DESCARTES (Kartezjusz MEDYTACJE O PIERWSZEJ FILOZOFII

background image

DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

do ko

ń

ca staro

ż

ytno

ś

ci

ś

redniowiecze i odrodzenie

barok i o

ś

wiecenie

1815-1914

1914-1989

jak i z czego studiowa

ć

filozofi

ę

moje wykłady

Wittgenstein

filozofowie i socjologowie nauki

René DESCARTES (Kartezjusz)

MEDYTACJE O PIERWSZEJ FILOZOFII

przeło

ż

yła Maria Ajdukiewiczowa, przekład przejrzał Kazimierz Ajdukiewicz

Integraln

ą

cz

ęś

ci

ą

pierwszego wydania Medytacji były "zarzuty uczonych m

ęż

ów i odpowiedzi autora".

Tu tylko tekst zasadniczy wg wydania Polskiej Akademii Umiej

ę

tno

ś

ci, Kraków 1948.

Przedmowa do czytelnika

Przegl

ą

d tre

ś

ci sze

ś

ciu poni

ż

szych medytacji

Medytacja I. O czym mo

ż

na w

ą

tpi

ć

Medytacja II. O naturze umysłu ludzkiego.

ś

e jest on bardziej znany ni

ż

ciało

Medytacja III. O istnieniu Boga

Medytacja IV. O prawdzie i fałszu

Medytacja V. O istocie rzeczy materialnych i raz jeszcze o istnieniu Boga

Medytacja VI. O istnieniu rzeczy materialnych i o realnej ró

ż

nicy mi

ę

dzy dusz

ą

(mens) i

ciałem

PRZEDMOWA DO CZYTELNIKA

Zagadnienie Boga i duszy ludzkiej poruszyłem ju

ż

niedawno w Rozprawie o metodzie

poprawnego kierowania rozumem i dociekania prawdy w naukach w j

ę

zyku francuskim w

r. 1637. Poruszyłem je nie w tym celu wprawdzie, by je tam dokładnie rozwa

ż

y

ć

, lecz

tylko mimochodem, by z s

ą

dów czytelników dowiedzie

ć

si

ę

, w jaki sposób nale

ż

ałoby je

ź

niej opracowa

ć

. Wydawały mi si

ę

bowiem zagadnieniami tak wielkiej wagi, i

ż

sadziłem,

ż

e nale

ż

y je rozwa

ż

a

ć

wi

ę

cej ni

ż

raz tylko. Droga jednak, któr

ą

krocz

ę

do

wyja

ś

nienia ich jest tak mało utarta i tak odległa od powszechnie u

ż

ywanej,

ż

e nie

uwa

ż

ałem za wskazane omawia

ć

jej obszerniej w j

ę

zyku francuskim, a wi

ę

c dost

ę

pnym

dla wszystkich bez ró

ż

nicy, by tak

ż

e i słabsze umysły nie uwa

ż

ały si

ę

za powołane do

wkroczenia na ni

ą

.

Prosiłem tam wi

ę

c wszystkich, których by w moich pismach uderzyło co

ś

godnego

nagany, by mi to łaskawie wytkn

ę

li. Tymczasem w odniesieniu do tego, co poruszyłem w

sprawie owych zagadnie

ń

, postawiono mi tylko dwa zarzuty godne wzmianki, na które

odpowiem tu w paru słowach, zanim przyst

ą

pi

ę

do dokładniejszego ich wyja

ś

nienia.

Pierwszy zarzut brzmi: z tego,

ż

e umysł ludzki zwróciwszy si

ę

ku sobie poznaje siebie

wył

ą

cznie jako rzecz my

ś

l

ą

c

ą

, nie wynika,

ż

e jego natura, czy te

ż

jego istota na tym tylko

polega,

ż

e jest rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

, [o ile si

ę

to rozumie] w taki sposób, i

ż

to słowo tylko

wyklucza wszystko inne, co mo

ż

na by mo

ż

e tak

ż

e uwa

ż

a

ć

za nale

żą

ce do natury duszy.

Na ten zarzut odpowiadam,

ż

e i ja tak

ż

e nie chciałem tego wykluczy

ć

, je

ż

eli idzie o

prawdziwy stan rzeczy (o którym oczywi

ś

cie wtedy nie mówiłem), lecz jedynie o ile idzie

o moje ujmowanie. Wskutek czego sens był taki,

ż

e niczego zupełnie nie poznałem, o

czym bym wiedział,

ż

e nale

ż

y do mojej istoty, oprócz tego tylko,

ż

e jestem rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

, czyli rzecz

ą

posiadaj

ą

c

ą

zdolno

ść

my

ś

lenia. W tym za

ś

, co nast

ą

pi, poka

żę

, w

jaki sposób z tego,

ż

e nie poznaj

ę

, i

ż

by co

ś

wi

ę

cej do mojej istoty nale

ż

ało, wynika, i

ż

rzeczywi

ś

cie te

ż

nic wi

ę

cej do niej nie nale

ż

y.

Drugi zarzut brzmi: z tego,

ż

e posiadam ide

ę

rzeczy doskonalszej ode mnie, nie wynika,

ż

e owa idea jest doskonalsza ode mnie, a tym mniej,

ż

e istnieje to, co owa idea

przedstawia. Na to odpowiadam,

ż

e tu w słowie idea jest dwuznaczno

ść

; mo

ż

na je

Strona 1 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

bowiem rozumie

ć

albo w sposób materialny (materialiter), jako czynno

ść

umysłu i w tym

sensie nie mo

ż

na powiedzie

ć

,

ż

e jest doskonalsza ode mnie, albo te

ż

w sposób

obiektywny jako rzecz, któr

ą

ta czynno

ść

umysłu przedstawia, i chocia

ż

by si

ę

nie

przyjmowało,

ż

e ta rzecz istnieje poza umysłem, to jednak mo

ż

e by

ć

doskonalsza ode

mnie z racji swojej istoty. W jaki za

ś

sposób na podstawie tego tylko,

ż

e jest we mnie

idea rzeczy doskonalszej ode mnie, wynika, i

ż

owa rzecz naprawd

ę

istnieje, wyja

ś

ni

ę

dokładnie poni

ż

ej.

Przejrzałem wprawdzie jeszcze oprócz tego dwa do

ść

długie pisma, w których jednak

atakowano nie tyle moje racje dotycz

ą

ce tych zagadnie

ń

, ile moje konkluzje i to przy

pomocy argumentów zapo

ż

yczonych z pogl

ą

dów pospolicie spotykanych u ateistów.

Lecz na te nie chc

ę

tu odpowiada

ć

w obawie, bym nie musiał ich wpierw zreferowa

ć

,

poniewa

ż

argumenty tego rodzaju nie mog

ą

mie

ć

ż

adnej siły przekonywuj

ą

cej dla tych,

którzy rozumiej

ą

moje racje, i poniewa

ż

s

ą

dy wielu ludzi s

ą

tak opaczne i słabe,

ż

e łatwiej

daj

ą

si

ę

przekona

ć

wcze

ś

niej zasłyszanym opiniom, chocia

ż

by były fałszywe i

nierozumne, ni

ż

ź

niej usłyszanemu ich zbijaniu, prawdziwemu i niezachwianemu.

Powiem ogólnie tylko tyle,

ż

e to wszystko, co atei

ś

ci zazwyczaj zarzucaj

ą

dla zwalczania

istnienia Boga, zawsze polega na tym,

ż

e albo przyznaje si

ę

Bogu ludzkie nami

ę

tno

ś

ci,

albo te

ż

ro

ś

ci si

ę

dla naszych umysłów tak

ą

moc i m

ą

dro

ść

,

ż

e wa

ż

ymy si

ę

okre

ś

la

ć

i

poj

ąć

wszystko, co Bóg mo

ż

e i powinien uczyni

ć

; tote

ż

, o ile tylko b

ę

dziemy pami

ę

ta

ć

,

ż

e

nasze umysły powinni

ś

my uwa

ż

a

ć

za ograniczone, Boga za

ś

za istot

ę

niepoj

ę

t

ą

i

niesko

ń

czon

ą

, wtedy zarzuty owe nie b

ę

d

ą

nam sprawiały

ż

adnej trudno

ś

ci.

Teraz za

ś

, poznawszy ju

ż

s

ą

dy ludzkie, przyst

ę

puj

ę

znowu do omówienia zagadnie

ń

,

tycz

ą

cych si

ę

Boga i duszy ludzkiej, a tak

ż

e podstaw całej Pierwszej filozofii; lecz nie

oczekuj

ę

ani poklasku tłumu, ani wielkiej liczby czytelników. Pisz

ę

bowiem wył

ą

cznie dla

tych, którzy na serio wraz ze mn

ą

chc

ą

podj

ąć

rozwa

ż

anie i którzy mog

ą

i chc

ą

umysł

swój uwolni

ć

od zmysłów i wszelkich uprzedze

ń

; wiem za

ś

dobrze,

ż

e takich znajdzie si

ę

tylko niewielu. Co si

ę

za

ś

tyczy tych, którzy nie dbaj

ą

c o zrozumienie ci

ą

gło

ś

ci i zwi

ą

zku

moich rozumowa

ń

b

ę

d

ą

usiłowali - jak to wielu ma zwyczaj - wykpiwa

ć

poszczególne

tylko zdania, to ci niewielki po

ż

ytek odnios

ą

z lektury tej rozprawy. I cho

ć

mo

ż

e w wielu

wypadkach znajd

ą

sposobno

ść

do drwin, to jednak nie łatwo im przyjdzie zarzuci

ć

mi

co

ś

, co by mnie przyparło do muru lub było godne odpowiedzi.

Poniewa

ż

jednak nie obiecuj

ę

,

ż

e tak

ż

e innych z góry we wszystkim zadowol

ę

, a tak

ż

e

nie mam pretensji do mniemania o sobie,

ż

e mog

ę

przewidzie

ć

to, co niektórym b

ę

dzie

si

ę

trudnym wydawało, przedstawi

ę

w Medytacjach na pierwszym miejscu te wła

ś

nie

my

ś

li, które - jak mi si

ę

wydaje - dopomogły mi doj

ść

do pewnego i dokładnego poznania

prawdy, by w ten sposób zobaczy

ć

, czy nie mógłbym mo

ż

e przekona

ć

tak

ż

e innych przy

pomocy tych samych racji, które mnie przekonały. Pó

ź

niej za

ś

odpowiem na zarzuty kilku

m

ęż

ów o wybitnych umysłach i wiedzy, którym posłałem te Medytacje dla oceny, zanim

poszły do druku. Postawili mi oni bowiem dosy

ć

liczne i ró

ż

norodne zarzuty, tak i

ż

ś

miem

spodziewa

ć

si

ę

,

ż

e nie łatwo ju

ż

przyjdzie komu

ś

na my

ś

l co

ś

- przynajmniej o pewnym

znaczeniu - czego by oni dotychczas nie poruszyli. Dlatego najusilniej prosz

ę

czytelników, aby nie wydawali s

ą

du o Medytacjach, zanim nie zadadz

ą

sobie trudu

przeczytania wszystkich owych zarzutów i odpowiedzi na nie.

PRZEGL

Ą

D TRE

Ś

CI SZE

Ś

CIU PONI

ś

SZYCH MEDYTACJI

W pierwszej Medytacji s

ą

podane przyczyny, dla których mo

ż

emy w

ą

tpi

ć

o wszystkich

rzeczach, zwłaszcza o rzeczach materialnych; dopóki oczywi

ś

cie nie mamy innych

podstaw wiedzy, jak tylko te, które posiadali

ś

my dotychczas. Chocia

ż

wi

ę

c po

ż

ytek tego

tak daleko posuni

ę

tego w

ą

tpienia nie jest na pierwszy rzut oka widoczny, to jednak jest

on ogromny, poniewa

ż

uwolni nas od wszelkich s

ą

dów przedwczesnych i utoruje

Strona 2 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

najłatwiejsz

ą

drog

ę

, która by odwiodła umysł nasz od zmysłów; a w ko

ń

cu sprawi,

ż

e ju

ż

nie b

ę

dziemy mogli wi

ę

cej w

ą

tpi

ć

o tym, co pó

ź

niej uznamy za prawdziwe.

W drugiej Medytacji umysł, który posługuj

ą

c si

ę

swoj

ą

własn

ą

wolno

ś

ci

ą

zakłada,

ż

e nie

istnieje to wszystko, o czego istnieniu mo

ż

na cho

ć

by w najmniejszym stopniu w

ą

tpi

ć

,

zauwa

ż

a,

ż

e jest rzecz

ą

niemo

ż

liw

ą

,

ż

eby on sam przy tym nie istniał. To jest tak

ż

e

niezmiernie po

ż

yteczne, bo w ten sposób łatwo umysł rozró

ż

nia, co nale

ż

y do niego

samego, a wi

ę

c do natury my

ś

l

ą

cej (natura intellectualis), a co do ciała. Lecz poniewa

ż

mo

ż

e niektórzy b

ę

d

ą

oczekiwali w tym miejscu argumentów dla nie

ś

miertelno

ś

ci duszy,

s

ą

dz

ę

,

ż

e powinienem ich przestrzec, i

ż

starałem si

ę

nie pisa

ć

niczego, czego bym nie

mógł dokładnie udowodni

ć

; - i dlatego mogłem u

ż

y

ć

tylko tej metody, jakiej u

ż

ywaj

ą

matematycy, a mianowicie, by najpierw wymieni

ć

wszystko, od czego zale

ż

y badane

twierdzenie, zanim wysnuj

ę

z niego jakikolwiek wniosek. Pierwszym jednak i głównym

warunkiem poznania nie

ś

miertelno

ś

ci duszy jest urobienie sobie o niej poj

ę

cia jak

najbardziej przejrzystego i zupełnie ró

ż

nego od wszelkiego poj

ę

cia ciała. To zostało tam

przeprowadzone. Oprócz tego za

ś

jest potrzebne tak

ż

e, aby

ś

my wiedzieli,

ż

e wszystko

to, co pojmujemy jasno i wyra

ź

nie, jest prawdziwe w ten wła

ś

nie sposób, w jaki je

pojmujemy. Tego nie mo

ż

na było dowie

ść

wcze

ś

niej ni

ż

w czwartej Medytacji. Dalej

nale

ż

y mie

ć

wyra

ź

ne poj

ę

cie natury cielesnej; buduje si

ę

je cz

ęś

ciowo w tej wła

ś

nie

drugiej Medytacji, cz

ęś

ciowo tak

ż

e w pi

ą

tej i szóstej. I st

ą

d nale

ż

y wysnu

ć

wniosek,

ż

e te

wszystkie rzeczy, które si

ę

pojmuje jasno i wyra

ź

nie jako ró

ż

ne substancje, tak jak si

ę

pojmuje dusz

ę

i ciało, s

ą

w istocie substancjami ró

ż

ni

ą

cymi si

ę

od siebie nawzajem w

sposób rzeczywisty. Do tego wniosku doszedłem w szóstej Medytacji. I w niej te

ż

został

on umocniony tym,

ż

e nie mo

ż

emy poj

ąć

ciała inaczej jak tylko jako podzielne, duszy

natomiast tylko jako niepodzieln

ą

; nie mo

ż

emy te

ż

pomy

ś

le

ć

połowy jakiej

ś

duszy, tak jak

mo

ż

emy pomy

ś

le

ć

połow

ę

jakiegokolwiek ciała, cho

ć

by nie wiem jak małego. Wobec

czego ich naturom przyznaje si

ę

nie tylko ró

ż

no

ść

, lecz tak

ż

e pewnego rodzaju

przeciwstawno

ść

. W tej rozprawie jednak nie zajmowałem si

ę

daliej t

ą

spraw

ą

- po cz

ęś

ci

dlatego,

ż

e to, co powiedziałem, wystarcza ju

ż

do pokazania,

ż

e ze

ś

mierci ciała nie

wynika

ś

mier

ć

duszy, i do wzbudzenia przez to w ludziach

ś

miertelnych ufno

ś

ci w

przyszłe

ż

ycie; po cz

ęś

ci te

ż

dlatego,

ż

e przesłanki, z których mo

ż

na doj

ść

do wniosku o

nie

ś

miertelno

ś

ci duszy, zale

żą

od wyło

ż

enia całej Fizyki. W pierwszym rz

ę

dzie nale

ż

y

wiedzie

ć

,

ż

e wszystkie w ogóle substancje, czyli rzeczy, które, aby istnie

ć

musz

ą

by

ć

stworzone przez Boga, z natury swej s

ą

niezniszczalne i nigdy nie mog

ą

przesta

ć

istnie

ć

,

chyba

ż

e ten sam Bóg przez odmówienie im swej pomocy sprowadzi je do nico

ś

ci.

Nast

ę

pnie trzeba zauwa

ż

y

ć

,

ż

e wprawdzie ciało - rozwa

ż

ane jako rodzaj - jest

substancj

ą

, a zatem te

ż

nigdy nie mo

ż

e zgin

ąć

; lecz ciało ludzkie jako ró

ż

ni

ą

ce si

ę

od

innych ciał, jest zło

ż

one tylko z pewnego układu członków i innych tego rodzaju

przypadło

ś

ci (accidentia). Natomiast umysł (mens) ludzki nie składa si

ę

w ten sposób z

ż

adnych przypadło

ś

ci, lecz jest czyst

ą

substancj

ą

. Bo cho

ć

by wszystkie jego

przypadło

ś

ci si

ę

zmieniły, tak

ż

e inne rzeczy rozumiałby, innych chciał, inne czuł etc. - to

przez to sam umysł nie stanie si

ę

inny. Ciało za

ś

ludzkie staje si

ę

innym ju

ż

przez to

samo,

ż

e zmieni si

ę

kształt jakich

ś

cz

ęś

ci jego. Wynika z tego,

ż

e wprawdzie ciało bardzo

łatwo mo

ż

e zgin

ąć

, dusza jednak jest z natury swojej nie

ś

miertelna.

W Medytacji trzeciej przedstawiłem dosy

ć

obszernie - jak mi si

ę

wydaje - mój główny

dowód wykazuj

ą

cy istnienie Boga. Poniewa

ż

jednak nie chciałem przy tym posługiwa

ć

si

ę

ż

adnymi porównaniami z dziedziny rzeczy cielesnych, by jak najbardziej odwie

ść

umysły czytelników od zmysłów, pozostało by

ć

mo

ż

e wiele niejasno

ś

ci. Mam jednak

nadziej

ę

,

ż

e zostan

ą

one pó

ź

niej całkowicie usuni

ę

te w odpowiedziach na zarzuty; jak

np. mi

ę

dzy innymi ta niejasno

ść

, w jaki sposób idea istoty najdoskonalszej, która jest w

nas, posiada tyle rzeczywisto

ś

ci obiektywnej,

ż

e musi pochodzi

ć

od najdoskonalszej

przyczyny. To jest w tych odpowiedziach wyja

ś

nione przez porównanie z niesłychanie

doskonał

ą

maszyn

ą

, której idea znajduje si

ę

w umy

ś

le jakiego

ś

r

ę

kodzielnika. Tak

Strona 3 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

bowiem jak obiektywne dzieło zawarte w tej idei musi posiada

ć

jak

ąś

przyczyn

ę

, a

mianowicie wiedz

ę

owego r

ę

kodzielnika albo kogo

ś

innego od kogo j

ą

otrzymał, tak

samo idea Boga, która jest w nas, musi mie

ć

samego Boga za przyczyn

ę

.

W czwartej Medytacji dowodzi si

ę

,

ż

e prawdziwe jest wszystko to, co ujmujemy

(percipimus) jasno i wyra

ź

nie, a równocze

ś

nie wyja

ś

nia si

ę

, w czym le

ż

y przyczyna

ę

du. To trzeba koniecznie wiedzie

ć

zarówno dla utwierdzenia si

ę

w poprzednich

rozwa

ż

aniach, jak te

ż

dla zrozumienia nast

ę

pnych. (Nale

ż

y na tym miejscu jednak

zwróci

ć

uwag

ę

,

ż

e nie chodzi tam zupełnie o grzech, czyli bł

ą

d, jaki si

ę

popełnia w

d

ąż

eniu do dobra i zła, lecz tylko o ten, który zdarza si

ę

przy rozs

ą

dzaniu, co jest prawd

ą

a co fałszem. Nie bada si

ę

te

ż

tego, co odnosi si

ę

do wiary, czy do post

ę

powania w

ż

yciu, lecz wył

ą

cznie prawdy spekulatywne i prawdy poznane jedynie dzi

ę

ki

ś

wiatłu

przyrodzonemu).

W Medytacji pi

ą

tej oprócz wyja

ś

nienia, czym jest natura cielesna w ogóle, zawiera si

ę

tak

ż

e, przeprowadzony w nowy sposób dowód istnienia Boga. W nim jednak wyłoni

ą

si

ę

mo

ż

e znów pewne trudno

ś

ci, które pó

ź

niej zostan

ą

rozwi

ą

zane w odpowiedziach na

zarzuty. W ko

ń

cu zostaje pokazane, w jaki sposób mo

ż

e to by

ć

prawd

ą

,

ż

e nawet

pewno

ść

dowodów matematycznych jest zale

ż

na od poznania Boga.

W Medytacji szóstej wreszcie przeprowadza si

ę

rozró

ż

nienie mi

ę

dzy czynno

ś

ci

ą

rozumu,

a czynno

ś

ci

ą

wyobra

ź

ni i opisuje si

ę

znamiona odró

ż

niaj

ą

ce jedne od drugich.

Udowadnia si

ę

,

ż

e dusza (mens) w sposób realny ró

ż

ni si

ę

od ciała, ale niemniej

pokazuje si

ę

, i

ż

jest z nim tak

ś

ci

ś

le zwi

ą

zana,

ż

e tworzy wraz z nim jedno. Wylicza si

ę

wszystkie bł

ę

dy, które maj

ą

ź

ródło w zmysłach i podaje si

ę

ś

rodki pozwalaj

ą

ce ich

unikn

ąć

, a w ko

ń

cu przytacza si

ę

wszystkie racje, z których mo

ż

na wysnu

ć

wniosek o

istnieniu rzeczy materialnych. Przytaczam je nie dlatego,

ż

ebym je uwa

ż

ał za bardzo

po

ż

yteczne dla udowodnienia tego wła

ś

nie, czego one dowodz

ą

(

ż

e mianowicie

rzeczywi

ś

cie istnieje jaki

ś

ś

wiat i

ż

e ludzie posiadaj

ą

ciało itp., o czym nikt o zdrowych

zmysłach nigdy na serio nie w

ą

tpił), lecz dlatego,

ż

e rozwa

ż

aj

ą

c owe racje poznaje si

ę

,

ż

e nie s

ą

one ani tak silne, ani tak oczywiste, jak te, dzi

ę

ki którym dochodzimy do

poznania naszej duszy i Boga. W ten sposób staje si

ę

widoczne,

ż

e te s

ą

najpewniejsze i

najoczywistsze ze wszystkich, jakie mo

ż

e zna

ć

umysł ludzki. Udowodnienie tego wła

ś

nie,

postawiłem sobie za cel niniejszych Medytacji. Nie wymieniam te

ż

tutaj owych licznych

zagadnie

ń

, które tak

ż

e w Medytacjach przy sposobno

ś

ci poruszam.

MEDYTACJA I

O czym mo

ż

na w

ą

tpi

ć

Przed kilkoma ju

ż

laty spostrzegłem, jak wiele rzeczy fałszywych uwa

ż

ałem w mojej

młodo

ś

ci za prawdziwe i jak niepewne jest to wszystko, co pó

ź

niej na ich podstawie

zbudowałem; [doszedłem wi

ę

c do przekonania],

ż

e je

ż

eli chc

ę

nareszcie co

ś

pewnego i

trwałego w naukach ustali

ć

, to trzeba raz w

ż

yciu z gruntu wszystko obali

ć

i na nowo

rozpocz

ąć

od pierwszych podstaw. Zdawało mi si

ę

jednak,

ż

e to jest olbrzymie

przedsi

ę

wzi

ę

cie i dlatego czekałem na wiek tak dojrzały, by ju

ż

po nim nie nast

ą

pił inny

bardziej odpowiedni dla bada

ń

naukowych. Z tego powodu tak długo zwlekałem,

ż

e

stałbym si

ę

winny, gdybym jeszcze czas pozostały do działania trawił na rozmy

ś

laniach.

Dobrze si

ę

wi

ę

c składa,

ż

e dzi

ś

umysł swój oswobodziłem od wszelkich trosk,

zapewniłem sobie zupełny spokój, pogr

ąż

am si

ę

w samotno

ś

ci i oddam si

ę

nareszcie

powa

ż

nie i z cał

ą

swobod

ą

temu ogólnemu przewrotowi wszystkich moich pogl

ą

dów.

Do tego jednak nie trzeba b

ę

dzie, bym okaza

ć

,

ż

e wszystko jest fałszywe; tego mo

ż

e

nigdy nie mógłbym osi

ą

gn

ąć

. Lecz poniewa

ż

ju

ż

sam rozum radzi, by niemniej ostro

ż

nie

powstrzyma

ć

si

ę

od uznania tych rzeczy, które s

ą

niezupełnie pewne i niew

ą

tpliwe, jak

od oczywi

ś

cie fałszywych - zatem wystarczy do odrzucenia wszystkich, je

ś

li w ka

ż

dej

Strona 4 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

znajd

ę

jak

ąś

racj

ę

do w

ą

tpienia. A tak

ż

e nie trzeba poszczególnych pogl

ą

dów po kolei

przechodzi

ć

- byłaby to praca bez ko

ń

ca - lecz, poniewa

ż

po zburzeniu fundamentów,

wszystko, co na nich jest zbudowane, samo upada, przyst

ą

pi

ę

od razu do samych zasad,

na których opierało si

ę

wszystko, w co niegdy

ś

wierzyłem.

Otó

ż

wszystko, co dotychczas za najbardziej prawdziwe uwa

ż

ałem, otrzymywałem od

zmysłów lub przez zmysły; przekonałem si

ę

jednak,

ż

e te mnie niekiedy zwodz

ą

, a

roztropno

ść

nakazuje nie ufa

ć

nigdy w zupełno

ś

ci tym, którzy nas chocia

ż

raz zwiedli.

Jednakowo

ż

- cho

ć

nas zmysły niejednokrotnie zwodz

ą

, gdy chodzi o jakie

ś

przedmioty

małe i bardziej oddalone - to mo

ż

e jest wiele innych rzeczy, o których absolutnie nie

mo

ż

na w

ą

tpi

ć

, chocia

ż

te

ż

od zmysłów je przyjmujemy, jak np.

ż

e teraz tutaj jestem,

ż

e

siedz

ę

koło ognia,

ż

e jestem odziany w zimow

ą

szat

ę

,

ż

e dotykam tego papieru r

ę

koma

itp. W jaki

ż

sposób mo

ż

na by zaprzeczy

ć

,

ż

e te wła

ś

nie r

ę

ce i całe to ciało moje jest?

Musiałbym chyba siebie porówna

ć

do nie wiem jak szalonych, których mózg tak jest

osłabiony przez uporczywe wyziewy czarnej

ż

ółci,

ż

e stale zapewniaj

ą

, i

ż

s

ą

królami,

podczas gdy s

ą

bardzo biedni, lub

ż

e s

ą

odziani w purpur

ę

, gdy tymczasem s

ą

nadzy,

albo

ż

e maj

ą

głow

ę

z gliny, albo

ż

e całe ich ciało jest dyni

ą

, lub

ż

e s

ą

wyd

ę

ci ze szkła.

Ale to s

ą

wła

ś

nie szale

ń

cy i ja bym si

ę

wydawał niemniej szalonym, gdybym sobie ich

wzi

ą

ł za przykład

Doskonale! - jak gdybym sam nie był człowiekiem, który ma zwyczaj w nocy spa

ć

i który

we

ś

nie do

ś

wiadcza tego samego, a nawet rzeczy jeszcze mniej prawdopodobnych, ni

ż

owi szale

ń

cy na jawie. Jak cz

ę

sto w nocy ka

ż

e mi sen wierzy

ć

w rzeczy zwyczajne, jak

np.

ż

e tu jestem,

ż

e jestem ubrany,

ż

e siedz

ę

przy ogniu, a tymczasem le

żę

w łó

ż

ku

rozebrany. Lecz przecie

ż

teraz całkiem pewnie na jawie patrz

ę

na ten papier, ta głowa,

któr

ą

poruszam, nie jest we

ś

nie pogr

ąż

ona. R

ę

k

ę

t

ę

wyci

ą

gam przed siebie z rozmysłu i

ze

ś

wiadomo

ś

ci

ą

i mam w niej czucie; tak wyra

ź

nie nie przedstawiałoby si

ę

to

ś

pi

ą

cemu.

A jednak przypominam sobie,

ż

e podobne rozwa

ż

ania zwiodły mnie innym razem w

snach. Gdy o tym my

ś

l

ę

uwa

ż

niej, widz

ę

tak jasno,

ż

e nigdy nie mo

ż

na ma podstawie

pewnych oznak odró

ż

ni

ć

jawy od snu, i

ż

ogarnia mnie zdumienie i to zdumienie wła

ś

nie

utwierdza mnie prawie w mniemaniu,

ż

e

ś

ni

ę

.

