Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski - Nie trzeba mnie zabijać
Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski
Nie trzeba mnie zabijać
2008
...Udział Bałtów, Litwinów - a przede
wszystkim Białorusinów - w zbrodniach nazistowskich to temat wciąż słabo
opisany przez polskich historyków. Białorusini opublikowali przynajmniej
"Zmiany struktury etnicznej na Białorusi w okresie okupacji
niemieckiej" [Białoruskie Zeszyty Historyczne, t. 21, Białystok
2004] Mironowicza i Joffego. Autorzy piszą tam, że
"oddziały Einsatzgruppe nie nadążały (w 1941 roku] z mordowaniem
rzeczywistych i domniemanych przeciwników hitleryzmu (...) skąd wynikała
konieczność rozbudowy aparatu policyjnego (...) w oparciu o element
miejscowy".
Einsatzgruppen - zmotoryzowane
oddziały policyjne specjalnego przeznaczenia - były czymś w rodzaju ruchomych
obozów zagłady. Podzielone na specbataliony (Sonderbataillonen) rozjeżdżały
się w ślad za frontem po podbitych terytoriach wschodnich zwanych odtąd Ostland.
Bataliony składały się początkowo z Niemców i folksdojczów, potem także
ze wspomnianego "elementu miejscowego". Element tworzyli Łotysze,
Litwini, Ukraińcy oraz Białorusini - "czarni policjanci", członkowie
antykomunistycznych milicji i różnych paramilitarnych organizacji, które później
weszły w skład 1. białoruskiej brygady Waffen SS.
Wedle znawcy przedmiotu Richarda Rhodesa Einsatzgruppen
zamordowały w trzy lata - strzelając, kłując bagnetami i gazując w ciężarówkach
- półtora miliona mieszkańców Europy Wschodniej.
Mironowicz pisze, że tylko na terenie Białorusi
ofiarą batalionów specjalnych padło ponad 250 tys. Izraelitów.
Tych ofiar nie należy mylić z osadzonymi w
obozach koncentracyjnych i wymordowanymi w obozach zagłady. Einsatzgruppen zabijały
"na miejscu" - w gettach, lasach i miasteczkach pokroju Kojdanowa-Dzierżyńska,
w setkach miejsc, których nazw nikt poza historykami dzisiaj nie pamięta.
Zamordowani ludzie do dziś leżą - nieupamiętnieni - płytko pod ziemią: w
lasach, jarach, starych wyrobiskach. Ich zabójcy - w znakomitej większości -
nigdy nie stanęli przed sądem.
Pytany o autorów zbrodni w Kojdanowie Aleks nie
wyklucza, że rozstrzeliwali tam żołnierze, którzy później stali się jego
towarzyszami broni: członkowie 18. łotewskiego batalionu policyjnego Kurzeme
dowodzonego przez podpułkownika Karlisa Lobe. Ale nie jest tego pewien.
Syn Kurzema w jednym z przypisów do
"Maskotki" wspomina inny batalion - oddział Antanasa Geceviciusa -
Litwina, który po wojnie, jako Anthony Gecas, zamieszkał w szkockim Edynburgu.
Sprawdziliśmy ten trop.
Gecas był plutonowym w drugim pomocniczym
batalionie policyjnym utworzonym po wejściu Niemców do Kowna - przedwojennej
stolicy Litwy. W drugiej połowie 1941 r. niemieckie dowództwo przemianowało
batalion na dwunasty (12. Schutzmannschaftsbataillon) i wysłało na
obecną Białoruś z misją specjalną.
Misje te - zwane Sonderaktion - były
oficjalnie akcjami wymierzonymi w partyzantkę działającą na tyłach frontu.
Faktycznie większość ofiar stanowili Żydzi.
* * *
Gecevicius, w przedwojennej Litwie młodszy
lejtnant sił powietrznych, o mało nie został stracony po wejściu Sowietów w
1940 r. Od więzienia wybawiło go wkroczenie Niemców. Od razu zaoferował im
swe usługi. Podobnie jak wielu rodaków liczył na to, że przy boku Hitlera
powstanie armia przyszłej niepodległej Litwy. Niemcy jednak mieli inne zadania
dla litewskich sojuszników. Przede wszystkim - brudną robotę. Jeszcze na
Litwie jako dowódca plutonu Gecevicius nadzorował rozstrzelanie 3 tys. Żydów,
w tym dzieci.
Późniejsza białoruska działalność 12.
batalionu nie odbiegała od akcji innych Sonderbataillonen: mordy,
egzekucje, rabunki, podpalenia.
Gecevicius osobiście rozstrzeliwał w Mińsku
kobiety i dzieci, wieszał mężczyzn podejrzanych o udział w partyzantce itd.
Jeżeli on i jego kompani różnili się czymś od niemieckich kamratów z SS,
to tylko większą bezwzględnością.
