Darlan
Aktorzy:
Adm. Francois Darlan - Olgierd Aukaszewicz
Robert Murphy - Radosław Pazura
Gen. Mark Clark - Adam Ferency
Gen. Charles de Gaulle - Krzysztof Kowalewski
Młody mężczyzna, który wysiadł z czarnego osobowego samochodu, wbiegł po schodach
prowadzących do głównego wejścia Pałacu Prezydenckiego w Algierze. Wartownik stojący
przed drzwiami nie zatrzymał go. Nie było w tym nic dziwnego. Często przepuszczano ludzi
wchodzących do pałacu bez sprawdzania dowodów tożsamości. W głównym hollu mężczyzna
pokazał przepustkę i skierował się w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro, gdzie
mieścił się gabinet admirała Francois Darlana.
W sekretariacie admirała nie było nikogo, choć zazwyczaj przebywał tam strażnik i
sekretarka. Mężczyzna mógł bez przeszkód dojść do podwójnych drzwi gabinetu.
Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. W głębi, pochylony nad biurkiem stał admirał Jean
Francois Darlan. Niski, szczupły o siwych włosach. Na widok wchodzącego podniósł głowę.
Darlan: Co pan tu robi? Warta!
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni luznej kurtki pistolet i oddał dwa strzały. Widząc, że admirał
runął na podłogę, cofnął się do drzwi. Nie sprawdzał, czy jego strzały były śmiertelne. Może
przestraszył się tego, co zrobił. W tym samym momencie do sekretariatu wpadło kilku
żołnierzy, najwidoczniej zwabionych strzałami.
Wymierzył w ich stronę z pistoletu, zdecydowany utorować sobie drogę do wyjścia, ale nie
zdążył pociągnąć za spust, gdy któryś z żołnierzy wytrącił mu broń z ręki. Po krótkiej
szamotaninie obezwładniono go. Proces pospieszny, krótki, odbył się już następnego dnia.
Zamachowiec, który nazywał się Ferdinand Bonnier de la Chapelle został skazany na śmierć.
Jean Louis Xavier Francois Darlan, Gaskończyk, syn byłego ministra sprawiedliwości i
prawnuk oficera, który zginął w bitwie pod Trafalgarem, od 1936 roku zajmował najwyższe
stanowiska we francuskiej marynarce wojennej. Najpierw jako szef sztabu generalnego, a
pózniej jej głównodowodzący.
Po wybuchu wojny w 1939 roku nakazał francuskiej flocie ściśle współpracować z Royal
Navy. Francuskie okręty chroniły brytyjskie konwoje i walczyły przeciwko Niemcom pod
Narwikiem. Na Morzu Śródziemnym bombardowały Genuę. Jednakże w tym sojuszu
pojawiał się cień, jakim była niechęć małego admirała do brytyjskiego sojusznika. Być może
odzywała się historia rodzinna, nakazująca pamiętać, że pradziadek zginął od brytyjskiej kuli.
Być może Darlan poddawał się nastrojom panującym we francuskiej marynarce, której kadra
tradycyjnie była antybrytyjska.
Któż mógł przewidzieć, że wielka Francja, kolonialne mocarstwo, przegra wojnę z
Niemcami?
Admirał Darlan, choć jego flota nie miała wielkiej okazji do wykazania swojej siły, uważał,
że walkę należy kontynuować, choć sytuacja na froncie pogarszała się z dnia na dzień i już 14
czerwca 1940 roku wojska niemieckie wkroczyły do Paryża.
Darlan przekonywał członków rządu:
Darlan: Francja jest mocarstwem kolonialnym. Możemy wycofać nasze wojska, całą wielką
flotę, samoloty, rząd do Algierii i stamtąd kontynuować wojnę!