Dobrze wi

ę

c, przypu

ść

my,

ż

e

ś

nimy i

ż

e nieprawd

ą

s

ą

wszystkie te szczegóły, jak to,

ż

e

otwieramy oczy, poruszamy głow

ą

, wyci

ą

gamy r

ę

ce,

ż

e mamy takie r

ę

ce i takie ciało.

Trzeba jednak z pewno

ś

ci

ą

przyzna

ć

,

ż

e senne widziadła s

ą

jak gdyby jakimi

ś

malowidłami, które mogły zosta

ć

utworzone jedynie na podobie

ń

stwo rzeczy

prawdziwych.

ś

e wi

ę

c przynajmniej te rzeczy ogólne, jak oczy, głowa, r

ę

ce i całe ciało

istniej

ą

jako rzeczy prawdziwe a nie tylko wyobra

ż

one. Przecie

ż

sami malarze, nawet

wtedy, gdy usiłuj

ą

przedstawi

ć

syreny i satyrów w najniezwyklejszych postaciach, nie s

ą

w stanie da

ć

im pod ka

ż

dym wzgl

ę

dem nowych cech, lecz tylko ł

ą

cz

ą

ze sob

ą

członki

rozmaitych stworze

ń

. A je

ś

li nawet wymy

ś

l

ą

co

ś

tak dalece nowego,

ż

e nic podobnego w

ogóle nigdy nie widziano, tak zupełnie zmy

ś

lonego i nieprawdziwego, to jednak z

pewno

ś

ci

ą

przynajmniej barwy, które si

ę

na to składaj

ą

, musz

ą

by

ć

prawdziwe. Na tej

samej podstawie trzeba koniecznie przyzna

ć

,

ż

e chocia

ż

te rzeczy ogólne, jak oczy,

głowa, r

ę

ce itp. mog

ą

by

ć

tylko tworami imaginacji, to jednak rzeczywistymi s

ą

jakie

ś

inne

rzeczy prostsze i ogólniejsze, z których - jak gdyby z prawdziwych barw - tworz

ą

si

ę

wszystkie b

ą

d

ź

fałszywe, b

ą

d

ź

prawdziwe obrazy rzeczy, jakie si

ę

znajduj

ą

w naszej

ś

wiadomo

ś

ci (cogitatio). - Tego rodzaju, zdaje si

ę

, jest istota ciała w ogóle i jego

rozci

ą

gło

ść

, podobnie kształt rzeczy rozci

ą

głych, dalej ich quantum, czyli ich wielko

ść

i

liczba, tak samo miejsce, w którym si

ę

znajduj

ą

, czas, przez jaki trwaj

ą

itp.

Tote

ż

na podstawie tego mo

ż

e nie b

ę

dzie mylny wniosek,

ż

e cho

ć

fizyka, astronomia,

medycyna i wszystkie inne nauki, które zale

żą

od rozpatrywania rzeczy zło

ż

onych, s

ą

wprawdzie niepewne, to jednak arytmetyka, geometria i inne tego rodzaju nauki, które
traktuj

ą

jedynie o rzeczach najprostszych i najogólniejszych - nie troszcz

ą

c si

ę

wcale o

Strona 5 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

to, czy one istniej

ą

w rzeczywisto

ś

ci, czy nie - zawieraj

ą

co

ś

pewnego i niew

ą

tpliwego.

Bo czy czuwam, czy

ś

pi

ę

, 2 + 3 = 5, a kwadrat nie wi

ę

cej ma boków, jak cztery, i zdaje

si

ę

jest niemo

ż

liwe, by tak oczywiste prawdy popadły w podejrzenie, jakoby były

fałszywe.

Jednakowo

ż

znajduje si

ę

w moim umy

ś

le pewne dawne, silnie wkorzenione mniemanie,

ż

e istnieje Bóg, który wszystko mo

ż

e i który stworzył mnie takim, jakim jestem. Sk

ą

d

jednak wiem,

ż

e on nie sprawił tak, i

ż

w ogóle nie ma

ż

adnej ziemi, ani nieba, ani

ż

adnej

rzeczy rozci

ą

głej,

ż

adnego kształtu,

ż

adnej wielko

ś

ci, ani miejsca, a

ż

e mimo to,

wszystko przedstawia mi si

ę

tak, jak teraz, jako istniej

ą

ce. Sk

ą

d wiem,

ż

e tak jak o innych

niekiedy s

ą

dz

ę

,

ż

e si

ę

myl

ą

w takich sprawach, o których - jak im si

ę

wydaje - posiadaj

ą

doskonał

ą

wiedz

ę

,

ż

e tak samo ja sam nie ulegam złudzeniu, gdy dwa do trzech dodaj

ę

lub licz

ę

boki kwadratu, albo gdy wykonuj

ę

co

ś

jeszcze łatwiejszego, je

ś

li co

ś

takiego da

si

ę

pomy

ś

le

ć

. A mo

ż

e Bóg nie chciał, bym był tak oszukiwany? Nazywa si

ę

przecie

ż

najwi

ę

ksz

ą

dobroci

ą

. Lecz, je

ś

liby si

ę

to nie zgadzało z jego dobroci

ą

, by mnie stworzył

takim, i

ż

bym si

ę

zawsze mylił, to zdawałoby si

ę

,

ż

e ta sama dobro

ć

nie pozwala na to,

bym si

ę

czasem tylko mylił. A tego faktu nie mo

ż

na zaprzeczy

ć

.

Znajd

ą

si

ę

jednak mo

ż

e tacy, którzy woleliby zaprzeczy

ć

istnieniu tak pot

ęż

nego Boga,

ni

ż

uwierzy

ć

w to,

ż

e wszystkie inne rzeczy s

ą

niepewne. Lecz z tymi nie spierajmy si

ę

i

uwa

ż

ajmy to wszystko o Bogu za czczy wymysł. Niechaj wi

ę

c przyjm

ą

,

ż

e tym, czym

jestem, stałem si

ę

b

ą

d

ź

to wskutek zrz

ą

dzenia losu, b

ą

d

ź

te

ż

wskutek przypadku, czy te

ż

zwykłego biegu rzeczy, lub jakimkolwiek b

ą

d

ź

innym sposobem. Otó

ż

, poniewa

ż

myli

ć

si

ę

i bł

ą

dzi

ć

uchodzi za pewn

ą

niedoskonało

ść

, wi

ę

c im mniej pot

ęż

nemu sprawcy moje

pochodzenie b

ę

d

ą

przypisywali, tym prawdopodobniejszym b

ę

dzie,

ż

e jestem tak

niedoskonały, i

ż

zawsze si

ę

myl

ę

.

Na takie argumenty nic ju

ż

nie mog

ę

odpowiedzie

ć

, lecz w ko

ń

cu musz

ę

wyzna

ć

,

ż

e o

wszystkim, co dawniej uwa

ż

ałem za prawdziwe, mo

ż

na w

ą

tpi

ć

i to nie przez

nieostro

ż

no

ść

lub lekkomy

ś

lno

ść

, lecz z powodu powa

ż

nych i przemy

ś

lanych racji. Je

ś

li

wi

ę

c chc

ę

znale

źć

co

ś

pewnego, to musz

ę

niemniej ostro

ż

nie powstrzymywa

ć

si

ę

od

uznawania tego wszystkiego jak od oczywistych fałszów.

Lecz nie do

ść

to stwierdzi

ć

, trzeba si

ę

stara

ć

mie

ć

to w pami

ę

ci. Ustawicznie bowiem

powracaj

ą

dawne mniemania, do których przywykłem, i bior

ą

w posiadanie mój

łatwowierny umysł wbrew mojej woli prawie, jak gdyby im był na mocy długotrwałego
obcowania i spoufalenia zobowi

ą

zany. Nigdy te

ż

nie odzwyczaj

ę

si

ę

przytakiwa

ć

i ufa

ć

im, dopóki b

ę

d

ę

je uwa

ż

ał za takie, jakimi s

ą

rzeczywi

ś

cie, to znaczy wprawdzie troch

ę

w

ą

tpliwe, jak to ju

ż

widzieli

ś

my, lecz zarazem bardzo prawdopodobne i takie, którym o

wiele rozs

ą

dniej jest wierzy

ć

, ni

ż

zaprzeczy

ć

. Dlatego - jak s

ą

dz

ę

- nie

ź

le uczyni

ę

, je

ś

li,

zwróciwszy si

ę

dobrowolnie w kierunku wprost przeciwnym, sam siebie b

ę

d

ę

łudził i

uwa

ż

ał przez jaki

ś

czas owe mniemania za zupełnie fałszywe i urojone, a

ż

wreszcie po

zrównowa

ż

eniu niejako obustronnym skłonno

ś

ci do wydawania s

ą

dów wi

ę

cej ju

ż

ż

adne

złe przyzwyczajenie nie sprowadzi mego s

ą

du z drogi wła

ś

ciwego ujmowania (perceptio)

rzeczy. Bo przecie

ż

wiem,

ż

e nie mo

ż

e st

ą

d wynikn

ąć

ż

adne niebezpiecze

ń

stwo ani bł

ą

d

i

ż

e nie mog

ę

w nieufno

ś

ci pój

ść

za daleko, poniewa

ż

nie chodzi tu o działanie, lecz tylko

o poznanie.

Przyjmuj

ę

wiec,

ż

e nie najlepszy Bóg,

ź

ródło prawdy, lecz jaki

ś

zły duch, bardzo pot

ęż

ny

i przebiegły wszystkie swe siły wyt

ęż

ył w tym kierunku, by mnie zwodzi

ć

. B

ę

d

ę

uwa

ż

ał,

ż

e niebo, powietrze, ziemia, barwy, kształty, d

ź

wi

ę

ki i wszystkie inne rzeczy zewn

ę

trzne

s

ą

tylko zwodnicz

ą

gr

ą

snów, przy pomocy których zastawił on sidła na m

ą

łatwowierno

ść

. B

ę

d

ę

uwa

ż

ał,

ż

e ja sam nie mam ani r

ą

k, ani oczu, ani ciała, ani krwi, ani

ż

adnego zmysłu, lecz

ż

e mylnie s

ą

dziłem, i

ż

to wszystko posiadam. B

ę

d

ę

trwał uparcie

przy tym rozmy

ś

laniu i w ten sposób, cho

ć

mo

ż

e nie jest w mojej mocy pozna

ć

ż

adnej

Strona 6 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

prawdy, to jednak b

ę

d

ę

si

ę

miał na baczno

ś

ci,

ż

ebym nie uznawał, o ile to mo

ż

liwe,

rzeczy fałszywych i

ż

eby mi ten zwodziciel, chocia

ż

by nie wiem jak pot

ęż

ny i przebiegły,

nie mógł niczego narzuci

ć

. Ale to przedsi

ę

wzi

ę

cie jest pełne trudów i jaka

ś

bierno

ść

prowadzi mnie z powrotem do nawyknie

ń

ż

ycia. I nie inaczej jak wi

ę

zie

ń

, który we

ś

nie

cieszył si

ę

wyobra

ż

on

ą

wolno

ś

ci

ą

, gdy go pó

ź

niej ogarn

ą

w

ą

tpliwo

ś

ci, czy nie

ś

pi,

obawia si

ę

obudzenia i nie otwiera długo oczu, aby nie spłoszy

ć

pon

ę

tnych marze

ń

, tak

te

ż

i ja dobrowolnie powracam do dawnych mniema

ń

i l

ę

kam si

ę

przebudzenia, w

obawie, aby nast

ę

puj

ą

cej po cichym spoczynku pracowitej jawy nie wypadło mi sp

ę

dzi

ć

w nieprzeniknionych ciemno

ś

ciach poruszonych wła

ś

nie trudno

ś

ci, a nie w

ś

wietle.

MEDYTACJA

II

O naturze umysłu ludzkiego.

ś

e jest on bardziej znany ni

ż

ciało

Wczorajsze rozwa

ż

ania pogr

ąż

yły mnie w takich w

ą

tpliwo

ś

ciach,

ż

e nie mog

ę

o nich

zapomnie

ć

, ani nie widz

ę

, jakby je nale

ż

ało rozwi

ą

za

ć

, lecz tak dalece straciłem

równowag

ę

jak kto

ś

, co wpadłszy nagle w gł

ę

boki wir, ani dna dosi

ę

gn

ąć

, ani te

ż

na

powierzchni

ę

wypłyn

ąć

nie mo

ż

e. Chc

ę

jednak wydoby

ć

si

ę

z tego i spróbuj

ę

ponownie

i

ść

t

ą

sam

ą

drog

ą

, na któr

ą

wczoraj wkroczyłem. B

ę

d

ę

si

ę

mianowicie trzymał z dala od

wszystkiego, co najmniejsz

ą

cho

ć

by dopuszcza w

ą

tpliwo

ść

, zupełnie tak samo, jak

gdybym był stwierdził,

ż

e jest to zgoła fałszem. B

ę

d

ę

te

ż

pod

ąż

ał dalej, póki nie poznam

czego

ś

pewnego i je

ś

li ju

ż

nie poznam niczego innego jako pewne, to przynajmniej to,

ż

e

nie ma nic pewnego. Aby cał

ą

ziemi

ę

poruszy

ć

z miejsca,

żą

dał Archimedes tylko punktu,

który by był stały i nieruchomy; nale

ż

y wi

ę

c oczekiwa

ć

wielkich rzeczy, je

ż

eli znajd

ę

cho

ć

by co

ś

najmniejszego, co byłoby pewne i niewzruszone.

Zakładam wi

ę

c,

ż

e wszystko to, co widz

ę

, jest fałszem, wierz

ę

,

ż

e nie istniało nigdy nic z

tego, co mi kłamliwa pami

ęć

przedstawia, nie posiadam wcale zmysłów. Ciało, kształt,

rozci

ą

gło

ść

, ruch i miejsce s

ą

chimerami. Có

ż

zatem b

ę

dzie prawd

ą

? Mo

ż

e to jedno

tylko,

ż

e nie ma nic pewnego.

Lecz sk

ą

d

ż

e wiem,

ż

e poza tym, co ju

ż

wymieniłem, nie ma nic innego, o czym w

ą

tpi

ć

najmniejszej nie ma przyczyny? Czy

ż

mo

ż

e istnieje jaki

ś

Bóg, czy jakiekolwiek mam

nada

ć

miano temu, który te wła

ś

nie my

ś

li we mnie wzbudza? Lecz dlaczego mam to

przypuszcza

ć

, skoro mo

ż

e sam jestem ich sprawc

ą

? Czy

ż

wi

ę

c przynajmniej ja sam

czym

ś

jestem? Zaprzeczyłem ju

ż

jednak, jakobym posiadał w ogóle jakie

ś

zmysły i jakie

ś

ciało. Tu jednak zatrzymuj

ę

si

ę

. Bo có

ż

st

ą

d wynika? Czy

ż

jestem tak

ś

ci

ś

le zwi

ą

zany z

ciałem i zmysłami,

ż

e bez nich nie mog

ę

istnie

ć

? Lecz ju

ż

przyj

ą

łem,

ż

e nic w

ś

wiecie nie

istnieje: ani niebo, ani ziemia, ani umysły, ani ciała, czy

ż

wiec nie przyj

ą

łem,

ż

e i ja nie

istniej

ę

? Ja jednak na pewno istniałem, skoro co

ś

przyj

ą

łem. Lecz istnieje zwodziciel -

nie wiem, kto nim jest - wszechpot

ęż

ny i najprzebieglejszy, który zawsze rozmy

ś

lnie mnie

łudzi. Nie ma wiec w

ą

tpliwo

ś

ci,

ż

e istniej

ę

, skoro mnie łudzi! I niechaj

ż

e mnie łudzi, ile

tylko potrafi, tego jednak nigdy nie doka

ż

e, abym był niczym, tak długo, dopóki my

ś

l

ę

sam,

ż

e czym

ś

jestem. Tak wi

ę

c po wystarczaj

ą

cym i wyczerpuj

ą

cym rozwa

ż

eniu

wszystkiego, nale

ż

y na koniec stwierdzi

ć

,

ż

e to powiedzenie: " Ja jestem, ja istniej

ę

"

musi by

ć

prawd

ą

, ilekro

ć

je wypowiadam lub w duchu pomy

ś

l

ę

.

Jednak

ż

e jeszcze niedostatecznie rozumiem, kim jestem ja sam, ja, który istniej

ę

koniecznie; musz

ę

wi

ę

c uwa

ż

a

ć

, abym przypadkiem czego

ś

innego nierozwa

ż

nie nie

wzi

ą

ł za siebie, i tym sposobem nie popadł w bł

ą

d nawet w tym poznaniu, które uwa

ż

am

za najpewniejsze i najbardziej oczywiste ze wszystkich. Z tego powodu rozwa

żę

ponownie, za co si

ę

dawniej uwa

ż

ałem, zanim nie wszedłem na drog

ę

tych rozmy

ś

la

ń

; z

tych dawnych mych pogl

ą

dów usun

ę

nast

ę

pnie wszystko to, co z przytoczonych

powodów mogłoby zosta

ć

w najmniejszym cho

ć

by stopniu podwa

ż

one, tak aby w ko

ń

cu

pozostało dokładnie to tylko, co jest pewne i niewzruszone.

Strona 7 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Za có

ż

si

ę

tedy dotychczas uwa

ż

ałem? Oczywi

ś

cie za człowieka, lecz czym jest

człowiek? Mam

ż

e powiedzie

ć

: istot

ą

ż

yj

ą

c

ą

rozumn

ą

? Nie! Gdy

ż

nast

ę

pnie nale

ż

ałoby

zapyta

ć

, czym jest istota

ż

yj

ą

ca i czym rozumna, i w ten sposób zamiast jednego pytania

stan

ę

łoby przede mn

ą

kilka pyta

ń

jeszcze trudniejszych, nie mam za

ś

tyle wolnego

czasu, abym go mógł po

ś

wi

ę

ci

ć

na takie subtelno

ś

ci. Raczej zwróc

ę

uwag

ę

na to, co si

ę

dawniej my

ś

li mojej samo w sposób naturalny narzucało, ilekro

ć

rozwa

ż

ałem, czym

jestem. Otó

ż

narzucało mi si

ę

przede wszystkim, ze mam twarz, r

ę

ce, ramiona i cał

ą

t

ę

maszyneri

ę

członków, jak

ą

spostrzega si

ę

te

ż

u trupa, a któr

ą

oznaczałem nazw

ą

ciała;

narzucało mi si

ę

dalej,

ż

e si

ę

od

ż

ywiam, chodz

ę

, czyj

ę

i my

ś

l

ę

, które to czynno

ś

ci

odnosiłem do duszy; lecz czym jest ta dusza, na to b

ą

d

ź

woale nie zwracałem uwagi,

b

ą

d

ź

wyobra

ż

ałem sobie jakie

ś

nieuchwytne nie wiem co, co

ś

na kształt wiatru lub ognia,

lub eteru, co przenika grubsze moje cz

ęś

ci. Co do ciała mego, to nie miałem

ż

adnych

w

ą

tpliwo

ś

ci, lecz s

ą

dziłem,

ż

e znam dokładnie jego natur

ę

, a gdybym przypadkiem

spróbował j

ą

opisa

ć

tak jak j

ą

w my

ś

li mojej pojmowałem, to tak bym si

ę

wyraził: przez

ciało rozumiem wszystko to, co mo

ż

e wypełnia

ć

przestrze

ń

w taki sposób,

ż

e z niej

wył

ą

cza ka

ż

de inne ciało, co mo

ż

e zosta

ć

spostrze

ż

one za pomoc

ą

dotyku, wzroku,

słuchu, smaku lub zapachu i co mo

ż

e nadto na ró

ż

ne sposoby zosta

ć

wprawione w ruch,

wprawdzie nie samo przez si

ę

, ale przez co

ś

innego, co go dotyka; s

ą

dziłem bowiem,

ż

e

posiadanie siły do wprawiania siebie samego w ruch, podobnie jak posiadanie zdolno

ś

ci

czucia lub my

ś

lenia

ż

adn

ą

miar

ą

nie nale

ż

y do natury ciała; co wi

ę

cej dziwiłem si

ę

raczej,

gdy zdolno

ś

ci te w niektórych ciałach znajdowałem.

ż

jednak teraz b

ę

dzie, skoro przyjmuj

ę

,

ż

e zwodziciel jaki

ś

przepot

ęż

ny i - je

ś

li godzi

si

ę

tak powiedzie

ć

- zło

ś

liwy zadaje sobie trudu, aby mnie zwodzi

ć

we wszystkim, ile

tylko potrafi? Czy

ż

mog

ę

twierdzi

ć

,

ż

e posiadam cokolwiek b

ą

d

ź

z tego wszystkiego, o

czym poprzednio powiedziałem,

ż

e nale

ż

y do natury ciała? Raz po raz my

ś

l

ę

o tym z

uwag

ą

i niczego takiego nie znajduj

ę

; bezowocnie wysilam si

ę

powtarzaniem tych

rozwa

ż

a

ń

.

Lecz có

ż

z tego posiadam, co przypisywałem duszy, np. jak

ż

e jest z od

ż

ywianiem si

ę

lub

chodzeniem? Otó

ż

skoro ju

ż

nie mam ciała, to i one nie s

ą

niczym innym jak tylko

fikcjami. A jak si

ę

ma rzecz z czuciem? I ono oczywi

ś

cie nie mo

ż

e si

ę

dokonywa

ć

bez

ciała, a nawet zdawało mi si

ę

,

ż

e bardzo wiele rzeczy czułem we

ś

nie, których - jak

ź

niej si

ę

przekonałem - nie czułem. A jak jest z my

ś

leniem? Teraz znalazłem! Tak: to

my

ś

lenie! Ono jedno nie daje si

ę

ode mnie oddzieli

ć

. Ja jestem, ja istniej

ę

; to jest pewne.

Jak długo jednak? Oczywi

ś

cie jak długo my

ś

l

ę

; bo mo

ż

e mogłoby si

ę

zdarzy

ć

,

ż

e

gdybym zaprzestał w ogóle my

ś

le

ć

, to natychmiast bym cały przestał istnie

ć

. Teraz

przyjmuj

ę

tylko to, co jest koniecznie prawdziwe; jestem, wi

ę

c dokładnie mówi

ą

c tylko

rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

, to znaczy umysłem (mens) b

ą

d

ź

duchem (animus) b

ą

d

ź

rozs

ą

dkiem

(intellectus) b

ą

d

ź

rozumem (ratio), wszystko wyrazy o nieznanym mi dawniej znaczeniu.

Jestem wi

ę

c rzecz

ą

prawdziw

ą

i naprawd

ę

istniej

ą

c

ą

; lecz jak

ą

rzecz

ą

? Powiedziałem:

my

ś

l

ą

c

ą

.

I czym jestem poza tym? Przywołam wyobra

ź

ni

ę

na pomoc: nie jestem tym układem

członków, który si

ę

ciałem ludzkim nazywa; nie jestem te

ż

subtelnym powietrzem, które

te członki przenika, ani wiatrem, ani ogniem, ani oparem, ani tchnieniem, ani
czymkolwiek takim, co bym sobie mógł wyobrazi

ć

; zało

ż

yłem bowiem,

ż

e to wszystko jest

niczym. Podtrzymuj

ę

to zało

ż

enie: a mimo to ja jestem czym

ś

. Ale mo

ż

e przypadkiem to

wła

ś

nie, o czym przypuszczam,

ż

e jest niczym, poniewa

ż

nie jest mi ono znane, w

rzeczywisto

ś

ci nie ró

ż

ni si

ę

ode mnie takiego, jakiego znam? Nie wiem tego i o to si

ę

ju

ż

nie spieram; s

ą

d wydawa

ć

mog

ę

tylko o tym, co mi jest znane. Wiem,

ż

e istniej

ę

; pytam

jednak, kim jestem ja, o którym wiem, ze istniej

ę

. Jest rzecz

ą

niew

ą

tpliw

ą

,

ż

e znajomo

ść

tego, co tak dokładnie stwierdziłem nie mo

ż

e opiera

ć

si

ę

na czym

ś

, o czego istnieniu

jeszcze nie wiem; a zatem nie mo

ż

e opiera

ć

si

ę

na niczym, co unaoczniam sobie w

wyobra

ź

ni. To wła

ś

nie słowo unaoczniam zwraca mi na bł

ą

d mój uwag

ę

: unaoczniałbym

Strona 8 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

bowiem w rzeczy samej, gdybym sobie wyobraził siebie jako co

ś

, bo wyobra

ż

a

ć

sobie, to

nic innego jak ogl

ą

da

ć

posta

ć

lub obraz rzeczy cielesnej. Tymczasem wiem ju

ż

na

pewno,

ż

e istniej

ę

, a równocze

ś

nie wiem,

ż

e jest mo

ż

liwe, i

ż

wszystkie te obrazy i w

ogóle wszystko, co odnosi si

ę

do natury ciała nie jest niczym innym jak tylko sennym

widziadłem. Zdawszy sobie z tego spraw

ę

, widz

ę

,

ż

e niemniej niedorzecznie post

ą

piłem

mówi

ą

c "przywołam wyobra

ź

ni

ę

na pomoc, aby dokładniej pozna

ć

kim jestem", jak

gdybym powiedział "wprawdzie ju

ż

si

ę

obudziłem i widz

ę

co

ś

nie co

ś

prawdziwego, lecz

poniewa

ż

jeszcze nie widz

ę

z dostateczn

ą

oczywisto

ś

ci

ą

, postaram si

ę

zasn

ąć

, aby mi to

sen bardziej prawdziwie i bardziej oczywi

ś

cie przedstawił". Poznaj

ę

wiec,

ż

e nic z tego,

co mógłbym przy pomocy wyobra

ź

ni uchwyci

ć

nie nale

ż

y do tego poj

ę

cia, które mam o

sobie,

ż

e umysł swój powinienem jak najstaranniej odwróci

ć

od tych spraw, je

ż

eli ma on

sw

ą

własn

ą

natur

ę

jak najwyra

ź

niej uj

ąć

.

Czym

ż

e wi

ę

c jestem? Rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

; ale co to jest? Jest to rzecz, która w

ą

tpi, pojmuje,

twierdzi. przeczy, chce, nie chce, a tak

ż

e wyobra

ż

a sobie i czuje.

Zaiste niemało tego jest, je

ś

li to wszystko miałoby do mnie nale

ż

e

ć

. Lecz dlaczegó

ż

by

nie miało nale

ż

e

ć

? Czy

ż

to nie ja sam jestem tym, który w

ą

tpi prawie o wszystkim, który

jednak co

ś

nieco

ś

ju

ż

rozumie, który o jednych rzeczach twierdzi,

ż

e s

ą

prawdziwe,

innym zaprzecza, który pragnie wi

ę

cej wiedzie

ć

, nie chce si

ę

da

ć

zwodzi

ć

, który wiele,

chocia

ż

wbrew woli, sobie wyobra

ż

a, a tak

ż

e wiele, jak gdyby od zmysłów

pochodz

ą

cego, spostrzega. Niechbym stale spał, niechby tak

ż

e mój stwórca zwodził

mnie, ile tylko potrafi, czy cokolwiek z tego nie jest równie prawdziwe, jak to,

ż

e istniej

ę

?

ż

z tego ró

ż

niłoby si

ę

od mojej

ś

wiadomo

ś

ci (cogitatio)? O czym

ż

e z tego mo

ż

na by

powiedzie

ć

,

ż

e jest ode mnie samego oddzielone? Bo to,

ż

e ja jestem tym, który w

ą

tpi,

rozumie, chce, jest tak oczywiste,

ż

e przez nic innego oczywistszym sta

ć

si

ę

nie mo

ż

e.

Ale to przecie

ż

ten sam ja jestem, który sobie wyobra

ż

a, bo mo

ż

e wprawdzie - jak to

zało

ż

yłem -

ż

adna zgoła rzecz wyobra

ż

ona nie jest prawdziwa, ale sama zdolno

ść

wyobra

ż

ania rzeczywi

ś

cie istnieje i stanowi cz

ęść

mojej

ś

wiadomo

ś

ci. W ko

ń

cu to ten

sam ja jestem, który czuj

ę

, czyli który rzeczy cielesne jakby za pomoc

ą

zmysłów

spostrzegam. Widz

ę

wszak oczywi

ś

cie

ś

wiatło, słysz

ę

hałas, czuj

ę

ciepło. - Ale

ż

to

wszystko jest fałszem! Przecie

ż

ś

pi

ę

! Jednak

ż

e na pewno wydaje mi si

ę

przynajmniej,

ż

e

widz

ę

,

ż

e słysz

ę

,

ż

e czuj

ę

ciepło. To nie mo

ż

e by

ć

fałszem, to jest wła

ś

nie tym, co si

ę

we

mnie czuciem nazywa, to za

ś

czucie, tak wła

ś

nie rozumiane, nie jest niczym innym jak

ś

wiadomo

ś

ci

ą

(cogitare).

Na podstawie tego zaiste zaczynam znacznie lepiej poznawa

ć

, kim jestem. Lecz jednak

dot

ą

d mi si

ę

wydaje i nie mog

ę

si

ę

powstrzyma

ć

od mniemania,

ż

e rzeczy cielesne,

których obrazy kształtuje

ś

wiadomo

ść

i które same zmysły nasze badaj

ą

, znacznie

wyra

ź

niej si

ę

poznaje ni

ż

to nie wiadomo co we mnie, co nie daje si

ę

wyobrazi

ć

. Chocia

ż

to jednak dziwne,

ż

e wyra

ź

niej pojmuj

ę

rzeczy, o których stwierdzam,

ż

e s

ą

w

ą

tpliwe,

nieznane, obce mi, ni

ż

to, co jest prawdziwe, co poznane, ni

ż

jednym słowem siebie

samego. Ale widz

ę

ju

ż

, jak si

ę

ma sprawa, mój umysł rad bł

ą

dzi i nie znosi jeszcze

zacie

ś

nienia przez granice prawdy. Niech

ż

e wi

ę

c b

ę

dzie; zwolnijmy mu jeszcze raz jak

najbardziej cugli,

ż

eby

ś

ci

ą

gn

ą

wszy je niebawem we wła

ś

ciwej chwili łatwiej było nim

kierowa

ć

.

