143
SZCZĘŚLIWA RODZINA
Zielony liść łopianu jest bezsprzecznie największym liściem, jaki znamy; gdy zasłonić nim
brzuszek, jest tak duży jak mały fartuch; kiedy się go kładzie na głowę, służy w czasie deszczu
za parasol
taki jest ogromny. Łopian nie rośnie nigdy sam, tam gdzie rośnie jeden, jest ich
więcej; są wspaniałe, ale cała ta wspaniałość służy za pożywienie ślimakom. W dawnych
czasach wytworni ludzie przyrządzali wielkie, białe ślimaki do jedzenia i spożywając je mówili:
"Ach, jakie to smaczne!" Byli przekonani, że są one naprawdę smaczne, dlatego że żywią się
liśćmi łopianu. Siano więc specjalnie łopiany, by hodować na nich ślimaki.
Był sobie stary dwór, w którym nie jadano już co prawda ślimaków, bo całkiem wymarły, ale
łopiany nie wymarły; zarosły nawet wszystkie dróżki, wszystkie grządki, nie można ich było
powstrzymać; był to prawdziwy łopianowy las; gdzieniegdzie stała jabłoń lub śliwa i gdyby nie
one, nie przypuszczałby nikt, że to jest sad; dookoła nie było nic prócz łopianu, a w środku
mieszkały dwa ostatnie, ogromne stare ślimaki.
Same nie wiedziały, ile miały lat, ale mogły sobie doskonale przypomnieć. że dawniej było
ich więcej, że pochodziły z rodziny zagranicznej i że dla nich i dla im podobnych zasadzony był
cały ten las. Nigdy jeszcze nie wyszły z domu, ale wiedziały, że istniało jeszcze na świecie coś,
co się nazywało dworem, że tam we dworze ugotowano by je i że stałyby się czarne, że położono
by je na srebrny półmisek, ale co dalej stać się miało, tego nie wiedziały. Nie wiedziały również,
jak to jest, gdy się zostaje ugotowanym i położonym na srebrnym półmisku, ale wiedziały, że to
musi być piękne, a zwłaszcza bardzo wytworne. Ani chrabąszcze, ani ropucha, ani glista, które o
to pytały, nie mogły im tego objaśnić, bo żadnego z nich nie gotowano ani nie kładziono na
srebrny półmisek.
Stare, białe ślimaki były najwytworniejsze na świecie, wiedziały o tym, las istniał dla nich i
dwór był po to, aby je ugotowano i położono na srebrny półmisek.
Żyły więc sobie samotnie i szczęśliwie, a ponieważ nie miały same dzieci, wzięły sobie
pospolitego, małego ślimaka na wychowanie i dbały o niego jak o własne dziecko. Ale malec nie
chciał wcale rosnąć, bo to był tylko zwyczajny ślimak; starym, a szczególnie matce ślimaczycy,
wydawało się, że trochę rośnie, i prosiła ojca, aby o ile tego nie widzi, dotknął skorupy ślimaka:
ojciec uczynił to i uznał, że matka miała rację.
Pewnego dnia padał ulewny deszcz.
Posłuchaj no, jak tam bębni na liściach łopianu: rum, rum, rum!
powiedział ojciec-ślimak.
Przecieka tu
zauważyła matka
krople wody spływają po łodydze. Zobaczysz, będzie tu
zupełnie mokro. Cieszę się tylko, że mamy nasze wygodne domki i że malec ma także swój dom.
Naprawdę zrobiono dla nas więcej niż dla innych stworzeń, widać, że jesteśmy dobrze urodzone.
Przychodzimy na świat z gotowym domkiem, a las łopianu zasiano specjalnie dla nas;
chciałabym tylko wiedzieć, jak daleko się rozciąga i co jest poza nim.
Poza nim nie ma już nic
powiedział ślimak-papa
nigdzie nie może być lepiej niż u nas,
nie życzę sobie niczego więcej.
Tak
powiedziała matka
ale chciałabym się dostać do dworu, aby mnie ugotowano i
położono na srebrnym półmisku tak, jak uczyniono to ze wszystkimi naszymi przodkami;
możesz mi wierzyć, że to jest coś zupełnie nadzwyczajnego!
