712 14




712 - Max Freedom Long - "Magia cudów"









Wstecz /
Spis Treści /
Dalej




Rozdział XIV
Nowoczesne i oryginalne poglądy kahunów na istotę
kompleksów i możliwość ich usuwania
Lekarze i psychologowie nie dostrzegają wstrząsającego zgoła
faktu, że nie tylko podświadomość, czyli niższe Ja, dotknięta jest
kompleksami i cierpi z ich powodu.
Freud, Jung, Adler – wszyscy oni skupiali uwagę na
podświadomości, nie zdając sobie sprawy, że i świadomość przeżywa
podobne i równie niebezpieczne stany.
PRAWIE KAŻDY CZŁOWIEK MIEWA ŚWIADOME WIERZENIA I OPINIE, KTÓRE
TAK SAMO SĄ KOMPLEKSAMI JAK PRZEKONANIA NIŻSZEGO JA – to zaiste
zdumiewająca prawda. Weźmy choćby najprostszy przykład znany nam
wszystkim. Oto jakiś człowiek reprezentuje określone poglądy
polityczne. Odwoływanie się do jego zdrowego rozsądku i namawianie,
aby logicznie zrewidował swoją fanatyczną wiarę w racje danego
stronnictwa politycznego, spełza na niczym. Nie słucha on żadnych
argumentów sprzecznych z jego przekonaniami. Każdy wysiłek
zmierzający do wykazania mu błędów w jego rozumowaniu spotyka
się z gniewem i głośnym oburzeniem.
Istnieją miliony przykładów takich ludzi, którzy
zaakceptowali pewne dogmaty jako swoistą religię i szczelnie zamknęli
umysły na każdą możliwość zmiany swych poglądów. Nowe fakty,
nowe odkrycia i okoliczności nie wywierają na nich najmniejszego
wrażenia. Rozwinęli w sobie kompleksowy zespół wierzeń i
opinii, które PODZIELA ZARÓWNO ICH NIŻSZE, JAK I
ŚREDNIE JA.
Oto więc następna tajemnica kahunów: jeśli chcesz się
dowiedzieć, czy ktoś cierpi na kompleksy będące udziałem jego
niższego Ja, zwróć uwagę, czy reaguje on w sposób
EMOCJONALNY na jakąkolwiek sugestię o błędności jego przekonań.
Jeżeli powiesz republikaninowi: „Uważam, że republikanie
popełnili błąd w ustawie z zeszłego tygodnia” i zareaguje on
emocjonalnie, zamiast spokojnie rozważyć argumenty, które
skłoniły cię do takiej opinii, oznacza to, iż za politycznymi
przekonaniami twojego rozmówcy kryje się jakiś kompleks.
Skrytykuj czyjąś religię i obserwuj, w ten sam sposób,
rodzaj reakcji. Za reakcje emocjonalne odpowiada tylko niższe Ja.
Średnie Ja reaguje zawsze w sposób logiczny i rozsądny, chyba
że wraz z niższym Ja wplątane jest w podtrzymywanie kompleksów.
Wówczas angażuje się w wybuch emocji i przestaje funkcjonować
rozumnie.
Na szczęście kompleksy polityczne rzadko rzutują na ludzkie
zdrowie. Natomiast raz przyswojone przekonania religijne częstokroć
są przyczyną chronicznych dolegliwości i nieszczęść.
Kahuni wiedzieli to, co w bolesny sposób uszło uwadze
psychoanalityków. Kiedy człowiek „zgrzeszył”, a
niższe i średnie Ja zgodnie przyznają, że tak rzeczywiście było,
niższe Ja może utwierdzić się w opinii, iż za grzech musi być
wymierzona kara. Jeżeli będzie to przypadek chorobliwy, niższe Ja
będzie usiłowało ukarać winnego jakąś dolegliwością lub
nieszczęściem.