Po wojnie Gecas schronił się na Wyspach
Brytyjskich. W 2001 r. rząd niepodległej Litwy wystąpił do sądu w
Edynburgu z wnioskiem o wydanie go pod zarzutem popełnienia rozlicznych
zbrodni. Jouzuas Aleksynas, jeden ze świadków oskarżenia w tej sprawie,
wspominał wtedy, że Gecevicius miał zwyczaj osobiście strzelać w głowy
cywilnych ofiar, dobijając rozstrzeliwanych. Wspierający oskarżenie
przedstawiciel Centrum Wiesenthala mówił o udziale Litwina w zamordowaniu 30
tysięcy ludzi.
Szkocki sąd nie zdążył przeprowadzić
ekstradycji. Gecevicius najpierw chorował, przewlekając postępowanie,
wreszcie zmarł w szpitalnym łóżku. Nie pozostawił żadnych wspomnień.
* * *
Szukając śladów zbrodni 12. batalionu, dotarliśmy
do łotewskiego historyka doktora Erika Jekabsena, specjalisty od międzywojennych
dziejów Pribałtyki. Jekabsen potwierdził: jeżeli ktoś oprócz Niemców
strzelał w Kojdanowie, mogli to być tylko Litwini z batalionu Gecasa, ten
jednak nie mógł dowodzić, bo był wtedy jedynie plutonowym.
Kto więc stał na czele kojdanowskiej "akcji
specjalnej"?
Polski historyk Jarosław W. Gdański, autor poświęconej
zagranicznym formacjom Waffen SS książki "Zapomniani żołnierze
Hitlera", wymienia jako dowódcę 12. batalionu majora Antanasa
Impuleviciusa.
Dr Jekabsen potwierdza: to Impulevicius.
Istnieje jeszcze trzecie źródło. Uldis
Neiburgs, pracownik ryskiego Muzeum Okupacji Łotwy, autor licznych tekstów poświęconych
łotewskim esesmanom i twórca scenariusza do filmu dokumentalnego "Latvian
Legion", dwa lata temu napisał recenzję przypis do "Maskotki" pt.
"Pomiędzy faktem a fikcją". Kategorycznie wykluczył udział 18.
batalionu Łotyszy w kojdanowskiej masakrze i wskazał na Litwinów.
"Żydów w Dzierżyńsku wymordowała kompania
batalionu litewskiej policji pomocniczej pod dowództwem porucznika Kemzurasa"
- napisał. "Podlegała kapitanowi Antanasowi Impuleviciusowi, którego z
kolei kontrolował Niemiec major Franz Lechthaler.
Lechthaler, który później jako podpułkownik
został jednym z dowódców ukraińskiej dywizji Waffen SS Galizien (Hałyczyna),
został w 1962 r. uznany za zbrodniarza wojennego przez niemiecki sąd. Nie
odsiedział wyroku - zmarł.
Wracając do lmpuleviciusa: można by jeszcze
podejrzewać, że Neiburgs wybiela rodaków Łotyszy kosztem litewskich sąsiadów,
gdyby nie to, że informacje o odpowiedzialności Litwina za masakrę 20-21 października
już wiele lat temu opublikowali w internecie Żydzi z Izraela. Portal
izraelskiego stowarzyszenia byłych mieszkańców Litwy (www.lithuanianjews.org.il)
poświęca Impuleviciusowi osobną stronę. Izraelczycy nazywają go "sadystą",
"wykonawcą krwawych rozkazów SS" i "mordercą tysięcy cywilnych
ofiar". Wymieniają pacyfikowane przez Litwina miejscowości, jest wśród
nich "Kojdanovo".
To już czwarte źródło wskazujące na litewski
batalion.
A jest jeszcze piąte: w zasobach amerykańskiego
Muzeum Upamiętnienia Holocaustu znajduje się fotografia i biogram
Impuleviciusa. Podpis pod zdjęciem dobrze zbudowanego, groźnego już na
pierwszy rzut oka mężczyzny nie pozostawia wątpliwości: morderca cywilnej
ludności z Kowna, Mińska, Kiecka i wielu innych miejscowości.
* * *
lmpulevicius urodził się w 1907 r. jako carski
poddany. Kilka lat po odzyskaniu niepodległości przez Litwę wstąpił do
armii nowo powstałego państwa. Niezbyt lotny, awansował powoli. Jego nudna
wojskowa służba zamieniła się w ekscytującą historię dopiero wtedy, gdy w
1940 r. Sowieci zajęli kraj.
Okupowali go niecały rok, a zdołali zamordować
prawie 50 tys. ludzi i deportować drugie tyle. Sfałszowali wybory. Wyłoniony
w wyniku oszustwa Sejm Ludowy poprosił o przyłączenie kraju do ZSRR.
Impulevicius z grupą towarzyszy zszedł do
podziemia - choć nie na długo. NKWD błyskawicznie wpadło na trop oddziału,
któremu współprzewodził. Tak trafił do aresztu. Torturowany, pewien
niechybnej śmierci, po ucieczce bolszewików został uwolniony i wziął
jeszcze udział w krótkotrwałym powstaniu kowieńskim. Jego przywódcom wydawało
się, że zdołają przywitać Niemców jako rząd niepodległej Litwy.
