DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
do ko
ń
ca staro
ż
ytno
ś
ci
│
ś
redniowiecze i odrodzenie
│
barok i o
ś
wiecenie
│
1815-1914
│
1914-1989
jak i z czego studiowa
ć
filozofi
ę
│
moje wykłady
│
Wittgenstein
│
filozofowie i socjologowie nauki
René DESCARTES (Kartezjusz)
MEDYTACJE O PIERWSZEJ FILOZOFII
przeło
ż
yła Maria Ajdukiewiczowa, przekład przejrzał Kazimierz Ajdukiewicz
Integraln
ą
cz
ęś
ci
ą
pierwszego wydania Medytacji były "zarzuty uczonych m
ęż
ów i odpowiedzi autora".
Tu tylko tekst zasadniczy wg wydania Polskiej Akademii Umiej
ę
tno
ś
ci, Kraków 1948.
Przedmowa do czytelnika
Przegl
ą
d tre
ś
ci sze
ś
ciu poni
ż
szych medytacji
Medytacja I. O czym mo
ż
na w
ą
tpi
ć
Medytacja II. O naturze umysłu ludzkiego.
ś
e jest on bardziej znany ni
ż
ciało
Medytacja III. O istnieniu Boga
Medytacja IV. O prawdzie i fałszu
Medytacja V. O istocie rzeczy materialnych i raz jeszcze o istnieniu Boga
Medytacja VI. O istnieniu rzeczy materialnych i o realnej ró
ż
nicy mi
ę
dzy dusz
ą
(mens) i
ciałem
PRZEDMOWA DO CZYTELNIKA
Zagadnienie Boga i duszy ludzkiej poruszyłem ju
ż
niedawno w Rozprawie o metodzie
poprawnego kierowania rozumem i dociekania prawdy w naukach w j
ę
zyku francuskim w
r. 1637. Poruszyłem je nie w tym celu wprawdzie, by je tam dokładnie rozwa
ż
y
ć
, lecz
tylko mimochodem, by z s
ą
dów czytelników dowiedzie
ć
si
ę
, w jaki sposób nale
ż
ałoby je
pó
ź
niej opracowa
ć
. Wydawały mi si
ę
bowiem zagadnieniami tak wielkiej wagi, i
ż
sadziłem,
ż
e nale
ż
y je rozwa
ż
a
ć
wi
ę
cej ni
ż
raz tylko. Droga jednak, któr
ą
krocz
ę
do
wyja
ś
nienia ich jest tak mało utarta i tak odległa od powszechnie u
ż
ywanej,
ż
e nie
uwa
ż
ałem za wskazane omawia
ć
jej obszerniej w j
ę
zyku francuskim, a wi
ę
c dost
ę
pnym
dla wszystkich bez ró
ż
nicy, by tak
ż
e i słabsze umysły nie uwa
ż
ały si
ę
za powołane do
wkroczenia na ni
ą
.
Prosiłem tam wi
ę
c wszystkich, których by w moich pismach uderzyło co
ś
godnego
nagany, by mi to łaskawie wytkn
ę
li. Tymczasem w odniesieniu do tego, co poruszyłem w
sprawie owych zagadnie
ń
, postawiono mi tylko dwa zarzuty godne wzmianki, na które
odpowiem tu w paru słowach, zanim przyst
ą
pi
ę
do dokładniejszego ich wyja
ś
nienia.
Pierwszy zarzut brzmi: z tego,
ż
e umysł ludzki zwróciwszy si
ę
ku sobie poznaje siebie
wył
ą
cznie jako rzecz my
ś
l
ą
c
ą
, nie wynika,
ż
e jego natura, czy te
ż
jego istota na tym tylko
polega,
ż
e jest rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
, [o ile si
ę
to rozumie] w taki sposób, i
ż
to słowo tylko
wyklucza wszystko inne, co mo
ż
na by mo
ż
e tak
ż
e uwa
ż
a
ć
za nale
żą
ce do natury duszy.
Na ten zarzut odpowiadam,
ż
e i ja tak
ż
e nie chciałem tego wykluczy
ć
, je
ż
eli idzie o
prawdziwy stan rzeczy (o którym oczywi
ś
cie wtedy nie mówiłem), lecz jedynie o ile idzie
o moje ujmowanie. Wskutek czego sens był taki,
ż
e niczego zupełnie nie poznałem, o
czym bym wiedział,
ż
e nale
ż
y do mojej istoty, oprócz tego tylko,
ż
e jestem rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
, czyli rzecz
ą
posiadaj
ą
c
ą
zdolno
ść
my
ś
lenia. W tym za
ś
, co nast
ą
pi, poka
żę
, w
jaki sposób z tego,
ż
e nie poznaj
ę
, i
ż
by co
ś
wi
ę
cej do mojej istoty nale
ż
ało, wynika, i
ż
rzeczywi
ś
cie te
ż
nic wi
ę
cej do niej nie nale
ż
y.
Drugi zarzut brzmi: z tego,
ż
e posiadam ide
ę
rzeczy doskonalszej ode mnie, nie wynika,
ż
e owa idea jest doskonalsza ode mnie, a tym mniej,
ż
e istnieje to, co owa idea
przedstawia. Na to odpowiadam,
ż
e tu w słowie idea jest dwuznaczno
ść
; mo
ż
na je
Strona 1 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
bowiem rozumie
ć
albo w sposób materialny (materialiter), jako czynno
ść
umysłu i w tym
sensie nie mo
ż
na powiedzie
ć
,
ż
e jest doskonalsza ode mnie, albo te
ż
w sposób
obiektywny jako rzecz, któr
ą
ta czynno
ść
umysłu przedstawia, i chocia
ż
by si
ę
nie
przyjmowało,
ż
e ta rzecz istnieje poza umysłem, to jednak mo
ż
e by
ć
doskonalsza ode
mnie z racji swojej istoty. W jaki za
ś
sposób na podstawie tego tylko,
ż
e jest we mnie
idea rzeczy doskonalszej ode mnie, wynika, i
ż
owa rzecz naprawd
ę
istnieje, wyja
ś
ni
ę
dokładnie poni
ż
ej.
Przejrzałem wprawdzie jeszcze oprócz tego dwa do
ść
długie pisma, w których jednak
atakowano nie tyle moje racje dotycz
ą
ce tych zagadnie
ń
, ile moje konkluzje i to przy
pomocy argumentów zapo
ż
yczonych z pogl
ą
dów pospolicie spotykanych u ateistów.
Lecz na te nie chc
ę
tu odpowiada
ć
w obawie, bym nie musiał ich wpierw zreferowa
ć
,
poniewa
ż
argumenty tego rodzaju nie mog
ą
mie
ć
ż
adnej siły przekonywuj
ą
cej dla tych,
którzy rozumiej
ą
moje racje, i poniewa
ż
s
ą
dy wielu ludzi s
ą
tak opaczne i słabe,
ż
e łatwiej
daj
ą
si
ę
przekona
ć
wcze
ś
niej zasłyszanym opiniom, chocia
ż
by były fałszywe i
nierozumne, ni
ż
pó
ź
niej usłyszanemu ich zbijaniu, prawdziwemu i niezachwianemu.
Powiem ogólnie tylko tyle,
ż
e to wszystko, co atei
ś
ci zazwyczaj zarzucaj
ą
dla zwalczania
istnienia Boga, zawsze polega na tym,
ż
e albo przyznaje si
ę
Bogu ludzkie nami
ę
tno
ś
ci,
albo te
ż
ro
ś
ci si
ę
dla naszych umysłów tak
ą
moc i m
ą
dro
ść
,
ż
e wa
ż
ymy si
ę
okre
ś
la
ć
i
poj
ąć
wszystko, co Bóg mo
ż
e i powinien uczyni
ć
; tote
ż
, o ile tylko b
ę
dziemy pami
ę
ta
ć
,
ż
e
nasze umysły powinni
ś
my uwa
ż
a
ć
za ograniczone, Boga za
ś
za istot
ę
niepoj
ę
t
ą
i
niesko
ń
czon
ą
, wtedy zarzuty owe nie b
ę
d
ą
nam sprawiały
ż
adnej trudno
ś
ci.
Teraz za
ś
, poznawszy ju
ż
s
ą
dy ludzkie, przyst
ę
puj
ę
znowu do omówienia zagadnie
ń
,
tycz
ą
cych si
ę
Boga i duszy ludzkiej, a tak
ż
e podstaw całej Pierwszej filozofii; lecz nie
oczekuj
ę
ani poklasku tłumu, ani wielkiej liczby czytelników. Pisz
ę
bowiem wył
ą
cznie dla
tych, którzy na serio wraz ze mn
ą
chc
ą
podj
ąć
rozwa
ż
anie i którzy mog
ą
i chc
ą
umysł
swój uwolni
ć
od zmysłów i wszelkich uprzedze
ń
; wiem za
ś
dobrze,
ż
e takich znajdzie si
ę
tylko niewielu. Co si
ę
za
ś
tyczy tych, którzy nie dbaj
ą
c o zrozumienie ci
ą
gło
ś
ci i zwi
ą
zku
moich rozumowa
ń
b
ę
d
ą
usiłowali - jak to wielu ma zwyczaj - wykpiwa
ć
poszczególne
tylko zdania, to ci niewielki po
ż
ytek odnios
ą
z lektury tej rozprawy. I cho
ć
mo
ż
e w wielu
wypadkach znajd
ą
sposobno
ść
do drwin, to jednak nie łatwo im przyjdzie zarzuci
ć
mi
co
ś
, co by mnie przyparło do muru lub było godne odpowiedzi.
Poniewa
ż
jednak nie obiecuj
ę
,
ż
e tak
ż
e innych z góry we wszystkim zadowol
ę
, a tak
ż
e
nie mam pretensji do mniemania o sobie,
ż
e mog
ę
przewidzie
ć
to, co niektórym b
ę
dzie
si
ę
trudnym wydawało, przedstawi
ę
w Medytacjach na pierwszym miejscu te wła
ś
nie
my
ś
li, które - jak mi si
ę
wydaje - dopomogły mi doj
ść
do pewnego i dokładnego poznania
prawdy, by w ten sposób zobaczy
ć
, czy nie mógłbym mo
ż
e przekona
ć
tak
ż
e innych przy
pomocy tych samych racji, które mnie przekonały. Pó
ź
niej za
ś
odpowiem na zarzuty kilku
m
ęż
ów o wybitnych umysłach i wiedzy, którym posłałem te Medytacje dla oceny, zanim
poszły do druku. Postawili mi oni bowiem dosy
ć
liczne i ró
ż
norodne zarzuty, tak i
ż
ś
miem
spodziewa
ć
si
ę
,
ż
e nie łatwo ju
ż
przyjdzie komu
ś
na my
ś
l co
ś
- przynajmniej o pewnym
znaczeniu - czego by oni dotychczas nie poruszyli. Dlatego najusilniej prosz
ę
czytelników, aby nie wydawali s
ą
du o Medytacjach, zanim nie zadadz
ą
sobie trudu
przeczytania wszystkich owych zarzutów i odpowiedzi na nie.
PRZEGL
Ą
D TRE
Ś
CI SZE
Ś
CIU PONI
ś
SZYCH MEDYTACJI
W pierwszej Medytacji s
ą
podane przyczyny, dla których mo
ż
emy w
ą
tpi
ć
o wszystkich
rzeczach, zwłaszcza o rzeczach materialnych; dopóki oczywi
ś
cie nie mamy innych
podstaw wiedzy, jak tylko te, które posiadali
ś
my dotychczas. Chocia
ż
wi
ę
c po
ż
ytek tego
tak daleko posuni
ę
tego w
ą
tpienia nie jest na pierwszy rzut oka widoczny, to jednak jest
on ogromny, poniewa
ż
uwolni nas od wszelkich s
ą
dów przedwczesnych i utoruje
Strona 2 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
najłatwiejsz
ą
drog
ę
, która by odwiodła umysł nasz od zmysłów; a w ko
ń
cu sprawi,
ż
e ju
ż
nie b
ę
dziemy mogli wi
ę
cej w
ą
tpi
ć
o tym, co pó
ź
niej uznamy za prawdziwe.
W drugiej Medytacji umysł, który posługuj
ą
c si
ę
swoj
ą
własn
ą
wolno
ś
ci
ą
zakłada,
ż
e nie
istnieje to wszystko, o czego istnieniu mo
ż
na cho
ć
by w najmniejszym stopniu w
ą
tpi
ć
,
zauwa
ż
a,
ż
e jest rzecz
ą
niemo
ż
liw
ą
,
ż
eby on sam przy tym nie istniał. To jest tak
ż
e
niezmiernie po
ż
yteczne, bo w ten sposób łatwo umysł rozró
ż
nia, co nale
ż
y do niego
samego, a wi
ę
c do natury my
ś
l
ą
cej (natura intellectualis), a co do ciała. Lecz poniewa
ż
mo
ż
e niektórzy b
ę
d
ą
oczekiwali w tym miejscu argumentów dla nie
ś
miertelno
ś
ci duszy,
s
ą
dz
ę
,
ż
e powinienem ich przestrzec, i
ż
starałem si
ę
nie pisa
ć
niczego, czego bym nie
mógł dokładnie udowodni
ć
; - i dlatego mogłem u
ż
y
ć
tylko tej metody, jakiej u
ż
ywaj
ą
matematycy, a mianowicie, by najpierw wymieni
ć
wszystko, od czego zale
ż
y badane
twierdzenie, zanim wysnuj
ę
z niego jakikolwiek wniosek. Pierwszym jednak i głównym
warunkiem poznania nie
ś
miertelno
ś
ci duszy jest urobienie sobie o niej poj
ę
cia jak
najbardziej przejrzystego i zupełnie ró
ż
nego od wszelkiego poj
ę
cia ciała. To zostało tam
przeprowadzone. Oprócz tego za
ś
jest potrzebne tak
ż
e, aby
ś
my wiedzieli,
ż
e wszystko
to, co pojmujemy jasno i wyra
ź
nie, jest prawdziwe w ten wła
ś
nie sposób, w jaki je
pojmujemy. Tego nie mo
ż
na było dowie
ść
wcze
ś
niej ni
ż
w czwartej Medytacji. Dalej
nale
ż
y mie
ć
wyra
ź
ne poj
ę
cie natury cielesnej; buduje si
ę
je cz
ęś
ciowo w tej wła
ś
nie
drugiej Medytacji, cz
ęś
ciowo tak
ż
e w pi
ą
tej i szóstej. I st
ą
d nale
ż
y wysnu
ć
wniosek,
ż
e te
wszystkie rzeczy, które si
ę
pojmuje jasno i wyra
ź
nie jako ró
ż
ne substancje, tak jak si
ę
pojmuje dusz
ę
i ciało, s
ą
w istocie substancjami ró
ż
ni
ą
cymi si
ę
od siebie nawzajem w
sposób rzeczywisty. Do tego wniosku doszedłem w szóstej Medytacji. I w niej te
ż
został
on umocniony tym,
ż
e nie mo
ż
emy poj
ąć
ciała inaczej jak tylko jako podzielne, duszy
natomiast tylko jako niepodzieln
ą
; nie mo
ż
emy te
ż
pomy
ś
le
ć
połowy jakiej
ś
duszy, tak jak
mo
ż
emy pomy
ś
le
ć
połow
ę
jakiegokolwiek ciała, cho
ć
by nie wiem jak małego. Wobec
czego ich naturom przyznaje si
ę
nie tylko ró
ż
no
ść
, lecz tak
ż
e pewnego rodzaju
przeciwstawno
ść
. W tej rozprawie jednak nie zajmowałem si
ę
daliej t
ą
spraw
ą
- po cz
ęś
ci
dlatego,
ż
e to, co powiedziałem, wystarcza ju
ż
do pokazania,
ż
e ze
ś
mierci ciała nie
wynika
ś
mier
ć
duszy, i do wzbudzenia przez to w ludziach
ś
miertelnych ufno
ś
ci w
przyszłe
ż
ycie; po cz
ęś
ci te
ż
dlatego,
ż
e przesłanki, z których mo
ż
na doj
ść
do wniosku o
nie
ś
miertelno
ś
ci duszy, zale
żą
od wyło
ż
enia całej Fizyki. W pierwszym rz
ę
dzie nale
ż
y
wiedzie
ć
,
ż
e wszystkie w ogóle substancje, czyli rzeczy, które, aby istnie
ć
musz
ą
by
ć
stworzone przez Boga, z natury swej s
ą
niezniszczalne i nigdy nie mog
ą
przesta
ć
istnie
ć
,
chyba
ż
e ten sam Bóg przez odmówienie im swej pomocy sprowadzi je do nico
ś
ci.
Nast
ę
pnie trzeba zauwa
ż
y
ć
,
ż
e wprawdzie ciało - rozwa
ż
ane jako rodzaj - jest
substancj
ą
, a zatem te
ż
nigdy nie mo
ż
e zgin
ąć
; lecz ciało ludzkie jako ró
ż
ni
ą
ce si
ę
od
innych ciał, jest zło
ż
one tylko z pewnego układu członków i innych tego rodzaju
przypadło
ś
ci (accidentia). Natomiast umysł (mens) ludzki nie składa si
ę
w ten sposób z
ż
adnych przypadło
ś
ci, lecz jest czyst
ą
substancj
ą
. Bo cho
ć
by wszystkie jego
przypadło
ś
ci si
ę
zmieniły, tak
ż
e inne rzeczy rozumiałby, innych chciał, inne czuł etc. - to
przez to sam umysł nie stanie si
ę
inny. Ciało za
ś
ludzkie staje si
ę
innym ju
ż
przez to
samo,
ż
e zmieni si
ę
kształt jakich
ś
cz
ęś
ci jego. Wynika z tego,
ż
e wprawdzie ciało bardzo
łatwo mo
ż
e zgin
ąć
, dusza jednak jest z natury swojej nie
ś
miertelna.
W Medytacji trzeciej przedstawiłem dosy
ć
obszernie - jak mi si
ę
wydaje - mój główny
dowód wykazuj
ą
cy istnienie Boga. Poniewa
ż
jednak nie chciałem przy tym posługiwa
ć
si
ę
ż
adnymi porównaniami z dziedziny rzeczy cielesnych, by jak najbardziej odwie
ść
umysły czytelników od zmysłów, pozostało by
ć
mo
ż
e wiele niejasno
ś
ci. Mam jednak
nadziej
ę
,
ż
e zostan
ą
one pó
ź
niej całkowicie usuni
ę
te w odpowiedziach na zarzuty; jak
np. mi
ę
dzy innymi ta niejasno
ść
, w jaki sposób idea istoty najdoskonalszej, która jest w
nas, posiada tyle rzeczywisto
ś
ci obiektywnej,
ż
e musi pochodzi
ć
od najdoskonalszej
przyczyny. To jest w tych odpowiedziach wyja
ś
nione przez porównanie z niesłychanie
doskonał
ą
maszyn
ą
, której idea znajduje si
ę
w umy
ś
le jakiego
ś
r
ę
kodzielnika. Tak
Strona 3 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
bowiem jak obiektywne dzieło zawarte w tej idei musi posiada
ć
jak
ąś
przyczyn
ę
, a
mianowicie wiedz
ę
owego r
ę
kodzielnika albo kogo
ś
innego od kogo j
ą
otrzymał, tak
samo idea Boga, która jest w nas, musi mie
ć
samego Boga za przyczyn
ę
.
W czwartej Medytacji dowodzi si
ę
,
ż
e prawdziwe jest wszystko to, co ujmujemy
(percipimus) jasno i wyra
ź
nie, a równocze
ś
nie wyja
ś
nia si
ę
, w czym le
ż
y przyczyna
bł
ę
du. To trzeba koniecznie wiedzie
ć
zarówno dla utwierdzenia si
ę
w poprzednich
rozwa
ż
aniach, jak te
ż
dla zrozumienia nast
ę
pnych. (Nale
ż
y na tym miejscu jednak
zwróci
ć
uwag
ę
,
ż
e nie chodzi tam zupełnie o grzech, czyli bł
ą
d, jaki si
ę
popełnia w
d
ąż
eniu do dobra i zła, lecz tylko o ten, który zdarza si
ę
przy rozs
ą
dzaniu, co jest prawd
ą
a co fałszem. Nie bada si
ę
te
ż
tego, co odnosi si
ę
do wiary, czy do post
ę
powania w
ż
yciu, lecz wył
ą
cznie prawdy spekulatywne i prawdy poznane jedynie dzi
ę
ki
ś
wiatłu
przyrodzonemu).
W Medytacji pi
ą
tej oprócz wyja
ś
nienia, czym jest natura cielesna w ogóle, zawiera si
ę
tak
ż
e, przeprowadzony w nowy sposób dowód istnienia Boga. W nim jednak wyłoni
ą
si
ę
mo
ż
e znów pewne trudno
ś
ci, które pó
ź
niej zostan
ą
rozwi
ą
zane w odpowiedziach na
zarzuty. W ko
ń
cu zostaje pokazane, w jaki sposób mo
ż
e to by
ć
prawd
ą
,
ż
e nawet
pewno
ść
dowodów matematycznych jest zale
ż
na od poznania Boga.
W Medytacji szóstej wreszcie przeprowadza si
ę
rozró
ż
nienie mi
ę
dzy czynno
ś
ci
ą
rozumu,
a czynno
ś
ci
ą
wyobra
ź
ni i opisuje si
ę
znamiona odró
ż
niaj
ą
ce jedne od drugich.
Udowadnia si
ę
,
ż
e dusza (mens) w sposób realny ró
ż
ni si
ę
od ciała, ale niemniej
pokazuje si
ę
, i
ż
jest z nim tak
ś
ci
ś
le zwi
ą
zana,
ż
e tworzy wraz z nim jedno. Wylicza si
ę
wszystkie bł
ę
dy, które maj
ą
ź
ródło w zmysłach i podaje si
ę
ś
rodki pozwalaj
ą
ce ich
unikn
ąć
, a w ko
ń
cu przytacza si
ę
wszystkie racje, z których mo
ż
na wysnu
ć
wniosek o
istnieniu rzeczy materialnych. Przytaczam je nie dlatego,
ż
ebym je uwa
ż
ał za bardzo
po
ż
yteczne dla udowodnienia tego wła
ś
nie, czego one dowodz
ą
(
ż
e mianowicie
rzeczywi
ś
cie istnieje jaki
ś
ś
wiat i
ż
e ludzie posiadaj
ą
ciało itp., o czym nikt o zdrowych
zmysłach nigdy na serio nie w
ą
tpił), lecz dlatego,
ż
e rozwa
ż
aj
ą
c owe racje poznaje si
ę
,
ż
e nie s
ą
one ani tak silne, ani tak oczywiste, jak te, dzi
ę
ki którym dochodzimy do
poznania naszej duszy i Boga. W ten sposób staje si
ę
widoczne,
ż
e te s
ą
najpewniejsze i
najoczywistsze ze wszystkich, jakie mo
ż
e zna
ć
umysł ludzki. Udowodnienie tego wła
ś
nie,
postawiłem sobie za cel niniejszych Medytacji. Nie wymieniam te
ż
tutaj owych licznych
zagadnie
ń
, które tak
ż
e w Medytacjach przy sposobno
ś
ci poruszam.
MEDYTACJA I
O czym mo
ż
na w
ą
tpi
ć
Przed kilkoma ju
ż
laty spostrzegłem, jak wiele rzeczy fałszywych uwa
ż
ałem w mojej
młodo
ś
ci za prawdziwe i jak niepewne jest to wszystko, co pó
ź
niej na ich podstawie
zbudowałem; [doszedłem wi
ę
c do przekonania],
ż
e je
ż
eli chc
ę
nareszcie co
ś
pewnego i
trwałego w naukach ustali
ć
, to trzeba raz w
ż
yciu z gruntu wszystko obali
ć
i na nowo
rozpocz
ąć
od pierwszych podstaw. Zdawało mi si
ę
jednak,
ż
e to jest olbrzymie
przedsi
ę
wzi
ę
cie i dlatego czekałem na wiek tak dojrzały, by ju
ż
po nim nie nast
ą
pił inny
bardziej odpowiedni dla bada
ń
naukowych. Z tego powodu tak długo zwlekałem,
ż
e
stałbym si
ę
winny, gdybym jeszcze czas pozostały do działania trawił na rozmy
ś
laniach.
Dobrze si
ę
wi
ę
c składa,
ż
e dzi
ś
umysł swój oswobodziłem od wszelkich trosk,
zapewniłem sobie zupełny spokój, pogr
ąż
am si
ę
w samotno
ś
ci i oddam si
ę
nareszcie
powa
ż
nie i z cał
ą
swobod
ą
temu ogólnemu przewrotowi wszystkich moich pogl
ą
dów.
Do tego jednak nie trzeba b
ę
dzie, bym okaza
ć
,
ż
e wszystko jest fałszywe; tego mo
ż
e
nigdy nie mógłbym osi
ą
gn
ąć
. Lecz poniewa
ż
ju
ż
sam rozum radzi, by niemniej ostro
ż
nie
powstrzyma
ć
si
ę
od uznania tych rzeczy, które s
ą
niezupełnie pewne i niew
ą
tpliwe, jak
od oczywi
ś
cie fałszywych - zatem wystarczy do odrzucenia wszystkich, je
ś
li w ka
ż
dej
Strona 4 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
znajd
ę
jak
ąś
racj
ę
do w
ą
tpienia. A tak
ż
e nie trzeba poszczególnych pogl
ą
dów po kolei
przechodzi
ć
- byłaby to praca bez ko
ń
ca - lecz, poniewa
ż
po zburzeniu fundamentów,
wszystko, co na nich jest zbudowane, samo upada, przyst
ą
pi
ę
od razu do samych zasad,
na których opierało si
ę
wszystko, w co niegdy
ś
wierzyłem.
Otó
ż
wszystko, co dotychczas za najbardziej prawdziwe uwa
ż
ałem, otrzymywałem od
zmysłów lub przez zmysły; przekonałem si
ę
jednak,
ż
e te mnie niekiedy zwodz
ą
, a
roztropno
ść
nakazuje nie ufa
ć
nigdy w zupełno
ś
ci tym, którzy nas chocia
ż
raz zwiedli.
Jednakowo
ż
- cho
ć
nas zmysły niejednokrotnie zwodz
ą
, gdy chodzi o jakie
ś
przedmioty
małe i bardziej oddalone - to mo
ż
e jest wiele innych rzeczy, o których absolutnie nie
mo
ż
na w
ą
tpi
ć
, chocia
ż
te
ż
od zmysłów je przyjmujemy, jak np.
ż
e teraz tutaj jestem,
ż
e
siedz
ę
koło ognia,
ż
e jestem odziany w zimow
ą
szat
ę
,
ż
e dotykam tego papieru r
ę
koma
itp. W jaki
ż
sposób mo
ż
na by zaprzeczy
ć
,
ż
e te wła
ś
nie r
ę
ce i całe to ciało moje jest?
Musiałbym chyba siebie porówna
ć
do nie wiem jak szalonych, których mózg tak jest
osłabiony przez uporczywe wyziewy czarnej
ż
ółci,
ż
e stale zapewniaj
ą
, i
ż
s
ą
królami,
podczas gdy s
ą
bardzo biedni, lub
ż
e s
ą
odziani w purpur
ę
, gdy tymczasem s
ą
nadzy,
albo
ż
e maj
ą
głow
ę
z gliny, albo
ż
e całe ich ciało jest dyni
ą
, lub
ż
e s
ą
wyd
ę
ci ze szkła.
Ale to s
ą
wła
ś
nie szale
ń
cy i ja bym si
ę
wydawał niemniej szalonym, gdybym sobie ich
wzi
ą
ł za przykład
Doskonale! - jak gdybym sam nie był człowiekiem, który ma zwyczaj w nocy spa
ć
i który
we
ś
nie do
ś
wiadcza tego samego, a nawet rzeczy jeszcze mniej prawdopodobnych, ni
ż
owi szale
ń
cy na jawie. Jak cz
ę
sto w nocy ka
ż
e mi sen wierzy
ć
w rzeczy zwyczajne, jak
np.
ż
e tu jestem,
ż
e jestem ubrany,
ż
e siedz
ę
przy ogniu, a tymczasem le
żę
w łó
ż
ku
rozebrany. Lecz przecie
ż
teraz całkiem pewnie na jawie patrz
ę
na ten papier, ta głowa,
któr
ą
poruszam, nie jest we
ś
nie pogr
ąż
ona. R
ę
k
ę
t
ę
wyci
ą
gam przed siebie z rozmysłu i
ze
ś
wiadomo
ś
ci
ą
i mam w niej czucie; tak wyra
ź
nie nie przedstawiałoby si
ę
to
ś
pi
ą
cemu.
A jednak przypominam sobie,
ż
e podobne rozwa
ż
ania zwiodły mnie innym razem w
snach. Gdy o tym my
ś
l
ę
uwa
ż
niej, widz
ę
tak jasno,
ż
e nigdy nie mo
ż
na ma podstawie
pewnych oznak odró
ż
ni
ć
jawy od snu, i
ż
ogarnia mnie zdumienie i to zdumienie wła
ś
nie
utwierdza mnie prawie w mniemaniu,
ż
e
ś
ni
ę
.