Rozwa

ż

my te przedmioty, które powszechnie uchodz

ą

za najwyra

ź

niej ze wszystkich

pojmowane. S

ą

to ciała, których dotykamy, które widzimy. Nie idzie tu o ciała w ogóle, te

bowiem ogólne poj

ę

cia (perceptio) bywaj

ą

znacznie bardziej niejasne, lecz o jakie

ś

ciało

konkretne. We

ź

my np. ten wosk;

ś

wie

ż

o został uzyskany z plastra i jeszcze nie stracił

całkiem smaku swego miodu, ma w sobie jeszcze troch

ę

zapachu kwiatów, z których

został zebrany; jego barwa, kształt, wielko

ść

s

ą

widoczne: jest twardy, zimny, mo

ż

na go

łatwo dotkn

ąć

i gdy stukn

ąć

we

ń

palcem wydaje d

ź

wi

ę

k. Jednym słowem posiada

wszystko, co zdaje si

ę

by

ć

potrzebne, aby jakie

ś

ciało mogło zosta

ć

jak najwyra

ź

niej

Strona 9 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

poznane. Ale oto, w czasie, gdy to mówi

ę

, przybli

ż

a si

ę

wosk do ognia, traci resztki

smaku, zapach ulatuje, barwa si

ę

zmienia, kształt znika, rozmiary rosn

ą

, wosk staje si

ę

płynny, gor

ą

cy, ledwo go dotkn

ąć

mo

ż

na i ju

ż

, je

ś

li we

ń

stuka

ć

, nie wydaje d

ź

wi

ę

ku.

Czy

ż

to jest dalej ten sam wosk? Trzeba przyzna

ć

,

ż

e ten sam, nikt temu nie przeczy,

nikt inaczej nie my

ś

li. Có

ż

to wi

ę

c było w tym wosku, co tak wyra

ź

nie si

ę

pojmowało? Na

pewno nic z tego, co mi było dane przez zmysły, cokolwiek bowiem podpadało b

ą

d

ź

pod

zmysł smaku, b

ą

d

ź

zapachu, b

ą

d

ź

wzroku, b

ą

d

ź

dotyku, b

ą

d

ź

słuchu uległo ju

ż

zmianie:

a tymczasem wosk pozostaje.

Mo

ż

e to to było, co teraz my

ś

l

ę

, mianowicie

ż

e wosk sam nie był t

ą

słodycz

ą

miodu ani t

ą

woni

ą

kwiatów, ani t

ą

biel

ą

, ani kształtem, ani d

ź

wi

ę

kiem, lecz ciałem, które mi si

ę

przedtem ujawniało w ten sposób a teraz w inny. Lecz czym dokładnie jest to, co tak
sobie wyobra

ż

am? Zwró

ć

my baczn

ą

uwag

ę

i usun

ą

wszy to wszystko, co do wosku nie

nale

ż

y, przyjrzyjmy si

ę

, co pozostaje; otó

ż

nic innego, jak tylko co

ś

rozci

ą

głego, gi

ę

tkiego

i zmiennego. Ale co to jest to: gi

ę

tkie i zmienne? Czy

ż

to,

ż

e sobie wyobra

ż

am, i

ż

ten

wosk mo

ż

e przej

ść

z kształtu okr

ą

głego do kwadratowego, a od tego do trójk

ą

tnego?

ś

adn

ą

miar

ą

, albowiem pojmuj

ę

ten wosk jako zdolny do niezliczonej ilo

ś

ci takich zmian,

nie mog

ę

za

ś

przebiec w wyobra

ź

ni niezliczonej ilo

ś

ci, a zatem poj

ę

cie to nie powstaje

dzi

ę

ki zdolno

ś

ci wyobra

ż

ania. A co to jest to: rozci

ą

głe? Czy

ż

mo

ż

e i ta rozci

ą

gło

ść

jego

jest mi nieznana? Albowiem w topi

ą

cym si

ę

wosku staje si

ę

ona wi

ę

ksza, jeszcze

wi

ę

ksza we wrz

ą

cym i jeszcze wi

ę

ksza, gdy ciepło dalej wzrasta; i nie os

ą

dzałbym

słusznie, czym jest wosk, gdybym nie mniemał,

ż

e mo

ż

e on co do rozci

ą

gło

ś

ci ulega

ć

liczniejszym zmianom, ani

ż

eli kiedykolwiek wyobra

ź

ni

ą

sw

ą

ogarn

ą

łem. Nic mi wi

ę

c

innego nie pozostaje, jak przyzna

ć

,

ż

e nie mog

ę

sobie wyobrazi

ć

, czym jest ten wosk,

lecz tylko rozumem (mente) uj

ąć

. Mówi

ę

to o konkretnym kawałku wosku, o wosku w

ogóle jest to jeszcze bardziej jasne. Ale czym jest ten wosk, który tylko rozumem ujmuj

ę

?

Oczywi

ś

cie jest on tym samym woskiem, co ten, który widz

ę

, którego dotykam, który

sobie wyobra

ż

am, jednym słowem tym samym, który miałem od pocz

ą

tku na my

ś

li. A

jednak nale

ż

y stwierdzi

ć

,

ż

e jego uj

ę

cie (perceptio) nie polega i nigdy nie polegało ani na

widzeniu, ani na czuciu dotykiem, ani w ogóle na

ż

adnym wyobra

ż

eniu, jakkolwiek

pierwotnie si

ę

tak zdawało, lecz polega na wgl

ą

dzie samego rozumu (mentis), który

mo

ż

e by

ć

niedoskonały i niejasny, jak to te

ż

było pierwotnie, albo jasny i wyra

ź

ny, jak to

jest teraz, zale

ż

nie od tego, czy mniej, czy te

ż

bardziej bacznie zwracam uwag

ę

na jego

składniki.

Tymczasem a

ż

dziwne mi,

ż

e rozum mój tak bardzo skłonny jest do bł

ę

du, bo chocia

ż

rozwa

ż

ania me prowadz

ę

w milczeniu, nie wydaj

ą

c głosu, to jednak id

ę

za słowami i

niewiele brakuje,

ż

ebym si

ę

dał uwie

ść

przez zwykły sposób mówienia: mówimy bowiem,

ż

e widzimy sam wosk, gdy jest on przed nami, a nie,

ż

e s

ą

dzimy na podstawie barwy i

kształtu,

ż

e jest on obecny, A z tego skłonny byłbym zaraz wyprowadzi

ć

wniosek,

ż

e

poznaj

ę

wosk przez działanie wzroku, a nie przez wgl

ą

d rozumu. Lecz oto spostrzegam

przez okno ludzi przechodz

ą

cych ulic

ą

. O nich te

ż

tak samo jak o wosku zwykle mówi

ę

,

ż

e ich widz

ę

. Có

ż

jednak naprawd

ę

widz

ę

prócz czapek i szat, pod którymi mogłyby si

ę

ukrywa

ć

automaty, lecz s

ą

dz

ę

,

ż

e to s

ą

ludzie. W taki to sposób, to co zdawało mi si

ę

, i

ż

widz

ę

oczami, pojmuj

ę

tylko za pomoc

ą

zdolno

ś

ci wydawania s

ą

dów, która nale

ż

y do

mego rozumu.

Lecz poniewa

ż

pragn

ę

by

ć

m

ą

drzejszy ni

ż

pospólstwo, powinienem si

ę

wstydzi

ć

,

ż

e

szukam powodu do w

ą

tpliwo

ś

ci w sposobie wyra

ż

ania si

ę

wynalezionym przez

pospólstwo. Chod

ź

my wi

ę

c dalej i zwró

ć

my na to uwag

ę

, czy doskonalej i oczywi

ś

ciej

ujmowałem, czym jest wosk, gdy go pierwotnie ujrzałem i s

ą

dziłem,

ż

e go poznaj

ę

przy

pomocy samego zmysłu zewn

ę

trznego, albo mo

ż

e przy pomocy tzw. zmysłu ogólnego, tj.

przy pomocy zdolno

ś

ci do wyobra

ż

ania, czy te

ż

raczej teraz, gdy starannie zbadałem

zarówno, czym wosk jest, jak te

ż

w jaki sposób go si

ę

poznaje. Oczywi

ś

cie nie miałoby

sensu mie

ć

co do tego w

ą

tpliwo

ś

ci. Có

ż

bowiem było wyra

ź

nego w pierwszym sposobie

Strona 10 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

ujmowania, co w nim było takiego, czego by - jak si

ę

zdaje - nie mogło mie

ć

jakiekolwiek

zwierz

ę

? Tymczasem, gdy odró

ż

niam wosk od jego zewn

ę

trznych form i jakby nagi po

zdarciu ze

ń

szat rozwa

ż

am, to chocia

ż

bym mo

ż

e dot

ą

d w s

ą

dzie swym si

ę

mylił,

przecie

ż

nie mógłbym wosku w taki sposób ujmowa

ć

(percipere), nie maj

ą

c rozumu

(mens) ludzikiego.

ż

jednak powiem o samym tym umy

ś

le (mens), czyli o sobie samym, dotychczas

bowiem nie przyjmuj

ę

, aby we mnie prócz umysłu było co

ś

innego. Có

ż

- powiadam - ja,

który, jak si

ę

wydaje, tak wyra

ź

nie ujmuj

ę

ten wosk, czy

ż

nie poznaj

ę

siebie samego nie

tylko o wiele bardziej prawdziwie, o wiele bardziej pewnie, lecz tak

ż

e bardziej wyra

ź

nie i

oczywi

ś

cie? Albowiem je

ś

li s

ą

dz

ę

,

ż

e wosk istnieje na tej podstawie,

ż

e go widz

ę

, to z

tego samego,

ż

e wosk ten widz

ę

, znacznie oczywisciej wynika,

ż

e ja sam te

ż

istniej

ę

. Bo

mo

ż

e tak by

ć

,

ż

e to, co widz

ę

, nie jest naprawd

ę

woskiem, mo

ż

e te

ż

by

ć

,

ż

e nawet oczu

nie mam, którymi bym cokolwiek widział; ale jest rzecz

ą

zupełnie niemo

ż

liw

ą

, i

ż

bym,

skoro widz

ę

lub (czego, na razie nie odró

ż

niam) my

ś

l

ę

(cogitare),

ż

e widz

ę

, ja sam

my

ś

l

ą

cy nie był czym

ś

. Podobnie je

ś

li s

ą

dz

ę

,

ż

e wosk jest, na tej podstawie,

ż

e go

dotykam, to wynika znowu z tego to samo, mianowicie

ż

e ja jestem; je

ś

li s

ą

dz

ę

tak na tej

podstawie,

ż

e go sobie wyobra

ż

am lub na jakiejkolwiek innej podstawie, to rzecz ma si

ę

oczywi

ś

cie tak samo. Te same jednak uwagi, które odniosłem do wosku daj

ą

si

ę

zastosowa

ć

do wszystkiego, co znajduje si

ę

poza mn

ą

. A dalej, je

ś

li si

ę

wydaje,

ż

e uj

ę

cie

wosku jest wyra

ź

niejsze, gdy stało mi si

ę

znanym nie tylko dzi

ę

ki samemu wzrokowi lub

dotykowi, lecz dzi

ę

ki wi

ę

kszej liczbie przyczyn, to ile

ż

bardziej wyra

ź

nie, - trzeba to

przyzna

ć

- poznaj

ę

sam siebie samego, skoro nie ma

ż

adnych racji, która mogłaby si

ę

przyczyni

ć

do uj

ę

cia wosku lub jakiegokolwiek innego ciała, a które by zarazem nie

wykazywały lepiej natury mojego umysłu. Lecz prócz tego jest te

ż

i wiele innych rzeczy w

samym umy

ś

le, na podstawie których mo

ż

na doj

ść

do bardziej wyra

ź

nego jego poznania

(notitia), tak i

ż

to, co ciało do tego poznania dodaje, prawie nie wchodzi - jak si

ę

zdaje - w

rachub

ę

.

Tak oto wreszcie doszedłem sam tam, dok

ą

d chciałem. Skoro bowiem ju

ż

wiem,

ż

e

samych ciał nie ujmuj

ę

wła

ś

ciwie za pomoc

ą

zmysłów albo za pomoc

ą

zdolno

ś

ci

wyobra

ż

ania, lecz za pomoc

ą

samego rozumu (intellectu), i

ż

e nie dzi

ę

ki temu si

ę

je

ujmuje (percipi),

ż

e si

ę

ich dotyka albo

ż

e si

ę

je widzi, lecz tylko dzi

ę

ki temu,

ż

e si

ę

je

rozumowo pojmuje (intelligantur), to poznaj

ę

jasno,

ż

e niczego łatwiej lub oczywi

ś

ciej

uj

ąć

(percipi) nie mog

ę

ni

ż

własny mój umysł. Poniewa

ż

jednak przyzwyczajenie nie

mo

ż

e tak szybko pozby

ć

si

ę

zadawnionych pogl

ą

dów, b

ę

dzie dobrze, je

ś

li si

ę

przy tym

zatrzymam, aby si

ę

to nowe poznanie, przez dłu

ż

sze rozpami

ę

tywanie, gł

ę

biej wryło w

m

ą

pami

ęć

.

MEDYTACJA III

O istnieniu Boga

Zamkn

ę

teraz oczy i zatkam uszy, odwróc

ę

wszystkie zmysły, usun

ę

te

ż

wszystkie

obrazy rzeczy cielesnych z mojej

ś

wiadomo

ś

ci lub raczej, poniewa

ż

si

ę

to prawie nie da

uskuteczni

ć

, nie b

ę

d

ę

im przypisywał

ż

adnej warto

ś

ci, jako czczym i fałszywym. B

ę

d

ę

usiłował, mówi

ą

c tylko ze sob

ą

i wgl

ą

daj

ą

c gł

ę

biej w siebie samego, sta

ć

si

ę

sam sobie

zwolna lepiej znanym i bli

ż

szym. Jestem rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

(cogitans), to znaczy rzecz

ą

,

która w

ą

tpi, twierdzi, zaprzecza, która niewiele rozumie, a wiele rzeczy nie wie, chce, nie

chce, a tak

ż

e wyobra

ż

a sobie i czuje. Chocia

ż

wiec - jak to ju

ż

wy

ż

ej zauwa

ż

yłem - to, co

czuj

ę

, lub co sobie wyobra

ż

am, nie jest mo

ż

e poza mn

ą

niczym, to jednak jestem tego

pewny,

ż

e te sposoby my

ś

lenia, które nazywam czuciami lub wyobra

ż

eniami, o tyle, o ile

s

ą

tylko jakimi

ś

sposobami my

ś

lenia (cogitandi), istniej

ą

we mnie.

Strona 11 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

W tych to niewielu wyrazach wymieniłem wszystko to, co wiem naprawd

ę

, albo

przynajmniej to, o czym dot

ą

d stwierdziłem,

ż

e wiem. Teraz pragn

ę

pilniej rozpatrzy

ć

, czy

mo

ż

e jest we mnie jeszcze co

ś

innego, czego dot

ą

d nie zauwa

ż

yłem.

Wiem to na pewno,

ż

e jestem istot

ą

my

ś

l

ą

c

ą

- czy

ż

wi

ę

c wiem tak

ż

e, czego na to

potrzeba, abym był czego

ś

pewny? Otó

ż

w tym pierwszym poznaniu nie ma nic innego,

jak pewne jasne i wyra

ź

ne uj

ę

cie tego, co twierdz

ę

. Nie wystarczyłoby to zaiste do tego,

aby mnie upewni

ć

o prawdziwo

ś

ci jakiej

ś

rzeczy, gdyby si

ę

mogło kiedy

ś

zdarzy

ć

,

ż

eby

co

ś

, co tak jasno i wyra

ź

nie ujmuj

ę

, było fałszem. Widz

ę

zatem,

ż

e mog

ę

jako ogóln

ą

zasad

ę

ustanowi

ć

,

ż

e wszystko to jest prawd

ą

, co całkowicie jasno i wyra

ź

nie ujmuj

ę

.

Tymczasem przyjmowałem dawniej wiele rzeczy, jako całkowicie pewnych i oczywistych,
o których si

ę

ź

niej przekonałem,

ż

e s

ą

w

ą

tpliwe. Có

ż

to były za rzeczy? Oto ziemia,

niebo, gwiazdy i wszystko to, co mi dawały zmysły. Có

ż

z nich jednak jasno ujmowałem?

Otó

ż

to,

ż

e idee takich rzeczy, czyli my

ś

li (cogitationes) u

ś

wiadamiały si

ę

memu

umysłowi. Lecz i teraz nie zaprzeczam temu,

ż

e owe idee s

ą

we mnie. Było to jednak co

ś

innego, co utrzymywałem i o czym - przyzwyczaiwszy si

ę

wierzy

ć

w to - s

ą

dziłem,

ż

e

jasno ujmuj

ę

, czego jednak w istocie tak nie ujmowałem. Utrzymywałem mianowicie,

ż

e

s

ą

jakie

ś

rzeczy poza mn

ą

, od których owe idee pochodz

ą

i do których idee te s

ą

całkowicie podobne. W tym to wła

ś

nie albo si

ę

myliłem, albo te

ż

, je

ś

li s

ą

d mój był

prawdziwy, nie przypadało mu to w udziale dzi

ę

ki sile mojego spostrze

ż

enia (perceptio).

A jak

ż

e to było, gdy w arytmetyce lub w geometrii rozpatrywałem co

ś

bardzo prostego i

łatwego, jak np.

ż

e dwa i trzy dodane do siebie daj

ą

pi

ęć

- lub co

ś

podobnego; czy

przynajmniej tego nie widziałem do

ść

wyra

ź

nie na to, by stwierdzi

ć

,

ż

e jest prawda?

S

ą

dziłem wprawdzie pó

ź

niej, ze nale

ż

y o twierdzeniach tych w

ą

tpi

ć

, z tego tylko powodu,

ż

e przyszło mi na my

ś

l, i

ż

mo

ż

e jaki

ś

Bóg tak

ą

mi mógł da

ć

natur

ę

,

ż

e myliłbym si

ę

tak

ż

e

w tych sprawach, które wydaj

ą

si

ę

najoczywistszymi. Lecz ilekro

ć

natrafiam na ten

przyj

ę

ty z góry pogl

ą

d o wszechmocy Boga, tylekro

ć

musz

ę

przyzna

ć

,

ż

e je

ś

liby chciał, to

mogliby z łatwo

ś

ci

ą

sprawi

ć

, i

ż

bym bł

ą

dził tak

ż

e i w tych sprawach, o których s

ą

dz

ę

,

ż

e

je jak najoczywi

ś

ciej widz

ę

oczyma duszy (mentis). Ilekro

ć

jednak zwracam si

ę

do

samych rzeczy, o których s

ą

dz

ę

,

ż

e je bardzo jasno ujmuj

ę

, tylekro

ć

tak całkowicie daj

ę

im si

ę

przekona

ć

,

ż

e mimo woli wypowiadam te słowa: Niech

ż

e mnie zwodzi, kto mo

ż

e!

Nie sprawi on tego nigdy, abym był sam niczym, jak długo b

ę

d

ę

ś

wiadom (cogitabo) tego,

ż

e czym

ś

jestem, ani tego,

ż

eby kiedy

ś

było prawd

ą

,

ż

e nigdy nie istniałem, gdy ju

ż

jest

prawd

ą

,

ż

e istniej

ę

, albo tego,

ż

eby dwa dodane do trzech było wi

ę

cej lub mniej ni

ż

pi

ęć

,

lub czego

ś

takiego, w czym oczywi

ś

cie poznaj

ę

jawn

ą

sprzeczno

ść

.

Poniewa

ż

za

ś

na pewno nie mam

ż

adnego powodu do przyj

ę

cia,

ż

e jaki

ś

Bóg jest

zwodzicielem, ani nawet dot

ą

d nie wiem dostatecznie, czy w ogóle jaki

ś

Bóg istnieje,

przeto bardzo słaby i -

ż

e tak powiem - metafizyczny jest na tym tylko mniemaniu oparty

powód do w

ą

tpienia. Aby jednak i ten powód usun

ąć

, winienem rozpatrzy

ć

, gdy tylko

zdarzy si

ę

sposobno

ść

, czy istnieje Bóg i czy, je

ś

li istnieje, mo

ż

e by

ć

zwodzicielem; jak

długo bowiem nie wiem tego, to nie wydaje mi si

ę

, bym mógł kiedykolwiek by

ć

całkiem

pewny w odniesieniu do jakiejkolwiek innej rzeczy.

Teraz jednak - jak si

ę

zdaje - porz

ą

dek wymaga, abym przede wszystkim wszystkie moje

prze

ż

ycia

ś

wiadome (cogitationes) podzielił na pewne rodzaje i zbadał, w których z nich

wła

ś

ciwie jest zawarta prawda lub fałsz. Niektóre z nich s

ą

jak gdyby obrazami rzeczy i

tym tylko wła

ś

ciwie przysługuje nazwa idei, gdy np. przedstawiam sobie (cogito)

człowieka, chimer

ę

, niebo, anioła, Boga. Inne jednak maj

ą

jak

ąś

inn

ą

jeszcze form

ę

; gdy

np. chc

ę

, gdy si

ę

boj

ę

, gdy twierdz

ę

, gdy przecz

ę

, wtedy wprawdzie zawsze ujmuj

ę

jak

ąś

rzecz jako przedmiot (subiectum) mojej

ś

wiadomo

ś

ci, lecz tak

ż

e obejmuj

ę

prze

ż

yciem

ś

wiadomym co

ś

wi

ę

cej ni

ż

podobie

ń

stwo do tej rzeczy. Z nich jedne nazywaj

ą

si

ę

chceniami albo uczuciami, drugie za

ś

s

ą

dami.

Strona 12 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Co si

ę

za

ś

tyczy idei, to nie mog

ą

one wła

ś

ciwie by

ć

fałszywe, je

ż

eli si

ę

je rozwa

ż

a same

w sobie, a nie w odniesieniu do czego

ś

innego; bo czy sobie wyobra

ż

am koz

ę

czy

chimer

ę

, to niemniej prawd

ą

jest,

ż

e sobie wyobra

ż

am pierwsz

ą

, jak to,

ż

e sobie

wyobra

ż

am drug

ą

. Nie nale

ż

y si

ę

te

ż

obawia

ć

fałszu w samym akcie woli czy w

uczuciach; bo cho

ć

bym mógł pragn

ąć

czego

ś

niedorzecznego, a nawet czego

ś

, czego w

ogóle nigdzie nie ma - to niemniej jest prawd

ą

,

ż

e ja tego pragn

ę

. Pozostaj

ą

wi

ę

c jedynie

s

ą

dy jako dziedzina, w której musz

ę

si

ę

strzec przed bł

ę

dem. Zasadniczy za

ś

i

najcz

ęś

ciej spotykany bł

ą

d, jaki mógłby si

ę

w nich znale

źć

, polega na tym,

ż

e s

ą

dz

ę

, i

ż

idee, które s

ą

we mnie, s

ą

podobne albo zgodne z jakimi

ś

rzeczami znajduj

ą

cymi si

ę

poza mn

ą

. Gdybym natomiast same idee rozwa

ż

ał jako pewn

ą

odmian

ę

(modus) mego

prze

ż

ycia

ś

wiadomego (cogitationis), a nie odnosiłbym ich do czego

ś

innego, to z

pewno

ś

ci

ą

nie mogłyby mi da

ć

powodu do popełnienia bł

ę

du.

Z tych za

ś

idei jedne wydaj

ą

mi si

ę

by

ć

wrodzone, inne nabyte, jeszcze inne przeze mnie

samego urobione. Bo,

ż

e rozumiem, co to jest rzecz, co prawda, co prze

ż

ycie

ś

wiadome

(cogitatio) - to - jak mi si

ę

zdaje - mam nie sk

ą

din

ą

d, jak od samej mojej natury.

ś

e za

ś

teraz słysz

ę

hałas, widz

ę

sło

ń

ce, czuj

ę

ciepło ognia, to - jak dotychczas s

ą

dziłem -

pochodzi od jakich

ś

rzeczy poza mn

ą

si

ę

znajduj

ą

cych. A wreszcie syreny, hipogryfy itip.

s

ą

urobione przeze mnie samego. Ale mog

ę

te

ż

mo

ż

e uwa

ż

a

ć

wszystkie idee za nabyte,

albo te

ż

wszystkie za wrodzone, albo wszystkie za urobione przeze mnie samego; nie

zdałem sobie jeszcze bowiem jasno sprawy, sk

ą

d one naprawd

ę

pochodz

ą

.

Tu jednak nale

ż

y si

ę

zaj

ąć

przede wszystkim tymi ideami, które - jak s

ą

dz

ę

- pochodz

ą

jakoby od rzeczy istniej

ą

cych na zewn

ą

trz mnie [i zbada

ć

], jaka racja skłania mnie do

tego,

ż

ebym je uwa

ż

ał za podobne do tych rzeczy. Otó

ż

wydaje mi si

ę

,

ż

e poucza mnie o

tym natura, a dalej wiem z do

ś

wiadczenia,

ż

e idee te nie zale

żą

od mojej woli, a tym

samym ode mnie samego, cz

ę

sto bowiem narzucaj

ą

mi si

ę

wbrew woli; tak np. czy chc

ę

,

czy nie chc

ę

, czuj

ę

ciepło i dlatego s

ą

dz

ę

,

ż

e wra

ż

enie to, czyli idea ciepła przychodzi do

mnie od rzeczy ró

ż

nej ode mnie, mianowicie od ciepła ognia, przy którym siedz

ę

.

Najoczywi

ś

ciej te

ż

narzuca si

ę

s

ą

d,

ż

e rzecz owa przekazuje mi raczej swoj

ą

podobizn

ę

,

ni

ż

cokolwiek innego.

Czy racje te s

ą

dostatecznie mocne? Rozpatrz

ę

to teraz. Gdy tu mówi

ę

,

ż

e poucza mnie

o tym natura, to rozumiem przez to tylko,

ż

e jaki

ś

p

ę

d samorzutny popycha mnie do tej

wiary, a nie, jakoby mi si

ę

to okazywało prawd

ą

dzi

ę

ki jakiemu

ś

ś

wiatłu przyrodzonemu

(lumen naturale). A to s

ą

rzeczy bardzo ró

ż

ne. Wszystko bowiem, co mi si

ę

ujawnia

przez

ś

wiatło przyrodzone (jak np.

ż

e st

ą

d, i

ż

w

ą

tpi

ę

, wynika,

ż

e istniej

ę

itp.),

ż

adn

ą

miar

ą

nie mo

ż

e podlega

ć

w

ą

tpliwo

ś

ci, poniewa

ż

nie mo

ż

e istnie

ć

ż

adna inna władza

poznawcza, której bym w tym samym stopniu ufał jak owemu

ś

wiatłu i która mogłaby

mnie pouczy

ć

,

ż

e to nie jest prawd

ą

. Co si

ę

za

ś

tyczy pop

ę

dów naturalnych, to ju

ż

niejednokrotnie dawniej doszedłem do wniosku,

ż

e mnie popychały do zła, kiedy chodziło

o wybór mi

ę

dzy złem a dobrem. Nie widz

ę

wi

ę

c, dlaczego miałbym im bardziej ufa

ć

w

jakiejkolwiek innej sprawie.

A dalej, chocia

ż

owe idee nie s

ą

zale

ż

ne od mojej woli, to nie wynika z tego,

ż

e musz

ą

pochodzi

ć

od rzeczy znajduj

ą

cych si

ę

poza mn

ą

. Tak bowiem jak owe pop

ę

dy, o których

przed chwil

ą

mówiłem,

ż

e chocia

ż

s

ą

we mnie, to wydaj

ą

si

ę

czym

ś

ż

nym od woli, tak

mo

ż

e jest jeszcze we mnie jaka

ś

inna zdolno

ść

, nie do

ść

mi jeszcze znana, która

stwarza owe idee. Tak mi si

ę

wła

ś

nie zawsze dotychczas wydawało,

ż

e powstaj

ą

one we

mnie, w czasie snu, bez współudziału jakichkolwiek rzeczy zewn

ę

trznych.