To zagadnienie można by zilustrować historią opowiedzianą przez
psychoanalityka o młodym człowieku, który dorastając w do-mu
ciotki, otrzymał od niej bardzo surowe religijne wychowanie. Po
ukończeniu studiów młodzieniec pragnął poświęcić się
duszpasterstwu, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu i podjął pracę
w fabryce mebli. Jednakże od zapachu klejów, farb i oparów
lakierów robiło mu się niedobrze. Przeniesiono go do działu
obróbki drewna, lecz od pyłu i trocin nabawił się astmy.
Poszedł więc do innej pracy, później do następnej. Za każdym
razem cierpiał na dolegliwości od czegoś związanego z wykonywanym
zajęciem. W końcu wylądował w gabinecie jakiegoś lekarza, który
uznał występujące u niego objawy za oznaki głęboko zakorzenionego
kompleksu. Pierwotny kompleks zrodził się u niego w momencie
rezygnacji z planów poświęcenia życia służbie bożej w
klasztorze. Niższe Ja podzieliło się ze średnim Ja głębokim poczuciem
winy za odmowę ofiarowania życia Bogu. Jako że myśl o tym była dla
młodego człowieka zbyt bolesna, starał się ją odpędzić. Lecz
niestety, wspomnienie dawnych pragnień pozostało w pamięci niższego
Ja jako część kompleksu winy. Ponieważ człowiek ten wyniósł z
domu przekonanie, że wszystkie grzechy i winy zasługują na karę Bożą,
jego niższe Ja ciągle spodziewało się i obawiało owej kary. Jednakże
gdy średnie Ja odsunęło myśl o grzechu odmowy wstąpienia do
klasztoru, niższe Ja dokonało czegoś, co nazywamy „translacją”
lub zamianą zewnętrznego objawu kompleksu. Głęboko ukryło swe usilne
dążenie, by zrobić z młodzieńca księdza, i zamieniło je w niechęć do
wszystkich innych zajęć, objawiającą się w chorobach i wszelkiego
typu przypadłościach.
Lekarz po przeprowadzeniu zwykłego wywiadu z pacjentem i po pewnym
okresie obserwacji wyjaśnił przyczynę jego kłopotów, lecz gdy
dotarł do źródła kompleksu, chcąc go zracjonalizować i
„wydrenować”, napotkał nową przeszkodę. Chociaż zmusił
pacjenta, by ten przypomniał sobie 0 odmowie wstąpienia do klasztoru,
to młodzieniec nadal był przekonany o winie wobec Boga i o swoim
wielkim grzechu zaniedbania.
Lekarz próbował wszelkich argumentów, ale wciąż
napotykał mur nie do przebicia. Pacjent w ogóle nie potrafił
rozsądnie myśleć. Wpadał w złość i uparcie potępiał samego siebie. W
końcu doktor poradził mu, by wstąpił do klasztoru, a wówczas
odzyska zdrowie. Tak też uczynił i wszystkie dolegliwości z miejsca
zniknęły bez śladu.
W tym więc przypadku samego kompleksu nie usunięto. Nie można
byłoby tego zresztą dokonać zwykłym sposobem, jako że kompleks
zakorzenił się zarówno w niższym, jak w średnim Ja. Rozum nie
dawał więc posłuchu żadnym argumentom. Jedynym lekarstwem było
pozwolić mu działać w taki sposób, by mógł spełniać
nakazy tego podwójnego kompleksu.
Opisując ten przypadek, lekarz wskazał na swój błąd, iż nie
rozpoznał badanego kompleksu jako części świadomości pacjenta. Pisał:
„Chociaż udało mi się w końcu wydobyć kompleks na światło
dzienne i poddać go zwykłemu procesowi racjonalizacji, okazało się,
iż nie został usunięty. Po wizycie w fabryce mebli, w miejscu, gdzie
pojawiły się pierwsze symptomy, pacjent znowu zasłabł od woni farb i
od pyłów drzewnych. Powrót do zdrowia nastąpił dopiero
wtedy, gdy kompleks został uznany za nieodwracalny i pacjent wstąpił
do zakonu”.
