v 03 065







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
III.65)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga III - Drugi
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






65.
JEZUS I POGANIE W BETANII
Napisane 29 czerwca 1945. A,
5478-5491
W spokoju szabatu Jezus odpoczywa
blisko pól lnu, należących do Łazarza, całych w kwiatach.
Zamiast: “blisko pól lnu” – można by rzec: zanurzony w bardzo wysokim
lnie, siedzi
na skraju bruzdy, pochłonięty własnymi myślami. Przy Nim jest tylko
kilka milczących
motyli i jakaś jaszczurka, która podchodzi z szelestem i patrzy na
Niego gagatowymi
ślepiami, podnosząc trójkątną głowę. Gardziel ma jasną, pulsującą. Nic
więcej.
W to kończące się popołudnie nawet najlżejsze tchnienie wiatru nie
porusza wysokich
łodyg.
Z daleka, być może z ogrodu Łazarza,
dochodzi śpiew jakiejś
niewiasty, a z nim radosne krzyki dziecka, które z kimś się bawi. Potem
jeden, dwa,
trzy głosy wołające: «Nauczycielu!»
«Jezu!»
Jezus podrywa się i wstaje. Wyłania
się z tego zielono-błękitnego
morza, choć len w pełni swego rozkwitu jest wysoki.
«Janie, On tam jest!» – woła Zelota.
A Jan z kolei krzyczy:
«Matko, Jezus jest tam, we lnie!»
Kiedy Jezus zbliża się ścieżką,
prowadzącą w stronę domu,
Maryja podchodzi.
«Czego chcesz, Matko?»
«Mój Synu, przybyli poganie z
niewiastami. Mówią, że dowiedzieli się od Joanny, że tutaj jesteś.
Mówią też, że oczekiwali na Ciebie w tych dniach przy [wieży]
Antonia...»
«A, rozumiem! Już idę. Gdzie oni są?»
«W domu Łazarza, w ogrodzie.
Rzymianie bardzo go lubią, bo on nie
odczuwa wobec nich odrazy, jaką my mamy. Kazał im wjechać wozami do
wielkiego ogrodu,
aby nikogo nie gorszyć.»
«To dobrze, Matko. To żołnierze i
rzymskie niewiasty. Wiem to.»
«A czego chcą od Ciebie?»


«Tego, czego wiele osób w Izraelu
nie chce: światłości.»
«Ale jak w Ciebie
wierzą? Jak w kogo – w Boga?»
«W ich języku: tak. Im bowiem łatwiej
niż nam jest przyjąć ideę
wcielenia jakiegoś boga w śmiertelne ciało.»
«Uwierzyli więc w Ciebie...»
«Jeszcze nie, Mamo. Muszę najpierw
zburzyć ich wiarę. Na razie
jestem w ich oczach mędrcem, filozofem – jak mówią. Jednak zarówno to
pragnienie
poznania doktryn filozoficznych, jak i ich skłonność do wiary w
możliwość wcielenia
się jakiegoś boga, pomaga Mi w prowadzeniu ich do prawdziwej Wiary.
Wierz, ich myśl
jest prostsza niż wielu w Izraelu.»
«Czy jednak są szczerzy? Mówi się, że
Chrzciciel...»
«Nie. Gdyby to zależało od nich, Jan
byłby na wolności i
bezpieczny. Tego, kto nie jest buntownikiem, zostawiają w spokoju.
Więcej jeszcze.
Powiadam Ci, być przy nich prorokiem – oni mówią: filozofem, bo
wzniosłość
nadprzyrodzonej mądrości jest dla nich zawsze filozofią – to mieć
zapewniony
szacunek z ich strony. Nie martw się tym, Mamo. To nie z ich strony
nadejdzie dla Mnie
zło...»
«Ale faryzeusze... jeśli się
dowiedzą, co powiedzą o Łazarzu?