A w ko

ń

cu, gdyby nawet pochodziły od rzeczy ró

ż

nych ode mnie, to nie wynika,

ż

e

musz

ą

by

ć

do nich podobne. Przeciwnie, zdaje mi si

ę

,

ż

e cz

ę

sto w wielu wypadkach

zauwa

ż

yłem wielk

ą

ż

nic

ę

[miedzy przedmiotem a jego ide

ą

]. Tak np. znajduj

ę

w sobie

dwie ró

ż

ne idee sło

ń

ca, jedn

ą

jak gdyby od zmysłów zaczerpni

ę

t

ą

i t

ę

nale

ż

ałoby

Strona 13 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

umie

ś

ci

ć

w rz

ę

dzie idei pochodz

ą

cych - jak s

ą

dz

ę

- z zewn

ą

trz. Dzi

ę

ki niej sło

ń

ce wydaje

mi si

ę

bardzo małe. Druga idea jednak jest wzi

ę

ta z oblicze

ń

astronomii, tzn. z pewnych

wrodzonych mi poj

ęć

albo te

ż

urobiona przeze mnie w jaki

ś

inny sposób. Przy pomocy tej

wydaje mi si

ę

sło

ń

ce kilkakrotnie wi

ę

ksze od ziemi. Z pewno

ś

ci

ą

obie nie mog

ą

by

ć

podobne do tego samego sło

ń

ca istniej

ą

cego poza mn

ą

; i rozum ka

ż

e mi wierzy

ć

,

ż

e ta,

któr

ą

uwa

ż

am za bezpo

ś

rednio od sło

ń

ca pochodz

ą

c

ą

, bardzo jest do niego niepodobna.

Wszystko to dostatecznie wykazuje,

ż

e nie na pewnym s

ą

dzie, lecz tylko na

ś

lepym

pop

ę

dzie oparta była moja dotychczasowa wiara w istnienie pewnych rzeczy ró

ż

nych

ode mnie, które wywołuj

ą

we mnie swe idee czy te

ż

obrazy przy pomocy organów

zmysłowych albo w jakikolwiek inny sposób.

Nasuwa mi si

ę

jednak jeszcze inna droga zbadania, czy istniej

ą

poza mn

ą

jakie

ś

rzeczy

spo

ś

ród tych, których idee s

ą

we mnie. O ile bowiem owe idee s

ą

tylko pewn

ą

odmian

ą

ś

wiadomo

ś

ci, to nie widz

ę

,

ż

eby si

ę

w ogóle mi

ę

dzy sob

ą

ż

niły i wszystkie zdaj

ą

si

ę

pochodzi

ć

w ten sam sposób ode mnie; lecz je

ż

eli jedna reprezentuje jedn

ą

rzecz, a inna

inn

ą

, wtedy oczywi

ś

cie ró

ż

nice mi

ę

dzy nimi b

ę

d

ą

bardzo wielkie. Bez w

ą

tpienia bowiem

te idee, które mi przedstawiaj

ą

substancj

ę

, s

ą

czym

ś

wi

ę

cej i zawieraj

ą

w sobie wi

ę

cej -

ż

e si

ę

tak wyra

żę

- obiektywnej rzeczywisto

ś

ci (realitatis obiectivae), ani

ż

eli te, które

przedstawiaj

ą

tylko sposoby (modi), czy te

ż

przypadło

ś

ci (accidentia); a znowu

ż

idea,

przez któr

ą

przedstawiam sobie jakiego

ś

Boga najwy

ż

szego, który jest wieczny,

niesko

ń

czony, wszystkowiedz

ą

cy, wszechmog

ą

cy i jest stworzycielem wszystkiego, co

jest poza nim, zawiera z pewno

ś

ci

ą

wi

ę

cej obiektywnej rzeczywisto

ś

ci ani

ż

eli te idee,

które przedstawiaj

ą

substancje sko

ń

czone.

Jest za

ś

rzecz

ą

oczywist

ą

dzi

ę

ki

ś

wiatłu przyrodzonemu,

ż

e przynajmniej tyle musi by

ć

rzeczywisto

ś

ci w całkowitej przyczynie sprawczej, ile w jej skutku, bo sk

ą

d - pytam -

mógłby skutek wzi

ąć

swoj

ą

rzeczywisto

ść

, jak nie z przyczyny? A jak

ż

eby przyczyna

mogła mu j

ą

da

ć

, gdyby jej sama nie posiadała? Z tego jednak wynika,

ż

e ani

ż

adna

rzecz nie mo

ż

e powsta

ć

z niczego, ani te

ż

rzecz doskonalsza, tzn. taka, która zawiera w

sobie wi

ę

cej rzeczywisto

ś

ci, me mo

ż

e powsta

ć

z mniej doskonałej; i to jest oczywist

ą

prawd

ą

nie tylko w odniesieniu do tych skutków, których rzeczywisto

ść

jest aktualna lub

formalna, ale tak

ż

e w odniesieniu do idei, w których wchodzi w gr

ę

tylko rzeczywisto

ść

obiektywna. To znaczy,

ż

e nie tylko nie mo

ż

e - na przykład - zacz

ąć

istnie

ć

teraz jaki

ś

kamie

ń

, którego przedtem nie było, o ile nie zostałby wytworzony przez jak

ąś

rzecz, która

by zawierała w sposób formalny (formaliter) albo eminentny (eminenter) wszystko to, co
przysługuje kamieniowi; nie mo

ż

e te

ż

ciepło przenikn

ąć

ż

adnego przedmiotu, który tego

ciepła przedtem nie posiadał, chyba

ż

e zostanie ono wprowadzone przez jak

ąś

rzecz o

tym samym co najmniej stopniu doskonało

ś

ci, co ciepło; i podobnie rzecz si

ę

ma z

wszystkim innym. Ale oprócz tego nie mo

ż

e istnie

ć

we mnie idea ciepła czy kamienia, o

ile by mi jej nie przekazała jaka

ś

przyczyna, która by zawierała przynajmniej tyle

rzeczywisto

ś

ci, ile my

ś

l

ę

,

ż

e jest w cieple czy kamieniu. Bo wprawdzie owa przyczyna nie

wnosi do mojej idei niczego ze swej rzeczywisto

ś

ci aktualnej Iub formalnej, to jednak nie

nale

ż

y tym samym s

ą

dzi

ć

,

ż

e przyczyna owa powinna by by

ć

mniej rzeczywist

ą

. Lecz

taka jest natura samej idei, i

ż

ż

adnej innej rzeczywisto

ś

ci formalnej od siebie nie

wymaga, jak tylko tej, któr

ą

czerpie z mojej

ś

wiadomo

ś

ci (cogitatio), jako pewn

ą

jej

odmian

ę

. To za

ś

,

ż

e owa idea zawiera t

ę

lub tamt

ą

rzeczywisto

ść

obiektywn

ą

raczej ni

ż

jak

ąś

inn

ą

, to musi oczywi

ś

cie pochodzi

ć

od jakiej

ś

przyczyny, w której jest przynajmniej

tyle rzeczywisto

ś

ci formalnej, iIe ma owa idea rzeczywisto

ś

ci obiektywnej. Je

ż

eli by

ś

my

bowiem zało

ż

yli,

ż

e w idei znajduje si

ę

co

ś

, czego nie ma w jej przyczynie, to

pochodziłoby to z niczego. A chocia

ż

wielce niedoskonały jest ten rodzaj istnienia, dzi

ę

ki

któremu rzecz jest w naszym umy

ś

le (intellectus) obiektywnie przez ide

ę

, to zaiste nie

jest on jednak niczym, a zatem nie mo

ż

e te

ż

powsta

ć

z niczego

Nie powinienem te

ż

przypuszcza

ć

,

ż

e skoro rzeczywisto

ść

, któr

ą

ogl

ą

dam w moich

ideach, jest tylko obiektywna, to nie potrzeba, by ta sama rzeczywisto

ść

była formalnie w

Strona 14 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

przyczynach owych idei, lecz

ż

e wystarczy, by była i w nich tak

ż

e w sposób obiektywny;

albowiem tak, jak ów obiektywny rodzaj istnienia przynale

ż

y do idei z ich natury, tak

formalny rodzaj istnienia przynale

ż

y do przyczyn idei, przynajmniej do pierwszych i

głównych, z ich natury. I chocia

ż

by mo

ż

e jedna idea mogła powsta

ć

z innej, to nie

mogłoby tak i

ść

w niesko

ń

czono

ść

, lecz w ko

ń

cu trzeba doj

ść

do jakiej

ś

pierwszej idei,

której przyczyna byłaby jak gdyby pierwowzorem zawieraj

ą

cym formalnie cał

ą

rzeczywisto

ść

, znajduj

ą

c

ą

si

ę

w idei tylko obiektywnie; i tak staje mi si

ę

dzi

ę

ki

ś

wiatłu

przyrodzonemu jasne,

ż

e idee s

ą

we mnie jak gdyby obrazami, które wprawdzie łatwo

mog

ą

nie dorównywa

ć

doskonało

ś

ci

ą

rzeczom, od których pochodz

ą

, ale nie mog

ą

zawiera

ć

niczego wi

ę

kszego lub doskonalszego.

Im dłu

ż

ej i dokładniej to wszystko badam, tym ja

ś

niej i i wyra

ź

niej poznaj

ę

,

ż

e to jest

prawdziwy stan rzeczy; lecz jaki

ż

z tego w ko

ń

cu wysnuj

ę

wniosek? Otó

ż

- je

ż

eli

rzeczywisto

ść

obiektywna którejkolwiek z moich idei jest tak wielka,

ż

e jest rzecz

ą

pewn

ą

, i

ż

nie mo

ż

e ona by

ć

we mnie ani formalnie ,ani eminentnie, a co za tym idzie,

ż

e

ja sam nie mog

ę

by

ć

przyczyn

ą

owej idei, - to z tego wynika niezbicie,

ż

e nie jestem sam

na

ś

wiecie, lecz

ż

e istnieje jeszcze jaka

ś

inna rzecz, która jest przyczyn

ą

owej idei. Je

ż

eli

si

ę

jednak

ż

adna taka idea we mnie nie znajdzie, to oczywi

ś

cie nie b

ę

d

ę

miał

ż

adnego

dowodu, który by mnie upewnił o istnieniu jakiej

ś

rzeczy ró

ż

nej ode mnie; wszystko

bowiem jak najdokładniej rozpatrzyłem i niczego innego dotychczas znale

źć

nie

zdołałem.

Po

ś

ród wszystkich jednak moich idei - oprócz tej, która mi przedstawia mnie samego i

która nie mo

ż

e tu sprawia

ć

ż

adnej trudno

ś

ci - jest druga, która przedstawia mi Boga,

inne przedstawiaj

ą

mi rzeczy cielesne i bezduszne, inne znów aniołów, inne zwierz

ę

ta, a

w ko

ń

cu takie, które mi przedstawiaj

ą

innych ludzi, do mnie podobnych. Łatwo te

ż

pojmuj

ę

,

ż

e je

ż

eli chodzi o idee, które przedstawiaj

ą

innych ludzi, b

ą

d

ź

zwierz

ę

ta, b

ą

d

ź

aniołów, to mo

ż

na je utworzy

ć

przez poł

ą

czenie posiadanych przeze mnie idei mnie

samego, rzeczy cielesnych i Boga, nawet gdyby nie było na

ś

wiecie oprócz mnie

ż

adnych ludzi, ani zwierz

ą

t, ani aniołów.

Co si

ę

za

ś

tyczy idei rzeczy cielesnych, to nic w nich nie pojawia si

ę

tak wielkiego,

ż

eby

nie mogły one pochodzi

ć

ode mnie samego. Je

ż

eli bowiem przyjrz

ę

si

ę

im dokładniej i

zbadam poszczególne idee w ten sam sposób, jak wczoraj zbadałem ide

ę

wosku, to

widz

ę

,

ż

e tylko bardzo niewiele jest rzeczy, które w nich ujmuj

ę

jasno i dokładnie, a

mianowicie wielko

ść

, tj. rozci

ą

gło

ść

pod wzgl

ę

dem długo

ś

ci, szeroko

ś

ci i gł

ę

boko

ś

ci;

kształt, który powstaje dzi

ę

ki ograniczeniu tej rozci

ą

gło

ś

ci, poło

ż

enie, jakie przyjmuj

ą

wzgl

ę

dem siebie ró

ż

ne przedmioty wyposa

ż

one w kształt, i ruch, czyli zmian

ę

owego

poło

ż

enia. Do tego mo

ż

na jeszcze doda

ć

substancj

ę

, trwanie i liczb

ę

. Wszystko za

ś

inne,

jak np.

ś

wiatło, barwy, d

ź

wi

ę

ki, zapachy, smaki, ciepło i zimno i inne jako

ś

ci podpadaj

ą

ce

pod zmysł dotyku, zjawiaj

ą

si

ę

w mojej

ś

wiadomo

ś

ci jedynie bardzo bezładnie i niejasno,

tak dalece,

ż

e nawet nie wiem, czy s

ą

prawdziwe, czy fałszywe, tzn. czy ich idee, które

posiadam s

ą

ideami jakich

ś

rzeczy czy nie-rzeczy. Wprawdzie bowiem - jak to niedawno

nadmieniłem - wła

ś

ciw

ą

czyli formaln

ą

fałszywo

ść

mo

ż

na napotka

ć

jedynie w s

ą

dach, to

jednak istnieje zaiste pewna fałszywo

ść

materialna w ideach, gdy przedstawiaj

ą

jako

rzecz co

ś

, co nie jest rzecz

ą

. Tak np. idee ciepła i zimna, które posiadam, s

ą

tak niejasne

i niewyra

ź

ne,

ż

e nie potrafi

ą

mnie pouczy

ć

, czy zimno jest tylko brakiem ciepła, czy

ciepło brakiem zimna, czy jedno i drugie jest jako

ś

ci

ą

realn

ą

, czy

ż

adne z nich. Poniewa

ż

jednak nie mog

ą

istnie

ć

ż

adne idee, które by nie były jak gdyby ideami jakiej

ś

rzeczy, i

przeto je

ż

eliby było prawd

ą

,

ż

e zimno nie jest niczym innym jak tylko brakiem ciepła, to

słusznie nazwaliby

ś

my fałszyw

ą

ide

ę

, która mi je przedstawia jako co

ś

realnego i

pozytywnego. Podobnie w pozostałych wypadkach. Nie trzeba wi

ę

c, abym takim ideom

wyznaczał jakiego

ś

innego sprawc

ę

, ró

ż

nego ode mnie. Je

ż

eli bowiem s

ą

fałszywe, tzn.

nie przedstawiaj

ą

ż

adnych rzeczy, to wiem dzi

ę

ki

ś

wiatłu przyrodzonemu,

ż

e pochodz

ą

z

niczego, tzn. s

ą

we mnie tylko wskutek pewnych braków i niedoskonało

ś

ci mojej natury.

Strona 15 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Je

ż

eli jednak s

ą

prawdziwe, to nie wiem, dlaczego by nie mogły pochodzi

ć

ode mnie

samego, skoro tak mało mi przedstawiaj

ą

rzeczywisto

ś

ci,

ż

e nawet nie mog

ę

jej odró

ż

ni

ć

od nico

ś

ci (non re). Co si

ę

za

ś

tyczy tego, co jest jasne i wyra

ź

ne w ideach rzeczy

cielesnych, to - jak mi si

ę

zdaje - mogłem co

ś

zapo

ż

yczy

ć

z idei mnie samego, jak np.

substancja, trwanie, liczba i tym podobne. Gdy bowiem my

ś

l

ę

,

ż

e kamie

ń

jest substancj

ą

,

czyli rzecz

ą

, która sama dla siebie zdolna jest istnie

ć

, i ja te

ż

jestem substancj

ą

, to

chocia

ż

rozumiem,

ż

e ja jestem rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

a nie rozci

ą

ą

, kamie

ń

za

ś

rzecz

ą

rozci

ą

ą

a nie my

ś

l

ą

c

ą

i wskutek tego wielka jest ró

ż

nica mi

ę

dzy obu tymi poj

ę

ciami, to

jednak wydaj

ą

si

ę

zgadza

ć

w tym,

ż

e jedno i drugie jest substancj

ą

. Tak samo skoro

pojmuj

ę

(percipio),

ż

e ja teraz istniej

ę

i ju

ż

przedtem - jak sobie przypominam - jaki

ś

czas

istniałem, i

ż

e mam ró

ż

ne my

ś

li (cogitationes), których liczb

ę

znam, to dochodz

ę

do idei

trwania i liczby, które nast

ę

pnie mog

ę

przenie

ść

na dowolne inne rzeczy. Pozostałe za

ś

wła

ś

ciwo

ś

ci, z których składaj

ą

si

ę

idee rzeczy cielesnych, jak rozci

ą

gło

ść

, kształt,

poło

ż

enie i ruch nie znajduj

ą

si

ę

wprawdzie we mnie formalnie, jako

ż

e nie jestem niczym

innym jak rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

; ale poniewa

ż

s

ą

to tylko pewne modi substancji, a ja jestem

substancj

ą

, to mog

ą

- jak si

ę

zdaje - zawiera

ć

si

ę

we mnie eminentnie.

Pozostaje wi

ę

c jedynie idea Boga, nad któr

ą

nale

ż

y si

ę

zastanowi

ć

, czy nie ma w niej

czego

ś

takiego, co by nie mogło pochodzi

ć

ode mnie samego. Pod nazw

ą

Boga

rozumiem pewna substancj

ę

niesko

ń

czon

ą

, niezale

ż

n

ą

, o najwy

ż

szym rozumie i mocy,

która stworzyła mnie samego i wszystko inne, co istnieje, o ile istnieje. Otó

ż

te wszystkie

przymioty s

ą

tak wielkie,

ż

e im uwa

ż

niej si

ę

nad nimi zastanawiam, tym bardziej

niemo

ż

liwym mi si

ę

wydaje, by mogły pochodzi

ć

ode mnie samego. Musi si

ę

wi

ę

c na

podstawie t

ę

go, co przed chwil

ą

powiedziałem, doj

ść

do wniosku,

ż

e Bóg koniecznie

istnieje. Bo chocia

ż

idea substancji jest wprawdzie we mnie, dlatego wła

ś

nie,

ż

e ja sam

jestem substancj

ą

, nie byłaby to jednak idea substancji niesko

ń

czonej, jako

ż

e ja jestem

sko

ń

czony, chyba,

ż

eby pochodziła od jakiej

ś

substancji, która by naprawd

ę

była

niesko

ń

czona.

Nie powinienem te

ż

s

ą

dzi

ć

,

ż

e nie ujmuj

ę

(percipere) niesko

ń

czono

ś

ci przy pomocy

prawdziwej idei, lecz tylko przez zaprzeczenie sko

ń

czono

ś

ci, tak jak pojmuj

ę

spoczynek i

ciemno

ś

ci przez zaprzeczenie ruchu i

ś

wiatła; albowiem przeciwnie, rozumiem to

zupełnie jasno,

ż

e wi

ę

cej rzeczywisto

ś

ci jest w substancji niesko

ń

czonej ni

ż

w

sko

ń

czonej, i

ż

e zatem jest we mnie w jaki

ś

sposób na pierwszym miejscu pojecie

(perceptio) niesko

ń

czono

ś

ci przed poj

ę

ciem sko

ń

czono

ś

ci, czyli poj

ę

cie Boga przed

poj

ę

ciem mnie samego. Bo jak

ż

ebym mógł inaczej zrozumie

ć

,

ż

e mam w

ą

tpliwo

ś

ci,

ż

e

czego

ś

pragn

ę

, tzn.

ż

e czego

ś

mi brak i

ż

e nie jestem zupełnie doskonały, je

ż

eliby nie

było we minie

ż

adnej idei istoty doskonalszej, której porównanie ze mn

ą

pozwoliłoby mi

pozna

ć

własne moje braki?

Nie mo

ż

na tak

ż

e powiedzie

ć

,

ż

e mo

ż

e ta idea Boga jest materialnie fałszywa, a tym

samym mo

ż

e powsta

ć

z niczego. Jak to przed chwil

ą

zauwa

ż

yłem o idei ciepła, zimna i

tym podobnych; przeciwnie, poniewa

ż

jest ona tak jasna i wyra

ź

na i wi

ę

cej ma w sobie

rzeczywisto

ś

ci obiektywnej ni

ż

ka

ż

da inna, to

ż

adna nie jest sama z siebie bardziej

prawdziwa ani w mniejszym stopniu podległa podejrzeniu o fałszywo

ść

. Jest - powiadam

- ta idea istoty najbardziej doskonałej i niesko

ń

czonej w najwy

ż

szym stopniu prawdziwa;

bo chocia

ż

mo

ż

e mo

ż

na by sobie pomy

ś

le

ć

,

ż

e taka istota nie istnieje, to nie mo

ż

na

sobie pomy

ś

le

ć

,

ż

e jej idea nie przedstawia mi niczego rzeczywistego, jak to przedtem

powiedziałem o idei zimna. A tak

ż

e jest w najwy

ż

szym stopniu jasna i wyra

ź

na, albowiem

wszystko to, co ujmuj

ę

(percipio) jasno i wyra

ź

nie jako rzeczywiste, prawdziwe i w

pewien sposób doskonałe, to w niej si

ę

zawiera. Co wcale nie przeszkadza,

ż

e mog

ę

nie

rozumie

ć

niesko

ń

czono

ś

ci, albo

ż

e s

ą

w Bogu niezliczone rzeczy, których w

ż

aden

sposób nie mog

ę

ani zrozumie

ć

, ani mo

ż

e nawet my

ś

l

ą

dotkn

ąć

; bo ju

ż

w naturze

niesko

ń

czono

ś

ci le

ż

y to,

ż

e ja - jako sko

ń

czony - nie pojmuj

ę

jej i wystarczy,

ż

ebym

wła

ś

nie to zrozumiał i s

ą

dził,

ż

e to wszystko, co ujmuj

ę

(percipio) jasno i wyra

ź

nie i co -

Strona 16 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

jak wiem - zawiera pewn

ą

doskonało

ść

, a tak

ż

e mo

ż

e jeszcze bardzo wiele innych

rzeczy, których nie znam, jest w Bogu formalnie albo eminentnie, to - jak mówi

ę

-

wystarczy, aby idea, któr

ą

mam o nim, była najprawdziwsz

ą

, najja

ś

niejsz

ą

i

najwyra

ź

niejsz

ą

ze wszystkich, jakie posiadam.

Ale mo

ż

e jestem czym

ś

wi

ę

cej, ni

ż

to sam my

ś

l

ę

, i wszystkie owe doskonało

ś

ci, które

przypisuj

ę

Bogu, znajduj

ą

si

ę

jako

ś

potencjalnie we mnie, chocia

ż

si

ę

jeszcze nie

ujawniły i nie zaktualizowały. Sam przecie

ż

do

ś

wiadczam,

ż

e moje poznanie stopniowo

wzrasta; i nie widz

ę

, co by mogło stan

ąć

na przeszkodzie, by tak wzrastało coraz bardziej

i bardziej a

ż

do niesko

ń

czono

ś

ci - i dlaczego bym nie mógł przy pomocy tak

wydoskonalonego poznania osi

ą

gn

ąć

wszystkich innych doskonało

ś

ci Boga - i dlaczego

ż

by w ko

ń

cu ta zdolno

ść

do osi

ą

gni

ę

cia owych doskonało

ś

ci, skoro ju

ż

jest we mnie, nie

wystarczała do wytwarzania owych idei?

A tymczasem to wszystko jest niemo

ż

liwe, bo po pierwsze, gdyby nawet było prawd

ą

,

ż

e

moje poznanie wzrasta stopniowo i

ż

e wiele rzeczy jest we mnie potencjalnie, które

jeszcze nie stały si

ę

aktualnymi, to nic z tego nie odnosi si

ę

do idei Boga, w której

przecie

ż

niczego w ogóle nie ma potencjalnie, i wła

ś

nie samo to stopniowe wzrastanie

jest najpewniejszym dowodem niedoskonało

ś

ci. Po drugie, chocia

ż

by moje poznanie

stale coraz bardziej i bardziej wzrastało, to niemniej rozumiem,

ż

e nie stałoby si

ę

przez to

aktualnie (actu) niesko

ń

czone, bo nigdy nie dojdzie do tego [stopnia doskonało

ś

ci], by

nie było zdolne do jeszcze wi

ę

kszego przyrostu. O Bogu za

ś

s

ą

dz

ę

,

ż

e jest aktualnie

niesko

ń

czony w takim stopniu,

ż

e do jego doskonało

ś

ci niczego ju

ż

doda

ć

nie mo

ż

na. A

w ko

ń

cu pojmuj

ę

(percipio),

ż

e obiektywne istnienie idei nie mo

ż

e pochodzi

ć

od czego

ś

istniej

ą

cego tylko potencjalnie, co wła

ś

ciwie mówi

ą

c jest niczym, lecz tylko od istnienia

aktualnego lub formalnego.

I zaiste niczego w tym wszystkim nie ma, co by nie było oczywiste dzi

ę

ki

ś

wiatłu

przyrodzonemu dla tych, którzy pilnie to rozwa

żą

. Ale gdy mniej uwa

ż

am i obrazy rzeczy

zmysłowych przy

ć

miewaj

ą

bystro

ść

mego umysłu, to nie tak łatwo sobie przypomn

ę

,

dlaczego idea istoty (ens) doskonalszej ode mnie musi koniecznie pochodzi

ć

od jakiej

ś

istoty naprawd

ę

doskonalszej. Mo

ż

na si

ę

dalej pyta

ć

, czy mógłbym istnie

ć

ja sam,

maj

ą

cy t

ę

ide

ę

, gdyby nie istniała

ż

adna taka istota.

Od kogó

ż

wi

ę

c pochodziłbym? Oczywi

ś

cie od siebie, albo od rodziców, albo od czego

ś

mniej doskonałego od Boga, bo przecie

ż

nie mo

ż

na sobie pomy

ś

le

ć

ani wymy

ś

li

ć

niczego doskonalszego ani nawet równie doskonałego, jak on. Gdybym jednak sam od
siebie pochodził, to nie miałbym ani w

ą

tpliwo

ś

ci, ani pragnie

ń

, ani w ogóle

ż

adnych

braków, bo wyposa

ż

yłbym si

ę

we wszystkie doskonało

ś

ci, których idee s

ą

we mnie i w

ten sposób sam byłbym Bogiem. I nie powinienem s

ą

dzi

ć

,

ż

e mo

ż

e trudniej byłoby mi

osi

ą

gn

ąć

to, czego mi brak, ni

ż

to, co ju

ż

jest we mnie, albowiem przeciwnie jest

oczywiste,

ż

e znacznie trudniej by było, bym ja, to jest rzecz, czyli substancja my

ś

l

ą

ca,

powstał z niczego, ani

ż

elibym osi

ą

gn

ą

ł poznanie wielu rzeczy nie znanych mi, b

ę

d

ą

cych

tylko przypadło

ś

ci

ą

(accidentia) owej substancji. A z pewno

ś

ci

ą

nie odmawiałbym sobie

tego, co mo

ż

na łatwiej osi

ą

gn

ąć

, gdybym tamto, które jest czym

ś

wi

ę

kszym, miał sam od

siebie. A tak

ż

e

ż

adnej z tych rzeczy, które pojmuj

ę

(percipio) jako zawarte w idei Boga,

skoro

ż

adna nie wydaje mi si

ę

trudniejsz

ą

do osi

ą

gni

ę

cia. Gdyby jednak która

ś

była taka,

to z pewno

ś

ci

ą

tak

ż

e by mi si

ę

wydawała trudniejsz

ą

- gdybym inne rzeczy, które

posiadam, miał od siebie - poniewa

ż

tu do

ś

wiadczałbym,

ż

e moc moja jest ograniczona.

Nie unikn

ę

tez siły przekonywuj

ą

cej tych argumentów, gdy przyjm

ę

,

ż

e mo

ż

e zawsze

istniałem taki, jaki teraz jestem, jak gdyby z tego miało wynikn

ąć

,

ż

e nie nale

ż

y szuka

ć

ju

ż

ż

adnego sprawcy mojego istnienia. Poniewa

ż

bowiem cały okres

ż

ycia mo

ż

na

podzieli

ć

na niezliczone cz

ęś

ci, które jedne od drugich w

ż

aden sposób nie s

ą

zale

ż

ne,

wi

ę

c z tego,

ż

e przed chwil

ą

istniałem nie wynika,

ż

e musz

ę

teraz istnie

ć

, chyba

ż

e jaka

ś

Strona 17 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

przyczyna mnie na t

ę

chwil

ę

jak gdyby na nowo stworzy, to jest mnie zachowa. Albowiem

jasne jest dla tych, co badaj

ą

natur

ę

czasu,

ż

e takiej samej siły i czynno

ś

ci potrzeba, by

jak

ąś

rzecz zachowa

ć

w poszczególnych momentach, w których trwa, jakiej by potrzeba,

aby j

ą

na nowo stworzy

ć

, gdyby dotychczas nie istniała; tak,

ż

e to, i

ż

zachowanie ró

ż

ni

si

ę

od stworzenia tylko poj

ę

ciowo, nale

ż

y te

ż

do tego, co jest oczywiste dzi

ę

ki

ś

wiatłu

przyrodzonemu (lumen naturale).

Musz

ę

si

ę

wi

ę

c sam siebie zapyta

ć

, czy posiadam jak

ąś

moc, przez któr

ą

mógłbym

sprawi

ć

, abym ja, ten który teraz jestem, mógł istnie

ć

tak

ż

e za chwil

ę

. Bo skoro nie

jestem niczym innym jak tylko rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

, a przynajmniej mówi

ę

teraz dokładnie o

tej tylko cz

ęś

ci mojego ja, która jest rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

, to bez w

ą

tpienia byłbym

ś

wiadomy

tej mocy, gdyby ona była we mnie. A tymczasem nie znajduj

ę

niczego takiego [w sobie], i

st

ą

d najoczywi

ś

ciej poznaj

ę

,

ż

e jestem zale

ż

ny od jakiej

ś

istoty ró

ż

nej ode mnie.

