v 04 072







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.72)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






72. W DOMU NIKE
Napisane 12
lutego 1946. A, 7964-7974
Droga w
południowym słońcu –
choć przechodzi przez zielone pola obramowane aż do skraju drogi
liściastymi drzewami
– to palenisko. Od strony pól, gdzie zboża dojrzewają już szybko,
dochodzi ciepło i
woń pieca, gdzie najlepsza mąka staje się chlebem. Światło jest
oślepiające. Każdy
kłos zdaje się małą złotą lampką w złotych plewach i kłujących brodach.
Blask
słońca na słomie łodyg jest dla oka udręką, tak samo – blask drogi
oślepionej
słońcem. Daremnie oko szuka spoczynku, [patrząc na] liście. Jeśli się
podnosi, żeby
je znaleźć, jest jeszcze bardziej wydane na pastwę bezlitosnego słońca.
Trzeba więc
spuścić głowę, aby wymknąć się jego przemocy. Trzeba przymknąć oczy i
zmrużyć
powieki do maleńkiego rozmiaru. Powieki są zakurzone, zaczerwienione,
podrażnione. Pot
znaczy błyszczące ślady na pokrytych kurzem policzkach. Zmęczone stopy
wloką się,
wzbijając tumany kurzu, który jest stałą udręką.
Jezus pociesza
utrudzonych
apostołów. A ponieważ i On się poci, kładzie Sobie płaszcz na głowie,
aby się
chronić przed słońcem. Innym radzi uczynić to samo. Słuchają bez słowa.
Są zbyt
wyczerpani, aby móc się oddać zwyczajnym utyskiwaniom. Idą naprzód jak
pijani...
«Nabierzcie ducha.
Oto jakiś dom
tam, w polu...» – mówi Jezus.
«Jeśli jest jak
inne... to tylko
[dodatkowe] zniechęcenie, że przeszliśmy bez celu taki szmat drogi
przez rozpalone
pola» – narzeka Piotr spod swego płaszcza.
A inni,
zniechęceni, przytakują:
«Uhmm!»
«Ja tam idę. Wy
pozostańcie tutaj,
w tym lekkim cieniu.»
«Nie, nie. My też
idziemy.
Znajdziemy tam chociaż studnię, tu nie brakuje wody... I napijemy się,
aby ugasić
płomień, jaki mamy we wnętrzu.»
«Jeśli będziecie
pić tak
rozgrzani, rozchorujecie się...» [– stwierdza Jezus.]
«Umrzemy... ale to
zawsze lepsze od
tego, co mamy teraz...»
Jezus nic nie
odpowiada. Wzdycha i
pierwszy idzie małą ścieżką poprzez uprawy.
Pola nie dochodzą
do samego domu,
lecz zatrzymują się na granicy wspaniałego, ocienionego warzywnika.
Liście łagodzą
tu światło i żar. Tworzy on wokół domu gęsty i dający wypoczynek
wieniec.
Apostołowie wchodzą z jednym [westchnieniem wyrażającym] ulgę: «Ach!»
A Jezus idzie
dalej naprzód, nie
troszcząc się ich prośbami o zatrzymanie się na chwilę. Loty gołębi,
skrzypienie
krążka linowego, spokojne głosy niewiast dochodzą od strony domu.
Słychać je w
absolutnej ciszy wioski.
Jezus pojawia się
nagle na małym
placu. Otacza on dom jak szeroki i czysty chodnik. Rozciąga się nad nim
altana z
winorośli o koronkowych liściach. Chronią swym cieniem. Winorośl
osłania dwie
studnie: jedną na prawo od domu, drugą – na lewo. Przy murach domu –
kwietniki.
Lekkie zasłony w ciemne prążki falują w otwartych drzwiach. Głosy
niewiast i odgłos
naczyń dochodzą z pomieszczenia. Jezus idzie w tamtym kierunku. Przy
Jego przejściu
tuzin gołębi, które dziobały ziarno rzucone na ziemię, wzbija się w
górę, mocno
trzepocząc skrzydłami. Hałas przyciąga uwagę osób, które się znajdują w
pomieszczeniu. Widać przesuwającą się zasłonę. Jezus podtrzymuje ją
prawą ręką.