Ty... to jesteś Ty i musisz nieść światu Słowo. Ale Łazarz!... Tak
bardzo go już
znieważali...»
«Łazarz jest nietykalny. Oni wiedzą,
że chroni go Rzym.»
«Zostawiam Cię, Synu. Oto Maksymin.
On zaprowadzi Cię do pogan.»
Maryja, która cały czas szła u boku
Jezusa, odchodzi pośpiesznie w
kierunku domu Zeloty. W tym czasie Jezus wchodzi przez żelazną bramę,
otwartą w
obrębie ogrodu, w części oddalonej, gdzie ogród zmienia się w sad,
blisko miejsca, w
którym później będzie grób Łazarza.
Jest tylko Łazarz i nikt więcej:
«Nauczycielu, pozwoliłem sobie ich
przyjąć...»
«Dobrze uczyniłeś. Gdzie są?»
«Tam, w cieniu bukszpanu i wawrzynu.
Jak widzisz są w odległości
około pięciuset metrów od domu.»
«Dobrze, dobrze... Niech Światło
zstąpi na was wszystkich.»
«Witaj, Nauczycielu!» – mówi
Kwintylianus ubrany po cywilnemu.
Niewiasty wstają na powitanie. Jest
Plautyna, Waleria i Lidia, i
jeszcze jakaś inna kobieta, starsza. Nie wiem, kim jest, ani czy jest
im równa rodem,
czy też niższa. Wszystkie ubrane są bardzo prosto. Nie mają niczego, co
by je
wyróżniało.
«Chcieliśmy Cię usłyszeć, ale Ty nie
przyszedłeś...
Pełniłem... straż, żeby Cię ujrzeć, ale nie widziałem Cię.»
«Ja też nie zauważyłem żołnierza,
który był Mi przyjacielem,
przy Bramie Rybnej. Nazywał się Aleksander...»
«Aleksander? Nie wiem, czy to o niego
chodzi. Niedawno jednak
musieliśmy dla uspokojenia Żydów oddalić jednego żołnierza, którego
winą było...
rozmawianie z Tobą. Teraz jest w Antiochii, lecz być może powróci. Uff!
Jakże
męczący są ci ludzie... Chcą rządzić nawet wtedy, gdy są poddanymi!
Trzeba
naprawdę manewrować, aby nie doprowadzić do poważnych utarczek...
Utrudniają nam
życie, wierz mi... Ty jednak jesteś dobry i mądry. Będziesz z nami
rozmawiał? Być
może wkrótce opuszczę Palestynę. Chciałabym mieć coś po Tobie na
pamiątkę.»
«Będę z wami rozmawiał. Tak. Nie
zawodzę nigdy. Co chcecie
wiedzieć?»
Kwintylianus patrzy na kobiety
pytająco...
«[Powiedz nam], co chcesz,
Nauczycielu» – mówi Waleria.
Plautyna ponownie wstaje i mówi:
«Wiele rozmyślałam... tak wiele
chciałabym się dowiedzieć...
wszystko, aby mieć osąd. Ale – jeśli można zapytać – chciałabym
wiedzieć, jak
powstaje wiara, na przykład Twoja, na gruncie, który określiłeś jako
pozbawiony wiary
prawdziwej. Powiedziałeś, że nasze wierzenia są próżne. Nie mamy zatem
nic. Jak
dojść do posiadania?»