Nadzieja szybko zgasła - nowi panowie nie
zamierzali restytuować litewskiej państwowości. Gdy Wehrmacht zajął Kowno,
rząd litewski rozwiązano, a w gmachu NKWD rozsiedli się funkcjonariusze
policji i SD. Szukając ludzi do brudnej roboty, dali ponowną szansę byłym
oficerom rozformowanej armii litewskiej. Impulevicius wykorzystał okazję. Stanął
na czele batalionu, który praktycznie natychmiast został skierowany przez
Niemców do prowadzenia metodycznej eksterminacji żydowskiej ludności Kowna.
Chaotyczna eksterminacja już trwała. Nocą z 25
na 26 czerwca 1941 r. - dwa dni po wejściu Niemców - mieszkańcy stolicy
zgotowali swym żydowskim sąsiadom krwawą łaźnię. Mordy, grabieże i
podpalenia trwały noc i cały kolejny dzień (wedle niektórych źródeł nawet
trzy dni), a zmywana wodą z gumowych węży krew płynęła ulicami w takich
ilościach, że na zachowanych fotografiach fragmenty miasta wyglądają jak po
przejściu ulewy.
Głównymi sprawcami rzezi byli wypuszczeni przez
Niemców więźniowie, wcześniej zamknięci przez Sowietów za "nacjonalizm
litewski". Wśród nich wyróżniał się 25-letni mieszkaniec stolicy,
okrzyknięty potem "katem z Kowna". Wycofujący się funkcjonariusze NKWD
rozstrzelali - za nacjonalizm - oboje jego rodziców. Teraz syn postanowił się
zemścić na "tych, którzy wydawali Litwinów bolszewikom".
Amerykański znawca Holocaustu Richard Rhodes w
książce "Mistrzowie śmierci" przywołuje dwie relacje naocznych świadków.
Pierwsza (pochodzi od niemieckiego oficera):
Młody Litwin zabijał Żydów, waląc żelazną
sztangą po głowach. W ciągu trzech kwadransów zabił własnoręcznie 40-50
ludzi. Później chwycił harmonię, wszedł na górę trupów i grał litewskie
pieśni, a przechodnie śpiewali razem z nim...
I druga (relacja fotografa):
Blondyn średniego wzrostu odpoczywał
oparty o pałkę. U jego stóp leżało 15-20 umierających lub już nieżywych
osób. Tuż za mężczyzną stała grupa 20 kolejnych, pilnowanych przez
uzbrojonych cywili.
W niemej rezygnacji czekali na egzekucję. Jeden
z grupy zachwiał się, po czym przyjął razy wymierzone pałką przy aplauzie
tłumu.
Kobiety podsadzały dzieci bądź stawiały je na
krzesłach, by lepiej to wszystko widziały.
- Kat z Kowna wreszcie wymierza bolszewickim
kolaborantom i zdrajcom słuszną karę - usłyszałem.
Fotograf zrobił zdjęcie (publikuje je Rhodes).
Kat z Kowna - wysoki blondyn ubrany w jasną koszulę i ciemną marynarkę -
pozuje ze swoją półtorametrową pałą na tle rozrzuconych po ziemi żydowskich
trupów i tłumu podekscytowanych mieszkańców miasta. Niemców na zdjęciu nie
widać, wiemy jednak - choćby z innych fotografii zrobionych w tym
miejscu i czasie - że życzliwie przyglądali się masakrze, dostarczali broń,
a potem utworzyli z tych, co "sprawdzili się" w pogromie, pięć
batalionów policyjnych. Te rozpoczęły metodyczne mordy w podkowieńskich
fortach. W jednym z nich - forcie siódmym - w lipcu 1941 r. miała się rozegrać
tzw. masakra po meczu.
Historycy do dziś dyskutują, czy to się w ogóle
zdarzyło.
Najpierw na kowieńskim boisku rozegrano
koszykarskie spotkanie między reprezentacją niemieckiego garnizonu a
słynnym w Europie klubem Perkunas Kowno. Potem - w nagrodę za zwycięstwo -
graczom Perkunasa pozwolono wymordować "żydobolszewickich bandytów"
przetrzymywanych w fortecy. Bracia Algidras i Vytautas Norkusowie (po wojnie
uciekli do USA), Vytautas Lescinskas (został skazany na śmierć przez sąd
ZSRR) i inni koledzy z drużyny stawili się po odbiór nagrody 6 lipca. Z fortu
pobrali pałki i karabiny, później - wespół z Niemcami - wyprowadzili grupę
30 Żydów. Wszystkich zamordowali w nieodległym lesie.
