Arthur C Clarke Lekcja historii


Arthur C. Clarke
Lekcja historii
Nikt już nie pamiętał, kiedy plemię rozpoczęło swoją długą wędrówkę. Szerokie,
falujące niziny, które plemię zamieszkiwało, były snem jedynie, i to w połowie
zapomnianym.
W ciągu tych wielu lat Shann i jego lud uciekali przez kraje znaczone niskimi
pagórkami i błyszczącymi jeziorami. Teraz zaś wyrosły przed nimi wysokie góry. Kiedy
nadejdzie lato, przekroczą te góry, aby osiągnąć niziny na południu. Nie mieli wiele czasu do
stracenia. Biały terror, który nadciągał z biegunów, zmieniał ziemię w lodowaty piasek i
ścinał przed sobą powietrze, był za nimi na odległość jednego zaledwie dnia marszu.
Shann zastanawiał się, czy lody zdołają pokonać łańcuchy górskie. W głębi jego serca
tlił się jeszcze płomyk nadziei. Góry mogły okazać się tamą nie do przebycia, w którą
daremnie uderzać będzie bezlitosny lodowiec. Może lud jego znajdzie schronienie na
ziemiach południa, o których wspominały legendy.
Wyszukiwanie przełęczy, przez którą mogłyby przejść stada zwierząt i mogliby
przedostać się ludzie, wymagało tygodni. Kiedy wreszcie nastąpiło lato, obozowisko
znajdowało się w samotnej dolinie, gdzie powietrze było rozrzedzone i gdzie gwiazdy
świeciły takim blaskiem, jakiego nikt dotychczas nie widział.
Lato dobiegło końca, kiedy Shann w towarzystwie swoich synów udał się w kierunku
szczytów gór. W ciągu trzech dni wspinali się, a podczas trzech nocy spali, jak mogli, na
zlodowaciałych skałach. Czwartego poranka ujrzeli przed sobą opadającą łagodnie równinę,
pośrodku której wznosił się grobowiec, ustawiony tu kilka wieków temu przez innych
nomadów.
Kiedy zbliżali się do niewielkiej piramidy z kamieni, Shann poczuł dreszcz, a nie był
to dreszcz spowodowany zimnem. Wszyscy milczeli. Zbyt wiele ważyło się w tej chwili.
Zaraz mieli się dowiedzieć, ile warte są ich nadzieje.
Na wschodzie i na zachodzie łańcuch górski wyginał się obejmując ramionami
zamkniętą pośrodku dolinę. Na południu rozciągała się szeroka płaszczyzna przecięta szeroką
rzeką, która tworzyła potężne meandry. Była to ziemia żyzna, w której plemię mogło posiać
ziarna roślin niezbędnych do życia, bez obaw, że będzie musiało uciekać, zanim nadejdzie
czas zbiorów.
Dopiero teraz skierował Shann oczy bardziej na południe i odczytał tam swój los i
koniec wszystkich swoich nadziei. Bowiem na skraju świata żarzyło się owo śmierć niosące
światło, które tak długo towarzyszyło im na północy - iskrzenie się lodów tuż za linią
horyzontu.
Ucieczka naprzód była niemożliwa. W czasie tych lat wędrówki, lody południa
posunęły się im naprzeciw. Wkrótce nieuchronnie zostaną zgnieceni między dwiema
ruchomymi ścianami lodu.
Lodowce południa osiągnęły linię gór dopiero w następnym pokoleniu. I kiedy
nastąpiło ostatnie lato, synowie Shanna przenieśli święte skarby przechowywane przez plemię
do kamiennej mogiły, która wznosiła się nad doliną. Lód, który niegdyś skrzył się za
horyzontem, leżał teraz u stóp łańcucha gór. Następnej wiosny roztrzaska się o podstawy
pierwszych szczytów.
Nikt już nie rozumiał znaczenia tych skarbów. Sięgały zbyt dawnej przeszłości, aby
mógł pojąć ich wartość człowiek współczesny. Ich pochodzenie gubiło się gdzieś w czasie
złotego wieku ludzkości, podobnie jak daleko w przeszłości gubiła się droga, dzięki której
dostały się do rąk tego wędrującego plemienia. Była to historia, która nigdy nie miała zostać
napisana ani opowiedziana. Historia cywilizacji sięgająca poza ludzkie wspomnienia.