«Wezmę przykład z czegoś, co
posiadacie: świątynie. Wasze budowle
sakralne – naprawdę piękne, których jedyną niedoskonałością jest to, że

poświęcone Niczemu – mogą was pouczyć, jak dochodzi się do posiadania
wiary i gdzie
umieścić wiarę. Przypatrzcie się. Gdzie są budowane? Jakie miejsce, w
miarę
możności, wybiera się dla nich? Jak są budowane? Miejsce jest na ogół
przestronne,
wolne i wzniesione. A jeśli przestronne i wolne nie jest, robi się je
takim, burząc to
co je tarasuje i pomniejsza. Jeśli miejsce nie jest dostatecznie
wysokie, buduje się ją
na stylobacie trójstopniowym, wyższym niż zwyczajny, używany w
świątyniach
postawionych na
wzniesieniu naturalnym. Zamknięte w świętym obrębie, najczęściej są
utworzone z
kolumnad i portyków. Między nimi znajdują się drzewa poświęcone bogom,
źródła i
ołtarze, posągi i stele, poprzedzone zazwyczaj przez propyleje. Dalej
jest ołtarz,
gdzie odbywają się modły do bóstwa. Naprzeciw tego jest miejsce
składania ofiar, bo
ofiara poprzedza modlitwę. Najbardziej okazałe świątynie są często
otoczone
perystylem – wieńcem z cennych marmurów. We wnętrzu jest przedsionek
poprzedzający,
na zewnątrz lub wewnątrz perystylu, pomieszczenie bożka, przedsionek
tylny. Marmury,
posągi, frontony, akroteriony, tympanony – wszystkie wygładzone, cenne,
ozdobne –
czynią ze świątyni budowlę najszlachetniejszą, nawet dla spojrzenia
najbardziej prostackiego. Prawda?»
«Tak, Nauczycielu. Widziałeś je i
przestudiowałeś bardzo dobrze»
– stwierdza chwaląc [Jezusa] Plautyna.
«Przecież wiemy, że nigdy nie
opuszczałeś Palestyny!» –
wykrzykuje Kwintylianus.
«Nigdy nie odbywałem podróży do Rzymu
lub Aten. Znam jednak
architekturę grecką i rzymską. Byłem obecny w geniuszu człowieka, który
ozdobił
Partenon, bo jestem wszędzie, gdzie znajduje się życie i przejawy
życia. Razem z Tym,
od którego przychodzę, jestem tam, gdzie mędrzec myśli, rzeźbiarz
rzeźbi, poeta
tworzy, matka śpiewa nad kołyską, człowiek trudzi się nad bruzdami
ziemi, lekarz
walczy z zarazami, istota żywa oddycha, zwierzę żyje, drzewo rośnie. W
huku
trzęsienia ziemi lub w grzmocie błyskawicy, w blasku gwiazd lub fali
przypływów i
odpływów morskich, w locie orła lub w bzykaniu komara – jestem z
Najwyższym
Stwórcą.»
«A więc... Ty... znasz wszystko? I
myśl, i czyny ludzkie?» – pyta
jeszcze Kwintylianus.
«Znam je.»
Rzymianie patrzą na siebie
zaskoczeni. Długie milczenie. Potem
Waleria nieśmiało prosi:
«Rozwiń Swą myśl, Nauczycielu, abyśmy
wiedzieli, co robić.»
«Dobrze. Wiara budowana jest tak, jak
wznosi się świątynie, z
których jesteście bardzo dumni. Zostawia się przestrzeń dla świątyni,
przestronne
miejsce wokół niej, tworzy się dla niej wzniesienie.»
«Ale gdzie jest świątynia, w której
należy umieścić wiarę, to
prawdziwe bóstwo?» – pyta Plautyna.
«Wiara nie jest bóstwem, Plautyno.
Jest cnotą. Nie ma bóstw w
prawdziwej wierze. Jest tylko jeden i Prawdziwy Bóg.»
«Zatem... On jest tam w górze, sam w
Swoim Olimpie? A co robi, jeśli
jest sam?»