Ta zbrodnia, szokująca ze względu na
"sportowy kontekst", bez niego byłaby pewnie trudna do zauważenia w
powodzi zbrodni przeprowadzonych w fortach wokół Kowna. Mordy trwały tam
nieustannie przez dwa lata. Żydowski partyzant, złapany przez Litwinów
jesienią 1943 r. i zapędzony przez gestapo do zacierania śladów tych zbrodni
w forcie dziewiątym, opowiadał po wojnie Williamowi Mishellowi, autorowi książki
"Kadisz dla Kowna":
Kazano nam zbudować wysoki mur otaczający fort,
by przysłonić widok z sąsiednich domów. Setki ciężarówek dowoziły sprzęt
wykopaliskowy, tony drewna, chemikaliów, benzyny i smoły. (...) Odkopano
wierzchnią warstwę ziemi. Oczom wszystkich ukazało się kilka zbiorowych mogił.
Naszym zadaniem było zatrzeć wszystkie ślady dokonywanych tu egzekucji.
Podzielono nas na grupy. Pierwsza miała za pomocą żelaznych haków wyciągać
z mogiły ciała na powierzchnię ziemi. Druga przenosiła je na ogromne stosy
rozmieszczone na terenie całego fortu. Ciała układano warstwami na przemian z
drewnem, polewano benzyną i podpalano.
Otaczający nas smród był przerażający, ale
jeszcze bardziej makabryczne było to, co widzieliśmy. Matki trzymające w
ramionach dzieci, ludzie z rozłupanymi czaszkami (...) z wyrazu twarzy można było
poznać, kto zginął od kul, a kogo oszczędziły, ale później się udusił.
* * *
Nienawiść, jaką cześć społeczeństwa Litwy
żywiła do Żydów, może mieć źródło - zapewne nie jedyne - w
porewolucyjnym stereotypie "żydokomuny", łączącym współobywateli
wyznania mojżeszowego ze zbrodniami bolszewików popełnionymi podczas półtorarocznej
okupacji kraju.
A radzieccy komisarze zgotowali obywatelom
represje nieodbiegające okrucieństwem od tych, które spadły na Polaków i
Łotyszy: od przymusowej kolektywizacji i masowych zsyłek na Sybir po tortury i
rozstrzeliwania, do których NKWD przystąpiło natychmiast po aneksji.
Skalę przerażenia bolszewickim barbarzyństwem
obrazuje historia, którą litewski kierowca, świadek słynnej masakry Żydów
w Ponarach, opowiedział w czasie wojny koledze szoferowi z Wehrmachtu (cytuje ją
Rhodes w "Mistrzach śmierci").
Litwin pokazał Niemcowi swoje okaleczone dłonie
i wyjaśnił, że paznokcie wyrwali mu - przed wejściem Niemców -
funkcjonariusze sowieckiej bezpieki. Jak stwierdził, wszyscy członkowie
litewskiego batalionu pomocniczego, który wespół z pododdziałami
niemieckiego Einsatzkommando zabijał w ponarskim lesie, mają za sobą
podobne spotkania z "żydobolszewizmem".
"Jeden z żydowskich komisarzy wpadł do mego
domu, związał mnie, zgwałcił moją żonę, potem zadźgał ją nożem,
wykrawając serce, które zjadł" - zrelacjonował Niemcowi litewski
szofer.
Inny Litwin dopowiedział Niemcowi, że jego
rodzina - jedna z tysięcy, które hitlerowska inwazja z czerwca 1941 r. zastała
w pociągu jadącym na Syberię - wymarła pozostawiona przez sowieckich strażników
na śmierć głodową w zamkniętym od zewnątrz wagonie bydlęcym.
Pomijając niemożliwą do zweryfikowania
prawdziwość relacji obu Litwinów, pewne jest, że tego rodzaju opowieści -
oraz wydobycie przez Niemców na światło dzienne niedawnych zbrodni NKWD -
stworzyły w drugiej połowie 1941 r. atmosferę, w której możliwe było
wymordowanie w pogromach przeszło 100 tysięcy Żydów litewskich, zanim
Niemcy wdrożyli program "ostatecznego rozwiązania".
Entuzjazm pogromowy sprawił, że - jak to ujmują
izraelscy autorzy strony internetowej www.lithuanianjews.org.il - Niemcy
postanowili wykorzystać do roboty połączenie litewskiego zapału z niemiecką
organizacją i zdolnością planowania.
* * *
Richard Rhodes w "Mistrzach śmierci"
pyta:
Dlaczego mieszkańcy północnych rubieży Związku
Radzieckiego gotowi byli wykonać brudną robotę za SS?
I odpowiada:
Wzrost znaczenia w społeczeństwie oraz rosnąca
zamożność Żydów, wieloletni antysemityzm, porachunki, zazdrość i próba
przypodobania się najeźdźcom w nadziei (złudnej) na niepodległość były
jednymi z głównych powodów, jednak nie można lekceważyć także niedawnego
terroru ustanowionego przez komunistów.
