v 04 065







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.65)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






65. DZIEŃ
PRZYGOTOWANIA.
CZĘŚĆ CZWARTA. UCZTA PASCHALNA Z ŁAZARZEM
Napisane 3 lutego
1946. A, 7885-7901
Kiedy Jezus
wchodzi do pałacu,
widzę, jak Go otacza tłum sług przybyłych z Betanii. Wszyscy są zajęci
przygotowaniami. Leżący na posłaniu Łazarz bardzo cierpi. Pozdrawia
bladym uśmiechem
swego Nauczyciela, który śpieszy ku niemu i pochyla się serdecznie nad
nim, pytając:
«Bardzo cierpiałeś, prawda, Mój przyjacielu, z powodu przechylania się
wozu?»
«Bardzo,
Nauczycielu» – odpowiada
Łazarz, wyczerpany do tego stopnia, że na samo wspomnienie tego, czego
doświadczył, ma
łzy w oczach.
«To Moja wina!
Wybacz Mi!» [–
mówi Jezus.]
Łazarz ujmuje dłoń
Jezusa i
przykłada ją do swej twarzy. Przesuwa nią po wychudzonym policzku,
całuje i szepcze:
«O! To nie jest
Twoja wina, Panie! I
jestem tak zadowolony, że spożyjesz ze mną paschę... moją ostatnią
paschę!...»
«Jeśli Bóg zechce,
pomimo
wszystko, spożyjesz ją jeszcze wiele razy, Łazarzu. A twoje serce
będzie zawsze ze
Mną.»
«O! Ja jestem
skończony! Pocieszasz
mnie... ale to koniec. I to mnie martwi...» Płacze.
«Widzisz, Panie?
Łazarz tylko
płacze - odzywa się Marta z litością. – Powiedz mu, żeby tego nie
robił. On się
wyczerpuje!»
«Ciało ma swe
prawa. Cierpienie
jest straszliwe, Marto, i ciało płacze. Potrzebuje tej ulgi. Ale dusza
jest pogodzona,
prawda, Mój przyjacielu? Twoja dusza sprawiedliwego czyni chętnie wolę
Pana...»
«Tak... ale
płaczę, gdyż Ty, tak
prześladowany, nie będziesz mógł być przy mojej śmierci... Jestem
przerażony, boję
się śmierci... Gdybyś tu był, nie odczuwałbym tego. Ukryłbym się w
Twoich
ramionach... i tak bym zasnął... Jak to zrobię? Jak to zrobię, aby
umrzeć i nie
okazać nieposłuszeństwa wobec tej straszliwej Woli?» [– zastanawia się
Łazarz.]
«No! Nie myśl o
tych rzeczach!
Widzisz? Z twojego powodu płaczą siostry... Pan ci dopomoże tak po
ojcowsku, że nie
będziesz odczuwał strachu. Lęk powinni odczuwać grzesznicy...»
«Ale Ty, jeśli
będziesz mógł
przybyć, przyjdziesz, gdy będę w agonii? Obiecaj mi!» [– prosi Łazarz.]
«Obiecuję ci to.
To i jeszcze
więcej» [– odpowiada Jezus.]
«W czasie
trwających przygotowań
opowiedz mi, co robiłeś dziś rano...» [– proponuje Jezusowi Łazarz.]
Jezus, usiadłszy
na skraju
posłania, trzymając w dłoniach wychudzone ręce Łazarza, opowiada
kolejno wszystko, co
się zdarzyło. Łazarz, wyczerpany, zasypia. Jezus go nie opuszcza. Trwa
nieruchomy, aby
nie zmącić umacniającego snu. Daje znak, aby czyniono jak najmniej
hałasu. Marta, po
przyniesieniu Jezusowi czegoś dla posilenia się, odchodzi na palcach,
opuszcza ciężką
zasłonę i zamyka masywne drzwi. Wycisza przez to hałas całego
poruszonego domu.
Dochodzi on jako ledwie słyszalny szmer. Łazarz śpi. Jezus modli się i
rozmyśla.
Mijają tak godziny, aż Maria przynosi lampę, bo zapada noc i zamykają
okna.
«Jeszcze śpi?» –
szepcze.
«Tak. Jest
spokojny. To mu dobrze
zrobi.»
«Od miesięcy nie
spał tak
długo... Sądzę, że był zbytnio wzburzony lękiem przed śmiercią. Mając
Ciebie przy
sobie, już się nie boi... niczego... On ma szczęście!»