«Wystarcza Sobie samemu, ale zajmuje
się wszystkim, co jest w
stworzeniu. Powiedziałem ci już wcześniej: także w bzykaniu komara Bóg
jest obecny. Z
pewnością nie nudzi się. Nie jest jak biedny człowiek, właściciel
ogromnego
cesarstwa, który czuje się znienawidzony i żyje w ciągłym strachu. Jest
Miłością i
żyje kochając. Jego Życie jest ustawiczną Miłością. Wystarcza Sobie
samemu, bo jest
nieskończony i wszechpotężny, bo jest Doskonałością. Bardzo liczne są
rzeczy
stworzone, które [istnieją i] żyją dzięki Jego ustawicznemu pragnieniu,
i On nie ma
czasu się nudzić. Nuda to owoc lenistwa i wada. W Niebie
Prawdziwego Boga nie ma lenistwa i nie ma wad. Wkrótce będzie miał –
oprócz aniołów, którzy Mu służą – lud
sprawiedliwych radujących się w Nim. I lud ten będzie wciąż się
powiększał o
przyszłych wierzących w Prawdziwego Boga.»
«Aniołowie to zapewne geniusze?» –
pyta Lidia.
«Nie. Są bytami duchowymi jak Bóg,
który ich stworzył.»
«W takim razie, czym są geniusze?»
«Tacy, jakich sobie wyobrażacie, są
złudą. Nie istnieją w takiej
formie, w jakiej sobie ich przedstawiacie. Z powodu instynktownej u
człowieka potrzeby
szukania prawdy także wy macie przeczucie, że człowiek nie jest tylko
ciałem.
Przeczuwacie, że z jego zniszczalnym ciałem jest połączona jakaś istota
należąca do
nieśmiertelnych. Dzieje się to dzięki bodźcowi duszy, która jest żywa i
obecna
także u pogan. Ona cierpi w nich, bo jest zawiedziona w swym
pragnieniu, bo jest
spragniona w swej tęsknocie za Bogiem Żywym, którego pamięta, w tym
ciele, w którym
mieszka i które jest kierowane przez pogański umysł. [Uważacie, że]
geniuszy mają
miasta i narody. Wierzycie, czujecie potrzebę wierzenia w geniuszy.
Przyjmujecie istnienie geniusza
indywidualnego, rodzinnego, miasta, narodów. Macie “geniusza Rzymu”.
Macie
“geniusza cezara”. I czcicie ich jako niższych bogów. Dojdźcie do
prawdziwej wiary,
a będziecie mieć poznanie i przyjaźń waszego anioła. Nie będziecie go
uwielbiać,
lecz czcić. Tylko Boga należy uwielbiać.»
«Mówiłeś o bodźcu duszy, która żyje i
jest obecna także u
pogan, o jej cierpieniu z powodu zawiedzenia... A od kogo pochodzi
dusza?» – pyta
Publiusz Kwintylianus.
«Od Boga. On jest Stwórcą.»
«Czyż nie rodzimy się z kobiety
poprzez połączenie z mężczyzną?
Także i nasi bogowie zostali zrodzeni w taki sposób.»
«Wasi bogowie nie istnieją. Są
wytworami waszego umysłu,
odczuwającego potrzebę wierzenia. To pragnienie bowiem jest
mocniejsze niż potrzeba
oddychania. Wierzy nawet ten, kto mówi, że nie wierzy. W coś
wierzy. Istotnie, samo
powiedzenie: “nie wierzę w Boga”, zakłada jakąś inną wiarę – choćby
tylko w
samego siebie, we własny, pełen pychy umysł. Wierzy się jednak zawsze.
To jest jak z
myśleniem. Jeśli mówicie: “Ja nie chcę myśleć” albo też: “Ja nie wierzę
w
Boga” – już przez te dwa wypowiedziane zdania ujawniacie, że myślicie i
nie chcecie
wierzyć w Tego, o którego istnieniu wiecie, a o którym nie chcecie
myśleć.