Służąca zaś odsłania ją z lewej strony i staje zaskoczona widokiem
Nieznajomego.
«Pokój temu
domowi! Czy mógłbym
odpocząć jako pielgrzym?» – mówi Jezus, stając na progu pomieszczenia.
To
przestronna kuchnia. Służące właśnie układają naczynia, które używano
do
południowego posiłku.
«P«Pani Cię nie
wyrzuci. Idę ją
uprzedzić.»
«Mam ze Sobą
dwunastu innych i
gdybym miał tylko sam odpocząć, wolę się bez tego obejść.»
«Powiemy o tym
pani i z
pewnością...»
«Nauczyciel i Pan!
Ty tutaj? U mnie?
Jakaż to łaska?» – przerywa jakiś kobiecy głos.
To Nike podchodzi
pospiesznie i
klęka, aby ucałować stopy Jezusa. Służące zastygły jak posągi. Ta,
która myła
talerze, została ze ścierką w prawej ręce oraz z ociekającym od wody
talerzem w ręce
lewej, zaczerwieniona od gorącej wody. Druga, zajmująca się
czyszczeniem noży - która
siedziała na ziemi w kącie, na piętach – podnosi się na kolana, żeby
lepiej
widzieć. Noże z łoskotem spadają na ziemię. Trzecia, która właśnie
czyściła
palenisko z popiołu, podnosi usmolą twarz. Ona również nieruchomieje z
otwartymi
ustami nad paleniskiem...
«Jestem tu.
Odrzucono nas w wielu
domach. Jesteśmy zmęczeni i spragnieni...» [– wyznaje Jezus.]
«O! Wejdź! Wejdź!
Nie tutaj. Do
pokoi usytuowanych na północy, w których jest chłód i cień. A wy
przygotujcie wody
do obmycia i aromatyzowane napoje. Ty, dziecko, biegnij do zarządcy,
aby się zajął
przekąską podczas przygotowywania posiłku...»
«Nie, Nike! Nie
jestem światowym
gościem. Jestem twoim prześladowanym Nauczycielem. Proszę cię bardziej
o schronienie i
miłość niż o pożywienie. Proszę o litość raczej dla Moich przyjaciół
niż dla
Mnie...»
«Dobrze, Panie.
Kiedy jednak
mieliście ostatni posiłek?»
«Oni, nie wiem. Ja
wczoraj o świcie
z nimi.»
«Widzisz więc...
nie będę
rozrzutna. Ale jak siostra lub matka dam wszystkim tego, co trzeba.
Tobie – jako
służąca i uczennica - okażę miłość i pomoc. Gdzież są bracia?»
«W ogrodzie
warzywnym. Ale być
może już nadchodzą. Słyszę ich głosy» [– odpowiada Jezus.]
Nike wybiega na
zewnątrz, dostrzega
ich i woła. Potem prowadzi ich wraz z Jezusem do chłodnej sieni. Są tu
już misy i
ręczniki. Mogą odświeżyć twarz, ramiona, nogi – z kurzu i potu.
«Proszę was
zdejmijcie przepocone
ubrania. Dajcie wszystko służącym. To wam dobrze zrobi, jeśli będziecie
mieć czyste
szaty i świeże sandały. Potem zaś wejdźcie do tej sali. Tam na was
czekam.»
Nike odchodzi,
zamykając drzwi...
«O! Dobrze nam w
tym cieniu.... i
tak odświeżeni!» – wzdycha Piotr wchodząc do sali, w której czeka na
nich Nike,
troskliwa i pełna szacunku.
«Moja radość z
przyniesienia wam
ulgi jest z pewnością większa niż sama wasza ulga, o apostole mojego
Pana!»
«Hmmm! Apostole...
Tak... Ale,
posłuchaj, Nike, bez takich ceregieli. Co do ciebie – nie patrzmy na
to, że jesteś
bogata i mądra; co do mnie – nie zważajmy, że jestem apostołem. Tak...
jak dobrzy
bracia, którzy potrzebują siebie nawzajem dla duszy i dla ciała...
