S MILL O WOLNOŚCI


Bez tytułu 1 Strona 1 z 22
DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
do końca staro\ytności % średniowiecze i odrodzenie % barok i oświecenie % 1815-1914 % 1914-1989
jak i z czego studiować filozofię % moje wykłady % Wittgenstein % filozofowie i socjologowie nauki
John Stuart MILL
O WOLNOŚCI
przeło\yła Amelia Kurlandzka
Rozdział I. Rozwa\ania wstępne
Rozdział II. O wolności myśli i słowa
Rozdział III. O indywidualności jako jednym z elementów dobrobytu
Rozdział IV. O granicach władzy społeczeństwa nad jednostką
Rozdział V. Zastosowania
Rozdział I
Rozwa\ania wstępne
Przedmiotem niniejszego szkicu nie jest tak zwana wolność woli, tak nieszczęśliwie
przeciwstawiana niewłaściwie nazwanej doktrynie filozoficznej konieczności, lecz
wolność obywatelska lub społeczna: charakter i granice władzy, której społeczeństwo ma
prawo podporządkować jednostkę. Jest to kwestia rzadko formułowana i prawie nigdy nie
roztrząsana w kategoriach ogólnych, lecz wywiera ona głęboki, choć ukryty wpływ na
praktyczne spory bie\ącego wieku i będzie zapewne niedługo uznana za \ywotną
kwestię przyszłości. Nie jest ona bynajmniej nowa i w pewnym znaczeniu dzieliła
ludzkość niemal od najdawniejszych czasów; ale w tej fazie postępu, w którą wkroczyły
bardziej cywilizowane odłamy naszego gatunku, przedstawia się w nowym świetle i
wymaga odmiennego i bardziej zasadniczego potraktowania. Walka między wolnością a
władzą jest najbardziej uderzającym rysem najwcześniejszych znanych nam okresów
historii, a w szczególności historii Grecji, Rzymu i Anglii. Ale w dawnych czasach był to
bój między poddanymi lub pewnymi klasami poddanych a rządem. Wolność oznaczała
ochronę przed tyranią władców politycznych. W pojęciu ogółu władcy (z wyjątkiem
niektórych ludowych rządów Grecji) zajmowali z konieczności antagonistyczne
stanowisko wobec ludu, którym rządzili. Rząd składał się z jednej osoby, rodu lub kasty,
które otrzymywały władzę dziedzicznie lub zdobywały na drodze podboju, a w ka\dym
razie nie sprawowały jej na \yczenie rządzonych, i których zwierzchnictwa ludzie nie
ośmielali się, a mo\e nie pragnęli, łamać, bez względu na to, jakie środki ostro\ności
mo\na było przedsięwziąć przeciw temu uciskowi. Władzę rządzących uwa\ano za
konieczną, ale tak\e za wysoce niebezpieczną - za broń, którą mogli skierować równie
dobrze przeciw swoim poddanym, jak przeciw nieprzyjaciołom zewnętrznym. Dla ochrony
słabszych członków społeczności przed niezliczonymi sępami potrzebne było drapie\ne
zwierzę silniejsze od innych i trzymające ich na wodzy. Poniewa\ jednak ten król sępów
był równie skłonny do atakowania stada jak mniejsze harpie, niezbędną było rzeczą mieć
się stale na baczności przed jego dziobem i pazurami. Celem patriotów było więc
ograniczenie władzy panującego nad społecznością i właśnie to ograniczenie oznaczało
dla nich wolność. Usiłowano ją zdobyć w dwojaki sposób. Po pierwsze, za pomocą
uzyskania pewnych przywilejów zwanych politycznymi swobodami lub prawami, których
przestrzeganie było obowiązkiem władcy i których pogwałcenie przez niego
usprawiedliwiałoby opór lub ogólny bunt. Drugim i zwykle pózniejszym sposobem było
wprowadzenie konstytucyjnych hamulców, za pomocą których uczyniono zgodę
społeczności lub jakiegoś ciała mającego reprezentować jej interesy koniecznym
warunkiem do wydawania wa\niejszych postanowień rządu. W większości europejskich
krajów władcy zostali w większej lub mniejszej mierze zmuszeni do podporządkowania
się pierwszemu z tych sposobów ograniczenia. Inaczej miały się rzeczy z drugim; i
wprowadzenie go - lub, w razie gdy ju\ był częściowo u\ywany, wprowadzenie go w całej
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 2 z 22
rozciągłości - stało się wszędzie głównym celem miłośników wolności. Póki te\ ludzie
zadowalali się zwalczaniem jednego nieprzyjaciela za pomocą drugiego i godzili się na
to, by mieć pana, pod warunkiem, \e będą mniej lub więcej skutecznie zabezpieczeni
przed jego tyranią, nie posuwali się dalej w swoich pragnieniach.
Dzięki postępowi spraw ludzkich nadszedł jednak czas, gdy ludzie przestali uwa\ać
niezale\ne rządy władców mających przeciwne im interesy za konieczność natury.
Wydało im się, \e byłoby daleko lepiej, gdyby ró\ni urzędnicy państwowi byli
pełnomocnikami lub delegatami odwoływalnymi wedle ich woli. Zdawało się, \e tylko w
ten sposób mogliby mieć zupełną pewność, i\ rząd nie będzie nadu\ywać swej władzy
na ich niekorzyść. Stopniowo to nowe \ądanie wybierania czasowych władców stało się
naczelnym celem dą\eń partii ludowej, gdziekolwiek partia taka istniała, i w znacznym
stopniu zajęło miejsce poprzednich prób ograniczenia potęgi władców. W miarę postępu
walki o ustanowienie rządu na drodze okresowego wyboru niektórzy ludzie zaczęli
sądzić, \e przykłada się zbyt wielką wagę do samego ograniczenia władzy. Był to
(mogłoby się wydawać) środek na władców, których interesy były zwykle przeciwne
interesom ludu. Obecnie potrzeba było, by władcy uto\samili się z ludem, by ich wola i
interesy były wolą i interesami narodu. Naród nie potrzebował ochrony przed swoją
własną wolą; nie było obawy, by tyranizował samego siebie. Niech rząd będzie
rzeczywiście przed narodem odpowiedzialny i łatwo usuwalny, a naród będzie mógł
powierzyć mu władzę i decydować sam o jej u\yciu. Władza byłaby przecie\ wtedy
władzą narodu w skoncentrowanej i ułatwiającej jej sprawowanie formie. Ten sposób
myślenia lub mo\e raczej odczuwania był rozpowszechniony wśród ostatniego pokolenia
europejskich liberałów i, jak się zdaje, dotąd przewa\a u nich na kontynencie. Ci, którzy
wyznaczają działalności rządu jakąś granicę - wyjąwszy rządy, które ich zdaniem nie
powinny istnieć - są uderzającymi wyjątkami pośród kontynentalnych myślicieli. Podobne
uczucia przewa\ałyby teraz w naszym własnym kraju, gdyby okoliczności, które im przez
jakiś czas sprzyjały, pozostały bez zmiany.
Ale zarówno u jednostek, jak w teoriach politycznych i filozoficznych powodzenie
odsłania wady i słabe strony, które w razie niepowodzenia mogłyby wymknąć się
obserwacji. Mniemanie, \e lud nie potrzebuje ograniczać swojej władzy, mogło się
wydawać aksjomatem, gdy rząd ludowy był tylko marzeniem lub opisaną w ksią\kach
dawną przeszłością. Mniemania tego nie zachwiały przejściowe wypaczenia Rewolucji
Francuskiej, gdy\ najgorsze z nich były dziełem j garstki uzurpatorów, a w ka\dym razie
nie były rezultatem stałego funkcjonowania instytucji ludowych, lecz nagłego i i
gwałtownego wybuchu przeciw despotyzmowi monarchii i arystokracji. Z czasem jednak
pewna demokratyczna republika zajęła du\ą część globu ziemskiego i dała się poznać
jako jeden z najpotę\niejszych członków wspólnoty narodów; a odpowiedzialny rząd z
wyboru stał się przedmiotem obserwacji i krytyk nieodłącznych od wielkiego faktu.
Spostrze\ono wkrótce, \e takie zwroty jak "samorząd" i "władza ludu nad sobą" nie
wyra\ają istotnego stanu rzeczy. "Lud" sprawujący władzę to nie zawsze ten sam lud,
nad którym ta władza jest sprawowana; a "samorząd", o którym mowa, nie oznacza, \e
ka\dy rządzi sobą, lecz \e ka\dym rządzą wszyscy pozostali. Ponadto wola ludu jest w
praktyce wolą najliczniejszej lub najaktywniejszej części ludu, większości lub tych, którzy
za większość uchodzą: lud mo\e więc pragnąć pognębienia jednej ze swych części i
środki ostro\ności dla zapobie\enia temu są równie potrzebne jak przeciw ka\demu
innemu nadu\yciu władzy. A zatem ograniczenie władzy rządu nad jednostkami nie traci
nic ze swojej doniosłości, gdy dzier\yciele władzy są stale odpowiedzialni przed
społecznością - to znaczy przed jej najsilniejszą partią. To zapatrywanie jednakowo
trafiające do przekonania myślicielom i tym wa\nym klasom europejskiego
społeczeństwa, których rzeczywistym lub rzekomym interesom demokracja się
sprzeciwia, ustaliło się bez \adnej trudności; i w rozwa\aniach politycznych "tyrania
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 3 z 22
większości" uwa\ana jest teraz powszechnie za zło, przed którym społeczeństwo winno
się mieć na baczności.
Podobnie jak inne tyranie, tyrania większości budziła z początku i budzi jeszcze
pospolicie obawę głównie wtedy, gdy znajduje wyraz w zarządzeniach władz
publicznych. Myślący ludzie spostrzegli jednak, \e społeczeństwo będące samo tyranem
- tyranizujące zbiorowo poszczególne jednostki, z których się składa - nie ogranicza się
do czynów wykonywanych rękami jego politycznych funkcjonariuszy. Społeczeństwo
mo\e spełniać i spełnia swoje własne zlecenia: a jeśli wydaje zlecenia niesłuszne
zamiast słusznych lub dotyczące rzeczy, do których nie powinno się wtrącać, uprawia
tyranię społeczną straszniejszą od wielu rodzajów politycznego ucisku; albowiem chocia\
nie grozi zazwyczaj tak surowymi karami, to pozostawia mniej sposobów ucieczki, wnika
o wiele głębiej w szczegóły \ycia i ujarzmia samą duszę. Dlatego ochrona przed tyranią
urzędnika nie wystarcza; potrzebna jest tak\e ochrona przed tyranią panującej opinii i
nastroju; przed skłonnością społeczeństwa do narzucania za pomocą innych środków ni\
kary prawne swoich własnych idei i praktyk jako reguł postępowania tym, którzy się z
nimi nie godzą; do krępowania rozwoju lub, jeśli mo\na, zapobiegania powstaniu
jakiejkolwiek indywidualności nie stosującej się do jego zwyczajów oraz do zmuszania
wszystkich charakterów, aby się kształtowały na jego modłę. Istnieje granica
uprawnionego naruszania niezale\ności jednostki przez opinię ogółu i znalezienie tej
granicy oraz utrzymanie jej wbrew wszelkim zakusom jest równie koniecznym warunkiem
nale\ytego układu stosunków ludzkich, co ochrona przed politycznym despotyzmem. (...)
Celem niniejszego szkicu jest stwierdzenie jednej bardzo prostej zasady, która winna
przyświecać wszelkim próbom kontrolowania lub przymuszania jednostki przez
społeczeństwo, bez względu na to, czy u\ywa ono siły fizycznej w postaci sankcji
prawnych, czy te\ przymusu moralnego opinii publicznej. Zasada ta brzmi, \e jedynym
celem usprawiedliwiającym ograniczenie przez ludzkość, indywidualnie lub zbiorowo,
swobody działania jakiegokolwiek człowieka jest samoobrona, \e jedynym celem, dla
osiągnięcia którego ma się prawo sprawować władzę nad członkiem cywilizowanej
społeczności wbrew jego woli, jest zapobie\enie krzywdzie innych. Jego własne dobro,
fizyczne lub moralne, nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem. Nie mo\na go zmusić
do uczynienia lub zaniechania czegoś, poniewa\ tak będzie dla niego lepiej, poniewa\ to
go uszczęśliwi, poniewa\ zdaniem innych osób będzie to mądrym lub nawet słusznym
postępkiem. Są to powa\ne powody, by go napominać, przemawiać mu do rozumu,
przekonywać go lub prosić, lecz nie, by go zmuszać lub karać w razie, gdyby nas nie
słuchał. Aby to ostatnie było usprawiedliwione, postępowanie, od którego chcemy
go odwieść, musi zmierzać do wyrządzenia krzywdy komuś innemu. Ka\dy jest
odpowiedzialny przed społeczeństwem jedynie za tę część swego postępowania, która
dotyczy innych. W tej części, która dotyczy wyłącznie jego samego, jest absolutnie
niezale\ny; ma suwerenną władzę nad sobą, nad swoim ciałem i umysłem.
Zbyteczną rzeczą jest mo\e mówić, \e ta doktryna mo\e się stosować tylko do ludzi
dojrzałych. Nie mówimy o dzieciach lub młodzie\y poni\ej wieku, w którym prawo uznaje
mę\czyzn i kobiety za pełnoletnich. Ci, którzy potrzebują jeszcze opieki, muszą być
chronieni przed swoimi własnymi czynami tak samo, jak przed zewnętrznym obra\eniem.
