Rene Descartes - „Medytacje o pierwszej filozofii”
„Medytacje” pojawiły się po tym, jak nad „Rozprawą o metodzie” rozpętała się krytyka, dotycząca przede wszystkim poruszonych w niej zagadnień religijnych. O ile „Rozprawę” można zaszufladkować jako traktat o tematyce epistemologicznej, o tyle „Medytacje” są dziełem koncentrującym się na metafizyce (choć nie są pozbawione także wątku teoriopoznawczego).
medytacja I - „o czym można wątpić”:
W medytacji pierwszej rozpatruje Descartes przyczyny, dla których możemy wątpić o wszystkich rzeczach, dopóki nie wypracujemy nowych podstaw wiedzy. Aby ustalić w naukach coś pewnego, trzeba zburzyć cały stary system i rozpocząć na nowo - od fundamentów. Odrzucić trzeba wszystko, w czym można znaleźć jakąkolwiek rację do wątpienia. Jeżeli zaś udowodni się wątpliwość zasad, to udowodni się tym samym wątpliwość całego opartego na nich systemu.
Tak więc na podstawie niedoskonałości świadectwa zmysłów odrzucić trzeba realność świata materialnego. Dalej, uznać należy nieodróżnialność jawy od snu. Gwarantem świadectwa zmysłów jest dobroć Boga. Skoro jednak są i tacy, którzy Boga nie uznają, to wątpić można o wszystkim. W tym miejscu Descartes zakłada istnienie złośliwego demona, który celowo nas mami za pośrednictwem wrażeń zmysłowych, podważając tym samym umiejętność rozróżniania prawdy i fałszu. Filozof nie jest sceptykiem, ale w celach eksperymentalnych zakłada sceptycyzm. Rozważa, czy można w jakikolwiek sposób podważyć istnienie Boga pojętego na sposób chrześcijański.
medytacja II - „o naturze umysłu ludzkiego. że jest on bardziej znany niż ciało”:
Descartes dochodzi do wniosku, że jako myślący podmiot, istnieje, jeżeli coś przyjmuje i jak długo coś przyjmuje - jak długo myśli (zastanawiające, że nie przyjmuje do wiadomości, że i w tym może nas mamić ów złośliwy demon). Mamy już więc, że człowiek jest rzeczą myślącą (res cogitans - nazwanie go rzeczą ponownie wydaje się nieuprawnione, jak również przydanie mu funkcji duszy, umysłu, intelektu, rozumu). Dalej otrzymujemy, że owa res cogitans wątpi, pojmuje, twierdzi, przeczy, chce nie chce (domena woli), wyobraża sobie, czuje (kolejny raz określenia te nie wydają się uprawnione).
Na przykładzie wosku udowadnia Kartezjusz, że ujmowanie rzeczy samych w sobie odbywa się de facto umysłem, jest więc poznaniem rozumowym. A niczego nie można pojąć bardziej jasno niż własny umysł.
medytacja III - „o Bogu: że istnieje”:
Celem trzeciej medytacji jest racjonalna próba pokazania, że Bóg istnieje (zapowiedziana w liście do profesorów Sorbony). Z pytaniem o egzystencję Boga łączy się pytanie o Jego naturę - czy może nas zwodzić?
Descartes wyróżnia trzy rodzaje efektów procesu myślenia - idee (wyobrażenia), chcenia / uczucia oraz sądy. Możliwość fałszu dopuszcza tylko w tych trzecich, które polegają na odnoszeniu idei do rzeczy zewnętrznych. Nie chodzi jednak o każdy z trzech rodzajów idei (wrodzone, nabyte, urobione), ale tylko o idee nabyte. Proces ten jest stymulowany popędem naturalnym. Descartes odróżnia przy okazji idee nabyte od wrodzonych, do których zalicza: jaźń, rzecz, prawdę, myślenie.
Idee (nabyte) przedstawiają różne przedmioty (przedmioty o różnej doskonałości, zawierające różną ilość obiektywnej rzeczywistości). Wiadomo jednak, że żadna rzecz nie może powstać z niczego, podobnie, jak doskonalsza nie może powstać z mniej doskonałej. Obok wielu idei, które mogliśmy teoretycznie skonstruować sobie sami (jako doskonalsi od ich przedmiotów odniesienia), mamy w sobie i ideę Boga, której desygnatem jest istota definicyjnie najdoskonalsza (nieskończona, niezależna, o najwyższym rozumie i mocy, która stworzyła wszystko, co istnieje - o ile istnieje). Ideę tę mogliśmy jedynie otrzymać z góry - od Niego samego. Tak więc Bóg musi istnieć - na tym opiera się psychologiczny dowód na istnienie Boga.