Łatwiej będzie nam pojąć pilną potrzebę głębszego zrozumienia
natury kompleksów oraz sposobów ich zwalczania, jeśli
weźmiemy pod uwagę smutny fakt, iż w każdej co szóstej
rodzinie jeden z jej członków wymaga pod tym względem
leczenia. Niestety, obecne metody terapii daleko ustępują zabiegom
stosowanym kiedyś przez kahunów. Najskuteczniejszą z metod
jest „dogłębna analiza”, ale wymaga wiele czasu (kilka
miesięcy) i pieniędzy. Jeśli pobieżne badania i skromne wykorzystanie
sugestii leczniczej nie przynoszą skutków, pacjentowi
pozostaje przyłączyć się do rzeszy ludzi wypełniających szpitale
psychiatryczne.
Kompleksy pojedyncze i te podwójne, będące udziałem obu
jaźni ludzkich, powodują – o ile nie mają możliwości swobodnie
się przejawiać – „niezgodę człowieka z samym sobą”,
co nieuchronnie prowadzi do choroby umysłowej czy stałego kalectwa
umysłu.
Doktor Edward S. Cowles, słynny „lekarz dusz”,
stwierdził przed kilkoma laty, że konflikty umysłowe wytworzone przez
kompleksy są z pewnością bezpośrednią przyczyną ciągłego obniżania
się poziomu „energii nerwów”, co w rezultacie
kończy się katastrofą. Wyjaśnił, że jeśli zwykły zapas energii
nerwów, czyli siły życiowej, spada choć trochę poniżej normy,
człowiek zaczyna wpadać w zły humor i traci ochotę do wszystkiego.
Stan ten przechodzi z kolei w depresję. Dalsze uszczuplenie zapasów
energii objawia się melancholią i wystąpieniem poważniejszych
symptomów choroby i głębokich stanów depresyjnych,
histerii, lęków, załamań nerwowych, obsesji i w końcu
psychozy. Człowiek staje na ponurej granicy szaleństwa. Wraz z
dalszym zanikiem siły życiowej wyczerpanie fizyczne i psychiczne
doprowadza do beznadziejnego stanu choroby umysłu, kiedy to pacjent
traci resztki rozumu i pamięci. W tym stanie inercji psychicznej leży
on bezwładnie na łóżku i musi być sztucznie karmiony.
Można tu jeszcze dodać, że podczas stopniowego wyczerpania się
energii zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że jakiś duch niższego Ja,
w rodzaju poltergeista, który odłączył się od swego średniego
Ja, może wyrwać z cierpiącego ciała obie te jaźnie i sam zająć ich
miejsce, opanowując bez reszty ciało chorego. W tych wypadkach
obserwuje się nagły powrót energii fizycznej, ale z powodu
odejścia właściwego niższego Ja, zaniku pamięci i nieobecności
średniego Ja rozum nie funkcjonuje.
Wskutek gwałtownej śmierci wielu ludzkich istnień podczas dwóch
wojen światowych, jest rzeczą oczywistą, iż po świecie błąka się
wiele niższych duchów, poltergeistów, czekających na
okazję, by pochwycić i opanować jakieś ciało. Stale czytamy artykuły
wzywające do zwrócenia uwagi na alarmujący wzrost liczby
przypadków chorób psychicznych. Niektórzy
oceniają, iż przy obecnym tempie wzrostu zachorowań za kilka lat
będzie tak wielu chorych, że nie starczy ludzi zdrowych, którzy
by ich karmili i sprawowali nad nimi opiekę.
Chcąc bronić się przed tym, musimy więc uczyć się metod – z
powodzeniem stosowanych przez kahunów zwalczania kompleksów
w ich pojedynczej i podwójnej postaci. Musimy też wiedzieć,
jak leczyć nieszczęśliwe ofiary obsesji i opętania.
Na razie zajmijmy się pierwszą częścią tego problemu.