Do pewnego okresu te pożałowania godne relikwie chowane były pieczołowicie dla
jakiś tam konkretnych celów; teraz stały się święte, choćby z tej racji, że niczego nie
1
Arthur C. Clarke
Lekcja historii
oznaczały. Tekst starych książek zatarł się, ale większość liter była czytelna, niepotrzebnie
zresztą, gdyż od dawna nikt nie umiał ich rozszyfrować. Wiele pokoleń przeminęło od czasu,
kiedy ludzie umieli posługiwać się tablicami logarytmicznymi, atlasem świata czy partyturą
siódmej symfonii Sibeliusa, wydrukowanej, jeśli można było wierzyć karcie tytułowej, w
jakiejś pekińskiej drukami w 2371 roku.
Stare księgi z którymi obchodzono się bardzo ostrożnie, złożone zostały w
krypcie przygotowanej uprzednio wewnątrz starego grobowca. Złożono następnie w krypcie
inne przedmioty, takie jak złote i platynowe monety, część soczewki z teleobiektywem,
zegarek, lampkę elektryczną, mikrofon, głowicę elektrycznej maszynki do golenia, kilka
zminiaturyzowanych lamp radiowych - nędzne szczątki pozostawione w momencie odpływu
przez potężną falę, która porwała ze sobą cywilizację.
Wszystkie te skarby ułożono pieczołowicie w miejscu do tego przeznaczonym.
Dodano do nich trzy relikwie specjalne - najświętsze, bo najbardziej pozbawione
jakiegokolwiek znaczenia. Pierwszą z nich był kawałek metalu, dziwnie obrobiony, którego
kolor świadczył o tym, że poddano go niegdyś działaniu bardzo wysokiej temperatury. Był to
chyba najbardziej patetyczny z tych symboli przeszłości. Świadczył bowiem o
najwspanialszym dziele człowieka i mówił o przyszłości, którą mógł ten człowiek osiągnąć.
Na boku kawałka drewna hebanowego, do którego metal był przyczepmy, znajdowała się
plakietka żelazna, a na niej wyryto następujący napis:  Pomocniczy zapalnik reaktora statku
kosmicznego Ziemia - Księżyc - Gwiazda Polarna - Rok 1985."
Drugim obiektem, stanowiącym równie cudowne osiągnięcie dawnej wiedzy, była
kulka plastykowa. Wewnątrz tej kulki można było zobaczyć różne części metalowe. W
samym środku znajdowała się kapsułka zawierająca syntetyczne zródła promieniowania;
kulka plastykowa była niewielkim nadajnikiem radiowym, wysyłającym swój sygnał na
wszystkie możliwe strony. Takich kulek wyprodukowano w swoim czasie kilka zaledwie.
Miano je rozrzucić w przestrzeni kosmicznej, gdzie w charakterze boi ustalać miały orbity
planetoid. Ale człowiek nie osiągnął nigdy strefy planetoid i boje te pozostały nie
wykorzystane.
Ostatnia wreszcie relikwia - to metalowe, okrągłe i płaskie pudełko o dużej
powierzchni. Było ono hermetycznie zamknięte, a jego zawartość poruszała się, gdy
pudełkiem potrząsano. Tradycja plemienia mówiła, że spadnie na nie wielkie nieszczęście,
jeśliby ktoś kiedykolwiek próbował pudełko otworzyć. Nikt nie wiedział, że zawiera jedno z
wielkich dzieł sztuki, które ujrzało światło dzienne kilka tysięcy lat wcześniej.
Kiedy wszystko zostało dokładnie w krypcie ułożone, dwaj mężczyzni zakryli otwór
grobowca ciężkimi kamieniami i powoli zeszli wzdłuż zbocza góry. Nawet wtedy, kiedy
człowiek zbliżał się do kresu istnienia, myślał o czasie przyszłym i próbował coś dla tej
przyszłości zachować.
Tej zimy potężne zwały lodu zaatakowały po raz pierwszy wznoszące się między nimi
góry. Atak przyszedł od północy i od południa. Pierwsze szczyty padły od pierwszego ataku,
a lodowce zamieniły je w skalny proch. Ale wyższe szczyty oparły się i kiedy przyszło lato,
zwały lodów chwilowo się cofnęły.
W ten sposób - zima po zimie - trwała walka tytanów wypełniająca powietrze hukiem
lawin, pękaniem skał i wybuchami lodów roztrzaskujących się na kawałki. Nigdy wojna ludzi
nie była tak dzika i tak niszczycielska.