Z tego samego powodu mo\emy pominąć te zacofane społeczeństwa, w których cały
szczep uwa\ać mo\na za niepełnoletni. Początkowe przeszkody, jakie napotyka na swej
drodze spontaniczny postęp, są tak wielkie, \e rzadko wybiera się środki do ich
pokonania; a władca o\ywiony duchem reformatorskim ma prawo u\ywać wszelkich
sposobów do osiągnięcia nieosiągalnego mo\e na innej drodze celu. Despotyzm jest
uprawnioną metodą rządzenia barbarzyńcami, byleby miał na celu polepszenie ich losu i
usprawiedliwił swoje środki rzeczywistym osiągnięciem tego celu. Wolność jako zasada
nie ma zastosowania do stanu rzeczy poprzedzającego okres, w którym ludzie stali się
zdolni do przeprowadzania reform na drodze swobodnej dyskusji między równymi. A\ do
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 4 z 22
tej chwili nie ma dla nich nic lepszego ni\ ślepe posłuszeństwo dla jakiegoś Akbara lub
Karola Wielkiego, jeśli mają szczęście go znalezć. Ale gdy tylko ludzie nauczyli się
dochodzić do ulepszeń za pomocą przekonywania lub namawiania (faza, w którą
wkroczyły wszystkie narody, którymi będziemy się tutaj zajmować), przymus jako środek
u\yty dla ich własnego dobra, czy to bezpośrednio, czy w formie przykrości i kar za
krnąbrność, staje się niemo\liwy do przyjęcia i daje się usprawiedliwić tylko wtedy, gdy
jest stosowany w obronie bezpieczeństwa innych ludzi.
(...) Utrzymuję, \e te interesy uprawniają do poddania własnej samorzutnej woli jednostki
kontroli zewnętrznej tylko w zakresie tych czynów, które wpływają na interesy innych
ludzi. Jeśli ktoś wyrządzi szkodę innym, to mamy prima facie powód do ukarania go na
mocy prawa lub, gdy kary prawnej nie da się zastosować, za pomocą ogólnej nagany.
Istnieje równie\ wiele czynów korzystnych dla innych, do których mo\na go słusznie
zmusić - jak na przykład do składania zeznań w sądzie, do uczestnictwa we wspólnej
obronie lub jakiejś innej zbiorowej pracy niezbędnej dla społeczeństwa, które go chroni,
oraz do wyświadczania pewnych indywidualnych dobrodziejstw, takich jak ocalenie \ycia
blizniemu lub interwencja w celu ochrony bezbronnych przed złym traktowaniem -
rzeczy, za zaniechanie których mo\e być słusznie odpowiedzialny przed
społeczeństwem, w razie gdy zrobienie ich jest oczywistym obowiązkiem człowieka.
Osobnik mo\e zaszkodzić innym nie tylko czynem ale i bezczynnością i w ka\dym z tych
wypadków słusznie odpowiada przed nimi za szkodę. Co prawda w drugim z tych
wypadków trzeba być o wiele ostro\niejszym ze stosowaniem przymusu ni\ w
pierwszym. Regułą jest pociąganie ka\dego do odpowiedzialności za szkodzenie innym;
pociąganie go do odpowiedzialności za to, \e nie zapobiegł złu, jest, stosunkowo biorąc,
wyjątkiem. Jest jednak wiele wypadków dostatecznie jasnych i dostatecznie powa\nych,
by ten wyjątek usprawiedliwić. (...)
(...) To więc jest właściwą dziedziną ludzkiej wolności. Obejmuje ona, po pierwsze,
wewnętrzną sferę świadomości: \ądanie wolności sumienia w najszerszym znaczeniu
tego słowa; wolności myśli i uczucia; absolutnej swobody opinii i osądu we wszystkich
przedmiotach praktycznych lub filozoficznych, naukowych, moralnych lub teologicznych.
Mogłoby się wydawać, \e wolność wyra\ania i ogłaszania opinii wynika z innej zasady,
gdy\ wchodzi w skład tej części postępowania jednostki, która dotyczy innych ludzi; ale
poniewa\ jest prawie równie doniosła, jak sama wolność myśli, i opiera się w du\ej
mierze na tych samych podstawach, jest w praktyce od niej nieodłączna. Po drugie,
zasada ta wymaga swobody gustów i zajęć; opracowania planu naszego \ycia zgodnie z
naszym charakterem; działania jak nam się podoba, pod warunkiem ponoszenia
konsekwencji, jakie mogą nastąpić - bez \adnej przeszkody ze strony naszych bliznich,
dopóki nasze czyny im nie szkodzą, choćby nawet uwa\ali nasze postępowanie za
głupie, przewrotne lub niesłuszne. Po trzecie, z tak pojętej swobody ka\dej jednostki
wynika swoboda, w tych samych granicach, do zrzeszania się jednostek; swoboda
łączenia się w ka\dym celu nie przynoszącym szkody innym, przy czym przypuszczamy,
\e zrzeszające się osoby są pełnoletnie i nie są zmuszone lub zwiedzione.
śadne społeczeństwo, w którym swobody te nie są, na ogół biorąc, szanowane, nie jest
wolne, bez względu na formę jego rządu; i \adne społeczeństwo me jest całkowicie
wolne, jeśli nie są one w nim uznawane bez \adnych absolutnie zastrze\eń. Jedyną
swobodą zasługującą na to miano jest swoboda dą\enia do własnego dobra na swój
własny sposób, o ile nie usiłujemy pozbawić innych ich dobra lub przeszkodzić im w jego
osiągnięciu. Ka\dy winien sam pilnować swego zdrowia cielesnego, umysłowego i
duchowego. Ludzkość zyskuje więcej; pozwalając ka\demu \yć wedle jego upodobania,
ni\ zmuszając ka\dego, by \ył wedle upodobania pozostałych. (...)
Rozdział II
O wolności myśli i słowa
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 5 z 22
(...) Mo\emy przypuścić, \e zbyteczne teraz będą argumenty przeciw władzy
prawodawczej lub wykonawczej, która by, nie uto\samiając swoich interesów z
interesami ludu, zalecała mu opinie i decydowała, jakie doktryny lub argumenty mogą
dochodzić do jego uszu. (...) Przypuśćmy zatem, \e rząd jest tego samego, co naród,
zdania i nigdy nie myśli o stosowaniu \adnego przymusu inaczej jak za jego zgodą. Ale
odmawiam ludowi prawa do stosowania takiego przymusu, czy to własnymi siłami, czy
te\ za pośrednictwem rządu. Sama władza tego rodzaju jest nieprawowita. Najlepszy
rząd nie ma do niej większego prawa ni\ najgorszy. Jest ona tak samo lub bardziej
jeszcze szkodliwa, gdy się ją sprawuje zgodnie z głosem opinii publicznej ni\ wbrew
niemu. Gdyby cała ludzkość z wyjątkiem jednego człowieka sądziła to samo i tylko ten
jeden człowiek był odmiennego zdania, ludzkość byłaby równie mało uprawniona do
nakazania mu milczenia, co on, gdyby miał po temu władzę, do zamknięcia ust ludzkości.
Gdyby opinia była osobistym mieniem mającym wartość jedynie dla właściciela, gdyby
zakaz jej wyznawania był tylko krzywdą prywatną, istniałaby pewna ró\nica między
wyrządzeniem tej krzywdy tylko kilku lub te\ wielu osobom. Ale szczególnie złą stroną
zmuszania opinii do milczenia jest to, \e ograbia ono cały rodzaj ludzki; zarówno przyszłe
pokolenia jak współczesnych, a tych, którzy się nie godzą z daną opinią, bardziej jeszcze
ni\ tych, którzy ją głoszą. Jeśli ta opinia jest słuszna, pozbawia się ich sposobności
dojścia do prawdy; jeśli niesłuszna, tracą coś, co jest niemal równie wielkim
dobrodziejstwem: jaśniejsze zrozumienie i \ywszą świadomość prawdy wywołane przez
jej kolizję z błędem.
Musimy rozwa\yć osobno te dwie hipotezy, gdy\ ka\dej z nich odpowiada inna część
rozumowania. Nie mo\emy nigdy być pewni, \e opinia, którą usiłujemy kneblować, jest
fałszywa; a gdybyśmy byli tego pewni, zakneblowanie jej byłoby nadal złem.
Po pierwsze, opinia, którą próbujemy zagłuszyć za pomocą autorytetu, mo\e być
prawdziwą. Ci, którzy pragną ją zagłuszyć, przeczą, rzecz jasna, jej prawdziwości, ale nie
są nieomylni. Nie mają prawa rozstrzygać tej kwestii dla całej ludzkości i nie pozwalać
\adnej innej osobie na wyrobienie sobie o niej sądu. Ludzie, którzy odmawiają
wysłuchania opinii, poniewa\ są pewni jej fałszywości, zakładają, \e ich pewność równa
się pewności absolutnej. Wszelkie przecinanie dyskusji jest zakładaniem nieomylności.
Mo\emy oprzeć jego potępienie na tym pospolitym argumencie, który nie traci siły z racji
swej pospolitości.
Na nieszczęście dla rozsądku ludzi fakt ich omylności, zawsze uwzględniany w teorii,
daleki jest jeszcze od wpływania na ich sądy praktyczne, gdy\ podczas gdy ka\dy wie
dobrze, \e jest omylny, niewielu uwa\a za konieczne zabezpieczyć się przed skutkami
własnej omylności lub przypuścić, \e jakaś opinia uwa\ana przez nich za bardzo pewną
mo\e być przykładem błędów, które, jak przyznają, mogą popełniać. Władcy absolutni
lub inni rządzący przyzwyczajeni do bezgranicznego szacunku mają zwykle tę
bezwzględną wiarę w słuszność swoich opinii w ka\dym niemal przedmiocie. Ludzie w
szczęśliwszym poło\eniu, których opinie są czasem zwalczane a błędy wytykane,
polegają z całą pewnością tylko na tych swoich opiniach, które są podzielane przez całe
ich otoczenie lub przez osoby, których zdanie powa\ają; gdy\ człowiek wierzy zazwyczaj
w nieomylność "świata" na ogół proporcjonalnie do braku zaufania do swego własnego
sądu. Świat zaś oznacza dla ka\dego osobnika tę jego część, z którą się styka - jego
partię, sektę, kościół lub klasę społeczną: w porównaniu z tym mo\na nazwać niemal
liberalnym i wielkodusznym człowieka, którego świat obejmuje jego kraj lub epokę.
Świadomość, \e inne wieki, kraje, sekty, kościoły, klasy i partie sądziły i nawet teraz
sądzą wręcz odwrotnie, nie podwa\a bynajmniej jego wiary w ten zbiorowy autorytet.
Zrzuca on na swój własny świat odpowiedzialność za słuszność swych przekonań
odrzucanych przez światy innych ludzi; i nigdy nie przejmuje się faktem, \e czysty
przypadek zadecydował, w którym z tych licznych światów pokładać będzie zaufanie i \e
te same przyczyny, które uczyniły go anglikaninem w Londynie, zrobiłyby z niego
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 6 z 22
buddystę lub wyznawcę Konfucjusza w Pekinie. Jednak\e jest rzeczą samą przez się
zrozumiałą, której \adna liczba argumentów nie mo\e uczynić bardziej oczywistą, \e
epoki nie są bardziej nieomylne od jednostek, poniewa\ ka\dy wiek wypowiadał wiele
opinii uznanych przez następne wieki nie tylko za fałszywe, ale i za niedorzeczne; i to
pewna, \e wiele opinii rozpowszechnionych obecnie będzie odrzuconych przez wieki
przyszłe, podobnie jak terazniejszość odrzuca wiele sądów rozpowszechnionych
niegdyś. (...)
(...) Istnieje olbrzymia ró\nica między uznawaniem opinii za prawdziwą, poniewa\ nie
została odparta mimo wielu sposobności do jej zwalczania, a zakładaniem jej prawdy w
celu niedopuszczenia do jej odparcia. (...)