Dobrze wi
ę
c, przypu
ść
my,
ż
e
ś
nimy i
ż
e nieprawd
ą
s
ą
wszystkie te szczegóły, jak to,
ż
e
otwieramy oczy, poruszamy głow
ą
, wyci
ą
gamy r
ę
ce,
ż
e mamy takie r
ę
ce i takie ciało.
Trzeba jednak z pewno
ś
ci
ą
przyzna
ć
,
ż
e senne widziadła s
ą
jak gdyby jakimi
ś
malowidłami, które mogły zosta
ć
utworzone jedynie na podobie
ń
stwo rzeczy
prawdziwych.
ś
e wi
ę
c przynajmniej te rzeczy ogólne, jak oczy, głowa, r
ę
ce i całe ciało
istniej
ą
jako rzeczy prawdziwe a nie tylko wyobra
ż
one. Przecie
ż
sami malarze, nawet
wtedy, gdy usiłuj
ą
przedstawi
ć
syreny i satyrów w najniezwyklejszych postaciach, nie s
ą
w stanie da
ć
im pod ka
ż
dym wzgl
ę
dem nowych cech, lecz tylko ł
ą
cz
ą
ze sob
ą
członki
rozmaitych stworze
ń
. A je
ś
li nawet wymy
ś
l
ą
co
ś
tak dalece nowego,
ż
e nic podobnego w
ogóle nigdy nie widziano, tak zupełnie zmy
ś
lonego i nieprawdziwego, to jednak z
pewno
ś
ci
ą
przynajmniej barwy, które si
ę
na to składaj
ą
, musz
ą
by
ć
prawdziwe. Na tej
samej podstawie trzeba koniecznie przyzna
ć
,
ż
e chocia
ż
te rzeczy ogólne, jak oczy,
głowa, r
ę
ce itp. mog
ą
by
ć
tylko tworami imaginacji, to jednak rzeczywistymi s
ą
jakie
ś
inne
rzeczy prostsze i ogólniejsze, z których - jak gdyby z prawdziwych barw - tworz
ą
si
ę
wszystkie b
ą
d
ź
fałszywe, b
ą
d
ź
prawdziwe obrazy rzeczy, jakie si
ę
znajduj
ą
w naszej
ś
wiadomo
ś
ci (cogitatio). - Tego rodzaju, zdaje si
ę
, jest istota ciała w ogóle i jego
rozci
ą
gło
ść
, podobnie kształt rzeczy rozci
ą
głych, dalej ich quantum, czyli ich wielko
ść
i
liczba, tak samo miejsce, w którym si
ę
znajduj
ą
, czas, przez jaki trwaj
ą
itp.
Tote
ż
na podstawie tego mo
ż
e nie b
ę
dzie mylny wniosek,
ż
e cho
ć
fizyka, astronomia,
medycyna i wszystkie inne nauki, które zale
żą
od rozpatrywania rzeczy zło
ż
onych, s
ą
wprawdzie niepewne, to jednak arytmetyka, geometria i inne tego rodzaju nauki, które
traktuj
ą
jedynie o rzeczach najprostszych i najogólniejszych - nie troszcz
ą
c si
ę
wcale o
Strona 5 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
to, czy one istniej
ą
w rzeczywisto
ś
ci, czy nie - zawieraj
ą
co
ś
pewnego i niew
ą
tpliwego.
Bo czy czuwam, czy
ś
pi
ę
, 2 + 3 = 5, a kwadrat nie wi
ę
cej ma boków, jak cztery, i zdaje
si
ę
jest niemo
ż
liwe, by tak oczywiste prawdy popadły w podejrzenie, jakoby były
fałszywe.
Jednakowo
ż
znajduje si
ę
w moim umy
ś
le pewne dawne, silnie wkorzenione mniemanie,
ż
e istnieje Bóg, który wszystko mo
ż
e i który stworzył mnie takim, jakim jestem. Sk
ą
d
jednak wiem,
ż
e on nie sprawił tak, i
ż
w ogóle nie ma
ż
adnej ziemi, ani nieba, ani
ż
adnej
rzeczy rozci
ą
głej,
ż
adnego kształtu,
ż
adnej wielko
ś
ci, ani miejsca, a
ż
e mimo to,
wszystko przedstawia mi si
ę
tak, jak teraz, jako istniej
ą
ce. Sk
ą
d wiem,
ż
e tak jak o innych
niekiedy s
ą
dz
ę
,
ż
e si
ę
myl
ą
w takich sprawach, o których - jak im si
ę
wydaje - posiadaj
ą
doskonał
ą
wiedz
ę
,
ż
e tak samo ja sam nie ulegam złudzeniu, gdy dwa do trzech dodaj
ę
lub licz
ę
boki kwadratu, albo gdy wykonuj
ę
co
ś
jeszcze łatwiejszego, je
ś
li co
ś
takiego da
si
ę
pomy
ś
le
ć
. A mo
ż
e Bóg nie chciał, bym był tak oszukiwany? Nazywa si
ę
przecie
ż
najwi
ę
ksz
ą
dobroci
ą
. Lecz, je
ś
liby si
ę
to nie zgadzało z jego dobroci
ą
, by mnie stworzył
takim, i
ż
bym si
ę
zawsze mylił, to zdawałoby si
ę
,
ż
e ta sama dobro
ć
nie pozwala na to,
bym si
ę
czasem tylko mylił. A tego faktu nie mo
ż
na zaprzeczy
ć
.
Znajd
ą
si
ę
jednak mo
ż
e tacy, którzy woleliby zaprzeczy
ć
istnieniu tak pot
ęż
nego Boga,
ni
ż
uwierzy
ć
w to,
ż
e wszystkie inne rzeczy s
ą
niepewne. Lecz z tymi nie spierajmy si
ę
i
uwa
ż
ajmy to wszystko o Bogu za czczy wymysł. Niechaj wi
ę
c przyjm
ą
,
ż
e tym, czym
jestem, stałem si
ę
b
ą
d
ź
to wskutek zrz
ą
dzenia losu, b
ą
d
ź
te
ż
wskutek przypadku, czy te
ż
zwykłego biegu rzeczy, lub jakimkolwiek b
ą
d
ź
innym sposobem. Otó
ż
, poniewa
ż
myli
ć
si
ę
i bł
ą
dzi
ć
uchodzi za pewn
ą
niedoskonało
ść
, wi
ę
c im mniej pot
ęż
nemu sprawcy moje
pochodzenie b
ę
d
ą
przypisywali, tym prawdopodobniejszym b
ę
dzie,
ż
e jestem tak
niedoskonały, i
ż
zawsze si
ę
myl
ę
.
Na takie argumenty nic ju
ż
nie mog
ę
odpowiedzie
ć
, lecz w ko
ń
cu musz
ę
wyzna
ć
,
ż
e o
wszystkim, co dawniej uwa
ż
ałem za prawdziwe, mo
ż
na w
ą
tpi
ć
i to nie przez
nieostro
ż
no
ść
lub lekkomy
ś
lno
ść
, lecz z powodu powa
ż
nych i przemy
ś
lanych racji. Je
ś
li
wi
ę
c chc
ę
znale
źć
co
ś
pewnego, to musz
ę
niemniej ostro
ż
nie powstrzymywa
ć
si
ę
od
uznawania tego wszystkiego jak od oczywistych fałszów.
Lecz nie do
ść
to stwierdzi
ć
, trzeba si
ę
stara
ć
mie
ć
to w pami
ę
ci. Ustawicznie bowiem
powracaj
ą
dawne mniemania, do których przywykłem, i bior
ą
w posiadanie mój
łatwowierny umysł wbrew mojej woli prawie, jak gdyby im był na mocy długotrwałego
obcowania i spoufalenia zobowi
ą
zany. Nigdy te
ż
nie odzwyczaj
ę
si
ę
przytakiwa
ć
i ufa
ć
im, dopóki b
ę
d
ę
je uwa
ż
ał za takie, jakimi s
ą
rzeczywi
ś
cie, to znaczy wprawdzie troch
ę
w
ą
tpliwe, jak to ju
ż
widzieli
ś
my, lecz zarazem bardzo prawdopodobne i takie, którym o
wiele rozs
ą
dniej jest wierzy
ć
, ni
ż
zaprzeczy
ć
. Dlatego - jak s
ą
dz
ę
- nie
ź
le uczyni
ę
, je
ś
li,
zwróciwszy si
ę
dobrowolnie w kierunku wprost przeciwnym, sam siebie b
ę
d
ę
łudził i
uwa
ż
ał przez jaki
ś
czas owe mniemania za zupełnie fałszywe i urojone, a
ż
wreszcie po
zrównowa
ż
eniu niejako obustronnym skłonno
ś
ci do wydawania s
ą
dów wi
ę
cej ju
ż
ż
adne
złe przyzwyczajenie nie sprowadzi mego s
ą
du z drogi wła
ś
ciwego ujmowania (perceptio)
rzeczy. Bo przecie
ż
wiem,
ż
e nie mo
ż
e st
ą
d wynikn
ąć
ż
adne niebezpiecze
ń
stwo ani bł
ą
d
i
ż
e nie mog
ę
w nieufno
ś
ci pój
ść
za daleko, poniewa
ż
nie chodzi tu o działanie, lecz tylko
o poznanie.
Przyjmuj
ę
wiec,
ż
e nie najlepszy Bóg,
ź
ródło prawdy, lecz jaki
ś
zły duch, bardzo pot
ęż
ny
i przebiegły wszystkie swe siły wyt
ęż
ył w tym kierunku, by mnie zwodzi
ć
. B
ę
d
ę
uwa
ż
ał,
ż
e niebo, powietrze, ziemia, barwy, kształty, d
ź
wi
ę
ki i wszystkie inne rzeczy zewn
ę
trzne
s
ą
tylko zwodnicz
ą
gr
ą
snów, przy pomocy których zastawił on sidła na m
ą
łatwowierno
ść
. B
ę
d
ę
uwa
ż
ał,
ż
e ja sam nie mam ani r
ą
k, ani oczu, ani ciała, ani krwi, ani
ż
adnego zmysłu, lecz
ż
e mylnie s
ą
dziłem, i
ż
to wszystko posiadam. B
ę
d
ę
trwał uparcie
przy tym rozmy
ś
laniu i w ten sposób, cho
ć
mo
ż
e nie jest w mojej mocy pozna
ć
ż
adnej
Strona 6 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
prawdy, to jednak b
ę
d
ę
si
ę
miał na baczno
ś
ci,
ż
ebym nie uznawał, o ile to mo
ż
liwe,
rzeczy fałszywych i
ż
eby mi ten zwodziciel, chocia
ż
by nie wiem jak pot
ęż
ny i przebiegły,
nie mógł niczego narzuci
ć
. Ale to przedsi
ę
wzi
ę
cie jest pełne trudów i jaka
ś
bierno
ść
prowadzi mnie z powrotem do nawyknie
ń
ż
ycia. I nie inaczej jak wi
ę
zie
ń
, który we
ś
nie
cieszył si
ę
wyobra
ż
on
ą
wolno
ś
ci
ą
, gdy go pó
ź
niej ogarn
ą
w
ą
tpliwo
ś
ci, czy nie
ś
pi,
obawia si
ę
obudzenia i nie otwiera długo oczu, aby nie spłoszy
ć
pon
ę
tnych marze
ń
, tak
te
ż
i ja dobrowolnie powracam do dawnych mniema
ń
i l
ę
kam si
ę
przebudzenia, w
obawie, aby nast
ę
puj
ą
cej po cichym spoczynku pracowitej jawy nie wypadło mi sp
ę
dzi
ć
w nieprzeniknionych ciemno
ś
ciach poruszonych wła
ś
nie trudno
ś
ci, a nie w
ś
wietle.
MEDYTACJA
II
O naturze umysłu ludzkiego.
ś
e jest on bardziej znany ni
ż
ciało
Wczorajsze rozwa
ż
ania pogr
ąż
yły mnie w takich w
ą
tpliwo
ś
ciach,
ż
e nie mog
ę
o nich
zapomnie
ć
, ani nie widz
ę
, jakby je nale
ż
ało rozwi
ą
za
ć
, lecz tak dalece straciłem
równowag
ę
jak kto
ś
, co wpadłszy nagle w gł
ę
boki wir, ani dna dosi
ę
gn
ąć
, ani te
ż
na
powierzchni
ę
wypłyn
ąć
nie mo
ż
e. Chc
ę
jednak wydoby
ć
si
ę
z tego i spróbuj
ę
ponownie
i
ść
t
ą
sam
ą
drog
ą
, na któr
ą
wczoraj wkroczyłem. B
ę
d
ę
si
ę
mianowicie trzymał z dala od
wszystkiego, co najmniejsz
ą
cho
ć
by dopuszcza w
ą
tpliwo
ść
, zupełnie tak samo, jak
gdybym był stwierdził,
ż
e jest to zgoła fałszem. B
ę
d
ę
te
ż
pod
ąż
ał dalej, póki nie poznam
czego
ś
pewnego i je
ś
li ju
ż
nie poznam niczego innego jako pewne, to przynajmniej to,
ż
e
nie ma nic pewnego. Aby cał
ą
ziemi
ę
poruszy
ć
z miejsca,
żą
dał Archimedes tylko punktu,
który by był stały i nieruchomy; nale
ż
y wi
ę
c oczekiwa
ć
wielkich rzeczy, je
ż
eli znajd
ę
cho
ć
by co
ś
najmniejszego, co byłoby pewne i niewzruszone.
Zakładam wi
ę
c,
ż
e wszystko to, co widz
ę
, jest fałszem, wierz
ę
,
ż
e nie istniało nigdy nic z
tego, co mi kłamliwa pami
ęć
przedstawia, nie posiadam wcale zmysłów. Ciało, kształt,
rozci
ą
gło
ść
, ruch i miejsce s
ą
chimerami. Có
ż
zatem b
ę
dzie prawd
ą
? Mo
ż
e to jedno
tylko,
ż
e nie ma nic pewnego.
Lecz sk
ą
d
ż
e wiem,
ż
e poza tym, co ju
ż
wymieniłem, nie ma nic innego, o czym w
ą
tpi
ć
najmniejszej nie ma przyczyny? Czy
ż
mo
ż
e istnieje jaki
ś
Bóg, czy jakiekolwiek mam
nada
ć
miano temu, który te wła
ś
nie my
ś
li we mnie wzbudza? Lecz dlaczego mam to
przypuszcza
ć
, skoro mo
ż
e sam jestem ich sprawc
ą
? Czy
ż
wi
ę
c przynajmniej ja sam
czym
ś
jestem? Zaprzeczyłem ju
ż
jednak, jakobym posiadał w ogóle jakie
ś
zmysły i jakie
ś
ciało. Tu jednak zatrzymuj
ę
si
ę
. Bo có
ż
st
ą
d wynika? Czy
ż
jestem tak
ś
ci
ś
le zwi
ą
zany z
ciałem i zmysłami,
ż
e bez nich nie mog
ę
istnie
ć
? Lecz ju
ż
przyj
ą
łem,
ż
e nic w
ś
wiecie nie
istnieje: ani niebo, ani ziemia, ani umysły, ani ciała, czy
ż
wiec nie przyj
ą
łem,
ż
e i ja nie
istniej
ę
? Ja jednak na pewno istniałem, skoro co
ś
przyj
ą
łem. Lecz istnieje zwodziciel -
nie wiem, kto nim jest - wszechpot
ęż
ny i najprzebieglejszy, który zawsze rozmy
ś
lnie mnie
łudzi. Nie ma wiec w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e istniej
ę
, skoro mnie łudzi! I niechaj
ż
e mnie łudzi, ile
tylko potrafi, tego jednak nigdy nie doka
ż
e, abym był niczym, tak długo, dopóki my
ś
l
ę
sam,
ż
e czym
ś
jestem. Tak wi
ę
c po wystarczaj
ą
cym i wyczerpuj
ą
cym rozwa
ż
eniu
wszystkiego, nale
ż
y na koniec stwierdzi
ć
,
ż
e to powiedzenie: " Ja jestem, ja istniej
ę
"
musi by
ć
prawd
ą
, ilekro
ć
je wypowiadam lub w duchu pomy
ś
l
ę
.
Jednak
ż
e jeszcze niedostatecznie rozumiem, kim jestem ja sam, ja, który istniej
ę
koniecznie; musz
ę
wi
ę
c uwa
ż
a
ć
, abym przypadkiem czego
ś
innego nierozwa
ż
nie nie
wzi
ą
ł za siebie, i tym sposobem nie popadł w bł
ą
d nawet w tym poznaniu, które uwa
ż
am
za najpewniejsze i najbardziej oczywiste ze wszystkich. Z tego powodu rozwa
żę
ponownie, za co si
ę
dawniej uwa
ż
ałem, zanim nie wszedłem na drog
ę
tych rozmy
ś
la
ń
; z
tych dawnych mych pogl
ą
dów usun
ę
nast
ę
pnie wszystko to, co z przytoczonych
powodów mogłoby zosta
ć
w najmniejszym cho
ć
by stopniu podwa
ż
one, tak aby w ko
ń
cu
pozostało dokładnie to tylko, co jest pewne i niewzruszone.
Strona 7 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
Za có
ż
si
ę
tedy dotychczas uwa
ż
ałem? Oczywi
ś
cie za człowieka, lecz czym jest
człowiek? Mam
ż
e powiedzie
ć
: istot
ą
ż
yj
ą
c
ą
rozumn
ą
? Nie! Gdy
ż
nast
ę
pnie nale
ż
ałoby
zapyta
ć
, czym jest istota
ż
yj
ą
ca i czym rozumna, i w ten sposób zamiast jednego pytania
stan
ę
łoby przede mn
ą
kilka pyta
ń
jeszcze trudniejszych, nie mam za
ś
tyle wolnego
czasu, abym go mógł po
ś
wi
ę
ci
ć
na takie subtelno
ś
ci. Raczej zwróc
ę
uwag
ę
na to, co si
ę
dawniej my
ś
li mojej samo w sposób naturalny narzucało, ilekro
ć
rozwa
ż
ałem, czym
jestem. Otó
ż
narzucało mi si
ę
przede wszystkim, ze mam twarz, r
ę
ce, ramiona i cał
ą
t
ę
maszyneri
ę
członków, jak
ą
spostrzega si
ę
te
ż
u trupa, a któr
ą
oznaczałem nazw
ą
ciała;
narzucało mi si
ę
dalej,
ż
e si
ę
od
ż
ywiam, chodz
ę
, czyj
ę
i my
ś
l
ę
, które to czynno
ś
ci
odnosiłem do duszy; lecz czym jest ta dusza, na to b
ą
d
ź
woale nie zwracałem uwagi,
b
ą
d
ź
wyobra
ż
ałem sobie jakie
ś
nieuchwytne nie wiem co, co
ś
na kształt wiatru lub ognia,
lub eteru, co przenika grubsze moje cz
ęś
ci. Co do ciała mego, to nie miałem
ż
adnych
w
ą
tpliwo
ś
ci, lecz s
ą
dziłem,
ż
e znam dokładnie jego natur
ę
, a gdybym przypadkiem
spróbował j
ą
opisa
ć
tak jak j
ą
w my
ś
li mojej pojmowałem, to tak bym si
ę
wyraził: przez
ciało rozumiem wszystko to, co mo
ż
e wypełnia
ć
przestrze
ń
w taki sposób,
ż
e z niej
wył
ą
cza ka
ż
de inne ciało, co mo
ż
e zosta
ć
spostrze
ż
one za pomoc
ą
dotyku, wzroku,
słuchu, smaku lub zapachu i co mo
ż
e nadto na ró
ż
ne sposoby zosta
ć
wprawione w ruch,
wprawdzie nie samo przez si
ę
, ale przez co
ś
innego, co go dotyka; s
ą
dziłem bowiem,
ż
e
posiadanie siły do wprawiania siebie samego w ruch, podobnie jak posiadanie zdolno
ś
ci
czucia lub my
ś
lenia
ż
adn
ą
miar
ą
nie nale
ż
y do natury ciała; co wi
ę
cej dziwiłem si
ę
raczej,
gdy zdolno
ś
ci te w niektórych ciałach znajdowałem.
Có
ż
jednak teraz b
ę
dzie, skoro przyjmuj
ę
,
ż
e zwodziciel jaki
ś
przepot
ęż
ny i - je
ś
li godzi
si
ę
tak powiedzie
ć
- zło
ś
liwy zadaje sobie trudu, aby mnie zwodzi
ć
we wszystkim, ile
tylko potrafi? Czy
ż
mog
ę
twierdzi
ć
,
ż
e posiadam cokolwiek b
ą
d
ź
z tego wszystkiego, o
czym poprzednio powiedziałem,
ż
e nale
ż
y do natury ciała? Raz po raz my
ś
l
ę
o tym z
uwag
ą
i niczego takiego nie znajduj
ę
; bezowocnie wysilam si
ę
powtarzaniem tych
rozwa
ż
a
ń
.
Lecz có
ż
z tego posiadam, co przypisywałem duszy, np. jak
ż
e jest z od
ż
ywianiem si
ę
lub
chodzeniem? Otó
ż
skoro ju
ż
nie mam ciała, to i one nie s
ą
niczym innym jak tylko
fikcjami. A jak si
ę
ma rzecz z czuciem? I ono oczywi
ś
cie nie mo
ż
e si
ę
dokonywa
ć
bez
ciała, a nawet zdawało mi si
ę
,
ż
e bardzo wiele rzeczy czułem we
ś
nie, których - jak
pó
ź
niej si
ę
przekonałem - nie czułem. A jak jest z my
ś
leniem? Teraz znalazłem! Tak: to
my
ś
lenie! Ono jedno nie daje si
ę
ode mnie oddzieli
ć
. Ja jestem, ja istniej
ę
; to jest pewne.
Jak długo jednak? Oczywi
ś
cie jak długo my
ś
l
ę
; bo mo
ż
e mogłoby si
ę
zdarzy
ć
,
ż
e
gdybym zaprzestał w ogóle my
ś
le
ć
, to natychmiast bym cały przestał istnie
ć
. Teraz
przyjmuj
ę
tylko to, co jest koniecznie prawdziwe; jestem, wi
ę
c dokładnie mówi
ą
c tylko
rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
, to znaczy umysłem (mens) b
ą
d
ź
duchem (animus) b
ą
d
ź
rozs
ą
dkiem
(intellectus) b
ą
d
ź
rozumem (ratio), wszystko wyrazy o nieznanym mi dawniej znaczeniu.
Jestem wi
ę
c rzecz
ą
prawdziw
ą
i naprawd
ę
istniej
ą
c
ą
; lecz jak
ą
rzecz
ą
? Powiedziałem:
my
ś
l
ą
c
ą
.
I czym jestem poza tym? Przywołam wyobra
ź
ni
ę
na pomoc: nie jestem tym układem
członków, który si
ę
ciałem ludzkim nazywa; nie jestem te
ż
subtelnym powietrzem, które
te członki przenika, ani wiatrem, ani ogniem, ani oparem, ani tchnieniem, ani
czymkolwiek takim, co bym sobie mógł wyobrazi
ć
; zało
ż
yłem bowiem,
ż
e to wszystko jest
niczym. Podtrzymuj
ę
to zało
ż
enie: a mimo to ja jestem czym
ś
. Ale mo
ż
e przypadkiem to
wła
ś
nie, o czym przypuszczam,
ż
e jest niczym, poniewa
ż
nie jest mi ono znane, w
rzeczywisto
ś
ci nie ró
ż
ni si
ę
ode mnie takiego, jakiego znam? Nie wiem tego i o to si
ę
ju
ż
nie spieram; s
ą
d wydawa
ć
mog
ę
tylko o tym, co mi jest znane. Wiem,
ż
e istniej
ę
; pytam
jednak, kim jestem ja, o którym wiem, ze istniej
ę
. Jest rzecz
ą
niew
ą
tpliw
ą
,
ż
e znajomo
ść
tego, co tak dokładnie stwierdziłem nie mo
ż
e opiera
ć
si
ę
na czym
ś
, o czego istnieniu
jeszcze nie wiem; a zatem nie mo
ż
e opiera
ć
si
ę
na niczym, co unaoczniam sobie w
wyobra
ź
ni. To wła
ś
nie słowo unaoczniam zwraca mi na bł
ą
d mój uwag
ę
: unaoczniałbym
Strona 8 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
bowiem w rzeczy samej, gdybym sobie wyobraził siebie jako co
ś
, bo wyobra
ż
a
ć
sobie, to
nic innego jak ogl
ą
da
ć
posta
ć
lub obraz rzeczy cielesnej. Tymczasem wiem ju
ż
na
pewno,
ż
e istniej
ę
, a równocze
ś
nie wiem,
ż
e jest mo
ż
liwe, i
ż
wszystkie te obrazy i w
ogóle wszystko, co odnosi si
ę
do natury ciała nie jest niczym innym jak tylko sennym
widziadłem. Zdawszy sobie z tego spraw
ę
, widz
ę
,
ż
e niemniej niedorzecznie post
ą
piłem
mówi
ą
c "przywołam wyobra
ź
ni
ę
na pomoc, aby dokładniej pozna
ć
kim jestem", jak
gdybym powiedział "wprawdzie ju
ż
si
ę
obudziłem i widz
ę
co
ś
nie co
ś
prawdziwego, lecz
poniewa
ż
jeszcze nie widz
ę
z dostateczn
ą
oczywisto
ś
ci
ą
, postaram si
ę
zasn
ąć
, aby mi to
sen bardziej prawdziwie i bardziej oczywi
ś
cie przedstawił". Poznaj
ę
wiec,
ż
e nic z tego,
co mógłbym przy pomocy wyobra
ź
ni uchwyci
ć
nie nale
ż
y do tego poj
ę
cia, które mam o
sobie,
ż
e umysł swój powinienem jak najstaranniej odwróci
ć
od tych spraw, je
ż
eli ma on
sw
ą
własn
ą
natur
ę
jak najwyra
ź
niej uj
ąć
.
Czym
ż
e wi
ę
c jestem? Rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
; ale co to jest? Jest to rzecz, która w
ą
tpi, pojmuje,
twierdzi. przeczy, chce, nie chce, a tak
ż
e wyobra
ż
a sobie i czuje.
Zaiste niemało tego jest, je
ś
li to wszystko miałoby do mnie nale
ż
e
ć
. Lecz dlaczegó
ż
by
nie miało nale
ż
e
ć
? Czy
ż
to nie ja sam jestem tym, który w
ą
tpi prawie o wszystkim, który
jednak co
ś
nieco
ś
ju
ż
rozumie, który o jednych rzeczach twierdzi,
ż
e s
ą
prawdziwe,
innym zaprzecza, który pragnie wi
ę
cej wiedzie
ć
, nie chce si
ę
da
ć
zwodzi
ć
, który wiele,
chocia
ż
wbrew woli, sobie wyobra
ż
a, a tak
ż
e wiele, jak gdyby od zmysłów
pochodz
ą
cego, spostrzega. Niechbym stale spał, niechby tak
ż
e mój stwórca zwodził
mnie, ile tylko potrafi, czy cokolwiek z tego nie jest równie prawdziwe, jak to,
ż
e istniej
ę
?
Có
ż
z tego ró
ż
niłoby si
ę
od mojej
ś
wiadomo
ś
ci (cogitatio)? O czym
ż
e z tego mo
ż
na by
powiedzie
ć
,
ż
e jest ode mnie samego oddzielone? Bo to,
ż
e ja jestem tym, który w
ą
tpi,
rozumie, chce, jest tak oczywiste,
ż
e przez nic innego oczywistszym sta
ć
si
ę
nie mo
ż
e.
Ale to przecie
ż
ten sam ja jestem, który sobie wyobra
ż
a, bo mo
ż
e wprawdzie - jak to
zało
ż
yłem -
ż
adna zgoła rzecz wyobra
ż
ona nie jest prawdziwa, ale sama zdolno
ść
wyobra
ż
ania rzeczywi
ś
cie istnieje i stanowi cz
ęść
mojej
ś
wiadomo
ś
ci. W ko
ń
cu to ten
sam ja jestem, który czuj
ę
, czyli który rzeczy cielesne jakby za pomoc
ą
zmysłów
spostrzegam. Widz
ę
wszak oczywi
ś
cie
ś
wiatło, słysz
ę
hałas, czuj
ę
ciepło. - Ale
ż
to
wszystko jest fałszem! Przecie
ż
ś
pi
ę
! Jednak
ż
e na pewno wydaje mi si
ę
przynajmniej,
ż
e
widz
ę
,
ż
e słysz
ę
,
ż
e czuj
ę
ciepło. To nie mo
ż
e by
ć
fałszem, to jest wła
ś
nie tym, co si
ę
we
mnie czuciem nazywa, to za
ś
czucie, tak wła
ś
nie rozumiane, nie jest niczym innym jak
ś
wiadomo
ś
ci
ą
(cogitare).