Mo

ż

e jednak istota owa nie jest Bogiem i ja pochodz

ę

od rodziców albo od jakich

ś

innych

przyczyn mniej doskonałych ni

ż

Bóg? Tymczasem, jak ju

ż

przedtem powiedziałem jest

rzecz

ą

oczywist

ą

,

ż

e przynajmniej tyle rzeczywisto

ś

ci musi by

ć

w przyczynie, ile jej jest w

skutku. A poniewa

ż

jestem rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

i posiadam jak

ąś

ide

ę

Boga, to nale

ż

y

przyzna

ć

,

ż

e cokolwiek by si

ę

w ko

ń

cu przyj

ę

ło za przyczyn

ę

mego istnienia, jest ona

tak

ż

e rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

i posiada ide

ę

tych wszystkich doskonało

ś

ci, które przypisuj

ę

Bogu. I znów o ni

ą

mo

ż

na by pyta

ć

, czy pochodzi od siebie samej, czy od jakiej

ś

innej

przyczyny; bo je

ż

eli od siebie samej, to wynika z tego, co powiedziałem,

ż

e ona sama

jest Bogiem. Bez w

ą

tpienia bowiem, je

ż

eli jest w niej moc istnienia samej przez si

ę

, to

jest w niej te

ż

moc posiadania aktualnie tych wszystkich doskonało

ś

ci, których ide

ę

ma w

sobie, tzn. wszystkich, które - wedle mego pojmowania - s

ą

w Bogu. Je

ż

eli za

ś

pochodzi

od innej przyczyny, to znów w ten sam sposób mo

ż

na pyta

ć

o t

ę

drug

ą

, czy istnieje sama

z siebie czy z innej przyczyny, dopóki nie dojdzie si

ę

w ko

ń

cu do ostatniej przyczyny,

któr

ą

b

ę

dzie Bóg. Jest bowiem dostatecznie widoczne,

ż

e nie mo

ż

na w ten sposób

post

ę

powa

ć

w niesko

ń

czono

ść

, zwłaszcza

ż

e nie chodzi tu tylko o przyczyn

ę

, która mnie

niegdy

ś

stworzyła, lecz przede wszystkim tak

ż

e o t

ę

, która mnie obecnie zachowuje.

Nie mo

ż

na te

ż

wyobrazi

ć

sobie,

ż

e mo

ż

e wi

ę

cej przyczyn cz

ęś

ciowych zło

ż

yło si

ę

na

moje powstanie i od jednej otrzymałem ide

ę

jednej z doskonało

ś

ci, które przypisuj

ę

Bogu, od drugiej ide

ę

innej doskonało

ś

ci, tak

ż

e wprawdzie wszystkie owe doskonało

ś

ci

gdzie

ś

w wszech

ś

wiecie si

ę

znajduj

ą

, ale nie wszystkie razem zł

ą

czone w jakiej

ś

jedno

ś

ci, która by była Bogiem. Jest bowiem przeciwnie; jedno

ść

, prostota, czyli

nierozł

ą

czno

ść

" wszystkiego, co jest w Bogu, jest wła

ś

nie jedn

ą

z zasadniczych

doskonało

ś

ci, które s

ą

w nim według mego poj

ę

cia. I z pewno

ś

ci

ą

nie mogła powsta

ć

we

mnie ide tej jedno

ś

ci wszystkich doskonało

ś

ci z

ż

adnej takiej przyczyny, od której bym

nie otrzymał tak

ż

e idei innych doskonało

ś

ci. Nie mogła bowiem sprawi

ć

, abym rozumiał,

ż

e idee owe s

ą

razem poł

ą

czone i nierozdzielne, gdyby równocze

ś

nie nie sprawiła, bym

poznał, jakie one s

ą

.

Co si

ę

za

ś

w ko

ń

cu tyczy rodziców, to cho

ć

wszystko mo

ż

e by

ć

prawd

ą

, co kiedykolwiek

o nich s

ą

dziłem, jednak bynajmniej oni mnie nie zachowuj

ą

, a tak

ż

e w

ż

aden sposób

mnie nie stworzyli jako rzeczy my

ś

l

ą

cej, lecz tylko wło

ż

yli pewne dyspozycje w t

ę

materi

ę

, w której jak s

ą

dziłem tkwi

ę

ja, czyli mój duch (mens), bo jego tylko uwa

ż

am

teraz za siebie. A dalej nie mo

ż

e tu ju

ż

powsta

ć

ż

adna trudno

ść

, lecz w ogóle trzeba

doj

ść

do wniosku,

ż

e ju

ż

to samo, i

ż

ja istniej

ę

i posiadam ide

ę

istoty najdoskonalszej, to

jest Boga, dowodzi jak najoczywi

ś

ciej,

ż

e Bóg tak

ż

e istnieje.

Pozostaje mi jeszcze tylko zbada

ć

, w jaki sposób otrzymałem ow

ą

ide

ę

od Boga. Bo nie

otrzymałem jej ani przy pomocy zmysłów, ani te

ż

nigdy nie przyszła do mnie

niespodzianie, jak zazwyczaj idee rzeczy zmysłowych, kiedy si

ę

te rzeczy narzucaj

ą

,

wzgl

ę

dnie wydaj

ą

narzuca

ć

zewn

ę

trznym organom zmysłów. Nie mogłem jej tak

ż

e sobie

Strona 18 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

wytworzy

ć

, bo nie mog

ę

niczego zgoła z niej uj

ąć

ani niczego do niej doda

ć

. Wobec tego

nie pozostaje nic innego, jak przyj

ąć

,

ż

e jest mi wrodzona, tak samo, jak mi jest

wrodzona idea minie samego. I naprawd

ę

nie ma w tym nic dziwnego,

ż

e Bóg stwarzaj

ą

c

mnie, zaszczepił we mnie t

ę

ide

ę

, by była jak gdyby znakiem, którym artysta naznaczył

swoje dzieło. Nie trzeba te

ż

wcale, by ten znak był czym

ś

ż

nym od samego dzieła, lecz

na podstawie tego tylko,

ż

e Bóg mnie stworzył, jest bardzo wiarogodne,

ż

e mnie stworzył

w pewien sposób na obraz i podobie

ń

stwo swoje i

ż

e to podobie

ń

stwo, które zawiera

ide

ę

Boga, pojmuj

ę

(percipere) przy pomocy tej samej zdolno

ś

ci, przez któr

ą

pojmuj

ę

(percipio) siebie samego. To znaczy,

ż

e gdy skieruj

ę

uwag

ę

na siebie samego, to nie

tylko pojmuj

ę

,

ż

e jestem rzecz

ą

niekompletn

ą

i zale

ż

n

ą

od kogo

ś

innego, rzecz

ą

, która

d

ąż

y wiecznie do czego

ś

wi

ę

kszego i lepszego, lecz pojmuj

ę

tak

ż

e równocze

ś

nie,

ż

e ten,

od którego jestem zale

ż

ny, posiada te wszystkie rzeczy wi

ę

ksze nie w jaki

ś

sposób

nieokre

ś

lony i potencjalny tylko, lecz rzeczywi

ś

cie ma je w sobie w stopniu

nieograniczonym, a przeto jest Bogiem.

Cała siła tego dowodu polega na tym,

ż

e uznaj

ę

, i

ż

nie byłoby mo

ż

liwe,

ż

ebym istniał taki

jaki jestem, a mianowicie taki, który ma w sobie ide

ę

Boga, gdyby nie istniał naprawd

ę

Bóg. Ten sam Bóg - powiadam - którego idea jest we mnie, tzn. posiadaj

ą

cy te wszystkie

doskonało

ś

ci, których wprawdzie nie mog

ę

poj

ąć

, lecz zaledwie tylko w jaka

ś

sposób

zbli

ż

y

ć

si

ę

do nich my

ś

l

ą

- i który nie podlega

ż

adnym brakom. Z tego jasno wynika,

ż

e

nie mo

ż

e on by

ć

zwodzicielem, bo oczywiste jest dzi

ę

ki

ś

wiatłu przyrodzonemu,

ż

e

wszelkie oszustwo i wszelkie zwodzenie m

ą

ź

ródło w jakimi

ś

braku.

Zanim jednak zbadam to dokładniej i zarazem przejd

ę

do rozwa

ż

ania innych prawd,

które st

ą

d mo

ż

na wysnu

ć

, chciałbym zatrzyma

ć

si

ę

jaki

ś

czas na kontemplacji Boga,

rozwa

ż

y

ć

jego przymioty i ogl

ą

da

ć

, podziwia

ć

i uwielbia

ć

pi

ę

kno tego niezmierzonego

ś

wiatła, tyle ile potrafi znie

ść

wzrok mojego przy

ć

mionego umysłu. Tak bowiem, jak nas

uczy wiara,

ż

e na samym jedynie ogl

ą

daniu boskiego majestatu polega najwy

ż

sza

szcz

ęś

liwo

ść

przyszłego

ż

ycia, tak te

ż

do

ś

wiadczamy,

ż

e to ogl

ą

danie, chocia

ż

o wiele

mniej doskonałe, mo

ż

e nam da

ć

najwy

ż

sz

ą

rozkosz, do jakiej w tym

ż

yciu jeste

ś

my

zdolni.

MEDYTACJA IV

O prawdzie i fałszu

W tych ostatnich dniach tak przywykłem do odwracania mego umysłu od zmysłów i tak
dokładnie spostrzegłem,

ż

e bardzo niewiele pojmuje si

ę

prawdziwie z tego, co dotyczy

rzeczy cielesnych, o wiele wi

ę

cej poznaje si

ę

prawd o umy

ś

le ludzkim, a jeszcze wi

ę

cej o

Bogu, -

ż

e teraz bez najmniejszych trudno

ś

ci odwróc

ę

my

ś

l moj

ą

od rzeczy

wyobra

ż

alnych ku rzeczom daj

ą

cym si

ę

uj

ąć

tylko rozumem i oddzielonym od wszelkiej

materii. I rzeczywi

ś

cie idea umysłu ludzkiego, któr

ą

posiadam - jako idea rzeczy

my

ś

l

ą

cej, nie rozci

ą

głej na długo

ść

, szeroko

ść

i gł

ę

boko

ść

i nie maj

ą

cej niczego z

przymiotów ciała, jest o wiele bardziej wyra

ź

na ni

ż

idea jakiejkolwiek rzeczy cielesnej. A

kiedy bior

ę

pod uwag

ę

,

ż

e mam w

ą

tpliwo

ś

ci, czyli

ż

e jestem rzecz

ą

niedoskonał

ą

(incompletam) i zale

ż

n

ą

, narzuca mi si

ę

wtedy bardzo jasna i wyra

ź

na idea istoty

niezale

ż

nej i doskonałej tj. Boga; i na tej jednej podstawie,

ż

e taka idea jest we mnie, czy

te

ż

,

ż

e ja - maj

ą

cy tak

ą

ide

ę

- istniej

ę

, dochodz

ę

do tak oczywistego wniosku, i

ż

Bóg

tak

ż

e istnieje i

ż

e od niego zale

ż

y w ka

ż

dym poszczególnym momencie całe moje

istnienie, i

ż

wierz

ę

,

ż

e umysł ludzki niczego nie mo

ż

e pozna

ć

z wi

ę

ksz

ą

oczywisto

ś

ci

ą

i

pewno

ś

ci

ą

. I ju

ż

wydaje mi si

ę

,

ż

e widz

ę

jak

ąś

drog

ę

, która doprowadzi od tego

rozwa

ż

ania prawdziwego Boga, w którym s

ą

ukryte wszystkie skarby wiedzy i m

ą

dro

ś

ci,

do poznania wszystkich innych rzeczy.

Przede wszystkim bowiem poznaj

ę

,

ż

e jest niemo

ż

liwo

ś

ci

ą

, by Bóg mnie kiedykolwiek

zwiódł, bo w ka

ż

dym zwodzeniu czy podej

ś

ciu jest co

ś

niedoskonałego; i cho

ć

by si

ę

Strona 19 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

wydawało,

ż

e móc zwodzi

ć

jest oznak

ą

bystro

ś

ci czy mocy, to chcie

ć

zwodzi

ć

dowodzi

niew

ą

tpliwie zło

ś

liwo

ś

ci albo słabo

ś

ci i co za tym idzie nie mo

ż

e dotyczy

ć

Boga.

Nast

ę

pnie do

ś

wiadczam,

ż

e jest we mnie pewna zdolno

ść

wydawania s

ą

du, któr

ą

z

pewno

ś

ci

ą

otrzymałem od Boga, tak jak i wszystko inne, co jest we mnie, a

ż

e on nie

chce mnie oszukiwa

ć

, to na pewno ta zdolno

ść

, któr

ą

mi dał nie jest tego rodzaju, bym

mógł bł

ą

dzi

ć

, posługuj

ą

c si

ę

m

ą

w sposób wła

ś

ciwy.

Nie budziłoby to te

ż

ż

adnych w

ą

tpliwo

ś

ci, gdyby si

ę

nie wydawało,

ż

e st

ą

d wynika, i

ż

nie

mógłbym nigdy bł

ą

dzi

ć

. Bo skoro wszystko, co jest we mnie, mam od Boga, a on nie

dałby mi

ż

adnej mo

ż

liwo

ś

ci bł

ą

dzenia, to - jak si

ę

zdaje - nie mógłbym nigdy zbł

ą

dzi

ć

.

Tote

ż

dopóki my

ś

l

ę

tylko o Bogu i cały si

ę

ku niemu zwracam, nie znajduj

ę

ż

adnej

przyczyny bł

ę

du ani fałszywo

ś

ci. Lecz potem, wracaj

ą

c do siebie do

ś

wiadczam tego,

ż

e

przecie

ż

podlegam niezliczonym bł

ę

dom, i szukaj

ą

c ich przyczyny spostrzegam,

ż

e

narzuca mi si

ę

nie tylko realna i pozytywna idea Boga, czyli istoty najdoskonalszej, lecz

tak

ż

e - je

ś

li tak mo

ż

na powiedzie

ć

- jaka

ś

negatywna idea niczego, czyli tego, co jest

najbardziej oddalone od wszelkiej doskonało

ś

ci.

ś

e wi

ę

c jestem jakby czym

ś

po

ś

rednim

miedzy Bogiem a niczym, czyli tak umieszczony mi

ę

dzy najwy

ż

szym bytem a niebytem,

ż

e o ile chodzi o pochodzenie od najwy

ż

szego bytu, to nie ma we mnie wprawdzie

niczego, co by mnie mogło prowadzi

ć

do fałszu czy bł

ę

du, lecz o ile tak

ż

e w jaki

ś

sposób

mam udział w niczym, czyli w niebycie, tzn. o ile sam nie jestem najwy

ż

szym bytem i

bardzo wielu rzeczy mi brak, to nie jest niczym dziwnym,

ż

e podlegam bł

ę

dom. Tak wi

ę

c

poznaj

ę

z cał

ą

pewno

ś

ci

ą

,

ż

e bł

ą

d sam w sobie nie jest niczym realnym i zale

ż

nym od

Boga, lecz jest tylko pewnym brakiem;

ż

e wi

ę

c do tego, abym bł

ą

dził nie potrzeba mi

jakiej

ś

zdolno

ś

ci danej mi w tym wła

ś

nie celu od Boga, lecz to, i

ż

mi si

ę

zdarza bł

ą

dzi

ć

pochodzi st

ą

d,

ż

e zdolno

ść

wydawania prawdziwego s

ą

du dana mi przez Niego nie jest

we mnie niesko

ń

czona.

A jednak to mnie jeszcze nie zupełnie zadowala, poniewa

ż

ą

d nie jest czyst

ą

negacj

ą

,

lecz pozbawieniem czy te

ż

brakiem pewnego poznania, które by powinno jako

ś

we mnie

si

ę

znajdowa

ć

. A rozpatruj

ą

c uwa

ż

nie natur

ę

Boga, nie wydaje si

ę

mo

ż

liwym, by

obdarzył mnie jaka

ś

zdolno

ś

ci

ą

, która by nie była w swoim rodzaju doskonał

ą

, czyli

pozbawion

ą

jakiej

ś

doskonało

ś

ci, któr

ą

powinna mie

ć

. Bo je

ż

eli jest prawd

ą

,

ż

e im

wi

ę

kszy artysta, tym doskonalsze dzieła od niego pochodz

ą

, to có

ż

by mogło by

ć

stworzone przez owego najwy

ż

szego twórc

ę

wszystkich rzeczy, co by nie było pod

ka

ż

dym wzgl

ę

dem doskonałe? Bez w

ą

tpienia Bóg mógł mnie stworzy

ć

takim,

ż

ebym si

ę

nigdy nie mylił; a tak

ż

e nie ma w

ą

tpliwo

ś

ci,

ż

e zawsze chce tego, co najlepsze. Czy wi

ę

c

lepszym jest to,

ż

ebym si

ę

mylił, czy te

ż

,

ż

ebym si

ę

nie mylił?

Gdy rozwa

ż

am to uwa

ż

niej, to najpierw nasuwa mi si

ę

my

ś

l,

ż

e nie powinienem si

ę

dziwi

ć

, je

ż

eliby Bóg czynił co

ś

, czego racji nie mógłbym zrozumie

ć

; i

ż

e nie powinienem

w

ą

tpi

ć

o jego istnieniu z tego powodu,

ż

e mo

ż

e do

ś

wiadczenie poucza mnie o czym

innym, co do czego nie pojmuj

ę

, dlaczego i w jaki sposób to uczynił. Skoro ju

ż

mianowicie wiem,

ż

e moja natura jest bardzo słaba i ograniczona, Boga za

ś

natura

niezmierzona, niezgł

ę

biona i niesko

ń

czona, to wiem te

ż

na tej podstawie dokładnie,

ż

e w

jego mocy jest niesko

ń

czona ilo

ść

rzeczy, których przyczyn nie znam. I ju

ż

na podstawie

tej jednej racji dochodz

ę

do przekonania,

ż

e cały ten rodzaj przyczyn, który si

ę

zwykle

wyprowadza z celu nie ma

ż

adnego zastosowania w odniesieniu do przyrody (rebus

physicis). Albowiem nie s

ą

dz

ę

, bym mógł

ś

ledzi

ć

cele Boga, nie popełniaj

ą

c przez to

zuchwalstwa.

Nasuwa mi si

ę

tak

ż

e my

ś

l,

ż

e nie nale

ż

y rozpatrywa

ć

ka

ż

dego poszczególnego

stworzenia z osobna, ilekro

ć

badamy, czy dzieła Boga s

ą

doskonałe, lecz cały

wszech

ś

wiat; bo to, co wydawałoby si

ę

mo

ż

e nie bez słuszno

ś

ci bardzo niedoskonałym,

gdyby istniało samo w

ś

wiecie, to jest bardzo doskonałe, je

ż

eli posiada w wszech

ś

wiecie

Strona 20 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

rol

ę

cz

ęś

ci. I chocia

ż

od czasu, gdy postanowiłem w

ą

tpi

ć

o wszystkim, z cał

ą

pewno

ś

ci

ą

poznałem tylko to,

ż

e ja istniej

ę

i

ż

e Bóg istnieje, to jednak stwierdziwszy niezmierzon

ą

moc Boga nie mog

ę

zaprzeczy

ć

,

ż

e wiele innych rzeczy przez niego zostało

stworzonych, albo przynajmniej mogło zosta

ć

stworzonych, tak

ż

e ja w wszech

ś

wiecie

odgrywam rol

ę

tylko cz

ęś

ci.

Przechodz

ą

c nast

ę

pnie do bli

ż

szego przyjrzenia si

ę

sobie i badaj

ą

c, jakie to s

ą

moje

własne bł

ę

dy (które ju

ż

same dowodz

ą

pewnej niedoskonało

ś

ci mojej) - znajduj

ę

,

ż

e

zale

żą

one od współdziałania dwóch przyczyn, a to od mojej zdolno

ś

ci poznawania i

zdolno

ś

ci wybierania (a facultate eligendi) czy te

ż

wolno

ś

ci decyzji (ab arbitrii libertate),

tzn. od rozumu i zarazem od woli. Przy pomocy bowiem samego rozumu ujmuj

ę

tylko te

idee, o których mog

ę

wyda

ć

s

ą

d i tak te

ż

w rozumie tak wła

ś

nie poj

ę

tym nie mo

ż

e si

ę

znale

źć

ż

aden bł

ą

d w wła

ś

ciwym tego słowa znaczeniu. I cho

ć

mo

ż

e istnieje niezliczona

ilo

ść

rzeczy, których idei

ż

adnych nie posiadam, to jednak nie mo

ż

na wła

ś

ciwie

powiedzie

ć

,

ż

e zostałem ich pozbawiony, lecz tylko negatywnie,

ż

e ich nie mam. Nie

mog

ę

mianowicie przytoczy

ć

ż

adnej racji, by udowodni

ć

,

ż

e Bóg powinien mi był da

ć

wi

ę

ksz

ą

zdolno

ść

poznania ni

ż

mi dał. I chocia

ż

go uwa

ż

am za nie wiem jak biegłego

artyst

ę

, to jednak przeto nie s

ą

dz

ę

, i

ż

musiał koniecznie obdarzy

ć

ka

ż

de poszczególne

swoje dzieło wszystkimi tymi doskonało

ś

ciami, które mógł da

ć

tylko niektórym.

Nie mog

ę

si

ę

te

ż

uskar

ż

a

ć

,

ż

e otrzymałem od Boga wol

ę

, czyli wolno

ść

decyzji o

niedostatecznym zasi

ę

gu i doskonało

ś

ci, bo wiem z do

ś

wiadczenia,

ż

e nie posiada ona

ż

adnych granic. I wydaje mi si

ę

rzecz

ą

ze wszech miar godn

ą

uwagi,

ż

e wszystko inne,

co jest we mnie, nie jest ani tak wielkie, ani tak doskonałe, bym nie mógł pomy

ś

le

ć

,

ż

e

mogłoby by

ć

jeszcze wi

ę

ksze czy doskonalsze. Bo gdy na przykład rozwa

ż

am zdolno

ść

pojmowania, natychmiast stwierdzam,

ż

e posiadam j

ą

w bardzo małym i ograniczonym

stopniu, i równocze

ś

nie stwarzam sobie ide

ę

jakiej

ś

innej zdolno

ś

ci znacznie wi

ę

kszej, a

nawet najwi

ę

kszej i niesko

ń

czonej. I na tej wła

ś

nie podstawie,

ż

e mog

ę

sobie urobi

ć

jej

ide

ę

, pojmuj

ę

(percipio),

ż

e nale

ż

y ona do natury Boga. W ten sam sposób rozwa

ż

aj

ą

c

pami

ęć

czy wyobra

ź

ni

ę

, czy jak

ą

kolwiek inn

ą

zdolno

ść

, nie znajduj

ę

ż

adnej, która by we

mnie nie była słaba i ograniczona, w Bogu za

ś

niesko

ń

czona. Jedynie tylko wol

ę

, czyli

wolno

ść

decyzji stwierdzam u siebie w tak wielkim stopniu,

ż

e nie znajduj

ę

idei niczego

wi

ę

kszego od niej; tak

ż

e ona jest przede wszystkim t

ą

racj

ą

, dzi

ę

ki. ktorej poznaj

ę

, i

ż

jestem w pewnej mierze na obraz i podobie

ń

stwo Boga stworzony. Chocia

ż

bowiem jest

ona w Bogu bez porównania wi

ę

ksza ni

ż

we mnie i to zarówno pod wzgl

ę

dem poznania i

mocy, które s

ą

z ni

ą

ą

czone i czyni

ą

j

ą

sam

ą

silniejsz

ą

i skuteczniejsz

ą

- jak te

ż

pod

wzgl

ę

dem przedmiotu, poniewa

ż

obejmuje wi

ę

cej rzeczy -, to jednak nie wydaje si

ę

wi

ę

ksz

ą

, je

ż

eli j

ą

rozpatrywa

ć

sam

ą

w sobie w sposób formalny i dokładny. Polega ona

bowiem tylko, na tym,

ż

e mo

ż

emy to samo uczyni

ć

albo nie uczyni

ć

(tzn. potwierdza

ć

lub

zaprzeczy

ć

, pój

ść

za czym

ś

albo unika

ć

tego), a raczej na tym tylko,

ż

e potwierdzaj

ą

c lub

zaprzeczaj

ą

c temu, co nam rozum przedkłada, wzgl

ę

dnie id

ą

c za tym lub unikaj

ą

c lego,

w ten sposób si

ę

odnosimy,

ż

e czujemy przy tym, i

ż

ż

adna siła zewn

ę

trzna nas do tego

nie zmusza. Nie trzeba bowiem na to, bym był wolnym,

ż

ebym mógł si

ę

przechyli

ć

ku

jednej lub drugiej stronie; lecz przeciwnie, im bardziej przechyl

ę

si

ę

ku jednej, czy to

dlatego,

ż

e tu widz

ę

jasno racje dobra i prawdy, czy te

ż

ż

e Bóg tak kieruje najgł

ę

bsz

ą

tre

ś

ci

ą

mojej my

ś

li, tym bardziej wolny jest mój wybór. Z pewno

ś

ci

ą

te

ż

ani łaska Boska,

ani poznanie przyrodzone, nigdy nie umniejsza wolno

ś

ci, lecz przeciwnie raczej

pomna

ż

a i wzmacnia. To niezdecydowanie za

ś

, którego do

ś

wiadczam, gdy

ż

adna racja

nie skłania mnie ku tej raczej stronie ni

ż

ku drugiej, jest najni

ż

szym stopniem wolno

ś

ci i

dowodzi tylko jakiego

ś

braku, czy te

ż

negacji w poznaniu, a nie

ż

adnej doskonało

ś

ci. Bo

gdybym zawsze jasno widział, co jest prawdziwe i dobre, to nigdy bym si

ę

nie namy

ś

lał

nad tym, jaki ma by

ć

mój s

ą

d czy wybór i tak byłbym wprawdzie zupełnie wolny, ale nigdy

nie mógłbym by

ć

niezdecydowany.

Strona 21 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Na podstawie tego [wszystkiego] pojmuj

ę

(percipio), ze zdolno

ść

chcenia, któr

ą

mam od

Boga, rozwa

ż

ana sama w sobie, te

ż

nie jest przyczyn

ą

moich bł

ę

dów; jest bowiem w

najwy

ż

szym stopniu rozległa i w swoim rodzaju doskonała. Ale nie jest ni

ą

te

ż

zdolno

ść

pojmowania, albowiem wszystko cokolwiek pojmuj

ę

, pojmuj

ę

bez w

ą

tpienia trafnie, skoro

to -

ż

e pojmuj

ę

- mam dane od Boga i tu nie mo

ż

e si

ę

zdarzy

ć

, bym bł

ą

dził. Sk

ą

d

ż

e wi

ę

c

bior

ą

si

ę

moje bł

ę

dy? Otó

ż

tylko st

ą

d,

ż

e woli, maj

ą

cej szerszy zasi

ę

g ni

ż

rozum, nie

utrzymuj

ę

w tych samych granicach, lecz rozci

ą

gam j

ą

tak

ż

e na te sprawy, których nie

pojmuj

ę

. A b

ę

d

ą

c co do nich niezdecydowana łatwo zbacza z drogi prawdy i dobra; i w

taki to sposób powstaj

ą

moje bł

ę

dy i grzechy.

Gdy na przykład rozwa

ż

ałem w tych dniach, czy co

ś

kolwiek istnieje na

ś

wiecie i

spostrzegłem,

ż

e z samego wła

ś

nie tego rozwa

ż

ania oczywi

ś

cie wynika,

ż

e ja istniej

ę

,

nie mogłem si

ę

powstrzyma

ć

od wydania s

ą

du,

ż

e to, co tak jasno pojmowałem, jest

prawd

ą

; nie dlatego,

ż

eby mnie do tego zmusiła jaka

ś

siła zewn

ę

trzna, lecz dlatego,

ż

e

wielka jasno

ść

pojmowania wywołała wielk

ą

skłonno

ść

mojej woli i tym bardziej

dobrowolnie i swobodnie w to uwierzyłem, im mniej byłem w stosunku do tego
niezdecydowany. Teraz za

ś

nie tylko wiem,

ż

e istniej

ę

, o ile jestem jak

ąś

rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

,

ale ponadto narzuca mi si

ę

tak

ż

e pewna idea natury cielesnej i zdarza si

ę

,

ż

e mam

w

ą

tpliwo

ś

ci, czy natura my

ś

l

ą

ca, która jest we mnie, czy raczej, która jest mn

ą

samym,

jest inn

ą

od natury cielesnej, czy mo

ż

e obie s

ą

tym samym. Zakładam,

ż

e nie nasuwa mi

si

ę

dot

ą

d jeszcze

ż

adna racja, która by mnie przekonała o jednym raczej ni

ż

o drugim; z

pewno

ś

ci

ą

tylko dlatego jestem niezdecydowany, czy mam któr

ąś

z tych ewentualno

ś

ci

potwierdzi

ć

albo zaprzeczy

ć

, czy te

ż

w ogóle nie wydawa

ć

o tym

ż

adnego s

ą

du.