O tym, dlaczego stereotyp Żyda-komunisty został
ugruntowany podczas sowieckiej okupacji, pisał też prawie 20 lat temu - na
przykładzie tzw. Białorusi Zachodniej - Jan Tomasz Gross, późniejszy autor
"Sąsiadów" i "Strachu". We wstępie do zbioru relacji "W
czterdziestym nas Matko na Sibir zesłali" czytamy:
Wkraczająca Armia Czerwona przyjmowana była
przez Żydów z radością. (...) Sami Żydzi, dostrzegając swą - zresztą z
perspektywy czasu naiwną - głupotę, piszą, że w pierwszym okresie okupacji
ich stosunki z przybyszami ze wschodu układały się jak najlepiej. (...)
Po radosnym powitaniu nastąpił okres owocnej
współpracy (...). Relacja z Grodna: "Gdy bolszewicy wkroczyli (...) wszelkie
urzędy obsadzili przeważnie Żydami i im też powierzali kierownicze funkcje"
(...)
W tym okresie miały również miejsce, ze strony
Żydów, akty zemsty, często symbolicznie wyrażanej. (...) Lekarz Żyd z
miasteczka Wielkie Oczy wspomina młodzież żydowską, która założywszy, jak
powiadają, "komsomoł", strącała kapliczki przydrożne, rozbijając
je.
Nieproporcjonalnie dużo Żydów było
zatrudnionych w aparacie propagandy, więc jako mówcy na zgromadzeniach
przedwyborczych,
wiecach i akademiach rocznicowych występowali w roli entuzjastów nowego reżymu.
Miejscowa ludność aryjska (...) patrzyła na to złym okiem i spotykano się
często z groźbą popamiętania tego.
Joanna Kozłowska w pracy "Mniejszości
narodowe na Wileńszczyźnie w świetle raportów AK..." ujmuje to
podobnie:
...w chwili nadejścia władzy sowieckiej Żydzi
przestali być obywatelami drugiej kategorii - a to znaczyło dla nich bardzo
wiele (...) i miało fatalny wpływ na dalsze życie całego społeczeństwa żydowskiego.
"Fatalny wpływ" to oczywiście naukowy
eufemizm. Litewski historyk Algis Kasperavicius w pracy "Antysemityzm na
Litwie... 1939-1941" pisze:
W latach okupacji hitlerowskiej na Litwie z
gorliwą pomocą litewskich struktur samorządowych i przeważnie rękami Litwinów
- członków różnych kolaboranckich
formacji policyjnych i ochotniczych - wymordowano prawie 90 proc. Żydów.
Jak to możliwe? - pyta autor. l odpowiada:
Litwini, którzy bezpośrednio przed wejściem Wehrmachtu ucierpieli z rąk NKWD
byli przekonani, że są prześladowani przez Żydów, a to miedzy innymi z tego
powodu, że władza sowiecka traktowała w tamtych latach antysemickie rozruchy
i akcje jako "działalność kontrrewolucyjną".
To powodowało sprzężenie zwrotne - uznaje
Algis Kasperavicius.
- Karani przez stalinowską
bezpiekę uważali, że są ofiarami Żydów.
* * *
Nie wiemy, czy lmpulevicius wziął udział w
pierwszych, letnich, spontanicznych pogromach litewskich Żydów. Wiadomo
jednak, że jesienią 1941 "pracował" już razem z Geceviciusem i brali
udział w dokończeniu kowieńskiej Sonderaktion, która kosztowała życie
prawie 25 tys. dorosłych i dzieci. Tylko 9 października - o czym z dumą
meldował zwierzchnikom szef Einsatzkommando w Kownie SS-Standartenfuhrer
Karl Jager - w kazamatach podmiejskiego fortu i przyległym lasku udało się uśmiercić
9,3 tys. osób. Ciągnąca się przez cztery miesiące rzeź ustała - na krótko
- przed listopadem. Pozostałych przy życiu starozakonnych mieszkańców miasta
zamknięto w dwóch gettach, gdzie mieli czekać na dalszy los. 12. batalion
lmpuleviciusa i Geceviciusa ruszył zaś na Białoruś - by dalej mordować.
Entuzjazmu nie brakowało. Kilka dni przed wyjazdem lmpulevicius - awansowany już
do stopnia majora - zwrócił się do swych podkomendnych słowami:
Żołnierze! Na rozkaz naszego wielkiego wodza
Adolfa Hitlera weźmiecie udział w ostatecznym rozwiązaniu i likwidacji żydowskiego
bolszewizmu. Będziecie stacjonować w rejonie Mińska. Pamiętajcie, że będziecie
tam reprezentowali naród litewski!
450 policjantów-żołnierzy rozpoczęło
"reprezentowanie narodu" od zapędzenia mińskich Żydów do getta. W
trakcie tej - wyjątkowo brutalnej nawet jak na tamte okoliczności - operacji
zamordowano 11 tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Okrucieństwa, jakich
dopuszczało się w czasie tamtej akcji (oraz późniejszej pacyfikacji Izraelitów
ze Słucka) litewskie Sonderkommando, na tyle przeraziły samych Niemców,
że nadzorujący Litwinów oficer Wehrmachtu prosił dowództwo o przekazanie
batalionu Impuleviciusa pod komendę "kogokolwiek innego".