Skoro zaś istnieję ja i posiadam ideę Boga, to jest mi ona wrodzona. Sam zaś Bóg, jako istota najdoskonalsza, otrzymuje od Descartesa uposażenie Boga chrześcijańskiego - dobrego, jako że dobro jest doskonalsze od zła (które jest jedynie brakiem dobra). Dobry Bóg nie mógłby oszukiwać ludzi. Dowód nie wprost zostaje zakończony, świadectwo zmysłów - częściowo rehabilitowane.
Descartes zwraca też uwagę na to, że nie tylko istniejemy, ale i jesteśmy stale podtrzymywani w istnieniu. Jako, że nasza doskonałość rozwija się (a nie jest), to podtrzymywanie może być tylko dziełem Najwyższego.
medytacja IV - „o prawdzie i fałszu”:
Po uzyskaniu pewności istnienia Boga z dowodu psychologicznego, można zacząć go kontemplować i odkrywać w Nim nauki i mądrości, ku poznaniu innych rzeczy we wszechświecie. U podstaw tego twierdzenia (idącego w stronę rehabilitacji świata materialnego) stoją następujące założenia: „Bóg mnie nie zwodzi, bo jest dobry”, oraz „rozsądek, który jest mi dany przez dobrego Boga, również nie może mnie zwodzić”. Skoro jednak Bóg nie umieścił we mnie żadnej zdolności do błądzenia - dlaczego błądzę?
Descartes próbuje odpowiedzieć sobie na powyższe pytanie. Człowieka widzi usytuowanym pomiędzy bytem absolutnym (Bogiem) a niebytem (nicością). Błąd jest konsekwencją ludzkiej niedoskonałości - rozum człowieka nie jest absolutny.
Jednakże dobry Bóg nie umieściłby w człowieku zdolności, która nie byłaby doskonała (której czegoś by brakowało). Im znakomitszy mistrz, tym jego dzieło winno być doskonalsze. Skoro więc Bóg mógł stworzyć człowieka takim, by nie mylił się nigdy, a przy tym chce zawsze tego, co najlepsze, to czy znaczy to, że dla człowieka omylność jest lepsza niż nieomylność?
Descartes podchodzi do tej zagadki z pokorą. Uznaje, że człowiek może nie rozumieć zamysłów Boga, nie ma w tym nic dziwnego. Poza tym doskonałość dzieł Boga powinna być rozpatrywana w ich całokształcie, a nie indywidualnie. Błędy w człowieku zależą od współdziałania dwóch przyczyn - intelektu (władzy poznawczej) oraz woli (władzy wyboru). W samym intelekcie, który nie stwierdza ani nie przeczy, a tylko poznaje, nie ma miejsca na błąd. Wola, z kolei, jest w człowieku tak wolna i szeroka, że nie mogłaby już być doskonalsza (w przeciwieństwie do innych władz, jak na przykład intelektu, pamięci). Więc i nie ona jest przyczyną błędów. Błędy pochodzą stąd, że człowiek nie utrzymuje wolnej woli w wąskich granicach swojego intelektu, ale rozciąga ją na rzeczy, których nie pojmuje. Błąd pochodzi od niego (jego działania).
Descartes zauważa, że Bóg i tak mógł dać człowiekowi doskonały intelekt. Jednak On wyrył w naszych duszach zasadę, że poznanie rozumowe zawsze powinno poprzedzać decyzję woli. Na tym gruncie kryterium prawdy jest oczywistość, która wywołuje wielką skłonność woli - pochodzi ona od Boga.
medytacja V - „o istocie rzeczy materialnych i jeszcze raz o Bogu - że istnieje”:
Rozważania nad pytaniem, co pewnego można powiedzieć na temat rzeczy materialnych, rozpoczyna Descartes od zbadania zawartych w umyśle idei tych rzeczy - są one wyraźne czy mętne? Do idei wyraźnych zalicza własności przestrzenno-czasowe przedmiotów, a także oderwane od czasoprzestrzenności idee geometryczne.
Pojawia się pytanie, czy dla istnienia przedmiotów odpowiadających tymże wyraźnym ideom można by przeprowadzić dowód, analogiczny do psychologicznego dowodu na istnienie Boga. Myślący podmiot zdaje sobie sprawę, że te idee znajdują się w jego umyśle, jak również jasno poznaje, że istnienie rzeczywiste należy do natury przedmiotów im odpowiadających.