Naczelny dowódca wojsk francuskich, leciwy generał Maxime Weygand, były premier Pierre
Laval, marszałek Philippe Petain obawiali się takiego rozwiązania. Odpowiadali:
Wycofując wojska z Francji oddamy cały nasz kraj na pastwę wrogów: Niemiec i Włoch. Zaś
w Afryce, zanim zdążymy się umocnić, uderzą na nas Włosi, którzy już mają tam 14 dywizji.
W dodatku nie znamy zamiarów Hiszpanów, którzy w Maroku zgromadzili pięć dywizji.
Premier, nie godząc się z tymi argumentami, 16 czerwca podał się do dymisji. Generał
Charles de Gaulle wsiadł do brytyjskiego samolotu i poleciał do Londynu. Wygłosił tam
przemówienie:
De Gaulle: Ja, generał de Gaulle, znajdujący się obecnie w Londynie, wzywam francuskich
oficerów i żołnierzy, inżynierów i robotników, specjalistów w dziedzinie przemysłu
zbrojeniowego, którzy znajdują się lub w przyszłości znajdą się na terytorium brytyjskim, do
nawiązania kontaktu ze mną. Płomień francuskiego oporu nie powinien zgasnąć i nie zgaśnie!
Brytyjczykom się to podobało. Dziesięć dni pózniej został przez rząd angielski uznany
"przywódcą wszystkich wolnych Francuzów".
Jednak prawdziwa władza we Francji była w innych rękach. Marszałek Ptain, bohater spod
Verdun z 1916 roku, utworzył rząd, który 22 czerwca podpisał z Niemcami zawieszenie
broni, a następnie wyniósł się do Vichy, niewielkiego miasteczka na południu Francji.
Stamtąd miał kierować połową kraju, jaka na mocy traktatu zawieszenia broni pozostała
wolna od niemieckiej okupacji oraz koloniami. Dysponował realną siłą: 100 tysięcy żołnierzy,
niewielkie lotnictwo i potężna flota. Marynarka wojenna, której okręty schroniły się głównie
w portach Północnej Afryki, wciąż pozostawała czwartą siłą na świecie: najnowocześniejszy
pancernik "Richelieu" zacumował się w Dakarze, siostrzany "Jean Bart" wszedł do
Casablanki, 2 nowoczesne pancerniki "Strasbourg" i "Dunkerque", 2 stare pancerniki, 6
niszczycieli i okręt-baza wodnosamolotów weszły do algierskiego portu Mers-el-Kebir, 6
krążowników schroniło się w Algierze, większość z 80 okrętów podwodnych zacumowała w
Bizercie. Ta potęga pozostawała pod rozkazami admirała Darlana, który porzucił plany
kontynuowania walki z Niemcami i w rządzie Vichy zajął stanowisko ministra marynarki
wojennej, a następnie także wicepremiera i ministra spraw zagranicznych. Wkrótce został
ministrem spraw wewnętrznych i ministrem obrony. Na domiar wszystkiego ustawa z 10
lutego 1941 roku określiła go jako następcę marszałka Ptaina.
Oczywiście taki człowiek, który miał w swoich rękach realną władzę, spodobał się
Amerykanom.
Tymczasem sprawy generała de Gaulle'a biegły zle. Jego płomienny apel o kontynuowanie
walki odniósł niewielki skutek. I trudno się dziwić, że Francuzi woleli marszałka Ptaina,
bohatera z I wojny światowej, którego nazwisko znało każde dziecko, od całkowicie
nieznanego generała de Gaulle'a. Ochotnicy do oddziałów "Wolnych Francuzów" napływali
bardzo powoli. Po dwóch miesiącach ta armia liczyła 140 oficerów i 2 000 żołnierzy. I nagle
przyszedł cios, który, wydawałoby się, pogrzebał wszelkie szanse de Gaulle'a na stworzenie
licznych wojsk, które u boku brytyjskiego sojusznika mogłyby wyzwolić Francję.