«Dlaczego, Mario?»
[– pyta
Jezus.]
«Bo będzie mógł
mieć Cię przy
sobie, kiedy będzie umierał. A ja...»
«Dlaczego ty nie?»
«Bo Ty chcesz
umierać... i to
wkrótce. A ja, któż wie, kiedy umrę. Spraw, żebym umarła przed Tobą,
Nauczycielu!»
[– prosi Magdalena.]
«Nie. Ty musisz Mi
służyć jeszcze
długo» [– stwierdza Jezus.]
«W takim razie mam
rację mówiąc,
że Łazarz ma szczęście!»
«Umiłowani będą
mieć szczęście
jak on, większe niż on...»
«Kim oni są? To
czyści, prawda?»
– [pyta Maria]
«Ci, którzy
potrafią całkowicie
kochać. Na przykład ty, Mario.»
«O! Mój
Nauczycielu!»
Maria osuwa się na
ziemię, na
wielokolorową matę, która przykrywa podłogę tego pomieszczenia, i
pozostaje tak w
adoracji przed swoim Jezusem.
Marta szukając jej
wsuwa głowę do
środka: «Chodź już! Musimy przygotować czerwoną salę na ucztę dla Pana.»
«Nie, Marto. Tę
dacie
najpokorniejszym, na przykład wieśniakom Giokany» [– prosi Jezus.]
«Ale dlaczego,
Nauczycielu?» [–
pyta zaskoczona Marta.]
«Dlatego, że
biedni są więcej
niż Jezusem i Ja jestem w nich. Czcijcie zawsze ubogiego, którego nikt
nie kocha, jeśli
chcecie być doskonali. Dla Mnie przygotujcie [ucztę] w atrium.
Zostawcie otwarte
wszystkie drzwi. Dzięki temu wszyscy Mnie zobaczą i Ja będę widział
wszystkich.»
Marta, niezbyt
zadowolona, wyraża
swe zastrzeżenie:
«Ale Ty, w
sieni!... To nie jest
godne Ciebie!...»
«Idź, idź! Czyń,
co ci mówię.
To bardzo godne wypełniać to, co mówi Nauczyciel.»
Marta i Maria
wychodzą bez hałasu.
Jezus pozostaje, czuwając cierpliwie nad wypoczywającym przyjacielem...
Zaczęły się
[paschalne] uczty.
Rozmieszczenie gości nie ma nic ze względów ludzkich, lecz dokonano
tego z wyższych
racji – tak, by okazać szacunek i miłość tym, którymi świat zazwyczaj
gardzi.
I tak we
wspaniałej królewskiej
sali czerwonej siedzą wieśniacy Giokany. Jej sklepienie podtrzymują
dwie
purpurowo-czerwone kolumny, pomiędzy którymi ustawiono długi stół.
[Jest tu też]
Margcjam, Izaak i inni uczniowie – tak, aby była ich stosowna liczba. W
sali, gdzie
miał miejsce posiłek w przeddzień, są inni najbiedniejsi uczniowie. W
sali białej,
cudownie jasnej, znajdują się dziewice, a z nimi – bo są tylko cztery -
siedzą
siostry Łazarza, Anastatyka i inne młode osoby. Jednak królową uczty
jest Maryja,
Dziewica w stopniu najwyższym. W sąsiednim pomieszczeniu, będącym może
biblioteką
– bo stoi tu wiele ciemnych skrzyń, które być może zawierają lub
zawierały zwoje -
znajdują się wdowy i małżonki, na czele z Elizą z Betsur i Marią
Alfeuszową. I tak
dalej.
Uderza natomiast
widok Jezusa w
marmurowym atrium. To prawda, że wyśmienity smak sióstr Łazarza uczynił
z
czworokątnej sieni istny salon, oświetlony, ozdobiony kwiatami,
wspanialszy od sali.
Jednak to wciąż sień! Jezus siedzi z dwunastoma, u Jego boku jest
Łazarz, a z
Łazarzem – Maksymin.
Uczty toczą się
zgodnie z
obrzędem... Jezus promienieje radością pośrodku wszystkich tych
wiernych uczniów. Na
koniec, po spożyciu ostatniego kielicha, kiedy odśpiewano ostatni
psalm, wszyscy,
którzy byli w różnych salach, ukazują się w atrium. Nie wchodzą jednak,
gdyż z
powodu stołu jest zbyt ciasno.
«Przenieśmy się do
czerwonej sali,
Nauczycielu. Przysuniemy stół do ściany i zostaniemy wokół Ciebie» –
proponuje
Łazarz i daje znak sługom, aby wykonali to polecenie.