Zbytnio się...
boję się myśleć, że jestem “apostołem”.»
«Czego się boisz?»
– pyta
zaskoczona niewiasta i uśmiecha się.
«Żeby... żeby nie
być zbyt...
zbyt ociężałym, bo jestem gliną. I żeby nie runąć z powodu wagi. Boję
się...
napuszyć jak kogut przez pychę... Boję się... żeby – przez to że jestem
apostołem
– inni... uczniowie i dobre dusze... żeby mnie nie unikali... żeby nie
milczeli, gdy
się mylę... Tego właśnie nie chcę, gdyż pomiędzy uczniami - nawet
pomiędzy tymi,
którzy wierzą tak po prostu – jest tak wielu lepszych ode mnie. Jedni w
tym, inni –
w tamtym... A ja chcę robić jak... jak ta pszczoła, która przyfrunęła i
z koszyków
z owocami, jakie kazałaś przynieść dla nas, wyssała trochę tego, trochę
tamtego.
Teraz zaś dodaje do nich, dla ich doprawienia, nieco kwietnych soków.
Potem zaś odleci,
żeby ssać koniczyny i bławatki, rumianek i powoje. Ona wszystko zbiera.
Ja muszę
robić jak ona...»
«Przecież ty
kosztujesz
najpiękniejszy kwiat! Nauczyciela.»
«Tak, Nike. Jednak
od Niego uczę
się być dzieckiem Bożym. Od dobrych ludzi nauczę się być człowiekiem»
[–
wyjaśnia Piotr.]
«Jesteś nim» [–
mówi na to
Nike.]
«Nie, niewiasto.
Ja jestem trochę
lepszy od zwierzęcia. Naprawdę nie wiem, jak Nauczyciel może mnie
znosić...»
«Znoszę cię, bo ty
wiesz, kim
jesteś. Dzięki temu można cię wyrabiać jak ciasto. Ale gdybyś był
oporny, uparty, a
zwłaszcza – pyszny, przepędziłbym cię jak demona» - odzywa się Jezus.
Wchodzą służące z
kubkami zimnego
mleka i z porowatymi amforami. Napoje są w nich z pewnością bardzo
zimne.
«Zechciejcie się
posilić – mówi
Nike. – Potem będziecie mogli wypoczywać do samego wieczora. W domu są
pokoje i
posłania, a gdyby ich nie było, oddałabym własne, dla waszego
odpoczynku. Nauczycielu,
odchodzę, bo mnie wzywają domowe zajęcia. Wszyscy wiecie, gdzie mnie
znaleźć i gdzie
znaleźć służące.»
«Idź i nie
przejmuj się nami.»
Nike wychodzi.
Apostołowie nie
wymawiają się od poczęstunku, który im został ofiarowany. Jedzą z
apetytem,
rozmawiają, komentują.
«Dobre owoce!»
«I dobra
uczennica.»
«Piękny dom, bez
zbytku, lecz i bez
nędzy.»
«I prowadzony
przez niewiastę
mającą autorytet, choć – łagodną. Ład, czystość, szacunek i serdeczność
zarazem.»
«Jakie ona ma
piękne pola wokół
[domu]! To bogactwo!»
«Tak. I jakie
palenisko!...» –
mówi Piotr, który jeszcze nie zapomniał tego, co wycierpiał. Inni się
śmieją.
«Tu jednak jest
nam dobrze. Czy
wiedziałeś, że Nike tu mieszka?» – pyta Tomasz.
«[Wiedziałem] nie
więcej niż wy.
Jedynie to, że w pobliżu Jerycha nabyła niedawno ziemie. Nic więcej.
Drogi anioł
pielgrzymów nas przyprowadził.»
«Naprawdę to Ty
nas
przyprowadziłeś. My nie chcieliśmy iść.»
«Ja byłem gotów
rzucić się na
ziemię i raczej dać się spalić słońcu niż wykonać jeszcze jeden krok» –
wyznaje
Mateusz.
«Nie można dłużej
chodzić w
ciągu dnia. W tym roku słońce jest już bardzo silne. Wydaje się, że i
ono
zwariowało.»