Na podstawie tego zaiste zaczynam znacznie lepiej poznawa
ć
, kim jestem. Lecz jednak
dot
ą
d mi si
ę
wydaje i nie mog
ę
si
ę
powstrzyma
ć
od mniemania,
ż
e rzeczy cielesne,
których obrazy kształtuje
ś
wiadomo
ść
i które same zmysły nasze badaj
ą
, znacznie
wyra
ź
niej si
ę
poznaje ni
ż
to nie wiadomo co we mnie, co nie daje si
ę
wyobrazi
ć
. Chocia
ż
to jednak dziwne,
ż
e wyra
ź
niej pojmuj
ę
rzeczy, o których stwierdzam,
ż
e s
ą
w
ą
tpliwe,
nieznane, obce mi, ni
ż
to, co jest prawdziwe, co poznane, ni
ż
jednym słowem siebie
samego. Ale widz
ę
ju
ż
, jak si
ę
ma sprawa, mój umysł rad bł
ą
dzi i nie znosi jeszcze
zacie
ś
nienia przez granice prawdy. Niech
ż
e wi
ę
c b
ę
dzie; zwolnijmy mu jeszcze raz jak
najbardziej cugli,
ż
eby
ś
ci
ą
gn
ą
wszy je niebawem we wła
ś
ciwej chwili łatwiej było nim
kierowa
ć
.
Rozwa
ż
my te przedmioty, które powszechnie uchodz
ą
za najwyra
ź
niej ze wszystkich
pojmowane. S
ą
to ciała, których dotykamy, które widzimy. Nie idzie tu o ciała w ogóle, te
bowiem ogólne poj
ę
cia (perceptio) bywaj
ą
znacznie bardziej niejasne, lecz o jakie
ś
ciało
konkretne. We
ź
my np. ten wosk;
ś
wie
ż
o został uzyskany z plastra i jeszcze nie stracił
całkiem smaku swego miodu, ma w sobie jeszcze troch
ę
zapachu kwiatów, z których
został zebrany; jego barwa, kształt, wielko
ść
s
ą
widoczne: jest twardy, zimny, mo
ż
na go
łatwo dotkn
ąć
i gdy stukn
ąć
we
ń
palcem wydaje d
ź
wi
ę
k. Jednym słowem posiada
wszystko, co zdaje si
ę
by
ć
potrzebne, aby jakie
ś
ciało mogło zosta
ć
jak najwyra
ź
niej
Strona 9 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
poznane. Ale oto, w czasie, gdy to mówi
ę
, przybli
ż
a si
ę
wosk do ognia, traci resztki
smaku, zapach ulatuje, barwa si
ę
zmienia, kształt znika, rozmiary rosn
ą
, wosk staje si
ę
płynny, gor
ą
cy, ledwo go dotkn
ąć
mo
ż
na i ju
ż
, je
ś
li we
ń
stuka
ć
, nie wydaje d
ź
wi
ę
ku.
Czy
ż
to jest dalej ten sam wosk? Trzeba przyzna
ć
,
ż
e ten sam, nikt temu nie przeczy,
nikt inaczej nie my
ś
li. Có
ż
to wi
ę
c było w tym wosku, co tak wyra
ź
nie si
ę
pojmowało? Na
pewno nic z tego, co mi było dane przez zmysły, cokolwiek bowiem podpadało b
ą
d
ź
pod
zmysł smaku, b
ą
d
ź
zapachu, b
ą
d
ź
wzroku, b
ą
d
ź
dotyku, b
ą
d
ź
słuchu uległo ju
ż
zmianie:
a tymczasem wosk pozostaje.
Mo
ż
e to to było, co teraz my
ś
l
ę
, mianowicie
ż
e wosk sam nie był t
ą
słodycz
ą
miodu ani t
ą
woni
ą
kwiatów, ani t
ą
biel
ą
, ani kształtem, ani d
ź
wi
ę
kiem, lecz ciałem, które mi si
ę
przedtem ujawniało w ten sposób a teraz w inny. Lecz czym dokładnie jest to, co tak
sobie wyobra
ż
am? Zwró
ć
my baczn
ą
uwag
ę
i usun
ą
wszy to wszystko, co do wosku nie
nale
ż
y, przyjrzyjmy si
ę
, co pozostaje; otó
ż
nic innego, jak tylko co
ś
rozci
ą
głego, gi
ę
tkiego
i zmiennego. Ale co to jest to: gi
ę
tkie i zmienne? Czy
ż
to,
ż
e sobie wyobra
ż
am, i
ż
ten
wosk mo
ż
e przej
ść
z kształtu okr
ą
głego do kwadratowego, a od tego do trójk
ą
tnego?
ś
adn
ą
miar
ą
, albowiem pojmuj
ę
ten wosk jako zdolny do niezliczonej ilo
ś
ci takich zmian,
nie mog
ę
za
ś
przebiec w wyobra
ź
ni niezliczonej ilo
ś
ci, a zatem poj
ę
cie to nie powstaje
dzi
ę
ki zdolno
ś
ci wyobra
ż
ania. A co to jest to: rozci
ą
głe? Czy
ż
mo
ż
e i ta rozci
ą
gło
ść
jego
jest mi nieznana? Albowiem w topi
ą
cym si
ę
wosku staje si
ę
ona wi
ę
ksza, jeszcze
wi
ę
ksza we wrz
ą
cym i jeszcze wi
ę
ksza, gdy ciepło dalej wzrasta; i nie os
ą
dzałbym
słusznie, czym jest wosk, gdybym nie mniemał,
ż
e mo
ż
e on co do rozci
ą
gło
ś
ci ulega
ć
liczniejszym zmianom, ani
ż
eli kiedykolwiek wyobra
ź
ni
ą
sw
ą
ogarn
ą
łem. Nic mi wi
ę
c
innego nie pozostaje, jak przyzna
ć
,
ż
e nie mog
ę
sobie wyobrazi
ć
, czym jest ten wosk,
lecz tylko rozumem (mente) uj
ąć
. Mówi
ę
to o konkretnym kawałku wosku, o wosku w
ogóle jest to jeszcze bardziej jasne. Ale czym jest ten wosk, który tylko rozumem ujmuj
ę
?
Oczywi
ś
cie jest on tym samym woskiem, co ten, który widz
ę
, którego dotykam, który
sobie wyobra
ż
am, jednym słowem tym samym, który miałem od pocz
ą
tku na my
ś
li. A
jednak nale
ż
y stwierdzi
ć
,
ż
e jego uj
ę
cie (perceptio) nie polega i nigdy nie polegało ani na
widzeniu, ani na czuciu dotykiem, ani w ogóle na
ż
adnym wyobra
ż
eniu, jakkolwiek
pierwotnie si
ę
tak zdawało, lecz polega na wgl
ą
dzie samego rozumu (mentis), który
mo
ż
e by
ć
niedoskonały i niejasny, jak to te
ż
było pierwotnie, albo jasny i wyra
ź
ny, jak to
jest teraz, zale
ż
nie od tego, czy mniej, czy te
ż
bardziej bacznie zwracam uwag
ę
na jego
składniki.
Tymczasem a
ż
dziwne mi,
ż
e rozum mój tak bardzo skłonny jest do bł
ę
du, bo chocia
ż
rozwa
ż
ania me prowadz
ę
w milczeniu, nie wydaj
ą
c głosu, to jednak id
ę
za słowami i
niewiele brakuje,
ż
ebym si
ę
dał uwie
ść
przez zwykły sposób mówienia: mówimy bowiem,
ż
e widzimy sam wosk, gdy jest on przed nami, a nie,
ż
e s
ą
dzimy na podstawie barwy i
kształtu,
ż
e jest on obecny, A z tego skłonny byłbym zaraz wyprowadzi
ć
wniosek,
ż
e
poznaj
ę
wosk przez działanie wzroku, a nie przez wgl
ą
d rozumu. Lecz oto spostrzegam
przez okno ludzi przechodz
ą
cych ulic
ą
. O nich te
ż
tak samo jak o wosku zwykle mówi
ę
,
ż
e ich widz
ę
. Có
ż
jednak naprawd
ę
widz
ę
prócz czapek i szat, pod którymi mogłyby si
ę
ukrywa
ć
automaty, lecz s
ą
dz
ę
,
ż
e to s
ą
ludzie. W taki to sposób, to co zdawało mi si
ę
, i
ż
widz
ę
oczami, pojmuj
ę
tylko za pomoc
ą
zdolno
ś
ci wydawania s
ą
dów, która nale
ż
y do
mego rozumu.
Lecz poniewa
ż
pragn
ę
by
ć
m
ą
drzejszy ni
ż
pospólstwo, powinienem si
ę
wstydzi
ć
,
ż
e
szukam powodu do w
ą
tpliwo
ś
ci w sposobie wyra
ż
ania si
ę
wynalezionym przez
pospólstwo. Chod
ź
my wi
ę
c dalej i zwró
ć
my na to uwag
ę
, czy doskonalej i oczywi
ś
ciej
ujmowałem, czym jest wosk, gdy go pierwotnie ujrzałem i s
ą
dziłem,
ż
e go poznaj
ę
przy
pomocy samego zmysłu zewn
ę
trznego, albo mo
ż
e przy pomocy tzw. zmysłu ogólnego, tj.
przy pomocy zdolno
ś
ci do wyobra
ż
ania, czy te
ż
raczej teraz, gdy starannie zbadałem
zarówno, czym wosk jest, jak te
ż
w jaki sposób go si
ę
poznaje. Oczywi
ś
cie nie miałoby
sensu mie
ć
co do tego w
ą
tpliwo
ś
ci. Có
ż
bowiem było wyra
ź
nego w pierwszym sposobie
Strona 10 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
ujmowania, co w nim było takiego, czego by - jak si
ę
zdaje - nie mogło mie
ć
jakiekolwiek
zwierz
ę
? Tymczasem, gdy odró
ż
niam wosk od jego zewn
ę
trznych form i jakby nagi po
zdarciu ze
ń
szat rozwa
ż
am, to chocia
ż
bym mo
ż
e dot
ą
d w s
ą
dzie swym si
ę
mylił,
przecie
ż
nie mógłbym wosku w taki sposób ujmowa
ć
(percipere), nie maj
ą
c rozumu
(mens) ludzikiego.
Có
ż
jednak powiem o samym tym umy
ś
le (mens), czyli o sobie samym, dotychczas
bowiem nie przyjmuj
ę
, aby we mnie prócz umysłu było co
ś
innego. Có
ż
- powiadam - ja,
który, jak si
ę
wydaje, tak wyra
ź
nie ujmuj
ę
ten wosk, czy
ż
nie poznaj
ę
siebie samego nie
tylko o wiele bardziej prawdziwie, o wiele bardziej pewnie, lecz tak
ż
e bardziej wyra
ź
nie i
oczywi
ś
cie? Albowiem je
ś
li s
ą
dz
ę
,
ż
e wosk istnieje na tej podstawie,
ż
e go widz
ę
, to z
tego samego,
ż
e wosk ten widz
ę
, znacznie oczywisciej wynika,
ż
e ja sam te
ż
istniej
ę
. Bo
mo
ż
e tak by
ć
,
ż
e to, co widz
ę
, nie jest naprawd
ę
woskiem, mo
ż
e te
ż
by
ć
,
ż
e nawet oczu
nie mam, którymi bym cokolwiek widział; ale jest rzecz
ą
zupełnie niemo
ż
liw
ą
, i
ż
bym,
skoro widz
ę
lub (czego, na razie nie odró
ż
niam) my
ś
l
ę
(cogitare),
ż
e widz
ę
, ja sam
my
ś
l
ą
cy nie był czym
ś
. Podobnie je
ś
li s
ą
dz
ę
,
ż
e wosk jest, na tej podstawie,
ż
e go
dotykam, to wynika znowu z tego to samo, mianowicie
ż
e ja jestem; je
ś
li s
ą
dz
ę
tak na tej
podstawie,
ż
e go sobie wyobra
ż
am lub na jakiejkolwiek innej podstawie, to rzecz ma si
ę
oczywi
ś
cie tak samo. Te same jednak uwagi, które odniosłem do wosku daj
ą
si
ę
zastosowa
ć
do wszystkiego, co znajduje si
ę
poza mn
ą
. A dalej, je
ś
li si
ę
wydaje,
ż
e uj
ę
cie
wosku jest wyra
ź
niejsze, gdy stało mi si
ę
znanym nie tylko dzi
ę
ki samemu wzrokowi lub
dotykowi, lecz dzi
ę
ki wi
ę
kszej liczbie przyczyn, to ile
ż
bardziej wyra
ź
nie, - trzeba to
przyzna
ć
- poznaj
ę
sam siebie samego, skoro nie ma
ż
adnych racji, która mogłaby si
ę
przyczyni
ć
do uj
ę
cia wosku lub jakiegokolwiek innego ciała, a które by zarazem nie
wykazywały lepiej natury mojego umysłu. Lecz prócz tego jest te
ż
i wiele innych rzeczy w
samym umy
ś
le, na podstawie których mo
ż
na doj
ść
do bardziej wyra
ź
nego jego poznania
(notitia), tak i
ż
to, co ciało do tego poznania dodaje, prawie nie wchodzi - jak si
ę
zdaje - w
rachub
ę
.
Tak oto wreszcie doszedłem sam tam, dok
ą
d chciałem. Skoro bowiem ju
ż
wiem,
ż
e
samych ciał nie ujmuj
ę
wła
ś
ciwie za pomoc
ą
zmysłów albo za pomoc
ą
zdolno
ś
ci
wyobra
ż
ania, lecz za pomoc
ą
samego rozumu (intellectu), i
ż
e nie dzi
ę
ki temu si
ę
je
ujmuje (percipi),
ż
e si
ę
ich dotyka albo
ż
e si
ę
je widzi, lecz tylko dzi
ę
ki temu,
ż
e si
ę
je
rozumowo pojmuje (intelligantur), to poznaj
ę
jasno,
ż
e niczego łatwiej lub oczywi
ś
ciej
uj
ąć
(percipi) nie mog
ę
ni
ż
własny mój umysł. Poniewa
ż
jednak przyzwyczajenie nie
mo
ż
e tak szybko pozby
ć
si
ę
zadawnionych pogl
ą
dów, b
ę
dzie dobrze, je
ś
li si
ę
przy tym
zatrzymam, aby si
ę
to nowe poznanie, przez dłu
ż
sze rozpami
ę
tywanie, gł
ę
biej wryło w
m
ą
pami
ęć
.
MEDYTACJA III
O istnieniu Boga
Zamkn
ę
teraz oczy i zatkam uszy, odwróc
ę
wszystkie zmysły, usun
ę
te
ż
wszystkie
obrazy rzeczy cielesnych z mojej
ś
wiadomo
ś
ci lub raczej, poniewa
ż
si
ę
to prawie nie da
uskuteczni
ć
, nie b
ę
d
ę
im przypisywał
ż
adnej warto
ś
ci, jako czczym i fałszywym. B
ę
d
ę
usiłował, mówi
ą
c tylko ze sob
ą
i wgl
ą
daj
ą
c gł
ę
biej w siebie samego, sta
ć
si
ę
sam sobie
zwolna lepiej znanym i bli
ż
szym. Jestem rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
(cogitans), to znaczy rzecz
ą
,
która w
ą
tpi, twierdzi, zaprzecza, która niewiele rozumie, a wiele rzeczy nie wie, chce, nie
chce, a tak
ż
e wyobra
ż
a sobie i czuje. Chocia
ż
wiec - jak to ju
ż
wy
ż
ej zauwa
ż
yłem - to, co
czuj
ę
, lub co sobie wyobra
ż
am, nie jest mo
ż
e poza mn
ą
niczym, to jednak jestem tego
pewny,
ż
e te sposoby my
ś
lenia, które nazywam czuciami lub wyobra
ż
eniami, o tyle, o ile
s
ą
tylko jakimi
ś
sposobami my
ś
lenia (cogitandi), istniej
ą
we mnie.
Strona 11 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
W tych to niewielu wyrazach wymieniłem wszystko to, co wiem naprawd
ę
, albo
przynajmniej to, o czym dot
ą
d stwierdziłem,
ż
e wiem. Teraz pragn
ę
pilniej rozpatrzy
ć
, czy
mo
ż
e jest we mnie jeszcze co
ś
innego, czego dot
ą
d nie zauwa
ż
yłem.
Wiem to na pewno,
ż
e jestem istot
ą
my
ś
l
ą
c
ą
- czy
ż
wi
ę
c wiem tak
ż
e, czego na to
potrzeba, abym był czego
ś
pewny? Otó
ż
w tym pierwszym poznaniu nie ma nic innego,
jak pewne jasne i wyra
ź
ne uj
ę
cie tego, co twierdz
ę
. Nie wystarczyłoby to zaiste do tego,
aby mnie upewni
ć
o prawdziwo
ś
ci jakiej
ś
rzeczy, gdyby si
ę
mogło kiedy
ś
zdarzy
ć
,
ż
eby
co
ś
, co tak jasno i wyra
ź
nie ujmuj
ę
, było fałszem. Widz
ę
zatem,
ż
e mog
ę
jako ogóln
ą
zasad
ę
ustanowi
ć
,
ż
e wszystko to jest prawd
ą
, co całkowicie jasno i wyra
ź
nie ujmuj
ę
.
Tymczasem przyjmowałem dawniej wiele rzeczy, jako całkowicie pewnych i oczywistych,
o których si
ę
pó
ź
niej przekonałem,
ż
e s
ą
w
ą
tpliwe. Có
ż
to były za rzeczy? Oto ziemia,
niebo, gwiazdy i wszystko to, co mi dawały zmysły. Có
ż
z nich jednak jasno ujmowałem?
Otó
ż
to,
ż
e idee takich rzeczy, czyli my
ś
li (cogitationes) u
ś
wiadamiały si
ę
memu
umysłowi. Lecz i teraz nie zaprzeczam temu,
ż
e owe idee s
ą
we mnie. Było to jednak co
ś
innego, co utrzymywałem i o czym - przyzwyczaiwszy si
ę
wierzy
ć
w to - s
ą
dziłem,
ż
e
jasno ujmuj
ę
, czego jednak w istocie tak nie ujmowałem. Utrzymywałem mianowicie,
ż
e
s
ą
jakie
ś
rzeczy poza mn
ą
, od których owe idee pochodz
ą
i do których idee te s
ą
całkowicie podobne. W tym to wła
ś
nie albo si
ę
myliłem, albo te
ż
, je
ś
li s
ą
d mój był
prawdziwy, nie przypadało mu to w udziale dzi
ę
ki sile mojego spostrze
ż
enia (perceptio).
A jak
ż
e to było, gdy w arytmetyce lub w geometrii rozpatrywałem co
ś
bardzo prostego i
łatwego, jak np.
ż
e dwa i trzy dodane do siebie daj
ą
pi
ęć
- lub co
ś
podobnego; czy
przynajmniej tego nie widziałem do
ść
wyra
ź
nie na to, by stwierdzi
ć
,
ż
e jest prawda?
S
ą
dziłem wprawdzie pó
ź
niej, ze nale
ż
y o twierdzeniach tych w
ą
tpi
ć
, z tego tylko powodu,
ż
e przyszło mi na my
ś
l, i
ż
mo
ż
e jaki
ś
Bóg tak
ą
mi mógł da
ć
natur
ę
,
ż
e myliłbym si
ę
tak
ż
e
w tych sprawach, które wydaj
ą
si
ę
najoczywistszymi. Lecz ilekro
ć
natrafiam na ten
przyj
ę
ty z góry pogl
ą
d o wszechmocy Boga, tylekro
ć
musz
ę
przyzna
ć
,
ż
e je
ś
liby chciał, to
mogliby z łatwo
ś
ci
ą
sprawi
ć
, i
ż
bym bł
ą
dził tak
ż
e i w tych sprawach, o których s
ą
dz
ę
,
ż
e
je jak najoczywi
ś
ciej widz
ę
oczyma duszy (mentis). Ilekro
ć
jednak zwracam si
ę
do
samych rzeczy, o których s
ą
dz
ę
,
ż
e je bardzo jasno ujmuj
ę
, tylekro
ć
tak całkowicie daj
ę
im si
ę
przekona
ć
,
ż
e mimo woli wypowiadam te słowa: Niech
ż
e mnie zwodzi, kto mo
ż
e!
Nie sprawi on tego nigdy, abym był sam niczym, jak długo b
ę
d
ę
ś
wiadom (cogitabo) tego,
ż
e czym
ś
jestem, ani tego,
ż
eby kiedy
ś
było prawd
ą
,
ż
e nigdy nie istniałem, gdy ju
ż
jest
prawd
ą
,
ż
e istniej
ę
, albo tego,
ż
eby dwa dodane do trzech było wi
ę
cej lub mniej ni
ż
pi
ęć
,
lub czego
ś
takiego, w czym oczywi
ś
cie poznaj
ę
jawn
ą
sprzeczno
ść
.
Poniewa
ż
za
ś
na pewno nie mam
ż
adnego powodu do przyj
ę
cia,
ż
e jaki
ś
Bóg jest
zwodzicielem, ani nawet dot
ą
d nie wiem dostatecznie, czy w ogóle jaki
ś
Bóg istnieje,
przeto bardzo słaby i -
ż
e tak powiem - metafizyczny jest na tym tylko mniemaniu oparty
powód do w
ą
tpienia. Aby jednak i ten powód usun
ąć
, winienem rozpatrzy
ć
, gdy tylko
zdarzy si
ę
sposobno
ść
, czy istnieje Bóg i czy, je
ś
li istnieje, mo
ż
e by
ć
zwodzicielem; jak
długo bowiem nie wiem tego, to nie wydaje mi si
ę
, bym mógł kiedykolwiek by
ć
całkiem
pewny w odniesieniu do jakiejkolwiek innej rzeczy.
Teraz jednak - jak si
ę
zdaje - porz
ą
dek wymaga, abym przede wszystkim wszystkie moje
prze
ż
ycia
ś
wiadome (cogitationes) podzielił na pewne rodzaje i zbadał, w których z nich
wła
ś
ciwie jest zawarta prawda lub fałsz. Niektóre z nich s
ą
jak gdyby obrazami rzeczy i
tym tylko wła
ś
ciwie przysługuje nazwa idei, gdy np. przedstawiam sobie (cogito)
człowieka, chimer
ę
, niebo, anioła, Boga. Inne jednak maj
ą
jak
ąś
inn
ą
jeszcze form
ę
; gdy
np. chc
ę
, gdy si
ę
boj
ę
, gdy twierdz
ę
, gdy przecz
ę
, wtedy wprawdzie zawsze ujmuj
ę
jak
ąś
rzecz jako przedmiot (subiectum) mojej
ś
wiadomo
ś
ci, lecz tak
ż
e obejmuj
ę
prze
ż
yciem
ś
wiadomym co
ś
wi
ę
cej ni
ż
podobie
ń
stwo do tej rzeczy. Z nich jedne nazywaj
ą
si
ę
chceniami albo uczuciami, drugie za
ś
s
ą
dami.
Strona 12 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
Co si
ę
za
ś
tyczy idei, to nie mog
ą
one wła
ś
ciwie by
ć
fałszywe, je
ż
eli si
ę
je rozwa
ż
a same
w sobie, a nie w odniesieniu do czego
ś
innego; bo czy sobie wyobra
ż
am koz
ę
czy
chimer
ę
, to niemniej prawd
ą
jest,
ż
e sobie wyobra
ż
am pierwsz
ą
, jak to,
ż
e sobie
wyobra
ż
am drug
ą
. Nie nale
ż
y si
ę
te
ż
obawia
ć
fałszu w samym akcie woli czy w
uczuciach; bo cho
ć
bym mógł pragn
ąć
czego
ś
niedorzecznego, a nawet czego
ś
, czego w
ogóle nigdzie nie ma - to niemniej jest prawd
ą
,
ż
e ja tego pragn
ę
. Pozostaj
ą
wi
ę
c jedynie
s
ą
dy jako dziedzina, w której musz
ę
si
ę
strzec przed bł
ę
dem. Zasadniczy za
ś
i
najcz
ęś
ciej spotykany bł
ą
d, jaki mógłby si
ę
w nich znale
źć
, polega na tym,
ż
e s
ą
dz
ę
, i
ż
idee, które s
ą
we mnie, s
ą
podobne albo zgodne z jakimi
ś
rzeczami znajduj
ą
cymi si
ę
poza mn
ą
. Gdybym natomiast same idee rozwa
ż
ał jako pewn
ą
odmian
ę
(modus) mego
prze
ż
ycia
ś
wiadomego (cogitationis), a nie odnosiłbym ich do czego
ś
innego, to z
pewno
ś
ci
ą
nie mogłyby mi da
ć
powodu do popełnienia bł
ę
du.
Z tych za
ś
idei jedne wydaj
ą
mi si
ę
by
ć
wrodzone, inne nabyte, jeszcze inne przeze mnie
samego urobione. Bo,
ż
e rozumiem, co to jest rzecz, co prawda, co prze
ż
ycie
ś
wiadome
(cogitatio) - to - jak mi si
ę
zdaje - mam nie sk
ą
din
ą
d, jak od samej mojej natury.
ś
e za
ś
teraz słysz
ę
hałas, widz
ę
sło
ń
ce, czuj
ę
ciepło ognia, to - jak dotychczas s
ą
dziłem -
pochodzi od jakich
ś
rzeczy poza mn
ą
si
ę
znajduj
ą
cych. A wreszcie syreny, hipogryfy itip.
s
ą
urobione przeze mnie samego. Ale mog
ę
te
ż
mo
ż
e uwa
ż
a
ć
wszystkie idee za nabyte,
albo te
ż
wszystkie za wrodzone, albo wszystkie za urobione przeze mnie samego; nie
zdałem sobie jeszcze bowiem jasno sprawy, sk
ą
d one naprawd
ę
pochodz
ą
.
Tu jednak nale
ż
y si
ę
zaj
ąć
przede wszystkim tymi ideami, które - jak s
ą
dz
ę
- pochodz
ą
jakoby od rzeczy istniej
ą
cych na zewn
ą
trz mnie [i zbada
ć
], jaka racja skłania mnie do
tego,
ż
ebym je uwa
ż
ał za podobne do tych rzeczy. Otó
ż
wydaje mi si
ę
,
ż
e poucza mnie o
tym natura, a dalej wiem z do
ś
wiadczenia,
ż
e idee te nie zale
żą
od mojej woli, a tym
samym ode mnie samego, cz
ę
sto bowiem narzucaj
ą
mi si
ę
wbrew woli; tak np. czy chc
ę
,
czy nie chc
ę
, czuj
ę
ciepło i dlatego s
ą
dz
ę
,
ż
e wra
ż
enie to, czyli idea ciepła przychodzi do
mnie od rzeczy ró
ż
nej ode mnie, mianowicie od ciepła ognia, przy którym siedz
ę
.
Najoczywi
ś
ciej te
ż
narzuca si
ę
s
ą
d,
ż
e rzecz owa przekazuje mi raczej swoj
ą
podobizn
ę
,
ni
ż
cokolwiek innego.
Czy racje te s
ą
dostatecznie mocne? Rozpatrz
ę
to teraz. Gdy tu mówi
ę
,
ż
e poucza mnie
o tym natura, to rozumiem przez to tylko,
ż
e jaki
ś
p
ę
d samorzutny popycha mnie do tej
wiary, a nie, jakoby mi si
ę
to okazywało prawd
ą
dzi
ę
ki jakiemu
ś
ś
wiatłu przyrodzonemu
(lumen naturale). A to s
ą
rzeczy bardzo ró
ż
ne. Wszystko bowiem, co mi si
ę
ujawnia
przez
ś
wiatło przyrodzone (jak np.
ż
e st
ą
d, i
ż
w
ą
tpi
ę
, wynika,
ż
e istniej
ę
itp.),
ż
adn
ą
miar
ą
nie mo
ż
e podlega
ć
w
ą
tpliwo
ś
ci, poniewa
ż
nie mo
ż
e istnie
ć
ż
adna inna władza
poznawcza, której bym w tym samym stopniu ufał jak owemu
ś
wiatłu i która mogłaby
mnie pouczy
ć
,
ż
e to nie jest prawd
ą
. Co si
ę
za
ś
tyczy pop
ę
dów naturalnych, to ju
ż
niejednokrotnie dawniej doszedłem do wniosku,
ż
e mnie popychały do zła, kiedy chodziło
o wybór mi
ę
dzy złem a dobrem. Nie widz
ę
wi
ę
c, dlaczego miałbym im bardziej ufa
ć
w
jakiejkolwiek innej sprawie.
A dalej, chocia
ż
owe idee nie s
ą
zale
ż
ne od mojej woli, to nie wynika z tego,
ż
e musz
ą
pochodzi
ć
od rzeczy znajduj
ą
cych si
ę
poza mn
ą
. Tak bowiem jak owe pop
ę
dy, o których
przed chwil
ą
mówiłem,
ż
e chocia
ż
s
ą
we mnie, to wydaj
ą
si
ę
czym
ś
ró
ż
nym od woli, tak
mo
ż
e jest jeszcze we mnie jaka
ś
inna zdolno
ść
, nie do
ść
mi jeszcze znana, która
stwarza owe idee. Tak mi si
ę
wła
ś
nie zawsze dotychczas wydawało,
ż
e powstaj
ą
one we
mnie, w czasie snu, bez współudziału jakichkolwiek rzeczy zewn
ę
trznych.