Teraz Jezus siedzi
pośrodku,
pomiędzy dwiema kosztownymi kolumnami, pod lampą, która Go silnie
oświetla. Jest
wyżej, jakby na piedestale uczynionym z dwóch łóż biesiadnych, które
służyły do
wieczerzy. Wydaje się królem zasiadającym na tronie, pośrodku dworzan.
Jego lniana
szata, którą założył przed ucztą, jaśnieje jakby była uczyniona z
kosztownej
przędzy. Wydaje się jeszcze bielsza, [kiedy teraz] odcina się od
ciemnej czerwieni
murów i lśniącej czerwieni kolumn. Jego twarz jest iście Boska i
królewska, gdy mówi
lub słucha otaczających Go. Najpokorniejsi, których chciał jak
najbliżej Siebie -
czując, że są kochani przez innych jak bracia – rozmawiają z poczuciem
pewności,
wypowiadają swe nadzieje i troski z prostotą i wiarą.
Jednak
najszczęśliwszym pomiędzy
tyloma szczęśliwymi jest dziadek Margcjama! Nie opuszcza swego wnuka
ani na chwilę.
Syci się patrzeniem na niego, słuchaniem go... Od czasu do czasu,
siedząc obok
stojącego Margcjama, schyla wyłysiałą głowę na pierś wnuka, który go
głaszcze.
Jezus widzi, że
czyni to
kilkakrotnie i pyta starca:
«Ojcze, szczęśliwe
jest twoje
serce?»
«O! Bardzo
szczęśliwe, mój Panie!
Tak szczęśliwe, że nawet wydaje mi się to nieprawdą. Mam już tylko
jedno
pragnienie...»
«Jakie?» [– pyta
Jezus.]
«Takie, o którym
powiedziałem
mojemu wnukowi, lecz on go nie pochwala...»
«Co to za
pragnienie?» [– pyta
dalej Jezus.]
«To, że chciałbym,
jeśli
możliwe, umrzeć w tym spokoju. A przynajmniej – wkrótce. Bo już
największe dobro
otrzymałem. Stworzenie nie może mieć więcej na ziemi. Odejść... Już nie
cierpieć... Odejść... Powiedziałeś to w Świątyni, Panie! “Kto składa w
ofierze
to, co wziął z własności ubogich, jest jak ten, kto zabija syna na
oczach jego
ojca”. Jedynie lęk, jaki w nim budzisz, powstrzymuje Giokanę przed
rywalizowaniem z
Dorasem. Zaczyna jednak zapominać o tym, co się tamtemu przytrafiło.
Jego pola są
urodzajne i on je użyźnia naszym potem. A czyż pot biedaka, który się
wyczerpuje w
pracach przekraczających jego siły, nie jest jego dobrem i własnością?
On nas nie
bije, daje nam tyle, abyśmy wytrwali przy pracy. Ale czy nas nie
wykorzystuje bardziej
niż woły? Powiedzcie wy, towarzysze...»
Dawni i nowo
nabyci wieśniacy
Giokany przytakują.
«Hmmm! Obawiam
się... Tak... że
Twoje słowa sprawiły, iż będzie ich bardziej wyzyskiwał niż dotąd i...
Dlaczego to
powiedziałeś, Nauczycielu?» – pyta Piotr.
«Bo zasługiwał na
to. Prawda, wy,
z pól?»
«O, tak! W
pierwszych miesiącach...
było dobrze. Ale teraz... jest gorzej niż przedtem» – potwierdza
Micheasz.
«Wiadro w studni
opada pod swym
własnym ciężarem» – stwierdza kapłan Jan.
«Tak, a wilk
szybko się męczy
odgrywaniem baranka» – dodaje Hermas. Niewiasty szepczą między sobą ze
współczuciem.
Jezus, z oczyma
rozpływającymi się
z litości, spogląda na biednych wieśniaków. Zasmuca Go bezsilność, choć
chciałby
im ulżyć.
Łazarz mówi:
«Proponowałem
szalone sumy, aby nabyć te pola i dać im pokój. Ale nie udało mi się
ich kupić.
Doras mnie nienawidzi, podobny we wszystkim do swego ojca.»
«No cóż... tak
pomrzemy. To nasz
los. Przyjdzie wtedy odpoczynek na łonie Abrahama» – woła Saul, inny
wieśniak
Giokany.