Dwór runął już może
powiedział ojciec-ślimak
albo może las łopianów rozrósł się tak,
że ludzie nie mogą stamtąd wyjść. Nie ma do czego się śpieszyć. Ale ty gonisz zawsze tak
strasznie i malec zaczyna iść w twoje ślady. Czyż nie wpełza w trzy dni na szczyt łodygi? W
głowie mi się kręci, kiedy na to patrzę.
Nie gniewaj się na niego
powiedziała ślimaczyca.
Pełza rozważnie doczekamy się z
niego pociechy, a my, starzy, nie mamy przecież nikogo poza nim, dla kogo warto byłoby żyć.
Ale czy ty pomyślałeś już o tym, skąd weźmiemy dla niego żonę? Czy nie przypuszczasz, że tam
daleko w łopianowym lesie powinny być jeszcze jakieś istoty do nas podobne?
Myślę, że czarnych ślimaków jest tam na pewno dosyć
powiedział ojciec
czarnych
ślimaków bez domków, ale one są takie pospolite, a wyobrażają sobie, że są Bóg wie czym.
Jednak możemy zlecić tę sprawę mrówkom, które kręcą się wszędzie, jakby miały coś do roboty,
i na pewno znajdą kogoś odpowiedniego dla naszego małego ślimaczka.
Miałybyśmy najpiękniejszą kandydatkę
powiedziały mrówki
ale obawiamy się, że nic z
tego nie będzie, bo ona jest królową.
To nic nie szkodzi
odrzekł stary.
Czy ma dom?
Ma pałac
powiedziały mrówki
najwspanialszy mrówczy pałac o siedmiuset korytarzach.
Dziękuję
odparła ślimaczyca.
Nasz syn nie będzie mieszkał w mrowisku. Jeżeli nie
wiecie o niczym lepszym, to zwrócę się do komarów, które fruwają w słońcu i deszczu i zbadały
las łopianów od góry i od dołu.
Mamy dla niego żonę
powiedziały komary
o sto ludzkich kroków stąd siedzi na
agrestowym krzaku mała ślimacza panienka z domkiem, jest zupełnie samotna i właśnie w
wieku odpowiednim do zamążpójścia. Tylko o sto ludzkich kroków stąd.
Ona powinna przyjść do niego
powiedzieli starzy
on ma łopianowy las, a ona tylko
jeden krzak.
Przyprowadzili więc ślimaczą panienkę. Osiem dni trwało, zanim przyszła, ale po tym
właśnie można było poznać, że jest osobą dobrze urodzoną.
A potem wyprawili wesele. Sześć świętojańskich robaczków świeciło najjaśniej, jak tylko
można; wszystko odbyło się bardzo spokojnie, bo stare ślimaki nie znosiły zabaw i pijatyki; ale
ślimaczyca wygłosiła piękną mowę, ojciec wcale nie mógł przemówić, taki był wzruszony; a
potem oddał synowi w spadku cały łopianowy las i powiedział, co zwykle mówił, że to jest
najlepsze ze wszystkiego na świecie i że jeśli młodzi będą dobrze gospodarować, uczciwie żyć i
rozmnażać się
to i oni, i ich dzieci dostaną się pewnego dnia do dworu, gdzie ich ugotują i
położą na srebrnym półmisku.
Po wygłoszeniu tej mowy starzy wpełzli do swoich domków i nigdy już więcej z nich nie
wyszli; zasnęli. Młoda ślimacza para panowała teraz w lesie i miała liczne potomstwo, ale nie
ugotowano ich i nie dostali się na srebrny półmisek. Ślimaki doszły więc do wniosku, że dwór
musiał się rozpaść, a wszyscy ludzie na świecie wymarli, a ponieważ nikt im się nie sprzeciwiał,
uznali to za prawdę; deszcz bębnił po liściach łopianu jak muzyka na ich cześć, słońce świeciło,
aby zabarwić dla nich łopianowy las; czuli się bardzo szczęśliwi, podobnie jak cała szczęśliwa
rodzina, bo rzeczywiście byli szczęśliwi.
KONIEC ROZDZIAŁU
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Kalosze2Kalosze18KALOSZE SZCZĘŚCIAKalosze14Kalosze15Kalosze10Kalosze4Kalosze7Kalosze21Kalosze22Kalosze13Kalosze23Kalosze6Kalosze8Kalosze19Kalosze1Kalosze11więcej podobnych podstron