Wyznania ochroniarzy
- Pamiętam, że to była dyskoteka z okazji Halloween - wspomina Jan, ochroniarz z Poznania.
- W męskiej łazience leżał chłopak z przeciętą tętnicą i wykrwawiał się na śmierć. Ludzie
przechodzili nad nim i uśmiechali się. - Udaje wampira? Jaki pomysłowy strój - komentowali.
JAN
Jan ma 28 lat i pochodzi z przeciętnej, poznańskiej rodziny. Mama, babcia, brak ojca, koledzy z
podwórka i skończona szkoła zawodowa. - Od zawsze lubiłem się bić - wspomina Jan. - Lubiłem
siłę. Używać siły, patrzeć, jak inni jej używają. Chodziłem na siłownię, boksowałem, brałem udział
w zawodach. Lubiłem też iść na solarium raz w tygodniu, dobrze wyglądać, dobrze się ubrać i
bardzo irytowali mnie faceci z grubym brzuchem, zaniedbani, z wiotkimi mięśniami.
Ochroniarzem Jan postanowił zostać osiem lat temu. - Szukałem pracy, żeby się nie narobić, a coś
tam jednak zarobić. Uważam, że to nie sztuka jest ciężko pracować gdzieś przy taśmie czy w
magazynie za tysiąc trzysta złotych, skoro ja zarobię tyle samo, nie robiąc praktycznie nic. Przecież
akcje typu "Jasiu, wyprowadz klienta, bo się awanturuje" zdarzają się rzadko. I wcale nie zależy to
od tego, czy klient ma na sobie garnitur, czy też nie. Ci w wypasionych ubraniach bywają gorsi od
chłopaków w tanich dżinsach. Ale i tak zwykle stoi się na bramce i gryzie wykałaczkę z nudów.
- Nigdy nie zostałem pobity, choć mam kolegów, którzy potracili przednie zęby, ochraniając jakąś
wiejską dyskotekę czy mecz - puszy się Jan. - Ja staram się reagować na czas, to znaczy jeżeli klient
jest awanturujący się, to go szybciutko wyprowadzam na zewnątrz, zanim dojdzie do rękoczynów.
Wykręcam mu rękę i wychodzimy. I nikt mi nie powie, że ochroniarz nie może użyć siły wobec
klienta. A czego ma użyć? Uroku osobistego? Za to ja nie biję nikogo bez powodu. Są ochroniarze,
którym pomieszało się w głowach, patrzą tylko, komu by tu wlać. Ja się z takimi nie zadaję.
- Każdy lubi władzę i to w każdej postaci - wyjaśnia zachowanie ochroniarzy-agresorów Aneta
Styńska, psycholog z Warszawy. - Każdy lubi też wpływać na zachowanie innych, bo to daje mu
poczucie sprawczości. A jeśli trafi się człowiek, który ma kompleksy niższości, nie akceptuje siebie
takiego, jakim jest, tylko wytworzył sobie sztuczny, idealny obraz mężczyzny, który musi mieć
władzę, żeby budzić szacunek, to wtedy dochodzi do nadużyć. Taki ochroniarz będzie
manifestował swoją władzę - on, w czarnym kasku, w czarnym mundurze, duży i umięśniony,
będzie zajeżdżał z piskiem opon pod sklep spożywczy i będzie kupował rogala bez kolejki. Oby
tylko tyle. Bo takie nadmierne poczucie władzy przenosi się z czasem z pracy do domu, a z domu
jeszcze dalej - na znajomych, na imprezy, na świat.
STEFAN
Przez całe swoje zawodowe życie pracował w wojsku, więc wie, co to znaczy mores, oddanie,
wykonywanie służbowych poleceń. Ma to we krwi. Rozkaz to rozkaz i nie ma co nad nim
dyskutować. - Jestem ochroniarzem od sześciu lat - wyznaje Stefan, przystojny, wysoki,
wyprostowany starszy pan o siwych włosach. - I nie ma dla mnie problemu, jeśli każą mi w firmie
podpisać regulamin, w którym jest wyraznie stoi, że moja służba trwa nieprzerwanie przez 24
godziny, w czasie których nie wolno spać, czytać książek, rozwiązywać krzyżówek, oglądać
telewizji ani słuchać radia. To co mam robić, żeby nie zwariować? Patrzeć na monitory, czy ktoś
nie włamuje się do firmy albo z niej czegoś nie wynosi? - śmieje się Stefan. - Zresztą w każdej
firmie pracuje się na innych zasadach.