«Na łonie Boga,
synu! Na łonie
Boga. Zostanie dokonane Odkupienie, Niebiosa będą otwarte i pójdziecie
do Nieba i...»
[– zapewnia Jezus.]
Ale oto ktoś puka
gwałtownie do
bram, a echo odbija ten dźwięk. Wszyscy są napięci.
«Kto to jest?»
«Kto chodzi w
wieczór Paschy?»
«Straże?»
«Faryzeusze?»
«Żołnierze Heroda?»
Kiedy rośnie
zaskoczenie, ukazuje
się Lewi, stróż pałacowy:
«Przebacz, o
Rabbi! – mówi –
Jest tu jakiś mężczyzna, który o Ciebie pyta. Stoi przy wejściu. Wydaje
się bardzo
zasmucony. Jest stary i wygląda jak ktoś z ludu. Pragnie Ciebie i to
szybko.»
«O, nie, nie! To
nie jest wieczór
na cuda! Niech przyjdzie jutro...» – stwierdza Piotr.
«Nie. Każdy
wieczór to czas na
cuda i na miłosierdzie» – oświadcza Jezus wstając i schodząc ze Swego
miejsca.
Idzie do atrium.
«Idziesz sam? Ja
też idę» –
odzywa się Piotr.
«Nie. Ty zostań
tam, gdzie
jesteś.»
Jezus wychodzi z
Lewim. W głębi,
blisko ciężkiej bramy w na wpół mrocznej sieni – bo wygaszono lampy,
które
oświetlały ją wcześniej – stoi bardzo wzburzony starzec. Jezus
podchodzi.
«Zatrzymaj się,
Nauczycielu. Być
może dotykałem umarłego, nie chcę Cię zanieczyścić. Jestem krewnym
Samuela,
małżonka Annalii. Spożywaliśmy wieczerzę i Samuel pił, pił... tak jak
nie wolno
pić. Ale ten młodzieniec wydawał mi się od jakiegoś czasu szalony. To
niepokój
[sumienia], Panie! Na wpół pijany mówił, pijąc dalej: “Dzięki temu
zapomnę, że
Mu powiedziałem, że Go nienawidzę. Bo, dowiedzcie się, przekląłem
Rabbiego.”
Zdawał mi się Kainem, bo wciąż powtarzał: “Moja niegodziwość jest zbyt
wielka.
Nie zasługuję na przebaczenie! Muszę pić! Pić, aby zapomnieć! Jest
bowiem
powiedziane, że ten, “kto przeklnie swego Boga, będzie nosił swój
grzech i jest
winny śmierci”. Majaczył już, gdy wszedł do naszego domu krewny matki
Annalii.
Zapytał o przyczynę oddalenia. Pijany Samuel przyjął go złorzecząc.
Mężczyzna zaś
zagroził, że go zaprowadzi do urzędnika sądowego, bo zawinił, narażając
honor
rodziny. Zaczęło się od tego, że Samuel go spoliczkował. Doszło do
bójki... Ja
jestem stary, moja siostra ma swoje lata, sługa i służąca też są
starzy. Cóż
mogliśmy zrobić, my w czwórkę wraz z dwiema dziewczynami, siostrami
Samuela? Mogliśmy
krzyczeć! Próbować ich rozdzielić! Nic więcej... I Samuel wziął topór,
którym
przygotowywaliśmy drwa na baranka i uderzył w głowę tamtego... Nie
otwarł mu głowy,
bo uderzył trzonem, nie ostrzem... Ale tamten zachwiał się, zacharczał
i upadł...
Już nie krzyczeliśmy... żeby... nie przyciągnąć uwagi ludzi...
Zabarykadowaliśmy
się w domu... Załamani... Mieliśmy nadzieję, że mężczyzna odzyska
przytomność,
kiedy mu wylejemy wodę na głowę. Ale on charczy, rzęzi. Z pewnością
umrze. Już
chwilami wydawał się martwy. W jednej z takich chwil wymknąłem się, aby
Cię
zawołać. Jutro... być może wcześniej... krewni będą szukać tego
człowieka. I to u
nas, bo z pewnością wiedzą, że przyszedł... i zastaną go martwego... I
Samuel,
zgodnie z Prawem, zostanie zabity... Panie! Panie! Już jesteśmy okryci
hańbą... Ale
nie to! Litości dla mojej siostry, Panie! On Cię przeklął... Ale jego
matka Cię
kocha... Co mamy zrobić?»
«Czekaj tu na
Mnie. Wrócę.»
Jezus wraca do
sali, wołając:
«Judaszu z Kariotu, chodź ze Mną.»