Co do człowieka – aby wyrażać się
prawdziwie – powinniście
mówić: “Człowiek jest zrodzony, jak wszystkie zwierzęta, ze związku
między
mężczyzną i kobietą. Jednak dusza – czyli to, co odróżnia
zwierzę-człowieka od
bezrozumnego zwierzęcia – pochodzi od Boga. On ją stwarza za każdym
razem, gdy rodzi
się człowiek – ściślej: gdy jest poczęty w łonie. Bóg wszczepia duszę w
to
ciało, które bez niej byłoby tylko zwierzęciem.»
«A my ją posiadamy: my, poganie?
Słuchając tego, co mówią Twoi
rodacy, to nie sądzę...» – mówi ironicznie Kwintylianus.
«Każdy człowiek zrodzony z niewiasty
ma duszę.»
«Powiedziałeś jednak, że grzech ją
zabija. Jakże więc w nas,
grzesznikach, może ona żyć?» – pyta Plautyna.
«Wy nie grzeszycie przeciwko
wierze, bo sądzicie, że trwacie w Prawdzie. Gdy poznacie Prawdę, a
nadal będziecie
trwać w błędzie, wtedy zgrzeszycie. Podobnie też wiele rzeczy, które
dla Izraelitów
są grzechem, dla was nim nie są. Bo żadne prawo boskie wam tego nie
zakazuje. Grzech
jest [popełniany] wtedy, gdy ktoś świadomie buntuje się przeciwko
porządkowi
danemu przez Boga i mówi: “Wiem, że to, co robię, jest złe, a
jednak chcę to
uczynić”. Bóg jest sprawiedliwy. Nie może karać kogoś, kto popełnia zło
w
przekonaniu, że robi dobrze. Karze tego, kto – mając sposobność
poznać Dobro i
Zło – wybiera to ostatnie i w tym trwa.»
«Zatem w nas dusza jest żywa i
obecna?»
«Tak.»
«I cierpiąca? Naprawdę sądzisz, że
ona sobie przypomina o Bogu? My
sobie nie przypominamy łona, które nas nosiło. Nie potrafimy
powiedzieć, jakie jest
jego wnętrze. Dusza – jeśli dobrze zrozumiałam – jest duchowo rodzona
przez Boga.
Czyż może o tym pamiętać, skoro ciało nie przypomina sobie długiego
przebywania w
łonie?»
«Dusza nie jest bezrozumna,
Plautyno. Embrion – tak. Dusza jest dawana, gdy zarodek człowieka jest
uformowany.
Dusza jest, na podobieństwo Boga, wieczna i duchowa. Wieczna jest od
samego momentu
stworzenia. Bóg zaś – jako Najdoskonalszy i Wieczny – nie ma początku w
czasie, jak
i nie będzie miał końca. Dusza – bystra, inteligentna,
duchowa, dzieło Boga – pamięta.
I cierpi, bo pragnie Boga: Prawdziwego Boga, od którego pochodzi. Jest
spragniona Boga.
Dlatego właśnie pobudza otępiałe ciało, aby usiłowało zbliżyć się do
Boga.»
«Czyli my posiadamy duszę taką, jaką
mają ci, których określacie
jako “sprawiedliwych” w waszym ludzie? Naprawdę taką samą?»
«[Odpowiedź], Plautyno, musi być
różna w zależności od tego, co
chcesz powiedzieć. Jeśli masz na myśli pochodzenie i naturę, to jest
ona pod każdym
względem równa duszy naszych świętych. Jeśli rozumiesz przez to
uformowanie, to
muszę ci powiedzieć, że jest inna. A jeśli jeszcze mówisz o
doskonałości
osiągniętej przed śmiercią, to różnica może być ogromna. Ale tak jest
nie tylko z
wami, poganami. Także syn tego narodu może całkowicie różnić się w
życiu
przyszłym od świętego. Dusza przechodzi przez trzy fazy:
pierwsza – stworzenia; druga – nowego stworzenia;
trzecia – doskonałości. Pierwsza jest wspólna dla wszystkich ludzi.