A w ko
ń
cu, gdyby nawet pochodziły od rzeczy ró
ż
nych ode mnie, to nie wynika,
ż
e
musz
ą
by
ć
do nich podobne. Przeciwnie, zdaje mi si
ę
,
ż
e cz
ę
sto w wielu wypadkach
zauwa
ż
yłem wielk
ą
ró
ż
nic
ę
[miedzy przedmiotem a jego ide
ą
]. Tak np. znajduj
ę
w sobie
dwie ró
ż
ne idee sło
ń
ca, jedn
ą
jak gdyby od zmysłów zaczerpni
ę
t
ą
i t
ę
nale
ż
ałoby
Strona 13 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
umie
ś
ci
ć
w rz
ę
dzie idei pochodz
ą
cych - jak s
ą
dz
ę
- z zewn
ą
trz. Dzi
ę
ki niej sło
ń
ce wydaje
mi si
ę
bardzo małe. Druga idea jednak jest wzi
ę
ta z oblicze
ń
astronomii, tzn. z pewnych
wrodzonych mi poj
ęć
albo te
ż
urobiona przeze mnie w jaki
ś
inny sposób. Przy pomocy tej
wydaje mi si
ę
sło
ń
ce kilkakrotnie wi
ę
ksze od ziemi. Z pewno
ś
ci
ą
obie nie mog
ą
by
ć
podobne do tego samego sło
ń
ca istniej
ą
cego poza mn
ą
; i rozum ka
ż
e mi wierzy
ć
,
ż
e ta,
któr
ą
uwa
ż
am za bezpo
ś
rednio od sło
ń
ca pochodz
ą
c
ą
, bardzo jest do niego niepodobna.
Wszystko to dostatecznie wykazuje,
ż
e nie na pewnym s
ą
dzie, lecz tylko na
ś
lepym
pop
ę
dzie oparta była moja dotychczasowa wiara w istnienie pewnych rzeczy ró
ż
nych
ode mnie, które wywołuj
ą
we mnie swe idee czy te
ż
obrazy przy pomocy organów
zmysłowych albo w jakikolwiek inny sposób.
Nasuwa mi si
ę
jednak jeszcze inna droga zbadania, czy istniej
ą
poza mn
ą
jakie
ś
rzeczy
spo
ś
ród tych, których idee s
ą
we mnie. O ile bowiem owe idee s
ą
tylko pewn
ą
odmian
ą
ś
wiadomo
ś
ci, to nie widz
ę
,
ż
eby si
ę
w ogóle mi
ę
dzy sob
ą
ró
ż
niły i wszystkie zdaj
ą
si
ę
pochodzi
ć
w ten sam sposób ode mnie; lecz je
ż
eli jedna reprezentuje jedn
ą
rzecz, a inna
inn
ą
, wtedy oczywi
ś
cie ró
ż
nice mi
ę
dzy nimi b
ę
d
ą
bardzo wielkie. Bez w
ą
tpienia bowiem
te idee, które mi przedstawiaj
ą
substancj
ę
, s
ą
czym
ś
wi
ę
cej i zawieraj
ą
w sobie wi
ę
cej -
ż
e si
ę
tak wyra
żę
- obiektywnej rzeczywisto
ś
ci (realitatis obiectivae), ani
ż
eli te, które
przedstawiaj
ą
tylko sposoby (modi), czy te
ż
przypadło
ś
ci (accidentia); a znowu
ż
idea,
przez któr
ą
przedstawiam sobie jakiego
ś
Boga najwy
ż
szego, który jest wieczny,
niesko
ń
czony, wszystkowiedz
ą
cy, wszechmog
ą
cy i jest stworzycielem wszystkiego, co
jest poza nim, zawiera z pewno
ś
ci
ą
wi
ę
cej obiektywnej rzeczywisto
ś
ci ani
ż
eli te idee,
które przedstawiaj
ą
substancje sko
ń
czone.
Jest za
ś
rzecz
ą
oczywist
ą
dzi
ę
ki
ś
wiatłu przyrodzonemu,
ż
e przynajmniej tyle musi by
ć
rzeczywisto
ś
ci w całkowitej przyczynie sprawczej, ile w jej skutku, bo sk
ą
d - pytam -
mógłby skutek wzi
ąć
swoj
ą
rzeczywisto
ść
, jak nie z przyczyny? A jak
ż
eby przyczyna
mogła mu j
ą
da
ć
, gdyby jej sama nie posiadała? Z tego jednak wynika,
ż
e ani
ż
adna
rzecz nie mo
ż
e powsta
ć
z niczego, ani te
ż
rzecz doskonalsza, tzn. taka, która zawiera w
sobie wi
ę
cej rzeczywisto
ś
ci, me mo
ż
e powsta
ć
z mniej doskonałej; i to jest oczywist
ą
prawd
ą
nie tylko w odniesieniu do tych skutków, których rzeczywisto
ść
jest aktualna lub
formalna, ale tak
ż
e w odniesieniu do idei, w których wchodzi w gr
ę
tylko rzeczywisto
ść
obiektywna. To znaczy,
ż
e nie tylko nie mo
ż
e - na przykład - zacz
ąć
istnie
ć
teraz jaki
ś
kamie
ń
, którego przedtem nie było, o ile nie zostałby wytworzony przez jak
ąś
rzecz, która
by zawierała w sposób formalny (formaliter) albo eminentny (eminenter) wszystko to, co
przysługuje kamieniowi; nie mo
ż
e te
ż
ciepło przenikn
ąć
ż
adnego przedmiotu, który tego
ciepła przedtem nie posiadał, chyba
ż
e zostanie ono wprowadzone przez jak
ąś
rzecz o
tym samym co najmniej stopniu doskonało
ś
ci, co ciepło; i podobnie rzecz si
ę
ma z
wszystkim innym. Ale oprócz tego nie mo
ż
e istnie
ć
we mnie idea ciepła czy kamienia, o
ile by mi jej nie przekazała jaka
ś
przyczyna, która by zawierała przynajmniej tyle
rzeczywisto
ś
ci, ile my
ś
l
ę
,
ż
e jest w cieple czy kamieniu. Bo wprawdzie owa przyczyna nie
wnosi do mojej idei niczego ze swej rzeczywisto
ś
ci aktualnej Iub formalnej, to jednak nie
nale
ż
y tym samym s
ą
dzi
ć
,
ż
e przyczyna owa powinna by by
ć
mniej rzeczywist
ą
. Lecz
taka jest natura samej idei, i
ż
ż
adnej innej rzeczywisto
ś
ci formalnej od siebie nie
wymaga, jak tylko tej, któr
ą
czerpie z mojej
ś
wiadomo
ś
ci (cogitatio), jako pewn
ą
jej
odmian
ę
. To za
ś
,
ż
e owa idea zawiera t
ę
lub tamt
ą
rzeczywisto
ść
obiektywn
ą
raczej ni
ż
jak
ąś
inn
ą
, to musi oczywi
ś
cie pochodzi
ć
od jakiej
ś
przyczyny, w której jest przynajmniej
tyle rzeczywisto
ś
ci formalnej, iIe ma owa idea rzeczywisto
ś
ci obiektywnej. Je
ż
eli by
ś
my
bowiem zało
ż
yli,
ż
e w idei znajduje si
ę
co
ś
, czego nie ma w jej przyczynie, to
pochodziłoby to z niczego. A chocia
ż
wielce niedoskonały jest ten rodzaj istnienia, dzi
ę
ki
któremu rzecz jest w naszym umy
ś
le (intellectus) obiektywnie przez ide
ę
, to zaiste nie
jest on jednak niczym, a zatem nie mo
ż
e te
ż
powsta
ć
z niczego
Nie powinienem te
ż
przypuszcza
ć
,
ż
e skoro rzeczywisto
ść
, któr
ą
ogl
ą
dam w moich
ideach, jest tylko obiektywna, to nie potrzeba, by ta sama rzeczywisto
ść
była formalnie w
Strona 14 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
przyczynach owych idei, lecz
ż
e wystarczy, by była i w nich tak
ż
e w sposób obiektywny;
albowiem tak, jak ów obiektywny rodzaj istnienia przynale
ż
y do idei z ich natury, tak
formalny rodzaj istnienia przynale
ż
y do przyczyn idei, przynajmniej do pierwszych i
głównych, z ich natury. I chocia
ż
by mo
ż
e jedna idea mogła powsta
ć
z innej, to nie
mogłoby tak i
ść
w niesko
ń
czono
ść
, lecz w ko
ń
cu trzeba doj
ść
do jakiej
ś
pierwszej idei,
której przyczyna byłaby jak gdyby pierwowzorem zawieraj
ą
cym formalnie cał
ą
rzeczywisto
ść
, znajduj
ą
c
ą
si
ę
w idei tylko obiektywnie; i tak staje mi si
ę
dzi
ę
ki
ś
wiatłu
przyrodzonemu jasne,
ż
e idee s
ą
we mnie jak gdyby obrazami, które wprawdzie łatwo
mog
ą
nie dorównywa
ć
doskonało
ś
ci
ą
rzeczom, od których pochodz
ą
, ale nie mog
ą
zawiera
ć
niczego wi
ę
kszego lub doskonalszego.
Im dłu
ż
ej i dokładniej to wszystko badam, tym ja
ś
niej i i wyra
ź
niej poznaj
ę
,
ż
e to jest
prawdziwy stan rzeczy; lecz jaki
ż
z tego w ko
ń
cu wysnuj
ę
wniosek? Otó
ż
- je
ż
eli
rzeczywisto
ść
obiektywna którejkolwiek z moich idei jest tak wielka,
ż
e jest rzecz
ą
pewn
ą
, i
ż
nie mo
ż
e ona by
ć
we mnie ani formalnie ,ani eminentnie, a co za tym idzie,
ż
e
ja sam nie mog
ę
by
ć
przyczyn
ą
owej idei, - to z tego wynika niezbicie,
ż
e nie jestem sam
na
ś
wiecie, lecz
ż
e istnieje jeszcze jaka
ś
inna rzecz, która jest przyczyn
ą
owej idei. Je
ż
eli
si
ę
jednak
ż
adna taka idea we mnie nie znajdzie, to oczywi
ś
cie nie b
ę
d
ę
miał
ż
adnego
dowodu, który by mnie upewnił o istnieniu jakiej
ś
rzeczy ró
ż
nej ode mnie; wszystko
bowiem jak najdokładniej rozpatrzyłem i niczego innego dotychczas znale
źć
nie
zdołałem.
Po
ś
ród wszystkich jednak moich idei - oprócz tej, która mi przedstawia mnie samego i
która nie mo
ż
e tu sprawia
ć
ż
adnej trudno
ś
ci - jest druga, która przedstawia mi Boga,
inne przedstawiaj
ą
mi rzeczy cielesne i bezduszne, inne znów aniołów, inne zwierz
ę
ta, a
w ko
ń
cu takie, które mi przedstawiaj
ą
innych ludzi, do mnie podobnych. Łatwo te
ż
pojmuj
ę
,
ż
e je
ż
eli chodzi o idee, które przedstawiaj
ą
innych ludzi, b
ą
d
ź
zwierz
ę
ta, b
ą
d
ź
aniołów, to mo
ż
na je utworzy
ć
przez poł
ą
czenie posiadanych przeze mnie idei mnie
samego, rzeczy cielesnych i Boga, nawet gdyby nie było na
ś
wiecie oprócz mnie
ż
adnych ludzi, ani zwierz
ą
t, ani aniołów.
Co si
ę
za
ś
tyczy idei rzeczy cielesnych, to nic w nich nie pojawia si
ę
tak wielkiego,
ż
eby
nie mogły one pochodzi
ć
ode mnie samego. Je
ż
eli bowiem przyjrz
ę
si
ę
im dokładniej i
zbadam poszczególne idee w ten sam sposób, jak wczoraj zbadałem ide
ę
wosku, to
widz
ę
,
ż
e tylko bardzo niewiele jest rzeczy, które w nich ujmuj
ę
jasno i dokładnie, a
mianowicie wielko
ść
, tj. rozci
ą
gło
ść
pod wzgl
ę
dem długo
ś
ci, szeroko
ś
ci i gł
ę
boko
ś
ci;
kształt, który powstaje dzi
ę
ki ograniczeniu tej rozci
ą
gło
ś
ci, poło
ż
enie, jakie przyjmuj
ą
wzgl
ę
dem siebie ró
ż
ne przedmioty wyposa
ż
one w kształt, i ruch, czyli zmian
ę
owego
poło
ż
enia. Do tego mo
ż
na jeszcze doda
ć
substancj
ę
, trwanie i liczb
ę
. Wszystko za
ś
inne,
jak np.
ś
wiatło, barwy, d
ź
wi
ę
ki, zapachy, smaki, ciepło i zimno i inne jako
ś
ci podpadaj
ą
ce
pod zmysł dotyku, zjawiaj
ą
si
ę
w mojej
ś
wiadomo
ś
ci jedynie bardzo bezładnie i niejasno,
tak dalece,
ż
e nawet nie wiem, czy s
ą
prawdziwe, czy fałszywe, tzn. czy ich idee, które
posiadam s
ą
ideami jakich
ś
rzeczy czy nie-rzeczy. Wprawdzie bowiem - jak to niedawno
nadmieniłem - wła
ś
ciw
ą
czyli formaln
ą
fałszywo
ść
mo
ż
na napotka
ć
jedynie w s
ą
dach, to
jednak istnieje zaiste pewna fałszywo
ść
materialna w ideach, gdy przedstawiaj
ą
jako
rzecz co
ś
, co nie jest rzecz
ą
. Tak np. idee ciepła i zimna, które posiadam, s
ą
tak niejasne
i niewyra
ź
ne,
ż
e nie potrafi
ą
mnie pouczy
ć
, czy zimno jest tylko brakiem ciepła, czy
ciepło brakiem zimna, czy jedno i drugie jest jako
ś
ci
ą
realn
ą
, czy
ż
adne z nich. Poniewa
ż
jednak nie mog
ą
istnie
ć
ż
adne idee, które by nie były jak gdyby ideami jakiej
ś
rzeczy, i
przeto je
ż
eliby było prawd
ą
,
ż
e zimno nie jest niczym innym jak tylko brakiem ciepła, to
słusznie nazwaliby
ś
my fałszyw
ą
ide
ę
, która mi je przedstawia jako co
ś
realnego i
pozytywnego. Podobnie w pozostałych wypadkach. Nie trzeba wi
ę
c, abym takim ideom
wyznaczał jakiego
ś
innego sprawc
ę
, ró
ż
nego ode mnie. Je
ż
eli bowiem s
ą
fałszywe, tzn.
nie przedstawiaj
ą
ż
adnych rzeczy, to wiem dzi
ę
ki
ś
wiatłu przyrodzonemu,
ż
e pochodz
ą
z
niczego, tzn. s
ą
we mnie tylko wskutek pewnych braków i niedoskonało
ś
ci mojej natury.
Strona 15 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
Je
ż
eli jednak s
ą
prawdziwe, to nie wiem, dlaczego by nie mogły pochodzi
ć
ode mnie
samego, skoro tak mało mi przedstawiaj
ą
rzeczywisto
ś
ci,
ż
e nawet nie mog
ę
jej odró
ż
ni
ć
od nico
ś
ci (non re). Co si
ę
za
ś
tyczy tego, co jest jasne i wyra
ź
ne w ideach rzeczy
cielesnych, to - jak mi si
ę
zdaje - mogłem co
ś
zapo
ż
yczy
ć
z idei mnie samego, jak np.
substancja, trwanie, liczba i tym podobne. Gdy bowiem my
ś
l
ę
,
ż
e kamie
ń
jest substancj
ą
,
czyli rzecz
ą
, która sama dla siebie zdolna jest istnie
ć
, i ja te
ż
jestem substancj
ą
, to
chocia
ż
rozumiem,
ż
e ja jestem rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
a nie rozci
ą
gł
ą
, kamie
ń
za
ś
rzecz
ą
rozci
ą
gł
ą
a nie my
ś
l
ą
c
ą
i wskutek tego wielka jest ró
ż
nica mi
ę
dzy obu tymi poj
ę
ciami, to
jednak wydaj
ą
si
ę
zgadza
ć
w tym,
ż
e jedno i drugie jest substancj
ą
. Tak samo skoro
pojmuj
ę
(percipio),
ż
e ja teraz istniej
ę
i ju
ż
przedtem - jak sobie przypominam - jaki
ś
czas
istniałem, i
ż
e mam ró
ż
ne my
ś
li (cogitationes), których liczb
ę
znam, to dochodz
ę
do idei
trwania i liczby, które nast
ę
pnie mog
ę
przenie
ść
na dowolne inne rzeczy. Pozostałe za
ś
wła
ś
ciwo
ś
ci, z których składaj
ą
si
ę
idee rzeczy cielesnych, jak rozci
ą
gło
ść
, kształt,
poło
ż
enie i ruch nie znajduj
ą
si
ę
wprawdzie we mnie formalnie, jako
ż
e nie jestem niczym
innym jak rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
; ale poniewa
ż
s
ą
to tylko pewne modi substancji, a ja jestem
substancj
ą
, to mog
ą
- jak si
ę
zdaje - zawiera
ć
si
ę
we mnie eminentnie.
Pozostaje wi
ę
c jedynie idea Boga, nad któr
ą
nale
ż
y si
ę
zastanowi
ć
, czy nie ma w niej
czego
ś
takiego, co by nie mogło pochodzi
ć
ode mnie samego. Pod nazw
ą
Boga
rozumiem pewna substancj
ę
niesko
ń
czon
ą
, niezale
ż
n
ą
, o najwy
ż
szym rozumie i mocy,
która stworzyła mnie samego i wszystko inne, co istnieje, o ile istnieje. Otó
ż
te wszystkie
przymioty s
ą
tak wielkie,
ż
e im uwa
ż
niej si
ę
nad nimi zastanawiam, tym bardziej
niemo
ż
liwym mi si
ę
wydaje, by mogły pochodzi
ć
ode mnie samego. Musi si
ę
wi
ę
c na
podstawie t
ę
go, co przed chwil
ą
powiedziałem, doj
ść
do wniosku,
ż
e Bóg koniecznie
istnieje. Bo chocia
ż
idea substancji jest wprawdzie we mnie, dlatego wła
ś
nie,
ż
e ja sam
jestem substancj
ą
, nie byłaby to jednak idea substancji niesko
ń
czonej, jako
ż
e ja jestem
sko
ń
czony, chyba,
ż
eby pochodziła od jakiej
ś
substancji, która by naprawd
ę
była
niesko
ń
czona.
Nie powinienem te
ż
s
ą
dzi
ć
,
ż
e nie ujmuj
ę
(percipere) niesko
ń
czono
ś
ci przy pomocy
prawdziwej idei, lecz tylko przez zaprzeczenie sko
ń
czono
ś
ci, tak jak pojmuj
ę
spoczynek i
ciemno
ś
ci przez zaprzeczenie ruchu i
ś
wiatła; albowiem przeciwnie, rozumiem to
zupełnie jasno,
ż
e wi
ę
cej rzeczywisto
ś
ci jest w substancji niesko
ń
czonej ni
ż
w
sko
ń
czonej, i
ż
e zatem jest we mnie w jaki
ś
sposób na pierwszym miejscu pojecie
(perceptio) niesko
ń
czono
ś
ci przed poj
ę
ciem sko
ń
czono
ś
ci, czyli poj
ę
cie Boga przed
poj
ę
ciem mnie samego. Bo jak
ż
ebym mógł inaczej zrozumie
ć
,
ż
e mam w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e
czego
ś
pragn
ę
, tzn.
ż
e czego
ś
mi brak i
ż
e nie jestem zupełnie doskonały, je
ż
eliby nie
było we minie
ż
adnej idei istoty doskonalszej, której porównanie ze mn
ą
pozwoliłoby mi
pozna
ć
własne moje braki?
Nie mo
ż
na tak
ż
e powiedzie
ć
,
ż
e mo
ż
e ta idea Boga jest materialnie fałszywa, a tym
samym mo
ż
e powsta
ć
z niczego. Jak to przed chwil
ą
zauwa
ż
yłem o idei ciepła, zimna i
tym podobnych; przeciwnie, poniewa
ż
jest ona tak jasna i wyra
ź
na i wi
ę
cej ma w sobie
rzeczywisto
ś
ci obiektywnej ni
ż
ka
ż
da inna, to
ż
adna nie jest sama z siebie bardziej
prawdziwa ani w mniejszym stopniu podległa podejrzeniu o fałszywo
ść
. Jest - powiadam
- ta idea istoty najbardziej doskonałej i niesko
ń
czonej w najwy
ż
szym stopniu prawdziwa;
bo chocia
ż
mo
ż
e mo
ż
na by sobie pomy
ś
le
ć
,
ż
e taka istota nie istnieje, to nie mo
ż
na
sobie pomy
ś
le
ć
,
ż
e jej idea nie przedstawia mi niczego rzeczywistego, jak to przedtem
powiedziałem o idei zimna. A tak
ż
e jest w najwy
ż
szym stopniu jasna i wyra
ź
na, albowiem
wszystko to, co ujmuj
ę
(percipio) jasno i wyra
ź
nie jako rzeczywiste, prawdziwe i w
pewien sposób doskonałe, to w niej si
ę
zawiera. Co wcale nie przeszkadza,
ż
e mog
ę
nie
rozumie
ć
niesko
ń
czono
ś
ci, albo
ż
e s
ą
w Bogu niezliczone rzeczy, których w
ż
aden
sposób nie mog
ę
ani zrozumie
ć
, ani mo
ż
e nawet my
ś
l
ą
dotkn
ąć
; bo ju
ż
w naturze
niesko
ń
czono
ś
ci le
ż
y to,
ż
e ja - jako sko
ń
czony - nie pojmuj
ę
jej i wystarczy,
ż
ebym
wła
ś
nie to zrozumiał i s
ą
dził,
ż
e to wszystko, co ujmuj
ę
(percipio) jasno i wyra
ź
nie i co -
Strona 16 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
jak wiem - zawiera pewn
ą
doskonało
ść
, a tak
ż
e mo
ż
e jeszcze bardzo wiele innych
rzeczy, których nie znam, jest w Bogu formalnie albo eminentnie, to - jak mówi
ę
-
wystarczy, aby idea, któr
ą
mam o nim, była najprawdziwsz
ą
, najja
ś
niejsz
ą
i
najwyra
ź
niejsz
ą
ze wszystkich, jakie posiadam.
Ale mo
ż
e jestem czym
ś
wi
ę
cej, ni
ż
to sam my
ś
l
ę
, i wszystkie owe doskonało
ś
ci, które
przypisuj
ę
Bogu, znajduj
ą
si
ę
jako
ś
potencjalnie we mnie, chocia
ż
si
ę
jeszcze nie
ujawniły i nie zaktualizowały. Sam przecie
ż
do
ś
wiadczam,
ż
e moje poznanie stopniowo
wzrasta; i nie widz
ę
, co by mogło stan
ąć
na przeszkodzie, by tak wzrastało coraz bardziej
i bardziej a
ż
do niesko
ń
czono
ś
ci - i dlaczego bym nie mógł przy pomocy tak
wydoskonalonego poznania osi
ą
gn
ąć
wszystkich innych doskonało
ś
ci Boga - i dlaczego
ż
by w ko
ń
cu ta zdolno
ść
do osi
ą
gni
ę
cia owych doskonało
ś
ci, skoro ju
ż
jest we mnie, nie
wystarczała do wytwarzania owych idei?
A tymczasem to wszystko jest niemo
ż
liwe, bo po pierwsze, gdyby nawet było prawd
ą
,
ż
e
moje poznanie wzrasta stopniowo i
ż
e wiele rzeczy jest we mnie potencjalnie, które
jeszcze nie stały si
ę
aktualnymi, to nic z tego nie odnosi si
ę
do idei Boga, w której
przecie
ż
niczego w ogóle nie ma potencjalnie, i wła
ś
nie samo to stopniowe wzrastanie
jest najpewniejszym dowodem niedoskonało
ś
ci. Po drugie, chocia
ż
by moje poznanie
stale coraz bardziej i bardziej wzrastało, to niemniej rozumiem,
ż
e nie stałoby si
ę
przez to
aktualnie (actu) niesko
ń
czone, bo nigdy nie dojdzie do tego [stopnia doskonało
ś
ci], by
nie było zdolne do jeszcze wi
ę
kszego przyrostu. O Bogu za
ś
s
ą
dz
ę
,
ż
e jest aktualnie
niesko
ń
czony w takim stopniu,
ż
e do jego doskonało
ś
ci niczego ju
ż
doda
ć
nie mo
ż
na. A
w ko
ń
cu pojmuj
ę
(percipio),
ż
e obiektywne istnienie idei nie mo
ż
e pochodzi
ć
od czego
ś
istniej
ą
cego tylko potencjalnie, co wła
ś
ciwie mówi
ą
c jest niczym, lecz tylko od istnienia
aktualnego lub formalnego.
I zaiste niczego w tym wszystkim nie ma, co by nie było oczywiste dzi
ę
ki
ś
wiatłu
przyrodzonemu dla tych, którzy pilnie to rozwa
żą
. Ale gdy mniej uwa
ż
am i obrazy rzeczy
zmysłowych przy
ć
miewaj
ą
bystro
ść
mego umysłu, to nie tak łatwo sobie przypomn
ę
,
dlaczego idea istoty (ens) doskonalszej ode mnie musi koniecznie pochodzi
ć
od jakiej
ś
istoty naprawd
ę
doskonalszej. Mo
ż
na si
ę
dalej pyta
ć
, czy mógłbym istnie
ć
ja sam,
maj
ą
cy t
ę
ide
ę
, gdyby nie istniała
ż
adna taka istota.
Od kogó
ż
wi
ę
c pochodziłbym? Oczywi
ś
cie od siebie, albo od rodziców, albo od czego
ś
mniej doskonałego od Boga, bo przecie
ż
nie mo
ż
na sobie pomy
ś
le
ć
ani wymy
ś
li
ć
niczego doskonalszego ani nawet równie doskonałego, jak on. Gdybym jednak sam od
siebie pochodził, to nie miałbym ani w
ą
tpliwo
ś
ci, ani pragnie
ń
, ani w ogóle
ż
adnych
braków, bo wyposa
ż
yłbym si
ę
we wszystkie doskonało
ś
ci, których idee s
ą
we mnie i w
ten sposób sam byłbym Bogiem. I nie powinienem s
ą
dzi
ć
,
ż
e mo
ż
e trudniej byłoby mi
osi
ą
gn
ąć
to, czego mi brak, ni
ż
to, co ju
ż
jest we mnie, albowiem przeciwnie jest
oczywiste,
ż
e znacznie trudniej by było, bym ja, to jest rzecz, czyli substancja my
ś
l
ą
ca,
powstał z niczego, ani
ż
elibym osi
ą
gn
ą
ł poznanie wielu rzeczy nie znanych mi, b
ę
d
ą
cych
tylko przypadło
ś
ci
ą
(accidentia) owej substancji. A z pewno
ś
ci
ą
nie odmawiałbym sobie
tego, co mo
ż
na łatwiej osi
ą
gn
ąć
, gdybym tamto, które jest czym
ś
wi
ę
kszym, miał sam od
siebie. A tak
ż
e
ż
adnej z tych rzeczy, które pojmuj
ę
(percipio) jako zawarte w idei Boga,
skoro
ż
adna nie wydaje mi si
ę
trudniejsz
ą
do osi
ą
gni
ę
cia. Gdyby jednak która
ś
była taka,
to z pewno
ś
ci
ą
tak
ż
e by mi si
ę
wydawała trudniejsz
ą
- gdybym inne rzeczy, które
posiadam, miał od siebie - poniewa
ż
tu do
ś
wiadczałbym,
ż
e moc moja jest ograniczona.
Nie unikn
ę
tez siły przekonywuj
ą
cej tych argumentów, gdy przyjm
ę
,
ż
e mo
ż
e zawsze
istniałem taki, jaki teraz jestem, jak gdyby z tego miało wynikn
ąć
,
ż
e nie nale
ż
y szuka
ć
ju
ż
ż
adnego sprawcy mojego istnienia. Poniewa
ż
bowiem cały okres
ż
ycia mo
ż
na
podzieli
ć
na niezliczone cz
ęś
ci, które jedne od drugich w
ż
aden sposób nie s
ą
zale
ż
ne,
wi
ę
c z tego,
ż
e przed chwil
ą
istniałem nie wynika,
ż
e musz
ę
teraz istnie
ć
, chyba
ż
e jaka
ś
Strona 17 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
przyczyna mnie na t
ę
chwil
ę
jak gdyby na nowo stworzy, to jest mnie zachowa. Albowiem
jasne jest dla tych, co badaj
ą
natur
ę
czasu,
ż
e takiej samej siły i czynno
ś
ci potrzeba, by
jak
ąś
rzecz zachowa
ć
w poszczególnych momentach, w których trwa, jakiej by potrzeba,
aby j
ą
na nowo stworzy
ć
, gdyby dotychczas nie istniała; tak,
ż
e to, i
ż
zachowanie ró
ż
ni
si
ę
od stworzenia tylko poj
ę
ciowo, nale
ż
y te
ż
do tego, co jest oczywiste dzi
ę
ki
ś
wiatłu
przyrodzonemu (lumen naturale).
