Kalosze2


26






























LEN
Len zakwitł. Miał śliczne, niebieskie kwiatki, miękkie jak skrzydła motyla, ale jeszcze o wiele
od nich delikatniejsze. Słońce świeciło na len, zraszały go deszczowe chmury, a sprawiało mu to
taką samą przyjemność jak dzieciom, kiedy po umyciu całuje je matka; stają się wtedy o wiele
ładniejsze. Tak też było i z lnem.

Ludzie mówią, że doskonale wyglądam
powiedział len
jestem bardzo wysoki, więc
będzie ze mnie spora sztuka płótna. Jakże jestem szczęśliwy! Jestem na pewno najszczęśliwszym
na świecie! Tak mi dobrze. I będzie coś ze mnie. Jakże cieszy mnie promień słońca i jak mi
smakuje orzeźwiający deszcz. Jestem niezwykle szczęśliwy, najszczęśliwszy!

Tak, tak
mówił kołek w płocie
wcale nie znasz życia, ale my za to znamy, mamy
Kręćcie się, wrzeciona,
Piosenka skończona.

Nie, jeszcze nie koniec
powiedział len
jutro zaświeci słońce, będzie świeżo po deszczu,
słyszę, jak rosnę, czuję, że kwitnę. Jestem najszczęśliwszy!
Ale pewnego dnia przyszli ludzie, chwycili len za główkę, wyciągnęli go razem z korzeniem;
bolało bardzo; włożyli go do wody, zdawało mu się, że tonie, potem wrzucono go do ognia


Nie może być zawsze dobrze
pocieszał się len
trzeba dużo przecierpieć, aby się czegoś
Tymczasem było coraz gorzej. Len przegięto, przełamano, wymoczono i darto zeń
paździerze; skądże miał wiedzieć, jak się to wszystko, co z nim robili, nazywało. Dostał się na
kołowrotek; frr... frr... nie sposób było zebrać myśli.
"Byłem niezwykle szczęśliwy"
myślał podczas tej całej męki.

Trzeba się cieszyć ze wszystkiego dobrego, czego się doświadczyło. Cieszyć się. Ach!
tak
mówił, kiedy był już na tkackim warsztacie i potem przemienił się w prześliczny kawałek płótna.
Cały len, każda najmniejsza cząsteczka zamieniła się w płótno.

Mimo wszystko to jest wspaniałe. Nigdy nie przypuszczałem, że tak będzie. Jakże mi
jednak dopisuje szczęście! Kołki w płocie wcale nie mają racji, kiedy śpiewają:
Kręćcie się, wrzeciona,
Piosenka skończona.
To jeszcze nie koniec. Teraz się dopiero na dobre zaczyna. Jakie to cudowne! Nacierpiałem
się, ale przydałem się do czegoś
jestem najszczęśliwszy. Jestem taki silny i taki miękki, taki
biały i długi. To zupełnie coś innego, niż być rośliną, nawet wtedy kiedy kwitnie. Nikt o nas
wówczas nie dba i wodę ma się tylko wtedy, kiedy pada deszcz. Teraz mi usługują. Służąca
przewraca mnie co rano, co wieczór mam kąpiel deszczową z konewki; tak, nawet żona pastora
wygłosiła nade mną mowę i powiedziała, że jestem najlepszym kawałkiem płótna w całej parafii.
Czyż można być szczęśliwszym?
Ale oto zabrano płótno do domu i dostało się pod nożyce. Jakże je krajano, jakże je kłuto
igłami! Nie należało to do przyjemności. Z płótna zrobiono dwanaście sztuk bielizny, z rodzaju,
o którym się niechętnie mówi, a który każdy człowiek musi mieć. Starczyło na cały tuzin.

Patrzcie, dopiero teraz przydałem się, jestem pożyteczny. A więc to było moje
przeznaczenie. Jakie to piękne. Teraz przynoszę światu pożytek a tylko to sprawia prawdziwą
przyjemność. Rozpadłem się na dwanaście sztuk, ale razem stanowimy całość, tuzin. Jakie to
niezwykłe szczęście! Przeszły lata
i kawałki płótna nie mogły już dłużej wytrzymać.

Kiedyś musi się to skończyć
mówił każdy kawałek
trzymałbym się chętnie dłużej, ale
nie można żądać niemożliwości.
A więc potem podarto je w strzępy; myślały, że to już wszystko się skończyło, bo posiekano
je i ugotowano, same nie wiedziały, co się z nimi stało, a potem przemieniły się w śliczny,
wytworny, biały papier.

Cóż to za niespodzianka, piękna niespodzianka!
zawołał papier.
Teraz jestem
wytworniejszy i będą na mnie pisali. Ile rzeczy można na mnie napisać! Cóż to za nieopisane
szczęście!
Zaczęli na nim pisać najpiękniejsze historie i wiersze, ludzie czytali wszystko, co było
napisane, było to mądre i dobre, czyniło ludzi o wiele mądrzejszymi i lepszymi; wielkie
dobrodziejstwo spłynęło na papier przez słowa, które na nim były napisane.