O świcie 3 lipca 1940 roku brytyjskie okręty rozstawiły się szerokim półkolem w pobliżu
algierskiego portu Mers-el-Kebir, gdzie rzuciły kotwice najnowocześniejsze okręty floty
francuskiej. Do szalupy, która odbiła od burty największego pancernika "Hooda" wsiadł
oficer, który w teczce miał zalakowaną kopertę z listem do dowódcy francuskiego. Tuż po
godzinie 6.00 szalupa wpłynęła do zatoki i posuwając się wzdłuż wielkich pancernych
kadłubów podpłynęła do północnego pirsu, gdzie czekał już samochód adiutanta admirała.
Brytyjczyk wręczył mu kopertę i powrócił do szalupy.
W porcie można było wyczuć napięcie, jakie wywołało pojawienie się wielkich okrętów
brytyjskich, których sylwetki były dobrze widoczne w odległości kilku kilometrów od zatoki.
Nikt jednak nie podziewał się tragedii.
O godzinie 7.00 admirał Gensoul w swojej kajucie na flagowym okręcie "Dunkerque" złamał
lakową pieczęć i zaczął czytać dokument przesłany przez Brytyjczyków. Ci zażądali, aby
wybrał jedno z czterech rozwiązań:
" francuskie okręty wyjdą w morze i dołączą do floty brytyjskiej
" ze zredukowaną załogą przejdą do jednego z portów brytyjskich, gdzie będą
internowane
" przejdą do jednego z portów na Wyspach Karaibskich, gdzie zostaną unieruchomione
" w ciągu 6 godzin zostaną zatopione przez własne załogi.
Nie do niego należała decyzja, powiadomił więc admiralicję francuską. Jednakże nie
przekazał pełnego tekstu brytyjskiego ultimatum. Poinformował dowództwo, że Brytyjczycy
żądają zatopienia okrętów. Można było łatwo przewidzieć odpowiedz: otrzymał
upoważnienie do stawienia oporu zbrojnego. Gdy o godzinie 17.25 do jego kajuty przybyli
brytyjscy wysłannicy, żeby poznać odpowiedz admirała, usłyszeli, że odrzuca wszystkie
warunki.
O godzinie 17.45 okręty brytyjskie otworzyły ogień do stojących w zatoce francuskich
jednostek. Te nie miały żadnych szans. Salwa po salwie Brytyjczycy wstrzeliwali się w
nieruchome cele.
Pociski kalibru 381 mm trafiły pancernik "Dunkerque", który stał najbliżej wybrzeża. Ciężko
uszkodzony, ruszył w stronę mielizny, która miała uchronić go przed zatonięciem.
Tuż potem wybuch rozerwał magazyn rufowy starego pancernika "Bretagne", który
przewrócił się na bok topiąc 977 marynarzy. Płonął duży niszczyciel "Mogador". Zagładzie
zdołał ujść jedynie pancernik "Strasbourg", który wraz z 5 niszczycielami i okrętami
podwodnymi, stawiając gęstą zasłonę dymną wydostał się z portu. Brytyjskie okręty
przerwały kanonadę po 36 minutach i kilka z nich ruszyło w pogoń za uchodzącym
Strasbourgiem, lecz nie udało im się zatopić okrętu.
Tego dnia w Mers-el-Kebir zginęło 1147 marynarzy francuskich, a około dwa tysiące
odniosło rany. Atak był szokiem dla Francuzów. Dla wielu z nich Brytyjczycy stali się
wrogami na równi z Niemcami. Tym bardziej, że w tym samym czasie, gdy okręty Royal
Navy "rozstrzeliwały" francuską flotę w Mers-el-Kebir, samoloty brytyjskie zaatakowały
okręty francuskie w Dakarze, a 23 września oddział "Wolnych Francuzów" usiłował
opanować tę bazę. Po dwudniowych walkach artyleryjskich, toczonych z niewielkim
skutkiem, a także z powodu gęstej mgły, Brytyjczycy przerwali akcję i wycofali swoje okręty.