(...) Dlaczegó\ zatem, na ogół biorąc, prze\ywają wśród ludzi rozumne opinie i rozumne
postępowanie? Jeśli ta przewaga istnieje rzeczywiście - a musi tak być, gdy\ w
przeciwnym razie sprawy ludzkie znajdowałyby się zawsze w rozpaczliwym niemal stanie
- zawdzięczamy ją pewnej właściwości ludzkiego umysłu będącej zródłem wszystkiego,
co w człowieku szacunku jest godne, czy to z intelektualnego, czy z moralnego punktu
widzenia, a mianowicie zdolności poprawienia swych błędów. Człowiek mo\e prostować
swoje pomyłki za pomocą dyskusji i doświadczenia. Samo doświadczenie nie wystarcza,
musi mu towarzyszyć dyskusja wskazująca, w jaki sposób je tłumaczyć. Błędne opinie i
praktyki ustępują stopniowo przed faktem i argumentem; ale fakty i argumenty muszą być
umysłowi przedstawione, jeśli mają wywołać jakiś skutek. Bardzo nieliczne fakty są
zrozumiałe bez komentarza wyjaśniającego ich znaczenie. Poniewa\ więc cała wartość
ludzkich sądów zale\y od tej jednej właściwości, \e jesteśmy w stanie je skorygować,
gdy są błędne, mo\emy polegać na nich tylko wtedy, gdy mamy pod ręką środki do ich
skorygowania. Wezmy człowieka, którego sąd istotnie zasługuje na zaufanie, i
zapytajmy, dlaczego mu ufamy? Dlatego \e nie odrzucał krytyki swojej opinii i
postępowania. Dlatego \e zwykł przysłuchiwać się wszystkiemu, co mogło być
powiedziane przeciw niemu, korzystając z tego, co było słuszne, i wyjaśniając sobie, a
przy sposobności i innym, błędność tego, co było błędne. Dlatego \e czuł, \e jedyną
drogą do całkowitego opanowania jakiegoś przedmiotu jest wysłuchanie wszystkiego, co
o nim mogą powiedzieć osoby najrozmaitszych przekonań, i przestudiowanie wszystkich
punktów widzenia, z których mogą go rozpatrywać wszelkiego rodzaju umysły. śaden
mądry człowiek nie nabył swojej mądrości w inny sposób i zdobywanie mądrości na innej
drodze nie zgadza się z naturą ludzkiego intelektu. Stały zwyczaj poprawiania i
uzupełniania swojej własnej opinii przez porównywanie jej z opiniami innych nie tylko nie
prowadzi do chwiejności i niepewności przy stosowaniu jej w praktyce, lecz jest jedyną
stalą podstawą do słusznego jej ufania; gdy\ znając wszystko, co mu, przynajmniej na
pierwszy rzut oka, zarzucić mo\na i zająwszy swoje stanowisko wobec wszystkich
przeciwników - wiedząc, \e szukał zarzutów i trudności, zamiast ich unikać, i nie wyłączał
\adnego światła, które mogłoby być rzucone z jakiejkolwiek strony na dany przedmiot -
ma prawo uwa\ać, \e sąd jego jest lepszy od sądu jakiejkolwiek osoby lub zbiorowiska
osób, które nie przeszłyby przez podobny proces.
Nie jest zbyt wielkim \ądaniem, by to ró\norodne zbiorowisko niewielu mądrych i wielu
głupich jednostek zwane publicznością poddało się temu, co najmądrzejsi ludzie, ci
którzy mają największe prawo ufać swym sądom, uznają za konieczne dla
usprawiedliwienia swojej ufności. (...)
W naszym wieku - który opisywano jako wiek "pozbawiony wiary, lecz \ywiący strach
przed sceptycyzmem" - w którym ludzie są pewni nie tyle prawdziwości swych opinii, ile
tego, \e nie wiedzieliby, co bez nich począć - wymaganie opinii, by ją chroniono przed
publicznymi napadami, opiera się nie tyle na jej prawdziwości, ile na jej znaczeniu dla
społeczeństwa. Istnieją rzekomo pewne wierzenia tak po\yteczne, \e nie powiem
niezbędne, dla osiągnięcia pomyślności, i\ popieranie ich jest takim samym obowiązkiem
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 7 z 22
rządów jak ochrona wszelkich innych interesów społeczeństwa. (...) Ten sposób myślenia
usprawiedliwia ograniczanie dyskusji nie z punktu widzenia prawdziwości doktryn, lecz
ich u\yteczności, i łudzi się, \e na tej drodze uniknie odpowiedzialności podawania się za
nieomylnego sędziego opinii. (...) Zdaniem nie złych, lecz najlepszych ludzi \adne
wierzenie, które się mija z prawdą, nie mo\e być istotnie u\yteczne; i czy mo\na
powstrzymać takich ludzi od tej wymówki, gdy są oskar\eni o odrzucanie jakiejś doktryny
uznanej przez innych za u\yteczną, lecz uwa\anej przez nich za fałszywą? Ci, którzy
skłaniają się do przyjętych opinii, wyciągają wszelką mo\liwą korzyść z tej
wymówki; oni nie traktują kwestii u\yteczności tak, jakby ją mo\na było całkowicie
oddzielić od kwestii prawdziwości; przeciwnie, utrzymują \e znajomość ich doktryny lub
wiara w nią jest nieodzowna przede wszystkim dlatego, \e to jest prawda. Nie mo\e być
uczciwej dyskusji w kwestii u\yteczności, gdy tylko jedna strona mo\e u\ywać tak
potę\nego argumentu. W samej rzeczy, gdy prawo lub nastroje publiczności nie
pozwalają roztrząsać prawdziwości opinii, nie tolerują równie\ zaprzeczania jej
u\yteczności. Co najwy\ej godzą się na pewne złagodzenie bądz absolutnej
konieczności uznawania tej opinii, bądz potępienia za jej odrzucanie. (...)
Nie mo\na zbyt często przypominać ludzkości, \e \ył niegdyś człowiek imieniem
Sokrates, który popadł w pamiętną kolizję z prawowitą władzą i publiczną opinią swej
epoki. Urodzony w wieku i kraju, który wydał wielu wielkich ludzi, został on nam
odmalowany jako najcnotliwszy człowiek swego wieku przez tych, którzy tak jego, jak i
swoje czasy najlepiej znali; podczas gdy my znamy go jako głowę i prototyp wszystkich
następujących po nim nauczycieli cnoty, jako zródło zarówno wzniosłych natchnień
Platona jak i rozumnego utylitaryzmu Arystotelesa, i maestri di color che sanno, tych
dwóch zdrojów tak etycznej jak i wszelkiej innej filozofii. Ten uznany mistrz wszystkich
wybitnych myślicieli, którzy po nim przyszli - którego sława rosnąca nadal po upływie
przeszło dwóch tysięcy lat przyćmiewa prawie resztę imion uświetniających jego rodzinne
miasto - został skazany na śmierć przez swych współobywateli, na mocy orzeczenia
sądowego, za bezbo\ność i niemoralność. Za bezbo\ność dlatego, \e odrzucał bogów
uznanych przez państwo; w samej rzeczy oskar\yciel jego twierdził (patrz Obrona
Sokratesa), \e on w ogóle w \adnych bogów nie wierzył. Za niemoralność dlatego, \e
"psuł młodzie\" swymi doktrynami i pouczeniami. Mamy wszelkie powody do sądzenia,
\e trybunał uczciwie uznał go za winnego i skazał na śmierć jako zbrodniarza człowieka,
który prawdopodobnie zasłu\ył się ludzkości więcej, ni\ ktokolwiek z jego
współczesnych.
Przejdzmy teraz do jedynego innego przykładu krzyczącej niesprawiedliwości sądowej,
której wspomnienie po historii skazania Sokratesa nie będzie obni\eniem naszych uczuć
- do zdarzenia, które miało miejsce na Kalwarii przed osiemnastu j przeszło wiekami.
Człowiek, który pozostawił w pamięci świadków jego \ycia i rozmów takie wra\enie swej
moralnej wy\szości, \e osiemnaście następnych wieków składało mu hołd jako
Wszechmogącemu we własnej osobie, został haniebnie skazany na śmierć jako kto?
Jako bluznierca. Ludzie nie tylko zapoznali swego dobroczyńcę, ale zobaczyli w nim
antytezę tego, czym był i potraktowali go jako potwora bezbo\ności, za co z kolei sami
zostali takimi potworami nazwani. Uczucia, z którymi ludzkość spogląda teraz na te
godne po\ałowania wypadki, a szczególniej na drugi z nich, czynią jej sąd o ich
nieszczęśliwych sprawcach krańcowo niesprawiedliwym. Nie byli to według wszelkich
pozorów zli ludzie - nie gorsi od innych, lecz raczej odwrotnie, ludzie, którzy odczuwali
\ywo, a nawet trochę bardziej ni\ \ywo, religijne, moralne i patriotyczne uczucia swego
wieku i narodu; właśnie ten typ człowieka, który we wszystkich epokach, nie wyłączając
naszej, ma wszelkie szansę prowadzenia nieskazitelnego i otoczonego ogólnym
szacunkiem \ycia. Arcykapłan, który rozdarł swoje szaty, gdy padły słowa
stanowiące, zgodnie ze wszystkimi pojęciami jego kraju, największe przewinienie, był
według wszelkiego prawdopodobieństwa równie szczery w swojej grozie i oburzeniu, jak
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 8 z 22
jest nim dzisiaj ogół czcigodnych i bogobojnych ludzi w swoich uczuciach moralnych i
religijnych; a wielu z tych, którzy wzdrygają się na wspomnienie jego postępowania,
uczyniłoby to samo, gdyby urodzili się jako \ydzi w jego epoce. Prawowierni
chrześcijanie skłonni do sądzenia, \e ci, którzy ukamienowali pierwszych męczenników,
gorszymi od nich byli ludzmi, powinni przypomnieć sobie, \e jednym z tych
prześladowców był święty Paweł. (...)
(...) Nie mo\e być wielkim myślicielem ten, kto nie uznaje, \e obowiązkiem jego jako
myśliciela jest iść za intelektem bez względu na to, do jakich wniosków mo\e on
doprowadzić. Prawda zyskuje więcej nawet na błędach kogoś, kto po nale\ytych
studiach i przygotowaniu myśli samodzielnie, ni\ na prawdziwych opiniach tych, którzy je
wyznają, poniewa\ nie pozwalają sobie na myślenie. Swoboda myśli nie jest potrzebna
głównie lub jedynie do wytwarzania wielkich myślicieli; przeciwnie, jest ona równie, a
mo\e bardziej, niezbędna dla przeciętnych ludzkich istot, gdy\ pozwala im wznieść się
na poziom umysłowy, do osiągnięcia którego są zdolne. Wielcy myśliciele pojawiali się
nieraz i mogą pojawić się znowu w atmosferze niewoli duchowej. Ale \aden naród nie
rozwijał ani nie rozwinie nigdy intelektualnej działalności w takiej atmosferze. Tam gdzie
jakiś naród rozwijał ją chwilowo, mógł to czynić dlatego, \e wyzbywał się na jakiś czas
obawy przed innowierczymi rozmyślaniami. Tam gdzie istnieje milcząca umowa, \e nie
nale\y spierać się o zasady, gdzie dyskusja w największych kwestiach, jakie mogą
zajmować ludzkość, uwa\ana jest za zamkniętą, nie mo\emy się spodziewać tego
ogólnego wysokiego poziomu działalności umysłowej, który wyró\niał pewne okresy
historyczne. Gdy dysputa pomijała przedmioty dość wielkie i doniosłe by mogły wzniecić
entuzjazm, nie doprowadzała ona nigdy do powszechnego o\ywienia umysłowego i nie
dawała podniety, która by podniosła nawet osoby najbardziej przeciętnym intelekcie do
godności istot myślących. Przykładem takiego o\ywienia w Europie jest okres
następujący bezpośrednio po Reformacji; za drugi przykład, choć ograniczony do
kontynentu i do bardziej oświeconej klasy, mo\e słu\yć ruch umysłowy w drugiej połowie
osiemnastego wieku; a trzecim jest krótszy jeszcze okres intelektualnej fermentacji w
Niemczech za czasów Goethego i Fichtego. Okresy te ró\niły się wielce w
poszczególnych rozwijanych przez nie opiniach, lecz podobne były do siebie w tym, \e
podczas nich uwolniono się z jarzma autorytetu. W ka\dym z nich stary despotyzm
duchowy został obalony, i \aden inny nie zajął jego miejsca. Impuls dany w ciągu tych
trzech okresów zrobił z Europy to, czym jest ona obecnie. Ka\de ulepszenie czy to
ludzkiego umysłu, czy te\ instytucji mo\na przypisać jednemu z nich. Od pewnego czasu
du\o przemawia za tym, \e te trzy impulsy przestały ju\ działać i nie mo\emy oczekiwać
nowego wzlotu, póki nie utwierdzimy na nowo naszej duchowej swobody.
Przejdzmy teraz do drugiej części naszego rozumowania i odrzucając przypuszczenie, \e
niektóre z przyjętych opinii mogą być fałszywe, załó\my, \e są prawdziwe i zbadajmy,
jaka jest prawdopodobna wartość ich wyznawania, gdy nie są szczerze i swobodnie
rozwa\ane. Jakkolwiek niechętnie człowiek mający silne przekonanie mo\e dopuszczać
mo\liwość, \e opinia jego jest fałszywa, powinien się zastanowić nad tym, \e choćby ona
była prawdziwa, będzie wyznawana jako martwy dogmat, a nie jako \ywa prawda, jeśli
nie stanie się przedmiotem gruntownej, częstej i śmiałej dyskusji.