Musz
ę
si
ę
wi
ę
c sam siebie zapyta
ć
, czy posiadam jak
ąś
moc, przez któr
ą
mógłbym
sprawi
ć
, abym ja, ten który teraz jestem, mógł istnie
ć
tak
ż
e za chwil
ę
. Bo skoro nie
jestem niczym innym jak tylko rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
, a przynajmniej mówi
ę
teraz dokładnie o
tej tylko cz
ęś
ci mojego ja, która jest rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
, to bez w
ą
tpienia byłbym
ś
wiadomy
tej mocy, gdyby ona była we mnie. A tymczasem nie znajduj
ę
niczego takiego [w sobie], i
st
ą
d najoczywi
ś
ciej poznaj
ę
,
ż
e jestem zale
ż
ny od jakiej
ś
istoty ró
ż
nej ode mnie.
Mo
ż
e jednak istota owa nie jest Bogiem i ja pochodz
ę
od rodziców albo od jakich
ś
innych
przyczyn mniej doskonałych ni
ż
Bóg? Tymczasem, jak ju
ż
przedtem powiedziałem jest
rzecz
ą
oczywist
ą
,
ż
e przynajmniej tyle rzeczywisto
ś
ci musi by
ć
w przyczynie, ile jej jest w
skutku. A poniewa
ż
jestem rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
i posiadam jak
ąś
ide
ę
Boga, to nale
ż
y
przyzna
ć
,
ż
e cokolwiek by si
ę
w ko
ń
cu przyj
ę
ło za przyczyn
ę
mego istnienia, jest ona
tak
ż
e rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
i posiada ide
ę
tych wszystkich doskonało
ś
ci, które przypisuj
ę
Bogu. I znów o ni
ą
mo
ż
na by pyta
ć
, czy pochodzi od siebie samej, czy od jakiej
ś
innej
przyczyny; bo je
ż
eli od siebie samej, to wynika z tego, co powiedziałem,
ż
e ona sama
jest Bogiem. Bez w
ą
tpienia bowiem, je
ż
eli jest w niej moc istnienia samej przez si
ę
, to
jest w niej te
ż
moc posiadania aktualnie tych wszystkich doskonało
ś
ci, których ide
ę
ma w
sobie, tzn. wszystkich, które - wedle mego pojmowania - s
ą
w Bogu. Je
ż
eli za
ś
pochodzi
od innej przyczyny, to znów w ten sam sposób mo
ż
na pyta
ć
o t
ę
drug
ą
, czy istnieje sama
z siebie czy z innej przyczyny, dopóki nie dojdzie si
ę
w ko
ń
cu do ostatniej przyczyny,
któr
ą
b
ę
dzie Bóg. Jest bowiem dostatecznie widoczne,
ż
e nie mo
ż
na w ten sposób
post
ę
powa
ć
w niesko
ń
czono
ść
, zwłaszcza
ż
e nie chodzi tu tylko o przyczyn
ę
, która mnie
niegdy
ś
stworzyła, lecz przede wszystkim tak
ż
e o t
ę
, która mnie obecnie zachowuje.
Nie mo
ż
na te
ż
wyobrazi
ć
sobie,
ż
e mo
ż
e wi
ę
cej przyczyn cz
ęś
ciowych zło
ż
yło si
ę
na
moje powstanie i od jednej otrzymałem ide
ę
jednej z doskonało
ś
ci, które przypisuj
ę
Bogu, od drugiej ide
ę
innej doskonało
ś
ci, tak
ż
e wprawdzie wszystkie owe doskonało
ś
ci
gdzie
ś
w wszech
ś
wiecie si
ę
znajduj
ą
, ale nie wszystkie razem zł
ą
czone w jakiej
ś
jedno
ś
ci, która by była Bogiem. Jest bowiem przeciwnie; jedno
ść
, prostota, czyli
nierozł
ą
czno
ść
" wszystkiego, co jest w Bogu, jest wła
ś
nie jedn
ą
z zasadniczych
doskonało
ś
ci, które s
ą
w nim według mego poj
ę
cia. I z pewno
ś
ci
ą
nie mogła powsta
ć
we
mnie ide tej jedno
ś
ci wszystkich doskonało
ś
ci z
ż
adnej takiej przyczyny, od której bym
nie otrzymał tak
ż
e idei innych doskonało
ś
ci. Nie mogła bowiem sprawi
ć
, abym rozumiał,
ż
e idee owe s
ą
razem poł
ą
czone i nierozdzielne, gdyby równocze
ś
nie nie sprawiła, bym
poznał, jakie one s
ą
.
Co si
ę
za
ś
w ko
ń
cu tyczy rodziców, to cho
ć
wszystko mo
ż
e by
ć
prawd
ą
, co kiedykolwiek
o nich s
ą
dziłem, jednak bynajmniej oni mnie nie zachowuj
ą
, a tak
ż
e w
ż
aden sposób
mnie nie stworzyli jako rzeczy my
ś
l
ą
cej, lecz tylko wło
ż
yli pewne dyspozycje w t
ę
materi
ę
, w której jak s
ą
dziłem tkwi
ę
ja, czyli mój duch (mens), bo jego tylko uwa
ż
am
teraz za siebie. A dalej nie mo
ż
e tu ju
ż
powsta
ć
ż
adna trudno
ść
, lecz w ogóle trzeba
doj
ść
do wniosku,
ż
e ju
ż
to samo, i
ż
ja istniej
ę
i posiadam ide
ę
istoty najdoskonalszej, to
jest Boga, dowodzi jak najoczywi
ś
ciej,
ż
e Bóg tak
ż
e istnieje.
Pozostaje mi jeszcze tylko zbada
ć
, w jaki sposób otrzymałem ow
ą
ide
ę
od Boga. Bo nie
otrzymałem jej ani przy pomocy zmysłów, ani te
ż
nigdy nie przyszła do mnie
niespodzianie, jak zazwyczaj idee rzeczy zmysłowych, kiedy si
ę
te rzeczy narzucaj
ą
,
wzgl
ę
dnie wydaj
ą
narzuca
ć
zewn
ę
trznym organom zmysłów. Nie mogłem jej tak
ż
e sobie
Strona 18 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
wytworzy
ć
, bo nie mog
ę
niczego zgoła z niej uj
ąć
ani niczego do niej doda
ć
. Wobec tego
nie pozostaje nic innego, jak przyj
ąć
,
ż
e jest mi wrodzona, tak samo, jak mi jest
wrodzona idea minie samego. I naprawd
ę
nie ma w tym nic dziwnego,
ż
e Bóg stwarzaj
ą
c
mnie, zaszczepił we mnie t
ę
ide
ę
, by była jak gdyby znakiem, którym artysta naznaczył
swoje dzieło. Nie trzeba te
ż
wcale, by ten znak był czym
ś
ró
ż
nym od samego dzieła, lecz
na podstawie tego tylko,
ż
e Bóg mnie stworzył, jest bardzo wiarogodne,
ż
e mnie stworzył
w pewien sposób na obraz i podobie
ń
stwo swoje i
ż
e to podobie
ń
stwo, które zawiera
ide
ę
Boga, pojmuj
ę
(percipere) przy pomocy tej samej zdolno
ś
ci, przez któr
ą
pojmuj
ę
(percipio) siebie samego. To znaczy,
ż
e gdy skieruj
ę
uwag
ę
na siebie samego, to nie
tylko pojmuj
ę
,
ż
e jestem rzecz
ą
niekompletn
ą
i zale
ż
n
ą
od kogo
ś
innego, rzecz
ą
, która
d
ąż
y wiecznie do czego
ś
wi
ę
kszego i lepszego, lecz pojmuj
ę
tak
ż
e równocze
ś
nie,
ż
e ten,
od którego jestem zale
ż
ny, posiada te wszystkie rzeczy wi
ę
ksze nie w jaki
ś
sposób
nieokre
ś
lony i potencjalny tylko, lecz rzeczywi
ś
cie ma je w sobie w stopniu
nieograniczonym, a przeto jest Bogiem.
Cała siła tego dowodu polega na tym,
ż
e uznaj
ę
, i
ż
nie byłoby mo
ż
liwe,
ż
ebym istniał taki
jaki jestem, a mianowicie taki, który ma w sobie ide
ę
Boga, gdyby nie istniał naprawd
ę
Bóg. Ten sam Bóg - powiadam - którego idea jest we mnie, tzn. posiadaj
ą
cy te wszystkie
doskonało
ś
ci, których wprawdzie nie mog
ę
poj
ąć
, lecz zaledwie tylko w jaka
ś
sposób
zbli
ż
y
ć
si
ę
do nich my
ś
l
ą
- i który nie podlega
ż
adnym brakom. Z tego jasno wynika,
ż
e
nie mo
ż
e on by
ć
zwodzicielem, bo oczywiste jest dzi
ę
ki
ś
wiatłu przyrodzonemu,
ż
e
wszelkie oszustwo i wszelkie zwodzenie m
ą
ź
ródło w jakimi
ś
braku.
Zanim jednak zbadam to dokładniej i zarazem przejd
ę
do rozwa
ż
ania innych prawd,
które st
ą
d mo
ż
na wysnu
ć
, chciałbym zatrzyma
ć
si
ę
jaki
ś
czas na kontemplacji Boga,
rozwa
ż
y
ć
jego przymioty i ogl
ą
da
ć
, podziwia
ć
i uwielbia
ć
pi
ę
kno tego niezmierzonego
ś
wiatła, tyle ile potrafi znie
ść
wzrok mojego przy
ć
mionego umysłu. Tak bowiem, jak nas
uczy wiara,
ż
e na samym jedynie ogl
ą
daniu boskiego majestatu polega najwy
ż
sza
szcz
ęś
liwo
ść
przyszłego
ż
ycia, tak te
ż
do
ś
wiadczamy,
ż
e to ogl
ą
danie, chocia
ż
o wiele
mniej doskonałe, mo
ż
e nam da
ć
najwy
ż
sz
ą
rozkosz, do jakiej w tym
ż
yciu jeste
ś
my
zdolni.
MEDYTACJA IV
O prawdzie i fałszu
W tych ostatnich dniach tak przywykłem do odwracania mego umysłu od zmysłów i tak
dokładnie spostrzegłem,
ż
e bardzo niewiele pojmuje si
ę
prawdziwie z tego, co dotyczy
rzeczy cielesnych, o wiele wi
ę
cej poznaje si
ę
prawd o umy
ś
le ludzkim, a jeszcze wi
ę
cej o
Bogu, -
ż
e teraz bez najmniejszych trudno
ś
ci odwróc
ę
my
ś
l moj
ą
od rzeczy
wyobra
ż
alnych ku rzeczom daj
ą
cym si
ę
uj
ąć
tylko rozumem i oddzielonym od wszelkiej
materii. I rzeczywi
ś
cie idea umysłu ludzkiego, któr
ą
posiadam - jako idea rzeczy
my
ś
l
ą
cej, nie rozci
ą
głej na długo
ść
, szeroko
ść
i gł
ę
boko
ść
i nie maj
ą
cej niczego z
przymiotów ciała, jest o wiele bardziej wyra
ź
na ni
ż
idea jakiejkolwiek rzeczy cielesnej. A
kiedy bior
ę
pod uwag
ę
,
ż
e mam w
ą
tpliwo
ś
ci, czyli
ż
e jestem rzecz
ą
niedoskonał
ą
(incompletam) i zale
ż
n
ą
, narzuca mi si
ę
wtedy bardzo jasna i wyra
ź
na idea istoty
niezale
ż
nej i doskonałej tj. Boga; i na tej jednej podstawie,
ż
e taka idea jest we mnie, czy
te
ż
,
ż
e ja - maj
ą
cy tak
ą
ide
ę
- istniej
ę
, dochodz
ę
do tak oczywistego wniosku, i
ż
Bóg
tak
ż
e istnieje i
ż
e od niego zale
ż
y w ka
ż
dym poszczególnym momencie całe moje
istnienie, i
ż
wierz
ę
,
ż
e umysł ludzki niczego nie mo
ż
e pozna
ć
z wi
ę
ksz
ą
oczywisto
ś
ci
ą
i
pewno
ś
ci
ą
. I ju
ż
wydaje mi si
ę
,
ż
e widz
ę
jak
ąś
drog
ę
, która doprowadzi od tego
rozwa
ż
ania prawdziwego Boga, w którym s
ą
ukryte wszystkie skarby wiedzy i m
ą
dro
ś
ci,
do poznania wszystkich innych rzeczy.
Przede wszystkim bowiem poznaj
ę
,
ż
e jest niemo
ż
liwo
ś
ci
ą
, by Bóg mnie kiedykolwiek
zwiódł, bo w ka
ż
dym zwodzeniu czy podej
ś
ciu jest co
ś
niedoskonałego; i cho
ć
by si
ę
Strona 19 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
wydawało,
ż
e móc zwodzi
ć
jest oznak
ą
bystro
ś
ci czy mocy, to chcie
ć
zwodzi
ć
dowodzi
niew
ą
tpliwie zło
ś
liwo
ś
ci albo słabo
ś
ci i co za tym idzie nie mo
ż
e dotyczy
ć
Boga.
Nast
ę
pnie do
ś
wiadczam,
ż
e jest we mnie pewna zdolno
ść
wydawania s
ą
du, któr
ą
z
pewno
ś
ci
ą
otrzymałem od Boga, tak jak i wszystko inne, co jest we mnie, a
ż
e on nie
chce mnie oszukiwa
ć
, to na pewno ta zdolno
ść
, któr
ą
mi dał nie jest tego rodzaju, bym
mógł bł
ą
dzi
ć
, posługuj
ą
c si
ę
m
ą
w sposób wła
ś
ciwy.
Nie budziłoby to te
ż
ż
adnych w
ą
tpliwo
ś
ci, gdyby si
ę
nie wydawało,
ż
e st
ą
d wynika, i
ż
nie
mógłbym nigdy bł
ą
dzi
ć
. Bo skoro wszystko, co jest we mnie, mam od Boga, a on nie
dałby mi
ż
adnej mo
ż
liwo
ś
ci bł
ą
dzenia, to - jak si
ę
zdaje - nie mógłbym nigdy zbł
ą
dzi
ć
.
Tote
ż
dopóki my
ś
l
ę
tylko o Bogu i cały si
ę
ku niemu zwracam, nie znajduj
ę
ż
adnej
przyczyny bł
ę
du ani fałszywo
ś
ci. Lecz potem, wracaj
ą
c do siebie do
ś
wiadczam tego,
ż
e
przecie
ż
podlegam niezliczonym bł
ę
dom, i szukaj
ą
c ich przyczyny spostrzegam,
ż
e
narzuca mi si
ę
nie tylko realna i pozytywna idea Boga, czyli istoty najdoskonalszej, lecz
tak
ż
e - je
ś
li tak mo
ż
na powiedzie
ć
- jaka
ś
negatywna idea niczego, czyli tego, co jest
najbardziej oddalone od wszelkiej doskonało
ś
ci.
ś
e wi
ę
c jestem jakby czym
ś
po
ś
rednim
miedzy Bogiem a niczym, czyli tak umieszczony mi
ę
dzy najwy
ż
szym bytem a niebytem,
ż
e o ile chodzi o pochodzenie od najwy
ż
szego bytu, to nie ma we mnie wprawdzie
niczego, co by mnie mogło prowadzi
ć
do fałszu czy bł
ę
du, lecz o ile tak
ż
e w jaki
ś
sposób
mam udział w niczym, czyli w niebycie, tzn. o ile sam nie jestem najwy
ż
szym bytem i
bardzo wielu rzeczy mi brak, to nie jest niczym dziwnym,
ż
e podlegam bł
ę
dom. Tak wi
ę
c
poznaj
ę
z cał
ą
pewno
ś
ci
ą
,
ż
e bł
ą
d sam w sobie nie jest niczym realnym i zale
ż
nym od
Boga, lecz jest tylko pewnym brakiem;
ż
e wi
ę
c do tego, abym bł
ą
dził nie potrzeba mi
jakiej
ś
zdolno
ś
ci danej mi w tym wła
ś
nie celu od Boga, lecz to, i
ż
mi si
ę
zdarza bł
ą
dzi
ć
pochodzi st
ą
d,
ż
e zdolno
ść
wydawania prawdziwego s
ą
du dana mi przez Niego nie jest
we mnie niesko
ń
czona.
A jednak to mnie jeszcze nie zupełnie zadowala, poniewa
ż
bł
ą
d nie jest czyst
ą
negacj
ą
,
lecz pozbawieniem czy te
ż
brakiem pewnego poznania, które by powinno jako
ś
we mnie
si
ę
znajdowa
ć
. A rozpatruj
ą
c uwa
ż
nie natur
ę
Boga, nie wydaje si
ę
mo
ż
liwym, by
obdarzył mnie jaka
ś
zdolno
ś
ci
ą
, która by nie była w swoim rodzaju doskonał
ą
, czyli
pozbawion
ą
jakiej
ś
doskonało
ś
ci, któr
ą
powinna mie
ć
. Bo je
ż
eli jest prawd
ą
,
ż
e im
wi
ę
kszy artysta, tym doskonalsze dzieła od niego pochodz
ą
, to có
ż
by mogło by
ć
stworzone przez owego najwy
ż
szego twórc
ę
wszystkich rzeczy, co by nie było pod
ka
ż
dym wzgl
ę
dem doskonałe? Bez w
ą
tpienia Bóg mógł mnie stworzy
ć
takim,
ż
ebym si
ę
nigdy nie mylił; a tak
ż
e nie ma w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e zawsze chce tego, co najlepsze. Czy wi
ę
c
lepszym jest to,
ż
ebym si
ę
mylił, czy te
ż
,
ż
ebym si
ę
nie mylił?
Gdy rozwa
ż
am to uwa
ż
niej, to najpierw nasuwa mi si
ę
my
ś
l,
ż
e nie powinienem si
ę
dziwi
ć
, je
ż
eliby Bóg czynił co
ś
, czego racji nie mógłbym zrozumie
ć
; i
ż
e nie powinienem
w
ą
tpi
ć
o jego istnieniu z tego powodu,
ż
e mo
ż
e do
ś
wiadczenie poucza mnie o czym
innym, co do czego nie pojmuj
ę
, dlaczego i w jaki sposób to uczynił. Skoro ju
ż
mianowicie wiem,
ż
e moja natura jest bardzo słaba i ograniczona, Boga za
ś
natura
niezmierzona, niezgł
ę
biona i niesko
ń
czona, to wiem te
ż
na tej podstawie dokładnie,
ż
e w
jego mocy jest niesko
ń
czona ilo
ść
rzeczy, których przyczyn nie znam. I ju
ż
na podstawie
tej jednej racji dochodz
ę
do przekonania,
ż
e cały ten rodzaj przyczyn, który si
ę
zwykle
wyprowadza z celu nie ma
ż
adnego zastosowania w odniesieniu do przyrody (rebus
physicis). Albowiem nie s
ą
dz
ę
, bym mógł
ś
ledzi
ć
cele Boga, nie popełniaj
ą
c przez to
zuchwalstwa.
Nasuwa mi si
ę
tak
ż
e my
ś
l,
ż
e nie nale
ż
y rozpatrywa
ć
ka
ż
dego poszczególnego
stworzenia z osobna, ilekro
ć
badamy, czy dzieła Boga s
ą
doskonałe, lecz cały
wszech
ś
wiat; bo to, co wydawałoby si
ę
mo
ż
e nie bez słuszno
ś
ci bardzo niedoskonałym,
gdyby istniało samo w
ś
wiecie, to jest bardzo doskonałe, je
ż
eli posiada w wszech
ś
wiecie
Strona 20 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
rol
ę
cz
ęś
ci. I chocia
ż
od czasu, gdy postanowiłem w
ą
tpi
ć
o wszystkim, z cał
ą
pewno
ś
ci
ą
poznałem tylko to,
ż
e ja istniej
ę
i
ż
e Bóg istnieje, to jednak stwierdziwszy niezmierzon
ą
moc Boga nie mog
ę
zaprzeczy
ć
,
ż
e wiele innych rzeczy przez niego zostało
stworzonych, albo przynajmniej mogło zosta
ć
stworzonych, tak
ż
e ja w wszech
ś
wiecie
odgrywam rol
ę
tylko cz
ęś
ci.
Przechodz
ą
c nast
ę
pnie do bli
ż
szego przyjrzenia si
ę
sobie i badaj
ą
c, jakie to s
ą
moje
własne bł
ę
dy (które ju
ż
same dowodz
ą
pewnej niedoskonało
ś
ci mojej) - znajduj
ę
,
ż
e
zale
żą
one od współdziałania dwóch przyczyn, a to od mojej zdolno
ś
ci poznawania i
zdolno
ś
ci wybierania (a facultate eligendi) czy te
ż
wolno
ś
ci decyzji (ab arbitrii libertate),
tzn. od rozumu i zarazem od woli. Przy pomocy bowiem samego rozumu ujmuj
ę
tylko te
idee, o których mog
ę
wyda
ć
s
ą
d i tak te
ż
w rozumie tak wła
ś
nie poj
ę
tym nie mo
ż
e si
ę
znale
źć
ż
aden bł
ą
d w wła
ś
ciwym tego słowa znaczeniu. I cho
ć
mo
ż
e istnieje niezliczona
ilo
ść
rzeczy, których idei
ż
adnych nie posiadam, to jednak nie mo
ż
na wła
ś
ciwie
powiedzie
ć
,
ż
e zostałem ich pozbawiony, lecz tylko negatywnie,
ż
e ich nie mam. Nie
mog
ę
mianowicie przytoczy
ć
ż
adnej racji, by udowodni
ć
,
ż
e Bóg powinien mi był da
ć
wi
ę
ksz
ą
zdolno
ść
poznania ni
ż
mi dał. I chocia
ż
go uwa
ż
am za nie wiem jak biegłego
artyst
ę
, to jednak przeto nie s
ą
dz
ę
, i
ż
musiał koniecznie obdarzy
ć
ka
ż
de poszczególne
swoje dzieło wszystkimi tymi doskonało
ś
ciami, które mógł da
ć
tylko niektórym.
Nie mog
ę
si
ę
te
ż
uskar
ż
a
ć
,
ż
e otrzymałem od Boga wol
ę
, czyli wolno
ść
decyzji o
niedostatecznym zasi
ę
gu i doskonało
ś
ci, bo wiem z do
ś
wiadczenia,
ż
e nie posiada ona
ż
adnych granic. I wydaje mi si
ę
rzecz
ą
ze wszech miar godn
ą
uwagi,
ż
e wszystko inne,
co jest we mnie, nie jest ani tak wielkie, ani tak doskonałe, bym nie mógł pomy
ś
le
ć
,
ż
e
mogłoby by
ć
jeszcze wi
ę
ksze czy doskonalsze. Bo gdy na przykład rozwa
ż
am zdolno
ść
pojmowania, natychmiast stwierdzam,
ż
e posiadam j
ą
w bardzo małym i ograniczonym
stopniu, i równocze
ś
nie stwarzam sobie ide
ę
jakiej
ś
innej zdolno
ś
ci znacznie wi
ę
kszej, a
nawet najwi
ę
kszej i niesko
ń
czonej. I na tej wła
ś
nie podstawie,
ż
e mog
ę
sobie urobi
ć
jej
ide
ę
, pojmuj
ę
(percipio),
ż
e nale
ż
y ona do natury Boga. W ten sam sposób rozwa
ż
aj
ą
c
pami
ęć
czy wyobra
ź
ni
ę
, czy jak
ą
kolwiek inn
ą
zdolno
ść
, nie znajduj
ę
ż
adnej, która by we
mnie nie była słaba i ograniczona, w Bogu za
ś
niesko
ń
czona. Jedynie tylko wol
ę
, czyli
wolno
ść
decyzji stwierdzam u siebie w tak wielkim stopniu,
ż
e nie znajduj
ę
idei niczego
wi
ę
kszego od niej; tak
ż
e ona jest przede wszystkim t
ą
racj
ą
, dzi
ę
ki. ktorej poznaj
ę
, i
ż
jestem w pewnej mierze na obraz i podobie
ń
stwo Boga stworzony. Chocia
ż
bowiem jest
ona w Bogu bez porównania wi
ę
ksza ni
ż
we mnie i to zarówno pod wzgl
ę
dem poznania i
mocy, które s
ą
z ni
ą
zł
ą
czone i czyni
ą
j
ą
sam
ą
silniejsz
ą
i skuteczniejsz
ą
- jak te
ż
pod
wzgl
ę
dem przedmiotu, poniewa
ż
obejmuje wi
ę
cej rzeczy -, to jednak nie wydaje si
ę
wi
ę
ksz
ą
, je
ż
eli j
ą
rozpatrywa
ć
sam
ą
w sobie w sposób formalny i dokładny. Polega ona
bowiem tylko, na tym,
ż
e mo
ż
emy to samo uczyni
ć
albo nie uczyni
ć
(tzn. potwierdza
ć
lub
zaprzeczy
ć
, pój
ść
za czym
ś
albo unika
ć
tego), a raczej na tym tylko,
ż
e potwierdzaj
ą
c lub
zaprzeczaj
ą
c temu, co nam rozum przedkłada, wzgl
ę
dnie id
ą
c za tym lub unikaj
ą
c lego,
w ten sposób si
ę
odnosimy,
ż
e czujemy przy tym, i
ż
ż
adna siła zewn
ę
trzna nas do tego
nie zmusza. Nie trzeba bowiem na to, bym był wolnym,
ż
ebym mógł si
ę
przechyli
ć
ku
jednej lub drugiej stronie; lecz przeciwnie, im bardziej przechyl
ę
si
ę
ku jednej, czy to
dlatego,
ż
e tu widz
ę
jasno racje dobra i prawdy, czy te
ż
ż
e Bóg tak kieruje najgł
ę
bsz
ą
tre
ś
ci
ą
mojej my
ś
li, tym bardziej wolny jest mój wybór. Z pewno
ś
ci
ą
te
ż
ani łaska Boska,
ani poznanie przyrodzone, nigdy nie umniejsza wolno
ś
ci, lecz przeciwnie raczej
pomna
ż
a i wzmacnia. To niezdecydowanie za
ś
, którego do
ś
wiadczam, gdy
ż
adna racja
nie skłania mnie ku tej raczej stronie ni
ż
ku drugiej, jest najni
ż
szym stopniem wolno
ś
ci i
dowodzi tylko jakiego
ś
braku, czy te
ż
negacji w poznaniu, a nie
ż
adnej doskonało
ś
ci. Bo
gdybym zawsze jasno widział, co jest prawdziwe i dobre, to nigdy bym si
ę
nie namy
ś
lał
nad tym, jaki ma by
ć
mój s
ą
d czy wybór i tak byłbym wprawdzie zupełnie wolny, ale nigdy
nie mógłbym by
ć
niezdecydowany.
Strona 21 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
Na podstawie tego [wszystkiego] pojmuj
ę
(percipio), ze zdolno
ść
chcenia, któr
ą
mam od
Boga, rozwa
ż
ana sama w sobie, te
ż
nie jest przyczyn
ą
moich bł
ę
dów; jest bowiem w
najwy
ż
szym stopniu rozległa i w swoim rodzaju doskonała. Ale nie jest ni
ą
te
ż
zdolno
ść
pojmowania, albowiem wszystko cokolwiek pojmuj
ę
, pojmuj
ę
bez w
ą
tpienia trafnie, skoro
to -
ż
e pojmuj
ę
- mam dane od Boga i tu nie mo
ż
e si
ę
zdarzy
ć
, bym bł
ą
dził. Sk
ą
d
ż
e wi
ę
c
bior
ą
si
ę
moje bł
ę
dy? Otó
ż
tylko st
ą
d,
ż
e woli, maj
ą
cej szerszy zasi
ę
g ni
ż
rozum, nie
utrzymuj
ę
w tych samych granicach, lecz rozci
ą
gam j
ą
tak
ż
e na te sprawy, których nie
pojmuj
ę
. A b
ę
d
ą
c co do nich niezdecydowana łatwo zbacza z drogi prawdy i dobra; i w
taki to sposób powstaj
ą
moje bł
ę
dy i grzechy.
Gdy na przykład rozwa
ż
ałem w tych dniach, czy co
ś
kolwiek istnieje na
ś
wiecie i
spostrzegłem,
ż
e z samego wła
ś
nie tego rozwa
ż
ania oczywi
ś
cie wynika,
ż
e ja istniej
ę
,
nie mogłem si
ę
powstrzyma
ć
od wydania s
ą
du,
ż
e to, co tak jasno pojmowałem, jest
prawd
ą
; nie dlatego,
ż
eby mnie do tego zmusiła jaka
ś
siła zewn
ę
trzna, lecz dlatego,
ż
e
wielka jasno
ść
pojmowania wywołała wielk
ą
skłonno
ść
mojej woli i tym bardziej
dobrowolnie i swobodnie w to uwierzyłem, im mniej byłem w stosunku do tego
niezdecydowany. Teraz za
ś
nie tylko wiem,
ż
e istniej
ę
, o ile jestem jak
ąś
rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
,
ale ponadto narzuca mi si
ę
tak
ż
e pewna idea natury cielesnej i zdarza si
ę
,
ż
e mam
w
ą
tpliwo
ś
ci, czy natura my
ś
l
ą
ca, która jest we mnie, czy raczej, która jest mn
ą
samym,
jest inn
ą
od natury cielesnej, czy mo
ż
e obie s
ą
tym samym. Zakładam,
ż
e nie nasuwa mi
si
ę
dot
ą
d jeszcze
ż
adna racja, która by mnie przekonała o jednym raczej ni
ż
o drugim; z
pewno
ś
ci
ą
tylko dlatego jestem niezdecydowany, czy mam któr
ąś
z tych ewentualno
ś
ci
potwierdzi
ć
albo zaprzeczy
ć
, czy te
ż
w ogóle nie wydawa
ć
o tym
ż
adnego s
ą
du.