Wydawałoby się, że taki rozwój sytuacji przekreślił szanse de Gaulle'a na zjednoczenie
wszystkich francuskich sił pod swoimi rozkazami.
Takiego zdania był prezydent Franklin D. Roosevelt. Początkowo uważał, że tylko marszałek
Ptain może przejąć władzę we Francji uwolnionej od Niemców, mimo że ten utrzymywał
poprawne stosunki z Hitlerem. Prezydent Stanów Zjednoczonych musiał jednak zmienić
zdanie, gdy od kwietnia 1942 roku w rządzie Vichy zaczął odgrywać pierwszorzędną rolę
Pierre Laval, znany ze swoich nazistowskich sympatii. Jako premier rządu Vichy nakazał
wzmóc walkę z ruchem oporu i deportację Żydów. Na mocy jego decyzji wysyłano do
Niemiec francuskich robotników przymusowych i zorganizowano "Lgion tricolore" -
francuski oddział SS. Wina za zbrodnie kładła się cieniem na wszystkich członkach rządu i
obciążała również leciwego marszałka.
Tylko admirał Darlan pozostawał poza kręgiem ludzi skalanych ścisłą współpracą z
Niemcami, gdyż po awansie Lavala opuścił rząd Vichy i zachował jedynie stanowisko
dowódcy floty. Dla prezydenta Roosevelta stał się idealnym kandydatem na przywódcę
powojennej Francji.
Brytyjski okręt podwodny wynurzył się w odległości 3 mil od algierskiego brzegu. Kapitan
wpatrywał się przez chwilę w ciemny brzeg, aż dostrzegł błyskające światełko. Kilka
sygnałów określonej długości wskazywało, że wszystko jest w porządku i można rozpocząć
akcję.
Marynarze zepchnęli z pokładu pneumatyczne tratwy i utrzymując je linkami przy kadłubie
pomogli wsiąść do nich kilku mężczyznom, którzy dość niepewnie zeszli z kiosku i równie
niemrawo poruszali się po pokładzie.
Noc 21 pazdziernika 1942 roku była spokojna. Wiał lekki wiatr i nic nie zapowiadało
kłopotów, jakie pózniej miały stać się udziałem ośmiu pasażerów, którzy machając z zapałem
krótkimi wiosłami zdążali do plaży. Gdy tylko wyciągnęli pontony z wody, zza wydmy
wyłoniła się czarna postać.
Murphy: Który z panów jest generałem Clarkiem? Jestem Robert Murphy, charge d'affaires.
Z ośmiu pasażerów pontonów wysunął się do przodu wysoki mężczyzna w polowym
mundurze.
Clark: Generał Mark Clark. To ja dowodzę naszą grupą.
Był to zastępca naczelnego dowódcy alianckich wojsk, które miały dokonać inwazji na
Afrykę Północną. Murphy poprowadził ich w stronę wydmy, za którą stał jego pomocnik,
amerykański wicekonsul.
Murphy: Musicie panowie przebrać się. Mundury amerykańskich oficerów nie są najlepszym
odzieniem w tym kraju. Musimy przebyć 40 mil do Cherchell i można spodziewać się, że po
drodze napotkamy jakiś francuski patrol.
Clark: Dokąd nas pan poprowadzi i z kim się spotkamy?
Murphy: Z generałem Charlesem Mastem, dowódcą francuskiej dywizji i kilku jego
oficerami. Oczekują na nas w tawernie w Cherchell. Wybrali to miejsce jako najmniej
zwracające uwagę.
Amerykańscy wysłannicy przebrani za Arabów, na osłach, błądząc w ciemnościach, odnalezli
nadbrzeżną tawernę. Generał Mast był już bardzo zaniepokojony.
Clark: Panie generale, jestem oficjalnym wysłannikiem Stanów Zjednoczonych. Zależy nam,
aby przekazał pan admirałowi Darlanowi informację, że władze mojego kraju gotowe są
uznać go szefem rządu francuskiego.
