v 04 198







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.198)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego




–  
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA  –








198. JEZUS
POCIESZA APOSTOŁÓW
Napisane 25 września 1946. A, 9196-9202

Właśnie
przeszli przez bród w Betabara. Przez lazurową
rzekę, w której jest dosyć dużo wody, gdyż zasilają ją silne jesienne
deszcze, widać drugi brzeg – wschodni. Stoi tam tłum gestykulujących
ludzi.
Natomiast po stronie zachodniej, tu gdzie się znajduje Jezus ze Swoimi
apostołami,
jest tylko pasterz ze stadem, skubiącym zieloną trawę na brzegu.
Piotr siada na resztkach murku,
który tam się znajdował, nawet nie wycierając nóg, całych mokrych po
przejściu
przez bród. W tej porze roku używa się co prawda łodzi, ale aby nie
uszkodzić
ich na płytkich wodach, pływa się w miejscach głębokich, a zatrzymuje
się
i wysadza pasażerów tam, gdzie kil ociera się już o zatopione trawy.
Wysiadając więc z łodzi, trzeba zrobić kilka kroków w wodzie.
«Co ci
jest? Źle się czujesz?» – pytają.
«Nie,
ale już nie mogę dłużej. Te ataki na Nebo, a
przedtem w Cheszbon, a przedtem w Jerozolimie,
a przedtem w Kafarnaum, a
po Nebo w Callirhoe, a teraz w Betabara... O!...»

Obejmuje rękoma głowę i płacze...
«Nie ulegaj przygnębieniu, Szymonie.
Nie zubożaj Mnie także
o twoją, o waszą odwagę!» – mówi mu Jezus, podchodząc do niego i kładąc
dłoń na ciężkiej, szarej szacie, którą się okrył apostoł.
«Nie mogę, nie mogę już na to
patrzeć! Nie mogę widzieć
Ciebie tak źle traktowanego! Gdybyś mi pozwolił zareagować... może
mógłbym...
Ale tak... musieć się zadowolić... patrzeniem na ich zniewagi, na Twoje
cierpienia... jak bezradne dziecko... O! To mnie całkiem załamuje we
wnętrzu,
staję się jak łachman... Spójrzcie, czy można patrzeć na Niego takiego!
Wydaje się chory, umierający od gorączki... Można by rzec: ścigany
winowajca, który nie ma gdzie się zatrzymać, aby zjeść kawałek chleba,
aby
wypić łyk [wody], aby znaleźć kamień dla złożenia głowy! Ta hiena z
Nebo! Te węże z Callirhoe! Ten szaleniec, który jeszcze tam stoi!
(Piotr
wskazuje drugi brzeg.) Mniejszym demonem jest ten z Callirhoe, choć
jest tylko
drugim, o którym mówisz, że panuje nad nim Belzebub! Ja się boję
opętanych.
Myślę, że skoro szatan tak nimi zawładnął, musieli być bardzo źli.
Ale... człowiek może upaść, nie mając całkowitej woli, aby to zrobić.
Jednak ci, którzy – choć nie są opętani – działają tak jak oni, z całą
swą wolnością rozumowania!... O! Ty ich nigdy nie pokonasz, bo nie
chcesz ich
ukarać! I oni... Ciebie zwyciężą...» I łzy wiernego apostoła, które
nieco osłabły w ogniu wzburzenia, nasilają się znowu...

«Mój Piotrze, uważasz, że
oni nie są opętani? Myślisz, że opętanym jest tylko ktoś taki, jak ten
z
Callirhoe lub inni, których spotkaliśmy? Czy myślisz, że opętanie
przejawia
się jedynie w bezładnych krzykach, podskokach, napadach wściekłości, w
manii życia w norach, niemocie, paraliżu członków, odrętwieniu umysłu,
tak
że opętany mówi i działa nieświadomie? Nie. Są też obsesje czy raczej
opętania
bardziej subtelne i potężniejsze. Są one najbardziej niebezpieczne,
gdyż nie
przeszkadzają rozumowi ani go nie osłabiają, nie utrudniają mu
czynienia
dobrych rzeczy, lecz przeciwnie: rozwijają go. [U takich ludzi] wzrasta
rozum,
aby stał się potężny i służył temu, który go opętał.