W połowie października Litwini zostali wysłani
na wieś.
Do 15 listopada 1941 r. pojawili się w
kilkunastu miejscowościach wokół Mińska: w Smolewiczach (około 1300
zamordowanych Żydów), Słucku (pięć tysięcy osób, z tego kilka setek
zastrzelonych osobiście przez Geceviciusa), Nieświeżu (1500), Klecku (1000),
wreszcie w Kojdanowie. Między 6 października a 15 listopada batalion
lmpuleviciusa zamordował w sumie 35 tys. ludzi, w tym 2 tys. nieżydowskich
ofiar: jeńców wojennych, komunistów i podejrzewanych o sprzyjanie komunistom.
W uznaniu "zasług" i z powodu przerażenia, jakie Impulevicius z
Geceviciusem budzili wśród towarzyszących im ludzi majora Lechthalera,
litewski oddział został wyjęty spod jurysdykcji tego ostatniego i podporządkowany
bezpośrednio dowództwu Sicherheitsdienst (SD) na Litwę.
* * *
Wspomniani już członkowie Stowarzyszenia Żydów
Litewskich w Izraelu (www.lithuanianjews.org.il) zebrali wiele informacji na
temat pomocniczych batalionów policyjnych - podobnych do jednostki
Impuleviciusa. Zamieszczają nawet w sieci imienny spis członków poszczególnych
"baonów śmierci".
Pierwszy sformowano w sierpniu 1941 r. w Kownie -
komendę objął major Kazys Simkus. Impulevicius był krótko jego zastępcą.
Oddział, przyjmując w swe szeregi ochotników i dezerterów z Armii Czerwonej,
szybko urósł na tyle, że trzeba było wydzielić batalion drugi (później
nazwany dwunastym) - to on przeprowadził Sonderaktion w Dzierżyńsku.
Osobno wydzielona została specjalna kompania:
70-osobowa grupa największych sadystów. 60 Litwinów i 9 Niemców pod dowództwem
esesmana Joachima Hamana stworzyło Zmechanizowane Komando Haman, które przystąpiło
do likwidacji Żydów w mniejszych sztetlach i wioskach.
Litewscy członkowie komanda jeździli od jednej
do drugiej miejscowości i zwoływali - jak to określali Niemcy - aktywistów.
Ci kopali rowy i przygotowywali wódkę. Gdy przyjeżdżali hamanowcy, najpierw
- przy butelce - ustalano, kto co dokładnie robi, potem zaczynała się akcja.
Ochotnicy spędzali Żydów w okolice rowu, bijąc przy tym i rabując ich
mienie, komando Hamana mordowało, po czym dzielono łupy. Hamanowcy wracali do
koszar pod Kownem, aktywiści zakopywali zwłoki. W źródłach brak informacji,
czy naziści, nazywając tę kompanię nazwiskiem Hamana, wiedzieli, co to słowo
oznacza dla Żydów, pewnie jednak zdawali sobie z tego sprawę - inne oddziały
litewskich batalionów śmierci nie nosiły bowiem specjalnych nazw imiennych.
Haman to postać biblijna, protoplasta
antysemity, w pewnym sensie figura Hitlera. Był najważniejszym ministrem króla
perskiego Aswerosa (Achaszwerosza). Nienawidził Żyda Mardocheusza za to, że
ten nie chciał mu się pokłonić.
Księga Estery mówi:
I zauważył Haman, że Mardocheusz nie klękał
i nie oddawał pokłonu, i napełnił się Haman gniewem. Uważał jednak za
niegodne podnieść rękę na samego tylko Mardocheusza, ponieważ
powiedziano mu o narodzie Mardocheusza. Szukał więc Haman sposobności, aby w
całym królestwie Aswerusa wytępić wszystkich Żydów, to jest naród
Mardocheusza (Est 3,5-6).
Haman nie zdołał rozwiązać kwestii żydowskiej
w Persji - za sprawą królowej Estery został powieszony, tak jak sam chciał
wcześniej powiesić Żyda. Gdy go prowadzono na szubienicę - jak głosi
legenda - "plecy miał zgarbione, głowę opuszczoną, a uszy oberwane".
Na pamiątkę tego wydarzenia religijni Żydzi do dziś jedzą podczas święta
Purim "uszy Hamana" - trójkątne ciasteczka z makiem.
* * *
Wracając do Impuleviciusa - jego powojenne losy
nie odbiegły od losu Geceviciusa-Gecasa i innych członków litewskich (także
łotewskich) batalionów policyjnych: walka w szeregach Waffen SS, front
wschodni, ucieczka przed Armią Czerwoną na Zachód. Impulevicius wyemigrował
do USA, osiadł w Illinois. W 1962 r. sowiecki sąd w Wilnie skazał go zaocznie
na śmierć za udział w zamordowaniu 50 tysięcy ludzi. Później zaczął go
poszukiwać Szymon Wiesenthal. Na próżno.