Istnieją ludzie (na szczęście nie tak ju\ liczni jak dawniej), którzy sądzą, \e wystarczy,
jeśli ktoś przystaje bez zastrze\eń na to, co oni za prawdę uwa\ają, choć nie ma pojęcia
o podstawie tej opinii i nie mógłby jej obronić przed najbardziej powierzchownymi
zarzutami. Tacy ludzie, jeśli raz wyjednają u władz nauczanie ich wyznania wiary, sądzą
naturalnie, \e zezwolenie na podawanie go w wątpliwość nie przyniesie nic dobrego, a
nawet pewną szkodę. Tam, gdzie ich wpływ przewa\a, uniemo\liwiają oni prawie
rozumne i rozwa\ne odrzucenie przyjętej opinii, choć mo\e ona być nadal odrzucana
nierozwa\nie i bez znajomości rzeczy; gdy\ rzadko udaje się całkowicie wykluczyć
dyskusję, a gdy się ona raz zacznie, wierzenia nie oparte na przekonaniu ustępują łatwo
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 9 z 22
przed najl\ejszym pozorem dowodu. Jeśli zaś wykluczymy tę mo\liwość i przypuścimy,
\e prawdziwa opinia stale tkwi w umyśle, ale tkwi jako przesąd, jako wierzenie
niezale\ne od rozumowania, głuche na wszelkie argumenty - nie jest to właściwy sposób
wyznawania prawdy przez rozumną istotę. Nie poznaje się prawdy na tej drodze. Prawda
tak wyznawana jest jednym przesądem więcej, przypadkowo czepiającym się słów, które
głoszą prawdę.
Jeśli powinno się rozwijać umysł i zdolność sądu u ludzi - rzecz, której przynajmniej
protestanci się nie sprzeciwiają - to na czym lepiej mo\e je ktoś ćwiczyć jak nie w
sprawach, które go tak mocno obchodzą, \e uwa\a się za konieczne, by miał na nie swój
pogląd? Jeśli rozwijanie wiedzy polega głównie na jednej rzeczy, to jest nią niechybnie
poznawanie uzasadnień własnych poglądów. Cokolwiek ludzie myślą w przedmiotach, o
których jest rzeczą największej wagi sądzić słusznie, powinni być zdolni do obrony
swego zdania przynajmniej przed pospolitymi zarzutami. Ale ktoś mo\e powiedzieć:
"Niech ich nauczą uzasadnień ich poglądów. Z tego, \e nigdy nie słyszą polemiki na ich
temat, nie wynika jeszcze, \e muszą je powtarzać jak papugi. Osoby uczące się
geometrii nie uczą się po prostu twierdzeń na pamięć, lecz rozumieją je i uczą się ich na
przykładach; i byłoby niedorzecznością powiedzieć, \e nie znają zasad prawd
geometrycznych, dlatego, \e nie słyszą nigdy by im ktoś przeczył i usiłował je obalić".
Bez wątpienia; i taka nauka wystarcza w przedmiotach takich jak matematyka, gdzie nie
ma nic do powiedzenia o odwrotnej stronie danej kwestii. Dowody na korzyść prawd
matematycznych mają tę szczególną właściwość, \e całe rozumowanie jest
jednostronne. Nie ma tu zarzutów ani odpowiedzi na zarzuty. Ale w ka\dym przedmiocie,
w którym ró\nica zdań jest mo\liwa, prawda zale\y od ustalenia równowagi między
dwoma sprzecznymi dowodzeniami. Nawet w naukach przyrodniczych istnieje zawsze
jakieś inne mo\liwe wyjaśnienie tych samych faktów; jakaś teoria geocentryczna zamiast
heliocentrycznej, jakiś flogiston zamiast tlenu; i nale\y wykazać, dlaczego ta druga teoria
nie mo\e być prawdziwa; a dopóki tego nie wykazano i dopóki nie wiemy, w jaki to
wykazano sposób, nie rozumiemy podstaw naszej opinii. Gdy jednak zwrócimy się do
przedmiotów nieskończenie bardziej skomplikowanych, do moralności, religii, polityki,
stosunków społecznych i zadań \yciowych, trzy czwarte argumentów na korzyść ka\dej
spornej opinii polega na rozpraszaniu pozorów przemawiających za jakąś odmienną
opinią. (...)
(...) Praktyka ta jest tak niezbędna do zrozumienia kwestii społecznych i moralnych, \e
jeśli jakaś doniosła prawda nie znajduje przeciwników, trzeba ich sobie wyobrazić i
zapatrzyć ich w najsilniejsze argumenty, jakie najsprytniejszy adwokat diabła mo\e
wynalezć.
Nieprzyjaciel wolności słowa mógłby powiedzieć w celu zmniejszenia siły tych uwag, \e
nie ma \adnej konieczności, by ludzkość znała i wiedziała wszystko, co mogą powiedzieć
za lub przeciw jej opiniom filozofowie i teologowie. śe zwykłym ludziom nie jest
potrzebna zdolność wykazania nieścisłości lub błędów przemyślnego oponenta. śe
wystarczy, jeśli zawsze jest ktoś zdolny do udzielenia odpowiedzi obalającej wszystko,
co mogłoby wprowadzić w błąd osoby niewykształcone. śe proste umysły, które nauczyły
się oczywistych zasad wpajanych w nie prawd, mogą zaufać autorytetowi co do reszty, a
zdając sobie sprawę z tego, \e nie mają dostatecznej wiedzy ani talentu do
rozwiązywania ka\dej trudności, którą mo\na by wysunąć, mogą zadowolić się
przeświadczeniem, \e wszystkie wysunięte trudności zostały ju\ lub mogą być pokonane
przez osoby specjalnie do tego uzdolnione.
Nawet przyznając temu poglądowi na nasz przedmiot całą słuszność, jaką mogą mu
przypisać ludzie najłatwiej zadowalający się najsłabszym zrozumieniem prawdy, w którą
wierzą, nie osłabiamy przez to bynajmniej argumentów przemawiających za wolnością
słowa. Gdy\ nawet ta doktryna uznaje prawo ludzi do uzasadnionej pewności, \e
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 10 z 22
wszystkie zarzuty zostały w zadowalający sposób odparte; a jak mają być odparte, jeśli
to, co wymaga odpowiedzi, nie jest wypowiedziane? lub w jaki sposób mo\na uznać
odpowiedz za zadowalającą, jeśli przeciwnicy nie mają sposobności do wykazania, \e
jest ona niezadowalająca? Jeśli nie ogół, to przynajmniej filozofowie i teologowie, którzy
mają rozwiązać trudności, muszą zapoznać się z tymi trudnościami w ich najzawilszej
formie; a nie mo\na tego dokonać; jeśli nie są one swobodnie przedstawiane w
najkorzystniejszym dla nich świetle. (...)
Gdyby jednak szkodliwe działanie braku wolności słowa, w wypadku gdy przyjęte opinie
są prawdziwe, ograniczało się do trzymania ludzi w nieświadomości podstaw tych opinii,
mo\na by pomyśleć, \e jest to zło intelektualne, ale nie moralne i nie zmniejsza wartości
wpływu tych opinii na charakter. Faktem jest jednak, \e bez dyskusji zapomina się nie
tylko uzasadnienia danej opinii, ale tak\e a\ nazbyt często jej znaczenia. Słowa, które ją
wyra\ają, przestają zaszczepiać idee, do przekazywania których były pierwotnie u\yte,
lub zaszczepiają tylko drobną ich cząstkę. Zamiast jasnego pojęcia i \ywej wiary
pozostaje tylko kilka mechanicznie powtarzanych frazesów; lub te\ zachowuje się tylko
łupina i plewa znaczenia, którego subtelniejsza treść ju\ wywietrzała. Nie mo\na zbyt
gorliwe studiować i rozwa\ać obszernego rozdziału historii ludzkości, który wypełnia ta
sprawa.
Ilustracją tego jest doświadczenie wszystkich niemal etycznych doktryn i religijnych
wyznań wiary. Są one wszystkie pełne znaczenia i \ywotności dla tych, którzy je tworzą i
dla bezpośrednich uczniów twórców. Znaczenie ich wywiera niesłabnący wpływ i
uświadamia się nawet coraz \ywiej, dopóki trwa walka o uzyskanie dla danej doktryny
lub wyznania wiary przewagi nad innymi wierzeniami. W końcu doktryna albo bierze górę
i staje się powszechnie przyjętą opinią, albo przestaje się rozwijać; utrzymuje się na
zdobytym terenie, lecz nie szerzy się dalej. Gdy jeden z tych dwóch rezultatów staje się
widoczny, polemika w tym przedmiocie cichnie i stopniowo zamiera. Doktryna zajęła
swoje miejsce, jeśli nie jako przyjęta opinia, to jako jedna z uznanych sekt lub odłamów
opinii; ci, którzy ją wyznają, przewa\nie odziedziczyli ją, a nie przyjęli; a przejście od
jednej doktryny do drugiej mało zaprząta myśli ich nauczycieli, gdy\ staje się zdarzeniem
wyjątkowym. Zamiast, jak z początku, być stale gotowym albo bronić się przed światem,
albo go nawracać, na swoją wiarę, godzą się oni z losem i ani nie słuchają, o ile to
mo\liwe, argumentów przeciw swemu wyznaniu wiary, ani nie niepokoją innowierców
(jeśli są jacy) argumentami na jego korzyść. Od tego czasu datuje się zwykle osłabienie
\ywotności doktryny. Słyszymy często narzekania nauczycieli rozmaitych wyznań na
trudność utrzymania w umysłach wierzących jasnego pojęcia prawdy formalnie przez
nich wyznawanej, tak by mogła ona przeniknąć uczucia i rzeczywiście kierować
postępowaniem. Nie słychać uskar\ania się na tę trudność, gdy wyznanie walczy jeszcze
o swoją egzystencję; nawet słabsi bojownicy wiedzą wtedy i czują za co walczą i
rozumieją ró\nicę między swym wyznaniem a innymi doktrynami. W tej fazie egzystencji
ka\dego wyznania wiary spotykamy często ludzi, którzy uprzytomnili sobie jego
podstawowe zasady we wszystkich formach myśli, którzy rozwa\yli i rozpatrzyli wszystkie
jego najwa\niejsze strony i przekonali się w całej pełni na sobie, jak zmienia się
charakter pod wpływem głęboko przepojonego wiarą w to wyznanie umysłu. Gdy jednak
staje się ono dziedzicznym i przyjmowanym biernie, a nie czynnie - gdy umysł nie jest ju\
zmuszony w tym samym stopniu co na początku ćwiczyć swoje władze w kwestiach z
tym wyznaniem związanych, istnieje coraz to silniejsza dą\ność do zapominania całej
treści wierzenia z wyjątkiem formułek lub do przystawania na nie bezmyślnie i ospale,
jakby się je przyjmowało na wiarę, bez konieczności uświadamiania go sobie lub
wypróbowywania go na drodze osobistego doświadczenia, a\ w końcu przestaje ono
prawie wiązać się z duchowym \yciem istoty ludzkiej. Wtedy zdarzają się wypadki, tak
częste w naszym wieku, \e stanowią niemal większość, w których wyznanie wiary
pozostaje niejako poza obrębem umysłu, opancerzając go i umacniając przeciw
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 11 z 22
wszelkim wpływom odwołującym się do wy\szych pierwiastków naszej natury;
przejawiając swoją siłę w niedopuszczaniu \adnego nowego i silnego przekonania, lecz
nie dając sercu lub umysłowi nic poza pilnowaniem, by były puste. (...)
(...) Rozwa\aliśmy dotąd tylko dwa mo\liwe wypadki: \e przyjęta opinia mo\e być
fałszywa, a przeto jakaś inna prawdziwa; albo \e w razie prawdziwości przyjętej opinii
konflikt z przeciwstawionym jej błędem jest niezbędny do jasnego pojmowania i
głębokiego odczuwania zawartej w niej prawdy. Zdarza się jednak jeszcze jeden
wypadek częstszy od poprzednio wymienionych: gdy nie ścierają się ze sobą dwie
doktryny, jedna prawdziwa a druga fałszywa, lecz ka\da z nich zawiera połowę prawdy i
dysydencka opinia jest potrzebna do uzupełnienia prawdy, której część tylko mieści się w
przyjętej opinii. (...)
Tak na przykład w osiemnastym wieku, gdy prawie wszyscy ludzie wykształceni i
wszyscy idący za nimi ludzie niewykształceni rozpływali się w podziwie dla tego, co
nazywali cywilizacją i dla cudów nowo\ytnej nauki, literatury i filozofii i wielce
przeceniając ró\nicę między ludami nowo\ytnych i staro\ytnych czasów; upajali się
przeświadczeniem, \e cała ta ró\nica była na ich korzyść - jakim zbawiennym wstrząsem
okazały się dla nich paradoksy Rousseau, które wybuchły niby granaty, ruszając z posad
zbitą masę jednostronnej opinii i zmuszając jej pierwiastki do łączenia się w lepsze formy
i z dodatkowymi składnikami. Powszechnie przyjęte opinie nie były na ogół dalsze od
prawdy ni\ opinie Rousseau; przeciwnie, były bardziej do niej zbli\one, zawierały więcej
pozytywnej prawdy i znacznie mniej błędów. Niemniej znajdowala się w doktrynie
Rousseau i wraz z nią popłynęła z prądem opinii pokazna ilość tych właśnie prawd,
których brakło opinii ogółu; i prawdy te stanowią osad, który pozostał, gdy powódz
opadła. Większa wartość prostego \ycia, denerwujący i demoralizujący wpływ powikłań i
obłudy cywilizowanego społeczeństwa, są to idee, które odkąd pisma Rousseau istnieją,
zagniezdziły się na stałe w wykształconych umysłach i z czasem wywołają nale\yty
skutek, choć dzisiaj potrzebują jeszcze poparcia, i to poparcia czynem, gdy\ słowa
wypowiadane w tym przedmiocie straciły ju\ prawie swoją siłę.