Ponadto to niezdecydowanie obejmuje nie tylko to, czego rozum wcale nie poznaje, lecz
w ogóle wszystko to, co rozum nie dosy

ć

wyra

ź

nie poznaje wtedy wła

ś

nie, kiedy wola to

rozwa

ż

a. Jakkolwiek bowiem prawdopodobne domysły skłaniaj

ą

mnie ku jednej stronie,

to ju

ż

samo poznanie,

ż

e to s

ą

tylko domysły, a nie pewne i nie budz

ą

ce w

ą

tpliwo

ś

ci

racje, wystarczy, by zgod

ę

moj

ą

skierowa

ć

ku stronie przeciwnej. O tym dostatecznie

przekonałem si

ę

w tych dniach, kiedy to przyj

ą

łem za zupełnie fałszywe wszystko to, co

przedtem uwa

ż

ałem za najbardziej prawdziwe i to z tego jedynego tylko powodu, i

ż

zauwa

ż

yłem,

ż

e mo

ż

na o tym w pewien sposób w

ą

tpi

ć

.

Skoro wi

ę

c powstrzymuj

ę

si

ę

od wydania s

ą

du, gdy nie ujmuj

ę

(percipio) dosy

ć

jasno i

wyra

ź

nie, co jest prawd

ą

, jest rzecz

ą

jasn

ą

,

ż

e post

ę

puj

ę

słusznie i nie bł

ą

dz

ę

; lecz gdy

twierdze lub przecz

ę

, wtedy nie u

ż

ywam w sposób nale

ż

yty wolno

ś

ci decyzji. Je

ż

eli

zwróc

ę

si

ę

w stron

ę

tego, co jest fałszywe, to oczywi

ś

cie bł

ą

dz

ę

; je

ż

eli za

ś

w stron

ę

przeciwn

ą

, to wprawdzie przypadkowo utrafi

ę

w prawd

ę

, ale tym samym nie b

ę

d

ę

wolny

od winy, poniewa

ż

na mocy

ś

wiatła przyrodzonego jest oczywiste,

ż

e ujmowanie

rozumem (perceptionem) powinno zawsze wyprzedza

ć

decyzj

ę

woli. I w tym wła

ś

nie

niewła

ś

ciwym u

ż

ywaniu wolno

ś

ci decyzji zawiera si

ę

ów brak, który stanowi istot

ę

(formam) bł

ę

du. Brak - powiadam - tkwi w samej czynno

ś

ci, o ile ona ode mnie pochodzi,

a nie w zdolno

ś

ci, któr

ą

otrzymałem od Boga, a tak

ż

e nie w czynno

ś

ci, o ile ona jest od

Niego zale

ż

na. Albowiem nie mam

ż

adnego powodu, by si

ę

skar

ż

y

ć

,

ż

e Bóg nie dał mi

wi

ę

kszej zdolno

ś

ci pojmowania czy te

ż

doskonalszego

ś

wiatła przyrodzonego, ni

ż

mi dał,

bo to nale

ż

y do natury rozumu sko

ń

czonego,

ż

e wielu rzeczy nie pojmuj

ę

, a do natury

rozumu stworzonego,

ż

e jest sko

ń

czony; lecz przeciwnie powinienem Mu dzi

ę

kowa

ć

za

wszystko, czym mnie obdarzył, nie b

ę

d

ą

c mi nigdy nic winien; nie s

ą

dzi

ć

za

ś

,

ż

e mnie

pozbawił tego, albo mi odebrał to, czego mi nie dał.

Nie mam tak

ż

e powodu skar

ż

y

ć

si

ę

,

ż

e dał mi wol

ę

o wi

ę

kszym zasi

ę

gu ni

ż

rozum; skoro

bowiem wola polega na jednej tylko rzeczy, wi

ę

c jak gdyby na czym

ś

niepodzielnym, to

widocznie jej natura nie znosi, by cokolwiek mo

ż

na było od niej uj

ąć

. I zaiste im wi

ę

kszy

jest jej zasi

ę

g, tym wi

ę

ksze dzi

ę

ki nale

żą

si

ę

temu, który mi j

ą

dał.

Strona 22 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

A wreszcie nie mam te

ż

powodu skar

ż

y

ć

si

ę

,

ż

e Bóg współdziała ze mn

ą

w wywoływaniu

owych aktów woli, czy te

ż

owych s

ą

dów, w których popełniam bł

ę

dy: albowiem owe akty

s

ą

w zupełno

ś

ci prawdziwe i dobre, o ile zale

żą

od Boga, i to,

ż

e mog

ę

je wzbudza

ć

w

sobie, jest pewnego rodzaju wi

ę

ksz

ą

doskonało

ś

ci

ą

, ni

ż

gdybym nie mógł. Brak za

ś

, na

którym jedynie polega formalna przyczyna bł

ę

du i winy, nie wymaga

ż

adnego

współdziałania Boga, poniewa

ż

nie jest rzecz

ą

pozytywn

ą

i nie powinno si

ę

go nazywa

ć

,

je

ż

eli si

ę

go odnosi do Boga jako przyczyny, pozbawieniem (privatio), lecz tylko negacj

ą

.

Bo w rzeczywisto

ś

ci nie jest to

ż

adn

ą

niedoskonało

ś

ci

ą

Boga,

ż

e dał mi wolno

ść

uznania

za prawd

ę

lub nieuznania pewnych rzeczy, których jasnego i wyra

ź

nego uj

ę

cia nie dał

memu rozumowi, lecz bez w

ą

tpienia jest to moj

ą

niedoskonało

ś

ci

ą

,

ż

e nie robi

ę

dobrego

u

ż

ytku z owej wolno

ś

ci i wydaj

ę

s

ą

d o rzeczach, które nienale

ż

ycie pojmuj

ę

. Widz

ę

jednak,

ż

e Bóg z łatwo

ś

ci

ą

mógł to sprawi

ć

, bym nigdy nie popełniał bł

ę

dów, chocia

ż

bym

pozostał wolny i posiadał sko

ń

czone poznanie. Sprawiłby to mianowicie, gdyby dał

rozumowi mojemu jasne i wyra

ź

ne ujmowanie wszystkiego, co bym kiedykolwiek w

przyszło

ś

ci miał rozwa

ż

a

ć

, albo te

ż

, gdyby mi tak gł

ę

boko wrył w pami

ęć

,

ż

e nie nale

ż

y

nigdy wydawa

ć

s

ą

du o rzeczach, których nie pojmuj

ę

jasno i wyra

ź

nie,

ż

e niemo

ż

liwe

byłoby kiedykolwiek zapomnie

ć

o tym. Z łatwo

ś

ci

ą

te

ż

pojmuj

ę

,

ż

e rozwa

ż

aj

ą

c siebie jako

cało

ść

, mógłbym by

ć

doskonalszy ni

ż

teraz jestem, gdyby mnie takim Bóg stworzył.

Niemniej jednak nie mog

ę

zaprzeczy

ć

,

ż

e wi

ę

ksza doskonało

ść

panowałaby jako

ś

we

wszech

ś

wiecie, gdyby pewne jego cz

ęś

ci były wolne od bł

ę

dów, a inne nie, ni

ż

gdyby

wszystkie były zupełnie podobne; nie mam te

ż

prawa si

ę

skar

ż

y

ć

,

ż

e Bóg chciał mnie

mie

ć

na

ś

wiecie, jako kogo

ś

(personom), kto nie jest ani najgłówniejszy ani

najdoskonalszy ze wszystkich.

A poza tym, chocia

ż

nie mog

ę

powstrzyma

ć

si

ę

od popełniania bł

ę

dów w ów pierwszy

sposób, polegaj

ą

cy na oczywistym ujmowaniu tego wszystkiego, co si

ę

ma rozwa

ż

a

ć

, to

jednak mog

ę

ich unika

ć

w ten drugi sposób, polegaj

ą

cy na utrwaleniu w pami

ę

ci tego

tylko,

ż

e nale

ż

y si

ę

powstrzyma

ć

od wydawania s

ą

du, ilekro

ć

prawdziwo

ść

jakiej

ś

rzeczy

nie jest jasna. Bo chocia

ż

zdaj

ę

sobie spraw

ę

z tej mojej słabo

ś

ci,

ż

e nie mógłbym

zawsze tkwi

ć

niezmiennie przy jednej i tej samej my

ś

li, mog

ę

jednak osi

ą

gn

ąć

przez

uwa

ż

ne i cz

ę

sto ponawiane rozwa

ż

anie, abym zawsze o niej pami

ę

tał, ilekro

ć

zajdzie

potrzeba i w ten sposób nabył pewnego przyzwyczajenia niepopełniania bł

ę

dów.

Skoro wi

ę

c na tym polega najwi

ę

ksza i najgłówniejsza doskonało

ść

człowieka, to - jak

s

ą

dz

ę

- nie mały zysk osi

ą

gn

ą

łem dzi

ę

ki dzisiejszej medytacji, odkrywszy przyczyn

ę

ę

du i fałszu; i zaiste nie mo

ż

e istnie

ć

ż

adna inna przyczyna ni

ż

ta, któr

ą

wyło

ż

yłem. Bo

ile razy wydaj

ą

c s

ą

d trzymam na wodzy wol

ę

tak, by tylko to obejmowała, co jej jasno i

wyra

ź

nie rozum przedstawia, to nie mo

ż

e si

ę

zdarzy

ć

, bym bł

ą

dził. Poniewa

ż

ka

ż

de

jasne i wyra

ź

ne uj

ę

cie jest bez w

ą

tpienia czym

ś

(rzeczywistym i pozytywnym), a zatem

nie mo

ż

e powsta

ć

z niczego, lecz Bóg musi by

ć

jego twórc

ą

, ów Bóg najdoskonalszy -

powiadam - którego istota wyklucza, by był zwodzicielem; dlatego ka

ż

de jasne i wyra

ź

ne

poj

ę

cie jest niew

ą

tpliwie prawdziwe. Dzisiaj nauczyłem si

ę

te

ż

nie tylko tego, czego si

ę

mam wystrzega

ć

, by nigdy nie popełni

ć

ę

du, ale tak

ż

e tego, co nale

ż

y czyni

ć

, by

dotrze

ć

do prawdy. Osi

ą

gn

ę

j

ą

bowiem z pewno

ś

ci

ą

, je

ż

eli tylko zwróc

ę

baczn

ą

uwag

ę

na wszystko, co doskonale pojmuj

ę

i oddziel

ę

to od innych poj

ęć

, które chwytam w

sposób bardziej m

ę

tny i niejasny. O to te

ż

b

ę

d

ę

si

ę

w przyszło

ś

ci jak najusilniej starał.

MEDYTACJA V

O istocie rzeczy materialnych i raz jeszcze o istnieniu Boga

Wiele mi jeszcze pozostało do zbadania w sprawie przymiotów (attributa) Boga, wiele w
sprawie natury mnie samego wzgl

ę

dnie mojego ducha (mens), lecz tym zajm

ę

si

ę

mo

ż

e

znów kiedy indziej. Teraz najpilniejsz

ą

rzecz

ą

wydaje mi si

ę

(skoro ju

ż

wiem, czego

nale

ż

y si

ę

wystrzega

ć

i co czyni

ć

, by osi

ą

gn

ąć

prawd

ę

), abym spróbował wybrn

ąć

z tych

Strona 23 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

w

ą

tpliwo

ś

ci, w które pogr

ąż

yłem si

ę

w ostatnich dniach i abym zobaczył, czy mo

ż

na mie

ć

jak

ąś

pewno

ść

co do rzeczy materialnych.

Jednak

ż

e zanim przysit

ą

pi

ę

do zbadania, czy jakie

ś

takie rzeczy istniej

ą

poza mn

ą

,

musze rozwa

ż

y

ć

ich idee, o ile s

ą

w mojej

ś

wiadomo

ś

ci i przyjrze

ć

si

ę

, które z nich s

ą

wyra

ź

ne, a które nie.

Otó

ż

wyra

ź

nie wyobra

ż

am sobie wielko

ść

, któr

ą

filozofowie zwykle nazywaj

ą

wielko

ś

ci

ą

ci

ą

ą

, czyli rozci

ą

gło

ść

na długo

ść

, szeroko

ść

i gł

ę

boko

ść

tej wielko

ś

ci a raczej rzeczy

tak a tak wielkiej. Wyliczam w niej rozmaite cz

ęś

ci i tym cz

ęś

ciom przypisuj

ę

dowolne

wielko

ś

ci, kształty, poło

ż

enie i ruchy -, a tym ruchom dowolny czas trwania.

Wszystkie te rzeczy s

ą

mi znane i przejrzyste, nie tylko, gdy je tak ogólnie rozwa

ż

am,

lecz oprócz tego wyt

ęż

ywszy uwag

ę

ujmuj

ę

niezliczon

ą

ilo

ść

szczegółów, dotycz

ą

cych

kształtów, liczby, ruchu i tym podobnych, których prawdziwo

ść

jest tak jawna i tak zgodna

z moj

ą

natur

ą

,

ż

e skoro tylko zaczynam je odkrywa

ć

, to nie tyle mi si

ę

zdaje jakbym si

ę

czego

ś

nowego nauczył, ile raczej jakbym sobie przypominał co

ś

, o czym ju

ż

wcze

ś

niej

wiedziałem. Innymi słowy wydaje mi si

ę

,

ż

e po raz pierwszy zwróciłem uwag

ę

na to, co

od dawna we mnie było, chocia

ż

nie zwracałem przedtem na to spojrzenia umysłu.

I tutaj - jak s

ą

dz

ę

- najbardziej godne zastanowienia jest to,

ż

e znajduj

ę

w sobie

niezliczon

ą

ilo

ść

idei pewnych rzeczy, o których nie mo

ż

na powiedzie

ć

,

ż

e s

ą

niczym,

chocia

ż

mo

ż

e nie istniej

ą

nigdzie poza mn

ą

. A chocia

ż

my

ś

l

ę

w jaki

ś

sposób o nich

zale

ż

nie od mej woli, to jednak nie s

ą

przeze mnie wymy

ś

lone, lecz maj

ą

swoje

prawdziwe i niezmienne natury. Gdy na przykład wyobra

ż

am sobie trójk

ą

t, to cho

ć

mo

ż

e

taka figura nigdzie na

ś

wiecie nie istnieje poza moj

ą

ś

wiadomo

ś

ci

ą

, ani nigdy nie istniała,

posiada jednak bez w

ą

tpienia jak

ąś

okre

ś

lon

ą

natur

ę

, czyli istot

ę

, czyli form

ę

niezmienn

ą

i wieczn

ą

, która ani nie została przeze mnie wymy

ś

lona, ani nie jest od mego umysłu

zale

ż

na. Wynika to z tego,

ż

e mo

ż

na udowodni

ć

ż

ne własno

ś

ci owego trójk

ą

ta, jak np.

ż

e jego trzy k

ą

ty s

ą

równe dwom prostym,

ż

e naprzeciw najwi

ę

kszego jego k

ą

ta le

ż

y

najdłu

ż

szy bok i tym podobne, które to własno

ś

ci teraz jasno poznaj

ę

, czy chc

ę

, czy nie

chc

ę

, chocia

ż

nigdy przedtem w

ż

aden sposób nie my

ś

lałem o nich, gdy sobie

wyobra

ż

ałem trójk

ą

t. Wobec tego nie zostały one przeze mnie wymy

ś

lone.

A tak

ż

e nie zmienia to postaci rzeczy, je

ś

li powiadam,

ż

e owa idea trójk

ą

ta przyszła

mo

ż

e do mnie od rzeczy zewn

ę

trznych za po

ś

rednictwem narz

ą

dów zmysłowych,

poniewa

ż

niejednokrotnie widziałem ciała o kształcie trójk

ą

tnym. Mog

ę

bowiem przecie

wymy

ś

li

ć

niezliczon

ą

ilo

ść

innych figur, co do których nie mo

ż

e istnie

ć

ż

adne podejrzenie,

ż

e zostały mi kiedykolwiek dane przy pomocy zmysłów, a mimo to wykaza

ć

rozmaite ich

własno

ś

ci, tak samo jak przy trójk

ą

cie. Wszystkie one z pewno

ś

ci

ą

s

ą

prawdziwe,

poniewa

ż

jasno je poznaj

ę

i przez to samo s

ą

czym

ś

, a nie czystym niczym. Jest bowiem

oczywiste,

ż

e wszystko to, co jest prawd

ą

, jest czym

ś

. Ju

ż

te

ż

obszernie wykazałem,

ż

e

wszystko to jest prawdziwe, co jasno poznaj

ę

; a cho

ć

bym nawet tego nie wykazał, to z

pewno

ś

ci

ą

taka jest natura mego umysłu,

ż

e i tak nie mógłbym si

ę

na to nie zgodzi

ć

przynajmniej dopóty, dopóki to jasno ujmuj

ę

. Przypominam te

ż

sobie,

ż

e zawsze, nawet

jeszcze przedtem, kiedy tak bardzo gł

ę

boko tkwiłem w przedmiotach zmysłowych, za

najpewniejsze ze wszystkich uwa

ż

ałem te prawdy, które w sposób oczywisty

poznawałem o figurach lub o liczbach, albo inne nale

żą

ce do arytmetyki lub geometrii,

czy w ogóle odnosz

ą

ce si

ę

do czystej i abstrakcyjnej matematyki.

A teraz, je

ż

eli z tego jedynie,

ż

e mog

ę

ide

ę

jakiej

ś

rzeczy wyprowadzi

ć

z mej

ś

wiadomo

ś

ci wynika, i

ż

wszystko, co ujmuj

ę

jasno i wyra

ź

nie jako nale

żą

ce do owej

rzeczy, rzeczywi

ś

cie do niej nale

ż

y, to czy

ż

nie mo

ż

na st

ą

d zaczerpn

ąć

dowodu

wykazuj

ą

cego istnienie Boga? Z pewno

ś

ci

ą

tak samo znajduj

ę

w sobie idee Jego, to jest

istoty najdoskonalszej, jak ide

ę

jakiejkolwiek figury czy liczby; i tak samo jak i wyra

ź

nie

Strona 24 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

pojmuj

ę

,

ż

e do Jego natury nale

ż

y wieczne i aktualne istnienie, jak pojmuj

ę

,

ż

e do natury

figury czy liczby nale

ż

y to, czego dowodz

ę

o tej figurze czy liczbie. A wi

ę

c, cho

ć

by nie

wszystko było prawdziwe, co w tych ostatnich dniach rozwa

ż

ałem, to istnienie Boga

powinno mie

ć

dla minie co najmniej ten sam stopie

ń

pewno

ś

ci, jaki dotychczas posiadały

prawdy matematyczne. Co prawda na pierwszy rzut oka nie jest to tak całkiem widoczne,
lecz ma pewien pozór sofizmatu. Przywykłszy bowiem we wszystkich innych rzeczach
rozró

ż

nia

ć

istnienie (existentia) od istoty (essentia), łatwo siebie przekonywam,

ż

e mo

ż

na

je te

ż

oddzieli

ć

od istoty Boga i w ten sposób mo

ż

na pojmowa

ć

Boga, jako nie

istniej

ą

cego aktualnie. Lecz skoro uwa

ż

niej si

ę

zastanowi

ę

, to staje si

ę

oczywistym,

ż

e

tak samo nie mo

ż

na oddzieli

ć

istnienia od istoty Boga, jak nie mo

ż

na od istoty trójk

ą

ta

oddzieli

ć

tego,

ż

e wielko

ść

trzech jego k

ą

tów równa si

ę

dwóm prostym, albo od idei góry

ide

ę

doliny. Tak samo wi

ę

c nie mo

ż

na pomy

ś

le

ć

sobie Boga (tj. istoty najdoskonalszej),

której brak istnienia, (a wi

ę

c, której brak jakiej

ś

doskonało

ś

ci) - jak pomy

ś

le

ć

gór

ę

bez

doliny. Chocia

ż

jednak nie mógłbym sobie przedstawi

ć

nie istniej

ą

cego Boga, tak jak nie

mógłbym sobie przedstawi

ć

góry bez doliny, to z pewno

ś

ci

ą

ani z tego,

ż

e sobie

przedstawiam gór

ę

z dolin

ą

nie wynika,

ż

e jaka

ś

góra istnieje na

ś

wiecie, ani te

ż

z tego,

ż

e Boga przedstawiam sobie jako istniej

ą

cego, nie wynika - jak mi si

ę

wydaje -

ż

e Bóg

istnieje: bo moja my

ś

l nie narzuca rzeczom

ż

adnej konieczno

ś

ci. I tak jak sobie mog

ę

wyobrazi

ć

skrzydlatego konia, chocia

ż

ż

aden ko

ń

nie ma skrzydeł, tak mo

ż

e mog

ę

Bogu

doda

ć

zmy

ś

lone istnienie, chocia

ż

ż

aden Bóg nie istnieje. Otó

ż

nie. Tu wła

ś

nie kryje si

ę

sofizmat; bo z tego,

ż

e nie mog

ę

pomy

ś

le

ć

góry bez doliny, nie wynika,

ż

e gdzie

ś

góra i

dolina istniej

ą

, tylko

ż

e góra i dolina s

ą

nierozdzielne, bez wzgl

ę

du na to, czy istniej

ą

czy

nie istniej

ą

. Z tego za

ś

,

ż

e Boga nie mog

ę

sobie pomy

ś

le

ć

inaczej, jak tylko jako

istniej

ą

cego, wynika,

ż

e istnienie jest nieodł

ą

czne od Boga, a zatem,

ż

e On rzeczywi

ś

cie

istnieje, - nie dlatego jakoby moja my

ś

l mogła to sprawi

ć

, albo jakiejkolwiek rzeczy

narzuci

ć

jak

ąś

konieczno

ść

, lecz przeciwnie - poniewa

ż

konieczno

ść

samej rzeczy, tj.

konieczno

ść

istnienia Boga skłania mnie, bym tak my

ś

lał. Nie jestem bowiem w mo

ż

no

ś

ci

przedstawi

ć

sobie Boga bez istnienia (tj. istot

ę

najdoskonalsz

ą

bez pełnej doskonało

ś

ci) -

tak jak mog

ę

sobie wyobrazi

ć

konia ze skrzydłami lub bez skrzydeł.

Nie mo

ż

na tu tak

ż

e powiedzie

ć

,

ż

e koniecznie musz

ę

przyj

ąć

, i

ż

Bóg istnieje, skoro

przyj

ą

łem,

ż

e posiada On wszelkie doskonało

ś

ci, gdy

ż

istnienie jest jedn

ą

z nich, lecz

ż

e

pierwsze zało

ż

enie nie było konieczne. Podobnie nie jest konieczne, bym s

ą

dził,

ż

e

wszelkie figury czworoboczne mo

ż

na wpisa

ć

w koło. Ale przyj

ą

wszy,

ż

e tak s

ą

dz

ę

,

musiałbym koniecznie przyzna

ć

,

ż

e romb mo

ż

na wpisa

ć

w koło, co jest oczywi

ś

cie

fałszem. Bo chocia

ż

nie jest konieczne, by mi si

ę

nasun

ę

ła kiedykolwiek jaka

ś

my

ś

l o

Bogu, to jednak ilekro

ć

zechc

ę

my

ś

le

ć

o istocie pierwszej i najdoskonalszej i wydoby

ć

jej

ide

ę

jak gdyby ze skarbca mojego umysłu, trzeba koniecznie, bym jej przypisał wszystkie

doskonało

ś

ci, cho

ć

bym nie wszystkie wtedy wyliczał i nie zajmował si

ę

poszczególnymi. I

ta konieczno

ść

zupełnie wystarcza, bym pó

ź

niej, - zauwa

ż

ywszy,

ż

e istnienie jest

doskonało

ś

ci

ą

- doszedł do słusznego wniosku, ze ta istota pierwsza i najdoskonalsza

istnieje. Tak samo nie jest konieczne, bym sobie kiedykolwiek wyobra

ż

ał jaki

ś

trójk

ą

t,

lecz ilekro

ć

chc

ę

rozwa

ż

a

ć

figur

ę

o prostych liniach, maj

ą

c

ą

tylko trzy k

ą

ty, musz

ę

jej

przyzna

ć

te własno

ś

ci, z ktorych słusznie mo

ż

na wywnioskowa

ć

,

ż

e jego trzy k

ą

ty nie s

ą

wi

ę

ksze od dwóch prostych, chocia

ż

bym na to teraz nie zwrócił uwagi. Kiedy za

ś

badam,

które figury mo

ż

na wpisa

ć

w koło, to nie potrzeba zupełnie, bym s

ą

dził,

ż

e wszystkie

czworoboczne do nich nale

żą

; przeciwnie, nie mog

ę

czego

ś

takiego nawet wymy

ś

li

ć

dopóki nie chc

ę

uzna

ć

niczego, czego jasno i wyra

ź

nie nie pojmuj

ę

; jest zatem wielka

ż

nica pomi

ę

dzy tego rodzaju fałszywymi zało

ż

eniami, a prawdziwymi ideami, które mi

s

ą

wrodzone, a z których pierwsz

ą

i główn

ą

jest idea Boga. Albowiem rzeczywi

ś

cie na

ż

ne sposoby przekonuj

ę

si

ę

,

ż

e owa idea nie jest jakim

ś

wymysłem zale

ż

nym od mojej

ś

wiadomo

ś

ci, lecz obrazem prawdziwej i niezmiennej natury. Mianowicie po pierwsze:

poniewa

ż

nie mog

ę

wymy

ś

li

ć

ż

adnej innej rzeczy, do której istoty nale

ż

y istnienie, oprócz

Boga jedynie. Po wtóre: poniewa

ż

nie mog

ę

sobie przedstawi

ć

dwóch, albo wi

ę

cej

Strona 25 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Bogów tego rodzaju; a przyj

ą

wszy,

ż

e jeden ju

ż

istnieje, jasno widz

ę

,

ż

e musiał

koniecznie istnie

ć

przedtem od wieków, i

ż

e na wieki istnie

ć

b

ę

dzie. A w ko

ń

cu dlatego,

ż

e poznaj

ę

(percipio) w Bogu wiele innych rzeczy, od których nie mog

ę

niczego uj

ąć

, ani

niczego w nich zmieni

ć

.

Lecz zaprawd

ę

, jakiegokolwiek w ko

ń

cu sposobu dowodzenia u

ż

yj

ę

, zawsze wychodzi

na to,

ż

e tylko to mo

ż

e mnie całkowicie przekona

ć

, co jasno i wyra

ź

nie ujmuj

ę

. I cho

ć

niejedno z tego, co tak ujmuj

ę

, jest dla ka

ż

dego oczywiste, inne za

ś

rzeczy mog

ą

odkry

ć

tylko ci, którzy bli

ż

ej im si

ę

przyjrz

ą

i dokładniej zbadaj

ą

, to jednak skoro ju

ż

s

ą

odkryte,

uwa

ż

a si

ę

je za niemniej pewne od tamtych. Chocia

ż

na przykład nie jest tak łatwo

widoczne,

ż

e w trójk

ą

cie prostok

ą

tnym kwadrat podstawy jest równy sumie kwadratów

obu boków, jak oczywiste jest,

ż

e owa podstawa le

ż

y naprzeciw najwi

ę

kszego k

ą

ta, to

jednak, sioro raz si

ę

o tym przekonamy, wierzymy jednakowo w prawdziwo

ść

jednego jak

i drugiego. Co si

ę

za

ś

tyczy Boga, to na pewno niczego bym pierwej ani łatwiej nie

poznał ni

ż

Jego, gdyby mój umysł nie był przy

ć

miony przez przes

ą

dy, a my

ś

l moja nie

była uporczywie zaj

ę

ta obrazami rzeczy zmysłowych. Bo có

ż

jest samo przez si

ę

bardziej

jawne jak to,

ż

e istnieje byt najwy

ż

szy, czyli

ż

e istnieje Bóg, który sam jeden tylko

posiada istot

ę

zwi

ą

zan

ą

nierozł

ą

cznie z istnieniem. I chocia

ż

trzeba było wyt

ęż

onej

uwagi, aby to poj

ąć

, to jednak teraz jestem co do tego nie tylko równie pewny, jak co do

wszystkich innych rzeczy, które mi si

ę

wydaj

ą

najpewniejsze, lecz ponadto spostrzegam

tak

ż

e,

ż

e pewno

ść

wszystkich innych rzeczy jest tak wła

ś

nie od tej sprawy zale

ż

na,

ż

e

bez niej nigdy nie mo

ż

na by niczego wiedzie

ć

w sposób doskonały.