Druga jest
właściwa dla sprawiedliwych. Przez swą wolę doprowadzają oni duszę do
odrodzenia
jeszcze pełniejszego, jednocząc swe dobre czyny z dobrocią dzieł
Bożych. Sprawiają
przez to, że dusza staje się duchowo bardziej doskonała, niż była
poprzednio. Przez
to tworzą ogniwo, łączące fazę pierwszą z trzecią. Trzecia faza jest
właściwa dla
błogosławionych, czyli świętych. Przekroczyli o tysiące tysięcy
wielkość
początkową swojej duszy – właściwej dla człowieka – i uczynili z niej
coś
odpowiedniego, by spocząć w Bogu.»
«Jak możemy robić przestrzeń, miejsce
i wzniesienie dla duszy?»
«Przez zniszczenie wszystkiego, co
jest niepotrzebne w waszym ja; przez uwolnienie go od
wszystkich błędnych poglądów.
Z resztek tego wyburzenia należy zrobić wzniesienie dla ogromnej
świątyni. Dusza ma
być wznoszona coraz wyżej, na trzech stopniach.
O wy, Rzymianie, lubicie symbole!
Popatrzcie więc na trzy stopnie
[świątyni] jako na symbole. Mogą wam powiedzieć swe nazwy: pokuta,
cierpliwość,
stałość. Albo: pokora, czystość, sprawiedliwość. Albo: mądrość,
hojność,
miłosierdzie. Albo też wreszcie potrójne wspaniałe imię: wiara,
nadzieja, miłość.
Spójrzcie jeszcze na symbolikę pasa,
który – ozdobny i potężny
– otacza teren świątyni. Trzeba umieć otoczyć duszę – królowę ciała,
świątynię Ducha Wiecznego – ogrodzeniem, które by ją broniło, nie
przygnębiało
widokiem brzydoty, nie przeszkadzając jednak światłu. Trzeba otoczyć
pasem pewnym,
który odgrodzi od pragnienia i miłości do tego, co niższe – czyli ciało
i krew –
a zwróci do tego, co wyższe: ku duchowi. Odgrodzi przy pomocy woli.
Trzeba usunąć
nierówności, wyszczerbienia, plamy, żyły słabości z marmuru naszego ja,
aby był doskonały
wokół duszy. Równocześnie z pasa ustawionego dla ochrony świątyni,
[trzeba] uczynić
miłosierne schronienie dla bardziej nieszczęśliwych, którzy nie wiedzą,
co to jest
Miłość. Portyki to rozlanie miłości, litości, pragnienia, aby inni
przyszli do Boga.
Są podobne do ramion, które z miłością wyciągają się, aby osłonić
kołyskę
sieroty. A poza pasem – najpiękniejsze rośliny, najbardziej pachnące:
hołd dla
Stwórcy. Obsiejcie pustą ziemię, a potem uprawiajcie rośliny – cnoty o
wszelkich
nazwach – ten drugi pas, żywy i kwitnący wokół sanktuarium. A pośród
roślin,
pośród cnót – źródła. Jednym jest miłość, drugim – oczyszczenie. Przed
podejściem do bliskich już propylei, przed zbliżeniem się do ołtarza,
trzeba
złożyć ofiarę z cielesności, odciąć się od rozwiązłości. A potem –
przejść
dalej, do ołtarza, aby położyć tam dar ofiarny, a potem jeszcze zbliżyć
się do
pomieszczenia, gdzie jest Bóg, przechodząc przez przedsionek. Czym jest
to
pomieszczenie? Obfitością bogactw duchowych, bo nic nigdy nie jest zbyt
wielkie, aby stanowić otoczenie
dla Boga.
Czy zrozumieliście? Pytaliście Mnie,
jak się buduje Wiarę.
Powiedziałem wam: “Tak, jak się wznosi świątynie.” Widzicie, że to
prawda. Czy
macie jeszcze coś do powiedzenia Mi?»