Dalej, w polityce jest niemal komunałem twierdzić, \e zarówno partia ładu lub
konserwatyzmu jak partia postępu lub reformy są niezbędne do zdrowego \ycia
politycznego, dopóki jedna z nich nie rozszerzy do tego stopnia swego horyzontu
umysłowego, \e stanie się jednocześnie partią ładu i postępu, znającą i rozró\niającą, co
nale\y zachować, a co wymieść. Jeśli opinie sprzyjające demokracji i arystokracji,
własności i równości, współpracy i współzawodnictwu, zbytkowi i wstrzemięzliwości,
towarzyskości i indywidualizmowi, wolności i dyscyplinie, oraz wszystkie inne stałe
antagonizmy spotykane w praktyce \yciowej nie będą wyra\ane z równą swobodą oraz
popierane i bronione z równym talentem i energią, nie oddamy sprawiedliwości obu
składnikom ka\dej pary; jedna szala wagi będzie na pewno iść w górę, a druga opadać.
W wielkich praktycznych sprawach \ycia prawda jest tak dalece kwestią godzenia i
łączenia przeciwieństw, \e bardzo nieliczni ludzie posiadają umysły dostatecznie bystre i
bezstronne, by mogli do tego dopasowania choć w przybli\eniu poprawnie doprowadzić i
musi ono być wynikiem zaciekłych starć między bojownikami walczącymi pod wrogimi
sztandarami. Jeśli w którejkolwiek z tych wielkich właśnie wymienionych spornych kwestii
jedna z tych dwóch opinii ma większe prawo od drugiej nie tylko do tolerancji, lecz do
poparcia i zachęty, jest nią ta, która w danym czasie i miejscu uzyskała mniejszość
głosów. Jest to opinia, która reprezentuje w chwili obecnej zaniedbane interesy, tę stronę
ludzkiej pomyślności, której grozi niebezpieczeństwo otrzymania mniej, ni\ się jej nale\y.
Zdaję sobie sprawę z tego, \e w kraju naszym toleruje się ró\nice opinii w większości
tych przedmiotów. Przytaczam je w celu wykazania za pomocą uznanych i licznych
przykładów powszechności faktu, \e w obecnym stanie ludzkiego intelektu tylko
ró\norodność opinii daje szansę uczciwego zbadania wszystkich stron prawdy. Gdy
znajdują się osoby, które czynią wyłom w pozornej jednomyślności świata w jakimkolwiek
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 12 z 22
przedmiocie, jest zawsze prawdopodobne - nawet jeśli świat ma słuszność - \e oponenci
mają coś na swoją obronę i \e prawda straciłaby coś przez ich milczenie. (...)
Uznaliśmy zatem, \e wolność opinii i jej wyra\ania jest konieczna dla duchowego
szczęścia ludzkości (od którego wszelka inna jej pomyślność zale\y) z czterech
odrębnych powodów, które teraz w krótkości streścimy.
Po pierwsze, jeśli zmuszamy jakąś opinię do milczenia, nie mo\emy być pewni, \e nie
jest ona prawdziwa. Zaprzeczać temu oznacza zakładać swoją własną nieomylność.
Po drugie, choćby opinia, której kazano zamilknąć, była błędem, mo\e ona zawierać i
zwykle zawiera cząstkę prawdy. Poniewa\ ogólna lub panująca opinia w jakimkolwiek
przedmiocie rzadko lub nigdy nie jest całą prawdą, reszta prawdy mo\e do nas dotrzeć
tylko dzięki kolizji między przeciwnymi opiniami.
Po trzecie, nawet jeśli przyjęta opinia jest całkowicie prawdziwa, lecz nie mo\e ścierpieć,
by ktoś ją mocno i powa\nie zwalczał, będzie wyznawana przez większość tych, którzy ją
przyjmują, podobnie jak przesąd, bez głębokiego zrozumienia lub odczucia jej
uzasadnienia. I nie koniec na tym, lecz po czwarte, znaczenie samej doktryny zaginie lub
osłabnie i utraci swój \ywotny wpływ na postępowanie i charakter; dogmat stanie się
czczą formalnością i zamiast skłaniać do dobrego, będzie tylko zajmować miejsce, nie
dopuszczając do rozwijania się rzeczywistych i gorących przekonań wyrosłych z rozumu
lub osobistego doświadczenia. (...)
Rozdział III
O indywidualności jako jednym z elementów dobrobytu
Przedstawiliśmy powody nakazujące dbać o to, by ludzie mogli swobodnie wyrabiać
sobie poglądy i wyra\ać je bez niedomówień, oraz zgubne skutki wynikające dla
intelektualnej a przez to i moralnej natury człowieka gdy ta swoboda nie jest zapewniona
lub gdy walczy się o nią wbrew istniejącym zakazom. Zbadajmy teraz, czy te same
powody nie wymagają, by ludzie mogli działać zgodnie ze swymi opiniami - wprowadzać
je w \ycie bez przeszkody moralnej lub fizycznej ze strony swoich bliznich, dopóki robią
to na własne ryzyko. To ostatnie zastrze\enie jest naturalnie niezbędne. Nikt nie
utrzymuje, \e czyny powinny korzystać z tej samej swobody co opinie. Przeciwnie, nawet
opinie tracą swoje przywileje, gdy są wyra\ane w takich okolicznościach, \e stają się
zachętą do szkodliwego czynu. (...) Ze względu na niedoskonały stan ludzkości zarówno
po\yteczną jest rzeczą, by istniały ró\ne opinie, jak i rozmaite sposoby \ycia, by
zostawiano ró\norodnym charakterom wolne pole, pod warunkiem niewyrządzania
bliznim krzywdy; i by wartość ró\nych trybów \ycia uwidoczniła się w praktyce, gdy ktoś
uwa\a za stosowne je wypróbować. Krótko mówiąc, jest rzeczą po\ądaną, by
indywidualność przejawiała się w sprawach, które nie dotyczą przede wszystkim innych.
Tam gdzie regułą postępowania nie jest własny charakter, lecz tradycje lub zwyczaje
innych ludzi, brak jednego z głównych składników ludzkiego szczęścia i najwa\niejszego
składnika indywidualnego i społecznego postępu.
Największą trudnością, jaką spotykamy przy wysuwaniu tej zasady, nie jest ocena
środków prowadzących do uznanego celu, lecz obojętność ludzi dla samego celu. Gdyby
rozumiano, \e swobodny rozwój indywidualności jest jednym z zasadniczych składników
dobrobytu; \e jest to nie tylko element współrzędny z tym wszystkim, co nazywamy
cywilizacją, wykształceniem, wychowaniem i kulturą, lecz tak\e niezbędna część i
warunek tych rzeczy, nie byłoby niebezpieczeństwa zlekcewa\enia wolności i nie
przedstawiałoby wielkiej trudności wyznaczenie granicy między nią a kontrolą społeczną.
Ale zło tkwi w tym, \e zwykły sposób myślenia nie uznaje wewnętrznej wartości
indywidualnej samorzutności i nie ma dla niej \adnych względów. Większość jest
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 13 z 22
zadowolona z dzisiejszych metod postępowania ludzkości (gdy\ są one jej dziełem) i nie
mo\e pojąć, dlaczego by te metody nie miały być dostatecznie dobre dla ka\dego; a
ponadto samorzutność nie wchodzi w skład ideału większości reformatorów moralnych i
społecznych, dla których jest raczej przedmiotem podejrzliwości jako kłopotliwa, a mo\e i
buntownicza przeszkoda do powszechnego przyjęcia tego, co ich zdaniem byłoby
najlepsze dla ludzkości. (...)
Temu, kto pozwala światu lub najbli\szemu otoczeniu uło\yć plan jego \ycia za niego,
potrzebna jest tylko małpia zdolność naśladowania. Ten, kto sam swój plan układa,
rozwija wszystkie swoje zdolności. Musi on obserwować, by widzieć, rozumować i sądzić,
by przewidywać, działać, by zebrać materiały potrzebne do decyzji, rozró\niać, by móc
decydować, a gdy się zdecydował, zachować stałość i panowanie nad sobą, by trzymać
się przemyślanej decyzji. A im częściej kieruje się w swoim postępowaniu własnym
sądem i uczuciami, tym więcej tych zalet potrzebuje i silniej je rozwija. Mo\na by go
zapewne i bez tego skierować na dobrą drogę i uchronić od szwanku; lecz ile wart będzie
jako człowiek? Wa\ne jest nie tylko to, co ludzie czynią, ale tak\e jacy są ci ludzie.
Spośród dzieł, na doskonaleniu i upiększaniu których ludzie słusznie spędzają \ycie,
najdonioślejszym jest z pewnością sam człowiek. Przypuśćmy, \e byłoby mo\liwe
budować domy, uprawiać zbo\e, staczać bitwy, sądzić sprawy, a nawet wznosić kościoły
i odmawiać modlitwy za pomocą automatów mających postać ludzką. Ponieślibyśmy
znaczną stratę, gdybyśmy wymienili na te automaty nawet mę\czyzn i kobiety
zamieszkujących dzisiaj bardziej cywilizowane rejony świata i będących na pewno
niedoskonałymi okazami tego, co natura mo\e i chce stworzyć. Natura ludzka nie jest
maszyną zbudowaną według modelu i postawioną do wykonywania wyznaczonej pracy,
lecz drzewem, które rośnie i rozwija się na wszystkie strony zgodnie z dą\eniem sił
wewnętrznych, które czynią je \ywą istotą. (...)
(...) Kto nie posiada własnych pragnień i popędów, ma tyle charakteru, co maszyna
parowa. Jeśli zaś człowiek posiada popędy nie tylko własne, ale i silne, kierowane silną
wolą, to ma energiczny charakter. Kto sądzi, \e nie nale\y popierać rozwoju
indywidualnych pragnień i popędów, musi tak\e twierdzić, \e społeczeństwo nie
potrzebuje silnych natur, \e nie jest lepsze, gdy liczy wiele silnych charakterów, i \e
wysoki przeciętny poziom energii nie jest po\ądany.
We wczesnych stadiach rozwoju społecznego siły indywidualności mogły istotnie
przewy\szać zdolność społeczeństwa do ich poskramiania i kontrolowania. Był kiedyś
nadmiar pierwiastka indywidualnej samorzutności i zasady społeczne miały z nim cię\ką
walkę. Trudno było wtedy nakłonić ludzi silnych fizycznie lub umysłowo do uległości
względem norm, które \ądały od nich poskramiania swoich popędów. Dla
przezwycię\enia tej trudności prawo i dyscyplina, podobnie jak papie\e walczący z
cesarzami, rościły pretensje do władzy nad całym człowiekiem, do kontrolowania całego
jego \ycia w celu ujęcia w karby jego charakteru, którego społeczeństwo nie umiało w
\aden inny sposób dostatecznie okiełznać. Ale teraz społeczeństwo osiągnęło wyrazną
przewagę nad indywidualnością i naturze ludzkiej nie grozi dziś niebezpieczeństwo
nadmiaru, lecz braku osobistych popędów i skłonności. (...)
Według nauki Kalwina stan taki jest po\ądany, gdy\ samowola jest głównym
wykroczeniem popełnianym przez człowieka. Całe dobro, do którego ludzkość jest
zdolna, mieści się w posłuszeństwie. Nie macie wyboru; musicie działać tak, a nie
inaczej; "co nie jest obowiązkiem, jest grzechem". Poniewa\ natura ludzka jest z gruntu
zepsuta, nie ma dla człowieka odkupienia, póki jej w sobie nie zabije. Dla zwolennika tej
teorii \ycia zagłada ludzkich władz duchowych, zdolności i wra\liwości nie jest złem;
człowiekowi potrzebna jest jedynie zdolność ulegania woli Bo\ej i jeśli nie u\ywa swoich
zdolności wyłącznie w celu skuteczniejszego spełniania tej domniemanej woli, lepiej by
ich nie posiadał. Taka jest teoria kalwinizmu wyznawana w złagodzonej formie przez
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 14 z 22
wielu ludzi nie uwa\ających się za kalwinów; interpretują oni rzekomą wolę Bo\ą mniej
ascetycznie twierdząc, \e Bóg chce, aby ludzie zaspokajali niektóre swoje skłonności,
oczywiście nie w ten sposób, w jaki by pragnęli, lecz na drodze posłuszeństwa - to
znaczy w sposób przepisany im przez zwierzchność, a zatem z konieczności jednakowy
dla wszystkich. (...)
Ludzkie istoty stają się szlachetnym i pięknym przedmiotem rozmyślania nie dzięki
zacieraniu wszystkich przymiotów indywidualnych w celu ich ujednostajnienia, lecz dzięki
ich doskonaleniu i u\ywaniu w granicach wyznaczonych przez prawa i interesy innych; a
poniewa\ dzieła odzwierciedlają charakter swoich twórców, ludzkie \ycie wskutek tego
samego procesu wzbogaca się, urozmaica i o\ywia, dostarczając większej obfitości
materiału do wzniosłych myśli, uszlachetniając uczucia i wzmacniając węzły łączące
ka\dą jednostkę z rodzajem ludzkim przez nadanie mu nieskończenie większej wartości.
(...)
(...) Nikt nie zaprzeczy, \e oryginalność jest cennym czynnikiem w ludzkich sprawach.