Amerykanie nie wydali swego obywatela. Dopiero w
połowie lat 80. Litwin został objęty dochodzeniem specjalnego biura
Departamentu Sprawiedliwości.
Zmarł, zanim śledczy postawili mu zarzuty.
Ryskie getto zostało utworzone w październiku
1941 r. na Moskiewskim Przedmieściu - w dzielnicy najbiedniejszej, nie
skanalizowanej, zabudowanej jednopiętrowymi nędznymi domami, w których przed
wojną mieszkali rosyjscy i polscy gastarbeiterzy.
Niemcy powiedzieli Żydom, że ich przeniesienie
do wydzielonej (a wkrótce ogrodzonej drutami) dzielnicy jest gwarancją
bezpieczeństwa przed łotewskim terrorem. Początkowo zamieszkało w getcie 30
tys. Żydów łotewskich. Gdy ich wkrótce wymordowano, przywieziono przybyszów
z Niemiec, Austrii i Czech.
Jedna z pierwszych akcji eksterminacyjnych -
przeprowadzona 30 listopada 1941 r. - zaczęła się o godz. 8.15, a zakończona
została punktualnie o 19.45. Zginęło ok. 15 tysięcy osób. Tym, którzy żyli
jeszcze za piętnaście ósma, darowano.
Na jedną noc tylko - bo nazajutrz rano Niemcy i
Łotysze kazali Izraelitom ustawić się w kolumny. Niemiecki oficer oświadczył,
że dla chcących pracować są miejsca w obozie przy fabryce konserw. Nikt nie
uwierzył. Na ochotnika "do pracy" zgłosiło się 10-15 osób, łotewska
policja wyprowadziła ich za druty. Ci, którzy postanowili zostać w getcie,
zginęli rozstrzelani w lasach Rumbula i Biekierniki, gdzie od początku
niemieckiej okupacji działało komando Viktorsa Arajsa - prawdopodobnie największego
łotewskiego zbrodniarza wszech czasów.
Arajs studiował prawo na uniwersytecie w Rydze,
obronił dyplom już po wejściu Sowietów w 1939 r. W lipcu 1941 r. zgłosił
się osobiście do Franza Stahleckera, dowódcy operującej na Łotwie Einsatzgruppe
A,
i zaoferował swe usługi w walce z bolszewizmem.
300-osobowe z początku Sonderkommando sformował
z byłych policjantów, wojskowych i kolegów uniwersyteckich. Na jednego z zastępców
wybrał sobie Cukursa.
Do "pracy" przystąpili jeszcze pod koniec
lipca. Niebieskimi autobusami ryskiej komunikacji miejskiej arajsowcy zwozili z
okolicy Żydów, kaleki i podejrzewanych o komunizm, których dwa razy w
tygodniu rozstrzeliwali w głębi lasu.
Do końca lata 1941 r. uśmiercili około
czterech tysięcy Żydów i około tysiąca komunistów. Zaczynali zawsze przed
świtem, strzelanie kończyli zakrapianym wódką śniadaniem, które jedli na
miejscu. Jeżeli danego dnia liczba ludzi do zastrzelenia była duża, robotę
kontynuowano po posiłku.
W trakcie jednej z libacji Arajs opowiedział
niemieckim kompanom, jak się zabija mniejsze dzieci. Otóż dziecko przed strzałem
należy podrzucić w górę i dopiero w locie - mając malca nad głową -
zastrzelić. Nie chodzi tu bynajmniej o rozrywkę, ale o bezpieczeństwo. Ciała
dzieci - tłumaczył fachowo - nie zatrzymują kul; pocisk po przejściu przez
leżącego na kamieniu malucha może rykoszetować i zabić kogoś z
"pracujących"
obok. Opowieść Arajsa przytacza Richard Rhodes w "Mistrzach śmierci".
Łotysz dosłużył się w SS stopnia majora, w
1944 r., gdy nie było już kogo mordować w Rumbuli, poszedł na front. Walczył
w dywizji łotewskich esesmanów, która broniła Pomorza przed Armią Czerwoną.
Przeżył wojnę, po kapitulacji schronił się w zachodnich Niemczech, gdzie -
ujęty w latach 70. - trafił za kraty. Zmarł 20 lat temu.
Rhodes ocenia, że Arajskommando zamordowało
w sumie ok. 30 tys. Żydów, czyli trzecią część całej łotewskiej
diaspory. Inne komanda - w Kaiserwaldzie, Ventspils, Biekiernikach - mordowały
przybyłych w miejsce łotewskich Żydów ich braci z Rzeszy i południowej
Europy.
Zanim zginęli na skraju leśnych dołów lub w
samochodach gazujących, zaganiano ich jeszcze do robót w całej Rydze. Mężczyźni,
poza sprzątaniem ulic, pracowali w zakładach elektroenergetycznych i
zbrojeniowych, kobiety w szwalniach, starcy przy segregacji szmat i złomu.