Generał Mast chciał koniecznie dowiedzieć się, kiedy nastąpi inwazja wojsk alianckich na
Afrykę, aby skoordynować działania wojsk inwazyjnych i żołnierzy francuskich.
Clark: Panie generale, inwazja nastąpi za 17 dni, ale celem naszego pobytu tutaj nie jest
omawianie zasad współdziałania, lecz dotarcie do admirała Darlana. Liczymy, że gdy nasi
żołnierze wyjdą na brzeg, admirał powstrzyma waszych żołnierzy przed walką.
Dyskusja została gwałtownie przerwana hałasami z zewnątrz. Nadchodziła francuska policja
poinformowana przez Araba, który uznał, że w tawernie zebrali się przemytnicy i chcąc
uzyskać nagrodę zaalarmował policję.
Gdy policjanci weszli do sali, Robert Murphy i francuscy oficerowie wyciągnęli pistolety, a
dzielny generał Clark czmychnął do piwnicy. Za nim inni oficerowie amerykańscy i
brytyjscy. Udało im się wydostać z budynku i uciekli na plażę. Szybko odnalezli pontony, ale
pogoda się pogarszała. Wiatr nasilał się i falebyły coraz większe. Nie mogli jednak czekać na
poprawę pogody. Obawiali się, bowiem, że policjanci podążają ich tropem i lada moment
przybędą na plażę. Wskoczyli do pontonów i z ogromnym trudem udało im się odbić od
brzegu. W pewnym momencie fala przewróciła ponton generała Clarka. Dzielnie walcząc
wydostał się z topieli, lecz stracił koszulę, kurtkę i spodnie, co gorsza, również 750 tysięcy
franków w złocie. Tak przynajmniej uzasadniał brak ogromnej kwoty.
Wracał z pustymi kieszeniami i rękami. Nie udało mu się bowiem zyskać potwierdzenia, że w
momencie, w którym alianckie wojska inwazyjne staną na afrykańskim brzegu, admirał
Darlan wyda swoim oddziałom rozkaz zaprzestania walki.
Liczył jednak na to, że uda się przekupić Darlana, zaś walutą przetargową miało być życie
syna admirała - Alaina, który sparaliżowany leżał w algierskim szpitalu. Amerykańscy
lekarze oferowali pomoc, oczywiście pod pewnymi warunkami...
Admirał Darlan wahał się. Oczywiście wiedział, że Amerykanie gotowi są oddać mu władzę
we Francji po zwycięskiej wojnie. Ale czy na pewno oni zwyciężą? Na wszelki wypadek
postanowił grać na zwłokę. Amerykanom przekazał informację, że gotów jest współdziałać z
nimi i równocześnie wydał rozkaz stawiania oporu wojskom alianckim lądującym w Afryce
Północnej.
W nocy 5 listopada dotarła do niego wiadomość, że syn umiera. Wyjechał natychmiast do
Algieru, gdzie postanowił czekać, choć nie miał już nadziei na uratowanie życia Alaina.
Póznym wieczorem 7 listopada zadzwonił telefon na jego biurku. To jego wojskowy sekretarz
informował, że przybył amerykański charge d'affaires Robert Murphy i prosi o niezwłoczne
spotkanie.
Gdy dojechali do willi amerykańskiego dyplomaty, było już po północy.
Darlan: Co się stało, że musimy spotykać się w środku nocy?
MMurphy: Panie admirale, nasi żołnierze lada moment wylądują na algierskim brzegu.
Muszę znać pana zamiary.
Darlan: Drogi panie, pozna je pan, gdy wasi żołnierze przybędą tutaj!
MMurphy: Otrzymałem wiadomość, że 300 okrętów, które wyruszyły z portów między 22 a
27 pazdziernika, jest już blisko afrykańskiego brzegu. Czasu na podjęcie decyzji przez pana
jako nowego szefa państwa francuskiego jest już niewiele!