Zawsze potrzebne są osoby, które by nie tylko odkrywały nowe prawdy i wykazywały, \e
to, co było niegdyś prawdą, ju\ nią być przestało, lecz tak\e stosowały nowe metody i
dawały przykład mądrzejszego postępowania, lepszego gustu i większego rozsądku w
swoim trybie \ycia. Kto by się temu sprzeciwiał, musiałby wierzyć, \e świat doprowadził
ju\ wszystkie swoje zwyczaje i metody do stanu najwy\szej doskonałości. Nie ka\dy
mo\e wprawdzie wyświadczyć to dobrodziejstwo; w porównaniu z całą ludzkością mamy
tylko garstkę osób, których doświadczenia, w razie przyjęcia ich przez innych, byłyby
ulepszeniem ustalonej praktyki. Ale ta garstka jest solą ziemi; bez niej \ycie ludzkie
stałoby się nieruchomym stawem. (...) Osoby genialne stanowią wprawdzie i zawsze
będą stanowić drobną mniejszość, ale po to, by je mieć, trzeba zachować glebę, na
której rosną. Geniusz mo\e oddychać swobodnie tylko w atmosferze wolności. Osoby
genialne mają ex vi termini więcej indywidualności od innych ludzi - a zatem trudniej im
dopasować się bez okaleczenia do jednej z nielicznych form, których dostarcza
społeczeństwo swoim członkom, aby zaoszczędzić im trudu kształtowania własnego
charakteru. (...)
(...) Oryginalność jest jedyną rzeczą, której u\yteczności nie mogą pojąć nieoryginalne
umysły. (...)
Prawdę mówiąc, mimo hołdów składanych słowem i czynem prawdziwej lub rzekomej
wy\szości, wszystko dą\y do tego, by mierność panowała nad światem. (...) Dzisiaj
jednostka gubi się w tłumie. (...) Ci, których opinie znane są pod nazwą opinii publicznej,
nie zawsze nale\ą do tej samej warstwy społecznej; w Ameryce jest to cała ludność
biała; w Anglii głównie klasa średnia. Ale są to zawsze masy - to znaczy zbiorowa
miernota. Większą jeszcze nowością jest fakt, \e masy nie przejmują teraz swoich opinii
od dygnitarzy kościoła lub państwa, od ludzi uchodzących za przywódców lub z ksią\ek.
Myślą za nich podobni im ludzie, którzy zwracają się do nich lub przemawiają w ich
imieniu pod wra\eniem chwili za pośrednictwem gazet. (...) śaden rząd utworzony przez
demokrację lub liczną arystokrację nie wzniósł się nigdy ani wznieść się nie mógł ponad
mierność, czy to w swoich czynach politycznych, czy w popieranych przez siebie
opiniach, zaletach i postawach umysłu, chyba w tej mierze, w jakiej suwerenna Mnogość
ulegała wpływowi rad (i w najszczęśliwszych okresach zawsze tak czyniła) bardziej
utalentowanego lub wykształconego Jednego lub Nielicznych. Inicjatywa wszystkiego co
mądre lub szlachetne wychodzi i musi wychodzić od jednostek; zazwyczaj najpierw od
jednej jednostki. Przeciętny człowiek widzi swój zaszczyt i chwałę w tym, \e jest zdolny
pójść za tą inicjatywą, \e mądre i szlachetne rzeczy znajdują w nim oddzwięk i \e dą\y
do nich świadomie. Nie popieram tego rodzaju "czci dla bohaterów", która oklaskuje
silnego i genialnego człowieka, gdy zagarnia on siłą władzę nad światem i ka\e ludziom
wbrew ich własnej woli spełniać jego rozkazy. Bohaterowi wolno \ądać tylko prawa do
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 15 z 22
wskazywania drogi. Zmuszanie innych do wejścia na tę drogę nie tylko jest sprzeczne ze
swobodą i rozwojem innych ludzi, ale tak\e demoralizuje samego silnego człowieka. (...)
(...) Ludzkie istoty nie są stadem owiec; a nawet owce nie są zupełnie jednakowe. (...)
Ten sam tryb \ycia jest dla jednego człowieka zdrową podnietą utrzymującą wszystkie
jego zdolności działania i u\ywania w najlepszym stanie, podczas gdy dla drugiego jest
nieznośnym cię\arem, który przytłacza i mia\d\y całe \ycie wewnętrzne. (...)
(...) Te dą\enia naszych czasów skłaniają publiczność bardziej ni\ w poprzednich
wiekach do zalecania ogólnych zasad postępowania i do \ądania, by ka\dy zastosował
się do przyjętej normy. A normą tą, wyraznie określoną lub domniemaną, jest brak
wszelkich silnych pragnień. Jej ideałem charakteru jest nie mieć wybitnego charakteru;
okaleczyć za pomocą ucisku (...) ka\dą część natury ludzkiej, która wybija się na wierzch
i niedwuznacznie odró\nia daną osobę od zwykłego gminu. (...)
(...) Odstraszającym przykładem mogą być dla nas Chiny  naród utalentowany, a pod
pewnymi względami nawet mądry, dzięki rzadkiemu szczęściu, które go wcześnie
obdarzyło szczególnie dobrym kodeksem zwyczajowym, dziełem ludzi, których
najbardziej oświecony Europejczyk musi uznać, z pewnymi zastrze\eniami, za mędrców i
filozofów. Chińczycy są godni uwagi równie\ ze względu na swoje doskonałe urządzenia
do wpajania ka\demu członkowi społeczeństwa, o ile to mo\liwe, największej mądrości,
jaką posiadają i do zapewniania tym, którzy jej najwięcej zdobyli, zaszczytnych i
wysokich stanowisk. Ludzie, którzy tego dokazali, odkryli zapewne tajemnicę ludzkiego
postępu i musieli zawsze przodować całemu światu? Przeciwnie, stanęli w miejscu i stoją
tak od tysięcy lat, a jeśli posuną się kiedy dalej, będą to zawdzięczać cudzoziemcom.
Chińczykom udało się nadspodziewanie osiągnąć to, nad czym tak pilnie pracują
angielscy filantropowie  wszyscy ludzie są podobni do siebie, wszyscy kierują się w
myślach i postępowaniu tymi samymi maksymami i przepisami; i widzimy, jakie są
owoce. Nowoczesny regime opinii publicznej jest nieskrystalizowaną formą tego, co u
Chińczyków jest zorganizowanym systemem wychowawczym i politycznym; a jeśli
indywidualność nie zdoła zrzucić tego jarzma, Europa mimo swej pięknej przeszłości i
swego chrześcijaństwa stanie się drugimi Chinami.
Co uchroniło dotąd Europę od tego losu? Co uczyniło europejską rodzinę ludów
postępową, a nie stojącą w miejscu częścią ludzkości? Nie jakaś wy\szość, która jeśli
istnieje, to jest skutkiem, a nie przyczyną; lecz godna uwagi ró\norodność charakteru i
kultury. (...) Moim zdaniem, Europa zawdzięcza cały swój wszechstronny postęp tej
mnogości dróg. Ale wpływ tego dobrodziejstwa zaczyna ju\ słabnąć. Europa zbli\a się
wyraznie do chińskiego ideału upodobnienia wszystkich ludzi do siebie. (...) Stosunkowo
biorąc, czytają oni teraz te same rzeczy, słuchają tych samych rzeczy, widzą te
same rzeczy, odwiedzają te same miejsca, kierują swoje nadzieje i obawy w tę samą
stronę, mają te same prawa i swobody i te same środki do ich ugruntowania. (...) W
miarę jak niweluje się stopniowo wy\yny społeczne, które pozwalały stojącym na nich
osobom nie zwa\ać na opinię tłumu; w miarę jak sama myśl opierania się wyraznie
wyra\onej woli ogółu przestaje przychodzić do głowy praktycznym politykom, znika
wszelkie społeczne poparcie dla odmiennych poglądów - jakakolwiek istotna siła
społeczna, która by się przeciwstawiła przewadze liczby i wzięła w opiekę opinie i
dą\enia niezgodne z opinią i dą\eniami ogółu.
(...) Jeśli prawa indywidualności mają być kiedykolwiek uznane, musi się to stać dzisiaj,
gdy wiele jeszcze brakuje do uzupełnienia wymuszonej monotonii. Jedynie w tych
początkowych fazach mo\na stawić skuteczny opór jej zalewowi. śądanie, by wszyscy
ludzie byli do siebie podobni, staje się coraz natarczywsze, gdy mu dogadzamy. Jeśli
zaczekamy z oporem, póki \ycie nie zostanie ograniczone prawie do jednego
niezmiennego wzoru, to wszelkie odchylenia od tego wzoru będą w końcu uwa\ane za
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 16 z 22
bezbo\ne, niemoralne, a nawet potworne i przeciwne naturze. Ludzkość szybko staje się
niezdolna do pojmowania ró\norodności, jeśli przez jakiś czas odzwyczaiła się od jej
widoku.
Rozdział IV
O granicach władzy społeczeństwa nad jednostką
Jaka\ więc jest właściwa granica suwerennej władzy jednostki nad sobą? Gdzie zaczyna
się władza społeczeństwa? Jaka część \ycia ludzkiego winna podlegać indywidualności,
a jaka społeczeństwu? (...)
Choć społeczeństwo nie opiera się na umowie i zmyślanie umowy w celu wyprowadzenia
z niej obowiązków społecznych do niczego nie prowadzi, ka\dy kto pozostaje pod opieką
społeczeństwa, winien mu odpłacić za to dobrodziejstwo, a sam fakt \ycia w gromadzie
wymaga, by ka\dy musiał przestrzegać pewnych prawideł postępowania wobec
pozostałych ludzi. Postępowanie to polega po pierwsze na tym, aby ludzie nie naruszali
nawzajem swoich interesów lub raczej tych interesów, które na mocy zastrze\eń
prawnych lub milczącego porozumienia nale\y uwa\ać za prawa, a po drugie na tym, by
ka\da osoba miała swój udział (ustalony na jakiejś słusznej podstawie) w pracach i
ofiarach potrzebnych dla obrony społeczeństwa lub jego członków przed krzywdą i
napastowaniem. Społeczeństwo ma prawo bezwzględnego narzucania tych warunków
tym, którzy usiłują je złamać. (...) Nie ma jednak okazji do podnoszenia takiej kwestii, gdy
postępowanie człowieka wpływa wyłącznie na jego własne interesy lub mo\e wpływać na
interesy innych tylko za ich pozwoleniem (oczywiście wszystkie osoby zainteresowane
muszą być pełnoletnie i przeciętnie rozsądne). We wszystkich takich wypadkach powinno
się mieć całkowitą prawną i społeczną swobodę dokonywania czynu i ponoszenia jego
konsekwencji.
Zrozumielibyśmy bardzo zle tę doktrynę, gdybyśmy przypuszczali, \e jest ona wyrazem
samolubnej obojętności, która utrzymuje, \e człowieka nie powinno obchodzić
postępowanie jego bliznich i \e wolno mu się troszczyć o ich dobro tylko wtedy, gdy to
jest w jego własnym interesie. (...) Ludzie winni pomagać sobie nawzajem w
odró\nianiu rzeczy lepszych i gorszych i udzielać sobie zachęty do wybierania
pierwszych a unikania drugich. Powinni oni stale pobudzać się wzajemnie do gorliwszego
ćwiczenia swoich duchowych zdolności i wytrwalszego obierania za cel swoich uczuć i
dą\eń rozumnych, a nie głupich, wzniosłych, a nie nikczemnych przedmiotów i
zamierzeń. Ale ani jedna osoba, ani pewna liczba osób nie ma prawa powiedzieć innej
dojrzałej ludzkiej istocie, \e nie wolno jej robić ze sobą dla swego własnego dobra, co się
jej \ywnie podoba. (...) Inni mogą dawać mu, a nawet narzucać, rady przydatne do
wyrobienia sobie sądu i napomnienia mające wzmocnić jego wolę; lecz on sam
rozstrzyga ostatecznie. Wszystkie błędy, jakie mógłby popełnić wbrew uwagom i
ostrze\eniom, wa\ą mniej od krzywdy, jaka go spotyka, gdy pozwalamy innym zmuszać
go do tego, co uwa\ają za jego dobro. (...)
Utrzymuję, \e niedogodności nieodłączne od nieprzychylnego sądu innych są jedyną
karą, której człowiek powinien podlegać za tę część swego postępowania i charakteru,
która dotyczy jego własnego dobra, lecz nie wpływa na interesy innych osób
pozostających z nim w stosunkach. Postępki krzywdzące innych wymagają zupełnie
innego traktowania. (...) Złe skutki jego czynów spadają wówczas nie na niego, lecz na
innych i społeczeństwo jako obrońca wszystkich swoich członków musi wziąć na nim
odwet; musi mu sprawie ból za karę i postarać się, by ta kara była dostatecznie surowa.
W tym wypadku jest on winowajcą stojącym przed naszymi kratkami sądowymi, a my
mamy nie tylko go osądzić, ale i w tej czy innej formie wykonać nasz wyrok (...).