W jednej każą ci spisywać numery rejestracyjne samochodów, które wjeżdżają na teren zakładu i
jak zapiszesz 280 numerów, to nie chce ci się nawet myśleć o krzyżówkach. W innej chcą, żebyś
miał oko na magazynierów, którzy kradną w ich sklepie najwięcej i żebyś ustawiał - wspólnie z
policją - akcje łapania ich na gorącym uczynku. - Jak złapiesz idiotę, który wynosi jedną czekoladę,
to nic nie wskórasz, ale jak złapiesz takiego, który chce ukraść 280 kilogramów tej czekolady, to już
masz wynik i premię - zapewnia Stefan. Jaką premię? No, na przykład od jednego złapanego
pijanego pracownika Stefan ma 150 złotych nagrody. Od złodzieja - dostaje 200 złotych. Wszystko
zależy, co, gdzie i kto kradnie.
W jednej kradną metalowe nakrętki, w innej paliwo, w jeszcze innej papier toaletowy. - Ludzie
ukradną wszystko - kiwa głową Stefan. - Mam znajomą, która pracuje w knajpie i potrafi odlać
płynu do mycia naczyń i ukryć w skarpetce w małej buteleczce albo schować do torebki parę gąbek
do mycia naczyń czy odlać mydła z łazienki.
JAN
Jan ochroną mienia i obiektów przemysłowych nigdy się nie zajmował. Ja wolałem ochraniać
dyskoteki, mecze piłkarskie, knajpy - mówi Jan. - Oficjalnie dostaję 7 złotych za godzinę, ale jak
idę na czarno obstawiać dyskoteki, to mam 150 złotych za noc. To znaczy, że muszę być w robocie
o ósmej wieczorem, a kończę po trzeciej nad ranem. Są czasem wśród nas policjanci, którzy
dorabiają sobie na czarno. Wtedy jest największy spokój w dyskotece, bo oni rzeczywiście pilnują
porządku. Dlaczego? To proste - jak będzie jakiś problem i trzeba będzie wzywać policję, to co oni
powiedzą kolegom po fachu? Że co tutaj robią? Jak złożą zeznania? Przecież im nie wolno
dorabiać. Więc do wizyty policji w żadnym razie nie chcą dopuścić.
Czy Jan bije się z ludzmi w czasie pracy? - To zależy - wzrusza ramionami. - Nigdy nie prowokuję,
a raczej przeciwnie, łagodzę sytuację, jak to tylko jest możliwe. Rozmawiam z klientami, żartuję,
znoszę nieraz jakieś poufałości czy obelgi, byle nie wszczynać awantury. Ale jak facet się mocno
rzuca i podchodzi do mnie z łapami, wtedy biję. I wyprowadzam na zewnątrz. A jak jest pijany i na
zewnątrz zamarznie na śmierć, co zdarzyło się już pod dyskoteką nieraz? -Trudno - kwituje Jan.-
Nie jestem przedszkolanką, tylko ochroniarzem.
STEFAN
- Ja w życiu nie poszedłbym ochraniać dyskoteki - zarzeka się Stefan. - To nie dla mnie. Mam
swoje lata, emeryturę, a obiekty przemysłowe ochraniać to zupełnie co innego. Spokój, w zęby
rzadko można dostać. Choć kiedyś na stacji benzynowej, którą ochraniałem, prawie dostałem. Ale
muszę przyznać, że wtedy bardzo szybko przyjechała policja i zatrzymała awanturnika.
Z tym wzywaniem policji czy straży pożarnej, to trzeba uważać, bo jak się wezwie bez powodu, to
można zapłacić nawet 7 tysięcy złotych kosztów.
- Kiedyś kolega wezwał straż pożarną, bo mu się wydawało, że jest podpalenie, widział to na
monitorze, coś się dymiło, ale to nie był ogień, więc naszą firmę obciążyli właśnie taką kwotą -
wspomina Stefan.
Stawka Stefana w jego firmie ochroniarskiej to 7 złotych 70 groszy za godzinę. A to wysoka stawka
w Poznaniu, bo są biura ochrony mienia, które płacą ludziom po 3 złote 90 groszy za godzinę. - No,
ale ja mam licencję - cieszy się Stefan.- Kosztowała mnie 2400 złotych, ale ją mam. Szkolenia
robiłem w weekendy. Były i testy psychologiczne i wykłady, na których uczono, jak działać w
czasie zagrożenia, ale ja myślę, że tu się liczy tak naprawdę charakter człowieka. Bo jak on chce się
tylko bić, używać swojej przewagi, broni, czarnej kamizelki, to szkolenie nic mu nie pomoże.
Na przykład jazda samochodem. Po Poznaniu notorycznie jeżdżą auta biur ochrony mienia, które
łamią przepisy drogowe, wariują na Starym Rynku, po którym jezdzić nie wolno, zachowują się, jak
policja. - A ochroniarze to nie policjanci - śmieje się Stefan. - To panowie do wynajęcia, którzy
muszą skrupulatnie wypełniać polecenia szefostwa i firmy, którą ochraniają. Jak mi szef każe co
godzinę robić obchód firmy - to nie ma dyskusji. Czy mróz, czy noc, trzeba chodzić, odbijać
czytniki, według których cię sprawdzają - i już.