Wydaje się jednak, że rzeczywiste istnienie leży tylko w naturze Boga (z dowodu ontologicznego), inne przedmioty nie muszą istnieć z definicji.
Idea Boga jest ideą wrodzoną. Natomiast przyjęcie istnienia Boga (pojętego po chrześcijańsku) jest warunkiem koniecznym przyjęcia innych rzeczy, które narzucają się z kartezjańską „oczywistością”. W ten sposób pewność i prawdziwość wszelkiej wiedzy zależy od poznania prawdziwego Boga. Z Niego można „wyprowadzić” wielość rzeczy będących w Nim i poza Nim (należących do świata materialnego), o ile podpadają one pod dowody geometryczne, które nie są skorelowane z ich istnieniem.
medytacja VI - „o istnieniu rzeczy materialnych i o różnicy realnej między duszą a ciałem człowieka”:
Pozostaje już tylko wykazać, że rzeczy materialne istnieją (przynajmniej o tyle, o ile rozpatruje się je jako przedmioty dowodów geometrycznych). Na wstępie Descartes zwraca uwagę na różnicę pomiędzy wyobraźnią a pojmowaniem. Do wyobrażenia sobie czegoś potrzeba znacznie większego wysiłku umysłu niż tylko do pojęcia tego. Ponadto władza wyobraźni nie jest w żaden sposób koniecznie przynależna istocie ludzkiej duszy. Zależy więc ona od czegoś różnego od tej duszy. Dalej: załóżmy, że istnieje jakieś ciało, z którym dusza jest tak zjednoczona, że może się oddawać jego poznawaniu i tą drogą wyobrażać sobie przedmioty cielesne, tak, że ów sposób myślenia tym tylko różni się od czystego oglądu intelektualnego, że podczas, gdy pojmując coś, dusza kieruje się ku sobie samej, a wyobrażając sobie coś - zwraca się ku ciału i ujmuje w nim coś zgodnego z ideą nabytą lub urobioną. Wyobrażenia mogą powstawać w taki sposób, o ile istnieją ciała. A jako, że Descartes nie widzi innej możliwości ich powstawania, ciała muszą istnieć. Filozof zauważa jednak, że jest to dowód tylko prawdopodobny, a nie konieczny.
Następnie Descartes zaczyna rozważać istnienie właściwości fizycznych przedmiotów materialnych. W tym celu zastanawia się nad spostrzeganiem zmysłowym - czy z niego nie można wyprowadzić dowodu na istnienie przedmiotów materialnych. Dochodzi do wniosku, że idee, które człowiek otrzymuje poprzez zmysły, są znacznie bardziej wyraziste i dokładne niż te, które może sam urobić lub odnaleźć w swojej pamięci. Nie pochodzą więc one z jego duszy, ale zostały wywołane przez jakieś inne rzeczy. Rzeczy te powinny więc być podobne do idei, które wywołują.
Cała wiara, jaką człowiek obdarzał zmysły (w umyśle nie ma żadnej idei, które wcześniej nie byłaby w jego zmysłach) została podkopana przez błędy, w które zaczęły go te zmysły wprowadzać. Kiedy jednak zna już siebie i swojego Stwórcę, nie wydaje się, by wszystkie świadectwa zmysłów musiał akceptować, ale także nie wszystkie musi odrzucać.
Dusza jest czym innym niż ciało. Ich funkcje są całkowicie od siebie oddzielone (nie wiadomo jeszcze, czy ciało w ogóle istnieje). Skoro jednak intelektualnie poznaję pewne funkcje i zdolności mojego ciała, to musi być i jakaś substancja, która jest z nimi związana (właśnie ciało). Bóg nie jest zwodzicielem i skoro dał człowiekowi bardzo silną skłonność do przekonania, że pewne idee pochodzą od rzeczy materialnych, to znaczy, że rzeczy te muszą istnieć (choć nie muszą być takie, jakimi my je postrzegamy).
Natura poucza człowieka przez różne odczucia (na przykład bólu, głodu), że jest jedynie osadzony w swoim ciele i bardzo ściśle z nim zjednoczony. Poucza go też o innych ciałach. Descartes rozumie naturę jako te rzeczy, które Bóg dał człowiekowi, pojętemu jako połączenie duszy i ciała. Natura bywa jednak zwodnicza - ale tylko bywa, dlatego filozof nie ma problemu, by uzgodnić ten fakt z dobrocią Boga.
HISTORIA FILOZOFII NOWOŻYTNEJ