nie spotkał się pan z nim. Nawet go pan nie znał. Na ustach Barkera

pojawił się cień uśmiechu.

To prawda. Ale znam ciebie.

Paige pochyliła się i zarzuciła mu ręce na szyję.

Nie bądź sentymentalna - burknął i spojrzał na Jasona. - Ona czasami za bardzo się

roztkliwia. Traktuj ją dobrze, bo inaczej będziesz miał ze mną do czynienia.

Nie ma obawy, proszę pana - odparł Jason.

Paige i Jason wzięli ślub następnego dnia. Doktor Barker był ich świadkiem.

Epilog

P

aige Curtis otworzyła prywatny gabinet i rozpoczęła współpracę z rejonową kliniką North
Shore. Za milion dolarów, które zostawił jej John Cronin, zorganizowała w Afryce fundację
medyczną imienia swojego ojca.

Lawrence Barker pracuje z Paige jako konsultant chirurgiczny.
Rada lekarska Kalifornii odebrała Arthurowi Kane'owi prawo wykonywana zawodu.
Jimy Ford w pełni wyzdrowiał i ożenił się z Betsy. Swoją pierwszą córkę nazwali Paige.
Honey Taft przeniosła się do Irlandii z Seanem Reillym i pracuje w Dublinie jako

pielęgniarka.

Sean Reilly został znanym artystą. Dotychczas nie ma żadnych objawów AIDS.
Mikę Hunter znalazł się w więzieniu stanowym za rabunek z bronią w ręku i nadal

odsiaduje karę.

Alfred Turner otworzył prywatny gabinet przy Park Avenue i świetnie prosperuje.
Benjamina Wallace'a zwolniono ze stanowiska dyrektora szpitala okręgowego

Embarcadero.

Lauren Harrison wyszła za swojego trenera od tenisa.
Lou Dinetto dostał piętnaście lat za przestępstwa podatkowe.
Kenowi Mallory'emu wymierzono karę dożywocia. Tydzień po przybyciu Dinetta do

więzienia znaleziono Mallory'ego zabitego nożem w celi.

Szpital Embarcadero nadal funkcjonuje i na pewno przetrwa każde trzę

sienie ziemi.

Podziękowania

Autor pragnie wyrazić wdzięczność wszystkim lekarzom, pielęgniarkom i laborantom, którzy

szczodrze podzielili się z nim swoją wiedzą.

background image

„K.B.”


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
AA Nic nie trwa wiecznie 1 15(26)
NIC NIE MOŻE WIECZNIE TRWAĆ
Anna Jantar Nic nie może wiecznie trwać
Nie mów nic zabawa trwa
Nic nie może przeciez wiecznie trwac A Jantar
Ten kto nic nie wie nie kocha, Filozofia, @Filozofia, Pracelsus
miedzy nami nic nie bylo, Asnyk
tu nic nie ma
Grupa6 Szymon i..... Artur nic nie robi, więc tylko Szymon, zadanie1, Geodezja - nazwa wprowadzona p
Grupa6 Szymon i..... Artur nic nie robi, więc tylko Szymon, zadanie2
Kto nie był ni razu człowiekiem, Temu człowiek nic nie pomoż
PIS przez te niespełna dwa lata swoich rządów nic nie zrobił
Buchanan?na Nikt nie zyje wiecznie
PRZECZYTAJ NIC NIE TRACISZ A SKORZYSTASZ NA PEWNO JA SKORZYSTAłEM, technika, nauka
Nic nie stracisz, S E N T E N C J E, E- MAILE OD PANA BOGA
O NIC NIE PYTAJ
Nic nie musisz udowadniać, S E N T E N C J E, E- MAILE OD PANA BOGA
Bo nic nie warta twierdza na lądzie i okręt na morzu?z ludzi

więcej podobnych podstron