Pózniej pewnego dnia, zwały lodowca powoli zaczęły się uspokajać, ustabilizowały
się na wysokości szczytów i hal wcześniej zdobytych. Najwyższe szczyty nie miały już być
zdobyte - mecz został nie rozstrzygnięty. Lodowce napotkały przeciwnika godnego siebie, ale
ich porażka przyszła zbyt pózno, aby z niej mógł skorzystać człowiek.
2
Arthur C. Clarke
Lekcja historii
* * *
Powoli upływały wieki. Potem stało się coś, co winno wydarzyć się raz przynajmniej
w każdym ze światów Wszechświata, jakiekolwiek by było jego osamotnienie i oddalenie.
Statek kosmiczny z Wenus osiągnął Ziemię pięć tysięcy lat pózniej, ale o tym jego
załoga nie wiedziała - mimo, że miliony kilometrów stąd teleskopy zaobserwowały całun
lodu, który zamienił Trzecią Planetę w najbardziej błyszczący, obok Słońca, obiekt Kosmosu.
Gdzieniegdzie ponad ten błyszczący całun wznosiły się czarne plamy, które dowodziły
istnienia gór częściowo zanurzonych w lodzie. To było wszystko. Szerokie przestrzenie
oceanu, zielone równiny i lasy, pustynie i jeziora  to wszystko, co stanowiło niegdyś
otoczenie człowieka, zanurzone było, i to już chyba za zawsze, w lodzie.
Statek zbliżył się do Ziemi na odległość tysiąca pięciuset kilometrów. Okrążył następnie
kilkakrotnie planetę w ciągu pięciu dni, podczas których kamery rejestrowały to wszystko, co
można było jeszcze zobaczyć, a setki instrumentów zbierały informacje, mające dostarczyć
uczonym wenusjańskim materiału do badań na wiele, wiele lat.
Nie przewidywano lądowania. Wydawało się ono zbyteczne. Ale szóstego dnia coś się
wydarzyło. Odbiornik panoramiczny, nastawiony na maksymalne wzmocnienie, odkrył słabe
promieniowanie wysyłane przez starą boję. W ciągu pięćdziesięciu wieków bezustannie
wysyłała swój sygnał, który słabł zresztą w miarę, jak słabła siła promieniowania jej serca.
Nastawiono odbiornik na częstotliwość boi i w skali kontrolnej statku zabrzmiał
dzwonek. Nieco pózniej statek kosmiczny opuścił swoją orbitę. Skierował się w stronę
łańcucha gór, który, ciągle nie zdobyty, wznosił się ponad morzem lodu. Na najwyższym
szczycie łańcucha znajdowała się mogiła pokryta kamieniami nieco nadgryzionymi zębem
wieków.
Olbrzymia płyta Słońca groznie świeciła nad wenusjańskim niebem - od dawna
pozbawionym gęstych chmur, które niegdyś otaczały planetę. Zjawisko, które spowodowało
zmianę promieniowania słonecznego, zniszczyło jedną cywilizację, ale dało narodziny
drugiej. Pięć tysięcy lat wcześniej na wpół dzikie istoty zamieszkujące planetę Wenus ujrzały
po raz pierwszy Słońce i gwiazdy. Jak na Ziemi, tak i tutaj, pierwszą nauką, która się
rozwinęła, była astronomia, a na tej planecie ciepłej i żyznej, nie oglądanej nigdy przez
ludzkie oko, postęp cywilizacji był niesłychanie szybki.
Mieszkańcy Wenus mieli szczęście. Nie znali owych, nieraz tysiące lat na Ziemi
trwających, okresów ciemnoty, która powstrzymywała rozwój ludzkości. W rezultacie,
omijając okrężną drogę wiodącą przez chemię i mechanikę, mieszkańcy Wenus odkryli
bezpośrednio najbardziej podstawowe prawa fizyki i promieniowania. W okresie, który
człowiekowi starczył zaledwie na przejście od budowy piramid do konstrukcji statków
kosmicznych, mieszkańcy Wenus przeszli od odkrycia rolnictwa do odkrycia praw
rządzących anty grawitacją - tajemnicy, której człowiek nie przeniknął nigdy.
Ciepły ocean, w którym żyła ciągle większa część żywych istot młodej planety,
nonszalancko poklepywał swoimi falami nadbrzeżny piasek. Kontynent ten zresztą istniał od
tak niedawna, że ziarenka piasku były duże i żwirowate. Morze nie zdążyło jeszcze wygładzić
ich ostrych kantów.