 
Przypadek 25
Kahuni leczą choroby spowodowane podwójnymi i
pojedynczymi kompleksami
 
Uwagi wstępne:
Nowoczesna psychologia, jako młoda i mało rozwinięta dziedzina
wiedzy, niewiele pomogła mi w zrozumieniu doniosłości metod, które
stosowali kahuni przy usuwaniu kompleksów. Ich sukcesy były
dla mnie dowodem doskonałości przeprowadzanych zabiegów, ale
po przyjrzeniu się im z bliska, nie mogłem pojąć, jakiego rodzaju
pracę umysłową wykonywali kahuni przy pacjentach i jakiej używali do
tego siły, obie te rzeczy były bowiem niewidzialne i nieme. Mogłem
tylko obserwować zewnętrzne czynności i ceremonie i na tej podstawie
formułować wnioski. Dopiero dużo później zrozumiałem, co się w
rzeczywistości działo i na czym polega ich magia.
 
Opis przypadków:
(A) W 1926 roku żył sobie na Hawajach przystojny, zdrowy i wesoły
kierowca wynajmowanych samochodów. Został wychowany przez
bardzo religijnego ojca i poślubił równie bogobojną kobietę.
On sam był człowiekiem wierzącym i często chodził do kościoła.
Kilka lat po ślubie zakochał się nagle w innej kobiecie, chociaż
nadal był wielce oddany swojej żonie. Dręczyło go jednak sumienie i
miał duże poczucie winy za popełniony grzech. Żona odkryła niebawem
jego niewierność, ale po burzliwej scenie przebaczyła mu wszystko pod
warunkiem, że się to więcej nie powtórzy.
Zanim jednak upłynął rok, on znów zaczął „chodzić na
boki”. Tym razem nic się nie wydało, ale jego poczucie winy
było silniejsze niż poprzednio.
Akurat w tym czasie przeziębił się. Wkrótce pojawiły się
objawy grypy. Mimo troskliwej opieki lekarzy i pielęgniarek nie mógł
powrócić do zdrowia. Przeciwnie, stawał się coraz słabszy i
słabszy. Przestało go obchodzić otoczenie, odmawiał przyjmowania
posiłków i leżąc w łóżku, odwracał głowę do ściany.
Jego żona usłyszawszy werdykt lekarza, że pacjent nie przeżyje
dłużej niż jeden, dwa dni, wezwała na pomoc jednego z kilku
działających jeszcze w Honolulu kahunów.
Stary kahuna wysłuchał uważnie, co powiedziała mu żona chorego o
diagnozie lekarza. Zadał kilka dodatkowych pytań i przystąpił do
zabiegu. Obnażył ciało mężczyzny i zaczął je powoli nacierać. Od
czasu do czasu przerywał i rozgrzewał własne ręce, pocierając jedną o
drugą. Potem kładł je na plecach chorego, na piersiach bądź na
głowie, za każdym razem powtarzając, że wlewa w niego uzdrowicielską
siłę.
Po jakimś czasie kahuna zaczął wypytywać pacjenta, czy przypadkiem
kogoś nie skrzywdził, czy nie ma na sumieniu jakiegoś grzechu. Zrazu
pacjent uparcie odmawiał odpowiedzi, lecz w końcu wyznał swój
grzech. Po przyznaniu się do winy prosił, by zostawić go samego, bo
chce umrzeć w spokoju.
Kahuna zaczął go jednak łagodnie uspokajać. Wezwał żonę chorego,
która zdążyła już przygotować gorący napar z liści ti,
i powiedział jej po prostu, że mąż zgrzeszył przeciwko niej i umiera,
bo nie może spojrzeć jej prosto w twarz. Na te słowa żona wpadła we
wściekłość, ale widząc, że mężowi grozi śmierć, zgodziła się znów
mu przebaczyć. Pocałowała go, rozpłakała się i wróciła do
kuchni.
Kahuna, zgodnie ze starym odwiecznym rytuałem, wyjął z
przyniesionego ze sobą tobołka cztery białe kamienie. Umieścił po
jednym w rogach łóżka, nakazując, aby odgrywały rolę muru
broniącego dostępu duchom, które mogłyby próbować
przeszkodzić w zabiegu. Następnie wziął wodę morską i wiązkę
zielonych liści. Spryskał wodą cały pokój, rozkazując
wszystkim niepożądanym duchom, żeby natychmiast opuściły
pomieszczenie.