Chocia

ż

to bowiem le

ż

y w mojej naturze,

ż

e nie mog

ę

nie wierzy

ć

, i

ż

co

ś

jest prawdziwe,

dopóki to ujmuj

ę

bardzo jasno i wyra

ź

nie, to jednak le

ż

y tak

ż

e w mojej naturze,

ż

e nie

mog

ę

stale utrzyma

ć

spojrzenia mego umysłu na jednej i tej samej rzeczy, by j

ą

jasno

ujmowa

ć

i cz

ę

sto wraca pami

ęć

s

ą

du dawniej wydanego. Wi

ę

c gdy ju

ż

wi

ę

cej nie

zwracam uwagi na racje, dla których rzecz tak os

ą

dziłem, mog

ą

si

ę

nasun

ąć

inne racje,

które by mnie łatwo mogły odwie

ść

od przyj

ę

tego pogl

ą

du, gdybym nie wiedział,

ż

e Bóg

istnieje. W ten sposób nigdy bym nie posiadał o

ż

adnej rzeczy prawdziwej i pewnej

wiedzy, lecz tylko chwiejne i zmienne pogl

ą

dy. Tak na przykład, gdy rozwa

ż

am natur

ę

trójk

ą

ta, najoczywi

ś

ciej okazuje mi si

ę

jako obeznanemu z zasadami geometrii,

ż

e jego

trzy k

ą

ty równaj

ą

si

ę

dwom prostym; i nie mog

ę

nie wierzy

ć

,

ż

e to jest prawd

ą

, dopóki

zwracam uwag

ę

na dowód tego twierdzenia. Lecz skoro tylko odwróc

ę

od niego uwag

ę

,

to chocia

ż

jeszcze pami

ę

tam,

ż

e zupełnie jasno to przejrzałem, mo

ż

e si

ę

łatwo zdarzy

ć

,

i

ż

zaczn

ę

w

ą

tpi

ć

o prawdziwo

ś

ci tego twierdzenia, je

ż

eli bym zaiste nie znał Boga. Bo

mog

ę

sobie tłumaczy

ć

,

ż

e takim mnie ju

ż

natura stworzyła, i

ż

niekiedy bł

ą

dz

ę

w tym, co

według mego zdania jak najoczywi

ś

ciej ujmuj

ę

, pami

ę

taj

ą

c zwłaszcza,

ż

e cz

ę

sto wiele

rzeczy uwa

ż

ałem za prawdziwe i pewne, które pó

ź

niej na podstawie innych racji

os

ą

dziłem jako fałszywe.

Skoro jednak poznałem (percepi),

ż

e Bóg istnieje i poniewa

ż

zarazem zrozumiałem,

ż

e

wszystko inne od Niego zale

ż

y, oraz

ż

e On nie jest zwodzicielem, a st

ą

d wysnułem

wniosek,

ż

e wszystko to, co ujmuj

ę

jasno i wyra

ź

nie, musi by

ć

koniecznie prawdziwe, w

takim razie, chocia

ż

bym nie zwracał wi

ę

cej uwagi na racje, na których podstawie co

ś

za

prawd

ę

uznałem, lecz tylko pami

ę

tał,

ż

e przejrzałem to jasno i wyra

ź

nie, to nie mo

ż

na by

przytoczy

ć

ż

adnej racji przeciwnej, która by mnie wp

ę

dziła w w

ą

tpliwo

ść

, lecz

posiadałbym o tym prawdziw

ą

i pewn

ą

wiedz

ę

. I nie tylko o tym, lecz tak

ż

e o wszystkich

innych twierdzeniach, o których pami

ę

tam,

ż

e ich kiedy

ś

dowiodłem, jak np. o

twierdzeniach geometrycznych i podobnych. Bo có

ż

mo

ż

na mi teraz zarzuci

ć

?

ś

e takim

zostałem stworzony, i

ż

cz

ę

sto popadam w bł

ę

dy? Przecie

ż

ju

ż

wiem,

ż

e nie mog

ę

ą

dzi

ć

w tym, co wyra

ź

nie (perspicue) rozumiem. Czy mo

ż

e, i

ż

kiedy indziej uwa

ż

ałem za

prawdziwe i pewne to, o czym pó

ź

niej stwierdziłem,

ż

e jest fałszywe? Ale

ż

ja niczego z

tych rzeczy nie ujmowałem jasno i wyra

ź

nie, lecz nie znaj

ą

c tej reguły prawdy wierzyłem

w nie mo

ż

e na innej podstawie, która - jak pó

ź

niej odkryłem - była mniej pewna. Có

ż

wi

ę

c

Strona 26 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

mo

ż

na powiedzie

ć

? Czy nie to (co sam sobie niedawno zarzucałem),

ż

e ja mo

ż

e

ś

ni

ę

,

lub

ż

e wszystko to, co teraz my

ś

l

ę

, nie jest bardziej prawdziwe, ni

ż

to, co si

ę

pojawia we

ś

nie? Ale to niczego nie zmienia, bo z pewno

ś

ci

ą

, chocia

ż

bym nawet

ś

nił, wszystko, co

jest oczywiste dla mego rozumu, jest całkowicie prawdziwe.

Tak wi

ę

c widz

ę

jasno,

ż

e pewno

ść

i prawdziwo

ść

wszelkiej wiedzy zale

ż

y jedynie od

poznania prawdziwego Boga, tak dalece,

ż

e nie mogłem o

ż

adnej innej rzeczy posiada

ć

doskonałej wiedzy, zanim nie poznałem Jego. Teraz za

ś

mog

ę

zdoby

ć

dokładn

ą

znajomo

ść

i pewno

ść

niezliczonych prawd, zarówno o samym Bogu i o innych rzeczach

rozumowi tylko dost

ę

pnych (res intellectuales), jak tak

ż

e o całej tej naturze cielesnej,

która jest przedmiotem czystej matematyki.

MEDYTACJA VI

O istnieniu rzeczy materialnych i o realnej ró

ż

nicy mi

ę

dzy dusz

ą

i ciałem

Pozostało mi jeszcze do zbadania, czy istniej

ą

rzeczy materialne. Otó

ż

wiem ju

ż

przynajmniej to,

ż

e mog

ą

one istnie

ć

, o ile s

ą

przedmiotem czystej matematyki, poniewa

ż

je jasno i wyra

ź

nie ujmuj

ę

. Bez w

ą

tpienia bowiem jest w mocy Boga urzeczywistni

ć

to

wszystko, co ja jestem zdolny w ten sposób uj

ąć

. I tylko wówczas s

ą

dziłem,

ż

e On

czego

ś

nie mo

ż

e uczyni

ć

, je

ż

eli si

ę

to sprzeciwiało mojemu jasnemu ujmowaniu. Poza

tym wydaje si

ę

,

ż

e istnienie owych rzeczy materialnych wynika ze zdolno

ś

ci

wyobra

ż

ania, któr

ą

, jak tego do

ś

wiadczam, posługuj

ę

si

ę

ilekro

ć

zajmuj

ę

si

ę

nimi. Gdy

si

ę

bowiem uwa

ż

niej rozwa

ż

a, co to jest zdolno

ść

wyobra

ż

ania, okazuje si

ę

,

ż

e jest to

tylko pewne zastosowanie zdolno

ś

ci poznawczej do ciała, które si

ę

jej bezpo

ś

rednio

uobecnia, a wobec tego istnieje.

Aby si

ę

to stało zupełnie jasnym, zbadam najpierw ró

ż

nic

ę

, jaka istnieje mi

ę

dzy

wyobra

ż

aniem a czystym pojmowaniem (intellectio). Gdy sobie mianowicie wyobra

ż

am

np. trójk

ą

t, to nie tylko pojmuj

ę

,

ż

e jest to figura ograniczona trzema liniami, lecz tak

ż

e

widz

ę

wzrokiem duszy (mens) te trzy linie jak gdyby obecne i to wła

ś

nie nazywam

"wyobra

ż

a

ć

sobie". Kiedy jednak chc

ę

my

ś

le

ć

o tysi

ą

coboku, to wprawdzie pojmuj

ę

równie dobrze,

ż

e jest to figura zbudowana z tysi

ą

ca boków, jak pojmuj

ę

,

ż

e trójk

ą

t jest

figur

ą

zbudowan

ą

z trzech boków, lecz nie mog

ę

w ten sam sposób owego tysi

ą

ca

boków sobie wyobrazi

ć

, czyli widzie

ć

ich jakby obecnych. I chocia

ż

wtedy, wskutek

przyzwyczajenia, by zawsze sobie co

ś

wyobra

ż

a

ć

ilekro

ć

my

ś

l

ę

o rzeczach cielesnych,

przedstawiam sobie mo

ż

e niejasno jak

ąś

figur

ę

, to oczywi

ś

cie nie jest ona

tysi

ą

cobokiem, poniewa

ż

w niczym si

ę

nie ró

ż

ni od tej figury, któr

ą

bym sobie

przedstawiał, gdybym my

ś

lał o dziesi

ę

ciotysi

ą

coboku, czy o jakiej

ś

innej figurze o bardzo

wielkiej ilo

ś

ci boków; i w niczym si

ę

ona nie przyczynia do rozpoznania tych wła

ś

ciwo

ś

ci,

którymi si

ę

ż

ni tysi

ą

cobok od innych wieloboków. Skoro jednak chodzi o pi

ę

ciobok, to

mog

ę

wprawdzie poj

ąć

jego figur

ę

tak jak figur

ę

tysi

ą

coboku bez pomocy wyobra

ź

ni, lecz

mog

ę

tak

ż

e wyobrazi

ć

j

ą

sobie, zwracaj

ą

c mianowicie spojrzenie mego umysłu na jej

pi

ęć

boków i zarazem na płaszczyzn

ę

nimi zamkni

ę

t

ą

. I tu wyra

ź

nie spostrzegam,

ż

e dla

wyobra

ż

enia sobie czego

ś

potrzeba szczególnego wysiłku ducha (animus), którego nie

potrzebuj

ę

przy pojmowaniu czego

ś

; i ten nowy wysiłek ducha jasno pokazuje ró

ż

nic

ę

mi

ę

dzy wyobra

ż

aniem a czystym pojmowaniem.

Ponadto spostrzegam,

ż

e owa zdolno

ść

wyobra

ż

ania tkwi

ą

ca we mnie, o ile ró

ż

ni si

ę

od

zdolno

ś

ci pojmowania, nie jest wcale potrzebna dla istoty mnie samego, tj. mego umysłu;

bo cho

ć

bym jej nie posiadał, bez w

ą

tpienia pozostałbym zupełnie ten sam, co teraz

jestem. Z tego wynika - jak si

ę

zdaje -

ż

e jest ona zale

ż

na od jakiej

ś

rzeczy ró

ż

nej ode

mnie. Łatwo to pojmuj

ę

,

ż

e je

ż

eli istnieje jakie

ś

ciało, z którym umysł jest tak zwi

ą

zany, i

ż

mo

ż

e si

ę

dowoli zwraca

ć

ku niemu, by je jak gdyby ogl

ą

da

ć

, to jest mo

ż

liwe,

ż

e przez to

samo wyobra

ż

am sobie rzeczy cielesne. Tak,

ż

e ten sposób my

ś

lenia w tym tylko si

ę

ż

ni od czystego pojmowania,

ż

e umysł przy czystym pojmowaniu zwraca si

ę

jak gdyby

Strona 27 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

do siebie samego i rozwa

ż

a któr

ąś

z idei, b

ę

d

ą

cych w nim samym; przy wyobra

ż

aniu za

ś

zwraca si

ę

ku ciału i w nim ogl

ą

da co

ś

zgodnego z ide

ą

przez siebie pomy

ś

lan

ą

lub

zmysłowo uchwycon

ą

. Łatwo - powiadam - pojmuj

ę

,

ż

e tak mo

ż

e powsta

ć

wyobra

ż

enie,

o ile istnieje ciało; a poniewa

ż

nie nasuwa mi si

ę

ż

aden inny równie odpowiedni sposób

wyja

ś

nienia, jak to wyobra

ż

enie powstaje, wnosz

ę

z tego z pewnym

prawdopodobie

ń

stwem,

ż

e ciało istnieje. Lecz tylko z pewnym prawdopodobie

ń

stwem, i

chocia

ż

wszystko badam dokładnie, to nie widz

ę

jednak jeszcze, by w tej wyra

ź

nej idei

natury cielesnej, któr

ą

znajduj

ę

w mojej wyobra

ź

ni mo

ż

na si

ę

było dopatrzy

ć

jakiegokolwiek argumentu, z którego by koniecznie wynikało,

ż

e jakie

ś

ciało istnieje.

Otó

ż

oprócz owej natury cielesnej, która jest przedmiotem czystej matematyki, zwykłem

sobie wyobra

ż

a

ć

wiele innych rzeczy, jak np. barwy, d

ź

wi

ę

ki, smaki, ból i tym podobne,

chocia

ż

ż

adnej z nich równie wyra

ź

nie. A poniewa

ż

ujmuj

ę

je lepiej zmysłami, od których

za spraw

ą

pami

ę

ci przeszły - jak si

ę

zdaje - do wyobra

ź

ni, musz

ę

, abym swobodniej

mógł je rozpatrzy

ć

, rozwa

ż

y

ć

równie

ż

tak samo wra

ż

enia zmysłowe i popatrzy

ć

, czy z

tego, co si

ę

ujmuje owym sposobem prze

ż

ywania

ś

wiadomego (cogitandi), zwanym

przeze mnie odczuwaniem zmysłowym, nie mógłbym uku

ć

jakiego

ś

niezbitego

argumentu dla istnienia rzeczy cielesnych.

Przede wszystkim przejd

ę

raz jeszcze w my

ś

li, jakie to s

ą

rzeczy, które dawniej, jako

ujmowane przez zmysły, uwa

ż

ałem za prawdziwe i z jakiego powodu uwa

ż

ałem je za

takie; nast

ę

pnie rozwa

żę

przyczyny, dla których pó

ź

niej zacz

ą

łem o nich w

ą

tpi

ć

; a w

ko

ń

cu zastanowi

ę

si

ę

, co mam o nich obecnie s

ą

dzi

ć

.

Najpierw wi

ę

c spostrzegłem,

ż

e mam głow

ę

, r

ę

ce, nogi i inne członki, z których składa

si

ę

to ciało, które uwa

ż

ałem jakby za cz

ęść

siebie samego, a mo

ż

e tak

ż

e jakby za siebie

całego. Spostrzegłem te

ż

,

ż

e owo ciało znajduje si

ę

mi

ę

dzy licznymi innymi ciałami, które

na

ń

mog

ą

oddziaływa

ć

w sposób korzystny lub niekorzystny i te korzystne działania

oceniałem za pomoc

ą

pewnego wra

ż

enia rozkoszy, niekorzystne za

ś

za pomoc

ą

wra

ż

enia bólu. Oprócz bólu i rozkoszy odczuwałem te

ż

głód, pragnienie i inne po

żą

dania

tego rodzaju, a tak

ż

e pewne skłonno

ś

ci cielesne do wesoło

ś

ci, do smutku, do gniewu i

tym podobnych nami

ę

tno

ś

ci (affectus). Na zewn

ą

trz za

ś

u

ś

wiadamiałem sobie oprócz

rozci

ą

gło

ś

ci ciał, ich kształtu i ruchu, tak

ż

e ich twardo

ść

, ciepło i inne wła

ś

ciwo

ś

ci

dotykowe -, a dalej

ś

wiatło, barwy, zapachy, smaki i d

ź

wi

ę

ki, których ró

ż

norodno

ść

pozwalała mi odró

ż

ni

ć

od siebie niebo, ziemi

ę

, morza i wszystkie inne ciała. I

rzeczywi

ś

cie nie bez racji sadziłem na podstawie idei wszystkich tych wła

ś

ciwo

ś

ci, które

si

ę

narzucały mej

ś

wiadomo

ś

ci (cogitatio) i które jedynie odczuwałem wła

ś

ciwie i

bezpo

ś

rednio,

ż

e odczuwam pewne rzeczy zupełnie ró

ż

ne od mojej

ś

wiadomo

ś

ci, a

mianowicie ciała, od których owe idee pochodz

ą

. Przekonałem si

ę

bowiem,

ż

e owe idee

pojawiaj

ą

si

ę

zupełnie bez mojej zgody, tak,

ż

e ani nie mogłem, cho

ć

bym chciał,

spostrzega

ć

zmysłowo przedmiotu, je

ś

li nie był obecny organom zmysłowym, ani nie

mogłem nie spostrzega

ć

, gdy był obecny. I poniewa

ż

nadto idee uj

ę

te przez zmysły były

o wiele

ż

ywsze i dobitniejsze i w swoim rodzaju znacznie bardziej wyra

ź

ne od

którejkolwiek z tych idei, które sam sobie tworzyłem w my

ś

lach z pełn

ą

ś

wiadomo

ś

ci

ą

,

lub które znajdowałem jakby wyryte w mojej pami

ę

ci, przeto wydawało mi si

ę

niemo

ż

liwym, by pochodziły ode mnie samego. Wobec czego mogły pochodzi

ć

tylko od

jakich

ś

innych rzeczy. A poniewa

ż

nie posiadałem znajomo

ś

ci tych rzeczy znik

ą

din

ą

d jak

tylko z tych wła

ś

nie samych idei, musiało mi przyj

ść

na my

ś

l,

ż

e s

ą

one do nich podobne.

ś

e za

ś

ponadto przypominałem sobie, i

ż

wcze

ś

niej posługiwałem si

ę

zmysłami ni

ż

rozumem, i widziałem,

ż

e idee tworzone przeze mnie nie były tak wyraziste jak owe

ujmowane przez zmysły, a bardzo cz

ę

sto były zło

ż

one z ich cz

ęś

ci, z łatwo

ś

ci

ą

mogłem

si

ę

utwierdza

ć

w przekonaniu,

ż

e w ogóle

ż

adnej idei nie miałem w moim umy

ś

le (in

intellectu), której bym przedtem nie miał danej przez zmysły (in sensu). A tak

ż

e nie bez

racji s

ą

dziłem,

ż

e to ciało, które z jakim

ś

szczególnym uprawnieniem nazywałem swoim,

bardziej nale

ż

y do mnie, ni

ż

jakiekolwiek inne. Nie mogłem bowiem nigdy oddzieli

ć

si

ę

od

Strona 28 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

niego tak jak od innych ciał; wszystkie po

żą

dania i nami

ę

tno

ś

ci odczuwałem w nim i za

nie. A wreszcie w jego cz

ęś

ciach odczuwałem ból i dreszcz rozkoszy, a nie w innych

poza nim si

ę

znajduj

ą

cych.

Dlaczego jednak po tym nie znanym mi bli

ż

ej wra

ż

eniu bólu nast

ę

puje pewien smutek

ducha (animi), a po wra

ż

eniu rozkoszy pewna rado

ść

i dlaczego owo nie daj

ą

ce si

ę

opisa

ć

szczypanie

ż

ą

dka, które nazywam głodem, upomina mnie,

ż

e nale

ż

y przyj

ąć

posiłek, a sucho

ść

gardła,

ż

e nale

ż

y si

ę

napi

ć

i tak dalej - na to zaiste nie mam innego

wytłumaczenia jak tylko to,

ż

e natura mnie tak nauczyła. Nie ma bowiem

ż

adnego

podobie

ń

stwa (przynajmniej o ile ja to rozumiem) pomi

ę

dzy owym szczypaniem

ż

ą

dka

a ch

ę

ci

ą

jedzenia, czy te

ż

mi

ę

dzy odczuciem rzeczy sprawiaj

ą

cej ból i

ś

wiadomo

ś

ci

ą

smutku, wywołanego tym odczuciem. Ale wydawało mi si

ę

,

ż

e natura nauczyła mnie te

ż

wszystkiego innego, co s

ą

dziłem o przedmiotach zmysłów, wcze

ś

niej bowiem

przekonałem si

ę

o tym stanie rzeczy zanim rozwa

ż

yłem jakiekolwiek racje, przy pomocy

których mo

ż

na by tego wła

ś

nie dowie

ść

.

ź

niej za

ś

liczne do

ś

wiadczenia obaliły stopniowo całe moje zaufanie do zmysłów,

poniewa

ż

niekiedy wie

ż

e, które z daleka widziałem jako okr

ą

głe, z bliska okazywały si

ę

kwadratowe i olbrzymie pos

ą

gi stoj

ą

ce na ich szczycie wydawały mi si

ę

małymi, gdy

patrzyłem na nie z ziemi. W niezliczonej te

ż

ilo

ś

ci takich wypadków przekonałem si

ę

,

ż

e

s

ą

dy oparte na zmysłach zewn

ę

trznych s

ą

ę

dne; ale nie tylko oparte na zmysłach

zewn

ę

trznych, lecz tak

ż

e wewn

ę

trznych; bo có

ż

mo

ż

e by

ć

bardziej wewn

ę

trzne od bólu?

A słyszałem niekiedy od osób, którym amputowano nog

ę

albo r

ę

k

ę

,

ż

e wydawało im si

ę

i

ź

niej nieraz, i

ż

odczuwaj

ą

ból w tej brakuj

ą

cej im cz

ęś

ci ciała. Dlatego wydawało mi

si

ę

,

ż

e i ja nie mog

ę

by

ć

zupełnie pewny, i

ż

mnie jaki

ś

członek boli, chocia

ż

odczuwam w

nim ból. Do tych powodów w

ą

tpienia dorzuciłem niedawno jeszcze dwa najbardziej

ogólne. Pierwszy brzmiał:

ż

e o wszystkim, o czymkolwiek na jawie wierzyłem, i

ż

to

odczuwam, mog

ę

tak

ż

e niekiedy we

ś

nie sadzi

ć

to samo. A skoro nie wierz

ę

, aby to, co

zdawało mi si

ę

,

ż

e odczuwam we

ś

nie, przychodziło do mnie od rzeczy zewn

ę

trznych,

nie widziałem powodu, dlaczego bym bardziej miał w to samo wierzy

ć

, gdy idzie o to, co

wydaje mi si

ę

,

ż

e odczuwam na jawie. Drugi głosił:

ż

e skoro nie znałem dotychczas

sprawcy mego pochodzenia, albo raczej udawałem,

ż

e go nie znam, nie widziałem

ż

adnej przeszkody, dla której bym nie miał by

ć

przez natur

ę

tak urz

ą

dzony, i

ż

bym bł

ą

dził

tak

ż

e w tym, co mi si

ę

wydawało najbardziej prawdziwym. Co si

ę

za

ś

tyczy podstaw, na

których dawniej opierałem prawdziwo

ść

rzeczy zmysłowych, to nie było trudno na to

odpowiedzie

ć

. Skoro bowiem natura zdawała si

ę

mnie skłania

ć

ku wielu rzeczom, które

rozum odradzał, s

ą

dziłem,

ż

e nie nale

ż

y zbytnio ufa

ć

temu, czego nas natura uczy. I

chocia

ż

spostrze

ż

enia zmysłowe nie były zale

ż

ne od mojej woli, to jednak nie nale

ż

ało z

tego - jak s

ą

dziłem - wysnuwa

ć

wniosku,

ż

e pochodz

ą

one od rzeczy ró

ż

nych ode mnie,

bo

ć

przecie

ż

mo

ż

e ja sam mog

ę

posiada

ć

jak

ąś

zdolno

ść

, cho

ć

dotychczas mi nieznan

ą

- która jest ich sprawczyni

ą

.

Teraz za

ś

, kiedy zaczynam lepiej poznawa

ć

siebie samego i sprawc

ę

mojego

pochodzenia, sadz

ę

, i

ż

nie nale

ż

y wprawdzie nierozwa

ż

nie przyjmowa

ć

tego, co wydaje

mi si

ę

,

ż

e jest dane od zmysłów, ale te

ż

nie nale

ż

y wszystkiego, podawa

ć

w w

ą

tpliwo

ść

.

I po pierwsze, poniewa

ż

wiem,

ż

e wszystko to, co jasno i wyra

ź

nie pojmuj

ę

, takim mo

ż

e

by

ć

stworzone przez Boga, jakim ja to pojmuj

ę

, to wystarcza mi, i

ż

mog

ę

pojmowa

ć

jasno

i wyra

ź

nie jedn

ą

rzecz bez drugiej na to, by mie

ć

pewno

ść

, i

ż

jedna jest ró

ż

na od drugiej,

bo przynajmniej Bóg mo

ż

e je urzeczywistni

ć

oddzielnie. Nie ma te

ż

znaczenia, jaka

władza to sprawia, i

ż

uwa

ż

a si

ę

je za ró

ż

ne. A nast

ę

pnie na podstawie tego tylko, i

ż

wiem,

ż

e istniej

ę

i

ż

e równocze

ś

nie niczego zgoła nie spostrzegam, co by nale

ż

ało do

mojej natury czy istoty, oprócz tego jednego tylko,

ż

e jestem rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

, słusznie

dochodz

ę

do wniosku, i

ż

moja istota polega na tym jedynie,

ż

e jestem rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

. I

chocia

ż

mo

ż

e (a raczej na pewno - jak to pó

ź

niej powiem) posiadam ciało, które ze mn

ą

Strona 29 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

jest bardzo

ś

ci

ś

le zł

ą

czone, niemniej jednak jest rzecz

ą

pewn

ą

,

ż

e zaiste jestem czym

ś

ż

nym od ciała i bez niego mog

ę

istnie

ć

, - poniewa

ż

z jednej strony posiadam jasn

ą

i

wyra

ź

n

ą

ide

ę

siebie samego jako rzeczy my

ś

l

ą

cej tylko, a nie rozci

ą

głej, a z drugiej

strony wyra

ź

ne ide

ę

ciała, jako rzeczy rozci

ą

głej tylko a nie my

ś

l

ą

cej.

Ponadto znajduj

ę

w sobie zdolno

ś

ci do pewnych szczególnych odmian

ś

wiadomo

ś

ci

(cogitandi): na przykład zdolno

ść

wyobra

ż

ania i odczuwania, bez których mog

ę

pojmowa

ć

siebie całego jasno i wyra

ź

nie, ale nie mog

ę

na odwrót pojmowa

ć

ich bez

siebie, tj. bez substancji rozumnej, w której tkwi

ą

. Zawieraj

ą

bowiem w swoim formalnym

poj

ę

ciu pewien rodzaj czynno

ś

ci my

ś

lenia (intellectio), z czego wnosz

ę

(percipio),

ż

e

ż

ni

ą

si

ę

one ode mnie tak, jak modi od rzeczy. Znajduj

ę

jeszcze pewne inne zdolno

ś

ci,

jak zdolno

ść

zmieniania miejsca, przyjmowania ró

ż

nych postaci i tym podobne. Zdolno

ś

ci

tych wprawdzie tak jak i poprzednich nie mo

ż

na pomy

ś

le

ć

w oderwaniu od jakiej

ś

substancji, w której tkwi

ą

i bez której wskutek tego nie mog

ą

istnie

ć

, lecz co do nich jest

rzecz

ą

oczywist

ą

,

ż

e o ile one istniej

ą

musz

ą

tkwi

ć

w substancji cielesnej, czyli rozci

ą

głej,

a nie w rozumnej, poniewa

ż

w ich jasnym i wyra

ź

nym poj

ę

ciu zawiera si

ę

pewna

rozci

ą

gło

ść

, a nie zawiera si

ę

nic wcale z my

ś

lenia (intellectio). Jest jednak we mnie

pewna bierna zdolno

ść

odczuwania, czyli przyjmowania i rozpoznawania idei rzeczy

zmysłowych; nie mógłbym jednak zrobi

ć

z niej

ż

adnego u

ż

ytku, gdyby nie istniała tak

ż

e

we mnie czy w czym innym pewna aktywna zdolno

ść

wytwarzania tych idei. Ta zdolno

ść

jednak nie mo

ż

e istnie

ć

we mnie, poniewa

ż

w jej zało

ż

eniu nie ma

ż

adnej czynno

ś

ci

my

ś

lenia (intellectio) i poniewa

ż

owe idee powstaj

ą

bez mojego współdziałania, a cz

ę

sto

nawet wbrew mej woli. St

ą

d wniosek,

ż

e znajduje si

ę

ona w jakiej

ś

substancji ró

ż

nej ode

mnie. A poniewa

ż

w tej substancji musi zawiera

ć

si

ę

w sposób formalny lub eminentny

cała rzeczywisto

ść

zawarta w sposób obiektywny w ideach wytworzonych przez ow

ą

zdolno

ść

(jak to ju

ż

wy

ż

ej zaznaczyłem), jest wi

ę

c t

ą

substancj

ą

albo ciało tzn. natura

cielesna, w której jest zawarte formalnie wszystko to, co w ideach zawiera si

ę

obiektywnie; albo te

ż

jest ni

ą

Bóg lub jakie

ś

stworzenie szlachetniejsze od ciała, które

zawiera w sobie ow

ą

rzeczywisto

ść

w sposób eminentny. Otó

ż

jest rzecz

ą

całkiem

oczywist

ą

,

ż

e poniewa

ż

Bóg nie jest zwodzicielem, nie przekazuje mi tych idei ani

bezpo

ś

rednio od siebie, ani za po

ś

rednictwem jakiego

ś

stworzenia, w którym by

zawierała si

ę

ta obiektywna rzeczywisto

ść

nie w sposób formalny, lecz tylko eminentny.

Skoro bowiem Bóg nie dał mi

ż

adnej zdolno

ś

ci, by to pozna

ć

, lecz przeciwnie wielk

ą

skłonno

ść

do uwierzenia,

ż

e pochodz

ą

one od rzeczy cielesnych, nie widz

ę

, w jaki

sposób mo

ż

na by poj

ąć

,

ż

e nie jest on zwodzicielem, je

ś

liby one pochodziły sk

ą

din

ą

d ni

ż

od rzeczy cielesnych. A zatem rzeczy cielesne istniej

ą

. Mo

ż

e jednak w ogóle nie

wszystkie istniej

ą

takie, jakimi je ujmuj

ę

(comprehendo) zmysłami, poniewa

ż

owo

zmysłowe spostrze

ż

enie w wielu punktach jest bardzo niejasne i m

ę

tne; ale przynajmniej

to wszystko w nich jest, co jasno i wyra

ź

nie pojmuj

ę

, tzn. wszystko, co - ogólnie bior

ą

c -

wchodzi w zakres czystej matematyki (mathesis).