Naukowcy rozłożyli się na brzegu plaży. Ich wspaniałe ciała gadów, do połowy
zanurzone w wodzie, błyszczały w promieniach Słońca. Najwybitniejsze umysły zebrały się
tutaj, przybywały ze wszystkich wysp planety. Nie wiedzieli jeszcze dokładnie, po co ich
zwołano. Zapowiedziano im tylko, że narada dotyczyć będzie owej tajemniczej planety i
tajemniczej rasy istot, które ją zamieszkiwały przed inwazją lodów.
3
Arthur C. Clarke
Lekcja historii
Historyk trzymał się raczej lądu stałego. Instrumenty bowiem, którymi zamierzał się
posługiwać, nie znosiły kontaktu z wodą. Obok niego stał właśnie jeden z tych instrumentów
- wielki i potężny, przyciągał zaciekawione spojrzenia kolegów. Był to według wszelkiego
prawdopodobieństwa aparat optyczny. Wyposażono go bowiem w zestaw soczewek
skierowanych w stronę białego ekranu, umieszczonego kilkanaście metrów dalej.
Historyk zabrał głos. W kilku słowach opowiedział o skromnych odkryciach
dokonanych na Trzeciej Planecie. Wspomniał również o całych dziesięcioleciach strawionych
na bezowocnych próbach odczytania języka rasy, która posiadła niewątpliwie wielkie
osiągnięcia w dziedzinie techniki. To ostatnie zostało potwierdzone licznymi obiektami
technicznymi znalezionymi w grobowcu, wzniesionym na szczycie gór.
 Nie znamy - powiedział - przyczyn, które doprowadziły do zniknięcia tej tak bardzo
rozwiniętej cywilizacji. Jest rzeczą prawie pewną, że rozporządzała ona dostateczną wiedzą,
pozwalającą jej przeżyć erę lodowców. Zdarzyło się tam coś, o czym niczego powiedzieć nie
potrafimy. Być może, czynnikiem, który spowodował śmierć tej cywilizacji, była jakaś
epidemia albo zdegenerowanie się rasy. Istnieje nawet hipoteza, że konflikty plemienne, które
zanotowała i nasza prehistoria, przetrwały na Trzeciej Planecie dłuższy czas, i że nie
zlikwidowała ich wysoko rozwinięta cywilizacja.
Niektórzy z naszych filozofów wyrażają pogląd, że istnienie i rozwój mechaniki wcale
nie oznaczają wysokiego stopnia rozwoju cywilizacji. Nie jest teoretycznie wykluczone,
twierdzą oni, że wojny mogą wybuchać również w łonie takiego społeczeństwa, które
opanowało siły mechaniki, opanowało powietrze i nawet wynalazło radio. Wprawdzie
podobna koncepcja jest całkowicie obca naszemu sposobowi myślenia, ale nie można uznać
jej za całkowicie absurdalną. Teoria ta posiada tę wyższość nad innymi, że pozwala wyjaśnić
upadek tej zaginionej rasy.
Przyjmowaliśmy dotychczas, że nigdy nie dowiemy się o wyglądzie istot, które
zamieszkiwały Trzecią Planetę. Od lat nasi artyści próbowali przedstawić w swojej
twórczości sceny ze świata wymarłego, zapełniając go istotami mniej czy bardziej
fantastycznymi. Przedstawione przez artystów istoty były na ogół podobne do nas. A przecież
często zwracano uwagę, że jesteśmy wprawdzie gadami, ale bynajmniej nie wynika z tego
przekonanie, że każda inteligencja musi być koniecznie inteligencją gadów.
Dzisiaj znamy już odpowiedz na najbardziej niepokojące pytanie historii. Po wielu
latach dociekań udało nam się odkryć, jaka była forma i jaki charakter życia istot, które
stanowiły grupę dominującą na Trzeciej Planecie."
Szmer zdumienia przebiegł przez aeropag uczonych. Niektórzy z nich tak byli
zdumieni, że na kilka chwil zanurzyli się w komfortowych głębinach oceanu, jak zwykli byli
zresztą w momentach napięcia robić wszyscy Wenusjanie. Historyk poczekał, aż jego koledzy
pojawią się z powrotem i zainstalują na trwałym gruncie, którego zresztą tak bardzo nie lubili.
On sam czuł się doskonale, gdyż znalazł sobie miejsce ocienione, gdzie jego ciało znajdowało
miły chłód.