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 17 z 22
Wiele osób nie zgodzi się uznać wykazanej tutaj ró\nicy między tą częścią \ycia
człowieka, która tylko jego samego dotyczy i tą, która dotyczy innych. W jaki sposób
(mogą one zapytać) mo\e jakakolwiek część postępowania członka społeczeństwa być
obojętna dla innych członków? śaden człowiek nie jest całkiem odosobnioną istotą; nie
mo\e on szkodzić sobie stale i powa\nie bez wyrządzania szkody swoim bliskim
krewnym a często i dalszemu otoczeniu. Jeśli rujnuje swój majątek, szkodzi tym, którzy
pośrednio lub bezpośrednio się z niego utrzymywali i uszczupla zwykle w większym lub
mniejszym stopniu zasoby ogółu. Jeśli osłabia swoje fizyczne lub duchowe zdolności, nie
tylko wyrządza wiele złego wszystkim tym, których szczęście choć w pewnej mierze od
niego zale\ało, ale staje się tak\e niezdolnym do oddawania bliznim zwykłych usług;
będzie mo\e cię\arem, którym się obarczą z przywiązania lub \yczliwości; a gdyby takie
postępowanie często się zdarzało, \adne chyba inne przekroczenie nie zmniejszałoby
szybciej ogólnej sumy dobra. Wreszcie jeśli nawet przywary i szaleństwa jakiejś osoby
nie szkodzą bezpośrednio innym, niemniej (mogą powiedzieć) działa ona zgubnie swym
przykładem i powinniśmy ją zmusić do opanowania się ze względu na tych, których widok
jej postępowania lub wiadomość o nim mogłaby zepsuć lub wprowadzić na złą drogę.
A nawet (dodadzą) jeśliby następstwa złego postępowania mogły spadać wyłącznie na
występną i bezmyślną jednostkę, czy\ społeczeństwo winno pozostawić kierowanie
swoim \yciem tym, którzy są widocznie do tego niezdolni? Jeśli dzieciom i małoletnim
bezsprzecznie nale\y się ochrona przed nimi samymi, czy\ społeczeństwo nie jest
równie\ obowiązane chronić tak samo osoby dojrzałe, które tak\e nie umieją panować
nad sobą? Jeśli szulerka, pijaństwo, rozpusta, pró\niactwo lub niechlujność tak samo
zatruwają szczęście i hamują postęp, jak wiele lub większość czynów zakazanych przez
prawo, dlaczegó\ (mogą zapytać) prawo nie miałoby dą\yć do powściągania tak\e i tych
przywar w sposób mo\liwie najpraktyczniejszy i dla społeczeństwa najdogodniejszy? (...)
Przyznaję w zupełności, \e krzywda, jaką ktoś sobie wyrządza, mo\e się powa\nie odbić
zarówno na uczuciach jak interesach jego bliskich, a w mniejszym stopniu i na całym
społeczeństwie. Gdy postępowanie tego rodzaju doprowadza kogoś do złamania
wyraznie oznaczonego obowiązku względem innej osoby lub osób, wypadek taki
przestaje się zaliczać do kategorii czynów egotycznych i staje się przedmiotem nagany
moralnej, we właściwym znaczeniu tego słowa. (...) Nikt nie powinien być karany po
prostu za pijaństwo, lecz \ołnierz lub policjant, który się upił w czasie słu\by, musi
ponieść karę. Gdy tylko, krótko mówiąc, stwierdzamy określoną szkodę lub wyrazne jej
ryzyko czy to dla jednostki, czy dla społeczeństwa, przenosimy taki wypadek z dziedziny
wolności w dziedzinę moralności lub prawa.
Gdy jednak chodzi o przypadkowe lub, jak mo\emy je nazwać, pośrednie krzywdy
wyrządzane społeczeństwu przez człowieka, którego postępowanie nie łamie \adnego
specjalnego obowiązku względem ogółu, ani nie przynosi widocznego uszczerbku
nikomu poza nim samym, społeczeństwo mo\e się z tą niedogodnością pogodzić przez
wzgląd na większe dobro: ludzką wolność. (...) Jeśli społeczeństwo pozwala, by znaczna
liczba jego członków wyrastała jedynie na dorosłe dzieci, które nie umieją kierować się
przemyślanymi motywami, samo zasługuje na naganę za konsekwencje. (...)
(...) Wielu ludzi uwa\a wszelkie postępowanie budzące w nich niesmak za wyrządzoną
im krzywdę i za obrazę ich uczuć. Przypominają oni bigota, który gdy go oskar\ają o
lekcewa\enie uczuć religijnych innych ludzi, odpowiada, \e tamci lekcewa\ą jego
uczucia, obstając przy swoim obrzydłym kulcie lub wyznaniu. (...)
Rozwa\my jako pierwszy przykład antypatie, które ludzie \ywią jedynie na tej podstawie,
\e osoby innych wyznań nie przestrzegają ich praktyk religijnych, a w szczególności ich
religijnych zakazów. (...) Przyjrzyjmy się nieco bli\szemu krajowi: większość Hiszpanów
uwa\a, \e jest wielką bezbo\nością, ubli\ającą Najwy\szej Istocie, oddawać Jej cześć w
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 18 z 22
inny sposób ni\ rzymskokatolicki i prawo nie uznaje na ziemi hiszpańskiej \adnego
innego kultu. Ludność całej Europy południowej sądzi, \e \onaci kapłani są nie tylko
niereligijni, ale sprośni, nieskromni, nieokrzesani i wstrętni. Co myślą protestanci o tych
niewątpliwie szczerych uczuciach i o próbach zmuszania niekatolików, by się nimi
kierowali? Jeśli jednak ludzkość jest uprawniona do ograniczania wolności ka\dego
człowieka w rzeczach, które innych ludzi nie dotyczą, to na jakiej podstawie mo\na by
bez popadnięcia w sprzeczność wykluczyć te wypadki? lub kto mo\e ganić ludzi za
pragnienie skasowania czegoś, co ich zdaniem gorszy Boga i ludzi. Nie ma silniejszego
powodu do zakazywania rzekomej niemoralności osobistej ni\ powód, jaki mają do
skasowania wy\ej wymienionych praktyk ci, którzy je za bezbo\ne uwa\ają; a jeśli nie
chcemy uznać logiki prześladowców i powiedzieć, \e mo\emy prześladować innych, bo
mamy słuszność, a im nie wolno prześladować nas, bo nie mają racji, musimy strzec się
przyjęcia zasady, której zastosowanie do nas samych wydałoby się nam krzyczącą
niesprawiedliwością. (...)
(...) Wiadomo, \e zli robotnicy, stanowiący większość pracowników w wielu gałęziach
przemysłu, bronią z całą stanowczością opinii, \e zli robotnicy powinni otrzymywać tę
samą płacę, co dobrzy i \e nikomu nie powinno się pozwolić, aby pracując na akord lub
w inny sposób zarabiał dzięki swej zręczności lub pracowitości więcej od innych. Stosują
oni presję moralną, która przechodzi czasem w fizyczną, aby odstraszyć zręcznych
robotników od przyjmowania, a przedsiębiorców od dawania, większego wynagrodzenia
za po\yteczniejsze usługi. (...)
Pod pretekstem zapobiegania pijaństwu prawo zakazuje ludności jednej angielskiej
kolonii i prawie połowy Stanów Zjednoczonych u\ywania wszelkich trunków, chyba w
celach leczniczych, gdy\ zakaz ich sprzeda\y jest faktycznie, jak to było zamierzone,
zakazem ich u\ywania. (...)
Innym wa\nym przykładem nieprawnego ograniczenia słusznej wolności jednostki, nie
będącego grozbą lecz triumfującym faktem, jest prawodawstwo przeciw gwałceniu dni
świątecznych. (...)
Rozdział V
Zastosowania
Zasady wysunięte na tych kartach muszą być uznane za podstawę do roztrząsania
szczegółów, zanim będzie mo\na przystąpić do skutecznego i konsekwentnego ich
zastosowania we wszystkich dziedzinach administracji państwowej i moralności. (...)
Zasady te głoszą, po pierwsze, \e jednostka nie jest odpowiedzialna przed
społeczeństwem za czyny, które wyłącznie jej dotyczą. Rady, pouczenia, przekonywanie
i unikanie jej, jeśli inni ludzie uznają to za konieczne ze względu na ich własne dobro, są
jedynymi środkami, za pomocą których społeczeństwo mo\e całkiem słusznie wyra\ać
swoją ujemną opinię o ich postępowaniu. Po drugie, \e jednostka jest odpowiedzialna za
czyny szkodzące interesom drugich i mo\e ponieść społeczną lub prawną karę, jeśli
społeczeństwo uzna, \e jedna lub druga jest potrzebna do jego ochrony.
(...) W wielu wypadkach jednostka dą\ąca do słusznego celu wyrządza z konieczności a
przeto zgodnie z prawem przykrość lub szkodę innym lub uprzedza ich w osiągnięciu
korzyści, których mogli się spodziewać. Takie kolizje między interesami jednostek
wynikają często ze złych urządzeń społecznych, lecz nie mo\na ich uniknąć, póki te
urządzenia istnieją; a niektóre z nich są nieuniknione przy wszelkich urządzeniach. Kto
zwycię\a konkurentów w jakimś zawodzie lub na konkursowym egzaminie; kto uzyskuje
pierwszeństwo przed innym w walce o przedmiot, którego dwóch pragnie, odnosi korzyść
kosztem drugich, kosztem ich daremnych wysiłków i zawiedzionych nadziei. Lecz
wszyscy uznają, \e lepiej jest dla ludzkości, by jednostki dą\yły do swoich celów bez
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 19 z 22
względu na tego rodzaju konsekwencje. Innymi słowy, społeczeństwo nie przyznaje
zawiedzionym konkurentom \adnego ustawowego lub moralnego prawa do uniknięcia
tych przykrości i czuje się w obowiązku interweniować tylko wtedy, gdy dla odniesienia
sukcesu u\yto środków, które nie mogą być dozwolone jako sprzeczne z interesami
ogółu - a mianowicie oszustwa, zdrady lub gwałtu.
Dalej, handel jest czynnością społeczną. Kto podejmuje się publicznej sprzeda\y
jakichkolwiek towarów, wpływa tym samym na interesy innych osób i społeczeństwa w
ogóle; a zatem postępowanie jego nale\y w zasadzie do jurysdykcji społeczeństwa;
zgodnie z tym uwa\ano dawniej za obowiązek rządów ustalanie cen i regulowanie płac
przemysłowych we wszystkich wa\niejszych wypadkach. Obecnie uznaje się jednak,
choć dopiero po długiej walce, \e najskuteczniejszym środkiem zapewnienia sobie
zarówno tanich jak dobrych towarów jest pozostawienie producentom i sprzedawcom
zupełnej swobody, którą hamuje jedynie okoliczność, \e nabywcy mogą się swobodnie
zaopatrywać gdzie zechcą. Jest to tak zwana doktryna wolnego handlu, która opiera się
na odmiennych podstawach ni\ głoszona w niniejszej rozprawie zasada wolności
jednostki, choć podstawy te są równie mocne. (...)
(...) Nierząd na przykład i gry hazardowe muszą być tolerowane; ale czy komuś powinno
być wolno pośredniczyć w nierządzie lub utrzymywać dom gry? Jest to jeden z tych
wypadków, które le\ą na samej linii rozgraniczającej dwie zasady i nie widać od razu,
która z nich się do niego stosuje. Obie strony wysuwają swoje argumenty. Na korzyść
tolerancji mo\na powiedzieć, \e fakt uprawiania czegoś zawodowo i czerpania z tego
zródła środków utrzymania lub zysku nie mo\e uczynić przestępstwem tego, co w
przeciwnym razie byłoby dopuszczalne; \e jakaś czynność powinna być albo
bezwarunkowo dozwolona, albo bezwarunkowo zakazana; \e jeśli zasady, których
broniliśmy dotąd, są prawdziwe, to uznawanie za złe czegoś, co dotyczy wyłącznie
jednostki, nie jest rzeczą społeczeństwa jako społeczeństwa; \e mo\e ono tylko
odradzać i \e jednej osobie tak samo powinno być wolno doradzać, jak drugiej odradzać.
W przeciwieństwie do tego mo\na utrzymywać, \e choć ogół lub państwo nie są
upowa\nione do wyrokowania w celach represyjnych lub karnych, czy takie albo inne
postępowanie wpływające tylko na interesy jednostki jest dobre lub złe, mają one jednak
wszelkie prawo sądzić, jeśli poczytują je za złe, \e charakter jego jest kwestią sporną; a
jeśli to przypuścimy; nie mogą one działać niesłusznie, usiłując wykluczyć wpływ
interesownych zaproszeń oraz namowy osób, które nie mogą być bezstronne - które we
własnym bezpośrednim interesie przechylają się na jedną stronę i właśnie na stronę
uwa\aną przez państwo za niewłaściwą, jawnie ją popierając w celach wyłącznie
osobistych. Mo\na podkreślić, \e nic na tym nie stracimy i nie poświęcimy \adnej
korzyści, jeśli urządzimy rzeczy w ten sposób, \e ka\dy uczyni rozsądny lub nierozsądny
wybór z własnego natchnienia, uwolniony o ile mo\ności od sztuczek osób
pobudzających jego skłonności w interesownych celach. Tak więc (mo\na powiedzieć),
choć ustawy o nieprawnych grach hazardowych nie dają się obronić - choć ka\demu
powinno być wolno oddawać się tym grom we własnym lub obcym domu, albo w miejscu
urządzonym za składkowe pieniądze, do którego wstęp mają tylko członkowie i goście -
jednak publiczne domy gry powinny być zakazane. Zakaz ten co prawda nigdy nie jest
skuteczny i gdybyśmy obdarzyli policję najbardziej rozległą tyrańską władzą, domy gry
mogłyby zawsze być pod ró\nymi pretekstami utrzymywane; lecz mogłyby być zmuszone
do funkcjonowania po cichu i w tajemnicy, tak aby wiedzieli o nich jedynie ci, którzy ich
szukają; niczego więcej społeczeństwo nie powinno mieć na celu. (...)