Żona przyniosła wywar z liści ti, zaparzony w osolonej
wodzie, a następnie rozcieńczony zimną wodą w naczyniu z kalabasy.
Kahuna zbliżył się do chorego, trzymając w ręku wiązkę zielonych
liści ti, przypominających ostre klingi mieczy. Powiedział
mężowi, że żona, którą powtórnie zdradził, znowu mu
wybaczyła i dzięki temu grzechy jego zostaną zmyte wodą z
przyniesionego naczynia. Opisując dokładnie sposób, w jaki
grzechy rozpuszczają się w wodzie i są spłukiwane, kahuna opryskał
ciało chorego, po czym wytarł je energicznie liśćmi, strzepując
resztę wody z powrotem do naczynia. Oświadczył, że wszystkie grzechy
zostały już zmyte i zmieszały się z pozostałą w naczyniu wodą.
Poprosił żonę, by uniosła mężowi głowę, tak aby na własne oczy mógł
zobaczyć, że wodę zawierającą jego grzechy wylano na zewnątrz i
pozbyto się jej na zawsze.
Pacjenta dokładnie wysuszono i natarto. Kahuna zapewnił go, że
szybko nabierze sił i poczuje wielki głód. Pożywi się więc i
zaśnie. Po przebudzeniu będzie już stopniowo powracał do zdrowia. Tak
też się stało. Kiedy po kilku godzinach mężczyzna się obudził, usiadł
na łóżku i poprosił o bardziej obfity posiłek. Żona przyniosła
mu talerz zawiesistej zupy, a on uszczęśliwiony rozmawiał z nią,
kiedy zjawił się doktor. Był to jeden z tych, którzy długo już
przebywali na wyspach i wiele doświadczyli. Po dokładnym zbadaniu
pacjenta lekarz zwrócił się do jego żony: „Mieliście
tutaj specjalnego lekarza?”. Przytaknęła, a on odszedł, kręcąc
ze zdumieniem głową.
(B) Przez kilka lat mego pobytu w Honolulu miałem za sąsiadkę
pewną młodą białą kobietę, niedawno poślubioną przez oficera
marynarki. Przed wyjściem za mąż była przykładną metodystką uważającą
taniec za grzech, nie mówiąc już o piciu alkoholu. Mąż
wprowadził ją w towarzystwo, gdzie taniec i picie były na porządku
dziennym. Wśród śmiechów i żartów zachęcano ją,
by przyłączyła się do zabawy, aż powoli przełamała swą niechęć i
zaczęła uczyć się tanecznych kroków, a nawet skosztowała
jakiegoś alkoholu. Upłynął pewien czas. Kobieta pojęła już nieco
sztukę tańca, gdy kiedyś w czasie jednej z zabaw u przyjaciółki
potknęła się o dywan i wykręciła nogę w kostce. Nie było to jednak
nic poważnego, bawiła się więc dalej. Ale następnego dnia, wbrew jej
oczekiwaniom, noga była nadal zwichnięta i stan się nie poprawił.
Minął tydzień i było coraz gorzej. Poszła więc do lekarza, który
zbadał kostkę, zrobił prześwietlenie, lecz nie znalazł nic, co
wyjaśniałoby brak poprawy. Niebawem kobieta zaczęła z trudem chodzić,
a poniżej stawu kostkowego powstał dziwny, ropiejący wrzód.
Lekarz wezwał konsultanta. Sprawa wyglądała bardzo zagadkowo. Żadne
zabiegi nie pomagały. Wówczas kobieta ta przyszła do mnie po
radę, czy kahuni – o których często jej opowiadałem –
mogliby jej pomóc. Poradziłem jej, by spróbowała.
W tym przypadku kahuna był młody i o wiele bardziej doświadczony
życiowo, choć może z mniejszym stażem niż niejeden starszy
uzdrowiciel. Od razu stwierdził u chorej kompleks, a raczej, jak oni
to nazywają, „coś zżerającego od środka”. Zapytał ją,
jakie popełniła grzechy, a ona przyznała się natychmiast do tańców
i picia alkoholu, wspominając zarazem o swojej wcześniejszej
przynależności do Kościoła metodystów.