Ponadto to niezdecydowanie obejmuje nie tylko to, czego rozum wcale nie poznaje, lecz
w ogóle wszystko to, co rozum nie dosy
ć
wyra
ź
nie poznaje wtedy wła
ś
nie, kiedy wola to
rozwa
ż
a. Jakkolwiek bowiem prawdopodobne domysły skłaniaj
ą
mnie ku jednej stronie,
to ju
ż
samo poznanie,
ż
e to s
ą
tylko domysły, a nie pewne i nie budz
ą
ce w
ą
tpliwo
ś
ci
racje, wystarczy, by zgod
ę
moj
ą
skierowa
ć
ku stronie przeciwnej. O tym dostatecznie
przekonałem si
ę
w tych dniach, kiedy to przyj
ą
łem za zupełnie fałszywe wszystko to, co
przedtem uwa
ż
ałem za najbardziej prawdziwe i to z tego jedynego tylko powodu, i
ż
zauwa
ż
yłem,
ż
e mo
ż
na o tym w pewien sposób w
ą
tpi
ć
.
Skoro wi
ę
c powstrzymuj
ę
si
ę
od wydania s
ą
du, gdy nie ujmuj
ę
(percipio) dosy
ć
jasno i
wyra
ź
nie, co jest prawd
ą
, jest rzecz
ą
jasn
ą
,
ż
e post
ę
puj
ę
słusznie i nie bł
ą
dz
ę
; lecz gdy
twierdze lub przecz
ę
, wtedy nie u
ż
ywam w sposób nale
ż
yty wolno
ś
ci decyzji. Je
ż
eli
zwróc
ę
si
ę
w stron
ę
tego, co jest fałszywe, to oczywi
ś
cie bł
ą
dz
ę
; je
ż
eli za
ś
w stron
ę
przeciwn
ą
, to wprawdzie przypadkowo utrafi
ę
w prawd
ę
, ale tym samym nie b
ę
d
ę
wolny
od winy, poniewa
ż
na mocy
ś
wiatła przyrodzonego jest oczywiste,
ż
e ujmowanie
rozumem (perceptionem) powinno zawsze wyprzedza
ć
decyzj
ę
woli. I w tym wła
ś
nie
niewła
ś
ciwym u
ż
ywaniu wolno
ś
ci decyzji zawiera si
ę
ów brak, który stanowi istot
ę
(formam) bł
ę
du. Brak - powiadam - tkwi w samej czynno
ś
ci, o ile ona ode mnie pochodzi,
a nie w zdolno
ś
ci, któr
ą
otrzymałem od Boga, a tak
ż
e nie w czynno
ś
ci, o ile ona jest od
Niego zale
ż
na. Albowiem nie mam
ż
adnego powodu, by si
ę
skar
ż
y
ć
,
ż
e Bóg nie dał mi
wi
ę
kszej zdolno
ś
ci pojmowania czy te
ż
doskonalszego
ś
wiatła przyrodzonego, ni
ż
mi dał,
bo to nale
ż
y do natury rozumu sko
ń
czonego,
ż
e wielu rzeczy nie pojmuj
ę
, a do natury
rozumu stworzonego,
ż
e jest sko
ń
czony; lecz przeciwnie powinienem Mu dzi
ę
kowa
ć
za
wszystko, czym mnie obdarzył, nie b
ę
d
ą
c mi nigdy nic winien; nie s
ą
dzi
ć
za
ś
,
ż
e mnie
pozbawił tego, albo mi odebrał to, czego mi nie dał.
Nie mam tak
ż
e powodu skar
ż
y
ć
si
ę
,
ż
e dał mi wol
ę
o wi
ę
kszym zasi
ę
gu ni
ż
rozum; skoro
bowiem wola polega na jednej tylko rzeczy, wi
ę
c jak gdyby na czym
ś
niepodzielnym, to
widocznie jej natura nie znosi, by cokolwiek mo
ż
na było od niej uj
ąć
. I zaiste im wi
ę
kszy
jest jej zasi
ę
g, tym wi
ę
ksze dzi
ę
ki nale
żą
si
ę
temu, który mi j
ą
dał.
Strona 22 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
A wreszcie nie mam te
ż
powodu skar
ż
y
ć
si
ę
,
ż
e Bóg współdziała ze mn
ą
w wywoływaniu
owych aktów woli, czy te
ż
owych s
ą
dów, w których popełniam bł
ę
dy: albowiem owe akty
s
ą
w zupełno
ś
ci prawdziwe i dobre, o ile zale
żą
od Boga, i to,
ż
e mog
ę
je wzbudza
ć
w
sobie, jest pewnego rodzaju wi
ę
ksz
ą
doskonało
ś
ci
ą
, ni
ż
gdybym nie mógł. Brak za
ś
, na
którym jedynie polega formalna przyczyna bł
ę
du i winy, nie wymaga
ż
adnego
współdziałania Boga, poniewa
ż
nie jest rzecz
ą
pozytywn
ą
i nie powinno si
ę
go nazywa
ć
,
je
ż
eli si
ę
go odnosi do Boga jako przyczyny, pozbawieniem (privatio), lecz tylko negacj
ą
.
Bo w rzeczywisto
ś
ci nie jest to
ż
adn
ą
niedoskonało
ś
ci
ą
Boga,
ż
e dał mi wolno
ść
uznania
za prawd
ę
lub nieuznania pewnych rzeczy, których jasnego i wyra
ź
nego uj
ę
cia nie dał
memu rozumowi, lecz bez w
ą
tpienia jest to moj
ą
niedoskonało
ś
ci
ą
,
ż
e nie robi
ę
dobrego
u
ż
ytku z owej wolno
ś
ci i wydaj
ę
s
ą
d o rzeczach, które nienale
ż
ycie pojmuj
ę
. Widz
ę
jednak,
ż
e Bóg z łatwo
ś
ci
ą
mógł to sprawi
ć
, bym nigdy nie popełniał bł
ę
dów, chocia
ż
bym
pozostał wolny i posiadał sko
ń
czone poznanie. Sprawiłby to mianowicie, gdyby dał
rozumowi mojemu jasne i wyra
ź
ne ujmowanie wszystkiego, co bym kiedykolwiek w
przyszło
ś
ci miał rozwa
ż
a
ć
, albo te
ż
, gdyby mi tak gł
ę
boko wrył w pami
ęć
,
ż
e nie nale
ż
y
nigdy wydawa
ć
s
ą
du o rzeczach, których nie pojmuj
ę
jasno i wyra
ź
nie,
ż
e niemo
ż
liwe
byłoby kiedykolwiek zapomnie
ć
o tym. Z łatwo
ś
ci
ą
te
ż
pojmuj
ę
,
ż
e rozwa
ż
aj
ą
c siebie jako
cało
ść
, mógłbym by
ć
doskonalszy ni
ż
teraz jestem, gdyby mnie takim Bóg stworzył.
Niemniej jednak nie mog
ę
zaprzeczy
ć
,
ż
e wi
ę
ksza doskonało
ść
panowałaby jako
ś
we
wszech
ś
wiecie, gdyby pewne jego cz
ęś
ci były wolne od bł
ę
dów, a inne nie, ni
ż
gdyby
wszystkie były zupełnie podobne; nie mam te
ż
prawa si
ę
skar
ż
y
ć
,
ż
e Bóg chciał mnie
mie
ć
na
ś
wiecie, jako kogo
ś
(personom), kto nie jest ani najgłówniejszy ani
najdoskonalszy ze wszystkich.
A poza tym, chocia
ż
nie mog
ę
powstrzyma
ć
si
ę
od popełniania bł
ę
dów w ów pierwszy
sposób, polegaj
ą
cy na oczywistym ujmowaniu tego wszystkiego, co si
ę
ma rozwa
ż
a
ć
, to
jednak mog
ę
ich unika
ć
w ten drugi sposób, polegaj
ą
cy na utrwaleniu w pami
ę
ci tego
tylko,
ż
e nale
ż
y si
ę
powstrzyma
ć
od wydawania s
ą
du, ilekro
ć
prawdziwo
ść
jakiej
ś
rzeczy
nie jest jasna. Bo chocia
ż
zdaj
ę
sobie spraw
ę
z tej mojej słabo
ś
ci,
ż
e nie mógłbym
zawsze tkwi
ć
niezmiennie przy jednej i tej samej my
ś
li, mog
ę
jednak osi
ą
gn
ąć
przez
uwa
ż
ne i cz
ę
sto ponawiane rozwa
ż
anie, abym zawsze o niej pami
ę
tał, ilekro
ć
zajdzie
potrzeba i w ten sposób nabył pewnego przyzwyczajenia niepopełniania bł
ę
dów.
Skoro wi
ę
c na tym polega najwi
ę
ksza i najgłówniejsza doskonało
ść
człowieka, to - jak
s
ą
dz
ę
- nie mały zysk osi
ą
gn
ą
łem dzi
ę
ki dzisiejszej medytacji, odkrywszy przyczyn
ę
bł
ę
du i fałszu; i zaiste nie mo
ż
e istnie
ć
ż
adna inna przyczyna ni
ż
ta, któr
ą
wyło
ż
yłem. Bo
ile razy wydaj
ą
c s
ą
d trzymam na wodzy wol
ę
tak, by tylko to obejmowała, co jej jasno i
wyra
ź
nie rozum przedstawia, to nie mo
ż
e si
ę
zdarzy
ć
, bym bł
ą
dził. Poniewa
ż
ka
ż
de
jasne i wyra
ź
ne uj
ę
cie jest bez w
ą
tpienia czym
ś
(rzeczywistym i pozytywnym), a zatem
nie mo
ż
e powsta
ć
z niczego, lecz Bóg musi by
ć
jego twórc
ą
, ów Bóg najdoskonalszy -
powiadam - którego istota wyklucza, by był zwodzicielem; dlatego ka
ż
de jasne i wyra
ź
ne
poj
ę
cie jest niew
ą
tpliwie prawdziwe. Dzisiaj nauczyłem si
ę
te
ż
nie tylko tego, czego si
ę
mam wystrzega
ć
, by nigdy nie popełni
ć
bł
ę
du, ale tak
ż
e tego, co nale
ż
y czyni
ć
, by
dotrze
ć
do prawdy. Osi
ą
gn
ę
j
ą
bowiem z pewno
ś
ci
ą
, je
ż
eli tylko zwróc
ę
baczn
ą
uwag
ę
na wszystko, co doskonale pojmuj
ę
i oddziel
ę
to od innych poj
ęć
, które chwytam w
sposób bardziej m
ę
tny i niejasny. O to te
ż
b
ę
d
ę
si
ę
w przyszło
ś
ci jak najusilniej starał.
MEDYTACJA V
O istocie rzeczy materialnych i raz jeszcze o istnieniu Boga
Wiele mi jeszcze pozostało do zbadania w sprawie przymiotów (attributa) Boga, wiele w
sprawie natury mnie samego wzgl
ę
dnie mojego ducha (mens), lecz tym zajm
ę
si
ę
mo
ż
e
znów kiedy indziej. Teraz najpilniejsz
ą
rzecz
ą
wydaje mi si
ę
(skoro ju
ż
wiem, czego
nale
ż
y si
ę
wystrzega
ć
i co czyni
ć
, by osi
ą
gn
ąć
prawd
ę
), abym spróbował wybrn
ąć
z tych
Strona 23 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
w
ą
tpliwo
ś
ci, w które pogr
ąż
yłem si
ę
w ostatnich dniach i abym zobaczył, czy mo
ż
na mie
ć
jak
ąś
pewno
ść
co do rzeczy materialnych.
Jednak
ż
e zanim przysit
ą
pi
ę
do zbadania, czy jakie
ś
takie rzeczy istniej
ą
poza mn
ą
,
musze rozwa
ż
y
ć
ich idee, o ile s
ą
w mojej
ś
wiadomo
ś
ci i przyjrze
ć
si
ę
, które z nich s
ą
wyra
ź
ne, a które nie.
Otó
ż
wyra
ź
nie wyobra
ż
am sobie wielko
ść
, któr
ą
filozofowie zwykle nazywaj
ą
wielko
ś
ci
ą
ci
ą
gł
ą
, czyli rozci
ą
gło
ść
na długo
ść
, szeroko
ść
i gł
ę
boko
ść
tej wielko
ś
ci a raczej rzeczy
tak a tak wielkiej. Wyliczam w niej rozmaite cz
ęś
ci i tym cz
ęś
ciom przypisuj
ę
dowolne
wielko
ś
ci, kształty, poło
ż
enie i ruchy -, a tym ruchom dowolny czas trwania.
Wszystkie te rzeczy s
ą
mi znane i przejrzyste, nie tylko, gdy je tak ogólnie rozwa
ż
am,
lecz oprócz tego wyt
ęż
ywszy uwag
ę
ujmuj
ę
niezliczon
ą
ilo
ść
szczegółów, dotycz
ą
cych
kształtów, liczby, ruchu i tym podobnych, których prawdziwo
ść
jest tak jawna i tak zgodna
z moj
ą
natur
ą
,
ż
e skoro tylko zaczynam je odkrywa
ć
, to nie tyle mi si
ę
zdaje jakbym si
ę
czego
ś
nowego nauczył, ile raczej jakbym sobie przypominał co
ś
, o czym ju
ż
wcze
ś
niej
wiedziałem. Innymi słowy wydaje mi si
ę
,
ż
e po raz pierwszy zwróciłem uwag
ę
na to, co
od dawna we mnie było, chocia
ż
nie zwracałem przedtem na to spojrzenia umysłu.
I tutaj - jak s
ą
dz
ę
- najbardziej godne zastanowienia jest to,
ż
e znajduj
ę
w sobie
niezliczon
ą
ilo
ść
idei pewnych rzeczy, o których nie mo
ż
na powiedzie
ć
,
ż
e s
ą
niczym,
chocia
ż
mo
ż
e nie istniej
ą
nigdzie poza mn
ą
. A chocia
ż
my
ś
l
ę
w jaki
ś
sposób o nich
zale
ż
nie od mej woli, to jednak nie s
ą
przeze mnie wymy
ś
lone, lecz maj
ą
swoje
prawdziwe i niezmienne natury. Gdy na przykład wyobra
ż
am sobie trójk
ą
t, to cho
ć
mo
ż
e
taka figura nigdzie na
ś
wiecie nie istnieje poza moj
ą
ś
wiadomo
ś
ci
ą
, ani nigdy nie istniała,
posiada jednak bez w
ą
tpienia jak
ąś
okre
ś
lon
ą
natur
ę
, czyli istot
ę
, czyli form
ę
niezmienn
ą
i wieczn
ą
, która ani nie została przeze mnie wymy
ś
lona, ani nie jest od mego umysłu
zale
ż
na. Wynika to z tego,
ż
e mo
ż
na udowodni
ć
ró
ż
ne własno
ś
ci owego trójk
ą
ta, jak np.
ż
e jego trzy k
ą
ty s
ą
równe dwom prostym,
ż
e naprzeciw najwi
ę
kszego jego k
ą
ta le
ż
y
najdłu
ż
szy bok i tym podobne, które to własno
ś
ci teraz jasno poznaj
ę
, czy chc
ę
, czy nie
chc
ę
, chocia
ż
nigdy przedtem w
ż
aden sposób nie my
ś
lałem o nich, gdy sobie
wyobra
ż
ałem trójk
ą
t. Wobec tego nie zostały one przeze mnie wymy
ś
lone.
A tak
ż
e nie zmienia to postaci rzeczy, je
ś
li powiadam,
ż
e owa idea trójk
ą
ta przyszła
mo
ż
e do mnie od rzeczy zewn
ę
trznych za po
ś
rednictwem narz
ą
dów zmysłowych,
poniewa
ż
niejednokrotnie widziałem ciała o kształcie trójk
ą
tnym. Mog
ę
bowiem przecie
wymy
ś
li
ć
niezliczon
ą
ilo
ść
innych figur, co do których nie mo
ż
e istnie
ć
ż
adne podejrzenie,
ż
e zostały mi kiedykolwiek dane przy pomocy zmysłów, a mimo to wykaza
ć
rozmaite ich
własno
ś
ci, tak samo jak przy trójk
ą
cie. Wszystkie one z pewno
ś
ci
ą
s
ą
prawdziwe,
poniewa
ż
jasno je poznaj
ę
i przez to samo s
ą
czym
ś
, a nie czystym niczym. Jest bowiem
oczywiste,
ż
e wszystko to, co jest prawd
ą
, jest czym
ś
. Ju
ż
te
ż
obszernie wykazałem,
ż
e
wszystko to jest prawdziwe, co jasno poznaj
ę
; a cho
ć
bym nawet tego nie wykazał, to z
pewno
ś
ci
ą
taka jest natura mego umysłu,
ż
e i tak nie mógłbym si
ę
na to nie zgodzi
ć
przynajmniej dopóty, dopóki to jasno ujmuj
ę
. Przypominam te
ż
sobie,
ż
e zawsze, nawet
jeszcze przedtem, kiedy tak bardzo gł
ę
boko tkwiłem w przedmiotach zmysłowych, za
najpewniejsze ze wszystkich uwa
ż
ałem te prawdy, które w sposób oczywisty
poznawałem o figurach lub o liczbach, albo inne nale
żą
ce do arytmetyki lub geometrii,
czy w ogóle odnosz
ą
ce si
ę
do czystej i abstrakcyjnej matematyki.
A teraz, je
ż
eli z tego jedynie,
ż
e mog
ę
ide
ę
jakiej
ś
rzeczy wyprowadzi
ć
z mej
ś
wiadomo
ś
ci wynika, i
ż
wszystko, co ujmuj
ę
jasno i wyra
ź
nie jako nale
żą
ce do owej
rzeczy, rzeczywi
ś
cie do niej nale
ż
y, to czy
ż
nie mo
ż
na st
ą
d zaczerpn
ąć
dowodu
wykazuj
ą
cego istnienie Boga? Z pewno
ś
ci
ą
tak samo znajduj
ę
w sobie idee Jego, to jest
istoty najdoskonalszej, jak ide
ę
jakiejkolwiek figury czy liczby; i tak samo jak i wyra
ź
nie
Strona 24 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
pojmuj
ę
,
ż
e do Jego natury nale
ż
y wieczne i aktualne istnienie, jak pojmuj
ę
,
ż
e do natury
figury czy liczby nale
ż
y to, czego dowodz
ę
o tej figurze czy liczbie. A wi
ę
c, cho
ć
by nie
wszystko było prawdziwe, co w tych ostatnich dniach rozwa
ż
ałem, to istnienie Boga
powinno mie
ć
dla minie co najmniej ten sam stopie
ń
pewno
ś
ci, jaki dotychczas posiadały
prawdy matematyczne. Co prawda na pierwszy rzut oka nie jest to tak całkiem widoczne,
lecz ma pewien pozór sofizmatu. Przywykłszy bowiem we wszystkich innych rzeczach
rozró
ż
nia
ć
istnienie (existentia) od istoty (essentia), łatwo siebie przekonywam,
ż
e mo
ż
na
je te
ż
oddzieli
ć
od istoty Boga i w ten sposób mo
ż
na pojmowa
ć
Boga, jako nie
istniej
ą
cego aktualnie. Lecz skoro uwa
ż
niej si
ę
zastanowi
ę
, to staje si
ę
oczywistym,
ż
e
tak samo nie mo
ż
na oddzieli
ć
istnienia od istoty Boga, jak nie mo
ż
na od istoty trójk
ą
ta
oddzieli
ć
tego,
ż
e wielko
ść
trzech jego k
ą
tów równa si
ę
dwóm prostym, albo od idei góry
ide
ę
doliny. Tak samo wi
ę
c nie mo
ż
na pomy
ś
le
ć
sobie Boga (tj. istoty najdoskonalszej),
której brak istnienia, (a wi
ę
c, której brak jakiej
ś
doskonało
ś
ci) - jak pomy
ś
le
ć
gór
ę
bez
doliny. Chocia
ż
jednak nie mógłbym sobie przedstawi
ć
nie istniej
ą
cego Boga, tak jak nie
mógłbym sobie przedstawi
ć
góry bez doliny, to z pewno
ś
ci
ą
ani z tego,
ż
e sobie
przedstawiam gór
ę
z dolin
ą
nie wynika,
ż
e jaka
ś
góra istnieje na
ś
wiecie, ani te
ż
z tego,
ż
e Boga przedstawiam sobie jako istniej
ą
cego, nie wynika - jak mi si
ę
wydaje -
ż
e Bóg
istnieje: bo moja my
ś
l nie narzuca rzeczom
ż
adnej konieczno
ś
ci. I tak jak sobie mog
ę
wyobrazi
ć
skrzydlatego konia, chocia
ż
ż
aden ko
ń
nie ma skrzydeł, tak mo
ż
e mog
ę
Bogu
doda
ć
zmy
ś
lone istnienie, chocia
ż
ż
aden Bóg nie istnieje. Otó
ż
nie. Tu wła
ś
nie kryje si
ę
sofizmat; bo z tego,
ż
e nie mog
ę
pomy
ś
le
ć
góry bez doliny, nie wynika,
ż
e gdzie
ś
góra i
dolina istniej
ą
, tylko
ż
e góra i dolina s
ą
nierozdzielne, bez wzgl
ę
du na to, czy istniej
ą
czy
nie istniej
ą
. Z tego za
ś
,
ż
e Boga nie mog
ę
sobie pomy
ś
le
ć
inaczej, jak tylko jako
istniej
ą
cego, wynika,
ż
e istnienie jest nieodł
ą
czne od Boga, a zatem,
ż
e On rzeczywi
ś
cie
istnieje, - nie dlatego jakoby moja my
ś
l mogła to sprawi
ć
, albo jakiejkolwiek rzeczy
narzuci
ć
jak
ąś
konieczno
ść
, lecz przeciwnie - poniewa
ż
konieczno
ść
samej rzeczy, tj.
konieczno
ść
istnienia Boga skłania mnie, bym tak my
ś
lał. Nie jestem bowiem w mo
ż
no
ś
ci
przedstawi
ć
sobie Boga bez istnienia (tj. istot
ę
najdoskonalsz
ą
bez pełnej doskonało
ś
ci) -
tak jak mog
ę
sobie wyobrazi
ć
konia ze skrzydłami lub bez skrzydeł.
Nie mo
ż
na tu tak
ż
e powiedzie
ć
,
ż
e koniecznie musz
ę
przyj
ąć
, i
ż
Bóg istnieje, skoro
przyj
ą
łem,
ż
e posiada On wszelkie doskonało
ś
ci, gdy
ż
istnienie jest jedn
ą
z nich, lecz
ż
e
pierwsze zało
ż
enie nie było konieczne. Podobnie nie jest konieczne, bym s
ą
dził,
ż
e
wszelkie figury czworoboczne mo
ż
na wpisa
ć
w koło. Ale przyj
ą
wszy,
ż
e tak s
ą
dz
ę
,
musiałbym koniecznie przyzna
ć
,
ż
e romb mo
ż
na wpisa
ć
w koło, co jest oczywi
ś
cie
fałszem. Bo chocia
ż
nie jest konieczne, by mi si
ę
nasun
ę
ła kiedykolwiek jaka
ś
my
ś
l o
Bogu, to jednak ilekro
ć
zechc
ę
my
ś
le
ć
o istocie pierwszej i najdoskonalszej i wydoby
ć
jej
ide
ę
jak gdyby ze skarbca mojego umysłu, trzeba koniecznie, bym jej przypisał wszystkie
doskonało
ś
ci, cho
ć
bym nie wszystkie wtedy wyliczał i nie zajmował si
ę
poszczególnymi. I
ta konieczno
ść
zupełnie wystarcza, bym pó
ź
niej, - zauwa
ż
ywszy,
ż
e istnienie jest
doskonało
ś
ci
ą
- doszedł do słusznego wniosku, ze ta istota pierwsza i najdoskonalsza
istnieje. Tak samo nie jest konieczne, bym sobie kiedykolwiek wyobra
ż
ał jaki
ś
trójk
ą
t,
lecz ilekro
ć
chc
ę
rozwa
ż
a
ć
figur
ę
o prostych liniach, maj
ą
c
ą
tylko trzy k
ą
ty, musz
ę
jej
przyzna
ć
te własno
ś
ci, z ktorych słusznie mo
ż
na wywnioskowa
ć
,
ż
e jego trzy k
ą
ty nie s
ą
wi
ę
ksze od dwóch prostych, chocia
ż
bym na to teraz nie zwrócił uwagi. Kiedy za
ś
badam,
które figury mo
ż
na wpisa
ć
w koło, to nie potrzeba zupełnie, bym s
ą
dził,
ż
e wszystkie
czworoboczne do nich nale
żą
; przeciwnie, nie mog
ę
czego
ś
takiego nawet wymy
ś
li
ć
dopóki nie chc
ę
uzna
ć
niczego, czego jasno i wyra
ź
nie nie pojmuj
ę
; jest zatem wielka
ró
ż
nica pomi
ę
dzy tego rodzaju fałszywymi zało
ż
eniami, a prawdziwymi ideami, które mi
s
ą
wrodzone, a z których pierwsz
ą
i główn
ą
jest idea Boga. Albowiem rzeczywi
ś
cie na
ró
ż
ne sposoby przekonuj
ę
si
ę
,
ż
e owa idea nie jest jakim
ś
wymysłem zale
ż
nym od mojej
ś
wiadomo
ś
ci, lecz obrazem prawdziwej i niezmiennej natury. Mianowicie po pierwsze:
poniewa
ż
nie mog
ę
wymy
ś
li
ć
ż
adnej innej rzeczy, do której istoty nale
ż
y istnienie, oprócz
Boga jedynie. Po wtóre: poniewa
ż
nie mog
ę
sobie przedstawi
ć
dwóch, albo wi
ę
cej
Strona 25 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
Bogów tego rodzaju; a przyj
ą
wszy,
ż
e jeden ju
ż
istnieje, jasno widz
ę
,
ż
e musiał
koniecznie istnie
ć
przedtem od wieków, i
ż
e na wieki istnie
ć
b
ę
dzie. A w ko
ń
cu dlatego,
ż
e poznaj
ę
(percipio) w Bogu wiele innych rzeczy, od których nie mog
ę
niczego uj
ąć
, ani
niczego w nich zmieni
ć
.
Lecz zaprawd
ę
, jakiegokolwiek w ko
ń
cu sposobu dowodzenia u
ż
yj
ę
, zawsze wychodzi
na to,
ż
e tylko to mo
ż
e mnie całkowicie przekona
ć
, co jasno i wyra
ź
nie ujmuj
ę
. I cho
ć
niejedno z tego, co tak ujmuj
ę
, jest dla ka
ż
dego oczywiste, inne za
ś
rzeczy mog
ą
odkry
ć
tylko ci, którzy bli
ż
ej im si
ę
przyjrz
ą
i dokładniej zbadaj
ą
, to jednak skoro ju
ż
s
ą
odkryte,
uwa
ż
a si
ę
je za niemniej pewne od tamtych. Chocia
ż
na przykład nie jest tak łatwo
widoczne,
ż
e w trójk
ą
cie prostok
ą
tnym kwadrat podstawy jest równy sumie kwadratów
obu boków, jak oczywiste jest,
ż
e owa podstawa le
ż
y naprzeciw najwi
ę
kszego k
ą
ta, to
jednak, sioro raz si
ę
o tym przekonamy, wierzymy jednakowo w prawdziwo
ść
jednego jak
i drugiego. Co si
ę
za
ś
tyczy Boga, to na pewno niczego bym pierwej ani łatwiej nie
poznał ni
ż
Jego, gdyby mój umysł nie był przy
ć
miony przez przes
ą
dy, a my
ś
l moja nie
była uporczywie zaj
ę
ta obrazami rzeczy zmysłowych. Bo có
ż
jest samo przez si
ę
bardziej
jawne jak to,
ż
e istnieje byt najwy
ż
szy, czyli
ż
e istnieje Bóg, który sam jeden tylko
posiada istot
ę
zwi
ą
zan
ą
nierozł
ą
cznie z istnieniem. I chocia
ż
trzeba było wyt
ęż
onej
uwagi, aby to poj
ąć
, to jednak teraz jestem co do tego nie tylko równie pewny, jak co do
wszystkich innych rzeczy, które mi si
ę
wydaj
ą
najpewniejsze, lecz ponadto spostrzegam
tak
ż
e,
ż
e pewno
ść
wszystkich innych rzeczy jest tak wła
ś
nie od tej sprawy zale
ż
na,
ż
e
bez niej nigdy nie mo
ż
na by niczego wiedzie
ć
w sposób doskonały.