«Nie, Nauczycielu. Sądzę, że Flawia
zapisała to, co
powiedziałeś. Klaudia chce to wiedzieć. Zapisałaś?»
«Dokładnie» – mówi kobieta, podając
woskowane tabliczki.
«Pozostanie, abyśmy mogli ponownie to
przeczytać» – mówi
Plautyna.
«To wosk. Zmaże się. Wypiszcie sobie
to w sercach. Nie wymaże się
więcej.»
«Nauczycielu, [nasze serca] są
zatarasowane pustymi świątyniami.
Rzucimy w nie Twoje Słowo, aby je zwalić. Ale to długa praca – mówi
Plautyna
wzdychając i kończy: – Wspomnij o nas w Twoim Niebie...»
«Idźcie w pokoju, zrobię to.
Opuszczam was. Wiedzcie, że wasze
przybycie było Mi bardzo drogie. Żegnaj, Publiuszu Kwintylianusie.
Pamiętaj o Jezusie z
Nazaretu.»
Kobiety pozdrawiają Go i odchodzą
jako pierwsze. Potem, zamyślony,
oddala się Kwintylianus. Jezus patrzy, jak odchodzą w towarzystwie
Maksymina, który odprowadza ich do wozów.
«O czym myślisz, Nauczycielu?» – pyta
Łazarz.
«Że wielu jest nieszczęśliwych
[ludzi] na świecie.»
«Ja jestem jednym z nich.»
«Dlaczego, Mój przyjacielu?»
«Bo wszyscy przychodzą do Ciebie, z
wyjątkiem Marii. Jej ruina jest
więc jeszcze większa?!»
Jezus patrzy na niego i uśmiecha się.
«Uśmiechasz się? Czy nie cierpisz z
powodu tego, że Maria jest tak
oporna na nawrócenie? Czyżbyś nie cierpiał widząc mój ból? Marta cały
czas
płacze, od poniedziałkowego wieczora. Kim była ta niewiasta? Wiesz, że
przez cały
dzień mieliśmy nadzieję, że to była ona?»
«Uśmiecham się, bo jesteś
niecierpliwym dzieckiem... I uśmiecham
się, bo trwonicie wasze siły i łzy. Gdyby to była ona, pobiegłbym wam o
tym
powiedzieć.»
«A więc to naprawdę nie była ona?»
«O, Łazarzu!...»
«Masz rację. Cierpliwości! Jeszcze
cierpliwości!... Oto,
Nauczycielu, klejnoty, które dałeś mi do sprzedania, stały się
pieniędzmi dla
ubogich. Były bardzo piękne. Klejnoty kobiece.»
«Należały do “tamtej” kobiety.»
«Tak też myślałem. Ach! Gdybyż
należały do Marii... Ale ona...
ona... Tracę nadzieję, mój Panie!...»
Jezus obejmuje go i trwa przez chwilę
bez słowa. Potem mówi:
«Proszę cię, abyś o tych klejnotach
nikomu nie mówił. Ona musi
uciekać przed podziwem i pragnieniami jak mały obłok, który wiatr gna
dalej, nie
pozostawiając po nim śladu na lazurze nieba.»
«Bądź spokojny, Nauczycielu... a za
to przyprowadź mi Marię,
naszą nieszczęśliwą Marię...»
«Pokój z tobą, Łazarzu. To, co
obiecałem, uczynię.»


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
863 03
ALL L130310?lass101
Mode 03 Chaos Mode
2009 03 Our 100Th Issue
jezyk ukrainski lekcja 03
DB Movie 03 Mysterious Adventures
Szkol Okres pracodawców 03 ochrona ppoż
Fakty nieznane , bo niebyłe Nasz Dziennik, 2011 03 16
2009 03 BP KGP Niebieska karta sprawozdanie za 2008rid&657
Gigabit Ethernet 03
Kuchnia francuska po prostu (odc 03) Kolorowe budynie
10 03 2010

więcej podobnych podstron