Z wielką cierpliwością kahuna zaczął jej wyjaśni swój punkt
widzenia na temat grzechów różnego rodzaju. Kahuni
mieli bardzo prosty sposób oceny, czy postępek jest grzechem,
czy też nim nie jest. Należy po prostu spytać samego siebie, czy
jakieś działanie skrzywdziło kogoś bądź zraniło czyjeś uczucia.
JEŻELI POSTĘPEK NIKOGO W ŻADEN SPOSÓB NIE RANI, NIE JEST
GRZECHEM. Kahuna wskazał jej również logikę swego przekonania,
że Bóg jest zbyt doskonały i wszechmocny, by mógł go
zranić jakikolwiek czyn jakiejkolwiek ludzkiej istoty. Krok po kroku
przekonał ją, że taniec i picie koktajlów wcale nie jest
grzechem. Następnie dokonał rytualnego odpuszczenia grzechów,
spryskując nagie ramiona i twarz kobiety osoloną wodą i oświadczając,
iż wszystkie winy zostały jej wybaczone i zmyte na zawsze. Delikatnie
masował jej chorą nogę, powtarzając jednocześnie, że właśnie zaczyna
ona zdrowieć. Przyłożył na kostkę okład z miejscowych ziół i
zalecił, by kobieta często i głośno powtarzała sobie: „Nie mogę
zgrzeszyć przeciw Bogu. Jestem zbyt mała. Odpuszczono mi wszystkie
grzechy. Nie skrzywdziłam nikogo. Moja noga szybko zdrowieje”.
Sukces zabiegu kahuny szybko stał się widoczny. Ropiejąca rana
zamknęła się i zagoiła, nie pozostawiając po sobie żadnej blizny.
Noga odzyskała pełną sprężystość i siłę.
Nie zdając sobie sprawy z tego, że jej kłopoty wyniknęły ze stanu
umysłu, który zmienił się wraz ze zmianą jej postawy wobec
tańca i alkoholu, młoda kobieta przestała powtarzać afirmację
zaleconą przez kahunę: „Nie ma krzywdy – nie ma grzechu”.
Znowu tańczyła i piła. Ponieważ nawyki myślowe powracają równie
łatwo jak, na przykład, nałogi palenia i picia ponad miarę, oba Ja
kobiety stopniowo powróciły do starych przekonań. Zaczęła się
bać, że kahuna nie miał racji i że słuszne były wskazówki z
dawnych lekcji religii.
Pewnego ranka ujrzała ze zgrozą, że rana znowu się otworzyła.
Wróciła więc do kahuny, prosząc o powtórne wyleczenie,
ale kiedy zaczął ją wypytywać, co się stało, nie chciała nic mówić.
Kahuna wyjaśnił jej, że jeśli stary nawyk myślenia, „zżeranie
od wewnątrz”, budzi się na nowo, po tym jak został usunięty,
powtórne wyleczenie jest już niemożliwe. W rezultacie kobieta
musiała iść na operację do szpitala, gdzie wycięto jej chorą kość.
Wówczas, jak można przypuszczać, niższe Ja uznało, iż
grzesznica dosyć już wycierpiała i wystarczająco odpokutowała za
swoje winy. Kobieta zrezygnowała z tańca i alkoholu, a wrzód
nigdy już się nie pojawił.
 
Komentarz:
W obu przypadkach najbardziej godną uwagi i zapamiętania jest
okoliczność, że średnie Ja może dzielić kompleksy pospołu z niższym
Ja.
W przypadku (A) Hawajczyk zgrzeszył niewiernością wobec żony i
żaden rodzaj przebaczenia nie mógł odwieść go od
przeświadczenia o grzechu. Dopiero sama żona mogła przekonać jego
rozumne średnie Ja, że grzechy zostały mu odpuszczone. Musiał ją
zobaczyć i usłyszeć z jej ust słowa wybaczenia. Właśnie te słowa
odegrały rolę bodźca fizycznego, który wywarł nacisk na niższe
Ja. Niższe Ja sprowadziło bowiem na mężczyznę chorobę jako karę za
jego przewinienia. Chociaż 'omawiany przypadek nie dotyczy głęboko
zakorzenionego i ukrytego kompleksu, doskonale ilustruje najczęstszą
przyczynę chorób, będących rezultatem mocno utrwalonych
przekonań, których źródłem są fakty rzeczywiste i które
są wspólne dla niższego i średniego Ja.