Ponieważ wprowadzono głodowe racje żywnościowe, w ryskim getcie szybko zaczęły
się szerzyć choroby. Gorsze od głodu i dezynterii były jednak naloty zwane
akcjami. Do getta co rusz wpadali Niemcy i Łotysze. Oficjalnie szukali
niepracujących, których wywożono do obozów albo wprost do dołów.
Nieoficjalnie - przy okazji takich łapanek - konfiskowano mieszkańcom getta
futra, kożuchy, obrazy, kryształy, a nawet koce i pościel. Część dóbr
wysyłano do Rzeszy jako dar narodu łotewskiego dla rodzin wojujących
sojuszników, część przywłaszczali sobie Łotysze i nadzorujący ich
gestapowcy.
Jednym z takich mordujących w getcie oddziałów
łotewskiej policji kierował lotnik Herberts Cukurs - przed wojną bohater
narodowy wsławiony m.in. lotem z Łotwy do Afryki w 1933 r. W czasie likwidacji
Żydów ryskich Cukurs zasłynął takimi okrucieństwami, że został nazwany
"Katem z Rygi" (są też teksty, w których występuje jako "Rzeźnik
Ryski"). W instytucie Yad Yashem leży świadectwo Izaaka Krama:
W marcu 1942 r. osobiście widziałem, jak Cukurs
kierował grupą żołnierzy, która bijąc mieszkańców getta, zapędzała ich
do ciężarówek. Stara kobieta głośno domagała się, aby przesadzić ją do
innego samochodu, do którego już wcześniej załadowano jej córkę. Cukurs
zabił ją jednym strzałem z rewolweru. Kilka minut później zastrzelił małe
dziecko za to, że płakało oddzielone od matki.
"Kat z Rygi" schronił się po wojnie w
Brazylii. W 1965 r. wytropiła go w Urugwaju grupa agentów Mossadu dowodzona
przez Antona Kunzle, ocalonego z Łotwy. Komando zabójców dopadło Cukursa w
Montevideo. Został potwornie zbity (prawdopodobnie Żydzi torturowali go, by
dowiedzieć się, gdzie jest jego przyjaciel - dr Mengele) i ostatecznie
zastrzelony. Znaleziono go nieżywego w walizce z kartką "Zginął z rąk
tych, którzy nie potrafią zapomnieć".
* * *
Getto w Rydze - podzielone na "małe" i
"duże" - przetrwało całą wojnę. Działał w nim szpital z koszerną
kuchnią, dom starców, synagoga, szkoły dla starszej młodzieży i teatr, w którym
aktorzy z Wiednia grali "Fausta". Ostatnich jego mieszkańców wysyłano
do Rzeszy statkami, gdy miasto było już otoczone przez Sowietów. Większość
Żydówek z Rygi trafiła w ten sposób do Gdyni, stamtąd do Stutthofu, a dalej
m.in. do dzisiejszego Nowego Miasta Lubawskiego, gdzie wyzwoliła te kobiety
Armia Czerwona.
Najpóźniej "ewakuowani" z Rygi wsiadali
pod eskortą SS na pokłady niemieckich łodzi dwa dni przed wkroczeniem
"Iwana".
Prawdopodobnie "odstawianie" Żydów do Rzeszy było tylko pretekstem, który
pozwalał esesmanom wsiadać poza kolejnością na ostatnie odpływające w pośpiechu
statki. Kiedy wreszcie Sowieci weszli do stolicy Łotwy, w pustym budynku
szkolnym spotkało się 152 ryskich ocalonych. W sumie wyzwolenia doczekał tysiąc
- czyli jeden procent Żydów mieszkających na Łotwie przed wojną.
Wkraczający do kraju komisarze sowieccy uznali
większość z nich za niemieckich szpiegów, bo rodziło się natychmiast
pytanie, dlaczego akurat ci przeżyli? Część natychmiast została wysłana do
łagrów - z powodu i tak już fatalnej kondycji prawie żaden nie przeżył zesłania.
W tajdze równo pomarli Żydzi niemieccy, austriaccy, węgierscy, czescy. Jako
jeden z nielicznych przeżył Syberię Bernhard Press - późniejszy autor
najbardziej wstrząsających relacji o łotewskich pogromach.
ŻYDZI A SPRAWA POLSKA
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Nie zostawiaj mnie StachurskiStachursky Nie zostawiaj mnieNie zapomnij mnie txtNIE ZDRADZAJ MNIE txtJuż nie zapomnisz Mnie Studio Buffonie opuszczaj mnie z opiekiMcWilliams Judith Nie zapomnisz mnieSandemo Margit Opowieści 18 Nie Dla Mnie MiłośćJuż nie trzeba fałszować wyborówNIE ZEGNAJ MNIE txtDoda Nie zawiedz mnieStudio Buffo Juz nie zapomnisz mnieJuz nie zapomnisz mnie Studio BuffoWiem nie zawiedzie mnie Panwięcej podobnych podstron