Kiedy
Bóg zawładnie rozumem i posługuje się nim, aby Mu służył,
wlewa w niego – w godzinach, w których jest on na służbie Boga –
nadprzyrodzoną inteligencję, bardzo podwyższającą naturalne uzdolnienia
rozumu człowieka. Czy sądzicie, że na
przykład Izajasz, Ezechiel, Daniel
i inni prorocy, gdyby musieli czytać i wyjaśniać proroctwa – także te,
które
zostały napisane przez innych – nie natknęliby się na ciemności nie do
pokonania, podobnie jak je znajdują współcześni? A jednak, powiadam
wam,
kiedy je otrzymywali, rozumieli je doskonale. Spójrz, Szymonie. Weźmy
na przykład
ten kwiat, który się zrodził pod twoimi stopami. Cóż widzisz w cieniu
otaczającym kielich? Nic. Dostrzegasz głęboki kielich z małym otworem i
nic
więcej. Spójrz na niego teraz, kiedy go zerwę i wystawię na promienie
słońca.
Co widzisz?»
«Widzę
słupki i widzę pyłek, i małą koronę z włosków.
Wyglądają jak rzęsy wokół słupków. Widzę paseczek, cały owłosiony,
ozdabiający szeroki płatek i dwa mniejsze... i widzę kropelkę rosy w
kielichu... i... o! tak! Muszka weszła do środka, żeby się napić, i
wpadła
między włoski i już nie potrafi wyjść... Ależ! Niech się lepiej
przypatrzę!
O! Włoski są jakby nasmarowane miodem, kleją się... Zrozumiałem! Bóg
tak
to uczynił, żeby roślina sama się żywiła lub aby żywiła ptaki
przychodzące
wydziobać muszki albo po to, aby ich było mniej
w powietrzu... To
cudowne!»


«Bez
potężnego światła słońca nic byś jednak nie
zobaczył» [– mówi Jezus Piotrowi.]
«O,
nie!» [– przyznaje apostoł.]
«Tak
samo jest w zawładnięciu przez Boga. Stworzenie
– które samo z siebie stara się jedynie, dzięki dobrej woli, kochać
całkowicie
swego Boga, oddać się Jego woli, praktykować cnoty i opanowywać
namiętności
– jest pochłaniane przez Boga. W Światłości, którą jest Bóg, w
Mądrości,
którą jest Bóg, widzi i pojmuje wszystko. Potem – kiedy kończy się
działanie
absolutne – w stworzeniu następuje stan, w którym to, co zostało
otrzymane,
przemienia się w reguły życia i uświęcenia. Mroczne zaś, czy raczej
zaciemnione staje się to, co przedtem wydawało się tak jasne.
Demon,
który stale małpuje Boga, wywołuje u opętanych
duchowo podobny skutek, choć ograniczony, gdyż tylko Bóg jest
nieskończony.
[Wywołuje go] u tych, których opętał, bo spontanicznie oddali się jemu
dla
odniesienia tryumfu. Udziela im wyższej inteligencji, lecz
zwróconej
jedynie ku złu, ku szkodzeniu, ku obrażaniu Boga i człowieka. To
działanie
szatańskie, kiedy znajduje w duszy przyzwolenie, jest stałe i prowadzi
przez
to stopniowo do całkowitej wiedzy o Złu. To są najgorsze opętania.
Niczego nie widać na zewnątrz i dlatego nie ucieka się przed tymi
opętanymi.
Ale oni nimi są. Jak już mówiłem wiele razy, Syna Człowieczego uderzą
opętani
tego rodzaju.»
«Ale czy
Bóg nie mógłby uderzyć Piekła?» – pyta
Filip.
«Mógłby.
On jest silniejszy» [– odpowiada Jezus.]
«A dlaczego tego nie czyni, żeby
Ciebie bronić?»
«Boże
powody zostaną poznane w Niebie. Chodźmy i porzućcie
wasze przygnębienie.»
Pasterz
– który słuchał, nie dając tego po sobie poznać
– pyta:
«Masz
gdzie iść? Czekają na Ciebie?»
«Nie,
mężu. Muszę iść za Jerycho, ale nikt na Mnie
nie czeka» [– odpowiada Jezus.]