«Tak, będziemy
chodzili w
pierwszych godzinach dnia i wieczorem. Ale wkrótce pójdziemy w góry.
Tam żar jest
łagodniejszy.»
«[Pójdziemy] do
mnie?» – pyta
Iskariota.
«Tak, Judaszu. I
do Jutty, i do
Hebronu.»
«Ale nie do
Askalonu, co?» [–
dopytuje się Piotr.]
«Nie, Piotrze.
Pójdziemy tam, gdzie
jeszcze nie byliśmy. Ale z pewnością będzie jeszcze słońce i upał.
Nieco ofiary z
miłości do Mnie i do dusz... Teraz odpocznijcie. Ja idę się pomodlić do
ogrodu.»
«Czy Ty nigdy nie
jesteś zmęczony?
Czy nie byłoby lepiej, abyś i Ty odpoczął?» – pyta Jakub, syn Alfeusza.
«Być może
Nauczyciel chce tu
zostać...» – mówi mu Zelota.
«Nie. O świcie
odejdziemy.
Przejdziemy przez bród na rzece w chłodnej porze dnia.»
«Dokąd pójdziemy
za Jordanem?»
[– pytają Jezusa.]
«Tłumy wracają do
domu po
święcie Paschy. W Jerozolimie zbyt wielu szukało Mnie na darmo. Będę
nauczał i
uzdrawiał u brodu. Potem pójdziemy uprzątnąć domek Salomona. Będzie nam
drogi...»
«Nie powrócimy do
Galilei?»
«Pójdziemy i tam.
Ale długo
pozostaniemy tu, na południu. To będzie cenne schronienie. Śpijcie, Ja
idę.»
...Musieli już
zjeść kolację.
Jest noc. Obfita rosa opada dźwięcznie z gzymsów na liście winorośli.
Na niebie –
niewiarygodna ilość gwiazd. Spojrzenie zatraca się w kontemplowaniu
ich. Śpiewy
świerszczy i nocnych ptaków. Cisza wsi.
Apostołowie już
odeszli. Nike
jeszcze nie śpi. Słucha Nauczyciela. On siedzi wyprostowany na
kamiennej ławie przy
domu. Niewiasta stoi przed Nim w postawie uważnego szacunku. Jezus
kończy z pewnością
rozpoczętą rozmowę. Mówi:
«Tak,
spostrzeżenie jest słuszne.
Ale byłem pewny, że pokutującemu – czy raczej temu, który “miał się
ponownie
narodzić” – pomoc Pana nie przyniesie szkody. Podczas wieczerzy – gdy w
czasie
usługiwania zadawałaś pytania – pomyślałem, że pomocą będziesz ty.
Powiedziałaś: “Mogę iść za Tobą jedynie na krótki czas, bo muszę
doglądać domu
i nowej służby.” I żałowałaś tego mówiąc, że gdybyś wcześniej
wiedziała, że
Mnie spotkasz, nie nabyłabyś tej wiążącej cię [posiadłości]. Widzisz,
że
posłużyła do przyjęcia ewangelizatorów? Jest więc dobra. Ale ty możesz
jeszcze
[inaczej] służyć... w oczekiwaniu na doskonałe usłużenie twemu Panu.
Proszę cię o
przysługę z miłości do duszy, która właśnie się na nowo rodzi. Jest
pełna dobrej
woli, ale jest też bardzo słaba. Nadmiar pokuty mógłby ją zadręczyć, a
szatan
posłużyłby się tą udręką...»
«Co mam czynić, o
mój Panie?»
[– pyta Nike.]
«Chodzić tam. W
każdym miesiącu
udawać się tam tak, jakby to był obrzęd. Bo jest nim. To obrzęd miłości
braterskiej. Pójdziesz do Karit i wchodząc ścieżką pośród cierni
zawołasz:
“Eliaszu! Eliaszu!” On wyjrzy, zaskoczony, a ty go pozdrowisz słowami:
“Pokój
tobie, bracie, w imię Jezusa Nazarejczyka”. Zaniesiesz mu tyle
wypieczonych chlebów,
ile jest dni w miesiącu. W lecie – nic innego. Od Święta Namiotów, w
każdym
miesiącu, zaniesiesz mu wraz z chlebami cztery miary oliwy. Na Święto
Namiotów
zaniesiesz mu skórę z koźlęcia, ciężką, nieprzemakalną, i – okrycie.