Kahuni uczyli, że nie jest grzechem postępek, który nikogo
nie krzywdzi. Tę prawdę należałoby rozgłaszać na wszystkie strony,
jeżeli mamy uniknąć dolegliwości będących skutkiem błędnych nauk, że
popełniamy grzech, łamiąc dogmatyczne tabu rozmaitych religii. Nie ma
sposobu by dowiedzieć się, ile kalectw, ile chorób umysłowych
i innych nieszczęść spowodowały przekonania religijne wpojone w
dzieciństwie, tak jak było to w przypadku (B), u młodej kobiety
uznającej taniec i picie za grzech.
Popęd seksualny jest najbardziej płodnym źródłem kompleksów
i myśli o grzechu, z którymi musimy walczyć, odkąd w
dzieciństwie uczono nas skromności, zawstydzano i karano za każdy
objaw zainteresowania sprawami seksu. Religia zaszczepia w nas
przekonanie, że popęd płciowy jest grzeszny, a zatem dzieci rodzą się
z grzechu i w grzechu.
Postawa kahunów wobec spraw płci była bardzo logiczna i
rozsądna. O ile akt płciowy nikogo nie skrzywdził, nie można go
uważać za grzech. W każdym razie nie za grzech przeciwko Istotom
Wyższym. Zresztą w ogóle GRZECHY MOGĄ RANIĆ TYLKO LUDZI, a nie
Boga.
Doktor Zygmunt Freud, zachodni odkrywca podświadomości, czyli
niższego Ja, stwierdził, iż przy leczeniu chorób z
zastosowaniem sugestii podświadomość w wielu wypadkach jej nie
akceptowała. Poszukując przyczyn tego zjawiska, odkrył istnienie
kompleksów w niższym Ja pacjentów. Okazało się, że
niższe Ja, jedyna część świadomości ludzkiej podatna na sugestie,
odrzuca sugestie sprzeczne z utrwalonymi przekonaniami pacjenta
dotyczącymi moralności lub niezgodne z innymi wyimaginowanymi
ocenami.
Później odkryto, że niższe Ja, gdy doznaje niepowodzeń,
działając według swych utartych przekonań, samo dokonuje
„translacji”, czyli zmiany swego kompleksu, tak iż zdaje
się on nie mieć żadnego związku z pierwotnym zespołem ocen moralnych.
Opiszę tu przypadek małego chłopca, który rozwinął w sobie
niechęć do chodzenia na nabożeństwa. Prawdopodobnie zmuszano go, by
chodził do kościoła, gdy był chory, źle się czuł lub był w jakiejś
innej niedyspozycji. (Może też karano go za ową niechęć i w ten
sposób rozwinięto w nim pewien nerwicowy kompleks). Dzieciak
kochał swoich rodziców. Kiedy tłumaczyli mu, że musi chodzić
do kościoła, by oddawać cześć Bogu, i prosili go, żeby był grzecznym
i posłusznym chłopcem, starał się spełniać ich polecenia. Próbował
polubić niedzielne chodzenie na nabożeństwa, tak jak go o to
proszono, i zdawało się, iż jest całkowicie przekonany, że jego
religijnym obowiązkiem jest uczestniczenie w mszy świętej. Jednakże
niższe Ja opanowane zakorzenioną niechęcią do kościoła, wykazało się
niejako zwierzęcym sprytem, tak doskonale znanym psychologom i dawnym
kahunom. ZAMIENIŁO utrwalone postanowienie, by nie chodzić na msze, w
jeszcze większą awersję do woni kadzidła. Czując zapach palonego
kadzidła, chłopiec za każdym razem mdlał i trzeba go było wynosić ze
świątyni. Sytuacja wyglądała więc tak, jakby dziecko chciało chodzić
do kościoła, ale nie mogło. Niższe Ja postawiło na swoim.