Chocia
ż
to bowiem le
ż
y w mojej naturze,
ż
e nie mog
ę
nie wierzy
ć
, i
ż
co
ś
jest prawdziwe,
dopóki to ujmuj
ę
bardzo jasno i wyra
ź
nie, to jednak le
ż
y tak
ż
e w mojej naturze,
ż
e nie
mog
ę
stale utrzyma
ć
spojrzenia mego umysłu na jednej i tej samej rzeczy, by j
ą
jasno
ujmowa
ć
i cz
ę
sto wraca pami
ęć
s
ą
du dawniej wydanego. Wi
ę
c gdy ju
ż
wi
ę
cej nie
zwracam uwagi na racje, dla których rzecz tak os
ą
dziłem, mog
ą
si
ę
nasun
ąć
inne racje,
które by mnie łatwo mogły odwie
ść
od przyj
ę
tego pogl
ą
du, gdybym nie wiedział,
ż
e Bóg
istnieje. W ten sposób nigdy bym nie posiadał o
ż
adnej rzeczy prawdziwej i pewnej
wiedzy, lecz tylko chwiejne i zmienne pogl
ą
dy. Tak na przykład, gdy rozwa
ż
am natur
ę
trójk
ą
ta, najoczywi
ś
ciej okazuje mi si
ę
jako obeznanemu z zasadami geometrii,
ż
e jego
trzy k
ą
ty równaj
ą
si
ę
dwom prostym; i nie mog
ę
nie wierzy
ć
,
ż
e to jest prawd
ą
, dopóki
zwracam uwag
ę
na dowód tego twierdzenia. Lecz skoro tylko odwróc
ę
od niego uwag
ę
,
to chocia
ż
jeszcze pami
ę
tam,
ż
e zupełnie jasno to przejrzałem, mo
ż
e si
ę
łatwo zdarzy
ć
,
i
ż
zaczn
ę
w
ą
tpi
ć
o prawdziwo
ś
ci tego twierdzenia, je
ż
eli bym zaiste nie znał Boga. Bo
mog
ę
sobie tłumaczy
ć
,
ż
e takim mnie ju
ż
natura stworzyła, i
ż
niekiedy bł
ą
dz
ę
w tym, co
według mego zdania jak najoczywi
ś
ciej ujmuj
ę
, pami
ę
taj
ą
c zwłaszcza,
ż
e cz
ę
sto wiele
rzeczy uwa
ż
ałem za prawdziwe i pewne, które pó
ź
niej na podstawie innych racji
os
ą
dziłem jako fałszywe.
Skoro jednak poznałem (percepi),
ż
e Bóg istnieje i poniewa
ż
zarazem zrozumiałem,
ż
e
wszystko inne od Niego zale
ż
y, oraz
ż
e On nie jest zwodzicielem, a st
ą
d wysnułem
wniosek,
ż
e wszystko to, co ujmuj
ę
jasno i wyra
ź
nie, musi by
ć
koniecznie prawdziwe, w
takim razie, chocia
ż
bym nie zwracał wi
ę
cej uwagi na racje, na których podstawie co
ś
za
prawd
ę
uznałem, lecz tylko pami
ę
tał,
ż
e przejrzałem to jasno i wyra
ź
nie, to nie mo
ż
na by
przytoczy
ć
ż
adnej racji przeciwnej, która by mnie wp
ę
dziła w w
ą
tpliwo
ść
, lecz
posiadałbym o tym prawdziw
ą
i pewn
ą
wiedz
ę
. I nie tylko o tym, lecz tak
ż
e o wszystkich
innych twierdzeniach, o których pami
ę
tam,
ż
e ich kiedy
ś
dowiodłem, jak np. o
twierdzeniach geometrycznych i podobnych. Bo có
ż
mo
ż
na mi teraz zarzuci
ć
?
ś
e takim
zostałem stworzony, i
ż
cz
ę
sto popadam w bł
ę
dy? Przecie
ż
ju
ż
wiem,
ż
e nie mog
ę
bł
ą
dzi
ć
w tym, co wyra
ź
nie (perspicue) rozumiem. Czy mo
ż
e, i
ż
kiedy indziej uwa
ż
ałem za
prawdziwe i pewne to, o czym pó
ź
niej stwierdziłem,
ż
e jest fałszywe? Ale
ż
ja niczego z
tych rzeczy nie ujmowałem jasno i wyra
ź
nie, lecz nie znaj
ą
c tej reguły prawdy wierzyłem
w nie mo
ż
e na innej podstawie, która - jak pó
ź
niej odkryłem - była mniej pewna. Có
ż
wi
ę
c
Strona 26 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
mo
ż
na powiedzie
ć
? Czy nie to (co sam sobie niedawno zarzucałem),
ż
e ja mo
ż
e
ś
ni
ę
,
lub
ż
e wszystko to, co teraz my
ś
l
ę
, nie jest bardziej prawdziwe, ni
ż
to, co si
ę
pojawia we
ś
nie? Ale to niczego nie zmienia, bo z pewno
ś
ci
ą
, chocia
ż
bym nawet
ś
nił, wszystko, co
jest oczywiste dla mego rozumu, jest całkowicie prawdziwe.
Tak wi
ę
c widz
ę
jasno,
ż
e pewno
ść
i prawdziwo
ść
wszelkiej wiedzy zale
ż
y jedynie od
poznania prawdziwego Boga, tak dalece,
ż
e nie mogłem o
ż
adnej innej rzeczy posiada
ć
doskonałej wiedzy, zanim nie poznałem Jego. Teraz za
ś
mog
ę
zdoby
ć
dokładn
ą
znajomo
ść
i pewno
ść
niezliczonych prawd, zarówno o samym Bogu i o innych rzeczach
rozumowi tylko dost
ę
pnych (res intellectuales), jak tak
ż
e o całej tej naturze cielesnej,
która jest przedmiotem czystej matematyki.
MEDYTACJA VI
O istnieniu rzeczy materialnych i o realnej ró
ż
nicy mi
ę
dzy dusz
ą
i ciałem
Pozostało mi jeszcze do zbadania, czy istniej
ą
rzeczy materialne. Otó
ż
wiem ju
ż
przynajmniej to,
ż
e mog
ą
one istnie
ć
, o ile s
ą
przedmiotem czystej matematyki, poniewa
ż
je jasno i wyra
ź
nie ujmuj
ę
. Bez w
ą
tpienia bowiem jest w mocy Boga urzeczywistni
ć
to
wszystko, co ja jestem zdolny w ten sposób uj
ąć
. I tylko wówczas s
ą
dziłem,
ż
e On
czego
ś
nie mo
ż
e uczyni
ć
, je
ż
eli si
ę
to sprzeciwiało mojemu jasnemu ujmowaniu. Poza
tym wydaje si
ę
,
ż
e istnienie owych rzeczy materialnych wynika ze zdolno
ś
ci
wyobra
ż
ania, któr
ą
, jak tego do
ś
wiadczam, posługuj
ę
si
ę
ilekro
ć
zajmuj
ę
si
ę
nimi. Gdy
si
ę
bowiem uwa
ż
niej rozwa
ż
a, co to jest zdolno
ść
wyobra
ż
ania, okazuje si
ę
,
ż
e jest to
tylko pewne zastosowanie zdolno
ś
ci poznawczej do ciała, które si
ę
jej bezpo
ś
rednio
uobecnia, a wobec tego istnieje.
Aby si
ę
to stało zupełnie jasnym, zbadam najpierw ró
ż
nic
ę
, jaka istnieje mi
ę
dzy
wyobra
ż
aniem a czystym pojmowaniem (intellectio). Gdy sobie mianowicie wyobra
ż
am
np. trójk
ą
t, to nie tylko pojmuj
ę
,
ż
e jest to figura ograniczona trzema liniami, lecz tak
ż
e
widz
ę
wzrokiem duszy (mens) te trzy linie jak gdyby obecne i to wła
ś
nie nazywam
"wyobra
ż
a
ć
sobie". Kiedy jednak chc
ę
my
ś
le
ć
o tysi
ą
coboku, to wprawdzie pojmuj
ę
równie dobrze,
ż
e jest to figura zbudowana z tysi
ą
ca boków, jak pojmuj
ę
,
ż
e trójk
ą
t jest
figur
ą
zbudowan
ą
z trzech boków, lecz nie mog
ę
w ten sam sposób owego tysi
ą
ca
boków sobie wyobrazi
ć
, czyli widzie
ć
ich jakby obecnych. I chocia
ż
wtedy, wskutek
przyzwyczajenia, by zawsze sobie co
ś
wyobra
ż
a
ć
ilekro
ć
my
ś
l
ę
o rzeczach cielesnych,
przedstawiam sobie mo
ż
e niejasno jak
ąś
figur
ę
, to oczywi
ś
cie nie jest ona
tysi
ą
cobokiem, poniewa
ż
w niczym si
ę
nie ró
ż
ni od tej figury, któr
ą
bym sobie
przedstawiał, gdybym my
ś
lał o dziesi
ę
ciotysi
ą
coboku, czy o jakiej
ś
innej figurze o bardzo
wielkiej ilo
ś
ci boków; i w niczym si
ę
ona nie przyczynia do rozpoznania tych wła
ś
ciwo
ś
ci,
którymi si
ę
ró
ż
ni tysi
ą
cobok od innych wieloboków. Skoro jednak chodzi o pi
ę
ciobok, to
mog
ę
wprawdzie poj
ąć
jego figur
ę
tak jak figur
ę
tysi
ą
coboku bez pomocy wyobra
ź
ni, lecz
mog
ę
tak
ż
e wyobrazi
ć
j
ą
sobie, zwracaj
ą
c mianowicie spojrzenie mego umysłu na jej
pi
ęć
boków i zarazem na płaszczyzn
ę
nimi zamkni
ę
t
ą
. I tu wyra
ź
nie spostrzegam,
ż
e dla
wyobra
ż
enia sobie czego
ś
potrzeba szczególnego wysiłku ducha (animus), którego nie
potrzebuj
ę
przy pojmowaniu czego
ś
; i ten nowy wysiłek ducha jasno pokazuje ró
ż
nic
ę
mi
ę
dzy wyobra
ż
aniem a czystym pojmowaniem.
Ponadto spostrzegam,
ż
e owa zdolno
ść
wyobra
ż
ania tkwi
ą
ca we mnie, o ile ró
ż
ni si
ę
od
zdolno
ś
ci pojmowania, nie jest wcale potrzebna dla istoty mnie samego, tj. mego umysłu;
bo cho
ć
bym jej nie posiadał, bez w
ą
tpienia pozostałbym zupełnie ten sam, co teraz
jestem. Z tego wynika - jak si
ę
zdaje -
ż
e jest ona zale
ż
na od jakiej
ś
rzeczy ró
ż
nej ode
mnie. Łatwo to pojmuj
ę
,
ż
e je
ż
eli istnieje jakie
ś
ciało, z którym umysł jest tak zwi
ą
zany, i
ż
mo
ż
e si
ę
dowoli zwraca
ć
ku niemu, by je jak gdyby ogl
ą
da
ć
, to jest mo
ż
liwe,
ż
e przez to
samo wyobra
ż
am sobie rzeczy cielesne. Tak,
ż
e ten sposób my
ś
lenia w tym tylko si
ę
ró
ż
ni od czystego pojmowania,
ż
e umysł przy czystym pojmowaniu zwraca si
ę
jak gdyby
Strona 27 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
do siebie samego i rozwa
ż
a któr
ąś
z idei, b
ę
d
ą
cych w nim samym; przy wyobra
ż
aniu za
ś
zwraca si
ę
ku ciału i w nim ogl
ą
da co
ś
zgodnego z ide
ą
przez siebie pomy
ś
lan
ą
lub
zmysłowo uchwycon
ą
. Łatwo - powiadam - pojmuj
ę
,
ż
e tak mo
ż
e powsta
ć
wyobra
ż
enie,
o ile istnieje ciało; a poniewa
ż
nie nasuwa mi si
ę
ż
aden inny równie odpowiedni sposób
wyja
ś
nienia, jak to wyobra
ż
enie powstaje, wnosz
ę
z tego z pewnym
prawdopodobie
ń
stwem,
ż
e ciało istnieje. Lecz tylko z pewnym prawdopodobie
ń
stwem, i
chocia
ż
wszystko badam dokładnie, to nie widz
ę
jednak jeszcze, by w tej wyra
ź
nej idei
natury cielesnej, któr
ą
znajduj
ę
w mojej wyobra
ź
ni mo
ż
na si
ę
było dopatrzy
ć
jakiegokolwiek argumentu, z którego by koniecznie wynikało,
ż
e jakie
ś
ciało istnieje.
Otó
ż
oprócz owej natury cielesnej, która jest przedmiotem czystej matematyki, zwykłem
sobie wyobra
ż
a
ć
wiele innych rzeczy, jak np. barwy, d
ź
wi
ę
ki, smaki, ból i tym podobne,
chocia
ż
ż
adnej z nich równie wyra
ź
nie. A poniewa
ż
ujmuj
ę
je lepiej zmysłami, od których
za spraw
ą
pami
ę
ci przeszły - jak si
ę
zdaje - do wyobra
ź
ni, musz
ę
, abym swobodniej
mógł je rozpatrzy
ć
, rozwa
ż
y
ć
równie
ż
tak samo wra
ż
enia zmysłowe i popatrzy
ć
, czy z
tego, co si
ę
ujmuje owym sposobem prze
ż
ywania
ś
wiadomego (cogitandi), zwanym
przeze mnie odczuwaniem zmysłowym, nie mógłbym uku
ć
jakiego
ś
niezbitego
argumentu dla istnienia rzeczy cielesnych.
Przede wszystkim przejd
ę
raz jeszcze w my
ś
li, jakie to s
ą
rzeczy, które dawniej, jako
ujmowane przez zmysły, uwa
ż
ałem za prawdziwe i z jakiego powodu uwa
ż
ałem je za
takie; nast
ę
pnie rozwa
żę
przyczyny, dla których pó
ź
niej zacz
ą
łem o nich w
ą
tpi
ć
; a w
ko
ń
cu zastanowi
ę
si
ę
, co mam o nich obecnie s
ą
dzi
ć
.
Najpierw wi
ę
c spostrzegłem,
ż
e mam głow
ę
, r
ę
ce, nogi i inne członki, z których składa
si
ę
to ciało, które uwa
ż
ałem jakby za cz
ęść
siebie samego, a mo
ż
e tak
ż
e jakby za siebie
całego. Spostrzegłem te
ż
,
ż
e owo ciało znajduje si
ę
mi
ę
dzy licznymi innymi ciałami, które
na
ń
mog
ą
oddziaływa
ć
w sposób korzystny lub niekorzystny i te korzystne działania
oceniałem za pomoc
ą
pewnego wra
ż
enia rozkoszy, niekorzystne za
ś
za pomoc
ą
wra
ż
enia bólu. Oprócz bólu i rozkoszy odczuwałem te
ż
głód, pragnienie i inne po
żą
dania
tego rodzaju, a tak
ż
e pewne skłonno
ś
ci cielesne do wesoło
ś
ci, do smutku, do gniewu i
tym podobnych nami
ę
tno
ś
ci (affectus). Na zewn
ą
trz za
ś
u
ś
wiadamiałem sobie oprócz
rozci
ą
gło
ś
ci ciał, ich kształtu i ruchu, tak
ż
e ich twardo
ść
, ciepło i inne wła
ś
ciwo
ś
ci
dotykowe -, a dalej
ś
wiatło, barwy, zapachy, smaki i d
ź
wi
ę
ki, których ró
ż
norodno
ść
pozwalała mi odró
ż
ni
ć
od siebie niebo, ziemi
ę
, morza i wszystkie inne ciała. I
rzeczywi
ś
cie nie bez racji sadziłem na podstawie idei wszystkich tych wła
ś
ciwo
ś
ci, które
si
ę
narzucały mej
ś
wiadomo
ś
ci (cogitatio) i które jedynie odczuwałem wła
ś
ciwie i
bezpo
ś
rednio,
ż
e odczuwam pewne rzeczy zupełnie ró
ż
ne od mojej
ś
wiadomo
ś
ci, a
mianowicie ciała, od których owe idee pochodz
ą
. Przekonałem si
ę
bowiem,
ż
e owe idee
pojawiaj
ą
si
ę
zupełnie bez mojej zgody, tak,
ż
e ani nie mogłem, cho
ć
bym chciał,
spostrzega
ć
zmysłowo przedmiotu, je
ś
li nie był obecny organom zmysłowym, ani nie
mogłem nie spostrzega
ć
, gdy był obecny. I poniewa
ż
nadto idee uj
ę
te przez zmysły były
o wiele
ż
ywsze i dobitniejsze i w swoim rodzaju znacznie bardziej wyra
ź
ne od
którejkolwiek z tych idei, które sam sobie tworzyłem w my
ś
lach z pełn
ą
ś
wiadomo
ś
ci
ą
,
lub które znajdowałem jakby wyryte w mojej pami
ę
ci, przeto wydawało mi si
ę
niemo
ż
liwym, by pochodziły ode mnie samego. Wobec czego mogły pochodzi
ć
tylko od
jakich
ś
innych rzeczy. A poniewa
ż
nie posiadałem znajomo
ś
ci tych rzeczy znik
ą
din
ą
d jak
tylko z tych wła
ś
nie samych idei, musiało mi przyj
ść
na my
ś
l,
ż
e s
ą
one do nich podobne.
ś
e za
ś
ponadto przypominałem sobie, i
ż
wcze
ś
niej posługiwałem si
ę
zmysłami ni
ż
rozumem, i widziałem,
ż
e idee tworzone przeze mnie nie były tak wyraziste jak owe
ujmowane przez zmysły, a bardzo cz
ę
sto były zło
ż
one z ich cz
ęś
ci, z łatwo
ś
ci
ą
mogłem
si
ę
utwierdza
ć
w przekonaniu,
ż
e w ogóle
ż
adnej idei nie miałem w moim umy
ś
le (in
intellectu), której bym przedtem nie miał danej przez zmysły (in sensu). A tak
ż
e nie bez
racji s
ą
dziłem,
ż
e to ciało, które z jakim
ś
szczególnym uprawnieniem nazywałem swoim,
bardziej nale
ż
y do mnie, ni
ż
jakiekolwiek inne. Nie mogłem bowiem nigdy oddzieli
ć
si
ę
od
Strona 28 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
niego tak jak od innych ciał; wszystkie po
żą
dania i nami
ę
tno
ś
ci odczuwałem w nim i za
nie. A wreszcie w jego cz
ęś
ciach odczuwałem ból i dreszcz rozkoszy, a nie w innych
poza nim si
ę
znajduj
ą
cych.
Dlaczego jednak po tym nie znanym mi bli
ż
ej wra
ż
eniu bólu nast
ę
puje pewien smutek
ducha (animi), a po wra
ż
eniu rozkoszy pewna rado
ść
i dlaczego owo nie daj
ą
ce si
ę
opisa
ć
szczypanie
ż
oł
ą
dka, które nazywam głodem, upomina mnie,
ż
e nale
ż
y przyj
ąć
posiłek, a sucho
ść
gardła,
ż
e nale
ż
y si
ę
napi
ć
i tak dalej - na to zaiste nie mam innego
wytłumaczenia jak tylko to,
ż
e natura mnie tak nauczyła. Nie ma bowiem
ż
adnego
podobie
ń
stwa (przynajmniej o ile ja to rozumiem) pomi
ę
dzy owym szczypaniem
ż
oł
ą
dka
a ch
ę
ci
ą
jedzenia, czy te
ż
mi
ę
dzy odczuciem rzeczy sprawiaj
ą
cej ból i
ś
wiadomo
ś
ci
ą
smutku, wywołanego tym odczuciem. Ale wydawało mi si
ę
,
ż
e natura nauczyła mnie te
ż
wszystkiego innego, co s
ą
dziłem o przedmiotach zmysłów, wcze
ś
niej bowiem
przekonałem si
ę
o tym stanie rzeczy zanim rozwa
ż
yłem jakiekolwiek racje, przy pomocy
których mo
ż
na by tego wła
ś
nie dowie
ść
.
Pó
ź
niej za
ś
liczne do
ś
wiadczenia obaliły stopniowo całe moje zaufanie do zmysłów,
poniewa
ż
niekiedy wie
ż
e, które z daleka widziałem jako okr
ą
głe, z bliska okazywały si
ę
kwadratowe i olbrzymie pos
ą
gi stoj
ą
ce na ich szczycie wydawały mi si
ę
małymi, gdy
patrzyłem na nie z ziemi. W niezliczonej te
ż
ilo
ś
ci takich wypadków przekonałem si
ę
,
ż
e
s
ą
dy oparte na zmysłach zewn
ę
trznych s
ą
bł
ę
dne; ale nie tylko oparte na zmysłach
zewn
ę
trznych, lecz tak
ż
e wewn
ę
trznych; bo có
ż
mo
ż
e by
ć
bardziej wewn
ę
trzne od bólu?
A słyszałem niekiedy od osób, którym amputowano nog
ę
albo r
ę
k
ę
,
ż
e wydawało im si
ę
i
pó
ź
niej nieraz, i
ż
odczuwaj
ą
ból w tej brakuj
ą
cej im cz
ęś
ci ciała. Dlatego wydawało mi
si
ę
,
ż
e i ja nie mog
ę
by
ć
zupełnie pewny, i
ż
mnie jaki
ś
członek boli, chocia
ż
odczuwam w
nim ból. Do tych powodów w
ą
tpienia dorzuciłem niedawno jeszcze dwa najbardziej
ogólne. Pierwszy brzmiał:
ż
e o wszystkim, o czymkolwiek na jawie wierzyłem, i
ż
to
odczuwam, mog
ę
tak
ż
e niekiedy we
ś
nie sadzi
ć
to samo. A skoro nie wierz
ę
, aby to, co
zdawało mi si
ę
,
ż
e odczuwam we
ś
nie, przychodziło do mnie od rzeczy zewn
ę
trznych,
nie widziałem powodu, dlaczego bym bardziej miał w to samo wierzy
ć
, gdy idzie o to, co
wydaje mi si
ę
,
ż
e odczuwam na jawie. Drugi głosił:
ż
e skoro nie znałem dotychczas
sprawcy mego pochodzenia, albo raczej udawałem,
ż
e go nie znam, nie widziałem
ż
adnej przeszkody, dla której bym nie miał by
ć
przez natur
ę
tak urz
ą
dzony, i
ż
bym bł
ą
dził
tak
ż
e w tym, co mi si
ę
wydawało najbardziej prawdziwym. Co si
ę
za
ś
tyczy podstaw, na
których dawniej opierałem prawdziwo
ść
rzeczy zmysłowych, to nie było trudno na to
odpowiedzie
ć
. Skoro bowiem natura zdawała si
ę
mnie skłania
ć
ku wielu rzeczom, które
rozum odradzał, s
ą
dziłem,
ż
e nie nale
ż
y zbytnio ufa
ć
temu, czego nas natura uczy. I
chocia
ż
spostrze
ż
enia zmysłowe nie były zale
ż
ne od mojej woli, to jednak nie nale
ż
ało z
tego - jak s
ą
dziłem - wysnuwa
ć
wniosku,
ż
e pochodz
ą
one od rzeczy ró
ż
nych ode mnie,
bo
ć
przecie
ż
mo
ż
e ja sam mog
ę
posiada
ć
jak
ąś
zdolno
ść
, cho
ć
dotychczas mi nieznan
ą
- która jest ich sprawczyni
ą
.
Teraz za
ś
, kiedy zaczynam lepiej poznawa
ć
siebie samego i sprawc
ę
mojego
pochodzenia, sadz
ę
, i
ż
nie nale
ż
y wprawdzie nierozwa
ż
nie przyjmowa
ć
tego, co wydaje
mi si
ę
,
ż
e jest dane od zmysłów, ale te
ż
nie nale
ż
y wszystkiego, podawa
ć
w w
ą
tpliwo
ść
.
I po pierwsze, poniewa
ż
wiem,
ż
e wszystko to, co jasno i wyra
ź
nie pojmuj
ę
, takim mo
ż
e
by
ć
stworzone przez Boga, jakim ja to pojmuj
ę
, to wystarcza mi, i
ż
mog
ę
pojmowa
ć
jasno
i wyra
ź
nie jedn
ą
rzecz bez drugiej na to, by mie
ć
pewno
ść
, i
ż
jedna jest ró
ż
na od drugiej,
bo przynajmniej Bóg mo
ż
e je urzeczywistni
ć
oddzielnie. Nie ma te
ż
znaczenia, jaka
władza to sprawia, i
ż
uwa
ż
a si
ę
je za ró
ż
ne. A nast
ę
pnie na podstawie tego tylko, i
ż
wiem,
ż
e istniej
ę
i
ż
e równocze
ś
nie niczego zgoła nie spostrzegam, co by nale
ż
ało do
mojej natury czy istoty, oprócz tego jednego tylko,
ż
e jestem rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
, słusznie
dochodz
ę
do wniosku, i
ż
moja istota polega na tym jedynie,
ż
e jestem rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
. I
chocia
ż
mo
ż
e (a raczej na pewno - jak to pó
ź
niej powiem) posiadam ciało, które ze mn
ą
Strona 29 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
jest bardzo
ś
ci
ś
le zł
ą
czone, niemniej jednak jest rzecz
ą
pewn
ą
,
ż
e zaiste jestem czym
ś
ró
ż
nym od ciała i bez niego mog
ę
istnie
ć
, - poniewa
ż
z jednej strony posiadam jasn
ą
i
wyra
ź
n
ą
ide
ę
siebie samego jako rzeczy my
ś
l
ą
cej tylko, a nie rozci
ą
głej, a z drugiej
strony wyra
ź
ne ide
ę
ciała, jako rzeczy rozci
ą
głej tylko a nie my
ś
l
ą
cej.
Ponadto znajduj
ę
w sobie zdolno
ś
ci do pewnych szczególnych odmian
ś
wiadomo
ś
ci
(cogitandi): na przykład zdolno
ść
wyobra
ż
ania i odczuwania, bez których mog
ę
pojmowa
ć
siebie całego jasno i wyra
ź
nie, ale nie mog
ę
na odwrót pojmowa
ć
ich bez
siebie, tj. bez substancji rozumnej, w której tkwi
ą
. Zawieraj
ą
bowiem w swoim formalnym
poj
ę
ciu pewien rodzaj czynno
ś
ci my
ś
lenia (intellectio), z czego wnosz
ę
(percipio),
ż
e
ró
ż
ni
ą
si
ę
one ode mnie tak, jak modi od rzeczy. Znajduj
ę
jeszcze pewne inne zdolno
ś
ci,
jak zdolno
ść
zmieniania miejsca, przyjmowania ró
ż
nych postaci i tym podobne. Zdolno
ś
ci
tych wprawdzie tak jak i poprzednich nie mo
ż
na pomy
ś
le
ć
w oderwaniu od jakiej
ś
substancji, w której tkwi
ą
i bez której wskutek tego nie mog
ą
istnie
ć
, lecz co do nich jest
rzecz
ą
oczywist
ą
,
ż
e o ile one istniej
ą
musz
ą
tkwi
ć
w substancji cielesnej, czyli rozci
ą
głej,
a nie w rozumnej, poniewa
ż
w ich jasnym i wyra
ź
nym poj
ę
ciu zawiera si
ę
pewna
rozci
ą
gło
ść
, a nie zawiera si
ę
nic wcale z my
ś
lenia (intellectio). Jest jednak we mnie
pewna bierna zdolno
ść
odczuwania, czyli przyjmowania i rozpoznawania idei rzeczy
zmysłowych; nie mógłbym jednak zrobi
ć
z niej
ż
adnego u
ż
ytku, gdyby nie istniała tak
ż
e
we mnie czy w czym innym pewna aktywna zdolno
ść
wytwarzania tych idei. Ta zdolno
ść
jednak nie mo
ż
e istnie
ć
we mnie, poniewa
ż
w jej zało
ż
eniu nie ma
ż
adnej czynno
ś
ci
my
ś
lenia (intellectio) i poniewa
ż
owe idee powstaj
ą
bez mojego współdziałania, a cz
ę
sto
nawet wbrew mej woli. St
ą
d wniosek,
ż
e znajduje si
ę
ona w jakiej
ś
substancji ró
ż
nej ode
mnie. A poniewa
ż
w tej substancji musi zawiera
ć
si
ę
w sposób formalny lub eminentny
cała rzeczywisto
ść
zawarta w sposób obiektywny w ideach wytworzonych przez ow
ą
zdolno
ść
(jak to ju
ż
wy
ż
ej zaznaczyłem), jest wi
ę
c t
ą
substancj
ą
albo ciało tzn. natura
cielesna, w której jest zawarte formalnie wszystko to, co w ideach zawiera si
ę
obiektywnie; albo te
ż
jest ni
ą
Bóg lub jakie
ś
stworzenie szlachetniejsze od ciała, które
zawiera w sobie ow
ą
rzeczywisto
ść
w sposób eminentny. Otó
ż
jest rzecz
ą
całkiem
oczywist
ą
,
ż
e poniewa
ż
Bóg nie jest zwodzicielem, nie przekazuje mi tych idei ani
bezpo
ś
rednio od siebie, ani za po
ś
rednictwem jakiego
ś
stworzenia, w którym by
zawierała si
ę
ta obiektywna rzeczywisto
ść
nie w sposób formalny, lecz tylko eminentny.