Po północy 8 listopada wojska brytyjskie i amerykańskie zaczęły lądować po obu stronach
Algieru napotykając słaby opór wojsk francuskich. Tylko w rejonie Oranu silny opór stawiły
baterie fortów i francuskie okręty. Podobnie w rejonie Casablanki. Dopiero 9 listopada
admirał około godziny 1.00 wygłosił przez radio przemówienie nakazujące wszystkim
wojskom francuskim przerwanie walki.
Amerykanie natychmiast obsypali go zaszczytami. Dowodzący wojskami alianckimi generał
Dwight Eisenhower pisał: "Cywilni gubernatorzy, dowódcy wojskowi i dowódcy morscy
zgadzają się tylko na jednego człowieka posiadającego oczywiste prawo przejęcia władzy w
Afryce Północnej. Tym człowiekiem jest Darlan".
Admirał był już zdecydowany przejeść na stronę aliantów. 14 listopada podpisał
porozumienie z wysłannikami prezydenta Roosevelta, którzy wyrazili zgodę na powołanie go
na "politycznego szefa Francji". Trzy dni pózniej podpisano następny dokument uznający
Darlana za szefa administracji francuskiej.
Dlaczego tak się stało? Gra szła o wielką flotę francuską zgromadzoną w porcie w Tulonie w
południowej nieokupowanej części Francji. Tam stały 3 pancerniki, 4 ciężkie krążowniki, 3
lekkie krążowniki i kilkadziesiąt innych jednostek. Amerykanie obawiali się, że w przypadku
odsunięcia Darlana ta flota, podlegająca jego rozkazom, zostanie stracona. Tylko Darlan mógł
wydać rozkaz okrętom, aby wyszły z Tulonu i dotarły do algierskich portów zajętych przez
aliantów. I tak się stało. Admirał spłacał polityczny dług zwycięzcom.
"Układ Darlana", jak nazwano porozumienie Amerykanów z francuskim admirałem,
wzburzył w równej mierze Francuzów i Brytyjczyków, którzy rząd Vichy, w tym admirała,
uznawali za faszystów i kolaborantów.
Premier Winston Churchill z niepokojem przyglądał się posunięciom Amerykanów. Nie mógł
oficjalnie przeciwstawiać się polityce prezydenta Roosevelta, tym bardziej, że kilka miesięcy
wcześniej omalże nie doszło do zerwania amerykańsko-brytyjskiego sojuszu, gdy Churchill
sprzeciwił się inwazji na Francję, której Roosevelt chciał dokonać już we wrześniu 1942 roku.
Z największym wysiłkiem szefowi brytyjskiego rządu udało się przekonać sojusznika zza
Atlantyku, że desant na Europę zakończy się klęską i lepiej lądować w Afryce Północnej. W
takiej atmosferze kłótnia w sprawie Darlana mogłaby mieć fatalne następstwa. Czy Churchill
mógł jednak przejść nad tym do porządku dziennego? Był przekonany, że pozostawienie
Darlanowi zaszczytów, jakimi obdarzyli go Amerykanie doprowadzi do wybuchu wojny
domowej we Francji, gdzie po obydwu stronach barykady stanęliby zwolennicy admirała
Darlana i generała de Gaulle'a. Ten bowiem, prowadząc bardzo zręczną politykę, zatarł
fatalne wrażenie, jakie na jego rodakach zrobiły brytyjskie ataki na francuską flotę, zyskał
poparcie władz wielu kolonii i zaczął budować silny ruch oporu we Francji. Jednakże
Churchill nie mógł nic zdziałać. Flota francuska w Tulonie była gratką nie lada.