Podniecenie powoli minęło i mówca mógł kontynuować swój wykład:
 Jednym z najbardziej zdumiewających obiektów odnalezionych przez nas na Trzeciej
Planecie była płaska puszka metalowa, zawierająca wewnątrz rolkę długiej, przezroczystej
taśmy plastykowej podziurawionej z brzegów. Ta rolka wydawała nam się początkowo bez
znaczenia. Ale dokładne jej zbadanie za pomocą nowego mikroskopu subelektronowego
zmieniło całkowicie tę opinię. Wzdłuż całej plastykowej taśmy zarejestrowane były liczne,
gołym okiem niedostrzegalne, ale dobrze widzialne przy odpowiednim naświetleniu, obrazki.
4
Arthur C. Clarke
Lekcja historii
Takich obrazków są na taśmie tysiące. Przypuszcza się, że zostały one wydrukowane na
plastyku za pomocą jakiejś metody chemicznej i że z biegiem czasu wyblakły.
Te obrazy przedstawiają życie , takie jakie ono było na Trzeciej Planecie w
szczytowym okresie rozwoju jej cywilizacji. Nie są te obrazki nie związane ze sobą:
następujące po sobie klatki różnią się jedynie jakimś drobnym szczegółem wynikłym z ruchu.
Cel takiego zapisu jest jasny. Wystarczy po prostu wyświetlić te obrazy jeden za drugim, aby
otrzymać złudzenie ciągłego ruchu. Skonstruowaliśmy specjalny aparat, za pomocą którego
możemy tak właśnie wyświetlić tę taśmę; jej wierną kopię za chwilę państwu zademonstruję.
Sceny, jakich za chwilę będziecie świadkami, przeniosą was tysiące lat wstecz, do
wielkich dni planety - siostry, ukazują one cywilizację niezwykle skomplikowaną. Tylko
niektóre z pokazanych tu czynności potrafimy jako tako zrozumieć. Życie na tej planecie
było prawdopodobnie niezwykle gwałtowne, pełne ruchu i prawie wszystko, co za chwilę
państwo zobaczą, wzbudza nasze zdumienie.
Jest rzeczą pewną, że planetę zamieszkiwały istoty, z których żadna nie była gadem.
Poważny to cios dla naszej dumy, ale też jest to jeden z wniosków, które nie budzą żadnej
wątpliwości. Typem dominującym na planecie była istota dwunożna o dwóch rękach.
Trzymała się pionowo, a całe jej ciało pokryte było jakąś gęstą materią, mającą ją uchronić
prawdopodobnie od zimna, gdyż - nawet przed erą lodowcową - temperatura na planecie była
o wiele niższa od tej, jaka panuje u nas. Ale nie będę więcej wystawiać na próbę waszej
ciekawości. Za chwilę zobaczycie to, co zostało na tej taśmie zarejestrowane."
Promień księżyca wystrzelił z aparatu projekcyjnego, jednocześnie usłyszano
jednostajny szmer. Na ekranie pojawiły się setki dziwnych istot, podskakujących jak gdyby i
poruszających się we wszystkich kierunkach. Obraz powiększono, aby ukazać kadrem jedną
z tych istot i aby uczeni mogli sprawdzić ścisłość dostarczonego im uprzednio opisu.
Istota owa posiadała dwoje oczu, osadzonych dość blisko siebie. Natomiast
użyteczność innych części twarzy trudno było określić. Do czego na przykład miał służyć
szeroki otwór w dolnej części głowy? Otwór ten zamykał się, to otwierał. Miało to
prawdopodobnie związek z oddychaniem.
Zafascynowani wpatrywali się uczeni w tego stwora zamieszanego w fantastyczne przygody.
Obejrzeli jakąś walkę prowadzoną z niezwykłą gwałtownością. W czasie tej walki,
prowadzonej przez istotę uprzednio pokazaną z drugą, nieco odmienną, wydawało się, że
obydwie się pozabijają. Niemniej okazało się, że żadna z tych istot nie poniosła szwanku.
Obejrzeli następnie jakąś pogoń wzdłuż wielu kilometrów drogi, na pojazdach
mechanicznych zaopatrzonych w cztery koła i zdolnych do niezwykłych wyczynów. Pościg
zatrzymał się pośrodku jakiegoś miasta, zapełnionego podobnymi pojazdami, krążącymi we
wszystkich kierunkach z szybkością zapierającą oddech. Nikt też nie dziwił się, kiedy dwie
takie maszyny zderzyły się i roztrzaskały.