«Dokąd, Panie?» –
mówi Judasz,
posłuszny poleceniu.
«Dowiesz się. Wy
zostańcie w
pokoju i miłości. Wkrótce wrócimy.»
Wychodzą z sali, z
sieni, z domu.
Szybko pokonują drogi opustoszałe i mroczne. Dochodzą do nieszczęsnego
domu.
[Judasz odzywa
się:] «Dom Samuela?
Dlaczego...»
«Nie mów nic,
Judaszu. Wziąłem
cię ze Sobą, bo ufam twojemu wyczuciu...» [– odpowiada mu Jezus.]
Starzec daje znać,
że to on.
Wchodzą. Idą do sali wieczernika, gdzie dowleczono uderzonego.
«Umarły?! Ależ
Nauczycielu!
Zanieczyścimy się!»
«On nie jest
martwy. Widzisz, że
oddycha i słyszysz, że rzęzi. Teraz go uzdrowię...»
«Ale on otrzymał
cios w głowę! Tu
dokonano zbrodni! Kto go uderzył?... W dniu baranka?» – Judasz jest
przerażony.
«To on» – Jezus
wskazuje Samuela,
który zwalił się na ziemię w kącie, umierając bardziej od umierającego,
rzężąc z
przerażenia bardziej niż mężczyzna, który rzęzi w agonii. Na głowie ma
połę
płaszcza, aby nie widzieć i nie być widzianym. Wszyscy patrzą na niego
ze strachem, z
wyjątkiem matki. Ona do strachu przed zabójcą dołącza rozpacz z powodu
winnego syna,
już potępionego przez żelazne prawo Izraela.
«Widzisz, do czego
prowadzi pierwszy
grzech? Do tego, o Judaszu! On zaczął od sprzeniewierzenia się swej
oblubienicy, potem
Bogu... Następnie stał się oszczercą, kłamcą, bluźniercą. Później
zaczął pić,
a teraz jest zabójcą. To w taki sposób człowiek staje się własnością
szatana, o
Judaszu. Zachowaj na zawsze to wspomnienie...»
Jezus jest
przerażający, gdy –
wyciągając ramiona – wskazuje Samuela. Ale potem spogląda na matkę,
która –
oparta o okno, z trudem trzymająca się na nogach, wstrząsana drżeniem -
wydaje się
bliska śmierci. I Jezus mówi ze smutkiem:
«A tak, o Judaszu,
są zabijane
matki... bez innej broni niż zbrodnia ich synów... biedne matki!... To
dla nich mam
litość. Lituję się nad matkami! Ja – Syn, który nie ujrzy litości dla
Swojej
Matki...»
Jezus płacze...
Judasz patrzy na
Niego osłupiały...
Jezus pochyla się
na umierającym i
kładzie mu rękę na głowie. Modli się. Mężczyzna otwiera oczy, wydaje
się upojony,
zaskoczony... Ale wkrótce powraca do siebie. Siada, opierając ręce na
podłodze.
Spogląda na Jezusa. Pyta: «Kim jesteś?»
«Jezusem z
Nazaretu.»
«Święty! Dlaczego
jesteś przy
mnie? Gdzie ja jestem? Gdzie jest moja siostra i jej córka? Co się
stało?»
I usiłuje sobie
przypomnieć.
«Mężu, nazwałeś
Mnie Świętym.
Wierzysz, że nim jestem?»
«Tak, Panie. Ty
jesteś Mesjaszem
Pańskim.»
«Zatem Moje słowo
jest dla ciebie
święte?»
«Tak, o Panie» [–
odpowiada
mężczyzna.]
«W takim razie...
– Jezus prostuje
się i wstaje – W takim razie... jako Nauczyciel i jako Mesjasz nakazuję
ci
przebaczyć. Przyszedłeś tu i zostałeś znieważony...»
«A! Samuel!
Tak!... Topór! Ja to
donios...» – mówi wstając.
«Nie. Przebacz w
imię Boże. To
dlatego cię uzdrowiłem. Masz w sercu matkę Annalii, bo cierpiała...
Matka Samuela
cierpiałaby jeszcze bardziej. Przebacz.»
Mężczyzna trochę
się waha. Z
wyraźną niechęcią spogląda na tego, który go uderzył. Patrzy na
zatroskaną matkę.
Widzi Jezusa, który nad nim góruje... Nie potrafi się zdecydować. Jezus
otwiera przed
nim ramiona i przyciąga go do Siebie, mówiąc:
«Z miłości do
Mnie!»