Tymczasem stamtąd nadeszły fatalne wiadomości. Najpierw okazało się, że dowódca floty w
Tulonie, admirał Laborde odmówił podporządkowania się rozkazowi wysłania okrętów do
Afryki Północnej. Wielka eskadra francuska pozostała w Tulonie. Tymczasem Niemcy,
obawiając się inwazji wojsk alianckich na południową Francję, wkroczyli do strefy
nieokupowanej. Załogi francuskich okrętów stacjonujących w Tulonie, obawiając się zajęcia
portu przez Niemców, przygotowały okręty do wysadzenia.
27 listopada 1942 roku niemieckie oddziały pancerne wtargnęły do portu. Wówczas francuscy
marynarze przystąpili do działania. Większość okrętów zatopiono otwierając zawory denne
lub wysadzając ładunki wybuchowe. Wielka flota tulońska przestała istnieć. Gra zakończyła
się. Admirał Darlan nie miał już nic do zaoferowania aliantom.
Czyżby wówczas prezydent Roosevelt zrozumiał to, czego od dawna obawiał się Churchill:
admirał Darlan, obdarzony władzą przez aliantów, podzieli Francuzów, a walki między jego
zwolennikami i zwolennikami de Gaulle'a będą umacniać komunistów? A może nie chciał
tego zrozumieć i tkwił w uporze, który w ocenie Brytyjczyków prowadził do katastrofy?
W końcu pazdziernika grupa młodych ludzi zaczęła w Algierze przygotowywać się do zabicia
admirała. Co o nich wiadomo? Jeden z nich nazywał się Ferdinand Bonnier de la Chapelle i
miał 20 lat.
Podobnie jak jego koledzy uważał admirała za zdrajcę i kolaboranta, zaś usunięcie tego
człowieka uznał za czyn patriotyczny, jaki winien był swojej ojczyznie. Bez wątpienia ich
działaniami kierowała brytyjska organizacja SOE - Zarząd Operacji Specjalnych, powołana
do prowadzenia sabotażu i dywersji w państwach okupowanych przez Niemców. Czy to z
SOE nadszedł rozkaz zlikwidowania Darlana? Równie dobrze młodzi ludzie mogli działać na
polecenie de Gaulle'a, zainteresowanego w usunięciu najpoważniejszego rywala do władzy.
Admirał, umierając w sali operacyjnej dwie godziny po zamachu, wyszeptał:
Darlan: Ostatecznie Brytyjczycy coś dla mnie zrobili...
Na wszystkie pytania mogłoby odpowiedzieć śledztwo, jakie bez wątpienia władze alianckie
podjęły po zabójstwie admirała. Jednakże było ono nadzwyczaj pospieszne. Sąd nad zabójcą
odbył się w nocy z 25 na 26 grudnia. Nie dano mu możliwości przygotowania obrony ani
złożenia apelacji. O godzinie 7.30 rano 26 grudnia przywiązano go do pala na dziedzińcu
koszar policji w Algierze i rozstrzelano. Dwudziestoletni Ferdinand Bonnier zabrał do grobu
tajemnicę śmierci admirała.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Bogusław Wołoszański Sensacje XX Wieku Tajemnica DallasBogusław Wołoszański Sensacje XX Wieku Cicha Śmierć12 Wstydliwa sprawa Sensacje XX wiekuSpis Odcinków Sensacje XX WiekuWołoszański Bogusław Sensacje XX wieku Stalin Droga do władzyBogusław Wołoszański Sensacje XX wieku Polski Łącznik Cz37 Szpieg w rodzinie Sensacje XX wiekuWołoszański Bogusław Sensacje XX wieku Skorzeny cz 207 Grupa Jaszy Ludzie Beri Sensacje XX wiekuBogusław Wołoszański Sensacje XX wieku Tajne rokowania02 Telegram Zimmermana Sensacje XX wieku02 Telegram Zimmermana Sensacje XX wiekuCenckiewicz S , 2013 10 14 DoRz 38, Tajemnica śmierci współpracownika WałęsyZAL HISTORIA ARCHITEKTURY XX WIEKUCZ OWIEK XX WIEKU W SYTUACJwięcej podobnych podstron