«A
jesteś zmęczony, Rabbi?»
«Zmęczony,
tak. Odkąd opuściliśmy Nebo, nie udzielono
nam gościny ani nie pozwolono się zatrzymać.»
«Zatem...
Chciałbym Ci powiedzieć... jestem z okolic
bliskich starej Bet-Chogli... mam niewidomego
ojca i nie mogę oddalać się, żeby go nie zostawić samego na całe
miesiące.
Ale cierpi z tego powodu moje serce i również stado. Gdybyś zechciał...
Dałbym
Ci mieszkanie. To niedaleko. Starzec tak w Ciebie wierzy. Zna go Józef,
syn Józefa,
Twój uczeń.»
«Chodźmy»
[– zgadza się Jezus.]
Mężczyźnie
nie trzeba tego dwa razy powtarzać. Gromadzi
stado i prowadzi je do wioski, która musi być na północnym zachodzie w
stosunku do miejsca, na którym się obecnie znajdują. Jezus razem ze
Swoimi
apostołami idzie za stadem.

«Nauczycielu – odzywa się Iskariota
po chwili – w
Bet-Chogli z pewnością nie ma nikogo, kto mógłby odkupić dary złożone
przez tamtego człowieka...»

«Sprzedamy je, kiedy pójdziemy do
Jerycha, do Nike.»

«To znaczy... ten mężczyzna jest
biedny i trzeba by mu
wynagrodzić. Ja nie mam najmniejszego pieniążka» [– mówi Judasz.]
«Mamy jedzenie i to w dużej ilości,
nawet dla kilku żebraków.
Nic więcej nie trzeba w tej chwili.» [– odpowiada mu Jezus.]
«Jak chcesz. Ale lepiej by było,
gdybyś mi pozwolił iść
przed wami. Mógłbym...»

«To nie jest konieczne» [– przerywa
Judaszowi Jezus.]

«Nauczycielu, to brak zaufania!
Dlaczego nie wysyłasz nas
jak kiedyś, dwójkami?» [– buntuje się Judasz.]
«Ponieważ was kocham i myślę o waszym
dobru.»
«Nie jest dobrze, że pozostajemy tacy
nieznani. Pomyślą,
że jesteśmy niegodni, niezdolni... Kiedyś pozwalałeś nam chodzić.
Nauczaliśmy,
czyniliśmy cuda, byliśmy znani...»
«Żałujesz, że już tego nie robisz?
Podobałoby ci się
chodzić beze Mnie? Jesteś jedynym, który się użala na to, że nie chodzi
sam... Judaszu!...» [– mówi Jezus.]
«Nauczycielu, Ty wiesz, jak Cię
kocham!» – mówi Judasz
pewny siebie.
«Wiem o tym. I zatrzymuję cię przy
Sobie, aby twój duch
się nie popsuł... jesteś już tym, który przyjmuje i rozdziela, który
sprzedaje lub wymienia dla biednych. To wystarczy, to już zbyt wiele.
Spójrz
na twoich towarzyszy! Ani jeden nie wymaga tego, o co ty prosisz.»
«Ale uczniom pozwoliłeś na to... Ta
różnica to
niesprawiedliwość» [– mówi dalej Judasz.]

«Judaszu, tylko ty nazywasz
Mnie niesprawiedliwym... Ale Ja ci wybaczam. Idź do przodu i poślij do
Mnie
Andrzeja.»
Czekając
na Andrzeja Jezus zwalnia kroku, aby porozmawiać z
nim na osobności. Nie wiem, co mu mówi. Wiem, że Andrzej uśmiecha się
swoim
łagodnym uśmiechem i pochyla się, całując dłonie Nauczyciela, a potem
znowu idzie do przodu.
Jezus
zostaje sam, za wszystkimi... i z mocno pochyloną głową
idzie naprzód, ocierając twarz połą płaszcza, jakby się pocił. Ale po
policzkach wychudzonych i pobladłych toczą się łzy, a nie
krople
potu.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dz U 04 198 2043
198 04
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO

więcej podobnych podstron