Skoro bowiem Bóg nie dał mi
ż
adnej zdolno
ś
ci, by to pozna
ć
, lecz przeciwnie wielk
ą
skłonno
ść
do uwierzenia,
ż
e pochodz
ą
one od rzeczy cielesnych, nie widz
ę
, w jaki
sposób mo
ż
na by poj
ąć
,
ż
e nie jest on zwodzicielem, je
ś
liby one pochodziły sk
ą
din
ą
d ni
ż
od rzeczy cielesnych. A zatem rzeczy cielesne istniej
ą
. Mo
ż
e jednak w ogóle nie
wszystkie istniej
ą
takie, jakimi je ujmuj
ę
(comprehendo) zmysłami, poniewa
ż
owo
zmysłowe spostrze
ż
enie w wielu punktach jest bardzo niejasne i m
ę
tne; ale przynajmniej
to wszystko w nich jest, co jasno i wyra
ź
nie pojmuj
ę
, tzn. wszystko, co - ogólnie bior
ą
c -
wchodzi w zakres czystej matematyki (mathesis).
Co si
ę
za
ś
tyczy innych kwestii, które s
ą
b
ą
d
ź
tylko szczegółowe, jak to,
ż
e sło
ń
ce
posiada tak
ą
a tak
ą
wielko
ść
, lub taki a taki kształt - b
ą
d
ź
te
ż
s
ą
mniej jasno pojmowane,
jak
ś
wiatło, d
ź
wi
ę
k, ból itp. - to cho
ć
s
ą
one bardzo w
ą
tpliwe i niepewne, to jednak samo
to (przekonanie),
ż
e Bóg nie jest zwodzicielem i wskutek tego nie mo
ż
e si
ę
sta
ć
, by
jakikolwiek bł
ą
d znalazł si
ę
w moich mniemaniach, o ile bym nie miał tak
ż
e danej mi od
Boga zdolno
ś
ci do naprawienia go, daje mi niezawodn
ą
nadziej
ę
doj
ś
cia do prawdy
tak
ż
e i w tych sprawach. I rzeczywi
ś
cie nie ulega w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e wszystko to, o czym
mnie poucza natura, zawiera co
ś
prawdy. Przez natur
ę
bowiem, ogólnie rozwa
ż
an
ą
rozumiem teraz nie co innego, jak albo samego Boga, albo ustanowiony przez Boga ład
rzeczy stworzonych. A przez natur
ę
moj
ą
w szczególno
ś
ci rozumiem nie co innego, jak
zespól tego wszystkiego, co mi jest dane od Boga.
Strona 30 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
Owa moja natura za
ś
o niczym mnie dobitniej nie poucza jak o tym,
ż
e posiadam ciało,
które
ź
le si
ę
czuje, gdy mu ból dolega, które łaknie jedzenia lub picia, gdy odczuwam
głód lub pragnienie itp.; i dlatego nie powinienem w
ą
tpi
ć
,
ż
e jest w tym co
ś
prawdy.
Uczy mnie tak
ż
e natura przez owe wra
ż
enia bólu, głodu, pragnienia etc.,
ż
e ja nie jestem
tylko obecny w moim ciele tak jak
ż
eglarz na okr
ę
cie, lecz
ż
e jestem z nim jak naj
ś
ci
ś
lej
zł
ą
czony i jak gdyby zmieszany, tak
ż
e tworz
ę
z nim jakby jedn
ą
cało
ść
. W przeciwnym
bowiem razie ja, który nie jestem niczym innym jak rzecz
ą
my
ś
l
ą
c
ą
, me odczuwałbym
bólu, gdy ciało moje zostanie zranione, lecz tylko czysto rozumowo ujmowałbym owo
zranienie, tak jak
ż
eglarz ujmuje wzrokiem, gdy co
ś
na statku si
ę
złamie; i gdy ciało
domaga si
ę
jedzenia lub picia, to bym to te
ż
rozumiał wyra
ź
nie, a nie posiadał niejasnego
uczucia głodu czy pragnienia. Nie s
ą
bowiem z pewno
ś
ci
ą
niczym innym owe uczucia
pragnienia, głodu, bólu etc. jak tylko pewn
ą
niejasn
ą
odmian
ą
ś
wiadomo
ś
ci (cogitandi),
powstał
ą
z poł
ą
czenia i jak gdyby przemieszania duszy (mentis) i ciała.
Poza tym jeszcze poucza mnie natura,
ż
e wokół mojego ciała znajduj
ą
si
ę
rozmaite inne
ciała i za jednymi z nich nale
ż
y i
ść
, a innych unika
ć
. I z pewno
ś
ci
ą
z tego,
ż
e odczuwani
najrozmaitsze barwy, d
ź
wi
ę
ki, zapachy, smaki, ciepło,, twardo
ść
itp. wysnuwam słuszny
wniosek, i
ż
w ciałach, od których doznaj
ę
owych ró
ż
norodnych wra
ż
e
ń
zmysłowych jest
pewna rozmaito
ść
odpowiadaj
ą
ca tamtym, cho
ć
mo
ż
e do nich niepodobna. Na
podstawie tego wiec,
ż
e niektóre z owych wra
ż
e
ń
s
ą
dla mnie miłe a inne niemiłe, jest
rzecz
ą
zupełnie pewn
ą
, i
ż
ciało moje, a raczej mo
ż
e całe ja, jako składaj
ą
ce si
ę
z duszy
(mente) i ciała, mo
ż
e doznawa
ć
od otaczaj
ą
cych je ciał wpływów korzystnych albo
niekorzystnych.
Jest jednak wiele innych rzeczy, których w rzeczywisto
ś
ci nie otrzymałem od natury,
chocia
ż
zdawałoby si
ę
,
ż
e ona mnie o nich pouczyła, lecz od pewnego przyzwyczajenia
do nierozwa
ż
nego wydawania s
ą
dów, wskutek czego łatwo mo
ż
e si
ę
zdarzy
ć
,
ż
e s
ą
one
fałszywe. Na przykład,
ż
e cała przestrze
ń
, w której nie ma niczego, co by pobudzało
moje zmysły, jest pró
ż
na;
ż
e np. w ciele gor
ą
cym jest co
ś
zupełnie podobnego do idei
ciepła, która jest we mnie;
ż
e w białym albo zielonym ciele jest ta sama biel lub ziele
ń
,
któr
ą
odczuwam; w gorzkim lub słodkim ten sam smak i tak samo w pozostałych;
ż
e
gwiazdy i wie
ż
e i jakiekolwiek inne ciała oddalone s
ą
pod wzgl
ę
dem wielko
ś
ci i kształtu
tylko takie, jakie si
ę
przedstawiaj
ą
moim zmysłom itp.
ś
eby jednak poj
ęć
to wszystko
dostatecznie wyra
ź
nie, winienem dokładniej zdefiniowa
ć
, co wła
ś
ciwie rozumiem, gdy
mówi
ę
,
ż
e natura mnie o czym
ś
poucza. Otó
ż
bior
ę
tu natur
ę
w w
ęż
szym sensie ni
ż
jako
zespół tego wszystkiego, co jest mi dane od Boga. W tym bowiem zespole wiele si
ę
zawiera, co odnosi si
ę
do samego ducha (mens), jak np. to,
ż
e stwierdzam (percipio), i
ż
to co si
ę
stało, odsta
ć
si
ę
nie mo
ż
e i wszystko inne, co mi jest znane na podstawie
ś
wiatła przyrodzonego. O tym tu si
ę
nie mówi. Wiele te
ż
jest rzeczy, o których tu tak
ż
e
nie mówi
ę
, odnosz
ą
cych si
ę
wył
ą
cznie do ciała, jak np.
ż
e ma ono tendencj
ę
do
spadania w dół i tym podobne. Mowa jest tylko o tym, co dane mi jest od Boga, jako
zło
ż
onemu z duszy (mente) i ciała. Otó
ż
ta natura uczy mnie wprawdzie, by unika
ć
tego,
co wywołuje wra
ż
enie bólu, a d
ąż
y
ć
do tego, co budzi wra
ż
enie rozkoszy itp.; lecz nie
jest rzecz
ą
oczywist
ą
,
ż
e oprócz tego uczy nas ona wysnuwa
ć
jakie
ś
wnioski o rzeczach
znajduj
ą
cych si
ę
poza nami z owych dozna
ń
zmysłowych, bez uprzedniego zbadania ich
przez rozum; poniewa
ż
wydaje si
ę
,
ż
e prawdziwa wiedza o nich nale
ż
y do samego
umysłu (mens), a nie do poł
ą
czenia [duszy i ciała]. Tak wi
ę
c, chocia
ż
gwiazda nie silniej
działa na moje oko ni
ż
płomie
ń
małej pochodni, to jednak nic w tym nie skłania mnie
realnie ani pozytywnie do wierzenia,
ż
e nie jest ona wi
ę
ksza, lecz s
ą
dziłem tak tylko bez
ż
adnej podstawy od najwcze
ś
niejszej młodo
ś
ci. I chocia
ż
zbli
ż
aj
ą
c si
ę
do ognia czuj
ę
ciepło, a zbli
ż
ywszy si
ę
zanadto odczuwam nawet ból, to zaiste nie ma
ż
adnej racji
przekonywuj
ą
cej,
ż
e w ogniu jest co
ś
podobnego do owego ciepła, tak jak nie ma nic
podobnego do owego bólu, lecz tylko,
ż
e jest w nim co
ś
- cokolwiek by to w ko
ń
cu było -
co wywołuje w nas owe uczucia ciepła czy bólu. Chocia
ż
wi
ę
c tak
ż
e w jakim
ś
miejscu nie
Strona 31 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
ma niczego, co by pobudzało moje zmysły, nie wynika z tego wcale, ze nie ma w nim
ż
adnego ciała, lecz widz
ę
,
ż
e tu jak i w wielu innych rzeczach przywykłem zmienia
ć
porz
ą
dek natury. Albowiem spostrze
ż
enia (perceptiones) zmysłowe dane mi s
ą
przez
natur
ę
wła
ś
ciwie po to, by okazywa
ć
memu rozumowi, co dla zło
ż
onej cało
ś
ci, której on
jest cz
ęś
ci
ą
, jest korzystne albo niekorzystne - do tego celu s
ą
one te
ż
dostatecznie
jasne i wyra
ź
ne - a ja tymczasem u
ż
ywam ich jako zupełnie pewnych reguł do
bezpo
ś
redniego rozpoznawania istoty ciał, znajduj
ą
cych si
ę
poza nami, o której jednak
pouczaj
ą
mnie one w sposób bardzo niejasny i m
ę
tny.
Ale ju
ż
przedtem dostatecznie jasno zdałem sobie spraw
ę
, jakim sposobem, mimo
dobroci Boga, mo
ż
e si
ę
to zdarzy
ć
,
ż
e s
ą
dy moje s
ą
fałszywe. Lecz tu wyłania si
ę
nowa
trudno
ść
w odniesieniu do rzeczy wskazywanych mi przez natur
ę
jako takie, za którymi
nale
ż
y i
ść
wzgl
ę
dnie ich unika
ć
, a tak
ż
e w odniesieniu do zmysłów wewn
ę
trznych, w
których - jak mi si
ę
zdaje - zauwa
ż
yłem omyłki: jak np., gdy kto
ś
skuszony miłym
smakiem jakiej
ś
potrawy spo
ż
ywa ukryt
ą
w niej trucizn
ę
. Oczywi
ś
cie jednak w tym
wypadku natura skłania go jedynie do po
żą
dania rzeczy o miłym smaku, a nie trucizny,
której wcale nie zna. I jedyny wniosek, jaki st
ą
d mo
ż
na wyprowadzi
ć
jest,
ż
e natura owa
nie jest wszechwiedz
ą
ca. To jednak nie jest niczym dziwnym; bo skoro człowiek jest
istot
ą
ograniczon
ą
, to nale
ż
y mu si
ę
te
ż
tylko ograniczona doskonało
ść
.
Nierzadko te
ż
bł
ą
dzimy w rzeczach, do których nas sama natura nakłania, jak np. kiedy
chorzy pragn
ą
napoju lub potrawy, która im niebawem mo
ż
e zaszkodzi
ć
. Tu mo
ż
e by
kto
ś
powiedział,
ż
e oni dlatego popełniaj
ą
bł
ą
d, poniewa
ż
natura ich jest zepsuta. Ale to
nie usuwa trudno
ś
ci, bo przecie
ż
człowiek chory jest tak samo tworem Boga, jak człowiek
zdrowy; wobec tego wydaje si
ę
tak samo rzecz
ą
nie do przyj
ę
cia,
ż
e Bóg dał mu natur
ę
zwodnicz
ą
. I tak samo jak zegar sporz
ą
dzony z kółek i ci
ęż
arków niemniej dokładnie
zachowuje wszelkie prawa natury, gdy jest
ź
le wykonany i wskazuje fałszywie godziny,
jak i wtedy, gdy pod ka
ż
dym wzgl
ę
dem czyni zado
ść
ż
yczeniu twórcy - tak samo rzecz
si
ę
ma, gdy rozwa
ż
am ciało ludzkie, jako pewien mechanizm tak urz
ą
dzony i zło
ż
ony z
ko
ś
ci, nerwów, mi
ęś
ni,
ż
ył, krwi i skóry,
ż
e gdyby nawet nie było w nim
ż
adnej duszy
(mens), to jednak miałby wszystkie te same ruchy, które teraz si
ę
w nim odbywaj
ą
nie z
nakazu woli, a wi
ę
c i nie pochodz
ą
od duszy (mens). Łatwo poznaj
ę
, i
ż
dla ciała b
ę
dzie
to równie naturaln
ą
rzecz
ą
,
ż
e cierpi
ą
c np. na wodn
ą
puchlin
ę
odczuwa tak
ą
sam
ą
sucho
ść
gardła, która zwykle wywołuje w duszy (mens) wra
ż
enie pragnienia i
ż
e jego
nerwy i inne cz
ęś
ci tak zostaj
ą
przez ni
ą
pobudzone, i
ż
przyjmuje napój, który pogarsza
jego chorob
ę
, jak i to,
ż
e nie cierpi
ą
c na tak
ą
chorob
ę
, przez podobn
ą
sucho
ść
gardła
zostaje nakłoniony do wypicia napoju po
ż
ytecznego dla siebie. Mógłbym wprawdzie,
bior
ą
c pod uwag
ę
u
ż
ytek, do którego przeznaczony jest zegar, powiedzie
ć
,
ż
e łamie on
swoj
ą
natur
ę
, skoro nie pokazuje dobrej godziny. Rozwa
ż
aj
ą
c te
ż
tak samo mechanizm
ciała ludzkiego jako przystosowany do tych ruchów, które w nim zwykle zachodz
ą
,
mógłbym s
ą
dzi
ć
,
ż
e tak
ż
e nie idzie za wskazaniami swojej natury, je
ż
eli gardło jego
wtedy jest suche, gdy napój nie jest po
ż
yteczny dla utrzymania ciała. Widz
ę
jednak
dostatecznie jasno,
ż
e to ostatnie rozumienie słowa natura bardzo si
ę
ró
ż
ni od
poprzedniego. Jest ono bowiem tylko pewnym okre
ś
leniem (denominatio) zale
ż
nym od
mojej my
ś
li, porównuj
ą
cej człowieka chorego i zegar
ź
le sporz
ą
dzony z ide
ą
człowieka
zdrowego i z dobrym zegarem, i nie zawiera si
ę
w rzeczach, które si
ę
tak okre
ś
la. Przez
poprzednie za
ś
znaczenie słowa "natura" rozumiem co
ś
, co faktycznie znajduje si
ę
w
rzeczach i co wskutek tego nie jest pozbawione pewnej prawdziwo
ś
ci.
Lecz z pewno
ś
ci
ą
, jakkolwiek w odniesieniu do ciała chorego na wodn
ą
puchlin
ę
jest to
tylko okre
ś
lenie zewn
ę
trzne (denominatio extrinseca), gdy si
ę
mówi,
ż
e natura jego jest
zepsuta, poniewa
ż
ma gardło suche, cho
ć
nie potrzebuje napoju, to jednak w odniesieniu
do cało
ś
ci, tj. do duszy zł
ą
czonej z takim ciałem, nie jest to tylko samym okre
ś
leniem,
lecz rzeczywistym bł
ę
dem natury,
ż
e odczuwa pragnienie, skoro napój jest dla
ń
Strona 32 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
szkodliwy. Wypada nam tu wi
ę
c jeszcze zbada
ć
, jak to si
ę
dzieje,
ż
e dobro
ć
Boga nie
przeszkadza temu, by natura tak poj
ę
ta nie była zwodnicza.
Otó
ż
spostrzegam tu przede wszystkim,
ż
e jest wielka ró
ż
nica mi
ę
dzy dusz
ą
(mens) a
ciałem polegaj
ą
ca na tym,
ż
e ciało z natury swojej jest zawsze podzielne, dusza za
ś
całkowicie niepodzielna; bo rzeczywi
ś
cie, gdy si
ę
zastanawiam nad ni
ą
, czyli nad sob
ą
samym, o ile jestem rzecz
ą
tylko my
ś
l
ą
c
ą
, nie mog
ę
rozró
ż
ni
ć
w sobie
ż
adnych cz
ęś
ci,
lecz pojmuj
ę
,
ż
e jestem czym
ś
najzupełniej jednym i całym. I chocia
ż
wydaje si
ę
,
ż
e z
całym ciałem jest zł
ą
czona cała dusza (mens), to jednak dowiaduj
ę
si
ę
,
ż
e po obci
ę
ciu
nogi czy ramienia czy te
ż
innej cz
ęś
ci ciała niczego przez to nie ubyło z mojej duszy. A
tak
ż
e me mo
ż
na powiedzie
ć
, jakoby zdolno
ść
chcenia, odczuwania, rozumienia itd. były
cz
ęś
ciami duszy, bo przecie
ż
to jest jedna i ta sama dusza, która chce, odczuwa i
rozumie. Przeciwnie natomiast nie mog
ę
pomy
ś
le
ć
o
ż
adnej rzeczy cielesnej, czyli
rozci
ą
głej, której bym nie mógł bez trudno
ś
ci w my
ś
li podzieli
ć
na cz
ęś
ci, a przez to samo
poj
ąć
j
ą
jako podzieln
ą
. To jedno wystarczyłoby, by mnie pouczy
ć
,
ż
e ciało i dusza to
dwie rzeczy najzupełniej ró
ż
ne, gdybym jeszcze dotychczas nie wiedział o tym dokładnie
sk
ą
din
ą
d.
Spostrzegam nast
ę
pnie,
ż
e na dusz
ę
nie oddziałuj
ą
bezpo
ś
rednio wszystkie cz
ęś
ci ciała,
lecz tylko mózg, a mo
ż
e nawet tylko mała jego cz
ęść
, mianowicie ta, w której ma si
ę
znajdowa
ć
zmysł ogólny (sensus communis). Ilekro
ć
ta cz
ęść
jest w tym samym stanie,
tylekro
ć
ukazuje duszy to samo, chocia
ż
by pozostałe cz
ęś
ci ciała w tym czasie
zachowywały si
ę
w najrozmaitszy sposób, jak to potwierdzaj
ą
niezliczone do
ś
wiadczenia,
z których tu nie ma potrzeby zdawa
ć
sprawy.
Spostrzegam ponadto,
ż
e taka jest natura ciała, i
ż
ż
adna z jego cz
ęś
ci nie mo
ż
e by
ć
wprawiona w ruch przez inn
ą
cz
ęść
nieco oddalon
ą
, by nie mogła tak
ż
e w ten sam
sposób by
ć
wprawion
ą
w ruch przez któr
ą
kolwiek z cz
ęś
ci le
żą
cych mi
ę
dzy nimi, nawet
gdyby owa oddalona cz
ęść
nie wykonywała
ż
adnego działania. Gdy np. w linie A, B, C, D
ci
ą
gnie si
ę
ostatni
ą
jej cz
ęść
D, to jej pierwsza cz
ęść
A b
ę
dzie si
ę
porusza
ć
tak samo, jak
gdyby si
ę
poruszała przy ci
ą
gni
ę
ciu jednej z po
ś
rednich cz
ęś
ci B lub C, a ostatnia cz
ęść
D pozostała w spoczynku. Podobnie rzecz si
ę
ma, gdy czuj
ę
ból w stopie. Fizyka mnie
uczy,
ż
e owo wra
ż
enie bólu powstaje dzi
ę
ki nerwom rozsianym w stopie, które st
ą
d
biegn
ą
na kształt liny a
ż
do mózgu i które poci
ą
gni
ę
te w stopie ci
ą
gn
ą
tak
ż
e wewn
ę
trzne
cz
ęś
ci mózgu, do których si
ę
gaj
ą
, i wywołuj
ą
w nich pewien ruch, tak przez natur
ę
urz
ą
dzony, i
ż
powoduje w duszy wra
ż
enie bólu istniej
ą
cego jak gdyby w stopie.
Poniewa
ż
jednak owe nerwy, aby od stopy przej
ść
do mózgu, musz
ą
przechodzi
ć
przez
gole
ń
, udo, l
ę
d
ź
wie, grzbiet i szyj
ę
, przeto mo
ż
e si
ę
zdarzy
ć
i
ż
, cho
ć
by ta cz
ęść
ich, która
jest w stopie, nie została dotkni
ę
ta, lecz tylko która
ś
z cz
ęś
ci po
ś
rednich, powstanie ten
sam ruch w mózgu, jak przy zranieniu stopy, wskutek czego musi dusza odczuwa
ć
ten
sam ból. To samo nale
ż
y s
ą
dzi
ć
o ka
ż
dym innym wra
ż
eniu zmysłowym.
Spostrzegam w ko
ń
cu,
ż
e poniewa
ż
ka
ż
dy poszczególny ruch powstaj
ą
cy w tej cz
ęś
ci
mózgu, która bezpo
ś
redni wpływ wywiera na dusz
ę
, przekazuje jej tylko jedno wra
ż
enie,
to nie mo
ż
na tu nic lepszego wymy
ś
li
ć
jak to,
ż
eby mu przekazywał takie wra
ż
enie, które
ze wszystkich, jakie mo
ż
e przekaza
ć
, przyczynia si
ę
w najwy
ż
szym stopniu i najcz
ęś
ciej
do utrzymania zdrowia ludzkiego. Do
ś
wiadczenie za
ś
potwierdza,
ż
e takimi wła
ś
nie s
ą
wszystkie wra
ż
enia dane nam przez natur
ę
, a wskutek tego nie mo
ż
na w nich znale
źć
niczego, co by nie dowodziło mocy i dobroci Boga. Tak na przykład gdy nerwy nogi
zostan
ę
gwałtownie i w niezwykły sposób poruszone, to ten ruch ich przechodz
ą
c przez
rdze
ń
pacierzowy do wn
ę
trza mózgu daje tam znak duszy do pewnego odczuwania,
mianowicie do odczuwania bólu jak gdyby istniej
ą
cego w nodze, co pobudza dusz
ę
do
usuni
ę
cia w miar
ę
mo
ż
no
ś
ci przyczyny tego bólu, jako szkodliwej dla nogi. Oczywi
ś
cie
Bóg mógł tak urz
ą
dzi
ć
natur
ę
ludzk
ą
, by ten sam ruch w mózgu ukazywał duszy co
ś
innego, a mianowicie albo siebie samego, o ile jest w mózgu, lub o ile jest w nodze albo
Strona 33 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20
w którym
ś
miejscu po
ś
rednim, albo w ko
ń
cu cokolwiek innego.
ś
adne jednak inne
urz
ą
dzenie nie przyczyniałoby si
ę
w równym stopniu do utrzymania ciała. W ten sam
sposób, gdy potrzebujemy napoju, powstaje w gardle pewna sucho
ść
, poruszaj
ą
ca jego
nerwy i za ich po
ś
rednictwem wn
ę
trze mózgu; ten za
ś
ruch pobudza dusz
ę
czuciem
pragnienia, poniewa
ż
nic dla nas nie jest w tej całej sprawie bardziej po
ż
yteczne jak
wiedzie
ć
,
ż
e dla zachowania zdrowia powinni
ś
my si
ę
czego
ś
napi
ć
. I podobnie rzecz si
ę
ma w innych wypadkach.
Na podstawie tego jest ju
ż
najzupełniej oczywiste,
ż
e - bez uszczerbku dla niezmiernej
dobroci Bo
ż
ej - natura człowieka jako poł
ą
czenie duszy i ciała musi by
ć
niekiedy
zwodnicza. Je
ż
eli bowiem jaka
ś
przyczyna nie w nodze, lecz w której
ś
innej cz
ęś
ci, przez
któr
ą
nerwy biegn
ą
od nogi do mózgu, albo tak
ż
e w samym mózgu, wywołuje ten sam
dokładnie ruch, który powstaje zwykle wskutek schorzenia nogi, to odczuwamy ból jak
gdyby w nodze i zmysł ulega naturalnie złudzeniu. Bo skoro ten sam ruch w mózgu musi
zawsze takie same wra
ż
enie wywoła
ć
w duszy, a o wiele cz
ęś
ciej zwykł pochodzi
ć
z
przyczyny, która rani nog
ę
, ni
ż
z innej, gdzie indziej istniej
ą
cej, to jest rzecz
ą
znacznie
rozs
ą
dniejsz
ą
, i
ż
ukazuje duszy zawsze raczej ból w nodze, ni
ż
w jakiej
ś
innej cz
ęś
ci. I
skoro niekiedy sucho
ść
gardła powstaje nie jak zazwyczaj dlatego,
ż
e napój jest
potrzebny dla zdrowia ciała, lecz z jakiej
ś
wprost przeciwnej przyczyny, jak to si
ę
zdarza
przy puchlinie wodnej, to o wiele lepiej jest,
ż
e mnie ona wtedy zwodzi, ni
ż
gdyby mnie
zawsze zwodziła, gdy ciało jest zdrowe. I tak we wszystkich innych wypadkach.
To rozwa
ż
anie jest ogromnie pomocne do zdania sobie sprawy nie tylko z wszystkich
bł
ę
dów, którym podlega moja natura, ale pomaga tak
ż
e do tego, bym mógł je łatwo
naprawi
ć
lub ich unikn
ąć
. Albowiem skoro wiem,
ż
e wszystkie wra
ż
enia zmysłowe w tych
sprawach, w których chodzi o dobro mego ciała, o wiele cz
ęś
ciej wskazuj
ą
mi prawd
ę
ni
ż
fałsz, i
ż
e niemal zawsze mog
ę
si
ę
posługiwa
ć
wi
ę
ksz
ą
liczb
ą
wra
ż
e
ń
dla zbadania tej
samej rzeczy, a oprócz tego mog
ę
si
ę
posługiwa
ć
pami
ę
ci
ą
, która wi
ąż
e tera
ź
niejszo
ść
z
przeszło
ś
ci
ą
, i rozumem, który ju
ż
przejrzał wszystkie przyczyny bł
ą
dzenia - to nie
potrzebuj
ę
si
ę
ju
ż
wi
ę
cej obawia
ć
, by nie znalazł si
ę
fałsz w tym co mi codziennie
przedstawiaj
ą
zmysły, lecz powinienem odrzuci
ć
wszystkie przesadne w
ą
tpliwo
ś
ci dni
minionych jako godne
ś
miechu. W pierwszym za
ś
rz
ę
dzie w
ą
tpliwo
ść
najgłówniejsz
ą
co
do snu, którego nie mogłem odró
ż
ni
ć
od jawy. Teraz bowiem zdaj
ę
sobie spraw
ę
, jak
bardzo wielka jest mi
ę
dzy nimi ró
ż
nica, polegaj
ą
ca na tym,
ż
e nigdy pami
ęć
nie mo
ż
e tak
powi
ą
za
ć
snów z wszystkimi innymi zdarzeniami
ż
ycia, jak tego, co si
ę
zdarza na jawie.
Bo rzeczywi
ś
cie, gdyby mi si
ę
na jawie kto
ś
nagle ukazał i natychmiast potem znikł, jak to
si
ę
zdarza w snach, tak oczywi
ś
cie bym nie widział ani sk
ą
d przyszedł, ani dok
ą
d
poszedł, to słusznie mógłbym go uwa
ż
a
ć
raczej za widmo, czy te
ż
za wytwór fantazji
powstały w moim mózgu, ni
ż
za prawdziwego człowieka. Gdy jednak zjawiaj
ą
mi si
ę
takie
rzeczy, co do których wyra
ź
nie zauwa
ż
am sk
ą
d, gdzie i kiedy przychodz
ą
do mnie i
których przedstawienie (perceptionem) wi
ążę
bez
ż
adnej luki z całym moim pozostałym
ż
yciem, wtedy jestem zupełnie pewny,
ż
e zjawiaj
ą
mi si
ę
one na jawie, a nie we
ś
nie. I
nie powinienem w najmniejszym stopniu w
ą
tpi
ć
o ich prawdziwo
ś
ci, skoro po przywołaniu
wszystkich zmysłów, pami
ę
ci i rozumu dla zbadania ich, od
ż
adnej z tych władz nie
otrzymuj
ę
takiej wiadomo
ś
ci, która by si
ę
kłóciła z pozostałymi. Albowiem z tego,
ż
e Bóg
nie jest zwodzicielem, wynika niezbicie,
ż
e w tych rzeczach si
ę
nie myl
ę
. Lecz poniewa
ż
konieczno
ść
działania nie zawsze zostawia nam czas na tak dokładne badanie, nale
ż
y
przyzna
ć
,
ż
e
ż
ycie ludzkie cz
ę
sto w szczegółach podlega bł
ę
dom i nale
ż
y uzna
ć
słabo
ść
naszej natury.
Strona 34 z 34
Bez tytułu 1
2009-10-20