Jest tajemnicą poliszynela, że koncesje na prowadzenie firm ochroniarskich podostawali głównie
byli policjanci i wojskowi. Im też łatwiej jest załatwić pozwolenie na broń. - Ja broń mam, ale z niej
nie korzystam, byłaby mi potrzebna, gdybym konwojował pieniądze - wyjaśnia Stefan. - Na to
jednak nigdy bym się nie zdobył. Mało to wariatów, którzy zabiją ochroniarza za kilka tysięcy
złotych? Po co mi to? Emerytury mam dwa tysiące złotych miesięcznie, tutaj dorobię tysiąc pięćset
i tyle mi wystarczy na godne życie.
JAN
- No, to ja tyle nie wyciągam - martwi się Jan. - Mam mniej, ale planuję wyjechać z Polski w
najbliższym czasie, bo wiem, że za granicą zarobię o wiele więcej, chociaż będę pewnie pracował
fizycznie. Tutaj niczego się nie dorobię, chyba że utraty zębów w dyskotece. Zresztą - ile można tak
pracować? Zarywać nocki co piątek i sobotę, wyjeżdżać na sylwestra do Wrocławia, żeby ochraniać
bal w hali sportowej, albo w sobotę do Szczecina obstawiać mecz. Teraz, kiedy nie mam żony ani
dzieci, to mogę się tak bawić, ale potem nie będzie mi się chciało.
Nie to, żeby takie sytuacje, w których we krwi buzuje adrenalina, mocno Jana męczyły. - Ja to lubię
- wyjawia Jan. - Trochę przepychanek, trochę agresji jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Ale jak patrzę
na te małoletnie dziewczyny, które upijają się w łazience do nieprzytomności, na tych
szesnastolatków, którzy ćpają gdzieś w kącie bez umiaru, na to obściskiwanie się na parkiecie za
jednego drinka albo za wejściówkę, to myślę sobie, że nie chciałbym mieć dzisiaj osiemnaście lat.
Po co? Żeby zachowywać się tak, jak ta młodzież, którą oglądam, stojąc na bramce co sobotę?
Dlatego najchętniej Jan stoi przy szatni. Przeszukuje młodych ludzi pod kątem posiadania przez
nich alkoholu, noży, broni, brzytew, narkotyków. Poza tym wyrzuca tych, którzy próbują wejść w
czapce "bejsbolówce" albo w bluzie z kapturem. - Takich nie wpuszczamy, bo potem na zapisie z
kamery nie zobaczysz jego twarzy, a jak coś się stanie, to nikt go nie rozpozna - tłumaczy Jan. - Oni
czasem chcą mi zostawić tę bluzę pod opieką i mimo wszystko wejść się zabawić, ale ja jestem
stanowczy. Nie, to nie.
Najtrudniejsza sytuacja, w jakiej Jan się w swoim życiu znalazł? Mecz - mówi bez zastanowienia.
- Mecz i kibice, rozwścieczeni tym, że ich ukochana drużyna przegrywa. Wtedy nic, tylko uciekać,
bo takim nie przemówisz do rozsądku. - Ochraniałem kiedyś mecz, na którym doszło do bójki
kibiców. Byliśmy my, była policja, były armatki wodne, pałki i gaz. To i tak nie przeszkodziło
krwawej jatce. Ja miałem odbite nerki i siniaki na twarzy, inni wylądowali w szpitalu. Dziś
uważam, że najlepiej jest, jak się ochronę meczu oprze na najbardziej agresywnych kibicach. Jak im
się powierzy bezpieczeństwo na boisku, to awantur nie będzie.
No i co jeszcze tak bardzo złości Jana - to, że ochroniarzem można zostać po znajomości i bez
uprawnień. - Ja zrobiłem kurs, 60 godzin, uczyli nas różnych rzeczy, ale dobrze wiem, że
ochroniarzem może zostać każdy. Nie patrzy się na predyspozycje psychiczne, nie patrzy się , czy
to sadysta, który nie dostał się do policji i teraz tylko szuka okazji, żeby w czarnym mundurze
komuś móc przyłożyć. To jest chore, bo potem mamy do czynienia z sytuacjami typu: ochroniarz
zabił, zamiast ratować. No, ale ja świata nie zmienię, tyle że nie pójdę do nocnego klubu potańczyć
już nigdy. Dość się tam różnych rzeczy naoglądałem. Tańca nie widziałem prawie wcale.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Ochrona wolności sumienia i wyznaniasrodki ochrony 06[1]USTAWA O OCHRONIE OSÓB I MIENIA Z 22 SIERPNIA 1997 Rprzewody ochronnecz1Szkol Okres pracodawców 03 ochrona ppożochrona zanieczyszczeniainstrukcja bhp przy uzytkowaniu srodkow ochrony indywidualnej oraz obuwia i odziezy roboczejochronaaaa2009 10 IMB ochrona przed korozjaMantry ochronnewięcej podobnych podstron