Następnie wydarzenia jeszcze bardziej się skomplikowały. Każdy z widzów
zrozumiał, że całe lata badań będą niezbędne, aby zanalizować i zrozumieć to wszystko, co
działo się na ekranie.
To, co zarejestrowała taśma, wyglądało raczej na stylizowane dzieło sztuki, niż realne
odzwierciedlenie życia, jakie w rzeczywistości toczyło się na planecie.
Kiedy tylko rolka skończyła się, większość uczonych popadła w stan kompletnego
oszołomienia. Pod koniec pokazano jeszcze gwałtowną sekwencję, w której istota, będąca
prawdopodobnie postacią główną, uległa jakiejś straszliwej katastrofie. Obraz kończył się
ukazują w kolistych ramach twarz bohatera. Twarz ta wyrażała jakieś wielkie przeżycie. Ale
5
Arthur C. Clarke
Lekcja historii
nie można było zrozumieć, czy chodziło tu o gniew, czy o ból, czy też o inne uczucie.
Wreszcie obraz zbladł. Przez chwilę pojawiły się na ekranie jakieś litery, a po chwili i one
zniknęły.
Na plaży zapanowała grobowa cisza, przerywana tylko pluskiem fal o piasek. Uczeni
byli zbyt oszołomieni, by wydobyć z siebie słowo. Ta krótka wizja, ukazująca czym była
cywilizacja ziemska, dosłownie ich przytłoczyła. Po chwili utworzyły się niewielki grupki, w
których wszyscy mówili jednocześnie, zrazu szeptem, pózniej coraz głośniej, w miarę jak
uświadamiali sobie implikacje tego wszystkiego, co przed chwilą zobaczyli. Historyk poprosił
raz jeszcze o głos:
 Ustalamy właśnie szeroki program badań mających na celu wydobycie z tego
dokumentu jak największej ilości danych. Z tej taśmy plastykowej zrobiliśmy tysiące kopii,
które roześlemy do wszystkich naszych uczonych. Sami panowie mogli ocenić, jak wiele
problemów narzuca się w związku z tym dokumentem. Szczególnie przed psychologami
stawia on trudne zadania.
Nie wątpię jednak w ostateczny sukces waszych wysiłków. Kto wie, ile już będzie
wiedziało o tej wspaniałej rasie następne pokolenie? Zanim się rozstaniemy, przyjrzyjmy się
ponownie naszym dalekim kuzynom, których mądrość, być może, przewyższała naszą, ale
którzy pozostawili po sobie tak niewiele."
Raz jeszcze rolka taśmy rzuciła na ekran niezwykłe obrazy. Wreszcie obraz końcowy
wypełnił całą białą płaszczyznę. Tym razem aparat projekcyjny na chwilę stanął. Uczeni
przyglądali się tej skamieniałej twarzy, odczuwając przed nią strach, a mały dwunożny
stwór przyciągał ich wzrok pełnym gniewu i arogancji obliczem.
Na zawsze już miał pozostać symbolem rasy ludzkiej. Psychologowie Wenus badać
będą jego zachowanie się i działalność, studiować każdy jego ruch, aby móc odtworzyć bieg
jego myśli. Poświęci się temu problemowi tysiące ksiąg. A różnorakie teorie tłumaczyć będą
skomplikowane zachowanie się tej istoty.
Ale wysiłki te, jak i cała ta mrówcza praca - wszystko to będzie bezcelowe. Z myślą,
być może, o tych beznadziejnie długich i bezskutecznych poszukiwaniach, owa mała istota z
ekranu, dumna, samowolna, uśmiechała się sardonicznie.
Zachowa swą tajemnicę tak długo, jak długo trwać będzie Wszechświat. Nikt bowiem
nie zdoła rozszyfrować języka pisanego na Ziemi - języka na zawsze straconego. Tysiące
razy, w przyszłości, tych kilka słów pojawi się na ekranie i nikt nigdy nie zrozumie ich
znaczenia:
 Był to film produkcji
WALTA DISNEYA"
przekład: Arnold Mostowicz
6


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
arthura c clarkea kroniki
Lekcja historii bardzo czarny kot
Clarke, Arthur C 2010, Odisea Dos id 2040107
Nov 2003 History Africa HL paper 3
Historia harcerstwa 1988 1939 plansza
Historia państwa i prawa Polski Testy Tablice

więcej podobnych podstron