Nic
więcej.»
«Ani słowa?» [–
pyta Nike.]
«To co konieczne.
Zapyta cię o
wieści o Mnie. Powiesz tyle, ile będziesz wiedzieć. On powierzy ci
swoje wątpliwości,
nadzieje i to, co go będzie przytłaczać. Powiesz to, do czego natchnie
cię twoja wiara
i litość. Zresztą ofiara nie potrwa długo... Nawet nie dwanaście
miesięcy... Czy
chcesz okazać litość tak Mnie, jak i temu pokutującemu?»
«Tak, mój Panie...
Ale dlaczego
jesteś tak smutny?»
«A ty dlaczego
płaczesz?» [ –
pyta Jezus]
«Bo w Twoich
słowach czuję
zapowiedź śmierci... Tak szybko Cię utracimy, Panie?» Nike płacze,
zasłaniając się
welonem.
«Nie płacz! Potem
nastanie dla Mnie
tak wielki pokój... Już nie będzie nienawiści. Nie będzie zasadzek. Nie
będzie
całego tego straszliwego... grzechu... na Mnie... wokół Mnie... Nie
będzie strasznych
spotkań... O! Nie płacz, Nike! Twój Zbawiciel będzie w pokoju.
Zwycięski...»
«Ale przedtem...
ale przedtem... Z
moim mężem zawsze czytałam proroków... I drżeliśmy z przerażenia z
powodu słów
Dawida i Izajasza... Czy tak naprawdę będzie z Tobą?»
«To i jeszcze
więcej...» [–
odpowiada jej Jezus.]
«O! Kto Cię
pocieszy? Kto sprawi,
że będziesz umierał z... nadzieją?» [– pyta Nike.]
«Miłość uczniów, a
szczególnie
– wiernych uczennic.»
«Zatem moja także.
Bo za żadną
cenę nie chcę być daleko od mojego Odkupiciela. Jedynie... o! Panie!
Zażądaj ode mnie
jakiej chcesz pokuty, jakiejkolwiek ofiary, ale daj mi silną odwagę na
tę godzinę.
Kiedy będziesz jak “wyschła ziemia”, z “językiem przywierającym do
podniebienia” z powodu pragnienia... Kiedy będziesz podobny do
“trędowatego, który
sobie twarz okrywa”, spraw, że ja uznam w Tobie Króla królów i że Ci
udzielę
pomocy jak oddana służebnica. Nie zakryj przede mną Twej udręczonej
twarzy, o mój
Boże! Ale jak teraz pozwól mi rozkoszować się wspaniałością Twego
oblicza, Gwiazdo
Zaranna. Spraw, że będę mogła patrzeć na Ciebie wtedy i że Twoja twarz
wyryje się w
moim sercu, które... O! Zarówno moje jak i Twoje będzie się rozpływać
jak wosk w tym
dniu z powodu boleści...»
Nike jest teraz na
kolanach, niemal
upadła na twarz. Od czasu do czasu podnosi głowę. Oczyma zalanymi łzami
spogląda na
swego Pana. To jasna sylwetka w blasku księżyca na tle ciemnego muru.
«Będziesz to mieć.
A Ja doznam
twojej litości, która pójdzie ze Mną na szubienicę, a stamtąd – do
Nieba. Twoja
korona na wieczność... Aniołowie i ludzie wypowiedzą o tobie
najpiękniejszą
pochwałę: “W godzinie nieszczęścia, grzechu, zwątpienia, ona była
wierna, nie
zgrzeszyła i wspomogła swego Pana”. Wstań, niewiasto, i bądź
błogosławiona teraz
i na zawsze.»
Kładzie ręce na
Nike, gdy ta się
podnosi. Wchodzą do cichego domu na nocny spoczynek.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych

więcej podobnych podstron