(...) państwo powinno nakładać podatki na towary, bez których konsumenci najłatwiej
mogą się obejść; i a fortiori, wybierać przede wszystkim te, których nadmierne u\ywanie
jest niewątpliwie szkodliwe. Opodatkowanie więc napojów wyskokowych a\ do punktu,
który przynosi największy dochód (przypuściwszy, \e państwo całego tego dochodu
potrzebuje) jest nie tylko dopuszczalne, ale i chwalebne.
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 20 z 22
Na zapytanie, czy sprzeda\ tych towarów ma być mniej lub więcej wyłącznym
przywilejem, musimy ró\nie odpowiedzieć zale\nie od celu tego ograniczenia. Wszystkie
miejsca publiczne powinny być pod nadzorem policji, a w szczególności miejsca tego
rodzaju, poniewa\ najłatwiej dochodzi w nich do wykroczeń przeciw społeczeństwu.
Nale\y więc nadawać prawo sprzedawania tych towarów (przynajmniej do konsumpcji na
miejscu) jedynie osobom znanym z nienagannego prowadzenia się lub mającym
odpowiednią porękę; wydawać takie przepisy dotyczące godzin otwierania i zamykania,
jakie mogą być potrzebne w celu nadzoru a tak\e odbierać licencję, jeśli spokój publiczny
jest stale zakłócany dzięki pobła\aniu lub niedołęstwu gospodarza lub jeśli jego zakład
staje się miejscem schadzek dla osób planujących i przygotowujących wykroczenia
przeciw prawu. Wszelkie dalsze ograniczenia są, moim zdaniem, w zasadzie
nieusprawiedliwione. (...)
(...) Zarzuty słusznie wytaczane przeciw wychowaniu kierowanemu przez państwo nie
stosują się do państwowego przymusu nauczania, lecz do obejmowania przez państwo
kierownictwa, co jest zupełnie inną rzeczą. Odradzam zło\enia całości lub du\ej części
wychowania narodu w ręce państwa równie stanowczo jak ktokolwiek inny. Wszystko, co
było powiedziane o znaczeniu indywidualności charakteru i ró\norodności opinii oraz
sposobów postępowania, pociąga za sobą jako rzecz równie doniosłą i rozmaitość
wychowania. Ogólne wychowanie państwowe jest po prostu sposobem kształtowania
ludzi na tę samą modłę; a poniewa\ forma, którą im się nadaje, odpowiada \yczeniom
panującego rządu, czy będzie on w rękach monarchy, czy kapłanów, arystokracji lub
większości \yjącego pokolenia, daje to w rezultacie, proporcjonalnie do jego sprawności i
sukcesów, despotyczną władzę nad umysłem prowadzącą w naturalny sposób do
zawładnięcia ciałem. Jeśli wychowanie wprowadzane i kontrolowane przez państwo ma
istnieć w ogóle, to tylko jako jeden z wielu współzawodniczących eksperymentów
będących dla innych przykładem i podnietą do utrzymania się na pewnym stopniu
doskonałości. Chyba \e społeczeństwo jest w samej rzeczy tak zacofane, \e nie mo\e
lub nie chce wytworzyć dla siebie odpowiednich instytucji wychowawczych, o ile rząd się
tego nie podejmie; wtedy istotnie rząd powinien, wybierając mniejsze z dwojga złego,
zająć się zakładaniem szkół i uniwersytetów, podobnie jak to czyni ze spółkami
akcyjnymi, gdy przedsiębiorstwa prywatne, które by mogły wykonać wielkie prace
przemysłowe, nie powstały jeszcze w danym kraju. Na ogół jednak jeśli kraj posiada
dostateczną liczbę osób mających kwalifikacje do nauczania pod zwierzchnictwem
rządu, te same osoby mogłyby równie dobrze nauczać przy zastosowaniu zasady
dobrowolności, gdyby miały zapewnione wynagrodzenie dzięki prawu o przymusie
nauczania połączonemu z pomocą państwową dla osób nie będących w stanie pokryć
jego kosztów.
Środkiem do wprowadzenia tego prawa w \ycie mogłyby być tylko egzaminy publiczne
dla wszystkich dzieci, zaczynając od wczesnego wieku. Mo\na by ustalić wiek, w którym
ka\de dziecko musi być poddane egzaminowi z czytania. Jeśli się oka\e, \e dziecko nie
umie czytać, mo\na by ojca nie mającego dostatecznego usprawiedliwienia ukarać
niewielką grzywną, którą w razie potrzeby odrobiłby swoją pracą, a dziecko umieścić w
szkole na jego koszt. Egzaminy powinno się wyznaczać co rok, rozszerzając stopniowo
zakres przedmiotów, tak aby zdobycie, a co więcej zachowanie w pamięci, pewnego
minimum całej wiedzy przez ogół stało się faktycznie przymusowe. Powy\ej tego
minimum powinno się urządzać dobrowolne egzaminy ze wszystkich przedmiotów i
wszyscy, którzy by wykazali pewien stopień biegłości, mogliby \ądać odpowiedniego
świadectwa. Aby uniknąć niewłaściwego wpływu państwa na opinie za pomocą tych
urządzeń, powinno się ograniczyć wiedzę wymaganą do zdania egzaminu (poza czysto
techniczną częścią wiedzy jak, na przykład znajomość języków), nawet przy wy\szych
egzaminach, wyłącznie do faktów i nauk ścisłych. Egzaminy z religii, polityki lub innych
przedmiotów spornych nie powinny się zajmować prawdziwością lub fałszywością opinii,
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 21 z 22
lecz faktem, \e dana opinia jest wyznawana z takich a takich powodów przez tych lub
owych pisarzy czy przez ró\ne szkoły albo kościoły. Przy tym systemie dorastające
pokolenie miałoby równie dobre pojęcie o wszystkich spornych prawdach jak dzisiaj;
wychowywano by młodych ludzi, podobnie jak teraz, na anglikanów lub dysydentów, a
państwo starałoby się tylko, by byli oświeconymi anglikanami lub oświeconymi
dysydentami. (...)
(...) Sam fakt wydania na świat ludzkiej istoty jest jednym z czynów pociągających za
sobą największą odpowiedzialność w ludzkim \yciu. Wzięcie na siebie tej
odpowiedzialności - obdarzenie \yciem, które mo\e stać się przekleństwem lub
błogosławieństwem - jest zbrodnią przeciw tej istocie, o ile nie damy jej przynajmniej
zwykłej szansy zadowalającego istnienia. A w kraju przeludnionym lub zagro\onym
przeludnieniem płodzenie większej liczby dzieci obni\a płace na skutek
współzawodnictwa i jest powa\nym przewinieniem wobec wszystkich \yjących z pracy
swoich rąk. Prawa, które w wielu krajach kontynentu zakazują mał\eństwa, jeśli
zawierające je osoby nie mogą przedstawić dowodu posiadania środków na utrzymanie
rodziny, nie przekraczają uprawnień państwa; a bez względu na to, czy takie prawa są
wskazane (co zale\y głównie od miejscowych warunków i uczuć), nie mo\na się w nich
dopatrzyć pogwałcenia wolności. (...)
(...) W wielu wypadkach, choć jednostki nie załatwią, przeciętnie biorąc, danej sprawy tak
dobrze jak urzędnicy państwowi, niemniej jest po\ądane przekazanie tej sprawy do
zrobienia im nie rządowi w interesie ich własnego wychowania umysłowego - w celu
wzmocnienia ich zdolności działania, wyćwiczenia ich sądu i zapoznania ich ze
sprawami, które im się pozostawia. (...) Kwestia ta nie dotyczy wolności i daleki tylko z
tym przedmiotem ma związek, lecz jest to kwestia rozwoju. Nie będę się w tym miejscu
rozwodzić nad znaczeniem tych rzeczy dla wychowania narodowego; są one w istocie
szkoleniem obywateli, praktyczną częścią politycznego wychowania wolnych ludzi, która
wyrywa ich z ciasnego kręgu osobistego i rodzinnego egoizmu i usposabia do
zrozumienia wspólnych interesów oraz prowadzenia wspólnych spraw - przyzwyczajając
ich do działania ze społecznych lub na wpół społecznych motywów i stawiania sobie
celów, które ludzi łączą, a nie dzielą. Bez tych nawyków i uzdolnień nie da się
wprowadzić ani zachować wolnościowego ustroju, jak o tym świadczy tak często
napotykany przejściowy charakter wolności politycznej w krajach, w których nie opiera się
ona na dostatecznie szerokiej podstawie swobód lokalnych. (...)
(...) najbardziej przekonywającym powodem do ograniczenia interwencji rządu jest
wielkie zło wynikające z niepotrzebnego potęgowania jego władzy. Ka\da funkcja
dodana do tych, które rząd ju\ sprawuje, rozszerza jego wpływ na nasze nadzieje i
obawy i coraz bardziej zmienia czynną i ambitną część społeczeństwa w stronników
rządu lub jakiejś partii dą\ącej do władzy. (...) Zło zaś byłoby tym większe, im sprawniej i
bardziej naukowo skonstruowano by machinę administracji - im umiejętniej dobierano by
do kierowania nią najzdolniejsze ręce i głowy. (...)
(...) We Francji, gdzie znaczna część narodu odbywa słu\bę wojskową a wielu rekrutów
dosługuje się przynajmniej stopnia podoficera, znajduje się w ka\dym ludowym
powstaniu kilka osób zdolnych do objęcia dowództwa i uło\enia naprędce jakiego takiego
planu akcji. Amerykanie wykazują te same zdolności we wszelkiego rodzaju sprawach
cywilnych, co Francuzi w rzeczach wojskowych; ka\da grupa Amerykanów pozostawiona
bez rządu potrafi na poczekaniu utworzyć nowy i kierować tą czy inną publiczną sprawą
inteligentnie, planowo i stanowczo. Ka\dy wolny naród powinien być do tego zdolny; a
naród mający tę zdolność jest pewny swej wolności; nie da się nigdy ujarzmić \adnemu
człowiekowi lub grupie ludzi dlatego tylko, \e mogą oni uchwycić i ściągać cugle rządów
centralnych. śadna biurokracja nie mo\e mieć nadziei, \e skłoni taki naród do wykonania
lub znoszenia czegoś, co mu jest niemiłe. Ale tam, gdzie wszystko się robi za
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 22 z 22
pośrednictwem biurokracji, nie mo\na przeprowadzić niczego, czemu ona jest naprawdę
przeciwna. Konstytucją takich krajów jest zorganizowanie z ludzi doświadczonych i
praktycznych zdyscyplinowanej grupy w celu sprawowania rządów nad resztą narodu; a
im doskonalsza jest ta organizacja, im lepiej się jej uda przyciągnąć i wychować w swoim
duchu najzdolniejszych ludzi ze wszystkich warstw społecznych, tym większą jest
niewola wszystkich, nie wyłączając biurokratów. (...)
(...) Sądzę jednak, \e praktyczną zasadę zapewniającą bezpieczeństwo, ideał, który
nale\y mieć na oku, miarę, którą będziemy przykładać do wszystkich urządzeń mających
tę trudność usunąć, mo\na streścić w następujących słowach: największa
decentralizacja władzy, jaka da się pogodzić ze sprawnością, lecz mo\liwie największa
centralizacja wiedzy i rozpowszechnianie jej przez ten ośrodek. (...)
(...) Wartość państwa na długą metę równa się wartości jednostek, które się na nie
składają; a państwo, które stawia ich rozwój duchowy i uszlachetnienie ni\ej od nieco
lepszej administracji lub tego pozoru jej ulepszenia, który daje wprawa w szczegółowym
załatwianiu spraw; państwo, które pomniejsza swoich obywateli, aby byli posłusznymi
narzędziami w jego rękach, choćby nawet dla dobroczynnych celów - przekona się, \e
nie mo\na dokonać \adnych wielkich rzeczy z małymi ludzmi i \e doskonałość
mechanizmu, dla której wszystko poświęciło, na nic mu się w końcu nie przyda z powodu
braku siły \ywotnej, której ono wolało się pozbyć, a która jest niezbędna do tego, aby
maszyna mogła funkcjonować bez zarzutu.
2009-10-20


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mill S J O Wolnosci (2)
John St Mill O wolności(1)
Podążam tam gdzie wolność trwa
Mill S J Utylitaryzm
Wolność a media
MICHALKIEWICZ Troski i wnioski szermierzy wolności
Mises Wolność i własność
MOJA wolnosc Skaner txt
WOLNOSC
Wolność
Jarzębski DWUDZIESTOLECIE Literatura na wolności
CNCDesign Mill Spec
1634 Wolność słowa Pudelsi

więcej podobnych podstron