Mężczyzna zaczyna
płakać... Być
tak w ramionach Mesjasza, odczuwać Jego oddech na swoich włosach,
pocałunek w miejscu,
gdzie zadano mu cios!... Płacze... płacze...
«Tak, prawda? –
odzywa się Jezus
– Przebaczysz z miłości do Mnie? O! Błogosławieni miłosierni! Płacz,
płacz na
Moim sercu. Niech ze łzami opuści cię wszelka uraza! Całkiem nowy!
Całkiem czysty!
Tak, właśnie! Łagodny! O! Taki łagodny, jakim powinien być syn Boga...»
Mężczyzna podnosi
głowę i
płacząc mówi: «Tak, tak. Twoja miłość jest tak słodka! Annalia ma
rację! Teraz
ją pojmuję... Niewiasto, nie płacz już! Przeszłość minęła. Nikt się nie
dowie z
moich ust. Żegnaj, niewiasto. Wracam do domu» – i wychodzi.
Jezus mówi mu:
«Idę z tobą,
mężu. Żegnaj, matko. Żegnaj, Abrahamie. Żegnajcie, Moje córki.»
Ani jednego słowa
dla Samuela,
który też się nie odzywa ze swego kąta. Matka zdejmuje płaszcz z jego
głowy i - pod
wrażeniem tego, co się stało - rzuca się na syna: «Podziękuj twemu
Zbawcy, duszo
zatwardziała! Podziękuj Mu, nikczemniku!...»
«Zostaw go,
zostaw, niewiasto! Jego
słowo nie miałoby wartości. Wino go otępia, a jego dusza jest
zamknięta. Módl się
za niego... Żegnaj.»
Schodzi po
schodach i dołącza na
drodze do Judasza i do mężczyzny. Uwalnia się od starego Abrahama,
który Mu chce
ucałować stopy, i idzie szybkim krokiem, przy świetle wschodzącego
księżyca.
«Daleko stąd
mieszkasz?» – pyta
mężczyznę.
«U stóp Morii.»
«Zatem będziemy
musieli się
rozstać.»
«Panie, zachowałeś
mnie przy
życiu dla moich dzieci, dla małżonki. Co mam dla Ciebie zrobić?»
«Być dobrym,
przebaczać, milczeć.
Nigdy, z żadnego powodu nie powinieneś powiedzieć ani słowa o tym, co
zaszło.
Obiecujesz?»
«Przysięgam na
świętą
Świątynię! Choć cierpię, że nie mogę powiedzieć, że mnie ocaliłeś...»
«Bądź
sprawiedliwy, a Ja ocalę
twoją duszę. A to będziesz mógł powiedzieć. Żegnaj, mężu. Pokój niech
będzie z
tobą.»
Mężczyzna klęka,
żegna się.
Rozdzielają się.
«Coś takiego! Coś
takiego!» –
odzywa się Judasz teraz, gdy są sami.
«Tak, to straszne.
Judaszu, ty też
nie będziesz o tym mówił.»
«Nie, Panie, ale
dlaczego
chciałeś, żebym to ja był z Tobą?» [– zastanawia się Judasz.]
«Nie jesteś
zadowolony z Mojego
zaufania?» [– pyta Jezus.]
«O, tak, bardzo!
Ale...»
«Ale to dlatego,
że chciałem,
abyś się zastanowił, do czego może prowadzić kłamstwo, pragnienie
pieniędzy,
opilstwo i martwe praktyki religii pozbawionej uczucia oraz
zaangażowania duchowego. A
czymże była obrzędowa uczta dla Samuela? Niczym! Opilstwem i
obżarstwem.
Świętokradztwem. I to podczas tego posiłku stał się zabójcą. Wielu w
przyszłości
będzie jak on... Mając na języku smak Baranka – nie baranka zrodzonego
z owieczki,
lecz Baranka Boskiego – odejdą ku zbrodni. Dlaczego? Dlaczego? Nie
pytasz o to? Ja
jednak mimo to ci odpowiem: ponieważ tę godzinę przygotują przez wiele
poprzedzających czynów, popełnianych na początku z lekkomyślności, a
następnie –
z uporu. Pamiętaj o tym, Judaszu.»
«Dobrze,
Nauczycielu. A co powiemy
innym?»
«Że to było coś
bardzo
poważnego. Taka jest prawda.»
Szybko skręcają w
jakąś uliczkę
i tracę ich z oczu


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych
KNR 5 04
egzamin96 06 04

więcej podobnych podstron