Co si

ę

za

ś

tyczy innych kwestii, które s

ą

b

ą

d

ź

tylko szczegółowe, jak to,

ż

e sło

ń

ce

posiada tak

ą

a tak

ą

wielko

ść

, lub taki a taki kształt - b

ą

d

ź

te

ż

s

ą

mniej jasno pojmowane,

jak

ś

wiatło, d

ź

wi

ę

k, ból itp. - to cho

ć

s

ą

one bardzo w

ą

tpliwe i niepewne, to jednak samo

to (przekonanie),

ż

e Bóg nie jest zwodzicielem i wskutek tego nie mo

ż

e si

ę

sta

ć

, by

jakikolwiek bł

ą

d znalazł si

ę

w moich mniemaniach, o ile bym nie miał tak

ż

e danej mi od

Boga zdolno

ś

ci do naprawienia go, daje mi niezawodn

ą

nadziej

ę

doj

ś

cia do prawdy

tak

ż

e i w tych sprawach. I rzeczywi

ś

cie nie ulega w

ą

tpliwo

ś

ci,

ż

e wszystko to, o czym

mnie poucza natura, zawiera co

ś

prawdy. Przez natur

ę

bowiem, ogólnie rozwa

ż

an

ą

rozumiem teraz nie co innego, jak albo samego Boga, albo ustanowiony przez Boga ład
rzeczy stworzonych. A przez natur

ę

moj

ą

w szczególno

ś

ci rozumiem nie co innego, jak

zespól tego wszystkiego, co mi jest dane od Boga.

Strona 30 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Owa moja natura za

ś

o niczym mnie dobitniej nie poucza jak o tym,

ż

e posiadam ciało,

które

ź

le si

ę

czuje, gdy mu ból dolega, które łaknie jedzenia lub picia, gdy odczuwam

głód lub pragnienie itp.; i dlatego nie powinienem w

ą

tpi

ć

,

ż

e jest w tym co

ś

prawdy.

Uczy mnie tak

ż

e natura przez owe wra

ż

enia bólu, głodu, pragnienia etc.,

ż

e ja nie jestem

tylko obecny w moim ciele tak jak

ż

eglarz na okr

ę

cie, lecz

ż

e jestem z nim jak naj

ś

ci

ś

lej

ą

czony i jak gdyby zmieszany, tak

ż

e tworz

ę

z nim jakby jedn

ą

cało

ść

. W przeciwnym

bowiem razie ja, który nie jestem niczym innym jak rzecz

ą

my

ś

l

ą

c

ą

, me odczuwałbym

bólu, gdy ciało moje zostanie zranione, lecz tylko czysto rozumowo ujmowałbym owo
zranienie, tak jak

ż

eglarz ujmuje wzrokiem, gdy co

ś

na statku si

ę

złamie; i gdy ciało

domaga si

ę

jedzenia lub picia, to bym to te

ż

rozumiał wyra

ź

nie, a nie posiadał niejasnego

uczucia głodu czy pragnienia. Nie s

ą

bowiem z pewno

ś

ci

ą

niczym innym owe uczucia

pragnienia, głodu, bólu etc. jak tylko pewn

ą

niejasn

ą

odmian

ą

ś

wiadomo

ś

ci (cogitandi),

powstał

ą

z poł

ą

czenia i jak gdyby przemieszania duszy (mentis) i ciała.

Poza tym jeszcze poucza mnie natura,

ż

e wokół mojego ciała znajduj

ą

si

ę

rozmaite inne

ciała i za jednymi z nich nale

ż

y i

ść

, a innych unika

ć

. I z pewno

ś

ci

ą

z tego,

ż

e odczuwani

najrozmaitsze barwy, d

ź

wi

ę

ki, zapachy, smaki, ciepło,, twardo

ść

itp. wysnuwam słuszny

wniosek, i

ż

w ciałach, od których doznaj

ę

owych ró

ż

norodnych wra

ż

e

ń

zmysłowych jest

pewna rozmaito

ść

odpowiadaj

ą

ca tamtym, cho

ć

mo

ż

e do nich niepodobna. Na

podstawie tego wiec,

ż

e niektóre z owych wra

ż

e

ń

s

ą

dla mnie miłe a inne niemiłe, jest

rzecz

ą

zupełnie pewn

ą

, i

ż

ciało moje, a raczej mo

ż

e całe ja, jako składaj

ą

ce si

ę

z duszy

(mente) i ciała, mo

ż

e doznawa

ć

od otaczaj

ą

cych je ciał wpływów korzystnych albo

niekorzystnych.

Jest jednak wiele innych rzeczy, których w rzeczywisto

ś

ci nie otrzymałem od natury,

chocia

ż

zdawałoby si

ę

,

ż

e ona mnie o nich pouczyła, lecz od pewnego przyzwyczajenia

do nierozwa

ż

nego wydawania s

ą

dów, wskutek czego łatwo mo

ż

e si

ę

zdarzy

ć

,

ż

e s

ą

one

fałszywe. Na przykład,

ż

e cała przestrze

ń

, w której nie ma niczego, co by pobudzało

moje zmysły, jest pró

ż

na;

ż

e np. w ciele gor

ą

cym jest co

ś

zupełnie podobnego do idei

ciepła, która jest we mnie;

ż

e w białym albo zielonym ciele jest ta sama biel lub ziele

ń

,

któr

ą

odczuwam; w gorzkim lub słodkim ten sam smak i tak samo w pozostałych;

ż

e

gwiazdy i wie

ż

e i jakiekolwiek inne ciała oddalone s

ą

pod wzgl

ę

dem wielko

ś

ci i kształtu

tylko takie, jakie si

ę

przedstawiaj

ą

moim zmysłom itp.

ś

eby jednak poj

ęć

to wszystko

dostatecznie wyra

ź

nie, winienem dokładniej zdefiniowa

ć

, co wła

ś

ciwie rozumiem, gdy

mówi

ę

,

ż

e natura mnie o czym

ś

poucza. Otó

ż

bior

ę

tu natur

ę

w w

ęż

szym sensie ni

ż

jako

zespół tego wszystkiego, co jest mi dane od Boga. W tym bowiem zespole wiele si

ę

zawiera, co odnosi si

ę

do samego ducha (mens), jak np. to,

ż

e stwierdzam (percipio), i

ż

to co si

ę

stało, odsta

ć

si

ę

nie mo

ż

e i wszystko inne, co mi jest znane na podstawie

ś

wiatła przyrodzonego. O tym tu si

ę

nie mówi. Wiele te

ż

jest rzeczy, o których tu tak

ż

e

nie mówi

ę

, odnosz

ą

cych si

ę

wył

ą

cznie do ciała, jak np.

ż

e ma ono tendencj

ę

do

spadania w dół i tym podobne. Mowa jest tylko o tym, co dane mi jest od Boga, jako
zło

ż

onemu z duszy (mente) i ciała. Otó

ż

ta natura uczy mnie wprawdzie, by unika

ć

tego,

co wywołuje wra

ż

enie bólu, a d

ąż

y

ć

do tego, co budzi wra

ż

enie rozkoszy itp.; lecz nie

jest rzecz

ą

oczywist

ą

,

ż

e oprócz tego uczy nas ona wysnuwa

ć

jakie

ś

wnioski o rzeczach

znajduj

ą

cych si

ę

poza nami z owych dozna

ń

zmysłowych, bez uprzedniego zbadania ich

przez rozum; poniewa

ż

wydaje si

ę

,

ż

e prawdziwa wiedza o nich nale

ż

y do samego

umysłu (mens), a nie do poł

ą

czenia [duszy i ciała]. Tak wi

ę

c, chocia

ż

gwiazda nie silniej

działa na moje oko ni

ż

płomie

ń

małej pochodni, to jednak nic w tym nie skłania mnie

realnie ani pozytywnie do wierzenia,

ż

e nie jest ona wi

ę

ksza, lecz s

ą

dziłem tak tylko bez

ż

adnej podstawy od najwcze

ś

niejszej młodo

ś

ci. I chocia

ż

zbli

ż

aj

ą

c si

ę

do ognia czuj

ę

ciepło, a zbli

ż

ywszy si

ę

zanadto odczuwam nawet ból, to zaiste nie ma

ż

adnej racji

przekonywuj

ą

cej,

ż

e w ogniu jest co

ś

podobnego do owego ciepła, tak jak nie ma nic

podobnego do owego bólu, lecz tylko,

ż

e jest w nim co

ś

- cokolwiek by to w ko

ń

cu było -

co wywołuje w nas owe uczucia ciepła czy bólu. Chocia

ż

wi

ę

c tak

ż

e w jakim

ś

miejscu nie

Strona 31 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

ma niczego, co by pobudzało moje zmysły, nie wynika z tego wcale, ze nie ma w nim

ż

adnego ciała, lecz widz

ę

,

ż

e tu jak i w wielu innych rzeczach przywykłem zmienia

ć

porz

ą

dek natury. Albowiem spostrze

ż

enia (perceptiones) zmysłowe dane mi s

ą

przez

natur

ę

wła

ś

ciwie po to, by okazywa

ć

memu rozumowi, co dla zło

ż

onej cało

ś

ci, której on

jest cz

ęś

ci

ą

, jest korzystne albo niekorzystne - do tego celu s

ą

one te

ż

dostatecznie

jasne i wyra

ź

ne - a ja tymczasem u

ż

ywam ich jako zupełnie pewnych reguł do

bezpo

ś

redniego rozpoznawania istoty ciał, znajduj

ą

cych si

ę

poza nami, o której jednak

pouczaj

ą

mnie one w sposób bardzo niejasny i m

ę

tny.

Ale ju

ż

przedtem dostatecznie jasno zdałem sobie spraw

ę

, jakim sposobem, mimo

dobroci Boga, mo

ż

e si

ę

to zdarzy

ć

,

ż

e s

ą

dy moje s

ą

fałszywe. Lecz tu wyłania si

ę

nowa

trudno

ść

w odniesieniu do rzeczy wskazywanych mi przez natur

ę

jako takie, za którymi

nale

ż

y i

ść

wzgl

ę

dnie ich unika

ć

, a tak

ż

e w odniesieniu do zmysłów wewn

ę

trznych, w

których - jak mi si

ę

zdaje - zauwa

ż

yłem omyłki: jak np., gdy kto

ś

skuszony miłym

smakiem jakiej

ś

potrawy spo

ż

ywa ukryt

ą

w niej trucizn

ę

. Oczywi

ś

cie jednak w tym

wypadku natura skłania go jedynie do po

żą

dania rzeczy o miłym smaku, a nie trucizny,

której wcale nie zna. I jedyny wniosek, jaki st

ą

d mo

ż

na wyprowadzi

ć

jest,

ż

e natura owa

nie jest wszechwiedz

ą

ca. To jednak nie jest niczym dziwnym; bo skoro człowiek jest

istot

ą

ograniczon

ą

, to nale

ż

y mu si

ę

te

ż

tylko ograniczona doskonało

ść

.

Nierzadko te

ż

ą

dzimy w rzeczach, do których nas sama natura nakłania, jak np. kiedy

chorzy pragn

ą

napoju lub potrawy, która im niebawem mo

ż

e zaszkodzi

ć

. Tu mo

ż

e by

kto

ś

powiedział,

ż

e oni dlatego popełniaj

ą

ą

d, poniewa

ż

natura ich jest zepsuta. Ale to

nie usuwa trudno

ś

ci, bo przecie

ż

człowiek chory jest tak samo tworem Boga, jak człowiek

zdrowy; wobec tego wydaje si

ę

tak samo rzecz

ą

nie do przyj

ę

cia,

ż

e Bóg dał mu natur

ę

zwodnicz

ą

. I tak samo jak zegar sporz

ą

dzony z kółek i ci

ęż

arków niemniej dokładnie

zachowuje wszelkie prawa natury, gdy jest

ź

le wykonany i wskazuje fałszywie godziny,

jak i wtedy, gdy pod ka

ż

dym wzgl

ę

dem czyni zado

ść

ż

yczeniu twórcy - tak samo rzecz

si

ę

ma, gdy rozwa

ż

am ciało ludzkie, jako pewien mechanizm tak urz

ą

dzony i zło

ż

ony z

ko

ś

ci, nerwów, mi

ęś

ni,

ż

ył, krwi i skóry,

ż

e gdyby nawet nie było w nim

ż

adnej duszy

(mens), to jednak miałby wszystkie te same ruchy, które teraz si

ę

w nim odbywaj

ą

nie z

nakazu woli, a wi

ę

c i nie pochodz

ą

od duszy (mens). Łatwo poznaj

ę

, i

ż

dla ciała b

ę

dzie

to równie naturaln

ą

rzecz

ą

,

ż

e cierpi

ą

c np. na wodn

ą

puchlin

ę

odczuwa tak

ą

sam

ą

sucho

ść

gardła, która zwykle wywołuje w duszy (mens) wra

ż

enie pragnienia i

ż

e jego

nerwy i inne cz

ęś

ci tak zostaj

ą

przez ni

ą

pobudzone, i

ż

przyjmuje napój, który pogarsza

jego chorob

ę

, jak i to,

ż

e nie cierpi

ą

c na tak

ą

chorob

ę

, przez podobn

ą

sucho

ść

gardła

zostaje nakłoniony do wypicia napoju po

ż

ytecznego dla siebie. Mógłbym wprawdzie,

bior

ą

c pod uwag

ę

u

ż

ytek, do którego przeznaczony jest zegar, powiedzie

ć

,

ż

e łamie on

swoj

ą

natur

ę

, skoro nie pokazuje dobrej godziny. Rozwa

ż

aj

ą

c te

ż

tak samo mechanizm

ciała ludzkiego jako przystosowany do tych ruchów, które w nim zwykle zachodz

ą

,

mógłbym s

ą

dzi

ć

,

ż

e tak

ż

e nie idzie za wskazaniami swojej natury, je

ż

eli gardło jego

wtedy jest suche, gdy napój nie jest po

ż

yteczny dla utrzymania ciała. Widz

ę

jednak

dostatecznie jasno,

ż

e to ostatnie rozumienie słowa natura bardzo si

ę

ż

ni od

poprzedniego. Jest ono bowiem tylko pewnym okre

ś

leniem (denominatio) zale

ż

nym od

mojej my

ś

li, porównuj

ą

cej człowieka chorego i zegar

ź

le sporz

ą

dzony z ide

ą

człowieka

zdrowego i z dobrym zegarem, i nie zawiera si

ę

w rzeczach, które si

ę

tak okre

ś

la. Przez

poprzednie za

ś

znaczenie słowa "natura" rozumiem co

ś

, co faktycznie znajduje si

ę

w

rzeczach i co wskutek tego nie jest pozbawione pewnej prawdziwo

ś

ci.

Lecz z pewno

ś

ci

ą

, jakkolwiek w odniesieniu do ciała chorego na wodn

ą

puchlin

ę

jest to

tylko okre

ś

lenie zewn

ę

trzne (denominatio extrinseca), gdy si

ę

mówi,

ż

e natura jego jest

zepsuta, poniewa

ż

ma gardło suche, cho

ć

nie potrzebuje napoju, to jednak w odniesieniu

do cało

ś

ci, tj. do duszy zł

ą

czonej z takim ciałem, nie jest to tylko samym okre

ś

leniem,

lecz rzeczywistym bł

ę

dem natury,

ż

e odczuwa pragnienie, skoro napój jest dla

ń

Strona 32 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

szkodliwy. Wypada nam tu wi

ę

c jeszcze zbada

ć

, jak to si

ę

dzieje,

ż

e dobro

ć

Boga nie

przeszkadza temu, by natura tak poj

ę

ta nie była zwodnicza.

Otó

ż

spostrzegam tu przede wszystkim,

ż

e jest wielka ró

ż

nica mi

ę

dzy dusz

ą

(mens) a

ciałem polegaj

ą

ca na tym,

ż

e ciało z natury swojej jest zawsze podzielne, dusza za

ś

całkowicie niepodzielna; bo rzeczywi

ś

cie, gdy si

ę

zastanawiam nad ni

ą

, czyli nad sob

ą

samym, o ile jestem rzecz

ą

tylko my

ś

l

ą

c

ą

, nie mog

ę

rozró

ż

ni

ć

w sobie

ż

adnych cz

ęś

ci,

lecz pojmuj

ę

,

ż

e jestem czym

ś

najzupełniej jednym i całym. I chocia

ż

wydaje si

ę

,

ż

e z

całym ciałem jest zł

ą

czona cała dusza (mens), to jednak dowiaduj

ę

si

ę

,

ż

e po obci

ę

ciu

nogi czy ramienia czy te

ż

innej cz

ęś

ci ciała niczego przez to nie ubyło z mojej duszy. A

tak

ż

e me mo

ż

na powiedzie

ć

, jakoby zdolno

ść

chcenia, odczuwania, rozumienia itd. były

cz

ęś

ciami duszy, bo przecie

ż

to jest jedna i ta sama dusza, która chce, odczuwa i

rozumie. Przeciwnie natomiast nie mog

ę

pomy

ś

le

ć

o

ż

adnej rzeczy cielesnej, czyli

rozci

ą

głej, której bym nie mógł bez trudno

ś

ci w my

ś

li podzieli

ć

na cz

ęś

ci, a przez to samo

poj

ąć

j

ą

jako podzieln

ą

. To jedno wystarczyłoby, by mnie pouczy

ć

,

ż

e ciało i dusza to

dwie rzeczy najzupełniej ró

ż

ne, gdybym jeszcze dotychczas nie wiedział o tym dokładnie

sk

ą

din

ą

d.

Spostrzegam nast

ę

pnie,

ż

e na dusz

ę

nie oddziałuj

ą

bezpo

ś

rednio wszystkie cz

ęś

ci ciała,

lecz tylko mózg, a mo

ż

e nawet tylko mała jego cz

ęść

, mianowicie ta, w której ma si

ę

znajdowa

ć

zmysł ogólny (sensus communis). Ilekro

ć

ta cz

ęść

jest w tym samym stanie,

tylekro

ć

ukazuje duszy to samo, chocia

ż

by pozostałe cz

ęś

ci ciała w tym czasie

zachowywały si

ę

w najrozmaitszy sposób, jak to potwierdzaj

ą

niezliczone do

ś

wiadczenia,

z których tu nie ma potrzeby zdawa

ć

sprawy.

Spostrzegam ponadto,

ż

e taka jest natura ciała, i

ż

ż

adna z jego cz

ęś

ci nie mo

ż

e by

ć

wprawiona w ruch przez inn

ą

cz

ęść

nieco oddalon

ą

, by nie mogła tak

ż

e w ten sam

sposób by

ć

wprawion

ą

w ruch przez któr

ą

kolwiek z cz

ęś

ci le

żą

cych mi

ę

dzy nimi, nawet

gdyby owa oddalona cz

ęść

nie wykonywała

ż

adnego działania. Gdy np. w linie A, B, C, D

ci

ą

gnie si

ę

ostatni

ą

jej cz

ęść

D, to jej pierwsza cz

ęść

A b

ę

dzie si

ę

porusza

ć

tak samo, jak

gdyby si

ę

poruszała przy ci

ą

gni

ę

ciu jednej z po

ś

rednich cz

ęś

ci B lub C, a ostatnia cz

ęść

D pozostała w spoczynku. Podobnie rzecz si

ę

ma, gdy czuj

ę

ból w stopie. Fizyka mnie

uczy,

ż

e owo wra

ż

enie bólu powstaje dzi

ę

ki nerwom rozsianym w stopie, które st

ą

d

biegn

ą

na kształt liny a

ż

do mózgu i które poci

ą

gni

ę

te w stopie ci

ą

gn

ą

tak

ż

e wewn

ę

trzne

cz

ęś

ci mózgu, do których si

ę

gaj

ą

, i wywołuj

ą

w nich pewien ruch, tak przez natur

ę

urz

ą

dzony, i

ż

powoduje w duszy wra

ż

enie bólu istniej

ą

cego jak gdyby w stopie.

Poniewa

ż

jednak owe nerwy, aby od stopy przej

ść

do mózgu, musz

ą

przechodzi

ć

przez

gole

ń

, udo, l

ę

d

ź

wie, grzbiet i szyj

ę

, przeto mo

ż

e si

ę

zdarzy

ć

i

ż

, cho

ć

by ta cz

ęść

ich, która

jest w stopie, nie została dotkni

ę

ta, lecz tylko która

ś

z cz

ęś

ci po

ś

rednich, powstanie ten

sam ruch w mózgu, jak przy zranieniu stopy, wskutek czego musi dusza odczuwa

ć

ten

sam ból. To samo nale

ż

y s

ą

dzi

ć

o ka

ż

dym innym wra

ż

eniu zmysłowym.

Spostrzegam w ko

ń

cu,

ż

e poniewa

ż

ka

ż

dy poszczególny ruch powstaj

ą

cy w tej cz

ęś

ci

mózgu, która bezpo

ś

redni wpływ wywiera na dusz

ę

, przekazuje jej tylko jedno wra

ż

enie,

to nie mo

ż

na tu nic lepszego wymy

ś

li

ć

jak to,

ż

eby mu przekazywał takie wra

ż

enie, które

ze wszystkich, jakie mo

ż

e przekaza

ć

, przyczynia si

ę

w najwy

ż

szym stopniu i najcz

ęś

ciej

do utrzymania zdrowia ludzkiego. Do

ś

wiadczenie za

ś

potwierdza,

ż

e takimi wła

ś

nie s

ą

wszystkie wra

ż

enia dane nam przez natur

ę

, a wskutek tego nie mo

ż

na w nich znale

źć

niczego, co by nie dowodziło mocy i dobroci Boga. Tak na przykład gdy nerwy nogi
zostan

ę

gwałtownie i w niezwykły sposób poruszone, to ten ruch ich przechodz

ą

c przez

rdze

ń

pacierzowy do wn

ę

trza mózgu daje tam znak duszy do pewnego odczuwania,

mianowicie do odczuwania bólu jak gdyby istniej

ą

cego w nodze, co pobudza dusz

ę

do

usuni

ę

cia w miar

ę

mo

ż

no

ś

ci przyczyny tego bólu, jako szkodliwej dla nogi. Oczywi

ś

cie

Bóg mógł tak urz

ą

dzi

ć

natur

ę

ludzk

ą

, by ten sam ruch w mózgu ukazywał duszy co

ś

innego, a mianowicie albo siebie samego, o ile jest w mózgu, lub o ile jest w nodze albo

Strona 33 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

w którym

ś

miejscu po

ś

rednim, albo w ko

ń

cu cokolwiek innego.

ś

adne jednak inne

urz

ą

dzenie nie przyczyniałoby si

ę

w równym stopniu do utrzymania ciała. W ten sam

sposób, gdy potrzebujemy napoju, powstaje w gardle pewna sucho

ść

, poruszaj

ą

ca jego

nerwy i za ich po

ś

rednictwem wn

ę

trze mózgu; ten za

ś

ruch pobudza dusz

ę

czuciem

pragnienia, poniewa

ż

nic dla nas nie jest w tej całej sprawie bardziej po

ż

yteczne jak

wiedzie

ć

,

ż

e dla zachowania zdrowia powinni

ś

my si

ę

czego

ś

napi

ć

. I podobnie rzecz si

ę

ma w innych wypadkach.

Na podstawie tego jest ju

ż

najzupełniej oczywiste,

ż

e - bez uszczerbku dla niezmiernej

dobroci Bo

ż

ej - natura człowieka jako poł

ą

czenie duszy i ciała musi by

ć

niekiedy

zwodnicza. Je

ż

eli bowiem jaka

ś

przyczyna nie w nodze, lecz w której

ś

innej cz

ęś

ci, przez

któr

ą

nerwy biegn

ą

od nogi do mózgu, albo tak

ż

e w samym mózgu, wywołuje ten sam

dokładnie ruch, który powstaje zwykle wskutek schorzenia nogi, to odczuwamy ból jak
gdyby w nodze i zmysł ulega naturalnie złudzeniu. Bo skoro ten sam ruch w mózgu musi
zawsze takie same wra

ż

enie wywoła

ć

w duszy, a o wiele cz

ęś

ciej zwykł pochodzi

ć

z

przyczyny, która rani nog

ę

, ni

ż

z innej, gdzie indziej istniej

ą

cej, to jest rzecz

ą

znacznie

rozs

ą

dniejsz

ą

, i

ż

ukazuje duszy zawsze raczej ból w nodze, ni

ż

w jakiej

ś

innej cz

ęś

ci. I

skoro niekiedy sucho

ść

gardła powstaje nie jak zazwyczaj dlatego,

ż

e napój jest

potrzebny dla zdrowia ciała, lecz z jakiej

ś

wprost przeciwnej przyczyny, jak to si

ę

zdarza

przy puchlinie wodnej, to o wiele lepiej jest,

ż

e mnie ona wtedy zwodzi, ni

ż

gdyby mnie

zawsze zwodziła, gdy ciało jest zdrowe. I tak we wszystkich innych wypadkach.

To rozwa

ż

anie jest ogromnie pomocne do zdania sobie sprawy nie tylko z wszystkich

ę

dów, którym podlega moja natura, ale pomaga tak

ż

e do tego, bym mógł je łatwo

naprawi

ć

lub ich unikn

ąć

. Albowiem skoro wiem,

ż

e wszystkie wra

ż

enia zmysłowe w tych

sprawach, w których chodzi o dobro mego ciała, o wiele cz

ęś

ciej wskazuj

ą

mi prawd

ę

ni

ż

fałsz, i

ż

e niemal zawsze mog

ę

si

ę

posługiwa

ć

wi

ę

ksz

ą

liczb

ą

wra

ż

e

ń

dla zbadania tej

samej rzeczy, a oprócz tego mog

ę

si

ę

posługiwa

ć

pami

ę

ci

ą

, która wi

ąż

e tera

ź

niejszo

ść

z

przeszło

ś

ci

ą

, i rozumem, który ju

ż

przejrzał wszystkie przyczyny bł

ą

dzenia - to nie

potrzebuj

ę

si

ę

ju

ż

wi

ę

cej obawia

ć

, by nie znalazł si

ę

fałsz w tym co mi codziennie

przedstawiaj

ą

zmysły, lecz powinienem odrzuci

ć

wszystkie przesadne w

ą

tpliwo

ś

ci dni

minionych jako godne

ś

miechu. W pierwszym za

ś

rz

ę

dzie w

ą

tpliwo

ść

najgłówniejsz

ą

co

do snu, którego nie mogłem odró

ż

ni

ć

od jawy. Teraz bowiem zdaj

ę

sobie spraw

ę

, jak

bardzo wielka jest mi

ę

dzy nimi ró

ż

nica, polegaj

ą

ca na tym,

ż

e nigdy pami

ęć

nie mo

ż

e tak

powi

ą

za

ć

snów z wszystkimi innymi zdarzeniami

ż

ycia, jak tego, co si

ę

zdarza na jawie.

Bo rzeczywi

ś

cie, gdyby mi si

ę

na jawie kto

ś

nagle ukazał i natychmiast potem znikł, jak to

si

ę

zdarza w snach, tak oczywi

ś

cie bym nie widział ani sk

ą

d przyszedł, ani dok

ą

d

poszedł, to słusznie mógłbym go uwa

ż

a

ć

raczej za widmo, czy te

ż

za wytwór fantazji

powstały w moim mózgu, ni

ż

za prawdziwego człowieka. Gdy jednak zjawiaj

ą

mi si

ę

takie

rzeczy, co do których wyra

ź

nie zauwa

ż

am sk

ą

d, gdzie i kiedy przychodz

ą

do mnie i

których przedstawienie (perceptionem) wi

ążę

bez

ż

adnej luki z całym moim pozostałym

ż

yciem, wtedy jestem zupełnie pewny,

ż

e zjawiaj

ą

mi si

ę

one na jawie, a nie we

ś

nie. I

nie powinienem w najmniejszym stopniu w

ą

tpi

ć

o ich prawdziwo

ś

ci, skoro po przywołaniu

wszystkich zmysłów, pami

ę

ci i rozumu dla zbadania ich, od

ż

adnej z tych władz nie

otrzymuj

ę

takiej wiadomo

ś

ci, która by si

ę

kłóciła z pozostałymi. Albowiem z tego,

ż

e Bóg

nie jest zwodzicielem, wynika niezbicie,

ż

e w tych rzeczach si

ę

nie myl

ę

. Lecz poniewa

ż

konieczno

ść

działania nie zawsze zostawia nam czas na tak dokładne badanie, nale

ż

y

przyzna

ć

,

ż

e

ż

ycie ludzkie cz

ę

sto w szczegółach podlega bł

ę

dom i nale

ż

y uzna

ć

słabo

ść

naszej natury.

Strona 34 z 34

Bez tytułu 1

2009-10-20


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rene Descartes Kartezjusz Medytacje o Pierwszej Filozofii
Kartezjusz Medytacje o pierwszej filozofii
Kartezjusz Medytacje o Pierwszej Filozofii
Kartezjusz - Medytacje o pierwszej filozofii, 23
Historia filozofii nowożytnej, 08. Descartes - meditationes de prima philosophia, Rene Descartes - &
Kartezjusz Medytacje o pierwszej Filozofii
Kartezjusz MEDYTACJE O PIERWSZEJ FILOZOFII
Kartezjusz Medytacje o Pierwszej Filozofii (6)
Kartezjusz Medytacje o Pierwszej Filozofii
Kartezjusz Medytacje o pierwszej filozofii
Kartezjusz Medytacje o Pierwszej Filozofii
Kartezjusz Medytacje o Pierwszej Filozofii 5

więcej podobnych podstron