Przy kompleksach powstałych na tle tłumienia popędów
płciowych niższe Ja może kilkakrotnie zmieniać zewnętrzne przejawy
owych kompleksów. W rezultacie nawet długotrwałe badania
psychoanalityczne snów i związków myślowych pacjenta
nie wydobywają jego uprzedzeń na światło dzienne, tak by można je
było przedyskutować, poddać racjonalizacji i „wydrenowaniu”
bądź świadomie nad nimi zapanować, jak nad zwykłymi myślami i
przekonaniami.
Freud uznał, iż wszystkie kompleksy pochodzą z frustracji
seksualnych. Późniejsi psychologowie łagodzili ostrość jego
sądów, ale nadal istnieje w psychologii szkoła wiernie
podtrzymująca jego stanowisko.
Ponieważ zakompleksione niższe Ja z uporem odrzuca podawaną mu
sugestię, by usunęło objawy kłopotów wynikających z
utrwalonych kompleksów, lecznicze właściwości sugestii są
wielce ograniczone. W przypadku (B) niższe Ja kobiety odmówiłoby
przyjęcia sugestii leczniczej po nawrocie kompleksu przy powtórnym
bólu w kostce. Niższe Ja odrzucają każdą sugestię hipnotyczną
sprzeczną z moralnymi ocenami pacjenta. Hipnotyzer nie może zmusić
pacjentów do działań uznawanych przez nich za niemoralne. Ze
;względu na to, że w niższym Ja powstają wszystkie nasze uczucia, w
wielu wypadkach możliwe jest odkrycie obecności kompleksów czy
innych manii przez obserwowanie emocjonalnych reakcji człowieka, w
których to kompleksy dają o sobie znać.
Przywykliśmy już do widoku osób „wpadających w ślepą
złość” z powodu jakiejś błahostki. Mogło nią być tylko czyjeś
nieopatrznie wypowiedziane słowo. Owe drobnostki wywołujące eksplozję
emocji są, mówiąc obrazowo, „spustem”
uruchamiającym całą machinę. Kiedy dotknie się takiego „spustu”,
natychmiast zwalnia się ładunek całej nagromadzonej dotąd złości i
pretensji związanych z okolicznościami powstania kompleksu,
Ale istnieją także dobre, pozytywne kompleksy oraz wyzwalające je
spusty. Można mieć wiele utartych przekonań związanych z powszednimi
zajęciami. Na przykład, kiedy dzwoni budzik, wówczas nawet
wbrew naszej chęci wstajemy z łóżka i rozpoczynamy zwykłe,
codzienne obowiązki.
Jeden ze sposobów, którym niższe Ja skłania swe
średnie Ja do urzeczywistniania jego pragnień, polega na zalaniu
średniego Ja wielką falą emocji – na co przeważnie to ostatnie
daje się nabrać i zostaje pokonane. Fale nienawiści, żądzy lub
wstrętu są nam wszystkim dobrze znane. podobnie jak przypływy
tęsknoty za domem czy rodziną. Ale najbardziej interesującą i godną
uwagi emocją jest miłość. Zdaje się, że z uczuciem miłości średnie Ja
ma najwięcej wspólnego. Do miłości czysto fizycznej i
opierającej się na atrakcyjnym wyglądzie kochanej osoby średnie Ja
dodaje elementy miłości rodzicielskiej i miłości dzieci do rodziców,
a wszystkie te uczucia darzy rozumną pochwałą, aprobatą i podziwem.
Powstały zespół emocji jest siłą rządzącą wszystkimi poziomami
ludzkiej świadomości.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
T 14
Rzym 5 w 12,14 CZY WIERZYSZ EWOLUCJI
ustawa o umowach miedzynarodowych 14 00
990425 14
foto (14)
DGP 14 rachunkowosc i audyt
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
022 14 (2)
index 14
Program wykładu Fizyka II 14 15

więcej podobnych podstron