Nawet nie marzyłem o tym, kiedy byłem małym, niebieskim, polnym kwiatkiem, jakże
mogłem wtedy przypuszczać, że będę szerzył wśród ludzi radość i wiedzę. Sam nie mogę tego
jeszcze pojąć. Ale to jest jednak prawda. Bóg wie, że sam nie zrobiłem nic prócz tego, że
dokładałem mych słabych sił, aby móc żyć; a jednak wiedzie mnie od jednej radości do drugiej i
od zaszczytu do zaszczytu; za każdym razem, kiedy myślę, że pieśń się skończyła, przechodzę
do czegoś wyższego i lepszego, teraz poślą mnie na pewno w podróż, objadę cały świat, aby
wszyscy ludzie mogli mnie czytać. To byłoby najwłaściwsze. Najpewniej tak będzie. Dawniej
miałem niebieskie kwiatki, a teraz zamiast każdego kwiatka mam tyle najpiękniejszych myśli.
Jestem najszczęśliwszy!
Ale papier nie powędrował w podróż, dostał się do drukarza. Wszystko, co było na nim
napisane, zostało wydrukowane w książce, w setkach książek. I w ten sposób przyniósł pożytek i
radość znacznie większej ilości, niż gdyby sam zapisany papier pojechał w podróż i zmarniał w
połowie drogi.
"Tak, to jest najrozsądniejsze
myślał zapisany papier.
To mi wcale nie wpadło do głowy.
Zostanę w domu i będę szanowany jak stary dziad. To na mnie wszystko napisali, każde słowo
spłynęło z pióra prosto na mnie, ja zostanę, a książki powędrują w świat. Teraz naprawdę się
przydaję, jestem najszczęśliwszy."
Zawinięto papier w paczkę i położono na półce.

Po pełnej trudów pracy dobrze jest spocząć
powiedział papier.
To bardzo słusznie, że
zbieram myśli i zastanawiam się nad tym, co we mnie tkwi. Dopiero teraz wiem naprawdę, co
się we mnie znajduje. A znać samego siebie, czyż to nie prawdziwy postęp? Cóż teraz może się
jeszcze stać? Naprzód, ciągle naprzód!
Pewnego dnia położono papier na kominku, miał zostać spalony, nie mógł przecież zostać
sprzedany do zawijania masła i cukru u kupca. Wszystkie dzieci, jakie były w domu, zebrały się
dookoła, chciały zobaczyć, jak papier będzie się palił, chciały zobaczyć czerwone iskierki w
popiele, iskierki, które uciekają i gasną jedna po drugiej tak prędko, i wyglądają zupełnie jak
dzieci wychodzące ze szkoły, a ostatnia iskra to nauczyciel; wydaje się często, że już go nie ma,
a on wychodzi na końcu, po wszystkich.
Cały papier, cały zwój wrzucono w ogień.
Och!
jęknął.
Och!
zawołał i przemienił się
w płomień, wzniósł się tak wysoko w górę, len nigdy nie mógł wznieść tak wysoko swych
niebieskich kwiatków, i błyszczał tak, jak białe płótno nigdy nie potrafiło błyszczeć. Wszystkie
napisane litery stały się w jednej chwili czerwone i wszystkie słowa i myśli uniosły się w
płomieniach.

To wznoszę się prosto do słońca
powiedziało coś w płomieniach i wydawało się, że
tysiące głosów powtórzyło to jednogłośnie, a płomienie uderzyły wysoko w górę, przez komin,
wysoko... ale delikatniejsze od płomieni, niewidzialne dla ludzkich oczu unosiły się w powietrzu
maleńkie istotki
było ich tyle co kwiatków na lnie. Były lżejsze od płomienia, który je zrodził,
a kiedy ogień zgasł i z papieru został tylko czarny popiół, istotki te zatańczyły jeszcze raz dokoła
niego, a tam gdzie go dotknęły, widać było ślady ich stóp; były to czerwone iskierki.
Dzieci wyszły ze szkoły, a nauczyciel szedł za nimi; jakiż to był ładny widok; wszystkie
dzieci mieszkające w tym domu stały i śpiewały przy wygasłym popiele:
Kręćcie się, wrzeciona,
Piosenka skończona.
Ale maleńkie, niewidzialne istotki tak mówiły:

Pieśń nie kończy się nigdy! To jest właśnie najpiękniejsze! Wiem o tym i dlatego jestem
najszczęśliwszy!
Dzieci nie słyszały tego, a gdyby nawet słyszały, nie zrozumiałyby na pewno. Ale dzieci
niekoniecznie muszą wszystko rozumieć.

KONIEC ROZDZIAŁU


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kalosze18
KALOSZE SZCZĘŚCIA
Kalosze14
Kalosze15
Kalosze10
Kalosze4
Kalosze7
Kalosze21
Kalosze22
Kalosze17
Kalosze13
Kalosze23
Kalosze6
Kalosze8
Kalosze19
Kalosze1
Kalosze11

więcej podobnych podstron